|
| Within the sound of silence | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Lian MeiSleepwalker
Data przyłączenia : 26/07/2019 Liczba postów : 70
Cytat : I'm enough to drive a saint to madness or a king to his knees.
| Temat: Within the sound of silence Sro Paź 30, 2019 9:56 pm | |
| Gdyby fobia społeczna i ogólna niechęć do ludzi miałaby przybrać postać, nosiłaby twarz Marshalla. Spencer od godziny stał z plastikowym kubkiem pełnym bezalkoholowego piwa w ręku i udawał, że bawi się świetnie. Zupełnie nie dawał po sobie poznać irytacji, gdy po raz kolejny ktoś próbował zapytać go gdzie jest łazienka, a nie zdążył odklikać odpowiedzi w telefonie. Jego lepsi znajomi zniknęli gdzieś pośród pijackiej hałastry, a przynajmniej ta część, która pamiętała o tym, iż komunikacja z nim generalnie jest upierdliwa. Drażniło go wszystko, począwszy na unoszącym się i szczypiącym w oczy dymie, kończąc na głośnej i zdecydowanie nie jego muzyce. — Zgubiłeś się? — usłyszał gdzieś za swoimi plecami, prawie dostając zawału. Rozumiał, że w tym hałasie ludzie musieli krzyczeć do siebie nawzajem, ale na litość boską, nie prosto do ucha. Jakaś dziewczyna o imieniu absurdalnie długim i zbyt pretensjonalnym by je spamiętać wbiła w niego wzrok, na co on odpowiedział czymś w rodzaju uśmiechu. Pokręcił przecząco głową, sięgając do kieszeni po telefon. Na wszelki wypadek, gdyby chciała wdać się w ewentualną rozmowę. — Musisz koniecznie spróbować zapiekanki, jest fantastyczna. Chodź, nie stój tu tak — zaćwierkała, na co nie zdążył nawet wykonać ruchu nim chwyciła go za ramię i porwała w kierunku zagraconej kuchni. Tak, tego mu było trzeba. Cholernej zapiekanki, przeciskania się między ludźmi i zaangażowania w imprezę. Wbrew jego wstępnym oczekiwaniom minęli kuchnię, ewidentnie zmierzając ku schodom prowadzącym na górę. Ha. Czyli jednak nie chodziło o zapiekankę. Zatrzymał się w pól kroku, zmuszając nieznajomą by zwolniła tempo i zechciała dać mu łaskawie moment na próbę nawiązania kontaktu. Dla odmiany werbalnego. Czuł na sobie jej skonsternowane spojrzenie, gdy stukał raz po raz w telefon, drugą ręką wciąż trzymając swój kubek. Wreszcie obrócił wyświetlacz w jej stronę i czekał, aż ta doczyta do końca. 「Zły pomysł. Spróbuj z kimś innym, jestem tu gościnnie.」 Gościnnie. Nawet po godzinach pracy Marshall miał kij w dupie i nie zanosiło się na to, by szybko miał się go pozbyć. Dziewczyna zamrugała kilkakrotnie, na jej twarzy pojawiło się coś na kształt chwilowego niezrozumienia, po czym klasnęła w dłonie i roześmiała się pogodnie. — Spencer, tak? Ten, co nie mówi? Wspaniale. Był "tym, co nie mówi". Pokiwał twierdząco głową w odpowiedzi, posyłając jej zmęczone, ale pełne wdzięczności spojrzenie. Przynajmniej nie zalała go falą współczucia. Przez moment panowała między nimi cisza, z jego strony sugerująca, że zasadniczo zakończył temat, z jej spowodowana jakimiś bardziej zaawansowanymi procesami myślowymi. Cokolwiek chodziło jej po głowie sprawiło, że nagle dostała wypieków na twarzy, a jej oczy zaświeciły żywo. Miała niesamowitą ekspresję, to trzeba było przyznać. Podziwiał na swój sposób. — Nie. Gadaj. Kurwa, czekaj, chyba coś załapałam, zostań. Eugene! — krzyknęła ile sił w płucach, co oderwało go na chwilę od poczucia urażonej dumy, iż odezwano się do niego komendą jak do psa. Nie wychwycił imienia, bo jej wrzask był tak głośny, że Marshall przestał przykuwać uwagę do tego co się właściwie dzieje. Poprawił okulary, które zaczęły zsuwać mu się po piegowatym nosie. Chwilę później ktoś wyrósł mu za plecami, a on uznał, że to był dokładnie ten moment, w którym miał już serdecznie dosyć niespodzianek. Chciał wrócić do domu. — Czy to nie jest ten... no wiesz. Ten tam, co ci go kiedyś wyszperałam w galerii na twoim telefonie? — zapytała podekscytowana, zupełnie ignorując jego obecność. Słowa skierowane były do osoby, która nadal sterczała za nim, więc w wreszcie sam się obrócił by zobaczyć o co tu chodzi. W pierwszej chwili nie połączył faktów, ale gdy przyjrzał się twarzy nieznajomego bliżej, okazało się... cóż. Że wcale nie był znowu taki nieznajomy. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Within the sound of silence Czw Paź 31, 2019 10:54 pm | |
| Na przyjęciu bawił się zdecydowanie lepiej niż Marshall. Być może warunkowane to było większą ilością znajomych mu twarzy, może fazą księżyca, a może po prostu faktem, że był raczej duchem towarzystwa, niż jego zjawą. W każdym razie, pojawił się nie po to, by podpierać ściany i raczyć się wątpliwej jakości trunkami dla przyzwoitych ludzi. Namówiony na noc wyzwolenia przywdział to co prezentowało się na nim niezgorzej, przeczesał włos i wparował radośnie, witany zewsząd serdecznymi uśmiechami i kubkami uniesionymi w toaście. Eugene miał wielu przyjaciół na kwadrans. Nie bywał uprzejmy bez przyczyny, gryzł jak wściekły pies, jednak superlatywy jakie osiadły na nim kokonem przystępności pozwoliły mu pławić się w kałuży błota interesownych, lecz wesołych więzi, jakie pozwalały mu bywać tu i tam. Powitany przez Marielle, znalazł się tuż obok w kilku długich krokach i wsparł na jej ramieniu, racząc nieznajomego powłóczystym spojrzeniem. Czy go rozpoznał? Bynajmniej. Nie był typem osobowości, która zaprzątała sobie głowę niuansami prawdziwej przyjaźni. Zapominał imiona, twarze, numery telefonów. Coś mówiło mu, że powinien na niego uważać, jednak zbagatelizował tę myśl, trąc się palcami po brodzie, przedłużając chwilę napięcia. - Nie sądzę. Tamten był chyba wyższy – rzucił na rybkę, przechylając głowę i mrużąc oczy. A może? Chłopak wyglądał niczym pomieszanie z poplątaniem. Nie przystosował się do klimatu, jaki tu panował i bardzo wyraźnie odstawał od reguł, jakie narzucał towarzystwu normatywny kodeks współżycia. Chciałoby się rzec – typowy introwertyk. Tylko co on tu jeszcze robił? Ktoś poklepał go po ramieniu, przekrzykując tony jakiegoś wyszperanego znikąd techno łoskotu. Eugene stracił Marshalla z oczu, kiwnął głową i trącił wyraźnie zafrasowaną swoim odkryciem Marielle w biodro. Głową wskazał jej kierunek. Cały spęd zaczynał dzielić się na cztery części. Pokój przy samym wejściu, największy i mieszczący najliczniej zwartą do kupy przyszłość narodu rozpękł się, wylewając pijaną raną w kierunku kuchni i podwórza. Część towarzystwa zajęła hol na piętrze, grupując na wyciągniętych kanapach, fotelach i taboretach – tam właśnie powinni się kierować. Reszta oddawała się czułym uściskom niczym wysypka, przylegając do ścian i kątów wszędzie tam, gdzie nikt im nie przeszkadzał. Przez spojrzenie Eugene'a przebiegł nieprzyjemny cień. - Ale bardzo miło będzie go przyjąć jako gościa honorowego na naszym małym sabacie. Jake chce się wyspowiadać z awansu. Udawaj, że nie wiesz tego ode mnie. Było w Spencerze coś, co kazało mu się zastanowić nad wcześniejszą, najwyraźniej pochopną oceną. Sposób, w jaki na niego spojrzał, grymas na twarzy, milczące przyzwolenie na to, by Mari ciągała go niczym szmacianą lalkę wszędzie tam, gdzie akurat aspirowała do objawienia. Czyżby dał jej kosza? Blondyn doskonale wiedział o luźnym podejściu dziewczyny do nowych znajomości. W końcu j a k o ś się poznali. Nie oceniał, nie chciał. Nie była to jego para kaloszy, by nimi nawigować. - No chodź. Tym razem naprawdę będzie fajnie – obiecał, przytykając palec do skroni. Chłopak stał i przysłuchiwał się im jak zaklęty. Nie ruszył się ani o milimetr, chociaż miał kilka doskonałych szans na to by dać nogę. To udowodniło mu, że istnieje jakakolwiek mała szansa na to, że może do końca tego wieczoru sam ustali, czy był on 'tym' facetem z galerii w telefonie, czy może Marielle po prostu miała za długi język i zbyt wybujałą wyobraźnię. - To jak? |
| | | Lian MeiSleepwalker
Data przyłączenia : 26/07/2019 Liczba postów : 70
Cytat : I'm enough to drive a saint to madness or a king to his knees.
| Temat: Re: Within the sound of silence Pią Lis 01, 2019 10:51 am | |
| Wyższy. Marshall zamrugał parokrotnie, jakby chciał powiedzieć "Przepraszam, słucham?", po czym skrzyżował przedramiona na piersi, uważając by nie rozlać przy tym swojej bezalkoholowej chmielowej herbaty. Nie dość, że w pewnym sensie był przewrażliwiony odnośnie własnego wzrostu, to fakt iż Eugene zmuszał go własnym do zadarcie głowy stanowił gwoźdź do trumny jego małego kompleksu. Nie wiedział jeszcze, czy ma zamiar zostać i uświadomić Pana Jestem-Zbyt-Zajebisty-Żeby-Pamiętać, czy też dać nogę. Trudna decyzja, a w jej podjęciu mógł przyjść mu z pomocą prawdziwy alkohol. Liczył się z tym, że w takiej sytuacji zmuszony będzie pominąć swoje wieczorne leki. Marshall przyglądał się jego twarzy, czasami poświęcając uwagę rozgadanej dziewczynie. Nie sposób było tego nie zrobić, taki ot, fenomen społeczny osób o żywej ekspresji. Uznał, że byłaby świetną prezenterką, gdyby tylko rozważyła pracę w tej branży. Na propozycję zaistnienia w jakiejś lokalnej Loży Szyderców jego brwi zbiegły się nad dużymi, ciemnymi oczami i pozostały w tej konfiguracji przez dłuższą chwilę. Nie wynikało to z niechęci, co najwyżej z próby połączenia kilku faktów, bo to niespodziewane spotkanie nadal zajmowało większą część jego uwagi. Czy miał jakiś lepszy wybór? Przyszedł godzinę temu, a gdyby znów wyszedł z imprezy po angielsku, miałby wyrzuty sumienia iż znów popadł w błędne koło alienacji. Uniósł telefon i przez moment utracił responsywność z otoczeniem, skupiony na pospiesznym klikaniu w wyświetlacz. 「Kimkolwiek jest Jake, będę milczał jak grób. Masz to na piśmie.」 Kącik jego ust drgnął i ostatecznie Spencer obdarował ich jednym z tych uśmiechów, przy których człowiek nigdy nie jest pewien, czy chłopak dobrze się bawi, czy akurat planuje jak wysadzić coś w powietrze. Tym razem wyjątkowo nie miał na myśli tej drugiej opcji, a przynajmniej nie na tę chwilę. Zgodził się uczestniczyć w tym... spędzie? Spotkaniu? Tym czymś, ale nauczony doświadczeniem zerknął znacząco na dziewczynę starając się dać jej do zrozumienia, że tym razem nie będzie potrzeby ciągnięcia go za sobą jak kota na smyczy, zmuszonego do spaceru. Pójdzie sam. To jak?Na to pytanie odruchowo uniósł rękę by odpowiedzieć ideograficznym znakiem wyrażającym zgodę, ale w całym tym ferworze zapomniał, że trzyma pełny kubek. Za późno dodał dwa do dwóch i wszystko rozlało się po kuchni ochlapując szafki i jego żółte trampki. Cóż. Teraz już rękę miał wolną, więc z przyzwyczajenia wymigał jedno, krótkie słowo. » Fuck. « Szczerze wątpił, by ktokolwiek w promieniu kilku najbliższych pokoi rozumiał język migowy, więc było to raczej powodowane bezradną chęcią ekspresji wewnętrznej irytacji niż faktycznym przekazem. Wspaniale rozpoczął nawiązywanie nowych znajomości. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Within the sound of silence Pią Lis 01, 2019 12:18 pm | |
| Także i jego brwi uniosły się wysoko na czoło, gdy Marshall zgodził się po cichu. Z każdą chwilą łączył pewne fakty, jednak jeszcze nie chciał przyznawać się nawet przed sobą, że może Marielle faktycznie nie dała się tym razem ponieść wybujałej fantazji. Przyczepiony wygodnie do jej ramienia odczekał we względnej ciszy, aż chłopak postawi ostatnią kropkę, kontemplując jego skupione spojrzenie, widoczne napięcie mięśni twarzy i resztę elementów składowych. Jakoś udało mu się ukryć przed światem, że czerpał z tego niewątpliwej jakości spędu coraz większą przyjemność. Byłby to niefortunny drugi raz, kiedy nie udało mu się życiem realnym uciec od wirtualnego, nie stanowiło to jednak powodu do płaczu. Bynajmniej. Mógł się za to zabawić lepiej, niż planował jeszcze chwilę temu. - Zatem postanowio... – W tym samym momencie iście akrobatyczne umiejętności manualne Marshalla dały o sobie znać, rozbryzgując się dookoła wonną, jasną plamą. Uniesione brwi Eugene'a podskoczyły nieco wyżej na czoło, a akompaniamencie perlistego śmiechu koleżanki świadkując wyraźnym początkom upodlenia ich nowego gościa. - Tobie już wystarczy – dodał, wyłapując jego wyraźne skonsternowanie i rodzącą się irytację. Zdarzało się. Chłopak nie był pierwszym i zdecydowanie nie ostatnim, który postanowił pozostawić po sobie ślad. Powinien się cieszyć, iż ten nie był wyrazem odczuć bardziej wewnętrznych. Wymigana próba przekleństwa utwierdziła go jedynie w przekonaniu, iż milczące poddaństwo nie było jedynie efektem dziwnych, zboczonych gierek, jakich mógłby podjąć się w osobliwej próbie ucieczki od niechcianych konwersacji. Tak, to zdecydowanie był ten, który nie mówił. Alleluja, miło Cię poznać. - Zostaw to. Ktoś jutro sprzątnie. – Po raz drugi szturchnął Mari biodrem, przeczuwając, że ta palnie coś idiotycznego. Jego umiejętności językowe stały wysoko ponad granicą przyjętej normy i tak, cholera, zrozumiał wszystko doskonale, jednak noc była młoda, a sytuacja zbyt ciekawa, by od razu odkrywać wszelkie karty. Pchnął dziewczynę ku schodom i sam przejął smycz Spencera, kładąc mu ręce na ramionach i nawigując w tłumie ludzi wolnych aż do pierwszego dnia tygodnia roboczego. Małym pokazem władzy chciał sprawdzić, na ile może sobie pozwolić, a co przekraczało barierę dobrego smaku. Prześlizgiwali się powolnym slalomem, podążając za wesoło kręcącymi się biodrami ich, teraz, wspólnej koleżanki. Palce obu dłoni zacisnęły się na szczupłych ramionach pewnie i ze zdecydowaniem. Marshall miał wszelkie prawo do wyrwania się, pomstowania na gwałt strefy komfortu i bóg wie co jeszcze siedziało mu w głowie, Eugene jednak świadomie i z ukontentowaniem zabezpieczał jego tyły przed ewentualnym odwrotem. Na zażalenia przyjdzie fakt później, teraz powinien zwrócić większą uwagę na to, co miał przed sobą. - Uważaj jak idziesz – skłonił się i szepnął mu do ucha, wspierając przy zachowaniu pionu w momencie, gdy ten o mało nie odbił się od tańczącej na środku pokoju pary. Niewidzialny dla Spencera uśmiech poszerzył się, jako iż w lwiej części to on odpowiadał za zamieszanie, zupełnie nie wykazując skruchy. Puścił go dopiero, gdy wspiąwszy się po schodach na piętro wreszcie sięgnęli kanap. Gdzieś w centrum, niczym słońce, lawirował ciemnowłosy, wyraźnie czymś ukontentowany mężczyzna, którego przyzwoitość białej koszuli i spodni w kant psuł narzucony luźno na szyję krawat wyszywany kocimi mordkami w stylu vintage. Tak właśnie Marshall miał okazję poznać Jake'a, jego awans i informację o tym, że za kilka miesięcy zostanie dumnym ojcem. Eugene pozostawił chłopaka samopas, dając mu wolną rękę w kwestii tego, gdzie ten siądzie, czy ten siądzie, czy się przywita, jak to zrobi i dlaczego. Wcisnął się wygodnie na obszerny fotel, natychmiastowo przyklejając do boku siedzącego tam już kumpla. Ciągle nie spuszczał z niego wzroku, obserwując próby aklimatyzacji i zachowanie, niczym klatkę z dzikim zwierzątkiem wewnątrz. Za plecami drugiej osoby skrył dłoń z telefonem, na który ukradkiem zerkał, policzkiem wtulony w ramię rudzielca, gdy pozwalał sobie na szybko wystukać wiadomość: 「Myślałem, że stronisz od takich rozrywek, imprezowy zwierzaku.」 |
| | | Lian MeiSleepwalker
Data przyłączenia : 26/07/2019 Liczba postów : 70
Cytat : I'm enough to drive a saint to madness or a king to his knees.
| Temat: Re: Within the sound of silence Pią Lis 01, 2019 1:10 pm | |
| Tak, był wdzięczny, że rozlał jedynie bezalkoholowe piwo, a nie treść własnego żołądka. Jego popołudniowe sushi było póki co bezpieczne, nie chciał się nim też dzielić. Odetchnął ciężko, wyrażając tym samym ostateczne zrezygnowanie i skwapliwie skinął głową. Przeskoczył tylko nad bezkształtną kałużą, nie chciał mieć tego badziewia w trampkach. Widząc jak blondyn zachodzi go od tyłu poczęstował go spojrzeniem pod tytułem "Czekaj, chwila, co ty wyprawiasz?", ale Eugene specjalnie się tym nie przejął. Albo wygodnie nie zauważył, że Marshall nie dalej jak chwilę temu zaanonsował, że jego zdolność samodzielnego poruszania się w tłumie nie jest równie upośledzona co jego zdolności wokalne. I tyle byłoby z jego autonomiczności, prywatnej przestrzeni i ogólnego nietykalstwa. Znów ktoś manewrował nim i zmuszał do przemykania pomiędzy całą tą zdegenerowaną bandą alkoholików, nie wspominając o tym, że właśnie wyraził chęć na dołączenie do wyżej wspomnianych. Czuł lekko zaciśnięte palce mężczyzny na swoich ramionach, i to nawet przez grubą, czarną bluzę. Nawet gdyby spróbował, raczej nie dałby rady wykręcić się tak łatwo. Uważaj jak idziesz.Gdyby mógł, zakląłby donośnie na to niespodziewane pogwałcenie jego nietykalności. Ciepły oddech prześlizgnął mu się po skórze, a choć nadal przestępował krok po kroku do przodu, jego i tak duże oczy uchyliły się szerzej, a twarz przybrała wyraz głębokiej konsternacji. Na litość boską, potrzebował tego alkoholu. Okazja nadarzyła się chwilę później, bo na etażerce przy schodach zauważył kilka butelek piwa z prawdziwego zdarzenia. Podebrał w pośpiechu jedno i postarał się nie wywinąć orła na stopniach. Weszli najwyraźniej w trakcie jakiejś żywej debaty, a lawirujący pośród paru innych osób czarnowłosy mężczyzna wyglądał, jakby miał za sobą już co najmniej kilka kolejek, choć trzeba mu było przyznać, że trzymał się lepiej niż większość. Zdezorientowany tym całym obrazem nawet nie spostrzegł, że otaczające jego ramiona dłonie zniknęły, i dopiero gdy Eugene uplasował się w fotelu Spencer zdał sobie sprawę, że odzyskał iluzję samodzielności. Widząc pytające spojrzenia wystrzelone w jego kierunku uniósł tylko rękę do góry w geście powitania. Na ten moment na szczęście to wystarczyło, ale szybko skierował wzrok na wyświetlacz telefonu, który nieoczekiwanie zawibrował mu w ręce. Eugene. Momentalnie uniósł głowę i odpowiedział mu cierpkim uśmiechem. 「Myślałem, że zwichniesz mi bark na schodach, cholerny gestapowcu. Having fun?」 Usiadł po turecku przy stosie zrzuconych z kanapy poduszek i odłożył telefon na kolano. Otworzył sobie piwo i zajrzał do butelki, z satysfakcją witając smak mniej bezpłciowy niż to, co pił jeszcze przed chwilą. Rzadkim był widok Marshalla decydującego się na ucieczkę w procenty. Leki skutecznie odcięły go od tej możliwości, a wyjątki czynił jedynie od czasu do czasu. Ktoś przysiadł się niezobowiązująco, na co Spencer odkleił się od butelki i napotkał rozluźniony uśmiech innego mężczyzny. Miał tyle kolorów we włosach, że od całej tej pstrokacizny Marshall dostawał wewnętrznych spazmów. O dziwo jego oczy miały ładną, szaro-błękitną barwę i z jakiegoś niejasnego powodu poczuł się w jego towarzystwie swobodniej. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Within the sound of silence Pią Lis 01, 2019 8:23 pm | |
| 「Dzięki, staram się regularnie ćwiczyć.」 Spojrzał gdzieś w bok, na ścianę, gdzie tania kopia dzieła jakiegoś impresjonisty starała się współgrać z przerośniętą sadzonką fikusa. Powinien to jakoś pociągnąć? Może zapytać o coś? Czy było w Marshallu cokolwiek, czego jeszcze nie wiedział, a co mogło go interesować, skoro już tematyka samego spotkania nieszczególnie go zajmowała? Jake popłynął benefitami objęcia stołka starszego analityka w swojej firmie, pyszniąc się dokonaniem bardziej, niż zbrzuchaceniem krótko obciętej blondynki wciśniętej pomiędzy Marielle i kolejną dziewczynę. Powinien, zapracował sobie na to. Nadgodziny i ogrom pracy jakiego się podjął były czasem dobrze zagospodarowanym wobec nadchodzących dla nich zmian. To był już ten wiek, gdzie większość znajomych z rocznika i pracy stabilizowała własną przyszłość, wiążąc się, zakładając rodziny, kupując psa i suva na weekendowe wypady. Brawo Jake, dorosłeś. Rudzielec przy jego boku szepnął mu coś do ucha i obaj zatrzęśli się od współdzielonego dowcipu. Zdecydowanie niemiłego i zdecydowanie na temat gwiazdy tego sabatu. Ktoś wzniósł toast, inny ktoś głośno poskarżył się na doskwierający mu brak alkoholu, ktoś przypomniał sobie prawie wszystkim znaną anegdotę, której bohaterami dla odmiany był tęczowowłosy chłopak obok Marshalla, Mari, blond dziewczyna Jake'a i dwójka innych, zebranych tu osobistości. To na chwilę odwróciło uwagę skupianą na Spencerze. 「Na Tony'ego uważaj. To taka Mari, tylko bez stanika.」 Rzucił Marshallowi spojrzenie spod jednej uniesionej brwi, wyginając kącik ust w półuśmiechu. Bawił się względnie znakomicie, zdecydowanie lepiej niż prawdopodobnie powinien, zważywszy na fakt, że jeszcze niewiele się działo. Wszyscy z nich byli zbyt starzy i poważny na pijackie zabawy i wyzwania, więc jeżeli Spencer spodziewał się czegokolwiek godzącego w jego godność bardziej niż to uczyniono do tej pory, wróci do domu srodze rozczarowany. Rudzielec spojrzał na chowany do kieszeni spodni telefon i na wzdychającego z rozbawieniem kolegę, zaraz koncentrując wzrok na nowym w towarzystwie. To nie tak, że znali się tu wszyscy – pochodzili z różnych środowisk, każdy z nich był znajomym innej osoby, a łączył ich jedynie fakt, że pomimo niesnasek i dziwnych przygód jeszcze nie znienawidzili się do takiego stopnia, by nie móc na siebie patrzeć. Marshalla na żywo widział jednak po raz pierwszy. - Hej, Genie. Przedstaw nam swojego kolegę. – Panie i panowie zastrzygli uszami, Jake przerwał dywagowanie na temat lokowania nadwyżki wypłacanej mu pensji. Eugene przyjął skonsternowany grymas, udając przez chwilę, że nie rozumie polecenia. - Nie znam go. – Wzruszył ramionami i rzucił Spencerowi spojrzenie atakującego grzechotnika. - Pierdolisz. Przecież go przyprowadziłeś. – Rudzielec odchylił się od niego, klepiąc go po ramieniu. - Nie ma się czego wstydzić.- To Mari go upolowała tam na dole. Mari, przedstaw kolegę.Marielle, jakby nieświadoma tego jak spochmurniało spojrzenie Eugene'a, klasnęła w dłonie z charakterystyczną dla siebie werwą i przejęła pałeczkę wodzireja. Co zdarzyło się w Vegas, pozostawało w Vegas. |
| | | Lian MeiSleepwalker
Data przyłączenia : 26/07/2019 Liczba postów : 70
Cytat : I'm enough to drive a saint to madness or a king to his knees.
| Temat: Re: Within the sound of silence Sob Lis 02, 2019 2:48 pm | |
| Zignorował pierwszą wiadomość, starając się skupić na towarzystwie i głównym wątku całego spędu. Jedynym plusem uczestniczenia w tym prywatnym wiecu był fakt, iż prawdopodobnie z racji wieku oraz smętnych resztek godności człowieka żadnemu z nich nie przyszło do głowy, by zaproponować jakąś durną, pijacką gierkę pokroju butelki lub siedmiu minut w niebie. Nie był rozczarowany tym brakiem, był bardziej niż wdzięczny. Telefon znów zawibrował mu na kolanie, na co zniecierpliwiony już brunet zastygł w pół drogi do ust z butelką w ręku. Szybko przeleciał wzrokiem po tekście i nieznacznie zmrużył oczy. 「Spokojnie, nigdy nie miałem fantazji by przelecieć papugę.」 Wiadomość pofrunęła na drugi koniec pokoju, przy czym dopiero teraz Spencer zastanowił się dlaczego właściwie obrali taki sposób konwersacji. Powód, dla którego Eugene wciśnięty w fotel i rudzielca z wyjątkowo makiawelistycznym uśmiechem słał mu sms-y pozostawał niejasny i zaczynało go to drażnić. Ktoś roześmiał się głośno, więc zawrócił swoje myśli na uprzedni tor. Otaczało go mnóstwo obcych ludzi, których dla własnej wygody i z przyzwyczajenia usiłował rozróżnić, posegregować i przypiąć stosowne etykietki. Każdy z nich z pewnością był ekstrawertykiem co czyniło Spencera ponurym wyjątkiem, ale alkohol nie takie barykady forsował. Kwestią czasu było, aż rozluźni się zupełnie i może - kto wie? - poczuje się swobodnie na tyle, by własnowolnie wejść w jakąś interakcję z kolorowym zbiorowiskiem. Zakrztusił się piwem, kiedy nieoczekiwanie uwaga skupiła się na nim. To było zbyt szybko i tak na dobrą sprawę, to sam nie wiedział czy w ogóle chce się przedstawiać. Możliwe, że gdyby się przemógł i jednak to zrobił, ktoś skojarzyłby go piąte przez dziesiąte; w przestrzeni internetowej był w pewnym stopniu rozpoznawalny, aczkolwiek połączenie twarzy, której bez potrzeby w sieci nie publikował z inicjałem M. S. konotowanym z wypracowanym przez lata, cyniczno-bezpośrednim stylem mogło stanowić trudność. Uniósł telefon z zamiarem wystukania czegoś gwoli wyjaśnienia swojej obecności na tym wesołym spędzie, ale wówczas do dyskusji został włączony Eugene. Nie znam go.Uśmiech na moment zniknął z twarzy Marshalla jak światło z przepalonej żarówki. Tylko na chwilę, zupełnie jak jakiś niepokojący glitch. Cokolwiek pojawiło się w głowie Spencera, pozostało w środku zmyślnie zamaskowane kolejnym, nieco zmęczonym grymasem. Nie odniósł się nijak do kłamstwa, które przez kilka sekund zawisło w powietrzu pomiędzy nim a blondynem. Sam fakt, że pisał do niego sms-y świadczył, iż nie byli sobie tak do końca obcy. To drobne niedopowiedzenie można było zdemaskować w mgnieniu oka, aczkolwiek o dziwo tego nie zrobił. Po prostu odwrócił od niego spojrzenie i unikał go w iście teatralnym stylu. Ciemne oczy o sarnim, migdałowym kroju osiadły wyczekująco na Marielle, której imię wreszcie udało mu się poznać. Już nie była bezimienną, irytującą świergotką, co automatycznie wyzwoliło falę spontanicznej sympatii wobec jej osoby. Tylko co mogła powiedzieć na jego temat? 「Wiem, że nazywanie mnie Tym, Który Nie Mówi jest wygodne, ale posiadam imię. Marshall Spencer. Mam dwadzieścia cztery lata i zgaduję, że jestem tu najmłodszy. Sam niedawno dostałem awans, jestem redaktorem naczelnym działu on-line w Daily Record, dlatego Jake, gratuluję.」 Przekazał telefon Marielle, oszczędzając sobie bezsensownego trudu ze skakaniem od osoby do osoby. Wykorzystując moment, w którym uwaga wszystkich skupiona była na wyświetlaczu, rzucił wyjątkowo niechętne spojrzenie w kierunku Eugene i gdy ich oczy się spotkały, dyskretnie pokazał mu środkowego palca. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Within the sound of silence Nie Lis 03, 2019 12:39 am | |
| Rudy Theodore ewidentnie prosił się o guza. Nie od dzisiaj Eugene utrzymywał, iż jego życie prywatne należy tylko i wyłącznie do niego. Nie lubił, kiedy zebrani dookoła ludzie wiedzieli zbyt wiele. Być może nie czuł się ze swoim życiem na tyle pewnie, by wpuścić do niego innych bez nałożenia dotychczasowych ograniczeń, a być może po prostu nie wyznawał komunistycznych wartości ludzkiej wspólnoty. Był zazdrosny o wszystko, co sobie przywłaszczył, traktując każdy nietakt zapytania niczym personalnie wymierzony atak. Szybko też skonstatował, iż Marshallowi najwyraźniej to nie pasuje. Kwaśny grymas wypełzający na drobną twarz jakoś dziwnie mu pasował – Eugene chętnie widywałby go częściej w podobnym nastroju. Nie było to do końca przyjacielskie, miał tę przykrą świadomość, nie mógł się jednak odgonić od myśli, że wyglądało to cokolwiek pasjonująco. Odłożył telefon uznając, że bezpieczniej będzie powstrzymać się od uroczej konwersacji. W zamian za to spił uważnie wyartykułowane przez Marielle powitanie, wspierając policzek na dłoni i przeskakując spojrzeniem po zebranych, zatrzymując je w końcu na Jake'u. Ten nieco urósł. Lubił komplementy jak każdy, nie obrastał w piórka samozachwytu bezpodstawnie i nie osiadał na laurach w połowie drogi. Dobrze zainwestowana uprzejmość mogła się opłacić Spencerowi w późniejszym momencie, chociaż chłopak raczej nie wyglądał na kogoś, kto spodziewa się pociągnięcia nowych znajomości. Inne zdanie na ten temat miała Mari, która w kilka chwil po odczytaniu krótkiej formy dorzuciła swoje personalia do puli kontaktów, wspierając je numerem telefonu i szybkim selfie. Marshall dorobił się koleżanki. Przewrócił oczami na ten jednoznacznie wymierzony w niego gest dziecinnej arogancji. Przełykał już mniej smaczne pyskówki, dlatego prócz uniesienia brwi nie wykonał żadnego konkretnego ruchu w kierunku adekwatnej odpowiedzi. Ogień sabatu dopiero się rozpalał, także przewidywał wiele lepszych okazji do nawiązania nici porozumienia. Może i byli starzy i nudni, jednak nie musieli uciekać do łóżek po wybiciu dwudziestej. Już wcześniej do jego uszu doszły plotki o tym, że niektórzy planują mały after w lokalnym klubie nocnym. Szczęść im boże, dorosłość ciężko było przełknąć bez popicia. - Choroba, wypadek, czy się taki urodziłeś? – Theodore nie zawiódł, po chwili głębokiego namysłu atakując nieświadomego zagrożenia Spencera. Nie miał co prawda złych intencji, nie planował go rozjuszyć, czy zasmucić, wrodzony brak wyczucia nie przysparzał mu bynajmniej sympatii. Na jego korzyść przemawiał chyba jedynie fakt, że koleżanka z pracy – Mari - ręczyła za niego głową, czego teraz najwyraźniej zaczynała żałować. Kolorowowłosy Tony parsknął urywanie, nudna dziewczyna z jego grona zakrztusiła się słodkim koktajlem, blond sympatia Jake'a przymknęła oczy, przykładając dłoń do skroni. Ciekawość zżerała wszystkich, jednak jedynie rudzielec miał jaja, żeby ją jakkolwiek uzewnętrznić. W spojrzeniu Eugene'a czaiło się zapytanie, czy może Marshall zrozumiał, czemu nie lubił dzielić się wszystkimi nowinkami. Z tym musiał jednak poradzić sobie całkowicie sam. - O mój boże, Teddy, nie możesz tak po prostu pytać ludzi, dlaczego są niemowami! – Mari, niczym matka lwica, uniosła się w imieniu Spencera. Smukłe palce zacisnęły się na cienkiej obudowie telefonu. - Hej, przepraszam za tego dupka. Nie musisz odpowiadać. – Odwróciła się w kierunku nowego, zaciskając usta i brzydko marszcząc czoło. |
| | | Lian MeiSleepwalker
Data przyłączenia : 26/07/2019 Liczba postów : 70
Cytat : I'm enough to drive a saint to madness or a king to his knees.
| Temat: Re: Within the sound of silence Nie Lis 03, 2019 9:56 pm | |
| Był posiadaczem najbardziej enigmatycznego uśmiechu świata. Co prawda ich wybór był ogromny, ale ten najbardziej typowy posiadał asymetryczny rys i lekko niepokojące, odległe spojrzenie. Nigdy nie podejrzewałby, że komuś ów grymas może przypaść do gustu, bo zazwyczaj ten sam powodował u jego współpracowników ciarki na plecach i niemiłe poczucie, że na standupie dostaną soczystą zjebę. Pytanie rudzielca sprowadziło go na ziemię, aczkolwiek Marshall nie runął z łoskotem. Przyzwyczaił się do podobnych rzeczy, ludzie byli ciekawskimi stworzeniami i wszystko co odstawało od ogólnie przyjętej normy stanowiło źródło zainteresowania. 「Wypadek przy pracy, ale wolałbym nie wchodzić głębiej w ten temat. Jestem niemową od pięciu lat, zdążyłem przywyknąć.」 Do tej pory Spencer nie zwierzył się nikomu z powodu swojej niepełnosprawności, tym razem również nie miał zamiaru robić wyjątku. Mógł co prawda skłamać, ale takie ekwilibrystyczne krążenie wokół tej kwestii zwyczajnie nie miało sensu. Zakończył ten wątek popijając swoje piwo i poprawiając odruchowo golf czarnej, przydużej bluzy. Towarzystwo prawdopodobnie nawet i bez alkoholowego wsparcia nie zwróciłoby na ten detal uwagi, a mówił on więcej niż Marshall byłby skory. Każdy miał swoje tajemnice i tak samo jak Eugene, on trzymał własne na dnie bezpiecznej, milczącej szuflady. Parsknął bezgłośnym śmiechem, przecierając oczy nasadą wolnego nadgarstka i z większą niż uprzednio sympatią zerknął w kierunku Mari. Stała się jego nieoczekiwanym sprzymierzeńcem, za co był jej wyjątkowo wdzięczny. Nadal nie był zainteresowany zapiekanką, ale zaczynał ją lubić. Wyczuł na sobie spojrzenie Pana Papugi, po czym wyrzucając z odmętów świadomości lakoniczne ostrzeżenie Eugene'a odpowiedział na zainteresowanie cieplejszym już uśmiechem. Jego piegi rozsypane na nosie i skroniach uwidoczniły się, gdy za tło posłużył subtelny pijacki rumieniec. Jego tolerancja na trunki drastycznie zmalała, biorąc pod uwagę przedłużającą się abstynencję powodowaną przyjmowaniem całego kalejdoskopu magicznych pigułek normujących jego aspołeczną osobowość i inne mankamenty charakteru. Nie miał za złe, iż Theodore nie krępował się i zadał to pytanie, które wisiało od jakiegoś czasu w powietrzu. Spodziewał się go prędzej czy później, a i tak było to lepsze niż lawina sztucznego, niezręcznego współczucia z jakim czasami się spotykał. W pełni rozumiał, naturalny ludzki odruch. 「W porządku, nic się nie stało. W końcu nikt mnie tu nie zna, prawda?」 Wyklikał do Mari krótką wiadomość, rzucając przy tym oschłe, w pewnym sensie wyzywające spojrzenie w kierunku Eugene'a. Skoro chciał prowadzić tę gierkę, w porządku. Pewne doświadczenia sprawiły, że Spencer z łatwością odnalazł się w sytuacji i przyjął jej warunki nie dociekając powodu. Zachowanie blondyna budziło wspomnienia, które Marshall wolałby zostawić za sobą, jednak regularnie coś wybijało go z tego wygodnego toru zapomnienia i jego próby odcięcia się od przeszłości ściągały go z powrotem do pewnych wydarzeń. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Within the sound of silence Nie Lis 03, 2019 10:42 pm | |
| Theodore spochmurniał na chwilę, ale zaraz przewrócił oczami i wbił się w fotel. Zirytowanym pomrukiem zareagował na wyszeptane nisko do ucha 'jesteś kretynem', nim Eugene odchylił od niego, z innej obecnej u siebie kieszeni wyciągając paczkę papierosów. Wiedział, że zaraz wszyscy o tym zapomną, jednak dezaprobata w oczach Marielle podziałała mu na nerwy. Nie po to przyszedł się posocjalizować zresztą dawno niewidzianych znajomych, by wynosić za sobą złe wrażenie. Byłby wyszedł z blondynem złapać nieco świeżego powietrza, jednak w tej konfiguracji zdawało się to nie mniej rozsądne niż wchodzenie do klatki z tygrysem. Niby wiedział, że nie powinien go w to wciągać, ale jednak nie mógł się powstrzymać. Ciepło uśmiechająca się koleżanka po jego lewicy poklepała go po kolanie i wzruszyła ramionami, co miało w jej mniemaniu podsumować całą tę dziwną sytuację. Zrozumiał, odczucia miał bardzo podobne. Eugene za to dźwignął się z gracją, wyprostował, strzepując schludnie spodnie i przerwał narosły ponad towarzystwem niezręczny kokon ciszy. - Idę od was odpocząć, panowie i panie, ale kiedy wrócę, a zrobię to niedługo, chcę usłyszeć wszystkie soczyste plotki na temat Twojej ślicznej dziewczyny, Jake. – Puścił jej oczko, zupełnie ignorując fakt, że znajomy natentychmiast nadął się niczym za mocno nadmuchany balon i wywarczał w jego kierunku coś na kształt „Sarahtykutasie”. - Tak, tak, opowiesz mi wszystko za dziesięć minut. – Przecisnął się pomiędzy nim i ciągle zajmującą centrum wszechświata Marielle, właśnie zwracającą Spencerowi jego telefon. Pogłaskał ją po głowie, pochylając się lekko i bardzo ładnie prosząc: Jeżeli ktoś będzie szedł na dół po coś do picia, zorganizujesz mi szklankę wody, skarbie? Nie poczekał na odpowiedź. Prześlizgnął się, wydostał z okręgu i przeciągnął, prostując nogi i wyciągając ramiona. Przerwy na papierosa potrzebował by uniknąć konieczności przeszczepu mózgu, musząc siedzieć tam dłużej i słuchać dalszego użalania się nad średnio interesującymi błahostkami. Dobrze wiedział, że wspomniane dziesięć minut zupełnie wystarczy, by oczyścić atmosferę. Marshall nie był pierwszym indywiduum w ich małym stadzie – co jakiś czas inna osoba przyprowadzała znajomego z pracy, nową miłość, kumpla z siłowni, dawną przyjaciółkę z czasów nastoletnich. Zazwyczaj rozchodzili się we względnym pokoju, z jakiegoś niezrozumiałego powodu nie przywykając do rzucanych pomiędzy sobą uwag, uszczypliwości i masy innych pierdół. Ostatnim, który jakoś się zaaklimatyzował był Theodore. Wcześniej dziewczyny od Tony'ego, sam Anthony i Eugene. Jego wciągnęła Mari, ona znała najprawdopodobniej połowę Nowego Jorku, drugą połowę mając na liście szybkiego kontaktu. Ciekawe, czy Spencer miał jakąś szansę podzielić ich wesoły los. Eugene nie był pewien, czy bardziej by go to zmartwiło, czy rozbawiło. Milczący czy nie, był jak pierwsze zwierzątko czasów szczenięcych. Z chęcią zignorowałby wszystkie elementy odpowiedzialnej opieki na rzecz przyglądania się temu, jak biega w kółeczku i wyjada nasiona. Miał przyjemną twarz i nieutemperowane nastawienie. Zupełnie tak, jak to Eugene lubił. Przymknął za sobą drzwi, dobijając do balkonowej barierki i wychylając się poza nią w sposób prawie że niebezpieczny. Widział skłębionych na parterze ludzi zanoszących się śmiechem wobec tematów nie przeznaczonych jego uszom. Z ciężkim westchnieniem postukał filtrem o wciąż nagrzany słońcem metal i przyłożył go do ust. Zaciągając się głęboko gdy odpalił wyciągniętą z kieszeni rudzielca zapalniczkę. Rzadko kiedy miewał własne – przestał się w nie zaopatrywać po piętnastej zabranej mu z rzędu na jakiejś dennej imprezie letniej na plaży. Jeżeli chciał to dobrze zapamiętać, musiał sobie ułożyć jakiś nowy plan. Miał na to jedynie dziesięć minut i, wszelkie niebiosa, było to tak mało czasu. |
| | | Lian MeiSleepwalker
Data przyłączenia : 26/07/2019 Liczba postów : 70
Cytat : I'm enough to drive a saint to madness or a king to his knees.
| Temat: Re: Within the sound of silence Nie Lis 03, 2019 11:09 pm | |
| Pracując jako dziennikarz Marshall miał przyswojone pewne mechanizmy społeczne. Redakcja, a zwłaszcza piętro na którym gnieździł się cały jego zespół wraz z własnym gabinetem były istnym piekłem, głośnym i zabieganym. Nikt nie miał czasu na uprzejmości, konwenanse zostawały za drzwiami, a na porządku dziennym co chwilę ktoś krzyczał "kurwa, pięć minut po deadlinie!". Gdyby sam mógł krzyczeć, pewnie nikt długo by tam nie wytrzymał. Sączył za to ze swojej małej samotni ponaglające, kąśliwe maile i w zasadzie to był główny sposób marshallowej komunikacji z zespołem. Na korytarzu na ogół schodzili mu z drogi, co biorąc pod uwagę jego wzrost i wiek było czymś komicznym i niezrozumiałym dla osób z zewnątrz. Spencer nie owijał w bawełnę, nie pozostawiał na ludziach suchej nitki, był surowy, ale przede wszystkim - był sprawiedliwy. Nie spieszył z oceną, analizował wszystko konsekwentnie krok po kroku i dopiero na koniec wydawał jakiś osąd. Dzięki temu pomimo swojego piekielnego temperamentu miał piekielnie dobry i zgrany team. Znał każdego, bo sam wyłuskał i wybrał swoich współpracowników, nie raz zmuszając ich do podjęcia wysiłku, inicjatywy, narzucał tempo i wypychał ich na głęboką wodę. Często widział w nich więcej niż oni sami, odkrywał na co ich stać nim jeszcze się o tym przekonali. Być może dlatego nie opuścił towarzystwa po pięciu minutach i bardziej obserwował niż uczestniczył w tym wesołym sabacie. Zauważył, że Eugene zwija się na papierosa i nie wyglądało na to, by Marshall miał zamiar odbierać mu tę małą przerwę od czyjejś obecności. Rozumiał, sam stosował i nawet jeśli kusiło go by zapalić, uznał, iż poczeka aż ten raczy wrócić i dzięki temu nie będą zmuszeni udawać, że cieszą się wymuszonym spotkaniem. Dobił do dna butelki, a korzystając z tego iż Jake skoczył do kuchni po wodę i zapas alkoholu, sięgnął po następną. Nie zdążył jej jeszcze otworzyć, a już zaatakowały go nieprzyjemne wyrzuty sumienia. Nikłe pojęcie o tym, że rano prawdopodobnie będzie umierał odsunął zręcznie na dalszy plan. Ostatnie piwo, tak sobie obiecał. Inna rzecz za to zaczęła zaprzątać mu głowę, a na jego twarzy pojawił się grymas, który świadczył o tym, iż Spencer zapomniał o czymś ważnym. Uniósł rękę w geście skruchy i na moment wywinął się z towarzystwa, zbiegł po schodach i zajrzał do przedpokoju. Jego longboard nadal stał oparty o ścianę ze stojakiem na parasole, więc na wszelki wypadek go zabrał, by potem nie rozpaczać nad stratą. Nie ufał ludziom, a wzór z białym wężem oplecionym i wgryzionym w karminowe jabłko na czarnym tle decka był aż nadto kuszący, by zakosić go do domu nawet tylko jako ładną ozdobę. Wsunął się do pokoju, by zająć uprzednie miejsce i z niejaką ulgą odkrył, że jego piwo wciąż tam było. Potrzebował odrobiny płynnej odwagi, by documować do końca tego spotkania i jednocześnie nie wyjść na aspołecznego mruka - którym w zasadzie, to był. Nikt nie musiał wiedzieć. 「Coś przegapiłem?」 Napisał do Mari, która z kompletnie niezrozumiałego dlań powodu od początku ich krótkiej znajomości sprawiała wrażenie przychylnej nawet po tym, jak dał jej kosza. Trudno było jej w sumie nie polubić, miała zdolność zjednywania sobie ludzi. Ich hermetyczna impreza dobiła do momentu, w którym wszyscy zorganizowali sobie jakieś wzajemne, małe grupki wspólnych interesów i nie sypali anegdotkami na lewo i prawo. Jako nowa osoba w towarzystwie odczuł ulgę, bo dzięki temu przestał być postrzegany jako ładny breloczek do czyichś kluczy. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Within the sound of silence Nie Lis 03, 2019 11:56 pm | |
| Marielle była przemiła, zwłaszcza kiedy czegoś chciała. Nikt, nawet Eugene, nie mógł odmówić jej troski o dobro drugiego człowieka. Jej przywary wychodziły na wierzch pierwsze, dlatego dobre wrażenie jakie po sobie pozostawiała znali raczej nieliczni. Przede wszystkim była jednak wesoła i ciężko było się od niej odpędzić. Doskonale zdawała sobie sprawę, że posiłek, na który trzeba poczekać jest lepszy niż łatwe, szybkie danie. Jeszcze nie obudziła w sobie uczuć wyższych wobec Marshalla, jednak drogą dedukcji można było założyć, że prędzej czy później będą zaczną posyłać sobie niewiele znaczące wiadomości z informacjami na temat przeżywanego dnia. Wyrachowanie skraplające się na chłopaka uczynną atencją kiedyś sprowadziło pomiędzy jej ciepłe uda chyba każdego, kto dziś pokazał swoją twarz na zgromadzeniu. Tak zawierały się względnie niedopracowane przyjaźnie, kołyszące ich relacje lekkim rytmem wspólnej historii. Niespodziewanie zirytowany Eugene cisnął niedopałkiem przed siebie, dając sobie kilka kolejnych minut na oczyszczenie myśli i rozpalenie kolejnego papierosa. Im dłużej o tym myślał, tym bardziej beznadziejną sytuacja mu się objawiała. Podminowanie było standardową składową jego dnia, dziś jednak zaatakowało zdecydowanie zbyt późno. Tolerował Mari i zazwyczaj z ochotą wdawał się w jej gierki walki o atencję, tym razem jednak sprawy miały się nieco inaczej. To on zainteresował dziewczynę Spencerem. Powinien jej ograniczyć dostęp do swojego telefonu. Wyszperane z galerii zdjęcie, jakim go Marshall obdarował bardzo przypadło jej do gustu. Gdy tylko zauważyła dalszą drogę eksploracji tematu, chwyciła się jej niczym głodny miski z zupą. Ona jedyna z całego zebranego tu towarzystwa doskonale zdawała sobie sprawę z prostoty jego kłamstwa. Znała go najlepiej i najdłużej ze wszystkich – umiała rozpoznać sączoną przezeń nieprawdę i spijała ją z ukontentowaniem. Papieros się wypalił. Pora było wracać. - Zatem, Jake, zgodnie z umową – co dalej? Zamieszkacie razem? Chyba nie w Twoim garażu? – rzucił, gdy powrócił, odbierając od kumpla szklankę z wodą i znowu zajmując miejsce przy nadzwyczaj wyluzowanym rudzielcu. Przygniótł jego udo, za co dostał strzał po swoim i kilka obelg wysyczanych prosto w brzuch. Uczynnie usadowił się mniej ekspansywnie, wymyśloną agresję chowając do kieszeni na potem. Jedynie udawał, że słuchał. Kątem oka przyuważył, że Spencer ma się lepiej niż dobrze, wetknięty pomiędzy kolorowowłosego i Marielle, dlatego nie zaryzykował doń kolejnego sms'a. Nieco nieobecny obracał pomiędzy palcami swoim telefonem, co jakiś czas przytakując i rzucając normatywnie neutralne pytania dla podtrzymania tematu, myślami będąc jednak gdzieś indziej. Tak minęło kolejne dziesięć minut wesołego wymieniania poglądów na sprawy przyziemne, |
| | | Lian MeiSleepwalker
Data przyłączenia : 26/07/2019 Liczba postów : 70
Cytat : I'm enough to drive a saint to madness or a king to his knees.
| Temat: Re: Within the sound of silence Pon Lis 04, 2019 12:31 am | |
| Zachowawczość i natura Spencera trzymała go z daleka od okolic ud Mari, nawet jeśli była wyjątkowo atrakcyjną dziewczyną i bardziej niż chętną. Sfera uczuć była dla niego jak obcy świat, do którego nie posiadał mapy i bał się zabłądzić. Dlatego trzymał się z daleka od jakichkolwiek zbliżeń - na ogół. Jak każdemu człowiekowi od czasu do czasu doskwierała mu samotność i pojawiała się frustrująca potrzeba nawiązania kontaktu. Niemal zawsze towarzyszył jej strach, więc wszelkie plany zbudowania z kimś relacji opartej na czymś więcej niż kurtuazyjnym "cześć" dusił w zarodku i zakopywał w ogródku własnych interpersonalnych niepowodzeń. Eugene znów zaszczycił ich obecnością, co zauważył dopiero po chwili, gdy zaczął wymieniać się kuksańcami z rudzielcem rozwalonym w fotelu. — Jak to jest z piegowatymi? Masz je tylko na twarzy? — usłyszał gdzieś z lewej, na co niemal zakrztusił się piwem. Nabrał gwałtownie powietrza, ze wszystkich sił usiłując opanować odruch zanoszenia się kaszlem. Głos należał do Tony'ego, którego roboczo zatytułował Panem Papugą. Z takim pytaniem nie miał jeszcze styczności, ale kiedy tak teraz zaczął nad tym gdybać, na moment wbił wzrok w sufit i po chwili ciszy rumieniec na jego twarzy przybrał ciemniejszy odcień. Miał piegi w wielu miejscach, ich największe skupisko znajdowało się na twarzy, ramionach, przedramionach i oczywiście na tyłku, ale nie był na tyle pijany by się z tym uzewnętrzniać. 「Mam je wszędzie, mniej lub bardziej rozproszone.」 Niech to szlag, a jednak był. Utkwił wzrok w butelce by po chwili zamknąć oczy i zmarszczyć zabawnie nos, ewidentnie karcąc się w duchu za tę przesadną szczerość. Był jednocześnie zażenowany i zaskoczony własną otwartością, nawet jeśli nie był to koniec świata i tak po prawdzie, to nie napisał niczego, co można by było rozpatrywać w kategoriach niestosowności. Człowiek Papuga roześmiał się gromko, prezentując praktycznie całe uzębienie. Jeszcze chwila, a zobaczymy migdałki i krajobraz za twoimi plecami.Przełknął tę uwagę razem z piwem, nie dzieląc się nią już z nikim innym poza sobą. Nie był w pracy, aby rozdawać złośliwości jak cukierki na Halloween. Zdjął okulary, bo przez zawijające się od gorąca i parności wieczoru włosy i tak przestawał widzieć. Wchodziły mu do oczu i zaczynały żyć własnym życiem, o wiele bujniejszym niż jego własne. — Nie przejmuj się tym tak bardzo. Uważam, że to urocze.Ekspresja jaką po tych słowach wykazał się Spencer była zaskakująca nawet dla niego samego. Wpierw spochmurniał, nie chcąc przystać na tak bezczelnie godzącą w jego i tak mizerną męskość uwagę, by za moment wyprostować się jak strzała i otworzyć usta, z których nie wydostało się nic, ale które ułożyły się w coś, co wyglądało jak wow. Był skołowany, i nie była to nawet wina pustoszejącej z chwili na chwilę butelki. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Within the sound of silence Pon Lis 04, 2019 1:01 am | |
| - Tony, zamień się ze mną. – Pomimo faktu, iż niedawno zajął względnie wygodną pozycję, Eugene ponownie dźwignął się z fotela i zawisł nad kolorowowłosym, wdzięcznie się do niego uśmiechając i wyciągając doń rękę. To co działo się w tym kąciku było bardziej pasjonujące niż tematyka nadawana dalej, dlatego chwycił się pierwszej wodzy jaka wpadła mu w ręce i nie zamierzał puścić. Żarciki towarzysza były co prawda soczyste i niesmacznie zabawne, ale Anthony psuł mu krew swoimi małymi uwagami. Nie pretendował do roli księcia na białym koniu i, na boga, nie miał wcale dobrych intencji, jednak narastająca konsternacja w Marshallu, która była owocem pracy innej osoby nie wydawała mu się tam samo zachęcająca jak wcześniej. - Teddy się pytał o szczegóły Twojego koncertu z zeszłego miesiąca. Bądź kolega, to nie ja na nim byłem. – Wzrok, jakim obdarzył jego plecy rudzielec jasno świadczył o tym, że sam zdziwiony był swoim domniemanym zainteresowaniem. Jego uduchowienie muzyczne kończyło się na wygwizdaniu hymnu narodowego za pomocą liścia. Posiadał wiele talentów, jednych widowiskowych bardziej niż inne, jednak tematyka aspiracji Tony'ego do rzucenia pracy w korporacji dla kariery basisty undergroundowego zespołu była mu bliska jak psu fizyka kwantowa. Tęczowowłosy jednak połknął tę słabą przynętę i ostatecznie, po pomarudzeniu na to że nie chce, ociężale wymienił się swoją poduchą na połowę obszernego fotela. Konwersacja była raczej jednostronna, bo chociaż temat rozgrzewał krew w jego żyłach, Theodore niezbyt wiedział o co powinien zapytać prócz poruszania grzecznościowych, neutralnych kwestii. Nikt go nie przygotował na rolę wabika. Eugene klapnął na poduchy tuż obok Spencera, obdarzając go jednym, przyjemnym jak sok z cytryny uśmiechem nim zatopił usta w swojej wodzie. Im bardziej upijał się Spencer, tym większą przewagę nad nim zdobywał. Niewykorzystana szansa zawisła w powietrzu gotowa na moment pochwycenia; odłożony tuż obok telefon rozdzielił ich lichą barierą zablokowanego milczenia. Marielle wyjrzała zza ramienia Marshala i cmoknęła na Geniego, mrużąc podejrzliwie oczy. - Wyższy, hę? Przewrócił swoimi, ignorując tę uszczypliwość nim nabrała kształtów i kolorów. Nie będzie się teraz wdawać w bezowocne dyskusje na temat tego co się wydarzyło. Oboje wiedzieli, że skończyłoby się to po prostu na większej ilości kłamstw. Niewątpliwie dobrą stroną Marielle było przekonanie o tym, że jest na tyle inteligentna, iż nie potrzebuje głęboko drążyć by poznać prawdę. Uszczuplało to słownik Eugene'a o kilka wymyślnych obelg, jakie gotów był serwować w obliczu podobnej profanacji. Ignorancja działała na jej korzyść nie przez wzgląd na to, iż była racjonalnie uzasadniona, tylko przez to, że była wygodna dla niego. - Wszędzie, hę? – powtórzył naśladując jej tonację, jednak na tyle cicho, że nie mogła tego usłyszeć, W końcu pytanie nie było skierowane do niej. |
| | | Lian MeiSleepwalker
Data przyłączenia : 26/07/2019 Liczba postów : 70
Cytat : I'm enough to drive a saint to madness or a king to his knees.
| Temat: Re: Within the sound of silence Pon Lis 04, 2019 1:28 am | |
| Zupełnie skonsternowany, nadal taplając się w swoim zakłopotaniu Marshall uniósł tylko pytająco brwi na tę roszadę. Wątpił, by osobliwa zachcianka zamiany miejsc wynikała z przejawu zazdrości, choć mogło mieć to jakieś terytorialne zabarwienie. Świadomość, że udało mu się dźgnąć Eugene'a w ton zwany irytacją była jednak wystarczająco satysfakcjonująca. Nie nacieszył się tym małym zwycięstwem długo, bo za chwilę podziękował sobie, że nie postanowił znów zajrzeć do butelki. Posłał blondynowi pełne wyrzutu spojrzenie i odpowiedział mu równie kwaśnym uśmiechem, takim, co byłoby w stanie ściąć mleko o atmosferze nie wspominając. 「Nie znamy się, huh?」 Zawtórował, szybko odnajdując się w tej grze. Nie byłby dobą, gdyby nie nawiązał do tamtej sytuacji, jednak zgodnie utrzymywał tę małą potyczkę pomiędzy ich dwójką. Trójką, jeśli liczyć Mari. Przechylił nieznacznie głowę na bok, opierając policzek na ramieniu i sennie pocierając go o skraj bluzy. Chciał pozbyć się resztek rumieńca i dodać sobie animuszu. 「Wątpię, by kwestia moich piegów spędzała ci sen z powiek, więc po co właściwie przyszedłeś?」 Zapytał, wrzucając mu beztrosko swój telefon w ręce. Z uprzednich monologów zawartych w tym samym pliku Eugene mógł wywnioskować, iż Marshall zdążył nieopatrznie zwierzyć się Tony'emu z tej pstrokatej tajemnicy i nawet wymienić numerem telefonu. Jego dziesięciominutowa nieobecność zaowocowała w nawiązanie przez bruneta nici porozumienia z Panem Papugą, aczkolwiek wątek skończył się gdy mężczyzna postanowił zarzucić wygodę fotela na rzecz niewygodnej, bezkształtnej poduszki. Uznał to za osobliwe upodobanie, zwłaszcza, że mimo wszystko Spencer nie uważał się za porywającą osobę do zmarnowania reszty wieczoru. Posłał mu długie spojrzenie, cienie pod nieprzyzwoicie dużymi, ciemnymi oczami wydłużyły się i wyglądało to tak, jakby cała jego postawa ciała zadawała mu jedno, kluczowe pytanie. Więc?Zaplótł przedramiona na piersi, wyglądając bardziej pociesznie niż groźnie przez fakt, iż jego włosy zaczynały sterczeć i wywijać się nieposłusznie, a wypieki na twarzy zadomowiły się już na piegowatych policzkach. Nie znosił niedopowiedzeń, zwłaszcza, że w tym wypadku nie wynikały z jego winy. Nie był też głupim nastolatkiem, któremu blondyn o roziskrzonych oczach z seksownie zarysowaną szczęką mógłby z miejsca zawrócić w głowie, toteż karta uroku osobistego była wobec niego bezużyteczną. Jakkolwiek biorąc pod uwagę alkohol, który zdążył mu już nieco namieszać w głowie, jego zdolność opierania się tak bezczelnej charyzmie i osobiste zamiłowanie do słownych gierek działało na jego niekorzyść. Wpatrzony zawzięcie w tego ufryzowanego buca oznajmił bezsłownie, że nie odpuści, a monotonia szybko mu się nudziła. Omijała go kolejna anegdotka, tym razem o jakimś koncercie i rzeczach, o których nie miał zielonego pojęcia, ale zarzucił nasłuchiwanie na rzecz ciekawszej historii, jaka unosiła się teraz pomiędzy ich dwojgiem. Wrodzony upór kazał mu drążyć i kiedy Marshall zaczynał się rozkręcać, ciężko mu było wyhamować, przez co kompletnie ignorował sygnały ostrzegawcze. Jak jazda na deskorolce z dużej, niepoznanej jeszcze górki. Co pewnie czekało go, gdy będzie chciał wrócić jakoś do domu i może nawet uda mu się nie wpaść pod samochód przy odrobinie szczęścia. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Within the sound of silence Pon Lis 04, 2019 1:54 am | |
| Nie patrzył na Marshalla, ale czuł, że on nie odwzajemnia tej grzeczności. Jedyne, co w tej chwili łączyło go z chłopakiem, prócz niewielkiej przestrzeni pomiędzy nimi był ekran telefonu, na który raz po raz spuszczał wzrok, by utrzymać konwersację jako tako żywą. Dlaczego? pytał? Odpowiedzi było wiele. Przede wszystkim Eugene się nudził. Jego zainteresowanie ludzkimi rozterkami malało z wiekiem; z każdą spędzoną w tym towarzystwie sekundą coraz mocniej żałował wyżebrania dnia wolnego od pracy. Nie był jej tytanem, jednak opatrywanie ran na duchu osób, których więcej miało się już nie spotkać było zdecydowanie bardziej zabawne. Po drugie – Marshall wyglądał jakby nie potrafił ubrać w odpowiednie słowa prostego komunikatu. Dosyć. Basta. Spasuj. Alkohol działał na jego niekorzyść. Rozwiązywał węzeł do tej pory cichego języka, obszarpując Spencera z okrywy jego personalnej przestrzeni. Był jak zapędzany w kozi róg piesek, którego szturchający patykami chłopcy postanowili widowiskowo zgnębić jeszcze przed porą lunchu. Jednak chyba najcięższą artylerią jego nędznych pobudek były własne, egoistyczne pragnienia, które realizował kosztem biednego niemowy. - Ponieważ mam zamiar poderwać Cię szybciej niż ta banda zawszonych frajerów. – Tym razem oderwał wzrok od ekranu, Jake'a, profilu twarzy Mari, jej zadartego noska i własnej szklanki. Skupił go na twarzy Spencera, obserwując każdą zmianę, jaka zachodziła na mapie piegów, w obrębie morza wypieków i dużych, ciemnych oczu. Jeżeli chciał go zrzucić z konia, chłopak musiał się postarać nieco bardziej. Teraz to nie on był jednym skupionym pytaniem. Promieniejąca od blondyna pewność siebie nie przygasała nawet wobec takiej głupoty. Tony powoli orientował się, że został wyrolowany. Maska zainteresowania jaką przywdziewał Theodore spadała, odsłaniając jego nudne, rude oblicze. Można było powiedzieć o nim wiele: że walił prosto z mostu, był pierwszy do poruszania nieprzyjemnych kwestii, nie bał się konsekwencji, myślał dość szablonowo i z komputerami radził sobie jak prawdziwy magik, ale nie można było przypiąć mu łatki fanatyka wokalnych przedstawień. On nawet nie znał piosenek nadawanych przez lokalne radio. - Jeszcze jakieś pytania? – Eugene uniósł brew, rozsmakowując się w chwilowej, delikatnej ekscytacji przewagą, jaką uzyskiwał. Teraz bardziej przypominał sępa nad usychającą z pragnienia ofiarą. Czekał cierpliwie, nie wyczuwając jeszcze kłębiącej się gdzieś obok wrogości. Jak na osobę niemą, Marshall był dziś bardzo rozmowny. Wcześniej, gdy dzieliły ich ekrany elektroniki, nie był tak odważny i zainteresowany. Eugene często odnosił wrażenie, że zainteresowanie potrzymaniem tej dziwnej, internetowej relacji było jednostronne. |
| | | Lian MeiSleepwalker
Data przyłączenia : 26/07/2019 Liczba postów : 70
Cytat : I'm enough to drive a saint to madness or a king to his knees.
| Temat: Re: Within the sound of silence Pon Lis 04, 2019 10:40 am | |
| Mimo tych parunastu centymetrów dystansu jaki utrzymywali, Marshall z każdym jego słowem czuł się coraz bardziej nagi w jakiś pokrętny, metaforyczny sposób. Barwna paleta ekspresji jaką się posługiwał sprawiała, że jego niezdolność mowy przestawała być problemem, a Eugene miał to na czym mu zależało; reakcja. Czy to ze względu na niezdolność do artykulacji czy też jego domniemywane ADHD, mimika i gestykulacja Spencera była aż nadto żywa. Pomijając blendy, które czasami wprowadzały otoczenie w błąd. Tym razem przekaz był jasny. Zanim Eugene podzielił się z nim tym oświadczeniem, chłopak nie miał większych trudności w utrzymywaniu z nim kontaktu wzrokowego. Dopiero gdy blondyn dookreślił co też przywiało go w te strony Marshall uniósł brwi w początkowym niezrozumieniu, by zaraz uciec płocho spojrzeniem i zdradzić co na ten temat sądzi. Ich rozmowy przez internet może nie zawsze do grzecznych należały, ale co innego było ślęczeć przy telefonie w godzinach nocnych, nie widząc przy tym osoby bo drugiej stronie łącza, a co innego siedzieć tuż obok, twarzą w twarz i słyszeć takie rzeczy wypowiedziane na głos. Drżącymi dłońmi sięgnął po telefon i wydał z siebie bezgłośne, poirytowane prychnięcie. 「Uznam, że wypiłeś za dużo i nie masz pojęcia o czym mówisz.」 Wyklikał w końcu, tak nerwowo, że co chwilę musiał kasować jakąś literówkę. Nie orientował się czy ktoś poza nim dosłyszał co Eugene właśnie powiedział, ale miał zbyt duży problem by odnaleźć się w tym wszystkim i uspokoić, by jeszcze zwracać uwagę na hałaśliwe otoczenie. Gdy starał się poukładać w sobie pewne sprawy uznał, że blondyn najpewniej po prostu żartuje i wiedziony jakąś popieprzoną uciechą żeruje na jego barwnych reakcjach. Czuł się trochę jak szarak zapędzony we wnyki, skaczący w miejscu i kręcący się bez celu nim wpadnie w potrzask. Wzrok mężczyzny, nieomal namacalny i ciężki tylko go w tym przekonaniu utwierdzał. Zbyt dobrze znał to spojrzenie. Mimowolnie sięgnął pamięcią do innej osoby, która lata temu postawiła jego życie do góry nogami i z sadystyczną satysfakcją patrzyła, jak powoli idzie na dno. Koniec końców Spencer pociągnął go za sobą, ale to już inna historia. Postanowił znaleźć ukojenie dla tych niebezpiecznych myśli w butelce piwa, starając się odsunąć palące wyrzuty sumienia i zapomnieć jak bardzo kłopotliwą jednostką był w rzeczywistości. Nikt nie musiał wiedzieć, a on przy odrobinie szczęścia da radę jakoś to zamaskować. 「Nie jestem zabawką, Genie. Ani opcją dla zabicia czasu, kiedy jesteś znudzony i szukasz odskoczni, więc przestań patrzeć na mnie w taki sposób.」 Alkohol zrobił swoje i teraz każdym słowem sam kopał sobie grób. Nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji, a ponieważ od dłuższego czasu nikt tak bezpardonowo i bez ogródek nie pozbawił go iluzji względnej stabilizacji na jakiej dryfował, miał trudność z aklimatyzacją. Jeżeli Eugane szukał sposobności aby zabawić się w dobrym tonie, źle trafił. Jeżeli zaś liczył na kolację ze śniadaniem z osobą, której temperament i nieprzewidywalność były w stanie zniechęcić większość, miał szczęście. Z Marshallem nic nigdy nie było wiadome, a jego reakcje na względnie neutralne bodźce nie do przewidzenia. I wcale się z tym nie krygował. Ambiwalencja uczuć jakie go wypełniały była samym w sobie straszakiem na potencjalnych amantów szukających czegoś nowego. Chcę, ale nie chcę. Nie wiem, czy chcę. Czuję, że chcę, ale to nie jest dobry pomysł. Dla ciebie. Dla mnie. Możesz dać sobie spokój, ale zostań. Jestem ciekaw, ale się boję. No chodź, spróbuj. A potem uciekaj. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Within the sound of silence Pon Lis 04, 2019 12:10 pm | |
| Uniósł szklankę z wodą, tym racząc się nią jedynie ostentacyjnie. Przez cały wieczór nawet nie pomyślał o alkoholu. Miał pewne twarde zasady, których się trzymał i które pozwalały mu pozostać w formie niezależnie od tego, gdzie i z kim przebywał. Ta była jedną z nich: Mój drogi, nie pijam poza pracą. Nigdy. – Gdyby triumf miał twarz, wyglądałby jak Eugene w tej oto chwili. Wstydliwie opuszczony wzrok Marshalla był mu milszy niż wszystkie potencjalnie puste komplementy, jakimi mógłby go uraczyć, gdyby był chociaż odrobinę bardziej przystępny. Mówił mu, że utrafił dokładnie tam gdzie planował. Odchylił się nieco na wyciągniętych rękach, wcześniej odstawiając szklankę, zmrużył oczy i w końcu grzecznie sięgnął spojrzeniem gdzieś indziej. Oczywiście, że nie mogli ich dosłyszeć. Nie chodziło tu jedynie o głośną muzykę. Reszta osób była mniej lub bardziej zaangażowana w temat podjęty przez Jake'a, w Anthonym dojrzewała powoli myśl, by wbić się z impetem w należne mu miejsce, pozostawiając odwróconego od niego rudzielca samemu sobie – konwersacja umarła już po kilku chwilach. Spohie, wtulona w podłokietnik własnego siedziska rzucała Marielle pytające spojrzenia. Widać było, że chce się zakotwiczyć w tematyce innej niż własna ciąża, ale jej to nie szło. Mari za to dała się na chwilę wciągnąć w zachwyt przyjaciółek Tony'ego swoimi butami. Pozostali sami i było to wygodne. Zapoznawszy się z treścią przekazu, wyjął Marshallowi telefon z rąk i odłożył go obok swojego, ekranem do ziemi, tymczasowo zabierając mu możliwość kontynuowania tej wymiany zdań. Było to bezcelowe, ponieważ i tak nie planował zgarnąć całej puli nagród już dzisiejszego wieczora. Wystarczyło mu, że odcisnął się w pamięci Spencera na tyle, że następnym razem gdy ujrzą swoje twarze, nie będą wobec siebie już anonimowi. - Bycie zabawnym i bycie zabawką to dwie różne rzeczy, głupi. Pisałem Ci to już, więc może zamiast próbować mnie ugryźć, po prostu raz jeszcze przeczytasz co dokładnie miałem na myśli. – Do tej pory wymienili się gigabajtami uwag na temat życia, jego alternatyw, subiektywnie możliwych zmian i przekształceń, przede wszystkim też samych siebie. Przeprowadzali już podobną rozmowę dwukrotnie, więc chociaż Eugene cały sprokurowany był z nicmnietonieobchodzi, mamtowdupie i niemojasprawa, musiał jasno postawić sprawę. Już wtedy, chociaż kierował się kategorią estetyki chłopaka, nie biorąc pod uwagę tego ilu ten był wymiarowy, zaprzeczał jakoby miał złe intencje. Może i zachowywał się jak dupek, ale przecież nie wyszarpał sobie serca z klatki piersiowej. Jeżeli przypominał mu jakieś złe zdarzenie, nie było to intencjonalne. Nie musiał i nie chciał wiedzieć o co chodzi. Już sama myśl o tym była irytująca, a on cenił sobie względny spokój, w jakim mógł tonąć bez konsekwencji. - A teraz patrz. To jest zabawa czyimś kosztem, a nie moje małe 'lubię Cię'. – Nabrał powietrza w płuca, oczyścił twarz ze wcześniejszych, tężejących na niej emocji i dodał, tym razem głośniej i bardzo wyraźnie: Vivienne chciała wpaść i się przywitać, ale podałem jej zły adres. Jake wyraźnie zbladł, Mari zakrztusiła się własną śliną, reszta średnio zrozumiała przekaz. Marielle i Vivienne były koleżankami z pierwszego roku studiów Eugene'a, kiedy jeszcze uczył się w Stanach. Nim wyjechał na wymianę zdążyło zadziać się wiele dziwnych rzeczy. Jake'a poznali jako partnera Vivi, wielką miłość i ojca potencjalnych dzieci. Nie było go przy tym, jednak Mari streściła mu bardzo dokładnie ich rozstanie. Było ckliwie, beznadziejnie i średnio kolorowo. Okazało się bowiem, że Jake traktował to bardzo poważnie – na tyle, że nawet po kilku latach od zerwania wciąż rozpamiętywał ten związek i nie potrafił się uwolnić od pragnienia powrotu. Gdyby śliczna Vivienne otworzyła przed nim ramiona, Sophie miałaby szanse zostać samotną matką. Prawdopodobnie Eugene grzebał swoje szanse na drugie, lepsze wrażenie, jednak przedstawienie było warte tego małego kłamstewka. |
| | | Lian MeiSleepwalker
Data przyłączenia : 26/07/2019 Liczba postów : 70
Cytat : I'm enough to drive a saint to madness or a king to his knees.
| Temat: Re: Within the sound of silence Pon Lis 04, 2019 4:55 pm | |
| Możliwe, że gdyby czuł się w towarzystwie choć odrobinę pewniej, nie sięgnąłby po alkohol. I tak stronił od niego, niezależnie czy było to spotkanie luźno biznesowe, czy ze znajomymi. Nie powinien pić chociażby przez wzgląd na przyjmowane leki, ale raz od wielkiego dzwonu zdarzało mu się umoczyć język w czymś innym niż sok pomarańczowy. Nabrał głęboko powietrza i wstrzymał je, gdy Eugene wysupłał mu z rąk telefon i zawisł tuż obok, podparty na rękach. Co zabawne, Spencer odchylił się w przeciwną stronę, jakby od niego uciekał wiedziony jakimś panicznym odruchem. Ciężko wypuścił powietrze i na moment zamknął oczy, mantrując bezgłośnie coś, co miało go uspokoić, a gdyby jego mowa była w pełni sprawna, brzmiało by to jak powtarzane w kółko "calm the fuck down". Nie miał pojęcia co też kołacze się w tej blond łepetynie, więc jak zwykle obstawiał najgorsze. Nie pomogło nawet swoiste zapewnienie, jakim uraczył go mężczyzna, ale przynajmniej odłożył tryb małej histerii na później. Udało mu się wreszcie zapanować nad emocjami i posłał mu ponure, niedowierzające spojrzenie. Jak do diabła mam się teraz z tobą porozumiewać, Sherlocku? Dla Marshalla przestrzeń znajomości oparta na wiadomościach wymienianych w sieci była bezpieczniejsza, dobrze znana i oswojona. W momencie w którym ów relacja nabierała kształtów i przychodziło mu zderzyć się z rzeczywistością, zawsze miał obawy i bywał przewrażliwiony. Nie mógł zaprzeczyć, lubił po dniu ciężkiej pracy wpaść do domu, wziąć długi, gorący prysznic, poprzytulać kota pod kocem i zajrzeć w telefon, w oczekiwaniu na odpowiedź od Eugene'a. Cholera, lubił te rozmowy. O niczym i te filozoficzne, bełkotliwe i wyraziste. Spencer cenił sobie intelekt i poczucie humoru, ludzi, którzy posiadali pasje i oddawali się im bez reszty gdy mieli na to sposobność. Mógł się czegoś nauczyć, poszerzyć horyzonty i nie czuć, że tak naprawdę jest całkiem sam - nie licząc, oczywiście, jego tłustego kota. Ebi była jego ostatnią deskę ratunku, gdy tonął pod naporem lawiny autodestrukcyjnych, depresyjnych stanów lękowych. Wewnętrznych paranoi, zgorzknienia i wyrzutów sumienia popychających go do szukania pocieszenia w rohypnolu. Mimo to brakowało mu po prostu człowieka, choć chyba nikt o zdrowych zmysłach by się tego po nim nie spodziewał. Vivienne? Zmarszczył nieznacznie brwi, obserwując gwałtowną reakcję na wzmiankę o dziewczynie, której nie miał okazji poznać. Domyślił się z miejsca, iż Eugene zrobił to celowo i wcale nie podał nikomu złego adresu. Dźgnął po to, by dźgnąć, nacieszyć się niepokojem i bladością twarzy Jake'a i Mari. Innymi słowy, Eugene był jak naukowiec eksperymentujący na myszach, co z humanitarnego punktu widzenia było co najmniej nie etyczne. Nie znał kryjącej się za tym historii, ale i tak poczuł, że ma ochotę strzelić mężczyznę karcąco w ramię - co też uczynił i pokręcił z dezaprobatą głową. W oczy rzuciła mu się wystająca Eugene'owi z kieszeni paczka papierosów. Miał swoje, ale z jakiegoś powodu doszedł do wniosku, że i tak mu ją zwinie na krótki moment. Kiedy był młodszy zwykł ćwiczyć sztuczki magiczne i miał ostrą zajawkę na ogólnie pojmowaną iluzję. Wymagało to również dozy sprytu i zręczności, toteż to małe szalbierstwo pozostało niezauważone. Jeszcze. Wyciągnął zapalniczkę dając do zrozumienia, że idzie odświeżyć płuca i wstając pomachał blondynowi jego własnymi fajkami przed nosem, uśmiechając się przy tym kącikiem ust. Asymetrycznie, jak to miał w zwyczaju kiedy dopadał go lepszy humor. Innymi słowy, rzadkość. Był oczywiście ciekaw jak rozwinie się wątek z dziewczyną, której imię zostało wspomniane i wywołało już echo zainteresowania, ale uznał, że pozwoli akcji nabrać tempa i kiedy wróci i tak dowie się wszystkiego, a nawet więcej niżby chciał. Bardziej poczuł niż zauważył spojrzenie Pana Papugi, ale z chwilą w której Tony został wykopany z miejsca Marshall również stracił nim relatywne zainteresowanie. Może jeszcze nadarzy się okazja. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Within the sound of silence Pon Lis 04, 2019 5:53 pm | |
| Nie był istotą tak zmyślną i zapobiegliwą, jakby sobie tego życzył. Majstrowanie przy kieszeniach zarejestrował dopiero w momencie, gdy chłopak pomerdał mu skradzioną paczką a i wtedy potrzebował kilku chwil na skonstatowanie, czemu tak właściwie świadkuje. Punkty i ukłony winny polecieć w kierunku zdolnego Marshalla, ale przypisał je tylko i wyłącznie sobie – w końcu jakimś niewiarygodnym zbiegiem okoliczności Spencer po raz pierwszy wyszedł ze swojej strefy komfortu i sam zainicjował kontakt fizyczny. Nawet jeżeli nie miało to chwilowo wielkiego znaczenia, w ogólnym rozrachunku wychodził na plus wierząc, iż na dalszym etapie tej nowej znajomości przestanie reagować jak pies na widok odkurzacza i w końcu przestanie kulić pod siebie ogon. Eugene nie gryzł, o ile ktoś go wcześniej o to nie poprosił. Jake odkaszlnął, nie podejmując tematu byłej dziewczyny, w zamian za to inicjując pogawędkę pomiędzy swoją Sophie i rozentuzjazmowanymi jej obecnym stanem dziewczętami. Czuł się zapewne bezpieczniej pozostając w kręgu przyjaznych sobie twarzy, chociaż ciemne chmury, które nad nim zawisły nie ustępowały nawet wobec jego udawanej ignorancji. Marielle za to wykorzystała lukę, jaką pozostawił jej Marshall, przysuwając się do niego i wspierając łokciem o napięte ramię. Wyglądała jakby zwęszyła trop wyjątkowo soczystej plotki i Eugene musiał przyznać, że w tym stanie go nieco przerażała. - Głupia dziwka nie odezwała się do mnie od zakończenia studiów. Gdzie ją znalazłeś? Jest w mieście? – Zawachlowała rzęsami, wyginając usta w dzióbek i starając się za wszelką cenę upodobnić do kogoś, kto mógłby być jego młodszą siostrą. Gdyby nie fakt, że wyrył mu się w pamięci jej widok bez ubrań i wstydu, mogłaby nawet coś zdziałać. Vivi i Mari były kiedyś przyjaciółkami. Nie wiedział co się pomiędzy nimi zadziało i nie chciał pytać. Wolał w zamian za to lepiej spać. Spojrzał dziewczynie głęboko w oczy, zniżając ton. - Może... Kolega Ci ucieka. - Widzę. Nie pójdziesz za nim? – Uśmiech jaki wpełzł na jej usta nie spodobał mu się jeszcze bardziej. Chciała wiedzieć zdecydowanie za dużo. - To Twój kolega. Dlaczego ja mam za nim biegać? – zapytał, przeczuwając, że odpowiedź nie przypadnie mu do gustu. Nie mylił się. - Bo wyglądasz, jakbyś ledwo się przed tym powstrzymywał. W odpowiedzi na to mógł jedynie przewrócić oczami. Polowanie szło mu wbrew wszystkiemu coraz lepiej. Rozstawione sidła efektywnie łapały przeznaczoną im atencję, chociaż było za daleko, by nazywać to sukcesem w jakimkolwiek tego słowa znaczeniu. Nie robił nic innego poza tym, że bardzo się starał, ale z drugiej strony mając świadomość że to tylko długi wstęp do krótkiej zabawy czuł się nieco zdemotywowany. Kolejne pytanie dopiero zdekoncentrowało go na tyle, że połknął język i długo nie wiedział, czy w ogóle na nie zareagować. Pozostał więc sztywno opanowany. Odwrócił od wzrok i uciekł nim gdzieś na pstrokaciznę obrazu. - Bzykałeś go już? |
| | | Lian MeiSleepwalker
Data przyłączenia : 26/07/2019 Liczba postów : 70
Cytat : I'm enough to drive a saint to madness or a king to his knees.
| Temat: Re: Within the sound of silence Pon Lis 04, 2019 6:30 pm | |
| Czmychnął z pokoju w odpowiednim momencie. O wiele łatwiej byłoby mu gniewać się na Eugene'a niż Mari, w tym rozrachunku blondyn znajdował się w gorszej, mniej uprzywilejowanej pozycji. Ona jedyna była dla niego miła i w przeciwieństwie do mężczyzny nie wypychała go przed szereg dla zabawy. Nie sądził także, że jego gościnny występ na ich sabacie stanie się źródłem zainteresowania czy też plotek, których koleżanka o szczodrym uśmiechu i krągłości bioder stosownej do towarzyskich upodobań była tak spragniona. Przecisnął się pomiędzy jakąś parą, która kłóciła się w najlepsze bóg wie o co, cudem unikając wystrzelonej w przypływie emocji ręki kreślącej coś dla zobrazowania problemu jaki trawił ich związek. Miłosne niesnaski omijały go szerokim łukiem odkąd skończył siedemnaście lat. Dotarł jakoś na taras, zajmując miejsce przy basenie obok popielniczki. Odpalając papierosa wpatrzył się w hipnotycznie falującą taflę chlorowanej obficie wody przez moment kontemplując refleksy światła jakie się w niej odbijały. Nawet stąd usłyszał nerwowy śmiech Jake'a, który pomimo zbytniej jak na standardy Marshalla żywiołowości zyskał jego sympatię. Był po prostu mężczyzną w wieku odpowiednim na ustatkowanie się, założenie rodziny, zasadzenie drzewa i postawienie domu. Wychodziło mu to i cieszył się swoim szczęściem, co wprowadzało pozytywną atmosferę i przyklejało się do człowieka jak brokat po imprezie. Prawdopodobnie długo jeszcze będzie wytrząsał z zakamarków ten jego entuzjazm. Kiedy zadarł głowę wpierw zobaczył parę blednących przy świetle miasta gwiazd, a potem odchylił się jeszcze bardziej i jego spojrzenie napotkało uchylone drzwi balkonowe, te same, które widział w w pokoju. Pożałował, że z nich nie skorzystał, nigdy nie czuł się swojo przy zbiornikach wodnych większych od standardowej wanny. Dostrzegł także sylwetkę Mari, która opowiadała coś komuś gestykulując nie mniej energicznie niż para, którą mijał. Na wierzch jego leniwych gdybań i rozważań wypłynęła twarz Eugene'a, na co skrzywił się nieznacznie i jedynie podparł głowę na kolanie; to nie tak, że go nie lubił. Spencer miał paskudny zwyczaj uprzykrzania życia tym ludziom, których lubił. I nie zawsze znał granicę, przez co zraził do siebie więcej osób niż byłby w stanie zliczyć w ciągu godziny. Blondyn był bezczelny, miał dziwne zapędy zakrawające o lekki sadyzm, ale w końcowym rozrachunku nie groźne. Może powinien spuścić z tonu i opuścić gardę? To był moment w którym uznał, że Eugene ma jakieś ludzkie oblicze. Znał je z ich dziwnych rozmów przez komunikator, pokrywały się z jego oczekiwaniami. To był też ten moment, w którym nagle stracił grunt pod nogami i runął jak długi prosto w odmęty rozświetlonego basenu. Ktoś uznał, że to świetny dowcip, ale Spencer miał na ten temat zgoła odmienne zdanie, zwłaszcza, że nie potrafił pływać. Na moment uniósł się na powierzchnię usiłując zaczerpnąć powietrza, czym wywołał salwę śmiechu ze strony grupki, która najwidoczniej była pomysłodawcą i wykonawcą genialnego planu. Potem czuł jak opada, szamocząc się bezskutecznie w zimnej wodzie, która zaczęła zalewać mu nos, gardło i piec w oczy. Gdy dosięgnął dna, w jakimś przebłysku racjonalności odbił się od niego by znów wychynąć ponad taflę, dźwięki wyostrzyły się. — Ej, ale on czasem nie tonie? — Nie no, co ty. Chyba by krzyczał, no nie? Znów jego własny ciężar jak i przemoczonych ubrań ściągnął go w dół, a on tracił siły w nierównej walce z wodą i przerażeniem, a choć było to głupsze niż ustawa przewiduje, jedyne o czym pomyślał to to, że jest wdzięczny. Był wdzięczny, że Eugene zabrał mu telefon. Przynajmniej leżał bezpiecznie koło poduszki, tam, gdzie go zostawił. Przestał orientować się z której strony jest dno basenu, więc prawdopodobnie nawet gdyby nagle jakimś zrządzeniem losu olśniłoby go i odnalazł w sobie zdolności pływackie, nie dałby rady dodryfować ani na powierzchnię, ani tym bardziej na brzeg. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Within the sound of silence Pon Lis 04, 2019 9:22 pm | |
| Miał zasadniczą wiedzę na temat tego, jak Marshall wyglądał po przebudzeniu. Zapewniło mu to kilka posłanych zdjęć i uroczych wiadomości. Wiedział też co nieco o jego zboczonej stronie. Kiedy obaj mieli dobre humory, wymieniali się naprawdę dziwnymi informacjami. Zerowe jednak rozeznanie miał w temacie, który Mari interesował najbardziej. Nawet gdyby było inaczej, nie zdradziłby się ani słowem. - Jak Cię swędzi, to się podrap, albo sama się przekonaj – rzucił na odczepne, odganiając się od przybliżającej się twarzy Mari aż do momentu, w którym jej perlisty śmiech wypełnił przestrzeń pomiędzy nimi. Oboje lubili się wzajemnie drażnić, ale do tej pory słabe punkty Eugene'a pozostawały poza jej zasięgiem. Zdecydowanie powinien ograniczyć jej dostęp do swojego telefonu, bo zaczynała o nim wiedzieć zbyt wiele. - Już się zabawiłaś? – W odpowiedzi dziewczyna puściła mu oczko, nie drążąc więcej tematu Vivi. W pewnym momencie po prostu zdała sobie sprawę, iż była to jedna z jego fałszywych zagrywek, których podstaw użycia nie ogarnęłaby nawet po dokładnych wyjaśnieniach z przypisami. Wolała w to zbyt głęboko nie wchodzić, skoro nie było realnej szansy na spotkanie. Eugene za to dźwignął się z wspartych za plecami dłoni i pochylił do przodu. Ułożył ręce na wyciągniętych przed sobą nogach i cicho westchnął. Nudził się, zwyczajnie brakowało mu zajęcia. Mógł sobie rozmawiać cały wieczór, wyciągać jakieś brudy i prać je w rzece urojonej serdeczności, ale nie sprawiało mu to już tyle frajdy co wcześniej. Powinien już od dawna wskoczyć na wyższy stopień dupkowatości, ale nie wiedzieć czemu wciąż się ograniczał. Nie był miły bez potrzeby i nie zamierzał dawać na to dowodów komukolwiek. Dbał o zdanie innych, ale w swój własny, egoistyczny sposób. Ze swojego miejsca dokładnie widział zachodzącego Spencera od tyłu kolesia. Wychylony przy poręczy zdawał się o to prosić zupełnie jak Eugene jeszcze kilka minut temu. W odróżnieniu jednak od niego, mało kto próbował swoich sztuczek na mniej przyjemnym z wyglądu i usposobienia mężczyźnie. Żaden z nich nie wiedział, że najprawdopodobniej gorsze rugi zebraliby od Spencera. Potraktowałby to lekką ręką, wypychanie mogło wydawać się cokolwiek niebezpieczne, jednak wcześniej doskonale widział, że nie było wielkiej opcji nieszczęśliwego wypadku. Gardziel basenu wgryzała się w cofniętą ścianę budynku, pozwalając piętrom wyższym na spokojną lewitację gdzieś bliżej jej połowy niż brzegu. Tworzyło to swoisty klimat i dobry podest do małpich sztuczek. Marshall nie był pierwszym próbującym swoich sił w widowiskowym nurkowaniu. Sytuację zaognił jednak fakt, że zaraz po tym zebrani przy barierce ludzie poczęli niespokojnie się na siebie oglądać, zaś w głowie Eugene'a wykwitło stwierdzenie, iż udział tego nielogicznego chłopaka wykluczał stabilność jego przeświadczenia. Zawaliło się jeszcze przed momentem, gdy poderwał się z podłogi, warcząc coś o bezmózgich kutasach i rzucił do miejsca popełnionej głupoty. Niewiele myśląc szarpnął kimś, wdrapując się na barierkę i skoczył w ślad za milczącym kamieniem, odnajdując go w odmętach chlorowanej wody, gdy szamotał się po cichu mącąc ją niesamowitym brakiem koordynacji ruchowej. Nie szkolił się na ratownika. Jedyne czego był pewien, to potrzeba wyciągnięcia niezgrabnej bojki poza basen. Podczas tego procederu od najwyraźniej oszołomionego Marshalla zarobił kilka kopniaków, kuksańców z łokci i ciosów pięściami. Udało mu się nawet zadrapać go w okolicy odsłoniętego karku. Przycisnął ciało szamoczącej się nimfy wodnej do krawędzi basenu. Spencer nie wyglądał jakby potrzeba mu było większego zaopatrzenia. Oprócz oczywistej traumy, szybkiego wytrzeźwienia i opicia się wodą chyba nic mu nie było, ale nie on powinien to dalej oceniać. Ktoś po niego sięgnął, ktoś złapał za wszarz i wyciągnął chłopaka na kafelki. Nim Eugene podążył jego śladem, przyjmując anonimową pomoc, zdążył jeszcze spojrzeć na balkon, w kierunku wychylającej się ze skonsternowaniem Marielle i prowodyrów tego zamieszania, posyłając im spojrzenie zwiastujące jedynie długie, bolesne męczarnie. Ale to załatwi potem. Ważne, że hiperwentylujący Marshall był względnie bezpieczny. |
| | | Lian MeiSleepwalker
Data przyłączenia : 26/07/2019 Liczba postów : 70
Cytat : I'm enough to drive a saint to madness or a king to his knees.
| Temat: Re: Within the sound of silence Pon Lis 04, 2019 11:04 pm | |
| Powoli oswajał się z myślą, że to już jest koniec. Zabawnym zrządzeniem losu jemu się nie udało, za to jakiemuś kretynowi już owszem. Szkoda tylko, że w taki sposób, w takim miejscu i takich okolicznościach. Oddalał się od światła, przestał nawet dławić się wodą, bo nie próbował już walczyć o tlen. Zanim zamknął oczy zauważył jednak nad sobą cień, którego nie był w stanie rozpoznać. Przestało mu też zależeć, ale wówczas ów cień nabrał kształtu i siły, bo chwycił go mocno i pociągnął, na co Spencer odnalazł w sobie jakieś głęboko zakorzenione pokłady werwy i zaczął miotać się wściekle na lewo i prawo. Cień wiele sobie z jego szamotaniny nie robił, za to odbił się z nim od dna i Marshall poczuł, jak w twarz uderza go powietrze, a tlen zaczyna rozrywać mu płuca. Nie był w stanie zaczerpnąć tchu, toteż przez resztę holowania do brzegu pozostał w topielczym letargu, dopiero gdy walnął plecami o coś twardego i stabilnego obrócił się na bok i wypluł chyba z litr wody. Wszystko piekło go od chloru, a on sam wpadł w pętle hiperwentylacji, jakby chciał odbić sobie te parę minut braku łączności ze światem. Siły mu jeszcze nie wróciły, więc leżał dygocząc i zanosząc się kaszlem, nieprzytomnym spojrzeniem powłóczając po stopach zebranych dookoła ludzi. Dopiero gdy oczy zatrzymały mu się na sylwetce mężczyzny zbierającego się z kafelków dotarło do niego, że ów osobnik wyciągnął go z wody i w sumie to uratował mu życie. I był to nie kto inny jak Eugene we własnej osobie, ociekający wodą i chyba wściekły. Dźwięk począł się wyostrzać, aczkolwiek świat nadal wirował mu w zawrotnym tempie przed oczami. Mimo to - choć wcale nie powinien - dźwignął się na nogi i mokry od stóp do głów powiódł wzrokiem po zebranych w wianuszku wzajemnej adoracji. — Boże, nie wiedziałem, że nie umiesz pływać! Nic ci się nie... — wysoki szatyn, któremu Marshall sięgał nie wyżej jak nieco powyżej łokcia okazał się być tym, który zafundował mu ten przezabawny skok. Umilkł, gdy Spencer podszedł do niego na chwiejnych nogach i zadał sobie trud, by zadrzeć głowę i na niego spojrzeć. Widział, jak nabiera powietrza by zalać go kolejną falą przeprosin, więc uprzejmie mu je ukrócił, wymierzając może niezbyt solidny, ale wystarczający cios w żołądek byle tylko się zamknął. A potem znów zaniósł się kaszlem i ugięły się pod nim kolana, więc usiadł i objął się ramionami aby opanować wzbierającą w nim panikę. Był przerażony i nadal w szoku, na dodatek przez przemoczone doszczętnie ubrania zaczynało mu się robić zimno. Wcześniej tego nie zauważył, był zbyt zaaferowany dokonywaniem żywota. Widząc Eugene'a pochamował płacz, w końcu nie upadł chyba jeszcze tak nisko, by pozwolić innym świadkować taką niezręczność? Chyba. W całym tym zamieszaniu zapomniał o tym, że najpewniej mężczyzna nie zrozumie ani słowa z jego miganych pospiesznie wypowiedzi. » Przepraszam, przemoczyłem ci fajki. Kupię ci nowe. « Wydawał się być bardziej przejęty pływającymi gdzieś w basenie papierosami niż tym, że przed chwilą o mało co nie utonął. Tak samo jak wcześniej, gdy opadał na dno w pierwszej kolejności pomyślał o bezpieczeństwie swojego telefonu, a nie o własnym. Trzęsąc się już konkretnie pragnął tylko by wrócić do domu, uspokoić się jakoś i dojść do siebie. Przy odrobinie szczęścia możliwe, że ominie go zapalenie płuc, a na wodę nie spojrzy w ciągu najbliższego miesiąca, pomijając oczywiście prysznic. Dodatkowo odezwała się w nim nuta dająca znać, iż atak paniki czeka go prawdopodobnie w niepokojąco bliskim czasie, spowodowany bardziej tłocznością gapiów niż basenowym incydentem. Mnogość bodźców go przerastała i marzył tylko o tym, by zapaść się pod ziemię i już stamtąd nie wypełznąć, przynajmniej dopóki ci wszyscy ludzie się nie rozejdą. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Within the sound of silence Pon Lis 04, 2019 11:50 pm | |
| Sam miał ochotę to zrobić. Podejść wymierzyć cios, może gdzieś wyżej, złamać szczękę, albo żebro i wepchnąć do wody, by dławił się w konsekwencji braku ewolucyjnego dostosowania do myślenia. Jeżeli chciał być zabawny, wyszło mu, kurwa, znakomicie. Miał ogromne szczęście, że to Marshall we własnej osobie wymierzył mu cienkusz kary. Gdyby pozostawił to jemu, szatyn żałowałby chwili, w której zdecydował się tu dzisiaj pojawić. I nie trwałoby to jedynie przez chwilę, jak ból po uderzeniu. Nie, Eugene przeniósłby to na nowy poziom, jak wszystko, co deptało mu po odciskach. Odgarnął włosy z twarzy, odkasłując haust wody, jakiego napił się przez rozszalałego Spencera. Zadziałał pod wpływem chwili i tyle byłoby z jego opanowania. Czuł na sobie palące spojrzenie Marielle przyglądającej im się wciąż z góry. Mógł się założyć o to, że bardzo chciałaby tu zbiec by wtulić biednego Marshalla pomiędzy piersi, jakoś wykorzystać chwilę i nawiedzony przez tę myśl, sam zadziałał wiedziony bardziej instynktem, niż opanowaną kalkulacją. Kiedy chłopak zbliżył się do niego, przepraszając, wyglądał jak siedem nieszczęść skupionych w jedno rozedrgane życie. Nie panował ani nad własną motoryką, ani nad emocjami. Gradowe chmury jakie zbierały się nad nimi rozstąpiły się przed cisnącym się na oczy słonym deszczem. Ciężko było to przeoczyć zwłaszcza, kiedy spędzało się połowę życia na odczytywaniu ludzi jedynie poprzez mowę ich ciała. Nieprzejęty losem papierosów – co za wariat by o to teraz dbał – zgarnął Spencera do siebie i okrywając ramionami, mocno przytulił. - Uspokój się – rzucił niby rozkaz, starając się w jakikolwiek sposób pomóc okiełznać rozpędzone myśli chłopaka. Odzyskując nieco utraconego rezonu nie pozwolił mu się wyrwa, dopóki nie upewnił się, że jego krew nie wrze. Nie był psychologiem i nie potrafiłby radzić sobie z atakiem paniki, dlatego liczył, że pewien respekt, jaki niewątpliwie wzbudzał zadziała na jego korzyść i pozwoli Marshallowi złapać kilka głębszych oddechów. Plan nie był dalekosiężny – nie liczył na kilka dodatkowych punktów zebranych mimochodem przy pierwszej próbie charakteru. Strach można było opanować na wiele sposobów i skoro już nic nie zagrażało (chwilowo) jego czci i życiu, mógł się zebrać na odwagę i uspokoić. - Csiii, przestraszyłeś się, wiem. Marielle już Ci pewnie kombinuje coś suchego. Bądź grzecznym chłopcem i po prostu to przyjmij – mruknął, kciukiem pocierając mokry materiał przylepiony do ramienia Marshalla. Ten wyglądał jakby potrzebował w danej chwili wiele czułości, a widząc, że Mari faktycznie zbiegła z balonu, mógł się spokojnie założyć i o to, że zaraz mu jej dostarczy. Jeżeli to go nie uspokoi, to nie wiedział co jeszcze, prócz silnych opioidów mógł mu zaoferować. - Już?
|
| | | Lian MeiSleepwalker
Data przyłączenia : 26/07/2019 Liczba postów : 70
Cytat : I'm enough to drive a saint to madness or a king to his knees.
| Temat: Re: Within the sound of silence Wto Lis 05, 2019 3:33 pm | |
| Nie wiedział co się wokół niego dzieje. Miał nikłe pojęcie o tym, że otacza go bezimienna grupka ludzi, że jest obserwowany, że nie znajduje się już w wodzie, ale nic poza tym. Dlatego owinięte wokół siebie ciasno ramiona spostrzegł dopiero po chwili, gdy ktoś - równie mokry jak on sam - przycisnął go do siebie i wyciszył zarówno drażniące, bezkształtne głosy z zewnątrz jak i jego własne rozszalałe myśli. Drżał jak w gorączce, nerwowo nabierając powietrza jakby łkał. Kto wie, może tak było. Trudno powiedzieć czy z szoku samego w sobie czy może coś mu to przypominało i wrzuciło go w wir wspomnień. Dopiero gdy Eugene zaczął do niego mówić, Marshallowi udało się nabrać głębszego, pełnego oddechu. Proste, krótkie polecenia działały trzeźwiąco, na bardziej skomplikowane przejawy erudycji w tej sytuacji nie zwróciłby uwagi. Spięte ciało nie pozwoliło, by jego zwinięta w kłębek trzęsącego się nieszczęścia pozycja uległa zmianie, ale przynajmniej czuł się w jakimś stopniu schowany i bezpieczniejszy. Spencer przechodził właśnie atak paniki, i to cięższy od dłuższego czasu epizod. Trudno się dziwić, skoro ledwo wyłowiono go z basenu żywego. Pokiwał bezradnie głową, z milczącą aprobatą przyjmując uspokajające słowa i opanowany ton głosu mężczyzny. Gdyby tylko znajdował się w lepszym stanie pewnie byłby pod wrażeniem; sam nie wiedział jak radzić sobie w momentach, w których panika obezwładniała go całkowicie, na dodatek nikt jeszcze przy nim w takiej sytuacji nie był. Eugene musiał mieć niezłą intuicję, skoro jakimś cudem nie pogorszył sprawy. Wiedział, że musi się uspokoić, ale drżenie przechodzące momentami w bardziej spazmatyczne wstrząsy nie chciały odpuścić. Dopiero po jakimś czasie Marshall zaczął się nieznacznie rozluźniać, a jego oddech powoli wracał do regularnego rytmu. Oparł głowę o ramię blondyna, z pustym i zmęczonym spojrzeniem obserwując okolice basenu. Chciał wrócić do domu i tylko to się dla niego liczyło. Słysząc krótkie pytanie znów skinął głową, aczkolwiek nie do końca ufał swojej sile i zaczął się zastanawiać, czy w ogóle stanie na nogi. Fakt przywrócenia myśli na logiczny, mniej rozbiegany tryb świadczył o tym, że jego samopoczucie uległo jako takiej poprawie. Marielle przybiegła z jakimiś kocami i poczuł, jak mężczyzna rozluźnia uścisk, najwyraźniej z zamiarem podniesienia się z niewygodnej pozycji. Ramiona Marshalla odruchowo zacisnęły się wokół jego pasa, kurczowo przytrzymując go przy sobie. Tym razem nie chodziło o potrzebę pozostania ukrytym, a zwyczajnie przepraszający, wdzięczny gest. Jedyny, na jaki w tym momencie było go stać. Pozwolił okryć się kocem, po kwadransie mógł już chwiejnie stanąć na nogach i przy małej pomocy wdrapać się po schodach na górę. W środku było cieplej, a okupowany przez znajomych Eugene'a pokój zapewniał umiarkowaną dyskrecję. Znalazł też swoje okulary, telefon, torbę i deskę, wdzięczny iż żadnych z powyższych nie miał przy sobie w chwili upadku. Straty ograniczyły się tylko do jego nadwątlonego stanu psychicznego i godności, ale niewątpliwym plusem było to, że momentalnie wytrzeźwiał. Korzystając z powrotu jasności myślenia sięgnął po telefon i wystukał szybkiego sms-a do wiadomej, schnącej niedaleko osoby. 「Przepraszam, że cię podrapałem. I dziękuję.」 Zawinął się szczelniej kocem tworząc wokół siebie wełniany, miękki namiot. Włosy podłapały wilgoć i skręciły się na wszystkie strony, tworząc aureolkę jak u puchatej, naburmuszonej owcy i tylko przytomne, pełne złości do samego siebie spojrzenie mówiło, iż cała ta słodycz jest pozorna. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Within the sound of silence | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |