Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
Indeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Wszystkie refleksy zieleni

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Lian MeiSleepwalker
Lian Mei

Data przyłączenia : 26/07/2019
Liczba postów : 70
Wszystkie refleksy zieleni AgileShockingAardwolf-size_restricted

Cytat : I'm enough to drive a saint to madness or a king to his knees.

Wszystkie refleksy zieleni Empty
PisanieTemat: Wszystkie refleksy zieleni   Wszystkie refleksy zieleni EmptySro Lis 13, 2019 7:40 pm

W lesie od rana panowało jakieś niecodzienne poruszenie. Drzewa szeptały między sobą nerwowo poruszając koronami drzew, co z kolei płoszyło gniazdujące w nich ptaki. Te ze świergotem przenosiły wieść dalej, a gdy dotarła ona do uszu nimf, plotkom nie było końca. O dziwo obejście Evandera pozostawało w naturalnej dla siebie stagnacji, nawet pszczoły unosiły się leniwie nad ulami wśród gorącego, późnego sierpniowego popołudnia. Wróble wywiercały puchatymi brzuszkami dołki na grządkach z pomidorami, a pod stertą skoszonej trawy spał nie kto inny jak właściciel we własnej osobie. Wielki, brunatny niedźwiedź trudny do dostrzeżenia spod kopca schnących źdźbeł pogrążony w drzemocie pod stateczną jabłonią nic nie robił sobie z tego zamieszania. Dopiero gdy dojrzała papierówka spadła mu na czerep otworzył ślepia i burknął niechętnie, ospale otrzęsując się z trawy i chwastów, które wplątały mu się w futro. Stanął wyprostowany na dwóch potężnych łapach i począł cholebać się na boki, to w jedną, to w drugą stronę. Krótkim chwostem odgonił zbłąkaną pszczołę i klapnął uchem, gdy zasłyszał dudniący odgłos kopyt. Ich nierytmiczność pozwoliła mu szybko skonstatować kto zacz mąci jego spokój. Zdążył wrócić do swojej ludzkiej postaci i żwawo ruszył przez sad, a niedługo po tym jak przywitał z wdzięcznością chłód alkierzyka do jego uszu dotarło znajome parsknięcie. W kuchni zastał go znajomy widok w postaci głowy sędziwej siwki Svetlany bezczelnie wyjadającej mu pietruszkę, na co uśmiechnął się cierpko i machnął ręką.
Jak tam twój kark, Svetka? Mazidło działa?
Świerzopa jak na zawołanie potrząsnęła łbem i pokazała zęby, zza których wystawały resztki naci. Powinien przestać wystawiać zioła przy oknie, bo w niedługim czasie zabraknie mu nie tylko pietruszki.
Mnie biedaszce to już nawet twoje czary nie zaradzą. Ale ja nie po to przyszłam, ja w sprawach ważniejszej wagi. Czudzokrajny jakiś po lesie łazi, co to nie wiadomo skąd on i po co!
Evander zmarszczył brwi momentalnie, przestając się interesować losami swojej oskubywanej pietruszki. Jakże to - jakiś daleczny stwór zapędził się w te rejony? A niech to, oby nie człowiek! Spojrzał wyczekująco na klacz, która lubując się w budowaniu napięcia i skupianiu na sobie uwagi ostentacyjnie zaczęła przeżuwać sąsiadujący z natką podagrycznik.
Svetka, a ty tak w każde andrykuły co to nimfy bajdurzą wiarę dajesz? Skąd by tu obcy, u nas, w naszym lesie? — zapytał, a dla zachęty podsunął jej jeszcze donicę z lebiodą. Zabrała się do niej chętnie, gdy uznała iż przeszła jej chęć na podagrycznik. Westchnął ciężko, gdy widząc z jakim ukontentowaniem podskubuje młode listki zrozumiał, że odpowiedzi na jego pytania nie nadejdą szybko. Nie podobała mu się myśl, że po lesie kręci się jakiś nietutejszy. Jako Leszy nie mógł tego po prostu zignorować, więc mamrocząc coś pod nosem sięgnął po swoją kamforową laskę opartą o piec i wciągnął skórzane buty z wysoką cholewką. Najwyraźniej świat nie poszedł za jego przykładem i nie uciął sobie drzemki.
No wiesz! Ja sama widziałam, a chociaż oczy to już mam nie te, to ja rozum swój mam, Evan. Obcy, obcy z włosami jak młoda brzezinka! Nic, tylko przy dwudrożach koło dębinki siedzi.
Wiedział gdzie to jest i o dziwo, wcale nie było to tak strasznie daleko. Zamierzał dobadać się o co w tej sprawie chodzi i przy odrobinie szczęścia znajdzie tę zbłąkaną duszyczkę tam, gdzie zapuściła korzenie; przynajmniej tak twierdziła Svetlana. Miał nadzieję, że kimkolwiek było to licho nie powędrowało na północ, w stronę trzęsawisk bo grunt był tam równie pewny co trzeźwość Ivaszki. Stanął u progu i spojrzał na niespokojne ruchy drzew, zastanawiając się którą obrać drogę. Siwka parsknęła donośnie i dała nura z powrotem w soczystą zieleninę, nie wyrażając chęci by mu w tej wyprawie towarzyszyć. Coś czuł, że do wieczora ogołoci go nawet ze szczypioru.

Znał wszystkie ścieżki, a gdy jeszcze kierował nim nerwowy pośpiech nawet drzewa podwijały swe korzenie ustępując mu z drogi. Kilka wiewiórek uskoczyło mu dosłownie spod buta, a wiatr zdawał się wskazywać mu właściwy kierunek. Dotarł na rozstaje wsparł się na lasce i rozejrzał bacznie, mrużąc oczy w słońcu. Bez wątpienia ktoś tu był, na dodatek bardzo niefortunnie wybrał kryjówkę za starą wierzbiną, która konspiracyjnym szelestem liści wyjawiła gdzie schował się prowodyr całego zamieszania. Odnalazł go pomiędzy opuszczonymi nisko konarami i ze skonsternowaniem odkrył, że zielonowłose małe licho po prostu zasnęło. Z właściwym sobie brakiem zaufania do obcego wyciągnął laskę i jej czubkiem uniósł głowę nieznajomego, budząc go tym przy okazji.
Jak się zwiesz i co robisz w moim lesie, mały chochliku? — zapytał, a choć jego głos nie nosił w sobie znamion gniewu, w cieniu wiekowego drzewa poza zasięgiem słońca jego czarne oczy zdawały się żarzyć jak dwa węgielki. Blizny przecinające jego twarz od prawej skroni poprzez nos aż do linii szczęki po lewej stronie same w sobie sprawiały, iż większość stworzeń schodziła mu z drogi. Nawet nie wiedząc kim w istocie jest Evander i jaką rolę piastuje w tych stronach na pierwszy rzut oka nie wyglądał na osobę, z którą można by wdać się w dyskusje.

_________________


Wszystkie refleksy zieleni UkSsgKn
Powrót do góry Go down
DelusionSkype & Chill
Delusion

Data przyłączenia : 04/07/2017
Liczba postów : 287
Cytat : I'm a runaway, catch me
Wiek : 31

Wszystkie refleksy zieleni Empty
PisanieTemat: Re: Wszystkie refleksy zieleni   Wszystkie refleksy zieleni EmptyCzw Lis 14, 2019 3:43 pm

Biegł. Nie pamiętał jak długo, chociaż gonił go już wschód słońca i przynajmniej dwa zachody. Biegł ile sił w nogach, uciekając od utraconej ziemi, tropiony krzykiem i nawoływaniem, gubiąc w pędzie wszystko, co kochał i pamiętał. Przerażenie wyjadało mu zdroworozsądkowość kęs po kęsie, wpadał w krzaki pokrzyw, na zgrubiałe zębiska porzuconych w lesie kamieni, ześlizgiwał się po spadkach strumieni czyniąc szkodę sobie i otoczeniu. Płakał. Mokrość oczu przesłaniała mu widok, lecz pomimo to biegł tak szybko, jak był w stanie. Nie zatrzymywał go głód ni zmęczenie. Nie zważał na ból poparzonych stóp i dłoni, na poobcierane od upadków kolana, na wczepione we włosy i ubrania łopianowe rzepy. Dawno już opuścił swój dom, przemierzając łąki, bory i moczary. Bał się zatrzymać, napędzany uczuciem zagrożenia, chociaż zapach jaki go otaczał nie nasiąkał już spalenizną. Nie odwracał się za siebie, bojąc się widoku płomieni wspinających się po konarach, ognia sięgającego najwyższych gałęzi. Każdy szmer w gęstwinie płoszył go, nakazując zmianę kierunku. Zgubił się w swojej ucieczce na tyle, że nie potrafił już nawet stwierdzić, czy nie cofa się z powrotem do porzuconej, małej ojczyzny.
Przystanął dopiero na terenie przynależnym Evanowi. Pierw spokojny nurt rzeki ochłodził jego ciało, stłumił zwierzęce przerażenie. Rhea padł na kolana, zagłębiając się po pas w szumiącym objęciu wody. Ta przyniosła względną ulgę rozpalonym od wysiłku mięśniom i tak długo ignorowanym obrażeniom. Ruchome zwierciadło ukazało mu też stan do jakiego się doprowadził, na nowo wzniecając cichy, pełen żałoby szloch. To, co wcześniej ujrzał, wywróciło cały jego świat do góry nogami. Uciekające w popłochu wiły, rusałki i zwierzęta taranowały siebie wzajemnie, wywijając się rozpaczliwie z ognistych kajdan wielkiego pożaru, jaki strawił wszystko, co dla niego było cenne. Leśne psotniki nieokreślonej natury kryły się pod kapeluszami przycupniętych w ściółce grzybów, ale nie stanowiło to dostatecznej ochrony. Kto nie umknął w porę, strawiony został przez żywioł, a w uszach Rhei wciąż rozbrzmiewał żałosny jęk jego umierających drzew. Gdzieś pośrodku tego biegli ludzie. Ludzie, którzy wyrywali ziemi sadzonki i gwałtem wyszarpywali spokój otoczenia. Ludzie, krzyczący coś, co ginęło w zgrzycie łakomego ognia. Ludzie, których wielkie ogniska i agresywną naturę zwykł obserwować z ukrycia i którzy w końcu zmusili go do odejścia.
Obmył twarz z brudu, chuchając i oblizując drażliwą, naznaczoną pęcherzami skórę wnętrza dłoni. Nim jeszcze zawładnęła nim panika, starał się ratować wszystko, co znalazło się w jego zasięgu, a czego efekt teraz wyciągał spomiędzy ust zbolałe, ciche jęki. Był głodny, zmęczony, pełen żalu i bólu. Wciąż niespokojny. Urywany oddech ulatywał przez rozchylone wargi, gdy oceniał poniesione obrażenia. Tych, ku pewnego rodzaju uldze nie było wiele. Najbardziej ucierpiały stopy i dłonie, zaatakowane ogniem jeszcze nim opuścił swój zakątek, a dalej maltretowane ucieczką. Zaraz potem kolana, czerwone od świeżych obtarć gdy ześlizgnął się po rozmiękłej glinie prosto w kamieniste koryto potoku. Poza tym, nie licząc splątanych włosów, poszarpanych ubrań, pustego brzucha i rozsypanego w popiół ducha, wszystko wydawało się być w porządku. Zdusił kolejny jęk, topiąc twarz w rzece i mocząc się po całości. Ochłoda zadana przez wodę nie uspakajała jego rozedrganego serca. Smutek jaki nad nim zapanował, wyciskał potok łez mieszających się z wodą. Trwał tak kilka długich godzin, w końcu nasiąkając do takiego stopnia, że nie mógł już tego znieść. Ból ciała i serca nie zelżał, wcześniejszy popłoch skrył się w zmęczeniu, a cała jego sylwetka chyliła się do miękkiego, pachnącego ziemią mchu. Przeszedł kawałek, słaniając się i wspierając o pochylone nad nim w zadumie gałęzie, nim nie przycupnął za wierzbiną, gdzie zmożony wysiłkiem i żalem przymknął powieki, oddając się niepokojowi pierw czuwania, potem lekkiego snu. Tam też przydybał go strażnik lasu, wyszarpując z drzemki dotykiem laski i burzowym pomrukiem wyplutego w przestrzeń pomiędzy nimi pytania. Rhea struchlał z wznieconego na nowo przestrachu, łapiąc w usta powietrze i wpatrując się w intensywne węgliki oczu licha. Miast pertraktować, miast witać i uprzejmie pozdrawiać, opanowany strachem przed jego ludzką postacią wcisnął się głębiej w korę, uciekając od dotyku i górującej obecności. Nie czekał. Wykorzystał przestrzeń, gdzie niskie krzewiny, zupełnie jak uprzednio drzewa przed leszym, odsłoniły niewielkie przejście ześlizgujące się prosto pomiędzy kolejne, przygięte do ziemi pnie drzew. Żywo rzucił się w jego kierunku, pragnąc uciec przed straszącą go sylwetką i schować się głęboko pod najcięższym kamieniem, którego ta nie ruszy. Oszukany jednak przez zmęczone ciało nie uleciał daleko, padając wprost na ziemię ledwie pięć, może sześć stóp od strasznego, równie nieufnego przybysza.
- Nie! – wyrwało mu się nim trwoga, która nim zawładnęła, zdusiła głos wewnątrz trzewi, a spotęgowała drżenie. Przymknął oczy, nie wiedząc nawet na co tak naprawdę czeka.
Powrót do góry Go down
Lian MeiSleepwalker
Lian Mei

Data przyłączenia : 26/07/2019
Liczba postów : 70
Wszystkie refleksy zieleni AgileShockingAardwolf-size_restricted

Cytat : I'm enough to drive a saint to madness or a king to his knees.

Wszystkie refleksy zieleni Empty
PisanieTemat: Re: Wszystkie refleksy zieleni   Wszystkie refleksy zieleni EmptyPią Lis 15, 2019 2:34 pm

Mała płeszka, czymkolwiek była, spojrzała na niego z przestrachem i jęła salwować się ucieczką. Niezdarną ucieczką, bo ledwo przebył kilka kroków a legł z wyczerpania. Evander popatrywał na wystraszone dziwo z nieporozumieniem wymalowanym na twarzy, próbując dojść skąd ten cały ambaras. Wszak nie zagniewał się - jeszcze - toteż na co te uskoki?
Wsparł się na lasce z ciężkim, mrukliwym westchnieniem jakby się nad czymś zadumał. Rozumował prosto i nie lubił zagmatwanych spraw. Ciemne oczy obserwowały spod gęstych, równie ciemnych brwi i zdążyły doszukać się znamion krzywd na ciele obcego. Zdarte kolana, oparzone dłonie i maleńkie stopy, odrapane ramiona od przezierania się przez leśną gęstwę. Widząc wstrząsające ciałem stworzenia spazmy szlochu i dreszcze ukucnął, zrozumiawszy iż bez właściwej cierpliwości niczego się nie dobada.
No już, cichaj — burknął, najłagodniej jak tylko potrafił. Nie było to żadne magiczne zaklęcie, stąd nie dziwota iż jego słowa nie odniosły zbytniego skutku. Z konsternacją przechylił głowę na lewe ramię, gdybając nad tym cóż ma z tym zielonym lichem począć. Wciąż nie uzyskał odpowiedzi na to skąd dzieciak pochodzi, dlaczego przypałętał się tutaj i właściwie, to czym jest. Stara ispina wydawała się jednak wiedzieć lepiej, bo gdy młodzik szukał schronienia w czymkolwiek dałby radę, wierzba wzruszyła witkami i wyciągnęła wiekowe korzenie, oplatając go pieczliwie jak własne dziecko. Mężczyzna znów zmarszczył brwi na ten niespodziany akt dobroci i widać tyle mu wystarczyło do podjęcia stosownych decyzji. Jeśli drzewa go zaakceptowały, to kim był, ażeby się z nimi nie zgodzić?
Nie chcesz gadać, to nie. Ale sam tu zostać nie możesz, zmierzcha się a zaraz obok mokradła, no i wilki już pewnie wiedzą że się plątasz samopas. Las mówi, że serce masz dobre i trzeba cię zaopiekować, to zaopiekuję. Tylko nie wierzgaj mi, bo na nogach iść będziesz.
Nie pytał o zdanie, nie było ku temu potrzeby. Nie robiąc sobie nic z ewentualnych protestów zgarnął roztrzęsioną nimfę, driadę, licho, czy co mu tam innego w duszy grało i zarzucił ją sobie na ramię. Ciężaru w zasadzie nie odczuwał, bo wór pierza prawdopodobnie ważyłby więcej. Obrał najkrótszą drogę do chaty i nie odezwał się już słowem, mając tylko nadzieję że na wspomniane wilki nie trafią. Evander wolałby nie napatoczyć się na watahę akurat z roztrzęsionym dzieciakiem na plecach, a po prawdzie, to wolałby w ogóle ich nie oglądać. Stosunki pomiędzy nimi nigdy nie były poprawne, nie licząc Ivaszki, który choć drażnił go od czasu do czasu, to jednak kompanem do kufla był przednim.

Pod chatą zastał Svetkę, która najwyraźniej wyskubała mu już wszystko z donicy i przerzuciła się na wystające z trawnika mlecze. Przeżuwanie przerwała dopiero gdy zauważyła kroczącego przez sad Evana z nikim innym jak ów obcokrajnym, co to tyle zamieszania narobił. Zamiotła długim ogonem powietrze i chrapnęła donośnie przeczuwając temat do plotek. Bądź co bądź, to największa sensacja od czasu gdy rzeka wystąpiła z brzegów.
Intruz! — zawołała z miejsca, grzebiąc nerwowo kopytami w ziemi. Leszy spojrzał na nią karcąco i jął markotać pod nosem, na co siwka posłusznie umilkła i zaś wepchnęła łeb przez okno do ciasnej kuchni. Wpierw ciekawska, dopiero po tym bojaźliwa.
Mężczyzna wszedł do chaty i odstawił sękatą laskę w miejsce z którego ją wziął, po czym usadził lękliwe stworzenie u stołu na wygodnym krześle.
Mów co się stało, tylko mi tu nie bajaj. Wpierw opatrzeć cię trzeba, a potem co jeść dostaniesz. I nie strachaj, ani ja ani Svetka ci krzywdy nie zrobi.
Zaczął krzątać się po chacie, z różnych zakątków i półek wyciągając swoje mazidła, zioła i skrawki wygotowanego lnu. Miał nadzieję iż może teraz, w cichszym i bezpieczniejszym otoczeniu młodzik zechce cokolwiek powiedzieć by rozwiać jego narastające wątpliwości. Klacz również strzygła uszami, dobrotliwymi ślepiami popatrując na roztrzęsione dziwo. Język miała długi, czasami nawet szybszy niż rozum ale serce za to złote. Oczywiście nie ufała obcym i wciąż nie miała zdania na temat tego, co Evan przywlókł ze sobą na plecach aczkolwiek uznała, że ma krasną twarzyczkę i najpewniej nie stanowi zagrożenia.
Niespiesznie, bez gwałtowniejszych ruchów podszedł do nieznajomego i sięgnął po coś do kieszeni swojej kamizeli. Spośród wszystkich osobliwych rzeczy jakie w niej nosił wybrał chyba tę najdziwniejszą, bo nieforemny placek, który okazał się być kawałkiem miodownika. Podsunął mu go, coby dzieciak uspokoił się trochę i skupił na czymś przez moment, podczas gdy on zajmie się opatrywaniem licznych zadrapań i oparzeń. Czekał tylko, aż w żeliwnym kociołku zawieszonym nad paleniskiem zagotuje się woda z odrobiną tymianku, ambrożki i rumianku.

_________________


Wszystkie refleksy zieleni UkSsgKn
Powrót do góry Go down
DelusionSkype & Chill
Delusion

Data przyłączenia : 04/07/2017
Liczba postów : 287
Cytat : I'm a runaway, catch me
Wiek : 31

Wszystkie refleksy zieleni Empty
PisanieTemat: Re: Wszystkie refleksy zieleni   Wszystkie refleksy zieleni EmptySob Lis 16, 2019 2:50 am

Ogromu przestrachu, jaki ogarnął go na spotkanie z Evanem, nie potrafiłby objąć własnymi rękami. Nie był on dziwem większym, niż to czego uświadczył ostatnimi dniami, jednak w posturze swej, w spokoju oblicza i tonie wypowiedzi, mroził go jednocześnie i napawał lękiem. Oblicze, choć nieporuszone, w cieniu drzew i panice zbyt bliskie było ludzkiemu. Już wilcze zębiska byłyby milsze. Ciemne oczy, na wskroś przewiercające się przez rozedrgane ciało, chociaż niepodobne tym, które go goniły, wciąż przerażające. Rhea okrył się ramionami, przytulając całym ciałem do sędziwej, pochylonej ku niemu wierzby. Błagał o ratunek, nie odnajdując pocieszenia nawet we własnych myślach. Ta pokłoniła się niżej, czule niby kochająca matka przyjmując go pomiędzy siebie. Szmer poruszonego oddechem leszego listowia rozproszył przykre wspomnienia o tragedii, jaką pozostawił za plecami. Tuliła go lekko, acz pewnie. Mówiła do niego o tym, że nie musi się bać. Że powinien przestać. Cokolwiek nie niosło mu przykrości wcześniej, tu go nie sięgnie. Może odpocząć. Że człek ten, w istocie człekiem nie jest, a wychyliwszy się z cienia, przybiera milszą oku sylwetkę. Prawiła długo i spokojnie, przebijając się przez łkanie pospołu z przyjemnym chłodem ziemi i leszym wyczekiwaniem. Uspokoiła go do tego momentu, że nawet zdolny byłby wyćwierkać kilka oszczędnych słów o swoim pochodzeniu, jednak stanowczy ruch Evandera, odebrał mu tę nagromadzoną pewność siebie, wyrywając z ciała wraz ze zrozpaczonym okrzykiem. Rhea wyciągnął ręce ku drzewu, szukając ponownej w jego działaniach i słowach pomocy.
Leszy trzymał pewnie. Dłonią uchwyciwszy podstawę tułowia jął wolno przecinać mchy i poniższe krzewy. Chwilowe uderzenia po plecach zdawały się robić na nim takie samo wrażenie, jak i ciężar przenoszonego stworzenia. Wierzba obiecała, że krzywdy mu nie poczyni, dlaczego zatem działał w sprzeciwie z jego życzeniem? Rhea chciał pozostać przy drzewie. Poczuł się tam bezpieczny i chroniony. Odciągany od niego mógł jeno bezradnie bić Evandera po plecach, aż nie opadł z sił już do końca.
W takim też stanie pokonał próg domostwa, po raz pierwszy, a nie ostatni, w gościnie u leszego się znajdując. Skulił się na krzesełku, podciągając kolana pod brodę i rozglądając się wielkimi ze strachu oczami po wnętrzu. On domu w takim rozumieniu nie posiadał nigdy. Dnie słoneczne spędzał na swoich obowiązkach, w deszczowe kryjąc się pod gęstwiną korony wielkich dębów. Sypiał na gałęziach, okryty liśćmi i w trawie. Często pośród znajomych mu stad sarnich, gdy latawce dęły pomiędzy drzewa swym chłodnym oddechem. - Czy jesteś człowiek? Starka powiedziała, że nie, a i sośnia to samo, ale czy na pewno? – wydukał bojaźliwie, pierwszy raz przełamując się, gdy gospodarz grzebał po kieszeniach, Svetka zaś wykrzywiała łeb w oknie, ciekawsko wzrokiem zieloną postać obejmując. Tak jak i domu, konia także nigdy nie widział. Dziwił się, tak samo jak i Evanowi, jej posturze i kształtom. Napotykał jelenie, ganiał się z wielkimi łosiami, a nawet raz zbłąkana w wędrówce koza odwiedziła jego lasek, do tej pory jeszcze jednak nie było mu dane poznać poczciwej, końskiej natury. Skulił się ciaśniej, drżąc jak młoda brzózka na wietrze, gdy leszy podsunął mu słodki placek. Przyjął go niepewnie, bo chociaż strach zwyciężał z zaufaniem, w ustach nie miał niczego już od tak dawna, że prawie zapomniał, jak smakuje jadło. - M-mój dom zajęły płomienie. Ptacy popaleni, zajęce poduszone w norach, wszystek zwęglone aż do ziemi – wspominając to załkał, a jego oczy na nowo naszły słonymi łzami, tak mu ciężko było na sercu zrozumieć, jak i po co do tego doszło. Zasmęcił się, twarz ukrywając w kolanach, ledwo nadgryziony podarek pozostawiając na stole. - Nie pytaj.
Sam nie rozumiał, co dokładnie się wydarzyło. Długie chwile walczył z żywiołem, starając się odegnać ogień i ochronić to, co było mu cenne. Ogień jednak połykał wszystko chciwie. Sparzył mu członki i syczał jakoby wąż w gęstwinie, gdy Rhea wyciągał spod powalonego konaru dwójkę ledwo odrosłych od ziemi warchlaków. Potem nadeszli i ludzie. Krzyczeli coś i gniewnie machali rękami. Chociaż mieszkał w sąsiedztwie, nigdy nie odważył się odwiedzać ich pól i osad. Oni przyszli nieproszeni, goniąc go swymi psami jeszcze za granicą młodego lasku. Gdy wskoczył w bór, pozostał sam na sam ze strachem, bólem i pytaniami.
Powrót do góry Go down
Lian MeiSleepwalker
Lian Mei

Data przyłączenia : 26/07/2019
Liczba postów : 70
Wszystkie refleksy zieleni AgileShockingAardwolf-size_restricted

Cytat : I'm enough to drive a saint to madness or a king to his knees.

Wszystkie refleksy zieleni Empty
PisanieTemat: Re: Wszystkie refleksy zieleni   Wszystkie refleksy zieleni EmptyNie Lis 17, 2019 6:32 pm

Zielone licho struchlało na krześle, a zza podciągniętych pod brodę kolan widać było jedynie wielkie, przestraszone oczy. Ledwo poskubał piernika i począł zadawać pytania, co też Evander wziął za dobrą kartę. Przynajmniej próby nawiązania kontaktu odniosły jakiś skutek, czemu był rad.
Człowiek? Tego by nam tutaj brakowało, stfu! Toż to Evander, nasz Leszy! Ludzi z daleka trzyma, i oby tak pozostało. — Svetka pospieszyła z odpowiedzią, skoro mężczyzna zajął się gotującą wodą. Zdjął żeliwny kociołek z trójnogu badając czy zioła puściły już soki i dorzucił coś z własnej kieszeni, po czym przykląkł przy roztrzęsionym dzieciaku i sięgnął po lniane okrawki. Zakasał rękawy koszuli i zanurzył prowizoryczne bandaże w rozczynie, nie robiąc sobie nic z ukropu.
Ciężko było dojrzeć jego twarz gdy pochylony dybał nad ziołowym wywarem, ale na słowa chłopca jego twarz stężała i przebiegł po niej jakiś cień. Nawet owady pobrzękujące do tej pory w soczystej trawie przed domem zdały się ucichnąć i wiatr jakby zelżał.
— Odkrzywdzimy im jeszcze za to, niech ja ich na miedzy przyuważę. Teraz cichaj, bezpieczny tu jesteś i pod moim staraniem. Jak na ciebie mówią? — zapytał, chwytając go z nieoczekiwaną jak na osobę jego postury delikatnością za kostkę. Opuścił mu nogę i począł przemywać liczne zadrapania na kolanie, a początkowe niedogodności związane z pieczeniem po chwili zniknęły jak ręką odjął. Przyuważając poparzenia na stopnie zaklął gniewnie w jakimś obcym, dawno wymarłym pewnie języku. Zebrał się niezgrabnie z podłogi i zniknął na moment w drugiej izdebce, próbując przywołać w pamięci gdzie to zostawił mazidło z żywokostu i nagietków. Siwka wykorzystała moment i przestała udawać, że interesuje ją wystająca zza wysokiego łopucha ruta i wyciągnęła ciekawski łeb by lepiej przyjrzeć się nieznajomemu.
Z nami zostaniesz, przyuczysz się jak tu żyć, a i może na dziewosłęby przyjdzie czas. Kawalerów mamy przednich, ni się obejrzysz a kogucić się będą i jak ich Evan nie pogoni, to...
Svetka, co ty tam gadasz? Widzisz, że to jak ciecierza płoche, a ty już mu w głowie maltać zaczynasz? — wszedł jej w słowo Leszy, wracając ze swoich poszukiwań ze słojem mazidła w rękach. Nawet jego cierpliwość znała swe granice, choć trzeba było mieć wyjątkowe staranie ażeby do nich dotrzeć. Znów przykląkł i bez szemrania zabrał się za opatrywanie poparzonych stóp, co to drobniejsze niż jego ręka. Miał widać wprawę, bo nie męczył go nazbyt długo i zaraz przewiązał bandaże. Nie wyrzekł słowa nawet wówczas, gdy zajął się dłońmi młodzika bo i nie było po co strzępić języka. Dysputować można było później, jak małe licho ochłonie i dostanie co do jedzenia.

Po odpowiednim zatroskaniu się o mniejsze i większe rany gościa, Evan począł kredencować. Szczodrze usypał hreczki i zalał ją gęstym miodem, podając z oprzasnkami okraszonymi makiem. Nie miał pojęcia czy dzieciak jada mięso, więc potrawkę z zajęca zestawił niezobowiązująco, na wypadek gdyby ten jednak zechciał się na nią pokusić. Sam zajął miejsce na wolnym krześle u stołu i sięgnął po jeden z chlebowych placków, pogryzając go grubym plastrem zamarynowanej słoniny z czubka krótkiego kozika.
U mnie zostaniesz, przynajmniej do czasu aż wydobrzejesz i rozmówię się ze starszyzną. Wówczas postanowię, co w twojej sprawie należy uczynić i co tam dalej... kogo to niesie? Żesz by to, cholera.
Machnął ręką i westchnął z niezadowoleniem, marszcząć ciemne brwi i odkładając pieczywo. Przez płonnik jabłoni przedzierał się nie kto inny, jak Ivaszka pogwizdując filuternie i niosąc coś pod pachą. Tyle miał ze swojego zasłużonego, spokojnego popołudnia. Wilk banita, z przewrotnymi czarnymi ślepiami i równie ciemnymi potarganymi włosami nie miał miejsca w swym pojmowaniu dla samotniczego trybu życia gajnego. Przywiała go pewno miodna gorzałka jaką Evan od lat pędził w piwniczce i plotki, od których teraz huczał już chyba cały las.

_________________


Wszystkie refleksy zieleni UkSsgKn
Powrót do góry Go down
DelusionSkype & Chill
Delusion

Data przyłączenia : 04/07/2017
Liczba postów : 287
Cytat : I'm a runaway, catch me
Wiek : 31

Wszystkie refleksy zieleni Empty
PisanieTemat: Re: Wszystkie refleksy zieleni   Wszystkie refleksy zieleni EmptyPon Lis 18, 2019 2:48 am

- Leszy? A cóż to za dziw ten leszy? – Wychylił nieco głowę poza obręb rąk, przecierając załzawione oczy. Pierwszy to był raz, żeby posłyszał o podobnym stworzeniu, dlatego chociaż strach ogarniał serce, odważył się zapytać. Słowa jego były ciche; niosły się delikatnie niby kołysana wietrzykiem trawa. Skulony na krześle nie przestawał zerkać to tu, to tam, starając się odgadnąć bez niczyjej pomocy, po co nagromadzone tu było tyle rozmaitych różności. Drewniane miski, gliniane czarki, materiałowe szmatki i grube warkocze ziela były jak okiem sięgnąć. Pozbijane z gałęzi i desek półki uginały się od przedziwnych przedmiotów. Otulone grubym kamieniem ognisko wzbudzało obawy nawet większe niż przed Svetką i Evanem. Jak tylko mógł odsuwał się od niego, przyciskając się do topornego siedziska i zaciskał zęby. - Nie powiem. – Pokręcił głową w zaprzeczeniu, rozsypując zielonkawe włosie niczym konik na łączce. - Nie powiem! Tylko wierzbie powiem. – Boginki z jakimi się wychował ostrzegały go, by nie zdradzać się ze wszystkim, co go dotyczyło. Nie miał na ten temat głębszych przemyśleń. Ślepo wierzył w zwyczaje i prawidła, nie kwestionując mądrości starszych i ich niepodważalnego doświadczenia. Nie chciał dzielić się imieniem z kimś, kto gwałtem wyrwał go z korzeni i za nic miał jego błagania. Uparty był bodaj bardziej niż ta koza, co przywędrowała do lasu i oskubała polanę z języczków. Zadrżał i zastygł dopiero pochwycony za nogę.
W ten sam czas, gdy Evander majstrował przy mazi, Rhea z rosnącą paniką wsłuchiwał się w planowania klaczy, co i rusz wstrząsając głową i pąsowiejąc. Hanślak ten wyszedł im na dobre, bowiem skupić się potrafił tylko na jednym kierunku i na próżno mógł potym opierać się swemu opiekunowi. Starszym też nie wypadało krzyczeć do rozumu, nie pojmował jednak po cóż byłby mu kawaler, a po cóż swatanie. Nie w głowie były mu motyle i fiu bździu, co to wiosennie łączyło zajączki po głębokich norach. Nie w głowie było mu nic więcej poza obowiązkami, które teraz przepadły, pomierając wraz z każdym popalonym aż do ziemi drzewem. Kolejny szloch wstrząsnął nim, gdy oglądał się na pomarszczone od niewyjaśnionego utrapienia czoło leszego. Dotyk był po prawdzie delikatny, ale i nieoczekiwany. Szarpnął krótko nogą, ta jednak bezpieczna pozostała w pewnym uścisku, jak i wcześniej niczego nie robiącym sobie z żadnych jego protestów. Serce jego jak ptaszek w jeżynie, łopotało szukając ucieczki. Podobnież było i wtedy, gdy szachraj odciągnął mu ręce i począł je, za przykładem owiniętych już stóp i kolan, najpierw moczyć w wodzie, a potem smarować. Bolało to i piekło, chociaż siły wkładał w to Evan tyle, co szło na zerwanie maczka spośród trawy. Rhea dalej zaciskał zęby, chcąc oszczędzać głosu na to, co miało być potem. Starania gospodarza uczynne były aż do ostatka. Nie wahał się nawet wyiskać mu łopianu, co to zabłąkał się we włosy i tam już pozostał.
Wyrastał zza zastawionego suto stołu jak koźlak, dziwując się temu, co miał przed oczyma. On w lesie żywił się jagodami i bulwami, a popijał je świeżą wodą. Zimy przesypiał smacznie, toteż nie wyobrażał sobie, że mogłoby pożywienia i jemu zabraknąć. Evaner miał go jednak po komódkach i szafkach tyle, że wyżywiłby ledwie wybudzoną niedźwiedzicę z młodymi. Z większością nie wiedział nawet jak postąpić, lękliwie wzorując się na wyborach Svetki, która podwinąwszy wargę z umiłowaniem wgryzła się w chlebek. Nie żałowała sobie gościny, skoro już powitał ją posiłek. Mleczyki i szczypior widać były dla niej niczym. Chciał napomknąć o tym, że żadne z niego alienacyja, by nim rozporządzać wedle własnego uznania. Evander niczego o sobie nie powiedział, to klacz była ustami w jego sprawie, dlatego wdzięczność za leczone rany zacierała się dalszym, niewyciszonym lękiem przed tym, co go otaczało. Nie było tu drzewa, w którym mógłby się schować, chociaż jabłonki okalające obejście wdzięczyły się do wieczora i wychodzącego ponad las miesiąca. Gałązki uginały zbyt nisko, by móc się na nich wymościć i wypocząć. Pokręcił wprzódy głową, a gdy chciał się ozwać, leszy uniósł się ze swojego krzesła, zamykając mu buzię. Rhea zerknął wystraszony niczym szarak i ponownie zmalał, chowając się za stołem na niespodziewaną wizytę. Nieznajomy co wyrósł zza drzwiczek spojrzenie miał przenikliwe, oczy jak ogniki leśne, chociaż gębę po przyzwoitej rusałce. Rozczochrany i nonszalancki powitał Evana jak starego druha, co nie uspokoiło zielonowłosego, ba, napełniło dodatkową obawą. W głowie jak robactwo zalęgła mu się myśl paniczna, że to człowiek. To człowiek! Nie pomny był już wychwał siwki o tym, jak mężczyzna dba, by żaden mu się po podległościach nie panoszył.
Powrót do góry Go down
Lian MeiSleepwalker
Lian Mei

Data przyłączenia : 26/07/2019
Liczba postów : 70
Wszystkie refleksy zieleni AgileShockingAardwolf-size_restricted

Cytat : I'm enough to drive a saint to madness or a king to his knees.

Wszystkie refleksy zieleni Empty
PisanieTemat: Re: Wszystkie refleksy zieleni   Wszystkie refleksy zieleni EmptyWto Lis 19, 2019 10:18 pm

W lot pojął, że mimo rezolutności dzieciak niewiele o świecie wiedział. Gdziekolwiek znajdował się jego las - a raczej pogorzelisko - prawdopodobnie nie było w nim ani Leszego, ani żadnego odpowiednika mogącego piastować tę funkcję. Nie uszło jego uwadze, iż Licho popatruje na ogień z większym przestrachem niźli na niego z początku, więc pokiwał głową ze zrezygnowaniem i machnął ręką w kierunku wesoło skaczących płomieni, które przycichły i po ich swawolnych tańcach na polanach zrąbanego drewna pozostały tylko żarzące się blizny. Evander może i miał ciężki pomyślunek i nie był nazbyt gadatliwy, ale był dobrym obserwatorem.
Wypytywanie młodzika o imię obudziło w nim jakieś nowe lęki, więc zaczekał aż ten przestanie cięgotać i dopiero wówczas zabrał głos.
Kurażować cię nie będę, ale rzeknij chociaż jak cię wołać, bo sam ci imię nadam i koniec dysputy będzie.
I nic z tego, żadne novum - jak zacichł, tak nie wyjawił sekretu. Evan żachnął się ze zniecierpliwieniem, ale ostatecznie odpuścił, bo nie miał czasu na takie słowne figle z nieopierzonym dzierlatkiem. Trudno.
Zajmując swoje zasłużone przy stole miejsce obracał nożem, zainteresowany wyłącznie swoją słoniną do czasu, gdy Ivaszka dobił do progu. Nie dość mu troskań na głowie, to jeszcze tego szarlatana przywiało. Posłał mu pochmurne spojrzenie zakotwiczone gdzieś w tych paciepnych oczach i znacząco skinął brodą na bukłaczek, jaki ten przytargał ze sobą.
Po coś przypiechtował? Ja moszcz mam dopiero, zajęty jestem ponadto. Patrz, co zza miedzy przywiało. Gadać nie chce, nic tylko się kołbacze jak sierota — burknął, choć z tym moszczem to nie do końca prawda była.Gorzałki zawsze gdzieś miał na zbyciu, ale wyjątkowo moment nie był właściwy na biesiadowanie. Ivaszka szybko pomiarkował, że gospodarz jest nie w humorze, ale gdy jego oczy napotkały wątłą jak wierzbinka na wietrze postać skuloną na krześle odzyskał rezon. Dłonią spróbował nadać czarnym włosom schludności, co niechybnie znaczyło, że kogucić się rychło zacznie i Evanowi roboty przybędzie.
Nie dziw, że niemowny. Jak go tak jak wszystkich strofujesz, to ja rozumiem. Gębaty jesteś, a to manierności potrzeba — powiedział Wilk, opierając się dla wygody o framugę. Progu nie przestąpił bo nawet on znał zwyczaje i bez pozwolenia wolał nie wyściubiać nosa do chaty, aczkolwiek nawet stamtąd miał widok w pierwszym rzędzie na struchlałe Licho. Leszy obrócił się w kierunku kompana, z gromiącym i jednocześnie pełnym wyrzutu na tę niesprawiedliwość wyrazem twarzy. Wyczuł cherchel i nie zamierzał pozwolić, by taki nicpoń bruździł mu pod jego własną strzechą.
Manierności. Co ty o maniernościach wiesz, kozernik jesteś i tyle. Jemu trzeba jeść i odpocząć w spokoju, to i może rozmowny się zrobi. Jutro przyjdź, a teraz Svetkę odprowadź. Ja tu uradzić muszę co dalej.
Rzeczywiście, Evander był wyjątkowo w posępnym nastroju. Bardziej niż zwykle, bo nawet na ogół pyskaty Ivaszka odpuścił sobie dysputy i posłusznie wziął nogi za pas, razem ze starą klaczką która w przelocie zdążyła jeszcze uszczknąć kawałek chleba z pozostawionej na stole pajdy. Nie ozwał się słowem, dopóki odgłos jej kopyt nie umilkł wśród szumu układającego się do snu sadu. Wtedy rozparł się na krześle i oparł przedramiona na wysłużonym blacie stołu.
Sam widzisz, nic złego cię tu nie czeka. Ja gbur jestem, prawda, ale wszystkiego doglądam i mam w opiece nawet takie Licho jak ty — oświadczył, łagodniejąc jakby cała markotność uleciała z niego wraz z odejściem gości.

_________________


Wszystkie refleksy zieleni UkSsgKn
Powrót do góry Go down
DelusionSkype & Chill
Delusion

Data przyłączenia : 04/07/2017
Liczba postów : 287
Cytat : I'm a runaway, catch me
Wiek : 31

Wszystkie refleksy zieleni Empty
PisanieTemat: Re: Wszystkie refleksy zieleni   Wszystkie refleksy zieleni EmptyWto Lis 19, 2019 11:37 pm

Zadziwiło go wielce, jak na machnięcie ręki wstrętne płomienie kurczą się i płocho kryją za drwami. Pierwszy raz temu świadkował i wywarło to na nim wrażenie nie mniejsze niż spozierająca z ukosa końska głowa. Nie, za szybko pomyślał. Była to nowina większego zakresu. Nie znał stworzeń ani duchów, co by potrafiły tak skontrolować ogień, by tańczył jak zechcieli. Skoro jednak Leszy takich czarów używał, musiał być istotą potężną, jak te, do których ludzie modlili się przy zdobnie ułożonych kamieniach głęboko w lesie. Zatrwożył się przeto bardziej, pewny, że napsuł mu krwi swoim niezapowiedzianym objawieniem. Winien się zawinąć w supeł przy dobrej wierzbie i tam samemu wylizać wilczym zwyczajem.
Skrył się za stołem i spozierał jedynie wielkimi oczami, starając się nie wyłapywać za wiele z rozmowy, która jego uszom przeznaczona nie była. Ivaszka był w komitywie z Evanem, to już powiedzieć umiał i bez strachu, że skłamie. Chociaż zwierzęcy głód w spojrzeniu go zdradzał, Rhea nie mógł odpędzić od siebie myśli, że jest jednym z tych, co ganiali za nim po domu i na sam koniec z niego przegonili. Bał się, było to jasne jak słońce za dnia i nic swojemu strachowi zaradzić nie potrafił. Wcześniej nie był sobie podobny. Nie zakładał niczego i ochoczo zawierał nowe przyjaźnie, niezależnie od tego czy z ptakiem, borsukiem, czy starszą niż las boginką wyczekującą podróżnych przy szlaku. Spełniał swoje zadania sumiennie: budził rzekę, wczepiał w zwierzęce futro owoce i sam przesadzał młode drzewka, śpiewając im że kiedyś będą potężne i szanowane. Dziś był cieniem samego siebie, zaś głęboko w sercu rósł mu strach, że tak już pozostanie. Nie zaznał nigdy takiego gwałtu i pierwszyzną było dla niego obcowanie z jego skutkami. Poparzone dłonie pomimo maści i lnianej owijki nagle zapiekły, jakby ozwały się na samo wspomnienie. Rhea przycisnął je do piersi, zerkając jak goście się wycofują. Wyłapał na ostatku spojrzenie Ivaszki, któremu zląkł się jeszcze mocniej. Ile podobnych osobistości czaiło się za drzwiami chaty leszego?
- Ja nie Licho! – Uniósł się widocznie na nadane mu imię. -Ja nie zaglądam do osad i nie roznoszę nieszczęścia. Drzewa mam w opiece i biegu rzeki doglądam. Przy Lichu to ja nawet nie siedział. W sośninie się chowałem i czekałem, aż pójdzie sobie precz od domu. – Przy ostatnim wyznaniu głos mu nieco zadrżał. Widocznie wstydził się swego zachowania, ujmą odnajdując przeczekiwanie czemu nie uradził. Wiele rzeczy go przerastało – ludzie, obcy na jego ziemi, złe duchy, wielkie jak góry niedźwiedzie. Był przyjazny, to bowiem było dla niego jedyną linią obrony, a i źle nie wychodził na poprawnych stosunkach. Dzięki temu lisy i wilki trzymały się z dala od jego ścieżek, a i mógł liczyć na pomoc w razie tarapatów. Nie ze wszystkimi jednak komitywa była możliwa.
- Powiedz, to był człowiek? Siwka już rzekła, że ty nie i ja już wiem, ale mało się znam na ludziach poza tym, że źli są i zło czynią, coby im się dobrze żyło. Ten kum, czy on też taki? Czy leszy jak ty i też poskramia opalone pieńki? – Nie tknął już ni kęsa ze stołu, bo tak się przydarzyło, iż Svetka razem z chlebem i jego placek porwała. Różnorodności było tu tyle, że nie wiedział za co się zabrać, bo gdy myślał o gryce, to smutno mu się robiło na widok innego jadła. Był jak ten osioł, co dokonał żywota nie umiejąc wybrać co lepsze. Głodny był jak obudzony wiosną niedźwiedź, lecz nienawykły takim wygodom.
Powrót do góry Go down
Lian MeiSleepwalker
Lian Mei

Data przyłączenia : 26/07/2019
Liczba postów : 70
Wszystkie refleksy zieleni AgileShockingAardwolf-size_restricted

Cytat : I'm enough to drive a saint to madness or a king to his knees.

Wszystkie refleksy zieleni Empty
PisanieTemat: Re: Wszystkie refleksy zieleni   Wszystkie refleksy zieleni EmptySro Lis 20, 2019 6:28 pm

Na czas jakiś zapanowało przytulne milczenie, z czego był kontent. Fioletem ciemniejącego nieba nadchodził wieczór, a i pojawiły się już pierwsze gwiazdy co oznaczało, że przyszła kolej na odpoczynek - o ile nic poważnego nie wydarzy się nocą w lesie. Problemów zawsze było bez liku, a rąk do pracy tyle, co jego dwie. Wielkie, jak bochny chleba, szorstkie i poznaczone bliznami, ale i to niekiedy za mało. A teraz miał jeszcze niemowną ciecierzę skuloną na krześle w jego kuchni, popatrującą co wystawiono na stole. To skubnął tu, to tam - jak przepiórka.
Korzystając z chwili spokoju wstał ociężale i wygrzebał wyszczerbiony, gliniany kubek by nalać sobie odrobiny pitnego miodu na rozgrzewkę. Skoro Ivaszki nie było w pobliżu jak okiem sięgnąć, nie trzeba było chować gorzałki po kątach. I byłby napił się w spokoju, gdyby obruszony nieintencjonalną inwektywą dzieciak nie wybuchł pretensją. Spojrzał na niego zza stołu, na poły z niezrozumieniem, po części z rozbawieniem. Do tej pory było to najdłuższe zdanie jakie z niego wycisnął, co uznał za dobry znak.
To ty driada jesteś po prostu, od razu mówić było trzeba. Famuły ci jakiej jutro nagotuję, zdrowsze to dla was niż mięso. Masz tu konfiturę i chleba, jedz, bo cię wiatr porwie.
Dobrodusznie ofiarował mu co kredens miał najlepsze, łącznie ze śliwkowym powidłem. On zamierzał zadowolić się potrawką z królika, ale wprzód usypał sobie wielki kopiec kaszy w misce i dopiero wtedy polał ją gęstym, mięsnym sosem. Od biedy używał łyżki, ale z przyzwyczajenia siorbał co mógł prosto z naczynia gdyż do tego był przyzwyczajony.
Łyknął zdrowo mędrochny i twarz rozjaśniła mu się w wyrazie w pełni zapracowanego odprężenia. Ciepło rozeszło się po ciele, a i myśli stały lżejsze. Przyjrzał się z ukosa na obandażowane ręce i stopy driady, jakby oceniając czy prawidłowo je uwiązał i czy aby nie poluzowały się w trakcie nerwowych podrygów dzieciaka na krześle.
Żaden człowiek z niego, to wilk. Ale ogników nie poskramia, tu tylko ja tak mogę — dodał, jakoby akcentując ten pozornie nieistotny fakt. Cóż, był mężczyzną i jako taki lubił czasami, gdy jego ego zostało połechtane. Zwłaszcza, gdy obcował z kimś nowym, na dodatek gładkim jak kobieta i nieświadomym ich lokalnych dziwów. Mógł się do tego nie przyznać, ale instynkt choć trzymany na krótkim postronku odciskał piętno. Nie miał wobec zlęknionej driady złych intencji, ale towarzystwo kraski wpędzało go w zakłopotanie. Przy nim Evander prezentował się jak słoń w składzie porcelany z tymi swoimi niezgrabnymi ruchami, brakiem etykiety i gruboskórnością niedźwiedzia.
Wychylił się i dłonią którą trzymał kubek wskazał na małą izdebkę tuż obok kuchni.
Tam ci spanie urządzę, moje łóżko dostaniesz i jaką koszulę. Tylko imię swoje podaj, bo moje już znasz i choć nie jestem pierwszy w byciu maniernym, to jednak trochę niegrzecznie takie sekrety trzymać. Bezpieczne ze mną będą, i ty też.
Nie wyglądało na to, by przejął się niewygodami na jakie przystanął oddając mu swój własny pokój. Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz spał na futrach przed kominkiem w kuchni, luksusów nie potrzebował. Zawędrował parokrotnie na zwiady wśród ludzi, nawet i do większych miast z kocimi łbami na gościńcu, ale za każdym razem miał wrażenie, że wdycha puder a nie powietrze. W krynolinach i łożach wielkich jak pół jego kuchni zapadał się i zamiast odpocząć przyzwoicie jak miejscowi wśród falban, on wiercił się bezsennie i dostawał szału. Jego skromna chata oferowała wszystkie wygody jakich potrzebował; łazienka, przewiew gdy otworzył okna na sad i kontakt z naturą. Zbytnie luksusy rozmiękczały ciało, o mózgu nie wspominając. Człowiek stawał się leniwy, gnuśny i nagle wszystko zaczynało go uwierać.
Boisz się mnie, dziecko? — zapytał nagle, wyrywając się ze swoich luźnych rozważań na temat tego, co w życiu niezbędne, a co przeszkadzające.

_________________


Wszystkie refleksy zieleni UkSsgKn
Powrót do góry Go down
DelusionSkype & Chill
Delusion

Data przyłączenia : 04/07/2017
Liczba postów : 287
Cytat : I'm a runaway, catch me
Wiek : 31

Wszystkie refleksy zieleni Empty
PisanieTemat: Re: Wszystkie refleksy zieleni   Wszystkie refleksy zieleni EmptySro Lis 20, 2019 7:30 pm

- Można i tak rzec, ale jaki tam ze mnie bożek, żeby mnie od panien opisywać. Toć ja prosty. Chadzam sobie, jagód podjadam i na drzewa baczę. Do tego wielkich słów nie potrzeba. – Zatrząsł głową, zaciągając przeczesane z łopianu włosy z pleców na ramię. Wiedział, że jako odmieniec żyje, bo to nawet jego drzewo w domu powtarzało. Niczego w tym złego nie było, także i sromoty nie uświadczał, ni smutku, ale zapytany kim jest, nie umiał w jednym słowie całego siebie opisać. Ach, umiał. Ja Rhea. On też nienawykły do ludzkiej obyczajności był. Drewnianej łyżki nie rozumiał, jeno kamiennym kozikiem usłużyć sobie umiał. Temu jednak nie było powodu, jako iż uczynny leszy zadbał i o tę wygodę, stawiając przed nim tyle pajd skrojonych, że nie trzeba było nic więcej robić. Przeto nabrał w dłoń już obmytą ofiarowanego mu powidła i potulnie wpakował sobie do buzi, oblizując palce. Lniane szmaty naszły słodyczą, ale temu zaradzić nie umiał. Cały czas także wielkimi od nowości i lęku oczami wpatrywał się w gospodarza. Mało brakowało, by wypadły mu i po blacie ku niemu się potoczyły.
- Wilk? Cudaczne te wilki tu macie, bo i chwosta żem nie widział, tylko oczy takie dzikie. Poczemu on z futra wylazł? – Pajda większa była od jego dłoni. Oburącz musiał jej sprostać, rwąc przed sobą na kęsy i zagryzając owocową pulpę. - Te ogniki to piękna magia. Gdybyś przylazł do mnie wcześniej i tak im w lesie nakazał pospać. - Posmutniał nagle, myślami wracając do swojej sprawy. Odtrącał te natrętne muchy jak umiał, ale gdzie mu tam było do spokoju, jak ledwie niedawno parzył się o płomienie i uciekał. Wyrwany z tego ponurego modłu nad chlebem pokręcił na ponów głową, spozierając na wskazaną izbę. - Gdzie mi tam ta gościna. Za domem sad masz. I stąd słyszę jak liście jabłoni szeleszczą. Gałęzie są, to i ja wygodę na nich znajdę – ozwał się, gdy to leszy zadumał się nad czymś głęboko. Drzewa gadały cicho, ale złego słowa o Evanie nie miały. Jedyne co im kolało to kiedy jabłek nie ofiarowanych nie zbierał, bo szwędał się z kumem po inszej miedzy i zawodził do bukłaka. Przykładem wierzby kazały mu zaufać, a że karny był, to ostatecznie, z ociąganiem spróbował. Jakoś w tej samej porze i do niego pytanie zawędrowało. - A co mam nie bać, skoroś mnie wyrwał wierzbie jak kwiatka, a do siebie niósł jak zboże na młócenie. Prawda to, że manierny jak zły sen jesteś. Nawet wilk, co go wypędziłeś, tako też gadał. Ale i ja w tym Tobie podobny, więc nie ma o co się krzywić. Rhea na mnie wołają – to już dodał ciszej. Zdawało się, że ciężko mu to przez usta przeszło, ale imię było jedynym co teraz posiadał i ciężko było się tym dzielić. W jego gaiku znali je wszyscy, dlatego to też pierwszym razem dla niego było, że obcy się natrafił i zapytał.
Podjadł chleba z konfiturą, co zdało mu się słodsze niż dzikie maliny. Bardzo się z evanderową kuchnią polubił, ale nie mógł już niczego wmusić, jako że aż pod kurek najedzony siedział. Nóg nie opuścił. Czego by o nim leszy nie gadał, komfortu nie poczuł nawet po wieczerzy, jako że nie na swojej był ziemi i nie na swoich warunkach. Nie drżał już jak osika, nawet ciepło mu było, ale daleko do spokoju, z jakim mógłby zmrużyć chociaż jedno oko. Zdawało mu się, chociaż to pewnie dziecięca głupota, że spoziera na nich zło jakieś, co przygnało za nim aż od pożaru. Tylko wymęczenie dawało mu jaką na sen szansę. Bez niego, czuwałby i wypatrywał biesów. - Dziękuję. – Słowo te zaszeleściło jeszcze ciszej niż imię. - Jeżeli wyda Ci się to zasadne, wołaj mnie, a pomogę we wszystkim co umiem. Dobrem za dobro się odpłacę i gruszek nazbieram, i wody nanoszę. Cokolwiek zda się Twojej posłudze.
Powrót do góry Go down
Lian MeiSleepwalker
Lian Mei

Data przyłączenia : 26/07/2019
Liczba postów : 70
Wszystkie refleksy zieleni AgileShockingAardwolf-size_restricted

Cytat : I'm enough to drive a saint to madness or a king to his knees.

Wszystkie refleksy zieleni Empty
PisanieTemat: Re: Wszystkie refleksy zieleni   Wszystkie refleksy zieleni EmptySro Lis 20, 2019 8:15 pm

Czyli błędu nie popełnił, dobrze pojął, że driadę ma pod strzechą. Toć by nawet i pasowało, patrząc na zielone jak wiosna włosy i filigranową posturę. Najpewniej młody jeszcze był, choć Evanderowi wszyscy się tacy zdawali, gdyż sam miał wiek sędziwy. Nigdy nie liczył ile, bo i po co kiedy inna robota jest do zrobienia, ważniejsza.
Widząc zaplamione już bandaże pokręcił głową, ale złego słowa nie rzekł. Cierpliwości wbrew wszelkim pozorom miał w sobie wiele i po skończonej wieczerzy z pewnością mu jeszcze te opatrunki wymieni, żeby jakaś infekcja się paskudna nie wdała. Zauważył szybko przy okazji, że konfitura mu posmakowała i szybko sięgnął pamięcią, czy aby w piwniczce coś mu się jeszcze z powideł ostało.
My tu ludzkie kształty przyjmujemy czasami, bo ledwo za miedzą wieś stoi i czasem co trzeba kontaktu. Do waśni rozstrzygania i wygody. A Ivaszki człeczna postawa z inszych powodów wynika, ale to może sam ci co powie, bo ja cudzych historii nie opowiadam gdy sprawa nie moja — powiedział spokojnie, gdy humor mu wrócił i język za pomocą gorzałki rozsupłał się z deka. Wróciło zainteresowanie na porzucony plaster słoniny, więc upchnął go sobie do ust i wytarł je dłonią co oznaczało, że skończył posiłek.
Pokraśniał na słowa o pięknej sztuce poskramiania ogników. Dla niego była to mała igraszka, ale fakt iż w oczach driady stanowiło to jakąś rewelację sprawił, że na jego poznaczonej bliznami twarzy zagościło coś na kształt speszonego rumieńca. Podrapał się z zakłopotaniem po głowie, a że nie wiedział jak na taki zachwyt odpowiedzieć, nic nie rzekł. Zachęcony wyciągnął za to rękę w stronę paleniska, a w ogniu zaczęły kształtować się postaci. Różne dziwy, stworzenia i zwierzęta, tańczące wesoło wokół polan.
Spać tutaj będziesz, na sad cię nie puszczę. Drzewa gościnne, ale obcy jesteś i nie wszystkie stworzenia leśne cię znają. A tu przynajmniej mam na ciebie oko, więc na czas jakiś zostaniesz. Jak całkiem do zdrowia i sił wrócisz, możesz spać gdzie ci będzie miło — orzekł tonem nie znoszącym sprzeciwu, choć bez gniewu. Dla niego temat był zakończony gdy coś już postanowił, a planów zmieniać nie zamierzał by nie wprowadzać zbędnych komplikacji. Oczywista, że słyszał co o nim mówią drzewa, wszakże słyszał i rozumiał ich mowę - tylko tego dzieciak miał prawo nie wiedzieć. Miał za to nadzieję, że przynajmniej driada usłucha mądrości sędziwych jabłoni i nie uprze się przy swoim pomyśle uwijania sobie tej nocy gniazdka wśród ich korzeni.
Burknął coś gburowato, słysząc iż wilk mógł mieć rację. Na dodatek właśnie prawiono mu moralitety i nijak mu się to nie podobało.
Proste mam mylenie, nie lubię strzępić języka. Bo i po co, kiedy działać trzeba. Nic mi po kurtuazyjach, ani elokw... elk... — No i się zaciął. Trudne, zasłyszane słowo popadło w zapomnienie nieużywane, a on wreszcie umilkł rozdrażniony. Naturalnie chodziło mu o "eolkwencję", ale nomen omen, lapsus mówił sam za siebie. Poznał jednak nareszcie imię swojego gościa i to sprowadziło jego myśli na inne drogi, bardziej przyziemne niż górnolotne słownictwo.
Rhea. Przyjemnie.
Spostrzegł w oczach driady głęboki smutek i przeszły mu dąsy o kazania na temat dobrego wychowania. Nie wiedział co począć, bo leczył ciało a rzadziej duszę, a że i towarzystwo do pocieszania z niego marne, zrobił pierwsze co mu się o czerep obiło. Szorstkie, ciepłe dłonie Leszego objęły mniejszą, umorusaną śliwkową konfiturą dłoń zafrasowanego stworzenia i poklepał go z niełatwo wykrzesaną delikatnością. Poniekąd bał się, że zada mu ból albo nieumyślnie szkód narobi bo z taką kruchością nigdy wcześniej nie miał do czynienia.
Jak na nogi staniesz, to dam ci pracę przy drzewach w sadzie. Zajęcie mieć będziesz, miejsce sobie znajdziesz i serce się uspokoi. A mnie zda się mieć do kogo gębę otworzyć. Rhea.
Pozorna szorstkość ustępowała ciepłu, jakie w sobie nosił. Bywał dziki i niebezpieczny w gniewie kiedy wymagała tego sytuacja, ale bez potrzeby w furię nie wpadał, a jeśli go nie drażnić i odrzucić pierwsze mrukliwe wrażenie, potrafił okazać serdeczność na swój toporny sposób.
Ciepłe, wieczorne powietrze wpadło do kuchni przynosząc zapach rozgrzanej od dnia ziemi i woniejących po zachodzie słońca maciejek. Nie było zła ani w tym miejscu, ani w stworzeniu które choć przestało już drżeć za stołem, nadal kołysało swoje wewnętrzne lęki i wspomnienia doznanych krzywd. Oparzone dłonie i stopy mógł zaleczyć, ale rany w sercu potrzebowały czasu i spokojności, a tych rzeczy nawet on nie był w mocy przyspieszyć.

_________________


Wszystkie refleksy zieleni UkSsgKn
Powrót do góry Go down
DelusionSkype & Chill
Delusion

Data przyłączenia : 04/07/2017
Liczba postów : 287
Cytat : I'm a runaway, catch me
Wiek : 31

Wszystkie refleksy zieleni Empty
PisanieTemat: Re: Wszystkie refleksy zieleni   Wszystkie refleksy zieleni EmptyCzw Lis 21, 2019 2:30 am

- Wieś? Ludzka? – Struchlał od razu, tracąc wilkiem zainteresowanie. Ivaszka wdzięcznym był tematem rozmowy, jednak odkrycie nowe całkowicie przyćmiło jego historyję. Jak to bowiem osada człowiecza współistnieć mogła do lasu? Jakim magicznym sposobem żyli sobie wespół i w drogę nie wchodzili? Przecież ludzie bestyje. Drzewa młode ziemi wyrywają, na zwierzynę polują nie po to, by brzuch napełnić, ale już dla zabawy. Uczą się okrucieństwa od szczeniąt, nie bacząc zupełnie na obyczajność istot innych i jedyny z nich pożytek jest taki, że dziwożonom czy innym demonicom za pożywienie figurują. - Ja nie chcę tu być, jeżeli ludzie zachodzą w las i napotkać ich można. Ja stąd pójdę jak mi siły wrócą. – Spojrzenie samowolnie uciekło mu na okno, przez które wcześniej Svetka spozierała, a które teraz otwierało się na ciemniejące podwórze. Zło, które wcześniej zdawało mu się wypatrzeć, teraz nabrało kształtów. To człowiek! To człowiek musiał czyhać na niego jak tylko opuści progi leszego i samiutki zostanie. Było to lepszą zachętą niż kłótliwa odpowiedź Evana. Gdyby nie napominka wcześniejsza, tak szybko nie przyszłoby mu nakłonić Rhei do swojego zdania. Teraz jednak, strwożony ociepkę, przyjaźniej zerkał na zaproszenie. Drzewa szumiały zachęcająco, gospodarz czynił uprzejmość – złą manierą byłoby odmawiać w obliczu takich wiadomości. Tylko na chwilkę. Jak tylko wydobrzeje i chód nie będzie tak przykry, czmychnie co sił w bór i tyle go ludzie widzieli.
Na gest przyjaźni pierw zląkł się, jak to już miał w zwyczaju, zatrząsł i wielkimi oczami na leszego patrząc język w gębie odnaleźć musiał. Chwila dłuższa minęła, pewnie kłopocząc dobrodzieja, gdy tak mrugał, wgapiając się w niego jak kwoka w ziarno i kalkulując, co powinien począć na taką okazję. - Może i gbur z Ciebie kiedy idzie o innych, ale tylko przez chwilę. Wiesz co ja teraz myślę? Ano myślę, że i z Ciebie Licho jest, co oszukuje. Bo teraz wcale nie mruk jesteś, tylko czaruś i cudo. Jak klejnocik miły, a przecież nie zasłużyłem. Miała starka rację, co warto się zdać na Ciebie, chociaż nadal straszno jakoś się nie zgodzić Twoim poleceniom – ozwał się w końcu, zadumiony ciepłym słowem leszego. Nie wydźwięk, ale ton jakim to wyłożył największą mu ulgę przynosiły, bowiem mówił jak do przyjaciela drogiego, a nie łobuza, co to zakradł się w szkodę i psoci. Przez to też przykłonił się myśli, że może jednak gdzieś w pobliżu osiądzie, coby przyjemność mu czynić rozmową i pomocą, ale strach przed przestrogą o wsi mocniejszy był niż miłe myśli. Przez niego nie mógł się Rhea uśmiechnąć, jak to jego drzewa lubiły. Chociaż chciał mocno i nawet kącik ust unieść próbował, ciemne chmury smutku i strachu ścierały wszystko, twarzy wyraz zdumienia i lęku przywracając. Odczekać musiał, przespać się w cieple i poczuć bezpieczniej, nim obdaruje go czymś więcej niż kłopotem baczenia na swoje zdrowie.
- Niech na Twoim ostanie, że tu spać będę, ale nie kłopocz się proszę z czynieniem mi miejsca. I tu wygodnie, większych starań nie trzeba. Dużo żeś poczynił do teraz, dług mi rośnie i grzeczności tej chcę się odpłacić pierw, nim kolejne dla mnie naszykujesz. Być tak może, panie leszy? – Przeciw obawom na uścisk dużej dłoni i swoim uściskiem odpowiedział, palcami otulając co tylko był w stanie. - Jeżeli na łóżku swym nie zalegniesz, to ja się tam nawet nie zbliżę. – Już mniej miło dodał, wlewając w swój głos ten sam ton, co na nim Evander używał, gdy na swoim postawić zamierzał. A że uparty był, to już chyba mógł Evander powiedzieć, znając jego wcześniejsze odpowiedzi.
Powrót do góry Go down
Lian MeiSleepwalker
Lian Mei

Data przyłączenia : 26/07/2019
Liczba postów : 70
Wszystkie refleksy zieleni AgileShockingAardwolf-size_restricted

Cytat : I'm enough to drive a saint to madness or a king to his knees.

Wszystkie refleksy zieleni Empty
PisanieTemat: Re: Wszystkie refleksy zieleni   Wszystkie refleksy zieleni EmptyCzw Lis 21, 2019 7:07 pm

Na pełne rozpaczy słowa driady mężczyzna wybuchnął niskim, ochrypłym śmiechem przypominającym łamiące się drzewo. Pokręcił głową na to małe nieporozumienie i wychylił sylwetkę do przodu, zajmując przedramionami niemalże cały drewniany blat stołu.
W żadnym razie, ludzi z daleka od lasu trzymam. Od czasu do czasu waśnie rozsądzam i porządek utrzymuję, bo tu posłuchu trzeba, a im do głów pustych łatwo nie przegadasz.
Znał ludzką naturę zbyt biegle by sądzić, że przyzwolenie im na wyprawy po podległej mu gęstwinie to niezbyt rozsądny pomysł. Mimo to od wielkiego dzwonu Leszego człowiecze oko mogło wypatrzeć na skraju sośni, bo i tamtędy chadzał. Nie widziało mu się również bratanie z chłopami, ale dzięki neutralności utrzymywał suwerenność tutejszych terenów.
Czaruś i cudo. No to mu się dopiero przydarzyło, żeby takich rzeczy na swój temat słuchać. Spojrzał na niego pytająco, jakby pierwszy raz ktoś mawiał do niego w podobnym tonie. Właściwie, to istotnie pierwszy to był raz, stąd jego frasunek. Mimo to Evander miał jakiś problem ze znalezieniem adekwatnej do uwagi odpowiedzi.
Mały przystał na jego zarządzenie, ale Leszy w tym momencie był w sposobie skupić się jedynie na smukłych, drobnych palcach akceptujących jego gest. Różnica pomiędzy delikatnością filigranowych dłoni Rhei a szorstkością i nierównościami blizn na jego własnych rękach była przyjemna i niemożliwa do przeoczenia.
To nie uchodzi. Cały las będzie jutro huczał od plotek, że nieobyczajnie pod moją strzechą — odparł już bardziej kąśliwie, nie mogąc doprecyzować przed samym sobą skąd znów przywiało jego wspomnianą wcześniej gburowatość. Nie spodziewał się by dzieciak zawarł w tym jakąś niewypowiedzianą intencję, ale patrząc na to z perspektywy Evana - no cóż. Był Leszym. Był opiekunem drzew i leśnych stworzeń. Ale był też mężczyzną i wolał nie wystawiać przygodności życia jak i swoich pokus na próbę. Jego osobliwy sztafaż odruchów, impulsów i zachcianek nie był czymś, co chciałby zaprezentować przed gościem, zwłaszcza kiedy winien umożliwić mu rekonwalescencje jak obyczaj i nauka przykazała.
Powiódł spojrzeniem w stronę driady, napotykając opór w spojrzeniu ale mężczyzna wyglądał, jakby ten drobny szczegół nie zrobił na nim większego wrażenia. Przyszedł czas by puścić jego dłonie, które przetrzymał i tak zbyt długo. Ciepło zniknęło, zastąpiła je pustka i chłód które momentalnie dały mu się we znaki nieprzyjemnym ukuciem gdzieś w środku. Samotność, prawdopodobnie. Nie, żeby wybitnie mu ta towarzyska asceza przeszkadzała, ale ciało miewało własne kaprysy i od czasu do czasu domagało się czegoś bardziej ambitnego niźli pijackiego poklepania po plecach przez Ivaszkę.
Chodź, dostaniesz koszulę. I bez dąsów proszę — powiedział w końcu, niechętnie zbierając trzeszczące gnaty z krzesła. Wziął w rękę rozświetlony przekornie drgającym ognikiem kaganek i pokazał mu izbę, w której nic więcej prócz wygodnego, zbitego z sosny łóżka i wysokiej szafy nie było. Postawił lampę na obrzeżu uchylonego na sad okna i wygrzebał dla Rhei prostą, lnianą koszulę. Docisnął niedomykające się drzwi almarki i zgrzytnął zębami; nie lubił, kiedy coś się psuło bo to oznaczało, że będzie miał więcej roboty.

_________________


Wszystkie refleksy zieleni UkSsgKn
Powrót do góry Go down
DelusionSkype & Chill
Delusion

Data przyłączenia : 04/07/2017
Liczba postów : 287
Cytat : I'm a runaway, catch me
Wiek : 31

Wszystkie refleksy zieleni Empty
PisanieTemat: Re: Wszystkie refleksy zieleni   Wszystkie refleksy zieleni EmptyCzw Lis 21, 2019 8:12 pm

Miał zapytać, czy aby nie kłamie, czy w maliny go nie wpuszcza i tak naprawdę to po lesie łażą jak pomór chciwie i bez głębszego pomyślunku. Kłóciło się to jednak z obrazem leszego, który siedział przed nim, mówił ładne rzeczy i spokój obiecywał, bowiem o bajdurzenie go mógł posądzać, ale o kłamstwo już bał się. Jeszcze go nie znał, jeszcze zdania o nim nie miał, ale drzewa mu ufały, to po cóż miałby on tego nie robić. Nie był im wszak odmienny. Co innego mu jednak myśli zaprzątało.
- I nie boisz ty się tak włazić między nich, swoje sprawunki czynić? Jakże to tak? – Mocarność Evana rosła w jego oczach z każdym zapewnieniem o jego odwadze. Nie rozumiał tego postępowania, ale wiedział, że jego zachowaniem nie będzie i to tylko przydawało aury gospodarzowi. Podziwiał go w tej chwili i zazdrościł mu nieładnie tego hartu ducha, co nie zezwalał trząść się i marzyć o ucieczce. Leszy musiał być kimś, komu mogło się polecić siebie i swoje trudności. Żałował, że żaden z nich nie zaplątał się i do jego lasu, kiedy ten jeszcze stał i lat przybierał.
- A jak to ode mnie wygląda? Przybył ja, nieborak, do Twojego domu, z gościnności skorzystał i nie dość, że najadł się pyszności, to jeszcze z miejsca przegonił i ubranie zabrał. Stań gdzie i ja stoję, tak nie można. – Wstyd na własną potrzebę nie pozwalał mu każdej szczodrej oferty przyjmować, która tylko Evanowi do głowy wpadła. Uniósł się za nim, przyciskając wolną od uścisku dłoń ku sobie i ślimaczo za leszym podążając. Jako że pierwszy stres zlazł z niego jak urok odczyniony, teraz czuł wszystko co trapiło jego ciało. Brzuch może i miał pełen, ale było to niczym przy zmęczeniu i tych stopach, co ich do chodzenia używał. Skrzywił się, bo może i Evanderowi zdawał się lekszy niż pierze, ale swoje ważył i waga ta nie zezwalała mu nie naciskać na owinięte oparzenia. Te nie były rozległe, nie wymagały wielkiej atencyji, ale pierwszyzną dla niego były i łzy też wyciskały. Łzy te, jego teraz naburmuszonej stanowczą odmową twarzy przydały jeszcze bardziej strapionego wyglądu. Wsparł się o wejście do izdebki, wcześniejszym przykładem Ivaszki, czyniąc to ku swojej wygodzie i zadośćuczynieniu wcześniejszej obietnicy, że progu nie przestąpi, jeśli Evander na swoim postawi. Stąd widział łóżko wskazane i insze meble, co to ich mężczyzna używał, a miarując je sobą, do wniosku doszedł, że prędzej zgubi się zdrapując na nie, niż wyśpi. Przecież to by pomieściło niedźwiedzicę z przychówkiem! - Nie musiałeś pod strzechę przybłędy przyjmować, potemu jeśli plotki w las pójdą i bajki, to tylko o Twojej dobroci, a nie manierności. A jeśli co innego posłyszę, to sam naprostuję, bo jak to tak złe słowo rozsyłać o Tobie. – Pierwszy byłby teraz, żeby prać język w strumieniu łobuzowi, który podobnych praktyk się podejmie. Straszny, czy nie, jego szacunek zdobywał z każdą chwilą, tym głupiej było mu przez to bez oporu gościnę przyjmować. Nawykły był do spania w korzeniach i gałęziach. Gdy nie zimował w drzewie, wszak tylko przed deszczem i burzami krył się, resztę nocy przesypiając pod chmurami samemu, bądź wtulając się w sierść zwierzęcą. Jemu nie czyniło to ujmy żadnej. Nie rozumiał, czemu Evander tak plotek się złych obawia.
Powrót do góry Go down
Lian MeiSleepwalker
Lian Mei

Data przyłączenia : 26/07/2019
Liczba postów : 70
Wszystkie refleksy zieleni AgileShockingAardwolf-size_restricted

Cytat : I'm enough to drive a saint to madness or a king to his knees.

Wszystkie refleksy zieleni Empty
PisanieTemat: Re: Wszystkie refleksy zieleni   Wszystkie refleksy zieleni EmptyCzw Lis 21, 2019 8:54 pm

Stanęło mu w progu izby to trzęsące się biedaczysko i już po załzawionej, butnej twarzy widział, że problem będzie. Domknął ostatecznie szafę mocnym pchnięciem, a tak huknęła gdy zbytnią siłą przesunął ją i trzepnął o ścianę. Wytarł energicznie ręce o spodnie i westchnął ciężko, zastanawiając się czemu tak proste rzeczy dzieciakowi wykładać trzeba. Może w jego lesie inne obyczaje panowały?
Za mną gadać nie będą, jeno za tobą. Że źle się prowadzisz i rozpustny jesteś, a wtedy żaden swat do ciebie nie zajdzie, Rhea. Rozumiesz co mówię? — zapytał, nie mając już ani siły ani fantazji by doszukiwać się zmyślniejszych określeń. Zasłał mu łóżko przyzwoicie i ubił poduszkę, zaprowadzając ład w pościeli. Nie zamierzał ustępować namowom driady, bez względu na to do jakich sztuczek by się uciekł. Za stary był na to, żeby ulegać fanaberiom młodzika, który ledwo co stał na nogach. Odwrócił się w stronę posłania, by poprawić jakieś nieistniejące zagniecenie, choć po prawdzie to nie chciał widzieć tego zapłakanego spojrzenia bo to by tylko zagmatwało sprawę.
U nas driada, nimfa czy alseida to jak panienka. Urodną masz buzię, ale młody jesteś. A ja swoje potrzeby mam, nad instynktem nie zawsze panuję. Umoszczę się w kuchni, tam mi wygodniej będzie, a tobie bezpieczniej. A teraz wciągaj na grzbiet koszulę i do spania.
Czuł się zażenowany samym sobą, że musi mu takie sprawy w głowie układać. Nie był najlepszym nauczycielem, a i tłumaczyć się nie znosił. Nigdy nie przypuszczał, że przyjdzie mu niańczyć takiego listka, co to chyba ledwo od ziemi odrósł, skoro nie wiedział czym ten świat stoi. Miał nadzieję, że gdy za kilka dni Rhea wydobrzeje, stara Wierzba przejmie obowiązek wychowawczy i uzmysłowi mu to, o czym Evan nie umiał i nie chciał gadać.
Wyprostował się i wyminął driadę w progu z zamiarem rozłożenia sobie futra na podłodze. Raz na jakiś czas sypiał w kuchni, bo dobrze robiło mu to na plecy a i miejsca miał więcej. Nie krępowały go żadne kołdry, miękkości nie odkształcały kręgosłupa i nad wszystkim miał czuwanie.

Wielkie, rozciągnięte na podłodze futro o brunatnej barwie na pierwszy rzut oka nie jawiło się jako coś niespotykanego. Mogło należeć do niedźwiedzia, aczkolwiek jeśli przyjrzeć się bliżej i pomiarkować jego rozmiar, można było wywnioskować, że nie jest ono znowu takie zwykłe. Pozbawiony koszuli ale za to w spodniach, Leszy rozłożył się na nim na plecach i w zadumaniu patrzył na ogień w kominku, ćmiąc spokojnie czereśniową fajkę. Wydmuchiwał z niej różne kształty, pozwalając by po chwili utraciły regularność i rozproszyły się w powietrzu, ale on szykował już następne, i kolejne, i tak bez końca. Nie wiedział, czy Rhea śpi, ale dopóki nie słyszał żadnych dźwięków sygnalizujących, że próbuje czmychnąć przez okno w sad, nie przejmował się zbytnio. O czymś myślał, bo jego twarz stężała w zadumie, a oczy wpatrzone były w przestrzeń.
Gdzieś za oknami odezwała się sowa, której zawtórowała inna, po drugiej stronie polany. Ten nocny bezruch pozwalał mu się wyciszyć i przygotować przed kolejnym dniem, a także oczyścić niespokojne myśli których pełno miał od południa.

_________________


Wszystkie refleksy zieleni UkSsgKn
Powrót do góry Go down
DelusionSkype & Chill
Delusion

Data przyłączenia : 04/07/2017
Liczba postów : 287
Cytat : I'm a runaway, catch me
Wiek : 31

Wszystkie refleksy zieleni Empty
PisanieTemat: Re: Wszystkie refleksy zieleni   Wszystkie refleksy zieleni EmptyCzw Lis 21, 2019 9:37 pm

Pożałował początku tej dysputy. Kiedy Evander w końcu wyłożył co mu na sercu zalegało, Rhea spłonął rumieńcem zawstydzenia, spuszczając wzrok natentychmiast na własne stopy. Nie o takich rzeczach myślał. Nie zaprzątały jego głowy swaty, czy insze zabawy. Nie gotował się jeszcze do rodziny. Intencje miał czyste i żadnego zamysłu na brużdżenie leszemu swoją obecnością. Chciał wygody ich obu, a nie podejrzeń o hulactwo i taką nieobyczajność. Zabrakło mu przeto i języka w gębie na własną obronę. Może i mężczyzna rację miał, może i lepiej było się po prostu zgodzić, ale dlaczego insze stwory dywagować miały o jego prowadzeniu się i przyzwoitości, kiedy sam nie znał jeszcze ścieżek, jakimi iść powinien. Łapiąc dłońmi za skraj własnej koszuliny zagryzł wargę, intensywnie rozmyślając nad tym, jak to ubrać, by i on niezrozumienia nie zbudował.
- Ale ja nie chcę, żeby stawy mnie nachodziły. Ja nie panienka, co jej pstro w głowie i o zalotach myśli. Może gęba myli, ale ja naprawdę nie... – Już wzroku nie unosił, by nie widzieć jak leszy na niego spoziera. Nieporozumienie, któremu bez intencji był winien przystudziło jego zapał do wojaczki na słowa. Także i wypowiedzi na ponów ciche były, bardziej szmerowi liści podobne niż słowom. Oglupił się i kiedy mu to wytknięto, nagle wzmożonym pragnieniem powrócić zapragnął do drzew swoich, do lasu. Jako i leszy był także mężczyzną, ale nim nie żądze prowadziły, a własny rozum i obowiązek. Prawda to, młody był i całe życie miał na te sprawy, momentalnie jednak odpuścił wizji, że i Evan może mu jednak zaszkodzić. Większy był, silniejszy, co zdał się już udowodnić, nie wypadało zatem losu kusić, skoro sam ostrzegał, że myśli jego nie do końca czyste. Zląkł się Rhea wydźwięku jego słów, chociaż nie był to strach tej samej miary co wcześniej, kiedy jeszcze nie wiedział co się wkoło dzieje i kogo ma przed sobą. Grzecznie już przejął ofiarowane mu odzienie, nim po raz ostatni ozwał się do dobrodzieja.
- Szybko zdrowie mi przybędzie i miejsce Ci zwrócę. Nim się obejrzysz, mnie już tu nie będzie i to obiecać mogę. – Przy pozostawionym mu kaganku sam został, gdy gospodarz do kuchni wrócił posłanie sobie mościć. Pomny przykazania ściągnął ubiór swój od ziemi, krwi i sadzy brudny, po czym naciągnął ogrom koszuli na plecy związując ją aż pod szyję. Nie igrał z leszowym ognikiem. Pozostawił go na noc, gramoląc się na łoże i podług domysłów ginąc w miękkości gęsiego pierza. Nie był zwyczajny takim wygodom, dlatego ostatecznie pościel ciężką skopał, poduchę odrzucił i zwinął się kocim przykładem na skraju, tam gdzie twardość wyczuł i gdzie nie czuł się niby na chmurce. I on wsłuchiwał się w sowie modły, odmiennie od Evana nie rozumiejąc niczego, co nie wychodziło spod drzewnej kory i korzonków. Nie zasnął prędko – raz jeszcze wylizał słodkość na bandażu, co przypomniała mu o pychocie, a potem spozierał to na schowek, to na wejście, to na strop, przez który gdzie nie gdzie strzecha przezierała. Dziwnie mu było i nieswojo. Słyszał ciężki, niedźwiedzi oddech z izby obok i wiedział, że nad nim czuwają. Kiedy już dostatecznie się uspokoił, a ból wznowiony ostygł, wymęczenie przejęło nad nim pieczę, zmuszając w końcu do opuszczenia powiek i snu niespokojnego, gdzie wciąż uciekać musiał. Był cichutko jak myszka, w ogóle nie dał znać, że co złego mu się widzi, a skoro świt zawitał nad lasem leszym i on oczy otworzył, nie mogąc dłużej znieść tej gnuśności wylegiwania się w miękkim. Pospał krótko, ale pomogło mu to. Ziewał jak to zwykle rankiem, w pierwszej chwili nie rozeznając się gdzie jest i w czyjej gościnie. Zadziwił się, widząc przed sobą wnętrze chaty i dopiero do niego dotarło, że i kolacja pańska i rozmowa marą senną nie były. Wychylił się zza przejścia, odnajdując wzrokiem rozłożonego mężczyznę i znowu jęzor gubiąc na wspomnienie ostatnich zdań jego. Spał on, oddech cięższy miał, ale spokojny. Rhea ciszej niż duch przewędrował przy żyjącym truchle i nie radząc sobie z drzwiami, a nie chcąc go budzić po prostu wylazł oknem, przez które jeszcze niedawno Swetka tak raźno mu opowiadała o Evanie. Zręczny był, to i sobie poradził, ale nie uciekł, jak by go o to posądzono, a jedynie siadł na znaleźnym zydelku by o trawę koszuli nie wybrudzić i wpatrzył się z zachwytem na budzące się słońce. Lubił z ptakami wstawać zawsze, przyjemność mu czynił słodki trel i chłodne powiewy. Z dala dostrzegł latawca, co chmury przeganiał gdzieś na wschód, zapewne by figlarnie burzą nawiedzić jakieś ziemie.
Powrót do góry Go down
Lian MeiSleepwalker
Lian Mei

Data przyłączenia : 26/07/2019
Liczba postów : 70
Wszystkie refleksy zieleni AgileShockingAardwolf-size_restricted

Cytat : I'm enough to drive a saint to madness or a king to his knees.

Wszystkie refleksy zieleni Empty
PisanieTemat: Re: Wszystkie refleksy zieleni   Wszystkie refleksy zieleni EmptyCzw Lis 21, 2019 10:14 pm

Zanim sen zamiótł jego przytomność pod dywan, mężczyzna wspomniał na słowa driady. Nie zamierzał przeganiać go z chaty ani pospieszać, bo zdrowie swojego czasu potrzebowało a i opieki odpowiedniej. A skoro nieporozumienie wyjaśnili, problemu nie było i prawdopodobnie już się więcej nie powtórzy. Rhea młody być musiał, krotochwile i figle jeszcze mu się w głowie nie zakorzeniły, w przeciwieństwie do miejscowych nimf. Leniwie na wierzch wypłynęło wspomnienie Ledy, który lubił zwodzić go kiedy zapędzał się w strony strumienia, co ze źródła w górach wybijał i spadał kaskadą serpentyn na las. Wszeteczne i podłe to było stworzenie, gdyż do rozrywek Ledy należało nęcenie go białym udem, obiecującym uśmiechem i słowami, które szybko traciły na wartości. Ale pocałunki miał słodsze od miodu, o czym przekonał się minionej kupały pośród ziela bylicy i migotliwych świetlików. Nadal ogarniała go złość i chował doń urazę, ale skłamałby mówiąc, że nie odczuwał tęsknoty.
Przewrócił się na drugi bok, dając wreszcie spokój z natrętnymi myślami. Sen spadł na niego litościwie i aż do poranka nie przebudził się ani na chwilę, choć niewątpliwie czuwał.
Obudził go świergot ptaków i szelest sennych drzew. Słońce dopiero unosiło się nad horyzont, wstydliwie odsłaniając okrąg kawałek po kawałku. On również usiadł, zamrugał nieprzytomnie i rozejrzał się po chacie. Stąd widział, że Rhea nie kłębi się w łóżku, ale czując swój własny zapach którym nasączona była koszula jaką ofiarował mu zeszłej nocy, uspokoił się. Dzieciak był gdzieś blisko, tyle musiał wiedzieć. Stawy strzeliły mu donośnie gdy zgramolił się chwiejnie z futra, a zaraz po tym rozległ się dźwięk napełnianego imbryka oraz innych kuchennych krzątań. Idąc za wczorajszym sukcesem śliwkowej konfitury podał ją na śniadanie wraz z resztą chleba jaka się ostała.
Wychylił się z chaty z pękatym kubkiem pełnym żołędziówki i zastawszy driadę przy obejściu mruknął coś, co brzmiało jak "dzień dobry", ale ledwo przeszło mu przez zaschnięte gardło. Zajął miejsce na wysokim progu chaty, w skupieniu obserwując ruch koron drzew. Osłuchiwał się z tym co działo się w lesie po zmroku, a że złych nowin nie upatrzył, pokiwał do siebie głową i oburącz objął parujący słodyczą kubek.
Dobrze spałeś? — zapytał, rezygnując z porannego milczenia jakim był sławny. Nie lubił trzepotać językiem nieobudzony w pełni, ale bycie gospodarzem zobowiązywało do uprzejmości, a ta tym razem nie była wymuszona. Zadarł głowę akurat w czas, by dojrzeć pierzchającego za chmurę latawca, na co zmarszczył brwi i gwizdnął głośno, stając na nogi.
Bledyniec jeden, poszedł mi znad chaty! — zawołał, wymachując mu ręką jakby groził, że zaraz mu te chmury rozwieje na cztery strony świata. Znał on tego gagatka, co deszczem lubił lunąć jak miód zbierał i barci doglądał. Latawiec chyba zrozumiał iż nie czas na dokuczliwości, bo więcej kędzierzawego łba nie wystawił zza obłoku. Leszy osiadł z powrotem na progu, żując w ustach przekleństwo wraz z kawą. Na chwilę obejście z oka spuścić, a już raban.
Przeczesał palcami rozczochrane loki i rozmasował sobie nasadę nosa. Przechylił głowę na bok zupełnie bezwiednie i dopiero wtedy spostrzegł swoją koszulę. Na zachwyconej barwami poranka driadzie, co jednocześnie mu się podobało i było nie w smak. Powinien mu coś dłuższego znaleźć, żeby chociaż za sukienczynę robiło i wyobraźni nie rozbudzało.
Jest śniadanie na stole, zrobiłem żołędziówkę. A i powidła się znalazły, to pojesz i potem ci opatrunki zmienię na czyste — powiedział cicho, jakby nie chciał zbytnim gwałtem drzew ze snu wydzierać. Nie miało to większego znaczenia, skoro już ohuczał przelatującego nad domostwem latawca, a i sam gwizd by wystarczył.
Może go nimfom przedstawić? Nie. Zły pomysł, przeszło mu przez głowę ale i szybko uleciało, w obawie iż od nimf dzieciak nauczyłby się wszystkiego co najgorsze. Już lepiej było zapoznać go z drzewami, te przynajmniej z wiekiem nabierały mądrości. Siorbnął swojej kawy, łypiąc ciemnymi ślepiami na unoszące się wokół uli pszczoły. Powinien okadzić je wrotyczem, na wszelki wypadek.

_________________


Wszystkie refleksy zieleni UkSsgKn
Powrót do góry Go down
DelusionSkype & Chill
Delusion

Data przyłączenia : 04/07/2017
Liczba postów : 287
Cytat : I'm a runaway, catch me
Wiek : 31

Wszystkie refleksy zieleni Empty
PisanieTemat: Re: Wszystkie refleksy zieleni   Wszystkie refleksy zieleni EmptyPią Lis 22, 2019 1:43 am

Przycupnięty na zydelku nasłuchiwał krzątaniny porannej, gotując się na pierwsze po nocy widzenie z leszym. Temu nie zlękł się jego obecności i powitania, chociaż sercem zakołatało, gdy ten zerwał się i grozić począł psotnikowi. Znać go widać musiał i jego zabawy przykre znosić, skoro nawet nie opamiętał się, póki ten złego nie poczyni i dopiero strofować nie zaczął. Od początku zdawał się być mężczyzną, co w kaszę dmuchać sobie niełatwo daje, a teraz i przykład pokazał, domykając wcześniejsze wrażenie. Rhea uniósł na niego głowę, nieśmiało zerkając w twarz, ale na wzrok oczu jeszcze nie podnosząc. Myślami był chwilowo gdzie indziej.
- Jak w stawie. Mokro nie było, ale miękko jakbym na wodzie leżał. Dobrze, że świerszcze koncert dawały, bo bym nie zasnął wcale. Ale to nie tak, że źle mi tam było – dodał od razu, nie chcąc by pierwszym co powie była skarga i żal. Przecież wdzięczny był, po prostu nienawykły. - Nie dla mnie takie wygody, bo i mech by starczył pod plecy. Pierwszyzna to była dla mnie noc w łóżku spędzać. – O leszego to i nawet nie zapytał. Widział, że ten w humorze nienajlepszym, ale że już się do gburstwa przyznał, to i tym właśnie mu się to zdało. Sam by tylko kwitł i zerkał na słońce, wsłuchany w szum traw i spokojnie rosnące kwiaty. Trel ptaków niósł się nisko przy ziemi, a i gdzieś z dala zdawało mu się, że warchlaki przecięły uskok między dębami.
- Powidła, rzeczesz? – Od razu prawie nabrał znamienitej ochoty, żeby ręce swoje ze słodkości wylizać. Prawie zastrzygł uszami na nowinę, chętniejszy słuchania i porannego kontaktu. Gdzie były bowiem powidła, tam i miejsce jego być musiało. A że było to przypadkowo przy evanowym stole, na to już niczego uradzić nie mógł. Najgorszą sromotę by mu teraz wybaczył za miskę śliwkowej pulpy pełną. Tak mu zasmakowało wczoraj, że nie widział bez nich dla siebie żadnego ratunku. Niby jadł całkiem niedawno, pod kurek aż, ale zawsze znalazł miejsce na jabłuszko, czy insze coś przymilnie słodziutkiego. Rozpromienił się w tej samej chwili i uśmiech, którego wieczorem jeszcze okazać nie potrafił, sprzedał leszemu na dobry dnia początek. A śmiał się buzią całą, mrużąc oczy i brwi strosząc. Krzywdę trzymał jeszcze w sercu, ale nie szło się boczyć, kiedy takie miłe mu się rzeczy przydarzały. - A może i orzechy żeś wiewiórczym nawykiem gdzie pochował? Zdaje mie się, że by szły z powidłem jak dobrana para. A jeśli nie masz, to w las się przejdę, popytam, może co znajdę. Albo i na świeży zbiór to chyba pora niedługo – zaoferował ochoczo, z myśli wyrzucając wczorajsze ostrzeżenie o tym, że nietutejszy i na wrogość przez to podatny. Słaby był wciąż nieco, ale rwał się do roboty już od rana. Przykro mu było próżnować, kiedy pod nos mu podstawiano. Znał swój stan i wiedział, że nie ma co proponować wielkiej pomocy, ale chociaż zdałby się i w jakiej małej rzeczy może. Podwórze omiecie, czy kurze w środku zetrze.
Podźwignął się, szmatki na stopach z luźnego piasku otrzepał i zerknął na leszego, niepewny czy przecisnąć się powinien, czy może poczekać, jak i on wstanie, a potem w chacie się skryje.
Powrót do góry Go down
Sponsored content



Wszystkie refleksy zieleni Empty
PisanieTemat: Re: Wszystkie refleksy zieleni   Wszystkie refleksy zieleni Empty

Powrót do góry Go down
 
Wszystkie refleksy zieleni
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Wszystkie moje wątki
» Wszystkie sonety Toussaint
» W miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Gurges ater :: Gurges ater-
Skocz do: