|
| Autor | Wiadomość |
---|
KotkuffI will bite you
Data przyłączenia : 13/07/2017 Liczba postów : 20
Wiek : 26
| Temat: Water vs Fire Nie Lip 16, 2017 5:58 pm | |
| To, że wodne smoki i ogniste się nie lubiły zostało głośno potwierdzone, ale co z wyjątkami? Własnie takimi byli X oraz Y. Bawili się co dnia na granicy swoich habitatów. Nikt nie zwracał bowiem na dzieciaki uwagi, bo w końcu to tylko maluchy. Lata mijały, świat się zmieniał, a przyjaciele zapomnieli o sobie. Wybuch wojny diametralnie wszystko zmienił. Pokój pomiędzy klanami wody oraz ognia został zburzony. X i Y musieli stanąć przeciw sobie w walce o życie. Kiedy to X prawie ginie z szponów Y, ten uświadamia sobie kogo ma przed sobą..
Co zrobią dawni smoczy przyjaciele?
X - Delusion Y - Kotkuff |
| | | KotkuffI will bite you
Data przyłączenia : 13/07/2017 Liczba postów : 20
Wiek : 26
| Temat: Re: Water vs Fire Nie Lip 16, 2017 8:51 pm | |
| || Luke || 100 smoczych lat || 175cm || Pochodzeniex Rodzice jego są prawowitymi władcami podwodnego świata smoków. Tereny te rozciągają się na jeden z większych oceanów, a miasto w którym urodził się chłopak zostało położone w podwodnych jaskiniach rafy koralowej dostarczającej pożywienie ludności przez miliony lat. x Biologiczna matka chłopaka zmarła zaraz po urodzeniu 2 młodszego rodzeństwa Luke - Nami oraz Neptu. x Smok nie przepada za swoim rodzeństwem ani resztą nowej, bo przyszywanej rodziny. Ojciec poślubił nową smoczycę, która usiadła na tronie. Nie była ona jednak specjalnie bystrą personą przez co naprawdę irytowała uzdolnionego chłopaka. Dodatkowex Jest jednym z nielicznego gatunku podwodnego, który nie potrafi latać. Jest on za to wyposażony w wielką płetwę umożliwiającą mu szybsze poruszanie się pod wodą. x Oddychanie pod wodą umożliwiają mu skrzela, które posiada również w człowieczej formie na żebrach. x Mimo czasem zadziornego charakteru stara się zachowywać spokój w sytuacjach kryzysowych i rozwiązać problem rozmową. Jednakże szybko można go zdenerwować co kończy się bójką. x Uczył się od najmłodszych lat posługiwać swoimi niesamowitymi zdolnościami wodnymi, które mają szeroki zakres użyteczności. x Codziennie wiele godzin poświęca na samotnym wygrzewaniu się na obrzeżach swojego kraju obserwując inne dorodne gatunki lądowe. x Nigdy nie popierał wojen, a co najważniejsze był pokojowo nastawiony do nowo poznanych stworzeń. x Pakował się w bójki broniąc słabsze ogniwa. Nie raz kończył poobijany i skrzyczany przez ojca za niepotrzebne wywoływanie awantur w mieście. x Do miasta nie miało prawa wchodzić żadne inne stworzenie poza tymi morskimi. || Luke jako dziecko stare zdjęcie || || Luke jako smok || |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Water vs Fire Nie Lip 16, 2017 10:11 pm | |
| Imię: Vuurvliegie, w wolnym tłumaczeniu "robaczek świętojański". Przez rodzinę i przyjaciół skracany do Vuur (ogień). Wiek: ok 101 smoczych lat (+/- 4, w jego klanie wiek jest rzeczą względną z wielu powodów) Wzrost: 171 cm, 173 gdy stanie na palcach. // Pochodzenie: Vuur wykluł się w klanie ognia wraz z pięcioma braćmi i dwoma siostrami. Jest gdzieś pośrodku jeżeli brać pod uwagę chwilę narodzin, przez co nie ma ani syndromu najstarszego, ani najmłodszego brata. Nie pochodzi z rodziny królewskiej, jednak utrzymuje znakomite, koleżeńskie stosunki z lęgiem wodza plemienia ulokowanego na granicy terytorium wody. Dzięki temu dostał świetne rekomendacje jako wojownik, a także wykształcenie obejmujące sposoby walki, naukę latania pod obciążeniem w trudnych warunkach i planowanie wojennych posunięć. Za dzieciaka niewiele rozumiał, jednak jego klan był od zawsze bardzo waleczny i chętny do bitki z byle powodu, dlatego zamieszkali jaskinie graniczące z terenami lęgowymi smoków wodnych. Jako jedyny z miotu nie dostał w genowym spadku tej chęci do prania po pysku każdego niebieskołuskiego. W korelacji z niecodziennym upierzeniem załatwiło mu to łatkę kundla, wierzono bowiem że granatowo-stalowy odcień łusek na szyi i u nasady ogona to niechybny znak spowinowacenia z plemieniem wody. Nie było to prawdą, jednak nie sposób było tego nikomu wyjaśnić. Niemniej nie został odepchnięty od społeczności, jednak w dzieciństwie mało kto prócz rodziców zwracał na niego uwagę. Pozwoliło mu to bardzo zbliżać się do granicy i zapoznać z jednym okrutnie ciekawym towarzyszem wspólnych harców. p Ciekawostki w kupę zebrane: W swojej smoczej postaci jest ogromnym, wijącym się jaszczurem okutym w zbroję łusek, ale i piór. Przerzedzenia te pozwalają mu na swobodną motorykę ciała podczas lotu, nie jest on bowiem z rodzaju smoków o masywnych skrzydłach sztywno dźwigających tęgie cielsko. Tuż za i pod skrzydłami ma tuzin pierzastych wypustek będących imitacją skrzydeł właśnie. Swoje imię zawdzięcza temu, że skryty pod skórą ogień jarzy się, buchając kłębami gorącego dymu, parząc i paląc pióra na ogonie. Jako jedyny z miotu wykluł się jako smoczątko - reszta rodzeństwa weszła w życie w ludzkiej postaci. Przez to długo nie pokazywał nikomu swoich łusek, jako że od narodzin towarzyszyły mu niepochlebne plotki, które ucichły dopiero po kilku latach. Wstyd wziął górę. Jego specjalny, najbardziej zdradziecki atak nie jest zasięgowy. Nie potrafi pływać i kiepsko radzi sobie z wstrzymywaniem oddechu pod wodą zarówno w swojej smoczej, jak i ludzkiej postaci. Poza tym jest raczej zręczny. Ma wyraźnie odznaczające się kły górne i widoczny uszczerbek pierwszego zęba trzonowego. Jedno ze swoich piór nosi jako ozdobę u szarfy przepasającej mu biodra. |
| | | KotkuffI will bite you
Data przyłączenia : 13/07/2017 Liczba postów : 20
Wiek : 26
| Temat: Re: Water vs Fire Pon Lip 17, 2017 8:26 pm | |
| Dzieciństwo jest jednym z najpiękniejszych okresów życia. Można wtedy robić co się chciało, a reszta nie zwracała na to zbyt dużej uwagi. Tym bardziej, że czasy, w których obecnie żyły smoki były wyjątkowo pokojowe. Żadnych wojen, agresji i rasizmu pomiędzy gatunkami. Jednak wszystko miało swoje granice. Dorośli czasem pogrozili młodziakom palcem zabraniając im wałęsać się przy brzegu oceanu. On jednak był wyjątkowo upartym stworzeniem. Zawsze o świcie wymykał się z domu płynąc w smoczej postaci do najjaśniejszych wód, które zamieszkiwał. Obrzeża oceanu były cieplutkie i idealne do zabawy! Dlatego właśnie chłopak bardzo często z nich korzystał. Tam gdzie woda tam był i jego dom. Poza wodę nie mógł wychodzić, ale kto zabroni mu usiąść na brzegu w płytkiej wodzie? Zabawa mokrym piaskiem podmywanym przez fale oceanu. O tak, to była jego ulubiona czynność o poranku. Wiedział jednak, że długo pozostać tu nie mógł. Jeśli ktokolwiek by go zauważył tak bardzo wynurzonego z bezpiecznej wody, mógłby skończyć jako przekąska dla żądnych krwi smoków lądowych. Z powietrza również łatwo było wychwycić niewinne stworzenie pluskające się bezpańsko w oceanie. Chłopak nie był głupi mimo swoich 15 lat życia zdążył pojąć wiele zasad panujących w tych stronach wód. Gdy tylko słońce pojawiało się w prostej lini do wody ten znów wracał do formy smoka i uciekał pod wodę, wprost do rodzinnego miasteczka, które mieściło się około dwóch kilometrów od brzegu na samym dnie już nieco chłodniejszej wody. Było tu nieco ciemniej niż przy wierzchu tafli wodnej. Budynki osadzone były w specjalnych kulach, w które bez problemu można było wpłynąć specjalnymi wejściami. W środku na mieszkańca czekało świeże filtrowane powietrze oraz brak słonawej wody. Każda z kul miała najmniej kilometr długości, a największa, w której mieścił się pałac miała aż 3! Razem wszystkich kul można ich naliczyć nawet i dziesięć - nie wspominając o tych mniejszych po kilka metrów z działkami, ogrodami czy też polami uprawnymi. Na około miasta zawsze pływał patrol złożony z 2 rekinów i jednego dorosłego samca, który w razie potrzeby używał specjalnej echolokacji. Jedna z cech podwodnych gatunków, której mogli pozazdrościć pobratymcy. Echolokacji uczył się dosłownie każdy już od najmłodszych lat by tylko nie zgubić się w podwodnym świecie i móc komunikować bezproblemowo nawet na dnie. Smoczek jak zwykle wrócił do domu bez problemowo. Strażnik znał już wystarczająco młodzieńca by pozwalać mu wpływać i wypływać gdy tylko zechce. Jakby nie patrzeć był on księciem! To wręcz zaszczyt by taki byle kto mógł z nim normalnie porozmawiać czy też nawet go zobaczyć. Surowa zasada królewska.. Nikt nie miał prawa patrzeć się na młodsze pokolenie króla, bowiem to mogło być ujawnione dopiero po ukończeniu pełnoletności w wieku całych 50 lat swojego życia. Rygorystyczna, ale praktyczna zasada. Młodzieniec miał więc naprawdę szczęście, ze jego ojciec dalej nie dowiedział się gdzie to jego syn wybywa w porannych porach. Tego dnia jednak miało stać się coś nieprzyjemnego. Luke wracając ze swoich podwodnych wypraw nigdy nie przejmował się tym, że ktoś będzie w stanie go przyłapać na sprytnym powrocie do swojego pokoju. Udawanie, że dopiero się wstało było naprawdę niemądrą zagrywką. Młodzieniec gdy tylko pojawił się w pałacu przywitał go gniewny wzrok ojca wraz z chichoczącą Nami u boku. Dziewczynka o jasnych, wręcz białych do pasa włosach oraz ślicznymi perłowymi oczyma wyglądała niczym piękna królowa pałacu niżeli mała dziewczynka. Chłopak przełknął ciężko ślinę poprawiając długie kosmyki włosów. Musiał jakoś wybrnąć z tej sytuacji nim ojciec zacznie krzyczeć. - Co to ma znaczyć Luke? - Spytał mężczyzna krzyżując ręce na piersi. - Zdajesz sobie sprawę z niebezpieczeństwa? Czy rozumiesz do jasnej na co nas wszystkich narażasz?! -Wrzasnął tak głośno, że aż kryształowy żyrandol nad nimi lekko zadrżał, a młodsza siostra zasłoniła sobie uszy. - P-przepraszam.. -Mruknął cicho pod nosem. Nie przejmował się słowami ojca. Nie obchodziły go. On i tak był zajęty bardziej swoimi obowiązkami niżeli rodziną oraz obowiązkami, które tatuś powinien spełniać względem swych małych pociech. Te zaś musiały dbać same o siebie, ah.. Służba dbała o nich bardziej niż osoba krwią z nimi związana. - Nie wyjdziesz już z tej bańki. -Powiedział ostro biorąc młodszą kruszynkę na ręce. - Nie chcę słyszeć sprzeciwu. Bell zabierz go do swojego pokoju. Dzisiaj nie ma dla niego deseru ani słodyczy. Widocznie za bardzo was rozpieszczam. - Dodał w stronę najpierw służącej, która właśnie przechodziła z koszem warzyw, a następnie spojrzał na swojego kruchego syna, którym w tym momencie tak bardzo gardził Był zezłoszczony to oczywiste, ale młodzieniec naprawdę nie rozumiał dlaczego ten chce go tak bardzo ograniczać! - Nie! -Krzyknął w końcu rozgniewany. - Dlaczego wszystkiego nam zabraniasz?! Dlaczego nie mogę?! Nie mogę nawet wyjść do miasta, bo mamy jakieś głupie tradycje! Będę robił co chcę! -Dokrzyczał zdenerwowany. Nie zamierzał dłużej zostawać w tym zapyziałym pałacu. Wybiegł tak szybko jak się dało, mimo iż zirytowany ojciec wysłał za nim straż by go zatrzymała. Straż jednak nie pochodziła z tego samego podgatunku. Nie posiadali oni idealnie wykształconych płetw, nie mieli płetwy grzbietowej i długiego ogona robiącego za profesjonalny sprzęt manewrowy. Wyskoczenie z bańki było pierwszym wyminięciem strażników. Krew królewska dawała mu idealny rodowód i zdolności do zmiany w smoka w trybie now. Już po chwili zniknął z oczu mężczyzn, którzy za nim gonili. Dzisiaj postanowił spędzić cały dzień na lądzie mając gdzieś to co mówił ojciec. Cały dzień będzie opalał się na słońcu! Szkoda tylko, że ci uparci strażnicy nie chcieli się odczepić. Ganiali młodzika aż do brzegu gdzie ten jak poprzednio przybrał postać człowieka. Chwiejnie zaczął biec po suchym piasku wprost w krzaki. Nie znał tej roślinności, ale wyglądała na taką, za którą można było się skryć. Idealne miejsce na złapanie oddechu ze świeżego powietrza, które tak uwielbiał. Słońce jednak piekło niemiłosiernie, a cień dawany przez drzewa nie zastopował duszności panującej w atmosferze. Dwóch mężczyzn wkrótce za chłopakiem wyłoniło się z wody. Pozostali oni jednak w smoczej postaci rozglądając się za zgubą. -Paniczu! Proszę wrócić do wody! To nad wyraz niebezpieczne! -Zawołał jeden z nich. Młode smoki przebywać w duchocie nie powinny. Brak wody dla takiego stworzenia mógł grozić śmiercią lub poważnym urazem na całe życie. Straż wiedziała, że jeśli nie odnajdzie chłopca może się to i dla niego, i dla nich koszmarnie skończyć. -Ty idź w prawo, a ja pójdę popływać jeszcze wokół pobliskich skał. - Powiedział ten sam większy smok po czym zanurzył się we wodzie. Drugi wedle rozkazu ruszył brzegiem w prawą stronę. Luke w końcu mógł odpocząć. Mógł oddychać powoli ciesząc się miękkością trawy, na której usiadł. Nigdy wcześniej nie miał przyjemności na fizyczny dotyk tego wszystkiego! To nie to samo co glonne uprawy podwodne czy tamtejsza wilgotna trawa. Ta tutaj mimo bycia na powierzchni była wyjątkowo miękka! Radosny chłopak ułożył się na niej z uśmiechem tak by mieć buzie na słońcu. Szkoda tylko, że nie zdawał sobie sprawy z własnej głupoty. Nie musiało minąć wiele czas aż skóra chłopaka wyschła dość mocno, a świadomość odpłynęła na długi moment w dal z falami. Zemdlał leżąc bezwładnie na trawie zdany na strażników, którzy oddalali się coraz bardziej w poszukiwaniach swojego księcia. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Water vs Fire Wto Lip 18, 2017 2:05 am | |
| Konkrety nie były jego mocną stroną. Zdecydowanie bardziej wolał się bawić, niż zaprawiać w nienawiści do wszelakich istot o innej strukturze łusek niż jego plemię. To nie tak, że cały świat był dla świetlika cudowny, pełen kwitnących kwiatków i uśmiechniętych zwierzątek, które jedynie czekały, aż zatopi w nich swoje wygłodniałe zębiska. Pomimo relatywnie młodego wieku był świadomy pewnych niedogodności, te jednak nie budziły w nim stosownych obaw. Być może powodował to fakt posiadania stosunkowo licznego rodzeństwa, które pospołu z innymi, plemiennymi dziećmi dokazywało od świtu do zmierzchu, czyniąc rzeczywistość współplemieńców bardziej znośną i kolorową, a być może to długotrwała posucha na linii kontaktów międzygatunkowych – nie sposób stwierdzić. Świat jednak nie uznał, że to stosowna chwila by Vuur przekonał się, dlaczego habitat jest tak istotny w życiu smoka i dlaczego należy go chronić za cenę każdej przelanej kropli krwi. Plotki o jego rzekomym skundleniu zdążyły opaść na sile odkąd nauczył się przybierać swoją humanoidalną formę. Jako dziecko nie rzucał się w oczy intensywnością zimnych barw, które nie przystały jego korzeniom. Pamiętał niemiły chłód uczucia bycia obserwowanym i piekące koniuszki uchu, gdy orientował się że jest na językach praktycznie całej społeczności. Jego odmienność kładła się cieniem na wierności jego matki; wielu sugerowało, że zapuściła się złożyć jaja zdecydowanie zbyt daleko od lęgowisk innych smoczych matek, zaś harmider i stres nie były wystarczającymi wymówkami jej wybryku. Mało kto wierzył, że ledwie pięćsetletnia smoczyca na pojęcie lojalności, powodując kilka tygodni cichych dni pomiędzy nią, a ojcem świetlika. Potęga plotki ma przerażający zasięg i moc. Wszystko zdawało się być teraz w porządku – pozostawiony samemu sobie chłopak mógł ganiać za motylami i samodzielnie wprawiać się w polowaniach na myszy. Był wolny jak ptak i nie uginał się pod jarzmem kontroli ze strony pozarodzicielskiej. Co prawda ojciec nie pobłażał żadnej ze swoich małych, pierzastych pociech, znajdywał jednak złoty środek w treningu, tresurze i rodzicielskiej trosce o ostatki dzieciństwa. W kulturze smoków ognia bowiem inicjacja na młodego mężczyznę i wojownika następowała w kilka lat po wykluciu, wykluczając tym samym okres młodzieńczego buntu ze smoczego słownika. Dziewczynki były pozostawione w spokoju – miały ścielić jaskinie trawą, pilnować czystości i kolejnych pokoleń smocząt dopiero wchodzących w życie. Samce zaś z troskliwych rąk matek przechodziły pod czujne oko plemiennej starszyzny, by codziennie zrywać się z legowisk o świcie i poznawać potęgę dobrego patrolu. Szczęśliwe chwile miały się zakończyć już niedługo, dlatego Vuur nie lenił się, szukając sobie wrażeń coraz to dalej od jaskiń. Nie czuł wielkiej potrzeby integracji z resztą stada. Nie był ani introwertyczny, ani tym bardziej opóźniony, jednak gonitwa za zającami sprawiała mu zdecydowanie więcej radości niż próby siły ze smokami w jego wieku. Złośliwe bóstwa i tak nie obdarzyły go tężyzną fizyczną. Był zręczny, szybki i giętki, jednak w walce na mięśnie nie radził sobie najlepiej. Dlatego jej unikał i dlatego też zapuszczał się aż na rozległe plaże, by podziwiać bezkresną wielką wodę i wyobrażać sobie, że kiedyś okuty w ognistą zbroję będzie tu czuwał bez potrzeby ukrywania się w trawach. Nie pływał. Kiedyś próbował swoich sił w wodopoju, jednak nie potrafił skoordynować ruchów ciała, przez co jego próby wynurzenia się z wody i płynięcia kończyły się rykiem matki i wyciąganiem za szyję na suchy ląd. Nikt nie miał mu za złe braku umiejętności – żaden z tubylców nie wsławił się pokonywaniem oczek wodnych ani jezior skocznym delfinkiem. Jedyna złość jaką wzbudzał jego występek rodziła się z prób, jakie podejmował, narażając tym samym na ośmieszenie odwieczne tradycje wzajemnej nietolerancji. Był czas, gdy jeszcze mocniej pogłębiło to podejrzenia o dwojakości jego pochodzenia. Od tamtej pory oduczył się próbowania nowych rzeczy, pozostając na bezpiecznym lądzie obserwacji fascynujących zjawisk z daleka. W tym był dobry. Ukrywał się w trawie jak mało kto, wspomagany przez oliwkową opaleniznę i ziemisty kolor włosów. Powiązane w niewielkie, pospinane kamiennymi koralami warkocze włosy furkotały za nim gdy przecinał pola i łąki, doskonale wtapiając się w znane mu otoczenie. Gdyby chciał, mógłby przez cały dzień udawać że zniknął, w tym samym czasie będąc na wyciągnięcie ręki. Jedynie wspomnienie rozdrażnionego, płomiennego ryku ojca odsuwało go od potrzeby wykazania się w kamuflażu. Stateczność i silna ręka zdecydowanie były mocnymi stronami Ognistego Ptaka. Dziś także porzucił porę strawy, sycąc brzuch kilkoma kretami wygrzewającymi się nieopodal wodopoju. Uciekł raźno niczym gazela przed drapieżnikiem, znikając między drzewami w wysokiej trawie i przez nią docierając aż do krzaków, w które wcześniej dostał się Luke. Nie zauważył go od razu, bardziej skupiony na dwójce potężnych morskich jaszczurów wychylających łby nad powierzchnię. Vuur położył uszy po sobie, zbladł i zastygł w bezruchu. Nie słuchał tego, co nieznajomi wykrzykiwali, zbyt przejęty myślą o tym, że wydając dźwięk naprowadzi ich na siebie, a w efekcie skończy rozszarpany przez ich wielkie, zakrzywione jak u rekinów zęby. Mógł uciekać na ląd, nie sądził jednak by jego krótkie, dziecięce wciąż nóżki dały mu przewagę. Dlatego trwał, trwał tam prawie do zachodu słońca, kiedy zmęczony siedzeniem w trawie w końcu zdecydował, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane. Wtedy też wstał, wychylając głowę ponad trawę. Jego wielkie, szare oczy rozejrzały się dookoła, jak gdyby w obawie, że za jego plecami czeka dwójka dorosłych jaszczurów gotowych rzucić mu się do gardła. Oczywiście że się przestraszył. To był jego pierwszy kontakt z plemieniem wody. Spodziewał się rzucania klątwami i rozdzierania pazurami. Smoczego średniowiecza zamkniętego w brak poszanowania drugiej istoty, bezczelność i zacofanie cywilizacyjne. Zdumiony był, że ryk wodnych smoków był tak… znajomy. Mówili różnymi językami, te jednak zdawały się pochodzić z tej samej rodziny, toteż zrozumienie, o ile zmuszało do skupienia, nie nastręczało poważniejszych problemów. Musi koniecznie opowiedzieć o tym braciom! Na pewno umrą z rozżalenia, że pozostali w obozowisku! Już ruszał, już puszczał się biegiem w stronę powrotną, gdy jego wzrok przykuła pewna abstrakcja w krajobrazie. Przerażony i skupiony na nieoddychaniu zupełnie zignorował fakt, że całkiem nieopodal, ukryty za krzakami w najlepsze paradował sobie nieznajomy mu dzieciak. A może był po prostu pokonsumpcyjnym śmieciem wyrzuconym na ląd przez dwójkę przerażających gadów? Nie jemu oceniać. Odszedł kilka kroków i zawrócił, wiedziony nieposkromioną ciekawością i żądzą powodów do zazdrości rodzeństwa. Ostrożnie, powoli i uważnie zbliżył się do padłego chłopaka. Z daleka starał się zwęszyć jego zapach, by rozeznać się w ewentualnej skali niebezpieczeństwa. Dźwignął z ziemi niewielki kamień i cisnął nim w kierunku nieznajomego, nie doczekawszy się jednak żadnej odpowiedzi. Na wszelki wypadek przystanął, rozpoczynając wciąż ciężką w opanowaniu zmianę postaci. Po dłużącej się niemiłosiernie chwili, w miejscu ciemnowłosego, ciekawskiego chłopaka o zasnutych dymem oczach stało średniej wielkości, gotowe do ataku smoczę, wzbierające w sobie ogień na wypadek uwolnienia go. Najeżył wszystkie pióra na zadzie i ogonie, by wydać się większym niż w istocie był. Rozsunął smukłe skrzydła, gotowe do próby lotu w każdej chwili. Zbliżał się powoli, delikatnie zmniejszając odległość pomiędzy nim i nieznajomym, dusząc wewnętrznie warkot. Raz, zupełnie bez premedytacji wypuścił z paszczy kłęby dymu i kilka płomieni, starając się zdławić kaszel, jaki złapał go od zbyt długiego drażnienia gardła ogniem. Ojciec nie byłby dumny z interakcji z nieznajomym, jednak zdecydowanie pochwaliłby bojową sylwetkę syna. Vuur zbliżył się na tyle, by zajrzeć chłopakowi w twarz. Momentalnie zmalał, składając skrzydła i wydłużając cielsko . Nieznajomy, jakkolwiek potencjalnie niebezpieczny, leżał bowiem bez życia i świadomości. Vuur zbliżył łeb i obwąchał klatkę piersiową swojej nowej zdobyczy. Ten pachniał słoną wodą i czymś, czego świetlik nie potrafił nazwać. Warknął zapobiegawczo tuż przy jego uchu szczerząc zębiska, nie doczekał się jednak reakcji. Chłopak nie udawał. Połyskujące w słońcu łuski i zadbane, skryte w dymie pióra zatrząsały się od dławionego warkotu. Śmieć! Wodne smoki pozostawiły im tu truchło! O nie, nie zostawi tego tak, dlatego obnażył zębiska, wrażając je w nogawkę spodni nieznajomego, a tym samym w jego nogę. Musiał się trochę nasiłować, jednak po jakimś czasie udało mu się zatachać omdlałego chłopca z powrotem w morską wodę. Wszedł do niej jedynie po nasady łap, bojąc się zagłębić dalej. Pozostawił truchło, pozwalając by nakryły je wale, po czym splunął ogniem do wody i natychmiast wyskoczył na ląd. Otrzepał się z mokrości, rzucając nieznajomemu rozgniewane spojrzenie. Prawdziwi barbarzyńcy i niechluje z tego dziwnego, podwodnego plemienia!
|
| | | KotkuffI will bite you
Data przyłączenia : 13/07/2017 Liczba postów : 20
Wiek : 26
| Temat: Re: Water vs Fire Wto Lip 18, 2017 1:37 pm | |
| Plemienia mieszkające pod wodą już dawno zaczerpnęły siły rozwoju technologicznego. Dla nich stworzenia mieszkające na powierzchni były tylko nic nie wartymi dzikusami. Co prawda blondyn myślał inaczej, ale zdania ojca co do brutalności tych do góry nie mógł podważyć. Nigdy nie widział nikogo ani nie miał możliwości usłyszeć czegoś więcej o tych stworzeniach. Ciekawość, którą starał się zaspokoić wychodzeniem na ląd teraz mógł zastąpić snami. Jego wyobraźnia szybowała przez morskie krainy, a tuż nad nim leciał czarny smok ziejący ogniem. Co prawda niewiele różniło go od wodnego poza kolorem! Dziecięca wyobraźnia tworzyła rozmaite obrazy, ale ten najbardziej był mu zbliżony do reali. Mimo że teraz leżał jak roślinka na trawniku powoli tracąc życie jego twarz promieniała drobinkami minerałów. To one zapewniały podwodnemu gatunkowi tak piękną, zdrową skórę. Dzięki nim oraz zdrowym rybą były one jednymi z bardziej wykształconych w dietetyce stworzeń. Jedzenie lądowe poza zbożami, które udało im się wyhodować w swych szklarniach było im nie znane. Zęby morskich smoków bowiem nie były tak ostre jak tych lądowych, a bynajmniej nie większości. Sam młodzieniec nie miał jeszcze dobrze ich wykształconych. Miękkie posiłki tego nie wymagały, a wręcz odstraszały ich porost. Dziecko mogło żyć i bez większej potrzeby ich rośnięcia. Jego spokojne leżakowanie przerwało ciągnięcie za nogawkę. Świadomość momentalnie powróciła do ledwo żywego smoka gdy jego twarz została przykryta przyjemną wodą. Głęboki wdech, przerażone szeroko otwarte oczy. Momentalnie podniósł się do siadu oddychając głośno niczym parowóz. Był rozkojarzony. Nie miał pojęcia co się dzieje. Jeszcze niedawno był tam, na miękkiej trawie, a teraz na powrót taplał się w swoim ukochanym oceanie. Nie zauważył początkowo prychającego obcego. Dopiero nieznany dźwięk skłonił go by odwrócić głowę w tamtą stronę. Jego oczy jeszcze bardziej się powiększyły. Majestatyczne stworzenie z jego wyobraźni! Jednakże nie wiedział jak niebezpieczne jest. Nie wiedział czy w ogóle to coś jest niebezpieczne. Nauki ojca kazały jednak zawsze stawać bojowo w nieznanych sytuacjach. Także młodzieniec zrobił. Zwinne ciało przeskoczyło w bok z gracją zmieniając się w podobne wielkością smocze. Już teraz było widać jego szlacheckie pochodzenie. Bujna korona na głowie tuż za uszami w postaci licznych rogów koralowych wydawała się podkreślać jego majestat. Lekko zakrzywiony pyszczek i śliczne błyszczące na perłowo oczy skierowane były w stronę przeciwnika. Kłapnął niezadowolony opancerzoną szczęką. Błękitne płetwy po obu stronach tułowia otworzyły się niczym żagle, a ogon uniósł lekko w górę. Sam Luke stanął bez problemu na tylnich łapach sadzając swój tyłek we wodzie. Nie znał się jeszcze tak dobrze na walce, ale cos mu podopowiadało, że nie miałby żadnych szans w starciu z bardziej mobilnym przeciwnikiem. Co też miał zrobić w tej sytuacji? On był na swoim, nieznajomy też. Przez chwile dzieciak po prostu zapomniał o zagrożeniu i po prostu chlusnął wodą w równego sobie wielkością przeciwnika, a następnie po prostu podbiegł w jego stronę zamykając płetwy, które zlały się z odcieniem smoczych łusek. Po błękicie nie zostało ani śladu poza ogonem. Ten natomiast chlapał na prawo i lewo zainteresowany innym smokiem. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Water vs Fire Wto Lip 18, 2017 2:09 pm | |
| Szybko zarejestrował ruch w wodzie. Odwrócił łeb w jego kierunku i ponownie obnażył ostre niczym szpilki zębiska. Na galopujące bizony, on jednak żył! Świetlik w jednej sekundzie pożałował wrzucenia nieznajomego na powrót do wody. Ten musiał odznaczać się wyjątkową zmyślnością, skoro oszukał go swym stanem i sprowokował do zmiany habitatu. Teraz pewnie poczuł się bezpieczny. W każdej chwili mógł wskoczyć głębiej w wodę, gdzie Vuur nie odważy się wejść. Głupie, głupie smoczątko. Nie powinien wyłazić z jaja! Stracił okazję na uznanie wśród plemienia i przytachanie im żywego dowodu na to, że ich obawy o bezpieczeństwo wcale nie są bezpodstawne. Wodne bestie zaczynały sobie pozwalać na zbyt wiele, skoro zapuszczały się poza własne granice. Świetlik zjeżył pióra na zadzie i w okolicy skrzydeł, wizualnie rosnąc, by spowodować jakikolwiek dyskomfort u przeciwnika. Musiał go nastraszyć nim ten postanowi zaatakować. Bał się, przecież to oczywiste. Był dzieckiem, a nie tresowanym wojownikiem. Nie przeszedł jeszcze plemiennego szkolenia, toteż nie mógł pochwalić się ani znajomością kontr, ani ataków. Nad ogniem panował jedynie w niewielkich ilościach, jednak na nic zdałoby się to gdyby został wciągnięty pod powierzchnię. Prócz podgrzania atmosfery, przecież niewiele by tam bez kłów i pazurów zdziałał. Warknął w kierunku nieznajomego, co przetoczyło się w powietrzy niczym odległy zwiastun burzy. Nie zdejmował z niego uważnego spojrzenia ani na sekundę. Był spięty i gotowy do odskoczenia, gdyby ten jednak odważył się na niego napaść. Głupota, musiałby bowiem przeleźć przez granicę, a to na nowo rozpaliłoby żywy konflikt pomiędzy żywiołami. Vuur był szybki. Mógłby uciec i opowiedzieć o tym starszym, a Ci odpłaciliby się pięknym za nadobne. Ich przodkowie pokazali już na co stać smoki lądowe, osuszając ogromną połać przybrzeża, która teraz porosła trawami już dawno wyszła spod rządów ludu morza. Nadal mogli ekspandować. Mieli ku temu środki i brakowało im jedynie sposobności. Konflikt byłby niczym samotne młode jagnię na linii wzroku wygłodzonego młodzika. Ryknął, gdy wodny jaszczur ruszył w jego kierunku wraz z falą wezbraną przez płetwy. Uskoczył, nie ominąwszy jedynie kilku zbłądzonych kropel, które osiadły na jego łuskach. Wypluwając niewielki płomień w kierunku obcego smoka starał się zmusić go do odwrotu. Łapy wciąż miał spięte i chociaż mógł zrobić unik, nie był w stanie nad nimi zapanować na tyle, by samemu zaatakować. Gdzieś tu niedaleko na pewno kręcili się ogromni ziomkowie błękitnego gada. Jeden fałszywy ruch i po nim. Bał się, bał się przeraźliwie, duma jednak nie pozwalała podkulić mu ogona. Zarył pazurami głęboko w piachu, docierając do poplątanych, niewielkich korzeni traw. Rozpostarł skrzydła, chcąc wznieść się i lepiej nastraszyć przybysza. Dym spomiędzy nagrzanych łusek buchnął gorącym kłębem. Napiął tylne łapy i odbił się od ziemi, unosząc pierw lżejszy zad, by zaraz dołączyć resztę korpusu. Ach, jakże niezdarnie i nierozmyślnie postąpił. Jego plan spalił na panewce, gdy okazało się jak trwałe korzonki traw być potrafią. Zahaczywszy o nie pazurem nie był w stanie uwolnić go przy wyskoku, toteż zamiast dumnie wznieść się w przestworza tylko zarył pyskiem w ziemię i niezgrabnie zwalił się na ląd. Jęknął przy tym niczym zupełnie niegroźne dziecko.
|
| | | KotkuffI will bite you
Data przyłączenia : 13/07/2017 Liczba postów : 20
Wiek : 26
| Temat: Re: Water vs Fire Wto Lip 18, 2017 3:02 pm | |
| Strach odszedł w zapomnienie, a ciekawość wzięła górę nad zdarzeniami. Smok usiadł na mokrym piasku uchylając się lekko od dymu, który drażnił wrażliwe płuca. Nigdy wcześniej nie miał okazji przyjrzeć się tak interesującemu stworzeniu. Niby pochodzili z tego samego gatunku, a jednak tak się od siebie różnili. Nigdy nie spodziewał się takich umiejętności oraz opierzenia wśród innego gatunku. W jego stronach występowały co najwyżej futerkowate stworki zwane fokami, z którymi czasem pływał w zimniejszych zakątkach oceanu. Ten tutaj jednak palił swe własne pierze! To było naprawdę intrygujące. Widok ognia, którego podziwiać blask można było jedynie w kuchni na palenisku był cudowny. Gdy obcy się nastroszył Luke tylko trochę odsunął się na bok by nie dostać podmuchem ciepła. Nie sprzyjało mu to gorąco. Sam widok jednak skrzydeł zaparł dech w piersi. Wodnik posiadał jedynie rozłożyste płetwy, które również postanowił zaprezentować z dumą! Rozłożył je ponownie unosząc pysk w górę. Chlapnął przy tym ponownie wodą wprost na przeciwnika, który.. Właśnie niesfornie zarył w ziemię. Szczerze zdziwiło to chłopaka i lekko rozśmieszyło. Wydał z siebie ciche prychnięcie rozbawienia. Stworek leżał sobie na ziemi tuż przed nadchodzącymi falami. Wodny smok mógł sobie pozwolić na bliższe zbadanie sytuacji. Widocznie coś zatrzymało pazurki obcego w ziemi, a że Luke nie chciał tak zostawić towarzysza.. Zbliżył się jeszcze bardziej i bardziej nie chcąc nastraszyć widocznie zdenerwowanego smoka ognia. Co prawda znalazł się nie na swoim terytorium. Groziło mu teraz naprawdę wielkie niebezpieczeństwo. Jeśli strażnicy wrócą na pewno oskarżą niewinnego malucha o to, że ich książę znalazł się tam gdzie nie powinien. Luke bardzo ostrożnie zaczął przebierać smukłymi pazurami w trawniku sprawnie wyczesując źdźbła by dojść do korzonków, z którymi również nie miał najmniejszego problemu. Najpierw z jednej strony, a następnie z drugiej. Zaraz po tym gdy uporał się z niechcianym zielskiem u obcego biegiem wrócił do wody, ale sam po chwili się poślizgnął i wylądował nosem w mokrym piacu by fiknąć koziołka. Zrobił to niby specjalnie, a niby dla zabawy by pokazać obcemu aby się nie obawiał. Nie wiedział przecież jak zachować mógłby się teraz obcy. Dopiero co dzieliły ich milimetry. Z jednej strony woda była bezpieczna, ale płytka. Każdy mógł spokojnie dopaść młodzieńca figlującego do obcego. Niestety śmiechy nie trwały długo.. Z wody wyłonił się jeden ze strażników i nie wyglądał na przyjaźnie nastawionego. Biegiem ruszył na nieznajomego z głośnym rykiem. Dobrze, że Luke w porę zareagował! Szybko stanął w obronie niewinnego ognistego smoka dumnie prężąc swą pierś. Nie pozwoli go skrzywdzić! - Książe! Co Pan wyprawia! Proszę natychmiast zostawić to coś! -Zawarczał strażnik zatrzymując się kilka metrów od mniejszego. - On nic nie zrobił. Zostaw go! -Powiedział niezadowolony chłopak machając ogonem przed pyszczkiem obcego. Znów stanął na dwóch łapach powarkując. Haniebne by było gdyby młody już niedługo władca pozwolił skrzywdzić niewinną istotę, która prawdopodobnie mu pomogła. Co jednak mógł maluch względem starszego i silniejszego? Strażnik nie słuchając narzekań oraz marnych prób usprawiedliwienia dziecka po prostu odsunął go pyskiem na bok warcząc na nieznajome coś. Sam dorosły zapewne mało kiedy oddalał się od miasta, a co za tym idzie nie wiedział zbyt wiele na temat obcego mu gatunku. Jednakże chciał bronić dziecka, które było ważniejsze od kogokolwiek innego. Malec jednak nie zaprzestał prostestu obronnego. Wrócił na swoje miejsce, a nawet zasłonił ciałem obcego prychając na większego. - Zostaw! To rozkaz! -Strażnik znieruchomiał. Co jak co, ale słowa "rozkazu" musiał słuchać nawet od dziecka, które miało swoje grymasy i nie zdawało sobie sprawy z niebezpieczeństwa. Dorosły próbujący bronić młodzieńca musiał jednak coś zaradzić. Cofnął się więc lekko w tył niezadowolony widokiem dwóch przeciwnych sobie raz, które miziają się jak rodzeństwo. Luke szybko, nie chcąc narażać się na ugryzienie od obcego trącił jego pyszczek swoim dając mu znak do ucieczki, a sam czmychnął do wody. Strażnik jeszcze chwilę bacznie obserwował nieznajomego. Dopiero po chwili ruszył za rozpieszczonym księciem by dopaść go i zanieść na dywanik ojca. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Water vs Fire Wto Lip 18, 2017 10:01 pm | |
| Zawarczał. Dla niego zbliżanie się niebieskołuskiego oznaczało nie zabawę, a frontalny atak. Nie było mu do śmiechu zwłaszcza, że nie wiedział czego się spodziewać. Nie liczył się z litością, czy też wrażliwym serduszkiem skrytym za zimnym, bladym cielskiem smoka. Nie chciał dać mu satysfakcji zabawy spolegliwą, tlącą się kulką nieszczęścia. Pomimo uwięzionej łapy szczerzył zęby i pozwalał piórom stroszyć się, potęgując wizualnie wrażenie, jakie miał wywrzeć. Nieprędko dostrzegł, że ten po prostu uwalnia mu łapę, rwąc korzenie, które zaczepiły o pazur. Zbyt skupiony był na górnej partii cielska, uważnym spojrzeniem tocząc po koralowych rogach i lśniących, niebieskich łuskach. Szukał miejsca, w które mógłby się z powodzeniem wgryźć tuż po wyskoku. Znieruchomiał, nawet nie drgnął gdy podmuch wiatru delikatnie pogłaskał go źdźbłami traw po łapach i ogonie. Niespokojne były tylko jego oczy, bez powodzenia wodzące wzrokiem po krótkiej szyi i uzbrojonym w płetwy karku. Marnie widział swoje szanse, zdecydował jednak, że tanio skóry nie sprzeda. Ze zdziwieniem przysiadł, gdy ten odskoczył i wpadł w wodę. Dogoniło go głuche warknięcie, jakie wypluł wraz z kilkoma płomykami, rozstrojony nieostrożnym ruchem, jaki nieznajomy poczynił. Dopiero teraz zwrócił uwagę na wolność wcześniej uwięzionej łapy. Przekrzywił łeb, wylizując piach spomiędzy palców. Nie stracił z oczu baraszkującego smoka. Nie było mu może do śmiechu, cały czas bowiem miał iście bojowy nastrój, jednak nieznajomy powoli przestawał sprawiać wrażenie podłego wroga. Do momentu, w którym z wody nie wyskoczył wielki jak stado bizonów jaszczur, stroszący wszystkie swoje płetwy i rogi w kierunku świetlika. Ten odskoczył jak poparzony, lądując w trawie na czterech łapach i natychmiast przyciskając podbrzusze do nagrzanej ziemi. Bał się jak jasna cholera. Nieznajomy strażnik nie patyczkował się, chcąc go zaatakować od razu. Vuur był teraz jak drażnione patykiem wilcze szczenię, które może obnażać kły do woli, jednak nie będzie w stanie zaatakować, a tym bardziej wygrać walki. Widział przede wszystkim przewagę masy, a z tytułu wielkości i korelującego z nią wieku zapewne i doświadczenia. Wciąż był tylko dzieckiem, do tego w chwili obecnej zdanym jedynie na siebie. Nie było ojca, ani żadnego starszego krewnego, który mógłby go obronić. Vuur wzniecił płomienie, które rozgorzały jasnym światłem i gęstym dymem pomiędzy tlącymi się piórami. Położył uszy po sobie, jednak zmarszczył się w gniewnym grymasie, sycząc ostrzegawczo. Zbliż się a pokąsam – zdawała się mówić cała jego napięta sylwetka. Nie odważył się wstać na nogi, ani wzbić do lotu. Był może i zręczny, jednak dorosły smok wzbudzał w nim respekt. Wielkie, czujne oczy kierował jedynie na górującą nad nim żądzę zabijania. Trącony w pysk spłoszył się i zadrżał. Nie do końca rozumiał motywy młodego smoka, jednak jego działania były dla niego jasne. Oto jego szansa. Jasny przekaz chwilowego bezpieczeństwa. Wyskoczył jak oparzony do góry, rozpościerając skrzydła i tym razem bezproblemowo wznosząc się do lotu. Nie chciał dać się złapać, toteż nie dbał o to gdzie uciekał – byle dalej od napastników. Byle szybciej do ojca. Oczywistym był fakt, że opowie mu o nalocie obcego plemienia. Starszyzna musiała wiedzieć nawet, jeżeli nie była to opowieść o harcie ducha i walecznych dokonaniach świetlika. Przed ojcem niewiele miał tajemnic, a już na pewno nie takich, które zagrażały ich populacji.
|
| | | KotkuffI will bite you
Data przyłączenia : 13/07/2017 Liczba postów : 20
Wiek : 26
| Temat: Re: Water vs Fire Wto Lip 18, 2017 11:52 pm | |
| Ostatnie wspomnienia widoku młodego smoka, które zabrał ze sobą pod wodę. Małe, tlące się w oczach płomienie przerażenia i piękne pióra, które spadły na piach gdy młodzik wzbił się uciekając w popłochu. Mógł powiedzieć, że w końcu znalazł coś co go zainteresowało, a raczej kogoś! Nie chciał walczyć z obcym smokiem, ani nawet nie chciał by stała mu się krzywda. Rzadkość, która naprawdę zadziwiła samego Luke. Tak rozkapryszone dziecię jak on widać może zachować resztki dobroci w swym serduchu. Niestety teraz czasu na takie wspominki nie było. Musiał czym prędzej uciec w pałacową bańkę nim rozgniewany starszy smok go dopadnie. Nawet nie zauważył, że słońce zdążyło schować się w połowie w tafli wody. Było dość ciemno jak na tę porę dnia, a malec miał za sobą jeszcze spory kawałek drogi do przepłynięcia. Skupił się więc na machaniu ogonem i dotarciem do dna nim rozzłości bardziej swego Króla oraz ojca w jednym. Już i tak przeczuwał wpierdol gdy tylko pojawi się w domu, a co dopiero gdy ojciec się dowie o haniebnej obronie obcego plemienia. Tradycje zostały naderwane, nie mówiąc tu o zasadach, które Luke przełamał. Skąd mógł wiedzieć do czego tym samym doprowadzić mógł i czy już nie doprowadził? Gdy tylko znalazł się w zamku zmienił swe smocze cielsko na wygodniejsze ludzkie. Nie zdziwił się, ze ojciec siedział przy szachownicy w salonie oczekując rozpieszczonego smoczęcia. Ich wzroki zaraz po spotkaniu rozeszły się na boki. Młodzieniec nie miał zamiaru gapienia się na swój wzorzec z przeprosinami. O nich Król mógł zapomnieć. Sam smok twierdził, że to właśnie wina opiekuna przysporzyła wszystkich tych problemów. Gdyby ograniczenia tradycyjne nie były tak surowe zapewne stworzenie byłoby szczęśliwsze niżeli zamknięte pośród bańkowych ścian w towarzystwie rodzeństwa, straży i ojca. Długo milczeli oboje nim w końcu ten starszy raczył zabrać głos. Niby spokojny, ale wciąż gniewny w stronę syna kulącego się na krześle w milczeniu. Straż niedługo po tym wpadła z informacją o konfrontacji innego plemienia z księciem. Krzyki, smutki oraz kara nałożona na młodzieńca - była minimalnym wyrokiem po całym przedstawieniu. Ojciec nie miał serca skazywać syna na wyjazdy gdzieś w głąb oceanu. Teraz musiał się jednak skupić na polityce i sprawach terytorialnych naruszonych przez dziecię. Sprawa łatwa to nie była jednakże dorosły lepiej ją rozwiąże niż naiwne dziecko wody. Sam Luke skrył się w swym pokoju od razu zabierając się za rzemiosło. Nie miał powodów by kłaść się spać, ale za to chciał zrobić coś na pamiątkę. Zazwyczaj z kamienia tworzył niesamowite naszyjniki. Tym razem chciał zrobić coś co przypominałoby mu o spotkaniu interesującego stworzenia innego podgatunku. Tak ciepłego i dość agresywnego. Teraz śmiało mógł stwierdzić, że jego zainteresowanie światem lądowym podniosło się o kilka szczebli w gore. Zamiast je zaspokoić pogorszył tylko sprawę kilkukrotnie. Wyjść z bańki nie mógł, ale za to marzyć nikt nie zabroni dziecięciu, które łaknęło wiedzy.
Dni spędzone w bibliotece, lub ze starszyzną w ich komnacie. Dowiadywał się coraz więcej i coraz to bardziej chciał znów wynurzyć się na powierzchnię. Miał cichą nadzieję, że jako starszy będzie umiał porozumieć się z owym gatunkiem na tyle by poprowadzić z nimi normalną rozmowę. Nauki pobrał więc od starszego smoczego mentora, który dzień w dzień przedstawiał chłopcu nowe to informacje dotyczące smoków ognia. Nigdy nie spodziewał się, że będzie to tak interesujące! Plemienia zamieszkujące powierzchnie były najliczniejszą gromadą tego świata, a co do niedawna było można rzec, że są nimi wodne gady. Teraz na pewno nie zachowa się jak idiota wchodząc na obcą ziemię. Miał pojęcie o większości formalności związanymi z kontraktami pomiędzy plemiennymi. Miał naprawdę małą nadzieję na spotkanie ponownie tego samego gada o pierzastym tyle. Chciał przekazać mu drobiazg, który wykraftował w swojej pracowni. Nie było to arcydzieło, ale 20-letni smok był z niego dumny jak nigdy! Co z tego, że minęło bite pięć lat? Życie w zamknięciu przez tak długi okres szkodziło na uczeniu się walki czy też łowiectwa. Oczywiście puszczany był tylko z ochroną, która nie pozwalała odpłynąć na dalsze wody. Musiał więc przeczekać grzecznie do ukończenia pięcioletniej odsiadki niczym w więzieniu za zniewagę królewskiego słowa. Dopiero dziś dane mu było spotkać po raz kolejny świeże powietrze poza wodą! Chowając do torby swój podarunek z nadzieją ruszył w stronę brzegu. Miał marne szanse na spotkanie wciąż obcego stworzenia, ale to ono dało mu możliwość poznania oraz początku nauk, które na długo będa mu jeszcze służyły. Teraz tylko pytanie czy dziecie wciąż będzie się tu wałęsało? Oboje byli już starsi, ale z tego co było mu wiadomo smocze ciała naprawdę wolno przechodziły przemiany. Prawie się nie zmienił od tamtego czasu! No dobrze, urósł i zmądrzał. Bynajmniej tak mu się wydawało. Słońce dopiero budziło świat na lądzie do życia, a on już od godziny leżał sobie na brzegu delektując się falami muskającymi jego ciało. Długi na cztery metry smok wygrzewał się w porannych promieniach oczekując jakiegoś nieoczekiwanego zwrotu akcji z nadzieją, że jego dawien powód rozmyśleń znów się tu pojawi. Parsknął cicho przymykając ślepia. Pozwolił czujnemu słuchowi czynić wartę. Sam jednak podkulił nieco długi ogon pod siebie zwijając się niczym do snu. Jedynym powodem jego długości był fakt, że sam ogon miał ponad dwa metry długości co utrudniało ćwiczenia i wszystko inne! Tak drażniąca część ciała, a niby panował nad nią dobrze! |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Water vs Fire Sro Lip 19, 2017 1:39 pm | |
| Zbliżał się powoli i bezszelestnie. Nie był może typem drapieżnika, który atakuje z zaskoczenia, jednak dzięki wysoko rozwiniętej inteligencji gatunku i zapoznaniu z różnorakimi metodami walki dostrzegał szansę tam, gdzie lwy i tygrysy widziały skrócenie dystansu pomiędzy nimi a kolacją. Nie próżnował przez te pięć lat. Praktycznie codziennie, przynajmniej na kilka chwil, zjawiał się na wybrzeżu i z napięciem wypatrywał przybysza. Po kilku tygodniach wewnętrzny nakaz przerodził się w proste przyzwyczajenie. Po roku nie widział w tym większego sensu, jednak gnany rutyną i tak zjawiał się, by chociaż na chwilę na ponów zanurzyć się w tym uczuciu zagrożenia. By uświadomić sobie, dlaczego nie żyli w przyjacielskich stosunkach. Już nie był tym samym małym, nieporadnym smoczęciem co wtedy. Pięcioletnia luka w wychowaniu i szkoleniu zapełniła się, narastając mięśniami, łuskami, piórami i krótką szczeciną na połączeniu tułowia i łap. Pęczniejąc poczuciem dumy z tego kim był i potrzebą bronienia własnej ziemi przed najeźdźcami. W międzyczasie zdążył związać się mocną przyjaźnią z synami wodza, zyskując tym samym wiele przywilejów wcześniej mu niedostępnych. Dużo ćwiczył, jeszcze więcej polował. W jego legowisku nie podawano mu pięknych potraw na talerzach z macicy perłowej. Nie serwowano mu kawioru i foczego mięsa. Ojciec nauczył go, że jeżeli chce zjeść dobrze, to sam musi na to zapracować. Nigdy nie dostał niczego za darmo i teraz nauki te owocowały. Już nie da się zaskoczyć. Szedł pod wiatr. Prawie pełzał, nie przyciskając jednak podbrzusza do ziemi, by kontrolować ilość wydawanych przez siebie dźwięków. Czuł mocny, wyraźny zapach obcego smoka. Złożył skrzydła, by nie zahaczyć nimi o narosłe w międzyczasie krzaki i drzewka. Dziś był drapieżnikiem, a Luke jego ofiarą. Nie polował by się posilić, a zdobyć informacje. Koniec końców przerażony własną porażką nikomu nie powiedział o spotkaniu sprzed lat, do dnia dzisiejszego kryjąc w sobie to zawstydzające wspomnienie. Chciał się pozbyć poczucia bezradności i zastąpić je dumą – siłą swojego gatunku. Nie zmienił się może dużo, jednak widać było upływ lat. Urósł, chociaż nadal chował się w trawie. Trochę może zmężniał – nie czynił tak wielu głupstw co kiedyś. Gdy zbliżył się do nieuważnego obcego na długość własnego ciała, naprężył się i znienacka wyskoczył z traw, głośnym warkotem oznajmiając swoją obecność. Trafił! Przygwoździł niebieskołuskiego wodnika do trawy, wbijając mu pazury w ciało i gniewnie strosząc wszystkie pióra. - Masz tupet żeby wygrzewać się nie na swojej ziemi. – Obnażył kły, warkotliwie wypluwając słowa tuż przy jego gardle. Jeden fałszywy ruch i ugryzie, a zębiska miał ostre. Nie rozpoznał w nim koralowego indywiduum sprzed lat. Widział przed sobą tylko wroga i spodziewał się, że w głębinach może być ich więcej… Gotowych do ataku. – Życie Ci niemiłe?
|
| | | KotkuffI will bite you
Data przyłączenia : 13/07/2017 Liczba postów : 20
Wiek : 26
| Temat: Re: Water vs Fire Sro Lip 19, 2017 7:00 pm | |
| Chłopak niczego nie świadom spędził naprawdę dużo czasu wylegując się na ciepłym piachu. Dzięki dostatkowi wody, która nawilżała jego ciało przez ogon mógł leżeć ile chciał. Czujny słuch wykrzywiał jakichkolwiek obcych dźwięków zwiastujący nadchodzące zagrożenie. Kto by się jednak spodziewał, że nim usłyszy to osobnik się na niego rzuci? Otworzył swoje perłowe oczęta zaskoczony atakiem. Zamarł w bezruchu. Błędem było pozwolenie dostać się do najmniej szczerzonego przez koralowiec miejsce. Poroże mogło zranić, ostre brzegi płetw również, ale na szyi nie strzegło go nic poza lekkim pancerzem lśniących łusek, które mieniły się na setki kolorów. Smok jednak znał swoją siłę oraz umiejętności. Mógł w tym momencie zadać bolesny cios witkowatym ogonem by nadziać po chwili ofiarę na ostre poroże. Siedział jednak w nieruchomej pozycji. Ogon nawet nie drgnął gdy gorące powietrze obiło się o skorupę na szyi. Teoretycznie gadzina usadowił się idealnie na linii więc mógł również zarzucić złamanie zasad napastnikowi. Co za problem przeturlać się w wodę? To też zrobił. Znienacka odepchnął się wraz z obcym zabierając go pod pierwszą falę. Miał nadzieję, że to ostudzi agresje napastnika. Chwycił go mocno ogonem w talii odsuwając zaraz na piach tak by nie musiał już moczyć swego pierza. Teraz gdy przyjrzał się obcemu zauważył, że naprawdę szczęście postanowiło się go trzymać. Bezpieczny po swojej stronie zrobił sobie ze swojego ogona wygodne siedzenie by po chwili stanąć na dwóch łapkach i usadowić na nim swój zad. Dumnie uniósł nos w górę prezentując mieniące się łuski zakurzone lekko od napadu obcego. Gdy tylko usadowił się w takiej pozycji promienie słoneczne odbiły się od rozmaitego, koralowego poroża. Rozchylił swe płetwy rzucając z rozbawionym prychnięciem błękitny cień na mokrego przeciwnika. Jego skóra na płetwach była naprawdę cienka, ale ostra niczym papier. To samo tyczyło się ogona oraz błonek na tylnich łapach. Smukłe smoczysko zaprezentowało swoje ciało z gracją niczym przyzwoity następca tronu. Poruszył swymi płetwami tak by te zafalowały, a następnie wbił swoje błyszczące oczy w te drugiego smoka. Dopiero po chwili wydał z siebie ryk uciechy. Okręcił się wokół własnej osi przybierając normalną, ludzką postawę. Jego blond włosy były lekko zmoczone i mimo mieszkania pod wodą miał interesujące koralowe ubranie. Wykonane z iście twardych glonów spodnie w kolorze ciemnej zieleni luźno zwisały na kościstych biodrach. Nie można było jednak nazwać go byle chudzielcem! Mimo chudej sylwetki chłopak na klatce piersiowej miał delikatnie zarysowane mięśnie. Na ramionach to samo - te zaś były przepasane jedynie luźną półcienną koszulką, którą wykonał sam w swojej pracowni. - Jesteś zbyt agresywny. -Powiedział spokojnie językiem lądowym. Problemu z wymową nie miał. Pięć lat nauki dały mu możliwość kooperacją kilkunastoma językami smoków z różnych gatunków. Chciał pochłaniać więcej i więcej! Przynajmniej miał czym zająć czas. - Teraz już nie jesteś taki fikuśny i przestraszony. -Dodał po chwili siadając we wodzie tak by nie musiał zanurzać się cały, ale w bezpiecznej odległości od napastnika. Jeśli ten by się na niego rzucił złamałby zasady, a jako starszy smok powinien je już doskonale znać. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Water vs Fire Czw Lip 20, 2017 4:53 pm | |
| Ciśnięty do wody zaskowyczał. Wróciły wspomnienia, gdy tracąc ostatni oddech tonął nim ojciec wyciągnął go na brzeg i odratował, a potem porządnie złoił skórę. Bezradnie zamachał łapami, drąc pazurami miękki, mokry piasek plażowy. Nie dał się długo trzymać nieznajomemu. Rzucił się na brzeg niczym przypiekany żywcem. Ciężko oddychał, zupełnie jakby pokonał nie kilka metrów, a lat świetlnych. Lśnił od kropel wody wciąż przylegających do łusek, zaś ogień w jego ciele przygasł. Zad miał nagi – jedynie popalone, wystające spomiędzy łusek pióra świadczyły o tym, że kiedyś rozgrywała się tam mała tragedia. Otrząsnął się z uczucia mokrości niczym pies, rozbryzgując wodę wszędzie dookoła. Jednocześnie był mocno podirytowany zagraniem drugiego smoka, jak i rozgoryczony własną, widać niezmienną, głupotą. Na jego spokojne spojrzenie odpowiedział chwilową furią. Oczywiście, że był bojowo nastawiony. Starszyzna zdążyła mu wtłoczyć do głowy, jakimi żmijami są podwodne bestie. Nie chciał dać się znowu zaskoczyć, toteż postanowił się więcej nie zbliżać, o ile ten nie przekroczy granicy. Był strażnikiem. - Nigdy nie byłem przestraszony, a tym bardziej fikuśny. – Wysyczał zajadle, zupełnie nie zauważając, jak sprawnie ten posługuje się, teoretycznie, obcym dla siebie dialektem. Uszła jego uwadze mądrość niebieskołuskiego – widział w nim wciąż jedynie wroga. Nie dopuściłby do siebie myśli, że ten mógł zrobić to dla… Niego. Potrząsnął łbem, pozbywając się nadmiaru wilgoci. W międzyczasie Luke zmienił postać, jawnie pokazując Świetlikowi, że wcale się go nie boi. Ba, zdawał się drwić z młodego smoka, wpierw drażniąc się z nim, a teraz naśmiewając. Vuur przysiadł na trawie, nie odpowiadając tym samym. Wiele więcej trzeba było, by porzucił obronę. Spodziewał się, że gdzieś pod falami czają się ogromne, dorosłe smoki gotowe zaatakować go, gdy tylko opuści gardę. W humanoidalnej postaci zginąłby od jednego kłapnięcia paszczą. Nie był może kimś istotnym dla stada, nie chciał go jednak opuszczać. Lubił swoje życie. Koniuszek jego ogona tańczył niespokojnie, jak u podirytowanego kocura. - Ty za to zdajesz się sądzić, że jesteś bardzo sprytny. Ilu was tu jest? Czego chcecie na naszej ziemi. Ocean wam już nie wystarcza? – Nie zdejmował z niego uważnego wzroku. Luke mógł wyglądać na beztroskiego, ale zapewne nie był głupi. Vuur miał nadzieję, że pazury wbiły się dostatecznie głęboko, by zostawić mu ślad zarówno na psychice, jak i ciele. Czy go rozpoznał? Nie zaprzątał sobie głowy niepotrzebnymi głupotami. Luke wyglądał ciekawie, okazale i dostojnie, nijak jednak nie pasował do wspomnień Świetlika. Według niego uprzednio spotkani wrogowie byli wielcy i przerażający. O złym spojrzeniu i cwanych, gorszących pyskach. Przesiąknięci pogardą do szpiku swoich koralowych kości.
|
| | | KotkuffI will bite you
Data przyłączenia : 13/07/2017 Liczba postów : 20
Wiek : 26
| Temat: Re: Water vs Fire Sob Lip 22, 2017 6:06 pm | |
| Zastanawiał się skąd w drugim smoku tyle nienawiści do obcego gatunku? Czy tylko Luke jako smok nie bał się żadnych nowości? Jego zdaniem każdy powinien być otwarty na nieznane. Przekonać się co to nieznane może znaczyć i dopiero wtedy określić jego przynależność do dobra lub zła. W tym wypadku opowieści starszyzny miały dużo racji. Większość smoczego świata opierała się na wzajemnej nienawiści do drugiego gatunku. Oczywiście istniały wyjątki - wodne smoki uwielbiały te trawiaste, a trawiaste uwielbiały wodne. Wiele razy miał przyjemność spotkać się nosem w nos z liściastymi pięknościami, które potrzebowały pomocy wodnych smoków w pielęgnacji swoich terenów. Dalej jednak nie rozumiał dlaczego ogień tak bardzo bał się wody, która nie chciała robić nic złego względem drugiego żywiołu. Naturalnym faktem było, że woda mogła z łatwością zgasić ich piękno, ale po co? Na co komu kolejne wojny, rozlewy krwi o terytoria? Westchnął ciężko słysząc nieufność rozmówcy. Pokręcił głową na boki by następnie odchylić ją w tył. Słońce przyjemnie piekło w policzki. Teraz mógł znów zrelaksować się na chwilę wiedząc, że nic mu nie grozi. W obecnej sytuacji chciał jednak zawrzeć pokój ze smokiem. Jego myśli znów zatoczyły koło wokół zdarzeń sprzed pięciu lat. Mógłby o tym wspomnieć, ale czy ten zechce go wysłuchać? Dopiero teraz przypomniał sobie o zadanych ranach. Słonawa woda wdarła się do ran przez co młodszy o rok Luke schwycił się za kark. Nieprzyjemne uczucie. Nie żałował jednak, że znalazł się tutaj wraz z napastnikiem. Rany się zagoją zapewne szybciej niż u innych gatunków ze względu na stały dostęp do minerałów zawartych w wodzie. Odetchnął po raz drugi otwierając swe oczy, które zwrócił w stronę Świetlika. - Dlaczego myślisz, że po tym jak cię obroniłem chciałbym Cię zaatakować i zabić? - Zaczął ze spokojem, mimo krzywej miny z bólu. - Teraz ty rzuciłeś się na mnie z pazurami jak idiota. Zdziczały idiota. Nie uczono cię manier? Wiesz, że teraz w każdej chwili mógłbym wrócić do domu, powiedzieć, że zaatakował mnie obcy smok ognia i wywołać wielką bitwę, w której twoja rasa zniknie z powierzchni lądu? Jest nas więcej. - Jego głos brzmiał poważnie. Mówił całą prawdę. Więcej było wody na świecie niż lądu, a to szło w parze z większym habitatem dla jego razy niż ognistej. Biorąc pod uwagę również jego status społeczny młodzieniec miałby przekichane. - Jesteś okrutny. -Prychnął ostatecznie patrząc spode łba na rozmówcę. Obmył swoją brudną od krwi dłoń z niezadowoleniem, ale tylko po to by wyciągnąć z lekko rozdartej przez napastnika torby, kamienny wisiorek na sznurku. Rzucił smokowi pod łapy ze smutną miną. -Widać starszyzna miała racje. Jesteś jak reszta - zdziczałym potworem. -Czy chciał najechać smokowi na uczucia? Owszem. Miał nadzieję, że chociaż to poskutkuje. Nie był dobry w relacjach pomiędzy ludzkich. Chciał teraz jedynie wrócić do domu i zakamuflować bolesną ranę, po której na pewno pozostanie blizna. - Teraz zaczynam żałować, że wtedy nie dałem cię im zabić i wciągnąć pod wodę za dotknięcie ich Pana. - Dodał po chwili namysłu wstając i zmieniając swą postać na powrót w smoka. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Water vs Fire Wto Lip 25, 2017 4:34 pm | |
| Nie znał i nie rozumiał przyczyn tej wielkiej nienawiści. Wpojona w niego wrogość korzeniami sięgała dalej niż Vuurvliegie był w stanie sobie wyobrazić. Była jak powietrze którym oddychał – przesiąkała zwierzynę, na którą polował i wodopój, z którego wspólnie korzystali. Zasypiał co wieczór do jej dźwięków wtulony we własne łuski i budził się wraz z jej jasnymi promieniami wdzierającymi się do jego części legowiska. Była wszechobecna niczym zdziczałe, ogniste bóstwo dotykające swoim jestestwem każdego kawałka ich świata. To tak jakby Luke nie rozumiał dlaczego Świetlik nie brodzi po koniuszki skrzydeł w wodzie, wesoło pląsając pośród morskiej trawy i manatów. Tak było i już – zrządzenie losu, nieszczęśliwy zbieg wydarzeń, być może czyjeś ukryte działania i intencje. Nie jest łatwo pokazać że nie jest się wrogiem gdy wykonuje się tak nieprzemyślane i głupie czynności. Podtopienie Vuura nie sprawiło że ten nagle postanowił mu zaufać. Wręcz przeciwnie – jego instynkt przetrwania najeżył się niczym kolczasta jaszczurka. - Maniery. Co mi po dobrym wychowaniu, kiedy tak bezczelnie mi grozisz? Nie ja pierwszy przekroczyłem granicę, więc i nie ja jestem odpowiedzialny za to, co wielkiemu panu się stało. Najmocniej przepraszam za bycie zdziczałą bestią – bronię jedynie swojego terytorium. – rzucił w jego kierunku nie szczędząc jadu i nuty irytacji. Luke zachowywał się dokładnie tak jak sam siebie określał – jakby był jakimś cholernym księciem z immunitetem, któremu wszystko wolno i którego nikt nie pociągnie do odpowiedzialności. Widać było różnicę wychowania, nawet jeżeli żadne z nich nie miało lekko. Vuur był przede wszystkim nieufny. Świetnie zdawał sobie sprawę z tego, że mogą ich (go) zaatakować. Sam się przecież tego spodziewał, pomiędzy monologami wodnego smoka szukając wzrokiem poruszenia w wodzie. Wszelkie cienie i dziwne pluśnięcia przykuwały jego natychmiastową uwagę. - Włazisz na moją ziemię, a to mnie atakują za zwrócenie Cię morzu. – Luke nie musiał wiedzieć, że traktowany był wtedy jak niechciany odpad. Jak śmieci, przy których Świetlik nie mógł przejść obojętnie. Nikt przecież nie lubił gdy naruszano czystość jego środowiska. W końcu przypomniał sobie, skąd zna koralową koronę rogów i niebieskie, ostre płetwy. – Ponadto SAM znowu postanowiłeś naruszyć granicę, za co grozisz mi wojną. Sam zatem odpowiedz sobie na pytanie KTO jest potworem. Jeżeli Luke faktycznie był PANEM, w chwili obecnej pogłębiał jedynie stereotypy. Żaden dziedzic plemienia ognia nie odznaczał się pychą z tytułu płynącej w nim krwi. Wszyscy oni byli bardziej karni i bardziej zdeterminowani do tego, by uznano ich za przyszłych wodzów, a nie wymuszono to uznanie. Vuurvliegie prychnął rozjuszony i odsunął się w obronnym zrywie, gdy kamień poleciał w jego kierunku. Gotował się już do ataku sądząc, że akt ten był właśnie wypowiedzeniem wojny. Nie wiedział z jaką magią lud wody podpisał pakty, nie chciał zatem oberwać. Dopiero gdy wisiorek opadł na miękką trawę i przez jakiś czas nic się nie wydarzyło, smok złożył pióra i łuski, dławiąc ogień w przełyku. Wolno i ostrożnie jak nieoswojona puma zbliżył się do kamienia, węsząc w poszukiwaniu niebezpieczeństwa. Kamyk był ładny, kolorowy. Nie do końca rozumiał, dlaczego w ogóle został tu przerzucony. Nie dotknął go, usiadł jednak spokojnie tuż obok, przenosząc ciężkie spojrzenie z powrotem na niebieskołuskiego. Przekrzywił łeb jak szczenię, które nie rozumie polecenia. Bolesny ton nieznajomego i sens jego wyrzutu spłynęły po nim jak deszcz po liściu. Chociaż miał jakąś ciętą ripostę na koniuszku języka, milczał. Nie odpowiedział na nic, nie wzruszył ramionami. Ziewnął wręcz, jakby ostentacyjnie pokazując, że wcale go to nie dotyczy. Mógł dać go zabić i powinien. W imię nienawiści i nieufności. Smoki wody i ognia nigdy się nie dogadają i to było przesądzone. Vuur jednak nie był na tyle zarozumiały by sądzić, że jest ponad to. Był tylko małym, głupiutkim smoczkiem. Starał się nie zawieść pokładanych w nim nadziei – starał się dowieść, że jest pełnoprawnym współplemieńcem. - To prezent, czy może chcesz wrócić do siebie i oskarżyć zdziczałego potwora o kradzież? – Trącił wisior ogonem, wciąż czujnie wypatrując i towarzyszów nieznajomego, i zagrożenia, jakie kamień mógł nieść.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Water vs Fire | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |