|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Freeman.Don't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 38
| Temat: Nightcall. Wto Sie 01, 2017 12:38 pm | |
| *** Występują: James Adler - ........ |
| | | Freeman.Don't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 38
| Temat: Re: Nightcall. Wto Sie 01, 2017 2:27 pm | |
| Imię: James Brian Nazwisko: Adler Data urodzenia: 17 grudnia 1984 Miejsce urodzenia: Nowy Jork, Nowy Jork, USA Wzrost: 186 cm.
Nagrody: BAFTA Wygrana - Najlepszy aktor drugoplanowy w filmie „Droga donikąd” Satelity Wygrana – Najlepszy aktor za film „Droga donikąd” Złote globy Wygrana - Najlepszy aktor pierwszoplanowy w filmie „Rodzina” Złote Globy wygrana – Najlepszy aktor za film „Droga donikąd” Teen Choice Wygrana – Ulubiony aktor pierwszoplanowy w filmie „Rodzina” Teen Choice Nominacja – Ulubiony aktor w filmie akcji „Wyspa” Teen Choice Nominacja – Ulubiony aktor w dramacie „Droga donikąd” Oscar Nominacja – Ulubiony aktor w dramacie „Droga donikąd” MTV Wygrana – Najlepszy aktor w dramacie „Ciepło” MTV Wygrana – Najlepsza scena pocałunku w „Ciepło” MTV Nominacja – Najlepszy [..]
Bibliografia James Adler rozpoczął swoją karierę w typowym dla aktorów stylu: występując w szkolnych produkcjach, wybierając szkołę aktorską i pracując w lokalnym teatrze. Urodził się w Nowym Jorku, jest synem Elizabeth oraz Marcusa Adler, posiada młodszą siostrę Jeniffer oraz brata Huntera. Zadebiutował w serialu „Na pograniczu”, który spotkał się z negatywnymi opiniami, jednak nie zniechęcił młodego aktora do występowania w innych produkcjach, takich jak „Ciepło”, „Wyspa” czy „Poszukując siebie”. Jego kariera rozkwitła tuż po ukończeniu szkoły aktorskiej, kiedy wystąpił w filmie „Droga donikąd” jedną z głównych postaci, za co otrzymał dwie nagrody, oraz trzy nominacje. Od tej pory […]. Jego najbliższą produkcją jest „Nightcall”, gdzie będzie grał jedną z głównych ról przy boku …………. Aktualnie jest związany z Margot Taylor.
|
| | | DemyanOpportunist Seme
Data przyłączenia : 28/06/2017 Liczba postów : 132
Cytat : I don't want to be at the mercy of my emotions. I want to use them, to enjoy them, and to dominate them.
| Temat: Re: Nightcall. Wto Sie 01, 2017 5:12 pm | |
|
- FILMOGRAFIA:
- 1988 - Wszystko zostaje w rodzinie
[serial 1988 – 1992] Alex Green
- 1990 - Poszukiwacze latających krów
Marty Ferguson
- 1991 - Drugie dno
Autystyczny chłopiec z autobusu
- 1998 - Nastoletni czarodzieje
Dustin Moore Max i ja Chłopiec z sąsiedztwa
- 2001 - Białe bzy
Marshall Scott
- 2005 - Mam na imię...
Marcus Uśmiech losu Kevin Becker Na pograniczu Chris Wilder
- 2006 - Koło fortuny
Jack
- 2007 - Złamane skrzydła
Mini serial – 13 odc – Kevin Hanson (nominacja w kategorii "Najlepsza główna rola męska w miniserialu lub filmie telewizyjnym")
- 2009 - Trzy odcienie czerni
Ethan Matthews (nominacja w 3 kategoriach, ZŁOTY POPCORN w kategorii najlepsza rola męska)
- 2011 - Między piekłem a piekłem
Opętany ksiądz
- 2012 - Martwe króliki
Michael (ZŁOTA MALINA w kategorii najgorszy aktor)
- 2014 - Złota era
Garry
- 2016 - Dwanaście miesięcy
Miniserial Dean Wells
- 2020 - Nightcall
William Hudson
Syn Rachel Fischer i Roberta Vane'a. Ona - była aktorka, on – reżyser i scenarzysta z nominacjami oraz nagrodami na swoim koncie. Dorian zadebiutował na ekranie jako dwuletni brzdąc w ciepłym rodzinnym serialu komediowym, który przyjął się świetnie nie tylko w Ameryce, ale i poza jej granicami. Choć miała to być z początku mała rólka - Dorian dorastał na planie przez kolejne dwa lata. Był wyjątkowo pojętnym i posłusznym dzieckiem, więc dość szybko zaangażowano go do kolejnych ról dziecięcych. Nic więc dziwnego, że w którymś momencie zaczął poważniej zastanawiać się nad aktorstwem. Poszedł do szkoły aktorskiej w międzyczasie grywając drobne role w serialach i filmach. Na planie serialu "Na pograniczu" poznał Jamesa Adlera i choć produkcja została mocno zjechana przez krytyków, to dla Doriana stała się przełomem. Spotykali się ze sobą przez dłuższy czas (unikając plotek i dziennikarzy, Dorian od zawsze miał chorobliwą wręcz obsesję dbania o swój wizerunek i nie chciał, by ktokolwiek dowiedział się o jego orientacji) ale potem wszystko się popsuło i rozstali się pełni wyrzutów i wrogości wobec siebie. Zagrał główną rolę w dramacie "Trzy odcienie czerni", gdzie brawurowo i niezwykle przekonująco zagrał homoseksualnego prawnika. Zaczęły napływać propozycje filmowe, ale upojony sukcesem Vane zaczął ostro imprezować nie stroniąc od najróżniejszego rodzaju używek, więc wszyscy zaczęli się wycofywać. Potem dostał rolę w horrorze komediowym za co został uhonorowany Złota Maliną. Po tym załamał się całkowicie i na jakiś czas wycofał z showbiznesu. Od czasu do czasu powracał w drobnych rolach, pokazywał się publicznie z najrozmaitszymi kobietami i chorobliwie śledził cudownie rozwijającą się karierę Adlera, co napawało go jeszcze większą niechęcią. Zdecydował się na rolę w "Nightcall", choć widział tylko zarys scenariusza i obiecywał sobie, że już nigdy nie zagra homoseksualnej postaci, w dodatku nie ma pojęcia kto dostanie drugą główną rolę.
Ostatnio zmieniony przez Demyan dnia Pon Kwi 06, 2020 8:09 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Freeman.Don't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 38
| Temat: Re: Nightcall. Sob Sie 05, 2017 2:13 pm | |
| Scenariusz nie zachwycił Jamesa. Nie na początku. Był nieco zbyt dramatyczny, przesadzony, kiczowaty i… Gejowski. Początek ze studiami nie był zły, chociaż w ten sposób zaczynało się wiele komedii romantycznych. „Poznali się na pierwszym roku, byli ze sobą, rozstali się pod koniec i spotykają po latach/pobrali się, mają dzieci i zaczynają ze sobą walczyć”. Takich filmów było do porzygu, jedne lepsze, drugie gorsze, ale dalej. Ten miał być dramatem, nieco romansem, ale dalej głównie dramatem. Czymś co mogło albo spieprzyć wszystko albo zanieść go na sam szczyt, może nawet prostą drogą po Oscara. To go przekonało ostatecznie. Miał do tego dobre przeczucia, a jego agentka zdawała się przechodzić samą siebie w próbie przekonania go, i nie zmarnowania takiej szansy. Tak. Przekonała go. Co, musiał przyznać przed samym sobą, nie było dość trudne, biorąc pod uwagę jej charyzmę, urok osobisty, upór i to, że się już wykazała. Mógł jej ufać, i do diabła, ufał bardziej niż sobie jeśli chodziło o wybór filmów. To ona załatwiła mu „Ciepło” czy „Droga donikąd”, śmiejąc się przy tym, że zostanie królem dramatów. Patrząc na jego filmografię łatwo było stwierdzić, że był bliski utknięcia w tym gatunku, wrzucony do worka raz i na zawsze, ale naprawdę dobrze odnajdywał się w nich, niezależnie od tego czy grał jeńca wojennego czy brutala znęcającego się nad swoją żoną. I to, i to, dawało mu nagrody czy nominację, jak i doświadczenie, więc nie próbował nawet narzekać. Tym bardziej, że na planie jednego z nich spotkał swoją aktualną dziewczynę, również poważną gwiazdę i niesamowitą piękność, ale to nie miało w tym momencie znaczenia. Nie powinien o niej myśleć czy zajmować się równie odległymi rzeczami, skoro od dzisiaj miał zacząć się wykazywać. Wpierw na spotkaniu z ekipą, szybkim rozeznaniu i rozpoczęciu kręcenia. Słyszał nieco od Jenny informacji na temat filmu, na tyle, na ile ta mogła się czegoś dowiedzieć przed podpisaniem umowy, ale wszelkie szczegóły dotyczące samego kręcenia miały pozostać w tajemnicy do tego momentu. Chociażby to, kto również będzie w obsadzie, czy kamerzyści będą się bardziej skupiać na ich ciałach czy twarzach, pokazanych emocjach czy ładnych widokach. Przy ostatnim filmie dwa dni kręcili jedną scenę, dosłownie minutową, aby połączyć krajobraz z jego mową ciała, co krytycy docenili i chwalili, ale pod koniec drugiego dnia kręcenia on sam miał ochotę skapitulować. Buty były niewygodne, upał straszny, a makijaż mający przypominać smołę, węgiel, pył i kurz nie pozwalał mu się nawet podrapać pod okiem. Było ciężko. Dwutygodniowe wakacje w Malibu były nie tyle co wymysłem, a koniecznością. Dalej miał lekką opaleniznę po nich. - Powinniśmy wejść – Adrianna, jego agentka, cudowna kobieta w średnim wieku z podłużną twarzą i błyszczącymi oczami, położyła rękę (nie taką znowu kobiecą) na jego ramieniu, prowadząc go delikatnie w stronę wielkiej sali konferencyjnej. Ubrała była podobnie do niego – w czarny garnitur, z tą różnicą, że damski, z białą koszulą i jej dwoma górnymi, rozpiętymi guzikami. Profesjonalnie, ale nie przesadnie sztywno. – Zanim zjesz wszystkie cukierki. One są głównie do ozdoby. - I do jedzenia. Powinnaś spróbować, są całkiem dobre – na potwierdzenie wsunął kolejnego do ust. Nadal próbował dojść do swojej wagi po ostatnim filmie, gdzie schudł trzynaście kilo. Jego dietetyk dostałby szału, że dochodzi do niej również w ten sposób poza specjalną dietą i ćwiczeniami, ale wtedy przez pół roku nie mógł zjeść cholernej czekolady. Diety były ważne, ale dajcie człowiekowi żyć. |
| | | DemyanOpportunist Seme
Data przyłączenia : 28/06/2017 Liczba postów : 132
Cytat : I don't want to be at the mercy of my emotions. I want to use them, to enjoy them, and to dominate them.
| Temat: Re: Nightcall. Sob Sie 05, 2017 6:05 pm | |
| Dorian (Chryste, chyba czas zmienić to koszmarne imię. Dotąd tylko jedna osoba na świecie nie reagowała na nie fałszywie entuzjastycznym okrzykiem „Seeerioooooooo?!”,ale owa osoba znajdowała się na drugim krańcu kontynentu, a Dorian nie zamierzał wznawiać kontaktu) z lekkim oporem pozwolił się dotknąć makijażystce podsuniętej przez Jamesa (och, jebać to imię, nie znosił go!) która z uporem maniaka próbowała zatuszować zaczerwienione policzki i lekko podkrążone oczy. Nasłuchał się o nich wystarczająco, by dostać awersji do wszelkich pędzli i proszków znajdujących się w promieniu dziesięciu metrów od swojej osoby. Ale pozwolił upudrować sobie nos i sztucznie poprawić urodę. — Dobrze, że nie ściąłeś włosów, musiałbyś nosić perukę. — Dobrze, że nie posłuchałem cię, kiedy mi to sugerowałeś. — Aktor musi o siebie dbać,, a ty wyglądasz jak kloszard z centralnego. — Jeb się. — Dorian uśmiechnął się do wiszącego nad nim agenta, któremu dał się bzyknąć gdzież pomiędzy pobudką a prysznicem, w tak uroczy sposób,, że ten od razu wybaczył mu wulgarność. Uderzył go lekko w policzek narażając się na głośny syk makijażystki, która właśnie pracowała nad wystarczająco zaczerwienionymi policzkami. Po raz kolejny zerknął do nieco wybrakowanego scenariusza. Nie chciał grać kolejnego geja, łatka i tak przylgnęła do niego, mimo że w swojej karierze chwytał się rozmaitych ról, nawet tych najgorszych. Po raz kolejny poczuł gwałtowną falę mdłości na myśl o swej roli w Martwych królikach, gdzie wcielił się w rolę homoseksualnego alkoholika. Nawet jeśli był rewelacyjny i przekonujący, to scenariusz był tak denny i płytki… Ten film był jego szansą. Nightcall. Brzmiało tak banalnie. Tak prawdziwie. A nazwisko reżysera, tego od „Drogi donikąd” i scenarzysty od „Trzech odcieni czerni”, gwarantowało sukces. Zresztą osoby odpowiedzialne za promocję filmy spisały się wyjątkowo dobrze. Trzymanie w sekrecie nazwisk głównych aktorów oraz szczegółów scenariusza podkręciło atmosferę wokół filmu, a Internet wrzał od spekulacji. Książka, na której podstawie powstawał film, znajdowała się na liście bestsellerów od siedemnastu miesięcy i wciąż była jedną z najbardziej rozchwytywanych. — Gotowy? — Ani trochę… Ktoś znów włożył rękę w gęste, lekko falowane włosy Doriana, który warknął ostrzegawczo i niszcząc godzinną pracę stylistów, związał je niedbale gumką. Taki już był – niecierpliwy, impulsywny i nieco egoistyczny. Miał na sobie białe spodnie, szarą koszulkę i czerwoną, sportowa bluzę, choć równie dobrze mógł założyć ten nowy, cholerny garnitur spod ręki Lagerfelda, który z takim poświęceniem załatwił mu agent. Nie czekał na instrukcje, nie potrzebował ich, bowiem jak nikt inny wiedział, że nie może zjebać tej, prawdopodobnie ostatniej szansy, na dalszą karierę. Nie pił od sześciu miesięcy, rzucił wszelkie używki, ten film był jego największą szansą. Nawet jakby kazali mu grać pierdoloną trawę. Tyle że nie spodziewał się, wchodząc do jasnej, przestronnej sali, w której już siedzieli zgromadzeni dziennikarze z wszystkich poczytniejszych gazet i programów plotkarskich, że zobaczy… Jego. I że On będzie wyglądał jak ktoś… Serce Doriana gwałtownie podskoczyło, a on sam poczuł jak uginają się pod nim nogi. Wahanie trwało jednak ułamek sekundy, w kolejnej uśmiechnął się szeroko, dał komuś autograf i nie patrząc nawet na osobę siedzącą po drugiej stronie reżysera zajął swoje miejsce. Jak robot. — Co kierowało panem przy doborze głównych aktorów? — Czy od początku miał pan na myśli Adlera i Vaner’a? — Czy sceny seksu będą miały dublerów? — Czy nie bał się pan zatrudniać Vane’a mimo jego problemów z alkoholem? — Dlaczego trzymaliście tak długo obsadę w tajemnicy? Deszcz pytań poleciał początkowo na głowę reżysera. Dorian miał kilka chwil na ułożenie sobie odpowiedzi w głowie. Przez zatrudnioną specjalistkę od PRu miał zapewniony brak pytań o jego nałogi, a te i tak padły i to w pierwszych chwilach. A teraz wyjątkowo ich nie chciał. Tylko raz zerknął w stronę Adlera. Nie, to nie była osoba, przed którą chciał odpowiadać na jakiekolwiek pytania. Pierdolone zielone oczy. |
| | | Freeman.Don't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 38
| Temat: Re: Nightcall. Sob Sie 05, 2017 7:52 pm | |
| Rozmowa na temat cukierków, lekkie besztanie i próba obronienia ich, zakończyły się wraz z ich wejściem między ludzi. Cichy, pusty korytarz został za nimi, a drzwi otworzyły przed nimi inny świat - hałasu, kamer, fleszy, szybko i konkretnie wykrzyczanych pytań, równie szybkich odpowiedzi. Ten świat należał bardziej do Briana, zostawiając Adriannę nieco z tyłu, podobnie jak część innych agentów. Ich świat to był tamten korytarz, bardziej profesjonalna i sztywna atmosfera, kontrakty, dyskusje i uściski dłoni. Tutaj, pośród innych ludzi - aktorów, reżysera czy scenarzystów, reporterów albo fotoreporterów - mogło wyjść wszystko. Cała twoja nieśmiałość bądź głupota, właściwie każda wada na czele ze złym profilem i nerwowym wypaleniem spojlerów. Adler doskonale wiedział o kosztach jakie miał ponieść za palnięcie czegoś ze scenariusza (poza krótkim opisem filmu oficjalnie udzielonym dzisiaj prasie), i profilaktycznie wolałby zamknąć gębę i udać chwilowy zanik funkcji mózgu. Adrianna tłukła mu to za każdym razem - mało cenzuralnie i bardzo dosadnie - wraz z rzucaniem tych gigantycznych sum. Przez tę krótką chwilę czuł się prawie jak przed kastracją. Dosłownie jakby nóż miał przy genitaliach, a on stał przed wyborem ocalenia ich bądź stracenia. Wokół tego filmu tajemniczość była jednak większa niż przy innych, dosłownie. On sam nawet nie widział całego scenariusza, nie wiedział czy jego filmowa żona będzie miała duży kontakt z jego filmowym kochankiem. Cholera, nawet nie wiedział kto ich będzie grał. Istniało duże prawdopodobieństwo, że ktoś kogo nie znał, ktoś pewnie sławny i piękny, sprawiający, że jego przerwy będą dłuższe i nieco bardziej samotne, ale równie dobrze mógł być to ktoś z kimś się kiedyś nie dogadywał. Jak ten idiota Woods, który nie potrafił zamknąć jadaczki i próbował zarywać jego dziewczynę. James zdążył w głowie powtórzyć ze trzy razy "oby to nie był on" w formie prawie modlitwy, kiedy wchodził pod schodkach na podest. Jeśli ktokolwiek był na górze to faktycznie go wysłuchał, przeklętego Woodsa nie było. Za to był pieprzony Dorian. Vane. Po tylu latach powinien się w końcu nauczyć mówić do niego po nazwisku. Może mógłby nawet użyć drugiego imienia, czy czegokolwiek innego, naprawdę nie był wymagający, ale... Z drugiej strony jego imię brzmiało lepiej niż kochanie, którym obdarzał go kiedyś. Zielone oczy zerknęły na niego kątem oka, kiedy oparł się przedramionami o stół, wyglądając na nieco większego i bardziej bezczelnego niż był w rzeczywistości. Dorian wcale nie wyglądał gorzej. Jego cera dalej była blada, szczęka szczupła, a spojrzenie cieknące erotyzmem. Czymś, czego nawet uzależnienie nie było w stanie usunąć. Był może nieco szczuplejszy i bardziej butny, jeszcze tego nie wiedział, ale mógłby się założyć, że... - Pytanie do pana Alder i Vane. Od kiedy panowie grali we wspólnym serialu, który nie osiągnął zbyt dużego sukcesu, wasze drogi się rozeszły czy utrzymywali panowie kontakt? Pomoże to w utrzymaniu chemii między głównymi bohaterami? - oho. Więc się zaczęło. Oparł się bardziej na przedramionach, pochylając w stronę reporterów. Mają nadzieję, że jego chwilowe zagapienie się nie zostało zauważone i odnotowane. - Nasze życie prywatne nie będzie miało znaczenia podczas nagrywania filmu - odezwał się, zanim Vane zdążył otworzyć usta. Po raz pierwszy od samego początku dalej mając ten zdecydowanie-ciepły głos, z wyraźną nutą humoru i gawędziarstwa. - Więc myślę, że na to pytanie sam odpowiesz po obejrzeniu filmu. - Tak, ale... - Następne pytanie. - Vane. Czy myślisz, że możesz udźwignąć rolę głównego bohatera i jak sie przygotowujesz do nagrywania? - Prosiłbym odpowiedzenie na pytanie również przez pana Adlera.
|
| | | DemyanOpportunist Seme
Data przyłączenia : 28/06/2017 Liczba postów : 132
Cytat : I don't want to be at the mercy of my emotions. I want to use them, to enjoy them, and to dominate them.
| Temat: Re: Nightcall. Sob Sie 05, 2017 10:42 pm | |
| Dorian miał wrażenie, że krzesło, na którym siedział, płonęło. Ta konferencja prasowa oraz fakt, że musiał na niej być z uśmiechem przyklejonym do twarzy, to był jakiś totalny niewypał. Miał ochotę wybiec stąd i po prostu zniknąć, zabunkrować się w jakimś barze, olać wszystko i po prostu się urżnąć. W zamian mógł jedynie zaprezentować wycelowanym w siebie aparatom fotograficznym cudowny uśmiech i swoje błyszczące oczy. Puścił oczko jednej dziennikarce i napił się wody starając się nie pokazać po sobie jakie wrażenie robił na nim niesłyszany bezpośrednio od lat głos, który niegdyś każdego wieczora szeptał mu do ucha zawstydzające rzeczy na dobranoc. Ten sam głos, który parę lat później formował słowa, które raniły bardziej niż jakakolwiek fizyczna broń. Ale nie, tego nie było tego widać. Gdyby Adler spojrzał na niego teraz pod ostrzałem fleszy, Vane posłałby mu najbardziej ujmujący uśmiech, na jaki byłoby go stać. Potem wyrzygiwałby żal w łazience, ale nie bolałoby to tak bardzo jak odsłonięcie się choćby w najmniejszym stopniu. — Szczerze powiedziawszy jakieś pięć minut temu otrzymałem właściwy scenariusz — Przez salę przeszedł lekki szmer i cichy śmiech. — Mogę wam tylko zdradzić, że przygotowania do roli zaczęli… zacząłem — nie sposób było dostrzec trwającego ułamek spłoszonego spojrzenia skierowanego w stronę Adlera — się dość intensywnie przygotowywać. I dam z siebie wszystko. — To znaczy co? Dorian zerknął w stronę siedzącego gdzieś pod ścianą Jamesa, swojego agenta, który pochłonięty był jakąś gierką na telefonie bardziej niż tym, co się działo na sali. A obiecywał trzymać rękę na pulsie. Problem Doriana polegał na tym, że nie miał sił i umiejętności by kogoś lub coś utrzymać w swoich rękach. Ani dziś ani kiedyś. Nerwowo zacisnął aplce na szklance z chłodną wodą. Dziennikarz zadający pytanie nie zamierzał odpuszczać. — Jak wyglądają te przygotowania? — Niestety, to nie są kwestie, które mogą poruszać aktorzy. Nie tylko wy dziś poznaliście obsadę, oni również, dlatego liczę, że wykażecie się odrobiną cierpliwości. Na pewno nie pozwolimy naszym fanom na niedosyt. Będą mogli śledzić nas na facebook, twitterze i instagramie. — Dorian był naprawdę wdzięczny reżyserowi, który przejął to pytanie. Kolejne kilkanaście minut jedynie potakiwał lub kręcił głową, raz czy dwa odpowiedział na coś w dwóch słowach. I kiedy wydawało się, że konferencja zakończy się sukcesem, padło to pytanie. To i kilka innych. — Chodziły plotki, że był pan niegdyś związany z Jamesem Adlerem. — Czy jesteś gejem, Vane? — Czy wciąż bierzesz? — Co zrobiłeś, by dostać tę rolę? Ostatnie lata nie obfitowały w propozycje, a po Złotej Malinie za najgorszego aktora wręcz się urwały. Wszystkie te pytania padły naraz, jedno gorsze od drugiego. Dorian poczuł jak żołądek zaciska mu się w supeł, a uśmiech stopniowo znika z twarz. Znacznie zbladł. Właśnie dlatego od dłuższego czasu nie pokazywał się publicznie oddając swój wizerunek w ręce PRowców. Ale jak widać, nie na wiele to się stało. Nikt nie zapomniał mu wpadek. Zacisnął szczęki. — Z Jamesem Adlerem poznaliśmy się na planie serialu „Na pograniczu” dwanaście lat temu. Nie łączyło nas nic oprócz pracy — Trochę obawiał się, że te słowa poharatają mu gardło zupełnie jakby próbował wypluć rozbite szkło, ale prócz lekko drżącego głosu, którego brzmienie można było zwalić na zakłócenia sprzętu… wszystko było w porządku. — Nic. Cieszę się, że będziemy ponownie współpracować, bowiem James Adler jest świetnym aktorem. Nie wiedział, jakim cudem przeszło mu to przez gardło, ale jedno było pewne - miał talent aktorski. — Reżyser nie obawiał się powierzyć roli komuś, kto miał problem z narkotykami i alkoholem? Vane miał ochotę gołymi rękami udusić tego natrętnego dziennikarza. Kręciło mu się w głowie i czuł jak pot spływa mu po skroniach, a oni drążyli i nie odpuszczali. — Złota Malina. — Najgorszy aktor. — Gej. — Narkotyki. Adler, Adler, Adler Adler AdlerAdlerAdlerAdleradleradlerrejskfghsj. — Vane, w porządku? Możesz wyjść —odezwał się reżyser szturchając go w ramię. — Zaraz kończymy, poradzimy sobie, wyjdź tyłem. Dorian nie potrzebował większej zachęty, zerwał się z krzesła i wyszedł z sali, by zaraz za drzwiami rozpaść się na kawałki. Zaczął przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu papierosów, ale wtedy przypomniał sobie, że rzucił palenie. Prawda była taka, że przerażał go ciężar odpowiedzialności, a także fakt, że któregoś dnia będzie musiał ze swoją przeszłością stanąć twarzą w twarz. |
| | | Freeman.Don't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 38
| Temat: Re: Nightcall. Nie Sie 06, 2017 9:17 pm | |
| To było przykre. Zdaje się, że na szacunek trzeba było sobie zasłużyć, nie tylko jako aktor, ale zwyczajnie człowiek. James przywyknął do tego nieco, a może... Może inaczej - nie musiał jakoś bardzo przywykać, bo dobre role pojawiły się i w ten sposób zdobył coś, co zdawało się trzymać niektórych reporterów i nagłówki z daleka. Nie pił, nie wdawał się w bójki, czasem imprezował i swego czasu zmieniał dziewczyny, ale to było wszystko co ludzie byli mu w stanie zarzucić. Poza jednym czy dwoma słabymi produkcjami, ale to zostało zapomniane na rzecz pozytywnych opinii, wspominane dalej jedynie w formie porównania i ładnego wstępu, bo zaczynał od dna i odbił się, stając symbolicznym feniksem. Tak czy inaczej, on miał odpowiedź na końcu języka. Przyjąłby to lepiej od Doriana, ale coś go zatrzymało. Najpierw myśl, że ten być może nauczył się to dźwigać i to jest chwila gdzie sam sobie coś udowodni. Nic bardziej mylnego. Potem wtrącił się reżyser, a pytania po tym nabrały zupełnie innego wydźwięku i znaczenia. Były osądzające, pełne jadu i satysfakcji, jakby oglądanie kolejnego aktora na kolanach, złapanego w sieć uzależnień, dołów i wyniszczających aktów była jakąś chorą przyjemnością. Od zwykłego, szybkiego "zamknij się" powstrzymało go nagłe pytanie dotyczące ich domniemanego związku. Jego brwi podleciały w górę, bo skąd to się wzięło? Po tylu latach wykopali coś takiego, kiedy prawdopodobnie wszyscy wokół zapomnieli o ich związku, poza nimi samymi. Może nim jedynie, nie był pewien czy Dorian dalej to przeżywał i brał na poważnie, czy potraktował jako gówniarską, ślepą miłość. Byli wtedy naprawdę młodzi. I to nie tak, że ich życie skupiało się tylko wokół imprez czy spontanicznych chwil, chociaż tych nie zabrakło. Nie zabrakło też wina, wielogodzinnego rozmawiania na temat teorii spiskowych, kłótni na temat ulubionych aktorów czy odkrywanie jakiś niedocenianych kapel. Szarpania się, scen zazdrości albo tych elektryzujących chwil, kiedy gapili się na siebie tak zachłannym wzrokiem, że praktycznie się pieprzyli samymi spojrzeniami. Dalej pamiętał ułożenie pieprzyków na jego przedramionach. Tak samo jak jego krzyk, kiedy coś mu nie pasowało, pełne gniewu oczu i zaczerwienione policzki, usta wyrzygujące z siebie milion wyzwisk. Krzesło zaszurało o podłogę, a Vane (Dorian...) podniósł się tak szybko, że on ledwie zdążył wyprostować się i odwrócić głowę. Drzwi trzasnęły, a w sali podniósł się jeszcze większy szum, teraz obracając się w stronę Adlera, bo czy to prawda, że byli razem, czy tylko współpracowali ze sobą, czy wyjście Doriana miało coś wspólnego z ich relacją, czy to mogło wpłynąć negatywnie na film i czy mieli jakiegoś innego aktora w razie W. Właśnie taki był - to był najlepszy tego przykład. Zwracał na siebie uwagę ludzi, nawet kiedy nie chciał. Nie tylko na konferencjach, wystarczyło, że przeszedł. Miał w sobie coś, czego James nigdy nie rozumiał, jakaś magię, czystą chemię. Przykuwał wzrok i uwagę, sprawiał, że miałeś ochotę reagować, krzyczeć i żyć. - Wow, wiecie jak wpędzić człowieka w depresję - mruknął, ponownie wracając do poprzedniej pozycji. - Oficjalnie dostałem chłopaka, a wy mi już planujecie go wymienić na innego? Nie jestem aż tak obrotowy - zażartował. - Chociaż to byłoby zabawne. Mam nadzieję, że moja dziewczyna tego nie ogląda - zaczął, zanim zgrabnie nie wrócił do wybranych przez siebie tematów, rozluźniając atmosferę, samego siebie i reżysera, mówiąc o rzeczach lekkim i żartobliwym tonem. Jak się przygotowywał? Spędził wakacje na plaży i trenował na siłowni, aby zadowolić widzów i reporterów widokami. Czy współpracowali ze sobą? Tak, pewnie, byli kolegami z planu, a ploteczki były najlepszym wyjściem podczas jednego albo drugiego tworzenia charakteryzacji w garderobie. Czy on sam miał problemy z tym, że jego współpracownik miał problemy z narkotykami i alkoholem? Nie, jest tylu świetnych aktorów po odwyku, których oni sami chwalili. Nie bądźmy hipokrytami. W ten sposób przetrwali, podnosząc się z miejsca po kwadransie pomimo kolejnych pytań wykrzyczanych w ich stronę, wychodząc z sali. Adrianna była z niego zadowolona, chociaż nie okazywała tego przesadnie - nadal nie nagrał filmu, a konferencja dla jego osoby wcale nie była aż taka ciężka. To, że się wtrącił, to była zupełnie inna sprawa, ale dobrze wyszło. Chociaż przez chwilę zastanawiał się czy nie zatrudnili Doriana, aby wzbudził lekki skandal i zamieszanie wokół filmu. Takie rzeczy przyciągały, ciekawiły. Były sensacją. Odwrócił się, kierując w stronę wyjścia. Kierowany chęcią odetchnięciem świeżym powietrzem, rozluźnienia się i wystawienia twarz w stronę słońca. Gównoprawda. Wiedział czemu się kieruje w tamtym kierunku, najpierw podświadomie, aby w końcu do niego doszło to w pełni - dosłownie kiedy otworzył drzwi i stanął twarz w twarz z agentem Doriana, i nim samym za jego plecami. - Czy Twoim obowiązkiem nie jest wtrącenie się w takie sytuacje? - zapytał, jak prawdziwy cham i prostak, mają na tyle tupetu, aby wchodzić w temat kompetencji, tonem który wyraźnie świadczył o spieprzeniu sprawy. To Dorian zawsze szarpał się ze wszystkimi, mając w sobie coś niespokojnego i szalonego, ale on nie miał problemów ze stawianiem czoła światu, dalej mając w sobie tę młodzieńczą brawurę. - Sporo pieniędzy poszło na tę konferencję, ale jeszcze więcej trafi do Ciebie, jeśli film dobrze wypadnie, więc co cię powstrzymuje przed bronieniem produkcji? - poza swoim niedojebaniem, pomyślał, ale ugryzł się w język. W porę. Wiedział, że był bardziej zły na reporterów czy siebie, niż na samego agenta, ale przyznawanie się do błędów nie leżało w jego naturze. Więc pieprzyć to. A tuż po tym jego odruch bronienia Doriana przed większymi od niego chłopcami. |
| | | DemyanOpportunist Seme
Data przyłączenia : 28/06/2017 Liczba postów : 132
Cytat : I don't want to be at the mercy of my emotions. I want to use them, to enjoy them, and to dominate them.
| Temat: Re: Nightcall. Nie Sie 06, 2017 11:54 pm | |
| Wiedział, że zjebał sprawę i reagując tak emocjonalnie dał dziennikarskim hienom więcej pożywki na przyszłe wywiady i artykuły. Lubili sensacje, a Dorian był ciekawym obiektem skandali i dramatów. Adler mógł być cudownym aktorem, istnym objawieniem, bożyszczem tłumów, ale to ktoś taki jak Vane sprawiał, że nakład brukowców wyprzedawał się w ekspresowym tempie, a ilość wejść na portale plotkarskie rosła w zastraszającym tempie. To się nigdy nie kończyło; czasem tygodniami i miesiącami nie pokazywała się żadna wzmianka o nim (bo po odwyku praktycznie przestał pokazywać się publicznie), by potem za sprawą jakiegoś niewinnego, zupełnie przypadkowego zdjęcia otworzyć na nowo Puszkę Pandory. Najgorsze było to, że nie mając nowych materiałów dziennikarze wygrzebywali stare sprawy doprawiając je wyssanymi z palca bujdami i okraszając zasłyszanymi z niepewnych źródeł plotkami. Nie sądził, że ktokolwiek, kiedykolwiek wyciągnie na światło dzienne tę sprawę z Adlerem, jakim, kurwa, cudem zresztą? Nigdy nie okazywali sobie żadnych uczuć publicznie. Dlaczego więc nagle, po latach, ktoś mało ostrożnie szturchał bombę, która mogła wybuchnąć w każdej chwili? Vane nie zdążył przełknąć informacji, że miał grać z Adlerem, (Kochanków. Mieli grać pieprzonych kochanków) a już tworzono historie, które nigdy nie miały mieć miejsca. — Nie możesz się obrażać o tego typu pytania — James kucnął za nim na schodach na zewnątrz budynku rozmasowując mu kark. Dorian był wyjątkowo spięty i podenerwowany. — To film o miłości, pożądaniu i seksie, kurwa, takie pytanie zawsze pada, nawet jak kręcisz pieprzoną biografię Hitlera albo film o dinozaurach. I tak przyjdzie jakiś jeden i spyta czy aktorzy ze sobą sypiają, a tu praktycznie nie ma aktorek. James miał rację, ale nie oznaczało to, że Doriana to uspokoiło. Panicznie bał się wycieku informacji o własnej orientacji, miał na koncie wystarczająco dużo skandali, których wciąż mu nie zapomniano. Po rolach gejów łatka nie przylgnęła do niego tylko dlatego, że zaczął pokazywać się wszędzie w towarzystwie pięknych kobiet, na szczęście wciąż nikt nie dokopał się do informacji, że te wynajmował w agencji modelek. — Po prostu to wkurwiające, że na każdym kroku wypominają mi moje błędy, ale nikt nie pamięta, że dostałem nagrodę, bo potem miałem pecha i wplątałem się w jakąś denną, niszową produkcję. — Chlałeś i ćpałeś, Dorian. Chodziłeś po burdelach, wdawałeś się w bójki i robiłeś rozpierdol. Rozwaliłeś samochód facetowi, który zrobił ci zdjęcie podczas obiadu. Próbowałeś wskoczyć pod pociąg. Więc nadal cię to dziwi? — Kurwa, James, jesteś moim agentem, a nie psychoanalitykiem. — Vane zacisnął szczęki. Był z Jamesem blisko, ale nigdy nie wspomniał mu o młodzieńczym romansie z Adlerem. O tym, jak ich relacja rozpadła się na milion małych kawałków i jak tęsknota za tym facetem, który wybrał karierę, wpłynęła na jego dalsze życie. Agent znał tę historię, ale nie miał pojęcia kto jest jej bohaterem, Że pierwszoplanowy aktor w tym życiowym dramacie właśnie stanął obok nich pełen wyrzutów skierowanych w ich stronę. Konkretniej – w stronę Jamesa, który przez moment nie mógł ogarnąć, co się dzieje i dlaczego właściwie ten człowiek to niego mówi i to w taki sposób? — Słucham? Czy ja ci wyglądam na niańkę? Mam mu pisać, co ma mówić i robić? — mężczyzna zamrugał wyraźnie zbity z tropu. Był wyraźnie starszy od Doriana, miał lekkie zmarszczki w kącikach oczu i ust, lekki zarost i kilka siwiejących pasm na skroniach. Był wysoki i postawny, wyglądał jak ktoś, kto mógłby owinąć Doriana ramionami w taki sposób, że ten zniknąłby w nich całkowicie, choć wcale nie wyglądał na specjalnie wychudzonego. Był atrakcyjny w dziwnie nieidealny sposób. I wyglądało na to, że miał więcej możliwości niż zakładała to umowa. — Pan Vane źle się poczuł i takie będzie nasze oficjalne stanowisko. Stosowna notka została już przesłana do mediów. Zarzucanie mi niekompetencji nieco mija się z celem, ponieważ moja umowa nie przewiduje wtrącania się… Dorian, stojący dotychczas dwa stopnie niżej i przysłuchujący się absurdalnej rozmowie postanowił nagle wkroczyć. Wystarczyła sama niedaleka obecność Adlera, żeby jego serce przyspieszyło gwałtownie. — James — powiedział cicho i obaj na niego spojrzeli, podczas gdy on patrzył jedynie na Adlera, choć to nie do niego skierowane były kolejne, zaskakująco miękkie słowa — kochanie, możesz zostawić nas na chwilę samych? Agent spojrzał najpierw na jednego, potem na drugiego i wzruszył ramionami. — Pewnie. — mruknął i poprawiwszy mankiety koszuli zszedł na dół kierując się do pobliskiego Starbucksa. Ale Dorian nie patrzył za nim przygnieciony niepoprawnie zielonym spojrzeniem. — Kopę lat, James. — powiedział bezbarwnie wciąż nie dowierzając, że widzi Adlera po raz pierwszy od lat. Po raz pierwszy od bolesnego zerwania. — Bądź łaskaw nie naskakiwać na mojego agenta za to, że wypełniał swoje obowiązki. Gdyby reżyser nie liczył na skandal, nie zatrudniłby mnie — powiedział cholernie spokojnie, ale słychać było w jego wypowiedzi jakiś tłumiony żal. — Masz może papierosy? Muszę zapalić — dodał po dłuższej chwili. Cóż. Wcale nie było tak niezręcznie jak się spodziewał. Tylko sto razy bardziej. |
| | | Freeman.Don't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 38
| Temat: Re: Nightcall. Sob Sie 19, 2017 7:13 pm | |
| Powstrzymał parsknięcie, ale poruszył szczęką - nerwowy nawyk, którego nie umiał opanować niezależnie od tego czy miał pięć lat czy trzydzieści. Momentami dalej był tym samym dzieciakiem, któremu przyszło się tłumaczyć ze zbicia szklanki albo zgubienia zeszytu, a następnie tym samym szczeniakiem, gdy niemalże wylądował na dołku przez czystą głupotę. Pewne rzeczy się nie zmieniały, nawyki czy ludzie. Vane, mimo wszystko... James powinien się spodziewać tego rodzaju agenta przy jego boku. Na tyle opanowany, aby nie rzucać się, a jednocześnie na tyle zdecydowany, aby nie bać się reagować. Bronić go, co zabawne przed najmniej szkodliwą istotą w tym otoczeniu. Bo ten nie chciał go skrzywdzić, na dobrą sprawę (powiedzmy) nie chciał go nawet widzieć. Czasami, późnymi wieczorami, podczas samotności łapał się na myśleniu o nim, kiedy indziej widział go w tłumie - podobne rysy twarzy, śmiech albo gesty. To go zatrzymywało, jego i cały świat wokół, dosłownie jakby cofał się w czasie do ich związku, nagle rozgoryczony i, w ten zabawny sposób, zrozpaczony. Niepotrzebnie, on sam to skończył, wyszedł na tym dobrze, ale były momenty, gdy padało imię Dorian, a jego puls dalej reagował na nie. To były pułapki. Dosłownie jakby coś zakopał, ale ziemia była za świeża, aby w pełni zostawić to za sobą. Nawet jeśli on sam doprowadził do tego momentu, to on trzymał łopatę, to on wrzucił wszystko pod nią. Momenty. Łapał się w nie, plątał i potykał. Niesamowite jak szczegóły potrafiły zniszczyć człowieka. - Od kiedy rolą agentów nie jest dbanie o wizerunek swoich klientów? Filmy, konferencje, a nawet pilnowanie, aby szli spać o 22, jeśli tego wymaga sytuacja - jego bezczelność zdawała się nie mieć końca, i to nie tylko dlatego, że wtrącał się w czyjąś pracę, tak naprawdę nie mając wielkiego pojęcia na temat jak to jest być czyimś agentem. Nie był tak obrzydliwie bezczelny w stosunku do tego faceta, jak do Vane'a w ogóle ośmielając się mieć coś do powiedzenia w jego własnych sprawach. Stracił to prawo już dawno. Powinien zamknąć jadaczkę, odwrócić się i odejść. Zamiast tego wplątywał się w dyskusję bez chwili zawahania. - Źle poczuł, bo został zapytany na temat swojej orientacji? Jezu, gdzie do cholery wtedy byłeś? To nie jest... - jakaś marna produkcja, niewiele wnoszący serial - mała konferencja - dokończył, zamiast tego. Podstawiając samemu sobie nogi, pokazując jak bardzo się zmienił, a jednocześnie jak bardzo nie. Bo nie chodziło o film, ale łatwiej było postawić na niego, na troskę o produkcję i dbanie o swój własny tyłek, zamiast przyznać się, że widząc jak szczują Doriana, czuł się jakby robili to samo z nim. Jakby niewidzialne palce zaciskały się wokół jego wnętrzności, próbując je wyciągnąć na wierzch. A pewnych rzeczy nikt nie powinien widzieć. Mógł być Złotym Chłopcem. Ale został kutasem. Tak było bezpieczniej. Vane przyjął podobną taktykę. Skurwiel. Doskonale wiedział co robi, rzucając najpierw imię, a potem pieszczotliwy zwrot. Zielone oczy otworzyły się szerzej na to połączenie, przez chwilę myśląc, że to on ma wyjść. Nie cofając sie tylko pod wpływem zaskoczenia, ale niebieskie oczy mogły zauważyć drgnięcie. Cholerny... To był niemalże manifest siły - Dorian dalej, niezmiennie mimo lat, potrafił na nim grać jak na pianinie - głośno i łatwo. Szczęka poruszyła się po raz kolejny, a on zacisnął zęby. Tracąc zainteresowanie agentem na rzecz samego Doriana, jakby dotychczas wszystko nie kręciło się wokół niego. Od początku konferencji do tego momentu, a James mógł się założyć, że w ten sam sposób z tym samym cholernym akcentem zakończy się też nagrywanie. - Nie wypełniał, obaj o tym wiemy - przeskoczył grzeczności, bo nie był na tyle naiwny i dobry, aby bawić się w "witaj, co tam u ciebie słuchać?". Vane wyglądał świetnie, ale po co pytać o jego życie, skoro nie interesował się nim przez tyle lat? Ale... Wciąż powinien spuścić z tonu. To on miał zwyczaj wygrywania, ale Vane'owi nie przeszkadzało to w szczekaniu i zaciekłym szarpaniu się. - Może zatrudnił Cię, bo dobrze wyglądasz płacząc i całując innych facetów? Myślałeś o tym? - myślałeś o tym, że jesteś lepszym aktorem, niż prasa cię postrzega? James znał swoją wartość, lubił myśleć o sobie jako o kimś dobrym, ale to Vane potrafił pokazać oczami sprzeczne emocje, budować napięcie, przedstawić czystą i niekończącą się rozpacz. Nadawał się do tej roli idealnie. Wiedział, bo widział w tych oczach naprawdę wiele.
|
| | | DemyanOpportunist Seme
Data przyłączenia : 28/06/2017 Liczba postów : 132
Cytat : I don't want to be at the mercy of my emotions. I want to use them, to enjoy them, and to dominate them.
| Temat: Re: Nightcall. Sro Sie 23, 2017 11:30 pm | |
| Dorian, mimo odległości, wyraźnie czuł zapach perfum Adlera, jego wody kolońskiej, szamponu do włosów i wszystkich użytych do stylizacji specyfików, które sprawiały, że wyglądał jak żywcem wyjęty z okładki. Vane dziwił się nawet, że nie otacza ich wianuszek fanów i reporterów, ale wiedział, że to nie potrwa długo. O ile sam nie wzbudzał tylu emocji, przynajmniej dopóki do mediów nie wycieknie jego zachowanie i obsada filmu, o tyle James… każda informacja o nim i zdjęcie choćby jego łydki w rogu kadru były na wagę złota. Nie, to nie zazdrość. Etap zazdrości już dawno miał za sobą, nie obchodziło go, co się działo z Adlerem ani jak toczyła się jego kariera. Tylko czasem coś przypadkiem wpadało mu w ręce i zostawało w głowie tuż obok daty pierwszego spotkania, pierwszego pocałunku, początku związku i daty zerwania. Nic istotnego. — Nie potrzebuję niańki — prawie warknął obrzucając mężczyznę wrogim spojrzeniem — Przyszedłeś tu, żeby kpić? — Wciąż był taki sam, wciąż w obawie bycia zranionym atakował i gryzł nie pozwalając innym na wyjaśnienia. Tym razem jednak bardziej przypominało to miotanie się ryby złapanej w rybacką sieć. Kiedyś, kiedyś (w porządku, co najmniej raz dziennie od tych kilku lat) fantazjował na temat ich kolejnego spotkania. Przerabiał w myślach najrozmaitsze scenariusze z milionem zakończeń. Były kłótnie, szarpania, happy endy, psucie hamulców w samochodzie i wpychanie pod rozpędzony pociąg. Milion razy przygotowywał się do ich pierwszej rozmowy, tysiące razy obiecywał sobie, że będzie spokojny i opanowany, że stanie z nim twarzą w twarz jako ktoś, kto osiągnął wiele, a tymczasem… Tymczasem stał na schodach jak rozedrgana kupka nieszczęścia, z rozczochranymi włosami, upokorzony i zły, pełen pretensji do świata tak wielkich, że aż niemożliwe, by pomieściły się w nim samym. A Adler, jak zwykle, wyłapywał słabości, które chciał przed nim ukryć, nawijał je sobie na pięść i raz za razem zadawał ciosy celniejsze od zawodowego boksera. — Robię to, czego wymaga ode mnie rola. To tylko gra i ani całowanie ani emocje nie są prawdziwe. Nigdy — Zbliżył się do mężczyzny natychmiast spostrzegając jak wielki błąd zrobił. Nie był na to gotów, na zderzenie skóry o skórę i gwałtowny dreszcz, który przeszył go, gdy zdał sobie sprawę, że złapał Adlera za nadgarstek i potrząsa nim w jawnym oburzeniu. — Ale dzięki, udam,, że powiedziałeś tylko to, że dobrze wyglądam. — wymamrotał po chwili, gdy powietrze wróciło mu do płuc i mógł znowu ponieść na niego wzrok. Pomacał się po kieszeniach spodni i wyciągnął portfel, a z niego ostatniego, schowanego na czarną godzinę papierosa. To była najczarniejsza godzina, więc ulegnięcie nałogowi było w pełni akceptowalne i usprawiedliwione. Z ulgą zaciągnął się i poczuł pewniej dając zajęcie rękom. Przez chwilę stali w ciszy, jak dzieciaki z podstawówki, które po raz pierwszy zaczęły wykazywać zainteresowanie płcią przeciwną i za wszelką cenę nie chcą się do tego przyznać. Vane łypał na Adlera, który wciąż nie wyglądał jakby miał odejść. Dorian westchnął i siadł na najbliższym schodku starając się zacząć wyglądać na choć trochę wyluzowanego. A że naprawdę odgrywanie emocji było jego specjalnością, jego twarz szybko się rozpogodziła. Tylko ktoś, kto pochyliłby się nad nim i zajrzał w oczy, mógłby zauważyć, że coś jest nie tak. Ale Vane właśnie podjął decyzję o całkowitym zignorowaniu przeszłości, nieświadom jak opłakane konsekwencje może to nieść ze sobą. — W każdym razie — zaczął powoli — Dzięki za troskę, ale jeśli coś będzie nie tak, to na pewno reżyser mi o tym powie. Nie przyszedłeś tu z troski o mnie, tylko z obawy o to, że zjebię film zanim wystartują zdjęcia, co? — Spojrzał na niego z dołu z nieprzyjemnym uśmiechem. Rzucił peta na ziemię i otrzepał ręce tu po tym jak dźwignął się z powrotem do poziomu mężczyzny. Błysk flesza na moment oślepił go i zaklął pod nosem zupełnie nieprzygotowany na zdjęcie. Byli jak piranie. Pojawienie się jednego zwiastowało rychłe pojawienie się następnych. Na całe szczęście, jakby na zawołanie pojawił się agent Vane’a dzierżący starbucks’owy kubek w ręku i zaczął przepędzać natrętów. — Proszę państwa, pan Vane nie będzie dziś udzielał żadnych wywiadów, bardzo proszę o uszanowanie jego prywatności. Kolejny flesz utrwalający na kliszy ogromne, niebieskie oczy wpatrujące się prosto w niczego nieświadomego Adlera. Agent Doriana złapał swojego podopiecznego za ramię i zasłonił własnym ciałem popychając go z powrotem do budynku i nie interesując się absolutnie tym czy drugi z aktorów został na zewnątrz i czy i jemu przypadkiem nie przydałoby się jakieś wsparcie. Doriana również to nie obchodziło. Przecież i tak nie miał ochoty kontynuować rozmowy, która zeszła na jego całowanie się z facetami i nazbyt realistyczne emocje. To była tylko gra. To zawsze była tylko gra. |
| | | Freeman.Don't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 38
| Temat: Re: Nightcall. Czw Sie 24, 2017 6:51 pm | |
| - Wiesz, że nie. Jaki sens miałaby kłótnia przed kręceniem, tym bardziej... - tym bardziej co, James? - Chciałem coś wyjaśnić z Twoim agentem, skoro nie uznaje pewnych oczywistości - tak, przyszedł tutaj z obawy, ale nie o film. Chociaż może trochę też, bo jednak zależało mu na utrzymaniu się na górze, a najlepiej wzniesieniu jeszcze wyżej. Nigdy nie był wybitnie zachłanny, to nie ten typ, który zdobywając najwyższy wierzchołek w świecie, po nim straci sens życia. Który mając miliony fanów, chciałby mieć ich miliardy. Który posiadając jedną z najładniejszych kobiet w kraju będzie się oglądać za innymi. Lubił być dobry, momentami najlepszy, ale jemu często wystarczało coś, czego innym brakowało. To on potrafił żyć w związku na odległość i chować wiele rzeczy pod dywanem. To on... Lubił czuć się pewnie, stabilnie. To mu odpowiadało i służyło, a sama obecność Doriana próbowała to naruszyć. W dodatku ten charakterek, niekończące się płomyki i iskierki, cholerne uniesienia i doły - wiedział, że parę wieczór może zaburzyć jego spokój. Już teraz zaburzało. - Tego właśnie wymaga od Ciebie rola? - nie wczuwał się w nią za bardzo? Rozhisteryzowany, nerwowy kochanek - brzmiało to dziwnie znajomo. Zabawne. Nawet wczuwać się nie musiał, wystarczy, że byłby sobą dodając do tego nieco miłości, bo namiętność miał w sobie do wszystkiego, łącznie z pieprzeniem wszystkiego wokół (w pełnym tego słowa znaczeniu). - Jezu - prychnął, cofając się o krok.- Będziemy się dobrze bawić, co? - zironizował, bo właśnie tak to widział. Jak niekończące się tortury, obelgi, to samo szarpanie się ze sobą, jak przy ostatnich dniach przed jego wyjazdem. Niekończące się chodzenie na szpilkach, tylko po to, aby przez chwilę było słodko. Tylko po to, aby któryś z nich opuścił gardę, a drugi wybrał właśnie ten przeklęty moment na awanturę. To już nawet nie były ciężkie dni, a tygodnie. Chociaż, być może to właśnie Dorian miał na myśli mówiąc "nigdy". Może nigdy go naprawdę nie kochał, a to co było między nimi było jednostronną, głupią miłością, a z drugiej młodzieńczym, szaleńczym zakochaniem. Żyjmy szybko i krótko, tylko tu i teraz. Mógłby sobie to motto życiowe wytatuować na czole, chociaż uprzedzałby innych przed staniem się, już oficjalnie, frajerami. Jak można było się czuć tak głupio po tak długim czasie? Odwrócił głowę, kiedy pojawił się flesz, spoglądając w przeciwną stronę. Nie miał nic więcej przy nich do powiedzenia, nie chciał kolejnych podejrzeń, a tym bardziej publicznych kłótni, po których podejrzeń byłoby jeszcze więcej. Może i dobrze, może tak było lepiej - skończyć tutaj, pozwolić im ochłonąć. On sam chciał ochłonąć, chciał się napić piwa, usiąść na kanapie i obejrzeć po raz piąty Podziemny Krąg. - Widzimy się potem - kiwnął do niego głową w formie pożegnania, wracając do środka.
|
| | | DemyanOpportunist Seme
Data przyłączenia : 28/06/2017 Liczba postów : 132
Cytat : I don't want to be at the mercy of my emotions. I want to use them, to enjoy them, and to dominate them.
| Temat: Re: Nightcall. Czw Sie 24, 2017 11:02 pm | |
| — Co to miało być? — Co? — Vane spojrzał z roztargnieniem na swojego agenta, który od dłuższej chwili przypatrywał się mu chodzącemu po przyczepie. — Zachowujesz się jak primadonna, rozmawialiśmy o tym. Jeśli nie będziesz nad sobą panował, znów zaczną za tobą łazić, dopiero co ucichła awantura po twojej ostatniej imprezie. Grałeś już z Adlerem, dogadywaliście się, więc chociaż poudawaj. Dorian zagryzł wargę i zatrzymał się. Nie znosił, kiedy James go strofował i pouczał, kiedy sądził, że ma prawo to robić, podczas gdy tak naprawdę do niczego się nie nadawał. W życiu by nie przyznał Adlerowi racji, ale również miał żal do agenta, obwiniał go o to, że nie pomógł mu jakoś wybrnąć z sytuacji, dzięki czemu dzień po konferencji popularny program plotkarski wrzucił artykuł okraszony cudownym nagłówkiem „Kolejne załamanie nerwowe gwiazdki oper mydlanych?” tuż obok „Fantastyczny wywiad z gwiazdą Drogi donikąd”. — Płacę ci za to, żebyś dopilnował, by takie sytuacje nie miały miejsca — syknął Vane, a mężczyzna, który pozornie zawdzięczał mu wszystko włącznie z pracą, uderzył go w twarz i szarpnął zbyt mocno, by nie skończyło się siniakami. — Skarbie, lepiej się nie zapominaj. Dogadasz się z Jamesem Adlerem i przestaniesz kręcić dramy wokół siebie, przynajmniej na tym etapie.
Konferencja miała miejsce w poniedziałek, w piątek odbyła się uroczysta gala i przyjęcie dla członków ekipy filmowej zorganizowane przez reżysera, którego ambicją stało się udowodnienie mediom, że na planie panować będzie istnie sielankowa i rodzinna atmosfera. Vane snujący się po planie z bladą twarzą i podkrążonymi oczyma jedynie w towarzystwie swojego agenta, tym razem pojawił się sam, udowadniając, że mizerny wygląd był tylko doskonałą charakteryzacją. Wyglądał świetnie w szytym na miarę garniturze i praktycznie przez cały wieczór nie odstępował pięknych, występujących również w filmie aktorek. Ze szczególną atencją adorował Amelie Perkins, która wyraźnie była zachwycona jego towarzystwem. Wszystko to jednak było sprytnym odciągnięciem uwagi od Adlera, którego unikał wręcz jak ognia. Nie patrzył na niego, zmienił miejsce (bo przy stole posadzono ich obok siebie jak główne gwiazdy filmu) na znajdujące się po zupełnie innej stronie stołu, a kiedy widział go na swojej drodze natychmiast zawracał bynajmniej nie dbając o to, że wypada to niezręcznie i niekoniecznie dyskretnie w oczach postronnych osób. Po oficjalnej kolacji atmosfera rozluźniła się. Vane wstawiony lekko przez kilka kieliszków wina, które wypił pomimo surowych zakazów swojego agenta i menagera, wymknął się na taras. Gdyby w okolicy zaplątał się jakiś wścibski reporter i odgadłby jego stan, Dorian miałby… Był po odwyku, oficjalnie nie pił… a w jego umowie widniał akapit informujący o natychmiastowym przerwaniu współpracy, gdyby pojawił się na planie w stanie wskazującym. Teoretycznie w tej chwili nie kręcili, ale przyjęcie było więcej niż oficjalne.
|
| | | Freeman.Don't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 38
| Temat: Re: Nightcall. Wto Sie 29, 2017 2:50 pm | |
| Nie czytał tego wywiadu. Tego, jak i innych, nie mając w zwyczaju zawracania sobie tym głowy. Wiedział jak wredni potrafili być ludzie, jak perfekcyjnie dobierali obraźliwie słowa, przekręcając wypowiedzi aktorów. Od tego miał swoją agentkę śledzącą media, niezależnie czy mowa o gazetach czy telewizji, bo w przeciwieństwie do agenta Doriana, ona doskonale potrafiła wykonywać swoją pracę. To nie tak, że nie był ciekawy – oczywiście, że był. Jego wzrok mimowolnie padał w stronę czasopisma leżącego na szafce, kiedy Adrianna streszczała ogół opinii na temat zaprezentowanego filmu oraz aktorów. Zastanawiał się czy potraktowana Doriana łagodnie czy jednak nie, czy jego agent faktycznie wydał to oświadczenie i prasa je w ogóle wzięła pod uwagę, czy z miejsca stwierdziła, że ten się załamał, od stresu albo braku alkoholu, czegokolwiek. - Wygląda na to, że wymagają od ciebie bycia lepszą stroną w promocji – powiedziała, i był to jej jedyny komentarz pod którym kryło się praktycznie wszystko. Nie musiała nic więcej dodawać, trafnie ujmując koncepcję w jednym zdaniu. To on miał błyszczeć, ale Dorian przyciągać uwagę. Kontrast. Albo równowaga. Wszyscy w końcu wiedzieli, że nie był stereotypową gwiazdą – kapryśną, charakterną i rozpuszczoną. Miał w sobie więcej opanowania, pokory, jakiegoś takiego spokoju, który wpływał na innych. Przynajmniej oficjalnie, bo patrząc na ich historię z Dorianiem, to… (nie było ich historii ) po prostu nie potrafił nad nim zapanować. To się nie zmieniło – nie potrafił nad nim zapanować, a tuż za tym pojawiło się dość jasne i pewne, że nie potrafili się nawet dogadać. Vane unikał go przez cały wieczór, ostentacyjnie zawracając i uciekając, kiedy ten tylko na niego spojrzał, aż w końcu James miał wrażenie, że nie musiał się nawet rozglądać – nawet stojąc plecami do tłumu, Dorian zapewne był na samym końcu sali, po jej przeciwnej stronie. Aby przypadkiem nie wpadli się na siebie, chociaż musieli im zrobić wspólne zdjęcia. To była kwestia czasu, nieunikniona i coraz bardziej nagląca. - James, gdzie do cholery… - Daj mi chwilę, właśnie skończyłem gadać z producentami. - Czekają na Ciebie… - Daj mi chwilę – powtórzył, łapiąc za kieliszek wina, aby chociaż nawilżyć gardło. To nie tak, że Dorian się wymigiwał zupełnie od poważnych rozmów, ale nie pchał się specjalnie do tych grubiańskich szych, którzy oczekiwali na pokłony, tylko dlatego, że włożyli w to pieniądze. – Muszę go znaleźć. Poczekają jeszcze parę minut – nie czekając na odpowiedź skierował się w stronę tarasu. Próbując sobie wmówić, że przypadkowo zauważył Doriana zmierzającego w tamtą stronę, a jego wzrok przez cały wieczór nie szukał w tłumie znajomej twarzy. Miał zabawne wrażenie, że to samo kłamstwo niedługo zacznie stawać się prawdą, szczególnie przy takiej ilości powtarzania go. - Uważaj na Amelię, jest nieco bardziej kochliwa niż wygląda – mruknął, stając obok niego. Opierając przedramiona o barierki, aby spojrzeć na widoki. Było całkiem ładnie, ciepło i spokojnie. – Skomplikowana – dodał, bo wiedział, że Dorian był gejem, a ona z kolei nie była jedną z tych spokojnych dziewczyn. Owszem była grzeczna, ale też całkiem apodyktyczna i… Nie w jego stylu. Chociaż jakie prawo on miał do mówienia, kto się podobał Dorianowi, a kto nie? Wcale nie czuł się wyjątkowo w swoim trzyczęściowym garniturze, uczesanych włosach, dopasowanym krawacie i dodatkach. Wcale nie czuł się, jakby miał mu wpaść w oko, nawet jeśli wyglądał dobrze. |
| | | DemyanOpportunist Seme
Data przyłączenia : 28/06/2017 Liczba postów : 132
Cytat : I don't want to be at the mercy of my emotions. I want to use them, to enjoy them, and to dominate them.
| Temat: Re: Nightcall. Wto Sie 29, 2017 8:33 pm | |
| James miał do Vane’a żal o to, że nie zabrał go ze sobą, ale Dorianowi udało mu się przetłumaczyć, że nie mogą pojawić się razem, bo nikt nie będzie z prywatną obstawą, nawet z oficjalnymi partnerami, że to przyjęcie tylko i wyłącznie dla obsady. Szczerze powiedziawszy zapewne nikt nie miałby mu za złe, gdyby pojawił się z agentem, być może nikt nie zwróciłby nawet na to uwagi, bo Vane bywał ekscentryczny, ale sam zainteresowany po ostatniej sprzeczce nie miał ochoty na przebywanie w towarzystwie swojego… partnera… kochanka… kimkolwiek był, a w obliczu zielonych oczu Jamesa Adlera tamten drugi momentalnie wyparowywał mu z głowy i nie potrafił się skupić na niczym innym. Pospiesznie schował telefon, na którym wpatrywał się w smsa, na którego powinien odpisać, a który zablokował i wsunął do kieszeni. Utrata czujności miała kosztować go kąpiel w zielonym morzu i bolesną wędrówkę za furtkę wspomnień. Skrzywił się i odruchowo odsunął. Spokój tarasu przełamało widmo przeszłości, ale Vane jakoś nie zmusił się tym razem do odwrotu. Wystarczyłoby się odwrócić i odejść, udać, że go nie zauważył, nie było świadków, którzy mogliby go z tego rozliczyć. Ale z jakiegoś powodu tym razem tego nie zrobił. — Nie rozumiem? — spojrzał na niego z lekko uniesionymi brwiami. Bez cienia uśmiechu, który dawniej praktycznie nie znikał z jego ust. — Zamierzasz bawić się w mojego agenta i wybierać mi partnerki, z którymi mógłbym się spotykać? Amelie to świetna dziewczyna i lubię jej towarzystwo. A ona moje. — powiedział dziwnie miękko jak na siebie. Odwrócił się i oparł o barierkę plecami, by móc na niego patrzeć bez żadnych przeszkód. Bez odwracania głowy, gestu nadającego celowość jego poczynań. Adler także mógł mu się dokładniej przyjrzeć, szyty na miarę garnitur doskonale podkreślał doskonale wyrobione ciało. Aktualnie przeszedł na specjalną dietę, ponieważ grana przez niego postać miała wyglądać smukło, eterycznie, momentami wręcz chorobliwie, co oznaczało, że miękkie łuki wkrótce miały zmienić się w ostro zarysowane krawędzie. — Przyszedłeś tu specjalnie po to, żeby ostrzec mnie przed Amelie? To słodkie, James, ale już jej obiecałem, że odprowadzę ją do domu, a nie wypada mi jej wystawiać tuż na początku naszej współpracy. — oderwał się od barierki i lekko się zachwiał na przymus samodzielnego utrzymania pionu. Momentami ślizgnął się po wypowiadanych słowach i lekko seplenił, praktycznie trudne do zauważenia, ale dla kogoś, kto go znał… Cały pierdolony odwyk szlag trafił na jego widok. Całe pierdolone lata pracy nad sobą, gdy udawał, że sobie radził, a nic mu, kurwa, nie wychodziło. I wszystko po to, żeby koleś, który złamał mu serce, a na odchodne jeszcze je podeptał dla pewności, w jednej chwili zachwiał fundamentami, które układał mozolnie na nieprzyjaznej glebie własnej podświadomości. Kurwa. Byli na samym początku, a Dorian już teraz czuł, że nie da rady, to go przerastało. Mimo jego modlitw Adler wyglądał jak milion dolarów. Z krawatem okalającym jego szyję jak… jak… Vane nerwowo przełknął ślinę. Zawsze lubił go w wydaniu eleganckim. Wtedy nie mieli zbyt wielu okazji na to, by się tak ubierać, ale za każdym razem kończyli w łóżku. — Wiesz co, chyba się zwinę. — mruknął starając się nie myśleć o wspólnych zdjęciach promujących film. Pewnie po to ten dupek tu w ogóle przyszedł. Zawołać go. A Vane… A Vane, jak zwykle, zamienił to w osobistą rozgrywkę.
|
| | | Freeman.Don't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 38
| Temat: Re: Nightcall. Pon Wrz 04, 2017 9:06 pm | |
| Nie czytał tego artykułu. Szczerze powiedziawszy nie czytał w ogóle artykułów, nie chcąc znać tych wszystkich, bezlitosnych albo kompletnie głupich historii. Wiedział, że to jest część jego zawodu - został aktorem, do cholery, jego życie nie mogło być kompletnie i totalnie prywatne, tak samo jak styl, gust, charakter. To czy wolał zdrowe czy śmieciowe jedzenie, psy czy koty, apartamenty czy domy - od tego się zaczynało, a kończyło na temat jego osobistych doświadczeń czy poglądów politycznych. Ta gorzka lekcja go ominęła, jak wiele innych zresztą, więc może tytuł "dziecko szczęścia", nadany mu złośliwie przez jedną dziennikarkę, jednak pasował. Nie czytał, nie interesował się, nie za bardzo nawet wiedział. Wszelkie potrzebne informacje przekazywała mu jego agentka, konkretnie i rzeczowo informując o faktach, budując w nim pewność, że o zamachu na prezydenta stanów zjednoczonych mówiłaby tak samo chłodno. To były... Fakty. Należało je tak przedstawiać, prawdziwie i treściwie, inaczej łatwiej było coś dopowiedzieć, przekręcić. Twój chłopak się pieprzył z innym, a Twój chłopak był wyszedł wczoraj z domu, był pijany i poznał kogoś. - Nie zamierzam - bo to nie tak, że tego nigdy nie robił. To byłoby kłamstwo w żywe oczy i chociaż często mówiło się, że powtarzanie czegoś wiele razy robiło z tego swego rodzaju prawdę, tak tutaj byłoby z tym ciężko. Obaj byli obecni przy kłótniach o kolegów Doriana, bliższych bądź dalszych, o jego kontakt z prowadzącym, który próbował przesuwać palcami po porcelanowym policzku. Więc tak, wtrącał się w jego kontakty i dalej to robił. - Powinieneś uważać, aby sobie za dużo nie pomyślała. Ciężko wytłumaczyć brak zainteresowania jej urodą - którą owszem, on zauważał. Tak samo jak Dorian, chociaż w inny sposób. W oczach jednego była piękna, a drugiego pożądana. Lubił tego rodzaju kształty u kobiet, gdy mężczyźni byli inni bajką - oni mogli być szczupli, drobni, wręcz chudzi. Pasowało to im. Pasowało to Dorianowi. - Odprowadzisz - kiwnął głową, spuszczając nieco głowę i wsuwając dłonie do kieszeni. Uśmiechając się lekko, wątpiąco i brzydko, sprawiając, że wyglądał na starszego, bardziej zgorzkniałego. Nie pasowało mu to. Te kocie, błyszczące oczy nie były stworzone do nieuzasadnionej pogardy. Potrafił nimi przedstawiać większe historie, ale do jego osobowości sama w sobie pogarda nigdy nie pasowała. Wiedział to on, wiedział Dorian, obaj wiedzieli, że to nie była nawet ona w czystym wydaniu. Nie mógł być aż tak prosty. - Śpisz w hotelu Europa, tak? - wyjął dłonie z kieszeni i otworzył przed nim drzwi. - Dopilnuję, aby sama nie wracała. Lepiej, żeby nikt cię nie widział w tym stanie - mruknął, a zanim Dorian zdążył odwalić scenkę wepchnął go delikatnie do środka, uśmiechając się od razu. To była jedyna droga, i obaj powinni ją przejść z uniesioną głową, jeden z nich bardziej pilnując trzymania pionu, a drugi nie zerkania na niczyje pośladki. Co poszło źle po obu stronach, kiedy nogi Doriana się nieco zaplątały, a James, jak prawdziwy dżentelmen, przetrzymał jego łokieć, przesuwając dłoń na plecy, kiedy przed nimi stanął jeden z fotografów unoszący aparat. - Uśmiech. John Mose, Vanity Fair. Nie pozowaliście razem przez cały wieczór, czekacie na oficjalną sesję czy to kwestia prywatnych waśni?
|
| | | DemyanOpportunist Seme
Data przyłączenia : 28/06/2017 Liczba postów : 132
Cytat : I don't want to be at the mercy of my emotions. I want to use them, to enjoy them, and to dominate them.
| Temat: Re: Nightcall. Pon Wrz 04, 2017 10:54 pm | |
| To takie głupie. Dorian wiedział o tym, coś w środku próbowało zmusić go do wycofania, ale ignorował to ze wszystkich sił. Dlaczego? Ze względu na przeszłość? Raczej właśnie… z jej powodu. By udowodnić sobie, że wcale nie musi uciekać, że stanie w zasięgu zielonych tęczówek nie ma znaczenia, że odległość ramion to wciąż dzielące ich od lat kilometry. Nic się przecież nie zmieniło. Nawet zapach pozostawał ten sam co przed latami. Gdy budził się rankiem wtulając się w przesiąkniętą jego zapachem poduszką, gdy woń jego perfum zdobiła jego własne koszule, gdy miał go na sobie do tego stopnia, że jego zmysły plątały się i gubiły. Nie, nie, nie! Chyba powiedział, że wraca? Nie miał zamiaru wchodzić do środka wprost w chciwe łapska fotoreporterów. Nie po poprzedniej akcji, gdy uciekł im niczym tchórz. W tym momencie zdecydowanie nie czuł się na siłach… Ale nim zdążył to w jakikolwiek sposób przetłumaczyć Adlerowi, ten jak zwykle podjął decyzję za nich obu i wepchnął Vane’a do środka nie omieszkając przy tym wspomnieć o jego stanie. Kurwa, skoro widział, że nie czuje się najlepiej, dlaczego wpychał go do paszczy lwa? Czy naprawdę bawiło go to do tego stopnia? Flesz na moment oślepił Doriana. Dał mu również chwilę niezbędną do przemienienia się z kupki nieszczęścia w… no właśnie. Vane wyprostował się i uśmiechnął w ten swój charakterystyczny sposób, nie obejmujący oczu. Te pozostawały odległe, zamyślone… smutne? Zawsze wyglądał jak słodkie zwierzątko w klatce pokazywane ludziom, ale wciąż marzące o swoim świecie i wolności. Wyglądał jak ktoś, kogo nigdy nie da się dosięgnąć. Kiedyś Adler potrafił ściągnąć go na moment na ziemię, potrafił go zatrzymać i dać mu sens, ale w tej chwili… Chyba nie miał takiego powodu. Dorian drgnął mimowolnie, gdy poczuł ramię mężczyzny oplatające go w pasie. — Oficjalna sesja — uśmiechnął się ślicznie i przysunął do drugiego aktora na moment kładąc mu głowę na ramieniu. — Poza tym żyjemy w pełnej zgodzie, prawda, James? Vane spojrzał wprost na swojego filmowego partnera wchodząc w jedną z tysiąca swoich ról. James miał rację, oni wszyscy mieli rację, on wcale nie musiał grać. Był swoimi postaciami, albo raczej… jego postacie były nim. W jednej chwili scalał się z nimi, przejmował ich cechy i dopasowywał się do wymagań. Z pewnością nie zasługiwał na Złota Malinę. Nie teraz, gdy popisywał się cudowną grą aktorską, gdy wcale nie łamał się w ramionach Adlera, gdy uśmiechał się do niego zachęcająco, gdy muskał dłonią jego przedramię, policzek, kącik ust. — Może jakaś specjalna sesja na okładkę magazynu? — mężczyzna z aparatem pstryknął kolejne fotki zadowolony z faktu, że najwyraźniej dorwał ich jako pierwszy. — Co ty na to, James? — spytał Dorian nachylając się do jego ucha. Prowokując cierpliwość mężczyzny. Tylko Adler widział zaciśnięte szczęki i pusty, bezosobowy wzrok. I czuł drżące palce obejmujące jego ręce.
|
| | | Freeman.Don't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 38
| Temat: Re: Nightcall. Pią Wrz 29, 2017 9:11 pm | |
| - Teraz? Naprawdę chcesz nadać roboty grafikom... - zażartował. - Może coś bardziej oficjalnego? - bo nie było w tym momencie za wiele profesjonalizmu u żadnego z nich. Oficjalna sesja miała zostać przygotowana i być kompletna, od A do cholernego Z, dopięta na ostatni guzik, tymczasem teraz zostali złapani przez zadowolonego z siebie, prawdopodobnie u szczytu kariery fotografa z szerokim uśmiechem i białymi zębami prawdopodobnie wartymi miliony. Złapani w połowie drogi do wyjścia, mniej czy bardziej dyskretnie, ale dalej. Nie tylko Dorian chciał opuścić to miejsce. Sam James był zmęczony - sobą, chwilą na balkonie, ludźmi wokół i całą sytuacją. Między jednymi uściskami i uśmiechami, a drugimi nie miał chwili dla siebie - zawsze ktoś stał obok, zajmujący jego uwagę, wręcz żądający jej. Na jego nieszczęście promocja filmu właśnie na tym polegała, i chociaż generalnie nie miał z tym problemu, tak pod sam koniec imprezy dopadało go zrezygnowanie i zirytowanie, dosłowna chęć kazania wszystkim spierdalać. Zamiast tego jednak uśmiechnął się jeszcze szerzej, odwracając w stronę fotografa. Pozornie ignorując Doriana, chociaż nie cofnął dłoni z jego talii, nie odsuwając sie przy tym ani na trochę, dalej stojąc niczym solidne i ciepłe oparcie. - Więc teraz Ty też lubić troszczyć się o czas innych? - słuchać było, że nie był zaskoczony. Może rozbawiony i nieco spięty przez jego zachowanie, to publiczne wyginanie się i przechylanie, gesty i ruchy graniczące z flirtowaniem. To zawsze była cienka granica, kiedyś jeden z powodów ich kłótni, nawet jeśli na osobności, prywatnie James rozkoszował się tym... Tym dziwnym rodzajem adoracji. Jakim cudem ktoś, kto tak bardzo łaknął uwagi, jednocześnie potrafił sprawić, że czułeś się najważniejszy? Tego nigdy nie potrafił zrozumieć, ale mechanizm był niesamowity - magnetyczny. Ciężko było się z niego wybudzić. - Powinniśmy iść - cofnął się o krok, w momencie, gdy wyczuł jak bardzo dłonie Doriana drżą, jak jego głos zmienia się. To był najgorszy moment na zdjęcia, kiedy ten był pijany i roztrzęsiony, a on zmęczony i cholera wie co jeszcze. Wolał nie przeciągnąć swojego szczęścia. - Zadzwoń do mojego agenta i zobaczymy - posłał mu kolejny uśmiech, dłonią na plecach puszczając Doriana przodem, ogradzając go własnym ciałem od reportera. Zachowując się jak troskliwy chłopak, a nie dwójka ledwo znanych sobie ludzi, którzy nie utrzymywali kontaktu między sobą. Stare nawyki jednak ciężko było wybić - pozwijcie go. Chociaż w tym wypadku nie o pozwanie chodziło, a jutrzejsze nagłówki i plotki. Pozew z dwojga złego nie wydawał się nagle taki zły. - Jezu, Dorian - wypuścił powietrze, kiedy tylko wyszli na zewnątrz. Nagromadzone napięcie i zmęczenie sprawiło, że jego ramiona się nieco obniżyły, a on uniósł głowę, aby spojrzeć w niebo. - Nie możesz tego robić - nie mógł patrzeć i zachowywać się tak. Nie mógł być taki... Taki okropnie i okrutnie znany, a jednocześnie odległy. - Nie możesz pić publicznie - dodał, ratując sobie tyłek w znany sposób. |
| | | DemyanOpportunist Seme
Data przyłączenia : 28/06/2017 Liczba postów : 132
Cytat : I don't want to be at the mercy of my emotions. I want to use them, to enjoy them, and to dominate them.
| Temat: Re: Nightcall. Nie Paź 01, 2017 10:45 pm | |
| On zawsze był bardziej odpowiedzialny, zawsze bardziej na miejscu. Wiedział jak się zachować i co powiedzieć, podczas gdy Dorian paplał co mu ślina na język przyniosła i działał pod wpływem chwili nie zastanawiając się nad konsekwencjami. Choć po rozstaniu z całych sił starał się naśladować jego profesjonalizm, to wciąż nieskutecznie. Był jak skumulowane emocje przyjmujące kształt człowieka. Nie sposób było go kontrolować. Spojrzał na Adlera odsuwając się od niego w sekundzie, w której już nie byli widoczni i założył ręce na piersi przyjmując buntowniczą postawę. Słowa Jamesa nieco go otrzeźwiły, były wręcz jak igły wbijające się w najczulsze miejsca. — Hmm. Nie jesteś kimś, kto będzie mi mówił co mi wolno, a czego nie. To już się skończyło, dawno temu. — Lekko zmrużył oczy próbując nie poddać się znanemu tembrowi głosu, przebijającej, choć z pewnością starannie ukrywanej trosce. Przez chwilę stanie w objęciach Adlera było takie znajome i kojące, ale potem zamiast ciepła pojawił się przenikający chłód i Dorian naprawdę chciał znaleźć się jak najdalej stąd. Myśl o porzuceniu filmu odbijała się echem gdzieś na dnie podświadomości, ale uparcie ją ignorował, nawet jeśli wiedział, że kolejne miesiące będą długim i bolesnym rozdrapywaniem starych ran. — Jeśli nikomu nie powiesz, że piłem, to nikt się nie dowie — mruknął stosując swój stały repertuar sztuczek i niegdysiejszą słabość Adlera do jego osoby. — Już więcej nie będę... — dodał w formie obietnicy, ale dokończył w swoim stylu — nie dam się przyłapać. Odszedł odrobinę na bok, by zadzwonić do swojego agenta, który poinformował go, że czeka już na niego na zewnątrz. Nawet jeśli miał mu sporo do zarzucenia, to musiał przyznać, że mężczyzna się starał. Był zawsze dostępny, Vane był dla niego najważniejszy i na pewno nie zamierzał pozwolić mu odejść. Jak niektórzy. — Jak zwykle było miło, do zobaczenia na planie, Adler — posłał mężczyźnie spojrzenie znad ramienia i pospiesznym krokiem skierował się w stronę wyjścia licząc każdy krok. Czymś musiał zająć myśli krążące wokół Jamesa i sposobu, w jaki przed chwilą go obejmował. Już wsiadając do samochodu, wciąż czuł jego ręce na sobie. Tak samo jak wtedy, gdy brał prysznic i układał się do snu obok swojego agenta. To nie jego twarz widział przy swojej, gdy zasypiał.
Dorian odzwyczaił się od wczesnego wstawania, a z czasem miało być przecież gorzej, bo wiele scen wymagało kręcenia w nocnej scenerii. Mimo to udało mu się dotrzeć na plan względnie o czasie. Ekipa filmowa kręciła się w pośpiechu i podekscytowaniu, które po kilku minutach udzieliło się i Dorianowi. Uwielbiał początki kręcenia, gdy wszyscy mieli jeszcze anielską cierpliwość, badali grunt i odnosili się do siebie z uprzejmością i szacunkiem przez miliona kurew przy setnym dublu banalnej sceny. — Vane, wreszcie jesteś. Czekałam na ciebie, siadaj — Angela, metr pięćdziesiąt w kapeluszu, genialna charakteryzatorka, fryzjerka i makijażystka w jednym pociągnęła go na krzesło prawie rozlewając mu kawę, którą trzymał w ręku. Odłożył papierowy kubek oddając się w jej ręce bez żadnych obaw. Dokładnie wiedział, czego się spodziewać, nie było tez jakichś znaczących zmian, ale po kilkunastu minutach Dorian wyglądał jakby od roku nie wiedział czym jest spokojny sen. Wyglądał niepokojąco i chorobliwie, a przy tym w dziwny sposób pociągająco. Angela zmarszczyła brwi próbując ocenić swoje dzieło, ale w zestawieniu z opadającymi kącikami ust Vane’a – nie miała zbyt wielkiego pola do popisu. Był stworzony do roli młodego mężczyzny zagubionego w świecie, w którym się znalazł. — Jeśli wpadnie ci gdzieś w oko James, zawołaj go do mnie. Nie widział go jeszcze dzisiaj i wcale nie to, żeby od odkąd tu przybył wytężał wzrok próbując dostrzec jego postać wśród licznej ekipy filmowej, statystów i aktorów. Skinął tylko głową i odszedł na bok rozkoszując się swoim podwójnym espresso. — Z cukrem? — James, bynajmniej nie Adler, pochylił się nad Vane’em i zabrał mu z rąk kubek i kosztując napoju w nim. — A co z dietą? Miałeś jej przestrzegać. — To tylko kawa, James — zauważył cierpko próbując odebrać swoją własność — Nienawidzę gorzkiej. — Nie o to chodzi, sporo schudłeś do tej roli, ale to jeszcze nie koniec. Nie wyglądasz dobrze —Agent pochylił się nad Dorianem i pocałował go w skroń jednocześnie wyrzucając kawę do śmietnika. Vane spojrzał w jej kierunku tęsknym wzrokiem i westchnął cicho zdając sobie sprawę z tego, że mężczyzna ma rację. I z pewnością wiedział, co było dla niego najlepsze. A Dorian już dawno zaprzestał starania się o samego siebie i pozwolił, by kierowali nim inni nadając jego życiu jakikolwiek sens, nawet jeśli sprawiało to, że był nieszczęśliwy. — Angela cię szuka — burknął kątem oka zauważając Adlera. Nie wiedział kiedy przyszedł i czy cokolwiek słyszał, ale nie miało to przecież znaczenia.
|
| | | Freeman.Don't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 38
| Temat: Re: Nightcall. Nie Paź 08, 2017 1:45 pm | |
| Adler. Więc teraz widocznie byli po nazwisku. Przyciągając się i odpychając, na chwilę tracąc czujność, aby po chwili szybko wznieść mury. Słabe i niedbałe – dokładnie takie, które mogły błyskawicznie runąć, zostawiając po sobie jeszcze większy chaos i nieporządek. To była taktyka Doriana, kwintesencja jego zachowania mało porządnego, zagmatwanego i niezdrowego. Ciężko było mówić o panowaniu nad otoczeniem, kiedy nie panowało się nad samym sobą. Bez żadnych piedestałów, ochrony, licząc tylko na tu i teraz. Ten chłopak – mężczyzna – mieszał się z nowszą, nieco bardziej uporządkowaną wersją siebie. Dalej się bawił, dalej mu się nogi podwijały, ale James wiedział, ze coś się zmieniło, coś przeminęło. Coś pozostawiło po sobie jakiś gorzki posmak – on sam – który zamiast się rozpłynąć, rozrastał w nim i gnił. Miał prawo. Wiedział, ze miał, ale dalej z jakiegoś niedorzecznego i absurdalnego powodu nie potrafił bezosobowo przyjąć jego odejścia. Jak w tym samym śnie, który go prześladował od lat, wracając niczym bumerang. Uderzając raz za razem w najmniej spodziewanym momencie, odbierając oddech, przerażając a jednocześnie zachwycając. W pokoju bez ścian zamykając się. Niby bezpiecznie, spokojnie i kojąco, ale wcale nie jest dobrze. Jakby nie było całego świata, jakby nie było nawet jego. Niby cudownie, ale… To samo uczucie ogarnęło go rano na planie, przypominając pobudkę – pierwszy, cichy szok, ogarniające go zimno, a jednocześnie pustka, jakby jego trwanie się rozmywało i rozpływało, jakby go przez chwilę nie było we własnym ciele, jakby nie był na tyle obecny, aby bać się tej samotności i ciszy – kiedy nad Dorianem pochylił się mężczyzną, szepcząc coś do niego. Odbierając kawę i całując w czoło, kiedy Vane nawet nie pofatygował się o kłótnię, jakąkolwiek walkę. Bezwiednie oddając się w jego dłonie, na tyle ufny albo obojętny, aby stać się lalką. Z lekko podkrążonymi oczami, mocno zarysowanymi policzkami i zrezygnowaną miną wyglądając tak, tak… Tak bardzo jak ktoś kto potrzebuje pomocy, zajęcia się nim, złapania w ramiona i nie puszczenia. To była tylko charakteryzacja, zwykła projekcja, ale przez krótką chwilę na tyle realna, ze jego ramiona wydawały się przerażająco puste i ciężkie. - James, twoja kolej – głos wizażystki zlał się z tym Doriana, wybudzając go i przywracając do rzeczywistości. Wymuszając na nim cichy pomruk „hmmm?”, kiedy skupienie i koncentracja dopiero wracały na swoje miejsce. Dłoń podjechała do włosów, przeczesując rozczochrane kosmyki, bo układanie włosów było bezsensowne, wszystkim i tak zajmą się na miejscu. - Tak, racja – kiwnął głową, odchrząkując. – Więc… To ty się mną zajmujesz? – zapytał konwersacyjnym tonem, zerkając w dół na dziewczynę, która przy nim wyglądała na jeszcze mniejszą i drobniejszą. Niby nie był ogromny, ale kontrast był zabawny. Zaraz jednak usiadł na fotelu, przechylając nieco głowę, oddając się jej dłoniom. Dziewczyna nie miała przy nim również trudnego zadania – ukrycie nieco cieni pod oczami, ale jego kości były zarysowane i naturalnie wyglądał na pewnego siebie i zaradnego, a ubierając go w garnitur jedynie wszystko się spotęgowało. Na tle jego gabinetu – pokoju w jasnych, stonowanych barwach z szerokim i masywnym biurkiem, wydawał się wręcz wszechmocny. Jedynie te zielone, kocie oczy mogły wybić z rytmu i przypomnieć, ze dalej był sobą. To tutaj mieli nagrać pierwszą scenę między nimi – spotkanie z taką ilością chemii i gęstą atmosferą, ze można byłoby ją ciąć nożem. Takie sceny nie należały nigdy do najłatwiejszych, a teraz wydawały się wręcz cholernie ciężkie – z porannymi myślami, naturalnym pragnieniem Doriana i ich przeszłością, wybijały go nieco z rytmu. Sprawiały, ze jego skóra swędziała, a wnętrzności zaciskały się, bo chyba dopiero teraz dotarło do niego, ze od tego momentu przejdą przez żartowanie, filtrowanie, całowanie do scen łóżkowych. Nigdy to nie było tak realne i bliskie. |
| | | DemyanOpportunist Seme
Data przyłączenia : 28/06/2017 Liczba postów : 132
Cytat : I don't want to be at the mercy of my emotions. I want to use them, to enjoy them, and to dominate them.
| Temat: Re: Nightcall. Wto Paź 17, 2017 10:30 pm | |
| Dorian snuł się po planie jak cień zaglądając w każde możliwe miejsce i swoimi tyradami doprowadzając osoby odpowiedzialne za scenerię do szewskiej pasji. Nawet jeśli coś było perfekcyjne, potrafił znaleźć kąt, pod którym widać było rysy. Tak było zawsze, a przepaść lat nie zdołała wyplenić z niego denerwującego nawyku. — Vaaaane. Skarbie. Kurwa mać. — James wyglądał na poważnie poirytowanego i Dorianowi przemknęło przez myśl, że pewnie znów ignorował go od kilku dobrych minut skupiając się na błyszczącym blacie biurka, na którym w którejś z dalszych scen niemal pieprzył się z Adlerem. Wiedział, że wszystko będzie grane i udawane, a w przypadku jakichkolwiek problemów zastępowane przez dublera, ale już na samą myśl czuł dziwne łaskotanie w okolicach podbrzusza. Wymierzył sobie mentalny policzek i spróbował skupić na rzeczywistości. Nawet jeszcze nie zaczęli kręcić. — Bądź sobą, to twoja wielka szansa. — Daruj sobie ten cholerny coaching — odepchnął jego ręce, które wylądowały mu na ramionach w momencie, w którym makijażystka skończyła przygotowywać Adlera. Dał się przyłapać na gapieniu się na niego, po czym szybko uciekł wzrokiem. Zawsze taki był, stronił od towarzystwa, a na planie zaszywał się w jakimś kącie analizując zachowanie i gesty innych, by dopasować się do nich, kiedy przyjdzie kolej na niego. Nie, nieprawda. Kiedy kręcili „Na pograniczu” nie odstępował Jamesa na krok, dziwne, że nikt nie zwrócił wtedy na nich uwagi. Lecieli na siebie tak, że leciały iskry, wykorzystując każdy możliwy moment na chwilę intymności. Na kradzione w pośpiechu pocałunki. Wolał się nad tym nie zastanawiać. Uśmiechnął się do Amelie grającej partnerkę i osobistą asystentkę Jamesa w filmie i zagłębił w swój scenariusz starając się nie zwracać na nic uwagi. Nie miał wiele czasu na ogarnięcie roli, ale znalazł sposób na odegranie swojej postaci, był ciekaw czy i na ile to wypali. Miał na nią pomysł, wizję… Wiedział, że doskonale zgra się z Jamesem. Tak, potrafili dopasować się do siebie. Podniósł głowę spoglądając na mężczyznę, dając się zahipnotyzować jego ruchom, spojrzeniom i uśmiechom. Ton jego głosu… na żywo był bardziej szorstki niż pamiętał, ale nadal… — Vane, wchodzisz, teraz. Ktoś poprawił mu kołnierzyk i włosy, makijażystka klepnęła go w policzki, by bardziej przypominał nieporadnego i speszonego praktykanta spóźnionego na pierwsze spotkanie z nowym pracodawcą. Dorian wziął głęboki wdech i wszedł na plan zrzucając własną skórę i stając się swoją postacią. Uśmiechnął się czarująco i wyciągnął rękę, by odwzajemnić powitalny uścisk. — William Hudson, przepraszam, że musiał pan czekać i dziękuję za szansę. To dla mnie ogromna… — Wyraźniej! — krzyknął reżyser ze zniecierpliwieniem. — Jesteś speszony, bo się spóźniłeś, ale starasz się to zamaskować, nie przyszedłeś, na litość boską na imprezę w przedszkolu. Za trzecim dublem udało się im dojść do uścisku ręki. — Dobra, teraz patrz na niego. Tak, Adler, do ciebie mówię, pożerasz go wzrokiem. Vane… nie. Nie puszczaj jeszcze jego ręki. Trzymacie się za długo, kamera numer dwa najazd na twarze, potem ujęcie rąk. Dorian, zachęć go jakoś, nie jesteś kukłą. Dorian lekko zmrużył oczy i szybkim, niemal niezauważalnym ruchem przejechał językiem po suchej wardze, by za chwilę lekko ją przygryźć. Czuł jak ciepła w porównaniu z jego własną jest dłoń Jamesa i przez jeden zdradliwy ułamek sekundy ogarnęła go panika, że nie będzie potrafił go puścić. Palce nie posłuchają go i nie rozluźnią się, kiedy zacisnęły się na czymś, za czym tęskniły od lat. Ale potem reżyser klasnął z zachwytem i krzyknął, że to mają, więc nie wypadało dłużej zaciskać rąk. Grali dalej, choć Dorian, mógłby przysiąc, ciężkiej atmosfery pomiędzy sobą wcale nie musieli grać.
|
| | | Freeman.Don't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 38
| Temat: Re: Nightcall. Sro Lis 01, 2017 6:15 pm | |
| To było... Konfundujące. Dziwne, a jednocześnie naturalne, obce i przyjemne. Przyśpieszające rytm jego serca, pobudzające krew do wrzenia, a chwilę potem mrożącą ją. Nie wiedział jak się czuł. Takie sceny naprawdę nie były łatwe ani do nagrania, ani do samego ćwiczenia - kamery, światło, wszyscy wokół, wtrącający się i rozkazujący, a w tym całym zamieszaniu oni usilnie próbujący pokazać naturalną pasję oraz chemię. Znajomość siebie nawzajem, ciał, gestów i zachowań pomagało, a jednocześnie... Jednocześnie mieszało w jego głowie. Tylko jego skupienie, ta profesjonalna koncentracja (wyćwiczona z wiekiem i doświadczeniem przy podobnych scenach) trzymała go prosto. Opanowanie zawsze było jego konikiem, czymś co go mało kiedy opuszczało, pomagając w podobnych sytuacjach. Niekiedy tylko ono trzymało ich w ryzach, gdy jeszcze byli razem, gdy znaczyli dla siebie coś więcej poza wspomnieniami i prześladującymi go, czającymi się w mroku uczuciami. Siedzą na biurku, opierając twardo jedną nogę o podłoże, kiedy długa zwisała, wcale nie czuł się tak pewnie i twardo jak wyglądał, wcale nie czuł się wszechmocny i bezapelacyjnie niepowstrzymany. Ale starał się taki być, przecież to co było kiedyś było dosłownie kiedyś. Nie chciał zmarnować lat ciszy, budowania swojej kariery i wewnętrznego spokoju na nowo, na rzecz jednego, cholernego filmu. Byli dorośli. Powinni zachowywać się jak oni, więc kiedy jego wzrok spoczął na dłoni Doriana, a następnie ustach, to była tylko i wyłącznie gra aktorska. O znajomych dreszczach, oczekiwaniu, o tej słodko-gorzkiej atmosferze nie było mowy. To, ze dłużej się trzymali za ręce, coraz cieplejsze przez kontakt i emocje, nic nie znaczyło. Oni nic nie znaczyli. A może… Może to bardziej on nic nie znaczył. Dziesiątki miast, barier i lin. Setki kłamstw i łez, zmian zdania i życzeń. Chłopaków. James nie miał większych wątpliwości co do tego jak Dorian się pocieszał, co robił bez niego i jak składał sam siebie. Nie potrzebował do tego gazet, opinii innych ludzi, nawet jego pieprzonego agenta, aby doskonale zdawać sobie sprawę jaki ten był. Chaotyczny i delikatny, jakby w środku miał mrocznego pasażera, którego nie potrafił kontrolować. Miał tez wrażenie, ze to Dorian z ich dwójki miał większe tendencje do zmian, nie tylko nastrojów i zdania, ale i emocji. Uczuć. Potrafiąc zostawić za sobą pewne rzeczy, przy innych stać się obojętny, dosłownie jakby on osobiście nie chciał marnować czasu. Chociaż jednocześnie był w nim mistrzem. Cholera. To był problem z tym chłopakiem – gdy wydawało ci się, ze go znasz, nagle okazywało się, ze wcale tak nie było. Wieczna zagadka i niespodzianka, znajoma adrenalina. Wielka euforia i jeszcze większa złość. Nikt nie pasował lepiej do filmowej postaci niż on. - Adler, włóż trochę życia w to! Obudzisz się w końcu?! – drgnął niespokojnie, podnosząc wzrok z obojczyków Vane’a. Tych szczupłych, kościstych, przebijających się przez skórę. Zagapiając się po raz kolejny i odpływając w inny świat. - Cholera – przełknął pod nosem. W końcu. Chociaż był tym rodzajem faceta, który nie rzucał obelgami czy mięsem na prawo i lewo, tak w jakiś sposób to mu tez pasowało. Nie tak jak całowanie po rękach, dawanie kwiatów i przytulanie do tyłu, ale dalej. – Możemy zrobić przerwę? Pięć minut – poprosił, chyba zaskakując wszystkich, bo to Vane miał być księżniczką na planie, prosić o chwilę oddechu, inną charakteryzację, powtórki i milion innych rzeczy. Tymczasem okazywało się, ze był bardziej skupiony od niego, o ile można było tak nazwać jego lekko rozbiegany wzrok (który znowu pasował do postaci). Tak czy inaczej dostał ją – może bardziej z powodu rozczarowania czy podirytowania reżysera, a może z jego dobroci serca, co nie miało teraz większego znaczenia, gdy uciekał (trochę jak tchórz, którym przecież był) na bok, do łazienki. Wykorzystując tę chwilę na trzaśnięcie drzwiami i objęciem dłońmi za krawędź umywalki, pochylając nisko głowę. Mając ochotę ochlapać twarz zimną wodą, ale to byłby brak szacunku do pracy wizażystki, nie mówiąc o marnowaniu czasu. Wiedział, ze się w końcu spotkają, więc czemu nie był przygotowany? Głębokie wdechy i sekundy ciszy, zamieniły się w minuty, dopóki nie poczuł się na tyle zebrany w sobie aby wyjść. Stanąć ponownie przy swoim biurku, poprawiając marynarkę i mankiety koszuli. Na powrót opanowany i skupiony, mając nadzieję, ze tym razem scena kręcona dodatkowo z jego narzeczoną pójdzie szybciej. - Dorian! Chodź tutaj, zaczynamy tam gdzie przerwaliśmy. Możesz jeszcze raz do niego podejść, zatrzymujecie się… - mówił w tle, za głośno i za szybko, napędzając chyba bardziej samego siebie niż ich, skoro obaj doskonale wiedzieli co mają robić, bardziej w praktyce niż teorii, ale jakie to miało znaczenie? Praktycznie żadnego, kiedy stanęli w końcu naprzeciwko siebie, James dalej nieco nonszalancko oparty pośladkami o stolik, przyglądający się Dorianowi spod ciężkich powiek, przewiercając go wzrokiem. Mimowolnie przypominając sobie jego bez garnituru, bez tego wszystkiego. Raz czy dwa (o wiele, wiele więcej) zdarzyło im się pożerać siebie nawzajem w salach, wyobrażać bez ubrań, bez innych, kiedy przesuwali palcami po swoich kolanach i udach. - Dzień dobry, kochanie! Mam coś… – cofnął rękę, kiedy drzwi się otworzyły, a do środka weszła Jess, jego sekretarka i jednocześnie narzeczona. Zatrzymując się, kiedy zauważyła dodatkową osobę, chowając nieco w sobie i przybierając profesjonalną postawę. Trzymając w dłoni dwa kubki, dając im sekundę, zdecydowanie za bardzo życiową, aby James cofnął palce z uda Doriana, które nawet nie wiedział kiedy położył, a których zdecydowanie nie było w scenariuszu. – Przepraszam. Nie wiedziałam, ze masz spotkanie. - W porządku – podniósł się, bo to akurat było w scenariuszu, tak samo jak podejście do niej (wykrzyczane zza kamer wraz z „zatrzymaj na niej wzrok), co zresztą zrobił, wyjmując jej kawę z ręki. – I tak kończyliśmy – odwrócił głowę w stronę Doriana. - Przyjdź do mnie jutro. Jessico, skieruj go do ochrony. Powinien dostać plakietkę, wraz dostępem na piętro drugie, piąte, siódme i trzynaste. Potem pokaz mu zakres obowiązków – wypił łyka kawy, zanim ponownie nie podszedł do biurka, próbując pokazać ten dystans między traktowaniem kobiety, a mężczyzny. – Witaj w ekipie – dodał, nawet nie podnosząc wzroku znad papierów. Jakby wcale nie pożerali się wzrokiem, jakby wcale nie sięgał do niego łapami na oczach wszystkich, jakby znowu niczego nie było. Jakby nic nie znaczyli. – To wszystko. |
| | | DemyanOpportunist Seme
Data przyłączenia : 28/06/2017 Liczba postów : 132
Cytat : I don't want to be at the mercy of my emotions. I want to use them, to enjoy them, and to dominate them.
| Temat: Re: Nightcall. Czw Lis 02, 2017 1:19 pm | |
| To była taka łatwa scena, przynajmniej w założeniu reżysera. Miała trwać tyle, co pstryknięcie palcami, ewentualnie dwa, zaś dubel potrzebny miał być jedynie do uchwycenia lepszych ujęć, tymczasem okazało się, że coś szło potwornie nie tak. Reżyser nie rozumiał w czym rzecz, więc swoją złość wylądował na kamerzyście, a później na swojej asystentce. Dorian usunął mu się profilaktycznie z zasięgu wzroku, lawirując gdzieś w okolicach łazienki, naturalnie, zupełnym przypadkiem. Z niejasnych powodów chciał wejść do środka i pogadać z Jamesem, ale czuł, że jeśli stanie z nim twarzą w twarz bez wykutego na blachę tekstu, albo skryptu w ręku, nie wyduka ani słowa. Ta myśl go paraliżowała, dlatego zanim zdołał się przezwyciężyć, Adler zdążył wrócić na plan. — Świetnie, Adler, to było dobre. Amelie, skarbie, jesteś obłędna, bardziej kołysz biodrami. — Amelie westchnęła teatralnie i przeszła kilka kroków prezentując swoje możliwości ku uciesze ekipy technicznej. Przynajmniej na ich zachwyt mogła liczyć, skoro w filmie grała drugoplanową rolę. — Dobra, nakręcimy to jeszcze raz, Chris, przesuń kamerę numer cztery bardziej na lewo, skupimy się bardziej na twarzy Doriana. Dobra, akcja! Vane z trudem przełknął ślinę dukając swoje kwestie. Zabawne było to, że wcale nie musiał grać zdenerwowania, to wychodziło samo. Podobnie jak zazdrość, gdy pojawiła się olśniewająca Amelie/Jess. Panika, panika, panika. Poczuł zawroty głowy, gdy spotkał się spojrzeniem z filmowym partnerem i wyłącznie dzięki wyuczonemu opanowaniu nie uciekł wzrokiem gdzieś w bok. Miał jednak wrażenie, że pod makijażem scenicznym policzki go palą, ba, tak samo jak i ciało. Mieszanka uczuć była tak realistyczna, że reżyser uznał wreszcie, że to mają. Kręcenie kolejnych trzech, trwających niecałą minutę scenek zajęło im resztę dnia, Dorian w nieskończoność chodził po schodach za Amelie, która w roli Jess oprowadzała go po firmie. Trwało to tyle czasu, że agent Doriana wtrącił się podczas kręcenia kolejnego dubla histerycznie domagając się przerwy, bo jego podopieczny drastycznie zaniedbywał swoją dietę, której utrzymanie było niezbędne dla roli w filmie. Wywołał tym wybuch śmiechu aktorki, a Vane znacznie się rozluźnił, dlatego kiedy po raz kolejny stanął przed Jamesem, bez większego problemu wszedł w rolę podekscytowanego nowymi wyzwaniami stażysty.
Było ciemno, kiedy skończyli kręcić. Agent Doriana wrócił do domu poganiany licznymi telefonami od prasy oraz własnymi sprawami. Nie udało mu się przy tym ukryć lekkiej irytacji faktem, że Vane poświęcał mu tak mało czas i ignorował wszelkie zalecenia, ale każda próba porozumienia się z kapryśnym aktorem kończyła się małą awanturą. Wolał zostawić to na moment, gdy zostaną sami, ale nie podobało mu się, że jego podopieczny wyślizguje mu się z rąk z taką łatwością. Nie przepadał za Adlerem, nie był aż tak głupi, by nie zauważyć dziwnego napięcia pomiędzy nimi, na dodatek jako osobistą urazę odebrał fakt, iż mężczyzna śmiał się czepiać jego pracy. Podważał jego autorytet. — Jutro przyjdźcie nieco później, chcemy nakręcić kilka scen z Amelie i pozostałymi aktorami. Później nakręcimy wszystko, co odbywa się w biurze, bo budynek mamy wynajęty tylko na najbliższe dwa tygodnie, chciałbym przez ten czas nakręcić jak najwięcej ujęć. Potem dam wam trochę odpocząć. Dorian słuchał reżysera jednym uchem zerkając na telefon. Wciąż był w niezłym nastroju, na tyle dobrym, że pod koniec dnia, kiedy większość ludzi opuściła budynek, odnalazł Jamesa. Serce zabiło mu szybciej na jego widok i musiał wziąć kilka głębokich wdechów. Lata temu wykorzystywali takie sytuacje, by spędzić kilka chwil razem, Dorian doskonale pamiętał te wszystkie podchody i ukrywanie się, by przeczekać wyjście ostatniej osoby. A potem te nerwowe, szybkie, pełne pragnień pocałunki i chaotyczny taniec rąk na swoich ciałach. Ale James wolał wyjechać i zostawić to wszystko. — Dobrze ci poszło, James — powiedział rozdrażniony zdradziecką chrypką, która pojawiła się w jego głosie. Odchrząknął i zarzucił na ramiona skórzaną kurtkę gasząc światło w swojej garderobie i pomieszczeniu za sobą. — Amelie jest niezła, nie? Jak nie będziemy uważać, skradnie nam cały film — nie sądził, że zwlekał z wyjściem tak długo, bo najwyraźniej zostali całkiem sami, nie licząc woźnego i ochrony, która pewnie drzemała w swoim kantorku. Przestrzeń wokół nich skurczyła się do kilku metrów, a ciemność oplotła ich swoimi ramionami. Było chłodno, ale Dorian miał wrażenie, że jego ciało trawi ogień. — Musimy kiedyś wyskoczyć na obiad i obgadać nasze postacie, co ty na to? — wypalił zupełnie niespodziewanie, po dłuższej chwili ciszy, zanim nacisnął klamkę drzwi wyjściowych.
|
| | | Freeman.Don't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 38
| Temat: Re: Nightcall. Sob Lis 04, 2017 4:54 pm | |
| Mogło być gorzej. To chyba była pierwsza myśl jaka przeszła mu przez głowę, kiedy tylko reżyser krzyknął i skończyli kręcić na dzisiaj. Nie było idealnie, nie było nawet bardzo dobrze, ale było jakoś, a ten mały sukces jakim było przeżycie tego dnia, dawał mu więcej satysfakcji niż powinien. Miał być ambitny, zaangażowany, wręcz zachłanny na zwycięstwa i nagrody, a tymczasem żywił się dosłownie jakimiś substytutami i resztkami, i wcale nie czuł wielkiego oburzenia. Bardziej… Bardziej coś na kształt ulgi. Bo przeżył. Beznadziejnie, bo beznadziejnie, ale małymi krokami. On nie był tak zachłanny jak Dorian, nie potrzebował tylu bodźców, tylu powalających i natychmiastowych zasług, aby coś docenić. Na dobrą sprawę to nawet nie czuł się winny swoim uczuciom, tej wdzięczności i wytchnięciu, głębokiemu i ciężkiemu, dosłownie jakby zrzucał z barków potężny ciężar. Z tej samej strony podchodząc do tematu, to napełniało go to wszystko nadzieją. Jeszcze nieśmiałą i niedużą, ale zawsze jakąś (od kiedy „jakoś” go zadowalało?). Być może dlatego stracił czujność, a Dorian po raz kolejny wbił szpilę w słaby punkt jego muru. Budowanego godzinami, albo i latami, w zależności jak na to spojrzeć. Kiedyś czuł zachwyt i złość na to jak celnie ten potrafił wykorzysta jego słabości, jak dotknąć tego czego nie powinien, albo jak doprowadzić go do… Jak Doriana niewiele znaczyło dla Jamesa wiele (znaczyło dokładnie wszystko). Potrzebował paru sekund ciszy, zapewne dłużących się dla drugiego mężczyzny, aby się zebrać. Aby jego głos nie załamał się, aby brzmiał na pewnego siebie, dojrzałego faceta, który rozdzielał zycie prywatne od zawodowego. Albo który potrafił zostawić stare sprawy za sobą, będąc otwartym na nowe. Ale bardziej od reputacji tego kompetentnego i kompletnego faceta, zależało mu na jego własnym spokoju. Na znalezieniu głosu i słów. - Jesteś lepszy od niej, mnie może skraść, ale… - pokręcił głową, odpowiadając komplementem na komplement, ale bardziej nieświadomie niż specjalnie. Pokazując po raz kolejny, ze dalej posiadał w sobie cień dawnego uroku, tego wdzięku i lekkości, gdy chodziło o dowartościowywanie innych. Gdy chodziło o robienie im dobrze samymi słowami, ustami i… Odchrząknął głośno. Planując coś powiedzieć, mając coś na środku języka, zapewne kolejny głupi tekst, który powinien zachować dla siebie, bo Vane nie potrzebował jego miękkich słów albo obślizgłych komplementów, jego wszystkiego. Na dobrą sprawę nie potrzebował go już w ogóle (co było konfundujące, naprawdę, naprawdę konfundujące w uczuciach). Planując być może wiele, ale ten odezwał się w dobrym momencie, uniemożliwiając mu zrobienia jakiejś głupoty z jego własnej inicjatywy. Zamiast tego pchając się w głupotę ze strony Doriana, bez namysłu i zastanowienia, trochę jak szczeniak, którego zycie nie nauczyło pokory, rozumu i tego miłego nawyku myślenia. – Tak – przytaknął, kiwając głową i wsuwając sobie telefon do kieszeni. – Jutro? Albo pojutrze, jeśli się okaże, ze nam dłużej zejdzie. Słyszałem o miejscu, które może ci się spodobać, o ile asystenci kamerzystów nie machnęli się z opisem – brzmiało to jak randka. Brzmiało? Myśl nie została na dłużej w jego głowie, jakby nie miała znaczenia, bo to było poza nimi. Skrzywił Doriana, Dorian go już nie chciał, wszystko się spieprzyło, na tych ruinach i podwalinach mogli zbudować tylko koleżeńską znajomość. Jeśli jakiś głos w jego głowie cichutko podpowiadał mu uciekać, ten z pełną premedytacją go zignorował. - Powinieneś mieć mój numer. Masz go już? |
| | | DemyanOpportunist Seme
Data przyłączenia : 28/06/2017 Liczba postów : 132
Cytat : I don't want to be at the mercy of my emotions. I want to use them, to enjoy them, and to dominate them.
| Temat: Re: Nightcall. Pon Lis 06, 2017 10:26 pm | |
| Rzucając swoją naiwną propozycję Dorian nie liczył na sukces, bardziej nastawiony był na wymijające może, jasne, odezwę się kiedyś, za jakiś czas, czy coś w ten deseń. Dlatego odpowiedź Jamesa odrobinę zbiła go z tropu. …Może nawet więcej niż trochę, wystarczająco, by wiercić się w nocy w łóżku i nie mogąc zasnąć, bo umysł w stanie niezrozumiałej euforii rozkładał na czynniki pierwsze każdą minutę minionego dnia, analizował wnikliwie każdy gest i słowo, w szczególności te wypowiedziane przez Adlera. Vane miał ochotę przekręcić się na brzuch i przycisnąć sobie twarz do poduszki, by móc zawyć jak głupia nastolatka, która po raz pierwszy umówiła się na randkę z wymarzonym chłopcem. Agent u jego boku poruszył się niespokojnie i wymamrotał coś przez sen. Znów się pokłócili, mimo że Dorian wrócił późnym wieczorem. Godzina w swoim towarzystwie jednak najzupełniej im wystarczyła. James nie omieszkał zrobić mu awantury o poranne nietrzymanie diety i kiepskie odżywianie, za zbyt dużą ilość dubli, a potem wystrzelił ze swoimi wspaniałymi wskazówkami dotyczącymi grania, na co Dorian odparował mu popisując się elokwencją, żeby sobie wsadził w dupę te swoje rady. Nie wiadomo kiedy pojawił się temat Adlera, który z jakiegoś powodu stał agentowi kością w gardle, mimo że nie wiedział, iż coś ich niegdyś łączyło. Vane podniósł się z łóżka i wszedł pod prysznic puszczając gorącą wodę po raz drugi w ciągu ostatnich trzech godzin. Wiedział, że brak snu z pewnością odbije się na jego pracy, ale nie mógł się zmusić do zamknięcia oczu. Miał wrażenie, że od jakiegoś czasu w ogóle nie panował nad sobą i swoim organizmem. Czuł to, czego nie powinien, robił rzeczy… Zaklął zahaczając dłonią o powiększającą się powoli erekcję. Mógł zrzucić winę na swojego partnera, doskonale jednak wiedział, że prawda jest zupełnie inna. Miał wrażenie, że intensywnie zielone oczy wciąż śledzą każdy jego krok i chociaż wiedział, że to głupie… czuł się z tym bardzo nieswojo. Poirytowany zakręcił wodę, zarzucił ręcznik na biodra nie przejmując się, że wszędzie kapie wodą z mokrych włosów i skierował się do kuchni, by z szafki przeznaczonej na przyprawy wyciągnąć niewielką butelkę jakiegoś alkoholu. Nalał sobie odrobinę i pochylił nad scenariuszem zamierzając przynajmniej spożytkować noc na coś sensownego.
Kolejnego dnia pojawił się na planie tylko na dwie godziny i akurat minął się z Adlerem. Amelie warczała na każdego, kto tylko się do niej zwrócił i Dorian nie zamierzał ryzykować bliższego kontaktu z nią. Uznał jednak, że skoro nie byli potrzebni na planie, to byłby to doskonały dzień na… nie randkę. Spotkanie. Czytał, do cholery, całą noc ten pieprzony scenariusz, miał spore zaplecze do rozmowy i nie było w tym żadnych ukrytych motywów.
14:37 CZEŚĆ, AM MÓWIŁA, ŻE TEŻ MASZ DZIŚ WOLNE, POMYŚLAŁEM, ŻE MOŻEMY DZIŚ WYSKOCZYĆ NA TĘ KOLACJĘ.
14:37 OBIAD*
14:39 W SENSIE, ŻEBY OBGADAĆ ROLE.
Kiedy odpowiedź nie nadchodziła przez kilka kolejnych minut, Dorian spanikował dopisując kolejnych kilka słów. Ostatecznie łatwiejsza forma okazała się bardziej zdradliwa, żałował, że nie zadzwonił do Adlera. Może miał już jakieś plany, może był zajęty, albo zwyczajnie nie miał ochoty wolnego dnia spędzać w towarzystwie swojego byłego, który poszedł do łóżka z kimś innym, by mu dopiec. Ale tu przecież chodziło o pracę. Vane zacisnął zęby i niemal na oślep dopisał kilka wyrazów, po czym wysłał je zanim zdołał się zastanowić nad sensem.
14:49 OCZYWIŚCIE JEŚLI MASZ CZAS, WPADNIJ PO MNIE DO STUDIA. D.
To było żałosne. Przeczesał włosy palcami, a papieros niemal automatycznie znalazł się między jego wargami. Odpalił go, gdy tylko wyszedł na zewnątrz. Było zimno, kropiło, a on stał i co pięć sekund zerkał na wyświetlacz telefonu czekając na wiadomość i unosił głowę na dźwięk każdych kroków. No jak napalona nastolatka, ale czego się spodziewał dając znać w ostatniej chwili? Mógł przecież zadzwonić i umówić się na jutro po pracy. Ale racjonalne działania nigdy nie imały się Doriana, zawsze działał impulsywnie. Tym bardziej po nocy spędzonej z widmami przeszłości. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Nightcall. | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |