|
Autor | Wiadomość |
---|
UsagiBadass Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 146
Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.
| Temat: Re: Vampire Academy Wto Sty 22, 2019 9:59 pm | |
| Victor usadził swój dopiero co podniesiony tyłek z powrotem na krześle, podążając wzrokiem za wciskającą się w tłum podirytowanych nastolatków Alice. Na chwilę złapał spojrzenie Samuela i nie odwrócił głowy, mając nadzieję, że dotrze do niego telepatyczna wiadomość, aby nawet o tym nie myślał, ale jasnowłosa morojka już uczepiła się jego ręki i ciągnęła go w stronę ich stolika. Lazar spuścił głowę, wpatrując się w jeszcze ciepły kawałek pizzy, podczas gdy reszta stołówki właśnie je podnosiła, zaciekawiona zamieszaniem pośrodku sali. Victor zaczął żałować, że nie opowiedział Alice prawdziw... zbliżonej prawdzie historii o tym, co naprawdę wydarzyło się w tamtą sobotę. On mi to zrobił, Allie. Może gdybyś o tym wiedziała, nie ciągałabyś go za sobą jak pieska na smyczy. Udając, że nie widzi cyrku, jaki właśnie urządzała jego własna dziewczyna, wgryzł się w swoją pizzę. Czarnowłosy moroj, z którym chodził na zajęcia z literatury i który siedział teraz przy stoliku naprzeciwko, uśmiechnął się do niego półgębkiem, zerknął w dół, wystukał coś na swoim telefonie, a sekundę później komórka Lazara oznajmiła nadejście nowej wiadomości. Chłopak nawet po nią nie sięgnął. W dupie mam wasze komentarze, pomyślał, ale wtedy moroj wraz ze swoim towarzystwem zaśmiali się z jakiegoś komentarza i Victor przestał być taki pewien swojego stanowiska. - Gdzie Alice? – Max rzucił plecak na ziemię obok stolika, niewiarygodnie nieświadomy, że połowa stołówki zamiast jeść bierze właśnie udział w dokumentowaniu plotki tego tygodnia. - Wyrywa nowego – odparł Xavier, jego bardziej ogarnięta połowa. Usiadł naprzeciwko Maksa, porywając z pobliskiej tacy talerz z największym kawałkiem pizzy z pepperoni. - Jak mu tam było? - Samuel – mruknął Victor – I właśnie tutaj idą. Alice doprowadziła Samuela do ich stolika, miejsca, w którym noga dhampira nie postała, odkąd zaczęli naukę w akademii; Victor pomyślał, że jeśli Samuel czuł się osaczony wcześniej, tam na ścieżce, to teraz otoczony morojami nieszczędzącymi mu ciekawskich spojrzeń musiał dostawać palpitacji serca. Uśmiechnięta morojka wskazała dhampirowi wolne miejsce naprzeciwko Victora. - Chodź, usiądź z nami na chwilę... - Tu siedzi... - Daniela dzisiaj nie będzie – wtrącił się Xavier, po czym kontynuował, udając, że nie zauważa, jak Lazar próbuje spopielić go wzrokiem. - A to oznacza, że mamy za dużo jedzenia. Częstuj się. Victor wpakował sobie na talerz trzy kawałki, jako priorytetowy cel obierając pierwszy, w kierunku którego zbłądziło spojrzenie Samuela. Alice obejrzała się gdzieś za siebie, zanim usiadła. Dopiero wtedy Lazar zauważył dhampira, który stał z tacą po drugiej stronie stołówki, patrząc w ich stronę i najwyraźniej zastanawiając się, co zrobić. Czekał na Samuela? Czyżby frajer już znalazł sobie przyjaciół? - Może zawołasz swojego kolegę? – zaproponowała Alice. - Skoro Meg... Meg też nie będzie? – Ozerów rzadko można było przyłapać osobno w czasie lunchu, ale wolała się upewnić. - Poszli do biblioteki robić jakiś projekt – powiedział Max, bo Xavier był zajęty przeżuwaniem pizzy. Victor, dotychczas milczący, uznał, że nadeszła pora, by się wtrącić. - Samuel na pewno wolałby usiąść wśród swoich. Dajcie mu spokój. - Wśród swoich? – W głosie Alice zabrzmiało oburzenie. - Przecież nie gryziemy. Prawda, Sammy? Zrobisz nam tę przyjemność? Tylko spróbuj. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Vampire Academy Sro Sty 23, 2019 2:19 am | |
| Przecież nie gryziemy... Cicho, choć niezamierzenie parsknął, chowając ręce głęboko do kieszeni spodni. Upewnił się jedynie że Alice była wtedy odwrócona w kierunku Victora, to ona bowiem zdawała się wciąż nie zdawać sprawy z różnic jakie ich wszystkich dzieliły. Nie bawił się w nauczyciela, nie w jego interesie było jakkolwiek naprowadzać ją na właściwe wnioski. Poniósł wzrok i spojrzał w twarz Victora dokładnie w tym samym momencie, gdy i on wlepił w niego zimne spojrzenie. Jego twarz przypominała mu wszystko co wydarzyło się ostatnim razem gdy go widział. Nagle zadrżał niekontrolowanie i skrzywił się lekko; miejsce, w którym Lazar do dotknął ni to zaswędziało, ni zapiekło. Jeżeli były w nim jakiekolwiek wyrzuty sumienia za pokiereszowanie buźki moroja – właśnie uciekły. Blondyn powinien nauczyć się gdzie przechodzi granica strefy wybitnie prywatnej i jeżeli nie chciał tego robić po dobroci, cóż... Nie był to problem Samuela. Chociaż, może? Zachował się jak dupek ale i Sam powinien ściągnąć nieco wodze. - Nie, dzięki. Victor ma rację. – Zabawne że tak to właśnie ujął. Przecież w ogóle się z nim nie zgadzał. Nie wiedział nawet co chłopak miał na myśli, ba, nie chciał się wcale dowiedzieć. Lepiej by to pozostało pod blond czupryną. - Muszę wracać do kolegi, obiecałem mu wspólny lunch, wy pewnie też macie plany. Dzięki za ogarnięcie mnie do powrotu... Ostatnio. – Alice przez chwilę zdawała się nie wiedzieć o co chodzi, ale w końcu załapała. Machnęła ręką w odpowiedzi zupełnie jakby nic się nie stało. Było to swojego rodzaju rozczulające. Samuel nie chciał się przyzwyczajać do tego że dziewczyna traktuje go jak wszystkich innych. Bastien był na niego skazany – ona nie musiała wcale być miła. W pomieszczeniu zawrzało jak w ulu. Zewsząd słyszał zduszone dłońmi komentarze, widział uśmieszki i spojrzenia, których nikt nawet nie krył. Poprawność polityczna w tej szkole umierała, właśnie był na językach większości grona uczniowskiego zgromadzonego nad wyczekiwanym od zeszłego tygodnia plackiem. Czuł się z tym totalnie nieswojo. Nie chciał zwracać niczyjej uwagi, jednak w tym gronie, w towarzystwie uśmiechniętej blondynki, Lazara i widocznie zadowolonych z jakiegoś wewnętrznego żartu morojów nie sposób było tego uniknąć. Xavier i Ma dostrzegli jego zakłopotanie, jednak w przeciwieństwie do Victora oni dobrze bawili się nie zwracając uwagi na jego sztucznie neutralną minę. Powinien to wykorzystać, zrobić przedstawienie i uciąć wszelkie komentarze. - Możemy pogadać o tym innym razem. Po zajęciach. – Nie przed, nie w trakcie, nie zamiast. Chciał mieć święty spokój, ile razy musiał im to jeszcze powtarzać. Ile razy musiał widzieć przed sobą twarz Victora. Jego wciąż lekko napuchnięty policzek i niewielka rana od rozcięcia naskórka wwiercały się w jego mózg niczym porno obrazki w napalonego dzieciaka. To był też czas na udowodnienie czegoś dhampirom, którzy także odwracali w ich kierunku zaciekawione spojrzenia. - Ale wiesz co? Dzięki za propozycję. Sprzątnęli nam wszystkie sprzed nosa i trochę żałowałem że nie mogę spróbować tych lepszych. – Uważając by za wszelką cenę nawet nie tknąć Alice pochylił się nad stolikiem i wymijając tackę wypełnioną smakowitymi trójkącikami sięgnął prosto do talerza Lazara. Zgarnął z niego dokładnie ten sam kawałek, który moroj sprzątnął przed nim pokazowo kilka sekund temu. - Sorry, serio – mruknął w jego kierunku cicho i nie wiadomo było czy mówi to wobec kradzieży jedzenia, czy może ma na myśli to co zaszło między nimi w sobotę, nim chłopak opuścił jego pokój na dobre. Wsadził sobie pizzę do ust tak by nie musieć jej już zwracać. Odgryzł część, przeżuł szybko i przełknął z zadowolonym mlaśnięciem. - Faktycznie niezła. Dzięki za wszystko. – Odwrócił się na pięcie i odsunął, by blondynka nie zdążyła go złapać gdyby przeszło jej to przez myśl. Na odchodne jeszcze raz odwrócił się w ich kierunku i kiedy dziewczyna odwróciła się do niego plecami, lekko uniósł jedną rękę i pokazał im wszystkim środkowy palec. Wymierzył go prosto w Victora. Niech się odczepią raz i na zawsze. Świadkująca im widownia zaszumiała ponownie. Po stronie dhampirów zrobiło się jakby weselej. Bastien, do którego zaraz wrócił praktycznie od razu zaatakował go z pytaniami, jednak Samuel już nie myślał o konfrontacji. Złapał chłopaka za klapę marynarki i wyprowadził ze stołówki wraz z tacką i zalegającą na niej pizzą. Zjedzą gdzie indziej. Miał wrażenie że gdyby został w pomieszczeniu, zaraz by zemdlał. Atmosfera była zbyt ciężka; gdyby spojrzeniem można było zabijać. Zimny pot zrosił mu kark i czoło. I chociaż nie zrobił praktycznie nic, czuł się jakby właśnie skoczył z mostu bez spadochronu. - Chyba mam przerąbane.
Intensywna przerwa na lunch minęła mu na ukrywaniu się przed światem i przeżuwaniu jednej z najlepszych pizz jakie miał okazję zjeść do tej pory. Czasami kiedy był w stanie sam robił sobie jedzenie, dawno jednak nie był tak zadowolony ze zwykłego placka. Pożałował że zabrał Victorowi tylko jeden kawałek. Dupek zasługiwał na większą stratę za to co mu zrobił. Miał nadzieję że go nie spotka przynajmniej do jutra. Nadzieja ta utrzymała się aż do momentu, w którym zauważył jego skrzywioną twarz w sali historycznej. Zajekurwabiście. |
| | | UsagiBadass Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 146
Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.
| Temat: Re: Vampire Academy Pią Sty 25, 2019 6:15 pm | |
| Choć minę moroj miał nietęgą i musiał zdusić impuls, by nie złapać Samuela za nadgarstek lub nie zakryć dłońmi talerza jak dziecko przyłapane na wyjadaniu ciastek ze słoika, jedynie zacisnął szczęki, patrząc, jak Samuel podnosi do ust kawałek j e g o pizzy. Masz ich jeszcze dwa, Victor. Poza tym, nie byłeś przecież głodny. - Nie ma za co – mruknął, równie cicho, by nikt z reszty towarzyszy nie podsłuchał tej dwuznacznej części ich konwersacji. Niełatwo przeszło mu to przez gardło, ale chciał sprawę Samuela zamknąć i w najbliższym czasie więcej do niej nie wracać. Nie czuł potrzeby, żeby o czymkolwiek z nim rozmawiać. Nie mieli też powodu cokolwiek sobie wyjaśniać. Nie obchodziło go, dlaczego dhampir reagował taką agresją (kłamiesz), dlaczego byle muśnięcie doprowadzało go do drżenia (zżera cię ciekawość) ani jaka historia stała za masą okrągłych blizn na jego plecach. Samuel miał rację; miał prawo do prywatności, tym razem Victor mu to przyznał, niechętny by dać się wciągnąć w jakieś bagno, które ten przywlókł za sobą z poprzedniej szkoły. Łatwiej przenieść jednego dhampira... Cóż, teraz moroj też był tylko jeden, i choć jego ojciec nie z takich rzeczy wyciągał swoje dzieci, Lazar wolał mu się nie narażać. Chwila zabawy z nowym nie była tego warta. Wziął z talerza kawałek stygnącej pizzy, w który wpatrywał się już od dłuższej chwili, i odgryzł kęs, odchylając się na krześle. Samuel odchodził (z kawałkiem pizzy Lazara w łapie), a wraz z nim nikłe od początku prawdopodobieństwo, że zdecyduje się dosiąść, więc Alice poddała się w końcu, mruknęła „szkoda” i usiadła naprzeciwko Victora, sięgając po swoją pizzę. Samuel jakby tylko na to czekał. Zatrzymał się, wyciągnął rękę i środkowy palec, a Victor nieomal zakrztusił się pizzą, nieprzygotowany na tak zuchwały akt ze strony Samuela. Znieważony. Na własnym terenie, pośród własnych ludzi, ku uciesze roześmianych, opalonych dhampirów i pękających z podniecenia morojów, którzy zjednoczeni z obrażonym kolegą poczują się dopiero wtedy, kiedy nadarzy się okazja, żeby zakraść się do szatni dhampirów i ukraść nowemu ubrania. Teraz nastroje zdawały się być podzielone; dało się słyszeć lekceważące prychnięcia morojów, którzy mieli to całe widowisko głęboko w dupie, chichoty tych, którzy zazdrośni o jego pozycję wykorzystywali każdą okazję, by pośmiać się z moroja o szlachetnym pochodzeniu i zduszone komentarze wampirów, którzy podobne demonstracje ze strony mieszańców po tej stronie stołówki uważali za niedopuszczalne. Wszyscy, bez wyjątku, bawili się świetnie. - Co go ugryzło? – mruknął Xavier, jedyny z ich czwórki poza Victorem, który był świadkiem pokazu Samuela. Lazar wzruszył ramionami; już sięgał do kieszeni, pod stołem odblokowywał telefon i przeglądał wiadomości idiotów, którzy odważyli się do niego napisać. Całe przedstawienie zajęło zaledwie kilka minut, a zdążyli skupić na sobie uwagę połowy stołówki. Wystarczyło, żeby Lazar i spółka zbratali się z dhampirem; moroj nie wiedział, czy powinien być pod wrażeniem tego faktu, czy raczej opłakiwać swoją prywatność. Alice woli mięśniaków? :p Caleb ze stolika naprzeciwko. Pierwsza wiadomość wysłana, kiedy morojka przywlokła za sobą Samuela do stolika. Victor chodził z Calebem na literaturę i znał jego możliwości, ale i tak poczuł się zawiedziony, że tylko na tyle go stać. Evelynn natomiast nie zawiodła. Nic dziwnego, następna Ozera; oni mieli to we krwi. Pozwalasz, żeby pies jadł ci z talerza? Siedziała przy stoliku obok, doskonały widok, vipowskie miejsca. Ktoś inny, kogo Victor nie znał, pewnie namówiony przez podekscytowanych kolegów: Dama nie obroni twojego honoru? Zignorował inne, a gdy miał odłożyć telefon, ten zawibrował jeszcze jeden, ostatni raz. Znowu Caleb. Ta pizda pod okiem to też jego robota? Victor wstał, uderzając kolanem o stół, aż taca z jedzeniem podskoczyła, a wraz z nią plastikowy widelec, który wylądował na podłodze. Alice podniosła wzrok znad talerza; zerkała na niego pytająco. - Nie jestem głodny – powiedział, zbierając torbę z podłogi. - Muszę skończyć coś do Thompsona. Widzimy się później? Morojka skinęła głową i przełknąwszy, otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale Victor odchodził już od stolika. Miał wielką ochotę, żeby przejść obok stolika Eve Ozery i uciec przez najbliższe wyjście, ale nadłożył drogi, przeszedł obok Caleba i gdy znalazł się wystarczająco blisko, torbą strącił jego tacę. Wychodząc, wykonał ten sam manewr, co Samuel: obrócił się na pięcie, zaprezentował morojowi środkowy palec, po czym wymaszerował ze stołówki, wciskając ręce w kieszenie spodni. Samuel najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy, że pakt pokojowy obowiązywał dopóty, dopóki nie wciągnął w to całej reszty morojów.
Wykorzystał fakt, że większość uczniów była jeszcze na stołówce, i poszedł się napić, zanim zrobiły się kolejki. Uwinął się szybko, a że nadal był głodny, podebrał z szafki Daniela proteinowego batonika i delektował się nim przez resztę przerwy, próbując nie myśleć o pokaźnym zapasie pizzy, który zostawił na stoliku na pastwę Alice, Maksa i Xaviera. Przez tego cholernego dupka ominął go pizza poniedziałek. Następna w planie była historia; Victor zjawił się w sali chwilę przed dzwonkiem, podobnie jak reszta klasy. Na nikogo nie patrzył, zajęty własnymi myślami, ale kiedy wchodził do środka, nie umknęło mu, że gdzieś w głębi sali rozległy się zduszone szepty. Uniósł głowę i od razu zorientował się, o co chodzi. Chciał go zignorować, naprawdę chciał, ale wszyscy patrzyli. Pozajmowali swoje miejsca, tak że zostały wolne tylko to, które zajmował Samuel, i to zaraz obok niego. Victor nie mógł tak po prostu usiąść. - Rusz się – rzucił podręcznik na blat przed Samuelem. Ciężkie, wyświechtane tomiszcze minęło palce dhampira o centymetry. - Zająłeś moje miejsce. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Vampire Academy Pią Sty 25, 2019 7:13 pm | |
| Patrzył na niego z góry. Wpierw negując potrzebę ruszenia się z przejścia, potem obierając chyba najdłuższą drogę do siedzenia, przystanął przed Samuelem i po prostu patrzył na niego z góry. W każdym cholernym kontekście i znaczeniu tych słów. Nawet słabo czytający nastroje dhampir mógł rozpoznać poirytowanie jakie nim zawładnęło – Victor wyglądał jakby właśnie przeżuwał żabę świadkując ekscesom miłosnym własnych dziadków. Nie była to jedna z jego najprzyjemniejszych min i chociaż Samuel nie znał ich pełnego wachlarza, mógł zaryzykować i obstawić iż ta konkretna była przywdziana specjalnie dla niego i specjalnie przez niego. I on nie wyglądał na specjalnie ukontentowanego tym niespodziewanym darem. Rusz się. Dlaczego miałby? Był tu pierwszy i wcześniej dopytał się reszty pobratymców o pozostałe wolne miejsce, które sam mógłby zająć. Nie było opcji żeby wskazali mu siedzenie Lazara – żaden z nich nie był tak zmyślny w snuciu intryg i kreowaniu dram. Żaden z nich przecież nie był morojem. Zająłeś moje miejsce. Och czyżby? Kłamstwo wypływało z blondyna jak pogarda, którą właśnie hojnie go obdarzał. Mimowolnie Samuel się zatrząsł, chociaż nie było opcji na rozwinięcie tego przedstawienia dalej. Byli w sali lekcyjnej; zaraz wejdzie nauczyciel, wszyscy zbiorą się do ławek i przez kolejne dłużące się kilkadziesiąt minut będą zmuszeni przerabiać nudne, monotonne przykłady zażyłości ich gatunków i prób budowania aktualnego stanu rzeczy. Lazar nie posunąłby się tak daleko jak zazwyczaj, bo i nie miał ku temu czasu ani miejsca. Nie docenił wprawdzie jego zepsutego przez morojową chęć dominacji charakteru, dlatego ledwie udało mu się uniknąć bolesnego przygniecenia dłoni przez przydźwiganą przez chłopaka książkę, aczkolwiek to nie tak że nie mógł grać głupiego. Atmosfera w sali zgęstniała; syk wciąganego ukradkiem powietrza rozproszył go na tyle, by zdjął podminowane spojrzenie z Lazara. Niema, napięta walka pomiędzy nimi trwała prawie całą minutę. Przez fakt wycofania się poczuł się przez niego pokonany i nie spodobało mu się to jeszcze bardziej. - Ach, doprawdy? – Ukradkiem spojrzał w bok pod ścianę, gdzie drugie wolne miejsce tworzyło lukę pomiędzy uczniami. Dlaczego, na Boga, Victor nie mógł po prostu zająć jego i już więcej nie dyskutować. Dlaczego po pierwsze też uczęszczał na te zajęcia? Podział pomiędzy morojami i dhampirami był czysty i czytelny. Jedni bawili się w zajęcia fizyczne i pocili ciała, drudzy zaś dla odmiany specjalizowali się w zajęciach prawie że magicznych i pocili umysły. Wszystko inne było płynną granicą, którą musieli się podzielić. Tsh, miał tyle nudnych, nierozwijających potencjału zajęć do wyboru i musiał odznaczyć akurat takie, na których będzie się męczyć z blondynem. Psie szczęście prawdziwego psa, ciekawe czy mógł jeszcze zmienić swój przydział skoro był to dopiero pierwszy dzień jego faktycznego udziału w lekcjach. Z ciężkim westchnieniem, czując na sobie spojrzenia nie tylko podminowanego Lazara ale i zaciekawionych uczniów, wstał i zabrał swoje rzeczy przerzucając je na stolik obok. Nie miał zamiaru się kłócić przy obcych, nie miał zamiaru się kłócić w ogóle. Następnym razem już go tu nie będzie. - Wybacz. – Nie patrząc na moroja przemknął tuż obok, zgrabnie lądując na uprzednio odsuniętym krzesełku. Instynktownie poczuł jak nastroje momentalnie się rozluźniły. Dużo wstrzymywanych oddechów znalazło ujście, kark rozgrzewała mu też niezła ilość wysyłanej mu przez bezimiennych morojów pogardy. Niewiele było tu dhampirów i z tego co zauważył był tu drugim chłopakiem bez kłów. Znamienitą większość stanowiły kształtne, uśmiechnięte dziewczęta. To podminowało go jeszcze bardziej, towarzystwo rozchichotanych nastolatek nie było dla niego w żaden sposób rozluźniające. Nie odezwał się już więcej i nie podniósł wzroku póki w progu nie zawitał ich nauczyciel. Był na tyle młody że wciąż miał swoje włosy i zęby. - Po minach widzę że niektórzy jeszcze cierpią po udanym weekendzie. Nie muszę wam przypominać że w waszym wieku to wciąż niedozwolone? Em, są trzy sprawy które chciałbym dziś poruszyć. No, cztery – Ozera, usiądźże bo zamienisz się z kimś na ławki. Tak, ja widzę koniec sali. No to ten... Mamy nowego ucznia, dyrektor prosił żeby go przedstawić na pierwszych łączonych zajęciach. Spencer, wstań proszę... – Samuel wstał ze skupioną twarzą. Nie musiał się odzywać, nauczyciel robił to za niego. Psor odnalazł swoją zgubę i uśmiechnął się nonszalancko w jego kierunku. Wcześniej w ogóle go nie zauważył. - Samuel Spencer, dhampir. Bądźcie dla niego mili. Dziękuję, możesz usiąść. Przed dzwonkiem rozdam wam testy sprzed tygodnia. Niektórzy jak zwykle się nie popisali... Sammy nie słuchał dalej. Nie dotyczyło go nic co działo się tutaj zanim się pojawił. Udając bardzo nieśmiałego i skrzywdzonego uzgodnił z dyrektorem tuż po przeniesieniu że nie będzie musiał zaprezentować się przed innymi nim sam nie postanowi inaczej. To że niektórzy nauczyciele zostali do tego zobligowani za niego wypłynęło już bez jego udziału, dlatego na pierwszych zajęciach z samoobrony najadł się niesamowitego wstydu. Dobrze że żaden z nich nie próbował powiedzieć czegoś bardziej personalnego. History też niezwykle szybko stracił zainteresowanie jego osobą, przechodząc do normalnego trybu zajęć. Nie musiał się martwić niczym poza ponurą, wkurzoną energią kumulującą się po jego prawicy. Ach, Lazar. Mógłby się już odczepić. |
| | | UsagiBadass Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 146
Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.
| Temat: Re: Vampire Academy Pią Sty 25, 2019 9:48 pm | |
| Nie miał na to ochoty; gdyby mógł, zabrałby swoją książkę i bez słowa usiadł obok, ale czuł na sobie wzrok kilkunastu morojów i dhampirów, z których niektórzy byli świadkami jego niedawnej porażki na stołówce, więc nie spuszczał z Samuela wzroku. Nie podążył za jego spojrzeniem (być może pokusa po ujrzeniu wolnego miejsca z dala od dhampira okazałaby się zbyt silna), nie odezwał się i nie drgnął; stał tak przed jego ławką, górując nad nim, dopóki chłopak pierwszy nie spuścił głowy. Lazar odetchnął, zdając sobie sprawę, że zaczął bezwiednie wstrzymywać oddech. Wsunął się na miejsce jeszcze przed chwilą zajmowane przez Samuela i aż do dzwonka już więcej na niego nie spojrzał. Siedział wpatrzony w telefon, usuwając z powiadomień nowe wiadomości, dopóki do sali nie wkroczył Thompson, jak zwykle parę minut spóźniony. Wpadł do sali, rozrzucił swoje papierzyska po biurku i posadził plecak na krześle; Victor miał z nim zajęcia od pierwszego roku i nie potrafił sobie przypomnieć, aby widział go siedzącego na tym krześle chociaż raz. Poniekąd mu się nie dziwił – gdyby uczył historii, też wolałby stać, żeby nie zasnąć na własnym wykładzie. Thompson wywołał Samuela – Lazarowi chwilę zajęło, żeby skojarzyć jego nazwisko – i dopiero wtedy moroj ponownie na niego spojrzał, postukując ołówkiem w książkę. Nie tylko on zresztą, połowa klasy, która nie traciła przytomności wraz z brzęknięciem dzwonka (odruch warunkowy, Victor też przez to przechodził), wykorzystała okazję, by bezkarnie obrzucić nowego wzrokiem. Ktoś gdzieś zachichotał, zapewne tylko po to, by wzbudzić w Samuelu dyskomfort, a nauczyciel udał, że nie słyszy, lub naprawdę nie usłyszał, już pochłonięty porządkowaniem pomieszanych na biurku testów. Kiedy Thompson biegał po sali, zatrzymując się przy każdym stoliku, żeby wygłosić jakiś komentarz, Victor dostał wiadomość od Lauren, członkini świty Caleba. Nie mógł sobie przypomnieć, czy widział ją wtedy na stołówce, ale nawet jeśli jej nie było, na pewno już o wszystkim wiedziała. Przedstawisz nam swojego kolegę? Będziemy miłe. Znów zachichotały, Thompson rzucił w ich stronę swoje spojrzenie pogardy i położył na ławce test Victora. - Bez zastrzeżeń. Jak zwykle. Brak reakcji ze strony moroja najwyraźniej zniecierpliwił dziewczyny, ponieważ gdy tylko historyk odszedł, dostał kolejną wiadomość. Kici kici. Przewrócił oczami i zerknął w tył; Lauren ucięła kawałek szerokiej stołówkowej słomki i teraz ładowała w jeden z jej końców kulkę z papieru; maleńka kula w miniaturowej armacie. Poczekała, aż Thompson odwróci się w stronę tablicy, i wystrzeliła swój pocisk w stronę pochylonego nad książką Samuela, trafiając go prosto w kark. Victor nie zdążył się odwrócić. Siedział bokiem do Samuela, z ręką na oparciu, blisko jego ramienia; oczywisty winowajca oczywistej krzywdy. Lauren uśmiechała się szeroko, niezdrowo zadowolona ze swojego żartu. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Vampire Academy Sob Sty 26, 2019 12:23 am | |
| Pochylił się i zgarbił nad wyjętym notatnikiem. Co powinien tu zapisać? Nie był zupełnie zainteresowany tematyką zajęć, nie widział więc sensu w trudzeniu się nad zapisaniem choćby kartki. Wybrał tematykę jedynie ze względu na to iż wydawała się najłatwiejsza. Miał cichą nadzieję że prześlizgnie się, jak to do teraz sprytnie czynił, skupiając większość energii życiowej na jedzeniu i zabawach na sali. W końcu miał się bawić w czujnego jak pies stróżujący goryla jaśniepanów, którzy nie potrafili tyłka podetrzeć bez pomocy dhampirów. Chociaż nie miał nigdy większych problemów z nauką nie myślał o niej w kategoriach czegoś zabawnego i na dłuższą metę potrzebnego. Dotychczas zabijał tym czas. Nie myślał o innych, mniej nudnych przykrościach. Teraz, kiedy wszystko miał już za sobą zatrzymał się w pustce niezdecydowania. Co teraz? W głowie świdrowały mu jedynie ciche, zduszone komentarze i urywany chichot dochodzący go z końca sali. Spojrzenia wlepiane w jego kark paliły. Rozgrzewały jego twarz do czerwoności, nie tylko z zawstydzenia ale i powoli rosnącego gniewu. Domyślał się że to się może tak skończyć. Pokaz buty miał być jedynie dla Lazara, jednak nie sprostał oczekiwaniom logiki – pokazał się od tej gorszej strony połowie szkoły. Zamiast na spokojnie przemyśleć sobie jak i kiedy coś takiego odwalić poleciał za pierwszą myślą, podjudzony wyzywającymi, poirytowanymi spojrzeniami jakimi bombardował go moroj. Chciał mu pokazać jak głęboko ma go w dupie i cóż, teraz do tej właśnie dupy dobierali się i inni. Skrzywił się kiedy jakaś nieznana mu dziewczyna poczęła referować innej zdarzenia ze stołówki. Wydawała się przejęta, być może bez krzty złej woli, aczkolwiek potęgowała napięcie kumulowane w Samuelu. Ktoś z boku rzucił uwagę na temat jego aparycji. Kącik ust Spencera drgnął w próbie powstrzymania uśmiechu. Ach, nie narzekał. Czas spędzony na treningach i połowa morojskich genów może nie zrobiły z niego adonisa, aczkolwiek śmiało mógł zarzucać zanęty kiedy tylko miał ochotę. Nie spodziewał się kryć w ustronnym miejscu bez towarzystwa. Gdyby tylko wiedzieli co chowam pod ubraniami zniknęłaby cała aprobata.. Samuel pokiwał głową do własnych myśli starając się zignorować dalsze komentarze. Nauczyciel zdawał się zupełnie nie interesować niczym poza światem własnych dowcipów i prowadzonego wykładu. Dla rzeczywistości umarł. Pierwsza kulka trafiła go rzeczywiście prosto w kark. Mokre, nieprzyjemne uczucie rozlało się w stronę klatki piersiowej i twarzy. No kurwa niedowierzał. Co tu się właśnie odwaliło? Ukradkiem sięgnął do tyłu i zdjął rozplaśniętą, miękką kulkę papieru. Ochyda. Odwrócił twarz w stronę, z której nadleciał pocisk i zacisnął usta w wąską linię. Pieprzony Lazar siedział sobie bokiem i udawał że nie wie o co chodzi. Czy on skończył w ogóle nauczanie początkowe, czy dzięki czystej krwi skoczył od razu do akademii, bo z zachowania zdawał się mniej dojrzały niż ośmiolatek. Papierowy gniotek spadł na podłogę gdzieś pomiędzy nogami dhampira, który strzepał dłoń nagle obrzydzony tym co w niej trzymał. Popukał się palcem wskazującym w skroń i usiadł prosto, postanawiając nie dolewać oliwy do ognia. Podekscytowane chichoty wskazywały na to że i tu miał świadków – broń go Boże przed ponownym teatrzykiem. Druga kulka tuż przed trzecią dopadły go jak tylko pochylił się nad notatnikiem z mocnym postanowieniem że może na sam początek kariery w Nowym Jorku coś z siebie wyciśnie. Entuzjazm wyciekał z niego jak z pustego kubka. Naprawdę nie chciał tego robić. Yyyygh, eek. Jego ciałem wstrząsnęły dreszcze zdegustowania i obrzydzenia. Te nie były tak celne jednak i tak poszargały mu nerwy gorzej niż morda blondyna, jaką ten ustawił mu dla zabawy na tapecie. Ledwie powstrzymał się przed uderzeniem pięścią w ławkę. Albo na ten przykład ponownie gdzieś w okolice jasnych oczu. Nauczyciel odwrócił głowę od tablicy, na której jeszcze przed chwilą kreślił jakiś nudny wykres zażyłości. Nie wydawało się że zauważył przedszkolne podchody moroja. Samuel aby nie zwracać większej uwagi zamiast uderzać słowem i czynem zacisnął palce na ołówku i naskrobał mu pełną dystyngowanej uprzejmości notatkę, którą wydarł, zmiął i rzucił blondynowi wprost na kolana. Przeprosiłem, więc z łaski swojej się odpieprz. Ręka mu zadrżała. Chciał rzucić coś ostrzejszego, ale wciąż nerwy miał na wodzy. Trzy. Cholerne. Kulki. Papieru. Czy oni cofali się do nauczania początkowego? Gówno mi dają Twoje przeprosiny. Moroj miał niesamowicie zgrabne pismo. Totalnie różniło się od szybko rżniętych przez dhampira literek. No cóż, przynajmniej gdy ten nie widział potrzeby się postarać. Poza tym to nie ja. Och jasne. Teraz to zupełnie mu uwierzył. Może uwierzyłby gdyby nie czwarta cholerna kulka, któa wylądowała mu na policzku. Karteczka z wiadomością poleciała w kierunku Victora. Kurwa. Przepadnij. Na odpowiedź nie musiał długo czekać. W innej rzeczywistości wymiana uprzejmości może nawet sprawiałaby mu radość? Przestań wreszcie! … Bo co, zaczniesz płakać jak ostatnio? No tego kurwa było już za wiele. Rozpłakał się r... Okej, dwa cholerne razy. Dwa za dużo. Jezus Maryja, co on najlepszego ze sobą robił. Bo powiem Twojej dziewczynie gdzie lecą Ci rączki jak nie patrzy. Miał nadzieję że szarpnął za dobrą strunę. Liczył na to że Victor podzieli jego irytację – po takim tekście nie mógł mu odpuścić. Jeszcze nie wiedział że Lazar powoli szykował się do spuszczenia bomby na jego Hiroszimę i Nagasaki. Twój współlokator wie że lubisz w dupę? ?!?!?!?!?! Cooooooooooooooooo? Ledwie czerwona do tej pory twarz Samuela nabrała odcienia soczystej wiśni. Cocococococococo? Co wiedział o nim blondyn? Co JESZCZE o nim wiedział? Zimny pot zrosił czoło dhampira, kiedy po raz trzeci czytał w skupieniu karteczkę, jaką odrzucił moroj. Na jego kolanach wylądowała druga. Czyli lubisz? Oddech, Samuelu Spencer. On tylko zgaduje. Nie ma opcji żeby domyślał się po dwóch spotkaniach takich konkretów. Nie ma opcji, żeby miał kogokolwiek o to spytać. Po prostu nie ma opcji. On sobie tylko żartuje, nie bierz wszystkiego tak na poważnie. Zainteresowany? Tym razem to Victor zdawał się nie wiedzieć co odpowiedzieć. Ustały też ataki, co przekonało Samuela do słuszności swoich założeń. Póki miał zajęte ręce to nie borił. Każdemu morojowi oferujesz dupę, czy tylko tym z nazwiskiem? Nazwiskiem? O co mu... Ach. Rodzina królewska. Pieprzony Victor-Chuj-Mu-W-Dupę-Lazar. Byłby o tym w ogóle zapomniał. Tym razem zbladł z poddenerwowania. Zależy czy chcesz się poczuć specjalny. Specjalnie to Ty się poczujesz jak dowie się połowa szkoły.[/i] Czy on mu właśnie groził?! Nie. Nienienie, cholera. A co, przyznasz się że zmacałeś nowego? Dhampira? Ktoś zza blondyna widocznie zirytował się brakiem uwagi, jaką ten przeniósł na pełną pasji konwersację. Kolejna kulka minęła jego ucho nim miękko, mokro uderzyła w blat przy notatniku. Ugh, nie zajął go tym razem i oto efekty. Cholerny dupek. - Kurwa przestań wreszcie. – Nie upilnował języka, miast pisać – warcząc w kierunku domniemanego prześladowcy. Na sali zapanowało poruszenie. Chichoty wzmogły się, by za chwilę ucichnąć jakby w oczekiwaniu. - Przecież niczego, kurwa, nie robię – miękki warkot z odpowiedzią wleciał mu wprost do ucha. Ta jasne, Samuel sam siebie atakował wymemłanymi w ślinie kulkami. Fuj, jakie to było wciąż obrzydliwe. - Słuchaj no, Twoje nic jest mokre i paskudne. -Podobnie jak Ty, kiedy się Ciebie dotknie. – Szybka odpowiedź postawiłaby mu włoski na karku gdyby nie była przesadzona. Lazar nie przemyślał tego za bardzo, poleciał z flowem. Nie uderzył tam gdzie mógłby, gdyby się powstrzymał. Mimo wszystko ton głosu Samuela uniósł się nieco. Szeptem już nie mógł tego nazwać. Pozbierał kulki, które mógł dosięgnąć bez schylania się. - Bardzo śmieszne. Zwracam zgubę. Odpieprz się wreszcie. – Rzucił w jego kierunku papierowymi, wymemłanymi kuleczkami tak celnie, że zdobiły one teraz front szkolnej marynarki. Ha, ha, dobrze mu tak. Dobrze do momentu aż ostra część ołówka z impetem i mocą wkurzonego morświna nie wbiła mu się przez spodnie w udo, które miało nieszczęście znajdować się w zasięgu morojowej irytacji. Nie spodziewał się tego, chociaż zauważył ruch, ba, nawet na niego zareagował. Nieco za późno sądząc po rozchodzącym się od uda i promieniującym na wszystkie okalające mięśnie bólu. Zdążył spiąć się tuż przed atakiem i to uchroniło go przed realną injekcją totalnie nie przeznaczonego do tego sprzętu głęboko w jego ciało. Gdyby Victor tak jak i on był dhampirem, nie byłoby tak kolorowo. Dzięki opatrzności szczęśliwie odstawał własną siłą od jego odporności. Nie to co wbijająca się w spodnie końcówka ołówka. - Co do kurwy?! – Uniósł głos mocno szarpiąc moroja za pochwycony nadgarstek. Czy on był zdrowy na umyśle? Co znowu uroiło się pod blond czupryną że postanowił zachować się jak zidiociały dzieciak (za którego co prawda już go miał, ale dopiero zebrał dowody)? Victor podobnie jak i on szarpnął ręką, starając się wyrwać z okowów dłoni Samuela. Na jego nieszczęście ten był silniejszy. Kolejnym szarpnięciem wprawił w ruch całe ciało, wysuwając się z krzesełka, które ze skrzekiem prześlizgnęło się po podłodze zwracając uwagę nauczyciela. To nie wróżyło niczego dobrego. Czerwony z wściekłości dhampir ciągle trzymał bladego moroja, który wyglądał jakby patrzył na oblepionego kisielem i trocinami ślimaka, który właśnie zmierzał mu do buzi. Oj, karamba. - Łapy precz, psie – zdążyło się jeszcze wyrwać Lazarowi, nim pełne pasji warknięcie nauczyciela postanowiło przerwać im ten słodki, radosny flirt. |
| | | UsagiBadass Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 146
Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.
| Temat: Re: Vampire Academy Sob Sty 26, 2019 5:21 pm | |
| Zamieszanie przy ich stolikach wymknęło się całkowicie spod kontroli; obaj niemal krzyczeli, Samuel nadal trzymał go za nadgarstek i nie zapowiadało się na to, by miał puścić, a wzburzony Victor stał przed swoją ławką, nadal ściskając w dłoni narzędzie zbrodni, teraz pozbawione grafitowej końcówki, która utknęła najprawdopodobniej gdzieś w spodniach dhampira. Reszta klasy także odrzuciła pozory. Nikt nie udawał już, że przepisuje wymazywany na tablicy przez Thompsona ciąg liter, przestali również szeptać, teraz już na głos komentując między sobą całe zajście. Lazar ich nie słyszał, zajęty walczeniem o wyswobodzenie pochwyconego nadgarstka. - Dość! – krzyknął Thompson; na dźwięk warknięcia wydobywającego się z ust łagodnego zazwyczaj nauczyciela ucichły nawet pełne rozemocjonowania chichoty. Mężczyzna ściskał w palcach pisak tak mocno, że gdyby był dhampirem, rozłamałby go na pół. - Lazar, zbierz swoje rzeczy i przesiądź się. – Kiwnął głową w stronę ostatniego wolnego miejsca. - Porozmawiamy po zajęciach. Z tobą też, Spencer. - Policzymy się później – warknął Victor do Samuela i szarpnął się jeszcze raz, tym razem uwalniając rękę. Rzucił chłopakowi bezużyteczny już ołówek na kolana, z impetem zebrał z blatu swoje rzeczy i zmienił miejsce, po drodze rzucając Lauren spojrzenie mówiące, że z nią też sobie jeszcze porozmawia. Odpowiedziała mu kocim, pełnym zadowolenia uśmiechem, co tylko jeszcze bardziej go rozsierdziło. Choć Thompson robił, co mógł, by odzyskać uwagę swoich uczniów, kłótnia Spencera i Lazara za bardzo ich podekscytowała, by tak po prostu wrócili teraz do omawiania początków ustroju politycznego morojów. Mężczyzna przez większość lekcji mówił zatem właściwie do siebie, podczas gdy reszta zebranych wymieniała plotki, drzemała z głowami opartymi na rękach lub przepadła w telefonach. Victor starał się po prostu wysiedzieć do końca. Nie obawiał się rozmowy z Thompsonem, zawsze uważał go za zbyt miękkiego, by wyciągać adekwatne konsekwencje w sytuacjach takich ja ta, ale chciał mieć to już za sobą. Do dzwonka zdążył już całkiem ochłonąć; nawet na spojrzał na Samuela, kiedy rozpoczęła się przerwa, a moroje i nieliczne dhampiry zaczęły zbierać swoje podręczniki i małymi grupkami wychodzić na korytarz. Wrzucił książki do torby i przywołany przez Thompsona, podszedł do jego biurka. Mężczyzna poczekał, aż i Samuel się do niego dowlecze, i dopiero wtedy rozpoczął prywatny, przeznaczony wyłącznie dla ich dwójki wykład. - Takie zachowanie jest w tej szkole niedopuszczalne – zaczął, nadal wyraźnie zirytowany. Popatrzył na Victora, nowego zostawiając sobie na deser. - Nie tego się po tobie spodziewałem, Victor. Lazarowie nigdy nie przysparzali nam takich problemów. Chcesz być pierwszym, który zacznie? – Victor przemilczał jego przytyk, zaciskając szczęki. Thompson zwrócił się tymczasem do Samuela. - A ty... nie życzę sobie na swoich lekcjach takiego słownictwa. Nie wiem, jak było w twojej poprzedniej szkole, ale tu za takie wybryki możesz wylecieć i nikogo nie będzie obchodziło, jak dobrze radzisz sobie jako strażnik, bo zrobisz to na własne życzenie. - Mężczyzna zrobił przerwę, pozwalając, żeby chłopcy przemyśleli sobie jego słowa. - Powinienem was teraz odprowadzić prosto do dyrektora. Moroj wyraźnie zbladł. Jego dotąd obojętną minę zastąpił wyraz źle skrywanego zaniepokojenia. Nie tyle martwił się reakcją ojca na wieść o urządzaniu awantur w środku lekcji historii, co ewentualną wzmianką o tym wybryku w swoich papierach; taki wpis mógłby utrudnić mu dostanie się na jeden z lepszych uniwersytetów w kraju. Ojciec dopiero wtedy dałby mu odczuć swój gniew. - Przepraszam – wypalił Lazar. - To się więcej nie powtórzy. - Nie mnie powinieneś przepraszać – odparował Thompson, patrząc mu w oczy; Victor uświadomił sobie, że chyba wbrew jego nadziejom jednak nie umknęło mu, że nazwał Samuela psem. Podziękował sobie w duchu, że nie powiedział „kundlu”. Thompson może trochę mu pobłażał, bo sam też był morojem, ale gdyby posunął się krok dalej, nawet on nie mógłby tego zignorować. - Samuelu, to twój pierwszy dzień i jestem zawiedziony, że dajesz nam się poznać od tej strony, ale ufam, że to był jednorazowy wybryk. – Kolejna pauza, ale Victor już podejrzewał, co powie Thompson, i wyraźnie odetchnął z ulgą, kiedy okazało się, że miał rację. - Dlatego tym razem wam odpuszczę. - Dziękuję, panie p... - Nie tak prędko – przerwał, pakując swój stos papierzysk i zmaltretowany podręcznik do plecaka. - Nie powiem nic dyrektorowi, ale w ramach kary przygotujecie wspólnie prezentację na temat pierwszej konstytucji, ze szczególnym uwzględnieniem wkładu dhampirów w jej stworzenie. Temat zaczynamy... – zerknął na wiszący przy tablicy kalendarz – ... za trzy tygodnie. Zreferujecie go wspólnie, a jeśli będę miał choć cień podejrzenia, że któryś się wymigał, po lekcji odstawię was prosto do gabinetu dyrektora. Rozumiemy się? - Ale panie profesorze... – zaczął Victor. - Żadnego ale – uciął mężczyzna. Stał już przy drzwiach, czekając, aż wyjdą. - Wasza prezentacja ma zająć co najmniej trzydzieści minut. Za tydzień chcę mieć na biurku jej plan. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Vampire Academy Sob Sty 26, 2019 8:48 pm | |
| Świetnie. Niczym rybka zanęcona robakiem dał się złapać na haczyk i wyeksponować przed całą grupą. Podjął rękawicę z wprawą najgłupszego na świecie idioty, podążając za baitem ze strony Lazara jakby miał klapki na oczach. W chwili obecnej nie widział nawet że i morojowi dostało się po uszach. Przyłapany przez nauczyciela gaspnął po cichu, nagle orientując się ile uwagi zwrócili na siebie i ile niepotrzebnej energii zmarnowali na głupią przepychankę. Nie był temu winny – padł ofiarą beztroskiego ataku, ale teraz to on, blady ze złości dzierżył w dłoni nadgarstek Victora niczym trofeum bitewne i patrzył na pogrążoną w początkach irytacji twarz nauczyciela jak na różowego pingwina. Totalnie nie przemyślał własnych działań i oto właśnie musiał zjeść ich kwaśne owoce. Puścił wyszarpniętą rękę moroja i spuścił głowę niczym obsztorcowany przez matkę pięciolatek. Uszy zapiekły go od nadmiaru atencji jakiej w tym momencie doświadczał, od przerostu własnej głupoty i braku opanowania. Jezujezujezu, dlaczego on dawał się wplątać w podobne głupoty? Do końca lekcji siedział jak straceniec, kryjąc twarz przed każdym ciekawskim spojrzeniem i nie siląc się już na jakąkolwiek efektywność. Najzwyczajniej w świecie poczuł się głupio. Dał się złapać jak przedszkolak pomimo faktu iż był u progu dorosłości. Po raz pierwszy od bardzo dawna doświadczył podobnego upokorzenia. Z podobną motywacją dodźwigał cztery litery przed biurko Thompsona i stanął dokładnie tak, by być jak najdalej od moroja, który niewątpliwie był sprawcą całego tego zamieszania. Kącik ust drgnął mu niekontrolowanie, gdy to blondynowi pierwszemu się oberwało. To w jakiś dziwny sposób poprawiło mu samopoczucie. Obawiał się słów jakie mógł zaraz usłyszeć, aczkolwiek zawód jaki wypacykowany Victor sprawił nauczycielowi, gdy ten wcześniej tak ładnie chwalił jego ogarnięcie i wiedzę przed klasą był plasterkiem na jego ranę. Gdyby nie fakt iż plasterek był raczej dziecięcych rozmiarów, rana zaś ogromna, może nawet udałoby się mu jakoś poskładać do kupy. Rzeczywistość chciała jednak inaczej. - Przepraszam. – Wymruczał w podłogę podczas słownej nagany. Ależ oczywiście że nikogo nie interesowało to co działo się wcześniej. Nikogo nie powinno to interesować. Nikogo, a to znaczy każdego, nie wyjąwszy z tej puli samego Lazara. Dlaczego dupek śmiał zatem pytać o rzeczy tak intymne jak preferencje seksualne? Samuel szybko wygrzebał z pamięci fragment odpowiadający stanowi wiedzy blondyna i raz po raz dawał sobie mentalne policzki. Ależ on był głupi. Gdy padła informacja o dyrekcji z przerażeniem poderwał głowę, zaś na jego twarzy malowała się skrajna desperacja. Nie, nie, nie. Dyrektor będzie musiał przekazać to rodzinie. Nie, nie, nie. Z opresji zapewnienia że to nic takiego o dziwo wybawił go nie kto inny jak wcześniejszy agresor. Mimowolnie kątem oka zlustrował poważną minę Victora, odpuszczając sobie wtórowanie jego zapewnieniom. Nie do momentu, gdy Thompson zwrócił się do niego bezpośrednio. - Ależ oczywiście, proszę o wybaczenie. Nie zapanowałem nad sobą... To się więcej nie powtórzy. – Opuścił ramiona i rozluźnił wcześniej zaciśnięte dłonie. Palce swobodnie zafalowały tuż przy spodniach, wczepiając się w materiał gdy tylko napiął się jak struna na propozycję nauczyciela. Żaden z nich nie wyglądał jakby z ekscytacją chciał podjąć się wyzwania. Żaden prócz samego Thompsona, który wyraźnie ukontentowany swoim wyrokiem wyraźnie dawał im do zrozumienia że mają wyjść i nie dyskutować. Dlatego właśnie Samuel postanowił nie otwierać ust i nie marnować słów – nie nawykł do sprzeczania się z kimś kto był ponad nim. Z pokorą przyjął własną karę. Odbębni jakąś część bez udziału nadpobudliwego czystokrwistego, zwali na niego wyklepanie tego do akceptowalnego standardu i jakoś to będzie. Podobne przeświadczenie towarzyszyło mu gdy zaraz za drzwiami został porwany przez Benedicta i zatachany na kolejne, ostatnie już dziś zajęcia łączone. Wszak musiał zdać mu pełen raport, bowiem plotki jakie zdążyli już roznieść ludzie z jego grupy były niewystarczające. Dhampir miał podekscytowane, jednak oceniające spojrzenie. Nie spodobało mu się że nadany mu podopieczny tak jawnie folguje sobie przed kadrą nauczycielską. Powinien nauczyć go jak unikać problemów. Samuelowi na pewno taka wiedza by się przydała. Gdy skończyli zajęcia niebo było już bardzo ciemne,, powietrze niesamowicie chłodne a perspektywa wspólnej nauki na dzień kolejny wcale nie nęciła. Spencer marzył żeby nie musieć się już nigdy do nikogo odzywać. - Nie martw się, Thompson jest ponoć spoko. Najważniejsze że moroj też oberwał. – Wyszczerzony Bastien wyglądał prawie rozkosznie. Brakowało ptaszków i kwiatuszków nad jego głową. Szczęśliwy ten, który nie uczęszczał na zajęcia historyczne. Mógł iść za nim na chemię. Dostałby pomoc kolegi i brak stresującej obecności Victora w pobliżu. Dhampir klepnął go w ramię, motywując do kontynuowania marszu. - Mamy dużo pizzy, pamiętasz? Zimna bo zimna, ale ciągle żarcie. Noc nie zapowiadała się już tak stresująco. Jeszcze nie odezwał się do Lazara z pytaniem o podział zadań. Nie chciał i bał się co z tego może wyniknąć. |
| | | UsagiBadass Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 146
Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.
| Temat: Re: Vampire Academy Nie Sty 27, 2019 6:37 pm | |
| Jedynie obecność nadal lustrującego go wzrokiem nauczyciela sprawiała, że Lazar trzymał fason i nie dawał po sobie poznać, jak bardzo był zirytowany na wieść, że najbliższe kilka weekendów będzie musiał spędzić nad podręcznikami w towarzystwie Spencera. Kusiło go, aby zredukować udział Samuela do biegania po bibliotece i wyszukiwania dla niego książek, ale nadal miał w pamięci groźbę Thompsona i czuł, że nie były to puste słowa. Nie mógł ryzykować. Nie ufał Samuelowi na tyle, by dać mu do ręki gotowy referat i kazać się go zwyczajnie nauczyć. Ba, nie ufał mu w ogóle. Kto wie, może dupkowi do reszty by odbiło i specjalnie olałby sprawę, żeby udupić ich obu? Po tym, co zrobił mu w jego własnej sypialni, mógł się spodziewać wszystkiego. Zamienił jeszcze dwa słowa z Thompsonem przy drzwiach, a kiedy w końcu się od niego uwolnił, Samuel już gdzieś zniknął. Chciał uzgodnić z nim termin pierwszego spotkania i mieć to już z głowy, więc rozejrzał się po korytarzu, ale zamiast dhampira napotkał wzrok uśmiechniętej Alice, która właśnie pożegnała się z odchodzącą Lauren. Przestała się uśmiechać, gdy zobaczyła Victora, ale złapała go za rękę, kiedy podszedł bliżej. - Lauren wszystko mi opowiedziała – oznajmiła, wydymając wargi. - Dlaczego musisz być dla niego taki złośliwy? - Dlaczego wierzysz w cokolwiek, co mówi Lauren? – odparował, przygotowany, by zdać dziewczynie relację z ostatniej godziny, choć ostatnie, na co miał ochotę, to wracać pamięcią do tych wydarzeń. Gdyby nie durny, godny przedszkolaka wybryk Lauren, do niczego by nie doszło, ale musiał przyznać, że i sam się nie popisał. Strzepnął z ramienia zabłąkaną kulkę z papieru, na szczęście już suchą. Przy Samuelu zbyt łatwo puszczały mu nerwy. - Nie tylko Lauren. – Pomachała mu przed twarzą swoim telefonem, a wtedy on, znów podirytowany wścibską naturą tutejszych morojów, opowiedział jej ze szczegółami, co zaszło. No, może pominął fragment o tym, jak przypuścił na Samuela atak ołówkiem, oraz szczegóły związane z orientacją seksualną chłopaka, ale Alice i tak zdawała się być usatysfakcjonowana. Bez wahania uwierzyła w jego wersję, uznała winę Lauren i choć kierowana jakimś niewyjaśnionym sentymentem w stosunku do nowego ponarzekała chwilę na Victorowy brak przychylności, prędko dała mu spokój. Lazar odprowadził morojkę na zajęcia z matematyki i z powodu różnic w planie już więcej się tego dnia nie spotkali. Po zajęciach Alice zaciągnęła Daniela, Meg i resztę ekipy na wizytę w budynku karmicieli, Victorowi zaś udało się wymigać; pił już wcześniej, a i nie miał ochoty spędzać tego wieczoru w towarzystwie przyjaciół. Był zmęczony. Zajęciami, plotkami, którymi żyła dzisiaj cała szkoła, i samą myślą, że będzie jeszcze musiał porozmawiać z Samuelem. W drodze powrotnej ze szkoły mijał dormitorium dhampirów, ale zdecydował już, że jego noga więcej tam nie postanie; nie dziś, nie jutro, nie dopóki nie będzie miał wyraźnego powodu, żeby znów wpakować się samotnie prosto w paszczę lwa. Po dzisiejszym był pewien, że nawet jeśli wcześniej go nie znali, teraz przynajmniej część dhampirów ze stołówki co najmniej kojarzyła jego twarz. W pokoju rozebrał się z mundurka i w dresie rzucił na łóżko, z którego nie miał zamiaru już dzisiaj wychodzić. Zagrzebany w pościeli, dłuższą chwilę grzebał w telefonie, nim w końcu zebrał się, żeby napisać do Samuela. Jutro o piętnastej w bibliotece. Nie proponował, nie prosił, nie pytał, czy nie koliduje z jego treningami. Nic go to nie obchodziło. Jeśli się nie stawisz, ja przyjdę do ciebie. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Vampire Academy Pon Sty 28, 2019 3:41 am | |
| Jutro o piętnastej w bibliotece. Samuel prawie upuścił telefon na twarz, kostniejąc jakby wszystkie jego funkcje życiowe ustały jeszcze przed przeczytaniem wiadomości. Około tej właśnie godziny powinien znikać pod szybkim prysznicem, zmieniać kolor stroju sportowego na mundurek i łapać motywację do wysiłku tym razem umysłowego, by sprostać nie tylko tajnikom zdumiewającej arytmetyki, ale i nowinkom polityczno-medialnym, czy fizyce kwantowej geografii świata. Jeszcze tylko tego brakowało, żeby chwilę wytchnienia marnował na... Jeśli się nie stawisz, ja przyjdę do ciebie. Wibracje nadchodzącej wiadomości wprawiły w ruch jego nadgarstek. Tego już nie mógł zignorować. Moroj stawiał mu warunek argumentując to płynnością, z jaką taranował jego życie butami. Samuel wątpił by jakiekolwiek drzwi powstrzymały Lazara, kiedy ten umyślił sobie gdzieś wstąpić. Jeżeli zaś był chociaż trochę zaznajomiony z rozkładem dnia dhampirów nie powinien napotkać większych przeszkód ze znalezieniem Spencera. Jakoś tak nagle ten poczuł narastający ból brzucha. Może uda mu się zwolnić z jutrzejszych lekcji na rzecz złego samopoczucia? Niby nie był człowiekiem i przeziębienie nie powinno się go tykać, ale kto wie, kto wie. Wciąż był młody i nieukształtowany. Dhampir westchnął od serca, układając sobie w głowie czym odpowiedzieć Victorowi. Najzwyklejsze w świecie ”będę” wydawało się zbyt nijakie. Chciał mu przekazać jak mocno ten następuje mu na odcisk. Wszelkie przekleństwa brzmiały wymuszenie i groteskowo, nie chciał być wzięty za pozowanego kogucika i od nowa dowiadywać się o tym jak się rozpłakał. ”Po prostu wyznacz mi zakres” też nie wydawało się być odpowiednio odbijające jego niechęć do spotkania. Mógł to jakoś połączyć i dać na siebie zrzucić część roboty (którą jak wiadomo, zrobiłby jak stereotypowy dhampir. Orłem historii to on nigdy nie był.), ale z drugiej strony blondyn nie wyglądał na kogoś, kto zadowoliłby się ochłapkiem pracy idealnej, ledwie sięgającym narzuconych im standardów. Już ze słów pochwały Thompsona przy rozdawaniu testów mógł odgadnąć, że Victor był raczej perfekcjonistą. Cóż, królewskie nazwisko jak widać zobowiązywało. W końcu nie odpisał mu niczego, zbyt długo tkwiąc w problemie i tracąc motywację do jego rozwiązania. Resztę wieczora i czasu przed snem poświęcił na wszystko, co pozwalało mu zapomnieć o frustracji jaką odczuwał w związku z „nowym kolegą”.
Następnego dnia zaś oddał się bez wytchnienia nowym sposobom unieruchomienia w zwarciu, jakie pokazywali jego grupie Duchovsky i MacMillan. Za równo dwa tygodnie mieli mieć zaliczenie z tego i przewrotów, które reszta grupy ćwiczyła już od początku miesiąca. Samuel starał się jak potrafił. Dzięki znakomitym umiejętnościom psychomotorycznym i zwinności bardzo szybko nadrabiał swoje braki, dzięki czemu jedynie po dwóch dniach wskazywany był jako wzór do naśladowania. Przynajmniej w tej części świecił jasno jak gwiazda. Sprawnością fizyczną nigdy nie pozostawał w tyle, od początku przekonany że mózgiem operacji może zostać moroj, jednak siłę sprawczą pozostawia się w dhampirzych rękach. Wciąż miał nadzieję że frajerowi co kąsał jego matkę nie uda się zachachmęcić tak, by musiał się przy nim kręcić. Wciąż wierzył w to, że nie będzie musiał wracać do domu i chociaż nadzieja matką głupich – która matka nie kocha swoich dzieci. Nie musiał nawet szukać wymówki do ominięcia wątpliwej przyjemności brania szybkiego prysznica zresztą grupy, wyjątkowo pozostając kilka chwil, by dać się na sobie wyżyć trenerowi, który wykazywał ogromną motywację do pomocy w skorygowaniu pewnych złych nawyków. Duchovsky był jak taran. Większy, lepiej umięśniony, cięższy; z przyjemnością kładł na matę adeptów trudnej sztuki bycia workiem treningowym. Bastien nieco zmartwiony patrzył na wyginającego się Spencera gdy wychodził z sali. Nawet jeżeli ten wyglądał na szczęśliwego. Było dokładnie piętnaście po trzeciej, gdy nauczyciel wygonił Samuela pod prysznic powołując się na zbliżającą się porę zajęć łączonych. Na odchodne życzył mu szczęścia. I do niego dotarły podniecone szepty na temat wczorajszego nieszczęśliwego wybryku. Ślad po ołówku moroja spodnie dhampira nosiły niczym bliznę po zwycięskiej bitwie, nie dając się zmazać śliną i energicznym tarciem palca. Samuel zgarbił się nieco, przypomniawszy sobie o umówionym spotkaniu. Wytarł spocony kark podręcznym ręcznikiem i przewiesił go przez ramię raźnym truchtem oddalając się w kierunku szatni, by zgarnąć czystą bieliznę i szkolne ubranie. Tuż przed drzwiami pomieszczenia przyuważył wyraźnie zirytowanego blondyna, który zsupławszy ręce na piersi rzucał spojrzenia spot byka nie tylko jemu, ale i okolicznym ściankom, czy gablotom z trofeami. Samuel przełknął ślinę, bez słowa wymijając Victora i znikając w odmętach przebieralni, licząc na to że ten nie podąży za nim. Także i tu okazało się jednak jaki jest naiwny. - Eeek. – Podskoczył słysząc stukot drogich butów tuż za plecami. Odwrócił się i przylgnął do sąsiadującej szafki, lewą ręką nurkując w poszukiwaniu torby z ciuchami. - Nie moja wina, słowo! Duchovsky mnie zatrzymał po lekcji, nie dałem rady się wyrwać. – Lazar nie wyglądał wcale jakby miał ochotę mu uwierzyć i wyjąć z ust ślimaka. Brzydko wykrzywiony w świetle wpadającego przez wąskie okienka światła wyglądał jeszcze bardziej blado niż zwykle. Samuel nie wiedział gdzie skupić wzrok, starając się z uporem maniaka omijać twarz chłopaka, by nie narazić się na kolejne, wkurzone spojrzenie. Co jeszcze miał powiedzieć? Rzucić mu usprawiedliwienie pod nogi, czy może zawołać trenera z sali? Dłonią utkwioną w szafce natrafił na sztywny materiał torby, którą szybko wyciągnął i przytulił do torsu oddzielając się nią od moroja niczym zbroją. Jednocześnie miał ochotę zniknąć pod natryskami, ale nie miał gdzie się rozebrać, a nie zamierzał paradować przed Victorem w stroju Lazara. Pocił się chyba nawet bardziej niż podczas sparingu z Bastienem, a ten nie należał do łaskawych. - Daj... Mi chwilę... Wyjdź. |
| | | UsagiBadass Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 146
Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.
| Temat: Re: Vampire Academy Wto Sty 29, 2019 6:54 pm | |
| Kiedy wychodził z pokoju, Daniel jeszcze spał, a on sam przecierał oczy ze zmęczenia, ziewając niemal co krok. Było wpół do trzeciej, lekcje zaczynał dopiero po czwartej, a siedział wczoraj do późna i chętnie odpuściłby sobie pracę nad projektem na rzecz dodatkowej godziny snu. Zwłaszcza że Samuel nic mu nie odpisał... ale Victor obiecał, że po niego przyjdzie. Co by sobie o nim Spencer pomyślał, gdyby nie dotrzymał słowa? Zasięgnął wczoraj języka, żeby potwierdzić swoje wątpliwości, dlatego teraz zamiast do biblioteki skierował się od razu na salę gimnastyczną, gdzie według jego kontaktów grupa Samuela powinna mieć teraz zajęcia. Uzbrojony w bluzę z kapturem, ciemne okulary i kanapkę kupioną po drodze w kampusowym sklepiku wkroczył samotnie na teren dhampirów, pomimo złożonych samemu sobie obietnic, że więcej tak nie zrobi. Jednak siniak już zbladł, a wraz z nim pamięć o danym sobie słowie. Victor był bez wątpienia pierwszym morojem, nie licząc osobników z kadry pracowniczej, który tego dnia postawił nogę na terenie kompleksu sportowego akademii, do tego najbardziej podejrzanym, bo ubranym w całości na czarno i przemykającym w cieniach drzew i budynków, jakby w obawie, że twarz mu odpadnie, jeśli choć trochę ją opali. Wchodząc do budynku, w którym znajdowała się sala gimnastyczna, pogryzał bez apetytu swoją kanapkę; być może po to, by sprawiać wrażenie bardziej ludzkiego, przyjaźniejszego i wcale nie snującego planów uprzykrzenia życia nowemu koledze. Przywitał się ze znudzonym, siedzącym przy biurku strażnikiem, zdjął z głowy kaptur, schował do kieszeni okulary, po czym udając, że dobrze wie, dokąd idzie, ruszył jednym z korytarzy. Pierwszy raz zapuszczał się tak głęboko na terytorium mieszańców; moroje mieli swoją salę gimnastyczną, mniejszą i słabiej wyposażoną, bo i rzadziej uczęszczaną, a nigdy wcześniej nie miał potrzeby, żeby odbierać dhampira prosto z treningów. Nie miał pojęcia, gdzie jest i dokąd idzie. Kierował się wyłącznie przeświadczeniem, że sale gimnastyczne muszą być na parterze. I nadzieją, że to w takiej właśnie sali Samuel miał teraz zajęcia. Podążył więc za odgłosami, minął biura, szatnie i pomieszczenia gospodarcze, aż w końcu zatrzymał się między dużymi, dwuskrzydłowymi drzwiami, zza których dobiegało wyraźne już z daleka sapanie, pisk butów i inne odgłosy rzucających sobą nawzajem dhampirów. Były uchylone; Victor pchnął je lekko i uważając, by nie zwrócić na siebie uwagi, zajrzał do środka. Dhampiry, młode kobiety i mężczyźni, nacierali na siebie, wykręcali sobie ręce i podcinali nogi, a sprawiali przy tym wrażenie, jakby świetnie się bawili. Victor dostrzegł rudą kitę dhampirki, którą kiedyś poznał, i kilka innych znajomych twarzy, mijanych codziennie na korytarzu, ale interesował go tylko Samuel. Podparł drzwi stopą i przysunął się jeszcze bliżej, wsuwając twarz w szparę między skrzydłami. Jest. Był w parze z kimś, kto mógł być tym samym dhampirem, który czekał na niego wczoraj na stołówce. Lazar nawet z tej odległości widział, jak mięśnie ramion chłopaka napinały się, kiedy próbował powstrzymać towarzysza przed rzuceniem go na matę. Poczuł cień satysfakcji, kiedy w końcu się poddały i Spencer runął na ziemię. Wkrótce potem dhampiry zaczęły się zbierać, więc Victor wycofał się i wrócił pod drzwi najbliższej szatni, gdzie oparty plecami o ścianę wypatrywał Samuela. Zmęczeni, zdyszani nastolatkowie wysypywali się z sali i mijali go po drodze; po minach kilku z nich zorientował się, że go poznali, ale być może byli zbyt zmęczeni treningiem i myślą o nadchodzących zajęciach, bo żaden z nich nie odezwał się do zbłąkanego moroja. W końcu już wszyscy oprócz Spencera zniknęli za drzwiami szatni, a Lazar zaczął się niecierpliwić. Co mu tam tak długo schodzi? Z sali dochodziły odgłosy kroków i coś, co Victor zinterpretował sobie jako ciało upadające na matę. Nie mówcie, że on jeszcze nie skończył? Znudzony moroj oddał się kontemplacji wystawionych w gablotce pucharów, dźwięk natrysków dobiegający z szatni cichł, a przebrane w mundurki dhampiry wymijały go, żeby przejść korytarzem i dalej na zewnątrz, w stronę szkoły i dormitoriów. A Samuela jak nie było, tak nie ma, i nie zapowiadało się, by miał w najbliższym czasie zamiar wywlec swoją dupę z sali. Lazar nawet nie zorientował się, że całkowicie nastroił się na nasłuchiwanie dźwięków dobiegających z sali gimnastycznej; mimowolnie odbił się od ściany, kiedy odgłos kroków stał się donośniejszy, a wkrótce potem Samuel, zaczerwieniony z wysiłku, wyszedł na korytarz. - Też miło mi cię widzieć – sarknął, kiedy chłopak bez słowa przeszedł obok, wchodząc do szatni. Lazar, przeliczywszy prędko, czy wszystkie dhampiry już wyszły, podążył prosto za nim. Moroj niemalże instynktownie zmarszczył nos, krzywiąc się na intensywny zapach męskiego potu, tu jeszcze silniejszy niż na korytarzu. Pokonał chęć, by odwrócić się i wyjść; zamiast tego wysłuchał wymówki Samuela, uniósł brew i posłał mu spojrzenie mówiące, że może sobie wsadzić ten kit głęboko w dupę. Rzucił swoją torbę na ławkę i usiadł obok. - Dałem ci już... osiemnaście minut – oznajmił, podwinąwszy rękaw, żeby zerknąć na zegarek. - Daję ci jeszcze pięć. – Nie wyglądał jednak, jakby miał się zamiar ruszyć; rozsiadł się wygodnie, zakładając nogę na nogę, i wygrzebał z torby wyświechtany tom jakiejś powieści. Otworzył ją i łaskawie wlepił wzrok w rząd liter, pozwalając Samuelowi myśleć, że nie będzie podglądał. - Wstydzisz się? Było o tym myśleć osiemnaście minut temu. - Zerknął na niego ponad książką. - Nie bądź panienką, i tak widziałem już, jak się przebierasz. I wyluzuj. Nie jestem taki jak ty, faceci mnie nie jarają. Pośpiesz się, nie mam całego dnia. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Vampire Academy Wto Sty 29, 2019 8:35 pm | |
| - Jesteś głupi? – Pytanie było czysto retoryczne. Samuel wcale nie chciał znać na nie odpowiedzi. Nie był pewien, czy mógłby dać jej wiarę skoro wyszłaby z ust niesplamionych obiektywizmem. - Muszę wziąć prysznic. Pięć minut to trochę niewiele, niezależnie jak na to spojrzeć. – Moroj miał trochę racji. Przecież nie był panienką żeby reagować na niego jak na starego podglądacza z aparatem. Byli kolegami ze szkoły. W normalnych warunkach pewnie widzieliby i robili o wiele więcej nie doszukując się w tym choćby najmniejszego podtekstu. W normalnych warunkach nie usłyszałby też niczego o swojej orientacji. Tu moroj nieco nastąpił mu na odcisk. Cóż, skoro Victor już i tak wiedział to i owo, mógł się z nim nieco podrażnić. - Och? Nie twierdziłem że mógłbyś, ale to ja się nimi jaram. Skąd wiesz, że nie jesteś w moim typie? - Odwrócił się do chłopaka plecami, nie chcąc widzieć w tym momencie jego miny. Wolał ją sobie wyobrazić – w jego głowie Victor podnosił zaskoczony wzrok i połykał język. Nie chodziło mu nawet o to żeby się zarumienił, czy zawstydził – nie był takim idiotą żeby nie wiedzieć że życie nie działa w taki sposób. Chodziło jedynie o to żeby zetrzeć mu uśmieszek z jego nadętej twarzy. Homoseksualizm nie był powodem, dla którego Samuel rezygnował ze współdzielenia szatni i natrysków. Nie chodziło mu o to żeby nie dostać wzwodu na widok nagich, męskich ciał i perwersyjnych myśli z udziałem ich właścicieli. Gdyby to było problemem – nie dawałby się obłapiać na macie. Orientacja nie sprawiała mu większych problemów. Nie żył w czasach, w których oglądanie się za męskimi pośladkami dawało mu łatkę niezrównoważonego psychicznie popaprańca. Czasami miał wrażenie że nawet wiele mu ułatwiała. Nie paradował w koszulkach z napisem 'lubię od tyłu' i nie obnosił się swoimi preferencjami, ale też nie krył po krzakach. Nie, problem był nieco bardziej powierzchowny. Można było powiedzieć że wypisany prawie na jego twarzy. Gdyby ktoś jeszcze zobaczył wszystkie blizny i pamiątki jakie zebrał przez 18 lat swojego życia, mogłoby to wywołać zamieszanie. Chcąc odciąć się od wspomnień wolał pozostać w bezpiecznej strefie komfortu owijającego się dookoła niego grubego kokonu ubrań. Dlatego właśnie miał nadzieję, że Victor po prostu weźmie i wyjdzie przed drzwi. Nie miał gdzie zostawić ubrań w pomieszczeniu z natryskami, musiał więc rozebrać się właśnie tutaj. Czy tak ciężko było chociaż udawać że ma się jakieś maniery? - Nie pomyślałeś o tym że może mnie nakręcać myśl że zerkasz mimochodem. Jestem prawie dorosłym, zdrowym mężczyzną, ale nadal głupio byłoby dostać wzwodu przy koledze ze szkoły, który kibicuje innej drużynie. – No dalej Lazar, połknij haczyk i po prostu się stąd wynieś. Dyskutując wcale nie zyskiwali na czasie. Gdyby miał naprawdę wyrobić się w przydzielone mu pięć minut, byłby w poważnych tarapatach. - Nie chcę się więcej narażać Thompsonowi. Obiecuję że przyjdę do biblioteki. Jeżeli mi nie wierzyć, możesz zabrać mój telefon. I tak chyba więcej nie możesz w nim przejrzeć. – Żyłka irytacji zapulsowała mu na skroni kiedy przypomniał sobie moment sprawdzenia urządzenia. Drań nawet nie pofatygował się żeby usunąć dowody zbrodni. Udało mu się wycofać tylko trzy zaproszenia do znajomych – Megan, Max i Xavier nie dostąpili zaszczytu uprzedzenia jego reakcji. Jedynie Daniel, Alice i oczywiście Victor byli szybsi. Że nie wspomniał o tych wszystkich zdjęciach jakie jakimś cudem powysyłał do blondyna. Ugh, święci pańscy. - Portfela Ci nie dam, nawet się nie pytaj. Wystarczy że na lunch musi mi dzisiaj wystarczyć wczorajszy batonik. Ugh, naprawdę chciał się już rozebrać i umyć. Sam jako mieszaniec czuł nosem nieco więcej, toteż chociaż nawykł do zapachu potu, uczucie zmęczonej lepkości nie przemawiało do jego zmysłu estetyki. Zastygł w oczekiwaniu na reakcję moroja z palcami wczepionymi w koszulkę. |
| | | UsagiBadass Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 146
Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.
| Temat: Re: Vampire Academy Sro Sty 30, 2019 1:39 am | |
| - Było o tym myśleć wcześniej – powtórzył, wlepiając wzrok w książkę; przewrócił nawet kartkę, ale zrobił to wyłącznie dla zmyłki, bo nie przyswoił ani słowa z ostatniego przeczytanego zdania. Książka była zresztą jedynie rekwizytem, mającym dać Samuelowi fałszywy komfort i pozwolić myśleć, że kiedy on będzie się rozbierał, Victor wczyta się w jakiś nader interesujący fragment. Marna próba, oboje wiedzieli, że miał zamiar podglądać. Lazar nie zapomniał o masie małych blizn na jego plecach; nadal ciekawiła go ich geneza, ale teraz byłby zadowolony, gdyby udało mu się im choć trochę lepiej przyjrzeć. Nie powodowało nim nic więcej niż zwykła, ludzka ciekawość; chciał, bo mógł. A kiedy Victor czegoś pragnął, zwykle w końcu to dostawał. A jestem?, chciał zapytać, ale ugryzł się w język. Rzeczywiście podniósł wzrok znad swojej powieści, ale zamiast zakłopotać się i zmieszać, niedbałym (starannie wykalkulowanym) gestem wsunął sobie kosmyk przydługich włosów za ucho i posłał mu obojętny (swój najlepszy) uśmiech. - Po alkoholu rozwiązuje ci się język, wiesz? Powiedziałbyś mi, gdybym ci się podobał. – Zastrzygł uszami w oczekiwaniu na odpowiedź, choć domyślał się, że dhampir przecież tylko się z nim droczył. Victor wiedział, że jest atrakcyjny; był świadomy własnych atutów, ba, często je wykorzystywał, ale zawdzięczał je po części własnemu pochodzeniu. Nie spotkał jeszcze moroja, który nie wpasowywałby się w konwencjonalne standardy piękna. Ale czy wpasowywał się w osobiste standardy Samuela... nie żeby mu na tym zależało, ale gdyby usłyszał z ust chłopaka potwierdzenie, nie tylko połechtałby jego ego, ale i nakarmił Victorowe poczucie wyższości. Prędko jednak przypomniał sobie, w jakich okolicznościach się poznali. Tamtej nocy na ścieżce między dormitoriami morojów nie był potencjalnym partnerem, tylko niebezpieczeństwem. Gdy go dotykał, Samuel drżał nie z ekscytacji, a ze strachu. Mógł mieć przystojną twarz, ale jego zamiary i nastawienie wobec dhampira z pewnością wystarczyły, żeby z mocnej ósemki spadł o parę stopni w dół. - Czyli lubisz, kiedy cię podglądają? – Chwycił się pazurami pierwszej lepszej okazji, by się odgryźć. Wyznaczone pięć minut mijało, zapach potu wżerał mu się coraz głębiej w nozdrza, a Samuel nadal stał ubrany, choć mógł być już dawno pod prysznicem. Victor prędko tracił zainteresowanie; upór dhampira go nudził, a smród irytował, więc zamknął w końcu swój tani kryminał, położył przy torbie i podszedł do najbliższego okna, żeby je uchylić, wspiąwszy się na ławkę. - Nie potrzebuję twojego telefonu. Wierz mi lub nie, ale nie jesteś aż tak interesujący – wymruczał, siłując się z klamką. Samuel najwyraźniej dbał o swoją prywatność – dziwne spostrzeżenie w stosunku do chłopaka, który nie zablokował swojego telefonu hasłem – i nie udostępniał całego życia osobistego w sieci. Nawet mając dostęp do jego prywatnych zasobów, Victor nie znalazł nic, co dałoby mu przewagę. Nie licząc paru żenujących zdjęć z dzieciństwa, ale szanujmy się. Nawet Lazar miał standardy. - Mówiłem ci, jeśli jesteś głodny, wystarczy, że do mnie zadzwonisz. Postawię ci. – Nie powodowała nim chęć pomocy i zadośćuczynienia koledze. Chciał usłyszeć, jak prosi. Najlepiej patrząc mu wtedy w oczy. Victor pokonał okno, przebolał, że słońce świeciło mu prosto w twarz, i wziął haust świeżego powietrza. Dopiero potem odwrócił się z powrotem do dhampira. - Już widziałem – rzucił nagle, dopiero po chwili uznając, że wypadałoby sprecyzować. - Twoje plecy. Nie musisz się ich wstydzić. – Podciągnął rękaw i ostentacyjnie postukał paznokciem w tarczę zegarka. - Pięć minut minęło. Jeśli spóźnię się przez ciebie na zajęcia, zobaczy je także reszta szkoły, więc lepiej się pośpiesz. Znów usiadł, tym razem na innej ławce, bez powieści, splatając palce na podołku. Samuel zmarnował swoją szansę. Teraz mógł się rozbierać, czując na sobie jego wzrok. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Vampire Academy Sro Sty 30, 2019 2:21 am | |
| - Takie spostrzeżenia rodzą się z czasem. – Jego wyobrażenia pokonały rzeczywistość. Dobrze że nie patrzył na Victora kiedy to mówił. Zamiast niedowierzenia, może nawet obrzydzenia zobaczyłby bowiem wtedy błysk podjętego wyzwania. Chyba nie był na to mentalnie gotowy. - Nie wystarczy kogoś do czegoś zmuszać wykorzystując przewagę liczebną i porę dnia. – Z Lazarem mógł grać w otwarte karty. Przy Alice pewnie nie odważyłby się strzępić języka na własne przemyślenia, nie przez to że się jej bał, a raczej przez fakt że jakoś dziwnie byłoby mu być dla niej niemiłym. Może dlatego że była w sumie uroczą dziewczyną? Na szczęście podobnych obiekcji nie miał w stosunku do blondyna. Mógł mu mówić co tylko ślina na język mu przyniosła – chłopak i tak reagował jakby wpuszczał wszystko jednym uchem i natychmiast wypuszczał drugim. - Przypomnij mi jak dokładnie sprawdziłeś czy jestem interesujący. Mam całą historię mojej obrazkowej konwersacji z Tobą. To trochę chore, wiesz? – Zimne dreszcze dopadły go kiedy przypomniał sobie moment sprawdzenia telefonu trzy dni temu. Naprzeklinał się wtedy na dobre kilka miesięcy. He? Stawiał to on mu kością w gardle za każdym razem kiedy postanowił otworzyć usta i wypluć spomiędzy nich kilka mądrości. Już się napomagał, kiedy postanowił łaskawie wymienić jego pieniądze na kilka paczek żelek i batonów. Napomagał się też wciskając mu ołówek w udo. Gdyby nie umiejętność szybkiej rekonwalescencji, pewnie do dzisiaj by kulał. Wciąż pamiętał ten przeszywający ból, kiedy moroj postanowił nie ustępować. - Nie czuj się zobligowany. To nie tak że jesteśmy przyjaciółmi. – Do tego nie planował dopuszczać najlepiej nigdy w życiu. Moroj zwyczajnie działał mu na nerwy. Wiedział że czystokrwiści mają niebywale napompowane ego i wysokie mniemanie o sobie, ten przypadek zdawał się być jednak beznadziejny. Nie żeby był w pozycji do jakiejkolwiek oceny, robił to tylko na własny użytek. Sekundy mijały, Victor zaś uparcie nie chciał zdezerterować z narzuconego sobie posterunku. Warował jak cerber przed wrotami piekielnymi, nie dając Samuelowi chociażby maleńkiego skrawka komfortu. Narzucał się jakby w związku z tym miał dostać jakąś semestralną nagrodę. - Tak twierdzisz? No to co? Mam się przed Tobą rozbierać bo coś Ci się przewidziało? – Pulsująca żyłka powróciła na jego czoło w momencie, kiedy po raz pierwszy od dłuższego czasu spojrzał na twarz Lazara. Cała jego postawa zdawała się rzucać mu wyzwanie. Wyraz twarzy mówił sam za siebie. Widziałem. W dupie byłeś, gówno widziałeś, dupku. Nie wiedział nawet (uff, uff) ile ominął a robił miny jakby wiedział już wszystko. To się biedak zdziwi jak się kiedyś dowie. Nie był to jednak ten dzień. - Tsh, w takim razie nikt ich więcej nie zobaczy, dupku. Mógłbyś chociaż odwrócić wzrok – mówiąc to puścił koszulkę, którą ostatecznie postanowił pozostawić na karku. Natryski nie były wielkie, nie miały także półek, ale co znaczyło zmoczenie jednego kawałka ubrania. Zamiast tego zabrał się za spodnie, tknięty nagłym poczuciem przyzwoitości odwracając się do Victora. Zsuwając je z nóg starał się skromnie nie pochylać. Wystarczyło mu wrażeń i komentarzy. Z torby porwał żel i ręcznik. Zwitek spodni ze skarpetkami wpakował do środka i rzucając blondynowi ostatnie, zwycięskie spojrzenie, zmienił lokację starannie zamykając za sobą drzwi. Powinien pomyśleć o tym wcześniej, liczył jednak na to że Lazar odnajdzie w sobie pokłady głęboko skrywanego miłosierdzia. Nie mógł powiedzieć że nie spodziewał się takiego obrotu spraw, nie był jednak także zadowolony. Koszulkę wraz z ręcznikiem i bielizną odwiesił na jednym z natrysków. Wcześniej nie sądził nawet że mógłby używać ich w ten sposób. Dopiero przyparty do muru, rozglądając się, włączył myślenie logiczne i skonstatował jak wykorzystać fakt że był tu sam. Ach, głupiutki Sammy. To oszczędziłoby mu nieco żółci wezbranej przez Victora. Żeby mieć to jak najszybciej za sobą po prostu ustawił się pod innym natryskiem i szybko spłukał ciepłą wodą. Ugh, był taki zmęczony i głodny. Miał nadzieję że jakimś cudem Benedict i dzisiaj podzieli się z nim posiłkiem. Powinien go jak najszybciej znaleźć. Wyszedł po całych siedmiu minutach, mokry, kapiący i okryty ręcznikiem niby peleryną superbohatera. Pomyślał że mógłby włożyć koszulkę (chociaż ta spadła kiedy sięgał po ręcznik i, cóż, nasiąkła) ale nie po to się mył, żeby nie pachnień teraz świeżością i cytrusami. Victor, jak należało się tego spodziewać, nadal warował w tym samym pomieszczeniu, wcale nie sprawiając że Sammy poczuł się lepiej. Dhampir sięgnął jedną ręką po złożone w kostkę spodnie imitujące mundurek, drugą siłując się z ręcznikiem. - Nie mógłbyś po prostu rzucić mi zakresu? Swoją część zrobiłbym po lekcjach i Ci przekazał. |
| | | UsagiBadass Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 146
Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.
| Temat: Re: Vampire Academy Sro Sty 30, 2019 4:05 pm | |
| - Za głupotę się płaci – rzucił obojętnie; pod pojęciem głupoty miał oczywiście samotne błąkanie się nocą po kampusie. Fakt, że Samuel trafił akurat na Lazara i jego przyjaciół mógł przypisać wyłącznie szczęściu. Wśród morojów nie brakowało osobników, którzy zabawiliby się nim inaczej, niż zabierając na imprezę do swojej tajnej miejscówki i napajając darmowym alkoholem. Swoją drogą, Victor nie miał pojęcia, czy Samuel zdaje sobie sprawę, że należy teraz do niewielkiego grona wiedzącego i mającego dostęp do kaplicy. Nie posądzał dhampira o brak instynktu samozachowawczego, dlatego zaufał, że nikomu o niej nie powie, ale teraz pomyślał, że na wszelki wypadek będzie się musiał upewnić. Chociaż w akademii nie brakowało miejsc, w których można się było zaszyć, tylko to jedno było całkowicie zapomniane przez strażników i niepatrolowane. - Sam nie jesteś święty – sarknął. - I nie grzeszysz inteligencją. Wiesz, że telefon Meg nacykał ci fotek, kiedy próbowałeś się do niego dobrać? – Odnalezienie pokaźnego zbioru informacji o samym sobie przesłanego z własnego telefonu do wyraźnie nieprzychylnie mu nastawionego moroja rzeczywiście mogło być dość rozstrajającym doświadczeniem, ale na swoją obronę Victor mógł powiedzieć tyle, że prócz paru paru prywatnych rzeczy zrobił screeny jedynie temu, co Samuel już i tak publicznie udostępnił. I zrobił to wyłącznie na wypadek, gdyby kiedyś czegoś potrzebował, a chłopak wpadł na pomysł, żeby poblokować mu dostęp do swoich mediów społecznościowych. Oraz, oczywiście, żeby zagrać mu na nerwach – co najwyraźniej doskonale mu się udało. Początkowo zignorował jego prośbę, ale kiedy chłopak zaczął zsuwać z siebie spodnie, na chwilę wbił wzrok w swoje paznokcie. Spojrzał na niego dopiero, kiedy ten stał już w samej bieliźnie i koszulce, którą... nadal miał na sobie, kiedy znikał w pomieszczeniu z natryskami. Victor popatrzył niewzruszenie na jego triumfalną minę, zanim odszedł. Po co było to wszystko, skoro i tak miał zamiar wejść pod prysznic w ubraniu? Nie mógł rozebrać się tam całkiem, razem ze spodniami? Czyżby chodziło mu wyłącznie o to, żeby wymusić na Lazarze swoją wolę i wygonić go z szatni ot tak, z przekory? Victor nie potrafił go rozgryźć i przestał wreszcie o tym myśleć, znajdując sobie inne zajęcie, kiedy Samuel szorował się pod szkolnymi natryskami. Krążył przez chwilę po szatni, od niechcenia ciągnął za drzwiczki szafek (może ktoś zostawił coś ciekawego?), aż w końcu wrócił na swoje poprzednie miejsce, poniósł z ławki powieść i przekartkował kilka stron, opierając się ramieniem o błękitną szafkę. Zdążył dokończyć stronę, nim Samuel wrócił do szatni. Był półnagi, mokry i pachniał przyjemnie żelem pod prysznic. Ręcznikiem zakrywał plecy, jakby miał na nich drugą twarz lub tatuaż yakuzy. Tsh. Przewidziało mi się? Swoim zachowaniem tylko podsycał ciekawość Lazara, który na nowo zaczął zastanawiać się, co takiego nosił na tych plecach, że tak bardzo nie chciał, by ktokolwiek zauważył. Właściwie gdyby bardzo go to nurtowało, mógłby zwyczajnie sprawdzić. Dhampir przytrzymywał ręcznik tylko jedną ręką, drugą siłując się nieudolnie ze spodniami; wystarczyłoby pociągnąć, a może zdołałby coś przyuważyć, zanim Samuel otrząsnąłby się na tyle, by znów mu przypierdolić. Kontemplował ten pomysł jeszcze przez kilka sekund, nim doszedł do wniosku, że wolałby jednak ruszyć dziś ich projekt. - Żebyś mógł własnoręcznie spierdolić naszą wspólną prezentację? – prychnął. Gdyby nie ty, tego projektu w ogóle by nie było. Będziesz cierpiał razem ze mną. - Zrobimy to razem. Też bym wolał, żebyś poszedł robić przewroty, bić się z kolegami czy cokolwiek wy tam robicie w wolnym czasie, a pracę umysłową zostawił mnie, ale Thompson mówił serio. – Obojętnie, jak bardzo nie chciał spędzać wolnych popołudni ze Spencerem, priorytetem było teraz niepozwolenie, żeby napaskudził mu w papierach. Wsunął ręce do kieszeni; z jednej wyjął markowe okulary, w drugiej zaś wymacał niedojedzoną kanapkę. Przytrzymał ją zębami, kiedy ubierał okulary. - Przestań odwalać ten cyrk i ubierz się normalnie. – Podszedł do drzwi, żeby zostawić go w szatni samego. Nie chciał zmarnować następnej godziny na patrzenie, jak Samuel potyka się o nogawki, bo nie chce puścić tego pierdolonego ręcznika. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Vampire Academy Sro Sty 30, 2019 4:53 pm | |
| - Ta, tego niestety jestem świadom. – Wymowne spojrzenie w ścianę powinno upewnić moroja jak boleśnie obeznany jest ze sprawą. Był wtedy nadal trochę wczorajszy (może bardziej niż trochę) i zupełnie nie pomyślał o tej funkcji. Jakimś minimalnym pierwiastkiem siebie miał ciągle nadzieję że może się myli, zaś telefon należy do niego i po prostu go posłucha. Myśl że czarnowłosa Meg dysponuje teraz kilkoma z jego 'bad hair day' selfie jakoś nie poprawiła mu nastroju. Nie umniejszała także dokonań samego Lazara. Nie popuści mu, choćby miał się na to boczyć do skończenia akademii. - Agh, dobra, skończ. Przecież nie chcę Cię wykorzystywać. – Wcale nie chodziło mu teraz o wymiganie się od pracy. Stało się co się stało, konsekwencji nie mógł unikać wiecznie. Nie był aż tak stereotypowym mięśniakiem żeby wymuszać na innych robienie czegoś za siebie. Po prostu wybitnie nie podobał mu się pomysł patrzenia na parszywą gębę Lazara nawet przez te kilka krótkich chwil, kiedy ich wzrok mógłby się krzyżować w jednej sali. Plecami oparł się o szafki i pomachał na moroja głową, kiedy ten znikał za drzwiami, nareszcie godząc się dać mu chwilę świętego spokoju. Nie mógł tak od razu? Ręcznik ostał się na plecach dzięki wsparciu drzwiczek, ale to nie było już istotne. Mając pewność że jest sam, a chłopak nie miał wystarczająco dużo czasu by poukrywać kamery (nie oszukujmy się, to nie film akcji o azjatyckich geniuszach) najzwyczajniej w świecie pofolgował sobie i dokładnie nasunął na siebie czyste ciuchy, w międzyczasie odsączając wilgoć pozostałą na skórze. Co jakiś czas kontrolnie patrzył na drzwi – nie ufał słowom Victora i wolałby nagle nie dostać aparatem po plecach jak ostatnio. Frajer już raz go nabrał, drugiego nie będzie. Po kilku minutach, zapięty pod szyję, z na nowo uzbrojonym wyrazem głębokiej irytacji pokazał się Lazarowi poza szatnią. - Chodź. – Wyminął chłopaka, wierząc że ten grzecznie potupta za nim bez dalszego pierdolenia. Kłapanie paszczą mógł sobie zostawić dla Alice – dziewczyny to pewnie lubiły. Na nim nie robił wrażenia. Poprowadził go poza część treningową, uprzejmie wybierając może nieco dłuzszą, ale za to nie nasłonecznioną trasę do szkolnej biblioteki. Nie sądził że tak szybko się w niej znajdzie. Pewnie podobnego zdania była bibliotekarka, która zaniemówiła widząc dhampira tak beztrosko przekraczającego progi jej małej świątyni. Okuty w czerń moroj dyszący mu w kark był zdecydowanie częstszym widokiem, nawet jeżeli nie w tak dziwnej kombinacji. Samuel usiadł przy jednym ze stolików schowanych za półką z książkami, rzucając torbę treningową pod nogi. Powinien jeszcze wrócić do pokoju i wymienić ją na tą bardziej szkolną. Ech, Lazar tylko zabierał jego cenny czas. - To... Jaki jest plan? |
| | | UsagiBadass Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 146
Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.
| Temat: Re: Vampire Academy Sro Sty 30, 2019 5:33 pm | |
| Samuel przebierał się w samotności, zaś Lazar w tym czasie dokończył swoją kanapkę; teraz najchętniej by zapalił, ale w świetle dnia zapewne skończyłoby się to przymusową inspekcją pokoju i konfiskatą zachomikowanego zapasu, więc zadowolił się tęsknym macaniem schowanej w kieszeni paczki. Przywitał ubranego już dhampira czarującym uśmiechem, po czym podążył za nim bez słowa. Wcześniej szedł inaczej i teraz powstrzymywał się, żeby nie otworzyć ust, gdy chłopak wybrał okrężną trasę. Był nowy, innej może nie znał, ale tak też dojdą do biblioteki, więc siedział cicho. Zamiast tego skupił się na oddychaniu. Dhampirza wytrzymałość i długie nogi Samuela w końcu pokonały Victora; nie próbował już dotrzymać mu kroku, tylko ciągnął się kawałek za jego plecami, pomrukując pod nosem „może byś trochę zwolnił?”, choć Samuel był za daleko, żeby rozszyfrować jego niewyraźne narzekania. Dogonił go dopiero pod budynkiem. Weszli razem, zrównawszy się krokiem – Lazar próbując złapać oddech, a Samuel wyraźnie nie wiedząc, co powinien teraz zrobić. Moroj przywitał się z zaprzyjaźnioną bibliotekarką, po czym dołączył do towarzysza i usiadł na krześle naprzeciwko. - Taki. – Wyciągnął z teczki starannie zapisaną drobnym pismem kartkę: punkty, podpunkty i podział obowiązków, które Lazar pozwolił sobie przydzielić sam bez konsultowania się z Samuelem dziś w nocy, kiedy nie mógł zasnąć. W plecaku miał jeszcze jeden taki egzemplarz, który planował dostarczyć po zajęciach Thompsonowi. - Dzisiaj zrobimy obalenie Vladimira. Mam niecałą godzinę, więc bez obijania się. – Nie pomyślał, żeby zapytać Samuela, czy i on nie ma teraz przypadkiem jakichś zajęć. Znów zanurkował ręką w plecaku i wymacał jakieś szeleszczące, plastikowe opakowanie. Oprócz nich w bibliotece było tylko dwoje morojów, siedzących po drugiej stronie przy komputerach. Victor sprawdził, czy na pewno nie widać ich zza regału, po czym wyciągnął paczkę cukierków i położył na stoliku. Nie potrafił pracować bez cukru. - Będę potrzebował paru książek... – Ledwo usiadł, a już wstawał, rozglądając się w zamyśleniu po najbliższych półkach. Ech, Samuel wybrał stolik przy fikcji, będzie musiał teraz biegać po całej bibliotece. - Masz już kartę biblioteczną, prawda? Będziemy musieli dokończyć to w domu. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Vampire Academy Sro Sty 30, 2019 7:09 pm | |
| Zsunął się nieco z krzesełka, od niechcenia wyciągając rękę w kierunku towarzysza i przejmując kartkę z rozpiską. Był nawet trochę pod wrażeniem. Sam jakoś specjalnie się nie obijał (chociaż do końca życia będzie hołdował przekonaniu że dhampiry wcale nie potrzebują takich głupot), ale przemyślany, prawie że gotowy plan działania musiał zająć morojowy dłuższą chwilę. Mieli go przedstawić dopiero na przyszłych zajęciach, a tu pyk – odbębnione. Sądził jednak że spotkanie odbędzie się na warunkach czysto wstępnych. Dogadają się, pominą uścisk dłoni i rozejdą w pokoju. Nie przewidział że Victor postanowi od razu zabrać się do pracy. Ukradkiem zerknął na zawieszony przy nadgarstku zegarek i szybko skalkulował sobie ile czasu mu pozostało do zajęć. Chciałby przed tym jeszcze coś zjeść, gdyby moroj był tak uprzejmy. - Ja jakieś pół i jak się nie uwinę to będę chodził głodny. Nie możemy sobie tego dzisiaj darować? Jutro mam dłuższe okienko i zwinę się szybciej z sali. – Odłożył kartkę na blat i podciągnął nogę, opierając ją podeszwą butów o krawędź twardego siedziska. Bastien dołożył starań żeby dwa razy pokazać mu cały kampus (pomijając strefę z kaplicą, kto by pomyślał) dlatego nie błądził kierując się do biblioteki. Nie mógł jednak powiedzieć że choćby tu zajrzał. Na chybił-trafił wybrał stolik, nie znał więc powodu niezadowolenia Lazara. Sam też się rozejrzał, wciskając ręce w kieszonki marynarki. - Em, no właśnie niekoniecznie. Nie planowałem zabierać do pokoju roboty, którą mogę załatwić przez laptopa. – Wzruszył ramionami. Jeżeli Victor naprawdę sądził że teraz jeszcze będzie dźwigać książki do dormitorium to, ohoho, grubo się przeliczył. To był dopiero drugi dzień, a mieli pieprzone trzy tygodnie. To nie rozprawa doktorska, nie musieli podwalin prezentacji szukać na poziomie atomowym. - Poszukam coś w necie, posiedzę dzisiaj wieczorem. Bastien twierdzi że w recepcji dormitorium pozwalają czasem drukować jak biblioteka jest zamknięta więc przyniosę co znajdę. Słowo skauta. – Którym nigdy nie był. Ale to nie tak że robił z Victora durnia. Wolałby sobie oszczędzić późniejszego nachodzenia go przez blondyna, gdyby ten wywęszył jakikolwiek spisek. Przecież obaj woleliby zredukować godziny widzenia. Raczej nie miał w planach wypadu do pokoju moroja żeby pokorzystać z uczniowkiego życia i poużerać się z zaliczeniem w atmosferze przyjacielskich żartów. Przeczesał dłonią przylepione do karku kosmyki; z niektórych udało mu się jeszcze strącić kropelki wody. Chcąc jak najszybciej mieć to z głowy darował sobie porządne suszenie, strzepując się tylko jak pies i przecierając włosy już wilgotnym ręcznikiem. Jakimś cudem bibliotekarka tego nie zauważyła. Może udałoby mu się zmusić ją do wyproszenia go z obiektu bez używania większych podstępów? |
| | | UsagiBadass Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 146
Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.
| Temat: Re: Vampire Academy Czw Sty 31, 2019 12:36 am | |
| Śniadanie. Kompletnie o tym zapomniał. Alice i Daniel będą czekać na niego przy stoliku, podczas gdy on zapuszczał z Samuelem korzenie w bibliotece. Chciał przynajmniej pokazać Spencerowi, czego się od niego oczekuje, odesłać do domu z pracą domową i jutro sprawdzić jego wypociny, ale wyglądało na to, że będzie musiał zająć się tym kiedy indziej. Lub gdzie indziej. - W internecie. – Victor oderwał wzrok od listy książek i popatrzył na dhampira jak opiekunka na wyjątkowo niezaradne dziecko. - Z internetu dowiesz się wyłącznie tego, że istniał. – Szczegółów jego obalenia oraz układów ze strzygami musieli szukać w książkach, dostępnych wyłącznie w bibliotece i nigdzie indziej. Lazar nie zdążyłby już wrócić do dormitorium, ale nie miał nic przeciwko, żeby taszczyć za sobą cały dzień ciężkie tomiszcza. Za każdym razem, gdy przychodził do biblioteki, wychodził z naręczem książek; był przyzwyczajony. - A do internetowych zasobów biblioteki nie masz dostępu, dopóki nie założysz karty. – Takie zasady. Może i głupie, może niewygodne, ale nie on je ustalał. Nie rozumiał także, jakim cudem nikt nie zaciągnął tu Samuela, żeby założyć mu kartę, dopóki nie przypomniał sobie, że przecież jest dhampirem. Zapewne było mu tu nie po drodze. - Ale to i tak bez znaczenia, bo nie potrzebujemy artykułów, tylko książek. Wymysł Thompsona. – W myślach przewrócił oczami, przeklinając bezzasadne reguły historyka. Gdyby sprawa była tak prosta jak odpalenie przeglądarki i zalogowanie się do szkolnej sieci, nie ciągał by za sobą Samuela po bibliotekach. - Poczekaj tu chwilę. Zostawił Spencera przy stoliku, a sam zniknął między regałami w poszukiwaniu pozycji, które wcześniej zapisał sobie na kartce. Wcześniej miał zamiar zagonić do tego Samuela, ale bezpieczniej – i szybciej – będzie, jeśli sam się tym zajmie. Pomocy bibliotekarki także nie potrzebował – zanim ona wyklepie na klawiaturze tytuł książki, a strona łaskawie się załaduje, Lazar już dawno znajdzie, czego potrzebował. Poruszał między półkami sprawnie i szybko; znał tę bibliotekę od podszewki, nieraz spędzał w niej całe weekendy na pierwszym roku. Czuł się jak ryba w wodzie. Zaszył się na dłuższą chwilę w dziale książek historycznych, a kiedy wrócił do stolika, ściskał w ramionach po dwa egzemplarze historii powszechnej morojów i trochę cieńsze biografie władców. - Na stołówce pokażę ci, co masz przeczytać. Zrobimy notatki i jutro porównamy. – Od początku chciał to zadanie zwyczajnie odbębnić, żeby Thompson dał im spokój, ale teraz, kiedy zaczął się nim zajmować, wrodzony perfekcjonizm przejął ster. Victor przejmował się referatem, jakby od tego zależało zaliczenie roku. Zgarnął swoje rzeczy i ponaglił Samuela, zarzucając sobie torbę na ramię. - Rusz się. Alice na mnie czeka, a trzeba ci jeszcze wyrobić kartę. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Vampire Academy Czw Sty 31, 2019 1:06 am | |
| - Aaa, serio? Faktycznie niezbyt pomocne skoro każdy o tym wie. – Trochę nie przemyślał swojej propozycji. Nie żeby kiedykolwiek dbał o dostęp do wiedzy, ale powinni rozszerzyć pole do popisu. Przesiadywanie w bibliotece wcale nie brzmiało jak rozrywka. Samuel podążył za Victorem wzrokiem kiedy ten, już w swoim świecie, brał kurs na pełne morze bezdennej paszczy pomieszczenia. Był jak w swoim żywiole – zupełnie inaczej się poruszał, mówił nawet z inną tonacją. Był totalnie inną osobą, a wystarczyło jedynie zdjąć wzrok ze Spencera. Tak przynajmniej to poczuł. Cóż, nie żeby był zawiedziony. Przecież Victor nie był w jego typie. Nie był. Gdy ten zniknął, Samuel ogarnął się nieco i sięgnął po cukierka do zostawionej przez moroja paczki. Lazar nie powiedział że nie może się poczęstować, poza tym nie powinien nawet zauważyć ubytku jednego cukierka. Dhampir musiał zająć czymś myśli, jednak otoczenie nie sprzyjało do przechwycenia jego uwagi. Cisza, tyknie zegara, wzlatujące w przytłumionym zasłoną świetle dnia drobinki kurzu. Nic tu się nie działo, nic nie zmieniało i nic nie zapowiadało nagłej rozrywki. Doprawdy, czemu miałby się trudzić przebywaniem w tak nudnym miejscu. Jedyny profit jaki widział w danej chwili to ucieczka w samotność. Czasami tego potrzebował – znał już kaplicę, chociaż ta była ponoć zamknięta. Teraz moroj przedstawił mu i drugie miejsce. Powinien być mu za to wdzięczny? Tsh, dlaczego w ogóle brał to pod uwagę. Przecież sam wielokrotnie podkreślił że nie chce mieć z nim nic wspólnego. Ten projekt to była jedna, wielka pomyłka. Rozmyślania przerwał mu dokujący naprzeciw Victor. Sigh, wyglądało na to że dziś będzie musiał pobawić się w kujona. No nic, przecież to nie tak że miał plany na wieczór. Dla odmiany mógł zabrać się za coś wcześniej niż dzień przed deadlinem. Z książek podniósł skupiony wzrok na moroja, starając się mu niewerbalnie zadać pytanie o ciągłość neuronów. On na serio myślał że do jutra wyrobi się z historią powszechną? Przecież to było grubsze niż dwa albo nawet i trzy ich podręczniki razem wzięte. Uniesione wysoko na czoło brwi opadły dopiero, kiedy moroj dał mu szansę ucieczki. Nie bawiąc się w niepotrzebne dyskusje po prostu wstał, postanawiając martwić się tym nieco później. - No i dogadane. Mam coś podpisać? – Zerknął w kierunku bibliotekarki nie będąc do końca pewnym jak w akademii zakłada się biblioteczne karty. Powinien coś wypełnić? Zapłacić? Ach, powinien się pośpieszyć i wymienić torby. Jeżeli nie zajmie im to więcej niż dwie, trzy minuty, powinien nadrobić trochę straconego czasu szybkim sprintem. Z drugiej strony nie powinien się przemęczać. Nie dość że robił się głodny, to jeszcze niedawno brał prysznic. Ugh, dużo myśli krążyło po jego głowie, czyniąc w niej niepotrzebny bałagan. Życie byłoby prostsze gdyby nie musiał tutaj w ogóle przychodzić. - Hej, zaraz. Jakie 'na stołówce'? Chcesz robić kolejne przedstawienie? – Jego mina wyrażała więcej niż bezpośrednie słowa. No chyba sobie jaja robisz. W jego spojrzeniu czaiła się nieskrywana niechęć. Miał ciarki za każdym razem kiedy pomyślał o wesoło szczebioczących za jego plecami morojów. Lazar musiał być jakiś chory albo głupi, żeby proponować mu coś takiego.
|
| | | UsagiBadass Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 146
Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.
| Temat: Re: Vampire Academy Czw Sty 31, 2019 1:45 am | |
| Zignorował jego pytanie, uznając, że łatwiej będzie mu po prostu pomóc, niż tłumaczyć cały proces po drodze. Ruszył w stronę biurka bibliotekarki, lecz zatrzymał się w pół kroku, słysząc wypowiedziane niemal oburzonym tonem słowa. Obrócił się napięcie i postąpił krok w stronę chłopaka. Myślami był już na stołówce, z Alice; teraz dhampir sprowadził go do rzeczywistości. - Przedstawienie? Ja? – Dawna nuta entuzjazmu w jego głosie już dawno przebrzmiała. Moroj patrzył na Samuela z zimnym rozbawieniem, jakby usłyszał właśnie świetny żart. Pomyśleć, że jeszcze chwilę temu udało mu się zapomnieć, z kim tak właściwie pracuje. - To TY byłeś gwiazdą tego pokazu. – Zbliżył się o kolejny krok i uderzył ciężkim tomiszczem w pierś chłopaka. - Dziś już nikt by o tym nie pamiętał, gdyby nie twój wybryk na odchodne. Co tak właściwie miałeś zamiar osiągnąć? – Chciał udowodnić swoją odwagę? Pokazać, że jest równym graczem? Jeśli do czegokolwiek przekonał Lazara, to wyłącznie do tego, że był doprawdy bezdennie głupi. Wcisnął dhampirowi książki w ramiona, po czym stwierdziwszy, że jednak nie interesuje go odpowiedź, podszedł do biurka bibliotekarki. Samuel mógł zostać przy stoliku i rozmyślać do woli nad tym, co właśnie usłyszał, ale musiał w końcu podejść do Lazara. Nawet jeśli miałby na celu wymknąć się pośpiesznie, musiał go ominąć, a wtedy ten zgarnąłby go sprzed wyjścia. Chłopak zirytował go swoim oskarżeniem, ale Victor nadal miał na względzie zadaną im przez Thompsona prezentację. Był skłonny zapomnieć o ich małym nieporozumieniu, jeśli dzięki temu szybciej uwiną się z pracą. Pozwalanie, by Samuel usiadł przy jego stoliku Lazarowi też nie robiło zbyt dobrze na reputację, ale im szybciej skończą, tym prędzej będzie mógł zerwać z chłopakiem wszelki kontakt. Wypożyczył książki na swoje nazwisko, po czym przeszedł do kwestii karty bibliotecznej Spencera. - Kolega jest tu nowy. – Uśmiechnął się uroczo do bibliotekarki, nawet nie zerkając na Samuela. Nie byłby w stanie udawać miłego, mając przed sobą jego skrzywioną twarz. - Chciałby założyć kartę. Sam podał dane dhampira, jakby chciał mu pokazać, że wie o nim jeszcze więcej niż ten podejrzewał, a bibliotekarka naturalnie zaakceptowała jego zwierzchnictwo, zwracając się do Samuela dopiero, gdy prosiła go o dowód tożsamości. Jakkolwiek nie dziwiłby jej fakt, że moroj nazywa nowego dhampira kolegą, nie pokusiła się o żaden komentarz; w ciszy poczekali, aż szkolny system pozwoli Spencerowi wypożyczyć książki. Po wszystkim Victor odciągnął Samuela na bok, zaciskając palce na jego ramieniu odrobinę zbyt mocno, by mogło to ujść za przyjacielski gest. - Usiądziesz z nami, a ja pokażę ci, co masz zrobić – oznajmił, wciskając książki do i tak już napakowanej torby. Popatrzył na chłopaka, kiedy udało mu się zapiąć suwak. - Potem możemy iść każdy w swoją stronę. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Vampire Academy Czw Sty 31, 2019 2:10 am | |
| Nie do końca spodobało mu się nastawienie Victora. Co niby miał mu powiedzieć? Obaj widzieli że nie przemyślał sprawy i skończyło się to tak jak skończyło. Hej, on mu nie wypominał ołówka wbitego w udo, a powinien. Resztę przemyśleń na temat dnia ostatniego zachował dla siebie, ostentacyjnie odwracając głowę od Lazara i zaciskając usta. Jeżeli miałby mu teraz cokolwiek powiedzieć, musiałby poprosić bibliotekarkę o zatkanie uszu. Była starsza, pewnie wiedziała więcej, jednak nadal nie wypadało przeklinać przy kimś, kto mógł i pewnie miał nadzieję donieść do reszty kadry nauczycielskiej. Takie jak ona żyły plotkami i marnowaniem przyszłości. Nie odezwał się zatem aż do momentu poproszenia o dokument tożsamości. Zastanawiał się czy może na wszelki wypadek nie powinien wcisnąć legitymacji Victorowi, skoro ten tak dobrze radził sobie zresztą jego danych osobowych. Nie chciał nawet pytać dlaczego w ogóle je zapamiętał. W jego obecności dostawał nagłego bólu głowy. - To chyba nie jest też i w Twoim interesie. – Przez chwilę pomyślał o tym że może nie powinien nosić książek bibliotecznych w tej samej torbie co mokrą koszulkę i ręcznik. W ogóle trzymanie rzeczy publicznych nieopodal używanej bielizny jakoś nie wydawało mu się słuszne. Dostawał dreszczy na samą myśl że następna osoba weźmie ją do rąk, których potem nawet nie umyje. Częściowo były to jednak dreszcze ekscytacji, kiedy pomyślał sobie o niskim prawdopodobieństwie że będzie to jakiś przypadkowy dhampir. Morojom wcale nie życzył dobrze. - Ghh, zgoda. Zgooda. Ale skoro ja tego będę żałować, to Ty tym bardziej. – Odwrócił głowę w jego kierunku i pochwycił dłoń, którą ten zacisnął mu na ramieniu. Bez trudu zszarpał ją z siebie, odpychając w taki sposób, by Victor jeszcze się zatoczył. Spojrzenie jakie mu posłał nie było wcale przyjazne. - Nie spoufalaj się. Nie czekając na odpowiedź po prostu poprawił torbę na ramieniu i ruszył przed siebie; pierw szybkim marszem, potem przechodząc w trucht i kończąc na zamaszystym, długim sprincie. Wcale nie interesowało go co Lazar miał do powiedzenia, pewnie wyszczeka mu to na stołówce. Zziajany, nieco zgrzany dobiegł do pokoju i wybebeszył torbę na łóżko. Książki dla względnego bezpieczeństwa odrzucił na biurko, po czym chwytając jedynie torbę szkolną ruszył pędem w drogę powrotną. Nie zostało mu wiele czasu. Dziś raczej będzie chodził głodny. Do stołówki dotarł na dziesięć ostatnich minut przed pierwszymi zajęciami. Po drodze zdążył jeszcze splątać włosy w połowie głowy gumką, żeby niepotrzebnie nie właziły mu do oczu. Te na szczęście zdążyły już przeschnąć. Narzucona na mundurek kurtka sprawiała, że było mu zdecydowanie zbyt ciepło. Ygh, a mógł zrobić to spacerkiem gdyby nie cholerny blondyn. Pierwszym co zauważył kiedy skierował wzrok na stolik morojów była czarna głowa Megan. Zgrzytnął zębami już przewidując kłopoty. Kroki skierował najpierw jednak w kierunku Bastiena. - Muszę coś załatwić. Tym razem mnie powstrzymaj jak wpadnę na coś głupiego – powiedział, po czym odszedł w kierunku wielce rozentuzjazmowanego tłumu czystokrwistych. Atmosferę można było kroić jak pomidora. Nie trudził się nawet ze ściąganiem torby z ramienia. Po prostu stanął za Alice, unosząc w milczeniu rękę w geście powitania. - Byle szybko. |
| | | UsagiBadass Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 146
Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.
| Temat: Re: Vampire Academy Pią Lut 01, 2019 5:38 pm | |
| Początkowo próbował dotrzymać kroku Samuelowi, ale zatrzymał się, klnąc pod nosem, kiedy ten zerwał się do biegu. W dodatku w kierunku przeciwnym do tego, który należało obrać, żeby dostać się na stołówkę. - Spróbuj nie przyjść! – krzyknął za nim, choć chłopak był już za daleko, by usłyszeć nawoływania zdyszanego moroja. Zatrzymał się na chwilę, żeby złapać oddech, po czym odmaszerował pośpiesznie w stronę szkoły. Czasu pozostawało coraz mniej; śniadanie już zjadł, ale chciał się jeszcze zobaczyć z Alice, zanim morojka pójdzie na swoje zajęcia. Kiedy dotarł na miejsce, przy ich stałym stoliku siedzieli już wszyscy; tylko Xavier zbierał już swoje rzeczy i minął się z Victorem, gdy ten siadał, bo śpieszył się do laboratorium biologicznego. Reszta, mimo że stołówka powoli pustoszała, nie sprawiała wrażenia, jakby miała się w najbliższym czasie dokądś ruszać. Daniel pogryzał Slim Jima, a gdy skończył, od razu wziął się za drugiego, tego którego przyniósł mu Victor; moroj przyjął wobec nadal boczącego się o rozwalony telefon kolegi taktykę przebłagania poprzez dokarmianie. Póki co odnosiła marne skutki, czego Daniel nie omieszkał mu zasygnalizować, ostentacyjnie wyciągając z kieszeni zapasowy model sprzed pięciu lat i nieudolnie próbując zmusić go do współpracy. Max bazgrał coś w notatniku, zagubiony we własnym świecie, a Alice z Meg spierały się nad talerzami niedojedzonych, sflaczałych naleśników. Allie momentalnie zapomniała, że coś je poróżniło, gdy zobaczyła Victora. Uśmiechnęła się do niego, odsłaniając drobne zęby, i przysunęła do siebie tacę, robiąc mu miejsce na stoliku. Victor miał na swojej tylko kilka przypadkowych, gotowych i opakowanych w plastik drobiazgów, kupionych bardziej po to, by przypodobać się Danielowi, niż zaspokoić własny głód. - Cześć! – zaszczebiotała. - Co ci tak długo zeszło? - Prezentacja do Thompsona – mruknął krótko i niechętnie, by temat umarł, zanim w ogóle się zaczął. - Uhm, właśnie rozmawiałam z Megan o urodzinach Xaviera... – zaczęła Alice, a Daniel zapomniał, że był na Victora obrażony, i wymienił z nim porozumiewawcze spojrzenia, przewracając oczami, gdy zorientował się, że właśnie czeka go powtórka tego, co najwyraźniej rozegrało się, kiedy Lazara jeszcze nie było. Meg wyprostowała się, tylko czekając, aż Allie zamknie usta, a Victor słuchał ich jednym uchem, drąc na równe paski opakowanie po kiełbasce. Lazar pogodził się już z faktem, że pomimo swoich zapewnień o uprzykrzeniu mu wspólnej pracy, Samuel się nie stawi. Być może nawet poczuł w związku z tym jakąś ulgę – niezbyt miał ochotę spędzać ze Spencerem ostatnie wolne minuty przed rozpoczęciem zajęć – ale rozczarowanie i irytacja nadal dawały mu się we znaki. Czego się właściwie spodziewał? Że dhampir potraktuje ich zadanie poważnie? To przecież nie pierwszy raz, kiedy tchórzył przy Victorze. Dlatego był szczerze zdziwiony, kiedy zobaczył jego skrzywioną z niezadowolenia twarz tuż nad głową Alice. Dziewczyna nie widziała jego niemego powitania, więc również zaskoczona obróciła się, by sprawdzić, na co wszyscy się tak gapią. - Samuel. Hej – mruknęła, już bez swojego stałego entuzjazmu, jakby w końcu zrozumiała, że próby integracji dhampira do ich małej grupy z góry skazane są na porażkę. Sprawiała wrażenie, jakby chciała wrócić do przerwanej historii, ale odczuła wzrastające przy stoliku napięcie. Milczała. - Gdzie masz książki? – zapytał Victor, po czym westchnął ciężko i wyjął z torby własne. Opasłe tomiszcze uderzyło o blat stolika. - Siadaj. – Odsunął nogą krzesło, które wcześniej zajmował Xavier. - Hej. – Meg wstała, opierając się dłońmi o stół. - Pozwolisz, żeby z nami siedział? – Popatrzyła na Samuela spode łba; ciemna grzywka opadła jej na oczy. - Słyszałam, co ostatnio zrobiłeś... - Tylko na chwilę – przerwał jej Victor. - Nie będę siedzieć przy jednym stole z... - Dobra! – uciął Lazar, podnosząc głos; kilka głów przy sąsiednim stole odwróciło się w ich stronę. Nie miał siły gryźć się teraz z Megan. Rzucił swoją torbę na krzesło przy wolnym stoliku obok i przesiadł się, gestem przywołując do siebie Samuela. Wyrwał z notatnika kartkę i wydobył z torby pióro. Miał zamiar napisać mu, co powinien na jutro przygotować; w końcu nie planował kazać mu przebrnąć przez całą historię powszechną, jakkolwiek kusząca wizja by to nie była. - Siądziesz wreszcie?Nie mam na to czasu. Towarzystwo przy stoliku milczało wymownie. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Vampire Academy Pią Lut 01, 2019 8:12 pm | |
| Uwah, jego sława go wyprzedzała nawet w tak wąskim kręgu jak poddani Lazara. Nie powinien być zdziwiony – plotki, ploteczki krążyły z ust do ust, podsycane dopowiadaniem sobie szczegółów i narastając dookoła niego kokonem niestworzonych kłamstewek. Cóż mógł jednak zrobić – i on nie miał najmniejszej ochoty zasiadać w tak znamienitym towarzystwie i wystawiać głowy na pieniek. Megan, piękna i zamknięta na nowe znajomości podświadomie sprzyjała jego zamiarom. Byłby jej podziękował, gdyby nie patrzyła na niego takim wilkiem. Tylko uśmiechnął się niby to z zakłopotaniem, niby z rezerwą, przeczesując palcami zmierzwione loczki na karku. - Ach, sorry. Porwę go na małą chwilę i zaraz zwrócę. Alice... Nie uśmiechała się na jego widok jak wczoraj. Widać dojrzała już do przyjęcia myśli że nie jest zainteresowany powiększeniem jej pluszowego, różowego świata. Nadal pozostawali przyjaciółmi na platformie internetowej – nie miał serca usuwać tych, którzy wyprzedzili go w wyścigu zaproszeń. Nawet jeżeli nic z tego nie wyniosą, mogli w obrębie portalu społecznościowego pozostawać w zażyłości koleżeńskiej. Samuel odsunął sobie krzesełko, przewiesił torbę przez oparcie i opadł na nie z westchnieniem, pochylając się nad wyrwaną z notatnika kartką. Przejął pióro Victora, milcząco dziękując mu skinieniem głowy, którą zaraz przekrzywił jak pies, który nie rozumie polecenia. - Daj mi tylko zakres stron, książki zostawiłem w pokoju. Lubię dźwigać ale niekoniecznie ciężar wiedzy. – Postukał lekko stalówką w papier, pozostawiając rozlewający się ślad niebieskiego atramentu. - Ewentualnie o kim mam przeczytać i sam znajdę. Bez przeciągania jak da radę. Chciałbym jeszcze wrzucić coś na ząb zanim umrę ze znudzenia w klasie. – Podniósł znad kartki wzrok na Victora jak uczeń, może niezbyt pilny, ale zdeterminowany by się pośpieszyć i mieć to z głowy. Atencji i wrażeń miał aż nadto. Czy czuł potrzebę wytłumaczenia się z tego 'co zrobił'? Niezbyt. Victor pewnie i tak dodał swoje do opowieści, dlatego dokładanie shampirzych kafelków mogło być tylko kłopotliwe. Spuścił zasłonę milczenia nie odpowiadając na oczywiste pytanie we wzroku blondynki. Wcześniej się do niej uśmiechnął i tyle z miłego Samuela powinno jej wystarczyć. Wyskrobał na kartce pierwsze informacje, jakimi podzielił się z nim Lazar, skrzętnie nie pomijając nawet zbędnych słów. Nie był głupi – po prostu szykował sobie nowe drogi do irytowania moroja, by w razie czego móc powołać się na jego własne słowa. - Nie przesadzasz? – Z sekundy na sekundę jego rozpacz tylko się pogłębiała. Jakim tytanem pracy był czystokrwisty siedzący naprzeciw? Czy on nie miał lepszego pomysłu na spędzenie wtorkowego wieczoru niż ślęczenie nad książką i zabawa w notatki? Pomimo jako takiego ogarnięcia Victor stawał się w oczach Samuela coraz nudniejszym kujonem. A miał o nim takie dobre zdanie! |
| | | UsagiBadass Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 146
Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.
| Temat: Re: Vampire Academy Czw Lut 07, 2019 8:59 pm | |
| „Zauważyłem”, chciał sarknąć, ale zrezygnował, uznawszy, że to nisko wiszący owoc. Żadna frajda dogryzać dhampirowi, kiedy ten sam praktycznie się podkładał. Skrzywił się nieznacznie, widząc, jak Samuel obchodzi się z jego drogim piórem, i powstrzymał impuls, aby mu go odebrać. Ale jeszcze tego brakowało, żeby musiał za niego robić notatki; przekartkował podręcznik, po czym otworzył go na spisie treści. Nawet Victor Lazar nie był takim tytanem nauki, by znać rozkład Historii Powszechnej na pamięć. Tak dobrze orientował się tylko w Literaturze morojów XVIII wieku. Moroj niezbyt przejął się prośbą kolegi. Przerzucając kartki, dyktował mu strony, nazwy rozdziałów, czasem nawet wyszczególniał, którym akapitom najlepiej poświęcić najwięcej uwagi. Z początku miał zamiar poprzestać na dwóch rozdziałach, lecz kiedy zerkał na notującego Samuela ponad książką i widział rysujące się na jego twarzy przerażenie, popłynął z prądem. Z czasem nawet przestał przeglądać książkę i po prostu podawał mu losowe strony, ciekaw, kiedy dhampir się zorientuje, że zwyczajnie robi sobie z niego żarty. Megan, dźgnięta w przedramię przez swojego brata, już zauważyła, i teraz oboje zaciskali wargi, drżąc z powstrzymywanego śmiechu niczym para uczniów gimnazjum. Victor znacznie wykroczył poza materiał tematu, jaki zadał im na jutro, ale był poniekąd zadowolony z takiego obrotu spraw. Jeśli Samuel już dzisiaj odrobi większość swojej pracy domowej, później nie będą musieli się tak często spotykać. - To już wszystko. – Victor uśmiechnął się do Samuela niczym dumny, zadowolony kocur. Nie brakowało w tym szczerości; Lazar cieszył się, że jego głupawy, niewinny żart sprawił, iż Daniel najwyraźniej już na dobre zapomniał o telefonie niezgody, który ich poróżnił. Reszta stolika również załapała, co się stało, i teraz już wszyscy szczerzyli do siebie zęby, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia. Tylko Alice siedziała brzydko skrzywiona, dłubiąc widelcem w swoim talerzu. Ich żarciki, obojętnie jak nieszkodliwe by nie były, ani trochę jej nie bawiły. Przypominały morojce o czasach, kiedy to ona padała ofiarą podobnych dowcipów jako ta nowa w ich towarzystwie. Nie mogąc znieść rozweselonych twarzy swoich kolegów, rzuciła widelec na tacę, wstała, poprawiając spódnicę i zabrała Victorowi sprzed nosa parę jego Slim Jimów. Położyła je obok dłoni Samuela, wyjmując mu z palców pióro. Stołówka opustoszała. Oprócz nich pozostało w niej tylko kilkoro niedobitków po stronie dhampirów, ale oni nie sprawiali wrażenia, jakby mieli dzisiaj zamiar wybierać się na jakieś zajęcia. Dziewczyna podniosła swoją tacę i zarzuciła sobie torbę na ramię. - Chodź, Victor. Spóźnimy się. – Uśmiechnęła się niewyraźnie do Samuela. - Miło było cię zobaczyć. I wybacz, że tak długo cię zatrzymaliśmy. Weź na drogę. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Vampire Academy | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |