|
| Autor | Wiadomość |
---|
7.Don't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 28/05/2017 Liczba postów : 258 Cytat : Oh! Despicable me. Wiek : 33
| Temat: Żyję po to, aby walczyć Sro Lip 05, 2017 11:28 pm | |
| Vivere militare est ________________________________ Rok 2237, świat zaliczył trzecią wojnę światową, po której zasoby ludzkie zostały znacznie ograniczone, a wszelki rozwój zatrzymał się na dobre dziesiątki lat, by po tym czasie odebrać znów Ziemię Matce Naturze z jeszcze większym rozmachem, siłą i szybkością niż kiedykolwiek wcześniej. Prace nad rozwojem technologii dotychczas utrzymywane w najgłębszej tajemnicy wreszcie ujrzały światło dzienne, więc miasta w błyskawicznym tempie pokrywają się betonem, tworzywami sztucznymi, szkłem, powietrznymi tunelami i miliardem świateł i neonów. Wszystko jest zautomatyzowane, a każdy krok pilnie śledzony przez setki kamer. Los każdego określany jest w momencie narodzin ze względu na pozycję i status, by zapewnić społeczeństwu optymalne zapotrzebowanie w każdej dziedzinie. Y miał na tyle szczęścia, że przyszedł na świat w bogatej rodzinie, więc ścieżka jego kariery od początku jaśniała niczym słońce na nieboskłonie. Ukończył szkołę wojskową i trafił do wojska z prawdziwego zdarzenia. Wojsko stało się instytucją ważniejszą od jakiegokolwiek rządu czy kościoła. Wszelkie środki idą na rozwój broni, szkoleń, żołnierzy. Każda jednostka poddawana jest szeregom badań i wyzwań. Bardziej zasłużeni - kapitanowie, generałowie, w małej części przypominają ludzi. Niejednokrotnie odniesione rany stają się polem do popisu dla naukowców, którzy robią co mogą, by zwiększyć ich siłę, wytrzymałość i wydłużyć życie, nawet kosztem emocji i grzebania im w głowach. Zdarzają się sztuczne, w pełni zautomatyzowane części ciała czy drobne elementy, ale coś kosztem czegoś - tacy ludzie skupieni są jedynie na celu. Są nieprzewidywalni i niebezpieczni, niezwykle brutalni w swoich działaniach, niezdolni do ludzkich reakcji czy uczuć. Pod skrzydła jednego z takich kapitanów (X), o którym krążą w jednostce przerażające legendy (zastrzelił rekruta podczas apelu, odciął palce żołnierzowi, który źle trzymał broń, przez trzy noce z rzędu kazał biegać w pełnym umundurowaniu i z pełnym ekwipunkiem nowemu, który trzeciej nocy zmarł z wycieńczenia) którego immunitet, umiejętności i zasługi dla kraju pozostawiają absolutnie bezkarnym trafia młody Y, który według X w ogóle nie nadaje się na żołnierza. Jest za ładny i za delikatny i niestety przeleciał go na przepustce, a teraz okazało się na dodatek, że jest synem generała, jedynej osoby na świecie, której X musi być choć w pewnej mierze posłuszny. Na dodatek chwilowe sukcesy ludzkości uśpiły wspomnienia poprzednich wojen i widmo kolejnej majaczy na horyzoncie nakładając na wojsko i nowych rekrutów jeszcze większą presję. ________________________________ 7. - bezlitosny kapitan. Demyan - syn generała, rekrut.
Ostatnio zmieniony przez 7. dnia Sob Wrz 02, 2017 10:06 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | 7.Don't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 28/05/2017 Liczba postów : 258 Cytat : Oh! Despicable me. Wiek : 33
| Temat: Re: Żyję po to, aby walczyć Pią Lip 07, 2017 11:54 pm | |
| ________________________________ Siergiej Aristow________________________________ It's too late to stop the setting sun38 lat | 190 cm | 98 kg | czarne włosy zaczesane na prawy bok, lewy wygolony | uszkodzone lewe oko z paskudną blizną jak u Skazy z Króla Lwa | ciemnobrązowa tęczówka • Rodzina w wojsku od dziada pradziada. • Stopień kapitana. • Perfekcyjnie wyszkolony żołnierz, którego trudno pokonać podczas starcia jeden na jeden. • Wyborowy strzelec. • Jako jeden z nielicznych nie akceptuje ulepszeń ciała, żadnej blachy nie pozwoli sobie wszczepić, dlatego zamiast sprawnej maszynki zamiast straconego oka ma paskudną bliznę. • Jedyną formę "wspomagania" jaką akceptuje, to pigułki przyspieszające regenerację organizmu. • Towarzyski, ale tylko i wyłącznie poza jednostką wojskową, podczas przepustki i w wolnym czasie. • Jeśli czegoś chce, to po prostu po to sięga, nie szczypie się i nie zastanawia. • Kurewsko wymagający dowódca. Nie znosi sprzeciwu, pizd i niesubordynacji. • Niby nikt nie wie dlaczego wszystko uchodzi mu na sucho i robi co chce nie na swoim podwórku, ale tak naprawdę to wszyscy doskonale sobie zdają sprawę, że pomimo złej renomy jest w chuj zasłużonym żołnierzem na rzecz kraju, który nie zdobył swojej sławy na plecach innych, ale sam ją sobie wywalczył. • Honorowy. Poniekąd. • Wbrew pozorom nie jest takim skurwielem, żeby zostawić kamratów na polu walki. Chodzą słuchy, że podczas wojny uratował wiele osób, które nie miały najmniejszych szans. • Wychodzi z założenia, że jeżeli ktoś przeżyje trening pod jego dowództwem, to dopiero wtedy można nazwać go prawdziwym żołnierzem, gdy przetrwa prawdziwe piekło. • Coś tam niby czytuje, jakieś książki i niby czymś się interesuje, ale nikt tak naprawdę nie wie czym. Wszakże wszyscy są przekonani, że jedynym zajęciem tego sukinsyna jest obmyślanie coraz to wymyślniejszych tortur dla rekrutów. |
| | | DemyanOpportunist Seme
Data przyłączenia : 28/06/2017 Liczba postów : 132
Cytat : I don't want to be at the mercy of my emotions. I want to use them, to enjoy them, and to dominate them.
| Temat: Re: Żyję po to, aby walczyć Sob Lip 08, 2017 6:34 am | |
| _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ Anthony (Tony) Sitwell || 20 lat || 173 cm || 75 kg || szczupła sylwetka || jasnobrązowe, wpadające w zieleń oczy || włosy: ciemny brąz, długość do łopatek, zawsze spięte || szczupła, wysportowana sylwetka || brak widocznych modyfikacji. _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ ▪ Jest synem generała Sitwella, jednego z najbardziej zasłużonych i najbardziej zmodyfikowanych ludzi jakich nosiła ziemia. ▫ Dorastał pod czujnym okiem ojca w chorej z nim relacji - z jeden strony jedyny potomek, którego trzeba wyszkolić na perfekcyjnego żołnierza, z drugiej znienawidzony bachor, którego narodziny odebrały Sitwellowi ukochaną żonę. Anthony bardzo ją przypomina. ▪ Nigdy nie mógł liczyć na pochwałę ze strony ojca - cokolwiek robi jest dla niego niewystarczające. ▫ Gdy był młodszy pakowano w niego różne eksperymentalne leki mające na celu zrobienie z niego bardziej niezawodnego żołnierza; skutki ich przyjmowania nie są znane, nie bierze ich już od paru lat. ▪ Od małego robi wszystko, by zaimponować (bezskutecznie) ojcu, dlatego obrał ścieżkę zawodowego żołnierza, na którego, zdaniem innych, kompletnie się nie nadaje ze względu na dość delikatny wygląd. ▫ Odkąd w wieku siedmiu lat rzucił, że chce zostać żołnierzem, jest szkolony w tym kierunku; rozmaite szkoły wojskowe i dodatkowe kursy to jednak nic w porównaniu ze szkoleniem u kapitana Aristowa. ▪ Mimo słabych prywatnych relacji łączących go z ojcem, ten nie pozwoli, by ktokolwiek w jakikolwiek sposób tknął jego syna. Niestety nie ma wpływu na fakt, pod czyje skrzydła trafi Tony, byle tylko nie tego skurwiela, Aristowa. ▫ Generał Sitwellowi budzi ogromne kontrowersje swoimi modyfikacjami, ale i zachowaniem. Z całą pewnością jest zasłużonym człowiekiem, ale jego postępowanie moralne budzi niejakie wątpliwości. Tylko Aristow wie, że któregoś dnia zostawił na pastwę śmierci setkę swoich żołnierzy i sam uciekł z pola walki niczym tchórz. Mimo to jest nie do tknięcia. ▪ Anthony od małego wyróżnia się niesamowicie dobrym wzrokiem i fantastycznym refleksem. Potrafi być chorobliwie opanowany i mimo niewątpliwej miłości do broni sporych gabarytów i wszelkich miotaczy oraz granatników, doskonale czuje się z lżejszym karabinem snajperskim, który staje się dla niego niczym cześć ciała. ▫ Umiejętności strzeleckie Anthony'ego są w toku, trafia do grupy snajperów, która jest najbardziej renomowaną i szanowaną grupą, a jednocześnie znienawidzoną za wszelkie dodatkowe przywileje. ▪ Wbrew wszystkiemu jest normalnym młodym człowiekiem, który uwielbia dobrą zabawę i rozrywki niekoniecznie pasujące do zawodu i statusu społecznego. W życiu prywatnym często posługuje się nazwiskiem do otwarcia niektórych drzwi, choć jeśli umawia się z mężczyznami, robi to przedstawiając się fałszywymi danymi. Sitwell oczekuje od swego jedynaka znalezienia kobiety i spłodzenia potomka dla przedłużenia znakomitego rodu; sam jest homofobem i bardzo nietolerancyjnym człowiekiem. ▫ Tony jest uparty jak osioł, albo nawet i gorzej, nie przyjmuje do wiadomości tego, że czegoś ne jest w stanie zrobić przez ograniczenia swojego ciała. ▪ Do niedawna był dość chorobliwy, a to oraz wygląd sprawiają, że nie jest brany poważnie. ▫ Bez skrępowania korzysta ze swojego uroku oraz atrakcyjności w zdobywaniu wyznaczonych celów, potrafi być przy tym nieco zbyt arogancki i pewny siebie pewien, że nawet w wojsku nazwisko Sitwell da mu fory, bez względu na to, kto go przejmie. ▪ Jest bardzo inteligentny i oczytany. ▫ Nie znosi skrępowania w jakiejkolwiek formie, wszelkie unieruchomione paraliżuje go i przeraża, dlatego unika jak może takich sytuacji, a przynajmniej do pewnego momentu. ▪ Jego znakiem rozpoznawczym są nieco dłuższe włosy; zasady dotyczące tej kwestii wyglądu nie są tak restrykcyjne jak niegdyś. ▫ Regulamin to dla niego świętość, w imię zasad byłby w stanie oddać życie. ▪ Mimo młodego wieku nie przypomina swoich rówieśników.▫ Jest dość skóry do bójek i często się w nie miesza, nawet jeśli nie ma żadnych szans. W przeciwieństwie do ojca nigdy nie wie, kiedy powinien się wycofać i odpuścić. ▪ Podziwia skrycie swego ojca, chciałby być taki jak on. Nie wie o jego karygodnym akcie tchórzostwa. ▫ Przez swoje kompleksy na tle ojca, którego zawsze mu brakowało, lgnie do starszych mężczyzn, którzy uważani są za niebezpiecznych. Ma lekkie skłonności masochistyczne i autodestrukcyjne. Jest uzależniony od sytuacji powodujących gwałtowny skok adrenaliny. ▪ Przez swój wygląd często jest ofiarą niewybrednych żartów (a nawet zachowań wykraczających poza normy nawet tych najwulgarniejszych) zwłaszcza ze strony starszych i mocno wyposzczonych żołnierzy. ▫ Na chwilę obecną nie posiada żadnych większych blizn. ▪ Pod prawym okiem ma maleńki pieprzyk, identyczny jak jego matka. |
| | | 7.Don't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 28/05/2017 Liczba postów : 258 Cytat : Oh! Despicable me. Wiek : 33
| Temat: Re: Żyję po to, aby walczyć Pon Lip 17, 2017 10:10 pm | |
| Aristow nie chodził na przepustki. Nie miał urlopów. Nie relaksował się. Nie korzystał ze SPA. Wszyscy doskonale wiedzieli, że jest tak zawziętym skurwielem, że nie będzie marnował bezcennego czasu na opierdalanie się, skoro zamiast moczyć dupsko w gorących źródłach pięciogwiazdkowego hotelu, może spokojnie trenować i doprowadzać swoje ciało do jeszcze większej perfekcji, tym samym wywołując jeszcze większe wkurwienie u pozostałych dowódców. Dlatego gdy się dowiedzieli, że TEN Aristow postanowił wybrać swoją przepustkę i wyskoczyć na miasto na szalone DWA dni, to nieomal nie pospadali ze swoich stołków. Jeden się ponoć zakrztusił, że trzeba było go ratować, inny spadł z krzesła i przywalił głową o kant biurka, kolejny niemal postrzelił się bronią, gdy ją przeładowywał. Jednym słowem potrafił zaskoczyć, choć wcale nie zamierzał. Słyszał nawet pogłoski, że zaczęli obstawiać cel jego wizyty. Oczywiście nikt nie będzie miał żadnych dowodów, by poprzeć swoją tezę, bo jakiekolwiek próby szpiegowania, Aristow zdusi w zarodku. Jeden nierozważny młokos znokautowany leżał już w pobliskim rowie, zaraz po wyjściu z jednostki. I doskonale wiedział, że chłopak odpowiadał przed tym sukinsynem Smithem, który za punkt honoru postawił sobie przydybanie Aristowa na czymś niegodziwym. Uważał w końcu, że to jego święty obywatelski obowiązek i należy coś z tym zrobić. Na całe szczęście był idiotą i wszystkie jego plany legły w gruzach. Nikt jednak nie wiedział, że Aristow jest zwykłym trollem, który miał niezły ubaw z nich wszystkich i z czystą premedytacją postanowił zrobić im wodę z mózgu. Naprawdę marzył o zobaczeniu ich min, gdy się dowiedzieli, że zdecydował się wybrać przysługujące mu wolne. Niestety nie dane było mu oznajmienie im tego prosto w twarz, ponieważ dostał cyk od informatora i musiał wyjść wcześniej niż planował, nie było czasu na zabawę z bandą idiotów. Sprawa miała zająć o wiele więcej czasu, stąd te zmarnowane dwa dni urlopu, ale jak zwykle wszystko musiało się spieprzyć i zamiast załatwić wszystko od razu, trzeba było się wycofać. W międzyczasie okazało się, że informator został wprowadzony w błąd, a szemrany transport broni będzie szedł dopiero za miesiąc. Co prawda przeważnie takie informacje przekazywał odpowiednim służbom, ale ten jeden raz miał ochotę zaszaleć i wziąć udział w tajnej akcji udaremniającej terrorystom zaopatrzenie się w broń. Nie udało się. Zły czas, złe miejsce, nie ten transport. Noc jednak była młoda, Aristow wkurwiony i nabuzowany aż po czubek głowy testosteronem, postanowił wstąpić do jakiegoś baru, napić się, posiedzieć i wrócić nad ranem, gdy trochę mu przejdzie, tak by nie wdał się w niepotrzebną bójkę z cywilami. To też mu nie było dane. Z czystym sumieniem mógł powiedzieć, że się starał. Zaczął nawet łagodnie opierdalać bandę, która napadła na jakiegoś smarkacza. Ale gdy to nie poskutkowało stwierdził, że bardzo uprzejmie im wytłumaczy dlaczego lepiej mu nie podskakiwać, jeżeli nie chcą zbierać swoich zębów z krawężnika. I tak wszystkie plany poszły się jebać, razem ze srogim wpierdolem, który spadł na tych czterech czy pięciu prostaków. Rozsmarowani na nawierzchni ciemnej uliczki typy spod ciemnej gwiazdy, obryzgani własną krwią pojękiwali i postękiwali, gdy Aristow przechodził po ich ciałach, by zbliżyć się do młodzika, który jeszcze chwilę temu stał pomiędzy nimi. - Żyjesz? – nigdy nie był rozmowny, nawet gdy chciał poderwać interesującą go partię, ale zazwyczaj wystarczał jego nieodparty urok osobisty i jako tako ciekawoprzystojna morda. |
| | | DemyanOpportunist Seme
Data przyłączenia : 28/06/2017 Liczba postów : 132
Cytat : I don't want to be at the mercy of my emotions. I want to use them, to enjoy them, and to dominate them.
| Temat: Re: Żyję po to, aby walczyć Sro Lip 19, 2017 11:16 pm | |
| Anthony liczył na to, że ostatnią noc poza jednostką spędzi w miłym i ciekawym towarzystwie jakichś kulturalnych i wykształconych mężczyzn. Rzeczywistość jednak postanowiła lekko zrewidować jego plany, bo oto okazało się, że jego wieloletni przyjaciel, Andrew Williams, ostatnim rzutem na taśmę i przy pomocy ogromnej ilości szczęścia, dostał się do tej samej elitarnej jednostki co i on. Tony nie wiedział, w którym momencie lekki rausz zmienił się w skrajne upojenie alkoholowe. Andrew zakończył wieczór w objęciach jakiegoś faceta, ale młody Sitwell nie miał zamiaru tak wcześnie kończyć dobrej zabawy. Ciężkie treningi oraz ogromna ilość nauki w ostatnim czasie sprawiły, że odrobinę się w tym wszystkim zapomniał. Nie zamierzał wdawać się w żadne awantury i bójki, ale kiedy zignorował grupkę drących się za nim, również średnio trzeźwych facetów, ci nagle znaleźli się bliżej odcinając mu drogę ucieczki. Kilka szarpnięć i wulgarnych tekstów. Ktoś go popchnął, potem ktoś objął chuchając mu w twarz zgniło-denaturatowym oddechem. Zaczął kopać i bić rękoma, ale wtedy unieruchomili mu ręce z tyłu. Wiedział, że w tej sytuacji nikt nie przejmie się jego nazwiskiem i statusem społecznym, wręcz przeciwnie, gdyby się dowiedzieli kim jest, mogłoby to wzbudzić w nich jeszcze większą niż dotychczas agresję. Zabrali mu prostu nadajnik, a ktoś próbował go rozmagnetyzować i rozbroić, by dostać się do wirtualnej waluty. — No, mały, nie spinaj się tak. Obiecujemy, że będziesz się dobrze bawił i... — Tony nie usłyszał co jeszcze, ba, nie dane mu było nawet doczekać spełnienia obietnicy, bo nagle grupa powiększyła się o jeszcze jedną osobę. Niewiele zrozumiał, nawet jeśli przekrzykiwali się nad jego uchem, bo ktoś mocno trzymał go za włosy i potrząsał jego głową. Ale nagle wszystko ucichło, a Tony ze zdumieniem stwierdził, że jego napastnicy mają poważniejsze problemy niż zastanawianie się, który pierwszy zrobi sobie użytek z jego ust. Zatoczył się lekko, gdy został popchnięty przez jednego z mężczyzn, który wciąż miał wystarczająco duży siły, by podnieść się i zacząć uciekać... Z nadajnikiem Tony'ego. Chłopak niewiele myśląc wyciągnął przed siebie nogę i podciął mężczyznę, który z głośnym przekleństwem pocałował ziemię samym czubkiem nosa. Sitwell wyciągnął mu z ręki swoje rzeczy i dopiero wtedy spojrzał na swojego wybawcę, który wyglądał jak skumulowane zło całego świata i, szczerze mówiąc, wyglądał tak, że Anthony momentalnie pożałował, że nie został w rękach tamtych. — Ech? Tak, żyję... Dzięki — powiedział ostrożnie gapiąc się na opaskę na oku mężczyzny odrobinę zbyt długo, aby mogło to być uznane za grzeczne. Oderwał wreszcie od niego wzrok i rozglądnął się niepewnie. Odrobinę wytrzeźwiał przez ostatnie kilka minut, ale ciągle pamiętał cel swojej misji- pożegnać się z wolnością zanim jego świat ograniczy się to musztry, treningów, strzelania i wstawania o wschodzie słońca. — Znasz tu jakiś dobry bar w okolicy? Nigdy tu nie byłem... Jego wygląd, drogie ubranie, delikatne dłonie i akcent świadczyły o tym, że zdecydowanie nie bywał na dole zbyt często, a już na pewno – nigdy sam. Ale żadnej ochrony w pobliżu nie było, a młodzieniec wydawał się być zdecydowany w swym postanowieniu, mimo nieprzyjemnej sytuacji sprzed chwili. Niestety nie zdawał sobie sprawy z tego, że w każdym barze w tej okolicy będzie jedynie łatwym kąskiem. Chyba że właśnie o to mu chodziło. |
| | | 7.Don't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 28/05/2017 Liczba postów : 258 Cytat : Oh! Despicable me. Wiek : 33
| Temat: Re: Żyję po to, aby walczyć Sob Lip 22, 2017 8:21 pm | |
| A Aristow? Jakby nigdy nic wyciągnął paczkę papierosów z tylnej kieszeni jeansów i zapalił papierosa jakby był na wakacjach. Zaciągnął się, delektując się smakiem i wreszcie wypuścił dym przed siebie, spoglądając w górę na niebo. Zupełnie jakby zapomniał o istnieniu chłopaka i czwórki poszkodowanych, którym obił wcześniej mordę. Miał sjestę. - Palisz? – wyciągnął w jego kierunku paczkę. Poczekał, aż wyciągnął jednego, a jeżeli się nie skusił, to po prostu schował paczkę z powrotem. To by było tyle jeżeli szło o uprzejmości z jego strony. - Chodź. – nawet nie spojrzał w kierunku chłopaka, nie musiał się oglądać, doskonale wiedział, że młody za nim pójdzie. Wyglądał trochę jak zbłąkany kociak, który do tej pory wylegiwał się na miękkich poduszkach, gdy jego właściciele całymi dniami poświęcali mu uwagę i go dopieszczali. Teraz jednak wylądował przypadkiem nie w tej okolicy co powinien i z nastroszonym futerkiem udawał groźnego kocura. Niemal uśmiechnął się rozbawiony do własnych myśli, ale nie zrobił tego. Aristow się nie uśmiechał, chyba że przyglądał się jakiemuś szczeniakowi na swoim treningu, który myślał, że jest takim wielkim chojrakiem, a gdy trafił pod jego skrzydła szybko do niego docierało, że wojsko to nie najlepszy pomysł. Tak, to były idealne chwile, by się uśmiechać; cynicznie, z premedytacją zachwycać się ich wykrzywionymi z bólu twarzami. Chociaż i o to nie było łatwo, bo zazwyczaj spoglądał na nim ze znudzeniem, tudzież obrzydzeniem. Nie znosił słabeuszy i idiotów niemal tak samo jak nie znosił rozchichotanych, słodkich sanitariuszek. Coś paskudnego. Przez całą drogę nie odezwał się ani słowem, nie obejrzał się również za siebie, miał na tyle dobry słuch by wiedzieć, że szczyl za nim podąża, w zasadzie nie miał lepszych możliwości. Bo niby mógł go zignorować i na własną rękę szukać szczęścia, ale chyba miał świadomość, że jeżeli nie pójdzie za swoim wybawicielem, to prędzej czy później z pewnością ponownie trafi na równie przyjemne towarzystwo, które bez najmniejszych sentymentów pozostawili rozsmarowane na drodze w ciemnej uliczce. I szedł uparcie za nim, trochę jak obrażone na rodziców dziecko, które chce się wybrać na te obiecane lody, ale że idą trochę później niż powinni to musi się buntować dla zasady, że nie otrzymało ich od razu, tak jak planowali. Wstąpili do zdobnej kamienicy, na której nie było najmniejszego szyldu oznaczającego lokal. Nie dało się doszukać nazwy czy przeznaczenia tego miejsca. Z racji płci chłopaka, Aristow wszedł pierwszy, nie przejmując się uprzejmością czy tym, że rzekomo powinien przepuścić go w drzwiach jeżeli byłby jego kobieta, nigdy jednak nie przejmował się takimi rzeczami, nie w stosunku do facetów. Znaleźli się w przytulnie urządzonym wnętrzu w starym stylu, pełnym antyków z ciemnego drewna, przyjemnie bijących zegarów porozwieszanych na ścianach i bab kominkowych ustawionych na zdobnych komodach. Z trudnością dało się doszukać tutaj przodującej w tych czasach technologii, była ledwie zauważalna, tak jak i właściciel krzątający się za staromodnie urządzonym barem. Starszy pan zauważył swoich klientów dopiero, gdy Aristow usiadł na jednym z wysokich krzeseł i zamówił dla nich alkohol. Nie pytał młodego o zdanie. Nie interesowało go co tamten miał do powiedzenia, był zbyt pewny siebie i przekonany o tym, że wybierze dobrze, by zawracać sobie głowę zachciankami szczyla. W rezultacie on otrzymał szkocką z lodem, a przed młodzieńcem postawiono drinka hybrydę, coś pomiędzy typowo kobiecymi, słodkimi drinkami dla grzecznych dziewczynek a czystymi, mocnymi alkoholami dla prawdziwych mężczyzn. Lepiej, by mu zasmakował.
|
| | | DemyanOpportunist Seme
Data przyłączenia : 28/06/2017 Liczba postów : 132
Cytat : I don't want to be at the mercy of my emotions. I want to use them, to enjoy them, and to dominate them.
| Temat: Re: Żyję po to, aby walczyć Pon Lip 24, 2017 5:19 pm | |
| Papieros smakował jak zakazany owoc. Anthony, przyzwyczajony do smakowych, łagodnych fajek zakaszlał krztusząc się gryzącym dymem. Jego ojciec palił podobne, nie znosił ich zapachu, ale nie wypadało odmówić swojemu wybawcy. Zresztą i tak był już niebezpiecznie blisko stanu, w którym było mu wszystko jedno. Rzucił ostatnie spojrzenie na leżących napastników, upewnił się, że odebrał wszystkie swoje rzeczy... miałby problemy, gdyby jego karta albo nadajnik znalazły się w niepowołanych rękach... ktoś ogarnięty mógłby zrobić z nich użytek w sposób, który mógłby narobić sporo zamieszania. Ruszył za mężczyzną bez większego zastanowienia. Ton jego głosu był taki, że chłopakowi nawet nie przeszło przez myśl, by mu się sprzeciwić, zresztą i tak nie miał lepszych opcji. Nie chciał tu zostawać sam, a nieznajomy gwarantował względne bezpieczeństwo, przynajmniej w założeniu, że nie sprowadzi go do jakiejś taniej speluny i sam nie wykorzysta. Ale w tym momencie beztroska Tony'ego sięgała wyżyn. Ostatnia noc poza jednostką; miał zamiar wykorzystać ją maksymalnie. Maksymalnie, powtórzył w myślach obrzucając rosłą sylwetkę mężczyzny pełnym podziwu spojrzeniem. Wypalił papierosa zanim doszli do lokalu. Sitwell na widok tego miejsca zatrzymał się oniemiały. Widywał antyki, oczywiście, ojciec urządził letni dom w starym tylu, ale wydał na to ogromną fortunę. Stare rzeczy były praktycznie niedostępne, a tu... Na dole, w lichej okolicy znajdowało się wnętrze, za które ktoś z góry byłby w stanie oddać cały majątek. — Ech, dzięki? — wśliznął się na miejsce obok mężczyzny i złapał podanego mu drinka. Był zarazem słodki jak i cierpki w smaku i całkowicie niepodobny do syntetycznych mieszanek podawanych w drogich knajpach na wyższych poziomach. Anthony przełknął i skrzywił się. Przyjemne ciepło rozlało się po jego ciele, więc pociągnął kolejnego łyka i kolejnego. Nie pijał takich rzeczy, a to było coś nowego, wywołującego nieznane reakcje i podobało mu się. — Nie podziękowałem za pomoc — zaczął odwracając się do milczącego wciąż mężczyzny, który praktycznie nie zwracał na niego żadnej uwagi. Anthony zdecydowanie do tego nie przywykł - wzbudzał zainteresowanie w każdych możliwych kręgach. Nieważne czy chodziło o mężczyzn czy kobiety. Wszyscy zabiegali o jego uwagę i ta nowa sytuacja sprawiała, że chłopak nie potrafił się w niej odnaleźć. Z drugiej strony fascynowało go to - możliwość bycia incognito, udawania kogoś innego, pójścia na całość bez obaw, że kolejnego dnia przywalą go konsekwencje. — Więc dziękuję, za drinka także — Trochę naruszył przestrzeń osobistą nieznajomego swoją osobą, ale nie sądził, by mogło mieć to jakiekolwiek konsekwencje. Z hukiem postawił na blacie pustą szklankę, najwyraźniej rozbawiony i zdecydowanie wstawiony. — Jak masz na imię? — spytał siląc się na swój firmowy uśmiech, który zwykle potrafił otworzyć mu każde drzwi załatwić nieskończoną ilość drinków za darmo — Mogę jeszcze raz to samo? — spytał staruszka, ale kiedy chciał zapłacić, okazało się, że mężczyzna nie ma możliwości odebrania płatności poprzez najnowszy system płatności. Samo to sugerowało, że Anthony jest kimś z wyższych sfer, bowiem dostęp do tej technologii mieli jedynie członkowie rządu oraz wojskowi.
|
| | | 7.Don't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 28/05/2017 Liczba postów : 258 Cytat : Oh! Despicable me. Wiek : 33
| Temat: Re: Żyję po to, aby walczyć Wto Lip 25, 2017 7:53 pm | |
| Nie patrzył na niego, a tak przynajmniej mogło się wydawać niewprawnemu obserwatorowi, komuś kto zdecydowanie za dużo wypił. Mogło mu się zdawać, że Aristow go ignoruje, specjalnie wręcz i ostentacyjnie nie zwraca na niego uwagi, jakby za karę ignorował nieposłuszne dziecko odesłane do kąta. Prawda była jednak zupełnie inna. Siergiej widział i wiedział absolutnie wszystko. Po pierwsze wiele w swoim życiu już przeszedł i potrafił rozpoznać różne sylwetki charakterologiczne. Po drugie chłopak był przewidywalny, łatwy do przejrzenia, niemal jak otwarta księga. Oni wszyscy tacy byli. Młodzi, którzy wyrwali się spod jarzma luksusów z wyższych sfer. Wszysy myśleli, ze są niepowtarzalni, jedyni w swoim rodzaju, że mogą co im się żywnie podoba, że są panami swojego losu. I wszyscy z tą samą miną brutalnie byli z tego ogałacani, gdy tylko znaleźli się tutaj, gdy komuś nie spodobały się ich wypolerowane buty, sztuczne ubrania wytworzone z wysokiej klasy sztucznych tworzyw czy lekceważący sposób bycia. Po trzecie i chyba najważniejsze, był żołnierzem, kurewsko dobrym żołnierzem, doskonałym komandosem, więc niemal obelgą dla niego było, gdy ktoś uważał, że czegoś nie zauważył lub coś mu umknęło. Aristow widział i wiedział wszystko, o czym wielu jego podwładnych boleśnie się przekonywało na własnej skórze. On czekał, jak drapieżnik wpatrujący się w wybraną zwierzynę, oczekując na odpowiedni moment. Cierpliwie delektował się towarzystwem swojej szczebioczącej ofiary, która z kurtuazją godną pięcioletniego dziecka zachwycał się otaczającą go rzeczywistością, czymś tak nowym i niespotykanym na wyższych poziomach. Nie przeszkadzało mu to. Tak jak znudzonym mężom nie przeszkadza wielogodzinne przesiadywanie w centrach handlowych, gdy ich żony z zadowoleniem lawirują między sklepami w poszukiwaniu wypatrzonych łaszków, bo wiedzą, że wieczorem zostają sowicie wynagrodzeni. On też wiedział. I tylko uprzejmie kiwał głową. - Dimitry. – z łatwością skłamał, przyglądając się obsługującemu ich staruszkowi. Siwiejący mężczyzna doskonale wiedział, że Aristow lubił dyskrecję i lepiej dla niego, by i tym razem nie dał po sobie nic poznać. Te jakby dla potwierdzenia lodowatego spojrzenia polerował umyte szkło spoglądając gdzieś w nieokreślonym kierunku, zupełnie nie przejmując się tym jaką tożsamość tym razem sobie wymyślił kapitan. Jedyne czego musiał się trzymać to rosyjskie korzenie, bo nijak nie dało się wyprzeć nutki ostrego, charakterystycznego rosyjskiego akcentu w jego głosie. - Nic tutaj nie wskórasz swoimi zabawkami, księżniczko. – wreszcie zdecydował się na szerszą prezentację niskiego, dźwięcznego i głębokiego głosu, którego tak przeraźliwie obawiali się jego podwładni. Tutaj jednak, bez wydawania wyraźnych rozkazów, bez placu treningowego i podporządkowywania się wojskowej musztrze, mógł nabrać nieco innego charakteru, bardziej zmysłowego czy wręcz erotycznego, gdy Aristow nachylił się nad młodzieńcem, otulając ciepłym oddechem prawe ucho, gdy podawał tutejszą walutę barmanowi. Zrobił to specjalnie, z reszta jak wszystko. Każdy jego ruch był od początku do końca zaplanowany. I z powrotem zajął swoje miejsce, udając, że nic się przed chwilą nie stało, że przypadkiem nie dotknął jego uda dłonią, że nie musnął niemal ustami jego skroni, że ciężkie i większe ciało nie zbliżyło się tak niebezpiecznie blisko tego znacznie mniejszego i drobniejszego. Wcale. Chwilę później młodzieniec otrzymał upragnionego drinka. Powinien wiedzieć, że ani nie był on z dobroci serca, ani za jego ładny uśmiech, ani nawet z politowania. W tym świecie nie było nic za darmo i młodzik zapewne niedługo bardzo szybko się o tym przekona. Ale jeszcze nie teraz, bo choć Aristow był sadystycznym gnojem, dzisiaj nie miał nastroju na szarpanie się ze swoją zwierzyną. |
| | | DemyanOpportunist Seme
Data przyłączenia : 28/06/2017 Liczba postów : 132
Cytat : I don't want to be at the mercy of my emotions. I want to use them, to enjoy them, and to dominate them.
| Temat: Re: Żyję po to, aby walczyć Nie Lip 30, 2017 10:55 pm | |
| Anthony nie przywykł do braku szacunku, ignorancji i spychania go na dalszy plan, Jeśli tańczył, to w pełnym braku reflektorów w samym centrum sceny, gdy oczy wszystkich skierowane były tylko i wyłącznie na niego. Przywykł do tego i wszelkie odstępstwa traktował, jak ujmę na honorze. Zabawne jak na kogoś, kto identyczne pokłady energii, co w bycie zauważonym, wkładał w ukrycie swojej prawdziwej tożsamości. Nie znał życia tu, na dole, przywykł do innych zachowań i nie był w stanie się przestawić, a alkohol szumiący mu w głowie skutecznie blokował trzeźwe myślenie i rozsądną ocenę sytuacji. — Uch... ja... — rozchylił usta kompletnie zbity z tropu nagłym naruszeniem strefy komfortu. W normalnym życiu w takich chwilach natychmiast znajdowało się przy nim kilku ochroniarzy znikąd, którzy takiego delikwenta odsyłali tam, skąd ten przyszedł, niekoniecznie za pomocą słów. Ale tutaj Anthony był całkowicie sam, zdany na łaskę mężczyzny przedstawiającego się jako Dimitri. Poczuł jego oddech na swoim uchu i niewiele brakowało, a spadłby z wysokiego barowego stołka. Ale to nie trwało długo - wystarczająco, by w młodym umyśle wywołać zamęt, niedostatecznie, by wzmóc jego czujność. — Dziękuję? — oblizał wyschłe nagle wargi i zamrugał próbując zgrywać doświadczonego i zaprawionego w bojach młodzieńca, zupełnie różnego od wypacykowanego gogusia z wyższych sfer, niedostępnego dla całego świata. Ten mężczyzna był interesujący. Intrygujący. Anthony nie mógł momentami odwrócić wzroku od opaski zakrywającej jego oko i od brązowej tęczówki, która wpatrywała się w niego i w otoczenie w taki sposób, że miał dreszcze od tego spojrzenia. Wymamrotał coś pod nosem zapominając o kurtuazji oraz o fakcie, że sam nie podał żadnego imienia, ale Dimitri najwyraźniej nie potrzebował tej informacji do szczęścia, przynajmniej na razie. Przez dłuższą chwilę siedzieli w milczeniu – Anthony zastanawiał się czy rzeczywiście czuł mocny uścisk dłoni na swoim udzie czy to był jedynie wymysł zerwanej ze smyczy wyobraźni. Nie wiedział czego chce, nie wiedział, jak się zachować. Był jednak zafascynowany reakcjami własnego ciała - oddech przyspieszył, tętno także. Poczuł ciepło rozlewające się leniwie w okolicach podbrzusza i dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Miewał oczywiście kochanków. Wynajmowanych za grube pieniądze chłopców w swoim wieku, którzy spełniali jego zachcianki, ale żaden nigdy nie wzbudzał w nim takich emocji. Żaden nie był mężczyzną. Takim mężczyzną. — Jesteś w ogóle pełnoletni? — zagaił mężczyzna za barem, mimo tego, że wciąż prosperujący interes zawdzięczał trzymaniu języka za zębami. Anthony jednak nie pasował do tego miejsca ani do tego mężczyzny. Nie wyglądał na zakładnika ani na kurwę. Kim więc był? Stary nie mógł się powstrzymać od pytań, a Dimitri był milczący jak zawsze, Nie ingerował, jeśli nie miał w tym żadnego interesu, nie mieszał się. Stary nie pamiętał, by kiedykolwiek przyprowadzał z sobą kogoś, a młody wcale nie wyglądał na jego syna. Kim więc był? — Mogę zobaczyć twoje dokumenty? — spytał sporo tym ryzykując, ale chłopak roześmiał się tylko. Był pijany. Coraz bardziej. Odstawił swojego drinka i przechylił się w stronę baru, zupełnie przypadkiem przekładając ciało przez ladę, wypinając się w stronę mężczyzny, ocierając się o niego i maksymalnie wchodząc w zasięg jego rąk. Pokazał mężczyźnie swój terminal i z satysfakcją patrzył jak uśmiech z jego twarzy znika stopniowo. Położył palec na ustach i odwrócił się w stronę Dimitriego wślizgując się niemalże między niego a bar. Spojrzał na niego z góry w taki sposób... Mógłby mieć każdego, a tracił czas na kogoś takiego. — Jestem Tony — powiedział miękko i cicho oblizując wargi błyszczące od alkoholu. |
| | | 7.Don't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 28/05/2017 Liczba postów : 258 Cytat : Oh! Despicable me. Wiek : 33
| Temat: Re: Żyję po to, aby walczyć Pią Sie 04, 2017 11:18 pm | |
| Patrzył na niego trochę jak na egzotycznego ptaka, nieco upośledzonego w nienaturalnym dla siebie środowisku, ale nadal fascynującego i zachwycającego urodą. Był wszystkim tym do czego większość tutejszych mieszkańców dążyła, upragnionym ideałem, Shangri-La dla ubogich. Był też wszystkim czym gardził Aristow. Zgnilizną moralną, rozrzutnymi gnojkami na wysokich stołkach, ludźmi, którzy nie znają prawdziwego życia i rozkapryszonymi gówniarzami, którzy tak jak ten tutaj schodzą na dół w poszukiwaniu jakiś większych emocji, gdy otaczające ich luksusy zaczną wychodzić im bokiem. Z dziką satysfakcją sprowadzał takich chłopców do parteru, gdy tylko pojawiali się na placu treningowym, zbici w ciasną grupę przerażonych kociaków, które ktoś z okrucieństwem wreszcie wykopał z ich bezpiecznych, miękkich poduszek. Tony trochę mu przypominał takiego kociaka i miał nieodpartą chęć zdeprawowania go, chociaż odrobinę, ale nie zamierzał się spieszyć, nie teraz, gdy staruszek poczuł się zbyt pewnie i zaczął go o wszystko wypytywać. Nie zamierzał jednak ingerować, póki mężczyzna nie przeginał. Chociaż nie podobało mu się, że stary nagle zrobił się taki podejrzliwy. Zmrużył oko, co jasno sugerowało, że im szybciej zajmie się swoimi sprawami, tym lepiej, bo Aristow miał wyjątkowo leniwy dzień i nie zamierzał się wysilać z machaniem bronią przed czyjąś twarzą. I tak dalej spokojnie sączył swój alkohol udając, że wcale mu to nie przeszkadza, że barman wychodzi poza swoją rolę, zwłaszcza, gdy dzięki temu młodzieniec pomachał mu swoim zgrabnym tyłkiem przed oczami. Nie protestował. Obczaił go z zadowoleniem, ale nie zrobił nic więcej, nie ruszał go, nie próbował szczypnąć czy dotknąć, wystarczyło, że w ten niemal erotyczny sposób wypinał się w jego kierunku. Szybko jednak mu zabrano tę częściową nagrodę za poświęcenie się i obicie mordy tamtym zbirom, by młodzieniec zdecydował się go ponownie kokietować. Nic nie mówił, przyglądał się uważnie twarzy, skupił wzrok na wargach, ale nie dał po sobie nic poznać. Nie wiadomo czy wywołało w nim to cokolwiek czy go poruszyło, czy wręcz przeciwnie. Mógł być jakimś dobrym samarytaninem o podejrzanym wyglądzie, który jedyne czego pragnął to miłego towarzystwa, a nie wulgarnej dziwki. - Starczy, Malcolm. Idziemy na górę. – odezwał się, a nazwany po imieniu staruszek niemal zesztywniał, jakby Aristow wypowiedział magiczne zaklęcie. - Chodź, księżniczko. – odsunął od siebie szklankę i zgarnął ułożony obok niej klucz do pokoju, staromodny, ciężki, ozdobnie grawerowany z przywieszką oznaczającą numer. Podniósł się z krzesła i sięgnął po ramię młodzieńca, by delikatnie (!) wyciągnąć go spomiędzy stołków barowych i nakierować w stronę krętych schodów znajdujących się w głębi lokalu. Pozwolił mu iść przodem, w razie gdyby podchmielonemu młodzikowi zakręciło się w głowie a nogi zmiękły. Pokój wyglądał podobnie do wnętrza baru, był równie przytulny, ciasny i o podobnej kolorystyce. Były zabytkowe meble z ciemnego mocnego mebla z wymyślnymi zdobieniami, duże dwuosobowe łoże przykryte bordową pościelą, stoliki nocne a na nich lampki z strojnymi abażurami i mała skromna łazienka. I choć było tutaj niewiele to wciąż wnętrze wyglądało jakby zostało urządzone z przepychem w porównaniu do nowoczesnych wystrojów skąpanych w bielach i szarościach. - Podejdź. – zaraz po wejściu i zakluczeniu drzwi, ściągnął buty i zsunął z ramion sportową kurtkę, zostając w prostym t-shircie. Usiadł na łóżku w lekkim rozkroku i czekał na młodzika. Czekał, bo nie zamierzał brać go siłą, nie teraz, nie gdy miał wolne i właściwie nie zamierzał się mocować z przestraszoną zwierzyną. Najwyżej ucieknie w popłochu, a on odeśpi a z samego rana wróci do bazy.
|
| | | DemyanOpportunist Seme
Data przyłączenia : 28/06/2017 Liczba postów : 132
Cytat : I don't want to be at the mercy of my emotions. I want to use them, to enjoy them, and to dominate them.
| Temat: Re: Żyję po to, aby walczyć Sob Sie 05, 2017 6:04 pm | |
| Tony doskonale wiedział jak powinien się zachowywać, by wzbudzić jak najwięcej zainteresowania. Ale mężczyzna nie wyglądał na kogoś, kogo uwagę, by zaprzątał, więc starał się bardziej, wystawiając się wręcz na srebrnej tacy. Każdy jego ruch był obliczony na kokieterię i flirt. W połączeniu z alkoholem wyglądało to nieco… Tony lekko się zataczał. Miał nieskoordynowane ruchy. Planował każdy gest, a w rezultacie wszystko robił na odwrót, zupełnie przypadkiem prezentując wiele swych atutów. A to odsłonił szyję, a to kawałek biodra, a to smukła noga zabłądziła nie tam, gdzie powinna, sprawiając wrażenie sięgającej nieba. Jeszcze nie znał granic. Były wyraźnie zarysowane, ale z każdym łykiem tych kolorowych drinków opartych na prawdziwym spirytusie zamiast na syntetykach, te granice zamazywały się i przestawały być czytelne. Tatuś byłby dumny. Tatuś rozjebałby kolesia, który śmiałby dotknąć jego cholernego jedynaka, którego zadaniem było utrzymać sławę nazwiska i spłodzić potomka z godną go kobietą z wyższych sfer. Gdyby tatuś tylko wiedział… Tony uśmiechnął się uroczo zupełnie nie podejrzewając, co planuje Dimitri. Facet był szarmancki i dżentelmeński. Może nie wykazywał Tony’m zbytniego zainteresowania, ale tym ufniej młodzieniec ruszył we wskazanym przez niego kierunku i pozwolił z własnej woli oblepić się pajęczą siecią traktując pająka, który mógłby pożreć go na raz, jako najlepszą rozrywkę świata. Księżniczka zazgrzytała niesympatycznie na samym dnie umysłu. Szczęk klucza w zamku zagłuszyło mentalne wooooow na widok zjawiskowego wnętrza. Tony miał podobne w letniskowym domku, na które jego ojciec wydał fortunę, a faceta prowadzącego ów przybytek zwyczajnie nie było stać na dostosowanie do panujących standardów. Tony miał na sobie wąskie, czarne spodnie, białą bokserkę i brązową kurtkę z prawdziwej skóry, za którą mógłby wykupić pół kolonii na południu. Z pewnością niełatwo byłoby mu to wymienić na zwykły żołnierski mundur, identyczny jak u tysięcy nowych kadetów. — Po co? Podać ci coś? — spytał z roztargnieniem zupełnie nie zdając sobie sprawy z sytuacji, w której się znalazł. Jasne oczy o źrenicach, które niemal całkowicie zakrywały tęczówki skierowały się na mężczyznę. — Masz jeszcze papierosy? Bo chyba zgubiłem swoje… Ech… wybacz, u mnie chodzi się w butach… — spojrzał niepewnie. Ściągnął buty i drogą kurtkę, którą rzucił niedbale tam, gdzie zsunęła się z jego ramion, które wcale nie były tak kruche i smukłe, o jakie można byłoby go podejrzewać. Młodzieniec miał wyjątkowo zachęcające ciało, wyćwiczone i zadbane. Lekko zarysowane mięśnie świadczyły o ostatnich miesiącach spędzonych na siłowni albo na intensywnych treningach. W najzwyczajniej bezczelny sposób zignorował polecenie. Może nie dosłyszał, może nie zamierzał dostosowywać się do poleceń, do których nie przywykł. Ale w tym pokoju czuł się tak… Ludzko. Pocił się, było gorąco i duszno. Oddychał z trudem, może powietrze było skażone? — Dlaczego tu jest tak… gorąco? — spytał zbolałym tonem wachlując się cienką koszulką, raz po raz ukazując Dimitriemu kuszący zarys bioder i przyjemnie ukształtowany brzuch. — Dziwnie się czuję — westchnął. Kropelka potu spłynęła z jego skroni i rozbiła się na obojczyku. Jakikolwiek dyskomfort fizyczny był dla Tony’ego absolutnie niedostępny. Jeśli się pocił, specjalne urządzenie wprowadzało do jego krwioobiegu substancję, która obniżała temperaturę jego ciała. Jeśli puls przyspieszał ponad normę, wystarczyło lekkie ukłucie, by w ciągu sekundy wszystko wróciło do normy. Teraz tego nie było, Tony był skołowany. A jednocześnie to go… kręciło? Czuł jak coś gromadzi się gdzieś w dole jego brzucha i powodowało dyskomfort. — Położę się, mogę? — spytał niepewnie. Nie uciekał. Ściągnął koszulkę zostając w samych spodniach, wślizgując się do łóżka tuż obok Dimitriego, całkiem [i]nieświadomie i przypadkiem[i] będąc cały czas blisko, każdym ruchem szukając kontaktu fizycznego. |
| | | 7.Don't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 28/05/2017 Liczba postów : 258 Cytat : Oh! Despicable me. Wiek : 33
| Temat: Re: Żyję po to, aby walczyć Pią Wrz 01, 2017 10:36 pm | |
| Chłopak naprawdę zachowywał się jakby nie wiedział co się dzieje i dlaczego tutaj są, a raczej po co weszli na górę do pokoju z dwuosobowym łóżkiem. Na razie zamierzał dać mu się przyzwyczaić do otoczenia i być może pod tą idealnie ułożoną czupryną zacznie działać nieco lepiej jego mózg. Chociaż i to mogło szwankować, gdy nagle w organizm wpakowało się tyle prawdziwego alkoholu, a nie bezpiecznych syntetyków, które wprawiały w dobry nastrój, ale nic ponad bezpieczne normy. Tutaj nie było taryfy ulgowej. Prawdziwy świat był jak dżungla, z każdej strony chciało Cię coś zabić i tylko czekało na idealną okazję, a Aristow był jedną z tych rzeczy, chociaż o wiele bardziej podobała mu się wizja nagiego i spoconego ciała pod jego własnym niż szamotanie się ze zwłokami. Zawsze to dodatkowy kłopot, zwłaszcza gdy nie znajduje się na terenie poligonu, gdzie niemal jest bogiem, albo diabłem. Jak kto woli. Samo przyglądanie się młodzieńcowi mogło sprawiać frajdę, o ile było się wzrokowcem, któremu wystarczy rzucić przed nos młode, jurne ciało, które chętnie się pręży i napina. Aristow choć umiał docenić wszelkie walory estetyczne, których nie dało się odmówić Tony’emu, to wciąż pozostawał hedonistą i wiernym kinestetykiem. Od oglądania o wiele bardziej cenił dotyk i ruch. - Upiłeś się. – skwitował jakże uprzejmie wszelkie pytania młodego. Nie widział potrzeby dodawania, że tylko mu się wydaje i niedługo mu przejdzie. Nie przejdzie. Będzie coraz gorzej, mogło się skończyć nawet w toalecie, jeżeli chłopak nie jest wytrzymały na tego rodzaju przeciążenia, a patrząc na jego wypielęgnowaną skórę, drogie ciuchy i sposób zachowania, to szczerze wątpił czy kiedykolwiek miał z czymś takim do czynienia. - A może po prostu jesteś napalony. – rzucił jakby mówił o pogodzie, a nie niezaspokojonym głodzie seksualnym i frustracji z tym związanej. Aristow miał to do siebie, że często lekceważył istotne kwestie i nie przywiązywał wagi do… właściwie niczego, więc gdy ktoś krępował się i unikał kontaktu wzrokowego, Aristow z pełną premedytacją wwiercał w niego swoje spojrzenie, oczekując, że ten ktoś przestanie się zachowywać jak pizda. - Zawsze można coś na to zaradzić. – mruknął leniwie i spojrzał znad lewego ramienia na wyłożonego na łóżku chłopaka, który wyglądał jak rozochocona kotka w rui, która nie może się opamiętać i o wszystkich się ociera. - Papierosy smakują lepiej po. Ponoć. – dodał, chociaż początkowo nie zamierzał w ogóle odpowiadać mu na to pytanie, ale z niewiadomych przyczyn zdecydował się jednak o tym wspomnieć. A potem wsunął się głębiej na łóżko, przekręcił w stronę młodzieńca i oparł się na łokciu, zwisając nad jego twarzą. Lewa dłoń swobodnie przemknęła wzdłuż nagiego boku i dopiero w okolicach miednicy wkradła się na rozpaloną skórę i bez najmniejszych oporów wsunęła się między nogi Tony’ego. Zacisnął palce na jego kroczu, masując je przez materiał spodni i zapewne bokserek, cały czas przyglądając się jego mimice. |
| | | DemyanOpportunist Seme
Data przyłączenia : 28/06/2017 Liczba postów : 132
Cytat : I don't want to be at the mercy of my emotions. I want to use them, to enjoy them, and to dominate them.
| Temat: Re: Żyję po to, aby walczyć Pon Wrz 04, 2017 10:57 pm | |
| Sens słów Dimitri’ego dochodził to Anthony’ego z wyraźnym opóźnieniem, ale tembr jego głosu był na tyle przyjemny (nawet jeśli zachrypnięty, rozkazujący i szorstki) że chłopak nie potrzebował niczego więcej. Nie zastanawiał się nad konsekwencjami, ba. Ten wieczór dedykował właśnie takim beztroskim chwilom. Nie tego chciał wychodząc dzisiejszego wieczora ze swojej bezpiecznej strefy? — Lepiej po…? — Tony uniósł brwi i lekko się uśmiechnął. Być może sprawiał wrażenie bezwolnej ofiary i niewinnego chłopca, w rzeczywistości jednak… nie, doskonale wiedział, nawet jeśli chwilowo poddał się działaniu alkoholu, który w cudownie odrętwiający i beztroski sposób odzierał go ze wszelkich wahań i wątpliwości. Trunki pite na samych szczytach drapaczy chmur nie przyprawiały nigdy o zawroty głowy. Tony po raz pierwszy w życiu miał wrażenie, że ziemia ucieka mu spod stóp. Przeciągnął się lekko i tak już maksymalnie rozwalony na pościeli i wyszczerzył do jednookiego mężczyzny, którego zamiary były aż nadto oczywiste. Złapał go za nadgarstek w chwili, gdy jego poczynania sprawiły, że kolejny niepowstrzymany jęk uciekł mu wprost z trzewi. Gdy w rzeczywistości miał ochotę rozłożyć nogi i dać się wypieprzyć na sto i jeden sposobów przez faceta, którego nigdy wcześniej nie widział i prawdopodobnie nigdy więcej nie spotka, jego umysł na moment doszedł do głosu. Tony podniósł się chwiejnie na przedramionach, a następnie dźwignął do siadu. Jego twarz znalazła się bardzo blisko twarzy Dimitry’ego. Czuł na policzkach jego oddech. Zapach alkoholu. Ciepło. Lekko rozchylił usta i przybliżył się bardziej nie pozwalając sobie jednak na kontakt. — Zawsze tak działasz? Ratujesz bezbronnych chłopców — rozpalone, mokre, lekko nabrzmiałe wargi nie mogły go wreszcie nie dotknąć, zwłaszcza gdy plątały się tak niebezpiecznie blisko ucha. Tony zamruczał i otarł się o mężczyznę w pozycji na czworaka, którą w którymś momencie zajął. Jego rozkraczone nogi znajdowały się po obu stronach ud mężczyzny, ale młodzieniec nie wydawał się być tym ani trochę skrępowany. Może rzeczywiście po raz pierwszy w życiu był naprawdę pijany? — a potem zaciągasz ich do pokoju na piętrze… — westchnął przeciągle drażniąc bestię niezbyt świadom tego, że wcale nie miał kontroli nad sytuacją. Tutaj, w tej chwili jego nazwisko nie działało. Nie wiedział z kim miał do czynienia, a alkohol szumiący w jego żyłach nie pozwalał na odebranie sytuacji poważnie. Zawsze mógł to przerwać. Odwrócić się i odejść. Wsadzić rękę do gardła bestii pewien, że ta nie zaciśnie na nim zębów. Ale tym razem nie było nikogo, kto by nad nim czuwał. Z premedytacją pozbył się ochrony i jakichkolwiek hamulców. Dimitry był raczej oszczędny w gestach. Tony opadł na jego uda ocierając się swoją erekcją o jego krocze wyraźnie rozbawiony. A potem jak gdyby nic zszedł z niego szukając porzuconej koszulki, w pijackim widzie mamrocząc coś o konieczności powrotu do domu. Daleko mu było do zaliczenia zgonu, wręcz przeciwnie, okazał się nazbyt ruchliwy i uparty. Bardzo łatwo tracił zainteresowanie. Ale przecież miał do tego pełne prawo. Był cholernym Sitwellem, do kurwy, mógł wszystko. Nie było konsekwencji. |
| | | 7.Don't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 28/05/2017 Liczba postów : 258 Cytat : Oh! Despicable me. Wiek : 33
| Temat: Re: Żyję po to, aby walczyć Czw Lis 02, 2017 9:52 pm | |
| Zmrużył lekko oko, choć bardzo pragnął przewrócić oczami na to jego zapytanie. Młodzieniec zdecydowanie za dużo gadał, a za mało działał. Musiał być wyjątkowo niedoświadczonym chłopczykiem skoro zamiast przejść od razu do rzeczy, to ten niepotrzebnie mielił ozorem. Nie żeby przeszkadzały mu ruchy języka chłopaczka, ale mógł je wykorzystać w nieco inny sposób, aniżeli do wydobywania z siebie słów. O wiele chętniej usłyszałby pojedyncze głoski lub jeżeli miałyby być te cholerne słowa, to zdecydowanie urywane, niemal wykrzykiwane, ale skoro nie ma się tego co się lubi… Opadł na plecy ze zrezygnowaniem. Tak bardzo nie chciało mu się biegać za tym dzieciakiem, nawet jeżeli miał seksowne ciało, a on już zdecydował się upolować jakąś zwierzynę, która miała dać mu choć chwilową przyjemność. Natomiast zamiast przyjemnego wieczoru czuł się jakby ktoś go specjalnie wmanewrował w koszmarną opiekę nad niegrzecznym dzieckiem, które za żadne skarby nie chce się go słuchać. - Nie wiem czy jesteś aż tak głupi, czy naprawdę tak niedoświadczony. – rzucił wreszcie, bo naprawdę nie miał siły na komentowanie jego pseudozazdrosnych tekstów dotyczących zaciągania chłopców tutaj, do tego pokoju, w wiadomym celu. Prawda była taka, że nigdy tego nie robił, ale chłopak wcale nie musiał o tym wiedzieć, o wiele bardziej podobało mu się pozostawienie go w strefie niedomówień i domysłów, skąd już bardzo blisko było do pomówień i niestworzonych pomysłów. - Śmiało. – przewrócił się na bok, w jego kierunku, i oparł głowę na ramieniu, by mieć lepszy widok na plecy chłopaka i jego zgrabny tyłek. - Na ulicy tylko czekają na takie rozpieszczone księżniczki. – mówił to z tym swoim obojętnym wyrazem twarzy, jedynie wwiercając przeszywające spojrzenie ładnie wytoczone ramiona, odsłonięty kark i burzę orzechowych włosów. - Miałeś już przyjemność ich poznać. – tu uniósł kąciki ust w nieudolnym, wilczym uśmiechu rozbójnika, który niby wskazuje drogę zagubionej duszyczce, ale tak naprawdę doskonale zdaje sobie sprawę, że tuż za rogiem czyha na nią jego własna pułapka. Poklepał wolną ręką wolne miejsce obok siebie na pościeli, tak by chłopak to usłyszał, o ile się do niego nie odwrócił. - Twój bohater ratujący bezbronne księżniczki nie dostał jeszcze nagrody. – rzucił tym niby żartem, ale w jego wykonaniu zabrzmiało to prędzej jak groźba kogoś wyjątkowo groźnego, aniżeli zabawny tekst mający na celu rozluźnienie sztywnej atmosfery. |
| | | DemyanOpportunist Seme
Data przyłączenia : 28/06/2017 Liczba postów : 132
Cytat : I don't want to be at the mercy of my emotions. I want to use them, to enjoy them, and to dominate them.
| Temat: Re: Żyję po to, aby walczyć Czw Lis 09, 2017 12:03 am | |
| Co za głupi, impertynencki facet. Tony założył ręce na piersi i wbił niczym niespeszone spojrzenie w mężczyznę, który poczynał sobie tak śmiało. To prawda, że zawdzięczał mu nie tylko swoje dokumenty i pieniądze, ale godność, zdrowie i może życie, ale biorąc pod uwagę kim był, to był jego zasrany obowiązek. Tony nie musiał robić niczego, tym bardziej, że Dimitry nawet się nie starał. Zupełnie jakby sam czegoś od niego oczekiwał. Chłopak zmierzył go spojrzeniem i fuknął udając, że nie zauważa opiętej ciasno koszulki na jego torsie, że nie widzi sprężystych ud okrytych materiałem spodni. — Nie jestem niedoświadczony. A ty nie potrafisz zajmować się księżniczkami, które lubią być adorowane — odparował mało po męsku, ale było w jego słowach, gestach, stylu mówienia i spojrzeniu coś takiego, że… nie żartował. Nienormalnie jasne tęczówki błyszczały w sztucznym świetle, ale wyraz twarzy chłopaka trudny był do przeniknięcia. — I znam wielu bohaterów. Tobie daleko do bycia dla nich chociażby podnóżkiem — mruknął zaczepnie i prowokująco i odwrócił się w stronę mężczyzny. Nie usiadł na łóżku obok niego, za to całkiem zgrabnym, jak na alkohol wciąż mocno szumiący mu w głowie, ruchem wśliznął mu się na kolana siadając na nich okrakiem. Podciągnął się trochę do góry i podparł na rękach zawisając nad Dimitrim. Gdyby któryś z żołnierzy, albo ojciec zastali go w takiej pozycji, strzelaliby bez ostrzeżenia. Już samo to było wystarczającym powodem, by zainteresować się mężczyzną. Tony sięgnął ręką do jego opaski i przejechał po niej palcem, obrysował jej kształt i kilka razy uczynił gest jakby chciał pod nią zajrzeć. Kusiło go to, ale nie był aż takim samobójcą. — Ratujesz mi tyłek, stawiasz alkohol i zgrywasz pieprzonego dżentelmena. Odprowadzisz mnie do domu, jeśli cię o to poproszę? Opowiesz bajkę na dobranoc? — Tony poruszył się ocierając się o newralgiczne miejsce. Wyraźnie sobie z niego drwił, prowokował, zachęcał? Wiedział co robi, czy też nie, ktoś powinien był nauczyć smarkacza, że nie powinno drażnić się bestii, jeśli ta była głodna. |
| | | 7.Don't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 28/05/2017 Liczba postów : 258 Cytat : Oh! Despicable me. Wiek : 33
| Temat: Re: Żyję po to, aby walczyć Nie Gru 03, 2017 10:23 pm | |
| - Wyglądasz na taką, której obrzydli adoratorzy latający za nią jak kot z pęcherzem. – uśmiechnął się szelmowsko, bo on rzeczywiście nie był typem adoratora, który dopieszcza swoich partnerów. Jeżeli ktoś nie był zainteresowany, to nie zamierzał za nim biegać, krótka piłka. Zwyczajnie omijał szerokim łukiem takich ludzi, ponieważ nie zależało mu ani na związku, ani na niepotrzebnym mieleniu ozorem. - Jestem prostym facetem, nie lubię upierdliwych rzeczy. – wzruszył ramionami, co miało być niejakim wytłumaczeniem zachowania i usprawiedliwieniem się, dlaczego nie rzuca się do stóp uratowanej damie. Na takie ekscesy chłopczyk mógłby poczekać i z milion lat, i by się nie doczekał, bo Aristow nie miał w zwyczaju troszczyć się o kogokolwiek, a już zwłaszcza o swoich partnerów łóżkowych. - Trzeba było się trzymać swoich ołowianych rycerzyków z wyższych sfer, a nie zapuszczać się do prawdziwego świata. – rzucił trochę pogardliwie na tę wzmiankę o bohaterach, bo naprawdę nie chciał wiedzieć kogo takiego miał na myśli chłopak. Zapewne tych wymuskanych, ślicznych chłopców, którzy udawali wysoko postawionych ambasadorów wojska, o przepraszam, zasłużonych żołnierzy, którzy za kasę tatusiów lub swój własny lans wbili się na to niechlubne stanowisko bycia twarzą ich rządowego programu ocieplania wizerunku wojska. A Aristow do zawsze z przyjemnością witał takich uroczych chłopców, gdy przyjeżdżali w odwiedziny i jakimś dziwnym trafem wszyscy się go bali lub prosili o natychmiastowe przeniesienie do innego opiekuna. Przez tę krótką chwilę pozwalał mu na wszystko. Nawet nie kłapnął ostrzegawczo zębami, gdy chłopak zdecydował się dotknąć opaski, nie żeby mu to szczególnie przeszkadzało, ale wizerunek trzeba było podtrzymywać. Zamiast tego zdecydował się zdjąć ją i pokazać młodzikowi wyjątkowo szpetną bliznę ciągnącą się przez ¾ twarzy, która swoje apogeum miała idealnie na środku w miejscu oka, gdzie zamiast choćby ślepej gałki ocznej była paskudnie zabliźniona skóra. - Koniec wycieczki krajoznawczej. – gwałtownie podniósł się do góry i z łatwością przekręcił się razem z chłopakiem na łóżku, lądując tym razem nad nim. - Zaprowadzę Cię w o wiele ciekawsze miejsca niż do domu. – wychrypiał mu do ucha, które za chwilę skubnął zębami. Jedną dłonią unieruchomił ręce chłopczyka, a drugą wkradł się pod wilgotną koszulkę, sprawnie odszukując wrażliwy sutek. W tym samym czasie wsunął jedno z kolan między jego nogi, którym zaczął drażnić krocze, zataczając nim kółka, poruszając w górę i dół, a od czasu do czasu mocniej przyciskając. Nie miał najmniejszego zamiaru wypuszczać tej ptaszyny ze swojej pułapki, a już z pewnością nie odprowadzi jej grzecznie do domu. |
| | | DemyanOpportunist Seme
Data przyłączenia : 28/06/2017 Liczba postów : 132
Cytat : I don't want to be at the mercy of my emotions. I want to use them, to enjoy them, and to dominate them.
| Temat: Re: Żyję po to, aby walczyć Nie Kwi 08, 2018 12:14 am | |
| Tony z lekkim przestrachem wpatrywał się w tę groźną twarz. Mężczyzna rzeczywiście nie wyglądał jak ktoś, kto trudnił się ratowaniem dam z opresji i odprowadzaniem grzecznych chłopców do domu. Mimo to nie zamierzał dać mu się sprowokować, nawet jeśli takie zachowanie wywoływało w nim niejaki dyskomfort. Miał dość tych wszystkich wymuskanych paniczyków, którzy go otaczali. Wychowany pod kloszem po prostu nie miał tej umiejętności rozróżniania ciekawości od wściubiania nosa w nie swoje sprawy. — Co ci się stało? — chciał zapytać nie mając zielonego pojęcia o granicach i jakiejkolwiek przyzwoitości w kwestii zachowania taktu. Chęć przesunięcia palcami wzdłuż głębokiej, szpetnej blizny zagłuszyły słowa mężczyzny. Tony spojrzał na niego nierozumiejącym wzrokiem i zanim zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, wylądował na łóżku pod nim, wijąc się pod jego dotykiem. To nie była czysta przyjemność, chłopak nie mógł pozbyć się wrażenia, że robił coś bardzo, bardzo złego, ale w tym momencie ani trochę mu to nie przeszkadzało. Dodatkowo cholernie bawiła go myśl o reakcji ojca, który gdyby się dowiedział, że jego śliczny, wymuskany jedynak dał się pieprzyć byle śmieciowi z niskich sfer… — Och, kurwa… — westchnął w mało elegancki sposób odchylając głowę jeszcze bardziej. Tym samym rozchylił nogi, z początku nieśmiało, po chwili jednak objął mężczyznę w biodrach przyciągając go do siebie w ten sposób. Objął go za kark i zmusił, by ten pochylił się nad nim i zajął czymś ciekawszym niż przygryzanie ucha… — Na przykład w jakie? — spytał przewrotnie, w taki sposób… Naprawdę sprawiał takie wrażenie… Nieczęsto ktoś taki bywał w tego typu miejscach. Dimitry pewnie nigdy wcześniej nie miał do czynienia z tak pięknymi i zadbanymi chłopcami. Z tak… chętnymi. Alkohol szumiał w głowie Tony’ego, blokując zdrowy rozsądek i jakąkolwiek moralność w dojściu do głosu. Nigdy wcześniej nie był w takim stanie, nie… nie kontrolował się. I naprawdę, naprawdę nie wiedział co robił ocierając się w tak wyuzdanym, wulgarny sposób o krocze mężczyzny. — I co z tą twoją nagrodą? — spytał cicho będąc tak blisko, że przy każdym słowie muskał swoimi ciepłymi, wilgotnymi i nabrzmiałymi wargami te chłodniejsze, szorstkie… wywołujące dreszcze. Doprowadziłyby go do szału samymi słowami, Tony był tego pewien.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Żyję po to, aby walczyć | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |