|
| Autor | Wiadomość |
---|
MaleficarOpportunist Seme
Data przyłączenia : 20/05/2017 Liczba postów : 523
Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce. Wiek : 32
| Temat: Bestia z Belfastu Sro Cze 28, 2017 11:25 am | |
| Historia rozgrywa się we wczesnych latach czterdziestych w Wielkiej Brytanii. Pan X wiele w życiu osiągnął, ukończył dwa ciężkie kierunki studiów (w tym medycynę), rozkręcił własny bardzo opłacalny biznes i wszedł do grona Londyńskiej Śmietanki, brylującej na bankietach i używającej życia. Przy okazji jest dżentelmenem o nienagannych manierach, ale skrywa wewnątrz rządną krwi bestię, którą daje radę poskromić tylko poprzez brutalne morderstwa - kierując się w nich jakimś bezbłędnym logarytmem lub jego brakiem. W czym pomaga mu medyczne doświadczenie. Pewnego dnia został zaproszony przez obrzydliwie bogatego właściciela firmy monopolizującej rynek jubilerki na urodziny jego jedynego syna, który właśnie ukończył studia medyczne. Wszyscy dookoła przez całe lata edukacji młodzika zdążyli się już nasłuchać od jego ojca jak dobrze idzie jego spadkobiercy na studiach, jak wiele konkursów wygrał, jak niesamowicie jest elokwentny i inteligentny oraz jak wielką dumą go napełnia. Młodzian jednak przez uporczywą ulewę spóźnia się na bankiet i kiedy wino i szampan zdążyły się polać i wstawić odrobinę towarzystwo, Panu X udało się jako pierwszemu poznać młodego spadkobierce. Konkretnie, kiedy postanowił zapalić w odludnym miejscu (przez deszcz rezygnując z balkonu), kuchni, przyłapując tam chłopaka na pieprzeniu kucharki. A i jeszcze jedno: młody jest niespełnionym pisarzem. X - Amay Y - Maleficar ____________________________________ I know you've suffered But I don't want you to hide It's cold and loveless I won't let you be denied
Soothing I'll make you feel pure Trust me You can be sure
I want to reconcile the violence in your heart I want to recognise your beauty's not just a mask I want to exorcise the demons from your past I want to satisfy the undisclosed desires in your heart
You trick your lovers That you're wicked and divine You may be a sinner But your innocence is mine
Please me Show me how it's done Tease me You are the one
I want to reconcile the violence in your heart I want to recognise your beauty's not just a mask I want to exorcise the demons from your past I want to satisfy the undisclosed desires in your heart
Ostatnio zmieniony przez Maleficar dnia Czw Lip 06, 2017 1:22 pm, w całości zmieniany 2 razy |
| | | MaleficarOpportunist Seme
Data przyłączenia : 20/05/2017 Liczba postów : 523
Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce. Wiek : 32
| Temat: Re: Bestia z Belfastu Sro Cze 28, 2017 11:26 am | |
| ALAN HARVEY LIDELL♥ ♦ ♣ ♠ ♥ 25 lat ♦ 183 cm / 75 kg ♣ wiecznie podkrążone oczy ♠ uzależniony od papierosów, opium, adrenaliny i seksu ♥ założyciel tajnego stowarzyszenia studentów-pisarzy "Nowa Wizja" ♦ leworęczny ♣____________________________________ ♡ całkiem wysoki chłopak o włosach koloru złota, które wysypuje się jego ojcu z kieszeni, oczach wiecznie znużonych i zmęczonych, których błękitny kolor zmętniał i przydymił się przez używki, którymi katuje swój organizm i ostatecznie o gębie całkiem dostojnego Diabła. Jest bardzo szczupły, ma dłonie, usta i spojrzenie arystokraty - a przynajmniej tak wszyscy zwykli mówić, choć dla niego nie jest to zbyt jasne. Skóra na jego ciele, jak przystało na szlachcica, a nie robolącego w polu rolnika, jest jasna do stopnia, w którym w niektórych miejscach widać pod nią cienką sieć niebieskich żyłek, a cienie kładące się pod oczami są tym bardziej widoczne - ich istnienie chłopak na forum zrzuca na nawał nauki, ◊ z dala od spojrzenia ojca jest dumnym i bardzo pewnym siebie, bezczelnie szczerym młodym mężczyzną, którego nigdy nie tknął chociażby cień żałowania jakiegokolwiek złego uczynku. Nie kryje się z uwielbieniem do kobiet: i tych tanich i tych drogich - zwykle prostytutek, bo nie stać go na czas, który mógłby odsunąć go od sztuki i narkotyków i pchnąć w ramiona żony. Umiera jeśli nie dostarczy sobie wystarczającej ilości adrenaliny, nie rzadko mogącej strącić go na dno (w każdym tego słowa znaczeniu) albo doprowadzić do szybkiej śmierci; utrzymuje, że społeczne konwenanse go nie interesują, prze do bycia skandalistą, ale wie, że jeśli przekroczy pewną granicę ojciec odetnie go od kieszonkowego zanim znajdzie sobie wystarczająco dochodową pracę (albo wystarczająco bogatych przyjaciół), by odciąć sobie pępowinę, ♤ jest świeżo upieczonym lekarzem, który ma w planach (ojcowskich oczywiście) kontynuować naukę specjalizację w zakresie chirurgii w swoim rodzinnym mieście, ♧ raz w życiu miał próbę samobójczą, do której posunął się, by "odrodzić się na nowo" - próbował się powiesić w pokoju akademickim, ale rura się zerwała, zanim nie wydusił ostatniego tchnienia i tak Kosmos pokazał mu, że nadal chce go na tym padole. Po tym incydencie pozostała mu blizna z boku szyi, niewidoczna za kołnierzem koszuli, ♡ uwielbia poezje, choć sam skłania się bardziej do pisania prozy, ◊ nigdy nie legł z mężczyzną i nie myślał o tym; napawają go obrzydzeniem od czasu, jak przed wyjazdem na studia jeden z całkiem dobrych (i całkiem starych) przyjaciół ojca złożył mu propozycję wspomagania go finansowo i edukacyjnie za całkiem regularne towarzystwo. Ten mężczyzna do dziś ma wierzch dłoni ozdobiony rządkiem czterech małych blizn po wbiciu tam widelca, ♧ nie zamierza dożyć trzydziestki, znaleźć sobie żony i żyć jak normalny i porządny obywatel, ♤ ojca wezwano na jego uczelnie tylko raz, kiedy Alan ukradł klucz do biblioteki i zamienił w gablocie rękopisy i cenne książki na woluminy odnośnie Kamasutry, erotyki i rysunki fallusów - złapano go tam na gorącym uczynku. I tylko tam, reszty przewinień nie dali rady mu udowodnić, a trochę tego było, ♡ lewą ręką pisze wiersza, a prawą bezcześci masturbacją. |
| | | AmayKowadło
Data przyłączenia : 28/06/2017 Liczba postów : 70
Cytat : Rucham admina. A Ty jaką masz supermoc? ♡ Wiek : 33
| Temat: Re: Bestia z Belfastu Sro Cze 28, 2017 11:29 am | |
| Elijah Owen Woods×××××××××××××××××××××××××××××× 31 lat × 191 centymetrów/71 kilogramów × dekadencki do bólu × uzależniony od nikotyny × oburęczny × × Wysoki, acz niekoniecznie postawny mężczyzna, którego aparycja nijak nie odpowiada słusznemu już przecież wiekowi dyszącemu mu w kark! Przydługie włosy i wiecznie mętne niebieskie ślepia są nieodzownym elementem jego prezencji. Uwielbia wszelkiej maści kamizelki, które z uporem maniaka i niemałym upodobaniem przywdziewa na śnieżnobiałe koszule. × Już w latach dziecinnych, mimo robotniczego pochodzenia był szkrabem nader inteligentnym. Od momentu, kiedy jako czterolatek nauczył się czytać, otaczał się książkami. Wchodząc w wiek nastoletni począł spędzać więcej czasu w bibliotece niźli we własnym domu. × Savoir Vivre odrzucił już dawno, dawno temu na rzecz nie wszędzie pożądanej szczerości i erudycji. × Dzięki samozaparciu ukończył dwa kierunki studiów - medycynę oraz chemię. Skrzętnie ukrywa, że aby zdobyć drugi dyplom posłużył się seksualną perswazją - dyplomatycznie powiedzmy, iż jego zdolności oratorskie idą w parze z tymi oralnymi. × Mieszka na poddaszu nieco obskurnej kamienicy, uparcie utrzymując, że do szczęścia nie potrzeba mu więcej. Faktem jest jednak, że nie ma żadnych sąsiadów - cały budynek należy bowiem do niego - ot, z powodu młodzieńczego widzimisię kupił go, z zamiarem otwarcia w nim kiedyś prywatnej praktyki lekarskiej. × Co się tyczy praktyk lepszych, jest chirurgiem, znanym wszem i wobec. × W materii praktyk gorszych - jest mordercą. Bestią. Rzeźnikiem. Niejednokrotnie goszczącym na łamach prasy zwierzęciem odbierającym życie. Artystą. To jednak wypadałoby zacząć od początku… × Pierwszy raz zabił w wieku osiemnastu lat. Tak, prawdą jest, iż powodował nim wtedy afekt. Dlatego też jego ofiary rozwleczonej nieco zbyt dalece nie dało się jednoznacznie zidentyfikować. Należy także zauważyć, że pierwsze morderstwo pchnęło go w ramiona studiów medycznych - koleje losu bywają doprawdy niezbadane! Można by stwierdzić, iż zabijając zniszczy sam siebie, a tu - masz ci los - wyrwało go to z marazmu i rzuciło na głębokie wody bogactwa i inteligenckich uciech. × Cierpi na dziwną awersję do bibliotekarzy. × Jego prawy obojczyk znaczą trzy koliste blizny. × Nigdy nie miał jakichkolwiek wyrzutów sumienia związanych z obraną przez siebie drogą. × Większość salonowych bywalców uznaje go za personę aseksualną - nikt bowiem nigdy, niezależnie od płci, wieku czy aparycji, nie był w stanie doprowadzić go do stanu przysłowiowej gotowości. Powiadają nawet, iż jest osobnikiem uszkodzonym, niezdolnym do odczuwania przyjemności, czy orgazmu. Czy zdementował te plotki? Po co? Szczerze powiedziawszy bawi go fakt, iż przed jakimkolwiek spotkaniem towarzyskim padają zakłady, czy dziś uda się doprowadzić go na szczyt.
Ostatnio zmieniony przez Amay dnia Czw Cze 29, 2017 5:26 am, w całości zmieniany 2 razy |
| | | MaleficarOpportunist Seme
Data przyłączenia : 20/05/2017 Liczba postów : 523
Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce. Wiek : 32
| Temat: Re: Bestia z Belfastu Sro Cze 28, 2017 11:30 am | |
| Belfast, Wielka Brytania, rok 1943. Godzina 18:40
Lord Lidell już prawie cztery godziny temu postanowił otworzyć podwoje swojej powalającej rezydencji, żeby zebrać przyjaciół i wpływowych ludzi oraz przyjemnie spędzić z nimi czas i wspólnie celebrować powrót jego pierworodnego. Nie szczędzono szampana i win wydobywanych z piwnic domostwa, pyszne jedzenie zaścielało stoły, kobiety mogły chwalić się nowymi kreacjami i piękną biżuterią kupioną w sklepach samego gospodarza, a mężczyźni zbierać w małe grupki i omawiać interesy w dobrym towarzystwie i atmosferze. W powietrzu płynęły dźwięki cichej muzyki, którą wygrywał niewielki, sklecony z trzech osób zespół i po ogromnym salonie przechadzało się prawie sześćdziesiąt osób. Jednak przejętego gospodarza - wąsatego mężczyznę przy tuszy wystrojonego w granatowy frak - dało się słyszeć niemal wszędzie. Jak nie jego uwagi, to nieco rubaszny śmiech, którym komentował każdy żart cieszący jego uradowaną dnia dzisiejszego duszę. Wszyscy wiedzieli, że Lord Lidell był dobrodusznym człowiekiem, ale to miasto nie znało większego tygrysa w biznesie, dodatkowo z tak wielkim szczęściem i powodzeniem. Jedyny syn, którego madame Lidell urodziła po sześciu poronieniach (przypłacając to życiem), był jego oczkiem w głowie – jeśli tylko ktoś poruszył jego temat był zalewany osiągnięciami, nagrodami, zaletami, biegłością na wielu płaszczyznach i rysującą się wręcz krechami na oczach nadmierną perfekcją jego osoby. Nikt jednak poza ojcem nic nie mówił i nic nie wiedział, bo chłopaka nie widziano od pięciu lat, a teraz miał wrócić już jako dojrzały mężczyzna i niektórzy nie kryli ciekawości, czy latorośl wdała się w ojca i czy czeka ich równie poważny przeciwnik na rynku co jego staruszek, który do najmłodszych już nie należał. Miał tu być już dwie godziny temu, ale ogromna ulewa źle obeszła się z brukowanymi uliczkami i szynami, dlatego jego nadejście mocno przesunęło się w czasie. A przyjęcie trwało. Choć niektórzy goście czerwienieli już od ciągłego smakowania wina.
Deszcz siekł o dach, kiedy ciemne auto przedzierało się pomiędzy wysokimi kamienicami i parło w stronę posiadłości. Błękitne, znużone oczy śledziły nieruchomo widok przesuwający się za zapłakaną szybą i nic nie wskazywało na to, by milczący chłopak siedzący na tyle auta miał pogodzie jakkolwiek za złe, że przyczyniła się do spóźnienia. Wręcz był gotów spędzić w tamtym pociągu jeszcze pięć godzin, jeśli gwarancją było dotarcie do domu pustego, a nie wypełnionego kompletnie nieznajomymi ludźmi. Marzył o lampce wina, papierosie, ciepłej kąpieli i łóżku, a nie kuble szampana, pomarszczonych dłoniach poklepujących jego plecy, nerwowych uśmiechach gości i wyschniętym już od stania na stole indyku. - Zaraz będziemy! – mruknął zagrzewająco facet za kółkiem, kiedy minęli fabrykę czekolady. To wcale nie było nic pocieszającego, więc blondyn nie odpowiedział, dopiero na widok wyrastającej za alejką drzew budowli, poruszył się leniwie. - Tylne wejście – bąknął. Pomyślał, że jeśli towarzystwo będzie wystarczająco upite, to uda mu się przemknąć tylnym wejściem niezauważenie do sypialni na piętrze – to byłby idealny scenariusz na dzisiaj i tak już męczącego dnia. Pracownik nie oponował, tutaj to słowa Alana się liczyły, a nie jego ojca, a przynajmniej w tej konkretnej chwili. Dlatego szofer zatrzymał auto dopiero w pobliżu drzwi prowadzących bezpośrednio do podziemnej kuchni i wyskoczył z siedzenia jak na sprężynie, stając w gotowości z rozłożonym parasolem w ręku. Młody Lidell uważał, że nie jest z cukru – na Boga! - i facet mógłby sobie darować, ale kłócenie się przy drzwiach auta dałoby więcej problemu niż pożytku, więc skorzystał z tego ruchomego dachu i wszedł po kamiennych schodkach do pachnącej zupą kuchni. Sam, bo facet z parasolką musiał odstawić wóz na miejsce i poinformować ojca o przybyciu jego dziecięcia. W piwnicznym pokoju była tylko młoda dziewczyna, której przerwał właśnie krojenie ogórka. Poznał w niej Alice, z którą był równy wiekiem, z tym że jej rodziny nie było stać na to, by wysłać ją na studia. Pamiętał ją jak była mniejsza i zdecydowanie brzydsza. - A, co... To Panicz?! A-ale Panicz powinien być na górze, tam wszyscy czekają! Czy wszystko dobrze, strasznie Pan blady, mogę w czymś pomóc? - dziewczyna rzuciła swoje aktualne zajęcie i wytarła ręce w ściereczkę, szczupłymi dłońmi wygładzając fartuszek i kłaniając się szybko. W tym czasie Alan poluzował gniotący go w grdykę najwyższy guzik koszuli, otoczony pieszczotliwie pętlą krawata. Patrzył na nią bez zdziwienia i specjalnego przejęcia, ale kiedy się ukłoniła i podeszła nieco bliżej, chyba chcąc go ewentualnie wyratować, gdyby się słaniał, na jego diablą buźkę wpłynął całkiem przyjemny, szeroki i zmysłowy uśmiech. - Właściwie to... Możesz.
- Paniczu...! Jej sapnięcia grzały mu szyję i kark, sprawiały, że koszula nieprzyjemnie lepiła się w tym miejscu do skóry. - Cicho – rzucił szybko, samemu musząc kontrolować oddech. Brakowało mu tu już tylko jakiejś zaniepokojonej hałasami kelnerki; wystarczająco zirytowała go sukienka kucharki, której liczne warstwy ocierały się teraz o jego podbrzusze za każdym razem, kiedy rytmicznie mocniej przyciskał dziewczynę do wysepki. Już i tak narobili chwilowego hałasu, kiedy strącił jej ciałem jakąś miskę z przygotowywaną sałatką i zielenina rozsypała się na podłodze, na szczęście z daleka od jego butów. Oderwał dłoń od jej uda, którym oplatała go w pasie i oparł ją o blat mebla. - Połóż się. Polecenie godne Lorda, wykonywane z takim samym zapałem przez rozgorączkowaną podwładną. Dopiero wtedy na moment musiała oderwać dłoń od ust i wyrwał jej się jeden jęk, który natychmiast pożarły ciemne kamienie ścian. |
| | | AmayKowadło
Data przyłączenia : 28/06/2017 Liczba postów : 70
Cytat : Rucham admina. A Ty jaką masz supermoc? ♡ Wiek : 33
| Temat: Re: Bestia z Belfastu Sro Cze 28, 2017 11:31 am | |
| Wysoki kieliszek odstawiony na przepływającą w przestrzeni tacę zakołysał się niebezpiecznie. Resztka cierpkiego jak diabli wina przelała się w przezroczystej czaszy grożąc zabarwieniem szkarłatem śnieżnobiałej koszuli młodzieńca dzierżącego srebrną paterę. Elijah Woods, odpowiedzialny za niedbałe zwrócenie zaciskanego jeszcze kilka chwil wstecz w dłoni naczynia, nie mógł przywiązywać do tego mniejszej wagi. Zupełnie jak do faktu, iż na proszone przyjątko zrzeszające inteligenckich, salonowych bywalców, przyodział staromodną, dwurzędową kamizelkę nie dopełniając jej szlifem stworzonym z nowoczesnej garniturowej marynarki. Wejrzenie jego przydymionych zblazowaniem ślepi przezlizgiwalo się po czerwieniejących z wolna facjatach person, które do swego krwioobiegu wprowadziły już dawkę alkoholu odpowiednią do przyspieszenia ich krążenia. Wskazówki zegarka, którego pasek luźno owijał szczupły nadgarstek mężczyzny, wskazywały godzinę 18:53. Oznaczało to, iż przeszło cztery godziny wstecz zmuszony był opuścić swe leże, by w oparze absolutnego niezadowolenia przemierzyć drogę prowadzącą wprost do cuchnącej obłudą sali bankietowej dworu starego Lidella. Teraz, wspierając lekko zgarbiony grzbiet o jedną z kolumn dzielących przestrzeń, pluł sobie w brodę, iż nie odmówił gospodarzowi, wymigując się zręcznie zmęczeniem. Faux pas nie byłoby tak dalece posunięte, każdy zdawał sobie bowiem sprawę z tego, iż czarnowłosy był dziwakiem. Ot, pojawił się znikąd, wdarł się przebojem w życie wyższych sfer, pojawiając się jako wyszczekany podrostek, uzbrojony w ostrze erudycji, dwa dyplomy akademickie oraz nadzwyczajną umiejętność perswazji - dzięki tej ostatniej zjednał sobie wiele osób pompujących jego kiesę regularnymi dostawami szczebioczących zachęcająco monet. Nawet prowodyra całego tego podszytego ułudą zamieszania (potocznie zwanego, bodaj, przyjęciem) - którego notabene świetnie było słychać chyba w każdym zakątku posiadłości, kiedy wygłaszał peany sławiące jego pierworodnego - można było jednoznacznie zaliczyć do dobroczyńców Doktora Woodsa. Rzeczony, stary wąsacz wypłynął właśnie na szeroki przestwór ogromnego oceanu sali bankietowej, niby potężny galeon, zbaczając z obranej trasy ku grupom biesiadników rozrzuconych tu i ówdzie na wzór archipelagów rozsypanych na morzu. I tylko Elijah wiedział, iż stary Lord zmierza ku niemu - wskazywały na to jego gesty, to jak sponad lekko zmarszczonego nosa zerkał ku czarnowłosemu, grzecznie rozprawiając przy tym z przygodnymi rozmówcami. I tylko Elijah wiedział, iż kolejne wspomnienie młodego cudu, jakim jawił się Alan Lidell, prawdopodobnie doprowadzi go do nagłych torsji. Jego blade wargi zadrżały dziwacznie, zupełnie jakby mężczyzna powstrzymywał się przed wyszczerzeniem swoich zębów na psią modłę, kiedy odgłos kroków Starego Lorda ucichł tuż przy nim. - Elijah, mój drogi chłopcze, jak się bawisz? Pogoda wydaje się sprzyjać tej pijatyce. - głęboki baryton zawibrował zmniejszając powierzchnię bańki nietykalności czarnowłosego, którą większość obecnych traktowała jako integralny i nienaruszalny element jego prezencji. - Sądzisz, Lordzie, że łatwiej upodlić się do wtóru deszczu? - z niejakim zastanowieniem przeniósł wejrzenie mętnych ślepi za okno, gdzie ulewa poczynała sobie w najlepsze. - To chyba prawda. Pozwoli zatem Lord, że oddalę się celem uzupełnienia poziomu alkoholu w moim krwiobiegu. - odpychając się od gładkiej powierzchni kolumny Doktor Woods postanowił salwować się ucieczką. Mimo ogólnie przyjętego na salonach założenia, iż chirurg jest personą aż nader szczerą, niewinne kłamstwo (tak jak i te większe) jak zwykle prześlizgnęło się przez jego gardło gładko, zupełnie jak łyk pierwszego sortu absyntu. Tak samo niepoprawne, tak samo niemoralne. Z tą tylko różnicą, że kłamstwo nie było nigdzie zakazane. Prawdą było, iż alkohole serwowane na przyjątkach wąsatego Lorda nigdy nie zaspokajały wysublimowanych, nieco ekstrawaganckich gustów czarnowłosego. Prawdą było to, iż zwyczajnie nie miał ochoty na dalsze rozprawianie o niczym. Prawdą było to, iż ponad wszystko pragnął w tym momencie zapalić. - Młodość… - właśnie zniknęła z pola widzenia Lidella, umykając jak zwierzę. Zwierzę, którym w istocie był.
Tupot eleganckich oksfordów wypełnił niewielką klatkę schodową prowadzącą do przyziemia przeznaczonego dla służby. Tak, podrostek kelnerujący wyższym sferom, z doskonale widocznym ociąganiem, wskazał mu odpowiedni kierunek - sam czarnowłosy przyjął lekkim zdziwieniem fakt, iż na postawione wprost pytanie, młodzik butnie unosząc szczękę opierał się przez kilka chwil, mając gdzieś z tyłu łba zaszczepioną dziwaczną lojalność wobec starego Lorda. On sam, tylko raz w życiu zadeklarował przywiązanie do kogokolwiek - a ów ktokolwiek, mnąc w rękach jego zaufanie, cisnął nim w otchłań impasu tak głębokiego, iż do tej pory ciężki opar bezwładnej martwoty przesłaniał jego ślepia. Moment, w którym wsparł rękę na drewnianym skrzydle drzwi zbiegł się w czasie z jednoznacznym jękiem. Nie mógł przejąć się tym w mniejszym stopniu. Pchnąwszy od niechcenia chropowate odrzwia znalazł się w pomieszczeniu przesyconym zapachem nagłego uniesienia, takiego które w swojej nieokiełznanej mocy zdawało się być wybitnie nieskoordynowane. Mrużąc ślepia wsparł się o blat vis-à-vis studium przypadku, jak obwołał w swojej głowie powstającą właśnie w kuchni bestię o dwóch grzbietach. - Jeżeli wolno mi coś zasugerować, dla lepszej penetracji radziłbym zmienić Panu pozycję na coś mniej klasycznego. Powiedzmy od tyłu? Panience będzie wygodniej, a i Pan nie będzie musiał aż tak nadwyrężać lędźwi. - niedbałym gestem dobył z kieszeni swoich czarnych spodni wizytowych miękką paczkę papierosów, by po tym przelotnie zajrzeć do jej wnętrza. Trzy. Cóż, już w tym momencie wiedział, że środki, które miały pokryć koszta jedzenia zostały przesunięte na pokrycie kategorii chlubnie zwanej 'używkami’. Nie odrywając wzroku od zachodzącego przed nim aktu, wyłowił z niewielkiej kieszonki swojej kamizelki płaskie pudełeczko zapałek - otwierając je uznał, że fortuna raczyła mu dzisiaj jednak sprzyjać. Dobywając bladymi palcami jedną z trzech zapałek, ujął ją odpowiednio, by po chwili potrzeć zakończony kulką siarki koniuszek o draskę. Wątły płomień zetknął się z papierosem pozwalając mężczyźnie zaciągnąć się z namaszczeniem. Odgłos ciał zderzających się ze sobą stanowił tło dla dymu opuszczającego jego płuca. |
| | | MaleficarOpportunist Seme
Data przyłączenia : 20/05/2017 Liczba postów : 523
Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce. Wiek : 32
| Temat: Re: Bestia z Belfastu Sro Cze 28, 2017 11:31 am | |
| W jego ciele, niczym w czaszy pełnej wina, chyboczącej się na tacy niedoświadczonego kelnera, przelewało rozgorączkowanie i wyuczona, coraz bardziej przeszkadzająca mu ostrożność. To była mieszanka, której składniki za nic nie chciały się zmiksować – były jak próba rozpuszczenia piasku w wodzie. Wodą była mocna potrzeba spełnienia – tu i teraz, w miejscu wybitnie do tego nieprzeznaczonym; zimnym i pełnym jedzenia, które niedługo miało dotrzeć do gości bawiących się na górze. Wystarczyła odrobina nieostrożności, łatwej do uzyskania w chwilach, w których krew z mózgu spływała do genitaliów, by nieco niechcianych płynów znalazło się w sałatce zamiast sosu. Wszystko to nie miało teraz znaczenia - liczyła się ta odwleczona przyjemnie w czasie, ciasno opleciona śliskim, miękkim i niesamowicie wilgotnym aksamitem, chwila, w której Alan choć przez moment ucieszył się, że wrócił do domu. Piaskiem natomiast – stałym i chropowatym – była przezorność i powściągliwość, która ściskała jego gardło lepiej niż krawat, przypominając, że do miejsca, które wziął sobie za przenośny burdel, mógł wejść KAŻDY. I „Panicz” powinien przestać, nawet w tak zaawansowanym stadium. Ale fakt tego, iż nie przestawał mógł pokłonić się tylko temu dreszczykowi emocji, który przebiegał blondynowi po grzbiecie za każdym razem, kiedy słyszał czyjeś kroki albo szczebiot naczyń, czy rozmów. Nie obawiał się samej skazy na swoim dobrym imieniu, obawiał się tego co przynosiła – kolejnego kroku ku umniejszeniu zaufania wśród ludzi zapełniających jego kabzę. Zwłaszcza biorąc pod uwagę ojca. Dlatego obawiał się – zdecydował się tak nazwać tę emocję podgrzewającą temperaturę jego skóry. Obawiał i dlatego posuwało mu się tę dziewczynę tak dobrze. Nie chodziło o technikę, albo jej nieboskie umiejętności czy jakąś idylliczną, dziewiczą ciasnotę, ale o adrenalinę. Lidell obawiał się więc kelnerów i kelnerek, kucharzy i kucharek, pomocy kuchennej, szczekającego psa służących i samego lokaja. Choć ten ostatni zapuszczał się tutaj najrzadziej, porozumiewając się ze strąconymi do tego piwnicznego piekła podwładnymi poprzez posłańców z tacami i fartuchami przewiązanymi w pasie. Rzadziej od lokaja zapuszczali się tutaj tylko gospodarze. A absolutny zakaz wstępu mieli goście, których oczy cieszyć miała profesjonalnie przygotowana sala bankietowa, a nie pełna nieładu, zimna i surowa kuchnia. Co za scenariusz założył, że to niegościnne i mało przytulne miejsce okaże się dla reprezentantów dwóch ostatnich grup tej listy idealną i podniecającą sypialnią oraz wolną od publiki palarnią? Ktoś, kto założył, że ta teatralna wręcz scenka będzie idealnie oddawać zepsucie i znieczulicę obecnych czasów, z pewnością miał w Belfaście dostęp do lepszego rodzaju używek niż młody Lidell. I bezsprzecznie powinni się poznać.
Akurat w chwili, w której młody Lord zdecydował się przymknąć oczy kotarami powiek i skupić na doświadczaniu przyjemności całą resztą zmysłów, do jego uszu ze zdwojoną siłą dopadł charakterystyczny jęk nienaoliwionych kuchennych drzwi, oraz podobnie brzmiący stęk jego kochanki, który pod koniec przeszedł w pospiesznie zduszony pisk. Dziewczyna oprzytomniała najwidoczniej z uniesienia na tyle, by pomimo wciąż okrywającej jej sukni, poczuć się w jednoznacznej sytuacji gorzej niż naga, i poderwała się do siadu, wpadając niczym otoczona troską oblubienica w ramiona swojego gospodarza. Z tym, że on nie był jej Romeem, ani ona jego Julią. Alan z nerwowym zgrzytnięciem zębów, złapał ją za ramię, skryte pod długim rękawem czarnej sukienki oraz ramiączkiem uroczego, białego fartuszka i siłą przycisnął jej plecy z powrotem do kuchennego blatu. - Mówiłem, żebyś leżała – sapnął, nie czując potrzeby odnosić na spłoszoną dziewczynę głosu. Zwłaszcza, że ta swoim nagłym stresem, wynikającym z pojawienia się nadprogramowej widowni, jedynie mimowolnie opięła się na nim mocniej i zafundowała mu tym samym uderzenie kilku dodatkowych fajerwerków pod kopułą czaszki. Dopiero wtedy prowodyr całego studium mógł podnieść wzrok na niefrasobliwego gościa. Z jego strony nie było żadnego pisku, ani krzyku, ani reprymendy wychodzącej z gardła najpewniej przyjemnym, wibrującym tembrem. Mężczyzna nie zatrzasnął też za sobą drzwi z taką szybkością, jakby goniło go stado Piekielnych Ogarów, tak by nie dopuścić innych do obserwowania niepotrzebnej, bezsensownie uwłaczającej młodemu lordowi sytuacji. Po prostu wszedł. W staromodnej już kamizelce opinającej smukłe ciało. Bez marynarki. Z włosami zapuszczonymi aż do linii przyjemnie zarysowanej szczęki, której wyraźne kształty (tak jak zresztą i kości policzkowych) dodatkowo podkreślała chorobliwa jasność cery. Czarne włosy były dla niej niesamowitym kontrastem, w przeciwieństwie do bladych warg, które rozwarły się najpierw by udzielić młokosowi dorosłej, zaskakująco uprzejmej rady, a następnie po to, by przytrzymać pomiędzy nimi odpalanego papierosa. Gryzący zapach dymu wymieszał się wdzięcznie z charakterystycznym zapachem kobiecego ciała, o którym to, rozkraczonym i wciąż rozgorączkowanym, Lidell przypomniał sobie dopiero wtedy, kiedy złapał się na tym, że na kilka chwil pohamował ruchy bioder. Nie dlatego, że nie miał na tyle podzielnej uwagi, by jednocześnie zagłębiać się w dziewczynie i taksować przybyłego mężczyznę spojrzeniem – po prostu póki jeszcze nie traktował seksu jako obowiązek „do odbębnienia”, to lubił zatapiać się w niego cały. Bez miłości, ale z perwersją, zwłaszcza kiedy tak niesamowicie do gustu przypadły mu słowa mężczyzny. Parsknąłby nawet, gdyby teraz nie wbijał spojrzenia w dziewczynę, którą na nowo mocniej pchnął. Jakby dla zgrywy. Ta dzielnie nie odrywała dłoni od twarzy, które miały służyć za podwójną barykadę pilnującą, by następne z jej dźwięcznych uniesień nie przywołało tu kolejnych obserwatorów. A Alan pomyślał, że skoro jego obecny grzech mógł z całą siłą wepchnąć go do Otchłani, to czemu nie miałby nagrzeszyć mocniej i zejść tam jako legenda? - Co o tym myślisz, kochana? – zagaił zwracając się bezpośrednio do swojego dzisiejszego wyboru. - Chyba najwyższy czas ubrudzić twoją sukienkę od przodu. Jeśli ułuda posiadania przez nią w tej kwestii jakiegokolwiek wyboru była wystarczająco mocna, by choć przez moment sprawiać wrażenie żywej, to właśnie zdechła, dociśnięta do kafelek obcasem eleganckiego buta byłego studenta. I to akurat wtedy, kiedy wydostał się z kochanki, odsuwając niejako i puszczając jej uda. W obrocie partnerką nie było nic akrobatycznego, ani tanecznego, nie była to pełna gracji choreografia złożona z dwojga idealnie zestrojonych ze sobą ciał, które szykowały się do kolejnej rundy dawania sobie przyjemności. Wręcz przeciwnie; kiedy tylko wypucowane buciki Alice dotknęły podłogi, blondyn obrócił ją w miejscu jak szmacianą lalę i przyparł ją tułowiem do wygrzanego blatu. Nie uderzył nią o mebel, ale mało brakowało, bo poczuł wypełniającą go dziką satysfakcję, kiedy dziewczyna wyłożyła się na drewnie przesuwając kolejne miski niebezpiecznie na skraj stołu. Przybił ją jak motyla do korkowej tablicy, w roli igły widząc własną rękę, której dłoń zacisnęła mocno palce na czarnej sukience dokładnie pomiędzy łopatkami chwilowej kochanki. Pozycja była idealna do tego, by drugą ręką odgarnąć halkę i spódnicę, i dostać się na powrót do prywatnej sceny, mieszczącej jednego widza na stojąco. Kiedy znowu rozgościł się wewnątrz swojego zdobytego królestwa, sapnął z satysfakcją i pchnął dziewczynę mocno, na próbę – tak, że brunetce wyrwało się niewyraźne „Ngh!”, które mogło być zarówno wyrazem aprobaty, jak i słabą próbą sprzeciwu. Seks od tyłu nie był dla Alana żadną nowością, ale teraz, prawie że chcąc zobaczyć podobną satysfakcję na niewzruszonej twarzy towarzysza, wrócił do rytmicznych uderzeń, wbijając tym razem ciekawskie i drapieżne spojrzenie wprost w mężczyznę. Tego, od którego co jakiś czas, przy wydechu, oddzielała od lorda słaba zasłona dymu z dopalanego papierosa. - Ma Pan jeszcze jakieś wskazówki? – Jego głos był uprzejmy, a ujmujące vibrato zdobiło je przy zwieńczeniu każdego zdania. A wolna dłoń, póki co panosząca się pod spódnicą stękającej dziewczyny, odczuwalnie dużo bardziej spiętej, teraz wysunęła się na zewnątrz i przebiegła po napiętym grzbiecie młodziutkiej kucharki. - Alice jest dzisiaj wyjątkowo otwarta na sugestie. |
| | | AmayKowadło
Data przyłączenia : 28/06/2017 Liczba postów : 70
Cytat : Rucham admina. A Ty jaką masz supermoc? ♡ Wiek : 33
| Temat: Re: Bestia z Belfastu Czw Lip 20, 2017 5:16 pm | |
| Opar gryzącego dymu papierosowego z wolna wypierający powietrze z pieleszy kuchni przyziemia dworu starego Lidella, przydawał temu miejscu dziwacznego, kompletnie nieprzystającego mu oniryzmu. Wydostając się z pieczary uchylonych ust ciemnowłosego ulotna wstęga sinego wyziewu rozdzielała się na kilka fantasmagorycznych stróżek, które sunąc w przestrzeni, na wężową modłę, opływały smukłą cielesność mężczyzny. Jedna z nich, poczynając sobie najodważniej, składała właśnie krótki pocałunek na bladych wargach. I chociaż można by uznać to za zbytek literackiej formy, zdawała się robić to na wzór chętnej kochanki - z rzeczonych warg opadając w dół podbródka, wzdłuż ostro zarysowanej linii szczęki, by na kolejnych kilka chwil skupić się na łabędziej szyi. Końcem tej zmysłowej wędrówki winno stać się zagłębienie obojczyków widoczne nad rozpiętym naprędce najwyższym guzikiem koszuli Elijaha - tak właśnie zdawała się nakazywać logika. Tytoniowa mgła okazała się jednak bytem wybitnie irracjonalnym. Jedno tyknięcie naręcznego zegarka zajęło jej skłębienie się w mocno zarysowanym wgłębieniu nasady szyi. Mgnienie oka później przebrała narzucone jej ramy, umykając za kołnierz koszuli mężczyzny, ślizgając się wdzięcznie wzdłuż mostka. I kiedy założyć można było że powolny spektakl ma się ku końcowi, ów zaczynał się od nowa, z każdym kolejnym oddechem czarnowłosego jegomościa. Jedynie wprawny obserwator mógł zarejestrować fakt, iż proscenium warg lekarza, rozwierające się niespiesznie celem objęcia końcówki papierosa, było delikatnie spierzchnięte. Zupełnie jakby mężczyzna nieczęsto pozwalał sobie na komfort zetknięcia koniuszka języka z cieniutką skórą. I tylko naprawdę spostrzegawcza persona była w stanie wychwycić kilka miejsc, gdzie naskórek znaczyły drobne, lekko zaróżowione blizny, po części ukryte za woalką dymu. I jeśli ów obserwator uniósłby wzrok, tylko odrobinę, natrafiłby na mętne, niebieskie ślepia. I nim ów podpatrywacz zdałby sobie z tego sprawę, byłby zgubiony...
Scenarzysta odpowiedzialny za umieszczenie w didaskaliach życia Doktora Woodsa epizodu przedstawiającego dogłębny kontakt kucharki z nieznanym mu młodzikiem, notabene wciąż trwający w najlepsze przed jego zasnutymi martwotą oczyma, musiał być kompletnie nietrzeźwy. Sam Elijah wątpił, by powodem aż tak dalece posuniętego wynaturzenia mógł być wyłącznie alkohol. I być może - ale tylko być może - gdzieś w okolicach jego własnego mostka odczuł to przyjemne ukłucie, które towarzyszyło mu tak nieczęsto. Drobną, delikatnie palącą iskierkę biorącą swój początek w okolicach jego ciemienia. Taką, która narastała tym bardziej, im dalej posuwał się młody blondyn oddający się zdrożnej przyjemności. I gdyby naprawdę – ale to NAPRAWDĘ – lekarz mógł jednoznacznie stwierdzić czym jest owa sensacja możliwe, że udałoby mu się pozbyć jej z pejzażu jego ciała. I prawdopodobnie – ale jedynie prawdopodobnie - chciałby to zrobić z pełną odpowiedzialnością perswadując sobie, że choć studium przypadku jawiło mu się niebywale interesującym nie powinien patrzeć. A tak naprawdę - nie. Bo kiedy już skra materializowała się w miejscu jej przynależnym - nigdy nie było odwrotu. Popychała ona czarnowłosego w objęcia Otchłani, nie tyle delikatnie nurzając go w jej lepkiej zawartości, co zatapiając go weń wraz z głową. A on? On poddawał się temu z największą ochotą. Śledząc wejrzeniem efekt jego słów, wygłoszonych raczej celem sprawdzenia reakcji, niźli samym zamiarem jakiegokolwiek wpłynięcia na zajście poczuł, jak kącik jego bladych warg unosi się nieznacznie. Nie, nie był to uśmiech - bliżej grymasowi temu było bowiem do skrzywienia. - Och, doprawdy, jestem pod wrażeniem Pana biegłości w kwestiach zmiany pozycji. - tutaj w końcu zmuszony był wyjąć spomiędzy okowów warg dogorywającego z wolna papierosa, zaszczycając jego filtr objęciem jego smukłych palców. Obracając delikatnie niedopałek mężczyzna przechylił lekko głowę w kierunku prawego barku. Jego włosy pod wpływem ciążenia zakołysały się nieznacznie. Jedno z pasm, wyślizgując się zza ucha osunęło się po wypukłości kości policzkowej, by aksamitnie opaść na wciąż, mimo wszystko, uchylone wargi. Podziwiał. Nasłuchiwał. Przeżywał...? - Po oddechu panienki wnioskuję, że trafił Pan właśnie w punkt. - podsumował gładko, bez zbędnej pruderyjności, czując jak iskra zza mostka wspina się właśnie w kierunku jego kręgosłupa wzniecając pojedyncze, niespodziewane wyładowanie dreszczu. Sensacji, która wprawiła jego wolną dłoń w lekkie drżenie. I nim zdążył zapanować nad odruchem, zagasił tlący się delikatnie kikut papierosa na powierzchni blatu tuż obok półmiska po brzegi wypełnionego sałatą. I nim obejrzał się jego ślepia wyszły na spotkanie tym należącym do blondyna, bez mrugnięcia znosząc gnieżdżąca się pod osnową tęczówki drapieżną nutę. I nim odpowiedział na oślep wyłowił z kieszeni spodni wciśniętą tam nie dalej niż pięć minut wcześniej paczkę papierosów. - Jeżeli życzy sobie Pan czerpać z mojej wiedzy... - tutaj głowa mężczyzny powoli opadła ku jego klatce piersiowej w wybitnie egzaltowanym ukłonie. - Proponuje przytrzymać nieco Panienkę za kark. Doświadczenie podpowiada mi, iż upodlenie splatające się z przyjemnością jest niebywale upajające. - kolejny papieros, umiejętnie wysupłany wargami z wnętrza miękkiej paczki, znalazł azyl w prawym kąciku jego ust. Akt drugi jego sztuki wystawianej dla jednego widza trwał, kiedy Elijah Woods zapalił drugiego papierosa. Zaciągając się otarł się o graniczące z pewnością przekonanie, iż coś co wcześniej wziął za błąd, zupełnie nagle stało się podwaliną dobrze spędzonego wieczoru. Gdzie indziej bowiem mógłby tak bardzo poczuć się sobą, jak tu - w kuchni, której znaleźć się nie powinien, oglądając spółkowanie, które na dobrą sprawę winno nie istnieć...? |
| | | MaleficarOpportunist Seme
Data przyłączenia : 20/05/2017 Liczba postów : 523
Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce. Wiek : 32
| Temat: Re: Bestia z Belfastu Czw Lip 20, 2017 10:50 pm | |
| Muzyka płynęła wolno, rytm wybijały przyspieszone oddechy i bicie serca, szum krwi służył za idealne tło, przetaczając się przez drobne żyłki w płatkach uszu i fundując tańczącej parze ich własny, ekskluzywny koncert. W chwilach takich jak ta zapominało się o publice i przybliżało do drugiego ciała, splatało z nim spojrzenia, skórę, materiał ubrań – którego falbany delikatnie falowały od zdecydowanych ruchów. Obcasy eleganckich butów raz po raz, pod cudowny rytm stukały o posadzkę, rozgrzewały i nadawały pieśni odpowiedniego pazura, zaostrzając akt zapoznania dwóch młodych ciał. Natura i umysł splatały się kiedy żądza walczyła z manierami, bezsilnie próbując choć na moment pogodzić burzę emocji i hormonów – wtedy, niczym w amplitudzie, tempo tańca zmieniało się, tworząc z aktu ucztę dla oczu; nawet jeśli nikt poza dwojgiem aktorów nie mógł brać w nim czynnego udziału. Od pożądliwych, miejscami nawet napastliwych, objęć, kiedy przybliżali się i oddalali, pruły się koronki sukni, gniotła marynarka garnituru, liczne spinki wysuwały się z misternej, przygotowanej właśnie na tę okazję, fryzury, gubiły spinki od mankietów, popychając toczące się po podłodze słowa i myśli o kształcie licznych kryształowych kulek odbijających w swoim czystym zwierciadle przylegające do siebie ciała. Oni rozbierali siebie nawzajem, kiedy każdy kolejny chwyt palców był tak kurczowy, jakby chciał popruć szwy, zrzucić ostatnie bariery, spojrzeć prosto w swoje nagie ciała i nagie pragnienia, by parzyć się jak zwierzęta. Bo gdzieś tam pod pomadką, latami nauki manier, różem na policzkach i niewinnym uśmiechem krył się dziki apetyt. I tęsknota za wolnością – bo nawet wyborny kurczak podany na dzisiejszej kolacji nie zabił na języku rdzawego posmaku kajdan. A wtedy muzyka skończyła się, tańcząca para pociągnęła te kilka brakujących kroków grzecznej choreografii jedynie rozgorączkowanymi spojrzeniami; a potem on odsunął się pierwszy i skłonił grzecznie przed smukłą jak łania blondynką, która dygnęła, po czym odwrócili się jak robociki i on wrócił do ojca, a ona do twojej niani. Na bankiecie podczas gdy starsi się upijają, młodzi zaczynają coraz otwarcie rozmawiać ze sobą bez pomocy słów. Lord Lidell dawno już nie zerkał na nikogo tak zazdrośnie jak na młodego Panicza Cavendisha, któremu udało się zatańczyć z Panienką Lottie, którą Lord chciał zapoznać z własnym synem – tak zajętym studiami, że nie mającym dotąd czasu na szukanie sobie odpowiedniej narzeczonej. Jak na złość jednak, jego syn nie chciał nawet szukać gości własnego powitalnego przyjęcia, bo ponoć od przeszło kilku minut znajdował się w domu – o czym zdążył poinformować wysłany po niego kierowca – a nie spieszył się z zejściem do salii. Istniała możliwość, że mógł udać się do swoich pokoi, by się odświeżyć i przebrać zapewne mokre ubrania.
Istniała też możliwość, że mógł moczyć je jeszcze bardziej. Że mógł rwać szwy sukienki, rozwiązywać wstążki fartuszka, gubić się w fałdach materiału podciągniętej stanowczo za wysoko spódnicy i dawać upust temu wszystkiemu, czemu biedny Panicz Cavendish nie miał odwagi. Mógł stawać się właśnie członkiem kolejnego, barwnego skandalu z udziałem pary mętnych oczu, które nie umykały spłoszone ani przed jego własnym spojrzeniem, ani przed perwersyjną sceną rozgrywająca się jak na deskach kuchennego teatru tuż przed nimi. Z udziałem dymu, który z takim uporem przylegał do swojego właściciela, niczym wypływająca spomiędzy ust dusza, do ostatniej chwili łapiąca się bladej skóry, płochliwie skrywając za kołnierzem i próbując odcisnąć piętno zapachu tytoniu na białej koszuli i niemodnej już kamizelce. Z udziałem aksamitu czarnych jak noc włosów, kuriozalnie długich u mężczyzny, których końce łakomie lizały półotwarte wargi, jakby z lekka wilgotne od skraplającego się na nich gorącego oddechu. W piwnicy było bardzo zimno. I w tej chwili bardzo gorąco. Panicz Lidell właśnie mógł popełniać błąd życia i narażać się dla kiepskiej kochanki komuś, kto mógłby pociągnąć go na dno. Albo wznieść ku niebiosom. Alarmujący krzyk nie podniósł się jednak ani po pierwszym pchnięciu, ani po drugim, ani po kilku-dziesiątym. Ani kiedy po tanecznej zmianie pozycji, ciało kochanki odpowiedziało ochoczo na zaskakującą celność młodego dżentelmena, a jemu wyrwało się głośniejsze, dużo bardziej usatysfakcjonowane sapnięcie – głębokie, zakończone pomrukiem tak intensywnym i silnym, że wprowadził w drżenie chyba nawet kamienne ściany piwnic. Inne ściany, których napięta membrana otaczała go soczystym ciepłem opięły się na nim mocniej, pobudzone stresem i adrenaliną, niebezpiecznie zmieszanymi z obsceniczną przyjemnością. Dziewczę łapało oddech rozwartymi usteczkami, jedną dłonią trzymając się kurczowo skraju blatu, a drugą próbując zasłonić jasną, drobną pierś kłębowiskiem materiału rozwiązanego fartuszka. - Niech Pan nie patrzy... – miauknęła błagalnie, czmychając oczętami zamglonymi od zażenowania i podniecenia w stronę podłogi częściowo przysypanej sałatką i resztkami krojonych warzyw upuszczających soki na chłodną posadzkę. - Wręcz przeciwnie – zawyrokował koronowany Pan sytuacji, wieńcząc wypowiedź mocniejszym pchnięciem, od którego dziewczyna mocniej, boleśniej wpadła na mebel i kwiknęła tęsknie. Jasna dłoń Lorda zamiast sięgnąć jej karku, poszybowała w stronę szyi samego właściciela, by kilkoma oszczędnymi ruchami zsunąć z niej krawat. - To ty nie będziesz patrzeć, Alice. Ciemny materiał został narzucony na jej twarz i owiązany nieco zbyt ciasno i niecierpliwie na wysokości oczu, by oddzielić ją czernią od reszty teraźniejszości i od smukłej figury Żniwiarza czekającego na swoją kolej – który nie planował najwyraźniej rozgościć się między jej udami, ale piersiami: przepalić sobie drogę przez cienką, miękką skórę mostka, a potem twardą klatkę żeber i zabrać na górę dobrze popieprzone i potłuczone serce. Wisiał nad jej bezbronnym ciałem niczym sęp dający myśliwemu uprzejme uwagi odnośnie właściwego obracania ofiary na ruszcie, by posiłek smakował jeszcze lepiej. A sam łowca? Z równą uprzejmością polegał na doświadczeniu, tworząc z tego spotkania kolejny rodzaj dekoracji okalającej wciąż ten sam orgazm - syczący od gaszonego papierosa, gorący od skóry dziewczęcia, męczący i śmierdzący alkoholem. Tym razem jednak tytoń pachniał jak słodkie perfumy, dziewczę było wychłodzone od pracy w piwnicach, chaotyczny przebieg konsumpcji tylko budził nowe siły, a delikatny opar alkoholu, po wsze czasy tego wieczoru przyklejony do wydychanego przez czarnowłosego mężczyznę powietrza, pochodził od słodkiego wina długo trzymanego na okazję taka jak ta – zapewne krążącego na tackach dziesiątek kelnerów uwijających się piętro wyżej. - Życzę sobie – ujął zgrabnie, z mocą właściwą jemu podobnym, którzy z mlekiem matki wyssali chęć sięgania po władzę, która zdawała się być im należną. Podległą jak służąca na kuchennym blacie. Dlatego też złotowłosy z takim zadowoleniem przyjął subtelny ukłon. - Tylko „nieco”? I tylko dłonią? – zsunął się spojrzeniem na drżące ciało dziewczyny, nierównomiernie przykrytej niedbale zszarpanym z niej przyodzieniem, na jej smuklutką figurę topiącą się w zakrywającej ją strategicznie orgii czerni sukni i bieli fartuszka. Patrzył i sunął dłonią od jej pasa, w górę, czując jak ta już z mniejszą ufnością pierzcha pod jego dotykiem, przylepiając się mocniej do blatu. Ale nie było już ucieczki. A on czuł jak jego własny oddech robi się jeszcze bardziej ciężki, jak doznaje tego samego rodzaju rozrastającej się ekscytacji, jak kiedy w burdelu zmuszał dziwki do coraz droższych w realizacji usług. Jak przez niego dusiły się, krztusiły, kaszlały i robiły czerwone lub fioletowe. Jak musiały się poddać, bo... Bo nie było ucieczki. Tak samo teraz, kiedy jego palce objęły chudą szyję i zacisnęły opuszki tak mocno, że poczuły jak tętno gwałtownie przyspiesza, a kolejne, pełne zażenowania powoli mieszającego się ze strachem, „Paniczu” zostało wycharczane ze znaczną trudnością. Zdawał się być tym wszystkim bez reszty pochłonięty, kiedy zakrywał złote oczy cienką kotarą powiek i oddawał się przyjemności, raz po raz zderzając dziewczynę z bokiem mebla. - ”Niebywale upajające”... – Niemal wystękał. - Ale potrzebuje czegoś jeszcze... – otworzył oczy, które wbiły się naraz w mężczyznę jak w czarnego motyla przytwierdzonego do korkowej tablicy. - Mocniej. Proszę pokazać mi tkwiącą w Panu bestię. Czy można być tab blisko i tak daleko czegoś? Orgazmu? Satysfakcji? Pokrętnej prawdy? Panicz Lidell wiedział i nie wiedział jednocześnie. |
| | | Pan i WładcaOko Saurona
Data przyłączenia : 20/05/2017 Liczba postów : 39
Cytat : Z pistoletem w ustach i z lufą tego pistoletu między zębami można wymówić tylko samogłoski. Wiek : 34
| Temat: Re: Bestia z Belfastu Pon Wrz 30, 2019 12:57 am | |
| |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Bestia z Belfastu | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |