|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Król do wzięcia Sro Sty 17, 2018 4:48 pm | |
| First topic message reminder :Dwa słowa o TaraemelOgromne królestwo rozciągające się od Morza Sztormów na południu, aż po Wichrowe Góry na północy, obejmując tym samym znaczną część Zbadanego Kontynentu. Stolicą Taraemel jest Stelleher, piękne miasto położone na Białych Klifach, tuż nad niespokojną wielką wodą. Nad miastem góruje majestatyczny pałac z białego piaskowca, będący od pokoleń siedzibą władców tej krainy. Dwa słowa o ustroju politycznymPodczas koronacji, król/królowa zrzeka się przynależności do swojego rodu, stając się autonomiczną jednostką rządzącą, mającą ostateczne i niepodważalne słowo we wszystkich sporach. W podejmowaniu decyzji pomagają im jednak głowy elfich rodów, tworząc tym samym Radę Jedenastu. Najważniejszym obowiązkiem władców jest pełnienie służby dla swojego ludu i strzeżenie artefaktu. Władza w Taraemel jest dziedziczona. Dwa słowa o rasachNa Zbadanym Kontynencie najliczniejszą rasą są ludzie, ale to elfy rządzą państwem obejmując wszystkie najwyższe stanowiska, co powoduje trwające od wielu pokoleń wojny domowe. Uciśnieni ludzie pragną przejąć władzę nad Taraemel, ale nawet pomimo wielu wygranych bitew, nie są w stanie przejąć zamku i Artefaktu. Trzy słowa o magiiMagia jest siłą duchową mająca moc naginania rzeczywistości w zależności od wyobraźni i siły woli jednostki. Nie każdy jednak obdarzony jest taką samą jej ilością. Używanie magii osłabia ciało i może spowodować jego śmierć, dlatego niewielu decyduje się na jej wykorzystywanie, szczególnie mając wiedzę o swoim niewielkim potencjale. Osoby obdarzone bardzo dużą mocą zwykle naturalnie wybierają dla siebie ścieżkę maga, stając się, w zależności od upodobań mistrzem w konkretnej dziedzinie. Są cztery drogi ich rozwoju: Wojownicy - Szkoleni aby najefektywniej wykorzystywać magię do walki lub obrony. Uzdrowiciele - Uczeni tajników działania ludzkiego ciała, by móc je leczyć, a nawet zwiększać jego potencjał kondycyjny lub siłowy. Stworzyciele - Szkoleni w budowaniu trwałych konstrukcji lub przedmiotów z wykorzystaniem magii jako narzędzia. Przewodnicy - Szkoleni do sprawnego przemieszczania ludzi lub przedmiotów na ogromne odległości. Potężni magowie są w stanie wyczuć ludzi obdarzonych dużym potencjałem, potrafią też określić czy w ich okolicy używa się magii. Dwa słowa o ArtefakcieNajważniejsze insygnium władzy w postaci naszyjnika-obroży kryjące w sobie ogromną moc. Osoba nosząca go staje się potężniejsza duchowo, ale może też na stałe zwiększyć potencjał magiczny jednostki, lub również wchłonąć go w całości, tym samym uśmiercając ciało. Władca nie może zabijać elfów bezpodstawnie gdyż naraża się tym samym na gniew przodków i możliwą śmierć z ich rąk. Elfy wierzą, że tak długo jak artefakt nosi członek królewskiej rodziny i pozostaje on w zamku, czyni poddanych długowiecznymi. Wierzą również, że po śmierci moc każdego elfa wraca do Artefaktu. Wielu zmęczonych długowiecznym życiem przybywa do pałacu, by prosić króla o odprawienie Rytuału Przejścia, który polega właśnie na dobrowolnym oddaniu swojej energii Artefaktowi. W ten sposób elf zapewnia sobie godną i kompletnie bezbolesną śmierć. Postaci Alasdair (Daire) Cierpliwość i opanowanie nie są jego mocnymi stronami. Jest typem wolnego ducha, pewnego siebie władcy, który twardo stąpa po ziemi i nagina rzeczywistość tak długo, aż ta dostosuje się do jego wymagań. Nie unika sytuacji konfliktowych – a nawet dosyć często sam je prowokuje. Uwielbia polowania, otwarte tereny i dreszcz towarzyszący chwili zwycięstwa. Ma małą obsesję na punkcie kontroli. Rzadko brakuje w jego obyciu gwałtowności, chaotyczności i niemożliwego do zaspokojenia głodu bycia najlepszym – zazwyczaj to te cechy popychają go do przodu, są motywacją do kolejnych posunięć oraz planów snutych w towarzystwie swojej ukochanej i najlepszego przyjaciela. Jedyną osobą, która jest w stanie go uspokoić podczas napadów gniewu i której woli poddaje się bez protestów, jest jego żona Vivien, chociaż doradca w osobie nadwornego maga również nie radzi sobie z Alasdairem najgorzej. Panujący elf poddaje się cudzej woli bez słowa skargi tylko jednej istocie, miłości jego życia, bez której jest niczym zepsuty kompas, kręcący wskazówką w kółko, bez szansy zatrzymania się i odnalezienia północy. Traktuje Vivien niczym najdroższy i najdelikatniejszy skarb, wrażliwy na podmuch wiatru cenny artefakt, za co ona odwzajemnia się zrozumieniem i największą w królestwie cierpliwością. Dla jej szczęścia jest gotów zrobić wszystko, a sporą część uwagi poświęca na dopilnowanie właśnie takiego stanu, izolując ją od ciężkich obowiązków, cierpienia, śmierci i walk. Ma silnie wpojone poczucie obowiązku, co czyni go dobrym, ale też bezlitosnym władcą. Nie sposób zmusić go do czegoś, z czym się nie zgadza i co uważa za niewłaściwe. Dobro grupy jest dla niego istotniejsze niż dobro jednostki. To nie oznacza jednak, iż nie przejmuje się swoimi poddanymi. Każdy jest dla niego istotny i uważnie śledzi ich losy. Za jego panowania przypadki zakończenia życia bez wsparcia magii elfickiego artefaktu stały się przeszłością, zaś jedenaście rodów żyje w dostatku i stabilności. Śmiertelnicy też nie mają na co narzekać. Poważnie traktuje swoją posługę ofiarowania ulgi w śmierci. Są to jedne z niewielu momentów, kiedy poddani mogą zobaczyć go w pełni opanowanego, łagodnego i cierpliwego. Każdy przypadek zmęczonego życia poddanego traktuje jako coś zupełnie nowego, priorytetową sprawę, która wymaga maksimum czasu i uwagi. Jest całkiem potężnym magiem – ale brak samokontroli uniemożliwia mu skuteczne zapanowanie nad mocą, która w chwilach irytacji wydostaje się i niszczy rzeczy w bliskim otoczeniu. Między innymi dlatego nadworny mag prawie nie opuszcza jego boku, upewniając się, że król przypadkiem nie umrze z powodu głupiej utraty panowania nad sobą. Wygląd: Jest wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną, który – gdyby nie spiczaste uszy i odrobinę smuklejsza sylwetka – mógłby ujść za człowieka. Ma stosunkowo krótkie (bo do linii łopatek), proste, ciemnoszare włosy, które zazwyczaj spina, by nie przeszkadzały mu podczas polowania czy ćwiczeń oraz zbliżonego koloru tęczówki. Na ciele nosi kilkanaście blizn – będących efektami zarówno potyczek podczas podbijania kolejnych terenów, jak i nie-do-końca udanych ataków na groźną zwierzynę na bardziej odległych terenach. Arman Mitrian Agrathin Wygląd: Pełna gracji postać wysokiego elfa ma w sobie niebezpieczne piękno rozleniwionej pantery, która może i rzuciłaby się na ofiarę, gdyby tylko miała na to ochotę. Ma w sobie tę niewymuszoną dostojność i siłę, na której chce się polegać, której chce się ufać, której okazuje się respekt, i której skrycie pragnie się dla samego siebie. Mimo to jednak Arman nie należy do najbardziej urodziwych elfów. Ma specyficzną urodę, którą podkreśla bardzo specyficzne zachowanie. Jego posągowe oblicze o zbyt jasnej karnacji, wąskich ustach i wiecznie podkrążonych oczach rzadko rozświetla uśmiech, ale gdy już się to zdarzy, jest jak przycinająca niebo spadająca gwiazda - równie niezwykłe, co piękne i… niebezpieczne. Rzadko bowiem Arman śmieje się w głos, a jeśli już, to na polu walki spowity splendorem swojej magi i rozpalony jej potęgą. Na co dzień natomiast zdradza przesadną obojętność i spokój, którym może na równi rozniecać temperamenty, co i je uciszać zależnie od własnej woli. Jego oczy w kolorze pochmurnego nieba obserwują świat ze statecznością istoty przeświadczeniu o swojej potędze, rozumiejącej ją i będącą na równi jej niewolnikiem i panem. Jego ruchy są oszczędne i odrobinę niedbałe jakby nic, co robi nie sprawiało mu trudności, natomiast ton jego głosu ma głęboką, miękką barwę i dar wyciszania emocji. Arman nosi się dostojnie jak przystało na nadwornego maga oraz wysoko urodzonego członka elfiego rodu. Długie, czarne, lekko falowane włosy rzadko spina, pozwalając im swobodnie spływać na plecy i ramiona. Charakter: Bycie jednym z najpotężniejszych magów królestwa niesie ze sobą w głównej mierze obowiązki, a nie zaszczyty. Sprowadza się do ciągłej kontroli własnego potencjału, by nie wyrządzić nim krzywdy sobie i wszystkim wokół. Arman jest więc niewolnikiem swojego daru, który pomimo nagrodzenia go ogromną potęgą, narzuca na niego nie mniejszą zań odpowiedzialność. Od małego wychowywany tak, by mógł jak najlepiej wykorzystać moc ofiarowaną mu od przodków, jest bryłą lodu kryjącą we wnętrzu niszczycielski płomień. Magia stworzyła zeń niezwykle statecznego, spokojnego, czasem wręcz flegmatycznego elfa, który w istocie... wcale taki nie jest. Wypracowane przez lata treningów odruchy uczyniły go jednak tak doskonałym w nakładaniu na siebie maski spokoju, że stała się jego drugą, doskonale pasującą skórą. Dopracowane do perfekcji zachowania zapewne robią wielkie wrażenie na innych magach, ale męczą samego Armana, który musiał wiele przejść, by w pełni zaakceptować własne możliwości i nauczyć się z nimi żyć. Bardziej ludzkie jego oblicze, większośc trosk i obaw zna niewielu, ledwie garstka zaufanych w tym sam król i królowa, których Arman zna od dziecka i których darzy w równej mierze sympatią, co szacunkiem. Jest im niezwykle oddany, lojalny wobec nich i zdolny położyć na szali własne życie jeśli któreś znajdzie się w potrzasku. Dla nich potrafi być łagodny i wyrozumiały, porzucając na chwilę chłodną maskę obojętności.
Ostatnio zmieniony przez Lost dnia Pią Lip 06, 2018 6:32 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: Król do wzięcia Nie Lut 03, 2019 3:19 pm | |
| „Oszalałeś.” Tak, to było możliwe. Ba, więcej niż możliwe – Daire nigdy nie uważał się za szczególnie rozsądnego. Rzadko kiedy zdarzało mu się być w pełni opanowanym, przynajmniej w sytuacji, w której nie miał przy sobie czy to swojego przyjaciela, czy to swojej ukochanej. W ich towarzystwie potrafił zachować pozory opanowanego, wyważonego władcy. Były to jednak tylko pozory. Niezależnie jednak od tego, co mówił i jak obracał słowami, by postawić Armana pod ścianą i zmusić do dostosowania się do jego woli, wiedział że tak naprawdę ważniejszy niż obawa, miłość, czy nieokiełznany ból, był Artefakt. Symbol władzy. Obowiązki wobec całego narodu, nawet tych, którzy zdradzili jego zaufanie i zamordowali Vivien. Był królem i jeśli pragnął zostać uwolniony z niesienia tego brzemienia, musiał abdykować. To wydawało mu się najlepszym rozwiązaniem, niezależnie od złości i oburzenia jego nadwornego maga. To był ostatni obowiązek wobec poddanych, jakkolwiek trudny i nierozsądny mógł się Armanowi wydawać. Spokojne słowa wypowiedziane przez Agrathina, bezbłędnie opisywały luki w argumentacji władcy. Alasdair niczego innego się po swoim przyjacielu nie spodziewał, nie w sytuacji, gdy ich moce i dusze były ze sobą splecione. Niezależnie od tego, jak brutalny i bezlitosny był, jak zepchnął znaczną część swoich emocji w głąb, nie mógł okłamać maga. Nie potrafił też na niego spojrzeć, czując obrzydzenie do siebie i dziwny żal, który nagle się w nim pojawił. Wbrew temu co mówił i co myślał, nie zachowywał się racjonalnie. Zawsze działał chaotycznie, spontanicznie, poddając się chwilowym emocjom i przekonaniom i nawet połączenie z Armanem tego nie zmieniło, chociaż przez moment elfi król pozwolił sobie na to złudzenie. Wstrzymał oddech, czując dotyk na swoim ramieniu, a jednocześnie niespodziewaną ulgę, która opanowała jego napięte ciało. Wiedział, iż tym razem nie był to efekt magii, ponieważ potrafił ją z łatwością wyczuć. Ich połączenie z jednej strony uczyniło go silniejszym niż kiedykolwiek, ale z drugiej, przyczyniło się do wielkiej słabości. Nie potrafił zmusić ust do ruchu, do wyduszenia z siebie jakiegokolwiek słowa, czy to potwierdzenia, czy zaprzeczenia. Chciał wierzyć, że wszystkie swoje decyzje uzależnia od dobra swoich poddanych. Chciał wierzyć, że jest gotów poświęcić dla nich wszystko, nawet własny honor i stanowisko. Chciał wierzyć, że świadomie nigdy nie pozwoliłby Armanowi się oddalić, z obawy o kontrolę nad mocą. Prawda była jednak inna, uderzyła w niego silnie i wydusiła z zaciśniętych płuc resztki powietrza. Obrócił się na pięcie tak gwałtownie, iż w pomieszczeniu rozległ się nieprzyjemny pisk butów przesuwających się po posadzce. Wyciągnął przed siebie dłoń, zupełnie instynktownie chwytając fioletowymi nićmi magii przyjaciela, a potem ciągnąc go z powrotem ku sobie. Strach, którego do tej chwili nie dostrzegał, opanował wszystkie jego myśli i czyny. Gdy Arman znalazł się z powrotem przy nim, przerzucił rękę przez jego ramię, kładąc dłoń na przeciwległym. Docisnął swoje czoło do tyłu głowy elfa, przez chwilę po prostu tkwiąc tak w bezruchu, uspokajając bijące gwałtownie serce i odzyskując zdolność normalnego oddechu. - Boję się, że ciebie też stracę - powiedział wreszcie, na granicy słyszalności, a mimo to z wyraźnym drżeniem w głosie. - Nieważne, czy jest to wynikiem twojego czaru, utraty Vivien, czy… świadomości twoich uczuć. Nie mogę stracić też ciebie. - Trzymając elfa w mocnym uścisku, nie pozwolił mu się obrócić, spojrzeć w jego twarz, obawiając się tego, co zobaczy w jego spojrzeniu. Nie mogli mieć już między sobą tajemnic, niezależnie od tego, jak bardzo próbowali. - Nie mogę znowu zaryzykować, Armanie. Nie potrafię. Chciałbym, żeby to wynikało z moich królewskich pobudek i racjonalnej analizy sytuacji, ale tak nie jest. Zawsze starałem się być jak najlepszym królem, ale nigdy nie byłem najlepszym kandydatem na to stanowisko, ale przyjacielem jestem wyjątkowo marnym. - Roześmiał się ochryple, gorzko. - Nie możesz wiedzieć, czy popełniłeś jakiekolwiek błędy, Armanie. Jest na to za wcześnie. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: Król do wzięcia Czw Mar 14, 2019 3:02 am | |
| Arman był zmęczony. Ostatnie dni były koszmarem, a on nie mógł znaleźć drogi ucieczki. Co więcej, każdy kolejny dzień zdawał się popychać go ku większemu szaleństwu, szarpiąc i tak wymęczone już nerwy. Zmierzając do wyjścia z sali tronowej już nawet nie zastanawiał się nad rozwiązaniem problemu. Po prostu pragnął odpocząć. Jeden dzień bez ciężaru tego szaleństwa, jeden dzień... Może wystarczyłby, by się pozbierał. Niestety nie miał tego komfortu. Musiał coś zrobić, tylko... nie teraz. Wszystko, co powiedział i robił Daire wstrząsnęło nim do głębi. Nie był w stanie myśleć racjonalnie. Najpierw musiał po prostu zakopać się w swoim łóżku i odpocząć nim ponownie się z tym zmierzy. Nie dotarł nawet do połowy sali, kiedy wyczuł chwytające go nici znajomej magii. Zachwiał się od nagłości pociągnięcia, ale nim wybuchnął mocą, by przeciwstawić się tej należącej do króla, poczuł obejmujące go ramię. Napiął się jak struna, nieprzyzwyczajony do takiego dotyku, nie ze strony swego przyjaciela. Ale dzielił z nim uczucia i bez problemu wyczuł jak z tym dotykiem zaczyna ogarniać go ulga. Nie mógł mu tego odmówić, nawet pomimo własnego cierpienia. Z jego rozchylonych warg wyrwał się rozedrgany emocjami oddech. Zbyt blisko, zbyt intymnie. Zbyt wielka waga słów. Z trudem przełknął ślinę, nie mogąc się rozluźnić nawet pomimo żarliwości zapewnienia... a może właśnie przez nie? Zacisnął dłonie w pięści. Starał się tłumaczyć sobie, że zmieszanie króla wynika z utraty ukochanej, połączenia dusz, z całego tego chaosu, nie zaś szczerych, świadomych uczuć. Zresztą, to samo mu przecież powiedział, a jednak... słysząc to, kolejny raz wewnętrznie umierał. Chciał, by Daire mówił szczerze. I paradoksalnie, mówił, będąc przekonany o prawdziwości odczuwanych emocji. Co za okrutna, bezsensowna farsa. Kiedy ogrom sali pochłonął echo ostatniego słowa, Arman nadal milczał. Król wyczuwał przypływy emocji targających magiem - zagubienia, cierpienia, gniewu i żalu. I pragnienia. Pragnienia, które Arman wcielił w życie, wykorzystując słabnący uścisk elfa. - Od kiedy pozwalasz strachowi dygować swoim życiem? - szepnął, obracając się w ramionach mężczyzny. Uniósł dłonie i nawet jeśli Daire chciał się cofnąć, palce Armana wsunęły się w kosmyki jego włosów, tuż pod ich spięciem, lekko opierając się na rozgrzanej skórze karku. Spojrzał mu w twarz. Tak blisko nie byli chyba jeszcze nigdy. Nawet przed chwilą na tronie, nie zdobyli się na taką poufałość, a teraz dosłownie stykali się czubkami nosów. Na jeden zabrany oddech, jeden oddawali. I nawet jeśli zakłopotany król odwracał wzrok, mag pochmurnością swoich oczu, szukał jego spojrzenia. - Nie stracisz mnie - westchnął, uśmiechając się ze smutkiem. - Nigdzie się nie wybieram. Obiecałem, że zostanę. - Zaciśnięciem palców pokreślił swoje słowa. Chłonął jego oddech, nie mogąc powstrzymać narastającej czułości. - Możesz być spokojny, przyjacielu. - W jego głosie ból grał fałszywe nuty, ale chłodne kciuki, przesunęły się po ciepłej skórze w delikatnej pieszczocie. Zacisnął szczęki, tak bardzo pragnąc wymazać cały jego strach i zagubienie, tak bardzo... pragnąc dotknąć miękkości jego warg... Tak blisko... - Możesz być spokojny - wydusił na granicy słyszalności, z trudem broniąc się przed żarliwością pragnienia złączenia ich ust. Sekunda, jedno uderzenie serca i mag zamknął oczy, cierpiąc w duszy. Uścisk jego placów zelżał, a po chwili zniknął zupełnie. Odsunął się, bezwiednie zwilżając spierzchnięte wargi spomiędzy których wciąż wyrywał się przyspieszony oddech. Już na niego nie patrzył, zbyt zmęczony, by dalej konfrontować się z kolejną falą uczuć i pragnień. |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: Król do wzięcia Czw Mar 14, 2019 2:54 pm | |
| Daire ranił najbliższą żyjącą sobie osobę. Jak bardzo okrutny i egoistyczny był, że nie potrafił uszanować potrzeb nadwornego maga, który poświęcił życie i własne uczucia dla niego? Czy właśnie to było błędem Armana, który postawił władcę na pierwszym miejscu i wieloletnie ignorował własne potrzeby? Być może, gdyby czarodziej w pewnym momencie przeciwstawił się Alasdairowi i jasno postawił granicę, król w tym momencie nie wykorzystywałby go tak bezdusznie dla uciszenia własnego przerażenia. Strach, rzecz jasna, nie zależał całkowicie od niego, ale poddawanie się mu do tego stopnia faktycznie nie leżało w naturze władcy. On, jak niewielu innych, reagował szybko i miażdżył zagrożenie, zanim zdążyło kogokolwiek przerazić. Daire nie był mistrzem w samokontroli i słowach, nie panował dobrze nad magią, ale w większości przypadków jego spontaniczna i zdecydowana reakcja zażegnywała konflikt zanim w ogóle wybuchał. Od chwili, w której stracił Vivien, wszystko jednak przestało działać tak, jak trzeba. Chciał się cofnąć - nie dlatego jednak, iż poczuł dyskomfort wynikający z nieoczekiwanej bliskości, ale dlatego, że towarzysz go zaskoczył. Zamrugał w zdumieniu, nieruchomiejąc i poddając się jego uściskowi. Tym razem to on zesztywniał, a jego oddech stał się nierówny, zdradzając delikatne zdenerwowanie. To, jak blisko Arman był, jak bardzo walczył ze swoimi pragnieniami, wzbudzało w drugim mężczyźnie uczucia, których… nie był pewien. Potrafił rzecz jasna w tym momencie dostrzec różnicę pomiędzy tym, co krążyło w magii jego przyjaciela, a tym, co wypełniało jego własną, ale… Emocje splatały się ze sobą, a ciało, kierowane strachem i ufnością, pragnęło na moment poddać się woli czarodzieja, choćby tylko po to, by poznać ten nowy smak i zaspokoić potrzeby Armana. Czy nie był winien mu chociaż tego? Chwili zapomnienia i ulgi, zaspokojenia pragnień, które targały nim od dziesiątek lat? Ale Arman nie tego chciał. Władca Taraemel pozwolił mu się odsunąć, czując jego ból jak swój. A może właśnie tak było? Każdy z nich cierpiał, tkwiąc w sytuacji pozbawionej wyjścia, w której ranili się nawzajem i nie chcieli zaakceptować konsekwencji własnych czynów? - Przepraszam - odpowiedział równie cicho, zmuszając nogi do ruchu, zwiększając dystans pomiędzy nimi, oddalając się aż za tron, o który oparł się plecami, odwrócony tym samym też i od maga. “Przyjacielu.” Nie powinien go nazywać w ten sposób. Obaj wiedzieli, że to słowo zupełnie nie pasowało do obecnej sytuacji. Do uczuć, którymi Arman go darzył. Władca chciał mu to wytknąć, chciał pozbyć się tego nieprzyjemnego ucisku w piersi, który pojawił się przez ten jeden, przecież czuły i pozbawiony złości, zwrot. A jednak… A jednak nie potrafił. Miał obowiązek w końcu przestać być zapatrzonym w siebie egoistą i chociaż spróbować dać swojemu magowi to, czego on sobie życzył. Zamiast słuchać własnych emocji, podszeptów histerycznej wyobraźni, obaw i splecionej magii, powinien wreszcie skorzystać z tego, że ma dostęp do uczuć Armana i wyciągnąć z tego wnioski. Jak jednak mógł mu pomóc, gdy nawet Agrathin nie potrafił zdecydować się, czego chce i potrzebuje? Król zmusił drżące z obawy serce do uspokojenia się. Zignorował zdenerwowanie, które pojawiło się w chwili, gdy jego druga połówka ponowiła kroki ku wyjściu z sali. Daire nie chciał go stracić, nie chciał znów poczuć przemożnego strachu i bólu, ale nie mógł ciągle zmuszać do cierpienia drugiego mężczyzny. Jedynym właściwym rozwiązaniem było uciszenie tych uczuć, zignorowanie ich i zaoferowanie Armanowi jedynej rzeczy, jaką władca w tym momencie mógł zaoferować - dystansu. Gdyby mógł, sam oddaliłby się poza teren zamku, ale jego obowiązki wobec obywateli i ryzyko utraty Artefaktu były ważniejsze nawet niż nadworny mag. - Jeszcze nie abdykuję - mruknął uspokajająco, na tyle głośno, by wychodzący mężczyzna go usłyszał. A potem zamknął oczy i zmusił się do uciszenia wszystkich emocji. Powoli, starannie owinął się fioletową mocą, zasłaniając nią wszystko, co się w nim kotłowało, co należało do niego lub do Armana, a co nie było bezwzględnym spokojem. Kosztowało go to dużo skupienia i wysiłku, a trzykrotnie, gdy już myślał, że wszystko ucichło, okazywało się, iż wciąż jest w nim ból. Złość. Smutek. Wreszcie nie było już nic oprócz ciszy. Alasdair po raz pierwszy mógł tak naprawdę zrozumieć, jak mag radził sobie ze swoimi emocjami. Jak stawał się opanowanym, flegmantycznym mężczyzną, który bez widocznego wysiłku radził sobie ze wszystkimi wyzwaniami, jakie stawiał przed nim czy to władca, czy to cały świat. Daire nigdy nie posiadł nawet ułamka tej zdolności, która wydawała się dla Armana czymś na równi prostym i oczywistym, co oddychanie. Aż do tego momentu. Faktycznie wreszcie potrafił zapanować nad swoją mocą.
Minęło kilka dni. Dni, w których Alasdair zostawił swojego przyjaciela w spokoju, pozwalając mu uzyskać tyle samokontroli, ile tylko ten potrzebował. Ignorując sporadyczne pragnienia, które wychylały się ponad morzem fioletowej ciszy i spokoju. Agrathin nie chciał jego bliskości i kontaktu, ponieważ nie wierzył w szczerość i naturalność uczuć, które targały władcą. Daire chcąc nie chcąc musiał rozumieć jego obawy - w końcu sam tak naprawdę nie wiedział, co nim kierowało. Najbardziej prawdopodobne wydawało się założenie, iż tak naprawdę wszystkie aspekty nowej sytuacji mieszały się w jego głowie i powodowały tą dziwną, nienaturalną tęsknotę za bliskością drugiego mężczyzny. Nawet, jeśli król Taraemel nie kłamał i faktycznie czuł dokładnie to, co czuł, nie zmieniało to w żaden sposób etycznego problemu efektu współdzielenia uczuć. Dlatego właśnie starał się nie odczuwać. Zamiast tego, skupił się na zarządzaniu królestwem po tragedii, która wstrząsnęła zarówno zwykłymi obywatelami, nieśmiertelnymi, jak i samą Radą. Nienaturalne opanowanie i brak nadwornego maga u jego boku szybko zwróciły uwagę najważniejszych elfów w państwie, ale Alasdair potrafił sobie z nimi poradzić nawet wtedy, gdy podważali jego poczytalność w atakach furii. Chłodne, armanowe opanowanie było przy tym znacznie efektywniejszą metodą wyśmiania ich wątpliwości i nakierowania ciekawości oraz skupienia na inne, znacznie ważniejsze rzeczy, niż on sam. Poszukiwania ludzkiego odłamu społeczności, który zdecydował się targnąć na życie królowej, powoli zaczynały dawać efekty. Po nitce do kłębka, odpowiedni ludzie zdobywali coraz więcej informacji i nazwisk, chwytali kolejnych wyznawców i przeprowadzali przesłuchania. Daire, chociaż wiedział, że powinien skonfrontować się z tymi ludźmi osobiście i dać im posmakować swego gniewu, pozostał w zamku i nie wydał polecenia na przywiezienie ich do siebie. Po pierwsze, byłoby to zbyt duże ryzyko, skoro wciąż nie wiedzieli, w jaki sposób udało się pochwycić magiczną królową. Po drugie, Alasdair nie chciał niszczyć swojego opanowania. Był winien Armanowi spokój i ciszę ze swojej strony, tak długo, jak długo mógł je utrzymać. Przekazał mu przez jednego z doradców krótki list, informujący, że wezwał kilku magów z Obsydianowego Pałacu, którzy zapowiedzieli iż pojawią się w królewskim zamku możliwie najprędzej. Nie była to najbardziej konkretna informacja, biorąc pod uwagę różne metody podróży najpotężniejszych przedstawicieli czarodziejów, ale musieli to zaakceptować - niesamowitym osiągnięciem było już samo uzyskanie potwierdzenia, iż w ogóle się zbliżą. Alasdair nie chciał ryzykować utraty przyjaciela, ale był mu winien chociaż próbę pomocy w odplątaniu zaklęcia splecenia dusz.
Tej nocy, podobnie jak przez kilka poprzednich, spał lekko, na granicy przytomności. Ciągła samokontrola i brak towarzystwa maga, który wydawał się władcy czymś równie oczywistym, co bliskość cienia, sprawiały że nie potrafił w pełni spokojnie odpoczywać - ale przynajmniej nie znajdował się na granicy histerii. Codziennie wstawał o świcie, pracował przez cały dzień, aż do utraty sił, a później układał się w pościeli w jednej z gościnnych komnat, niezdolny do pozostania w łożu pozbawionym Vivien… czy Armana. Fioletowa moc, krążącą w jego ciele, wykorzystana do wyciszenia emocji, nie mogła zapewnić mu całkowitego spokoju, gdy pozbawiona była bliskości swej drugiej połówki - Daire był z tym pogodzony. Zmęczony, stęskniony, ale przekonany o właściwości swoich decyzji i swojego postępowania. Ani razu nie posłał po nadwornego maga, sporadycznie słuchając od służby o jego posunięciach, zadowalając się świadomością, iż Arman dotrzymał obietnicy i pozostał w zamku. Nawet, jeśli nie był blisko… nie był też zbyt daleko. Tej nocy jednak był bliżej. Daire nie potrafił wyjaśnić tego przekonania gdy wybudził się z płytkiego snu i rozejrzał ze zdezorientowaniem po sypialni. Była pusta, dokładnie tak, jak poprzedniej nocy, poprzedniej i jeszcze poprzedniej. Cóż więc go wybudziło…? Położył się z powrotem w miękkiej pościeli, zamknął oczy i odetchnął cicho, z zaskoczeniem. Emocje, które wychyliły się spomiędzy ciasnych objęć magii, były zupełnie inne, niemal nieznane władcy Taraemel. Mężczyzna od razu skatalogował je jako należące do maga, a nie wynikające z jego własnych potrzeb czy przemyśleń. Wiedział, że delikatne ciepło, które go objęło, niczym liźnięcie płomienia po całym ciele, nie mogło wynikać z jego doświadczeń. Przez jego ciało przeszedł dreszcz, a oddech uwiązł w gardle. Alasdair był niemal pewien, iż powinien się wycofać. Znów zwalczyć uczucia, uciszyć je mocą, skupić się na swoich obowiązkach, na magii, na śnie, na czymkolwiek… Ale i tak sięgnął w kierunku nieznanych emocji, poddając się ciekawości. Poddając się kuszącemu szeptowi, którego znacznia mógł się wyłącznie domyślać. Utonął ponownie w tej krainie, którą współdzielił tylko z Armanem, do której nigdy wcześniej nie dostał się samodzielnie, a zawsze wciągany był tam przez maga. Ciepło otoczyło go szczelnie, zatapiając w miękkości odczuć i spokoju. Przyjemność i niezobowiązująca bezwolność pociągnęły go głębiej na dno, oddzielając całkowicie racjonalność i ostrożność od instynktów władcy. Jego oddech przyspieszył, a ciało napięło się na moment, wyginając do góry, unosząc odrobinę pościel. Dłoń spłynęła w dół, a długie palce owinęły męskość i wydarły spomiędzy rozchylonych warg mężczyzny westchnienie przyjemności. Poruszył się bewziednie, mając wrażenie, jakby… jakby coś było nie tak. Nie potrafił pochwycić tego wrażenia, nazwać przeczucia, zbyt skupiony na emocjach, by potrafić dobierać właściwe słowa. Przygryzł wargę, tłumiąc jęknięcie rodzące się w jego piersi. Wypełniało go jednocześnie pragnienie poddania się, znieruchomienia i wyłącznego odczuwania, ale też zareagowania. Pochwycenia niejasnej mary, obietnicy, muskającego go delikatnego materiału mocy i zmuszenia jej do działania. Kontrola sytuacji, która była dla Daire konieczna niczym tlen, znajdowała się poza jego zasięgiem, wywołując słodką, nieznośną torturę. Jego ciało wiło się po materacu, biodra poruszały do przodu i do tyłu, ale umysł… coś powstrzymywało go przed przyspieszeniem. Przed całkowitym zaspokojeniem się. Było zupełnie tak, jakby jego ciało… już nie należało do niego. Jego przyjemność, nie była jego przyjemnością. Jego głos… nie był jego głosem. Wydawało mu się, że usłyszał pomruk, ale - znów - nie potrafił wyłowić żadnych konkretnych słów. Brzmienie wydawało mu się jednocześnie znajome, ale też nigdy wcześniej niesłyszane. Idealnie właściwe, a zarazem zupełnie nieodpowiednie. Twarde, chropowate, a przy tym… tak rozkosznie głębokie. Pragnął zagłębić się w tym wszystkim jeszcze bardziej, stracić oddech, utonąć w fioletowej mocy, w emocjach, we wszystkim, czego odmawiał sobie przez ostatnie dni, a co w tym momencie wydawało się dziwnie zmienione. Chłód i opanowanie już nie były tym, co odpowiadało na jego potrzeby. Co odpowiadałoby na potrzeby Armana. Armana… |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Król do wzięcia | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |