|
| Autor | Wiadomość |
---|
CimciInnocent Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 730
Cytat : next day same bullshit
| Temat: Gentlemen Czw Wrz 14, 2017 5:23 pm | |
| Yes! Self – abasement paved the way To villain – bonds and despot sway. Gdy nadepniesz robaka, ten się zwija. To niezwykle roztropne zachowanie. Robak w ten sposób zmniejsza powierzchnię swojego ciała i tym samym ryzyko, że zostanie ponownie nadepnięty. W języku moralności takie zachowanie nosi miano pokory. Błękitna krew gwarantuje wejście na salony, a nie doskonały charakter. Świadczy jedynie o tym, że możesz wylegitymować się wstecz dwudziestoma pokoleniami podobnych skurwieli. Iluż bogaczy jest duchowymi nędzarzami? Uważa niewinność za śmieszną, a pokorę za postawę samobójczą? Większość, jeśli nie wszyscy. Co kiedy zmuszony sytuacją trafiasz na odległe od Londynu wrzosowiska i okazuje się, że twój gospodarz w tym wypadku wcale nie należy do zaszczytnej mniejszości? |
| | | CimciInnocent Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 730
Cytat : next day same bullshit
| Temat: Re: Gentlemen Pią Wrz 15, 2017 6:16 pm | |
| Lord Francis de Villiers Człowiek niezwykle majętny i pobożny. Słynie ze swojej hojności na rzecz kościoła i zaangażowania w akcje charytatywne. Prawdziwy dżentelmen, który nigdy nie uchybił godności damy. Człowiek nienagannych manier. Wybitny szachista i zawzięty dyskutant. Mąż stanu, który trzy lata życia spędził na wojnie. Rok poświęcił na pilnowanie królewskich interesów w Indiach. Cudowny ojciec kapryśnej panny oraz oddany mąż lady Gwendolyn. Bogacz, arystokrata o konserwatywnych poglądach. Zazdrosna plotka głosi, że ekscentryk i opiumista. Co roku wydaje ogromny bal, by dowieść swojej niezachwianej pozycji społecznej. Gościł u samej królowej. Wyśmiewa rewolucję. Jak każdy Brytyjczyk gardzi Francuzami. Aktywny polityk i przyjaciel samego premiera. Mężczyzna wzorowy. Dziecko epoki wiktoriańskiej. Zawsze w cylindrze na głowie i białych rękawiczkach. Nie rozstaje się z rodowym sygnetem i elegancką laską. Słynie z cierpkiego poczucia humoru i słabości do współczesnych pisarzy. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Gentlemen Nie Wrz 17, 2017 9:13 pm | |
|
Lord Charles Morpheus Byron de Villiers
Bratanek lorda de Villiers, równie majętny i równie dobrze usytuowany co jego wyjątkowy wuj. Pierworodny syn młodszego brata, osadzony z rodziną w domku w Cheshire i pretendujący do godnego reprezentowania majątku rodzinnego, gdyby nie drobny, mały problem z nim powiązany. Jest bowiem Charles wychowany w otoczeniu podobnych do wszystkich męskich członków rodziny wzorców i tradycji, jednak oddany nowomodnym trendom niezgodnym z poglądami reszty familii. Pomimo bogactwa i dobrego rodowodu nie ożenił się on jeszcze, nie wydał tym samym na świat oczekiwanego po nim potomka. Nie okazuje pokory wobec Boga i kleru, oskarżając ich o przestarzały konserwatyzm oparty na zdezaktualizowanych prawach. Nie pojawia się w kościele twierdząc, że jego umysł nie jest zamknięty z brzydkiej klatce sakramentów, nie pojawia się także na obiadach, na których ojciec ugaszcza biskupów i dostojników królewskiego rodu. Mało tego, chodzą pogłoski (chociaż niepotwierdzone) iż sprzeciwia się on instytucji rodziny królewskiej, widząc władzę w rękach oświeconego ludu. Miłośnik sztuki (zwłaszcza malarstwa), konnych przejażdżek i polowań. Przyjaciel wszystkiego co odstaje od wzorca i ekscentryk, starający się wbrew prawidłom zapuścić włosy na modłę francuską. Ból serca matki - Mathilde - i wrzód na żołądku ojca - Williama. Odesłany za sprawą namów matki i groźbą wydziedziczenia do wuja w celu nabrania poprawnej ogłady. Wokoło jego narodzin krążyły brzydkie pogłoski związane z domniemanym romansem Mathilde, jednak nigdy nie udało się zrewidować ich prawdziwości. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Gentlemen Wto Wrz 19, 2017 8:17 pm | |
| - Twoja matka, Charlesie, spodziewa się dziecka.Cóż, nie mógł powiedzieć, iż spodziewał się takiej nowiny, ani że bardzo się nią ucieszył. Życzył rodzicom jak najlepiej, to oczywiste, jednak fakt, że w jego prawie trzydziestoletnim życiu pojawi się ktoś nowy – ktoś z kim będzie dzielił status, nazwisko, majątek i każdorazowe przedstawianie na salonach („oto mój syn” brzmi zdecydowanie właściwiej niż „oto moje dzieci”) nie wzbudzał nim takiego entuzjazmu jak kupno nowego konia, czy sukces na polu politycznym. Wartościował rzeczy w inny sposób. Informacja o kolejnym potomku Mathilde i Williama plasowała się gdzieś pomiędzy przymiarką u krawcowej, czy nudną delegacją w jeszcze nudniejsze rodzinne strony matki, gdzie zdewociała ciotka Leonore ciągle jeszcze szczypała za policzki i pytała o planowaną towarzyszkę życia. Charlie zamarł na chwilę, patrząc na ojca bystrym wzrokiem i zaraz pokornie winszując mu zdrowego nasienia. – Co za wspaniała nowina, ojcze – rzekł, rozpościerając ramiona zupełnie jakby chciał go uściskać. Nie, nie chciał. Grzeczne konwenanse nie były jego mocną stroną, zaś bliskość drugiej osoby bardziej mierziła niż radowała. Tak trzeba było powiedzieć, odpowiedź nie płynęła z serca. Uśmiechnął się jedynie dlatego, iż guwernantki pouczały go za młodu co jest poprawne, a co nie wypada. Wieczorem tego samego dnia ucałował matkę w oba policzki i bez większego przejęcia ponownie przyjął do wiadomości, iż nie będzie już więcej ich jedynym potomkiem. Zupełnie inaczej odebrał polecenie udania się w rodzinne strony ojca, gdzie, jak mu powiedziano, miał zamieszkać aż do rozwiązania, by zapewnić matce spokój i ukojenie nerwów. Był krnąbrny i wiedziała o tym cała rodzina. On zaś wiedział, iż pod przykrywką błogosławionego stanu stoją ostatnie niesnaski i niesmak, jaki wzbudzała w familii jego osoba. Nie był głupi – los nie zaoszczędził mu inteligencji i spostrzegawczości. Widział jak najbliżsi odnosili się do jego teorii, z jakim pobłażaniem traktowali jego słowa i jak za plecami plotkowali o jego stanie umysłu. Nie było mu to kością w gardle – był na to zbyt nowoczesny. Z machnięciem ręki przyjmował ich zakłamane uśmiechy i pełen zrozumienia front, skrywający to, co naprawdę o nim sądzą. Oczywiście wyraził oburzenie podobnym pomysłem. Oczywiście ojciec wysłuchał jego racji. Oczywiście dokładnie pięć dni później, wpakowany w ładnie wypolerowaną dorożkę ciągniętą przez dwa, piękne jabłkowite konie, jechał do posiadłości wuja w towarzystwie obrazy majestatu i dziesiątek waliz, tobołków i pakunków. Proszę państwa – oto młody lord, duma angielskiej krwi szlachetnej. Pod posiadłość Francisa de Villiers zajechał dnia kolejnego wczesnym wieczorem. Wuj nie odebrał go osobiście, tak nie robiło się w sferach wyższych. Nie było wyściskania, nie było czułych pocałunków w policzki i radosnego uniesienia ponownym spotkaniem. Nie było niczego miłego, poza służącymi dworku, którzy czekali przed frontowym wejściem by odebrać panicza i odeskortować bezpiecznie tam, gdzie dostali polecenie go umieścić. Była także młoda panienka de Villiers, jako reprezentantka rodziny i osoba, która miała najwięcej wolnego czasu by się tak błahą sprawą zająć. Wysiadłszy, prostując nogi i kręgosłup uśmiechnął się szczerze po raz pierwszy od kilku dni, widząc ją, jej zarumienioną od chłodu buzię i niechęć wymalowaną na twarzy. Była jeszcze zbyt młoda, by przywyknąć do tego że niektóre rzeczy trzeba robić. – Wypiękniałaś od ostatnich świąt, droga kuzyneczko. |
| | | CimciInnocent Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 730
Cytat : next day same bullshit
| Temat: Re: Gentlemen Sro Wrz 20, 2017 9:40 am | |
| Josephine odpowiedziała na komplement delikatnym, wyuczonym uśmiechem i w pokornym geście skłoniła głowę. Dokładnie tak, jak nauczyła ją niania. Choć nie nabrała jeszcze tyle ogłady, by skutecznie ukryć swoją niechęć do kuzyna. A pałała do niego szczerą i niegodną damy nienawiścią, które swoje uzasadnienie miała w tym, że po śmierci ojca Charles będzie mógł odebrać jej całą posiadłość. Nie podniosła spojrzenia na gościa, gdy lekkim gestem odsunęła się z progu i zachęciła go do wejścia do środka. – Zapraszam, panie de Villiers – łagodnie przypomniała mu, że jeszcze nie odziedziczył lordowskiego tytułu, wymierzając z prawdziwą rozkoszą ten towarzyski policzek. Posiadłość można było porównywać rozmiarami i przepychem z Buckingham. Lord rzucał wyzwanie samej rodzinie królewskiej. Poza tym wystawił imponujący, ozdobiony złotem i autentycznymi dziełami sztuki pomnik swojego ego. Każdy, kto przekraczał próg tej posiadłości, musiał poczuć się małym wobec jej rozmiaru i bogactwa. – Kolacja zostanie dziś podana później, ponieważ mój ojciec udał się na ważne spotkanie. Arthur zajmie się panem do tego czasu. Lord de Villiers widać postanowił sabotować wizytę bratanka. Nie można było wydać uczty z okazji jego przyjazdu, ponieważ pana nie było w domu. Nie mógł bardziej dosadnie okazać swojego niezadowolenia z powodu odwiedzin tego bękarta, idioty i przyszłego dziedzica, o którym bezlitośnie plotkowała już połowa salonów w Londynie. Arystokrata-socjalista. Bzdura i plama na honorze całej rodziny. Lokaj podszedł do Charlesa i zsunął z jego ramion płaszcz. Następnie odebrał laskę, rękawiczki i cylinder. Podał to wszystko pokojowemu. Prawdopodobnie na jednego mieszkańca przypadało tutaj co najmniej dwoje służących. – Panie de Villiers, zapraszam na górę – wskazał mu kręte schody z rzeźbioną poręczą i zaprowadził do przygotowanego dla gościa pokoju. Z okna widok rozciągał się na pobliskie jezioro. Arthur wniósł też walizki, które ustawił na dużym stole. – Rozpakować pana teraz czy zająć się przygotowaniem stroju do kolacji? Arthur przystanął przy drzwiach i czekał na wydanie dyspozycji. Dla kogoś, kto władzę widział w rękach ludu, sytuacja musiała wydać się niedopuszczalna. Lordowi nie wypadało nawet samodzielnie zapiąć sobie spinek przy mankietach. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Gentlemen Sro Wrz 20, 2017 6:09 pm | |
| Ach, więc tak sobie pogrywasz droga Josie. Charlie przyjął ten policzek z niespodziewaną godnością; nawet brew mu nie drgnęła, żaden mięsień na twarzy nie zadrżał, zaś wyćwiczony uśmiech jak spoczął na twarzy, tak pozostał. Nie pretendował do miana lorda, nie planował pozostania głową rodziny. Sam miał w pewnym stopniu za złe wujowi, iż jedynym jak do tej pory dziełem jego lędźwi została ta śliczna, chociaż nieposkromiona dziewucha. Gdyby się bardziej postarał, gdyby zrobił wszystko co mógł, gdyby nie spoczął na laurach i dorobił się gromadki potomstwa, nikt by nie stawiał Charlesa w takiej sytuacji. Było mu to już nawet nie ością w gardle, ale w pełni wykształconą, zdrową, całą kością sterczącą dumnie i blokującą światło przełyku. Nie wzruszył ramionami, nie dał jej satysfakcji oglądania swojej zdruzgotanej śmiałością twarzy. Poszedł za nimi niewzruszony, pewny siebie, niedotknięty. Przemierzał pokoje, pokoiki, halle i korytarze. Minął oranżerię, wejście do pomieszczeń służby i wszelkie mniejsze, czy większe puste pokoje, trzymane pod kluczem jak gdyby w obawie, że ktoś zajrzy do środka. Wszystko pełne przepychu, świeżych kwiatów i drapowanych, ciężkich zasłon opatrzonych kokardami o złotych frędzlach. Posadzki i drewniane parkiety wykładane drogimi dywanami cicho klekotały pod jego obcasami, zaś cała przestrzeń zdawała się być wypełniona po brzegi pustką. Łatwo szło się zgubić w tym przepychu i rozmachu – wystarczyło raz źle skręcić, by po pięciu minutach zorientować się, iż jest się daleko, daleko od miejsca przeznaczenia, tylko niekoniecznie wie gdzie dokładnie. To nigdy nie był dla niego dom – żył i pochodził z Cheshire, gdzie rodzice osiedlili się po ślubie, gdzie go spłodzili, powili i odchowali. Zastęp guwernantek i mistrzów szermierki, czy logiki kierował swe kroki ku innemu adresowi nawet, jeżeli dom Francisa uważany był za kolebkę ich rodowego nazwiska. Charles nie nazywał go domem. Ściął służącego oceniając jego potencjalną przydatność i nie mógł powiedzieć, że się zawiódł. Był egzotycznej urody, co czyniło go zapewne cenniejszym w oczach pana tego domu. Pozwolił zdjąć z siebie ciężar płaszcza, uprzednio składając na ręce lokaja okrycie głowy, laskę i rękawiczki. Klamra w kształcie jednorożca zaklekotała lekko, wdzięcznie brzęcząc pośród uporczywej ciszy gwałconej tykaniem staromodnych, nakręcanych zegarów. Doprawdy czuł się tu oczekiwany jak nigdzie indziej i nigdy wcześniej. - Świetnie się składa, panienko, chciałbym bowiem odpocząć po męczącej podróży. – Skłonił się przed nią jak nakazywała etykieta, nie szczędząc uprzejmych uśmiechów i zaciekawionych spojrzeń. Dobrze wiedział, iż bardziej od frontalnego ataku rozsierdzi ją jego poprawność, dlatego bez skrupułów się bawił. Nie czekając na to iż ich opuści, wspiął się zaraz za Arthurem, tracąc zainteresowanie jej wątłą, piegowatą sylwetką. Zaprowadzony do pokoju odetchnął i rozpiął mankiety śnieżnobiałej, miękkiej jak pierwszy śnieg koszuli. Rozliczne podróże odcisnęły swoje piętno – nie był takim zagubionym w trawie dzieciątkiem, jakim zwykli bywać ludzie jego statusu. – Rozluźnij się, mój przyjacielu. Połykanie kija od miotły jest niebezpieczną rozrywką – odparł, szczerze się do niego uśmiechając. Nie poznał go gdy bywał tu wcześniej, powinni zatem nadrobić pewne sprawy. Charlie był przyjemniejszy w obyciu niż ktokolwiek z jego rodziny i wkrótce zostnie to uwydatnione.
|
| | | CimciInnocent Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 730
Cytat : next day same bullshit
| Temat: Re: Gentlemen Sro Wrz 20, 2017 7:32 pm | |
| Oczywiście, że panienka była słusznie oburzona poprawnym zachowaniem swojego kuzyna. Odpowiedniejsze byłoby, żeby człowiek jego pokroju zachowywał się tak, jak na grubianina przystało, a nie udawał dobrze urodzonego. Josephine uważała go za prowincjusza i najchętniej wpuściła drzwiami dla służby, a nie frontowymi. Odprowadziła go uważnym spojrzeniem, by upewnić się, że Charles nie zostawił na schodach śladów z błota. Zapewne każdą z jego uprzejmości odbierała jako atak. Nie omieszkała obrazić się za ukłony i komplementy. Zdobyła się nawet na szlachetne współczucie wobec Arthura, który musiał usługiwać takiemu nikczemnikowi. To była skaza na honorze lokaja… o ile lokaje w ogóle mieli honor. – Mój panie, czy to polecenie? – Służący uśmiechnął się lekko pod wypomadowanym i finezyjnie zawiniętym wąsem. Zgodnie z rozkazem rozluźnił się i przystąpił do wypakowywania licznych walizek swojego gościa. Charles sam powinien jednak zachować ostrożność i uważać z kim się brata. Mógł być miłym człowiekiem, ale sympatia jest dużo mniej wymierną zapłatą niż pieniądze, a tymi hojnie Arthura opłacał lord de Villiers. Lokaj zaczął układać jego koszule i czystą bieliznę na półkach ogromnej komody wykonanej z ciemnego drewna. Pokój gościnny był przestronny i wygodnie urządzony. Poza wielkim łożem o wysokim materacu znalazło się tu miejsce na niewielki sekretarzyk pod oknem. Arthur wykonywał swoją pracę niemalże odruchowo. Jego gesty były wypracowane. Służba nie przynosiła mu ujmy. Dla większości młodzieńców możliwość pracy w tak zacnym domu była raczej szansą na społeczny awans. Stąpał miękko po grubym dywanie i ze zwykłego rozpakowywania czynił prawdziwy spektakl, w czym nie przeszkadzał mu sztywny kołnierzyk. – Czy powinienem posłać po coś do picia lub ma pan inne życzenia? – Arthur stanął przy starannie zasłanym łóżku, okrytym narzutą w barwie głębokiego granatu i wyszytą złotą nicią. Spojrzał jeszcze w kierunku nierozpakowanych walizek, ale to w obliczu kaprysów dziedzica mogły jeszcze chwilę zaczekać. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Gentlemen Sro Wrz 20, 2017 8:18 pm | |
| Prawo było prawem. Bezsensowna tradycja uznawana jedynie dlatego, że ktoś nie miał jaj by cokolwiek w tej materii zmienić. Pouczenie z przeszłości mające wpływ na kreowanie przyszłości, doprowadzające obie strony do szaleństwa. Charlesa z tytułu niepasującego mu kostiumu nudnego ważniaka jaki miał przywdziać, Josie zaś z tytułu myśli, że będzie musiała zacząć okazywać mu prawdziwy szacunek. Była piękna, mądra, ale lekceważona ze względu na swój młody wiek i zadarty nosek – jednak świadomość nieuchronnego nieszczęścia sprawiała, że była bardziej nieznośna niż to zapamiętał. Dziwnym trafem Charliego napełniało to jedynie spokojem. Chyb nabierał charakterystycznego dla wuja wyrachowania, czyli można śmiało stwierdzić, iż nauki już się odbyły, on zaś okazywał się pilnym uczniem. Obdarzył swojego lokaja pełnym dezaprobaty spojrzeniem. – Preferowałbym, byś odnajdywał to jako poradę, nie rozkaz. Zrobisz jednak to, co uważasz za stosowne, jesteś mądrym, rozumnym człowiekiem – zakończył, odwracając się do niego plecami. To nie było tak, że nagle zacznie mu się zwierzać z sekretów i zostaną najlepszymi przyjaciółmi. Miał do niego dystans, jednak sztywna etykieta wobec wyższych statusem mierziła go bardziej niż bawiła, czy relaksowała. Nie chciał by ten źle odbierał jego słowa – nie stawał nagle na nie wiadomo jakiej pozycji. Ciągle był lokajem, jednak nie spolegliwym niewolnikiem. Powinien od czasu do czasu szczerze, od serca powiedzieć co myśli i zrobić to, na co on ma ochotę. Ominął go cały spektakl teatralności układania bielizny i rozwieszania koszul. Znał swoją garderobę na pamięć, nie musiał jednak być świadom tego gdzie została umieszczona. Sam szybko nauczy się wiedzieć gdzie szukać, takim był człowiekiem. Bardziej zaabsorbował go sekretarzyk, przy którym usiadł by dać odpoczynek nogom. Skinął przychylnie na propozycję lokaja. – Co prawda jest już nieco późno, każ jednak podać mi popołudniową herbatę. – Zastanowił się, czy ma mu coś jeszcze do przekazania. Nie, chyba to co chciał powiedzieć nie było istotne na tyle, by dzielić się tym od razu. – Potem możesz odejść. Wróć do mnie, gdy wróci lord. Zostanie mu nieprzyzwoicie wręcz wiele czasu na poczynienie przygotowań do posiłku. Nie był kobietą, poza tym dbał o siebie w każdej minucie swojego życia. Zmiana ubioru obejmowała jedynie część wierzchnią, nie musiał się także zdawać na gust lokaja. Jeszcze mu nie ufał, by zawierzać własne decyzje jak Johnowi z rodzinnego domu. To nie ten etap wtajemniczenia i zrozumienia.
|
| | | CimciInnocent Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 730
Cytat : next day same bullshit
| Temat: Re: Gentlemen Sro Wrz 20, 2017 10:01 pm | |
| Lokaj opuścił pomieszczenie, przyjmując życzenie młodzieńca lekkim ukłonem. Wrócił po kilkunastu minutach ze srebrną tacą, na której znajdował się porcelanowy dzbanek i filigranowa filiżanka. Na zastawie starannie i ręcznie odmalowano kwieciste wzory, nadając naczyniom eleganckiego charakteru. W pokoju rozszedł się przyjemny, rozluźniający zapach bergamotki. Arthur z tą charakterystyczną dla służby gracją radził sobie z manewrowaniem tacą oraz otwieraniem drzwi, nie dopuszczając przy tym do uronienia choćby niewielkiej ilości naparu. Odstawił tacę na sekretarzyku, położył niewielkie sitko na filiżankę i zaczął przez nie przelewać herbatę tak, by żaden z fusów się do niej nie dostał. Ciepły napój parował, nalewany z dużej wysokości wprawną ręką lokaja. Mężczyzna odstawił w końcu dzbanek i zdjął sitko. – Poinformuję pana o powrocie lorda de Villiers – znów skłonił się na pożegnanie i zostawił gościa samego w pokoju. Charles miał ponad dwie godziny i mógł zacząć się nawet nudzić w pięknym wnętrzu. Gorzej, niecierpliwić na możliwość kolejnej potyczki z drogim wujem. Nie odkrył w pomieszczeniu niczego interesującego lub niepokojącego, może poza faktem, że zostało perfekcyjnie wysprzątane i nawet górna część szafy nie była zakurzona. Lord de Villiers zapewne niedokładnych służących dawał na pożarcie swoim psom do polowań. Lokaj w okolicach ósmej ponownie zapukał do pokoju. Wszedł, gdy otrzymał pozwolenie. – Lord wrócił do domu. Kolacja zapowiedziana została na dziewiątą. Na pewno nie potrzebuje pan pomocy w przygotowaniu się do niej? – Tu z powątpiewaniem spojrzał na jego wygnieciony podróżą, niezbyt elegancki strój, ale zaraz potem uśmiechnął się lekko. Ekscentryzm i złe wychowanie dzieliła bardzo cienka granica, której przekroczenie dostrzegało się zdecydowanie później niż zdążyło to uczynić otoczenie. Dopiero gdy stawało się pośmiewiskiem nawet dla lokaja. Arthur złączył ręce za plecami, czekając na decyzję swojego nowego pana. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Gentlemen Czw Wrz 21, 2017 3:02 pm | |
| - Tsh, jesteś utrapieniem. – Charlie pomasował skroń, zwierając powieki i krzywiąc się nieznacznie, zupełnie jakby nagle dopadł go ćmiący, jeszcze odległy ból głowy. Niedopitą herbatę odstawił, jeszcze na spodeczku okręcając filiżanką w zewnętrzną stronę. Ostygły dawno napar zakołysał się po angobowanych ściankach i łagodnie osiadł na dnie. – Zgoda, pomóż mi ze zmianą stroju. Wuj był w dobrym humorze? – Musiał się pierwej rozeznać nieco w sytuacji, by nie wyskoczyć od razu z ciężkim kalibrem swoich upodobań. Nieobca była mu polityczna gra pozorów. Uprzejmości i grzeczności miał opanowane do perfekcji i problem leżał w tym, że nie godził się zawsze na ich wykorzystywanie. Dlatego właśnie był czarną owcą w tej rodzinie… I postanowił takie myślenie zmienić. Uprzejmość wobec lorda musiała być odpowiednio wyważona; nienachalna, lecz broń Boże i nie oszczędna. Był panem tego domu, oficjalnym lordem i w chwili obecnej nestorem. Przede wszystkim jednak był w oczach Charlesa tradycjonalistą. Mieli godzinę. Było nieco zbyt późno by nagrzać wodę na kąpiel, toteż przemył sobie jedynie twarz czystą wodą. Po tak ciepłym przyjęciu nie oczekiwał wystawnej kolacji, orientując się już co nieco w panujących tu nastrojach. Wpadłeś między wrony – kracz jak i one. Powiedzenie to przyświecało mu w każdym przygotowaniu do wieczoru. Nie zamierzał może dokonywać drastycznych zmian na wyglądzie i charakterze, jednak mówiąc w ich języku szybciej odnajdzie się w nowej sytuacji i być może nawróci kogoś z błędnej ścieżki zdroworozsądkowości. Nie liczył na Josephine – była młoda, śliczna i świat stał przed nią otworem, jednak pomimo politycznej uprzejmości jaką wobec niej okazywał, nie była ona darzona przez niego ani odrobinką uczucia jako członek rodziny. Nigdy nie przepadał za ludźmi, na których licach coś odcisnęło swoje piętno już w momencie narodzin. Ciemny płomień włosów zwracał uwagę – i dobrze. Niech szybko wyjdzie za mąż i narodzi jakiemuś szlachcicowi gromadkę ślicznych dzieci. Oby były tak samo niemądre i wyniosłe jak ona. Być może w przyszłości zrozumie niechęć kuzyna, odczuwając ją w drugą stronę. Za pomocą lokaja pozbył się wierzchniego odzienia, czekając każdorazowo, aż ten schludnie ułoży wszystek na łóżku by zadośćuczynić ćwiczonemu zapewne od maleńkości tańcu. Dawno nie zezwalał dotknąć się innemu człowiekowi w taki sposób. Potrafił pomimo bajkowej góry pieniędzy zapiąć klamrę pasa, poprawić surdut, podpiąć żabot, uwiązać kokardę, czy wykonać ten niezwykle skomplikowany proces wiązania własnego buta. Nie był małym, nieporadnym chłopcem. Dziś jednak wszystko musiało być tak, jak to widział Francis de Villiers. I tak było. Stał, spoglądając znużonym wzrokiem na Arthura i cierpliwie znosił wszystkie jego zabiegi. Nie ozwał się ani słowem do momentu, aż ten skończył, powoli czując jak od wewnątrz atakuje go głód. Podczas podróży naturalnie spożywał posiłki, jednak prócz herbaty od kilku godzin nie miał niczego w ustach. Jego brzuchowi się to nie spodobało. Dobrze, iż zbliżała się pora kolacji.
|
| | | CimciInnocent Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 730
Cytat : next day same bullshit
| Temat: Re: Gentlemen Czw Wrz 21, 2017 9:20 pm | |
| W pełnym zbytków życiu można było odnaleźć przyjemność, o czym miał się za chwilę przekonać przyszły dziedzic lorda de Villiers. Niemalże grzeszną rozkosz. Jego zgodę Athur przyjął delikatnym ukłonem, a następnie rozpoczął elegancki spektakl, który nabrał zaskakującego charakteru. Lokaj stanął przed Charlesem i bez pośpiechu rozpinał jego koszulę. Ciemne oczy lokaja utkwione były wprost w twarzy mężczyzny, któremu usługiwał. W tym jego spojrzeniu było coś zarówno krępującego, jak i prowokującego. Nie musiał patrzeć na guziki, które kolejno odskakiwały pod wpływem jego zręcznych palców. Dłonie nieznośnie powoli wędrowały coraz niżej, budując niemalże erotyczne napięcie. Pod perfekcyjnym wąsikiem gościł ten zagadkowym uśmiech, którego charakteru pan de Villiers nie potrafił jeszcze określić. Sprawnym gestem Athur zsunął z jego ramion koszulę, przesuwając obojętnym spojrzeniem po odsłoniętych ramionach. Odszedł, by odwiesić zabrudzone ubranie i zabrać czyste. – Lord de Villiers wydawał się być zadowolony ze swojej podróży – odparł oficjalnym tonem, przeglądając krytycznym okiem przywiezione przez Charlesa koszulę. W końcu zdecydował się na jedną z nich. Powoli ubrał w nią mężczyznę. Zapinał kolejne guziki długimi palcami. Z dbałością wygładził materiał na ramionach. – Ogromnie cieszy się również z pańskich odwiedzin. – Dodał po chwili, choć Charles widział sprytny błysk w oczach lokaja, który doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że lord de Villiers najchętniej posłałby bratanka na lekcję dobrych manier do piekła. Całkiem możliwe, że byłoby mu tam lepiej niż w posiadłości. Arthur dobrał nieco ekstrawagancką kamizelkę i kołnierzyk. A następnie zabrał się za przewiązanie wstążeczki. Przeplatał ze sobą końcówki, a jego chłodne dłonie kilka razy musnęły skórę na szyi mężczyzny. Kiedy przyszło do zmiany butów, bez wahania przyklęknął, by je zawiązać. Ujął sznurowadła w zadbane ręce, kiedy podniósł powoli wzrok na Charlesa. Jego spojrzenie przebiegło od łydki w górę. Nie odwrócił wzroku, tworząc zręcznie równą kokardę. Jego zachowanie wydawało się nieznośnie, ale przecież nie można było mieć mu nic do zarzucenia. Wykonywał z dbałością swoją pracę… a jednak trudno się oprzeć wrażeniu, że było w tym coś więcej. Podniósł się z kolan, by jeszcze zapiąć mankiety pana de Villiers. – Te spinki mogą być? – Zapytał wskazując na kosztowną biżuterię. Gdy uzyskał aprobatę, ujął sztywny mankiet w dwa palce i wsunął spinkę. Tym razem dotyk przebiegły po wewnętrznej stronie nadgarstka. Została jeszcze marynarka. Charles stanął przed lustrem gotowy, a lokaj otrzepywał starannie jego ramiona niewielką szczotką. – Życzę panu powiedzenia. Obawiam się, że będzie potrzebne. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Gentlemen Pon Wrz 25, 2017 7:29 pm | |
| Coś było bardzo nie w porządku. Za młodu przeżył już wiele takich sytuacji. Jako małego chłopca, ubierały go służące w domu, zgrabnie zwracając jego uwagę uprzejmą rozmową i ładnie doprowadzając go do stanu publicznej używalności. Za lat nastoletnich otrzymał lokaja, który dbał o to by prezentował się nienagannie i by każda jego zachcianka została spełniona. Przebierał go w ubrania dzienne, wieczorowe, balowe fraki, ciasne kalesony do polowań i konnej jazdy, przygotowaną pidżamę. Pamiętał te ruchy – wszystkie wystudiowane, oszczędne, dążące do perfekcyjnej niezależności światów, zupełnie jakby on i służba stanowiły odrębne, ścierające się rzeczywistości. Tu było zupełnie inaczej. Arthur wpatrywał się w niego wręcz nieprzyzwoicie. Dotykał go w taki sposób iż młode ciało drżało niezauważalnie. Testował na ile może sobie pozwolić w tak agresywny sposób, że aż zapierający dech w piersi i odbierający sposobność werbalnej reakcji. Charles stał wzburzony i patrzył. Nie odciągał wzroku, nie łapał go za dłonie, nie odpychał, ale i nie lgnął do niego niczym bohater miłosnych uniesień spisanych piórem nastoletniej damy ze zbyt dużą ilością wolnego czasu. Po prostu stał, czekał i nie dawał mu satysfakcji drwienia z siebie na bardziej wymyślny sposób. Mimo wszystko gust wuja w doborze służby w pewnym stopniu go zaskakiwał i fascynował. Zdawałoby się taki konserwatywny, pewnie stąpający po ziemi człowiek o dobrym nazwisku i jeszcze lepszym obyciu, a trzyma przy boku t a k i e indywidua. Zmarszczył brwi na czole. Informacja o ucieszonym wuju wywołała brzydki grymas na jego twarzy. Tak bezczelne kłamstwo nie mogło nie zostać odkryte. Charlie uśmiechnął się półgębkiem, wpatrując się już nie w lokaja, a widok za oknem. Niebo ciemniało niezwykle szybko. Zasnute angielską deszczową aurą rozciągało swój ponury wieczorno-nocny pled nisko, brocząc chmurami czubki niewysokich drzew w oddali. Zapowiadało się na gęstą mgłę. Spuścił na niego wzrok dokładnie w tym momencie, gdy pierwszy supeł sznurowadeł plątał się w zgrabną, równą kokardkę. Był to oczywisty błąd, bowiem złapany w pułapkę spojrzenia nie był w stanie ponownie odwrócić go na jakiś neutralny grunt. Uważnie studiował jego minę i wpatrywał się w sylwetkę, gdy ten podnosił się z kucek i ujął go za mankiety koszuli. Musiała minąć dobra chwila nim dosłyszał pytanie, zamknięty w zupełnie innej rzeczywistości. Skinął głową. – Naturalnie, zdaję się na Twój gust, Arthurze. Minę miał, cóż, po prostu głupią. Jeżeli lokaj oczekiwał jakiegokolwiek ruchu, czy to spolegliwego łaszenia się, czy strzelenia po łapie z głośnym „apsik hołoto”, musiał obejść się smakiem. Do trzeźwości umysłu i zachowania doszedł po chwili, chrząkając znacząco i poprawiając odzienie na brzuchu. Tak, należało to zlekceważyć i udawać, że wcale nie było się świadkiem skrytego, erotycznego tańca. Kto wie, może wuj Francis opłacał w posiadłości mężczyzn i kobiety do towarzystwa, a w ramach zapłaty oni wszyscy bawili się w służbę? To by było bardzo ekstrawaganckie, ale i urokliwe wobec całej smutnej, jesienno-zimowej aury tego miejsca. - Dziękuję, Arthurze. Przygotuj mi kąpiel za dwie, trzy godziny. Po kolacji chciałbym się odprężyć i mieć spokój. – Poinstruował go, po czym wyszedł na spotkanie smoka. Nie patrzył za siebie, nie potrafił. Kierując się wspomnieniami, dobrnął aż do ładnej galerii, na parterze pod którą mieściła się jadalnia. Nie był ostatni, nie przybył jednak także i pierwszy. Służba uganiała się z potrawami i srebrnymi paterami, wuj zaś czekał u zejścia ze schodów. Charles przywołał na twarz grymas radosnego uniesienia i skierował się w jego stronę. – Taka uczta na moje przybycie zdaje się zbyt łaskawa. – Podążył wzrokiem za dwoma parującymi misami mięsnych puddingów.[/b] – Miło Cię znowu widzieć, lordzie de Villiers. Wuju.[/b] Skłonił przed nim głowę, taktownie zatrzymując się na dwa kroki przed nim i czekając, aż starszy mężczyzna sam zdecyduje czy podać mu rękę do uściśnięcia, czy może obejdzie się samymi grzecznościami werbalnymi.
|
| | | CimciInnocent Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 730
Cytat : next day same bullshit
| Temat: Re: Gentlemen Wto Wrz 26, 2017 12:50 pm | |
| Arthur musiał mieć powody, by zachować się tak bezpośrednio. Uroda pana de Villiers nie była aż tak spektakularna, żeby lokaj zaryzykował dla niej więzienie. Choć, szafować wiecznym potępieniem było już warto. Służący musiał usłyszeć jedną z tych brzydkich plotek na temat dziedzica, które opowiada się podekscytowanym i przesadnie oburzonym głosem. Charles mógł sobie pochlebiać, ale zachowanie służącego świadczyło tylko o tym, że te gorszące szepty dotarły również pod dach wuja. Przystojny kawaler w tym wieku, który nie rozgląda się za damami, musiał budzić zrozumiały społeczny niepokój. Spotkanie z wujem okazało się zgodnie z przewidywaniami prawdziwą rozkoszą. Francis przesunął niechętnym spojrzeniem po jego stroju, choć dzięki staraniom Arthura nie dopatrzył się w ubiorze niczego wartego złośliwego komentarza. Najchętniej zapewne pokazałby swojemu gościowi drzwi, ale zamiast tego podjął jego grę i po chwili zastanowienia wyciągnął dłoń, by stosownie go powitać. Uścisk był mocny i krótki. – Może u was taka kolacja to już przyjęcie. W moim domu to raczej zwyczajny posiłek – posłał mu oszczędny uśmiech, wymierzając dwa ciosy za jednym razem. Skrytykował swojego brata nieudacznika i wskazał, że lord zawsze jada po królewsku, a wizyty biednych krewnych nie mają na to żadnego wpływu. Na pomoc Charlesowi przybyła lady de Villiers. Zeszła ze schodów w widowiskowej, bordowej sukni, odsłaniającej je kształtne ramiona i wyraźnie zarysowane obojczyki. Lekkim gestem przesunęła ukrytą w czarnej rękawiczce dłonią po klapie marynarki swojego męża. Na dodatek posłała w kierunku młodego mężczyzny pełen współczucia uśmiech. Nieraz była świadkiem tego, jak uprzejmy potrafił być jej ukochany. Nie pozwoliła na rozpętanie wojny przed kolacją i wtrąciła się nim młodzieniec odpłacił gospodarzowi komplementem. – Charles, cieszę się, że cię widzę. Jak ci minęła podróż? – Podeszła do kawalera i wsunęła mu dłoń pod ramię, dając znak, by zaprowadził ją do stołu. Gwen zawsze okazywała mu odrobinę sympatii i była jedyną przychylną duszą w tym domu. – Musisz mi opowiedzieć, co słychać u twojej matki. – A co interesującego mogło się wydarzyć w prowincjonalnym, małym hrabstwie? – Francis ruszył w kierunku drzwi od jadalni, które otworzył przed nim kamerdyner. Mogli zasiąść do zastawionego potrawami stołu. Lokaje czekali pod jedną ze ścian, by odsunąć krzesła państwu a następnie zacząć podawać poszczególne platery. – Nie wiem, mój drogi. Nie tylko wielkie sprawy są interesujące – spojrzała w kierunku Charlesa, próbując jednocześnie dodać mu otuchy i powstrzymać przed gwałtowniejszą reakcją. Nałożyła sobie odrobinę podanego przez kelnera łososia i polała go sosem. – Koń mógł złamać nogę. Dzierżawcy urodziło się dziecko. Wiejska dziewka zaszła w ciążę bez męża. – Francis! – Oburzyła się, słysząc ostatnią, niedelikatną uwagę. Damie nie przystało słuchać takich rzeczy. Gospodarz spojrzał w kierunku żony, która ta dzielnie stawała w obronie Charlesa. – Pasjonujące – zakończył, sięgając po kieliszek z białym winem. Trudno określić, czy miał na myśli wiejskie historie czy jej zachowanie. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Gentlemen | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |