|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| | | |
Autor | Wiadomość |
---|
LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: Kochając Nieśmiertelnego Pią Lis 23, 2018 9:04 pm | |
| Na pierwsze słowa, na wymowne, zdumione "proszę?", Erwin zareagował uniesieniem jednej brwi, równie wymownie, jakby nie dowierzał bezczelności rozmówcy. Nagle z ciepłego i melancholijnego elfa, Nael stał się pyszny i wyrachowany. A może był taki cały czas, tylko smutek po kochankach odrobinę go przygasił? Jeśli tak, Erwin wolał go smutnego. Splótł dłonie za plecami i nieznacznie nachylił się w kierunku rozmówcy, nie przestając świdrować go twardym spojrzeniem. Kiedy elf dotknął swoich ust, mężczyzna zmarszczył brwi i zmrużył oczy. - Cóż za przesadnie teatralne gesty - sarknął. Było w Naelu coś, co sprawiało, że Erwin przestawał się hamować w kwestii sarkazmu, który zawsze potępiała w nim matka. Sam cisnął mu się na usta, kiedy widział bezczelne spojrzenia i gesty. Miał wrażenie, że białowłosy chce go sprowokować, a nawet jeśli nie chce, to robi to z łatwością nawet się nie starając. Nie cofnął się, kiedy mężczyzna zbliżył się tak, że dzieliła ich zdecydowanie zbyt mała odległość jak na tak krótką znajomość. Dlaczego miałby? Może nie miał doświadczenia we flircie, sam nigdy nie szedł w jego stronę, ale obserwował ludzi i potrafił znosić awanse (szczególnie kobiet) z niezwykłą obojętnością. Pewne zachowanie elfa nie mogło go onieśmielić, nawet pomimo tego, że był zjawiskowy i wywoływał zachwyt samym wyglądem. Może gdyby się nie odzywał, miałby większe szanse - przeszło mu przez myśl i kiedy Nael wciąż mówił, uśmiechając się wyniośle, Erwin po raz kolejny chwycił go za przedramię, ale tym razem szarpnął ku sobie, a potem zamknął mu usta własnymi, ucinając jego wypowiedź zaraz po "zrozumiem". Nie pamiętał, kiedy ostatnio całował się z własnej woli. Być może było to jeszcze na studiach, kiedy chciał się przekonać jak to właściwie wygląda. Teraz po prostu dał się porwać chęci utemperowania elfiej pychy, pragnąc pokonać go jego własną bronią.
Elf nigdy, przenigdy, nie spodziewałby się właśnie takiej reakcji po Erwinie. Nie w tym życiu, nie w poprzednim. Co paradoksalne, Nael sam raczej unikał ludzkich pocałunków, ponieważ ich zadaniem było tylko i wyłącznie uwiedzenie go, a nie miał najmniejszej ochoty na mieszanie się w problematyczną relację z osobą, która będzie coraz bardziej naciskać, by zaoferował jej nieśmiertelność. Nie chciał, by ktoś czuł się uprawomocniony do oczekiwań, których on nigdy nie planował spełnić – ani nawet nie sugerował, że może to zrobić. Tak więc, gdy został pocałowany, zamiast zareagować jak każdy, normalny człowiek, znieruchomiał w szoku, poddając się ustom i zapachowi, przytrzymującej go za ramię dłoni i spojrzeniu jasnoniebieskich oczu, niezdolny do reakcji. Kontakt, tak nagle jak się rozpoczął, tak nagle został przerywany, a Nael rozchylił usta w zdumieniu i ze świstem nabrał powietrza do płuc. Zaraz potem zalśniły mu oczy i coś na jego twarzy uległo zmianie. Tym razem to on chwycił Pringsheima za ramię i pociągnął bardziej ku sobie, całując go znów, nie bacząc na irracjonalność i bezsensowność całej sytuacji. Tym razem, chciał go posmakować. Poczuć go, oznaczyć, pozbawić tchu i zamieszać w głowie. Rozchylił usta i naparł na wargi nieoczekiwanego nie-do-końca kochanka, wdzierając się do jego wnętrza, znacząc je własnym ciepłem i śliną, napierając nań, czując jak znów serce próbuje mu się wyrwać z piersi z nadmiaru emocji. Czy to tak było z ludźmi…? Nic dziwnego, że przez tyle lat nie potrafił pogodzić się ze śmiercią Sheili i Alwina.
Erwin cofnął się już po chwili, ale znaczenie tego, co zrobił, dotarło do niego dopiero po tym, jak spojrzał w szeroko otwarte oczy elfa. Przełknął wtedy ślinę i spróbował spokojem zamaskować nagłe zażenowanie. Powoli uwolnił ramię mężczyzny ze swojego uścisku, starając się zrozumieć, dlaczego uznał ten pocałunek za dobry pomysł? Najbardziej jednak wyrzucał sobie, że nie mógł zachować odpowiedniego spokoju widząc błyszczące oczy i oszołomienie białowłosego. Ae to nie był dobry czas żeby myśleć o czymkolwiek. Nael bowiem wychylił się kilka sekund po tym jak rozłączyli usta, i sprawił, że znów złączyli się w pocałunku, tym razem jednak dużo pełniejszym, znaczącym zdecydowanie więcej niż obaj chcieliby głośno przyznać. Język elfa wdarł się w usta Erwina, a on... nie cofnął się. Nie odepchnął białowłosego. Pozwolił jego ustom pieścić swoje, jego językowi wedrzeć się głęboko... Zamknął oczy, poddając się pieszczocie i wybuchowi pasji. To nie miało tak wyglądać. Nie miało, ale po chwili wsunął dłonie w białe kosmyki roztrzepanych wiatrem włosów i leciutko przechylając głowę, rozchylił usta bardziej, dużo śmielej niż można było po nim sądzić, oddając pocałunek. Nie całował się od lat i na pewno robił to niewprawnie, ale jednego nie można było mu odmówić - namiętności. Elf tak jak chciał, zamieszał mu w głowie. Sprawił, że na kilka cudownych, słodkich chwil, Erwin poczuł się tak jak... nigdy w całym życiu. Nigdy nie doświadczył czegoś tak doskonałego. Tak poruszającego i podniecającego. Zgubił racjonalność, zgubił pewność i irytację. Były tylko usta Naela, jego sprawny język, jego zapach i bliskość jego ciała. I on, który dostał to wszystko, choć wcale o to nie prosił. Nie miał pojęcia jak długo stali na żwirowym podjeździe, splatając usta i języki, ale gdy w końcu się od siebie odsunęli, oddychał szybko, a serce tłukło się w jego piersi tak, jak nigdy od wielu lat. Powoli odsunął głowę, ale nie cofnął dłoni. Wciąż obejmował nimi boki głowy mężczyzny, mając pod palcami jego szpiczaste uszy i miękkość włosów. Popatrzył mu w oczy przerażony i rozbity, dopiero po chwili naprawdę biorąc się w garść. Nie miał pojęcia jak się zachować, jak usprawiedliwić to, co się pomiędzy nimi wydarzyło. Na boga, przecież obaj byli mężczyznami, przecież Nael był elfem, miał ponad czterysta lat i pamiętał czasy jego pradziadków. Co więcej, był ich kochankiem. Jak wiec usprawiedliwić to niefortunne zdarzenie? Czyżby naprawdę okazał się tak słaby w obliczu uroku magicznej istoty? Było mu wstyd. Jego usta drżały, kiedy składał delikatny, czuły pocałunek na czole Naela. Potem wypuścił go z objęć, przycisnął nadgarstek do własnych warg, podniósł parasol i nerwowym gestem przeczesał włosy. Wszystko, co chciał wcześniej powiedzieć, wyparowało mu z głowy. Czuł w niej nieprzyjemną pustkę, nie mógł pozbierać myśli, ale wiedział jedno - nie chce teraz o tym rozmawiać. Nie będzie potrafił o tym rozmawiać. Zapewne w obronie powiedziałby coś nieprzyjemnego, a nie miał pojęcia czy elf zasługuje na ostre, zimne słowa, nawet pomimo swojej bezczelności. Co gorsze, Erwin czuł, że nie chciałby go skrzywdzić. W tej chwili na pewnie nie byłby w stanie, a za nic nie mógł okazać słabości, szczególnie w obliczu własnego błędu. Bo to był błąd, tego był pewien. Pragnął zniwelować niezręczność? To teraz będzie borykał się ze zdecydowanie większą niż początkowa, i to niejako na własne życzenie. - Proszę. - Wskazał dłonią dwór. Głos miał zachrypnięty i cichy, więc odchrząknął kolejny raz tego popołudnia, próbując przywołać się do porządku. - Herman na pewno ucieszy się, że postanowiłeś zostać na wieczorku filmowym. |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: Kochając Nieśmiertelnego Pią Lis 23, 2018 11:56 pm | |
| Nael nie oczekiwał tego pocałunku. Takiego pocałunku. Jasne, żałował, że nie miał okazji uczynić pierwszego prawdziwym, głębokim, pełnym pasji, pożądania i zachłanności, ale nie spodziewał się, że dojdą do drugiego – a co dopiero trzeciego! Krótki czas, w jakim do nich doszło, był w ogóle osobnym elementem dziwnej, oderwanej od rzeczywistości, układanki. Blondyn był przystojny, zdobył zainteresowanie elfa, powiedział kilka bardzo złych rzeczy i kilka bardzo dobrych, w efekcie pozostawiając go pełnego sprzecznych emocji, z dopiero co zamkniętym jednym rozdziałem własnego życia. Było zupełnie tak, jakby w chwili, w której pisał epilog do miłości swojej, Alwina i Sheili, stwarzał tym samym prolog do nowej relacji. Czy było to tak głębokie uczucie? Nie, na to było za wcześnie, ale niewątpliwie pojawiła się pomiędzy nimi ciekawość i pragnienie bliskości, które na chwilę zaburzyło racjonalną analizę sytuacji i fakt, iż zamienili ze sobą wcale nie tak dużo zdań. To jednak niczego nie zmieniało. Całowali się tak, jakby od tego zależało ich życie. Jakby nie spędzili w swoim towarzystwie kilku godzin, ale całe lata, które umożliwiły im poznanie się tak dobrze, by mogli sobie pozwolić na taką intymność. Nael zdążył już zapomnieć, jak to jest faktycznie kogoś pragnąć. Jako elf z kilkusetletnim doświadczeniem dawno stracił zainteresowanie zbliżeniem dla samego zbliżenia, nie było już rzeczy, które mogły być dla niego całkowicie nowymi i ekscytującymi. Nie było… a jednak były, gdy przestawało chodzić o sam mechaniczny kontakt, a istotne stawało się towarzystwo. Osoba, której faktycznie pragnął posmakować, którą chciał poczuć i usłyszeć. To był prawdziwy pocałunek. Nie spowodowany zagubieniem, nie pragnieniem udowodnienia czegoś, ale będący efektem czystego pragnienia bliskości. Nieważne były wcześniejsze słowa, czyny, doświadczenia, kropiący wciąż deszcz i targający ich ubraniami wiatr. Przez moment było zupełnie tak, jakby byli głównymi bohaterami w filmie romantycznym, którzy dali się ponieść emocjom. Całowali się jednak zachłannie, chaotycznie, mokro i nie tak idealnie, jak mogliby tego chcieć. Gdy Erwin odwzajemnił pieszczoty, wszystko zmieniło się w mieszaninę rozkoszy i pożądania. Elf niemal na pewno mruknął w jego usta, zaskoczony przyjemnie dotykiem dłoni, samemu układając ręce w pasie kochanka, dostosowując się do pozycji i pragnąc uczynić ten kontakt jeszcze intymniejszym. Nie liczyło się nic innego, tylko ich splecione ze sobą wargi, języki i współdzielone oddechy. W którymś momencie Nael zamknął oczy, czyniąc to zbliżenie jeszcze intymniejszym, przelewając w pocałunek szczerą i niemożliwą do podrobienia czułość i namiętność. Nie potrafił stwierdzić, kto i w którym momencie przerwał ten kontakt. Wiedział tylko, że gdy uniósł powieki, po raz pierwszy potrafił nazwać chociaż część emocji, które czaiły się w oczach Pringsheiam. Było zupełnie tak, jakby w końcu mężczyzna na moment stracił lodową barierę, która osłaniała go przed resztą świata i stał się całkowicie bezbronny, otwarty i szczery w swoich reakcjach. W kilka sekund (minut? Godzin?) zniszczyli wspólnie jego idealny obraz, perfekcyjne opanowanie i dystans, który tak skutecznie narzucał swoim zachowaniem. Był prawdziwy. Naeleris, tak jak stał na środku posesji Pringsheimów, zapragnął całym sobą poznać właśnie tego Erwina. Jeden raz nie mógł mu wystarczyć. Potrzebował więcej. Dużo więcej. Z dziwnym świstem nabrał powietrza do płuc, a zaraz potem znieruchomiał, czując delikatny ruch swojego towarzysza. Pozwolił mu się ucałować w tak… subtelny i całkowicie nieoczekiwany sposób, nie ruszając się, nie komentując, ani nawet nie próbując spojrzeć w jego twarz. Skupił się na moment na samym dotyku, na cieple skóry i minimalnej wilgoci, drżeniu ust i dłoni, przyjmując gest dziedzica jako dar. W chwili, w której najmniej się tego spodziewał, zaczęło mu zależeć na człowieku. Na tym konkretnym, bardzo specyficznym i problematycznym człowieku. Miał ochotę chwycić go za dłonie i przyciągnąć do siebie, ukryć na moment we własnych ramionach, odcinając od świata i czyniąc go całkowicie swoim. Już samo oznakowanie i posmakowanie nie wystarczyły – pragnął czegoś więcej, po raz pierwszy od setek lat chcąc, by coś – ktoś – faktycznie do niego należał. By ktoś był jego. Z niezrozumiałych dla nikogo przyczyn, padło akurat na Erwina. Czy był aż tak podobny do swojego pradziadka? Nael nie sądził, by tak było. Prawdę powiedziawszy, Alwin i Sheila wreszcie zniknęli, odeszli na dalszy plan, stając się już tylko tym, czym powinni. Wspomnieniami. Odmawiając spędzenia z nim wieczności, jednocześnie przyzwolili na to, by w końcu o nich zapomniał. By w odpowiednim czasie się z nimi pożegnał i poszedł ze swoim życiem dalej, do kolejnej osoby, której zapragnie. Elf nie zbliżył się do mężczyzny, gdy ten dał upust nerwowym gestom. Nie chwycił go w ramiona, nie pocałował po raz kolejny, nawet niczego nie powiedział. Opuścił jedynie odrobinę wzrok, pozwalając Erwinowi na bardziej prywatne pozbieranie siebie i myśli. Tym razem to on dał mu przestrzeń, czekając i pozwalając myślom raz po raz wracać do pocałunku, który dzielili kilka chwil wcześniej. Skinął delikatnie głową, widząc gest mężczyzny i słysząc jego słowa. Bez żadnego komentarza ruszył w stronę dworu, tym razem świadomie pozwalając sobie nie tylko na wyjście naprzód, ale też narzucenie dystansu. Niezbyt dużego, by dziedzic nie musiał za nim biec lub nie poczuł się odrzucony, ale wymierzonego dokładnie tak, by nie czuł się przypadkiem przez niego obserwowany. Pozwolił mu powoli wrócić do swojego chłodnej i opanowanej maski, nie przekraczając po raz kolejny jego przestrzeni osobistej. Nie było ku temu potrzeby. Nael nigdy nie czuł tej presji typowej dla ludzi, wynikającej z pragnienia, by „kuć żelazo póki gorące”. Nie, on zawsze miał czas. Mógł przeczekać wszystko, zapewnić swojemu towarzyszowi tyle spokoju i ciszy, ile tylko potrzebował. Nie musiał się spieszyć z niczym – ani z żegnaniem zmarłych przyjaciół, ani z podrywaniem ich prawnuka. Mógł zrobić to tak spokojnie i wolno, by nie tylko go nie przestraszyć (bardzo), ale też zdobyć jego zaufanie. Mógł, ponieważ wiedział, że Erwin, chociaż w pewnym stopniu, jest przychylny jego płci. To wystarczało, przynajmniej póki co. Zdecydował się przerwać ciszę dopiero w momencie, w którym przekroczyli próg dworu. Nie spojrzał w kierunku blondyna, ale delikatnie skinął ku niemu głową, celowo używając zaraz bardziej poważnego tonu i słów: - Dziękuję. Nie spodziewałem się usłyszeć takiego powitania. Postaram się nie zawieść zaufania, którym mnie obdarzyłeś i nie wykorzystywać zbytnio twojej gościnności. - Uśmiechnął się wąsko, gdy otworzyły się przed nim drzwi z nieodłącznym Erykiem. - Jestem ciekaw tego, co stało się z kinematografią od czasu, kiedy ja widziałem filmy. Nie miałem ostatnio dużej styczności z technologią, z przyczyn zapewne dla ciebie oczywistych. Powiedz, czym jest popcorn? - spytał, oddając odzienie wierzchnie lokajowi i patrząc z pewnym zdegustowaniem na swoje, pobrudzone błotem, spodnie i buty. Westchnął pod nosem, skupiając wreszcie spojrzenie na Erwinie, pozwalając rozmowie naturalnie przejść w bardziej nieformalne, ale też i zupełnie nieistotne aspekty. - Jeśli pozwolisz, poszedłbym zmyć to ze spodni, a później dołączę do was... gdziekolwiek zamierzacie być? - zaproponował łagodnie, gestem ucinając ewentualne zapewnienia lokaja, że ten się wszystkim zajmie i załatwi mu kolejne ubrania na zmianę. Nie widział potrzeby kolejnych przebrań i wykorzystywania uprzejmości Eryka. Gdy otrzymał zgodę, oddalił się na kilka chwil, wracając w nienagannym stanie, znów z włosami upiętymi w koka, czystymi i suchymi spodniami, dłońmi oraz twarzą. Pomimo niechlujności fryzury, prezentował się bardziej jak model, który przyszedł obejrzeć film ze zwykłymi śmiertelnikami, niż przeciętny facet. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: Kochając Nieśmiertelnego Sob Lis 24, 2018 11:34 pm | |
| Wracali w milczeniu, a choć początkowo Erwin nie chciał wracać zanim nie wyjaśnią sobie tego nagłego pocałunku, tak po ostatnim zamilkł i nie miał zamiaru poruszać już tego tematu. Wyraźnie też unikał spojrzenia towarzysza, zupełnie jakby znów był nieśmiałym nastolatkiem, a nie dziedzicem majętnego rodu i dyrektorem doskonale prosperującego parku rozrywki. Ale choć na niego nie patrzył, to zastanawiał się czy elf odczuwał to wszystko równie mocno? Czy był tak przejęty? Czy setki lat życia pozwalały mu jeszcze ekscytować się czymś tak... nieważnym? I znów wrócił do rozmyślania, że być może właśnie padał ofiara manipulacji, ale rozpaczliwie starał się uciekać od takich wniosków. Bał się ich, bo w obliczu nagłych, wyraźnych i... pięknych uczuć, czułby się bardzo skrzywdzony. Nie chciał cierpieć w taki sposób. Po tym jak przekroczyli próg domu, wciąż był niespokojny, ale jedynie wewnątrz. Z wierzchu znów wydawał się zimny, może nawet bardziej niż zwykle, bo mocniej się pilnował. Kiedy elf zwrócił się do niego, po, jak mu się zdawało, nieznośnie długim czasie milczenia, jedynie skinął głową. Potem oddał płaszcz lokajowi i chrząknięciem rozluźnił ściśnięte gardło. - Podejrzewam, że bardzo się zmieniła - odparł cicho, ściągając buty. Nie miał głowy do zastanawiania się nad zmianami jakie zaistniały w kinematografii na przełomie stuleci. Odstawił buty i wyprostował się, a słysząc pytanie, pierwszy raz od pocałunku, spojrzał elfowi w twarz. Boże. Poczuł w żołądku stado wściekłych motyli. - To prażone ziarna kukurydzy - powiedział, choć rozmawianie o kukurydzy wydawało mu się teraz szalenie głupie. A jednak z kamienną twarzą, mówił dalej. - Kiedy podda się je odpowiedniej temperaturze, pękają, zmieniając się w chrupki przysmak. W obecnych czasach jest bardzo popularny w kinach. - Milknąc, miał poczucie, że zachowuje się jak szczeniak, który na widok pięknej dziewczyny plecie jakieś głupoty. - Proszę. - Kiwnął głową. - Będziemy w bawialni na piętrze. Eryk cię zaprowadzi. - Odwrócił wzrok od białowłosego i pozwolił im pierwszym ruszyć holem. Po tym jak Nael oddalił się z lokajem, Erwin westchnął ciężko i wyraźnie się zgarbił. Przetarł palcami oczy, wciąż stojąc w sieni, zmuszając się, by nie uciec do swoich pokoi. Musiał skonfrontować się jeszcze z matką i Hermanem, a kompletnie nie czuł się na siłach. Po raz pierwszy od wielu lat, miał szczerą ochotę się gdzieś ukryć. Najpierw zdecydował się jednak porozmawiać z matką, uznając to za priorytet. Wyłożył jej wszystko, czego sam dowiedział się od elfa, dzielnie znosząc dociekliwe pytania seniorki i jej nerwowy chichot. Nie miał zamiaru ukrywać prawdy przed panią Pringsheim - zasługiwała na nią. Zresztą, kłamstwo mogło okazać się opłakane w skutkach. Wolał stawiać sprawy jasno, dlatego powiedział jej także, że zdecydował się potraktować elfa jak kuzyna, dając mu do zrozumienia, że jest miłym gościem w dworze. Oczywiście przestrzegł matkę żeby w razie nagabywania, zwróciła się do Eryka lub do ochrony. Bo pomimo wiarygodnych dowodów na to, że Nael był związany z rodziną, Erwin nadal był w stosunku do niego ostrożny. Po zdaniu relacji ze znalezienia ukrytej części dworu i odwiedzenia cmentarza (i oczywistego pominięcia sceny pocałunku), pożegnał matkę (wybierała się na wieczornego brydża) i ruszył do bawialni. Musiał jeszcze znieść kilka godzin w towarzystwie przesadnie radosnego Hermana i pocałowanego Naela. Przemierzając korytarze, starał się kierować myśli na pracę. Bezpieczny, znajomy grunt, który zawsze pozwalał mu odciąć się od przytłaczającej rzeczywistości. Gdy więc dotarł do bawialni, był odrobinę spokojniejszy. Otworzył dwuskrzydłowe, przeszklone drzwi do sporego pomieszczenia urządzonego zdecydowanie nowocześniej niż większość rezydencji. Przede wszystkim jego centrum stanowiła wielka, czarna kanapa, niski stolik kawowy i pokaźnych rozmiarów płaski telewizor. Okna zasłonięte były grubymi kotarami, a światło było przyciemnione idealnie, by dobrze oglądało się telewizję czy filmy. Erwin zastał Hermana oświetlonego jedynie blaskiem telewizora, rozłożonego na kanapie, zakopanego w koce, obejmującego wielką miskę popcornu. Oglądał telewizję, głośno śmiejąc się z jakiegoś starego sitcomu. Gdy dostrzegł gospodarza, poklepał kanapę na przeciw siebie. Blondyn ruszył więc i przysiadł odchylając do tyłu głowę i wzdychając ciężko, dając upust zmęczeniu. - Jesteś na reszcie! Jak poszło? - W porządku. - Nie wyglądasz na "w porządku" - zauważył rudzielec, podnosząc się do siadu. Przyciszył telewizor i spojrzał na Erwina poważniej. - Coś się stało? Nael sprawił ci kłopot i się zmył? - Nie. Zaraz przyjdzie. Poszedł się przebrać. - O, to jednak zostanie? Świetnie! - Trącił blondyna łokciem w bok, naraz odzyskując rezon, jakby wiadomość bardzo go pokrzepiła. - To niesamowita akcja, nie? - dodał po chwili. - Kto by pomyślał, że Nael jest taki stary? - Jest elfem. - Ale takim starym? Nie wygląda! Erwin nie skomentował. Po plecach przebiegł mu ciepły dreszcz podsycany wspomnieniem. Przed oczami stanął mu obraz wilgotnych po pocałunku ust i rozognionych oczu Naela, które nie wyglądały na należące do tak wiekowej istoty. Nawet nie zdawał sobie sprawy, ze westchnął cicho i tym razem nie było to cieżkie, zmęczone westchnienie. - Ej, a zamierzasz się z nim, no wiesz, zaprzyjaźnić w imię starej, rodowej przyjaźni? - Herman podjął po chwili milczenia przerywanej chrupaniem popcornu i wyrwał Erwina z zamyślenia. - Nie mogę wykreślić go z historii rodziny - zauważył ostrożnie, nie będąc pewnym jak miałby odpowiedzieć na to pytanie. - Nie o to pytam - Herman zaśmiał się, a potem wspierając się dłonią o ramię Erwina, nachylił się, niemal pokładając się na jego plecach. - No wiesz, czy on teraz będzie tu częściej? - rozwinął myśl, nadając jej sugestywny wydźwięk. Blondyn zamrugał i dopiero po chwili zrozumiał aluzję Hermana. Obrócił się ku niemu lekko i mocno zmarszczył brwi. Być może przez wzgląd na zbyt dużą ilość wrażeń, ale czuł się dzisiaj przytłoczony i drażliwy. Radosny przyjaciel stał się nagle bardziej męczący niż zazwyczaj i przynajmniej dwa razy bardziej irytujący. - Powiedziałem mu, że jest tu mile widziany, ale to czy będzie przychodził nie zależy ode mnie - odpowiedział mu spokojnie, wszystkimi siłami powstrzymując się od jakiegoś złośliwego komentarza. - Jednak nie jesteś takim beznadziejnym skrzydłowym! - roześmiał się rudy, najwyraźniej odbierając słowa Pringsheima jako sugestię, że wspaniałomyślnie załatwił mu częstsze spotkania z obiektem zainteresowania. - Masz. - Postawił mu na kolanach miskę popcornu. - W nagrodę. Erwin westchnął i zanurzył dłoń w popcornie, a potem bez entuzjazmu wrzucił kilka ziarenek do ust. Nie wyprowadzał przyjaciela z błędu. Niech myśli co chce, nie chciał z nim dyskutować. Zawiesił wzrok na migających w telewizji obrazach, pozwalając swoim myślom na chwilę odpłynąć, skoro rozmowa się ucięła. Potrzebował chwili oddechu, bezmyślności, żeby dojść ze sobą do porozumienia i przestać tak bardzo rozpamiętywać dotyk ciepłych ust i dłoni. - Powiedz, Wini, on naprawdę opłakiwał twoich pradziadków? - Głos Hermana po raz kolejny przerwał erwinowy spokój, ale tym razem był cichszy, poważniejszy. Mężczyzna przypomniał sobie klęczącego, kopiącego w ziemi elfa, jego powagę, poświęcenie i wzniosłość chwili i z wolna pokiwał głową, nie odrywając spojrzenia od ekranu. - Naprawdę - przyznał. - Myślisz, że potrzebuje pocieszenia? Te słowa tak bardzo zaskoczyły blondyna, że zamarł w pół ruchu z dłonią pełną popcornu. Powoli, jakby z niedowierzaniem odwrócił się zupełnie, zmuszając kompana, by wyprostował się i zabrał dłoń z jego ramienia. Spojrzenie jakim go obdarzył, zmyło mu z ust uśmiech. - Chcesz żerować na czyimś cierpieniu? Jesteś aż tak płytki? - Choć głos Erwina był jak zawsze, spokojny i całkiem obojętny, to spojrzenie było zimne i ostre jak stal. - Wini, no co ty... - Chcesz wykorzystać czyjeś uczucia dla własnych korzyści? - Nie to miałem na myśli... - Rudzielec przejął wyraźnie. - Znaczy, to też trochę, ale to nie tak, że on mi się nie podoba czy coś, że ja to tylko dla... - Nie tłumacz się - uciął Erwin, cichym, dziwnie zdławionym głosem. - Zostaw to dla kogoś innego. Nie obchodzi mnie to. Jesteś zwyczajnie żałosny. - Odstawił miskę na bok i wstał, ale Herman złapał go za dłoń i pociągnął lekko. - Naprawdę masz o mnie takie złe zdanie? - A dałeś mi powód żebym miał lepsze? Zamilkli obaj, intensywnie wpatrzeni w siebie, a w tle groteskowo roześmiała się publiczność sitcomu. Po chwili jednak, to Herman pierwszy odwrócił wzrok. Zsunął dłoń z nadgarstka przyjaciela, na jego rękę, którą uścisnął lekko. - Nie, masz rację. Przepraszam. Ale nie rozmawiajmy o tym teraz, dobrze? Nael źle będzie się czuł w napiętej atmosferze. Erwin, obiecuję, że wrócimy do tego... - Nie musimy - odparł sucho, a potem przeniósł wzrok na przeszklone drzwi. Już wcześniej zauważył za nimi cień i domyślił się, że elf słysząc wymianę zdań, nie zdecydował się wejść, by nie uczynić sytuacji jeszcze bardziej niezręczną. Pringsheim odchrząknął więc głośno i zwrócił się bezpośrednio w stronę Naela. - Naelarisie, wejdź proszę. Mówiłem, żebyś czuł się jak u siebie. - Doskonale wiedział, że nigdy nie użył takich słów wobec niego, ale z jakiejś przyczyny to drobne kłamstwo wydało mu się teraz bardzo na miejscu. I gdy tylko elf przekroczył próg salonu, Erwin uśmiechnął się oszczędnie i wskazał mu miejsce na kanapie, samemu również jedno zajmując. Jak gdyby nigdy nic, przerzucił sobie przed nogi koc i oparł się wygodnie, splatając dłonie na brzuchu. Tymczasem Herman uśmiechnął się radośnie do białowłosego i zaszczebiotał, że cieszy się z ponownego spotkania i z tego, że elf zdecydował się zostać. - Jakie filmy przygotowałeś? - zapytał Erwin, wyraźnie przerywając jego wesoła paplaninę. Rudzielec odrobinę zbity z tropu przedstawił kilka tytułów filmów, prosząc, by wybrali pomiędzy dwoma komediami i horrorem. Dziedzic nie wydawał się szczególnie zainteresowany czy to towarzystwem, czy wyborem filmu, czy nawet stojącą pomiędzy nimi miską popcornu. Beznamiętnym spojrzeniem wpatrywał się w telewizor, wyraźnie czekając aż to jego kompani na coś się zdecydują. |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: Kochając Nieśmiertelnego Nie Lis 25, 2018 1:49 pm | |
| Nael dołożył starań, by zachowywać się całkowicie neutralnie w stosunku do blondyna. Rozmowa o nieistotnych rzeczach i nienachalne spoglądanie w jego stronę wydały mu się dobrym początkiem – chociaż musiał przyznać, że gdy zobaczył znów wykutą w marmurze, chłodną twarz, zrobiło mu się zimniej. Przez kilka sekund zastanawiał się nawet, czy faktycznie jest mile widziany, czy gospodarz po prostu uznał, że nie wypada go od razu po zapewnieniu, iż jest mile widziany, wyrzucać za drzwi. Wtedy przypomniał sobie namiętność, jaką został obdarzony na ścieżce. Niezależnie od tego, jak w tym momencie zachowywał się Erwin, wtedy nie udawał. Nie miał założonej na siebie maski, nie ukrywał uczuć, które nim targały. Niezależnie od tego, jak wiele starań dołożył wcześniej – i dokładał w tym momencie – raz pokazał się z innej strony i elf ani myślał o niej zapominać. Wysłuchał dlatego odpowiedzi mężczyzny, a potem oddalił się do łazienki, przypuszczając jednak, że sam też bez problemu by ją znalazł. Nie sądził, by w ciągu dwustu lat dwór został aż tak zmodyfikowany, by przesunięto cały pion wody – nie zamierzał jednak dyskutować z właścicielem budynku. Podążył bez protestu za lokajem, a korzystając z okazji podziwiał zmiany w tej części rezydencji, której nie miał okazji zobaczyć od dwustu lat. Wszystko prezentowało się ładnie, schludnie i z pomysłem. Nowoczesność łączyła się z przeszłością w sposób niewymuszony, chociaż elementów, które sam Vikarian kojarzył, było niewiele. Większość rzeczy przybyła do dworu po tym, jak on przestał się w nim pojawiać, ale jako architekt nie mógł powiedzieć, by był niezadowolony z kierunku, jaki obrali kolejni Pringsheimowie. Widać było, że w rodzinie obecna była zawsze artystyczna dusza, nawet jeśli czasami bardziej ukryta. W łazience Naeleris nie spędził zbyt dużo czasu – doprowadził się jedynie do porządku, odczekał dodatkowo chwilę, by dać czas Erwinowi na ewentualną rozmowę z Hermanem, a potem wyszedł. Tym razem poprosił Eryka wyłącznie o wskazówki dotyczące dotarcia do odpowiedniego pokoju, a potem ruszył samodzielnie, świadom że mężczyzna i tak podąży za nim jak cień, upewniając się, że gość nie będzie nigdzie węszył ani naprzykrzał się mieszkańcom dworu. Elf nie miał nic przeciwko – chciał po prostu chwili złudzenia, że znów przechadza się samotnie po swoim domu, pogrążony w zamyśleniu. Nie przywykł nigdy do posiadania służby – pierwsi Pringsheimowie jej nie potrzebowali, przynajmniej nie wtedy, kiedy on z nimi mieszkał, a jako przedstawiciel swojego gatunku nigdy wcześniej ani później nie mieszkał w takim miejscu, które potrzebowałoby czyjejś ciągłej uwagi, by zachować idealny stan. Wiedział, że u ludzi wyglądało to inaczej i uszanował to, nie komentując ani nie robiąc dodatkowych problemów lokajowi. Dotarł pod drzwi bawialni bez większego problemu, ale usłyszał podniesione głosy i zatrzymał się odruchowo. W pierwszej chwili, planował po prostu zastukać delikatnie w drzwi, by ostrzec przed swoim przybyciem i nikogo nie przestraszyć, ale zanim zdążył to zrobić, zdał sobie sprawę, iż był przedmiotem rozmowy – a to zaciekawiło go do tego stopnia, iż zdecydował się podsłuchać jej strzępki. Słysząc kolejne słowa, nie pożałował swojej decyzji. Poczuł smutek. Wiedział, oczywiście, że Herman, tak jak i inni poznani w barze ludzie, pragnęli go z bardziej płytkich i niemal śmiesznych przyczyn. Żaden z nich nie był złym człowiekiem, przyciągała ich zwykła ciekawość i głód doświadczeń, których nigdy nie mieli okazji przeżyć. Część z nich liczyła tylko na seks, a inni od razu na nieśmiertelność – tak jakby była ona zwykłą formalnością, jak podpisanie papierku ślubnego w ich świecie. Mimo wszystko, jednym było wiedzieć, a drugim… usłyszeć potwierdzenie. Czy Erwin zareagował tak chłodno dlatego, że zależało mu na przyjacielu czy dlatego, że poczuł coś do elfa? Westchnął cicho i schował dłonie do kieszeni spodni, lekko przechylając się na bok, opierając ramieniem o drzwi. Nagle pomysł spędzenia wieczoru z filmem i dwójką ludzi wydał mu się niewłaściwy i zbyt problematyczny. Dopiero co pożegnał jednych i już musiał użerać się z następnymi? Musiał brać pod uwagę ich śmiertelność, krótki żywot, brak doświadczeń z magią, specyficzne nastawienie do jego rasy…? Przez moment poczuł się na to za stary. „Nael źle będzie się czuł w napiętej atmosferze”. Żebyś wiedział. Drgnął, słysząc głos Erwina, skierowany bezpośrednio do niego. Słysząc swoje pełne imię i oświadczenie, którym nigdy wcześniej mężczyzna go nie obdarzył, poczuł… nieokreślone ciepło. Z jednej strony faktycznie, ludzie wydawali się zbyt dużym problemem, ale z drugiej, nadal pragnął poznać dziedzica Pringsheimów. Chciał znowu usłyszeć jego śmiech i poczuć jego dłonie w swoich włosach. Język przy swoim języku. Odetchnął, wyprostował się i wszedł do pomieszczenia, a wąski uśmiech blondyna wywołał u niego szczere, ciepłe, przyjazne wygięcie warg. Głos Hermana zmusił go do odwrócenia od niego wzroku, a skupienia na entuzjastycznym mężczyźnie, tryskającym radością z ponownego spotkania. Nael widział w nim szczerość i nie wątpił w nią ani przez sekundę, nawet pomimo rozmowy, której niechcący był milczącym świadkiem. Nie chciał być wobec niego nieuprzejmym, dlatego zdecydował się odwzajemnić zapewnienie – nim jednak zdołał, wszystko przerwało chłodne pytanie Erwina. Co wywołuje w nim teraz irytację? Ja, czy Herman? - Myślę, że komedia będzie lepszym wyborem. Od bardzo dawna nie miałem kontaktu z filmami, nie chcę skończyć obawiając się ciemności przez najbliższy miesiąc. - Puścił oko do rudowłosego, decydując się wreszcie usiąść. Chwycił jeden z koców i dwie poduszki, rzucił je na ziemię, pomiędzy nogami mężczyzn, a potem usadowił się tam, owijając miękkim materiałem. Kanapa wiązała się z bliższym kontaktem z którymś z przyjaciół. Musiałby podjąć decyzję, gdzie usiąść – czy obok swojego adoratora, czy też posłuchać sugestii Erwina. Herman zapewne byłby niepocieszony, gdyby wybrał miejsce przy gospodarzu, a z drugiej strony, nie chciał też w jakiś sposób skrępować Pringsheima. Ani myślał też zasugerować mu, iż ten pocałunek był niczym i będzie dalej nieprzyzwoicie flirtował w jego obecności. Dywan na podłodze wydawał mu się najlepszym i najbardziej neutralnym rozwiązaniem. - Zdam się na ciebie - zapewnił wahającego się wyraźnie mężczyznę, samemu sięgając do miski z popcornem. Wziął do ręki raptem trzy, może cztery, ziarna, z ciekawością wsadzając je do ust. Przygryzł je ostrożnie, zaskoczony zarówno dźwiękiem, jak i smakiem. Wiedział, jak smakuje kukurydza – i to zdecydowanie jej nie przypominało. Nie sądził jednak, by gospodarz go okłamał, dlatego nie odezwał się i nie zwerbalizował swoich wątpliwości. Zamiast tego wrzucił do ust kolejne ziarenka popcornu, próbując jednocześnie w myślach określić, na ile odpowiadał mu nowy przysmak. Może gdyby dodać do tego jakiegoś sosu… - zamyślił się, przez co tytuł filmu, który ostatecznie wybrał Herman, mignął mu niewyraźnie nim zdołał go przeczytać. Usadowił się wygodniej na poduszkach, zakrywając dokładnie kocem i układając jego brzegi przy szyi jak wysoki kołnierz. Odepchnął od siebie zbędne myśli, skupiając na nowym doświadczeniu. Przez pierwsze dwadzieścia minut dołożył wszelkich starań, by nie tylko katalogować zmiany w kinematografii, ale też podążać za historią. Mimo dobrej woli czuł, jak z każdą kolejną mijającą minutą jest coraz bardziej zmęczony. Intensywne kolory i gwałtowny montaż czyniły wszystko niemal nieznośnym. Czuł się bombardowany przez bodźce, do których jego oczy i umysł nie przywykły – a przez to zaczęły go boleć. Nie wyłapywał też części nawiązań, a przynajmniej tak wnioskował, słysząc śmiechy i komentarze Hermana. Starał się mu wtórować na tyle, by mężczyzna nie czuł się osamotniony w swoim rozbawieniu, ale było to jedynie kolejnym męczącym bodźcem. Zamknął na moment oczy, odcinając się od części przeciążających go rzeczy, rezygnując zarówno ze śledzenia wydarzeń na ekranie, jak i konsumowania kolejnych ziarenek popcornu. Chciało mu się pić, a głowa pulsowała nieprzyjemnym bólem. Uważny obserwator mógł zauważyć, że w pewnym momencie elf przestał się tak energicznie udzielać i znieruchomiał, jedynie sporadycznie kiwając głową na jakieś komentarze Hermana. To też jednak po jakimś czasie zanikło, a ciało Naela delikatnie się rozluźniło, przechylając lekko na bok, opierając ramieniem o przykrytą kocem nogę Erwina. Białowłosy odciął się całkowicie od głośnych i intensywnych bodźców, do których nie przywykł i nie potrafił się w nich odnaleźć, a w efekcie... przysnął. Oczywiście, mógł powiedzieć wcześniej, że coś mu nie odpowiada, że się źle czuje i wolałby już wrócić do hotelu, ale nie chciał być niegrzeczny. Propozycja Erwina była dla niego ważnym gestem, szansą na przedłużenie odrobinę ich kontaktu, nawet jeśli w tym momencie do niczego konkretnego nie zmierzali. Ważniejsze było raczej przyzwyczajenie dziedzica rodu do jego obecności i pokazanie mu, że nie stanowi zagrożenia, niż nawiązanie bardziej jednoznacznej i fizycznej bliskości. Niż nawet dowiedzenie się o nim więcej, czy powiedzenie czegoś o sobie. Czasami ważniejsze było po prostu wspólne spędzanie czasu, niż aktywne budowanie porozumienia. Cisza cementowała relację niejednokrotnie mocniej, niż rozmowy. Głowa Naela sama zsunęła się odrobinę bardziej, opierając o nogę mężczyzny. W tym momencie dało się już wyraźnie dostrzec, że elf miał zamknięte oczy, a rysy jego twarzy zmiękły. Przypominał w tym momencie bardziej lalkę, niż pewną siebie, magiczną istotę, której nie sposób było się oprzeć. Był niemal… bezbronny i kruchy, niczym zrobiony z porcelany. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: Kochając Nieśmiertelnego Sro Lis 28, 2018 12:57 am | |
| Erwin nie miał pojęcia jak wiele słyszał Nael, ale sądził, że wystarczająco, by poczuć się nieswojo. Mimo to zdawał się dobrze grać, że nic się nie stało, podobnie zresztą jak Herman, który jak gdyby nigdy nic oddał się luźnej rozmowie. Erwinowi nie pozostawało więc nic innego jak przystać na tę grę podchodów i uprzejmości, choć miał jej już szczerze dosyć od kiedy tylko elf przestąpił próg salonu. Najpierw matka, a potem Herman... Niech to już się skończy. Dotyk ramienia na łydce czuł nazbyt wyraźnie. Na tyle, że przez kilka chwil, zanim przywykł, nie mógł skupić się na filmie. Wpatrywał się w ekran beznamiętnie, nie wybuchając szczerym śmiechem na pierwszy z gagów, jak zrobił Herman. Czuł niewygodne ciepło i każdy drobny ruch, jaki wykonywał elf. Czy specjalnie usiadł tak blisko? Przestał roztrząsać ten drobiazg dopiero po kilku minutach, kiedy Herman zapytał czy jest rozczarowany filmem. Odparł, że jest zwyczajnie zmęczony, kolejną chłodną odpowiedzią ucinając entuzjazm przyjaciela. Erwinowi było po prostu za niego wstyd. Nie mógł pojąc jak płytkim człowiekiem stał się jego wieloletni kompan. Zawsze miał o nim bardzo dobre zdanie. Herman był człowiekiem ekspresyjnym, szczerym, może nieco zbyt żywiołowym, ale nigdy nie nazwałby go płytkim i nigdy nie przypiąłby mu łatki egoisty. A teraz jawił się właśnie kimś takim. Początkowo Erwinowi było to obojętne. Dopóki Herman był w porządku wobec niego, to jaki był dla świata i istot w nim żyjących, nie miało znaczenia, ale Nael nie był już kimś obcym. Wtargnął w ten prywatny, erwinowy świat, stał się jego częścią, a choć dziedzic nie prosił o to, nie mógł temu zaprzeczyć. Odruchowo czuł się więc w obowiązku dbać też o kłopotliwego elfa. Tym bardziej, kiedy Herman okazał się swoistym zdrajcą i bruździł mu w życiu. Im w życiu. Dlaczego to stało się takie istotne? To przez pocałunek? Na przekór, ekran wypełniła scena całującej się pary. Erwin skrzywił się nieznacznie i westchnął ciężko, co nie uszło uwadze Hermana. - Nadal zakrywasz sobie oczy widząc sceny seksu? - parsknął wesoło, wyraźnie starając się rozluźnić atmosferę między nimi. - To było na początku liceum. - Erwin nie wydawał się ani trochę poruszony docinkiem. - Od tamtej pory nabrałeś doświadczenia? - Myślisz, że tylko ty go nabierałeś? - Spojrzał na Hermana z ukosa, a ten zmierzył go uważnym, nieco powątpiewającym spojrzeniem. - Ależ nie! - zaprzeczył nieszczerze, chichocząc głupio. Erwin, niezrażony, wrócił spojrzeniem do ekranu, w duchu przeklinając rudzielca za wszelkie próby przywoływania wspomnień. Dzisiaj było ich zbyt dużo. Przeszłość wyciągała po Erwina ręce, a on wcale nie chciał dać się złapać. Jego sentymentalność nie obejmowała aż takiego poświęcania się minionym chwilom. Dzisiaj czuł przesyt. Miał wrażenie, ze oddycha zatęchłym kurzem z elfiego pokoju, a zza zasłony spoglądają na niego widma pradziadków, babki i ojca i oceniającym wzrokiem przyglądają się jego działaniom. Chciał się od tego uwolnić. Znów miał ochotę wygonić przeszłość ze swojego domu, ale oczywiście nie zrobił nic by to uczynić. Obaj mężczyźni oblegli go jak rzepy. Jeden przylegał do jego kolana, a drugi opierał się ramieniem o jego ramię, wygodnie rozparty na kanapie. - Jak w przedszkolu... - mruknął pod nosem. Film mijał, a z nim entuzjazm obu kompanów. Herman przestał tak żywiołowo komentować kolejne sceny, a elf zamilkł na dobre, z głową wspartą o erwinowe kolano. - Zasnął? - szepnął Herman tuż przed końcówką filmu. Erwin wychylił się trochę, by spojrzeć na Naela i faktycznie, mężczyzna miał zamknięte oczy, a jego pierś unosiła się i opadała w równym, powolnym rytmie. Wyglądał tak spokojnie i... młodo, że ciężko było uwierzyć w jego ponad czterysta lat. - Na to wygląda. Herman uśmiechnął się jakoś tak czule, sprawiając, ze Erwin poczuł się odrobinę nieswojo. Poruszył się więc i chrząknął cicho, skupiając tym samym uwagę rudzielca. Ten faktycznie spojrzał na niego i uśmiechnął się szerzej. - Nie dziwię się mu. Jesteś doskonałą poduszką. Blondyn wywrócił oczami, ale gdy Herman oparł głowę o jego ramię, nie odepchnął go w żaden sposób. Nawet pomimo wcześniejszej, gorzkiej wymiany zdań, nie potrafił odmówić Hermanowi, kiedy jego głos stawał się taki ciepły, a spojrzenie łagodne i czułe. Najwyraźniej nie był w stanie pozbyć się dawnych przyzwyczajeń. Ostatnie sceny oglądali więc przytuleni do siebie, cała trójka, jakby wciąż byli dziećmi, albo jakby byli sobie bliżsi niż w rzeczywistości. Erwin od dawna nie miał takiego przesytu dotyku. Jednocześnie ciepła było zbyt dużo i zbyt mało - nieprzyjemne, konfundujące uczucie, które budziło w nim wypierane przez lata potrzeby i pragnienia. Nie pamiętał o czym był film. Gdy na ekranie pojawiły się napisy końcowe, zdał sobie sprawę, że obaj mężczyźni śpią, faktycznie używając go jako poduszki. Nieprawdopodobne. Odchylił głowę na oparcie i wzdychając głęboko, zamknął oczy. Nie poruszył się ani o milimetr, nie chcąc budzić śpiącej dwójki. I zanim się spostrzegł, również dał się ukołysać zmęczeniem i ciepłem bliskości dwóch ciał. Gdy się obudził w pokoju było zupełnie ciemno. Telewizor wyłączył się już dawno, a zegarek na dekoderze wskazywał dwudziestą drugą. Bolał go kark i plecy od siedzenia w bezruchu, a choć było mu dziwnie chłodno w ramiona, to ciepło w nogi. Na udzie wyczuwał ciężar głowy Hermana, który spał w najlepsze. Najwyraźniej nie miał zamiaru budzić kogokolwiek nawet jeśli obudził się sam. Po prostu zmienił pozycję na wygodniejszą. Elf natomiast wciąż spał wsparty o kanapę i blondyna choć jednocześnie zsunął się też bardziej na dywan. Erwin potarł obolały kark, ale po chwili, wiedziony jakimś dziwnym odruchem... a może była to jakaś wypierana kiedyś chęć... zagłębił palce w rudych włosach, powoli, pieszczotliwie je przeczesując, zupełnie jakby uspokajał małego chłopca, a nie ponad trzydziestoletniego mężczyznę. Herman poruszył się przez sen, a potem otworzył oczy i uśmiechnął się leniwie. Erwin widział w mroku wyraz jego twarzy, znajomo łagodny, niemal po rodzicielsku czuły. - Kiedyś... - Ty mi tak robiłeś. Wiem. - Długo musiałem czekać na swoją kolej. Erwin uśmiechnął się krzywo i lekko pociągnął go za włosy. - Nie przyzwyczajaj się. Herman chwycił go za nadgarstek, gdy tylko odsuwał dłoń. - Jeszcze... Ciepły szept przeszył Erwina dreszczem, ale to było zbyt mało, by blondyn uległ sugestii. Najpierw faktycznie na powrót zagłębił rękę w jego włosach, a potem wsuwając mu palce pod głowę, zmusił go, by ją podniósł. - Rusz się - mruknął bardziej stanowczo. - I powiedz Erykowi żeby przygotował wam pokoje. Herman, chichocząc cicho, uniósł się do siadu i przeciągnął. - Dobrze, dobrze, ale było mi całkiem wygodnie... Erwin tymczasem nachylił się do Naela i choć w pierwszej chwili zawahał się, to w drugiej przesunął wierzchem palców po jego policzku. Już wcześniej dostrzegł gładkość i doskonałość jego skóry, ale gdy znów ją poczuł, mógł myśleć jedynie o niesamowitym pięknie magicznej istoty. Pozwolił sobie na taki gest, na te myśli i na oczywistą czułość, bo mrok pokoju ukrywał wszystko, jednocześnie zachęcając do intymności. No i rozespany elf raczej nie zinterpretuje dwuznacznie takiego zachowania... a tak przynajmniej wydawało się blondynowi. - Nael? - szepnął tuż nad jego głową, lekko opierając dłoń na jego ramieniu. - Już późno. Eryk przygotuje ci pokój. |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: Kochając Nieśmiertelnego Sob Gru 01, 2018 12:29 am | |
| Luźna rozmowa między Hermanem i Erwinem dała elfowi pewne wyobrażenie na temat tego, jak długa była ich przyjaźń. Pomimo, iż minęło dwieście lat od czasu, gdy Nael żył pomiędzy ludźmi i znał ich zwyczaje, potrafił mniej więcej określić aktualny wiek mężczyzn i ten, który osiągnęli będąc w liceum. Na lata nieśmiertelnych był to śmiesznie krótki czas – ale w przypadku osób pozbawionych tego daru, była to całkiem długa znajomość. Taka, która wiązała się z pewnymi konsekwencjami i bliskością, skoro przetrwała próbę czasu. Vikarian zdał sobie sprawę, że przypadkowo wszedł pomiędzy dwójkę ludzi, którzy świetnie się znali, mieli wiele wspólnych wspomnień i którzy mogą z jego winy rozejść się w różnych kierunkach. Już w jakiś sposób zaczęli, czego niechcący był świadkiem. Tyle człowieczych subtelności zapomniał przez brak kontaktu z tym „drugim” światem, pozbawionym magii, pośpiechu i intensywnych pragnień. Westchnął cicho, niesłyszalnie, nie chcąc zwracać uwagi mężczyzn. Przez sam fakt, iż zainteresował się Erwinem, a to Herman próbował zdobyć jego sympatię, ponownie znalazł się pomiędzy dwójką ludzi. Nie chciał wracać do tamtych czasów. One były, minęły, nie uważał ich za złe czy stracone, ale nie zapewniły mu wiecznego szczęścia, a jedynie kilka chwil, mrugnięć, w całym jego długim, samotnym życiu. Czy Erwin miał chociaż ułamek doświadczenia, które uzbierał Nael? Film był męczący. Wymagał uwagi, zbyt dużo uwagi, by elf mógł sobie z tym poradzić po ciężkim dniu wypełnionym nerwami, wspomnieniami, tęsknotą i melancholią. Zdecydował się na komedię bo zakładał, że będzie ona wymagała mniejszego zaangażowania emocjonalnego i skupienia, ale okazało się dokładnie na odwrót – a przez to białowłosy, zamiast cieszyć się nowym doświadczeniem, skończył wyczerpany i zniechęcony. Zdawał sobie sprawę z tego, iż wiele rzeczy uległo zmianie w ciągu dwustu lat. Musiało tak być. Wiedział o tym. A jednak… czuł pewnego rodzaju niesmak. Gorzki posmak w ustach. Świat ruszył do przodu bez niego, pozostawiając elfa w tyle, bez obdarzenia go nawet drugim spojrzeniem. Miał ochotę wrócić do swojego świata, schować się tam i zrezygnować z ludzi na dobre. A jednocześnie, chciał zostać tu jak najdłużej, odkryć jak najwięcej, poznać zarówno nowy świat, jak i młodego Pringsheima. Zamknął oczy, uśmiechając się pod nosem, odsuwając od siebie zbędne myśli i bodźce. Potrzebował chwili odpoczynku, szansy na odzyskanie odrobiny energii i odcięcie się od wszystkich emocji, które musiały go w końcu zmęczyć. Nie zauważył momentu, w którym zasnął, tak samo jak nie usłyszał dwóch krótkich wymian zdań pomiędzy swoimi ludzkimi towarzyszami. Był pogrążony w całkiem głębokim śnie, spokojnym i pozbawionym zarówno obrazów, jak i typowej dla drzemki łatwości wybudzenia się. Pozycja, w której odpłynął, okazała się zaskakująco wygodna i nie wymagała wielu poprawek, a ciepło koca, poduszek i mężczyzny zapewniły mu zwykłą, niezobowiązującą przyjemność. Drgnął delikatnie, czując niespodziewany dotyk na policzku. W pierwszej chwili w jego głowie zamigotały rozmyte wspomnienia, gotowe do przejścia na powierzchnię i wepchnięcia go w toń tęsknoty. Nim jednak zdążyły go pochwycić, zapach przywrócił elfa do rzeczywistości. To nie był Alwin, to nie była Sheila, to nie byli jego rodzice. To był… Zamrugał, obracając twarz w kierunku palców. Zdążył je musnąć wargami i nosem, nim znajomy głos nie pozbawił go resztek snu i dokładnie umiejscowił w aktualnym czasie i miejscu. Przekrzywił głowę, spoglądając z dołu na ukrytą w ciemności twarz Erwina. Ziewnął cicho i mruknął przecząco: - Nie, absolutnie. Nie chciałbym robić większego kłopotu, niż już dzisiaj zrobiłem. - Ziewnął po raz kolejny, tym razem głośniej, a potem – nie bez żalu – odwinął się z koca, podparł o podłogę i powoli podniósł. Gdy stanął na nogi przed gospodarzem, przeciągnął się, pozwalając koszuli odrobinę podwinąć do góry, a potem rozejrzał się po pomieszczeniu. Było ciemno, nie widział więc zbyt wiele – co jednocześnie wskazywało na to, że się zasiedział i przysnął na dłużej, niż mógłby planować. - Przepraszam - mruknął, zbierając z podłogi elementy swojego niedawnego posłania. - Byłem zmęczony i zasnąłem, a przecież mnie zaprosiłeś… - zaczął się tłumaczyć, wyraźnie czując taką potrzebę, ale zamilkł, bo dostrzegł kątem oka ruch. Dopiero wtedy przypomniał sobie, że nie byli z Erwinem sami. Chrząknął, odkładając wszystko na kanapę. - Zaprosiliście. - Poprawił się. - Nie mam stąd bardzo daleko do hotelu, przejdę się. - Zapewnił z uśmiechem, którego zapewne jego towarzysze nie mogli dostrzec przez ciemność. Światło zapalił ktoś – najprawdopodobniej Herman, jednocześnie sugerując elfowi pozostanie w dworze i nie przejmowanie się żadnym kłopotem. Jakkolwiek Nael doceniał ten gest, miał jednak poważne wątpliwości przed przystaniem na tę propozycję. Po pierwsze dlatego, że faktycznie nie chciał wykorzystywać za bardzo gościnności Erwina. Po drugie, ponieważ nie był pewien, czy przypadkiem za naleganiem rudowłosego nie stoją cele, którym elf nie był zbyt przychylny. Wreszcie, ponieważ nie był pewien, czy chce pozostać na noc w miejscu, które kiedyś nazywał swoim domem – ale które już zdecydowanie nim nie było. Westchnął, lokując swoje spojrzenie na gospodarzu, przez kilka chwil milcząc i skanując go z uwagą. Czy Pringsheim życzył sobie, by faktycznie on został na noc w dworze? Czy wolałby się go możliwie bezproblemowo pozbyć? A może… sam miał jakieś plany w związku z przygotowywanym pokojem? Nie był specjalnie zaskoczony, gdy ostatecznie nic nie wyciągnął z miny blondyna. Idealna maska znów wskoczyła na swoje miejsce, zupełnie jakby do pocałunku (w liczbie trzech…) nigdy nie doszło, a pomiędzy nimi niczego nie było. Żadnej ciekawości, żadnego przyciągania. Uśmiechnął się subtelnie, tylko do Erwina, skinięciem głowy potwierdzając, że zostanie na noc. - Dziękuję. Bardzo wykorzystuję twoją gościnność. - Zaśmiał się cicho, na ułamek sekundy kładąc dłoń na ramieniu dziedzica w geście podziękowania. Jak to on, zignorował całkowicie przestrzeń osobistą, tym razem jednak na tak krótką chwilę, by blondyn nie zdążył nawet się zdziwić. Eryk przygotował pokoje w tempie, które mógł osiągnąć wyłącznie człowiek z wieloletnim doświadczeniem w takich zadaniach. Nawet nie mrugnął na oświadczenie, że tym razem zostaje dwóch panów na noc. Nael z pewną ulgą przyjął fakt, iż jego pokój gościnny znalazł się niezbyt blisko tego, który zajął Herman. Nie chciał mężczyzny odrzucać w zbyt bezpośredni sposób, ale z drugiej strony – nie zamierzał z nim pójść do łóżka. Po pierwsze dlatego, iż obawiał się typowo ludzkiej reakcji, pełnej złudzeń co do szybkiego otrzymania nieśmiertelności i absolutnej elfiej miłości. Po drugie dlatego, że rudowłosy był bliskim przyjacielem Erwina – a przespanie się z nim niewątpliwie skończyłoby jako opowiedziana historia. Ciężko byłoby o jaśniejszą sugestię, że Naela nie należy brać na poważnie. Należy. Śmiertelnie poważnie. Zamknął drzwi, rozebrał się i ułożył na krześle starannie złożony, ludzki strój. Jego własny, elfi, był już suchy, czysty, wyprasowany i pachnący, na oparciu drugiego. Magia technologii i dobrego służącego, jak mniemał. Zgasił światła i ułożył się pod kołdrą, z pewną ulgą stwierdzając, że w ciemności niczego nie widzi – może zatem udawać, iż wcale nie śpi w dworze Pringsheimów. Duchy jego byłych miłości nie będą go prześladować – zamiast myśleć o nich, pozwolił wrócić wspomnieniami do tego pocałunku, tak namiętnego i intensywnego, który na chwilę wstrząsnął ich rzeczywistością. Musiał się zastanowić, pod jakim pretekstem spotkać się ponownie z Erwinem. Zanim zauważył, zasnął.
Poranek nadszedł całkiem szybko. Elf nie miał pojęcia, czy – w kategoriach ludzkich – spał za długo, czy za krótko. Liczył na to, iż wychodząc z pokoju spotka po drodze kogoś ze służby i będzie mógł się dowiedzieć, czy – a jeśli tak, to gdzie – spotka kogoś z Pringsheimów, by podziękować za gościnę i wrócić z powrotem za międzyświat. Ku swojemu zaskoczeniu, trafił na kogoś z domowników dopiero w holu głównym – i była to ni mniej ni więcej, a pani domu. Ukłonił się jej delikatnie, posyłając uprzejmy uśmiech. - Dzień dobry, pani Pringsheim. - Dzień dobry, panie Vikarian. Liczę, że dobrze pan spał? - Tak, oczywiście. Dziękuję bardzo za gościnę, zasiedziałem się. - Roześmiał się luźno. - Erwin wyszedł już do pracy, ale jeśli chciałby pan zjeść śniadanie ze mną i Hermanem, będzie nam miło – zaproponowała ciepło Serena, skinięciem głowy wskazując za siebie, zapewne w stronę jadalni. Gdyby była sama, zapewne Vikarian by został i nawet obdarzył ją jakimiś historiami z początków rodu. Ponieważ jednak nie brakowało jej towarzystwa, elf zdecydował się uprzejmie odmówić. Towarzystwo Hermana, jakkolwiek całkiem sympatyczne, nie było mu w tym momencie na rękę. Miał wrażenie, jakby zaczynał mężczyzny unikać – faktem jednak było, iż nigdy niczego mu nie obiecywał. Byli wyłącznie znajomymi z baru, których drogi przecięły się więcej niż raz. Nie miał obowiązku martwić się tym, co rudowłosy pomyśli, ani jak bardzo będzie mu przykro, gdy zostanie pozbawiony kolejnej okazji na flirtowanie. Po tym, co Nael usłyszał poprzedniego wieczoru, zdecydowanie wolał narzucić pomiędzy nimi dystans – nawet większy, niż wcześniej. - Dziękuję za propozycję, ale niestety mam kilka rzeczy do załatwienia - skłamał gładko, posyłając kobiecie równie ciepły uśmiech. - Liczyłem, że uda mi się podziękować też Erwinowi za gościnę, ale skoro już wyszedł, nie pozostaje mi nic innego, jak wrócić do obowiązków - powiedział, przyjmując płaszcz od Eryka, który dosłownie pojawił się obok niego znikąd, bezszelestnie materializując się w potrzebnym odzieniem w dłoniach. Białowłosy mimowolnie obdarzył mężczyznę drugim spojrzeniem, szukając w nim jakichś magicznych oznak. - Niestety wyszedł, jak zawsze, bardzo wcześnie. A wróci równie późno. - Wzruszyła lekko ramionami, przepraszając za pracoholizm syna. - Przekażę oczywiście podziękowania, ale jeśli chciałby pan jeszcze się u nas pojawić i przekazać je osobiście, będzie pan oczywiście mile widzianym gościem. Dawno niewidzianym domownikiem. - Zaśmiała się cicho. Nael skinął głową. Był odrobinę zaskoczony faktem, iż Serena Pringsheim została przez Erwina poinformowana o jego stosunku do niespodziewanego elfa z przeszłości. W zasadzie spodziewał się, iż po ich sesji pocałunków na drodze do posesji zostanie w najlepszym razie średnio-mile widzianym gościem, nie zaś… no właśnie, domownikiem. Z drugiej strony, mógł się tego spodziewać. Młody dziedzic nie rzucał słów na wiatr, to było więcej niż pewne. Gdy coś mówił, faktycznie podejmował decyzję i robił dokładnie to, co zaplanował. Nie wycofywał się. Nie robił uników. Tak, to było więcej niż pewne. Nawet, jeśli w którymś momencie kłamał, nie sposób było go na tym przyłapać. Z wyjątkiem jednego, konkretnego kłamstwa związanego z orientacją… bo chyba nie pomylił Naela z kobietą, prawda? - To niesamowicie uprzejme z pani strony. Z państwa strony. Bardzo wiele to dla mnie znaczy - zapewnił, wyciągając dłoń. Chwycił delikatnie rękę kobiety i uścisnął ją w geście wdzięczności. - Obiecuję, że następnym razem będę pani towarzyszyć przy posiłku. I chętnie opowiem więcej o dawnych czasach. Teraz jednak muszę już iść… - Nagle zamilkł. W jego głowie znikąd pojawił się idealny pomysł na kolejne spotkanie z Erwinem. Czy młody dziedzic przystanie na jego propozycję? - Przypuszczam, że nie będzie zbyt grzeczne, jeśli poproszę o numer telefonu do pani syna. Czy zatem mógłbym zostawić swój? I poprosić o przekazanie, żeby zadzwonił do mnie, jak będzie miał chwilę. Nigdy nie miałem okazji zobaczyć parku rozrywki i… może zechciałby poświęcić mi moment, pokazując nowe dziedzictwo Pringsheimów. Jego propozycja zabrzmiała jak coś pomiędzy prośbą, sugestią i nadzieją – spotkała się jednak z entuzjazmem. Pani domu uśmiechnęła się i przyklasnęła pomysłowi. - Erwinowi na pewno nie zaszkodzi mniej formalne wyjście, nawet jeśli w jego miejscu pracy. Praktycznie nie rusza się z domu i zza biurka. Chętnie przekażę. - Zapewniła entuzjastycznie, w ten sam energiczny sposób, co poprzedniego wieczora, gdy zobaczyła fizyczne potwierdzenie połączenia historii Naela z historią dworu. Było to urocze. Ciepłe. Całkowicie szczere i tak inne od tego, do czego Nael przywykł. W tej kobiecie nie było ani grama fałszu – a jeśli chciała do czegokolwiek wykorzystać elfa, to tylko po to, by odrobinę wyciągnąć syna z obowiązków. W pewnym sensie była nieświadomym wspólnikiem Vikariana. Uśmiechnął się szeroko. - Byłbym zobowiązany. W ciągu tygodnia jestem za międzyświatem, bez możliwości kontaktu technologicznego, ale gdyby odezwał się do mnie w weekend, na pewno odbiorę. Wtedy też najlepiej byłoby się umówić - powiedział, przyjmując od Eryka kartkę i długopis (skąd ten człowiek brał te rzeczy, znikał się i pojawiał, niczym magik?), a następnie napisał na niej swój numer. Nie pamiętał już czasów, kiedy próbował w tak szczeniacki sposób zdobyć czyjś czas i zainteresowanie. Nie wiedział, czy to się w ogóle uda, biorąc pod uwagę mocno zdystansowane podejście Erwina. Może mężczyzna zechce go wypchnąć do swojego parku z Hermanem? To byłoby wyjątkowo niefortunne. Cóż, od czegoś musiał zacząć. Pożegnał się wylewnie, podziękował po raz kolejny i wreszcie wyszedł. Nie tak długo potem znalazł się już za granicą międzyświata. Po raz pierwszy od tylu lat, przekraczając próg świata magicznego i zostawiając za sobą technologię, był wolny. Życie nigdy nie było tak piękne i pełne możliwości, jak w tym momencie. Paradoksalnie, nie mógł jednocześnie doczekać się ponownego przejścia przez granicę – by dać Erwinowi szansę na telefon. Na rozmowę. Na… spotkanie. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: Kochając Nieśmiertelnego Sob Gru 08, 2018 10:03 pm | |
| To, że elf odmówił gościny w żaden sposób Erwina nie dotknęło. Wydawało mu się nawet, że będąc na miejscu Naela wypadałoby odmówić. Blondyn nie przytaknął więc ani nie zaprzeczył jego słowom. Wstał i odruchowo przygładził swoją koszulę, choć w ciemności nie było widać zagnieceń. Słysząc usprawiedliwienie, pokręcił głową. - Nie szkodzi. Nic się nie stało - odparł, również odruchowo, nie przywiązując wagi do takiej drobnostki. Sam przecież również zasnął. Już chciał zaproponować Naelowi, że zamówi mu taksówkę, ale Herman zapalił światło i zaczął zapewniać elfa o gościnie Pringsheimów jakby był nie przyjacielem dziedzica, a co najmniej jego bratem. Erwinowi nie wypadało więc zaprzeczyć, zresztą, nie zamierzał. Sam przecież, chwilę wcześniej zaproponował elfowi nocleg. A to czy Nael zostanie czy nie, nie specjalnie go obchodziło. Przynajmniej tak długo, jak nie patrzył na niego przez pryzmat pocałunku. Starał się ignorować wcześniejsze wydarzenia, choć niemożliwie gryzło go to… nieporozumienie. Miał ochotę je wyjaśnić, ale nie zdecydował się na to przez wzgląd na swoją dzisiejszą słabość do Naela, która na pewno wszystko by skomplikowała. Musiał zrobić krok w tył, by móc zrobić dwa do przodu. Dodatkowo nie byli sami, a za nic w świecie nie chciał poruszać tematu pocałunku przy Hermanie, który nie odstępował Naela na krok. Składał koc, gdy wyczuł na sobie uważne spojrzenie towarzyszy. Podniósł wzrok, dopiero po chwili pojmując dlaczego obaj mężczyźni wpatrują się w niego z uwagą. - Powinieneś zostać. Jest już późno, a dwór ma w zanadrzu wiele pustych sypialni. - Zwrócił się do elfa. Uśmiechnął się służbowo i odłożył złożony koc na kanapę. Miał zamiar ruszyć do drzwi i uwolnić się od niewygodnego towarzystwa, ale Nael usidlił go łagodnym uśmiechem i pozornie zwyczajnym dotykiem dłoni. Zatrzymał się więc i drgnął delikatnie, nie spodziewając się ciepła smukłych palców. Spiął się wyraźnie, ale spojrzał elfowi w twarz, delikatnie kiwając głową. - Jak powiedziałem, czuj się jak u siebie, Naelarisie. Zawsze jesteś mile widzianym gościem w dworze Pringsheimów. - I na przekór, żeby udowodnić sobie samemu, że pocałunek nie miał znaczenia, na krótką chwilę, nakrył dłoń elfa własną. Uścisnął ją lekko i wyminął go, jakby cała ta sytuacja była najzwyczajniejsza w świecie. Dla niego nie była. Nie była też dla Hermana, który z wyraźnym zaskoczeniem obserwował swojego przyjaciela. Erwin usłyszał za plecami radosne paplanie rudzielca, że rzadko widywał go tak uprzejmego i otwartego, ale zignorował je. Polecił Erykowi przygotować pokoje, a potem oszczędnie żegnając się z kompanami, ruszył do siebie. Będąc samemu w czterech ścianach swojej sypialni w końcu pozwolił sobie na zasłużony odpoczynek. A choć miękkość i chłód pościeli przyniósł mu przyjemne ukojenie, to jeszcze długo nie mógł zasnąć rozpamiętując miękkość ust i gorąc języka. A to znaczyło, że pozornie błaha sytuacja wyryła się w jego psychice bardziej niż się spodziewał i w ogóle powodowała, że jego pookładane myśli wyrwały się spod kontroli. Zamierzał więc odciąć się od tych wspomnień i możliwie od elfa. Zasypiając, racjonalnie miał nadzieję, że Nael nie będzie częstym gościem w jego domu, ale nieracjonalnie jego serce ściskało się boleśnie na myśl o tym, że już nigdy więcej go nie zobaczy. Do tego ostatniego nie przyznawał się nawet przed sobą.
Kolejne kilkanaście dni minęło Erwinowi na rutynowych zajęciach, które pomogły mu w końcu odzyskać równowagę. Pracując, zapomniał nawet o tym, że przez matkę dostał numer Naela. Zapomniał nie przez przypadek - nie miał zamiaru dzwonić. Wolał nie mieszać w swoje życie wiekowej istoty. Mógł darzyć ją szacunkiem ze względu na przeszłość i koneksje z rodziną, mógł być zafascynowany pocałunkiem i w duchu tęsknić do spojrzenia szafirowych oczu, których kolor przypominał mu oczy srebrnego smoka ciążącego w kieszeni, ale to racjonalność zawsze wygrywała. Odepchnął więc od siebie Naela, a razem z nim także Hermana, matkę i wszystko, co nie było pracą. W dworze nie pojawił się od prawie dwóch tygodni, skutecznie ignorując telefony od seniorki. Gdy jednak zjawiła się w jego biurze osobiście, nie mógł jej tak po prostu zbyć. Dla świętego spokoju i trochę też po to, by nie robić jej przykrości, zdecydował się wrócić na weekend do domu. Ledwie zdążyli zjeść kolację i usiąść w salonie przy filiżance herbaty, kiedy padło pytanie: “dzwoniłeś już do pana Vikariana?” Erwin westchnął ciężko i odstawił naczynie na spodek. - Nie mam czasu go niańczyć - odparł, starając się ukrócić rozmowę, ale już widział jak brwi matki zbiegają się pogłębiając wszystkie jej zmarszczki na czole. - Erwinku, ale przecież ci to nie zaszkodzi, a sądzę nawet, że pomoże. - W czym? - Spojrzał na nią spod brwi, nie kryjąc niechęci. Serena była niewzruszona. - Ostatnio nie jesteś sobą. Znów zostajesz na noc w biurze, a ostatniej niedzieli wcale się nie pokazałeś. Musiałam przez cały ten czas odprawiać Hermana. Wiesz jak on się przejmuje? Erwin mógł to sobie wyobrazić, ale po tym, co ostatnio od niego usłyszał, nie miał chęci znosić jego szczeniackiego zachowania. Bardziej niż wprawiać w dobry nastrój, męczyło go i irytowało. Nie zamierzał jednak mówić o tym matce, która, pomimo tego, że widziała niechęć syna, nie dawała za wygraną. - Martwimy się o ciebie. Od spotkania z panem Vikarianem zamknąłeś się na świat. Jeśli posprzeczaliście się o coś, to z nim porozmawiaj. Nie zostawiaj niedokończonych spraw, bo będą się za tobą ciągnęły w nieskończoność. - To nie jego wina - odparł niemal od razu, chcąc jak najszybciej odsunąć podejrzenia, że ostatnie zachowanie ma coś wspólnego z elfem. - Po prostu mam więcej pracy. Widział powątpiewanie w spojrzeniu matki. Pokręciła głową, wyraźnie nie mogąc uwierzyć, ze jej syn zamierza zbyć ją tak słabą wymówką. - Tracisz życie na siedzeniu w pracy. Umrzesz młodo, jak twój ojciec. - Przestań, mamo. - Nie wiem gdzie popełniłam błąd. Nie chciałam żebyś był taki jak on... - Mamo… Serena nie dała mu dokończyć. Wyprostowała się w fotelu przywołując na twarz powagę, której nie widział u niej od lat. Tak patrzyła na niego tylko wtedy, kiedy robił głupoty jako nastolatek. - Erwin, musisz zacząć żyć. - Odstawiła filiżankę z głośnym brzękiem. - Masz już ponad trzydzieści lat. Nie możesz spędzić reszty zakopany w papierach. Zanim się obejrzysz będziesz już stary i samotny. Nie rezygnuj z przyjaźni, nie zamykaj się na ludzi, bo gdy odejdę nie zostanie ci nikt. A samotność zabije cię szybciej niż czas. Przez chwilę patrzyli na siebie w ciszy. Erwin pozornie obojętnie, jak zawsze nie chcąc dać po sobie poznać jak bardzo dotknęły go jej słowa, a ona z determinacją, którą kierował rodzicielski obowiązek. Nie chciała odpuścić i Erwin wiedział, że nie wygra z nią tej batalii. Poza tym, wiedział, że miała rację. Ale dla niej egzystowanie wśród ludzi zawsze było pestką. Brylowała na salonach, przyciągała do siebie ludzi, lśniła. Była jedyną osobą, przy której ojciec się uśmiechał. Naprawdę jestem do niego aż tak podobny? - Zadzwonię do niego jutro - westchnął, poddając się. - Zrób to teraz. Później znajdziesz wymówkę, by tego nie zrobić.
Rozmowa z matką wprawiła go w podły nastrój, ale wstał, sięgnął po telefon i wybrał zapisany wcześniej numer. Wzdychając, uniósł aparat do ucha i czekał na sygnał. Istniało duże prawdopodobieństwo, że numer Naela nie odpowie, bo przecież był dopiero piątek wieczór (a matka mówiła, że elf bywał w świecie ludzi jedynie weekendami), ale ku zgrozie Erwina, już po chwili usłyszał przeciągły dźwięk. Westchnął powtórnie, przygotowując się na rozmowę, której nie miał chęci przeprowadzać. Ale może Vikarian nie odbierze? Po czterech sygnałach zamierzał się rozłączyć. Liczył więc, i gdy właśnie wybrzmiewał czwarty, ktoś po drugiej stronie w końcu odebrał. Mężczyzna usłyszał pytające "dobry wieczór?" i był niemal pewien, że głos należał do Naela, ale i tak zamierzał się upewnić. Zanim jednak się odezwał, westchnął jeszcze raz i przetarł palcami oczy. To była irracjonalna sytuacja. - Dobry wieczór. Mówi Erwin Pringsheim, czy rozmawiam z Naelerisem Vikarianem? - Głos Erwina jak zwykle brzmiał służbowo.
Nael poczuł, jak jego usta wyginają się w rozbawionym uśmiechu. Powaga i starannie wymówione imiona i nazwiska kontrastowały z przyczyną, przez którą Erwin dzwonił – i przez ułamek sekundy elf irracjonalnie czekał, aż mężczyzna będzie kontynuował przedstawianie się, podając ich miejsca zamieszkania, rasy, wiek i zawody. Zaraz jednak białowłosy przywołał się do porządku. - Oczywiście, to mój pierwszy numer telefonu od dwustu lat, nie mogłem go pomylić – powiedział dźwięcznie elf. - Witaj, Erwinie. Miło mi, że dzwonisz. Jak minął twój tydzień? - zagadnął miękko, pozwalając sobie na uprzejme formułki, które może i przedłużały dojście do sedna, ale jednocześnie… były takie ludzkie. Ile to już lat Nael nie rozmawiał w ten sposób! Ile to już lat nie miał okazji posmakować zwykłych, neutralnych relacji – nawet, jeśli chciał od Pringsheima czegoś więcej, niż tylko tolerancji – i poczuć się niemal jak człowiek. Chciał chociaż przez moment pozwolić sobie na takie złudzenie, nawet kosztem Erwina – a przy odrobinie szczęścia, może dla mężczyzny będzie to bardziej przyjazna, niż irytująca, oznaka dobrej woli? Któż mógł to stwierdzić… Delikatny dreszcz podniecenia przebiegł przez ciało Vikariana. Wszystko znowu było takie nowe. Takie… pełne nieoznaczoności. Nowości. Niepewności. Radości.
Erwin wyczuł w tonie głosu Naela uśmiech, ale jakoś nie potrafił odpowiedzieć na niego własnym. Jego dźwięczne, znajome brzmienie wywołało na jego ramionach niechcianą gęsią skórkę i sprawiło, że zaczął się denerwować. On, który większość spraw załatwiał telefonicznie... Westchnął cicho. Wysłuchał wyjaśnienia i pytania, kwitując je lekkim ściągnięciem brwi. Nie mógł się rozluźnić przed wykonaniem tego telefonu, a w jego trakcie było tylko gorzej. Chciał mieć to za sobą. - Dziękuję, dobrze - odparł gładko, choć jego tydzień wcale nie należał do najlepszych. - Dzwonię w sprawie spotkania. Matka przekazała mi, że chcesz odwiedzić park. - Od razu przeszedł do konkretów. Nawet przez myśl mu nie przeszło, by strzępić sobie język na czczym gadaniu.
Elf mimowolnie uniósł brwi do góry. Z jednej strony, oczekiwał właśnie krótkiej, lakonicznej odpowiedzi – a z drugiej, zdziwiło go tak… konkretne zachowanie Pringsheima. Po ich poprzednim spotkaniu odniósł wrażenie, że mężczyzna jest jednak odrobinę lepiej wychowany. Z drugiej strony, ich pierwsze spotkanie w „Zmierzchu” nie było znowu specjalnie wypełnione konwenansami i uprzejmościami. Czego w zasadzie oczekiwał? - Tak, zgadza się. Byłem w ludzkim parku rozrywki tylko raz w życiu i było to niesamowicie dawno temu, nawet jak na moje standardy. Pomyślałem, że skoro to twoja rodzinna firma, dziedzictwo, to jesteś najbardziej wykwalifikowaną osobą, którą mógłbym prosić o… Hm, towarzystwo – powiedział, tym razem łapiąc się na tym, że unika przejścia do sedna. Zupełnie, jakby martwił się, że spotka się z odmową. Jaka głupia i nieracjonalna obawa! ...A jednak kolejne kilka sekund wydawały mu się trwać wieczność. Sekund! Jednocześnie przeżywał katusze i szczerzył się radośnie do okna.
Sugestia, że sam miałby oprowadzić Naela po parku wydała mu się niedorzeczna. Nie miał czasu na takie rzeczy. Może i był moment, w którym czuł się za elfa odpowiedzialny, ale dwutygodniowa rozłąka pomogła mu wrócić do rzeczywistości i odsunąć od siebie śmieszne myśli i niepotrzebne uczucia. - Na polu przewodnika, lepiej niż ja, sprawdzi się jeden z pracowników parku. Mogę kogoś do ciebie oddelegować. Powiedz tylko, kiedy zamierzasz się pojawić? - odparł więc, niemal od razu, a gdy tylko padło ostatnie słowo, dostrzegł jak matka posyła mu piorunujące spojrzenie. - Na boga, Erwin, miałeś odpocząć od pracy, a nie się nią wysługiwać! Oczywiście nie skomentował słów Sereny, kompletnie je ignorując.
Jakby subtelnie tego nie ująć, Erwin zdecydowanie odmówił sugestii elfa. Nael nie przywykł do odmów, a chociaż tej się spodziewał, wywołała w nim nieprzyjemny dyskomfort. Pozwolił sobie na kilka sekund milczenia, ważąc słowa i rozważając, co też powinien odpowiedzieć na taką propozycję. Przystać i spróbować podejść Pringsheima inaczej? To wydawało się najrozsądniejszą taktyką, ale jednocześnie… W którymś momencie elf wmówił sobie, że pójdzie właśnie z blondynem do tego nieszczęsnego parku i wcale nie chciał tak łatwo z tego rezygnować. Zacisnął usta i potarł palcami nos. - Och. Rozumiem, jesteś zajętym człowiekiem i nie masz pojęcia, czym w zasadzie zarządzasz? - podsunął z delikatnym, zupełnie niechcianym, przekąsem. Jak na zdanie, które przemyślał kilka razy, musiał przyznać sam przed sobą, że wyszło… marnie. W jakiś niepojęty sposób ta odmowa go ubodła. - Wybacz, czasami zupełnie nie rozumiem ludzkich zwyczajów – powiedział zaraz, by złagodzić cios. - Widocznie to jedna z tych sytuacji. Myślałem o którejś niedzieli… jeśli oczywiście jest wtedy otwarty.
Erwin natomiast kompletnie nie rozumiał czego dotyczyły słowa o ludzkich zwyczajach, więc po prostu je zignorował. Na nieszczęście dla elfa, jednak doskonale wyczuł złośliwość w pierwszych słowach. Musiał przyznać, że się jej nie spodziewał, co sprawiło, że już zupełnie przestał pojmować motywy działania elfa. Bowiem w swoim własnym mniemaniu, Erwin zadziałał bardzo grzecznie i rozważnie. Zaproponował na swoje miejsce kogoś bardziej kompetentnego, kto sprawdzi się lepiej w roli przewodnika. To, że dzięki temu chciał uniknąć dyskomfortu przedzierania się przez tłumy parku rozrywki i towarzyszeniu pocałowanemu elfowi, było tylko dodatkowym profitem. - Ta złośliwość nie była potrzebna - powiedział tym samym, niezmiennie suchym tonem. - Sądzę, że jesteś ostatnią osobą, która powinna wygłaszać opinie na temat zakresu mojej wiedzy w dziedzinie mojej pracy. - W jego głosie brak było przygany. Jedynie informował nie wkładając w to ani krzty uczuć. No chyba, że widziało się jego nieco zbyt mocno zmarszczone brwi. - Tak, park jest otwarty również w niedziele - podjął po chwili, uprzednio wzdychając ze zmęczeniem. - Do listopada czynne są wszystkie kolejki, później część jest zamknięta na okres zimowy, ale w tym czasie park zapewnia inne atrakcje - poinformował rzeczowo, zupełnie jakby informował pierwszego-lepszego klienta.
Nael nie mógł się z tym nie zgodzić. Zamiast zachować się sensownie, racjonalnie i rzeczowo przełykając całkiem naturalną odmowę, zareagował obronnie, napuszył się i dumnie zaszczekał. Podobnie jak kilka tygodni wcześniej, w dworze, gdy – zamiast potraktować aktualnych Pringsheimów z należytym im szacunkiem i sympatią – zaczął paradować po ich domu jak po swojej własności. Jak niby miał zdobyć tak czyjekolwiek zainteresowanie? Odetchnął powoli, przykładając czoło do chłodnej szyby. Bycie człowiekiem było jednak diabelnie problematyczne, szczególnie po tak dużej przerwie. - Wybacz, masz oczywiście rację. - Przytaknął, zmuszając się do przeprosin, które wcale tak łatwo nie chciały wyjść z jego gardła. Uśmiechnął się krzywo. - Wyjątkowo niefortunnie to ująłem. My… hm… nieśmiertelni zwykle osobiście pokazują efekty swojej pracy. Jako architekt, nie zliczę ile razy prezentowałem budynki, nawet lata po ich postawieniu. Z góry założyłem… cóż, nieważne. To zrozumiałe, że jesteś zbyt zajęty. Wybacz – powtórzył po raz drugi i tym razem nie sprawiło mu to takiego dyskomfortu. - W takim razie pewnie najlepiej, żebym przyszedł pojutrze, póki jeszcze są otwarte… - Zawahał się wyraźnie. - ...Kolejki? - powtórzył za Erwinem z taką ostrożnością, jakby nigdy wcześniej nie używał tego słowa.
- Nic nie szkodzi - odparł, ignorując wyjaśnienie elfa. Na końcu języka miał, że mierzenie innych swoją miarą jest złym nawykiem, ale się powstrzymał. - W porządku. Wobec tego kiedy dotrzesz na miejsce, wylegitymuj się któremuś z kasjerów i poczekaj na przewodnika. Ktoś się tobą zajmie i wszystko ci wyjaśni.
„Nic nie szkodzi”. Dziwnym trafem, Nael wątpił w prawdziwość tego stwierdzenia. - Oczywiście. To bardzo miło z twojej strony – odparł po odrobinę zbyt długiej chwili ciszy. No bo co innego mógł powiedzieć? Odmówić? Wyśmiać? Wytłumaczyć po raz kolejny? Erwin nie był głupi. Jeśli podjął taką decyzję, odwiedzenie go od niej musiało graniczyć z cudem – a przynajmniej tak wydawało się elfowi po spędzeniu paru chwil z blondynem. Westchnął cicho, odsunął się od okna i ruszył w stronę hotelowej łazienki. - Bardzo dziękuję. W takim razie… cóż, nie będę zajmować dłużej twojego czasu. - Uśmiechnął się krzywo do swojego odbicia w lustrze, świadom beznadziei swojego przypadku. Gdy Pringsheim się z nim pożegnał i zakończył rozmowę, odłożył telefon na brzeg umywalki, usiadł na krańcu wanny i zaczął zdejmować koszulę. I wtedy go tknęło. Nie był człowiekiem. Nie miał nic do stracenia. Mógł być cierpliwy, tak, ale mógł też zignorować niewypowiedziane sugestie i znaki i… spróbować. Zrzucił koszulę na podłogę, sięgnął po telefon i po kilku próbach wykręcił numer, z którego Erwin do niego zadzwonił. Miał nadzieję, że był to jego prywatny – ale, jeśli odbierze go Serena, też nie będzie miał z tym problemu.
Erwin oczywiście rozumiał sugestię elfa, nie rozumiał tylko co nim kierowało. A skoro tego nie rozumiał, to wolał nie pakować się w bliższą relację, przez wzgląd na wcześniejszą… słabość, która objawiła się jednym z niewielu prawdziwych pocałunków w jego życiu. Pocałunku z mężczyzną. Z elfem, który był kochankiem jego pradziadków, i którego magię chciał wykorzystać Herman. Nael był chodzącym kłopotem, który mieszał w życiu Pringsheimów i zwiastował zmiany. Erwin bardzo nie lubił zmian. Starał się ich unikać, bo źle na niego wpływały, a Nael był jedną, wielką zmianą. Mimo to, Erwin nie mógł cofnąć swoich słów, poza tym… nie chciał. Sądził, że mimo wszystko Vikarian miał prawo czuć się dobrze w dworze Pringsheimów właśnie przez wzgląd na to, że bliskość którą dzielił z Alwinem i Sheilą czyniła go niemal… członkiem rodziny. Erwin nie mógł mu tego odebrać. - Proszę bardzo - odparł na jego podziękowania, ignorując wyraźny zawód, który słyszał w jego głosie, a potem pożegnał się z nim i odjął telefon od ucha. Odetchnął głęboko, a gdy spojrzał na matkę, ta kręciła głową pełna dezaprobaty i smutku. Erwin zacisnął zęby i ruszył przez salon zamierzając zamknąć się w swoim gabinecie. Nie odezwał się do Sereny nawet wtedy, gdy usłyszał za plecami jej wołanie. Wchodził po schodach na piętro, kiedy telefon zawibrował mu w kieszeni. Spojrzał na wyświetlacz i zamarł w pół kroku. Imię elfa mrugało do niego informując o nadchodzącym połączeniu. Zawahał się. Naprawdę rozważał nieodebranie, ale może Nael chciał uzyskać dodatkowe informacje? Erwin nie chciał być wobec niego niegrzeczny. Odebrał więc. - Tak? Potrzebujesz jeszcze czegoś?
Przy trzecim sygnale Nael zaczął się zastanawiać, czy jeśli zostanie zignorowany, powinien ponowić połączenie, czy odczekać jakiś czas. Jakie były zasady u ludzi w tych czasach? Wypadało dzwonić tak szybko? Ile było grzecznym odczekać przed nową rozmową? Potarł palcami czoło, z irytacją dostrzegając, jak bardzo dwustuletnia przerwa w kontaktach z rodzajem ludzkim doprowadziła do przepaści pomiędzy nim i tym, co chciał osiągnąć. Sama obserwacja ludzki w klubie nie mogła wystarczyć do nadrobienia tak długiego czasu życia osobno i wreszcie zaczął to zauważać. Usłyszał głos Erwina. - Witaj. Wybacz, że znowu zawracam ci głowę – przeprosił ciepło, a na jego usta, pomimo delikatnego zdenerwowania, wpłynął delikatny uśmiech. Wsunął dłoń we włosy i przeczesał je w nerwowym geście, mającym za zadanie pomóc mu skupić myśli. - Widzisz, pomyślałem, że nie wyraziłem się odpowiednio. Moja wina. - Zaśmiał się cicho. - Byłoby mi miło, gdybyś to ty zechciał mi towarzyszyć. Niekoniecznie oprowadzić, chociaż na pewno wiesz więcej o atrakcjach niż ja. - Wzruszył lekko ramionami, nawet pomimo tego, iż dziedzic Pringsheimów nie mógł go zobaczyć. - Nie potrzebuję jednak profesjonalnego przewodnika, jakkolwiek to wspaniała propozycja z twojej strony. Jeśli jesteś w najbliższym czasie zajęty, to oczywiście zaczekam ile będzie trzeba… a jeśli nie chcesz, to też to zrozumiem. Zamilkł. Znowu poczuł to delikatne podekscytowanie, jednocześnie wypełniające go radością i przyjemnym ciepłem, ale też ewidentnym zdenerwowaniem. Zamknął oczy i odetchnął powoli, absorbując wszystkie emocje, które się w nim kotłowały i… ciesząc się nimi. Naprawdę się ciesząc.
- Nie szkodzi - odparł odruchowo, a potem słuchał słów, których kompletnie się nie spodziewał. Przysiadł na schodach i spojrzał w wielkie okno holu, teraz ciemne od panującego na zewnątrz mroku. Właściwie, nie był pewien co na to odpowiedzieć. Bo Nael wyraził się na tyle jasno wcześniej, ze Erwin zrozumiał, ale faktycznie trochę… próbował się wykręcić. Mimo to, Nael albo tego nie wyczuł, albo był bardziej zdeterminowany niż Erwin zakładał. Nieprzyjemnie ścisnęło go w żołądku i nie potrafił określić czy była to jakaś forma obawy czy… ekscytacji. Minęła dłuższa chwila, zanim odpowiedział. - Dlaczego zależy ci żebym to był akurat ja?
A dlaczego to nie miałbyś być ty? Uśmiechnął się szerzej, odchylając lekko do tyłu. - Bo chciałbym się z tobą ponownie spotkać – odparł z prostotą, która zaskoczyła nawet jego samego. Otworzył oczy i wpatrzył się w częściowo otwarte drzwi do łazienki. Pozwolił spojrzeniu przesunąć się po dwóch wiszących ręcznikach, szlafroku i zdobionej, metalowej klamce. Przygryzł wargę, odchylając się odrobinę bardziej do tyłu i… krzyknął z zaskoczeniem, niemal wpadając do wanny. Chwycił się rozpaczliwie brzegu, ślizgając stopami po dywaniku i niemal upuszczając telefon na ziemię. Znieruchomiał, wpół wisząc w powietrzu i z syknięciem powrócił do właściwej pozycji. Stęknął, rozmasowując pulsującą bólem dłoń o udo.
- Możesz to zrobić po prostu przychodząc do dworu - zauważył, a potem drgnął zaniepokojony, na dźwięk jęknięcia i syku bólu. - Wszystko w porządku?
- Powiedzmy. Prawie wpadłem do wanny – mruknął ze słyszalną w głosie irytacją, ale zaraz cicho się roześmiał. - Wybacz. Trochę spontanicznie zdecydowałem się zadzwonić i… no tak wyszło. Ale wszystko okej, tylko uderzyłem się ręką. - Wzruszył ramionami, odetchnął i wrócił do sedna sprawy. - Tak, więc. Mógłbym przyjść do dworu… - Zawiesił głos na moment. - A chcesz, żebym przyszedł? - spytał z wyczuwalnym uśmiechem.
- Powinieneś… - odchrząknął. - Powinieneś być ostrożniejszy - powiedział, starając się brzmieć obojętnie, choć przedziwnym zrządzeniem losu wyobraził sobie półnagiego Naela siedzącego na brzegu wanny… a może był zupełnie nagi? Czy jego ciało zmieniło się odkąd zrobiono zdjęcia, które widział… Boże. Spiął się jeszcze bardziej i przetarł oczy palcami. Słysząc pytanie odruchowo zmarszczył brwi, bo i tym razem elf go zaskoczył. Co to w ogóle było? Czy on z nim flirtował? Erwin, zdając sobie z tego sprawę, znów zamilkł na dłuższą chwilę. Sam siebie musiał zapytać czy naprawdę chciał jeszcze zobaczyć się z Naelem? Nie potrafił teraz jednoznacznie przyznać się do… czegokolwiek. Zdecydował się więc na wymijającą odpowiedź, choć wypowiedział ją z przesadną ostrożnością, która sugerowała wahanie. - Jak powiedziałem podczas ostatniego spotkania, jesteś tutaj mile widzianym gościem.
Nael szczerzył się jak kretyn do drzwi i ręczników. Uniósł brew wysoko, słysząc odpowiedź, z trudem hamując kolejny wybuch śmiechu. - Oczywiście, pamiętam. To był niesamowicie duży gest z twojej strony, bardzo go doceniam. - Pokiwał głową, siląc się na poważniejszy ton. - Ale nie o to spytałem – zwrócił uwagę mężczyzny, a jego głos wyraźnie zdradził uśmiech. Zawahał się na moment. Czy powinien dalej naciskać, czy dać Erwinowi spokój i wrócić do sedna rozmowy?
Erwin wyczuwał uśmiech w głosie elfa i nie bardzo wiedział jak to interpretować. Poczuł się jak idiota, kiedy na policzki wypłynął mu rumieniec. Czy Nael sobie kpił? Co zamierzał osiągnąć brnąc w to dalej? Blondyn odetchnął głęboko, powoli wypuszczając powietrze, co na pewno dało się usłyszeć. Czuł się zbity z tropu, czy raczej… nie chciał przyjąć oczywistego tropu za właściwy. Po prostu nie mieściło mu się w głowie, że elf w jakiś pokrętny sposób próbował go… uwieść. Naprawdę chodziło o ten pocałunek? A może o to, że był Pringsheimem? Nagła obawa zaczęła podsuwać mu różne możliwości, wszystkie jednak mu się nie podobały. - Nie rozumiem do czego zmierzasz - powiedział w końcu, a choć silił się na spokój, jego głos nosił znamiona zmieszania. - Czy raczej… rozumiem, ale nie wiem w jakim celu.
- Zmierzam do tego, żeby się z tobą… spotkać – odparł Nael, jednak pauza przed ostatnim słowem śmiało mogła zasugerować, że początkowo planował użyć innego, być może bardziej dosadnego. Ostatecznie jednak zrezygnował z naciskania na Erwina i dał mu szansę na odzyskanie (pewnego) panowania nad sytuacją. - I pytam, czy chciałbyś wybrać się ze mną do ludzkiego parku rozrywki, Erwinie. - Przesunął się odrobinę w bok i oparł plecami o szklaną ściankę, stabilizując swoją pozycję. Przymknął oczy, pozwalając sobie na kilka sekund namysłu i milczenia. - Ale też, ponieważ poruszyłeś ten temat, czy życzyłbyś sobie spotkać się ze mną w dworze. Wydaje mi się, że celem byłoby… miłe spędzenie czasu? - podsunął uprzejmie, wręcz z delikatnym zapytaniem w głosie, jakby oczekiwał potwierdzenia Pringsheima.
Erwin oparł czoło na dłoni, łokieć wspierając na kolanie. Potarł palcami skronie ważąc słowa Naela. Ostatnim razem, kiedy próbował w rozmowie z elfem postawić sprawę jasno i wyjaśnić zaistniałą wtedy sytuację, skończyli całując się na podjeździe. Do tego, elf wydawał się doskonale lawirować w rozmowie, bawić nią, podczas kiedy Erwin męczył się niemiłosiernie. Po co więc było chodzić wokół sprawy na palcach? Czy nie lepiej było stawiać sprawy jasno? Ale, czy wyłożenie przysłowiowych kart na stół coś zmieni? Erwin gubił się w tym. Gubił się w swoich emocjach, w zmianach, dodatkowo był zirytowany niezadowoleniem matki i samolubnością Hermana. Był zmęczony i nie miał ochoty na słowne gry. - Czy mógłbyś pojawić się w dworze jeszcze dzisiaj? - zapytał i dało się wyczuć w jego głosie pewną dozę determinacji.
Nael otworzył oczy. Znowu był zaskoczony. Znowu bezsensownie, bo przecież powinien się tego po Erwinie spodziewać. Wzruszył ramionami i dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że jego rozmówca go nie widział. Chrząknął i odsunął na moment telefon, spoglądając na godzinę. Zamyślił się na moment. - Mógłbym… ale to chyba byłoby już dosyć późno, jak na wasze standardy? - mruknął pytająco, znowu się wahając, bo znowu nie miał pojęcia, jakie są aktualne zasady dobrego wychowania.
- Nie proponowałbym, gdybym miał coś przeciwko - odparł, marszcząc brwi. Nie miał pojęcia czy nie był to zły pomysł, ale wolał załatwić to teraz, jeśli miał możliwość, niż męczyć się z tym noc, a potem może i kolejny dzień. - Jeśli nie chcesz, to proszę, nie zawracaj mi więcej głowy - dodał po chwili, nieco chłodniej niż zamierzał.
Ultimatum. To nie do końca spodobało się elfowi… ale był skłonny przymknąć na to oko. Tym razem, ponieważ przy poprzedniej rozmowie to on zachował się wyjątkowo nieuprzejmie i uznał, że Erwinowi przysługuje jedna możliwość na odwdzięczenie się. Jedna. - W takim razie… daj mi półtorej godziny. Miał ochotę podać wyższy czas, tylko po to, by pokazać mu, że faktycznie miał na myśli późne godziny. Stłumił jednak tą drobną złośliwość. - Godzinę, jeśli zamierzasz zaprosić mnie na kolację – dodał zaraz.
- W porządku. - Erwin odruchowo kiwnął głową, a potem zapowietrzył się, słysząc “propozycję”. Nie zależało mu żeby elf pojawił się szybciej. Nie o to mu chodziło. Nael równie dobrze mógł przyjść jak mu było wygodnie, bo Erwin, jeśli chodziło o rozwiązywanie problemów, był uparty jak diabli i mógł czekać choćby do rana. Ale gdy usłyszał filuterną sugestię, kompletnie wbrew sobie, poczuł ekscytację. Nie. Nie powinien. Nie powinien reagować w ten sposób. Nie wobec Naela, nie wobec… kogokolwiek. Właśnie dlatego milczenie po jego stronie przedłużyło się. - Ja… - zająknął się. Autentycznie się zająknął. Nie powinien wchodzić z Naelem w słowne gry, bo wiedział, że na tym polu przegra z kretesem, a jednak kusiło go strasznie. - Ze śniadaniem? - zapytał, a gdy tylko te słowa opuściły jego usta, zrozumiał jak źle brzmiały. Nie chodziło o sugestię, bo ta była zamierzona, ale wydawało mu się, że źle brzmiały bo on je wypowiadał. Nie pasowały do niego. A jednak padły i nie było od nich odwrotu.
Tym razem cisza ze strony Naela się nieznośnie przedłużyła. Otworzył oczy, trawiąc słowa, które usłyszał. To nie tak, że nigdy wcześniej ich nie usłyszał. Nie, propozycje na zostanie na noc były całkiem popularne wśród jego… adoratorów. Zwyczajnie nie oczekiwał ich po Erwinie. Gdyby nie to, że był oparty plecami o szklaną ścianę, niewątpliwie wpadłby do wanny i nie zdążyłby niczego się chwycić. Był szczerze zaskoczony. Jego pierwszą racjonalną myślą była obawa, że źle ocenił Pringsheima. Czy on mógł być taki sam, jak wszyscy inni ludzie, z jakimi elf się zetknął przez ostatnie kilka tygodni? Czy tylko dobrze się krył i pozorował niechęć, by później żądać od niego wiecznej miłości i nieśmiertelności? Potem dotarło do niego, że… nie jest to wcale jego zmartwieniem. Jeśli Erwin będzie chciał go wykorzystać (co było skrajnie idiotyczną myślą, kiedy się nad tym zastanowić dłużej niż ułamek sekundy) to on na to przystanie i nawet nie mrugnie. Wykorzystuj mnie ile chcesz. - I wycieczką po parku rozrywki – uzupełnił i nie trzeba było wcale widzieć jego twarzy, by wyczuć uśmiech. - Nie zamierzam z tego zrezygnować. - Pstryknął nagle palcami. - I zdecydowanie chciałbym szarlotkę na gorąco z lodami. To najlepszy wynalazek ludzkości. - Zaśmiał się cicho.
Cisza po obu ze stron. Erwin bardzo pożałował swojej koślawej śmiałości. Nie chodziło nawet o to, że w swoim pytaniu zawarł ziarenko prawdy, ale o to, że nie dostał spodziewanego parsknięcia śmiechem, albo pytania “czy jesteś pewien?”. Gdyby Nael go o to zapytał, czy mógłby posunąć się tak daleko w świeżej relacji? Wątpił, ale świadomość, że miałby szansę, ekscytowała go. Na boga, ekscytował się myślą, że gdyby Nael przestąpił dzisiejszej nocy próg dworu Pringsheimu, znów mogliby spleść wargi i języki… Westchnął drżąco, próbując przywołać się do porządku. To były skrajnie nieodpowiednie myśli wywołane skrajnie nieodpowiednimi słowami. Nagła zmiana tematu oczywiście go zaskoczyła. Nie spodziewał się, że mógłby wywołać konsternację w swoim elfim rozmówcy. Ku swojemu zdumieniu, poczuł się z tym gorzej niż gdyby Nael zareagował spodziewanie. Ale ostatecznie, czy nieśmiałość elfa mógł traktować jako poważne podejście do propozycji? I jak to właściwie się stało, że z obojętności przeszli do… takich chęci? - Porozmawiamy o tym, kiedy będziesz na miejscu - odparł cichym, zdławionym, niezamierzenie sugestywnym głosem, który okazał się odbiciem kłębiących się w nim emocji.
Nael się zawahał. To był dosłownie ułamek sekundy, mrugnięcie, niewyczuwalne dla rozmówcy, ale bardzo znaczące dla samego elfa. Czy to możliwe… że faktycznie zmierzali ku temu? Nawet, jeśli wyłącznie słownie, bardziej obiecują i żartując, niż planując cokolwiek realnego… Nie spodziewał się. Odrobinę wręcz się obawiał. Nie tego, że Pringsheim go wykorzysta, ale tego, że… że on sam będzie miał jakieś oczekiwania. Może nawet nadzieje. Założy pewną przychylność ze strony Erwina, a później odkryje, że jednak się pomylił. Czy jednak to nie o to chodziło? O ryzyko? Niepewność? Próby, z których część może się nie powieść? Oblizał usta, które odrobinę mu spierzchły, nie wiedzieć kiedy. Przesunął palcami wolnej dłoni po brzegu wanny, uśmiechając się, tym razem zupełnie nieświadomie. - Dobrze. Będę za godzinę – odparł, również odrobinę ciszej, sprawiając iż koniec ich rozmowy stał się znacznie bardziej intymny, niż początek. Niż poprzednie połączenie. Nie żałował, że zdecydował się zadzwonić po raz kolejny. Ekscytacja, radość i zdenerwowanie mieszały się jeszcze długo po tym, jak skończyli połączenie.
Dłoń z telefonem osunęła się powoli w dół i oparła na schodku. Pierś Erwina uniosła się mocno, kiedy nabierał powietrza w płuca. Po chwili wypuścił je ze świstem i wsparł się łokciami o wyższy schodek, niemal się kładąc. Co on najlepszego zrobił? Dlaczego dał się wciągnąć tę grę? Kolacja ze śniadaniem? Co on był, napalony nastolatek? Mocno odchylił głowę i zamknął oczy. Nie, zacisnął powieki, a jego twarz przeciął grymas bólu. Uścisk w żołądku nie odpuszczał, a to znaczyło, że pocałunek na podjeździe wrył mu się w pamięć zbyt mocno, by mógł sądzić, że dwa tygodnie są w stanie zatrzeć po nim wspomnienie. A przecież on się nie zakochiwał. Nie dopuszczał do siebie ludzi, nie myślał o nich, byli bez znaczenia… prócz Hermana. Czy więc Nael podczas jednego wieczoru, tak zwyczajnie i bez probelmu uczynił to, co nie udawało się rzeszy adoratorek? A przecież i sam Herman musiał czekać kilka lat, by Erwin przyznał się przed sobą do uczuć wobec niego. Nie. To nie mogło być to. Erwin nie mógł w to uwierzyć. Ale machina ruszyła, Nael pojawi się w dworze za godzinę i nie było od tego odwołania. Gdy się spotkają, wszystko stanie się jasne. Erwn nie miał zamiaru rozczarować swojego gościa i gdy tylko zebrał się w sobie, od razu zwrócił się do Eryka, by ten przygotował lekką kolację dla nich dwóch i wysłał kogoś po szarlotkę oraz lody. Polecił również, że gdy tylko Nael przybędzie, ma go od razu skierować na piętro. Nie chciał konfrontować się z nim przy matce. Jej uwagi wyjątkowo działały mu dzisiaj na nerwy. Poza tym, to spotkanie miało… zupełnie inny klimat. Godzinę później, wszystko było gotowe. Kolacja stała na niewielkim stoliku w jego prywatnym salonie. Było wino, świeca i róża w wazonie, zupełnie jakby podejmował kobietę. Jakby to faktycznie była randka. Była? Siedział w fotelu, próbując skupić się na trzymanej w dłoni książce, ale jego wzrok co i raz wędrował w stronę stolika stojącego w wykuszu. Zwykle stały na nim świeże kwiaty, którymi matka, jak mówiła, wprowadzała do ponurego wnętrza trochę życia. Salon faktycznie był ponury, bo Erwin lubił ciemne barwy i właśnie nimi wypełnił przestrzeń. Masywne meble z ciemnego drewna, skórzane, czarne kanapy, wypełnione półkami regały i ściany w kolorze beżu i brązu czyniły pomieszczenie mrocznym i dusznym, szczególnie teraz, kiedy oświetlało je jedynie przygaszone światło kinkietów. Erwin w czarnej koszuli i równie czarnych spodniach zdawał się wpasowywać w przestrzeń idealnie. Spojrzał na zegarek. Właśnie minęła dwudziesta druga. Zdenerwowany, odłożył książkę na miejsce i ledwie zdążył się odwrócić od regału, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Już po chwili Eryk otworzył je, anonsując gościa. Erwin ostatni raz odetchnął głęboko i kiwnął głową. Teraz nie było już czasu, żeby się wycofać. - Dziękuję, Eryku. Możesz nas zostawić i spokojnie iść spać. Poradzę sobie ze wszystkim. Majordomus skłonił się Pringsheimowi, a potem również elfowi i życząc dobrej nocy, wycofał się. Zostali sami. Erwin bardzo starał się żeby nie było po nim widać jak nieswojo się czuje. Zdecydował się więc zatuszować wszystko manierami. Nie przyglądał się gościowi bardziej niż wypadało (choć musiał przyznać, że chętnie na dłużej zawiesiłby spojrzenie na Naelu. Dopasowany strój doskonale podkreślał jego sylwetkę). Był sztywny, wyraźnie spięty i nieprzyzwyczajony do sytuacji, w której sam siebie postawił. Ale trzeba było mu przyznać, ze bardzo starał się robić przysłowiową dobrą minę do złej gry. - Dobry wieczór. Mam nadzieję, że dotarłeś bez przeszkód. - Erwin wydawał się obrzydliwie spokojny wymawiając te słowa, jak również odsuwając krzesło i wskazując je Naelowi. - Proszę. I wybacz, że ściągnąłem cię tutaj tak późno. |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: Kochając Nieśmiertelnego Sob Gru 08, 2018 11:58 pm | |
| Stresował się. Niech magia ma go w swojej opiece, naprawdę się stresował. Gdy wreszcie rozsądek przyćmił radość i – prawdziwe – podniecenie, do elfa dotarło szaleństwo tego, na co się porywał. Nie tylko ryzykował kolejną relację ze śmiertelnikiem, ale do tego z prawnukiem swoich dawnych ukochanych. Zamiast obustronnego zainteresowania od pierwszego wejrzenia, którego logiczną konsekwencją byłoby ostateczne umówienie się w godzinach wieczornych (ze „śniadaniem” w pakiecie), współdzielili… ciężko w zasadzie stwierdzić, co. Przeszłość rodu Pringsheimów? Czy on zwariował? Pożegnał jednych ludzi, po dwustu latach oczekiwania, a ledwie kilka minut po tym, wdał się w namiętne, wypełnione złością, dezorientacją i potrzebą, pocałunki? A później gnał jak głupi na pierwsze lepsze wezwanie Erwina. Na ultimatum, które młody dziedzic przed nim postawił. Zamiast w jakiś naturalny sposób pozwolić napięciu eskalować, wplątał się w coś, w czym ewidentnie żaden z nich nie był dobry. Byli jak dzieci we mgle, szukające bliżej niesprecyzowanego celu, pozbawione widoczności i wpadające na siebie zupełnie przypadkowo, niemal niechętnie. A jednak… ciężko było nie dostrzec tego delikatnego przyciągania. Dziwnego, nieracjonalnego, nie mieszczącego się w doświadczeniach Naela, ale na tyle mocnego, by chciał je zbadać. By pragnął mu się poddać i zobaczyć, gdzie też go zaprowadzi. Co wyniknie z tego dziwnego, chaotycznego tańca, w który wplątali się obaj mężczyźni, niemal wbrew swojej woli? Elf wyszedł spod prysznica dwa razy bardziej zdezorientowany, niż gdy włączał wodę kilka chwil wcześniej. Z chwili na chwilę jego myśli robiły się coraz bardziej chaotyczne, a zdenerwowanie mocniej się odznaczało. Stanął przed lustrem, z ręcznikiem w dłoniach i wpatrzył się w swoje odbicie. Wziął powoli wdech do płuc, a później, równie niespiesznie, wypuścił wstrzymywane powietrze. - Nie jesteś człowiekiem. Nie próbuj nim być - powiedział do siebie słowa, które usłyszał kilkaset lat wcześniej, którą miał zaszczyt nazywać jednocześnie swoim ojcem i przyjacielem. Randall nigdy nie rozumiał fascynacji swojego syna śmiertelnikami. Nie przyklaskiwał jego znajomościom, technologicznym cudom i architektonicznym zapożyczeniom. Nie widział powodu poszukiwań, którym oddawał się jego syn, spragniony czegoś, czego jego rasa nie mogła mu zaoferować. Nigdy nie popierał chęci Naelerisa, by obdarzyć nieśmiertelnością dwójkę ludzi. Teraz, po tylu latach, gdy zarówno oni, jak i Randall, zostali pochowani, pozostawiając młodego Vikariana samym, pożałował, że nigdy nie spytał ojca o powód dezaprobaty. Czy chodziło o sam fakt relacji ze śmiertelnikami… czy po prostu nie uważał ich za właściwy wybór dla Naela? Czy gdyby poznał tego młodego Pringsheima, przyklasnąłby? Białowłosy bardzo późno zrozumiał prawdziwe znaczenie mantry swojego rodzica. Nie chodziło o to, że ludzie są gorsi – a o to, by nie zapominać o swojej odmienności. Tak jak część zachowań i tradycji śmiertelników była ważna i nadawała sens życiu znacznie lepiej, niż zasady wiecznie żyjących, tak ich niektóre spojrzenia na świat oferowały więcej. Radość, ekscytacja i niepewność sprawiały, iż pragnęło się przeć naprzód, ale cierpliwość i upór były równie ważnymi narzędziami do osiągnięcia celu. Nael tak naprawdę nie wiedział, czego mógł się spodziewać po przekroczeniu progu dworu. Paradoksalnie, większe pojęcie o tym, co go spotka, miał przy poprzedniej wizycie, po dwustu latach poza miejscem, które nazywał domem. Gdy mijały dwa tygodnie milczenia ze strony Erwina, elf zaczął się godzić z faktem, iż źle rozplanował swoje kolejne kroki i będzie zmuszony ugryźć problem w inny sposób. Jako osoba niemal kompletnie pozbawiona doświadczenia w romansowaniu z aktualnie żyjącymi śmiertelnikami (a przynajmniej takim, które wykraczałoby poza bycie uprzejmym i subtelne unikanie zaproszeń do łóżka) poważnie zastanawiał się nad zaciągnięciem języka przed kolejną próbą – a telefon od Pringsheima kompletnie go zaskoczył. Przyjemnie, oczywiście, ale narobił mu też nie lada problemów. Zamieszał w głowie i sprawił, że zamiast cierpliwego i stopniowego pogłębiania relacji, ruszył do czołowego zderzenia z późnowieczornym spotkaniem, z pewnymi sugestiami co do jego ewentualnego zakończenia. Z pewnym zdumieniem Nael odnotował, że wciąż skończenie w łóżku nie jest dla niego najbardziej kuszącą opcją. To nie to ryzyko mieszało mu w głowie i utrudniało pozbieranie myśli. Nie, chodziło raczej o fakt, iż po raz pierwszy od… bardzo dawna, pragnął spędzić czas z konkretnym człowiekiem. Nie kłamał, kiedy mówił o tym, co chce osiągnąć. Nie chodziło mu o szybki seks, upolowanie dziedzica Pringsheimów czy poczucie, że znów żyje. Nie, szczerze chciał posiedzieć z Erwinem i lepiej go poznać. Dlatego przyjeżdżał co weekend do świata ludzi. Dlatego zadzwonił do blondyna, nawet pomimo tego, jak fatalnie potoczyła się ich pierwsza telefoniczna konwersacja. Dlatego musiał się wziąć w garść, ubrać i dotrzeć do dworu. Obrócił się na pięcie i ruszył do łóżka, pod które wsunął torbę z ubraniami do przebrania. Wyłowił z niej proste, czarne spodnie i koszulę – zakupione w zeszłym tygodniu w jednym z ludzkich sklepów – a do tego dorzucił niezbędną bieliznę i biżuterię. Po chwili krytycznego namysłu zdecydował się też na białą, elegancką kamizelkę, odrzucając pomysł krawatu. Nie miał pojęcia, jak wyglądał dress code na wieczorne spotkania z ludźmi pokroju Pringsheima, dlatego zdecydował się na coś bardziej formalnego, ale jednocześnie nieograniczającego. Coś, w czym nie będzie przyciągał niepotrzebnie wzroku, a co nadal będzie prezentować się właściwie. Zerknął na zegarek i przyspieszył, pospiesznie narzucając na siebie kolejne elementy garderoby. Ostatecznie zrezygnował też z biżuterii, pozostawiając jedynie zawsze obecny smoczy kolczyk. Narzucił na siebie biały płaszcz, chwycił parasolkę i szary kołnierz, a potem ruszył w drogę. Ku przygodzie.
Naeleris bardzo się ucieszył, gdy punktualnie dotarł do dworu. Obawiał się odrobinę, że – znów – zgubi się w uliczkach i będzie zmuszony pytać przechodniów o wskazówki, ale tego wieczora szczęście było po jego stronie. Trafił pod bramę bez najmniejszego kłopotu, a gdy drzwi otworzył mu Eryk i odłożył jego wierzchnie odzienie i parasol na właściwe miejsce, elfa wreszcie opanował spokój. Nie miał pojęcia, jaki w zasadzie cel przyświecał Erwinowi, gdy zdecydował się zaprosić go o tak późnej porze do swojego domu. Miał pewne wyobrażenie, tak, ale w drodze do Pringsheima powziął sobie za cel nieprzyzwolenie na jakiekolwiek nadzieje i złudzenia. Dopóki nie zobaczy młodego dziedzica i nie porozmawia z nim na tyle długo, by móc obiektywnie stwierdzić, na czym stoi i co takiego powinien dalej robić, nie będzie niczego planował. Pozwoli blondynowi na kontrolowanie sytuacji i nadanie tempa… temu, co uzna za stosowne zainicjować. Jeśli będzie to nad wyraz uprzejma odmowa, podejdzie go w inny sposób. Nael ruszył za Erykiem nieśpiesznie, przeszedł przez drzwi, gdy został wpuszczony i niemal od razu odnalazł spojrzeniem pana domu. Pomimo ciemnego stroju, przez który blondyn całkiem dobrze wtapiał się w swoje otoczenie, przeoczenie jego osoby było niemożliwe. Przyciągał wzrok, wyprostowany, chłodny i opanowany. W tym momencie to on znajdował się u steru, nie Serena ani nie Herman – jak podczas ich poprzednich spotkań. Gdy Pringsheim odprawiał lokaja, Nael pozwolił sobie przesunąć spojrzeniem po jego sylwetce po raz drugi, tym razem wolniej i uważniej. Nie chodziło tym razem o to, by stwierdzić, co prezentuje sobą Erwin – a o to, co wywołuje w elfie. Białowłosy musiał przyznać, że mężczyzna był przyjemny dla oka. Niewątpliwie miał w sobie specyficzną aurę, ku której elf czuł przyciąganie. Być może chodziło o kontrolę i dystans, które zniknęły na kilka chwil tylko tamtego znamiennego wieczora na podjeździe. Być może przeciwnie, ciekawsze było to, co się pod nimi kryło. Mogło też zwyczajnie chodzić o samą urodę – niejeden niewątpliwie uznałby trzydziestokilkuletniego człowieka za przystojnego i nie pogardziłby znalezieniem go w swoim łóżku. Vikarian nie potrafił jednoznacznie określić, co było tym czynnikiem, który wywołał w nim zainteresowanie i pragnienie zbliżenia się ku niemu, a później dotknięcia go. Nie mógł jednak zaprzeczyć swoim uczuciom. Na jego usta wpłynął mimowolny uśmiech. Naprawdę cieszył się ze swoich decyzji, które doprowadziły go do tego miejsca – pomimo iż do niczego znamiennego wciąż nie doszło. Dopiero, gdy drzwi za Erykiem zamknęły się z delikatnym trzaskiem, elf dostrzegł odrobinę mniej naturalną sztywność w gospodarzu. Wtedy zdecydował się odwrócić od niego wzrok i – wreszcie! - przesunąć spojrzeniem po całym pomieszczeniu, z zainteresowaniem odnotowując elementy wystroju, świadczące w jakiś sposób o jego właścicielu. Nael z pewną ulgą zdał sobie sprawę, że nie potrafi stwierdzić, czym to pomieszczenie było wcześniej. Byli na całkowicie neutralnym gruncie – żadnych wspomnień, żadnych tęsknot. Tylko oni dwaj i… nakryty stół. - Witaj. Tak, bez najmniejszych. Tym razem nie padało - odpowiedział gładko, mocno kontrastując ciepłym głosem z tonem użytym przez Erwina. Zbliżył się ku mężczyźnie nieśpiesznie, wsuwając dłonie do kieszeni spodni. Znów skupił spojrzenie na dziedzicu, nie lustrując go jednak po raz kolejny – jego wzrok zsunął się do pasa mężczyzny dopiero w momencie, gdy ten odsunął krzesło i wskazał na nie dłonią. Elf mimowolnie się zdziwił. Nie był pewien, w jaki sposób powinien interpretować ten uprzejmy gest – czy bardziej jako demonstrację pozycji pana dbającego o swojego gościa, czy raczej mężczyzny dbającego o swój najnowszy obiekt zainteresowania. Czy możliwym było, iż relacje międzyludzkie zmieniły się do tego stopnia? - Dziękuję - odparł ostatecznie, na tyle szybko, by cisza panująca pomiędzy nimi nie stała się krępująca. - Gdybym nie mógł, nie pojawiłbym się tutaj - zapewnił Erwina, siadając przy stole. Podniósł na mężczyznę spojrzenie i posłał mu kolejny uśmiech, tym razem skierowany bezpośrednio do niego. - A nie tylko mogę, ale chcę - uzupełnił, czekając aż Erwin zasiądzie na swoim miejscu. - Mam nadzieję, że to nie był kłopot? - spytał, wskazując dłonią na ułożoną przed nimi kolację. - Przekraczanie granic wciąż jest dosyć czasochłonne i nie miałem okazji niczego zjeść od dobrych kilku godzin. - Wzruszył ramionami, nie wydając się tym nadmiernie przejęty – ale jednocześnie zaraz dodał. - Smacznego. I zabrał się za posiłek, milknąc na kilka chwil. Po pierwsze dlatego, że był faktycznie głodny. Po drugie zaś dlatego, iż wciąż nie chciał narzucać niczego Erwinowi, ani tym bardziej po raz kolejny idiotycznie demonstrować swojej dominacji. Po trzecie zaś dlatego, że… w końcu był w towarzystwie blondyna i gdy ta myśl wreszcie usadowiła się w jego świadomości, po jego ciele rozlało się subtelne, przyjemne ciepło. Nie było podniecony, nie, tylko… zrelaksowany. Szczęśliwy. Nie chciał tego niszczyć kolejnym złośliwym prztykiem. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: Kochając Nieśmiertelnego Nie Gru 09, 2018 4:45 pm | |
| Naeleris lekkim krokiem przemierzył salon i Erwin był przekonany, że nawet gdyby nie byli tu sami, to i tak patrzyłby tylko na niego. Co z tego, że starał się tego nie robić? Elf przyciągał wzrok elegancją i nieludzką gracją. Erwin zauważył, że początek każdego spotkania po długiej rozłące jest dokładnie taki sam - musi mierzyć się z oszołomieniem spowodowanym doskonałością i pięknem magicznej istoty. Mógł się przed tym bronić, ale to było silniejsze od niego, ostatecznie był tylko człowiekiem. Nael obleczony w elegancję czerni i bieli, przywoływał blondynowi wspomnienia gorących lipcowych nocy, pełni księżyca i szumu przyjemnie chłodnego wiatru w koronach drzew, który koił rozgrzaną słońcem, wilgotną skórę... Zacisnął dłonie na oparciu swojego krzesła, zmuszając się do odwrócenia wzroku od doskonałego, łagodnego oblicza i pięknych, szafirowych oczu. Niedorzeczne wizje. - Cieszę się - odparł uprzejmie, nie przelewając w te słowa prawdziwej radości, a potem kiwnął głową w odpowiedzi na podziękowanie. Z jego strony były to puste frazy, etykieta jaką trzeba było zachować i formalność, która pozwalała utrzymać dystans. A dystans był mu potrzebny. Pozwolił więc elfowi mówić, samemu milcząc, trochę obawiając się, że jeśli teraz wda się z nim w jakąś dyskusję, znów zostanie... sprowokowany. A najbardziej bał się właśnie tego, że podda się prowokacji. Nael mógł wydawać się dostojną, łagodną istotą, ale Erwin wiedział już, że z wprawą operował słowami i potrafił wykorzystać to w potyczkach. On nigdy nie był dobry w słowach. Dlatego odwlekał temat tego spotkania. Zresztą, nie wypadało go poruszać już na wstępie. Zanim usiadł, nalał wina do kieliszków, zdając się nie zwracać uwagi na zapewnienia elfa o chęci przybycia. To akurat wiedział bez tego. Nael wcześniej wyraził się wystarczająco jasno. Zajął miejsce i w końcu znów spojrzał na gościa, tym razem ponad półmiskami i zapaloną świecą. Oczy elfa odbijały ciepły blask, ale przez panujący wokół półmrok i tak zdawały się ciemniejsze niż ostatnim razem, gdy w nie patrzył. Wtedy, na podjeździe były... takie jasne. Ukrywając zakłopotanie, odwrócił wzrok. - To żaden kłopot - zapewnił grzecznie, i poszedł w ślady rozmówcy, przygotowując się do kolacji, skupiając uwagę nie wszystkim, tylko nie Naelu. Wprawdzie jadł około dwie godziny wcześniej i wcale nie był głodny, ale nie zamierzał wprawiać gościa w zakłopotanie próbą wykręcania się od posiłku. Słysząc, że elf usprawiedliwia swój głód, podniósł na niego wzrok, lekko mrużąc oczy. Miał ochotę odpowiedzieć, ze wobec tego niepotrzebnie spieszył się z przyjazdem, ale to kompletnie przeczyłoby podstawie tego spotkania, czyli kolacji. Nael miał prawo być głodny, skoro został zaproszony na posiłek. Erwin uśmiechnął się oszczędnie, próbując wykrzesać z siebie choć odrobinę... naturalności, by nie czynić tego spotkania bardziej żenującym niż już było. - Wobec tego nie krępuj się i jedz ile chcesz. - W głos blondyna wkradła się łagodniejsza nuta. - Tylko proponuję zostawić sobie trochę miejsca na szarlotkę, która czeka w kuchni. - Ostatnie zdanie powiedział tak, jakby w istocie nie przywiązywał wagi do tego, czy elf faktycznie będzie chciał jeść deser. - Smacznego. - Kiwnął głową i sam również skupił się na jedzeniu. Przez kilka chwil towarzyszył im tylko cichy dźwięk uderzenia sztućców o talerze, bo Erwin nie zamierzał zbyt szybko przerywać milczenia. Od czasu do czasu zerkał wprawdzie na Naela, szczególnie wtedy, gdy tamten nie patrzył, przyglądając się mu podczas tak prozaicznej czynności jak jedzenie. I nawet w takiej sytuacji elf wydawał się pełen gracji. Kolejne kęsy znikały w jego ustach... czerwień wina błyszczała na nich zanim zdążył je oblizać... Erwin nie zauważył, kiedy się zagapił. Dał się przyłapać, spotykając się spojrzeniem z Naelem, a choć wtedy serce zabiło mu jak uczniakowi, który został przyłapany na podglądaniu dziewczyn w przebieralni, nie odwrócił wzroku. Przynajmniej nie od razu. Postarał się, żeby wyszło to jak najbardziej naturalnie... nic nie mógł zrobić tylko z zaróżowionymi policzkami. Podniósł kieliszek do ust i upił niewielki łyk. Alkohol pijał jedynie do posiłków, a i teraz nie bardzo miał na niego ochotę, ale ukrył za kieliszkiem swoje zmieszanie. Potem westchnął głębiej współczując sobie beznadziei. Dość tego. - Jeśli pozwolisz, chciałbym przejść do nurtującej mnie kwestii. - Odstawił kieliszek, odsunął od siebie talerz i splatając dłonie na blacie przed sobą, wyprostował się na krześle. Poważne spojrzenie wbił w twarz Naela, tym razem zupełnie zamierzenie. - Zaprosiłem cię żebyśmy mogli wyjaśnić sobie parę spraw odnośnie naszej znajomości. Pozwolisz, że przedstawię swoje teorie i obawy? - zapytał, ale nie czekał na odpowiedź. Wiec nawet jeśli Nael zaczął mówić, Erwin mu przerwał. - Rozumiem, że jesteś mną zainteresowany w romantyczny lub erotyczny sposób - powiedział gładko, bez zająknięcia, przechodząc w formalny ton, którym prowadzi się rozmowy biznesowe, a nie dyskusje na temat związków międzyludzkich. - ...Co oczywiście mi schlebia, ale bardziej jednak mnie niepokoi. Po pierwsze dlatego, że masz, o ile dobrze oszacowałem, ponad czterysta lat, co czyni cię istotą niezwykle doświadczoną, której nie przypisałbym fascynacji człowiekiem, którego ledwie zna; a po drugie byłeś kochankiem moich pradziadków. - Lekko zmarszczył brwi jakby ta myśl faktycznie go krępowała. - Nie rozumiem więc, dlaczego skoro jesteś adorowany i uwielbiany przez wielu ludzi, skłaniasz się ku komuś takiemu jak ja. To przez wzgląd na przeszłość mojej rodziny? Przez wzgląd na majątek? A może na przekór przeszłości chcesz złączyć swój los z losem Pringsheimów i szukasz zamiennika za Alwina i Sheilę? - Wiedział, że ostatnia sugestia mogła dotykać delikatnych kwestii, ale to właśnie ona wydawała się Erwinowi najbardziej prawdopodobna. |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: Kochając Nieśmiertelnego Nie Gru 09, 2018 7:23 pm | |
| W skromnej opinii elfa ich kolacja, która być może pozornie miała zachować zasady neutralności, była aż nazbyt nacechowana specyficznym zainteresowaniem, obecnym wyłącznie wówczas, gdy obie strony czują do siebie pociąg. Nienaturalna sztywność, jaką od samego początku prezentował Erwin, ale też nie tak duży stół z różą w wazonie i świecą oświetlającą subtelnie nakryty stół, mówiły znacznie więcej, niż mężczyzna wyrażał werbalnie. Naela ta świadomość ucieszyła – niezależnie od tego, w jaki sposób Pringsheim spróbuje zanegować cokolwiek, co dopiero nieśmiało pomiędzy nimi kiełkowało, zaprzeczył sobie na samym początku, czynami. Białowłosy nie pamiętał już swojego ostatniego posiłku, nacechowanego w tak romantyczny sposób. Czy odbył się on jeszcze przed wybudowaniem dworu, w którym obecnie się znajdowali? Podniósł wzrok znad talerza, słysząc wzmiankę o szarlotce – i uśmiechnął się szeroko, promiennie, tak bardzo po elfiemu, iż niewątpliwie na moment oświetlił sobą całe pomieszczenie. Na chwilę znów stał się tym nieśmiertelnym, którego Erwin poznał w „Od zmierzchu do świtu” i który znajdował się w centrum uwagi każdego, niezależnie od wieku i płci. Jeśli Pringsheim był uważny, mógł dostrzec, iż przy nim Vikarian zachowywał się znacznie spokojniej i łagodniej, nie czarując sobą tak bezwstydnie, jak to robił przy innych ludziach. - Zapamiętam - zapewnił dźwięcznie, przedłużając odrobinę patrzenie na blondyna, by ten na pewno zrozumiał jego wdzięczność i radość, za wypełnienie prośby sprzed godziny. Dziedzic mógł ja zignorować – uznając za żart lub po prostu zakładając, że nie dotrwają nawet do deseru, nim nie wyrzuci elfa za drzwi. Znowu: czyny były głośniejsze niż słowa. Nael zdecydował się nie przerywać milczenia, spokojnie konsumując posiłek, popijając kolejne kęsy winem i poddając się przyjemnemu rozluźnieniu oraz braku pośpiechu, czy tej specyficznej gotowości na atak, którą musiał w towarzystwie ludzi opanować do perfekcji. Przy Erwinie nie musiał obawiać się nagłego kontaktu czy niechcianych sugestii. Nie groziły mu przykre niespodzianki, przynajmniej jeśli chodziło o czyny – ponieważ każdy ruch w swoją stronę przywitałby z radością. Uśmiechnął się pod nosem na tę myśl i obdarzył spojrzeniem swojego towarzysza – i, ku własnemu zaskoczeniu, natrafił na skierowany w swoją stronę wzrok Erwina. Śliczne, niebieskie oczy, wpatrzone w jego własne, błysnęły czymś, co Nael scharakteryzowałby jako skrępowanie. Po raz kolejny młody Pringsheim stracił na chwilę maskę obojętności, a gdy jego policzki przybrały odrobinę wyraźniejszy kolor, elf nagle odkrył, że miał problem ze skupieniem myśli na czymkolwiek innym, niż siedzącym naprzeciwko niego mężczyźnie. Czy gdyby uniósł się i wychylił do przodu, mógłby wsunąć palce w jego włosy i posmakować ust, których smak nagle do niego wrócił z całą siłą. Nael nieświadomie oblizał własne wargi, gdy jego serce odrobinę przyspieszyło rytm. Spokój i przyjemne, niespieszne oczekiwanie na rozwinięcie całej sytuacji, zniknęły nagle, pozostawiając Vikariana głodnym zgoła odmiennych rzeczy, niż te znajdujące się na stole. Zamrugał, słysząc poważniejszy ton mężczyzny. Odłożył sztućce na talerz i samemu sięgnął po kieliszek z resztką wina, delikatnym ruchem głowy potwierdzając, że słucha Erwina i zgadza się na cokolwiek, co zamierza w tym momencie rozpocząć. Mimo tego, iż był przygotowany do następnych słów i tonacji, jakiej najprawdopodobniej użyje gospodarz dworu, elf poczuł delikatne zdumienie. W jego głowie pojawiło się niewyraźne skojarzenie z jakimś stwierdzeniem, które wypowiedział Alwin setki lat wcześniej – i które w równie beznamiętny sposób miały za zadanie opisać zainteresowanie nieśmiertelnego człowiekiem. Naeleris z pewnym zdumieniem zdał sobie sprawę, że nie potrafi przywołać w pamięci użytych wówczas słów, ani nawet kontekstu całej sytuacji. Jego myśli… jego przeszłość, naprawdę stała się zamkniętym rozdziałem. Docisnął lekko szklane naczynie do brzegu warg, hamując uśmiech pełen ulgi i ciepła, który cisnął mu się na usta. W milczeniu wysłuchał całej wypowiedzi Erwina, skupiając się, by wyłapać wszystkie sugestie i obawy, aby mógł odpowiednio na nie zareagować. Wreszcie, gdy blondyn zamilkł, ewidentnie czekając na reakcję, elf odłożył pusty już kieliszek, oparł się lekko ramionami o brzeg stołu i… pomimo usilnych starań, przegrał z próbami utrzymania na twarzy powagi. Uśmiechnął się. - Erwinie, czy sugerujesz, że wraz z upływem czasu nieśmiertelni tracą zdolność do odczuwania emocji lub stają się obojętni na pewne przymioty, które przyciągają ich uwagę i sprawiają, że pragną przy niektórych osobach… - Zawiesił głos, opierając się podbródkiem o dłoń i unosząc jedną brew do góry, pozwalając mężczyźnie na wypełnienie luki własnymi wyobrażeniami. - Po prostu być? - Zakończył niejednoznacznie. Wychylił się odrobinę do przodu i chwycił butelkę wina, a następnie nalał sobie do kieliszka – by zaraz spojrzeć pytająco na Erwina. Jeśli mężczyzna miał takie życzenie, z przyjemnością uzupełni również jego naczynie. Po zakończeniu tej czynności, skupił z powrotem spojrzenie na blondynie. - Tak oczywiście się nie dzieje. I owszem, byłem kochankiem twoich pradziadków, byłem im wierny znacznie dłużej, niż oni żyli, ale w końcu musiałem zamknąć za sobą tamten rozdział. Ich już nie ma, ponieważ podjęli taką a nie inną decyzję. - Wzruszył ramionami, unosząc dłoń do włosów w geście, który – jeśli Erwin był spostrzegawczy – mógłby zostać uznany za nerwowy. Nie chciał w tym momencie wyjść na osobę całkowicie pozbawioną emocji, która jest w stanie w ułamku sekundy zapomnieć o kimś, kto był dla niej jeszcze niewiele wcześniej wszystkim. Faktem jednak było, iż minęło dwieście lat. Miał prawo w końcu zacząć żyć naprawdę, pozbawiony ciężaru poczucia winy i wspomnień. - Kochałem ich, oczywiście, ale – jeśli implikujesz to, co sądzę, że implikujesz – by zdecydować się współdzielić z kimś wieczność, musiałbym tę osobę obdarzyć prawdziwym uczuciem, a nie zadowolić się sztucznym zamiennikiem. Kilkaset lat wypełnionych zawodem to znacznie więcej, niż – góra – kilkadziesiąt. - Opuścił dłoń, przez moment skupiając swoje spojrzenie na metalowej bransolecie, blokującej jego zdolności magiczne. - Sugestia z majątkiem jest co najmniej obraźliwa - oznajmił nagle, a w jego głosie po raz pierwszy od przybycia pojawiła się inna nuta, niż ciepło. Irytacja. - Po pierwsze dlatego, że nasze światy są od siebie oddzielone. Na nic mi się nie przyda ludzkie bogactwo. Po drugie dlatego, że miałem znacznie więcej czasu niż rodzina Pringsheimów na uzbieranie własnego majątku. A po trzecie dlatego, że gdybym „złączył z tobą swój los”, to nadal byłaby twoja własność. - Prychnął, odkładając nietknięte wino na stół. Wbił spojrzenie w Erwina, czekając tym razem na potwierdzenie, że do mężczyzny dotarły racjonalne argumenty. Po raz pierwszy w jego sylwetce dało się wyraźnie dostrzec spięcie, a w oczach złość. Przez chwilę przywodził na myśl tamtego elfa grającego na pianinie w swoim dworze, nie będącego tylko magiczną istotą, ale też potężną, dominującą i doświadczoną. Taką, której nie wyzywa się do walki nie zastanowiwszy się dwa razy. A potem rozluźnił się, wpatrzony w Pringsheima, a na jego usta znów wpłynął delikatny uśmiech. Zachowywał się idiotycznie. Pokręcił lekko głową. - Wybacz. Przepraszam, masz oczywiście pełne prawo mieć takie podejrzenia. Nie znasz przecież nieśmiertelnych ani ich sytuacji, zapewne patrzysz na mnie przez pryzmat swoich doświadczeń. - Westchnął cicho, uniósł dłoń i potarł palcami nasadę nosa. A potem pstryknął, a jego twarz przybrała niewątpliwie filuterny wyraz. - Co oznacza, że „ktoś taki jak ty” był już wcześniej obdarzony czyimś zainteresowaniem. Dlaczego uważasz, że jako elf, „adorowany i uwielbiany”, nie mogę samodzielnie wybrać osoby, którą chciałbym lepiej poznać i z którą chciałbym spędzić wspólnie czas? - spytał, przekrzywiając głowę pytająco, tym razem faktycznie poważniejąc. Tak naprawdę, właśnie o to chodziło. Dlaczego Erwin nie potrafił pojąć, że Nael po prostu pragnie jego towarzystwa? Nie oczekiwał wyznań miłosnych, namiętnych nocy i wspólnie spędzonej wieczności. Do tego potrzebowali więcej czasu. W tym momencie chciał po prostu… być jak najbliżej swojego obiektu westchnień. Był świadom tego, że po raz pierwszy jego sylwetka i spojrzenie go zdradzają. Po raz pierwszy nie ciążyła nad nimi obecność innych ludzi, wspomnień i tęsknot. Nie był też ukryty po drugiej stronie słuchawki. Siedział naprzeciwko Erwina, wpatrzony w niego płynnym błękitem, wyginając przyjaźnie czerwone od alkoholu i ciepłego posiłku wargi, poświęcając swój czas i cierpliwość na to, by rozwiać wątpliwości dziedzica – nie czerwieniejąc, nie krępując się, wprost wyrażając swoje zainteresowanie i nie oczekując niczego w zamian. Uniósł kieliszek do ust i upił łyk wina. Niech magia naprawdę ma go w swojej opiece. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: Kochając Nieśmiertelnego Pią Gru 14, 2018 12:48 am | |
| Erwin uparcie starał się zachować powagę podczas tej przedziwnej rozmowy... pierwszej takiej w jego życiu. A jednak uśmiech elfa niewprawnie ukryty za szkłem i jego roześmiane oczy sprawiły, że mocniej zacisnął palce na swoich dłoniach, czując, jak zażenowanie zaczyna wyciągać po niego swoje łapy. Nael wydawał się całkiem rozluźniony, podczas kiedy Erwin czuł się kompletnie odwrotnie, zagubiony i napięty. Wstrzymał oddech gdy towarzysz zawiesił głos, pozwalając wyobraźni dopowiedzieć, co miał na myśli. I właściwie Erwin nie zdążył dokończyć w myślach jego zdania, ale wystarczyła sama sugestywność, by atmosfera stała się gęstsza. Jak elf to robił, że z taką łatwością potrafił wywoływać konkretne wrażenia? Czy to przez magię, która, choć uwięziona, wciąż w jakiś sposób, samoistnie oddziaływała na otoczenie? Czy chodziło może o lata praktyki w manipulacji? Cokolwiek to było, zdecydowanie działało na młodego Pringsheima. - Nie chcę niczego sugerować. Nie miałem doświadczenia z nieśmiertelnymi, nie wiem w jaki sposób funkcjonują - odparł zgodnie z prawdą, a gdy Nael wychylił się, każdy mięsień w ciele dziedzica stężał gwałtownie, co zapewne musiało objawić się delikatnym drgnięciem. Skarcił się w myślach za przesadne reakcje, za to, że subtelne gesty elfa, jego ton głosu i mimika, wzbudzały w nim jakiś dziwny rodzaj gotowości - obawy splecionej z oczekiwaniem... Lekko pokręcił głową, odmawiając kolejnej porcji wina. Szum w głowie nie był mu dodatkowo potrzebny. Nie dostrzegł w zachowaniu rozmówcy nerwowości. Dla niego był on zupełnie spokojny, nonszalancki wręcz, znów zachowując się bardzo naturalnie, jakby towarzystwo niemal nieznanego człowieka i to, że był w jego domu o tak późnej porze, w ogóle nie miało na niego wpływu. Erwin zazdrościł mu tego spokoju, jednocześnie nienawidząc go za to. Białowłosy wywoływał w nim masę sprzecznych uczuć, z którymi sobie nie radził, dlatego tak bardzo próbował maskować swoje zmieszanie znajomym chłodem i przesadnym dystansem. Ciężko było mu postawić się na jego miejscu, na miejscu osoby o tak wielu doświadczeniach, tak bogatej i długiej historii. Na tle Naela jego życie było równie nieważkie i kruche, co istnienie motyla. Jak to było kochać kogoś i być mu wiernym przez całe stulecia? Jak to było cierpieć po kimś, kto nie chciał daru wieczności? Zmarszczył brwi, słysząc w ciepłym głosie ostrą nutę irytacji, ale nie odwrócił wzroku. Powoli skinął głową, przyjmując racjonalne argumenty. - Rozumiem, ale ty musisz zrozumieć, że nie wiem nic o twoim gatunku, ani o tobie. Nie mam pojęcia jakie są twoje motywy. Dlatego przeprowadzamy tę rozmowę. - Ku swojemu zadowoleniu, zabrzmiał rzeczowo i naturalnie, nawet pomimo zmieszania. Przytaknął, kiedy mężczyzna zauważył, że ocenił go pochopnie, a nawet zdobył się na słaby uśmiech, który na chwilę rozjaśnił pochmurne spojrzenie. Po raz pierwszy bowiem, odkąd poznał Naela, dotarła do niego kwestia, którą właściwie sam poruszył, a która nie wydawała mu się istotna w żadnym innym aspekcie prócz tematu rozmowy - Nael był wiekowy. Doświadczenie jakie posiadał wiele razy przewyższało te należące do Erwina. Czy wobec tego dziedzic mógł wygrać z nim na jakimkolwiek polu? Czy w ogóle był sens stawiać się w roli jego rywala? Nie, nie było. Żadnego. Dlatego, że świadomość tego dotarła do Erwina z opóźnieniem, to i z opóźnieniem jego oblicze wygładziła... ulga. Nagle zrozumiał wszystko, wszystko stało się jasne. Nael był wiekowy i próba jakiejkolwiek walki z nim była z góry przegraną. Dla niego dumny, niezależny Pringsheim był ledwie dzieckiem w dorosłym ciele. I gdy dla elfa wszystko było już jasne, Erwin błądził i panikował. Żenujące. Spojrzenie blondyna utraciło zdecydowanie i śmiałość na rzecz melancholii i smutku. Wargi zaś, wygięły się w gorzkim uśmiechu, który wbrew pozorom świetnie do niego pasował. Właśnie z nim, jego oblicze wydawało się pełne. Erwin miał przed sobą najpiękniejszą istotę jaką w życiu widział, istotę potężną, doświadczoną, która zwróciła na niego uwagę, o którą tak wielu zabiegało. Dlaczego nie potrafił się tym cieszyć? Zamilkli, bo nie potrafił od razu odpowiedzieć na pytanie rozmówcy, a już tym bardziej na swoje własne. Na chwilę odwrócił wzrok, zatapiając go w ciemnym ogrodzie za oknem. - Nie odbieram ci tego prawa - odezwał się w końcu, wciąż wpatrzony w chłodne szkło. - Po prostu nie sądzę, że jestem odpowiednią osobą. - Westchnął i powracając spojrzeniem do Naela, uśmiechnął się łagodnie. - Nie czuję się najlepiej w gwarnych barach i jestem pracoholikiem. Kiepski ze mnie kompan do rozmów i wspólnego spędzania czasu. Po prostu nie rozumiem dlaczego to mam być akurat ja, kiedy, przykładowo Herman, jest dużo weselszym i zdecydowanie wdzięczniejszym towarzyszem? Nie oczekiwał żadnej odpowiedzi. W swoim pytaniu był niezwykle szczery, naiwny wręcz, jakby faktycznie nie mógł zrozumieć, dlaczego ktokolwiek mógłby się nim interesować. Najwyraźniej trafiał do niego argument, że był dobrą partią jeśli chodziło o poziom życia jaki mógł zaoferować partnerowi, ale poza tym, wyglądało na to, że według siebie nie przejawiał żadnej innej wartości. Był dziedzicem Pringsheimów, jednym z bogatszych ludzi Canvy i... tylko tym. |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: Kochając Nieśmiertelnego Pią Gru 14, 2018 4:42 pm | |
| Erwin był spięty. Wyprostowany, niemal pozbawiony głosu, skupiony całkowicie na elfie, ale jednocześnie, w jakiś dziwny sposób, wytrącony z równowagi przez swoje towarzystwo. Nie było tego widać, przynajmniej nie na pierwszy rzut oka, ponieważ mężczyzna krył się świetnie za zupełnie neutralną twarzą i obojętnym spojrzeniem, ale na poziomie całkowicie intuicyjnym i podskórnym, było to zupełnie oczywistym wnioskiem. Nael nie był do końca pewien, czy była to pozytywna reakcja, czy przeciwnie, całkowicie negatywna – dlatego celowo jeszcze bardziej spowolnił swoje ruchy i zmiękczył ton, by wydawać się istotą zupełnie nie zagrażającą właścicielowi dworu. Chciał w końcu zdobyć jego sympatię, przyciągnąć jego uwagę, ale na pewno nie spłoszyć i sprawić, iż poczuje się przy nim… niepewnie. Zupełnie był świadom myśli, jakie kryły się za tymi pięknymi, błękitnymi oczami – ucieszył się jednak, gdy Pringsheim wyraźnie się rozluźnił. Przemiana była oczywista, szczególnie dla kogoś, kto już raz jej doświadczył. Zimne spojrzenie ociepliło się, a zaciśnięte wąsko wargi przywdziały ewidentny, chociaż wciąż subtelny, uśmiech. Serce elfa zabiło trochę szybciej, a on sam jeszcze mocniej zapragnął przekroczyć dzielącą ich odległość i posmakować ust przystojnego blondyna. To już nie było samo zainteresowanie jego osobą, Vikarian czuł ewidentne przyciąganie ku siedzącemu naprzeciwko niemu mężczyźnie. Chciał nie tylko przy nim być, ale też go dotknąć. Spotkać się z odwzajemnieniem ciepłych, chociaż jeszcze nie tak intensywnych, uczuć. Zamrugał, przywołując się do rzeczywistości, od której odleciał na moment, wpatrzony w zamyślonego gospodarza. Skupił się na wypowiadanych przez niego słowach, zmuszając do pozostania w miejscu, nie wkraczania w przestrzeń, którą bez dwóch zdań Erwin uznawał za osobistą. Gdy jednak te jasnoniebieskie oczy znów na niego spojrzały, zaczął mieć problem z analizą słyszanej równolegle wypowiedzi. Uniósł dłoń do włosów, przeczesując luźno rozpuszczone kosmyki znajdujące się po stronie zakrytego, spiczastego ucha. Nerwowy ruch pozwolił mu na odciągnięcie uwagi od towarzysza, który zupełnie nieświadomie uczynił się centrum zainteresowania elfa. Pomimo, iż Erwin nie oczekiwał odpowiedzi, Naeleris zdecydował się mu jej udzielić. - Dlaczego miałbym chcieć przebywać z tobą w gwarnych barach? Przecież chcę się spotykać z tobą, a nie z „adorującym” mnie tłumem, który będzie nam tylko przeszkadzał - powiedział łagodnie, nie wyśmiewając wątpliwości blondyna, ani nie traktując ich jako idiotycznych i nieistotnych. Podniósł się z krzesła i okrążył stół niespiesznie, zmierzając prosto do Erwina. Zatrzymał się tuż obok niego, wkraczając w jego przestrzeń, ale jednocześnie w żaden sposób nie atakując. Oparł się lekko o stół i uśmiechnął do mężczyzny, zaraz kładąc delikatnie dłoń na jego ramieniu, sugerując, by nie wstawał. Bo nie ma takiej potrzeby. - Niczego ode mnie nie oczekujesz, Erwinie. To miłe. Chciałbym cię lepiej poznać… - zawiesił głos na moment, obracając głowę i przesuwając spojrzeniem po pomieszczeniu. - Możemy znaleźć pasujące nam sposoby na rozmowę i wspólne spędzanie czasu. W twojej pracy, w bibliotece, w cichej kawiarni. Gdzie będziesz chciał. - Uśmiechnął się pod nosem z zamyśleniem, zsuwając dłoń z barku mężczyzny, na jego ramię, przedramię, a później układając ją na stole, stabilizując własną pozycję. Przekrzywił lekko głowę i spojrzał z powrotem na Erwina. - A ty wolałbyś spędzić czas ze mną, czy z Hermanem? - spytał cicho, ciszej niż wcześniej, nagle przechodząc w bardziej intymne tony. Jego oczy delikatnie zalśniły, a język przesunął się po wargach, zwilżając je śliną. - Pocałuj mnie - poprosił, a jego wargi wygięły się figlarnie. - Teraz twoja kolej - dodał miękko, odwołując się wprost do ich trzech pocałunków sprzed dwóch tygodni. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: Kochając Nieśmiertelnego Pią Gru 14, 2018 9:23 pm | |
| Erwin dostrzegł nieobecne spojrzenie mężczyzny i mógłby poczuć się nim dotknięty, gdyby nie dostrzegał subtelnego, kuszącego uśmiechu zdobiącego wargi elfa. Uśmiechu, który sugerował, że zamyślenie jakiemu się oddawał, dotyczył właśnie jego. Erwin nie miał pojęcia jak na to reagować. Nadal nie rozumiał dlaczego tak bardzo podobał się Naelowi. Z drugiej strony, nie mógł negować tego, że chyba czasem po prostu tak było. Człowiek czy też elf nie decydował sam o wyborach serca. Nie mógł powstrzymać niektórych uczuć, nie mógł negować przyciągania. Elf zapewne wiedział o tym zdecydowanie lepiej niż Erwin i dużo wcześniej się z tym pogodził. Teraz po prostu szedł za przysłowiowym głosem serca, podczas kiedy on bronił się wszystkimi sposobami, by nie przyznać się, że chciał posmakować zauroczenia. Uśmiechnął się leciutko słysząc odpowiedź, choć nadal nie był pewien czy powinien wierzyć w to, że elf dobrowolnie mógłby zrezygnować z brylowania na salonach (w którym wydawał się doskonale czuć) na rzecz nudnych wieczorów w jego towarzystwie. Widząc jak białowłosy wstaje, sam odruchowo uniósł się, odkładając na bok rozłożoną wcześniej na kolanach, serwetkę. Nael jednak go zatrzymał i zachęcił, by znów zajął miejsce, więc zrobił to, nie oponując, ale zadarł brodę, spoglądając na niego z niezrozumieniem. Kiedy elf odezwał się powtórnie, Erwin nieznaczenie zmarszczył brwi. - Teraz niczego nie oczekuję, a nie boisz się, że zacznę? - Przyjrzał się uważnie profilowi towarzysza, kiedy ten odwrócił wzrok. Tak cholernie doskonały... Przełknął ślinę, wzdychając cicho, karcąc się za śmiałość myśli. To prawda, Nael miał rację, że mogli spróbować znaleźć pasujący obu grunt, ale to wymagałoby jakiejś deklaracji, wyrażenia chęci, ta zaś obligowała ich do utrzymywania znajomości, pogłębiania jej... Erwin nie czuł się na to gotowy. Właściwie nigdy nie był gotowy, by się z kimkolwiek, jakkolwiek wiązać. Jedyna przyjaźń jaką zawiązał, zaistniała tylko i wyłącznie dzięki upartości Hermana. Sam nigdy nie zabiegał o ludzi. Czy w ogóle potrafił to robić? Drgnął lekko, czując przesuwającą się po ręce dłoń. Nawet powiódł wzrokiem za jej ścieżką, ale wrócił spojrzeniem do elfa, gdy ten zadał pytanie. Herman był bezpieczną przystanią. Choć dawno niewidziany, wciąż wywoływał znajome uczucia, sprowadzał spokój. Nael natomiast, był huraganem obleczonym w delikatność, przynosił zmiany i ekscytację. Ale gdyby miał wybrać... Spojrzał na Naela zaskoczony, otwierając usta, ale nie znajdując słów żeby mu odpowiedzieć. Ze wszystkich rzeczy jakich spodziewał się po tej rozmowie, prośba o pocałunek była na ostatnim miejscu. Wydał z siebie nieprofesjonalne "emmm", cofając się lekko, reagując odruchowo. W nos łaskotał go łagodny, kwiatowy zapach, a intensywne, szafirowe spojrzenie nie pozwalało mu odwrócić wzroku. Racjonalnie, powinien odmówić, a może nawet się oburzyć. Nael bowiem urabiał go jak miękką glinę, z wprawą stosując uwodzicielskie sztuczki, na które Erwin łapał się jak uczniak. Dłoń na barku, potem ramieniu, przedramieniu i subtelne muśnięcie placów na wierzchu dłoni. Przecież nie jedna kobieta próbowała na nim podobnych gestów, a jednak to właśnie teraz Erwin czuł ten dotyk nawet po tym jak elf wsparł się o blat stołu. Zupełnie tak, jakby miejsce gdzie jego dłoń zetknęła się z ciałem, było naznaczone niegasnącym ciepłem. Był oszołomiony nowością doznań i bał się ich prawdziwości. Zawahał się, to oczywiste, ale zsunął spojrzenie na zwilżone wargi Naela. Mógłby go pocałować. Przecież nawet o tym fantazjował. A jednak nie zdobył się na to. Serce wprawdzie wybijało mu śpieszny rytm ekscytacji, zmuszając by oddychał płycej, ale nie pognał wprost w objęcia elfa. Trochę z obaw, trochę dlatego, że przez niepewność nie mógł podjąć żadnej decyzji, a nie należał do ludzi, którzy najpierw działają, a potem myślą... zwykle. Poprzedni pocałunek był wyjątkiem od tej reguły. Musiał się zastanowić czy jeśli przyzna się przed nim i przed sobą do pragnienia, czy jeśli odrzuci na bok wszelkie uprzedzenia, zyska więcej i nic nie straci? Nie miał pojęcia. Bał się. Chciał uciec. Chciał spróbować. Chwila milczenia przedłużyła się niebezpiecznie, sprawiając, że duszna atmosfera zaczynała się rozwiewać , pozostawiając po sobie jedynie niezręczność, ale wtedy Erwin w końcu uśmiechnął się. Uwodził nieświadomie, kiedy w jego oczach pojawiło się odbicie pragnień, które utrzymał na wodzy, ale których wydawał się zaskakująco świadomy. - Jesteś bardzo pewny siebie - zauważył niskim, cichym głosem, tak różnym od rzeczowego chłodnego tonu, którym karmił świat na co dzień. - Zapewne masz ku temu powody... - kontynuował, podnosząc się z krzesła. Ich piersi starły się podczas tego ruchu, a odległość zmniejszyła do bardzo intymnej. Nie odrywając spojrzenia od Naela, uniósł dłoń do jego policzka i przeciągnął kciukiem po miękkich wargach, rozchylając własne. - To nie skończy się dla nas dobrze... - szepnął, tuż przed tym zanim złączył ich usta, uciszając wszelkie słowa. Jego ciało przeszył silny dreszcz, wybuchając podnieceniem, a idący za instynktem język wsunął się pomiędzy wargi Naela. Nie było ostrożności ani niepewności. Erwin pocałował go głęboko, ręką obejmując go w pasie, zaborczo przyciskając do siebie. Nie wierzył, że to robi, ale czuł się odurzony jakby sam wypił butelkę wina, dzięki której zagłuszył dzwoniącą na alarm świadomość. Podświadomie bowiem pragnął tej bliskości, chętnych ust i równie chętnego języka. Chciał zatopić palce w białych włosach i usłyszeć jęk rozkoszy wyrywający się z zaczerwienionych od jego pocałunków, ust. Obaj tego chcieli. Wystarczyło jedynie po to sięgnąć. Wargi Erwina zsunęły się na gładki policzek Naela, poznaczyły wilgocią linię jego szczęki i płatek zdobionego, szpiczastego ucha. Elf wyraźnie musiał słyszeć szum przyspieszonego oddechu i ciche westchnięcia przyjemności, a po chwili także przytłumiony pożądaniem głos blondyna. - Chcesz iść do sypialni? - Wyciągnął koszulę z jego spodni, dotykając dłońmi ciepłej skóry pleców. - Czy wolisz szorstkość dywanu? - Objął ustami płatek ucha, pieszcząc go językiem. Jego palce niecierpliwie przesuwały się pod materiałem koszuli i kamizelki, badając ciało, którego nie znały. |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: Kochając Nieśmiertelnego Pią Gru 14, 2018 11:16 pm | |
| - A nuż będę chciał je spełnić… - mruknął, puszczając oko do swojego towarzysza. Wydawał się niemal niefrasobliwy, rozmawiając o rzeczach, które przecież nie tylko były ważne, ale również niewątpliwie trudne dla niego. Podczas gdy wszelkimi sposobami bronił się przed obietnicami, do których próbowali go wmanewrować wszyscy ludzie, jakich poznał, Erwina obdarzył jedną bez zawahania. Przystojny blondyn pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak dużym zaufaniem został obdarzony – w zasadzie, zupełnie bez powodu. Nie znali się na tyle dobrze, by elf mógł z pewnością stwierdzić, iż nie zostanie wykorzystany przez Pringsheima – a jednak nie zawahał się, dając mu sugestię, że może to być coś więcej. Że jest faktycznie zainteresowany, nawet jeśli było za wcześnie na coś więcej, niż delikatne flirty. Dopiero się poznawali, a delikatna ekscytacja wynikająca z przekraczania własnych granic i zmierzania w stronę nieznanego, dopiero zaczęła ich obejmować. Ale Naeleris Vikarian był gotowy. Niech bogowie mają go w swojej opiece, był gotowy na wszystko, czego tylko Erwin od niego zapragnie. Nie tylko chciał, by ten wieczór się nie kończył, ale liczył też, iż faktycznie spotkają się przy śniadaniu. A później ponownie. I kolejny raz. Chciał przy dziedzicu spędzić możliwie najwięcej chwil, jednocześnie możliwie zmniejszając te, w których byliby osobno. Mógł siedzieć z nim w milczeniu w jakimś pomieszczeniu, mógł oglądać filmy, jeść posiłki, albo spacerować. Był gotów zrobić wszystko, by dalej mieć przywilej na patrzenie na właściciela dworu, rozmowę z nim i… może nawet… dotyk. Przyjmie wszystko, co zaoferuje mu Pringsheim – a sam z radością zaoferuje znacznie więcej. Chłonął zagubienie swojego towarzysza, jego delikatne, niemal niewidoczne reakcje, mrugnięcia, ruchy ust i oczu, drżenie. Uczył się go z takim zapałem, jakby od tego zależało jego życie, zdesperowany by dowiedzieć się jak najwięcej, sprawić iż będzie poznawał każdy motyw, jaki krył się za tym chłodnym, błękitnym spojrzeniem. Chciał wejść do głowy Erwina, tak jak on, zupełnie nieświadomie, wślizgnął się w myśli elfa. Nael nie uwodził z zamiarem manipulowania swoim towarzyszem. Uwodził, ponieważ w ten sposób mógł wyrazić swoje zainteresowanie i zdobyć je u blondyna. Drgnął, gdy lodowy błękit zamienił się w płynny gorąc. W pożądanie. Białowłosy widział je już w setkach oczu, może nawet tysiącach. Ta konkretna para wzbudziła w nim jednak zgoła odmienne odczucia niż zwykle. Jego serce przyspieszyło, a oddech uwiązł w gardle. Zamrugał. - Jestem pewny tego, czego chcę… - wyszeptał z trudem, ewidentnie przytłumionym głosem. Ale, czy faktycznie był pewien? Reakcja Erwina, tak mocno chciana, iż zupełnie nieoczekiwana, zbiła go z tropu. Pozbawiła całej kontroli nad sytuacją, jaką, zupełnie nieświadomie, zdobył Nael. W jednej chwili z magicznej, potężnej istoty, przemienił się w niedoświadczonego człowieka, całkowicie zdanego na łaskę i niełaskę gospodarza. Przymknął oczy, czując dłoń na swoim policzku, wstrzymując oddech i napawając się delikatną pieszczotą. Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo spragniony był jakiekolwiek kontaktu fizycznego z młodym Pringsheimem, aż do tej jednej, symbolicznej chwili. Znów miał go przy sobie, tym razem jednak oddzielało go od niego mniej warstw materiału, a ani deszcz, ani chłodny wiatr nie były już ich zmartwieniem. Byli tylko oni dwaj, zamknięci w przyciemnionym pomieszczeniu, które już dawno przestało wydawać się ponure, a zaczęło być intymne. Nawet gdyby potrafił, nie wiedział, co powinien odpowiedzieć na kolejne słowa dziedzica. Wcale nie? To będzie nasza najsłodsza pomyłka? Nie zakładaj najgorszego? Jęknął. O bogowie. To było tak dobre i intensywne, niczym dotyk najprawdziwszej i najczystszej magii, niebiańskie doświadczenie znajdujące się na granicy świata realnego i fantazji. Jego usta były zdradliwie rozchylone, wilgotne i chętne, odwzajemniając kolejne muśnięcia. Język splótł się z tym należącym do Erwina, głowa odrobinę przechyliła, by ułatwić pocałunki. Elf rozsunął nogi, wpuszczając pomiędzy nie blondyna, jeszcze bardziej zmniejszając dzielącą ich odległość, sprawiając iż stykali się już w sposób całkowicie jednoznaczny i nieprzyzwoity. Przez jego ciało przeszedł najprawdziwszy dreszcz przyjemności, a powieki na powrót się uniosły. Gorący oddech, mokry język, delikatny zapach perfum i ciche, jednoznaczne pomruki sprawiły, że kolana elfa zadrżały, a on sam zacisnął mocniej palce na brzegu stołu. Był kompletnie bezbronny, żałośnie otumaniony pożądaniem, którego od dawna nie czuł tak prawdziwie. Dzięki Erwinowi nie tylko znów czuł się ludzki i żywy, ale… tak cholernie wrażliwy. Uniósł prawą dłoń, obejmując nią kochanka za szyję, palcami pieszcząc delikatną skórę i kark, upewniając się zarazem, iż mężczyzna nagle się od niego nie odsunie i nie przerwie tej rozkosznej, subtelnej tortury. Obawy Naela były jednak całkowicie nieuzasadnione, co zdradziły zarówno słowa, jak i kolejne posunięcia blondyna. Vikarian jęknął z niewątpliwą desperacją, z uchem zamkniętym w gorącym wnętrzu, nie tylko obracając bardziej głowę, by ułatwić towarzyszowi pieszczotę, ale w ogóle wyginając się ku niemu bardziej. - Wszystko - wyszeptał chrapliwie i naprawdę miał to na myśli. W jednej chwili seks z umiarkowanej przyjemności, której poznał już wszystkie sztuczki, zmienił się w najwspanialszy przysmak, niepoznany ale kuszący zarówno zapachem, jak i kolorem. Gdyby Nael w tym momencie pamiętał o tym, że świat nie zamykał się na Erwinie Pringsheimie, niewątpliwie skojarzyłby, iż kiedyś, w tym samym dworze, zbliżenia wydawały mu się równie dobre i intensywne, nawet zanim w ogóle do nich dochodziło. Alwin i Sheila jednak bezpowrotnie odeszli, a ich miejsce zajął ich prawnuk, powoli ale skutecznie podbijając serce elfa. Uniósł też i drugą dłoń, chwytając mężczyznę pewniej, delikatnie zmuszając go do odsunięcia ust, by zaraz nakierować je na miejsce, które znacznie bardziej potrzebowało uwagi – wargi należące do Naelerisa. Tym razem białowłosy nie czekał na pocałunek, nie prosił o niego, ale wziął go sobie samodzielnie, własnoręcznie, wdzierając się pomiędzy białe zęby kochanka i smakując go zachłannie. Jego palce przesunęły się po szyi, kościach policzkowych i uszach blondyna, docierając prosto do jego włosów, a następnie tarmosząc je, niszcząc starannie ułożoną fryzurę. Elf otworzył oczy dopiero, gdy zabrakło im obu powietrza i musieli przerwać pocałunki na rzecz kilku rozpaczliwych haustów. Wtedy przesunął dłoń na pierś mężczyzny i zaczął długimi palcami rozpinać kolejne guziki jego koszuli, jednocześnie lekko popychając go do tyłu, prosto w stronę wspomnianego chwilę wcześniej dywanu. Białowłosy nie spieszył się, nie biegł, nie mamrotał i przeklinał – sprawnie doprowadzał do tego, by zobaczyć jak najwięcej nagiej skóry Pringsheima, pragnąc posmakować jej całej, poznać każdy jeden mięsień, pieprzyk i włosek, poczuć smak i zapach najintymniejszych miejsc Erwina, nauczyć się jego najsubtelniejszych reakcji – ale też zobaczyć te najbardziej spontaniczne i obsceniczne. Przemieszczając się, raz po raz obdarzał usta blondyna pocałunkami, nie puszczając go, ale też w żaden sposób nie utrudniając jego posunięć. Ciało elfa mogło być równie piękne, jak w fantazjach – gładkie, umięśnione, delikatnie kremowe, pozbawione najmniejszej skazy, tatuażu czy przebarwienia, ale reagowało w ten sam sposób, co każde ludzkie. Drżąc, napinając się i rozluźniając, niemal łasząc do dłoni kochanka. Sam Nael był jednak znacznie bardziej zainteresowany tym należącym do przystojnego mężczyzny, który w końcu pozbył się chłodnego dystansu, a u steru stanęły podniecająca pewność i pożądanie. Gdy ich stopy znalazły się wreszcie na dywanie, zaczerwienione usta elfa wygięły się w kuszącym uśmiechu. Zaprzestał w końcu chaotycznych pocałunków, zsuwając się wargami na szyję, bark, mostek, pępek i wreszcie linię spodni, lądując kolanami na całkiem miękkim materiale. - Zejdziesz tu do mnie? - spytał z dołu, wpatrzony rozjaśnionymi od pożądania oczami w kochanka. Brali pod uwagę takie zakończenie kolacji, oczywiście, przecież wyraźna sugestia padła podczas ich rozmowy, a jednak… Nael był zaskoczony. Przyjemnie zaskoczony i delikatnie roztrzęsiony, chociaż wydawał się w tym konkretnym momencie niemal idealnie opanowany. Iluzja. Płomienne spojrzenie i delikatnie drżące wargi go zdradzały. Elf nie tylko „skłaniał” się ku Erwinowi. Nie, on go szczerze pragnął, a intensywności tych uczuć nawet on się nie spodziewał. Nie było chyba rzeczy, której by mu w tym momencie odmówił i dziedzic musiałby być ślepy i głupi – cechy, których zdecydowanie natura mu poskąpiła – by tego nie dostrzec. Tego absolutnego uwielbienia, żądzy i gotowości, by to spotkanie nie tylko skończyło się dobrze, ale bardzo dobrze. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: Kochając Nieśmiertelnego Pon Gru 17, 2018 12:23 am | |
| Nael może i był gotowy na flirt i przekraczanie granic jeszcze zanim po raz kolejny wstąpił w progi Pringsheimów, ale Erwin bał się tego do samego końca. Właściwie bał się także teraz, kiedy przyciskał do siebie chętne ciało i pieścił zachłannie, kusząco rozchylone wargi. Przecież on taki nie był. Nie był takim człowiekiem, nie pozwalał sobie na takie gry, nie przekraczał granic, nie wchodził na nieznany grunt nim poznał go na tyle, by zminimalizować ryzyko. Tymczasem właśnie rzucał się na głęboką wodę, zmuszony oddać kontrolę instynktom. Ale gdy spuścił już ze smyczy pragnienia, wątpliwości oraz wszelkie "a co jeśli?" stały się śmiesznie nieważne. Brak kontroli był jak haust powietrza po długiej drodze na powierzchnie morza stateczności i obojętności. Erwin zachłysnął się mnogością doznań i chęcią Naelarisa, zachłysnął się pierwszą w życiu chwilą, w której ktoś pożądał jego, tak szczerze i bez zahamowań. Właściwie nie mógł być pewien czy elf był szczery, ale odkrył, że chciałby, żeby był. Dzięki tremu mógłby się potem usprawiedliwiać. Ale co stanie się potem było teraz zupełnie nieważne. Odwrotnie do cichych jęków wyrywających się z krtani elfa, kiedy pieścił jego ucho, i do jego zduszonej odpowiedzi. "Wszystko" A potem świat skurczył się do wilgotnych ust, które z pasją natarły na jego wargi przywodząc mu na myśl pierwszy pocałunek jaki podzielili. Tamten smakował chłodem deszczu, wilgotną ziemią i irytacją, ten zaś był upojny i pełny, smakował winem i niósł ze sobą ogień. Łączyła je jednak ta sama pasja. Erwin przyjmował wszystko. Każde muśnięcie, liźnięcie, każde zderzenie zębów i ugryzienie. Spijał pomruki zadowolenia Naela i karmił go swoimi, błądząc dłońmi po jego plecach, a nawet zuchwale zaciskając palce na krągłości pośladków, bezwstydnie dociskając jego lędźwie do swoich. Ocierał się o niego, spragniony bardziej niż śmiałby przyznać. Ale nie zostawiał sobie miejsca na wstyd. Same pocałunki doprowadzały go do szaleństwa, sprawiały, że kompletnie tracił racjonalną ocenę sytuacji. Kiedy więc został pozbawiony odurzającej pieszczoty ust, wydawał się wygłodniały. Drżał w niecierpliwości i pragnieniu, utrudniając Naelowi rozpinanie koszuli chaotycznymi pocałunkami i próbami przyciągnięcia go do swojego ciała. W tak intymnej chwili Erwin zdawał się być kompletnie innym człowiekiem, szalenie ekspresyjnym, zachłannym, zaborczym wręcz. On również siebie nie poznawał, ale było mu tak wspaniale, że pragnął jedynie, by to, co teraz czuł nigdy więcej go nie opuściło. Nie odpowiedział na uśmiech białowłosego. A choć to Nael znów wydawał się być tym, który kontroluje siebie i sytuację, Erwin zdał sobie sprawę, że zupełnie mu to nie przeszkadza. To jak z rozmysłem elf panował nad swoim pożądaniem imponowało mu i sprawiało, że czuł się spokojny na zupełnie podświadomym poziomie. To zaskakujące, ale zaufanie w tej chwili wydawało mu się po prostu naturalne. Odchylił głowę w bok, mrucząc głośno pod wpływem pieszczot jakie darował mu elfi kochanek. Rozkoszował się dotykiem dłoni i ust w miejscach, który na dobrą sprawę nikt tak naprawdę nie dotykał. A gdy Nael osunął się na kolana, Erwin niemal od razu podążył za nim, nawet bez proszenia. Uklęknął tuż przed nim, tak blisko, że niemal stykali się kolanami. Był rozczochrany, z napuchniętymi od pocałunków wargami, w rozpiętej koszuli odsłaniającej nagą pierś, która unosiła się i opadała w rytm płytkich oddechów. W niczym nie przypominał chłodnego, opanowanego Pringsheima, którym rysował się dla świata. Jego oczy były pociemniałe z żądzy, a pod materiałem spodni wyraźnie rysował się zarys twardej męskości. - Nael, musisz mnie nauczyć... - Jego głos drżał od emocji. Mówiąc to, uniósł dłonie, by na powrót przyciągnąć go do siebie, jakby nie mógł znieść ani jednej chwili bez dotyku jego ciała. Zbliżył usta do jego warg, musnął nosem jego nos. - Nigdy nie kochałem się z mężczyzną - wyznał zanim złączył ich wargi. Jego palce odnalazły guziki białej kamizelki i zaczęły rozpinać ją pośpiesznie, podczas gdy usta zachłannie kradły kolejne niecierpliwe pocałunki. - Poprowadź mnie... - szepnął pomiędzy muśnięciami warg. |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: Kochając Nieśmiertelnego Pon Gru 17, 2018 2:29 pm | |
| Erwin był najseksowniejszym człowiekiem na całym świecie. To, w jaki sposób domagał się kolejnych pieszczot, jak chwytał elfa i łączył ich wargi, jak desperacko żądał kolejnego kontaktu fizycznego i przyjemności, było niesamowite. Było najpiękniejszym obrazem, jaki kiedykolwiek dane było zobaczyć Naelerisowi. W tym momencie Vikarian był całkowicie pod wpływem jego uroku, jego rzeczywistość zwęziła się wyłącznie do ślicznego kochanka, który nie tylko odwzajemnił zainteresowanie, ale zaczął wręcz nadawać tempa ich kolejnym krokom. Dziedzic przedstawiał sobą obraz żądzy i rozpusty, któremu nie sposób było się oprzeć. Nael nie potrzebował żadnej zachęty, natychmiast zbliżył się do klęczącego przy nim mężczyzny, układając jedną dłoń na jego ramieniu, zsuwając mu bardziej koszulę, a drugą zaciskając w pasie, napawając spinającymi się spontanicznie mięśniami. Gładka, miękka skóra dziedzica aż prosiła się o zroszenie potem, oznakowanie paznokciami i malinkami, a szczególnie zaczerwienienie od kolejnych pieszczot. Nie istniała w tym momencie siła, która odciągnęłaby elfa od swojego kochanka, nawet jeśli jeszcze kilka chwil wcześniej wcale nie planował żadnego seksualnego zbliżenia. Owszem, chciał by Erwin mu odrobinę zaufał, pozwolił na coś więcej, wyraził swoje zainteresowanie, ale planował niczego nie przyspieszać i dać im czas na poznanie się, ostrożne przekraczanie kolejnych granic, ze świadomością tego, co czekało na nich po drugiej stronie… A potem blondyn pocałował go w taki sposób, że jakakolwiek rozmowa przestała być możliwa. Pożądanie, które pomiędzy nimi wybuchło, spaliło wszystko do gołej ziemi. Nie liczyły się żadne bariery, nieistotna była niewiedza dotycząca tego, dokąd zaprowadzi ich to spotkanie. Jutro mogło nigdy nie nadejść. W tym momencie istnieli tylko oni dwaj, dywan i nadmiar ubrań, który stawał im na drodze do wyższego celu. - Pragnę cię - mruknął nisko, chrapliwie, niemal niewyraźnie przez pożądanie, które zabarwiło jego ton. Smak ust Erwina był tak uzależniający, iż elf miał duży problem z przerwaniem pocałunków chociażby na moment. Nie pamiętał, by kiedykolwiek wcześniej czuł potrzebę tak wielką, dotyczącą tak małej pieszczoty. Muśnięcia warg, trącenia języków, zderzenia zębów i nosów, były jak kolejne hausty powietrza. Bez nich nic nie miało sensu, nic nie było tak dobre i wystarczające, by zapewnić rozkosz. Przesunął dłonie na plecy kochanka, dociskając go tylko mocniej do siebie, utrudniając dalsze rozbieranie się, ale za to łącząc ich w kolejnym, bardziej namiętnym pocałunku. To nie było tylko pożądanie, bez tego mogliby umrzeć. „Nigdy nie kochałem się z mężczyzną”. Naelerisowi niemal pociemniało przed oczami. To było najpiękniejsze zdanie, jakie kiedykolwiek usłyszał. Młody Pringsheim nie miał pojęcia, jak bardzo każdym kolejnym słowem, ruchem, spojrzeniem i subtelnym uśmiechem rozkochuje w sobie elfa, który przez ostatnie dwieście lat wyłącznie tęsknił za czymś, czego nie mógł już odzyskać. Spędził dwa stulecia spragniony nieosiągalnego, nie obdarzając nikogo nawet drugim spojrzeniem, obojętny na piękne elfki i elfów, przystojnych ludzi i dziesiątki seksualnych propozycji. Erwin bez żadnej fatygi zdobywał jego serce, kompletnie nieświadom tego, jakie uczucia wywołuje w swoim gościu. W swoim współdomowniku. Po tej nocy Nael nie będzie już potrafił zrezygnować z mężczyzny, tylko dlatego, że Pringsheima coś przerośnie. Będzie się o niego starał nie tylko przez delikatną ciekawość jego osoby czy poczucie niewątpliwego przyciągania, ale też dlatego, że posmakował tej drugiej strony dziedzica, który z zaskakującą z radością zapewnił mu swoją bliskość i domagał się odwzajemnienia jej. Obaj zatracili się w płomieniach żądzy, łącząc desperacko swoje usta i ciała, niezdolni nawet do rozebrania się i zmiany pieszczot na bardziej... intensywne. Przesunął paznokciami po kręgosłupie kochanka, przerywając na moment pocałunek, by usłyszeć i zobaczyć jego reakcję, a potem uśmiechnął się szeroko. Jego oczy znów były błyszczącymi szafirami, zdradzając pożądanie i niecierpliwość, które ukrywał za pozornie opanowaną miną. W tym momencie była to tylko maska. Złudzenie, któremu nikt nie mógł ulec na zbyt długo. - Zrobię wszystko… - szepnął w jego usta, tym razem jednak nie pozwalając na żaden pocałunek, przekornie uciekając przed każdym zainicjowanym przez Erwina muśnięciem, uśmiechając się zarazem figlarnie. - Żeby ci było dobrze. Wszystko - obiecał, wreszcie chwytając towarzysza za ręce i odsuwając je od siebie na moment. - Szsz… - mruknął uspokajająco, w końcu pozbawiając Erwina koszuli, a później sięgnął do jego spodni, rozpiął mu pasek, zamek i… Znieruchomiał. Uniósł na moment wzrok na jego twarz, wiążąc ich spojrzenia i pozwalając płomieniowi wybuchnąć ponownie. Przybliżył się po nieznośnie długiej chwili, która zapewne trwała tylko kilka sekund, i pocałował go, ponownie napierając językiem na wargi i zaraz wślizgując się pomiędzy nie, biorąc go znów usta blondyna w posiadanie. Świat po raz kolejny zaczynał się i kończył na ich bliskości, na pocałunku wiążącym ich oddechy i nadającym rytm ich sercom. Długie, gładkie palce wsunęły się niepostrzeżenie w spodnie blondyna, zakradły pod bieliznę i objęły jego męskość. Przesunęły się po całej jej długości, badając reakcje i pozwalając właścicielowi poczuć rozkoszne, niecierpliwe pulsowanie. Elf aż zajęczał w usta kochanka, podgryzając jego wargi. Sam dotyk kochanka zapewnił mu niemal równie mocne wrażenia, co mogłaby dać identyczna pieszczota jego własnego członka. Nie musiał zaspokajać siebie, gdy miał Erwina, napalonego, rozchełstanego i żądnego każdej przyjemności, jaką mogło mu zaserwować zbliżenie z mężczyzną. Z nim. Nael znalazł swoje miejsce i za nic w świecie nie chciał go stracić. Odsunął się delikatnie od mężczyzny, nie przerywając jednak czułych muśnięć palcami. - Rozbierz mnie - polecił, odrobinę rozsuwając własne ręce, ułatwiając kochankowi dokończenie rozpinania jego kamizelki, a następnie dotarcie do koszuli. Dekoncentrował go tylko troszeczkę, znów uciekając od jego ust za każdym razem, gdy zbytnio zbliżali się do pocałunków. Kusił, drażnił, obiecywał i zakazywał, flirtując i pozwalając Erwinowi na zniecierpliwienie się, by wreszcie - gdy jego cierpliwość dobiegła końca - naparł na niego całym ciałem. Dopiero wtedy elf wypuścił go z uścisku, zrzucił rozpięte ubrania na ziemię i opadł miękko na dywan, rozkładając nogi i zapraszając pomiędzy nie mężczyznę. Jego staranna fryzura była w połowie drogi do rozsypania się w luźno rozpuszczone włosy. Gładka pierś niemal lśniła w delikatnym świetle lamp i świec. Częściowo rozebrany Vikarian rozjaśniał ciemne pomieszczenie samą swoją obecnością, kusząco wygiętymi wargami i błyszczącym wzrokiem. Uśmiechnął się zachęcająco do kochanka, przyjmując z pomrukiem zadowolenia ciężar jego ciała. Sięgnął do swoich spodni i – po krótkich poprawkach pozycji – starł ze sobą ich członki, obejmując je swoją dłonią. Rozchylił wtedy usta w niskim, lubieżnym pomruku, oblizał własne wargi i splótł ze sobą ich nogi, dociskając blondyna bardziej do siebie. Uniósł wolną dłoń i wsunął palce we włosy młodego Pringsheima, przyciągając jego usta do własnych. - Wszystko, co ci sprawia przyjemność, jest właściwe - mruknął w wargi mężczyzny, obdarzając je raz po raz pocałunkami. - Czego tylko zapragniesz, to ci zapewnię - szepnął, uśmiechając się czule. Podniósł powieki, spoglądając po raz kolejny na Erwina, przez krótką chwilę po prostu chłonąc jego spojrzenia i reakcje. Chciał wytatuować sobie w mózgu ten obraz, by nigdy go nie zapomnieć, bo nie przypominał sobie, by kiedykolwiek czuł tak wiele ciepłych emocji w stosunku do jakiejkolwiek istoty – ludzkiej bądź nie. Alwin i Sheila zniknęli na dobre. Potarł nosem o policzek Erwina, po raz kolejny łącząc ich usta. Pocałunki były ważniejsze niż powietrze. Były powietrzem. - Piękny… - szepnął niewyraźnie, nagle poruszając ciałem pod blondynem. Już same muśnięcia palcami i ciężar mu nie wystarczały, potrzebował faktycznego ruchu – i tenże ruch w końcu im zapewnił, raz po raz ścierając ze sobą ich członki i usta, falując nierównomiernie biodrami. To nie był seks. To faktycznie było uprawianie miłości - czy raczej, preludium do takowego. W tym momencie byli zbyt spragnieni siebie, by móc nieśpiesznie dojść do prawdziwego połączenia ciał - ale to, na które zdecydował się Nael, było dobrym początkiem. Oferowało Pringsheimowi wszystkie korzyści z bycia z drugim mężczyzną, nie dając mu ani na moment zapomnieć o tym, kogo wybrał tej nocy na kochanka. Ruchy bioder elfa przybrały na sile i chaotyczności, a spomiędzy jego ust już nie wyrywały się, a wylewały kolejne lubieżne pomruki i ciche jęki, skierowane prosto do warg blondyna. Dłoń na jego włosach wzmocniła uścisk, podobnie jak palce zaciśnięte na ścierających się ze sobą męskościach. Naeleris zmusił Pringhseima do obrócenia głowy w bok i docisnął się ustami do jego ucha. - Wycałuję... każdy centymetr twojej skóry. Aż twoje ciało będzie pamiętać tylko mnie i mój dotyk. Nauczę cię wszystkiego... - szeptał chrapliwie, pospiesznie, niecierpliwie spragniony zarówno orgazmu własnego, jak i tego, który obejmie człowieka. Łaskotał gorącym oddechem i wilgotnym językiem ucho kochanka, ocierając się o niego w całości, drażniąc ścierające się ze sobą członki, piersi, sutki, a nawet okryte wciąż materiałem uda. Czy kiedyś pragnąłem tak samo mocno? |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: Kochając Nieśmiertelnego Pią Sty 04, 2019 12:28 am | |
| Czuł jego pragnienie. Nael wyrażał je w każdym kolejnym geście i rozpaczliwej potrzebie łączenia ich ust. Ale Erwin nie pozostawał mu dłużny. Z taką samą pasją przyciskał go do siebie, ocierał się i miażdżył jego wargi w chaosie pożądania, jakby kompletnie oszalał, jakby jutro miało nigdy nie nadejść. Nigdy nie sądził, że bliskość drugiego człowieka może być tak podniecająca, tak oszałamiająca. Gdy poznał tę słodycz w pełnym, doskonałym wymiarze, od razu się uzależnił. Chciał więcej, chciał być bliżej, chciał zapomnieć się już na wieczność i nigdy nie wracać do rzeczywistości. Stykali się ze sobą w każdy możliwy w tej chwili sposób. Ich oddech, ich jęki i westchnienia mieszały się ze sobą. Ich dłonie niecierpliwie szukały kontaktu z ciepłą skórą. Place zaciskały się, paznokcie zostawiały blade rysy... Te przesuwające się po kręgosłupie Erwina sprowadziły na niego nieoczekiwany dreszcz, mieszankę bólu i przyjemności. Wyprężył się, wciskając mocniej w ciało kochanka, rozchylając mokre i zaczerwienione od pocałunków wargi, ale chwilę po tym z większą mocą wpił się w usta Naela, jakby delikatna dawka bólu budziła w nim pierwotne instynkty. Nie zwracał uwagi na jego uśmiech i błyszczące, piękne, szafirowe oczy. Nie chciał na niego patrzeć. Samo podziwianie w tej chwili nie było dla niego nawet namiastką tego, co mógł i co chciał mieć. A chciał więcej. Potrzebował więcej. I gdy tylko elf przekornie pozbawił go dotyku swoich ust, Erwin jęknął sfrustrowany. Dyszał i drżał wyraźnie, całym sobą dając wyraz pożądania. Z trudem nad sobą panował, choć właściwie... nie panował. Z opanowaniem nie miał teraz nic wspólnego. Jego myśli dalekie były od racjonalnej oceny. Jego wygłodniałe, rozpalone spojrzenie przeskakiwało od ust Naela do jego oczu, jakby tylko czekał na znak, w którym znów będzie mógł utonąć w przyjemności. Wierzył w obietnicę przyjemności i był pewien, że również zrobi wszystko, by móc czuć pod palcami napięte z podniecenia ciało kochanka. Nie znalazł jednak słów, by mu o tym powiedzieć. I nie chciał też być uspokajany. Podświadomie wiedział, że jeśli teraz zacznie myśleć o tym, co robi, cała mistyczność tej chwili zostanie bezpowrotnie zniszczona. Chciał pozostać szalony. - Nie... - jęknął, protestując przeciw uspokajającemu szeptowi i powolności ruchów. Niecierpliwie zrzucił koszulę z ramion, a potem zaborczo chwycił Naela za kark, nie pozwalając mu się cofnąć. Zachłannie wpił się w jego usta, utrudniając mu rozpinanie spodni. Szamotał się, wygłodniały dotyku. Nael nie musiał mówić mu, że powinien go rozebrać. W ogóle niewiele mógł mówić przez natarczywe usta, które wciąż nacierały na jego własne. Erwin pospiesznie rozpinał kamizelkę i koszulę kochanka zanim ten jeszcze zdążył wsunąć dłoń w jego spodnie. A gdy poczuł palce na twardej męskości, jęknął i chwycił w garści poły koszuli elfa, oszołomiony przyjemnością. Elektryzujący dreszcz na chwilę pozbawił blondyna niesamowitej zachłanności, skupiając jego myśli w całości na przeżywanej rozkoszy. Pierwszy raz w życiu czuł ciepło męskiej dłoni w taki sposób i zdał sobie sprawę, że właśnie do tego momentu mógł wypierać się swojej skrzywionej seksualności. Po nim, nie mógł się już oszukiwać. Dotyk silnej dłoni, twardego ciała, dużych ust, charakterystyczny zapach i smak skóry... były tym, czego naprawdę pragnął. Żadna kobieta nigdy nie wzbudziła w nim takiego pożądania. Dopiero w tym momencie Nael mógł się z nim choć trochę podroczyć, bo wił się teraz i wypychał ku niemu biodra, wyraźnie dopraszając się pieszczoty. Ale nawet wtedy spojrzenie Erwina wyrażało tylko głód i oszołomienie. Nie potrafił bawić się seksem, albo raczej, nie potrafił bawić się nim jeszcze. Wyglądał zupełnie tak, jakby nie umiał trzymać na wodzy swojego pożądania. Zachowywał się nie tylko jak mężczyzna pozbawiony doświadczenia w zbliżeniach z innymi mężczyznami, ale jak pozbawiony doświadczenia w ogóle. Kiedy Nael zdecydował się legnąć na dywanie, Erwin znów nie poświęcił żadnej dłuższej chwili na podziwianie jego doskonałego ciała. Leżący kochanek był za daleko od dłoni i ust, a dla młodego Pringsheima liczył się teraz jedynie dotyk, jego intensywność i pasja. Podążył więc za elfem niemal od razu, znów wpijając się w jego usta. Otarł się o niego niecierpliwie, ponownie utrudniając mu wszelkie zabiegi. Dopiero gdy wyczuł, że Nael chce wsunąć dłoń pomiędzy nich, chętnie uniósł biodra. Nie myślał. Teraz jedynie czuł. Czuł doskonale twardość ciała pod sobą, wczepione we włosy palce i te, które oplatały jego męskość i przyciskały ją do męskości kochanka. Niesamowite, nowe, ale doskonałe uczucie. To śmieszne, że po tylu latach panowania nad sobą, dbania o wizerunek, wypierania się pragnień, teraz wszystko wydawało mu się właściwe, więc nawet nie zaprzeczył, nie przywiązał wagi do słów partnera. "Czego tylko zapragniesz, to ci zapewnię" - Nie przestawaj - wydyszał w odpowiedzi, pomiędzy śpiesznymi pocałunkami, odruchowo kołysząc biodrami, ścierając się z ciałem Naela w chaotyczny, wyuzdany sposób. Kiedy tylko elf zaczął wić się pod nim i głośnymi jękami zapewniać o swojej przyjemności, Erwin zaczął mu wtórować. Przyjemność kochanka sama w sobie podsycała jego podniecenie, czyniła je nie płomieniami, a prawdziwą pożogą. Siła Naela i jego zaborczość zapewne zaskoczyłyby go, gdyby tylko nie był aż tak zamroczony rozkoszą. Ale był, a parzący ucho, lubieżny szept i mocno zaciśnięte na włosach palce, tylko bardziej go podniecały. Erwin jęknął, sfrustrowany, niemal oszalały z pragnienia. Znaczenie gorących słów i dotyk śliskiego języka były ostatnim czego potrzebował, by osiągnąć spełnienie. Doszedł, wbijając palce w miękki dywan i jęcząc tak głośno, że zakrawał o krzyk. Orgazm wstrząsał jego ciałem z siłą, której nigdy wcześniej nie zaznał, doskonały, potężny... pełny. Pełny właśnie dlatego, że pod nim równie słodką chwilę przeżywał jego kochanek - najpiękniejsza istota jaką widział, najwspanialsza jaką znał - prężąc się w rozkoszy, szarpiąc w zamroczeniu jego włosy. Nagła fala czułości zalała go, jednocześnie przerażając i napawając niezrozumiałą ulgą. Jakby właśnie zdał sobie sprawę, że jednak potrafi czuć w taki sposób. Nieważne, że wobec mężczyzny, wobec elfa, ważne, że w ogóle. Czuł się upity szczęściem, a choć wiedział, ze jest to wynik przeżytego chwilę wcześniej orgazmu, nie chciał sprzeciwiać się temu sprzeciwiać. Gdy Nael rozluźniał uścisk obu dłoni, Erwin muskał ustami jego policzek i usta, starając się pogodzić rozszalały oddech z pragnieniem całowania skóry kochanka. Dopiero po chwili uniósł się na łokciach wyżej, by nie przyciskać mężczyzny. Uczynił to z trudem i słabością, które wyraźnie go bawiły - właśnie chichotał pod nosem. - Nie... - złapał głębszy oddech. - Nie przygniotłem cię za bardzo? - Spoglądał na elfa z góry, zaczerwieniony, rozczochrany i uśmiechnięty. Jego spojrzenie było czułe, pełne radości, która ujmowała mu lat. - Nael? - odezwał się po krótkiej chwili milczenia, odrobinę poważniejąc. Spojrzał mu w oczy tak, jakby w tym jednym momencie, elf był dla niego wszystkim, jakby był najważniejszą i najpiękniejszą istotą na świecie. - Dziękuję - wyszeptał miękko i z namaszczeniem musnął wargami jego usta. |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: Kochając Nieśmiertelnego Pią Sty 04, 2019 9:38 pm | |
| Erwin był bezwstydnym, złaknionym każdego rodzaju kontaktu, niedoświadczonym mężczyzną. Jego desperackie ruchy, jęki i reakcje na każdą pieszczotę (bądź jej odmowę) świadczyły o tym aż za dobrze. Nie mógł ukrywać swojego pożądania, tak samo jak i swojej rozkoszy. Był obezwładniająco szczery w swoich błaganiach, werbalnych i niewerbalnych, zapierając dech w piersiach i sprawiając, iż Nael pomimo setek lat doświadczeń, zatracał się całkowicie podczas ich zbliżenia. Utrzymanie dystansu i nadanie przyjemności konkretnego kształtu z minuty na minutę stawało się coraz trudniejszym wyzwaniem. Sztorm uczuć targający młodym Pringsheimem bezlitośnie wciągnął też doświadczonego elfa, pozbawiając go zdrowych zmysłów. Blondyn już nie zapewniał, że nie interesują go mężczyźni. Być może nie wszyscy z jego rodu czuli pociąg do tej samej płci – ale niewątpliwie on i owszem. Zarówno słowa jak i czyny zadawały kłam poprzednim oświadczeniom, jednoznacznie sytuując go pośród innych homoseksualistów. Niezależnie od tego, jak dobrym kochankiem był Naeleris, ani przez moment nie sposób było uznać go za kobietę. Jego ciało i zachrypnięty od pożądania głos nie pozostawiały wątpliwości, podobnie jak ścierająca się z członkiem Pringsheima męskość. Elf zatracał się, nie panując już niemal nad niczym, ocierając się w chaotyczny sposób, dociskając mocniej mężczyznę do siebie, jęcząc i szepcząc zdesperowane, pełne czystej żądzy, obietnice. Szczytujący Erwin popchnął go za krawędź, sprawiając iż całe nieludzko piękne ciało napięło się jak struna, jedna z dłoni straciła pewny uchwyt, podczas gdy druga boleśnie szarpnęła za krótkie włosy dziedzica. Lubieżny okrzyk, który potoczył się po pomieszczeniu, zapewnił spiczastouchemu dodatkowe kilka sekund absolutnej przyjemności, podniebnych doświadczeń przy jednoczesnym dociśnięciu do dywanu i podłogi. To, jak szczery w swoich reakcjach był gospodarz, pozbawiało tchu i wzbudzało zaborczość na całkowicie podstawowym poziomie. Ktoś tak wspaniały, piękny, w zasadzie idealny (choć do perfekcji brakowało mu bardzo wiele…) musiał spowodować pragnienie zatrzymania go przy sobie. Uczynienia swoim. Upewnienia się, iż już zawsze będzie tak szczery tylko w obecności jednej osoby, która poznała go od tej jednej, wyjątkowej strony. Czy to był ten człowiek, któremu Vikarian zdecyduje się zaproponować wieczność u swojego boku? Rozchylił powieki, z pewnym zdumieniem odnotowując nienaturalną wilgoć w kącikach ust. Orgazm, który doprowadził go do płaczu? To była pewnego rodzaju nowość… Wysunął palce z włosów kochanka i sięgnął do twarzy, ścierając wierzchem dłoni łzy. Rozchylił mimo to wargi, zapraszając pomiędzy nie całującego go partnera, nie zwracając specjalnie uwagi na to, iż ten ma problem z nabraniem powietrza do płuc – sam elf czuł się wspaniale, rozluźniony i otulony ciepłem i przyjemnością, miał ochotę zamknąć oczy i przyciągnąć do siebie na powrót Erwina, który – nie wiedzieć czemu – zdecydował się go odciążyć. Nael wydał z siebie pomruk dezaprobaty i uniósł dłoń do góry, skupiając swoje spojrzenie na chichoczącym blondynie. Dosłownie pozbawił go tchu, przystojny, wytarmoszony i zaspokojony, szczęśliwy jak nigdy dotąd. Wyglądał tak autentycznie, pozbawiony wszystkich wybudowanych dookoła siebie murów, bezpiecznego dystansu i ostrożności, iż nie sposób było nie poczuć… nie poczuć… Naeleris odwzajemnił uśmiech, wsuwając z powrotem dłoń we włosy kochanka, tym razem znacznie delikatniej i czulej je przeczesując. Pokręcił przecząco głową, niezdolny do werbalnej odpowiedzi, zapatrzony w mężczyznę z podobnym skupieniem i jednoznacznością, co mężczyzna. Stań się mój. Odwzajemnił muśnięcie, odrobinę się unosząc, by przedłużyć delikatny pocałunek, tak odmienny od tych desperackich i chaotycznych, którymi obdarzali się przez ostatnie kilka chwil. Płomienie, które spalały ich bezlitośnie, zgasły, a na ich miejsce przyszło przyjemne, zapewniające życie i bezpieczeństwo, ciepło. - To ja dziękuję - mruknął pomiędzy kolejnymi muśnięciami warg, pozwalając im jeszcze przez kilkanaście sekund tkwić w rozkosznym rozleniwieniu i doskonałej bliskości. Może nie absolutnej, ale całkowicie wystarczającej w tym momencie. W końcu jednak musiała się o nich upomnieć rzeczywistość, pod postacią chłodu otaczającego ich zwilżone potem ciała i nieprzyjemnej lepkości po wspólnym szczytowaniu. Elf położył z powrotem głowę na dywanie i pogładził kochanka kciukiem po policzku. - Zaprosisz mnie też do swojego łóżka? - spytał, a na jego usta wpłynął figlarny uśmiech. - Może z ciastem? - podsunął, przechylając lekko głowę, by zyskać dostęp do odsłoniętej szyi blondyna, którą z pomrukiem niewątpliwej satysfakcji zaczął podskubywać. Wykorzystał odruchową próbę zmiany pozycji na wysunięcie uwięzionej wciąż pomiędzy ich ciałami dłoni, przesunął w górę wilgotnymi palcami po nagim kręgosłupie Erwina, a następnie powrócił do jego krzyża, tym razem pozostawiając białe ślady po paznokciach. Wreszcie rozplątał ich nogi, dając szansę ślicznemu kochankowi na oswobodzenie się i próbę doprowadzenia się do – chociaż względnego – porządku. Zaraz jednak podążył za blondynem, siadając i nie tracąc czasu łącząc ze sobą ich wargi po raz kolejny, napierając na nie językiem, pogłębiając pocałunek, mrucząc niczym zadowolony kociak. - Jesteś oszałamiająco… pociągający - mruknął po chwili, pomiędzy kolejnymi, namiętnymi posunięciami języka. - Nie przyszło ci do głowy, że jeśli zaczniesz czegoś oczekiwać, mogę zechcieć ci to ofiarować? - Puścił oko do blondyna, nawiązując do ich rozmowy sprzed kilku chwil, gdy zdolni byli jeszcze do myślenia o czymś innym, niż zachłanność ciał. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: Kochając Nieśmiertelnego Pią Sty 11, 2019 12:44 am | |
| W istocie, Naeleris był pierwszą istotą, która widziała go w takim stanie - pozbawionego kontroli, rozpalonego, szalonego. Dotychczas część z tych uczuć pokazywał jedynie Hermanowi, choć nie w takim wymiarze. Nie w kwestii cielesności. Erwin nie rozumiał dlaczego zdecydował się na pokonanie swoich obaw akurat teraz, ale podejrzewał, że lata frustracji i zetknięcie się z elfią doskonałością, po prostu go złamały. To kiedyś musiało się stać i może dobrze, że akurat teraz i akurat z tą konkretną istotą. Kiedyś wzbraniał się przed czułością, bojąc się jej, bojąc się jakiegokolwiek większego przywiązania, które szło za delikatnością gestów i wymownością spojrzeń. Ale w tej chwili przyjmował ją i darował naturalnie, jakby nie było na świecie nic właściwszego niż muskanie warg kochanka w pełnych uczucia pocałunkach, albo w jego palcach łagodnie piszczących jego kark. Więc tak to jest cieszyć się czyjąś bliskością... Nie przeszkadzał mu ból spiętych mięśni, lekkie otarcie kolan, wilgoć nasienia ani brak koszuli i perfekcyjnie zawiązanego krawata. Wszystko, co było mu potrzebne, było w zasięgu rąk, ust i wzroku. Patrzył w zaszklone szafirowe oczy Naela, a dostrzegając w nich odbicie własnych uczuć, tej samej czułości i pragnienia... zaniepokoił się. Zdał sobie sprawę, że wszystko działo się tak szybko, że nie zdążył tego dobrze przemyśleć. Nie lubił nieprzemyślanych kwestii, ale... czy dało się w ogóle rozłożyć na czynniki zauroczenie i racjonalnie je wytłumaczyć? Nie miał pojęcia. Zauroczenie Hermanem również było pozbawione rozsądnych podstaw, jednak z drugiej strony Herman nigdy, albo nie zauważył jego uczucia, albo je ignorował, podczas gdy elf sam je wywołał. To była zasadnicza różnica, ale czy w związku z tym chodziło jedynie o odwzajemnienie uczuć...? Z chwilowego zamyślenia wyrwało go pytanie i delikatny dotyk palców na policzku. Uśmiechnął się łagodnie. Oczywiście, że go zaprosi. Nie wyrzuciłby go z domu po tym wszystkim. Jakkolwiek nieprzyjemny bywał w obchodzeniu się z ludźmi, nie był aż takim ignorantem i bucem. Poza tym, kłamstwo jakie wypowiedział wtedy na podjeździe, nie miało już żadnego prawa bytu. Wszystko było jasne i dosadne. Westchnął, czując usta na szyi i paznokcie na plecach, ale zamiast poddać się pieszczotom, wsunął dłonie pod ciało Naela i objął go mocno, tym sposobem przygniatając do podłogi bardziej niż wcześniej, ale za to darując swoisty wyraz uczucia. Przytulał go bowiem jak dawno niewidzianego ukochanego, za którym szalenie się stęsknił. Puścił go dopiero po chwili, faktycznie nie chcąc pozbawiać go tchu swoim ciężarem. Nic już nie mówił. Kiedy zeszła z niego euforia zbliżenia, zdawał się powracać do swojej zwyczajowej postawy, choć... nie. Nie do końca. Rozluźnił się odrobinę. Teraz wyraźnie nie starał się niczego ukrywać. Nauczone jednak przez lata odruchy, sprawiały, że pewnych rzeczy nie dało się zmienić od tak. Powracający spokój rysował mu oblicze powagą. Lecz nie powstrzymało go to od oddawania pocałunków, kiedy nie leżał już, a klęczał między udami kochanka. Objął dłonią jego policzek, z przyjemnością splatając jeżyk z jego językiem. Erwin zdawał się bardzo lubić pocałunki i korzystał z każdej możliwości do powrotu do nich, jaką tylko Nael mu dawał. Co z tego, że wargi miał już opuchnięte od namiętności i jutro za pewne będą wymowną pamiątką po tej nocy? Upajał się, w zasadzie całkiem nowymi doznaniami. Nael mógł wyczuć, że Erwin uśmiecha się słysząc komplement, ale nie skomentował go. Zamiast tego gwałtowniej naparł na niego, głębiej wsuwając język w jego usta, na chwilę uniemożliwiając mu powiedzenie czegokolwiek więcej. Dopiero po chwili cofnął głowę, zakańczając pieszczotę słodyczą czułości. Zaczepne mrugnięcie i pytanie elfa, zamiast rozbawić go, raczej sprowadziły konsternację. Nie to bowiem go martwiło. Obawiał się raczej, że to on nie będzie w stanie zaofiarować tego, czego się od niego oczekiwało. Uśmiechnął się tylko, może odrobinę melancholijnie, sugerując, że wcale nie tak daleko było mu do zmartwień. - Myślę, że poradzę sobie z tym - odparł, zachrypniętym jeszcze głosem. Potem przeczesał dłonią zmierzwione włosy, odruchowo układając je w imitację zwyczajowej fryzury. Rozejrzał się po pokoju, przebiegając spojrzeniem po porozrzucanych częściach garderoby. Uznał jednak, że jeśli mieli przenieść się do sypialni, nie było sensu się nimi przejmować. Jedyne co zrobił, to wstał, przelotnie uśmiechnąwszy się do Naela, a potem pozbierał koszule i przerzucił je przez podłokietnik fotela. - Najbliższa łazienka jest w mojej sypialni. To za tymi drzwiami. - Wskazał dwuskrzydłowe, ciężkie drzwi, których jedno skrzydło było obecnie nieco uchylone. - Świeże ręczniki też tam znajdziesz. Nie krępuj się. Ja pójdę po ciasto, tylko najpierw... - Spojrzał na swoje błyszczące od wilgoci pierś i brzuch. - Zajmę się tym - dokończył, bezceremonialnie chwytając serwetkę ze stołu i wycierając się. Poprawił też bieliznę i spodnie, doprowadzając się do względnego porządku, by w razie spotkania w kuchni matki czy kogoś ze służby, nie straszyć ich pozostałościami po swoim erotycznym życiu. Poczekał aż Nael zbierze się z podłogi i ruszył po ciasto dopiero wtedy, kiedy tamten zniknął za drzwiami sypialni.
Ostatnio zmieniony przez Lost dnia Nie Lut 10, 2019 10:19 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: Kochając Nieśmiertelnego Nie Sty 13, 2019 8:36 pm | |
| Erwin go przytulał. Nie w namiętności, w szale uczuć i żądzy, ale… po nich, gdy już wszystko ucichło i pomiędzy nimi było tylko delikatne, ciepłe pragnienie bliskości. Nie biegli już go spełnieniu, ekstaza pozbawiająca rozsądku przeminęła, a na jej miejscu pojawiła się czułość. Idealna, subtelna, pełna łagodności i perfekcji. Naeleris od dawna nie myślał o sobie w kategoriach elfa, który pragnie czegoś tak… innego. Dawno już zapomniał, jak to jest być przy kimś właśnie dlatego, że się tego chce. Czuć potrzebę wyrażania swojego uczucia na każdy dostępny sposób, cieszyć się z odwzajemnienia i z bliskości. Przytulający go mocno Erwin sprawił, że coś w piersi Vikariana zadrżało, a jego oddech uległ spłyceniu. Coś, co bezpowrotnie stracił, wróciło na swoje miejsce, odmienione, lepsze i wyraźniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Wsunął palce jednej dłoni w blond włosy, odwzajemniając krótką, desperacką czułość. Ten moment, wypełniony niejasnymi emocjami, pozbawionymi racjonalnych i rzeczowych myśli, konkretnych słów, mogących uchwycić i dobrze opisać tworzącą się pomiędzy nimi więź, był idealny w swej niedoskonałości. Gdy dobiegł końca, równie niespodziewanie, co się rozpoczął, stał się jeszcze wspanialszy. Erwin miał w sobie coś, co przyciągało do niego nieśmiertelnego. Od pierwszej chwili, gdy go zobaczył, aż do tej, gdy klęczeli po wspólnym spełnieniu. Był przystojny, to nie ulegało wątpliwościom, był również fascynująco opanowany i inteligentny – zdystansowany w sposób, który niejednego mógł odrzucić, ale przez niektórych mógł zostać uznany za pociągający. Chłodny nawet. Fakt, że ktoś zwrócił na niego uwagę, bez wątpienia nie był czymś szokującym i nietypowym – a jednak, dla obu mężczyzn było to zaskakujące. Idealna równowaga, jaką osiągnęli, musiała w pewnym momencie dobiec końca, nie znali się przecież na tyle dobrze, by potrafili z łatwością przejść ponad różnicami wynikającymi z wychowania i odmiennej rasy, ale… w tej konkretnej chwili nic nie zwiastowało nadejścia żadnych nieporozumień. Było wspaniale. Pocałunki, jakie dzielili, były nie tylko wypełnione niezwerbalizowanymi uczuciami, ale też rozkosznie przyjemne. Oderwanie się od siebie nie wchodziło w grę, nie, jeszcze nie. A gdy ten moment nadszedł, białowłosy przyjął go z pełną akceptacją, nie spuszczając wzroku ze swojego towarzysza, obserwując jego próby doprowadzenia się do porządku i względne opanowanie rozgardiaszu, do jakiego doprowadzili w chwili zapomnienia. Erwin naprawdę był piękny. Elf w bezmyślnym geście przytaknął na słowa mężczyzny, udając że jakiekolwiek słowa gospodarza do niego dotarły i przedarły się przez mgłę zauroczenia i przyjemności. Gdy cisza, która zapadła po wypowiedzi blondyna, przedłużyła się do tego stopnia, że zaczęła nieść sugestię dyskomfortu, Nael wreszcie zmusił się do oderwania wzroku od kochanka i spojrzenia po sobie. Z cichym stęknięciem odbił się dłońmi od dywanu, otrzepał pomięte spodnie i schował ubrudzoną męskość do bielizny, zapinając zaraz potem rozporek. Wykonując kolejne, machinalne czynności, przywołał do siebie słowa i gesty Pringsheima sprzed chwili, a następnie ponownie podniósł na niego spojrzenie i obdarował uśmiechem. Subtelnym, tak szczerym w swojej radości, że wręcz kontrastował z tym, który po raz pierwszy zobaczył u niego blondyn. Wesołość i magia, uwodzące przedstawicieli ludzkiego gatunku, były już tylko wspomnieniem, nijak nie imającym się tego prawdziwego Naelerisa. Przekroczył dzielącą ich odległość z błyszczącymi figlarnie oczami, objął jedną dłonią policzek kochanka, a potem połączył ich wargi, całując czule… na drogę. Niczym życząc powodzenia swojemu partnerowi przed wyjściem do pracy, po długiej i namiętnej nocy. Nie sposób było tego inaczej nazwać, chociaż skojarzenie wydawało się wręcz idiotyczne i nie na miejscu. Później, białowłosy odsunął się, puścił do Erwina oko i obrócił na pięcie, zmierzając w stronę wskazanych wcześniej ciężkich drzwi. Uchylił je wyłącznie na tyle, by zdołał się wślizgnąć pomiędzy skrzydła, a następnie zatrzymał się, obejmując spojrzeniem nowe pomieszczenie. Szukając wszystkich wskazówek o swoim niespodziewanym kochanku, jakie tylko mógł znaleźć. Analizując, interpretując i porównując z gabinetem, z którego przyszedł. Po chwili ruszył do kolejnych drzwi, słusznie odgadując, że kryje się za nimi łazienka – a w niej zamoczył ręcznik, zmył z siebie nasienie i chłodny pot, rozplątał resztę swojej misternej fryzury i zwilżył włosy, pozwalając ułożyć im się swobodnie po obu stronach głowy. Wbił spojrzenie w swoje odbicie w lustrze, przez krótką chwilę po prostu na siebie patrząc, przywołując myśli i emocje, które targały nim kilka godzin wcześniej, gdy rozmawiał przez telefon z Pringsheimem. Jak wiele się zmieniło? Jak wiele jeszcze ulegnie zmianom? Zamknął oczy i odetchnął cicho, zaciskając dłonie na brzegu umywalki. Nie jesteś człowiekiem. Chrząknął, unosząc powieki. Wyglądał na zaskakująco zagubionego w swoich oczach. Bardziej ludzkiego, niż widział się codziennie przez ostatnie dwieście lat. Uśmiechnął się na próbę, ale zaraz zaprzestał, niezadowolony z efektu. Obrócił się na pięcie, chwycił mokry ręcznik i powiesił na wieszaku, decydując się na powrót do sypialni swojego gospodarza. Rozważania o tym, do czego pomiędzy nimi doszło, nie miały w tym momencie sensu. Noc była jeszcze młoda. Widząc Erwina, jego usta same ponownie się wygięły – i tym razem nie był to sztuczny czy zagubiony uśmiech. - Jak się czujesz? - spytał cicho, podchodząc do mężczyzny niespiesznie, gotów zatrzymać się i zmienić cel podróży, jeśli dostrzeże w mężczyźnie dyskomfort czy zawahanie. - Masz coś dla mnie? - dodał zaraz figlarnie, przeczesując wilgotne włosy dłonią i przerzucając je tym samym na jedną stronę twarzy, odsłaniając smoczy kolczyk. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: Kochając Nieśmiertelnego Pon Lut 11, 2019 12:41 am | |
| Do tej pory Erwin nie miał okazji znaleźć się w podobnej sytuacji, ale z przyjemnym zaskoczeniem odkrył, że brak doświadczenia w kwestiach romansu po jego stronie, nie uczynił jej niewygodną. Wręcz przeciwnie. Wszystko stało się zaskakująco klarowne i pomimo niejakiej... nagłości zdarzeń, całkiem przyjemne. Pierwszy raz w życiu zdawało mu się, że gestami wyraził więcej niż słowami, co uczyniło rozkwitającą relację naturalną i komfortową. A może nie było w tym jego zasługi? Może wszystko dzięki Naelowi i jego doświadczeniu, które pomogło mu uporać się z zagubionym kochankiem? To wydawało się bardzo prawdopodobne, ale gdy patrzył na zbierającego się z podłogi elfa i widział jego oszołomienie oraz przepiękną, szczerą radość, dochodził do zupełnie innych wniosków. Wieki doświadczeń też okazywały się bez znaczenia w obliczu pragnień duszy. Uśmiechnął się na tę myśl i dając objąć się naturalności, odwzajemnił czułe muśniecie warg. A potem pozwolił sobie nawet przez chwilę obserwować pełne gracji kroki kochanka, gdy wyraźnie zadowolony płynął przez salon ku drzwiom sypialni. Gdy w końcu zniknął mu z oczu, zdał sobie sprawę, że wciąż się uśmiecha. Zmarszczył brwi i pokręcił głową na niedorzeczność własnego zachowania, ale i tak wbrew temu, co sądził o sobie i swojej orientacji, a także o wieku Naela i jego związku z Pringsheimami, czuł się szczęśliwy. To, co się stało, miało w sobie jakąś magię, z której nie chciał teraz rezygnować. Niemal czuł się winny przypominając sobie jak źle rozegrał tę sytuację i jak bardzo bronił się przed ponownym spotkaniem z elfem. Oczywiście nadal był świadom późniejszych konsekwencji, ale teraz jedyne czego chciał, to pójść po to nieszczęsne ciasto i pocieszyć się chwilę tym, czego nigdy wcześniej nie mógł posmakować. Półnagi zszedł do kuchni, nie zaprzątając sobie głowy zapalaniem świateł. Rozpogodziło się już dawno i teraz przez wielkie okna w holu wpadał blask księżyca, oświetlając mu drogę. Dom wydawał się cichy, niemal opustoszały i ta przejmująca cisza wydawała mu się dzisiaj bardziej dotkliwa niż zazwyczaj. Właśnie dlatego pośpiesznymi, mechanicznymi ruchami przygotowywał tacę i talerze oraz rzeczoną szarlotkę i lody. Podgrzanie ciasta zajęło mu chwilę, więc żeby wypełnić czymś czas, przespacerował się do głównego salonu zastanawiając się jak bardzo dom, którego korytarze przemierzał każdego dnia, zmienił się od czasów Naela. Zdał sobie sprawę, że pierwszy raz patrzy na znajome ściany i widzi je naprawdę. Zupełnie jakby wcześniejsze zbliżenie z ich twórcą, otworzyło mu oczy. Rozejrzał się, wzdychając głęboko. Jego wzrok zatrzymał na dłużej na tonącym w ciemności fortepianie. Podchodząc do niego, lekko przycisnął jeden z klawiszy wypełniając ciszę niskim, czystym dźwiękiem. Gdy wybrzmiał, Erwin prychnął pod nosem, karcąc się za tkliwość myśli. Przypomniał sobie bowiem, jak Nael z łatwością dopasował się podczas ich małego koncertu, wydobywając z piosenki piękno, pomimo oczywistych braków w technice współgracza. Przeszło mu przez myśl, że elf faktycznie niósł ze sobą zmiany, ale tym razem wydawały się czymś dobrym, a nie burzącym spokój poukładanego życia. Nael zdawał się mieć niezwykły talent do czynienia wszystkiego... właściwym. Nawet podczas ich pierwszego spotkania w dworze, też wydawał się na miejscu. Może chodziło jedynie o to, by czerpać z tego komfortu, nie zaś mu się sprzeciwiać? Oddany rozmyślaniom, prawie przypalił szarlotkę, dlatego gdy zaniósł ją na górę, brzegi ciasta były przyrumienione zdecydowanie mocniej niż powinny, a lody szybko zmieniały swoją konsystencję. Ale unosił się też przyjemny zapach jabłek z cynamonem oraz masła i wanilii. Erwin, z racji zajętych obu dłoni, otworzył drzwi sypialni uderzeniem biodra. Talerze zabrzęczały cicho przy tym gwałtowniejszym ruchu, więc skupił na nich wzrok, nie chcąc wszystkiego rozrzucić. Dopiero kiedy usłyszał głos Naela, spojrzał na niego i... odrobinę go zamurowało. Nie był przyzwyczajony, by widzieć w swojej sypialni roznegliżowanych mężczyzn. Oczywiście widział rozebranego Naela jeszcze kilkanaście minut temu, nawet dotykał go i całował, ale widok nagiej, opalizującej w świetle księżyca skóry sprawił, że na chwilę zamarł, nie mogąc oprzeć się zaskoczeniu i lekkiej konsternacji. Właśnie dlatego nie odpowiedział od razu, uprzednio odwracając wzrok i odkładając na niewielki, kawowy stoli przyniesioną tacę. - Zaskoczony - przyznał, prostując się i odwracając. Przesunął spojrzeniem po doskonałej sylwetce kochanka, uśmiechając się nieznacznie. Nagi Naeleris widziany z daleka wydawał się zdecydowanie bardziej... onieśmielający. Zbyt doskonały i naturalny, by mógł być prawdziwy. A jednak był tu, przeczesując palcami jasne włosy, eksponując smukłą szyję i uśmiechając się zalotnie. - I zmieszany. Ale szczęśliwy - dodał po chwili, choć spokojem przeczył słowom o zawstydzeniu. - Mam szarlotkę, jak obiecałem. - Oszczędnym gestem wskazał na tacę. Nie mówił głośno, a nawet zniżył nieco ton, kiedy Nael zmniejszył dzielący ich dystans do minimum. - Potrzebujesz jeszcze czegoś? - wyszeptał, unosząc dłoń do ozdobionego smoczym kolczykiem, szpiczastego ucha. Przesunął po nim opuszkami w geście bliźniaczym do tego, od którego rozpoczęli swoją znajomość. Jego oddech przyspieszył, zdradzając go przed samym sobą, że wspomnienie tamtej chwili wywołało w nim więcej emocji niż skłonny był przyznać. Przez dwa uderzenia serca podziwiał błyszczące srebro i chłodne szafiry, a potem spojrzał wprost w oczy kochanka uśmiechając się do niego łagodnie. Nie zaczekał na odpowiedź, na reakcję czy pozwolenie. Nachylił się, parząc oddechem jego wargi. Zawahał się tylko chwilę zanim złączył ich usta w czułym, słodkim pocałunku.
Ostatnio zmieniony przez Lost dnia Pon Mar 04, 2019 2:37 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: Kochając Nieśmiertelnego Pon Lut 11, 2019 7:01 pm | |
| Mogło zdawać się, że to doświadczony elf świadomie uwodził niewinnego mężczyznę, nieznającego żadnych sztuczek i smakującego tego rodzaju bliskość z kochankiem po raz pierwszy. Tak mógł sądzić Erwin i zapewne tak pomyślałby każdy człowiek, który przeciął swoje drogi z Vikarianem przynajmniej raz w życiu. I byłby to wniosek uzasadniony, ale zarazem w stu procentach błędny. To młody dziedzic przyciągnął uwagę spiczastouchego, sprowokował do zaangażowania się i prób zdobycia jego zainteresowania. Roznegliżowany Naeleris nie wstydził się swojego ciała, nie miał nic do ukrycia, pozbawiony był jakichkolwiek niedoskonałości, ale nie rozebrał się po to, by wstrząsnąć gospodarzem, ani tym bardziej bezlitośnie go skusić. Wręcz przeciwnie, samemu będąc skuszonym próbował dotrzymać Pringsheimowi kroku, dopilnować by ten zbyt szybko się nim nie znudził i nie wyrzucił za drzwi posesji. Nael mógł sprawiać wrażenie pewnego siebie i przekonanego o właściwości swoich czynów, był jednak zagubiony tylko odrobinę mniej, niż jego towarzysz. Postawił wszystko na jedną kartę, mając nadzieję, iż jego uroda i niewątpliwa chęć do… dalszego pogłębiania ich relacji… będą równie silną sugestią, co wcześniejsze, pełne uwielbienia, słowa. Erwin w pierwszej chwili był jednak wyłącznie zaskoczony, co wzbudziło w elfie niepewność i początki skrępowania. Od bardzo dawna nie musiał starać się o czyjąś uwagę. Nie, od bardzo dawna nie widział powodu by się o nią starać. Wąski uśmiech, który pojawił się na twarzy Erwina, sprawił iż elf się rozluźnił. Zdobył kolejne kilka chwil w towarzystwie tego mężczyzny i nie potrafił ukryć radości, która rozjaśniła jego oblicze. Zatrzymał się przed kochankiem, odwzajemniając przyjazne wygięcie warg, nie zrobił jednak ku niemu żadnego innego kroku. Znieruchomiał pozwalając spojrzeniu blondyna przesunąć się po jego ciele, oddechowi przyspieszyć, a dłoniom zabłądzić bliżej, po delikatnej skórze. - To dobrze. Powinieneś być szczęśliwy - wyszeptał równie cicho, odrobinę obracając głowę, by ułatwić kochankowi dostęp do kolczyka. - Tylko tego potrzebuję. - Puścił do niego oko, rozchylając wargi w zapraszającym geście. Tego, i pocałunku, rzecz jasna. Szarlotka również kusiła, ale nie wydawała się tak istotna w chwili, gdy słodkie usta zajęły jego własne, pieszcząc, kusząc i prowokując. Nie potrzebowali wiele czasu, by całkiem zniwelować dzielącą ich odległość, zetrzeć się piersiami i objąć dłońmi. Palce elfa zawędrowały na ramiona i barki mężczyzny, sunąc po nich niespiesznie, ugniatając przyjemnie miękką skórę i zaborczo utrzymując kochanka w miejscu, w którym stał. Przez moment, długie sekundy, a może i minuty, wszystko było właściwe i na swoim miejscu. Ta noc należała tylko do nich, nie musieli zastanawiać się nad konsekwencjami swoich czynów, obcymi ludźmi i tym, co rodzi się pomiędzy ich dwójką. Przez te kilka godzin mieli wyłącznie siebie do dyspozycji i mogli czerpać garściami z tego doświadczenia, tak niespodziewanego, a zarazem tak wspaniałego i właściwego. Nie było zbędnych pytań, błędnych słów i nietrafionych ruchów - nawet niepewność, zaskoczenie czy wstyd miały swoje miejsce i dodawały ich zbliżeniu nuty prawdziwości i perfekcji. Idealnej niedoskonałości. Naeleris mógł być kilkusetletnim elfem, istotą w pełni magiczną, której życie i doświadczenia wielokrotnie przerastały nawet wyobrażenia Pringsheima, ale to nie było ważne dla żadnego z nich. Tej nocy byli tylko dwoma mężczyznami, którzy pragnęli siebie nawzajem i chcieli wspólnie oddać się rozkoszy. Gdy oderwali się od siebie, by nabrać powietrza do ściśniętych płuc, już nie tylko Erwin szybko oddychał. - Rozpieszczasz mnie - wyszeptał elf, błądząc opuszkami palców po karku i w blond włosach. Oblizał powoli wilgotne od pocałunków wargi, uśmiechnął się szerzej i zsunął jedną rękę w dół, chwytając swojego gospodarza za dłoń. Gest zupełnie naturalny, prozaiczny, a jednak obcy dla nich obu. Nael od dwustu lat nie zapragnął nikogo chwycić w ten sposób - a Erwin raczej nie posiadał zbyt wielu osób, z którymi chciałby w tak nieformalny i... wręcz emocjonalny sposób nawiązać kontakt. Zademonstrować swoją uczuciową więź i, być może nawet, nieśmiałą sympatię? Vikarian pociągnął kochanka delikatnie ku stolikowi, zabrał parującą i pachnącą niesamowicie apetycznie szarlotkę, a później przemieścił się ku łóżku, na którym posadził Erwina. Wciąż nie potrafił odczytać wszystkich myśli przechodzących przez głowę dziedzica, ale zadowalał się drobnymi sukcesami, wąskimi uśmiechami i błyszczącymi z fascynacją oczami, wodzącymi za każdym jego ruchem. Nie musiał od razu poznać całego Erwina - a w zasadzie, nawet nie chciał. Nie miał potrzeby przebywać przy kimś, kogo znał na wylot i kto nie miał przed nim żadnych tajemnic. Gdyby pragnął prostej i szybkiej relacji, zabrałby do swojego pokoju hotelowego jednego z kompanów (płci męskiej bądź żeńskiej) barowych, a nie zainteresował się prawnukiem swoich dawnych partnerów. Nie dołożyłby starań, by spotkać się z nim ponownie, gdy przecież ewidentnie Pringsheim tego nie pragnął. Przynajmniej wtedy. - Przytrzymaj - mruknął Nael, wsuwając mu w dłonie talerzyk. Uklęknął przed nim, rozsuwając bardziej jego nogi i sadowiąc między nimi. Spojrzał na Pringsheima z dołu z psotnym uśmiechem i rozpiął jego spodnie, niespiesznie zsuwając je w dół. - Jesteś zdecydowanie za bardzo ubrany - szepnął i puścił oko do mężczyzny, pozbawiając go kolejnych elementów ubioru, nieśpiesznie wodząc palcami po wyłaniającej się skórze i gdzieniegdzie pozostawiając szybkie, krótkie pocałunki. Nie skupiał się zasadniczo na samej pieszczocie, zajęty konkretnym celem, ale jego ruchy były całkiem czułe, naturalne i spontaniczne. Tak się złożyło, że najwięcej muśnięć wargami pozostawił na wnętrzach ud blondyna i podbrzuszu, sporadycznie łaskocząc długimi włosami wrażliwą skórę. Ponownie - minęły nie dziesiątki, ale setki lat od momentu, w którym pragnął poświęcić komuś tyle uwagi, nie oczekując niczego w zamian. Czerpał przyjemność z samego faktu powolnego otwierania swojego towarzysza, zarówno dosłownie, jak i w przenośni. Obserwował uważnie każdą reakcję, każde drgnięcie, westchnięcie i pomruk, badał kolejne centymetry skóry, skupiony w stu procentach na Erwinie. Nie wiedział, czy kiedykolwiek wcześniej ktoś poświęcił blondynowi tyle uwagi, jednocześnie nie prowadząc go natychmiast ku ekstazie. Prawdę powiedziawszy, po reakcjach kochanka i jego wcześniejszych słowach (jak i jeszcze wcześniejszych unikach) - nie sądził. Obstawiał raczej, iż Erwin odbierany był raczej jako niedotykalny, chłodny w obyciu, twardy i nieprzyjazny człowiek. Było to o tyle ciekawe, iż z jednej strony, ten opis idealnie oddawał obycie młodego Pringsheima... ale jednocześnie pod tą maską było coś więcej. Coś, co mogło ukazać się jedynie oczom uważnego obserwatora, który nie miał konkretnych, wielkich wymagań, a zwyczajnie pragnął ucieszyć się chwilą i zdobyć Erwina takim, jaki on sam będzie chciał się zaofiarować. Pieniądze, koneksje czy z góry założone wyobrażenia były tylko problemem, zbędnym ciężarem, kompletnie niepotrzebnym w sytuacji, w której znaleźli się z dziedzicem Pringsheimów. Gdy jego kochanek siedział już całkiem nagi na pościeli, Nael odrobinę się uniósł i oparł łokciami na jego udach, zmniejszając jeszcze bardziej odległość pomiędzy nimi i nadając ich kontaktowi bardziej intymnych, ale jednocześnie nie tak jednoznacznych jak wcześniej, nut. Na chwilę przestał zajmować się Erwinem, zamiast pieszczot oferując mu flirt i zabawę - nie tylko po to, by nie doprowadzić zbyt szybko do eskalacji napięcia między nimi, ale też po to, by zmniejszyć ten drugi dystans, który (teraz już w znacznie mniejszym stopniu) narzucał Erwin. - Dasz kawałek? - mruknął odrobinę niższym głosem, zdradzając iż cała gra wstępna zadziałała również na niego. Tym, ale również ewidentną, częściową erekcją, bezwstydnie znajdującą się pomiędzy ich nogami. Wskazał podbródkiem na talerzyk z szarlotką i częściowo roztopionymi lodami, a potem rozchylił wargi i oblizał je powoli, najpierw dolną, a później górną, z pełną perfidią kusząc drugiego mężczyznę. Przybliżył się nawet bliżej niego, zmniejszając odległość pomiędzy ich twarzami, zapraszając niemo do pocałunku, przed którym zaraz przekornie uciekł. Zamiast tego, ułożył dłonie na udach kochanka, pieszcząc skórę delikatnymi pociągnięciami paznokci i opuszkami palców, bez pośpiechu, ale całkiem jednoznacznie, sunąc w górę ciała Erwina. Sugerując, obiecując, ale jeszcze nie oferując właściwego dotyku. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: Kochając Nieśmiertelnego Pon Mar 04, 2019 3:55 pm | |
| Erwin zapewne polemizowałby z sugestią, że to on sprowokował zaistniałą sytuację. Przynajmniej nie w całości. Jeśli miałby kogoś obwiniać... cóż, podzieliłby tę winę na pół pomiędzy siebie i Naelarisa. Wszak gdyby nie zabiegi elfa, nigdy nie zdecydowałby się zaprosić go do siebie, a już na pewno nie pocałowałby go pierwszy. Ale gdy dostał wyraźne sygnały, a nawet polecenia, po prostu na nie odpowiedział. Bez wątpienia wina leżała więc po obu stronach. W gruncie rzeczy jednak to, przez co tak bardzo się do siebie zbliżyli, nie było istotne. Liczył się efekt, który obu zdawał się pasować. Tuż przed pocałunkiem, gdy elf szepnął, że jedyne czego potrzebuje, to jego szczęścia, Erwin uśmiechnął się szerzej, lekko kręcąc głową. Ujmujące, słodkie słowa, ale kompletnie w nie nie wierzył. Inni zawsze pragnęli czegoś w zamian, nawet jeśli wydawało się im, że jest inaczej. Wszelkie rozważania utopił jednak w pocałunku, napierając na wargi elfa i bez wahania dominując pieszczotę. Przygarnął Naela do siebie i jeśli on nie chciał pozwolić mu się ruszyć, Erwin podobnie czynił z nim, ciasno obejmując go ramionami. Skóra przy skórze - dotyk, którego niewiele razy w życiu przyszło mu posmakować, sprawiał mu ogromną satysfakcję. Brak barier zaskakująco dobrze na niego działał, zastępując onieśmielenie całkiem śmiałymi pragnieniami i prawdziwą przyjemnością, którym folgował dalej pomimo wcześniejszego upojenia. Im dłużej łączyli wargi, tym zachłanniejsze stawały się jego dłonie. Początkowo sunące po chłodnej skórze pleców, teraz zaciskały się na niej pieszcząc bardziej zdecydowanie. Erwin zamruczał niecierpliwie, pogłębiając pocałunek, rozpalając się bardziej, a nawet sięgając zgrabnych pośladków kochanka, by przycisnąć do siebie jego biodra, by poczuć go mocniej i by on poczuł mocniej jego. Wszystkie gesty jakie mu darował, ujawniały tę część jego natury, której nie pozwalał światu zobaczyć. Pokazywały pasję, zaborczość i namiętność, w której spalał się rozsądek i chłodna powaga. Gdyby Nael nie oderwał się od jego ust, Erwin nie zdecydowałby się zakończyć pocałunku tak szybko. Mruknął z pretensją, wychylając się by ostatni raz musnąć wargi kochanka. "Rozpieszczasz mnie." Nie skomentował, zapatrzony w zaczerwienione, błyszczące wilgocią usta. Uśmiechnął się tylko i znów, gdyby Nael nie chwycił jego dłoni, zapewne wróciłby do pocałunków. Nie krył się z tym, że sprawiały mu ogromną przyjemność. Nigdy nie sądził, że będą, ale gdy łączyli usta, czuł się jak uzależniony. Pragnął więcej. Na gest ujęcia za dłoń nie zwrócił większej uwagi. Wydawał mu się właściwy na tyle, by w ogóle się na nim nie skupił. Co innego kolejne zabiegi białowłosego. Lekko zmarszczył brwi w niezrozumieniu, kiedy Nael chwycił szarlotkę, a potem pociągnął go w kierunku łóżka. Nie oponował jednak, usiadł i przyjął talerzyk. Ale gdy elf uklęknął między jego nogami, nie mógł ukryć zaskoczenia i zmieszania. Uśmiechnął się niepewnie. Poczuł się... niezręcznie. Nie miał pojęcia, co powinien zrobić. Pozwolić mu odegrać ten mały pokaz, czy może poddać się zażenowaniu i powstrzymać go zanim uczyni tę sytuację jeszcze bardziej niezręczną? Ale czy jeśli go powstrzyma, sprawi mu przykrość? Wyglądało przecież na to, że elf robił to głównie dla niego. Uśmiechając się więc z zakłopotaniem, uniósł talerz wyżej i zamarł w takiej pozycji, spoglądając na kochanka z góry. Nikt nigdy, aż do tej pory, nie opadł przed nim na kolana. Zapewne niejedna kobieta była skłonna to zrobić, ale nigdy z żadną nie był wystarczająco długo, by jej na to pozwolić. Tymczasem Nael śmiało sięgnął do guzika jego spodni i w kilku ruchach rozpiął je, a potem sugestywnie pociągnął. Erwin oparł jedną dłoń o materac i uniósł biodra, pomagając Naelowi w jego zabiegach. Po chwili więc obaj byli zupełnie nadzy. Elf już wcześniej musiał zauważyć, że w przeciwieństwie do niego, Erwin był twardy już podczas samego pocałunku, a teraz bez krępującej męskości bielizny, prezentował się w całokształcie, bezwstydnie wyeksponowany. Zaczerpnął głęboko tchu, głośni przełknął ślinę i na chwilę wzniósł oczy do sufitu nie dowierzając pozycji w jakiej się znalazł. Talerzyk w jego dłoni drżał lekko, dosadnie zdradzając zdenerwowanie i ekscytację. Na zmianę pozycji kochanka i jego filuterne słowa zareagował jękliwym westchnięciem. Spojrzał mu w twarz i marszcząc brwi w niedowierzaniu, pokręcił głową. Nael był piękny, uwodzicielski, doskonały. Jeśli jakkolwiek czuł się niepewnie, Erwin tego nie dostrzegał. Dla niego elf zachowywał się nonszalancko, wyraźnie bawiąc się chwilą. Pringsheim zaś czuł się jak uczniak. Jeszcze nigdy nie był tak zażenowany. Nie było to złe uczucie, ale sprawiało, że pragnął jak najszybciej uciszyć zawstydzenie. Nael był zbyt daleko i jednocześnie zbyt blisko... konkretnych miejsc, by niedoświadczony blondyn mógł zachowywać się z podobną nonszalancją, co elf. Z fascynacją zapatrzył się na zwilżone językiem wargi kochanka, samemu bezwiednie wilżąc własne. - Dam ci całość i wszystkie szarlotki świata, tylko przestań mnie tak zawstydzać - wychrypiał, odkładając talerzyk na bok, by objąć dłońmi policzki Naela. Pochylił się, całując go głęboko. - Chodź tu do mnie - wymruczał mu w usta, ciągnąc go w górę, by dołączył do niego na łóżku. |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: Kochając Nieśmiertelnego Sob Mar 09, 2019 1:39 am | |
| Pasja, zaborczość i namiętność. Strona Erwina, o którą zapewne nikt by go nie posądzał, a która wydawała się idealnie uzupełniać jego rozsądne i chłodne, codzienne obycie. Czy było coś lepszego, niż to opanowanie, ta absolutna kontrola, które idealnie dopasowywały się ze znacznie bardziej płomienną i bezwstydną częścią blondyna? Tam, gdzie u innych te rzeczy by się wykluczały, u niego zazębiały się niczym dwie, bardzo skomplikowanie odcięte, połówki jabłka. Były niczym zębate koła w dużym, nieoczywistym mechanizmie, który działał wspaniale, raz pokazując jedną swoją część, a raz drugą. Czy istniał sposób, w który można było się Pringsheimowi oprzeć? Elf sam nie wiedział, jakim cudem wytrzymał tak długo. Gdyby miał świadomość, do czego dojdzie, gdy znajdą się znów pod jednym dachem, doprowadziłby do ich spotkania znacznie szybciej. Przechadzka po parku rozrywki wydawała się w tym momencie czymś śmiesznie banalnym, ulotnym wręcz, w styczności z tak idealnym połączeniem ciał i powolnym zbliżaniem się umysłów. Bliskość kochanka, jego usta, giętkie, półnagie ciało, twarde mięśnie, to wszystko uwodziło Naelerisa i zachęcało do kolejnych zbliżeń, flirtów i pieszczot. Elf chciał pokazać kochankowi wszystko, zapewnić mu najwspanialsze doświadczenia, jakich mógł posmakować. Nic wcześniej i nic później nie mogło równać się tej jednej nocy, ich wyjątkowej, pierwszej nocy. Pierwszej. Chwilo trwaj. Nael nie potrzebował zgody na opadanie na kolana. Nie widział konieczności, by prosić blondyna o pięknych, niebieskich oczach, o przyzwolenie. Chciał zapewnić mu rozkosz, pokazać świat, do którego Erwin wcześniej nie miał wstępu, ale też spełnić każdą fantazję i życzenie, jakie mógł mieć. Wszystko, czego sobie zamarzył, białowłosy chciał mu dać. A przy okazji chciał posmakować jego ciała, nacieszyć się gładką skórą, jasnymi, krótkimi włoskami, męskim zapachem i niemal uroczą wrażliwością na dotyk. Fakt, iż młody Pringsheim był zakłopotany był tylko dodatkową korzyścią. Jego delikatna nerwowość, ciche pomruki i westchnięcia, unikanie spojrzenia i subtelne dreszcze, uwodziły Naelerisa. Kusiły. Zapraszały jego usta do kolejnych pocałunków, a palce do kolejnych muśnięć. Pragnął spędzić niejedną następną noc, uwodząc go, zapewniając przyjemność i sprawiając, że świat zamykał się tylko na ich dwójce. To nie było do końca to, za czym tęsknił i czego pragnął, co przez dwieście lat sprawiało mu ból i wzbudzało żal, ale było do tego dobrym zalążkiem. Elf wreszcie mógł pożegnać się ze swoimi dawnymi ukochanymi i na ich miejscu postawić kogoś innego. Kogoś, z kim może, pewnego dnia, zapragnie spędzić wieczność. Kogo będzie chciał nią obdarować i kto sprawi, iż nie tylko będzie go pożądał, rozpalał i ciekawił, ale kto zapewni mu szczęście i poczucie stałości. Sprawi, iż Nael nie będzie na swoim miejscu tylko przez chwilę, ale już zawsze. Na takie plany było o wiele za wcześnie, ale sam fakt, iż pojawiła się taka możliwość, był… Pozbawiał tchu i rozsądku. Mógł wydawać się nonszalancki, opanowany i uwodzący, ale tak naprawdę to on tonął w kolejnych bodźcach, dotyku i cudownym spojrzeniu Erwina. Oblizał usta po raz kolejny, dostrzegając intensywne spojrzenie, a następnie wygiął je w szerszym uśmiechu. Wiedział, że jego przekorny flirt zaraz się skończy i już nie mógł się doczekać, gdy Pringsheim zrobi dokładnie to, czego zapragnie. Sięgnie po niego i, podobnie jak wcześniej, stanowczo i bez zawahania poprosi (lub zażąda) o coś, co elf zaofiaruje mu bez chwili zawahania czy ostrożności. - Cała w tym zabawa… - odparł przekornie, nie wycofując jednak bardziej głowy, ciekaw tego, co zainicjuje Erwin. Rozchylił usta bardziej, zachęcając do pocałunku, gdy poczuł na sobie dłonie, a gdy ten nadszedł, odwzajemnił go z zapałem, unosząc dłonie i wsuwając je w jasne pukle kochanka. Podążył za nim bez żadnego protestu, tym razem samemu siadając na jego udach, obejmując je własnymi, pewny swojej pozycji i właściwości tego, co robili, jak zawsze. Był dokładnie tam, gdzie chciał i zamierzał dać Erwinowi wszystko, na co ten miał ochotę - a dodatkowo pokazać mu kilka rzeczy, o których ten nie wiedział, a też mogły mu się spodobać. Odrzucił długie kosmyki wplątujące się pomiędzy palce Pringsheima na plecy, na moment przerywając ich pocałunki i wykorzystując okazję do sięgnięcia po ciasto. - Jestem zainteresowany szarlotkami tak długo, jak długo będą z tobą w pakiecie - mruknął niższym głosem, ale wciąż wyraźnie dźwięczało w nim rozbawienie. Odkroił kawałek ciasta z na wpół roztopionymi lodami i wsunął w swoje usta, a potem zamruczał z zadowoleniem, aż przymykając oczy z lubością. Fakt, iż ciasto mu smakowało, nie mógł zostać przeoczony - podobnie jak jasne, idealne ciało, znajdujące się już nie tylko na wyciągnięcie ręki, ale też wspaniale wyeksponowane, z długą, kusząco wygiętą szyją i delikatnie zaróżowionymi miejscami, w których elf otarł się o dywan lub które były zbyt długo całowane. Wsunął do ust kolejny kawałek ciasta, celowo zasysając się na łyżeczce, po raz kolejny mrucząc i przymykając oczy. Westchnął cicho, nabrał odrobinę lodów i przysunął w kierunku ust Erwina - a gdy ten w końcu mu uległ, wsunął mu je, by natychmiast ponownie zagłębić się w nie językiem, smakując mieszanki swojego wyjątkowego człowieka i chłodnej wanilii. Jeśli dziedzic Pringhseimów mógł smakować bardziej sobą, to właśnie to było to. Lody waniliowe. Pyszne. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Kochając Nieśmiertelnego | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |