Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
Indeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Vampire Academy

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
AutorWiadomość
UsagiBadass Uke
Usagi

Data przyłączenia : 29/06/2017
Liczba postów : 146
Vampire Academy - Page 4 Tumblr_m3bqkjZKwD1qi94l9o1_500

Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.

Vampire Academy - Page 4 Empty
PisanieTemat: Vampire Academy   Vampire Academy - Page 4 EmptySro Sty 09, 2019 9:59 pm

First topic message reminder :

Vampire Academy - Page 4 0103545f2c833998b700bbda61df3c53

Delusion & Usagi
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
DelusionSkype & Chill
Delusion

Data przyłączenia : 04/07/2017
Liczba postów : 287
Cytat : I'm a runaway, catch me
Wiek : 31

Vampire Academy - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Vampire Academy   Vampire Academy - Page 4 EmptyCzw Lut 07, 2019 11:18 pm

Odpłynął. Zbladł, upodobnił się do Victora i przepadł dla świata, przynajmniej dla momentu, w którym podirytowana rozgrywającym się jego kosztem psikusem Alice zaanonsowała swoją obecność. Zamrugał, wypływając z głębin historii i powracając do świata rzeczywistego – słabnącego szumu uczniów, tykania zegarów, stukotu sztućców o gruby plastik tacek i duszonego za plecami chichotu. Obejrzał się za siebie w kierunku wyraźnie rozentuzjazmowanych morojów, jednak głębokość pofałdowania jego zwojów mózgowych nie pozwoliła mu określić przyczyny ich dobrego nastroju. Niestety nie był wirtuozem przekazów podprogowych; siedzący tuż obok Victor coś jeszcze chrząknął, jednak pełnia uwagi Samuela znajdowała się teraz gdzieś na poziomie pierwotnego instynktu. Dostrzegł jedzenie w zasięgu własnej dłoni, sztywne pióro zostało wysunięte spomiędzy jego placów, zaś ciepła obecność tuż obok powoli marniała, ginąc w mroku rezygnacji. Allie przestawało zależeć i chociaż wcześniej czuł jedynie irytację jej gaworzeniem i nadskakiwaniem, teraz na widok dystansu w spojrzeniu coś ukuło go na wysokości mostka. Skinieniem głowy podziękował za przekąskę; głowa ugrzęzły mu w gardle. Później skonstatował jakie szczęście mu dopisało – i tak nie miał do powiedzenia niczego mądrego. Zakreślona liczbami i wyrazami kartka nagle wydała mu się świadectwem orientalnego języka. Bez książki nie potrafił nawet stwierdzić do czego odnosiły się poszczególne notatki, mimo iż tworzył je własnoręcznie jakieś pięć minut wcześniej. Dźwigające się dookoła ciała poruszyły jego skonsternowaną postacią ponownie, zupełnie jakby letarg, który ogarnął go przy słuchaniu wskazówek Victora powrócił i opanował go po raz drugi, gdy wpatrywał się tępym wzrokiem w kawałek papieru. Ten wysysał z niego duszę i chociaż podświadomie czuł że powinien zmiąć go w kulkę i wyrzucić do najbliższego kosza, podziękował cichym pomrukiem za pomoc (nie wiedział czy ktokolwiek w ogóle to dosłyszał bądź się zainteresował), zebrał swoje rzeczy i również udał się w stronę klas. Przekąskę od Alice przezornie zacisnął pomiędzy palcami, by ostatecznie przerzuć przed wejściem do sali i przełknąć z pełnym rozgoryczenia sapnięciem.
Kiedy wrócił do pokoju, było jeszcze gorzej.

Całe piekielne dwa tygodnie spędził czytając, zapisując, spajając, organizując i nie rozumiejąc za bardzo dziecka, jakie wspólnie z Victorem płodzili w mękach. Przywykł nieco do towarzystwa blondyna, zmieniło się nawet jego pochmurne, zdystansowane nastawienie. Nie bujał się z nimi po lekcjach, nie zaglądał do morojowego akademika i nie poklepywał po ramieniu, jednak widać było po nim pewne popuszczenie wcześniejszych hamulców. Nie krzywił się jak pies na cytrynę kiedy mijał kogoś z bandy Lazara, ba, nawet czasami udało mu się wymienić niezobowiązujące powitanie ku skonfundowaniu reszty. Rosnący w oczach projekt prezentacji zaczynał nabierać kształtów w miarę skuwania niepotrzebnego materiału i ugniatania go w pierwotnym zarysie. Miało to ręce i nogi – Samuel nigdy nie stworzył na lekcję niczego bardziej dopracowanego, jeżeli nie tyczyło się to jego ulubionych przewrotów i klepania maty. Gdyby pretendował do miana kujona semestru byłby nawet dumny. Nadal nie czuł się za dobrze z myślą że spędza czas z kimś, komu czasami zdarza się ciekawskim okiem zawędrować na kawałek jego przypadkiem odsłoniętych pleców. Spencer wiedział czego Lazar tam szuka i nie zamierzał mu niczego wyjaśniać. Jednak nie mógł też powiedzieć że moroj był mu wrzodem na pięcie. Nawykł do jego towarzystwa, zaś przykre komentarze nie robiły na nim najmniejszego wrażenia. Chichot i zakłamana pochwała pracowitości gdy kolejnego dnia, niewyspany i potargany przybył przed lekcjami na stołówkę dzierżąc w dłoni kilka kartek z notatkami z zadanego tematu odeszły w niepamięć. Bastien wciąż drażnił go stwierdzeniami że rzuca się we lwy ubrany jedynie w szynkę – ale nie mógł też odmówić mu racji. Cieszył się jak na nic we wszechświecie że dziś był oficjalnie ostatni dzień jego kary. Tak przynajmniej sądził.
-... i dlatego uważamy, że wydarzenia te miały niesamowity wpływ na kształtowanie się zarówno aktualnego obrazu naszych społeczności jak i unii zawiązanej w celu zaspokajania potrzeb obu nacji. Każde doświadczenie jest bowiem przydatne jeżeli chodzi o budowanie samoświadomości gatunkowej i zrozumienie potrzeby istnienia zasad rządzących życiem w społeczeństwie – Samuel zakończył, podnosząc wzrok znad kartki nieco spłoszony panującą w sali ciszą. Przez ostatnie dwa dni Victor z uporem kata szlifował jego część prezentacji, wściekając się jak niepokojona osa nieumiejętnością złożenia sensownego zakończenia. Dhampir nie nawykł do kończenia tego co zaczynał – zwykle poddawał się zdaniu i opinii innych, dlatego sklecenie kilku prostych komentarzy było totalnie ponad jego siły. Poddawszy się i protektoratowi Lazara jednak był w stanie bez potknięcia odczytać przedruk tego, co udało im się sklecić. Wyprostowany niczym struna Lazar wpatrywał się chłodnym spojrzeniem gdzieś ponad ramię Thompsona, wyczekując odpowiedzi. Jego dążenie do perfekcji wyłaziło z niego teraz jak potrzeba nagłęgo skorzystania z toalety. Wyglądał jakby jeszcze chwila zwłoki i był gotów pokruszyć swoje zęby. Samuel schował za siebie kartkę z referatem, wycofując się o krok, wyrównując z partnerem linię i opuszczając wzrok na własne buty. Nie był w stanie spojrzeć nauczycielowi w twarz. Nie spędził całej roboty na Victora jednak polegał na nim praktycznie cały. Nie był orłem sokołem herosem wypowiedzi ustnych, jeżeli te tyczyły się tematów historyczno-politycznych, które obchodziły go jak wysokie szpilki chromego. Zabujał się na stopach, ukrytymi na biodrach dłońmi bawiąc się w podszczypywanie skóry. Jeszcze tylko werdykt i wszystko dobiegnie końca. Całe zapracowane, wciąż nieodespane trzy tygodnie wytężonej pracy umysłowej, upojnych schadzek z Lazarem przy stoliku obok, ukradkowych spojrzeń całej braci uczniowskiej i gasnącego zainteresowania młodzieży odejdą do lamusa. Zimny pot wstąpił na jego czoło. Jeszcze kilka minut i wróci do porannych sesji biegania, ponieważ nie musiał skrobać dalszych uwag w zeszycie. Powróci do zajadania własnej irytacji z Bastienem, wreszcie wolny na tyle by odpowiedzieć na jego zaczepki. Powróci do wieczornego wgapiania się w niebo za oknem, bo nie musiał już ganiać na spotkanie na murku nieopodal kaplicy żeby porównać materiał. Powróci do cichego, normalnego życia ucznia, którego główną ambicją było zakończenie szkoły i ucieczka tam, gdzie go nikt nie znajdzie.
- Dzięki - wymruczał tak samo cicho jak zrobił to pierwszego dnia na stołówce.
Powrót do góry Go down
UsagiBadass Uke
Usagi

Data przyłączenia : 29/06/2017
Liczba postów : 146
Vampire Academy - Page 4 Tumblr_m3bqkjZKwD1qi94l9o1_500

Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.

Vampire Academy - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Vampire Academy   Vampire Academy - Page 4 EmptySob Lut 09, 2019 3:55 pm

Stał obok Samuela, z rękoma skrzyżowanymi na lędźwiach, patrzył przed siebie, nie widząc, i w myślach powtarzał za Spencerem.
Trzy tygodnie nad książkami. Dwadzieścia jeden dni niemal codziennych spotkań, niezliczonych maratonów do biblioteki i z powrotem, kiedy w drodze do dormitorium orientował się, że wypożyczył nie to co trzeba, dziesiątki zmiętych kartek z notatkami, które nadal zaściełały podłogę pod jego biurkiem i te ściany sms-ów, kiedy wysyłał Samuelowi dwanaście pod rząd, porządkując bałagan w jego opracowaniach, i w końcu poddawał się i pozwalał mu przepisać własne. Frustracja, kiedy referat się nie kleił, rezygnacja, gdy dochodził do wniosku, że nigdy nie będzie taki, jakiego go sobie wymarzył, i pełna zmęczenia, błoga satysfakcja, kiedy dzień przed prezentacją stwierdził, że jednak się udało. Wszystko pocięte, porozrzucane i na nowo złożone, skondensowane w rzetelny, staranny referat. Suche, rzeczowe zdania i beznamiętny ton w żaden sposób nie oddawały ogromu pracy i stresu, jaki ich to kosztowało. Znudzeni moroje słuchali od niechcenia, oparci o swoje ławki. W takich chwilach docierało do niego, że być może niepotrzebnie się tak starał? Głupie zadanie, referat jakich wiele. Temat, który nikogo nie interesował. Nikt inny na jego miejscu nie przykładałby do niego takiej wagi. Zwłaszcza że i samemu Thompsonowi nie zależało stricte na porządnym opracowaniu zagadnienia. Chciał zmusić dwoje zwaśnionych uczniów do współpracy. Smutny, naiwny nauczyciel, przekonany o słuszności swojej misji pedagogicznej, być może miał nadzieję sprawić, że zaczną się tolerować.
Chyba mu się udało.
Lazar zerknął kątem oka na Samuela. ... Niesamowity wpływ... każde doświadczenie... budowanie samoświadomości... Znał jego część prezentacji na pamięć. Jeszcze poprzedniego wieczoru siedzieli nad tą przeklętą kartką, ostatnią stroną referatu, skreślając, poprawiając, szukając lepiej brzmiących synonimów i wściekając się na każde powtórzenie, którego Victor nie potrafił zastąpić, a nie chciał spocząć, dopóki ich wszystkich nie wyeliminował. Przestawiał przecinki, poprawiał Samuelowi intonację, był tak upierdliwy, jak tylko on potrafił, ale opłaciło się. Spencer bez zająknięcia zakończył referat, wrócił na swoje miejsce przy Lazarze i... to już koniec?
Zapadła cisza. Ospali uczniowie budzili się powoli, ktoś zaszurał krzesłem, ktoś inny postukał długopisem w ławkę, jakiś moroj mruknął „no w końcu”, a Lazar tylko mocniej zacisnął szczęki. Starali się, włożyli w ten projekt godziny swojego życia, rezygnowali ze spotkań z przyjaciółmi a czasami nawet z posiłków. Nawet Samuel, choć od początku nie zależało mu na referacie tak bardzo jak Victorowi, poddał się bez walki jego woli i współpracował najlepiej, jak potrafił. Obojętnie, jak ciężko miałoby mu to przejść przez gardło, Victor musiał przyznać, że zapracował sobie tym na jego szac... klepnięcie w ramię, ”dobrze się spisałeś jak na mieszańca”, może nawet kupi mu za to kiedyś Slim Jima.
Dzięki. Wyrwany z zamyślenia, zamrugał, popatrzył na Samuela i zdążył tylko pomyśleć, że już gdzieś to słyszał, gdyż zaraz po nim odezwał się Thompson, odzyskując pełnię uwagi Victora.
- Dziękuję. Możecie usiąść. – Mężczyzna wrócił do swojego biurka, oddał Victorowi pendriva, po czym zwrócił się do klasy. - Widziałem, że tylko niektórzy z was robili notatki. Niedobrze, bo test z tego napiszemy już... za tydzień.
To tyle. Żadnego słowa pochwały, uśmiechu, cichej aprobaty, potwierdzenia, że owszem, podołali, nie ma im nic do zarzucenia i hej, tak trzymać? Lazar był zawiedziony. I tym razem nie przemawiało przez niego złaknione komplementów ego, a zwyczajna potrzeba akceptacji ze strony ulubionego belfra. Nie do takiego traktowania z jego strony był przyzwyczajony.
Zajęli swoją prezentacją niemal całą godzinę lekcyjną, więc Thompson zdążył jedynie wyszczególnić, co na sto procent pojawi się na teście, po czym wypuścił swoich uczniów równo z dzwonkiem. Dopiero wtedy, kiedy zostali już sami, zatrzymał Lazara i Spencera, aby powiedzieć, że choć praca była karą, wstawi im obu piątki. Na tym poprzestał – marchewka, nie cały pęczek – zebrał swoje rzeczy i wygonił ich z sali.
Wolność. Trzy tygodnie wspólnej, przymusowej pracy właśnie osiągnęły swoją kulminację i teraz, gdy stali przed salą gotowi, by rozejść się w swoje strony, dobiegły końca. Zgodnie z obietnicą, mogli o sobie zapomnieć. Nie będzie więcej wieczornych sms-ów. Nie będzie wspólnych wypadów do biblioteki. Samuel pewnie w ogóle już tam nie wróci. Ich kontakt ograniczy się do okazjonalnego machnięcia ręką, gdy będą mijać się na korytarzu, a w końcu przestaną robić i to. Victor czuł się dziwnie... pusty? Przyzwyczaił się do obecności Samuela. Na myśl, że jutro nie będzie na niego czekał przy ich tymczasowym stoliku na stołówce robiło mu się nieswojo.
- Dobra robota – powiedział, zatrzymując go, nim odszedł. Nie wiedział, co powiedzieć. To cześć, miło było, jednak nie jesteś taki bezużyteczny, jak myślałem? W sumie całkiem przyjemnie się pracowało, powtórzmy to kiedyś? Na razie, wracamy do udawania, że się nie znamy?W piątek jest impreza – wypalił w końcu. Poprawił torbę na ramieniu. Poszło A, teraz B. - Tam, gdzie ostatnio. Wiem, że nie lubisz takich rzeczy, ale... czuj się zaproszony. Oblejemy ten pieprzony referat, a potem możesz zapomnieć, że w ogóle się spotkaliśmy.
Powrót do góry Go down
DelusionSkype & Chill
Delusion

Data przyłączenia : 04/07/2017
Liczba postów : 287
Cytat : I'm a runaway, catch me
Wiek : 31

Vampire Academy - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Vampire Academy   Vampire Academy - Page 4 EmptySob Lut 09, 2019 7:54 pm

Podniósł wzrok z podłogi zaskoczony propozycją. Czy on, Victor Lazar we własnej osobie zapraszał go na kolejną posiadówkę, pomimo że przez cały czas na jego widok przybierał minę dziewczyny, która widzi rozjechaną żabę? Co tu się właśnie odwalało? Nie, nie, prawdopodobnie usłyszał coś źle, pokręcił głową żeby oczyścić dobie uszy. Zaraz jednak skonstatował, że dla moroja to pewnie wyglądało jak odmowa – dlatego nim ten jeszcze zdążył się odwrócić i odejść, Samuel podszedł o krok w jego kierunku, drapiąc się z zakłopotaniem po karku. - Ja, eee... Pewnie! To samo miejsce, przyjdę – zawołał entuzjastycznie. W mig też pojął, że prócz ekscytacji było w tym też słychać bezdenną desperację próby pozostawienia stanu rzeczy niezmiennym. Dobrze się bawił i chociaż był zmęczony, niedosypiał, zaniechał wiele treningów, a i jadł jakby gorzej – po raz pierwszy był w szkole tak dumny z czegoś co było i jego udziałem. Zamknął usta i opuścił rękę, dokładnie trzy i pół sekundy analizując swoją reakcję zanim nie odwrócił się na pięcie i nie odbiegł. Nie dał Victorowi czasu na odpowiedź. Zachował się jak nastolatka pierwszy raz mówiąca coś do chłopca, który jej się podobał. Cringe poganiał cringem.

Piątek nadszedł po długich, nudnych dniach oczekiwania. Nigdy nie pomyślałby o tym że kiedykolwiek może niecierpliwić się wyglądaniem imprezy. Półtora roku temu, kiedy jeszcze był relatywnie normalny, towarzyskie spotkania i socjalizowanie się także nie były jego konikiem. A teraz... Teraz myślał tylko o tym. Sądnego dnia o godzinie zero, odziany w czarny golf i oliwkową, ciepłą kurtkę stanął przed drzwiami kaplicy, już z odległości kilkunastu metrów słysząc kto robił za dj'a. Wcześniej gorąco postanowił sobie że nie da się wplątać w kolejne pijackie gierki, dlatego zamierzał dossać się do pierwszej z brzegu butelki, by udając że cokolwiek z niej popija mógł w spokoju przetrwać ten długo wyczekiwany wieczór. Wewnętrznie ekscytował się jak dziecko i widać to było na jego twarzy – ciemne oczy błyszczały, zaś w kącikach ust czaił się powstrzymywany uśmiech. Nie był zwierzakiem imprezowym ale myśl że jego osobiste pożegnanie z Afryką przedłużyło się aż do dzisiaj emocjonowała go jak tarzanie się po macie z innymi amatorami sparingów. No, dzisiaj może nawet bardziej. Odetchnął kilkukrotnie, poprawiając włosy i kurtkę jak przed pierwszą randką i tak ogarnięty przekroczył próg kaplicy, zamykając ciężkie drzwi tuż za plecami. Oparł się o nie, oniemiał i od razu pożałował, że zawierzył blondynowi. Jego umysł zalała muzyka, która przytłumiona grubymi ścianami wcześniej sączyła się przez nieszczelne okna subtelnie i z wdziękiem. Nie była zła, aczkolwiek poziom jej natężenia robił na nim wrażenie godne stania przy głośnikach na koncercie rockowym. Drugą rzeczą jaka dotarła do jego skołowanego mózgu była nadprogramowa ilość gości – nieco męcząca posiadówka przemieniła się bez jego wiedzy w regularną imprezę, zaprawioną nie pięcioma, a chyba ze trzydziestoma morojami hojnie podlewającymi się różnego rodzaju trunkami przemyconymi na teren szkoły. Dhampir natychmiastowo poczuł się mały i nieistotny. Przeszła mu ochota na integrację i od razu poczuł się jak skończony kretyn że przez ostatnie kilka dni myślał jedynie o tej chwili. Nie minęła nawet minuta, a już miał ochotę wydostać się poza mury kaplicy i uciec do swojego przytulnego, cichego pokoju, w którym musiałby dzielić przestrzeń jedynie z Bastienem, grając w gry czy po prostu milcząc, ze wzrokiem wlepionym w ekran komputera. Wcześniejszy uśmiech ustąpił źle maskowanemu przerażeniu. Kilka głów odwróciło się w jego kierunku z równie skonfundowanymi minami. Najprawdopodobniej nikt oprócz Lazara nie spodziewał się, że jakiś mieszaniec zaszczyci ich skromne progi. Wybuchu nagłego entuzjazmu się nie doczekał, ba, nawet się za nim nie rozglądał.
- Samuel? – Spomiędzy dwóch ślicznych jak noc podczas pełni morojek odzianych w cekinowe, skąpe bluzki wychynęła Alice. - Samuel, co Ty tu robisz? – Nie była roześmiana i nachalna jak ostatnio. Już nauczyła się że w taki sposób tylko drażni lwa. Najwyraźniej i jej przestało na nim zależeć – przynajmniej tak to smutny idiota widział. Pokręcił głową na jej pytanie. - Pomyliłem imprezy. Przepraszam. – Cholera, musiał przyznać że wyglądała jak gwiazda okładki gazety dla modnych nastolatków. Szczupła, smukła, nienachalnie umalowana. Zarumieniona od lekkiego chłodu wieczoru, odziana w świetnie dobraną sukienkę, woniejąca drogimi perfumami... Gdyby nie preferował innej zawartości bielizny, w tej właśnie chwili straciłby dla niej głowę. Pieprzony Victor Lazar miał za duże szczęście.
Powrót do góry Go down
UsagiBadass Uke
Usagi

Data przyłączenia : 29/06/2017
Liczba postów : 146
Vampire Academy - Page 4 Tumblr_m3bqkjZKwD1qi94l9o1_500

Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.

Vampire Academy - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Vampire Academy   Vampire Academy - Page 4 EmptySob Lut 09, 2019 8:57 pm

Alice chwyciła go za ramię, jakby bała się, że chłopak obróci się na pięcie i wyjdzie; kiedy minęło pierwsze zaskoczenie, wygięła umalowane wargi w uśmiechu.
- I przypadkiem zawędrowałeś do jedynej opuszczonej kaplicy na terenie całego kampusu? – rzuciła, lecz na próżno szukać w jej głosie kpiących tonów. Była rozbawiona, owszem, nie wierzyła w ani jedno jego słowo i nadal pamiętała nieudane próby integracji dhampira, ale nie potrafiła zdobyć się na choćby krztę złośliwości wobec Samuela. Lekko, nienachalnie chwyciła go pod ramię, nie pozostawiając towarzyszowi wątpliwości, że jeśli ma na to ochotę, nadal może się wycofać; wolałaby jednak, żeby został. - Świetnie wyglądasz. Xavier cię zaprosił? – mruknęła mu do ucha, żeby nie musieć przekrzykiwać muzyki. Daniel, urzędujący przy ołtarzu z iPhonem siostry w ręku, zmienił właśnie piosenkę na jakiś punkrockowy jazgot, który rozbrzmiał w kamiennych ścianach kaplicy jeszcze głośniej niż poprzedni kawałek. Ktoś z tłumu nieznajomych morojów właśnie odłączył się od grupy i ruszył w jego kierunku, żeby ukrócić zabawę z losowym skakaniem po playliście.
Alice wyciągnęła szyję, usiłując dojrzeć coś ponad głowami morojów. Chwilę później między dwoma dziewczynami w cekinowych bluzkach przepchnął się Lazar, z telefonem w jednej ręce i butelką piwa w drugiej. Wystukiwał coś na ekranie, nie patrząc pod nogi, i podniósł głowę dopiero, gdy Alice krzyknęła coś do niego wesoło. Spojrzenie Victora przesunęło się z morojki na wyraźnie zagubionego dhampira. Uśmiechnął się do niego krzywo.
- Właśnie do ciebie pisałem. Spóźniłeś się! – krzyknął, przystając obok ich dwójki i chowając telefon do kieszeni. Był ubrany w swój ulubiony czarny sweter; płaszcz zgubił gdzieś na stosie kurtek, który zaległ w jednym z konfesjonałów. Włosy miał w nieładzie i gdyby nie bijący od niego delikatny zapach perfum Alice można by pomyśleć, że ułożył je tak specjalnie.
Dziewczyna puściła Samuela i wśliznęła się pod ramię Victora, kładąc mu rękę na biodrze. - Nie mówiłeś, że Samuel będzie!
- Mówiłem! – odkrzyknął. - Po prostu mnie nie słuchacie. – Znów zerknął na dhampira; spojrzenie miał wesołe, lekko zamglone i zdawał się wcale nie zauważać zakłopotania Spencera. Było jasne, że zaprawiał się już od dłuższego czasu, a Samuela sporo ominęło. Nie spodziewał się, że jednak przyjdzie. Na jego miejscu, nawet po trzech tygodniach codziennego oswajania, nie przyjąłby od siebie zaproszenia. No, ale ustalili już przecież, że Samuelowi brakowało instynktów, które każdego innego mają na celu utrzymać przy życiu. Nie pierwszy raz pchał się do morojowej jaskinii w niejasnych okolicznościach.
Victor wcisnął Samuelowi do ręki swoją butelkę, ale oburzona Alice zaraz mu ją wyrwała, by oddać swojemu chłopakowi. - Nie dawaj mu tego! – Nie mogła się zdecydować, gdzie było jej lepiej. Znów odsunęła się od Victora, żeby wrócić do Samuela. - Przynieś mu coś normalnego – poprosiła, zerkając na tajemniczy trunek jak na jadowitego węża.
- A papierosy?
- Zapalimy później. - Drążyła Lazarowi dziurę w brzuchu, dopóki w końcu nie odszedł pokonany, a sama postąpiła krok w stronę centrum kaplicy. Gestem zaprosiła Samuela, by podążył za nią. - Skoro już przyszedłeś, to zostań chociaż na chwilę. Ozerowie zrobili sangrię. Będziesz żałował, jeśli wyjdziesz, zanim nie spróbujesz.
Powrót do góry Go down
DelusionSkype & Chill
Delusion

Data przyłączenia : 04/07/2017
Liczba postów : 287
Cytat : I'm a runaway, catch me
Wiek : 31

Vampire Academy - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Vampire Academy   Vampire Academy - Page 4 EmptySob Lut 09, 2019 9:47 pm

- Tak właściwie to... Zaprosił mnie Victor – sprzedał Lazara zanim dojrzał go przebijającego się przez tłum niczym orka przez ławicę płotek. Nawet jeżeli nie był najwyższym morojem w pomieszczeniu jego aura (pomieszanie ego z nawykami innych) robiła przytłaczające wrażenie. Mniej i bardziej podchmieleni koledzy ze szkoły rozstępowali się jak gdyby potrącenie chłopaka choćby łokciem było złamaniem wszelkiego tabu. Dźwięk nowej wiadomości rozbrzmiał w kurtce dhampira dokładnie w momencie, gdy blondyn zacumował tuż przy nim i Alice. Uśmiechnął się, całkiem nieszczerze, skinął mu głową i postanowił nie komentować radosnego powitania. Oczywiście że się spóźnił. Swoim zwyczajem wpierw wydeptał cztery kółka na trasie z dormitorium pod kaplicę, w tym jedno tuż przez schodkami, zastanawiając się czy w ogóle powinien uświęcać swoją obecnością tak 'kameralne' spotkanie w gronie przyjaciół. Wszak to nie tak że zbratał się z kimś więcej niż Lazarem (a przynajmniej tak sądził do momentu, w którym uświadomił sobie w jakie bagno wdepnął zgadzając się na przyjście) i Allie, która pomimo neutralizacji własnego entuzjazmu niezmordowanie służyła im obu moralnym wsparciem. Pomimo swoich słów Victor jednak nie wyglądał jakby był szczególnie zaskoczony. Zupełnie jakby spodziewał się że tak się sprawy potoczą, lub coś koło tego. Samuel ledwie zauważył jak butelka z alkoholem wyemigrowała z jego niepewnego uścisku z powrotem w stronę poprzedniego właściciela. Chyba nie miał głosu decyzyjnego w sprawie tego co dziś weźmie do ust. Skoro tak, postanowił zdać się na dziewczynę, łatwowiernie sądząc że skoro wykazała się już tak wielkim zrozumieniem, nie wpędzi go w kolejne kłopoty tylko po to żeby bawić się ich wynikiem. To nie przy niej czuł się jak chomik na kółeczku. Odprowadził plecy moroja wzrokiem i zaraz ruszył za Alice, żeby nie zgubić jedynego potencjalnego sojusznika w tym bałaganie. Już kilka razy sprawił że posmutniała i chociaż wmawiał sobie że wcale go to nie obchodzi, nie lubił jej widzieć w takim stanie. - Już żałuję – mruknął tak cicho, by nie posłyszała jego odpowiedzi przez przebijające się umcy-umcy. Oddychaniem tym samym powietrzem co reszta zbiorowiska szło się upić. Z niejakim zaskoczeniem i fascynacją Spencer zauważył, że niektórym zdążyły puścić hamulce, skoro skryci i ściśnięci za murowanym aniołem bez dłoni bezwstydnie jeździli sobie językami po twarzy i szyjach. Uah, czy to film, czy prawdziwe życie? - Nie sądziłem że tak hucznie oblewacie zaliczony referat. – Przyśpieszył kroku i zrównując się z dziewczyną pochylił się nad jej uchem, by tym razem usłyszała bardzo dokładnie. Allie obejrzała się na niego i przez chwilę był całkowicie pewien, że na jej buzi rośnie wielki znak zapytania. - Ależ o czym Ty mówisz, Sam? – Uprzejmy uśmiech wykwitł pod małym noskiem. Teraz z kolei wyglądała jakby pouczała przedszkolaka. - Oblewamy ale urodziny Xaviera. – Samuel zbladł jakby właśnie przełknął ślimaka. Nikt o żadnych urodzinach nie wspominał. Pieprzony Lazar. - Myślałam że dlatego przyszedłeś. – Teraz go dostrzegł. Wysoki moroj w czapeczce z brokatowym napisem 'b-day boy' i w neonowej koszulce zadrukowanej informacją o tym kto jest 'kierownikiem tego burdelu' doskonale bawił się z Meg i jakimś nieznanym Samowi z imienia chłopakiem na wyniesieniu przed ołtarzem. Ołtarz, suto zastawiony alkoholem był centrum wszechświata i mekką dla spragnionych. Wszyscy, którzy zdążyli opróżnić własne butelki tam właśnie kierowali swoje kroki. Z rosnącym przerażeniem Samuel zauważył że oni także. Allie całkiem do serca wzięła sobie zły nastrój powodowany brakiem ozerowej sangrii. Robiło się gorąco. Nie chciał tam iść. Przesunął palcem wciśniętym pod kołnierz golfu po szyi przełykając nagromadzoną w ustach ślinę i złapał blondynkę za łokieć zmuszając do zatrzymania się i spojrzenia ponownie w jego kierunku. - Wybacz... Masz gumkę? – Dziewczyna stała mrugając podkręconymi, doczepionymi rzęsami. - Aaach, do włosów. Ciepło tu i w kark. Myślałem że dziewczyny zawsze mają jakąś zapasową. – Puścił ją i zatrzepotał zakłopotany rękami niczym chorągiewkami na wietrze. Lico morojki pojaśniało kiedy ściągnęła spod sporej, miedzianej bransolety na nadgarstku cienkie, plecione kółeczko i podała mu z szerokim uśmiechem. - Jasne. Chodź, zaraz Ci coś wybierzemy. – Spencer szybko myślał jak odwrócić jej uwagę od ołtarza z butelkami, w sąsiedztwo którego nie miał najmniejszej ochoty się dobrać. Dała mu chwilę na splątanie włosów, lecz gdy już miała ponowić spacerek głowa Samuela wciąż była pusta. - Aaaa! – wykrzyknął, ściągając tym samym uwagę kilku osób gibających się najbliżej nich. - Powiedziałaś Victorowi żeby coś przyniósł więc jaki jest sens go wyręczać. Pokaż mi gdzie mogę zostawić kurtkę, okej? – Posłał blondynce najbardziej czarujący uśmiech na jaki było go w danej chwili stać. Nie był to szczyt jego możliwości – potrafił być bardziej zawadiacki i przekonujący, gdy inni nie wpadali na niego w średnio kontrolowanych pląsach do wesołej, skocznej muzyki rozbrzmiewającej echem po całym bożym przybytku. To nie były warunki do rozwoju jego pseudo aktorstwa. Zdążył się trochę spocić myśleniem. Może to przekona Allie że faktycznie wypadałoby się pozbyć odzienia i nieco ochłonąć przed wlaniem w siebie czegokolwiek? Gdy wspomniała o papierosie Spencer przypomniał sobie że sam dawno nie palił. Może uda mu się sprytnie wyrwać poza tłum pod pretekstem dymka?
Powrót do góry Go down
UsagiBadass Uke
Usagi

Data przyłączenia : 29/06/2017
Liczba postów : 146
Vampire Academy - Page 4 Tumblr_m3bqkjZKwD1qi94l9o1_500

Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.

Vampire Academy - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Vampire Academy   Vampire Academy - Page 4 EmptyNie Lut 10, 2019 1:09 pm

Dziewczyna zatrzymała się w pół kroku, zerkając to na ołtarz, przemianowany na potrzeby imprezy na prowizoryczny bar, to na Samuela, robiącego co w jego mocy, byle nie znaleźć się przy centrum operacyjnym.
- Ach, kurtka – powiedziała, jakby dopiero teraz pojęła w pełni sens jego słów. Zmierzyła Samuela wzrokiem. Kaplica, choć zazwyczaj niezależenie od pory roku panował w niej przyjemny chłód, teraz wypełniona dziesiątkami pijanych, tańczących i dyszących morojów w mgnieniu oka nagrzewała się od ich ciepłych oddechów. Nic dziwnego, że Samuel w swoim golfie już odczuwał skutki.
Morojka znów rozejrzała się po najbliższym otoczeniu, stając na palcach i wyciągając szyję, żeby dojrzeć coś ponad głowami tańczących. W końcu kogoś zauważyła, rozpromieniła się i pstryknęła palcami. - Max! Chodź tu na chwilę!
Chłopak dzierżył w ramionach kilka pustych butelek po wysokoprocentowych trunkach; pobrzękiwały, gdy przepychał się przez improwizowany parkiet, zorganizowany w najszerszym miejscu pomiędzy rzędami ławek. Gdy znalazł się wystarczająco blisko, Alice znów pstryknęła na niego palcami. Max naburmuszył się, a ona uśmiechnęła półgębkiem, zadowolona z jakiegoś wewnętrznego żarciku.
- Odbierzesz od gościa kurtkę? – poprosiła. Max spojrzał na Samuela, jakby dopiero teraz go zauważając. Skinął głową na powitanie i zaraz znów stracił nim zainteresowanie; w przeciwieństwie do kilkorga innych przypadkowych morojów, którzy zaaferowani poruszeniem, przywirowali bliżej i spoglądali z zaciekawieniem w ich kierunku.
- Nie wiem, czy zauważyłaś – odparł, podzwaniając butelkami – ale trochę nie mam jak.
- Coś wymyślimy! – odkrzyknęła, po czym zwróciła się do Samuela. - Daj no tę kurtkę - Wyciągnęła rękę po jego okrycie i stała tak, czekając, aż je z siebie zdejmie, wyraźnie nie mając zamiaru się ruszyć. Jeśli Samuel miał nadzieję, że wskaże mu szatnię i puści samego, sporo się przeliczył. Alice, nie domyśliwszy się lub pozwoliwszy, by znowu zawładnęła nią poalkoholowa potrzeba niesienia pomocy wszystkiemu i wszystkim, wpatrywała się w dhampira, kołysząc lekko biodrami w rytm muzyki. Właśnie wszedł jej ulubiony kawałek; podśpiewywała pod nosem razem z wokalistą, bezbłędnie trafiając każde słowo.
Kiedy Samuel zdjął w końcu swoją kurtkę, Alice z uśmiechem ją od niego zabrała i zarzuciła na ramiona Maksowi, który czekając, kilkukrotnie podjął próbę pośpiesznej ewakuacji. Morojka dopiero teraz, klepnąwszy go zachęcająco w biodro, pozwoliła mu odejść. - Dzięki!
Gdy rozwiązali już problem okrycia, pełnia jej uwagi znów została zwrócona w stronę zastawionego ołtarza. Niecierpliwiła się. Nie tylko Samuel miał puste ręce. Pomimo unoszących się w powietrzu oparów i serii drinków wypitych na początku imprezy, czuła, że już trzeźwieje. Nie mogła sobie na to pozwolić, jeśli miała wytrzymać do końca. - Gdzie ten Victor... – spochmurniała.
Victor tymczasem klęczał za ołtarzem, poza zasięgiem wzroku, dzierżąc w obu dłoniach przezroczyste, plastikowe kubeczki. Naprzeciwko niego kucała Evelynn Ozera, chwiejąc się na piętach. Ona z kolei trzymała pozbawioną etykietki butelkę, sangrię domowej roboty, i usiłowała trafić do Lazarowych kubeczków.
Sangria w misie na środku ołtarza została zrujnowana; jakiś śmieszek wsypał do jej resztki nachosów, tworząc coś w rodzaju pseudomeksykańskiej zupy o konsystencji mulistej owsianki. Megan, jako ta najtrzeźwiejsza z trojga dbających o catering Ozerów, krążyła właśnie po domu bożym, tropiąc winowajcę. Miała zamiar wlać mu wszystko do gardła, posadzić w konfesjonale i kazać błagać o przebaczenie pierwszego boga, który jeszcze do zbezczeszczonej kaplicy zaglądał.
Wspólnymi siłami Victor i Eve w końcu napełnili kubeczki, po czym przekonani, że wcale ich nie widać, kuląc się i zasłaniając ramionami, schowali ostatnią butelkę kończyciela imprez w tabernakulum, by później kazać wypić wszystko duszkiem pierwszemu frajerowi, który odpadnie podczas długiego segmentu zaplanowanych gier.
Kiedy dołączył do Samuela i Alice, ta zaciągała właśnie dhampira na jedną z wolnych ławek. Victor podał im kubeczki, a sam otworzył puszkę, którą ktoś wcisnął mu do kieszeni spodni. Butelka tajemniczego trunku gdzieś zniknęła; pewnie zostawił ją na ołtarzu i ktoś już się nią zaopiekował.
- No, to za nasze piątki. – Uniósł puszkę. - Pierdol się, Thompson! Nigdy, kurwa, więcej. Prędzej pozwolę dhampirom rzucać się na matę niż znowu otworzę Historię powszechną. Dziękuję za uwagę.
Powrót do góry Go down
DelusionSkype & Chill
Delusion

Data przyłączenia : 04/07/2017
Liczba postów : 287
Cytat : I'm a runaway, catch me
Wiek : 31

Vampire Academy - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Vampire Academy   Vampire Academy - Page 4 EmptyNie Lut 10, 2019 2:18 pm

Do takiego toastu mógł podłączyć się wszystkimi rękami, nogami i innymi częściami swojego ciała z pełnym, nieudawanym entuzjazmem. Słowa, chociaż w zamyśle bardziej żartobliwe, mające na celu rozluźnić nieco napiętą atmosferę były tym o czym myśleli zapewne obaj od tamtego feralnego dnia trzy tygodnie temu, gdy rozpoczynała się ich wspólna wędrówka. - Amen – rzucił melodyjnie, uniósł swój kubeczek i umoczył usta w jego zawartości pilnując się żeby przypadkiem, przez nieoczekiwane lagi w mózgu, jej w siebie nie wlać. Chyba obaj wiedzieli jak niekorzystnie na tym wychodził, Alice zaś z pewnością się tego domyślała, niczym lwica broniąc go przed przechwyceniem wcześniej rzuconej zabójczej broni. - Ale ta mata to niezły pomysł. – Stracił trzy cholerne tygodnie zamiast ciała i odruchów, koncentrując się na pracy mózgu. Chociaż w ogólnym rozliczeniu nie czuł się tak podle jak zakładał, ciągle jednak wisiała nad nim myśl jak daleko w tyle pozostał. Nawet Bastien na czas jego dodatkowej pracy (wyśmiewał go za każdym razem kiedy ten cierpiętniczo informował gdzie idzie i że nie wie, o której wróci) odmówił zarywania z nim nocek żeby chociaż trochę oderwać go od myślenia. Sącząc najmniejszy łyk sangrii na świecie Samuel wreszcie dojrzał do myśli że to koniec tego łagru i że sam będzie mógł wrócić na matę. Czy to na myśl o dociskaniu do niej Lazara, czy o sobie samym, oczy Spencera rozbłysły nagle, zaś kąciki ust uniosły się w lekkim, ledwie zauważalnym półuśmiechy po raz pierwszy od przekroczenia progu szkolnej kaplicy. Do interpretacji własnej pozostawało odczytanie jego nastroju; na ułamek sekundy znalazł się w innym świecie nim powrócił do dudniącego muzyką i rozkołysanym tłumem wnętrza. Nie dane było im jednak porozmawiać dłużej. Tuż obok Alice przepłynęła wysoka, szczupła jak źdźbło wiosennej trawy morojka, która zaraz pochyliła się nad jej ramieniem i uśmiechając promiennie zakomunikowała: - Ozera każe się wszystkim ruszyć za ołtarz. Zaczynamy. – Kocie spojrzenie mocno podkreślonych, zielonych oczu spoczęło na Samuelu. Od razu rozpoznała w nim mieszańca. - Weźcie kolegę. Zabawimy się. – Wdzięcznie wyprostowała się, odrzucając na plecy kaskadę kasztanowych loków i puszczając oczko do Victora odpłynęła szerzyć dobrą nowinę na dalszych, także pozajmowanych ławkach. Pachniała bzem.
Samuel odstawił swój praktycznie nieruszony kubeczek na oparcie kolejnej ławki. - Muszę przypominać jak skończyło się to ostatnim razem? Założę się o wszystko co mam że wiem, kto będzie w centrum...zainteresowania chciał dodać, ale chyba nie oddałby dobrze tego co miał na myśli, dlatego urwał w połowie. Grał z nimi w otwarte karty nie trudząc się już udawaniem że niczego nie wie i nic go nie dotyczy. Nie było to ich pierwsze spotkanie, zdążył pozostawić po sobie jakieś wrażenie i gdyby nagle w półsłówkach odmówił udziału wcale by sobie nie pomógł. Lazar przecież i tak by ich nie zrozumiał. Wcześniejszy spokój gdzieś uciekł. Naprawdę spodziewał się znosić dzisiaj tylko dwoje Ozerów, Maxa, Xaviera, Allie i Lazara. Rzesza innych czystokrwistych była ponad jego siły. Nie potrafiłby unieść ciężaru radzenia sobie z nimi tylko za pomocą własnej siły zaś nie oczekiwał że nagle uzyska jakąkolwiek pomoc ze strony swojej ulubionej szóstki. No, może blondynka byłaby w stanie cokolwiek dla niego zrobić, jednak stawianie czoła tylko we dwójkę nadal nie wydawało mu się trafionym pomysłem. - Papieros, chciałaś zapalić. Oboje chcieliście. A jeśli już nie chcecie to ja bardzo chętnie.
Powrót do góry Go down
UsagiBadass Uke
Usagi

Data przyłączenia : 29/06/2017
Liczba postów : 146
Vampire Academy - Page 4 Tumblr_m3bqkjZKwD1qi94l9o1_500

Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.

Vampire Academy - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Vampire Academy   Vampire Academy - Page 4 EmptyNie Lut 10, 2019 5:09 pm

Victor podążył spojrzeniem za odchodzącą morojką, a Alice trzepnęła go żartobliwie w ramię, przywracając do porządku.
- Zagramy? – zapytała, chwilę przed tym jak Samuel wyraził swoje wątpliwości. Uśmiech na moment spłynął z rozluźnionej, dla odmiany nieskrzywionej z wiecznego niezadowolenia twarzy Lazara. Pamiętał. Samuel nie musiał mu przypominać, co się stało ostatnio, kiedy przesadził z alkoholem. Z naszej winy. Ponadto, nagłe zainteresowanie nieznajomej morojki nie pozostawiało wątpliwości, że rozpoznała w Spencerze dhampira. Kto jeszcze się zorientował? Nie trzeba było być wyjątkowo domyślnym, ale spora część towarzystwa zdążyła już wypić tyle alkoholu, że nawet najbystrzejszym mogły umknąć oczywiste oznaki. Ciężko było stwierdzić.
Alice klepnęła na ławkę po tym, jak już z niej wstawała, żeby dołączyć do towarzystwa za ołtarzem. - Czyli nie gramy? - Mimo starań atrakcyjnej morojki, niewielu dało się oderwać od butelek i swoich partnerów. Po ilości par na parkiecie, tych taktycznie poukrywanych w konfesjonałach i za kamiennymi figurami zniekształconych aniołów wyglądało na to, że prócz ich stałego towarzystwa grać zamierzało zaledwie kilkoro innych morojów. Ozerowie to przewidzieli, przygotowując gry. Na każdej imprezie liczba osób, które wolały zalec na ławkach i sprawdzić, pod ile spódniczek uda im się wsunąć ręce, przeważała nad tą, która przyłączała się do ich pijackich zabaw.
Widząc wśród osób lokujących się przy ołtarzu Caleba, Victorowi także minęła ochota, by do nich iść. Wstał z ławki, poprawiając podciągnięte do łokci rękawy swetra. - Idź sama, najwyżej dołączymy później – powiedział. - Pójdziemy zapalić. Idziesz? – rzucił do Samuela, sprawdzając, czy na pewno przerzucił papierosy z płaszcza do kieszeni spodni. Nie uśmiechało mu się nurkować teraz w stercie identycznych kurtek, żeby znaleźć tą swoją dla jednego papierosa.
Wymacawszy zgniecione pudełko, skinął na dhampira głową i poprowadził go w stronę wyjścia boczną nawą, żeby ominąć największe skupisko nastolatków. Gdyby byli tu tylko w szóstkę, poszedłby zapalić na strych, ale dziś nie zamierzał tam zaglądać, obawiając się, co może na górze zastać. Ubolewał nad stratą ulubionej samotni tylko przez chwilę, do czasu gdy wyszli na zewnątrz, a zimne, wieczorne powietrze smagnęło go po zaczerwienionych policzkach. Odetchnął pełną piersią, czując się nagle, jakby w kaplicy wstrzymywał oddech. Odstawił puszkę na starą, rozpadającą się ławkę, która stała przed budynkiem, po czym usiadł, naciągając rękawy swetra na dłonie. Deski zaskrzypiały złowrogo, lecz wytrzymały jego ciężar, a on zachęcony tym faktem poklepał zapraszająco miejsce obok siebie. Wsunąwszy sobie do ust papierosa, wyciągnął paczkę do Samuela.
- Zapomniałem wspomnieć, że to impreza urodzinowa, co? – rzucił z niemal przepraszającym uśmiechem, odpalając papierosa. Użyczył płomienia Samuelowi, po czym zarzucił ramię na popękane oparcie. - Wybacz.
Palili w ciszy, milcząc, dopóki ziąb nie zaczął podszczypywać ich w palce. Papierosy szybko się wypalały, kupka pyłu na oparciu ławki rosła, póki nie rozwiał jej wiatr, a czasu na nakłonienie Samuela do zmiany decyzji było coraz mniej. Zaraz będzie musiał wracać do środka i przeczuwał, że Spencer nie dotrzyma mu towarzystwa. - Wiesz, nikt nie będzie cię do niczego zmuszał.Nie tak jak ostatnio.Może być fajnie, jeśli pozwolisz sobie trochę się rozluźnić. Będę miał na nich oko – obiecał. Mówił żartobliwie, ale szczerze; nie po to zaprosił tu Samuela, żeby teraz rzucić go na pożarcie bandzie podchmielonych morojów. Nie do końca wiedział, co Spencer sobie wyobrażał, ale nie wszystkim zależało na tym, żeby dopiec nowemu. Byli pijani, bawili się, chcieli dobrze spędzić czas na nielegalnych rozrywkach w swoim towarzystwie; Samuel był ledwie interesującym dodatkiem, egzotycznym zwierzątkiem, które Lazar posadził sobie na ramieniu; nie głównym daniem, które tylko czekało, aż się je poda na ołtarzu.
Moroj zgniótł papierosa na chodniku między swoimi stopami, rzucił niedopałek gdzieś za siebie, w krzaki, po czym sięgnął po swoją puszkę. Upiwszy łyk, podsunął ją Samuelowi. - Łyka. Pomoże. Jeśli poczujesz, że robi się źle, możesz klepnąć mnie w ramię i skończymy. Odprowadzę cię do pokoju.
Powrót do góry Go down
DelusionSkype & Chill
Delusion

Data przyłączenia : 04/07/2017
Liczba postów : 287
Cytat : I'm a runaway, catch me
Wiek : 31

Vampire Academy - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Vampire Academy   Vampire Academy - Page 4 EmptyNie Lut 10, 2019 5:52 pm

- Z największą przyjemnością. – Lawirował za nim pomiędzy ławkami niczym ćma za źródłem światła. Taktyczny odwrót, wyjście poza pole rażenia, uniknięcie towarzystwa które przez ostatnie trzy tygodnie jego szkolnego życia debatowało za jego plecami o różnych, czasami całkiem idiotycznych informacjach na jego temat (oczywiście że to słyszał. Był złym wilkiem w przebraniu babci – miał uszy by słuchać i oczy by widzieć. Nie posiadał tylko zębów żeby gryźć.), a przede wszystkim papieros – Victor przemówił do niego jak wizją lizaka do ośmiolatka. Byłby skończonym głupcem gdyby został i dał się pochłonąć. Jedynie wychodząc na zewnątrz natychmiastowo pożałował że oddał Maxowi kurtkę. Gdyby nie wcześniejsza, mierna próba odwrócenia uwagi Alice, teraz zimne podmuchy nie chłostałyby go po dłoniach i twarzy. Westchnął ciężko, we wnętrzu kręcąc głową na ten nieprzemyślany ruch ale grzecznie, sposobem wytresowanego pieska, zajął miejsce tuż obok Lazara bardzo uważając, by w żaden sposób go nie dotknąć. Wytyczał granice póki jeszcze był w stanie, żeby nie było.
- Ta, zdążyłem się już dowiedzieć. Teraz trochę głupio że wpadam z pustymi rękami, ale dobrze rozegrane... – Przyjął papierosa od chłopaka, odwracając go w palcach i podtykając końcówkę pod dłonie, by podręczna zapalniczka zadziałała. - Odpuściłbym sobie gdybyś zagrał w otwarte karty. Bardzo ładnie, paniczu Lazar. – Zaciągnął się już odpalonym papierosem, zaś jarząca się ciepło końcówka rozświetliła przez ułamek sekundy mrok zalegającej nocy. Przeniósł część ciężaru na oparcie za plecami; stara ławka zaskrzypiała ostrzegawczo, zapewne ledwie znosząc ich wyszukane wygibasy. Trudno, najwyżej z hukiem zaliczą glebę, akurat to miał głęboko w poważaniu. Uniósł głowę, wypuścił dym z płuc i spojrzał w ciemne niebo. Bezpośrednie sąsiedztwo miasta zapewniało im brak wglądu w zimowe konstelacje. Za dzieciaka dużo czasu spędzał u dziadków na ranczu – tam niebo usłane było świecącymi punkcikami niczym hojnie spryskane piegami policzki morojki, której głowa zawisła na chwilę nad nimi z poziomu galerii, nim cnotliwie spuściła wzrok i wycofała je, z melodyjnym chichotem uciszając towarzyszącą jej osobę. - Hihi, faktycznie ktoś tu jest, hihi. No jak, na dole. Palą. Cicho, hihi, poczeka... – usłyszał Samuel, zanim ktoś umiejętnie zagłuszył protesty dziewczyny. Zapewne w tej właśnie chwili nie tylko język, ale i ręce odnalazły sobie źródło ciepła do zgłębienia. Spencer spuścił głowę, zaciągając się ponownie papierosem. Jako dziecko, kiedy jeszcze nie wiedział niczego o morojach i dhampirach lubił patrzeć się w niebo i wyobrażać sobie że kiedyś tam poleci. Od dzisiaj zerkanie w górę będzie mu się bardzo długo kojarzyć z piegowatą buzią otoczoną aureolą jasnych włosów i wwiercajacym się w umysł, zduszonym chichotem. Zajebiście. Wtedy też Lazar rozpoczął swoje kazanie.
Kiedy skończył, mógł zauważyć, że to Samuel wpatruje się w niego spod uniesionych brwi jak na okaz orientalnego zwierzęcia. Pierwszy raz w tak jawny sposób doświadczał bezpośredniej troski z jego strony, nie wiedział jak na to poprawnie zareagować. Dotychczasowo, jak dobrze by się nie bawił, ciągle uważał go za złośliwego chujka z pieniędzmi rodzinnymi, który dla własnej rozrywki kreuje różne zawstydzające i przykre sytuacje. Teraz... Teraz przez chwilę zabrakło mu słów. Tlący się popiół z końca papierosa opadł mu na odsłonięte przez dziury w spodniach kolano.
- Wow – skomentował rezolutnie, przykładając filtr do ust i zaciągając się po raz ostatni nim skiepował go pomiędzy nogami i odrzucił za siebie. Ciemne oczy wwiercały się w Lazara szukając podstępu. Ta, jeszcze niech obieca że potrzyma go za rączkę zanim Sammy nie zaśnie. - Dziwne jest słyszeć akurat z Twoich ust coś tak miłego. Przerażasz mnie teraz. – Przejął puszkę i wciąż niezbyt przekonany popatrzył na nią, jakby w jego ręku miała się przemienić w jadowitą żmiję. Uznawszy że jest bezpieczna ostatecznie pociągnął niewielki łyk, krzywiąc się i oddając Lazarowi jego własność. - Powiem teraz coś co nawet mnie zaskakuje: Jesteś w porządku. W podziękowaniu za to faktycznie mogę spróbować się wyluzować, ale jak tylko zrobi się nieciekawie to stratuję choćby i Ciebie. - Nie dam z siebie po raz kolejny zrobić ofiary. Mam to za sobą. Nie pozwolę. Stado podobnych myśli przegalopowało mu przez głowę. Wstał, przeciągnął się i poprawił dół golfu. Było mu zimno. - Chcą się zabawić to ja im pokażę zabawę. – Powiedział to bardziej do siebie niż do towarzysza. Był przeczulony na punkcie cudzego zainteresowania, jednak znając jego historię ciężko było mu się dziwić. Gdyby miał teraz dobrowolnie wchodzić do tej samej rzeki sam podstawiłby się strzydze pod zęby. Póki miał kontrolę nad sytuacją, wszystko było dobrze. Ostatni raz odetchnął nocnym powietrzem nim pozwolił się odprowadzić z powrotem do środka i, nie bez wątpliwości, skierował się ku już utworzonemu, roześmianemu okręgowi z solenizantem zajmującym honorowe miejsce tuż pomiędzy dwiema ślicznymi morojkami. Widać było że na brak miłej atencji to on nie narzekał. Sto lat, sto lat.
Powrót do góry Go down
UsagiBadass Uke
Usagi

Data przyłączenia : 29/06/2017
Liczba postów : 146
Vampire Academy - Page 4 Tumblr_m3bqkjZKwD1qi94l9o1_500

Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.

Vampire Academy - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Vampire Academy   Vampire Academy - Page 4 EmptyNie Lut 10, 2019 7:23 pm

W porządku. Lazar mruknął coś w odpowiedzi i machnął ręką. Nie tego spodziewał się usłyszeć. Wyznanie dhampira jakoś tak samo wycisnęło mu na ustach niewyraźny półuśmiech. Brzmiało szczerze. Samuelowi nie zależało na jego kontaktach, nie obchodziła go jego pozycja ani pieniądze, nie znosił hucznych imprez i towarzystwa, w jakim Lazar się obracał; ba, jego samego do niedawna ledwo tolerował. Nie miał żadnych ukrytych motywów, żadnego powodu, żeby chcieć mu się przypodobać. Jeśli przyznawał się do choćby zalążka sympatii wobec Victora, mówił prawdę. I gdyby wiedział, jak rzadko moroj był pewien czyjejś szczerości – jak rzadko na nią zasługiwał – zrozumiałby, dlaczego nagle zrobiło mu się cieplej.
- I takie nastawienie to ja rozumiem – rzucił, zaśmiawszy się krótko, i klepnął Samuela w ramię, a potem obaj wrócili do środka, zostawiając rześki chłód nocy za drzwiami kaplicy.
Towarzystwo za ołtarzem rozkręciło już zabawę; kiedy do nich dołączyli, butelka wirowała na kamiennej podłodze między morojami, ktoś zagrzewał ją, żeby kręciła się dalej, ktoś inny błagał, by już zatrzymała, i wszyscy zgodnie zignorowali przybycie nowych graczy, wypatrując, na kogo trafi. Alice, rozchichotana i o roziskrzonym spojrzeniu, odsunęła się, robiąc Victorowi miejsce. Max, trzeźwiutki jak na szkolnej dyskotece, szepnął coś do znajdującej się obok morojki i machnął na Samuela, żeby usiadł pomiędzy nimi. Lazar i Spencer skończyli tym samym naprzeciwko siebie; dhampir może i nie mógł klepnąć go w razie sytuacji kryzysowej, ale Victor miał za to pierwszorzędny widok na jego buzię. Zauważyłby, gdyby coś poszło nie tak.
- Ha! Tajemniczy drin, pij, pij, pij! – zakrzyknęła Evelynn, kiedy butelka się zatrzymała, podsunęła jakiemuś nieznajomemu chłopakowi szklankę o mętnej, czerwonawej zawartości i przyklasnąwszy w dłonie, zagrzewała go do picia. Wyglądało na to, że tylko czekała na ten moment; moroj upił zaledwie łyk, zakrztusił się i troje Ozerów w zadziwiającym unisono parsknęli śmiechem. Klasyczny zabijacz Ozerów, ich firmowa wizytówka. Tylko Daniel potrafił to wypić i nie umrzeć. - Pierwszy odpada, zgodnie z przewidywaniami, dziękujemy i do widzenia! – rzuciła triumfalnie, wypychając przegranego poza krąg.
Butelka zniknęła ze środka, trafiła do czyichś rąk i zaraz znów na podłogę; gra toczyła się dalej swoim rytmem. Muzyka dudniła z głośników za nimi, moroje raz po raz wybuchali śmiechem, duszkiem opróżniali swoje butelki i zaraz sięgali po nowe; Max budował zamek z puszek, butelka rzadko go wybierała, miał dzisiaj szczęście. Innym nie dopisywało. Za każdym razem, gdy kręcił Victor i wypadało na Samuela, podawał mu swoje piwo, a potem sangrię, kiedy sobie o niej przypomniał i specjalnie pofatygował się po nią do tabernakulum. Po paru łykach poprosił go o zrobienie jaskółki i było to najniewinniejsze zadanie, jakie padło tego wieczoru.
Moroje nie próżnowali, prześcigali się w konkursie na kreatywność i odporność na upokorzenia. Pili, opowiadali historie o pierwszych razach, ktoś ściągnął koszulkę, Evelynn tańczyła na ołtarzu, kręcąc biodrami do Attention, i nie zdjęła własnej tylko dlatego, że nie potrafiła rozpiąć guzików. Sarah robiła selfie z Jezusem, ktoś inny masował mu stopy, Caleb jadł zupę z nachosów i sangrii, a potem palcami karmił nią swoją partnerkę. Tańczyli, skakali, udawali samoloty, dotykali się, całowali bezrękiego anioła, Xavier całował obie siedzące mu na kolanach morojki, Alice Evelynn, a potem...
- Całujesz nowego.
Caleb uśmiechał się. Sarah chichotała bez opamiętania, wczepiona w jego ramię, a Victor wpatrywał się tępo w butelkę, która wskazywała prosto na niego. Nowy. Podniósł głowę i popatrzył na Samuela. Na chwilę zapadła cisza, parę osób zawyło z beznadziejnym synchro, a Evelynn uaktywniła się, wyczuwając kolejną cipkę, która nie podołała zadaniu. Już mieszała w swojej szklance kolejnego zabójcę.
Lazar zerknął na Alice, Alice zerknęła na Lazara; wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Morojka miała w kąciku ust rozmazaną szminkę, ślad po tym, jak przed chwilą wczepiała się w Eve. Rozumieli się bez słów. Butelka wybrała. Takie są zasady.
Samuel milczał. Victor czekał na jego słowo, czekał na swoje klepnięcie, halo, już wystarczy, co wy odpierdalacie, koniec tej zabawy, ale on nadal nic nie mówił, czerwieniał z zakłopotania lub od wypitego alkoholu, a Victor czuł, jak adrenalina uderza mu do głowy. Moroje po chwili konsternacji wybuchli, krzyczeli, zagrzewali, czekali na swoje show. Nawet Daniel i Megan, objęci ramionami, krzyczeli, żeby „nie był pizdą”.
To tylko wyzwanie. Pociągnął długi łyk ze swojej butelki i opadł na czworaka; moroje ryknęli. Pokaż im, jak się bawisz, pomyślał, pełznąc w stronę Samuela. Zróbmy im przedstawienie. Odepchnął na bok butelkę, okrakiem wszedł na Samuela i zawisnął nad nim, znieruchomiawszy na sekundę. Zepchnij mnie. Odepchnij, jeśli nie chcesz. Wsunął palec wskazujący pod jego brodę, oparł kciuk na dolnej wardze. Uśmiechał się. Pokazywał kły w tym samym łobuzerskim uśmiechu, który zawrócił w głowie Alice i połowie damskiej części rocznika. Przypomniał sobie fragment rozmowy sprzed paru tygodni, pozostawione bez odpowiedzi pytanie: podobam ci się?, ale zaraz zagłuszyły je zniecierpliwione okrzyki widowni.
Czas minął. - Mówiłem, że będzie fajnie? – mruknął zaczepnie, uniósł ku sobie jego podbródek, pochylił się i ku ucieszy gawiedzi złączył ich wargi w pocałunku. Wiedział, że patrzą, drżą, z podnieceniem wyczekując przedstawienia, o którym będą mogli plotkować przez resztę tygodnia, a Lazar nie spoczywał na laurach; miał zamiar im go dostarczyć. Przesunął dłoń na jego policzek – był ciepły, rozpalony alkoholem, gorącem i palącym zawstydzeniem – i odsunąwszy się na milimetr, na krótką sekundę, musnął językiem jego wargi. Otwórz.
Powrót do góry Go down
DelusionSkype & Chill
Delusion

Data przyłączenia : 04/07/2017
Liczba postów : 287
Cytat : I'm a runaway, catch me
Wiek : 31

Vampire Academy - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Vampire Academy   Vampire Academy - Page 4 EmptyNie Lut 10, 2019 9:01 pm

Łyk po łyku, kropla po kropli, pomimo wcześniejszych zastrzeżeń i postawionej w głowie bariery Samuel wlewał, mało entuzjastycznie, podsuwane mu płyny. Rozgrzane gardło paliło; co i rusz zanosił się kaszlem, lekka chrypka opanowała jego mowę ale nie było potrzeby się tym afiszować. Coraz mniej zwracano na niego uwagę, a on coraz pewniej czuł się na swoim miejscu. Przestrzeń między Maxem i Marthą (czego zdążył się dowiedzieć gdy zasiadająca po jej prawicy morojka wyzwała ją do opowiedzenia jakiejś żenującej historii z poprzedniej szkoły) wcześniej była zimna i obca, teraz mógł się bez większych oporów wyprostować, przechylić, czy nawet przypadkiem o kogoś oprzeć. Raz przykucnął za nim chłopak, który wcześniej odmówiwszy udziału w zabawie teraz opierał się dłonią o jego ramię ciekawsko lustrując progress gry. Chwilę wcześniej odpadła pokonana zabójcą Ozerów jego dziewczyna, najwyraźniej poczuł się w obowiązku sprawdzić dlaczego tak szybko. Nikt nie wytykał mu palcem odmienności, nikt nie szydził ukradkiem, nikt nie pastwił się zyskując przewagę liczebną. Nienawykły do takiego obrotu sprawy Samuel najzwyczajniej w świecie zaczynał dobrze się bawić. Wciąż nieuwolniony z organizmu alkohol zburzył większość jego oporów. Małymi łyczkami kumulował go w sobie więcej i więcej, i więcej, podjudzany kąśliwymi, acz nagle wybitnie przyjacielskimi uwagami Lazara i Allie. Ta niczym mama kwoka pilnowała by czuł się dobrze i mógł śmiało stwierdzić że spisała się koncertowo. Nie zanudzał tak jak na pierwszej 'imprezie' na jakiej miał przyjemność bawić. Wykonał swoją jaskółkę twardo lądując na kolanie, odpowiedział na kilka niedwuznacznych pytań (w równie niedwuznaczny sposób), wielokrotnie śmiał się z żartów i wtórował ogólnemu wyciu, kiedy ktoś nie radził sobie z własnym zadaniem. Kontrolnie zerkał na Victora i widział że i on nie szczędził mu spojrzeń. Do serca wziął sobie wcześniejsze, przerażające zapewnienia że podoła roli księcia na białym koniu. I wszystko szło po dobrej drodze, aż do momentu, w którym postanowiło pierdolnąć.
Caleb wyzwał Victora. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo, dopóki ten nie uniósł błękitnego spojrzenia i nie wwiercił go w zaczerwienioną od upojenia i ciepłoty twarz. Samuel nie od razu zrozumiał kto miał być jego celem; obserwował już tyle rzucających się na siebie morojów że nie potrafiłby ich zliczyć. Nawet Alice ku jego zdziwieniu nie folgowała sobie zawieszając się na otoczonej butelkami Eve i zasłaniając ją kaskadą ufryzowanych blond loków. Jej stan aktualny mocno wskazywał na to jak dobrze się bawiła. Max poklepał Sama po kolanie, nachylając się do niego i szepcząc że to całkiem normalne. Stoicyzm Victora na nikim prócz Spencera nie robił wrażenia. Jednak Allie to Allie zaś podążający w jego kierunku Lazar był innym kawałkiem ciasta. Wcześniej Samuel zakręcił kubeczkiem jaki otrzymał od Maxa parskając do samego siebie w myślach. Był ciekawy czy blondyn podoła czerwonej zawartości specjalnie dla niego energicznie mieszanej przez morojkę. Gdy z powrotem podniósł na niego wzrok – chłopak był tuż przed nim, unosił się na napiętych udach i sięgał jego ramienia. Sammy odchylił się nieco, zaś uśmiech na jego twarzy spłynął, robiąc miejsce milczącemu skonfundowaniu. On tak na serio? Przez głowę przeleciała mu rozmowa w szatni – Victor wiedział że jest gejem, że woli mężczyzn i nie jarają go dziewczyny. Jeżeli chciałby go upokorzyć, zmusiłby go do pocałunku jednej ze ślicznych, wstawionych panienek dookoła, nie siebie samego. Kciuk przytknięty do wargi był nieznośnie zimny. Szeroko otwarte oczy odsłaniały ciemniejące tęczówki. Dhampir uniósł dłoń by zepchnąć z siebie moroja właśnie w momencie, gdy ten pochylił się złączając ich usta w krótkim, delikatnym całusie. Wysunięty język liznął w zachęcającym geście jego zaciśnięte wargi i dopiero w tym momencie zorientował się, że ręka uniesiona by to przerwać teraz zaciskała się na froncie szykownego sweterka moroja. Bezwiednie, jakby prowadzony rozkazem w umyśle rozchylił wargi na tyle, by blondyn mógł w nich zanurkować. Tłum wkoło zafalował, gdzieś z tyłu głowy Spencer posłyszał zarówno rozentuzjazmowane okrzyki jak i pełne zawodu jęki. Rozpoznał w nich głos Evelynn, która zawiedziona brakiem porażki Lazara skarżyła się komuś że karniaka trzeba szybko wykorzystać, inaczej zwietrzeje. Większa część towarzystwa jednak mało skupiała się nawet na swoich trunkach, co tu dopiero mówić o cudzych. Z wypiekami na twarzy podziwiali prywatny pokaz Lazara. Błysk w oczach Allie jakby przywiędł.
Samuel był w innym świecie. Ach, kiedy ostatnio się całował? Nie pamiętał by Benjamin był na tyle miły. Victor był pierwszym chłopakiem od bardzo, bardzo dawna. Ostre kły nacisnęły na miękką wargę, jednak nie rozcięły jej. Wpuszczony pomiędzy wargi Spencera język wolno i z rozmysłem ocierał się o ten należący do dhampira. Zaciśnięta na ciemnym swetrze ręka drżała, jednak nie puszczała. W jego głowie rozgrywała się właśnie apokalipsa z udziałem upadających oporów i poczucia godności. Gdyby Lazar nie odsunął się od niego przerywając cienką strużkę łączącej ich śliny, kto wie jak daleko by się czarnowłosy posunął. Wpatrywał się w jego niebieskie oczy z tym samym koźlim niezrozumieniem. Nagle też uświadomił sobie że nieumyślnie porównał Victora do Benjamina. Puścił ciuchy moroja i uniósł rękę do nieco opuchniętych od nacisku zębów ust pozbywając się rumieńca zawstydzenia na rzecz bladego strachu. Co on właśnie odpierdolił? Moroj oblizał się, zsuwając się z niego i wracając na swoje miejsce obok Alice. Uniósł puszkę w toaście zarówno ku Calebowi jak i Evelynn, po czym sam bez słowa zakręcił butelką. Samuel jednak nie potrafił się już dłużej skupić na grze.
Na ustach czuł zimny dotyk warg moroja. Jego zapach osiadł nie tylko na nim, ale i wewnątrz głowy, doprowadzając do chwilowego resetu mózgu. Nie potrafił zmusić się żeby spojrzeć mu w twarz i sprawdzić reakcję. Zamiast tego wyrwał Maxowi szklankę z czymś niezidentyfikowanym i duszkiem wlał sobie w gardło szybko chcąc odwrócić myśli. Gorąca dezynfekcja rozlała się po przełyku wywołując falę kaszlu. Max poklepał Spencera po plecach zadając kilka pytań o jego stan, na które Sammy mógł tylko pokręcić w odpowiedzi głową. Odpadł po trzech kolejnych turach, wycofując się z kręgu zaraz po zamoczeniu ust we wciśniętej mu przez Evelynn szklance. Świństwo paliło jakby było wykonane z detergentu do udrażniania rur. W oczach dhampira pojawiły się łzy, które szybko otarł, wycofując się z kręgu. Po dwóch podjętych próbach w końcu udało mu się stanąć na własnych nogach, jednak idąc w kierunku wcześniej okupowanych ławek zmagał się z niebezpiecznym sztormem – znosiło go przy każdym kroku. Niechcący wpadł na jakąś wracającą z papieroska parę; zaatakowany pijanym bezładem moroj zamiast odepchnąć go i zwyzywać po prostu posadził go w ławce i poradził odsapnięcie od picia, czemu dhampir ochoczo przytaknął. Nie wiedział ile czasu minęło od jego przyjścia, ale chyba starczyło mu wrażeń na tę noc. Ze strategicznie zajętej pozycji w ciszy obserwował plecy Victora i wtulonej w jego bok Alice.
Cholera, dlaczego ten skurwiel musiał tak dobrze całować? Teraz nie potrafił wyrzucić go z głowy.
Powrót do góry Go down
UsagiBadass Uke
Usagi

Data przyłączenia : 29/06/2017
Liczba postów : 146
Vampire Academy - Page 4 Tumblr_m3bqkjZKwD1qi94l9o1_500

Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.

Vampire Academy - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Vampire Academy   Vampire Academy - Page 4 EmptyNie Lut 10, 2019 10:27 pm

Gdy tylko poczuł, że opór ustępuje, wsunął język między jego wargi. Już nie muskał ustami jego ust, nie prosił o zaproszenie, całował go naprawdę, powoli i z rozmysłem, mając na uwadze kilkanaście obserwujących ich par oczu, śledzących ze źle skrywanym podnieceniem każdy ruch przyciśniętych do siebie ciał, Lazarowej dłoni na dhampirzym policzku i w końcu ust, rozstających się niechętnie, gdy Lazar obracał głowę. Smakował papierosami i owocowym winem; Victorowi zaszumiało w głowie i nie wiedział, czy to od tej mieszanki, czy po prostu mścił się na nim wypity alkohol.
Było mu ciepło. Zsunął dłoń na jego kark, wsunął palec pod krawędź golfa i pociągnął go ku sobie, chwytając zębami jego wargę. To wtedy dotarło do niego, że robi za dużo, musi przestać, wszyscy patrzą, krzyczą, ktoś pewnie robi zdjęcia, a Alice nie uśmiecha się już tak jak wcześniej, nie wiwatuje... Alice.
Siedział na jego kolanach, zerkając w dół, na dłoń zaciśniętą na czarnym swetrze, a jego ospały po alkoholu mózg usiłował przetrawić, co się działo, przeanalizować, zmielić i wypluć w postaci, którą Victor łatwo przyswoi. Bo teraz nie rozumiał. Gdyby się nie odsunął, gdyby wytrzymał jeszcze chwilę dłużej, wyzwanie przestałoby być tylko wyzwaniem, a on nie potrafił pojąć, dlaczego do tego dopuścił.
Oblizał wargę, klepnął Samuela w pierś i otrząsnąwszy się do reszty, spełzł z jego kolan. Uśmiechnął się triumfalnie, z uniesionymi skromnie rękoma przyjął aplauz i podpełzł z powrotem do Alice. Był zarumieniony, otępiały i nadal czuł na wargach Samuela, ale usiadł obok, zarzucił rękę na jej biodra, a ona wtuliła się w jego bok i rzuciła jakiś żart o tym, że „nie wiedziała, że z boku tak seksownie to wygląda.” Jeśli pocałunek wywarł na niej wrażenie inne niż ekscytację, nie dała tego po sobie poznać.
Victor rozejrzał się po zebranych, przyłapując Evelynn z telefonem nadal wycelowanym w ich stronę. Nie przesłyszało mu się – słyszał migawkę aparatu. Wraz z Megan poklepywały się po plecach, niezdrowo rozbawione, i pokazywały sobie zdjęcie. Spostrzeżone przez Lazara, Meg cmoknęła w jego stronę, a on udając zażenowanie opuścił głowę, po czym puścił jej oczko. Wszyscy świetnie się bawili. Nie wiedział tylko, czy może włączyć do tego grona Samuela; przez resztę gry już nie spojrzał mu w oczy, jedynie obojętnie przesuwając po nim spojrzeniem, ilekroć okoliczności do tego zmuszały.
Napięcie powoli rozeszło się po kościach, alkohol znów polał się po pustych kubeczkach i butelka na nowo poszła w ruch, przerzucając ciężar uwagi na kogoś innego. Nikt już nikogo nie całował, nikt się więcej nie rozbierał, wyzwania zdecydowanie straciły na pikanterii, teraz skupiając się głównie na tym, by wyciągnąć z przypadkowych ofiar żenujące szczegóły najgłębiej skrywanych historyjek z ich życia. Xavier odpływał, bardziej zainteresowany przygarniętą blondynką niż grą, Max powrócił do układania budowli, którą ktoś kopniakiem mu rozwalił, Alice poddała się senności, bliska położenia się Victorowi na kolanach, a reszta coraz bardziej bełkotała, wylewając z siebie strumień niezrozumiałych, przypadkowych słów zamiast składnych opowieści. Nie ulegało wątpliwości, że impreza, przynajmniej po tej części kaplicy, zbliżała się ku końcowi.
Victor z uśmiechem i rezolutnością jednego z gospodarzy uczestniczył w grze do końca, zagrzewając morojów do dalszej zabawy. Jeśli nadal rozmyślał o własnym wyzwaniu, nie dawał tego po sobie poznać. Coraz więcej dzieciaków padało ofiarą zabójczego drinka Eve i Megan; te, coraz bardziej rozchichotane i rozochocone, zmieniły recepturę do tego stopnia, że w obecnym stanie trunek był właściwie niepijalny; a jeśli ktoś podejmował się próby wyzerowania, kończył z głową w misie z nachosami i sangrią. W końcu po turze, w której Caleb rzucił karty, przyznał się do porażki i odszedł naburmuszony, stwierdziwszy, że „nie będzie pił tego gówna, bo nie śpieszy mu się do grobu”, w kółeczku pozostała tylko siódemka; on i Alice, Megan z Evelynn, Xavier z blondynką na kolanach i Max. Daniel zaginął w akcji; nie było go przy jego stałym stanowisku didżeja i Bóg jeden wie, w którym z kręgów piekieł przepadł.
Rozdzielili się; Ozery zajęły się uprzątnięciem barku, Xavier swoją blondynką, a Victor odprowadził Alice na jedną z ławek, na której nikt jeszcze nie spał, nie tańczył ani nie obmacywał swojego wybranka na tę noc. Alice trzeźwiała, a towarzyszyły temu jęki i przeklinanie głośnej muzyki, którą ktoś z klasycznego rocka zmienił na hity ostatniego lata.
- Odpocznij trochę. Wrócę do ciebie, dobra? – mruknął, a gdy otrzymał pozwolenie, odbił w lewo, w stronę najbliższego konfesjonału. Ujrzawszy górę płaszczy, pomyślał, że super byłoby się w nich zakopać, ale potem przypomniał sobie, że obiecał odprowadzić Samuela, i uśmiechnął się głupawo.
Wygrzebał z dna swój płaszcz, wygrzebał oliwkową kurtkę Samuela, i nawet trafił w rękawy, tylko nie w swoje. Nie był jednak w odpowiednim stanie, by wybrzydzać, więc zadowolony z sukcesu odmaszerował; małymi kroczkami, sprawdzając, czy uda mu się prosto.
Nie udało się.
Po jakimś czasie zlokalizował swoją zgubę na kościelnej ławce. Nie wyglądał dobrze. Victor tym bardziej poczuwał się do swojego obowiązku. Zachwiał się.
- Odprowadzić cię... obiecałem – wypalił, wyciągając przed siebie rękę, ni to łapiąc równowagę, ni to zapraszając go do tańca. Rzucił chłopakowi na kolana swój płaszcz. - Ubieraj się. Uciekamy z tej imprezy, wszyscy umarli.
Powrót do góry Go down
DelusionSkype & Chill
Delusion

Data przyłączenia : 04/07/2017
Liczba postów : 287
Cytat : I'm a runaway, catch me
Wiek : 31

Vampire Academy - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Vampire Academy   Vampire Academy - Page 4 EmptyNie Lut 10, 2019 11:22 pm

Przysnął. Nie wiedział kiedy przymknął oczy, zwiesił głowę i wyglądając jak w stanie głębokiej, pobożnej zadumy począł posapywać przez sen. Sen, z którego wyrwał go dopiero głos samego Victora znowu odzianego w jego kurtkę, kiwającego się w przód i tył jak przy napadzie autyzmu. Coś mówił, Samuel był pewien że było to kierowane do niego, aczkolwiek słowa moroja ginęły w dudnieniu czegoś na wzór zeszłorocznej muzyki klubowej. Spencer z trudem rozmazował powieki pięścią, kładąc drugą rękę na miękkim, rzuconym na kolana płaszczu. Co, już? Ile czasu minęło odkąd odpadł i wycofał się do rezerwy? Co się w ogóle stało? Tysiące krótkich, nieskoordynowanych myśli drobiło mu mrówczym marszem po głowie. Zastanawiał się co tu robił, dlaczego to robił, gdzie się właśnie wybierali, dlaczego Lazar nosił jego ubrania, dlaczego on sam nie miał ich na sobie, czemu pieprzony moroj tak dobrze wyglądał w tym swetrze, z jakiej paki bolał go kark i która tak właściwie była godzina. Zamlaskał. Słodki, alkoholowy posmak na jego ustach zaniknął pod językiem przesuwającym się po wardze. Wardze, która jeszcze chwilę temu sama ginęła pod naporem ostrych zębów i ust, które zaciskały się na papierosowym filtrze nieco dłużej niż to się powinno robić. Które... Dlaczego on do diaska przypominał sobie takie szczegóły? Już czerwona od ciepła i alkoholu twarz napęczniała soczystym rumieńcem zawstydzenia, kiedy z głębin umysłu odkopał wspomnienie łączącego ich pocałunku. Niewidzący wzrok wpatrywał się tępo w twarz Victora, jednak ciało zareagowało samo. Uniósł rękę i kiwając nią odpędzał moroja jednocześnie starając się ułożyć w głowie jak najbardziej przekonywujące argumenty. - All... Alice. Zajmij się swoją dziewczyną, ja sobie poradzęojezu. – Złapał lazarowy płaszcz w mocny uścisk i dźwignął się do pionu nieco przeceniając swoje możliwości. Zachwiał się na stopach i gubiąc oparcie poszybował wprost na niego, odbijając się i prostując nim też zdążył jakkolwiek na to odpowiedzieć. Czuł się jednocześnie jak skończony głupek i pensjonarka. Przed oczami przeskakiwały mu tylko niegrzeczne obrazy jego zbliżających się ust, błękitnego spojrzenia i opadającej na oczy grzywki. Widział go tak dokładnie, że mógłby teraz, pomimo bycia niezdolnym do zachowania pionu, wyliczyć niedoskonałości na jego twarzy. Wszelkie piegi, pieprzyki, czy małe blizny nie potrafiły skryć się przed jego wzrokiem zanim jeszcze zacisnął powieki z ogólnego poddenerwowania.
Ciężko wsparł się o ławkę i rezygnując z pertraktacji o własną kurtkę powoli, mozolnie przyodział płaszcz moroja. Tym razem bez pomocy śniętej już blondynki zapiął się pod samiutką szyję. Znowu nie był w stanie spojrzeć Victorowi w oczy. Przecież nie był stereotypem pedała, który rzuca się na wszystko co przystojne. Dlaczego on w ogóle myślał o nim w tych kategoriach. Przecież to było tylko wyzwanie. Powinien przejść z tym do porządku dziennego i szybko zapomnieć... Nie potrafił. Dla odwagi przechwycił od mijającego ich chłopaka kubeczek z kilkoma ostatnimi łykami czegoś jasnoróżowego. W dupie miał konwenanse i kwestię higieny – przystawił wylewik do ust i duszkiem opróżnił, a następnie zgniótł w dłoni plastik i wsadził go do kieszeni. Na 'cohestkuhwa' nie zareagował, odbijając się od swojej miejscówki i zataczając grzecznie w stronę wyjścia. Im szybciej opuści tę imprezę, tym szybciej pozostawi za sobą wszystko co się na niej wydarzyło. Taką przynajmniej miał nadzieję.
Powrót do góry Go down
UsagiBadass Uke
Usagi

Data przyłączenia : 29/06/2017
Liczba postów : 146
Vampire Academy - Page 4 Tumblr_m3bqkjZKwD1qi94l9o1_500

Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.

Vampire Academy - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Vampire Academy   Vampire Academy - Page 4 EmptyPon Lut 11, 2019 2:52 pm

Alice śpi, pomyślał, ale nie potrafił sobie przypomnieć, czy tylko pomyślał, czy może też wypowiedział na głos, więc na wszelki wypadek więcej się już nie odezwał. Zgodnie ze swoim zwyczajem już miał chować ręce do kieszeni, gdy Samuel nagle począł realizować ambitny plan podniesienia swojego tyłka z kościelnej ławki; jak zwykle w takich okolicznościach, z marnym skutkiem, misja zakończona niepowodzeniem, halo halo wyślijcie pomoc - Lazar odebrał niewysłany sygnał, wysilając opóźniony refleks wyciągnął ręce, żeby go złapać, ale przecenił swoje możliwości i Samuel sam się uratował, nie dając mu nawet szansy powiedzieć, że „hehe, lecisz na mnie.”
Wypadek Spencera został więc pozostawiony bez komentarza, gdyż i on, i Victor, zaaferowani niespodziewanym kontaktem oddali się w milczeniu to zakładaniu cudzego płaszcza, to wgapianiu się w jakiś bliżej nieokreślony punkt na najbliższej ścianie. Drobna morojka z czerwonym kubeczkiem w ręku przeszła obok, obrzucając ich ciekawskim spojrzeniem. - Dostałeś kosza?
Victor obejrzał się za nią, ale zniknęła w gronie koleżanek, zanim zdążył ją zlokalizować. Gdy odwrócił głowę z powrotem w stronę Samuela, ten był już w połowie drogi do wyjścia.
Pijany czy nie, prosto lub slalomem, dhampirze geny nadal robiły swoje i Lazar zdołał dogonić go dopiero, gdy dopadł już drzwi kaplicy. Wypadł na zewnątrz, zanim puszczone same się zamknęły. Tym razem podmuch zimnego wiatru nie otrzeźwił go, a tylko pchnął w stronę Samuela.
- Poczekaj! Lubisz, jak za tobą gonią? – rzucił, doganiając chłopaka, i uśmiechnął się sam do siebie, głupio zadowolony z własnego żarciku. Victor był kiepskim gospodarzem; kiedy polewał gościom, brał pierwszy łyk i teraz w efekcie stężenie alkoholu w jego krwi powaliłoby każdą strzygę na kolana. Sangria, którą wcześniej trzymał w ramionach, teraz obejmowała jego, podszeptując do ucha ciche słówka, które w jej mniemaniu miały zawrócić w głowie Samuelowi.
Wsunął palec w szlufkę jego spodni. Victor Lazar tej nocy po raz pierwszy pocałował innego chłopca i teraz, zostawszy z nim sam na sam, na nowo poczuł odurzenie tym doświadczeniem. Zapomniał o śpiącej w kaplicy Alice, zapomniał, że przecież dopiero się zakolegowali, myślał tylko o jego zagubionym, sarnim spojrzeniu, kiedy mu się poddał, i nie wiedział, czy to dlatego, że zrobił coś niekonwencjonalnego, czy Samuel po prostu tak na niego działał. Przypomniał sobie dotyk jego warg na własnych, był pewien, że niemal czuje go naprawdę, i tknięty nagle jakimś wyrzutem sumienia, niewyraźnym przebłyskiem trzeźwości, zapragnął zastąpić to uczucie czymś innym.
Odruchowo wsunął rękę do kieszeni, nie pamiętając, że przecież zamienił się z Samuelem na kurtki, a kiedy tylko odkopał swój płaszcz w konfesjonale, przerzucił do niego papierosy z kieszeni spodni. Wysunął palec ze szlufki, ale nie dał mu się odsunąć. Zarzucił ramię na jego biodra, sięgając do kieszeni płaszcza. Niemal się na nim uwiesił, szukając w głębokiej czeluści pogniecionej paczki.
Wyciągnąwszy ją w końcu, wsunął sobie papierosa między zęby. Płomyk, jarzący się wokół jego palców, rozjaśnił twarze chłopców. Dopiero wtedy Victor zauważył minę Samuela, który najwyraźniej nie czuł się w jego towarzystwie tak swobodnie jak wcześniej.
- Wszystko w porządku? – zagadnął. Zaciągnął się i podał papierosa dhampirowi, zerkając na niego ciekawsko z krzywym uśmiechem. - Nie podobało ci się? Zrobiłem coś nie tak? - Wyciągnął palce w kierunku jego policzka, nagle ciekaw, czy nadal jest tak ciepły jak wcześniej.
Powrót do góry Go down
DelusionSkype & Chill
Delusion

Data przyłączenia : 04/07/2017
Liczba postów : 287
Cytat : I'm a runaway, catch me
Wiek : 31

Vampire Academy - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Vampire Academy   Vampire Academy - Page 4 EmptyPon Lut 11, 2019 6:05 pm

- Co? – W głowie mu szumiało, dlatego pytanie Victora uległo niekontrolowanemu przepoczwarzeniu w bełkot. Lubił kiedy jak? Potrząsnął głową gubiąc odpowiedź wraz z chęcią jej udzielenia, aczkolwiek sam fakt podniesienia głosu zdał egzamin śpiewająco, ponieważ moroj dopadł Samuela i jakimś cudem zdołał 'przywiązać' do siebie. Spencer nawet nie odwrócił się, kiedy ręka Lazara bezczelnie zanurkowała pod płaszcz, przewędrowała po pośladkach, wsunęła przemocą pod golf i uczepiła szlufki. Jedynie szerzej otwarte oczy i ciche, szybkie gaspnięcie pokazywało, że docierało do niego co się tak właściwie działo. Dlaczego teraz? Co się zmieniło? Przecież jeszcze nie tak dawno temu życzyli sobie nudnej, długiej śmierci, a teraz moroj klei się do niego jakby jego własna, osobista dziewczyna nie zalegała cały czas we wnętrzu porzuconej przez nich kaplicy. Co do samego faktu przystawiania się, nawet jeżeli było to po pijaku, niczego oczywiście nie miał, ale Allie... Mała, słodka Allie, która tyle energii włożyła w poprawę ich stosunków teraz zupełnie nieświadoma obrastała w rogi. Serce załopotało mu w piersi, tylko nie był pewien czy ze względu na poczucie winy wobec dziewczyny, czy może na folgującego sobie przystojniaka . Z każdym krokiem powoli trzeźwiał – zimne, nocne powietrze uderzało go po twarzy otrzeźwiając, ale i męcząc. Wyrzuty sumienia, które w nim narastały sprawiały, że coraz mniej w nim było miejsca na pijacką głupotę. Jednak myśli, które nawiedziły go już w momencie przywierania do warg Lazara nie chciały odejść. Nie wiedzieć kiedy Samuel zaczął widzieć więcej. Jego ręce wplątane we włosy, język na skórze i wędrówkę po szyi by z powrotem odnaleźć chętne (a jakże) wargi. Zły, zły dhampir, a fe. Same, mało niewinne wyobrażenia mogły mu dać podstawę do wskoczenia mu pod kołdrę już w stanie gotowości. Szczęśliwie pod tym względem Sammy nie bawił w lidze wyposzczonych nerdów. Pod tresurą Benjamina skutecznie oduczył się rzucania na każdą kość, którą mu podsunięto. Kontrolował większość swoich odruchów, wciąż trzymając ręce przy sobie (chociaż chciał znaleźć się nimi pod swoją kurtką w tej właśnie chwili) czy nie przylegając do jego boku jak blondynka wcześniej. Nie byli do jasnej cholery w związku. Gdzie podziały się momenty, w których patrzyli na siebie wilkiem. Teraz pokazanie mu środkowego palca nie wydawało się już zabawne, a zawadiacko dwuznaczne. Nie chciał być zawadiacko dwuznaczny. Nie wobec kogoś, kto miał już haka na jego strefę komfortu i najwyraźniej dobrze się z nim bawił.
- Nie, skąd, podobało się i to jak. – Usilnie wlepiając wzrok w chodnik wydmuchiwał w nocny ziąb kłęby pary. Papieros nie był mu już potrzebny, chociaż wewnętrznie domagał się uspokajającej trucizny. - Ale zastanawiam się w kogo to miało uderzyć. – Kątem oka dostrzegł podawanego mu fajka. Wykorzystał darowaną mu chwilę na głębokie zaciągnięcie się i wypuszczenie dymu nosem. - Bo raczej nie we mnie. Nie powiedziałeś nikomu. – Wysunięty w jego stronę palec dźgnął go zimnym opuszkiem w policzek. Nie wiedzieć czemu Samuel zachwiał się, jak gdyby tylko czekał na najlżejszy podmuch wiatru by wykorzystać go i wyślizgnąć się spod protektoratu blondyna. Ten, upity, jeszcze nieświadomy wagi swoich czynów, przymilał się do niego jak kotka w rui, zaś ciepły, spity umysł Samuela musiał się mocno bronić by nie ulec. Walkę przegrywał. Coraz częściej ukradkiem zerkał zaczerwieniony w jego kierunku, koncentrując spojrzenie nie na oczach, ale wargach, które z tak cholerną wprawą potrafiły zaatakować i zburzyć mury.
Ręka na biodrze naruszała strefę komfortu Samuela na sto sześćdziesiąt dwa różne sposoby, żaden jednak nie był w stanie zmusić go do jej zepchnięcia. Czuł się zaskakująco dobrze, wciąż w pewnym stopniu odurzony, jednak na tyle trzeźwy by już wiedzieć gdzie idzie. Musujący w organizmie alkohol mieszał się ze zdrowym rozsądkiem; pozwolił sobie na lekkie przysunięcie się, kiedy już odeszli na tyle, że tylko zbłąkani rycerze modlący się nad plamą własnych wymiocin mogli im świadkować. Ci na szczęście orbitowali wokoło dróg wiodących do części morojskiej, oni zaś ekspandowali w zupełnie przeciwnym kierunku, biorąc się za wydeptaną, wyłożoną kamieniem ścieżkę wiodącą ku pieczarze smoków. Spencer cały czas miał przed oczami twarz Alice i próbował wmówić sobie, że zawód w jej oczach nie był warty tego chwilowego spełnienia. Jednak napierająca na niego sylwetka radosnego, ćmiącego na powrót papierosa Lazara nie wspomagała tej teorii. Wręcz przeciwnie. Im dalej w las, tym więcej widział drzew na które mógłby go rzucić. Walczył ze sobą dzielnie, siłując się na myśli i konsekwencje, które dalekie od logiki zachowywały znany jedynie działaniu alkoholu porządek. Gdzieś tam przewinął się i Thompson, co wywołało ciarki. Zbliżali się do celu i tak jak wcześniej Victor wyglądał znaku kończącego zabawę, tak teraz Samuel coraz wyraźniej widział linię, poza którą będzie musiał go odepchnąć i wmówić sobie, że nic się nie stało. Usta miał już suche – domagały się uwagi, atakując centrum czucia wyimaginowanym swędzeniem. Własny język nie pomagał – musiał należeć do kogoś innego. Kogoś, kto normalnie nie miał prawa nawet wystawić go w jego kierunku. Wcześniej zatopiłby w nim zęby bez wahania, teraz zaś potrafił myśleć tylko o tym, jak chętnie wpuściłby go między usta. Umiał się jako tako kontrolować, jednak za długo był sam. Sprawa z Benjaminem ostudziła w nim chęć do związków. Nie myślał w kategorii zaliczenia kogokolwiek, wstydząc się tego, co sobą reprezentował. Kiedy przed nosem zawisła mu marchewka, poczuł jak bardzo był wygłodniały.
Spychając Lazara nieco w bok, wykorzystał swoją ostatnią szansę by oswoić się z tym uczuciem i odegnać je raz na zawsze z głowy. Pchnął go na ścianę sąsiadującego z dormitorium budynku, wchodząc w głęboki cień i sięgając do ust z dopalanym właśnie papierosem. Wyciągnął go i odrzucił za siebie, zaraz zastępując innym smakołykiem. Tym razem to on był w natarciu. Nie czekając na dobrowolne wpuszczenie wykorzystał element zaskoczenia przywierając do ust Lazara w wygłodniałym, zachłannym pocałunku. Jedną ręką wczepiony we własną kurtkę, drugą wspartą o jego ramię przywiązywał się do niego jak gdyby nie chciał go puścić, nie przez najbliższych kilka godzin. Przymknął oczy – nie był w stanie nawet na niego spojrzeć, zawstydzony własną słabością i zwierzęcą żądzą jaka przez niego przemawiała. Sprawdzało się to co Benji szeptał mu do ucha gdy jeszcze udawał że łączy ich coś specjalnego. Pedzie myślą chujem – niski pomruk stawiał mu włoski na karku i rękach, zmuszając do gorącego zaprzeczenia. Nie, to nie tak, jemu nie chodziło tylko o to. Zabawne, że przypomniał sobie o tym w momencie, w którym tak właściwie to dobierał się do innego, spitego na amen moroja, przyciskając go własnym ciężarem do ściany budynku i wyciskając na jego ustach najgorętszy pocałunek na jaki było go stać od prawie półtora roku. Był on pełen rozpaczy i tęsknoty. Długi, mokry, odbierający mu oddech. Językiem przesuwał po wnętrzu jego warg i ostrych zębach, wyciskając sobie w umyśle smutne wspomnienie tego, co tu właśnie przeżył. Wcześniej chciał kontynuować tę znajomość, teraz już nie był pewien czy będzie w stanie. Kiedy odkleił usta od twarzy Lazara, jeszcze przez chwilę oddychał powietrzem przez niego wydychanym, głęboko zaciągając się jego zapachem. W oczach nie wiedzieć kiedy zaszkliły mu się łzy. - Nie mąć mi w głowie. Wracaj do Alice. – Odepchnął się od Victora i nie dając mu żadnej szansy na pochwycenie go zakołysał się w bok, łapiąc względny pion i wolno podążając do wnętrza akademika, gdzie zatrzasnął się w pokoju by zsunąć się plecami po ścianie i przesiedzieć większość pozostałej mu nocy w stanie głębokiego szoku. Okryciami wymieni się z nim w poniedziałek. Nie wpuściłby go teraz do siebie choćby Lazar szturmował i okna.
Powrót do góry Go down
UsagiBadass Uke
Usagi

Data przyłączenia : 29/06/2017
Liczba postów : 146
Vampire Academy - Page 4 Tumblr_m3bqkjZKwD1qi94l9o1_500

Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.

Vampire Academy - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Vampire Academy   Vampire Academy - Page 4 EmptyPon Lut 11, 2019 10:20 pm

Nie patrzył na niego, kiedy to mówił. Dawał tym Victorowi podstawy do powątpiewania w jego szczerość, ale przecież by go odepchnął, gdyby było mu wtedy bardzo źle, prawda? Może się... bał?  Wyglądał na całkiem oswojonego z towarzystwem, alkohol i ogólna akceptacja pomogły mu poczuć się swobodnie, ale kiedy upatrzył go sobie sam Lazar, może myślał, że znów wykorzysta przewagę liczebną przeciwko niemu?
Samuel szybko rozwiał jego wątpliwości. Czyli nie był w porządku. Spencer nadal dopatrywał się w jego działaniach ukrytych motywów, a siebie postrzegał w kategoriach zabawki morojów, której pozwala się lizać po palcach, dopóki siada na komendę. Victor dotknął jego policzka; był zaczerwieniony, ale zimny, sugerując, że tym razem odpowiada za to chłód nocy. - Dlaczego myślisz, że wszystko, co robię, robię po to by ci dopiec? – Uniósł dłonią jego twarz, zmusił, żeby na niego spojrzał, po czym uśmiechnąwszy się krótko, obrócił na pięcie i wznowił marsz. To tylko butelka. Bawiliśmy się. Gdyby rzeczywiście chciał go upokorzyć, nie kazałby mu pić i wykonywać akrobatycznych figur, tylko już przy pierwszej kolejce pchnął w ramiona anioła, podwieszonego nad ołtarzem Jezusa lub któregoś z przypadkowych morojów, który zabrałby go ze sobą do konfesjonału, Bóg jeden wie czy tylko po to, by wykonać przypisane zadanie. - Ja tylko wykonałem swoje wyzwanie.
Szedł blisko Samuela, nie odstępując go na krok. Podśpiewywał pod nosem, popalał, rzucał przypadkowe uwagi na temat kształtu korony drzew i dotykał go, dotykał go przy niemal każdym kroku, muskając palcami łokieć, biodro czy zimną dłoń, kiedy przekazywał mu papierosa. Czasem zaplątały mu się nogi i całkiem niezamierzenie na niego wpadał, ale kiedy już uwiesił się na jego ramieniu, zostawał tam, dopóki Samuel go nie odpychał, zaalarmowany widokiem jakiegoś zbłąkanego niedobitka z imprezy. Victor nie rozmyślał o tym, że dla nich impreza już się skończyła, podobnie jak wyzwanie; nie miał pozwolenia Alice, nie miał pozwolenia Samuela, ale ten nie oponował, a dla Lazara spacer do dormitorium był jakby przedłużeniem tamtej chwili, kiedy nadal czując na języku jego smak siedział mu na kolanach i chciał zrobić więcej. Dla niego nie istniały konsekwencje. Było mu dobrze i nie chciał tego przerywać, bo jakiś smutny, spragniony sensacji frajer mógłby ich przyłapać.
- Oj – rzucił, kiedy Samuel zaszedł mu w drogę. Obaj się chwiali, Victor nieustannie się o niego ocierał, bo też targało nim na boki; ot, taka poalkoholowa przypadłość, zdarza się, nikt już nie oczekiwał przeprosin. Chciał iść dalej, byli już właściwie u celu, ale Sammy złapał go za ramię i bezceremonialnie zepchnął w ciemność, aż plecami uderzył o chropowatą ścianę budynku. Zaskoczony, spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami. Otworzył usta, jednak zanim zdołał cokolwiek powiedzieć, mógł już tylko wymruczeć niewyraźny sprzeciw w jego wargi, ale nie chciał, przecież ciągle o tym myślał, tylko na to przez całą drogę czekał...
Zamknął oczy, przypominając sobie, że nie tak powinno się to robić, i już niczym więcej się nie przejmował. Oddał wodze instynktowi, podejmującemu najlepsze i zarazem najgorsze decyzje, więc już po chwili sunął dłońmi po jego płaskiej piersi, szukał guzików, przeciskał je niezdarnie przez za ciasne dziurki i w końcu wsuwał ręce pod poły płaszcza, niemal jęcząc z zawodem, kiedy wymacał pod nimi materiał golfa.
Był zbyt pijany, a Samuel zbyt wygłodniały; nie nadążał za nim, niezdarnie oddawał jego pocałunek, podążał za jego ustami, gdy się oddalały, i zderzał nosem z tym należącym do Sammy'ego, gdy do siebie wracali. W końcu całkiem mu się poddał, pozwolił robić, na co tylko miał ochotę, sam walcząc z płaszczem, pokonując kolejne guziki, chcąc w końcu poczuć pod palcami fragment nagiej skóry. I kiedy uporał się z ostatnim z nich, Spencer się odsunął.
Nie mąć mi w głowie. Victor czuł się, jakby to nim ktoś potrząsnął, zakręcił i zostawił, z ciężką, bezużyteczną głową i miękkimi kolanami, które utrzymywały jego ciężar tylko dlatego, że nadal opierał się o ścianę. Przyrósł do niej, zapuścił korzenie, a kiedy w końcu zdołał się z nich wyplątać i zawołał Samuela, ten znikał już we wnętrzu dormitorium.
Łapał oddech, myśląc o Alice, która czekała na niego na kościelnej ławce.


Tej nocy nie wrócił już więcej do kaplicy; wymówił się nagłym atakiem mdłości, a Meg, która pierwsza odczytała jego wiadomość, doskonale pamiętając, w jakim stanie wychodził, nie zakwestionowała małego kłamstwa.
Obudził się w sobotę po południu z bólem głowy, językiem przyschniętym do podniebienia i obrazem twarzy Samuela wyrytym pod powiekami. Pożałował, że ocknął się trzeźwy, obrócił się na drugi bok i poszedł spać dalej, tym razem wstając dopiero, kiedy na zewnątrz zrobiło się już ciemno.
Po przebudzeniu zaspokoił najbardziej palące potrzeby, a potem chwycił za telefon, który zamilkł pokonany, nie będąc w stanie przetworzyć chorej ilości powiadomień. Byli wszędzie. Evelynn nie tylko robiła zdjęcia, ona ich nagrała, a teraz obkleiła filmikami jego tablicę na wszystkich możliwych mediach społecznościowych. Szkolna społeczność żyła wydarzeniami ostatniej imprezy, a pocałunek Lazara i nieznanemu nikomu dhampira był w pierwszej trójce najczęściej udostępnianych.
Moroj przeżywał na nowo wydarzenia ostatniej nocy, kiedy przeglądał dokumentację, i czuł, jak z każdą sekundą kurczy się coraz bardziej. Malał, zgniatało go do rozmiaru obślinionej kulki, ale nie mógł zniknąć, choć najbardziej w świecie marzył teraz o tym, żeby po prostu go nie było. Zwariował. Oszalał, postradał zmysły, alkohol wyżarł mu mózg. Nie było innego wytłumaczenia. Całował Samuela i cholernie mu się podobało, to raz, ale potem całował go ponownie, i tym razem było jeszcze lepiej. Wykorzystał go. Przypomniał sobie jego twarz, gdy odchodził, cień smutku w jego oczach, i już nie miał wątpliwości, że zrobił mu krzywdę. Wiedział, że Samuel jest gejem. Wiedział, że mu się podoba, a mimo wszystko nadal pozwolił, by stało się to, co się stało.
Patrzył na oliwkową kurtkę zawieszoną na oparciu krzesła i czuł mdłości na myśl, że będzie musiał mu ją oddać.
Zebrał się w sobie dopiero w niedzielę wieczorem; do tego czasu chował się przed wszystkimi, wyłączając z tego grona Daniela, którego siłą rzeczy musiał tolerować, ale on również był w nie najlepszym stanie. Wymienili kilka żarcików na temat imprezy, coś wspomnieli o butelce, ale koniec końców weekend spędzili każdy w towarzystwie własnego kaca i wyrzutów sumienia.
Wysłał mu sms-a. Krótkie „mogę wpaść przed zajęciami?”, bo nie chciał pojawiać się w szkole w jego kurtce. Tylko podsyciłby plotki, a wystarczyło, że Alice już mimochodem napomykała o piątkowej grze w ich sms-owych rozmowach, wypytując od niechcenia, czy obaj na pewno trafili bezpiecznie do swoich dormitoriów.
Powrót do góry Go down
DelusionSkype & Chill
Delusion

Data przyłączenia : 04/07/2017
Liczba postów : 287
Cytat : I'm a runaway, catch me
Wiek : 31

Vampire Academy - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Vampire Academy   Vampire Academy - Page 4 EmptyPon Lut 11, 2019 11:10 pm

Obudził się z największym kacem moralnym jaki go kiedykolwiek dopadł. Ciężkie jak od piasku powieki nie chciały się rozewrzeć, Sahara w gardle zawiewała kurzawą, a nieznośne dzwonienie w głowie przyprawiało o dodatkowe mdłości. Myśląc o Lazarze zestresował się tak mocno, że prawie do świtu albo siedział skulony pod ścianą, albo płaszczył się na podłodze pomiędzy łóżkami zbyt zdezorientowany by wspiąć się na materac i wczołgać pod kołdrę. Dopiero po przebudzeniu Bastien zlitował się, przeniósł go na łóżko i powyciągał z kokonu ciuchów, tak że Samuel, przyłożywszy głowę do poduszki prawie natychmiastowo zasnął. Spał i spał, dzień mijał, mijała także fala największego entuzjazmu tym co zaszło na imprezie. Był tak nieprzytomny, że nawet nie nachodziło go złe przeczucie. Zafrasowany czym innym by przejmować się opinią publiczną, zapadał się w niebyt głębiej i głębiej, by obudzić się dopiero około godziny wpół do siedemnastej. Nie omieszkał brzydko przekląć z tego tytułu.
Co raczej nieuniknione – śnił mu się oczywiście cholerny Lazar. Wysoki, szczupły, jasny, zimny, władczy, gorący, spragniony. Przesuwał dłońmi po jego nagim ciele, badając każdą krzywiznę, każde zagłębienie i wypustkę kości naciągających skórę. Zlizywał z torsu krople potu, znacząc prawie białą skórę szlakiem mokrym od śliny. Przywierał ciałem do ciała, prześlizgując napiętymi pod skórą mięśniami po jego mięśniach. Uśmiechał się – nie potrafił inaczej. Patrzył prosto w lodowy błękit jego oczu, tonąc w bezdennym oceanie. Nie oponował. Niecierpliwymi ruchami odgarniał pszeniczne kosmyki z twarzy, by widzieć jak najwięcej. Krzywizna ucha była doprawdy rozkoszna. Ucałował ją, zanim zahaczył zębami o ładnie zarysowaną żuchwę i lekko ukąsił. Potem już działo się zbyt wiele by to pamiętał. Były kolory, westchnienia, szybko bijące serce. Padł pod nim, przewrócony niewiadomego pochodzenia siłą i zadrżał, kiedy usłyszał niski, wibrujący pomruk wprost do ucha. Ja tylko wykonuję swoje wyzwanie...
Wtedy też szczęście w nieszczęściu otworzył oczy, oddychając szybko i głęboko jakby wyrwał się z koszmaru. O tym że sen miał zupełnie inne podłoże mógł świadczyć niekomfortowy problem o solidnej podstawie lokujący się gdzieś pomiędzy jego teraz zaciskającymi się udami. Samuel obrócił się na bok chcąc skryć jakoś dowód swojej hańby, po czym ukrył głowę pod narzuconą na nią poduszką. Jęknął boleśnie, postanawiając to przeczekać zwłaszcza, że posłyszał poruszenie gdzieś po drugiej stronie pokoju. Bastien był w środku. Nie poruszał tematu wczorajszej nocy i powrotu. Chwała mu za to.
Końcówka tego dnia minęła Samuelowi na mamrotaniu pod nosem i przyjmowaniu szklanek napełnionych wodą od troskliwie zajmującego się jego stanem współlokatora. Nie rozmawiali wiele. Czuł że wyduszając z siebie słowa, zmieszałby je z ciągle grożącym mu bełtem. Udało mu się nie myśleć o Lazarze i opanować na tyle, że gdzieś koło północy zdołał się podnieść bez stresu, zaginąć w łazience, wziąć długi, dwudziestominutowy prysznic pod gorącym strumieniem i tak odświeżony, wrócić do łóżka. Pomimo iż spał długo i wstał niedawno, nie miał żadnych problemów z zaśnięciem. Tym razem śnił mu się sen bez snów.
Lazar przypomniał o sobie dopiero ostatniego dnia weekendu późnym wieczorem. Samuel niechętnie odpowiadał na krótkiego sms'a. Także wolałby uniknąć paradowania w płaszczu Victora, zwłaszcza że Bastien akurat to skomentował pytaniem czy do trzech razy sztuka, jednak łudził się że da się to jakimś cudem załatwić przy pomocy osób trzecich. Wątpił by był gotowy na konfrontację. Nie w momencie, kiedy to on wymusił na nim prawie przemocą drugi pocałunek. Lazar co prawda nie oponował, ba, bawił się doskonale, jednak ciągle rosnące na trzeźwo wyrzuty sumienia zabijały w Samuelu duszę recydywisty. Obawiał się, że w oczy Alice także nie będzie w stanie spojrzeć. Nie planował nikogo przepraszać, mleko już się wylało, jednak myśl że kilka godzin po tym miał mokry sen z tym samym bohaterem jakoś tak napędzała machinę wstydu. Nim wysłał wiadomość, złapał się na krótkim rozmyślaniu o porannych wrażeniach moroja.
11am pod kaplicą.
Wątpił żeby blondyn pokusił się o tak zwierzęcą porę ogarnięcia zezwłoka, była to jednak chwila, kiedy Samuel mógł jeszcze pobyć sam i jakoś zatuszować wyprawę na teren wroga. Istniała także bardzo nikła szansa na to że wróg ten go przydybie, jako że wszyscy moroje przewracali się wtedy słodko na drugi bok. Victor musiał przecierpieć jeżeli chciał grać incognito. On zaś mógł szybko wymienić zgubę i uciec, żeby potem przez kilka kolejnych godzin dać rzucać się bez opamiętania po macie i wyzerować poziom stresu związanego z konfrontacją. Ekstremalna joga była jego sposobem na detoks.
Jak powiedział tak zrobił. Wstając wcześniej przebrał się długie, przylegające spodnie do biegania, takąż koszulkę, na wszystko zarzucił ciepłą bluzę i z torbą sportową na ramieniu, wypchaną lazarowym płaszczem i rzeczami na trening, potruchtał prosto pod kaplicę, kiwając dłonią na do widzenia dopiero wyczołgującemu się z łóżka Bastienowi. Do zebrania na sali miał jeszcze dobre półtorej godziny, mógł dobiec na miejsce, zarekwirować swoje dobra i zrobić jeszcze kilka kółek dookoła sali by rozgrzać się przed właściwym treningiem. Punkt jedenasta zasiadł na ławeczce, ponad którą piątkową nocą przyuważył śliczną, piegowatą morojkę. Westchnął cierpiętniczo, wewnętrznie szykując się do tego, co mógł, chciał, czy powinien powiedzieć. Alternatyw było bez liku.
Powrót do góry Go down
UsagiBadass Uke
Usagi

Data przyłączenia : 29/06/2017
Liczba postów : 146
Vampire Academy - Page 4 Tumblr_m3bqkjZKwD1qi94l9o1_500

Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.

Vampire Academy - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Vampire Academy   Vampire Academy - Page 4 EmptyWto Lut 12, 2019 1:58 am

Obudził się na pół godziny przed umówionym spotkaniem; Daniel przeklinał go z werwą sześćdziesięcioletniego wilka morskiego, kiedy musiał zwlec się z własnego łóżka, żeby wyłączyć już trzeci alarm, który Lazar przesypiał. Przydzwonił mu ciężką, ubitą akademikową poduszką, dosłownie wybijając z głowy pomysł obrócenia się na drugi bok i odpłynięcia w dalszy sen, dopóki budzik nie zadzwoni znowu o piętnastej.
Całą drogę do kaplicy biegł. Kiedy dotarł do zarośniętej ścieżki między drzewami, włosy miał zwichrzone, policzki zaczerwienione z wysiłku, a oczy podkrążone – efekt niewyspania i głodu. Nie pił już trzeci dzień, ślady powoli wykwitały mu na twarzy i kiedy myślał o tym idąc na spotkanie z Samuelem, powstrzymywał się, żeby nie zboczyć z drogi i nie zahaczyć o budynek karmicieli. Może Spencer znudziłby się w tym czasie czekaniem i wrócił do siebie...
Z drugiej strony wiedział, że jeśli nie spotka się z nim teraz, będzie odkładał to w nieskończoność, aż w końcu wymienią się kurtkami któregoś dnia na korytarzu i nigdy więcej do siebie nie odezwą. Był mu winien przeprosiny, zanim zaczną nawzajem ignorować swoje istnienie.
Zbyt długo się wahał. Na miejsce dotarł spóźniony, zdyszany i żałując, że jednak nie zawrócił. Wczesną porę wynagradzał jedynie fakt, że po drodze nie spotkał ani jednego moroja, a dwójka napotkanych dhampirów nie obdarzyła go nawet krztyną uwagi.
Miał na sobie jego kurtkę. Na dworze było zimno, a on nie przywiózł z domu niczego prócz płaszcza, więc nie miał wyboru. Obrzucił spojrzeniem siedzącego na ławce Samuela i zaczął się rozbierać.
- Nic nie mów – polecił, zanim zdążył się odezwać. Żadnego „cześć, przepraszam za spóźnienie”, żadnego milczenia i wgapiania się we własne buty, żadnego unikania nawzajem swoich zażenowanych spojrzeń. Nie miał na to czasu. Wczoraj długo myślał, co mu powie, ułożył nawet całkiem zgrabne przemówienie, i choć do rana większość zdążyła mu ulecieć, nadal pamiętał ogólny zarys. - Pozwól mi skończyć.
Znów zerknął na Samuela, popatrzył mu prosto w oczy, nie rozpraszaj się. Mimo to i tak przypomniał sobie dotyk jego spierzchniętych, zimnych ust i może nawet się zarumienił, ale był zbyt skupiony na wyszukiwaniu odpowiednich słów, żeby cokolwiek zauważyć.
- To, co się wczoraj stało, było błędem – zaczął – najbardziej sztampowe wprowadzenie na świecie, jeszcze mu zaraz powiedz, że chcesz, abyście pozostali przyjaciółmi. Miętosił w dłoniach jego kurtkę i był to jedyny wyraz zakłopotania, na jaki sobie pozwolił. Na chwilę wytrącony z równowagi jakimś wspomnieniem z tamtego wieczoru, zaraz odzyskał swój zwyczajowy spokój i zimną powagę. Po roześmianym, podnieconym Victorze nie było już śladu. - Byliśmy pijani. Oboje – uściślił, dając Samuelowi do zrozumienia, że jest gotów zrzucić winę jego nagłego zainteresowania na karb upojenia alkoholowego. Nie dopuszczał do siebie myśli, że chłopak mógł polubić go w ten szczególny sposób (nie mąć mi w głowie). Ledwie się znali. (zamknij się, Lazar) Jeszcze kilka tygodni temu skakali sobie do gardeł. Wierzył, chciał wierzyć, że połączyło ich jedynie krótkie, zwierzęce pożądanie, które wywietrzało równie szybko co wypite procenty, pozostawiając po sobie jedynie żal, zażenowanie i słodkawy posmak. - Ale obiecałem, że będę miał na ciebie oko, i zawiodłem. Za to chciałbym przeprosić. Ja... za dużo wypiłem. – Krótka przerwa, rekonesans długiej listy własnych błędów i zepchnięte na bok wspomnienie palców mocujących się z guzikami. Za dużo, pomyślał. Schlałeś się do tego stopnia, że mało brakowało, a wpakowałbyś mu w jakimś krzaku rękę w majtki. - Popuściły mi hamulce i pozwoliłem sobie wobec ciebie na rzeczy, do których nie powinno było dojść. To było z mojej strony niedopuszczalne. Nie miałem na względzie twojej opinii, za bardzo sobie pofolgowałem i żałuję.Wcale nie. Niczego nie żałujesz. Podobało ci się, jak na ciebie patrzył, jak unikał twojego spojrzenia, bo wiedziałeś, że myśli o tym samym, tylko zachował w sobie wystarczająco przyzwoitości, żeby się powstrzymywać. Gdyby się wtedy od niego odkleił, gdyby trzymał ręce przy sobie, być może pod dormitorium do niczego by nie doszło i ta rozmowa byłaby niepotrzebna.
Oddał mu kurtkę. Wrócił na swoje poprzednie miejsce, kilka kroków od ławki, i stanął tam, zbierając myśli. Miał puste ręce, zapomniał papierosów i dłoń sama zawędrowała mu na policzek. Uszczypnął się bezwiednie, poczuł ból i pośpiesznie wepchnął ręce do kieszeni spodni. Denerwował się. Dlaczego się tak przy nim denerwował? - Lubię Alice – wypalił. - Wiem, że to, co zrobiłem, było nie w porządku, ale zależy mi na niej. Możemy zachować to pomiędzy nami? – Coś podpowiedziało mu, że popełniał właśnie spory, spory błąd. Jeśli ze strony Samuela chodziło o coś więcej, wycierał mu właśnie piątkowym wieczorem twarz. Fajnie było, ale tak swoją drogą, nie jestem gejem. Mam dziewczynę.
Ugryzł się w język, zanim zaproponował, by przez wzgląd na nią udawali, że do niczego nie doszło. Kogo chciał oszukać? Siebie czy jego? Po prostu nie chciał, żeby po wszystkim skręcali w inne skrzydło korytarza, jeśli dojrzą siebie nawzajem na drugim końcu. Chociaż znajomość ze Spencerem do tej pory przynosiła jedynie kłopoty, czuł się nieswojo na myśl, że mogłaby się zakończyć tylko dlatego, że przyssał się do niego na imprezie. Samuel był całkiem przyjemny w obyciu, kiedy już się z nimi oswoił; szczery, kąśliwy i... cholera, jeśli jeszcze kiedyś zobaczy go w tym golfie, będzie myślał tylko o tym, żeby wpakować mu pod niego ręce.
- Jeszcze chwila  - powiedział, przerywając przedłużającą się ciszę. Pozostawała jeszcze kwestia cyfrowej dokumentacji z imprezy, porozlepianej w niezliczonych miejscach w internecie. Czy już coś widział? Nie wyglądał na typ, który aktywnie bierze udział w internetowym życiu społeczności, ale jeśli zerkał przez weekend na telefon, może coś mu mignęło? Ale chybaby mu wtedy powiedział? Dla morojów główną atrakcją był Lazar. Jeśli jednak nagranie dotarło już do dhampirów, ktoś musiałby Samuela w końcu rozpoznać. Victor nie chciał, żeby Spencer miał z tego tytułu jakieś nieprzyjemności. - Co do filmiku... poproszę Eve, żeby go usunęła. – Całkiem bez sensu; raz wrzucone, już nie zaginie. Powielony, zapisany i udostępniony dziesiątki razy film wypalił swój ślad w tylu miejscach, że usunięcie oryginału nie zostanie nawet zauważone... ale liczą się chęci, prawda?
Powrót do góry Go down
DelusionSkype & Chill
Delusion

Data przyłączenia : 04/07/2017
Liczba postów : 287
Cytat : I'm a runaway, catch me
Wiek : 31

Vampire Academy - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Vampire Academy   Vampire Academy - Page 4 EmptyWto Lut 12, 2019 5:24 pm

Czekał. Czekał i czekał, i czekał. Powoli ogarniał go chłód relatywnie wczesnej pory, dlatego niewiele myśląc wyciągnął z torby wcześniej zapakowany płaszcz i okrył nim ramiona, by nie tracić ciepła stagnacją przez jeszcze Bóg wie ile czasu. Z minuty na minutę denerwował się coraz bardziej; brak Victora na horyzoncie sprawiał, że tracił powoli nagromadzoną zawczasu pewność siebie. Wyglądał jak zagubione dziecko, które czeka aż rodzic odnajdzie je i przytuli, zapewniając że już wszystko będzie dobrze. Wpatrywał się we własne kolana z uporem maniaka, wciskając ręce w kieszenie i oddychając ciężko, obserwując uciekające w przestrzeń maleńkie, ledwo widoczne kłęby pary. Tracił nadzieję na to że Lazar się pojawi i już czuł się wystawiony do wiatru. Najgorsze było jednak to, że nie mógł się na niego nawet pogniewać, bowiem doskonale rozumiał powody, dla których ten mógł go mimo wcześniejszej propozycji unikać.
Zanim dojrzał sylwetkę moroja – usłyszał go. Chłopak ni to szedł, ni to biegł, wyraźnie śpiesząc się by zminimalizować własne spóźnienie. Było dobre dwadzieścia minut po umówionym czasie i Samuel sam zaskoczony był faktem, że nadal wytrwale na niego czekał. Mogło to wskazywać zarówno na desperację w kwestii przegadania tej krępującej sprawy jak i na zwykłą głupotę. Podniósł się, gdy ten wreszcie zacumował tuż przy ławce. Już otwierał usta, już chciał coś powiedzieć, kiedy lekko uniesiona dłoń i stanowczy rozkaz zagłuszyły rodzący się monolog. Spencer stanął nie wiedząc co ze sobą zrobić. Łapiący powoli oddech Victor nie wyglądał najlepiej. To jedynie sprawiło, że wyrzuty sumienia jakie dręczyły Samuela urosły w siłę. Marny widok jaki prezentował sobą blondyn przywodził na myśl dwudniową głodówkę połączoną z brakiem snu, może nawet prysznica i przede wszystkim spokoju od ciążącego na nim wspomnienia. Victor Lazar, tak poważany, lubiany, super przystojny i zawadiacki wyglądał w tej chwili jak pies wystawiony na deszcz i nie było to nic przyjemnego. Doskonale odpowiadał obrazowi stereotypowej ofiary niechcianego pedalskiego ataku. Samuel zagryzł wargę dzielnie szykując się na pomyje, jakie zaraz zostaną na niego wylane. Przecież duma nie mogła z niego ulecieć.
”To, co się wczoraj stało, było błędem” – okej, z tym N I E mógł się nie zgodzić. Też tak uważał i chociaż podświadomie chciał czegoś więcej, łajał się za każdą jawnie ukierunkowaną myśl. Położył uszy po sobie, opadły mu również ramiona. Było mu tak strasznie, strasznie głupio.
-Obaj – poprawił go automatycznie. Praktycznie trzy tygodnie spędzone pod protektoratem tego tytana pracy znacznie rozszerzyły jego horyzonty i zrewidowały sposób wysławiania się. Chłonął uwagi jak gąbka, dlatego minimalizował nawet takie zupełnie niegroźne pierdoły jak ta, na którą nadział się sam Lazar. Uczeń przerósł mistrza, awkward. - Sorry, kontynuuj.
Dalej było już tylko gorzej. Poczucie winy jakie w sobie nosił zmieniało się w poczucie gniewu, kiedy Victor jakimś niezrozumiałym dla niego zabiegiem wybielał całą jego spedaloną osobę biorąc ciężar winy jedynie na swoje barki. Czy chciał się przez to poczuć lepszy, czy może miał tak od urodzenia – Samuel nie wiedział, jednak czerwieniące się policzki nie były już efektem ani chłodu, ani zakłopotania. Wpadał w coraz głębsze zażenowanie, ale i wściekłość. Przez sugerowanie że to on jest ofiarą, a nie agresorem, teoretycznie mógłby poczuć się lepiej, bo blondyn wybielał go ze wszystkich uczynków. Problem polegał jednak na tym że Spencer nie znosił pasjami zwalania przewinień i powinności na innych. Nie był typem osoby idącej na łatwiznę, wysługującej się przy tym przypadkowymi pionkami. Po prostu nie. Nagle urósł, unosząc głowę i w ułamku sekundy decydując się na atak. Zbliżył się do Victora wyglądając, jakby miał go zamiar albo uderzyć, albo znowu pocałować, ale tym razem w pakiecie z rozgryzieniem mu wszystkiego co miał w zasięgu zębów.
- Skończ to przedstawienie, Lazar. – Ton jego głosu był niski, odmienny od normalnego. Czuć w nim było przelewające się rozgoryczenie. - Piękny teatrzyk, ale przestań robić ze mnie cholerną ofiarę ty pieprzony kretynie. Już od dawna nią nie jestem. Wypiliśmy, obaj – to jakby podkreślił, zupełnie nieumyślnie akcentując wcześniejszą wpadkę moroja. - Ty zawiodłeś? Tobie popuściły hamulce? Ty nie miałeś na względzie mojej opinii? Co to za jebane żarty? - Z agresywnej czerwieni przyoblekł się z bladość wysiłku zaciskanej nerwowo szczęki. - To JA do cholery powinienem teraz przepraszać. To ja napadłem Cię bez przemyślenia co mógłbyś mieć na ten temat do powiedzenia. To ja wykorzystałem i zmusiłem heteroseksualną osobę to całowania. Zachowałem się jak ordynarny pedał i nic nie jest w stanie tego usprawiedliwić. Rozumiem co możesz sobie teraz o mnie myśleć, bo jestem obrzydliwym padalcem, ale nie udawaj że Ty jesteś pieprzoną Matką Teresą. Już Ci mówiłem jak miłe rzeczy dziwnie brzmią w Twoich ustach. Nie powinieneś być miły tylko wściekły. Powinieneś mi teraz przywalić i więcej się do mnie nie odezwać, a ja nie miałbym cholernego prawa mieć do Ciebie pretensji. Dlaczego tego nie robisz? Przecież jeszcze nie tak dawno się nie znosiliśmy, a teraz stoisz tu ze spuszczoną głową, podkulonym ogonem i prosisz o wybaczenie za coś, czemu nawet nie jesteś winien. Na boga, Lazar, jak bardzo moroje są pyszni, że uważają że wszystko kręci się dookoła nich? To była tylko i wyłącznie moja wina. Mało brakowało a ściągnąłbym z Ciebie spodnie i zwyczajnie przeleciał. Nadal mam na to ochotę. Ty nie miałeś na względzie moich uczuć? Co ze mną i z Twoimi uczuciami? Co z Alice? Zachowałem się wobec niej tak bardzo nie fair jak tylko mogłem. Wybacz mi to proszę. Jestem mimo wszystko tylko prostym dhampirem i działam za instynktami. To się więcej nie powtórzy. – Kończąc nie wkładał już takiej siły w swoją wypowiedź. Przycichł, spuścił głowę - Nikomu nie powiem. Nie jestem takim chujem za jakiego mnie uważacie. Wtedy nie chodziło mi o to że się drażnisz. Po prostu wiem że nie powiedziałeś nikomu o tym jakiej drużynie kibicuję. Dzięki. – Rozpiął guzik pod szyją i ściągnął z ramion płaszcz, który zaraz podsunął Lazarowi. Chciał to mieć już ze sobą. Załagodzone przez irytację stres i zawstydzenie powracały, obejmując w panowanie całą jego napiętą twarz. Wyglądał jakby miał ochotę się rozpłakać, zupełnie jak wtedy, kiedy upodlony alkoholem i nawarstwiającymi się nieporozumieniami pierwszy raz rozkleił się przed Victorem. Więcej nie mógł. Powinien odsunąć się na bok, wniknąć w społeczność do jakiej przynależał i więcej go nie niepokoić. Chociaż tyle był mu winien. - Nie musisz niczego już mówić. Po prostu... Dzięki za kurtkę. Rozejdźmy się w pokoju. Przepraszam.
Powrót do góry Go down
UsagiBadass Uke
Usagi

Data przyłączenia : 29/06/2017
Liczba postów : 146
Vampire Academy - Page 4 Tumblr_m3bqkjZKwD1qi94l9o1_500

Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.

Vampire Academy - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Vampire Academy   Vampire Academy - Page 4 EmptyWto Lut 12, 2019 9:00 pm

Skupił całą siłę woli, żeby nie cofnąć się o krok pod naciskiem jego spojrzenia. Co się stało z małym, zagubionym Sammym o spojrzeniu jelonka? Gdzie się podział, kiedy był najbardziej potrzebny? Pieprzony kretynie... Zdębiał. Awanturniczy nastrój Samuela nie zwiastował niczego dobrego. Wyglądał na wściekłego. Lazar przełknął ślinę, spodziewając się, że zaraz usłyszy, co Spencer ma w planie zemsty za zabawę swoimi uczuciami. Był tym tak zaaferowany, że nawet nie zauważył, jak poprawił jego błąd.
Samuel, kiedy już zaczął mówić, popłynął z prądem, wypluwając z siebie kolejne nie do końca przemyślane słowa, a z Victora nagle zeszło całe napięcie. Ulatując, niemal wydusiło z niego ciche parsknięcie. To ja powinienem przepraszać. Napadłem, zmusiłem do całowania, heteroseksualny, bla bla bla... Victor nie próżnował, jeśli chodziło o alkohol; wspomnienia z piątkowego wieczoru były zamglone i niekompletne, niektóre urywały się w połowie, ale moment, kiedy na czworaka przeszedł przez środek ich kółeczka, wdrapał się Samuelowi na kolana i tylko kurtuazyjnie poprosił o zaproszenie, zanim wepchnął mu język w usta, pamiętał akurat doskonale. Za to odpowiadał on, Victor Lazar we własnej osobie, i gdyby tego nie zrobił, reszta wydarzeń tej nocy nie doprowadziłaby lawinowo do napaści pod dormitorium dhampirów – za którą, swoją drogą, również ponosił sporą odpowiedzialność. Specjalnie go drażnił, dotykał i przymilał się, sprawdzając, jak daleko może się posunąć, a kiedy w końcu przekroczył granicę, to nie tak, że oponował. Kontratakował całkiem entuzjastycznie i gdyby tylko Spencer dał mu więcej czasu, znudzony szturmowaniem nieustępującego golfa włożyłby mu w końcu rękę w spodnie. W jego mniemaniu wina leżała po obu stronach, ale gdyby nie drażnił lwa, ten nie ugryzłby go w palce.
Chciał zapytać, dlaczego Samuel przyjmuje, że jest heteroseksualny, lecz gdy przyszła mu do głowy kąśliwa zaczepka, ten był już daleko w swoim monologu, nie robiąc ani chwili przerwy, którą moroj mógłby wykorzystać, żeby się wciąć. Spencer ochoczo wylewał swoje żale, mówił, jak być powinno, a jak nie jest, dlaczego uważał Lazara za egotystycznego kretyna, a siebie samego za obrzydliwego pedała (kto cię tak skrzywdził, chłopcze?), wymsknęło mu się nawet coś, co chyba nie miało zostać wypowiedziane na głos i do reszty wytrąciło Victora z równowagi. Dlaczego mi to mówisz? Co to za chujowe przeprosiny? Próbował wmówić Lazarowi, że się nim zabawił, nie bacząc na jego uczucia, a teraz otwarcie przyznawał, że wciąż miał na niego ochotę? Ławeczka pod kaplicą znajdowała się w przyjemnie nasłonecznionym miejscu. Pozwolił Samuelowi czekać tak długo, że chyba zdążyło przysmażyć mu mózg.
Może gdyby wiedział, że Victor zastanawiał się teraz, czy na trzeźwo szybciej rozpiąłby guziki swojego płaszcza, pomyślałby dwa razy, nim cokolwiek powiedział.
- Ale ty pierdolisz... – Zakręciło mu się w głowie; bezwiednie przytknął palce do skroni, przymykając powieki. Głód, niewyspanie i stanie w pełnym słońcu nawarstwiło się, karząc jego opieszałość zaczątkami migreny. Powinien był zabrać swój płaszcz, podziękować i zawrócić, nie czekając na żadne wyjaśnienia. Czy to do czegoś w ogóle prowadziło?
Gdyby był w lepszym humorze, Samuelowe przekonanie, że zachował się jak seksualny predator, wykorzystując biednego Victora, pewnie nawet by go rozbawiło. Teraz chciał to już po prostu mieć za sobą. Wziął od chłopaka swoją kurtkę i patrzył na niego w milczeniu, ubierając się. Czuł się przy nim jak przy tykającej bombie. Nie wiedział, czy coś, co zaraz powie, nie doprowadzi nieumyślnie do wybuchu. - Gdybym miał ci przywalić, zrobiłbym to już wtedy, pod twoim akademikiem. Serio myślisz, że pozwoliłbym ci na cokolwiek, na co sam nie miałem ochoty? Nie rozśmieszaj mnie. – Zapiął się, po czym wsunął ręce do kieszeni. - Żaden z ciebie paskudny pedał, a ze mnie bezbronny heteryk. Najebaliśmy się. Obaj – zaakcentował, dając do zrozumienia, że wyłapał jego drobny przytyk. - Poza tym, mamy dwudziesty pierwszy wiek. Jeśli będziesz tak sobie zakładał orientacje seksualne innych ludzi, ktoś cię w końcu obsmaruje na twitterze. – Począł wycofywać się tyłem, nieśpiesznie i małymi krokami, bo jeszcze z nim nie skończył. Nie znał go za dobrze, ale Bóg mu świadkiem, był przekonany, że jeśli go teraz tak zostawi, już nigdy więcej nie zamienią ze sobą słowa. - Jeśli będziesz teraz udawał, że mnie nie znasz, uznam że zwyczajna z ciebie pizda, Spencer. Nie bądź cipką, zmierz się z konsekwencjami. – Odwrócił się, lecz zanim odszedł, zatrzymał się jeszcze w miejscu, w którym ścieżka załamywała się, znikając między drzewami. - I jeśli nadal chcesz mnie przelecieć, musisz wpisać się na listę. Jest kolejka.
Zasalutował, zakołysał się na pięcie i zostawił go samego przy kaplicowej ławeczce, rzucając na pożegnanie „widzimy się u Thompsona”.
Powrót do góry Go down
DelusionSkype & Chill
Delusion

Data przyłączenia : 04/07/2017
Liczba postów : 287
Cytat : I'm a runaway, catch me
Wiek : 31

Vampire Academy - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Vampire Academy   Vampire Academy - Page 4 EmptyWto Lut 12, 2019 9:37 pm

Teraz to dopiero zbił go z pantałyku. Jeszcze niedawno taki smutny, zmarnowany i pragnący wybaczenia, zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni nagle prezentując jeszcze więcej pychy i wydumanego zdania o sobie. Samuel zaczynał podejrzewać go o ukryte zamiary, albo dwubiegunowość, z tym, że druga teoria zdawała się mieć znacznie więcej sensu. Zamknął usta i uniósł zdziwione spojrzenie, wysłuchując monologi Victora, spijając każde słowo i, o dziwo, uspokajając się wreszcie. W głowie wciąż widział pokaz zbliżeń na jego usta – teraz rozciągane w próbie artykulacji każdej z obelg wydawały się równie kuszące.
- Ja... – Chciał wtrącić swoje trzy grosze, jednak Lazar popłynął z prądem i najwyraźniej wyczerpał temat. Wcześniejszy napad gniewu, szok i zagubienie sprzed chwili czy chroniczne zawstydzenie odkąd zaczął skupiać się na moroju nieco zbyt bardzo powoli ustępowały niewielkiemu, szczeremu uśmieszkowi ukrytemu pod nosem. Na swój dziwny, nieatrakcyjny sposób blondyn ułagodził rodzący się konflikt. Zamiast brnąć w kontrargumenty po prostu przeszedł z tym do porządku dziennego, kończąc krótki monolog groteskowo żartobliwym podsumowaniem. Co jak co, jednak Spencer nie chciał być uważany za pizdę. Nie przez tego oto osobnika. Pozostawił jego pożegnanie bez odpowiedzi, pakując kurtkę do wciąż otwartej torby i przerzucając sobie przymocowany do niej pasek przez szyję. Ciężar oparł na dolnej części pleców i już spokojniejszy kontynuował swój lekki truchcik, dla pewności wybierając trasę zupełnie odwrotną od tej zajętej przez blondyna. Chwilowo nie chciałby na niego wpadać – wystarczy że zobaczą siebie znowu na zajęciach. Z tego wszystkiego nawet nie zapytał o jakim filmiku Victor wcześniej rozprawiał. Przez cały weekend był poza zasięgiem, z telefonu korzystając jedynie dla krótkiej wymiany informacji z Lazarem. Media społecznościowe zemszczą się na nim lawiną nieporozumień, kiedy w końcu znajdzie w sobie tyle samozaparcia by coś w nich zaktualizować. Wciąż nie widział takiej potrzeby i dlatego jako tako nie cierpiał na zdrowiu psychicznym.
Zajęcia fizyczne poszły mu doskonale. Pomimo praktycznie trzytygodniowego oderwania myśli nadrabiał zachłannie, bawiąc się w przepychanki z innymi dhampirami zupełnie jakby nie kłócił się prawie godzinę wcześniej o próbę przelecenia faceta. Dobrze szło mu szczególnie z Bastienem, który dziwnie rozentuzjazmowany obskakiwał go jak nowo zakupionego szczeniaka. Musiało stać się coś dobrego, jednak postanowił nie dopytywać o powody. Wystarczyła mu atencja niezbędna do posiadania partnera do ćwiczeń. Samuel poległ na macie nieskończoną ilość razy zanim nauczył się skutecznie blokować atak „od dupy strony” jak to ładnie określił go nauczyciel.
Później, z okazji pizza poniedziałku także z Bastienem opędzlowali pełną po brzegi tackę pizzy z grubymi plastrami salami. Współlokator nalegał wręcz na podzielenie się posiłkiem, z uporem maniaka twierdząc że wziął za dużo i nie poradzi sobie ze wszystkim. Cholera, był taki miły. Dlaczego Spencer nie mógł lecieć na niego, skoro był w jego lidze? Życie byłoby łatwiejsze gdyby miało się pełną kontrolę nad ukierunkowaniem pożądania. Kilkukrotnie widział na korytarzu Victora z bandą. Kiwał im głową i machał ręką, jednak dla ich i własnego zdrowia psychicznego postanowił jeszcze jeden dzień pozostać w symbiozie jedynie z podobnymi sobie. Wystarczyło mu że Evelynn dziwnie się na niego patrzyła, a i Caleb jakoś zaczął częściej pojawiać się na linii wzroku. Coś się kroiło, czuł to w kościach. Dogadując jako taką zgodę z Lazarem czuł że mógł temu sprostać. W końcu nie musiał udawać od nowa że nie istnieje. Dziwny ciężar opadł mu z klatki piersiowej i wydostał się z westchnieniem ulgi.
Na zajęciach Thompsona był cichy i skupiony jak nigdy. Był to pierwszy test z przedmiotu niepowiązanego z dhampiryzmem, na którym poradził sobie tak śpiewająco. Trzy pieprzone tygodnie nad książkami opłaciły się na dwadzieścia sekund dobrego samopoczucia kiedy oddał koślawo pozakreślaną kartkę pełną różnorakich odpowiedzi.
Reszta dnia także minęła spokojnie.
Tak samo jak kolejne.
Poczuł się bezpieczny i lubiany, a uczucie to spodobało mu się na tyle, że zapragnął nigdy go nie utracić. Tego wieczora po raz pierwszy zgodził się potowarzyszyć Bastienowi w krótkim spotkaniu z innymi dhampirami w grzecznych celach rozrywkowych. Napił się co nieco, z grzeczności nie odmówił papierosa i poplotkował jak przekupa na targu. Ramię w ramię wrócili roześmiani do pokoju, klnąc na przymus porannej pobudki nazajutrz. Samuel mógł się pochwalić swoim pierwszym dobrym kolegą od przyjazdu do stanu Nowy Jork.
Powrót do góry Go down
UsagiBadass Uke
Usagi

Data przyłączenia : 29/06/2017
Liczba postów : 146
Vampire Academy - Page 4 Tumblr_m3bqkjZKwD1qi94l9o1_500

Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.

Vampire Academy - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Vampire Academy   Vampire Academy - Page 4 EmptyCzw Lut 14, 2019 10:24 pm

Wszystko wróciło do normy... a przynajmniej do stanu sprzed zadanego im przez Thompsona referatu. Lazar do tego stopnia przyzwyczaił się do spędzania czasu z Samuelem, że tego dnia na stołówce zamiast przysiąść od razu przy ich stałym stoliku, odruchowo rzucił tacę na ten tuż obok, który zajmował ze Spencerem, dopiero po chwili przypominając sobie, że nie muszą już razem siedzieć. Samuel wrócił na swoją stronę, Victor wrócił do skonsternowanych jego pomyłką przyjaciół, i poza krótkim ukłuciem żalu nie myślał już więcej o chłopcu, który na jeden wieczór zawrócił mu w głowie.
Dni mijały prędko w zabieganym szkolnym rytmie, upływając im na nauce, wieczornym nielegalnym przesiadywaniu w żeńskim dormitorium i odliczaniu do kolejnego pizza poniedziałku. Plotki przycichły, gdy wypłynął nowy, ciekawszy temat, a i filmik z piątkowej imprezy pojawiał się na tablicy Lazara coraz rzadziej, kończąc swój internetowy żywot do czasu, aż ktoś nie postanowi go odkopać w tylko sobie znanym celu. Evelynn i Megan w końcu przestały wplatać jednoznaczne żarciki w ich międzylekcyjne konwersacje, Alice przeszła ze wszystkim do porządku dziennego, a Victor przestał przypominać sobie smak owocowego wina na jego ustach za każdym razem, gdy mijając Samuela na korytarzu wymieniali jakieś niezobowiązujące uwagi czy klepnięcia w ramię.
W miarę zbliżania się kresu zimy, w szkole zaszumiało na wieść, że pomimo pewnych zawirowań i wątpliwości co do słuszności tej decyzji, związanych z kilkoma incydentami z poprzedniego roku, bal wiosenny jednak się odbędzie. Mimo że do pierwszego dnia wiosny nadal został ponad miesiąc,  na korytarzach już można było posłyszeć fragmenty rozmów na temat wyboru kreacji, tego kto przyjdzie w takich samych sukienkach oraz dopytywania gorzej poinformowanych kolegów kto, za ile i w jakiej ilości może skombinować alkohol.
Przygotowania ruszyły pełną parą, całkowicie pochłaniając Victora, który jako wiceprzewodniczący przejął na siebie większość związanych z organizacją obowiązków. Matthias Willis, jedyny stojący ponad nim trzecioklasista, wymówił się nadmiarem związanej z nadchodzącym końcem roku – i dla niego liceum – nauki. Nie pierwszy raz w ciągu ostatnich miesięcy zaniedbywał swoje stanowisko przewodniczącego, ale Lazar nie widział w tym powodu do narzekania; w odpowiednim momencie wykorzysta jego opieszałość, żeby samemu przejąć należną mu w jego mniemaniu pozycję. Porażka kolegi była dla niego perspektywą sukcesu.
Niemniej komitet uczniowski podupadł pod zarządem Willisa, a w rezultacie Victor już parę dni po otrzymaniu zawiadomienia o przyznaniu budżetu krążył po szkole z naręczem wydrukowanych naprędce plakatów pod pachą i taśmą klejącą w kieszeni. Obklejał właśnie ścianę w pobliżu szatni w centrum sportowym dhampirów; napis na plakatach grubą czcionką nawoływał: „Pomóż nam w organizacji balu wiosennego!”. Brakowało rąk do pracy. Choć co roku to moroje najtłumniej przybywali do przystrojonej na tę okazję sali gimnastycznej, ich chęć zabawy znacznie przewyższała chęć pracy, zmuszając Victora do rozesłania wieści wśród drugiej połowy szkolnej społeczności. Obklejał zatem leże smoka, godzinę przed własnymi zajęciami, podczas gdy moroje dopiero budzili się, by dowlec nieprzytomne zwłoki na stołówkę.
Oderwał kawałek taśmy zębami, by przykleić plakat na drzwi sali gimnastycznej, gdy te otworzyły się nagle; Lazar przegapił moment, kiedy pisk trampek i pokrzykiwania dhampirów ustały, zastąpione zmęczonymi, powłóczystymi krokami kończących trening nastolatków. Ktoś wszedł prosto na niego, wytrącając mu z ramion stos kartek. Dhampir ledwie na niego spojrzał, a już odwracał głowę, odchodząc w swoją stronę; powarczeli na siebie na odchodne, po czym Victor, klnąc na czym świat stoi, schylił się i zaczął zbierać swoje plakaty, obchodzony naokoło przez zdyszane dhampiry.
Powrót do góry Go down
DelusionSkype & Chill
Delusion

Data przyłączenia : 04/07/2017
Liczba postów : 287
Cytat : I'm a runaway, catch me
Wiek : 31

Vampire Academy - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Vampire Academy   Vampire Academy - Page 4 EmptyPią Lut 15, 2019 11:28 pm

- Wiesz, to nawet przyjemne jak tak przede mną klękasz. – Samuel, nieco zmarnowany przez intensywne ganianie za Bastienem przystanął przez zbierającym się do kupy Victorem i spoglądał na niego spod uniesionych brwi. Ręcznik, którym ocierał pot z twarzy zawiesił sobie na szyi i złapał się pod boki jeszcze przez chwilę pozując do własnych myśli, zanim w końcu grzecznie przykucnął, pomagając morojowi dozbierać ostatnie sztuki pogubionych apeli o pomoc. Reszta dhampirów przeszła obojętnie i zniknęła w szatni; jedynie Bastien przystanął na chwilę, zerkając na Lazara i Spencera z niezdecydowaniem. Wyglądał jakby bardzo chciał coś powiedzieć, jednak po dłuższym namyśle zrezygnował i zaginął za progiem, na odchodne wzruszając ramionami. Samuel coś czuł że porozmawiają sobie wieczorem. Ostatnio współlokator lubił robić mu wieczorowe wykłady na temat tego co w trawie piszczy. Był obeznany z ploteczkami pośród dhampirzej społeczności, a także przez jakieś szemrane źródła z filmikiem zmontowanym telefonem Evelynn. Spencer gęsto tłumaczył się z tego co zobaczył na wyświetlaczu, jednocześnie płonąc ze wstydu i zażenowania. Morojka ujęła jego lepszy profil ale cóż z tego, skoro jednoznacznie pokazała jak entuzjastycznie zareagował na rzucone im wyzwanie. Brakowało jedynie rozhuśtanego ogona.
- Nie przejmuj się nimi. Tylko Cię nie lubią. – Wreszcie wstał z kucek, zauważając pewną odmianę w blondynie. Przestał on się krzywić jakby ktoś mu podstawił rozjechaną żabę pod nos. Ostatnim razem wyglądał jakby nie mógł wybrać pomiędzy przekręceniem się i wymiotami. Dziś jedyny grymas wywołał na nim taranujący go dhampir; Sammy widział wszystko zza pleców kolegów. Opuścił salę dokładnie w momencie, w którym Victor dostawał z bara i wypuszczał spomiędzy palców rozchełstane niczym koszula wyzwolonej dziewoi papierzyska. I nawet pomimo iż świadkował wszystkiemu, nie poruszał dalej tematu, wiedząc że niewiele ma do dodania. Prowodyr już dawno pomstował na kłodę w swoim zespole skryty za drzwiami, zaś ofiara nie wyglądała jakby miała ochotę roztrząsać to co się właśnie wydarzyło. Nie to przykuło uwagę dhampira, a powód, z jakim sam Victor Lazar zawędrował do części szkoły, której ostatnim razem tak gorąco obiecywał już nigdy nie odwiedzać. Jedną z karteluszek Samuel zachował na dłużej przed oddaniem i przeleciał wzrokiem treść traktującą bardzo pobieżnie o fajnym evencie, możliwości wykazania się i poszukiwaniu pomocy na rozlicznych polach do popisów. Niezbyt wiele z tego rozumiejąc (w końcu nie był obeznany z programem wydarzeń szkolnych. Bastien mu coś tam opowiadał, ale jako stały [s]n i e[/s]bywalec takich zabaw wpuścił te informacje jednym, a wypuścił drugim uchem. Wolał skupić się na innych tematach, chociażby dostępie do odkrytego basenu, na którym mieli trenować wytrzymałość pod koniec semestru letniego. Teraz zignorowane pouczenia mogły mu się przydać, jednak skoro miał na podorędziu Lazara, który równie dobrze mógł mu po prostu powiedzieć z czym przychodzi, nie rozpaczał jakoś specjalnie nad własną ignorancją. - W czym Ci pomóc? Mam jeszcze kilka minut zanim wyjdą, a ty wyglądasz jakbyś nie skończył zabawy z taśmą to tak sobie myślę że podam Ci pomocną dłoń, co ty na to? W ramach wymiany przysług. – Podrapał się przez ręcznik po karku, niezbyt wiedząc jak poprawnie skleić zagajkę. Przy moroju język coraz częściej mu się plątał, a myśli uciekały na niebezpieczne tory. Nawet jeżeli z pozoru wyglądał jakby go nic nie ruszało (wyćwiczony stoicyzm i wzrok utkwiony na neutralnej płaszczyźnie), w środku zwijał się i bulgotał wspomnieniami nieprzyzwoitych momentów, jakie razem przeszli. Dla pewności zaczął zachowywać dystans wobec blondyna, chociaż o wiele normalnej rozmawiał zarówno z nim, jak i jego ferajną. Nie znaczyło to że reszta morojów przestała na niego krzywo patrzeć. Co i rusz także bywał ofiarą byczków z chudych, długich ramion i pogardliwych uśmieszków wymierzanych w niego niczym ostre, karne policzki. Dobrze że nikt nie wiedział iż tak dziecinne podchody nie robiły na nim większego wrażenia niż pokazywanie języka. Nawykł wszak do o wiele gorszych zabaw. Na samo wspomnienie teraz aż nim telepało. - No chyba że mam się nie narzucać. Hej, nie morduj mnie wzrokiem – jestem Szwajcarią.
Powrót do góry Go down
UsagiBadass Uke
Usagi

Data przyłączenia : 29/06/2017
Liczba postów : 146
Vampire Academy - Page 4 Tumblr_m3bqkjZKwD1qi94l9o1_500

Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.

Vampire Academy - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Vampire Academy   Vampire Academy - Page 4 EmptySob Lut 16, 2019 7:29 pm

- Hm? – Uniósł głowę, nie od razu pojmując sens wypowiedzianych w jego stronę słów. Samuel. Zmęczony, spocony i w sportowym wdzianku, patrzący na niego z góry. Z tej perspektywy miał dobry widok jedynie na jego krocze, więc opuścił głowę, wracając do zbierania zaściełających podłogę plakatów. Nie spodziewał się go dziś zobaczyć. Skłamałby, mówiąc, że o nim nie myślał, kiedy tu szedł, ale gdyby wiedział, że na rozklejanie plakatów wybiera sobie akurat godzinę, o której kończy Spencer, być może zaciągnąłby ze sobą Daniela.
- Nie bez wzajemności – mruknął machinalnie, nadal rozeźlony jawną niechęcią, z jaką został potraktowany przez rosłego dhampira. Po co decydowali się na tę szkołę, jeśli tak bardzo nie cierpieli morojów? Nie było ciekawszych ścieżek kariery? Gdyby Victor miał się całe życie snuć za kimś, kogo szczerze nie znosił, wolałby ulec samozapłonowi i resztę wieczności spędzić jako kupka popiołu. Może i wina leżała po stronie Victora – nie powinien tak długo sterczeć przed drzwiami, kiedy wyraźnie słyszał, że ktoś się do nich zbliża – ale „przepraszam” jeszcze nikogo nie zabiło. Najwyraźniej posłuch wśród kolegów ceniło się w ich środowisku bardziej niż przyzwoitość.
W milczeniu pozwolił sobie pomóc, przejął kartki od Samuela i starannie wyrównał stosik, uderzając nim o kolano. Taśma, którą nieuważny dhampir również wytrącił mu z rąk, zaległa splątana pół metra od jego nogi. Sięgnął po nią, zanim wstał. Ech, z rozplątaniem tego sobie jego zęby nie poradzą. Zapomniał nożyczek, a nie sądził, żeby Spencer nosił ze sobą jakieś razem z gumką, ostrzynką i zapasowym ołówkiem.
- Wybacz – rzucił, przejmując od chłopaka plakat, w którym ten właśnie się zaczytał. Zredagowany na szybko jakieś trzydzieści minut przed wydrukowaniem dziś rano nie podawał zbyt wielu informacji. Kusił zachętą „współpracy w fajnym towarzystwie, darmowym poczęstunkiem podczas spotkań komitetu” i obietnicą darmowego wstępu dla najbardziej zaangażowanych uczniów. Irytująco enigmatyczny, obiecywał, że zainteresowani dowiedzą się więcej, jeśli stawią się w najbliższy piątek w sali historycznej, przemianowanej specjalnie w tym celu na siedzibę posiedzeń komitetu. - Nie, właściwie możesz mi się przydać – odparł ochoczo, zwęszywszy okazję. Zostało mu do obklejenia jeszcze jedno miejsce, takie, w które niekoniecznie miał ochotę zapuszczać się akurat gdy dhampiry miały krótką przerwę między zajęciami fizycznymi a lekcjami. Podzielił na pół niewielki stosik plakatów i przekazał jedną połowę Samuelowi. - Możesz je porozklejać w waszym dormitorium? I tak tam wracasz, prawda? – zapytał, chowając swoją część do torby. Porozkłada je później w różnych miejscach w szkole. Teraz planował udać się prosto na stołówkę i zjeść coś na szybko, zanim wszyscy się zlecą. - Ale jeśli naprawdę chcesz się przydać, przyjdź w piątek o dwudziestej drugiej do sali 112 – dodał. Może to nie był najlepszy pomysł. Może rzeczywiście powinni ograniczać spędzany wspólnie czas, ale przez moroja nie przemawiał teraz nadmiernie zainteresowany osobą Samuela Victor Lazar, a Victor przewodniczący, ten, który czuł, że przez najbliższe kilka tygodni będzie nie dosypiał, jeśli nie znajdzie prędko taniej siły roboczej. Willis chciał przyjść na gotowe, komitet był bardziej zainteresowany wymyślaniem zabaw niż ich realizacją, a Victor zgodził się być za to wszystko odpowiedzialny. Pogrążył się. Do tego stopnia, że musiał teraz wyciągnąć z arsenału swój najlepszy uśmiech i błagać dhampira o pomoc. - Zabrakło nam w tym roku ludzi do pomocy. Dekoracje, obsługa sali, catering, te sprawy – wyjaśnił. - I obcięli nam budżet, więc za wstęp trzeba będzie dopłacić, ale jako organizator wchodzisz za darmo.Tak go nie przekonasz, durniu. Przecież Sammy nie znosił imprez. Nie tych wielkich, głośnych i pełnych podchmielonych morojów. Kiedy oni będą bawić się na balu, Sammy pewnie będzie robił kółeczka wokół dormitorium... czy coś w tym stylu. - Przemyśl to, proszę. – Złapał go za rękę, w którą przed chwilą wcisnął plik kartek. Przesunął kciukiem po jego nadgarstku. - Wiem, że pewnie jesteś zajęty treningami, ale wyświadczysz mi wielką przysługę, jeśli przyjdziesz. Możesz zabrać kolegę, tego, z którym zawsze chodzisz po korytarzu. – Uśmiechnął się zachęcająco, cofając swoją dłoń. Albo możesz przyjść sam, dla mnie, mówił ten uśmiech. Stoczył się. Flirtował z nim tylko po to, żeby nie musieć samemu rozlewać ponczu przez cały wieczór. Jesteś w porządku. Ta... powinien było to bardziej przemyśleć.
Powrót do góry Go down
DelusionSkype & Chill
Delusion

Data przyłączenia : 04/07/2017
Liczba postów : 287
Cytat : I'm a runaway, catch me
Wiek : 31

Vampire Academy - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Vampire Academy   Vampire Academy - Page 4 EmptyNie Lut 17, 2019 1:32 am

- W sumie mogę. Chociaż nie sądzę żeby ktoś się połasił o coś więcej niż zerwanie tych dzieł sztuki nowoczesnej. – Powachlował się plakatami, wyrywając z chłodnego uścisku długich palców moroja własny nadgarstek. Nie żeby było to nieprzyjemne, ba, jego pedalska, wcale nie tak głęboko ukryta strona chciałaby trwać pod tym miłym, pieszczotliwym dotykiem jeszcze długie minuty, jednak im dalej brnął w to bagno, tym gorzej miał się sparzyć na samym końcu. Gdzieś na dnie serca czuł że przerabiał już podobny schemat. Na początku wszyscy są mili, żeby potem przyglądać się bez cienia współczucia jak inni, wcześniej upewniwszy się że nie odda (bo jak mógłby z powyjmowanymi ze stawów barkami okładają go czule jak matki kotlety na niedzielny obiad. Na krótki ułamek sekundy posmutniał, by nagle się rozpogodzić i nieco wycofać. Być może nie uczył się na błędach i nie chciał pełnić fuchy mediatora pomiędzy zwaśnionymi podgatunkami, ale perspektywa wymuszenia na Lazarze zadośćuczynienia jakoś za bardzo nęciła by się jej przeciwstawić. Po trzytygodniowym rodeo wciąż miał problemy z przestawieniem się na lżejszy tryb oszczędzania energii. Mógł to jakoś wykorzystać, chociaż nie planował pojawiać się nawet za dopłatą. Moroj musiałby chyba wyskoczyć ze skóry i zatańczyć z nią poloneza by zmusić go do udziału w zabawie szkolnej.
- Chociaż nie wiem jak to interpretować... – Spuścił wzrok na plakaty, odnalazł interesujący go fragment i wydukał na głos, ściągając z karku ręcznik by przetrzeć nim twarz. - „Darmowy poczęstunek”? Spodziewając się kto przyjdzie zamierzasz rozstawić ciastka, czy karmicieli w każdym rogu, bo nie wiem czy zbroić się w te żelki co mi zostały po ostatniej wizycie. – Nie było mowy żeby jakikolwiek szanujący się dhampir w tej szkole przyszedł pomóc kiedy to moroje pchali się do organizacji i kontrolowania zabawy. Owszem, pojawią się by potańczyć, przegryźć coś i wypróbować poncz, jednak jeżeli chodziło o współpracę z czystokrwistymi na jakimkolwiek polu innym niż współdzielenie klas i stołówki to... No. Chociaż Samuel zdążył poznać kilka utalentowanych manualnie dziewczyn w swojej grupie treningowej. Jeżeli mają koleżanki, może dałoby się jakoś ogarnąć kwestię chociażby dekoracji. Gdyby wcześniej usunąć Victora i jego świtę w najodleglejszy i zacieniony kąt sali. Cóż, to mogło się udać gdyby popytał, bo i co mogło pójść nie tak? Musi porozmawiać z tym i tamtym... - Ale hm, organizator? Hola, hamuj tego konia. Mogę pomóc w niektórych sprawach ale nie pakuj mnie w mundurek organizacji tak z marszu. – Zerknął w kierunku opuszczających szatnię dhampirów i kiwnął im głową. Ratując sam siebie z opresji niczym nieistniejący rycerz wymyśloną damę prześlizgnął się pomiędzy ścianą i Victorem, po czym zniknął w drzwiach do szatni. - Przyjdę. Rozwieszę też Twoje zaproszenia. Siedzisz mi za to obiady do końca przyszłego tygodnia. Idź już sobie – zakończył zupełnie niezłośliwie, starając się dać Lazarowi do zrozumienia że ma za nim nie podążać w celach agitacyjnych. Nie czuł się ani trochę pewniej w obliczu rozbierania się przed kimkolwiek nawet jeżeli udało mu się nieco zżyć z blondynem. Nie sądził też że kiedykolwiek jeszcze poczuje. Spłynęło to po nim zimnym dreszczem kiedy przez dokładnie sześć i pół sekundy rozważał co by było gdyby jednak do czegoś pomiędzy nimi doszło. Nie miało to racji bytu.
W piątek jednak zawitał w sali pod numerem 112. Nie zdziwił się widząc kilka krzesełek zajętych przez wykrzywionych na jego widok morojów, za to nieco zszokował, kiedy za plecami wyrosły mu dwie młode drampirki. Jedna z nich, o włosach długich i czarnych jak wodospad nocą rozejrzała się niepewnie, przytuliła do jasnowłosej koleżanki i wpłynęła do sali, kołysząc pełnymi biodrami wyraźnie czymś niepocieszona. Mając do wyboru naprawdę dużo wolnych miejsc (Victor najwyraźniej liczył na większy odzew lub miał w planach przyprowadzić kogoś ze sobą) usadziły się blisko Samuela, po jego prawicy, zostawiając dwa wolne miejsca do kolejnego osobnika. Chcąc nie chcąc utworzyły się dwa obozy – Samuel i dwie dhampirki, które znał jedynie z imienia oraz reszta morojów wpatrzona w nich jak w kundle nielegalnie przebywające poza własnymi kojcami. Spencer powstrzymał się by nie pokazać zębów i nie zaszczekać.
Victor zaś, jak na dobrego organizatora przystało przyszedł spóźniony, pozwalając się obecnym w pomieszczeniu ponapawać swoją elektryzującą osobowością nim przestąpił próg, ściągając na siebie spojrzenia. Samuel skinął mu głową dokładnie w taki sposób jakim pozdrowił odchodzących kumpli wtedy na korytarzu. Jeden z morojów przewrócił oczami, reszta ze znudzeniem zmieniła ułożenie nóg. Maria i Bianca wyprostowały się na krzesełkach połykając niewidzialne kijki i pochyliły nad stolikiem, wpatrzone w przybyłego niczym w święty obrazek.
Powrót do góry Go down
Sponsored content



Vampire Academy - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Vampire Academy   Vampire Academy - Page 4 Empty

Powrót do góry Go down
 
Vampire Academy
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 4 z 5Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Gurges ater :: Gurges ater-
Skocz do: