|
| Czym jest kościół bez Boga | |
| Autor | Wiadomość |
---|
TOMAccidental Anal
Data przyłączenia : 27/06/2017 Liczba postów : 160
Cytat : jam wspanialec zwyrodnialec Wiek : 104
| Temat: Czym jest kościół bez Boga Nie Paź 29, 2017 3:36 pm | |
| CIMCIRIMCI Listopadowy wieczór. Roku 1840. Salon Januszkiewiczów.
Czy wieszcz może podróżować dorożką? Wybraniec Boga i narodu, którego miejsce jest u boku Szekspira i Petrarki, powinien wznosić się ponad takie banalne sprawy. Nawet ten młokos w swoich dziecinnych fantazjach, spisywanych banalnym rymem, wzlatuje na chmurze. Ta myśl poprawiła Adamowi humor. Jego zbyt przystojny rywal będzie musiał dotrzeć pod numer dziewiąty na rue de l'Echaude de St Germain pieszo. Przy tej pogodzie Juliusz skończy w ubłoconych butach, dając tym samym okazję Mickiewiczowi do niewybrednych, wierszowanych złośliwości. Za oknem dorożki przesuwał się brudny Paryż, który przez burzę został odarty z całego swego uroku niczym barwna ladacznica w ostrym świetle poranka. Ukazał całą swoją brzydotę, która zdawała się fascynować Adama. Zapomniał jednak o mijanych żebrakach i zabrudzonych sukniach dam, gdy tylko przestąpił próg domu, witany przez Romualda Januszkiewicza. Odetchnął ciężką, salonową atmosferą i powiódł spojrzeniem po zebranych. Z pewną przykrością odnotował brak Chopina. Dziecięcia rymu nieudolnego również nie dostrzegł. Doprawdy, przed kim teraz miał odegrać rolę największego poety? Po wypiciu szklaneczki przedniego koniaku, wyszedł na środek salonu i niemal z rozpaczą wyrecytował wiersz.
Moja pieszczotka, gdy w wesołej chwili Pocznie szczebiotać i kwilić, i gruchać, Tak mile grucha, szczebioce i kwili, Że nie chcąc słówka żadnego postradać Nie śmiem przerywać, nie śmiem, nie śmiem odpowiadać I tylko chciałbym słuchać, słuchać, słuchać.
Odczuwał autentyczny smutek, iż pośród słuchaczy nie było dwóch nieznośnych młodzieńców. Tylko oni dwoje mogli docenić piękno utworu. Fryderyk zachwyciłby się jego melodyjnością, Juliusza urzekłby koncept, choć żaden nie powiedziałby dobrego słowa. Będzie musiał zadowolić się banalnymi komplementami dam i aprobującymi pomrukami starszych panów. Kontrast nastroju wiersza i jego recytacji przynajmniej zainteresował słuchaczy.
Lecz mowy żywość gdy oczki zapali I pocznie mocniej jagody różować, Perłowe ząbki błysną śród korali; Ach! wtenczas śmielej w oczęta spoglądam, Usta pomykam i słuchać nie żądam, Tylko całować, całować, całować.
Ostatnie wersy nabrały werwy, gdy w progu pojawił się Juliusz. Adam zaczął nagle mówić z pasją, gestykulować i czarować wszystkich w salonie, udając, że nie dostrzegł przybycia Słowackiego.
TOM Juliusz brnął przez skąpany w mroku i plusze Paryż kurwiac pod nosem. Otulony długim ciemnym płaszczem skakał między kałużami i omijał rozchlapane powozy. Gdy dotarł do domu Januszkiewiczów był ublocony niemal do pasa, rozczochrany i zblazowany. Wkroczył do salonu z towarzystwie młodszego z braci poprawiając włosy i wąsy. Jako urodzony fircyk nie mógł przeboleć, że pokazuje się publicznie w takim stanie.
- Serdecznie przepraszam za spóźnienie - odezwał się zmuszając swoją twarz do uśmiechu. Chwilę później zetknął przysłowiowym kątem oka na Adama Mickiewicza i zacisnął wargi w prostą linię. Chwilę później na jego usta wrócił zwyczajowy ni to uśmiech, ni grymas. Bo trzeba przyznać, że nieświadomy niczego Juliusz przez większą część swojego życia wyglądał jakby go coś bolało.
Zaczął usłużnie witać się ze wszystkimi bardziej lub mniej znajomymi twarzami. W towarzystwie było tylko obcokrajowców, zdecydowaną większość stanowili Polacy. Słowacki był nieco przytłoczony wystrojem pokoju. Stół niemal uginal się pod bogactwem jedzenia i trunków, że ścian zwisały pomarszczone biało-czerwone flagi, wieńce i kotyliony. Mężczyzna słysząc jeden z utworów Fryderyka spojrzał w stronę fortepianu, lecz go tam nie zastał. Chopin był dzisiaj nieobecny. Juliusz nie znał go jednak zbyt dobrze. W paryskim towarzystwie miał raczej opinię odludka (w przeciwieństwie do Mickiewicza - mimowolnie zetknął w jego stronę). Głębszy afekt łączył go tylko ze starszym z braci Januszkiewiczów - chodziki razem do gimnazjum, jeszcze za czasów wileńskich.
Do Mickiewicza nie odezwał się ani słowem, ciągle ciężko obrażony za obsmarowanie jego ojczyma w Dziadach.
CIMCIRIMCI Jeżeli Juliusz był w czymś mistrzem, to właśnie w obrażaniu się. Gdyby miał równie wielki talent do poezji, to już dawno przegoniłby Adama. Mickiewicz postanowił dać mu powód do tej zbolałej, niezadowolonej miny. Prawdopodobnie dotknęła go obojętność na widowiskowe zakończenie recytacji, postanowił więc zadać młokosowi cios. Był wytrawnym lwem salonowym, dlatego z wprawą przystąpił do ataku. Usiadł w fotelu, leniwie przekrzywiając głowę w kierunku starszej damy. Zamyślonym gestem potarł górną wargę i zakładając nogę na nogę, machnął idealnie wypastowanym bucikiem. – Juliuszu, jak kogoś, kto pragnie jak Bóg w dzień stworzenia ogromnej dłoni zamachem rzucać gwiazdy nad świata zbudowanym gmachem, to doprawdy nie radzisz sobie z codziennymi sprawami. Czy lot na chmurze tak zabrudził ci buty? – Ton głosu wywarzony, dający do zrozumienia, iż ciosem nie kierowały emocje. Jeszcze jedno machnięcie doskonale wypastowanego buta. Juliusz mógłby się w nim przejrzeć i zobaczyć, jak żałośnie wygląda cały taki obłocony. – Adamie, czasem wasza nienawiść wydaje mi się równie silna i wszechogarniająca jak wielka miłość. – Starszy z Januszkiewiczów wystąpił w obronie gimnazjalnego przyjaciela i próbując załagodzić podły humor wieszcza narodowego, podsunął mu jeszcze jedną szklaneczkę wypełnioną złocistym alkoholem.
TOM Juliusz wydął usteczka w podkowę i spojrzał z góry na perfekcyjnego w każdym calu swojej nienagannej salonowej kreacji Mickiewicza. Absolutnie niewzruszony przyglądał się kolejnej szklaneczce wysokoprocentowego trunku w ręce Adama, sam jednak również nie mógł odmówić gimnazjalnemu przyjacielowi. Poczuł jak zapiekło go w gardle i przeklął w myślach niebezpieczne uczucie rozczulenie, jakie ostatnio zaczął wywoływać u niego najebany-jak-szpadel wieszcz. Odkrył to dokładnie kilka tygodni wcześniej (przy okazji wyjątkowo zakrapianego wieczoru u Maurycego Mochnackiego) kiedy to dał się wrobić (oczywiście przez własne sumienie i ciepłe uczucie w mostku) w odprowadzenie napierdolonego Adama do domu. Wcześniej jednak upewnił się, że absolutnie nikt się o tym nie dowie - co było naprawdę niezwykle trudne, gdy Mickiewicz zataczając się zawodził swoim donośnym sznaps-barytonem: ...na głowie kieeeetny ma wiaaaanek, w ręku zielooooony badyleeeek. Najważniejsze jednak było to, że nie dał po sobie poznać, że coś go w dołku delikatnie zakuło, gdy parę dni później okazało się, że starszy mężczyzna nie pamięta ani chwili tej części wieczoru. Ostentacyjnie napisał wtedy w liście do matki: "Mickiewicz improwizował, ale dosyć słabo, a wyglądał jak to on, opuszczony i niedbały, w chustce źle zawiązanej, po liderlichowsku, z pomiętym od koszuli kołnierzem i we fraku zasmolonym, posklejanym zaschniętą mazią, przykro woniejącą." - Adamie - odezwał się również perfekcyjnie opanowanym, lekko zahaczającym o nutę przyjaznego rozbawienia tonem. Zachęcony przez jednego z braci Januszkiewiczów usiadł na miękkim czerwonym fotelu w towarzystwie drugiego mężczyzny i otaczających go dam. - Czy te miłe panie wiedzą, że mają do czynienia z człowiekiem, dla którego mrówki są symbolem ognistego pożądania? - Juliusz podparł łokcie na kolanach, a głowę nonszalancko oparł o splecione dłonie. O dziwo, wyglądał na rozbawionego, a nie jak zwykle skwaszonego. - A wracając do chmury i moich mokrych nogawek to... bóg ostrzegając nieposłusznego człowieka, zsyła na niego burzę. - Ty wieszczu powiatowy, ostatni fragment dodał już jednak w myślach.
CIMCIRIMCI Mickiewicz spojrzał w kierunku tego miernego poety z wyższości swego talentu i postumentu sławy zbudowanego na uznaniu wszystkich współczesnych mu krytyków. Wydawał się zaskoczony, że Juliusz w ogóle uznał, iż ma prawo zwracać się do niego tak bezpośrednio i niemal poufale. Adam był jeszcze zbyt trzeźwy, by okazać mu coś poza niezwykle uprzejmą pogardą. Na to zresztą liczyła większość osób, które zasiadły w salonie. Wiedzieli, że dialog tych dwojga będzie przypominały widowiskowy sparing intelektualny, za którym będą nadążać z trudem, z prawdziwą rozkoszą wyłapując fajerwerki najoryginalniejszych konceptów. Zakołysał szklanką wystudiowanym gestem. Był zadowolony, iż tego dnia ubrał się tak wytwornie. Sławnym już było, jaką wagę przyjmował ten dandysowaty chłopczyna do strojów. Podobno niemal w każdym liście do swej matki z precyzją modystki opisywał swój ekstrawagancki strój. A poza tym nie odróżniał obrazy od komplementów. Naiwny chłopiec, który nim pojął obrazę, pochwalił się Salomei, że sam Mickiewicz nazwał jego poezję kościołem bez Boga. Sam się zbłaźnił, co niezmiernie ubawiło uwieńczonego laurem poetę. – Julku, jesteś najgorliwszym czytelnikiem moich tekstów – zwrócił się do niego pobłażliwie, popijając złocisty trunek z elegancją dżentelmena. – Choć nie najwnikliwszym. – Skarcił go na koniec niczym łagodny profesor, nie zamierzając rozwijać ustępu o mrówkach biegnących w górę ud Telimeny. – Ale może w takim razie zechcesz nam zdradzić, co dla ciebie jest symbolem miłosnego uniesienia? Mówił z tą nonszalancją i frywolnością, która natychmiast dyskwalifikowała oponenta, ponieważ ten nie był nawet traktowany, jako ktoś godny starcia.
TOM Słowacki jakby od niechcenia podniósł się z krzesła. Uśmieszek zastąpiła poważna mina. Spojrzał Mickiewiczowi prosto w oczy, zupełnie jakby poczuł się wyzwany na pojedynek. Zapadła cisza. Goście uważnie zaczęli wpatrywać się szczupłą, bladą twarz Juliusza wystającą z wielkiego, byronowskiego i fantazyjnie pomiętego oraz związanego czarną wstążką kołnierza białej koszuli. Młody poeta uważał Eustachego Januszkiewicza za swojego dobrego przyjaciela - od ośmiu lat powierzał mu do wydania i sprzedaży wszystkie swoje utwory. Mimo to Januszkiewicz Słowackiego nie lubił, jego poezji (choć na nich zarabiał) nie cenił. Uważał je za duchowo puste, choć trzeba przyznać, że wybornie napisane. Słowacki z tych uczuć swego - jak sądził - przyjaciela nie zdawał sobie sprawy. Zaproszenie na ten wieczór przyjął bez wahania. Jak zrozumiał (lub sobie dopowiedział) - ma to być okazja do zgody między dwojgiem wielkich poetów. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że Januszkiewicz w istocie zastawił na niego pułapkę: miał być (i był!) osamotniony w towarzystwie zapamiętałych zwolenników i akolitów Mickiewicza Wszelkie polemiki miały być wygaszone. Miał się przed Adamem ukorzyć i własnoręcznie dodać jeszcze jeden liść do wieńca narodowego wieszcza. A co do erotyzmu... Słowacki jak przystało na mężczyznę, który żył w epoce romantyzmu, nie stronił od dobrej zabawy z kobietami i nie jednej panience zawrócił w głowie. Jego przystojna twarz, bogate życie i podróże zaowocowały licznymi romansami. Gdyby Słowacki żył w dzisiejszych czasach z pewnością nazywano by go lowelasem. Juliusz zaczął recytować jeden ze swoich wierszy - dokładnie ten, który wieeeele lat później zostanei przez pewną Panią doktor nazwany Upiornym erotykiem zagrobnym.
Anioł ognisty - mój anioł lewy Poruszył dawną miłości strunę. Z tobą! o! z tobą - gdzie białe mewy, Z tobą - w pod śnieżną sybirską trunę, Gdzie wiatry wyją tak jak hyjeny, Tam gdzie ty pasasz na grobach reny.
Uniósł lekko jedną brew i trzy razy zamrugał, jednak w dalszym ciągu wzroku z Mickiewicza nie spuścił.
CIMCIRIMCI Gdyby Słowacki żył w dzisiejszych czasach, to nazwano by go maminsynkiem ze skłonnością do zdecydowanie za młodych panien. Adam okazał się na tyle łaskawy, by wysłuchać aż sześciu wersów kiepskiej poezji. Juliusz czekał na brawa, ale rzeczywiście był sam. Jagniątko otoczone złowrogimi wilkami, którym przewodniczył sam Mickiewicz. Odsłonięty i wystawiony na bezwzględny sąd tego boga polskiej emigracji w Paryżu. – Poważnie, Julku? Hyjeny-reny? To jest koszmarne nawet jak na ciebie – rzucił krytykę niedbale, jakby żebrakowi jałmużnę. Nie mogło to jednak usatysfakcjonować widowni, która czekała tylko na pojedynek bardziej znamienity. Adam budował napięcie niczym wirtuoz i nawet panicz Słowacki pozostawał pod jego wpływem. On zresztą najszczególniej. Prawdziwy wieszcz wychylił całą zawartość rżniętej w krysztale szklaneczki, jakby musiał zapić smak tych kiepskich rymów. Nie słynął zresztą z elegancji, jak ten fircykowaty młodzian przed nim, ale właśnie z improwizacji. Podniósł się powoli z miejsca. Poprawił rękaw koszuli, przesuwając palcami po drogocennych spinkach, które otrzymał w prezencie od jednego ze swych przyjaciół, których zasypywał prośbami o pomoc finansową. Zmierzył jeszcze raz konkurenta niedbałym spojrzeniem. – Lepiej zaimprowizuję o miłości niż ty, mój drogi, napisałeś. Eustachy, zagrasz coś? – Zwrócił się uprzejmie do gospodarza, który był gotów gorliwie przychylić się do prośby swego zacnego gościa. Już po chwili pomieszczenie wypełniła prosta, skoczna melodia. Mickiewicz stał chwilę, tupiąc do niej nogą i wsłuchując się w jej rytmikę. Potrzebował tylko kilkunastu sekund namysłu, by zacząć mocnym głosem recytować do dźwięków wydobywanych przez Januszkiewicza z pianina. Jakie arcydzieło mogłoby dziś powstać, gdyby w salonie był Chopin? Zamiast tego stworzona została prosta piosenka.
Gdy cię nie widzę, nie wzdycham, nie płaczę, Nie tracę zmysłów, kiedy cię zobaczę; Jednakże gdy cię długo nie oglądam, Czegoś mi braknie, kogoś widzieć żądam; I tęskniąc sobie zadaję pytanie: Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie?
TOM Bursztynowy jest świerzop, Gryka jak śnieg biała, Panieńskim jest rumieniec, Zaś Mickiewicz pała.
Juliusz siedział, całą swoją zadnią częścią ciała głęboko przyklejony do fotela. Adama mierzył beznamiętnym spojrzeniem, ponieważ jak mu kiedyś ktoś w życiu powiedział: "należy nie dać się wyprowadzić w równowagi". Siedział więc nieruchomo i w myślach liczył oddechy. Juliuszu, jesteś kurwa, jebaną fontanną spokoju. Ty chuju sczeźniesz w piekle. Jednak zachował te niezwykle błyskotliwe przemyślenia tylko i wyłącznie dla siebie. Miał ochotę splunąć Mickiewiczowi na te idealnie wypastowane buciki. Cóż, może jednak jego spojrzenie nie było do końca tak beznamiętne jak mogło by mu się wydawać. Dlaczego jedną z niewielu pamiątek, które Juliusz Słowacki przywiózł z podróży z Bejrutu do Livorno była fajka wodna, nargila? Czy miała to być wyłącznie egzotyczna ozdoba domu? Makowe podróże Na początku XIX w. na terenach dawnej Rzeczypospolitej lekarze przepisywali opium, by uśmierzać bóle i łagodzić objawy wielu chorób. Uniwersytet Wileński był najpopularniejszym ośrodkiem badań nad lekarskim zastosowaniem opioidów. Opium w terapiach stosował m.in. zaprzyjaźniony z matką Słowackiego Salomeą Becu dr Konstanty Porcyanko. To właśnie za jego sprawą dwudziestoletni poeta, chorując w Wilnie na febrę, po raz pierwszy spróbował "napoju z makowej tłoczonej rośliny". "Śnił mi się prawie w rozżarzonej imaginacji jakiś poemat wschodni" - zapisał sobie wtedy w pamiętniczku i schował pod poduszkę. W Paryżu i Londynie opium stało się modne znacznie wcześniej niż we wschodniej Europie. Aż chciałoby się rzec: "Muza mdleć zaczyna/ Dajcie mi bursztyn i róże i wina/ Kłębami dymu niechaj się otoczę;/ Niech o młodości pomarzę półsenny". Nie ma co tu się z resztą dłużej rozwodzić: Krasiński był uzależniony od eteru, Mickiewicz lubił zaglądać do kielicha, a Słowacki hobbystycznie popalał opium. W pewnej chwili podniósł się gwałtownie z fotela, zaraz po skończonej improwizacji - w rytm oklasków. Nie było to pewnie nazbyt kulturalne zagranie, ale Juliusz był w tym momencie konkretnie podkurwiony. Opuścił pomieszczenie i wyszedł na krużganek. Dopiero tutaj mógł głęboko odetchnąć, przeżegnać się, przeprosić w myślach ojca za to, że ponownie dał się temu błaznowi sprowokować i przyznać w duchu, że po raz kolejny zbłaźnił się towarzysko. Nie krygując się specjalnie, przez brak towarzystwa zaczął pod nosem utyskiwać na Adama Mickiewicza w dosyć mało wybredny sposób. Wyciągnął skądś zachomikowanego opiumowanego papierosa. Odpalił go i zaciągnął się głęboko wypuszczając ustami i nosem wielką białą chmurę. |
| | | CimciInnocent Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 730
Cytat : next day same bullshit
| Temat: Re: Czym jest kościół bez Boga Nie Paź 29, 2017 7:54 pm | |
| Czy można było zrobić większy afront mistrzowi niż wyjść w połowie jego spektaklu? Trzaśnięcie drzwiami było policzkiem dla wielkiego poety. Nawet jeśli na schodach Juliusz miał jeszcze okazję usłyszeć gromkie brawa, którymi widzowie nagrodzili prawdziwego poetę. Marne to było pocieszenie dla złamanego serca Adama. Dla kogo tak naprawdę improwizował ten poemacik miłosny, jeśli nie dla Słowackiego? Ten fircyk tylko mógł docenić subtelność rymu i finezję słowa. To Julek był jego prawdziwą widownią. Widownią, którą chciał oczarować, nawet jeśli nie okaże mu ona szczerego uznania. Skinął lekko głową, dziękując w ten sposób oszczędnie za oklaski. Zasiadł jeszcze na moment w fotelu, wpatrując się w puste miejsce, które zostawił po sobie ten byle pisarz. Na dywanie widać było nawet grudkę błota, która wypadła spod jego pantofelka. Westchnął z rozrzewnieniem niczym za młodziutką kochanką i ujął w dłoń butelkę z alkoholem. Jeszcze chwilę trwał w fotelu z marsowym wyrazem twarzy, doprawdy godny uwiecznienia przez jakiegoś mistrza pędzla, a następnie poderwał się z miejsca. – Panowie wybaczą – pożegnał wszystkich pospiesznie i natychmiast skierował się do drzwi. Po drodze zgarnął płaszcz z futrzastym kołnierzem i wysoki cylinder. Dognał Słowackiego, choć ten nie mógł podejrzewać, że kroki, które za sobą usłyszał należą do samego Adama Mickiewicza. – Nie jestem bękartem muzy i warchoła, ani Apollina i dziwki, a już na pewno ego nie przerasta mojego talentu, choć doprawdy Juliuszu… oba są imponujące. Do ucha Adama musiały dotrzeć te niegodne poety wyzwiska. Teraz uniósł w górę skradzioną butelkę, wznoszą za nie toast. Wydawałoby się, że pojedynek wieszczy narodowych odbywa się tylko w głowie Juliusza. Mickiewicz przecież nawet go nie zauważa, traktuje najwyżej jak natręta, a teraz pognał za nim prosto w niebezpieczną, paryską noc. Dwoje polskich wieszczy narodowych mogło rozpocząć swój niespodziewany spacer po stolicy Francji. |
| | | TOMAccidental Anal
Data przyłączenia : 27/06/2017 Liczba postów : 160
Cytat : jam wspanialec zwyrodnialec Wiek : 104
| Temat: Re: Czym jest kościół bez Boga Pon Paź 30, 2017 12:36 pm | |
| Sprzedajna kurwa, wieszcz za monety. Szczyt beztalencia, namiastka poety. - O, przenajświętsza panienko – ja pierdolę, kurwa twoja mać – …Adamie Na jego ton głosu Słowacki podskoczył w miejscu tak, że prawie się poślizgnął, wylądował w błocie i złamał sobie nogę. Ręka mimowolnie wylądowała na klatce piersiowej, w dramatycznym geście. Szybko się jednak zreflektował zaciskając usta i udając (zwłaszcza przed samym sobą), że absolutnie nie dał się właśnie podejść i doprowadzić do zawału serca. Trudno mu się zresztą dziwić. Sunął sobie powoli chodnikiem, kontemplując rzeczywistość i uważnie przyglądając się wszystkiemu co mijał. Przestało padać, jednak ciemne niebo dalej było zachmurzone, a księżyc wyglądał jakby został ustawiony na wysokim procencie transparentności. - Zaczynam się obawiać, że twoje imponujące ego nawiedzi mnie w najbliższym czasie wyskakując z chlebaka, albo pieca kaflowego… - zatrzymał na chwilę i wbił uważne spojrzenie w sylwetkę swojego starszego rywala. Niedbale zapięty płaszcz i przekrzywiony szapoklak świadczył o tym, że Adam Mickiewicz opuścił salon braci Januszkiewiczów w pośpiechu. Musiał przyznać, że mile połechtało to jego urażone ego. - Czy twa improwizacja już dobiegła końca? – Spokój, który odbijał się aktualnie w jego głosie i spojrzeniu był niechybnie efektem tlącego się w jego dłoni magicznego papieroska. Juliusz westchnął głośno, jakby ze zrezygnowaniem widząc podwórkowy toast Mickiewicza. Przyjrzał się do połowy pustej butelce z zielonego szkła i wywrócił oczami. Ten typ nigdy nie grzeszył dobrymi manierami. Wyciągnął mu z dłoni alkohol i sam również pociągnął łyka. Szybko się jednak zreflektował i wyciągnął w stronę Adama dłoń z papierosem. Sharing is caring. Przekonany, że siorbnie nieco miodu lub wina szybko się rozczarował. Jego twarz wykrzywiła się w udręczonym grymasie. Aqua Vitae. Jedna z tych bardziej ekskluzywnych – z Lwowa, Łańcuta lub Poznania. Mickiewicz, ty przebrzydła hieno bankietowa… |
| | | CimciInnocent Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 730
Cytat : next day same bullshit
| Temat: Re: Czym jest kościół bez Boga Pon Paź 30, 2017 11:32 pm | |
| – Albo spod pościeli – dopowiedział uprzejmie z tym swoim diabelskim uśmiechem rasowego bawidamka. Wsunął sobie papierosa do ust, umiejscowi go w ich kąciku i zwinne odebrał cenną buteczynę z niecnych rąk tego przeciętnego pisarzyny. Opój. Bogacz na kredyt. Pogromca serc niewieścich. Słowem warchoł i sukinsyn skończony. Ćmił opium, gotów zapić jego smak gorzałą. Nic tylko czekać, aż podczas tego nocnego spaceru dwoje poetów zostanie zaczepionych przez mary i duchy, którymi tak chętnie zaludniali świat swoich fantazji. Mickiewicz zapewne tak obficie alkoholem zalewał tęsknotę za ojczyzną i to niewątpliwie czyniło z niego wspaniałego, prawdziwego patriotę. – Mogę zaimprowizować kolejną butelkę, jeśli masz ochotę – wieszcz zstąpił z piedestału poezji i ukazał się wypacykowanemu Julkowi w spranej, szarej szacie rzeczywistości. – Chyba że wolisz wiersz… ale kieliszek pozwala szybciej uwolnić się od codzienności. A więc? Panie Słowacki? Zagadnął go, kierując kroki do brudnych i niebezpiecznych dzielnicy Paryża, przekonany, że niezawodny instynkt zaprowadzi go do najlepszego burdelu w stolicy. |
| | | TOMAccidental Anal
Data przyłączenia : 27/06/2017 Liczba postów : 160
Cytat : jam wspanialec zwyrodnialec Wiek : 104
| Temat: Re: Czym jest kościół bez Boga Wto Paź 31, 2017 7:59 pm | |
| - Wtedy moja pościel przybierze wyraz kompletnego zaskoczenia – ton miał być oschły i wyniosły, dający do zrozumienia jak bardzo nie da się go sprowokować takimi głupimi tekstami. Nie mógł się jednak powstrzymać przed głośniejszym wydmuchnięciem powietrza przez nos – jakby z rezygnacją. Wywrócił oczami, a kąciku jego ust delikatnie zagrał trudny do opanowania grymas rozbawienia. Słowacki wydawał się mieć w sobie trochę więcej pokory, od nadętego Mieckiewicza – przez złośliwych była jednak bardzo często nazywana naiwnością. Wierzył, że zatargi między nimi nie są natury osobistej, lecz przyczyną ich są znaczne różnice w światopoglądzie i poglądach politycznych. Na dwóch słońcach, w odrębnych dziedzinach, złączonych jednak ze sobą wspólnotą fundamentów i pokrewieństwem celów ostatecznych, królują ci dwaj władcy nad duchem państwa polskiego. Uosabiają w sobie różne jego znamiona różne siły i bogate bezkresne możliwości. - Więcej filozofii jest w butelce wódki, niż we wszystkich twoich wierszach… - Juliusz podszedł do starszego mężczyzny i niedbałym gestem wyciągnął mu z ust papierosa. Zaciągnął się nim szybko kilka razy po czym rzucił go na chodnik i przydeptał obcasem. Skoro już i tak spoufalali się na tyle, że Mickiewicz z własnej, nieprzymuszonej woli ciągnął go na wódkę… Musiał być strasznie samotnym człowiekiem (może nawet bardziej niż Bridget Jones…) |
| | | CimciInnocent Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 730
Cytat : next day same bullshit
| Temat: Re: Czym jest kościół bez Boga Sro Lis 01, 2017 7:53 pm | |
| Oj, tak. Mickiewicz musiał być naprawdę pijany, skoro chciał zabrać Julka na wódkę. Zresztą ten jego nonszalancki krok i przekrzywiony cylinder tylko potwierdzały to przypuszczenie. Widać roztropny wieszcz zaczął imprezę jeszcze przed odwiedzinami u Januszkiewicza albo szukał natchnienia na dnie butelki. – A w jednym moim wierszu jest więcej filozofii niż we wszystkich twoich dziełach – dodał, uśmiechając się szeroko. Bardziej zważałby na słowa, gdyby Juliusz odrobinę mniej wyglądał jak wypacykowana pizda. Choć sam przez całe życie nie miał szczególnego szczęścia w przypadku pojedynków. Pamiętał, jak wymknął się przed starciem z Puttkamerem o Marylę. Na szczęście niewielu wiedziało o tym niezbyt chlubnym incydencie. Pozwalał dalej, żeby prowadził go instynkt, kiedy w pewnym momencie w pustej, paryskiej uliczce dostrzegli tajemniczego mężczyznę. Nieznana postać znajdowała się poza świateł latarni, ale szerokie barki i wzrost wskazywały na dorosłego dżentelmena. Wspierał się na lasce, a wokół jego butów gęstniała zabarwiona na czerwono mgła. Wyglądał niczym złowieszczy bohater dramatu. – Może tylko w noc półjasną Upiór taki nadlatywał, Strzały sobie z ran wyrywał I mgły krwią czerwienił własną, Hełm rozpalił w błyskawicę, Miecz potrząsnął purpurowy, A okropne cztery głowy, Jako perły zausznice Z twarzą nieznajomych plemion, Niby róże — niósł u strzemion. — A ty zaraz — w ręku kord, W kosach przed nim cała wieś! Duch ten — krzyczysz — jest to rzeź! Duch ten to czerwony mord!… Wyszeptał Adam znad jego ramienia. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Czym jest kościół bez Boga | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |