|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
PanaceaFlaming Uke
Data przyłączenia : 08/09/2019 Liczba postów : 112
Cytat : Oh my God, you blow my mind.
| Temat: King and Lionheart Pon Wrz 09, 2019 11:57 am | |
| First topic message reminder :X jest następcą tronu dobrze prosperującego kraju. Jako młody książę sprawdza się w jeździe konnej, szermierce, etykiecie i swoich obowiązkach. Jest posłuszny parze królewskiej - swoim rodzicom - z jednym wyjątkiem. Oni chcą, aby pewnego dnia się ożenił i pod nos podsuwają mu różne kandydatki. X nie potrafi tak patrzeć na kobiety, woli mężczyzn i to z nimi wchodzi w relacje, który musi ukrywać. Niestety parę razy przeżył przez swoich kochanków zawód, był przez nich szantażowany - od początku chcieli od niego tylko pieniędzy i pozycji na dworze. Jego ostatni chłopak, obiecujący mu dozgonną miłość, również tak go potraktował. Od tamtego czasu X robi się coraz bardziej drażliwy, nieufny i posępny. Jest na tyle nieprzyjemny, że traci ochroniarzy, którzy jeden po drugim rezygnują z uciążliwej służby. W końcu jako ostatni kandydat na tę pracę przychodzi Y. Ma stać u boku X, nieustannie mu towarzyszyć i usługiwać. Jest silniejszy niż jego poprzednicy i nie zamierza dać łatwo za wygraną. Chce dotrzeć do X, ale co, jeśli ten zrobi to szybciej? Kto kogo ma tutaj w garści? Czy będą w stanie sobie zaufać? |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
PanaceaFlaming Uke
Data przyłączenia : 08/09/2019 Liczba postów : 112
Cytat : Oh my God, you blow my mind.
| Temat: Re: King and Lionheart Nie Wrz 15, 2019 8:20 pm | |
| Książę nie był królewskim alkoholikiem. Owszem, lubił wino i często je popijał, ale znał umiar. Pomagało mu się też zrelaksować i stłumić kołaczące się myśli. W pozbyciu się złych emocji pomagała mu również szermierka, ale aktualnie było zbyt późno, a i ubiór miał nieodpowiedni, jakby nie patrzeć. Wino więc naturalnie było dobrym rozwiązaniem, tego jednak aktualnie nie było i młody książę musiał obejść się smakiem. Może to i dobrze. Kto wie co by zrobił, gdyby wypił za dużo. Pocałował Evana raz, mógłby uczynić to ponownie, tym razem w pełni świadomy swoich czynów. Zielone spojrzenie pełne było niemej wdzięczności, kiedy Moreau zdecydował się ponownie spojrzeć na swojego ochroniarza. Zachowywał się profesjonalnie; nawet jeśli sytuacja była dla niego dziwna i niekomfortowa, nie dał po sobie niczego poznać. Nie był nachalny, nie starał się wykorzystać sytuacji. Po prostu był przy nim, dobrze wykonując swoje obowiązki. Jak oni wszyscy, przeszło mu przez myśl. Wszyscy jego poprzednicy też tacy byli. Wykonywali jego rozkazy, nie ważne jak bardzo niepoprawne były. - Nawet gdybym chciał, nie mogę robić tego, na co mam ochotę - powiedział, wzruszając lekko ramionami. - Ogranicza mnie to wszystko - machnął dłonią na ogół. - Choćbym pragnął czegoś nie ważne jak mocno, to osiągnięcie tego wiążę się z konsekwencjami. Tym bardziej, jeśli chodzi o pragnienia - posłał mu krótki, dość smutny uśmiech, ponownie zagapiając się w ogień. - Mogę Cię poprosić o wiele rzeczy. Nawet o takie, które nie będą Ci na rękę. Ty i tak się zgodzisz, jak wszyscy. Zgodzisz się raz, drugi, trzeci z czystego obowiązku, a później uznasz, że możesz mieć z tego korzyść, nawet jeśli musiałbyś się ze mną męczyć - uniósł dłonie i wplótł palce we włosy, rozplatając jasne loki, by sprawnie zapleść je ponownie. - Pożegnamy się wtedy tak, jak Twoi poprzednicy, a na Twoje miejsce przyjdzie ktoś kolejny. Chcę tego uniknąć - zapewnił. Chociż nie znali się długo, William w jakiś sposób zdołał polubić Evana. Chyba przez tą jego naturalność i szczerość w oczach. - Dlatego ważne jest dla mnie Twoje zdanie, a nie ślepe wykonywanie moich poleceń - wstał i ruszył do łózka, zsuwając z siebie szlafrok. - Wybacz, że Cię obudziłem - zerknął na Nikolaeva przez ramię. Wsunął się do łóżka, padając na miękkie poduszki. Chwilę myślał nad jego słowami, stulając policzek w materiał poszewki, by móc utkwić wzrok w sylwetce ochroniarza. - Zostań, jeśli chcesz. Wątpię jednak, żeby było Ci wygodnie na fotelu - przymknął powieki, lekko oblizując wargi. Poklepał miejsce na skraju łóżka, dość zachęcająco. - Usiądź. Kiedy zasnę, będziesz mógł wrócić do siebie. Ale póki co, potowarzysz mi - westchnął. Czuł się raźniej z myślą, że Evan był obok. O dziwo, chociaż niewątpliwie był przystojny i w jakiś sposób pociągał księcia, ten nie chciał od niego całkowicie niczego. Wystarczyło mu, że będzie obok do momentu, aż nie uśnie. Zabawne, przy jego poprzednikach takie klepanie materaca znaczyło upojną i gorącą noc. Książę nie chciał zgotować Evanowi takiego losu. Nie chciał robić z niego zabawki, skoro patrzyło mu z oczu tak dobrze. |
| | | NyxSleepwalker
Data przyłączenia : 05/08/2019 Liczba postów : 33
| Temat: Re: King and Lionheart Pon Wrz 16, 2019 4:39 pm | |
| Evan rozumiał słowa księcia - wspomnienie o tym, że z racji swojej pozycji nie może robić wszystkiego, czego by pragnął. Sprawa była przykra, ale fakty wyglądały tak, że... niemal każdy żyjący miał takie rozterki. Bogaty książę nie mógł nawiązywać relacji z osobami, na których mu zależało, ale biedny rolnik też nie mógł sobie pozwolić na porządną, jeśli jakąkolwiek edukację. Nastoletnia dziewczyna chciałaby zostać tancerką, ale jej rodzice nie zgodziliby się na taką ścieżkę kariery; starszy mężczyzna chciałby tylko móc ubierać się po swojemu, ale ludzie wokół szybko uznaliby go za dziwadło. I Evan też miał wiele rzeczy, których nie mógł sięgnąć, choć jego największa rana dała radę zagoić się dzięki rzuceniu się w wir pracy. Co by nie było, i tak współodczuwał z księciem. To niesprawiedliwe, że od kiedy się urodził, musiał zgodzić się na to, że przede wszystkim żył nie dla siebie, a dla kraju. Jak ptak w złotej klatce, choć może aż tak źle znowu nie było. Evan za mało na razie się po niej rozejrzał. Z początku nie zrozumiał kwestii o rzeczach "mu nie na rękę"; dopóki nie usłyszał kolejnego zdania... więc to tak. Książę faktycznie był tym, który prosił o... rzeczy. Dlaczego więc uznał, że i Evan będzie skłonny oddać mu wszystko? Nikolaev był ochroniarzem, nie potencjalnym partnerem. Czy przychodzenie w mury tego zamku i stawanie u boku księcia oznaczało pozostawanie pod jego ciągłą obserwacją? Czujnym okiem, który sprawdzał, czy kolejny kandydat może nadać się do czegoś więcej niż tylko obrony? W pewnym momencie zawstydził się na swoje myśli. Nie powinien tak oceniać Williama, z pewnością nie był na tyle płytki, by patrzeć na mężczyzn jak na okazję. Evan zresztą i tak nie sądził, by przyjemnie się na niego patrzyło. Nie, żeby to miało teraz znaczenie. - No dobrze... - odparł, rozumiejąc, że Moreau miał pewne standardy i należało się do nich dostosować. Nikolaev nie mógł być bezmyślnym robotem, powinien wyrażać swoje zdanie i najwyraźniej akceptować to, że książę mimo dzielących ich różnic będzie go za pewne rzeczy przepraszać. - Nie szkodzi - zamachał od razu rękoma, gdy książę ułożył się na łóżku. Dla Evana fotel był jak najbardziej w porządku, mógłby nawet przez cały czas stać, był przyzwyczajony. Zamrugał oczyma, widząc wyraźną zachętę do spoczęcia obok arystokraty. On? Tam? W pewnym momencie przy tym księciu zemdleje. Nie chciał jednak robić kolejnego kłopotu, a przy okazji wychodzić na sztywnego służbistę. W paru krokach zbliżył się do łóżka i usiadł na skraju materaca, uważając na to, by bronie trzymać z daleka od księcia. - Jeśli mogę coś powiedzieć - spróbował, podciągając sobie nogi do brzucha. - To, co utracone, można czasem odzyskać. Dopóki sprawa nie jest przesądzona, istnieje nadzieja. Tylko śmierć może nieodwracalnie rozłączyć. Namawianie księcia do odnalezienia Erica nie było jego zamiarem, nie chciał jedynie, by tak po nim rozpaczał. Evan pamiętał siebie sprzed osiemnastu lat i wolał podnieść księcia z dołka, w który się zakopał, żeby nie było gorzej. Może powinien po prostu ukradkiem znaleźć mu kogoś innego. Z tą myślą posiedział przy księciu aż do momentu, gdy usłyszał, jak jego oddech uspokaja się i robi zupełnie miarowy. Musiał powstrzymać się przed uznaniem, że ten widok był uroczy, i tylko przez parę chwil pozwolił sobie go poobserwować, zanim wstał i cicho wyszedł z pokoju. Dobrze, że drzwi działały bez zarzutu. Swoim poprzednim kopniakiem mógłby je zepsuć. We własnej komnacie szybko z powrotem zasnął, znów płytko, ale tak, by odpowiednio wypocząć.
Obudził się o szóstej trzydzieści i nie miał dłużej ochoty na spanie. Wykonał wszystkie czynności higieniczne, ubrał się w ciemny strój, przypiął miecz, do butów schował dodatkowe bronie, drobne fiolki z płynami regeneracyjnymi, truciznami i antidotum umieścił przy pasie, ale zakryte były swetrem. Był gotów do tego, by czekać na powstanie księcia, ale po tym, co wczoraj między nimi zaszło, czuł pewną potrzebę złagodzenia przytłaczającej atmosfery. Wątpił, aby rozpłynęła się zupełnie jak bańka mydlana, więc miał pewien pomysł. Dał znać strażnikom przy pokoju księcia, że idzie na śniadanie. Zgadywał, że powinien zjeść ze służbą, więc po zawiadomieniu udał się po licznych schodach na niższe piętro pałacu. Dotarł do kuchni, gdzie krzątające się kucharki obrzuciły go zdziwionym spojrzeniem. Nie wiedział, do której zagadać, aż do środka wpadła też Rose. - Pan Evan? - również była zaskoczona. - Wystarczy Evan - uśmiechnął się. - Chciałbym przygotować pewien prosty posiłek. Jeśli to możliwe. Uniosła brwi. - Masz jakieś specjalne wymagania? - Powiedzmy, że mam pewien pomysł. Ten jeden raz. Popatrzył na nią prosząco. Dzięki temu, że jego prośba nie była specjalnie kłopotliwa, oddelegowano go do wolnego miejsca w kuchni. Piętnaście minut później szedł przez korytarze z tacą wypełnioną jedzeniem. Składało się na dwie pełnoziarniste, bardzo grube kromki chleba, solidną warstwę masła i trzy rodzaje szynki na wierzchu. Do tego mocna, czarna kawa i banan. Evan trafił pod drzwi księcia. I byłby już do nich zapukał, gdyby nie jakaś służąca, która go przyuważyła. - Pan to niesie do księcia? - Tak... - Jada śniadania z rodzicami. Proszę oddać mi tacę. - Ale... Ona złapała za tacę, on nie chciał odpuścić. Rozumiał już, że popełnił żenujący błąd i powinien się wycofać, ale chciał zrobić tę drobną przyjemność Williamowi. Sprawić, że choćby minimalny uśmiech zabłąka się na jego ustach, kiedy zobaczy, że jego ochroniarz się postarał. Kiedy rozbawi go ta sytuacja. Evan chciał jako przybysz pokazać coś ze swojej strony - o księciu już co nieco wiedział, książę jednak nie miał żadnych informacji o nim samym. "Danie", które Nikolaev przygotował, było dla niego typowym śniadaniem, gdy trenował się na ochroniarza. Było szybkie do przygotowania i z rana dodawało mu sił. Było takie, jakie lubił, chciał się tym podzielić i z księciem. Zanim dziewczynie udało się siłą wyjąć mu tacę, drzwi do sypialni zostały otwarte. |
| | | PanaceaFlaming Uke
Data przyłączenia : 08/09/2019 Liczba postów : 112
Cytat : Oh my God, you blow my mind.
| Temat: Re: King and Lionheart Pon Wrz 16, 2019 9:27 pm | |
| William zorientował się, że swoimi słowami mógł w pewien sposób urazić Evana. Ocenił go jak innych, zaszufladkował go jak pozostałych, od początku nie dając mu nawet szansy na to, by wybił się spomiędzy swoich poprzedników. Nie miał też tego na myśli; wiedziony ogromnym zawodem, wolał chuchać na zimne, a co za tym szło, paplał co mu ślina na język przyniosła, byle odgrodzić się od wszystkich, pozytywnych relacji względem swojego personelu. Widział w jego oczach, że był szczery i nie miał złych intencji. Ot, chciał chronić go jak najlepiej, pobudki miał prawe, ale czyż nie oni wszyscy mieli? Czy gdyby teraz rozebrał się przy nim i nakazałby spędzić ze sobą noc, zgodziłby się, czy może zachowałby się ponownie równie profesjonalnie, odpychając go od siebie? Kiedy w grę wchodziło bogactwo i poprawa statusu społecznego, ludzie zgadzali się na wiele rzeczy, nawet tych, które wcześniej uważali za wielce niestosowne i nierealne. Obserwował, jak wolno podchodzi do łóżka i na nim siada. Sam nie zbliżył się ani o centymetr, jedynie mocniej wtulając policzek w miękką pościel. - Wątpię, żebym mógł odzyskać to, co straciłem, Evanie - powiedział, przymykając wolno powieki. Bo czy mógł odzyskać swoją godność i dumę? Radość i prawdziwą miłość? Czy kiedykolwiek zyska odwzajemnione uczucie? Nie wiedział, czy to zasługa obecności Nikolaeva, czy może cichy szum deszczu za oknem, ale usnął szybko, spokojnie, pogrążając się w bliżej nieokreślonych marzeniach, nie słysząc nawet, kiedy Evan opuścił jego pokój. Spał do rana, nie męczony kolejnymi koszmarami, pragnąć wypocząć przed kolejnym dniem, który miał okazać się okropnie ciężkim.
Zwyczajowo wstał o siódmej. Gdy otworzył oczy, w pokoju był tylko on, rozłożony w jedwabistej pościeli. Najwyraźniej Evan wrócił do siebie, gdy tylko jemu udało się zasnąć. Ogień w kominku już się nie palił, za to do pokoju wpadało rześkie, jesienne słońce, rozchodząc się leniwie po ścianach. Leżał chwilę, przypominając sobie sytuację z poprzedniego wieczoru. Odrobina wstydu i zażenowania dalej kłuła jego serce, jednak książę postanowił po prostu przemilczeć niewygodny dla nich incydent. Pocałunek, który w innych okolicznościach, mógłby być nawet przyjemny i prowadzić do wspólnego, rozkosznego poranka. Gdy w końcu wstał, wziął krótką kąpiel i ubrał się, długie, jeszcze lekko wilgotne włosy związując w luźny warkocz. Otworzył drzwi, napotykając służącą Charlotte oraz Evana, wspólnie trzymających tacę z jedzeniem. Młody książę uniósł odrobinę brew w geście zaskoczenia, zupełnie nie spodziewając się takiego powitania. - Co tu się dzieje? Charlotte? - Panie...- kobieta puściła tacę i ukłoniła się. - Właśnie tłumaczyłam, że jada książę śniadanie z rodzicami. Ten człowiek uparł się i przyniósł jedzenie - powiedziała szybko, patrząc ciągle pod nogi. Will zerknął na nią, poźniej na Evana, a następnie na tacę, próbując odgadnąć, co właściwie miało miejsce. Oczywistym było, że posiłku nie przygotował nikt z kucharzy; nie wyglądało tak wykwintnie, nie było jego ulubionego soku, nie pijał też kawy. Poczuł się jednak mile połechtany, rozumiejąc też przesłanie i niemą prośbę, wyrażoną gestem; pomimo wczorajszego zdarzenia, niech nie pojawi się między nimi niekomfortowa, ciężka atmosfera. - Ja decyduję, co i z kim zjem - powiedział spokojnie. Nie było to do końca prawdą. Wszystkie przygotowane dla księcia dania, były najpierw smakowane przez jednego z pracowników. Kwestia bezpieczeństwa. - Tak, Panie - kobieta pokiwała posłusznie głową. - Zabierz tacę - nakazał. Nim służąca odebrała jedzenie od Evana, William sięgnął po jedną z kanapek, ruszając korytarzem. W zielonych oczach dało się zauważyć nutę rozbawienia. Nawet kącik ust drgnął mu subtelnie, nim wargi rozchyliły się, by zabrać się za jedzenie. - Chodźmy - rzucił pomiędzy kęsami, zerkając na Evana przez ramię. Jadalnia znajdował się w drugiej części pałacu. W połowie drogi więc, Moreau zdołał rozprawić się z okropnie wielką kanapką. Dużą, ale całkiem dobrą. - Nie pijam kawy - powiedział w końcu po długim milczeniu. - Rano wystarczy mi sok z pomarańczy. Zapamiętaj, jeśli ponownie będziesz chciał zaserwować mi śniadanie do łóżka. I lepiej o siódmej. Wtedy wstaję - dodał, patrząc przed siebie. - Mam nadzieję, że się wyspałeś? |
| | | NyxSleepwalker
Data przyłączenia : 05/08/2019 Liczba postów : 33
| Temat: Re: King and Lionheart Sob Wrz 21, 2019 2:18 pm | |
| Evan sam nie był już pewien, czego mógł się spodziewać za swoje śmiałe poczynania. Dopiero kiedy usłyszał "zabierz tacę", pomyślał, że popełnił błąd, przygotowując tę niechcianą niespodziankę księciu, który był przecież zbyt zajęty i zbyt ostrożny, by od byle nowo poznanej osoby przyjmować śniadanie. Nikolaev spuścił głowę w milczących przeprosinach, unosząc ją dopiero wtedy, gdy usłyszał dźwięk przeżuwanego jedzenia. William wziął kanapkę. Naprawdę jej spróbował. Evan nie wierzył własnym oczom. Ze zdecydowanie podreperowaną samooceną i znacznie lepszym niż przed chwilą nastrojem podążył żwawo za księciem. Kiwał głową, pobierając instrukcje na przyszłość. Nie był pewien, czy taki drugi raz miał mieć miejsce, ale jeśli zdecydowałby się znów przygotować jakieś śniadanie, zapamięta wszystkie rady. - Przepraszam za zamieszanie. - Nie mógł się powstrzymać, by jednak ze skruchą nie nawiązać do tego, co zrobił. - Tak, spało mi się dobrze, dziękuję. Czy księcia nawiedzały jeszcze potem koszmary? Miał nadzieję, że nie, tak samo jak liczył na to, że dzisiejsze zamieszanie związane z przyjazdem ważnych osobistości odegna jego myśli od tych, które w nocy nie dawały mu spokojnie spać. Chyba że zjawi się ten ktoś, kto wywołał na twarzy księcia grymas podczas wczorajszej kolacji. Jeśli tak, Evan nie da mu się zbliżyć do Moreau na odległość mniejszą niż kilkadziesiąt metrów, a najlepiej, jeśli do tego da mu nauczkę i wyprosi go z pałacu. Ochroniarz czuł silną niechęć do tego jeszcze niepoznanego indywiduum, a zarazem w myślach stawiał mu wyzwanie, by ten miał w sobie na tyle odwagi, by się tu ponownie pojawić i zobaczyć, jakie "miłe" przywitanie go czeka. Dotarli z księciem pod masywne drzwi, za którymi miała znajdować się jadalnia. Evan przygładził dłońmi ubrania i starał się nie zachwiać mentalnie tylko dlatego, że miał się znaleźć w pokoju z trójką najważniejszych osób kraju. Wrota zostały otwarte przez dwójkę strażników. Książę wszedł pierwszy, ochroniarz za nim. Para królewska siedziała już przy suto zastawionym stole. Evan starał się jak najlepiej wtopić w tło, kłaniając się krótko, oddzielając od Williama i stając gdzieś z boku. Możni zasiedli do jedzenia i Nikolaev nagle przypomniał sobie, że sam jeszcze nie zdążył nic skonsumować. Nie miało to jednak aż tak dużego znaczenia. Stał z obojętną miną, starając się zatopić we własnych myślach. Nie szło mu to do końca pomyślnie. Zbyt często odkrywał, że skupiał się na stole i wbrew własnej woli przysłuchiwał rozmowom. Po części wynikało to z tego, że był wyszkolony i podsłuchiwanie miał we krwi, po części z chcęci sprawdzenia, jak wyglądały relacje syna z rodzicami. Czy oni wiedzieli o tych nocnych koszmarach? Zdawali się nie mieć pojęcia. Tak samo, jak na pewno nie wiedzieli nic o... Ericu. Bo choć Evan głęboko szanował parę królewską, nie musiał podzielać każdego jej spojrzenia na co bardziej kontrowersyjne tematy. Zdawał sobie sprawę z tego, że w tej kwestii władcy stawiali na nieco przestarzały tradycjonalizm, odcinając się od pewnych mniejszości. Do których - kto by pomyślał - należał między innymi ich syn. Evan zasępił się nad tym, jakie bardzo było to niesprawiedliwe, kiedy nagle padło pytanie rzucone w jego stronę. Uniósł głowę, starając się szybko przywołać, co do niego powiedziano. Ujrzał króla spoglądającego w jego stronę, zamykającego usta. On? Odezwał się do niego? Siłą wyrwał z siebie to, co jego uszy zasłyszały, a mózg tylko w połowie zarejestrował. - Wasza wysokość, nie mam żony - odparł, kłaniając się. - Moja profesja nie pozwala na zawieranie takich relacji. Władca pokiwał głową z satysfakcją i odwrócił się z powrotem do rodziny, a Nikolaev nie mógł już powstrzymać się od przysłuchania dalszej części rozmowy. Skąd wzięło się to kuriozalne pytanie? Król ze splecionymi na stole dłońmi patrzył na swojego syna. - Widzisz, Williamie? Każdy z nas odgrywa ważną rolę. On nie może pozwolić sobie na związek małżeński, za to ty zostałeś nim obdarzony. - Poza tym masz w czym wybierać. - Matka ukryła uśmiech za serwetką. - Zdecyduj się dzisiaj na kogoś. - Ojciec oparł się ze zmęczeniem o krzesło. - Nie oznacza to od razu ślubu, ale idźmy już do przodu z postanowieniami. - Zadumał się przez chwilę, aż oczy rozjaśniła mu koncepcja. - A ta córka Augusta Lyona? Wydawało mi się, że ostatniego waszego spotkania długo spoglądałeś w jej stronę. - Czy to prawda? - Królowa ożywiła się, nachylając ostrożnie ku Williamowi. Evan zrobił się skrępowany przebiegiem rozmowy i odwrócił wzrok. Był tu dopiero drugi dzień, a wiedział o młodym Moreau znacznie więcej, niż jego rodzice - przynajmniej w pewnych, ale jakże istotnych kwestiach. Szkoda, że oni nie mieli pojęcia, iż jedna noc spędzona obok komnaty księcia zmieniłaby ich spojrzenie na niego. I właśnie teraz ochroniarz uświadomił sobie, jak mocną kartę trzymał w swojej dłoni. Powiódł wzrokiem z powrotem do blondyna. Mógłby go zaszantażować. "Znam twoją tajemnicę. Co by się stało, gdyby król się dowiedział?" To go martwiło. Nie to, że miałby taką wiedzę jakoś wykorzystać - nigdy nie zniżyłby się do niczego podobnego, nie wobec klienta. Ale inni mogli nie mieć tak czystych intencji. Czy księciu zdarzyło się już kogoś przekupić za milczenie? Zastanawiając się nad tym, przypadkowo pochwycił szmaragdowy wzrok Williama patrzącego na niego od stołu. Evan posłał mu kącikiem ust subtelny, pocieszający uśmiech, który mógłby zetrzeć w każdej sekundzie, gdyby ktoś jeszcze miał go zauważyć. |
| | | PanaceaFlaming Uke
Data przyłączenia : 08/09/2019 Liczba postów : 112
Cytat : Oh my God, you blow my mind.
| Temat: Re: King and Lionheart Sob Wrz 21, 2019 9:14 pm | |
| William zwrócił spojrzenie na Evana, kiedy usłyszał skruchę w jego głowie. Nawet lekko uniósł brwi i skrycie stwierdził, że w obecności nowego ochroniarza, często miewał tak robić. Czasami jego zachowanie wprawiało go w miłe osłupienie. - Nie przepraszaj - powiedział spokojnie. Nie było powodu, dla którego mężczyzna musiałby czuć się źle z powodu próby zrobienia mu przyjemności.- Czasami Charlotte zbyt poważnie podchodzi do swoich obowiązków. Poza tym, jesteś pierwszą osobą, która to zrobiła - wyjaśnił. Nawet, jeśli Moreau sypiał z niektórymi mężczyznami, Ci po upojnej nocy starali się być na tyle dyskretni, by nikt niczego się nie domyślił. Nawet przyniesienie mu śniadania rzucało na nich cień podejrzenia, czego tym bardziej starali się uniknąć. Tymczasem Evan...Był po prostu Evanem. Sympatycznym, troskliwym ochroniarzem, który od dwóch dni nieświadomie poprawia Williamowi nastrój. Na wspomnienie koszmarów, jedynie pokręcił głową, nic już nie mówiąc. Resztę nocy faktycznie odbyła się bez nieprzyjemnych rewelacji. Na całe szczęście. Tego ranka jednak stres znowu dał o sobie znać lekkim skurczem żołądka. Na myśl o przeklętym balu, aż go skręcało. Posągowa twarz jednak wyrażała jedynie znużenie i delikatny grymas, będący ni to poirytowaniem, ni to zwykłą obojętnością. Rodzice siedzieli już przy stole. Nawet podczas nieformalnych spotkań, oboje wyglądali zjawiskowo. Yvette była kochana przez ludność. Zawsze serdeczna, nie wywyższająca się i o dobrym sercu. Udzielała się charytatywnie i wiernie trwała u boku ukochanego męża. Najwyraźniej to po niej William odziedziczył większość genów; złote loki spięte miała w elegancki kok, natomiast zielone, duże oczy wyrażały spokój i radość z widoku syna. Wilhelm, jego ojciec, był osobą raczej stonowaną. Był sprawiedliwy, chociaż trzymał państwo silną ręką. Dbał o jego rozwój, o przestrzeganie prawa i bronił go z całych sił, gdy tylko była ku temu potrzeba. Wydawał się być poważnym, postawnym mężczyzną, chociaż prywatnie miewał dobre, żartobliwe momenty. Młody Moreau nie ruszył prawie nic z syto zastawionego stołu. Kanapka Evana nasyciła go na tyle, że popijał jedynie sok, od czasu do czasu wdając się w dyskusję z ojcem na temat nadchodzącego turnieju strzeleckiego. Król bowiem był wielbicielem myślistwa, a wiele ścian pałacu zdobiły głowy jego upolowanych zdobyczy. Przez krótką chwilę William sądził, że temat w żaden sposób nie zejdzie na temat dzisiejszego balu, jednak wyraźnie mocno się pomylił. Jasne oczy skupiły się na Evanie, kiedy ojciec zadał mu pytanie.W dziwny, nieracjonalny sposób, młody książę poczuł lekkie wyrzuty sumienia. Ani przez chwilę nie pomyślał o tym, że Nokolaev mógłby mieć rodzinę lub kogoś z kim był bardziej związany. Prywatna, królewska ochrona najczęściej nie miała bliskich osób, co nie znaczyło, że nie mogli jej mieć. Jeśli Evan miałby kogokolwiek, po tym felernym pocałunku w sypialni, mógłby wyrobić sobie o nim jeszcze gorsze zdanie. Gorzej, mógłby poczuć się osaczony, może nawet wykorzystany? Patrzył jeszcze chwilę na swojego ochroniarza, w końcu przerzucając wzrok na rodziców. - Oczywiście - powiedział lakonicznie, upijając łyk soku. Odstawił kieliszek, opierając dłonie na swoich kolanach. - Na pewno dokonam wyboru. Muszę się tylko upewnić, czy to odpowiednia kandydatka. W końcu mam spędzić z nią resztę życia. Musi też godnie reprezentować mnie. Nie wiem, czy znajdę kogoś tak idealnego jak mama - uśmiechnął się mile, a kobieta zachichotała, machając dłonią z lekkim zawstydzeniem. - Och, Lilith? - zmarszczył lekko brwi i pokiwał głową. Znowu lodowaty chłód przeszedł przez jego ciało. Augustyn miał również brata; jeśli już uwieszał na nich wzrok, to głównie na nim, czego rodzice zapewne nawet nie zauważyli. A teraz jeszcze Eric. William poczuł się przytłoczony. - To doprawdy świetny wybór - skłamał tak płynnie, jakby właśnie faktycznie rozmyślał o Lilith jako o najlepszej kandydatce. - Jest bardzo wykształcona, jak na swój młody wiek - król pokiwał głową. - Poza tym, jej ojciec bardzo dba o dobre relacje z nami. Taki związek dobrze wpłynąłby na interesy państwa - zauważył z zadowoleniem. - Och, Kochany, ale liczy się też uczucie - Królowa uśmiechnęła się ciepło. - A co, jeśli między nimi nie zaiskrzy? - Takie rzeczy przychodzą z czasem. Uczucia to drugorzędna sprawa - Wilhelm złapał małżonkę za dłoń, a ta zgodnie pokiwała głową. Ich małżeństwo również było zaaranżowane przez ich rodziców. - Zrobisz, co uznasz za stosowne, synu. Jestem pewien, że użyjesz głowy - Król wstał, dając służbie znać, że zakończył posiłek. - Lord Lyon przyjedzie do pałacu lada chwila. Mamy do omówienia kilka spraw, jako, że zasiada w radzie. Będziesz więc miał okazję pomówić z Lilith jeszcze przed balem - Wilhelm uśmiechnął się do syna, ruszając wraz z małżonką do wyjścia. William, mimo jego słów, wcale nie czuł, że mógłby dokonać odpowiedniego dla siebie wyboru. Był w potrzasku, a pętla coraz mocniej zaciskała mu się na szyi. Informacja o rychłym przyjeździe Lilith, a co za tym szło też Erica, tak go zdenerwowała, że gdy tylko kroki rodziców oddaliły się, chwycił pusty kieliszek i rzucił nim o ścianę, roztrzaskując go na milion małych kawałeczków. Oddychał szybko, tłumiąc w sobie złość i dopiero po chwili uświadamiając sobie, jak bardzo nieodpowiedzialnie się zachował. Opadł więc na krzesło i potarł twarz dłońmi, zagryzając wargę. |
| | | NyxSleepwalker
Data przyłączenia : 05/08/2019 Liczba postów : 33
| Temat: Re: King and Lionheart Wto Wrz 24, 2019 6:39 pm | |
| Evan spoglądał na Williama zaskoczony. W porządku, był księciem, ale to zachowanie nie było odpowiedzialne. Ochroniarz zmarszczył brwi, paroma krokami zbliżając się do stołu. - Proszę mi pokazać dłonie - przykazał tonem bardziej szorstkim, niż zamierzał. Czy książę wykonał jego prośbę/polecenie, czy nie, oglądał je przez chwilę i z ulgą stwierdził, że mężczyzna się nie skaleczył. Żaden kawalątek szkła nie zdołał też sięgnąć reszty jego ciała. Nikolaev milczał przez chwilę, a potem jego wyraz twarzy odrobinę złagodniał. Nie chciał niepotrzebnego doprowadzania do niebezpiecznych sytuacji, ale powinien dać księciu pewną taryfę ulgową za to, co musiał znosić - ciągłe ukrywanie się i granie idealnego syna, który nie ma problemu z tym, że musi wypełniać obowiązki, które skażą go na życie w cierpieniu. Przyklęknął przy księciu na jedno kolano i oparł sobie na nim ręce. - Książę, już dobrze - odezwał się głosem, który mógł być uznany za kojący. - Jeszcze nikt nie przyjechał. Żadne decyzje nie zostały podjęte. Żałował, że nie oznaczało to dla niego, iż wciąż miał jakąś szansę na wolność. W daleko idącej teorii - tak, gdyby uciekł od swojego stanowiska i narzuconego mu obowiązku. W praktyce nie zrobiłby tego, bo nie do tego został nauczony. Był zbyt dumny i odpowiedzialny. Nie chciał zawodzić, nie przeciwstawiał się rodzicom. - Czy mogę zaproponować wyjście do ogrodów? - Evanowi przyszło na myśl i nie mógł nie spróbować. - Odetchnięcie świeżym powietrzem powinno księciu dobrze zrobić. Udali się więc na zewnątrz. Ochroniarz cieszył się z uzyskanej zgody, choć zapewne nie mieli dużo czasu, zanim ktoś nie nakryje ich na spacerowaniu i nie każe wracać do środka - a to by William powitał swoich przybyszy, a to by dobrać kolory obrusów na bal następnego dnia. Dzisiejszy dzień, jak wiele innych, miał być pełen obowiązków. Rośliny nie wiły się może fantazyjnie, zważywszy na porę roku nie tworzyły kawalkad kolorów, ale pięknie przystrzyżone żywopłoty i trawniki nadal prezentowały się tu dumnie. Musiały być odmianą dobrze radzącą sobie w zimie. Ogrody stanowiły ogromną przestrzeń, przecinaną szerokimi alejami, przez które wjeżdżały powozy, a także ubarwioną posągami kobiet i mężczyzn przepasanych szatami, które celowo nie zakrywały wszystkich atutów ich atletycznych sylwetek. Evan złapał się na myśleniu, że mógłby kiedyś pojawić się tu pomnik Williama. W końcu żaden z ujrzanych tworów nie byłby w stanie doścignąć jego iście doskonałej osoby. Nietypowe myśli jak na przykładnego ochroniarza. Odwracając od nich swoją własną uwagę, wraz z księciem mijał pospiesznie przechodzące alejami osoby, które kłaniały się Williamowi, ochroniarzowi nie poświęcając uwagi. W oddaleniu kilkunastu metrów prezentowała się zachwycająca, marmurowa fontanna, która w centrum ukazywała mężczyznę trzymającego kielich, z którego wypływała - teraz zapewne lodowata - woda. Nikolaev przypomniał sobie, jak wiele lat temu był jeszcze małym szkrabem i chodził z rodzicami do parku nieopodal domu. Znajdowała się tam znacznie mniej okazała fontanna, w której chciał się bawić. Rodzice mu nie pozwolili, ale włożyli drobną monetę do rączki i powiedzieli, że jeśli pomyśli życzenie i dmuchnie w dłoń, to pieniążek, wrzucony do fontanny, zapewni pomyślność, a nawet może spełnić życzenie. Z kolei Evan słyszał pewne plotki o właśnie tej fontannie na królewskim dworze, najwspanialszej w całym kraju, jak długi był i szeroki. Ludzie na mieście szeptali, że zapewniała szczęście w miłości. Wrzucenie dwóch monet miało sprawić, że znajdzie się swoją drugą połówkę w pałacowych terenach, zaś poświęcenie trzech gwarantowało małżeństwo z tą osobą. Zostało to poparte prawdziwymi przykładami dostojnych markiz i bogatych lordów. Z tego powodu co jakiś czas straż musiała radzić sobie z wtargnięciem pojedyńczych intruzów, którzy do dworu nie należeli, a chcieli spróbować odmienić swoje losy. Nikolaev widział przed oczyma Williama, który ciskał kieliszkiem o ścianę. Nieszczęśliwy, rozgoryczony, bez nadziei. - Książę, musimy to zrobić - oznajmił z przekonaniem, jeszcze zanim wyjaśnił sytuację. - Zasłonię księcia. To wybryk konieczny. - Z kieszeni swojego płaszcza wyciągnął sakiewkę, a z niej trzy monety i podał je Williamowi. Popatrując na stojących dalej strażników, stanął tak, by mężczyznę było widać jak najsłabiej. - Proszę wrzucić je do fontanny. |
| | | PanaceaFlaming Uke
Data przyłączenia : 08/09/2019 Liczba postów : 112
Cytat : Oh my God, you blow my mind.
| Temat: Re: King and Lionheart Wto Wrz 24, 2019 10:09 pm | |
| William oddychał szybko, wpatrując się w rozbite szkło. Na krótki moment pociemniało mu przed oczami; wściekłość ustąpiła, dając miejsce beznadziei i wstydowi, który nagle ogarnął młodego księcia na myśl o służbie, która była świadkiem jego nieokrzesanego wybryku. Miał dosyć. Chciał stąd uciec, zaszyć się gdzieś daleko, gdzie w końcu mógłby bez skrępowania być sobą. Marzył o spokoju, o tym, by Eric nigdy nie istniał, by on sam był normalny. Bo przecież teraz nie był. Jako odmieniec, zapewne dla wielu zboczeniec i dziwak, był jakimś chorym wybrykiem natury, który żył w ciele szanowanej, wysoko postawionej persony, która ukrywała się pod maską księcia by nie spalili go na stosie. Był żałosny. Tak samo jak jego chore pragnienia. Szorstki głos wyrwał go z otępienia. Nie spojrzał na Evana, jedynie lakonicznie, wolno wyciągając dłoń w jego kierunku. Pozwolił mu sprawdzić skórę, dopiero gdy kątem oka dostrzegł, że ten kuca, obrócił głowę by na niego spojrzeć. O dziwo, widok jego twarzy przyniósł mu potrzebne ukojenie, które odrobinę rozluźniło spięte w gniewie mięśnie. Starał się tak bardzo i jednocześnie tak bardzo się mylił. Spędził w pałacu jeszcze zbyt wiele czasu, by dostrzec to, co on widział odkąd był dzieckiem. Plany jego ojca zawsze grały pierwsze skrzypce. Nawet jeśli złudnie dawał mu nadzieję, na podjęcie własnych decyzji. - Chodźmy - powiedział jedynie, nie mogąc dłużej znieść klaustrofobicznych ścian pałacu.
Ogród był jednym z najpiękniejszych, jakie William kiedykolwiek widział. Wielki, usłany kwiatami egzotycznych gatunków, pełnym zwierząt oraz rzeźb, które zdawały się ożywiać jeszcze bardziej szumiące na wietrze liście. Cieszył się tym otoczeniem, świeżym powietrzem na twarzy, ignorując służbę i straż, pochylających się nisko w pozdrowieniach. Wystarczyły mu kroki Evana, który szedł obok, szanując jego potrzebę milczenia. Właściwie sądził, że spacerują bez większego celu; nie uważał, by jego ochroniarz miał jakiś konkretny plan, a i on niespecjalnie jakikolwiek miał. Dlatego gdy zatrzymali się przy fontannie, będącej sercem ogrodu i tematem wielu legend i wierzeń, uniósł lekko brew, spoglądając na swojego towarzysza z nieukrywanym zaskoczeniem. Zdziwienie było na tyle duże, że po prostu wyciągnął dłoń po monety, zaciskając je w pięści. Oczywiście, legendy mówiły o cudownych losach kochanków, których połączyła magiczna fontanna. Mówiono, że sam król i królowa właśnie tak się poznali, chociaż prawda była zupełnie inna. William nie dziwił się ludziom i tej dziwnej, niezrozumiałej fascynacji. W odróżnieniu od większości plotek, ta była piękna, romantyczna i niosła za sobą kiełkujące nadzieje na prawdziwą, gorącą miłość. Młody książę zawsze uśmiechał się słysząc, że ktoś niepostrzeżenie zakradł się do płacowych ogrodów, tylko po to, by wrzucić do fontanny monety. Rozumiał ich potrzebę bardziej, niż ktokolwiek inny. - Dziękuję za Twoją troskę, Evanie...- zaczął, patrząc na niego uważnie. - Ale chyba nie muszę Ci mówić, że nawet jeśli pogłoski byłyby prawdziwe, w moim przypadku znalezienie prawdziwej miłości w pałacu jest nierealne? - Zauważył, odwracając zielone tęczówki na płynącą leniwie wodę. - Już próbowałem - dodał zaraz, ze smutkiem w głosie. - Razem z Erickiem. Jak widzisz, plotka pozostanie zawsze tylko plotką. Nie ważne, jak bardzo będziemy próbowali zrobić z niej prawdę - złapał Evana za rękę i wsunął mu monety w dłoń. Zmarszczył książęce brwi, przypatrując mu się przenikliwie. - Ty je wrzuć. Może będziesz miał więcej szczęścia - na ustach Williama pojawił się lekki, szczery uśmiech. Zbliżył się do niego bardziej, by dzieliło ich tylko kilka milimetrów. - Jesteś dobrym człowiekiem. I zasługujesz na kogoś, kogo pokochasz równie szlachetnie i mocno. Z wzajemnością. Zazdroszczę tej wybrance, bo lepiej nigdy nie trafi - powiedział cicho, prosto do jego ucha. Odsunął się i skinieniem głowy zachęcił mężczyznę do wrzucenia monet. |
| | | NyxSleepwalker
Data przyłączenia : 05/08/2019 Liczba postów : 33
| Temat: Re: King and Lionheart Pon Wrz 30, 2019 10:04 pm | |
| Nie rozumiał postawy księcia. Smuciła go. William mówił, że znalezienie miłości w pałacu było niemożliwe, ale nie miał na to wystarczających dowodów. Jeśli z tym Erickiem, który przyprawiał go o smutek, nie wyszło, to mogło oznaczać tylko jedno. I Evan zamierzał to powiedzieć. Najpierw jednak wysłuchał reszty słów, trochę zaskoczony tym, że on miałby wrzucać cokolwiek do fontanny. - Nie mogę. Nie wolno mi życzyć sobie takich rzeczy, to wbrew zasadom - pokręcił głową. Ciche słowa w jego uchu sprawiły, że uśmiechnął się blado. - Proszę tak nie mówić. Nie jestem materiałem na niczyją miłość. - Naprawdę tak uważał. Dla niego najważniejsza była osoba chroniona, przerzucenie uwagi z niej na wybranka serca byłoby nieprofesjonalne. Poza tym Evan miał świadomość, że nie był żadnym uczonym, nie posiadał zbyt wielu pieniędzy i nie był nawet urodziwy. Ot, taki osiłek przeciętniak. Nie potrafił zgodzić się z księciem. - Jeśli książę tego nie zrobi - powiedział, unosząc monety w dłoni. - To wrzucę je za niego. Metal spotkał się z wodą, wywołując dźwięk cichego chlupotu. Evan patrzył, jak monety tonęły i uśmiechnął się. - Czuję, że zadziała - oznajmił. Kiedy stamtąd odchodzili, pozwolił sobie dodać coś jeszcze. - Wiem, że z Erickiem nie wyszło. To jednak tylko jeden mężczyzna. Wciąż można znaleźć wielu niezepsutych. Chyba... on chyba nie był księciu pisany. Rozmawianie o przeznaczeniu byłoby może zbyt ckliwe, zbyt naciągane, ale przecież dopiero co odwrócili się od fontanny z rzekomą siłą spełniania życzeń. I wtedy usłyszeli tętent kopyt oraz głośne szczęknięcie otwieranych bram. Evan zlokalizował przyczynę hałasu. Okazały powóz ciągnięty przez cztery, białe konie był epitetem ekstrawagancji. Zwierzęta nosiły różowe pióra powtykane w uprzęż, a powóz został pomalowany pod ich kolor z różowymi wstawkami. Rzecz jasna cztery konie nie były potrzebne do pociągnięcia tego wozu. Ktoś chciał wywrzeć odpowiednie wrażenie. Evan podążył ku ruchomemu przepychowi za księciem. Po nieco zmienionym kroku arystokraty wnioskował, że ten wiedział, kto nadjeżdża, i nie był tym urzeczony. Powóz zajechał przed pałac, a oni dotarli tam akurat wtedy, gdy któryś ze służących rozwijał czerwony dywan przed otwartymi już drzwiczkami. Wychynęła z nich wyciągnięta pretensjonalnie drobna dłoń, czekając, aż ktoś ją ujmie i pomoże księżniczce wyjść z powozu. Evan złapał się na tym, że myślał o niej "księżniczka", wcale nie w kontekście statusu społecznego, a charakteru. Dziewczę wyszło dumnie z pojazdu, tak samo, jak jej przypuszczalny ojciec, a za nimi... Mężczyzna. Na pierwszy rzut oka widać było, że ochroniarz. Sprawne ciało, liczne bronie, spojrzenie... Evan niemal się wzdrygnął. Wbrew temu, co sądził, mężczyzna nie zajmował się dyskretnym skanowaniem otoczenia. Miał spojrzenie skupione na dokładnie jednej osobie, akurat tej, którą Nikolaev chciał za wszelką cenę uchronić od zagrożenia. |
| | | PanaceaFlaming Uke
Data przyłączenia : 08/09/2019 Liczba postów : 112
Cytat : Oh my God, you blow my mind.
| Temat: Re: King and Lionheart Wto Paź 01, 2019 9:29 pm | |
| W oczach księcia, Evan mylił się twierdząc, że nie zasługiwał na czyjąkolwiek miłość. Było wręcz odwrotnie - swoją postawą udowadniał, że jak mało komu należała mu się bliska osoba, która godzinami mogłaby patrzeć w te szczere i ładne oczy. William rzecz jasna nie powiedział tego głośno, uśmiechając się jedynie odrobinę i obserwując jak monety z cichym pluskiem wpadają do przejrzystej, zimnej wody. Gdyby miał być szczery, nie wiedział czy chciałby jeszcze kiedykolwiek się zakochać. Oznaczało to całą masę problemów, trud z ukrywaniem się, okrutną tęsknotę za dotykiem, na który mógłby pozwolić sobie jedynie pod osłoną nocy. Kto wie, może jego kolejna miłość ponownie okazałaby się po prostu klęską, na którą Moreau nie miał już siły. - Nie są mi pisani mężczyźni - stwierdził spokojnie, zaczesując za ucho niesforny kosmyk włosów, który wymsknął się z luźnego upięcia. - Nie wątpię, że jest wielu dobrych i uczciwych mężczyzn, ale każdy z nich jest poza moim zasięgiem. Sam widzisz, moje obowiązki jasno nakreślają kierunek, jakim powinienem podążać - wyjaśnił tylko, ruszając wypielęgnowaną alejką w stronę pałacu. Musiał przyznać, że pomysł Evana, chociaż odrobinę absurdalny i szczenięcy, lekko poprawił jego samopoczucie. Czuł się lżej, zdenerwowanie spełzło po nim przyjemnie, rozprężając mięśnie. Chciał nawet podziękować za to swojemu ochroniarzowi, jednak w tej samej chwili jego uwagę przykuł powóz, który wjechał na plac w nie lada huczny sposób, niszcząc tym samym dopiero co zyskany humor księcia. Najpierw dostrzegł Lilith, która delikatnie stanęła na miękkim dywanie, poprawiając długą, aksamitną suknię w granatowym kolorze. Była ładna, temu nikt nie mógł zaprzeczyć. Miała jeszcze dziecięca twarz, ale jej wzrok burzył obraz niewinności powodując, że rozmówcy trudno było przewidzieć, jak się zachowa. Miała burzę loków, mały biust, który z niewiadomego powodu podkreślała śmiałym dekoltem. Na widok Williama, uśmiechnęła się i ukłoniła z gracją, czekając jednak na resztę osób towarzyszących. Jej ojciec był w średnim wieku. Był szpakowaty, postawny i prawdę mówiąc, Moreau nigdy za nim szczególnie nie przepadał. Lord Lyon może i uchodził za sympatycznego, jednak interesowały go głównie interesy, szczególnie te zawierane z jego ojcem. A potem zielone spojrzenie padło na Erica. Twarz księcia stężała, była nieruchoma i tylko Bóg jeden wie, jak udało mu się zachować pełną powagę i grację, kiedy w środku cały drżał. Czuł jego przeszywające spojrzenie, które przenikało go na wylot i pozostawiało w sercu palące uczucie wstydu, kiedy w jednej chwili wróciły wspomnienia ich upojnych nocy. Był przystojny, wysoki i dobrze zbudowany. Stał prosto, opierając dłoń na pochwie miecza, doczepionego do jego boku i właściwie, nie wydawał się być jakkolwiek rozeźlony. Wręcz przeciwnie. William znał ten wyraz twarzy, ten drobny, ledwo widoczny uśmiech, który przecież tak bardzo lubił. - Lordzie Lyon - William podszedł do mężczyzny, ściskając mu dłoń. Następnie ujął drobną rączkę Lilith i pochylił się, by ją ucałować ku jej zachwytowi. - Wygląda panienka zjawiskowo - skomplementował, na co ona uśmiechnęła się tylko bardziej. - Książę jak zwykle w dobrej formie - Lord Lyon pokiwał głową. - Dziękujemy za zaproszenie. Wiele mówi się o dzisiejszym balu i jeszcze więcej oczekuje. Uczestnictwo w nim to zaszczyt - dodał, spoglądając na swoją córkę. - Mam nadzieję, że miło książę spędzi czas. Postaram się o to - dziewczyna posłała Williamowi wymowny, subtelny uśmiech, na który Moreau spokojnie odpowiedział. - Lordzie Lyon, mój ojciec oczekuje w głównej sali. W międzyczasie postaram się urozmaicić Pańskiej córce czas. Mamy piękny dzień, przejdziemy się po ogrodzie. - Świetnie. W takim razie zobaczymy się później - mężczyzna uśmiechnął się i skinieniem głowy nakazał części służby by oddaliła się wraz z nim. William odprowadził go wzrokiem. - Nie spodziewałam się spaceru - ton głosu Lilith był lekko markotny, nie mniej szybko poprawiła się, by brzmieć bardziej taktownie. - Zmienię tylko buty. Obcasy strasznie mnie uwierają. Proszę o chwilę cierpliwości - dodała, znikając na chwilę w powozie, by odszukać wygodniejsze obuwie. Eric zerknął za nią, po czym ponownie utkwił wzrok w Williamie. W końcu ukłonił się, układając dłoń na sercu. - Mój książę - przywitał się, unosząc kąciki ust w ładnym uśmiechu. Dopiero teraz spojrzał na Evana, mrużąc badawczo oczy. Wzrok ten nie był miły i w odróżnieniu od spojrzenia jakim karmił Williama, był zimny i niechętny. Moreau wstrzymał lekko oddech. I odwrócił wzrok, nie wiedząc co miałby w tej sytuacji powiedzieć. Czuł się niezręcznie i dziwnie, a jedyne o czym myślał, to by móc spędzić z nim chwilę sam na sam. Dodatkowo zdawał sobie sprawę, że Nikolaev na pewno połączył fakty, prawdopodobnie samemu czując się podobnie jak sam książę. - Może w wolnej chwili da się książę namówić na mały trening szermierki? Jak dawniej? - spytał Eric. Dopiero teraz Will spojrzał na niego, marszcząc brwi. - Nie - powiedział wolno, gestem wskazując na Evana.- Ten mężczyzna był w stanie mnie pokonać. Mam dobre towarzystwo do treningów - dodał, posyłając Evanowi lekko uśmiech. Eric za to wydawał się być mało pocieszony. Obrzucił Evana pełnym pogardy spojrzeniem, jakby chciał mu dać do zrozumienia, że i tak, nawet za milion lat, nie dorówna jemu. W żadnej kwestii. |
| | | NyxSleepwalker
Data przyłączenia : 05/08/2019 Liczba postów : 33
| Temat: Re: King and Lionheart Wto Paź 08, 2019 7:35 am | |
| Odejście od fontanny zakończyło się nieco pesymistycznym akcentem, jednak Evan nie zamierzał dawać za wygraną. W jego oczach było niemożliwe, aby tak honorowa i prawa osoba, jaką był książę William, miała przejść przez życie bez należytej nagrody. Arystokrata miał w sobie dużo poczucia obowiązku, jeszcze więcej wdzięku, a na dokładkę charakterystycznie zielone, przenikliwe, często przygnębione spojrzenie. Pewnego dnia te chmury miało rozjaśnić słońce. Evan po prostu to wiedział. Teraz jednak oboje musieli skupić się na przybyłych gościach. Tak jak się ochroniarz spodziewał, byli to Lord Lyon wraz z córką Lilith i obstawą, która zachowywała się co najmniej niestosownie. Nikolaev niemal nienaturalnie prędko przyjął wewnętrzną postawę obronną. Był gotów za kilkanaście sekund rzucić coś oschłego w stronę niewychowanego mężczyzny, który uparcie nie spuszczał wzroku z księcia. Pomiędzy wyżej urodzonymi wywiązała się naturalna rozmowa, która jednak niespecjalnie zajęła myśli Evana. Nie, on czekał na to, aż wreszcie ten podejrzany kolega po fachu się odezwie, bo choć nie był w pozycji do komentarzy, miało się wrażenie, jakby jakieś słowa cały czas cisnęły mu się na usta. I w końcu ich użył. "Mój książę". Nikolaev przedrzeźnił go w myślach wysokim głosem, nie zastanawiając się nawet nad tym, że jego własna postawa była niedojrzała, a co najważniejsze - bezpodstawna. Cóż, może bezpodstawna jeszcze do poprzedniego momentu, bo wkrótce Evan spotkał się z chłodnym spojrzeniem osobnika, i wtedy poczuł do niego już prawdziwą niechęć. I miał wymówkę co do swojej awersji. Właściwie Nikolaev nie spodziewał się, że Eric, o którym dopiero co słyszał, którego wczoraj przypadkiem w pewnej krępującej scenie zastąpił, miałby dzień później pojawić się na terenie pałacu. Słowa, których użył, nie zdradzały jednak żadnych wątpliwości. Znali się z Moreau. "Jak dawniej". Jak dawniej. Jak... Evanowi huczało w głowie, a dłoń intuicyjnie zacisnął mocniej na rękojeści miecza. W oczach zapewne zatańczyły mu mordercze iskierki, ale w końcu tylko trącił niegroźnie uchwyt i opuścił dłoń. Nie zarejestrował, kiedy książę go pochwalił. Widział tylko pogardliwe spojrzenie mężczyzny przed sobą i wiedział, że nie był on kimś, kogo życzyłby swojemu księciu. Właśnie, bo książę był jego - jego klientem, a nie tego parszywego buca. Evan uspokoił się odrobinę, spoglądając w stronę księcia i starając się sobie przypomnieć, że nikt mu go nie ukradnie, bo teraz on służył u jego boku i tej decyzji nikt na razie nie zamierzał cofać. Mimowolnie wzrok zjechał mu na usta blondyna, a potem kątem oka mignęła mu sylwetka podłego Erica. Więc te dłonie dotykały Williama, te ramiona go obejmowały, w te usta książę jęczał jego imię. - Jestem bezwstydny - mruknął do siebie bardzo cicho, o mało nie dając po sobie poznać, że przed oczami stanęły mu nieodpowiednie na tę okazję obrazy. Księżniczka Lilith wkrótce wyskoczyła z powozu i oplotła sobie dłoń wokół przedramienia Williama. Wszyscy zaczęli iść przed siebie, ale Evan nieustannie czuł napięcie wiszące w powietrzu. Czuł pierwotną potrzebę walki. Pokonania. Udowodnienia, że był lepszy. Przecież dotychczas nie interesowały go takie rzeczy. Na co by mu to było? Miał uznanie księcia, nie musiał dodatkowo prezentować, jaki to był silny, wspaniały i ogólnie wart wynajęcia. A jednak kiedy dostrzegł, jak William spoglądał na Erica, poczuł delikatne ukłucie niepewności. Obawiał się o to, że tak szybko straci nową pracę, to wszystko. Nie chciał być tym, który najszybciej w historii pałacu opuści jego mury, nic więcej. Dlatego, kiedy księżniczka i książę szli nieco z przodu, odezwał się do Erica. - To przykre, kiedy traci się pracę ze względu na swoje niekompetencje. Uśmiechnął się promiennie, spoglądając na przystojne - ale wciąż odrzucające - oblicze ochroniarza. - Szczególnie gdy przez to bezpowrotnie traci się coś, na czym człowiekowi zależy. Stanowczy nacisk na jedno ze słów miał dać Padalcowi do zrozumienia, że nie powinien nawet myśleć o tym, jak by tu odzyskać względy księcia. Dostał i zmarnował swoją jedyną szansę. - Proszę się nie przejmować. Teraz jest już w dobrych rękach - Nikolaev pozwolił sobie na zadowolony uśmieszek, ale jego oczy zdradzały jad jedyny w swoim rodzaju. Ten ostrzegawczy. Rzucający wyzwanie. Gdy William odwrócił głowę w ich stronę, twarz Evana była już rozpogodzona i łagodna. |
| | | PanaceaFlaming Uke
Data przyłączenia : 08/09/2019 Liczba postów : 112
Cytat : Oh my God, you blow my mind.
| Temat: Re: King and Lionheart Sob Paź 12, 2019 9:43 pm | |
| William skupił się na towarzyszącej mu Lilith, która chętnie objęła jego ramię, ćwierkotając bez przerwy o wszystkim i o niczym. Sam książę, zawsze kulturalny i pełen cierpliwości, słuchał jej uważnie, posyłając nieznaczny uśmiech, lub odpowiadając na zadawane przez nią pytania, nieświadomy rozmowy, która odbywała się za jego plecami. Eric szedł spokojnie, wyprostowany i niewzruszony jakby słowa, które wypowiadał Erick, wcale do niego nie dochodziły. W rzeczywistości, było jednak zupełnie inaczej. Trzymali się kilka kroków za księciem, dlatego były ochroniarz, pozwolił sobie nie na tak cichy ton głosu. - To nie były moje niekompetencje - powiedział spokojnie, obrzucając towarzyszącego mu mężczyznę chłodnym, stalowym spojrzeniem. Kąciki jego ust drgnęły z krótkim, mało przyjemnym uśmiechu. - Ale zapewne zdajesz sobie z tego sprawę. Moje zachowanie względem Williama, było aż za bardzo kompetentne - dodał jadowicie, skupiając wzrok na płynącej przed nimi sylwetce Moreau, błądząc po niej długo, nim ostatecznie zatrzymał się na kołyszących biodrach. - Wiesz jak było. Inaczej nie byłoby tej rozmowy, hm? - bardziej stwierdził niż zapytał, luźno wspierając dłoń na rękojeści towarzyszącego mu miecza. - Więc zapewne zdajesz sobie sprawę, że wystarczy jedno moje słowo. Jeden gest. Jeden dotyk, by znowu stracił dla mnie głowę - tym razem utkwił spojrzenie dłużej na Evanie, nieznacznie pochylając się ku niemy, by ściszyć głos i jednocześnie by jego słowa trafiły tylko i wyłącznie do uszu nowego, dworskiego ochroniarza. - Nie jest w dobrych rękach. I o tym też wiesz. Wiesz, że choćbyś starał się tysiąc lat...Nigdy mi nie dorównasz. Nigdy nie będziesz dla niego ważny tak, jak ja byłem - wyprostował się w tym samym momencie, w którym William zerknął na nich przez ramię, korzystając z chwili, gdy Lilith skupiła się na opowiadaniu o swoich studiach. Zielone spojrzenie spoczęło łagodnie na Evanie, szybko jednak przeniosło się na Erica. I chociaż był to krótki rzut oka, pojawił się w nim błysk, który ciężko było zignorować. Spacerowali jeszcze chwilę w koło ogrodu, w końcu kierując swoje kroki do pałacowej oranżerii, której jedno z wejść znajdowało się we wschodniej części terenów zielonych. - Pozwoli Panienka, że oddam ją w ręce służby - William ukłonił się, całując lekko dłoń zadowolonej i lekko zarumienionej dziewczyny, która drgnęła ładnie, unosząc skraj sukni. - Muszę przygotować się do balu. Panienka z pewnością też. Pokoje są przygotowane - dodał, prostując się. - Dziękuję za mile spędzony czas. Nie będę księcia zatrzymywała, mam jedna nadzieję, że będziemy mieć na balu chwilę, by porozmawiać - odpowiedziała, spoglądając znacząco na Erica. Mężczyzna stanął u jej boku, posyłając Moreau lekki uśmiech. Zielone oczy szybko uciekły, zatrzymując się na Evanie z wyraźną ulgą. Ulgą, że był i w pewien sposób bardzo wspierał go w niekomfortowej, nieprzyjemnej i ciężkiej sytuacji. Chłód w żołądku, jaki odczuwał podczas całego spotkania, stopniowo znikał, kiedy obserwował dwie, oddalające się sylwetki. Książę sprawiał wrażenie mniej spiętego, chociaż nadal jego dłonie były lekko ściśnięte, podobnie jak pełne, kształtne usta. - Nic nie mów - poprosił cicho, gdy zostali sami. Dopiero teraz znowu spojrzał na Evana, nieco bezradnie i z widocznym...wstydem. Był chyba nawet lekko zarumieniony, ale to ciężko było stwierdzić, bo kroki księcia skierowały się w stronę głównego korytarza. - Pomożesz mi się ubrać. Nie mam ochoty na towarzystwo służek - mruknął zgodnie z prawdą. Ostatnie, na co miał ochotę, to grupa zestresowanych, krzątających się kobiet, które będą zgadzały się na wszystko, byle tylko go zadowolić. Teraz potrzebował Evana i jego dziwnego, prostego optymizmu, a może nawet prostej, niezobowiązującej rozmowy. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: King and Lionheart | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |