|
| Pod przewodnictwem Mocy [Star Wars] | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
EnviraChibi Seme
Data przyłączenia : 27/06/2017 Liczba postów : 73
Cytat : "You eating stars!" "You are all made of stars. "
| Temat: Pod przewodnictwem Mocy [Star Wars] Pią Lip 28, 2017 6:37 pm | |
| Ponoć nic nie dzieje się przypadkiem. Galaktyka jest obecnie pod reżimem Imperium rządzonego przez Darth Sidiousa. Niepewność oraz strach są na porządku dziennym. Każdy opór ma być bezlitośnie tłumiony. Pewne okoliczności sprawiają, że na jednej z planet dochodzi do nietypowego spotkania Jedi oraz gwiezdnego pirata. Niestety po drodze natrafiają na oddział szturmowców. Ścigani, muszą odrzucić na bok wzajemną niechęć i współpracować, gdyż tylko w ten sposób mają szansę umknąć siłom Imperium... W rolach głównych: Przystojny Jedi - StardustNieokrzesany Pirat - Envira
Ostatnio zmieniony przez Envira dnia Pią Lip 28, 2017 9:29 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | StardustBadass Uke
Data przyłączenia : 27/07/2017 Liczba postów : 297
Cytat : Zero fucks given
| Temat: Re: Pod przewodnictwem Mocy [Star Wars] Pią Lip 28, 2017 9:05 pm | |
| Imię: Nivh Lorlee Wiek: 28 lat Wzrost: 182 cm Kolor oczu: Ciemnozłote Kolor włosów: Białe Rasa: Mirialanin
Charakter: Jak prawdziwy Mirialanin jest niezwykle mądry i zwinny. Odznacza się przenikliwym, prędkim umysłem i wielką empatią. Unika starć, jest zwolennikiem pokojowych kompromimsów, jednak jeśli jest zmuszony, bez mrugnięcia okiem wda się w agresywne negocjacje. Jest osobą bardzo uduchowioną, głęboko złączoną z Mocą i niezwykle wrażliwą na jej zawirowania. Wśród jego pobratymców powszechnym jest, że są oni silni Mocą, a Nivh nie jest wyjątkiem. Posiada niezwykle czyste, niewinne i spokojne serce - obce jest mu bycie kuszonym przez Ciemną Stronę. Jest niczym jaśniejąca w mroku gwiazda. Ostrożny, nieco nieufny, trochę sztywny, jednak kiedy się rozluźni, pokazuje swoją nieco bardziej zabawową stronę. Jednak ciężko być naprawdę lekkoduchem, kiedy podczas Czystki Jedi straciło się wszystkich. Jego mistrz zapłacił życiem, aby on, jako dziewięciolatek, mógł uciec. Choć nie żywi do Imperium sympatii, nie pozwala pochłonąć się nienawiści. Jest w nim gdzieś tam, głęboko, jednak on skutecznie się jej opiera. Chciałby przysłużyć się światu, żyć wedle Kodeksu i pomagać słabszym, jednak wie, że martwy nikomu się nie przyda i choć okazjonalnie pomaga ruchowi oporu, są oni zbyt rozproszeni, aby mógł się wdać w jakieś poważniejsze działania - przede wszystkim musi przeżyć, aż wybuchnie prawdziwa walka, w której będą mieli szansę na wygraną.
Ciekawostki:
- Wstąpił do zakonu w wieku pięciu lat, co wśród Mirialanin nie jest niczym dziwnym
- Dziewiętnaście lat temu, podczas egzekwowania rozkazu 66, zamordowano jego mistrza - od tamtej pory żyje jako zbieg
- Uczył się u mistrza tylko trzy lata, więc Kodeks właściwie interpretuje, jak chce, chociaż stara się, by żyć według niego - jest niemal samoukiem, choć napotykał przez te dziewiętnaście lat innych Jedi, którzy chętnie dzielili się z nim wiedzą
- Świetnie włada mieczem, jest szybki i zwinny, ale jego prawdziwa siła leży w Mocy - ufa jej całkowicie, doskonale potrafi z niej korzystać
- Porusza się sprężyście, jego ruchy są zdecydowane, nie wykonuje nieprzemyślanych gestów - jest w nim gracja i elegancja, piękna w pewien niebezpieczny sposób
|
| | | EnviraChibi Seme
Data przyłączenia : 27/06/2017 Liczba postów : 73
Cytat : "You eating stars!" "You are all made of stars. "
| Temat: Re: Pod przewodnictwem Mocy [Star Wars] Pią Lip 28, 2017 11:02 pm | |
| Godność Viran Kilvaari Wiek 32 lata Rasa Człowiek Pochodzenie Nar Shaddaa Wzrost 187 cm Włosy Ciemny brąz Oczy Brązowe
To człowiek aż nazbyt pewny siebie, przez co wielokrotnie popadał w różne kłopoty, nawet z samymi łowcami nagród. Sarkastyczny ryzykant, nie boi się mówić, co myśli. Mało towarzyski, nieufny. Gdy chodzi o "pracę", ceni sobie przede wszystkim profesjonalizm. Ma porachunki z samym Imperium, które ściga go za różne popełnione wobec nich przewinienia. Uważa się za wolnego człowieka, żyje wytyczonymi przez siebie zasadami, nie posiada żadnej, konkretnej przynależności. Dobry pilot. Świetny, gdy chodzi o posługiwaniu się blasterem. Z bronią, dyplomacja zawsze mu idzie lepiej.
- Viran urodził się w Starej Republice na Nar Shaddaa, księżycu, kontrolowanego przez Huttów. - Posiada wbudowany implant na lewej skroni, który znacznie ulepsza jego wzrok.- Będąc dzieciakiem, przeżył również Wojnę Klonów. - Poza basic, umie mówić również po huttańsku oraz po mando'a. - O Jedi wie jedynie z historii opowiadanych w kantynach. Sam dotąd niezbyt wierzył w ich istnienie. - Dotąd nie myślał o dołączeniu do szerszej załogi. Dotąd kosmos przemierzał jedynie z droidem naprawczym, które z biegiem lat stał się jego nieodłącznym kompanem. |
| | | StardustBadass Uke
Data przyłączenia : 27/07/2017 Liczba postów : 297
Cytat : Zero fucks given
| Temat: Re: Pod przewodnictwem Mocy [Star Wars] Sob Lip 29, 2017 12:01 am | |
| Ryloth. Ta jałowa i wietrzna planeta nie byłaby pierwszym wyborem Nivha na zapoznawanie się z galaktyką, jak z resztą pozostałe planety Zewnętrznych Rubieży. A jednak przeciskał się przez tłumy Twi'leków, przedstawicieli innych ras, droidów i uciekał przed wzrokiem szturmowców. Naciągnął bardziej kaptur na oczy i starał się wmieszać w tłum. Przystanął przy jednym stoisku, udając zainteresowanie częściami, jednak nie wdawał się w dyskusje z handlarzem. Jego zielonkawa, wytatuowana twarz zbyt rzucała się w oczy. Kilka chwil później, gdy dostrzegł, że patrolujący teren nieopodal szturmowiec w lśniącej, białej zbroi odwrócił się na pięcie i poszedł dalej, błysnął oczami spod kaptura, wbijając ciężkie spojrzenie w sprzedawcę. - Nie było mnie tutaj - rzekł, wykonując krótki gest ręką, a handlarz natychmiast zamrugał oczami i zwrócił twarz w drugą stronę, szukając innego klienta. Lorlee zaś oddalił się spiesznie, chowając dłonie do szerokich rękawów płaszcza. Szybkim krokiem wyminął kolejnych strażników i znalazł się w wąskiej uliczce, wypełnionej bardziej szemranymi typami. Choć unosił się w niej smród, zdawało się to nikomu nie przeszkadzać. Uśmiechały się do niego skąpo ubrane Twi'leckie prostytutki, sprzedawcy zagradzali drogę, wychwalając swoje produkty. Zgrabnym ruchem wyminął pijaka, który chciał się o niego oprzeć. Gdyby nie to, niechybnie zwymiotowałby Nivhowi na buty. Nie zwalniał, nie zatrzymywał się, głuchy na prośby, ślepy na wszelkie gesty. Po chwili skręcił w jeszcze węższą i ciemniejszą uliczkę, przeskoczył przez stos elektrośmieci i znalazł się w zaułku między dwoma budynkami; po ich ścianach pięły się zardzewiałe rury, z niektórych buchała para, ograniczająca widoczność. Nieopodal spał bezdomny, chrapiąc głośno, jakaś dziwka odpalała skręta z najprawdopodobniej średnio legalną substancją. Niedobrze mu się robiło od tego zepsucia. Westchnął. Jego kontakt nie dość, że wybrał obrzydliwe miejsce na tajne spotkanie, to jeszcze do bólu oczywiste. |
| | | EnviraChibi Seme
Data przyłączenia : 27/06/2017 Liczba postów : 73
Cytat : "You eating stars!" "You are all made of stars. "
| Temat: Re: Pod przewodnictwem Mocy [Star Wars] Sob Lip 29, 2017 10:08 pm | |
| Virana już od dłuższego czasu trzymał się pech. Rosnący dług, kilka utarczek z najemnikami oraz wiecznie na dające mu spokoju Imperium, tylko pogorszyły jego sytuację w przestępczym półświatku. Będąc na pograniczu desperacji, niespodziewanie dostał cynk o dobrze płatnej robocie, której szczegóły miał przekazać mu wybrany informator na Ryloth. Tak też trafił na planetę Twi'leków, by obecnie przemierzać ulicę jej stolicy, starając się nie napotkać gdzie oddziału szturmowców. Ich liczba wzrosła tutaj niepokojąco, a to z powodu rozległych podbojów Zewnętrznych Rubieży, jakie prowadziło Imperium. To tylko oznaczało, że mężczyzna musiał nieustannie zachować czujność, by szybko skręcić w ciemną uliczkę dla uniknięcia uzbrojonych ludzi Imperium. Dla zmniejszenia ryzyka, postanowił spędzać swój czas w obskurnych kantynach, gdzie zbierały się istoty różnego pokroju, a jakie niekiedy miały, co ciekawego do powiedzenia. Ostatnimi czasami często dało się słyszeć o rebeliantach, osobach sprzeciwiających się rządom Imperium. Robili to dosyć nieudolnie, jeśli Viran miał oceniać. Dotąd nie zdarzyło mu się słyszeć o niczym innym, jak o ich licznych porażkach. Wypił duszkiem podanego drinka, by rzucić ostatnie spojrzenie, począwszy na najbliżej siedzących klientach, kończąc na wijących się w kącie Twi'lekańskich tancerkach. Pokręcił głową, rzucając niechlujnie kredyty na blat. W następnej chwili już przeciskał się uparcie przez zgromadzony tłum. Wyszedł z dusznego wnętrza kantyny, stanowczym krokiem kierując się w wybraną stronę. Niekiedy rozglądał się ostrożnie, mając dłoń w pobliżu kabury z blasterem. Nie zatrzymywał się, dopóki nie dotarł do wąskiej uliczki. Nieprzyjemny smród sprawił, że na twarzy Virana przemknął grymas obrzydzenia. Ze wszystkich miejsc, wybrać akurat takie? Zaczynał żałować, że w ogóle się na to zgodził. Jednak teraz było za późno na odwrót. Zacisnął szczęki, powoli stawiając kroki. Szedł, spoglądając na każdą, mijaną osobę, dopóki niespodziewanie zauważył nieopodal stojącą, zakapturzoną postać. Zmarszczył brwi i próbując zachować spokój, podszedł bliżej, aż stanął naprzeciw nieznajomego. ― Niezbyt dobre miejsce na pogawędkę. Zbyt... oczywiste ― stwierdził, na wszelki wypadek zbliżając dłoń do rękojeści blastera. ―To ty masz robotę? I potrzebujesz do niej ludzi? Czy... ― Tutaj palce zaczęły się zaciskać na chłodnym metalu. ― raczej nie jesteś tym, którego szukam? Wziął głęboki wdech, będąc gotowy na ewentualne niebezpieczeństwo. |
| | | StardustBadass Uke
Data przyłączenia : 27/07/2017 Liczba postów : 297
Cytat : Zero fucks given
| Temat: Re: Pod przewodnictwem Mocy [Star Wars] Sob Lip 29, 2017 10:31 pm | |
| Z każdą chwilą coraz bardziej obrzydzało go to miejsce. Odsunął się nieco od palącej prostytutki - nie wiedział, co ona tam paliła i wolał nie wdychać oparów jakichś podejrzanych substancji. Zamknął więc oczy i próbował skupić się na swoim wnętrzu, na Mocy. Szukał jej zawirowań, próbował określić, czy jest bezpieczny. Usłyszawszy nieopodal kroki, Nivh uniósł głowę, spoglądając na człowieka, który zdawał się czegoś szukać. - Zdobyłeś te plany? - zapytał szorstko jednocześnie z nim, a ich głosy zmieszały się. Ściągnął brwi i zlustrował podejrzanie wyglądającego mężczyznę. Dłoń Jedi podążyła w lustrzanym ruchu do pasa, a gdy mężczyzna zacisnął swoje palce na blasterze, jego oplotły rękojeść miecza. - Widzę, że nie tylko mój kontakt wybrał cienkie miejsce na prowadzenie interesów - rzekł. - Podejrzanie popularny ten punkt, zgodzisz się? Czyżby został wystawiony? Jednak wysyłanie jednego najemnika było raczej słabym pomysłem na zabicie Jedi i miało znikome szanse powodzenia. Jedno z jego oczu łyskało na człowieka spod jego kaptura niebezpiecznie, ostrzegawczo. Całą swoją postawą przekazywał mentalny komunikat - "Gwarantuję ci, że z nas dwóch to ty nie przeżyjesz swojego strzału". Wolał uniknąć przemocy. Mogliby zwrócić na siebie niepotrzebną uwagę. Zdarzenia wyprzedziły jednak myśli Lorlee, bo oto zza rogu wyłonił się patrol szturmowców. Jeden z żołnierzy wskazał na nich i wykrzyknął do swoich towarzyszy: - Tam są! Nivh nie czekał, aż padną pierwsze strzały - pociągnął spotkanego mężczyznę za fraki i popchnął przed siebie, zmuszając do biegu. Wróg Imperium był jego przyjacielem. A jeśli to on jest tym, kto doniósł... Cóż, później się z nim policzy. Na ten moment nie wyczuwał od niego żadnego mroku. Może jego aura nie była klarownie czysta, jednak zdecydowanie nie wyglądał mu na kogoś, kto mógłby współpracować z oprawcą. Popędził za nim, umykając przed wiązkami blasterowymi dzięki Mocy. Nie wyciągał miecza świetlnego, by nie zdradzić się w tak oczywisty sposób. Może mieli ich za kogoś innego, jednak bliższe przyjrzenie się z pewnością by go zdradziło. Wpadli na główną ulicę, a Nivh Mocą szarpnął piętrzące się przy niej towary, zawalając przejście. Zyskali chwilę, jednak niedługo pojawią się następni. Wszyscy szturmowcy w pobliżu są z pewnością poinformowani o obecności dwóch podejrzanych osobników. Musieli natychmiast się skryć.
Ostatnio zmieniony przez Stardust dnia Nie Lip 30, 2017 5:28 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | EnviraChibi Seme
Data przyłączenia : 27/06/2017 Liczba postów : 73
Cytat : "You eating stars!" "You are all made of stars. "
| Temat: Re: Pod przewodnictwem Mocy [Star Wars] Nie Lip 30, 2017 4:49 pm | |
| Tak się kończy kontaktowanie z nieodpowiednimi osobami. Viran ścisnął pewnie za rękojeść, czekając na ruch ze strony nieznajomego. Wyraźnie deklarował własną postawą, że nie zamierza się dać nastraszyć, a tym bardziej wycofać. Zobaczymy, jak to wyjdzie w praktyce. Nim jednak doszło do samego starcia, niespodziewanie pojawił się oddział szturmowców. Ci zareagowali niemal natychmiastowo. Zanim Viran porządnie rozeznał się w nowej sytuacji, nieznajomy zdążył go zmusić do morderczego biegu przed siebie. Nie dość, że nie zdobył upragnionej roboty, to jeszcze go wystawiono. Był tego więcej niż pewien. Ten cholerny pech ciągnął się zanim nawet na Ryloth. Podirytowany wyciągnął blaster, ale postanowił się wstrzymać. Im biegli dalej, tym więcej było ludzi, a to tylko utrudniało możliwość do czystego strzału. Skupił się na ucieczce, co jakiś czas łypiąc na nieznajomego. ― Z drogi! ― warknął, odsuwając gwałtownie kilkoro przechodniów. Musiał dotrzeć do hangaru, ale wątpił, że to będzie łatwe zadanie. Pewnie reszta oddziałów została już poinformowana o uciekinierach. Nie mógł teraz udać się do statku. Dotarli na główną ulicę, gdzie nagle część towarów spadła z łoskotem na ziemię, torując przejście goniącym ich szturmowcom. Przez twarz Virana przemknęło zdziwienie, ale uznał to za zwyczajny łut szczęścia. A taki należało wykorzystać. Rozejrzał się szybko, próbując znaleźć dobre miejsce na kryjówkę. Dopiero gdy spojrzał w górę, znalazł coś w miarę odpowiedniego. ― Okno ― rzekł bardziej do siebie niż nieznajomego. Na jednym z budynków bocznej uliczki ciągnęły się rury, prowadzące wprost do otwartego okna. Można było wątpić, co do samej wytrzymałości tych rur, ale Viran nie zastanawiał się zbytnio. Postanowił chwycić okazję i zaraz schował blaster z powrotem do kabury. Zaczął prędką wspinaczkę, omal nie spadając kilka razy. Wreszcie, zdyszany, wpadł do pokoju, szczęśliwie pustego. Wziął kilka głębszych oddechów, by wreszcie ze stęknięciem wstać z ziemi. Jeśli nieznajomy również skusił się na jego pomysł, to Viran wybrał pomieszczenie na małą pogawędkę. ― Dobra, koniec tego. ― Wyciągnął szybko broń, celując w drugiego mężczyznę. ― Sądząc po tym małym incydencie, Imperium kocha cię równo mocno, co mnie. Ale nie zamierzam ryzykować. ― Wymownie spojrzał na blaster. ― Kim jesteś?
Ostatnio zmieniony przez Envira dnia Pon Lip 31, 2017 4:44 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | StardustBadass Uke
Data przyłączenia : 27/07/2017 Liczba postów : 297
Cytat : Zero fucks given
| Temat: Re: Pod przewodnictwem Mocy [Star Wars] Nie Lip 30, 2017 5:49 pm | |
| Nivh nie wierzył w pech. Za to w głowie mu się nie mieściło, jak mógł nie przejrzeć zasadzki. Przecież powinien był móc to odczytać dzięki Mocy. Wyjaśnienie było jedno - to nie on został wystawiony, a pędzący przed nim mężczyzna. Ich spotkanie musiało być zatem przeznaczeniem. Moc potrzebowała ich do czegoś, a przynajmniej Mirialanin żył w takim przekonaniu. Jedi przemykał zgrabnie między przechodniami. Nie musiał ich odpychać; każdego wymijał o centymetry, zwinnie i z gracją. Z łatwością dotrzymywał kroku drugiemu uciekinierowi i pozwolił mu prowadzić. Okno. Również je dostrzegł, ale znacznie prościej mu było się do niego dostać niż drugiemu mężczyźnie. Odbił się od ściany, potem od przeciwległej i elegancko wskoczył do środka, odpychając się dłonią od parapetu i wykonując na podłodze przewrót, by zniwelować impet. Wstał, otrzepał się z kurzu jak gdyby nigdy nic i czekał, aż drugi dotrze. Wyglądał na takiego, co to będzie mieć do niego wiele pytań. Mirialanin się nie pomylił. Spojrzał protekcjonalnie na wyciągnięty przez nieznajomego blaster, obejrzał go uważnie, decydując, czy można mu zaufać. Nie wyczuwał, aby bił od niego mrok. Postanowił więc płynąć z prądem Mocy, dać się jej prowadzić. Westchnął głośno, męczeńsko. - Sądzę, że mnie kocha nawet bardziej niż ciebie - rzekł swoim głębokim, spokojnym głosem, ściągając kaptur i ukazując w świetle swoją wytatuowaną twarz. Wykonał krótki gest dłonią, niby od niechcenia, jakby odganiał owada, a sklecone z drewna i stalowych odpadków okiennice zatrzasnęły się za drugim mężczyzną. - Nivh Lorlee - powiedział, włożywszy ręce do rękawów płaszcza i skłonił się lekko. - Zrobisz mi tę przyjemność i również zdradzisz swe imię? Twarz jedi była nieprzenikniona i choć jego wargi ułożyły się w przyjazny, delikatny półuśmiech, w jego oczach widać było tylko chłodną uprzejmość. Przeszywał spojrzeniem stojącego naprzeciw szatyna, szukając najmniejszej oznaki na jego wrogość i przynależność do strony przeciwnej; wystarczyłby mu takie podejrzenie, by go zlikwidować. Nie mógł sobie pozwolić na zostanie wykrytym, a mężczyzna nie wyglądał na słaby umysł - sztuczki z Mocą na nic by się nie przydały. |
| | | EnviraChibi Seme
Data przyłączenia : 27/06/2017 Liczba postów : 73
Cytat : "You eating stars!" "You are all made of stars. "
| Temat: Re: Pod przewodnictwem Mocy [Star Wars] Pon Lip 31, 2017 7:08 pm | |
| Nagły trzask okiennic sprawiło, że zaskoczony mężczyzna odwrócił się w ich stronę, by potem znów prędko utkwić wzrok w nieznajomym. Teraz, gdy zdjął on kaptur, Viran pojął, dlaczego w ogóle go nosił. Nawet jeśli sama planeta Mirialan również leżała w Zewnętrznych Rubieżach, to nie byli oni zbyt częstymi gości na Ryloth. Wystarczyło szepnąć parę słówek do szturmowców i mężczyzna pewnie zostałby zatrzymany, nim dobrze by stanął na gruncie planety. Ciekawe, czym tak bardzo zaskarbił sobie uwagę Imperium? Widząc wzrok Nivha, parsknął, również nie pozostając mu dłużny. Nie wahałby się pociągnąć za spust, nawet przy najmniejszym cieniu wątpliwości. I chyba jego towarzysz uczyniłby to samo. ― Viran. Viran Kilvaari ― odparł wreszcie z wymuszoną uprzejmością. Powoli zniżył broń, ale ostatecznie jej nie chowając. Ostrożność w takiej sytuacji była więcej niż wymagana. Czuł, że pod tym płaszczem również musiał gdzie skrywać się podobny kaliber. Przez chwilę milczał, próbując zebrać jeszcze chaotyczne myśli. Nie wiedział, co sądzić o tym człowieku. Miał wystarczająco kłopotów w postaci uzbrojonych po zęby szturmowców. Tym bardziej nie powinien tracić tutaj czasu. ― Czyli Nivh... ― zaczął ponownie. ― Akurat tak się złożyło, że nam obojgu nie dopisało dziś szczęście. Imperium depcze nam po piętach i to tylko kwestia czasu, zanim nas znajdą. ― Postąpił kilka kroków wzdłuż pomieszczenia, w którym głównie walały się zbędne rupiecie oraz spore tumany kurzu. Przez ten czas ani na chwilę nie spuszczał Nivha z oczu. ― Co powiesz na małą propozycję? Pomożemy sobie nawzajem i dotrzemy do hangaru, bo bądźmy szczerzy, każda minuta dłużej na Ryloth zbliża nas tylko do śmiertelnego strzału z karabinu szturmowca. Każdy weźmie swój lot i tyle. ― Uważał, że była to logiczna oferta. Nie musieli sobie ufać, tutaj w grę chodził wyłącznie wspólny interes. Bo w końcu liczyło się głównie przeżyciem, a będąc we dwójkę, zwiększyłby szansę dotarcia na statek w jednym kawałku. ― Skusisz się, panie tajemniczy? Czy raczej masz już inne plany? |
| | | StardustBadass Uke
Data przyłączenia : 27/07/2017 Liczba postów : 297
Cytat : Zero fucks given
| Temat: Re: Pod przewodnictwem Mocy [Star Wars] Sro Sie 02, 2017 1:14 am | |
| Nie zwrócił uwagi na to, że mężczyzna nie schował broni, a jedynie lekko ją opuścił. Wiedział, że go nie skrzywdzi. Moc mu to podpowiadała, a ufał jej całkowicie. Patrzył więc po prostu na niego swoimi spokojnymi oczami, zachowując nieprzeniknioną minę. Skinął mu tylko głową w odpowiedzi na jego przedstawienie się. Nic nie było przypadkowe. Dlatego też nie "złożyło się", a Moc tego chciała, jednak zamiast to powiedzieć, Nivh uśmiechnął się tylko pobłażliwie. Wiedział jednak, jak jego wiara działała na innych, nie mówił więc nic. - W istocie - odparł po prostu Mirialanin. Poza tym, że według niego ich spotkanie nie było zbiegiem okoliczności, Viran nie mylił się. Jeśli natychmiast stąd nie odejdą, pewnym było, że zostaną pochwyceni. Musieli działać szybko, jeśli chcieli zbiec z tak dobrze chronionej planety. - Brzmi interesująco - odrzekł spokojnie. - Jednak jest mały problem. Ktokolwiek zobaczy, że szturmowcy siedzą nam na karku, nie będzie chciał nas zabrać. Rozłożył ręce. Może mógłby kogoś nakłonić, ale łatwiej by było po prostu ukraść statek. Tylko, że z niego pilot był żaden. A dodatkowo nie miał wystarczającej ilości kredytów; jego kontakt miał dać mu zastrzyk finansowy. Jeżeli jednak Kilvaari miał własny statek... Cóż, jedi musiał się po prostu upewnić, że na nim odleci. Innych możliwości na przetrwanie tego wszystkiego nie miał, choćby był najpotężniejszym wojownikiem w galaktyce. - Wiemy o sobie tyle samo, a już jestem tajemniczy? - Zacmokał Lorlee. - Tacy jak my raczej nie planują dalej niż jeden dzień wprzód, skoro nigdy się nie wie, czy się go dożyje, nie uważasz? Nivh uśmiechnął się nieco łobuzersko. Musiał przyznać, że nigdy mu się to nie znudzi, choćby nie wiadomo, jak bardzo próbowałby go ukryć. Przechytrzenie Imperium czasem bywało wręcz dziecinnie proste, ale zawsze bawił się przednio, choć może nie powinien. |
| | | EnviraChibi Seme
Data przyłączenia : 27/06/2017 Liczba postów : 73
Cytat : "You eating stars!" "You are all made of stars. "
| Temat: Re: Pod przewodnictwem Mocy [Star Wars] Sro Sie 09, 2017 12:20 am | |
| ― Myślę, że jesteśmy aż nadto zaradni, by załatwić sobie transport. ― W rzeczywistości miał na myśli samego Nivha, gdyż on musiał jedynie dostać się na własny statek i stąd wyfrunąć, nim szturmowcy przedziurawią go blasterami. Zdecydowanie nie zamierzał brać żadnych pasażerów na gapę, szczególnie jakiegoś nieznanego Mirialana, który mocno zalazł Imperium za skórę, jeśli wierzyć jego słowom. Bo z naszej dwójki, to ja wyglądam mniej podejrzanie, pomyślał Viran, wstrzymując się od tego, by powiedzieć to na głos. Spojrzał jedynie wymownie na noszony przez nowego towarzysza płaszcz. Mężczyzna wolałby mieć broń Nivha na widoku, a ten zapewne takową posiadał. W dzisiejszych czasach tylko głupcy chodzą bez podręcznej ochrony. ― Bo wielu skutecznie nam utrudnia tworzenie planów na starość ― stwierdził, zmuszając się, by schować blaster z powrotem do kabury. Podszedł do drzwi, otwierając je. ― Idziemy. Za dużo czasu tutaj straciliśmy. Sądząc po rozmieszczeniu drzwi, trafili do zwykłego budynku mieszkalnego. Dało się słyszeć wyraźnie poruszenie za niektórymi z nich. Musieli stąd wyjść z powrotem na ruchliwą ulicę, ale nim miało to nastąpić, Viran postanowił wysunąć się do przodu, chcąc sprawdzić sytuację. Podszedł do popękanego okna, które wychodziło wprost na drogę. Po chwili pokręcił głową z dezaprobacją, widząc kilkunastu szturmowców rozmieszczonych wśród tłumu. Szczególnie niepokojąco wyglądała dwójka z nich, która zaczepiała przechodniów i ucinała z nimi pogawędkę. ― Główna droga kompletnie odcięta ― obwieścił towarzyszowi, odsuwając się szybko. ― W takim razie będzie nas czekać dłuższa i mniej przyjemna droga. Viran pozwolił sobie zejść na dół, przeciskając się przez kilku zdziwionych Twi'leków. Tędy mogli wyjść na tyły budynki, wprost do brudniejszych uliczek Ryloth. Mężczyzna rozejrzał się ostrożnie, a stwierdzając brak szturmowców, wyszedł na zewnątrz. Jednak w takich miejscach nie tylko Imperium stanowiło zagrożenie. ― Hangar pewnie będzie równie dobrze obstawiony. Będzie potrzebny plan.
Ostatnio zmieniony przez Envira dnia Nie Lis 05, 2017 3:56 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | StardustBadass Uke
Data przyłączenia : 27/07/2017 Liczba postów : 297
Cytat : Zero fucks given
| Temat: Re: Pod przewodnictwem Mocy [Star Wars] Pią Sie 11, 2017 10:51 pm | |
| Mężczyzna wzruszył tylko ramionami. Raczej nie mieli innego wyboru, bo skończą w imperialnej celi albo i gorzej. Chociaż, z dwojga złego, to on wolałby chyba umrzeć. Szybko odegnał te myśli. Nie mógł dać się obezwładnić pesymizmowi. Moc zawsze była z nim, a więc i dziś się od niego nie odwróci. Przeżył rozkaz 66, to przeżyje wszystko. Mirialanin zaśmiał się tylko krótko, w odpowiedzi na słowa Virana. Cóż, to była gorzka prawda. Nie śmiałby wyobrażać sobie siebie jako staruszka. Starał się nawet nie planować, co zje na kolację, bo nigdy nie było pewne, czy w ogóle do niej dojdzie, a on wolał nie zapeszać. Tułał się więc po wszechświecie, gdzie go Moc poniesie; jemu było w zasadzie wszystko jedno. Chciał przeżyć - to była jego misja. Bo żywy przyda się Rebelii bardziej, niż martwy. Rebelii i przyszłym Jedi. Mimo to był gotów oddać życie za sprawę, jednak szczęśliwie do tej pory nie pojawiła się taka konieczność. Traktował to jako ostateczność i wolał nie rzucać swojego bytu na szalę, dopóki nie będzie zmuszony. Kiwnął głową. Towarzyszący mu mężczyzna miał rację. Im dłużej tu marudzą, tym bardziej zmniejszają swoje szanse na powodzenie. Pozwolił mu się wysunąć na przód. W końcu to on był tym z blasterem, nie Nivh. Jego zadaniem było krycie ich i pomaganie szczęściu. Podążył za nim na zewnątrz, w jedną z ciasnych i obskurnych uliczek tej zapyziałej planety. Upewnił się, że jest czysto, zanim wyszedł. Nie tylko specjalnie nie ufał Viranowi, ale swoim zdolnościom wierzył bardziej. - Orientujesz się, czy da się wejść jakoś bokiem? - Zapytał. - Na przykład systemem wentylacyjnym? Już parę razy dostawał się tak na lądowiska i z nich wydostawał. Zwykle zakratowane wejścia znajdowały się za jakimiś kontenerami, odpowiednio ukryte. Dla takich ludzi jak oni było to niezwykle wygodne rozwiązanie. Czasem jednak wejścia te były zbyt wysoko nawet dla niego, a szyb bywał niewystarczająco szeroki. Niemniej był to pomysł wart zgłębienia. Wchodząc przez wywietrzniki najłatwiej było nie zwrócić na siebie niepotrzebnej uwagi, a o to im właśnie chodziło. Nie potrzebowali więcej szturmowców na karku. |
| | | EnviraChibi Seme
Data przyłączenia : 27/06/2017 Liczba postów : 73
Cytat : "You eating stars!" "You are all made of stars. "
| Temat: Re: Pod przewodnictwem Mocy [Star Wars] Pią Sie 18, 2017 4:01 pm | |
| Propozycja zdecydowanie była warta rozpatrzenia. W dodatku sugerowała, że on i Nivh mogli mieć podobne... doświadczenia. Ta myśl zdecydowanie nie zwiększała zaufania do towarzysza. ― Możliwe ― przyznał Viran, po czym zamilkł na chwilę, by przywołać do umysłu potrzebne informacje. ― Parę ptaszków ćwierkało kiedyś o kilku, nieczynnych odnogach szybu. Co za tym idzie, są pomijane w planach hangaru. Niestety to nie wystarczało. Potrzebne im były konkrety, które mogli zaoferować im jedynie mieszkańcy Ryloth. Dlatego wpierw należało przepytać ostrożnie kilka osób w pobliżu hangaru. Szybko jednak okazało się nie być to prostym zadaniem, gdy człowiek był praktycznie oskubany z kredytów. Viran myślał już, czy nie wyciągać blaster, ale to tylko przyciągnęłoby niepotrzebnej uwagi. A gdy w końcu się udało, mężczyzna nie miał pewności, czego tak naprawdę była to zasługa. Informacje doprowadziły ich do zardzewiałego już kontenera, który wspólnymi siłami należało uchylić, by mogło ukazać się zakratowane wejście. Viran mógł je z łatwością otworzyć sam, uwalniając z wnętrza dosyć nieprzyjemny zapach. ― Miejmy nadzieję, że nic tam się paskudnego nie zalęgło ―mruknął z początku żartobliwie, by potem już na poważnie się modlić, by tak nie było. Spojrzał na Nivha, gestem zapraszając do środka. ― Proszę, Mirialanie przodem. Jego mięśnie były nieustannie napięte, gdy z trudem przemierzał drogę. Oboje bez trudu się tam mieścili, ale za to byli zmuszeni poruszać się na klęczkach. Jeśli jednak powiedziano im prawdę, to ten szyb powinien doprowadzić ich prosto do miejsca zajmowanego przez ładunki. Stamtąd, zakładając, że nie będzie żadnych komplikacji, Viran mógłby dotrzeć na statek i prysnąć, nim Nivh zdążyłby się zorientować. Zagryzł dolną wargę. Takie zachowanie nie było godne pochwały, ale nie miał wyjścia. Nie wiedział o mężczyźnie praktycznie nic poza imieniem. Chciał sobie wmówić, że nie był mu niczego winny. Bo tak nakazywał zdrowy rozsądek. ― Spójrz ― odezwał się nagle, wskazując na kratę. Z niej miało się całkiem dobry widok na będących poniżej w całkiem pokaźnej liczbie szturmowców. Szlag, kiedy to wszystko musiało się tak bardzo spieprzyć?! Prychnął, sięgając w stronę blastera. Chciał się upewnić, że ten był na miejscu. Koniec przeprawy przyjął z wyraźną ulgą, by potem móc mile rozprostować kości. Ładunki rozmieszczono tak, że bez trudu można było między nimi lawirować, a przy okazji dostatecznie zasłaniały przed ludźmi Imperium. Viran wiedział, że wraz z wejściem do tego pomieszczenia, musiał wcielić swój plan. Znaczy się ucieczkę od Nivha. Nie mógł go zabrać. Nie mógł tak ryzykować. A mimo to, coś mu mówiło, żeby postąpił inaczej. Sumienie? Niby czemu, przecież tak naprawdę go nie znał. Ostatecznie mężczyzna postanowił trzymać się tego, co założył. Dlatego przy pierwszej okazji, wycofał się ostrożnie i nie bacząc się na towarzysza, puścił się pędem w wybrany kierunek. Na szczęście szturmowców nie było tutaj zbyt dużo. Również nie wydawali się być zbytnio zaangażowani w poszukiwania. Tym lepiej dla niego. Wystarczyło teraz tylko skręcić, dostać się na platformę- Wtedy właśnie ktoś podstawił mu nogę, na co zbyt późno zdążył już zareagować. Zderzył się gwałtownie z posadzką, czując. Syknął głośno, krew spływała mu z rozciętej wargi. Z jękiem odwrócił się w stronę napastnika, a raczej napastników, szybko rozpoznając twarz jednego z nich. No pięknie. Devaronianin stał z wyciągniętym blasterem oraz kpiącym uśmieszkiem na czerwonej gębie. Viran też prędko chwycił za własną broń, ale nim porządnie wycelował, otrzymał kopniaka, który wytrącił mu z ręki. ― Kilmar. Twoja gęba była ostatnią rzeczą, jaką chciałem zobaczyć. ― A twoją wręcz przeciwnie, Viran. ― Po tych słowach, Kilmar przygniótł go nogą do ziemi. ― Wybrałeś sobie paskudne miejsce na śmierć.
Ostatnio zmieniony przez Envira dnia Pią Sie 18, 2017 7:11 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | StardustBadass Uke
Data przyłączenia : 27/07/2017 Liczba postów : 297
Cytat : Zero fucks given
| Temat: Re: Pod przewodnictwem Mocy [Star Wars] Pią Sie 18, 2017 6:29 pm | |
| Kiwnął tylko głową, na znak, że o to właśnie chodzi i podążył dalej za mężczyzną. Gdy ten rozmawiał z kolejnymi, podejrzanie wyglądającymi typami (najwyraźniej wiedział, kogo zaczepić), Nivh obserwował tyły. Przy kolejnej zakończonej fiaskiem próbie westchnął głęboko i postanowił następnym razem użyć Mocy, by perswazja się powiodła. Jeśli nie miało się kredytów, należało sięgać do bardziej podstępnych metod nakłaniania. Ostatecznie jednak dowiedzieli się tego, o co im chodziło i ostrożnie, ale sprawnie zaczęli przemieszczać się w odpowiednim kierunku. Mirialanin skrzywił się, gdy nieznośny zapach uderzył w jego nozdrza. Mimowolnie posłał Viranowi męczeńskie spojrzenie. - Jeśli coś tam kiedyś było, to, sądząc po zapachu, raczej już nie żyje - odparł i wczołgał się do niskiego przejścia. Poruszał się sprawnie, instynktownie wiedząc, w którą ścieżkę powinien skręcić. Po dłuższej chwili dotarli wreszcie do kratownicy, a Lorlee mógł wreszcie głębiej zaczerpnąć świeższego powietrza, którego wciągnięcie do płuc nie przyprawiało o mdłości. Szybko oszacował liczbę szturmowców na zbyt dużą, by można było zrezygnować z cichego przemykania między ładunkami i po prostu znalezienia sobie przewoźnika. Mężczyzna zaklął cicho, jednak odkręcił kratę i otworzywszy ją, zeskoczył bezszelestnie na ziemię, ukrywając się. Poczekał, aż jego towarzysz również to uczyni. I już otwierał usta, aby zapytać się go, co teraz, czy może zna tutaj kogoś, jednak ten już prysnął w stronę platformy. Nie uciekł jednak daleko - Mirialanin dostrzegł, jak jakiś czerwonoskóry koleś o parszywym uśmiechu podciął go. Jedi wywrócił oczami. No tak, mógł się tego spodziewać. Spokojnie obserwował całe zajście, przemykając cicho coraz bliżej. Przygryzł dolną wargę, rozejrzawszy się. Nie miał wyboru, musiał pomóc człowiekowi, bo zaraz jego mózg zostanie usmażony jednym strzałem z blastera. Popędził w jego kierunku, wyciągając przed siebie otwartą dłoń. Otaczających Virana mężczyzn nagle odrzuciło na boki, niczym szmaciane lalki. W biegu pochwycił broń, która została wytrącona Kilvaariemu z dłoni, a zaraz potem chwycił jego, podnosząc za ramię i popychając do przodu. Skoro tak chętnie mu zwiał jeszcze przed sekundą, musiał mieć gdzieś swój statek. - Wygląda na to, że jestem ci potrzebny - rzucił do niego w biegu. Gdy się odwrócił, z przykrością stwierdził, że całe to zamieszanie przyciągnęło uwagę Szturmowców, którzy zaczęli przemieszczać się w ich kierunku. Nivh zaczął strzelać na oślep przez ramię, licząc, że pociski dzięki prowadzącej ich Mocy trafią kogo trzeba i nie zwalniał, osłaniając Virana. Potrzebował pilota i kapitana, nie mógł tak po prostu pozwolić mu umrzeć. |
| | | EnviraChibi Seme
Data przyłączenia : 27/06/2017 Liczba postów : 73
Cytat : "You eating stars!" "You are all made of stars. "
| Temat: Re: Pod przewodnictwem Mocy [Star Wars] Wto Sie 29, 2017 10:02 pm | |
| Dla Virana wszystko zwolniło, gdy gorączkowo próbował wymyślić sposób na wykaraskanie się z tej sytuacji. Tak się kończyło współpracowanie z niewłaściwymi ludźmi. Jego desperacja doprowadziła do tego, że przestał być ostrożny. A teraz, nie dość, że nie ma wymarzonej roboty, to Kilmar w każdej chwili mógł mu wypalić dziurę w głowie. Musiał być sposób, by przemówić nawet komuś takiemu do rozsądku...Zakładając, że jakiś posiadał. Nagle stało się coś zupełnie nieoczekiwanego. Patrzył kompletnie osłupiały, jak napastników odrzuciło gwałtownie do tyłu. Zanim cokolwiek zrobił, został szybko postawiony na nogi przez Nivha. Viran nie zaprotestował i ochoczo rzucił się do przodu. Z tyłu można było zobaczyć nadciągających szturmowców. Tym razem to on chwycił Mirialana za rękaw i pociągnął do wnętrza statku. Szybko użył przycisku, by klapa podniosła się do góry. Ze środka mógł słyszeć jak strzały ludzi Imperium uderzają w kadłub jego maszyny. Dlatego po krótkim złapaniu oddechu, pobiegł do kokpitu. Pierwsze co zrobił, to włączył osłony, chcąc uchronić się przed szkodami. Zaraz potem zabrał się za uruchamianie silników. ― Czeka nas ostra przejażdżka. Radzę się czego chwycić! ― rzucił do towarzysza, przełączając górną dźwignię. Nawet w tak stresującej sytuacji jak ta, Viran mógł pochwalić się spokojem, z którym wykonywał każdy ruch. Jeśli chodziło o pilotowanie, to wiedział, że pośpiech był najbardziej zabójczy. Sam też nie uważał siebie za zbyt dobrego pilota, ale jak na razie on i maszyna byli w jednym kawałku. Chwycił za stery i pociągnął, zmuszając statek do uniesienia się z nad ziemi. Przez szybę mogli oglądać szturmowców, którzy niestrudzenie strzelali w nich seriami pocisków, jakby myśląc, że to coś zdziała. Viran pokręcił głową nieco tym rozbawiony, by potem wreszcie ruszyć porządnie z platformy. Silniki zabuczały głośno, zmuszone do bardziej wymagającej pracy. Wreszcie wszystko wydawało się być gotowe i chwilę później mogli sunąć przez przestworza, szybkim, miarowym tempem pokonując kolejne warstwy atmosfery planety. Przez ten czas Viran wykazywał kompletne skupienie, dopóki przed nimi nie pojawiła się rozświetlona gwiazdami, czerń kosmosu. Mężczyzna wypuścił powoli powietrze. Spojrzał na Nivha i otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, gdy sobie uświadomił, że za bardzo nie wiedział, od czego powinien zacząć. Trwało to dłuższą chwilę, by wreszcie stwierdził, że należy z tym poczekać. Przynajmniej do czasu, gdy od Ryloth będą ich dzielić lata świetlne. ― No dobra, to teraz tylko ustawić jaki kurs i- ― Nie dokończył, gdyż wtedy radar zaczął pikać. Viran zmarszczył brwi i spojrzał na urządzenie. Zaraz zaklął siarczyście. Widniejące trzy kropki na radarze wskazywały na to, że ich kłopoty jeszcze się nie skończyły. ― Cholera! Mamy dwa myśliwce imperialne na ogonie! Będą próbowały nas powstrzymać przed wleceniem w nadświetlną! Któryś z nas musi iść na działko i je zestrzelić!
Ostatnio zmieniony przez Envira dnia Wto Wrz 26, 2017 9:15 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | StardustBadass Uke
Data przyłączenia : 27/07/2017 Liczba postów : 297
Cytat : Zero fucks given
| Temat: Re: Pod przewodnictwem Mocy [Star Wars] Wto Wrz 26, 2017 7:25 pm | |
| Po kilku chwilach, które wydawały się wręcz wiecznością, dopadli do statku. Nivh nie zwalniając, wbiegł do niego, pociągnięty przez towarzysza, z którym niedawno złączył go los. Mimowolnie odetchnął głęboko z ulgą, gdy klapa za nimi zatrzasnęła się. Natychmiast podążył za radą Virana i chwycił się pierwszej lepszej rury, czekając na dalsze komunikaty. On o prowadzeniu statku nie wiedział niemal zupełnie nic. Jasne, małe ścigacze nie były problemem, ale w życiu nie siedział za sterem czegoś, co miało opuścić atmosferę, a tym bardziej wyposażonego w napęd nadświetlny. Gdy wystartowali, opuszczając hangar, Mirialanin puścił znaleziony naprędce uchwyt i podszedł do siedzącego za sterami mężczyzny, żałując, że na tyle statku nie było żadnych okienek, z których mógłby pomachać ostrzeliwującym ich bez skutku szturmowcom. Wbił spojrzenie w rozciągającą się przed nimi czarną, niezmierzoną toń kosmosu, a po chwili wrócił do obserwowania wprawnych ruchów doświadczonego pilota. Drgnął, kiedy rozległo się ostrzegawcze pikanie, niepozwalające Kilvaariemu nawet dokończyć wypowiadanego zdania. Nivh rzucił mu pytające spojrzenie. Najwyraźniej pościg wcale się nie skończył. - Chyba wypada na mnie - uśmiechnął się gorzko, choć nigdy z czegoś takiego nie strzelał. Liczył, że połapie się w trakcie. Odwrócił się na pięcie i odszukał stanowisko strzelnicze. Po szybkich oględzinach usiadł na miejscu i chwycił wystające drążki, które, jak sądził, służyły do celowania i strzelania. Przez wąskie okienko dostrzegł sunące za nimi myśliwce. Przysiągłby, że słyszy ryczenie ich silników, choć nie dość, że dźwięk nie roznosił się w próżni, wszelkie odgłosy i tak zagłuszyłby statek, którym właśnie starali się uciec. Z pewnością, której nie powinien posiadać, Jedi pociągnął drągi, a działo przesunęło się; to samo zrobił punkt na terminalu nieco poniżej wysokości jego wzroku. - Proponuję jakąś planetę kontrolowaną przez Rebelię! - krzyknął do pilota, wypuszczając pierwszą salwę pocisków. Trafił jedną wrogą maszynę, a ta zawirowała i wybuchła, wyrzucając we wszystkie strony odłamki. Jeszcze tylko dwa. Odetchnął głęboko i zamknął na moment oczy, poszukując Mocy, oddając się jej, pozwalając, by go poprowadziła. Musiał trafić, zanim padną im osłony. Zdecydowanym ruchem wcisnął spust, zmiatając pozostałe myśliwce. - To wszystkie? - zawołał jeszcze, nie będąc pewnym, czy może opuścić już stanowisko i zająć miejsce na przodzie statku. |
| | | EnviraChibi Seme
Data przyłączenia : 27/06/2017 Liczba postów : 73
Cytat : "You eating stars!" "You are all made of stars. "
| Temat: Re: Pod przewodnictwem Mocy [Star Wars] Pon Paź 02, 2017 1:02 pm | |
| ― A kto tu niby jest kapitanem... ― mruknął do siebie, słysząc propozycję Nivha. Gorączkowo wciskając odpowiednie przyciski na konsoli. Viran kompletnie skupił się na pilotowaniu, chcąc nie tylko unikać strzałów, ale i pomóc Nivhowi w namierzaniu wrogich maszyn. Wykonując niekiedy gwałtowne zwroty oraz używając wszystkich możliwych przekleństw, zerkał zdenerwowany na radar. Miał nadzieję, że jego towarzysz umiał się posługiwać działkiem. Po krótkiej chwili mógł się przekonać, że istotnie potrafił i to jeszcze skutecznie. Jeden z imperialnych myśliwców zniknął z ekranu. A po nim kolejne. Mężczyzna odczekał trochę, nim zawołał Nivha, by ten do niego dołączył. ― Muszę przyznać, potrafisz strzelać. Robiłeś to wręcz... instynktownie ― szczerze pochwalił towarzysza, spoglądając na niego. Takie umiejętności się ceniło, a już na pewno w takich sytuacjach. Zaczął ustalać współrzędne wybranej przez siebie planety. Mimo wcześniejszej propozycji Mirialana, nie była ona kontrolowana przez Rebelię. ― Rishi należy do kartelu Huttów, więc powinniśmy być tam przez chwilę bezpieczni ― mruknął, rzucając spojrzenie mężczyźnie, które miało mówić "To mój statek. To ja ustalam tutaj cel podróży". Viran potwierdził współrzędne i pociągnął za dźwignię. Silniki statku zabuczały od pracy, by wreszcie rozpędzić maszynę i wejść w nadświetlną. Powitał ich widok świetlistych smug światła, który będzie im towarzyszyć przez jeszcze pewien czas. ― Będziesz tam mógł skontaktować się ze swoimi przyjaciółmi ― dodał, by wreszcie opaść z ulgą na oparcie fotelu, obracając się po chwili do Nivha. ― Bez urazy, ale wolę bardziej neutralne grunty. Nie jestem zbytnio fanem twojej Rebelii... ― mruknął, przechylając głowę. ― Bo jesteś jednym z nich, prawda? Przynajmniej Viran widział w tym sens. To by mogło wyjaśnić chociażby ich spotkanie w tamtej alejce czy wcześniejszą propozycję. |
| | | StardustBadass Uke
Data przyłączenia : 27/07/2017 Liczba postów : 297
Cytat : Zero fucks given
| Temat: Re: Pod przewodnictwem Mocy [Star Wars] Pon Paź 02, 2017 4:43 pm | |
| Po Mirialanie w ogóle nie było widać stresu. Z niezwykłym spokojem przyjął do wiadomości fakt, że są ścigani i trzeba zestrzelić myśliwce, odznaczając się zupełnie przeciwną postawą niż przeklinający kapitan. Gdy już upewnili się, że było względnie bezpiecznie, Jedi niespiesznie przeszedł z powrotem na przód statku i oparł się o jeden z foteli. - Wygląda na to, że jestem naturalnym talentem - odrzekł mężczyzna, szczerząc się nonszalancko. Zachowywał się, jakby nie tylko cała ta niebezpieczna sytuacja na niego nie wpłynęła, ale również jakby ucieczka była dlań czymś zupełnie normalnym. Przesadne opanowanie i wręcz beztroska, z jakimi podchodził do pościgu i zagrożenia życia sugerowały niemal, że zwyczajnie nie wierzył, że mogą zostać złapani lub zabici, jakby zupełnie nie mieściło się to w jego pojmowaniu, co można było zrzucić albo na głupotę i naiwność, albo jakąś przedziwną pewność siebie i wiarę w wyższe siły. Nivh wzruszył ramionami, słysząc, że będą lądować na Rishi i usiadł na siedzeniu obok kapitańskiego. Nie miał prawa dyktować Viranowi dokąd powinni się udać, poza tym, jemu było właściwie wszystko jedno. Odkąd pamiętał starał się zachowywać jak trzcina na wietrze - uginając się wedle woli losu, trafiając zawsze w odpowiednie miejsce w odpowiednim czasie. A może zwyczajnie wszędzie była potrzebna pomoc i dlatego nie miało znaczenia, gdzie się znajdzie? Jedi nigdy się nad tym nie zastanawiał. Żył chwilą, nie wybiegając specjalnie myślami w przyszłość, ani nie roztrząsając przeszłości. Tyle w zupełności mu wystarczało. - ...poniekąd - odparł po krótkiej chwili Lorlee. Pytanie człowieka nie było takie proste. Formalnie nie należał do struktur Ruchu Oporu, ale był jego zwolennikiem i wspierał, gdy tylko mógł. - Powiedzmy, że nie jestem sympatykiem Imperium - rzekł z lekkim uśmieszkiem, w zamyśleniu gładząc grubą, białą bliznę na szczęce. - Od czasu do czasu pomagam więc rebeliantom. Zwykle gdzie się nie znajdował, potrafił znaleźć przeciwników aktualnego porządku, którzy chętnie kontaktowali go z dowództwem Rebelii. Podejmował się najczęściej zadań graniczących z niemożliwością, których nikt inny nie był w stanie wykonać. Wszelkiego rodzaju infiltracje były jego specjalnością. Tylko jeden rodzaj zadań odrzucał na wstępie. Misje samobójcze. Przeczuwał, że prędzej czy później przyjdzie mu zginąć za swoją sprawę - przywrócenie ładu w Galaktyce, jednak jeszcze nie teraz. To nie był jego czas. Nie zamierzał umierać, dopóki nie upewni się, że Ruch Oporu zwycięży. W innym wypadku jego śmierć poszłaby na marne, a jako jeden z ostatnich Jedi nie mógł pozwolić sobie na przypadkowe i nieznaczące poświęcenie. |
| | | EnviraChibi Seme
Data przyłączenia : 27/06/2017 Liczba postów : 73
Cytat : "You eating stars!" "You are all made of stars. "
| Temat: Re: Pod przewodnictwem Mocy [Star Wars] Wto Paź 31, 2017 6:39 pm | |
| ― Czyli tobie też zaleźli za skórę ― mruknął Viran, który dopiero teraz mógł dojrzeć bliznę Nivha. Wcześniej nie było zbytnio czasu na dokładne przyglądanie się. ― Cóż... Nawet jeśli takie działanie nie ma zbytnio sensu. ― Bo niczego już nie ma. Tego ostatniego Viran nie powiedział już na głos, przez chwilę wracając wspomnienia do czasów sprzed rządów Imperium. Do nieistniejącej już Republiki. Do Wojny Klonów. Czy nawet do pogłosek o tych Jedi. Nadal wierzył, że to ostatnie było rzeczywiście pogłoskami lub raczej bajeczkami, która miała pocieszać dzieciaków w czasie walk z separatystami. Wreszcie znów spojrzał na Nivha, przez chwilę doznając nieznanego uczucia. Odchrząknął, poprawiając się w hotelu. ― Ale to nie moja sprawa ― odezwał się wreszcie. Wszak jeśli wszystko pójdzie zgodnie z jego planem, ich drogi rozejdą się już na Rishi, a wszystko co miało miejsce dzisiejszego dnia, z czasem zostanie tylko bladym wspomnieniem. Atmosfera zrobiła się lekko nieswoja, a Viran przeklinał siebie, że w ogóle zboczył na ten temat. To mogło być pół godziny niezbyt komfortowej sytuacji, gdyby wtedy nie usłyszał spanikowanego pikania swojego droida. T4-2U, robot naprawczy, właśnie pokonał korytarz i wpadł do kokpitu, niemal wjeżdżając w swojego pana. Po wydawanych przez niego dźwiękach, za którymi Viran ledwo nadążał, droid chciał przekazać o wcześniejszych odgłosach walki oraz możliwych uszkodzeniach statku. ― Jak zwykle w PORĘ się zorientowałeś. Tak, byliśmy atakowani, ale już w porządku- ― I dopiero wtedy robot spostrzegł nieznaną osobę. Głośny pisk rozległ się w pomieszczeniu, a sam droid zaczął wściekle pikać, w dodatku wydawał się przygotowywać do szarży... ― Hej, uspokój się! Nie zgrywaj bohatera, blaszaku! ― rzucił wściekle Viran, uderzając droida w stalową powłokę. Ten obrócił się parę razy wokół własnej osi, odjeżdżając nieco do tyłu. ― Nivh, poznaj jedynego członka mojej załogi. T4-2U. Znalazłem go kiedyś na Coruscant. Jest nawet przydatny, choć też nieco walnięty. Droid, piknął, jakby chcąc temu zaprzeczyć, na co tylko Viran przewrócił oczami. Wreszcie wstał z miejsca, wzdychając ciężko. ― Sprawdzę na szybko statek. T4-2U, zajmiesz się naszym gościem. Możesz go nawet jako poczęstować...czy coś ―Odpowiedziało mu szybkie piknięcie na znak zgody. Mężczyzna już chciał wychodzić, mimowolnie przesuwając rękę po swoim pasie. Gwałtownie znieruchomiał, gdy nie wyczuł znajomego metalu przy sobie. Desperacko próbował sobie przypomnieć, co się stało z jego blasterem. ― Właśnie. ― Obrócił się na pięcie, wyciągając ku Nivhowi rękę. ― Jeśli się nie mylę, masz coś, co należy do mnie. ― Z niecierpliwieniem przyglądał się mężczyźnie. Próbował ukryć niepokój z bycia kompletnie nieuzbrojonym przy ledwie poznanym towarzyszu.
Ostatnio zmieniony przez Envira dnia Nie Gru 10, 2017 6:54 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | StardustBadass Uke
Data przyłączenia : 27/07/2017 Liczba postów : 297
Cytat : Zero fucks given
| Temat: Re: Pod przewodnictwem Mocy [Star Wars] Sob Lis 04, 2017 1:16 pm | |
| - ...to mało powiedziane - odparł Nivh po dłuższej chwili i choć jego twarz nic nie zdradziła, w oczach wyraźnie odbijał się przejmujący ból. Czegoś takiego nie da się tak naprawdę ukryć. Odwrócił wzrok, wbijając go na chwilę w mrugające kontrolki i przyciski, których przeznaczenia nawet nie próbował odgadywać, starając się przegnać wyłaniające się na powierzchnię świadomości powoli, ale nieubłaganie wspomnienia. Imperium uczyniło z jego życia piekło. Najpierw rozkaz 66., który wciąż prześladuje go w koszmarach, nawet na jawie. Potem lata ukrywania się, szkolenia w strachu, tułania od jednego końca galaktyki w drugi, byleby przeżyć. - Nawet jeśli pozbawione sensu, dla niektórych to wszystko, co mają - odrzekł Jedi, wracając spojrzeniem do twarzy Virana, które było już twarde i spokojne, pozbawione wszelkich wątpliwości czy cierpienia. Walka z oprawcą, choć wydawała się być przegrana od początku do końca, był jedynym, co znał i jedynym, czego mógł się podjąć. Nigdy nie robił niczego innego. Nie wspominając, że jego egzystencja w oczach Imperium sama w sobie była zbrodnią. Dlatego jego jedyną szansą na normalne życie była Rebelia. To nie był jego wybór. Na taki los został skazany. Ciążka, poważna atmosfera została nagle rozluźniona przez szalone pikanie robota, który po nerwowym popiskiwaniu do swojego właściciela, w końcu zauważył niespodziewanego pasażera. Agresja małego robocika nie tylko nie zrobiła na Lorlee większego wrażenia, ale wręcz go rozczuliła. - Całkiem słodki - rzucił Jedi do kapitana, uśmiechając się delikatnie, po czym kucnął, żeby przyjrzeć się lepiej droidowi. - Nie przypominam sobie, żebym widział wcześniej ten model. Pomachał przyjaźnie do czujników T4-2U, które, jak mu się zdawało, musiały być jego oczami. Przynajmniej miał taką nadzieję. - Nie jestem wymagający - dodał jeszcze, podnosząc się do pionu. Mirialanin natychmiast wyczuł niepokój Virana. Rzucił mu pytające spojrzenie. - Ach. Faktycznie - na jego twarzy wymalowało się zaskoczenie i zmieszanie, gdy sięgnął do pasa po własność kapitana. Musiał zatknąć za niego blaster odruchowo. Podał go właścicielowi, trzymając za lufę tak, aby chwyt był bezpiecznie ku niemu wyciągnięty, a Jedi znajdował się po drugiej stronie muszki. Czy mógł powiedzieć coś na swoją obronę? Pewnie nie, więc milczał. Właściwie nie dziwił się, że Kilvaari podchodził do niego nieufnie, ale też nie zamierzał naciskać - nie zależało mu na zaufaniu przypadkowego człowieka, choć czuł, że jeszcze będzie go potrzebować. |
| | | EnviraChibi Seme
Data przyłączenia : 27/06/2017 Liczba postów : 73
Cytat : "You eating stars!" "You are all made of stars. "
| Temat: Re: Pod przewodnictwem Mocy [Star Wars] Nie Lis 05, 2017 5:35 pm | |
| Viran sięgnął powoli po broń, nie spuszczając oczu z Nivha. Mimo wszystko, co przeżyli na Ryloth, było zbyt wcześnie mówić o jakimś zaufaniu. Mięśnie mężczyzny rozluźniły się, gdy mógł porządnie chwycić za rękojeść, by potem schować broń z powrotem do kabury. Kiwnął głową i mamrocząc coś mającego przypominać podziękowanie wyszedł z kokpitu. Zaczął iść dobrze znanymi korytarzami, co jakiś przystając, by sprawdzić daną część statku. Jego maszyna nie należała już do młodszych, ale Viran ani przez chwilę nie myślał o kupnie innego. Zbyt wiele razem przeżyli. Wreszcie po tym krótkim rekonesansie z niezadowoleniem stwierdził, że będzie jednak przyda się nieco bardziej dokładny przegląd, gdy tylko wylądują na Rishi. I tyle, jeśli chodziło o prędkie odstawienie nieznajomego i wyruszenie prosto na Nar Shaddaa. Jednak nie mógł też ryzykować tym, że w momencie skoku, statek zechce odmówić mu posłuszeństwa, a on ugrzęźnie pośrodku niczego. Zamknął za sobą drzwi maszynowni i szybkim krokiem skierował się do kokpitu. W międzyczasie T4-2U wziął się za ugoszczenie Nivha w miarę swoich możliwości. Droid postanowił poczęstować go jednym z koreliańskich trunków, dlatego radośnie chwycił za całą butelkę i z piskiem wjechał do kokpitu. Jego nagłe wejście omal nie skończyło się wjechaniem prosto w siedzenie pilota i możliwym stłuczeniem alkoholu. T4-2U w ostatniej chwili zakręcił, tym samym stając dokładnie przed Mirialanem. Viran wszedł akurat w momencie, gdy droid odkręcał butelkę. Potem pisnął kilka razy i chciał się wycofać, co poskutkowało znów wpadnięciem stanowisko pilota. Mężczyzna pokręcił z zażenowaniem głową. Czasem się zastanawiał, jak robot pozostawał w jednym kawałku. ― No proszę, posłuchałeś. Aż tak cię kupił tym komplementem? ―mruknął, wracając na swoje miejsce. Droid już zaczął na nowo popiskiwać , ale Viran zbył go machnięciem ręki. ―Tak, tak. Lepiej się przygotujcie. Za niedługo będziemy na miejscu.
Rishi była tropikalną planetą, która niegdyś należała do separatystów. Jednak zainteresowanie nią od Wojen Klonów znacznie zmalało, dołączyła do kartelu Huttów i obecnie nazywano ją przytułkiem dla piratów. Czasem można było spotkać tu jakiś niewielki oddział szturmowców. Viran nie miał także większych problemów z zyskaniem miejsca do lądowania w pobliżu portu handlowego tamtejszego miasta.Po bezpiecznym umieszczeniu statku na ziemi, mężczyzna wyłączył silniki i opuścił platformę. ― Nie powinno być tutaj większych problemów, o ile się oczywiście kogo nieodpowiedniego nie zaczepi ― rzucił do Nivha, schodząc ze statku. Musiał przyznać, że pobliskie widoki od razu poprawiły mu humor. I ten jeszcze powiew morskiej bryzy... Trzeba było jednak wrócić do rzeczywistości, a przede wszystkim do jednej kwestii. Odwrócił się na pięcie, mierząc wzrokiem towarzysza. ― Także to tyle. Może akurat natrafisz na kogo z rebelii, kto wie. W każdym razie tu się rozchodzimy. |
| | | StardustBadass Uke
Data przyłączenia : 27/07/2017 Liczba postów : 297
Cytat : Zero fucks given
| Temat: Re: Pod przewodnictwem Mocy [Star Wars] Nie Lis 05, 2017 10:40 pm | |
| Pod nieobecność kapitana statku Nivh z uśmiechem obserwował starającego się, żeby dobrze wykonać swoje obowiązki, trochę niezdarnego droida. Naprawdę był uroczy. Mimo tego, że nieomalże rozbił butelkę i się uszkodził. Przez myśl przeszło mu, że podziwia Virana za to, że nie boi się latać statkiem, który niewątpliwie miał swoje lata, posiadając jedynie robota, któremu poruszanie się nie szło najlepiej. Miał nadzieję, że jego naprawcze zdolności znacznie przewyższają motorykę. Inaczej lądowanie mogłoby nie należeć do najprzyjemniejszych. Wbrew słowom człowieka, Jedi podejrzewał, że wcale się nie rozstaną na Rishi. Coś mówiło mu, że jeszcze mieli przed sobą długą, wspólną drogę, jednak nie wyraził na głos tego przeczucia. Wiedział, że to Moc do niego szepcze. Że ich spotkanie na Ryloth nie było zwyczajnym dziełem przypadku. Sądził, że jeszcze będą wzajemnie potrzebowali swojej pomocy.
Podróż nie była długa. Gdy wylądowali na względnie neutralnej i pozbawionej wpływów Galaktycznego Imperium planecie, Nivh podążył za kapitanem na zewnątrz, wciągając głęboko do płuc ciężkie, wilgotne, tropikalne powietrze. Rishi nie tylko należała do tych przyjaźniejszych takim jak on czy Kilvaari, ale również do tych piękniejszych i bardziej zróżnicowanych. Niewykluczone, że znajdzie tu swoje kolejne zadanie. - Oczywiście - odparł krótko, posyłając mężczyźnie lekki uśmiech. - Żegnaj zatem - dodał, wyciągając ku przemytnikowi dłoń w ludzkim geście, choć w ogóle nie brzmiał, jakby się z nim żegnał. Nie wierzył, że było to ich ostatnie spotkanie, ale sądził, że "do zobaczenia" było tu nie na miejscu. Bez zbędnego namysłu ruszył przed siebie, jakby dokładnie wiedział, dokąd idzie, choć tak naprawdę nogi niosły go gdzie popadnie. Naciągnął kaptur na twarz - mimo wszystko nie mógł pozwolić sobie na bycie rozpoznanym i zniknął w tłumie w porcie. Starał się nie wyróżniać, błądząc po okolicy. Szybko znalazł jakieś lokum w piwnicy warsztatu niemego Nautolana, eks-najemnika, który stracił głos, gdy wystrzał z blasteru usmażył mu krtań, posyłając go nieomalże do grobu. Wszystko potoczyło się jak zwykle. Szybko wpadł na niewielki oddział Rebeliantów przebywający na planecie, oni skontaktowali go z dowództwem i została przydzielona mu nowa misja. Oraz środki niezbędne do jej wykonania. Uśmiechnął się pod nosem, gdy kontakt przekazał mu czipy o różnej wartości i pokierował swe kroki do portu, gdzie miał nadzieję, że znajdzie znajomego przemytnika, mimo upływu dni. Znalezienie statku, na którym przyleciał na Rishi nie sprawiło mu większego problemu. Dostrzegł T4-2U, który przerzucał niecierpliwie części w pełnej elektrośmieci skrzyni, wyraźnie czegoś szukając. - Hej, mały - przywitał się z uśmiechem, podchodząc. - Jest Viran? Mam dla niego robotę. To rzekłszy, Jedi wsunął dłonie do rękawów płaszcza, splatając je na piersi. Podejrzewał, że Kilvaari nie będzie zbyt zadowolony na widok jego wytatuowanej twarzy. |
| | | EnviraChibi Seme
Data przyłączenia : 27/06/2017 Liczba postów : 73
Cytat : "You eating stars!" "You are all made of stars. "
| Temat: Re: Pod przewodnictwem Mocy [Star Wars] Wto Lis 07, 2017 10:32 pm | |
| I to miało być na tyle. Uścisk dłoni, krótkie pożegnanie. Koniec wspólnej przygody. Mimo to, Viran nie mógł się wyzbyć tego uczucia. Nawet zerknął kilka razy w stronę odchodzącego Nivha, jakby się spodziewając, że ten zaraz tu wróci. Mężczyzna wreszcie potrząsnął głową, chcąc odpędzić od siebie te niepotrzebne myśli. Miał przecież inne sprawy, które wymagały porządnego zaplanowania. Przede wszystkim powrót na Nar Shaddaa przestał się wydawać nagle takim dobrym pomysłem. Praktycznie wróciłby z niczym, a nie widziało mu się użeranie z pewnymi typami tylko po to, by na szybko zdobyć robotę i to za marne grosze. Dlatego po dłuższym przemyśleniu stwierdził, że pobyt na Rishi może wyjść mu niejako na korzyść. Każdego dnia planetę odwiedzały różne persony z przestępczego półświatka, które mogły nieść ze sobą ciekawe informacje czy zlecenia. A przede wszystkim to drugie, bo gotówka była czymś, czego teraz potrzebował najbardziej. Na koniec pozostawał również przegląd statku potrzebny był czas, szczególnie że poza swoim niezdarnym robotem, nie miał nikogo innego do pomocy w tym. I tym sposobem pirat ostatecznie pozostał na tropikalnej planecie, chętnie zwiedzając tutejsze miasto wraz z jej kantynami, ucinać sobie pogawędkę z ostrożnie dobranymi osobami oraz wręcz upajając się tym chwilowym brakiem obecności Imperium. Tamtego dnia Viran zajmował się statkiem. W podkoszulku, spocony, będący kompletnie wystawiony na pastwę gwiazdy Rishi wymieniał niewielkie części, sprawdzał silniki, maszynerię i naprawiał usterki. Właśnie stał na zewnątrz, siląc się, by dokręcić pewną część, gdy dobiegło go piskanie T4-2U. ― Wreszcie, ile muszę czekać na jedną rzecz ― mruknął, rzucając narzędzie prosto do skrzynki. ― Co ci znowu tak długo zaję- ― Viran odwrócił się, by nagle przerwać i zamrugać z zaskoczenia. Bo oto tuż obok droida szła znajoma sylwetka Nivha. Mężczyzna stał przez chwilę w osłupieniu, by potem nieco spochmurnieć na twarzy. ― Co ty tu robisz? ― Pytanie samo wyszło z jego ust, gdy ta dwójka się do niego zbliżyła. ― Przecież wyraziłem się jasno...―Wtedy droid znów zaczął wydawać odgłosy, które mogły się wiązać tylko z jednym. Viran zmarszczył brwi, nie za bardzo rozumiejąc. ― Jak to? Jaka robota? |
| | | StardustBadass Uke
Data przyłączenia : 27/07/2017 Liczba postów : 297
Cytat : Zero fucks given
| Temat: Re: Pod przewodnictwem Mocy [Star Wars] Sro Lis 08, 2017 12:43 am | |
| - Ciebie też miło widzieć - odrzekł Mirialanin, uśmiechając się kwaśno. - Myślałem, że będziesz bardziej zadowolony z mojej wizyty. Biorąc pod uwagę to, że, jakby nie patrzeć, uratowałem ci życie - pomyślał, ale zdecydował się ugryźć się w język. Właściwie mogli powiedzieć, że są kwita, skoro Viran dostarczył go bezpiecznie na Rishi. Mimo to Jedi nie wiedział, skąd u kapitana taka niechęć. Z jego perspektywy niczym sobie na nią nie zasłużył. Pewnie sądził, że znowu chce wpakować go w jakieś tarapaty. I prawdopodobnie tak było. - Tak się składa, że dostałem zadanie. Do którego wykonania potrzebuję kogoś takiego, jak ty. Kapitana - wyciągnął jeden z otrzymanych przed chwilą czipów z kredytami, o wyjątkowo wysokim nominale. - To zaliczka. Jedna trzecia pełnej kwoty. Chwilę pozwolił człowiekowi się napatrzeć, ale potem schował czip z powrotem. Sądził, że Kilvaari nie zrezygnuje z takiej okazji, zwłaszcza, że z tego, co do tej pory zdążył wywnioskować, brakowało mu funduszy. Skoro już znał kapitana, który był prawdopodobnie wystarczająco zdesperowany, nie było sensu łazić po porcie i ściągać na siebie niechcianej uwagi. - Muszę się dostać na Oovo IV - rzekł Nivh bez ogródek. - Zabierzemy stamtąd kilka osób i odstawisz nas w bezpieczne miejsce. Brzmiało niewinnie, jednak Oovo IV było księżycem więziennym, o czym Viran niewątpliwie wiedział, a może nawet odsiadywał tam jakiś wyrok. Na oko Lorlee tak właśnie wyglądał. Informacja była zwięzła. Mimo wszystko Jedi nie ufał człowiekowi jeszcze na tyle, by powierzyć mu wszystkie szczegóły misji. Spodziewał się, że kapitan mógłby mieć jakieś wątpliwości albo pytania, ale nie zamierzał udzielać na nie odpowiedzi. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Nie zamierzał również ponawiać oferty albo namawiać Virana w razie odmowy. Ktoś inny z pewnością skusiłby się na tego typu pieniądze. Nivh wpatrywał się w mężczyznę twardo, ale spokojnie, starając się przygotować na każdą reakcję, ale mimo wszystko spodziewając się tej pozytywnej. Czuł to. Dość mgliście, jednak nie wierzył, żeby interpretował subtelne zawirowania Mocy błędnie. Wszystkie informacje, które mu dostarczono zdawały się być poprawne i świeże. Miał dobre przeczucie dotyczące tej misji; na jego usta wypłynął delikatny, ale pełen pewności siebie uśmiech. |
| | | EnviraChibi Seme
Data przyłączenia : 27/06/2017 Liczba postów : 73
Cytat : "You eating stars!" "You are all made of stars. "
| Temat: Re: Pod przewodnictwem Mocy [Star Wars] Nie Lis 26, 2017 5:38 pm | |
| Viran wywrócił jedynie teatralnie oczami. Ciężko być zadowolonym, kiedy wizyta Nivha mogła oznaczać nic innego jak kolejną porcję kłopotów. Co prawda z jednych go wybawił. Mężczyznę do dziś dręczyło, skąd Kilmar miał w ogóle pojęcie, gdzie go szukać. W każdym razie przez najbliższe miesiące nie będzie w stanie postawić nogi na Ryloth bez strachu, że przypalą mu narządy. Ostatecznie stwierdził, że nie miał obowiązku, by się na to zgadzać. ― Na Rishi jest wiele takich jak ja- ― Pirat nie dokończył, widząc wyciągnięty czip. Rozszerzył oczy ze zdumienia. Informacja o tym, że to było zaledwie jedna trzecia zapłaty, tylko to uczucie zwiększyła. Viran zagryzł dolną wargę. W końcu nie trudno było się domyśleć, jak bardzo kapitan potrzebował pieniędzy, co teraz wykorzystywał na swoją korzyść Nivh. Sprytnie. ― Co to za robota? ― odezwał się wreszcie. Przecież nie szkodziło zapytać. Oovo IV. No oczywiście. Już słysząc nazwę, wiedział, że to zadanie zdecydowanie nie będzie należało do prostych, a na pewno nie w sposób, który przedstawiał to Nivh. To zabranie znaczyło po prostu odbicie ich z więzienia, znajdującym się właśnie na tym księżycu. Z wieloma poziomami, uzbrojonymi strażnikami i pokrętnymi drogami dla statku. W dodatku należący do Imperium. Myśl o zarobku powodowała, że wszystkie wcześniej wymienione niebezpieczeństwa przestawały być tak groźne. A tego właśnie potrzebował, szczególnie teraz, gdy nie był pewny, kto nakablował Kilmarowi o jego pobycie Ryloth. Bo ktoś to musiał zrobić, wątpił by ten półgłówek sam go odnalazł. Wreszcie spojrzał na Nivha, który widocznie nie robił sobie nic z takiej misji. Kim on naprawdę był? ― Godzina. Tyle masz czas na ogarnięcie, co trzeba, a potem ruszamy ― rzekł wreszcie, tym samym zgadzając się na zaproponowaną robotę. Coś czuł, że jeszcze przyjdzie mu tego żałować. Szybko machnął na T4-2U, by ten zaczął zbierać mniejsze skrzynki na pokład. Droid zapiskał na znak potwierdzenia i chcąc wziąć pierwszą z brzegu skrzynkę, zbytnio się rozpędził i zamiast podnieść, to w nią wjechał. Viran potarł skronie, zastanawiając się, czemu jeszcze tego robota u siebie trzymał. Ostatni raz spojrzał na Mirialana. ― A w zasadzie to dwie godziny. Drogę do kokpitu i tak znasz. I rany... że też tobie nie jest ciepło w tym płaszczu. ― To mówiąc objął wzrokiem sylwetkę mężczyznę, przez chwilę się zastanawiając, jak wygląda pod okryciem. Rany, czym on sobie w ogóle zawracał głowę. Szybko otrząsnął się z tak głupiej myśli. Miał przecież ważniejsze sprawy do zrobienia, a czas gonił. ― Nie spóźnij się, bo inaczej odlatuje bez ciebie.
Zgodnie z tym co powiedział Viran, statek po dwóch godzinach był gotowy do drogi. Poważniejsze naprawy zrobione, części oraz zapasy załadowane, a on sam przebrany z naładowaną bronią. Gdy Nivh wszedł na pokład, mężczyzna od razu rozpoczął sekwencję startową. Silniki zabuczały głośno, platforma się uniosła, by po chwili za jej przykładem poszedł cały statek. Kapitan ruszył gwałtownie do przody, zostawiając za sobą portowe miasto, a później całą planetę. Opuścili jej atmosferę i po szybkich wyliczeniach, wchodząc w nadświetlną. Zaczęła się ich podróż, która jak nic potrwa większość dnia. Viran spojrzał jeszcze przelotnie na konsolę, chcąc jeszcze mieć pewność, że wszystko było jak trzeba, by wreszcie opaść na oparcie fotela. Zaraz spojrzał na swojego nowego pracodawcę. O ironio. ― To... pewnie nie mogę liczyć na szczegóły, prawda?― mruknął, robiąc krótką przerwę. ― W każdym razie... możesz się rozgościć. Czeka nas długa podróż. To mówiąc Viran podniósł się ociężale z fotela, by zaraz wyjść z kokpitu. Jeśli Nivh chciałby go potem znaleźć, to zastałby kapitana w bardziej obszernym pomieszczeniu, które mogło uchodzić za salon. Miękkie siedzenia, stojące na środku urządzenie holograficzne, niewielki barek, stolik do partyjki Dejarika oraz różne walające się graty oraz skrzynki, jakimi kapitan do tej pory nie mógł zrobić porządku. Wspomniany mężczyzna postanowił koczować tam ze szklanką koreliańskiego ale na stoliku oraz datapadem luźno trzymanym w ręce. ― Wiesz, to dziwne, że wysłali tylko ciebie. Aż tak bardzo ci ufają? |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Pod przewodnictwem Mocy [Star Wars] | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |