|
| Beata Maria, you know I am a righteous man | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
venezianeDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 534 Cytat : you see i would've killed romeo, and saved juliette
| Temat: Beata Maria, you know I am a righteous man Pią Wrz 29, 2017 1:01 am | |
| 1910, AngliaŚwięta Mario, daj mi siłę oprzeć się pokusie diabelskiej Nie daj złamać mojej woli Nie pozwól szatanowi zabrać mojej duszy
Święta Mario, przebacz mi moje grzechyDroga Pana była jedyną drogą słuszną. Mając swoją niewielką parafię, był szczęśliwy. Ludzie przychodzili do niego, aby ulżyć swojemu cierpieniu i znaleźć drogę do błogosławieństwa. Szeptali mu na ucho swoje grzechy, a on w imieniu Pana im wybaczał. Nigdy nie sądził, że sam będzie kiedykolwiek wybaczenia potrzebować potrzebować. Kiedy w jego życiu pojawia się aniołowi podobny młodzieniec, nic nie jest już takie samo. |
| | | Rotten BeautyChameleon
Data przyłączenia : 27/09/2017 Liczba postów : 119
Cytat : Każde dobre wrażenie, jakie się wywołuje w świecie, stwarza nam nieprzyjaciela. Aby być lubianym przez ludzi, trzeba być miernotą. Oscar Wilde
| Temat: Re: Beata Maria, you know I am a righteous man Pią Wrz 29, 2017 12:23 pm | |
| Dieu me pardonnera. C’est son métier.Heinrich Heine Damien Guencat ma za sobą niedawną przeprowadzkę. To jasnowłosy młodzieniec o szarych oczach; oprawa ta sugeruje oczywiście niebrytyjskie korzenie. Natura obdarzyła go iście anielską urodą. Damien jest subtelnej budowy, a jego jasną twarz okalają loki, złote na podobieństwo skąpanej w letnim słońcu słomy. Ma zaledwie siedemnaście lat. To wiek, w którym młodzi ludzie bardzo potrzebują autorytetu. Zawsze był nim Bóg, jednak ostatnio wiele się zmienia. Rozpaczliwie pragnąc odnowić kontakt z Ojcem, który niegdyś przynosił poczucie bezpieczeństwa i ulgę w każdym cierpieniu, chłopiec zwraca się o pomoc do Jego sługi. Wzrost: 170 cm; możliwe, że jeszcze rośnie. Wykształcenie: nadal się uczy w niewielkiej lokalnej szkole. Jest raczej pilnym uczniem, ale słabo radzi sobie z przedmiotami ścisłymi. Rodzina: Ojciec jest marynarzem i często wyjeżdża. Matka dorabia jako guwernantka. Mają psa imieniem Poppy. Zainteresowania: należy do miejscowego chóru, o czym pan Guencat nie może się dowiedzieć. Na pewno wolałby, żeby syn zajął się czymś praktycznym. Ponadto chłopiec bardzo lubi czytać. W Biblii znajduje oparcie i pokrzepienie w chwilach zwątpienia. Otoczenie: ma wielu znajomych, ale jeszcze nie zdążył się z nikim zaprzyjaźnić. Inne cechy: mierna odporność na choroby, odrobina przekory pomimo anielskiego wyglądu, zgubna ciekawość i skłonność do popadania w bezgraniczny zachwyt, zwykle jednak chwilowy. Trochę naiwniak i idealista. Uwodzicielskie dziewczęta go onieśmielają. Atrakcyjni mężczyźni jeszcze bardziej. |
| | | venezianeDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 534 Cytat : you see i would've killed romeo, and saved juliette
| Temat: Re: Beata Maria, you know I am a righteous man Sob Wrz 30, 2017 1:38 pm | |
| Simon Frederic Turner Wygląd: Mierzy 181 cm wzrostu i jest dość szczupły. Choć wcale nie wygląda na drobnego, jest wyjątkowo smukły i w sutannie niekiedy wygląda na chudszego niż jest w rzeczywistości. Ma dokładnie trzydzieści lat - jest więc jeszcze dość młody, a czas wcale nie odbija się zanadto na jego twarzy. Jego włosy są jasne, proste i gęste, zawsze uczesane schludnie nieco bardziej do tyłu. Oczy z kolei niebieskie. A jednak pomimo tego jasnego wyglądu, który burzy jedynie czerń sutanny, wydaje się wyjątkowo wręcz surowy. Łagodność rysów łamie wąski, prosty, szlachetnie wyglądający nos. Nad ładnymi, stosunkowo wydatnymi ustami z kolei ma charakterystyczny pieprzyk. Wykształcenie: Zaraz po szkole poszedł do seminarium. Nie rozwijał się w żaden inny sposób. Rodzina: Był sierotą. Jego rodzice umarli, kiedy miał kilka lat. Pochodził z bardzo biednej rodziny. Ojciec najpierw zginął w wypadku z pracy, a potem matka nie miała pieniędzy na utrzymanie. Oddała go więc do sierocińca uznając, że tam czekają go lepsze warunki. Wie, że choroba pokonała ją wkrótce potem. Zainteresowania: Literatura zawsze go fascynowała. Podobnie jak filozofia, prawo, nawet muzyka. Nigdy jednak nie zrobił nic w kierunku rozwijania tego na konkretniejsze sposoby, jak ewentualnie branie udziału w koncertach, zajmowanie się chórem czy kupowanie sobie książek. Jego jedynym przeznaczeniem jest Bóg i tego zawsze się trzymał. Nie chciał się od niego odwracać na absolutnie żaden sposób, aby cokolwiek go rozpraszało. Otoczenie: Jest znany w całym miasteczku. Na swój sposób jest postacią kontrowersyjną. Jedni go lubią i szanują - inni wyczuwają od niego chłód, który ich odpycha. Na pewno trudno nie czuć pewnego respektu. Inne cechy: Bardzo troszczy się o swój kościół. Zarówno o budynek, jak i wspólnotę. Mimo wszystko jednak dość trudno do niego dotrzeć. Ciężko go czymś zafascynować, większość nawet nie próbuje. Potrafi być jednak łagodny i dobry. Nigdy nie był zakochany. Nigdy nie czuł wobec nikogo pociągu. To po prostu był grzech. |
| | | Rotten BeautyChameleon
Data przyłączenia : 27/09/2017 Liczba postów : 119
Cytat : Każde dobre wrażenie, jakie się wywołuje w świecie, stwarza nam nieprzyjaciela. Aby być lubianym przez ludzi, trzeba być miernotą. Oscar Wilde
| Temat: Re: Beata Maria, you know I am a righteous man Sob Wrz 30, 2017 3:18 pm | |
| Obecnie trudno byłoby określić, gdzie zepsucie miało swój początek; czy jego źródło ukryło się w słodkich, niepamiętnych czasach dzieciństwa, czy zrodziło się później pod wpływem przeciągniętego spojrzenia, przedłużonego dotyku, nieświadomego podtekstu. Jedno było pewne: na jakimś etapie w sercu Damiena Guencata czyjaś ręka zasiała ziarno nieczystości, która z biegiem czasu coraz bardziej komplikowała jego młodzieńcze życie. Z każdym rokiem było gorzej: pojedyncze przebłyski zmieniły się w dręczący natłok myśli, niemądre wyobrażenia w palące, grzeszne sny. Damien oddalił się od Pana, a przeprowadzka niczego nie ułatwiła. W poprzedniej parafii znał wszystkich i wszyscy znali jego. Chodził spowiadać się do zaufanego księdza i chociaż nigdy nie zwierzył mu się ze swoich najczarniejszych problemów – ze wstydu – to kontakty z boskim sługą powstrzymywały go przed osunięciem się w mrok. Znajdował w księdzu inspirację, jego postawa przypominała mu o utraconych cnotach. Odkąd przeniósł się do nowego miasta – do większego domu, w dodatku blisko portu – nic już nie stało pomiędzy nim a grzechem ciężkim. Żyło tu więcej ludzi i byli oni bardziej skupieni na sobie. Niektórzy nie tylko oddalili się od Boga, ale wręcz nie czuli potrzeby obcowania z nim, co w małej wiosce, w której Damien się wychował, było nie do pomyślenia. Tępiono tam każdego, kto nie pojawił się na niedzielnej mszy bez poważnego powodu. W Liverpoolu* było jakoś bardziej anonimowo. Łatwiej było wtopić się w tłum, ale i poczuć samotnie. Zapomnieć o Bogu. Potrzeba Jego obecności była jednak tak głęboko zakorzeniona w naturze chłopca, że nie był w stanie długo trzymać się z dala od tutejszej wspólnoty. Najpierw zaczął chodzić na msze; później dołączył do lokalnego chóru, który często współpracował z okolicznymi parafiami.
Złudzenie anonimowości potrafi dodać skrzydeł i popchnąć człowieka ku aktom, do których nie byłby zdolny, gdyby tylko czuł na sobie czyjeś czujne spojrzenie. Miasto było duże, Damien – nowy, a ponieważ mieszkał przy porcie, jego dom leżał niejako na granicy dwóch parafii, chłopiec miał zatem dowolność w wyborze świątyni. Gdyby tylko poczuł się potępiany, mógł zawsze zmienić kościół i nigdy już nie pokazać się w drugim. Był w wielkim stresie, ale zamknięte drewniane konfesjonały wydawały się intymne, bezosobowe. Nie wiedział, kto siedzi w środku, gdy podchodził do tego w najciemniejszej alkowie. Kiedy zamknął drzwiczki i uklęknął, nie ujrzał twarzy spowiednika; poczuł tylko subtelny ruch, usłyszał ciche skrzypnięcie. – W imię Ojca, Syna, Ducha Świętego. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus – szepnął z bijącym sercem i zamilkł na długą chwilę. Głos, który odpowiedział mu „na wieki wieków. Amen”, miał surową barwę i obudził w chłopcu wahanie; bardzo nie chciał, aby taki właśnie głos powiedział mu, że nie ma już ratunku. Tylko że życie w kłamstwie zaczynało go przerastać. Potrzeba wyrzucenia z siebie wszystkiego narosła do tego stopnia, że zaczął mieć problemy ze snem i apetytem. Jeden raz. Mógł spróbować. Bóg jest miłością, Bóg wybacza. Bóg wskaże drogę każdemu, kto pragnie szukać światła. – Ostatni raz spowiadałem się przed sześcioma miesiącami… lecz nieszczerze… a gdybym miał powiedzieć, kiedy ostatni raz dokonałem szczerego rachunku sumienia, to byłoby… przed laty – wyznał, ściskając dłonie. Przytulił czoło do drewnianej kratki. – Ale dziś nie chcę już kłamać. Staję przed moim Panem nagi. Jestem gotów ponieść karę za moje potworne grzechy. Jestem gotów szczerze ich żałować. – Przerwał dopiero, gdy zabrakło mu oddechu, i kontynuował drżącym szeptem. – Panie. Obraziłem cię swoimi pragnieniami. Obraziłem nieczystymi myślami. Dopuszczałem się haniebnych czynów. Całymi dniami moje myśli krążyły wokół… mężczyzn. Pragnąłem mężczyzn. Śniłem o nich. – Westchnął, czując pod powiekami pieczenie. – W mojej poprzedniej parafii był ksiądz, którego darzyłem nieczystymi uczuciami. O niczym nie wiedział. Traktował mnie jak przyjaciela, uczył mnie, wierzył w moją czystość, a ja siedziałem obok niego i myślałem tylko o tym, jak smakują jego usta, jaki jest… pod sutanną. Później w domu dotykałem się, rozmyślając o nim. Panie. – Wziął głęboki oddech. – To nie był jedyny raz. Robiłem to wielokrotnie. Dziesiątki razy. Marzyłem o nauczycielu matematyki. O moich kolegach. Nie chciałem tego, ale czasem to rodziło się w mojej głowie samo. Często budzę się w środku nocy i czuję się skalany, bo wiem, że o nich śniłem. Jeszcze wczoraj dałem sobie brudną ulgę, doskonale wiedząc, że dziś przyjdę przed oblicze boga, nieczysty, obrzydliwy. Ja… pokornie błagam o wybaczenie. Błagam, Panie. Daj mi siłę, abym mógł… Przestać. Kiedy zakończył swój potok słów i otworzył oczy, po policzkach połaskotały go chłodne łzy. Oddychał drżąco i głośno, bojąc się słów, które mogą paść. Nie czuł się już anonimowy. Czuł się pozbawiony z wszelkich masek. Obnażony. |
| | | venezianeDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 534 Cytat : you see i would've killed romeo, and saved juliette
| Temat: Re: Beata Maria, you know I am a righteous man Wto Paź 10, 2017 12:32 am | |
| Delikatnie oblizał opuszek palców, a potem przełożył kolejną stronę pożółkłego już, małego modlitewnika. Niemalże się z nim nie rozstawał. Przez niewielkie rozmiary mieścił się on prawie wszędzie. Ponadto, Simon Turner traktował go jak swój mały skarb. Dostał go jeszcze w sierocińcu. Wówczas nie był tak sfatygowany. Skóra, w którą obita była mała książeczka owszem, nosiła pewne znaki czasu, jednak nie aż tak wyraźne. Widać było, że choć duchowny traktował ją z ogromnym szacunkiem, nie była w stanie oprzeć się śladom użytkowania. Można było niemalże sądzić, że zna ją na pamięć. Nie było to tak dalekie od prawdy. Modlitwa nie miała dla niego charakteru jedynie duchowego. W jakiś dziwny sposób pozwalała mu się skupić, bardzo łatwo było przejść od niej do różnych rozmyślań. Oderwał wzrok od małego, niewątpliwie męczącego oczy druczku i odetchnął głęboko nosem, opierając się o tylną ścianę konfesjonału, oddając się rozmyślaniom. Z pokorą zniósł cały ból, jaki towarzyszył temu ruchowi. Miejsce, w którym siedział, nie należało do najwygodniejszych. Drewniane siedzenia oraz niewielka możliwość ruchu sprawiały, że czasami wychodził stamtąd naprawdę obolały. Do tego należy dodać chłód panujący w całym kościele. W tak pochmurne dni jak ten, nawet światło wpadające przez wysokie, jakże typowe dla gotyku angielskiego okna, zdawało się nieść ze sobą niesamowite zimno. Rozprostował delikatnie nogi, a ciche puknięcie czubka buta o drewnianą ściankę rozniosło się po całym budynku. Kościół wcale nie należał do najmniejszych. Dom Boży pod wezwaniem świętego Łukasza, zbudowany niemalże dopiero co, bo jeszcze w dziewiętnastym wieku, był naprawdę piękny. Wówczas jeszcze nikt nie spodziewał się, że zostanie zniszczony – a już na pewno nie Simon Turner, który kochał go z całego serca. Teraz otaczała go w nim cisza. Nie był zły, że wierni nie przychodzili się spowiadać, ponieważ robili to wcześniej. Wobec tych, którzy zdawali się mieć w poważaniu wolę ich jedynego Boga, czuł jedynie pogardę, choć tak nigdy tego uczucia by nie nazwał. Myślał o tym raczej w kategorii zawodu, z kolei głośno nie mówił o tym niemal w ogóle. Jeśli tak się zdarzało – pośród morza eufemizmów nietrudno było wyłapać moralistyczny ton, stanowczą naganę i nawoływanie do pokuty zabarwione pewnym zniesmaczeniem. Miał wyznaczone godziny, kiedy czekał. Tego dnia jego czas dobiegał końca. Dlatego też niemal wstał, gotów już wyjść z konfesjonału, kiedy głośne skrzypnięcie drzwi ogłosiło czyjeś wejście do kościoła. Zamarł na chwilę, aby wsłuchać się w kroki, a kiedy upewnił się, że zmierzają one w jego stronę, poprawił się na swym niekoniecznie wygodnym siedzeniu. Nie uniknął skrzypnięć, przechylając się powoli w stronę kratki, która oddzielała go od osoby, która przyszła wyznać mu swoje grzechy. Już od pierwszych chwil czuł pewne zaintrygowanie z powodu niezwykle trywialnego. Głos po drugiej stronie, nawet jeśli tak cichy, był mu zupełnie obcy. Oparł się na łokciu i podparł palcami brodę. – Na wieki wieków, amen. Bóg niech będzie w twoim sercu, abyś skruszony w duchu wyznał swoje grzechy.– Odparł cicho zgodnie z formułą bez jakże zbędnej łagodności, niemalże oficjalnie. Nie przywykł się spoufalać, nawet, jeśli ludzie otwierali przed nim swe serca. Przymknął na chwilę oczy, powstrzymując chęć zerknięcia w stronę chłopaka. Z każdą minutą robiło się to coraz trudniejsze, a słowa wypowiadane jakże niewinnym, jakże pełnym boleści szeptem intrygowały go coraz bardziej. Szczerość, jaką ociekały wprawiała go w pewne zaciekawienie, a ból wywoływał u niego łagodność. – Wyznaj swoje grzechy. – Powiedział, kiedy tylko chłopak przerwał. Nie były to grzechy, jakich się spodziewał. Przyszły tak niespodziewanie, że przez chwilę ojciec Simon poczuł niemalże zakłopotanie. Szybko jednak zniknęło, a zastąpił je typowy dla niego chłód i racjonalność, kiedy słuchał kolejnych słów, ani na moment nie przerywając chłopakowi tak szczerych wyznań. Przynajmniej względna racjonalność. Nie wiedział dlaczego ten cichy szept budził w nim takie poruszenie, którego nie potrafił nazwać. Być może to szczery żal, jaki się w nim krył sprawiał, że Turner czuł wobec niego… współczucie? Zachwyt? Dobry Boże, gdyby tylko można było to tak łatwo określić. Wraz z ciężkością grzechów, obiektywność stopniowo powracała, pomimo wciąż zadziwiająco ciężkiego serca. Niestety, były to przewinienia poważne, wobec których nie mógł przejść obojętnie. Wziął głęboki wdech i wyprostował się, kiedy chłopak skończył mówić. – To poważne grzechy i musisz ich zaprzestać. Dobrze, że jesteś tego całkowicie świadomy i zależy ci na poprawie. Uświęcony jest jedynie związek mężczyzny i kobiety, natomiast to, o czym mówisz... jest grzeszne i odrażające. Jednak Bóg jest dobry i łaskawy, dlatego wybaczy ci twoje okropne przewinienia, jeśli tylko skierujesz na Niego swoje spojrzenie. Da ci siłę, aby znów zejść na właściwą ścieżkę. – Dopiero po tych słowach Simon Turner po raz pierwszy spojrzał w kierunku kratki, a młody chłopak po drugiej stronie, pomimo dość słabej widoczności, nagle wydał mu się niezwykle podobny do anioła. Dziwna łagodność powróciła. – Nie lękaj się, chłopcze. – Dodał, jakby nie mając serca krzywdzić tak pięknej istoty.
Ostatnio zmieniony przez veneziane dnia Wto Paź 17, 2017 11:10 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Rotten BeautyChameleon
Data przyłączenia : 27/09/2017 Liczba postów : 119
Cytat : Każde dobre wrażenie, jakie się wywołuje w świecie, stwarza nam nieprzyjaciela. Aby być lubianym przez ludzi, trzeba być miernotą. Oscar Wilde
| Temat: Re: Beata Maria, you know I am a righteous man Wto Paź 10, 2017 7:45 pm | |
| Ileż emocji targało młodym chłopakiem, jak wielka niepewność trawiła go od środka i jakiż wstyd. Przychodząc tutaj, nie wiedział, że ta spowiedź aż tak go poruszy. Chciał raczej wyznać grzechy szybko, bez wielkich uniesień, i dopóki nie usłyszał głosu po drugiej stronie, był pewien, że to jest możliwe. Ojciec utwierdził go w przekonaniu, które mu towarzyszyło, że popełnia okrutne grzechy, ale nie pozbawił nadziei na powrót przed oblicze Boga. Rzeczywistość nie miała nic wspólnego z obawami młodzieńca. Dobroć bijąca od mężczyzny po drugiej stronie była odbiciem miłości roztaczanej przez Pana. To był jego prawdziwy wysłannik. Pod koniec jego głos nie był nawet tak ostry, jak na początku, zupełnie, jakby wiedział, że kogoś takiego jak Damien łatwo jest zniechęcić i wystraszyć. Teraz młodzieniec nie miał już ochoty na ucieczkę. Oparł delikatnie palce o dzielącą ich kratkę, a drugą dłonią otarł z policzków łzy. Nie został wcale potraktowany jako odstępca. Wciąż miał szansę na Zbawienie w oczach tego człowieka, lub może Ojciec jedynie dobrze grał, ale wtedy byłby takim samym grzesznikiem jak Damien. Tylko że nie wiedział jeszcze wszystkiego. – Dziękuję, Ojcze, za te słowa. Teraz już się nie lękam. Chcę powiedzieć więcej. Chcę to z siebie wyrzucić. Pochylił głowę i subtelne światło wpadające przez witraż w drzwiach zaigrało magicznie na jego gładkim obliczu niczym z obrazów Michała Anioła. – Nigdy nie dopuściłem się współżycia z mężczyzną, ale kiedy wyobrażałem sobie, że to robię, to było niemal tak, jakbym już się tym skalał. Mam największe wyrzuty sumienia z tego powodu, że pragnąłem tamtego księdza, a on nie wiedział i przez to dochodziło do wielu… sytuacji. Czasami odwiedzałem go na plebanii, wzbudzałem w nim litość, aby przytulał mnie, całował po twarzy, i… w tym nie było nic… On nie miał żadnych nieczystych intencji, ale czuję się, jakbym wciągnął go w ten grzech, bo kiedy to robił, moje ciało na to reagowało. Wstyd mi za to, jak na niego patrzyłem. Marzyłem o tym, żeby skupić jego spojrzenie na sobie, a nie na Bogu. Ja… to nie do końca tak, że… Ja go uwodziłem, Ojcze. ― Chłopiec zagryzł mocno dolną wargę. W końcu poczuł na języku miedziany posmak. – Z premedytacją. A on nie rozumiał. Był taki przekonany o mojej niewinności. – Uśmiechnął się szyderczo, z politowaniem dla samego siebie. ― Oszukiwałem człowieka, który miał mnie za przyjaciela. Wykorzystywałem jego bliskość, żeby zaspokajać swoje chore fantazje. To też ciężki grzech, prawda? Bardzo ciężki. Nie dostanę dziś rozgrzeszenia. Nadal uważa Ojciec, że Bóg mnie kocha? I że zasługuję wciąż na jego łaskę, po tak perfidnych czynach? |
| | | venezianeDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 534 Cytat : you see i would've killed romeo, and saved juliette
| Temat: Re: Beata Maria, you know I am a righteous man Sro Paź 18, 2017 12:04 am | |
| Nie wiedział, co miał w sobie ten chłopak, że rutynowa spowiedź nagle stała spowiedzią naprawdę niezwykłą. Och, i to nawet nie przez te obrzydliwe grzechy, o których właśnie słuchał, ale przez tę istotę, to nieprawdopodobne piękno i ból, jakiego należy oczekiwać po grzesznikach naprawdę kochających swojego Stwórcę. Gdyby tylko nie ta oddzielająca go od niego kratka, ksiądz podałby chłopcu chusteczkę bądź sam otarł łzy z jego cudownych policzków. Przypominał mu anioły z jakichś obrazów – choć nie miał pojęcia jakich. Nie był nawet świadomy sensu własnych myśli. – Powiedz mi wszystko, co męczy twoją duszę. Oczyść się z grzechów. – Powiedział znów dziwnie łagodnie. Zaraz potem spuścił wzrok na swoją sutannę, opierając głowę nieco bardziej na dłoni. Ponownie wsłuchał się w jego słowa. Przynajmniej pozornie. Choć słyszał każde ze słów i rozumiał ich znaczenie, ich prawdziwy sens jakby nie docierał do jego umysłu, a przez to nie wywoływały zgorszenia. Dotąd surowy, niekiedy nawet bezlitosny, teraz odczuwał pewne współczucie wobec tej zagubionej istoty. Piękno zewnętrzne i wewnętrzne tego człowieka przenikały wszelkie jego bariery. Jak do tego dochodziło? Och, a przecież jeszcze nie wiedział, co to do końca znaczy. Choć chłód w nim walczył, nie dając do końca postradać rozsądku, Turner był tego zadziwiająco jak na siebie bliski. Słowa chłopaka chłostały księdza bólem i zawstydzeniem, nie zaś odpychały. Surowość w głosie ojca Simona nie znikała do końca, choć zdecydowanie zelżała od jego pierwszych słów. – Bóg kocha każdego. I ma miłosierdzie, o jakim ludzie sobie nawet nie wyobrażają. – Powiedział po chwili namysłu. – Ty zaś znasz swoje winy oraz ich ogromną wagę. – Mówiąc to, wyprostował się nieco na drewnianym siedzeniu. Ból w plecach dał o sobie nieco znać, jednak powstrzymał grymas i kontynuował. – Słyszę w twoich słowach ból, a zatem wierzę, że twój żal za grzechy jest bardzo szczery, podobnie jak pragnienie wybaczenia i zmiany. Bóg cię kocha mimo wszystko. Nawet, jeśli robisz tak straszne rzeczy. Jednak nie zrobiłeś nic… Ostatecznego. – Spojrzał znów na piękną, jakże anielską twarz, przesłoniętą nieco ciemną, drewnianą kratą. – Jest więc dla ciebie nadzieja. Zwróć się w stronę Pana i nigdy więcej nie powtarzaj swojego błędu.
|
| | | Rotten BeautyChameleon
Data przyłączenia : 27/09/2017 Liczba postów : 119
Cytat : Każde dobre wrażenie, jakie się wywołuje w świecie, stwarza nam nieprzyjaciela. Aby być lubianym przez ludzi, trzeba być miernotą. Oscar Wilde
| Temat: Re: Beata Maria, you know I am a righteous man Sro Paź 18, 2017 11:01 pm | |
| – Nie powtórzę – wyszeptał chłopak, nagle ogarnięty potrzebą udowodnienia, że wiara, którą położył w nim ten dobrotliwy człowiek nie jest jałowa i znajdzie potwierdzenie w rzeczywistości. Gdzieś w głębi serca wiedział jednak, jaka jest prawda. Powtórzy swój grzech. Powtórzy go, kiedy tylko wyjdzie ze świątyni i zobaczy na ulicy półnagie, brudne ciało pracującego w pocie czoła stoczniowego robotnika, umięśnione i mokre. Albo nawet zanim jeszcze wyjdzie ze świątyni. Przecież nawet teraz myślał o tym, jak miły dla ucha jest ten głos pomimo tak zimnej i surowej barwy, i wyobrażał sobie, jak wygląda jego właściciel, podczas gdy nie powinno go to interesować. Wygląd księdza nie powinien mieć dla niego najmniejszego znaczenia. Ale najwyraźniej miał. Zwierzenia trwały długo. Człowiek w konfesjonale, mimo chłodnych pozorów, był bardzo spokojny i cierpliwy. Nie ponaglał go do odejścia, nie usiłował zakończyć rozmowy. Rozmawiali więc i chłopiec opowiadał mu o swoich fantazjach, o brudnych myślach. Zwierzał się z najintymniejszych rzeczy. Szeptał o wyuzdanych snach i nawet jeżeli pomijał w słowach szczegóły, trudno było nie wyobrażać sobie wszystkich tych opowiadanych drżącym głosem bezecnych historii. Pod koniec rozmowy Damien czuł się lepiej. Nie płakał już i nie drżał z nerwów. Głos mu się uspokoił. Nie było tak źle, jak sądził. Nie został okrzyknięty demonem. Nie wygoniono go krzykami. Nie dostał nawet surowej reprymendy. Prawdę mówiąc, odnosił wrażenie, że potraktowano go z większą łagodnością niż na to zasłużył, ale dzięki temu nie miał ochoty uciec. Może nawet wróci tu po kolejne nauki. Może… nie będzie się już bał otworzyć i zwierzyć, wiedząc, że nic złego się nie stanie, choćby obraził Pana najbardziej plugawymi czynami. – Dziękuję i przepraszam – szepnął. – Jest Ojciec człowiekiem o wielkim sercu. Oby i Bóg był dla mnie równie łaskaw. Będę się o to modlił całym sercem – zapewnił, ale zamiast poprosić o pokutę, zagryzł wargę i zadał inne, mniej stosowne pytanie. – Zastanawiam się, czy mógłbym… poznać Ojca imię? |
| | | venezianeDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 534 Cytat : you see i would've killed romeo, and saved juliette
| Temat: Re: Beata Maria, you know I am a righteous man Nie Paź 22, 2017 2:11 pm | |
| Ojciec Simon wydawał się zadowolony. Nie, nie zadowolony, to złe słowo. Był dumny, wzruszony, tak wspaniale poruszony faktem, że ta piękna istota wraca z powrotem w ramiona dobrego Boga. Jak cudownie było słyszeć od niego tę skruchę zaledwie w cichym szepcie. Miał ochotę pogładzić go po jasnych włosach, przekazać mu słowa otuchy, trochę jak ojciec, któremu syn opowiada o swoich doskonałych wynikach w jakiejś dyscyplinie. Ograniczył się jednak zaledwie do słów, które za surowym sposobem mówienia księdza niosły za sobą wszystko to, czego nie mógł zrobić. – Bóg na ciebie liczy, synu. Chwilę potem znów zamienił się w słuch. Nie zważał zanadto na niedogodności, uznając, że ten jeden raz mógł się poświęcić. On, oschły, dostojny, niemalże bezlitosny w swoich słowach i działaniu. Nie widział w tym wówczas nic złego. Wysłuchiwanie zbłąkanej owieczki Pana było wręcz dla niego obowiązkiem. Zaślepiony pięknem głosu, miłością do Boga oraz fizycznym pięknem chłopca po drugiej stronie kratki nie zwracał uwagi na to, że już sama ta spowiedź była pierwszymi krokami w stronę grzechu. Czasem słuchając go, krzywił się nieznacznie, marszczył brwi albo delikatnie kręcił głową. Część z tego dla chłopaka była z pewnością nie do dostrzeżenia, ponieważ duchowny wciąż wspierał się na dłoni, a ta zasłaniała część jego reakcji. Były one jednak i tak całkiem łagodne. Wdał się w nim rozmowę, nie zaś jedynie upominał. W istocie łagodność, jaką dostał od duchownego, była wręcz nie do pomyślenia. Sam Turner tego nie dostrzegał. Jeszcze nie. – Nie przepraszaj mnie. Ja jestem tylko wysłannikiem Boga, który wybacza tym, którzy naprawdę żałują. – Powiedział spokojnie i poprawił się znów na twardym, drewnianym siedzeniu. Już zastanawiał się nad pokutą, kiedy chłopak zadał niespodziewane na pewno pytanie. – Nazywam się Simon Turner, chłopcze. Jeśli będziesz tutaj bywał dość często, a mam nadzieję, że tak będzie, jeszcze porozmawiamy. – Powiedział początkowo nieco zaskoczony. – Teraz dokończmy sakrament. – Dodał znów wyjątkowo wręcz łagodnie. Chwilę potem zadał chłopakowi pokutę. – Idź w pokoju. |
| | | Rotten BeautyChameleon
Data przyłączenia : 27/09/2017 Liczba postów : 119
Cytat : Każde dobre wrażenie, jakie się wywołuje w świecie, stwarza nam nieprzyjaciela. Aby być lubianym przez ludzi, trzeba być miernotą. Oscar Wilde
| Temat: Re: Beata Maria, you know I am a righteous man Nie Paź 22, 2017 9:14 pm | |
| Damien od razu wiedział, że będzie chciał do niego wrócić. Wreszcie ktoś dostrzegł dobro w całym jego zepsuciu, dobro, którego sam nie potrafił od jakiegoś czasu w sobie odszukać. Może naprawdę był dla niego ratunek? Może wiara tego człowieka, dojrzałego wszak i doświadczonego, nie jest bezzasadna? Damien miał prawo zaufać, że Boży wysłannik wie, co mówi, i nie bez powodu traktuje go z takim ciepłem i wyrozumiałością. Miał prawo zaufać, że ksiądz wie, jak wrócić na dobrą drogę, i że mu w tym pomoże, nawet jeżeli Damien powtórzy swoje błędy. Miał prawo zaufać, że da się wrócić do Boga, nawet jeśli zabrnęło się tak daleko w piekielne czeluście. Ojciec Turner wiedział już niemal wszystko. Chłopiec oszczędził mu szczegółów, ale szczerze opowiedział o brudzie zalegającym mu na duszy. Po raz pierwszy od bardzo dawna poczuł się lekko, jakby ktoś zdjął z jego ramion bardzo ciężkie brzemię. Niemal podskakiwał, zmierzając do kościelnej ławki, by bezzwłocznie odmówić gorliwe modlitwy. Nawet się uśmiechnął. Spowiedź wypełniła go nadzieją i uprzytomniła mu, jak ważny jest kontakt z Bogiem; i jak źle robił, że zwlekał tak długo z ukorzeniem się przed jego obliczem. Pan kocha wszystkie swoje dzieci. Kiedy się modlił jako ostatni w kościele, ojciec Turner opuścił konfesjonał. Chłopiec mimowolnie popatrzył na niego i ich spojrzenia się spotkały. W konfesjonale było tak ciemno, że nie potrafił rozpoznać rysów twarzy mężczyzny. Właśnie ujrzał je po raz pierwszy i serce zabiło mu szybciej. Oczywiście. Bóg nie mógł uczynić szkaradnym kogoś o tak wielkim sercu.
Niestety, kapłan rozczarował się, jeżeli oczekiwał, że tajemniczy anielski chłopiec do niego wróci – o ile ten w ogóle miał dla niego jakieś znaczenie po tej intymnej, ale przecież pojedynczej spowiedzi. Jeśli nawet wypatrywał z ambony jasnych pukli włosów nieznajomego młodzieńca, nigdzie ich nie dostrzegł. Minęły ponad dwa miesiące, nastała zima i pewnie Ojciec zwątpił już, że go jeszcze zobaczy, o ile w ogóle go pamiętał. Z okazji zbliżających się świąt parafia miała zorganizować świąteczną mszę z udziałem lokalnych chórzystów. Znając jego dobry gust i wyczucie, proboszcz poprosił Ojca Turnera, aby osobiście przesłuchał i wybrał kilku chłopców, którzy uświetniliby nabożeństwo swoim śpiewem. W tym celu mężczyzna musiał udać się w godzinach wieczornych do pobliskiej szkoły, w której auli po lekcjach w każdy poniedziałek odbywały się próby młodych śpiewaków. |
| | | venezianeDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 534 Cytat : you see i would've killed romeo, and saved juliette
| Temat: Re: Beata Maria, you know I am a righteous man Nie Paź 22, 2017 9:49 pm | |
| Od czasu spowiedzi młodego nieznajomego, mało co było takie jak powinno. Wspomnienie młodego człowieka powracało w każdej chwili, kiedy Simon Turner wchodził do konfesjonału bądź odprawiał msze. Przez pierwsze dni trudno było mu się przyznać przed sobą do tego, że może zaprzątać sobie głowę innymi sprawami niż zbawienie czy dobro kościoła jako budynku bądź parafii (wszystko w końcu spoczywało na jego głowie nawet, jeśli miał nad sobą proboszcza; jako osoba bardzo sprytna i przedsiębiorcza, był postacią dość ważną w tej społeczności i całkowicie mu to odpowiadało). Czasem, prowadząc mszę, rozglądał się po wiernych, próbując odnaleźć wśród nich tego jednego, który tak okrutnie zaprzątał jego myśli. Kiedy się to nie udawało, gdzieś w środku czuł wyjątkowy zawód, graniczący niemal ze złością. Szczególnie, gdy wspominał jego wzrok. Tamtego dnia, kiedy wyszedł z konfesjonału, odetchnął głęboko, czując ulgę, że może rozprostować kości i wreszcie zmienić pozycję. Pomimo bólu, energicznie, a jednocześnie z pewnym dostojeństwem, otworzył drzwiczki do wyjścia. Odszukanie wzrokiem młodego mężczyzny było nadzwyczaj proste. Wśród nikłego światła, klęcząc przed ołtarzem wydawał mu się jeszcze bardziej anielski i jeszcze bardziej zachwycający. Przystanął nawet, a kiedy ich oczy się spotkały, niemal od razu skierował się po prostu na zakrystię. Miał w końcu mnóstwo rzeczy do zrobienia. A jednak wzrok młodego grzesznika go nie opuszczał. Nie lubił, kiedy coś szło nie po jego myśli. Nie lubił też nie rozumieć do końca, co się z nim dzieje. Sytuacja stała się jasna i klarowna dopiero kilka tygodni potem. Swoje niezadowolenie z nieobecności chłopaka w kościele tłumaczył faktem, że pokładał w nim wielkie nadzieje jako kapłan, a jasnowłosy zwyczajnie marnuje swoje szanse na zbawienie. Rozterki przeżywał samotnie, rozważając je w modlitwach. Nikt nie odnotował zaostrzenia się dodatkowo zachowania i tak już surowego księdza. Może poza tymi kilkoma razami na samym początku, kiedy odchodzono albo urażonymi, albo przestraszonymi potencjalnym gniewem kapłana. Kiedy jednak odnalazł racjonalne wyjaśnienie dla dziwacznej sytuacji, ponownie się uspokoił.
Szykując się do wyjścia do pobliskiej szkoły, poprawił włosy, a potem narzucił na siebie długi płaszcz, który choć nie był najlepszej jakości, jego zdaniem wystarczył całkowicie. Za oknami padał śnieg. Słońce nieśmiało wychylało się zza chmur, jak gdyby niepewne, czy przystoi mu jeszcze świecić zbyt wysoko na niebie. Płatki wirowały na wietrze, kiedy z cichymi skrzypnięciami przemierzał drogę pomiędzy kościołem, a szkołą. Wchodząc do szkoły, otrzepał się nieco. Już od drzwi słychać było dźwięki pianina i śpiewy – młode, niewinne, na swój sposób naprawdę przeurocze. Nie tracąc czasu, skierował się do auli.
|
| | | Rotten BeautyChameleon
Data przyłączenia : 27/09/2017 Liczba postów : 119
Cytat : Każde dobre wrażenie, jakie się wywołuje w świecie, stwarza nam nieprzyjaciela. Aby być lubianym przez ludzi, trzeba być miernotą. Oscar Wilde
| Temat: Re: Beata Maria, you know I am a righteous man Pon Paź 23, 2017 12:59 am | |
| Damien stał tyłem do drzwi auli razem z kilkunastoma innymi chłopcami w różnym wieku. Promienie zachodzącego słońca wpadały przez okno do sali, a młodzieniec stał akurat w takim miejscu, że rozświetlały jego – i tylko jego – włosy do barwy złota. Wyglądał jak wyróżniony przez Boga anioł ze świetlistą aureolą wokół głowy i Ojciec z pewnością rozpoznał go od razu, gdy tylko przekroczył próg sali. Na widok księdza Panna Wright zaklaskała w dłonie, uciszając chórzystów, i wstała zza fortepianu. – Szczęść Boże! – zawołała. Panna Wright była wysoką, postawną kobietą w wieku około czterdziestu lat. Na co dzień uczył a w szkole muzyki, a po godzinach zajmowała się nauczaniem chłopców śpiewu. Dobrze znała się z Ojcem Turnerem, bo i bardzo często przychodziła msze w jego parafii. Chłopcy jak na zawołanie odwrócili się do drzwi i przywitali się chóralnie. Damien, kiedy tylko zobaczył, kto się zjawił, pobladł i nagle skrył się za plecami kolegów, nieświadom, że już na wejściu został zauważony i rozpoznany. Dla niego świat nagle się skurczył. Serce szarpało mu się w piersi jak dzikie ptaszysko zamknięte w zbyt ciasnej klatce. Brakło mu oddechu. Miał ochotę uciec lub zapaść się pod ziemię. Ksiądz pewnie myślał, że chłopiec całkowicie zignorował daną mu szansę i zapomniał o ich sakramencie, ale ileż to razy przez te dwa miesiące Damien błąkał się w okolicy tak kościoła, jak i samej plebanii. Ileż razy nosił się z zamiarem, by przyjść i poprosić o rozmowę, zbliżyć się do człowieka, przed którym tak bardzo się otworzył, i który zdawał się tak bardzo w niego uwierzyć… Ale to Szatan. Tak, to Szatan chciał go prowadzić do kościoła i do tego człowieka. Bez wątpienia to Szatan sprawił, że w noc bezpośrednio po spowiedzi miał sen, w którym szeptał w konfesjonale Ojcu Turnerowi o tym, jakie fantazje ma o nim. W drugiej części tego snu wszedł do ciasnej komórki i dosiadł go na niewygodnej drewnianej ławce. Ujeżdżał pięknego mężczyznę po cichutku, słuchając półprzytomnie, jak usiłuje spowiadać innych. Jęczał mu do ucha, kiedy drugim Ojciec wysłuchiwał zwierzeń nieświadomych wiernych… Obudził się sztywny i przerażony. Wiedział, że to była kara od Szatana za to, że próbował się od niego uwolnić. Och, jakże mógłby wejść do boskiej świątyni, wyśniwszy coś takiego? Jak mógłby spojrzeć w oczy temu szlachetnemu człowiekowi, kiedy zgwałcił go w tak okropny, bluźnierczy sposób? Nigdy więcej nie powtarzaj swojego błędu, wyszeptał mu Ojciec tamtego dnia, kiedy okazał mu tak wielką dobroć, i Damien dał mu wtedy obietnicę, że go nie powtórzy. A więc starał się. Wiedział, że jeśli zajdzie do kościoła, jeżeli będzie bywał w nim często, jeżeli jeszcze porozmawiają… to zbruka czystość tego człowieka. Wciągnie go w swój grzech. Zarazi jego nieskazitelną duszę tak samo, jak zrobił to z duszą biednego Ojca Williama. A więc nie zachodził. Od tamtej nocy niezmiennie czuł, że nie jest godzien wchodzić do jakiegokolwiek kościoła. Czuł, że obraża Boga, modląc się do niego, więc przestał to robić. Brzydził się sobą. A teraz… teraz on tu był. Właśnie on, ze wszystkich księży w Liverpoolu. – A więc oto i obiecany gość. Ojciec Turner z parafii Świętej Trójcy – powiedziała z dumą panna Wright. – Miło księdza widzieć. Moi mili. Ojciec będzie miał dla kilku z was wyjątkowe zadanie. Damien skulił się już całkiem za swoimi kolegami. Ze wstydem wpatrywał się w czubki swych butów. Miał nadzieję, że ksiądz go nie pozna, a najlepiej w ogóle nie zwróci na niego większej uwagi. Minęło zresztą tak wiele czasu, przez ten czas Ojciec wyspowiadał pewnie setki osób. Może wcale nie było trzeba takiej gwałtownej reakcji. |
| | | venezianeDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 534 Cytat : you see i would've killed romeo, and saved juliette
| Temat: Re: Beata Maria, you know I am a righteous man Nie Paź 29, 2017 10:53 pm | |
| Na widok znajomych już, jasnych włosów, kapłan nie potrafił powstrzymać nieznacznego uniesienia brwi oraz zaciśnięcia ust. Było to tak krótkie, że aż niemal nie do wychwycenia. Taką reakcję spowodował ból gdzieś w środku, który odczuł w momencie, kiedy uświadomił sobie na kogo patrzy. Za bólem stał zawód, ogromny wręcz zawód oraz złość. Wbrew temu, co zawsze starał się o sobie mówić i jak krystalicznie kreować swój wizerunek, w duchu Simon Turner wcale krystaliczny nie był. Wręcz przeciwnie, targały nim niekiedy uczucia aż zanadto ludzkie i aż zanadto plugawe. W tym wypadku złość i zawód pierwotnie zrodziły chęć jakiejkolwiek zemsty. Dania prztyczka w nos temu chłopcu, który nie dość, że opisał niezwykle okropne czyny, to jeszcze zaniedbywał swoje kościelne obowiązki. Owinął się znów w dziwny szal chłodu i powagi. Nawet nie silił się na uśmiech. – Szczęść Boże. – Odparł spokojnie, zerkając w stronę panny Wright i rozpinając sobie guziki płaszcza, aby zaraz zsunąć go ze swych szczupłych ramion, odsłaniając sutannę. Posłał kobiecie nawet delikatny uśmiech, ukryty gdzieś w ledwie zauważalnie uniesionym kąciku ust. Darzył ją sympatią, a tacy ludzie zawsze byli przez niego mile widziani. Potrafił być dla nich nawet łagodniejszy niż zazwyczaj. Szybko jednak uśmiech ten zniknął z twarzy duchownego, kiedy tylko odwiesił swój płaszcz gdzieś na bok, a potem obrócił się z powrotem do zebranych chłopców. Przesuwając wzrokiem po ich twarzach, zupełnie podświadomie szukał tej konkretnej, a gdy jej nie znalazł, po prostu cicho odchrząknął. – Mi również miło was widzieć. – Powiedział spokojnie, donośnie i pewnie. Widział spłoszone spojrzenia, spojrzenia chłopców z charakteru bojowych. Mało które z nich było obojętne – a jeśli się zdarzyło, krzywił się w duchu, ponieważ tacy zawsze wydawali mu się najgorsi. – I owszem, mam dla was szczególne zadanie. Z tego względu, że zbliżają się święta, zamierzamy zrobić specjalną mszę świąteczną dla uświetnienia tego pięknego dnia. Z tego względu przyszedłem, aby wśród was odnaleźć najpiękniejsze głosy, choć spodziewam się, że nie będzie to proste, ponieważ wszyscy macie ogromny dar od Boga. – Jego słowa brzmiały niemalże jak kazanie. Tym razem jednak w całej swej surowości o wiele łagodniejsze. Och, w końcu szarpnął się nawet na pochwałę. – Zaśpiewa dla mnie każdy z was przy akompaniamencie, a wówczas wybiorę kilkoro. Dam wam do zaśpiewania kolędę i zobaczymy jak nam się to uda. Kiedy już wybiorę odpowiedni skład, spotkamy się jeszcze na paru próbach. – Urwał, powiódł znów wzrokiem po twarzach młodych chórzystów. Ta chwila oddechu była jak cisza przed burzą. – Tymczasem zaśpiewa dla mnie każdy z was. Po kolei. – Ostatnie słowa zaakcentował tak, jakby chciał dać do zrozumienia ukrytemu chłopcu, że nie ucieknie od konfrontacji. Bo w to, że chłopiec był w tym tłumie bardziej lub mniej znanych mu chłopców, nawet nie śmiał wątpić. Przecież go sobie nie wymyślił, do diabła. Dopiero po tych słowach przeniósł wzrok na pannę Wright i ponownie posłał jej delikatny uśmiech. – Czy mógłbym to ja zasiąść przy pianinie? – Spytał spokojnie.
|
| | | Rotten BeautyChameleon
Data przyłączenia : 27/09/2017 Liczba postów : 119
Cytat : Każde dobre wrażenie, jakie się wywołuje w świecie, stwarza nam nieprzyjaciela. Aby być lubianym przez ludzi, trzeba być miernotą. Oscar Wilde
| Temat: Re: Beata Maria, you know I am a righteous man Pon Paź 30, 2017 1:47 am | |
| Panna Wright ochoczo zgodziła się, by to ksiądz zasiadł przy fortepianie. Chłopcy ustawili się, gotowi na przesłuchanie. Każdy z nich miał śpiewać tę samą kolędę: Cichą Noc. To jedna z najbardziej znanych kolęd – i w tym samym czasie jedna z najbardziej wymagających. Damien niestrudzenie czaił się z tyłu. Stopniowo przesłuchanych chłopców ubywało. Kolejno zasiadali na ławce, oczekując na resztę i dalsze decyzje księdza. W końcu oczom kapłana ukazał się ten niewdzięcznik, który śmiał wzgardzić Boskim miłosierdziem. Otrzymał tak wielki dar i go nie przyjął. To bez wątpienia ciężki grzech. Młodzieniec unikał patrzenia na mężczyznę. Kulił się, jakby nie chciał zostać spostrzeżony. W końcu jednak nie został już nikt poza nim i chłopiec musiał się zbliżyć, a następnie stanąć przed księdzem. Uczynił to, nie podnosząc wzroku znad czubków swoich podniszczonych butów. Nie potrafiłby opisać słowami, jak bardzo było mu teraz wstyd. Nie był to jednak czas na ubieranie w słowa takich rzeczy. Simon zaczął grać, a chłopiec zaczerpnął powietrza i, walcząc z zawrotami głowy, zaczął śpiewać. – Cicha noc… Święta noc… Okropnie zafałszował i speszył się, zupełnie umilkł. Odchrząknął, patrząc gdzieś w bok. – Chciałbym jeszcze raz, jeśli mogę – poprosił cicho. Za drugim razem zaśpiewał już czysto. Miał bardzo miłą barwę głosu. Chłopięcą, młodzieńczą; dość wysoką, ale bardzo ciepłą i delikatną. Z tego śpiewu biła dobroć. Nikt nie pomyślałby, że w kimś o tak anielskim głosie może lęgnąć się zepsucie, i to tak głębokie. Ksiądz zagrał ostatnią nutę i opuścił dłonie. Chłopiec zapędził się i zaśpiewał jeszcze pół słowa po tym, jak melodia ucichła. Umilkł, odrobinę speszony, i dopiero teraz podniósł wzrok na księdza. – Dziękujemy, Damien. – Pani Wright zwróciła się do młodzieńca nadzwyczaj łagodnie. – Możesz usiąść z innymi chłopcami. – Tak, proszę pani. – Chłopak czym prędzej odszedł i usiadł obok kolegi, który nachylił się do jego ucha i szepnął: – Weźmie cię. Zobaczysz. – Wątpię – szepnął Damien, nagle rumieniąc się po czubek głowy – nawet bardziej niż chwilę wcześniej, kiedy musiał występować. Najwyraźniej deprawacja seksualna strawiła jego umysł do tego stopnia, że nawet w zwykłych słowach widział już podteksty. Mimo wszystko popatrzył na Ojca Turnera, teraz w końcu trochę dłużej. Przystojny jak pierwszego dnia, gdy go ujrzał… Nic się nie zmieniło. Nadal nie widział w nim księdza. Nadal miał obsesję. Kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały, młodzieniec mimowolnie leciutko się uśmiechnął. Nie znali się, ale tęsknił za nim. Cholernie dobrze było go widzieć. Wstydził się, że zniknął bez słowa po ich rozmowie. Nie powinien był tego robić; Ojciec Simon nie zasługiwał na takie traktowanie. Nie po dobroci, jaką mu okazał. W kilka chwil Damien postanowił, że z nim porozmawia, kiedy tylko próba dobiegnie końca, i wytłumaczy mu to, co mógł. Ten człowiek na to zasługiwał. A nuż się uśmiechnie. A nuż… |
| | | venezianeDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 534 Cytat : you see i would've killed romeo, and saved juliette
| Temat: Re: Beata Maria, you know I am a righteous man Sro Lis 01, 2017 3:52 pm | |
| Ojciec Simon zajął miejsce przy instrumencie i przesunął jeszcze palcami po klawiaturze, jak gdyby potrzebował chwili, aby przypomnieć sobie, co właściwie miał grać i jakie klawisze powinien nacisnąć. Nie zajęło to jednak długo, jak śliczna, łagodna i spokojna kolęda rozniosła się po pomieszczeniu, a chłopięce, niemal anielskie głosy wyśpiewywały mu kolejne zwrotki pięknego utworu. Doprawdy, słuchając ich, coraz trudniej było się dziwić, że niegdyś kastrowano dla takiej skali i delikatności głosu. Pod koniec przesłuchania, miał już właściwie podjętą decyzję, choć wciąż czekał na ostatniego kandydata. Szczególnie, że był on przecież tak szczególny. Kiedy tylko go zobaczył, jego wzrok napełnił się pewną wyniosłością. Nie zamierzał okazywać szczególnych względów osobie, która tak wzgardziła jego słowami. Może nie zmarnowała jego czasu, bo przecież dobrze, że kiedykolwiek przyszła się wyspowiadać z tych okropnych grzechów, ale zdecydowanie zawiodła i zamąciła w głowie. Nie zasłużył na to, żeby być wobec niego bardziej dobrym, niż wobec reszty chłopców, żeby traktować go z jakąkolwiek łagodnością. Turnerowi podobało się wręcz to, że tak bardzo było mu wstyd za jego czyny. Wszak miał czego żałować. Nie uraczył go żadnym dobrym słowem. – Zaczynajmy. – Powiedział tylko i nacisnął odpowiednie klawisze. Poczuł pewien triumf i zawód zarazem, kiedy usłyszał, jak chłopiec zaśpiewał za pierwszym razem. Jak gdyby to wystarczyło, niemal od razu przestał grać i spojrzał w kierunku blondyna, już otwierając usta, aby mu podziękować, kiedy ten poprosił o jeszcze jedną szansę. Duchowny nie miał powodu, aby mu jej nie dać. Skinął powoli głową. – W porządku. – Odparł spokojnie i z powrotem obrzucił się do klawiatury, aby powtórzyć melodię. Za tym drugim razem Simon Turner w duchu pochwalił chłopca. Znów poczuł pewną dumę, ponieważ jego oczekiwania były spełnione. Właśnie tego się spodziewał. Nie zaś fałszu. Nie obrazy i ignorancji, bezczelności, którą się wykazał. Kiedy uznał, że wystarczy, po prostu zabrał dłonie z czarno-białych klawiszy i odwrócił się znów nieco w stronę anielskiego chłopca. Kiedy ich oczy spotkały się na te kilka sekund, w szaro-błękitnym spojrzeniu duchownego wciąż nie było żadnej szczególnej łagodności, której raz już dał chłopakowi posmakować. – Dziękuję wam wszystkim, chłopcy. – Powiedział w końcu, wstając. Wygładził nieco czarną sutannę, choć ta wcale nie była pognieciona. – Wszyscy byliście naprawdę zachwycający. – Uśmiechnął się nawet lekko, wodząc wzrokiem po młodzieńczych twarzach. – Ale jak wiecie, mogę wybrać tylko kilkoro. Niech te osoby, które wymienię, wstaną. Proszę więc ciebie, Johnny, ciebie również, Paul… – Wymieniał kolejne imiona, obserwując, jak podnoszą się ich właściciele. Przy okazji kontrolował, czy wstają odpowiedni. Kiedy wreszcie wywołał wszystkich, ponownie odwrócił się w stronę pianina. Wśród wybranych nie było Damiena. – Teraz zaśpiewacie wszyscy razem. Podejdźcie bliżej. – Powiedział i ponownie usiadł przed instrumentem, układając dłonie z powrotem na klawiaturze.
|
| | | Rotten BeautyChameleon
Data przyłączenia : 27/09/2017 Liczba postów : 119
Cytat : Każde dobre wrażenie, jakie się wywołuje w świecie, stwarza nam nieprzyjaciela. Aby być lubianym przez ludzi, trzeba być miernotą. Oscar Wilde
| Temat: Re: Beata Maria, you know I am a righteous man Czw Lis 02, 2017 12:07 am | |
| Miał cichą nadzieję, że zostanie doceniony, oczywiście. I trudno było uniknąć rozczarowania, kiedy okazało się, że jego imię nie padło, gdy ksiądz w porozumieniu z panną Wright wybierał śpiewaków. Nawet wyszedł nieco do przodu, nie pozwalając się nie zauważyć, ale na nic się to nie zdało. Chciał dla niego śpiewać, lecz nie było mu to dane. Widocznie zabrakło mu talentu. A może to przez tę początkową porażkę ksiądz pomyślał sobie, że nie podoła. A może nie podobała mu się barwa jego głosu. A może ten głos za bardzo drżał. Nie wiadomo. Damien przysiadł na ławce wraz z innymi chłopcami, których nie wybrano. Teraz mógł bezkarnie przyglądać się bożemu posłańcowi, który skupiony był na dalszych przesłuchiwaniach. Ksiądz Turner prawdopodobnie sam nie był świadom własnego uroku. To właśnie ten chłód, właśnie ten zawsze nieco arogancki wyraz twarzy go określały. Sprawiały, że Damien śnił o jego aprobacie. Zaimponowanie komuś wymagającemu zawsze cieszy najbardziej. Dziś zawiódł i czuł się z tym źle. Odkąd tylko go ujrzał, stresował się stanowczo zbyt mocno. Perspektywa czekającej ich rozmowy napawała go jeszcze większym niepokojem, choć przecież wcale nie musiało do niej dojść, wystarczyłoby, aby czmychnął niespostrzeżenie, jak robił to przy wielu okazjach. Pytanie, czy ksiądz w ogóle będzie miał ochotę poświęcać mu czas i uwagę po tym wszystkim. Z jakiej racji miałby; przecież właśnie przed chwilą udowodnił, że nic ich nie łączyło. Nawet jeżeli Damien nie wmówił sobie, że wtedy, w konfesjonale, zawiązali jakąś więź, to widocznie minęło zbyt dużo czasu. Opuścił głowę, kiedy ksiądz zakończył przesłuchanie. Nie patrzył na niego, gdy mężczyzna wymieniał komentarze z panną Wright. – No nie martw się. – Harry poklepał go pokrzepiająco po ramieniu. – Dałeś radę, po prostu nie mógł wziąć wszystkich. Damien wzruszył ramionami. – Przecież się nie martwię. Wciąż jeszcze z nadzieją wyczekiwał, że Ojciec Turner oznajmi nagle: „wy dwaj źle brzmicie razem, musimy kogoś wymienić”, lub”brakuje mi tu wysokiego głosu”. Cokolwiek. Ale ta chwila nie następowała. W końcu musiał pogodzić się z porażką. Może ojciec miał rację, gdy wyśmiał go na wzmiankę o śpiewie. Oczywiście jedna porażka o niczym nie świadczyła, ale Damien był perfekcjonistą i jeżeli nie mógł robić czegoś najlepiej, to nie robił wcale. Nade wszystko nie lubił być przyćmiewany. Może nie było tego widać, ale w tym chłopcu było wiele arogancji i zawiści. Pomyślał, że byłby w stanie poczęstować Paula nieświeżym ciastkiem, żeby zachorował, gdyby tylko dzięki temu mógł zająć jego miejsce i pokazać wszystkim, na co go stać. |
| | | venezianeDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 534 Cytat : you see i would've killed romeo, and saved juliette
| Temat: Re: Beata Maria, you know I am a righteous man Czw Lis 09, 2017 11:36 pm | |
| Choć może zabrzmieć to bardzo niesprawiedliwie, decyzja duchownego niewiele miała wspólnego z talentem chłopca. W duchu mężczyzna był nim naprawdę zachwycony. Głos chłopaka, podobnie jak jego wygląd, przywodził na myśl anioły. Kogoś takiego chce się mieć w swoich szeregach przede wszystkim, był niemal jak gwarancja sukcesu. Był tak obdarzony, ze mógłby z łatwością wzruszyć niejedną osobę. Ksiądz Turner to wiedział pomimo faktu, że dostał tego talentu zaledwie próbkę, a jednak nie zmieniało to jego decyzji. Zachwyt potęgował poczucie upokorzenia oraz zawodu. Poczuł się niemal (zostawmy to słowo dla przyzwoitości) osobiście dotknięty tymi miesiącami milczenia, kiedy wyglądał za nim po całym kościele. Miał na to jednak logiczne wyjaśnienie. W razie kontrowersji w związku z tym, miał zamiar powiedzieć, że Damien jest nierzetelny, a ktoś taki nie zasługuje na miejsce w szeregach jego chóru, ponieważ nie mają zamiaru oglądać się cały czas na jedną osobę. Ponadto, nie powinien być traktowany lepiej od innych – stąd jego odrzucenie. Nie przyznał się nawet przed sobą, że tak naprawdę decydowała jego urażona duma, a może i coś innego, czego nie umiałby nawet jednoznacznie określić. Poczuł niemalże okropną satysfakcję, widząc kątem oka, jak Damien nie jest wcale zadowolony z werdyktu. Chciał, żeby go to zabolało tak, jak jego bolało przez ostatnie dwa miesiące. Nie poświęcał chłopcu jednak zbyt wiele uwagi. Oddając się znów sprawie, ponownie przesłuchał wszystkich razem. Piękne, młode, chłopięce głosy przy akompaniamencie muzyki wybrzmiały ślicznie w kolędzie. Choć nie było wciąż idealnie, Simon Turner czuł się całkiem zadowolony. Nawet, jeśli wiedział, że gdyby zmienił zdanie, wykonanie chóru mogłoby być jeszcze piękniejsze. Podzielone na głosy, być może z partią solową… Tak pięknie wyglądając na tle wysokich witraży, w świetle słońca podczas prób, kiedy przez kolorowe szkiełka przesączą się barwy prosto na złociste loki… Jednak o tym nie było nawet mowy. Wkrótce potem podziękował wybranym chłopcom oraz przekazał im, jak również pannie Wright wszelkie istotne informacje, jak chociażby datę najbliższej próby. Przestrzegł wyraźnie, że mają być obowiązkowo, a potem po prostu kazał im zmykać, samemu jeszcze pogrążając się w rozmowie z nauczycielką. Nie trwało to jednak długo. Zajęcia, jak również przesłuchania dobiegły końca i wszyscy byli już wolni. Ksiądz również zaczął szykować się do wyjścia. Nie wiedząc, że Damien może mieć wobec niego jakiekolwiek plany, po prostu sięgnął swój płaszcz. Chłopca z kolei traktował jak powietrze. Och, był dobry w ignorowaniu właściwie od zawsze, więc nie sprawiało mu to właściwie większego trudu. Ile razy w sierocińcu musiał znosić wyzwiska, śmiechy, głupie żarty kolegów, którym nic takiego wcale nie zrobił. To hartowało wciąż jego charakter. Coraz mocniej i mocniej. Stąd też nieugięcie nie robił sobie absolutnie nic z obecności pięknego młodzieńca, którego tak usilnie próbował wyrzucić ze swojego umysłu.
|
| | | Rotten BeautyChameleon
Data przyłączenia : 27/09/2017 Liczba postów : 119
Cytat : Każde dobre wrażenie, jakie się wywołuje w świecie, stwarza nam nieprzyjaciela. Aby być lubianym przez ludzi, trzeba być miernotą. Oscar Wilde
| Temat: Re: Beata Maria, you know I am a righteous man Pią Lis 10, 2017 12:06 am | |
| W końcu nadeszła ta chwila. Damien ociągał się z wychodzeniem i w końcu został w sali jako jedyny ze śpiewaków. Gdy ksiądz ruszył do wyjścia, wstał i wykonał kilka kroków w jego kierunku, ale ksiądz nie zwrócił na niego uwagi, choć przecież chyba widział go kątem oka. Mężczyzna zdjął z wieszaka płaszcz i opatulił się nim, nie wypowiadając ani słowa. Potem ruszył do wyjścia, nie zaszczycając Damiena ani jednym spojrzeniem. Zabolało. – Przepraszam, proszę księdza – zawołał za nim odrobinę nieśmiało. Przez sekundę myślał, że ksiądz nawet się nie zatrzyma, ale nie… Ojciec Turner przystanął i odwrócił się przez ramię, a wtedy chłopiec podszedł do niego szybkim krokiem, by przystanąć w odległości kilku stóp od niego. Oplótł się ramionami, ale nie spuścił wzroku. Patrzył w oczy księdza, gotów na konfrontację, która musiała teraz nastąpić. Powinni sobie wyjaśnić tę niefortunną raz na zawsze. Damien powinien. Czuł to w sercu. Miał wyrzuty sumienia. – Mógłbym z ojcem zamienić dwa słowa? Może odprowadzę ojca do kościoła... – zasugerował z niepewnością w głosie. Narzucił dość cienki, podniszczony płaszcz, założył przydużą czapkę i wyszli wprost na śnieżycę. Policzki młodzieńca bardzo szybko zarumieniły się od chłodu, a on sam opuścił głowę, by targane wiatrem płatki śniegu nie siekły go w twarz. Trudno było rozmawiać w takich warunkach, dlatego całą drogę przeszli obok siebie w ciszy, potykając się i klnąc, choćby w myślach, na wichurę, która sprawiała, że ludzie i obiekty wyłaniały się przed nimi zupełnie znienacka. Widoczność ograniczona była do kilku jardów. Gdy dotarli do kościoła i ojciec wpuścił chłopca do środka, złote włosy były całkiem mokre i przybrały barwę brudnego siana. Damien kichnął i, drżąc z zimna i zgrzytając zębami, podniósł głowę, by popatrzeć na jedynie trochę mniej zmarzniętego księdza. – A kiedy szedłem do szkoły, tylko prószyło – mruknął z niedowierzaniem. Pociągnął nosem, otarł go nadgarstkiem. Dłonie miał całe czerwone i skostniałe, bo nie miał rękawiczek. – Chciałem tylko chwilkę porozmawiać, ech… – westchnął, spoglądając trwożliwie w stronę ołtarza. – Nie wiem, czy w świętym miejscu powinno się rozmawiać o takich rzeczach. Może mógłbym… tylko na sekundkę… wejść na plebanię? |
| | | venezianeDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 534 Cytat : you see i would've killed romeo, and saved juliette
| Temat: Re: Beata Maria, you know I am a righteous man Pią Lis 10, 2017 12:59 am | |
| Nie mógłby się nie zatrzymać. Z tego chociażby względu, że wyjście tak po prostu w takiej sytuacji było po prostu oznaką głupoty, jakiegoś dziwnego obrażenia się, którego okazania starał się uniknąć. Jako osoba poważana musiał być ponad takimi idiotycznymi, ale jakże ludzkimi zagraniami. Dlatego też kroki i ciche skrzypienie na drewnianej podłodze ucichły, kiedy kapłan przystanął. Cóż, musiał przyznać, że zachowanie chłopaka go zaskoczyło. Musiał mieć tupet, żeby chcieć czegoś od księdza w takiej sytuacji. Albo... czuć skruchę za to, co zrobił. W sposób oczywisty wersja druga podobała mu się o wiele bardziej i, dzięki Bogu, była o wiele bardziej prawdopodobna. To zdziwienie odbiło się jednak w jego niebieskich oczach, a brew uniosła się do góry, gdy tylko młodzieniec do niego podszedł. – Słucham cię, chłopcze. – Powiedział dość wyniośle, jedynie odrobinę bardziej niż wtedy, kiedy mówił zazwyczaj, jak gdyby nawet swoim tonem chciał wbić kolejną, małą szpilkę i wzbudzić jeszcze większe poczucie winy w tej małej, biednej, ślicznej postaci, która teraz wręcz się przed nim kuliła. Był bliski zlitowania się, odpuszczenia mu wreszcie, wybaczenia tak, jak przykazał Pan. – No cóż… Jak sobie życzysz. – Odparł na jego propozycję wciąż nieco zdezorientowany. Te słowa zasiały też w nim niezwykłą ciekawość tego, co mógł mu powiedzieć chłopak. Ksiądz Simon pragnął wyjaśnienia tej okropnej sytuacji, wytłumaczenia się. Na to jednak najwyraźniej musiał poczekać. Przez to, że sam również nie był ubrany zbyt ciepło, dotkliwie odczuł uroki zimy. Chłód przeszywał go niemal na wylot, mrużył oczy, żeby cokolwiek widzieć. Nie odzywał się, po prostu próbując jak najszybciej przedostać się na plebanię. Nie miał jak nawet powiedzieć chłopakowi o tym, że może powinni odłożyć tę rozmowę na kiedy indziej. Zresztą – nie chciał. To, jak bardzo zaprzątała ta sprawa jego myśli, było wręcz nie do wytrzymania. Zdobycie się na cierpliwość naprawdę sprawiało mu trudności, ale nie miał wyjścia. Nie mógł walczyć z pogodą. Kiedy wreszcie dotarli, echo otwieranych drzwi rozniosło się po całkiem sporym kościele. Kiedy Turner wszedł do środka, przytrzymał jeszcze otwarte wrota dla chłopaka. Gdy tylko obaj znaleźli się w środku, duchowny natychmiast odwrócił się w stronę tabernakulum i przyklęknął, żegnając się. Pociągnął przy tym nosem, nie będąc w stanie powstrzymać drżenia ciała. – Jeśli to, co masz mi do powiedzenia, jest tak okropne, może powinniśmy przenieść tę rozmowę do konfesjonału. – Stwierdził bardziej niż spytał. Sam jednak był okropnie zziębnięty. Jeśli tak zostaną, na pewno dopadnie ich jakaś choroba. Nie był tak okrutny, żeby skazywać na to biedne dziecko. I siebie. – Ale nie możesz zostać w takim stanie. Chodź za mną. Zrobię ci herbaty, trochę się wysuszysz i ogrzejesz. I tak nie ma mowy, żebyś szedł gdziekolwiek w taką pogodę. – Mówił, idąc już właściwie w stronę przejścia na plebanię. Nie odwracał się, aby przekonać się, czy chłopak za nim idzie, przekonany, że młodzieniec to zrobi. W końcu sam proponował. Choć musieli znów wyjść na zewnątrz, przejście od jednego budynku do drugiego nie trwało wcale zbyt długo. Już po chwili więc ksiądz otwierał przed chłopakiem drzwi do środka małej, skromnej plebanii. Jego wnętrze z kolei było na swój sposób eleganckie, choć również bez przepychu. – Zapraszam za mną. – Powiedział tylko i ruszył w kierunku niewielkiej jadalni połączonej z salonikiem, gdzie mógł kogoś przyjąć do rozmowy. Kilka razy zawołał po drodze gosposię, ale wszystko wskazywało na to, że byli sami. Westchnął i zdjął z siebie płaszcz, zaraz podchodząc do Damiena. – Daj mi swój. Odwieszę. Tam natomiast jest koc. Owiń się nim, a ja przygotuję herbatę, żebyśmy się rozgrzali, zanim dopadnie nas choroba. – Wskazał dłonią materiał złożony w kostkę na małym, ładnym foteliku. Chwilę potem duchowny wyszedł z pokoju, zostawiając chłopaka samego. Ta jego nieobecność trwała jednak stosunkowo krótko. Wstawił tylko wodę na herbatę i wrócił, siadając przy okrągłym stoliku pokrytym białym, koronkowym obrusem. – O czym chciałeś ze mną pomówić? – Spytał wprost.
|
| | | Rotten BeautyChameleon
Data przyłączenia : 27/09/2017 Liczba postów : 119
Cytat : Każde dobre wrażenie, jakie się wywołuje w świecie, stwarza nam nieprzyjaciela. Aby być lubianym przez ludzi, trzeba być miernotą. Oscar Wilde
| Temat: Re: Beata Maria, you know I am a righteous man Pią Lis 10, 2017 1:52 pm | |
| O czym nie chciał! Gdy ksiądz wrócił do pokoju, zobaczył, że chłopiec powiesił mokre spodnie przy kominku, a sam skulił się na kanapie i owinął kocem tak, że wystawały spod niego tylko szczupłe, bose stopy. Śnieżyca przemoczyła chłopcu buty i skarpety; jedynie góra została jako tako sucha. Byłby niepocieszony, gdyby Ojciec Turner kazał mu teraz wyjść, a choroba stałaby się pewnikiem. Łatwo było w takich warunkach o zapalenie płuc, a były to czasy, kiedy powodowało ono więcej zgonów niż gruźlica. Młodzieniec któryś już raz pociągnął nosem i przytulił zarumieniony policzek do własnych kolan. – Przede wszystkim chciałem Ojca serdecznie przeprosić – powiedział łagodnie, nie zastanawiając się długo. Tak długo układał sobie to w myślach, że wyuczył się swej kwestii na pamięć, jak w teatrze. – Okazał mi Ojciec wielką dobroć, kiedy mnie spowiadał. Domyślam się, że jest Ojciec zły, że nie wróciłem. Ale chciałem. Chciałem wrócić i poznać Ojca bliżej, zaprzyjaźnić się. Czułem się zobligowany, tylko że… – W końcu się zawahał, ale obiecał sobie, że będzie z nim szczery. Simon Turner na to zasługiwał. Był zbyt dobrym człowiekiem, aby go okłamywać. – Ja nie potrafię zaprzestać tych okropnych praktyk – wyznał więc tak cicho, że mężczyzna musiał się zbliżyć, żeby coś usłyszeć przez huczący za oknami i w szczelinach wiatr. – Wie Ojciec. Czasem nawet nie grzeszę świadomie, a złe obrazy i tak powracają do mnie w snach i żadne modlitwy nie pomagają. Szatan siedzi we mnie zbyt głęboko. Mówił o tym z zadziwiającym spokojem i rzeczywiście, nie odczuwał już większego poruszenia na myśl o wiecznym potępieniu. Przez ostatnie dwa miesiące myślał o swojej sytuacji bardzo dużo. Zdążył się napłakać, narwać włosów z głowy, sto razy się pomodlić, znów oddać się zepsuciu. Teraz, kierując do księdza te słowa, był już niejako pogodzony ze swym losem. Jeżeli nie jest mu dane zaznać szczęścia po śmierci, może przynajmniej zazna go na Ziemi, akceptując się takim, jakim najwyraźniej był. Nie zaczął opowiadać Ojcu o szczegółach. To nie była spowiedź. Chciał tylko, żeby ten piękny mężczyzna nie był już na niego zły. Żeby sobie nie pomyślał, że Damienowi wcale nie zależało. Bo zależało. To nic, jeśli po tej rozmowie rozstaną się na zawsze. Ojciec Turner przynajmniej będzie wiedział, że Damien go nie zignorował. Starał się. Po prostu nie wyszło. – Nie jestem godzien przebywać w kościele, a jeżeli będę przebywał przy Ojcu zbyt długo, to zarażę Ojca swoim grzechem – westchnął, zanim mężczyzna zdążył skomentować jakoś poprzednie wyznanie. – Wolałem tego uniknąć. Proszę się na mnie nie gniewać. Wiem, że jest ksiądz zły, i łamie mi to serce. Chciałbym rozstać się w zgodzie, jak nakazuje Biblia, chociaż chyba nie powinienem się na nią powoływać. Chcę tylko, żeby żaden z nas niczego już nie żałował. Wybaczy mi Ojciec? – Podniósł jasne spojrzenie dużych, anielskich oczu na chłodne oblicze kapłana. Zrobiło mu się smutno na myśl o tym, że naprawdę mogą się widzieć ostatni raz, ale w gruncie rzeczy nawet się nie znali. Rozmawiali tylko raz. Cała reszta to były sny. Na pewno poczuje się lepiej, kiedy to wszystko wyjaśnią raz na zawsze. Być może położy to kres tym przeklętym fantazjom. |
| | | venezianeDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 534 Cytat : you see i would've killed romeo, and saved juliette
| Temat: Re: Beata Maria, you know I am a righteous man Sro Lis 15, 2017 10:09 pm | |
| Widok mokrych spodni wywieszonych przy kominku mimo wszystko nieco go zaskoczył. W pierwszej chwili jakby nie wiedział, jak zareagować, ale zostawił to bez słowa komentarza. Jedynie jakieś zaskoczenie odbiło się w jego chłodnych oczach, przeleciało przez nie jak błyskawica, która szybko znika. Dawna surowość powróciła. W końcu mieli całkiem solidne podstawy do tego, aby zachować się tak, a nie inaczej. Sam również był jeszcze dość mokry i powinien chociaż zdjąć sutannę, ale odłożył to na potem. Nie lubił pokazywać się ludziom bez niej – stała się już praktycznie nieodłączną częścią jego wizerunku. Wysłuchiwał chłopca bardzo uważnie. Śledził uważnie jego mimikę, samemu będąc wybitnie oszczędnym. Twarz Turnera wydawała się niemalże jak z kamienia, a wzrok równie nieprzychylny, co zawsze. To była jednak jedna strona medalu. Widząc taką pokorę, ojciec Simon nieco załagodził swój gniew wobec tej biednej istoty. Choć wcale się nie odzywał, w duchu przyjął jego przeprosiny. Wsparł rękę na stole i pogładził dłonią obrus, jak gdyby chcąc go rozprostować, choć to wcale nie było potrzebne. Ot, aby zająć ręce. Była to właściwie jedyna chwila, kiedy spuścił wzrok z postaci młodzieńca, który właśnie mówił mu o swoim żalu, o tym, że nie mógł wrócić do kościoła. Wzrok chłodnych jak listopadowy dzień oczu powrócił do Damiena właściwie od razu, gdy tylko ksiądz usłyszał o tym, że grzech wciąż ima się tego biednego chłopca. I to tak wielki. Milczał niemal przez cały ten czas, przetwarzając w swym umyśle wszelkie słowa, które wypowiedział blondyn jeszcze raz, na nowo, na chłodno, jak kalkulację matematyczną. W praktyce niewiele to faktycznie miało z tym związku, ponieważ było to bardzo emocjonalne. Księdzowi zależało na tym człowieku, nawet, jeśli był ogromnym grzesznikiem. Chciał mieć kogoś takiego w swojej parafii, blisko. Być może nawet nawrócić go na dobrą drogę i tym samym uznać go za swój własny, mały sukces. Chciał być z niego dumnym i móc go widzieć wśród ludzi, kiedy stawał przy ambonie. Choć nie był tego absolutnie świadomy, umysł Simona zaczął podpowiadać mu rozwiązania, które zdecydowanie przekreślałoby ich ostatnie pożegnanie. Kiedy zapadło ostateczne pytanie chłopaka, duchowny milczał jeszcze chwilę, pocierając palcami brodę, a łokieć opierając na stole. Wiatr świszczał za oknami, czasem napierał na drzwi i wydawało się, jakby ktoś pukał, jednak mężczyzna nie zwracał na to uwagi. – Widzisz, chłopcze… Wiem, że się pogubiłeś. Ale to nie znaczy, że masz odwracać się od Boga. Jeśli będziesz cały czas uznawać, że nie jesteś godzien światła, nigdy do niego nie przystąpisz. Traktować swoją słabość jako wymówkę – to już występek. – Powiedział po chwili i spojrzał na niego bardzo uważnie. – Nie boję się twoich demonów, bo wiem, że jest przy mnie Bóg. I przy tobie również, jednak jesteś tak bardzo w cieniu, że masz przysłonięte oczy. Nawet jeśli… – Urwał, kiedy głośny gwizd przeszkodził mu w połowie zdania. – Przepraszam na chwilę. – Dodał i wstał, znikając znów za drzwiami. Kiedy wrócił, przyniósł im herbaty w ładnych, porcelanowych filiżankach. Ułożył je na stole bardzo ostrożnie. – Proszę bardzo. – Powiedział, kiedy tylko położył przed chłopakiem naczynie. Sam zajął z powrotem swoje miejsce. – Na czym to ja?... Ach tak. – Poprawił się jeszcze. – Nie pozwolę ci odchodzić w mrok przez te twoje bzdury, przez słowa, że nie jesteś godzien. Każdy, kto pragnie Pana, nie powinien od niego uciekać, ponieważ i Pan pragnie mieć go u swego boku. Nawet grzesznika. Dlatego moje pełne wybaczenie otrzymasz dopiero wtedy, kiedy będziesz w chodzić do mojego kościoła. – Rzekł w końcu bardzo bezpośrednio, grzejąc nieco dłoń na filiżance. – Jeśli zaś będę mógł ci zaufać, że znów mnie nie zawiedziesz, bardzo chętnie ujrzałbym cię zresztą wśród chłopców, których dziś wybrałem. Ale muszę mieć twoje słowo. |
| | | Rotten BeautyChameleon
Data przyłączenia : 27/09/2017 Liczba postów : 119
Cytat : Każde dobre wrażenie, jakie się wywołuje w świecie, stwarza nam nieprzyjaciela. Aby być lubianym przez ludzi, trzeba być miernotą. Oscar Wilde
| Temat: Re: Beata Maria, you know I am a righteous man Czw Lis 16, 2017 2:19 am | |
| – Naprawdę? Ledwie ksiądz wypowiedział te słowa, Damien uśmiechnął się rozkosznie i pozwolił sobie na odprężenie. Przez cały czas nastawiał się na zgoła odmienną reakcję, kiedy więc został potraktowany z wyrozumiałością i sympatią, pomimo chłodnych pozorów, jakie sprawiał Ojciec Turner, poczuł ulgę. – Dobrze, w takim razie będę przychodził. – Złożył tę gorliwą obietnicę bez najmniejszego zawahania, bez chwili zastanowienia. – Będę przychodził ze szczerą przyjemnością – dodał. Nie przychodził tu z obaw, że Ojciec nie chciałby go widzieć. Teraz, gdy te obawy okazały się bezzasadne, nie miał już powodu, by dłużej unikać tego miejsca. Oczywiście, dziwił się, że ksiądz nie czuł do niego obrzydzenia; że nie miał nic przeciwko oglądaniu jego twarzy teraz, kiedy wiedział o tym wszystkim, kiedy znał jego najmroczniejsze sekrety, najbrudniejsze myśli. Może poznał je tylko pobieżnie, ale wystarczająco, by napełniło go to odrazą. Ale tak się nie stało. Jakże doskonałym, jak miłosiernym człowiekiem musiał być Simon Turner. Jakże dobrym. Chłopiec drgnął i z pewnym niepokojem spojrzał w stronę drzwi, gdy wiatr szarpnął nimi i zdawało się, że ktoś w nie załomotał. Pod znakiem zapytania stał jego powrót do domu w taką pogodę i ciemnicę, co więc będzie dalej? Czy Ojciec pozwoli mu zostać na noc? Co z matką, będzie się przecież martwi… Nie, tak naprawdę nie pomyślał o matce. Pomyślał tylko o tym, gdzie mógłby spać. I gdzie spałby ksiądz. I czy zobaczyłby go… bez sutanny? Sięgnął po filiżankę, objął ją szczupłymi, długimi palcami o podobnej barwie jak naczynie i unurzał różowe wargi w przyjemnie ciepłym płynie. Przymrużył oczy o jasnych rzęsach. Płyn podziałał zbawiennie, prędko począł zwalczać przenikliwy chłód wyziębionego ciała. – Och, Ojcze Turner – wydusił, przełknąwszy maleńki łyk gorącego płynu, a nazwisko mężczyzny wypowiedział w tak ciepły i pełen podziwu sposób, jakby Simon był dla niego autorytetem, wzorem do naśladowania, mistrzem, a może kimś więcej. To było dość nagłe w tej ciszy, która na chwilę między nimi zapadła. – Kiedy tu z Ojcem szedłem, byłem pewien, że ta rozmowa przebiegnie zupełnie inaczej. Nie spodziewałem się, że będzie chciał mnie Ojciec oglądać. Odstawił filiżankę na stolik. Zagryzł poczerwieniałą od ciepła wargę. Przez chwilę ważył słowa. Najchętniej zbliżyłby się do niego i poszukał ostatecznego ciepła w jego ramionach. Może pod tymi ciemnymi szatami. – Jest ksiądz… przystojnym mężczyzną. Na pewno miał ksiądz w życiu wiele… wiele adoratorek, i zastanawiam się… skąd ta wola, by mimo to wybrać Boga? Nigdy ksiądz nikogo nie pragnął? |
| | | venezianeDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 534 Cytat : you see i would've killed romeo, and saved juliette
| Temat: Re: Beata Maria, you know I am a righteous man Nie Lis 19, 2017 1:48 am | |
| Zobaczywszy ten uśmiech i ojciec Turner odpowiedział uśmiechem. Nawet, jeśli stosunkowo niewielkim, biorąc pod uwagę jego ogólny sposób bycia, musiał naprawdę lubić tego młodzieńca, skoro pozwalał sobie na tak, hm, ludzkie zachowania. – Mam nadzieję. – Podkreślił jeszcze i ponownie upił trochę rozgrzewającej herbaty, tym razem nieco pewniej. O dziwo, i on poczuł pewną ulgę. Wybaczenie oraz obietnica poprawy, ich ciepło rozlały się po jego sercu duchownego jak miód, jak gdyby znalazł zbłąkaną owieczkę i zaczął spokojnie prowadzić ją do stada. Owieczkę zresztą bardzo dla niego cenną, niewysłowienie piękną, o anielskim głosie. To, że czasem szła w nie tę stronę, co trzeba… Kto tego nie robił. Siedząc w konfesjonale, słyszał o innych, również okropnych rzeczach i w imieniu Boga rozgrzeszał, choć czasem sam miał wątpliwości czy było to słuszne. Damien, cudowny chłopiec, który kochał Stwórcę z całego serca, na pewno na nie zasługiwał. Nawet, jeśli robił rzeczy plugawe, choć to jak bardzo chyba do Simona jeszcze nie do końca dochodziło. Słysząc swoje nazwisko, uniósł wzrok szaro-niebieskich oczu na chłopaka i wyprostował się znów na krześle. Dopiero teraz zaczął czuć straszne zimno od przemoczonej sutanny szczególnie dotkliwie, a także przenikliwego wiatru, który mimo wszystko wyziębiał i dom. Powinien wyjąć sobie cieplejsze ubrania, nawet kosztem pokazania się w bardziej świeckim ubiorze. – Kim bym był, gdybym cię nie wysłuchał albo odprawił gdzieś w taką pogodę, moje dziecko. To nie przystoi nikomu, z wyszczególnieniem kapłana. – Odparł spokojnie i ponownie upił trochę herbaty, a ta stopniowo coraz bardziej pomagała mu się rozgrzać, choć przebranie wydawało mu się coraz bardziej nieuniknione. Słysząc to pytanie, wydawał się przez chwilę trochę zaskoczony. Spojrzał na Damiena i zamilkł, pozwalając sobie przemyśleć odpowiedź. Zanim jej udzielił, podniósł się od stolika. – Pozwól, że odpowiem ci na to za chwilę, a sam zmienię ubrania. Ja również przemokłem, idąc tu, a nie mogę się rozchorować, mając tyle pracy. Poczekaj tu chwilę, proszę. – Powiedział, a sam odłożył filiżankę, zaraz kierując się do pokoju, w którym sypiał, trzymał wszelkie swoje książki i rzeczy, przy czym tych pierwszych było zdecydowanie więcej. Myślał, że zamknął za sobą drzwi, jednak te były odrobinę uchylone. Stosunkowo nowe, nawet nie skrzypnęły, w przeciwieństwie do drzwi szafy, które uchylił, aby sięgnąć sobie świeżą koszulę czy spodnie z cieplejszego materiału, w które to zaraz się przebrał. Zdecydował się jednak wrócić do sutanny, na szczęście nie miał jej tylko jednej. W niej było przy okazji cieplej. Ubrał ją więc spokojnie i odgarnął jeszcze blond włosy do tyłu. Robiąc to wszystko, stał tyłem do drzwi. Wkrótce wrócił i usiadł z powrotem przy stole. – Pytasz, dlaczego zwróciłem się do Boga, tak? – Podsumował, ponownie sięgając swoją filiżankę. – Bóg był przy mnie, kiedy nie było nikogo innego. Żadna kobieta też nigdy nie potrafiła mnie zainteresować. Wiedziałem, że mam powołanie. – Odparł spokojnie. – Poszedłem więc do seminarium i nigdy nie żałowałem swojego wyboru.
|
| | | Rotten BeautyChameleon
Data przyłączenia : 27/09/2017 Liczba postów : 119
Cytat : Każde dobre wrażenie, jakie się wywołuje w świecie, stwarza nam nieprzyjaciela. Aby być lubianym przez ludzi, trzeba być miernotą. Oscar Wilde
| Temat: Re: Beata Maria, you know I am a righteous man Nie Lis 19, 2017 7:33 pm | |
| Patrzył. Oczywiście, że wychylił się i spojrzał przez niedomknięte drzwi na mężczyznę, gdy ten się przebierał, ale nie ujrzał za dużo. Czy to była prowokacja? Czy Ojciec z rozwagą ich nie zamknął? Młodzieniec zamarł w bezruchu. Wahał się. Był bardzo bliski wysunięcia się spod koca i podejścia bliżej. Wszedłby do tego pokoju. Zamknąłby drzwi i oparł się o nie plecami. Oblizałby wargi, patrząc nieco zdezorientowanemu mężczyźnie w oczy. Po chwili zobaczyłby w nich upragniony błysk. Zanim jednak zdążył wychylić spod koca choć czubek stopy, Ksiądz wrócił i udzielił mu odpowiedzi na pytanie w sposób rzeczowy, suchy, prawie beznamiętny. Nigdy nie żałował. Nigdy niczego mu tutaj nie brakowało. „Ponieważ wszystko miał”, odezwał się ten wulgarny głosik w jego głowie. „Tyle męskich ciał, ile miał w kościele, nie znalazłby nigdzie indziej”. Damien uśmiechnął się delikatnie. Ojciec nie mógł wiedzieć, o czym rozmyślał. Gdyby wiedział, pewnie szybko zmieniłby zdanie na temat tego chłopca. Przekonanie, że ze wszystkiego można wyjść, jeśli tylko nie spuszcza się wzroku z Boga, nie miało racji bytu w tym jednym przypadku. Damien wiedział, że to się nie skończy. Nigdy. Na pewno nie, jeśli dalej będzie przebywał w towarzystwie tego obłędnie pięknego mężczyzny. – A mężczyzna? – zapytał, zanim pomyślał, i trochę się speszył pod spojrzeniem, jakie ksiądz posłał mu w odpowiedzi na to słowo. Jakby Damien już mu coś sugerował. W pewien sposób tak, sugerował, jednak bardzo nieśmiało. – Znaczy – odchrząknął. – Przepraszam, jak mogłem zapytać o coś tak niedorzecznego, oczywiście, że nie. Ale mój ojciec… On jest bardzo świecki. Dużo podróżuje, rozmawia z różnymi osobami i uważa, na przykład, że każdy człowiek ma popęd seksualny i że to niemożliwe, żeby go nie było. Kiedy wróci ze swojego rejsu, opowiem mu o Ojca przypadku. Uśmiechnął się łagodnie, a uśmiech miał taki, że od razu wybaczano mu większość win. Był bardzo przejęty. Chciał zrobić na mężczyźnie jak najlepsze wrażenie. A jednocześnie był tak bardzo ciekaw rzeczy, o których nie powinien nawet rozmyślać. Ksiądz powinien być osobą niewzbudzającą pociągu. Jak ojciec. Jak matka. Jak Bóg. I byłby, gdyby nie był tak piękny. Gdyby jego palce nie były tak długie. Gdyby ramiona, pomimo szczupłej budowy, nie wydawały się tak silne. Damien miał obsesję na punkcie tego człowieka. Gotów był zbliżyć się do niego tylko po to, aby móc czasem zobaczyć, jak się przebiera. Żałował, że w chwili słabości opowiedział mu o tym, jak wykorzystał bliskość i zaufanie innego księdza. Żałował, bo teraz Ojciec Turner na pewno będzie czujny. – Jestem tylko ciekaw, czy Ojciec miał tak od zawsze – dopowiedział, a mężczyźnie zapewne trudno byłoby nie zwrócić uwagi na nadzieję pobrzmiewającą w tym miłym dla ucha głosie. – Czy nigdy w życiu nie czuł do nikogo czegoś takiego. Chociaż przez chwilę. |
| | | venezianeDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 534 Cytat : you see i would've killed romeo, and saved juliette
| Temat: Re: Beata Maria, you know I am a righteous man Pon Lis 20, 2017 6:09 pm | |
| Ułożył się wygodniej na krześle. Kiedy usłyszał tę drobną sugestię, że miałby czuć jakikolwiek pociąg wobec mężczyzn, posłał chłopakowi karcące spojrzenie. To, że jego imał się taki, a nie inny grzech nie znaczyło, że Simon Turner ma podobny problem, ponieważ problemu z pożądaniem nigdy nie miał żadnego. Co najwyżej z uczuciem – pięknym, łączącym zazwyczaj w uświęconym związku mężczyznę i kobietę. Być może kiedyś był ktoś, kogo był zdolny pokochać, choć nigdy tak naprawdę do tego nie doszło. Ta chęć bycia blisko skończyła się niegdyś bardzo gwałtownie i nigdy już nie powróciła. Ale to nie była miłość – tego blondyn nigdy nie odczuł. Być może, gdyby kiedyś coś raz potoczyło się inaczej, teraz wszystko byłoby całkowicie inne. Damien nigdy by go nie spotkał, a jeśli nawet, być może byłby po prostu mężem jakiejś kobiety. Niewątpliwe było natomiast to, że wciąż byłby równie niedostępny i zapatrzony w Boga. Duchowny nie kwapił się nawet, aby odpowiedzieć. Nutę sugestii natomiast postarał się zignorować. Do niczego między nim, a tym upadłym chłopcem nie dojdzie i ważne, aby ten pogodził się z tą myślą. Nie zamierzał dawać mu ani krzty nadziei. To zbyt brutalne, a przy tym absolutnie niemoralne i niewłaściwe. Jednocześnie nie chciał go odepchnąć. W jakiś dziwny sposób naprawdę mu na nim zależało. Ledwie uniósł na Damiena wzrok, kiedy młodzieniec starał się to choć trochę odkręcić. Mógł próbować. Zresztą… Ksiądz i tak mu dotąd wszystko wybaczał i nie zapowiadało się w najbliższym czasie na zmiany. Może poza tym incydentem, kiedy chłopak porzucił kościół na miesiące, ale to przecież było po prostu karygodne. Na razie jeszcze Damien był pogubiony, ale to zapewne kwestia czasu. Miał prawo do błędów, skoro to dopiero początek. Napił się znów nieco herbaty, czując, jak ciepło rozlewa się przyjemnie po jego ciele. Dopiero, kiedy filiżanka była pusta, a duchowny odłożył ją z na talerzyk na stole, odezwał się znów do chłopaka. – Niektórzy tak nie działają. Zamiast poświęcać się rodzinie, poświęcają się innym sprawom. Moje powołanie narzuca mi celibat. Najwyraźniej Pan nie chce, abym zboczył z tej ścieżki, skoro nie daje mi poczuć pożądania wobec kogokolwiek. – Uśmiechnął się znów delikatnie. W tamtej chwili wydawało się to takie oczywiste, takie proste, jakby nie było nawet możliwości, aby było inaczej. Jednak już kolejne słowa młodzieńca sprawiły, że Simon nieco się zamyślił. Również nad tym, co mógł mu mówić, a co powinien zachować dla siebie. Zazwyczaj nie zwierzał się nikomu, a jeśli nawet coś o sobie mówił, było to niezwykle lakoniczne. Od lat wszelkie przemyślenia dotyczące jego osoby, nie zaś literatury, muzyki czy innych bardziej powszechnych spraw (tymi dzielił się całkiem chętnie), dusił głęboko w sobie, nie mogąc znaleźć nikogo, przed kim mógłby się otworzyć. Był bardzo samotny. A teraz los zesłał mu pięknego chłopca, który chciał z nim rozmawiać. Wziął wdech nosem. – Być może kiedyś poczułem, że mógłbym z kimś kiedyś być, choć nie wiem czy mógłbym nazwać to pożądaniem. – Stwierdził po chwili milczenia. – Raczej, że była to osoba, która mogłaby mnie odwieść od kapłaństwa, jeśli zgodziłaby się przyjąć moje oświadczyny w przyszłości. Do tego, jak widać, nie doszło i choć pewnie się powtórzę, wcale tego nie żałuję. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Beata Maria, you know I am a righteous man | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |