|
| Autor | Wiadomość |
---|
RatatoskBadass Uke
Data przyłączenia : 01/11/2017 Liczba postów : 135 Cytat : Where are my demons?
| Temat: Far away, long ago.. Sob Lut 10, 2018 10:47 pm | |
| Przypadek, niefortunne zdarzenie, przekorny los sprawiły, że wylądował tu gdzie teraz był - w obcym kraju, na innym nieznanym kontynencie, wśród ludzi, których ledwie potrafił pojąć i zrozumieć. Pragnął się stąd wyrwać, ale ktoś inny postanowił, że będzie zupełnie inaczej. W końcu on już nie miał prawa głosu w sprawie swojego własnego życia.
Obcy – Ratatosk Przyszły sułtan – Primal Command |
| | | Primal CommandSkype & Chill
Data przyłączenia : 12/12/2017 Liczba postów : 7
| Temat: Re: Far away, long ago.. Pon Lut 12, 2018 11:47 am | |
| Imię: Jalil Historia: Jego rodzina podobno wywodzi z mitycznego miasta Ur, a jego pra pra pra pra dziadek niby uwięził straszliwego dżina. Podobno też jako pierwszy rozpoznał proroka w Mohammedzie i poszedł za nim, gdy wszyscy inni brali go za szaleńca. Prawda historyczna nie była tu istotna, panujący tyran zawsze chciał usprawiedliwić swoją władze, jako coś pochodzące od czegoś wyższego niż prosty człowiek. Tak że ktoś obrażający władce, obrażał jednocześnie boga i mógłby być zabity bez większego sprzeciwu. On został urodzony w takiej pułapce, co gorsza jako pierwszy syn. To w nim stary władca pokładał swe nadzieje. Dlatego gdy rodzeństwo balowało, on był zajęty, znajdując jedynie chwile wytchnienia w swoim haremie Charakter: Ojciec nie szczędził złota na swojego pierworodnego, także pokazał tutaj swój pragmatyzm. Nauczyciele bowiem byli często heretykiem, ale bardzo dobrymi. Następca tronu zgłębiał więc ówczesną naukę, czytał poezje, poznawał obce języki, ale też spędzał na kampaniach wojennych, w zastępstwie dla swojego starzejącego ojca. Dlatego nie był tak prostolinijny jak zwykły chłop, znający tylko koran. Był zdolny do debaty, ale też w jednej chwili potrafił ukarać kogoś, kto nie okazał mu wystarczającego szacunku. Nawet rodzeństwo wie żeby mu nie wchodzić w drogę. Bardzo posesywny, człowiek który przepadnie mu w jakiś sposób do gustu, niemal automatycznie kończy jako jego niewolnik. Szczególnie upodobał sobie miłość, która w tych stronach świata uchodziła za grecką. Mimo sprzeczności ze słowami Mohammeda, ojciec nie ingerował tutaj. Wiedział bowiem, że młoda krew musi się wyszaleć, a w taki sposób na pewno nie dorobi sobie bękarta. Wygląd: |
| | | RatatoskBadass Uke
Data przyłączenia : 01/11/2017 Liczba postów : 135 Cytat : Where are my demons?
| Temat: Re: Far away, long ago.. Pon Lut 12, 2018 4:00 pm | |
| Theodore ‘Theo’ Bourdin, 20 l. - Theodore jest pochodzenia francuskiego, urodził się, wychował I przeżył całe swoje życie w jednym z nadmorskich miast. - Nigdy nie był zbyt wysoki, ale niewola sprawiła, że sporo schudł. - Ma szaro-niebieskie oczy i ciemny blond włosy, które mocno mu się od słońca rozjaśniły. - Posiada 3 siostry: Anna – najstarsza, 26 lat; Marie – starsza, 23 lata; Anabel – najmłodsza, 16 lat. - Jego rodzina nie była zamożna, ale stać ich było na bardzo dobrą edukację dla jedynego syna i specjalną guwernantkę dla jego sióstr. - Wcześniej brał udział w podróży do Portugalii, Anglii i rzecz jasna Hiszpanii. Najbardziej jednak podróż na najstarszy ląd Afrykę zrobiła na nim ogromne wrażenie i dlatego chciał popłynąć dalej i poznać więcej. Przed podróżą rodzice wyswatali go z Camille, która przyjęła jego oświadczyny. Ta podróż miała być jego ostatnią przed ślubem i najprawdopodobniej ostatnią w całym jego życiu, później miał osiąść i zająć się domem, żoną i na pewno dziećmi. - Po zatonięciu statku trafił do niewoli, z której wykupiła go rodzina Al-Churi, bogata, wysoko postawiona jedna z większych i zamożniejszych. Na początku się buntował, próbował uciec, ale kilka razów drewnianym kijem po plecach, uwięzienie go i głodówki sprawiły, że stracił na ucieczkę ochotę. - Zajmuje się o dziwo dziećmi, pilnuje aby te nauczyły się perfekcyjnie łaciny oraz wszystkiego co wie o obcej kulturze. Minęło już prawie pół roku, dokładnie 180 dni od kiedy jego statek zatonął. Jedna nawałnica, panikujący ludzie, za duże obciążenie i to wystarczyło aby wpadli na mieliznę, rozbili się o skały a następnie doprowadzić do okrutnej walki pomiędzy człowiekiem a żywiołem jakim był zdenerwowany ocean. Białe bałwany, ostro piekąca woda w płucach i nozdrzach, zero widoczności i walka o to aby nie dostać jakąś częścią statku w głowę i nie stracić przytomności. A potem tydzień dryfowania w upale z popękaną skórą, zawrotami głowy i niczym do jedzenia. Myślał, że zginie, za każdym razem tak myślał kiedy budził się z krzykiem z koszmaru jaki mu się teraz tylko śnił, ale który kiedyś przeżył. Po tym cały zajściu Theo myślał, że gorzej być już nie może. Ci którzy go uratowali nie zrobili tego tylko z dobroci serca. U handlarzy niewolników spędził ponad miesiąc. Musieli go podleczyć i doprowadzić do jakiegoś sensownego wyglądu, bo przecież to najbardziej liczyło się, jego wygląd. Kiedy w końcu go wystawiono do klatki sumy poszybowały wysoko i szybko a przynajmniej tak mógł założyć po odgłosach kłótni i zadowolonym uśmiechy sprzedawcy, bo sam nic nie zrozumiał z tego dziwnego języka jakim operowali. Takiego człowieka widziało się w tych rejonach tak rzadko, że mógł być równie dobrze wzięty za kusicielskie zło i od razu zabity. Tak przynajmniej tłumaczyła mu nauczycielka zajmująca się Bahirem, Adilem i Hamida swoją łamaną łaciną. Jednak jej zdaniem miał dużo szczęścia trafiając do państwa Al-Churi, którzy byli oświeceni i wiedzieli, że może im się przydać. Tak, od tej pory był przydatny, użyteczny, ale nie wolny. Szybko nauczył się, że próba uzyskania wolności, taka która nie będzie porządnie co do joty przemyślana i opracowana, może w najlepszym wypadku doprowadzić go do poobijanych pleców a w najgorszym do śmierci. A przecież nie po to wytrwał i przetrwał aby teraz stracić swoje drogocenne życie. Na razie postawił na naukę tego dziwnego języka, którym posługiwano się w tym kraju i słuchał, bardzo dużo słuchał, tym bardziej, że kiedy jego państwo chcieli coś ukryć przed służbą mówili właśnie w łacinie. - Heo! Heo! – Theodore wzdrygnął się jak to miał zawsze w zwyczaju kiedy wołała go matka dzieci tego domu. Nigdy nie nauczyła się wypowiadać jego imienia poprawnie albo robiła to zupełnie specjalnie. - Heo!Wszedł do komnaty od razu kłaniając się na tyle nisko aby jego teraz już naprawdę długie blond włosy zjechały mu przez ramię. Nie podniósł na kobietę wzroku, nie powinien na nią spoglądać, chyba, że ta wyrazi zgodę. - Nareszcie. Szykuj dzieci. Ubierz je w najpiękniejsze szaty i tylko takie spakuj na podróż. Wyruszamy do stolicy, będziemy gościć u samego Sułtana. – spojrzała z pogardą na chłopaka, do którego musiała mówić tym obcym językiem jakim jest łacina, której nienawidziła. Uważała język arabski za najpiękniejszy na świecie, ale nie wierzyła aby tak ułomny człowiek jak ten blondyn potrafił cokolwiek się z niego nauczyć. On został przez Allaha stworzony aby być pięknym a nie mądrym. - Sułtan to taki wasz król tylko dużo bardziej ważniejszy, więc masz się pilnować, zrozumiano?- Tak, pani. – kiedy tyko skinęła na niego dłonią odszedł aby przyszykować dzieci do podróży.
Ostatnio zmieniony przez Ratatosk dnia Nie Lut 18, 2018 9:31 am, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Primal CommandSkype & Chill
Data przyłączenia : 12/12/2017 Liczba postów : 7
| Temat: Re: Far away, long ago.. Pon Lut 12, 2018 11:06 pm | |
| Nigdy nie miał zbyt wiele wolnego czasu, zwłaszcza teraz, kiedy do zaczynał ostatecznie przygotowywać do przejęcia władzy. Nic bowiem nie następowało gwałtownie, musiał wpierw poznać wszystkich dostojników dworskich, z którymi współpracował dawny władca. Oznaczało to mniej więcej tyle, że zajmował się najbardziej uciążliwymi rzeczami. Wydawać sądy w sprawach trywialnych, jak na przykład do kogo należą figi, które spadły z drzewa znajdującego na granicy posesji. Albo wysłuchiwać pojękiwać wieśniaka, błagającego o litość, bo nie wiedział, że kradnie królewskie mienie, a ma dziesięcioro dzieci i chce żyć. Jednak to wszystko blakło w porównaniu do audiencji, na które licznie przybywały pomniejsze rody i możni stolicy. Oczywiście każdy jeden, zachowywał się jakby był bratem Mahometa. Jak na razie próbowano go przekupić na wszelkie sposoby, gdyby zechciał mógłby uzbierać następny harem, złożony tylko ze szlachetnie urodzonych synów. Tak jak teraz, stał przed nim „wielki” kupiec Oloblga, dosyć tłusty mężczyzna, odziany w szaty wykonane z jedwabiu, które podobno sprawdził z samych chin. Wysławiał się kwieciście, ale w esencji chciał prawa, które napełniłoby skarbiec tutejszych gildii złotem. Nawet był gotów przehandlować za to swojego piętnastoletniego syna.
Przyszły sułtan musi rozumieć, że bogactwo stolicy to rzecz najważniejsza. Dlatego uważam, że ktokolwiek robi tutaj interesy, powinien poza mytem uiszczać jeszcze dodatkową opłatę....
Nie miał ochoty już tego słuchać, tym bardziej, że jutro jeszcze miała być uczta, a on nie odwiedził swojego jeszcze swojego haremu, więc myśli odchodziły tylko w jedną stronę. Ostatecznie zerwał się z tronu, rzucają nieznoszącym sprzeciwu głosem.
Dość się tego nasłuchałem, jutro do tego wrócimy.
Po czym wyszedł, nawet nie obwieszczając zakończenia posłuchania. Pewnie po raz kolejny zostanie zganiony przez ojca, ale on był zdania, że jemu też od życia coś należy. Zwłaszcza iż jego rodzeństwo pewnie gnuśnieje cały dzień, nie wytężając ani cześć swego ciała na wysiłek. Tak czy inaczej wizyta w haremie przeciągnęła się do południa, następnego dnia. Cóż poradzić, jeżeli ma się pod opieką tyle uroczych istot, o które trzeba porządnie zadbać. Dopiero posłaniec od samego Sułtana przerwał mu tą przyjemność. Ponoć goście już przybili i ma się przygotowywać na wieczorną ucztę. |
| | | RatatoskBadass Uke
Data przyłączenia : 01/11/2017 Liczba postów : 135 Cytat : Where are my demons?
| Temat: Re: Far away, long ago.. Wto Lut 13, 2018 10:02 am | |
| Szykowanie się do podróży zajęło im prawie dwa dni. Było nużące, ale rodzina wybierała się jakby miała wyjechać na drugi koniec świata. Szybko jednak dotarło do chłopaka o co chodziło, trzeba było pokazać swoją zamożność, także niczego nie mogło im zabraknąć. To było niczym przechwalanie się pawia jego pięknymi piórami – mam je, patrz i podziwiaj. To samo rodzina chciała zrobić sułtanowi, pokazać, że wszystko ma i nic od niego nie potrzebuje, że są jakby na równi. Taka podróż odbiła się także na sługach, którzy musieli być odpowiednio ubrani, wszyscy mieli od swojego państwa stroje, które były godne tak szlachetnej rodziny. Nawet jego ubrano nad wyraz szykowanie, chociaż nie do końca mu się to podobało, bo szanowna matka zawsze mu dobitnie powtarzała, że jest tyle wart tylko z powodu wyglądu. Dostał błękitne długie szaty, które przewiązane było brązowozłotym pasem. Rękawy kończyły się rzemykami, które związane pozwalały na to aby materiał mu zbytnio nie latał. Chociaż bardzo chciał związać włosy (w takim ukropie czuł jak się kleiły mu do szyi) nie pozwolono mu. Wplątano w nie delikatnie niebiesko-przezroczyste kamyczki, które przykuwały uwagę kiedy znalazły się w świetle słońca. W trakcie podróży miał jednak zarzuconą na głowę ogromną granatową chustę z złotymi wzorami z racji piekącego słońca. Dostał także kilka bransolet i gruby dopasowany do szyi naszyjnik (który jego zdaniem bardziej przypominał obrożę) wykonany z połyskującego brązu, ale kazano mu je założyć dopiero na uroczystą kolację, miało to być kolejnym pokazem przepychu rodziny Al-Chuir, która pozwalała tak pięknie wyglądać swoim sługom. Kiedy w końcu, w samo południe, przekraczali bramy pałacu cały dwór zebrał się w oknach aby podziwiać ich wejście. Głowa rodziny wjechała na koniu jako pierwsza, następnie przybył powóz małżonki a w kolejnym był Theo z szlachetnie urodzonymi dziećmi. Kiedy wyszedł i zaczął pomagać młodym paniczom wyjść z powozu czuł jak namolne spojrzenia go oblepiają a od ciągłych szeptów aż szeleściło mu w uszach. - Panie, to zaszczyt, że zechciałeś mnie i moją rodzinę przyjąć w swoje progi. – przemawiała nisko schylona głowa rodziny, za którą klęczeli małżonka, potem dzieci i sam Theo, który czuł się jakby był nie na miejscu. Sułtan przyjął wszystkie pochwały i przymilania się a następnie zaprosił rodzinę aby rozgościła się w odpowiednich komnatach i zaprosił ją na oficjalną audiencję, która miała być zapoznaniem się z jego następcą. Kolejnego dnia miała odbyć się za to uczta. Po pałacu szybko rozniosła się plotka, która huczała wszędzie, Al-Churi mieli nietypowego sługę a z każdą kolejną chwilą plotki urastały do rangi absurdów, że to chłopak, że dziewczyna, że jedno i drugie i zaspakaja oboje swoich panów na raz, że jednak jest tylko niewolnikiem, że nie jest niewolnikiem i naucza dzieci herezji i nawraca na swoją wiarę, że kolor włosów nie jest prawdziwy, że cerę mu wybielono, że… było tego naprawdę wiele i cały pałac o tym huczał. |
| | | Primal CommandSkype & Chill
Data przyłączenia : 12/12/2017 Liczba postów : 7
| Temat: Re: Far away, long ago.. Sob Lut 17, 2018 11:02 pm | |
| Młody sułtan nie miał jednak czasu, by przysłuchiwać się plotkom. Złapany z penisem w tyłku chłopca, musiał się śpieszyć. Oczywiście stadko kochanków, bardzo szybko zabrało się do strojenia swojego pana. W końcu goście podobno zacni więc nie może wyglądać jak pasterz, czy inny nisko urodzony. Najstarszy z jego kochanków nadzorował całe przedsięwzięcie. Jedyny który był tutaj pełnoletni, jeśli miałoby używać współczesnych standardów. Czubkiem głowy, sięgał Jalilowi do podbródka. Stał przed nim nagi, bez cienia skrępowania. Długie, czarne włosy swobodnie opadały na ramiona. Chłopak poprawił turban na głowie swojego pana i powiedział z flirtem w głosie, udając zasmucenie.
- Znając te księżniczki, pewnie zabroni Ci nas odwiedzać i kto wtedy ukoi nasze pragnienia?
Jail zareagował dosyć gwałtownie, wszak został wychowany na dumną istotę. Sama więc idea, że ktoś będący niżej w hierarchii może mu czegokolwiek zakazać, burzyła w nim krew. Objął w pasie swojego niewolnika, swoimi ustami dosięgnął jego, w zaborczym pocałunku, po czym spojrzał mu prosto w oczy. Z powagą godną władcy, odpowiedział na ten żart/
- Myślisz, że jakaś kobieta, pod człowiecza istota, będzie mi rozkazywać? Jeśli się waży, to będzie mi służyć za stołek, po którym wchodzę na koń. Ciebie też to się tyczy..
Ludzie nie rozumieli boskiej hierarchii, nawet niewolnicy chcieli wykorzystać swoje położenie i jego upodobanie do męskiego ciała, żeby wpłynąć na jego osąd. Dużo lepiej by było, gdyby uszanowali słowo boga i trzymali swojego miejsca. Trochę poirytowany, wypadł z haremu niczym dżin z lampy. Po drodze jeszcze napotkał, wezyra który ponoć szukał go cały dzień i że goście już składają hołdy, lecz nic nie zrobił sobie z tych słów. Wpadł do sali tronowej, rozsychając na boki grube, drewniane drzwi. Zaskrzypiały one głośno, spojrzenie wszystkich skupiło się na dziedzicu. Tron na którym siedział stary sułtan, znajdował na wywyższeniu, do którego prowadziły schody, trochę niżej miejsce dla prawowitego dziedzica. Na samym dole, tuż przed gośćmi stało dwoje wojów, odzianych w tradycyjne stroje, pod którymi nosili kolczugi. Przy pasie mieli prosty, jednoręczny miecz, który przeważnie nosili Mamelucy. Jail ruszył przed siebie, nie zwracają uwagi nawet na spojrzenie ojca. Goście rozstąpili przed nim, niczym morze przed Mojżeszem, pozwalając przejść. Złożył pokłon ojcowi i zasiadł na swoim miejscu. Ten zaś kontynuował.
- Dobrze, dobrze. Skoro mój szanowny syn znalazł w końcu drogę, może poślesz po swoje córki? |
| | | RatatoskBadass Uke
Data przyłączenia : 01/11/2017 Liczba postów : 135 Cytat : Where are my demons?
| Temat: Re: Far away, long ago.. Nie Lut 18, 2018 9:31 am | |
| Jego pani wydarła się na niego po raz kolejny. Jej zdaniem sułtan powinien wykazać więcej poszanowania dla jej rodziny, ale na niego nie mogła krzyczeć. Co innego jeżeli chodziło o Theo. - Na przedstawienie Hamidy nie pójdziesz, zrobisz za duże zamieszanie a to ona ma być najważniejsza. Twoje miejsce zajmie Ali. Za to masz się porządnie przygotować na jutrzejszą ucztę. Założysz to co ci przygotowałam. - Pani, po podróży od słońca trochę źle się czuję i gdybym mógł… Kobieta odwróciła się i nagle pojawiła się tuż przed nim. Podniosła rękę, która była upstrzona różnymi pierścieniami, i już miała go uderzyć wierzchnią stroną kiedy raz powstrzymał ją mąż. Trochę się zlękła, schyliła głowę aby nie patrzyć mu w twarz. - Nie teraz. Jak wrócimy do siebie ukarzesz go za wszystkie przewinienia, teraz jest potrzebny w nienaruszonym stanie. – wszystko to powiedział w swoim ojczystym języku, więc zarówno to jak i odpowiedź kobiety Theo nie zrozumiał. Poznał już jednak tą rodzinę na tyle aby wiedzieć, że coś się odwlecze to nie uciecze…
- Panie – kiedy tylko sułtan pozwolił Al-Chuir wznowił prezentację swojej rodziny z większym entuzjazmem, bo teraz kiedy następca tronu się pojawił miało to większy sens. - Allah w swoje łaskawości obdarzył mnie dwoma synami – przechwałka, która miała pokazać, że jeżeli jego córka zostanie wybrana na pewno i ona będzie mogła spłodzić synów - i przemięknął córką. Hamida ma szesnaście lat i jest już kobietą. – dziewczyna wyszła przed szereg nie spoglądając na sułtana i następcę. Miała długie, gęste, proste czarne włosy, okrągłe oczy w kolorze orzechowym, które były otoczone wachlarzem czarnych rzęs. Była średniego wzrostu, ale spod szat dało się zauważyć ładnie zaokrąglające się ciało…
- Pani matka jest zadowolona, wiesz? – był kolejny dzień, niedługo miała być oficjalna wieczerza. Theo siedział w pokoju, który był przeznaczony na bawialnię dla dzieci gości, ale był tutaj sam z 5 letnim Adilem. Bahir krążył krok w krok za ojcem przygotowując się jako najstarszy mężczyzna na przejęcie jego obowiązków. Hamidę za to strojono do wieczerzy. Theo był już przebrany w jasno błękitne wchodzące w biel szaty z złotymi oblamówkami, które odsłaniały całe jego ręce oraz w miedziane bransolety i naszyjniki, które dostał od pani matki. Adila także zdążył przebrać i tylko czekali na znak, że wszystko się rozpoczęło. Do tego czasu siedział i opowiadał wszystko młodemu, to była jedyna osoba, która słuchała go w ojczystym języku a dla Theo był to jedyny moment kiedy mógł mówić swobodnie. Nie chciał zapomnieć swojego własnego języka, ale nikt go tutaj nie znał i kiedy tylko zaczynał coś w nim mówić w obecności innych zaczynali wierzyć, że rzuca jakieś czary… Pięcioletni chłopiec nic nie rozumiał, ale co najważniejsze nie mógł go wydać za mówienie inaczej niż inni, bo jeszcze nie rozumiał różnic między łaciną a francuskim. - Zdaje jej się, że Hamida może wygrać w bójce o tron a nawet jeżeli nie to powiem ci w sekrecie, że jeżeli nie ona to Bahir wygra. Tak Adil, twoja rodzina bardzo pragnie władzy nawet za cenę rebelii, ale nikomu nie zdradź tego, dobrze? – chłopiec nawet w najmniejszym stopniu nie był zainteresowany tym co mówił do niego cudzoziemiec bawiąc się swoim drewnianym konikiem a Theo jak zawsze po takich rozmowach poczuł się lżej. Spiski w tym domu odbywały się w łacinie i choć reszta dworu nic nie rozumiała to on wszystko wiedział.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Far away, long ago.. | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |