|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
TOMAccidental Anal
Data przyłączenia : 27/06/2017 Liczba postów : 160
Cytat : jam wspanialec zwyrodnialec Wiek : 104
| Temat: My best friend's wedding Sob Gru 23, 2017 8:56 pm | |
| Osnowa komedii romantycznych, która ma dowieść, że miłość przenika całe nasze życie. Bohaterowie kochają, są kochani, a czasem nie mogą kochać, szukają miłości lub niewłaściwie lokują swą miłość, wreszcie ich miłość poddawana jest rozmaitym próbom.
Starring: Venceslaus i Tom
Jakiś czas temu Vincent i Michael przysięgli sobie, że jeżeli żadne z nich nie znajdzie drugiej połówki wezmą ślub - oczywiście po pijaku i w żartach. Pewnego dnia Vincent dowiaduje się, że Micheal się oświadczył. Dopiero wtedy uświadamia sobie jak bardzo go kocha. Ten jednak wybiera go na swojego drużbę - współ ze swoim mitycznym braciszkiem. |
| | | TOMAccidental Anal
Data przyłączenia : 27/06/2017 Liczba postów : 160
Cytat : jam wspanialec zwyrodnialec Wiek : 104
| Temat: Re: My best friend's wedding Wto Gru 26, 2017 12:57 pm | |
| Ethan Lander Brat zawsze zwracał się do niego per “E” (w dzieciństwie gdy chciał mu dokuczyć mówił „E.T”). Rodzice zawsze mówili „Ian”. Babcia zawsze wołała „Ethie”.
- Ich mama miała od początku niełatwo. Przestała używać wózka odkąd chłopcy nauczyli się chodzić – wolała ich nosić w nosidełkach niż targać nieporęczny niemieszczący się w drzwiach wózek.
- Do lekarza było łatwiej z nimi pójść gdy byli młodsi. Potem już zawsze potrzebowała pomocy męża, bo nie dałaby sobie rady sama – a przeważnie chorowali razem. Zwłaszcza odkąd wizyta u lekarza zaczęła oznaczać histerię.
- Na zakupy tylko do dużych sklepów, gdzie można ich było wsadzić do wózka i wozić.
- We wspólnym łóżeczku spali do trzeciego miesiąca życia – potem zaczęli się nawzajem budzić kopniakami.
- Praktycznie do drugiego roku życia peplali po swojemu – mieli z tej okazji nawet kilka spotkań z logopedą i psychologiem.
- Rodzice byli chyba odrobinę przerażeni faktem posiadania bliźniąt spod znaku bliźniąt. Mieli obsesję na punkcie indywidualnego podejścia do swoich dzieci. Nigdy nie byli ubierani tak samo, mieli osobne pokoje, a mama zawsze zamiast „Co zjecie na śniadanie?” pytała „Co byś chciał zjeść na śniadanie, Mikey? A ty Ian?”. Tylko w przedszkolu chodzili razem do klasy. Później rodzice się postawili się babci i chłopcy poszli do dwóch różnych klas. Licea skończyli po dwóch stronach miasta. Mało kto zdawał sobie sprawę, że jeden czy drugi posiada klona genetycznego: Michael zaliczał przedmioty humanistyczne; Ethan ścisłe - ojciec się zorientował co wyczyniają dopiero pod koniec seniora.
- Ethan dostał stypendium naukowe - DeSales University Presidential Scholarships (80 tysięcy dolarów) –i wyjechał do Allentown, w stanie Pensylwania studiować inżynierie nanostruktur. W wieku trzydziestu lat obronił rozprawę doktorską na swojej Alma Mater - emisje ekscytonowe z płatków dichalkogenków metali przejściowych WS2, MoSe2. Prowadzi ćwiczenia z chemii fizycznej, jednak od pół roku jest na rocznym urlopie naukowym.
- Jest wyższy o trzy centymetry, młodszy o pięć minut i w przeciwieństwie do brata pozwala twarzy nonszalancko zarosnąć. Ma pieprzyk przy lewym oku, małą bliznę na brodzie i trochę bardziej krzywe zęby od Michaela, bo odmówił noszenia aparatu.
- Mówi się, że jak napije się alkoholu to robi się nieznośny.
- Stosunkowo rzadko widuje się ostatnimi czasy z bratem. Powodem jest jego szczera nienawiść do jego dziewczyny. Tfu, pardon - narzeczonej. Kobieta powoduje u niego niestrawność, migrenę i ból zęba - serio.
Ostatnio zmieniony przez TOM dnia Wto Maj 21, 2019 2:57 pm, w całości zmieniany 3 razy |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: My best friend's wedding Wto Gru 26, 2017 4:32 pm | |
| Vincent Lawrance
- Urodził się w dość oziębłej rodzinie, która od zawsze miała inne podejście do życia. Ma dwóch starszych braci - jednego o dwa lata, drugiego o cztery. Ten najstarszy wyszedł niedawno za mąż i ma dziecko w postaci 5 letniej córki. Nikt między sobą nie potrafi się dobrze dogadać przez różny światopogląd.
- Wyprowadził się od rodziny na początku studiów, a w wieku 21 lat został najmłodszym kompozytorem obecnej epoki. Dość szybko zyskał sławę, do której wytrwale dążył. Obecnie ma 32 lat, a jego kariera zawodowa sprzyja jak najlepiej, czego nie można powiedzieć o jego życiu miłosnym.
- Ma świadomy problem z nałogiem tytoniowym.
- Skupia się głównie na tworzeniu muzyki poważnej. Nie oznacza to, że zamyka się tylko na tym gatunku muzycznym.
- Jest introwertykiem ze skłonnościami do zamykania się w sobie, ale mimo to lubi przebywać w określonym towarzystwie.
- Na swoim ciele ma parę mniej lub bardziej nieprzyzwoitych tatuaży, których ani trochę się nie wstydzi. Posiada także lekki zarost, wiecznie młodą twarz i wiele fanek, które go wręcz ubóstwiają. Jest także dość wysoką osobą.
- Ludzie uważają, że z reguły nie ma poczucia gustu, ale nie bardzo przejmuje się czymś takim. W jedynej kwestii, w której go szanują i podziwiają jest muzyka, którą tworzy.
- Ma zwierzątko domowe, którym jest ten przemiły ptak. Znalazł go kiedyś rannego na ulicy i tak od tej pory jest z nim, nawet nie wiedząc, jaki to gatunek ptaka jest.
- Wie, że posiada silną głowę do alkoholu, ale mimo to nigdy nie chciał sprawdzić swojej granicy.
- Jest również dobrym tancerzem. Ma nawet swój ulubiony klub w mieście, w którym tańczą tylko i wyłącznie swing - łatwo można się domyślić, że to jego jeden z ulubionych tańców.
- Często swój stres wyładowuje na innych osobach. Generalnie z charakteru jest paskudny, ale dla wybranych osób potrafi być nawet miły.
- Nie potrafi utrzymać w swoim apartamentowcu porządku. Generalnie w pracach domowych nie jest najlepszy, ale przynajmniej potrafi zrobić parę popisowych dań. Jego zdaniem popisowych.
- W głównej mierze gra na fortepianie, generalnie to na tym instrumencie tworzy muzykę, ale tez bardzo uwielbia grać na skrzypcach, gitarze, saksofonie, kontrabasie i flecie poprzecznym. Na nich także stara się pisać różne utwory, a nawet łączyć ze sobą te instrumenty.
- Trzeba mu też przyznać, że głos ma również niczego sobie. A to wszystko dzięki lekcjom dykcji i śpiewu. Generalnie ukończył najlepsze szkoły muzyczne w kraju.
- Często jego muzyka ma ciężkie przesłanie. Lubi dodawać tam grozę, a także wyrażać świat w jak najbardziej okrutnych barwach.
- Posiada pamięć absolutną - wszystko co zobaczy, przeczyta bądź usłyszy zapamiętuje.
Ostatnio zmieniony przez Venceslaus dnia Nie Sty 07, 2018 5:35 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | TOMAccidental Anal
Data przyłączenia : 27/06/2017 Liczba postów : 160
Cytat : jam wspanialec zwyrodnialec Wiek : 104
| Temat: Re: My best friend's wedding Wto Sty 02, 2018 8:04 pm | |
| Lot z Harrisburgu do Vancouver trwał niecałe osiem godzin. To i tak wyjątkowo dobrze – rzadko udawało się to zrobić w czasie krótszym niż dziesięć godzin. Przesiadka na lotnisku w Toronto trwała dwie i pół, a trzeba wiedzieć, że Ethan nienawidził lotnisk. Co mogło być w takim razie gorsze od największego portu lotniczego w Kanadzie? Wypił najdroższą kawę w tym miesiącu; posnuł się trochę bez celu w około; poobserwował azjatyckich turystów z aparatami. W Vancouver wylądował piętnaście minut po siedemnastej. Ciągnął za sobą elegancką sporą walizkę z irytującym stukaniem. Przed terminalem czekał na niego ojciec. Ethan oczywiście mógł dotrzeć do domu rodzinnego na własną rękę, ale ojciec nalegał. Wyściskał go serdecznie z tym swoim szerokim uśmiechem, który mężczyzna tak dobrze pamiętał i zapakował jego walizkę do bagażnika. Młodszy Lander musiał się porządnie schylić, żeby objąć ojca. Dopiero wtedy zauważył jak ten bardzo w ostatnim czasie posiwiał. Przyjrzał się wszystkim zmarszczkom, które pojawiły się w ciągu jego półtorarocznej nieobecności w Kanadzie. Mimo swojego paskudnego charakteru poczuł się źle i wytknął sobie w myślach bucowatość. - Twoja matka dostaje kociokwiku od rana, jest gorzej niż w Boże Narodzenie – zagaił w czasie drogi, później już rozgadał się na dobre. Ethan wysłuchał bez zająknięcia wszystkich ploteczek rodzinno-sąsiedzkich (nawet tych, które już wcześniej słyszał). Ugryzł się w język słuchając peanów na cześć Emmy – dziewczyny Michaela – którą tak zachwycała się cała rodzinka. Landerowie mieszkali w niedużym szeregowym domku na obrzeżach Vancouver. Cały był już obwieszony tandetnymi, mrugającymi i kolorowymi lampkami, mimo że do Świąt zostało jeszcze kilka ładnych tygodni. Matka, zabarykadowana w kuchni wyglądała jakby przygotowywała obiad dla garnizonu wojskowego, a nie skromną kolację zaręczynową. Pokręcił się chwilę po kuchni i salonie, poczym wniósł rzeczy do swojego dawnego pokoju, który obecnie pełnił raczej rolę domowej rupieciarni. Pomimo, że jego brat od dwóch lat mieszkał ze dwoją dziewczyną, aktualnie jego pokoju paliło się światło. Michael stał przed lustrem, mocując się z krawatem. Ethan obserwował to przez chwilę z niemałym rozbawieniem. Dopiero po chwili wszedł i się przywitał.
Do kolacji została jeszcze godzina, a on już myślał, że zwariuje.
|
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: My best friend's wedding Nie Sty 07, 2018 6:01 pm | |
| Skrywać uczucie zakochania nie należy do czegoś łatwego ani przyjemnego. Szczególnie jeśli musisz to robić przy osobie kochanej, a ona nie odwzajemnia Twoich uczuć. Z jeden strony cieszysz się, że przy kimś takim możesz być, pomagać jej i wspierać ją wtedy, kiedy tylko da radę zaś z drugiej cierpisz, bo wiesz, że nie możesz powiedzieć takich prostych słów jak "Kocham Cię". Nie do osoby. która oświadczyła się swojej ukochanej. To takie zabawne, że nie tak dawno po pijaku coś sobie obiecali. A Vincent nawet nie wiedzieć kiedy uwierzył w te słowa, które były rzucane tylko i wyłącznie w postaci pijackiego żartu. Sam uważał to za zwykłe żarty, do momentu aż nie usłyszał o zaręczynach jego najlepszego przyjaciela. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę ze swojej naiwności. W taki sposób szykował się do kolacji zaręczynowej, gdzie na jego nieszczęście go zaprosili, a on nie potrafił bezwstydnie temu odmówić chociażby przez sam szacunek do Michaela i jego rodziny. Co prawda nigdy na oczy jej nie widział, a jedyną styczność jaką z nią miał, to przez opowiadane historie, których uważnie słuchał i starał się jak najlepiej zapamiętywać. Zależało mu, aby pokazać się od tej lepszej strony, dlatego wziął cały wolny dzień od pracy, by na spokojnie móc przygotować się do tego ważnego wydarzenie w życiu Michaela. Szkoda tylko, że to zwiastowało Vincenta porażkę. Do kolacji została niecała godzina, a on był zwarty i gotowy na przyjęcie, przynajmniej wizualnie. Wziął głęboki oddech, patrząc na siebie w ogromne lustro od szafy wnękowej w przedpokoju, wmawiając sobie, że przecież da radę. W końcu to tylko głupie przyjęcie, na którym będzie jego ukochana osoba jego przyjaciel. Odsunął szafę, zarzucając na siebie ciemny płaszcz z wieszaka oraz zawiązał szalik wokół szyi. Kiedy ubrał buty, sięgnął po torebkę ze skromnym podarunkiem dla narzeczonych, a upewniając się, że w kieszeni od płaszcza miał wszystko, co było mu potrzebne, wyszedł z domu, wsiadając do samochodu i pojechał w stronę rodzinnego domu Michaela, kupując jeszcze po drodze bukiet kwiatów.
Na przyjęciu zjawił się 15 minut później od jego rozpoczęcia. Wysiadając ze sportowego samochodu Audi Q5, pozwolił sobie jeszcze zapalić mocną, ale smakową cygaretkę — głównie po to, by nie śmierdział tytoniem aż tak bardzo — zanim zmierzy się z czymś, co najchętniej by uniknął, podziwiając przy okazji ozdoby świąteczne zawieszone na domach. Kiedy skończył wypalać tytoń, wyciągnął z samochodu wspomniany wcześniej prezent oraz bogaty w przeróżne kwiat bukiet, kierując się w stronę drzwi bądź furtki. Zadzwonił do nich dzwonkiem, mając wrażenie, że to są jedne z najdłuższych sekund oczekiwania w jego życiu. Nie chciał tu być, ale wiedział, że musiał. Robił to z myślą o nim. |
| | | TOMAccidental Anal
Data przyłączenia : 27/06/2017 Liczba postów : 160
Cytat : jam wspanialec zwyrodnialec Wiek : 104
| Temat: Re: My best friend's wedding Czw Sty 11, 2018 12:38 am | |
| Praktycznie wszyscy byli już na miejscu. Rodzinka zasiadła wokół stoła. Przeuroczy widok. Po jednej stronie mebla – rodzina Landerów. Jego mama i ojciec, oboje jeszcze przed sześćdziesiątką. Wpatrywali się z rozrzewnieniem na dwójkę młodych siedzących u szczytu. Z drugiej – rodzina Tremblay’ów. Elegancka i zadbana, zdecydowanie nie wyglądająca na swój wiek matka Emmy i jej ojciec – pulchny i łysiejący tuz branży spedycyjnej, rekin biznesu. Dobrotliwie spoglądał na swojego przyszłego zięcia, który już od jakiegoś czasu pomagał mu w prowadzeniu firmy. Zabrakło tylko starszej siostry, która nie miała z kim zostawić dzieci (mąż w delegacji). Michael był nieco starszy od Emmy, ale przystojny, inteligentny i dobrze wychowany, nikt więc nie traktował tego w kategorii mezaliansu. Ethan czuł się trochę jak piąte koło u wozu. Siedział naprzeciwko brata, po przeciwnej stronie stołu. Obok niego stało wolne krzesło, nie wiedział jednak czy ma się jeszcze kogoś spodziewać. Mimo wszystko uśmiechał się uprzejmie do wszystkich, tylko w kąciku ust czaiło się dobrze zamaskowane zblazowanie. Czuł się odrobinę wyobcowany. Niezupełnie jednak wiedział co na niego tak podziałało – towarzystwo obcych ludzi, którzy zdawali się powoli stawać istotną częścią rodziny, czy świadomość, że w czasie jego półtora rocznej nieobecności naprawdę wiele się pozmieniało. Mimo wszystko Michael zdawał się być szczęśliwy – uśmiechał się do swojej pięknej narzeczonej tak szeroko, że wokół oczu pojawiły mu się kurze łapki. Ethan musiał się mocno pilnować, żeby nie wywrócić oczami. Jego życie zdawało się tkwić w pewnym impasie, on jednak wydawał się w ogóle nie myśleć na ten temat. Tkwił w swojej małej wychuchanej stagnacji. Trzeba jednak wiedzieć, że z tyłu głowy czasami nieznośnie mu o sobie przypominał zakończony pół roku wcześniej związek. Okej, może to spore uproszczenie. Odbił się potężną czkawką na nim i całym DeSales, gdy opinia publiczna zrozumiała, że dr Lander rucha w dupę swojego studenta. A jako, że Ethan prawdopodobnie nie zostałby przyjęty do Gryffindoru i nie miał w zwyczaju stawiać czoła swoim problemom – dorobił się potężnej migreny i zwiał na urlop naukowy (który odkładał od jakiegoś czasu). Po co? Żeby teraz tutaj siedzieć, brać udział w tym cyrku i dać się grzecznie zamknąć w szafie – bo tak, tak jest prościej i wygodniej. Tylko czasem łapie go egzystencjalna zgaga. Z zamyślenia wyrwał go dźwięk dzwonka. Podniósł się (może odrobinę zbyt chętnie) i gorąco zapewniając wszystkich w koło (siedźcie sobie, ja otworzę, to przecież żaden problem) ruszył do przedpokoju. Zapiął na dwa guziki granatową marynarkę i zanim dobrze się zastanowił kogo może tam zastać, otworzył drzwi. Powinien prawdopodobnie coś powiedzieć, lecz jak na złość nic nie przychodziło mu na myśl. Nawet zwykle głupie słowa przywitania. Zamiast tego zmierzył stojącego z nieco wypłoszoną miną na wycieraczce mężczyznę i gestem zaprosił go do środka. Może i byli bliźniętami, jednak Ethan miał nieco dłuższe, gładko zaczesane do tyłu włosy i kilkudniowy zarost – w przeciwieństwie do gładkiej twarzy brata. Złośliwi powiedzieliby, że wyglądal zupełnie jak Michael, tylko po tygodniu w dżungli… |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: My best friend's wedding Czw Sty 11, 2018 9:16 pm | |
| W zasadzie to nie potrafił wyobrazić sobie dzisiejszego dnia. W kontaktach międzyludzkich był dość kiepski, o czym Michael najlepiej wiedział. Ale skoro potrzebował wsparcia przyjaciela, nie zamierzał unikać kolacji z okazji ich zaręczyn. Potrafił to dla niego zrobić, nieważne jaką cenę za to zapłaci. I w głębi duszy czuł, że dzisiaj to on będzie tak zwanym piątym kołem u wozu, to nawet z tą myślą nie zmierzał się wycofać. Już był na to za późno. Nie czekał aż tak długo, chociaż chwila oczekiwania dłużyła się w nieskończoność. Miał nadzieję zobaczyć w drzwiach narzeczonego bądź przynajmniej jego matkę. Nie spodziewał się tego, że drzwi otworzy mu ktoś, kto był do niego bardzo podobny. Był prawie idealną kopią. Gdyby nie to, że Vincent znał Michaela z każdej strony, dodatkowo pamiętał jego każdą cechę wyglądu oraz sposób ubierania się, bardzo szybko doszłoby do pomyłki, która byłaby dość niezręczna. W tej sytuacji tylko na chwilę zawahał się, przez pierwszą chwilę nie będąc pewnym tego, czy aby na pewno miał do czynienia z Michaelem. Na pewno Ethanowi udało się to zobaczyć. Mimo wszystko nie w stylu Vincenta byłoby, gdyby się nie przywitał tak jak należy. Szybko powrócił do chłodnego wyrazu twarzy, na którym zaraz ugościł się delikatny uśmiech uprzejmości, wchodząc najpierw do środka, skoro do niego został zaproszony. W końcu prze próg nie wypada się witać. — Witaj. Ty jesteś pewnie Ethan? Michael dużo mi o Tobie opowiadał. Muszę przyznać, że dość podobni jesteście do siebie, ale chyba za długo znam Twojego brata, aby go z Tobą pomylić — zagaił na początek, nie przejmując się tym czy w ogóle to co powiedział było taktowne. Chciał wyrazić opinię na ten temat, a kiedy to zrobił, zaczął zdejmować z siebie szalik i płaszcz po uprzednim odłożeniu na bok wszelakich upominków. Kiedy się rozebrał, pod płaszczem skrywała się elegancka czarna marynarka zapięta na jeden guzik, a pod nią biała koszula. Spodnie miał w kolorze marynarki, przez co wszystko ładnie się ze sobą komponowało. Gdzieniegdzie były widoczne jego tatuaże. — Gdzie mam odłożyć płaszcz? — spytał się, a gdy uzyskał odpowiedzi, odwiesił go na właściwe miejsce. Zabierając do ręki podarunki, wszedł z mężczyzną do salonu/jadalni, gdzie wszyscy już siedzieli i zdrowo sobie żartowali. Jednak widząc po raz pierwszy obcego mężczyznę, o którym z pewnością Michael dzisiaj wspominał, wszyscy wstali, aby się z nim przywitać. A raczej jego przyjaciel go po prostu przedstawił. W międzyczasie dał prezent narzeczonym, a bukiet kwiatów podarował mamie narzeczonego. Zachował się trochę nietaktownie, bowiem nie przewidział matki narzeczonej, przez co ją najmocniej przeprosił, że i dla niej podobnego upominku nie miał. Nie był to jednak dla niego nikt ważny, dlatego też nie przejął się tym zbyt długo. |
| | | TOMAccidental Anal
Data przyłączenia : 27/06/2017 Liczba postów : 160
Cytat : jam wspanialec zwyrodnialec Wiek : 104
| Temat: Re: My best friend's wedding Wto Sty 16, 2018 9:33 pm | |
| Ethan wpuścił mężczyznę do środka i wziął od niego płaszcz, który odwiesił w stosownym miejscu za drzwiami. Dyskretnie otaksował mężczyznę spojrzeniem, lecz chwilę później sprzedał sobie mentalnego kopa w zadek i uścisnął jego wyciągniętą dłoń. - Cześć, zgadza się - uśmiechnął się lekko, mile połechtany tym że gość o nim słyszał. Bądź co bądź, oznaczało to, że w dalszym ciągu był istotną częścią życia Michaela, pomimo że nie prowadzili go już wspólnie. Właściwie brat był obecnie jedyną bliską mu osobą w tej rodzinie. Widywali się do jakiś czas, kilka razy bywał u niego w Stanach. Rodziców nigdy nie zaprosił. - Jestem trzy centymetry wyższy, trochę przystojniejszy i nie mam takiej paskudnej blizny na skroni jak Michael, po tym jak pieprznąłem go w dzieciństwie kryształową popielniczką babci… – pozwolił sobie zażartować, chociaż prawda była taka, że plótł trzy po trzy. W końcu miał szanse nawiązać z kimś niezobowiązującą rozmowę. Znaczy – to nie tak, że ekipa przy stole nie próbowała go wtłoczyć w swoją kulturę przedłużonego small talku. To raczej on był tym znudzonym, milczącym ciołkiem. Micheal zawsze był od niego bardziej wygadany. Co mu więc pozostało? Sączyć niesmaczne wino, które szczodrze polewał ojciec darząc go rodzicielskim uśmiechem i obserwować wszystkich gości po kolei. Szczególnie zaciekawił go kumpel brata – Vincent – udało mu się odkopać to imię gdzieś w swojej pamięci. Równy ziomek, tak przynajmniej wynikało z historii snutych czasami przez brata przy piwie. Moment, w którym Michael trącił Vincenta w ramię i poprosił o pomoc w przyniesieniu czegoś z kuchni również mu nie umknął. Odczekał dwie minuty, podniósł się, przeprosił towarzystwo – tak jak nakazywały niezbędne zasady dobrego wychowania i kocim krokiem ruszył w stronę kuchni. Ewidentnie przerwał tej dwójce jakąś rozmowę, lecz pierwszy raz od początku tej całej maskarady miał okazję zamienić z bratem słowo bez pokaźnej widowni. - Sssssss – zasyczał od wejścia, zbliżając się do blatu przy którym stali. - Robota mnie wykańcza. Tak to jest, jak trzeba pracować z jełopami. Terminy, terminy, terminy, tylko kurwa nikt ich nie przestrzega! Czasami wolałbym siedzieć na dupie na uniwerku… - Akurat… – Przez chwilę miał wrażenie, ze Michael zwyczajnie olał jego obecność. Jednak nie umknęła mu tak jakże subtelna złośliwość. - W każdym razie, stres w tej pieprzonej firmie bywa niemożliwy – kontynuował absolutnie ignorując jego próbę wtrącenia się. Zamilkł na chwilę. Zwiesił odrobinę łeb, parsknął z rezygnacją i pokręcił delikatnie głową. Zerknął na Vincenta, jakby szukając w nim jakiegoś wsparcia, po czym jednak przeniósł wzrok na brata. – Sssssssssss – zasyczał ponownie. Przeciągle i zdecydowanie głośniej niż wcześniej. Michael jakby spojrzał na niego karcąco, jednak nie przerwał swojej tyrady. - …całą zarobioną kasę wydam na psychoanalityka. Za niedługo będę regularnie popierdalał do nadętego fagasa i płacił sto dolców za godzinę, żeby ponarzekać na swoje problemy. - Sssssssss… - Przestań do kurwy nędzy! – Michael nie wytrzymał i warknął na niego. Zupełnie jak za czasów młodości, gdy Ethan bezczelnie podpierdalał mu zachomikowane w szufladzie batoniki. -- Po cholerę syczysz jak jebana żmija? - Nie jak żmija, tylko twoja narzeczona. Próbuję ci uświadomić, jak w ultradźwiękach wyglądają wasze relacje. - I zmierzasz do...? - ...do tego, iż ty robisz za imbecyla i pantoflarza z sercem na dłoni, a ona wysysa z ciebie wszystkie soki. Ssssssssssss, tylko to słyszę, gdy jestem z wami w jednym pomieszczeniu. Nie zwalaj na pracę… Kilka minut starszy Lander obruszył się, zerkając w ziemię, a potem przez chwilę na przyjaciela. To pierwsza oznaka, iż jego wkurwienie z wolna narastało. Nikt nie lubi słuchać prawdy, która w oczy kole. - Nie trawisz jej i dlatego uważasz, że jest powodem wszystkich moich problemów. - Jest wydrążoną od środka pipą… - Myślisz, że mógłbyś się czasem pohamować? - Irytacja Michaela sięgnęła niebezpiecznego pułapu. - Nie … od małego mam problemy z trzymaniem dla siebie własnych przemyśleń. A ta baba działa mi na nerwy. Jeżeli musisz mieć kobietę na stałe, znajdź sobie kogoś, kto nie jest wampirem energetycznym z ilorazem inteligencji nornicy. - Jesteś szowinistą! Każda baba za głupia, by się nią na poważnie zainteresować – ostateczny argument. Ba, chyba nawet decydujący. Ethan skwitował go cichym parsknięciem: „Ale z ciebie palant”. Po czym jak gdyby nigdy nic podszedł do zlewu, nalał sobie do kubka wody i od niechcenia poklepał Michaela po ramieniu. Może faktycznie pranie brudów przy obcym człowieku było odrobinę niezręczne – chyba można by nawet rzec niegrzeczne. A jako, że on wyjątkowo nie lubił być nieuprzejmy sięgnął po rozwiązanie odrobinę poniżej pasa. Czas zasięgnąć opinii eksperta! - A co ty o tym sądzisz, Vincent? – Zwrócił się do mężczyzny, łapiąc z nim kontakt wzrokowy ponad ramieniem brata i niewinnie siorbiąc z kubka. Człowiek wmieszany w rozmowę przestaje być jej niezręcznym obserwatorem. Nawet jeśli został wmieszany tak bezpardonowo. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: My best friend's wedding Pon Lut 05, 2018 12:03 pm | |
| Nie do końca wiedział, jakie relacje miał z rodziną Ethan, ale kiedy chciał słyszeć o dzieciństwie Michaela, chcąc nie chcąc musiał usłyszeć coś o jego bracie. Mimowolnie przyjaciel sam czasem wspominał o nim i o tym, że chciałby go częściej widywać, nieważne jak bardzo upierdliwy jest i jak bardzo skomplikowaną relacje między sobą mają. Brat to brat. Szkoda tylko, że Vincent (i jego rodzina) nigdy nie wychodził z takiego założenia. U niego... U nich liczyły się tylko sukcesy oraz egoistyczne, samolubne pobudki. Zaśmiał się krótko z czystej uprzejmości, słysząc wzmiankę o wzroście i o byciu przystojnym. Nie spodziewał się takiego zagrania, a to tylko dlatego, że go nie znał. Ale od razu mógł stwierdzić, że różnił się charakterami od swojego brata. Chociaż może się mylił? — Faktycznie, ma ją. Czemu go wtedy uderzyłeś? — spytał, będąc poniekąd ciekaw tej historii, ale i również chciał pociągnąć rozmowę dalej. Nie wiedział jednak jak miał skomentować jego poprzednie słowa, aby przy okazji nie wyjść na chama. Dlatego wolał je przemilczeć. Usiadłszy przy stole, z początku nie wiedział, czy powinien coś mówić. Z początku słuchał rozmowy, będąc równie wygadaną osobą co Ethan. Dopiero jak zaczęły padać mniej lub bardziej ciekawe historie z życia wzięte, Vincent pozwolił sobie przy nich wtrącić parę słów, które rozśmieszały gości. Z czasem zaczął odpowiadać na pytania typu "co robisz w życiu", do momentu aż pan narzeczony szturchnął go ukradkiem ramieniem, aby mu w czymś pomóc. Bez większego zastanowienia wstał, przepraszając ludzi przy stole (bo tak jego wychowanie mu nakazywało), po czym udał się za przyjacielem. Wiedział, że Vincent nie jest najlepszy w pracach domowych, ale podejrzewał, że chciał z nim po prostu porozmawiać. I nawet im to wychodziło, do momentu aż jakaś żmija nie weszła do kuchni i zaczęła przeszkadzać w ich luźnej konwersacji. O dziwo nie była to narzeczona Michaela. Tak czy siak spojrzał na niego chłodno, nie będąc zadowolonym z tego, że zabrał im chwilę prywatności. Ostatnio coraz mniej okazji miał na to, aby spędzać czas tylko z ukochanym. — Jeśli nie chcesz, to nie musisz męczyć się w tej firmie. Rozumiem, ze teść będzie pewnie z Ciebie cholernie dumny, ale czy warto... — nie do kończył, bowiem jego słowom przerwała złośliwość Ethana, którą wręcz musiał rozładować własnie w tym kluczowym momencie. Zauważył to spojrzenie — Może jednak przestaniesz go ignorować? — powiedział półszeptem, ale w sumie jego słowa nie były aż tak bardzo potrzebne, bowiem niebawem Michael stracił cierpliwość, przez co swoją uwagę w stu procentach skupił na bracie. Słysząc tą krótką sprzeczkę, czuł się jak rodzic albo mniej dobry wujek, który stoi między gówniarzami, którzy się kłócą. Z tą różnicą, że nawet nie starał się ich uspokoić. W tym, co mówił Ethan było sporo słów, z którymi w głębi duszy chciał się zgodzić. Ale nie miał odwagi, aby do tego się przyznać. Był wsparciem dla przyjaciela, dlatego nie mógł głośno mówić o swoich uczuciach, nieważne jak bardzo tego by chciał. W zasadzie to bał się tego jak Michael mógłby zareagować na to, o czym tak naprawdę myśli Vincent. A nie chciał go w żaden sposób stracić czy urazić. Czy miłość musi być do tego stopnia ślepa, aby bać się powiedzieć to, co tak naprawdę chce powiedzieć? I wszystko byłoby nawet dobrze, do momentu aż Ethan w chamski sposób wplątał Vincenta w ich dziecinną sprzeczkę. Kogoś, kto chciał szczerze powiedzieć, że nie zasługuje na taką jędzę oraz oznajmić, że tak naprawdę powinien być z nim. Bo w końcu coś sobie obiecali. Bo tak naprawdę to on kochał go całym sercem. Co za pierdolona nirwana. Serce zabiło mu nieco szybciej, słysząc pytanie od mężczyzny. Pomimo tego, że po raz drugi złapał się na tym, że zawahał się tego dnia, nie dał tym razem tego po sobie poznać. Sprytnie nawilżył usta językiem, zupełnie jakby w tym momencie myślał to, co chciał im powiedzieć. Tak naprawdę przez ten czas wziął głęboki wdech, aby uspokoić emocje, które nagle w niego uderzyły. To tylko jedno, głupie pytanie. Umiesz rozegrać to tak, aby odpowiedź wyszła czysto z neutralnym nastawieniem. Właśnie tak zrób, a na pewno nie stracisz zaufania Michaela, a Ethan nie będzie Cię miał za ostatniego buca. Chociaż tym drugim najmniej się przejmował. Opinia ludzka kompletnie go nie interesowała. — Każdy ma swoje wady i zalety. Jeśli ją kocha, a ona jego i będą przy tym szczęśliwi, nie mam nic przeciwko temu, aby się z nią ożenił — właśnie tak chciał myśleć. Prawda była zupełnie inna. Owszem, zależało mu na szczęściu przyjaciela, dlatego naprawdę nie miał nic przeciwko temu, że się nią żeń. Z drugiej strony było mocno nie fair, że to musiała być właśnie ona. Czemu nie on? Wina płci, odwagi, charakteru? — Przepraszam Was bardzo, ale muszę zapalić — i po tych słowach opuścił kuchnię, przegrywając tym samym walkę z samym sobą. Nie chciał dłużej czuć na sobie intensywnego spojrzenia Michaela, który oczekiwał, że w tej sprzeczce będzie z nim do samego końca. Miał dość tego cholernego uczucia, które za każdym razem musiał w sobie zduszać. Dlatego wziął płaszcz, narzucając go na siebie i wyszedł, zapalając jedną z mocniejszych paczek papierosów, którą przy sobie miał. Musiał trochę opaść z emocji, a czuł, że papierosy to najlepsze wyjście. Uciekłem. Co za jebane gówno ze mnie. |
| | | TOMAccidental Anal
Data przyłączenia : 27/06/2017 Liczba postów : 160
Cytat : jam wspanialec zwyrodnialec Wiek : 104
| Temat: Re: My best friend's wedding Nie Kwi 08, 2018 5:19 pm | |
| Szatyn miał trochę wyrzuty sumienia, że pozwolił sobie tak bezceremonialnie wciągnąć Vincenta w cudzą przepychankę słowną (jak prawdziwy buc) - a ta ewidentnie spowodowała u niego zdenerwowanie. Trzeba wiedzieć, że Lander był dosyć zręcznym obserwatorem, taka umiejętność chyba zwykle wykształca się sama z siebie, gdy człowiek musi pracować ze studentami. Widział jak brunetowi zadrżały ręce, wciągnął mocniej powietrze, zadrgały lekko powieki. Nie wiedział tylko dlaczego, ale jako że był z natury dosyć ciekawską istotą poświęcił tym rozmyśleniom kolejne kilkanaście sekund. Michael zdawał się nie przejmować zachowaniem bruneta. Może był do tego przyzwyczajony, a może zwyczajnie miał w tym momencie trochę za dużo na głowie. Może nie zauważył albo nie chciał zauważyć. E. kochał te wszystkie teorie spiskowe. Dopiero po tej drobnej chwili zamyślenia zorientował się, że brat cały czas się nad czymś rozwodzi i usilnie próbuje zwrócić jego uwagę. Od dzieciństwa takie spięcia rozładowywali w kilka (maks kilkanaście) minut. Ich charaktery zdawały się być idealnie kompatybilne. Ethan westchnął wywracając teatralnie oczami i klepiąc brata protekcjonalnie po ramieniu. - A Ty gdzie leziesz? – rzucił Michael ze szczerym zdziwieniem widząc Ethana kierującego się do kuchennych tylnych drzwi prowadzących do ogródka. - Idę zapalić – rzucił wzruszając ramionami z wyjątkowo pogodną miną. Nie zaprzątał sobie głowy zabieraniem płaszcza . Zapiął tylko marynarkę i naciągnął na nią leżący na kuchennym krześle bordowy sweter Michaela. Taktycznie stwierdził, że nie ma co pchać się przez przedpokój do frontu – w ten sposób nie uniknął by niezręcznej wizyty w salonie. Gdzieś tam doleciało go jeszcze jojczenie brata: od kiedy ty palisz?, ale drzwi już się za nim zamknęły a jego świeżo wypastowane trzewiki wylądowały prosto w błotnistej kałuży. Dwa kolejne kroki spowodowały, że usyfił je jeszcze bardziej, jednak skutecznie okrążył dom do połowy. Zakładał, że brunet palił swojego papierosa przed fasadą niedużego domku rodzinnego – może dlatego obejście go zajęło mu mniej niż minutę. Nie chciał wystraszyć stojącego tyłem do niego faceta – to byłby już kolejny nietakt i kolejny czerwony minus do dopisania koło jego nazwiska. Odkaszlnął cicho. Miał misję – sprawić żeby Vincent poczuł się lepiej, cokolwiek spowodowało, że poczuł się źle. Był mu to trochę winny. - Przepraszam, czy poczęstujesz mnie papierosem? Moje się skończyły. – Dopiero wtedy zdecydował się podejść jeszcze trzy kroki. Cóż, wygląda na to, że chyba będzie musiał zacząć palić szlugi… |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: My best friend's wedding Czw Gru 27, 2018 9:10 pm | |
| - Czarna dziura:
Vincent:
Nie spodziewał się, że jego emocje mogą kogoś obchodzić. Od małego był uczony, aby nie pokazywać swoich słabości, a człowiek powinien przede wszystkim myśleć tylko o sobie. Z czasem jednak wiedział, że jest to błędne założenie, niemniej pewnych nawyków nie da się zmienić. Dlatego postanowił uciec, dając upust złości. Na całe szczęście sytuacja mogła być na tyle niekomfortowa, iż bracia będą myśleć, że Vincent po prostu głupio się poczuł. Nikt nie musi znać prawdziwego powodu jego zdenerwowania i to jak bardzo beznadziejny był, że nie potrafił sobie z tym teraz poradzić. Wina okoliczności, sytuacji, imprezy? Nie wiedział i to go własnie denerwowało najbardziej. Stojąc na dworze myślał o rzeczach mniej lub bardziej istotnych. Szczególnie o tym, czy w ogóle warto było w tym momencie tutaj być. Czuł się jak piąte koło u wozu, w dodatku był zmuszony patrzeć na kogoś, kogo najchętniej zabiłby, aby mieć przyjaciela tylko i wyłącznie dla siebie. Często łapał się na tych myślach, które kończył z lekkim uśmiechem na twarzy i cichym prychnięciem pod nosem, mówiąc ciche "to głupie". Tym razem nie miał tej okazji, bo w tym samym momencie jego myśli zostały przerwane przez osobę, która stworzyła całą niemiłą atmosferę. Nawet nie zdążył porządnie się pozaciągać, a ten żebrał od niego papierosa. Ma tupet. Spojrzał na niego kątem oka, początkowo powoli odwracając spojrzenie w jego kierunku. Dopiero po chwili intensywnego przypatrywania się, wyciągnął paczkę papierosów, podając ją Ethanowi. Ale nie był skory do powiedzenia czegoś więcej. Delektował się smakiem nikotyny, powracając wzrokiem przed dom, który posiadał przepiękne ozdoby świąteczne. - Nie powiedziałeś mi, dlaczego pieprznąłeś brata kryształową popielniczką - odezwał się, dobrze pamiętając, że nie zdążył odpowiedzieć mu na to pytanie, a też nie zamierzał rozmawiać z nim o tym, co zaszło w kuchni. Dlatego taktycznie zmienił temat zanim dojdzie do etapu ewentualnych przeprosin, których chciał uniknąć. Bo tak naprawdę Ethan gówno wiedział o jego emocjach i nie chciał być przez kogokolwiek oceniany w tej kwestii.
Ethan:
Vincent ziornął na niego spode łba, prawdopodobnie nie mogąc powstrzymać swojego pierwszego odruchu. Mężczyzna wydmuchnął tylko głośniej powietrze przez nos, dzielnie nie ulegając chęci wywrócenia oczami. Może i był bucem. Brat często mu to wypominał: bucowatość i brak empatii. E. się z tym nie do końca zgadzał, ale w każdej legendzie musi być ziarnko prawdy – przynajmniej tak uczyła babcia. Okoliczności aż się prosiły, żeby zawył: I am fucking insane but my intentions are gold and my heart is pure. Przyjął tego cholernego, podarowanego łaskawie szluga z uprzejmym skinieniem głową. Wetknął go między wargi i teatralnie oklepał wszystkie kieszenie – nawet tą małą i fikuśną z przodu swetra Michaela. Nie miał zapalniczki, bo i skąd. Chciał jednak sprawiać pewne pozory – kogoś, kto wyszedł zapalić i przy okazji do Vincenta. Przecież nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu. Nikt nie lubił ostentacyjnie być Panem Natrętnym. W konspiracji? Czemu nie! Prawda była również taka, że mężczyzna wydawał się trochę ciekawszy od tamtego towarzystwa. - Masz… ? – odezwał się zachrypniętym od tej chwili milczenia na zimnie i wykonał dłonią śmieszny gest odpalania papierosa. Dopiero kiedy zawinięta w tutkę trucizna się rozpaliła spojrzał na nią nieco paranoicznie i zaciągnął się, ledwo powstrzymując się od kaszlu. Miał nadzieję, że ostentacyjnie nie odmalowało się to na jego pyszczku. Taka wtopa. Wypuścił dym i zamyślił się przez chwilę z cichym „hmmm”. - Nie pamiętam – przyznał z rozbrajającą szczerością i delikatnym uśmiechem czającym się w kącie ust – chyba coś zakablował babci. Drugi i trzeci mach już przyszedł mu zdecydowanie naturalniej. Palił w liceum, ale to był (olaboga) ponad dziesięć lat wcześniej. Jego były facet też palił, więc Ethanowi zdarzało się popalać okazyjnie – tak „do piwka”. Strzepnął popiół prosto na swoje buty. Teraz miał okazję, żeby na spokojnie przyjrzeć się mężczyźnie. Nieco ciekawsko powiódł po nim wzrokiem – od dłoni trzymającej papierosa, przez twarz, oczy i lekko potargane wiatrem włosy. Uśmiechnął się jakby na próbę, ale Vincent dalej stroił te swoje nadęte miny. I bądź tu człowieku trochę mniej zblazowany niż na co dzień – zero wdzięczności. - Będziesz organizował kawalerski? – Zagaił niezobowiązująco, mając nadzieję, że brunet nie okaże się wcale takim dzikusem, jak sugerowałby jego angielski odwrót z kuchni.
Vincent:
Tak jak Ethan chciał wykazać się empatią (albo coś sobie udowodnić), tak Vincent nie był skory do jakiejkolwiek współpracy, chcąc przybrać swój typowo niemiły charakter. Albo po prostu od tego odejść i mieć czysto neutralne nastawienie. Kto wie jakie oblicze przybierze podczas ich luźnej i niezobowiązującej konwersacji. Schował paczkę z powrotem do kieszeni płaszcza, a gdy mężczyzna wypytał go o jakiś ogień, tym razem bezceremonialnie z tej samej kieszeni wyciągnął zapalniczkę Zippo, podpalając mu papierosa jak na (nie)gentelmena przystało. Po prostu kultura nakazywała mu to zrobić, choć nie wiedział, czy w przypadku mężczyzn było to odpowiednie. Kompletnie nie znał się na ludziach, więc nawet nie wiedział, czy brat Michaela mógł zostać urażony tym konkretnym gestem. W towarzystwie, w którym otacza się na co dzień nie byłby to zły nawyk. Najważniejsze, że teraz razem mogli delektować się mocnym i intensywnym smakiem nikotyny. I nie ciężko było niezauważyć jego grymasu na twarzy, niemniej nie pomyślał nawet, że blefował z paleniem. Po prostu uznał, że palił słabsze, a te, które teraz mu dał mogły być nieco mocniejsze. Teorie spiskowe odnośnie ludzi nie było jego hobbym, więc nie wymyślał niestworzone historie, które mogły nie mieć za grosz sensu. - Mhm - i to tyle było z ekscytującej rozmowy, która przerodziła się w kolejną falę ciszy. A miał nadzieję, że usłyszy porywającą historię życia, która od emocji rozgrzeje ich obu na tym chłodzie. No nic. Nadzieja matką głupich. Strzepał popiół na bok, nie chcąc sobie usyfić obuwia jak to właśnie zrobił Ethan. Zaciągnął się nieco mocniej, kiedy poczuł na sobie czyjeś spojrzenie. Bez krzty wstydu spojrzał się na niego, łapiąc go na tym gorącym uczynku. Ale fakt faktem nadal nie był skory do tego, aby chociaż na chwilę unieść kąciki ust w geście uprzejmości. Chociaż nie. Zrobił to na ułamek sekundy, nie mogąc się nadziwić jak bardzo podobni do siebie byli. Podobni, a jednak tak cholernie różni. Z krótkiego zamyślenia wyrwał go głos mężczyzny. Zaciągnął się poraz kolejny, a zarazem i ostatni, idąc zgasić w śniegu peta, którego schował kulturalnie do pudełka od papierosów. Nie chciał im tu brudzić, a nie wiedział, gdzie był tutaj śmietnik. - Nie wiem. Nie jestem w tym dobry, dodatkowo mam dość napięty grafik - wymówki - Niemniej jestem jego przyjacielem, więc raczej coś w tym kierunku zrobię - oznajmił, wstając z kucek i schował dłonie do kieszeni, spoglądając na niego. Nie czuł się dobrze w tym temacie z dość oczywistych powodów. Niemniej rola przyjaciela sprawiała, że nie mógł tego tematu tak po prostu zignorować albo zostawić. Będzie musiał sobie wyrwać trochę wolnego, aby porządnie móc skupić się na zorganizowaniu tego jak najlepiej tylko potrafi. - Chcesz się przyłączyć? Przydałaby mi się mała pomoc, nawet na odległość - spytał, unosząc w geście pytania delikatnie brew. Spodziewał się odmowy, dlatego zapytał. Domyślał się, że niebawem będzie musiał do siebie wracać, a tam też ma swoje życie. Sam fakt, że bywał tu raz na jakiś czas tylko sugerował, że niekoniecznie chciał tutaj wracać. A może dla brata będzie potrafił poświęcić swój cenny czas?
Ethan:
Oparł się nonszalancko plecami o ścianę budynku i powoli popalał swojego ćmika. Nie widział nic złego w tym, że przyglądał się Vincentowi, mężczyzna przyciągał jego uwagę. Zresztą – nie było tutaj nikogo innego. mimo wszystko, nie był w tym szczególnie natrętny. Mężczyzna był przystojny, ale zdecydowanie trochę zbyt nadęty i wyniosły. Ethan miał wrażenie, że cały czas go oceniał. Nie specjalnie go to jednak zrażało w jakiejś swojej próbie dotarcia do niego. Myślał o tym dzisiaj w samolocie – Michael bywał u niego kilka razy, poznał jego przyjaciół, zobaczył kampus DeSales, zabalował z nim w Allentown. Ile czasu on sam poświęcił dla brata tutaj? Nie za wiele, nie był w Kanadzie od dwóch lat. Nie był to jednak jedyny powód, dla którego postanowił spędzić tu trochę czasu. Był zmęczony Stanami, studentami, uczelnianym wyścigiem szczurów i skandalem, przez który dostał trochę po dupie. To był dobry moment, żeby poświęcić Micky’emu trochę swojej uwagi. - Trochę tutaj posiedzę – przyznał się z pewnym ociąganiem. Zaciągnął się ostatni raz, wypuścił z płuc chmurę dymu i przykucnął, żeby zdusić peta w śniegu. Wcisnął go szybko w śnieg, po czym podniósł i położył na blaszanym parapecie. Weźmie go jutro – jak będzie sprzątał. - Jeszcze nie powiedziałem o tym Micky’emu – uświadomił sobie nagle odrobinę zamyślony. Czasami wychodził z niego ten zblazowany typek. - Starym też jeszcze nie – dopowiedzieł po chwili i parsknął ciacho pod nosem. – Chyba właśnie zaszczytnie dowiedziałeś się pierwszy. Nie mógł się powstrzymać od drobnego uśmiechu. Ten typ faceta, którego najbardziej bawią jego własne żarty. Nie mógł rozgryźć tego faceta (pomimo, że spędził już jakąś godzinę w jego towarzystwie), nie wiedział czy: a) koleś żywi do niego jakąś urazę; b) jest strasznie nadęty; c) mega z niego dziwak. Ethan w ogóle nie rozważał możliwości, że Vincent może mieć problem emocjonalny z jego bratem w roli głównej. Jakoś nie był to rzecz, która przyszła mu na myśl jako pierwsza. Koleś wyglądał dosyć heteroseksualnie. Prostszym schematem narracyjnym była już wersja, że Vincent był na niego śmiertelnie obrażony.
Vincent:
On również nie miał temu nic przeciwko, do momentu aż nie zauważył w nim szczyptę ignorancji czy arogancji. Nie lubił być traktowany w podobny sposób, a zauważył, że Ethan miewał odruchy władcze, a nawet wręcz uparte. W końcu jego zdanie musi się liczyć, o czym dał jasno do zrozumienia w kuchni. Co z tego, że Vincent w tym momencie ostro zahaczał o ludzką hipokryzję. Sam zachowywał się w taki sposób jakby co najmniej był władcą całego świata. Zdziwił się, gdy mężczyzna postanowił wyjawić mu plan zostania tu na trochę dłużej. A zaskoczenie było po nim jeszcze bardziej widoczne, kiedy dotarła do niego informacja o tym, że był pierwszą osobą, która o tym wie. Z drugiej strony nieszczególnie mu się dziwił. Sam nie miał zbyt dobrych relacji ze swoją rodziną. Podziwiał więc, że nawet jeśli miał jakieś spiny ze swoją, to dalej potrafił spędzać z nią uroczystości takie jak ta. – Kiedy chcesz im o tym powiedzieć? – spytał, z czystej uprzejmości oraz mniej jawnej ciekawości. W drugiej kolejności zechciał zapytać, czy miał możliwość gdzieś się zatrzymać, ale zakładając, że ma tu swoją rodzinę, to owszem, będzie. Dlatego pozwolił sobie zignorować to pytanie, tym samym wyczekując odpowiedzi na to drugie. Odwzajemnił jego pełen sympatii uśmiech, zupełnie jakby w tym momencie go nim zaraził. Nie w sposób czasami było wstrzymać się od tego odruchu, a przynajmniej obraz Vincenta, który przedstawiał arogancję i naburmuszenie lekko się zatarł. Niespodziewanie zrobił parę kroków, zatrzymując się niebezpiecznie blisko Ethana. Stał nim twarzą twarz, spoglądając mu w oczy. Ile razy patrzył prawie na te same oczy. Doszukiwał się w nich czegoś, czego nigdy nie potrafił znaleźć i nigdy już nie znajdzie. Zabawne. - To co? Będziesz chciał mi pomóc przy przygotowaniach do kawalerskiego? – uniósł brew, uzupełniając w ten sposób swoje pytanie, a rzekoma bliskość miała tylko zmusić go do konkretnej odpowiedzi. Świetnie, że tu zostanie, ale dalej nie wiedział, czy będzie miał ten zaszczyt, aby organizować całe przyjęcie w towarzystwie brata bliźniaka.
Ethan:
Wsunął dłonie w kieszenie spodni przez co w jednej chwili wydał się niższy i przygarbiony. Raczej było mu zimno w łapy, niżby chciał się ustawić w jakiejś zamkniętej pozie. Przeniósł na chwilę spojrzenie na domek obok, w którym ktoś krzyczał, żeby po chwili znowu wrócić do twarzy Vincenta. - Abojawiem. Jutro pewnie – pierwsze słowa niemal zlały się w jedno wymruczane. To nie tak, że Ethana nie stresowało to wszystko. Stresowało jak cholera. Po wielu latach daleko stąd, znowu miał wrócić do swojego dawnego świata, który bez niego bardzo szybko ewoluował. Do tej pory skupiał się głównie na samorozwoju, dlatego powrót do Vancouver traktował jako swoisty krok w tył. Budziło w nim to pewne lęki i frustracje. Twarz bruneta odrobinę pojaśniała w tym uśmieszku (albo się tym winem troszeczkę wstawił; niemożliwe) i w jednej chwili mężczyzna wydał się mniej skrzywiony i jakby mniej uprzedzony (?) w stosunku do jego sympatycznej osoby. Nagła bliskość drugiego ciała sprawiła, że się wyprostował, a dłonie ponowne wsunęły mu się do rękawów. Nie odwrócił spojrzenia, szukał w oczach Vincenta odpowiedzi na pytanie: co go skłoniło do takiego ruchu? W jednej chwili opuścił przestrzeń społeczną i w kroczył w jego osobistą. Nawiedziło go autorefleksyjne pytanie: dlaczego zawsze znajdował się blisko przystojnych heteroseksualnych mężczyzn???? - Pewnie, może dzięki temu spędzę mniej czasu w mojej komórce nad schodami – jakby mimowolnie uśmiechnął się do niego z bliska. Mimochodem przeleciało mu przez myśl, że mężczyzna ma ładne oczy – wszyscy znajomi stąd zwiali albo dzieciaci. To, że stali tu jeszcze chwilę po tym jak skończyli swoje papierosy według Ethana stanowiła dobry omen. - A Ty masz żonę ? – zapytał z czystej, absolutnie niezamaskowanej ciekawości. Może będzie łatwiej, jeśli Vincent był już po własnym wieczorze. Właściwie świadomość, że będzie mógł walnąć taką imprezę dla Michaela napawała go swoistą dumą.
Nie odebrał jego mowy ciała w sposób, w jaki zasadzie mógł. Domyślił się, że mogło mu być zwyczajnie zimno, bo i samemu Vincentowi powoli zaczął doskwierać przyjemny chłodek. Przytaknął głową na jego słowa, bo nic więcej nie był wstanie z siebie wydobyć na chwilę obecną. Było to dość logiczne, że chciał im powiedzieć to dzień po tym jak tutaj przyjechał. Na tyle, że nie trzeba było go w żaden sposób zachęcać do tego, aby rzeczywiście tak zrobił. Bo w zasadzie po co? - To cóż, życzę Ci powodzenia - rzucił po jakiejś dłuższej chwili namysłu, jakby z początku rzeczywiście nie wiedział, co powinien w tej sytuacji powiedzieć. Ale to nic dziwnego. W kontaktach z ludźmi rzeczywiście był chujowy i nawet nieszczególnie się z tym krył. Kolejny krok ze strony przyjaciela z pewnością był interesujący. Nagła bliskość, zmniejszenie dystansu. Tak po prawdzie to był jeden z niewiele powtarzalnych momentów, gdzie mógłby być o wiele bliżej kogoś, kogo śnił w mokrych snach. Przynajmniej sobie mógł wmówić, że własnie tak był. Dodatkowo reakcja chłopaka bardzo go ciekawiła. Pozwoli mu na to, aby ograniczał jego przestrzeń osobistą, a może postawi mu się na tyle, że Vincent będzie zmuszony do wycofania swojego ciała? Jednak takiej sytuacji nie było, ale za to był krótki i sympatyczny śmiech ze strony mężczyzny. Zrobił krok w tył, tym samym dając mu wziąć swobodnie oddech. - No to nieźle. Ale skoro tak, to bardzo mnie to cieszy. Jak już mówiłem, przyda mi się mała pomoc przy organizacji - odparł i już miał sięgnąć po drugiego papierosa, jednak powstrzymał się w ostatnim momencie wraz z kolejnymi słowami Ethana. No to go zagiął. - Nie, jestem sam - odparł spokojnie, choć wyjątkowo oschle. Odwrócił się na pięcie do drzwi wejściowych, zaciskając usta w wąską linie. Tylko się nie popłacz, jełopie - Wracajmy do środka - dodał szybko, a na znak swoich słów, otworzył drzwi i jakby nigdy nic, wrócił do stołu jadalnego, by dalej grać dobrą miną do piekielnie złej gry. Michael i jego narzeczona też tam już byli. Bardzo możliwe, ale nagle mężczyzna przyśpieszył tempo swojego picia, zupełnie jakby chciał ujebać się w trzy dupy. Bo chciał. I w tym momencie nikt nie przeszkodzi mu w tym cudownym pragnieniu. Nie chciał, aby ktokolwiek mu w tym przeszkodził. |
| | | TOMAccidental Anal
Data przyłączenia : 27/06/2017 Liczba postów : 160
Cytat : jam wspanialec zwyrodnialec Wiek : 104
| Temat: Re: My best friend's wedding Sob Gru 29, 2018 8:18 pm | |
| Ethan nie zwęszył nic dziwnego w jego głosie. Potarł ramiona dłońmi na sygnał, że zimno i posłusznie wrócił za nim do środka. Zdjął sweter i nieelegancko przewiesił przez oparcie swojego krzesła. Został tylko w białej koszuli. Nigdy się nawet nie łudził, że nie upierdoli jej tego wieczora czerwonym winem. Ojciec miał mocną głowę, a teść Michaela był słusznej wagi, więc stanowili dla siebie idealnych partnerów do kieliszka. Michael jako winosceptyk pił z wysokiej szklanki jakieś ciemne piwo; Emma została przy herbacie (jeszcze się nikomu nie pochwalili nadchodzącym potomkiem); teściowa kawę, bo prowadziła; matka biegała ciągle do kuchni jak szalona, więc chyba nie miała nawet specjalnie czasu. Ojciec wina polewał szczodrze również Vincentowi. Ethan znając swoją głowę, kieliszka nadstawiał co jakiś czas. Gospodyni jak zwykle przeszła samą siebie smażąc jakiegoś eleganckiego trupka z sałatką i kupując ciasto (bo przecież do kawy musi być ciasto!). Posiedzieli, popili, pojedli i pogadali. Emma dumnie na każdą prośbę pokazywała pierścionek. Ethan prawdopodobnie najwięcej czasu spędził zachwycając się tym, że heteronorma to opium ludu. No i bawiąc się z psem, pies też był ważny bo w Stanach jakoś nie miał za często kontaktu ze zwierzętami. Próbował w tym wszystkim nie być zbyt zblazowany, choć pewnie już zdążył zyskać opinię gbura i mruka. Nie lubił dużych spędów dziwnych obcych ludzi i prawdę mówiąc chyba tylko paląc z Vincentem na zewnątrz dobrze się bawił. Wszystko co dobre, jednak szybko się kończy. Dlatego w pewnym momencie mamie Emmy zebrało się na wychodzenie, więc zaczęła poganiać swojego męża. Dziewczyna czuła się w obowiązku odprowadzić swoich rodzicieli, więc wyszła razem z nimi. Michael zamierzał później wrócić do domu taksówką. Para pożegnała się odpowiednio długim pocałunkiem, przy którym Ethan dyskretnie odwrócił się do matki i włożył palce do ust udając, że rzyga. Stosownie długo gromiła go spojrzeniem, potem żwawo zabrała się za sprzątanie. Ojciec szybko się wymiga, wrócił popijać wino z chłopakami i udawać, że dalej ma trzydzieści lat. Michael wyciągnął koszulę ze spodni przenosząc się z piwem na kanapę. - Ethan, musisz się przenieść do mojego pokoju, bo z twojego stary zrobił zrobił sobie garaż - błysnął zębami do brata w rozbawieniu, szatyn wywołany złapał się za głowę. - Widziałem, daj spokój, boję się zapytać co jest na strychu, skoro tyle rzeczy się tam nie zmieściło. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: My best friend's wedding Wto Mar 12, 2019 10:36 pm | |
| Wydawałoby się, że wieczór minął dość miło. Teściowie oraz rodzice Michaela bawili się wprost wybornie - nawet jego matka, która latała od kuchni do salonu i z salonu do kuchni, na twarzy ciągle malował się pełen radości i zadowolenia uśmiech. Generalnie panowała miła atmosfera przy stole Jedynymi osobami, którymi tego wieczoru wyróżniali się był oczywiście Ethan - czarna owca całej rodziny, która wychodziła poza granice dobrego smaku, ignorując cudowną atmosferę przy stole i zajmując się wszystkim, byleby nie brać udziału w tej całej szopce oraz Vincent, który nie znał ich wszystkich tak dobrze jakby mógł znać. Starał się grać miną i dobrym wychowaniem. Po pewnej ilości alkoholu wychodziło mu to całkiem nieźle - komplementowanie jedzenia, podbudowanie osobowości każdego z nich, rozmowa o pracy Michaela, a gdy już wczuł się w towarzystwo na tyle, to zaczął rzucać od czasu do czasu jakimś żarcikiem czy opowiastką. Generalnie radził sobie całkiem nieźle jak na kogoś, gdzie jego uczucia zostały zgniecione i pozbawione sensu niczym zwykła, biała kartka. Do momentu, w którym zaczęli dyskutować na temat ślubu. Bolało go to, że musiał o tym wszystkim słuchać. Bolało, że zamiast stwierdzić, co do niego czuje albo po prostu odpierdolić coś w złości, musiał sztucznie się uśmiechać, udając, że cieszy go to tak samo jak całą resztę. Z wyjątkiem Ethana. W sumie po tym jak byli razem na wspólnej fajce nie miał już okazji, aby do niego zagadać. A im więcej wlał w siebie alkoholu, tym chętniej chciał zrobić jakąś interakcję między nimi. I nadszedł czas, w którym teściowie zaczęli się zbierać do siebie. Szczerze, to nie miał zielonego pojęcia, ile dzisiaj wypił tego wieczoru. Nie chciał jednak opuszczać tego miejsca. Szczególnie kiedy luba jego przyjaciela pojechała wraz ze swoimi rodzicami, tym bardziej nie miał ochoty opuszczać jego towarzystwa. W zasadzie po raz pierwszy w życiu miał możliwość przyjrzeniu się im dość dokładniej. Prawie identyczni. Jak dwie krople wody. A jednak różnili się na tyle, że byłby w szoku, gdyby ktoś ich razem pomylił. Uśmiechnął się lekko pod nosem na tą myśl, o dziwo swoje spojrzenie przesuwając na sylwetkę Ethana. Dobrze słyszał od Michaela, że ma bliźniaka geja? - W sumie to jestem w szoku, że dopiero teraz Was razem poznaję. Ale serio - raczej nie umiałbym Was pomylić. W sumie już z czystej ciekawości... Często Was mylili? Wiecie. Gdzieś w szkole czy nawet czasem pan Lander - wtrącił się nagle, przerywając ich pieszczotliwą rozmowę na temat rupieciarni w jego pokoju i nie tylko. Upił łyk wytrawnego wina, który został mu nalany przez ojca bliźniaków, czując przyjemny cierpki posmak na koniuszku języka. I tak, dalej grał dobrą minął do złej gry. Michael może tego nie widział, ale Ethan mógł już wyczuć, że ewidentnie jest coś na rzeczy. W końcu muzyk, bogaty, przystojny i przede wszystkim z karierą może być tak całkiem sam? Czy to w ogóle możliwe? |
| | | TOMAccidental Anal
Data przyłączenia : 27/06/2017 Liczba postów : 160
Cytat : jam wspanialec zwyrodnialec Wiek : 104
| Temat: Re: My best friend's wedding Sob Mar 16, 2019 5:25 pm | |
| Ethan zaraz uwalił się ciężko na kanapie koło brata, podrzucając mu na kolana obleśnie obśliniony gryzak, którym jeszcze chwilę wcześniej szarpał się z psem. Sierściuch nie czekając dłużej ruszył w ślad za zabawką. Był to dokładnie ten sam moment, w którym nieuważny szatyn schlapał sobie koszule wińskiem. Zupełnie tak jak przepowiedziało pismo. Zaklął nieładnie i jako, że był już trochę wstawiony - wykrzywił usta w grymasie pełnym nieszczęścia. A miało być tak pięknie - a miało nie wiać w oczy nam. Na wszystkie kłody, jakie rzucało mu ostatnio życie pod kopyta czuł się zobligowany reagować sarkazmem. Dopił końcówkę tego co z łaski swojej postanowiło pozostać w naczyniu i odstawił z brzękiem pusty kieliszek daleko na stół. Jeszcze nie wiedział, że ojciec wykorzysta ten moment, żeby za chwilę zebrać wszystkie kieliszki do napełnienia. Trzecia butelka sama się odkorkowała mamrocząc pod nosem: "nie miałeś jak poznać, bo nasz wyrodny syn przez półtorej roku nie miał czasu zajrzeć..." Ethan próbował uchronić się przed kolejną dawką alkoholu zasłaniając szkło od góry dłonią, ale usłyszał tylko: "TERAZ NAPIJESZ SIĘ Z OJCEM ALKOHOLU, MŁODY CZŁOWIEKU". Nie miał mu za złe drwiny. No tak. Muzyk, bogaty, przystojny (wybitnie...) i z karierą. Gejdar w głowie Ethana popiskiwał coraz śmielej, co budziło zdecydowanie zbyt duże pokłady ciekawości, żeby można to było nazwać przyzwoitym. Może założenie, że wpadł na kolejnego zbyt-ładnego heteryka nie miało zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością? Zdążył już raz zagapić się na ciemne plamy, które wino zostawiło na ustach Vincenta. Fantastycznie pod kolor ciemnych oczu. Michael popatrywał na to z politowaniem. - Standard. Zamienialiśmy się całą szkołę średnią, a nie zorientował się żodyn. - Nie jestem pewny, skąd się wzięła w jego głosie ta nutka dumy. Aż dziwne, że tym razem darował sobie wykład na temat tego, że Mick nie skończył by bez niego liceum. - Rodzinka się wycwaniła i zawsze jak nie byli pewni to wołali "Ethan-Michael". W osiedlowym sklepie Pani prawie wyzionęła ducha jak kiedyś odkryła, że jest nas dwóch. Teraz było zdecydowanie trudniej o pomyłkę - Michael golił twarz na gładko, a nieułożone kosmyki opadały mu na czoło. Ethan z kolei miał włosy nieco dłuższe, ale aktualnie zaczesane gładko do tyłu i rzadko kiedy chciało mu się golić regularnie twarz.
|
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: My best friend's wedding Pią Mar 29, 2019 1:29 pm | |
| Powiódł spojrzeniem za psem, który wykazywał jawne chęci do tego, aby się pobawić. Kiedy ktoś rzucił mu tą nieszczęsną zabawkę, po złapaniu jej, podszedł do Vincenta, który trochę poszarpał się z kundlem w formie zabawy, odstawiając wypity kieliszek z winem. Lubił zwierzęta. Czasem o wiele bardziej niż ludzi — nie żeby za nimi jakoś szczególnie przepadał. Nie minęła chwila, a jego naczynie znowu było odpowiednio pełne. Starszy Lander zadbał już oto, aby żaden z nich nie miał pustego kieliszka. Uniósł nieznacznie kącik ust w formie niechętnego uśmiechu, słysząc wyrzuty ich ojca po czym rzucił zabawkę psu, którą zaadaptował i zajął się nią już sam. Leniwie spojrzenie powiódł po rysach starszego z Landerów, nie do końca chcąc rozumieć jego wyrzuty. W końcu tu jest, tak? I to jeszcze półtora roku później. Powinien się cieszyć, że w ogóle ma okazję zobaczyć swojego syna. — Bez urazy, ale ja w ogóle nie widzę się ze swoim ojcem. Każdy ma swoje życie i powinien Pan cieszyć się tą chwilą, że Ethan w ogóle tutaj jest. A nie robić mu dodatkowe wyrzuty — rzucił już chłodniejszym tonem pod wpływem wypitego już alkoholu, nie wiedząc, czy słusznie czyniąc. W zasadzie dla niego coś takiego jak rodzina nigdy nie istniało, więc nie do końca był wstanie zrozumieć trzymającej ich więzi. To, że boli ich, iż kogoś nie ma dłużej niż parę miesięcy. Że ktoś nie chciał przyjechać na komercyjne święta i teraz rodzic ma za złe synowi, że nie przyjechał. Odchylił się nieznacznie na krześle, na którym siedział i wstał, prostując w ten sposób swoje już nieco przestarzałe kości. Chwycił kieliszek z winem i przewędrował salon wprost do kanapy, siadając na niej między bliźniakami — bo akurat właśnie tam było ostatnie, wolne miejsce. Kątem oka spojrzał się na ciemne plamy wyrządzone przez pospolity trunek, które miał na sobie Ethan. Tutaj wyraźniej czuł jego zapach. Był intensywniejszy od tego, który miał na sobie Michael. — Żodyn? — zaśmiał się delikatnie na słowa przyjaciela, szturchając go zaczepnie ramieniem. Czasem jeszcze desperacko szukał z nim bliższego kontaktu fizycznego — Szkoła średnia musiała być dla Was całkiem zabawnym okresem w życiu, co? Skoro robiliście tak cwane zagrania — pociągnął temat dalej, uśmiechając się delikatnie do nich obu — Chociaż to ciekawe, że Was nie zdemaskowali. Po zdjęciach, które kiedyś pokazywał mi Michael, dało się zauważyć, że różniliście się drobnymi szczegółami — dokładnie tak, On przynajmniej po dziś dzień widział te szczegóły i naprawdę — nie potrafiłby pomylić ich obu. Nie wiedział, czy to przez tą silną więź, którą czuje do Michaela czy może rzeczywiście potrafił dostrzec pierdoły, które w dniu codziennym tracą sens. A może jedno i drugie? |
| | | TOMAccidental Anal
Data przyłączenia : 27/06/2017 Liczba postów : 160
Cytat : jam wspanialec zwyrodnialec Wiek : 104
| Temat: Re: My best friend's wedding Sob Maj 18, 2019 2:05 pm | |
| Ethan uważnie śledził wzrokiem zabawy Vincenta z psem. Generalnie miał w zwyczaju nie ufać ludziom, którzy nie lubili zwierząt. Przygryzł odrobinę wargę i jakby zamyślił się przez chwilę. Wywrócił oczami dopiero słysząc słowa ojca i zaraz spojrzał na bruneta zaskoczony i przyjemnie połechtany stanięciem w jego obronie. Nie spodziewał się tego. Tutaj nikt raczej nie stawał w jego obronie. Wszyscy lubili się przypierdalać, marudzić i pakować nochal w nie swoje sprawy. Nawet jeśli było to stosunkowo niegroźne, to i tak wystarczająco wkurwiające. Dlatego Ethanowi było lepiej w Stanach. Brakowało mu tylko Michaela, którego obecność tak bardzo ułatwiała mu życie w latach nastoletnich. I doskonale wiedział, że brat darzy go podobnym uczuciem. Nie do końca tylko zdawał się rozumieć dlaczego Ethanowi przyszło tak łatwo odcięcie się od Vancouver. Powinien Vincentowi podziękować, ale nie bardzo wiedział jak się do tego zabrać. Dlatego parę razy otworzył usta, ostatecznie jednak milcząc. Prychnął tylko cicho pod nosem i wywrócił oczami. Ojciec chce się z nim najebać? Wspaniale, tylko ciekawe kto będzie jutro niańczył jego skacowane dupsko. Zupełnie jakby na złość wypił pół kieliszka wina jednym haustem, jakby to była wóda. W dalszym ciągu zdawał się być jednak z nich wszystkich najtrzeźwiejszy. Uśmiechnął się przyjaźnie do przesiadającego się na kanapę mężczyzny i przesunął trochę w bok robiąc mu więcej miejsca na środku. Udając kompletny brak uwagi mógł oprzeć się trochę ramieniem o jego ramię i przytknąć udo do uda. Wszystko to wyglądało do bólu zwyczajnie, jakby wcale nie było skomplikowanie zaplanowanym działaniem. Czy Vincent wiedział, że Ethan jest gejem? Czy Michael mówił mu coś na ten temat? I co miała na celu ta cała bliskość, którą wymusił na nim na zewnątrz? Wprost proporcjonalnie do wstawienia jego mózg fiksował się tych konkretnych pytaniach. Faktycznie, jeśli dobrze się przyjrzeć, bez problemu można było wypatrzeć różnice między ich twarzami. Zarówno teraz jak i za czasów liceum. - Jak ktoś nie chce czegoś zauważyć to nie zauważy choćbyś mu pod nos podłożył podwójny akt urodzenia- Ethan był dosyć wprawnym obserwatorem.Dlatego już w tym momencie był w stanie stwierdzić, że oschłość i zadęcie Vincenta jest swojego rodzaju maską, pod którą chował swoją emocjonalność. Czy to jednak było normalne? Czy teraz wyjątkowo go coś gryzło? Szlag, zdecydowanie za dużo myśli zaprzątał mu ten gość. Dużo więcej niż powinien. Wstał i przeciągnął się jak kot, aż mu się poplamiona koszula podwinęła i odsłoniła brzuch. Przez chwilę się zawahał, ale zaraz wrócił wzrokiem do twarzy Vincenta i uważnie obserwował malujące się na niej emocje. - Idę zapalić. Idziesz też? - zapytał łapiąc z nim na moment kontakt wzrokowy, lecz już chwilę później musiał odwrócić się ponownie do szukającego dziury w cały brata. - Przecież Ty nie palisz... - podjął ponownie ten sam temat Michael, jednak tym razem bez subtelności trzeźwego człowieka. - A właśnie że palę - coraz bardziej zirytowany całą tą sytuacją Ethan wywrócił oczami. - Od kiedy niby? - drążył dalej, ale brat pokazał mu już tylko środkowy palec i nie zaszczycił więcej spojrzeniem. - Odpieprz się, serio - burknął na niego mało uprzejmie po czym zniknął na chwilę w kuchni, podprowadzając matce skitraną na parapecie paczkę cienkich szlugów. Zaczekał na Vincenta przy drzwiach, ubierając buty i naciągając na grzbiet kurtkę. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: My best friend's wedding Pon Maj 20, 2019 8:17 pm | |
| Wyciąganie takich rzeczy w obecności obcych osób nigdy nie było fair. Poniekąd z czystej kultury chciał stanąć w jego obronie, ponieważ od dłuższego czasu zauważył, że wszystko, co było kierowane w stronę Ethana miało negatywny wydźwięk. Jedynie Michael potrafił zachować się jak brat, niemniej i on tracił cierpliwość do tego pajaca. A Vincent absolutnie nie mógł zrozumieć, dlaczego muszą pałać taką urazą wobec brata jego przyjaciela. Czy jest coś, o czym Vincent mógł nie wiedzieć? Michael dużo mu opowiadał. O swoim dzieciństwie, o bracie i generalnie jak było. Mniej więcej wiedział więc, czemu mogli mieć do niego taki stosunek. Co nie oznacza, że musiało mu się to podobać. Wręcz przeciwnie — miał prawo do wyrażenia swojej opinii. Dlatego nie zdziwiło go to, że po zimnych słowach wypowiedzianych przez Vincenta, starszy mężczyzna zamknął się na króciutką chwilę, kompletnie nie spodziewając się takich wyrafinowanych słów ze strony gościa. Co jak co, ale w takich sytuacjach ludziom zawsze jest głupio, gdy młodszy poucza starszego. Dodatkowo nie bardzo mógł odnieść się do jego słów, gdyż mówienie o niewidzeniu się z rodzicielem, równie dobrze mogło oznaczać to, że jego ojciec po prostu nie żył i dlatego nie miał okazji do większych rozmów z nim. Przy podobnych przemyśleniach nikt nie ma odwagi, by spytać, dlaczego w takim razie nie zmienią swojego stosunku, ponieważ dla rozmówcy może to być strzał w samą stopę. Usiadłszy na kanapie, nieszczególnie spodziewał się bliższego, z pozoru niewinnego kontaktu cielesnego ze strony Ethana. Dla innych byłoby to coś z pozoru normalnego — napił się, więc potrzebuje bliższego kontaktu. Całkiem zrozumiałe zachowanie. Niemniej Vincent nigdy nie należał do osób normalnych, co za tym idzie jego wybujała wyobraźnia, która i tak była podchmielona alkoholem, zrozumiała to jako sygnał. Niczym na charakterystyczny dźwięk pstryknięcia palcami, jego wewnętrzny gej rada został włączony. Otaczająca go aura chłodu wciąż z nim została, niemniej w żadnym stopniu nie zamierzał się odsuwać od jego kontaktu fizycznego. Jeśli miał zamiar z nim pogrywać, to z przyjemnością skorzysta z niemego zaproszenia. Spojrzał się więc na niego, skalując go swoim ciekawskim spojrzeniem. Miło było sobie popatrzeć na odkryte mięśnie brzucha, które w jego wyobrażeniu przekształciły się na sylwetkę Michaela, którą najchętniej by mógł... Gwałtownie zaciągnął się strumieniem powietrza z nosa, nie chcąc, by w tym momencie podobne myśli przychodziły mu do głowy. Kurwa. — Też prawda — przyznał mu krótką, suchą rację, jednocześnie starając się odpędzić od siebie myśli, które wewnętrznie przemieniały się w śmiech pełen histerii i strachu. Cudowny Stwórco, który nawet nie istniejesz, spraw, abym mógł zapaść się pod ziemię ze wstydu i upokorzenia, z którym w dzień w dzień przyszło mi żyć. Syknął ze złości w myślach, automatycznie skupiając swoje spojrzenie na zupełnie czymś innym. Jednak gdy Ethan wstał z kanapy, nie dało się nie odprowadzić go spojrzeniem do kuchni, w której kitrał paczkę papierosów. Długo zajęło mu, by skorzystać z propozycji rzuconą przez mężczyznę. Ale, hej! Nie obiecał sobie czegoś kilka chwil temu? Uśmiechnął się nieznacznie, wstając z kanapy, praktycznie od razu zaczynając tęsknić za bliskością i ciepłem ciała, która go otaczała od strony przyjaciela. Westchnął cicho, ubierając swoje obuwie, a także niedbale zarzucił na plecy płaszcz. Odrobinę "tlenu" zawsze dobrze mu robi, więc nawet nie wiedział, nad czym tak właściwie zastanawiał się w salonie. Otworzył drzwi, szybko znajdując się na zewnątrz, a jego dzisiejszym towarzyszem okazał się być nikt inny jak prawie identyczna kopia jego przyjaciela. Po prostu jedna, wielka karma. Westchnął po raz drugi, wyciągając paczkę papierosów z kieszeni płaszcza, by móc poczęstować siebie, i pomimo tego, że Ethan posiadał swoje, to także i jego. Niemniej zły los chciał, by owy przedmiot całkowicie wypadł mu z dłoni, wpadając do niewielkiej zaspy ze śniegu. Niby pierdoła, ale to ona spowodowała, że dzisiejszego dnia miał co najmniej dość. Powoli zdawał sobie sprawę z utarty kogoś naprawdę mu bliskiego, a gdy alkohol wchodził za bardzo, nie do końca potrafił radzić sobie z tym odrzuceniem. — Kurwa — syknął pretensjonalnie, a przy tym jednym słowie wyrzucił z siebie więcej emocji niż przez ten cały, cholerny wieczór. Sięgnął po paczkę, i na całe szczęście papierosy w niej okazały się być całkiem suche i nawet zdalne do palenia. Wyciągnął więc jednego, paczkę automatycznie kierując w stronę Ethana. Ah, no tak. Przecież miał przecież swoje. — Michael kiedyś mi wspominał, że nie lubisz pieprzyć się z kobietami — zaczął spokojnie jak na swoje zszargane nerwy, trochę kłamiąc, z ciekawości chcąc sprawdzić reakcję mężczyzny na tak mało bezpośredni temat. A także na chwilę zapomnieć o draniu, który nieświadomie złamał mu serce. Hah, zapomnieć. Dobre sobie. |
| | | TOMAccidental Anal
Data przyłączenia : 27/06/2017 Liczba postów : 160
Cytat : jam wspanialec zwyrodnialec Wiek : 104
| Temat: Re: My best friend's wedding Wto Maj 21, 2019 12:32 am | |
| Ethan był zupełnie nieświadomy festiwalu spierdolenia, który kręcił się w głowie Vincenta. Bo czemu niby miał? Mężczyzna był perfekcyjny w ukrywaniu swoich emocji. Głównie za maską uprzejmości, chociaż Ethan byłby gotowy przysiąc, że również - wyniosłości. Chociaż sam miał swoje własne cyklicznie stresujące pomyślunki to po nim też nie było tego widać, może tylko trochę po podkrążonych oczach. Źle ostatnio sypiał i pił hektolitry kawy. Chociaż był póki co na fali zostawienia swoich problemów w Ameryce. Mężczyzna siarczyście zaklął, co zwróciło uwagę Ethana. Uniósł odrobinę brwi. Brzmiało na gorszy dzień. Nie skomentował tego ani słowem. Bo czemu niby miał? Nikt nie lubi papierosów w śniegu. Oparł się plecami o ścianę budynku i wyciągnął z kieszeni trochę pomiętą paczkę szlugów. - Mam - mruknął uprzejmie - ale chętnie skorzystam z ognia. Był przyjemnie wstawiony, ale nie tak, żeby było to po nim widać. Może w trochę mniej powściągliwym, bardziej chłopięcym uśmiechu. Zwykle bywał bardziej zblazowany, wyglądał jakby wiecznie go coś bolało. Bliźniacy różnili się chyba najbardziej mimiką twarzy. Uśmiechał się zwykle, w przeciwieństwie do Michaela, półgębkiem. Mick bardziej od brata mrużył oczy. Chociaż śledził mężczyznę wzrokiem, jego pytanie wyrwało go z zamyślenia. Aż automatycznie spojrzał mu prosto w oczy i uniósł jedną brew. Mężczyzna wypowiedział je zupełnie casualowym tonem, jednak Ethan spodziewał się przedłużonej kultury small toku. Mężczyzna uderzył w konkretny temat, ale czemu niby nie miał? Tylko co to było za pytanie? Bezpośrednie o. Przekleństwo ładnie zabrzmiało w ustach bruneta, niespodziewanie seksownie. Aż się porządnie uśmiechnął. Nie miał okazji wcześniej zwrócić uwagi. - Jakoś nie szło mi najlepiej w ostatnim czasie- ostatnich dziesięciu lat chyba.Przynajmniej. Może z raz, ale nie solo, więc nie wiem czy się liczy. - Jakiego rodzaju to była pogawędka? - Trochę zaczepnie odwrócił kota ogonem. Nie mógł się powstrzymać od drobnej złośliwości. W jakiego rodzaju rozmowach rozprawia się o życiu seksualnym brata bliźniaka? Na pewno nie nad pizzą. To musiała być jakaś pijacka rozmowa. Zresztą, Ethan był wyposzczony jeśli chodzi o flirt. Nie pozwalał sobie na to ostatnio, nie miał nawet ochoty. Był dosyć oziębły, ale czemu niby dzisiaj miał? Wszystkie problemy zostały na lotnisku i miał ochotę sobie pofolgować |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: My best friend's wedding Wto Maj 21, 2019 5:00 pm | |
| Od dziecka potrafił maskować swoje emocje. Czasem jednak, pod wpływem niewielkiej ilości alkoholu nie potrafił mieć takiej doskonałej kontroli. Często wtedy bił się z myślami, które oczywiście normalnie miewał, jednak nigdy o tak intensywnej sile. Teraz uczucie wstydu i bólu paliło go tak intensywnie w piersi, że nie wiedział, czy to czysta przesada czy rzeczywiście aż tak mocno uderzył go fakt, że już NIGDY nie będzie miał możliwości, by móc stworzyć z Michaelem coś, co istniało tylko i wyłącznie w jego wyobraźni. W końcu drzwi zawsze było lekko uchylone i miał możliwość. Teraz, kiedy jego przyjaciel ogłosił, iż się zaręczył, prosząc go również na swojego świadka, te same drzwi nagle niespodziewanie się zamknęły i odnosił wrażenie, że już nigdy nie zostanę w ten sam sposób otwarte. Miał ochotę włamać się do jego wnętrza i wyrwać zamek, który powstrzymuje go od chcianego pożądania. Wiedział jednak, że jest to niemożliwe. Dlatego teraz, kiedy stał niedaleko Ethana, jego wyraz twarzy nie był do końca zgodny z emocjami, które czuł. Stoicki spokój wymalowany na mimice świadczył tylko o tym, że jeszcze jakoś się trzyma. Miał jednak wrażenie, że złe samopoczucie, którym w tej chwili emanował, nie dało się już tak łatwo ukryć jak w salonie czy w jadalni wśród śmiechów gości, ciepłego jedzenia oraz cierpkiego alkoholu. Teraz był tylko on i Ethan... Ten, który był tak cholernie podobny do niego. Zagryzł nieznacznie wargę, szukając po kieszeniach zapalniczki (ZIPPO, HALO), którą chwilę temu schował. Nieśpiesznym krokiem podszedł do mężczyzny, czysto nieświadomie zatrzymując się niebezpiecznie blisko jego osoby. Odpalił ogień, zakrywając go dłonią, aby wiatr aż tak szybko nie zdmuchnął go. Małe to było prawdopodobieństwo, ale jego pijany umysł podświadomie szukał bliższego kontaktu z nim, nawet jeśli nieszczególnie go pragnął. Uśmiechnął się do siebie ładnie, zabierając zapalniczkę, gdy mężczyzna miał już odpalonego papierosa. Na powrót schował ją w kieszeni, mocno zaciągając się dymem w krótkim zamyśleniu. — Czyli nie zaprzeczasz... — mruknął tylko, mrużąc przy tym delikatnie oczy i odsunął się nieznacznie od sylwetki mężczyzny, a tym samym Ethan mógł przestać czuć aż tak intensywny zapach perfum, który miał na sobie Vincent. Mimo ich intensywności, jego nuta zapachowa była naprawdę w porządku. Kolejny uśmiech wymalowany na twarzy nie należał już do tych, w których można było się zakochać już od pierwszego wejrzenia. Było w nim coś smutnego. Całe jego spojrzenie było smutne i pozbawione sensu. Po chwili z ust Vincenta wydobył się krótki, dźwięczny śmiech, przez co jego kąciki oczy uśmiechnęły się wesoło. Mimo to, jego spojrzenie było jeszcze bardziej puste niż chwilę temu. —[b[ Czy to takie ważne?[/b] — odparł, zaciągając się papierosem jeszcze mocniej, o ile to było w ogóle możliwe. Powrót do wspomnień z tamtego dnia nie był przyjemny. Ranił jego rozpaloną ranę, a masochistą nie był, więc wolał przemilczeć ten niewygodny temat. Westchnął ciężko, złapawszy się za zmęczony i spięty kark. W tym momencie chętnie wyładowałby swoje emocje na fortepianie, ale wiedział, że póki co nie będzie miał dostępu do tak szczególnego instrumentu. Skoro nie fortepian, to czemu nie Ethan? Sam zasugerował mu papierosa, a nie wydawało mu się, że rzeczywiście palił od dawien dawna. Widział jego reakcję na dym już po pierwszym ich wspólnym papierosie. I pomimo rozczarowania na Michaela, nigdy nie przestanie mu wierzyć w to, co mówił. Uśmiechnął się lisio, po raz kolejny zmniejszając dystans między nimi. Tym razem jednak był bardziej bezczelny niż dotychczas, ponieważ pozwolił sobie wymusić na Ethanie zrobienie parę kroków w tył, co za tym idzie jego plecy doznały niespodziewanego kontaktu z zimną ścianą budynku. — Mówisz więc, ze w ostatnim czasie...Jaki to był konkretnie czas? Kiedy uświadomiłeś sobie, że wolisz sypiać z facetami — bezpośredniość jego słów nie znała granic i bynajmniej nie było to spowodowane przez ilość alkoholu, którą w siebie wlał. Z pewnością brał swój czynny udział, aby co najmniej go ośmieszyć, ale doskonale wiedział, co robił i jakich słów używał. Co chciał zrobić i w jaki sposób zbliżyć się do namiastki tego, który był powodem jego mokrych snów. |
| | | TOMAccidental Anal
Data przyłączenia : 27/06/2017 Liczba postów : 160
Cytat : jam wspanialec zwyrodnialec Wiek : 104
| Temat: Re: My best friend's wedding Wto Maj 21, 2019 11:02 pm | |
| Teraz, gdy alkohol przyjemnie rozluźnił mu gardło, paliło się dużo przyjemniej. Zwłaszcza te pedalskie cienkasy, chmura była dużo łatwiejsza do okiełznania w płucach, co nie było bez znaczenia. Nie wykrzywił się nawet bardzo, ale widać po nim było, że nie jest nałogowcem. Ethan przynajmniej od roku był weekendowym palaczem, co było plamą na jego honorze mam-trzydzieści-lat-i-nigdy-nie-popalałem. Do piwka zawsze wchodziło, do blanta też. Zwłaszcza od kiedy musiał przywyknąć do zapachu dymu, polubić go nawet. Jego były facet kopcił jak ruski ciągnik - paczkę dziennie, półtorej. I jarał w samochodzie - to Ethana wkurwiało najbardziej. Z zadziwiającą łatwością i precyzją był sobie w stanie przypomnieć wszystkie rzeczy, które go wtedy wkurwiały. Vincent był przystojny, miał bardzo regularne rysy twarzy, a przydługie włosy nonszalancko podrygujące na wietrze dodawały mu charakteru. Też pachniał dymem, ale ten przyjemnie mieszał się z jakimś piżmowym zapachem wody kolońskiej, którego szatyn nie był w stanie bliżej zidentyfikować. Zaiste nie zaprzeczył. Miał ochotę rzucić na ten temat jakiś niewybredny komentarz, złośliwy trochę może, ale ostatecznie się powstrzymał. Odrobinę się zagapił na jego spierzchnięte usta obejmujące papierosa. Dopiero wypuszczany kłąb dymu sprawił, że oderwał się od nich i wrócił do bardziej całościowego obserwowania twarzy bruneta. Mimo pozornego spokoju, Ethan wyczuwał jakieś napięcie. Coś zdawało się zaprzątać myśli mężczyzny. Nie był w stanie tego inaczej nazwać, bardziej sprecyzować. Momentami wydawał się być emocjonalnie w zupełnie innej rzeczywistości niż ta tutaj właśnie. To jakby pojawiało się falami, zdawało się cykliczne. Jakby coś przez cały czas przypominało mu o czymś. Nigdy by jednak nie przypuszczał, że w głowie Vincenta odpieprzała się taka emocjonalna incepcja. Gorzej niż w matrixie. Było naprawdę kurwa zimno, bo jakoś koło zera stopni i dłoń, w któej Ethan trzymał papierosa delikatnie drżała co jakiś czas. Drugą miał wciśniętą głęboko w kieszeń kurtki. Obserwował mężczyznę z uprzejmą ciekawością. To całe pytanie w jednym momencie, w którym nic na to nie wskazywało pozwoliło przypisać Vincentowi metkę nieprzewidywalności. Trochę teraz uważniej studiował jego ruchy i ciekawość jaką zbudzał w nim brunet diametralnie wzrosła. Nic nie mógł poradzić no. Odpowiedzenie pytaniem na pytanie było z kolei zagraniem bardzo defensywnym. Brew szatyna uniosła się wysoko z zainteresowaniem. Zaciągnął się papierosem i bardzo powoli wypuścił dym spomiędzy warg. - Nie ważne - zgodził się rozbrajająco szczerze. Vincent po raz kolejny tego wieczoru w podobny sposób zmniejszył dystans między nimi i w miejsce zainteresowania, pojawiło się zaskoczenie. Naparł na niego na tyle mocno, że ten automatycznie zrobił dwa kroki w tył, żeby uniknąć zderzenia z jego ciałem. Tym sposobem uderzył niespodziewanie plecami o ścianę i trochę bardziej spodziewanie o jego klatkę piersiową. Mężczyzna bezczelnie uwięził go między budynkiem, a sobą. Passive aggressive motherfucker. Przez chwilę nawet miał ochotę się zdenerwować, ale gdy minęła pierwsza fala zdziwienia, z pewnym zażenowaniem zdał sobie sprawę, że całkiem mu to nie przeszkadza. Byli niemal tego samego wzrostu dlatego mógł bez skrępowania przyjrzeć się wszystkim detalom jego twarzy, co zresztą niezwłocznie uczynił. Zaciągnął się szlugiem i tylko trochę obrócił głowę, żeby wydmuchnąć dym gdzieś koło ucha Vincenta. - A to ma duże znaczenie? - trochę jakby odbił cwany uśmiech bruneta. Więc tak to sobie wyobrażał? Że będzie go zbywał i zadawał pytania? Wprost biła z niego arogancja, ale Ethanowi się to niebezpiecznie podobało. - Bo właściwie to chyba nie jestem pewien o czym rozmawiamy - przyznał po chwili rozbrajająco niewinnym głosem, zupełnie nieadekwatnym do tej sytuacji, między mężczyzną a ścianą. Zaciągnął się raz jeszcze i nie spuszczając wzroku z jego ust wypuścił z ręki niedopałek i przygniótł go na ślepo butem. Gość był dla niego jedną wielką zagadką, a wstawiony Ethan wprost nie mógł się doczekać rozwiązania jej. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: My best friend's wedding Nie Cze 23, 2019 7:59 pm | |
| Bardzo nie chciał, aby jego prawdziwe emocje wyszły na jaw, ale czasami także nie potrafił nad sobą panować. Idealnym przykładem była kierowana złość, która mieszała się z mało jawnym napięciem seksualnym. Jego durny mózg na siłę chciał mu wmówić, że w tym momencie stoi przed nim Michael. Ale przecież to nie była prawda. Mimo to nie mógł powstrzymać siebie od zbędnych komentarzy, całego drążenia, by ostatecznie móc wbić szpilkę w jego czuły punkt, raniąc przy okazji i siebie. W końcu nigdy nie chciał skrzywdzić swojego najlepszego przyjaciela, a kiedy robił to Ethanowi, to prawie tak samo jakby karał Michaela. Czy to nie było wkurzające? Vincent nie czuł zimna aż tak bardzo. Nigdy mu szczególnie nie przeszkadzało, a mając w sobie wlane procenty, tym bardziej nie był wstanie odczuć zimno, które otoczyło jego ciało. Skupiając się na cholernie podobnych rysach twarzy mężczyzny, uśmiechnął się do siebie kącikami ust, zupełnie jakby chciał wymusić na sobie ten rodzaj uśmiechu. Jedną rękę pozwolił sobie oprzeć na ścianie budynku, natomiast tę drugą, w której przez cały czas trzymał końcówkę papierosa, chwycił subtelnie Ethana za szczękę, spoglądając mu głęboko w oczy. Uśmiechnął się szeroko, pochylając odrobinę głowę, by swoje usta mieć na linii jego ucha. — Domyśl się, bystrzaku. Jeśli zgadniesz, złożę Ci propozycję nie do odrzucenia — odparł, przyjemnie zniżając swoją barwę głosu, tym samym powodując przyjemne dreszcze na jego plecach. Jego pewność siebie i arogancja z pewnością powalały na kolana, ale hej! Czy to nie przypadkiem tym przyciągał do siebie potencjalnych kochanków? Nigdy nie rozumiał, dlaczego ludzie wolą tych, którzy są bardziej niedostępni. Czemu on wolał kogoś, kto był poza zasięgiem jego serca. |
| | | TOMAccidental Anal
Data przyłączenia : 27/06/2017 Liczba postów : 160
Cytat : jam wspanialec zwyrodnialec Wiek : 104
| Temat: Re: My best friend's wedding Pią Wrz 06, 2019 11:50 pm | |
| Vincent ewidentnie nie był typem człowieka, który owijał w bawełnę. Przynajmniej teraz, zupełnie jasno wyrażał swoje pragnienia. Namacalnie. Ethan nie był przyzwyczajony do tego rodzaju bezceremonialności, zasiedziały w imprezowej kulturze przedłużonego flirtu. Brunet pomiął etap wszelkich wątpliwości i nie zostawił za dużo przestrzeni do przemyśleń. Uwięziony między budynkiem, ramieniem i torsem mężczyzny nie miał żadnej kontroli nad sytuacją. Nie musiał mieć. To było niespodziewanie satysfakcjonujące uczucie. Rozluźnił się pod wpływem łagodnego dotyku palców na żuchwie. Oparł tył głowy o szorstką ścianę w wygodnej pozycji i zastygł na krótką chwilę, wymieniając z nim hipnotyzujące spojrzenia. Lampa na fotokomórkę zgasła, bo od jakiego czasu nie wyczuła żadnego gwałtownego ruchu. To mu jakoś przypomniało, że w Vancouver nigdy nie wyszedł z szafy i nawet go trochę rozbawił komizm tej sytuacji. Stali teraz w półmroku, w dalszym ciągu oświetlani łuną okna, ulicznych latarni i lampek. Zresztą wystarczyło się ruszyć. Celnie dobrane złośliwości, mruczane seksownym głosem do ucha były ekwiwalentem wszelkiego flirtu. Ethie był wstawiony, a Vincent absurdalnie przystojny. Momentami też trochę dziwaczny i zdystansowany, ale ciągle przyciągał do siebie jak magnes. Może był też trochę bardziej niż wstawiony, i nie zapominajmy o tym, że nie pieprzył się z nikim od kilku (depresyjnych) miesięcy. Poczuł ciepły oddech na uchu i przyjemnie niskie wibrujące tony. Dreszcz uniósł wszystkie włoski na jego karku. Uległ nagłemu impulsowi, żeby obrócić trochę głowę i potrzeć policzkiem o drugi, przyjemnie szorstki i ciepły. Zahaczył dłoń na karku drugiego mężczyzny i odciągnął jego głowę delikatnie do tyłu, żeby znowu zrównać się z nim twarzą. Zderzyć nosem. Wymienić kilka spojrzeń i złożyć na jego wargach żarliwy, lecz stosunkowo krótki pocałunek. Jakby nie mogąc się powstrzymać krótko liznął jego usta raz jeszcze, zanim odsunął twarz o kilka centymetrów i ponownie podparł głowę o ścianę. Nie zabrał jednak dłoni z karku, poruszył palcami w delikatnej pieszczocie. - Zgadłem? - Jego głos był delikatnie zachrypnięty od tego wszystkiego, nie mógł się jednak powstrzymać od zaczepnego uśmieszku. Uśmiechał się zupełnie inaczej niż brat. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: My best friend's wedding Czw Wrz 12, 2019 11:24 pm | |
| Bezpośredniość zdecydowanie była słabością Vincenta, a nie zaletą. Bywał przesadnie bezczelny i mało taktowny. Nie wszyscy to lubili, większość tego nie cierpiała. Mimo to potrafili zauroczyć się jego chłodną osobowością. Ethan natomiast był jego odwrotnością. Widział różnice, które były między nimi i to właśnie one zaczynały mu się całkiem podobać. Nieświadomie, ponieważ pijany umysł za wszelką cenę chciał wmówić mu, że to Michael był miłością jego życia, a Ethan był bezwzględnie do niego podobny, ale ile w tym wszystkim było prawdy? I choć jego mózg był bardziej pijany niż zwykle, to podświadomie wiedział, że własne zachowanie było spowodowane lekką sympatią do bliźniaka. Nie sugeruje miłości od pierwszego wejrzenia, ale jego osobowość była całkiem przyjemna. W dodatku ze świadomością, że był gejem, było mu łatwiej wciągnąć go do łóżka — bo właśnie taki miał cel. Chciał zapomnieć już o tym, co czuł. Miał dosyć. Dlatego chciał skorzystać, nawet jeśli dnia następnego obudzi się z ogromnym kacem moralnym. Uśmiechnął się do niego lekko, wyczekująco patrząc na jego rysy twarzy aż w końcu spotkał się z nim spojrzeniem. Było inne od Michaela, ale równie interesujące, może nawet bardziej. Karcił siebie w myślach, że ciągle musiał ich do siebie porównywać. Wiedział, że będzie tak przez cały wieczór. Przewidujące było to, że ostatecznie ich usta złączą się w przyjemnym pocałunku, choć w pierwszej chwili udał lekkie zaskoczenie. Bez skrupułów dał się przyciągnąć, układając głowę tak, aby Ethanowi wygodniej było go pocałować. Miał zimne, trochę szorstkie usta, które smakowały świeżo wypalonym papierosem. Było to krótkie, ale na tyle intensywnie doznanie, że nie zapomni go prędko. Spojrzał się uważniej na jego zaczepny uśmiech, zupełnie inny od tego, który używa Michael. Podobał mu się. — A jak sądzisz? — spytał półszeptem, ale niezbyt długo czekał na odpowiedź. Chwycił go odrobinę mocniej za szczękę, którą już wcześniej drażnił smukłymi palcami. Minęły tylko sekundy przed tym, aby Vincent wpił się agresywnie w jego wargi, całując je zachłannie. Był wygłodniały i bardzo chciał tego kontaktu. Domyślił się, że Ethan chce tego samego — a nawet jeśli nie, to nie sprzeciwiał się od bliskości, której domagał się Vincent. |
| | | TOMAccidental Anal
Data przyłączenia : 27/06/2017 Liczba postów : 160
Cytat : jam wspanialec zwyrodnialec Wiek : 104
| Temat: Re: My best friend's wedding Wto Wrz 17, 2019 10:41 pm | |
| Nawet jak przestali się całować, cały czas stali blisko siebie, usta przy ustach, nos przy nosie. Zdążył tylko oblizać wargi, bo to była bardzo krótka przerwa. Ethan opierał się całą powierzchnią pleców o zimną ścianę, a Vincent opierał się całą powierzchnią swojego ciała o Ethana. Przynajmniej tak mu się wydawało, ale nie miało to specjalnego znaczenia. Udzielił mu się spontaniczny entuzjazm bruneta. Dlatego dłoń, która jeszcze chwilę wcześniej delikatnie głaskała kark, teraz przesunęła się na ramiona, niemal przyciskając go do siebie jeszcze bardziej. Język i usta bruneta były gorące, szybko się rozgrzał chętnie odpowiadając na jego pocałunki. Jakiekolwiek natrętne myśli zdawały się dręczyć Vincenta wcześniej, teraz epatował namiętnością. Ethan był z góry na straconej pozycji, za długo się na niego zagapił już w czasie przywitania. Nie pamiętał kiedy ostatni raz tak obcesowo obściskiwał się z kimś na imprezie, ale prawie zapomniał jakie to mocne uczucie. Szok endorfinowy. Dopiero kiedy ich pocałunki zrobiły się mokre i chaotyczne, a dłonie zaczynały wędrować, któryś z nich wykonał ruch na tyle zamaszysty, że wychwycił go czujnik ruchu i dodatkowa lampa doświetliła przestrzeń. Trochę się poczuł tak jak wtedy, kiedy w drugiej klasie brat przyłapał go całującego się w nocy przed domem z rok starszym Jacksonem Royem z klubu audiowizualnego. Z tą różnicą że nie miał już 16 lat, tylko 32 do chuja pana. Zastygł na moment w jego ramionach, nie zwalniając jednak ciasnego uścisku swoich. Przygryzł jego dolną wargę na przydługą chwilę, spowalniając pocałunek i po chwili ociągania oderwał usta od tych drugich. Mokrych i ciepłych i zaskakująco miękkich. I trzeba wiedzieć, że kosztowało go to sporo samozaparcia, chętniej zaliczyłby przy tej ścianie jeszcze jakąś kilkuminutową sesję obściskiwania się z brunetem. - Ktoś - miał na myśli konkretnie swojego bliźniaka - zaraz po nas przyjdzie. Trudno było jednak przełamać tą hipnotyzującą wymianę spojrzeń. Aż przygryzł na moment dolną wargę, tak jak przed chwilą gryzł Vincenta. - Zostaniesz na noc? - Sam do końca nie wierzył, że o to zapytał. Sypialnia Mike'a nie była najwygodniejszym miejscem na gorący seks. Tak się jednak składa, że był chwilowo bezdomny w odwiedzinach u rodziców i tak wyglądała rzeczywistość. Najważniejsze, że można się w nim zamknąć na wypadek nocnych wędrówek ojca. Nie wiedział czy jego stary miał taki zwyczaj, właściwie niewiele już wiedział o jakichkolwiek codziennych zwyczajach tego domu. Może to właśnie w tym szaleństwie była metoda na oderwanie się od tego tej nocy. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: My best friend's wedding Pon Paź 07, 2019 6:29 pm | |
| Pomimo wielkiego wykształcenia i posiadania sporego zasobu słów, w tym momencie nie potrafił opisać słowami to, co tak naprawdę czuł. Płynąca w nim satysfakcja, która mieszała się z lekkim poczuciem winy uderzała w niego raz po raz, kiedy obsesyjnie obcałowywał rozgrzane wargi Ethana. I szumiący alkohol w głowie, który nie pomagał w podejmowaniu właściwych decyzji. Z pewnością jego moralność dnia następnego doszczętnie podupadnie. I to nie tak, że nigdy dotąd nie uprawiał seksu. Wielokrotnie starał się zastąpić wizje seksu z Michaelem. Substytuty, które mniej lub bardziej dawały sobie radę, w zupełności mu wystarczały. Jednak teraz było inaczej. Ethan był prawie jak desperacja, o czym nie do końca zdawał sobie sprawę. W końcu nie znał prawdziwych uczuć Vincenta. Dlatego dotykał go póki tak naprawdę mógł. Przez płaszcz, chcąc dostać się głębiej, do ciepłej i wrażliwej skóry. Jednak gwałtowniejszy ruch spowodował, że niespodziewanie na ich obu zaświeciło się światło, które zdradzało ich położenie. To, co robili i to, co chcieli zrobić. Odsunął się niechętnie, biorąc głębszy oddech, aby móc uspokoić z lekka nierówny oddech. Widać było, że Vincent go chciał. Ciężko powiedzieć, co za tym wszystkim stało, ale Ethan szybko mógł zrozumieć, że mężczyzna lubił seks, szczególnie z mężczyzną. Dlatego kolejne słowa wypowiedziane przez mężczyzny sprawiły, że Vincent nieznacznie uśmiechnął się do siebie, przyglądając się mimice twarzy bliźniaka. — Zostanę — odparł i nawet jeśli wizja niezbyt komfortowego pokoju do uprawiania seksu nie była zbyt miła, to w tym momencie nieszczególnie o to dbał. Był ciekaw. Chciał zaspokoić swój głód, chciał zapomnieć, o ile było to w ogóle możliwe. Miał nadzieję, że ta noc nie wyciągnie z niego najgorszy koszmar, który w nim siedział. Odsunął się całkiem, poprawiając swój płaszcz na sobie. Uśmiechnął się niewinnie do Ethana i ruszył w kierunku drzwi, wchodząc do środka. Nie chciał dać przyjemności Michaelowi, który mógłby ich nakryć. Z pewnością nie tylko Ethan w tej kwestii czułby się źle. Michael nawet nie zdawał sobie sprawy, że Vincent w rzeczywistości wolał mężczyzn. Skutecznie ukrywał to przed nim, aby na przestrzeni wszystkich lat nie mógł się niczego domyśleć. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: My best friend's wedding | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |