|
| Autor | Wiadomość |
---|
StardustBadass Uke
Data przyłączenia : 27/07/2017 Liczba postów : 297
Cytat : Zero fucks given
| Temat: Kochali się, że strach Pon Lip 31, 2017 5:01 pm | |
| X i Y poznali się na szkoleniu MSSN, czyli Międzynarodowych Sił do Spraw Nadnaturalnych, których zadaniem jest ściganie kryminalistów świata nadprzyrodzonego i dbanie o równowagę między ludźmi, a wszelkimi innymi istotami. Natychmiast zapałali do siebie gorącym uczuciem. Ich relacja nie była jednak łatwa - odchodzili od siebie i znów wracali, toksyczna miłość trawiła ich niezależnie od tego, jak daleko od siebie nie byli. Parę lat temu przeżyli wyjątkowo burzliwe rozstanie i rozeszli się, każdy w swoją stronę. X nawet wyniósł się do innej części świata, aby przypadkiem na Y nie wpaść. Obu jednak zmieniono przydział i dowiadują się, że muszą pracować razem, mimo dawnych konfliktów i niechęci. X: @Stardust Y: @Red Rose Imię: Ariel Fox Wiek: 83 lata Wzrost/waga: 171 cm / 58 kg Kolor oczu: Ciemnozłote Kolor włosów: Blond
Opis: Jest długowieczną istotą o silnych mocach parapsychicznych. Telekineza, rozszerzone zmysły, ESP, czyli silnie rozbudowana intuicja. Szybszy i silniejszy niż człowiek, również znacznie zwinniejszy. Ma ognisty temperament, jest zazdrosny i zaborczy. Jest również wulgarny, głośny i kłótliwy. Diabelnie inteligentny, jednak nie potrafi odpuszczać. Zawsze musi mieć ostatnie słowo, często plecie, co mu ślina na język przyniesie, ale jest zbyt dumny, aby przyznać się do błędu. Raczej nie wyciąga pierwszy ręki, nie wychodzi z propozycją zawieszenia broni. Dziesiątki lat jego istnienia ani trochę nie ostudziły jego temperamentu. Podejrzliwy i nieufny, ceni sobie własną przestrzeń i nie znosi, jak ktoś wpycha nos w jego sprawy. Łatwo daje ponieść się swoim uczuciom, potrafi łgać, jak z nut, jednak z reguły jest szczery do bólu nie bacząc na konsekwencje.
Ciekawostki:
- Gra na skrzypcach
- Jeździ na motorze
- Były czasy, gdy był niezwykle znanym baletmistrzem, potem przerzucił się na łyżwiarstwo figurowe
- Do MSSN wstąpił około czterdziestu lat temu
- Posiada ogromny tatuaż na plecach
- Doskonale walczy wręcz, ćwiczy muay thai; świetnie radzi sobie również na średnie dystansy dzięki swoim mocom
- Porusza się z taneczną gracją, wykonując niezwykle płynne i delikatne ruchy, co kontrastuje z jego charakterem
- Uwielbia koty, bo są tak niezależne, jak on
- Kocha słodycze, a w szczególności gorzką czekoladę
|
| | | Red RoseSkype & Chill
Data przyłączenia : 10/07/2017 Liczba postów : 174
Cytat : "Normalni ludzie są nudni." Wiek : 27
| Temat: Re: Kochali się, że strach Pon Lip 31, 2017 6:34 pm | |
| Imię i nazwisko: Dave Blackwell Wiek: xxx Waga/Wzrost: 87kg/191cm Opis: Dave jest stworzeniem spokojnym, przeżył swoje i kieruje się przede wszystkim doświadczeniem aniżeli nagłym przypływem uczucia. Nie wierzy też w genialność jakiegoś planu i zawsze ma drogę wyjścia. Trudno u niego z zaufaniem, ale nie podważa zdania innych jeśli nie ma dowodów na to, że mogliby go okłamać. A szuka takich dowodów wszędzie. Chociażby w mowie ciała. Potrafi być porywisty, a przy tym i agresywny. Nie zdarza się to często, lecz jeśli już się zdarza to ciężko go pohamować. Oprócz tego ciężko nawiązać z nim bliskie relacje i często nawet nie otwiera ust a tylko kiwa głową. Inne:
- Ma kilka blizn na ramionach czy nogach, lecz nikomu nie udało się go skaleczyć w tors czy plecy.
- Bardzo dobrze widzi w ciemności.
- Specjalizuje się w broni snajperskiej oraz walce w zwarciu. Nie radzi sobie na średnie dystanse.
- Lubi psy, bo są lojalne.
- Przepada za pikantnymi rzeczami.
_________________ ____________________ ____________________ |
| | | Red RoseSkype & Chill
Data przyłączenia : 10/07/2017 Liczba postów : 174
Cytat : "Normalni ludzie są nudni." Wiek : 27
| Temat: Re: Kochali się, że strach Pon Lip 31, 2017 11:30 pm | |
| Wśród góry obsypanych śniegiem, blisko jednego ze szczytów siedział Dave na półce skalnej. Ubrany w czarny strój żołnierski obserwował niebo swoimi krwistoczerwonymi oczami podparty z tyłu rękami. Tuż za nim leżało ciało kobiety w japońskim kimonie przebite japońskim mieczem - kataną. Gdy zobaczył na niebie helikopter wstał, a z jego ust wydobyła się para. Helikopter zleciał niżej i wyrzucili mu drabinę, po której w ciągu kilku sekund wdrapał się do helikoptera i odleciał zostawiając za sobą zabitą kobietę śniegu. MSSN wydało na nią wyrok, Dave go wykonał. - Agencja chce panu zmienić przydział. Czemu pan nie powiedział wcześniej? - spytał mężczyzna ubrany podobnie do niego, lecz z całym wyposażeniem na głowie, włącznie z kominiarką przez co Dave nie był wstanie rozróżnić twarzy. Po głosie poznał jednak kto do niego mówi. Matt, jeden z młodszych członków. Ledwo po szkoleniu. Widział w Dave jakiś przykład, chociaż ten odzywał się do niego bardzo rzadko. No... Tak było na początku, potem jakoś był wstanie się do niego zacząć odzywać normalnie. - Matt. Ci wyżej mnie potrzebują gdzie indziej. - i w sumie tyle w temacie. Doskonale wiedział, że jest jednym z niewielu zabójców. On nie pilnował terenu, a zabijał tych których trzeba było zabić. Z tego powodu nie miał konkretnego terytorium, a został przydzielony do całej Azji i tylko latał z jednego końca na drugi. Ludzie pewnie by się bardzo zdziwili jakby dowiedzieli się jak wiele paranormalnych rzeczy się dzieje na około nich... - Wiem, że pan Dave nie jest potrzebny, bo nie ma żadnych poważnych problemów w Azji i zostaje wysłany do Afryki, bo tutaj jest okej, ale nadal. Widział, że chłopak miał problem, aby pogodzić się z tym, że jego swoisty mentor chce go opuścić dla jakiejś gorącej Afryki, w której grasują jakieś upadłe bóstwa. - Podobno przy ostatnim ataku umarł tamtejszy zabójca i potrzeba kolejnych. Zwłaszcza, że upadłe bóstwa zaczęły się pojawiać. Dave doskonale wiedział, że to nie będzie łatwa robota. Zwłaszcza, że bóstwa zrodziły się przez ludzi i przez nie upadają. Gdyby tylko ludzie bardziej myśleli o tym co tworzą. Można było poczuć, że w świecie gdzie zaczyna panować technologia będzie coraz więcej ataków demonów, potworów, ras humanoidalnych czy nawet upadłych bogów.
*** Dwa dni później siedział w samolocie, który właśnie lądował w RPA, bo to tutaj znajdowała się siedziba MSSN, w której miał siedzieć i czekać na rozkazy. Po tym jak wysiadł z samolotu od razu poczuł różnicę temperatur. To nie był jego pierwszy raz w Afryce, ale gdy poprzednio tutaj był miał przy sobie A-. Nie chciał o tym myśleć. Nie mógł jeśli zamierzał skupić się na pracy, której podobno było dużo. Przed lotniskiem czekał na niego samochód, do którego wsiadł i ze spokojem słuchał co takiego ma mu kierowca do powiedzenia. Niezbyt go to interesowało. Słyszał to za każdym razem, od nowa i od nowa. Nieważne, który to już raz tutaj był. Zawsze ich serdecznie witają i liczą na owocną współpracę. Po czym zrzucają wszystko na nich i czekają na efekty. Dave to doskonale wiedział i odpowiadała mu taka współpraca. Potrzebował - dostawał. Nikt nic nie narzucał. Nikt niczego nie chciał. W końcu dotarł do siedziby, która jak zwykle go nie zawiodła. Wielka i biała. Niestety, nie aż tak biała jak jego włosy. Miał na sobie normalne ciuchy, a nie mundur - może dlatego czuł się trochę nieswojo. Wszedł i o dziwo widział, że ludzie go kojarzyli. No tak, robił w MSSN od prawie pół wieku, jak mogliby go nie znać. Zwłaszcza, że dużo ludzi którzy tutaj pracowali byli ludźmi lub ludźmi z jakimiś zdolnościami. Nie byli rasami humanoidalnymi jak on. Chociaż zdarzali się i tacy, bardzo rzadko i krótko. Zapukał do biura dowódcy tutejszej jednostki, a gdy usłyszał pozwolenie wszedł. _________________ ____________________ ____________________ |
| | | StardustBadass Uke
Data przyłączenia : 27/07/2017 Liczba postów : 297
Cytat : Zero fucks given
| Temat: Re: Kochali się, że strach Sro Sie 02, 2017 2:48 pm | |
| Ariel snuł się po pobojowisku. Połamane płyty chodnikowe, wyrwane latarnie, poprzerywane linie wysokiego napięcia. Płaty jezdni wyrwane z ziemi, wystające zewsząd zardzewiałe pręty. A na jeden z nich nabita kobieta o długich, błękitnych włosach, z przedramionami i nogami pokrytymi łuską, palcami złączonymi błoną i skrzelami po bokach szyi. Blondyn dotknął ją dłonią w białej rękawiczce. Była jeszcze mokra. Delikatnie uniósł jej podbródek, jednak tam, gdzie spodziewał się zobaczyć twarz, była tylko krwawa pulpa. Na nim jednak nie robiło to już wrażenia. Śledczym w MSSN był już blisko piątą dekadę. Niewielu było równie silnych psychicznie, by wytrzymać w takim miejscu podobną ilość czasu. Z tego powodu cieszył się powszechnym poszanowaniem. Kątem oka dostrzegł swojego asystenta, który z pełną uwielbienia miną truchtał w jego kierunku, by spijając każde, najdrobniejsze słowo kapiące z ust swojego mentora, zapisać skrupulatnie w notatniku. Fox westchnął. Nie miał teraz na to czasu. Machnął ręką na młodzieńca, aby podenerwował kogoś innego. Usiadł po turecku koło martwej syreny, splótł ręce na piersi, oparł się o wyrwany płat betonu i spuścił głowę na pierś, zamknąwszy oczy. Wyglądał, jakby spał. W rzeczywistości skupiał się tylko, by jak najlepiej wykorzystać swój szósty zmysł. Syrena zmarła niedawno, ślad mordercy powinien być jeszcze bardzo wyraźny. Nie minęła chwila, a w jego umyśle zaczęły pojawiać się obrazy. Był nią. Budzącym strach potworem wodnym, teraz przerażonym. Śpiewał, jednak jego głos nic nie dawał. Osłonił się bańką wody przed nadlatującym samochodem, wciąż się cofając. Niemal sparaliżowany ze strachu patrzył, jak przed jego oprawcą rozstępuje się ulica, zrywają kable, sycząc i iskrząc się. Uniósł rękę w obronnym geście, jednak ogromna dłoń chwyciła go za gardło. Zaczął chwytać łapczywie powietrze, jednak wciąż go brakowało. Ariel uniósł nagle głowę i wstał. Czuł, że oczy wszystkich obecnych były w nim utkwione. - Mam go - rzekł cicho, pełnym powagi głosem, jednak na tyle wyraźnie, by wszyscy go usłyszeli. Każdy zaczął kiwać głową z podziwem, kilka osób poklepało go po plecach, choć on tylko robił swoje. - Fox - usłyszał, a odwróciwszy głowę w stronę źródła dźwięku, dostrzegł dwóch rosłych mężczyzn. Jeden skinął na niego, a jasnowłosy podszedł do niego nonszalanckim krokiem, ściągając po drodze białe rękawiczki. Podał jednemu dłoń i przedstawił się, oczekując tego samego. - Przenosimy cię - odrzekł tylko mężczyzna w odpowiedzi.
Niedługo potem siedział w samolocie do RPA, żegnając swój ukochany Londyn. Nie wiedział, jaką mają dla niego sprawę, ale musiała być poważna, skoro tak nagle, w środku śledztwa zdecydowano się zmienić mu przydział. Ze znudzeniem oglądał chmury za oknem, by parę godzin później wysiąść na lejące się z góry słońce. Osłonił oczy przed ostrym światłem i zdjął swój jasnobrązowy płaszcz, poluźnił krawat i podwinął rękawy swojej koszuli. Był nieprzyzwyczajony do takiego słońca i upału; w końcu ostatnie kilka lat spędził w pochmurnej Anglii. Ogromna, biała baza odbijała ostre światło słoneczne i nieprzyjemnie raziła go w oczy. Jego okulary były w walizce. Zaklął cicho. Bagaże jeszcze nie zostały rozładowane; prawdopodobnie znajdzie je dopiero wieczorem w przydzielonym pokoju, z którego będzie mógł korzystać, dopóki nie znajdzie innej kwatery. Nie zastanawiając się długo, odpalił papierosa i równym krokiem udał się do biura dowódcy jednostki. Zapukał krótko, po czym szarpnął za klamkę i wszedł do środka. Widząc znajomą, białowłosą postać, Ariel zerknął to na nią, to na dowódcę, a następnie wypuścił z płuc gęsty dym i wyjął papierosa z ust. - Jeśli jest to, kurwa, jakiś chory żart, to cholernie nieśmieszny - warknął na powitanie, mierząc białowłosego nienawistnym spojrzeniem. Chwilę potem wbił gniewny wzrok w postać za biurkiem, oczekując wyjaśnień. Przecież wyraźnie zaznaczył w swojej ostatniej prośbie o przeniesienie, że nie chce widzieć tego człowieka na oczy nigdy więcej! |
| | | Red RoseSkype & Chill
Data przyłączenia : 10/07/2017 Liczba postów : 174
Cytat : "Normalni ludzie są nudni." Wiek : 27
| Temat: Re: Kochali się, że strach Pią Sie 04, 2017 12:52 am | |
| Dave co jakiś czas czuł się jak staruszek patrzeć na wiek ludzi. Nie spodziewał się, że wchodząc do biura dowódcy jednostki zobaczy za biurkiem kobietę starszą od niego o kilka set lat. Na czarnych skórzanym fotelu siedziała dziewczyna z ciałem wyglądający na około dziesięciolatkę. Jej długie intensywnie czerwone włosy zostały związane w dwa kitki, a w ustach miała gigantyczne lizaka. Mężczyzna zamknął za sobą drzwi i podszedł bliżej. - Witaj, witaj Dave. Dawno cię nie widziałam. - wyciągnęła lizaka z ust na chwilę. - Usiądź. Poczekamy na twoje współpracownika na kilka miesięcy przynajmniej. Kiwnął głową i usiadł na jednym z foteli przed szefową. Wpatrywał się w nią przez chwilę swoimi czerwonymi oczyma. W ogóle nie urosła od kiedy ją ostatnio widział. Jak długo może się rozwijać wróżka? Chętnie by się dowiedział, ale widać nie będzie mu to dane. Kobieta oderwała wzrok od papierów leżących przed nią i wtopiła swój wzrok w Dave. - Wiem, że nic nie urosłam. Słysząc to wzdrygnął się trochę. Nie lubił jak ktoś zaglądał mu do głowy. Dowódca co prawda nie miała takich zdolności, aby zajrzeć mu do faktycznie do głowy. Nadal nie lubił tego uczucia. Nawet jeśli do tej pory tylko dwie osoby potrafiły faktycznie wejść mu do głowy. I jednej z tych osób zdecydowanie nie chciał zobaczyć. - Dave, a wiesz, że ostatnio(...) - i czerwonowłosa zaczęła mu opowiadać co tylko się dało czekając aż pojawi się jego nowy współpracownik i dowiedzą się co ich czeka. Nie zajęło to długo. W drzwiach pojawił się on. Do tej pory przyjemny wzrok mężczyzny zmienił się w zimny kiedy zobaczył kto stanął w drzwiach Ariel. - Ciebie też miło widzieć. - powiedział tonem, który przyprawiał o ciarki. Przeniósł spojrzenie na wróżkę oczekując wyjaśnień i chyba nie był jedyny. Oczywiście kobieta wydawała się oczekiwać takiej reakcji, nawet jeśli nie wiedziała co między nimi zaszło. W końcu tylko niewiele osób wiedziało. - Przede wszystkim usiądź. - wskazała na wolny fotel. - Sprawa dotyczy upadłych bóstw i mamy ich za dużo. Potrzebowaliśmy najlepszej pary specjalistów. Słysząc te słowa w jego głowie pojawiło się pomysłów kto inny mógł być jego partnerem specjalistą. Nawet tą parą. Naprawdę, było dużo osób. Czemu akurat oni? Dave chciał wierzyć, że nie zostali wybrani specjalnie, a tylko przez przypadek i można to zmienić. _________________ ____________________ ____________________ |
| | | StardustBadass Uke
Data przyłączenia : 27/07/2017 Liczba postów : 297
Cytat : Zero fucks given
| Temat: Re: Kochali się, że strach Wto Sie 08, 2017 1:58 pm | |
| Oficjalna wersja, dlaczego nie chcieli nawet na siebie patrzeć była taka, że zwyczajnie się nie dogadywali i mieli do pracy zupełnie różne podejścia, co w końcu zaskutkowało dużym spięciem, choć doprowadzili ostatnią wspólną sprawę do końca. Wszyscy w MSSN, w tym przełożeni, sądzili, że obie ze stron podczas kłótni powiedziało po prostu kilka słów za dużo, co zakończyło ich wieloletnią przyjaźń. I choć każdy wiedział, że między nimi bywało różnie, ten jeden konflikt wydawał się być naprawdę poważny. Ariel prychnął. Sądził, że skoro jest jednym z lepszych śledczych, jak nie najlepszym - i to jeszcze z tak dużym stażem, a nie wszyscy potrafili wytrzymać kilkadziesiąt lat psychicznej udręki, walki i oglądania trupów - to jego życzenie dotyczące ewentualnego partnera będzie respektowane. Zresztą z tego, co wiedział, Dave także tę parę lat temu wyraźnie zaznaczył, że nie będzie z nim współpracował. Mężczyzna zaciągnął się ostatni raz swoim papierosem, podszedł do biurka dowódcy i zgasił go w stojącej na nim popielniczce, by opaść z ostentacyjnym niezadowoleniem na krzesło. Założył nogę na nogę i wbił pytające, gniewne spojrzenie w twarz niepozornej dziewczynki. Robił wszystko, byleby tylko nie patrzeć na Blackwella. Wręcz udawał, że go tam nie było. - Jestem pewien, że znalazłoby się paru równie dobrych zabójców albo śledczych - rzekł Fox, całym sobą starając się, by brzmieć nonszalancko. - Co z Garethem Shelbym? Albo Roxaną Karamazovą? Mam w Londynie parę niedomkniętych spraw, na pewno ktoś mógłby mnie tu zastąpić. Nie wiedział, jak sytuacja wygląda wśród wojowników, ale znał paru detektywów z niezłymi zdolnościami bojowymi. Zarówno Gareth jak i Roxana byli ESP, podobnie jak Ariel. Ich zdolności wydawały się być porównywalne z jego - widywali się na szkoleniach, a Roxana nawet była jego podopieczną, także mógł za nią ręczyć. Była niezwykle inteligentną, rzutką i utalentowaną kobietą. Raz nawet prawie udało jej się przedrzeć przez wszystkie bariery umysłowe nauczyciela i zajrzeć mu do głowy. Prawie, ale to było jakiś czas temu. Mógł się założyć, że teraz odparcie jej ataku mentalnego kosztowałoby go znacznie więcej, w końcu szkoliła się przez wiele lat pod jego protekcją. Gareth zaś wstąpił do Sił w podobnym czasie, przez pewien okres byli w jednej jednostce. Nigdy nie pracowali jako partnerzy, ze względu na podobne umiejętności, ale Fox był zaznajomiony z dokumentami Shelby'ego i lwią częścią spraw, nad którymi pracował i z których większość zamknął. |
| | | Red RoseSkype & Chill
Data przyłączenia : 10/07/2017 Liczba postów : 174
Cytat : "Normalni ludzie są nudni." Wiek : 27
| Temat: Re: Kochali się, że strach Nie Sie 13, 2017 11:26 pm | |
| Wiedział, że ta robota nie będzie łatwa. Wiedział, że ci na górze podejmują jakieś decyzję i mają zmiany gdzieś. Ciekawiło go jednak, czy nie potrafią zmienić zdania gdyby pojawiły się problemy. Dave wiedział prawie na stówkę, że się pojawią. Ta podróż do Afryki to nie będzie taka miła i przyjemna jakby chciał. Z drugiej strony. Dave nie przepadał za gorącem, ani za zbytnim zmęczeniem. Ta wycieczka z tego co teraz mógł zauważyć - będzie łączyć obie te rzeczy, a nawet i więcej. Jego twarz wyglądała jak u kamiennego posągu gdy oglądał niezadowolenie swojego byłego partnera. Słuchanie jego wymigiwania się od pracy nad tą sprawą, tylko żeby z nim nie współpracować, jakoś poprawiało mu humor. Widać, że nie chciał mieć z nim nic wspólnego. Białowłosemu to odpowiadało. Miał jeszcze sporo życia przed sobą. Jeśli teraz popsuje sobie nerwy i zrobi krzywdę czemuś lub komuś - mogą być potem problemy. W sumie z powodu takiego "popsucia sobie nerwów" trafił na trening do MSSN. No i poznał kolejny powód psucia sobie nerwów - Ariel'a Fox'a. Ahh.. Miał ochotę coś rozwalić. Najlepiej własnymi rękoma. Nie było tego widać na jego twarzy, a wzrok pełen tego uczucia skierował na swoją przełożoną, małą wróżkę, która miała zamiar odpowiedzieć Esperowi. - Panie Fox. - odpowiedziała zmieniając swoje łagodne i miłe spojrzenie na poważne. Jakby groziła jej głos zmienił ton na lodowaty i ciężki. - Potrzebujemy najlepszych i najszybszych. Tylko wasza dwójka pasuje w tym momencie do tych kryteriów. Jeśli masz z tym problem go rozwiązać we własnym zakresie i zacząć zajmować się sprawą. Podsunęła przed nim stertę dokumentów związanych ze sprawą. Głównie ofiary, opis sprawcy, a dokładniej dane, które udało im się zdobyć. Poza tym raporty, płyty z nagraniami i przesłuchaniami świadków. Dave od razu po nie sięgnął i otworzył teczkę. Przynajmniej ładnie uporządkowane... - przeszło mu przez myśl widząc jak ogarnęli dane. Nie zamierzał się tak szarpać ze sprawą jak Ariel. W sumie bardzo chętnie zmieniłby partnera, ale słysząc odpowiedź jaką dostał blondyn od pani szefowej - nie zamierzał wspominać o zmianie. Inny sposób to poszkodować jednego z nich albo zakończyć sprawę szybko i się rozejść. To nie może być aż tak trudna sprawa skoro go przysłali, a jeszcze nie skończył innych zleceń. Przewracał kartki i przyglądał się twarzom ze zdjęć. Twarz sprawcy - pokryta bliznami o wręcz błyszczących, zniewieściałych zielonych oczach, które nie pasowały do muskularnej budowy ciała i wyraźnej szerokiej szczęki. Skądś ją kojarzył... Nie mógł sobie tylko przypomnieć skąd. Może powinien po kolei szukać w pamięci twarzy każdej osoby, z którą w przeszłości walczył i przeżyła? Nie było ich dużo. Jedna z tych niewielu osób była w pomieszczeniu. _________________ ____________________ ____________________ |
| | | StardustBadass Uke
Data przyłączenia : 27/07/2017 Liczba postów : 297
Cytat : Zero fucks given
| Temat: Re: Kochali się, że strach Pon Sie 14, 2017 2:01 am | |
| Ariel, mimo że nie patrzył na białowłosego, aż nazbyt wyraźnie odczytywał bijące od niego emocje. Zacisnął zęby, a mięśnie jego szczęki zarysowały się widocznie. A więc uczucie niechęci było wzajemne, a nie tylko jednostronne. Dobrze było to wiedzieć. Choć mężczyzna nie oczekiwał niczego innego i tak w pewien sposób to zabolało. Hipokryta - pomyślał o sobie. Może i mieli za sobą piękne i niezwykłe chwile, ale wystarczyło to jedno rozstanie za dużo, ta jedna kłótnia, która przelała czarę goryczy, by to wszystko runęło. Blondyn starał się nie patrzeć na Dave'a, nie odczuwać go, nie odbierać od niego żadnych bodźców, co ze względu na jego umiejętności i wyczulone zmysły nie było wcale tak prostym zadaniem. Ograniczenie percepcji wymagało niezmąconego skupienia i spokoju, a do tych dwóch było mu w tym momencie bardzo daleko. Był najzwyczajniej w świecie wkurwiony - zgrzytał zębami, a jego oczy ciskały piorunami na wszystkie strony. Sytuacji wcale nie poprawiły słowa przełożonej. Fox skinął po prostu sztywno głową. Tak podejrzewał, jednak warto było spróbować. Mimo swoich starań ograniczenia postrzegania, zorientował się, że jego partner nad czymś mocno się skupia, przeglądając teczkę. Mimowolnie sięgnął umysłem w jego kierunku i zaraz również dostrzegł poharataną bliznami twarz, która niewątpliwie zapadała w pamięć. Jemu jednak nic nie mówiła. - Znasz go? - zapytał, zanim zdążył ugryźć się w język. Wiedział, jak Blackwell nie lubił, gdy wykorzystywał swoje zdolności, by dowiedzieć się, o czym myślał. Cóż, najwyraźniej będzie musiał się do tego z powrotem przyzwyczaić, bo Ariel nagle doszedł do wniosku, że nie powinien się ograniczać - chciał w jakiś sposób dopiec białowłosemu, już sama jego obecność doprowadzała go do takiego stanu, że musiał się wyładować. Gdy tylko Dave skończył przeglądać akta, Fox wziął je od niego i szybko przekartkował. Będą potrzebowali dwóch kopii, jeśli mieliby coś zdziałać. - Który pokój? - rzucił do przełożonej, patrząc na nią kątem oka. Zgadywał, że został im przydzielony apartament w mieszkalnej części budynku, który będą musieli dzielić, dopóki nie znajdą innej kwatery. O mieszkaniu osobno jednak nie było mowy - sprawa wyglądała na dość poważną, posiadanie wspólnego lokum było podstawową zasadą bezpieczeństwa. Przynajmniej przez najbliższe kilka miesięcy nie będą mogli odstępować się na krok. Ariel poczuł nieprzyjemny ucisk w gardle i kletce piersiowej na samą myśl. Bądź profesjonalny - upomniał się, ale nie wiedział, jak długo tak pociągnie. Był pewien, że prędzej czy później wyciągną stare brudy. |
| | | Red RoseSkype & Chill
Data przyłączenia : 10/07/2017 Liczba postów : 174
Cytat : "Normalni ludzie są nudni." Wiek : 27
| Temat: Re: Kochali się, że strach Nie Sie 27, 2017 11:50 pm | |
| Nieważne ile twarzy miał przed oczami - żadna nie pasowała do zdjęcia jednego ze sprawców. Raz jedno pasowało, raz coś innego. Nikt nie łączył jednak tych trzech cech. Powiedzmy, że blizny i mięśnie można sobie zrobić... ale co z tą szczęką i spojrzeniem? Zielone oczy to kontakty, a szczęką już taka była? Jaka nadprzyrodzona istota zmieniałaby swój kolor oczu... Każdy gatunek miał przedstawicieli, którzy chcieli coś zmienić, lecz ci koniec końców nie mogli nic ukryć. Co druga osoba nie mogła oprzeć się dumie z faktu, że urodziła się kimś lepszym od zwykłego śmiertelnika. Gdy myślał o ludziach jedyne co miał w głowie to fakt, że mogli umrzeć... Nie przeżywali wieczności w cierpieniu. Takim czy innym. Ich życie było bardzo kruche w porównaniu do tego co przeżywały "uzdolnione" jednostki. Żyli przynajmniej dwa razy dłużej, to dwa razy dłuższe cierpienie. Dave patrzył na ludzi tylko pod kątem ich uczuć, po tym jak się jego drogi z Ariel'em rozdzieliły się - zdominowała to miłość. Nie był emocjonalną osobą, lecz jeśli kochał to do usranej śmierci. Wypierał to z siebie całym ciałem i duchem. ... Ah... Mam ochotę coś rozwalić... Doszło do jego uszu pytanie. Głos był mu bardzo znajomy, aż za bardzo. Pytanie także słyszał już nie raz. Odwrócił głowę i spojrzał pustym wręcz spojrzeniem na mężczyznę. Nie chciał pokazać mu żadnych swoich emocji. Kiwnął głową potakując, ale po chwili zdał sobie sprawę, że to za mało. - Nie wiem skąd. - otworzył usta i dopowiedział co chciał. Dzięki temu uważał, że wszystko co chciał zostało przekazane. Zamknął akta i widział tylko jak Ariel mu je zabiera. Odprowadził je spojrzeniem, lecz nie ruszył się z miejsca. Średnio go interesowało co zamierza blondyn, on wiedział co ma robić. Zająć się sprawą. Wyjść, przygotować się, rozpocząć sprawę. - Hm? A, tak. Prawie bym zapomniała... - szefowa sięgnęła do jednej z szufladek biurka i wyciągnęła parę kart. - Macie apartament w północnej części miasta. Piąte piętro, mieszkanie numer dwadzieścia. Z tego co pamiętam trzy pokoje, kuchnia, łazienka. Uśmiechnęła się do nich. Dave czuł, że nie był to miły uśmiech, a kryło się za nim coś więcej. Mógł mieć nadzieję, że nie zamierza kombinować z czymś niepotrzebnym. Jak próbowaniem "poprawić ich współpracy przez zamykanie ich w czterech ścianach"... Wiedział, że dowódca nie było głupie i nie zamierzało wiecznie zgadzać się na ich warunki, ale... Nadal wolał żeby nie wpychali mu się w życie z łapami. Wziął od szefowej karty przy okazji wstając. Jedną schował sobie do kieszeni, drugą podał Ariel'owi. Skierował się do drzwi dopiero jak ten zabrał ją od niego. Lepiej żeby każdy miał swoją kartkę przy sobie. Rzeczy pewnie były już dawno na miejscu. Nie oczekiwał od nich niczego innego. Oni mieli tutaj przyjść tylko odebrać fanty. _________________ ____________________ ____________________ |
| | | StardustBadass Uke
Data przyłączenia : 27/07/2017 Liczba postów : 297
Cytat : Zero fucks given
| Temat: Re: Kochali się, że strach Wto Wrz 26, 2017 11:51 pm | |
| Do espera wyraźnie docierały rozterki Blacwella, nawet nie starał się specjalnie ograniczać przypływu informacji. To nie tak, że ich relacje można było jeszcze pogorszyć. Poza tym, białowłosy wcale nie musiał wiedzieć, że Ariel w mniejszym lub większym stopniu wykorzystuje swoje zdolności, by mieć przynajmniej mgliste pojęcie o tym, co siedzi mu w głowie. Nawet, gdyby wyczuł intruza, blondyn zawsze mógł tłumaczyć się, że to dla dobra śledztwa. Że wojownikowi mógłby umknąć jakiś drobny szczegół niezbędny do rozwiązania sprawy - choć zdolności dedukcji Dave'a były na wysokim poziomie, to Fox był tu detektywem i w swoim zawodzie niemal nie miał sobie równych. Prawdopodobnie właśnie przez to wylądował w RPA, w cholernym słońcu, z teczką pełną zdjęć zmasakrowanych przez upadłych bogów ciał. Szybko kartkował gruby plik, jednym spojrzeniem oceniając zawartość strony, przyswajając najważniejsze szczegóły, by na początek zorientować się, z czym tak właściwie mają do czynienia. Wysnuwanie pierwszych wniosków przerwał mu głos przełożonej. Ariel z niechęcią przyjął kartę. Nie żeby się tego nie spodziewał. Przynajmniej mieszkanie było wystarczająco duże, by nie musieli nocować w jednym pokoju. Chyba by nie zasnął, gdyby cały czas słyszał oddech Blackwella w drugim końcu pomieszczenia. Mężczyzna aż wzdrygnął się na samą myśl, ale kiwnął kobiecie głową i pożegnawszy się wstał sztywno, by drętwym krokiem opuścić pomieszczenie. Choć silił się na nonszalancję, nie wychodziła mu ona specjalnie. Nie trzeba było być esperem, by zauważyć, że Fox był cholernie spięty i poirytowany. Przy wyjściu z budynku zaczepił ich jeden z funkcjonariuszy, by przekazać im kluczyki do służbowego auta. - Ja poprowadzę - rzekł Ariel, biorąc w dłoń klucze, zanim Dave zdążył cokolwiek zrobić. Nie to, żeby mu nie ufał, ale potrzebował się czymś zająć, choćby miało to być tylko kręcenie głupim kółkiem i zmienianie biegów. Chyba wybuchłby, gdyby musiał siedzieć obok swojego partnera w milczeniu, bez niczego, co mogłoby odwrócić jego uwagę od rozważań dotyczących przeszłości. Nie wiedział, jak skupi się na śledztwie, skoro w towarzystwie Blackwella nie potrafił patrzeć przed siebie. Wciąż wracał do tych wspólnych, szczęśliwych momentów, które raz po raz, wciąż, na nowo rozpryskiwały się w jego umyśle na tysiące malutkich kawałeczków, niczym drogocenny, kryształowy wazon, rozbite przez te chwile, które przyprawiały go o ból głowy, które wciąż bolały. Rany, które pozostawiło ostatnie rozstanie, choć esper sądził, że dawno już się zabliźniły, były jak wczorajsze. W końcu, wytrzymując dłużące się, ciężkie minuty przepełnione wymownym milczeniem, dojechali do swojego miejsca pobytu. W apartamencie rzeczywiście czekały już na nich bagaże, jednak blondyn nie miał sił, by się rozpakować. Drżącymi rękami zaparzył kawę i usiadł z kubkiem przy stole, by zatopić się w pracy, zapomnieć. - Wygląda na to, że mamy kilku upadłych bogów do złapania - rzekł po chwili spędzonej z nosem w teczce - i może nie być tak łatwo, jak nam się zdaje. Już trzy drużyny nie zdołały wykonać zadania; zostały wybite w pień. Tylko jeden agent przeżył. Myślę, że z nim powinniśmy porozmawiać najpierw. Jego ton był oschły, a głos i wzrok zimne. Mimo to patrzył Dave'owi w oczy. Pierwszy raz od dawna. Znów zatapiał się w tych czerwonych tęczówkach. Ucisk w piersi uświadomił go jednak, że wciąż to było dla niego za wiele, że nie był gotów. Siląc się na spokój i obojętność, spuścił wzrok z powrotem na litery układające się na trzymanych przezeń kartach, jednak nie potrafił się na nich skupić. Powstrzymał się od głośnego westchnięcia. To będzie zajebiście trudna sprawa. |
| | | Red RoseSkype & Chill
Data przyłączenia : 10/07/2017 Liczba postów : 174
Cytat : "Normalni ludzie są nudni." Wiek : 27
| Temat: Re: Kochali się, że strach Pon Paź 23, 2017 8:00 pm | |
| Nie zamierzał się kłócić z białowłosym o prowadzenie, mógł spokojnie usiąść obok, rozłożyć się i myśleć nad życiem. Musiał je sobie trochę ułożyć. Co robić, czego nie. Tak, żeby było mu trochę łatwiej znieść to towarzystwo. Nie zamierzał myśleć nad samym rozwikłaniem sprawy, szanował zdanie Ariel'a i znał jego umiejętności lepiej niż inni. Doskonale też wiedział kiedy będzie chciał wejść mu do głowy głębiej niż powinien. Według wielu był najlepszym zabójcą jakiego MSSN miało, oczywiście że musiał radzić sobie jakoś z natrętnymi typkami wchodzącymi mu do głowy. Zwłaszcza ten natrętny typ. Od zawsze mówił mu, że ma tego nie robić, a ten dalej swoje. Gdy Dave myślał o takich chwilach z perspektywy czasu nie wydawały się takie złe. Te ich kłótnie były zabawne i Ariel o dziwo potrafił być uroczy. Niestety on nie ustępował, Ariel także nie odpuszczał. I tak raz za razem, coraz mocniej i mocniej aż w końcu sięgnęli limitu. Zabójca lata temu myślał o tym i był zły na siebie, że nie był szczery. Potem mu przeszło. Z jego perspektywy - oboje nie byli szczerzy, to wina ich obojga i czasu nie cofniesz. Po takim czasie nawet nie ma po co próbować czegokolwiek naprawić. Ostro się nie lubię i tak to pozostanie. Nie mógł nie zauważyć, że kierowca samochodu cały czas pawa do niego nienawiścią. Nie chciał patrzeć na niego. Dave więc nie będzie próbował być pokojowy. Będzie postępował profesjonalnie i ograniczał kontakt jak tylko się da. Samo myślenie o tym sprawiało, że zbierała się w nim agresja. Będzie potem musiał wyskoczyć z tego mieszkania służbowego. Dojechali na miejsce, walizki faktycznie stały w dość jasnym i dobrze umeblowanym mieszkaniu. Jakby nie patrzeć - było tu wszystko żeby wejść i zamieszkać. Nawet więcej niż potrzebowali. Niż on potrzebował. Chociaż patrząc na jego potrzeby - łóżko, toaleta, lodówka - nie było to wymagające. Wziął swoje bagaże i położył je na łóżko w pierwszym pokoju, a następnie widząc jak Ariel przegląda dokumenty zabrał jego bagaże do drugiego pokoju. W ten sposób mieli czyste pomieszczenie. Ku*wa. Niczym teraz nie można odwrócić uwagi i wyjść z pomieszczenia. Podszedł do okna i spojrzał na widok na miasto. Nigdy nie lubił takich przeszklonych ścian. Doskonale wiedział jak wspaniale i dokładnie można przez nie strzelić ze snajperki. Spoglądał na budynki, otoczenie, skąd ktoś może ich zaatakować. Chciał sprawdzić każde z tych miejsc. Dave już czuł, że za chwilę wyjdzie i wróci jutro gdy Ariel postanowił się odezwać. - Wiem. Znałem tych ludzi.Zwłaszcza Maise Hariri. - odezwał się do niego. Nie po raz pierwszy, nie po raz ostatni. To trochę zabawne. Myślał, że te lata temu skończył i nigdy więcej go nie zobaczy. - Była dobra. Prawie tak dobra jak ja, ale słaba. Naprawdę ją lubił. Była szybka i skuteczna, ale głupiutka. Mężczyźni szaleli za jej urodą, ale ona nie odwzajemniała ich uczucia i tylko łamała serca. Nie raz ją ostrzegał, że umrze głupią śmiercią. Nie mylił się, tym razem bardzo się o nią otarła. Szkoda. Miał nadzieję, że tym razem zmądrzeje. Mogłaby coś osiągnąć gdyby się postarała. Nie raz z nią pił i słuchał jak opowiadała o swoich nowych zdobyczach. Mógłby ją spokojnie postrzegać jako swoją podopieczną. Rzadko mówił, a jeszcze rzadziej zapamiętywał imiona, dlatego ludzie za każdym razem przeżywali szok gdy widzieli jak używa jej imienia. Nie raz poprawiało mu to humor. Zwłaszcza, że witała go z uśmiechem, a nie jak niektórzy... z nieprzyjemnym wyrazem twarzy i chęcią rzuceniu mu się do gardła. - Kiedy chcesz się z nią zobaczyć? - zadał pytanie trochę nieobecnymi oczami. Miłą poprawą humoru byłoby zobaczenie jej żywej. W jednostce medycznej, ale żywej. Na jego kamiennej twarzy pojawiła się zmiana. W jego oczach można było dostrzec ciepło. Kiedy takie ciepło posyłał komuś innemu i tylko jemu. _________________ ____________________ ____________________ |
| | | StardustBadass Uke
Data przyłączenia : 27/07/2017 Liczba postów : 297
Cytat : Zero fucks given
| Temat: Re: Kochali się, że strach Pon Paź 30, 2017 1:56 am | |
| Milczenie Dave'a z jednej strony było błogosławieństwem, a z drugiej cholernie działało Arielowi na nerwy. Nie wiedział, czy wytrzymałby kolejną kłótnię po tym wszystkim, co się stało, ale od zawsze nienawidził tej jego skrytości, zamknięcia w sobie. Szlag go trafiał, gdy ktoś był tak cichy. Jakby w ogóle nic go to nie obchodziło. Ale wiedział, że obchodziło. Z pewną dozą satysfakcji wyczuwał te wszystkie buzujące się w partnerze emocje. Nie był ze skały, niezależnie od tego, jak bardzo chciał sprawiać takie wrażenie. To, że Blackwellem targały podobne uczucia, co esperem, w pewien sposób przynosiło mu ulgę. Niejeden jeszcze całkiem nie zostawił za sobą bolesnej, ale również szczęśliwej chwilami przeszłości. Nie tylko dla niego te lata były tak ważne. Wciąż miał żal do Dave'a . O wszystko. O ten jeden raz, kiedy posunął się za daleko. Kiedy obaj posunęli się za daleko. Zdawał sobie sprawę z tego, że sam nie był bez winy, ale mimo upływu lat, gorące, mieszane uczucia, jakie żywił do białowłosego, nie zgasły ani trochę - wręcz przeciwnie, być może nawet przybrały na intensywności. Teraz głównie była to wściekłość, gniew, żal. Poczucie zdrady. Był zwyczajnie skrzywdzony, wciąż, bo mimo tylu lat, rany nie zabliźniły się. Do tej pory po prostu się chował, ignorował ból. Jednak teraz było to niemożliwe. Nie, kiedy obiekt tych wszystkich uczuć, mieszających się w zbliżającą się niebezpiecznie do nienawiści niechęć, siedział tuż obok. Mężczyzna nie zwrócił uwagi na to, że żołnierz zabrał jego bagaże do jednego z dwóch pokoi bez konsultacji z nim. Kiedyś pewnie nie przeszłoby to bez echa, zwłaszcza w najbardziej burzliwym okresie ich związku, ale w tym momencie Fox robił wszystko, by skupić się na aktach. Było to niezmiernie ciężkie; emocje nie dawały się tak łatwo opanować, jednak mimo to detektyw się starał. Mieli zadanie do wykonania i to nie był odpowiedni czas na sentymenty i roztrząsanie przeszłości. Podejrzewał, że odpowiedni czas nigdy nie nadejdzie, musiał więc nauczyć się z tym żyć. Przykro mi - chciał powiedzieć, ale nie przeszło mu to przez gardło. Wiedział, jak boli strata bliskich, towarzyszy broni, ale w tym momencie nie był w stanie okazać Dave'owi współczucia. Zacisnął mocniej dłoń na papierach. Gdyby ktoś się go zapytał jeszcze wczoraj, czy kiedyś zobaczy twarz swojej największej, ale byłej, miłości, usłyszy jego głos, Fox głośno zaśmiałby mu się w twarz, szczerze rozbawiony. Teraz jednak coś, co jeszcze dwadzieścia cztery godziny temu było jedynie gorzkim absurdem, działo się naprawdę. To była właśnie rzeczywistość i esper musiał się z nią pogodzić. - Jak najszybciej - odrzekł, starając się nadać swojemu głosu obojętny ton, jednak wymuszenie było w nim słyszalne bardzo wyraźnie. - Nie mamy czasu do stracenia. W końcu każda godzina zwłoki to była potencjalna ofiara. Kto wie, ile upadłych bogów i jak potężnych tam grasowało. Musieli działać. - Tylko dopiję kawę - dodał słabo, mając nadzieję, że mocny napój doda mu sił. - Jeśli chcesz się odświeżyć, przebrać, czy cokolwiek, nie krępuj się. Mimo że mówił do zabójcy, Ariel w ogóle na niego nie patrzył, wbijając wzrok w makabryczne zdjęcia i litery, których znaczenia nie mógł odczytać. Nie był w stanie się skupić. Jeśli dalej tak pójdzie, obaj dadzą się zabić. Miał cichą nadzieję, że osąd Dave'a jest nieco chłodniejszy i w razie czego nie da mu zginąć. Chociaż może powinien - w tej krótkiej chwili zaufanie Ariela do profesjonalizmu Blackwella skurczyło się nagle. A co jeśli pozwoli mu tak po prostu zakończyć swój żywot? Zawaha się z powodu tego wszystkiego, co ich już nie łączyło? Ogarnęła go nieprzyjemna niepewność, którą starał się opanować desperacko. Robił wszystko, by nie było po nim niczego widać, ale nie wiedział, jak mu to wychodziło. |
| | | Red RoseSkype & Chill
Data przyłączenia : 10/07/2017 Liczba postów : 174
Cytat : "Normalni ludzie są nudni." Wiek : 27
| Temat: Re: Kochali się, że strach Czw Sty 04, 2018 11:40 pm | |
| Spodziewał się takiej odpowiedzi. Krótkiej i rzeczowej. Nie mogli wiecznie siedzieć i patrzeć na zdjęcia. O wiele lepiej było zajrzeć do niej, do szpitala i spytać co widziała i jak. Dave doskonale wiedział, że ta sprawa nie różniła się od innych. Nie było mowy o żadnej sympatii, a dziewczyna po wszystkim może dostać ochrzan, że sobie nie poradziła. U zabójców to norma. Pracę wykonujesz idealnie albo wcale. Nie zamierzał otwierać ust więc wyszedł od niego tylko niski basowy pomruk. Mniej więcej mówiący, że zrozumiał polecenie. Jako, że był już ubrany i nie zamierzał się odświeżać od razu podszedł do swojej walizki i uzbrajając się w noże i broń palną czekał aż jego partner dopije kawę i także będzie gotowy do wyjścia. Nie było czego tutaj przeciągać. Dave musiał się skupiać. Miał teraz nie tylko obronić swoje życie, ale też i Arial'a. W końcu to on ma tutaj robić za mózg i ogarnąć sprawę. Białowłosy ma pilnować, żeby nie zrobili mu przy tym za dużej krzywdy. Śmierć Ariel'a byłaby dla niego gigantyczną plamą na honorze. W sumie byłaby to pierwsza osoba na liście - nie zamierzał zaczynać takiej listy. Gdy Ariel także się przygotował skierowali się do samochodu i mknąć drogą szybkiego ruchu bardzo szybko dotarli do swojego celu. Gigantycznego szpitalu poza miastem gdzie nie tylko leczono ludzi, ale także jednostki dość specyficzne. Takie jak oni. Jeden z niewielu takich szpitali na świecie. I na pewno jedyny taki na tym końcu kontynentu. Zaparkowali samochód po czym z pomocą lekarzy udali się do pacjentki. Oczywiście lekarze w tym miejscu doskonale wiedzieli z kim mają do czynienia. MSSN było wszędzie i nigdzie. Dla normalnych ludzi byli straszni. Nic dziwnego, że ludzie, którzy nie powinni się z nimi nigdy spotkać w normalnych okolicznościach, teraz się boją. Dave nie zwracał jednak uwagi na ich uczucia. Nie były niczym ważnym. Nawet nie zamierzał rozmawiać z doktorami o tym jakie Maise ma szanse na przeżycie. Widząc ją całą w bandażach, podłączoną do mnóstwo różnego ustrojstwa wiedział, że będzie jej ciężko. Zwłaszcza, że walczyła podobno z upadłym bogiem. Oni są jak zaraza... Odsunął się od łóżka, jakby zrezygnował z patrzenia na nią i podszedł do okna wyglądając i szukając czegoś podejrzanego. W czymś takich jak rozmawianie z ludźmi Ariel był lepszy. Głównie dlatego że mówił. Pełnymi zdaniami. Dave zdawał sobie sprawę ze swojej nie przydatności w takich momentach. Najwyżej jakby wkurzyli blondyna to by go przytrzymał przed zrobieniem komuś krzywdy. _________________ ____________________ ____________________ |
| | | StardustBadass Uke
Data przyłączenia : 27/07/2017 Liczba postów : 297
Cytat : Zero fucks given
| Temat: Re: Kochali się, że strach Nie Sty 14, 2018 4:47 pm | |
| Blackwell jak zwykle nie odpowiedział. Nie dziwiło to Ariela ani trochę - w ciągu ich wieloletniej historii przyzwyczaił się do jego żołnierskiego stylu bycia i tego, że jeśli chciał się dowiedzieć, co naprawdę sądził, nierzadko musiał uciec się do nieeleganckiego grzebania mu w głowie za pomocą swoich umiejętności. Wyglądało na to, że podczas ich rozstania nic nie uległo zmianie. Detektyw wrócił do przeglądania papierów bez zbędnego zastanawiania się nad tą enigmatyczną reakcją partnera. Starał się całkowicie od niego pozazmysłowo odizolować, ignorować wszelkie bodźce i sygnały, których był źródłem. Potrzebował skupić się na treści dokumentów i przełykaniu kawy, co sprawiało mu dużo więcej trudności niż zwykle. Niemal westchnął z ulgą, gdy w końcu osuszył kubek. Włożył te papiery, jakie uznał za potrzebna do swojej teczki i już miał zarzucić na grzbiet swój płaszcz, gdy przypomniał sobie, że przecież są w Afryce. Przez klimatyzację w apartamencie nie było tego tak czuć, ale Fox mógł mieć pewność, że gdy tylko przekroczy próg budynku, zatęskni za deszczowym Londynem. Już tęsknił. Zaklął pod nosem. W milczeniu wyszedł z mieszkania i podążył ramię w ramię z Davem do samochodu. Wklepał adres szpitala w nawigację i zapalił; silnik zamruczał przyjemnie, gdy ruszyli. Był dobrym kierowcą, podróż była więc szybka i przebiegała bez problemów. Zaparkował niemalże pod drzwiami monumentalnego, jasnego i oszklonego budynku. Gołym okiem było widać, że placówka należała do prywatnych i to tych z niemalże nieprzyzwoicie dużym budżetem. Przemiła pielęgniarka w recepcji wskazała im drogę i po przemierzeniu kilku sterylnie czystych i błyszczących korytarzy znaleźli się w strzeżonej przez dwóch agentów MSSN sali, w bardziej odizolowanym skrzydle szpitala, całkowicie przeznaczonym i przystosowanym do leczenia takich, jak oni. Lekarz prowadzący Maise cicho zaczął wyjaśniać jej stan. Ariel uciszył go gestem dłoni. Nie interesowało go, co miał do powiedzenia. Dowiedzenie się, czy agentka przeżyje nie należało do zakresu jego obowiązków, a bardzo nie lubił robić więcej, niż było to potrzebne. Miał ważniejsze rzeczy na głowie i nie zamierzał tracić czasu na sentymentalne bzdury. I tak nie mógł nic dla niej zrobić. Zmieszany władczą postawą Foxa doktor pożegnał się i poinformowawszy, że zaczeka na korytarzu, wyszedł. Esper wbił beznamiętne spojrzenie w okutane bandażami ciało, wystające z żył rurki prowadzące do kilku kroplówek na zimnych, stalowych wieszakach, ani na ekrany i pikanie maszyn monitorujących funkcje życiowe pacjentki. - Ariel Fox, a to jest mój partner Dave Blackwell - przedstawił ich śledczy, wkładając wiele wysiłku w to, aby przy słowie "partner" jego głos nie zadrżał. - MSSN przydzieliło nas do sprawy upadłych bóstw. Wiemy, że jeden z nich zaatakował twój oddział. Wyraźnie widział, że kobieta, której spośród bandaży widać było tylko i wyłącznie jedno oko, nie mogła mówić. Jednak dla niego nie stanowiło to żadnego problemu. Delikatnie ujął jej dłoń. - Skup się na swoim śledztwie. I ataku - poprosił miękkim, cichym głosem i wciągając głęboko do płuc powietrze, zamknął oczy. Najdelikatniej jak potrafił, sięgnął swoim szóstym zmysłem ku jaźni Hariri i szybko zaczął chłonąć jej wspomnienia. Fox niemal zapomniał, jak łatwo mu to przychodziło, gdy ktoś współpracował i nie trzeba było wyrywać z niego myśli siłą. Obrazy przemykały mu przed oczami znacznie szybciej, niż w czasie rzeczywistym. Szybciej niż oddział Maise zorientował się, z jakim upadłym bogiem mieli do czynienia. I lepiej niż oni wiedział, że nie będzie łatwo. Naszli go w jego kryjówce - opuszczonym budynku na obrzeżach slumsów. Sądzili, że go zaskoczą. Nagle całe pomieszczenie stanęło w płomieniach. Jeden z agentów nie zdążył się w jakiś sposób uchronić przed ogniem. Powietrze wypełnił duszny swąd spalonego ciała zmieszany z piekącym zapachem dymu. Rozległy się rozdzierające krzyki, ale pozostała trójka zachowała chłodny osąd. Wywiązała się walka. Gdy Hariri zorientowała się, że została tylko ona, zaczęła przymierzać się do odwrotu. Wezwała przez radio wsparcie. Zanim jednak jeden z zakrzywiających czasoprzestrzeń agentów MSSN zdążył przenieść ją do bazy, upadły wykonał jeszcze jeden atak, którego już nie zdołała uniknąć. Ariel robił wszystko, by nie zacisnąć mocniej ręki na poparzonej dłoni agentki, gdy poczuł ból stającego w płomieniach ciała, zupełnie jakby tam był. Musiał zerwać połączenie, by nie krzyczeć. Otworzył oczy i wstał powoli. - Dziękuję. To wszystko - rzekł chłodno i udał się z powrotem do wyjścia. Nie potrzebował zadawać pytań, skoro widział, słyszał, myślał i czuł wszystko to, co ona podczas całego śledztwa. Żadne pytania nie dałyby mu tak szerokiego rozpoznania sytuacji. - Wygląda na to, że naszym pierwszym wrogiem jest upadły bóg posługujący się pirokinezą - wyjaśnił Dave'owi. - Pozwól. Blondyn wykonał krótki ruch dłonią w jego kierunku. Chciał mu pokazać atak. Znajomość schematów i sposobu walki wroga dawała im ogromną przewagę; Blackwell musiał przekonać się o nich na własne oczy, by odpowiednio dostosować swoją taktykę. Na walce znał się w końcu lepiej niż on sam. Odetchnął i uniósł rękę, by bardzo delikatnym gestem przyłożyć dwa palce do skroni zabójcy. Był tak blisko, że wyraźnie czuł jego przywracający wspomnienia zapach, ciepło jego ciała, bicie jego serca. Odegnał narastające w nim uczucia, starał się uspokoić swoje oddech i tętno. Niemalże zapomniał już, jak to było. Jak było zanim... Ariel zmarszczył brwi i zamiast zastanawiać się nad rzeczami, nad którymi nie powinien, skupił się na wspomnieniach Maise i tym, by dostarczyć je bezpośrednio do głowy swojego partnera. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Kochali się, że strach | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |