|
| Liberté, Égalité, Fraternité... ou la Mort | |
| Autor | Wiadomość |
---|
PennywiseDramatic Uke
Data przyłączenia : 01/07/2018 Liczba postów : 35 Cytat : Tasty, tasty, beautiful fear.
| Temat: Liberté, Égalité, Fraternité... ou la Mort Sob Wrz 15, 2018 9:26 pm | |
| Imię i nazwisko: Felix „Bastard” Sorokin Wiek: 29 Zawód: żołnierz, szkolony od dziecka Rodzina: młodsza siostra Jeanne (lat 7, uczennica państwowej akademii), matka Asta (lat 51, Kanclerz do Spraw Rozwoju) Status: lojalny Ocena przełożonego: Felix jest wyborowym strzelcem, który nie waha się przed naciśnięciem spustu. Jego lojalność jest niepodważalna, ale kwestionuje rozkazy przełożonych. Posłuszny państwu, a nie wyższym stopniem oficerom. Świetnie nadaje się do niestandardowych zadań. Nie sprawdza się przy regularnych działania wojskowych. Przejawia skłonność do przemocy. Brakuje mu dyscypliny. Jego moralność ściśle określa prawo. W wyniku szkolenia pozbawiony instynktu samozachowawczego i empatii. Posiada wysoki próg bólu. Nagany: 14.07.2072 zorganizowanie zabawy w koszarach, przeszmuglowanie alkoholu i kobiet. 05.10.2072 nie stawia się na porannym treningu. 24.11.2072 odmowa wykonania polecenia przełożonego. 18.01.2073 zaśnięcie podczas warty. 09.01.2074 niesubordynacja wobec przełożonego i wywołanie bójki, zakończone degradacją. |
| | | CashmereSkype & Chill
Data przyłączenia : 14/09/2018 Liczba postów : 125 Cytat : Start with a whisper and end with a shout. Give me a kiss and then spit in my mouth
| Temat: Re: Liberté, Égalité, Fraternité... ou la Mort Sob Wrz 15, 2018 10:00 pm | |
| Imię i nazwisko: William "Emiel" Reed Wiek: 26 lat Rodzina: Brak Status: Rebeliant/poszukiwany. Pozycja: Przywódca grupy rebeliantów "Nowy Świt". Zebrane informacje: Przed założeniem grupy, student uniwersytetu Wyższej Technologii. Studia nieukończone. Matka, Emilia Reed, skazana na śmierć. Ojciec, Richard Reed, skazany na śmierć. Inna rodzina nieznana. Miejsce zamieszkania nieznane. Opinie przesłuchanych na temat poszukiwanego: " To dobry chłopak. Zawsze pomocny i pracowity" " My tylko razem studiowaliśmy. Naprawdę nic nie wiem! Czasami był uparty jak osioł, trochę kapryśny i buntowniczy, ale wątpię, żeby mógł teraz zrobić coś złego!" " Zawsze był dziwny. Budował jakieś tajemnicze rzeczy, nikt nie wiedział do czego służyły. Ciągle mówił, że zostanie kimś. Jak widać został. Szczurem. Pewnie dobrze mu w tych kanałach, hmph!" " Nie przypominam sobie, żebym kiedyś widziała go z kimkolwiek. Nie, chyba nie miał żadnej partnerki. O rodzeństwie też nigdy nie wspominał..." " Co lubił? Naprawdę pobiliście mnie i wrzuciliście do celi, żeby o to spytać?! Dobrze już, dobrze! Nie znałem go zbyt dobrze, chyba nikt go nie znał. Ale często palił papierosy, takie skręcane. Pachniały migdałami. Zapamiętałem, bo nienawidzę migdałów. I chyba lubił muzykę klasyczną, bo słuchał jej głośno przez słuchawki i wszystko było słychać. Proszę, puśćcie mnie! Ja tylko siedziałem obok niego na zajęciach!" Rozkazy: Schwytać poszukiwanego oraz wszystkich członków grupy. Zabić, jeśli ktokolwiek będzie stawiał opór. |
| | | CashmereSkype & Chill
Data przyłączenia : 14/09/2018 Liczba postów : 125 Cytat : Start with a whisper and end with a shout. Give me a kiss and then spit in my mouth
| Temat: Re: Liberté, Égalité, Fraternité... ou la Mort Sob Wrz 15, 2018 10:55 pm | |
| Obudził go światło, przedzierające się przez zabite deskami okno, małe i prostokątne, umieszczone wysoko pod sufitem. Najpierw padło na policzki, potem na powieki, zmuszając Williama do lekkiego grymasu pełnego niezadowolenia. Później uaktywniły się zmysły. Najpierw zapach wilgoci i pleśni, wypełniający pomieszczenie. W zapachu było też coś rdzawego, brudnego, co kręciło w nosie ale jednocześnie pozostawało dziwnie bliskie i znajome. Realne. Później przyszedł dotyk. Szorstki materac wyłożony kocem, wbijał mu się w nagą skórę, powodując nieprzyjemne swędzenie. Materac był cienki na tyle, że Will mógł wyczuć niedbale zbite deski pod spodem. Gdy poruszył się delikatnie, jego ramię trafiło na ciepły i miękki opór, drugie 36,6, które leżało obok niego. Otworzył oczy i obrócił głowę, spoglądając na śpiącego młodego mężczyznę, którego ciemne włosy przykryły przystojną, choć pokrytą bliznami twarz. Samuel spał, oddychając głęboko i miarowo, jeszcze nie świadomy nastania świtu. W ponurym i smutnym czasie, taki jak ten, każdy rodzaj bliskości był im potrzebny. Nawet najmniejszy dotyk, głupie, na pozór nic nie znaczące spanie w jednym łóżku, przynosiło zbawienny wpływ na psychikę. Przynajmniej dla Williama, który bez bliskiego towarzystwa przyjaciela, już dawno pogrążyłby się w beznadziei. Przerywając marne myśli, dźwignął się do siadu, zaraz tego żałując. Bolał go bok, a w głowie nieprzyjemnie szumiało, jakby wypił zbyt dużą ilość alkoholu. Pozwolił sobie na cofnięcie się pamięcią wstecz, do wspomnień z poprzedniego dnia. On, Samuel i Clara mieli zbadać ruiny budynku starego garnizonu. Od lat nieużywany, walący się, ale często właśnie takie miejsca przynosiły wielki zysk; fragmenty broni, taśmy, czasami nawet leki, jeśli dobrze poszukali. Raz znaleźli spory zapas amunicji, niestety bez samej broni. Tak czy inaczej, wyjścia nie mieli żadnego. Powoli brakowało im najpotrzebniejszych rzeczy, bo chociaż okoliczni ludzie często ich wspierali, to zapotrzebowania rosły. W środku śmierdziało śmiercią. William pamiętał, że zapach uderzył go od pierwszego kroku. Rozdzielili się, by w krótszym czasie zbadać większy obszar, umawiając się na ustalony gwizd, gdyby coś wpadło w ręce któregokolwiek z poszukiwaczy. Pierwszy gwizdnął Samuel, zaraz szybko pogwizdując, że poradzi sobie z dźwiganiem. William, na którego przyjaciele i większość osób wołało "Emiel", też dał znać o zdobyczy. Kilka gwoździ, młotek i zardzewiała, mała piła, używana prawdopodobnie do metalu. Jednak to, co zdumiało Williama był Krzyk Clary, rozbiegający się echem po pustych, wilgotnych murach starego garnizonu. Odszukali ją szybko w jednym z największych pomieszczeń. Reed szybko doszedł do wniosku, że znaleźli się w starej stołówce; większość stołów nadal tam tkwiła, kulawych i zbutwiałych, mówiących o końcu ich pożytku. Gdzieś w kącie stała zardzewiała, stalowa lada. Jednak tym, co przykuło największą uwagę Williama był nieprzytomny mężczyzna, leżący tuż pod nogami przyjaciółki. - Żyje - poinformowała, spoglądając niepewnie na Emiela. Krew nie zdążyła zakrzepnąć, rozciągając się plamami po brudnej posadzce - Co z nim zrobimy? - Spytała jeszcze z wyczuwalną obawą w głowie. - Przecież nie możemy go zabrać ze sobą...Prawda?
Prawda i nieprawda. William uniósł kącik ust i wstał z łóżka. Zarzucił na ramiona koszulę, a później znoszoną kurtkę przyozdobioną prowizorycznymi oznaczeniami, które w wolnej chwili lubiła robić Clara. Dopiero ciepłe palce Samuela, zaciskające się na jego nadgarstku, sprowadziły go do rzeczywistości, porzucając wspomnienia. - Idziesz do niego? - głos Sama był zachrypnięty i z lekka niezadowolony. - Trzeba zmienić mu opatrunki - Emiel delikatnie choć stanowczo, wysunął dłoń z uścisku drugiego. Obrzucił go spojrzeniem jasnych, szarych oczu i wzruszył ramieniem, jakby gest miał wyjaśnić całą resztę. - To głupota. Trzeba było go tam zostawić. To się źle skończy, zobaczysz - Sam wstał i westchnął z rezygnacją. - Nie wiesz kim jest i co tam robił. Nie miał przy sobie żadnych dokumentów. Chyba do reszty oszalałeś, Em - czarne brwi przyjaciela zmarszczyły się w złości. - Miałem go tam zostawić na śmierć? O to walczymy? O dobijanie rannych i potrzebujących? - teraz to William warknął i poruszył gniewnie głową, wprawiając jasne kosmyki w krótki taniec. - Jak dalej będziesz zbierał z ulicy wszystkich, to nas dobiją! Cholera jasna, Em. Od kiedy zrobiłeś się taki miłosierny?! Od kiedy jest nas coraz mniej, Sammy, odpowiedział w myślach i obrócił się na piecie, wychodząc z pomieszczenia. Dalej był zirytowany, gdy wszedł do kolejnego pokoju. Obszar był mały, mieściło się tu zaledwie łózko i stolik, na którym wczorajszego wieczoru William postawił butelkę wody i przygotowane na rano bandaże. Kilka tabletek przeciwbólowych leżało rozrzuconych tuż obok. Połatali go jak mogli; Emiel obmył mężczyznę z krwi a Clara opatrzyła jego rany. Prócz twarzy, klatka piersiowa nosiła znamiona walki, przejawiające się okropnymi krwiakami. Zapewne je odczuje, kiedy się przebudzi. Głębsze rany zszyli, ale po nocy trzeba było zmienić ubrudzone resztkami krwi i osocza bandaże, by nie wdało się zakażenie. Większość wieczoru kłócił się z Samem o to, czy związać mężczyznę; odpowiedź wydawała się prosta, ale William miał jakieś opory przed krępowaniem człowieka, którego właśnie uratowali. Ostatecznie związali mu jedynie nadgarstki. Pochylił się nad nieznajomym, zabierając się do pracy, sprawnymi ruchami rozplątując opatrunki, starając się też nie narobić przy tym większego hałasu. |
| | | PennywiseDramatic Uke
Data przyłączenia : 01/07/2018 Liczba postów : 35 Cytat : Tasty, tasty, beautiful fear.
| Temat: Re: Liberté, Égalité, Fraternité... ou la Mort Sob Wrz 15, 2018 11:34 pm | |
| Mężczyzna przez cały czas był nieprzytomny. Podczas transportu z jego opuchniętych i rozciętych warg wydarł się kilka gardłowych jęków i płytkich westchnień. Mięśnie jednak pozostały wiotkie, a oczy zamknięte. Nieznajomy przestał wydawać z siebie dźwięki podczas opatrywania, ale jego szeroka klatka piersiowa wciąż jeszcze unosiła się w górę i w dół przy próbach brania szybkich wdechów, które miały utrzymać go przy życiu. Potężny skubaniec uparcie walczył o życie. Jego ubrania nie świadczyły o przynależności do konkretnej klasy. Proste czarne spodnie i koszulka na długi rękaw dokładnie tej samej barwy. Wszystko standardowe, niewyróżniające się i utrudniające jakąkolwiek identyfikację. Kieszenie musiały zostać przez kogoś wcześniej opróżnione, ponieważ były kompletnie puste. Wyglądało na to, że ktoś świadomie zostawił tutaj rosłego mężczyznę na pewną śmierć. Rozmiar oraz ilość obrażeń świadczyły o kilku napastnikach. Nie było ran po kulach ani ciętych. Sprawcy nie planowali ataku, uderzali bez namysłu, gdzie popadnie. Nieznajomy wyglądał prawdopodobnie na ofiarę samosądu. Ktokolwiek to zrobił, musiał się naprawdę namęczyć, żeby zwalić mężczyznę z nóg, tym bardziej że kostki jego dłoni były zdarte do krwi od zadawanych ciosów, a na podeszwie buta widoczna była czyjaś krew.
Pacjent otworzył oczy, gdy tylko Emiel zbliżył się do niego. Nie spał już od dłuższego czasu i widocznie cierpliwie czekał na pojawienie się jednego ze swych wybawców, ponieważ nie musiał już ciekawie rozglądać się po pomieszczeniu. Choć z trudem brał głębszy wdech, z jego ust na powitanie wcale nie wydobyło się ciężkie westchnienie czy przeciągły jęk. Spuchnięte usta wyciągnęły się w szelmowskim uśmiechu. Ranka na górnej wardze natychmiast się otworzyła, a mężczyzna poczuł na języku cierpki smak krwi. – Przyznam, że takiego kaca jeszcze nie miałem – oznajmił zachrypniętym, wyjątkowo charakterystycznym głosem. Miał w sobie cały urok dźwięku paznokci sunących po ścianie. – Choć nie raz budziłem się w gorszym towarzystwie. Z jego ust wyrwał się niski, głęboki, dudniący śmiech, który niemal natychmiast przeszedł w urywany kaszel. Wyglądało na to, że mężczyzna miał złamane co najmniej jedno żebro. Potwierdzał to fioletowy, ogromny siniak na jego boku. Głowa opadła z powrotem na prowizoryczne łóżko, a ręka odruchowo szarpnęła się w silnym splocie więzów. Wyraźnie zarysowane pod skórą mięśnie napięły się mimo bólu. Mężczyzna był doskonale zbudowany, a tak wytrenowani byli tylko żołnierze Pierwszego Kanclerza. Przy Felixie nie znaleziono jednak nieśmiertelnika ani niczego, co potwierdzałoby tę tezę. Thomas, gdy tylko go zobaczył, od razu zaproponował przesłuchanie go od razu po odzyskaniu przytomności w celu zdobycia jak największej liczby informacji. – Kurwa. |
| | | CashmereSkype & Chill
Data przyłączenia : 14/09/2018 Liczba postów : 125 Cytat : Start with a whisper and end with a shout. Give me a kiss and then spit in my mouth
| Temat: Re: Liberté, Égalité, Fraternité... ou la Mort Nie Wrz 16, 2018 12:05 am | |
| Dostrzegając, że mężczyzna jest przytomny, Emiel wyprostował się, przerywając wykonywaną czynność. Zlustrował nieznajomego badawczym spojrzeniem, starając się zignorować przyprawiający o obawę głos. - Ciesz się, że obudziłeś się w takim towarzystwie. W innym prawdopodobnie byś już nie żył - powiedział spokojnie William, marszcząc nieznacznie brwi po uwadze tamtego. Dostrzegł grymas bólu na jego twarzy i dopiero teraz William dał sobie chwilę, by baczniej przeanalizować uratowanego. Mocna szczęka, nieustępliwe oczy i ostre rysy twarzy. Emielowi przeszło przez myśl, że nie pasuje tu w żadnym stopniu. Posiadał w sobie coś, co kazało mu nie ufać i mieć się na baczności. Był jak agresywne zwierze, przyczajone i gotowe do ataku. - Znaleźliśmy Cię w starym garnizonie, byłeś nieprzytomny. Opatrzyliśmy Cię - wyjaśnił po chwili, skinieniem głowy wskazując na liczne bandaże i plastry, pstrokato ozdabiające umięśnione, wyrzeźbione ciało mężczyzny. - Muszę zmienić opatrunki. Nie ruszaj się - dodał jeszcze, chociaż wątpił, by jego słowa mogły jakkolwiek uspokoić osobnika w jego sytuacji. Jego na pewno by nie uspokoiły. Ponownie pochylił się, długimi palcami szybko rozprawiając się z brudnymi bandażami. Chłodna woda muskała miejsca na skórze, pokryte lekką pozostałością po skrzepniętej krwi, robiąc czysty podkład pod leczniczą maść. William nie unosił spojrzenia na swojego pacjenta. Jasne oczy przeskakiwały kolejno na każde zgłębienie w ciele, błądziły po fakturze skóry, prześlizgiwały się po torsie jak ciekawski wąż. W porównaniu z takim ciałem, jego właśnie wypadało dość mizernie. Jasne, nie należał do chucher, ale daleko mu było do takiej kondycji. Bardziej pasowało do niego określenie "szczupły". Oszacował też, że musi być odrobine niższy od ich gościa, co wcale nie przytrzymywało go na duchu. - Nazywano mnie już gorzej - rzucił po pięknej kurwie z poranionych ust. Dopiero teraz zerknął w górę, unosząc kącik ust w bladym uśmiechu.- Rozwiążę Cię jak tylko dowiem się, kim jesteś. To tylko środek ostrożności, nie bierz tego do siebie. Nie znaleźliśmy przy Tobie żadnych dokumentów ani przedmiotów, nie mogliśmy więc pozwolić, żebyś leżał tak samopas - wcale nie ukrywał, że bezczelnie przetrzepali jego kieszenie przy rozbieraniu. Sięgnął po butelkę wody i dwie tabletki. - Usta - nakazał, trochę jak dzieciakowi, który za bardzo grymasi.- Przeciwbólowe. Dwie. Na stanie nie mamy mocniejszych dawek. Możesz wypluć, jeśli mi nie wierzysz - westchnął, sam poirytowany tym faktem. Dźwignął się, by teraz wygodniej pochylić się nad twarzą mężczyzny i podać mu tabletki pomiędzy wargi. Podobnie uczynił z wodą, delikatnie przechylając butelkę. W końcu jasne tęczówki utkwiły w oczach tamtego, jakby William w ten sposób chciał dowiedzieć się czegokolwiek, albo chociaż upewnić się w przekonaniu, że dobrze zrobił ratując go z tych przeklętych ruin. Niestety w odbiciu poważnych oczu, nie znalazł nic. Dokończył bandażowanie i odsunął się od łóżka. Oparł się o chłodną ścianę, wsuwając dłonie do kieszeni spodni. - Kim jesteś i co tam robiłeś? - spytał w końcu, mrużąc wyczekująco powieki. Ze spodni wyciągnął malutki woreczek tytoniu i bibułkę, zabierając się za skręcenie papierosa. |
| | | PennywiseDramatic Uke
Data przyłączenia : 01/07/2018 Liczba postów : 35 Cytat : Tasty, tasty, beautiful fear.
| Temat: Re: Liberté, Égalité, Fraternité... ou la Mort Nie Wrz 16, 2018 7:00 pm | |
| Sprawa opatrzenia mężczyzny wcale nie była taka prosta, ponieważ nie zamierzał on wcale pozostać obojętnym na tę sytuację, a wręcz odwrotnie. Spojrzenie Felixa i reakcję jego ciała sprawiły, że rutynowe badanie stało wyjątkowo krępujące. Żołnierz z zaskakującą łatwością i tym swoim zadziornym uśmiechem sprawił, że niewinne nakładanie maści niosło ze sobą ogromny ładunek erotycznego napięcia. Zachowywał się tak, jakby bandażowanie było wyuzdaną pieszczotą. A wszystko to prowadziło do tego, że naprawdę trudno było zachować profesjonalizm, tym bardziej że w bystrym spojrzeniu wciąż widoczna była wesoła iskra, jakby ofiara nie brała zbyt serio ani swoich obrażeń, ani całej tej sytuacji. Ciało mężczyzny mogło być stworzone do zabijania zależnie od kaprysu szybko i skutecznie lub długo i naprawdę boleśnie, ale jego wargi zdecydowanie zbyt chętnie wyciągały się w tym chłopięcym uśmiechu. Rozchylił je, przyjmując gorzką tabletkę bez odrobiny podejrzliwości. Skoro rebelianci byli na tyle uprzejmi, aby marnować na niego swoje szczupłe zapasy. Równie grzecznie napił się wody, a na zaskakująca sekundę jego szorstkie, wysuszone wargi zetknęły się z palcem trzymającym kubek, zostawiając na nim krwawą kroplę. Zaraz potem wziął kilka zachłannym łyków, aż chłodna kropla spłynęła po jego brodzie. Znów położył się, przymykając oczy. Nie próbował się szarpać i bezskutecznie wyswobodzić dłoni. – Liam Bennett. Były podporucznik czwartego dywizjonu sekcji porządkowej. Zwolniony ze służby – odparł bezbarwnym głosem, recytując kłamliwe dane bez zastanowienia. Wiedział, że każda baza danych potwierdzi ich prawdziwość. A Emiel zdawał sobie sprawę, że żołnierzem w służbie Kanclerza nie można przestać być. Władza nie mogła pozwolić, by jednostki przeszkolone, zdolne posłużyć się bronią i znające plany strategicznych budynków dostąpiły luksusu posiadania własnych przekonań, ale to mogło tłumaczyć kiepski stan zdrowia byłego żołnierza. – Zaczęliśmy już przesłuchanie? Obawiam się, że jeśli zamierzasz mnie wypytywać, to tylko straciliście zapasy medyczne i czas. |
| | | CashmereSkype & Chill
Data przyłączenia : 14/09/2018 Liczba postów : 125 Cytat : Start with a whisper and end with a shout. Give me a kiss and then spit in my mouth
| Temat: Re: Liberté, Égalité, Fraternité... ou la Mort Nie Wrz 16, 2018 7:22 pm | |
| Wilgotny język przemknął po bibułce papierosa, zostawiając na niej wilgotny ślad. Jasne oczy, nieustępliwie obserwowały twarz mężczyzny, śledząc kroplę wody, która spłynęła po kąciku ust tamtego. Było mu ciepło, chociaż w pomieszczeniu nie było więcej niż 21 stopni. Wyraźnie brak mocniejszych doznań zaczynał doskwierać młodemu przywódcy, skoro znajome mrowienie pobudzenia kiełkowało powoli w jego podbrzuszu. - Porucznik? - powtórzył, a jego wargi wykrzywiły się w nieodgadnionym uśmiechu. Nie uśmiechały się jedynie oczy, ciskające błyskawicami w oczy Liama. Wsunął pomiędzy wargi papieros i odpalił go zręcznie, od razu zaciągając się dymem. Po pomieszczeniu rozniósł się migdałowy aromat tytoniu. - Za co zostałeś zwolniony? - dopytał, wydmuchując kłąb dymu spomiędzy ust. Sprawdzi o nim wszelkie informacje, podniesie każdy kamień, byle upewnić się, że nie sprowadził niebezpieczeństwa. Tu nie chodziło tylko o jego życie - w tej kryjówce mieszkał też Samuel i Clara. Jeśli okazałoby się, że zagroził ich życiu tylko przez własną lekkomyślność... Żołnierzem się było. Zawsze i aż do śmierci. To samo tyczyło się wszelakich służb władzy, nie tylko militarnych. Albo pracowało się dla nich, albo zdychało. Wóz albo przewóz. - To nie przesłuchanie. Uznaj to za rodzaj koniecznego zapoznania. Chcemy dać Ci tu schronienie, ale nie zaryzykuję zdrowia i bezpieczeństwa moich ludzi - urwał. Zmarszczył lekko brew, a jego łagodna twarz wykrzywiła się w ostrym grymasie. Przez krótki moment można było dostrzec dlaczego właśnie on jest przywódcą. Można było dostrzec, że nie jest tylko miłym chłopcem bawiącym się w wojnę. Strzepnął popiół na ziemię i zrobil dwa kroki, znowu znajdując się przy łóżku mężczyzny. Ze stolika sięgnął scyzoryk, pochylając się mocno nad twarzą pacjenta. - Zostawienie Cię tam na pastwę losu, byłoby dla mnie uwłaczające. Nie zniżę się do poziomu władz, żeby z zimną krwią mordować - ciepły oddech muskał wargi i policzki mężczyzny. - Nie liczę na podziękowania. Liczę na uczciwość. Jeśli nie będziesz chciał zostać, odejdziesz. Jeśli zagrozisz komukolwiek z moich ludzi, zabiję Cię - głos mu się zniżył. Porównując się gabarytowo z Liamem, groźby Emiela wydawać by się mogły bez pokrycia, ale byli na jego terytorium. I to on, nie przerośnięty, odważny mężczyzna, sprawowali tutaj rządy. Zaciskając papieros między wargami, przeciął więzy i wyprostował się. Odwrócił spojrzenie, biorąc głębszy wdech, uspokajając nerwy. - Więc nie. Nie będziemy Cię wypytywać, Liamie - scyzoryk został schowany do kieszeni, a papieros dopalony do końca. - Jeśli zostałeś zwolniony i nadal żyjesz, jesteś w nie mniejszych kłopotach niż my. |
| | | PennywiseDramatic Uke
Data przyłączenia : 01/07/2018 Liczba postów : 35 Cytat : Tasty, tasty, beautiful fear.
| Temat: Re: Liberté, Égalité, Fraternité... ou la Mort Nie Wrz 16, 2018 8:33 pm | |
| Jeśli nie będziesz chciał zostać, odejdziesz. Jeśli zagrozisz komukolwiek z moich ludzi, zabiję Cię. – To groźba, ale sam rozumiesz, że w tej sytuacji brzmi niczym obietnica – zniżył głos do szeptu, jakby właśnie zdradzał mu tajemnicę lub składał bardzo niemoralną propozycję. Uśmiech na wargach mężczyzny odrobinę się poszerzył. Instynkt powinien mu nakazać choćby próbę odsunięcia się i ukrycia w materacu, ale on nawet nie drgnął, a klatka piersiowa uniosła się w ciężkim, chrapliwym wdechu. Zaciągnął się papierosowym dymem przyjemnością nałogowego palacza. Oblizał spierzchnięte wargi, by znów poczuć charakterystyczny smak własnej krwi. Przynajmniej czuł, że żyję. Jeszcze jeden wdech zabójczego i słodkawego powietrza, które pieszczotliwie sunęło po jego policzku. Ale często palił papierosy, takie skręcane. Pachniały migdałami. Zapamiętałem, bo nienawidzę migdałów. Usiadł na pryczy i spokojnym gestem rozmasował obolałe nadgarstki, przywracając czucie w dłoniach. Następnie przesunął rękę na zesztywniały kark. Wszystkie gesty wykonywał powoli i z ostrożnością człowieka, któremu nawet drobny ruch sprawia ból. Żebra nie zrastają się w jedną noc. Nawet niemalże nagi nie sprawiał wrażenia bezbronnego. Podniósł na niego spojrzenie i wydawałoby się, że nawet w tym stanie w ułamku sekundy mógłby zacisnąć duże dłonie na smukłej szyi i pozbawić przywódcę rebelii oddechu. Na szczęście nie po to tu przyszedł. – Twoi ludzie są bezpieczni – obiecał, wykonując kolisty ruch ramion. Lekko zmrużył przy tym oczy, gdy drzwi od pomieszczenia niespodziewanie się otworzyły. Do środka wpadł Thomas, który gabarytami niemal dorównywał żołnierzowi. Na twarzy czarnoskórego rebelianta gościł wściekły grymas. – WYPUŚCIŁEŚ GO?! Twoje miłosierdzie – to słowo wyplunął z odrazą – pozabija nas wszystkich! |
| | | CashmereSkype & Chill
Data przyłączenia : 14/09/2018 Liczba postów : 125 Cytat : Start with a whisper and end with a shout. Give me a kiss and then spit in my mouth
| Temat: Re: Liberté, Égalité, Fraternité... ou la Mort Nie Wrz 16, 2018 8:56 pm | |
| Emiel skłamałby mówiąc, że nie czuł żadnej obawy. Właściwie, trochę ryzykował rozwiązaniem więzów i postawił wszystko na jedną kartę. Nienawidził używać przemocy. Na samą myśl, że mógłby zniżyć się do poziomu armii, do tych nędznych tortur, do braku poszanowania drugiego człowieka, robiło mu się niedobrze. Nie o to walczyli, nie temu przyświecał ich cel. Mieli stworzyć piękne miejsce, spokojne. Przynieść ludziom równość i błogość. Nie rzeki krwi i pożogi. Oczywiście, czasami sytuacje zmuszały ich do wielu drastycznych środków, które Will nie zawsze pochwalał, ale bylo ich naprawdę mało. Doskonale zdawał sobie sprawę, że niektórzy uważają go za zbyt łaskawego i lekkomyślnego. Otworzył usta by coś powiedzieć, jednak w ten samej chwili do środka wpadł Thomas, przerywając pogadankę. - Nikt nikogo nie pozabija - warknął nieprzyjemnie Emiel, mrużąc niebezpiecznie powieki. - Uratowaliśmy go. Chcecie go więzić jak jakiegoś szczura? Może się nam przydać - skinął głową na Liama. Było ich mało. Wielu ich ludzi zostało schwytanych lub od razu zabitych. Część sama się poddała. Zostali oni, główni liderzy i pięć grup, rozsypanych po całym mieście. - Każda para rąk przyda nam się do pracy. Chyba, że sam chcesz wykonywać większość roboty?! - gniew wzbierał również w Willu. Nieświadomie zacisnął dłonie, nie spuszczając spojrzenia z czarnoskórego. - Biorę za niego odpowiedzialność tak jak za każdego z was. Przypominam, że większość z naszych była na jego miejscu, Thomas - sapnął. Obrócił się przodem do Liama. - Zbierz się do kupy. Jutro rano pójdziesz na poszukiwania. Potrzebujemy kilku rzeczy. Poza tym, jeszcze nie skończyliśmy rozmawiać. Dokończymy wieczorem - zapewnił, mijając swojego człowieka i wychodząc z pomieszczenia. - Jeśli masz z nim problem, Thom, pilnuj go. Dostęp do jakichkolwiek informacji ma tylko za moim pośrednictwem. Przekaż wszystkim. Ach, Liam? - zatrzymał się jeszcze na chwilę. Zerknął przez ramię na uratowanego. - To była obietnica. |
| | | PennywiseDramatic Uke
Data przyłączenia : 01/07/2018 Liczba postów : 35 Cytat : Tasty, tasty, beautiful fear.
| Temat: Re: Liberté, Égalité, Fraternité... ou la Mort Nie Wrz 16, 2018 9:34 pm | |
| Thomas stracił żonę i małego synka podczas organizowanej przez władze łapanki, dlatego z taką trudnością przychodziło mu przyswojenie zasad Emiela. Było w nim dużo gniewu, nieustannie podsycanego przez dominujące pragnienie zemsty. Gwałtownie zwrócił spojrzenie w kierunku wychodzącego przywódcy. — Tacy jak on nas ścigają — oznajmił stanowczym tonem i nim ktokolwiek zdążył zareagować, rzucił się w kierunku Felixa, który do tej pory bez słowa przyglądał się sytuacji. Nie zaregaował, nawet kiedy zaciśnięta pięść z impetem uderzyła w jego policzek. Jeden siniak nie robił żadnej różnicy. Prawdopodobnie i tak nie był w stanie obronić się przed wielkoludem, a może po prostu chciał dowieść, że dotrzyma danego słowa. Trudno powiedzieć, czy będzie miał okazję, ponieważ Thomas nie zamierzał poprzestać na jednym ciosie. — Tacy jak on nas zabijają! Myślisz, że zna coś poza rozkazami? Tacy jak on nie mają nawet żony — kolejne uderzenie, które zachwiało żołnierzem. — Nie wiedzą, co to rodzina, żeby łatwiej im było mordować — palce mężczyzny zacisnęły się wokół szyi Felixa, który w oczach napastnika utożsamiał wszystko to, czego tak bardzo nienawidził i co odebrało mu rodzinę. Dłonie zacisnęły się mocniej, a nieznajomy miał coraz większe problemy ze wzięciem wdechu. Instynktownie zacisnął dłonie na nadgarstkach Thomasa, bezskutecznie próbując je oderwać od swojego gardła. — Zajebię cię, a potem was wszystkich — Thomas złożył obietnicę, czując, jak uchwyt mężczyzny wyraźnie słabnie. Jeśli Emiel nie zareaguje szybko, to ratowanie tego człowieka naprawdę okaże się stratą zapasów. |
| | | CashmereSkype & Chill
Data przyłączenia : 14/09/2018 Liczba postów : 125 Cytat : Start with a whisper and end with a shout. Give me a kiss and then spit in my mouth
| Temat: Re: Liberté, Égalité, Fraternité... ou la Mort Nie Wrz 16, 2018 10:05 pm | |
| Wszystko działo się bardzo szybko. Thomas rzucił się na mężczyznę jak dzikie zwierze, gotowe mordować i spijać krew. - Thomas! - Krzyk Williama prawdopodobnie postawił na nogi resztę znajdująca się w pomieszczeniach obok. Dopadł ciemnoskorego, mocnym ciosem uderzając go w twarz. - Uspokój się. Przestań, do cholery! - wrzeszczał, siłując się z mężczyzną, który i na niego nakierował swój gniew. Widział, jak paznokcie Thomasa wbijają się w skórę, jak przedzierają się aż do pierwszych kropel krwi. Kolejny raz uderzył, tym razem w brzuch. Uścisk na szyi Liama zelżał, ręce rzuciły się z odwetem na Emiela. Widział oczy pełne winy, twarz wykrzywioną we wściekłości. Dostał w twarz. Na języku czuł metaliczny posmak krwi. Przed drugim ciosem zdołał zrobić unik, ale kolejny trafił go w brzuch tak mocno, że zaparło mu dech w piersi. W małym, ciasnym pomieszczeniu zawrzało, gdy niczym tornado wbiegł Samuel. - Thomas, kurwa! Uspokój się. Mówię do Ciebie! - Sam widząc brak reakcji, wyciągnął broń. I strzelił. Krzyk odbił się echem od ścian, ale strzał w udo poskutkował. Thomas upadł, Samuel w ostatniej chwili go złapał. Dyszał ciężko, podobnie jak zgięty w pół Emiel. - Wszystko w porządku? - Sam spojrzał troskliwie na Williama, który kiwnął tylko głową. Nie zaszczycił Felixa nawet jednym spojrzeniem. Prawdopodobnie żałował, że Thomas go nie udusił. - Zabierz go I zajmij się nim. Odeślij do punktu C - nakazał. - Jest zagrożeniem dla nas... - To nie on jest zagrożeniem, doskonale o tym wiesz -warknął Samuel. Nie powiedział jednak nic więcej, oddalając się wraz z poszkodowanym i jęczącym Thomasem. Emiel odprowadził ich wzrokiem. Dopiero później skupił się na Liamie, podchodząc do niego. - W porządku? - wyciągnął dłoń, opuszkami dotykając poranionej szyi. - Wybacz mu. Mi. Nie zachowałem należytej ostrożności. Moglem przewidzieć jak zareaguje Thomas. Po tym wszystkim co mu zrobiliście...- urwał, uciekając gdzieś spojrzeniem. |
| | | PennywiseDramatic Uke
Data przyłączenia : 01/07/2018 Liczba postów : 35 Cytat : Tasty, tasty, beautiful fear.
| Temat: Re: Liberté, Égalité, Fraternité... ou la Mort Pon Wrz 17, 2018 9:01 pm | |
| Gdy Thomas pewnego wieczoru wrócił do domu, zastał wyważone drzwi, które smętnie zwisały na jednym z nawiasów. Skrzypnęły pod naporem jego dłoni, a palce odruchowo poszukały kontaktu. Ciche kliknięcie, po którym jednak nie nastąpiła fala chłodnego, elektrycznego światła. Nie było w tym nic dziwnego. W biednych dzielnicach często występowały problemy z dostawą prądu. Niestety, tym razem nie rozległ się też szybki tupot dziecięcych nóżek na starej, skrzypiącej podłodze. A synek nie padł mu na powitanie w ramiona, jak miało to miejsce do tej pory każdego wieczoru, od kiedy nauczył się chodzić. Thomas pamiętał, jak chłopczyk nieporadnie tuptał w jego kierunku, jak czasem łapał go tuż przed upadkiem. Serce zamarło mu w szerokiej piersi. W domu było dziwne chłodno, jakby ktoś zapomniał zamknąć okna. Nie roznosiła się też woń odgrzewanej kolacji, ani wesoły, może niezbyt melodyjny śpiew jego żony. Było cicho i ponuro. Mężczyzna przemierzał mroczny korytarz, kiedy butem natrafił na ulubionego misia swojego syna. Przyspieszony rytm serca sprawił, że nieostrożne kroki skierował do pokoju dziecinnego, tam jednak było kompletnie pusto, jakby maluch nagle zniknął i nie zdążył posprzątać zabawek. W salonie na ścianie była ogromna plama krwi. Na szczęście nie miał okazji się jej przyjrzeć, ponieważ w zbitym oknie dostrzegł błysk celownika snajperki. Sam nie wiedział, w jaki sposób udało mu się wtedy uciec z pułapki, ale nigdy już nie odnalazł rodziny. To właśnie Emiel pomógł mu przeżyć żałobę.
Teraz jego silne ciało zawisło całym swoim ciężarem na Samuelu. Stęknął, nie mogąc oprzeć się na rannej nodze. – Jest w chuj nie w porządku, skoro ratujemy tych skurwieli, zamiast zabijać na miejscu – warknął w odpowiedzi na uprzejme pytanie, rzucając jeszcze w kierunku Felixa nienawistne spojrzenie. Ten jednak nie zwrócił na to szczególnej uwagi, zajęty rozcieraniem karku. Szaleńcy. Dać dzieciakom broń. Do tej pory słyszał lekki pisk w uchu i był pewien, że to wrażenie nie minie jeszcze przez najbliższą dobę. Może trzeba dać tej bandzie rebeliantów pistolety i niech sami się powystrzelają? Byłoby dużo mniej zachodu. Uśmiechnął się z przekąsem, wracając spojrzeniem do swojego gospodarza. – Mają prawo mnie nie lubić – mruknął, łapiąc lekko jego dłoń i oglądając pod kątem, jakby szukał śladów po próbie ratowania swojego dupska. – Ale celować w taką śliczną buźkę? Ja bym nie potrafił – posłał mu oczko, nie wypuszczając tak łatwo ręki z lekkiego uścisku. |
| | | CashmereSkype & Chill
Data przyłączenia : 14/09/2018 Liczba postów : 125 Cytat : Start with a whisper and end with a shout. Give me a kiss and then spit in my mouth
| Temat: Re: Liberté, Égalité, Fraternité... ou la Mort Pon Wrz 17, 2018 9:26 pm | |
| Emiel pomagał wszystkim. Mial w sobie spore ilości empatii, czasami nawet zbyt wielkie, jak widać na przykładzie Felixa. Wyciągał rękę do każdego, kto potrzebował pomocy, do każdego kto nie miał się gdzie skryć. Do ludzi, którzy stracili wszystko w tej nieuczciwej wojnie. Nienawidził tego świata. Masowych egzekucji z tak błahych powodów jak pieniądze czy status społeczny. A oni, rządzący i armia, wyplewiali ich jak szczury, celowanie ze snajperki w ich głowy traktowali jak przednią zabawę. Chcemy stworzyć nowy świat. Czysty i sterylny. Bezpieczny. Musimy pozbyć się zagrożenia. to było ich motto, ich cel, który w gruncie rzeczy oznaczał pozbycie się biedoty i tych, którzy sprzeciwili się woli najwyższych. Will czasami chciał przenieść się poza mury oddzielające miasto. Po drugiej stronie były bogate budynki, wielkie wille, sklepy zaopatrzone w żywność. W domach była ciepła woda i miękki materac. Boże, jak on tęsknił za gorącymi kąpielami! Tęsknił za wygodnym fotelem, za spokojem i przespaną spokojnie nocą. Zamiast tego miał chłód, żołądek ściśnięty głodem i twarde deski zbitego prowizorycznie łóżka. A mimo to, czuł satysfakcję za każdym razem, kiedy ocalił komuś życie. Rozumiał Thomasa. Rozumiał go bardziej, niż tamten mógłby to sobie wyobrazić. Jednak na szali postawiono też ludzkie życie i wygrana była po wiadomej stronie. Minę miał strapioną, ładna twarz teraz sprawiała wrażenie o wiele starszej i bledszej. - Ale nie mają prawa nie mieć szacunku do ludzkiego życia - westchnął. Z całych sił starał się wpajać wszystkim w koło tą dobroć, ale w czasach jakie ich zastały...Było to cholernie trudne. Walczyli tu o własne życia, Will nie mógł wymagać od nich martwienia się jeszcze o obcych. Oczy przywódcy zatrzymały się na tych drugich. Nie wyrywał się, trochę tracąc siły i chęci do przekomarzanek. - Jakakolwiek uroda, nie ma chyba tu wiele do powiedzenia. To wojna. Śmierć czy obrażenia nie wybierają sobie ludzi. Inaczej by Cię tu nie było - zauważył. Przysiadł na łóżku, dopiero teraz starając się wyswobodzić dłoń z ciepłego i mocnego uścisku mężczyzny. Nawet mimo wydarzeń sprzed chwili, miły dreszcz przebiegł przez jego ciało. Bliskość. Jakakolwiek by nie była, była zbawienna. - Jeśli będziesz chciał zostać, prawdopodobnie będę musiał przenieść Cię do innego punku - powiedział. - I tam się przydasz. Oczywiście, kiedy dojdziesz do siebie. Puść moją dłoń. To niestosowne - upomniał go. - Mów mi Emiel. Nie zdążyłem się przedstawić. Każde pytanie kieruj do mnie. Zaraz przyniosę Ci trochę jedzenia. Nie mamy go zbyt dużo. Będę musiał zorganizować prowiant, kiedy już się Tobą zajmę. |
| | | PennywiseDramatic Uke
Data przyłączenia : 01/07/2018 Liczba postów : 35 Cytat : Tasty, tasty, beautiful fear.
| Temat: Re: Liberté, Égalité, Fraternité... ou la Mort Wto Wrz 18, 2018 10:08 pm | |
| Żołnierz nie zamierzał powstrzymywać go przed zabraniem dłoni. Nie zacisnął na niej mocniej palców w zaborczym czy też stanowczym geście. Emiel mógł wysunąć rękę z zaskakującą, a może nawet rozczarowującą łatwością. Jednocześnie Felix nie zacisnął swojej w pięść, pozostawiając ją kusząco i zapraszająco rozchyloną. – Niestosowne? – Zaśmiał się wesoło, wypowiadając to absurdalne słowo ze szczerym rozbawieniem. Potrząsnął głową z tym swoim cwanym, niemożliwie niegrzecznym uśmiechem. Wziął głębszy oddech i szybko tego pożałował, czując znajome kłucie w okolicy żeber. W tej naiwnej dobroci było zapewne coś urzekającego, choć w oczach pragmatycznego mężczyzny była ona raczej słabością, która wyjątkowo ułatwiła mu zadanie. Miło było dostrzec błyski człowieczeństwa, ale wyglądało na to, że uczciwi nie mają żadnych szans na przeżycie, bo grają zgodnie z zasadami. Felix może nawet dostrzegł cień wyrzutów sumienia, ale nie pozwolił, aby przysłonił mu on zadanie. – Nie potrzebuję niańczenia. Jestem dużym chłopcem i mam nadzieję, że nie zamierzasz zmarnować potencjału przeszkolonego żołnierza na przeszukiwanie złomowisk – zastrzegł, zatrzymując na moment spojrzenie na jego twarzy, która raz zdawała mu się mieć cały urok młodości, a w drugiej chwili stawała się paradoksalnie dojrzała. Emiel przeżył dość i dalej ku działaniu pchała go ta nierealna idea, w którą niezachwianie wierzył z całą młodzieńczą mocą. Taki jego obraz malował się w oczach Felixa. |
| | | CashmereSkype & Chill
Data przyłączenia : 14/09/2018 Liczba postów : 125 Cytat : Start with a whisper and end with a shout. Give me a kiss and then spit in my mouth
| Temat: Re: Liberté, Égalité, Fraternité... ou la Mort Sro Wrz 19, 2018 7:37 am | |
| Emiel uśmiechnął się nieznacznie. Ciężko było mówić o niestosowności przebywając w miejscu, które wywoływało w człowieku najgorsze instynkty. Złapał się na tym, że choć mężczyzna w żaden sposób nie przetrzymywał jego dłoni, sam tkwił w niej, chłonąc odrobinę ciepła do swoich zmarźniętych palców. Bolała go głowa i lekko kręciło mu się w głowie. Nie mial siły na buntowniczą postawę i dowodzenie swoich racji. Siedział więc tam jeszcze chwilę, lekko pochylony, nie patrząc ani na jego twarz, ani na silna dłoń. - Coś nie tak?- zdziwienie Liama sprawiło, że skupił na nim uwagę. Chyba z niego kpił, chociaż przez maskę twarzy rozmówcy, Will nie był w stanie wyczytać zbyt wiele. I chociaż uśmiech był z rodzaju tych bardzo kuszących, to cała reszta wywoływała w młodym przywódcy lekki lęk. - Mamy ważniejsze rzeczy na głowie, niż obściskiwanie się - rzucił dobitnie, w końcu zabierając dłoń i splatając ją ze swoją własną.Dotyk tego mężczyzny był tą ciepłą kąpielą, o której marzył. Will po prostu chciałby na chwile zapomnieć o zmartwieniach. No, ale życie toczyło się odrobine inaczej jak prawdopodobnie oboje by chcieli. Uniósł dłoń do uderzonego policzka. Liam miał racje. Nie zmarnowałby lat szkoleń wojskowych na zwykłe przeszukiwanie złomu. Każdy był lepszy w czymś innym; niektórzy świetnie posługiwali się bronią, inni byli sprawni i szybciej przeczesywali zlecony teren. Kolejni natomiast mieli głowę na karku i zajmowali się planem czy rzeczami stricte związanymi z inżynierstwem. Naprawdę, Nowy Świt zbierał kupę przeróżnej maści istot. - Przydasz się do innej pracy. Ale najpierw dojdź do siebie - Emiel podniósł się i wyszedł, nie zdradzając mu jeszcze swoich planów. Nie na długo, w końcu miejsce, w którym się znajdowali, nie należało do bardzo wielkich. Zaledwie kilka pomieszczeń dalej była mała kuchnia, bardziej przypominająca składzik na miotły. Na metalowej tacy ustawił chleb, kilka warzyw i kawałek mięsa; po chwili zastanowienia, oddał jeszcze pół kawałka ze swojej partii mężczyźnie. Wyglądał na takiego, co zjadał więcej niż on sam. Gdy tylko wrócił, ustawił wszystko na stoliku obok leków. - Będę u siebie. Dwa pokoje dalej, gdybyś mnie potrzebował. Później muszę wyjść, kończy się jedzenie, a kolejna twarz do wyżywienia wcale nie ułatwia zadania - powiedział, uśmiechając się jednak przy tym dość miło, bez większego wyrzutu. - Jest coś o co chciałbyś jeszcze spytać? |
| | | PennywiseDramatic Uke
Data przyłączenia : 01/07/2018 Liczba postów : 35 Cytat : Tasty, tasty, beautiful fear.
| Temat: Re: Liberté, Égalité, Fraternité... ou la Mort Nie Wrz 30, 2018 6:22 pm | |
| Pozostawiony sam w pomieszczeniu obrzucił je dużo uważniejszym spojrzeniem. Niestety, zdobywane z takim trudem zasoby rebeliantów nie zrobiły na nim wrażenia. Marne wyposażenie, które zostało uznane za zbędne i wyrzucone na złom. Tyle pracy włożonej po to, by osiągnąć tak niewiele. Felix wątpił, by wiarą w wolność można było ogrzać się w chłodny wieczór lub napełnić pusty brzuch. Nawet najwznioślejsze idee nie będą w stanie obronić kogokolwiek przed kulami. Usiadł wygodniej na łóżku, ignorując kłucie w boku. Był pozostawiony sam sobie. Wiedział, że jego przełożeni nie udzielą mu żadnej pomocy w wypadku niepowodzenia. Ta myśl jednak, zamiast go przygnębiać, raczej zmuszała do ostrożniejszego i skuteczniejszego działania. Jeszcze raz rzucił okiem na to obskurne, a zarazem paradoksalnie czyste pomieszczenie. Gdy drzwi ponownie się otworzyły, leżał na prowizorycznej pryczy z przymkniętymi oczami i zaskakująco spokojnym wyrazem twarzy. Jego mięśnie nie były spięte, a usta układały się w leniwym uśmiechu, jakby wylegiwanie się na niewygodnym materacu sprawiało mu przyjemność. – Masz chłopaka? – Rzucił rozbawiony, uchylając jedną powiekę. Zadziornym uśmiech na jego ustach natychmiast się poszerzył, gdy znów podnosił się do siadu, by zerknąć na zawartość tacy. Okazała się niezbyt rozczarowująca, więc z apetytem wygłodniałego niedźwiedzia zabrał się za jedzenie. Nie był wybredny. – Z istotnych pytań, chciałbym się jeszcze dowiedzieć, czy mogę wychodzić z tego pomieszczenia? Nie chciałbym, żeby ktoś znowu spróbował mnie dobić. |
| | | CashmereSkype & Chill
Data przyłączenia : 14/09/2018 Liczba postów : 125 Cytat : Start with a whisper and end with a shout. Give me a kiss and then spit in my mouth
| Temat: Re: Liberté, Égalité, Fraternité... ou la Mort Pon Paź 01, 2018 7:40 pm | |
| Liam zdawał się nie przejmować niczym. Emiel widział już wiele zachowań, ale z tak ostentacyjnym i olewczym spotkał się po raz pierwszy. I tego zaczął mu trochę zazdrościć. Kto wie, może gdyby mial w sobie więcej luzu, wiele rzeczy poszłoby zupełnie inaczej. - Nie mam - odpowiedział odruchowo, zdumiony dziwnym, niestosownym pytaniem. - A Ty? - zagaił głupio, chociaż bardzo naturalnie. Tak, jakby gaworzyli sobie przy piwie i lecącej w tle muzyce. Zreflektował się szybko i zaśmiał krótko, kręcąc głowa. To nie było istotne, prawda? Jego rozmówca miał specyficzny styl bycia, zapewne i jego słowa miały żartobliwy wydźwięk. Na pewno w innych okolicznościach, w innym miejscu Will pociągnąłby ten temat. Bo i czemu by nie? Czemu raz na jakiś czas się nie zabawić? - Oczywiście, że możesz wyjść - żachnął się. - Gwarantuję, że nic Ci tu już nie grozi. Reszta przyzwyczai się szybko do Twojej obecności. Musisz tylko dać im trochę czasu - wzruszył ramionami. Z każdym tak było na początku. Docierali się, znajdowali wspólne tematy i mozolnie budowali zaufanie. Ich towarzystwo było hermetyczne, dlatego nowym na początku było po prostu ciężko. - Thomas zostanie przeniesiony. Sam jest podejrzliwy i bardzo terytorialny, ale ostatecznie to dobry kompan. Clara jest cicha, ale uczynna, na pewno Ci pomoże, jeśli o to poprosisz - wyjaśnił cierpliwie. - Tylko nas zastaniesz w tym punkcie - wsunął dłonie do kieszeni i jeszcze raz zlustrował sylwetkę mężczyzny, nie ukrywając zainteresowania. Był w końcu zdrowym, homoseksualnym chłopakiem, grzechem byłoby nie prześlizgnąć spojrzeniem po tak dobrze zbudowanym ciele. Łapiąc się na tym, obrócił się do drzwi i ruszył w ich kierunku. - Porozmawiamy wieczorem. Jak się uda, może załatwię jakiś alkohol. Pijasz? - głupie pytanie. Kady pijał, bo co innego mogliby robić w tej dziurze? Często pomoc mieszkańcom była opłacalna. Za drobne naprawy odwdzięczali się jedzeniem albo samorobnym alkoholem, najczęściej słabej jakości. Ale nikt nigdy nie narzekał, bo i na co? Na odrobinę luksusu jakim była brudna butelka wypełniona procentami? Pytanie zostawił, nie czekając na odpowiedź. Zostawił Liama samego, na chwilę znikając w swoim pokoju, tylko po to, by zabrać najpotrzebniejsze rzeczy. Wychodząc, wykonał drobny gest pożegnania w kierunku Nowego, znikając z kryjówki na większość dnia. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Liberté, Égalité, Fraternité... ou la Mort | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |