|
| Autor | Wiadomość |
---|
RatatoskBadass Uke
Data przyłączenia : 01/11/2017 Liczba postów : 135 Cytat : Where are my demons?
| Temat: Please, love me Pon Kwi 09, 2018 2:32 pm | |
| Wilk zakochał się w jelonku. Czy to może być prawdziwa miłość? Czy słabszy zostanie pożarty bez silniejszego?
Wilk - Shael Jelonek - Ratatosk |
| | | RatatoskBadass Uke
Data przyłączenia : 01/11/2017 Liczba postów : 135 Cytat : Where are my demons?
| Temat: Re: Please, love me Pon Kwi 09, 2018 2:40 pm | |
| David Hamilton, 23l. - Jest szatynem o brązowych, łagodnych acz już zmęczonych życiem oczach.
- Ma 169 cm wzrostu i jest szczupły – nienawidzi swojego niskiego wzrostu.
- Pochodzi z rodziny zmiennokształtnych – jest jeleniem.
- Jego rodzina od dwóch pokoleń rządzi w ich mieście z czego mieszkańcy są bardzo zadowoleni. Jest to ród dumnie obnosząca się z tym, że w większości rodzą im się silne samce alfa.
- David jest pierworodnym swojego ojca – burmistrza – i jak się z czasem okazało urodził się omegą.
- W formie zwierzęcej nadal jest mu bliżej do jelenia niż do łani, ale jest mniejszej i bardziej smukłej budowy a poroże ma o wiele mniejsze od alf.
- Do czasu aż urodził się jego młodszy brat (alfa) był przez ojca przygotowywany na to, że będzie musiał przejąć po nim funkcję burmistrza i zarazem gnębiony, że nie da sobie z tym rady, bo jak może omega kimkolwiek rządzić?
- W wieku 16 lat ojciec wykupił mu maleńkie mieszkanie na uboczu ich miasteczka i pozwolił mu się tam wyprowadzić aby żył samotnie, z dala od rodziny.
- W szkole go gnębiono, przezywano i nabijano się z niego, że jest synem burmistrza a jednak jest omegą, że jest niedorobiony. Ojciec przymykał na to oko, bo w głębi tak samo o nim myślał.
- Nienawidzi papryki i ma fobię na punkcie tego, że żółty ser bez dziur to nie jest żółty ser.
- Nie przepada za ludzkim towarzystwem.
- Ma w domu nakupionych różnych akcesoriów – bransoletki, pierścionki czy naszyjniki. Wszystkie są zdecydowanie dla mężczyzn, ale w nich nie chodzi z racji niemiłych przytyków.
- Jego miasteczko leży na uboczy lasu a po drugiej stronie jest miasto wilków – także zmiennokształtnych. Przez lata te dwa miasta z sobą walczyły i siebie nienawidziły. Teraz robią niechętnie, bo niechętnie, ale wspólne interesy. Oczywiście za każdym razem, któraś z stron chce oszukać tą drugą.
|
| | | ShaelSkype & Chill
Data przyłączenia : 28/11/2017 Liczba postów : 266 Cytat : It's been lovely but I have to scream now
| Temat: Re: Please, love me Wto Kwi 10, 2018 4:45 pm | |
| Thomas Jordan | 34 lata | 187 cm - Należał do jednej z większych watah na terenie, jaki zajmował las. Obecnie jest członkiem definitywnie największej z nich, powstałej po przymusowym i opłaconym rozlewem krwi połączeniu dwóch stad. - Obecnie całą gromadą żyją blisko siebie, po kilku latach od tamtego wydarzenia, z ponownie ustaloną hierarchią, każdy znów znający swoje miejsce. Jemu przypadło jedno z wyższych, choć nie na samej górze, bo choć z zadatkami na przewodnika stada się urodził, w jego otoczeniu niemal wszyscy mieli podobne predyspozycje. - Nigdy specjalnie nie zależało mu na pięciu się po drabinie hierarchii. Był zupełnie zadowolony z miejsca, w którym się znajdował i tylko w sytuacjach, które tego wymagały, pokazywał, że nie znalazł się właśnie na tej pozycji przez przypadek, zdecydowanie nie mając zamiaru pozwolić sobie spaść w tych układach. - Jego skroń przecina głęboka, blada blizna, sięgając kącika oka i chowając się we włosach, które nawet w jego wilczej formie w tym miejscu nie rosną, pozostawiając zaskakująco wyraźne widmo, dawno stoczonej walki. - Podobny ślad widnieje na jego szyi, nisko, niemal sięgając barku, w którym kiedyś zanurzyły się cudze kły, aż do teraz znacząc jego ciało pozostałością po energicznym szarpnięciu. - Naprawdę lubi dinozaury. Fascynacja z dzieciństwa i echo beztroski, na które w dorosłym życiu nie było miejsca, objawiają się jedynie dziesiątkami filmów dokumentalnych i książek, zalegających w jednej z szuflad w jego niewielkim mieszkaniu, do której wciąż od czasu do czasu zagląda. - Ma ciemne, brązowe włosy o chłodnym odcieniu i piwne oczy. W formie zwierzęcej jego oczy nabierają jeszcze bardziej żółtego odcienia, co jest bardzo dobrze widoczne na tle mocno podpalanej, płowej sierści. - Jest jednym z piątki rodzeństwa. Ma jednego starszego brata, dwóch młodszych i siostrę w tym samym wieku co on, pochodzącą z jednego miotu. - Chociaż nie można powiedzieć, że jest mocno rozrywkowym przypadkiem jak na wilka, przez osoby z zewnątrz mógłby być postrzegany jak ktoś często chodzący na imprezy i czerpiący z nich masę przyjemności. Głównie dlatego, że wataha większość czasu spędza razem, czy to grając wieczorem w warty i pijąc, czy włócząc się po klubach. - Przepada za ptysiami. Najbardziej lubi te z kremem bez dodatku cytryny. Mdło słodkie. - Wraz z kilkoma innymi osobnikami ze stada, zajmuje się interesami z klanem po drugiej stronie lasu.
Ostatnio zmieniony przez Shael dnia Wto Kwi 10, 2018 9:45 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | RatatoskBadass Uke
Data przyłączenia : 01/11/2017 Liczba postów : 135 Cytat : Where are my demons?
| Temat: Re: Please, love me Wto Kwi 10, 2018 9:23 pm | |
| W tak piękne słoneczne dni – pierwsze tej wiosny – nie było innej opcji jak wystawić twarz ku słońcu i ogrzewając się jego promieniami trochę porozmyślać. David miał wiele tematów, na które lubił sobie w głowie dywagować. Marzył o tym jakby to było gdyby wyniósł się z tego miasta? Zawsze wyobrażał sobie sielankę. Ludzie nie znający jego drugiej formy, nie przypominający mu czyim jest synem i jaki powinien być. Nikt by go nie męczył głupimi pytaniami, że czemu się wyprowadził? Dlaczego nie pójdzie w ojca ślady? I najgłupsze z najgłupszych: dlaczego nie urodziłeś się jako alfa? Jakby do cholery jasnej on sam znał odpowiedź na to ostatnie pytanie. Tak czy siak, lubił sobie to wszystko wyobrażać, tą beztroskość i radość z normalnego życia. A potem przychodziły te mniej optymistyczne myśli. A co będzie jak dostanie dni płodnych? Gdzie znajdzie swoje leki? Co jeżeli trafi w miejsce gdzie zmiennokształtni są sługami albo kimś gorszym? Słyszał o takich przypadkach, czasami ludzie od nich z miasta wyruszali w podróż i ginęli bez słowa. Wtedy przychodziło trzeźwe myślenie, lepiej aby się z ciebie nabijali niż wykorzystywali w dosłownym znaczeniu. Jego rozleniwienie nie trwało długo. Siedział na jednej z ławek na głównym deptaku miasta. Miał jeszcze zajść do sklepu po jedzenie i przygotować kolejną wysyłkę. Poza tym, nie podobało mu się to, że telefon ciągle mu dzwonił w kieszeni. Był ustawiony na wibracje, więc nikomu nie przeszkadzało to, że go nie odbierał. Tylko trzy osoby w tym mieście potrafiły tak męczyć go: ojciec, matka i brat. Zazwyczaj dawali sobie szybko spokój, ale dzisiejszego dnia nie chcieli odpuścić. - Pewnie któreś z nich się pochorowało i znowu czegoś będą chcieli. – powiedział sam do siebie kiedy odrzucał połączenie. - Patrz pani, już teraz sam do siebie mówi. – odezwała się jakaś kobieta z straganu do drugiej. David zmierzył je całkiem niesympatycznym wzrokiem, ale odpuścił sobie odpowiedź. Zabrał swoją papierową torbę i ruszył do mieszkania.
Trzy godziny później jego telefon znowu zaczął dzwonić. Wkurzył się niemiłosiernie, bo co, burmistrza nagle nie było stać na dobrego lekarza? Ach nie, ukochany tatuś miał manie na temat ziołolecznictwa. - To kto i na co jest tym razem chory? – padło pytanie bez uprzedniego dzień dobry, halo czy chociażby spierdalaj. Po wysłuchaniu tego jaki jest najgorszy rozłączył się, wyjął kilka buteleczek z szafki i wziął pod pachę kilka – zapakowanych w szary papier – pudełek, które miał dzisiaj wysłać pocztą.
|
| | | ShaelSkype & Chill
Data przyłączenia : 28/11/2017 Liczba postów : 266 Cytat : It's been lovely but I have to scream now
| Temat: Re: Please, love me Nie Kwi 15, 2018 6:33 pm | |
| - Maya, miej litość, co to w ogóle jest? - spytał, patrząc jak dziewczyna siedząca obok niego na mocno już wyślizganej od długoletniego używania ławce, przelicza w dłoni dokładnie wcześniej wyselekcjonowane migdały, z dużym skupieniem teraz układając je w dwa niewielkie stosiki na błyszczącym on ciemnego lakieru stole. - Masz zamiar je kiedyś zjeść, czy po jaką cholerę to? - spytał, lekko się krzywiąc. Brunetka tylko machnęła na niego ręką o długich, pomalowanych na bordowo paznokciach, jakby odganiała natrętną muchę, którą najpewniej w obecnej chwili mocno jej przypominał. Żadne zaskoczenie. Odkąd pamiętał, zawsze podobnie to wyglądało. Oboje zachowywali się, jakby mieli siebie nawzajem dosyć, a jednocześnie, kiedy tylko była taka okazja, spędzali czas razem, nawet jeśli mieli tylko siedzieć obok siebie. Tak jak teraz, kiedy jego siostra zajmowała się swoimi nieszczęsnymi migdałami, a on siedział obok, czekając, aż ich starszy brat wróci z rozmowy w gabinecie ojca z dokumentami, które mieli dzisiaj przetransportować na drugą stronę lasu. - Schowaj to do kieszeni. - usłyszał obok siebie przyjemnie niski, choć nadal bez wątpienia kobiecy głos, a delikatna dłoń o długich palcach przysunęła w jego stronę pięć bardzo proporcjonalnych orzechów. Spojrzał na jej dłoń, a następnie przesunął spojrzenie wyżej, przez ładnie wyrysowane, ciemne usta i wąski nos i oczy w identycznym kolorze, jak jego własne. - Mogę wiedzieć, po co? - spytał, unosząc brew z ostentacyjnym politowaniem, którym jednak się nie przejęła, po prostu otwierając zamek, na który zasunięta była kieszeń jego kurtki i wsypując tam migdały. - Migdały w kieszeni, na odnalezienie tego, co szukane. - odpowiedziała z uśmiechem, głaszcząc go krótko po głowie i uśmiechając się jeszcze szerzej, kiedy odsunął się, przewracając oczami – Martwię się... - I dlatego dajesz mi orzechy? - Migdały. To nie mogą być byle jakie orzechy. Nie kpij. Klany robiły to od zawsze. Nosiłam w torebce liście truskawek przez całą ciążę i nic mnie nie bolało. Zobaczysz, że to działa. - dodała z przekonaniem, na co tylko uchylił usta i zamknął, nie mając na to słów po prostu. Pokręcił tylko głową, wyciągając do niej rękę i przytulając krótko, kiedy zobaczył swojego brata, machającego ręką przy samochodzie na znak, że wszystko jest załatwione i mogą jechać. - Oszołom z ciebie, ale skoro tak mówisz... Niech się dzieje wola przodków. - parsknął, podnosząc się i po krótkim pożegnaniu z siostrą, zajmując miejsce samochodzie.
Droga nie była zbyt długa. Wiedzieli jak jechać tak, żeby nie stać nigdzie po drodze, więc niecałą godzinę później wjeżdżali już do miasta, w którym mieli spotkać się z burmistrzem. A przynajmniej jego obecny partner, siedzący na miejscu pasażera, bo on sam raczej wolał trzymać się z boku, robiąc prędzej za coś w rodzaju ochrony na przypadki kryzysowe, jako że nie przepadał za polityką. Kiedy zaparkowali i wysiedli z samochodu, jego brat poszedł załatwić to, po co przyjechali, on zaś sam postanowił przejść się po mieście, korzystając z oszałamiająco pięknej pogody.
|
| | | RatatoskBadass Uke
Data przyłączenia : 01/11/2017 Liczba postów : 135 Cytat : Where are my demons?
| Temat: Re: Please, love me Nie Kwi 15, 2018 7:33 pm | |
| - Jesteś bezczelny. Włóczysz się całymi dniami po miasteczku a telefonu od ojca nie możesz odebrać? Anthony ma okropny kaszel, męczył go całą noc i nie mógł spać. Teraz, przez to, że nie odebrałeś od razu, ma też gorączkę i zatkany nos. Lekarz już był, stwierdził, że to zwykłe przeziębienie. Przynieś trochę tych swoich specyfików i może trochę melisy aby mógł spokojnie zasnąć. Chociaż się nie odzywał, a po wypowiedzi ojca od razu się rozłączył, to nie miał zamiaru olać całej tej sytuacji. Anthony był jego młodszym o dziesięć lat bratem. Miał zaledwie trzynaście lat, ale ojciec nie odstępował go na krok szykując na swojego zastępcę. Okropna sprawa, David dokładnie wiedział w jakiej sytuacji był młody, bo sam przez to przechodził. Chociaż brat przejmował już coraz więcej zachowań ojca to dwudziestotrzylatek nie potrafił go tak po prostu zostawić w bólach. Mimo wszystko to był jego młodszy braciszek, ten sam, któremu obiecał kiedyś, że zawsze mu pomoże. Od trzech lat Hamilton zajmował się zielarstwem. Sam selekcjonował zioła, część zbierał w ich lesie a część zamawiał od dostawców spoza wioski. Szykował lekarstwa na kaszel, katar czy gorączkę, ale i też na wzmocnienie włosów czy paznokci. Miszmasz wszystkiego co się dobrze sprzedawało. Czasami też dorabiał u swojego mistrza w sklepie, ale głównie zajmował się już na swoje konto wysyłkową sprzedażą, dzięki czemu nie musiał codziennie obcować z ludźmi. - Hej Tony, jak się masz? – spojrzał na brata, który leżał w zdecydowanie za dużym łóżku jak na trzynastolatka. Wcześniej powiedział ojcu, że bez oględzin nie poda mu żadnych leków, bo trzeba wiedzieć jakie dobrać dawki. - Dave? Tata cię wezwał? Niepotrzebnie. Jestem silny a to tylko lekkie przeziębienie, zaraz będę zdrów. - No jasne, że będziesz. Jakby było coś poważniejszego to nie wzywaliby chłopaka od ziółek, no nie? Zostawię ci twoją ulubioną melisę z pomarańczą abyś wypił sobie przed snem, tabletki z kory brzozy na ból głowy- bierz jedną rano i jedną przed snem, oraz olejek eukaliptusowy do inhalacji. Wszystko razem powinno starczyć. Po krótkiej wizycie u brata czuł się trochę lepiej. Młody dawał sobie radę, grał twardziela nawet kiedy miał gorączkę. Kiedy wychodził z domu z pakunkami, które musiał jeszcze dzisiaj donieść na pocztę, w progu minął się z typem, którego wcześniej tutaj nie widział. Po zapachu jednak poznał, że nie był od nich z wioski. Nie zastanawiał się jednak jakie biznesy ojciec z tym człowiekiem miał załatwiać. Ruszył dalej i już przy pierwszym straganie na deptaku zauważył jakąś chryję. - Jak taki wielki jesteś to po co się ładujesz między porcelanę! Teraz musisz za to zapłacić! – jakiś człowiek niechcący musiał Lizzy – żywej pięćdziesiątlatce zwalić jeden z jej cennych kubków i go stłuc. Dave poczuł się trochę głupio, ale patrząc jak komuś innemu się obrywa… jakoś go pocieszyło. Głównie z tego powodu, że zawsze mu to przypominało, że nie jest zakałą całego świata a jedynie własnej rodziny. Plus facet naprawdę był spory w barkach, jak się przynajmniej patrzyło na niego od tyłu, a straganik Lizzy był malutki, więc ktoś przecenił swoje możliwości pchając się do środka.
|
| | | ShaelSkype & Chill
Data przyłączenia : 28/11/2017 Liczba postów : 266 Cytat : It's been lovely but I have to scream now
| Temat: Re: Please, love me Wto Wrz 04, 2018 3:46 pm | |
| Odprowadził brata spojrzeniem do drzwi sporego budynku i kiedy tylko te się zamknęły, przesunął spojrzeniem po okolicy, szukając jakiegoś miejsca, gdzie mógłby udać się na spacer, bo jak zakładał, będzie miał dłuższą chwilę wolnego. Te spotkania nigdy nie kończyły się szybko, bo każdy mimo wcześniej już zawartej umowy, chciał ugrać jak najwięcej dla siebie. Ulica była dosyć szeroka i jasna, a takie wrażenie odnosiło się przez czyste chodniki z kamienia w wyjątkowo ładnym kolorze i rosnące gdzieniegdzie drzewa, które nadawały miejscu bardziej sielskiego klimatu. Po drugiej zaś stronie widać było niewielki rynek, na którym rozstawiali się sprzedawcy, na pierwszy rzut oka raczej ze starociami, czy bibelotami, niż z jedzeniem. Nie dostrzegł żadnych owoców ani warzyw, chociaż mógł wyczuć, że gdzieś w pobliżu znajduje się miejsce, w których można je dostać. Lub zwyczajnie za jedynym z okolicznych domków, w ogródku ktoś uprawia je na własną rękę, a wiatr przyniósł zapach świeżych jabłek i gruszek aż tutaj. Nie zastanawiając się już dłużej, przeszedł przez jezdnię z myślą obejrzenia paru straganików i być może kupienia dla Mayi kilku pierdół, w których, jeśli tylko bogowie pozwolą, ta zakocha się bez pamięci. I być może przestanie próbować uszczęśliwiać na siłę jego. Na jakiś czas. Już po pierwszych kilku krokach między niewielkimi straganikami, niemal przyciśniętymi jeden do drugiego, wpadła mu do głowy myśl, że przejście tutaj z całym naręczem toreb z zakupami dla rodziny, byłoby absolutną niemożliwością. A sam pomysł, aby ustawiać stragany tak blisko jeden drugiego, nawet jeśli sam rynek nie był duży i w taki sposób mieściło się więcej ludzi, był zwyczajną głupotą. A przekonał się o tym na własnej skórze ledwie chwilę później, kiedy odsunął się nieco gwałtowniej, schodząc z drogi trzem, ścigającym się dzieciakom, chwilę po tym, jak te obwieściły swoje nadejście dzikim wrzaskiem, po którym nastąpił dźwięczny odgłos tłuczonej porcelany, w akompaniamencie przyjemnie niskiego, nieco drapiącego głosu. - Kurwa mać. Po którym zaś jego uszu dobiegł kolejny wrzask, tym bardziej zdecydowanie mniej dla uszu miły, niż krzyki bawiących się dzieci. Kobieta, której śmiał potłuc maleńką filiżankę wydawała się w swoim żywiole, podczas gdy jemu niebezpiecznie skończyło ciśnienie. - Specjalnie przecież tej skorupy nie zrzuciłem. - spojrzał na nią z góry, nieco podirytowany tonem, jaki sprzedawczyni przybrała. |
| | | RatatoskBadass Uke
Data przyłączenia : 01/11/2017 Liczba postów : 135 Cytat : Where are my demons?
| Temat: Re: Please, love me Pią Wrz 14, 2018 12:34 pm | |
| Spotkanie z bratem zawsze podniosło go na duchu i od razy podłamywało. Z jednej strony cieszył się, że ten sobie radzi, że jest twardy i nie załamuje jak on sam to zrobił parę lat temu. Co prawda Tony’emu było łatwiej, bo był alfą, naturalnym przywódcą. Jedyne kłótnie między nim a ojcem właśnie wynikały z tego, że każdy chciał rządzić. Z drugiej strony, on sam był też facetem. Może mniejszym, ale jednak. Dlaczego więc nie potrafił się postawić. Czy geny były aż tak sile? Czy miał zostać tak jak jego matka – niemy na wszystko co miało się jego samego tyczyć? Nie podobały mu się te myśli. Była też ta strona, związana z bratem, która go martwiła. A co jeżeli stanie się taki jak ojciec? Mówi się, że niedaleko jabłko pada od jabłoni. Jeżeli Tony straci tą życzliwość, uczciwość i radość z życia to sam David nie wiedział co pocznie. Może rzuci się jak szaleniec na ojca aby wydrapać mu oczy? Była to na pewno ciekawa myśl. Równie ciekawa jak ta, że ktoś inny oberwał na jego oczach. Patrzył z niemałym zainteresowaniem na rozgrywającą się niedaleko niego scenę. Lizzy była znana z niewyparzonego języka a czym robiła się starsza – a już trochę lat miała na karku – tym była gorsza. Uważała, że starszym należało wszystko wybaczać, bo byli.. starsi. Także lubiła sobie pofolgować i w miasteczku była z tego znana. Niestety, osoba na którą padł jej gniew, nie była stąd co dało zauważyć się na pierwszy rzut oka. David zmarszczył brwi. Z tej odległości zapach był dużo mniej intensywny, ale prawie taki sam jak tego typa, którego miał w drzwiach. W takim razie musiał to być jeden z gości ojca a Lizzy robiła im bardzo kiepską reklamę. W tym momencie Hamilton stwierdził, że powinien się odwrócić na pięcie i wraz z swoimi pakunkami odejść w stronę poczty. Dzięki temu upiekłby kilka pieczeni na jednym ogniu. Ojciec miałby złą reputację, Lizzy się wyżyje na obcym, on będzie miał satysfakcję, że nie tylko on tutaj obrywa. Niestety, jego dobre serce nie pozwoliło mu na to. Słyszał jak kobieta niepotrzebnie się nakręcała, więc przyśpieszył kroku. - Lizzy! Czego!? – naprawdę musiała być wkurzona a widząc burmistrza syna, tego gorszego, sama nie wiedziała czy powinna przerzucić na niego złość czy dalej skupić się na tym, kto zbił jej drogocenny produkt. - Mam twoją maść na stawy i leki na ból głowy. Właśnie przechodziłem, więc po co miałabyś do mnie po nie iść? – spojrzał na nieznajomego swoimi łagodnymi oczami dając tym samym znać, że może iść, że przejmie na siebie tą krzykaczkę. - To będzie dwanaście pięćdziesiąt. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Please, love me | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |