Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
Indeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Omerta

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
7.Don't Fuck With Me Seme
7.

Data przyłączenia : 28/05/2017
Liczba postów : 258
Cytat : Oh! Despicable me.
Wiek : 33

Omerta Empty
PisanieTemat: Omerta   Omerta EmptyWto Lip 25, 2017 9:10 pm

Omerta XMqD64m
- autorstwa timmi-o-tool z dA.

Jak wiadomo Palermo jest stolicą pięknej Sycylii, wygrzewającej się w promieniach gorącego słońca. To właśnie tutaj, pośród zabytkowych kamienic i zatłoczonych przez turystów uliczek, ukrywa się włoska mafia. Choć „ukrywa” niekoniecznie oddaje prawdę, ponieważ każdy Włoch doskonale wie, że z mafią nie ma żartów a już z pewnością ta się niczego i nikogo się nie boi.
Famiglia niegdyś pod przewodnictwem nieco ekscentrycznego Luki, po jego niespodziewanej śmierci płynnie została przejęta przez Christophera Scordato, który wcześniej piastował stanowisko Consigliere i głównego dostawcy broni, w tym dla wybitnego młodego snajpera – Hamleta Fitcha. I tak jak nikt się nie spodziewał, że młodziutki Don Luka tak szybko opuści ten przeklęty padół, tak też nikt się nie spodziewał, że relacje czysto biznesowe, między Christopherem a Hamletem, kiedykolwiek przeistoczą się w coś… innego.  Młody i narwany młodzik nieopatrznie postanowił wyznać swoje uczucia stetryczałemu (hehe) mężczyźnie, gdy ten wreszcie odnalazł go po ponad dwutygodniowym zaginięciu. Rzecz jasna nie był to najlepszy moment, nie gdy niemal cała mafia sądziła, ze Hamlet zwyczajnie wziął nogi za pas i postanowił pożegnać się z famiglia. Prawda była nieco inna, młodzieniec zaraz po tym jak udało mu się uciec od nieznanego zamachowca, który swoją droga nieco go poturbował, postanowił schronić się u Ramireza, gdy Chris nie odbierał swojego telefonu. Jednak gdy młodzieniec został nakryty na ukrywaniu się w przytulnym gniazdku Hiszpana, szybko wybito mu z głowy, że w ten sposób można rozwiązać problem, a Don nieopatrznie zaproponował zmianę lokum na swoje.
Zaproszenie zostało wykorzystane, ku zaskoczeniu Chrisa, który niekoniecznie był zachwycony swoim pomysłem, ale skoro już obiecał, to musiał przyjąć to na klatę. I tak, bardzo powoli, ale sukcesywnie zaczęły topnieć lody między wiecznie strudzonym życiem Donem, a energicznym i buńczucznym młodzikiem. Zwłaszcza, gdy Hamlet postanowił przeprowadzić wraz ze sobą swoja gadzinę – trzyipółletnią iguanę Letycję. Wszakże w żaden sposób nie poczuwał się do odpowiedzialności, nawet gdy jaszczurka z całą premedytacją zniszczyła ważne dokumenty należące do Chrisa. Kłótnia spowodowała, że młody i gniewny wyprowadził się z apartamentu, a wciąż zapracowany Chris nie miał nawet możliwości wyperswadować młodzieńcowi tego pomysłu. I tak w imię socjalizacji z mafią, Hamlet postanowił udać się na jedno z rodzinnych spotkań. Zamiast dobrej zabawy otrzymał srogi wpierdol, porwanie i zawleczenie do opuszczonej rudery, gdzie przez kilka dni, z przerwami, sukcesywnie obijano mu mordę (i nie tylko), aż wkurwiony Chris (bo jak to tak, by Hamlet znowu nie dawał znaku życia?!) dowiedział się gdzie tym razem zaszył się ten gówniarz i ze swoją spec grupą odbił go. Nikt się jednak nie spodziewał, że za tym wszystkim stali członkowie mafii. Nikt się też nie spodziewał, że Chris zdecyduje się wreszcie zwerbalizować swoje uczucia i zatroszczyć się o przestraszonego i wciąż obolałego Hamleta. Choć niekoniecznie ma na to czas, więc zamiast swojej pomocy wysługuje się swoim ulubionym posłańcem – Ostem.
Christopher Scordato, Don - Chris.
Hamlet Fitch, snajper - 7.

_________________
Omerta 51mUoKq
Spis wątków | Seven deadly sins | Poszukuję


Ostatnio zmieniony przez 7. dnia Sob Wrz 02, 2017 10:11 pm, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry Go down
ChrisDon't Fuck With Me Seme
Chris

Data przyłączenia : 23/07/2017
Liczba postów : 76
Cytat : Don't get angry, don't discourage, take a shot of liquid courage. Call a doctor, say a prayer, choose a god you think is fair.

Omerta Empty
PisanieTemat: Re: Omerta   Omerta EmptyNie Lip 30, 2017 7:43 pm

Omerta GJ7ERTC
oryginalny rysunek autorstwa Guilt Pleasure

Imię i nazwisko: Christopher Scordato
Pseudonim: Maestro
Data urodzenia i wiek:  14.04.1981 r. – 36 lat
Pochodzenie: Włochy; Trapani
Wygląd:
”Kiedy go zobaczyłem na żywo, nie na żadnym zdjęciu, które nawet w połowie nie potrafiłoby oddać tego, co rzeczywistość, przeszywająco zimne ciarki przeszły mi po plecach. I jakkolwiek, siedząc w tym pomieszczeniu przez ostatnie dwie godziny, mogłem żywić resztki nadziei na ocalenie własnej skóry, tak teraz wszystko wydało mi się przesądzone. Ba, byłem tego pewny. Pewny, że nie zwróci najmniejszej uwagi na moje słowa, mimo, że uważałem się za dobrego mówcę i nie raz ani nie dwa pozwoliło mi to wychodzić z parszywych sytuacji. Teraz całe jego jestestwo mówiło, że z nim się nie dyskutuje. Zdecydowanie bijące z jego sylwetki, sposobu poruszania się, dosięgło mnie jak trujące macki i sparaliżowało część umysłu odpowiedzialną za logiczne składanie słów w całość, jak i pewność siebie.
Nie od razu spojrzał w moją stronę; ściągnął wąskie brwi patrząc przed siebie, jakby coś w tej ścianie go zaabsorbowało i była to sprawa najwyższej wagi. Mózg podsuwał mi jakieś absurdalne teksty, które tamten mógłby w tej chwili wypowiedzieć, ale mimo całej ich absurdalności nie odważyłem się nawet na nikły uśmieszek – i tak nie byłbym w stanie.
Błysnęło światło odbite od szkieł okularów w srebrnej oprawie i spotkałem jego stalowo zielone spojrzenie. Natychmiast znów poczułem ten upiorny, lodowaty palec strachu oznajmiający mój rychły koniec. Wpadłem, przepadłem z kretesem, i po co mi się było do tego zabierać? Nie łatwiej było zostać przy samochodach? Tak, zawsze sobie mówisz „tym razem też się uda”, i chuj, nie udało się.
Oczy zwęziły mu się w swoistym wyrazie triumfu, na twarz o ostrych rysach wpłynął nieznaczny, cyniczny uśmieszek. Jeśli ten facet nie robiłby tego, co robił, nadawałby się chyba tylko do straszenia dzieci, w każdym razie nie umiałem sobie go wyobrazić w innej pracy. No, może w roli adwokata. Może.
Poprawił środkowym palcem okulary na nosie i zaczesał prawie platynowe włosy w tył głowy mimo, że trzymały się w tej pozycji nieskazitelnie. Spojrzał na mnie przekręcając lekko głowę w bok, jakbym był jakimś rzadkim okazem zwierzęcia, któremu należało się przyjrzeć. Albo też – w co byłem skłonny bardziej uwierzyć – jak wilk patrzy na swoją ofiarę.
Chciałem się ruszyć, bo wszystko mi zdrętwiało od siedzenia skrępowanym w jednej pozycji, ale o tym mogłem tylko pomarzyć. To chyba też go rozbawiło. Ogólnie odnosiłem wrażenie, że cały go bawiłem. Normalnie rzuciłbym jakąś trafioną docinką, których miałem w zanadrzu zawsze tysiące, ale jedyne, co potrafiłem zrobić, to się na niego trochę bezmyślnie gapić. Kiedy wyciągnie ten pistolet, bo w końcu wyciągnie, czemu to trwa tak długo, no wyciągaj go, wiem, że go masz.
Sięgnął do butonierki perfekcyjnie białej marynarki (Boss?, przeszło mi przez myśl ni z tego niż  owego. Czemu nie, w końcu od SSmanów się zaczęło, na mafii póki co się kończy. Mała różnica. O czym ty myślisz kretynie?!) i spodziewałem się, że wyciągnie fajkę; w końcu „źli faceci” tak robią, to musi być element wyroku, ale zamiast tego wyciągnął jakąś niewielką szklaną fiolkę w której było kilka obłych pigułek. Teraz pomyślałem, że wmusi to we mnie i że to jakaś trucizna na specjalne okazje, ale znów błąd – sam wziął tą pigułkę. Narkotyki? Co za różnica.
- Drogi Marcusie, porozmawiamy? – zapytał nad wyraz życzliwie, ale gdzieś tam, w tym tonie czaiła się groźba.
- Może powinieneś się przekwalifikować na psychologa? – odpowiedziałem nieco ochryple. Spojrzał w górę, pewnie na kogoś, kto musiał stać gdzieś za mną, ale nic się nie stało.
- Zapewniam cię, że mimo braku papierka, potrafię wyciągać informacje. Ponadto, daję prosty wybór – od ciebie zależy czy będziemy rozmawiać po przyjacielsku, czy jednak mam cię traktować jak wroga i zdrajcę.
Domyślałem się, o co mu chodzi. Głupiec by się domyślił. Mogłem mieć nadzieję, że naprawdę wybierając pierwszą opcję, wszystko pójdzie szybko. Z nadzieją jak to z nadzieją. Często zawodziła.”


Charakter:
Czasem może się wydawać, że Chris ma dwie twarze. Tą codzienną, którą pokazuje w pracy i drugą, którą pokazuje zdecydowanie rzadziej.
Z reguły opanowany, o nieprzeniknionym spojrzeniu, w którym czasem dostrzec można pogardę, cynizm czy wyższość. Tak przynajmniej odbierają go osoby, które dopiero co go zobaczą. Co prawda wszelkie informacje na swój temat trzyma dla siebie, ale nie jest typem osoby, która zupełnie nie lubi towarzystwa. Czasem zwykłe wyjście z kimś do baru może zdziałać cuda.
Generalnie jest rzeczowy, solidny i perfekcyjny – potrafi siedzieć i planować akcje przerzutu broni na inny kontynent przez tydzień z niewielkimi przerwami, póki nie dopnie wszystkiego na ostatni guzik. Sam, oczywiście, że sam, bo jak ktoś coś schrzani, to będzie na niego a nie lubi ponosić odpowiedzialności za czyjeś błędy. Traktuje innych tak jak myśli, że na to zasługują. Rzadko bywa niesprawiedliwy, ale jeśli leży to w jego interesie, to czemu nie. Własne dobro przede wszystkim, w tym fachu nie można być altruistą.
Jest niezłym aktorem, który potrafi dostosować się odpowiednio do sytuacji, nie pokazując przy tym, co tak naprawdę myśli i planuje. Rzecz jasna, nikt nie jest doskonały, ale szybko (czasem boleśnie) uczy się na błędach. Niepozbawiony dobrych manier kiedy trzeba, potrafi jednak pokazać swój włoski temperament. Czasem ma skłonności do zamyślania się, szczególnie podczas spokojniejszych wieczorów, jednak szybko mu to mija, gdy zauważy czyjąś obecność.

Dodatkowe informacje:
• Nie lubi zimna ani wilgoci – wtedy biodro znów zaczyna mu dokuczać i nierzadko znów musi sięgać po kulę, by móc chodzić. Czasem odzywa się samo z siebie bez względu na pogodę
• Grywa na skrzypcach
• Wbrew temu, co może mówić jego wygląd, lubi gotować, choć rzadko ma na to czas
• Często odzywa się w nim pracoholizm
• Ma słabość  do starych aut, posiadacz czarnego Cadillaca Fleetwood Eldorado
• Mierzy 1.88 cm
• Dobry taktyk i planista
• Świetnie posługuje się bronią palną
• Zna angielski i rosyjski, trochę hiszpański

Znaki szczególne:
• Długa blizna ciągnąca się od lewego biodra prawie po kolano; blizna idąca przez lewy obojczyk do ramienia i parę mniejszych lub większych, głównie z lewej strony jego ciała– pozostałości po wypadku

Historia:
Christopher urodził się w domu dla służby należącym do jednej z głów handlarzy narkotyków włoskiej mafii na terenie Trapani. Jego matka pracowała tam jako służąca, chociaż nie w typie tych, co zmywają podłogi, o nie. Ze względu na swoją urodę często towarzyszyła na spotkaniach, przynosiła posiłki, zajmowała się gośćmi i ogólnie rzecz ujmując pełniła funkcję reprezentacyjnej służki. Nigdy nie narzekała, miała gdzie mieszkać, co jeść, opiekę i wyglądało na to, że odpowiadało jej takie życie. Tym bardziej, że jej nie zwolniono, gdy zaszła w ciążę i urodziła blond dziecię niewiadomego ojca. W późniejszym czasie Chris przypuszczał, mimo tego, co mówiła, że sama nie wiedziała, kto nim był a on nigdy nie próbował się dowiedzieć. To byłoby jak szukanie igły w stogu siana, tak wielu ludzi przychodziło tu na spotkania i przyjęcia, zwykła służba nie miała nawet pojęcia, kim oni wszyscy byli.
Pozostali więc na miejscu i maluch mógł się w miarę spokojnie wychowywać, później oczywiście samemu od najmłodszych lat wykonując różne prace. Nie sądził bowiem, by mu pozwolono odejść, ale z czasem młody duch zaczął się buntować przeciwko takiemu stanowi rzeczy, nie chcąc do końca życia naprawiać zepsutych drzwi, cieknących dachów czy pracować w ogrodzie. Długo nie mógł się zebrać w sobie, nic nie mówiąc też matce, która zawsze chciała dla niego mimo wszystko jak najlepiej, ale w końcu w wieku czternastu lat poprosił o wizytę u swojego Signore.
Poprosił go o możliwość pójścia do szkoły, bo co prawda mama wolnymi wieczorami uczyła go własnym sumptem tego, co sama wiedziała, ale gdzie temu było do prawdziwej nauki, do prawdziwej wiedzy, którą tak chciał zdobyć! Niejednokrotnie przyglądał się z ukrycia tym wszystkim ludziom, którzy przybywali i odchodzili, im, im samochodom, ubraniom, zachowaniu i to go fascynowało. To byli ludzie z klasą, na pewno musieli dużo wiedzieć, dużo umieć. Myślał sobie wtedy, że skoro ci ludzie tacy są, to dlaczego on nie mógłby taki być? Brzmiało śmiesznie, syn służki bossa narkotykowego chciałby do nich dołączyć. Mimo młodego wieku, sam zdawał sobie z tego sprawę, jak i z tego, że prawdopodobnie za swoją zuchwałość zostanie ukarany i wybiją mu z głowy takie pomysły raz na zawsze. To było pierwsze ryzyko, jakie podjął, zdeterminowany by postawić na swoim. Na szczęście dla siebie, wbrew oczekiwaniom, Signore się zgodził. Nie miał pojęcia dlaczego i wcale nie chciał go o to pytać, skoro nawet powiedział, że za tę jego szkołę zapłaci. W Neapolu! Dzieciak, który znał tylko uliczki niedużego Trapani miał wyjechać do Neapolu! Pamiętał, że Signore powiedział, że trzeba podejmować walkę o swoją przyszłość. Jak tak teraz myślał, to w gruncie rzeczy, porządny był z niego człowiek. Z klasą (chociaż być może powodowało nim co innego).
Do „domu” wrócił w wieku lat dwudziestu. Przez te sześć lat nauki bardzo wiele się działo w jego życiu. Wszak był to najlepszy młodzieńczy okres i jak przez jakiś czas po wyjeździe od mamy trochę się obawiał, tak później całkiem dobrze odnalazł się w nowej sytuacji. Przede wszystkim dostał szansę o której zawsze marzył i którą wykorzystał, bo uczył się zawzięcie, nie tylko przedmiotów ogólnych, ale szczególnie chciał znać inne języki. Chciał jeździć po świecie, zwiedzać, poszerzać swoje horyzonty. Czasami jednak bardzo ciężko było połączyć naukę z życiem towarzyskim, które prowadził równie intensywnie i nierzadko zarywał noce, bo wiedział, że Signore na pewno monitoruje jego postępy. Szczególnie, kiedy miał bardzo dużo do nadrobienia na bardzo wielu polach. Chyba ta wdzięczność pomieszana ze strachem dodawała mu sił, kiedy mu ich totalnie brakowało. Nigdy nie mógł zapomnieć o tym, że dostał szansę od niebezpiecznego i wpływowego człowieka i jeśli nie będzie robił tego, czego on od niego oczekiwał, to będzie źle. Może nawet i mama by na tym ucierpiała a tego strasznie by nie chciał.
W tym czasie odkrył również swój pociąg do skrzypiec, ale nie miał zbyt wielu okazji, by móc na nich grać (a raczej próbować grać), bądź co bądź, sam nie miał właściwie niczego i na wiele rzeczy po prostu nie było go stać a za pracą ciężko się było zakręcić, bo mógł ją wykonywać tylko w weekendy. Miał świadomość, że nadal należał do swojego pana.
Po przybyciu udał się do Signore i podziękował mu za opiekę, oraz wyraził chęć i prośbę pracy dla niego, by mógł spłacić swój dług, bo jedno, co już wiedział nim wyjechał to to, że tu długi zawsze trzeba było spłacać. Nawet jeśli Signore nie chciałby, by dla niego pracował, to ten gest po prostu należało wykonać.
Ten jednak przystał na jego prośbę, może widząc w nim determinację i potencjał, chociażby po tym, jak przykładał się do nauki. Może od dawna miał takie plany z nim związane, skoro go wysłał do Neapolu a nie kazał siedzieć tu z matką i pracować przy domu? Tego Chris się nigdy nie dowiedział i szaleństwem byłoby pytać.
I tak zaczął u nich pracować, wpierw poświęcając dużo czasu na obserwację. Na samym początku nie zajmował się niczym znaczącym, czasem jeździł do kogoś z jakimiś informacjami, głównie zapoznawał się ze wszystkim od kuchni. Uczył się kto kim jest, jak się należy zachowywać, czyli ogólnie wszystkiego, co trzeba wiedzieć.
Później, stopniowo, dawano mu do realizacji coraz większe zadania i tak przez kolejne pięć lat wdrażał się we wszystko. Matka nie była całkiem z tego zadowolona, uważając, że to nie jest dobra praca. Niebezpieczna. Bezczelnie przemknęło mu wtedy przez myśl, czy puszczanie się z innymi jest dobrą pracą, ale nie powiedział tego głośno i summa summarum zrobiło mu się głupio że w ogóle, nawet w myślach, mógł się tak odnieść do matki. Dla niej zawsze był życzliwy, mimo że już się naoglądał w swojej pracy tego i owego i to zmieniło mu charakter. Uodporniło go (nigdy nie wspominał jak za pierwszym razem, gdy zobaczył rozbryzgujący się na ścianie mózg, zwrócił całą treść żołądka).
Domenica jednak umarła stosunkowo młodo, w wieku prawie pięćdziesięciu lat i nawet do tego czasu była wciąż bardzo ładną kobietą. Podejrzewał przedawkowanie, bo kto naturalnie umierał w takim wieku, ale medycznej ekspertyzy na ten temat nie miał. Chociaż miał już dwadzieścia pięć lat i doświadczeń zapewnie więcej niż nie jeden w tym wieku, to ruszyło go to wewnętrznie bardzo. Nigdy nie chciał być niewdzięczny wobec tego, dla kogo pracował i kto mu tyle zaoferował, ale coraz częściej myślał o tym, że z dnia na dzień coraz gorzej mu się tu mieszka. Nie potrafił się skupić nawet na prostych planach, w czym był dobry i od zawsze miał jakąś smykałkę do łączenia faktów, nie mówiąc już o ochranianiu towaru.  Nie wróżyło to dobrze, bo tu nie można było popełniać błędów, nie można było spudłować w razie zagrożenia i nieskromnie mówiąc, nigdy mu się to w takiej sytuacji nie zdarzyło. Różni ludzie mieli różne talenty, on akurat był dobrym taktykiem i ochroniarzem.
Skończyło się na tym, że trafił do Palermo, oczywiście za pozwoleniem swojego Signore i co prawda przeszedł tym samym do innej organizacji (także dzięki niemu), ale nigdy nie zapomniał spłacać, co swoje. Trochę czasem na tym jego finanse cierpiały, gdy działał na te dwa fronty bo z jednej strony jego obecny Don a z drugiej Signore, ale nie można było inaczej. Obrotny był, więc sobie radził na różne sposoby.
Dalej działał jak dotąd w sektorze narkotykowym, ale z czasem zaczął się przebranżawiać odkrywając, że jednak broń jest tym, co bardziej mu pasuje.
Po śmierci matki istotną podporę stanowiła dla niego Natale, która przeniosła się z nim do Palermo a z którą stworzył pierwszy poważny związek po burzliwym okresie w Neapolu i pierwszych latach znów w Trapani. Zdawał sobie sprawę z tego, że bywał trudnym człowiekiem, ale ogólnie naprawdę się starał, choć nie było łatwo godzić pracy z życiem osobistym. Po dwóch latach znajomości nawet mieli zamiar wziąć ślub, ale dziewczyna zerwała zaręczyny w dwa miesiące po trzeciej rocznicy, zostawiając zdruzgotanego tym faktem Chrisa. Prawdopodobnie to mogło przyczynić się do niefortunnego wypadku podczas transportu broni z Palermo do Geli, tak przynajmniej on to widział, że nie przewidział, iż ktoś jeszcze może się o tym dowiedzieć, co niestety miało miejsce i zakończyło się dość ostrym pościgiem. Transport koniec końców dotarł do celu, ale samochód, w którym jechał Chris ubezpieczając transportera, został staranowany przez ciężarówkę. Jego pasażer, z chwilą uderzenia w mur, nie miał tyle szczęścia co on i nie wyszedł z tego cało. Blondyn ze strzaskanym biodrem, połamanymi kośćmi i uszkodzonymi narządami wewnętrznymii trafił do szpitala na długie leczenie i rehabilitację, która łącznie z czasem po powrocie do domu, zajęła mu dwa lata, by mógł normalnie chodzić. Od tego czasu nie siada za kółkiem jadąc na akcje nie ze względu na strach, tylko obawę, że lewa noga może odmówić mu posłuszeństwa w najmniej odpowiednim momencie.
W tym czasie chciał nie chciał miał więcej czasu dla siebie i poświęcił go na to, czym chciał się zająć od dawna a mianowicie skrzypcami. Były one oderwaniem od wszystkiego, co go otaczało i dawały chwilę zapomnienia, tak czasami potrzebną.
Gdy miał dwadzieścia osiem lat, dostał informację o śmierci Signore. Mówiono, że zmarł całkiem naturalnie, chociaż on nie do końca temu dowierzał. Może był jednak za bardzo podejrzliwy? Niby miał te swoje siedemdziesiąt parę lat, ale jednak…
To ostatecznie uwolniło go ze wszystkich więzów trzymających go z Trapani. Na przestrzeni ledwie czterech lat rozwinął gałąź handlu bronią, stając się tym samym główna osobą, do której należało się w tej sprawie zwracać, nawiązał sporo nowych kontaktów za granicą, gdzie również osobiście jeździł w sprawach służbowych, co znaczyło, że poważnie i z szacunkiem traktuje swoich kontrahentów. Jeśli ktoś z nim pracował, nie miał lekko. Czasami wyłaziła z niego wręcz despotyczna natura. Ostatnie sześć lat mocno zmieniło mu charakter a właściwie bardzo dobrze zamaskowało ten stary, który nie sprawdzał się w takim życiu, jakie wiódł.  Żeby coś można było mieć, z czegoś trzeba było zrezygnować, bardzo prosta matematyka. Poza tym im więcej czasu w pracy, tym mniej czasu na przemyślenia.
Można powiedzieć, że całkowite zerwanie więzów z Trapani w jakiś sposób dało mu większą psychiczną swobodę. Handel bronią rozwijał się w ich rodzinie nad wyraz dobrze i przynosił znaczne profity z których można było finansować również inne akcje. Chris jako dobry planista niejednokrotnie angażował się w przygotowania wszelakich transportów czy na terenie Sycylii czy również Włoch i reszty Europy, jednym słowem – gdziekolwiek tylko Don sobie życzył.
Z początku nawet nie bardzo wiedział (ale wszystkie wątpliwości naturalnie zostawiał dla siebie), dlaczego zaproponowano mu zostanie Consigliere. Capo mandamento, owszem,  bycie szefem okręgu bardzo pomagało w wielu sprawach, ale że trafił go zaszczyt zostania Consigliere przed trzydziestką? W porządku, to był przecież zaszczyt, że Don obdarzył go zaufaniem i on nie miał zamiaru tego zaufania zawieść. Może nie powinien się dziwić, bo dla tej rodziny pracował prawie od początku swojej „kariery”, polecenie odpowiedniej osoby też sporo robiło i chociaż dla niego oddawanie się sprawom nie było niczym dziwnym, to być może inni doceniali takie zaangażowanie. Nie, oczywiście nie to, by w siebie nie wierzył, skąd, po prostu nigdy dążył do tego by się piąć wyżej i wyżej, on miał swój świat broni i chociaż czasem to i owo go irytowało w systemie, to przyjął to jako zwyczajną kolej losu. Bycie doradcą nie było w gruncie rzeczy złe, doszło mu więcej zajęć, czasu nie przybyło a swoje interesy też trzeba było utrzymywać w ryzach, innymi słowy musiał wejść na poziom gospodarowania czasem równy ponad przeciętnemu. Czymże jednak byłoby życie bez nowych wyzwań! Tym bardziej, jeśli ktoś miał ambicję sprostać każdemu, tak jak Chris. Komu nie było ciężko tak naprawdę, każda praca wymagała poświęceń. Życie wyzwań chyba nigdy mu nie skąpiło, bo pięć lat później, naprawdę niespodziewanie, sam został Donem. To było naprawdę nieoczekiwane, bo w ponad połowie przypadków Donowie dożywali słusznych lat a już na pewno czterdziestek czy pięćdziesiątek. Palermo z jednej strony było spokojnym miejscem, bo całe miasto było rządzone przez mafię ale z drugiej strony, jeśli ktoś już coś planował, to musiał to planować po mistrzowsku, bo miał tylko jedną szansę na powodzenie. Tym razem wróg wygrał, tylko pytanie, czy słusznie zrobił, wpuszczając tym samym Chrisa na to stanowisko?

_________________
Then it comes to be that the soothing light at the end of your tunnel
Is just a freight train coming your way.
Powrót do góry Go down
7.Don't Fuck With Me Seme
7.

Data przyłączenia : 28/05/2017
Liczba postów : 258
Cytat : Oh! Despicable me.
Wiek : 33

Omerta Empty
PisanieTemat: Re: Omerta   Omerta EmptyNie Lip 30, 2017 7:45 pm

Omerta 1a8be11a9be67ff89786f76321aced91

Imię i nazwisko: Hamlet Fitch.
Pseudonim: Duńczyk.
Data urodzenia i wiek: 05.05.1993 rok.
Pochodzenie: Nieznane.
Rodzina: Nieznana. W wieku pięciu lat ktoś go przyprowadził do sierocińca. Sam Hamlet kompletnie tego nie pamięta.

Sergio Giorggio - Mężczyzna o wątpliwym pochodzeniu czy zawodzie. Podejrzany typ, któremu nikt nigdy nie powinien powierzyć dziecka czy jakiejkolwiek innej istoty do opieki. Adoptował chłopaka w wieku lat dwunastu i tylko dlatego, że w sierocińcu było za dużo dzieci. Sergio nigdy nie skrzywdził chłopaka, wręcz przeciwnie nauczył go wielu przydatnych rzeczy, jak choćby strzelanie z broni palnej czy jako takiej samoobrony. W gruncie rzeczy dobrze wspomina tego staruszka. Ten mu kiedyś wyznał (oczywiście kiedy był kompletnie zalany), że wziął chłopaka bo brakowało mu towarzystwa, a pies był za głupi.

Zawód: snajper.

Dodatkowe informacje:
• Leworęczny.
• Posiada iguanę o imieniu Letycja, która niekoniecznie przepada za kimkolwiek innym niż Hamletem.
• Lubi tańczyć i imprezować, często do białego rana.
• Nie lubi i za bardzo nie umie gotować, jego kuchnia jest wielkości pudełka od zapałek.
• Nie ma prawa jazdy, ale od zawsze mu się marzyło na motocykl.
• Często ubiera się wyzywająco i zdecydowanie nie do okazji, kompletnie mają to w nosie. Zdecydowanie odstaje od klasycznego wizerunku rodziny, chociaż jakiś jeden zbłąkany garnitur w jego szafie się znajdzie.
• Trochę pedant, a trochę po prostu uporządkowana osoba, która zdecydowanie wyznaje zasadę odkładania rzeczy na swoje miejsce.
• Mierzy około 177 cm.

Znaki szczególne:
• Alabastrowa cera, długie jasne jak promienie słońca włosy i tęczówki barwy wiosennego nieba.

_________________
Omerta 51mUoKq
Spis wątków | Seven deadly sins | Poszukuję


Ostatnio zmieniony przez 7. dnia Sro Gru 20, 2023 10:15 pm, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Go down
ChrisDon't Fuck With Me Seme
Chris

Data przyłączenia : 23/07/2017
Liczba postów : 76
Cytat : Don't get angry, don't discourage, take a shot of liquid courage. Call a doctor, say a prayer, choose a god you think is fair.

Omerta Empty
PisanieTemat: Re: Omerta   Omerta EmptyNie Lip 30, 2017 7:57 pm

Wbrew jednak temu, co inni mogli sądzić o nim i jego "spełnianiu oczekiwań względem Rodziny", on zazwyczaj miał te oczekiwania głęboko w poważaniu - i tak robił, co chciał. To, czy inni o tym wiedzieli lub powinni wiedzieć, to była zupełnie inna para kaloszy. O jego prywatnym życiu prawie nikt niczego nie wiedział i tak było najlepiej dla wszystkich.
- Nawet jeżeli byłem przez to nieuprzejmy... - przemywając jedno z większych zadrapań na jego plecach antyseptykiem, powtórzył jego słowa. Wolno, jak gdyby chciał się upewnić, czy dobrze zrozumiał, albo po prostu przetrawiał ich znaczenie. - Jeżeli uderzenie łokciem w splot nerwowy bez ostrzeżenia i bez powodu nazywasz byciem nieuprzejmym, to chyba nie chcę wiedzieć, co nazywasz byciem złym - dodał trochę prześmiewczo, bo chyba nikt nie posądziłby go o obawianie się Hamleta. Oczywiście, że istniało prawdopodobieństwo, że każdy człowiek potencjalnie mógł cię zabić albo zranić, ale po pierwsze nie było co popadać w paranoję a po drugie Chris należał do osób, które nie uzewnętrzniały swojego strachu i wielu innych uczuć.
Nie powiedział, że pozwalał na swobodę wielu ludziom o ile była to swoboda mieszcząca się w akceptowalnych granicach a ów człowiek wykonywał swoje zadania, jak należało. To prawda jednak, że nie słuchał plotek. Znaczy, słyszał wszystko albo większość i konfrontował to z prawdą, ale nie dawał im od razu wiary, no i nawet jeśli coś okazywało się prawdą, to trzymał informacje dla siebie do ewentualnego użycia, gdyby zaszła taka potrzeba.
- Rozumiem twoje motywacje, ale jednak czas najwyższy, żeby to zmienić. Nie twierdzę, że masz się nagle stać duszą towarzystwa, bo zupełnie nie o to chodzi, aczkolwiek jak widzisz życie w odosobnieniu nie przynosi za wiele dobrego - stwierdził pakując papierki po gazach do siatki a resztę niewykorzystanych rzeczy odkładając na bok. Opatrywanie poszło sprawnie i szybko, jak gdyby robił to przynajmniej z tysiąc razy, tym więc sposobem Hamlet uniknął uczucia niezręczności przez czas dłuższy, niż to było konieczne.
- Z paroma twierdzeniami niekoniecznie masz rację, ale to zostawimy na później, nie od razu Rzym zbudowano. Na razie twoim jedynym zadaniem jest wyleczenie się - powiedział spojrzawszy w dół i pogładziwszy włosy przytulonego doń młodzieńca. Po raz kolejny myśl, że tragicznie głupio robi uderzyła go jak obuch, ale nie chciał już o tym dziś myśleć, więc przestał się na tym skupiać. Czasem można było zrobić coś głupiego. Prawda...
Wstał z kanapy, gdy i Hamlet się podniósł i zaaprobował jego plan skinąwszy głową. I tak lepiej było, żeby póki co Hamlet siedział z boku. To nie tak, że wszyscy się dowiedzą, co zaszło, chyba, że tamtych dwóch głupców zdążyło się pochwalić swoim planem, ale na pewno organizacja będzie szemrać na temat jawnego ostrzeżenia i zastanawiać się, co właściwie się stało. Oby im to dało ogólnie do myślenia, zanim komuś się zachce bez powodu osłabiać szeregi.
- Zobaczymy się później - powiedział zabrawszy okulary z parapetu i narzucił na siebie marynarkę, która czekała w przedpokoju. Odetchnął głęboko, bo ostatnim, czego chciał, był powrót do Casy, ale wiedział, że nie miał wyjścia - musiał o nią zahaczyć. I tak miał już nieodebrane połączenia od Jacopa, swojego Capo bastone, czyli wieść się rozniosła i z pewnością nie tylko ich kręgu.
Zamknął drzwi do hamletowego mieszkania i oddzwonił dopiero w samochodzie, informując krótko, że będzie za dwadzieścia minut. Gdy dotarł do Casy, jeszcze nie zdążył dobrze wejść, a już został uraczony wiązką informacji, o których wiedział bądź się ich spodziewał.
- Gliny się uczepiły, może być problem - powiedział Jacopo, kiedy byli już w gabinecie Chrisa.
- Jaki znowu problem? - blondyn spojrzał na niego nieprzychylnie, jak na kogoś, kto chyba zajmuje nieodpowiednie stanowisko, skoro mówi takie bzdury. - Nic na nas nie mają, to po pierwsze. Po drugie to byli nasi ludzie, więc równie dobrze mogą to z powodzeniem podpiąć pod wojnę gangów, jeśli potrzebują jakiegoś wytłumaczenia dla ludzi, po trzecie - jak sam doskonale wiesz, ale chyba ci się zapomniało - większość komendantów w okolicy jest na naszej liście. Jeśli cię to tak martwi, to niech Pisarz puści do prasy odpowiednie materiały. Nie działo się tu nic takiego od bez mała trzech lat, gazety będą tym zachwycone - odpowiedział mu właśnie przeglądając za biurkiem poranną prasę, która jak wiadomo była najlepszym źródłem informacji o wszystkim. - Nie wygląda na to, by ktokolwiek podłapał jakiś ślad motywu, więc zaprzęgnij do tego naszego drogiego Consigliori, co by się nie zanudził. Wyślij ludzi, by posłuchali tu i tam, albo niech ten nowy Mandamento się tym zajmie, ten z Brancaccio. Jak on się tam...? Nicchi. Zleć mu, żeby się dowiedział, co wie policja.
Struktura. Struktura była najważniejsza, żeby każda jednostka stojąca niżej wiedziała coraz mniej a dzięki temu istniało znikome ryzyko, że przesłuchiwany przez policję pośledni, pracujący dla nich człowiek będzie w posiadaniu istotnych, obciążających informacji. Im szczebel niżej, tym wiedziano mniej i tak miało pozostać dla wspólnego dobra.
Wysłuchał jeszcze standardowego sprawozdania i dodał swoje uwagi do spraw bieżących, ale niespecjalnie chciało mu się nad kilkoma kwestiami zastanawiać, nie dziś. Mogą poczekać a w razie czego od czegoś miał tego Capo bastone, prawda? Koniec końców spędził w Casie godzinę, zanim udał się do swojego mieszkania, by w końcu się przespać. W drodze zadzwonił jeszcze do Tony'ego, że dziś go nie będzie, więc niech sobie zrobi dzień wolny czy cokolwiek. W mieszkaniu przypomniało mu się, że przecież powiedział Hamletowi, że zajmie się zaopatrzeniem. Uśmiechnął się pod nosem, przypominając sobie jego słowa o tym, że dzięki temu, że nie zadaje się z ludźmi jest dobrym snajperem. Czyżby? Według niego nie można było być dobrym w tym, jeśli miało się swoje życie i zadawało się z ludźmi? Między tym a posiadaniem sentymentów istniała pewna różnica, której Hamlet chyba jeszcze nie widział. Ale zobaczy.
- Oset? - powiedział z niewidocznym dla rozmówcy półuśmiechem, gdy po drugiej stronie odezwał się głos. - Masz zrobić zakupy i na piątą je zawieźć - podał mu adres i przeczekał jego urażone protesty, że nie jest chłopcem na posyłki i czemu on się ma tym w ogóle zajmować. Nie było co mu przerywać, bo czasami to tylko rozwlekało sprawę a on nie miał ochoty na długie rozmowy. Uszczegółowił, co miał na myśli mówiąc "zakupy" i zastrzegł, że to nie prośba, tylko polecenie a z racji na to, że Oset nie miał wielu zajęć ostatnimi czasy, niech się na coś przyda. Zanim ten zdążył odezwać się ponownie, po prostu się rozłączył. Wiedział, że Oset potrafił marudzić jak dzieciak, ale mimo wszystko nigdy nie odważył się, by nie wykonać polecenia wydanego przez Dona. Przez niego jako Chrisa, owszem, ale podstawową umiejętnością było rozróżnienie kiedy można sobie było na co pozwolić a kiedy się zamknąć i robić swoje.
Tak więc Chris ledwo położył się na łóżku, prawie natychmiast zasnął na długie godziny a koło piątej po południu do drzwi Hamleta zapukał Oset, dzierżąc siatkę.
- Chłopca na posyłki sobie znalazł, jakby nie było nikogo innego... - mruknął któryś już raz do siebie i nawet nie przyszło mu do głowy, że tu chodzi przede wszystkim o zaufanie. Przecież Chris nie posłałby byle kogo do mieszkania kogokolwiek z "Nietykalnych".

_________________
Then it comes to be that the soothing light at the end of your tunnel
Is just a freight train coming your way.
Powrót do góry Go down
7.Don't Fuck With Me Seme
7.

Data przyłączenia : 28/05/2017
Liczba postów : 258
Cytat : Oh! Despicable me.
Wiek : 33

Omerta Empty
PisanieTemat: Re: Omerta   Omerta EmptyNie Lip 30, 2017 8:04 pm

Właściwie to Hamlet również powrócił do tematu spania. Te kilkanaście godzin na kanapie, w niewygodnej pozycji, pozostawiało wiele do życzenia. Na dodatek nadal nie doszedł do siebie po tym wszystkim. I wciąż miał wrażenie, że jak się obudzi, to nie w swoim łóżku, ale tam, z powrotem w tej obskurnej posiadłości z dwoma katami nad swoją głową.
Obudził go jednak dzwonek do drzwi. Zerwał się momentalnie, gdy tylko dźwięk się nasilił, a on przestraszył się jakby co najmniej znalazł się w jakimś horrorze i właśnie usłyszał potwora. Jednak mlaskanie znudzonej Letycji szybko sprowadziło go na ziemię. Jaszczura dała jasno znać, że wszystko jest w porządku i niepotrzebnie zachowuje się jak wariat, zwłaszcza że był bezpieczny we własnym domu, dokładnie w takim stanie, w jakim zostawił go Chris te kilka godzin wcześniej. Odetchnął, nabierając więcej powietrza w płuca i ruszył do drzwi. Zajrzał przez judasza, a gdy po drugiej stronie zobaczył tego mężczyznę, to się naprawdę zdziwił. No dobra, znali się, ale ani on, ani Hamlet nie mieli ze sobą za wiele wspólnego, oprócz roboty. Mimo wszystko otworzył wreszcie drzwi zza których wychylił się, by zdziwionym wzrokiem przywitać gościa.
- Oset? Coś się stało? - spojrzał w dół na dzierżoną przez niego siatkę. Nie rozumiał co ten facet tutaj robi i dlaczego ma ze sobą... zakupy? - Proszę, wejdź. - odsunął się i otworzył szerzej drzwi, by mężczyzna mógł przekroczyć próg. Zamknął za nim drzwi, zakluczając je.
- Masz ochotę na coś? Czegoś się napić? Zjeść? Rozgość się. - mieszkanie było na tyle małe, że jedynym słusznym wyborem był salon i kanapa, stojąca w strategicznym miejscu. Gospodarz szybko poszedł właśnie w tamtym kierunku i łapiąc się za łokieć lewej ręki niepewnie spoglądał w stronę swojego gościa, bo doprawdy, nie potrafił dojść do tego co się stało, że Oset postanowił go odwiedzić.

_________________
Omerta 51mUoKq
Spis wątków | Seven deadly sins | Poszukuję
Powrót do góry Go down
ChrisDon't Fuck With Me Seme
Chris

Data przyłączenia : 23/07/2017
Liczba postów : 76
Cytat : Don't get angry, don't discourage, take a shot of liquid courage. Call a doctor, say a prayer, choose a god you think is fair.

Omerta Empty
PisanieTemat: Re: Omerta   Omerta EmptyNie Lip 30, 2017 8:06 pm

W pierwszej chwili Oset miał równie zdziwioną minę, co Hamlet. Nie pierwszy raz też stwierdził w duchu, że Chris musi mieć jakieś wyjątkowo paskudne poczucie humoru. Zemści się na nim kiedyś za to.
- Ch... Kupiłem ci jakieś pierdoły, szef mnie przysłał - uniósł lekko plastikową torbę. A o mało co by nie powiedział, że Chris, co oczywiście byłoby absolutnie nie do pomyślenia. O nim po imieniu mógłby sobie mówić z kumplami, ale powiedzenie tak przy kimś innym łamało wszystkie standardy hierarchii.
Wszedł za Hamletem do środka, bo skoro już tu był, to nie miał nic do stracenia i prawie gwizdnął na widok rozmiarów tego lokum. Prawie.
Oset wyglądał jak taki typowy cwaniaczek. Niby to określenie nie było zdefiniowane przez konkretne cechy urody, ale właśnie tak najtrafniej można było określić tego mężczyznę. Miał w sobie jakąś niewymuszoną nonszalancję zahaczającą o permanentne wyjebanie, chociaż lepiej go było nie prowokować. Ciemne włosy z sugestią pomady zaczesane miał w tył, ostre rysy twarzy i oczy, które patrzyły jakoś wilczo na Hamleta, kiedy stawiał siatkę na małym stoliczku, by zdjąć kurtkę i rzucić ją na oparcie kanapy.
- Ja to mam chyba do ciebie szczęście ostatnio, co? - rzucił siadając na kanapie. Rozejrzał się w jedną i drugą stronę po pokoju, by jego wzrok znów spoczął na Hamlecie. Było coś osądzającego w tej czynności.
- No to daj coś, żeby przepłukać gardło, skoro już tu jestem. Eh, Duńczyk, Duńczyk. Najpierw przez ciebie straciłem mecz Juventusu z Atlético a teraz latam w deszczu po mieście robiąc ci sprawunki. Jeszcze żeby ta akcja była warta tego meczu, ale nie... Człowiek się cieszy, że w końcu coś się dzieje, bo tylko siedzi na dupie albo CO NAJWYŻEJ osłania jakieś ważne miejsca spotkań - zresztą sam wiesz, jak jest odkąd Ch... kierowanie Casą przejął nasz obecny Don, jesteśmy prawie bezrobotni - a tu nieeee, wielkie przygotowania na dwóch idiotów, co to nawet drzwi frontowych nie potrafią zamknąć - przewrócił oczami i westchnął z politowaniem, nie wiadomo czy nad nimi, czy nad swoim losem. Prawdopodobnie to drugie.
- Sam więc rozumiesz no, mecz - skwitował rozkładając ręce. Hamlet mógł na tę sprawę patrzeć wszakże nieco inaczej, ale tym Oset się widocznie nie przejął. Po prostu musiał sobie pogadać, chociażby dla samego gadania.
- Widzę, że już wyglądasz w miarę jak człowiek. W ogóle to o co poszło, że cię tam zaciągnęli, co?

_________________
Then it comes to be that the soothing light at the end of your tunnel
Is just a freight train coming your way.
Powrót do góry Go down
7.Don't Fuck With Me Seme
7.

Data przyłączenia : 28/05/2017
Liczba postów : 258
Cytat : Oh! Despicable me.
Wiek : 33

Omerta Empty
PisanieTemat: Re: Omerta   Omerta EmptyNie Lip 30, 2017 8:09 pm

- Szczęściem bym tego nie nazwał, ale jak kto woli. - wzruszył nieco swobodniej ramionami na to stwierdzenie, w końcu nie prosił się o te dwie przygody jakie mu się przytrafiły. O wiele bardziej wolałbym siedzieć w Casie i nie mieć nić do roboty jak Oset. Z przyjemnością zamieniłby się z nim na obijanie mordy. To nie było ani przyjemne, ani pouczające.
- Już... - nie pamiętał czy miał jeszcze coś w swoim tajnym składziku, chociaż powinien mieć, bo z tego co pamiętał, to Chris przyniósł butelkę ze sobą i chyba ją nawet zabrał, więc z tego nie pozostało absolutnie nic, ale coś mu mówiło, że na samej górze za puszką z płatkami stał rum. Miał nadzieję, że Oset nie będzie wybrzydzać, bo nie posiadał nic innego poza tym pirackim napojem.
- Musisz się tym zadowolić. - postawił na stoliku butelkę jakiegoś drogiego rumu, który zapewne kojarzyli wszyscy Ci, którzy pijali tego typu alkohole, obok kładąc szklankę, choć nie miałby nic przeciwko, gdyby mężczyzna zdecydował się pić z gwinta. Sam zajął miejsce na kanapie, bo jakoś nie zamierzał stać cały ten czas podczas wizytacji. Bo czuł się jakby Chris nasłał swojego posłańca na niego tylko po to by sprawdzić czy jest grzeczny, a tym razem był to Oset, bo Tony miał go już serdecznie dość, choć wątpił, by Chris liczył się z jego zdaniem w tej kwestii.
- Mecz? - uniósł uprzejmie brwi jakby usiłował zrozumieć jego niezadowolenie, ale sam nigdy takimi rzeczami się nie interesował i coś czuł, że nie byłby największym fanem jakiegokolwiek sportu oglądanego w telewizji. - Tak, rzeczywiście. Wielka strata. - mruknął nieco łobuzersko uśmiechając się przy tym sarkastycznie, bo w końcu nie zamierzał udawać wielkiej skruchy z powodu czegoś tak mało istotnego.
- Nie wiem po co Chr... - ugryzł się w język w ostatniej chwili. Niby pozwalał sobie pyskować do niego w jego obecności, ale czy dobrym pomysłem było używać jego imienia przy kimś innym? Tony jeszcze, ale Oset? - Co ten nasz Don wymyślił. Nie potrzebuję niańki, przecież nie rzucę się z okna i nie podetnę sobie żył. - niby zażartował, ale nikt się nie śmiał. Spojrzał wreszcie na mężczyznę, którego doceniał za umiejętności, ale nigdy specjalnie nie lubił z nim przebywać sam na sam, bo miał w sobie coś lisiego. Co prawda Oset nigdy mu nic nie zrobił i był jednym z tych, którzy zaskakująco dobrze traktowali Hamleta w Casie, ale jednak był taki przyczajony za każdym razem, gdy tylko byli koło siebie. Jakby czekał na dogodną okazję, żeby zaatakować bezbronną ofiarę.
- Mają problem, że się nie socjalizuję. I że jestem dziwką. - Chyba, ale coś takiego mówili. W sumie to nie pamięta tych wszystkich idiotycznych monologów, kiedy obijali mu mordę kijem baseballowym, ale tak pi razy drzwi chyba taki był sens. - Ale ty też nie bywasz na tych wszystkich idiotycznych rodzinnych spotkaniach czy imprezach, a nikt się Ciebie nie czepia. Zawsze wykonuję swoją robotę, nikomu nie zawadzam, to o chuj im chodzi. - prychnął, bo wciąż miał z tym problem i nadal nie zamierzał socjalizować się z resztą, bo nie potrzebował tego do szczęścia. Miał swój mały, zamknięty świat, w którym było mu dobrze.

_________________
Omerta 51mUoKq
Spis wątków | Seven deadly sins | Poszukuję
Powrót do góry Go down
ChrisDon't Fuck With Me Seme
Chris

Data przyłączenia : 23/07/2017
Liczba postów : 76
Cytat : Don't get angry, don't discourage, take a shot of liquid courage. Call a doctor, say a prayer, choose a god you think is fair.

Omerta Empty
PisanieTemat: Re: Omerta   Omerta EmptyNie Lip 30, 2017 8:11 pm

Hamlet miał swój mały, zamknięty świat, w którym chyba jednak nie było za dobrze, skoro co jakiś czas znajdował się ktoś, komu to przeszkadzało. Niby przy pierwszym razie to był czysty przypadek, że zgarnęli akurat jego, ale za drugim zupełnie nie. I chociaż, jak słusznie Chris zauważył, nieprędko znajdzie się w organizacji ktoś, kto chciałby w taki sposób załatwiać trywialne urazy, niewykluczone, że prędzej czy później ktoś znów stwierdzi, że Hamlet jest podejrzany i coś mu do łba strzeli.
-Wiesz, mogła być i woda, ale skoro już wytoczyłeś cięższą artylerię... - westchnął teatralnie i rozłożył lekko ręce, jakby nie miał wyjścia, tylko wypić to, co mu podano. Otworzył butelkę, ale skorzystał ze szklanki, jak cywilizowany i w miarę kulturalny człowiek. Darował sobie jednak ogrzewanie szklanki dłońmi dla wydobycia aromatu, czy czegokolwiek, co to miało na celu i piciu małymi łyczkami. Zamiast tego napił się raz a dobrze, tak dla rozgrzania przełyku.
- A żebyś wiedział, ignorancie - dodał a propos meczu odkładając szklankę. Miałby z niego więcej rozrywki niż z tej pseudo akcji, która dużo obiecywała a na końcu rozczarowała. No, przynajmniej zakończyła się sukcesem, ale szczerze powiedziawszy, dla niego to co się działo pomiędzy startem a rezultatem miało znaczenie. Dla Hamleta w tym wypadku może niekoniecznie.
- Nawet gdybyś chciał, to się nie krępuj. Nie będę cię zatrzymywał - Oset spojrzał na niego z takim wyrazem twarzy, że nie wiadomo było, czy mówi na poważnie, czy jednak sobie żarty stroi. Spoglądając jednak obiektywnie... On? Niańką? Byłby chyba najgorszą na świecie. - No tak... - powiedział takim tonem, jakby wszystko już było jasne. Rozparł się przy tym na kanapie i postukał palcami w oparcie. - Widzisz. Jak już pewnie siedzący w tej twojej ślicznej główce umysł zdążył zauważyć, ci, którzy nie trzymają się pewnych zasad nie są dobrze postrzegani. Jesteś młody i nie jesteś nawet Włochem i przez to musisz dwa razy mocniej pracować na zaufanie, bo bez zaufania to ty szczawik długo nie pociągniesz. Mówisz o Donie, ale ja nie słyszę głosie szacunku, który się powinien tam znajdować a skoro ja go nie słyszę, to inni też nie usłyszą i to im się nie spodoba. Może jeszcze nie wiesz, ale mamy tu w organizacji pewne dość długie tradycje. - Uśmiechnął się do niego z przekąsem. Pewne zasady były nienaruszalne i to nie było tylko kwestią starszego pokolenia. Niektóre rzeczy lekko się zmieniały, jak chociażby to, że ktoś tak młody jak Chris został Donem, ale to i tak tylko za sprawą decyzji Rady Rodziny i tego, że Jacopo, który jako Capo Bastone Luki powinien zająć jego miejsce, zrezygnował ze stanowiska na rzecz Christophera. Dla pożytku Rodziny, której ten analityczny umysł niewątpliwie się przyda.
- Póki nie udowodnisz, że szanujesz innych i zasługujesz na szacunek, mimo tego że robisz swoje, nigdy nie będziesz miał kolorowo. Ktoś za jakiś czas znowu może stwierdzić, że jesteś obrazą dla Casy - wzruszył ramionami i znów przesunął wzrokiem po pomieszczeniu, jakby był trochę znudzony. Choć może on po prostu taki miał sposób bycia.
- Jesteś dobrym strzelcem, szczawik. Szkoda by było, gdybyś się przekreślił, bo jesteś zbyt uparty i wyniosły na to, żeby się bardziej zaangażować. Wyszłoby ci to z pożytkiem. Tak naprawdę, to nie masz wielkiego wyboru, więc sobie to przemyśl. Poza tym, jak nie bywasz na spotkaniach, to skąd niby wiesz, że mnie na nich nie ma? Poza tym ty i ja to trochę inne historie, serio - powiedział i spojrzał na niego wymownie pochylając nieco głowę. Hamlet miał sporo do przemyślenia i lepiej by było, gdyby podjął dobrą decyzję. W sumie to jedyną słuszną.

_________________
Then it comes to be that the soothing light at the end of your tunnel
Is just a freight train coming your way.
Powrót do góry Go down
7.Don't Fuck With Me Seme
7.

Data przyłączenia : 28/05/2017
Liczba postów : 258
Cytat : Oh! Despicable me.
Wiek : 33

Omerta Empty
PisanieTemat: Re: Omerta   Omerta EmptyNie Lip 30, 2017 8:12 pm

Spojrzał podejrzliwie na mężczyznę. Woda? Jasne, bo uwierzy, że ten wypiłby wodę i nie narzekał na to później przez następny tydzień. Z resztą sam nie pił praktycznie żadnego alkoholu, a gdy to robił, to przeważnie poza domem na jakiejś imprezie.
- Nie sądziłem, że jesteś fanem sportu. - w sumie nie sądził, by miał normalne zainteresowania poza strzelaniem do ludzi, co doskonale do niego pasowało i wyglądało jakby sprawiało mu dziką frajdę. Coś czuł, że jego podejście za mocno zakrawa o to należące do przeciętnego człowieka, że zabójca w sielankowej sytuacji, powiedzmy na grillu u kumpla, to raczej groteskowy obraz aniżeli coś normalnego. I nawet gdy próbował sobie go wyobrazić przy piwie, przed telewizorem z kumplami, to wydawało się za abstrakcyjne.
- Uroczy jesteś. Jak rycerz w lśniącej zbroi, tylko wyjmij nogę ze strzemienia jak będziesz spieszył mi na ratunek. - puścił mu oczko, ewidentnie żartując sobie z tej idiotycznej sytuacji. Co prawda nie raz myślał o targnięciu się na swoje życie, ale nigdy nie miał potrzebnej odwagi i w rezultacie kończył równie mizernie jak się do tego zabierał, aż wreszcie do niego dotarło, że zbyt kurczowo trzyma się swojego życia i być może ma to jakiś sens, może rzeczywiście powinien się zastanowić nad niektórymi sprawami i zmienić to i owo.
- Naprawdę przyszedłeś tylko po to, żeby mnie moralizować? Serio?- westchnął zrezygnowany, bo nie spodziewał się, że Chris przyśle akurat jego, zresztą mało kto miał jakikolwiek wpływ na tego buńczucznego młodzieńca. I prędzej sam don byłby w stanie przemówić mu do rozumu, aniżeli ten stary piernik, nie ważne, że był niemal w tym samym, jak nie w tym samym, wieku co Chris. - To prawie szlachetne z twojej strony, że się tak martwisz. Niemal czuję drganie mojego skamieniałego serca, po tych mądrych słowach. - prawie ugryzł się w język, ale tym razem nie udało się powstrzymać sączącego się jadu zdolnego wybić populację Europy. Z jednej strony wcale nie chciał być kwestionującym każde słowo, małym chujkiem, który z niczym ani nikim się nie liczy, ale z drugiej strony wcale nie chciał się zmieniać i zachowywać tak jak oczekiwali tego od niego inni. Nie potrafił zmienić się w ciągu jednego dnia. Nie chciał. No może trochę, ale nie tak jak mu mówiono. Wcale nie zależało mu na reszcie rodziny, właściwie od początku nie chciał do niej należeć. Dlaczego miałby się starać dopasować do środowiska, które zmusiło go do wstąpienia w swoje szeregi, a w ramach ostrzeżenia zamordowało jego prawie-ojca na jego oczach? Gardził nimi i ich metodami. I tylko, dlatego że okazał się wybitnym strzelcem zajął jakąś tam lepszą pozycję, uznawano go, szanowano, mniej lub bardziej, każdy na swój pokręcony sposób, ale poza tym nie zamierzał się z nimi spoufalać. A potem poznał Chrisa i wszystko się zawaliło. Póki bawił się z nim Luka było wszystko w porządku. Miał swoje dziwactwa, ale lubił go i otaczał swoim protektoratem, a w zamian za święty spokój pozwalał się przystając w kimona czy chadzał na spotkaniach jako jego towarzysz. Ale nim ktoś wyeliminował Lukę pojawiło się to irytujące uczucie do Chrisa, jakiś pieprzony magnetyzm, przyciąganie, na które nie miał wpływu.
Wspomnienia uderzyły go z taką siłą, jakby ktoś wylał mu wiadro zimnej wody, prosto na twarz. Prawie nie słyszał wywodu Osta, ale doskonale zdawał sobie sprawę o czym on był i że jest ważny, nawet jeżeli wcale mu się to nie podobało.
- Naprawdę uważam, że jesteś uroczy. - złapał spojrzenie mężczyzny. - To jak jesteś oddany i jak dbasz o Dona. Wasza relacja... - nawet jeżeli prawie nic o niej nie wiem, tak jak i o Chrisie - Jest niesamowita. A nawet, to że się martwisz o mnie. To miłe. Poradzę sobie, może nie od razu, ale z czasem będzie lepiej. Na wszystko trzeba czasu. Małymi kroczkami. - wszakże, gdyby nagle wparował do Casy i chciał być z każdym przyjacielem, to tym bardziej byłby podejrzany. I pozostawał jego czupurny charakter, wszelkie złośliwości i buntowniczość. No cóż, najwyżej Don będzie miał o wiele trudniejsze życie, niż mogło mu się wydawać, gdy Hamlet będzie musiał dać upust swoim emocjom, a on okaże się jedyną osobą zdolną wytrzymać i ujarzmić ognisty temperament młodzieńca.

_________________
Omerta 51mUoKq
Spis wątków | Seven deadly sins | Poszukuję
Powrót do góry Go down
ChrisDon't Fuck With Me Seme
Chris

Data przyłączenia : 23/07/2017
Liczba postów : 76
Cytat : Don't get angry, don't discourage, take a shot of liquid courage. Call a doctor, say a prayer, choose a god you think is fair.

Omerta Empty
PisanieTemat: Re: Omerta   Omerta EmptyNie Lip 30, 2017 8:15 pm

- Nie sądziłeś bo co, bo nie noszę klubowych szalików, czy mam to napisane na czole?
Oset sprawiał wrażenie, że sama możliwość nie interesowania się sportem przez przeciętnego człowieka była jeszcze dziwniejsza, niż samo przypuszczenie Hamleta skierowane pod jego adresem. Albo to po prostu był jego sposób bycia, który okazywał sceptycyzm każdemu człowiekowi nie należącemu do jego kręgu. Sceptycyzm i zawoalowaną pogardę, chociaż w tym przypadku koledze po fachu pogardy oszczędził, zastąpiwszy ją umiarkowanym protekcjonizmem.
Drugim łykiem osuszył szklankę i nim jeszcze Hamlet skończył swój krótki, podszyty cynizmem monolog, oparł przedramiona na kolanach, zwiesił głowę i nią pokręcił. Przez chwilę siedział w ciszy i nie wiadomo było, czy ma zamiar śmiać się, płakać czy modlić się do jakichś bogów z sobie tylko znanego powodu. Zagadka rozwiązała się dopiero, kiedy ponownie podniósł wzrok na Hamleta a usta rozciągnęły się w uśmiechu zarezerwowanym dla tych, którzy palnęli coś niewybaczalnego i za chwilę mieli zginąć.
- Przyszedłem tu, bo mi kazano - sprostował dość szczerze. - Dobre rady masz w gratisie, rifardu*. Masz szczęście że trafiło na mnie, bo za takie odzywki dostałbyś po mordzie nawet mimo tego, co się niedawno wydarzyło. Może i pewne rzeczy się zmieniają, dość opornie i ku niezadowoleniu starszej gwardii - co swoją drogą tworzy obecnie dość napiętą sytuację, ale musisz pamiętać gdzie żyjesz. I musisz pamiętać wśród kogo żyjesz. Co prawda Don może i nie wyraziłby zgody na honorowe, ostrzegawcze czy jakiekolwiek inne pozbycie się ciebie ze struktur, to nie jesteśmy w syndykacie sami. Niewykluczone też, że nikt syndykatu o zgodę pytać nie będzie. Nie moralizuję cię, ale jeśli nie zainteresujesz się naszą kulturą, to niedługo znajdzie się kolejny, który będzie uważał, że stanowisz dla niego obrazę. Gdyby mnie ktoś pytał o zdanie, to nie powinieneś się był tu w ogóle znaleźć - wzruszył ramionami i wyprostował się na siedzeniu, wyciągając z kieszeni telefon. Przez kolejną chwilę był cicho, jakby w ogóle Hamleta w pobliżu nie było i odezwał się dopiero, gdy widocznie napisał lub przeczytał co tam miał do przeczytania.
- Jesteś dobry w tym, co robisz, ale na twoje nieszczęście to nie wystarczy, jeśli się nie zasymilujesz, szczawik. Czas ci się kończy na małe kroczki, wyrosłeś już z przedszkola. Poza tym nie wiem, o jakiej relacji mówisz. Dbam tylko o wspólny interes - odpowiedział wstając z kanapy. Dla niego, od dziecka wychowywanego w sycylijskiej kulturze, w tradycyjnym sycylijskim domu naturalne były prawa rządzące tym regionem a wartości takie jak honor i tradycja, choć może nie aż tak kultywowane jak przez pokolenie, dwa czy cztery wstecz, nadal były obecne i głęboko zakorzenione, jak w każdym sycylijczyku. Tego nie trzeba było nikomu tłumaczyć.
- Ale skoro cię zanudzam, to się już zmyję. Wszystko masz, z głodu nie umrzesz, to korzystaj z wolnego. Dzięki za szklaneczkę - dodał jeszcze na odchodnym zgarniając kurtkę z oparcia kanapy i przechodząc koło niego wykonał w przelocie gest, jakby mu salutował.

* w gwarze sycylijskiej "cudzoziemiec"

_________________
Then it comes to be that the soothing light at the end of your tunnel
Is just a freight train coming your way.
Powrót do góry Go down
7.Don't Fuck With Me Seme
7.

Data przyłączenia : 28/05/2017
Liczba postów : 258
Cytat : Oh! Despicable me.
Wiek : 33

Omerta Empty
PisanieTemat: Re: Omerta   Omerta EmptyNie Lip 30, 2017 8:23 pm

Z każdym słowem mężczyzny czuł, że znowu pierdolnął coś durnego i chyba powinien się zastanowić zanim otworzy jadaczkę. Chris może i znosił jego humory czy bezczelne pyskowanie, ale Oset nie musiał tego robić. Równie dobrze mógłby mu przypierdolić w ten głupi blond łeb i pójść sobie, ale miał na tyle klasy, by go jedynie zbesztać i dać do myślenia, a wypowiedziane słowa wwiercały mu się w czaszkę. Nie twierdził, że facet nie ma racji, że dobrze byłoby choćby udawać, że się urosło, schować klocki lego pod kanapę, a nie z uporem maniaka rozsiewać je po podłodze i czekać, aż ktoś na nie nadepnie. Poniekąd mógłby zrzucić winę na brak normalnego dzieciństwa i zbyt wczesne wstąpienie w szeregi Casy, ale za bardzo pachniało to tłumaczeniem znudzonego żoną czterdziestoletniego faceta, który przeżywa drugą młodość u boku jakiejś dupy w wieku jego córki.
- Przepraszam. - spojrzał w dół na swoje stopy, ale zaraz dotarło do niego, że nie powinien zachowywać się jak pizda i chować głowy w piasek. - Chcę się zmienić dla dobra Ch... naszego Dona. Wiele mu zawdzięczam i szanuję go, nawet jeżeli tego nie widać. I nie chcę mu przysparzać kolejnych problemów. - i sam też nie chciał się w takowe ponownie pakować. Dobra, nie podobało mu się, że od tej pory musiał chodzić na spotkania rodzinne, asymilować się z członkami i wtapiać w otoczenie, ale było to o niebo lepsze od obitej mordy.
Uniósł wzrok na mężczyznę, gdy ten zatrzymał się przed drzwiami. Żaden facet nie był dobry w werbalizowaniu swoich uczuć czy przyznawaniu się do błędów, bo była to sztuka trudna i zawiła, a Hamlet dopiero zaczynał ją zgłębiać.
- Podrzuciłbyś mnie w jedno miejsce? Nie jest daleko i szybko zgarnę potrzebne rzeczy. - wizja spędzenia kolejnego dnia samemu niespecjalnie mu się podobała. Każdej nocy powracały demony. Niemal czuł jak nad jego ciałem ponownie stoi tych dwóch. Słyszał ich głosy, a nocą kilkakrotnie budził się z krzykiem. Każdy cień, każdy trzask, każde kroki na klatce schodowej przypominały mu o tym wszystkim. I choć lekarz przepisał mu środki nasenne, to spokojniej poczuł się w obecności snajpera, gdy siedział na kanapie obok niego i wyrzucał z siebie wszystko to o czym doskonale wiedział.

_________________
Omerta 51mUoKq
Spis wątków | Seven deadly sins | Poszukuję
Powrót do góry Go down
ChrisDon't Fuck With Me Seme
Chris

Data przyłączenia : 23/07/2017
Liczba postów : 76
Cytat : Don't get angry, don't discourage, take a shot of liquid courage. Call a doctor, say a prayer, choose a god you think is fair.

Omerta Empty
PisanieTemat: Re: Omerta   Omerta EmptyNie Lip 30, 2017 8:26 pm

Stanął przy drzwiach na słowa przeprosin, ale nie odwrócił się do Hamleta. Zamiast tego wysłuchał wszystkiego, co młody miał jeszcze do powiedzenia, zastanawiając się, jak długo będą żyć w organizacji ludzie takiego pokroju, którzy myślą, że jakoś się prześlizgną niezauważenie i że jakoś to będzie. Jak sam się zdążył przekonać, albo tacy umierają młodo, bo są zbyt głupi by przyswoić pewne zasady, albo sięgają po rozum do głowy i idą dalej, nierzadko widać dość dobre żywoty.
Nie pierwszy raz przez myśl mu przeszło, czemu właściwie Hamlet został przyjęty w szeregi, bo chociaż był dobrym strzelcem, to była dopiero połowa sukcesu. Rzecz jasna nigdy nie spytał o to Luki, ale z tego, co wiedział, nie tylko on był dość sceptyczny tej decyzji. Szczególnie, gdy szybko okazało się, że Duńczyk ma znikome pojęcie o mechanizmach działania i relacjach w ich szacownej Onorata Società. Na domiar złego nie wyglądało, by chciał się tym przejąć, albo to naprawić.
Mimo wszystko nie skreślał go całkowicie po pierwsze dlatego, że miał niemożliwe wręcz szczęście do wychodzenia z beznadziejnych sytuacji. Co z tego, że nie była to jego zasługa, liczył się efekt końcowy. Z drugiej jednak strony widać, że miał też niezłego pecha w wybieraniu miejsca i czasu i pytanie brzmiało, czy nie będzie im przez to nastręczał trudności. Oset nie chciałby się drugi raz tak srodze zawieść na dobrze wyglądającej akcji, to zwykłe marnowanie czasu i robienie nadziei w kurewski sposób.
Zapytwaszy raz Chrisa o to, czemu tak personalnie potraktował poprzednią sprawę z porwaniem Hamleta i późniejszym zapewnieniem mu miejsca do odpoczynku, dowiedział się tylko tyle, że płacił dług. Może dowiedziałby się czegoś więcej na temat tego długu, ale wybrał zły moment na pytania. Jego wina. Nie, żeby to później zaprzątało mu specjalnie głowę, o nie.
- Ty się lepiej zmień dla dobra swojego życia - odparł lekko odwracając głowę w bok, ale nie fatygował się, by spojrzeć za siebie. - I jeśli szacunku nie widać to znaczy, że go nie ma, zapamiętaj.
Zarzucił kurtkę na ramię i drugą ręką wyciągnął z kieszeni papierosa, który po sekundzie znalazł się w jego ustach.
- No to ruchy Młody - odpowiedział na jego prośbę i z wolna przekroczył próg mieszkania pogwizdując sobie coś niewyraźnie, bo papieros wciąż tkwił mu między wargami. Zszedł na dół i pod bramą zaczekał na Hamleta puszczając przy okazji dymka. Deszcz nadal nie miał zamiaru przestać uprzykrzać mu życia, czyniąc parne powietrze trudnym zniesienia. Piękna jesień, panie. Gdy Hamlet się zjawił, zarzucił kurtkę na ramiona i ruszyli kawałek w górę ulicy do jego pomarańczowej Corvetty. Ciągle to lepiej, niż zielona, ale nadal pomarańczowa. Żeby chociaż była czerwona, ale Oset miał widać osobliwy gust.
- Prowadź mistrzu.

_________________
Then it comes to be that the soothing light at the end of your tunnel
Is just a freight train coming your way.
Powrót do góry Go down
7.Don't Fuck With Me Seme
7.

Data przyłączenia : 28/05/2017
Liczba postów : 258
Cytat : Oh! Despicable me.
Wiek : 33

Omerta Empty
PisanieTemat: Re: Omerta   Omerta EmptyCzw Lis 02, 2017 9:51 pm

Tak jak obiecał spakował się szybko, był jak szatan, biegając po swoim mieszkaniu jakby wcale nie został poturbowany przez tamtą dwójkę i wcale mu nie dokuczały jeszcze nie zagojone rany. O wiele bardziej zależało mu na tym, żeby Oset nie czekał na niego dłużej aniżeli było to koniecznie, co równało się z tym, że po wybiciu magicznych dziesięciu minut tamtemu się znudzi i z jeszcze większym wkurwieniem odjedzie stąd z piskiem opon. Na całe szczęście, gdy zziajany zbiegł na dół, mężczyzna jeszcze na niego czekał.
- Możemy iść. – powiedział chyba trochę zbyt entuzjastycznie jak na ich wcześniejszą rozmowę i to jaki powinien mieć po tym wszystkim humor, a może raczej nastawienie? Zapewne powinien okazać choć odrobinę skruchy. Nikt jednak nie rozumiał, że to wszystko nie miało sensu, nie przy charakterze i temperamencie posiadanym przez Hamleta. Jasne, coś tam do niego docierało, ale nie tędy droga.
- Ciekawy kolor. – zwyczajnie stwierdził, w jego głosie nie dało się wyczuć sarkazmu czy złośliwości. - Macie z Chr… z naszym Donem interesujący gust do samochodów. – on sam nie zwracał zbytnio uwagi na to czym jeździł, chociaż jeżeli miałby już się na coś zdecydować, to o wiele bardziej podobały mu się motocykle niż samochody. Ale i tutaj nie miał wybranej marki czy koloru, która go szczególnie pociągała. Dlatego zamiast docinać mężczyźnie w jakiś konkretny sposób odnośnie jego pomarańczowego bolidu, wsiadł i posłusznie zaczął go kierować.
- To tutaj po lewej, ta szara kamienica. – zatrzymali się pod zabytkową kamienicą, która pamiętała jeszcze druga wojnę światową. Nosiła wiele znamion czasu i tylko gdzieniegdzie dało się dojrzeć jej niegdyś piękne zdobne płaskorzeźby. Teraz jedynie straszyły pourywanymi fragmentami lub w miejscu twarzy zionęły pustką głębokie dziury.
- Dzięki za podwózkę. To ja będę leciał. – wysiadł z samochodu, zarzucił sobie turystyczny plecak na ramię i poszedł do bramy, by nacisnąć odpowiedni guzik.

_________________
Omerta 51mUoKq
Spis wątków | Seven deadly sins | Poszukuję
Powrót do góry Go down
ChrisDon't Fuck With Me Seme
Chris

Data przyłączenia : 23/07/2017
Liczba postów : 76
Cytat : Don't get angry, don't discourage, take a shot of liquid courage. Call a doctor, say a prayer, choose a god you think is fair.

Omerta Empty
PisanieTemat: Re: Omerta   Omerta EmptyNie Lut 04, 2018 10:42 pm

- Proszę cię. – Oset parsknął wyrzucając peta za okno. – Ten złom powinien zostać w muzeum, gdzie jego miejsce. – W sposób dosadny wyraził zdanie o chrisowym Cadillacu, bo ani nie był fanem takich samochodów ani w szczególności fanem samochodów, które szczytem techniki może były w latach siedemdziesiątych - co zresztą widać było nazbyt dobrze po tej Corvettcie. Zawsze szanował Chrisa, już od dzieciaka i zawsze uważał, że jego wybory były słuszne a w każdym razie takie, za którymi można było podążyć, jako że to on wpadał na najlepsze pomysły, ale tego jednego nie potrafił zrozumieć. Wytłumaczenie o kształtach, historii i inne tego typu pierdoły do niego nie przemawiały; dwudrzwiowy gruchot a miał prawie sześć metrów długości, co praktycznie uniemożliwiało mu poruszanie się po przynajmniej połowie ulic Palermo, innowacyjny kiedyś typ napędu teraz nie był wcale jakąś gratką i nade wszystko – rzucał się w oczy jak gej w barze dla faszystów. No, ale za to mogłeś sobie na masce postawić łóżko w razie potrzeby, zmieściłoby się bez problemu. Zaskakujące było jednak to, jak sprawnie Chris opanował manewrowanie tym autem, co być może zwiększało liczbę dostępnych terenów o jakąś jedną trzecią przy dobrych wiatrach. Oset jednak albo nie wiedział, albo co bardziej prawdopodobne nie usłyszał, że sprzęty pod maską naturalnie uległy tunningowi.
Wysadził Hamleta przed zniszczona kamienicą, których w Palermo nie brakowało, zatrzymując się bezceremonialnie na środku uliczki. Zamiast odpowiedzi wykonał niedbały gest salutowania na pożegnanie i przez chwilę odprowadzał go wzrokiem patrząc, jak ten czekał pod bramą a później w niej znikał. Dopiero wtedy z enigmatycznym uśmieszkiem na ustach ruszył przy wtórze głośnego pomruku silnika.
Chris, w czasie gdy Oset załatwiał sprawy z Hamletem, spał snem sprawiedliwego. Padł od razu, jak tylko dotknął łóżka, bo był bardziej zmęczony, niż byłby w stanie przyznać nawet przed samym sobą. Najpierw odrabianie wszystkiego, co poniszczyła Letycja, później ekspresowa wyprawa do Ameryki a po powrocie od razu cała ta ostatnia akcja. I tak cud, że tak długo wytrzymał z w miarę jasnym umysłem, prawdopodobnie to adrenalina zrobiła swoje, ale jej rola już się dawno skończyła.
Obudził się nazajutrz rano, przesypiając w sumie około trzynastu godzin, co mu się praktycznie nie zdarzało bez proszków. Jak na siebie to późno, bo koło siódmej a i tak przez głowę mignęła mu myśl, że pierdoli i nie wstaje, niech świat sobie działa bez niego. Nie mógł jednak sobie na to pozwolić, bo po pierwsze musiał się dowiedzieć jak się mają sprawy z policją i prasą a po drugie minęły już dwa dni i na pewno Leone Ardovini, ojciec tragicznie i haniebnie zmarłego Niccolo próbował się z nim zobaczyć. A jeśli nie, to dziś i tak się u niego stawi, czy tego chce, czy nie. Zobaczył na komórce kilka nieodebranych połączeń, ale nawet nie chciało mu się dokładniej sprawdzić numerów i przypisywać ich do właścicieli. Bo Chris, głównie przez przezorność a przy okazji jako ćwiczenie na pamięć, nie miał pozapisywanych numerów. Po prostu je pamiętał a gdy ktoś był mu potrzebny, wiedział do kogo w tej sprawie dzwonić i to było najważniejsze.
Dopiero w samochodzie oddzwonił do Jacopo i Tony’ego by omówić bieżące sprawy i zapowiedział, że będzie w Casie za jakieś pół godziny, gdzie czeka ich parę spotkań. Jacopo streścił informacje dotyczące policyjnego śledztwa i ewentualnych kroków, jakie powinni podjąć, gdyby jednak sytuacja potoczyła się niezgodnie z ich planami, ale szczegóły omówią twarzą w twarz. Tony istotnie potwierdził, że Ardovini prosił o spotkanie i zapowiedział, że sprowadzi go najsprawniej, jak się da. Po tych rozmowach Chris wybrał jeszcze numer Hamleta, ale gdy ten nie odbierał, zorientował się, że było jeszcze dość wcześnie. Napisał tylko krótką wiadomość, by Hamlet dał znać. Uświadomił sobie, że faktycznie musiał być mocno zmęczony, bo nie wpadł na pomysł, że Hamlet może mieć po tym zajściu jakąś traumę i może potrzebować z tym pomocy, ale z drugiej strony powiedział też, że może jechać. Trzeba się było nad tym zastanowić, Chris. Dużo rzeczy się wydarzyło i dużo było do przemyślenia, ale z tym jednym jeszcze dałbyś sobie radę.
Parę godzin później siedział z Tonym i Jacopo w pokoju, rozważając co mają zrobić w związku z Leone. Policja póki co podjęła fałszywy trop rzucony przez Pisarza i nie było potrzeby sięgania do osób z policyjnej listy płac.
- Myślisz, że mówił prawdę? – zapytał Jacopo siedząc na jednym z foteli, z kubkiem kawy w dłoni.
- Myślę, że sam jeszcze nie wie – odparł Chris, bawiąc się w palcach piórem i patrząc gdzieś nad ramieniem Capo Bastone. Dopiero po chwili zwrócił na niego wzrok. - Całkiem dobrze to zniósł, zważywszy na okoliczności i jednocześnie chyba jeszcze za bardzo się boi, żeby pokazać swój sprzeciw, ale uważam, że będą z nim kłopoty. Może nie za tydzień ani za miesiąc, ale będą.
- Należy do starej gwardii, która nie popierała cię na tym stanowisku, już samo to przemawia za kłopotami w przyszłości – dopowiedział Tony oparty o parapet i wyglądający przez okno.
- Wiem, ale widzisz, z drugiej strony oni są najmocniej spętani poczuciem hierarchii i to będzie przyczyną ich klęski. Nie możemy sobie pozwolić na rozłam, najlepiej w ogóle, a już na pewno nie teraz. Mario robi dobrą robotę, ale przekaż mu, że od tej pory ma cię informować o najmniejszym dziwnym zachowaniu Ardoviniego lub jego kręgu, choćby było najbardziej błahe. Chcę znać rozkład jego dnia i wiedzieć z kim i kiedy się spotyka. Jest posłuszny, ale w końcu pęknie i to my mamy być tymi, którzy uprzedzą jego kroki.
Mężczyźni wydali aprobujące pomruki i pokiwali głowami.
– Zajmę się sprawą z Dużym Bobem – Jacopo wstał zgarniając ze sobą kubek. - Wezmę ze sobą Szpicę, nie przewiduję rozróby, ale nie wiadomo, co Bob sobie pomyśli, jak się zjawimy. Dam znać.
Chris w odpowiedzi skinął głową, w skupieniu odprowadzając Capo wzrokiem, gdy ten wychodził. Tony odszedł od okna i przeszedł koło chrisowego biurka na miejsce, które przed chwilą zajmowała prawa ręka Dona.
- Śmierć na chorągwi.
- Słucham? – Chris dopiero teraz jakby się ocknął i to w dodatku z oburzeniem.
- Wyglądasz jak śmierć na chorągwi, może byś jednak pomyślał o zwolnieniu, co? – doprecyzował zakładając nogę na nogę i splótł dłonie na kolanie a Chris ze zniecierpliwieniem machnął ręką na jego słowa. W pracy, przy osobach trzecich ich relacje pozostawały perfekcyjnie zawodowe i Tony nie miał najmniejszej pretensji, że Christopher potrafił się do niego odnosić jak do „przynieś, podaj, pozamiataj”, ale mimo wszystko nadal pozostawał jednym z jego nielicznych przyjaciół i wbrew pozorom całkiem zależało mu na nim i jego zdrowiu. Zresztą cały czas miał odnotowany w pamięci to zdarzenie sprzed paru miesięcy, kiedy hamlet zadzwonił do niego w środku nocy. Nie poruszył jeszcze z Chrisem tego tematu i nie zanosiło się, by szybko to uczynił, bo skoro Don nie chciał się tym dzielić, to musiał to uszanować, ale wolałby wiedzieć o co wtedy chodziło. Może też był przepracowany, tylko po co oksykodon? Nie, to pewnie było coś innego. Wiedział oczywiście o wypadku i o doskwierającym biodrze i nieraz widział Chrisa jak cos łykał czy utykał od czasu do czasu, ale nigdy nie widział go w tak ekstremalnym stanie jak wtedy.
- Jak będę potrzebował matczynej opinii, to o nią poproszę. Ty lepiej ustal sprawy z Mario, im szybciej zaczniemy, tym lepiej. I sprowadź mi tu Osta jak możesz. – odpowiedział i znaczyło to mniej więcej tyle samo co „możesz już iść i lepiej to zrób”. Tony’emu oczywiście nie trzeba tego było dodatkowo tłumaczyć, więc zapowiedział, że tak zrobi i wyszedł.
Przez kolejny tydzień Hamlet w zaskakujący (a może nie tak bardzo) sposób za każdym razem go zbywał tym czy owym. Czy to w krótkich rozmowach, czy smsach i Chrisa zaczął ten fakt drażnić. Od Osta dowiedział się tyle, że odwiózł chłopaka gdzieś pod jakąś kamienicę i prawdopodobnie tam teraz przebywa, ale nie miał zamiaru go śledzić. Gdzieś te granice prywatności były, chociaż akurat Hamlet potrafił skutecznie wszystkie przekraczać. Przy okazji ostatniej rozmowy Hamlet odparł, że potrzebuje czasu, żeby poukładać sobie różne sprawy i chociaż to powinno Chrisa zadowolić, to tak się nie stało a zadziałało zgoła odwrotnie. Uszanował co prawda potrzebę Hamleta - jakkolwiek absurdalna w świetle ostatnich zdarzeń się wydawała - ale z dnia na dzień, powoli jak przypływ, narastała w nim frustracja. Nie był przyzwyczajony do postawy uciekającej od niewygodnych kwestii (co było dość hipokrytyczne, bo chociaż nie chciał przyjąć takiej myśli do wiadomości, robił to samo w odniesieniu do swojej przeszłości) tylko do konfrontowania się z nimi, bo tylko w ten sposób dało się je rozwiązać i człowiek wiedział, na czym stał. A w tym momencie on bardzo chciałby wiedzieć na czym stoi, tylko czy w odniesieniu do Hamleta to było w ogóle możliwe?
Takie ciche frustracje z biegiem czasu osiągały punkt krytyczny i z metafizycznym pyknięciem zmieniały się w lodowate zacięcie. To był ten moment, gdy Chris uznawał, że teraz jego pora na odpowiedź, o jakiejkolwiek sprawie była by mowa. Mógł czekać i czekać, spokojnie i bez ruchu jak żmija czekająca na ofiarę, ale w końcu przychodził ten moment, gdy naprężenie było maksymalne. Moment skoku.
Taki właśnie moment nastał po krótkim telefonie od Osta. Chris siedział w mieszkaniu a właściwie na tarasie, bo duchota tej jesieni była niemożliwa i chociaż wewnątrz mógł się poratować klimatyzacją, to nie czuł się komfortowo przebywając w jej zasięgu zbyt długo. Zresztą temperatury były bardzo znośne, tylko deszcz nie mógł się zdecydować czy padać, czy dać jednak spokój na dłużej. Wieczór nieco oczyścił powietrze, ale gdzieś daleko nad morzem nadal kotłowały się chmury.
- Gdybyś chciał wiedzieć, to Duńczyk jest w InSanity – to była informacja, którą przekazał Oset a Chris mógłby przysiąc, że przy tym uśmiechał się tak, jak tylko Oset potrafił. Rzucał tym uśmiechem wyzwanie.
Tak, Chris uszanował wolę Hamleta i dał mu spokój, ale jednocześnie nie szkodziło, by Oset od czasu do czasu rozejrzał się w okolicy jego domu czy tez miejsca, gdzie go zawiózł. Nienachalnie. Tak, przypadkiem. I broń Boże nie tą jego Corvettą, bo choć Oset sam uważał, że Cadillac Chrisa rzuca się w oczy, to w mieście naprawdę nie było za wielu innych pomarańczowych Chevroletów.
Tego wieczora w InSanity, klubie zresztą zarządzanym przez Osta a należącym do Rodziny, urządzono sobie takie luźne spotkanie członków Casy. Nie była to jedna z tych dużych imprez jak ta w Vanite, ale klub pustkami nie świecił. Zamknięto wejście ludziom z zewnątrz a wpuszczono tylko kilka play girls i znajomych za których ręczyli Soldati, co by urozmaicić widoki.
Oset rozłączył się nim Chris zdążył się odezwać, ale i tak nie sądził, żeby chciał mu cokolwiek powiedzieć. Panie i panowie, czy jednak stanie się coś ciekawego dzisiejszego wieczora? Ciemnowłosy uśmiechnął się do siebie siedząc przy barze, schował telefon do kieszeni i napił Bourbona.
Pan Scordato natomiast nie musiał się długo zastanawiać – praktycznie nie zrobił tego wcale – nad tym, czy zostanie tu dokończyć swoją robotę, czy wybierze się na przejażdżkę. Odłożył notatnik i długopis na stolik przy fotelu, zasunął okna tarasowe by przypadkiem wiatr czy deszcz nie zniszczyły jego pracy i wszedł do środka od razu kierując się na górę. Ogolił się, bo i tak by to zrobił pomimo, że miał się nigdzie nie wybierać, ale miał na tym punkcie obsesję i zamienił t-shirt i ciemne jeansy na jasnoszary, trzyczęściowy garnitur. Klasyczny Windsor na grafitowym krawacie dopełnił dzieła i niecałe piętnaście minut po telefonie Osta Chris był już w drodze do klubu. Osobiście  nie przepadał za częstym odwiedzaniem takich miejsc, ale miały one swoje niewątpliwe zalety.
Jeszcze zanim wszedł do lokalu, uderzyła go muzyka. Niespecjalnie w jego guście, ale i nie musiała być jako że nie było to miejsce dla niego. Wewnątrz, o dziwo, nie było specjalnie głośniej, co go mile zaskoczyło. Od czasu do czasu nawiedzał różne kluby, ale w celach czysto biznesowych a odkąd Oset przejął zarządzanie niektórymi spośród nich, zupełnie już nie musiał się nimi interesować.
W miarę jak przechodził w głąb, rozmowy trochę cichły, ludzie ponosili się z miejsc żeby wypowiedzieć słowa powitania, skinąć głową czy w jakikolwiek inny sposób go pozdrowić i za chwilę znów wracali do przerwanych czynności, chociaż z pewną rezerwą. Przynajmniej ci, którzy wiedzieli kim był.
Przez chwilę zastanawiał się, jak on tu miał znaleźć Hamleta, kiedy zobaczył na półpiętrze prowadzącym do loż na górze Osta opartego o balustradę. Nie dałby głowy, ale miał wrażenie, że tamten na ustach ma wyraz niezrozumiałego tryumfu z sobie tylko znanego powodu. Cóż, Oset był dobrym przyjacielem, ale miewał swoje dziwne momenty. Rzeczony, dłonią trzymającą kryształową szklankę, wskazał jakby mimochodem na drugi bar, gdzie jeszcze nie doszła wieść o pojawieniu się Dona. Chris ruszył niespiesznie w tamta stronę a ludzie, nawet ci, którzy go nie kojarzyli, w magiczny sposób ustępowali mu z drogi, jakby wytwarzał niewidoczne pole dookoła siebie.
Dostrzegł Hamleta siedzącego na jednym z wysokich, chromowanych stołków, rozmawiającego z gościem, którego niespecjalnie kojarzył. Trudno jednak było znać wszystkich Soldati, prawda. Stanął spokojnie za blondynem z wewnętrznym rozbawieniem patrząc, jak najpierw barman go zauważył i zanim zdążył się powstrzymać, wykonał ruch jakby chciał się odsunąć, przerywając przy tym rozmowę z jednym z klientów. Później coraz więcej głów się odwróciło i umilkło, nawet te całkiem wstawione.
- Hamlecie, mogę cię prosić na słowo? – zapytał kiedy w końcu i snajper się odwrócił.

_________________
Then it comes to be that the soothing light at the end of your tunnel
Is just a freight train coming your way.
Powrót do góry Go down
7.Don't Fuck With Me Seme
7.

Data przyłączenia : 28/05/2017
Liczba postów : 258
Cytat : Oh! Despicable me.
Wiek : 33

Omerta Empty
PisanieTemat: Re: Omerta   Omerta EmptyPon Lut 05, 2018 1:30 am

Luigi Nono

Wypuszczenie Chrisa z mieszkania nie było kwestią wyboru. Zasadniczo nie miał nic do gadania, więc to, że zwyczajnie przytaknął na i tak nieuniknione wynikało głównie z braku wiary w to co powiedział mężczyzna. Co prawda niby powiedział, że jasne chce spróbować, ale tylko i wyłącznie po to, by móc jak najszybciej wrócić do szarej rzeczywistości. Zwłaszcza, że Chris najwyraźniej nie zamierzał się bardziej interesować tym czy z Hamletem będzie wszystko w porządku. Jasne, przysłał Osta, który jedyne co zrobił to kopał leżącego, urządzając mu niemal szkolną pogadankę, która miała rzekomo pomóc mu pozbierać się, to był ten przysłowiowy kop w dupę, którego brakowało rozwydrzonemu Hamlecikowi. Szkoda, że panowie zapomnieli o jednym ważnym szczególe, ten rozwydrzony blond chłopczyk właśnie przeżył kolejną traumę w stosunkowo krótkim odstępie czasu od poprzedniej, z której zasadniczo jeszcze się nie pozbierał.
Nie żeby zamierzał kogokolwiek o tym informować, nikt też nie pytał. Przyszli, poszli, kazali leżeć i ogarnąć dupę. Masz depresję? A co ty, masz pięć lat, żeby narzekać? Masz? To przestań mieć. Czas dorosnąć. Co z tego, że każdej nocy nawiedzają Cię te same demony. To tylko zespół stresu pourazowego, nic takiego. Czas się ogarnąć, w tej chwili, a nie za tydzień, miesiąc czy rok. Już.
Przeprowadzka do Luigiego była formą ratunku. Nie planował kontaktować się z chłopakiem, ale gdy jedyna osoba, której potrafił zaufać postanowiła się od niego odwrócić i zostawić wtedy, gdy najbardziej jej potrzebował, nie miał innego wyjścia. No dobrze, miał. Jeszcze wtedy nie zdecydował się posunąć tak daleko, za bardzo szanował swoje życie. Właściwie nie wiedział czy chłopak jest kimś godnym zaufania, czy powinien się z nim spoufalać i w ten impertynencki sposób, bez jakiejkolwiek zapowiedzi wbijać mu się na chatę. Nawet nie wiedział czy będzie w domu i go przyjmie. Po prostu nie mógł dłużej znieść Osta, jego zawodu, a już w szczególności rychłej konfrontacji z Chrisem. Nie chciał jej. Nie potrafił mu spojrzeć w oczy. Ale teraz, gdy stał pod drzwiami faceta, którego ledwie znał nie potrafił przywołać innych myśli niż to, że zaraz po raz kolejny zderzy się z brutalną rzeczywistością, że Luigi wyszedł do sklepu po mleko i już nigdy nie wróci, że gdy spojrzy przez judasza i go zobaczy, to będzie udawał, że go nie ma, albo naprawdę otworzy drzwi i z pełną premedytacją wyrzuci go ze swojego mieszkania. Czarne myśli kotłowały się tak długo pod jasnymi kudłami, aż nie wyrwał go z zamyślenia szczęk otwieranego zamka. Snop światła zalał ciemny korytarz, na którym zabrakło choć odrobiny ciepła ze sztucznej pochodni, gdyż żarówka od dawien dawna nie była wymieniana, a jej przepalony drucik sygnalizował, że raczej nie wykrzesa z siebie choćby odrobiny jasności. Zamrugał szybciej, gdy oślepiony i zdezorientowany spoglądał w górę na twarz zadowolonego bruneta. Bardzo chciał rzucić jakąś kąśliwą uwagę, która zapewne brzmiała by ”i co się tak szczerzysz?”, ale zamiast tego poprawił torbę na ramieniu i nieśmiało wsunął się do wnętrza, gdy Luigi zrobił mu miejsce i zaprosił gestem do środka.
Od początku wiedział co oznaczają te spojrzenia. Gdy tylko barman na sekundę zatrzymał się jak w stop-klatce z polerowaną szklanką w ręce, wiedział. Był przeklętym snajperem, świetnym obserwatorem, na dodatek jednym z najlepszych w swoim fachu. Byłoby naprawdę z nim źle, gdyby nie potrafił odczytać sytuacji. Nie uraczył jednak mężczyzny od razu swoim spojrzeniem. Pozwolił każdemu ze swojego otoczenia odwrócić się w stronę Dona, złożyć mu powitanie i stulić uszy po sobie w oczekiwaniu na ewentualną reprymendę, gdyby się okazało, że przyszedł kogoś wywlec z baru. Jednak, gdy padło imię, wszyscy spięci i zestresowani mogli chociaż na chwilę odetchnąć, że tym razem im się upiekło i to nie z nimi chce rozmawiać sam Don. Natomiast przejmujący, cholernie zimny dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa Hamleta, jakby wąż prześlizgiwał się między kolejnymi kręgami, pozostawiając po sobie obrzydliwe uczucie chłodu i przerażenia. Wcale nie chciał spoglądać w tamtą stronę, nie chciał z nim rozmawiać ani konfrontować swoich problemów. Chciał udawać, że ich nie ma, tak jak to robił przez ostatni czas, bezpiecznie na kanapie Luigiego, szczelnie zawinięty w jego opiekę i ciepły koc. Nim się odwrócił poczuł na ramieniu dłoń bruneta, niby pokrzepiająco go poklepał, posłał jeszcze ten uroczy uśmiech wiecznego lekko ducha, ale wzrokiem pokierował na dłonie, jakby dawał mu znak. Szlag. Momentalnie naciągnął mocniej rękawy wyciągniętego swetra na dłonie, by zakryć śnieżnobiałe bandaże owinięte wokół nadgarstków i dalszej części przedramienia. Chris nie musiał wiedzieć o wszystkim. Dopiero wtedy odwrócił się w stronę swojego przełożonego.
- Oczywiście. – nie wyglądał najlepiej. Zasadniczo był w podobnym stanie, w jakim go zostawił. Miał te same podkrążone oczy, ziemistą cerę, włosy, choć pozbawione krwi, były zmierzwione i niedbale związane w kok, a zamiast typowych dla niego obcisłych i wyzywających ubrań miał pierwsze lepsze czarne spodnie i wyciągnięty szary sweter.
- Prowadź. – zsunął się posłusznie ze swojego siedziska i spojrzał na niego wyczekująco. Chciał mieć już to za sobą. Usłyszeć kilka słów o rozczarowaniu i tym, że Hamlet jak zwykle zachowuje się jak dziecko i powinien się wreszcie ogarnąć. Szczerze mówiąc nie czuł się też zbyt dobrze, gdy ukradkowe spojrzenia większości gości oblepiały jego ciało niczym wygłodniałe hieny polujące na swoją ofiarę. Czekały, jakby miały dostać ochłapy tego co z niego zostanie, gdy Chris skończy z nim rozmawiać.

_________________
Omerta 51mUoKq
Spis wątków | Seven deadly sins | Poszukuję
Powrót do góry Go down
ChrisDon't Fuck With Me Seme
Chris

Data przyłączenia : 23/07/2017
Liczba postów : 76
Cytat : Don't get angry, don't discourage, take a shot of liquid courage. Call a doctor, say a prayer, choose a god you think is fair.

Omerta Empty
PisanieTemat: Re: Omerta   Omerta EmptyPon Lut 05, 2018 8:17 pm

Christopher czekał za Hamletem z wyrazem uprzejmej cierpliwości na twarzy i choć można by prawie uznać, że był w pogodnym nastroju, wyraz jego oczu i postawa samoistnie rozsiewały uczucie chłodu dookoła niego, wijąc się jak mgła między ludźmi siedzącymi przy kontuarze. Wieść, że Don nie przyszedł do nich może i była dla nich nieco pokrzepiająca, ale nie spowodowała natychmiastowego odtajania.
Poza pewnymi osobami jeszcze nikt nie widział Chrisa wściekłego – a większość z tych osób już i tak nigdy niczego światu żywych nie przekaże. Owszem, często wyglądał na mocno niezadowolonego, przeważnie na zupełnie obojętnego, ale nawet wtedy nie podnosił głosu ani nie dopuszczał się żadnych nieskalkulowanych gestów. Mimo to a może właśnie dlatego siał taki postrach wśród średnich szczebli Organizacji; najniższe go nie znały, chyba że ze słyszenia a wysokie tak, potrafiły się go obawiać, ale przyswoiły już sobie wiedzę, że dopóki czegoś nie zrujnują, zasadniczo nie mają się czym martwić. Ta nieprzewidywalność posunięć Chrisa była najbardziej niepokojąca; zwykły człowiek ekspresyjnie wyrażał swoje emocje, wściekłość wyrażał w sposób otwarty i wiadomo było, na czym się stało i kiedy ewentualnie zbastować. Tutaj, gdy przegięło się pałę, nie było ostrzeżenia.
Gdy w sposób ostentacyjny Hamlet się w końcu odwrócił – bo było to dość ostentacyjne jak na kogoś, kto wcale nie był w tamtym momencie w lepszej pozycji – Chris cofnął się nieco i nieznacznym gestem pokazał na reprezentacyjne schody wachlarzowe biegnące z dwóch stron na piętro. Oset gdzieś zniknął a Chris nie miał potrzeby go szukać.
- Przynieść coś, szefie? - zapytał barman, którego spięcie trwało najkrócej. Nie miał też za wiele do czynienia z Chrisem, ot, czasami tylko w przelocie go widział, gdy ten wpadał w interesach.
- Dziękuję, może później - odpowiedział i ruszył za Hamletem, przed którym ludzie rozstępowali się jak Morze Czerwone przed Mojżeszem. Śmieszne, w końcu nie wybrałby sobie miejsca takiego jak klub by się z kimś rozprawić a jednak wydawało się, że snajper w tamtym momencie był dla nich jak trędowaty.
Wspięli się na górę i weszli w zasadzie nie do jednej z dających wiele prywatności loż, ale do osobnego pomieszczenia, w którym można by zrobić drugą imprezę a które to pomieszczenie Chris lubił najbardziej. Właśnie dlatego, że było odgrodzone od tego całego zgiełku klubu, muzyka nie była tu aż tak bardzo słyszalna i jeśli już musiał się z kimś gdzieś spotkać, to to było najlepsze po temu miejsce. Kilka kanap i foteli, stoliki ze szklanym, podświetlanym blatem, który dla dodatkowej bajery był responsywny – jakikolwiek przedmiot nań położony natychmiast zyskiwał neonowy obrys po  krawędzi. Ciemne ściany, przygaszone halogenki na suficie i nienachalne lampy na ścianach rzucające rozproszone światło przydawały pomieszczeniu intymności, ale w razie potrzeby można tu było rozkręcić prawdziwą dyskotekę. Co jednak było najlepsze, całą jedną ścianę stanowiło weneckie lustro dające możliwość obserwacji niemal całej dolnej części klubu.
Chris zamknął za Hamletem obite ciemną skórą drzwi ozdobione złotymi gwoździami tapicerskimi, odprowadzając go uważnie wzrokiem do miejsca, które tamten sobie wybrał. Sam przeszedł pod lustro, przez moment przyglądał się ludziom i milczenie przerwał dopiero po chwili. Nie dlatego, by stworzyć dramatyczną, trzymającą w napięciu atmosferę. Po prostu musiał pomyśleć i nie zacząć tej konwersacji od – może nie krzyku – ale nadto podniesionego głosu.
- Czy ty mnie unikasz - było to pytanie w tonie stwierdzenia, wypowiedziane całkiem spokojnie. Tylko po co on się pytał, oczywiście, że Hamlet go unikał. Pytanie powinno brzmieć: dlaczego to czynił? Już miał powiedzieć coś więcej i to zdecydowanie mniej spokojnie, nawet się do niego odwrócił, ale w ostatnim momencie się powstrzymał.
Przypomnij sobie siebie.
Bardzo unikałeś wracania do tamtych lat i zresztą wybitnie dobrze ci się to udało. Na tyle, by nie zorientować się w sytuacji, brawa za skuteczność twoich działań – myśl jak błyskawica przemknęła przez jego umysł, rozświetlając mroczne zakamarki pamięci.  Bezwiednie, jakby mimochodem dotknął swojego biodra, chociaż tego nawyku też pozbył się już dawno temu. Niektóre rzeczy były jak upiory – na co dzień niewidoczne, pokazywały się od czasu do czasu.
Odciął się zupełnie od tamtych lat, bo myśli o tym, rozpamiętywanie osłabiało ducha a on musiał uchodzić za niezniszczalnego. Takie przekonanie wzbudzało strach.
Strach to władza. Lepiej, by się ciebie bali, niżby mieli tylko szanować. Ale strach i szacunek, to jest klucz, chłopcze.
Signore tak mu kiedyś powiedział, już nie pamiętał przy jakiej okazji, ale pamiętał, że nielicho się bał tego człowieka. A zarazem na swój dziecięcy sposób darzył go szacunkiem, więc chyba coś w tym było. Nie roztrząsał tych słów potem (chociaż nie raz bawił się, że jest strasznym mafiozą, którego każdy się boi), był jeszcze za młody, by dotarł do niego ich sens, ale utkwiły gdzieś w podświadomości i wypłynęły na wierzch dopiero później.
Ta rozmowa potoczyłaby się zupełnie inaczej, gdyby Chris nie miał własnych doświadczeń w sprawie PTSD, bo sektor odpowiedzialny u niego za empatię nieco zardzewiał przez lata. Widok Hamleta podział na niego trochę jak impuls, który aktywował dawno nieruszane obszary. Kiedy w końcu jasny umysł dodał do tego wspomnienia sprzed ponad tygodnia, minutę po minucie, puzzle złożyły się do kupy. Zresztą, to niezbyt dobry sposób zaczynać związek od krzyków.
- Przepraszam.
Bądź co bądź, Chris może i był bardzo zatwardziały w swoich racjach, ale potrafił przyznać, kiedy coś mu nie wyszło i na dodatek potrafił przyznać to głośno. Nie był nieomylny, nie był niezniszczalny, nie był robotem i zimnokrwistym mordercą, którego czyny go nie obchodziły, chociaż za takiego uchodził, i dobrze. Tak jest znacznie łatwiej. Prawda?
- Przepraszam, że zostawiłem cię wtedy samego w mieszkaniu, powinienem był zostać - w pierwszym momencie chciał jeszcze dodać „ale” w postaci stwierdzenia, że Hamlet sam mu zasugerował wyjście. Nie miał też zamiaru się bronić, że sam był ledwo żywy. Może kiedyś mu to wypomni, ale teraz na pewno to nie był najlepszy moment.
Przypomnij sobie siebie.
- Miewam problemy z priorytetyzowaniem. Nie przyszło mi do głowy, że nie chcesz siedzieć sam, zmierzyłem cię swoja miarą. Cieszę się, że znalazłeś miejsce, w którym się zatrzymałeś, -chociaż sądząc po twoim wyglądzie, to niespecjalnie ci to posłużyło - ale byłbym spokojniejszy, gdybyś zatrzymał się na przykład u mnie, albo pozwolił zostać u siebie. – W końcu własne kąty lepiej wpływały na rekonwalescencję, człowiek czuł się pewniej.
- I chciałbym, żebyś mi ten błąd darował. Jeśli wolisz, możesz oczywiście zostać tam, gdzie jesteś. I nie musisz mi odpowiadać teraz. Wyjdę a ty możesz wrócić na dół do swoich znajomych. Jeśli nie dasz mi znać do pojutrza to uznam, że podjąłeś decyzję a jakakolwiek by ona nie była, uszanuję ją.
To było całkiem proste i dobre rozwiązanie bez konieczności nadmiernego stresowania Hamleta. Może minione wydarzenia odcisnęły na nim swoje piętno na tyle, że Chris nie powinien brać jego słów za racjonalne, gdy rozmawiali tamtego ranka. Mógł powiedzieć, co powiedział, bo jego umysł był skołowany, zmęczony, nietrzeźwy. Czy on sam pamiętał coś z pierwszych dni po wyjściu ze szpitala? W tamtym momencie nie mógł sobie przypomnieć.

_________________
Then it comes to be that the soothing light at the end of your tunnel
Is just a freight train coming your way.
Powrót do góry Go down
7.Don't Fuck With Me Seme
7.

Data przyłączenia : 28/05/2017
Liczba postów : 258
Cytat : Oh! Despicable me.
Wiek : 33

Omerta Empty
PisanieTemat: Re: Omerta   Omerta EmptyWto Lut 06, 2018 12:22 am

Niezręcznie się czuł, gdy autentycznie wszyscy czmychali mu sprzed nosa, tylko dlatego, że w tej konkretnej sekundzie był niczym najlepsze widowisko prowadzone do kata na ścięcie głowy, a publiczność czekała na swą zabawę ze zniecierpliwieniem. I zasadniczo nie chodziło już nawet o pogardliwe spojrzenia jakim raczyły go co poniektóre jednostki, ale sama istota tego, że był w centrum uwagi. Bo wbrew pozorom Hamlet nigdy nie pragnął władzy ani tytułów. Było mu dobrze nawet na pozycji podrzędnego snajpera, gdy zaczynał. Przez długi czas nawet udawał, że jest gorszy niż faktycznie było, o czym nikomu nie ośmielił się powiedzieć. Nie chciał być wyróżniany czy zauważony, wystarczyło, że miał swój kąt i już. Ale gdy przez głupią pomyłkę ktoś zorientował się, że młody tak naprawdę ma szatański potencjał i na pozycji szeregowego snajpera zwyczajnie się marnuje, to wszystkie wysiłki poszły na marne, bo mimo jego niechęci zaproponowano mu lepsze stanowisko i o zgrozo, więcej uwagi. A potem było już gorzej. Dobrze mu było w jego antysocjalnym dołku pozbawionym oblepiających go ludzi, tych dobrych czy złych, każdych po prostu. Teraz trudno było się od nich opędzić.
Sam nie do końca wiedział czy faktycznie nie czuje presji wywieranej przez Chrisa i się tym nie przejmuje, czy wwiercające się w niego natrętne spojrzenia całej Casy były na tyle odpychające, że kompletnie nie odczuwał powagi sytuacji, a już z pewnością nie ciążącej od Chrisa złej aury rozsiewającej się po całym pomieszczeniu. Po dotarciu na górę wybrał pierwsze lepsze krzesło, jedynym aspektem wyboru było pobieżne stwierdzenie czy będzie wystarczająco wygodne, jakby spodziewał się, że nieprędko opuści to pomieszczenie. Reszta go nie obchodziła, nie miało znaczenia gdzie i jak daleko znajdzie się mężczyzna i czy będzie się na niego patrzył intensywnie, czy może jednak zignoruje swojego podwładnego w typowy dla siebie sposób.
- Tak. – początkowo miał zamiar bawić się w typowego siebie, butnego nastolatka, który wszystko obraca w cyniczne uwagi i pluje jadem na każdą możliwą odpowiedź, nie pozostawiając choćby najmniejszego słowa bez swojego komentarza. Zamiast tego zdecydował się, że tym razem nie będzie bawił się w żadne gierki. I nie wiedział czy bardziej chodziło o zwyczajne, ludzkie zmęczenie podchodami i zabawą w kotka, i myszkę, czy po nieudanej próbie coś mu kliknęło w mózgu i doznał olśnienia, że by druga osoba nas zrozumiała trzeba rozmawiać. Komunikować się za pomocą słów, mówić wprost, a nie zagadkami i oczekiwać, że ktoś będzie jasnowidzem.
- Wiem, że to wszystko powiedziałeś, że nie rzucasz słów na wiatr i naprawdę tak uważasz, ale tak długo goniłem za czymś nierealnym, na tamten moment, że gdy w końcu okazało się, że nie muszę dłużej gonić, że mam dokładnie to czego pragnąłem, to przestraszyłem się. Nie samej myśli, że co teraz zrobić i jak z tym żyć, ale że się zaangażuję, już tak naprawdę, nie tylko na niby, ale naprawdę się zaangażuję, a te wszystkie przeciwności, o których wspomniałeś uderzą w nas ze zdwojoną siłą i w końcu stwierdzisz, że to nie ma sensu, że jest zbyt niebezpiecznie albo jednak się przeliczyłeś i tak naprawdę nic nie czujesz. Dlatego od tego uciekam, bo się boję. Nie chcę znowu zderzyć się ze ścianą. – spojrzał na swoje dłonie, ale nie dlatego, że nie potrafił spojrzeć Chrisowi w oczy, po prostu nie miał ochoty. Zdziwił się, że ręce mu nie drżą, że potrafi o tym wszystkim powiedzieć z takim pierdolonym spokojem jakby opowiadał mężczyźnie o pogodzie. Zacisnął palce na wełnie, byle ją przytrzymać na miejscu. Nie musiał o tym wiedzieć. Nie chciał go dodatkowo martwić. Nawet nie umiałby mu o tym powiedzieć. Czuł się zażenowany własną słabością i głupotą. Dokładnie pamiętał moment, w którym ocknął się w ramionach Luigiego i gdy tylko spojrzał na jego zatroskaną twarz wybuchł płaczem, ciężkim i okropnym. Ale chłopak nie był Chrisem, był jak pogodny promyk słońca w jego życiu, który pojawił się znikąd. Rozumiał go i nie zadawał pytań. Potrafił w ten nienachalny sposób zmusić go do wielu rzeczy, jak choćby przyjście tutaj, do ludzi, nawet jeżeli Hamlet czuł się jak spętany i pozbawiony głosu, gdy tylko wchodził w zbyt liczną grupę członków mafii. Ale gdy czuł obok siebie ciepło Luigiego momentalnie się uspokajał. Bo przy nim mógł być swobodny. Z Chrisem było inaczej. Chris był jego przełożonym. I nawet jeżeli jako jeden z nielicznych mógł sobie pozwalać na naprawdę wiele, to wciąż pozostawała ta dziwna zależność.
- Chciałem, żebyś został. Potrzebowałem Cię wtedy. – zabrzmiało to jak jedna z typowych hamletowskich kąśliwych uwag, ale tylko przez chwilę, bo nie wypowiedział tego ze zjadliwą złośliwością, wręcz przeciwnie, powiedział to najłagodniej jak potrafił, tak miękko i delikatnie jak mu się nie zdarzało. Tak jak kolejne słowa, które wpierw miały w ogóle nie paść, ale skoro obiecał być szczerym z własnym sumieniem, to zdecydował się to zrobić. - Potrzebuję Cię, Chris. – głos mu zadrżał, gdy wypowiedział jego imię i uniósł spojrzenie na mężczyznę. Widać było, że się z czymś mota, że się waha czy zrobić, a może powiedzieć coś jeszcze? Wreszcie podciągnął rękaw na prawej dłoni i rozpoczął żmudną pracę skrupulatnego odwijania bandaża. Materiału było dużo, to i nie zajęło mu to kilku sekund, ale nieco dłużej. Wreszcie, gdy miękki opatrunek całkowicie opadł na ziemię, a ręka została odpowiednio ułożona, Chris mógł zaobserwować, nie tylko sine ślady po linie, ale przede wszystkim coś znacznie gorszego, względnie świeże strupy oblepiające dwie długie blizny ciągnące się idealnie wzdłuż żył.
- Nie radzę sobie. – ułożył lewą dłoń na prawym przedramieniu i ścisnął dowody zbrodni, którą tak bardzo się brzydził. - Przepraszam. – spuścił wzrok na podłogę, po raz pierwszy tego wieczora uciekł spojrzeniem. Nie potrafiłby znieść zwiedzonego wzroku Chrisa. Nie, gdy sam nie potrafił sobie wybaczyć, a co dopiero mówić o Chrisie.

_________________
Omerta 51mUoKq
Spis wątków | Seven deadly sins | Poszukuję
Powrót do góry Go down
ChrisDon't Fuck With Me Seme
Chris

Data przyłączenia : 23/07/2017
Liczba postów : 76
Cytat : Don't get angry, don't discourage, take a shot of liquid courage. Call a doctor, say a prayer, choose a god you think is fair.

Omerta Empty
PisanieTemat: Re: Omerta   Omerta EmptyWto Lut 06, 2018 8:50 pm

Nawet by się nie zdziwił, gdyby tamten przyjął postawę obronną w typowy dla siebie sposób. Nie miałby mu tego za złe a co więcej, spodziewał się tego i byłoby to całkiem naturalne. Młodzieniec chyba jednak musiał być wybitnie zmęczony bo zazwyczaj nie darowałby sobie rzucenia porcją kąśliwości.
Pokręcił lekko głową w odpowiedzi na jego słowa, zanim znowu się odezwał. Mogło się wydawać, jakby przy tym westchnął.
- Nie mogę ci tego obiecać. Mógłbym, ale nie chcę cię oszukiwać. Nie zagwarantuję, że wszystko będzie fantastycznie albo że będzie fantastycznie od razu. To zawsze jest wpływanie na nieznane wody, nie przewidzisz, co się wydarzy. Tylko gdyby człowiek za każdym razem bał się zderzyć ze ścianą, nigdy nie zrobiłby pierwszego kroku w żadnej dziedzinie a to byłoby wielkie marnotrawstwo potencjału.
Bo co miał mu powiedzieć, że będzie jak w bajce? Chodź ze mną, zabiorę cię do swojego zamku i będziemy żyli długo i szczęśliwie? Chris nie był zbytnim optymistą, właściwie rzadko kiedy przejawiał tę cechę, więc cokolwiek robił od razu przygotowywał się na najgorsze scenariusze. Nie wydarzą się – super. Wydarzą się – zawsze masz jakiś plan i nie jesteś zaskoczony. Pewnie to przez te wszystkie transporty i przerzuty, które musiał planować. Miał potencjalny plan na każdą ewentualność, nawet najbardziej absurdalną.
Mogło się okazać, że zupełnie do siebie nie pasowali. Mogło się tak okazać po roku albo po pięciu latach, ale czy to był wystarczający powód do tego, by nie ryzykować? Nie dla niego. Co prawda długo unikał próby podjęcia mniej lub bardziej stałego związku z różnych przyczyn a już na pewno jeśli chodziło o płaszczyznę emocjonalną. A parę lat temu zjawił się Hamlet by kupić od niego snajperkę kiedy jeszcze Chris zajmował się głównie bronią i sukcesywnie przewijał się przez jego życie nieustannie testując jego cierpliwość. Najpierw go tylko irytował, ale potrafił to ukrywać pod swoim obliczem czystego profesjonalizmu. Potem zaczęli tę swoją małą gierkę polegająca na tym, że Hamlet starał się go wyprowadzić z równowagi czy wywołać choćby cień jakiejś emocji na jego obliczu, ale zawsze próby te kończyły się fiaskiem. Rytuał wymiany złośliwości był tylko tego częścią. Hamlet stal się kimś, do kogo Chris w dziwny sposób się przyzwyczaił, chociaż nie spędzał z nim więcej niż góra pół godziny raz od wielkiego dzwonu. Owszem, zwrócił też uwagę na interesujący, nordycki typ urody chłopaka, ale nie poświęcał takim myślom czasu, którego zresztą wiecznie mu brakowało. Mooże, gdyby Chris był dziesięć lat młodszy… Chociaż nie, wtedy był jeszcze zaręczony.
Nie potrafiłby odpowiedzieć, dlaczego pozwolił snajperowi zamieszkać u siebie na pewien czas po pierwszym porwaniu. Być może dlatego, że czuł się za nie poniekąd odpowiedzialny, w końcu to finalnie jemu chciano zagrać na nosie łapiąc jednego z jego najlepszych ludzi a padło niefortunnie na Hamleta. Jak widać nie można było lekceważyć urazów starych partnerów biznesowych.
Być może dlatego, że Hamlet mógł uratować mu życie tamtego popołudnia i w ten sposób chciał się odwdzięczyć, chociaż nie powiedziałby tego głośno. Albo po prostu chciał tak zrobić, bo zaczynało mu na chłopaku w dziwny sposób zależeć. Może nie mieszkali pod jednym dachem specjalnie długo, ale o dziwo jego obecność Chrisowi nie przeszkadzała. Fakt, zajmowali się swoimi sprawami, ale widywali się w kuchni i salonie i trudno było się ignorować. Mężczyzna właściwie nawet nie próbował no i był to dobry moment, by sobie poobserwować. Zawsze zbierał informacje, taki miał nawyk. Poza tym patrzenie na Hamleta kręcącego się w kuchni i próbującego coś znaleźć w jednej ze stu szafek sprawiała mu dziwną satysfakcję.
- Wiem. Następnym razem mi o tym powiedz, bo myślę o za wielu rzeczach jednocześnie i jak widać ważne sprawy mi umykają. – Cholera, nawet teraz nie potrafił poświęcić stu procent swojej uwagi a sprawa była ważka. Chyba trzeba było się znów nauczyć poświęcać czas drugiej osobie. Bardzo wyszedł z wprawy.
Hamlet jednak szybko temu zaradził, bo nagle w stu procentach uwaga Chrisa skoncentrowała się na odwijanym bandażu. Patrzył niby niewzruszenie, ale to odwijanie miało w sobie coś hipnotycznego i włączyło w jego instynkcie przeczucie, że coś jest mocno nie w porządku.
W pierwszej chwili bardzo nieprzyjemna fala przeszła w dół jego ciała, ni to zimna ni to gorąca. Kilka skrajnych myśli pojawiło się jednocześnie i tak naprawdę żadna nie wygrała. W drugiej chwili chciał go za to objechać jak burą sukę, ale się zmitygował. Swojego czasu bardzo dużo czytał o psychice i psychologii, głównie po to, by móc tę wiedzę wykorzystywać przeciwko innym. I mądrzy ludzie uznali, że na człowieka a) po traumie i b) po próbie samobójczej się nie krzyczy, bo to daje odwrotny efekt. Ale Bóg mu świadkiem, że kiedy Hamlet dojdzie do siebie, to nie zostawi na nim suchej nitki. Widzisz Chris, taki z ciebie psycholog, że nie zauważyłeś objawów PTSD ani jego konsekwencji. Kolejne gratulacje.
Dlatego też ze stoickim spokojem wolno wciągnął powietrze i je wypuścił na ten widok mimo, że w środku czuł tornado. Długo chyba nie odnajdzie swojego zen o ile kiedykolwiek mu się to udało. Dopiero wtedy ruszył się ze swego miejsca, jak gdyby wcześniej był do niego przytwierdzony i podszedł do Hamleta. Przyklęknął przy nim, sięgnął po bandaż i zaczął ze spokojem na nowo owijać mu przedramię.
- Coś ci powiem, i zapamiętaj niezależnie od tego, jak to się wszystko dalej potoczy. Choćby nie wiadomo jak sytuacja wydawała się być spierdolona, nie jest spierdolona na tyle, by próbować odebrać sobie życie. Żaden człowiek ani problem nie jest wart, by wygrać o nie z tobą. Nie wierzę w żadne pieprzone karmy, przeznaczenia czy inne plany wszechświata, bo to człowiek o sobie stanowi i człowiek kształtuje swój los. Znalezienie w sobie wystarczającej ilości siły by podjąć te czy inne kroki jest najtrudniejszym, z czym się w życiu mierzymy. Zderzyłem się z wystarczającą ilością ścian, demonów i nawet ciężarówką, żeby wiedzieć, o czym mówię.
Przez cały ten czas gdy mówił i wiązał mu bandaż, nie spojrzał na niego ani razu. Może i zabrzmiało to jak nawiedzone, górnolotne, patetyczne pieprzenie, ale jeśli Chris całym sobą czymś gardził, to było to tchórzostwo. A odbieranie sobie życia było jego największą i najplugawszą formą. Naturalnie Hamlet nie miał się o tym dowiedzieć jeszcze długo, długo, bo równie długa droga czekała go do zdrowia. Oh Panie, ależ on miał ochotę w coś przywalić lub wyżyć się w jakikolwiek inny sposób. Akurat w ukrywaniu różnych emocji był dość dobry, więc przynajmniej tyle w czasie, gdy Hamlet potrzebował jakiejś opoki, ale wewnętrznie cały chodził.
- Nie przepraszaj mnie, tylko siebie. Chyba już zauważyłeś, że nie interesuje mnie osądzanie ludzi, mam inne rzeczy do roboty – dodał całkiem na poważnie, wiążąc luźno końce materiału i dopiero wtedy przeniósł wzrok na jego wymizerowaną twarz. Daleko mu było do pogodnego promyczka pokroju Luigiego, bliżej do ognia, który może albo cię ogrzać albo spalić w pożodze, za to w jego spojrzeniu na pewno była żelazna, trochę mroczna ale spokojna i niezachwiana determinacja, cokolwiek by sobie nie postawił za cel.
- Nie mogę ci obiecać niczego poza tym, że będę próbował nie być taką… jak to określiłeś… gadziną. – Wstał z ziemi, ale nachylił się nad nim, ujął jego twarz w dłonie i pocałował a w pocałunku tym zawarty był wyraz ulgi i obietnicy.

_________________
Then it comes to be that the soothing light at the end of your tunnel
Is just a freight train coming your way.
Powrót do góry Go down
7.Don't Fuck With Me Seme
7.

Data przyłączenia : 28/05/2017
Liczba postów : 258
Cytat : Oh! Despicable me.
Wiek : 33

Omerta Empty
PisanieTemat: Re: Omerta   Omerta EmptyPon Mar 12, 2018 8:00 pm

Dalej nie mógł w to wszystko uwierzyć, ale obiecał sobie, że ze względu na Chrisa przestanie uprawiać czarnowidztwo, które skutecznie odciągało go od przyjemności dnia codziennego, jak choćby obecność i troska mężczyzny, którą ofiarował mu raz za razem. Wcale nie chciał tracić tego wszystkiego ze względu na młodzieńczy upór czy butę, a już zwłaszcza przez swoje problemy, a skoro był mężczyzną, to chyba powinien wreszcie się zachować jak mężczyzna a nie jakaś skończona pizda, która potrafi tylko jęczeć, płakać i kulić się w kącie. Zamiast tego postanowił przejąć stery i zapanować nad swoim życiem. Nie żeby to było takie łatwe, ale małymi kroczkami do celu. Tak jak teraz, gdy zamiast pozwolić oddalić się Chrisowi, objął go rękoma za szyję i przytrzymał przy sobie nieco dłużej niż tamten zamierzał, w celu przedłużenia pocałunku. Nie, żeby Chris teraz miał możliwość wydzielania mu tej przyjemności, ale potrzebował tego. Nie tylko zapewnień i protekcji, ale tej czysto fizycznej przyjemności wspólnego obcowania, czucia ciepła drugiego ciała obok siebie.
Wreszcie pozwolił mężczyźnie się wyprostować, głównie dlatego, by ten nie nadwyrężał i tak już zmęczonego kręgosłupa. Wystarczyło, że nikogo się nie słuchał, a tym samym przemęczał się każdego dnia nie dając swojemu ciału chwili odpoczynku. W innym wypadku ani myślałby puścić mężczyznę tak szybko, ale zamierzał sobie to odbić o wiele szybciej niż Chris mógł sobie to wyobrazić.
- Luigi, to dobry chłopak i przyjaciel. – rzucił wreszcie, bo nie dawało mu to spokoju, nawet jeżeli Chris o to nie pytał. - I ma dziewczynę. – dodał, chociaż mogło to nie mieć żadnego znaczenia. Mężczyzna nie wyglądał na zazdrośnika, ale mimo wszystko Hamlet poczuł nieodpartą potrzebę powiedzenia tego na głos, dając tym samym do zrozumienia, że jest lojalny i wcale nie poszedł się szmacić z pierwszym lepszym członkiem Casy. Bo to wcale nie tak, że po ich cudownym zgromadzeniu wciąż wędrowały plotki o jego dziwkarskim trybie życia. A Chris kiedyś się zarzekał, że nie interesują go plotki, mimo to podskórnie obawiał się, że i on mimowolnie ma takie przeświadczenie. Zasadniczo wierzył w swojego Dona, ale nienawykła do zaufania natura chłopaka dawała o sobie znać często ze zdwojoną siłą. Tak jak teraz.
- Wiem, że obiecałem się asymilować z członkami Casy, ale... – tak bardzo nie chciał teraz wracać tam na dół, by ponownie z nimi siedzieć. Jeszcze zanim przyszedł Chris wszystko było całkiem nieźle, zwłaszcza, gdy siedział w bezpiecznym towarzystwie Luigiego i jego kolegów, którzy zdawali się być zainteresowani towarzystwem młodego snajpera. Było nawet przyjemnie, gdy nie myślał o całej reszcie napotkanych ludzi podczas przybycia do klubu, nawet jak nie patrzył, to czuł ich nienawistne i pogardliwe spojrzenia, które wżerały się w skórę, gdy razem z Luigim przechodzili przez tłum, by dostać się na drugą stronę klubu.
- Chciałbym wrócić do siebie. – podniósł się wreszcie z kanapy, tym samym dołączając do już stojącego Chrisa, bo miał wrażenie, że to koniec rozmowy, a przynajmniej tej części w tym miejscu. Bo chyba nie mieli nic innego do załatwienia, a nawet jeżeli tak, to równie dobrze mogli to zrobić gdzieś indziej.
- Zabierz mnie do domu. – wsunął swoją smuklejszą dłoń w tę o wiele większą i masywniejszą, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że to tylko na tę chwilę. Nie mogli w ten sposób opuścić pomieszczenia, choćby bardzo tego pragnął. Ich relacja niosła ze sobą wiele komplikacji. Więc ani nie mogli się afiszować ze swoimi uczuciami, ani nie powinni ze względu na restrykcyjne zasady panujące w mafii.
Powrót do góry Go down
ChrisDon't Fuck With Me Seme
Chris

Data przyłączenia : 23/07/2017
Liczba postów : 76
Cytat : Don't get angry, don't discourage, take a shot of liquid courage. Call a doctor, say a prayer, choose a god you think is fair.

Omerta Empty
PisanieTemat: Re: Omerta   Omerta EmptyWto Mar 27, 2018 11:31 pm

Jego kręgosłup, na całe szczęście, na co dzień miał się znacznie lepiej, niż jego biodro. W ogóle cały miał się nieźle a to ze względu na rygorystyczne utrzymywanie w dobrej formie swojego ciała, chociaż nie przez zamiłowanie do sportu, nie, absolutnie; zdecydowanie tylko ze względu na to, że na wózku czy łóżku czy inszym atrybucie kalectwa chciał wylądować najpóźniej, jak się dało. Bo o tym, że kiedyś biodro mu odmówi współpracy był przekonany. Plus jednak nie należał do starej gwardii, co to sądziła, że wszystkie sprawy można było spokojnie załatwiać zza stołu zastawionego czym tylko Włochy najlepszym dysponowały. Tamte czasy już się skończyły, nowa era nadeszła a z nią i nowe metody, jeśli chciało się być w obiegu a do tego być najlepszym.
- Dobrze, w porządku - odpowiedział tonem, który zawierał w sobie niewypowiedziane „przecież nie pytałem, nie musisz się tłumaczyć”. Chociaż to się mogło wydawać bardzo dziwne, bo prawie każdy ma coś w sobie z sędziego, Chris naprawdę nie wydawał osądów tak łatwo. Przyjmował wszystkie usłyszane informacje, owszem, bo dobrze było mieć bazę wiedzy, ale sam musiał zweryfikować ich prawdziwość lub nie. Poza wieloma plotkami na temat Hamleta, jakie krążyły tu i ówdzie (a które tworzyły się - o ironio - dlatego, że nikt go tak naprawdę nie znał, bo Hamlet zawsze pozostawał poza zasięgiem świateł), sam miał swoje własne teorie wynikłe z wieloletniej obserwacji snajpera.Większość z nich stwierdzała, że Hamlet pod przykrywką buty i arogancji próbował ukryć swoją niepewność. Może wmówić sobie, że ze wszystkim sobie poradzi i że ogólnie to „jakoś to będzie”. W końcu jeśli będziemy sobie wmawiać coś wystarczająco długo, to sami w to uwierzymy?
A poza tym naprawdę nie musiał mu się z tego tłumaczyć. Dostał od Chrisa kredyt zaufania, bo sam sądził, że bez tego budowanie czegokolwiek jest zupełnie bezsensowne, i będzie się nim cieszył, póki nie zrobi czegoś, co ten kredyt wyzeruje. Może nigdy nie zrobi, chociaż każdy w końcu robił coś - świadomie czy nie - co zaufanie nadwyrężało. I to oczywiście działało w dwie strony.
- Teraz asymilowanie się z ludźmi jest twoim najmniejszym problemem. Nawet nie sądziłem, że prędko się pokażesz w takim miejscu, ale cieszę się, że wyszedłeś. W każdym razie tym się nie musisz w najbliższym czasie przejmować - stwierdził spokojnie, chociaż wewnątrz siebie toczył kolejną batalię z myślami, które natrętnie próbowały wieść prym. Bo chociaż racjonalnie oczywiście przyznał przed sobą, że nie może brać na siebie odpowiedzialności za czyny innych ludzi i że finalnie ta ordynarna, samobójcza próba Hamleta nie była jego winą, to jednak trudno było wykopać z umysłu myśl, że gdyby wtedy został, nic takiego by się nie wydarzyło. Mało zabawne uczucie, czuć się jednocześnie winnym i nie. Na dodatek mało zabawnie zalegało w klatce piersiowej ciężarem, nie dając o sobie zapomnieć.
Zanim wyszli, przygarnął go jeszcze na krótko do siebie, może dla dodania mu otuchy a może bo sam tak chciał, i pocałował w bok głowy. Schodził obok niego, nie przed lub za nim i niech to ludzie widzą. I nawet jeśli powiedział mu tylko ”idź, poczekaj w samochodzie. Jest otwarty”, to też niech ludzie widzą. I niech widzą aprobujące położenie dłoni na ramieniu na odchodnym, kiedy się rozdzielili i Hamlet poszedł do wyjścia a Chris w głąb klubu. Bo że widzieli, Don nie miał najmniejszych wątpliwości. Czas zacząć zmieniać wizerunek Hamleta z aspołecznego, dziwnego odludka w osobę z czołówki tej Organizacji, którą zresztą był. Niech widzą i wiedzą, że snajper jest osobą nietykalną. Jeśli jeszcze nie do wszystkich dotarło, co dzieje się z osobami podnoszącymi ręce na swoich własnych ludzi bez powodu, to pewnie niedługo dotrze; dał wystarczająco jasny sygnał, chociaż akurat że on to zrobił, to ludzie wiedzieć nie muszą. Niech sami sobie łączą fakty, byle by wyciągali właściwe wnioski.
Za to o ostatniej słabości Hamleta dowiedzieć się nie mógł nikt. Urazy psychiczne i fizyczne były tak zwanym „ryzykiem zawodowym” i każdy powinien o tym wiedzieć. Jednostki, które były tak niestabilne emocjonalnie nie miały prawa pracować w terenie, bo przede wszystkim, przyciśnięte, mogłyby zbyt łatwo zacząć sypać, nie mówiąc już o stawianiu pod znakiem zapytania powodzenia różnych przedsięwzięć. Z oczywistych powodów jednak Hamleta nie odsunie a poza tym był zdecydowanie wybitny w tym, co robił. Plasowałby się tak na piątym miejscu ze wszystkich snajperów, których poznał. Na drugim w jego własnej ekipie.
Chris wrócił do miejsca przy którym siedział Hamlet z tym Luigim i jego znajomymi, po czym wyciągnął do rzeczonego rękę.
- Dziękuję, że zadbałeś o mojego snajpera, doceniam to. Teraz my się nim zajmiemy. Fredo - zwrócił się do barmana - Ten pan pije dziś na mój koszt - pożegnał się krótko życząc udanego wieczora i wyszedł z klubu. Naprawdę, jak ci ludzie noszą siedzenie przy takiej muzyce przez kilka godzin?
Wsiadł do auta rozkoszując się względną ciszą, ale teraz nawet odgłos ulicy w godzinach szczytu byłby dla niego bardziej znośny niż to, czego doświadczył. Zdecydowanie nie miał nastroju na klubową muzykę.
Dzięki przyciemnianym szybom też można się było poczuć bardziej odizolowanym od świata zewnętrznego a chociaż prawnie było to praktycznie zakazane, nawet przednia szyba była nieco bardziej ściemniona niż dozwolona norma. O lekkim efekcie lustra nie wspominając, więc trzeba by się było trochę mocniej przyjrzeć by zobaczyć, co jest w środku. Tylko kto by chciał się wgapiać we wnętrze samochodu, który już sam w sobie wyglądał nieco groźnie? Ale jako porządny obywatel grzecznie płacił mandat, ilekroć ktoś z mundurowych poczuł się w obowiązku przypomnieć mu o przepisach. Rzadko się to zdarzało.
- W porządku? Zadzwoń później do tego Luigiego, żeby nie pomyślał, że cię kropnąłem, czy coś - powiedział ruszając w górę uliczki i sunąc wolno do jednej z główniejszych arterii. Palermo nawet nocą nie stawało się jakoś specjalnie mniej ludne tym bardziej, że kultura nocnej fiesty była nie do zabicie. W końcu nocą było chłodniej.
Na telefonie spoczywającym na uchwycie wybrał numer Osta i włączył głośnik, bo tak było wygodniej. I tak nie planował długiej pogawędki, musiał mieć tylko pewność, że ten pamiętał, co miał do zrobienia.
- No, co jest? - zabrzmiało całkiem wesołe po trzech sygnałach.
- Pamiętasz, że masz dziś iść do Doków i poobserwować te dzieciaki, co się nam tam podobno kręcą, prawda?
- Tak. Co z Duńczykiem?
- A co ma być? Jest ze mną w aucie. Musimy wiedzieć od kogo są ci ludzie, więc nie próbuj niczego załatwiać za wcześnie, jasne?
- Lecisz na niego, co?
Zaległa chwila pełnej dezaprobaty ciszy i nawet zdawało się, że silnik nieco przycichł.
- Oset, jesteś na głośnomówiącym - odparł nad wyraz spokojnie i to właśnie było najbardziej niepokojące.
-Haaaa, kurwaaaa, wiedziałem! - z telefonu dobył się aż nazbyt triumfujący głos Osta, jakby właśnie obstawił za milion i wygrał zakład. - No i co z tego, cześć Szczawik! Jak jeszcze nie wiedział, to teraz przynajmniej będziecie mieli o czym gadać a nie siedzieć w grobowej ciszy.
- Czy ty wiesz, co to jest takt i dobre wychowanie? Bo jeśli nie, to ja ci chętnie dam lekcję poglądową.
- Wiesz co, następnym razem, jak będę ochraniał twój tyłek, to przypadkiem w niego strzelę. Może uda mi się złamać ten kij, który tam masz.
Chris o dziwo fuknął z rozbawieniem i się uśmiechnął.
-Och pieprz się, Oset.
- Taki mam plan na wieczór a ty… - Chris mu wszedł w zdanie zanim ten zdołał dokończyć, cokolwiek tam miał do powiedzenia.
- Twoim planem na wieczór są Doki, dobranoc - zakończył tę absurdalną jak dla niego rozmowę. - Za Chiny tego dzisiaj nie zrobi… - mruknął do siebie po czym machnął z lekceważeniem ręką. - Nie zwracaj na niego uwagi, ma dziś zły dzień.
Wybrał kolejny numer, tym razem do Śliskiego, bo był absolutnie przekonany że albo Oset w ogóle nie pójdzie do Doków, albo pójdzie, ale nic z tego nie wyniknie. I nie omieszkał poinformować o tym mężczyzny, bo wcale nie chciał, żeby Oset coś zawalił. Za dobry znaleźli trop. Ze Śliskim problemów nie było, krótko, zwięźle i na temat, jak zwykle.  W razie czego Osta ustawi do pionu. Albo się pobiją, tak też to się mogło skończyć. Cóż.
Droga do mieszkania Hamleta nie zajęła wiele czasu, bo chociaż na ulicach ludzi nadal trochę było, tak ruch samochodowy był już znacznie mniejszy. Aczkolwiek groźba deszczu widocznie zniechęciła drugie tyle mieszkańców i turystów, którzy z pewnością wylegli by na ulice latem. Teraz sezon miał się ku końcowi.

_________________
Then it comes to be that the soothing light at the end of your tunnel
Is just a freight train coming your way.
Powrót do góry Go down
7.Don't Fuck With Me Seme
7.

Data przyłączenia : 28/05/2017
Liczba postów : 258
Cytat : Oh! Despicable me.
Wiek : 33

Omerta Empty
PisanieTemat: Re: Omerta   Omerta EmptyNie Maj 06, 2018 11:55 pm

Mogło się wydawać, że denerwuje się wyjściem z zamkniętego pomieszczenia, że obawiał się gradu oceniających spojrzeń zazdrosnych ludzi, którzy po raz kolejny zdecydują się zasiac niezgodę w szeregach Casy. Prawda była jednak zupełnie inna. Tak naprawdę nigdy go nie obchodziło co mówili ludzie. Jasne, średnio mu się podobało, że rozsiewali nieprawdziwe plotki na jego temat, ale nie szczególnie przejmował się takimi rzeczami, póki mu na nikim nie zależało. Co innego, gdyby Chris w te plotki wierzył i nim je zweryfikował zdecydował się traktować chłopaka z rezerwą. I tak samo teraz nie przejmował się tym, że czuł na sobie palące spojrzenia zazdrosnych członków, bo przecież i tacy się zdarzali, którym nie pasowało, że jakiś byle dzieciak dostaje względy samego Dona, a oni nie. Przejmował się tym co będzie dalej, niezręcznej ciszy w samochodzie, dłużącej się przejażdżki, ale przede wszystkim tego co nastąpi później, w jego mieszkaniu. Mimo, że Chris jasno się określił, mimo że wierzył jego słowom, to dalej miał wrażenie, że ich relacja jest jak porcelanowa lalka, jak ulotna chwila, jak coś tak delikatnego i kruchego, co w każdej chwili może przestać istnieć, jeżeli tylko zrobi coś niewłaściwego. Tak bardzo się bał. Miał go. Był jego. Tylko jego. Ale nadal czuł jakby musiał cały czas walczyc o najmniejszą cząstkę Chrisa, jakby wcale niczego nie dostał i to wszystko było jedynie złudzeniem.
- Dobrze. – kiwnął głową. Wiele zawdzięczał Luigiemu, ale wcale nie chciał sobie nim zaprzątać głowy, gdy miał koło siebie swojego mężczyznę. Chciał siedzieć koło niego, bardzo ciuchutko udając, że wcale go nie ma, by Chris po prostu robił swoje i pozwalał mu na egzystencję obok.
Głos Osta o dziwo nie był nieprzyjemnym przerywnikiem. Wbrew pozorom polubił tego dziwnego gościa i choć nie nadawali na tych samych falach, to czuł się przy nim dobrze. Trochę tak jakby Oset był jego starszym bratem, który pokrzyczy, zruga i da po mordzie, ale na koniec dnia poczochra włosy i przytuli, po męsku, krótko i bez niepotrzebnych czułości, ale przytuli, okazując tym wszelkie potrzebne emocje. To on był pierwszą osobą, która zobaczył podczas odbicia go tam w tym starym domu, to on go wyciągnął i zatargał do samochodu, i on pozwolił mu złożyć głowe na ramieniu, gdy jechali z powrotem do Casy. A potem wpakował mu się do mieszkania narzekając na wszystko. Był specyficzny i chyba właśnie to w nim polubił. Czuł się przy nim pewnie i bezpiecznie, ale nie potrafił mu się naprzykrzać, nawet gdyby bardzo tego pragnął.
- Hej? – cała ta wymiana zdań wydawała mu się jakaś taka niedorzeczna. Zwłaszcza ten fragment, gdy Oset stwierdził, że Chris jest zainteresowany Hamletem. Mimowolnie zaczerwienił się w tym samym momencie, tak jakby pierwszy raz usłyszał, że jego głęboko skrywane uczucie jest odwzajemnione. To było tak miłe i zaskakujące, że przez dłuższą chwile czuł się bardzo niekomfortowo, był zażenowany i nie wiedział co ze soba zrobić, więc na zmianę spuszczał wzrok i ukradkiem spoglądał w stronę Chrisa, jakby oczekiwał od niego jakiejś reakcji. A potem nastąpiło coś, czego sam się nie spodziewał i niemal nie parsknął śmiechem, a jedynie chrząknął, urywając rozbawienie bardzo szybko. A więc nie tylko on uważał, że Chris jest zdecydowanie za sztywny? Ciekawe.
- A mnie się wydaje, że miał nad wyraz dobry dzień. – rzucił z lekkim przekąsem i niemal mogło się usłyszeć ten typowy dla hamleta złośliwy przytyk. Teraz jednak było to tylko echo dawnej zajadłości, jaką lubił przejawiać w stosunku do Chrisa. Duch przeszłości, która gdzieś się zgubiła i nie można było jej odnaleźć, jedynie gonić za tymi utraconymi wspomnieniami, gdzieś we mgle po omacku.
Namiastki drwiącego uśmiechu już dawno opuściły niemal trupie wargi Hamleta nie dając po sobie poznać, że jeszcze chwile temu udawał dawnego siebie. Z całych sił usiłował dogonić pozostałości okrutnie i bestialsko zdeptanej dumy, ale nie potrafił podnieść się o własnych siłach. I zdawało się, że nawet z pomocą najjaśniejszego promyka słońca również nie było to możliwe, więc czy zrzędliwy, wiecznie niezadowolony i sztywniak zdoła podźwignąć z powrotem Hamleta na równe nogi?
- Czyli nie tylko ja uważam, że potrzebujesz więcej rozrywki? – rzucił niby zaczepnie, gdy wysiedli z samochodu, a on ruszył przodem w stronę dobrze znanej klatki schodowej. Otworzył drzwi wejściowe, a gdy Chris wszedł do środka mieszkania zakluczył je.
- Chcesz się czegoś napić? – odwiesił klucze na specjalny haczyk obok drzwi i ściągnął buty. - Chyba jeszcze coś zostało z twojej ostatniej wizyty.

_________________
Omerta 51mUoKq
Spis wątków | Seven deadly sins | Poszukuję
Powrót do góry Go down
ChrisDon't Fuck With Me Seme
Chris

Data przyłączenia : 23/07/2017
Liczba postów : 76
Cytat : Don't get angry, don't discourage, take a shot of liquid courage. Call a doctor, say a prayer, choose a god you think is fair.

Omerta Empty
PisanieTemat: Re: Omerta   Omerta EmptyNie Maj 27, 2018 8:59 pm

Nawet gdyby Hamlet zaśmiał się w głos po tamtym przytyku Osta, nie miałby mu tego za złe. Po pierwsze - chociaż mogło się wydawać inaczej - miał gdzieś ukryte poczucie humoru, które okazjonalnie potrafiło się objawić a po drugie to byłby dobry znak. Taki, że Hamlet jeszcze nie całkiem stracił wszelkie chęci po tym wszystkim, co go tak niefortunnie spotkało w relatywnie krótkim odstępie czasu. Ryzyko zawodowe, chciałoby się powiedzieć, ale ten młody rzeczywiście miał większego pecha od przeciętnego kryminalisty.
Niemniej zerknął na swojego towarzysza podróży, gdy ten próbował zachować kulturę osobistą i nie dać po sobie poznać, że cokolwiek ordynarna uwaga Osta go rozbawiła.
- Miałem raczej na myśli to, że Oset potrafi zachowywać się nieco bipolarnie - sprostował i Hamlet miał się pewnie jeszcze o tym przekonać. Normalnie Oset z pewnością nie powiedziałby czegoś tak zuchwałego po informacji, że każdy dookoła może go usłyszeć a może w ogóle rozmawiałby z nim bardziej profesjonalnie. Byli przyjaciółmi, to fakt, ale zazwyczaj snajper potrafił oddzielić czas pracy od czasu prywatnego, kiedy mógł sobie rozmawiać jak i o czym chciał. Jak Hamlet już zauważył przy jego ostatniej wizycie, bądź co bądź Oset trzymał się etykiety nakazującej szacunek wyższym rangą nawet jeśli tylko dla zachowania pozorów. Chris czasem się zastanawiał, czy szanowny pan Ricchetti jest świadomy tej dwubiegunowości, ale nigdy mu nie zadał tego pytania. Te wyskoki nie były jakoś nadto uciążliwe.
- Nie ty pierwszy i nie ostatni - odpowiedział na uwagę dotyczącą swojej rzekomej sztywności, gdy wysiedli z auta. Dobrze, może nie rzekomej, ale chociaż był tego świadomy.
- Tak samo jak do ciebie docierają plotki na swój temat, tak samo ja dobrze wiem, co myślą o mnie inni a przynajmniej ich część. I bardzo dobrze, niech mają świadomość, że ja zawsze jestem w pracy i jeśli coś schrzanią, to nie puszczę tego płazem. Nic tak nie działa na organizację i wydajność pracy jak poczucie, że masz nad sobą wiecznie czuwające oko Wielkiego Brata.
Może smutne, ale prawdziwe. Dzięki temu, że postrzegano Chrisa jako tego, który wiecznie jest na posterunku, wiele rzeczy działało całkiem sprawnie i być może wiele… niefortunnych rzeczy się jeszcze nie wydarzyło. Żeby z sukcesem prowadzić taką Organizację trzeba było żelaznej ręki. Ludzie nie mogli mieć poczucia, że mogą sobie robić co chcą i olewać system, działać na własną rękę i obywać się bez konsekwencji. Chris przypłacał to utratą wolnego czasu, ale z drugiej strony paradoksalnie miał więcej spokoju. Teoretycznie mógłby teraz puścić tę machinę samopas i podziałała by jeszcze trochę, nim by zaczęła się sypać. Ale również prawdą było, że tak wszystko poustawiał, że z powodzeniem mógłby ciut ustąpić pola, odpuścić i wszystko nadal byłoby w porządku. Ciężko jednak było się przestawić a on sam wolał nie mieć za wiele wolnego czasu na różne własne przemyślenia. Już w tym momencie póki co miał ich za wiele i musiał je jakoś tłamsić we wnętrzu, żeby nie eksplodowały.
- Nie, dziękuję. Woda wystarczy - powiedział wchodząc za nim do mieszkania, chociaż Bóg mu świadkiem, że teraz akurat chciałby się napić. Nie pił często a przynajmniej nic mocniejszego od wina, ale Hamlet mu dziś sprezentował takie rewelacje, które aż się prosiły co najmniej o kilka głębszych. Widok stanu w jakim był młodzieniec też nie poprawiał sytuacji, ale musiał to rozegrać na spokojnie. I na trzeźwo. To było kluczowe. W normalnej sytuacji pewnie zachowałby się inaczej, ale tej tutaj bardzo daleko było do normalności i nie było tu miejsca na bycie typowym sobą. Najpierw trzeba było jakoś przywrócić starego Hamleta.
- Nie wiem, czy mi się wydaje, ale jesteś trochę wycofany. Oczywiście nie oczekuję, że będziesz tryskał entuzjazmem, ale jestem tutaj, w porządku? - zapytał podchodząc w jego stronę. Położył mu dłoń na policzku, który pogładził kciukiem, spoglądając na cień Hamleta z góry. - Jakbyś chciał o czymś porozmawiać, to posłucham. Tym razem nigdzie się nie wybieram. - na szczęście zazwyczaj nie popełniał dwa razy tego samego błędu. - A teraz wybacz, ale idę zrobić kolację, bo nie wierzę, że coś jadłeś. - Zdążył już co nieco poznać zwyczaje Hamleta, kiedy ten u niego mieszkał i z pewnością odżywianie się nie było u niego priorytetem. Teraz jednak młody snajper będzie musiał znieść to, że żeby wrócić do formy zarówno psychicznej jak i fizycznej, niektóre rzeczy będą musiały ulec zmianie. Idąc za przykładem gospodarza zdjął więc buty, odwiesił marynarkę na wieszak przy drzwiach i kierując się do kuchenki - bo kuchnią tego nie można było żadną miarą nazwać - podwinął rękawy koszuli. Zajrzał do lodówki i stał chwilę przed nią z otwartymi drzwiami, jakby się do niej modlił.
- Wysyłanie Osta do ciebie z zakupami było błędem. No naprawdę? - Nie wiadomo, czy powiedział to bardziej do Hamleta, czy do siebie, ale wyciągnął z lodówki puszkowane sardynki, które wcale nie były jedynymi puszkami się tam znajdującymi. Naprawdę? Mając targ niemalże rzut beretem, mieszkając nad morzem ktoś kupuje puszkowane ryby? Oset niestety miał zupełnie krańcowe podejście do jedzenia niż Chris, bo o ile on praktycznie nie tolerował przetworzonej żywności, tak tamten wychodził z założenia, że posiłek ma się dać zrobić po linii najmniejszego oporu. Zdecydowanie nigdy więcej nie wyśle go po nic do sklepu. A może ta szuja zrobiła mu po prostu na złość, tak też mogło być.
- Dobrze, widzę, że nie mamy z czym pracować, więc idę po coś ludzkiego. Będę niedługo. - Chwycił na powrót marynarkę, wzuł buty i otworzył drzwi z zamka. Oset, ty cholero.
Na szczęście Palermo a także włoska kultura miały to do siebie, że nawet późniejszym wieczorem dało się znaleźć działające markety zarówno te zwyczajne jak i te pod gołym niebem. Nierzadko główny posiłek jadło się właśnie wtedy, gdy we wschodnich częściach Europy jadano kolację. Nic dziwnego, upał czasami skutecznie odbierał apetyt.
Wrócił do Hamleta po niespełna pół godzinie, na szczęście nie musiał zbyt daleko jeździć i przynajmniej zrobił jakieś ludzkie, podstawowe zakupy. Nie minęło kolejne pół godziny a przed Hamletem stał prawdziwy włoski comfort food na trudne chwile, Pasta alla Norma; makaron z pomidorami, bakłażanem i bazylią z dodatkiem oilwy i słonej ricotty a Hamlet chciał czy nie chciał, będzie musiał to zjeść. Nie da się zdrowieć bez energii.

_________________
Then it comes to be that the soothing light at the end of your tunnel
Is just a freight train coming your way.
Powrót do góry Go down
7.Don't Fuck With Me Seme
7.

Data przyłączenia : 28/05/2017
Liczba postów : 258
Cytat : Oh! Despicable me.
Wiek : 33

Omerta Empty
PisanieTemat: Re: Omerta   Omerta EmptySob Wrz 01, 2018 9:22 pm

- Wiesz… nie mam takiego przełącznika, co bym nagle zaczął się inaczej zachowywać. Nie oczekujmy cudów. – mruknął nieco niezadowolony, bo jemu naprawdę trudno było choćby utrzymać względny spokój. Bo przez przeszło kilka dni potrafił jedynie płakać lub siedzieć bez słowa na zmianę, a gdy nie miał już sił to przesypiał długie godziny by zacząć ten bezsensowny proces na nowo. Więc jeśli Chris spojrzałby na to z tej strony, to mógłby uznać jego obecne zachowanie za swoisty sukces.
- Jasne. – bąknął jeszcze, trochę jak nabzdyczony dzieciak, któremu zabroniło się robić czegoś na co miał wybitną ochotę.
Trochę nie wiedział co ze sobą zrobić, kiedy zamiast Luki miał koło siebie Chrisa, a po części dlatego że wciąż dziwnie się czuł, gdy kręcił się po jego kieszonkowym mieszkaniu. Wyglądało to co najmniej groteskowo i nawet nie chodziło o posturę czy wzrost Chrisa, ale samą jego osobę, która tak karykaturalnie wyglądała w tym miniaturowym mieszkanku.
- Yhm... – westchnął tylko, ponieważ zdawał sobie sprawę z tego, że nie ma się co sprzeczać z mężczyzną jeśli chodziło o jedzenie. Chris był prawdziwym Włochem, a oni kochali jeść dobrze. To nie mogło być byle co z puszki czy błyskawiczna zupka z supermarketu. Co prawda Hamlet też nie przepadał aż za takimi rzeczami, ale nie należał do ludzi, którzy szczególnie przepadali za jedzeniem. Coś tam ruszył, żeby nie paść z głodu, ale nie delektował się nim tak jak potrafił to robić Chris.
Najpierw zamierzał po prostu grzecznie poczekać na mężczyznę na kanapie. Obiecał, że nie zajmie mu to zbyt wiele czasu, a Hamlet i tak nie bardzo wiedział co powinien ze sobą zrobić w tej chwili. Nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca rozpoczął wędrówkę po mieszkaniu w poszukiwaniu czegoś, co zajmie go na dłużej niż pięć minut, ale gdy tylko uznawał coś za niemal ciekawe zaraz uświadamiał się o beznadziejności tego zajęcia i ruszał dalej. W ten sposób wreszcie trafił pod prysznic. A przecież wszyscy doskonale wiedzą, że płynąca woda wspaniale koi wszelkie boleści. I dopiero tutaj, pod kaskadą ciepłej wody spędził o wiele więcej czasu niż zakładał na początku. Usłyszał nawet szczęk zamka, gdy Chris wrócił z zakupami. Dopiero wtedy zdecydował się opuścić zaparowaną łazienkę obleczony jedynie w puchaty szlafrok.
- Mam wrażenie, że gotowanie w tej kuchni to jak największa kara dla Ciebie. – nadal pamiętał jak Chris narzekał na jej rozmiary i brak odpowiedniego inwentarza. Hamletowi nie potrzeba było całego zestawu prawdziwej gosposi, nawet jeżeli był doskonałym kucharzem. On zwyczajnie nie spędzał tutaj więcej czasu niż było to absolutnie koniecznie.
Postąpił dwa kroki i to wystarczyło, by mógł wtulić się w plecy mężczyzny, objąć go rękoma w pasie i schować twarz między jego łopatkami. Chciał tak wiele, ale wiedział, że jeżeli tylko o tym wspomni to usłyszy dokładnie to samo, co cały czas prześladowało go w jego umyśle. Wcale nie chciał usłyszeć tych słów. Dlatego próbował tymi drobnymi gestami zaspokoić swoje pragnienia, jak choćby ten dziecinny uścisk, bo wcale nie zamierzał go puszczać, nawet jeżeli przeszkadzał Chrisowi w nakarmieniu siebie. Na co mu było jedzenie, skoro wreszcie miał koło siebie jedyną osobę, na której mu zależało.

_________________
Omerta 51mUoKq
Spis wątków | Seven deadly sins | Poszukuję
Powrót do góry Go down
ChrisDon't Fuck With Me Seme
Chris

Data przyłączenia : 23/07/2017
Liczba postów : 76
Cytat : Don't get angry, don't discourage, take a shot of liquid courage. Call a doctor, say a prayer, choose a god you think is fair.

Omerta Empty
PisanieTemat: Re: Omerta   Omerta EmptySob Wrz 29, 2018 1:06 pm

Cudów przestal oczekiwać już hen, dawno dawno temu. Mogło to jakimś cudem zabrzmieć inaczej, ale przecież nie robił Hamletowi wyrzutów z tego powodu, zadał po prostu pytanie. Doskonale zdawał sobie sprawę (teraz, rychło w czas), że powrót do normalności Hamletowi trochę zajmie ale z drugiej strony też nie można się było z nim obchodzić jak z jajkiem, bo takie zachowanie mogło tylko zaszkodzić rekonwalescencji. Dodatkowo też może i irytować drugą osobą, bo jego osobiście irytowało. Irytował go każdy przejaw użalania się nad nim, tak już miał. Każdy jednak przeżywał rzeczy na swój sposób a Chris miał świadomość, że był trochę specyficzny, więc nie był wyznacznikiem dla czegokolwiek. Tym bardziej, że Hamlet też stanowił osobliwość samą w sobie.
- Nie, po prostu zrobiłem się wygodny. Nie jest to ani najmniejsza kuchnia w której byłem ani najubożej wyposażona. Gdybyś miał tylko jeden garnek, też bym sobie poradził - odparł wykładając posiłek na talerze. Zajęłoby mu to więcej czasu, ale dałby sobie radę. To danie i tak było relatywnie szybkie i proste do zrobienia, większość składników można było zrobić na raz w jednym garnku. Dlatego to był idealny posiłek na smutne, zimne dni - smaczny i szybki.
Może odnosił trochę dziwne wrażenie będąc na tak niewielkiej, ograniczonej przestrzeni, ale to było kwestią przyzwyczajenia. Będąc dzieckiem mieli z matką jeden pokój wielkości może hamletowego saloniku i też było w porządku. Tak jak powiedział, przez te wszystkie lata zrobił się po prostu wygodny, ale nie znaczyło to, że funkcjonowanie na takim metrażu uwłaczało jego godności albo było jakiegoś rodzaju utrapieniem. Być może wyglądał na takiego, co wszelkie niedogodności przyjmuje z wielkim niezadowoleniem, ale było zupełnie odwrotnie. Właśnie dzięki temu, że przeszedł przez wszystkie szczeble drabiny i teraz mógł być tylko wdzięczny swojej silnej woli i temu, że się nigdy nie poddał, choć miał kilka krytycznych momentów w życiu.
Wstrzymał się z nakładaniem i postał tak chwilę z przyklejonym do jego pleców Hamletem, ale w końcu się odwrócił by również móc go objąć.
[/b]- Nie wygodniej?[/b] - Jeśli tamten potrzebował sobie tak postać, to proszę bardzo, w porządku, nie miał nic przeciwko. Takie zatrzymanie się na chwilę było nawet miłe, tym bardziej kiedy ktoś się do ciebie przytulał. Tak po prostu. Jeszcze lepiej, kiedy była to osoba, na której ci zależało a której nie zrażał twój sposób bycia. Zatrzymał się chwilę nad tą sytuacją, która dawno nie miała miejsca, trochę nieświadomie lekko przeczesując w tył wilgotne włosy wtulonej w niego puchowej kulki. Po trosze to było tak abstrakcyjne, że musiał to przetrawić. Wciąż jednak w jego wnętrzu kotłowało się wiele emocji, w dużej mierze negatywnych, więc takie przyjemne wytrącenie z tej gmatwaniny problemów było w pewien sposób oczyszczające.
- Póki możesz, daj ranom pooddychać, na noc dobrze będzie je obwinąć. Kupiłem też maść, jak się trochę bardziej zagoją to polecam stosować, może blizny będą wtedy minimalne. Działa - dodał, gdyby Hamlet był jednym z tych niedowiarków albo przeciwników farmakologii. Co prawda to Hamlet nosił te rany, ale dla niego patrzenie na nie było w jakiś sposób trudne. Za każdym razem jak spod rękawa wyłaniały się czerwone szramy, coś mu się w środku przewracało.
- No dobrze, mamy na to cały wieczór a teraz jedz. To nie będzie ciepłe wiecznie - i chociaż złożył jeszcze pocałunek na hamletowej głowie, w ostatnim zdaniu znów było trochę słychać standardowego, nieznoszącego sprzeciwu Chrisa. Odwrócił się do niego bokiem i podał mu jeden z talerzy.

_________________
Then it comes to be that the soothing light at the end of your tunnel
Is just a freight train coming your way.
Powrót do góry Go down
7.Don't Fuck With Me Seme
7.

Data przyłączenia : 28/05/2017
Liczba postów : 258
Cytat : Oh! Despicable me.
Wiek : 33

Omerta Empty
PisanieTemat: Re: Omerta   Omerta EmptyCzw Gru 13, 2018 5:35 pm

- Nie. - do kompletu powinien jeszcze tupnąć nóżką jak obrażona mała dziewczynka, której postanowiono zniweczyć plan doskonały. Hamlet skupił się jedynie na tonie. Wyraźnie niezadowolony, ale nie tym, że Chris zepsuł jego wizję czy zrobił coś po swojemu, po prostu o łatwiej było się wtulać w plecy ze świadomością, że gdy się zakończy tę czynność, to będzie można uciec niepostrzeżenie i w żadnym wypadku nie napotkać wzroku Chrisa. Teraz jednak będzie niemal zmuszony, by spojrzeć w górę, a nawet jeżeli nie, to wciąż będzie czuł na sobie jego wzrok, wymagający, oczekujący a zarazem opiekuńczy i troskliwy. Westchnął niezadowolony, ale pozwolił się mocniej w siebie wtulić i rozkoszował się jeszcze tą błogą chwilą.
A miało być tak pięknie.
Momentalnie się naburmuszył, ale nie w ten uroczy i nieco kokieteryjny sposób. O nie. W ten typowo hamletowski sposób, pełen jadu i gniewu. Również odsunął się od mężczyzny w taki sposób jakby Chris stał się dla niego odstręczający.
- Słucham? – aż się zapowietrzył jak to usłyszał. - Może zniszczę Ci tym twój światopogląd, ale moje blizny, to moja sprawa. I jeżeli nie możesz znieść patrzenia na nie, to już inna bajka. Ja nie mam zamiaru udawać, że tego nie było, a tym bardziej starać się ich pozbyć, bo to brzydko wygląda. – telepało nim ze złości. Nie spodziewał się, że akurat Chris będzie w stanie zasugerować coś takiego. Właściwie do tej pory nawet o tym specjalnie nie myślał, ale teraz gdy zostało mu to niemal wytknięte, rzecz jasna w jego mniemaniu!, to poczuł się, o zgrozo!, tym na wskroś dotknięty.
- Szczerze od zawsze wolałem ludzi, którzy wręcz się natrętnie gapią i dopytują co się stało, od tych co rzucają jedynie nieprzyjemne, ukradkowe spojrzenia z oburzeniem czy wręcz odwracają wzrok, no bo jak można? Można. Czasem nie da się inaczej. I im szybciej to do Ciebie to dotrze, tym lepiej. A jak nie, to wiesz gdzie są drzwi. – wytrwał mu z ręki talerz i poszedł do sypialni. Absolutnie nie miał już apetytu, ale skoro facet się tyle namęczył, zeby zrobić ten przeklęty posiłek, to zje choćby miał się zrzygać. Może nie na złość, ale faktycznie nie jadł wiele i potrzebował ten energii, chociaż teraz, przez te wszystkie emocje czuł jak zaciska mu się przełyk. Mimo to usiadł na łóżku i grzecznie, jak na niego!, kęs po kęsie pałaszował potrawę. Nie był demonem prędkości w jedzeniu, ale sukcesywnie opróżniał talerz i usiłował zapanować nad targającymi nim emocjami. Nie było to łatwe, nie teraz gdy osobą, która tak ostentacyjnie o tym mówiła był sam Chris.

_________________
Omerta 51mUoKq
Spis wątków | Seven deadly sins | Poszukuję
Powrót do góry Go down
Sponsored content



Omerta Empty
PisanieTemat: Re: Omerta   Omerta Empty

Powrót do góry Go down
 
Omerta
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Zona scriptum :: Okruchy Życia-
Skocz do: