|
| Autor | Wiadomość |
---|
LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Neo-city Sro Lip 22, 2020 9:08 pm | |
| Fioletowo błękitne światła stroboskopów błyskały w rytm ciężkiego bitu najpopularniejszej w tym sezonie piosenki To the Moon. Adam widział urywki jej teledysku na vidach w całym mieście, a każda podróż taksówką w Neo-city nie mogła obejść się bez przypomnienia podróżnemu jaki zespół był teraz na szczycie list przebojów. Adam, nawet jeśli wcale nie chciał, doskonałe znał więc prosty tekst i jeszcze prostszą melodię, która głębokim basem uderzała w bębenki uszu. Była więc na swój sposób swojska, nawet jeśli na co dzień preferował ciszę, ewentualnie coś lekkiego, co nie burzyło skupienia. Mniej swojskie zaś wydawało mu się przepastne wnętrze tętniącego życiem klubu. Ogromny gmach w stylu industrialnym mieścił w sobie kilka setek ocierających się o siebie osób. Barwne morze falowało w rytm muzyki, przelewając się pod iluzją nocnego nieba. Było nawet równie spocone i dyszące, równie silnie pachnące odurzającą mieszanką perfum, co realnie. Adam rzadko bywał na serwerach pozbawionych cenzury, zwykle jedynie w ramach wymagających zadań, rzadko dla rozrywki, dlatego widok bezceremonialnie pieprzącej się na parkiecie pary na chwilę przyciągnął jego wzrok. Ta scena nikogo nie obeszła, seks nie robił tu na nikim wrażenia, przynajmniej tak długo jak awatary miały na sobie choć szczątkowe ubranie. Bo jakby dla zachowania pozorów, wszelkie pseudo orgie ucinała klubowa SI, pod postacią wciśniętych w garnitury goryli. Adam stał się świadkiem właśnie takiej sytuacji. Jeden z beznamiętnych, łysych NPCów stanął nad parą nagich ciał i rozciągnął nad nimi połyskliwe, niebieskie menu administratora. Po chwili awatary zniknęły w chmurze szklistych odłamków wypięcia. Adam zagapił się na ulatujące w przestrzeń drobinki i boleśnie się z kimś zderzył. - Przepraszam - bąknął, zadzierając głowę, bo awatar, na którego wpadł był przynajmniej o dwie głowy wyższy niż on. Mężczyzna o śniadej skórze z neonowo różowym irokezem na głowie spojrzał na niego przelotnie i uśmiechnął się w dziwnie obleśny sposób. Przedzierał się przez tłum do wyjścia, więc po chwili Adam ponownie został zalany masą ludzi, którzy w ogóle nie zwracali na niego uwagi. Ktoś popchnął go, ktoś stanął mu na stopę, ktoś szarpnął go za kurtkę. Pośpiesznie otworzył menu opcji dotyku i wyłączył je. Mylił się, że pełna immersja będzie przyjemna. Cóż, na pewno nie w tym wypadku. Nie miał okazji przetestować jej jeszcze w innych i raczej wątpił, by to nastąpiło. Było dokładnie tak, jakby wcale nie był w Another Life, a w realnym klubie gdzieś pośród brudnych uliczek Neo-city i to ani trochę nie zniwelowało jego niechęci. Świadomość, że wszystko jest sztuczne, nie chciała przegonić świadomości, że za sztucznością kryli się realni ludzie. Nie miał pojęcia po co w ogóle się tu pchał. Po co łudził się, że przybycie do Hole - największego niecenzurowanego serwera w Sieci przyniesie jakiekolwiek ukojenie. Wykupienie do niego dostępu wydawało się doskonałym, ekscytującym pomysłem, ale bez zmiany sposobu myślenia, bez odpuszczenia sobie, i tak równie dobrze mógł zostać u siebie. Cóż, najtrudniej było własnie zmienić własne postrzeganie. Przebiegł palcami po panelu opcji połączenia, decydując się na wypięcie. Lecz nim uderzył w ikonę rozłączenia, ktoś wszedł w pole jego widzenia. To nie byłoby niczym dziwnym, wokół była masa osób (choć po odcięciu dotyku, Adam nie czuł ich obecności tak namacalnie), ale nieznajoma patrzyła wprost na niego. Jej zimne, błękitne oczy jarzyły się, rzucając upiorną poświatę na wysokie kości policzkowe. Adam odruchowo odwrócił się, przekonany, że obca patrzy na kogoś za nim, ale po chwili usłyszał na prywatnym połączeniu, krótkie polecenie. - Włącz dotyk. Zaskoczony spojrzał na kobietę. Nie podawał jej swojego nicku, więc jakim cudem połączyła się z nim prywatnie? - No włącz - ponagliła go, uśmiechając się szeroko. Adam przeciągnął palcami po ikonach i włączył opcję pełnej immersji, a nim zdążył w pełni zamknąć menu, nieznajoma chwyciła go za ramię i pociągnęła w tłum. Znów kilka razy boleśnie się z kimś zderzył, ktoś nawet zaklął na niego, ale dziewczyna nieubłaganie ciągnęła go dalej. Początkowo Adam szedł niechętnie. Rozwinął menu kontroli użytkowników żeby sprawdzić jej nick, więc nad grzywą jasnych włosów kobiety pojawił się jaskrawo zielony napis LovelyKitty. - Jak się ze mną połączyłaś? Blondynka odwróciła się i rozbawiona wskazała ruchem brody nad głowę Adama. - Nie ukryłeś nicku. - Cholera, naprawdę? - odruchowo spojrzał w górę i faktycznie, dostrzegł nad sobą połyskujące zielenią znaki układające się w V534. No to pięknie. Powinien zacząć lepiej sypiać, zdrowiej się odżywiać i ogólnie poprawić komfort swojego życia, bo robił podstawowe błędy. A to mogło go kiedyś zabić. - Nie wiedziałeś? - Kitty zatrzymała się i pociągnęła go do siebie. Zarzuciła mu dłonie na kark i zaczęła wić się w rytm muzyki. Całkiem nieźle się ruszała i w porównaniu do Adama, który ruszał się w tańcu jak paralityk, wydawała się doskonałą tancerką. - Nie mów, że nie wiedziałeś? - wydawała się jeszcze bardziej rozbawiona. Adam westchnął i za plecami dziewczyny rozwinął menu, by naprawić swój błąd. - Nie, to przypadek. Kitty roześmiała się, opuszczając dłonie. Przeciągnęła nimi po jego ramionach ukrytych pod syntetyczną skórą motocyklowej kurtki. Pełne piersi opięte jedynie skórzanym gorsecikiem, wcisnęła w jego pierś. - Ludzie, którzy przychodzą tu z widocznym nickiem zwykle wiedzą, czego szukają - wyjaśniła uśmiechając się zalotnie, choć Adam doskonale o tym wiedział. Wzruszył ramionami. - Przypadek - powtórzył, siląc się na uśmiech. Najwyraźniej wyszło mu całkiem nieźle, bo Kitty rzuciła mu długie, znaczące spojrzenie. - Czyli nic z tego? Ale... z tą ruda grzywą jesteś totalnie w moim typie. Adam odruchowo przeczesał palcami ogniście pomarańczowe włosy i błysnął zębami w uśmiechu, tym razem całkiem szczerym. Był jednym z tych użytkowników, którym nie zależało na krzykliwości skórki. Oczywiście nadal, tak jak zdecydowana większość, przypominał modela z żurnala ze swoją umięśnioną sylwetką, pół długimi, lśniącymi włosami i ujmującym uśmiechem, ale i tak był w tym przeciętny. Jedyne, co wybijało się na tle zwyczajności, to właśnie pomarańczowy, opalizujący kolor włosów, no i odrobinę podrasowany kolor oczu. - Sorry, moja wina. Żebym nie wyszedł na dupka, to postawię ci drinka, co ty na to? - Brzmi dobrze - zachichotała, a potem mrugnął do niego porozumiewawczo. - ...Na początek - dodała po chwili. - Znajdź lożę, ja skoczę do baru. - Wskazał kciukiem rozświetlony błękitnymi neonami, ciągnący się niemal przez cały klub blat, za którym uwijały się niezmordowane SI. Dziewczyna rzuciła mu jeszcze jedno powłóczyste spojrzenie, a potem kołysząc biodrami przepłynęła między ludźmi. Kiedy został sam (w pewnym sensie, bo wokół wciąż panował tłok), odetchnął w duchu. Zareagował spontanicznie, ale nie był pewien czy ma chęć na nadskakiwanie jakiejś lasce. Niby przyszedł się tu zabawić i równie dobrze mógłby choćby i zaraz przelecieć ją na parkiecie (jeśli chciał widownię), albo właśnie w loży (dla większej prywatności), tym bardziej, że najwyraźniej dziewczyna właśnie po to tu przyszła, ale... Od samego przebywania tutaj czuł się brudny. Było coś żenującego i szalenie smutnego w świadomości tej krótkotrwałej, sztucznej przyjemności, która przeminie nie zostawiając po sobie dosłownie nic. Nawet jej wspomnienie będzie wyblakłe, jak wszystkie przeżycia w Sieci. Adam nie lubił tej myśli. Tej świadomości, że wszystko jest kruche i skazane na zapomnienie. Bał się, że sam również zostanie zapomniany, choć tak naprawdę w ogóle nie mógł istnieć. Przetarł twarz dłońmi jakby to miało mu pomóc w ogarnięciu się i czerpaniu przyjemności z tego nieszczęsnego eksperymentu, a potem ruszył. Muzyka w tym czasie zmieniła się kolejny raz, uderzając zmysłowym basem. Ten kawałek był nawet przyjemny w porównaniu do poprzedniego, ale wyzwalał też w zebranych ten specyficzny rodzaj seksualnej energii, który wspinał się po karku przyjemnym dreszczem. Ktoś zapłacił za tę piosenkę czyniąc zebranym mały prezent. Adam wzdrygnął się i idąc, rozwinął menu dotyku. Nie chciał się napalać od głupiej piosenki więc miał zamiar powyłączać większość doznań. Chwilowe skupienie na połyskliwych literkach spowodowało jednak kolejną kolizję. - Kurwa, sorry - mruknął, zaczynając mieć serdecznie dosyć własnej nieuwagi i tego cholernego tłumu. Po raz drugi poważnie rozważał wypięcie, ale przez półprzezroczysty panel dostrzegł bardzo… nietypowego awatara. Nie żeby wcześniej nie widział dziwniejszych, ale całościowo nietypowe skórki były drogą sprawą. Ludzie zwykle wybierali jakieś krzykliwe dodatki dostępne darmowo lub za niewielkie pieniądze, a tymczasem koleś był cholernym urzeczywistnieniem Hellboya. I to z całymi rogami. Adam uniósł brwi wychylając się lekko w bok żeby zerknąć na wijący się za kolesiem ogon. Tak, ogony też były drogą zabawką. Zastanawiał się czy w realu miał wszczep. Rozwinięte menu zniknęło, chwilowo zapomniane. - Fajna skórka - rzucił niezobowiązująco i już miał kolesia wyminąć, kiedy trybiki w głowie wskoczyły we właściwe miejsce. Zmrużył jasnoniebieskie oczy, mierząc nieznajomego wnikliwym spojrzeniem. - Ty jesteś Rex, nie? Widziałem twoja ostatnią walkę - rzucił, posyłając mu zdawkowy uśmiech. - Jesteś niezłym zawodnikiem, pozazdrościć refleksu. Tobie albo komuś, kto ma podobną skórkę. - Adam może nie był wielkim fanem sportów w sieci, ale Ordox był małym wyjątkiem. Coś w agresji jego zawodników, w ich brutalności niemożliwie go nakręcało. Nie żeby znał wszystkich zawodników i śledził każdą walkę, ale od czasu do czasu… przyjemnie było zawiesić oko. I gdyby miał być szczery, Rex z bliska prezentował się równie fascynująco co na arenie. Może ten wypad nie okaże się wiec aż tak okropnym pomysłem? Miło by było w końcu znaleźć jakiś sposób na oddech, zanim kompletnie zwariuje. |
| | | tombakAccidental Anal
Data przyłączenia : 22/07/2020 Liczba postów : 16
| Temat: Re: Neo-city Sro Lip 22, 2020 10:36 pm | |
| Wdech. Wydech. Wdech. Serce tłukło mu w piersi tak mocno, jakby działo się to naprawdę, jakby w żyłach rysujących się pod napiętą skórą, szkarłatną od natarczywego światła areny, płynęła prawdziwa krew. Ćwiczył to dziesiątki razy. Znał ruchy. Znał jeden ruch, ten najważniejszy, ten mający mu pozwolić na automatyczną wygraną. Ćwiczył dziesiątki razy. Dziesiątki… Jego przeciwnik wyglądał jak cyborg. Był wysoki, oczy błyszczały mu jak czerwone diody. Nick wyświetlony nad łysą czaszką składał się z bezładnego ciągu liczb. Był tu, żeby wygrać, wygrał siedem walk z rzędu, ten sam cholerny rząd cyferek świecił od tygodnia na tablicy zwycięzców, wiszący w jednym miejscu, przyczajony, czekający, żeby uderzyć i wzbić się wyżej. Trudno mieli ci, którzy wypadli z pierwszych dziesięciu miejsc. On nie mógł odpaść, jego przeciwnik też zapewne miał takie podejście. To będzie walka na śmierć i życie. Nie wyłączył dotyku aż do ostatniej chwili, do gwizdka, kiedy oba boksy na końcach eliptycznej areny zapłonęły neonowo żółtym światłem: zdążył poczuć kroplę zimnego potu spływającą mu po karku, pozwolił, by momentalnie zniknęła. Czasami udawał, że w ten sposób znikał też cały jego stres. To twoja praca, powtarzał sobie. To twoje zajęcie. Więc zajmij się i pokaż im wszystkim, pokaż jeszcze raz, że są puści, zepsuci, że lubią patrzeć, jak dwóch idiotów bije się do pierwszej krwi, że jesteś największym z tych idiotów, równie pustym, równie chętnym na pieprzone mordobicie! Czas zwolnił. Ryk demona wbiegającego na arenę zagłuszył zdziesiątkowany huk głosów widowni, a jeszcze nad tym wszystkim, gdyby dźwięk mógł mieć poziomy, wybijały się słowa komentatora. - Ostatnia walka czterysta-siódemki nie przyniosła mu zwycięstwa, o jakim marzył, czy zdoła sięgnąć po nie dziś, stając oko w oko z naszym czempionem? Lepiej, żeby się pilnował! Te rogi uszkodziły w tym tygodniu nie jeden najlepiej modelowany wizerunek! Był jak byk, kiedy szarżował na przeciwnika, potem jak pantera, kiedy skakał nagle na bok. Piksele nie miały ciężaru, ale z dna areny podnosił się krwawy pył. A potem liczył się czas: jedna sekwencja klawiszy, atak. Inna, unik. Widzowie nie mogli zauważać z wysokości swoich trybun, jak po niewidzialnych planszach biegały palce bokserów. Widzieli tylko ciosy, zaciskane pięści, wściekłe grymasy. Widzieli napinające się muskuły i dzikie spojrzenia, stopy zapierające się o szorstkie podłoże. Kto pozwolił sobie na włączenie odpowiedniej wizualizacji, widział nawet krew, sińce, rozcięte łuki brwiowe i skwaszone nosy. On zawsze chciał to oglądać. Chciał widzieć efekty każdego swojego ciosu. W drugiej minucie padł na ścianę areny, przyciśnięty do niej jak szmaciana lalka. Komentator określił to słowami „to będzie bolało”. Nie. Nie będzie. Ból można było wyłączyć. Cisnął cyborgiem o podłoże, złapał go w uścisku, który w normalnych warunkach skutkowałby trwałym urazem, wyrwał rękę do góry dopiero wówczas, gdy został przez przeciwnika ukąszony… I znowu ryknął. Nie. Nie przegra, nie dzisiaj. Byle szybko – skoczyć na niego, wcisnąć podeszwy stóp w stalowy brzuch, słuchać jak pękają nierealne zwoje metalu, jak zrywa się aluminiowa powłoka, a potem już tylko słuchać bolesnego, bolesnego krzyku… Ordox miał to do siebie, że umierało się w nim prędzej, niż w rzeczywistości. Jego przeciwnik, nim skonał, zdematerializował się i teraz, w tej właśnie chwili, budził się z pikselowego snu gdzieś… gdzieś. W rzeczywistości. Chuj z tym, gdzie się budził, już go nie było. Rex podniósł rękę tylko raz, wzbudzając aplauz, którego nie mógł słyszeć. Piszczało mu w uszach. Zamknął oczy, rozkoszował się wypalonym pod powiekami widokiem: jego nick przesunął się wyżej w tabeli zwycięzców. Cyborg wypadł z gry.
Wspomnienia w tym świecie były… specyficzne. Ile czasu – od tej walki do teraz – mogło minąć w świecie rzeczywistym? Dwie minuty? Trzy? Czuł się tak, jakby minęła doba. Jakby zdążył się umyć, przespać, najeść. Och, tak – jakby spędził godzinę, stojąc przed szafą w samych gatkach, zastanawiając się, co powinien założyć na taką okazję. Powinien świętować? Powinien. Och, zawsze powinien, życie tutaj na tym przecież polegało. Raz po raz sprawdzał ilość tokenów w swoim profilu, okrąglejszą teraz o jedno zero, a jego biodra same poruszały się przy tym w rytm dudniącej muzyki. Warto było, zresztą, po co się nad tym w ogóle zastanawiał. Zawsze było warto. Przesunął się w stronę baru, patrząc dłużej na jakąś nieskrępowaną parę w pobliżu. Przytknął palce do dołu brzucha. Czy miał dzisiaj ochotę…? Sam nie wiedział. Adrenalina związana z walką trzymała go długo, ciesząc prawie jak orgazm. Ale „prawie” to nigdy „tak samo”. Ktoś go potrącił, wyrywając z zapatrzenia. - Kurwa, nie ważne – odpowiedział automatycznie, ale jego wzrok sam powędrował do płomiennych włosów. Co za gość. Skromny – przemknęło Rexowi przez myśl. W tym miejscu, gdzie każdy próbował wyróżnić się na swój własny sposób, ten jeden typ nie rzucał się wcale w oczy jako pierwszy i być może to właśnie powodowało, że paradoksalnie zawieszało się na nim spojrzenie. Może było na czym je zawiesić, a może… Może po prostu chciało mu się bardziej, niż mógł przed sobą przyznać. Zwłaszcza, że typ go poznał, a to samo w sobie było szczególną pochwałą, szczególnie mile łechtało jego ego. Ryk masy zbitej na trybunach przechodził bez echa, jeden głos miał więcej siły, bo dało się go zrozumieć. Wyprostował się odruchowo, a nad jego głową zaraz zapraszająco pojawił się nick, widoczny dla tego gościa. Kiedy się uśmiechnął, błysnęły mu ciemne oczy. - Nikt tu nie ma podobnej skórki – oświadczył dumnie. - Nikt, kogo bym znał, a znam… dużo. Ludzi. Kiedy mówił, zdawało się, że jakaś specyficzna łagodność nie pasuje do tej rogatej sylwetki. Ale zaraz po tym mruczał nisko albo ostro klął i nagle wszystko z powrotem grało jako silna całość. - Więc to mnie oglądałeś. Tak. Ciebie też pewnie bym zapamiętał, gdybym miał sekundę, żeby spojrzeć na trybuny. Wyszczerzył zęby, obco białe na tle czerwonej skóry. Odwrócił się, muskając końcówką ogona nogawkę, ale chociaż odszedł, miał na myśli: pójdź za mną. I wiedział, że pójdzie, nawet jeśli po drodze zdążył się obejrzeć. - Jesteś tu z kimś? – Zdawało się, że tak naprawdę Rexa to interesuje. – Teraz jesteś ze mną. Przecież gdyby z kimś był, to by go nie zaczepił, prawda? Prowadził go więc do loży, którą dobrze znał, którą zwykle wybierał sobie, jeśli potrzebował prywatności. Mogli wybrać inny serwer, ale nie lubił tego przełączania się i przyzwyczajania do nowej atmosfery, kiedy wystarczająco przywykł już do tutejszej. A lubił ten klub. Ten i kilka innych, lubił nawet to, jak ocierali się o niego obcy ludzie, jak naprawdę mógł ich czuć… Idąc zapewne za tą myślą pozwolił w którymś momencie, żeby obcy go wyprzedził, a sam położył śmiało dłoń na jego plecach. - V534 to nie imię – mruknął w którymś momencie. – Nie wiem jak mam do ciebie mówić, żebyś słuchał, kiedy każę ci się rozebrać.
|
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: Neo-city Czw Lip 23, 2020 12:08 am | |
| Nie spodziewał się… tego. W zasadzie, niczego się nie spodziewał. A już na pewno nie zabawnego wypięcia czerwonej piersi, która jeszcze trochę a rozerwałby opiętą na niej bokserkę. Ukrył uśmiech za gestem potarcia nosa i bezgłośnie otworzył usta, nabierając powietrza jakby chciał coś powiedzieć, kiedy nagle nad głową pseudo-demona rozpaliły się zielenią litery nicku. Tak, tego też się nie spodziewał. Zamknął paszczę i uśmiechnął się uprzejmie, choć widać było, że kipiąca pewnością postawa rogatego zbiła go z tropu i trochę rozbawiła. Potrzebował sekundy, może dwóch, żeby odzyskać rezon. Zwyczajnie nie przywykł. No i czyżby czerwony poczuł się celebrytą? W sumie… w pewnych kręgach pewnie nim był. A skoro tak, to pewnie był również zepsuty jak każda gwiazdka. Jakaś gorzka myśl przemknęła Adamowi przez głowę, ale odsunął ją od siebie. Osoba Rexa wypełniała sobą przestrzeń nad wyraz skutecznie, zmuszając by się na nim skupił. Zawahał się zanim udostępnił mu nick, ale po chwili nad rudą czupryną faktycznie błysnęły znaki składające się na określenie Adama w tym świecie, równie nieważne co jego realne imię. Nie umknął mu dysonans w wyglądzie i brzmieniu głosu Rexa. Miękka nuta go zaintrygowała, ale nim zdążył się na niej skupić, koleś wydał z siebie pomruk bestii i zburzył wrażenie. - Jestem skłonny w to uwierzyć. Pewnie kosztowała fortunę - odparł, starając się brzmieć poważnie i pokarmić trochę jego próżność żeby zobaczyć jak była wielka. Adam niestety miał brzydką tendencję do robienia eksperymentów na sobie albo na ludziach, kiedy trafił na podatny grunt. Lubił… sprawdzać. Próbować, oceniać, przeciągać granicę. Był ryzykantem na wielu polach, głównie w pracy, często balansując niebezpiecznie blisko porażki tylko po to, by wypróbować coś do tej pory niesprawdzonego. Z ludźmi było tylko trochę inaczej. Miał z nimi sporadyczny kontakt, więc czekała na niego jeszcze wielka pula rzeczy do wypróbowania i sprawdzenia. - Zajebiście, że mam okazję… - otaksował go wzrokiem całkiem bezczelnie. - ...Zamienić z tobą kilka słów - dokończył, naturalnym gestem wsuwając dłonie do kieszeni kurtki. Przechylił głowę i jak chwilę wcześniej mógł wydawać się nieco zagubiony albo zły, tak teraz wszystko zastąpiła niewymuszona nonszalancja. Na pośredni komplement zareagował chwilowym odwróceniem wzroku i zwilżeniem warg końcem języka, po którym uśmiechnął się szeroko. To było po prostu zabawne. Kompletnie tego nie planował, ale skłamałby gdyby powiedział, że go to nie bawiło. Czerwony był ujmująco bezpośredni. - Z pewnością, bardzo wyróżniam się z tłumu - rzucił pod nosem, kiedy tamten się odwrócił. Adam może nie miał dużego doświadczenia w kontaktach z ludźmi, ale w barowych podrywach radził sobie nieźle. Także to, co się przed chwilą stało, to spojrzenie ciemnych oczu, uśmiech no i oczywiście słowa, były wystarczająco wymowne. Muśnięcie ogonem łydki tylko dopełniło formalności, a Adam musiał zapytać siebie czy na pewno chce iść w to dalej. A jeśli tak, to czy warto? Z jednej strony, nic go to nie kosztowało. Trochę pikseli, pośredni dotyk, jak zwalenie sobie przy porno. Przeżyjesz i zapomnisz. Nic więcej. Nie było nad czym się rozwodzić, ale nadal… Tutaj, w Another Life, to był pierwszy raz. Pierwszy raz, kiedy sięgnął po taką formę rozrywki. Po raz kolejny przekonywał siebie, że przyszedł tu właśnie po to, że powinien odpuścić, rozluźnić się, złapać oddech. Miał dobrą okazję, a może nawet przez to, że znał Rexa z widzenia, będzie bardziej prawdziwie przy jednoczesnym braku tej prawdziwości? Kto wie, może Rex za skórką czerwonego demona był jakąś nieśmiałą okularnicą? Ta wizja go rozbawiła, więc przygryzł wargę, powstrzymując uśmiech. Nie obejrzał się. Kitty musiała znaleźć sobie nowe towarzystwo. Przedzierając się między ludźmi obserwował Rexa, który z niezwykłą wprawą lawirował w gąszczu sztucznych istnień. Jakby do nich należał, jakby był jednym z nich. Pewnie był. Pewnie tak się czuł. Właśnie tym bowiem emanował, zupełnie inaczej niż Adam, który krzywił się niemal w każdym momencie gdy ktoś potrącał go ramieniem. Zapytany o to czy ma parę na dzisiejszy wieczór, prychnął pod nosem. - Wychodzi na to, że już teraz tak - odparł rozbawiony, choć jak się okazało wcale nie musiał, bo Rex wszedł mu w słowo i podkreślił swoje stanowisko jakby Adam nie miał nic do gadania w kwestii… przynależności. To w pewien sposób rudego ujmowało… choć w zupełnie inny sposób, niż Rexowi mogło się wydawać. Bynajmniej nie miękły mu kolana, nie miał w spodniach twardego fiuta i wydawał się raczej rozbawiony, ale w ten ciepły, sympatyczny, może nawet odrobinę pobłażliwy sposób. Nie kpił z niego, to nie tak, po prostu podchodził do tej sytuacji z (być może) nieoczekiwaną racjonalnością. Czując na plecach ciepło dłoni, spojrzał na profil towarzysza. - Nie mów, że naprawdę cię to interesuje. - Zniżył głos do mrukliwego, niemal uwodzicielskiego tonu, choć pobrzmiewała w nim jakaś niesprecyzowana gorycz. - Możesz mówić V. Imię nie ma znaczenia. I tak jesteśmy tylko zlepkiem binarnego kodu. - Odwrócił się gwałtownie zanim wsunęli się w objęcia loży i zastąpił mu drogę. Oparł dłonie na jego szerokiej piersi i spojrzał mu prosto w oczy z bardzo bliska. Dzięki włączonej pełnej immersji, wyczuwał na wargach jego ciepły oddech i zapach, który tamten zaimplementował swojemu awatarowi. - A skąd pewność, że w ogóle będę słuchał poleceń, Rex? - W błękitnych oczach V nieoczekiwanie błysnęła zadziorna iskra, co zmyło z jego oblicza wcześniejszą powściągliwość. Na pełne wargi wypłynął bezczelny, uwodzicielski uśmiech. Dopiero teraz płomiennoruda grzywa zaczęła do niego naprawdę pasować - Może wolę żebyś to ty słuchał mnie? - Zmrużył oczy, omiatając spojrzeniem jego wargi. - Będziesz słuchał? - Mógł grać w tę grę. Mógł, bo nic go to nie kosztowało. |
| | | tombakAccidental Anal
Data przyłączenia : 22/07/2020 Liczba postów : 16
| Temat: Re: Neo-city Czw Lip 23, 2020 10:27 am | |
| - Jasne, że imię nie ma znaczenia. Mówił tak, jakby rzeczywiście go to nie obchodziło albo jakby zupełnie nie słuchał, ale gdzieś przy ostatnich słowach głos mu drgnął. Obejrzał się przez ramię ostatni raz, całkiem jak w rzeczywistości – jakby ktoś mógł być nimi zainteresowany, jakby upewniał się, że nikt nie śledzi ich wzrokiem, nie rzuca ciekawskich spojrzeń, słowem: że nikt nie będzie im przeszkadzał, kiedy zostaną już tylko we dwoje. A potem wsunął się bliżej do loży za swoim nowym towarzyszem, by rzeczywiście zostali sami. Loże zaprojektowano w ten sposób, że choć były częścią klubu, to zamykając się w nich odcinało się również od reszty, zupełnie jakby znaleźć się nagle w innym budynku. Tam nadal był parkiet, nadal widziało się setki głów, izokefalicznie zawieszonych w oparach tanecznej nieświadomości, w kolorowych światłach, nagle odległe, niesione jakimś wizyjnym szałem. A tu – tu był większy spokój, intymność, muzyka nie dudniła prosto w uszy, ale stawała się odległa, jak gdyby dobiegała zza grubej szyby. Tu były wygodne szerokie kanapy i blade światło sączące się ze szczelin między ścianą a sufitem, od podłogi, spomiędzy połyskliwych czarnych kafli… Tu był nastrojowo. Ale nie od razu. Rex sapnął, łapiąc spojrzenie tego całego V, nagle z wyjątkowo bliskiej perspektywy. Nie dał po sobie poznać, że go to zaskoczyło, ale w głowie utkwiła mu pewna myśl i zdawało się, że cieszy się nią w tej chwili, że go ciekawi, dlatego przeciągał ten moment zawieszenia między światami nieco dłużej, niż to było wymagane. Wreszcie przekrzywił głowę, a kiedy to robił, kładł dłonie na przedramionach V równie pewnie, jak on trzymał własne na jego piersi. Dawno przywykł do świadomości, że tutaj wszystko było dozwolone. Mógł dotykać ludzi jak mu się tylko podobało, bo czym niby ryzykował? Że partner mu się wyloguje? Znajdzie następnego. Ciekawe tylko, czy następny będzie równie zaczepny. A mimo to, mimo tej słodkiej chwili bliskości, zdecydował się nagle na bardzo prostą odpowiedź. - Będę – rzekł po prostu. Wreszcie pchnął V w głąb loży, w objęcia chłodnej intymności, przebiegł palcami po panelu znajdującym się przy drzwiach i zrobił krok w stronę kanapy… ale nim usiadł, chyba tylko żeby się popisać, zdjął z siebie skórzaną kurtkę. Silne ramiona wyglądały w tym świetle jak wycięte z potężnego bloku koralu, cięte dłutem zdolnego rzemieślnika. Opadł na kanapę, rozłożył się i choć patrzył chwilę w stronę parkietu, przeniósł wreszcie wzrok z powrotem na V. Śmieszne. Myślał, że zrobi sobie z niego kochanka na ten wieczór, że będzie to najlepszy sposób na podsumowanie zwycięskiego dnia, ale gdy już znaleźli się we dwóch, przychodziły mu do głowy inne rzeczy. Był ciekawy. - Mówisz, że oglądasz czasami walki – przypomniał, swobodnie zaplatająca palce na karku – ale nie bywasz tu często. Jesteś sceptyczny, co? „Zlepek binarnego kodu”, tak powiedziałeś. Patrz na tych ludzi. Tym razem skierował uwagę ich boku na tańczący tłum, a ten, niby wyświetlony na ekranie, stał się nagle bardziej wyraźny, ostry, prawie namacalny. Muzyka nabrała klarowności, dźwięki wysunęły się przed dudniący bas. Widzieli twarze, zamknięte oczy o powiekach pociągniętych neonowymi brokatami, znaki wymalowane na policzkach, ustach, na ramionach i piersiach. Cały ten barwny zlepek odbijał się w ciemnych oczach Rexa, tak jak światła miast odbijają się nocą w kałużach. - Dla nich to jest jedyne słuszne życie. Mogą nie znać lepszej drogi. Dla nich to nie jest tylko zlepek danych, to jest… wszystko. I ściągnął brwi, ale tylko na chwilę. Przez iluzję parkietu, jak przez taflę wodospadu, przedarła się sztuczna kelnerka, płynnie, nie stawiając kroków, dotarła do blatu materializującego się przed kanapą i zostawiła na nim dwie wysokie szklanki świecącego zielono alkoholu oraz wysoką fajkę. Rex nawet na nią nie zerknął, zirytowany, że w ogóle się tu pojawiła. - Dawno mieli to usprawnić, żeby żaden pieprzony robot nie przeszkadzał klientom - burknął, podnosząc swoją szklankę. Uniósł brwi, uśmiechając się z powrotem, a jakby dla jeszcze większego rozluźnienia, zsunął się na kanapie do prawie półleżącej pozycji. Napój rzucał mdłe światło na jego twarz, od dołu, jak na archaicznych plakatach filmowych horrorów. - Toast – powiedział, ale nie mówił, za co dokładnie. Trudno było pić tutaj za jakieś wartości. Drink rozgrzewał wnętrze lepiej, niż prawdziwy alkohol, a żar utrzymywał się długo. - Ale nie jesteś tak… tak naprawdę obojętny, co nie? Nie jesteś. Gdybyś był obojętny, to przyszedłbyś tu i nie zadawał pytań, nie grał w gry, tylko ściągnąłbyś mnie do parteru i kazał sobie obciągać, tak jak robi tu mnóstwo ludzi. Większość. Nikomu nie chce się z tym chrzanić, nie chce się gadać, przychodzą, spuszczają się i albo znikają, albo zaraz widzisz, jak pierdolą się gdzieś indziej. Niektórych cieszy tylko to, że patrzysz. Pociągnął jeszcze jeden długi łyk i burknął. - Mnie czasem też. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: Neo-city Czw Lip 23, 2020 12:12 pm | |
| “Będę” Będziesz, bo jakie to miało znaczenie? Pomyślał, uśmiechając się gorzko, odrobinę cynicznie. Liczył się moment, słodycz lekkomyślności, brak konsekwencji. Iluzja. Pchnięty, zrobił krok w tył, w objęcia przytłumionego światła i echa klubowej muzyki. Przedziwne uczucie zostać wyrwanym z gwarnego morza istnień i ciśniętym w duszny spokój intymności. Dysonans mu się nie podobał, ale po chwili to właśnie to miejsce było właściwsze. Bliższe Adamowi z różnych przyczyn, nie tylko wygody. Dłonie oparte o pierś Rexa, płynnie zsunęły się niżej na modelowy, twardy brzuch. Czerwony mylił się, jeśli sądził, że V się wahał. Że był sceptyczny. Teraz już nie. Pociągnął go za brzeg bokserki, kiedy odwracał się do panelu przy wejściu, jakby nie w smak było mu, że się odsunął. - Zostaw - polecił, chwytając za brzegi kurtki, by uniemożliwić mu jej zdjęcie. Skoro nic nie miało tu znaczenia, dlaczego miał sobie odmawiać tego widoku? Dlaczego miał rezygnować z czegoś, co mu się podobało? Zabawne, ale w tamtym momencie nie pomyślał, że nagość mogłaby zrobić na nim większe wrażenie. Po prostu poddał się własnej zachciance, a czerwony, zgodnie z tym, co powiedział kilka sekund wcześniej, posłuchał polecenia i ją spełnił. Jednak zrobił też coś czego Adam znów się nie spodziewał - wymknął się jego dłoniom i padł na kanapę w pozycji, która sugerowała, że to, po co tu przyszli przeciągnie się w czasie. A może wcale się nie odbędzie? A jeśli tak, to po co to wszystko? V lekkim zmarszczeniem brwi zasugerował, że nie rozumie. Nie dołączył do czerwonego. Patrzył na niego z góry, ponownie ukrywając dłonie w kieszeniach kurtki, zupełnie jakby miał zamiar zaraz wyjść. - Sugerujesz, że zawsze oglądam je z trybun, a wcale nie muszę - zauważył, a potem na moment odwrócił głowę w stronę parkietu zgodnie z poleceniem. Powinien niepokoić go fakt, że wyglądał na totalnego żółtodzioba, że dla Rexa jego nieobycie było oczywiste, ale z drugiej strony, co go to obchodziło? Opinia nieznajomego nie miała żadnej wartości. Nawet opinie przyjaciół jej czasem nie miały. - Sceptycyzm się przydaje, zadaje właściwe pytania - mruknął, bardziej do siebie niż do towarzysza i na chwile pochylił się nad jego słowami, zaskoczony tak dziwnym obrotem tego spotkania. Rex nie musiał go uświadamiać, Adam wiedział jakie podejście do życia w cyberprzestrzeni mieli ludzie. Jak wielką wartość stanowiła iluzja istnienia, zwykle dużo lepszego niż realne. Nikt, kto czuł się prawdziwie szczęśliwy nie szukał zapomnienia tutaj. Ponownie zawiesił spojrzenie na ciemnych oczach, akurat w chwili, kiedy ich wzrok ogniskował się na nim ponownie. Rozchylił usta żeby coś powiedzieć, ale SI bezdźwięcznie wpłynęła do ich sanktuarium, zostawiając po sobie kolejne cuda mające zapewnić ludziom zapomnienie. - Skoro to dla nich wszystko, skoro to ich życie, dlaczego traktują je bez respektu? - powiedział, kiedy kelnerka zniknęła za taflą iluzji parkietu. - A może to jest właśnie to czego chcą? Brak konsekwencji od zawsze pociągał ludzi. Najlepiej smakuje to, co jest zakazane. - Przysiadł na brzegu stolika, spoglądając jak Rex sięga po drinka. Brzydził się sobą, kiedy mówił mu te słowa. Kim był, by ich oceniać, kiedy sam nie respektował swojego życia ani tu ani w realu? Wiedział kim był, pieprzonym hipokrytą. Ale tak łatwo było wytknąć błędy innych, samemu zatajając własne. Pławienie się w sztuczności nie obejmowało przecież jedynie wirtualnego życia. Wziął szklankę w dłonie i uniósł ją w toaście, pierwszy raz odkąd tu weszli znów się uśmiechając. Wziął łyka, nawet się nie krzywiąc. Żar rozpalił mu trzewia i przypominało to satysfakcję z jedzenia ostrych potraw - ból spleciony z przyjemnością. Stwierdzenie, że nie jest obojętny go zaskoczyło. Uniósł brwi, coraz bardziej zdumiony zachowaniem swojego nieoczekiwanego towarzysza, a potem nawet zaśmiał się na wieść, że lubił być obserwowany. - Obojętny wobec czego? - zapytał, zastanawiając się czy dobrze zrozumiał to, co facet miał na myśli. - Wobec ludzi? Wobec tego, co tu robię? - Odbił się od blatu stolika i w końcu zajął miejsce obok Rexa. Usiadł blisko, przodem do niego, zgiętą nogę kładąc na siedzisku kanapy i całą długością piszczela opierajac ją o udo czerwonego. - A może po prostu bawią mnie takie gry? - Zadziorny uśmiech powrócił, rozpogadzając jego do tej pory chmurne oblicze. Oparł szklankę na kolanie, na dłuższą chwilę zawieszając wzrok na twarzy rozmówcy. Tak, V. Dlaczego tego nie zrobiłeś? Dlaczego nie kazałeś mu klęknąć, nie wyciągnąłeś fiuta i nie wypełniłeś nim jego ust? Po to tu przyszedłeś. Komu potrzebne sentymenty, kiedy można było dostać coś bez całego tego szajsu, bez konsekwencji? Kiedy można było nasycić się ułudą, przepełnić się nią aż nie zostanie w tobie nic prawdziwego? Przełknął ślinę, odwracając wzrok w stronę falujacego morza ludzi. - Wychodzi na to, że obaj nie jesteśmy obojętni - podsumował. - Mogłeś zrobić to samo, a jednak strzępisz sobie język gadając, zamiast zrobić z niego inny użytek. - Powrócił do niego spojrzeniem. Chłodny błękit jego oczu w przytłumionym świetle wydawał się ciemniejszy i głębszy. - Nigdy nie pieprzyłem się z kimś wirtualnie - powiedział wprost, co idealnie usprawiedliwiało jego zachowanie, nawet jeśli było tylko w połowie prawdą. - Więc może wciąż mam odruchy z reala, a... A dla ciebie, Rex? Dla ciebie ten świat też jest wszystkim? |
| | | tombakAccidental Anal
Data przyłączenia : 22/07/2020 Liczba postów : 16
| Temat: Re: Neo-city Czw Lip 23, 2020 1:37 pm | |
| Nigdy nie potrafił – albo nie chciał – wytłumaczyć przed samym sobą, jak to się właściwie dzieje, ale ciągle lubił momenty, w których ktoś z tego świata go dotykał. To znaczy, inaczej, nie „z tego świata”, bo do tego świata nikt tak naprawdę nie należał. W tym świecie. Tak. Ale lubił to, lubił więc sposób, w jaki siadał V, drażniący, mający na celu tylko to, żeby ich ciała nie oddalały się od siebie na zbyt długo. Jeśli na początku jeszcze sądził, że to będzie tylko kolejne spotkanie na wirtualny seks, to teraz nie miał już żadnych wątpliwości, że nie, wcale tak nie będzie. Zdążyli już dotknąć tematów, które nie były raczej pierwszym, co przychodziło człowiekowi do głowy, kiedy był napalony. Rozmawiali – to już było wiele. Rex słuchał kogoś, kogo w innych warunkach najpewniej dawno chciałby już mieć przed sobą nagiego, bo to lubił, po prostu, i trudno było dalej określić, kto gra tutaj w czyją grę, kto się podporządkowuje, który ciągnie drugiego za język. Obaj byli szczególni, jak tak o tym pomyślał. Nie wiedział jeszcze tylko, dlaczego szczególny jest V, czy jakkolwiek mógłby go nazwać. Chciał rozmawiać, to już wyróżniało go zdecydowanie na tle innych, wszystkich tych, którzy gotowi byli zagadać do znanego ordoxera tylko po to, żeby sprawdzić ile tokenów władował w rozmiar kutasa. Między nimi dwoma z kolei, owszem, była trudna do zignorowania chemia, ale zdawała się bardziej… szczera, niż zazwyczaj? Coś takiego. Rex mrużył oczy, słuchając płynących do niego słów, wpatrywał się w te usta, przyciągając do siebie kłębiącą sie gdzieś z tyłu głowy myśl o tym, że tak, jest niezwykle ciekaw, jak smakują. A potem znowu się skupiał. I odpowiadał. - Oczywiście, że nie jestem obojętny. Jestem tu dla funu, traktuję to prawie tak, jakby się działo w rzeczywistości – powiedział prosto, z powrotem podnosząc szklankę do ust. Ledwo dotknął jednak wargami szkła, bo nagle uniósł brwi, wytrzeszczył oczy i zaraz błysnął zębami w szczerym uśmiechu pozbawionym zgryźliwości. - Więc mówisz, że rozdziewiczę cię wirtualnie? – Zarechotał, od razu odstawiając szkło. Musiał wychylić się przy tym na tyle, że znowu byli przy sobie bardzo blisko, a potem, jakby poczuł ciążącą na sobie odpowiedzialność, wyprostował się poważnie, położył obie dłonie na kolanach V i spojrzał mu pewnie w oczy. - Wiesz dlaczego wszyscy lubią tutaj seks? Bo jest prawdziwy. Tak. Gdybym cię teraz uderzył, nie poczujesz tego za bardzo w realu. Gdybym cię zabił, co jest zresztą niemożliwe na takich spokojnych serwerach, po prostu by cię stąd wywaliło. Mogę wylać na ciebie to świństwo, którym postanowiłem cię upić, a w realu nadal byłbyś suchy. Rozumiesz? Seks działa inaczej. Jeśli sprawię, że się tutaj spuścisz, zrobisz to też tam, gdziekolwiek teraz jesteś. Nie obchodzi mnie to zresztą. Ja zawsze tak robię, nie wiem jak inni. Tylko seks przeżywam tutaj… bardziej. Na obu poziomach. I kurewsko to lubię. Wychylił się i dopiero teraz, wreszcie, zdecydował się go pocałować. Nie kłamał. Lubił to. Lubił dziwne wrażenie, z jakim budził się w rzeczywistości, kiedy nadal rządził nim wirtualny dreszcz, jeśli miał na sobie ubranie, to kleiło się ono do spoconego ciała, był zmęczony, brudny od spermy, ciężko oddychał. Musiał brać realny prysznic. Dokładnie tak samo, jak tutaj. Było to trochę tak, jakby spędził noc z dobrym kochankiem i nad ranem po prostu budził się bez jego towarzystwa, z miłym powidokiem minionych wrażeń pod powiekami. Naparł na niego trochę bardziej, ale nie zdecydował się póki co na nic innego poza tym pocałunkiem, długim, śmiałym, stanowiącym nawet nie preludium do wszystkiego, co mogli tu sobie zapewnić. Sam chwycił jego dłonie i ułożył je z powrotem na swoim brzuchu, tak jak przedtem. Patrzył chwilę, jak jego palce wsuwają się pod czarną skórę kurtki. - Dlaczego kazałeś mi ją zostawić? – spytał, podnosząc wzrok, a zaraz po tym zrobił minę całkiem jakby się speszył. Uśmiechnął się, wypuszczając ze świstem powietrze. – Nie żeby mnie to obchodziło… Gorąca linijko kodu. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: Neo-city Czw Lip 23, 2020 10:58 pm | |
| Nie usłyszał odpowiedzi, na których mu zależało, ale nie winił go za to. Kto chciał dzielić się myślami z kimś obcym, kiedy dużo łatwiej było dzielić się ciałem? Mniej intymnie, mniej naprawdę. Anonimowość ponad wszystko. Żyli w dziwnych czasach, kiedy łatwiej było przekroczyć barierę cielesności niż barierę umysłu. Ludzie poznawali się powierzchownie, tylko na chwilę, przychodzili, czerpali co chcieli i odchodzili. Bez wyrzutów sumienia, bez głębszych pragnień. Rex się od nich nie różnił. Adam też nie, nawet jeśli w duchu chciał. Zresztą, łatwiej było płynąć z prądem niż próbować kijem zawracać bieg rzeki. - To iluzja - podkreślił. - Więc nie mam żalu do innych, że są obojętni, do ciebie też bym go nie miał. - Nie był pewien dlaczego to powiedział. Chyba chciał się usprawiedliwić, spłycić to, co się działo. Odebrać temu wartość i uczynić czymś zwyczajnym, takim jakim powinno być - schematycznym i nieważnym. Ale już było za późno. Sam tez przyczynił się do zburzenia stereotypu. Rozbawienie Rexa ani trochę go nie ubodło. Adam mógł być wirtualnym prawiczkiem, ale to niczego nie zmieniało. Nie wpływało na jego przeżycia w świecie realnym, na jego doświadczenie. Odpowiedział niefrasobliwym wzruszeniem ramion, jakby tym gestem mówił "jeśli chcesz". Gdy czerwony odstawił szkło i zbliżył się, V się nie cofnął. Niemal musnął nosem jego policzek, a potem gdy ten się odchylał, sam upił łyk alkoholu i również odstawił szklankę. Widząc nagłą powagę towarzysza, spróbował ukryć rozbawienie za zwinięta dłonią, ale kiedy podniósł na niego wzrok, spojrzenie miał łagodne i wypełnione czymś na kształt kiełkującej sympatii. Bo owszem, Rex z chwili na chwilę coraz bardziej ujmował go swoją prostolinijnością. Przykrył dłońmi jego ręce, słuchając słów. Adam nigdy nie myślał o wirtualnym seksie w taki sposób, być może dlatego, że w ogóle mało o nim myślał. Jednak w podejściu Rexa była prawidłowość i musiał przyznać mu rację, że w jakiś sposób ten konkretny akt zostawiał po sobie więcej. Ale skoro zostawiał więcej, to czy paradoksalnie i więcej nie zabierał? Według rozumowania Adama, który cynicznie podchodził do egzystencji w wirtualnym świecie, wszystkie działania tutaj coś ujmowały realnej osobie. Mimowolnie zaczął zastanawiać się jakby się po tym czuł, czy raczej jak się poczuje? Bo przecież Rex śmiało stwierdził, że pozbawi go wirtualnego dziewictwa. Będzie więc czuł się po tym zadowolony, czy jednak brudny i żałosny? Nie potrafił stwierdzić. Miał tylko nadzieję, że przynajmniej Rexowi zostanie przyjemne wspomnienie. Wydawał się Adamowi pogodzony ze sobą, ze swoimi wyborami. Naiwny w swoim podejściu, ale równocześnie niezwykle żywy, a przez to piękny. Adam zazdrościł mu pewności siebie i zdecydowania, a przynajmniej zazdrościł tego tej niezwykłej fasadzie w jaką realny Rex się ubierał. - Dlaczego... - Nie dokończył. Rogaty nie dał mu możliwości. Ten pocałunek był nieoczekiwany jak wszystko, co się teraz działo. Usta czerwonego spadły na jego własne i w pierwszej chwili V był oszołomiony tym, jak prawdziwy wydawał się ten dotyk. Taki dosadny, obdarty ze sztuczności, istotniejszy. Miękkość warg, szorstkość brody, gorąc mokrego języka, wszystko takie... realne, mocniejsze, intensywniejsze i nie miał pojęcia dlaczego. Może dlatego, że był zaskoczony? Że nigdy wcześniej nie bawił się pełną immersją w Another Life? A może to sprawka świadomości, że miał na wyciągniecie dłoni Rexa, którego pamiętał z areny - gniewnego, agresywnego, oblepionego krwią i pyłem, tak cholernie doskonałego. Był tu z nim jakimś śmiesznym zrządzeniem losu i pozwalał mu na tę dziwaczną intymność, która wyrosła na czymś więcej niż pożądaniu. Płucom momentalnie zabrakło powietrza, zmuszając, by głębiej zaczerpnął tchu. Rozpędzona gwałtownie krew popchnęła go do śmielszego rozchylenia warg, do wsunięcia języka w chętne usta, do naparcia na nie w bliźniaczym ruchu. V w przeciętności swojego wyglądu i zachowawczości reakcji nie wydawał się tak żarliwy, jak teraz. W istocie, miał w sobie jednak więcej pasji niż ktokolwiek mógł przypuszczać, nieważne czy tu czy w realnym świecie. Kiedy Rex się wycofał, rudy naiwnie wychylił się ku niemu, tym gestem sugerując, że oddalił się zbyt szybko. Że to nie powinno się kończyć, nie teraz, a może nigdy. Niech trwa. Po co kończyć coś tak dobrego? Ale chwila minęła, zostawiając po sobie jakąś trudną do pisania pustkę. Wziął głębszy wdech, oblizał wilgotne od jego śliny usta i popatrzył mu w twarz z rozbrajającym przejęciem. Dopiero chwycony za dłonie, wyrwany z transu, parsknął, kpiąc z własnej ekscytacji. Pokręcił głową w niedowierzaniu wobec własnego, spuszczonego ze smyczy podniecenia. Może więc i jemu chciało się bardziej niż myślał? A może samotność mieszała mu w głowie? Opuścił wzrok na dłonie oparte na materiale białej bokserki, więc obaj przez chwilę kontemplowali widok palców wsuwających się pod poły skórzanej kurtki. Adam uniósł kciukami brzeg bluzki, by dotknąć ciepłej skóry. To wydawało mu się surrealistyczne i właściwie... takie właśnie było. Nieprawdziwe. Nie powinien o tym zapominać. Uśmiechnął się słysząc pytanie oraz następujące po nim usprawiedliwienie. Rex znów prezentował drobny dysonans, znów siła ścierała się w nim z dziwną łagodnością. - Oczywiście, że cię to nie obchodzi - mruknął cicho, decydując się na niegroźną, przyjacielską kpinę. Zaraz jednak wbił trzeźwe, poważne spojrzenie w jego oczy. - Nie wiem. Impuls. - Powiedział w zamyśleniu, unosząc bardziej brzeg bokserki, sunąc palcami po ciepłej skórze, zanurzając je w ciemnych włoskach tuż nad linią spodni. - Podoba mi się jak opina ci ramiona. Echo klubowej muzyki splatało się z biciem serca. Gwar opływał ich jak wody przyboju, obecny, ale niegroźny. Na zewnątrz setki, może tysiące ludzi oddawało się cielesności w cichych lożach, podobnie jak oni, a jednak... inaczej. Adamowi spodobała się myśl, że może ta chwila była niezwykła, że jej dziwaczna, duszna intymność nie zdarzała się zawsze. Nie każdemu. Chciał ją zachować. Zapamiętać. Pociągnął go za pasek, wychylając się żeby znów go pocałować. Tym razem wczepił wolną dłoń w czarne włosy na jego karku, z nieoczekiwaną zaborczością przytrzymując go przy sobie, podczas kiedy językiem wdzierał się w jego usta. Odruchowo uniósł się, klękając jednym kolanem na siedzisku kanapy i zawieszając się w ten sposób nad ciałem Rexa. Pozwolił podnieceniu rozgrzać krew, tłumionemu jękowi wyrwać się wprost w pieszczone wargi. Niech się dzieje co chce, bo to i tak nie miało znaczenia. Iluzja. |
| | | tombakAccidental Anal
Data przyłączenia : 22/07/2020 Liczba postów : 16
| Temat: Re: Neo-city Sob Lip 25, 2020 1:55 pm | |
| V dobrze całował. Sieć pełna była miejsc, które funkcjonowały tylko dlatego, że ludzie pojawiali się w nich i wykorzystywali całą swoją energię na seks, podły, wyuzdany, nierzadko tak bezczelnie pierwotny, jak tylko było to możliwe. W takich miejscach nie dało się dobrze całować i na swój sposób, być może, Rexowi tego właśnie brakowało. Miał już kochanków, którzy byli po prostu napaleni, ale nie potrafił przypomnieć sobie teraz żadnego, który byłby po prostu namiętny. Chciwy, ale nie dlatego, że oczekiwał wpływu tokenów na swoje wirtualne konto, nie ze względu na jakiś narkotyk, który trzymał go w nieustającym podnieceniu, tak że oddychał już tylko wyziewami jakiegoś dyskretnego, pikselowego darkroomu. Chciwy dlatego, że sam tak chciał. Pewny – pewniejszy, niż na początku. Mógł być wirtualnym prawiczkiem, mógł nawet nie wiedzieć samemu, czego chce, ale wystarczyło pociągnąć za odpowiedni sznurek, żeby się otworzył. Określił. Żeby potrafił sam wyciągnąć się do przodu, odpowiedzieć na pocałunek. Był moment, w którym Rex po prostu wpatrywał się w to, jak tamten oblizał po nim wargi, a chociaż trwało to zaledwie moment, widok wyjątkowo mocno odcisnął mu się w pamięci. - Impuls – powtarzał po nim nieco nieobecnie i już śledził wzrokiem tylko to, jak tamten sunął palcami dalej, po bokserce i pod nią. Czuł go wystarczająco wyraźnie, żeby pozwolić już sobie na zapomnienie o reszcie świata. Zgoda. Kurtka mogła zostać, jeśli dodawała mu atrakcyjności, cała reszta mogła zniknąć. Wystarczyłoby przecież, żeby zniknęły spodnie. Tak, nic tu po nich, najlepiej byłoby je zszarpać… Gdzieś z tyłu trzasnęły drzwi, ale Rex nie zwrócił na to od razu uwagi. Wychylił się do tyłu, do jeszcze bardziej leżącej pozycji, bo był teraz z jednej strony trzymany, a z drugiej sam chwycił się kurczowo kurtki V. Tak, miał rację. Wyjątkowo dobrze całował, naprawdę tego chciał. Nie był tani, a z każdą kolejną chwilą wzrastało w nim zdecydowanie. Rex to czuł i chociaż jego nowiutki kochanek nie mógł tego zobaczyć, uśmiechał się, kiedy tylko ich usta miały szansę na chwilę się od siebie oderwać. Nie powiedziałby tego na głos, ale pokazałby to całym sobą – zaraz pokaże: czuł się cholernie dumny, że będzie pierwszym, kto pozwoli temu gościowi doświadczyć wirtualnego seksu z całą jego szczerą namiętnością. To było prawie jak rytuał, jak próba. Po bzykaniu się w sieci normalny seks nigdy już nie smakował tak samo. A przynajmniej… tak mówili. - Masz tego na sobie trochę za dużo – zdołał sapnąć mu między wargi, nagle jakby zirytowany, że nie może znaleźć odpowiedniego sposobu, który umożliwiałby mu na natychmiastowe zdjęcie z niego wszystkich ubrań naraz. Ale miał już przecież inny pomysł: odepchnął go od siebie, delikatnie ale stanowczo, tak żeby znowu siedział prosto, a sam z wprawą zsunął się nagle z kanapy na podłogę, dziwnie teraz ciepłą, jakby miała zainstalowane ogrzewanie od spodu. Klęknął w rozkroku, żeby być jeszcze niżej, jedną ręką sięgał po ostatni łyk alkoholu, a drugą trzymał już na jego kolanie. I jeszcze tylko raz oglądał się za siebie, żeby sprawdzić, kto tam tak hałasuje, ale… Ale zdał sobie sprawę, że hałas wcale nie pochodzi stąd. Nie pochodzi w ogóle z tego klubu, nie z tej wizualizacji, nawet nie z tego świata. Mógł oglądać się do woli, ale nie znajdzie tutaj źródła tego, co słyszał, z tego choćby względu, że V tego słyszeć nie mógł. Coś się działo. Wiedział co, ale… Psia mać, że też w takim momencie! Zawrzało w nim, i to nie tak, jak by tego teraz chciał. - Niech to… kurwa mać – syknął wściekle, odrzucając na bok pustą szklankę, poderwał się do góry i tym razem pocałował V o wiele bardziej gniewnie, trzymając go za szczękę, jakby chciał wyciągnąć z tego pocałunku całą fizyczność, jaką się tylko da. - Bądź tu jutro – powiedział szybko. – O tej samej porze. Znajdę cię. A jeśli do tego czasu wyruchasz tu kogoś innego, to będę o tym wiedział, rozumiesz? Jesteś mój. Chwilę przed tym, jak się rozłączył, całował go jeszcze raz i wreszcie kładł rękę na jego kroczu – ostatni sygnał, że nie rzuca słów na wiatr, że też wróci i będzie go szukał. Że zrobią to, co mu obiecał, bo w jakiś sposób wydawało się to nagle ważne. A potem tak po prostu zniknął, najdosadniej przypominając i jemu, i sobie samemu, że wszystko, co się tu działo, mogło stać się tylko wspomnieniem w przeciągu mniej niż sekundy.
|
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: Neo-city Pon Lip 27, 2020 2:17 pm | |
| Ubrania także i jemu zaczęły przeszkadzać. Były ładną, choć niepotrzebną barierą, więc słysząc słowa swojego chwilowego kochanka, bez wahania zaczął ściągać kurtkę. Niecierpliwość kierowała jego dłońmi, kiedy odrzucał ją na bok. Ledwie jednak się jej pozbył, a Rex spróbował go odepchnąć, co spowodowało, że V wbił rozpalone spojrzenie w jego oczy, zaciskając palce na jego włosach, wyraźnie chcąc przytrzymać go w miejscu. Odpuścił po sekundzie, zdając sobie sprawę z własnej, nieuzasadnionej zaborczości. Nie miał do niej prawa. Rozchylone, wilgotne wargi układały jakieś słowa usprawiedliwienia, ale wtedy czerwony wymownie zsunął się, padając przed nim na kolana. To przegoniło widmo obaw rudego. Z tej perspektywy Rex wyglądał szalenie seksownie. Wprawdzie jego nietypowa fizjonomia wciąż wprowadzała V w pewną konsternację, ale powoli przestawał zwracać uwagę na krzykliwą czerwień skóry i egzotyczne rogi. Liczyło się podniecenie wyostrzające twarz i głodny błysk w oczach - prawdziwe uczucia wyrysowane w nieprawdziwym obliczu. Wyciągnął dłoń, niecierpliwym gestem przeczesując ku tyłowi czarne kosmyki rexowych włosów, a potem rzucił krótkie spojrzenie w kierunku, w którym spojrzał tamten i jeszcze zanim zaklął, zanim stukot szklanki wypełnił pomieszczenie, V wiedział już, że im przeszkodzono, że realność upomniała się o czerwonego i niechybnie zaraz go zabierze. Mimo woli, poczuł ukłucie zawodu. Nawet nie wiedział, że zależało mu na tyle, by takie uczucie jak zawód miało teraz rację bytu, ale... cóż. Miało. Tak to było, że świat właśnie tak działał - nic nie trwało wiecznie, a czasem coś kończyło się przedwcześnie i bezpowrotnie. Doskonale o tym wiedział, więc szybko zdusił w sobie ten niepotrzebny w tej chwili sentyment. W duchu był nawet zły, że pozwolił sobie na niego wcześniej. Że chciał uczynić z tej sytuacji coś godnego zapamiętania. Schlebiała mu jednak irytacja czerwonego. Wydawała się prawdziwa, podobnie jak desperacja przekazana w zaborczym, agresywnym pocałunku i sile zaciskających się palców. Było coś pokrzepiającego, że nieznajomemu zależało na tyle mocno, że nie bronił się przed złością, że ją okazał, zamiast grać niewzruszonego. Choć może, Rex po prostu właśnie taki był - bardzo ekspresyjny? I nie miało to żadnego głębszego znaczenia? V sapnął cicho, próbując oddać pieszczotę, ale wytracił rozpęd. Świadomość końca zdusiła ogień i pozostawiła po sobie ledwie wspomnienie dawnego żaru. To była dziwna chwila, być może nawet niepokojąca, bo rudy wydał się nagle zupełnie pozbawiony iskry. Pusty. Przełknął ślinę, bezwiednie otwierając usta żeby coś powiedzieć, ale Rex zaskoczył go swoją bezpośredniością i stanowczością. Znów wydał mu się na swój sposób uroczy w tej bezkompromisowej prostolinijności, więc uśmiechnął się subtelnie. Tak, czerwony w jakiś sposób mu się podobał i nie chodziło tutaj o niezwykłość skórki, ale o śmiałość wyrażania opinii, o naturalność. V tęsknił za tym. Westchnął z zawodem, kiedy na usta spadał mu kolejny pocałunek, bo być może był przecież ostatnim. Może już więcej się nie spotkają. Dlatego rudy próbował się odciąć. Twarda męskość pod palcami mogła jednak powiedzieć Rexowi, że ta dzielona z nim chwila była na swój sposób bardzo prawdziwa, w jakiś sposób istotna i miała na V realny wpływ. Podniecenie było prawdziwe, namiętność była prawdziwa. Szkoda tylko, że w nieprawdziwych okolicznościach. Słowa czerwonego wydały się Adamowi śmiesznie irracjonalne w obliczu miejsca, w którym byli i ich gwałtownej znajomości. Mimo to, ostatnie zdanie dźwięczało jeszcze w uszach rudego, kiedy został sam z błyszczącymi odłamkami, które świadczyły, że przed chwilą faktycznie był tu z kimś. Opadł plecami na oparcie kanapy i przetarł twarz dłońmi. Bycie czyimś, gdziekolwiek, stanowiło dla niego abstrakcję, może dlatego te słowa jakoś w niego uderzyły. Jak ludzie mogli mówić takie rzeczy bez zastanowienia? Nie chodziło o to, że czuł się urażony przedmiotowym traktowaniem, to akurat było mu obojętne. Czuł się poruszony dlatego, że dla niego takie stwierdzenie miało większą wartość. Powinno być wypowiadane z rozwagą i tylko wobec istotnych ludzi, inaczej - było nic niewarte. I tak więc V je potraktował, jako nieistotne. Podobnie jak całość spotkania. Tak było bezpieczniej i bardziej właściwie. Opuścił dłonie, a potem z myślą, że więcej tu nie wróci, zrezygnowanym gestem wylogował się z sieci.
Wziął głęboki wdech, otwierając oczy i skrzywił się widząc tonący w mroku sufit własnego pokoju. Co za chujowa pobudka. Był odrętwiały, jak zawsze po wizytach w Another Life, a brak snu tylko pogłębiał uczucie dosłowności, zbyt mocnego osadzenia w rzeczywistości, jakby grawitacja nagle chciała przygnieść do ziemi nie tylko jego ciało ale i ducha. Tym razem jednak w posiecioweo kaca wdarło się nowe doznanie - echo podniecenia i nieznośna ciasnota spodni. Zdrętwiałymi palcami ścisnął twardego fiuta i jęknął ze złością. Rex miał rację, to jedno było przechodnie. Ta jedna rzecz zdawała się łączyć oba światy, ale Adam nie wiedział czy mu się to podobało. Na tę chwilę, chyba nie. Podniósł się z trudem i odsunął od siebie wspomnienia z klubu. Postanowił pracą zagłuszyć potrzeby ciała i te dużo bardziej ulotne - potrzeby duszy. Tylko dzięki pracy czuł się idealnie pusty i powoli przekonywał się, że powinien uczynić to uczucie jedynym słusznym. Jednak kiedy wybiła dwudziesta trzecia dwadzieścia następnego dnia, rozciągnął się na twardym materacu swojego łóżka i zamykając oczy wszedł do sieci. Uruchomił Another Life, a potem wybrał serwer i po chwili stał już przed gmachem znajomego klubu. W jaskrawym świetle neonów skóra i włosy traciły naturalne kolory. Huk muzyki, gwar rozmów ponownie zalały go nierealistyczną kakofonią, kiedy wszedł do środka. Stroboskopy błyskały szaleńczo, ludzie niezmordowanie oddawali się różnorakiej rozrywce, a on płynął pośród tego wszystkiego, trochę nieobecny i jak zawsze boleśnie przeciętny w swojej skórzanej kurtce, ciemnych jeansach i szarym t-shircie. Nie rozglądał się, nie ocierał o ludzi, nie reagował na zaczepki. Szedł przy ścianie, obojętny na świat wokół, jak tylko obojętny może być ktoś, kto przyszedł gdzieś z konkretną misją. W duchu zaś, czuł się idiotycznie. Nie planował znów się tu pojawiać. Jak to o nim świadczyło? Zachowywał się jak napalony idiota, podczas kiedy wiedział, że to i tak niczego nie zmieni i nic mu nie da. Jedyne, co może po sobie zostawić, to zawód i większą pustkę. Dokładnie to, co zostawiło po sobie zwalenie do wyobrażenia obciągającego mu Rexa, jeszcze wczorajszej nocy. Paradoksalnie jednak, to właśnie ta sytuacja utwierdzała go w przekonaniu, że jeśli tu dzisiaj nie wróci, to nigdy się nie dowie, czy ma rację. Bo może, jakimś cudem, to spotkanie faktycznie było czymś istotniejszym? Jeśli tak, to... jak bardzo będzie kiedyś żałował, że się nie pojawił? Zatrzymał się przy wejściu do loży, ale widząc, że nie jest zajęta, oparł się plecami o ścianę i założył ręce na piersi. Starał się wyglądać tak nieprzyjaźnie jak tylko mógł, łypiąc na ludzi zimnym, niechętnym wzrokiem. I nawet mu wychodziło. W twardych rysach jego twarzy, w spojrzeniu jaskrawo niebieskich oczu była jakaś niepokojąca siła, która (jeśli chciał) zniechęcała rozmówców. Na szczęście z racji swojej przeciętności nie przyciągał wielu spojrzeń. I dobrze, bo nie miał ochoty na prowadzenie czczych rozmów z przypadkowymi osobami. Nie sprawdzał, czy Rex się logował. Mógłby z racji tego, że tamten dobrowolnie udostępnił mu swój nick, ale nie zrobił tego. Przez to czułby się jak desperat. Czekał więc i kiedy na tle barwnego tłumu pojawiła się w końcu znajoma, rogata sylwetka, jednocześnie poczuł ulgę i obawę. Do ostatniej chwili nie wierzył, że tamten się zjawi. Bo wczorajsza gadka mogła być równie dobrze niczym więcej jak pustą obietnicą. Ludzie przecież nie przywiązywali wagi do obietnic o ile nie były podpisane ich nazwiskiem w obecności świadków. Nie odbił się od ściany, pozostał w zamkniętej pozycji ze skrzyżowanymi na piersi ramionami, ale uśmiechnął się już z daleka, łowiąc spojrzenie ciemnych oczu. Rex znów miał okazję zobaczyć jak V łagodnieje w charakterystyczny sposób przydający mu ciepła i rozwagi, których tak brakowało większości tutejszych zebranych. I to spojrzenie, to ciepło było zarezerwowane właśnie dla niego.
|
| | | tombakAccidental Anal
Data przyłączenia : 22/07/2020 Liczba postów : 16
| Temat: Re: Neo-city Pon Lip 27, 2020 3:47 pm | |
| Sława w wirtualnym świecie była chyba wyłącznie zrządzeniem losu, skoro w jednej chwili można było zniknąć, wyparować, rozpłynąć się w strumieniu pikseli – a w następnej wrócić jak gdyby nigdy nic, pojawić się w tej samej lokacji co ostatnio lub zupełnie innej. Nikt tu o to nie dbał, nikogo nie obchodziło, po co znikasz i kiedy wrócisz, o ile w ogóle się to stanie, nikt się raczej nie… nie przywiązywał. Z tego to wynikało. A mimo to można było być sławnym, dało się zostać zapamiętanym, kto wie, czy w takich warunkach nie było to nawet ważniejsze: doprowadzić do tego, żeby twój nick został gdzieś zachowany, wypisany na tablicy wyników albo gdziekolwiek, stojący w bazie danych. O wiele trudniejszym zadaniem było poleganie na tej ludzkiej, przemijającej pamięci. A mimo to Rex na niej się właśnie oparł i jej zawierzył. Był na miejscu o ustalonej porze, spóźniony może o pięć minut, ale niewielką czyniło to różnicę wobec wieczności, jaką mógł spędzić z powrotem w sieci i tak samo jak ci wszyscy inni przed nim, pojawiał się jak gdyby nigdy nic. Jak czysta karta. Trochę jakby zacząć od nowa poziom w grze: ostatnim razem się nie udało, więc odpalał wszystko jeszcze raz. Stawał w tym samym miejscu, widział te same drzwi, te same iluzje małpich ochroniarzy, potem wchodził do środka i nawet tłum wydawał się podobny, chociaż nie był przecież symulacją. Miał ten sam awatar, a więc i tak samo był ubrany. Uśmiechał się łagodnie, lawirując między ciałami, zadowolony tylko z tego, że znowu się o niego ocierały. Jedno tylko tym razem było różne i ta różnica właśnie wypełniała teraz jego myśli. Po to tu przyszedł – ktoś na niego czekał. Ktoś, do kogo miał szczerą nadzieję, że nie pogniewał się za wczorajsze, nie postanowił go wystawić i że tu będzie, nawet mimo braku jakiejś słownej obietnicy. Może to i dziwne, ale Rex miał nadzieję. Nie zastanawiał się nad tym zbyt wiele, tak po prostu było. Miał nadzieję, że nie będzie musiał szukać sobie zastępstwa na wieczór, że to, w jaki sposób zaklepał sobie tego kolesia z wczoraj, było nadal aktualne. W jego oczach było, on wiedział, po co tu dzisiaj przychodzi – po to, co wczoraj zostało im tak brutalnie przerwane. Jak to dobrze, że dało się zacząć od początku. Zawsze. Nie chciał sprawdzać, czy V tutaj jest, ale w końcu to zrobił i dopiero wtedy, mając już tę świadomość, przestał kręcić się w tłumie i ruszył prosto do tej samej loży, którą wynajmowali wczoraj. Kolejna głupota z jego strony, ale im dłużej o tym myślał, tym bardziej wczorajsze wydarzenia zlewały mu się w jedno z dzisiejszymi, trochę tak, jakby wyszedł tylko na chwilę i właśnie wracał. Nigdy nie myślał o rzeczywistości, kiedy był w sieci, po to przecież te dwa światy dzieliła taka solidna granica, nie pamiętał już nawet, dlaczego właściwie musiał wczoraj uciec… Nawet jeśli liczyło się to jeszcze dziesięć minut temu, teraz stało się zupełnie nieistotne. Teraz złapał spojrzeniem uśmieszek swojego kochanka. - Dobrze cię widzieć – przywitał się kurtuazyjnie, jakby to była najnormalniejsza rzecz w świecie. Nie pozwolił mu zachować tej sztywnej, pozornie zamkniętej pozycji, chwycił go od razu za nadgarstek i odciągnął na bok, błyskając zębami w szelmowskim uśmiechu. Było w nim coś z takiego uczniaka, knującego przekręt stulecia, kiedy ciągnąc go w sobie tylko znanym kierunku mówił: - Mam dla nas lepszą miejscówę na dzisiaj, nie musimy kisić się w tej loży. Uwaga. I nim tamten zdążyłby zaprotestować, przełączył ich obu na całkiem nowy serwer.
Tym razem nie pojawili się ani przed żadnym nowym klubem, ani w innej loży. Materializujące się przed nimi pomieszczenie było duże, jasne, o podłodze wyłożonej siwymi kaflami i z masą świetlnych paneli na suficie. W pierwszej chwili zdawało się, że wszystko jest tutaj ustawione symetrycznie, ale oczy prędko przyzwyczajały się do nowości i wreszcie widziały, że była to jedynie kwestia lustra, zajmującego przestrzeń całej ściany po ich lewej stronie. Po prawej były niskie ławy z gładkiego drewna i szafki – takie, jakie trudno było spotkać gdzieś indziej, niż tylko w tym konkretnym typie pomieszczenia. Nieco dalej, oddzielone od siebie półściankami z mlecznego szkła znajdowały się najzwyklejsze w świecie prysznice. Duże okno obsługiwało iluzję wielkiego miasta, jakby całe pomieszczenie znajdowało się na ostatnim piętrze wysokiego budynku, chociaż nie miało w sobie przecież nic z reprezentacyjności. Ostatecznie wyglądało przecież po prostu jak… - Szatnia. – Korzystając z chwili zaskoczenia V, Rex zmienił ubiór swojego awatara: teraz był boso, miał na sobie tylko dresowe spodnie i tę samą białą bokserkę, co przedtem. Uśmiechnął się do niego przez ramię, podchodząc do jednej z metalowych szafek, by otworzyć ją, jakby naprawdę dopiero co wyszedł z siłowni. - Nie ma tu większej racji bytu, ale to strasznie dobra atrapa. W prysznicach nie kończy się ciepła woda, wiesz? Czasami kąpię się tu godzinami, kiedy muszę czekać na walkę. W szafce czekał na niego biały ręcznik i kilka losowo spawnujących się rzeczy, tym razem miał tam z jakiegoś powodu lubrykant. Ściągnął brwi, ale potem gładko wszedł w rolę. Nie wybrał tego miejsca przypadkiem. Lubił je. Lubił ryzyko, jakie ono narzucało i rodzaj seksualnego, samczego napięcia, jakie budowało się w takich miejscach samoistnie: czasami było tu więcej takich odstrzeleńców, jak on, lubiących iluzję czegoś, co nie miał żadnego realnego zastosowania w tym świecie, tak więc do szatni w każdej chwili ktoś mógł wejść, czasem ktoś bardziej interesujący, czasem mniej, ale zawsze było to na swój sposób… ekscytujące. Nagość i brak krępacji. W takich miejscach, niestrzeżonych przez boty, działo się paradoksalnie więcej ciekawego, niż w klubowych lożach. Odwrócił się znowu przodem do swojego towarzysza, przylgnął plecami do chłodnego metalu szafek i nagle zlustrował go wzrokiem tak, jakby nie widział go tu wcześniej. - Panie V! – obruszył się teatralnie. – Fani nie mają tutaj wstępu, nachodzi mnie pan po treningu? Musi być pan straszliwie stęskniony po wczorajszym… |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: Neo-city Pon Sie 10, 2020 6:18 pm | |
| Sława, nieważne gdzie, zawsze ciągnęła za sobą jakieś konsekwencje. Uwielbienie i prestiż wiązało się z brakiem prywatności. Bycie osobą publiczną mogło cieszyć, podobnie jak świadomość, że wypełnia się czyjeś myśli, ale ostatecznie było tylko kłopotem. Przynajmniej w odczuciu Adama. Celebryci działali w sieci podobnie jak w realu z tym, że tutaj faktycznie było im łatwiej. Kiedy nużył ich zachwyt, mogli się wylogować i wrócić do anonimowego życia. Zabawne, że w przypadku znanych osób, sława działała w sieci odwrotnie niż realnie. I to prawda, że każdy w jakiś sposób chciał być zapamiętany. Do tego sprowadzała się egzystencja - do przekazania swoich genów, by przetrwały. By świat nie zapomniał. Jeśli nie ludzie, to chociaż geny. Adam jednak, podobnie jak Rex, również chciał polegać na ludzkiej pamięci. Chciał, choć wiedział, że nie może. - I ciebie - odparł, siłą rzeczy zaplatając ramiona, kiedy został pociągnięty. Entuzjazm czerwonego był zaraźliwy, więc uśmiech V się poszerzył. Podejrzewał, że Rex chce ich gdzieś przełączyć i kiedy to nastąpiło, wyraził zgodę niemal odrazu więc po chwili znaleźli się w zupełnie nowym miejscu. Cisza jaka zapanowała po dudniącym szumie klubu, była obezwładniająca. Rozejrzał się i nie ukrywając zaskoczenia, spojrzał na Rexa, który jak gdyby nigdy nic podszedł do jednej z szafek. - Nie da się ukryć - przyznał, nadal nie rozumiejąc. To było chyba ostatnie miejsce na schadzkę jakie przyszłoby mu do głowy. Nie miał takich fantazji jak czerwony, nie kręciła go publika, więc pewnie dlatego o tym nie pomyślał. Po krótkich oględzinach pomieszczenia wrócił wzrokiem do nieco bardziej roznegliżowanej sylwetki Rexa. - Ciepła woda to dla ciebie luksus? - zapytał nie mając na myśli nic złego, nawet szczególnie się nad tym pytaniem nie zastanawiając. Zdziwiło go, że gwiazdka cybersportu mogła w realu mieć problemy finansowe czy mieszkaniowe, ale z drugiej strony dlaczego miałoby być inaczej? Sława tutaj nie gwarantowała dostatniego życia tam. - Ja raczej doceniłbym to, że po kilkugodzinnym prysznicu skóra się nie zmarszczy - rzucił żartobliwie, a potem dosłownie zbaraniał. Próbował, naprawdę próbował powstrzymać napad śmiechu, ale ostatecznie zgiął się wpół i roześmiał serdecznie. Echo rozeszło się w pomieszczeniu bardzo spektakularnie, jakby mieli do czynienia z autentyczną szatnią, a nie jedynie atrapą. Głos zaimplementowany awatarowi Adama był całkiem przyjemny więc śmiech miał ciepłą, dźwięczną barwę. Po chwili V wyprostował się, wciąż roześmiany i niedowierzająco pokręcił głową. To było żenujące. Udawanie w świecie gdzie wszystko było udawane, wynosiło ich na kolejny poziom sztuczności. Ależ byli żałośni. I smutni. Adam zaczął współczuć Rexowi, a potem też sobie, bo nie miał zamiaru burzyć entuzjazmu towarzysza, a cieszyć się nim, zaczerpnąć z niego tyle, ile mógł. Kim był, żeby jakkolwiek go uświadamiać? A może nawet nie musiał go uświadamiać, może czerowny był świadom, ale jak większość ludzi odsuwał od siebie świadomość swojej żałosności? Co za różnica? Nie było w nim ani odrobiny wahania, ani odrobiny cynizmu, kiedy przybierał na twarz uśmiech pełen elektryzującej pewności siebie, tylko tym jednym grymasem mówiąc czerwonemu, że nie pozwoli mu się wycofać. Tutaj, mógł być kim chciał i zachowywać się jak chciał, bez konsekwencji, czyż nie? Właśnie zamierzał to wykorzystać. Głodnym spojrzeniem omiótł umięśnioną sylwetkę przed sobą. Patrzył jak kontrastowała z wszechobecną, nieciekawą szarością, jedyna prawdziwa, żywa. Podobała mu się, to oczywiste i na chwilę pozwolił sobie zapomnieć o jej sztuczności. Nie szczędził admiracji, nawet jeśli była przesadzona, jeśli w zasadzie odnosiła się jedynie do sztucznej powłoki. W tej chwili, to przestało mieć znaczenie. Zgodnie z tym czego oczekiwał Rex, V wszedł w rolę. Nie odpowiedział mu, ale ruszył zdecydowanym krokiem, nieoczekiwanie twardym spojrzeniem niemal dosłownie wbijając czerwonego w szafki za jego plecami. V mógł wydawać się szary i niepozorny, ale były chwile, takie jak ta, kiedy nikt nie zarzuciłby mu nieśmiałości czy zagubienia. I nie chodziło o wygląd czy strój, a o sposób poruszania się i wyraz twarzy. Intensywne spojrzenie ubrane w zimny, nienaturalny błękit, było podniecająco elektryzujące, a w ruchach jedynie pewność. Przywarł do niego całym ciałem - biodra przy biodrach, pierś przy piersi, usta przy ustach. Jego niespokojny oddech osiadał ciepłem na wargach Rexa, kiedy wbijał w jego oczy płonące spojrzenie. - Kurewsko stęskniony - poprawił go szeptem, niemal muskając wargami jego usta, a potem nie dając mu czasu na odpowiedź wpił się w nie, dociskając go do chłodnych drzwi szafki, które stuknęły w proteście. Metaliczny dźwięk odbił się echem, podobnie jak zduszony pocałunkiem jęk. Było coś podniecającego w tym, że usłyszał siebie w ten sposób i że mógł usłyszeć Rexa, jeśli tylko udałoby mu się wyrwać z niego podobny, słodki dźwięk. Przez chwilę całował go głęboko, nadając tempo dyktowane głodem i brakiem zachowawczości. Niecierpliwie szarpnął w górę brzeg białej bokserki, a kiedy tylko legła zapomniana gdzieś na ziemi, wczepił palce w napiętą, ciepłą skórę jego wyrzeźbionych ramion. Była doskonała, nieważne, że sztuczna. Przesunął po niej dłońmi napawając się jej dotykiem, zsuwając je niżej, na szeroką pierś, a potem jeszcze niżej, po bokach by finalnie bezceremonialnie wsunąć je w luźne, dresowe spodnie i ścisnąć palcami kształtne pośladki. Szarpnięciem przycisnął jego biodra do swoich, ustami wpijając się w jego szyję, na przemian całując ją i liżąc. A choć czuć było w jego ruchach niecierpliwość, to wydawała się doskonale odmierzona. Nie miała w sobie nic z desperacji, jedynie namiętność. Zbyt zajęty pieszczeniem chętnego ciała V, nie dostrzegł i nie usłyszał, że nie byli sami. Nie przyszło mu też do głowy, że ktoś mógłby tu wejść, zajrzeć przez drzwi czy nawet więcej, przyłączyć się. Że Rex mógłby narazić ich wyrwaną z nierzeczywistości chwilę na kolejne zburzenie. |
| | | tombakAccidental Anal
Data przyłączenia : 22/07/2020 Liczba postów : 16
| Temat: Re: Neo-city Wto Sie 11, 2020 10:55 am | |
| Przez chwilę, gdzieś z tyłu głowy, odezwało się w nim poczucie, że psia mać, wspomnienie o tej ciepłej wodzie było skrajną głupotą… Ale na szczęście zajmowały go już teraz inne rzeczy. Nie chciał się nad tym zastanawiać, nad niczym w ogóle nie chciał więcej myśleć, bo przecież nie przyszli tu, żeby dyskutować. Dość było mu dyskusji po ostatnim razie. Dzisiaj mieli działać. Została mu tylko jeszcze jedna próba – utrzymać śmiertelną powagę, którą przecież sam sobie narzucił, kiedy V parsknął śmiechem. To nie było śmieszne, musiał sobie powtórzyć, czując mimowolny ruch warg. To był… jak to dawniej nazywano? Teatr? Wcielanie się w rolę dla własnej uciechy? Tak, mógłby to tak nazwać, w ten sposób brzmiało poważnie. A jeśli brzmiało poważnie, to i należało zachować powagę, a tamten śmiał się na pewno tylko dlatego, że… że oglądał swojego ulubionego zawodnika, o. Im głębiej Rex o tym myślał, tym bardziej potrafił dołożyć brakujące elementy układanki: schadzka w szatni, ulubiony zawodnik, no właśnie, cwany sponsor, który nie lubił się może wyróżniać z tłumu, ale który cenił raczej ostrożne, dyskretne metody na dostawanie tego, za co płacił. Och, dobrze byłoby faktycznie mieć takiego sponsora, pomyślał już całkiem serio, przesuwając wzrokiem po sylwetce zmierzającego w jego stronę mężczyzny. Wydawał się być taki śmiały. Taki stanowczy. Pewny siebie i emanujący tą pewnością: w spojrzeniu, chodzie, w wysuniętej do przodu piersi i tym, jak nieświadomie układał głowę, żeby patrzeć odrobinę spod byka. Gorący, stęskniony patron. Trzeba mu było pokazać, że jak zwykle podjął dobrą decyzję, że postanowił wspierać akurat jego, charakterystycznego, pełnego werwy gracza. Trzeba było udowodnić, zapewne nie po raz ostatni, że to, co oglądał na arenie, było tylko cząstką możliwości wielkiego, dumnego Rexa – i że to imię nie przypadkiem oznacza tyle, co „król”. Sapnął ciężko, czując na sobie wreszcie masyw ciała, którego tak bardzo zabrakło mu podczas ich ostatniego spotkania. Jeszcze nawet nie widział go nago. Za to lubił nowych kochanków – mógł snuć fantazje o tym, jak wyglądali pod ubraniami, zanim faktycznie się do nich dobrał. Spróbował odczytać coś z jego zimnych, zimnych oczu, ale wydawały się niemal obojętne. Tym razem nie powstrzymał uśmiechu. Tego właśnie potrzebował; czuł jego zapach, czuł żar bijący od jego ciała, potrafił sobie niemal wyobrazić, jak gotuje się w nim krew. A mimo to mógł póki co chwytać tylko za tę kurtkę, za koszulkę, wplatać palce w rude włosy i odpowiadać na zachłanne pocałunki. No no, przemknęło mu przez myśl, nawet jeśli ten gość nadal jest prawiczkiem w tym świecie, to w realu na pewno nie może narzekać na brak doświadczenia. Rudy zarost drapał przyjemnie, kiedy V chciwiej wpijał się w usta swojego ulubionego zawodnika. Powtarzał to sobie po raz kolejny, ale sprawiało mu to dziwną przyjemność: ulubiony. Dlatego za nim tęsknił, och, kurewsko tęsknił. Dlatego tak dziko na niego napierał. Nie było w tej chwili nic bardziej podniecającego. Rex poruszył biodrami, żeby się o niego otrzeć. Ręce oderwał od jego ciała tylko na chwilę: kiedy musiał pozbyć się swojej koszulki. A potem znowu go dotykał, kładł dłonie na jego twarzy, przesuwał palcami po kościach policzkowych i w tej samej chwili wypychał biodra tak, jakby się do niego łasił, jakby bardzo chciał pokazać, że lubi być trzymany za dupę. Nie mógł powstrzymać kolejnego uśmiechu, kiedy ich spojrzenia znowu się spotkały. V był w tym wszystkim wyjątkowo szczery, jak na wirtualnego sceptyka. Zszarpał mu z ramion tę frustrującą kurtkę – i wtedy właśnie zauważył, że nie są sami. Nie było to zresztą trudne do zauważenia. V był zajęty, ale kiedy Rex odchylał głowę, dając mu łaskawie dostęp do swojej napiętej szyi, zyskiwał widok na całą szatnię: w pierwszej chwili patrzył tylko na ich odbicie w lustrze, dziwnie zadowolony z tego, że miał szansę oglądać to jakby z boku. A potem dopiero spojrzał na obcego. Był wysoki, ale szczupły, o ciemnej skórze i ostrych rysach. Mięsistą dolną wargę pomalowaną miał na jaskrawy róż, ale to jego oczy zdawały się świecić najbardziej, kiedy ich spojrzenia na chwilę się spotkały. Przybysz uśmiechnął się porozumiewawczo i po kilku cichych krokach zajął miejsce na ławie, siadając z szeroko rozsuniętymi nogami. Bezszelestnie zmienił swój awatar, tak że został tylko w bokserkach. Jedną dłoń od razu położył sobie na masywnej wypukłości krocza. Intruz stał się gościem. Rex sapnął głęboko i w jednej chwili znowu ściągnął uwagę kochanka na swoje usta, trzymając jego głowę z obu stron i gorąco go całując. Pozbawił go koszulki, przesunął dłońmi po dobrze zbudowanym torsie i nie kryjąc zachwytu szepnął: - Patrz tylko na mnie. Wyślizgnął się z jego objęć, zsunął w dół. Znowu był przed nim na kolanach, zamknięty jak w klatce. Chłód metalu za plecami drażnił jak lód w porównaniu z gorącem, którego jeszcze przed chwilą doświadczał, ale była to cena, jaką chętnie płacił za to, co chciał zrobić. Posłał mu z dołu ostatnie zadowolone spojrzenie, a wreszcie chwycił go za biodra, przytrzymał silnie i zostawił mokry pocałunek tuż przy jego pępku. Dzisiaj nie było siły, która mogłaby im przeszkodzić. Kolejne pocałunki składał wzdłuż linii rudawych włosków biegnących w stronę jego spodni, rozpiął je, wsunął palce pod gumkę bokserek i jednym ruchem zszarpał w dół jedne i drugie. W tej samej chwili jednak podniósł wzrok. Spojrzał mu prosto w oczy, jakby chciał go w ten sposób usidlić, powstrzymał potrzebę spojrzenia od razu na jego kutasa. Czuł jego ciepło przy twarzy, czuł silny, męski zapach, ale zdawało się, że wolał najpierw poczuć go innymi zmysłami, a dopiero potem zobaczyć. Powoli opuścił powieki. Zamknął oczy. Przesunął dłonie w górę ud V, a głowę ruszył wreszcie w bok, tak że otarł się o niego najpierw tylko policzkiem, potem wargami, a wreszcie samym czubkiem wysuniętego chciwie języka. Szmata z ciebie, Rex – pomyślał sobie. Pieprzona szmata. Zbadał dłonią ciężar jego jąder, zacisnął palce u samej podstawy twardego kutasa i dopiero wtedy otworzył oczy. Zmierzył go głodnym spojrzeniem, przyłożył wargi na samego końca i już automatycznie brał go do ust. Za pierwszym razem jeszcze się droczył: wysunął głowę do przodu w ten sposób, żeby trącić rogami jego pierś, ale potem – po cwanym spojrzeniu w górę – wziął się za niego tak, jak od początku powinien. Zachłannie. Głośno. I z cholerną wprawą. W szatni pojawił się ktoś jeszcze, dwóch kolejnych facetów, ale Rex nie miał teraz czasu, żeby się im przyjrzeć. Był zajęty. Sam fakt jednak, że jego teatr zyskał widownię, był powodem dla którego twardy kutas wypychający jego dresowe spodnie odznaczał się już na materiale mokrą plamką preejakulatu. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: Neo-city Wto Sie 11, 2020 2:02 pm | |
| Z perspektywy Adama rozmawiali zdecydowanie zbyt mało, by można było uznać ich spotkanie za w pełni wartościowe. Wczoraj, dał się porwać temu przyjemnemu, specyficznemu wrażeniu wyjątkowości, ale ostatecznie… i tak wszystko sprowadziło się do jednego. Było jak zawsze, nawet tutaj. I to był dziwny paradoks, sprawiający, że realność z nierealnością splotły się równie silnie, co ich sztuczne powłoki. Nie żałował. Mógł w duchu brzydzić się swoimi działaniami poza siecią, mógł brzydzić się swoim próbom wyrwania nierealności czegoś realnego, ale ostatecznie nie miał sobie za złe. Ostatecznie przecież, był tylko jednym z milionów ludzi, nikim specjalnym, nikim bardziej świadomym. A tutaj niczym więcej jak zlepkiem binarnego kodu. Co za różnica? Adam grał tylko z początku, potem był całkowicie sobą. Może jedynie odrobinę bardziej pewnym, bez bagażu realnych kompleksów i trosk, które mogłyby go stopować. Nigdy nie potrzebował żadnego pretekstu, by nakarmić się bliskością kogoś, kto chciał mu ją ofiarować. To było jedyne czego mógł oczekiwać od ludzi. Nie musiał więc usprawiedliwiać się w żaden sposób i nie myślał o Rexie w kategoriach ich małego roleplayu, jako o ulubionym zawodniku (choć w jakimś stopniu faktycznie nim był), nawet nie jako o sztucznym tworze. Bardziej jak o przygodzie, która minie jak wszystkie przed nią. Może nawet o tej łatwiej będzie zapomnieć, bo działa się tutaj, gdzie wszystko było kłamstwem. A jednak... to, co czuli było przecież prawdziwe, nawet jeśli odrobinę wzmocnione możliwościami cyberprzestrzeni. Miękkość wilgotnych warg, śliskość języka, szorstkość zarostu, nawet zapach - wszystko realne. Gdyby nie wściekła czerwień skóry, rogi i ogon, niczym by się to nie różniło. Echo zwielokrotniło szum przyspieszonych oddechów, tłumione jęki i szelest ścierających się ze sobą materiałów, kiedy niecierpliwie się o siebie ocierali. Szafki odpowiadały metalicznym stukotem, kiedy V napierał na Rexa wciskając uwięzioną w spodniach, twardą męskość w jego podbrzusze, jakby już teraz chciał wbić się w jego ciało. Pojękiwał mu w usta, kiedy czuł dotyk jego dłoni, kiedy ocierał się o niego, naciskiem wywołując elektryzujące dreszcze. Doskonale na siebie reagowali, równie zachłanni i pełni pasji. Gdyby miał czas się nad tym porządnie zastanowić, doszedłby do wniosku, że od dawna nie czuł się przy kimś tak swobodnie. Może była to zasługa sieci, a może podświadomie nadal uważał Rexa za kogoś istotniejszego? Nie miał pojęcia, ale było mu dobrze i nie bał się tego pokazywać. Jękiem aprobaty skwitował wczepione we włosy palce. Zapragnął, by Rex pociągnął za nie, by odchylił mu głowę, użył siły, której przecież mu nie brakowało, ale nie zdobył się na wyrażenie pragnienia. Zresztą i tak miał teraz zajęte usta. Dłonie na policzkach, nieoczekiwanie czuły gest, spojrzenie i uśmiech, skupiły jego uwagę, na chwilę kierując myśli na nieco inny tor. Dlaczego Rex decydował się na czułość? Do tego całkiem szczerą? Przynajmniej tak odbierał ją V, dostrzegając w subtelności gestu coś więcej prócz admiracji spowodowanej czarem chwili. Odpowiedział nieprzytomnym uśmiechem, mocniej przyciskając do siebie jego biodra w synchronizacji z ruchem samego Rexa. Nie mogli być już bliżej, zwyczajnie się nie dało. Dzielił ich już jedynie materiał ubrań, cholernie niewygodny w tej sytuacji, a mimo to, V zaborczo dociskał do siebie kochanka, jakby tym chciał przekazać mu, że do niego należy. Choćby ten jeden raz. Odpowiedział na gorący pocałunek równie zachłannie co na wszystkie poprzednie, nie zdając sobie sprawy z widowni i z ulgą pozbywał się własnych warstw ubrań, dając Rexowi dostęp do spragnionego dotyku ciała. Mogli rozebrać się dużo szybciej, wystarczyła jedna myśl, ale tak było… realniej. V nie chciał z tego rezygnować. Mięśnie pod jasną skórą napięły się wyraźnie, kiedy dłonie czerwonego przesunęły się po odsłoniętej piersi. Tym razem to V się uśmiechnął, wysunąwszy dłonie z dresowych spodni, by przesunąć nimi po szerokich plecach kochanka i zaznaczyć je w roztargnieniu bladymi liniami zadrapań. W pierwszej chwili słowa Rexa nie miały dla niego kontekstu. Patrzył przecież tylko na niego, wzrok gubiąc jedynie wtedy, kiedy machinalnie zamykał oczy podczas pocałunków. Dopiero po sekundzie, kiedy czerwony wysunął mu się z objęć, V zrozumiał. Przeszył go lodowaty dreszcz niepokoju. Krtań zacisnęła się i doświadczył całkiem prawdziwego lęku. Rzucił spojrzeniem w bok i tak jak się spodziewał, dostrzegł mężczyznę z bezwstydnie rozsuniętymi udami, który wbijał w nich płonące podnieceniem spojrzenie. Gorąc pocałunku tuż nad linią spodni i siła zaciskających się na biodrach palców, dziwnie kontrastowała ze świadomością bycia obserwowanym. V nie bardzo wiedział, co powinien zrobić. Spiął się. Podniecenie wciąż wrzało mu w żyłach, wciąż oddychał płytko i nie powstrzymał Rexa, kiedy szarpnięciem ściągnął mu spodnie, ale czuł się irracjonalnie zażenowany i właśnie to mógł zobaczyć czerwony, kiedy spojrzał w górę. Oczy V straciły bezczelną pewność, odbiło się w nich coś na kształt zmieszania. Ale to był moment, jedno uderzenie serca, bo potem zaczął wmawiać sobie, że to nie miało znaczenia. Mógł robić co chciał, mógł być tu, kim chciał, nawet perwersyjnym zbokiem. Mógł szastać swoją prywatnością, bo właściwie nie istniała. Oblizał wilgotne usta, wbijając intensywne spojrzenie w swojego kochanka, chłonąc jego doskonały obraz. Wsunął palce w grzywę ciemnych włosów, pieszczotliwie pocierając skórę między jego rogami. Faktycznie skupił całą swoją uwagę na nim, a przynajmniej bardzo się starał. Rex nieświadomie mu w tym pomagał. Wydawał się czerpać przyjemność nie tylko z widowni, ale przede wszystkim ze swojej obecnej pozycji, swoim komfortem dodając rudemu pewności. Był niezwykle zmysłowy i ta powolność, ta namiętność poruszała w V struny tęsknoty. Coś buntowało się w nim, że to powinno należeć jedynie do niego. Nikt inny nie powinien teraz tego widzieć, ale dławił w sobie tę zaborczość. Tutaj nie było na nią miejsca. Odchylił głowę, zacisnął powieki i sapnął z frustracją, kiedy policzek, a potem usta Rexa otarły się o twardą męskość. Zacisnął palce na ciemnych włosach, bezwiednie lekko wypychając biodra. Reagował bardzo żywo, dopiero teraz mocno odczuwając wpływ kilku miesięcy pozbawionych seksu. Przyjmował pieszczoty, nagradzając Rexa cichymi jękami. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że spazmatycznie zaciska palce na kosmykach jego włosów, na przemian głaszcząc je i szarpiąc lekko. Mięśnie brzucha spinały się, kiedy Rex brał go głęboko i w tak doskonałym rytmie, że V czuł jak podniecenie eskaluje niezwykle szybko. Nie chciał kończyć, jeszcze nie. Może w ogóle. Dochodzenie było przereklamowane. Nie odrywał od niego spojrzenia, jakby usilnie chciał spełnić jego prośbę. Tak naprawdę jednak, cholernie podobał mu się jego obraz. Wyraz jego oczu. Obsceniczne mlaśnięcia i jęki. To jak twardy kutas znikał w jego ustach. To wszystko w zestawieniu z gorącem śliskiego języka, wprawą pieszczot i narastającą przyjemnością pozwalało V zapomnieć o wszystkim innym. Może nawet udałoby mu się lać na gościa za plecami, gdyby do ich własnych jęków nie doszły kolejne, zwiastujące, że ich impreza powiększała się bardzo szybko. V zaklął pod nosem, sfrustrowany i zły. Boże, naprawdę nie chciał żeby tak to wyglądało. Nie odwrócił się żeby zobaczyć kto jeszcze brał udział w ich przedstawieniu. Chwycił Rexa za rogi, odsuwając jego głowę i spojrzał na niego z góry z mieszanką frustracji i irytacji. Przygryzł dolną wargę, a potem uklęknął naprzeciwko niego. Pocałował go mocno, a potem przycisnął swoje czoło do jego czoła. Wciąż trzymał go za rogi, nie pozwalając się odsunąć. - Mogłeś zapytać czy lubię towarzystwo - szepnął mu w usta, patrząc w jego oczy niemal zupełnie trzeźwo. Nie przyszło mu do głowy, że przez okoliczności w jakich się poznali Rex mógł dojść do błędnych wniosków. - Jesteś doskonały, ale jeśli tak ma to wyglądać, to nie chcę. - W błękitnych oczach odbiło się zagubienie, którego V nie zdążył w porę zahamować. Zdawał sobie sprawę, że skoro mu się nie podobało, mógł się po prostu wylogować, ale… tak się nie robiło. On tak nie robił. Nie był aż takim kutasem za jakiego chciał uchodzić. Szczególnie wobec ludzi, którzy… właściwie nie wiedział dlaczego zależało mu na opinii Rexa, ale nie chciał sprawiać mu zawodu. |
| | | tombakAccidental Anal
Data przyłączenia : 22/07/2020 Liczba postów : 16
| Temat: Re: Neo-city Wto Sie 11, 2020 3:45 pm | |
| - Nie wiedziałem, że taki z ciebie wstydzioch. Znaleźli się w saunie. Po raz kolejny wystarczyły dwa ruchy ze strony Rexa, wprawionego do używania panelu kontrolnego samym ruchem palców w przestrzeni, tak jak robili to czasami zamyśleni pianiści - dwa stuknięcia w panel, żeby nagle pojawili się gdzie indziej, w zamkniętej części tego samego serwera, który mieścił w sobie szatnię nieistniejącej siłowni. Nadal byli w tej samej pozycji, zmieniło się tylko to, że teraz Rex przyciśnięty był plecami nie do chłodnej, głośnej szafki, a do drewnianej ścianki ławy, typowej dla sauny właśnie. Czuł pod plecami wilgotne drewno. V klęczał przed nim, trzymał go za rogi (co swoją drogą było całkiem seksowne), nie ustały nawet spojrzenia, którymi wymienili się w tamtej chwili, sekundę przez przenosinami, a których nie przerwało nawet samo przenoszenie właśnie. Nadal czuł w ustach jego smak. Ale ten wzrok… to nie było to samo, co przedtem, nie tak jak w chwili, kiedy ruszał w jego stronę, jeszcze całkiem ubrany. Dziwne. Zdawało mu się właściwie, że było już blisko do końca, cóż, przynajmniej do jednego z końców, na jakie mogliby sobie pozwolić. V nie lubił publiki? Łatwo było ją przecież ignorować. Łatwo było sobie wyobrazić, że to po prostu boty, wizualizacje, drobny dodatek wprowadzający nieco więcej wyuzdania. Pobudzający ekshibicjonizm. Rex zmrużył oczy. Widocznie jego kochanek nie czuł się z tym tak komfortowo, jak on sam. Może nie lubił być oglądany, chociaż wystarczyło pomyśleć o tym, jak zachowywał się jeszcze chwilę temu. Był zadowolony, prawda? „Doskonały” – to słowo nadal zdawało się rozbrzmiewać gdzieś w gęstym powietrzu, w tej niewielkiej przestrzeni między ich głowami, może między zetkniętymi czołami, jak wspólna myśl. Szło im całkiem nieźle i po prawdzie… mogło tak iść dalej, bo ten jeden mały incydent o niczym nie przeważał. Rex chwycił go za nadgarstki, ścisnął mocno i znowu go pocałował, tak mocno, że prawie gniewnie. Przesunął jedną rękę w dół i od razu złapał go za męskość. Uśmiechnął się. Oczywiście, że nadal był twardy. - Nie masz się przecież czego wstydzić. V… – Wymawiał jego imię tak, jak mówi się czasami przez sen, nieobecnie, mgliście, z przymkniętymi oczyma. Patrzył w dół, bo ich twarze nadal były blisko siebie. – Wiesz jakie zapewnilibyśmy im show? Ty, taki kawał chłopa, i ja, prawdziwy, hm… prawdziwy diabeł. Wspominaliby to tygodniami. Przesadzał, ale spodziewał się, że takie słowa połączone z coraz bardziej intensywnym dotykiem wywrą na jego kochanku mocniejsze wrażenie. Jedną ręką zaczął go pieścić, a drugą objął jego plecy i przyciągnął bliżej do siebie. Westchnął z zachwytem, czując jak poruszają się przyciskane przez niego mięśnie. Dobrze naoliwiona maszyna. - Ale ty widocznie nie chcesz dawać nikomu takich wspomnień, co? Chcesz mieć je tylko dla siebie? Chcesz mieć mnie tylko dla siebie. Na wyłączność. Tylko dla mnie tu przyszedłeś. Rozsunął nogi i podniósł je tak, by opleść kochanka w pasie. Nadal miał na sobie spodnie, ale coś mu mówiło, że przez to zdoła go tylko bardziej rozdrażnić, a rozdrażnienie prowadziło do takiego seksu, jaki lubił najbardziej: opartego na impulsach. Prawie się więc pod nim położył, trzymał go teraz mocno między udami, a kostki skrzyżował nad jego pośladkami. Przestał go też pieścić: podrygująca męskość V otarła się o suchy materiał spodni, kiedy Rex objął chciwie ramionami jego plecy. Znowu go całował, ale gdy tym razem spojrzał przed siebie, ponad jego ramieniem, widział tylko wyłożony jasnym drewnem sufit, takie same ściany, atrapę drzwi, które donikąd nie prowadziły. Nie było tu żadnego okna, były tylko ukryte pod drewnianymi panelami lampy, dające ciepłe światło. Sauna dawała też doskonałe wrażenie pod względem tego, do czego przeznaczono by jej realną odpowiedniczkę: było ciepło. Im bardziej do siebie przylegali, tym wyraźniej dało się to poczuć. Tym razem to Rex nagle się od niego oderwał – odsunął głowę, ale nadal oplatał jego ciało silnymi kończynami, jak wąż. - Następnym razem to ty wybierzesz miejsce – mruknął chrapliwie i zwilżył wargi. – Jutro. Jutro wybierzesz miejsce. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: Neo-city Wto Sie 11, 2020 5:59 pm | |
| Dziwne, ale poczuł się dotknięty tymi słowami. Dotknięty tym, że w jakiś sposób, nawet nie chcąc się przyznać do tego przed samym sobą, chciał wyjątkowości. A Rex z tego zadrwił. Cóż, czego innego miał się spodziewać? Przecież zwykle mylił się w ocenie ludzi. Lepiej radził sobie z liczbami, więc kolejny zawód nie powinien go boleć. A jednak. Nie zawahał się gdy system zapytał go o chęć przeskoku. Wyraził zgodę, bo wszystko było teraz lepsze od wlepiających się w nich kilku par oczu. Zaistniały incydent nie przeważał, to prawda, ale to nie on rozpieprzył w drobny mak całość zajścia. Zrobił to sam Rex, swoją niefrasobliwością. V nie mógł go winić i nie robił tego. Tak to już było, kiedy człowiek zakładał coś na wyrost, kiedy był pewien czegoś, czego nie powinien być pewnym, a Rex zakładał teraz sporo rzeczy. V wcale nie był pruderyjny. W obrębie własnej sypialni mógł bawić się bardzo śmiało. Cielesność nie była dla niego tematem tabu, ale widownia akurat średnio go rajcowała. Może w innych okolicznościach, może gdyby w duchu nie czuł się ze sobą fatalnie, znalazłby w tym coś podniecającego. Przecież sam lubił patrzeć. Ale teraz... teraz czuł się dziwnie. I to była tylko jego wina. Rex chciał się zabawić, a V... V nie bardzo wiedział czego właściwie teraz potrzebuje. Wyniki eksperymentu nie dawały mu satysfakcji, a jedynie zostawiały po sobie widmo obcości. Może naprawdę nie powinie był dzisiaj przychodzić? Może powinien przestać gonić za rzeczami, które do niego nie należały? Chwycony za nadgarstki, puścił trzymane w garściach rogi. Rex zmiażdżył mu wargi w pocałunku, zaskakując gwałtownością. Cóż, nie powinien się dziwić, przecież sam go nakręcił, a dobór poprzedniego miejsca pewnie też nie był przypadkowy, co w zestawieniu zapewne mocno na Rexa działało, ale V liczył teraz, że... nie, na nic nie powinien już liczyć. Sapnął cicho, pochwycony w niecierpliwą dłoń. Wbił w kochanka spojrzenie tak przeładowane mieszanką emocji, że w ogólnym rozrachunku ciężko było stwierdzić, co tak naprawdę myślał. Odwrócił wzrok dopiero po chwili, gdy czerwony się odezwał, bezwstydnie zaczynając go pieścić. V ciężko było powrócić na dawne tory. Teraz bardziej niż wcześniej uważał to za coś niewłaściwego. Tylko, że zdradliwe ciało lgnęło do znajomego już dotyku silnych dłoni, jakby miało gdzieś psychiczny dyskomfort. To był dziwny dysonans. - Cicho bądź - mruknął, zdradzając cień irytacji, kiedy Rex paplał o tym jak to niby chciał mieć wszystko tylko dla siebie. Przyszedł tu dla niego, to prawda. Lecz kiedy czerwony powiedział o tym tak dosadnie, V znów poczuł obrzydzenie do samego siebie i smutek, że on odbierał to właśnie w ten sposób. Przedmiotowo, brzydko. Sam nie odebrał słów Rexa jako zwykłej, łóżkowej sprośności. - Nie chcę mieć ich tylko dla siebie. To miały być i twoje wspomnienia - wydyszał, podpierając się rękami o ziemie, kiedy Rex zakleszczał go między swoimi udami. Brak pieszczoty istotnie odczuł nieprzyjemnie, samemu dziwiąc się, że w ogóle jeszcze tu był, że jeszcze sobie na to pozwalał. Wbrew rozsądkowi wcisnął fiuta w miękki materiał dresów Rexa, jakby to miało jakkolwiek pomóc rozładować napięcie. Oddał kolejny pocałunek żarliwiej i mocniej niż poprzedni, a potem opierając się całym ciężarem na Rexie, chwycił go za przedramiona, żeby dał mu jakiekolwiek pole manewru. Następnym razem... Nie będzie następnego razu. Kategorycznie oderwał od siebie jego ręce, naciskając mu na pierś, by został w miejscu. Pożądanie znów rozpaliło zimny błękit więc albo V potrafił świetnie grać, albo było w nim wiele sprzeczności. Tak naprawdę jednak... po prostu odpuścił. Rex dostanie to, czego chciał, może obaj będą zadowoleni. Wyprostował się omiatając spojrzeniem rozciągniętą sylwetkę rogacza. Pierś unoszącą się i opadającą w rytm przyspieszonych oddechów, szerokie barki, wąskie biodra i wyraźne wybrzuszenie w luźnych spodniach. Poprzednia sytuacja nie sprawiła, że przestał się mu podobać. Niecierpliwym ruchem przeciągnął paznokciami przez jego pierś, na koniec zahaczając o brzeg dresów, które szarpnięciem zsunął z jego bioder na tyle, by odsłonić twardą męskość. Wbił w nią rozogniony wzrok i chwycił u nasady. Tak, to był ciekawy widok. Oczywiście spodziewał się całościowej kolorystyki, ale i tak kontrast własnych palców zaciskających się na wyprężonej czerwieni go fascynował. Kilka razy przesunął po niej dłonią, bardziej w jakimś nieprzytomnym odruchu niż zupełnie świadomie. Podniósł wzrok na twarz Rexa, ale nie starał się odczytać z niej nic więcej prócz aprobaty lub dezaprobaty. Tylko to teraz było mu potrzebne. Opuścił własne biodra tak, by móc objąć dłonią oba członki, a kiedy starły się w pieszczocie jego dłoni, jęknął cicho, na moment odchylając głowę. Starał się odpychać od siebie świadomość intymności; gorąca i prawdziwości drugiego człowieka, którego miał przed sobą, nawet jeśli w nierealnej formie. Miała być tylko przyjemność, na co komu głębsze refleksje nad czymś tak przyziemnym i tak chwilowym jak seks? Bez zastanowienia zaczął ich pieścić, początkowo nieśpiesznie, ale z każdą chwilą, kiedy przyspieszał puls i rwał się oddech, poruszał dłonią coraz gwałtowniej. I na wypadek gdyby Rexowi przyszło na myśl gdziekolwiek się ruszać, oparł się wolną dłonią na jego piersi, nie przejmując się, że być może w ten sposób sprawia mu dyskomfort. Chciał to skończyć w ten sposób. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Neo-city | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |