Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
Indeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Wszystkie sonety Toussaint

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
tombakAccidental Anal
tombak

Data przyłączenia : 22/07/2020
Liczba postów : 16

Wszystkie sonety Toussaint Empty
PisanieTemat: Wszystkie sonety Toussaint   Wszystkie sonety Toussaint EmptySro Lip 22, 2020 8:34 pm

Wszystkie sonety Toussaint GeraltOfRivia_Jaskier

Arkash - Geralt z Rivii, wiedźmin, który woli nie wybierać żadnego zła i kocha tylko swojego konia
tombak - Jaskier, mistrz poezji, trubadur, czarodziej słowa i kochanek, znany od Cintry po Nilfgaard, uważany za najprzystojniejszego mężczyznę w pewnych częściach globu
Powrót do góry Go down
tombakAccidental Anal
tombak

Data przyłączenia : 22/07/2020
Liczba postów : 16

Wszystkie sonety Toussaint Empty
PisanieTemat: Re: Wszystkie sonety Toussaint   Wszystkie sonety Toussaint EmptySro Lip 22, 2020 8:35 pm

- Nie! Nie nie nie, panie, dajcie na litość, niechbym chociaż werset dokończył!
- Będziesz sobie wersety diabłom do poduszki pisał, wieszczu pierdolony…
Karta cennego pergaminu – w istocie, nie zapisana jeszcze dalej, niż na dwa wersy, a zatem łamiąca od początku do końca święte zasady sonetu – wypadła z rąk razem z piórem, a chwilę potem zrozpaczony poeta oglądać mógł, choć z bólem, jak i rozpoczęty wiersz, i drogie narzędzie do pisania, zostają zdeptane przez brudny, prosty bucior, robotę podrzędnego wiejskiego szewca. Para silnych rąk chwyciła bez kurtuazji za różowy rękaw wamsu, a sam poeta, jeszcze chwilę temu pochylający się nad jakimś przydrożnym pniem, by dla pozorów spokoju ów sonet dokończyć, został brutalnie pchnięty do przodu. Na nic zdała się ostatnia deska ratunku, choć przylgnął do niej ciasno i gorąco wierzył, że pomoże. Poezja! Poezja mu nie pomogła, nie pomogło udawanie przed oprawcami, że pragnie niniejszym spisać ostatnią swą wolę i testament. W większym mieście nie byłoby kata, który nie uszanowałby ostatniego życzenia skazańca, tu jednak, cóż… Poeta nie miał nawet pewności, jak nazywa się wioska, w której przebywał, zamiast kata zaś – było tylko kilku tutejszych obwiesiów. Najsilniejszych, co dało się odczuć, i jednocześnie najgłupszych, co dało się zgadnąć.
Ciągnęli biedaka już dobrych parę kroków, wywlekłszy go bez czci z chałupy. Zastali go, gdy siedząc przy łożu najnadobniejszej panny w okolicy spisywał nowy sonecik, za pulpit robiąc sobie tejże panny uda. Ledwie miał czas zawiązać sznurowanie koszuli, a już potykał się w progu, już słuchał gróźb śmierci. I tylko ten wierszyk, niedokończony co prawda, ale pachnący jak rumianki, ściskał jeszcze w garści jako słodką pamiątkę po cnotliwej kochance.
Czy widział w sobie odrobinę grzechu? Nie zdawało mu się. Zatrzymał się w tej wiosce przed dwoma dniami – jakże długie były to dnie! – i od samego przyjazdu czuł, że było mu to przeznaczone. Przybył z wzniosłą misją oświecania uboższych, o, tak to sobie wymyślił, kiedy spostrzegł, z kim ma do czynienia. Ludzie tu byli prości, ale pozornie dobrotliwi, a i dbali o tradycję! Dzieci przez dwa wieczory wysłuchiwały z pasją jego bajań przy ognisku, gdy z dźwiękami lutni opowiadał o smokach i królewnach, o dzielnych rycerzach i chytrych lisach. Potem zaś dziatwa się rozchodziła, strojny przybysz zaś znikał… i nikt nie wiedział, gdzie dokładnie znika, dopóki trzeciej nocy nie zauważono go, jak zamykał za sobą drzwi do izby, jak już się rzekło, najpowabniejszej z tutejszych dam, panny słodkiej i niewinnej, o buzi podobnej do księżyca, oczach jak sadzawki, o różanych palcach i warkoczach przeplatanych złotem. Wówczas nie wiedział jeszcze, że panna ta miała tu już przeznaczonego małżonka. Tradycję utrzymania dziewictwa aż do ślubu uznawali miejscowi za absolutną świętość.
Więc tak. Może i ci rośli dżentelmeni mieli prawo, by rzucić nim – Jaskrem, bardem i poetą, słynnym trubadurem, autorem (póki co rozpoczętych dopiero) wspomnień pod roboczym tytułem „Pół wieku poezji” – do pierwszego z brzegu dołu, jaki znalazł się na skraju wioski. Tfu! Zabitej dechami wiochy, gdzie ani poezji, ani szlachetnej miłości nikomu nie przyszło do głowy celebrować!
Panna z rozwianymi włosami wybiegła na próg chaty, nocny wietrzyk rozwiał połacie jej nocnej koszuli z przezroczystego, białego lnu. Chciała być może zawołać na ratunek temu, który pieścił ją przez trzy noce z rzędu… ale zmilczała, zamknęła za sobą drzwi i zgasiła lampę, jak gdyby nigdy nic. Nie mogła już pomóc poecie, choć tak słodko jej mówił… Och, tak słodko!
Jaskier wylądował zatem w dole. Nad głową miał gwiazdy, pod plecami mokrą ziemię, wokół siebie łotrów, którzy zamierzali zapewne uczynić mu wielką krzywdę. Niewypowiedzianą krzywdę.
- Doigrałeś się, łajdaku – warknął ktoś, kogo twarzy nie mógł w mroku dostrzec. – Myślałeś, że się nikt nie domyśli, że przyszłą żonę dla Jarogniewa wydupczyłeś? Za łamanie świętych przykazów jest tutaj kara śmierci.
- Czyż… czyż nie do bogów należy wymierzanie takowej?
- Musimy być przedłużeniem ręki bogów – rzekł namiętnie inny łotr, jeszcze kolejny zaś trącił Jaskra nogą, aż się poeta skulił, i rzucił gniewnie:
- Tajest! I nie masz ty tu już nic do gadania, ty… wierszokleto!
Przez moment nastała zupełna cisza, aż wreszcie, nie wiadomo dlaczego, leżący w dole, będący pozornie na przegranej pozycji parsknął nagle śmiechem. Ktoś uczony mógłby w tym akcie dostrzec wszelkie oznaki histerii, ci tutaj dostrzeli jedynie szyderstwo.
- Panowie… wybaczcie – poprosił Jaskier, podnosząc dłoń w dworskim geście. – Ale czy doprawdy, z całego słownika zwrotów, najsurowszym wobec mnie wydaje wam się być „wierszokleta”?
- Osz… Już ja ci dam zaraz powód do śmiechu, psie!
Wśród oprawców zawrzało, poeta został kopnięty w brzuch, pisnął, jęknął, ktoś coś jeszcze na niego warknął, ale zdawało się, że z uwagi na nocną porę starali się dokończyć robotę po cichutku. I wiele wskazywało na to, że w tym miejscu „Pół wieku poezji” mogłoby się skończyć. Że ostatnim widokiem odbitym w wielkich oczach barda miało być rozgwieżdżone niebo. Kto wie – może za kilka dni uda się komuś wyłowić trupa odzianego w różowy wams z pobliskiej rzeki, może nawet ktoś rzeknie wówczas, że zna tę twarz, zna czuprynę, że to wielki mistrz Jaskier. Może postawią mu pomnik, a może nie. Może któraś z wielu kochanek za nim zapłacze – może nawet ta ze złotymi warkoczami? Może któraś królowa? Zamknął oczy, skulił się, gotów na kolejne ciosy…
I w tej właśnie chwili z nieba spadło mu wybawienie. Nad postaciami oprawców wyrósł nagle inny, potężny, barczysty cień. Mignęły w mroku bursztynowe oczy – i myśląc, że widzi w ostatnim tchnieniu oblicze jednego z diabłów, które przewiozą go na drugą stronę, mistrz Jaskier omdlał.
Powrót do góry Go down
ArkashDon't Fuck With Me Seme
Arkash

Data przyłączenia : 28/10/2017
Liczba postów : 520
Wszystkie sonety Toussaint 19fd89a19f701387af7381b60e96026ac7195af9r1-250-149_hq


Wszystkie sonety Toussaint Empty
PisanieTemat: Re: Wszystkie sonety Toussaint   Wszystkie sonety Toussaint EmptySro Lip 22, 2020 10:41 pm


Trakt prowadzący do włości jaśnie wielmożnego hrabiego Va'Kaar był cichy i pusty, spowity półmrokiem chłodnej, letniej nocy. Powietrze przesiąknięte wonią kwiecistych łąk Toussaint wdzierało się mdląco w wyczulone nozdrza wiedźmińskiego nosa i wywoływało w nim nieodmiennie przypływ irytacji; kojarząc się z zapachem kolosalnych, przesadzonych ogrodów królewskich oraz z cesarskim przepychem, z którym zabójca potworów miał już zbyt wiele styczności, przypominało mu jednako, że zmierza ku konkretnemu miejscu, oraz w konkretnym celu, a także, że jego mieszek jest niemal pusty, co zdawało się poniekąd najistotniejszym problemem.
Rumak o zdobnym imieniu Płotka, choć w istocie był bezdyskusyjnie ogierem i to wcale nie pośledniej krwi, a którego stęp był tak lekki i elegancki, jakby stworzony do podziwiania, targnął nagle łbem i parsknął w niepokoju, strzygąc w odruchu wąskimi uszami.
- Zaraza – Westchnął białowłosy mężczyzna, również, jak i rumak, słysząc odgłosy awantury, kiedy przejeżdżał akurat koło pobliskiej wioski. - O tej porze to spać, a nie burdy wszczynać...
Wiedziony niezmiennym instynktem, który w swym wiedźmińskim cechu określany był jako "przypadek" a który każda ze znanych mu, lepiej lub gorzej, czarodziejek, nazwałaby "przeznaczeniem" cmoknął na konia i pociągnął za lejce, by skierować się ku podejrzanym odgłosom, w typowym dla siebie odruchu pomocy uciśnionym osobom, tłumaczonym zarazem możliwością łatwego zarobku.
Im bardziej się zbliżał i im bardziej wsłuchiwał, tym mina Geralta stawała się bardziej chmurna. Rozpoznał w tej sprzeczce znajomy sobie głos, nawet bardziej znajomy, niż mógłby sobie tego zażyczyć – to jego przyjaciel, bard Jaskier, kobieciarz i lekkoduch, łamacz niewieścich serc od Jarugi aż po Pontar, zdawał się pilnie wymagać ratunku, co dla samego wiedźmina nie było akurat już takim zdziwieniem.

Wojownik zostawił Płotkę przy wiejskim ostrokole, by resztę krótkiego dystansu pokonać pieszo, oceniając przy okazji siłę przeciwników. Choć głosy tutejszych zdały się gromkie i rozsierdzone, z pewnością nie było wśród nich żadnego czarodzieja, z którego to siłą wiedźmin musiałby się liczyć, więc niwelując dystans, który był pomiędzy nimi a omdlewającym bardem, postanowił wreszcie interweniować w tym sporze, nie przebierając, zresztą, w środkach.
- Wystarczy. - powiedział do samosądników białowłosy. - Odstąpcie, póki jestem cierpliwy.
- Tfe, Jaromir, spójżże! - Jeden z wyższych wieśniaków rzekł to ku najbliższemu Jaskrowi oprawcy, by wskazać zaraz ręką na wiedźmina. - Wiedźmak nam grozi, mutant chędożony! Boskich praw tu nie szanuje.
- Boskich ni ludzkich - prychnął na to Jaromir, podwijając rękawy przybrudzonej ziemią koszuli, wyraźnie gotów do walki na pięści. - Odmieniec i sukinkot, do diabła i z nim!

Geralt jednak, do diabła, wcale się nie wybierał. Trzasnął Jaromira w szczękę, aż wieśniakowi pociemniało przed oczami; kopnął większego napastnika, posyłając go hen za opłotki i pod koniec potyczki rzucił na dwóch pozostałych mężczyzn znak Aaard, nie siląc się nawet na podejście bliżej nich.
Obaj jak się przewrócili, tak nie wstali.
I tym właśnie sposobem było już po walce. A wiedźmin, jak to wiedźmin, jedynie ciężko westchnął.

- No, Jaskier, obudźże się. - mruknął Geralt, klepiąc go po policzku, by barda nieco ocucić. - Nie? Ciężka noc? Niech będzie... Jak tam sobie wolisz. - podniósł nieprzytomnego poetę i przerzucił go sobie przez ramię, bez ostrożności, niczym worek kartofli. - To śpij dalej. Dla mnie to nawet lepiej.

Wiedźmin zaniósł trubadura do czekającego wiernie wierzchowca, a daleko iść nie musiał – tam przerzucił go sobie przez siodło i sam siadł tak, by móc go złapać, gdyby ten się zsunął – a potem cmoknął na Płotkę, kontynuując swą podróż, upewniając się jedynie, czy jaskrowa lutnia wisi bezpiecznie na jego plecach.
Bo jednego był pewien.
Rozżalonego utratą lutni Jaskra słuchać tej nocy nie chciał, nie chciał tego nawet bardziej, niż starcia z mantikorą.
Powrót do góry Go down
tombakAccidental Anal
tombak

Data przyłączenia : 22/07/2020
Liczba postów : 16

Wszystkie sonety Toussaint Empty
PisanieTemat: Re: Wszystkie sonety Toussaint   Wszystkie sonety Toussaint EmptySro Lip 22, 2020 11:25 pm

Śniło mu się, że był na morzu. Tak! Płynął łajbą nie byle jaką, był to bowiem statek pod pełnym żaglem, wybielonym i zdobnym w jedwabne hafty. Rufa obwieszona była gęsto kwietnymi girlandami, a gdy pociągnął nosem, czuł wyraźnie ich zapach: hiacyntów i lilii, słodkich róż i gorzkich irysów. Delikatna bryza mierzwiła mu włosy, niosąc od wody słoną woń, ale i coś jeszcze… coś, czego zrazu nie potrafił określić, nie było to bowiem wrażenie charakterystyczne dla morskich podróży. Och, nie! Zdecydowanie przywodziło na myśl raczej lądy, trakty, stajnie może… stajnie? Ach, tak! Jeśli to nie był zapach konia, to niech go diabli! Bard zamrugał raz, potem kolejny – a wreszcie zdarzyło się, że otworzył oczy na rzeczywistość, obudził się, a jego sen o morskich wojażach rozpłynął się tak samo, jak noc rozpływała się teraz w pierwszych mgłach poranka.
Najpierw zobaczył koński zad. Potem poczuł na dobre jego zapach. A jeszcze w następnej chwili uderzyło go niby piorunem wszystko, co wydarzyło się zaledwie kilka godzin temu i na samą świadomość, że oto żyje i nikt go już nie kopie, zachłysnął się powietrzem niby topielec wyciągnięty z wody. Żadnego wrzucania do rzeki! Żadnych łez przelanych przez kochanki, żadnych pomników! No… pomnik mógłby się przydać, ale chwała wszystkiemu, co żywe, że nie przyszła jeszcze na to pora! Z wrażenia byłby zapewne spadł z konia i doszczętnie już się potłukł, gdyby nie uchwycił się nagle – w przypływie przedziwnej trzeźwości umysłu – skórzanego pasa przy siodle. Zatoczył dzikim spojrzeniem w koło, by wreszcie zatrzymać je na ostrogach, a dalej, na tkwiących w tychże ostrogach butach. I w tym momencie łykał powietrze raz jeszcze, bo co jak co, ale buty te umiał poznać niemalże natychmiast. Jedna tylko osoba w całym świecie tak bardzo nie dbała o zmieniające się mody, by to samo obuwie nosić aż do starcia podeszwy.
- Nie… nie może być! – zająknął się. Dźwignąłby się do siadu, ale ból w brzuchu nie pozwolił mu na więcej.
– Zatrzymać konia! Stać! – zawołał więc. Koń w istocie stanął (dzięki bogom, nie dęba), bard zgramolił się z jego tyłu i wiedząc już, kogo dostrzeże, gdy się wyprostuje, od razu rozłożył ręce w geście pozdrowienia.
- Geralt! - zawołał, rzucając się na przyjaciela z nieposkromioną radością. – Niech cię… niech ci kwiaty sypią pod nogi, żeś się tu zjawił! Uratowałeś mi życie! Skromny mój żywot nie pozwala płacić ci w złocie, wiem zresztą, że serce twoje nie pozwoliłoby ci na branie tak znaczących prezentów od tego, którego zwiesz najlepszym swym przyjacielem, ale pozwolisz, że napiszę o tym pieśń! Och, wzniosła to będzie rzecz, słońce mi świadkiem, że we wszystkich karczmach wzdłuż głównych traktów o niczym innym nie będzie się niebawem śpiewać, jak tylko o sławnych twych czynach! Ale jakże to możliwe? Skądżeś się tu wziął? Zresztą, nie musisz mówić, ważne, że cały jestem i zdrowy… Och, no, prawie zdrowy… Nieźle mnie te łotry urządziły, dałbym im zapewne radę, ale co wówczas ty miałbyś do roboty? Nie musisz mi dziękować. Dla ciebie to wszak pewnie rozrywka! Niech spojrzę, odnoszę wrażenie, że lutnia mi się rozstroiła…
I wskakiwał zaraz z powrotem na konia (na Płotkę, jakżeby inaczej! Stary, poczciwy wiedźmin), i upewniał się, że wszystkie struny są na swoim miejscu… ale spostrzegł przy tym, bo nie dało się tego przegapić, że sam w istocie znajduje się w opłakanym stanie. Kubrak miał podarty i brudny od ziemi, jakby nabrał fantazji tarzać się po gościńcu, włosy w nieładzie, o twarzy swej mógł wnioskować zaś tyle tylko, ile wyczuł, obmacując policzki palcami.
- Geralt, dokąd jedziemy? – spytał więc natychmiast, podnosząc jasne spojrzenie na tył głowy przyjaciela. – Jesteśmy jeszcze w Toussaint? Bogowie, wstaje już świt! Długo byłem nieprzytomny? Wielu rzeczy teraz potrzebuję, Geralt, ale w pierwszej kolejności kąpieli, dobrej strawy i ciepłej pierzyny… Przemarzłem, czuję to. Grzane wino przychodzi mi na myśl, jak to dobrze, że kto jak kto, ale toussańczycy do win smak mają wyborny! Zatrzymajmy się u kogoś… hmmm…
I po pozycji słońca chyba, albo po kwiatach ścielących się barwnym dywanem po obu stronach drogi, próbował zorientować się, gdzie są dokładnie, ale nic nie mógł w tej kwestii orzec. Zamknął się więc, przynajmniej na chwilę.
- Nie wiem, gdzie mam przyjaciół w tej okolicy – przyznał już znacznie ciszej. – Powiadam to raz jeszcze, Geralt. Dobrze, żeś się zjawił. Zawsze zjawiasz się, gdy mi cię najbardziej brak!
Powrót do góry Go down
ArkashDon't Fuck With Me Seme
Arkash

Data przyłączenia : 28/10/2017
Liczba postów : 520
Wszystkie sonety Toussaint 19fd89a19f701387af7381b60e96026ac7195af9r1-250-149_hq


Wszystkie sonety Toussaint Empty
PisanieTemat: Re: Wszystkie sonety Toussaint   Wszystkie sonety Toussaint EmptyPon Lip 27, 2020 11:49 pm

Po całym bardowym monologu, wygłoszonym wartko, entuzjastycznie i niemal na jednym tchnieniu, czego sam wiedźmin nie byłby w stanie przenigdy dokonać, z racji niewyćwiczonej do tego przepony, nastąpiła chwila ciszy, przerywana jedynie odgłosem stukotu końskich kopyt o bruk, będącym wyrazem zniecierpliwienia ogiera.
- Jaskier! Witamy wśród żywych. - mruknął oszczędnie Geralt, kiedy trubadur zsunął się z końskiego zada i w typowy dla siebie sposób, wylewnie się z nim przywitał. Rumak zatrzymał się wówczas grzecznie, parsknął i trącił kopytem żwirowe podłoże gościńca, wykazując oznaki braku cierpliwości do swego nadprogramowego jeźdźca, i puszczając mu spojrzenie pełne szczerej urazy, gdy nakazano mu wstrzymać dalszy marsz. Urazy jednak nie miał z pewnością białowłosy wojownik, który wysłuchał owego pozdrowienia z nieco rozbawionym uśmiechem.

