Data przyłączenia : 28/03/2020 Liczba postów : 22 Cytat : I hate to play these games but you’re driving me insane
Temat: Dreamcatcher Czw Kwi 09, 2020 11:02 pm
You broke the rules before you know the game
Zaawansowana technologicznie przyszłość, gdzie wśród zwykłych ludzi od czasu do czasu pojawiają się tacy, którzy potrafią wchodzić do cudzych snów i przeglądać przeżywane marzenia senne bądź koszmary, a także sprowadzać je. Możliwości wykorzystania tej zdolności są olbrzymie, dlatego zdecydowana większość tak obdarzonych osób wylądowała grzecznie w rękach rządu i została wcielona do policji albo wojska. Mimo to pozostaje w mocy wąska grupa freelancerów, chociaż ich działania również są monitorowane tak często, jak to możliwe. Wszystkie sny są ze sobą połączone, ale jednocześnie są skrajnie inne, przekształcone, odwrócone, niemniej mimo to tworzą swój własny świat. U osób posiadających zdolność poruszania się po tym świecie, na podstawie wieloletnich badań wykryto skłonność do wszelakich zaburzeń psychicznych, które czynią ich niebezpiecznymi i niestabilnymi. Aby temu zapobiec zaczęto prowadzić badania nad osobami stabilizującymi, popularnie określanymi później przewodnikami. Teraz każdemu łowcy snów powinien towarzyszyć jego przewodnik. Pary dobiera się na zasadzie kompatybilności, która z kolei umożliwia proces synchronizacji podczas snu. Im niższa synchronizacja, tym łatwiej utracić, bądź zgubić połączenie, z kolei brak kompatybilności całkowicie to uniemożliwia. Sami przewodnicy mogą być kompatybilni w sposób wąski (pasują do nielicznej grupy łowców snów) bądź szeroki (pasują do sporej liczby łowców). W tej oto przyszłości miastem, w którym swój własny kąt ma X (utalentowany łowca snów działający na własną rękę, pracujący na granicy legalności prawa) oraz Y (oficer policji pracujący jako przewodnik), wstrząsa fala brutalnych morderstw. Ofiary nie mają ze sobą nic wspólnego, cierpią cywile, cierpi mafia, policja, łowcy snów i przewodnicy. Złapanie mordercy (a może morderców) wymaga zaryzykowania nie tylko własnego zdrowia fizycznego, ale także psychicznego, a pojawiający się dilerzy specjalnych chipów i narkotyków wpływających na świat snów z pewnością nie ułatwiają zadania. (c)
Uwaga: Plik video prawdopodobnie odpala się tylko na kompie/laptopie, z poziomu telefonu raczej będzie stawiał opór, umywam rączki.
_________________
You know I'm not a saint but I can make you pray So get down on your knees, give me a reason I should stay(c)
Wanna wrestle with me baby, here's a sneak little peak You can dominate the game 'cause i'm tough(c)
MaleficarOpportunist Seme
Data przyłączenia : 20/05/2017 Liczba postów : 523
Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce. Wiek : 32
Temat: Re: Dreamcatcher Nie Kwi 19, 2020 10:31 pm
VERNE HAWKINS
Pseudonim: KOI Wiek: 34 lata Wzrost/waga: 187 cm / 76 kg Zawód: Państwowy Łowca Snów na zlecenie policji. Dorywczo tester gier i łowca snów do wynajęcia. Kiedyś bawił się też w seks telefon, ale przez obleśnych typów obawiał się, że nabawi aseksualizmu.
Oryginalnie był niewyróżniającym się brunetem, z kontrolowanym przycinanym zarostem, piwnymi, podkrążonymi oczami i tylko nieco wychudzonym i nietkniętym ciężką pracą ciałem. Oraz - co najważniejsze - śniadą karnacją. Jednak w wieku 22 lat zaczął zauważać pierwsze jasne plamki na wierzchu dłoni, które początkowo brał za uczulenie, ale w ostateczności dzięki licznym badaniom mógł swobodnie nazwać bielactwem. Z biegiem lat zaczął przypominać krowę albo łaciatą rybę Koi, co podarowało mu nowe przezwisko i upadek samooceny. Od tamtego czasu filary jego rąk aż do ramion i z tyłu do łopatek przyozdobiła zwarta sieć kolorowych tatuaży, choć trochę odwracających uwagę od plam bielejącej skóry. Na szczęście po czasie okazały się mało skuteczne w porównaniu do jego szałowej, dwukolorowej twarzy i barwnika umykającego z nierównomiernie bielejących włosów. Choroba wysysała kolor nawet z zarostu na jego brodzie i oka, sprawiając, że w wieku 34 lat chorował już na heterochromię iridis nabytą.
Hedonista i egoista - gdyby nie groziło mu zamknięcie w wariatkowie i mocne zadośćuczynienie pieniężne, w ogóle nie pomagałby policji za tak nędzną wypłatę. Zdarza mu się mieć obsuwę w umówionych i narzucanych wizytach u psychologa, ale stara się nie opuszczać żadnego. Już raz miał wizytację “z góry” przemiłej pani z miarą krawiecką już szykującej mu osobisty kaftan bezpieczeństwa z nowej kolekcji jesienno-zimowej. Ponoć miał pasować mu do oczu. Ogląda się za kasą, bo zapewnia mu to wygodę i życie na jakimś poziomie, choć daleko mu do bogola czy celebryty. Kolekcjonuje nowinki techniczne. Jest złośliwy i ma problemy społeczne, oraz swoiste lęki przed wchodzeniem z kimś w głębszą relację - woli trzymać pozę niewzruszonego casanovy. Do wora dorzucić można jeszcze słabość do drogich alkoholi i jeszcze droższych papierosów. Choć potrafi być przy tym wszystkim na tyle oryginalny i kreatywny, że szybko nawiązuje przyjaźnie i potrafi zachowywać ostrożnie i z wyczuciem, kiedy przyjaźnie te nie są zbyt bezpieczne. Jest pewny siebie, nastawiony na odwieczny sukces i wygraną, a przy tym konkretnie leniwy i na tyle charyzmatyczny, że pod swoją prokrastynacje potrafi podpiąć całkiem wiarygodnie każdy poetycki czy filozoficzny powód. Od spania bardziej kocha tylko dobre jedzenie.
- świetnie gotuje, ale praktycznie nigdy dla kogokolwiek prócz siebie, - uwielbia mężczyzn w mundurach, ale sam czuje się w nich jak pajac, - serduszko nad lewą brwią jest jego ulubionym tatuażem, - jego jasna skóra jest bardzo podatna na oparzenia słoneczne, więc nie wychodzi z domu bez kremu z filtrem 50+, - ma w domu HoloZwierzaka. Małego kociaka w plamki imieniem Skitnica. Nie mógł sobie pozwolić na prawdziwego, bo jest zbyt zapominalski… - udało mu się wyrobić prawo jazdy tylko na motocykl.
_________________
Ostatnio zmieniony przez Maleficar dnia Sro Kwi 22, 2020 5:09 pm, w całości zmieniany 6 razy
ZhoraChameleon
Data przyłączenia : 28/03/2020 Liczba postów : 22 Cytat : I hate to play these games but you’re driving me insane
Temat: Re: Dreamcatcher Nie Kwi 19, 2020 10:41 pm
HYACINTHE LEVITTOUX
Pseudonim: Hiacynt (jako uproszczona wersja jego imienia, bo współpracownicy łamią sobie język próbując wymówić je w prawidłowy sposób z francuskim akcentem), Skaza. Wiek: 39 lat Wzrost/Waga: 199,3cm/94kg (procent tłuszczu w organizmie mieści się w przedziale 7-13) Zawód: Policjant w stopniu aspiranta sztabowego w wydziale kryminalnym, pracujący przede wszystkim jako przewodnik świeżo przyjętych do policji łowców snów. Jego rolą jest wdrażanie ich do pracy w terenie, a także badanie stopnia ich stabilności. Okresowo członek jednostki specjalnej „Łapiduchy”, odpowiedzialnej za łapanie i neutralizację niestabilnych łowców.
Charakter: Rygorystyczny pedant, pracoholik i perfekcjonista w jednym, co tworzy istną mieszankę wybuchową. Wydaje się być strasznie sztywny w obyciu, ale wewnętrznie to racjonalny altruista, który najchętniej przeprowadzałby starsze panie przez ruchliwą ulicę, gdyby nie fakt, że te na jego widok dostają zawału serca (z nielicznymi wyjątkami). Dla Hiacynta życie ludzkie ma najwyższą wartość, jest empatyczny w sposób poznawczy, najchętniej zbawiłby cały świat, ale zdaje sobie sprawę z tego, że nie jest to możliwe, dlatego stawia na ratowanie tych, których może. Rozróżnia pojęcie sprawiedliwości i równości, a choć zawsze postępuje zgodnie z prawem, to zdarza mu się wynajdywać jakieś specyficzne kruczki, które pozwalają mu działać jednocześnie zgodnie ze swoim sumieniem. Niekoniecznie jest bardzo opanowany, za to mocno samokontrolujący, dlatego nawet wściekły, czy poirytowany nie okazuje tego po sobie w otwarty sposób, ale często ujawnia się to w jego mimice albo gestach. Gdy wybucha złością, to pół biura nagle stwierdza, że w sumie robota papierkowa jest świetna i wypada się na raporty gapić ze stuprocentową uwagą. Uznawany jest za lojalnego kolegę, skłonnego do nastawiania karku za innych, chociaż według niektórych członków oddziału „Łapiduchów” Hiacynt ma zbyt dużą tendencję do robienia za żywą tarczę strzelniczą. Cóż, ktoś musi.
Wygląd: Ku swojemu ubolewaniu Hiacynt w ogóle nie wygląda na policjanta, a raczej na członka mafii, który odpowiedzialny jest za zastraszanie i mordowanie ewentualnych konkurentów swojego szefa. Już za dziecka przez swój wysoki wzrost i stosunkowo mocną sylwetkę, połączoną z mało łagodnymi rysami twarzy, niskim głosem (jak na okres przed mutacją) i aurą „nie rozumiem słowa nie” potrafił samym zmarszczeniem brwi skutecznie sprowadzać okolicznych łobuzów do pionu. Jednak w praktyce był łagodny jak baranek, a do tego leżał i kwiczał w kwestii koordynacji ruchowej, dlatego w wieku czternastu lat nabawił się swoich pierwszych blizn, gdy zamiast na okolicznych łobuzów znęcających się nad słabszymi trafił na wyższy level. Skończyło się to wizytą w szpitalu, szyciem ust, pierwszą operacją gałki ocznej i funkcjonowaniem przez jakiś czas ze złamanym nosem. Trochę ciężkie stało się pomaganie uciśnionym, gdy ci uciśnieni na jego widok brali nogi za pas. Mimo wszystko większa część jego blizn powstała już w wyniku pracy w policji, w szczególności podczas różnych akcji „Łapiduchów”. Pewnego razu jego twarz przeżyła bliskie spotkanie z drewnianymi odłamkami, co tym razem skutecznie pozbawiło go wzroku w prawym oku. W ramach odszkodowania otrzymał wszczep Graje.2.0. Sztuczna gałka oczna (z wyglądu identyczna jak jego lewa zdrowa), połączona z jego układem nerwowym, jest zdolna do znacznego przybliżania odległych obrazów i widzenia w podczerwieni. Nauczenie się jej obsługiwania początkowo było trudne.
X Jedynak, jego rodzice żyją i mają się dobrze. Aktualnie są na emeryturze, stara się ich odwiedzać co jakieś trzy miesiące i regularnie dzwonić, ale nawał pracy czasem mu to utrudnia. X Rodzice mieli francuskie korzenie, z którymi w dalszym ciągu są związani, stąd ich syn również posiąść znajomość tego języka. W codziennych rozmowach rzadko kiedy nim się posługuje, co najwyżej w dużych emocjach, a wtedy prezentuje raczej spory zasób francuskiej łaciny podwórkowej, niż skomplikowane struktury gramatyczne. Za to podczas dyskusji ze swoimi staruszkami obowiązkowo musi popisywać się prawidłowym akcentem i wysoką kulturą osobistą. X Mocno ogranicza alkohol, za to pali ziołowe papierosy bez zawartości nikotyny i o teoretycznie obniżonej szkodliwości. A przynajmniej tak głosi ich reklama. X Możliwość długiej wieczornej kąpieli to luksus, na który rzadko kiedy może sobie pozwolić, za to szuka okazji do jego zaznania tak często, jak może. X Typ dbający o własne blizny, cerę i generalnie po prostu skórę. O pilnowaniu kondycji nawet nie trzeba mówić – praca wymaga od niego utrzymywania się w dobrej formie fizycznej. Psychicznej zresztą też, ma swojego stałego terapeutę.
_________________
You know I'm not a saint but I can make you pray So get down on your knees, give me a reason I should stay(c)
Wanna wrestle with me baby, here's a sneak little peak You can dominate the game 'cause i'm tough(c)
MaleficarOpportunist Seme
Data przyłączenia : 20/05/2017 Liczba postów : 523
Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce. Wiek : 32
Temat: Re: Dreamcatcher Nie Kwi 19, 2020 11:57 pm
To była już ta godzina. Wszyscy poniżej dwudziestego pierwszego roku życia nie mieli pozwolenia na opuszczanie domu pod wyraźnym powodem albo opieką dorosłych, dlatego telebimy na budynkach, które dotąd reklamowały najnowsze powietrzne motocykle, odmładzające kremy i ulepszenia piekielnie dobrej i kurewsko drogiej firmy GeneCO, powoli zmieniały się w atakujące oczy wściekłym różem… CyberLaski. Seksroboty z sezonu na sezon miały coraz lepsze ciała i teraz tańcząc przed spacerującymi chodnikiem ludźmi próbowały skupić ich uwagę podwijając do granic dobrego smaku lateksową, krótką kieckę i wyginając mięśnie i skórę syntetycznej twarzy w mimice przeżywania orgazmu. Verne dopalający właśnie ostatnie mililitry liquidu do swojego e-peta, dmuchnął jednej z nich gęstym dymem w spłaszczoną na ekranie twarz. A ona i tak uśmiechnęła się jak upalona i oblizała pomarańczowe, połyskujące jak mokra guma usta, po czym puściła mu zachęcające oczko. Nie lubił tak naprawdę tego całego przeseksualizowania, które zalewało te okolice wraz z wybiciem dwudziestej drugiej trzydzieści. Wszędzie CyberLaski, najnowsze żele powiększajace pałki i zwężąjace dziurki, zaproszenia i Vouchery kodowe do burdeli i klubów hazardowych, LoveHotele dla szukających wrażeń w każdej kategorii i tylko gdzieś pomiędzy nimi reklamy najnowszego sprzętu do wirtualnej rzeczywistości i kostiumów, by móc w przerwach od uprawiania dzikiego seksu z kobietami albo robotami, pouprawiać sobie też seks z kimś wirtualnym. Tak dla jakiejś pieprzonej odmiany. ...a może to on po prostu żył w takiej dzielnicy? W sumie dwie przecznice dalej miał burdel, a sam stał na środku ulicy, w której impreza nigdy się nie kończyła i z lewej atakowały go ostre brzmienia hardego i dudniącego techno lecącego z uroczej Pozytywki, w której każdy mieszkaniec Detroit musiał pójść na JagerBombe chociaż raz w życiu, w przeciwnym wypadku nie powinien dostać tutaj obywatelstwa (najlepiej z lewym dowodem!), a z prawej lekko oślepiało go wnętrze sterylnie czystego i oszklonego ze wszystkich stron osiedlowego sklepiku, w którym przed chwilą zakupił dwa nowe liquidy, cztery pszenne bułeczki i paczkę chipsów na swój przemiły wieczór. ...no i niewielką paczuszkę pudrowych cukierków dla naprawdę małych dzieci, którą właśnie rozrywał, by wrzucić jednego z nich do ust i zetrzeć z języka posmak palonej grzałki e-papierosa, która zadymiła się lekko kiedy swoim ostatnim popisowym wdechem pożarł resztę liquidu i wessał powietrze na sucho, jak zwykle takimi akcjami powolutku niszcząc sprzęt. - Choć do mnie, Maleńki. Dzisiaj spotka cie coś niezwykłego… - Wymruczała z ekranu napalona laska z różowymi włosami, a ssący cukierka Verne parsknął, zerkając na nią. - Ba, oczywiście. Dzisiaj jadę na dziki zachód. ...Maleńka. Życz mi udanego westernu. - Pomimo, iż nie miał żadnego nakrycia głowy, samą ręką aktorsko uczynił gest uchylania kowbojskiego kapelusza i ruszył swoją drogą, mijając morze podekscytowanych małolatów i postanowił skrócić sobie drogę przez cienką uliczkę między Pozytywką a niewielką budą z frytkami. Poprawił przyciemniane okulary i mijając uśpionego między śmietnikami ćpuna wyszedł na skromny dziedziniec otoczony ze wszystkich stron przez wysokie kamienice, w których we wszystkich oknach paliło się światło. W dzielnicy takiej jak ta nie mieszkały rodziny z dziećmi, a jedynie studenci, idioci tacy jak on oraz rozrywkowi i biedni staruszkowie. Jak na przykład Pani Evans, do której drzwi zapukał, w międzyczasie wsuwając do ust drugiego pudrowego cukierka. Odstał chwilę, mając nadzieję, że jego ukochana sąsiadka jeszcze nie śpi, ale kiedy po odliczeniu do trzydziestu w nierównym tempie nie doczekał się ani odpowiedzi, ani tym bardziej otwarcia drzwi, wzruszył ramionami i starannie odwiesił woreczek z bułkami na klamce. Dobrze wiedział, że nikt tu nie zajebie tych zakupów, bo to groziłoby połamaniem rąk, więc spokojny zanurzył się w swojej cyber-grocie. Zatrzasnął drzwi nogą i liquidy oraz peta zostawił na niewielkim stole, po drodze zsuwając z nóg buty i zostawiając je tam gdzie stały, a kurtkę rzucając na krzesło i kierując się od razu w stronę schodów prowadzących na antresolę. Jak na zawołanie spod pralki wyjechała okrągła i płaska, cicho pikająca Roomba namierzająca lekko błotniste ślady butów i już lecąca je zmyć. Pięterko wyżej Verne mijając łóżko przeszedł wąskim przejściem do swojego zakątka komputerowego i tam obok Pepsi ulokował torbę z chipsami. - Jesteśmy złodziejami… W świecie, który już nas nie chce - wymruczał nisko, nawet całkiem znośnie naśladując głos głównego bohatera testowanej gry i wsunął na głowę hełm do wirtualnej rzeczywistości, po czym chwycił za pady. Usiadł wygodnie w fotelu, odchylając się w tył i zginając jedną nogę w kolanie, by oprzeć bosą piętę o krawędź fotela. Nie mógł się już doczekać testowania najnowszej gry Rockstara i to właśnie ją brał za niezwykłą zmianę w swoim życiu, wywróżoną mu przez uliczną cygankę w lateksowej kiecce.
_________________
ZhoraChameleon
Data przyłączenia : 28/03/2020 Liczba postów : 22 Cytat : I hate to play these games but you’re driving me insane
Temat: Re: Dreamcatcher Pon Kwi 20, 2020 12:13 am
Komisariat żył o tej godzinie swoim własnym życiem. Określenie zło nigdy nie śpi było nader prawidłowe, ale Hyacinthe akurat dziś nie miał służby, więc to nie na jego barkach leżało poskramianie jednostek łamiących prawo i porządek. W gruncie rzeczy, jeśli miał być precyzyjny, to przez najbliższy okres (wynoszący zapewne minimum miesiąc) oficjalnie nie będzie pracował. Nie czuł się zbyt dobrze z tą świadomością. Przymusowy urlop zdrowotny. Teoretycznie umotywowany niebezpiecznie wysokim poziomem stresu, aczkolwiek przy jednocześnie zachowanej stabilności, ale był przewodnikiem-instruktorem, w dodatku w sposób szczególny związanym ze sprawą ostatnich morderstw, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że najnowsza ofiara była jego podopieczną. Pracował z nią od sześciu miesięcy, klasyczny okres szkoleniowy. Młoda, ale bystra, z pewnością z potencjałem. Bardzo dobrze działała zarówno w świecie snu, jak i realnym terenie, w dodatku cechowała ją spora sprężystość psychiczna. Sam znalazł ciało, ponieważ z rana mieli wspólnie udać się na kontrolę kończącą szkolenie. Nie wątpił, że przeszłaby ją bez problemu i otrzymała możliwość oficjalnej pracy na stanowisku policyjnego łowcy snów w stopniu posterunkowej w wydziale kryminalnym. Zostałby jej przydzielony stały przewodnik i choć zaczynaliby od drobnych spraw, to z pewnością miała szansę przebicia się wyżej. Miała. Czas przeszły. Zacisnął mocno usta, zęby zgrzytnęły o siebie w wyrazie frustracji. Chciał dostać oficjalny przydział do sprawy, ale wydział nie mógł przymknąć oczu na jego ostatnie źle układające się wyniki. Kilka dni temu podczas „pogoni za króliczkiem” nadwyrężył się jego wszczep, do tego buchnął mu krwotok z nosa spowodowany gwałtownym skokiem ciśnienia tętniczego. Poza tym przez kolejne trzy dni chodził jak naćpany, bo jego układ nerwowy z powodu tak brzydkiego traktowania pokazał mu środkowy palec. Głębokie wskakiwanie w świat snów i poszukiwanie zagubionego łowcy przez okres dłuższy niż kilka sekund zawsze było złym pomysłem, ale przecież nie mógł go tam tak po prostu zostawić. A gdy ledwo jako tako doszedł do siebie, znalazł zwłoki swojej podopiecznej. Logicznym było, że musiał trafić na kozetkę. Miły pan psycholog popatrzył się na jego twarz, sprawdził raporty z ilości urazów doznanych w pracy, odnotował obniżenie wyników z testów sprawdzających kondycję fizyczną (które choć mieściły się w normie, to jednak nie stanowiły jego uśrednionych statystycznie możliwości), a także zarejestrował niewielki, ale z pewnością istotny spadek stabilności. Z tego względu kategorycznie zabroniono mu przeciążania się przez okres najbliższego miesiąca, a że pracoholizm miał we krwi i pewnie wtykałby wszędzie nos, a biuro kontroli zdrowia węszyłoby za nim, to wywalono go na oficjalny urlop zdrowotny. Jednak nieoficjalnie komendant nie zablokował mu dostępu do bazy danych, a także nie wygasił jego legitymacji w Łapiduchach. Jego szef był racjonalistą, dlatego niemalże na piśmie dawał mu znać, że przymknie na pewne rzeczy oko, ale tylko do jakiegoś czasu. Problem leżał w tym, że bez dobrego łowcy snów policjant nawet nie miał co myśleć o zabraniu się za sprawę. To jednak dało się naprawić przy odpowiedniej dawce starań. Dlatego też Hiacynt po wyjściu z komisariatu wsiadł do swojego wysłużonego, acz w dalszym ciągu sprawnego BEV’a III generacji*, któremu hologram nadawał wygląd klasycznego auta rodzinnego. Przycisnął dłoń do ekranu aktywacyjnego, odpalając tym samym automatyczny system rozpoznawania linii papilarnych. – Bonsoir, monsieur Levittoux. Dokąd się udajemy? – Sztuczna inteligencja, której ton wypowiadanych słów był wzorowany na damskich głosie, uruchomiła się zaraz po pomyślnym procesie rozpoznawania właściciela. – Bonsoir, Eta. Sweet Water 12. Przejmij kierowanie, muszę przejrzeć otrzymane dokumenty. Bez muzyki, informuj mnie, jeśli ktoś będzie chciał się ze mną połączyć – rzucił w pustą przestrzeń, zapinając jednocześnie pasy. – Oczywiście, monsieur. Przy aktualnym ruchu drogowym na miejscu będziemy za trzydzieści minut, plus/minus pięć – poinformowała go Eta, zaraz po tym odpalając samochód. Dla osoby pokroju Hiacynta oddawanie kontroli nad samochodem w ręce sztucznej inteligencji było… niewygodne. Chociaż wiedział, że w zdecydowanej większości przypadków AI radzi sobie znacznie lepiej od niego, to i tak czuł się nieswojo, gdy nogi trzymał z dala od pedałów, a ręce zajmowały się dokumentacją zamiast kierownicą. Aczkolwiek nie mógł zaprzeczyć, że w ten sposób zaoszczędzał sporo czasu, a biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze do niedawna męczyły go zawroty głowy, taka opcja była też zapewne bezpieczniejsza. Podczas gdy Eta prowadziła go do miejsca docelowego, policjant wertował nieoficjalne akta Vernego Hawkinsa. Niemal biło z tego „zdolny, ale leniwy” oraz „problematyczny, niechętny do współpracy”. Hiacynt zaklikał językiem i postukał paznokciami o kierownicę. Może być ciężko. Nie mieli dotychczasowo okazji się poznać, a na pytanie "dlaczego akurat ja?" mógł co najwyżej odpowiedzieć "bo akurat tylko ty jesteś wolny z bardziej zaawansowanych łowców i tylko ty wyglądasz na dostatecznie... ekstrawaganckiego, by się na to zgodzić". Nie ma co, zachęcające. Tymczasem morderstwa, brutalne i okrutne, spędzały sen z powiek zarówno mieszkańcom, jak i policji. Wydzielono odrębny oddział, który miał rozwiązać sprawę, ale zabójca zdawał się grać w grę, w której nie istniało pojęcie jakichkolwiek zasad. Co nim kierowało? Jak dobierał ofiary? W jaki sposób udawało mu się dręczyć ofiarę najpierw w snach, a zaraz potem torturować? Wspólnik? Organizacja? – Jesteśmy na miejscu – Głos Ety wyrwał go z zamyślenia. – Żeby dojść do mieszkania, musi przejść pan 150 metrów. Życzę miłego wieczoru. Ciche westchnienie było jedyną odpowiedzią. Wygasił panel, a następnie wysiadł z auta i trzasnął drzwiami. Świat uprzejmie postanowił uderzyć go w twarz całą gamą wrażeń słuchowych i wzrokowych. Mężczyzna skrzywił się wyraźnie, oczywiście zapomniał, że AI automatycznie wyciszała odgłosy zewnętrzne i teraz muzyka, a także natłok reklam, całkowicie zdominowały jego zmysły. Wściekły róż działał na niego trochę jak płachta na byka, a przecież dopiero co kilka godzin temu otrzymał przemowę, że nie powinien się denerwować. Nie patrz. Ignoruj. Po prostu nie patrz. – Dobry Wieczór, panie oficerze – Mruczący głos sprawił, że włosy stanęły mu dęba i to bynajmniej nie z powodu przyjemności. Następne słowa z kolei sprawiły, że zaczął żałować, iż nie ogłuchł z powodu ostatniej pogoni za króliczkiem. – Może mnie pan skuć kajdankami. A może bardziej chciałby pan wsadzić mi gdzieś lufę? Za jakie grzechy. Miał na sobie prawdziwy mundur, równie dobrze mógł teraz pełnić obowiązki służbowe. Dlaczego nie ma na to żadnego artykułu? Był niemalże przekonany, że tego typu reklamy akurat jemu szkodziły na psychikę. Pomijając fakt, że owszem, oficjalnie urlop zaczynał od jutra, ale teoretycznie powinien przebrać się przed wyjściem z pracy, ale miał na tyle dużo na głowie, że całkowicie wyparowało mu to z głowy. Najwyżej powie, że zabrał to prania, co w sumie i tak znajdowało się w jego planach. Za to nie unikało wątpliwościom, że reklamy dodały mu skrzydeł i przyspieszyły jego poszukiwania właściwego budynku. A potem mieszkania. Ciche łup, łup, łup wypełniło przestrzeń. –Pan Verne Hawkins? Aspirant sztabowy Hyacinthe Levittoux, przewodnik – Wolał na głos nie mówić, że jest z wydziału kryminalnego, bo jeszcze ktoś mógłby uznać, że planuje tutaj kogoś aresztować, a nie namawiać do współpracy. Zapukał po raz kolejny. To była późna godzina, jak na odwiedziny, ale spora część łowców o tej godzinie dopiero budziła się do bardziej aktywnego życia. Niemniej... chyba jednak popełnił drobne faux pas.
* Battery Electric Vehicle, III generacja wymaga ładowania raz na tysiąc przejechanych kilometrów, posiada samochodową AI wersji siódmej i system holograficzny umożliwiający dowolną wizualną modyfikację (oszukuje tylko zmysł wzroku). Obecnie jeden z najpopularniejszych samochodów w DFZ w średniej klasie społecznej.
_________________
You know I'm not a saint but I can make you pray So get down on your knees, give me a reason I should stay(c)
Wanna wrestle with me baby, here's a sneak little peak You can dominate the game 'cause i'm tough(c)
MaleficarOpportunist Seme
Data przyłączenia : 20/05/2017 Liczba postów : 523
Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce. Wiek : 32
Temat: Re: Dreamcatcher Pon Kwi 20, 2020 12:24 am
W istocie okolice północy od zawsze były główną porą żerowania i pracy Łowców - co mniej toleranyjni na ich moce twierdzili, że są drapieżnikami z nocnym trybem życia, dla których skandalem było zrywanie z łóżka bladym świtem - jak normalnych, porządnych obywateli. Tak samo KOI w żadnej mierze nie czuł się zmęczony, kiedy po napadzie na saloon, zastraszając barmana i miejscowe kurtyzany oraz wygraniu pojedynku z największym cwaniakiem na sali, eksplorował wnętrze budynku, co jakiś czas nagrywają swoje uwagi odnośnie glitchy i bugów, które w odpowiednich miejscach psuły mu rozgrywkę i wywalały poza mapę albo pozwalały oglądać cudownie przekonujący świat pomiędzy teksturami. - Muszą poprawić trochę God ray we wnętrzach pomieszczeń, bo przy wschodzie i zachodzie promienie kompletnie nie widzą tych… no… - Lekko podrapał się po zaroście na policzku i jego postać widziana z perspektywy pierwszej osoby zrobiła dokładnie to samo. - Jak się nazywały te ramki… Szprosy? Alexa! Po jego lewej, daleko poza widzianą teraz cyber rzeczywistością odezwał się dźwięk słuchającego go AI. Dosyć oldchoolowego, ale z powiewem nowoczesności. ...głównie dlatego, że miała wyjątkowo nęcący, kuszący i aż wprowadzający powietrze w drgania męski głos. - Jak nazywają się te… Takie małe rameczki w szybach okien, które robiono w dawnych czasach? Domowy komputer mielił pytanie ledwie kilka sekund i kiedy się odezwał, KOI prawie spadł z krzesła. - Szprosy naklejane. Zwane także wiedeńskimi, chociaż fachowcy je rozróżniają. Występują przede wszystkim… - Dobra, dobra, już! Szprosy. - Sapnął, hamując głos przypominający kochanka na skraju orgazmu. Był lepszy niż wszystkie te dziwki z telebimów i hologramów razem wzięte… Verne sam nie wiedział czemu to sobie zrobił, czemu wgrał staremu dobremu Gunterowi nowy głos i nadał prześmiewcze imię, ale już wiedział... że było warto! - Słońce nie widzi szprosów - dokończył, kierując ostatnie do dyktafonu i jako postać zbliżył się do sejfu znajdującego się w pokoju na piętrze saloonu. Wtedy też zza cichych dźwięków fotrepianu z sali poniżej i szmerów gadającego tłumu wyłoniło się głuche walenie, które zdawało się dochodzić z całkiem bliska. - Heh, ale dźwięki to mają całkiem niezłe - wymruczał wyraźnie ukontentowany, ale wtedy wywołano go dosłownie z imienia i nazwiska! A nie przypominał sobie, żeby podawał je gdziekolwiek w grze. - Co do...?! - Rzucił do siebie półszeptem, bo w cyberwesternie właśnie zaczęła się głośna strzelanina zagłuszająca mu resztę przekazu, dlatego w pośpiechu zapauzował grę i zsunął z głowy hełm, z antresoli zerkając w stronę drzwi. Nikt ich jednak nie wyważał, więc Łowca czym prędzej zabrał się za ściąganie rękawic i w międzyczasie zerknął na pogodynkę w ścianie obok jego łóżka. Lekkie zachmurzenie, dwanaście stopni, poziom smogu: do przyjęcia, wschód słońca za sześć i pół godziny, dwudziesta trzecia czternaście. Specyficzna godzina. - Idę! - Odbił nieco głośniej, ponaglony kolejnym pukaniem i lekkim truchcikiem na bosaka przeszedł przez sypialnie i schodki. Nikogo się nie spodziewał, z nikim nie umawiał, nikomu nie naraził (przynajmniej ostatnio), więc jeśli nie był to alfons z wylosowanym dlań voucherem do burdelu na pierwsze dwie minuty gratis to nie miał pojęcia kogo do niego przywiało. Zwłaszcza, że strzelanina w saloonie zasłoniła rabanem część słów jego gościa. Coś tam było z aspirantem… Albo antyperspirantem…? Wolał nie zgadywać, więc otworzył drzwi z rozmachem i z przyzwyczajenia zawiesił spojrzenie na wysokości, na której ludzie zwykle mieli głowy. ...i natknął się na szyję. Z miejsca nieco pobladł i nawet znajomy i przyjazny mundur sympatycznego przecież i stworzonego do niesienia pomocy obywatelom policjanta nic nie zmienił w nagłym, przejmującym go strachu. Nic nie mógł poradzić na to, że zimna jaszczurka stresu przebiegła mu po plecach, kiedy niemożliwie powoli sunął wzrokiem w górę. Tylko po to, by natknąć się na pooraną bliznami twarz, zmęczoną i chyba lekko poirytowaną. U takich ludzi jednak lekkie poirytowanie może doprowadzać do naciskania spustu i wyrywania głów… KOI nie miał za dużo wyjść w tej sytuacji, zatem postanowił zrobić to co pierwsze pojawiło się w jego osłupiałej głowie i nie zmieniając miny…
…
...po prostu zamknął drzwi. Zamknął, pozwolił, by automatyczny wzmacniany zamek kliknął zwiastując zabezpieczenie ich i oparł o nie plecami, już zerkając w stronę okna i cyrklując czy te dwa piętra po wyskoczeniu bardziej złamią mu nogę czy kark.
_________________
ZhoraChameleon
Data przyłączenia : 28/03/2020 Liczba postów : 22 Cytat : I hate to play these games but you’re driving me insane
Temat: Re: Dreamcatcher Sro Kwi 22, 2020 1:42 am
Pomimo faktu, że dzień ostro dał mu w kość, Hyacinthe za wszelką cenę starał się utrzymać na twarzy sympatyczny, łagodny uśmiech. Co prawda fałszywy, czy też raczej ładniej to nazywając – społeczny, ale nie powinno to wyglądać jakoś tragicznie… z założenia źle byłoby zacząć od pochmurnej lub grobowej miny. Na blizny niewiele mógł poradzić, a wzrost i rozbudowana sylwetka również nie pomagały w budowaniu wizerunku osoby łagodnej podczas pierwszego spotkania, ale starał się jak mógł. Efekty jego pracy nie były jakoś specjalnie zadowalające, acz nie można było mu zarzucić braku chęci. Za to jeśli podczas przesłuchań trzeba było odgrywać rolę złego i dobrego gliny, to raczej nie trzeba zgadywać, za co brał się Hiacynt. Teraz jednak, na dźwięk kroków, specjalnie starał się wyglądać na najłagodniejszą osobę na całej Ziemi. W domu, przed lustrem, trenował wyginanie ust w sympatyczne, przepełnione ciepłem uśmiechy, bo z tą szramą zbyt często sprawiał wrażenie, jakby celowo układał wargi w drapieżny grymas. Miał nadzieję, że choć trochę się w tym podszkolił. W uśmiechach, nie grymasach. Wziął głęboki wdech, delikatnie cofnął się spod drzwi, aby nie przytłaczać przypadkiem swoją osobą nieszczęsnego łowcy i stuknął palcem w urządzenie na nadgarstku, żeby móc sprawnie wyświetlić przepustkę. Jakby tu zacząć… Verne, jako łowca snów, niewątpliwie był przyzwyczajony do policyjnego munduru, ale raczej mało kto składał mu niezapowiedziane wizyty. Jak tak teraz o tym pomyśleć, to zapewne znacznie lepszym wyborem byłoby zapowiedzenie się, ale wtedy musiałby tłumaczyć przez telefon, o co chodzi, a to rozmowa jednak powinna odbyć się twarzą w twarz. No nic. Teraz nie warto o tym myśleć. – Dobry Wieczór, panie Hawkins – Zaczął, gdy tylko drzwi się otworzyły, od razu koncentrując swój wzrok na oczach łowcy, minimalnie zaintrygowany ich oryginalnym wyglądem. Gdyby nie czytał akt, zastanawiałby się, czy nieznajomy nie jest przypadkiem ślepy na jedno z nich, chociaż sam dobrze wiedział, że barwa bielma jest inna. – Wiem, że jest późno, dlatego... ŁUP. Kolejne słowa utknęły Hiacyntowi w gardle, gdy sylwetka łowcy snów zniknęła sprzed jego niebieskich ślepi. Owszem, ludzie różnie na niego reagowali, ale… ale nie pamiętał, kiedy ostatnio zatrzaśnięto mu drzwi przed nosem, jeszcze zanim dostał szansę wypowiedzenia choć dwóch zdań na krzyż. Nie zdążył nawet wyświetlić swojej legitymacji, żeby potwierdzić poprzednio wypowiedziane słowa. Lekkie skonsternowanie było idealnym słowem opisującym jego stan, a on sam przez chwilę zastanawiał się, jak dokładnie powinien zareagować. W ostateczności jedynie westchnął ciężko, jakby zamiast płuc miał miech kowalski, i przetarł sobie dłońmi twarz w wyrazie zrezygnowania. Mężczyzna był albo głuchy, albo niestabilny, albo lękliwy. Żadna z tych opcji nie napawała go specjalną radością, ale z drugiej strony, nie powinien dokonywać pochopnej oceny sytuacji. Było się zapowiedzieć, po prostu było się zapowiedzieć. – Panie Hawkins, z tej strony aspirant sztabowy Hyacinthe Levittoux, przewodnik – powiedział, tym razem mówiąc nieco wolniej i głośniej, utrzymując idealnie neutralny ton głosu. – Czy mógłby pan, proszę, otworzyć drzwi? Mogę od razu okazać legitymację służbową. Nie należę do Biura Kontroli… seryjnym mordercą również nie jestem. Czyżby odrobina przekąsu wkradła mu się w ostatnie zdanie? Miał nadzieję, że nie. I cóż... gdyby Koi bał się wydziału kontrolnego, to Hiacynt byłby znacznie większym problemem jako członek jednostki specjalnej o kryptonimie "Łapiduchy". Jednak oni wkraczali w ostateczności, a nie w wypadku samego podejrzenia o niestabilność, czy z powodu ekscentrycznego zachowania. Niemniej miał nadzieję, że Hawkins nie będzie próbował wyskoczyć przez okno. Nie będzie próbował, prawda? Skrzywił się delikatnie, zastanawiając się, czy może na wszelki wypadek nie sprawdzić, czy nie mówi przypadkiem do samego siebie, a tymczasem Verne leci już na policję. Jakby miał to potem wytłumaczyć? Raz, łowca zwiał mu przez okno (członkiem Łapiduchów jesteś za ładne oczy?), dwa, co tam pan policjant robił o tej godzinie (bez zapowiedzi!), skoro powinien już rozkoszować się urlopem zdrowotnym? Niepewnie uniósł dłoń i zapukał ponownie. – Panie Hawkins... zapobiegawczo informuję, że jeśli zadzwoni pan na policję i poda mój rysopis, to cała komenda będzie nam obu wypominać to przez co najmniej kilka tygodni – A z kolei jego samego komendant zapyta się, czy rozumie pojęcie "nie pchaj mi się przed oczy". Nie ma co, zaczyna się obiecująco.
_________________
You know I'm not a saint but I can make you pray So get down on your knees, give me a reason I should stay(c)
Wanna wrestle with me baby, here's a sneak little peak You can dominate the game 'cause i'm tough(c)
MaleficarOpportunist Seme
Data przyłączenia : 20/05/2017 Liczba postów : 523
Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce. Wiek : 32
Temat: Re: Dreamcatcher Sro Kwi 22, 2020 7:32 am
Koi przełknął ślinę, kiedy jego błyskawiczne obliczenia dały wynik negatywny, dodatkowo wzmocniony jego raczej marnym szczęściem. Nie było żadnego telefonu od sztucznie uprzejmej Amelii z centrali, żadnego maila, żadnej wiadomości głosowej, nawet pierdolonego staromodnego FAXu, którego zakurzony model trzymał niepodłączony na dnie szafy z czystej nostalgii. Należał w końcu do dziadka! Nikt nie przekazał mu odpowiednio wcześniej informacji o tym, że odwiedzi go przemiły Pan… Przepraszam, jak on się przedstawił? Hiacynt. Jak kwiatek. Zapierdoli go w jego własnym domu poorany bliznami gość w stroju policjanta i o imieniu Hiacynt. Albo to był chory i memiczny żart losu, albo zabójca sam sobie tę ksywę wymyślił, by uczynić śmierć Vernego bardziej marną i przykrą. Bo na przykład… Przy każdej ofierze tak robi. I lubił kwiaty. Na przykład wpychać do pustych oczodołów. Na przykład róże. Strumień świadomości, jaki porwał Vernego i wcisnął jego plecy mocniej w ścianę wcale nie podziałał na rękę jego gościowi. Za to mimo stresującej sytuacji, włożył w głos Łowcy kilka mililitrów rezonu więcej. - Tak, tak, jasne… Nie pomyliły się Panu przypadkiem domy, Panie Sztabowy? Nikt mnie nie ostrzegł, że będę miał wizytację. Zwłaszcza samotnego… - Ugryzł się w jęzor prawie do krwi, żeby goniony elokwencją nie palnąć teraz: “kwiatuszka”. Jednak jego mocarny tekst zszedł pod faktem, że nowy kolega już kilka razy rzucił jego nazwiskiem. A za dużo Hawkinsów nie mieszkało na tym piętrze. - Policjanta. Chrząknął, wbijając wzrok w pralkę stojącą pod przeciwległą ścianą i gryząc dolną wargę gorączkowo myślał nad sposobem zdemaskowania oszusta albo poparcia jego słów. Olśniło go dopiero wtedy, kiedy poprawił koszulkę, która była już całkiem ciepła od nagrzanego wartko płynącą krwią ciała. Oczywiście, że zwykle się tak nie stresował, ale koleś ledwo mieścił mu się w ramie drzwi, był tu kawalątek przed północą, w ocieplającym wizerunek mundurze i pewnie z jakąś propozycją nie do odrzucenia. ...lub nie do przeżycia. - Okej, nigdzie nie będę dzwonił, ale mówił Pan, że jest Przewodnikiem. Jeśli w istocie jednym z tych umundurowanych dowcipnisiów, to… - Zabębnił w drzwi palcami. Nie lubił wracać do tego wspomnienia, ale to było najidiotyczniejsze i w tej chwili najpewniejsze źródło informacji. - Na pewno czytał Pan moje akta albo jeszcze lepiej - sam przy tym był. Więc mam jedno kontrolne pytanie. Khym. W czym byłem oblepiony, kiedy wylazłem przed egzaminem z tego waszego idiotycznego toru pułapek…?
_________________
ZhoraChameleon
Data przyłączenia : 28/03/2020 Liczba postów : 22 Cytat : I hate to play these games but you’re driving me insane
Temat: Re: Dreamcatcher Wto Maj 05, 2020 1:15 am
Lewa brew mężczyzny drgnęła mimowolnie w wyrazie delikatnej irytacji, a przez jakieś trzy sekundy w oczach tliła się frustracja, jednak te delikatne ekspresje dość szybko wygasły, pozostawiając jego twarz idealnie neutralną. – Ośmielę się stwierdzić, że wiem, przed czyimi drzwiami stoję, panie Hawkins. A cel swojej wizyty jednak wolałbym przedstawić stojąc z panem twarzą w twarz, myślę, że to mimo wszystko znacznie wygodniejsze – Niski głos był teraz łagodny, zabarwiony zachętą, jakby chciał przekonać łowcę, że naprawdę jest z nim bezpieczny. Bo przecież, cholera jasna, faktycznie jest. Palce dłoni delikatnie wybiły jakiś tylko jemu znany takt na prawym udzie, gdy cierpliwie czekał na kontynuację tej z lekka absurdalnej dyskusji. Zut!*. Źle to rozegrał. Wręcz fatalnie, ale przecież teraz nie odejdzie, bo zrobiłoby się jeszcze gorzej. Na samą myśl o dalszym rozwinięciu sytuacji miał ochotę uderzyć głową o ścianę, ale to raczej nie sprzyjałoby mu w budowaniu wizerunku racjonalnej, normalnej i niegroźnej osoby. Zresztą, takie zachowanie ogólnie mu nie przystawało, a także nie stanowiło kanonu jego zachowań. Po prostu był odrobinę bardziej nerwowy, niż zazwyczaj, ale według psychologa miał do tego prawo, czyż nie? Przejdzie mu. Jak będzie miał okazję do chociażby lekkiego złapania oddechu. W ponurych rozmyślaniach przerwał mu (nareszcie) głos łowcy snów. Mimowolnie brew policjanta ponownie delikatnie drgnęła, tym razem z zaskoczenia, a on sam jakoś tak intensywniej zaczął wpatrywać się w drzwi. Tu te fous de moi?** Naprawdę akurat w TEN sposób chciał sprawdzać jego wiarygodność? Oj, ewidentnie trzeba będzie zrobić łowcom szkolenie z bezpieczeństwa własnego (każdą sytuację trzeba postarać się przekuć w coś pozytywnego), ale z drugiej strony… większość raczej nie odbywa tego typu rozmów przez drzwi. Jakby nie było, wyszło trochę oryginalnie. – Czy przypadkiem nie byłoby już łatwiej po prostu sprawdzić mnie w bazie licencjonowanych przewodników? Jako legalny łowca snów na pewno ma pan do niej dostęp – Wypowiedź została zakończona czymś w rodzaju cierpiętniczego westchnienia, ale Koi raczej nie mógł tego dobrze usłyszeć. – Niemniej w porządku. Jeśli dobrze pamiętam, to był miód i… pierzu? Ach, koordynacja lekko pewnie szwankowała tuż po przebudzeniu. W każdym razie, ten tor nie jest idiotyczny, po prostu stanowi poligon dla zaawansowanych. Odczekał chwilę z czystej uprzejmości, niemalże czekając na jakąś szczekliwą ripostę. Z jakiegoś powodu ten drobny sprawdzian zawsze był wspominany przez łowców z bardzo dużą niechęcią… no dobrze, może aż tak im się nie dziwił. – Czy teraz mógłby pan otworzyć drzwi i ze mną porozmawiać? Jeśli jednak czuje się pan aż tak niekomfortowo, to mogę wrócić jutro o jakiejś popołudniowej, ale nie wieczornej godzinie, gdy zdąży już mnie pan prześwietlić od góry do dołu – Dodał, bo przecież nie zamieszał Vernego do niczego zmuszać, nie taka była jego intencja, tym bardziej biorąc pod uwagę charakter prośby, z jaką przyszedł.
* psiakrew/cholera ** żartujesz sobie ze mnie?
_________________
You know I'm not a saint but I can make you pray So get down on your knees, give me a reason I should stay(c)
Wanna wrestle with me baby, here's a sneak little peak You can dominate the game 'cause i'm tough(c)
MaleficarOpportunist Seme
Data przyłączenia : 20/05/2017 Liczba postów : 523
Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce. Wiek : 32
Temat: Re: Dreamcatcher Czw Maj 07, 2020 12:04 pm
PanSztabowy był aż podejrzanie uparty… Choć trzeba było przyznać, że głos miał bardzo przyjemny do słuchania, nawet jeśli przesycał się ledwie przez wzmacniane antywłamaniowe drzwi. Koi nie mógł jednak dać się zwieść i zapomnieć, że facet ledwie mieści mu się w drzwiach i jest prawie północ, a to zdecydowanie za późno na pierwszą randkę. Jednak pomimo tego, iż między zdaniami rzekomy policjant walił jakimś dziwnym grypsem, to w istocie poprawnie odpowiedział na podchwytliwe pytanie, a wtedy na twarz łowcy wkradł się lekki uśmieszek. Odprężył się. Nawet jeśli ten sposób wydawał się być niepoważny to działał. A stare porzekadło mówiło, że jeśli coś jest głupie, ale działa, to nie jest głupie! Tuż po ponownej łagodnej propozycji otwarcia wrót do prywatnego i mieszkania te jakby po podaniu odpowiedniego hasła słyszalnie kliknęły zaawansowanym zamkiem oraz otworzyły się nadwyraz szeroko i pewnie, kompletnie niepasująco do wcześniejszej przedłużającej się choć całkiem urokliwej konwersacji. - "Poligon dla zaawansowanych"… - Przedrzeźnił go. - O ile mi wiadomo to wy macie się pilnować i walczyć z wizerunkiem otyłego policjanta opychającego się pączkami na służbie, a nie my. Chce Pan do herbaty koper włoski? Świetnie robi na gardło każdemu rozmówcy, którego trzymam na zimnym korytarzu. To taka gra wstępna. - Odetchnął, uśmiechając z nieco kłamaną nonszalancją i wycofał o dwa kroki robiąc miejsce, po czym delikatnym ruchem ręki zaprosił do środka. Był przyzwyczajony, że w tłumie zawsze to on robił największe wrażenie, był w końcu w łaty i to sięgające siwizną nawet jego włosów, ale zdawał się niknąć w cieniu swojego gościa. Całe szczęście to mieszkanie miało antresole, bo w przeciwnym wypadku mężczyzna elektryzował by sobie włosy ocieraniem o sufit. Musieli usiąść. Musieli albo Koi będzie już po krótkiej rozmowie chorował na nadwyrężenie karku. - Dobra, to nie był zbyt widowiskowy start, ale to klubowo-imprezowa okolica i jest dosyć późno. Wybiła godzina trybu żerowania Łowców i męt - wytłumaczył się pospiesznie zamykając za gościem drzwi. - Niby zna Pan moje imię, adres i numer buta, ale i tak się przedstawię: Verne Hawkins, dla przyjaciół Koi. Jak ta ryba. W czym mogę służyć poza dzieleniem się wrzątkiem i małymi torebkami z ziołami? - Zagaił nieco umykając z jego cienia do wnęki kuchennej, wstawiając tam wodę na herbatę. Machnął dwa razy dłonią przy maszynie do ciepłych napojów i ta kliknęła charakterystycznie, wysuwając dwie filiżanki i w ciszy grzejąc wodę. Jeśli gospodarz przestawał czuć stres ciężko było nie zauważyć, że jest dosyć… Energiczny. W mieszkaniu panował półcień rozrywany blaskiem z monitora komputera na antresoli, lekką poświatą z hologramu pogodynki i budzika oraz mocniejszym blaskiem ekranu cyber-okna rozciągniętego na całą ścianę sypialni, przedstawiającego widziany odrobinę z góry las deszczowy leciutko targany wiatrem. Verne oparł się skrzyżowanymi przedramionami o blat barowego stołu i ruchem głowy wskazał mężczyźnie krzesło naprzeciwko. - Ponieważ jest Pan sam, to pewnie sprawa jest super tajna przez poufna i aż mam dreszcze. Dawno nie robiłem niczego interesującego.
_________________
ZhoraChameleon
Data przyłączenia : 28/03/2020 Liczba postów : 22 Cytat : I hate to play these games but you’re driving me insane
Temat: Re: Dreamcatcher Pią Lip 24, 2020 1:00 am
Niebieskie oczy Hiacynta prześlizgnęły się po sylwetce łowcy snów, gdy w końcu miał okazję zobaczyć go na żywo przez okres trwający dłużej niż jedną sekundę, bo poprzednio po mniej więcej takim czasie Verne zamknął mu drzwi przed nosem. Wbrew pozorom mężczyzna nie był od niego dużo niższy, mniej więcej jakieś pół głowy, wcale nie taki zły wynik. Z sylwetek to już różnili się raczej dość konkretnie, ale… no cóż, zapewne Koi podobnie jak i sam policjant uwagę zwracał przede wszystkim swoją twarzą. Tyle że tak jak Levittoux mógł spokojnie uchodzić za członka gangu, tak Verne przedstawiał się jako osoba, której egzotyczny wygląd spokojnie mógłby zostać użyty w jakiejś reklamie. Może niekoniecznie płatków śniadaniowych, ale zapewne znalazłby swoje wierne grono fanów. Tym bardziej z aurą „pyskatego, złego chłopca”. No, był jednak łowcą snów, a to z lekka ograniczało rozwijanie się w innych zawodach. Może nawet bardziej, niż z lekka. – Ośmielę się wtrącić, że policyjni łowcy snów również noszą mundury, więc dbanie o wizerunek to raczej wspólna praca, panie Hawkins. Poza tym… personalnie raczej niespecjalnie muszę przejmować się akurat tego typu wizualnymi stereotypami – Krzywy uśmiech był zapewne sugestią co do innych problemów, z którymi zresztą właśnie zmierzył się przed kilkoma minutami. – Hmh, ma pan z pewnością ciekawe pojęcie gry wstępnej. Podziękuję za koper, moje gardło ma się świetnie. Wstąpił w progi mieszkania mężczyzny, odruchowo łypiąc oczami w górę, by ocenić odległość między swoją głową, a sufitem. Z reguły intuicyjnie wyczuwał odległości, ale odrobina upewniania się jeszcze nikomu nie zaszkodziła. – Ach, ponoszę za to większą część odpowiedzialności – odpowiedział machinalnie. – Powinienem zapowiedzieć się znacznie wcześniej, na swoje usprawiedliwienie mam tylko tyle, że ostatnie dni były stosunkowo… trudne. Nawiasem mówiąc, jestem z wydziału kryminalnego, ale nie chciałem tego mówić przed pańskimi drzwiami, żeby przypadkiem sąsiedzi czegoś opacznie nie zrozumieli. Och, i nie zamierzam panu wykradać zapasów herbaty, bez obaw. W końcu mógł pełnoprawnie wyświetlić swoją legitymację, woląc całkowicie upewnić gospodarza domu o swojej prawdomówności. Po mieszkaniu rozglądał się raczej niewiele, chociaż czystym odruchem zapamiętywał ważniejsze dla siebie elementy w stylu liczby okien, czy ogólnego rozkładu mebli. Spaczenie zawodowe, nawet niespecjalnie z tym walczył. Głównie jednak wzrok utrzymywał na wysokości twarzy mężczyzny, obserwując spokojnie jego krzątaninę. – Tajne przez poufne – powtórzył mimowolnie, zajmując w tym czasie miejsce na krześle. – Podejrzewam, że można tak to ująć. Zapewne wpierw powinienem pana poinformować, że za kilkanaście minut oficjalnie znajdę się na urlopie zdrowotnym, który z założenia ma trwać minimum trzy tygodnie. Tak więc nie ma pan żadnego obowiązku, by w czymkolwiek mi pomagać. Nie wątpię jednak, że słyszał pan o ostatnich... dość głośnych w przestrzeni medialnej zabójstwach? Zanim przejdę do sedna sprawy, chciałbym wiedzieć, na ile dobrze pan się w nich orientuje, chociaż same tego rodzaju pytanie są już pewną wskazówką odnośnie... prośby, z którą przychodzę. Siedział teraz sztywno wyprostowany, z rękami swobodnie złożonymi na prawym udzie, obserwując łowcę już znacznie uważniej. Nie wiedział, czego może się spodziewać po Hawkinsie, jak na razie zdawał się on być stosunkowo nieprzewidywalny, jednak ciężko oceniać człowieka po zaledwie kilkunastu minutach.
_________________
You know I'm not a saint but I can make you pray So get down on your knees, give me a reason I should stay(c)
Wanna wrestle with me baby, here's a sneak little peak You can dominate the game 'cause i'm tough(c)
MaleficarOpportunist Seme
Data przyłączenia : 20/05/2017 Liczba postów : 523
Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce. Wiek : 32
Temat: Re: Dreamcatcher Czw Sie 20, 2020 6:51 pm
Słysząc o swoim uniformie nieco szybciej i głośniej wypuścił powietrze nosem w namiastce parsknięcia. - Tak? Ah, no faktycznie. Cośtam kiedyś od was z biura dostałem i leży do dzisiaj na dnie szafy. Dotąd jak mnie wzywali i pojawiałem się w cywilu, to wkręcałem, że pies mi zjadł i po piątym razie już przestali pytać. Okropny materiał, cały się w nim poce i nie pasuje mi do oczu. - Zatrzepotał rzęsami. - Zwłaszcza, że nie potrzebuje go, bo nie pracuje w terenie. Zwykle. Po ostatnim słowie zmrużył lekko oczy, spoglądając na umundurowanego aspiranta podejrzliwe. Gość wyglądał groźnie i na kilometr śmierdział bieganiem po mieście, zwłaszcza, że na jego legitymacji mignęła nazwa “Łapiduchy”, a ta brzmiała jak jeden z tytułów grup do zadań specjalnych, ścigających swoich starszych kolegów po fachu, którzy dawno już stracili rozum. ...albo nigdy go nie mieli. Swoją drogą Verne zawsze widział w tym smutną samospełniającą się przepowiednie. Młodzi adepci wybierający ten kierunek pracy, zwykle o profilu praworządnym dobrym, są latami atakowani wizerunkami świrów zniszczonych przez bardzo podobny fach i okazjonalnie narkotyki pomagające tak po prostu najzwyczajniej zasnąć, i koniec końców praktycznie każdy kończy dokładnie tak samo, bo te bzdury wygadywane jak w gorączce przez zakuwanych zbiegów zawsze zostają gdzieś w tyłu głowy. W końcu tamci są tacy sami wiedzą i przeżyli więcej, rozumieją młodych adeptów bardziej niż ich Przewodnicy, którzy po jakiś idiotycznych kursach starają się robić za wszystkowiedzących mentorów. W końcu potrzeba niezależności wygrywa i uciekają, ukrywają się, zarabiają kupę kasy i na koniec lądują przygnieceni do asfaltu przez nową drużynę pełnych zapału i wiary w słuszność swoich decyzji… Łapiduchów. I koło się zamyka. I Verne był więcej niż pewien, że też tak skończy. ....Co również było po prostu kolejną samospełniającą się przepowiednią. Nie pozwalał sobie na zbytnie zatopienie w przemyśleniach, bo jego kompan właśnie był w trakcie rozwijania najważniejszego tematu, z jakim tu przyszedł. I gospodarz faktycznie był mu wdzięczny za nie mówienie publicznie o wydziale, z którego przyszedł, ale na to bez przerywania wypowiedzi odpowiedział ledwie uśmiechem. W tym czasie zaparzacz lekko piknął i wysunął dwa pełne parującego wrzątku kubki. Verne przesunął jeden naprzeciw swojego gościa, a drugi zgarnął dla siebie, po czym kliknięciem w kolejny ledowy znacznik na dotykowym blacie wysunął z kieszonki na środku stołu szufladkę z podpisanymi i starannie posegregowanymi torebeczkami herbaty, podzielonymi prawie pedantycznie na orientalne, owocowe i ziołowe. To było chyba jedyne (prócz pulpitu komputera) fizycznie uporządkowane miejsce w tym domu, przy okazji zdradzające nieco zboczenie gospodarza. - Wiem chyba dokładnie tyle samo co opinia publiczna - zaczął, rezygnując z błazeńskiego tonu na ten nieco poważniejszy i profesjonalny, przy okazji sięgając o torebkę z napisem “Mango&Marakuja” i wrzucając ją do wody, kiedy na boku kubka cyfry oznaczające temperaturę spadły do siedemdziesięciu pięciu stopni. - Czyli, iż ze skrawków nędznego modus operandi wiadomo, że Kwiatowy Morderca, jakkolwiek idiotycznie to nie brzmi, zostawia na miejscu zbrodni kwiaty roślin w wazonikach z oczodołów swoich ofiar i najpewniej zabiera ich oczy ze sobą - dlaczego nie znaleziono jeszcze powodu. Ponad to ostatnia ofiara ponoć zgłaszała na policji jakieś powtarzające się napaści w Astralu i dwa tygodnie po tym już nie żyła, więc badają czy reszta miała podobną historię i w czym te konkretne ataki różniły się od typowych codziennych napaści i nękań. Mmm… No i są jeszcze tortury poprzedzające morderstwo! - Zauważył, na moment oblizując łyżeczkę, którą mieszał posłodzony wywar. - Ale tutaj nie wchodzili w szczegóły więc zdaje się na Pańską wiedzę. Delikatnie wzruszył ramionami i odłożył niewielki sztuciec na blat. - To mało, zdaje sobie sprawę. Internet nie przechwytuje nawet połowy zawartości waszych raportów odkąd zabezpieczyliście sobie Chmurę danych po ostatnim wycieku sprzed dwóch lat, ale jedynie tym dysponuję. I zastanawiam się co pchnęło mojego gościa do pracoholizmu tak wielkiego, że porzucił słodki odpoczynek na rzecz walki o lepsze i bezpieczniejsze jutro. Czyżby sprawa była bardziej osobista? - Na powrót pochylił się mocniej, unosząc kubek bliżej ust i dmuchając na niego, w tym samym czasie zerkając na mundurowego przenikliwym spojrzeniem. W istocie właśnie bezczelnie korzystał z tego, że Hiacynt nie miał w rękach ani jednego paragrafu, którym mógłby zalepić mu usta i oddalić zadawane pytania - w końcu przyszedł tu w mundurze, ale jakby nie patrzeć czysto prywatnie. I Verne musiał przyznać, że to była naprawdę miła odmiana, kiedy mógł sobie pozwolić na dociekanie w czym dokładnie będzie pomagał, zamiast słyszeć, że to nie jego sprawa, ma zawrzeć gębę i po prostu działać.
_________________
ZhoraChameleon
Data przyłączenia : 28/03/2020 Liczba postów : 22 Cytat : I hate to play these games but you’re driving me insane
Temat: Re: Dreamcatcher Sob Sie 22, 2020 6:36 pm
Przekrzywił lekko głowę na bok, wpatrując się w mężczyznę wzrokiem wypełnionym… niemą krytyką? Starannie ukrytą za pozorną obojętnością. Jakby nie było, mundur był istotny w ich zawodzie. Co prawda spora część łowców miała w stosunku co do służbowego ubioru bardzo luźne podejście, ale Hiacynt był służbistą. Może nie ekstremalnym, ale zasady sporo dla niego znaczyły i podejmowanie decyzji mogących doprowadzić do ich złamania było dla niego trudne – Nader oryginalna wymówka. Jestem jednak pewien, że już ją gdzieś słyszałem. Gdzieś tak z ponad dwadzieścia lat temu, w liceum – rzucił, zachowując przy tym w pełni uprzejmy wyraz twarzy, a w głosie nie pojawiła się nawet nuta kpiny. Zupełnie, jakby rzucał ten komentarz całkowicie poważnie, bez żadnego kryjącego się za nim przytyku. – Mam jednak wrażenie, że mundur z założenia pasuje do każdego koloru oczu, acz to z pewnością kwestia wewnętrznej estetyki. Nie miał najmniejszego pojęcia, dlaczego w ogóle podejmował ten temat. Być może neuronalne efekty pogoni za króliczkiem się go trzymały. Ewentualnie był to efekt ogólnego zmęczenia. Tak czy owak, średnio mu się to podobało, z reguły nie komentował jakoś specjalnie stylu bycia innych osób. Tym bardziej, jeśli sam przychodził z jakąś prośbą, aczkolwiek wątpił, by odrobina przytyku miała jakoś specjalnie zniechęcić Vernego. Na razie mógł się tylko domyślać, jaki typ wrażenia robił na Hawkinsie, bo niewątpliwie członkowie drużyn specjalnych przeznaczonych do neutralizowania zagrożenia związanego z niestabilnymi łowcami snów wzbudzali czasem ambiwalentne odczucia, a to na jego legitymacji musiało się rzucać w oczy. Nawet jeśli pracował głównie jako przewodnik. Lekkim kiwnięciem głowy podziękował za wrzątek, a następnie obiegł spojrzeniem uporządkowane torebki z herbatą. No cóż… wybrał jedną na chybił trafił, bo generalnie nie roiło mu to specjalnej różnicy, chociaż ich wręcz pedantyczne rozłożenie zachęcało do eksperymentów. Schował kubek w dłoniach, a następnie ponownie skupił się całkowicie na słowach swojego rozmówcy, nawet na chwilę nie rozluźniając wyprostowanych pleców. Nie był spięty, ale daleko mu było do przyjęcia luzackiej postawy. Miał wrażenie, że pomimo swojego swobodnego stylu bycia (pozory, czy fakt, oto jest pytanie) Verne potrafił być równie dobrym obserwatorem co dzikie zwierzę. „I zastanawiam się co pchnęło mojego gościa do pracoholizmu tak wielkiego, że porzucił słodki odpoczynek na rzecz walki o lepsze i bezpieczniejsze jutro. Czyżby sprawa była bardziej osobista?” Kąciki warg ponownie wygięły się w nieco krzywym uśmiechu, co raczej nie dodawało mu uroku. Cóż, z całą pewnością łowca snów nie był głupi. Nie, żeby wcześniej myślał inaczej, ale pomijając fakt poprawnej dedukcji, to naprawdę był dobrze poinformowany. Natomiast nieszczęsny wyciek danych sprzed dwóch lat do dziś był solą w oku wszystkich mundurowych, niemniej Levittoux zastanawiał się, czy wzmocnione zabezpieczenia faktycznie były aż taką przeszkodą dla łowcy. –Pierwsze morderstwo popełnione przez… Kwiatowego Mordercę, jak to go nazywają media, było sześć miesięcy temu. A przynajmniej w DFZ, bo ciężko jest zebrać jakiekolwiek dane z DDZ. Problem leży w tym, że od razu zaczął z wysokiego c, co oznacza, że albo bardzo długo to planował albo zaczął ćwiczyć już wcześniej, niemniej żadna sprawa zabójstw z DFZ nie pasuje do schematu, a wysłanie kogokolwiek do DDZ w celu zbierania informacji… cóż, wszyscy wiemy, jak wygląda. Zresztą, na ten moment wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z parą morderców, jeden odpowiedzialny jest za dręczenie ofiary podczas snu, co powoduje wysoki wzrost aktywności części współczulnej AUN, a drugi za tortury i morderstwo fizyczne. Jedna osoba nie ma szans, by tego dokonać, chyba że podłącza się do świata snów blisko domu ofiary, a to… jest nader trudne logistycznie. Na ten moment opcja, że dokonuje tego jakaś grupa została wykluczona, siła nacisku ostrza, sposób zadawanie obrażeń i precyzja ruchów jest nieprzyjemnie identyczna. Proces wycinania gałki ocznej i wypełniania jej białą różą następuje jeszcze wtedy, gdy ofiara jest żywa, same tortury trwają zapewne około godziny, na koniec ciało zawsze zostaje całe zszyte i umyte. Nie muszę nawet mówić, jak wiele zabawy mają z tym profilerzy policyjni. To, co jest najbardziej problematyczne w tej sytuacji, to fakt, że tutaj ciężko mówić o konkretnym doborze ofiar. Mamy tu cały przekrój pod względem płci, koloru skóry, światopoglądu, orientacji seksualnej, czy podejmowanej pracy – Policjant przedstawiał fakty suchym, niemalże monotonnym głosem, chociaż miarodajne stukanie jednym palcem o kubek mogło świadczyć o pewnym dyskomforcie. – Pomijając już fakt kompletnego braku śladów. Mówię to głównie dlatego, że chcę, żeby miał pan pełen obraz tej sytuacji, ponieważ poniekąd ma pan rację mówiąc, że kierują mną osobiste pobudki. Jestem przewodnikiem, który sporo pracuje w terenie, a do tego należę do jednego z zespołów, który określa się potocznie jako „Łapiduchy”. Przeszkoliłem sporo łowców i jak dotąd na ani jednego z nich nie musiałem polować. Niemniej traciłem już partnerów i partnerki z pracy, bo wszyscy wiemy, jak potrafi to wszystko wyglądać. To rzadkie, ale się zdarza. Przez cały okres swojej służby nigdy nie dostałem przymusowego urlopu, co jest stosunkowo rzadkie, niezależnie od tego, jak stabilny jest przewodnik. Cóż, w gruncie rzeczy słowo "nigdy" jest teraz hiperbolą, biorąc pod uwagę fakt, że moje najbliższe trzy tygodnie bez munduru nie do końca są moją własną decyzją. Przerwał na chwilę, zastanawiając się, jak dalej kontynuować tą wypowiedź. – Kilka dni temu goniłem za króliczkiem o parę chwil za długo, dlatego obniżyły się moje wyniki w testach neuronalnych, a także ogólna kondycja fizyczna – Wskazał palcem na wciąż zaczerwienione oko, które co prawda w praktyce było wszczepem. – Natomiast wczoraj wczesnym rankiem, gdy mój stan w końcu był w miarę przyzwoity, pojechałem po swoją podopieczną, żeby zawieść ją na testy kontrolne. Miała szansę zajść naprawdę wysoko jako łowca snów... ale jak wspomniałem na początku, Kwiatowy Morderca ma naprawdę szeroki zakres ofiar. Poprosiłem o przydział do sprawy, ale nikt racjonalny nie wydałby mi jej. A przynajmniej nie w sposób oficjalny. I w ten oto sposób znajduję się tutaj. Bo bez potrafiącego myśleć w sposób niekonwencjonalny łowcy snów ani rusz. Rzecz jasna nie mogę panu niczego narzucić. Mogę równie dobrze wypić herbatę i wyjść, z całość da się zwalić na... wiele rzeczy, nie oszukujmy się. Zastanawiał się, czy Verne spodziewał się aż takiej bezpośredniości w postawionej sprawie. Rzecz jasna dochodziła jeszcze kwestia, co z tego mężczyzna będzie miał, ale jak na razie Hiacynt wolał dać mu czas na przetrawienie pierwszej części. Bo w sumie im dalej to pójdzie, tym prawdopodobniej gorzej.
_________________
You know I'm not a saint but I can make you pray So get down on your knees, give me a reason I should stay(c)
Wanna wrestle with me baby, here's a sneak little peak You can dominate the game 'cause i'm tough(c)
MaleficarOpportunist Seme
Data przyłączenia : 20/05/2017 Liczba postów : 523
Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce. Wiek : 32
Temat: Re: Dreamcatcher Sro Sie 26, 2020 8:30 pm
W głowie Vernego pojawiła się luźna myśl, która tylko na sekundę przykleiła się do jego neuronów i postawiła około jego dzisiejszego gościa jeden znak zapytania więcej. Dosyć swobodny, choć godny przebadania w najbliższym czasie, o ile w ogóle nadarzy się taka okazja. Łowca zastanawiał się, czy uśmiech pojawiający się na ustach gliny był krzywy przez siateczkę blizn zdobiących jego twarz, czy może to kolejny łagodny przytyk, wypowiedziany z profesjonalizmem automatycznej sekretarki telefonicznej - niby kompletnie pozbawionej humoru, a jednak rozkosznie zachęcającej do pozostawienia wiadomości. Zupełnie jak wszystkie poprzednie ironiczne wypowiedzi. Gość naprawdę budził w dwukolorowym gospodarzu całkiem sprzeczne emocje. Na szczęście mieli do obgadania ważniejszy temat niż ukryte znaczenie mimiki twarzy. Dlatego też dotąd zagapiony bezczelnie i bez zażenowania w wargi mężczyzny Koi chrząknął znacząco przywołując siebie do porządku i upił łyczka herbatki. Zdecydował póki co grzecznie wsłuchać się w pobieżny raport i co jakiś czas kiwał delikatnie głową, jakby to pomagało mu podzielić historyjkę na dobranoc na rozdziały i odpowiednio je zaszufladkować. I mógł szczerze przyznać, że nie spodziewał się ze strony rozmówcy aż takiej otwartości - zwłaszcza w kwestii osób trzecich rozporządzających jego urlopami i trudności związanych z pracą w policji. A że dla nieznajomych nie był jeszcze takim wrednym chujem, to nawet coś tak drobnego zrobiło na nim pozytywne wrażenie. Można to było zobaczyć w jego oczach, bo nawet jeśli nie patrzył na Hyacinthe‘a stricte wrogo (a na początku nawet ze strachem!), to obecnie nawet nieco mu współczuł. Ale tylko nieco. Świat był w końcu kurewsko okrutny. Po skończonej wypowiedzi pomiędzy mężczyznami zapadła przedłużającą się ciężka cisza. Verne nawet nie pił, po prostu w zamyśleniu zapętlił uwalniajace od uczucia łaskotania smyranie się za uchem w nieskończoność, jednocześnie wlepiając wzrok w coś ponad ramieniem swojego rozmówcy. Trawił to wszystko. Herbatka stygła, a on był w swojej głowie młodą, bezimienną dla niego Łowczynią Snów, którą ktoś torturował najpierw w naczyniu jej własnej głowy, a potem w ścianach jej mieszkania, teraz robiąc sobie zapewne zabawne breloczki z oczu, które były tak piękne, że na pewno niejednemu mężczyźnie zapadły w pamięć. Może nawet pewnemu konkretnemu, ale rozwlekanie się nad tym uwłaczało czystości munduru i twardym zasadom hierarchii zawodowej, dlatego policjant nie okazywał emocji. Hawkins niespiesznie zadarł głowę i przepłynął wzrokiem na antresole i swoje stanowisko do gier. Miał do wyboru dalej krążyć po dzikim zachodzie i narzekać na to, że koń laguje mu się na farmerskich ogrodzeniach i podczas picia wody zanurza łeb aż po uszy w cieczy, albo dosłownie ryzykować życie podczas drażnienia najwidoczniej pary nieuchwytnych morderców. Mogli go za to zabić. Mogli nawet zabić tego nieszczęśnika siedzącego teraz w jego domu. Ale z drugiej strony… Mogliby ich zabić i tak, prędzej czy później - kto wie, na którego przyszłaby kolej w śmiertelnej ruletce? Chociaż z drugiej strony mieszkańców Ditroit, a zwłaszcza obu jego części było naprawdę dużo, a oni skuszeni byli każdym życiem. Można więc było siedzieć na grzędzie z założonymi rękoma i modlić o bycie niewidzialnym i tu, i w Astralu, albo walić to wszystko w pysk i ruszyć w przygodę, w której będzie się na pewno wciąż modliło, ale przy okazji jeszcze strzelało. Ale lubił swoje życie i swój spokój… Ale nudził się też niesamowicie, zwłaszcza ostatnio… Ale miał umowy z niezależnymi twórcami gier z deadlinem na najbliższe tygodnie, za których zawalenie mógłby dostać mandat… Ale ponoć za rozwiązane spraw, zwłaszcza tak głośnych, w detektywów sypią hajsem i ogólnospołecznymi podziękowaniami… Ale przecież pracowali na nielegalu i w sumie chuja ostatecznie mogą zobaczyć, a nie medale i sztaby złota… Westchnął głośniej, przymykając oczy i otworzył je po chwili widocznie podwójnie bardziej zmęczone, dopiero w takim stanie przenosząc je na Pana Roślinkę. - A obiecuje Pan, że nie da im mnie pociąć tak jak siebie? - Zapytał niby śmiertelnie poważnie, ale jednocześnie zjawiskowo idiotycznie. Na tyle, że nawet to nagłe zmęczenie i… Dość zrozumiały stres o swoje życie i zdrowie nie zakrył nikłego uśmiechu, który zatańczył na jego ustach. Jego herbatka miała już pięćdziesiąt cztery stopnie.
_________________
ZhoraChameleon
Data przyłączenia : 28/03/2020 Liczba postów : 22 Cytat : I hate to play these games but you’re driving me insane
Temat: Re: Dreamcatcher Czw Wrz 03, 2020 11:20 pm
Przekrzywił delikatnie głowę na bok, w milczeniu wpatrując się w łowcę snów neutralnym wzrokiem, pozwalając mu spokojnie przyswoić ten nagły tok natłok informacji. Prawdę powiedziawszy, nie lubił od razu wykładać większości swoich kart na stół, ale tutaj zasady gry były zbyt płynne, by ryzykować zatajanie pewnych kwestii. Nie mógł sobie pozwolić na to, by w ich ewentualnej współpracy pojawiła się rysa związana z niedopowiedzeniami. Zresztą, nie miał specjalnie z czym się kryć aż tak bardzo, biorąc pod uwagę, że komendant faktycznie postanowił przymknąć oko na jego nieautoryzowane działania. Poza tym nie lubił, gdy ktoś miał możliwość użycia karty pułapki pod tytułem: „aha, nie powiedziałeś mi, więc…”. To nie miała być łatwa sprawa. Raczej niewdzięczna, niebezpieczna i z raczej niskimi profitami, chociaż to ostatnie mogło różnie się rozwinąć. Jego do tego typu nadprogramowej pracy przymuszało wewnętrzne poczucie sprawiedliwości, natomiast nie był pewien co do tego, jakie motywy mogą kierować Hawkinsem. Sprawiał wrażenie ekscentrycznego, ale wbrew pozorom to nie było czymś specjalnie rzadko widywanym wśród łowców snów. Częste kontakty z psychiką innych ludzi, nachodzenie się emocji, zjawisko przeniesienia… po przejrzeniu jego danych wydawał się być najbardziej odpowiedni do tego typu akcji, jednak co dokładnie działo się w głowie tego mężczyzny… cóż, Hiacynt jeszcze tego nie wiedział. Potarł delikatnie prawą powiekę, próbując zniwelować swędzenie wszczepu. W dalszym ciągu był nieco naruszony, ale przynajmniej mógł z niego z powrotem korzystać. Zresztą, ogólnie miał sporo szczęścia, że pogoń za króliczkiem skończyła się tylko na tak w gruncie rzeczy drobnych problemach. Jakby nie było, mogło być znacznie gorzej. Niemniej rzecz jasna i tak nie żałował swojej decyzji. Tak samo jak nie zamierzał żałować faktu, że zabiera się za tą sprawę na swoim teoretycznym urlopie zdrowotnym. Ten morderca już zdecydowanie za długo panoszy się po mieście, a profilerzy śledczy rozkładają ręce, budując coraz to nowe hipotezy. Nie, żeby uważał, że nikt inny nie da rady rozwiązać tej sprawy, może w międzyczasie pojawią się nowe tropy… a on tymczasem postara się podążyć tymi, które nieco przekraczają granice prawa. Niespecjalnie go to cieszyło, tego typu elastyczność poglądów rzadko kiedy u niego się ujawniała, ale czasem trzeba odstawić swoje dobre samopoczucie na bok i zrobić to, co słuszne, nawet jeśli nieprzyjemne. „A obiecuje Pan, że nie da im mnie pociąć tak jak siebie?”. No proszę. Co za oryginalne poczucie humory. Hiacynt poczuł, jak jego usta ponownie wyginają się w krzywym, nieco cierpkim uśmiechu, jednak bez wątpienia szczerym. Napięcie mięśni jarzmowym podciągnęło kąciki warg w górę, napinając biegnącą przez nie bliznę, co dodało jego uśmiechowi jeszcze większego wykrzywienia. Z kolei napięty mięsień okrężny oka sprawił, że w kącikach niebieskich ślepi pojawiły się drobne zmarszczki. – Słowo skauta, panie Hawkins – powiedział, a nuta rozbawienia zawibrowała w jego głosie. – Zresztą zawsze staram się, by moi partnerzy wychodzili z akcji bez szwanku, stąd ich aż tyle, jeśli ich ilość pana nurtuje. Hmh, bezpośredniości nie w sposób było mu odmówić, ale może to dobrze. Jest szansa, że będą się niezgorzej uzupełniali w takim razie. – Czy to pytanie oznacza w takim razie pańską zgodę na zaangażowanie się w tą sprawę? – Przeszedł do sedna, ponownie wypowiadając się całkowicie neutralnym głosem. – Nie mogę zaoferować nic pewnego w zamian, ale chociaż akcja jest… nieautoryzowana, to nie oznacza, że w razie sukcesu nic się panu nie dostanie. Zresztą jeśli się nie mylę, to łowcy nagród również pracują już dość intensywnie, chociaż zarówno policja jak i wojsko patrzą się na nich raczej spode łba. Generalnie… nawet on sam nie był pewien, jak to wszystko może się kończyć. Rząd zaczynał się robić nerwowy, chociaż to było raczej mało powiedziane. Biorąc pod uwagę, że media coraz bardziej rozdmuchiwały sprawę, to nastroje tłumu zaczynały być… hm, kłopotliwe, jeśli tak to można ująć. – Nie będę też zaprzeczał, że chciałbym, żeby przyjrzał się pan śladom w Astralu tak szybko, jak to możliwe… biorąc pod uwagę fakt, jak szybko potrafią znikać – powiedział, ponownie skupiając wzrok na twarzy łowcy. – Acz najpierw... pewnie powinienem wpierw zapytać o wszelkie pytania, które pewnie teraz krążą panu po głowie. Kolejny delikatnie krzywy uśmiech. Dzień dobroci dla zwierząt, chociaż Verne jeszcze nie wiedział, że mimika twarzy Hiacynta z reguły jest ograniczona do uprzejmego, acz zdystansowanego zainteresowania słowami drugiej osoby.
_________________
You know I'm not a saint but I can make you pray So get down on your knees, give me a reason I should stay(c)
Wanna wrestle with me baby, here's a sneak little peak You can dominate the game 'cause i'm tough(c)
MaleficarOpportunist Seme
Data przyłączenia : 20/05/2017 Liczba postów : 523
Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce. Wiek : 32
Temat: Re: Dreamcatcher Sob Wrz 12, 2020 9:30 am
Czy to mu wystarczyło? Słowo nieznajomego gliny, który stracił już jedno życie dobrze zapowiadającej się członkini społeczeństwa? Problem w tym, że nie wiadomym było czy to było TYLKO czy AŻ to jedno życie. Z drugiej strony to jedno potknięcie w życiu człowieka honoru od razu wyostrza jego zmysły i nakłania do starania się kilkaset procent mocniej, z tym, że tym razem mając tak jakby pod opieką Vernego. Choć "opieka" ta bardzo mocno zależna była od rzeczywistości, w której się znajdowali. Koi wypił większość herbaty zanim jej temperatura na wyświetlaczu sięgnęła pięćdziesięciu stopni i odstawił ją niepotrzebnie hałaśliwie na niewinny blat. Z werwą i motywacją. - A, jebać to. Oznacza. Idę. I zgodnie z darowanym słowem sugeruję bardzo o mnie dbać i często podlewać, bo drugiego takiego idioty Pan nie znajdzie. - Subtelnie pogroził mu palcem dłoni dzierżącej kubek, którego nie potrafił puścić. Choć w obecnej chwili, przy podejmowaniu decyzji pośrednio tyczących się jego życia lub śmierci żałował nieco, że nie nalał tam niczego mocniejszego. Czegoś z większym… Prądem. W końcu nawet na obrzeżach miasta takich jak to, w którym obaj właśnie się znajdowali, gdzie za krzywe spojrzenie w sklepie można zarobić kopniaka laserem albo kosę między żebra, ludzie jednak drżeli na myśl o niebezpieczeństwie, które nie odpuszcza w żadnym ze światów. O potworze, który ścigał ich będzie po same wrota piekła, a dla łowców oznaczał możliwość wpadnięcia w pułapkę bez wyjścia w rzeczywistości, w której czas można dowolnie rozciągnąć do odczuwania setek lat agonii… Męcząc mózg tak długo, aż to ciało uzna, że dłużej już nie wytrzyma. I wtedy następuje wylogowanie z serwera… Upiorne. To prawda. Gorsze niż śmierć. Psychologiczny rollercoaster, który nawet jeśli wypuści ofiarę żywą, to i tak pozostawia bez szans na normalność. Psychozy, mylenie rzeczywistości ze snem, chroniczna bezsenność, nerwica, rozdwojenie jaźni, apatia… A nawet śmierć z wycieńczenia. Lista była długa, a obejmowała skutki "tylko" ataków pojebów zajeżdżająych ludzi w snach z nudów albo za pieniądze. Wprawdzie na szczęście nie ma ich zbyt wielu i policja relatywnie szybko namierza ich i neutralizuje wszczepami, i ogranicznikami, ale tego jednego, mistrza nad mistrzami, który katuje ludzi dwa razy pod rząd jak na złość wciąż mijają o krok… I teraz Verne miał go szukać. Zaryzykować z "jebać to" na ustach i ruszyć na wojnę. W przypuszczalnie równej ilości sił. Dwóch na dwóch. Naprawdę był idiotą i trzeba będzie go mocno podlewać. Koi wykorzystując rozpęd darowany mu przez nagły przypływ motywacji i darowanej mu przy tym adrenaliny, kiwnął mocniej głową i oblizał górną wargę z posmaku lepiej herbaty. - Jasne, nie mam żadnych planów, mogę pojawić się nawet po śniadaniu. Z tym, że sam nie mam sprzętu do przejść, a raczej wątpię, by wpuścili nas pod jakimś głupim pretekstem do sali w pańskiej komendzie - zapytał zaskakująco rzeczowo i przytomnie jak na niego. W końcu o ile sam nie potrzebował żadnego żelastwa do podróżowania, o tyle jeśli miał brać pasażera, to potrzebowali specjalnej maszyny do dostrajania fal mózgowych, pozwalających im znaleźć się w tym samym Pałacu Snów, skąd Verne będzie mógł go odebrać, a potem podążyć za śladami z niedawnego miejsca zbrodni. Na szczęście za dobrze by było, gdyby zachowywał się jak dorosły przez dłużej niż dwie minuty, więc moment po tym pytaniu lekko pokręcił głową, na tyle szybko, by zburzyć kolorową czuprynę - W ogóle możemy przejść na Ty? Denerwuje mnie to Paniusiowanie. - Zdecydowanie wyciągnął w jego stronę dłoń, nieco ponad blatem. - Już się zgodziłem, możemy przestać z formalnościami, wystarczająco się ich pewnie naczytam w policyjnych raportach.
_________________
ZhoraChameleon
Data przyłączenia : 28/03/2020 Liczba postów : 22 Cytat : I hate to play these games but you’re driving me insane
Temat: Re: Dreamcatcher Sob Lut 20, 2021 12:54 am
Spięte mięśnie policjanta w końcu rozluźniły się nieco. Chociaż tak naprawdę wjazd pod górkę dopiero się zaczynał, to przynajmniej miał już pewność, że nie siedzi w tym porypanym bałaganie sam. Zdawał sobie sprawę, że w gruncie rzeczy prosił o naprawdę wiele kompletnie nieznaną sobie osobę, z którą jedyną nicią porozumienia była służba mundurowa (choć na zupełnie różnych zasadach), ale nie robiłby tego, gdyby nie naprawdę nie zachodziła taka konieczność. Przynajmniej jego lekkiego zakłopotania nie było widać dzięki twarzy nawykłej do wyrażania uprzejmego, acz neutralnego zainteresowania rozmówcą (ze starannym pominięciem własnych odczuć). – Dziękuję – Jakkolwiek podszyta ironicznym żartem wypowiedź Vernego nie byłaby, to jednak zgodził się na niewątpliwe szaleństwo, a Hiacynt to doceniał. – I zapewniam, że wierzę w pańskie wysokie zdolności intelektualne, niski instynkt samozachowawczy i skłonności autodestrukcyjne wbrew pozorom często idą z nimi w parze. Ponownie zdanie, niby zawierające starannie zawoalowany przytyk, zostało wypowiedziane idealnie neutralnym tonem, bez najmniejszego śladu kpiny. Początkowo ciężko było przejrzeć, kiedy mężczyzna faktycznie wypowiadał jakieś drobne złośliwości, a kiedy był równie ponuro poważny co grabarz. – Hmh, o której jada pan śniadanie? O czternastej? Piętnastej? Chyba że należy pan do rannych ptaszków, ale z doświadczenia wiem, że to raczej rzadkość wśród łowców snów, jeśli nie pracują codziennie na komendzie – Spotykał i takich łowców, którzy kładli się o dziesiątej rano i wstawali o dwudziestej, a nie był pewien, jaki był normalny rytm dobowy Vernego. Odpukać, posiadał odpowiedni sprzęt do wchodzenia w świat snów u siebie. Jako autoryzowany przewodnik z doświadczeniem, a także członek „Łapiduchów” miał odpowiednie pozwolenia, chociaż raczej nie wspominał o tym na prawo i lewo, ponieważ akurat tutaj znajomości trochę się przydały. A po co mu to było? Czas przebywania w astralu był ściśle określony przez "kryteria służbowe", ale niekiedy dla pewnych spraw trzeba było naginać te zasady, a nie tylko on w swojej robocie cierpiał na pracoholizm. – Faktycznie, chyba można porzucić już tytulaturę – Uścisnął dłoń Vernego z charakterystyczną dla siebie siłą, chociaż definitywnie starał się nie przesadzić. – Posiadam potrzebny sprzęt u siebie w mieszkaniu. Legalny, z odpowiednimi certyfikatami, więc nie ma potrzeby martwienia się o skradanie się między pokojami na komendzie, co i tak pewnie niewiele by dało. Więc, pa... Verne, czy w takim razie pasuje ci wczesny wieczór, przykładowo o siedemnastej? Wolałbym, żebyś miał czas odpocząć, a także jeszcze przemyśleć sprawę, bo gdy już zaczniemy, to może się okazać, że wycofanie się będzie trudne. Herbata ostygła, jednak Hiacynt nie wyglądał, jakby specjalnie się tym przejmował. Upił zaledwie kilka łyków, zresztą przez większość rozmowy siedział prawie że nieruchomo, nie licząc drobnych gestów. Ogółem zarówno jego ekspresja mimiczna jak i gestykulacja były przez całą rozmowę dość oszczędne, ale nie tyle wynikało to z dyskomfortu, co raczej jego przyzwyczajeń, o ile tak to można nazwać. I chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, że tekst o sprzęcie w mieszkaniu brzmiał trochę jak zdanie z gatunku "hej, mam małe kotki w piwnicy". Do pewnych rzeczy czasem podchodził nieco zbyt praktycznie.
_________________
You know I'm not a saint but I can make you pray So get down on your knees, give me a reason I should stay(c)
Wanna wrestle with me baby, here's a sneak little peak You can dominate the game 'cause i'm tough(c)