|
| Autor | Wiadomość |
---|
PhilanthropistSadistic Seme
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 352
Cytat : "Jesteś geniuszem. Jednostką istniejącą po to, by świat cię nienawidził. Dlaczego, zapytasz? To proste. Jesteś jednym z nielicznych, którzy wyróżniają się z tłumu szarych ludzi." Wiek : 26
| Temat: Savages! Czw Paź 05, 2017 2:38 am | |
| _________________ If everyone cared and nobody cried If everyone loved and nobody lied If everyone shared and swallowed their pride Then we'd see the day when nobody died Posty środa-czwartek. Nareszcie mam czas c: |
| | | CrazyLuckyBastardI will bite you
Data przyłączenia : 16/09/2017 Liczba postów : 96
| Temat: Re: Savages! Pią Paź 06, 2017 12:24 am | |
| Yahto 18 lat 180 cm wzrostu Ciekawostki: *Syn wodza, przeznaczony Akhit ; przyjaciółce z dzieciństwa *Świetny myśliwy i tropiciel, potrafi ustrzelić ptaka w locie bez chwili zawachania *Ciekawski i pozytywnie nastawiony do życia *Jeden z najszybszych biegaczy, zna okoliczne lasy na pamięć i potrafi się po nich poruszać wykorzystując każde drzewo, krzew i liść na swoją korzyść *Świetnie tańczy, dobrze śpiewa, a do tego giętki jak trzcina *Ma delikatny problem z respektowania rozkazów i tradycji *Umysł kwestionujący niemal wszystko, co nie wydaje mu się oczywiste *Głęboko połączony z naturą, bardzo blisko zaprzyjaźniony z rudym rysiem nazywanym Makko *Kiedy czuje się zagrożony emocjonalnie chowa się za maską żartów i sarkazmu *Ma miękkie serce i nie potrafi zadać bólu niczemu co jest bezbronne *Odważny aż do przesady, do tego niepohamowany i delikatnie szalony *Skrycie boi się tego co przyniesie przyszłość *Strategiczne myślenie nie jest jego mocną stroną *Rolnictwo nie mieści się w zakresie jego kluczowych umiejętności *Czasami za szybko puszczają mu nerwy |
| | | PhilanthropistSadistic Seme
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 352
Cytat : "Jesteś geniuszem. Jednostką istniejącą po to, by świat cię nienawidził. Dlaczego, zapytasz? To proste. Jesteś jednym z nielicznych, którzy wyróżniają się z tłumu szarych ludzi." Wiek : 26
| Temat: Re: Savages! Sob Paź 14, 2017 4:12 am | |
| What can you expect From filthy little heathens? Here's what you get when races are diverse Their skin's a hellish red They're only good when dead They're vermin, as I said And worse William Egerton
29 lat Młody, utalentowany podróżnik Nawigator i eksplorator Zafascynowany tajemnicami skrywanymi przez matkę naturę Ciekawy świata, nie zależy mu na bogactwach Nienawidzi obłudy, chciwości i ograniczonego postrzegania świata Uwielbia czytać książki, czerpiąc z nich wszelaką wiedzę Nastawiony pozytywnie do ludzi wszelkiego pochodzenia, stanu majątkowego czy wykształcenia Postaci poboczne, aczkolwiek ważne i ich skrócone opisy: Gubernator John Thurlow Pragnie sławy i bogactwa Nadzoruje statek kierowany przez Williama Manipuluje ludźmi i wykorzystuje ich do brudnej roboty Nie popiera poglądów Williama względem miłości do natury, uważa ją jedynie za surowiec do rozwoju cywilizacyjnego, potrzebny, póki człowiek nie wymyśli czegoś, co będzie mogło zastąpić zasoby ziemskie Król Jakub Władca Anglii Zmanipulowany przez Thurlowa, wierzy w jego dobre intencje Ciekawy świata w podobnym stopniu do Egertona Irby Chłopiec tchórzliwy i przebiegły na posyłki Thurlowa Jest wszędzie tam gdzie gubernator Zapatrzony we władzę Thurlowa, chciałby być taki jak on W wolnych chwilach czyta książki, jednak nie wynosi z nich żadnej wiedzy Nie przepada za Williamem, uważa go za naiwnego i niepotrzebnego do powodzenia eksploracji nowych lądów Edward Legge Młody chłopak, który cudem załapał się na swoją pierwszą wyprawę Chciałby być doceniony przez Williama, widzi w nim autorytet Potrafi posługiwać się bronią białą jak i bronią palną Uczy się czytania map i nawigacji Stara się naśladować Williama, ale nie zawsze mu to wychodzi Odważny, lekko roztrzepany _________________ If everyone cared and nobody cried If everyone loved and nobody lied If everyone shared and swallowed their pride Then we'd see the day when nobody died Posty środa-czwartek. Nareszcie mam czas c: |
| | | PhilanthropistSadistic Seme
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 352
Cytat : "Jesteś geniuszem. Jednostką istniejącą po to, by świat cię nienawidził. Dlaczego, zapytasz? To proste. Jesteś jednym z nielicznych, którzy wyróżniają się z tłumu szarych ludzi." Wiek : 26
| Temat: Re: Savages! Czw Paź 19, 2017 3:41 am | |
| Przesunął palcami po jej smukłym, delikatnym grzbiecie. Pogładził subtelnie skórę, wpatrując się w nią z niemałym zainteresowaniem. Jego ulubienica. Była piękna, nadzwyczajna. A on pragnął, aby tajemnica jej wnętrza została przekazana komuś zaufanemu. Ostrożnie ułożył ją na twardym, zimnym drewnie, a następnie otworzył na pierwszej stronie. -Widzisz Legge? Tak wygląda perfekcyjny druk tych czasów. Ten tytuł, idealne litery... ale to nie nimi będziemy się teraz zajmować. Ty masz skupić się na treści, nie na walorach estetycznych książki. Musisz poznać najważniejsze elementy nawigacji oraz orientacji w terenie, bo bez tych dwóch czynników, prawdopodobnie zginiesz będąc kapitanem. A razem z tobą liczna załoga - zaczął, kierując wzrok na speszonego chłopaka. Egerton podczas podróży do nowego lądu, zdążył przerobić z rudowłosym odczytywanie prostszych map, które sam analizował jako nowicjusz. Chciał przekazać całą swoją wiedzę młodemu żeglarzowi, bo widział w nim potencjał, zapał oraz skrytą jak na razie miłość do morza i odkrywania nowych horyzontów. Ta dziedzina dopiero raczkowała, jeśli chodzi o możliwości orientacyjne na wodach, ale musiała jak na razie wystarczyć. Kto wie, może to właśnie Edward za kilka bądź kilkanaście lat stanie się sławny z powodu udoskonalenia możliwości geograficznych człowieka. Minęły kolejne, ciężkie dni. Williamowi coraz trudniej było znieść zachowanie gubernatora. Jego brak pojęcia o jakimkolwiek manewrowaniu statkiem był okrutny. Bezsensowna paplanina raniła uszy mężczyzny, który od tygodnia marzył by jak najszybciej trafić na ląd i uciec w las, z dala od idioty Thurlowa. Na szczęście Bóg wysłuchał modłów nieszczęśnika, gdyż przed oczami całej załogi ukazał się wymarzony kontynent. Ponure mordy zmieniły się diametralnie w hałaśliwe i pełne zapału. Przygotowali wszystko co potrzebne do cumowania i w krótkim czasie mogli zejść z pokładu. Jedni rozglądali się nieufnie, inni wybiegli całując piach. William wyszedł ze statku spokojnie, w towarzystwie Legge'a, który wpatrywał się we wszystko jak dziecko. Wszak jego pierwsza wyprawa musiała być iście ekscytująca. - Nie obijać się panowie! Rozładować mi tu wszystko! - można było usłyszeć twardy głos gubernatora, który powolnym krokiem opuszczał kajutę, a później również okręt. Jego pachołek, Irby, zdążył już rozłożyć mu pod nogami długi dywan, by Thurlow nie brudził sobie butów piaskiem, a od razu trafił na czystą trawę. Nadzorca zapalił fajkę, patrząc to w prawo to w lewo. -Ach...tak. Tu na pewno znajdziemy bogactwo, czuję to w kościach - odparł, zacierając ręce na samą myśl o złocie czekającym na niego gdzieś pod ziemią. -A co jeśli nie jesteśmy tu sami? - spytał jeden członek załogi. -Jeśli jeszcze nie jesteśmy, to będziemy - zapewnił go z delikatnym uśmiechem Thurlow. Williamowi nie podobała się ta odpowiedź. Jeżeli to miejsce było zamieszkałe, wolałby dowiedzieć się o tym pierwszy, chociażby po to by naprowadzać poszukiwaczy na miejsca jak najbardziej oddalone od miast czy wiosek rdzennych mieszkańców. Szatyn zebrał ze sobą torbę z potrzebnymi mu rzeczami i ruszył między drzewa bez słowa. -A pan dokąd? - spytał zdezorientowany Legge, nie chcąc opuszczać swojego mentora nawet na krok. Przydupas nadzorcy od razu podłapał temat, delikatnie szturchając Pana, by przyuważył tę interesującą scenkę. -Nasz podróżniczy as sprawdzi dla nas teren, chłopcze. Prawda, Egerton? -Tak...wrócę późnym wieczorem - odparł chłodno, marszcząc brwi. Odrzucił propozycję protegowanego dotyczącą wyprawy we dwóch i zniknął w lesie. Doczekał się ciszy i spokoju na łonie natury. Piękno dziczy otaczało go ze wszystkich stron. Chłonął wolność, upajał się nią, podziwiał niezniszczony przez człowieka cud matki ziemi. _________________ If everyone cared and nobody cried If everyone loved and nobody lied If everyone shared and swallowed their pride Then we'd see the day when nobody died Posty środa-czwartek. Nareszcie mam czas c: |
| | | CrazyLuckyBastardI will bite you
Data przyłączenia : 16/09/2017 Liczba postów : 96
| Temat: Re: Savages! Nie Paź 22, 2017 12:49 am | |
| -Ledwie zdołaliśmy zakończyć konflikt z plemieniem Mściwego Sokoła, a na naszej ziemi zjawiają się te dziwne stworzenia.- Kolejna drzazga odleciała od gałęzi struganej wściekle przez Sitkę. -Widocznie Wielki Duch przewiduje dla ciebie jeszcze więcej uznania wśród plemiennych kobiet. Względnie rychłą śmierć...-Yahto uśmiechnął się pod nosem, kiwając nogą ze znudzeniem. Oczywiście pierwsze kilka godzin pobytu białych na lądzie było wyjątkowo ekscytujące. Gdy tylko płócienne chmury zamajaczyły na horyzoncie posłaniec wpadł do wioski jak przerażony jeleń i o wszystkim zameldował wodzowi, który natomiast po niezwłocznej naradzie z szamanem rozkazał wysłać paru najdzielniejszych mężczyzn by zbadali dziwne zjawisko. Z początku wizja własnego syna podkradającego się do nieznanego nikomu zagrożenia sprawiła, że wielki wódz zaciskał groźnie umęczone wieloletnim wysiłkiem ręce, szukając w głowie argumentów, które jakkolwiek przemówiłyby temu narwanemu dzieciakowi do głowy, jednak, niestety, Yahto znalazł je przed nim. Ich rozmowa nie trwała długo i prawdopodobnie niewiele osób w wiosce w ogóle zwróciła na nią uwagę. Jedynie Sitka został przy wymarszu z tyłu, słuchając ostatnich poleceń wodza. Ekscytacja narastała miarowo z każdym krokiem zrobionym w stronę nieznanych przybyszów. Teraz jednak, po paru godzinach nieprzerwanej obserwacji, nawet najrozważniejszego z rozważnych i najdzielniejszego z dzielnych zaczynał trafiać jasny szlag. Białe małpy pokrzykiwały do siebie coś w języku nie zbliżonym do żadnego znanego mężczyznom dialektu, wykonując przy tym tajemnicze gesty. Najwyższą dawką adrenaliny okazała się chwila, w której jeden z przyjezdnych postanowił skorzystać z samotności pod drzewem, zbliżając się do zakamuflowanych w gąszczu indian zupełnie nieświadomy sześciu wlepionych w niego par oczu. po tym zdarzeniu nawet najoptymistyczniejszy z grupy wojownik stwierdził, że ma dość. W pewnej chwili Yahto wdrapał się na pobliskie drzewo i gwiżdżąc na rozdrażnionych kompan ułożył się wygodnie obok drzemiącego już od półgodziny rysia. Fakt faktem, z wysokości jego widok na nieznajomych był dużo lepszy. Oni jednak, poza tym, że odmienni, zachowywali się niemal tak samo jak ludzie w wiosce. Do czasu. -Zobaczcie, jeden z nich gdzieś idzie.-Yahto przesunął się na gałęzi, wyraźnie podekscytowany nagłą zmianą, wywołując dezaprobatę ułożonego tuż obok kota. Jeden z jego towarzyszy uniósł głowę we wskazanym kierunku i westchnął ciężko. -Może idzie się odlać?-Zasugerował, jakby licząc na to, że syn wodza podchwyci temat. Niestety, tym razem sztuczka nie zadziałała. -Z torbą i tą dziwną dzidą?-Chłopak uniósł nieco brew patrząc na starszego kompana jak na idiotę. -Może boi się niedźwiedzi?- Sitka wzruszył ramionami, patrząc w kierunku, w którym zniknął mężczyzna. Yahto zeskoczył z gałęzi, lądując niemal bezszelestnie tuż obok przyjaciela. -Myślisz?-Zastanowił się na głos, zaraz podnosząc głowę na rysia.-Makko.-Przywołał go, odwracając się w stronę Sitki. -Pójdę za nim. Jeśli to...nic wielkiego-Zaczął zgorszony na wspomnienie pierwszego bliższego kontaktu z białymi.-Wrócę. Jeśli nie, dopilnuję by nie dotarł do wioski.-Dodał, podnosząc kołczan i przewieszając go sobie przez pierś. Przywódca grupy zwiadowczej westchnął ciężko raz jeszcze przypominając sobie moment, w którym obiecał wodzowi, że jego syn wróci tym razem w jednym kawałkiem. -Bądź ostrożny.-Zaczął mając nadzieję, że jego słowa wystarczą. - Nie zbliżaj się zbyt i uważaj by cię nie wykrył. Ta dzida wygląda źle, nie chcę mieć cię na sumieniu.- Powiedział, podając chłopcu łuk. Ciemnowłosy uśmiechnął się i skinął głową, raz jeszcze przywołując rysia. Kot uniósł łeb i westchnąwszy z wyraźną dezaprobatą zwlókł się leniwie z gałęzi, lądując miękko tuż obok. Yahto pogładził go po miękkim futrze i spojrzał wesoło na wyższego kompana. -Nie martw się, nie wspomnę ojcu.-Powiedział z uśmiechem, puszczając Sitce oczko. Mężczyzna drgnął, nie bardzo wiedzą co odpowiedzieć. Na szczęście, młody ruszył w drogę, więc nie musiał odpowiadać nic. Jedynie Makko spojrzał na niego wymownie, jakby mówiąc "oczywiście, że wiedział".
Dogonienie podróżnika nie było trudne. Wymagające, owszem, młody gończy co chwila musiał hamować chęć przejścia w bieg, starając się dochować słowa danemu Sitce i faktycznie zachowywać się ostrożnie. Poza tym jednak, wytropienie mężczyzny było podejrzanie proste, zupełnie jak gdyby zostawiona ze złamanych gałązek i śladów na ziemi ścieżka została wykonana i niezatarta specjalnie po to, by zwabić go w pułapkę. Oczywiście, Yahto nie posądzał białego o podobny manewr. Ostatecznie, żeby złapać go w pułapkę, nieznajomy musiałby mieć świadomość tego, że Yahto za nim idzie. A młody tubylec robił wszystko, by nie miał. Przynajmniej nie poszedł się odlać... Pomyślał chłopak, kopiując ruchy idącego zaledwie parę metrów przed nim człowieka. Makko wydawał się nie podzielać jego entuzjazmu. Ryś szedł bez większego zaangażowania, prawdopodobnie idąc tylko dlatego, że dotrzymywanie towarzystwa komukolwiek innemu byłoby zwyczajnie poniżej jego poziomu. W pewnej chwili jednak, najwyraźniej znudzony spacerem, odbił gdzieś, znikając między roślinnością. Chłopak nie przejął się tym zbytnio, uznając, że kot postanowił zająć się czymś ciekawszym. I to był jego błąd. W mniej więcej dziesięć minut później chłopak zamarł jak stał wpatrując się z przerażeniem i niedowierzaniem w swojego towarzysza stojącego poniekąd oko w oko z celem jego podchodów. Makko był daleko od nich, z godnością i majestatem zasiadając na pniu przewróconego drzewa, dokładnie naprzeciwko nich. Dość daleko, by Yahto nie miał najmniejszej szansy na dogonienie go, na tyle jednak blisko, by wryty w ziemię Indianin mógł rozpoznać w jego wzniesionych z wyższością oczach rzucone nieznajomemu wyzwanie. Młody chłopak przeniósł rozwarte z przerażenia oczy na cel tego spojrzenia, starając się jak najwolniej i najciszej przygotować łuk do strzału. |
| | | PhilanthropistSadistic Seme
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 352
Cytat : "Jesteś geniuszem. Jednostką istniejącą po to, by świat cię nienawidził. Dlaczego, zapytasz? To proste. Jesteś jednym z nielicznych, którzy wyróżniają się z tłumu szarych ludzi." Wiek : 26
| Temat: Re: Savages! Pią Paź 27, 2017 4:43 am | |
| Podziwiał naturę i dźwięki jej piękna dochodzące zewsząd. Wolność, brak obowiązków, eksploracja. Wszystkie wymagania zostały spełnione. Tylko szum liści, stukanie dzięcioła i on sam. Bez irytujących, bezmózgich żeglarzy i siedzącego na ogonie nowicjusza. Nauka nauką, ale ile można wytrzymywać z kimś, kto dopiero uczy się czym jest nawigacja i rozeznanie w terenie. Napotkał na swojej drodze interesujący okaz. Nie spodziewał się tu drapieżnika, przynajmniej nie tak szybko. Zatrzymał się, przez moment rozmyślając nad odpowiednim ruchem. Z szopem praczem zapewne poszłoby łatwiej, wszak nie było możliwe rozdrapanie skóry i przegryzienie krtani w jednym momencie, tak jak w następującej sytuacji. -Hej mały. Co tutaj robisz, hm? Odpoczywasz? - czuł wyzwanie rzucane przez zwierzę, jednak nie miał zamiaru wchodzić w jego grę. Nie przyjechał walczyć i zabijać a adorować i odkrywać. Pomachał spokojnie do rysia i wyjął z torby smakołyki. Nie były to specjały dziczy, ale zawsze to jakaś ofiara, byleby zostawiono go w spokoju. Ułożył chrupkie kulki, które swoją drogą wykradł z zapasów pupila Thurlowa, przed sobą i powolnym krokiem przeszedł w tył, a później w lewo między drzewa, chowając się za jednym z większych. Wyciąganie broni mogłoby spowodować jego zgubę. Co jeśli w pobliżu było takich więcej? Musiał się czym prędzej ewakuować i znaleźć bezpieczną przystań blisko jakichś roślinożerców. Gorzej, jeśli niedaleko znajdowała się obca cywilizacja, która po usłyszeniu strzału pędziłaby sprawdzić co się stało. Wtedy wydałby cały brytyjski obóz i naraził na nabicie odbytów na ostre pale. Wprawdzie mieli broń palną, ale z liczebnością było nie najlepiej. William wziął głęboki wdech i wydech, chcąc uspokoić organizm. Zwykle był opanowany, jednakże w chwilach niebezpieczeństw każdy miałby problem z szybkim biciem serca i nadmiernym poceniem. Z drugiej strony ciekawiło go, co zrobi ryś. Zje podany posiłek? Odszuka Willa między pniami i spróbuje zeżreć? Nie chciał jeszcze kończyć żywota. Nowy ląd krył wiele tajemnic, które chciał poznać. _________________ If everyone cared and nobody cried If everyone loved and nobody lied If everyone shared and swallowed their pride Then we'd see the day when nobody died Posty środa-czwartek. Nareszcie mam czas c: |
| | | CrazyLuckyBastardI will bite you
Data przyłączenia : 16/09/2017 Liczba postów : 96
| Temat: Re: Savages! Pon Paź 30, 2017 12:43 pm | |
| W chwili, w której mężczyzna sięgnął po smakołyki Yahto napiął łuk, gotowy w każdej chwili przeszyć jego klatkę piersiową i pozbyć się problemu. Stał w gotowości, oddychając spokojnie i miarowo, z napiętym w gotowości ciałem i jasnym umysłem. Gest wykonany przez ciemnowłosego nieco go zdziwił, nijak nie mieszcząc się w kanonie plemiennych zachowań łownych, jednak to smakołyki położone na ziemi sprawiły, że młody Indianin opuścił łuk, przechylając się nieco do przodu by lepiej widzieć. To, co mężczyzna położył przed sobą nie wyglądało ani jak broń, ani jak ofiara. Wyglądało jak źle zrobiony chleb. Lub dziwne kamienie. Niemniej, nie wyglądały groźnie. Yahto przesunął nierozumiejącym wzrokiem po sylwetce mężczyzny, zaraz później przenosząc wzrok na wciąż nieruchomego kota. Nie trwało to jednak długo, gdyż ciemnowłosy postanowił nagle zbliżyć się do niego tyłem. Ciało młodego spięło się natychmiast, podejrzewając jakiś wyjątkowo dziwny podstęp. Ostatecznie, skoro mężczyzna wiedział, że Yahto go obserwuje, czemu skradał się do niego tyłem? I to jeszcze w tym ślimaczym tempie? Czemu stanął tak blisko niego? I czemu, na wszystkie duchy ziemi, nie zaszczycił go nawet spojrzeniem!? Indianin odetchnął cicho, sięgając po nóż. Facet którego obserwował był albo szalony, albo bardzo pewny siebie i niebezpieczny. Albo bardzo głupi. Yahto nie był pewien, czy to jest dobry moment na to, by zdać się na los i sprawdzić, która z opcji jest prawdziwa. Ze swojego miejsca między roślinami niemal czuł woń nieznajomego, przyjemną i natarczywie otaczającą jego wrażliwy nos, która zaburzała jego jasne myślenie i wprowadzała w głowie prawdziwy zamęt. Setki myśli kłębiły się w młodym obserwatorze, kłócąc się między sobą i dywagując nad możliwymi do wykonania ruchami. Tymczasem Makko prychnął z pogardą widząc postępowanie przybysza, prawdopodobnie niezbyt zadowolony sformułowaniem "mały" i posławszy intruzowi ostatnie, dezaprobujące spojrzenie, zawrócił powoli, odchodząc tylko w sobie znanym kierunku. Widząc to, Yahto także zapragnął się nieco wycofać, by móc powrócić do bezpiecznego obserwowania z daleka, jednak, pod wpływem adrenaliny i absolutnego skołowania, nadepnął na jakiś patyk, miażdżąc go pod swoją nagą stopą. |
| | | PhilanthropistSadistic Seme
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 352
Cytat : "Jesteś geniuszem. Jednostką istniejącą po to, by świat cię nienawidził. Dlaczego, zapytasz? To proste. Jesteś jednym z nielicznych, którzy wyróżniają się z tłumu szarych ludzi." Wiek : 26
| Temat: Re: Savages! Sro Lis 08, 2017 3:49 am | |
| Przeżył spotkanie z pierwszym dzikim zwierzęciem, które pojawiło się w lesie. Wciąż miał wszystkie kończyny, a na ciele nie zostało nawet najmniejsze zadrapanie. Jednak wciąż czuł na sobie ciążący wzrok, którego właściciela nie mógł nigdzie wyłapać. Paranoja? Bardzo możliwe, wszak w nowym miejscu trudno o zaufanie nawet do własnych, doświadczonych zmysłów. Zerknął kontrolnie na rysia, który obrażony oddalił się między drzewa. Cóż, William był za bardzo pacyfistycznie nastawiony do wszelkiej natury, by przyjmować wyzwanie kota. Nie chciał mu zrobić krzywdy. Zawsze trzymał przy sobie nóż i broń palną, na wszelki wypadek, ale rzadko kiedy miał okazję użyć owego sprzętu. Jego przeczucie nie zawiodło. Usłyszał łamany niedaleko kawałek drewna. Szybko wyjął ostrze w geście obronnym i rozejrzał się uważnie, bo dźwięk dochodził z nadzwyczajnie bliskiej odległości. Zaczął się powoli przemieszczać, by mieć większe pole manewru i móc rozejrzeć się dookoła. Wtem, zauważył postać. Nie był to żaden z imbecyli ze statku, który mógłby wpaść na genialny pomysł śledzenia go, ani jego protegowany. Zupełnie nowa, nieznana istota. Miała ciemniejszy kolor skóry od niego. Był to prawdopodobnie mężczyzna, prawie nagi mężczyzna! Niecodzienny widok na moment rozkojarzył Egertona. Wpatrywał się w oddaloną od niego o paręnaście metrów osobę, nie wiedząc co zrobić. Człowiek, jako jednostka bardziej skomplikowana od zwyczajnego mieszkańca lasu, był nieprzewidywalny i mógł w każdej chwili rzucić się i zadźgać biednego podróżnika. Will nie miał pojęcia na jak rozwiniętą jednostkę trafił, ale ciekawiła go aparycja chłopaka. Od razu zaczął wyobrażać sobie jak musi wyglądać jego wioska bądź miasto, jak ubierają się inni, jak mówią, czego używają do obrony własnej. Zastanawiał się już nawet czy mają jakąś religię! Niebywałe odkrycie. Schował nóż, by uspokoić nieznajomego osobnika. Podszedł o krok, pochylając się nieco, by nie sprawiać wrażenia gotowości do ataku, a coś na obraz pewnej uległości. Może to spowoduje, że druga strona nie zareaguje negatywnie i będzie chciała zapoznać się z eksploratorem. Wewnętrznie uważał to za głupotę i naiwność, ale nie szkodziło spróbować zaprzyjaźnić się z obcym. Jego ciekawska natura kierowała nim i kazała dowiedzieć się jak najwięcej, by poszerzyć horyzonty myślowe. _________________ If everyone cared and nobody cried If everyone loved and nobody lied If everyone shared and swallowed their pride Then we'd see the day when nobody died Posty środa-czwartek. Nareszcie mam czas c: |
| | | CrazyLuckyBastardI will bite you
Data przyłączenia : 16/09/2017 Liczba postów : 96
| Temat: Re: Savages! Pią Gru 01, 2017 12:52 am | |
| Widząc jak mężczyzna sięga po broń Yahto nie zastanawiał się ani chwili. Przybrał postawę bojową i z najwyższym skupieniem obserwował jak mężczyzna chowa broń i patrzy w jego kierunku w ten... nietypowy sposób. Nawet wtedy ciemnowłosy nie wydawał sie przekonany. Nie miał zamiaru być pierwszą ofiarą wrogiego najeźdźcy. Zwłaszcza, że nawet bez widocznej broni, biały nieznajomy wydawał się niebezpieczny. Jego pozorna uległość mogła wiązać się z jakimś podstępem, któremu Yahto stanowczo nie zamierzał się dać. O rozwoju sytuacji przesądził nieopatrznie postawiony krok. Jego skok był szybki i zwinny, a włożona w niego siła bez problemu powaliła mężczyznę na ziemię, sprawiając, że obaj panowie przeturlali się po ściółce leśnego runa. Młody indianin zacisnął uda na bokach przybysza, siadając na nim całym swoim ciężarem i uniósł nóż do ostatecznego ciosu, drugą ręką trzymając go za gardło. A potem się zawahał. W spojrzeniu obcego było coś... Yahto zabijał już ludzi. Członkowie plemienia uważali, że robił to dobrze i szybko, tak jak powinno się to robić. Patrząc napastnikowi prosto w oczy. Gdyby jednak zobaczyli swojego młodego współplemieńca, zamrożonego z wzniesionym morderczo ostrzem i spojrzeniem ciemnych oczu utkwionym w zupełnie różne, niezrozumiałe oczy nieznanego człowieka, prawdopodobnie zawiedli by się sromotnie. Klatka piersiowa unosiła się miarowo w rytm jego głębokich oddechów, zacięta mina kontrastowała z błądzącą w spojrzeniu iskrą niepewności. Jednak jeśli nie zabić, to co? I co, jeśli to wszystko jest tylko dobrze ukartowanym przekrętem? Jednak coś w tym spojrzeniu, w obcym, a jednak poniekąd zrozumiałym wyrazie twarzy. Chłopak prychnął wkurwiony własnym zachowaniem i zerwał się, niemal natychmiast znajdując o metr od obcego. -Podnieś się. Nie zamierzam zabijać bezbronnego.-Zarządził w końcu, patrząc na niego twardo. Ponownie przybrał postawę bojową, napinając mięśnie w gotowości. Nie wiedział, czy jeśli mężczyzna wstanie zabicie go okaże się mniej skomplikowane. Starał się jednak znaleźć powód swojego wahania i bardzo liczył na to, że okaże się tak banalnie jak sprawa nieuzbrojenia.
|
| | | PhilanthropistSadistic Seme
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 352
Cytat : "Jesteś geniuszem. Jednostką istniejącą po to, by świat cię nienawidził. Dlaczego, zapytasz? To proste. Jesteś jednym z nielicznych, którzy wyróżniają się z tłumu szarych ludzi." Wiek : 26
| Temat: Re: Savages! Wto Sty 09, 2018 2:53 am | |
| Nieraz zdarzyło mu się spotykać ze śmiercią, lecz zwykle wychodził z tego cało. Tym razem nie był taki pewien, czy przeżyje spotkanie z osobnikiem reprezentującym inną kulturę. O ile w poprzednich sytuacjach zagrożenia używał broni, planował i starał się skupić na ratunku, to tutaj najważniejsze było zapoznanie z drugą osobą, a nie chęć zabicia go, by samemu przetrwać. Zupełnie inna, niewyuczona taktyka nie pomagała. Został przygwożdżony do ziemi, a widząc ostrze poczuł jak całe życie przelatuje mu przed oczami. W jednym momencie przewinęło się milion scen od najmłodszych lat do samego wyjścia na nieznany ląd, zamieszkały przez cywilizację napastnika. Zdążył zobaczyć ile błędów popełnił, czego nie zrobił, czego żałował i czego nie spełni, bo zaraz zostanie pozbawiony najcenniejszego daru danego mu przez świat - możliwości istnienia. I wtedy...cud. Chłopak odsunął się od niego, warcząc coś w obcym dla Williama języku. Skoro nie zaatakował, to miał w sobie pierwiastek człowieka oświeconego, który nie używa przemocy bez potrzeby. To podobało się Egertonowi, bo nowo poznana rasa mogła mieć niewyobrażalny potencjał rozwojowy. Sądząc po stroju nie wyszli tak daleko jak Anglicy, jednak wszystko było przed nimi. A jakże pięknie mogli wzbogacić kulturę! Patrząc po ręcznie robionych elementach przepaski, mogły wprowadzić nowe myślenie do świata krawców i zdobyć sławę na całą Brytanię, jeśli nie Europę. A biżuteria? Piękna, niespotykana. Podróżnik podniósł się do siadu, obserwując widocznie skonsternowanego rdzennego mieszkańca kontynentu. Nie wiedział co dzieje się w głowie chłopaka. Czy zastanawia się nad zabraniem go do wioski na tortury? Czy nad rzuceniem dzikiej zwierzynie na obiad? Trudno było określić jakie procesy myślowe włączone zostały w tej chwili. Will musiał szybko wybrnąć z sytuacji, jakoś uspokoić potencjalnego wroga. Spoglądał na niego, mając pustkę w głowie. Jedyne co przyszło mu na myśl to podniesienie rąk w geście poddania się. Nie chciał walczyć, nie potrzebował sprawdzenia sił. A gdyby sięgnął po cokolwiek do torby, to zapewne znów zostałby uznany za atakującego. - Nie chcę zrobić ci krzywdy - powiedział powoli, spokojnym tonem. Ostatecznie postanowił zdjąć torbę z ramienia i położyć ją bliżej chłopaka. Najlepszym sposobem było, aby on sam chciał sprawdzić co jest w środku. Zapewne to nie zakłócałoby jego poczucia bezpieczeństwa. _________________ If everyone cared and nobody cried If everyone loved and nobody lied If everyone shared and swallowed their pride Then we'd see the day when nobody died Posty środa-czwartek. Nareszcie mam czas c: |
| | | CrazyLuckyBastardI will bite you
Data przyłączenia : 16/09/2017 Liczba postów : 96
| Temat: Re: Savages! Pon Kwi 01, 2019 11:49 am | |
| Kiedy nieznajomy nie wstał, a jedynie usiadł dodatkowo podnosząc ręce w poddańczym geście Yahto prychnął wyrzucając ręce w górę, wyraźnie sfrustrowany. - Co ty robisz, na Wielką Wodę! Wstań!-Rzucił wściekle, patrząc na nieznajomego z dezaprobatą. Jak mieli walczyć, skoro ten obcy człowiek robił absolutnie wszystko by wydawać się bezbronnym? Czy nie wiedział, że takich ludzi zabija się najłatwiej? A przynajmniej, że większość współplemieńców Yahto zabija takich bez najmniejszego problemu? W głowie Chłopaka pojawiła się masa wątpliwości. Taki człowiek nie mógł być normalny.Nie znał nikogo kto byłby w stanie zachowywać się w podobny sposób. Nawet zwierzęta potrafiły zachować się z większą dumą i honorem. A on? Nagle Indianin zamarł, przerywając swoje dotychczasowe krążenie w tę i nazad. Co, jeśli ten siedzący przed nim mężczyzna nie był wojownikiem? Co jeśli był chory na umyśle? Jeśli jego towarzysze sami wypędzili go do lasu by tam zginął? A Yahto niepotrzebnie wszedł mu w drogę! Co za paskudnie niefortunne spotkanie! Chłopak już-już miał to zostawić w cholerę i pozwolić by mężczyzna poszedł swoją drogą napewniej w paszczę niedźwiedzia, jednak sam zainteresowany odezwał się w jego stronę, wracając Yahto na ziemię. Zaraz później obcy przesunął torbę w stronę chłopaka zupełnie, jak gdyby chciał zapłacić za swoją wolność. Czarnowłosy przechylił nieco głowę, patrząc na swoją niedoszłą ofiarę z rosnącą konsternacją. Próbował go przekupić? Torbą? W zasadzie to wydawało się poniekąd logiczne. Yahto widywał już takich ludzi. Zabijał już takich ludzi. Ostatecznie, zabicie tchórza nie było niczym złym. A przynajmniej, nie było gorsze od zabicia bezbronnego, chorego człowieka. -O Bogowie...-Chłopak westchnął ciężko, widocznie zażenowany. Zwyczajnie nie mógł się przemóc. Coś w tym człowieku wydawało się... No niemożliwe do zabicia. Nie wiedząc co robić młody Indianin chwycił torbę szybkim ruchem i nie zaglądajac do niej przewiesił ją sobie przez ramię. Pozwoli się przekupić. Ten jeden raz. Tylko dlatego, że w tym obcym, białym człowieku jest coś...no coś w każdym razie. -Wstań.-Polecił zimno próbując tak machnąć ręką, żeby nieznajomy zrozumiał. -Odprowadzę cię.-Dorzucił wskazując rękami w stronę, z której przyszli. - Rozumiesz? Wracamy, no już!-Machnął sugestywnie ręką mając wielką nadzieję, że kierunek, który wskazuje okaże się zrozumiały dla obcego.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Savages! | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |