Charles Walker
(Uruchomcie wyobraźnię- jego wygląd to połączenie najlepszych cech tych panów)
Gabriel Yves
(Tutaj podobnie)
Zaczynajmy~
Fleo-Tak ojcze, jestem już na miejscu.- lekko znudzony chłopak rozmawiał przez telefon i palił papierosa. Siedział przy otwartym oknie w jednym z najlepszych hoteli w mieście. Zupełnie obcym dla siebie mieście. -
Nie. Nie palę.- skłamał. Choć jego rozmówca był daleko i nie mógł przecież wyczuć dymu przez słuchawkę, chłopak i tak sięgnął za okno i zdusił papierosa na parapecie. -Tak. Oczywiście, że się nią zaopiekuję i wszystkiego dopilnuję.- westchnął, jakby ta rozmowa go męczyła. -Ojcze, nie będziesz musiał się za mnie wstydzić.- na potwierdzenie swoich słów wyprostował się dumnie. -Do widzenia. Zadzwonię jutro, kiedy się z nim zobaczę.- odłożył telefon i rozmasował nasadę nosa.
Siedział sam w ogromnym apartamencie, a przy łóżku stały nierozpakowane walizki.
Po kilkunastogodzinnej podróży marzył o ciepłej kąpieli i porządnym śnie, ale przyjechał wcześniej przecież nie po to, żeby zmarnować cały wieczór na odsypianiu. Na pewno nie jego pierwszy wieczór w mieście, które, oczywiście jeśli wierzyć jego dawnym rozwiązłym przyjaciołom, było stolicą rozpusty.
Przyjechał tu nie po to, by się bawić, ale po to, żeby poznać przyszłego męża swojej siostry i dopilnować, żeby ich ślub odbył się bez przykrych incydentów. Tak to jest, jeśli jesteś członkiem jednego z najbardziej wpływowych rodów w swoim kraju. Całe państwo patrzy ci na ręce i tylko czeka, aż powinie ci się noga, by móc później cię zniszczyć.
Jego rodzina już raz to przeżyła. Kilka lat temu to oni rządzili krajem. Jedyny ród z czystą krwią, jaki pozostał na tych ziemiach. Szczycili się tą czystością i przez wiele lat nikomu to nie przeszkadzało, jednak te kilka lat temu ludzie, jak sami powiedzieli, potrzebowali czegoś bardziej "nowoczesnego". Znudziło im się służenie staroświeckim magom, którzy zawsze chodzili zapięci pod samą szyję i wydawali swoje córki za ich kuzynów, żeby uniknąć mieszania krwi. Kraj się nimi znudził i zostali odsunięci od władzy, nazwani faszystami, a ich miejsce zajęli mieszańcy. Rodzina, która nie widziała nic złego w ślubach z nie-magicznymi i miała nieco bardziej luźny stosunek do życia. Widywano jej członków robiących zakupy w zwyczajnych sklepach, ba, nawet na promocjach. Zdaniem większej części rodziny Yves zachowywali się tak, jakby wpuszczono ich do pałacu prosto z obory.
Gabriela, jedynego syna byłego Ministra, bolało to chyba najmocniej. W końcu po śmierci ojca on objąłby władzę. Zajęło mu ponad rok, by przywyknąć do myśli, że nigdy nie obejmie najważniejszego stanowiska, do którego przygotowywał się praktycznie od dziecka, i zaczął swego rodzaju nowe życie. Wyjechał z kraju, poszedł na studia muzyczne i starał się żyć jak każdy normalny człowiek. Oczywiście trochę bardziej ponad stan niż przeciętniak, trzeba było przyznać, że Gab był odrobinę rozpieszczony i wygodnicki.
Przez studia i nowe towarzystwo trochę się zmienił, nie był już tak okropnie sztywny i wyrachowany, nauczył się życia z ludźmi i odkrył, że rozmowy na inne tematy niż polityka, sprawiają mu więcej przyjemności.
Odkrył też swoją cielesność, o co w towarzystwie artystów nie było trudno. Słynęli z tego, że uwielbiali rozpustę i nie trudno było znaleźć partnera, czy partnerkę na jedną noc, oczywiście bez zobowiązań.
Gab nie miał nigdy szczęścia do kobiet, może raczej nie próbował mieć. Zamiast oglądać się za powabnymi wiolonczelistkami częściej szukał męskiego towarzystwa. Gdyby ojciec się o tym dowiedział, pewnie by go zabił.
Na szczęście teraz wszyscy zajęci byli ślubem Fleur i tego cholernego mieszańca. To podobno miało uratować ich imię i sprawić, że oba rody będą tak samo ważne. Zdaniem Gabriela jego rodzina nie mogła niżej upaść, niż upadła godząc się na to, ale co on może? Nie przemówi ojcu do rozumu.
Porzucił myśli o ślubie, wziął ciepłą kąpiel i włożył świeże ubranie i wyszedł szukać tego słynnego klubu, o którym opowiadali mu przyjaciele.
Idąc miastem zwracał na siebie uwagę, wyglądał trochę jak wyciągnięty z innych czasów z długimi jasnymi włosami związanymi na karku tasiemką. Było w nim coś, co od razu mówiło, że pochodzi ze szlacheckiej rodziny. Może jasna cera, może trochę nadąsany wyraz twarzy. Było w nim coś chłodnego i niedostępnego, ale nie odbierało mu to urody. Nie przejmował się tym, co o nim myślą, zupełnie go to nie interesowało. Jedyną rzeczą, jaka zajmowała mu głowę teraz było ekscytacja, kiedy szedł za ochroniarzem w podziemia klubu nocnego. Podał przy wejściu hasło i zapłacił odpowiednią sumę, żeby znaleźć się pod tymi wszystkimi nieświadomymi ludźmi, tańczącymi na parkietach.
Podziemie wydawało się nawet większe niż góra klubu, panował w nim przyjemny półmrok i nie było wokół pijanych nastolatków, którzy ocierali się o siebie w jakiejś dziwnej parodii tańca. Było za to sporo elegancko wyglądających mężczyzn sączących drinki przy stolikach. Więc podziemie "Adonisa" naprawdę istniało...
Gabriel uśmiechnął się pod nosem i podszedł do lady za którą siedział wysoki czarnoskóry mężczyzna.
-Dobry wieczór.- przywitał się i podał Gabrielowi coś na kształt menu. Oprócz listy dostępnych drinków na dole widniała inna lista, która oznaczona była różnymi kolorami.
Podobno na tym to polegało. Zamawiasz drinka, dostajesz go z odrobiną barwnika, który jest dobrze widoczny w tym świetle. Każdy kolor opisuje inne preferencje i oczekiwania wobec partnera.
Po kilku minutach zajął miejsce przy stole, ze swoim jarzącym się na niebiesko, drinkiem i pociągnął łyk przez słomkę, rozglądając się ukradkiem po gościach i w poszukiwaniu pomarańczowego światełka. Serce biło mu mocno, ale nie dał po sobie poznać, że się stresuje.
ArgentCharles Walker przyszedł do klubu tylko w jednym celu - by na parę godzin zapomnieć. Zapomnieć o tym przeklętym ślubie, o tej przeklętej rodzinie, o tych przeklętych obowiązkach. Chciał na chwilę znów poczuć, że to on jest panem sytuacji, a nie posłusznym chłoptasiem, który dostosowuje się do innych ludzi, kiwając ulegle głową w odpowiednich momentach. Uległość nie leżała w jego naturze, tak samo jak w jego naturze nie leżał pociąg do płci przeciwnej. Urocza, oszałamiająco piękna narzeczona była dla niego równie kusząca, jak całkiem przeciętna waza. Może i droga, może i wiele warta, może nawet wielu by za nią zabiło, ale on spoglądał na nią z obrzydzeniem, które ciężko było ukryć.
Zresztą, oblubienica też nie ukrywała swojej niechęci do mieszańca. Przynajmniej w tym jednym aspekcie się ze sobą zgadzali.
Czarnowłosy zamknął oczy, opierając się czołem o kolumnę, próbując w jakiś magiczny sposób przekonać swój tępy umysł, że nie, bynajmniej nie powinien rozważać swojej przyszłości. Nie po to przyszedł do "Adonisa", nie po to PO KRYJOMU wyszedł z WŁASNEJ WILLI, by spędzić całą noc na myśleniu o rzeczach, na które nie miał wpływu. Odetchnął ciężko, prostując się, odgarniając czarne, odrobinę zbyt długie włosy i rozglądając się po klubie. Potrzebował sobie znaleźć kogoś, najlepiej natychmiast - inaczej groziło mu zmarnowanie ostatniej wolnej nocy. Następnego dnia będzie już miał oficjalnie narzeczoną, do tego w towarzystwie jej brata. Wszelkie namiętne chwile z apetycznymi, uległymi mężczyznami za kilkanaście godzin staną się nieosiągalne. Musiał dobrze wykorzystać tę noc.
Poprawił jeszcze garnitur, lekko rozluźniając krawat i rozpinając guzik od kołnierzyka, nim nie wrócił do spokojnego przemierzania klubu, poszukując kochanka idealnego. Obrócił swój kieliszek w dłoni, pozwalając pomarańczowemu napojowi się zakołysać, dostrzegając kilka zainteresowanych spojrzeń. Zlustrował potencjalnych partnerów bez pośpiechu, ale do żadnego nie podszedł, ani nie dał znaku, iż jest zainteresowany. Nie byli do końca w jego typie - przynajmniej wizualnie. Potrzebował czegoś... Kogoś...
Jego wzrok wylądował na jasnowłosym mężczyźnie, siedzącym po drugiej stronie pomieszczenia. Tak, ten się nadawał.
Skierował się w jego stronę, powoli przemierzając salę i czekając, aż spojrzenie wypatrzonej ofiary spocznie na nim. Wtedy się zatrzymał, czekając na reakcję. Delikatnie skinął głową, zachęcając mężczyznę do podejścia - ponieważ to on miał wydawać polecenia i spotkać się z posłuchem, nie na odwrót.
FleoNie spodziewał się, że tak szybko znajdzie się ktoś, kto będzie chciał spędzić z nim wieczór. Był przygotowany raczej na to, że skoro usiadł w kącie sali, raczej będzie się tylko przyglądał. Uśmiechnął się lekko patrząc na pomarańczowy płyn w szklance nieznajomego. Nie wstał od razu, tylko upił jeszcze łyka swojego drinka, przy okazji pozwalając sobie na ocenienie potencjalnego partnera. Słyszał, że klub należał do dość luksusowych miejsc, ale jemu trafił się wyjątkowo smaczny kąsek. Ile tu było brzuchatych mężczyzn z zakolami, którzy przyszli rozładować napięcie z pierwszym lepszym? Gab nie należał do takich. Nie miał zamiaru dziś gasić światła i zadowolić się kimś, kto nie spełniał jego wymagań. Na szczęście zainteresował się nim młody i bardzo przystojny... Aż wstyd byłoby nie skorzystać.
Wstał więc od stolika, zostawiając na nim prawie w połowie pełną szklankę. Podszedł do nieznajomego powoli, żeby przypadkiem nie wyjść na zdesperowanego.
-Dobrze się bawisz?- zapytał unosząc w górę kącik ust. Miał lekko gardłowy, przyjemny głos, przypominał trochę mruczenie kocura.
Charles od razu mógł wyczuć, że blondyn ma charakterek. Odkąd podszedł ciągle patrzył mu prosto w oczy. Nie opuszczał wzroku, jak mieli to w zwyczaju ci bardziej nieśmiali, nie czerwienił się ani nie chichotał, jak niektórzy.
Doskonale wiedział po co tu przyszedł i wiedział też, że to dostanie.
Przeniósł leniwe spojrzenie na ładnie wykrojone wargi czarnowłosego, zrobił to bardzo wymownie.
Gab był zadowolony, trafił mu się ktoś wpisujący się dokładnie w jego gusta. Zadbany, młody, ciemnowłosy, z tą iskierką w oczach, którą miało niewielu mężczyzn. Przez głowę mu przeszło, że może to spotkanie nie będzie ich ostatnim tutaj. Jeszcze nie zdążył go poznać, ale ufał swojej intuicji.
ArgentGdy jasnowłosy mężczyzna odwzajemnił zainteresowanie, Charles spróbował ocenić jego wiek. Obstawiał, iż jego przyszły kochanek był trochę młodszy - może o dwa-trzy lata? Przemieszczał się jednak z klasą, spokojnie, jak osoba która wie, czego chce i która nie obawia się po to sięgnąć. Był przystojny, smukły, a do tego nie tracił czasu na udawanie nieśmiałego i niepewnego. Obaj wiedzieli, dlaczego ich drogi się skrzyżowały tego wieczoru.
Gdy nieznajomy szedł w jego kierunku, mag dopił swojego drinka, pozwalając przyjemnemu ciepłu rozlać się po jego wnętrzu. Zaczarowany pierścień, wśród wielu swoich zastosowań, miał też specjalny urok na utrzymanie trzeźwości. Charles mógł pić ile chciał, a jego umysł nadal pozostawał trzeźwy. W takich momentach, było to dużą zaletą.
Odłożył pusty kieliszek na pobliski stolik, wkładając jedną dłoń do kieszeni, gdy upragniony kąsek wreszcie do niego dotarł i przemówił. Natychmiast zbliżył się bardziej, wchodząc w strefę intymną mężczyzny.
- Jeszcze nie - odparł spokojnie, od pierwszego słowa używając już twardszego, bardziej zdecydowanego tonu. Jednocześnie pojawiła się w nim zaczepka - nieme "zapewniam, że sprawisz, że będę się lepiej bawił". Oblizał dolną wargę, krótko, nie zamierzając pozwolić sobie na zmarnowanie tego wieczora. Miał mało czasu. Czuł oddech swojej rodziny i rodziny swojej narzeczonej na karku, czuł że z każdą kolejną minutą zbliża się do utraty wolności i niezależności, które były dla niego tak ważne.
Wyciągnął dłoń i chwycił mężczyznę za krawat, mocno i pewnie, patrząc prosto w jego oczy.
- Idziemy? - Nie było czuć w jego głosie pośpiechu i zdenerwowania. Blondyn nie miał co liczyć na wiele sytuacji, podczas których mężczyzna będzie prosił go o zgodę bądź opinię. Ta jednak była pierwsza - i najważniejsza.
FleoNie skrzywił się na to szarpnięcie. Co lepsze- przymknął oczy, jakby sprawiło mu to przyjemność. Nie sądził, że jest czym się chwalić, ale miał w życiu wielu kochanków, od delikatnych i czułych aż po tych brutalnych i miał wyrobione swój gust. Nie było nic lepszego, niż zdecydowany, trochę władczy i jednocześnie spokojny mężczyzna. Żaden dzikus, żaden z przerośniętym ego.
Tym razem miał wrażenie, że trafił na świetne połączenie, a po twarzy czarnowłosego wnioskował, że ten był na dodatek piekielnie inteligentny.
-Prowadź, Biały Króliku.- odpowiedział mu cicho.
Dał się poprowadzić znowu do lady, gdzie ciemnoskóry barman wręczył im kluczyk z błyszczącym breloczkiem. Pożegnał ich uśmieszkiem, który znaczył chyba "miłej zabawy". Z jednej strony to było trochę krępujące, szczególnie, że Gabriel miał wrażenie, że barman dokładnie wie, co będzie się działo już za kilkanaście minut. Nie przejął się tym spojrzeniem i poszedł za czarnowłosym do odpowiednich drzwi.
Obserwował przy tym jego wąskie biodra i tyłek. Naprawdę nieźle trafił...
ArgentCharles obrócił się na pięcie, prowadząc za sobą swoją zdobycz bez najmniejszego nawet skrępowania. Szedł równym, zdecydowanym krokiem, przemierzając salę, odbierając klucz do znacznie bardziej intymnego pomieszczenia, a potem wciągając kochanka do windy i wsuwając otrzymaną przepustkę w drzwi po drugiej stronie. Maszyna ruszyła do góry, wioząc ich do prywatnej kwatery.
Brunet obrócił się na pięcie i zlustrował jeszcze raz przyszłego kochanka, a potem zbliżył się do niego, niemal stykając się z nim piersią. Ani na chwilę nie wypuścił z dłoni krawatu, który raz po raz nawijał sobie na pięść, a potem rozwijał.
- Może więc najpierw powiesz mi, jak daleko zamierzasz się dzisiaj posunąć w zabawach? - rzucił zachęcająco, dmuchając do jego ucha. - A potem ustalimy zasady. - Zmrużył oczy, jakby sama ta propozycja wywołała w nim wzrost podniecenia. Chciał już znaleźć się w pokoju, z co najmniej półnagim kochankiem na kolanach, zdanym tylko na jego łaskę i niełaskę, jęczącym i uległym - nawet, jeśli najpierw będzie musiał pokazać mu, kto tu rządzi. Blondyn był niewątpliwie równie pewnym i zdecydowanym mężczyzną, który miał wysoko uniesioną głowę i nie uciekał wzrokiem. Patrzył wprost, wręcz prowokując. Budząc tym silniejszą potrzebę, by go złamać i zdobyć nad nim pełną władzę.
Chociaż nad nim.
Winda krótką melodyjką oznajmiła, iż dotarli - pomieszczenie było duże i przestronne, w 3/4 wyłożone miękkim materiałem nawet na ścianach, z olbrzymim łóżkiem z kolumnami, dużą szafą, w której najprawdopodobniej kryło się wszystko, co tylko mogli sobie wymarzyć oraz kilkoma wiszącymi w różnych miejscach hakami, umożliwiającymi ewentualne podwieszenie uległego. Pozostała 1/4 była pokryta twardymi kamieniami, bez wątpienia chłodnymi. Oprócz krzyża znajdowała się tam jeszcze tylko oszklona kabina prysznicowa.
FleoPrzyglądał się jego dłoni i temu, jak zawijał sobie na niej krawat. Kojarzyło mu się to z chwytaniem wodzy podczas jazdy konnej. Przez myśl mu przemknęło czy tak samo będzie obchodził się z jego włosami.
Dreszcz przeszedł mu po całym kręgosłupie, kiedy ich spojrzenia znowu się spotkały. Będziesz musiał się trochę postarać, żeby mnie złamać, skarbie. Na tym polega cała zabawa. A kiedy już ci się uda, będzie ci jak w niebie.
Gab wytrzymał spojrzenie, nie odwracając wzroku ani na chwilę.
Wszedł za czarnowłosym do pokoju, w którym spędzą, miał taką nadzieję, całą noc.
-Powiedzmy, że jutro skończy się moja wolność, daltego mam ochotę trochę poszaleć.- odpowiedział mu na wcześniejsze pytanie. Rozluźnił kołnierz koszuli i znowu spojrzał na czarnowłosego. -Jestem tu pierwszy raz i mam nadzieję, że pokażesz mi to miejsce z jak najlepszej strony.- dodał i podszedł bliżej, stając za przyszłym kochankiem. Wsunął dłoń na jego biodro, przyciągając go bliżej, przyciskając swoje biodra do niego. -A gdzie leżą twoje granice?- uśmiechnął się i przybliżył do odsłoniętej szyi. Zaciągnął się jego zapachem, przymykając oczy. Nie sądził, że powinien mu się przedstawiać. Właściwie po co? Nie będą przecież opowiadać sobie swojego życia. Nie ma na to czasu.
Spojrzał ponad jego ramieniem na kabinę prysznicową. Pokój miał wszystko, czego będą dzisiaj potrzebować.
ArgentCharles zaśmiał się mimowolnie.
- No, to łączą nas nie tylko preferencje. - Zamruczał, unosząc brew, gdy poczuł kochanka tak blisko siebie, w tak niewłaściwej pozycji. Lepiej, żeby blondyn się nią nacieszył, bo okazja się już nie powtórzy. Pozwolił mu chwilę tak tkwić, czując dociśnięte, zgrabne ciało i równie apetyczny zapach kochanka. Potem obrócił się, łapiąc go mocno za krawat, mrużąc oczy z rozbawieniem.
- Sądzę, że zaczniemy w takim razie od zasad. - Mocno i gwałtownie pociągnął go za krawat, rzucając przed sobą na kolana. - Pierwsza: możesz zwracać się do mnie tylko per "Panie". Spróbuj. - Puścił do niego oko, spoglądając z góry. Kochanek był idealnego wzrostu, z głową dokładnie na poziomie jego krocza. Nic, tylko rozpiąć spodnie i go wykorzystać. Ale na to przyjdzie jeszcze czas.
Uderzył go lekko w policzek, wierzchem dłoni, bardziej by przywołać go do porządku i zasugerować, że powinien wypełnić polecenie, niż by faktycznie zadać ból.
- Druga: wymyśl bezpieczne słowo. Na wypadek, gdyby czegoś było za dużo i chciałbyś przerwać. Inne protesty będą rozważane w zależności od mojej dobrej woli i pomysłu. - Tym razem uderzył go szybciej, w drugi policzek. - Skup się.
FleoUderzenie w policzek starło mu uśmiech z twarzy, ale tylko na moment. Oczy mu zabłyszczały, kiedy ustalił pierwszą zasadę. Panie... Dawno nie używał tego zwrotu w stosunku do nikogo. Ciekawe jak tym razem będzie smakowało.
Przymknął oczy, ale nie opuścił wzroku. Oblizał wargi czubkiem języka, kiedy czarnowłosy uderzył go w drugi policzek. Wziął głębszy oddech, czując, że podniecenie zaczyna palić mu lędźwie.
Skinął powoli głową obserwując mimikę swojego partnera.
-Dobrze, Panie.- powiedział cicho, jakby jeszcze nie do końca przekonany, czy Charles rzeczywiście nadaje się na pana, albo po prostu drażnił się z nim i testował na ile może sobie pozwolić.
Nie wszyscy, którzy chcieli, żeby nazywał ich Panami, zasługiwali na ten tytuł. Wielu z nich nie wiedziało z czym to się je i ani trochę nie potrafiło zadowolić Gabriela. Wpadali w ogłupienie, kiedy zbuntował się, czy skrzywił z bólu i zabawa szybko się kończyła, zostawiając blondyna niezadowolonego.
Przyglądał się jego twarzy w skupieniu. On nie wyglądał na kogoś, kto wpadnie w popłoch. Wyglądał na kogoś, kto dokładnie wie jakie sznurki pociągnąć.
Przysiadł na piętach i zaraz zerknął na to, co przed chwilą miał dokładnie przed twarzą. Znów zerknął na twarz Charlesa. Bezpieczne słowo... Pierwszą rzeczą, jaka przyszła mu na myśl był pasek. Nie wiedział dlaczego, może przez to, że przed chwilą patrzył właśnie na pasek w spodniach czarnula i zastanawiał się, czy dałby radę zdjąć go zębami. Czy to nie było zbyt niepoważne na bezpieczne słowo?
-Wydaje mi się, że nie będę go potrzebował.- wyrwało mu się. Posłał Charlesowi kolejny uśmiech. Teraz nie dał rady ukryć podniecenia.
Argent- A mi się wydaje... - Tu brunet zawiesił głos, wyraźnie akcentując ostatnie słowo. Chwycił mężczyznę za podbródek, unosząc go, by patrzył mu prosto w oczy. Uniósł swoją wolną dłoń, pokazując jej wnętrze, nim nie zamachnął się i uderzył go - tym razem mocniej, z plaśnięciem uderzając skórą o skórę i zostawiając czerwony ślad. Nie pozwolił odsunąć mu głowy, ani wyrwać z uścisku.
- Że to nie jest kwestia dyskusyjna. Ale może wyjaśnię ci wszystko jeszcze raz, czyż nie? Dokładnie i powoli, byś na pewno zrozumiał. A potem zrobię to jeszcze raz i tak do skutku, a ty będziesz klęczał i czekał, aż w końcu przejdziemy do tego, po co tu przyszedłeś, prawda? - Nachylił się, zbliżając wargi do ucha kochanka. - Do momentu, jak skuty, wymęczony i wypięty będziesz krzyczał, błagając mnie o orgazm. - Wyszeptał, odsuwając się znów i mrużąc oczy. Puścił wreszcie brodę jasnowłosego i włożył dłonie do kieszeni spodni, czekając spokojnie, aż jego kochanek się namyśli i podejmie właściwą decyzję. Nie spieszył się, kiwając się lekko w tył i w przód, wodząc wzrokiem po pomieszczeniu, ignorując niemal zupełnie drugiego mężczyznę.
- To musi być słowo, którego nie wypowiesz przez przypadek, ale takie, które będziesz pamiętał i nie będziesz miał problemu z wymówieniem go, niezależnie od okoliczności. - Podpowiedział wreszcie, po małej nieskończoności milczenia ze swojej strony. - A teraz przeproś za nieposłuszeństwo.
Charles zdjął marynarkę, ułożył ją na pobliskim krześle, a następnie zaczął odpinać spinki od mankietów i krawata, również i je starannie odkładając, by przypadkiem się nie zgubiły.
FleoOj tak, ten facet na pewno znał się na rzeczy. Gab zastanawiał się przez moment ilu wcześniej tak klęczało przed czarnowłosym.
Teraz nie tylko lędźwia go paliły, ale czuł, że na twarz wypływa gorąco i to nie to spowodowane uderzeniem, a narastającym podnieceniem.
Przełknął ślinę. Nikomu wcześniej nie dał się uderzyć w twarz, ale tym razem chciał wyjść ze strefy komfortu. Poza tym ten mężczyzna podobał mu się na tyle, że nie czuł, że go poniża, a raczej przywołuje do porządku i przypomina kto tu rządzi.
Albo był bardzo wyposzczony, albo działo się z nim coś dziwnego, bo każde słowo partnera wywoływało u niego falę dreszczy. Powoli zaczynało mu wirować w głowie. Czekał z niecierpliwością, kiedy kochanek odsłoni kawałek ciała i każda sekunda, którą poświęcał na wyjęcie spinek z mankietów, trwała wieczność.
Jednocześnie chciał, żeby zdjął chociaż koszulę, ale było coś pociągającego w tym, kiedy to on zostaje nagi, a jego kochanek jest prawie całkiem ubrany. Serce znowu zaczęło mu szybciej bić.
-...Przepraszam, że byłem nieposłuszny.- powiedział w końcu -Więcej się to nie powtórzy, Panie.- głos mu trochę drżał. Odetchnął głębiej. Musi współpracować, jeśli chce, żeby poszli dalej. Przypominał sobie jak bardzo lubił być podległy drugiemu mężczyźnie.
-
Koniec. Moje bezpieczne słowo to
koniec.- szepnął i przygryzł niecierpliwie wargę.
ArgentCharles uśmiechnął się, gdy wreszcie usłyszał posłuszeństwo w głosie kochanka. Nie potrzebował do osiągnięcia tego żadnych sprzętów, nagości, kajdanek, ani ostrego języka. Nie lubił mieszać partnerów z błotem, nie podobało mu się wyzywanie kogokolwiek od dziwek. Zniżałby wówczas siebie do poziomu osoby, która z nich musi korzystać. To nie godziło, nawet jeśli było się mieszańcem.
- Tak lepiej. Niech więc będzie "koniec". - Skinął głową, a potem wyciągnął rękę do mężczyzny. - Chodź do mnie. A-a. Na kolanach. - Pokiwał karcąco palcem, a gdy blondyn do niego dotarł, pogłaskał go po zaczerwienionym policzku niemal z czułością. Zaczął podwijać rękawy swojej koszuli, w skupieniu starannie je układając, by się nie zsunęły ani mu nie zawadzały.
- Teraz mi powiesz, co jest dla ciebie w porządku, a co nie. Kolorowe drinki to jedno, a rzeczywistość to coś zupełnie innego, nie będę potem bawił się w stosunek przerywany, bo coś cię nie kręci.
Oparł się dłońmi o brzeg krzesła, spoglądając na mężczyznę z góry. Patrzył uważnie, bez najmniejszej oznaki podniecenia, czekając aż mężczyzna się namyśli i zadeklaruje. I sprawdzał mowę jego ciała, by móc mniej więcej ocenić, na ile dana praktyka faktycznie podniecała kochanka, a na ile była akceptowalna.
- Rozumiem, że nie masz nic przeciwko rozstawianiu po kątach i bólowi, więc to możemy odhaczyć. Wiązanie? Zabawki? Biczowanie, ciepły wosk, lód? Obciąganie, duszenie? - Podsunął trochę propozycji, które akurat przyszły mu do głowy, by nasunąć partnerowi odpowiednie skojarzenia i wytworzyć w jego głowie właściwe wizje. Jego uległy ewidentnie już był podniecony, a on chciał... Jeszcze bardziej, zanim w ogóle przejdą do rzeczy. Chciał go sprawdzić. Doprowadzić do krawędzi szaleństwa, a potem z niej zepchnąć.
FleoBlondyn posłusznie podszedł do niego na kolanach, nie krzywiąc się nawet, choć było to niezbyt wygodne. Patrzył na ciemnowłosego w skupieniu, kiedy ten podwijał rękawy i siadał.
Oddech miał cięższy z każdym wypowiadanym przez niego słowem. Mimowolnie wyobrażał sobie, jak robią każdą z wymienionych rzeczy.
Kiwał głową, zgadzając się. -Wszystkiego po trochu.- odpowiedział i zwilżył wargi czubkiem języka. Czuł, że ma sucho w gardle. Przyszedł tu wyszaleć się za wszystkie czasy, żal było z czegoś nie skorzystać.
Przymknął oczy i podsunął się jeszcze bliżej. Trącił dłoń czarnowłosego nosem, a potem przejechał po niej gładkim policzkiem, łasząc się jak kot.
Argent- Co jeszcze by cię interesowało, hm? Co byś chciał dzisiaj zaliczyć, jaką barierę złamać? - spytał, głaszcząc go lekko po policzku, nie za dużo, ale na tyle, by się poczuł nagrodzony i bezpieczny. Uśmiechnął się pod nosem, drapiąc go delikatnie za uchem, spoglądając na niego z góry.
- Rozbierz się, słodziaku. Całkiem, chcę na ciebie popatrzeć. - Oblizał usta, z uniesioną jedną brwią, jakby tylko czekał na protest i zamierzał już, już, zaraz pokazać mu, gdzie jego miejsce.
FleoSłodziaku? Nikt na niego tak nie mówił. Nie wiedział, czy powinien być zmieszany, czy nie, ale sprawiło mu to trochę przyjemności.
Podniósł się z kolan powoli, nie spuszczając przymglonego wzroku z Charlesa. Cholernie mu się podobał.
Znowu zwilżył wargi koniuszkiem języka. Chciał podniecić partnera choć trochę, ale ten wydawał się być bardzo opanowany. Za bardzo.
Zaczął rozpinać guziki koszuli, specjalnie się z tym ociągając. W końcu odsłonił szczupłą pierś, a koszula wylądowała na podłodze. Zdjął z włosów wstążkę, a one rozsypały się na równie jasne ramiona.
-Podobam ci się?- zapytał cicho i zahaczył palcem o guzik przy rozporku. -...
panie?- dodał po chwili ciszy, jakby się poprawiając. Rozpiął spodnie i jeszcze zanim opuścił je z bioder Charles mógł zobaczyć coś, czego nie widywało się codziennie u mężczyzn. Otóż bielizna Gabriela była co najmniej nieskromna. Wyglądała jak...biała, niewinna koronka?
Argent Mężczyzna stał wyprostowany, obserwując poczynania swojego podopiecznego na tę noc, w milczeniu śledząc ruch jego dłoni, zsuwające się ubrania oraz ukazujące się, coraz to nowe fragmenty jasnej, apetycznie wyglądającej skóry. Jego uległy prezentował się ładnie - nie do końca idealnie wpasowywał się w jego gusta, ale też nie czul zmieszania i niesmaku na widok odrobinę bardziej żeńskich rysów, dłuższych włosów, czy też... No właśnie, koronkowej bielizny.
- No proszę proszę - mruknął, sięgając do swoich spodni i rozpinając masywną klamrę od paska. Zsunął go, a potem owinął na jednej dłoni, wpatrując się intensywnie w blondyna. Strzelił nagle o swoją dłoń, a potem uśmiechnął się wąsko.
- Łebek i rączki kładź na krześle. - Postukał lekko palcami o oparcie. - Chyba jednak trzeba cię nauczyć posłuszeństwa. A już myślałem, że dotarliśmy do porozumienia. - Zacmokał karcąco, czekając cierpliwie aż mężczyzna ułoży się dokładnie tam, gdzie chciał. - Wypnij tyłeczek, dziecino. - Szepnął grzesznie, a potem, bez żadnego dalszego ostrzeżenia, uderzył paskiem o pośladki mężczyzny. - Posłuszny, to znaczy, że odpowiada na pytania. - Wycedził, przy każdym jednym słowie robiąc pauzę i uderzając - nie tak mocno, by skrzywdzić, ale na tyle, by pozostał przez chwilę ślad. - I na tyle, że nie pyszczy, przypominając sobie o zasadach... Kiedy chce. - Przy tym zdaniu uderzał tylko co któreś słowo, by blondyn cały czas oczekiwał na cios, a przez to jego zmysły były jeszcze bardziej wyostrzone. - Co teraz,
słodziaku?
FleoPrzez pierwsza chwilę myślał, że kochanek chce go tylko oglądnąć, ale pierwsze uderzenie przekonało go, że wcale nie. Spiął się, czując gorące pieczenie w miejscu, gdzie wylądował pasek. Wypuścił powietrze przez nos i rozluźnił się, ale nie na długo. Zaraz znów oberwał i znów całe ciało mu się spięło.
Odpowiada na pytania? Czyżby czegoś nie dosłyszał?
Po lekkim skrzywieniu z bólu nastąpiło gardłowe mruknięcie. Gabriel zamknął oczy i przytulił policzek do siedzenia krzesła.
-Przepraszam...panie.- przygryzł wargę i znów nim wstrząsnęło. Tak dawno nikt nie traktował go w taki sposób, że zdążył zapomnieć jak cholernie to lubi.
Przeciągnął się trochę i uniósł biodra trochę wyżej, wstrzymując oddech. Wyczekiwał kolejnego świstu paska i kolejnego uderzenia. Czuł, że skóra w miejscach wcześniejszych uderzeń nabiega krwią i rozkosznie szczypie.
W tej chwili ciężko było mu sobie przypomnieć o co takiego pytał wcześniej mężczyzna, ale po kilku chwilach mu się udało.
Odwrócił się przez ramię i spojrzał na zamachującego się czarnula. -Chcę spróbować...wszystkiego, co będziesz chciał mi pokazać.- znowu położył polik na krześle a po kolejnym uderzeniu biodra same podniosły się chętnie w górę. -To właśnie moje przekraczanie granic. Nikomu wcześniej nie poddałem się całkowicie.- głos mu lekko drżał.
Argent- Lepiej. - Pochwalił go brunet, uśmiechając się z zadowoleniem. Schylił się i chwycił mężczyznę za pośladek, szczypiąc dokładnie w piekącym miejscu, a zaraz potem klepiąc w drugi, również w centrum bólu.
- Jesteś bardzo, bardzo, bardzo niegrzecznym uległym, prawda? Chcesz, żeby ktoś pokazał ci twoje miejsce, a potem w nim przytrzymał. I nie dał ci uciec. - Przesunął palcami wzdłuż jego kręgosłupa, najpierw do góry, aż do karku, a potem w dół, kończąc między jego krągłymi półkulami, drażniąc nie tylko dziurkę, ale też i jądra.
- Zapewniam, że poddasz mi się całkowicie. I będziesz chciał więcej - szepnął wyczuwalnie niższym głosem, wypełnionym żądzą, której nie chciał w tym momencie już ukrywać. - Zostań. - Polecił, odkładając pas na oparcie krzesła, a potem przemierzając pomieszczenie w poszukiwaniu czegoś. Wrócił po chwili, pobrzękując łańcuchami. Przykucnął przy głowie mężczyzny, podnosząc jego podbródek na palcu, aż blondyn się wyprostował, wciąż jednak pozostając na kolanach.
- Najpierw kajdanki na nadgarstki - szepnął, chuchając w jego usta. - A potem obroża. Żebyś pamiętał, kto tutaj wydaje polecenia, piękny. - Uniósł skórzane zabawki, pokazując je na palcu, a potem dając mężczyźnie do dotknięcia. By upewnił się, że są odpowiednio miękkie, a jednocześnie dając okazję do ewentualnego protestu i wypowiedzenia słowa, które by zatrzymało ten trop zabawy.
FleoKażdy dotyk odczuwał o wiele mocniej, niż przypuszczał. Kiedy czarnowłosy przesuwał palcami po jego kręgosłupie, Gabowi zrobiło się słabo z podniecenia. Podobała mu się ta gra. Jego partner znał się na rzeczy. Przypominał kocura, który trochę leniwie bawi się myszką.
Korzystał z tego, że kochanek jeszcze pyta go o zdanie, bo wiedział, że niedługo to się skończy.
Sięgnął i dotknął skórzanych kajdanek. Skinął głową czarnowłosemu. Tak naprawdę, w stanie jakim teraz był, nie przeszkadzałoby mu nawet gdyby kajdanki były metalowe.
Tym, co dodawało więcej smaczku było to, że jego partner, jako jeden z niewielu, zdawał się być nieczuły na jego urok. Nie rozpływał się nad jego urodą, do czego Gab był przyzwyczajony, przez co czuł się jeszcze niżej w tej całej relacji. Nie było to złe, było po prostu nowe i podniecające. Nie był teraz ślicznym chłopcem, którego chce się rozpieszczać, teraz czuł się jak zwykły, pospolity kochanek na jedną noc.
Wyciągnął w stronę czarnowłosego ręce, pozwalając mu założyć sobie kajdanki.
-Będę pamiętał, że to ty wydajesz polecenia.- obiecał mu schrypniętym z podniecenia głosem.
Argent- Bardzo dobrze, ale chyba ustalaliśmy, jak będziesz się do mnie zwracał, śliczny - mruknął mężczyzna, spoglądając na jasnowłosego z uniesionymi brwiami. Przesunął palcami po nadgarstkach swojej ofiary, muskając jego wrażliwą skórę równie delikatnie co poprzednio. Potem ułożył je na jego plecach, pojedynczo, powoli i z namaszczeniem, nim wreszcie nie nałożył pasów, zaciskając je minimalnie mocniej, niż było trzeba. Wiedział jednak, że skóra się rozciągnie pod wpływem potu, który na pewno pokryje skórę tymczasowego właściciela.
Następnie pociągnął go do lustra, znów naciskając na kark, by uklęknął, nogą rozsunął jego kolana i uniósł mu podbródek, by na pewno patrzył w swoje odbicie. Uśmiechnął się kątem warg, okrążając go, zmuszając do lekkiego wygięcia szyi, a potem układając na niej skórzaną obrożę i powoli zapinając pasy. Tutaj nie zaciskał skóry tak mocno, wsuwając pomiędzy nią a szyję dwa palce, całkowicie skupiony nad czynnością, ignorując chwilowo kochanka wpatrzonego w lustro.
Oblizał powoli wargi, schylił się i pocałował Gabriela, najpierw delikatnie, a potem wsunął weń język, biorąc go w posiadanie mocno, namiętnie i gwałtownie, jakby należały do niego.
Zamruczał, prostując się na powrót.
- Zaczekaj - rzucił jeszcze raz, obracając się na pięcie i zostawiając go takiego, po chwili wracając z jeszcze jednym skórzanym akcesorium.
Kucnął przy mężczyźnie, tym razem ani się go nie pytając, ani nawet na niego nie spoglądając - ale jednocześnie nie zasłaniając mu odbicia - i założył u jego nasady męskości i jąder kolejny pas, zaciskając go mocniej, utrudniając swobodne krążenie krwi.
Powiódł spojrzeniem po całym kochanku, uśmiechnął się z pewnym zadowoleniem, a potem ułożył dłoń na jego karku, nakierował bez słowa, by obrócił się tyłem do lustra, a następnie oparł się czubkiem głowy o podłogę.
- Rozsuń nogi, żebyś nie stracił równowagi - podpowiedział niemal miękko, przytrzymując go aż do chwili, gdy osiągnął możliwie najbardziej stabilną pozycję, jednocześnie mogąc podziwiać swojego zniewolonego penisa, ale też rozchylone częściowo pośladki.
- Podoba ci się? - spytał, znów trochę bardziej chrapliwie.