Kiedy poeta wgramolił się już na miejsce, Geralt odwrócił się na moment ku przyjacielowi, by spojrzeć na jego stan w krytycznie – żartobliwy sposób, co, niestety, było widać jedynie w jego spojrzeniu, bo na pewno nie po kompletnie niezmienionym wyrazie twarzy, i co, jedynie Jaskier miał sposobność dostrzec swoim wprawnym okiem, znając Geralta już od wielu lat.
- Nieźle by cię tam urządzili... Co ty tam robiłeś? - rzucił lekkim tonem wiedźmin, cmokając na wierzchowca, by wznowić ich wspólną podróż. - Miałeś szczęście, że byłem w pobliżu, bo, prawdę mówiąc, wcale nie zamierzałem być. - Odwrócił na powrót głowę, dalej obserwując trakt i wracając myślami do przeszłości. - Chociaż, ty to przecież zawsze masz szczęście. Jak widzę, niewiele uległo zmianie, odkąd się rozdzieliliśmy.

Płotka ponownie targnęła łbem, najpewniej przez roje głodnych owadów, które dawały jej się we znaki. Słońce, świecące już jasno i mocno, powoli zwiększało swą intensywność, wyłaniając się z łuny bladego różu obwieszczającego świt.
To mógł być ciepły dzień. Może nawet za ciepły, dla wiedźmina w półciężkiej zbroi, po nieprzespanej nocy, z wcześniej, dość podłym humorem i jeszcze podlejszą, zdawałoby się, miną. Aczkolwiek mina białowłosego mężczyzny zawsze była ostatnimi czasy podobna; niechętna, nieco chmurna, a może i impertynencka – przynajmniej według napotykanych przez niego czarodziejek, co raczyły mu zarzucać niemal przy każdym spotkaniu.
- I szczęście nadal ci sprzyja. - Mężczyzna kontynuował swój wątek, opowiadając bardowi plan działania. - Widzisz, Jaskier... Akurat jedziemy na huczne przyjęcie. Odbędzie się jutro, po zachodzie słońca. Nasz kierunek to nowo wybudowana posiadłość, na wschód od Pałacu; jakaś wielka inwestycja, jakiś tam hrabia z Ofiru, niewiele więcej mi wiadomo na tą chwilę. Wydaje przyjęcie z okazji rozkręcenia biznesu... Ale ma duży problem z potworami z okolicy. Akurat załapiemy się na strawę i dach nad głową, a i kąpieli nie zabraknie, bo jegomość hrabia Va'Kaar ma niemal takie samo mniemanie o sobie jak cesarz Nilfgaardu i pewno takie same restrykcje względem osobistej higieny osób w swej posiadłości. - Wiedźmin wywrócił oczami i machnął ręką, uznając temat za mało istotny. - Więc wnioskuję, że odnajdziesz się tam jak ryba w wodzie. Twoje szczęście ciągle mnie zadziwia.

Na ostatnie zdanie trubadura, Geralt uśmiechnął się szerzej, wiedząc, że poeta nie może tego zobaczyć.
- Hmm, było ci mnie brak? To coś robił ostatnimi czasy? - spytał z ciekawości, licząc się z tym, że rozpoczynając ów temat, Jaskier nie zamilknie aż do samego zmierzchu. Choć zabójca potworów nie przyznałby tego na głos, ani nawet przed samym sobą, to jemu też było brak najlepszego przyjaciela i nawet wizja jaskrowego paplania od rana do nocy, nie zdołała mu zepsuć poweselałego nastroju.
Powrót do góry Go down
tombakAccidental Anal
tombak

Data przyłączenia : 22/07/2020
Liczba postów : 16

Wszystkie sonety Toussaint Empty
PisanieTemat: Re: Wszystkie sonety Toussaint   Wszystkie sonety Toussaint EmptyWto Lip 28, 2020 2:23 pm

- Co ja tam robiłem? Ach, mniejsza o to, Geralt, wierz mi…
Jaskier spojrzał przez ramię, ale gdyby i wytężył wzrok, nie mógł już z tej odległości widzieć choćby jednego dachu tej wioski, z której go zabrano, ba, jednej strużki dymu z komina nawet nie widział! Przez noc musieli oddalić się znaczny kawałek drogi, skoro więc ta przeklęta nora została w tyle, to i szkoda było strzępić języka, ażeby opisywać to, co w niej zaszło. Nie brakło podobnych tejże zaściankowych wiosek, a mimo to o żadnej, jak się zdawało, nie powstał jeszcze choćby limeryk, z tej po prostu przyczyny, że nie były one warte jednego dobrze sklejonego rymu. Stąd też chwała niebiosom, że wszelki ślad po nędznej tej dziurze zasłaniały teraz miękko rysujące się pagórki, gęste krzewy i niskie drzewka, wyznaczające obszary niczyjej ziemi między polami pszenicy, poddającej ciężkie, złote łebki najmniejszym podmuchom porannego wietrzyku.
Były na pewno tematy bardziej godne uwagi, bardziej cieszące ucho wśród trudów podróży – a do takich zaliczał się bez wątpliwości temat bankietu. Poeta podskoczyłby z zachwytu na tyle konia, gdyby nie obawiał się, że może przez to spaść.
- Hrabia z Ofiru? Egzotycznie! – ucieszył się za to, a wyobraźnia jego pomknęła w jednej chwili ku zamorskim krainom, bogatym w drogie jedwabie, złotogłowy, stroje z najlżejszych tkanin zdobne w przejrzyste kryształy, karneole i perły wielkości małej śliwki. Jeśli gospodarz przywiózł co nieco z tych kosztowności tutaj,  do Toussaint, to i jego nowiutka posiadłość musiała obfitować w takie bogactwo. Starczyło o tym pomyśleć, a już można się było rozpłynąć. Kąpiele w mleku i łoża z ciemnego drewna, wykładane taką ilością grubych pierzyn, że sen zdawał się podobny do drzemania na obłoku. Marzenie! Zresztą, po tylu dniach wiercenia się na niewygodnym sienniku, każde porządne łoże miało w oczach poety nieprzeciętną wartość. Każda pościel wygodniejszą będzie, niż drapiące, surowe lny, choćby i się w nich urządzało z najzacniejszą panną.
Szczęście – tak, wiedźmin mógł mieć nieco racji, powołując się na tę boską zasadę. Jaskier westchnął, zadowolony tak, jakby każda z przyjemności, które sobie wyśnił, już się przed nim sprawdzała.
- Bogowie dbają o swoich wysłanników na ziemi – rzekł melodyjnie. – Któż będzie sławił ich stworzenie, jeśli nie poeci? Jasne więc, że mam szczęście, ja, największy spośród bardów!
I niewiele doprawdy brakowało, by w przypływie zadowolenia samym sobą poeta zaczął dawać na ów talent dowody, składając na prędko pieśń pochwalną dla gospodarza, u którego mieli niebawem gościć. Uczyniłby to, gdyby nie dostał ciekawszego zadania. Chwalenie obcych mogło zaczekać, jeśli pojawiała się okazja mówienia o sobie.
A była to opowieść godna, choć Jaskier wyjątkowo nie starał się nadto jej ubarwiać, im więcej bowiem mówił, tym bardziej docierało do niego, jak niezmiernie upalny jest to dzień i jak bardzo brakuje mu bukłaka z wodą. Ów wiaterek, który niedawno jeszcze wprawiał korony drzew w łagodny szelest, teraz ustał zupełnie, powietrze zdało się jak gdyby uczynione z gęstszej jakiejś materii, bo i mówić, i oddychać w pełnym słońcu było coraz trudniej. A mimo to Jaskier mówił. Opowiedział o niedawnych swych poczynaniach w porcie na wschodzie od miasta, o tym jak przypłynął dopiero co, zeskoczył z pokładu okrętu i w godzinę później wygrywał już ten oto różowy wams, który miał teraz na sobie („O kant dupy mogę go teraz potłuc – dodawał w świetle ostatnich wydarzeń – żaden krawiec mi tego nie naprawi!”). Mówił o swych spotkaniach z portowymi dziewkami, ale ich imion za nic nie potrafił sobie przypomnieć,  wspomniał za to z nazwy jedną niezwykle zacną tawernę w mieści, nieopodal bramy Bednarzy, gdzie śniadał w towarzystwie pewnego uczonego z Oxenfurtu. Uczony ten – powiadał – podzielił się z nim wówczas przepisem na jakiś szczególny wywar, mający działać jako odtrutka na każdy eliksir, ale poeta nie potrafił sobie dłużej przypomnieć, z jakiej rośliny miał to być wywar. Z kocanki czy rącznika? Nie miał pojęcia. Ale nim dotarł do opowieści o tym, jak właściwie znalazł się w tej ostatniej wiosce, do cna zaschło mu w gardle.
- Geralt, schnę – poskarżył się więc. – Nie możesz jechać trochę bardziej w cieniu? Zdumiewa mnie, jak można wyruszyć w drogę o tej porze roku, nie zabrawszy ani antałka pitnej wody… Powiedz mi chociaż, że do tej posiadłości niedługo już będziemy jechać, ja nie mam zupełnie rozeznania w tych polnych drogach, którymi upierasz się jeździć…
Powrót do góry Go down
ArkashDon't Fuck With Me Seme
Arkash

Data przyłączenia : 28/10/2017
Liczba postów : 520
Wszystkie sonety Toussaint 19fd89a19f701387af7381b60e96026ac7195af9r1-250-149_hq


Wszystkie sonety Toussaint Empty
PisanieTemat: Re: Wszystkie sonety Toussaint   Wszystkie sonety Toussaint EmptySro Sie 12, 2020 4:18 am

Geralt po wysłuchaniu wszystkich Jaskrowych przypowieści o różnej treści a dokładniej jego żywiołowej paplaniny o wątpliwej wartości merytorycznej, uśmiechnął się tylko kątem warg, krótko i oszczędnie, jak gdyby utrzymanie takowej miny dłużej niż jedną sekundę, sprawiało mu jednakowoż nieodmienną trudność. Choć, w pewnym sensie, istotnie mu trudność sprawiało, gdyż słońce wspinające się na środek nieboskłonu, zaczynało przypiekać z coraz większą siłą, i wszelkie stalowe elementy, które miał na sobie, nagrzewały się niemiłosiernie, potęgując jego poirytowanie.

- Zaraz zrobimy postój. - uspokoił przyjaciela Geralt, gdy ten wspomniał o wodzie. - Jeszcze trzy staje i będziemy na miejscu, ale jeśli w przeciągu kwadransa nie ściągnę napierśnika, zostanie tu ze mnie smażona skwarka. - mruknął z nutą rozbawienia, oglądając się przez ramię na barda. - Zaś co do wody, Jaskier... - Wiedźmin westchnął przeciągle i sięgnął ręką do juków, wyciągając półpełny bukłak i wręczając mu go bez zawahania się. - Trzymaj. Wystarczyło zapytać. W takich temperaturach odwodnienie się bywa groźne. Że już o przegrzaniu się, nie wspomnę. Płotka też musi odpocząć, widzisz tę pianę na pysku? Postój to więcej niż konieczność. Niech no się rozejrzę...

Wojownik zaczął się rozglądać za odpowiednim miejscem do bezpiecznego zatrzymania się, kierując konia poza trakt, ku wąskiej, leśnej ścieżce. Wzmożył czujność, nasłuchując, czy w okolicy nie ma żadnych zbłąkanych potworów lub i zwykłych wilków, ale oględziny przebiegły pomyślnie, bo w końcu ściągnął mocniej lejce, a jego rumak posłusznie się zatrzymał.

- Tutaj. Tu będzie w porządku. - obwieścił Geralt, nadal wyczulając wiedźmińskie zmysły, jakby w pewnej nieufności; jak gdyby i tak spodziewał się jakiejś zasadzki. - Ale nie na długo. W Velen doszły do mnie wieści, że Toussaint od pół roku zmaga się z plagą arachnomorfów. W okolicy mamy strumień, więc pająki powinny się trzymać z daleka, ale kto wie, czy tak będzie, świat ostatnio staje na głowie... - dodał dla wyjaśnienia ku przyjacielowi, zakładając, że Jaskier nie interesował się takimi wieściami. - Zresztą, to nie wszystko. Jest też problem z plagą wampirów niższych. Bruxy, alpy, fledery... - mruczał z nutą poirytowania mężczyzna, by zaraz zsiąść z konia i pociągnąć go za uzdę, pozwalając bardowi pozostać na miejscu. - Nie wiem, skąd powyłaziły i czemu akurat teraz, ale wcale mi się to nie podoba.

Przeszedł jeszcze parę kroków i spróbował namierzyć strumień, o którym wspominał; nadal jednak był czujny i jakby spięty; czy sprawiła to sama obecność barda, czy też chęć ochronienia go przed wszelkimi zagrożeniami, tego nie wiedział nawet on sam. Postanowił prędko zmienić temat na lżejszy, nie chcąc przyjaciela nadto niepokoić – wiedział, że Jaskier miał wrażliwość białogłowy i wcale nie trudno go było przestraszyć, a spanikowany Jaskier w żadnym wypadku nie myślał racjonalnie.

- No więc ten hrabia z Ofiru... - podjął Geralt, wracając do głównego wątku, którym bard zdawał się zainteresować. - Ponoć nie bardzo lubi się z Księżną. Słyszałeś może jakieś ciekawe wieści z Pałacu? Ludzie po karczmach nie gadają o jakiejś spektakularnej awanturze?
Powrót do góry Go down
tombakAccidental Anal
tombak

Data przyłączenia : 22/07/2020
Liczba postów : 16

Wszystkie sonety Toussaint Empty
PisanieTemat: Re: Wszystkie sonety Toussaint   Wszystkie sonety Toussaint EmptySro Sie 12, 2020 9:17 pm

- Usmażony wiedźmin to żaden wiedźmin – zarzucał ludową mądrością Jaskier, a w myślach dodawał: zaś poeta bez bukłaka to poeta mało twórczy, zwłaszcza, gdy ów bukłak wypełnia coś bardziej wartościowego, niż zwykła woda. Ale teraz woda była w sam raz. Pociągnął chciwy łyk, przymykając z zadowoleniem oczy, rozkoszując się wrażeniem wilgoci na spieczonych wargach. Płynne przeciwieństwo żaru lejącego się teraz z nieba, słodka przyjemność, niezbadana przez wróżbitów łaskawość górskich skał, woda! Rymy same przychodziły na myśl, starczyło ugasić pragnienie – i usłyszeć o postoju. Znakomity pomysł, rzekłby poeta, gdyby oderwał na chwilę usta od wylotu bukłaka. Znakomity. Uczynił nawet taki ruch głową, jakby próbował zerknąć w stronę, z której koń miał łeb, znaczy się, na przód konia, ale że było to dla jego oczu za daleko, to i szybko odpuścił. Wierzył, że i koń był teraz zmęczony.
Patrzył za to na nowe otoczenie. Zakorkowany bukłak przycisnął do piersi, jakby cieszyło go sposób, w jaki z każdym krokiem Płotki zawartość pękatego naczynia rozbija się o ścianki z przyjemnym chlupotem, a wzrok jego wędrował od paproci, przez wysokie trawy i krzewy okryte drobnym listowiem, po łebki kwiatów, niezapominajek i dzwonków, wyrastających skromnie przy leśnej ścieżynie, tak cienkiej, że dla ludzkiego oka ledwo widocznej. O wiele wyraźniej ścieżka otworzyła się wreszcie na skrytą w cieniu drzew polanę; choć wkroczyli wyraźnie w las, pnie drzew były smukłe i oddzielone wystarczającymi przerwami, by spokojnie między nimi maszerować. Tak samo i leśna gęstwa nie snuła się licznie przy ziemi, ale wiele było połaci zielonej trawy i mchu, nietkniętej ludzką stopą a sprawiającej wrażenie, że spacer po niej podobny byłby do spaceru po dywanie. Na sam widok Jaskier miał chęć zsunąć się z konia i resztę drogi przebyć pieszo… wtedy jednak dotarły do niego słowa przyjaciela i szczerze, szczerze ucieszył się, że takiej decyzji nie podjął. Przesunął się tylko bardziej na przód, żeby położyć ręce na zgrzanej końskiej szyi.
- Arachnomorfy – powtórzył grobowym głosem, a choć wpatrywał się przy tym w tył głowy wiedźmina, idącego teraz przodem, nie znalazł oznak, że ten mógłby żartować. Gdyby patrzył mu w twarz, odczytałby pewnie tyleż samo, a więc nic. Wiedźmińska maska.
Przez wyobraźnię przemknęły mu bestie z granicy życia i śmierci: ostre kły, długie i zabójcze jak szpile albo szerokie i wyszczerbione jak widły, żółte pazury, poskręcane kończyny… Strząsnął prędko głową, jakby tym samym odrzucał od siebie mroczne wizje. Słońce nadal wisiało wysoko, nie było się czego lękać.
Myślenie o dworze wywoływało o wiele milsze wrażenia.
- Ach, Księżna – westchnął Jaskier, pokładając się teatralnie na Płotce. – Wiesz, jaka ona jest. Nawet, kiedy jestem… hm, jej gościem, nawet wtedy nie chce ze mną rozmawiać o polityce. Ostatecznie straszna z niej baba.
Podniósł głos, żeby naśladować dumny ton Anny Henrietty:
- „Te nowe służki, Julianie, zupełnie do niczego! Woda różana znowu mi się kończy! Od podpisywania dekretów w zeszłym tygodniu rozbolał mnie nadgarstek!”. Na bogów… Trudniej byłoby ją wytrzymać, gdyby nie te kształtne cycki. Ale wiesz co, Geralt? Nawet jeśli była jakaś dworska awantura, to albo nie dość spektakularna, albo na tyle prywatna, żeby pogłoski na ten temat nie dotarły do karczem. Bogaci nie lubią dzielić się swoimi sekretami, wiesz? Ludzie co i raz narzekają na jakichś arystokratów, żeby ich w dupę całowali, ale czy ja wiem, czy ktoś mówił o tym konkretnym hrabim… Och, patrz, rzeczka!
Rzeczka była w istocie strumieniem, szerokim może na sześć łokci, ale płytkim, a więc nie porywistym. Chlupot płynącej spokojnie wody dotarł do uszu barda prędzej, niż dostrzegł on jego źródło, potem dopiero wskazał między drzewami błysk sugerujący, że to tam. Nie była to nadal kąpiel w mleku, o której marzył (zresztą, nie wiedział nawet, czy ktoś naprawdę tak robi), ale starczało na dobry początek. Tym razem już bez obaw zsunął się więc z Płotki, pokonał ten kawałek, który dzielił go jeszcze od strumienia, zatrzymał się na samym brzegu porośniętym soczyście zielonym mchem i zaczął od razu mocować się z ciżmami.
- Łaskawa kochanko o błękitnym oku, córo górskiego źródła, co wtłoczyło cię w zieleń tego zagajnika! Przejrzysta niby kryształ, a łagodna jak balsam, kochana… kochaniutka wodo! – wygłosił prędką odę, odrzucił buty na bok, to samo uczynił potem z wamsem i w koszuli, która dawała już tylko nikłe wyobrażenie o swej dawnej bieli, z podwiniętymi nogawicami, kucnął w łagodnym brodzie. Obmył bez wahania twarz, skropił wodą zgrzany kark i z prawdziwą radością odetchnął. Dopiero wtedy wyprostował się i spojrzał przez ramię na wiedźmina.
- Żadnych potworów w wodzie! Sprawdziłem! – zapewnił, nagle o wiele weselszy. – Doskonałe miejsce na postój, Geralt, bardzo dobre, w istocie!
Powrót do góry Go down
ArkashDon't Fuck With Me Seme
Arkash

Data przyłączenia : 28/10/2017
Liczba postów : 520
Wszystkie sonety Toussaint 19fd89a19f701387af7381b60e96026ac7195af9r1-250-149_hq


Wszystkie sonety Toussaint Empty
PisanieTemat: Re: Wszystkie sonety Toussaint   Wszystkie sonety Toussaint EmptyPon Sie 17, 2020 11:29 pm

- Uhum. Dobrze wiedzieć. - Wiedźmin w tym czasie przywiązał Płotkę do drzewa tak, by mogła się napić i zaczął rozpinać swe klamry zbroi. - Utopca tu nie uświadczysz. Pająków chyba też nie ma w pobliżu... - Klamry ustępowały powoli i mozolnie, choć zdaniem białowłosego wojownika, jednak zbyt powoli, jak na obecną temperaturę. - Co za szczęście. Kto żyw pochował się po lasach... Bestie w taki upał najwyraźniej też mają nieco instynktu samozachowawczego.

Ciężki napierśnik opadł na ziemię w chwilę po naramiennikach, a Geralt przeciągnął się swobodnie, próbując rozprostować kości po podróży. Nie śpieszył się nadto z samym wchodzeniem do wody, przyglądając się nienatarczywie, jak Jaskier radośnie w niej dokazuje, nie sprawdziwszy nawet, czy nie pływa w niej nic jadowitego; wiedźmin rzucił okiem na wodę, jednak naprawdę nie dostrzegł żadnych niebezpieczeństw i prędko złapał się na tym, że przy bardzie bywa jakiś nadwrażliwy na kwestie ochrony. Mógłby podziękować przyjacielowi za jego aprobatę co do wybranego miejsca, ale zamiast tego, posłał mu krótki, acz szczery uśmiech. Obserwowanie szczęśliwego Jaskra, niezależnie od upływu czasu, było dla niego zajęciem niezmiernie fascynującym, i jak zauważył, za każdym razem absorbowało go to równie mocno. Trubadur miał wtenczas w sobie coś takiego, co zwyczajnie nie pozwalało odwrócić od niego wzroku. Zapewne dlatego przykuwał uwagę gawiedzi i z taką łatwością podbijał serca dam – wiedźmin, daleki od choćby cienia zazdrości, zwyczajnie podziwiał w nim taką zdolność.

- Czyli w Pałacu ciężko o poufne informacje, bo ludzie trzymają gęby na kłódkę? Ciekawe to, zważywszy na upodobanie Toussaintczyków do mówienia zawsze i o wszystkim. - Mężczyzna uśmiechnął się teraz nieco cierpko w kierunku trubadura, bo choć wiedział, że Jaskier z Toussaint z pewnością nie pochodził, gdyby go nie znał, dokładnie to by założył; miał z nimi po prostu zbyt wiele cech wspólnych. - Gdybyś zasłyszał coś o moim, być może, przyszłym pracodawcy, chętnie posłucham jego historii. Oprócz bajecznego majątku i skłonności do obnoszenia się z owym bogactwem na różne sposoby, nadal niewiele mi o nim wiadomo. A wiesz, jak to jest, gdy pojawia się obcy bogacz zza morza i ma jakiś nagły problem przy swoich "tajemniczych inwestycjach". Śmierdzi mi to, cóż, zwykłą konkurencją. - Białowłosy wzruszył ramionami i zrzucił z siebie koszulę, aby przeschła w międzyczasie. - Jeśli liczy wśród wiedźminów na znalezienie drugiego Bonharta, to się szanowny mocno przeliczy; nie ma w zasadzie już w kim wybierać. Za to łowców głów jest niemal na pęczki. Z każdym rokiem więcej. Naprawdę... Nie wiem zupełnie, czemu zaprosił akurat po mnie. Szczerze nie znoszę takich balów.

Geralt przykucnął przy wodzie i nabrał jej w dłonie, by najpierw ochlapać twarz, a potem zwyczajnie się nią szczodrze oblać. Jednak stalowa zbroja, którą nosił, nagrzała jego skórę na tyle, by nawet wiedźmińska odporność przestała współdziałać; chłód strumienia miło go orzeźwił, zostawiając po sobie jedynie mokre smugi.

- Tylko błagam, Jaskier. Trzymaj się z dala od kłopotów. - zaznaczył dosadnie Geralt. - A przynajmniej... Ich nie wywołuj. - westchnął wojownik, znowu nabierając nieco wody. - Masz tu z kimś jakiś zatarg? Wolę wiedzieć na zapas, kogo mam mieć na oku. No? Możesz się śmiało pochwalić.
Powrót do góry Go down
tombakAccidental Anal
tombak

Data przyłączenia : 22/07/2020
Liczba postów : 16

Wszystkie sonety Toussaint Empty
PisanieTemat: Re: Wszystkie sonety Toussaint   Wszystkie sonety Toussaint EmptyNie Paź 25, 2020 12:02 pm

- Cokolwiek będę wiedział, masz moje słowo, przekażę informacje i tobie. Jak posłuszny słowiczek.
Na ten moment im obojgu daleko było chyba jednak od ptaków, a bliżej drobnym jakimś zwierzątkom, które w upalne dni znajdowały pociechę w chłodzie strumienia. Pięknie to sobie natura urządziła – myślał Jaskier, umysłem błądząc już daleko poza sprawami jakichś lordów, wasali i bogowie wiedzą czego jeszcze – pięknie sobie natura urządziła, że nawet w dzień takiego żaru lejącego się z nieba potrafiła zachować równowagę. Choć na słońcu było gorąco, w cieniu wydawało się znośnie; choć powietrze gęstniało i drżało, woda zupełnie przeciwnie zdawała się lekka niby piórko. Mknęła żwawo między kamieniami, chlupocząc i pluskając, a tak była przejrzysta, że stojąc po kolana w brodzie dało się jeszcze policzyć ziarnka piasku pod bosymi stopami. Ale nie w głowie było teraz bardowi patrzeć tak nisko, pozostawać przy ziemi samej. Wszystkie ostatnie dni spędził między prostymi ludźmi, gdy więc myślał teraz o tym, co go czeka w dniach następnych, czuł niemal nadchodzące uduchowienie. Lekkość. Odchamienie może? Tak, niewątpliwie dobre było to słowo, choć używać go godziło się tylko w myśli, ażeby nawykłego do poezji języka nie razić niską gwarą. Wspaniałe to będą dni, pełne światła – i to wreszcie światła z lichtarzy, a nie nędznych kaganków, światła odbijającego się w marmurowych posadzkach, nie drżącego w glinianych naczyniach wioskowej roboty. Z przyjacielem u boku i kto wie… może i wianuszkiem dam w okolicy.
Bard otworzył wreszcie jedno oko, by spojrzeć na wiedźmina. Powoli dopuszczał do zmęczonego umysłu jego słowa, ważąc każde z nich.
- Naprawdę wierzysz, ze w każdym zakątku świata mam wrogów? – obruszył się w pierwszej chwili… ale potem po prostu klapnął tyłkiem w wodę, tak że nagle miał ją nie do kolan, a do połowy piersi. Wywrócił oczami.
- A więc być może mam! Niechaj pomyślę o okolicy…
Dla zebrania myśli zajrzał sobie za koszulę, odklejając mokry len od piersi, i gdyby był nieco mniej ostrożny, musiałby w tej chwili syknąć. Ach, co też te łotry narobiły najlepszego z ciałem rzeźbionym przez bóstwa piękna! Sińce od kopnięć, kwitnące na brzuchu, potrzebowały będą czasu, by się właściwie zagoić – dopóki jednak nie wpływało to na jakość śpiewu, nie należało się martwić. A nuż w domu majętnego człeka znajdzie się i jakiś uzdrowiciel, ba, niechby jakaś maść się znalazła, a zaraz nie będzie śladu po kłopotach! Odrzuciwszy głowę do tyłu, skupił się nareszcie tylko na myśleniu.
- O, wiem. – Pstryknął w palce. – Znajomy jest ci dworek tych tam… nie pomnę nazwiska… nie do przegapienia taki, powiadam, pęknięty jak gdyby pośrodku i porosły bluszczem, a mieszka tam brat i siostra. Zdaje się, że to w okolicy! Bywałem raz u nich, wizytując tego pierwszego, Roderyka, ale sprawy się skomplikowały, gdy, jakby to ująć… oboje odkryli, że miłują mnie na równi.
Bard strząsnął głową, jakby usilnie odrzucał od siebie wspomnienie dwóch łóż, które zajmował na zmianę w jednym domostwie: raz siostry, raz brata.
- Nie rodzi to co prawda niebezpieczeństwa! Rad bym jednak uniknąć drogi, przy której stoi ich dworek, by nie rozdrapywać starych ran… to bardzo niepoetyckie, gdy rodzeństwo kłóci się między sobą o kochanka.
I umilkł, wyjątkowo, bo choć tak naprawdę wiele w tym było poezji (i kto wie, czy nie powstała niegdyś jakaś pieśń na ten temat), to nie o wszystkim należało mówić w leśnym zagajniku. Jeśli drzewa miały uszy albo też żyły w nich leśne boginki, o których nieraz mówił prosty lud, lepiej było nie drażnić delikatnego ich poczucia estetyki podobnie świętokradczymi wspomnieniami. A mimo to na usta barda wkradał się jakiś niejasny uśmieszek.
Wylazł z wody, by choć trochę zdążyć wyschnąć w promieniach słońca, zanim to całkiem zajdzie, a gdy siadał na brzegu, jego wzrok wreszcie zatrzymał się tylko na przyjacielu. Ach, Geralt doprawdy niewiele zmieniał się przez te wszystkie lata, od czego odstępstwem były jedynie jego blizny. Gdy zdejmował koszulę, zawsze można było naliczyć kilka nowych. Ot, chociażby: czy ta na łopatce miała przedtem swoją towarzyszkę tuż obok? Nie wydawało mu się. Nie był znawcą, ale nie wydawało mu się.
Prędko odwrócił wzrok.
- Geralt? – odezwał się za to, łapiąc spojrzenie żółtych oczu. – Byłeś ty kiedyś w łaźni w Toussaint?
Nie znał powodu, dla którego przypomniało mi się to akurat teraz; może za bardzo zdążył się rozmarzyć.
- Oczywiście, że nie byłeś! A wiesz co ci powiem? Jak już będziemy po tym wszystkim, jak dostaniesz pieniądze, ubijesz co trzeba i ochłoniesz po rozkoszach balów, tak tak, wtedy koniecznie musimy odwiedzić toussońską łaźnię. Nigdzie w świecie nie widziałem podobnych! To miejsce wolności, gdzie pod wysokim stropem wykładanym mozaiką mieszczą się baseny i źródła gorącej wody, gdzie posadzkę rozgrzewa płonący pod nią ogień, tak że każdy krok parzy rozkosznie w stopy, w donicach rosną egzotyczne rośliny o potężnych liściach. Nagość zaś nie tylko nie jest problemem, ale wręcz prawem. Wiesz co, Geralt? Gdy już postawię sobie kiedyś własny dwór, znaczną jego część przeznaczę na takie łaźnie. Tak. Nigdy więcej nie będę musiał myśleć o kąpielach w strumieniu.
Powrót do góry Go down
ArkashDon't Fuck With Me Seme
Arkash

Data przyłączenia : 28/10/2017
Liczba postów : 520
Wszystkie sonety Toussaint 19fd89a19f701387af7381b60e96026ac7195af9r1-250-149_hq


Wszystkie sonety Toussaint Empty
PisanieTemat: Re: Wszystkie sonety Toussaint   Wszystkie sonety Toussaint EmptyCzw Wrz 23, 2021 2:30 am

- Jaskier, znam cię tyle czasu, że gdybyś choć w jednej marnej mieścinie nie miał żadnych wrogów, to pewno by grom z nieba spadł, i przywalił w zamek, i nastąpiłby armagedon. - westchnął wiedźmin, puszczając mimo uszu wzmiankę o kochanku barda. Wzmiankę, o którą bardzo korciło go zapytać, ale przez zachowawczość, a może przez wzgląd na nieodzowny wielogodzinny wywód przyjaciela dotyczący zaistnienia całej sytuacji, białowłosy, taktownie zmilczał.
Dworek, pęknięty jak gdyby pośrodku i porosły bluszczem, niewiele Geraltowi powiedział, a zamieszkujący go brat i siostra, powiedzieli mu jeszcze mniej, więc westchnął tylko, sięgając do meandrów pamięci aktualnej mapy terenu, by zawczasu mieć baczność, i ominąć to miejsce, oraz mieszkańców, szerokim, pokaźnym łukiem.

- Łaźnia w Toussaint? Sądzisz, że mi się nudziło? - parsknął z niejakim wyrzutem, przypominając sobie ostatni pobyt w mieście, a także skutki tego pobytu, przez które wspomnienia, niemal ścierpła mu skóra. - Masz rację, ominęła mnie ta przyjemność, ale z twojego głosu wnoszę, że zalecasz mi ten rodzaj luksusu? - mruknął nieco kwaśno, konstatując, że w tym upale i zbroi, musiał, nie przesadzając, śmierdzieć niczym cap.
Tym samym, wziął sobie do serca ów stan rzeczy; przyłożył się więc bardziej do kąpieli w strumieniu, co ostatecznie, wpłynęło nie tylko na walory wizualne i zapachowe, ale też, poniekąd, poprawiło mu humor.
Wreszcie wiedźmin usiadł na brzegu, na powrót przenosząc uwagę na Jaskra i pozwalając sobie na chwilę odpoczynku.
Słońce grzało, wiatr, jak na złość, nie przynosił ulgi, a droga do celu zdawała się jeszcze bardziej męcząca, niż była jakieś pół godziny temu. Postanowił zdać się na rozmowę.

- Strumień był taki zły? - pociągnął wątek, wiedziony ciekawością. - Odwykłeś od podróży, a może coś mnie ominęło? Pamiętam jak dziś, naszą podróż do Novigradu. Ile to było... Z może pięć lat temu? Dałbyś sobie rękę uciąć, idę o zakład, byle znaleźć jakąś wodę. To był czas suszy, przez dobre trzy miesiące... Wieśniacy zrzędzili, że to klątwa wiedźm. Bydło padało. Nie byli daleko od racji. Prawda jest taka, co sprawdziłem dużo później, że Loża, a raczej to, co z niej zostało, zabawiała się w Matkę Naturę, a Keira i Francesca wzięły się za łby, wywołując anomalie pogodowe.
Powrót do góry Go down
Sponsored content



Wszystkie sonety Toussaint Empty
PisanieTemat: Re: Wszystkie sonety Toussaint   Wszystkie sonety Toussaint Empty

Powrót do góry Go down
 
Wszystkie sonety Toussaint
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Zona scriptum :: Spin-off-
Skocz do: