Gang Smoka

First topic message reminder :

Całkiem normalne senne miasteczko, położone wśród gęstych lasów obfitujących w zwierzynę. 
Dobra, może nie całkiem normalne. Prawie połowa mieszkańców wieczorami przywdziewa skóry i wsiadają na swoje wyjące bestie. Nie zmienia to jednak faktu, że w sumie...Żyją sobie spokojnie. Do czasu. Do ich poukładanego życia wkracza banda narwanych dzikusów . Nie są oni bynajmniej pokojowo nastawieni, zachwyceni nowym miejscem postanawiają zagarnać miasteczko dla siebie. 
Rodzina X prowadzi knajpkę, do której wpadają mieszkańcy po ciężkim dniu pracy. Jak by tego było mało są synami zmarłego szefa Blackvillage, przez co uznawani są za przywódców. 
Kiedy wrogi gang wpada do knajpy, żądając wydania ich bosa, X zostaje zauważony przez Y - szefa szalonej bandy. Słodki chłopaczek przyciąga uwagę mężczyzny.

X - Amantis
Y - Smok

- Starszy jeszcze tak. Młodszy też.
Swan nie zabił jego ojca. On nie chciał zabijać chłopaków. Może w ostateczności...
- Puki zipią są moi. Wara. Słyszą?! - Warknął ostrzegawczo by nie przyszło im nic głupiego do głowy. Z żarciem wszedł znów do góry.
- Jak zaczną odpierdalać pogońcie ich do baru.- Wydał polecenie S.J i Tylorowi.
W pokoju już był ciszej. Sam nie wiedział dlaczego. Kim wyglądał jakby spał. Podświadomie więc nie chciał mu przeszkadzać puki sam nie będzie znów w pełni sił. Najadł się zostawiając smętną kanapkę z stacji i puszkę z kawą na komodzie dla chłopaka. Wtedy położył się koło niego na boku.
- Znalazłem krem i wazelinę. Jesteś piękny. Jak kobieta, nie jak facet. Faceci są przystojni. Ty jesteś piękny. Szkoda, że jesteś synem tej zepsutej suki. Zatrzymam cię aż mi się znudzisz Kim. Albo zdechniesz.
Gdy mówił gładził kciukiem jego policzek mokry od łez. Później go objął i możliwe, że nawet sam na chwilę zasnął. Obudził go S.J. ewidentnie wyganiający z pod domu zbyt pijanych już członków gangu. Pocałował chłopaka i przewrócił się z nim tak by być nad nim ale tym razem chciał go brać z przodu. Starał się też nie obciążać go swoim ciężarem.

Otworzył z wysilkiem oczy i spojrzał na swojego oprawcę nieprzytomnie.
- Ivan - wychrypiał znowu zamykając oczy. Czuł się okropnie, wszystko go bolało i było mu niedobrze.
- Boli. - jęknął cicho kiedy poczuł na sobie jego ciężar. - zostaw mnie. - pisnął błagalnie znowu otwierając te swoje śliczne ślepia. - proszę. - dodał cicho zakrywając buzię ręką, bo zebrało mu się na wymioty. Dzięki temu gestowi Ivan mógł zobaczyć jak szczeniak zmasakrował sobie nadgarstek, kiedy uciszał siebie podczas stosunku. Całe szczęście udało mu się powstrzymać rzygi, ale dalej był chorobliwie blady. Kim nie był mężczyzną jak Ivan czy jego ludzie, jemu bardziej było do kobiety niż silnego faceta.

Ivan poczuł wątpliwości. Szybko się ich pozbył przypominając sobie jak ojciec lejąc go powtarzał że gdyby nie Swan to jego, bękarta, nie było by na świecie.
- Budzisz we mnie sprzeczne emocje mały. W ten sposób nie pomagasz sobie. Nie chcesz żebym się z tobą pieprzył to masz jeszcze jeden użyteczny otwór.
Zaproponował wprost by zrobił mu laskę wtedy jego tyłek odpocznie trochę dłużej.
Zmasakrowany nadgarstek nie robił na nim wrażenia. Mógł jęczeć. Wybrał się gryźć. Jego sprawa.

Przyglądał mu się z pewnym rodzajem zawodu? Niedowierzaniem? Przeciez go poprosił... W końcu opuścił wzrok by na niego nie patrzeć. Naprawdę był naiwny myśląc, że uda mu się zagrać na jego sumieniu.
- Nie jestem winien temu, że twoj ojciec był chujem. - powiedzial w końcu. - ale za to on na pewno jest powodem dla którego ty jesteś... - urwał w połowie , bo głos mu zadrżał.
- Trzeba być naprawdę paskudną osobą żeby móc tak krzywdzić innych. - dodał zerkając w kierunku butelki z alkoholem. Przełknął ciężko slinę. Nie chciał więcej pić.
- Nie zakochaj się jak twoj tatko. Bo nigdy nie oddam serca komuś twojego pokroju. - mruknął wiedząc, że mu się za to oberwie. Niech ta noc się już skończy. Niech ktoś obudzi go z tego koszmaru.

Nie chciał jego serca. Nie chciał niczyjego serca. Seks kończył dla niego potrzebę bliskości przynajmniej do tej pory, a największym uczuciem darzył matkę, która nie żyła i motor.
- Był łajzą jeszcze przed twoimi rodzicami. Ale oni go zniszczyli.
Wstał żeby sięgnąć dla niego kawę i kanapkę. Położył je obok niego. Sam sięgnął po butelkę i usiadł opierając się. Zaczął powoli pić.
- Za każdym razem jak mnie lał powtarzał, że gdyby nie Swan to by mnie nie było. Mówił to próbując mnie zakatować. Jak osłoniłeś brata... przypomniałeś mi matkę. Ona też mnie osłaniała jeśli tylko wcześniej nie oberwała batów od niego.- Spojrzał na chłopaka i otworzył ramię gestem zachęcając by się o niego oparł zdrowym bokiem. Jego zachowanie pokazywało, że w tej chwili nie zamierza go gwałcić ani męczyć. Chciał dać mu bliskość której mógł potrzebować.

Dźwignął się ciężko wydając przy tym z siebie zbolały jęk. Zakręciło mu się w głowie przez co musiał oprzeć się o Ivana.
- Pieprzenie. - burknął cicho. - Chciał mieć wytłumaczenie swojego paskudnego zachowania. Może moja mama nie była święta, ale.. cholera, była wtedy niewiele starsza niż ja. Miała prawo zachować się gówniarsko. - dodał łapczywie wypijając kawę z puszki. Strasznie chciało mu się pić.
- Nie wiem co było między naszymi ojcami, bo nigdy nie byłem w tych... męskich sprawach specjalne dobry. - Dodał patrząc podejrzliwie na kanapkę. Jak ją zje to zwymiotuje? Raczej tak. Przymknął na chwilę powieki, bo gwiazdki wkurzająco migotały mu przed oczami.
- Obroniłem brata, bo chciałeś go zabić. To jedyny żyjący członek mojej rodziny. Oddałbym dla niego życie. I.. on zrobiłby to dla mnie. - dodał cicho podnosząc na niego spojrzenie ciemnych oczu.
- Możesz nienawidzić naszych rodziców, ale oni nauczyli nas kochać siebie nawzajem i szanować. Przykro mi, że twój ojciec był takim podłym skurwielem.

- Był, ale jedno czego mnie nauczył to walczyć o swoje. A to miejsce było jego. Skoro zdechł. Teraz jest moje. Zgodnie z tym co mówi S.J. Bar twojego ojca stoi częściowo na ziemi Lobosa. Zamierzam wiec go zabrać. Twój stary pewnie zrobił to licząc, że Lobos zdechł albo zdechnie gdzieś samotnie. Niestety jedna z jego dziwek była na tyle silna by wydać na świat bękarta. Zamierzam tutaj zostać. Jak długo? Nie mam pojęcia. Pewnie aż mieszkańcy tego zepsutego miejsca nauczą się, że to ja żądzę tym miejscem i zaakceptują ten stan rzeczy. Dowiem się kto poza twoim ojcem obił wtedy ryj Staremu wilkowi. Zemsta będzie po równo. Wtedy puszczę chłopaków w kraj. Niech mówią głośno i wyraźnie, że nazwisko Lobos odzyskało honor i to co jego.
Zacisnął mocniej na butelce rekę. Cały monolog popijał sobie z niej a teraz wyglądało jakby zamierzał ją roztrzaskać.
- Wyglądasz i zachowujesz się jak twoja matka Kim. Myślisz, że jesteś cwany. Nie jesteś. Jesteś równie głupi i naiwny co ona. Swan wykorzystał ją. Potrzeba jednak więcej żeby przechytrzyć mnie, S.J. czy Tylora. Jesteśmy dla ciebie zbyt doświadczeni. Aron zaś... skoro tak bardzo kochasz brata... jak go przelecisz to puszczę was oboje wolno. Tylko chcę widzieć jak twoja sperma wylatuje z jego tyłka. On też musiałby dojść. Co ty na to?
Zaproponował rozbawiony. Oczywiście dotrzymałby słowa gdyby Kim wjechał w dupsko Aronowi i
Milczał przez chwilę. Zaczął się śmiać widząc minę chłopaka.

- Przez chwilę myślałem, że jesteś ludzki chociaż w jakimś stopniu. - odpowiedział prostąc się ciężko na rękach żeby się od niego odsunąć jak najdalej.
- cwany? - powtórzył opuszczając wzrok przez co rzęsy rzuciły cień na jego policzki. - Nikogo nie oszukuje. - dodał coraz bardziej świadomy, że dla niego jeszcze ta noc się nie skończyła. Zacisnął dłonie na pościeli by ukryć ich drżenie. W jednym Ivan miał rację. Był naiwny.
- powiedziałeś, że Aaron może odejść. Kłamca. - syknął wyraźnie poruszony tym co ten dupek powiedział. - obrzydliwy, podły. - kontynuował czując w piersiach narastającą frustrację. - Mam nadzieję, że to co robisz obróci się przeciwko tobie. Wtedy pożałujesz. - wycedził przez zęby w dalszym stopniu na niego nie patrząc. Dzisiejszej nocy nie miał już na to siły. Wlaczyć też nie nie miał po co.. był bezbronny. Okropne, palące uczucie.

- Jestem bardziej ludzki jak ty. Nie żyłem w różowej bańce. I mówiłem o twoim odejściu z nim. Słuchaj uważnie. Eh... gówniarze... Jestem mniej podły od waszych rodziców, a tak ich kurwa kochacie. Ugh
Oczywiście wiedział, że ta różowowłosa laleczka nie będzie w stanie zrobić nic bratu. Chciał jednak zobaczyć jego minę gdy o tym wspomniał.
- Jesteś gejem co? Brat wie? Nie musisz ściemniać. Naprawdę mam gdzieś kogo przywołujesz w fantazjach.

- Rozejrzyj się po moim pokoju geniuszu. Jaki hetero miałby zapachowe świeczki? - zakpił gorzko wyraźnie zirytowany.
- Nie dorastasz im do pięt. - syknął spoglądając na niego ze złością. - bar stoi na twojej ziemi? Udowodnij. Ja mam na to akt własności a ty? Twoja brutalną siłe? Jak na kogoś kto nienawidzi swojego ojca strasznie chcesz go pomścić.
Mimo, że jego pokój był zdemolowany to dało się zauważyć, ze nie był to typowo męski pokój nastolatka. Za ładnie w nim było i za czysto.
- Nie będę przepraszał za to, że.. żyłem w bańce jak to określiłeś. Miałem szczęście, ze moja rodzina była świetna.. ale nie będę za to przepraszać. - wycedził próbując podnieść się z łóżka. - Nie jestem winny twojego bólu! Zostaw mnie w spokoju!

Niebezpieczny błysk pojawił się w oku Ivana.
- Nie masz aktu własności. - Powiedział z pełną świadomością tego kłamstwa. - Od linii energetycznej aż do barowego śmietnika i tylnego wjazdu w linii prostej przez część dobudowaną parę lat temu idzie działka mojego ojca. Swan słysząc, że mój stary wykorkował dobudował pewnie drugą część baru i go powiększył.
Może i Ivan był nieokrzesanym brutalem. Nie lubił jednak gdy ktoś zarzucał mu głupotę. Nie był głupi. Czasami ograniczony - Tak. Nie głupi.
- Oryginał aktu własności mojego ojca był w domu matki. Drugi u faceta, od którego odkupił ziemię i garaż. Wraz z paroma innymi papierami to jedyne co mi pozostało po ojcu. I ta banda... Leż gówniarzu jak daję ci możliwość odpoczynku bo oddam cię im wszystkim. Zobaczymy jak będziesz się trzymał kiedy zerżnie cię Tylor i reszta chłopaków we wszystkie otwory raz za razem. Jest ich tylu, że mogli by cię jebać tydzień i by im się nie znudziło. Uwierz. Bardzo chcą żebym cię wyrzucił.
Uświadomił chłopaka co go może czekać jak tylko Ivan opuści pomieszczenie. Gwałt jednego człowieka, a gwałt zbiorowy.
- A właśnie... - Chwycił go za kark i szarpnął tak, że wylądował obok jego leżącego kutasa. --Liżesz czy bierzesz w dupę? Bo nie usłyszałem odpowiedzi.

- wiec jest tylko w połowie twoj. - odpowiedział chwile potem odpadając na łożko. Był beznadziejnie slaby a i tak próbował walczyć.
Na myśl, że odda go innym zbladł a potem pozieleniał. Dlaczego mu to robił? Nastolatek nie mogl tego zrozumieć. To.. nie mieściło mu się w głowie.
Widząc jego fiuta z tak bliskiej odległości.. zarumienił się, wbrew sobie. Bogowie, co za beznadziejna sytuacja.
- włóż mi go do ust a ci go odgryzę. - odpowiedział butnie mimo strachu i spojrzał na niego spod rzęs wzrokiem wypełnionym złością. W jasnym swietle księżyca te ciemne oczy wyglądały jak magiczne. Światło w hipnotyzujacy sposób odbijało się w nich sprawiając, że nie można było od nich oderwać wzroku.

Przejechał zewnętrzną stroną palców po jego zaróżowionym policzku.
- Pięknie się rumienisz. - Później przesunął dłoń i złapał go za podbródek- Wystarczyło by uderzenie tutaj i wybiłbym ci szczękę ze stawu. Nie mógłbyś jej zamknąć a tym bardziej mnie ugryźć. Skoro jednak tak bardzo podoba ci się jak mój penis penetruje ci tyłek to nie mogę odmówić.. - Mówił wciąż rozbawiony. Kim mu się podobał. Z charakteru. Z wyglądu nadal wolałby kobietę niż faceta ale był wystarczająco urodziwy by przebić niejedną z którą już był. Pusta butelka wylądowała koło łóżka. Złapał chłopaka pod pachy i wciągnął na swoje uda sadzając.
- Jesteś mój Kim. Już zawsze będę twoim pierwszym. Pozwól więc, że nauczę cię paru rzeczy.
Sięgnął między poduszki gdzie wcześniej, jak chłopak spał, rzucił materiały do poślizgu.
- Krem by cię szczypał dlatego weźmiemy wazelinę. Twój tyłek jest jeszcze obolały. Współpracuj to będzie bolało mniej. - Młodszy z braci mógł poczuć, że przyrodzenie Ivana znów budzi się do życia jakby sama chęć właściciela stawiała go do boju.

Jęknął w odpowiedzi na zmianę pozycji i odruchowo złapał się go za ramiona.
- To, że mnie zgwałciłeś nie czyni cię moim pierwszym. - burknął spoglądając na niego gniewnie spod różowej grzywki. - Moim pierwszym będzie ten, któremu oddam się z własnej woli.
Wyprostował się czując za swoimi pośladkami budzącego się do życia fiuta. O nie. Niech on mu już da spokój.. Zagryzł nerwowo wargę, kiedy mimo woli zerknął na wazelinę.
Musiał wyciągnąć ją z apteczki a to oznaczało, że kiedy był nieprzytomny buszował po jego domu.
- I nie jestem twój. - syknął unosząc dumnie podbródek, mimo że Ivan tej nocy kilkukrotnie pozbawił go godności. Jego bunty były jak warczenie szczeniaka, tak samo groźne.

- Może pierwszym chłopakiem. Ale nie pierwszym chujem w tyłku. - Rozsmarował trochę wazeliny na palcach. - Teraz wsadzę je w ciebie i znów sprawię ci trochę przyjemności. Co ty na to? Baron kazał uważać na twoje żebra więc...- Przyciągnął go do siebie tak by jego tyłek został trochę z tyłu, i by położył się na jego piersi. -Idealnie.
Bez zbędnych ceregieli wsadził w niego palce pokryte wazeliną. Poza pieszczotą prostaty i ponownym rozciąganiem mu tyłka sprawdzał też czy nie krwawi nigdzie. Wolną ręką przestawił jego usta tak by go znów pocałować. Nie był delikatny. Był zawsze drapieżny i pełen pożądania które budziło w nim ciało Kima.

Jęknął znowu nie spodziewając się, że ten.. niemal go do siebie przytuli. Zaparł się rękoma o jego umięśnioną klatkę piersiową, ale i tak nic nie zdziałał. Ivan był od niego dużo silniejszy.
Nienawidził go za te lubieżne słowa, a jeszcze bardziej nienawidził swojego ciała za to, że słuchało tego bydlaka.
- Więc jest ktoś kogo słuchasz? - zakpił nim jego usta zostały zmiażdżone w brutalnym pocałunku. Niemal jednocześnie poczuł w swoim tyłku jego palce przez co pisnął mu w usta a potem... ugryzł go w wargę. Był odważny czy głupi? Cóż.. na pewno zadziorny.
Ivanowi nie udało się go całkiem złamać... ale wygląda na to, że nie o to mu chodziło. Co to za zabawa pieprzyć bezwładną kukłę? Lepiej temperować słodkiego, prychającego kociaka.

Łobuz dziabnął go aż do krwi. Oblizał się tylko i ponowił pocałunek tym razem sam go podgryzając delikatniej i bardziej w ramach pieszczoty niż odpowiedzi. Nie musiał przecież tłumaczyć, że Baron wiedział co mówi jeśli chodziło o rzeczy medyczne i on ogólnie słuchał się mądrzejszych. Tyłek chłopaka dużo szybciej niż poprzednio się rozluźnił. Czyżby bliskość i pocałunek skutecznie go rozluźniały? Pieścił go aż chłopak nie stanął na baczność. Pozwolił jego członkowi wbijać się w swój brzuch gdy zaczął pieprzyć go palcami. Tym razem nie dał mu dojść. Ubrał gumkę. Ponieważ operował za plecami chłopaka wciąż go całując nie bardzo mógł on zauważyć co robi. Wycisnął też na czubek żołądź trochę wazeliny. Chłopak mógł poczuć jak wślizguje się do środka chwilę po tym jak przestał go całować.
- Nie ruszaj się bo wejdzie głębiej. - Ostrzegł. W tej pozycji mógł odsunąć się tylko od Ivana, a tym samym nadziałby się na niego mocniej. -Chyba, że tego chcesz.- Zastrzegł.

Pojękiwał mu w usta, nie mogąc przestać kiedy z takim zaangażowaniem uciskał jego prostate. Był całkiem słodki, kiedy próbował bronić się przed jego pocałunkami. Tak się skoncetrował na tym, żeby nie dać się zdominować, że trochę zapomiał o zaciskaniu pośladków.
Wydał z siebie ciekawy odgłos czując w sobie Ivanowego fiuta. Ni to pisk, ni to jęk. Na pewno był zaskoczony tym wsunięciem się w jego biedny tyłeczek. Zastygł w bezruchu posyłając mężczyźnie zdezorientowane spojrzenie. Był oszołomiony i znowu zdenerwowany, przez co jego tyłek zacisnął się nerwowo na intruzie.
Co miał teraz zrobić? Ivan miał okazja oglądać te wszystkie piękne emocje na jego twarzy, bo przecież trzymał go bardzo blisko siebie. To było wspaniałe przedstawienie.

Wyraz twarzy Kima tylko zachęcał go do robienia coraz bardziej zboczonych i odważnych rzeczy. Chłopak nie próbował się ruszać więc nie musiał pilnować jego bioder. Pocałował go znów, a dłonią głaskał jego plecy. Delikatnie ruszał biodrami rozpychając go tą częścią, którą miał już w sobie. Wiedział, że powinien już móc podrażnić w ten sposób jego prostatę.
- Czujesz w którym miejscu jest najlepiej prawda. Obejmij mnie. Dam ci więcej.
Znów go pocałował i przesunął lekko biodra chłopaka by sam móc zacząć się poruszać bardziej zdecydowanie. Obserwował chłopaka z pod wpół przymkniętych powiek. Ten widok jeszcze bardziej go nakręcał. Nic więc dziwnego, że po chwili unosił już jego biodra, pracował swoimi, łóżko znów obijało się o ścianę, a na szyi i obojczykach chłopaka pojawiały się malinki.
- Jeszcze trochę skarbie. Jeszcze trochę. - Szeptał wbijając się w niego

Przekornie pokręcił głową nie chcąc go przytulać. Już i tak byli zbyt blisko siebie, dłonie i usta Ivana były wszędzie rozpraszając go i odwracając uwagę od nieprzyjemnego rozpychania. W końcu nie dał rady dlużej zapierać się rękoma i opadł na niego miękko.
Już po pierwszych mocniejszych ruchach bioder mężczyzny jęknął mu rozkosznie wprost do ucha. A potem kolejny raz.
- niiiee tak.. szybbko... - pisnął a zaraz potem wgryzł się w jego ramię, bo nie mógł się powstrzymać coraz to głośniejszych stękanięć i pojękiwań.
Skarbie? Nie suko? Otworzył oczy słysząc jak go nazwał. Chyba zatracił się w tym stosunku i zapomniał kim się zabawia. Nie był wstanie dłużej o tym myśleć, bo zaczął drzeć... od wstrzymywania wytrysku. Napiał ramiona i zaszlochał coś niewyraźnie. Co on z nim robił... już trzeci raz doprowadzał go do takiego stanu.

Ivan posłuchał go i zwolnił trochę. Nie zmieniło to jednak tego że całe to przytulanie i całowanie chłopaka nagrodziło go przyjemnym skurczem wnętrza chłopaka gdy dochodził.
-taaak wykrzyczał sam pozwalając sobie na finisz chwilę po nim. Dopiero teraz poczuł efekty zaciśniętych rąk i szczęk chłopaka.
- Śpij. Obudzę cię na jeszcze jeden zanim rano wyjdę.
Odwrócił go na zdrowy bok i wyszedł z niego. Gdy ogarnął resztę położył się za jego plecami. Wartę SJ. I Tylora przejęło kolejnych dwóch panów którzy zdążyli wytrzeźwieć i się ogarnąć.

Spojrzał na niego nieprztomnie dysząc jak po maratonie. Był... wykończony i obolały. Skoro już teraz odczuwał skutki zabaw Ivana to co będzie rano?
Nie miał siły o tym myśleć. Padł jakby go ktoś młotkiem walnął, mimo że marzył o kąpieli.
Gdy rano obudziły go promienie słońca.. był pewien, że umiera. Głowa bolała niemiłosiernie, miał sucho w ustach a na myśl o jedzeniu robiło mu się słabo. Miał gigantycznego kaca. A jakby tego było mało... złamane żebro pulsowało bólem przy każdym oddechu. I kiedy myślał, ze gorzej już być nie może i poruszył się lekko...
- Aaron... pomocy. - wychrypiał cichutko czując okropny bol bioder i tyłka. Niech ktoś da mu jakieś leki.. i wode. I zgasi to przeklęte słońce.
I zajebie tego chuja co mu to zrobił!

Ivan gdy już zasnął, spał jak zabity. Budziła go zawsze jedna rzecz. Otwieranie drzwi. Jeśli więc Kim odwróciłby się jeszcze trochę poczułby za sobą śpiącego na boku mężczyznę. Jego ramię, przez noc przerzucone przez ciało chłopaka, teraz leżało obok. Chłopak był na tyle cicho, że nie obudził go.

Na dole zaś jego brat dochodził do siebie w towarzystwie dwóch nowych "strażników". Mężczyźni mieli pod 50, wielkie piwne brzuchy i wyglądali jak stereotypowi harleyowcy. Jeśli Kim będzie wstanie się podnieść to właśnie tych dwóch panów spotka siedzących w fotelach i grających w karty.

Kim jęknął widząc za soba Ivana. Japierdole. Jeszcze jego brakowało, nawet nie pamiętał momentu jak wczoraj odleciał. Cudem, na dążących nogach i zgięty w pół wstał z łożka, wyciągnął sobie czyste ciuchy i zniknął w lazience należącej do pokoju. Tam wszedl do wanny z ambitnym planem utopienia się.
- o bogowie, o bogowie...- jęczal do siebie pokracznie wchodząc do wanny z ciepłą wodą. Nalał sobie olejku malinowego, żeby chociaż trochę się rozpieścić.
Zanurzył się cały mając nadzieję, że dzięki kąpieli chociaż trochę zrobi mu się lepiej. Przynajmniej zmyje z siebie zapach tego... brakowało mu na niego słow.
Najgorsza była świadomość, że mimo wszystko.. doprowadził go do orgazmu. I to trzy razy!

Kim obudził Ivana wychodząc. Zauważył tylko jak zgięty znika za drzwiami. Wiedział, że mu nie ucieknie. Spojrzał na swoją poranną erekcję i uśmiechnął się. Dał mu parę minut po czym wszedł do łazienki w stroju Adama.
- Maliny? Bardziej gejowskie są już tylko truskawki.
Podszedł do niego i bez pytania wsunął się za nim do wanny. Nogi ustawił po jego bokach i pociągnął chłopaka by oparł się plecami o niego.
- MMM przyjemnie. Jak opleciesz moje nogi twoimi to twój tyłek zawiśnie w powietrzu i będzie ci lżej.
Podpowiedział sam opierając głowę na krawędzi.