|
| Tyle jadu jest w tej miłości. | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
ZerlovBadass Uke
Data przyłączenia : 02/07/2017 Liczba postów : 235 Cytat : Miłość, sen i śmierć przychodzą pomału, schwyć mnie za włosy i mocno pocałuj.
| Temat: Tyle jadu jest w tej miłości. Wto Wrz 12, 2017 9:58 pm | |
| First topic message reminder :Każdemu związek kojarzy się czułymi słówkami, równie czułymi czynami, raz na jakiś czas słabą kłótnią i ogólnie wszystkim co najlepsze. Inną koncepcję mieli X wraz z Y. Z początku żyli w raju mając siebie nawzajem. Z czasem zaczęło się psuć, nie na tyle aby ze sobą zrywać, lecz na tyle aby toczyć wojny między sobą o byle co. Ich relacja jest lepiej znana jako toksyczna. Skaczą sobie do gardeł, potrafią sobą gardzić i doprowadzać do wkurwienia czy łez. Natomiast po takich akcjach jeden wracał i rzucał puste "przepraszam" a później kochali się całą noc, taka piękna historia. Wyniszczają się wzajemnie, wiedzą o tym. Bez reakcji. Jeden i drugi uważają, że nie mogą żyć bez siebie. Owszem, szczerze się kochają, w tej kwestii nie kłamią. Tylko po cholerę wyzywają się od najgorszych, a nawet czasem jeden z nich przejdzie do rękoczynu. Co to za miłość? Co musi się stać aby ich koszmar się skończył? Wenecja oraz Zerlov witają (: _________________ Just look, I'm yours. |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
ZerlovBadass Uke
Data przyłączenia : 02/07/2017 Liczba postów : 235 Cytat : Miłość, sen i śmierć przychodzą pomału, schwyć mnie za włosy i mocno pocałuj.
| Temat: Re: Tyle jadu jest w tej miłości. Wto Lis 21, 2017 8:47 am | |
| Sam nie wiedział czego ma oczekiwać. Pierwszy sms był z góry przesądzony. Charles nie posłodzi mu, mówiąc jaki jest cudowny, iż odezwał się pierwszy, i takie tam. Po cichu nawet nie wiedział czy ten odpowie. Dlatego sms, taki jaki był ale był. Robert od razu nie poddał się, a może akurat wróci? Porozmawiają lub też nie.. Będzie go miał jednak przy sobie a wszelkie obawy dadzą mu spokój. Ile to razy zdarzało mu się oprócz nieudanych telefonów chodzić po okolicy, niczym taki pajac albo siedzieć przy oknie. No pojeb jak nic. Drugi własny sms popadł w nicości. Pierwsza minuta czekania była znośna. Skupił się a tym słabym światełku za oknem. Dwie kolejne lampy obok wcale nie świeciły. Niedawno mieszkańcy bloku obok zgłaszali sprawę braku światła i spotkali się z chamska odpowiedzią. Miasto nie ma czasu na dwie małe lampeczki, które nie świecą. Burza wywołana automatycznie. Roberta nie interesowały tego typu sprawy. Po co ma tracić czas oraz nerwy skoro ktoś inne może? Chamskie, prawda. Ogólnie mu ten brak światła nie przeszkadzał, gdyż nie był mocno doskwierający. Obok kolejne lampy normalnie świeciły. Poruszył się niespokojnie opatulając bardziej. Nie odpisywał. Czyli barman przegrał? Tak, pewnie tak. Za dużo razy się kłócili. I nie wychodziło im na dobrze. Ile taki rytm życia jeszcze potrwa?
Od ostatniego, wysłanego sms minęło jego zdaniem sporo czasu. Po dziesiątym sprawdzeniu czy nie dostał odpowiedzi odłożył urządzenie gdzieś w bok. Jeśli kolejne pół nocy miało mu zlecieć na nerwowym wpatrywaniu się w telefon, podziękował. Siedzenie na kanapie również nie potrwało długo. Wygodne siedzenie zaczęło go uwierać, ciepły, miękki koc dawał zbyt wiele ciepła a i powodował nerwowe drapanie się. Łóżko ziębiło jego ciało oraz było twarde. Czuł się nieswojo w własnym mieszkaniu, dlatego kręcił się z jednego pomieszczenia do drugiego, w ten sposób nie słysząc nikogo kto wchodzi do środka. Charles wszedł niezauważony. Dopiero kolejne przesunięcie z pomieszczenia do pomieszczenia postawiło go za plecami ukochanego. -Charles.. -szepnął cicho z słyszalną ulgą w głosie. Widział go w półmroku i to od tyłu, więc nie dziwota, że dopiero gdy zapalił światło i stanął z nim twarzą w twarz.. omal nie dostał zawału. -O mój Boże.. -szepnął ochryple. -Co Ci się stało? Charles, mój Boże.. -wydukał kolejny raz. Wyglądał.. Źle. Robert znów był zdezorientowany, przerażony.. Ostrożnie, drżącą ręką dotknął jego piersi, daleko będąc od twarzy. -Muszę Cię opatrzyć, teraz i to szybko. Muszę Cię położyć.. Zająć się Tobą.. Matko.. Dukał, bowiem normalna rozmowa z nim nie miała większego sensu. Jeszcze niedawno kłócili się o gówno, rozchodzili a teraz.. Najpierw Robert siedział jak na szpilkach, zastanawiając się gdzie on się podziewa a teraz... _________________ Just look, I'm yours. |
| | | venezianeDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 534 Cytat : you see i would've killed romeo, and saved juliette
| Temat: Re: Tyle jadu jest w tej miłości. Nie Gru 03, 2017 2:38 pm | |
| Ruszył w kierunku łazienki chociażby z tego względu, że widział, że tam Roberta nie ma. Światło paliło się w zupełnie innym pomieszczeniu, co dawało szansę na to, aby przemknąć praktycznie niezauważonym. Chciał się tam umyć, trochę opanować swój wygląd, zanim zobaczy go barman. Może to pozwoliłoby trochę zahamować beznadziejne konsekwencje, jakie niewątpliwie nosłoby za sobą zobaczenie Charlesa wyglądającego tak okropnie. Jakkolwiek by się nie kłócili, Silverberg doskonale wiedział, że chłopak na pewno się przejmie. Nie chciał go martwić. Nie chciał robić mu przykrości czy co gorsza, wpędzać w poczucie winy. Bo nie wiedział, co sobie pomyśli Volonte. Najgorszą opcją było uznanie, że gdyby nie cała ta sprawa z Simonem to jego wina i to przez niego teraz Charles wraca poturbowany do domu. Pewnie gdyby nie chodziło o coś tak poważnego, jak pobicie, a o jakąś pierdołę, białowłosy nie miałby nic przeciwko takiemu rozumowaniu. Ale złość ma granice. W kontraście z białymi włosami krew na bladej twarzy wyglądała jeszcze upiorniej. Rozbity łuk brwiowy i opuchnięty policzek, nie miał nawet jak tego zetrzeć. A przy tym chwiał się, kręciło mu się w głowie, nie był w stanie przejść niezauważonym tak, jak by sobie tego życzył. I on nie usłyszał Roberta od razu. Uświadomiwszy sobie, że chłopak stoi za nim czuł, że przegrał tę walkę o przeciągnięcie choć trochę jego słodkiej nieświadomości co do stanu Charlesa. Chciał wziąć głęboki wdech, ale to zbyt bolało. Nie umiał zidentyfikować własnych obrażeń. – Porozmawiamy potem, dobrze? – Spytał nieco ochryple, mając cichą nadzieję, że jest jeszcze szansa, żeby mu umknąć. Ale takiej szansy nie było. Światło zalało całe pomieszczenie, ujawniając jego okropną tajemnicę odnośnie opłakanego stanu. – Nic mi nie jest, Robert… - Ułożył dłoń na jego, chcąc go trochę uspokoić. Wygląd jego twarzy nie miał teraz znaczenia. Podczas kiedy Volonte martwił się o Charlesa, ten swe troski kierował na barmana. W końcu on sobie poradzi. To tylko jedna z jego przygód… Prawda? – Po prostu miałem dziś dużo pecha. – Wytłumaczył dość enigmatycznie i przeszedł w końcu do łazienki, aby tam usiąść na zamkniętej klapie toalety. Musiał na chwilę gdzieś odpocząć, a przy okazji przemyć twarz z zakrzepłej krwi, która wyglądała tym upiorniej, że zdążyła ściemnieć. – Dasz mi jakąś wilgotną szmatkę? I chyba kupowaliśmy lód na drinki, prawda? Mogę Cię prosić o okład? – Spytał. W jego głosie nie brzmiało już ani trochę dawnego urazu, zupełnie tak, jakby ich kłótnia praktycznie nie miała miejsca. Teraz mieli inne problemy, a poza tym już nawet nie czuł złości. Widział za to jego zmartwienie, a przez nie dostrzegał miłość. Nie mogli już mieć sobie nic za złe.
|
| | | ZerlovBadass Uke
Data przyłączenia : 02/07/2017 Liczba postów : 235 Cytat : Miłość, sen i śmierć przychodzą pomału, schwyć mnie za włosy i mocno pocałuj.
| Temat: Re: Tyle jadu jest w tej miłości. Nie Gru 03, 2017 5:40 pm | |
| Robertowi nie uszedłby żaden szelest gdyby choć trochę skupił się na świecie. Błądził z pokoju do pokoju tonąc w myślach. Wydawało mu się, że nie usłyszałby gdyby stado koni wbiegło do środka. Zazwyczaj bywał czujny, zostając samemu w domu. Nie żeby narzekał na pełen spokój raz na jakiś czas ale życie było mu miłe a ile było trzeba aby jakiś pojebaniec włamał się do domu? Charles nie miał tyle szczęścia, jeśli w ogóle można było mówić o jakimkolwiek, więc został szybko przyłapany na gorącym uczynku. Volonte z początku nie mógł uwierzyć co się właściwie działo. Jeszcze tak niedawno siedzieli w barze, gdzie raz było dobrze a później się spieprzyło. Teraz wpatrywał się w zakrwawioną twarz ukochanego. Nie krył przerażenia ani uczucia troski o jego zdrowie ale starał się nie okazywać jak bardzo źle się z tym czuł. Owszem, zaczął się obwiniać. -Zajmę się Tobą. -odszepnął tylko tyle. Z bólem serca zostawił go w łazience. Na miękkich nogach dotarł do kuchni, gdzie zrobił kilka rzeczy: najpierw z szafki wyciągnął dwa środki, w tym jeden typowo do dezynfekcji ran a drugi z dodatkiem gówna, które przy okazji miało leczyć rany; z innej szafki wyciągnął dwie szmatki, do jednej napchał lodu a drugą zamoczył w zimnej wodzie. Wszelakie maści i tego typu pierdoły zostawi na jutro. Gdy wrócił do łazienki podał mu okład, następnie w biegu wyciągając jeszcze specjalne waciki do obmycia ran oraz cieniutkie, przeźroczyste plastry, którymi zaklei mu później rozbity łuk. -Najpierw obmyje Ci trochę delikatnie twarz, okej? Muszę mniej więcej widzieć gdzie mam dotrzeć wacikami. Jeśli tylko zaboli to mi powiedz. Szeptał niesamowicie cicho. Cała złość minionego wydarzenia opuściła go. Aktualnie czuł się winny. Aktualnie bolał go widok ukochanego w takim stanie. Zrobiłby wszystko aby móc cofnąć czas. Klęknął przed nim zabierając się do roboty. Wlał do zlewu wody, którą namaczał wcześniej i tak już zamoczoną szmatkę. Starał się być delikatny ale skuteczny. Liczyło sie jak najszybsze obmycie twarzy aby przystąpić do dezynfekcji. -Charles gdzie Cię jeszcze boli oprócz twarzy? Powiedz mi co się stało, błagam. Może lepiej ruszyć do szpitala. -mamrotał łamiącym się głosem. Wiedział, że nie może tak po prostu się załamać bo nie chodziło o niego a o ukochanego. Nie Robert miał być w centrum uwagi. _________________ Just look, I'm yours. |
| | | venezianeDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 534 Cytat : you see i would've killed romeo, and saved juliette
| Temat: Re: Tyle jadu jest w tej miłości. Sro Gru 06, 2017 9:49 pm | |
| Nie walczył z nim, nie miał na to nawet siły. Po prostu przyjął sprawy takimi, jakimi były. Nie zmusi Roberta, żeby sobie odpuścił, zresztą nie chciał tego i sam również by tego nie zrobił. Nie marudził, nawet nie pisnął już z bólu. Jedynie odrobinę się krzywił. Kiedy zamykał oczy, kręciło mu się w głowie. Chciało mu się trochę wymiotować. Określenie „nie czuł się najlepiej” jest naprawdę sporym i wybitnie wręcz delikatnym eufemizmem. Czekając na Roberta przechylił się trochę tak, że oparł głowę o najbliższą ścianę. Zimne kafelki koiły nieco ból, białowłosy miał chwilę, aby odsapnąć. Kiedy barman wrócił, uniósł na niego spojrzenie i wyprostował się nieco, aby ułatwić mu zadanie. Oparł się jednak na zimnej ściance za sobą plecami i odetchnął cicho. Każdemu ruchowi towarzyszył ból. – Jasne, rozumiem. Myj śmiało. – Wymamrotał, spuszczając wzrok na swoje dłonie. Nie chciał zamykać oczu całkowicie, a chciał, aby Robert mógł obmyć mu twarz tak, jak było dla niego wygodnie. Czasem znów się nieco krzywił, kiedy coś zabolało lub zapiekło, lecz poza tym był spokojny, nie chcąc ukochanemu przysparzać problemów. I tak podejrzewał, że jest to dla niego bolesne. Cały czas stawiał się w jego miejscu, wyobrażał sobie, co by było, gdyby to spotkało Volonte. On był delikatniejszy. Charles bardzo by to przeżywał. – Trochę na klatce piersiowej… – Odparł ochrypłym głosem i położył dłoń w miejscu, w którym wydawało mu się, że bolało najbardziej. Spróbował trochę odchrząknąć, aby móc zacząć mówić choć trochę normalniej. – Jak dostałem od ciebie tego smsa… – Zaczął. – Właściwie od razu wyszedłem. Poszedłem na autobus, ale był dopiero za godzinę, przecież bym zamarzł. A portfela zapomniałem wziąć od kolegi. Więc szybciej by było, żebym poszedł pieszo, to z dwadzieścia minut szybszym krokiem. Więc bym też tak nie zmarzł. A wrócić do kolegi? Przecież mieszka w bloku, musiałbym go obudzić. – Urwał na chwilę, przełknął ślinę i zwilżył spękane wargi językiem. – Poszedłem pieszo i po drodze spotkałem dwóch kolesi, którzy chcieli ode mnie kasę. Jak powiedziałem, że nie mam, byli trochę… niezadowoleni. Zajebali telefon. – Wytłumaczył wszystko po kolei. – Ale miałem szczęście, bo przejeżdżał ktoś obok. Jak mnie zobaczył, to chciał mnie zawieźć do szpitala. Wolałem tutaj. Nic mi nie jest. – Zapewnił wciąż niewyraźnie i nieco mrukliwie.
|
| | | ZerlovBadass Uke
Data przyłączenia : 02/07/2017 Liczba postów : 235 Cytat : Miłość, sen i śmierć przychodzą pomału, schwyć mnie za włosy i mocno pocałuj.
| Temat: Re: Tyle jadu jest w tej miłości. Sob Gru 09, 2017 2:54 pm | |
| -Powinieneś wrócić, przecież ten kolega wcale nie byłby zły. -wydukał na półprzytomnie. Na usta cisnęło mu się więcej. "Nie, to ja nie powinienem prosić Cię o nocach o powrót". Sam doskonale wiedział jak nocą bywa niebezpiecznie. Na własnej skórze przekonał się co czeka człowieka samotnie kręcącego się po nocy. Trzykrotnie nadział się na mało przyjemne sytuacje o których nigdy nie wspomniał Charlesowi. Uważał, że nie ma po co. Było i minęło. Nie znał danych osób, nikt nie złapał ich na gorącym uczynku, nikt nawet ich nie widział w najmniejszym stopniu. Sprawa zamknięta. Czuł się winny. Przez myśl przeszło mu jak może się skończyć ta nocna przechadzka ale tyle razy Charles gdzieś się szlajał po nocach i nic. Poza tym miał być tej jebany autobus... Źle się poczuł. Na tyle alby wiedzieć, że winą za stan ukochanego najlepiej obarczyć siebie. -Powinniśmy zabrać Cię mimo wszystko do szpitala. Jeśli masz połamane żebra to ja niewiele zrobię. A co jeśli doznałeś większych urazów? -wysapał nieco ożywiony, zdając sobie sprawę, że do takiego czegoś mogło dojść. Poradzi sobie z takimi otarciami oraz ranami, które nie trzeba szyć. Natomiast daleko mu było do lekarza aby stwierdzić czy nie zadziało się coś niedobrego w środku. Nabierając ciężko powietrze w płuca cicho wymamrotał. -Musimy jechać. Szybko opatrzę Cię ile mogę skoro już zacząłem a potem zamówię taksówkę i pojedziemy do szpitala. Jeszcze jedną opcją było zadzwonić po karetkę ale wątpił aby byli zadowoleni po przyjeździe do nich. Nawet jeśli ich obowiązkiem jest opieka nad poszkodowanymi. Poza tym nie chciał tracić więcej czasu. I tak go tracił na własnoręczne bawienie się w lekarza. Mniej więcej obmył mu twarz a, że czas uciekał dłużej się w to nie bawił. Podjął kolejne działania. Waciki moczył w dezynfekującym płynie, następnie docierając nim do każdej widocznej rany na ciele ukochanego. Tym razem starał się być jeszcze delikatniejszy, zważając na możliwość pieczenia. Lepiej nie będzie. Gdzieś na końcu zabrał sie za rozbity łuk ale nie mając w rękach fachu pielęgniarki nakleił plasterki zgodnie z tym jak uważał. Używał ich wcześniej, więc mniej więcej wiedział jak dokładnie przykleić i w jakich odległościach od siebie. Tyle mógł zrobić. -Zaraz po szpitalu wrócimy do domu i spokojnie odpoczniesz. Jestem w stanie jeszcze porobić Ci okłady i położyć do łóżka ale nadal będę niepewny czy żebra są całe.. Dlatego musimy jechać do szpitala. _________________ Just look, I'm yours. |
| | | venezianeDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 534 Cytat : you see i would've killed romeo, and saved juliette
| Temat: Re: Tyle jadu jest w tej miłości. Wto Gru 12, 2017 9:03 pm | |
| – Nie chciałem go budzić. – Odparł dość niewyraźnie. Dobrze, że Robert nie mówił tego, co myślał, bo Charles naprawdę nie chciałby tego słyszeć. Nie chciał, aby Volonte patrzył na to w ten sposób, bo uważał, że wina leży tylko po stronie tych zbirów, którzy go napadli. Obaj nie mówili sobie wszystkiego i obaj doskonale wiedzieli, że włóczenie się po nocy to u nich coś częstego. Barman mógł wracać z pracy, Silverberg natomiast z jakiejś zakrapianej imprezy. A jednak to dopiero teraz coś mu się stało. Coś, co przy tak wielkim kuszeniu losu zapewne kiedyś stać się musiało, choć wcale tego nie przewidywał, wyznając te niezwykle naiwną zasadę – skoro nie stało się nic dotąd, to dalej też nic się nie stanie. Aż w końcu się doigrał. Na wieść o szpitalu skrzywił się jeszcze bardziej z czystej niechęci wobec tego miejsca, nawet więcej niż z bólu. Nigdy nie lubił szpitali i bywał w nich tylko wtedy, kiedy było to absolutnie konieczne, właściwie przymusowe. Nawet kiedy „umierał” bo się przeziębił, wystarczyło powiedzieć mu, że w takim razie muszą jechać do lekarza, aby nastąpiło niespodziewane cudowne ozdrowienie. – Nic mi nie jest, Robert… - Odparł z cichym westchnieniem, jednak nie sądził, żeby w tej sytuacji był w stanie przekonać do tego chłopaka. Tym bardziej, że nie miał siły walczyć i bezwiednie poddawał się jego woli. Musi jechać? No trudno, niech będzie. Może to też trochę uspokoi Roberta, co według Charlesa było bardzo wskazane. Tępy ból niedługo potem zmieszał się z okropnym pieczeniem i białowłosy zaczął cicho syczeć raz po raz, krzywić się i wydawać z siebie dźwięki niezadowolenia wynikające z bólu. Im więcej go było, tym bardziej był cicho, powoli oswajając się z każdą jego niewielką porcją, aż w końcu przywykł całkowicie. Wiedział, że ukochany starał się być delikatny, ale to niewiele pomagało. Pieczenie dokuczało tak samo, jedynie trochę się przedłużało. I tak był mu bardzo wdzięczny. – Nie chcę. – Powiedział trochę jak kapryśny chłopiec. – Ale jeśli to cię uspokoi, niech będzie. – Dodał po chwili i spróbował nieznacznie się uśmiechnąć. Kiedy okazało się to zbyt bolesne, ponownie cicho jęknął. – Ale jak tylko będzie można, pojedziemy do domu i położę się spać. Nie przejmuj się tak. Nic mi nie będzie, obiecuję.
|
| | | ZerlovBadass Uke
Data przyłączenia : 02/07/2017 Liczba postów : 235 Cytat : Miłość, sen i śmierć przychodzą pomału, schwyć mnie za włosy i mocno pocałuj.
| Temat: Re: Tyle jadu jest w tej miłości. Wto Gru 12, 2017 9:33 pm | |
| Tak, najlepszym sposobem było poddanie się Robertowi. Nawet jeśli okaże się, że wszystko jest okej (oby tak było) i nie stało mu się nic poważnego, to zasięgnie tych informacji od specjalisty a nie Charlesa, który tak twierdził bo nie lubił szpitali. Zdawał sobie sprawę z jaką niechęcią ten w ogóle myślał o szpitalu ale dziś tam wejdzie. Szybko pojadą i szybko wrócą, na pewno. Na pewno wszystko jest dobrze, musi być. Im bliżej końca w roli pielęgniarza był tym bardziej trzęsła mu się ręka. Starał się być delikatny. -Tak, uspokoi mnie. Jeśli lekarz da zielone światło to od razu wracamy do domu i kładę Cię spać. Chcę mieć pewność, że nic Ci nie jest. Przy okazji dokładniej Cię opatrzą. Dodał jeszcze ciche "poczekaj", nim nie odrzucił na bok ostatni, niepotrzebny wacik i nie wyszedł z łazienki. Pobiegł zadzwonić po taksówkę, przecież nie pójdą na pieszo. Na szczęście długo jechać nie będą, zważając na to, że mieli szpital blisko. Niemalże pod nosem. Ironia, co? Wrócił zaledwie po chwili. -Zaraz przyjdzie taksówka, musisz powoli wstać, okej? Pomogę Ci. -zakomunikował o dziwo spokojnie. Tyko takie małe pozory. W środku wciąż szalał. Kim byli napastnicy? Ktoś ich widział z bliska? Robert widział wiele pijackich bijatyk, o wielu się nasłuchał ale nigdy nie zaatakowano nikogo mu bliskiego. Pewnie dlatego właśnie w tej chwili przeszło mu przez myśl aby zawiadomić policję. I co powiedzą? Przecież takie incydenty się zdarzają a im nie pomogą wcale, bowiem czy ktoś dokładnie widział napastników? Charles? A może jednak? Póki co barman zacisnął usta w cieniutką linię. Na dziś byleby dojechali do szpitala, jutro zajmie się resztą. Podchwycił go pod ramię, bardzo ostrożnie aby nie nacisnąć na obite miejsca. W szczególności uważał na klatkę piersiową czy brzuch. I niby się starał a wydawało mu się, że za cholerę nie ma w sobie delikatności. Przewrażliwiony. -Charles, jak oddychasz mocno bolą Cię okolice żeber? Albo kuje Cię w tej okolicy? O tak, normalnie Pan doktor się znalazł. _________________ Just look, I'm yours. |
| | | venezianeDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 534 Cytat : you see i would've killed romeo, and saved juliette
| Temat: Re: Tyle jadu jest w tej miłości. Sro Gru 27, 2017 2:48 pm | |
| Gdy tak czuł zdenerwowanie ukochanego, bardziej stresowało go ono niż własny stan. W końcu tyle razy był w różnych tarapatach, że to nie było nic nowego, tylko trochę go obito. Parę dni i znów wszystko będzie w porządku. Po co te nerwy? Oczywiście, gdyby wszystko działało w drugą stronę, gdyby to Robertowi coś się stało, Silverberg miałby do tego zgoła inne podejście… Ale Robert, całe szczęście, był cały i zdrowy. Tylko trochę roztrzęsiony. – Skoro tak mówisz. – Odparł i oparł się znów o najbliższą ścianę, zamykając oczy. Wszystko było łatwiej znieść, kiedy nic się nie robiło, tylko siedziało z zamkniętymi oczami. Nie denerwowała go nawet bezczynność, wyjątkowo. – Okej. – Odparł, rozchylając z powrotem powieki i opierając się o ścianę, powoli podniósł się do pionu przy pomocy Roberta. Ciało bardzo go bolało, przez co znów nieco się skrzywił, ale nie narzekał, nie stękał ani nie syczał, jakby będąc już psychicznie gotowym na każdą niedogodność, jaka go czekała w najbliższym czasie. Dlatego też nie przeszkadzały mu objęcia Roberta, nie przeszkadzał mu jego dotyk nawet, jeśli czasem jedynie przydawał mu odrobinę bólu. To było w porządku. Barman chciał dobrze. – Może trochę. Ale w porządku, nie aż tak bardzo. – Odparł na wpół szeptem oraz na wpół zgodnie z prawdą, która była nieco bardziej nieprzyjemna, kierując się z barmanem w stronę drzwi. Kiedy obaj byli gotowi, wyszli, aby skierować się do taksówki. Ponowne pokonywanie schodów nie było największą przyjemnością, grymas znowu pojawił się na jego twarzy właściwie niejednokrotnie, jednak i tym razem ból nie był w stanie wydusić u niego ani słowa skargi. Wkrótce potem wsiedli do samochodu, taksówkarz bynajmniej nie wydawał się zdziwiony, słysząc dokąd ma jechać i czasem jedynie kontrolnie zerkał w lusterko, jak gdyby chcąc się upewnić, że obity mężczyzna przypadkiem nie schodzi mu gdzieś na siedzeniu. Wkrótce potem dojechali i Charles wysiadł z pewnym trudem, ale samodzielnie. Kiedy uniósł wzrok, trudno powiedzieć czy bardziej skrzywił się z bólu, czy na widok szpitala.
|
| | | ZerlovBadass Uke
Data przyłączenia : 02/07/2017 Liczba postów : 235 Cytat : Miłość, sen i śmierć przychodzą pomału, schwyć mnie za włosy i mocno pocałuj.
| Temat: Re: Tyle jadu jest w tej miłości. Sro Gru 27, 2017 8:31 pm | |
| W mgnieniu oka znaleźli się w taksówce i na tyle dobrze. W domu ograniczył zamęczanie go pytaniami do minimum. Pewnie samo mówienie sprawiało mu trudność a Robert zadający mu multum pytań w niczym nie pomagał. Bacznie go obserwował, nic więcej. Taksówkarz wykazał się praktycznie zerowym zainteresowaniem, łypiąc spojrzeniem raz po raz czy nie naruszają mu stanu zjeżdżonych siedzeń. Kultura w ciul. Aczkolwiek lepiej jeśli milczał. Tłumaczenie mu co się stało nie należało do czynności, jakie chciał robić. Zamiast tego miał całą drogę do szpitala wolną aby kontrolować stan ukochanego. Dwa razy ledwie poprosił grzecznie gościa aby nie wchodził tak ostro w zakręty. Pojebaniec raczej nie liczył się z stanem jednego z pasażerów. Pod szpitalem barman niechętnie rzucił mu pieniądze za drogę, mrucząc aby jechał dalej. Wrócą inną, na pewno nie z nim. Dalej było prościej. Tak jakby. Pomógł mu wejść do środka, posadził na pobliskim krzesełku a później ruszył kogoś szukać. Ruch w szpitalu był spokojny; obok przeszły dwie pielęgniarki, starszy lekarz oraz kilku pacjentów. Jego osobą zainteresowała się miła, starsza pani w rejestracji. -Przepraszam, potrzebuję pomocy.. Wtedy w skrócie wytłumaczył jej co i jak. Po kilku chwilach sadzając Charlesa na wózku zabrano go do jednej z sal, Robertowi każąc czekać. Co mu pozostało? Posadził grzecznie poślady na wcześniejszym miejscu ukochanego ale szybko zrezygnował z tego pomysłu. Zaczął się delikatnie kręcić po holu.. Jeśli wejście w każdy dostępny kąt szpitala można nazwać czymś delikatnym. Gdzieś pod koniec siłą zmuszono go do siadu. Stresował się, codziennie nie zabierał nikogo bliskiego do szpitala. Pobitego.. Serce podchodziło do gardła za każdym razem jak jakiś lekarz szedł w jego stronę ale szybko omijał. Ilu ich jest w tym szpitalu?! Ale znalazł się ten jeden łaskawiec co zaprowadził go do opatrzonego Charlesa. Wpadł niemal jak oparzony do środka, napotykając wzrok dwóch pielęgniarek. Wzrok a następnie ciepły uśmiech. -Jest Pan kolegą pacjenta? Może mi Pan dokładniej powiedzieć co się stało? -mocny ale dziwnie kojący głos lekarza obudził z transu Roberta. Przy okazji dał do myślenia, skąd zna ten głos (wcześniej ruchem głowy zawołał go zawołał). Barman spojrzał na niego krótko, za krótko ale wystarczająco aby zaraz wymamrotać. -Tak jakby.. I nie mogę, bo wiem tyle co Pan. Czyli nic. Ktoś go pobił, wiem tyle. -wymamrotał trochę za chamsko ale niespecjalnie ruszyło to mężczyzna, bo uśmiechnął się półgębkiem, kiwając spokojnie głową. Więcej o nic nie pytał. Zostawiono ich samych, wreszcie. Pospiesznie zasiadł obok łóżka z skruszoną miną patrząc na ukochanego. Przez to wszystko zapomniał się zapytać co z nim.. Ale to nic. -Jak się czujesz? Lekarz coś mówił? _________________ Just look, I'm yours. |
| | | venezianeDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 534 Cytat : you see i would've killed romeo, and saved juliette
| Temat: Re: Tyle jadu jest w tej miłości. Sro Sty 03, 2018 8:16 pm | |
| Zabrany przez lekarzy współpracował – choć mimo wszystko, nie był zbyt rozmowny. Lekarze z kolei byli na tyle mili, aby zanadto go nie męczyć, jedynie usłyszawszy w jaki sposób Charles znalazł się w tak opłakanym stanie raz po raz mówili coś w stylu „Musi pan to zgłosić” lub „Jeśli pan tego nie zrobi, ktoś inny może niedługo stać się ofiarą, proszę o tym pomyśleć”. Ale Silverberg nie chciał myśleć, na pewno nie w tamtym momencie. Czekał jedynie na moment, aż wreszcie dowie się, że już ma spokój, aż znów spojrzy na Roberta i razem wrócą do domu. Nie chciał niczego więcej, może jeszcze trochę snu. Nie przejmował się na tę chwilę nawet tym, że jego twórczość na chwilę będzie musiała poczekać, co zazwyczaj było nie do pomyślenia. Charles lubił być w końcu w ciągłym działaniu. W końcu jednak mógł się położyć, opatrzony i nafaszerowany lekami przeciwbólowymi wreszcie miał okazję choć trochę odpocząć. W dodatku do sali wszedł Robert i usiadł nieopodal. – Chujowo. – Odparł i wyciągnął rękę do ukochanego, jak gdyby gestem tym próbując go pocieszyć, że nic mu nie jest i wszystko jest w porządku. Byli sami, mógł sobie na to pozwolić. Zresztą… Mógłby się założyć, że i tak wszyscy czuli od nich, że są na zupełnie innej płaszczyźnie niż koleżeńskiej. – Coś mówili. – Westchnął trochę wymijająco i zamknął oczy. – Wstrząs mózgu, złamane dwa żebra i obicia. Poza tym jednak wszystko w porządku. Chyba mnie dziś jeszcze nie wypuszczą. – Powiedział na wpół normalnie, na wpół szeptem zupełnie mimowolnie. Trzeba było się trochę wysilić, żeby usłyszeć go dobrze, jakkolwiek nie wydawałoby mu się, że mówi dość głośno. – Ale niedługo będzie w porządku i wrócę z tobą do domu. Obiecuję. – Uśmiechnął się delikatnie i rozchylił powieki, aby znów spojrzeć na chłopaka. Wydawało mu się, że wyglądał tak blado w zimnym, nieprzyjemnym świetle szpitalnym, które zdawało się wyciągać wszelkie smutki na wierzch. A niepotrzebnie. – Zanim się obejrzysz, znów będę w stanie robić z tobą wszystko, na co będziemy mieć ochotę. Jego głos był też przyciszony w razie, gdyby ktoś jednak miał ich usłyszeć. Nigdy się go nie wstydził i uważał, że jest to tylko ich sprawa, ale… no właśnie, nikt nie musiał ich słyszeć, nie musieli robić wokół siebie jeszcze większego show. – Wracaj do domu i odpocznij. Jutro po mnie przyjedź, kiedy obaj będziemy mieć więcej siły.
|
| | | ZerlovBadass Uke
Data przyłączenia : 02/07/2017 Liczba postów : 235 Cytat : Miłość, sen i śmierć przychodzą pomału, schwyć mnie za włosy i mocno pocałuj.
| Temat: Re: Tyle jadu jest w tej miłości. Sob Sty 06, 2018 12:21 pm | |
| Słysząc porażającą diagnozę jego mina wyrażała więcej niż tysiąc słów, w tym zawarte typowe "A nie mówiłem?!". Był na niego zły za wyparcie się przyjazdu do szpitala, lecz nie na tyle aby patrzeć na niego mocnym wzrokiem z góry. Szybko zmiękło mu przemęczone serce na widok zbolałego ukochanego. Zbliżył się do szpitalnego łóżka, niemal posłusznie acz delikatnie ujmując jego dłoń. Na tyle sobie pozwoli. Poza tym zostali całkowicie sami. Podsunął sobie pod tyłek metalowe krzesło z granatowym siedzeniem. Dosyć wygodne. -A Ty upierałeś się przy zostaniu w domu. -wymamrotał wreszcie. Czuł jak uleciało z niego napięcie a wraz z nim życie. Na pewno nie poczuł się lepiej ale już na pewno nie chodził z takimi owsikami w tyłku jak wcześniej na korytarzu. -Wstrząs mózgu, złamane żebra.. I Ty chciałeś jeszcze dzisiaj wrócić?! -sapnął, unosząc nieoczekiwanie głos. Zreflektował się szybko, cicho przepraszając za swoje zachowanie. -Poza tym czeka Cię teraz długi okres bez wysiłku. Żebra muszą się zrosnąć. -dodał łagodniej, czulej, zagryzając kącik warg. Korzystając z ich samotności podniósł się, nachylił i złożył szybkiego nacz delikatnego buziaka na jego policzku. Nigdy nie spodziewał się wylądować z nim w szpitalu po czymś takim. Znał go, przecież takiego kochał ale był niemal przekonany, że nigdy nikt nie spuści mu aż takiego łomotu.. Teraz żałował, że zostawił go na imprezie samego. Żałował, że kazał wrócić do domu. Optymistyczne, nawet jeśli lekko udawane, nastawienie nie bardzo działało na barmana. Połamane żebra nie są czymś co po dwóch dniach znika. Wstrząs mózgu nie jest lekkim otarciem od upadku w trakcie powolnej jazdy rowerem. Znów przysiadł na swoim przysuniętym krześle, głowę układając na łóżku, blisko ich splecionych dłoni. -Zostanę z Tobą, nie dam rady siedzieć samemu w domu. -wyszeptał, przymykając powieki. Bardzo go kochał ale wytłumaczenie mu, że mimo mocnych słów podnoszących na duchu - nie wyjdzie jutro. Wątpił w to. Tak samo nie było mowy o przemęczaniu się. Na jakiś czas ukochany z przymusu zrobi sobie wolne a Robert zajmie się nim. -Bardzo Cię kocham. Nie ważne co inni mówią. -wymamrotał cicho, ciszej niż by mógł. Ciężko zliczyć ile osób przekreślało ich związek mimo trzymania za nich kciuki. Bo ile można się kłócić, wyzywać, czy skakać sobie do gardeł? Gdzie jest ta granica? Kiedy ją przekroczą? Skrzypnięcie otwieranych drzwi zmusiło go do uniesienia głowy. Do środka wszedł ten sam.. dziwnie znajomy lekarz. Uśmiechnął się jakoś tak nijak. -Jak się czujemy Panie Charles? Mogę wiedzieć choć nieco bardziej co się dokładnie stało? A i chciałbym przypomnieć, że w szpitalu obowiązują godziny odwiedzin. Czasem tyko zdarzają się wyjątki. Robert ani myślał odpowiadać. Niechętnie zmarszczył nos a następnie przeniósł wzrok na twarz ukochanego. _________________ Just look, I'm yours. |
| | | venezianeDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 534 Cytat : you see i would've killed romeo, and saved juliette
| Temat: Re: Tyle jadu jest w tej miłości. Nie Sty 14, 2018 6:19 pm | |
| Miał ochotę wywrócić oczami, słysząc te jego komentarze. Zapewne w normalnych okolicznościach, kiedy Charles czułby się dobrze, wystarczyłyby, aby wywołać wojnę. Wypominanie mu, czepianie się go, naprawdę, Robert mógł już sobie darować, to tylko działało mu na nerwy. I to nie tak, że Silverberg był jakoś bardzo wybuchowy – zwyczajnie Robert stał mu się tak bliski, że był niemal jak rodzina, choć wiadomo, że robił z nim rzeczy, których z rodziną się nie robi. Denerwował go jak cholera, szczególnie durnymi uwagami, ale był niezastąpiony. – Już dobrze, skończ. – Wymamrotał, nie mogąc sobie darować tego odgryzienia się na podniesiony ton. Już nawet nie przepraszał i tylko spojrzał na niego również dużo łagodniej, delikatnie gładząc palcami jego dłoń. – Damy sobie jakoś z tym fantem radę, prawda? – Spytał, ale było to raczej pytanie retoryczne. Sam również chciał jakiegoś zapewnienia, jakiegoś wsparcia. Nie wierzył w to, że Robert mógłby go w takim stanie zostawić czy nie udzielać mu odpowiedniej pomocy, ale cholera, Charles był tylko człowiekiem. W dodatku wbrew pozorom naprawdę wrażliwym. Też chciał słyszeć, że będzie dobrze. Albo chociaż zobaczyć uśmiech, który potwierdzałby jego słowa. Nie miał jednak za złe Robertowi niczego, choć wyobrażał sobie, jak ten musi się teraz obwiniać. Nie miał pomysłu jak inaczej mógł mu pomóc niż takimi zapewnieniami. Powoli wyswobodził dłoń z uścisku jego dłoni. Zrobił to tylko po to, aby zacząć delikatnie gładzić jego włosy. Spokojnie, uspokajająco, ale średnio miał na to siły. W końcu więc po prostu wsunął palce w jego włosy, delikatnie bawiąc się nimi palcami. – Nie odpoczniesz tu za bardzo. – Stwierdził po chwili milczenia w odpowiedzi. Z jednej strony bardzo chciał, aby Robert przy nim był, z drugiej… Chciał, żeby chłopak zadbał też o siebie. Wystarczyło, że jeden z nich jest poszkodowany. Choć wiadomo, że tak naprawdę byli poszkodowani obaj – Charles tylko w bardziej dosłowny sposób. Choć Robert mówił bardzo cicho i przez to Silverberg nie usłyszał tak do końca wszystkiego, do jego uszu doleciało wystarczająco wiele, aby mógł odpowiedzieć: – Ja ciebie też. – Nie podniósł jednak za bardzo głosu, przez co zapewne również nie był zbyt głośno, a wręcz ledwo słyszalny. Uświadomił sobie też wtedy, że mówił mu to bardzo rzadko. Może nawet zbyt rzadko. – Jeszcze żyję. – Odparł, zamykając znów oczy. Nie miał ochoty teraz na rozmowy z lekarzem, ale nie był aż tak rozkapryszony, aby ostentacyjnie to pokazywać. – Niech jeszcze zostanie. To jest wyjątek. A jeśli chodzi o to, co mi się stało, to po prostu dwóch dryblasów chciało mnie okraść i pobić, kiedy się to nie udało. Jakiś facet przejeżdżał obok i mnie stamtąd zabrał. Koniec historii. – Powiedział, a na koniec zwilżył wargi językiem.
|
| | | ZerlovBadass Uke
Data przyłączenia : 02/07/2017 Liczba postów : 235 Cytat : Miłość, sen i śmierć przychodzą pomału, schwyć mnie za włosy i mocno pocałuj.
| Temat: Re: Tyle jadu jest w tej miłości. Pon Sty 15, 2018 8:33 pm | |
| Nic nie poradził na samego siebie. Przejmował się ukochanym i dlatego brzmiał jakby się czepiał. Na krótki, nic nieznaczący moment zapomniał o ciągłych wspólnych kłótniach. Zapomniał, że wystarczyła głupota aby dolać oliwki do ognia. Za dużo się kłócili, za mało okazywali prawdziwą miłość. Robert wielokrotnie zastanawiał się jakby wyglądał ich związek gdyby ograniczyli kłótnie do niepotrzebnego minimum; zachowywali się choć w małym stopniu jak pozostałe pary. Z taki myślami kończył zazwyczaj bardzo markotny, więc w porę nauczył się odsuwać je od siebie. Jak dziś. Spojrzał na niego nieco nieobecnie, kiwając potakująco głową. Jako odpowiedź na pytanie i jako zapewnienie, że da sobie spokój z wkurwianiem go. Zaczaił czego ma nie robić. Zagryzł kącik warg. -Damy radę ze wszystkim. Będzie dobrze. -wyszeptał. Brzmiał co najmniej jakby czekała ich nieludzka przeprawa przez życie. Za bardzo świrował. Z głową ułożoną na szpitalnym łóżku zastanawiał się co ma dzisiaj z sobą zrobić. Czuł, że nie da rady wygrać z dziwnym lekarzem i wygonią go ze szpitala. Swoja drogą dalej nie mógł zrozumieć skąd u niego uczucie odrzutu na widok mężczyzny. Wydawał mu się być dziwnie znany ale zmęczony umysł barmana nie dawał rady przykleić mu żadne nalepki. Wiedział jedno: nie podobał mu się. I ciężko wytłumaczyć dlaczego. Ukojenie jakie dawała mu ciepła dłoń w włosach w połączeniu z deklaracją miłości to wszystko czego zakochany człowiek pragnie. Mieć swą miłość życia tuż obok. Lepiej by było gdyby nie siedzieli w szpitalu a Charles nie miał połamanych żeber ale no.. Jak oparzony uniósł głowę na nieznajomo znajomy głos, reflektując się szybko przepraszającym wzrokiem jakim obdarzył kochanka. -Rozumiem. -mrukliwy głos lekarza zmusił Roberta do doszukania się po omacku dłoni Charlesa. Od, bo taki miał kaprys. -Dobrze by było gdyby zgłosił Pan napad na policję. Ale ja nie jestem od takich rzeczy, więc nie będę naciskał. To tylko zwykła rada. -dodał z uśmiechem, skupiając w końcu całą swa uwagę na drugim gościu tej sali; który dotąd w ciszy przysłuchiwał się ich krótkiej rozmowie. -Może Tobie uda się namówić kolegę do podjęcia odpowiedniej decyzji. Ufam, że dasz sobie z nim radę. -dorzucił, na co barman tylko uśmiechnął się krzywo. Podobnie do ukochanego nie pałał radością rozmawiając z tym typem. -No cóż, w takim razie zostawiam was samych. Pana, Panie Charles proszę o odpoczynek i w razie gdyby coś się działo o naciśnięcie guzika, który znajduje się nieopodal Pana prawej ręki. Dzięki temu ktoś na pewno się u Pana zjawi. A Ciebie proszę o to żebyś nie siedział tu za długo. Nie wszystkie pielęgniarki są miłe. Wywód lekarz zakończył promiennym uśmiechem, bodajże, numer pięć. Robert odprowadził go wzrokiem do samych drzwi, po czym dziwnie zły poprawił się na siedzeniu. -Nie wiem czemu ale go nie lubię. _________________ Just look, I'm yours. |
| | | venezianeDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 534 Cytat : you see i would've killed romeo, and saved juliette
| Temat: Re: Tyle jadu jest w tej miłości. Sob Sty 20, 2018 2:46 pm | |
| Uśmiechnął się, słysząc to zapewnienie. Tak było o wiele lepiej, właśnie tego potrzebował i cieszył się, słysząc coś takiego od Roberta, który jeszcze przed chwilą gadał, jakby Charles umierał, a nie był tylko obity. Tak dobrze. Bo będzie dobrze. Od tamtej pory był już spokojniejszy. Nagłe podniesienie głowy oczywiście pociągnęło za sobą pewien ból, ale białowłosy tylko westchnął cicho i uśmiechnął się do niego delikatnie, jakby mu to wybaczał. Ostatecznie Robert nie miał przecież wobec niego złych zamiarów. Poza niechęcią do rozmowy z nikim oprócz Volonte, Charles raczej nie miał jakichś uprzedzeń w stosunku do lekarza i nie zauważał tego, jak bardzo bronił się przed nim Robert. Może była to wina zmęczenia, to by tłumaczyło jego ślepotę. Czując znów jego dłoń na swojej, zacisnął delikatnie palce na jego. – Najpierw wolałbym odpocząć i poczuć się trochę lepiej zanim będę musiał włóczyć się po komisariatach i wybierać twarze, które wydają mi się znajome. – Odparł nieco bezczelnie, a więc w bardzo typowy dla siebie sposób lekarzowi. Więcej nie skomentował, jedynie kiedy mężczyzna opuszczał salę, mruknął coś w stylu „rozumiem”, znów z zamkniętymi oczami. Chciał już mieć tylko święty spokój. Poza tym chciał, żeby Robert był z nim najdłużej, jak się dało, co dał mu do zrozumienia dość dobitnie, ściskając trochę mocniej dłoń za każdym razem, kiedy słyszał, że Robert będzie musiał wyjść. Chciał mieć go obok cały czas. Złość Roberta Charles zauważył dopiero wtedy, kiedy lekarz wyszedł. Spojrzał na niego wtedy uważnie, nieco badawczo. – Właśnie widzę. – Odparł. – Nie martw się, niedługo stąd wyjdziemy i będziemy już tylko sami. Nikt poza mną już nie będzie cię drażnił. – Uśmiechnął się niemal uroczo, gdyby tylko nie obita twarz i znów zaczął bawić się palcami ukochanego, jak gdyby musiał, ale to musiał wciąż robić coś z rękami. – Coś jest w tym człowieku, zgadzam się z tobą. – Westchnął po chwili zastanowienia. – Ale też nie wiem co. Wiem tylko, że chcę już do domu.
|
| | | ZerlovBadass Uke
Data przyłączenia : 02/07/2017 Liczba postów : 235 Cytat : Miłość, sen i śmierć przychodzą pomału, schwyć mnie za włosy i mocno pocałuj.
| Temat: Re: Tyle jadu jest w tej miłości. Sob Sty 20, 2018 7:58 pm | |
| Wolał nie pokazywać przed Charlesem swojej niechęci do lekarza. Jednak nie dało się ukryć prawdziwej mimiki, więc mógł wyrzucić z siebie słowną niechęć do gostka. Robert czuł, że mężczyzna go zna ale nie mógł skojarzyć gdzie nadarzyła się taka okazja. W barze? Mogło być, barman obsługując setki ludzi jednej nocy nie jest w stanie zapamiętać wszystkich. Ponadto mając miłość oraz przyjaciół nie szukał nikogo więcej. Nie skupiał więc na ludziach większej uwagi. Nie. Nie z baru. Musieli się spotkać gdzieś indziej. W miarę szybko opamiętał się i przestał zadręczać niepożądanymi myślami. Gdzieś się już widzieli; spotkanie nie należało do najlepszych skoro Robert reagował na niego niechęcią oraz dziwną obawą. Przybrał ciepły wyraz twarzy, nawet jeśli Charles oświadczył mu, że po powrocie do domu zamierza działać mu na nerwach. Czyli wrócą do codzienności. Na temat lekarza nie odezwał się więcej. Oboje nie darzyli go miłością i na tym koniec. -Jutro zapytam się ile muszą Cię koniecznie trzymać. Postaram się zabrać Cię do domu jak najszybciej. Przynajmniej tam szybciej do siebie dojdziesz, wygodnie poleżysz i zajmę się Tobą ja. -wymamrotał, wpatrując się z w ich dłonie. Bez żadnych podtekstów! Ale wiadomo, co w domu to w domu. Szpitalne łóżka są mało wygodne, obcy ludzie co rusz kręcący się obok, ciężka atmosfera. Weźmie urlop i po płaczu, zajmie się nim odpowiednio. Długo z nim nie posiedział. Zważając na ogólną późną godzinę przybycia tu i tak dali mu sporo czasu na posiedzenie z ukochanym. W końcu po piątym razi próśb o wyjście, Robert zdecydował się posłuchać bezradnej pielęgniarki. Pocałował ostrożnie poszkodowanego, obiecał przyjść jak najszybciej, kazał mu być grzecznym i wyszedł. Na jego szczęście nie natknął się na dziwnego lekarza.
Do szpitala wrócił około godziny 10. Niewyspany, marudny przemierzał korytarze szpitala, wymachując reklamówką w rękach. Zabrał kilka rzeczy z domu, m.in. lżejsze ciuchy (w co wątpił, że pozwolą mu go w nie przebrać ale je i tak wziął), ładowarkę do telefonu, słuchawki, przy okazji okupując go jedzeniem. Oczywiście nie wiedział czy dobrze robić - kij z tym. -Miło znów Cię widzieć Robercie. Mimo niewyspania wciąż masz to coś w sobie. -mrukliwy, męski głos doszedł do niego z opóźnieniem. Obrócił się w stronę lekarza z wzrokiem zabijaki. Nie miał prawa mówić do niego po imieniu, nie miał prawa zaczepiać, nie miał prawa TAK mówić. Zaraz, moment, po imieniu?! -Idziesz do swojego chłopaka? Już nie śpi, wracam od niego. Jest cały obolały ale po dobrej myśli wyjdzie szybko. Szkoda chłopaka, ciekawa postać, naprawdę. Dba o Ciebie? Robert nie wiedział co bardziej go zszokowało: nieukrywanie zainteresowania fizycznie jego osobą czy jego wiedzą na temat ich dwójki. Skąd ten skurwiel wiedział? Barman skrzywił się widocznie poruszony. Przebrzydły uśmiech na ustach lekarza tylko dolewał oliwy do ognia. -Kim Ty kurwa jesteś? -wysyczał. Odpowiedzi nie dostał, wręcz przeszkodzono im. Wołano go do jednego z pacjentów. Mężczyzna odszedł zostawiając Roberta samego. W szoku. W złości. W strachu. Kilka minut zajęło mu dojście do siebie. Był zmęczony po nieprzespanej nocy a teraz jeszcze on. Nie spał za dobrze. Prawie wcale nie spał. Bez Charlesa, z myślą, że leży w szpitalu noc była katorgą. Wytrzymał ją tylko dzięki dwóm bluzom pachnącym jak ukochany. Wchodząc do sali starał się nie pokazać po sobie niczego podejrzanego. Ostatnie czego chciał było tłumaczenie się Charlesowi. Powitał go uśmiechem i krótkim, delikatnym buziakiem. -Cześć. Jak się czujesz? -zapytał cicho z dosłyszalną troską.
_________________ Just look, I'm yours. |
| | | venezianeDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 534 Cytat : you see i would've killed romeo, and saved juliette
| Temat: Re: Tyle jadu jest w tej miłości. Wto Sty 23, 2018 12:19 am | |
| – Oby jak najkrócej. – Odparł, patrząc znów na ukochanego. Uśmiechnął się przy tym naprawdę jak na siebie ciepło. Można powiedzieć, że nie mógł się wręcz już tego doczekać. Tego, jak Robert będzie z nim sam, jak otuli go znajoma pościel i wszystko (może poza bólem i denerwującą bezczynnością) będzie w porządku. – Czekam na to z utęsknieniem. – Dodał. Choć Robert mógł podtekstów na myśli nie mieć, białowłosy wyłapał je bez najmniejszego problemu. I choć pewnie nie będą mieli okazji zająć się sobą zbyt konkretnie przynajmniej przez jakiś czas, to Silverberg wierzył, że znajdą sposoby. Dla chcącego nic trudnego, prawda? Spodziewał się, że prędzej czy później to nastąpi, ale rozłąka z ukochanym okazała się bardziej bolesna niż się spodziewał. Ze smutkiem obserwował jak chłopak wstaje, a potem kieruje się do wyjścia. Taki z niego twardziel, a tak tęsknie odwzajemniał pocałunek Roberta, jak gdyby nie mieli zobaczyć się nazajutrz rano, a za miesiąc albo dłużej. Cisza, która go otaczała po jego wyjściu była nieznośna – a przynajmniej tak długo, jak w końcu nie zasnął. Był zbyt zmęczony, ale długo się przed tym bronić.
Obudził się następnego dnia rano, kiedy tylko pielęgniarka weszła do jego sali. Jej ciężkie kroki, a także słodki głosik z jakiegoś powodu trochę działały mu na nerwy. Przyniosła mu śniadanie, które co prawda zjadł, ale bez większego apetytu. Promienie słońca wlewały się przez wysokie okna, jak gdyby zachęcając do wyjścia na dwór. Charles wciąż czekał, z niesamowitym uporem wpatrując się w drzwi. Raz po raz wyrywały mu się westchnienia zawodu, kiedy mijała kolejna minuta bez pojawienia się w nich osoby, za którą tak tęsknił. Podczas wizyty lekarza tym razem był nieco bardziej czujny. Już nie tak zmęczony przyglądał mu się uważnie, próbując wychwycić, co było z nim nie tak, że nie podobał się Robertowi. Nie zauważył jednak w jego zachowaniu nic takiego, więc dość szybko sobie darował. Pielęgniarka pozwoliła mu włączyć telewizor, żeby się nie nudzić. Bezmyślnie spoglądał więc w ekran tak długo, jak w drzwiach nie pojawił się ukochany. Wtedy podciągnął się na łóżku i uśmiechnął znów szerzej. W takich chwilach najwyraźniej było widać, jak wiele radości sprawiał mu jego widok. Ale zaraz, wydawało mu się, czy coś było nie tak? Odwzajemnił pocałunek i spojrzał na niego uważnie. – Ja mam się lepiej. A ty? – Spytał, wyciągając do niego dłoń. Chciał go czuć po tej rozłące.
|
| | | ZerlovBadass Uke
Data przyłączenia : 02/07/2017 Liczba postów : 235 Cytat : Miłość, sen i śmierć przychodzą pomału, schwyć mnie za włosy i mocno pocałuj.
| Temat: Re: Tyle jadu jest w tej miłości. Wto Sty 23, 2018 7:52 pm | |
| Pierwsze co rzuciło mu się w oczy po wejściu do sali był grający telewizor. Póki co Charles nadal leżał sam. I zabrzmi to egoistycznie ale Robert wolał takowa opcję. Póki żaden lekarz czy pielęgniarka tu nie wejdą mogę bez skrępowania rozmawiać. Ułożył delikatnie dłoń na jego ramieniu, dając mu tym samym znak aby nie ruszał się za bardzo. Minęło zaledwie kilka godzin odkąd znalazł się w szpitalu, więc ile mogło mu się polepszyć? Barman wolał aby ukochany przeleżał kilka dni bez ruchu, byleby mógł szybciej wrócić do zdrowia. -Oduczyłem się zasypiać bez Ciebie u boku. -wyszeptał bardzo cicho, niemal jakby przekazywał mu wiadomość o naklejce "grozi śmiercią po wyjawieniu", uśmiechając się blado. Co go będzie kłamał? Wystarczy, że postanowił więcej nie wspominać o swych przeczuciach co do dziwnego lekarza. A niech raz powie coś o jedno słówko za dużo i Charles zacznie skakać do medyka. I po co? Wróci do zdrowia, wyjdzie i zapomną o mężczyźnie. -Przyniosłem Ci kilka rzeczy. -zakomunikował, odkładając reklamówkę na szafeczkę obok. Powstrzymał się jeszcze przez rozpakowywaniem rzeczy. Nie zaproponował mu niczego do jedzenia, domyślając się, że niedawno jadł. No ale szpitale żarcie w porównaniu nawet do kupnego.. -Robili już obchód? Mówili coś więcej? Wiesz, kiedy pozwolą Ci wyjść? -mamrotał, zasiadając obok łóżka po tym jak podsunął sobie krzesło. Ujął w delikatnym uścisku ciepłą dłoń ukochanego. Wbrew temu co wielu mówiło na temat ich związku.. nie dałby rady odejść od niego. Związek w którym tkwili nie należał do najnormalniejszych, fakt. Rzecz w tym, że miłość była czystą prawdą. Znał Charlesa nie od dziś i wyczuwał jego podejrzliwość. Starał się więc zachowywać normalnie. Jeśli zostanie zapytany co się dzieje.. Co mu odpowie? Całą prawdę? W życiu. Póki nie wiedział skąd "znał" gościa przestanie o nim głośno mówić przy chłopaku. -Udało Ci się cokolwiek pospać? -zapytał cicho, znowu. Z czułością muskał skórę dłoni ukochanego własnym kciukiem, wpatrując się na przemian w jego twarz oraz splecione razem dłonie. Marzył o zaśnięciu w jego ramionach; w domu, daleko od nieprzyjemnego uczucia chwytającego go za gardło. I nie chodziło o pobicie Charlesa. Wiedział, że umysł chce mu przekazać pewną rzecz ale nie jest w stanie przebić się przez ścianę, którą Robert budował jeśli potrzebował o czymś zapomnieć. _________________ Just look, I'm yours. |
| | | venezianeDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 534 Cytat : you see i would've killed romeo, and saved juliette
| Temat: Re: Tyle jadu jest w tej miłości. Pią Sty 26, 2018 6:26 pm | |
| Uśmiechnął się szczerze na jego słowa, może nawet trochę zbyt entuzjastycznie. Mimo wszystko, wieść, że jest dla niego tak niezbędny, sprawiała, że Charles cieszył się jak dziecko, mając ochotę zagrać na nosie każdemu byłemu, każdemu adoratorowi Roberta czy każdej osobie, która kiedykolwiek życzyła im rozstania. To jednak było silniejsze od niego, nawet jeśli radość z niewyspania ukochanego prawdopodobnie nie była zbyt stosowna. – Ale spałeś? – Spytał, w końcu zdobywając się na odpowiednią troskę. Spojrzał w kierunku reklamówki, próbując dojrzeć co się w niej znajduje. Zaraz jednak ponownie przeniósł wzrok na Roberta i uśmiechnął się znów nieco wciąż opuchniętą i obolałą twarzą. Nawet uśmiech był nieprzyjemny, ale starał się na to nie zważać, choć nie przywykł do takiego stanu rzeczy. Dlatego kiedy znów go rozbolało, jęknął cicho. – Nie, nie wiem. Ale możesz kogoś spytać. – Powiedział, zsuwając się z powrotem nieco na poduszkach, co… również niosło za sobą ból. Ale nie komentował. Był dzielny i przemilczał własne cierpienie, jedynie nieco się krzywiąc i gładząc palcami dłoń chłopaka z największą czułością. Podejrzliwość nie opuszczała go jednak ani na moment. Nie wydawało mu się, aby to niewyspanie tak źle działało na Roberta i tak bardzo wprawiało go w zły nastrój. To musiało być coś więcej, ale co? Wpatrywał się w jego twarz, próbując znaleźć odpowiedź. – Tak. – Odparł krótko, a potem przekrzywił nieco głowę. To go nurtowało za bardzo, aby sobie odpuścić, nawet, jeśli nie chciał go tak męczyć od wejścia. – O co chodzi? – Spytał, nie mając wątpliwości, że barman zrozumie. Jednak spytanie Roberta sprawiło, że i Charles zaczął się nieco bardziej denerwować. Na chwilę zaprzestał miziania go palcami, a jego spojrzenie stało się jeszcze bardziej czujne. Bo co, jeśli ten chłopak znów coś odwalił? Coś, co może naprawdę wkurzyć Silverberga? I jego zachowanie to nie niewyspanie, ale wyrzuty sumienia?
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Tyle jadu jest w tej miłości. | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |