|
| Autor | Wiadomość |
---|
ArkashDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 28/10/2017 Liczba postów : 520
| Temat: incydent z E43 Sob Cze 02, 2018 9:35 pm | |
| Planeta E43, świat ME (luźna interpretacja) dane osobowe: Gabriel Daevann, lat 36, oficer wojskowy, siły kosmiczne . wszczepy/ulepszenia: kości lewej ręki, siatkówka oka. Podkręcona szybkość regeneracji tkanek. dane osobowe: Neil E. Adams, lat (dane niekompletne) 25 do 30, szeregowy, siły kosmiczne. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: incydent z E43 Pon Cze 04, 2018 12:54 am | |
| Rutynowa misja zamieniła się w piekło. Neil był już w terenie nie raz, zabił kilku ludzi, strzelał do obcych. Przez kilka lat służby widział wiele i doświadczył niejednego gówna, ale pierwszy raz miał okazję przeżyć katastrofę statku. Pierwszy raz namacalnie odczuł panikę, która ogarnia człowieka w bezsilności. Nic nie mógł zrobić. Gdyby był pilotem, inżynierem, kimkolwiek, kto znał się na tych przerośniętych, latających puszkach, przynajmniej próbowałby coś zdziałać, a nie mógł. Nie miał ani wiedzy ani umiejętności, by dotknąć się do skomplikowanej maszynerii. Pozostawało mu jedynie zanurzenie się w lęku przed katastrofą, który odsuwał od siebie od dnia, w którym ojciec pierwszy raz zaciągnął go na pokład zwykłego samolotu. A taki mały ptaszek nie mógł się przecież równać z molochom przystosowanym do podróży międzygwiezdnych. Po pierwszym przelocie i doświadczeniu jak nieprzyjemne są przeciążenia, Neil przysiągł, że nigdy więcej nie postawi nogi w czymś, co wzbija się w niebo. Od tamtego czasu minęło jakieś siedemnaście lat, których większość spędził na pokładach krążowników. Niemal zdążył zapomnieć już o swoich dziecięcych lękach. Do dzisiaj. Jak przez mgłę pamiętał chwilę, w której wpakował się do kapsuły ratunkowej. Ale być może miał problemy z pamięcią nie przez strach, a przez zderzenie, jakiego doświadczył, gdy okazało się, że zabezpieczenia w maszynie nie zadziałały poprawnie. Kapsuła ratunkowa przedarła się przez atmosferę i wyrżnęła w ziemię zdecydowanie silniej, niż powinna, zabijając dwójkę z czwórki pasażerów. Neil ocknął się, patrząc na jednego z nich przez pękniętą szybę swojego hełmu. W półmroku rozświetlanym iskrzącymi się bebechami kabli, nie mógł określić dlaczego kumpel z jego oddziału się nie rusza. Dopiero, kiedy wyszarpnął się z zabezpieczeń, padając wprost na nieboszczyka, zrozumiał, co się stało. Kapsuła wbiła się w ziemię pod kątem i bok, który przyjął siłę zderzenia, zmiażdżył dwójkę pasażerów. Jego ciało było dosłownie pogruchotane. Zamroczony i nadal w szoku, Neil po omacku zsunął się w kierunku wyjścia i przylgnął do drzwi kapsuły. Dłonią odnalazł panel sterujący i wystukał sekwencję. Nie zadziałało. Pieprzony złom. Uderzył w niego dłonią, jakby to miało pomóc i... pomogło. Drzwi kapsuły syknęły, a po chwili stanęły otworem. Neil wypadł na ziemię, nawet nie próbując złapać równowagi. Oślepiło go ostre światło gwiazdy tutejszego układu. Jak ona się nazywa? Za nic nie mógł sobie przypomnieć. Głowa pękała mu z bólu, a blask dnia i migające ostrzegawczo informacje o stanie skafandra tylko utrudniały skupienie. Przeszedł na czworaka kilka kroków, by ostatecznie paść na ziemię. Musiał ściągnąć hełm. Czuł, że jeśli tego nie zrobi, to albo zwymiotuje, albo się udusi. Bolał go każdy fragment ciała i czuł w trzewiach narastającą panikę. Z trudem zmusił się do przeczytania informacji, jakie podawał skafander. Fauna, flora, poziom skażenia... Tak. Mógł zdjąć to cholerstwo. Nacisnął zabezpieczenia i odrzucił na bok hełm. Odetchnął głęboko, przekręcając się na plecy. Powietrze miało tutaj dziwny smak, ale to nie miało żadnego znaczenia. Liczyło się, że przeżył i że planeta, na której wylądował nie zabije go... zbyt szybko. Wbił wzrok w całkiem błękitne niebo, przywodzące mu na myśl rodzinną Ziemię. No tak, przecież mieli skolonizować tę planetę, musiała być podobna do tego, co znali ludzie... Z każdym kolejnym oddechem myśli klarowały się, bicie serca zwalniało, podobnie jak oddech. Neil w końcu mógł skupić się na czymś więcej prócz rozpaczliwego dążenia do uratowania samego siebie. I wtedy w jego głowie pojawiła się myśl, że może nie wylądował na planecie sam? Może przeżył ktoś z załogi? Przecież jego kapsuła nie była jedyną. Uniósł się na łokciach i rozejrzał. Wokół panował niemal idylliczny obraz. Ostra, wściekle zielona trawa, albo coś, co do złudzenia ją przypominało, pokrywała rozległą polanę. Przetykały ją pojedyncze skupiska niby-kwiatów, których dzbankowate, fioletowe kielichy ciężko zwieszały się nad ziemią. Ze wszystkich stron polanę otaczały dziwne, monstrualne rośliny, które przypominały Neilowi afrykańskie baobaby, jednak wydawały się skórzaste i zamiast liści z ich gałęzi zwisały poskręcane, błyszczące się w słońcu liany... a może macki? Nie był pewien. Wszystko tutaj wydawało się bardzo żywe i mięsiste, sprawiając, że Neil nie miał pojęcia czy ma do czynienia z roślinami czy zwierzętami. Na razie jednak nie skupiał się na tym. Musiał podnieść tyłek, wziąć się w garść i sprawdzić czy komunikacja w kapsule działa. Wezwanie pomocy, albo chociaż skontaktowanie się z kimś, kto jeszcze przeżył katastrofę, było priorytetem. |
| | | ArkashDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 28/10/2017 Liczba postów : 520
| Temat: Re: incydent z E43 Pon Cze 04, 2018 2:26 am | |
| To działo się zbyt szybko. Najpierw usterka lewego silnika, podpalenie ładowni, w końcu wybuch prawego silnika, i wyrwa w kadłubie statku. Ciśnienie atmosferyczne zrobiło swoje. Ledwo odpalili kapsułę ratunkową, a już siła wybuchu posłała ją bez najmniejszej kontroli w przód. Szybkość maksymalna została przekroczona przynajmniej trzykrotnie. Systemy awaryjne nie mogły już w niczym pomóc. Kapsuła zaryła w ziemię i zastygła, a rozgrzana do czerwoności, tytanowa pokrywa na zewnątrz pojazdu, nie wróżyła bezpieczeństwa przebywania w nim ani jednej chwili dłużej. Daevann zarejestrował wylądowanie z pewnym trudem, gdy ocknął się, zaplątany w pasy bezpieczeństwa. Wokół niego widniały ślady krwi. Było niepokojąco cicho. I niepokojąco martwo. Półświadomie uniósł do ust nadajnik, w pierwszym, niezbyt przytomnym odruchu. - Centrala... Melduje się oficer statku Arrow-3... Mieliśmy wypadek... - zakasłał gwałtownie, wypluwając zbędną krew, choć nie czuł jeszcze skutków uderzenia - Powtarzam... Mieliśmy wypadek... Są ranni. Melduje się... Gabriel Daevann... Pilnie potrzebna pomoc! - opuścił rękę z zamontowanym na przedramieniu nadajnikiem i odchylił głowę w tył, oddychając nieco zbyt chrapliwie, i szybciej, niż powinien. Spróbował zebrać bardziej myśli. Ocenić racjonalnie sytuację. Zagryzł zęby i wyjął nóż, żeby poprzecinać wiążące go pasy. Ponownie uniósł nadajnik, i dopiero teraz spostrzegł, że tamten nie działał. - Szlag! - warknął, przełykając panikę, i splunął w bok, tym razem czując już pierwsze ukłucie bólu. - Szlag, szlag, szlag! Kiedy przeniósł spojrzenie w dół, zobaczył trupy, ale nie spodziewał się niczego innego. Wiedział, co może zobaczyć, i upewnienie się w tym przekonaniu wcale nie przysporzyło mu zadowolenia. Strach nadal nie uderzył z taką siłą, jak powinien. Zaczynał przyćmiewać go ból i poczucie obowiązku. Ewakuacja. Tak właśnie brzmiały przepisy w wypadku kraksy. Opuszczenie pojazdu, który mógł wybuchnąć, powinno być priorytetem. Ale Gabriel nie mógł zostawić swoich podwładnych. Dwa trupy... Im nie miał jak pomóc. Ale pozostała jeszcze jedna osoba. Mężczyzna dźwignął się ciężko z fotela, i zamarł. Trzeci trup był w częściach. Rozcięły go pasy. Oficer zachował przykładne opanowanie. Widział już wystarczająco śmierci, by i ta nim nie wstrząsnęła. Wyrwał z pulpitu nadajnik, który miał szanse działać, i wykopał wyszczerbione drzwi kapsuły. Wypadł na zewnątrz. Dosłownie. Potknął się o jakieś kable, a i jego równowaga pozostawiała wiele do życzenia. Dopiero, kiedy gruchnął na ziemię, dowiedział się, że ma złamane żebro. Stąd to charczenie, skonstatował po chwili. Nie zraził się. Jego kapsuła nie była jedyną. KTOŚ musiał jeszcze przeżyć. Skoro on dał radę... Była jeszcze nadzieja. - Centrala... - mruknął do nadajnika, wstając z ziemi i zerkając na parametry skafandra - Centrala, Arrow-3 się rozbił, powtarzam, Arrow-3... - dioda nadajnika zamrugała na moment, po czym zgasła zupełnie. Daevann zaklął. Zdjął hełm, by rozejrzeć po okolicy i przekonać się, czy parametry na pewno nie kłamały. Cóż. Mógł oddychać. Tak jakby. Wziął to za plus. - Centrala... - westchnął, nie oczekując już odpowiedzi - Arrow-3? Załoga? Mechanicy? Brygada 6? Do cholery, niech się odezwie ktokolwiek! |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: incydent z E43 Pon Cze 04, 2018 11:05 pm | |
| Stał w drzwiach kapsuły, kiedy w ciszy usłyszał za sobą rzężenie odbiornika. Odwrócił się gwałtownie, aż zakręciło mu się w głowie. Zachwiał się, ale nie czekał aż porządnie złapie równowagę, chwiejnym krokiem ruszył do porzuconej części zbroi. Opadł przy niej na kolana i szybko nałożył ją na głowę. Ktoś przeżył! Boże, nie był na tej przeklętej planecie sam! - Odbiór! - wychrypiał i zaniósł się kaszlem. Przełknął napływającą do ust ślinę, będącą wynikiem ciągłych zawrotów głowy. Nie musiał nawet spoglądać na odczyty ze skafandra, żeby wiedzieć o wstrząśnieniu mózgu. - Odbiór! Melduje się szeregowy Adams! Odbiór! - krzyczał do mikrofonu, co bez wątpienia było znakiem narastającej paniki. - Jest tam kto? Rozbiliśmy się, potrzebujemy pomocy! - Czekał w napięciu na odpowiedź, ale ta nie nadeszła. Odpowiadał mu tylko szum ostrych traw. Klapnął ciężko na ziemię, wciąż mając trudności z utrzymaniem równowagi. Znów poczuł mdłości, więc ściągnął hełm i zwiesił nad nim głowę. Czuł się jak na największym w życiu kacu. Było mu niedobrze, kręciło mu się w głowie, która pulsowała uporczywym, obezwładniającym bólem i miał wrażenie, że gdyby dano mu teraz wiadro wody, to wypiłby je bez mrugnięcia okiem. Kac jak nic. Z kacem mógł sobie przecież poradzić. Wziął kilka głębokich wdechów i gdy zawroty głowy odrobinę minęły, jego wzrok przykuły odczyty na pękniętej szybie hełmu. W panice i bólu nie przyszło mu na myśl, żeby namierzyć członków swojego oddziału. Jeśli nie znajdowali się bardzo daleko (a nie mogli, biorąc pod uwagę zasięg nadajników), miał szanse odnaleźć kompanów. Wzdychając ciężko, jeszcze raz nasadził hełm na głowę i uruchomił skaner. W polu widzenia szybko pojawiły się informacje o stanie i położeniu jednostek w zasięgu. Trzy najbliższe nie żyły, ale skaner mrugał uparcie, pokazując, że niecały kilometr na wschód komuś jednak się udało. Co prawda znajdował się w otoczeniu trzech trupów, ale nadal! Żył! I sądząc po szczątkowych informacjach, nie był na skraju śmierci. - Daevann... - przeczytał drobny napis z trudem, jakby pierwszy raz miał do czynienia z tym nazwiskiem, co oczywiście nie było prawdą, ale głowa nie chciała z nim współpracować. Dźwignął się z trudem i bezmyślnie ruszył we wskazanym przez nadajnik kierunku. Ciężko było mu się skupić na czymś więcej prócz pokonywaniu kolejnych kroków, dlatego nawet nie próbował. Parł na przód, przedzierając się między oślizgłymi lianami i skórzastymi pniami drzew. W tamtej chwili, gdyby tylko rośliny okazały się żądne krwi, bezmyślność mogła kosztować go życie. Nie dbał o to. Strach przed pozostaniem na planecie zupełnie samemu przyćmiewał racjonalność. Po kilkunastu minutach chwiejnego marszu, dostrzegł za jednym z wielkich pni dymiąca kapsułę. Przyspieszył kroku, potykając się o roślinność. |
| | | ArkashDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 28/10/2017 Liczba postów : 520
| Temat: Re: incydent z E43 Wto Cze 05, 2018 12:32 am | |
| W odpowiedzi na wezwanie coś jakby na chwilę zarzęziło, ale zaraz głośnik znów zamilkł, i Gabriel wcale nie był przekonany, czy to mu się nie przewidziało. - Świetnie. - warknął, kopiąc odbiornik gdzieś w bok - Zapowiada się świetnie. Zdążył już psychicznie wrócić do stanu równowagi, i prócz daleko posuniętej irytacji, nie odczuwał skutków zderzenia. Kontrolę przejęło logiczne myślenie. Opanowanie, wypracowane latami. Daevann zrobił kółko wokół kapsuły, a potem wyrwał boczne drzwi i wyjął skrzynkę medyczną. Wyrzucił na zewnątrz również broń, którą znalazł. Trzy karabiny szturmowe, jeden laserowy, dwa pistolety, piłę do stali, i parę drobnych narzędzi. Odciągnął to wszystko od wraku, żeby zachować te rzeczy na wypadek jego eksplozji, a potem usiadł ciężko na ziemi i ściągnął górną płytę zbroi. Bolało jak diabli, ale to był dobry znak. Gdyby bolało mniej, Daevann mógłby podejrzewać u siebie również zaburzenia postrzegania, co byłoby w tej sytuacji o wiele bardziej śmiercionośne. Wypluł krew, pomiędzy jednym a drugim przekleństwem. Ściągnął naramienniki, żeby nie krępowały mu ruchów. Wyjął z apteczki środki przeciwbólowe, stalową pęsetę, spirytus i jakieś gaziki. Warunki były spartańskie, ale siedzenie ze złamanym żebrem w niczym by mu nie pomogło. Wziął garść leków i zapił wodą ze stalowej manierki, dołączonej do zestawu. A potem podciągnął czarny t-shirt, próbując na trzeźwo ocenić obrażenia. Wyglądało dużo gorzej, niż się spodziewał. Część żebra przebiła skórę. Leciała krew. Obity bok mienił się pełnią kolorów pojawiających się siniaków. Ale, całe szczęście, wypadek nie naruszył mu ani kręgosłupa, ani też czaszki. Oficer pamiętał przeszkolenie medyczne. Zawiązywał ciasno bandaż uciskowy, kiedy zobaczył idącą ku niemu postać. Ktoś przeżył. Ktoś usłyszał przekaz z nadajnika. Gabriel wstał powoli z ziemi. - Całe szczęście. - powiedział na głos, obserwując uważnie stan przybyłego żołnierza. - Brygada 6? Adams? - dopytał dla potwierdzenia, gdy dzieliło ich tylko kilka kroków. - Adams. Melduj, jak sytuacja. Przechylił głowę, widząc wyraźniej jego stan. Spuścił z tonu. - Do diaska... - mruknął, po czym podszedł, i chwycił go za ramię - Wszystko w porządku, żołnierzu? |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: incydent z E43 Wto Cze 05, 2018 1:21 am | |
| Gdy Neil dotarł do "obozowiska dowódcy", właściwie powiedział dokładnie to samo, co on. Z ust szeregowego również wyrwało się pełne ulgi "całe szczęście", ale gdy usłyszał dalszą część wypowiedzi, wykrzywił wargi w grymasie niezadowolenia. A jaka może być, kurwa, sytuacja? Cisnęło mu się na usta, ale powstrzymał się tak, jak zawsze powstrzymywał się w podobnych sytuacjach. Pyskowanie przełożonym należało do jego ulubionych rozrywek, podobnie jak dostawanie za to w zęby, ale teraz nie sprzyjał ani czas ani miejsce. Poza tym, potrzebował przyjaciół, a nie wrogów. Zmusił ciało do utrzymania pionu i wyprostował się, patrząc w twarz dowódcy. Irytujące pęknięcia i migające powiadomienia utrudniały mu skupienie, więc ściągnął nieszczęsny hełm i upuścił go na ziemię. Po całej tej katastrofie i ciągłym zakładaniu i zdejmowaniu osłony głowy, jego nieprzepisowo długie włosy przypominały mokry stóg siana. Przetarł dłonią wilgotną od potu twarz, zbierając się w sobie. Czuł się jak gówno, ale świadomość, że nie był na planecie sam, pomagała mu odzyskać kruchą równowagę. Nigdy nie podejrzewał siebie o tak słabą psychikę, ale nigdy też nie przeżył katastrofy i nie znalazł się na obcej planecie, pozornie sam i bez możliwości powrotu. Zamrugał, przez kilka chwil studiując twarz kompana, jakby próbował sobie przypomnieć z kim ma do czynienia. Daevann, tak, to zdecydowanie była jego twarz. Był nie brzydki, zapadał w pamięć. - Adams. I będę żył - odparł powoli, obrzucając nieco błędnym spojrzeniem sylwetkę Gabriela. Dowódca prezentował się całkiem porządnie, nie licząc jednego drobiazgu. Neil Dostrzegł ciemną plamę krwi na jego podkoszulku. Co krzyczały parametry na wyświetlaczu jeszcze chwilę wcześniej? Ach tak, złamanie. Złamanie otwarte. - Mam nadzieję, że ty też. Nikt inny nie przeżył... - mruknął, lekko zgiąwszy się w pół, kiedy znów dostał mdłości. Po chwili wypełnionej próbami nie zwrócenia zawartości żołądka, podniósł spojrzenie, żeby przyjrzeć się pobojowisku. Bliźniacza kapsuła, pogięta i dymiąca, leżała wbita w ziemię i częściowo w wielkie niby-drzewo. Wyglądała nawet gorzej niż ta, którą Neil dostał się na tę planetę. - Chyba... - dodał w zamyśleniu, a łapiąc się na tym, że myśli znów zaczynają mu błądzić, powtórzył twardszym, bardziej zdecydowanym tonem, znów próbując się wyprostować, tym razem z lepszym skutkiem. - Chyba nikt nie przeżył. Nikt z mojej kapsuły. - Wskazał dłonią rzeczy, które Gabriel zostawił zanim do niego podszedł. - Weź, siadaj, pomogę ci z tym. - I ruszył zmuszając się do mniej chwiejnego kroku. - Jak długo zajmie brygadzie ratunkowej dotarcie na tę cholerną planetę? - zapytał, klękając przy apteczce. Chwycił bandaż i zerknął na Gabriela spod brwi, które marszczył gniewnie, choć wcale nie zdawał sobie z tego sprawy. |
| | | ArkashDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 28/10/2017 Liczba postów : 520
| Temat: Re: incydent z E43 Sro Cze 06, 2018 12:23 am | |
| Gabriel uniósł brew w pełnym zdziwienia geście. - Jesteśmy na ty? - zapytał oszczędnie, siląc się na spokój, którego na pewno było im teraz trzeba. - Szeregowy. Wypadek nie sprawia, że nagle jesteśmy znajomkami. Ja nadal jestem oficerem, zaś ty podwładnym, i nadal obowiązują nas pewne reguły. - dodał z naciskiem - A teraz: do rzeczy. Daevann odstąpił od mężczyzny i dokończył zawiązywanie bandażu, by zaraz zacząć zbierać wyjętą broń i segregować na dwa oddzielne składowiska. - Broń, medykamenty i wyprawka survivalowa zostały zabezpieczone? - zapytał Adamsa, po czym puścił mu spojrzenie, i upewnił się, że nie - Trzeba będzie odnaleźć wszystkie kapsuły, szeregowy. Jedna kapsuła zawiera kabinę medyczną. Pójdziemy tam, żeby poddać się analizie i podleczyć. Wyglądasz niemal zdrowo, ale najwyraźniej za mocno uderzyłeś się w głowę. Połóż się w cieniu, i odpocznij. Ja zajmę się ewakuacją wszystkiego w swojej kapsule, co może się nam potem przydać. Potem pójdziemy do twojej. Trzeba też będzie pochować umarłych. To na pewno zajmie dużo czasu. To powiedziawszy, wrócił do działania. Skoro nie czuł bólu, mógł spokojnie zrobić wszystko wedle regulaminowych wytycznych. Adamsa znał słabo. Szeregowy dopiero od niedawna dostał się pod jego pieczę. Na pewno nie znał go na tyle dobrze, by pozwalać mu na niesubordynacje. Od takich małych rzeczy zawsze zaczynały się największe konflikty - w najbardziej kryzysowych sytuacjach. Musiał postawić twardą granicę i ją utrzymać, dla dobra i bezpieczeństwa ich obu. - Co do twojego pytania... - zaczął wyjaśniać, niosąc powyrywane z okablowania skrzynki i nadajniki - Brygada ratunkowa najpierw musi dostać dokładne namiary... Nawet zakładając, że już się zorientowali, że Arrow-3 uległ wybuchowi, namierzenie kapsuł może ,,nieco" zająć. - krzątał się w te i wewte, próbując zająć czymś ręce i pozbierać myśli do kupy. Mężczyzna nie patrzył na piękne niebo, na dziwaczne rośliny, ani przyjemnie grzejące słońce. Udawał jak mógł, że wszystko jest pod kontrolą, i procedury bezpieczeństwa wszędzie powinno stosować się takie same. W końcu przystanął i zatrzymał się, zdając sobie sprawę, że działa jak robot, i to nie było jego normalne zachowanie. Próbował uciszać panikę - na swój własny sposób. Dokładnie tak robił, choć na pewno nie przyznałby na głos. - Adams. Mówiłem poważnie. Kładź się. Jeśli masz wstrząśnienie mózgu, bardzo łatwo stracisz przytomność. Nie będzie zapowiedzi: pociemnieje ci przed oczami.. i mogę nie być w stanie cię odratować. Jasne? - rozkazał, nakazując sobie spokój - W najlepszym przypadku pomoc będzie tu za miesiąc. W najgorszym... Cóż, nie ma sensu zakładać najgorszego. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: incydent z E43 Sro Cze 06, 2018 12:13 pm | |
| Neil zamrugał, przez chwilę wyglądając jakby zobaczył nowy, niezeznany ludzkości gatunek kosmity. Przez jego wytrząchaną głowę przemknął szereg myśli, że znalazł się na obcej planecie, pokiereszowany, z kiepskimi widokami na przyszłość i to w towarzystwie człowieka, który połamanymi żebrami wzmocnił swój moralny kręgosłup. Naturalnie Neil chciał odwarknąć, że jakie to ma znaczenie, że na cholerę tworzyć sztuczny dystans, skoro i tak byli na tej planecie sami i nikt ich nie osądzi? Ale zdobył się jedynie na niemrawe, gorzkie mruknięcie: - Nie wiem jak kapitan, ale ja najpierw jestem człowiekiem. Zawsze najpierw człowiekiem... - Nie odpowiedział na pytanie odnośnie zabezpieczenia rzeczy z kapsuły. Nie myślał o tym wtedy, kiedy panika odbierała mu logiczność działań. Zresztą, Gabriel sam mógł określić, czy szeregowy miał ze sobą coś więcej prócz własnej broni, co zresztą zaraz zrobił. Brunet oddał mu bandaż i nie dotykał się do niego, skoro nie chciał pomocy. Uparte bydle. W duchu wzruszył ramionami, przysięgając sobie, że więcej się nie wychyli, nie zaoferuje pomocy i sam jej nie przyjmie. On też był upartą bestią. Może nawet bardziej niż dowódca. Szybko uprzedzał się do ludzi i większość nie stanowiła dla niego materiału na przyjaciół. Do Gabriela poczuł autentyczną niechęć, choć tak naprawdę wcale go nie znał. Co z tego, że byli na siebie skazani! Siedząc na trawie ze skrzyżowanymi nogami, słuchał go, ale był obojętny wobec jego słów. Przyjął do wiadomości, ale nawet nie kiwnął głową. Wpatrywał się w zadrapanie na zbroi. Normalnie, gdyby Gabriel go nie zirytował, teraz rzuciłby coś w stylu "Boże, człowieku, masz połamane żebra, też potrzebujesz odpoczynku", ale ostatecznie miał to w dupie. Adams był kompletnie innego zdania, co do sytuacji kryzysowych. Gdyby Gabriel podzielił się z nim swoimi rozważaniami, okazałoby się, że w przypadku Neila taki plan działania kompletnie nie zda egzaminu. Nie lubił wykonywać rozkazów i jeśli to robił, to albo przez wzgląd na kłopoty, które wiązałyby się z niesubordynacją (co wcale nie było dobre z punktu widzenia jego psychiki), albo dlatego, że dowódcy ufał, szanował go, i... lubił. Przez te kilka lat służby, tak dobry kontakt miał tylko z jednym człowiekiem, który obecnie nie żył już od ponad dwóch lat. I nie zanosiło się, żeby się to zmieniło. Podniósł spojrzenie, kiedy mężczyzna znów się odezwał, ale nie odpowiedział mu. Przyglądał się jego poczynaniom w ciszy. Gabriel łaził w tę i z powrotem, zdradzając zdenerwowanie. Neil zmrużył oczy. Każdy radzi sobie ze stresem tak, jak potrafi. Może oficer nie znał innego sposobu przeganiania strachu prócz trzymania się protokołu i prób wdrażania go w życie pomimo kompletnie chorych okoliczności? Ta myśl sprawiła, że gdy mężczyzna przystanął i spojrzał na niego, Neil wydawał się patrzeć na niego z troską, choć nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Jednak słysząc polecenie, zmarszczył brwi, najeżył się jak kot i posłał mu długie spojrzenie, kompletnie burząc wcześniejsze wrażenie jakoby wczuwał się w samopoczucie dowódcy. Bunt rodził się w nim zaskakująco szybko. Zdecydowanie był uparty... i głupi i nie zmieniało tego współczucie dla towarzysza niedoli. Próbował stłumić strach na wieść o tym, ile będą musieli czekać na ratunek, ale i tak ścisnął mu trzewia dodając swoje trzy grosze do i tak potężnych już mdłości. - Nic mi nie jest - odparł chłodno, powoli wstając. Rozejrzał się, mocno zaciskając szczęki. Przełknął napływającą do ust ślinę. Czuł się okropnie, ale teraz to upór grał pierwsze skrzypce. - Zajmę się swoją kapsułą, będzie szybciej. To niecały kilometr na zachód. - Wskazał dłonią odpowiedni kierunek i ruszył, nadal odrobinę chwiejnie. |
| | | ArkashDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 28/10/2017 Liczba postów : 520
| Temat: Re: incydent z E43 Sro Cze 06, 2018 4:43 pm | |
| - Co? Kilometr? - Daevann z początku nie dowierzał, i dopiero kiedy Neil postąpił krok w kierunku, o którym mówił, Gabriel oprzytomniał do końca. - Stój, żołnierzu! Na wszystkich zakichanych bogów... - powiedział ciszej, jakby do siebie - Co mu przyszło do głowy? Zastąpił mu stanowczo drogę i uniósł ręce w geście rozjemcy. Nie pozwolił mu iść dalej. - Dobrze... Może to mój błąd, Adams. Może źle zaczęliśmy. - powiedział tak przyjaznym głosem, że można nim było uspokajać spanikowane zwierzęta. Sam starał się być teraz ostoją spokoju - Jesteśmy tuż po tragedii, na obcej planecie, bez różowych perspektyw na przyszłość... Obaj w nie najlepszej kondycji... I ostatnim, czego nam trzeba, to rozdzielanie się. Rozumiesz, prawda? - dowódca zastosował inną taktykę, bardziej przystępną, ale też nie miał żadnej pewności, że Adams nie oberwał w głowę za mocno i nie trzeba mu było powtarzać pewnych oczywistych rzeczy kilkakrotnie - Podstawą przetrwania na obcej planecie jest nie rozdzielanie się - bez poważnych ku temu podstaw - przypomniał, obserwując uważnie mimikę żołnierza, martwiąc się w głębi ducha, że mogło być z nim gorzej, niż wyglądało - Ja, jako dowódca... I nie jest to chełpliwość z mojej strony, mam obowiązek zapewnić wszystkim swoim podwładnym stabilność i bezpieczeństwo. Jak dobrze wiemy, na wskutek wypadku stało się dokładnie na odwrót. Nie ma tu ani stabilności, ani bezpieczeństwa, i wszystko może chcieć nas zabić. Nie wiem, czy ktokolwiek jeszcze przeżył, lecz muszę to sprawdzić za wszelką cenę. Co więcej: nawet gdyby to nie był mój psi obowiązek, panie Adams, robiłbym to i tak. Pozwól mi więc... Nie stracić kolejnego człowieka - ciebie - i połóż się. Bardzo... uprzejmie... proszę. - opuścił ręce, spokojnie wymagając od niego posłuszeństwa. Kiedy Neil się nie poruszył, Gabriel nie zamierzał ustąpić - Nalegam. - dodał z naciskiem, patrząc mu z bliska prosto w oczy - Możesz mi wierzyć lub nie, dużo bardziej wolałabym poświęcić się za każdego z was, niż patrzeć na waszą śmierć - dodał cicho - Nie utrudniaj mi pracy, a sobie powrotu do zdrowia. Po odpoczynku musimy zabezpieczyć sprzęt i odnaleźć kapsułę medyczną. Aby skłonić Adamsa do posłuchania go, sam dał dobry przykład. Usiadł na trawie - przykucając, chwycił się za bok i zagryzł zęby z bólu, gdy ostre smagnięcie bólu pokazało mu gwiazdy przed oczami - i powoli poklepał miejsce obok siebie. Zdawało się, że siadanie jest dla niego co najmniej wyczynem. W zasadzie każda zmiana ułożenia ciała była teraz w pewnym sensie osiągnięciem godnym pochwały. Gabriel najchętniej przeleżałby na wznak najbliższy tydzień. I przyspieszona regeneracja, którą miał dzięki modyfikacjom genetycznym, niewiele teraz pomagała. Złamane żebro powinno być nieruchome. A płuco zszyte. Inaczej przy każdym ruchu rana się odnawiała. - Śmiało. - zaprosił Neila - Nie musisz zgrywać bohatera. Nie potrzebuję bohaterów, tylko zwykłych ludzi. Sam nie jestem bohaterem. Nie wymagam tego od nikogo. - mruknął, oddychając możliwie jak najpłycej i przyciskając dłoń poniżej źródła bólu - W zasadzie... Mógłbyś powiedzieć mi coś o sobie. Zawsze miałem dobry kontakt z członkami oddziału... |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: incydent z E43 Sro Cze 06, 2018 10:01 pm | |
| Słysząc rozkaz, zatrzymał się odruchowo, a gdy Gabriel zastąpił mu drogę, nawet cofnął się o krok. Nie ze strachu, a naturalnie, by czasem na niego nie wpaść. Spojrzał na niego spod byka, gotowy kłócić się nawet w chwili, kiedy ból głowy nie pozwalał na racjonalne dobieranie argumentów. I gdy już otwierał usta, żeby coś powiedzieć... Stało się coś, czego kompletnie się nie spodziewał. Głos dowódcy złagodniał, a słowa płynące z jego ust przestały przypominać wszystko, co do tej pory Neil od niego usłyszał. Cierpliwość, wyrozumiałość? Na pewno się nie przesłyszał? Na pewno wciąż miał do czynienia z tą samą osobą? Nie żeby jakoś wybitnie ją znał, ale nagła zmiana taktyki zbiła go z tropu. "Rozumiesz, prawda?" Z wolna kiwnął głową, rozchylając usta w niemym wyrazie zdumienia. Stał, wbijając spojrzenie w twarz kapitana, jakby widział go po raz pierwszy w życiu. Cóż, w zasadzie tak było. Nigdy nie patrzył mu w twarz z tak bliska, nigdy nie usłyszał od niego tak wielu słów kierowanych pod swoim adresem, nigdy też nie otrzymał od niego tak wiele uwagi. Do tego, prosił go, uprzejmie. Gabriel miał gadane i do jakiejś części Neila to trafiło. Wprawdzie szeregowy nie miał żadnej pewności, czy są to słowa szczere, czy tylko czcze gadanie, ale nie miał zamiaru szukać problemów tam, gdzie ich nie było. Bez względu na prawdziwość przemówienia, Neil otrzymał to, czego oczekiwał - ludzkie podejście. Dlaczego miałby dalej stawać okoniem? I nie zareagował w pierwszej chwili jedynie dlatego, że był zaskoczony. Tak bardzo zaskoczony, że lekko cofnął głowę, zupełnie jakby zaniepokoiła go siła jego słów. Właściwie... faktycznie trochę zaniepokoiła, trochę też zawstydziła. Odetchnął głębiej, łapiąc się na tym, że czuje ból pleców od przesadnego napięcia. Spróbował rozluźnić się odrobinę. Okej, Gabrielowi zależało na ludziach, czuł się za nich odpowiedzialny, nie chciał ich narażać. Nie chciał narażać Neila i Neil to rozumiał. Co więcej, chciał mu wierzyć, bo na razie byli tu tylko oni dwaj. Dlatego usiadł, odpiął broń od magnetycznych zaczepów i kładąc ją obok, legł na trawie. Podłożył dłonie pod głowę. Świat nadal wirował, więc nie zamykał oczu i po prostu wpatrywał się w oślizgłe liany zwieszające się z konarów. Właściwie, zastanowił się, dlaczego tak zależało mu aby sprzeciwić się kapitanowi, aby wyszło na jego. Przecież jeśli nie mieli się kumplować, to mówienie sobie po imieniu nic nie zmieni. To nie był dobry moment na pokazywanie swojej niezależności i uporu, a jednak... nie potrafił inaczej. Ale w tym momencie, kiedy dostał wszystko, czego oczekiwał, kiedy dotarły do niego pobudki towarzysza, poczuł się... jak idiota. Dosłownie. Przez chwilę trwali w ciszy i w ogóle zanosiło się na to, że cały monolog Gabriela zostanie bez odpowiedzi, ale Neil w końcu otworzył usta. - Nie zgrywam bohatera - mruknął, przez chwilę brzmiąc jak naburmuszony dzieciak. - Może gdybym go zgrywał, nie byłbym wciąż mięsem armatnim. - Uśmiechnął się krzywo, samym kącikiem ust. - Nie żeby mi zależało. Nie nadaję się do przewodzenia ludziom. Nie to co kapitan - ironizował. Uśmiechnął się szerzej, odrobinę kąśliwie, zerkając na towarzysza kątem oka. - Od tej przemowy, moje morale skoczyło kilkukrotnie. - Zrobił krótką pauzę i śmiejąc się nerwowo, przycisnął dłoń do czoła. - O boże... To taka chora sytuacja. Ta misja nie zdążyła się porządnie zacząć, a już się skończyła. Jezu... Moja głowa. - Pokręcił nią. - Bredzę. Nie słuchaj mnie. Zaraz się ogarnę - mamrotał, uciskiem próbując zmniejszyć ból. - A co chcesz właściwie wiedzieć, co? - odjął dłoń, wlepiając dziwnie puste spojrzenie w niebo. - Mój życiorys nie jest ciekawy, kapitanie. To pasmo porażek, a to jedna z nich. |
| | | ArkashDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 28/10/2017 Liczba postów : 520
| Temat: Re: incydent z E43 Sro Cze 06, 2018 10:40 pm | |
| - Ostatnim, w czym przyznałbym ci rację jest to, że fakt, iż przeżyłeś, należy do porażek. - powiedział Gabriel spokojnie, ale też stanowczo. Położył się na wznak na trawie postanawiając, że skoro już dawał przykład i to działało, faktycznie powinni dać sobie trochę czasu. - Co do misji.. Cóż, patrząc racjonalnie, własnie się zaczęła. Przeżyliśmy. Mamy obowiązek ją kontynuować. - przypomniał mu znacznie mniej rozkazującym tonem, niż wtedy, gdy się spotkali - A tak między nami, w zasadzie nie mamy innego wyjścia. Gabriel doskonale wyczuł ironię w głosie Neila, ale nie zareagował na nią w żaden sposób. Widział, że podwładny nie czuje się dobrze. Rozumiał, że przejawy buty wynikały z najzwyklejszego w świecie strachu i obaw o dalszy los. Nie szedł w zaparte i nie próbował pokazywać swojej władzy przy kimś, kto nie tylko był w szoku pourazowym, ale też mógł niewłaściwie kontaktować i może nawet nie był w stanie zareagować w odpowiedni dla siebie sposób. Był odpowiedzialny i za siebie, i za niego, i za wszystkich ocalałych, o ile takowi byli. Postanowił dostosować przepisowe zachowania do zastanego stanu rzeczy. Nie wymagał od Adamsa formułek ,,sir" ani innych grzeczności, które obowiązywały na statku. Ale też nie zamierzał się z nim spoufalać. Może poprzez fakt, że miał się za osobę starej daty, i nawiązywanie znajomości przychodziło mu raczej z oporem, a może była to wina tego, że wszyscy jego przyjaciele poumierali na wojnie - Daevann był daleki od chęci kolegowania się. Wychodził z założenia, że obaj przeżyją misję i powrócą na nowy statek, do służby. Gabriel nie chciał nikogo faworyzować, a był przekonany, że tak by się stało, gdyby tylko poznali się z Nailem od innej strony, niż przewidywały zasady etykiety. - Wszystko w porządku, Adams. - powiedział, zerkając w jego stronę i próbując okazać mu wsparcie - Ból głowy jest naturalnym następstwem po takim wypadku. Powinieneś leżeć, dopóki zawroty nie miną. Chcesz wody? Może leków? Przyniosę apteczkę. - dodał, najwyraźniej samemu nie potrafiąc ścierpieć bezczynności, kiedy ktoś w pobliżu wymagał pomocy - Gdyby ciemniało ci przed oczami, powiedz mi od razu. Nie możesz wtedy zasnąć, jasne? To najważniejsza kwestia. Powiedz mi może o... - zastanowił się chwilę, podnosząc na łokciu, żeby zarejestrować, gdzie są lekarstwa - Powiedz mi o czymś, co nie jest dla ciebie porażką. O czymś miłym. Dopóki będziesz mówić składnie, cokolwiek, będę spokojny o twój stan. Masz dom, rodzinę? Może przyjaciół? Co będziesz robić po zakończeniu misji? Sam chyba wezmę wolne na tydzień... - Gabriel uśmiechnął się do własnych myśli - Rany. Dokładnie tak. Tydzień we własnym łóżku, nie mogę się doczekać. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: incydent z E43 Czw Cze 07, 2018 2:15 am | |
| - Ale co to za życie. - zaśmiał się sucho. Zdecydowanie nie był teraz sobą. Naprawdę czuł się jak na kacu, albo może nawet jakby wciąż był pijany. Słowa same uciekały z jego ust i średnio nad nimi panował. Wszystkiemu był winny ból głowy, był tego niemal pewien. Na niczym nie mógł się porządnie skupić przez uporczywe pulsowanie i szum w uszach. Skrzywił się w odpowiedzi na kolejne słowa dowódcy. Mieli dokończyć misję i we dwóch skolonizować planetę? Gabriel wysoko mierzył. Oczywiście Neil wiedział o co chodziło kapitanowi, kiedy o tym mówił, ale nie mógł powstrzymać gonitwy myśli, które go rozbawiły. - Jeśli za kontynuowanie misji uznajesz próbę przeżycia, to wchodzę w to. - Uśmiechnął się kwaśno, a potem lekko pokiwał głową. Zdawał sobie sprawę ze swojego stanu, wiedział co powinien robić, a czego nie przy wstrząśnieniu mózgu. Tak naprawdę nie czuł się tak fatalnie, jak myślał Gabriel. Chyba. Właściwie nie był pewny jak bardzo źle wyglądał i jak bardzo bredził, ale nie sądził żeby jego stan był krytyczny. - Jasne, dzięki - bąknął w odpowiedzi na wszelkie próby pomocy, i wydawał się przy tym chyba odrobinę... zakłopotany. Nie przywykł do tego, że ktoś się o niego martwi w jakikolwiek sposób. Musiał przyznać, że po części było to nawet miłe, gdyby okoliczności były inne, a na miejscu niemal obcego przełożonego, był jakiś sympatyczny, ciepły chłopak... nie musiałby być nawet przystojny. Choć gdyby był, Neil nie miałby nic przeciwko. Właściwie, Daevann był całkiem przystojny, gdyby mu się tak przyjrzeć z bliska... Gonitwa myśli Neila została przerwana ruchem. Kiedy Gabriel się uniósł, ten odruchowo chwycił go za nadgarstek. - Nie, zostań. Odpoczywaj. Mieliśmy odpoczywać - powiedział twardo, ale puścił go jeszcze w połowie wypowiedzi i następne słowa brzmiały już cicho i miękko. - Nic mi nie jest. Przejdzie. A jak nie, to nie musisz mnie zakopywać. Szkoda czasu. Mogą mnie zeżreć padlinożercy. A po leki mogę iść sam. - Westchnął głęboko, zdając sobie sprawę, że z jakichś irracjonalnych powodów, nie chciał żeby Gabriel się oddalał. Być może ze strachu, który tamten zaszczepiał w nim od kilku minut, mówiąc o następstwach wstrząśnienia mózgu? Pewnie tak. Od ponurych myśli o rychłej śmierci odciągnęły go pytania. Wtedy spojrzał na Gabriela i uśmiechnął się z niedowierzaniem. - Jestem najmłodszym synem tego Adamsa. Josepha Adamsa, admirała czwartej floty. Nikt ci nie powiedział? - Prychnął cicho. - W sumie, nie dziwię się. - Wykrzywił wargi w kwaśnym uśmiechu. Jego słowa pełne były goryczy. - Niedoszły pilot, niemal wywalony dyscyplinarnie za niesubordynację, zdegradowany i utrzymany w armii tylko dzięki koneksjom, a do tego gej. - Wyliczał na palcach. - Też na miejscu mojego ojca bym się do siebie nie przyznawał... - Opuścił dłonie i wbił wzrok w liany. - Może to lepiej, że nikt nie wie - dodał szeptem, ale po chwili zwilżył językiem wargi i odezwał się głośniej, żywszym tonem, który miał na celu ukrycie poprzedniego pełnego żalu i smutku. - Miałem mówić o czymś miłym, ale nic mi teraz nie przychodzi do głowy. - Zmrużył oczy, kiedy słońce w trakcie swojej wędrówki po niebie, przedarło się między gałęziami drzewa. Zamilkł i podjął dopiero po dłuższej chwili. - Jeśli wyjdę z tego cało, to chciałbym się najebać tak, żeby zapomnieć o całym tym gównie. I własne łóżko też byłoby spoko. W ogóle, sen teraz też byłby spoko. Może jak się zdrzemnę, to mi przejdzie. - Przymknął oczy. |
| | | ArkashDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 28/10/2017 Liczba postów : 520
| Temat: Re: incydent z E43 Czw Cze 07, 2018 5:16 pm | |
| - Odpoczywać. Taa. - kapitan zrezygnował z podnoszenia się, i z pewną ulgą powrócił do bezpiecznej, nieruchomej pozycji. Podłożył rękę pod głowę i słuchał towarzysza dalej. - Nie. Żadnego spania. Mówiłem ci, Adams! - Gabriel, który jeszcze chwilę temu był ostoją spokoju, gotów był spanikować na oświadczenie Neila. Najgorszym scenariuszem było właśnie to, że wojskowy zasypia, a kiedy zasypia, nigdy się już nie budzi - Dobra, słuchaj. - zaczął bardziej stanowczo, choć przez długi czas od momentu, w którym Adams chwycił go za rękę, i zdobył się na zupełnie nie pasujący do niego, bardzo łagodny ton głosu, Daevann trwał jakby pod jakimś obłaskawiającym go zaklęciem - Popatrz na mnie. - zarządził, wymyślając szybko temat do rozmowy - Więc mówisz, że jesteś synem admirała, tego bohatera, który zdobył w Mgławicy Węża największa bazę krogan? Tego, co posłał do diabła tysiące gethów, i dalej ma się w świetnej formie? - uściślił, przypominają sobie krążące o nim legendy - To świetnie, masz więc dobre geny. W sam raz, żeby przeżyć, nie dać się zmasakrować tej planecie i wrócić do domu z mnóstwem odznaczeń. - Daevann przekręcił głowę w kierunku wojskowego, starając się leżeć możliwie jak najbardziej nieruchomo, ale uśmiechnął się do niego, można by powiedzieć, całkiem charakternie. Coś w ich rozmowie zdecydowanie poprawiło mu humor. - Niesubordynacja nie zawsze jest zła. Sam parę lat temu też miałem problemy z dyscypliną. I to niemałe. Zaś co do ostatniej kwestii... - tu Gabriel był rozbawiony, w całkiem otwarty i bezpośredni sposób - Nikt nie zabrania gejom osiągać sukcesy i wspinać się po stopniach kariery. Nikt tego nie zabrania. Wiem coś o tym. - dodał zasadniczo, ponownie przenosząc spojrzenie na niebo. Może Gabriel się z lekka zapędzał, może nie powinien mówić o sobie niczego osobistego, ale nie wytrzymał, słysząc w ustach Adamsa wyraźną niechęć do tego określenia. Niby dowódca nie przyznał, że sam też interesuje się mężczyznami, ale na pewno nie zamierzał też zaprzeczać, gdyby Adamsowi przyszło do głowy kontynuować temat. W zasadzie... Adams był przystojny, to nie ulegało wątpliwości. Kapitan widział to od początku, od samego momentu, w którym ten dołączył do Arrow-3. Dlatego też Daevann starał się dziś postawić między nimi jasną i precyzyjną granicę. Tak, aby wykonywana praca przypadkiem nie zmieniła się w osobiste zażyłości, gdyby jednak przyszło im przebywać na planecie dłużej, niż przewidywał. Byłoby dużym brakiem profesjonalizmu, spoufalać się z podwładnym. Szczególnie z młodszym, niepokornym i sprawiającym wrażenie potrzeby wspierania, czyli dokładnie takim typem osoby, której Daevann nie potrafił utrzymać długo na dystans. Takie osoby po prostu go przyciągały. I choćby stawał na głowie, udając, że tak nie jest, nie był pewien, ile czasu zdoła tę granicę utrzymać. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: incydent z E43 Czw Cze 07, 2018 9:25 pm | |
| - Przecież się nie wykrwawiam. - Zaśmiał się całkiem ciepło i szczerze, jakby swoim zapewnieniem faktycznie chciał Gabriela uspokoić. Mimo to i tak obrócił głowę słysząc polecenie. Dziwnie było patrzeć na kapitana z pozycji horyzontalnej. Część widoku przesłaniały długie źdźbła trawy, ale pomiędzy nimi widział profil mężczyzny. Miał ochotę zapytać go, dlaczego przejmował się tak bardzo, ale chyba znał odpowiedź. Już nie chodziło nawet o odpowiedzialność, ale o to, że po prostu nawet odważny kapitan nie chciał zostać sam na możliwie nieprzyjaznej planecie. Człowiek to jednak zwierzę stadne. Słuchając wymienianych zasług swojego ojca, wywrócił oczami i westchnął ciężko. Przytaknął, wyraźnie niezadowolony. Był jego synem, ale będąc dzieckiem właściwie go nie widywał. Dopiero gdy skończył szkołę średnią, ojciec zainteresował się jego dalszą edukację... Co jednak tyczyło się dobrych genów, z tym nie mógł się zgodzić. Wiedział wprawdzie, że Gabriel chciał go tą gadką podnieść na duchu i Neil w pewien sposób był mu za to wdzięczny, ale i tak wiedział swoje. Nie miał nic ze swojego ojca. Nie był ani tak odważny, ani tak zimny i obojętny. Nie potrafił też dowodzić ludźmi. Był jego kompletnym przeciwieństwem. Jako jedyny nie wpasował się w ród Adamsów. Kapitan obrócił głowę, żeby na niego spojrzeć, a Neil widząc na jego ustach uśmiech (chyba pierwszy raz w życiu, a na pewno pierwszy raz z tak bliska), poczuł się... nieswojo. Zaraz, zaraz... niesubordynacja nie zawsze była zła? Coś się tu Neilowi nie zgadzało. Uniósł brwi w zdumieniu. - Czy ty sobie czasem nie przeczysz? Chwilę temu opierniczyłeś mnie za mówienie do ciebie na "ty". - Uśmiechnął się krzywo, tuszując konsternację. - Kapitanie - dodał po chwili, z przesadnie wyraźnym naciskiem. Co tyczyło się ostatniej kwestii, Neil przyznał się do homoseksualizmu zupełnie naturalnie i to nie tak, że normalnie wstydził się tego i teraz palnął z rozpędu. Po prostu bolał go fakt, że nie akceptowali tego ludzie, którzy akceptować to powinni - jego najbliżsi. Przemówienie Gabriela odnośnie tego, że geje mogą odnosić sukcesy, Neil potraktował dokładnie tak jak wszystkie słowa, które wcześniej padły z jego ust - były jedynie próbami utrzymania go przy życiu i podniesienia morale. Neil zdawał sobie z tego sprawę, dlatego w ogóle na niego nie działały. Mimo to i tak uznawał to za... miły przejaw ludzkich odruchów. No i zastanowiła go jedna rzecz w wypowiedzi kapitana. Był niemal pewien, że między wierszami wyczytał całkiem wyraźny przekaz. "Wiem coś o tym." Doprawdy? - Nikt tego nie zabrania - zgodził się, ostatecznie odwracając spojrzenie, kiedy złapał się na tym, że w jakimś durnym odruchu, na zbyt długo zatrzymał wzrok na jego ustach. - Ale kwestia moralności w rodzinie, to inna sprawa. Zresztą, to bez znaczenia, bo ja nigdy nie chciałem być w armii, a tym bardziej odnosić sukcesów na tym polu. Ale teraz, to jedyne co umiem robić. - Znów popatrzył na splątane, śliskie liany. Zamilkł na chwilę, zastanawiając się czy jeśli przeżyje, to naprawdę czekało go coś dobrego po powrocie? Czy naprawdę wystarczała mu wojskowa rutyna? Żeby odegnać ponure myśli, podjął wcześniej poruszony temat niesubordynacji. - Czym były te problemy z dyscypliną? - Wciągnięty w rozmowę i rozmyślania, nie zauważył momentu, w którym świat przestał tak szaleńczo wirować. |
| | | ArkashDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 28/10/2017 Liczba postów : 520
| Temat: Re: incydent z E43 Czw Cze 07, 2018 11:59 pm | |
| - Cóż... - Gabriel zmarszczył brwi, dochodząc do wniosku, że może jednak zmieszał ze sobą za dużo leków, i logika jego rozumowania ma prawo zbaczać ze standardowego tonu - Nie przypominam sobie, abyśmy mówili sobie po imieniu, co nie oznacza również, że mielibyśmy być wobec siebie nadmiernie restrykcyjni, panie Adams. - wyjaśnił spokojnie - Jeśli wyraziłem się w którymś miejscu niejasno lub nieprecyzyjnie, może wynikać to z faktu, iż jestem na naprawdę silnych lekach, i jest prawdopodobieństwo, że nie myślę tak trzeźwo, jak bym chciał - dodał po chwili. - Poza tym, nie chcę być niemiły. Nie dałeś mi ku temu podstaw, i mam nadzieję, że tak zostanie. - powiedział już bardziej zasadniczym tonem - A co do twojego pytania... Przesunął spojrzenie na Neila, i skupił się, by przypomnieć historię. - W przeszłości miałem problemy z agresją. - zaczął opowiadać, powracając do wspomnień - Biłem się z kim popadło, i to nie całkiem mając ku temu podstawy. Bójki były próbą odreagowania stresu, i , jak się zapewne domyślasz, kończyły się mało przyjemnymi karami. Byłem bardzo agresywnym dzieckiem, i wychowałem się w sierocińcu. Stąd ciągłe przepychanki i walka o pozycję. Ale potem, gdy trafiłem do wojska, gdy byłem już szeregowym i zobaczyłem na własne oczy prawdziwą wojnę, wybuchy agresji odeszły w zapomnienie. - westchnął. Popatrzył na niebo, w miejsce, w którym mógł znajdować się wrak statku kosmicznego - To był dla mnie tak wielki szok, że zdecydowałem się skierować swoją uwagę już nie na dziecinnych utarczkach, a na pomaganiu tym, którzy nie mieli siły, żeby bronić się sami. Na słabszych. Tych najbardziej poszkodowanych przez los. Wydało mi się wielką niesprawiedliwością wszechświata, że ktoś, kto nie jest żołnierzem, cierpi w wojnie najmocniej. Matki z dziećmi, chorzy, kalecy - oni umierają pierwsi. Nie żołnierze, którzy wkraczają w zbrojach do walki, mając najnowszą broń laserową i nadajniki namierzające. Nie oni. Zawiesił głos, by zmarszczyć na moment brwi i odgonić jakieś nieprzyjemne wspomnienie. Odwrócił wzrok, łapiąc się na tym, że mógł zostać uznany za zbyt wylewnego. - Wyszkoliłem się najlepiej, jak potrafiłem. Wykorzystałem swój bunt i złość do czegoś poważniejszego. Choć nadal potrafię wybuchnąć, zachować się bardziej gwałtownie, niż wymagałaby tego sytuacja, nie jestem już tamtym smarkaczem, który próbował pięściami udowodnić swoją wartość. - Gabriel zakończył opowieść upewniając się, że Adams go słuchał - Wykorzystałem szansę najlepiej, jak potrafiłem. Tobie radzę to samo. Słońce sunęło z wolna po widnokręgu, zaś trzy księżyce majaczyły mdłym światłem pomiędzy konarami drzew. Było cicho i spokojnie. Za cicho i za spokojnie. - Pamiętasz, jakie drapieżniki były sugerowane na E43? - zapytał z wyraźną rozwagą, mając wrażenie, że nie powinni tak beztrosko leżeć na obcym terenie - Powinniśmy znaleźć jakąś kryjówkę na nasza bazę wypadową. I musimy zrobić to przed południem, bo jak zastanie nas zmrok, będziemy w sporych opałach. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: incydent z E43 Pią Cze 08, 2018 3:44 pm | |
| Neil słuchał i przyjmował do wiadomości, raz tylko uśmiechając się odrobinę złośliwie, kiedy Gabriel przyznał się do niezbyt trzeźwych osądów spowodowanych zbyt silnym działaniem leków. Zaś w momencie usłyszenia: "Poza tym, nie chcę być niemiły. Nie dałeś mi ku temu podstaw, i mam nadzieję, że tak zostanie.", zerknął na niego lekko zmarszczywszy brwi. - Zabrzmiało jak groźba - powiedział, pozornie całkiem neutralnym tonem, ale gdzieś tam czaiła się nuta wyzwania. Neil zrobił to odruchowo, popchnięty ku temu przyzwyczajeniem, że ludziom nie należał się szacunek, jeśli próbowali go zastraszyć. Łapiąc się na tym, westchnął i przetarł twarz dłonią. Nie powinien w tym momencie stwarzać sobie problemów. - Boże, darujmy sobie formalności. To idiotyczne w obecnej sytuacji... - mruknął i został w takiej pozycji z zasłoniętymi dłonią oczami. Historia Gabriela wydawała się Neilowi całkiem stereotypową, choć znaną jedynie z książek lub filmów. Był przecież dzieckiem z dobrego domu, miał wszystko, czego chciał, więc ciężko było mu zrozumieć życie dzieciaka wychowanego w sierocińcu, jego walki o władzę i ciągły stres. W jednym jednak byli do siebie podobni, Neil właściwie wychowywał się bez rodziców, tylko w zdecydowanie lepszych warunkach. Słowa kapitana o pomaganiu słabszym, o okrucieństwach wojny i celach, jakie obrał dostrzegając je, wywołały w Neilu najpierw odruchowy szacunek, a potem... niechęć. Czy raczej zazdrość, choć nie przyznałby się do tego za żadne skarby. Jednak czuł się zazdrosny o cel, o jego podniosłość, o bijącą ze słów kapitana szczerość. Może dlatego spochmurniał wyraźnie, a gdy się odezwał, brzmiał burkliwie i nieprzyjemnie. - To, co dla jednego jest szansą, drugiemu może podcinać skrzydła. - Dla niego wstąpienie do wojska nie było szansą, było obowiązkiem, przykrym i przynoszącym zawód niemal na każdym polu. Nie widział tu dla siebie miejsca, ale też... nie widział go nigdzie indziej. Słysząc pytanie przeszukał w pamięci wszystkie informacje jakie miał na temat tej planety, czy raczej jakie przedstawiono im przed misją. Bogata flora i fauna, znaczne dobowe wahania temperatur, ciepły klimat... Ale poszczególne drapieżniki? Miał pustkę w głowie. - Nie pamiętam - przyznał. - Było coś o zachowywaniu ostrożności przy przeczesywaniu lasów - Uniósł się na łokciach żeby się rozejrzeć, ale też żeby przygotować się do wstania, bo zdecydowanie nie miał już ochoty dłużej leżeć i rozmawiać. Głowa nadal pulsowała bólem, ale zawroty nie były już tak silne. Przez kilka chwil przeczesywał wzrokiem okolicę, jakby chciał dostrzec za krzakiem czającą się bestię. Niczego jednak nie zobaczył. Dodatkowo wokół rosły niby-baobaby uniemożliwiając dostrzeżenie czegoś więcej poza ich ogromnymi pniami. - Sądzę, że powinniśmy zostać w okolicy kapsuł - podjął po chwili, powoli wstając i przyjmując w miarę pionową pozycję. Zachwiał się tylko raz, ale szybko złapał równowagę. - Mają nadajniki i wysyłają sygnał SOS, a jeśli pochowamy trupy, będą robić za schronienie przed deszczem. - Podniósł broń i z powrotem przyczepił ją do pancerza. - Zapasów starczy nam na długo, biorąc pod uwagę, że większość pasażerów nie przeżyła. - Przy tych słowach jego głos stał się cichszy i dało się wyczuć w nim nutę żalu. Podszedł do apteczki i ukucnąwszy, zaczął przeglądać leki. Liczył na to, że razem z uśmierzeniem bólu, zawroty głowy również ustąpią. Chwycił coś i połknął, jednak decydując się na pastylki, a nie wstrzykiwane dożylnie, silne środki po których człowiek może i działał sprawnie przez jakiś czas, ale miał okrutny zjazd gdy przestawały działać. - Wyciągnę zapasy z twojej kapsuły, bo wygląda jakby zaraz miała wybuchnąć... - oświadczył, nie patrząc na niego, śpiesznym krokiem pokonując odległość i zagłębiając się we wnętrze dymiącego wraku. - Moja jest w lepszym stanie! - Zawołał z progu i cofnął się, jakby ktoś uderzył go w twarz. - O kurwa... - syknął, zasłaniając usta dłonią. Widok rozczłonkowanego ciała robił na nim wrażenie za każdym pieprzonym razem. Za każdym razem czuł obrzydzenie i przerażenie tak silne, ze niemal go paraliżowało. Ale doceniał to. Wiedział bowiem, że z chwilą, kiedy przestanie przejmować się śmiercią i cierpieniem innych, stanie się bezdusznym potworem. Takie odruchy mówiły mu, że wciąż był człowiekiem. Odetchnął, próbując przyzwyczaić się do okropnego widoku i na wdechu zagłębił się w trzewia kapsuły. Starając się nie zwracać uwagi na pokiereszowane ciało, otworzył magazyn i zaczął metodycznie wyciągać z niego żywność, odkładając ją z dala od kapsuły. |
| | | ArkashDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 28/10/2017 Liczba postów : 520
| Temat: Re: incydent z E43 Wto Cze 12, 2018 2:51 am | |
| - Zasadniczo, twój plan brzmi całkiem nieźle, ale weźmy pod uwagę wszystkie okoliczności. Zasada bezpieczeństwa na obcej planecie nakazuje znalezienie kryjówki z daleka od lądowania statku. Krótko mówiąc. Nasze kapsuły świecą się jak psu jajca. Niektóre może płoną. Widać je jak na dłoni. Głupotą byłoby siedzieć w środku, lub pobliżu, nie znając wszystkich zagrożeń, szczególnie, gdy ciała zwabią drapieżniki. Najpierw robimy zwiad i szukamy jedzenia. Potem schronienie. I potem zajmiemy się szukaniem innych kapsuł. - zarządził sucho Gabriel, wracając do bardziej żołnierskich standardów. Informacja o tym, że Adams jest w armii na siłę, w niczym nie poprawiała sytuacji. Wręcz wróżyła źle. Z jego podejściem, pobyt na planecie mógł okazać się co najmniej męczący, ale Gabriel nie dawał za wygraną. Miał gdzieś w głowie myśl, cień nadziei, że może zdoła naprostować trochę Neila, i jego depresyjne nastawienie zmieni się na bardziej dojrzałe i mniej buntownicze. W wojsku ciężko było przebić się z takim światopoglądem, tego był pewien. - Zapasy, które mamy, należy pozostawić na czarną godzinę. Nie wszystkie kapsuły zawierały wyprawkę. Jedynie dwie. I nie wiadomo, w jakim są stanie. - objaśniał spokojnie, z ulgą zauważając coraz mniejszy ból przy oddychaniu - Co do drapieżników, ja pamiętam przede wszystkim ostrzeżenie o szablozębnopodobnych kotach i gadoidalnych psach, myślę, że wystarczy na początek. Wyślemy sygnał SOS, pochowamy zmarłych i zabieramy się stąd, Adams. - Daevann podniósł się w końcu i poszedł szukać nadajnika, o którym mówił. Kapitan starał się zwykle zachowywać pogodę ducha, szczególnie w kryzysowych sytuacjach, ale tym razem potrzebował odrobiny wytchnienia. Psychicznego i fizycznego. Zanim ustaliłby odpowiedni plan porozumiewania się ze swoim buńczucznym podwładnym - i nie musiał używać do tego siły, jako ten dojrzały i odpowiedzialny - chciał dojść do zdrowia, zabezpieczyć najbliższą przyszłość i zebrać myśli, skołowane od wypadku. Spoufalanie się nie wchodziło teraz w grę. Nie byli kolegami, i mogli się nimi nigdy nie stać. Zdrowy rozsądek nakazywał utrzymanie rygoru z wojska. Gabriel nie powiedział Neilowi całej prawdy. On owszem, miał problemy z agresją. Miał kiedyś, i miał nadal. I kiedy sytuacje kryzysowe przerastały jego cierpliwość, standardowo używał pięści, aby je rozwiązać. Nie wyrósł do końca z tego przekonania. Ale był dzięki niemu skuteczny do przesady. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: incydent z E43 | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |