|
| Autor | Wiadomość |
---|
ZerlovBadass Uke
Data przyłączenia : 02/07/2017 Liczba postów : 235 Cytat : Miłość, sen i śmierć przychodzą pomału, schwyć mnie za włosy i mocno pocałuj.
| Temat: Bywa ciężko. Wto Wrz 12, 2017 10:01 pm | |
| W tej fabule zaczniemy od innej strony. Rozstania bywają trudne, żadna siła tego nie zmieni, bo taka jest prawda. I taki jest nasz początek. X oraz Y są już dwa tygodnie po zerwaniu. Wiadomo, raz znoszą to dzięki irytacji a drugi dzięki użalaniu się nad sobą, zależy od dnia. No i tak: ciężko jest leczyć się po czymś takim, gdy miewa się wspólnych znajomych ALE jest jeszcze ciężej, gdy mieszka się razem. Tak. MIESZKA. Oni wraz z dwójką innych przyjaciół miesiąc temu wynajęli ładne, duże mieszkanie dla wspaniałej czwórki. Wtedy nikt nie myślał, że tak szybko skończy się ich mieszkaniowa sielanka. Ciężko jest żyć w zgodzie, gdy dwójka lokatorów potrafi rzucić się sobie do gardeł, bo jeden powiedział coś niechcący nie tak; gdy wspólne posiłki nie dochodzą do skutku; gdy jeden zrobi wszystko aby nie być w jednym pomieszczeni z tym drugim. Tylko jeśli związek był naprawdę udany i trwał ponad trzy lata, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że po rozstaniu nie da się od tak przestać kochać. Na przykład nie w ich przypadku. Jednak zerwali, sa osobno i oprócz wspólnych znajomych oraz mieszkania razem mają swoje życie. Prawda? Ciężko jest żyć w zgodzie, oj ciężko. Usagi & Zerlov _________________ Just look, I'm yours. |
| | | ZerlovBadass Uke
Data przyłączenia : 02/07/2017 Liczba postów : 235 Cytat : Miłość, sen i śmierć przychodzą pomału, schwyć mnie za włosy i mocno pocałuj.
| Temat: Re: Bywa ciężko. Pon Wrz 18, 2017 7:07 pm | |
| Imię wraz z nazwiskiem: William Buckley Wiek: 22 lata życia. Wygląd: Mierzy 172 cm. Prosta sylwetka bez masy mięśni czy samej skóry oraz kości. Dobrze czuje się w swojej skórze; może się pochwalić swym ciałem, nawet jeśli nie posiada kupy mięśni. Zielone, pobłyskujące oczy, naturalnie ciemne włosy, nietknięta skóra. Ma plecy ozdobione w małych pieprzykach. Kilka znajdzie się na ramieniu i jeden na prawym kolanie. Inne:-Z zawodu jest.. wschodzącym dziennikarzem, któremu daje się najgorsze pierdoły i który musi pokazać Co potrafi, aby wznieść się nieco wyżej. Ciężka sprawa, ze względu na jego młody wiek. Ludzie wolą brać starszych, doświadczonych mężczyzn lub młode kobiety. Piękne, bujne, przyciągające uwagę. Gdzieś tam jest gra fair a znów gdzieś idzie gra się według zasad ludu. -Nie jest bywalcem Londynu od urodzenia. Od kilku lat owszem. Do Londynu przeprowadził się z rodziną z powodu awansu ojca. Im lepiej wiodło się ojcu w pracy tym lepiej wiodło się całej rodzinie. Logiczne oraz kumate. -Ma klaustrofobię. Znaczy nabardziej boi się jazdy w puszcze zwanej windą od mniejszych pomieszczeń zwykłych. Kilka razy zdarzyło mu się mieć mocne ataki paniki. -Ma nawyk molestowania warg w trakcie zżerającej go tremy. Tyczy się to również nerwów, stresu oraz bezradności. -Lubi spać do ostatniej możliwej sekundy. Wiążąc swą przyszłość z prawdziwym dziennikarstwem powinien być na zawołanie.. niestety do dnia dzisiejszego ciężko jest go wyrwać z snu. -W wczesnym stadium dzieciństwa odebrano mu brata. Mimo bycia ze sobą zaledwie pięć lat razem, William ciężko zniósł śmierć brata. Dziś nie lubi rozmawiać na jego temat. Logiczne. -Ma słabość do psów oraz dzieci. Nie wygląda na człowieka rozczulającego się na widok pyzatej buźki dzieciaka. A jednak. Ktoś kiedyś powiedział żeby nie oceniać książki po okładce. Miał rację. -Często bywa niecierpliwy. Wie, że powinien się wyzbyć negatywnej cechy ale nic nie da się zrobić od tak. Zwłaszcza jeśli jest częścią życia. -Dużo czyta, mało ogląda. Robił wyjątki raz na jakiś czas dla rodziców i robi dla bliższych znajomych. __________________________________________ Oscar Borge, 25 lat, trener personalny. _________________ Just look, I'm yours. |
| | | UsagiBadass Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 146
Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.
| Temat: Re: Bywa ciężko. Wto Wrz 19, 2017 7:34 pm | |
| » Blaine Pearce » Wiek Dwadzieścia cztery lata • Urodzony pierwszego maja « » Orientacja biseksualna • Stan cywilny w związku « » Kolor włosów czerń • Kolor oczu błękit « » Wzrost sto osiemdziesiąt centymetrów « » Znaki szczególne tatuaże. Wszędzie. « • Urodzony i wychowany w Londynie, podobnie jak trójka jego rodzeństwa, rodzice i dalsze pięć pokoleń wstecz. Ma starszego brata Tony'ego (dwadzieścia pięć lat, początkujący architekt) oraz dwudziestojednoletnie siostry bliźniaczki, Lorraine i Lyndsey, obie przebywające obecnie na wymianie studenckiej we Francji. • Przez rok studiował rysunek na Akademii Sztuk Pięknych, lecz przerwał studia na rzecz pracy. Później próbował jeszcze z literaturą angielską i amerykańską – to także rzucił, by pomóc przyjaciółce z uniwerku rozkręcić własne studio tatuażu. • W Black Cat odbył praktykę i dzisiaj jest licencjonowanym tatuażystą, jednym z czterech w studiu. Okazjonalnie przekłuje komuś uszy czy wargę, ale nie jest to jego głównym zajęciem. • W stresujących okresach często dopada go bezsenność; wybiera się wtedy na samotne spacery po mieście albo gnije całą noc na kanapie z padem w rękach, doprowadzając współlokatorów do szału. • Ma mocny łeb i zwykle sobie nie żałuje, ale kiedy przesadzi, upija się na smutno i czasem angażuje towarzystwo w egzystencjalne dysputy o sensie życia czy też jego braku. • Nie powiedział o swojej orientacji nikomu spoza grona najbliższych przyjaciół i zawsze upierał się, by zachowywać dyskretnie przy ludziach. Wzbrania się przed ujawnieniem rodzicom o dość konserwatywnych poglądach, którym już podpadł, wybierając taką ścieżkę kariery a nie inną. • Niełatwo wyprowadzić go z równowagi, ale kiedy już się wścieknie, puszczają mu hamulce i kompletnie nie myśli, co mówi. • Maddison „Maddie” Greene, 25 lat, sekretarka. |
| | | ZerlovBadass Uke
Data przyłączenia : 02/07/2017 Liczba postów : 235 Cytat : Miłość, sen i śmierć przychodzą pomału, schwyć mnie za włosy i mocno pocałuj.
| Temat: Re: Bywa ciężko. Pon Wrz 25, 2017 4:49 pm | |
| -Dziatwa, śniadanie! Krzyk Oscara, ojca całej "dziatwy" i tego przybytku, na pewno doszedł do uszu wszystkich domowników. Facet posiada donośny głos jeśli tylko potrzebuje. Jeden domownik zignorował nawoływanie, choć bulgotanie w brzuchu było na tyle wymowne na ile się dało. Od wczorajszego, szybkiego obiadu na mieście nie jadł nic ale nie zamierzał póki co wychodzić. Wspólne śniadania od pewnego czasu stały się ciężkie do wytrzymania, napięte do granic możliwości i sam Oscar zasypując ich żartami nie był w stanie rozluźnić atmosfery. Tak nie było od zawsze. Mieszkali z sobą od miesiąca: William, Oscar, Maddison oraz... Blaine. Pierwsze dni były bajeczne; śniadanie, jak się dało obiady i kolacje próbowali jadać razem. Zależało od czasu wszystkich. Czar prysł około dwa tygodnie do tyłu.. -Nie jestem głodny. -odsapnął, gdy do drzwi jego pokoju zapukano dwa razy. To Borge. Wiedział o tym. Ojczulek zazwyczaj pełen cierpliwości irytował się w jednym przypadku: jeśli ktoś nie ustawił się w kolejce do jedzenia pięć sekund po jego nawoływaniach. Dziwak. Przecież nikt nie rzuci wszystkiego i potykając się o własne nogi nie wyleci z pokoju, bo jest żarcie na stole. Westchnąwszy cicho postąpił z nogi na nogę wpatrując się w zamknięte drzwi. Pewnie zapukał do wszystkich, go zostawiając sobie na koniec, jak zwykle. William swój pokój miał położy na samym końcu wszystkiego co jest w tym mieszkaniu. I dobrze. -Will, takie bajki możesz wciskać komuś innemu ale nie mi. Poza tym zachowaj się jak dorosły a nie zasmarkany bachor i wyjdź z tego cholernego pokoju na cholerne śniadanie. -warknął na tyle głośno aby stojący na środku pokoju William go usłyszał ale na tyle cicho aby pozostała dwójka nie mogła zrozumieć wypowiedzianych słów. Odkąd zerwali z Blainem relacje całej czwórki nieco się pozmieniały. O atmosferze nie wspominając. Starał się unikać byłego chłopaka jak tylko się dało, bo nie dawał rady z nim w jednym miejscu. Świerze rany wciąż paliły. Poza tym zdarzało się, że dochodziło do lekkich starć pomiędzy nimi a on tego nie chciał. Więc postanowił uciekać od jego osoby. Najgorszy plan świata. W końcu z pokoju dało się słyszeć markotne "dobrze', po których wyłonił się z czeluści swego pokoju. Gęba Oscara uśmiechnęła się na widok zmarnowanego członka paczki. No cóż, spędził pół nocy przy telefonie a rzecz pojebanej pracy. -Reszta, wyłazić. -ryknął pan domu i ruszył do kuchni a za nim on. W kuchni zajął swoje stałe miejsce, najbliżej wyjścia, wlepiając spojrzenie w stół. W brzuchu mu się przewracało a w gardle rosła gula. I bynajmniej nie z głodu. Za to Pan domu podjadał powoli co postawił na stole. Dziś serwował naleśniki, jajecznicę z bekonem, jakieś omlety i kanapki: co dusza tylko zapragnie. Podziwiał go niekiedy za determinację. Jemu by się nie chciało gotować czy tam robić tylu rzeczy, skoro można zjeść albo kanapki albo płatki. Zajmuje mniej czasu, można się najeść i nie przemęczyć. Nie żeby Will należał do specjalnie leniwych osób ale czasem można pójść na łatwiznę. _________________ Just look, I'm yours. |
| | | UsagiBadass Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 146
Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.
| Temat: Re: Bywa ciężko. Pon Wrz 25, 2017 9:38 pm | |
| Nie spał. Przesiedział ostatnie cztery godziny dzielące go od śniadania w sypialni, której wcześniej prawie wcale nie używał, dopracowując jakieś szkice do katalogu, bo po trzech godzinach snu i tak nie był w stanie więcej zmrużyć oka. Przyzwyczaił się już, że ma całe łóżko dla siebie i nie musi rano wyplątywać się z koców i ramion Williama, ale to wcale nie znaczyło, że czuł się z tym dobrze. Mimo że wstał jako jeden z pierwszych, na śniadaniu zjawił się ostatni. Przez chwilę rozważał, czy w ogóle się na nim stawić, ale doszedł do wniosku, że Oscar wywlókłby go za kudły, gdyby zdecydował się wzgardzić jego posiłkiem. Poczłapał więc do kuchni bez entuzjazmu, z rozczochranymi włosami, bo nie mógł się zebrać, by je ogarnąć, i w workowatym dresie, przygarbiony i skrzywiony jak matka piątki dzieci w depresji. Nie podniósł wzroku, gdy dotarł do kuchni, jedynie chwycił krzesło za oparcie i hałaśliwie odsunął je od stołu, głośno manifestując swoje niezadowolenie. - Kurwa, Blaine, miej litość. – Maddie, w podobnym stanie co on, chwyciła się za głowę i jęknęła głośno, opierając łokcie na blacie. Blaine popatrzył na nią; wymagało to podniesienia wzroku, ryzykował zatem, że przypadkiem spojrzy na Willa, i oczy-kurwa-wiście, że spojrzał. Zacisnął jedynie szczęki, dławiąc w sobie chęć, by chwycić talerz i wynieść się z kuchni, na dokładkę trzaskając drzwiami. Will go nie chciał, robiłby mu zatem przysługę, oszczędzając konieczności przebywania w tym samym pomieszczeniu. Wiedział jednak, że potem przez resztę dnia musiałby znosić znaczące spojrzenia Oscara, może nawet wdać się w jakąś pseudoterapeutyczną rozmowę o powściąganiu własnych emocji i godzeniu się z przeszłością albo jeszcze lepiej – godzeniu się z Willem. Miał nieodparte wrażenie, że to właśnie Oscar i poniekąd także Maddison próbują osiągnąć – zmusić ich, żeby zaczęli ze sobą rozmawiać. I sypiać w jednym pokoju. Czuł także swoim szóstym zmysłem, że nie tylko po to, by poprawić w domu atmosferę, ale także dlatego, że Oscar mógłby wtedy w końcu urządzić sobie w sypialni Blaine'a siłownię. - Było tyle chlać? – rzucił, pakując sobie pokaźny kawał naleśnika do ust. Jadł szybko i łapczywie, chcąc jak najszybciej się ewakuować i wrócić do bycia wściekłym na cały świat w swoim pokoju. Szybko mu przeszedł etap niedowierzania i płakania w poduszkę. Teraz myślał, że William zwyczajnie próbuje go w ten sposób zmusić do zmiany zdania i podporządkowania się. Chyba jeszcze do niego nie dotarło, że to właśnie może być koniec. Po prostu czekał, aż Will pierwszy wyciągnie do niego rękę. - Ugh, zamknij się w końcu, jesteś za głośny. – Kobieta opróżniła szklankę wody w trzech potężnych haustach i odchyliła się na krześle. - Robisz coś wieczorem? Potrzebuję konsultacji w sprawie tego logo... - Jestem umówiony z Lin – przerwał jej, a gdy wymawiał imię koleżanki z pracy, popatrzył na Williama, jakby wręcz czekał na jego reakcję na dwuznaczność swoich słów. Chciał, żeby był zazdrosny. Chciał, żeby się przejął. I żeby przestał się zachowywać jak ten pokrzywdzony, bo nic z tego by się nie wydarzyło, gdyby nie on i jego głupie „dojrzałe” decyzje. |
| | | ZerlovBadass Uke
Data przyłączenia : 02/07/2017 Liczba postów : 235 Cytat : Miłość, sen i śmierć przychodzą pomału, schwyć mnie za włosy i mocno pocałuj.
| Temat: Re: Bywa ciężko. Wto Wrz 26, 2017 1:49 pm | |
| Widok Madd rozbawił go po całości. A jeszcze wczoraj ostrzegał ją przed konsekwencjami swojego szybkiego wypadu na "jedno piwo". Nawet nie chciał myśleć z czym pomieszała jedno piwo. Nie powinien naśmiewać się z koleżanki, raczej jojczeć nad nią jak bardzo jest biedna. Will był natomiast najlepszym przyjacielem pod słońcem i miał z niej ubaw po pachy. -Dzień dobry, szalona sekretarko. -zagadnął z niemrawym uśmiechem. Co jak co ale dobrze było przywitać się z kolejnym gościem śniadania, zanim zamilknie i zacznie obżerać się najszybciej jak się da. No i ten czas nadszedł szybciej niż się spodziewał. Ostatni członek mieszkania wchodzący do kuchni doszczętnie zamknął mu usta. Will automatycznie wbił spojrzenie w talerz z naleśnikami, szukając w nich cudu świata. Wyłonił się z pokoju ale dopiero teraz zastanawiał się po co. Czy aby na pewno słowa Oscara o zachowywaniu się jak dziecko na niego zadziałały? Najlepiej by było wstać i wyjść. -Blaine jedz jak człowiek. Upierdolisz mi ledwo wytarty stół. A Ty Madd.. -Pan domu na moment zamilkł, przyglądając się w milczeniu oraz skupieniu jedynej kobiety tego przybytku. Z lecącymi sekundami jego usta rozciągały się aż w końcu banan zawładnął Oscara twarzą. -Ja nigdy nie widziałem tak efektownego wejścia po pijaku przez kobietę. -rzucił złośliwie. W porannej konwersacji nie brał udziału jeden członek "rodzinki". Ani myślał odzywać się niepytany. Przysłuchiwał się wymianie zdań i koniec. Dopiero kolejno nakładane jedzenie na własny talerz przez Oscara zmusiło go do powiedzenia czegoś. -Oscar starczy, nie zjem tyle. Poza tym mam ręce i mogę sam sobie wziąć co chcę. Sam jedz. -wymamrotał chowając łapczywie rękoma napchany talerz. Szefuncio zacmokał ustami ale mimo niesmaku dał mu spokój. Nie żeby miał mu coś za złe, bo ten facet jest prawdziwym cudem i przyszła żona będzie miała z nim cudowne życie. Po prostu napychanie go wbrew jego boli jest marnotrawstwem czasu i sił. Zostawiony w spokoju zabrał się za jedzenie, byleby coś zjeść i wyjść jak najszybciej. I właśnie wtedy omal się nie zadławił. Nadszedł taki moment, którego się obawiał i chciał wyjść na niewzruszonego, jak gdyby takowa informacja wcale go nie interesowała. Wiadomo, że jak coś się planuje zazwyczaj wychodzi na odwrót. Zerwali ze sobą niedawno, rany piekły i szybko się nie zagoją. Wraz z rozłąką miłość tak po prostu nie ulotniła się z Williama. On do cholery jasnej chciał tylko zrobić krok w przód, czy to takie złe? Najwidoczniej tak skoro przez taki krok rozeszli się. A wracając do sprawy; ścisnęło go w gardle ale oprócz niemal zadławienia się kawałkiem naleśnika postarał się o względny spokój. Nieważne ile uczuć właśnie się w nim kotłowało; nieważne ile słów cisnęło na usta; nic nieważne nic. Przyznać musiał jedno, zabolało. -Ciulu a mówiłeś, że idziesz ze mną na piwo. -poczuł na sobie krótki wzrok jednego oraz drugiego: Blaine oraz Oscara. Ten drugi czym prędzej wtrącił swe trzy grosze. Buckley był coraz bliżej ulotnienia się z kuchni bez słowa. Zegar tykał. -Ogólnie któreś z was sprząta po śniadaniu. Zarobie się przez was smarkacze. _________________ Just look, I'm yours. |
| | | UsagiBadass Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 146
Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.
| Temat: Re: Bywa ciężko. Sro Wrz 27, 2017 9:40 pm | |
| Powiedz coś, pomyślał. Odezwij się. Odchrząknij chociaż. Ale nie, siedział cicho i tylko nieznaczne drgnięcie zdradziło, że prawdopodobnie zinterpretował sobie jego słowa tak, jak Blaine chciał. Albo to Blaine dopisywał nieprawdziwe teorie do każdego zmrużenia powieki, bo chciał wierzyć, że William nie będzie taki uparty i niewzruszony, kiedy zostanie postawiony przed perspektywą szybkiego bycia zastąpionym. Uleciała z niego ochota na dalsze podchody. Może Will mówił na poważnie. A może zrobił to specjalnie, bo wiedział, że Blaine się nie zgodzi i w taki sposób winę za rozstanie przerzuciłby na niego. Jakkolwiek absurdalna by nie była, owa myśl utknęła mu w gardle. Poczuł, że musi stąd wyjść. - Praca – rzucił krótko, jakby to wszystko tłumaczyło. - Będziemy musieli to przełożyć. Pośpiesznie i w kilku łapczywych kęsach dokończył swoje śniadanie, nie przejmując się wcześniejszą uwagą Oscara. Popił wodą i mocno, hałaśliwie, gestem wskazującym na pośpiech odstawił szklankę na stół. Nabił na widelec ostatni kawałek umaczanego w syropie naleśnika. - Jesteś tylko rok starszy, buraku – odpyskował, a Oscar już otwierał usta, żeby coś odpowiedzieć, ale wtedy on wetknął mu w tę półotwartą buzię swój widelec z nadzianym naleśnikiem. - Smacznego. Ja nie mam czasu, mam parę spraw do załatwienia w studiu. Zerknął przelotnie na Williama, gdy wstawał od stołu. W normalnych okolicznościach zaoferowałby, żeby posprzątali razem, ale teraz ograniczył się do przepłukania w zlewie własnego talerza i prędkiego ulotnienia się z kuchni, nim ktokolwiek zdążył go powstrzymać. Na samą myśl, że mieliby spędzić dodatkowe kilkanaście minut w kuchni sam na sam, z tamtą dwójką podsłuchującą „dyskretnie” pod drzwiami, w razie gdyby trzeba ich było rozdzielać, coś ściskało go w żołądku. Im rzadziej musiał na niego patrzeć, tym lżej było znosić fakt, że nie są już razem. Trochę... manipulował faktami. Miał dzisiaj wolne – ten sam dzień od paru lat – ale w studio zawsze znalazło się coś do roboty, nawet jeśli teoretycznie nie powinien tam być i pracował za darmo. Właściwie ostatni tydzień spędzał wyłącznie w Black Cat – tylko tam mógł się podziać, a przebywanie w domu, nawet jeśli siedział zamknięty w swoim pokoju, z oczywistych względów przestało sprawiać mu przyjemność. Prześliznął się korytarzem do sypialni i otworzył szafę. Odkąd się rozstali, systematycznie znosił swoje rzeczy do siebie, ale co chwilę okazywało się, że nadal mu czegoś brakowało. Powinien tak nie rozrzucać ciuchów i rysunków po pokoju Williama, łatwiej byłoby to zebrać. Tym razem zaginęła mu bluza. Na pewno nie była w praniu – tam zalegała obecnie cała reszta, dlatego tak bardzo odczuł brak tej jednej. A jeśli nie w praniu, to musiała być u Willa. Często mu ją pożyczał, tak często, że później z przyzwyczajenia, składając ubrania po praniu, kładł ją na kupkę ciuchów Willa. Zły na samego siebie, przekradł się do pokoju chłopaka i zastygł pod drzwiami, nasłuchując przez chwilę. Upewniwszy się, że towarzystwo jeszcze nie rozdzieliło się po śniadaniu, wszedł do środka. Wolał załatwić to szybko i po cichu, tak że William niczego nawet nie zauważy, niż po dorosłemu poprosić o zwrot swojej własności. Nadal uskuteczniał cichy protest wobec jego decyzji i nie miał zamiaru być pierwszym, który to przerwie. |
| | | ZerlovBadass Uke
Data przyłączenia : 02/07/2017 Liczba postów : 235 Cytat : Miłość, sen i śmierć przychodzą pomału, schwyć mnie za włosy i mocno pocałuj.
| Temat: Re: Bywa ciężko. Czw Wrz 28, 2017 6:01 pm | |
| O ile zdradził siebie nikłym ruchem ciała oraz zadławieniem się, o tyle zacisnął mocno usta. Przecież nie rzuci się do niego z krzykiem co sobie wyobrażał czy jak może robić mu takie świństwo. Owszem, w środku wszystko krzyczało, zmuszając go do słownego protestu ale coś innego nie pozwoliło mu się odezwać. Poza tym ojciec domu zaraz by wtrącił swoje trzy grosze; "Ale możecie chociaż przy śniadaniu się zachowywać?" Tak, dokładnie by tak powiedział. Więc Will przemilczał sprawę zapychając się kolejny kawałkiem naleśnika. Jeszcze trochę i zwróci niechciane śniadanie. Im więcej się obżerał tym ciężej mu było na żołądku. Dalej nie mógł zrozumieć postępowania byłego chłopaka. Zachowywał się jakby nie dopuścił ich rozstania do świadomości jako czysty fakt. Raczej.. Jako przejściowa, głupia kłótnia, ot, nie więcej. Tymczasem sprawa była poważna a Buckley nie żartował w żadnej sprawie. I tym mocniej zabolał go fakt bycia zastąpionym. To tak jakby Blaine wcale nie uważał go za kogoś ukochanego a raczej kogoś kto jest, łatwo da się go pozbyć a jeszcze łatwiej wymienić. Natrętne myśli wcale mu nie pomagały w przetrwaniu kolejnych chwil. Do kurwy nędzy, nie grali w cholerną grę. Drgnął na chrypliwy śmiech Madd a później na bąknięcia Oscara, który z zapchaną gębą próbował bodajże zrypać Blaine. Biedak zanim przełknął kęs i opił go tatuażysty już nie było. -Wy jesteście gorsi niż dzieci. -sapnął w końcu, zlizując z kącików warg syrop. Will spojrzał na niego z politowaniem. Sam bywał nie lepszy jak na ojca przystało lubił sobie pomarudzić na znajomych. -Tak jakbyś Ty był lepszy. A mam Ci może przypomnieć jak ostatnio płakałeś na.. -w tym momencie rozległ się jego stłumiony jęk bólu. Oscar zamiast kulturalnie i delikatnie przytknąć mu usta dłonią.. znaczy zrobił to, aczkolwiek z taką siłą, że mu wręcz przyjebał z plaskacza w twarz. -Zamknij się mała wszo, mówiłem Ci już, że Ci się coś do cholery przewidziało! JA NIE PŁAKAŁEM! -sapnął z jadem w ślinie. Madd z czystą ciekawością wpatrywała się w sportowca życia a tymczasem Buckley siłował się z jego ręką. Jak tylko mu się udało wstał od stołu. -To bolało, osiłku! Ciebie trzeba nauczyć delikatności, bo jeszcze kogoś zabijesz! -warknął, machając mu palcem przed nosem. -Łgasz! Jestem delikatny jak baranek! Te ręce leczą! -odparł z teatralnymi prychnięciami. Tylko Will już go nie słuchał. Rzucając Madd "Później Ci powiem" spierdalał do swojego pokoju wduszany w ziemie przez wzrok ojczulka. Melodyjka grała coraz głośniej. Telefon ułożony na poduszce rzucał się na wszystkie strony domagając uwagi. Jej właściciel stał w drzwiach wpatrując się w intruza. Zabrzmi zabawnie ale wiedział po co przyszedł. Składował rzeczy byłego chłopaka a te z każdym dniem cudownie ginęły. Raz Will przyłapał go na tym cichym skradaniu się do pokoju, tylko przemilczał sprawę. Bo wszystko, kurwa, bolało. -Nie zjem Cię. Wystarczy przyjść i powiedzieć mi, że chcesz swoje rzeczy. Nie byłoby łatwiej? -zapytał ciszej, mijając go. Tuż obok telefonu leżała bluza, której Blaine szukał. Dziennikarz wiedziony instynktem ujął ją w dłonie i podał mu, o dziwo łapiąc kontakt wzrokowy. Wstyd się przyznać ale do dnia dzisiejszego przytulał się do skrawka materiału co noc. Dzięki lekkiemu zapachowi ukochanego dawał rade w miarę zasnąć. _________________ Just look, I'm yours. |
| | | UsagiBadass Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 146
Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.
| Temat: Re: Bywa ciężko. Nie Lis 05, 2017 9:10 pm | |
| Nie musiał długo szukać – bluza leżała na widoku, na łóżku – dziwne miejsce na przechowywanie ciuchów byłego chłopaka. Sięgnął po nią, a wtedy telefon, którego wcześniej nie zauważył, rozdzwonił się nagle, a on aż podskoczył. I tak podskoczywszy z zaskoczenia, prawie wpadł na Williama, który był zdecydowanie lepszym ninją niż Blaine. Bez słowa wziął od chłopaka swoją bluzę i od razu narzucił na grzbiet. Pachniała słabo szamponem Willa; znajomy zapach, którego jednak nie spodziewał się poczuć. Zerwał z nim, ale nadal trzymał na łóżku jego ubrania. Dlaczego? Dlaczego musiał być taki uparty? - Oddaj resztę – burknął krótko, przekonany, że Will ma tego więcej, uskuteczniając przy okazji filozofię „im mniej słów, tym mniejsza szansa, że rzucisz mu się do stóp i zaczniesz błagać, by przyjął cię z powrotem”. Szybko okazało się jednak, że nie potrafi dochować wierności własnym zasadom, bo nagle wymamrotał: - Nie byłoby łatwiej, gdybyś w końcu przestał? Zrobił to cicho, niewyraźnie i miał nadzieję, że dzwonek telefonu go zagłuszył, ale na wszelki wypadek, by uciec od jego wzroku i ewentualnych pytań, odwrócił się z rękami w kieszeniach. Udał, że rozgląda się po pokoju, i wtedy jego uwagę przykuła kartka wystająca spod biurka. Pochylił się, by ją podnieść, i rozpoznał jeden z wielu swoich szkiców, które walały się po całym mieszkaniu. Nie miał pojęcia, czy Will zostawił go sobie specjalnie, czy rysunek zwyczajnie sfrunął z biurka i legł pod meblem zapomniany, i nie zastanawiał się nad tym zbytnio. Był za bardzo skupiony na dokładnym zrolowaniu swojego znaleziska i niepatrzeniu na Williama. Telefon tymczasem zdążył zamilknąć, lecz tylko na krótko. Irytująco głośny dzwonek znów rozbrzmiał w sypialni, a Blaine odwrócił się wreszcie. - Odbierzesz w końcu? – Westchnął ciężko, podając mu komórkę. Nie żeby przejmował się, że ktoś po drugiej stronie linii czeka, być może mając do przekazania coś ważnego. Po prostu nie chciał, żeby zwabiony hałasem Oscar zaraz wparował do pokoju, znajdując ich w tej dość niezręcznej sytuacji. |
| | | ZerlovBadass Uke
Data przyłączenia : 02/07/2017 Liczba postów : 235 Cytat : Miłość, sen i śmierć przychodzą pomału, schwyć mnie za włosy i mocno pocałuj.
| Temat: Re: Bywa ciężko. Wto Lis 07, 2017 2:27 pm | |
| Do tej pory odczuwał nieme uczucie smutku nie odnajdując kolejnej rzeczy byłego chłopaka w swoim pokoju. Spodziewał się tego jednego dnia, w którym Blaine zażąda swoich ciuchów ale nie sądził, że nadejdzie on tak szybko. Rozstali się, co nie znaczy, że Will przestał go kochać. Innymi słowy: potrzebował go w swoim życiu. Jeśli nie fizycznie to chociaż w postaci zapachu zawartym w jego prywatnych ubraniach. Dzięki nim jakoś dawał radę funkcjonować. Tymczasem właśnie odbierano mu ostatnie co po nim zostało. Prawie ostatnie ale ważne. Skinąwszy głową, bez wypowiadania słów dotarł do szafy i wyciągnął z niej kilka, równo poukładanych rzeczy: krótkie spodenki, kolejne dwie bluzy z czego jedna z kapturem a druga bez oraz dwa T-Shirty. Żeby nie było, usłyszał co Blaine powiedział. Słyszał wszystko nawet jeśli tego nie chciał. Zawsze i wszędzie; na słuch nie miał co narzekać. Poczuł jak cały ciężar tej sprawy siada na jego barkach a on sam coraz bardziej wbija się w szary dywan. Od początku nie uważał, że za dużo wymagał czy też przez niego doszło do rozstania. Nie widział nic złego w chęci zrobienia kroku w przód. Do cholery, czy taki czyn jest karalny? Owszem, źle się czuł, bo zdarzały się chwile cięższego załamania, w których obwiniał się za naciskanie i mało co nie zaczynał błagać go o zejście się. Gdzieś na końcu tej opowieści przychodziła dobra wróżka, która wybijała mu z głowy winę. Nie był, nie jest i nie będzie winny. Nie zawinił. -Mhm. -mruknąwszy, odebrał od niego telefon a podał mu ciuchy. Jak słyszał tak i widział, że oprócz odzieży odebrano mu prywatny rysunek. Ten jeden, który zdążył zachować. W całym pokoju nie posiadał innych. -Tak, słucham? -ochrypły, słaby głos Williama powitał rozmówcę po drugiej stronie słuchawki. Rozmowa trwała krótko ale w żadnym wypadku nie przypominała czysto zawodowej. Mimo, że odpowiadał krótkimi zdaniami lub pojedynczymi słówkami, jakby ta rozmowa mu się nie podobała to wyglądała bardziej jak rozmowa z kolegą aniżeli z kimś z pracy. Skończył rozmowę, milknąc na kilka chwil. Odezwał się znów nim Blaine zdążył wyjść. Nie patrząc na niego, nawiązał do wcześniejszego pytania. -Powiedz mi dokładnie Blaine, z czym takim mam przestać? -zapytał cicho, ostrożnie, robiąc wszystko aby pytanie nie zabrzmiało źle, czy prowokująco do kolejnej kłótni. _________________ Just look, I'm yours. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Bywa ciężko. | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |