|
Autor | Wiadomość |
---|
MaleficarOpportunist Seme
Data przyłączenia : 20/05/2017 Liczba postów : 523
Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce. Wiek : 32
| Temat: Re: Raz w dupę to nie pedał... Pon Paź 01, 2018 1:49 am | |
| Ciężko było domyśleć się co się dookoła dzieje - nawet rozmowa kilku facetów w oddali ustała, kiedy w centrum zamieszania rozpoczęła się szybka i krótka wymiana zdań. Dla Bernarda wiadomym było tylko to, że najbliżej otaczała go dwójka ludzi: pierwszy najprawdopodobniej na krześle naprzeciwko, a drugi - jego prywatny budzik - gdzieś obok, bo nie było słychać żeby odchodził. Wszyscy rzekomo cierpliwie czekali na odpowiedź pobitego do krwi byłego gliniarza, ale dało się bez pudła wyczuć, że atmosfera jest aż napięta z niecierpliwości. Zwłaszcza kiedy zamiast odpowiedzi Anderson postanowił zachować się nie mniej barbarzyńsko niż ludzie którzy go tu przywlekli. Musiał trafić z ładunkiem śliny, bo nikt się nie zaśmiał z nieudolności oślepionego mężczyzny. Nikt nawet nie pisnął. Przez dłuższą chwilę cisza aż piszczała w uszach. I dopiero po niej rozmówca cmoknął z niezadowoleniem i lekko szurnął butami, po czym trzasnął Berna w policzek tak, że krzesełko, na którym ten siedział fiknęło ciężko w tył, puszczając po wnętrzu hali głośne echo. - Podnieś go, tak się ciężko rozmawia - polecił spokojnie głos i czyjeś łapy - wielkie jak klapy od śmietnika - złapały czule za oparcie jego siedziska i dźwignęły go do pionu. Pod koniec tej drogi w ustawieniu ofiary na miejsce pomógł ciężki but ułożony na drewnie krzesła wyczuwalnie pomiędzy rozsuniętymi udami Bronsona. - Głupi Pan jest, Panie Anderson. Prawy rycerz sprawiedliwości po uszy ujebany w gównie. To już nie ciepła posadka w policji, ale świat, z którym wcześniej Pan walczył. Patrzenie jak dwie Żmije wykańczają się nawzajem nie będzie ani troche satysfakcjonujące? - głos wisiał nad nim jak złe fatum. - Nie chcesz wracać do domu, Bernie? Chcesz tu zdechnąć w imię gównianych ideałów? Zostać pracownikiem miesiąca w robocie, do której cie jeszcze nawet nie wzięli? Idiota, ale skoro taka ostateczna decyzja, to nie będę się z tobą bawił. Może następca będzie miał więcej oleju w głowie. But wycofał się i głos mężczyzny zaczął bardzo powoli oddalać, na powrót brzmiał bardziej na znudzonego niż wściekłego i zawiedzionego jak przed chwilą. I tym razem nie zwracał się już do związanego bruneta. - Do stawu, z krzesłem. Wpakuj mu jeszcze kilka kamieni do brzucha, żeby za szybko nie wypłynął. Tylko nie tutaj! Nad brzegiem, Chryste... Zaraz będę miał następnego gościa i nie chcę się ślizgać na jelitach. Ogromna łapa na powrót chwyciła oparcie krzesła, na którym siedział Bernard i szarpnęła nim od niecenia jak workiem ziemniaków, bez zwłoki zaczynając hałaśliwie odciągać go na bok. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: Raz w dupę to nie pedał... Pon Paź 01, 2018 10:06 am | |
| Cisza, kilka sekund napięcia, ciekawość. Własnie takie emocje dawały o sobie znać pośród tych, którzy wyczekiwali odpowiedzi Bernarda. I kiedy ostatecznie nadszedł ten wyczekiwany moment przez wszystkich, nikt nie śmiał przerwać ciszy, przepełnioną szokiem i niedowierzaniem, która właśnie nastała. Różne myśli mogły nasuwać się porywaczom, jednak mężczyzna nie uważał, że postąpił źle. I to nawet nie chodziło o to, że był kiedyś gliną. Hah, jak bardzo człowiek siedzący przed nim mylił się z tym, co do niego mówił. Jasno mógł stwierdzić, że nie rozumiał jego podejścia i zakładał, że gdyby on znalazł się w takiej sytuacji, puściłby parę praktycznie od razu. Uznał, że to ten typ człowieka, któremu zawsze wszystko wychodzi, a uderzenie, którym potraktował Bernarda było jawnym dowodem na to. W końcu złość tym, że mu nie wyszło, musiał na kimś wyładować. W dodatku dosłownie został opluty przy kolegach. Jasne więc było, że chciał z nim skończyć jak najszybciej. A z tego całego monologu bystry Bernard wywnioskował, że... - Jesteś ciotą. Bijesz jak ciota i zachowujesz się jak ciota. Jeśli to wszystko na co Cię stać, to będziesz pierwszą Żmiją, która tutaj przegra - i wierzył w to z całego serca. Z trudem było mu mówić cokolwiek, kiedy dosłownie połykał krew. Ale miał taki charakter, gdzie za wszelką cenę chciał rozdrażnić ego człowieka, który nie potrafił poprawnie załatwić sprawy. Co, jednak odmowa i wrzuci go gdzieś na dno jeziora czy jakiegoś stawu? Typowy oklepany scenariusz, którego nawet się nie bał. Jasne, czuł lekki dreszcz adrenaliny na samą myśl o śmierci, ale tak między nami - był na takim etapie życia, że szczerze było mu już wszystko obojętne. Uświadomił to sobie właśnie z tą chwilą, w której dostał pierwszego świadomego plaskacza na tej sali. Jakkolwiek mężczyzna by się nie starał i tak przegrał z ideałami Bernarda. A dla niego była to wystarczająca satysfakcja. Na tyle, że mógł za to umrzeć. |
| | | MaleficarOpportunist Seme
Data przyłączenia : 20/05/2017 Liczba postów : 523
Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce. Wiek : 32
| Temat: Re: Raz w dupę to nie pedał... Pon Paź 01, 2018 12:33 pm | |
| Opluty mężczyzna odprowadzał spojrzeniem bruneta, obrażającego go na ostatniej prostej w swoim życiu, zanim jak rasowy zwycięzca dzięki swoim ideałom skończy z rozprutym brzuchem na dnie stawu - bez strachu przed tym co nadejdzie. Bez szarpaniny, nawet bez krzyków. Bez obiecania zemsty chociażby i zza grobu... Zamiast przyjąć pieniądze i móc spokojnie wrócić do domu. W końcu mógłby nawet skłamać, a potem donieść swojemu pracodawcy o tym nieprzyjemnym spotkaniu, albo chociażby lepiej przygotować się i na przyszłość nie dać się tak zaskoczyć przez agresorów. Ale on wolał od razu postawić sprawę jasno: Nie i koniec. Nie zdradzi, a wszyscy którzy myślą, że kiedykolwiek mógłby są ciotami bez honoru. Uśmiechnąl się pod nosem i odgarnął z ramienia długie platynowe włosy, obracając się w stronę siedzącego na ławce pod ścianą starszego mężczyzny, który dotąd przyglądał się wszystkiemu w milczeniu. - Nie wyglądasz na zaskoczonego - podjął spokojnie, a Admiral uśmiechnął się w końcu usłużnie. - Bo nie jestem. Znam się na ludziach Krzesło z obciążeniem w postaci Bernarda zatrzymało się nagle i ciągnący je drab sięgnął po coś ostrego, co ściągane ze ściany wydało ostrzegawczy, metaliczny syk. - Ufam ci. Jak zwykle. Ale gliny jeszcze nie miałem, a wiem, że potrafią być nieprzewidywalni, więc jeśli zawali to pociągnie na dno wszystkich, którzy mi go polecali. - To, z całym szacunkiem, wróżę bam jeszcze całkiem długie życie. Maczeta, ostra tak, że w locie mogłaby przeciąc włos naparła na gruby sznur odcinający dopływ krwi od rąk Bernarda i ześlizgnęła się na dół, przynosząc ofierze wyczekiwane ukojenie. Trzy węzły przytrzymujące jego ręce opadły na ziemię. Wtedy też długowłosy, wysoki mężczyzna utkwił wzrok w byłym więźniu i uśmiechnął się w końcu, czekając aż zobaczy jego skryte za materiałem oczy, albo oczekując, że Bern spróbuje wziąć odwet na dryblasie taszczącym go po ziemi jak wór warzyw. - Już nawet wiem jaką dam mu broń, by pasowała jak ulał... - wymruczał widocznie zadowolony. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: Raz w dupę to nie pedał... Pon Paź 01, 2018 1:40 pm | |
| Tak szczerze? Naprawdę przygotował się na to, że dostanie obuchem w łeb lub zostanie wrzucony do jakiegoś bagażnika razem z tym krzesłem i zostanie zabity. Mentalnie zaczął przygotowywać się na taki scenariusz. Fakt faktem, szarpnął się parę razy, kiedy był tak beztrosko ciągnięty jak jakaś zabawka po podłodze, ale nie walczył długo. Jego mięśnie i on cały był zbyt zmęczony, aby stawiać jakiś większy opór. Jedynie co mu zostało, to pluciem jadem na innych. Pokazanie, że to oni są śmieciami, a nie Bernard. W końcu i tak mieli zamiar go zabić, więc czemu niby nie mógł przed śmiercią porzucać sobie mięsem? Ależ oczywiście, że mógł. Zdziwienie było w momencie, gdy usłyszał dobrze mu znany głos. Miał dobry słuch i potrafił rozpoznać po głosie tych, z którymi już rozmawiał. To na pewno Admirał. W drugiej kolejności zwalił to jednak za czysty omam. Prawdą było, że był wykończony i bez sił, więc mógł ubzdurać sobie wiele rzeczy. Jednak dźwięk wyciągającego ostrza oraz przecinanej linii sprawiły, że coraz bardziej wierzył w swoje przesłyszenie. Czyli jednak to był test? To jakiś chory żart. Odzyskując powolne czucie w ramionach, pokusił się oto, aby zsunąć ze swoich oczu opaskę, którą przez cały ten czas miał założoną. Przez to, że pomieszczenie nie było jakoś szczególnie jasne, nie doznał szoku spowodowane lekkim prześwietleniem. Ale i tak miał wrażenie, że jest tutaj kurewsko jasno. Swoje chłodne błękitne oczy skierował na mężczyznę, którego najprawdopodobniej opluł i zwyzywał. Dopiero później swoje mętne spojrzenie skierował na schowaną sylwetkę, widząc Admirała w czystej postaci. Ręką starł cieknącą z nosa krew, czując, że najprawdopodobniej został złamany. Powoli zaczynały docierać do niego fakty. Słysząc rozmowę oplutego z Admirałem, coraz bardziej rozumiał, z kim miał do czynienia. To był Horus. Osoba, dla której ma robić za żywą tarczę. Nie trwało to długo, mimo to nie czuł wyrzutów sumienia tym, że nazwał go ciotą, a w dodatku opluł go własną krwią. Po jego minie niewiele dało się wywnioskować, oprócz tego, że był naprawdę zmęczony i zdecydowanie przyda mu się srogi odpoczynek. Jednak w jego oczach iskrzyła się złość. Tak ogromna, że na chwilę obecną nie potrafił z siebie nic innego wykrzesać jak: - I tak jesteście ciotami. Myślałem, że będzie Was stać na coś... innego - rzucił sucho, bez większych emocji czy ironicznego zabarwienia. Był zły - dało się to zauważyć. Kątem oka spojrzał na dryblasa, który wciąż stał obok niego z maczetą. Widać było po nim, że bał się nieprzewidywalnego ruchu Bernarda. Miał tupet charknąć na Horusa, miał również cięty język i niebezpieczną aurę, która go otaczała do tej pory. Nie wiedział, czy właśnie w tym momencie mężczyzna będzie chciał wbić mu tą maczetę tam, gdzie słońce nie dochodzi, a może kiedy indziej zechce zemścić się na nim za to, że traktował go jak śmiecia. Ostatecznie wziął głęboki oddech przez usta, bo nosem na chwilę obecną ciężko było mu oddychać. Usiadł z powrotem na krześle, którego szczerze zaczynał powoli nienawidzić. Właśnie dopiero teraz zaczęły schodzić z niego emocje, z którymi walczył do tej pory. Czuł, że wbrew pozorom ośmieszył się przed nimi wszystkimi, a w szczególności przed Horusem. Było mu z tym źle i było to widać. - Krótka broń wystarczy. I z godnie z szefa obietnicą, chcę być za godzinę u siebie w domu - dodał jeszcze, wracając spojrzeniem na twarz swojego przyszłego, a nawet i teraźniejszego pracodawcy. Miał w sobie to coś. Czuł to nawet gdy ledwo zipał - A później będę wywiązywał się ze swojej umowy - dodał jeszcze ze słyszalnym trudem. W zasadzie nie wiedział, czy rzeczywiście go przyjęli. Ale sądząc po tym, że go odwiązali i po zadowolonej minie Horusa, raczej miał już tą posadę. Aż zagryzł wargę, a silny ból głowy i ramion zalewał jego ciało. Z wyczerpania aż osłab, prawie spadając z krzesła.. Brak snu, ciężki dzień w pracy, porwanie i pobicie nie należało do rzeczy, które zniósłby normalny człowiek. Bernard i tak świetnie się trzymał do tej pory. Do momentu aż całkowicie emocje z niego nie zeszły. Teraz, gdy wiedział, że skompromitował siebie jeszcze bardziej, nie miał większej ochoty niż opatrzyć swoje rany i żyć dalej ze świadomością, że teraz coś takiego będzie u niego czystą normą. |
| | | MaleficarOpportunist Seme
Data przyłączenia : 20/05/2017 Liczba postów : 523
Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce. Wiek : 32
| Temat: Re: Raz w dupę to nie pedał... Pon Paź 01, 2018 10:26 pm | |
| Zawsze każdy po tym teście unosił się złością. Robili to z różnych powodów: wstydu, rozgoryczenia, poczucia bycia zdradzonym czy wykorzystanym – niemniej było to tak typowe, że Horus niemal puścił tę uwagę mimo uszu. Niemal, bo dawno nikt nie wyraził złości w tak suchy i spokojny sposób. Niby nie powinno to być takie dziwne, zważywszy na zblazowanie Bernarda podczas wcześniejszych przesłuchań, ale jeszcze wtedy Horace sądził, że Bronson po prostu gra opanowanego cwaniaka, by zachować twarz, a w chwili zdemaskowania po prostu pęknie. Ale on chyba najzwyczajniej miał głos wypruty z emocji. Ale nawet mimo zwrócenia na to uwagi boss nie odpowiedział nic – w Wesołym Miasteczku życia to nie on był klaunem do zabawiania ludzi i pilnowania, by jego podkomendni bawili się wystarczająco dobrze. Parsknął mimo wszystko na uwagę wyszczekanego pracownika, spokojnie znosząc jego spojrzenie i zwracając uwagę na to czy sam brunet wytrzyma ten kontakt wzrokowy. - Mam w zwyczaju ze specjalnymi względami rozpieszczać moją straż przyboczną, więc „krótkie bronie” dorzucę nawet dwie. Shotgun dojdzie dopiero po uzyskaniu tytułu Pracownika Miesiąca – odbił z humorkiem, który spłynął z jego twarzy jak tylko przeniósł całą uwagę na Admirala. - Chcę go w moim domu za dwa dni. Scorpio wysłał za mną kiepskiego snajpera, ale następny może już nie być taki tępy. Starszy mężczyzna kiwnął głową i Horus ostatni raz podchwycił spojrzenie swojej niedawnej związanej ofiary. Wciąż wyobrażał sobie jego ręce wykręcone do tyłu i złapane w szorstki sznur, a to niepokojąco go pobudzało. - Witamy na pokładzie, Panie Anderson. I już odbierał czarny płaszcz od jakiegoś mężczyzny w okularach, który stał blisko zardzewiałych drzwi. Nasunął go na ramiona i wyszedł, przechodząc płynnie do rozmowy z nim, którą to szybko ucięło jak nożem trzaśniecie starych wrót. Admiral przeszedł się spokojnie do Bernarda i poczekał aż dryblas z maczetą upewniając się, że nic mu nie grozi kucnął i uwolnił jeszcze przywiązane do krzesła nogi pobitego gliny. - Chcesz skorzystać z naszego medyka, czy na dzisiaj masz nas dość i mamy cię odstawić od razu do domu? Do szpitala? – Scott, Admiral; jak zwał tak zwał; wyglądał na bardzo dumnego. Aż niemal nie sposób się było na niego gniewać. Nawet wyciągnął dłoń, chcąc chociażby pomóc w podniesieniu się i dojściu do auta. - Rzadko widuję, żeby ktoś Go tak szczerze rozbawił. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: Raz w dupę to nie pedał... Wto Paź 02, 2018 9:10 pm | |
| To był zupełny inny rodzaj złości, którą na chwilę obecną reprezentował. I gdy inni z pewnością po czymś taki wręcz szaleli, pokazując jak bardzo źli byli, Bernard miał tylko wyrzuty do siebie oto, że zachował się tak, a nie inaczej. W końcu mógł się domyśleć tego, że to test. Admirał uprzedzał go, że Horus lubi sprawdzać ludzi na swój sposób. Ale pewnie przez kwestię zmęczenia, mężczyzna nie był wstanie o tym aż tak dobrze pamiętać. Dlatego rozegrał to w ten sposób. Może i nawet słusznie zrobił? Oczywiście, że wytrzymał. Nie czuł na sobie żadnej presji, już nie. Wymiana spojrzeń z tym człowiekiem należała do czegoś nietypowego. On sam już od dawna nie widział tak intrygującej osoby - był wstanie to ocenić już teraz, a przecież długo ze sobą nie obcowali. Był ciekaw więc, jakim typem człowieka na co dzień bywał. Nie zaprzątając sobie głowy takimi myślami, postarał się lekko uśmiechnąć w stronę szefa, choć ta rzecz nieszczególnie dobrze mu wychodziła. Przynajmniej nie teraz, gdy jego twarz wręcz ociekała krwią, a myśl, że dalej był trochę związany, sprawiała pewien dyskomfort. Nie zamierzał jego słów w żaden sposób komentować. Już wystarczająco dzisiaj wypaplał głupot, więcej kompromitacji nie będzie. Mimo to słuchał go z uwagą i przyjął do świadomości, że za pełne dwa dni zacznie się dziać. Teraz już miał stuprocentową pewność, że mimo wszystko udało mu się zdobyć tą posadę. Brawo. Witamy na pokładzie, Panie Anderson.Skinął głową w podzięce, odprowadził go wzrokiem jak każdy w tym pomieszczeniu, pokazując, że nie zawsze był tak wyszczekany jak teraz. Uciekająca z jego oczu sylwetka zniknęła w zaskakująco szybkim tempie, a on swój wzrok przeniósł na mężczyznę, który zaserwował mu tą robotę. Chwilę się wahał. Jednak nie dlatego, że miał im to za złe. Dlatego wyciągnął swoją dłoń w jego kierunku, wiedząc, że samemu rzeczywiście może mieć ten problem, aby dotrzeć chociaż to auta. - Może być Wasz medyk - wychrypiał wręcz, znowu ścierając krew z nosa, która już powoli zaczynała mu krzepnąć. Wstał z krzesła z niewielką pomocą Admirała, po czym udali się w stronę rzekomego medyka, gdziekolwiek to było. Zanim wyszli, wzruszył jedynie ramionami na jego ostatnie słowa, nie widząc w tym nic niezwykłego. * * * Dwa dni minęły zaskakująco szybko. Po nastawionym nosie, i jak się okazało barku, a także zszyciu głowy, z godnie z jego życzeniem odwieźli go do domu, a tam padł ze zmęczenia na kanapę i momentalnie na niej przysnął. Choć sny nie były rewelacyjne, był to pierwszy raz od bardzo dawna, gdzie naprawdę udało mu się wyspać. I nawet gdy z rana czuł się jak na kacu, to nie było z nim na tyle źle, by męczyć się kolejne dni. Teraz zamiast złości zdecydowanie był im wdzięczny za to, że go porwali i sklepali mu mordę aż do krwi. Dlatego drugi jego dzień minął dość spokojne, a przy następnym czekał przy umówionym budynku, odpicowany w garniaku tak jak zawsze - zupełnie jakby nie miał innego elementu ubioru. Uważał jednak, że praca ochroniarza jednak zobowiązuje, a żeby dotrzymać klasy i elegancji komuś takiemu jak Horus, dobrze będzie zadbać o swój dobry wizerunek. |
| | | MaleficarOpportunist Seme
Data przyłączenia : 20/05/2017 Liczba postów : 523
Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce. Wiek : 32
| Temat: Re: Raz w dupę to nie pedał... Wto Paź 02, 2018 10:19 pm | |
| Wieżowiec znajdujący na rogu dwóch alei – co śmieszne – „Honoru” i „Prawości” na trzech pierwszych piętrach został zaadaptowany przez galerię handlową pełną butików, fast foodów, jubilerów i schodów elektrycznych. Od strony galerii na wyższe piętro dało się wjechać tylko na część, w której miejsce zajęła siłownia. Kolejne piętra, wraz z bajecznym dwupiętrowym apartamentem na szczycie miały wejście od drugiej strony, osobną windę i osobną drogę ewakuacyjną. I w całości należały do Horusa. I to właśnie do lobby na tyłach wieżowca Admiral odesłał najświeższy mafijny nabytek. Na parterze ochroniarz trzymający pieczę nad wstępem do windy oraz przejście do podziemnego parkingu od razu zainteresował się człowiekiem w czarnym garniturze. Był już niemal pewien z kim ma do czynienia, zwłaszcza, że już po pierwszym zerknięciu przyjrzał się zdjęciu na monitorze swojego komputera i potrzebował jedynie podania mu nazwiska. Kiedy otrzymał i to, wskazał zainteresowanemu windę. - Najwyższe piętro. Trzydzieste – polecił na odchodnym. W samej windzie na szczęście zwyczajowa irytująca muzyczka była wyciszona do absolutnego minimum, by każdy z podróżujących mógł słyszeć szum towarzyszący ślizganiu się stalowego pudła szybem ku górze, mogąc przyjrzeć się sobie w lustrze na tylnej ścianie. To była chwila na ostatnie poprawki – więcej szans na polepszenie wizerunku nie będzie. Kiedy winda piknęła i rozsunęła wrota wiadomym było czemu mężczyzna na dole nie określił do których drzwi należy się udać, bo na końcu ładnie ozdobionego i elegancko oświetlonego korytarza były tylko jedne. Czarne i od zewnątrz obite skórzanym materiałem. Zapewne ukrywającym to jak bardzo kuloodporne wrota są grube. Obok na ścianie pysznił się srebrny dzwonek, a tuż nad drzwiami charakterystyczne oko kamerki. Przy wciskaniu dzwonek nie wydawał żadnego odgłosu, a wrota tłumiły wszystkie dźwięki dobiegające z wewnątrz, więc zawsze pozostawała ta lekka, irytująca niepewność tego czy maszyneria aby na pewno dobrze działa i gospodarz wie, że ma gościa. Dopiero kiedy zamek kliknął płomyk niepewności pisnął gaszony w zarodku i drzwiach pojawił się inny mężczyzna w garniturze. Ścięty na krótko rudzielec. Nic nie powiedział, po prostu otworzył drzwi szerzej i wycofał się, stając plecami przy ścianie i wpuszczając Bernarda do środka. Najwyraźniej nie miało dochodzić do żadnej koleżeńskiej wymiany uprzejmości, zresztą gość wyglądał na kurewsko zmęczonego i bladego. Nawet spod jego przyciemnianych okularów wystawały sińce, które spod oczu wylewały się na policzki. Jedynie Horus brzmiał na zadowolonego i pełnego energii. Spacerował niespiesznie po salonie, zadeptując bosymi stopami miękki biały dywan i rozmawiając przez telefon oglądał panoramę miasta zza pokrytej ogromnymi oknami ściany. Żaden inny wieżowiec nie psuł mu widoku. - ...oczywiście. To będzie prawdziwa przyjemność, My Lady, doszły mnie słuchy o nowym promie i muszę przyznać, że nawet mnie zżera ciekawość i zazdrość. Zobaczymy się na pewno jeszcze w tym tygodniu. … Znasz mnie, Lady, nie korzystam z takich uciech, może gdyby w twojej gwardii znajdowali się jacyś chłopcy, to miałbym chociaż na co popatrzeć w przerwach od interesów, ale Króliczki pozostaną dla uciechy moich ochroniarzy. Tak… – mówił powoli, wyraźnie, nisko i głęboko. I tym razem zamiast czerni ubrany był przyciemnione satyną srebro na spodniach oraz śnieżnobiałą biel koszuli, której idealną powierzchnię gniotły lekko kabury przygotowane na broń. Srebrną marynarkę niedbale przewiesił przez oparcie skórzanej kanapy, a długie platynowe włosy czarną wstążką zebrał w wysoki koński ogon. - Tak. Nie mogę się doczekać, wiem ile zachodu kosztowało sprowadzenie tych cudeniek, ale mam zamiar zrobić z nich odpowiednio dobry użytek. Ostatnia transza sprawdziła się idealnie, zwłaszcza z nowym celownikiem, ale jak zawsze jestem głodny czegoś więcej. Admiral skontaktuje się z twoim kapitanem i ustalimy resztę szczegółów przez nich. Na razie to wszystko. – Kiwnął jeszcze na ostatku głową, choć było to zupełnie niepotrzebne i odciągnął telefon od policzka, kończąc połączenie. Drugą dłonią zebrał z parapetu szklanicę z jakimś czarnym płynem i lodem, i odrzucił telefon na kanapę obok marynarki, odwracając się przodem do holu i swoich dwóch chłopców. Na widok Bernarda aż uśmiechnął się znad szklanicy. - Odnoszę wrażenie, że strupy i krwiaki pasowały Ci bardziej niż krawat. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: Raz w dupę to nie pedał... Sob Paź 06, 2018 12:43 pm | |
| Widząc charakterystyczny opis, który został mu przedstawiony przez Admirała lub kto woli - Scotta, wiedział, ze dotarł do odpowiedniego miejsca. Zapach unoszących się fastfood'ów oraz bełkot ludzi, którzy zmierzali do mini centrum handlowego, nawet nie zauważyli pośród tłumu tak odpicowanego gościa jakim był Bernard. Przeszedł ulice, potem drugą, omijając niektórych ludzi, by ostatecznie znaleźć się przed drzwiami wieżowca, do którego miał wejść. Nie obyło się bez wcześniejszej kontroli, jak i również podania swoje imienia i nazwiska. Dopiero po tej procedurze, pozwolono mu wejść, lekko sugerując, na które piętro powinien się w ogóle udać. A co z numerem mieszkania? Z opanowanym spokojem czekał na windę, a gdy w końcu przybyła, wszedł do niej, szybko dostrzegając specyficzny zabieg psychologiczny, zastosowany pewnie przez Horusa. Sam lustro, brak muzyczki. Chwila niepokoju, słyszenie irytującego bicia serca oraz ostateczne poprawki, którymi Bernard tym razem nie wzgardził. Poprawił krawat, dłonią natomiast przeczesał gęste włosy, gdzie kruczoczarna grzywka i tak opadła mu na jedną połowę twarzy, nie zasłaniając jej całej. Zatrzymał spojrzenie na rozciętej wardze. A gdy jednak go zawiedzie i będzie kiepski w swoim fachu...? Głupie rozmyślenia prysnęły niczym bańka mydlana po usłyszeniu charakterystycznego dźwięku otwieranych się drzwi. Odwrócił się w ich stronę i wyszedł na eleganckie piętro, przy którym szybko zrozumiał, dlaczego ochroniarz wieżowca nie podał mu numeru drzwi. Z zaskakującym opanowaniem przeszedł cały korytarz, słysząc tylko odgłos lakierków, które ostukiwały o pięknie wypolerowaną posadzkę (podłogę? xD). Stanął przed właściwymi drzwiami i bez chwili zawahania, zadzwonił dzwonkiem, który znajdował się gdzieś po lewej stronie wrót. Po raz ostatni przeczesał włosy, odsłaniając w ten sposób całkowicie swoje chłodne i jakże mordercze spojrzenie, a niewiele później jasne światło z wnętrza piekieł uderzyło w twarz Bernarda. I z pewnością ten efekt nie był spowodowany obecnością człowieka, który z wyraźną łaską otworzył mu drzwi. Wszedł do środka, omijając mężczyznę, który zaraz po nim zamknął kuloodporne drzwi. Mimo wszystko kątem oka pozwolił sobie na niego spojrzeć, dostrzegając jak bardzo zmęczony był. Aż tak słaby czy aż tak ciężko było? Nie zamierzał jednak cokolwiek mówić - nie pasowało to do jego charakteru. Wszedł więc głębiej, mając pierwszą okazję (i zapewne nie ostatnią) przyjrzeć się dokładniej zaprojektowanemu wnętrzu. Mieszkanie w nieziemski sposób pasowało do eleganckiego stylu właściciela, który na chwilę obecną był zajęty rozmową przez telefon. I nawet wtedy obraz piękna emanował od duszy Horusa. Spięte włosy, które luźno opadały na jego ramiona. Ubiór, który idealnie pasował do jego zgrabnej, sylwetki, ładnie podkreślając jego największe atuty. Był seksowny - nawet on potrafił to stwierdzić. Ale to nie był zwykły męski seksapil. Ten człowiek posiadał w sobie coś, co powodowało, że przyciągał do siebie innych. Jego osobowość zapewne była na tyle intrygująca, że nikt nie potrafił podważyć rzuconego przez niego rozkazu. Pewnie właśnie dlatego zajmuje tak ważną pozycję w swojej grupie. Mafia potrafiła mieć samych interesujących gości, jak i również tych durnych. Poczynając od Admirała, który przy nim, przy Horusie, był tylko małym ziarenkiem tego, co może zaprezentować ten człowiek, kończąc na idiotach, którzy we czwórkę ledwo dali sobie radę z Bernardem. Nie skupiał się na wypowiadanych słowach przez mężczyznę. Choć ciężko nie dało się nie słuchać rozmowy między niejaką My Lady, to starał się nie zwracać uwagi na ich wspólną konwersację. Czekał cierpliwie aż mężczyzna zakończy rozmowę, a gdy do tego doszło, w jego stronę padły słowa, których kompletnie się nie spodziewał. Oczywiście nie dał tego po sobie poznać, zachowując przysłowiowy "poker face", ale nad poprawną odpowiedział musiał się chwilę zastanowić. Wyglądało to tak jakby jego organizm przez te parę dłużących sekund zawiesił się i dopiero porządny reset sprawi, że będzie działać jak należy. - Bardzo możliwe, ale to z nim czuję się dobrze - odpowiedział bezbarwnie, skupiając mętne spojrzenie błękitnych oczu na swoim pracodawcy. Dalej trzymał się w przekonaniu, że był niezwykłą osobą. Zdecydowanie chciał go bliżej poznać, a okazję do tego będzie miał już nieraz. Co prawda łączyć ich będzie tylko praca, ale to on przez 24 h na dobę będzie musiał być na jego usługi. Nie wierzył, że przez ten czas nie dowie się o nim czegoś, o czym nie wiedzą inni -Choć pozostałości po tamtym dniu wciąż na sobie mam - dodał jeszcze, z nutką malowanego sarkazmu. W końcu zszyta rana na głowie, która wciąż się nie zagoiła oraz rozcięta warga, która również potrzebowała trochę czasu na regenerację były żywym na to dowodem. Teraz jednak czekał na jakiekolwiek wytyczne ze strony Horusa. Pamiętał słowa Admirała, który obiecywał mu mieszkanie niedaleko szefa oraz wiele innych mniej istotnych rzeczy, niemniej nie chciał się oto upominać. W końcu mężczyzna doskonale wie, co powinien teraz zrobić, a widocznie głupie podśmiechujki były częścią jego specyficznego charakteru. |
| | | MaleficarOpportunist Seme
Data przyłączenia : 20/05/2017 Liczba postów : 523
Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce. Wiek : 32
| Temat: Re: Raz w dupę to nie pedał... Pon Paź 15, 2018 8:40 pm | |
| Patrzył przeszywająco na swój nowy nabytek, widocznie i skrupulatnie trawiący jego słowa. W tym czasie Horus również pozwolił sobie na chwilę refleksji. Czyżby Bernard uważał, że był w tej zaczepce jakiś haczyk? Kolejny test? Był spięty i przygotowany na kolejne porwanie i kolejną scenkę rodzajową? To bardzo dobrze. Horace lubił, kiedy jego podwładni, zwłaszcza ci, którzy roztaczali parasol ochronny nad jego tyłkiem, byli spięci i gotowi na wszystko przez pełne dwadzieścia cztery godziny, siedem dni w tygodniu, cały rok. Lubił by traktowali swoją prace bardziej serio niż swoje życie. Dwa łyki alkoholu później kiwnął głową, kiedy Bernard stwierdził, że lepiej mu z eleganckim stryczkiem na szyi niż z juchą na koszuli. - Jeśli sprawi ci to przyjemność i odrobinę satysfakcji, to przyznam, że po naszym spotkaniu też musiałem doprowadzić się do porządku zanim kontynuowałem codzienną rutynę. Dawno nikt mnie nie opluł i przeżył. – Mimo wszystko wyglądał na rozbawionego. Zerknął przelotnie na drugiego z ochroniarzy, stojącego w bezruchu głębiej w holu i kiwnął głową w stronę kuchni, a tamten bez słowa zostawił ich samych. Długowłosy w tym czasie oderwał swój bok od framugi drzwi, do której na moment przywarł i odwrócił się z powrotem w stronę salonu, podchodząc aż do szklanego, kawowego stolika. Pochylił się tylko na moment, zgarniając pewną niespodziankę z blatu i bez ostrzeżenia rzucił czymś szeleszczącym wprost w Bernarda. - Klucze do twojego nowego lokum. Jest ledwie piętro niżej. Wyczyszczone, opróżnione z rzeczy poprzednika i czekające na odrobinę troskliwej ręki. Obejrzysz je sobie później. – Z westchnieniem opadł na jedną z jasnych, skórzanych kanap stojących naprzeciw siebie. - Podejdź bliżej – rzucił i upił jeszcze mały łyk alkoholu, nie ściągając wzroku z niebosko wysokiego mężczyzny. Rzadko zdarzało się, by ktoś tak przerastał Horusa. - Kilka lat temu z radością wsadziłbyś mnie do pudła. Za pewne. A teraz zgodziłeś się dla mnie pracować. Uwłacza ci to? Czy jest ci już wszystko jedno? Tak bardzo wszystko jedno, że gotów jesteś za tysiące dolarów dziennie bez zawahania zasłonić mnie własną piersią? Pytam, bo ze względu na swoją przeszłość nie jesteś typowym najemnikiem. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: Raz w dupę to nie pedał... Czw Lis 08, 2018 5:15 pm | |
| Może to zmęczenie porwanego, a może czysty profesjonalizm powodował, że Horus myślał o Bernardzie właśnie w taki sposób - o osobie, która była gotowa na wszystko. Rzeczywiście, traktował tą pracę bardziej serio niż tą w barze. Szczerze miał nadzieję, że oczekiwania go nie zawiodą. I nie chodzi już o same wynagrodzenie, a o adrenalinę, której potrzebował jak nikt inny. Aby już całkiem nie zgłupieć. Uniósł jedynie brew na słowa mężczyzny. Nie znał go, więc jasno mógł stwierdzić, że zdecydowanie należał do osób perwersyjnych. A może tylko dla niego to zdanie brzmiało wyjątkowo perwersyjnie? Teraz zaczął się zastanawiać, czy właściwe będzie powiedzenie mu, że w zasadzie jest impotentem, a może pójść w bezpieczną stronę, udając debila. Długo milczał, aż jego zdanie skwitował krótkim, niejasnym skinięciem, które ani nie powiedziało mu, czy musiał się uporać z pewną sprawą, ani to, czy w ogóle musiał. - Tak, medyk musiał zająć się mną po pańskiej wizycie - odparł, ładnie ubierając w słowa test, który dla niego przygotował. Nic więcej nie dodał. Nie wiedział również czy powinien ... dumą niczym paf, skoro przeżył taką konfrontację z nim. Trochę zaskoczony, złapał chaotycznie rzucą rzecz przez szefa, na której od razu spoczął jego lekko przymulony wzrok. Przez chwilę zastanawiał się, co to mogło być, ale nie ciężko było się domyśleć, że to część umowy, na którą przystąpił. Mieszkanie. Ciekawe czy będzie nieco lepsze ode tego, w którym mieszkał odkąd wypuścili go z więzienia. Po raz kolejny Bernard skinął głową, wracając wzrokiem na swojego rozmówcę. Zgodnie z jego słowami, ruszył w stronę Horusa, podchodząc nieco bliżej. Stanął praktycznie przy mężczyźnie, jednak nie na tyle, aby przytłaczać go swoją osobą. Również nie pozwolił sobie na to, aby usiąść. Przez głowę mu przeszło, że jest dużo wyższy niż sobie to wyobrażał. Wiedział, że ciężko jest go przerosnąć, ale dotąd rzadko kiedy trafiał na kogoś, kto prawie dorównywał jego wzrostowi. Z jego zamyślenia wyrwał go głos Horusa, a wraz z nim niewygodny dla niego temat. Fakt, to bardzo zabawne, że nie tak dawno kazałby mu dosłownie lizać buty, wsadzając go do najbardziej strzeżonego więzienia w kraju, a teraz, gdy jego życie zostało doszczętnie zrujnowane przez jeden incydent, będzie pracował u boku mafiozy. Mimo wszystko nie zamierzał mu jasno odpowiedzieć na zadane pytanie. Raczej uświadomić mu, że raczej jest zupełnie inną osobą niż dotychczasowa jego ochrona. Dało się to zauważyć chociażby po typie, który go na dzień dobry przywitał. Może coś takiego mu wystarczy? - Myśli Pan, że jestem na tyle głupi, że nie wiem na co się piszę? - spytał wyjątkowo ostro jak na zwykłego ciecia. Jasne, miał go chronić jak tylko najlepiej potrafił, ale niech nie robi z niego kogoś, kto nie ma żadnej świadomości. Miał dużo czasu na to, aby tysiąc razy przemyśleć tą ofertę oraz momenty, w których mógł z niej zrezygnować - Rozumiem ostrożność, ale nie po to dałem się skopać, związać i w zasadzie zginąć, aby teraz słuchać czegoś podobnego. To chyba wystarczający dowód na to, że wiem, co tutaj robię i na czym polega moja praca - dodał jeszcze, ale nie mówił to jak ktoś zły. Również w żaden sposób nie próbował pokazać swoją wyższość - jego mina była tak neutralna, że ciężko było przyczepić się do jego słów. I generalnie do jego postawy. Miał zbyt spokojną aurę jak na kogoś, kto stoczył się na same dno. I właśnie to czyniło go osobą nieprzewidywalną. |
| | | MaleficarOpportunist Seme
Data przyłączenia : 20/05/2017 Liczba postów : 523
Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce. Wiek : 32
| Temat: Re: Raz w dupę to nie pedał... Nie Gru 23, 2018 10:18 pm | |
| Upił łyk drinka nie ściągając z niego zainteresowanego i zdumionego spojrzenia. - „Dałem”… Ująłeś to tak jakbyś uprzejmie pozwolił nam na ten incydent. Ale dobrze, uznam to za zwięzłe: Tak. – Szkło stuknęło odstawiane na blat i mężczyzna niedbałym ruchem zaczesał zsuwające się po jego ramieniu włosy za ucho, podnosząc się z ociąganiem. Sam nie należał do najniższych, ale musiał przyznać, że jego nowy pracownik miał zadatki na koszykarza – niezależnie jak głupi ten żart by nie był. Horus ledwo sięgał mu do ramienia, ale odnajdywał w tym raczej więcej nieszkodliwej śmieszności, niż przytłoczenia jego osobą – sam miał w końcu Ego, którego tłuste dupsko ledwo mieściło się w tym salonie, więc nikt nie był w stanie mu zagrozić. - Na początek zaczniemy od nowego smokingu. Na mój rachunek. – wyciągnął dłoń w jego stronę i złapał w końce dłoni kołnierz jego marynarki, pocierając go opuszkami palców - W mieszkaniu znajdziesz walizkę z bronią, a po południu przejdziesz się do OnlyMen niedaleko stąd - tam mój człowiek odpowiednio cie ubierze. W końcu mam zamiar pokazać się z tobą jutro w towarzystwie. I na dziś to będzie wszystko, masz wolne do jutra i chcę cię tu widzieć o siódmej rano. Wyspanego, wystrojonego i z wypróbowaną na strzelnicy bronią. – Uśmiechnął się z pobłażliwością, ale wydawał dumny z wyboru. - To NF Five-Seven z powiększonym magazynkiem – spersonalizowany do większej dłoni, dlatego lepiej żebyś z nim poćwiczył póki będziemy mieli czas na jakiekolwiek poprawki w rozmiarze. – Przelotnie zerknął na jego ręce. Dobrze ocenił, że wraz zresztą ciała palce miał znacznie dłuższe niż normalny człowiek. No i tak samo dobrze ocenił, że w tych łapskach idealnie leżeć będą lekkie, przyjemnie głęboko czarne pistolety o nieco futurystycznym designie. Zadarł głowę. - To tyle. Raus. – Rzucił na koniec po niemiecku i nie mógł się powstrzymać przed puszczeniem mu oczka, po czym na powrót wychylił się w tył i opadł miękko na kanapę. Najwyraźniej nie miał mu już nic do powiedzenia i jako dobry szef postanowił dać mu ostatni dzień na zorganizowanie sobie samemu czasu i nacieszenie się wolnością, zanim nie odda swojego życia w niepodzielne władanie kapryśnego, długowłosego bożka. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: Raz w dupę to nie pedał... Pią Mar 29, 2019 1:39 pm | |
| Bernard nie widział sensu komentowania jego słów. Nie chciał tutaj niczego podkreślać, ani tym bardziej udowadniać. Dlatego wypowiedź skwitował cichym milczeniem, zupełnie jakby to miało mu starczyć przy jakiejkolwiek odpowiedzi. Wystarczająco dużo powiedział. Na tyle, aby miał pewność tego, że doskonale mężczyzna wiedział, w co tak właściwie się wpakował. Obserwował go. Nie tak natarczywie jakby mógł, ale sunął spojrzeniem po tym, jak odstawiał na blat szklankę z alkoholem, przypatrywał się temu jak wstawał i zaczesywał swoje włosy. Z boku przez cały ten czas obserwował go również mężczyzna, który do samego końca pełnił role dobrego ochroniarza. Cały czas czuł na sobie jego spojrzenie, którym nieszczególnie starał się przejmować. Bernarda spojrzenie zatrzymało się na geście, który zrobił ich szef. Patrzył na to jak pocierał palcami o kołnierz jego marynarki, by następnie móc przenieść spojrzenie chłodnych oczu na jego twarz i odsunąć dłoń z jego strefy komfortu, obejmując jego nadgarstek smukłymi palcami. Nie chciał powiedzieć, że przez tą nagłą bliskość poczuł się jakoś dziwnie, dlatego oziębłe potraktowanie było dla niego na ten czas właściwym posunięciem. Słuchał jednak przez cały ten czas jego słów, z każdym rzuconym zdaniem coraz bardziej przytakując. Nie miał nic do dodania, a także do powiedzenia, więc nie wiedział, co miał powiedzieć oprócz zwykłego... — W towarzystwie? — odparł z nutką ciekawości w głosie, do reszty słów nie przejmując większej wagi. Wiedział, co ma zrobić — dostał przecież wytyczne. Bardziej interesował go fakt, gdzie jutro szef będzie chciał się z nim pokazywać. Jak bardzo będzie musiał się przez to przygotować? Na słowa o broni, Bernard mało zauważalnie, ale na moment uśmiechnął się. Hah, nie ma to jak dobra broń, którą ktoś dopasuje idealnie pod Ciebie. Oczywiście, że z przyjemnością dzisiaj ją przetestuje, wierząc, że będzie na tyle dobra, iż konieczność poprawek będzie co najmniej zbędna. Na kolejne rzucone przez niego słowa, przytaknął jedynie głową, nie dodając nic więcej od siebie. Zgodniej z jego zaleceniem, udał się do siebie, a tam w pierwszej kolejności zainteresował się mieszkaniem. Dopiero potem była broń i cała masę pierdół, które miał dzisiejszego dnia do zrobienia. |
| | | MaleficarOpportunist Seme
Data przyłączenia : 20/05/2017 Liczba postów : 523
Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce. Wiek : 32
| Temat: Re: Raz w dupę to nie pedał... Wto Kwi 16, 2019 4:49 pm | |
| Musiał dopieścić jeszcze ostatnie szczegóły, ale był już prawie gotowy. Gotowy i naładowany odpowiednią ilością energii i jadu niezbędnego do brylowania gnieździe żmij, w którym zamierzał spędzić urocze popołudnie. Po raz setny już chyba przygładził palcami kołnierz i poprawił spinki połączone łańcuszkiem tuż pod jego szyją. Zdecydował się na ten rodzaj biżuterii zamiast sztywnego krawata oraz zbyt młodzieżowej muszki - zwłaszcza, że idealnie pasowały do nich spinki ulokowane w mankietach czarnej koszuli. Wyprasowane srebrne spodnie miał już na sobie, ale marynarkę czekała jeszcze w salonie, rzucona niedbale na oparcie kanapy. Horus na czas toalety odesłał dotychczasowego bodyguarda pod drzwi, by czekał tam na swojego zastępcę, a sam zajął się jeszcze sobą - jak na prawdziwego narcyza przystało, z ociąganiem rozczesując włosy i zerkając niby mimochodem na wyświetlacz telefonu ulokowanego na maleńkiej półeczce przy lustrze. Dochodziła siódma. Zanim będzie kazał zawieźć się do rezydencji pod miastem zdecydował się jeszcze potestować cierpliwość i skuteczność swojego nowego nabytku. Zaczesał włosyza jedno ucho i uśmiechnął się do swojego odbicia w gładkiej tafli, po czym zgasił światło i przechodząc sprężystym krokiem przez salon zgarnął po drodze marynarkę i narzucając ją sobie na ramiona. Zatrzymał się dopiero przed ścianą przerobioną na ogromne okno z widokiem na miasto. O tak wczesnej porze słońce wyglądające jak pomarańczowy lizak dopiero wysuwało się na nieboskłon, ba nawet sam Horus pomimo zimnej kąpieli z rana parował wciąż snem - i próbował się właśnie rozbudzić długim i cienkim papierosem, który wsunął między wargi i odpalił, spoglądając na dach Młodzieżowego Domu Kultury. Był na głodzie. Tym, którego próżno było próbować przygasić nikotyną, ale do bankietu nie miał czasu na zabawę. Przeszło mu przez myśl, że być może oprócz nawiązania ciekawszych interesów uda mu się wrócić stamtąd do domu z ciekawym towarzystwem, ale do tego czasu pozostało mu tylko snuć te niepewne plany. Zastanawiał się jeszcze mimochodem czy Bernard usłuchał go i wypróbował broń. Miał spore dłonie. Ciekawiło go czy chropowate czy miękkie w dotyku. Ciepłe czy zimne? Zaciągnął się papierosem. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Raz w dupę to nie pedał... | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |