|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
UsagiBadass Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 146
Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.
| Temat: Vampire Academy Sro Sty 09, 2019 9:59 pm | |
| Delusion & Usagi |
| | | UsagiBadass Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 146
Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.
| Temat: Re: Vampire Academy Sro Sty 09, 2019 10:34 pm | |
| Victor Lazar | m o r o i | biseksualny | 18 l a t |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Vampire Academy Sro Sty 09, 2019 10:42 pm | |
| Samuel Spencer | dhampir | homoseksualny | 18 | moroi/człowiek marks: 0 |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Vampire Academy Czw Sty 10, 2019 6:07 am | |
| Atmosfera mroziła krew w żyłach. Powietrze było ciężkie od zaduchu i radosnej wrzawy. Nieznajome wciąż głosy niosły się echem po pustym umyśle Samuela dźwięcząc niby dzwony w starym klasztorze. Nie nawykł do tego. Tłusty osad bezpodstawnej nienawiści opierał się wodzie; nie schodził z niego pomimo uporczywego szorowania się zapewnieniami, że tu już niewiele mu zaszkodzi. Zabawa, której miał być gospodarzem kwitła na jego oczach, samego pozostawiając jednak na uboczu własnych myśli i braku pokory wobec przyjacielskiego zagadywania. Zmęczył się. Był w Nowym Jorku trzeci, może czwarty dzień, dziś przedstawiony w szkole i wespół z ciekawskimi pytaniami zaciągnięty w odmęty integracyjnego szajsu. Pewni ludzie z byle kichnięcia zrobią pretekst do radosnego droczenia się w towarzystwie. Moroje to kurwie syny. Egzaltowane dupki. Ten i wiele mu podobnych toastów podniósł się w akompaniamencie zmęczonego szczęknięcia szkła o szkło. Niska tolerancja na ten szczególny rodzaj trucizny była zarówno słabą, jak i mocną stroną bycia tym kim byli. Póki wciąż mieli mleko pod nosem nikt nie wtrącał się w to jak kierują swoim życiem po godzinach. Póki byli grzecznymi dziećmi, poza właściwym murem mogli oddawać się gorzkiemu, taniemu zapomnieniu. Nikogo to nie obchodziło póki żyli bezpiecznie. Wciąż niezbyt obiecująco. Kwaśna woń wymiotów zmieszała się z rozlanym po podłodze piwem. Huczne posiedzenie zbierało pierwsze żniwa, powodując u Samuela chęć ucieczki i zakopania się gdzieś głęboko pod kocem. Usunąwszy się na bok pokierował sobą tak by wyminąć się z napierającym na jego plecy tłumem. Wszyscy byli ciekawi. Ekstrawertycznie zainteresowani tym w jakim stanie są inni. Przerażająco napierający w oczekiwaniu na odpowiedź. Za dwa dni powrócą grzecznie uczepieni ławek i wsłuchani w wykład. Cierpliwie napierający siłą wciąż kształtowanych mięśni na przeszkody jakie przed nimi stawiano. Nie mieli być mózgowcami. W swoim typie towarzystwa piastowali niewdzięczne miano mięśniaków z boiska. Nie mógł im się dziwić że chociaż przez weekend zatapiali się w radosnym gwarze. Pewnie gdyby poznali się wcześniej, dostałby stołek pierwszego wykładanego na posadzce. Tym razem jednak nawiał. Zbiegł niczym obywatel Alcatrazu ujrzawszy otwartą bramę. Nie myślał za wiele, w końcu ucieczki były jego mocną stroną. Piątek zbliżał się ku końcowi, kilka kolejnych minut dzieliło ich od północy a inni zaprawili się w boju niczym weterani. Poklepywaniom po plecach nie było końca. Tak, z pewnością zostaną dobrymi przyjaciółmi. Znał już takich. Odetchnął ciężkim, styczniowym powietrzem. No, skoro już miał to posiedzenie z głowy, to było chyba gdzieś w tamtą stronę. Jak psu buda należała mu się drzemka. |
| | | UsagiBadass Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 146
Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.
| Temat: Re: Vampire Academy Sob Sty 12, 2019 3:22 pm | |
| Płomień tańczył między jego palcami; lawirował nim jak monetą, bawił się, rozszczepiając na kilka mniejszych, aż w końcu pozwolił, by spłynął na wierzch jego dłoni, gdzie zastygł w miejscu, lekko parząc skórę. Alice zacisnęła pięść, wzdychając z frustracją. - No nie mogę – powiedziała, sięgnęła po piwo i przytknąwszy butelkę do umalowanych warg, pociągnęła spory łyk. - Masz się skupić, to ci nie pomoże – odparował z rozbawieniem Victor, zabrał jej piwo i sam dopił resztkę, ani na chwilę nie przestając bawić się płomieniem. - Może ogień to po prostu nie twój żywioł.- Mówiłam ci już... – Miała rację, opowiadała mu tę historię dziesiątki razy, więc gdy wróciła wspomnieniami do czasów dzieciństwa, on właściwie przestał jej słuchać i tylko wpatrywał się w jej błękitne oczy i drobną bliznę przy prawym kąciku, tuż przy skroni. Miała kształt półksiężyca i lekko zapętlała się u dołu... - Przestań się popisywać, Lazar. – Meg, czarnowłosa morojka, pojawiwszy się znikąd za jego plecami, przybiła mu niespodziewanie piątkę. Płomyk prysnął pod jej dłonią, pozostawiając po sobie jedynie piekący ból. - Zmieniamy lokal. Gospodarz już odpłynął – powiedziała, kiwając głową w stronę łóżka, na którym drzemał pijany moroj, mamrocząc coś do do siebie; Victor nie potrafił przypomnieć sobie jego imienia. Po pokoju nadal kręciło się kilkoro zawianych nastolatków, niezbyt przejętych stanem nieprzytomnego kolegi. Victor zlokalizował w grupie obcych znajome twarze i podniósł się z krzesła. - Zbiorę towarzystwo – oznajmił. - A ja alkohol – odparła Meg i chwyciwszy Alice pod ramię, przeszła przez wspólną łazienkę do drugiego pokoju. Odczekali piętnaście minut, aż stróż skończy swój cogodzinny patrol, i wymknęli się z dormitorium tylnym, niepilnowanym wyjściem. Była ich szóstka: Victor, Alice, Meg, jej brat Daniel i dwoje innych morojów, każdy niosący na ramieniu plecak wypchany ukradzionym alkoholem. Cichą, piątkową noc wypełniły odgłosy ich śmiechów i przekomarzanek. - Do kaplicy? – zapytała Alice. - A gdzież by indziej? – usłyszała w odpowiedzi. Złapała Victora za rękę, odciągnęła na bok i potknęła się o krawężnik, wpadając na trawnik. - Uważaj – mruknął, obejmując ją ramieniem, nim się przewróciła. Alice skorzystała z okazji, zanurkowała dłonią w kieszeni jego płaszcza i wyjęła napoczętą paczkę papierosów. Uśmiechnęła się, wkładając jednego do ust. - Pozwolisz? – poprosiła, więc odpalił jej papierosa i schował ręce z powrotem do kieszeni. Alice zaciągała się dymem, a on chłodnym styczniowym powietrzem. Gdy zamykał oczy, nadal słyszał słabe dudnienie muzyki z taniego głośnika i zbyt głośne, bo przyprawione alkoholem, rozmowy młodych morojów. Pomyślał o leżącym na biurku niedokończonym wypracowaniu o Poe, i o tym, że wolałby teraz leżeć w łóżku z książką, zbierać materiały. - Co tam się dzieje? – zapytała Alice. Popatrzył na nią, a potem na ścieżkę między dormitoriami. Meg i reszta, zamiast być już w połowie drogi do kaplicy, stali pośrodku ścieżki. Morojka stała tyłem do Lazara i Alice, z Xavierem i Maksem po bokach, i najwyraźniej z kimś rozmawiała, podczas gdy Daniel podchodził do nieznajomego od tyłu. Victor zauważył z cieniem nikłego zainteresowania, że okrążają go powoli niczym wataha wilków, tak że gdy się spostrzeże, będzie już za późno. Zabrał Alice papierosa i ciągnąc ją za rękę, dołączył nieśpiesznie do reszty towarzystwa. - ...sypialnie karmicieli są w drugą stronę – rzuciła kpiąco Meg, robiąc podobną minę jak wtedy, kiedy znalazła pod swoim oknem rozkładającego się gołębia. Była pijana i w swoim żywiole, ale kiedy tylko zauważyła Lazara, jakby bezwiednie ustąpiła mu miejsca. Moroj dopiero teraz mógł przyjrzeć się nieznajomemu. Na pewno nie był jednym z nich, kojarzyłby jego twarz. Człowiekiem też nie był, oni nie mieli tu prawa wstępu. Dhampir? Jaki dhampir zapuszczałby się w te okolice o tej godzinie samotnie? - Zgubiłeś się? - Victor uśmiechnął się do chłopaka, wyciągając w jego stronę paczkę papierosów. Wzrok Meg uświadomił Lazarowi, że musiała już zadać mu to pytanie. - Nie krępuj się. Ozera bywa trochę szorstka, kiedy poznaje nowych ludzi.Meg najwyraźniej postanowiła mu zaufać, w cokolwiek pogrywał, bo więcej się już nie odezwała.
Ostatnio zmieniony przez Usagi dnia Sob Sty 12, 2019 11:51 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Vampire Academy Sob Sty 12, 2019 4:45 pm | |
| Odseparował się od wesołego towarzystwa szukając ukojenia powoli narastającego bólu głowy. Nienawykły do wesołej kompanii już po kilku minutach czuł ni to ból, ni żółć wzbierającą w przełyku odpowiadając na niezobowiązujące zaczepki wymuszonym uśmiechem i potakiwaniem głowy. Gdy jednak udało mu się magicznie wsiąknąć sposobem kamfory, nabrał duży haust powietrza i przytrzymał go w płucach do momentu, w którym prawie zakręciło mu się w głowie. Skoki na głęboką wodę nie były jego specjalnością, czuł się raczej jak waleń wrzucony do zbyt małego basenu bezradnie młócący wodę ogonem. Potrzebował czasu by się zaaklimatyzować. Wzniecony przez jego nowych kolegów płomień bezsensownej integracji połaskotał go i sparzył, zamiast przyjacielskich intencji rodząc w nim potrzebę ucieczki. Poczuł się relatywnie bezpieczny dopiero pokonując zakręt, którego już nie potrafił policzyć. Nie słyszał już radosnego ujadania do najnowszych pop przebojów kiedy wpadał z deszczu wprost pod przepełnioną rynnę. To nie tak że ich nie widział. Nie mógł zrzucić swojej obecnej sytuacji na karb późnej pory, ciemności czy zmęczenia. Wierząc jednak iż wyczerpał zapas pecha na dany dzień liczył na to iż przejdzie nieniepokojony, pozostawiony w spokoju i wyminięty. Mocna woń alkoholu i ciche dzwonienie butelek pochowanych po plecakach i kieszeniach dawało mu poczucie pewnej przewagi. Spuścił wzrok na własne buty i poprawiając kołnierz zarzuconej na kark kurtki zgarbił się nieco by nie zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi. Byłoby się udało gdyby skalkulował sobie jeszcze jedno – zaprawiona piwem krew szuka ujścia. Nieznajoma mu dziewczyna zatrzymała się tuż przed nim, grodząc kompanami boczne drogi ucieczki. - Hej, hej, kogo my tu mamy... Zgubiłeś się chłopcze? – Pełne usta miękko wypluły pytanie, które zawisło w ciasnej przestrzeni pomiędzy nimi owiewając twarz Samuela ciepłym, gorzkim w posmaku powiewem. Piwo. Uniósł głowę i przyjrzał się swojej rozmóczyni. Była śliczna. Na pewno na tyle ładna by zawrócić w głowie pierwszemu lepszemu chłopakowi, któremu zaprezentuje w uśmiechu swoje białe ząbki. Wysoka i szczupła, o twarzy jasnej niczym księżyc otoczony aureolą połyskujących, czarnych włosów. Gdyby nie miał nieco innych standardów i gdyby była nieco przyjemniejsza w obyciu już by do niej jawnie wzdychał. Dwójka towarzyszących jej mężczyzn nie ustępowała jej urodą i właśnie to ostatecznie zmiękczyło mu kolana. Szybko skonstatował w jak głęboką dupę się wpakował. Moroje. - Mogę przejść? Nie szukam kłopotów. Zdjął spojrzenie z morojki nie chcąc dać złapać się na powoli rodzącym się przeczuciu iż z tego dołu po dobroci się nie wyczołga. Instynktownie wiedział że powinien obrócić się na pięcie i czmychnąć na powrót do pokoju pełnego zawodzących do karaoke dhampirów. Meg jednak jak przyciągany nim magnez nie pozwoliła mu zwiększyć dystansu pomiędzy nimi. Po dwóch niewielkich krokach oparł się o zachodzącego go od tyłu Daniela. Ach, stąd to niejasne poczucie bycia otoczonym. Ponownie podniósł głowę napotykając ich ostre, skupione spojrzenia. Na każdej z czterech, otaczających go twarzy malował się niebezpieczny uśmieszek. - Nie musisz, nikt tu nie chce kłopotów, prawda? To jak, zgubiłeś się? Sypialnie karmicieli są w drugą stronę. Spomiędzy bladych warg Samuela uciekło bezgłośne westchnienie. Co miał teraz zrobić, zakleszczony w kajdanach czterech morojów niczym harlequinowa dziewica pośród literackich przystojnych wampirów. Przewaga liczebna nieco bladła w obliczu faktu że tylko on w towarzystwie był trzeźwy. Naturalna skłonność do kalkulowania ryzyka wciąż jednak nie pozwalała mu wystosować ciosu z łokcia wprost w napięty brzuch, jaki wyczuł za plecami. Chciał, powstrzymywał cię zaciskając dłoń w pięść i napinając mięśnie lewej, gotowej do obrony ręki. Zanim jednak podjął decyzję swojego życia tuż za plecami nieznajomej dziewczyny objawiła się kolejna dwójka. Sam nabrał powietrza w płuca nieco zbyt głośno, ponownie odbijając się od klatki piersiowej Daniela. Chłopak zachwiał się lekko pod jego ciężarem, jednak dość sprawnie zaparł i nie dał odsunąć. Przyjacielski uśmiech nowego moroja harmonijnie odcinał się od jasnej twarzy o znudzonym wyrazie. Paczką papierosów wycelował w jego lewą stronę. Sprytnie. Grzeczność wymagała reakcji, zaś poziom adrenaliny jaki mu fundowali sam prosił się o zapalenie. Luzując spięcie gotowej do ataku ręki wyciągnął ją, z pewną dozą nieufności dobywając zaoferowanego mu papierosa. Trzeci raz zadane pytanie pozwoliło mu ostatecznie zwątpić w kierunek własnej wędrówki. Tak, najwyraźniej naprawdę się zgubił, do czego nie chciał się jeszcze przyznać. - Nie...e – Nie zabrzmiało to super przekonująco, dlatego natychmiastowo kontynuował. – Zabijam czas spacerem. I nie jestem karmicielem. – Spojrzał na papierosa, którego przerzucił pomiędzy palcami w podobny sposób jak Victor płomień jeszcze w dormitorium. Poklepał się po kieszeniach w bezowocnym poszukiwaniu zapalniczki. Musiał zostawić ją zresztą swoich rzeczy. Szlag by to wszystko trafił. - Możemy udać że mnie tu nie ma? Nie idziemy w tym samym kierunku. – Podjęta próba pertraktacji zdawała mu się najlepszym wyjściem w obliczu rosnącej przewagi liczebnej. Wataha wilków mierzyła go wygłodniałym spojrzeniem bardziej bezczelnie niż robiły to dhampiry. Nie czuł się z tym najlepiej. Nawykł do bycia w centrum zainteresowania w ten nieprzyjemny, sadystycznie popaprany sposób. |
| | | UsagiBadass Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 146
Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.
| Temat: Re: Vampire Academy Sob Sty 12, 2019 6:25 pm | |
| - Wiem. – Pusty uśmiech nie schodził morojowi z twarzy. Wrzucił papierosy do kieszeni, nie częstując kolegów; dhampir mógł się poczuć wyjątkowy. - Karmiciele zwykle mają problem z chodzeniem po prostej. Nie śpieszył nowemu koledze z pomocą. Najpierw sam się zaciągnął, wypuścił i dopiero wtedy, gdy znudziło mu się patrzenie, jak ten zastanawia się co zrobić z papierosem, którego nie może odpalić, podsunął mu dłoń, nad którą zawisł płomień. Meg parsknęła. Nie popisuj się, Lazar. - No tak. Ty idziesz tam – powiedział Victor, ignorując morojkę i zerkając gdzieś za siebie, w kierunku, z którego przyszli. Za ich plecami ciągnęły się rzędy niskich budynków poprzetykane ogrodami – dormitoria morojów. Dalej był już tylko mur oddzielający ich od reszty świata. - Hm, nie wiem, możemy? – Rozejrzał się po twarzach przyjaciół, zatrzymując wzrok na dłużej gdzieś ponad ramieniem nieznajomego, na twarzy Daniela. - Dan? - Trochę dziś chłodno na spacer, jeśli mnie pytasz – wzruszył ramionami. - I ciemno – wtrącił Max. - Trochę strasznie – dorzuciła Alice, która najwyraźniej bardzo chciała włączyć się do rozmowy. Wcisnęła się między Victora a Meg, splotła z morojem swoje palce i oparła głowę na jego ramieniu. - Kto wie, na kogo jeszcze wpadniesz, jeśli zostawimy cię tu samego? Lazar nie był pewny, co sprawia mu większą frajdę: rosnąca desperacja dhampira, który zapewne najchętniej wypróbowałby na nich jedną z tych skomplikowanych technik samoobrony, gdyby nie zabrakło mu odwagi, czy frustracja Meg, coraz bardziej zniecierpliwionej i myślącej tylko o tym, żeby wlać w siebie następne dwa czy trzy piwa, zanim zdąży do reszty wytrzeźwieć. Nagle rozpromienił się, jakby wpadł na genialny pomysł. - Chodź z nami – powiedział i na wypadek, gdyby dhampir nadal miał wątpliwości, czy to tylko przyjacielska propozycja, Daniel położył mu rękę na ramieniu. - Znamy świetne miejsce, nikt inny tam nie chodzi. - I mamy alko – dodała konspiracyjnym szeptem Alice, po czym wyjęła Victorowi papierosa spomiędzy palców, dopaliła i przygniotła niedopałek obcasem. - Lepszy niż te wasze popłuczyny. - Meg nie chciała być dla ciebie niemiła – zapewnił Daniel. - Prawda, Meg? Morojka popatrzyła na dhampira spode łba, ale nie śmiała stawiać się Lazarowi, więc tylko mruknęła: - Błąka się po nie swoim terenie o północy. Sam się prosił. - Nie przejmuj się nią. – Victor machnął ręką. - To jak? Pójdziesz czy trzeba ci pomóc? |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Vampire Academy Sob Sty 12, 2019 7:01 pm | |
| Dan. Meg. Ozera. Tańczący po dłoni moroja płomień prześlizgnął się na końcówkę odpalonego papierosa, gdy Samuel zaciągał się przyjemnie toksycznym wyziewem. Nie wyglądał na wstrząśniętego pokazem umiejętności, nie takie sztuczki już widział. Moroj z którym związana była jego matka całkiem nieźle radził sobie z elementem wody. Zbyt dobrze gdyby ktoś go o to pytał. - Obiecuję nikogo już nie niepokoić – zapewnił, nim wypuścił z płuc kłęb tytoniowego dymu. Palić nauczył się już dawno temu. Szybko redukował otumaniające działanie, wciąż jednak chociaż odrobinę się uspokajał. Autosugestia w jego przypadku działała cuda. Fakt odseparowania miejsca od publicznie używanych nie przekonał go do szybkiej zgody, ba, upewnił go tylko że nie powinien dać się zwieść pięknym buźkom. Zimne spojrzenia morojów wwiercały się w niego jak ostre śrubki. Jak bardzo nie uciekałby od nich wzrokiem, nie udawało mu się ich uniknąć. Meg zdawała się powoli tracić cierpliwość. Schowany za nim Dan najwyraźniej także, sugestywnie zaciskając wąskie, długie palce na skrytym pod kurtką ramieniu. Siła z jaką to uczynił nie zrobiła na dhampirze większego wrażenia. Bardziej przejął się niewypowiedzianym poleceniem, jakie się za tym gestem kryło. Czarnowłosa Meg zdawała się tylko szukać szybkiego guza. Chłopak za nim i przed nim dla odmiany chyba nie chcieli puszczać go zbyt szybko. Zamiary pozostałej trójki wciąż były dla niego zagadką. Zachowanie Victora i pozostałych dało mu pretekst do stwierdzenia iż rozpoznał przywódcę stada. Wtulająca się w niego morojka zdawała się być jego królową, reszta poddanymi. Hierarchia tej grupy była jasna i przejrzysta. Żeby się od niej uwolnić pierw musiał pertraktować z samym Lazarem. Uśmiechnął się zza papierosa w jego kierunku, starając się stłumić wyraz rosnącej paniki spokojem i pogodą ducha. - Aaach, przyłapaliście mnie. Prawdę mówiąc jestem tu nowy i jeszcze nie do końca pamiętam gdzie stoi moje dormitorium. – Ucieczka ramieniem od uścisku Daniela na niewiele się zdała. Ten jedynie wyciągnął nieco rękę, wciąż nie zdejmując jej ze stopniowo bardziej przestraszonego Samuela. Uczucie dominacji widać spodobało mu się na tyle, by rozkoszować się nim jak najdłużej. Sam dhampir nie był tym faktem ucieszony w najmniejszym nawet stopniu. Wizja łokcia wrażonego pod żebra ponownie wydała mu się nader kusząca. Zacisnął palce na filtrze. - Niezbyt radzę sobie z alkoholem. Szczerze powiedziawszy odpadam po jednym piwie, nie byłbym dla was pewnie wyzwaniem przy piciu. – Ciche dzwonienie szklanych butelek w plecakach pozwoliło mu wstępnie oszacować ilość alkoholu na 'za wysokie progi na lisie nogi'. Padł by na matę nie kosztując jednej dziesiątej ich zapasów. Nie żeby miał zamiar to sprawdzać. Tym bardziej nie miał zamiaru w jakikolwiek sposób pogłębiać z nimi relacji. Byli morojami. Wszyscy. Nie mógł się mylić. Ich wygląd i zapach mówił sam za siebie. W tym towarzystwie jego świetlana przyszłość malowała się takimi samymi barwami jak poprzednio. - Jak to było? Zimno, ciemno, widzę że niektórym się śpieszy. Hm? Nie chcę was tu przetrzymywać. – W jego zdeterminowanym spojrzeniu coraz mocniej przebłyskiwało błaganie. Puśćcie mnie, proszę, zostawcie w świętym spokoju. Plecami naparł na Daniela po raz kolejny, tym razem ciężarem zmuszając do cofnięcia się o mały kroczek. Był silniejszy, zdecydował się to ostatecznie zademonstrować. |
| | | UsagiBadass Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 146
Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.
| Temat: Re: Vampire Academy Sob Sty 12, 2019 8:24 pm | |
| Zniecierpliwienie Meg okazało się być zaraźliwe; poczuł, jak miesza się z niezadowoleniem, a w rezultacie Lazarowi po raz pierwszy tego wieczoru uśmiech spełzł z twarzy, zostawiając go z wyrazem czystej dezaprobaty. Zaczynał się nudzić. Być może miał na to wpływ fakt, że jego papieros leżał teraz zagrzebany w trawie i moroj nie miał co zrobić z rękoma, lecz wina leżała w większej mierze po stronie dhampira. Przetrzymywał Lazara w piątkowy wieczór na środku drogi, gdzie z każdą chwilą ryzykowali coraz bardziej, że patrolujący teren szkoły strażnik wyłoni się zza któregoś z dormitoriów, rozwiewając ich nadzieje na odrobinę rozrywki podobnie jak wiatr rozwiewał dym z papierosa Samuela. Daniel niemal potknął się o własne stopy. Wymienili z Victorem spojrzenia, Dan mocniej zacisnął palce, Lazar postąpił krok do przodu, a Alice natychmiast wychwyciła zmianę napięcia i wcisnęła się między dhampira a chłopaka, nim moroj zdążył do niego doskoczyć. Ku przerażeniu reszty, bezceremonialnie złapała Samuela za rękę i przepchnęła się z nim między Meg a jej bratem. - Z nami się nie napijesz? – wypaliła, uśmiechnięta i naiwna, wciskając swoje blade, smukłe palce między palce dhampira. Victor wpatrywał się w nich bez słowa, wyczekując choćby najmniejszego ruchu sugerującego, że dhampir szykuje się, by coś zrobić. - Straszne z nich dupki – odezwał się nagle Xavier, dotąd milczący, i zajął miejsce po drugiej stronie dhampira. Alice pociągnęła go za sobą; Victor, Meg, Daniel i Max znaleźli się tym samym za ich plecami. - Ale poczekaj, aż się nawalą. Danielowi wchodzi, aż miło patrzeć. - Poza tym, skoro jesteś nowy – Alice przejęła pałeczkę – na pewno nikogo tu nie znasz. To jest Xavier. – Xavier uniósł dłoń. - Ten duży to Daniel, a dziewczyna ma na imię Meg. Oboje Ozera, dlatego zawsze zachowują się, jakby coś ich ugryzło. - Słyszałem! – krzyknął Daniel i... zwyczajnie porzucił Meg i Victora, by do nich dołączyć. Max wzruszył ramionami i także poszedł w jego ślady. - Lazar... co oni odpierdalają? – mruknęła Meg. - Zapewniają nam rozrywkę? – zgadł Victor. - Czy wiedzą, że to dhampir? - Alice pewnie nie wie. - Ona nigdy nie wie. Tymczasem Alice kontynuowała: - Ten tutaj to Max, a blondyn tam z tyłu – Victor. – Teraz, zgodnie ze swoim zwyczajem, powinna klasnąć w dłonie, lecz nie chciała puszczać Samuela. Uśmiechnęła się do niego, a uśmiech miała zdecydowanie łagodniejszy niż Lazar. - Wyluzuj, dobra? Będzie fajnie. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Vampire Academy Sob Sty 12, 2019 9:37 pm | |
| Mało nie połknął papierosa złapany za Alice i wreszcie odciągnięty od Daniela. Przechwycona w jej uścisk ręka pociągnęła go za sobą tak, że w ułamku sekundy znalazł się w odległości bezpiecznej na tyle, by wciąż być w zasięgu rąk innych, jednak bez poczucia względnego osaczenia. Powinien był jej dziękować, ale chyba jeszcze nie miał na to ochoty. Jej szczenięcy entuzjazm był odmianą, której jeszcze w morojach nie spotkał. W poprzedniej szkole czystokrwiści zachowywali się jak karmiona cytryną wersja Lazara. Nie wyciągali kija z tyłków i ponad wszystko lubili pokazywać kto jest u władzy. Dlatego pierwsze wrażenie morojka robiła podejrzanie miłe. Nie ufał jej ani odrobinę, chociaż nie uszedł jego uwadze powód jej nagłej reakcji. I on dostrzegł zmianę zachowania Victora, poczuł mocniejszy uścisk palców Daniela, zreflektował się za późno by wycofać swój ośli upór. Przed oczami miał już nierówną bójkę, przed którą mocno trzymająca go dziewczyna naumyślnie go ustrzegła. - S-Samuel. Miło poznać. – Na krótko obejrzał się do tyłu gdzie dostrzegł jeszcze gasnące podirytowanie blondyna. Zaraz zasłonił go... Jak mu było, Ozera. Daniel. Skinął mu głową wcale nie udając że jeszcze przed chwilą chłopak blokował mu drogę ucieczki. Tę walkę wygrał, gdyby nie przewaga liczebna położyłby go na łopatki i nie czekał aż ten odklepie matę. Wstrząśnięta małym przedstawieniem mina Meg była nawet zabawna, ale nie miał czasu jej dalej podziwiać. Sam mało nie potknął się o własne nogi bezwolnie ciągnięty w kierunku kaplicy. - Ale ja naprawdę... – Szybko uniósł wolną rękę by wydobyć ściskanego pomiędzy zębami papierosa. W obliczu szybkości reakcji dziewczyny był jak bezwolna laleczka; widział wzrok Lazara. Gdyby tylko podniósł na nią choć palec, ten byłby szybszy niż przed chwilą. Z deszczu pod rynnę. Psia jego mać, pod wyjątkowo dużą i przepełnioną rynnę. A mógł zostać w pomieszczeniu i dalej słuchać wycia do ekranu z napisami. Wyglądał doprawdy przekomicznie. Blady ze zdenerwowania, z szeroko rozwartymi powiekami, wyrazem źle ukrywanego szoku na twarzy i czołem zmarszczonym jakby intensywnie nad czymś myślał, w dodatku prowadzony z jednej strony przez śliczną, roześmianą dziewczynę, z drugiej asekurowany przez wysokiego, równie pogodnie uśmiechniętego chłopaka. Gdyby ktoś ich teraz przyuważył mógłby śmiało uznać że jest świadkiem najsubtelniejszego w świecie terroru psychicznego na nowym uczniu. Jakby się nie starał, widać nie uniknie pierwszorocznego okresu kocenia. - Tylko na chwilę, zgoda, zgoda. – Zaciągnął się po raz ostatni i wyrzucił niedopałek pod stopy, nie do końca mogąc go rozdeptać. Narzucone przez Alice tempo było jak wojskowy marsz i gdyby nie był dhampirem, już by wisiał ciągnięty w jej ramionach. Kątem oka spojrzał na zamykających korowód Meg i Victora. Zimne ciarki przeszły go na wspomnienie wyrazu twarzy chłopaka, gdy wydawało się że zaraz się na niego rzuci. Miewał dziwne zainteresowania, ta chwila jednak i uczucie jej towarzyszące nie robiły mu w żaden sposób dobrze. Musiał przyznać, że się przestraszył. Kilka zakrętów dalej obeszli ostatni budynek zanim stanęli oko w oko z... kaplicą. Miejscem teoretycznie świętym. Samuel od razu pożałował że dał się tu zaciągnąć. Nie tylko nie słyszał nikogo innego poza towarzyszącą mu szóstką, ale i nie czuł zapachów mogących świadczyć że ktoś tu od czasu do czasu zagląda. Mało osób w tej szkole było przesadnie religijnych. Bezradnie zerknął na okalający tyły mur w myślach szacując, w którym miejscu udałoby mu się go pokonać. Nie zdezerterował do końca, wciąż wolałby dać nogę niż dać się upić szóstce ledwo co poznanych morojów. Przełknął ślinę, delikatnie wysuwając się z uścisku na nowo ożywionej Alice. Za jego plecami od razu wyrosła Meg z towarzyszącym jej bratem. O mało się na nich nie nadział nim płynnie przeniósł ciężar na drugą nogę i odbił dwa kroki w kierunku Xaviera. - Uła, nie kłamałaś. Faktycznie nikogo tu nie ma. |
| | | UsagiBadass Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 146
Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.
| Temat: Re: Vampire Academy Sob Sty 12, 2019 11:29 pm | |
| Radosne trajkotanie z przodu kolumny nie ustawało ani na chwilę, a im większe natężenie dźwięku na przedzie, tym bardziej ponure miny mieli Victor i Meg, zamykający pochód. Czuli się pokonani i zdradzeni; Meg przez rodzonego brata, Victor przez własną dziewczynę. Odejście Daniela zdołał usprawiedliwić; ktoś musiał pilnować, czy przy ostatnim zakręcie dhampir nie wykona szybkiego manewru ewakuacyjnego i nie zniknie w lesie. Resztę drogi pokonali w milczeniu, ignorując nawzajem swoje istnienie. Lazar odezwał się dopiero, gdy stanęli przed kaplicą. - Jest nieużywana – wyjaśnił, siłując się z zastaną klamką rzeźbionych drzwi. - I ma ze sto lat. Wybudowali ją w tym samym czasie co szkołę, ale potem Dashkovie ufundowali nową i wszyscy przestali tu przychodzić. – Drzwi w końcu się poddały; Victor schował klucz do kieszeni płaszcza i odsunął się na bok, by wpuścić resztę do środka. Kaplica już dawno przestała wyglądać jak miejsce religijnego kultu. W większości witrażowych okien brakowało kolorowych płytek: niektóre postacie straciły głowy, inne członki. Niektórym ktoś pieczołowicie przedziurawił otwory na oczy i usta, ale większość została po prostu rozbita. Na przykład jeden z archaniołów, który został zdekapitowany, kiedy próbowali ostatnio grać w ping ponga na ołtarzu. Na ławkach i podłodze leżały niezliczone poduszki i koce, stare magazyny i podprowadzone z biblioteki książki, a jeśli miało się tego dnia wyjątkowego farta, dało się czasami znaleźć pod ławką nieotwartą paczkę chipsów, którą ktoś przegapił podczas ostatniej imprezy. Meg weszła ostatnia, zamknęła za sobą ciężkie drzwi i uczepiła się pleców brata, rozpinając mu plecak. - Kucnij, dryblasie, bo nie sięgam – mruknęła. Daniel przykucnął, Meg zanurkowała w jego plecaku, a kiedy wymacała w końcu swoje ulubione wino, odeszła z triumfalną miną w stronę ołtarza. Max i Xavier rozsiedli się w pierwszych ławkach i zaczęli przetrząsać zawartość plecaków; Daniel ustawił w strategicznych miejscach swoją pokaźną kolekcję głośników i zaczął wybierać muzykę; Alice szukała czegoś w kartonie pod ścianą; Victor zaś szedł jak cień za Samuelem, dopóki nie zagonił go na środek kaplicy, z dala od drzwi. Wtedy dołączył do jasnowłosej morojki i pomógł jej rozłożyć koc na środku pomieszczenia, gdy wygrzebała go już z kartonu. Meg odstawiła na ołtarz swoje wino, podeszła do Maksa, zabrała mu torbę pełną słodyczy i je także rozłożyła na ołtarzu, udając, że nie widzi jego zbolałej miny. Gdy była już zadowolona z kompozycji, podeszła do tabernakulum, walnęła pięścią w zamek, żeby szafka się otworzyła, i wyjęła z niej szklanki, które schowała tam przy okazji ostatniej imprezy. Przeszła się po kaplicy, rozdając każdemu po jednej (i zgrabnie omijając Samuela). Zatoczywszy koło, wskoczyła na ołtarz, nalała sobie wina po brzegi i wydawała z siebie coś, co chyba miało być motywacyjnym okrzykiem. - Zaczynamy tę imprezę, frajerzy! Daniel, nie opierdalaj się, zapuść mi tu jakieś Palaye Royale. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Vampire Academy Nie Sty 13, 2019 12:09 am | |
| Obecną rundę przegrał z kretesem. Opuszczony przez morojów odetchnął z nieukrywaną ulgą, jednak ciągle czuł na sobie oddech i baczny wzrok ich lidera, podążającego za nim z wprawą jego własnego cienia. Victor deptał mu po piętach, toteż chcąc nie chcąc Samuel zagłębił się w dość płytką paszczę kaplicy, omijając stare, drewniane rzędy zębisk i dochodząc prawie do połowy, gdzie ostatecznie zgubił prześladowcę i pozostał sam, samiuśki. Gniazdo żmij żyło swoim własnym rytmem. Wszyscy wiedzieli co robić, jednocześnie odnajdując tyle wolnego czasu by na każdy zryw dhampira nagle zerkać kontrolnie w jego kierunku. Wszyscy poza Meg jawnie podirytowaną jego towarzystwem. Sam nie wiedział co dokładnie ma ze sobą robić. Imprezy rozkręcać nie umiał, źle także radził sobie z interpersonalnymi kontaktami z osobami, które dopiero poznał. Lubił starego rocka więc nie wychylał się też z gustem muzycznym. Pić nie chciał, nie zamierzał, nie planował. Leniwym krokiem, masując nerwowo to lewą, to prawą dłoń kręcił się jak smród po gaciach tylko po to, żeby podeprzeć ścianę i z ostatnią nadzieją spojrzeć w kierunku drzwi. Te nie były zamknięte. Gdyby teraz puścił się biegiem i ominął rozstawiającego sprzęt Daniela, mogłoby mu się udać. Poczeka aż ten przejdzie na drugą stronę. Miał także opcję zagłębienia się w boczne przejście, prowadzące pewnie na galerię albo zakrystię. Przy drobnym uśmiechu losu znajdzie gdzieś okno z wybitą szybą albo sam czymś w nie rzuci i wyślizgnie się na tyły. Pod czujnym okiem Lazara nie miał wiele czasu ani swobody. Przed pierwszą próbą powinien najpierw dać im nieco wypić. Dlatego też bez grymasu niezadowolenia przyjął bezpośredniego kuksańca od Meg. Nawet nie miał jej tego za złe, przecież nie zamierzał nawet próbować pić. Za to nie obraziłby się na jeszcze jednego papierosa, gdyby nie fakt że swoją paczkę zostawił gdzieś na poprzedniej imprezie. Szlag by to jasny trafił. - He... – Prośba utknęła mu w przełyku. Szybko odwrócił wzrok od Victora udając że wcale nie miał do niego interesu. Prędzej da się wyssać strzydze niż pokaże, że czegoś może od nich potrzebować. Tylko świętego spokoju. Tak, dla tej waluty mógł się upadlać do końca. Schował ręce za siebie i oparł się o nie żeby ktoś mu przypadkiem czegoś w nie nie wcisnął. Nawet nie patrzył na Meg kiedy ta wspinała się na ołtarz. Nie obdarzył jej większym zainteresowaniem gdy oficjalnie otworzyła posiedzenie morojów. Drgnął dopiero na pierwsze basy wdzierające się w jego uszy. Instynktownie spojrzał w kierunku Daniela; ten z nabożną czcią majstrował przy swoim ajfonie, ufnie pozwalając Xavierowi napełnić szklankę. Meg zgrabnie dobrała się do rozkołysanego w rytm własnego tańca wina, z rozkoszą przełykając pierwsze od prawie czterdziestu minut płynne zbawienie. Podobny entuzjazm towarzyszył i pozostałym; jedynie Max zdawał się nieco bardziej interesować przekąskami, chociaż i on nie rozstawał się ze szklanką, z której systematycznie popijał. Wszyscy zaczynali bawić się dobrze, wyłączając z tego Samuela. Nie potrafił rozluźnić się w tym towarzystwie nawet przy przemiłej Alice. Nie potrafił i nie chciał, przekonując siebie że nic dobrego z tego nie wyniknie. Krok po kroku przesuwał się za to w stronę drzwi, licząc na brak zainteresowania swoją skromną osobą przeniesiony na wesoło spływające po gardle zimne dobro. Mieli swój zamiennik zabawnego nowego – powinien się ulotnić póki nie przypomnieli sobie o jego istnieniu; zanim znajdzie się w zasięgu rąk kolejnego moroja gotowego napierać na niego by nie nawiał. Nie kłamał. Z alkoholem radził sobie tragicznie. Potrafił neutralizować z mniejszą i większą skutecznością prawie każdą truciznę świata, tylko nie cholerny stan upojenia. Nie odrywając pleców od ściany stawiał coraz śmielsze kroki w kierunku spokojnej przyszłości. Znowu znalazł się bliżej wyjścia niż ołtarza z winem. |
| | | UsagiBadass Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 146
Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.
| Temat: Re: Vampire Academy Nie Sty 13, 2019 1:00 am | |
| Meg i Daniel kłócili się przy ołtarzu o repertuar; dziewczyna próbowała go przekonać, by puścił jej ulubioną playlistę. - Jak puścisz to swoje emo gówno, to Max znowu dostanie flashbacków i będzie płakał – przekonywał Daniel. - Max płacze nawet kiedy słyszy Lady Gagę. Jeśli mamy wybierać pod niego, to powinieneś puścić Mozarta. - Wszystko słyszę, dupki – wymamrotał Max z ustami pełnymi popcornu. - Przestańcie mnie obgadywać. W końcu oboje zgodzili się na Twenty One Pilots; Victor minął ich, gdy przeżywali kryzys egzystencjalny po pierwszej szklance wina, śpiewając Car Radio. Zahaczył o barek, który Xavier z Maksem rozstawili na pierwszej ławce, zabrał dwa piwa i dołączył do Alice, siedzącej na kocu i kiwającej głową w rytm muzyki. Podał jej butelkę. Podobnie jak Meg sprawnie unikał kontaktu ze zbłąkanym dhampirem, nie przestawał go jednak obserwować, na wypadek gdyby chłopak nie porzucił nadziei, że uda mu się niezauważenie wymknąć. Patrzył, jak plecami przyklejony do ściany sunie krok po kroku, pokonując zaledwie centymetry. Powoli, byle do celu. - Lubię tę piosenkę – rzuciła, wtulając się w jego ramię – ale to zabijacz klimatu. Kto im pozwolił obsługiwać muzykę? - Zaraz się do nich przejdę – odpowiedział, zatapiając nos w jej włosach, pachnących słodko arbuzami. Na chwilę odwrócił wzrok od dhampira, a ten już zdążył prawie doskoczyć do drzwi. -Allie, jak się nazywał ten twój nowy? - Sam... Samuel! – wykrzyknęła, przypominając sobie o jego obecności, i omiotła wzrokiem kaplicę. Zlokalizowawszy niedoszłego uciekiniera, poderwała się z miejsca i z nienapoczętym piwem w ręku podbiegła do chłopaka. - Chodź, przedstawię cię! Zaciągnęła go z powrotem na środek kaplicy. Gdy mijali rozwalonego na samym środku, na stercie poduszek, Victora, ten nie mógł się powstrzymać i posłał nowemu znajomemu szeroki uśmiech. Alice postawiła Samuela za ołtarzem. - Chwila uwagi. To jest Samuel. Xavier i Max, którzy jakimś cudem wypili już wino i zaczynali drugie piwo, popatrzyli na siebie, czerwoni od wstrzymywanej głupawki. - Cześć, Samuel – wyparowali jednocześnie i zaskoczeni o dziwo udaną synchronizacją, parsknęli śmiechem, pryskając dookoła piwem. Przepadli, przypominając sobie jakiś incydent z pierwszego roku, który najwyraźniej dotyczył tylko ich dwojga. Lazar podłożył sobie ręce pod głowę i wpatrywał się w sufit, dając wszem i wobec do zrozumienia, że niewiele go to wszystko obchodzi. Meg nie podniosła wzroku znad telefonu, a Daniel tylko machnął ręką, majstrując coś przy głośniku. - Trochę... trochę ciężko do nich dotrzeć – wyjaśniła Alice z zakłopotaniem. Posługując się kantem ołtarza, otworzyła butelkę i podsunęła ją Samowi. - Udawaj, że ich tu nie ma. Meg, wyłącz te smęty! – W końcu sama przeskoczyła przez ołtarz i zabrała Danielowi komórkę, żeby zmienić piosenkę na coś weselszego. - Sam, tańczysz? |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Vampire Academy Nie Sty 13, 2019 1:30 am | |
| No nie tego się spodziewał. Zniweczony plan machał mu na pożegnanie już przy drzwiach, kiedy blondynka ciągnęła go za łokieć z powrotem w kierunku reszty towarzystwa. Jego mina tym razem zdradzała bezbrzeżną desperację. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego kto stał za tym czynem, mordując Victora wzrokiem gdy tylko i ten znowu na niego spojrzał. Wycofując się widział jak ten szepcze coś we włosy dziewczyny kątem oka zerkając w jego kierunku. Nie był skończonym głupcem by nie potrafić powiązać ze sobą zdarzeń. Dodatkowo zadowolona mina moroja nie pozostawiała cienia wątpliwości wobec jego wyłącznej winy. Chuj leżał jak na scenie i cieszył się ze swojego niezwykłego dowcipu. Samuel za to miał ochotę zapaść się pod ziemię. - Nie, to nie jest konieczne... Cześć. – Uniósł powoli rękę wyjątkowo zażenowany sytuacją. Nie żeby spodziewał się jakiejkolwiek miłej reakcji po towarzystwie, ale mogli chociaż postarać się i poudawać nieco milszych. Wszyscy prócz czarnowłosej oczywiście. - To nie jest najlepszy pomysł. Naprawdę nie kłamałem, nie radzę sobie z alkoholem. – Zniżył nieco i ściszył głos, starając się by tylko pozornie przyjacielska blondynka go usłyszała. Nie chciał wszem i wobec podkreślać jakim rodzajem niedojdy jest. Nikt inny i tak nie zwracał na niego uwagi. Równie dobrze mogłoby go tu nie być i impreza nie straciłaby na ostrości... Której w chwili obecnej wciąż nie posiadała. 'Cause this time there's no sound to hide behind. Nie tego spodziewał się po elicie szkolnej. Nie żeby czekał na rozbijanie butelek i radosne pląsy, jednak więcej entuzjazmu widział na zlocie dhampirów niż tutaj. I chociaż spokój atmosfery zdecydowanie bardziej przypadał mu do gustu, prawie żałował że zmienił lokale. Jeszcze chwila i zacznie ziewać. - O nie. Nie, nie, nie. – Nie na trzeźwo. Uniósł wciąż nieupitą butelkę, którą wręczyła mu dziewczyna. Zupełnie jakby miał zamiar się za nią schować, wystawił ją przed siebie w obronnym geście wspomagając się i drugą ręką. - Mam dwie lewe nogi do tańca. Z podobnych czynności preferuję sparringi, albo – seks. Na szczęście w porę ugryzł się w język. Mało brakowało i spaliłby za sobą kolejny most własnego honoru. W zapomnieniu aż przystawił wylew butelki do ust, jednak i tu w porę się zreflektował. Rozejrzał się za to nieco po swoim najbliższym otoczeniu, przyuważając małą wyrwę w kamiennych płytach podłogi. Upewniając się że rodzeństwo i blondynka zajęci się wybieraniem kolejnej piosenki przykucnął i zasłaniając własnym ciałem butelkę ulał z niej nieco, by móc ubytkiem potwierdzić że pierwszy łyk ma już za sobą. Nie sądził by szybko udało mu się wyperswadować im pomysł wspólnego z nim picia nawet jeżeli reszta zdawała się do mieć w głębokim poważaniu. Odzyskiwali zainteresowanie najwyraźniej dopiero gdy mogli coś na nim wymusić. Poza tym jakby nie istniał. Uniósł się z kucek i oparł biodrami o kant, który wcześniej posłużył Alice jako otwieracz. Chciał zniknąć. Westchnął sobie od serca wpatrując się we własne kolana i coraz częściej powracając wzrokiem do drzwi – tym razem mniejszych, bocznych, prowadzących na galerię. Że też dał się wpakować w to bagno. Powinien szybko wykorzystać okazję i nawiać, nie sugerując się nastrojem nowej 'koleżanki', a tym bardziej uczepionego jej tałatajstwa. Zakręcił butelką w dłoni, ulewając nieco na własne palce. Im bardziej upodobni swój zapach do ich, tym szybciej powinni uwierzyć że i on się socjalizuje. Wytarł mokrą rękę o kurtkę, którą wciąż miał na grzbiecie. W głowie kłębiło mu się pytanie o to, czy może tak po prostu sobie iść, a w potem po prostu już nigdy nie wyjść spod kołdry. |
| | | UsagiBadass Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 146
Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.
| Temat: Re: Vampire Academy Nie Sty 13, 2019 12:26 pm | |
| - Chociaż jedno – poprosiła, ignorując nawoływania pseudodidżejów, którzy czegoś się od niej domagali. Nachyliła się do Samuela, żeby następne słowa wypowiedzieć szeptem. - Wiem, że jest ci niezręcznie, ale spróbuj się rozluźnić. Chciała dodać coś jeszcze, ale wtedy w kaplicy rozbrzmiały pierwsze dźwięki Bandito. - NIE! – wykrzyknęła, znów ślizgając się po zastawionym blacie ołtarza i ściągając za sobą paczki chipsów. - Megan Ozera, oddaj mi ten telefon, natychmiast! Morojka oddała się przepychankom z koleżanką i Samuel znów został sam. Jednak nie tylko on cierpiał na brak uwagi. Xavier i Max wpadli w spiralę żartów, których chyba żaden z nich już nie rozumiał, i bliscy utraty przytomności turlali się po ławce. Daniel znajdował się w innym wymiarze; Meg skonfiskowała mu telefon, więc wyjął siostrze z kieszeni jej własny, kiedy nie patrzyła, i teraz wystukiwał coś wściekle z zaciętą miną. Cokolwiek pisał, dawał po sobie znać jedynie tyle, że mógłby być teraz gdziekolwiek. Na pewno nie słyszał już ani muzyki, ani kłótni dwóch morojek przy ołtarzu. Victor tymczasem nadal leżał na poduszkach, postukując stopą i nudząc się niemiłosiernie. Alice wzięła na swoje barki ciężar utrzymania konwersacji i integracji nowego, pozostawiając Lazara samemu sobie. Przestudiował dokładnie wzór pęknięć na suficie kaplicy i kiedy stwierdził, że wyłapał już wszystkie kształty, uniósł się na łokciach, żeby omieść towarzystwo wzrokiem. Doszedł do wniosku, że jeśli tak dalej pójdzie, Meg i Alice zaczną wyrywać sobie włosy kępkami, Xavier z Maksem zezgonują po pierwszych trzydziestu minutach, a wkrótce potem w ich ślady pójdzie Daniel, który nie odrywając wzroku od telefonu, podnosił raz swoje piwo, raz siostry. Podniósł się z ciężkim westchnieniem. Lawirując między masą poduszek, butelek i innych drobiazgów rozrzuconych po podłodze, podkradł się do ołtarza. Ostrożnie stawiając kroki, by nie ogłosić wszem i wobec swojej obecności, zaszedł Samuela od tyłu, wyjął mu z dłoni butelkę i zastąpił ją tą, z której sam przed chwilą popijał. - Spróbuj tego. Lepiej kopie – rzucił i pociągnął łyk z butelki Samuela. Szturchnął go łokciem, odepchnął się od ołtarza i ruszył dalej. Nie musiał czatować przy dhampirze, żeby upewnić się, że ten wypije, co mu podał. Miał lepszy pomysł. - Przejmuję – powiedział, gdy doszedł do Alice i Meg; wyjął czarnowłosej morojce telefon z dłoni – bez protestów się nie obyło – włączył pierwszą lepszą playlistę Daniela otagowaną party i na wszelki wypadek wsunął sobie jego telefon do kieszeni. Zahaczył jeszcze o Dana, skonfiskował mu komórkę, by odzyskać jego uwagę, po czym stanął na środku tablicy. Uniósł swoję butelkę i postukał w nią telefonem Megan. - Zbiórka na kocu, gramy w avalanche. Znudzonemu towarzystwu nie trzeba było powtarzać dwa razy; każdy złapał poduszkę i w ciągu minuty siedzieli gotowi w kole, naturalnie zajmując miejsca w tej samej konfiguracji, co zwykle. Tylko Xavier guzdrał się jeszcze przy swojej torbie, szukając kostki. - Uwaga, tłumaczę zasady – powiedział, ustawiając na środku szklankę. - Wypada jeden – omijasz kolejkę, oddajesz kostkę i szklankę osobie po lewej. Dwa – dolewasz do szklanki, przekazujesz dalej. Trzy – wypijasz zawartość. Cztery – krzyczysz podłoga i wszyscy się kładą. Ostatni na dupie wypija zawartość szklanki. Pięć – możesz wybrać, kto pije. Sześć... co robimy pod sześć? - Prawda lub wyzwanie – odpowiedziała natychmiast Meg. - Wybiera rzucający. - Ktoś zgłasza sprzeciw? – Dał im na odpowiedź mniej więcej pięć sekund, przy czym Max i dhampiry głosu nie mają. - Nie? To nowy zaczyna. Zrobił Samuelowi miejsce pomiędzy sobą a Danielem i podał mu kostkę, którą Xavier wygrzebał w końcu z czeluści swojej bezdennej torby. - Jeszcze jedno – dodał, a na twarz wpełzł mu uśmiech zwiastujący kłopoty. - Pierwszy, który wymięknie, zostanie ukarany. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Vampire Academy Nie Sty 13, 2019 2:40 pm | |
| Czemu jej do diaska tak zależało na tym żeby się rozluźnił. Była pieprzoną matką Teresą od kotów żeby przejmować się jednym zbłąkanym odrzutkiem? Nikt nie płacił jej za bycie miłą, więcej, jej uprzejmość i rozradowanie napełniały Samuela niezidentyfikowanymi, złymi przeczuciami. Wzdrygnął się, z ulgą ponownie pozostając sam i modląc się, jak to przystało w kaplicy, nad butelką, którą dzierżył ostrożnie niczym niewypał. Krytycznie przyjrzał się swoim szansą na ratunek z zewnątrz. Raczej mało który dhampir wpadnie teraz na wyśledzenie go po zapachu i wyciągnięcie z tarapatów. Karmiciele dawno spali (poza tym co oni w sumie mogli), więcej morojów nie chciał widzieć na oczy. Musiał zdać się na siebie. Intensywne rozmyślania zagłuszyły otoczenie dlatego naturalnie nie zauważył podejścia Victora. Dopiero gdy ten wyciągnął mu butelkę i zastąpił ją inną Samuel podniósł z zaskoczeniem wzrok i otworzył usta w próbie powiedzenia czegokolwiek mądrego. Nie wyszło – blondyn głęboko w dupie miał to co się dalej podzieje, już odchodząc w kierunku dziewczyn. By nie łapać kurzu i much Samuel wreszcie zamknął rozdziawioną buzię, prawie od razu przyozdabiając twarz wyrazem skwaszenia. Zaczynał go nie cierpieć. - Co? – Gra? Jaka gra? Nie znał gier imprezowych poza głupim Twisterem i alkochińczykiem, którego, jak głosi legenda, nikomu nie udało się ukończyć. Dlaczego w ogóle miał się na to godzić? - Nie. – Chciał coś dodać od siebie, Lazar jednak wciąż głęboko w poważaniu miał jego marne sprzeciwy. Nie żeby było to coś nowego; nie minęła jeszcze godzina a już zaczął się do tego przyzwyczajać. - Ja... – On co? On nie chce? Ile razy już to powtarzał, w końcu lądując w nieznanym sobie pomieszczeniu, z butelką w dłoni, otoczony przez bandę morojów? Jego siła przebicia malała wraz ze wzrostem stężenia alkoholu w ich krwi, której nota bene miał teraz ogromną ochotę nieco upuścić. Zaciśnięte na butelce palce straciły na kolorze z wysiłku. Nie ruszył się z miejsca. Dopiero Xavier nadrabiając nieco drogi pchnął go w kierunku zbiegowiska, skutecznie motywując do ruszenia tyłka. - Blokujesz przejście, chodź. Będzie fajnie. Spencer w odwecie jedynie zazgrzytał zębami, potulnie jak baranek dając się przepchnąć pomiędzy Ozerę i Lazara. Nie żeby było mu to na rękę, po drodze podjął pierw próbę wywinięcia się i zmiany kierunku na wyjście z kaplicy, a gdy ta nie wyszła to chociaż zmiany miejsca i odnalezienia się gdzieś przy blondynce. Nie ufał jej, to prawda, jednak spodziewał się że najmniej złego czeka go właśnie tam. I może byłoby się udało, gdyby Victor nie złapał go za klapę kurtki i gwałtem nie przyciągnął do siebie, jednocześnie wsuwając mu odebraną Xavierowi kostkę w dłoń. Był przy tym nieprzyzwoicie wręcz nonszalancki i pewny siebie, rodząc w Samuelu chęć wepchnięcia mu butelki do paszczy i wciśnięcia szyjką aż po gardło. Ostatnie zdanie wyplute przez moroja upewniło go w tym, że gra sprowadzała się do niczego innego jak upodlenia właśnie jego. Przecież od początku zarzekał się że jego tolerancja na alkohol jest niska. Był dhampirem – i oni musieli to wiedzieć. Nie było opcji by jeszcze nie zorientowali się że nie jest jednym z nich, chyba że byli wyjątkowo tępi. Żyłka zapulsowała mu na skroni, kiedy przykucnął i lekko, z gracją wypuścił z dłoni kostkę tak, by ta poturlała się przy szklance z piwem. Chcesz wojny przybłędo? No to ją dostaniesz. Z wyczekiwaniem wpatrywał się w kostkę. Gdy ta przechyliła się na dwójkę, pomny tłumaczonych zasad rozluźnił się, odetchnął i przechylił wylew darowanej mu przez Victora butelki tak, by dolać swojego piwa do puli. Nie pierniczył się. Liczył na to, że blondynowi powinie się noga, nie żałował mu więc – niechcący przelał, wypuszczając kilkanaście kropel poza naczynko. Jego spojrzenie zdawało się mówić 'ups', kiedy rozluźniony wygodniej osadzał ciężar na stopach, owijając kolana ramionami. Kurtkę chwilę wcześniej zdecydował się odłożyć za siebie. Robiło się gorąco. - Twoja kolej. – Z głośników rozbrzmiały pierwsze nuty jednego z przebojów 'The Correspondents”. |
| | | UsagiBadass Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 146
Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.
| Temat: Re: Vampire Academy Nie Sty 13, 2019 4:39 pm | |
| Lazar sprawiał wrażenie, jakby w ogóle nie docierały do niego słowa wypowiadane przez dhampira; miał nadzieję, że chłopak zrozumie w końcu, iż jego sprzeciwy odnoszą skutek odwrotny od zamierzonego i tylko bardziej nakręcają moroja. Im większy Samuel okazywał dyskomfort, tym lepiej Victor się bawił. Na wszelki wypadek, gdy Samuel znalazł się w zasięgu jego ręki, złapał go za frak i posadził między sobą a Danielem. Przekazawszy mu kostkę, klepnął go zachęcająco w plecy. Wszyscy wpatrzyli się w kostkę; Meg i Victor z podobnymi uśmiechami, które prędko zastygły, gdy okazało się, że tym razem dhampirowi dopisało szczęście. Jedynie Alice wyraźnie się rozluźniła, zadowolona z wyniku, i już spokojniejsza oparła brodę na kolanach. - Fart nowicjusza – skomentował Daniel. - Wow, chłopcze, ściągnij wodze – rzuciła Meg, gdy Sam przeszedł do wykonywania swojego zadania. - Noc jeszcze młoda. Spróbowała złapać spojrzenie Victora, ale ten patrzył, jak Samuel hojnie wypełnia szklankę po brzegi; był świadom swoich możliwości, dlatego kiedy przypomniał sobie, że zamienił się z dhampirem butelkami, poczuł pierwszy przypływ niepokoju, manifestujący się bezwiednym sięgnięciem po papierosy. Wydostał się z płaszcza, rzucił na go najbliższą ławkę i podciągnął rękawy pod łokcie. Zaciągnął się papierosem, po czym przekazał go Alice, a sam zamknął kostkę w dłoniach, dmuchnął i potrząsnął. Sześcian potoczył się po dywanie, odbił od szklanki, zachybotał na krawędzi i w końcu znieruchomiał czwórką do góry. Lazar zastygł na sekundę, nim jego podchmielony mózg dopasował liczbę do zasady, a potem jeszcze na pół, gdyż zamiast instynktownie paść plecami na glebę, nie zważając na nikogo i na nic, najpierw rzucił na kafelki Samuela. - Leżeć! Wpił palce w ramię dhampira, dociskając go do zimnej podłogi. Popatrzył na niego z góry; tak chcesz pogrywać?, i runął na podłogę obok niego, lecz nim dotknął plecami ziemi, Xavier zdążył rozplątać własne nogi i położyć się o sekundę wcześniej. - Ha, dobrze ci tak! – wykrzyknęła Megan i podsunęła morojowi szklankę. Lazar uniósł ją do ust, rozchlapując dookoła zawartość, i w kilku łykach pochłonął, co zostało. Podziękował sobie w duchu, że wcześniej wypił tylko jedno piwo. Było warto. Ktoś przyturlał kostkę do Alice, a Lazar położył dłoń na jej kolanie, poniekąd zadowolony, że nie wisiało nad nią widmo ewentualnego przymusu picia płynnej manifestacji Samuelowego niezadowolenia. Dziewczyna miała słabą głowę jak na moroja, a on nadal dobrze pamiętał, co się działo, kiedy przesadziła z alkoholem. - Sześć! – Klasnęła w dłonie i od razu spojrzała na Meg. Nie wahała się. - Przeproś Sama za bycie suką. Meg zmroziła Alice wzrokiem. - Nie ma mowy. - Zasady, Meg – odezwał się Daniel – Wolisz, żebyśmy wymyślili ci karę? Morojka zacisnęła zęby, a Alice uśmiechnęła się do niej słodko. Oboje wiedziały, że wcale nie chodzi im o Sama. Alice rewanżowała się za obrazę jej gustu muzycznego podczas kłótni przy ołtarzu i po prostu wiedziała, co zaboli najbardziej. - Sam... przepraszam – zaczęła Meg i zamilkła, żeby napić się z czyjejś butelki. - ...za bycie suką – przypomniała Alice. - Za bycie suką. Alice wyglądała na zdecydowanie zbyt szczęśliwą, gdy Meg opłakiwała swoją dumę. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Vampire Academy Nie Sty 13, 2019 5:33 pm | |
| Leżał. Zanim jeszcze zdążył zdać sobie sprawę z tego co się dzieje, już grzał glebę nieopodal blond moroja, przygwożdżony jego ręką. Gdyby nie szybka reakcja Lazara, która sprawiła że Samuel mógł podziwiać sufit, a Xavier opluł się właśnie pitym ukradkiem piwem, dhampir stanowczo byłby ostatni. Nie zapomniał reguły – musiał sobie po prostu poukładać w głowie to, czego się dowiedział. Szczęście nowicjusza jednak sprowadziło się do tego, że bez pomocy 'kolegi' to on wpadłby w przygotowaną przez siebie pułapkę. Jednak zamiast ukontentowania i ulgi na jego twarzy malowało się niezrozumienie i przestrach. Nie obcy był mu wysiłek włożony w możliwość popatrzenia na niego z góry. Poczuł nieprzyjemne, znajome uczucie paraliżu. Kilka sekund po mrukliwym, władczym 'leżeć' zajęło mu przypomnienie sobie jak się nabiera powietrza w płuca. Jego klatka piersiowa uniosła się szybko w kilku urywanych, nieskoordynowanych oddechach. Nie, nie był mu wdzięczny. Przez krótką chwilę widział przed sobą zupełnie innego moroja. Zacisnął dłonie w pięści dźwigając się do siadu i masując lewy łokieć, którym uderzył w posadzkę. Zaklął cicho pod nosem nie pokazując twarzy Victorowi. Nie patrzył jak ten teatralnie uniósł szklankę w toaście, jak przystawił są do warg i łapczywie, w kilku haustach opróżnił, by zaraz nalać nieco do środna ze swojej butelki. Gra musiała się toczyć. Tym razem Spencer usiadł – nie przykucnął – moszcząc się na twardej ziemi i podciągając kolana blisko brody, tak by zajmować jak najmniej miejsca. Nie uśmiechało mu się dalsze ocieranie się o widocznie ukontentowanego Lazara. Nie chciał też przysuwać się do Daniela. Maliny w jakie dał się wpuścić podobały mu się coraz mniej nawet, jeżeli do tej pory wychodził prawie obronną ręką. To musiało się kiedyś skończyć. Widział jak Meg zerka na niego wilkiem pomiędzy wymianą uprzejmości z Xavierem, a przekomarzaniem się z Alice. Wyczuwał atmosferę, jaką budował dookoła niego Lazar. Wiedział że jest na widelcu tej dwójki, nie wiedział jednak kto jeszcze postanowi się z nimi pobawić. Uważnie przyglądał się kostce w drobnej dłoni blondynki. Głowę z kolan uniósł dopiero kiedy ta rzuciła Meg wyzwanie. Ach, znowu. Co za bagno – przeleciało przez jego umysł, pogłębiając uczucie zniechęcenia. Nie ma nic gorszego jak zmuszanie do bycia miłym. Czarnowłosa jeszcze mu się za to odpłaci – tego był pewien jak nadchodzącej wiosny. Gdy niechętnie wydusiła z siebie nieszczere przeprosiny mógł zdobyć się tylko na wzruszenie ramionami, bo co innego mógłby teraz zrobić. Uśmiechnąć się? Nie przypadli sobie do gustu – nie było potrzeby. Prychnąć? Nie był debilem by narażać się bez pomocy Alice. Defensywny neutralizm był jedyną opcją. Przechwycona przez Maxa kostka potoczyła się z siłą w kierunku ustawionej na środku szklanki, odbiła z dzwoniącym stukotem i pomknęła z powrotem do jego buta, gdzie ostatecznie wyłożyła się pokazując wdzięcznie liczbę oczek przynależnych prawdzie lub wyzwaniu. Moroj uniósł brew, uśmiechając się półgębkiem i rozglądając po zebranych. Na chwilę zatrzymał go na Samuelu, przez co ten przełknął bezgłośnie ślinę. Dhampir spiął się, gdy ten zaczął mówić. - Rzucam wyzwanie... Skoro tak dobrze idzie Ci bycie miłą, to może skocz mi po orzeszki, Meg. Zostały na ołtarzu. – Spencer wypuścił wstrzymywane powietrze nieco zbyt głośno by ukryć że poczuł się jak na celowniku. Był pewien że tym razem mu się nie upiecze i chociaż Max nie wyglądał na wielkiego agresowa, czkawką mogły mu się odbić próby szufladkowania. W końcu i on 'posysał'. Dosłownie. Dhampir nieco zmalał, besztając się w myślach za zbytnie zadufanie. Nie był pępkiem świata, nie każdy musiał się nim w brzydki sposób interesować. Nie powinien być zbyt pewny siebie. Wychilluj, Samuelu Spencer. Oni się tylko dobrze bawią. |
| | | UsagiBadass Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 146
Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.
| Temat: Re: Vampire Academy Nie Sty 13, 2019 8:36 pm | |
| Twarz Meg była bliska zmianie koloru z czerwonego na fioletowy, kiedy po raz drugi z rzędu padło wyzwanie i to ona znalazła się na celowniku. Stężenie empatii i przyjacielskiej atmosfery w powietrzu zdawało się osiągać wartości krytyczne, których jej płuca nie potrafiły już tak sprawnie przefiltrować. Popatrzyła na Samuela, jakby nie mogła zrozumieć, dlaczego jej przyjaciele przepuszczają taką okazję, a potem na Victora, gdyż to w nim znalazła jedynego sojusznika. Moroj wzruszył ramionami, porozumiewawcze też nie rozumiem. - Przebaczenie jest lepsze niż zemsta – wymruczała, wstając pokracznie. Wypity alkohol dawał o sobie znać; dziewczyna zachwiała się w miejscu i musiała złapać Xaviera za włosy, żeby nie runąć gdzieś między Victora i Samuela. - Ugryźcie mnie w dupę. Poczekajcie, aż tylko dorwę tę kostkę. Będziecie biegać nago między ławkami, śpiewając Ave Maria. Alice, popijająca coś z termosu, zakrztusiła się płynem, parsknęła, opluwając Xaviera, który spuścił na chwilę gardę, by przygładzić rozczochrane włosy, nabrała haust powietrza, a ponieważ reszta herbaty nadal szukała ujścia, wypuściła ją nosem. Śmiała się, płakała i krzyczała moje zatoki! jednocześnie, a Max i Daniel razem z nią. Tylko Xavier jeszcze walczył, patrząc na plamy na swojej białej koszulce. Meg potupała gniewnie w stronę ołtarza, przekonana, że to z niej mają taki ubaw, a Lazar odchylił się do tyłu, opierając się płasko na dłoniach. Koniuszkami palców dotykał uda Samuela; nawet kiedy wszyscy dobrze się bawili, nie pozwalał mu zapomnieć o swojej obecności. Alice i Max nadal kiwali się w miejscu, chichocząc nerwowo, niczym paralitycy nękani wspomnieniami z Wietnamu, kiedy Meg wróciła na miejsce, ściskając w ramionach masę kolorowych szeleszczących opakowań. Podała Maksowi orzeszki, sobie zatrzymała kwaśne żelki, a resztę rozdała losowo i, co było do przewidzenia, okazało się, że dla Samuela znów zabrakło. Lazar nie do końca aprobował jej metody, więc rozerwał opakowanie zębami i podrzucił je dhampirowi. - Wyluzuj – mruknął na tyle cicho, by nikt poza nimi nie usłyszał. Gdyby Samuel dostawał dolara, za każdym razem gdy któryś z morojów kazał mu wychillować, wkrótce byłby w stanie opłacić własną, prywatną jednostką SWAT, która by go stąd wydostała. - Uwaga, rzucam – ogłosiła Meg, po czym tak odbiła kostką, że ta prawie wpadła do szklanki. Odbiła się od cienkiej szklanej ścianki i upadła dwójką do góry. Meg emanowała poczuciem zawodu. - Następnym razem, frajerzy. Dolała do szklanki; kilka razy cofała butelkę,a potem jednak zmieniała zdanie i znów zaczynała lać, aż w końcu linia płynu wyrównała się z brzegiem szklanki. Daniel westchnął ciężko. - Nie umiecie w to grać. Macie dolać TROCHĘ, nie CAŁĄ BUTELKĘ. Meg wzruszyła ramionami i przesunęła szklankę oraz kostkę w stronę Xaviera. Moroj się nie ociągał, od razu rzucił kostką. - Pięć. – Zamyślił się na chwilę, próbując przypomnieć sobie zasady. Cały się rozpromienił, kiedy dopasował liczbę do zadania. - Skoro jako jedyny w tym pomieszczeniu nadal jesteś trzeźwy... – Ostrożnie, by nie ulać ani kropelki, przesunął szklankę w stronę Samuela. Szczerzył się jak głupi do sera, prawdopodobnie myśląc, że robi mu przysługę i ułatwia integrację. Victor uśmiechał się podobnie, tylko że z innych powodów. - No, to pokaż, co potrafisz – zachęcił, kładąc nowemu rękę na ramieniu. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Vampire Academy Nie Sty 13, 2019 9:17 pm | |
| Uniósł brwi wysoko na czoło, przyglądając się strategicznym partiom oddalającej się Meg. Powzdychał sobie od serca wcześniej otrzymawszy głęboko urażone spojrzenie i niemą obietnicę wyrównania rachunków. Jak gdyby było co wyrównywać. Jedną z gorszych sensacji jakich doznawał był jednak nie fakt wiszącego nad nim widma czarnowłosej zagłady, a przykra świadomość że Lazar nie odpuszczał sobie ani trochę – co wycofywał nogę, zbierał pod siebie, zmieniał pozycję, on zawsze w kilku gestach przysuwał się na tyle by ponowić kontakt. Bawiła go ta zabawa w kotka i myszkę. Szkoda że tylko jego. Samuel naumyślnie unikał kontaktu wzrokowego. Bał się, że dojdzie do rękoczynów, na które miał coraz większą ochotę. Ochota ta wzmogła się, gdy wypełniona po brzegi przez morojkę szklanka wylądowała tuż przed nim. Co? – zdawała się mówić jego mina. Przez pierwsze dwie sekundy w ogóle nie dopuszczał do siebie możliwości zrozumienia czemu Meg nagle rozpromieniała a reszta wpatruje się w niego niczym ciele w malowane wrota. Przez kolejne dwie wypierał zakorzenioną ledwie myśl że oho, oto nadeszła jego wielka chwila. Nawet Alice z zainteresowaniem pochyliła się w jego kierunku żeby mieć lepszy widok na nieszczęśliwą minę dhampira. Naprawdę nie chciał tego zrobić. Odłożył paczkę krakersów, którą wcześniej wręczył mu Lazar i przełknął dwukrotnie ślinę zalegającą mu w gardle. Poszukał pomocy w twarzach zebranych (prócz Victora) i, jak się tego spodziewał, nie znalazł niczego prócz umęczonym wyczekiwaniem. Nawet Daniel zdawał się być poirytowany odwlekaniem nieuniknionego. - Weźże się w garść, bo teraz moja kolej. Czarnowłosa za to wyglądała na wreszcie ukontentowaną kierunkiem zabawy. Cała jej postawa zdawała się wyrażać zwątpienie, że jest zdolny opróżnić szklankę. Może gdyby zrobił to tak jak blondyn – przy okazji rozlewając połowę, jednak spodziewał się że taka metoda tylko przyniesie dopełnienie szklanki przez morojkę. Wszak miała z nim pewne rachunki do wyrównania. Victor bezczelnie wciąż trzymał go za ramię. Zawiesił się na jeszcze jedną, ostatnią chwilę nim chwycił za szklankę, mocno zacisnął powieki i ostatecznie odchylając głowę do tyłu przystawił sobie naczynko do ust i rozpoczął jak najszybszy (żeby nie przedłużać) proces pozbywania się zawartości. Wyeksponowany przełyk chodził mu jak winda towarowa w zarobiony piątek. Łyk za łykiem gorzkie piwo Meg spływało do jego wnętrza, coraz bardziej wykrzywiając mu twarz. Przerwał w połowie. Naprawdę nie mógł zdobyć się na wypicie wszystkiego jednym haustem. Przystawił drugą rękę do ust jakby miał zaraz zwrócić i zgarbił się. Alice była czymś wyraźnie podekscytowana, Max i Xavier nie odrywali od niego zainteresowanego spojrzenia, Daniel bawił się poderwaną z ziemi kostką i tylko Meg wyglądała znowu jednocześnie jak wyzwanie i widmo kary. - Wiedziałam że nie da rady. Kara – zawyrokowała, na co Samuelowi zwęziły się źrenice i nim przestał odkasływać w panicznym zrywie na nowo przyssał się do szklanki. Cudzy ciężar na ramieniu robił się nieznośny. Po kolejnych kilku chwilach z hukiem, prawie tłukąc, odstawił ją przed siebie. Niekontrolowanie, ale cicho beknął w rękę, którą znowu przykrył usta. Niedobrze. Było mu bardzo niedobrze. Nie powinien tego robić. Zdecydowanie źle wybrał. Może mylił się co do kary... Przecież to Xavier by ją wymyślał. Może nie był taki... Samuel przetarł rękawem pianę z twarzy i zbolałym spojrzeniem potoczył po rozradowanych buziach. Tylko ciemna morojka zmarkotniała. - Ja... – Przycisnął mocniej rękę do twarzy czując że jak przesadzi, to po prostu zwymiotuje. Tyle piwa pusty żołądek nie robiło dobrego peeru. - Bgh, nieważne. - Wreszcie. – Daniel uniósł dłoń z kostką, chuchnął w nią i rzucając ukradkowe spojrzenie Xavierowi poturlał ją w jego stronę. Ta przez chwilę zdawała się zatrzymywać na sześciu oczkach, ostatecznie jednak odbiła od buta moroja i pokazała samotną jedynkę. - No kurwa. – Westchnął Ozera od serca, jedynie uzupełniając opróżnioną przez Samuela szklankę by powrócić do punktu wyjścia i także oparł się na wyciągniętych do tyłu rękach. Zaczynało go to nudzić i irytować. Trzeźwiał. Dhampir za to chciał mieć jeszcze chwilę na dojście do siebie, toteż bez słowa przechwycił potoczoną w jego kierunku kostkę i bez przekonania rzucił nią w kierunku szklanki. Gdy zobaczył piątkę, szybko przypomniał sobie co to oznacza, wyciągnął prawą nogę i stopą przesunął szklankę w kierunku Victora. Nie musiał chyba mówić na głos kto teraz pije. Przez dłoń to i tak byłoby ciężkie do wykonania. Jak dziecko z podstawówki ciągle odmawiał obdarzenia go chociaż jednym spojrzeniem. Albo oni zniszczą jego, albo on zniszczy Lazara. Czas pokaże kto jest silniejszy. Oby wytrzymał do kolejnej rundy. |
| | | UsagiBadass Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 146
Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.
| Temat: Re: Vampire Academy Nie Sty 13, 2019 10:37 pm | |
| Kaplica zamarła w oczekiwaniu; trochę zbyt długim oczekiwaniu, jak na gust Lazara. Moroj oddalił od siebie niezwykle kuszącą wizję, w której łapie dhampira za włosy i gwałtem wlewa mu alkohol do gardła. Poprzestał na naglącym zaciśnięciu palców na ramieniu chłopaka. Podejrzewał, że gdyby to on się za to zabrał, większość piwa skończyłaby na koszulce Samuela, a sam dhampir zerwałby się z miejsca i popędził do wyjścia, nie bacząc, czy podąża za nim grupa morojów gotowa usadzić go z powrotem na wyznaczonym miejscu. Nie wspominając o Alice, która nie odezwałaby się do niego przez następny tydzień. Dhampir w końcu uniósł szklankę do ust, ku uciesze zgrai podpitych morojów. Alice wiwatowała, Xavier razem z nią; wyli, choć niezsynchronizowani, a ich głosy odbijały się od ścian kaplicy, zagłuszając Fall Out Boy. Victor tymczasem korzystał z miejsca w pierwszym rzędzie i wpatrywał się w gardło dhampira, grdykę poruszającą się rytmicznie w górę i w dół, napiętą białą skórę. Był blisko, słyszał szum krwi, i nie wiedział, czy to jego własna, czy Samuela. Przebijał się nawet ponad spóźniony okrzyk Maksa i pierwsze dźwięki The Phoenix, sugerując, że moroj sobie wszystko zwyczajnie wyobrażał. Do tej pory sądził, że trzyma się lepiej niż reszta, ale w końcu zrozumiał, że jest pijany, i nawet nie zauważył, kiedy weszło. Przegapił moment, w którym Samuel zrobił sobie przerwę; próbował stłumić ten szczególny rodzaj głodu, napychając sobie usta krakersami. Przełknął z trudem suchą masę w momencie, gdy chłopak z hukiem odstawił szklankę na miejsce. - Będzie rzygał? Będzie rzygał – oznajmił tonem eksperta Max, i Lazar nie potrafił jednoznacznie stwierdzić, czy ekscytuje się tym faktem, czy szykuje do ucieczki, żeby uratować ulubione spodnie. - Wytrzymaj – mruknął Victor, puszczając w końcu ramię Samuela. Klepnął go w plecy, tak zwyczajnie, po przyjacielsku, dobra robota. Nadal był ledwie dhampirem, którego zgarnęli z drogi, ale swoją determinacją zasłużył na trochę szacunku. Ponadto, irytował Meg, a Victor zwykł patrzeć łaskawszym okiem na ludzi, którzy deptali jej po odciskach. Szklanka znów do niego dotarła, zatoczywszy koło, i choć moroj zaczął postrzegać alkohol w kategoriach wody święconej, bez marudzenia wypił zawartość, krzywiąc się tylko trochę, kiedy gorzki płyn przepłynął mu przez gardło. Gdy zamieniał się z Samuelem butelkami, nie na taki efekt miał nadzieję. Wlał trochę piwa do szklanki, na samo dno, mając na uwadze, że zaraz po nim jest Alice, i rzucił kostką. - Nosz kurwa. – Popatrzył smętnie na trójkę, potem na szklankę, i znów na trójkę. W naczyniu było piwa ile kot napłakał, ale Victor nie miał pewności, czy tyle nie wystarczy, żeby zaraz wylądował z głową w konfesjonale. Allie wsunęła mu się pod ramię. - Pomogę ci – zaoferowała, porwała z koca szklankę, wlała sobie do ust jej zawartość, po czym pocałowała Lazara, rozwierając mu szczęki palcami. Sekundę mu zajęło, nim poddał się jej naciskowi, ale zaraz się zreflektował i rozchylił usta, obejmując ją w pasie. - Boże, nie przy ludziach! – Xavier zasłonił Maksowi oczy. - Jesteście obrzydliwi – zawyrokowała Meg, wzdrygnąwszy się. - I oszukujecie. - Ja nie narzekam – rzucił żartem Max, wychylając się zza dłoni Xaviera. Kiedy ich trójka wyzywała się nawzajem od zboczeńców i dewotek, Alice odsunęła się od chłopaka, oblizując wargi (rzeczywiście oszukiwali; morojka przełknęła piwo, nim dotknęła jego ust). - Moja kolej. – Przeciągnąwszy się niczym zadowolona kotka, przeturlała kostkę obok kolana Victora. Na chwilę zatrzymała się na krawędzi, więc moroj szturchnął ją lekko i wypadła szóstka. - Ha, mam dzisiaj szczęście. – Usiadła po turecku i odchyliła się jak przed chwilą Lazar. - No, Sammy... to skąd cię do nas przywiało? |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Vampire Academy Nie Sty 13, 2019 11:12 pm | |
| Nie podzielił entuzjazmu reszty na widowiskowy pocałunek. Podobnie do Daniela odwrócił wzrok, jednak o ile moroj wyglądał na podminowanego, on wciąż tylko walczył z potrzebą wywalenia wszystkiego co właśnie wypił. Wchłonięte w rękaw resztki z brody woniały goryczką, przywołując pierwszy, kwaśny strumień, który nie sięgnął celu i spłynął z powrotem tam skąd przybył. Samuel przełknął wszystko raz jeszcze wykorzystując chwilę nieuwagi, jaką zapewniła mu zakochana parka. Nie zauważył nawet kiedy Daniel zaczął uważnie mu się przyglądać, a kiedy tknięty nagłym, dziwnym przeczuciem uniósł na niego wymęczony wzrok dostrzegł ulatniającą się... Zazdrość? Moroj nie oszukiwał i nie podpijał z własnej, ani niczyjej butelki. Liczył na to że gra będzie chociaż trochę ekscytująca – przynajmniej na tyle, by nie tracić wcześniejszej zaprawy. Pożałował opuszczenia dormitoriów – gospodarz dawno uleciał w senny niebyt, ale przynajmniej Ozera mógł ładować w siebie kolejne shoty i butelki, nie szczędząc obecnym pogwizdywania w rytm zapuszczanych piosenek. Tu się najzwyczajniej w świecie nudził. Przykładem Victora strzelił przyjacielsko Samuela po plecach kiedy ten zaniósł się niekontrolowanym kaszlem. Zaraz potem odchylił się do poprzednio zajętej pozycji i bez większego zainteresowania śledził tor kostki Alice. Jego spojrzenie wyrażało rosnący głów – nie na przekąski (nieotwarta paczka spoczywała gdzieś na jego kolanach), nie na krew, a na procenty wesoło buzujące w pozamykanych butelkach. Tequila, tequila. O mało nie wywrócił się uderzony w łopatki, nie pomogło mu to też uporać się z kaszlem. Chwilę jeszcze zajęło mu dojście do względnego ładu i chociaż nie kiwał się wesoło, nie uśmiechał jak przedszkolak przy kredkach i nie promieniał na widok sześciu wciąż częściowo nieznajomych twarzy – nie był już tak do końca trzeźwy. Obuch upojenia wisiał nad nim szykując się na uderzenie, to jednak nigdy nie atakowało znienacka. Powoli, systematycznie stosunek krwi i alkoholu zmieniał się, powodując ustępowanie moralnych hamulców. Kiedy się już uspokoił a pytanie blondynki zawisło w powietrzu, dhampir złapał się za kolana i z głośnym haustem, olewając wrażenie jakie robił, nabrał powietrza. O matko jakie to było okropne. Skrzywił się nieznacznie, gdy dotarł do niego sens pytania. Nie chciał zdradzać przed nimi skąd pochodził i co konkretnie stało za przeniesieniem. Nie czuł się na siłach żeby rozdrapywać strup swojej historii kiedy ta dopiero co miała szansę się zabliźnić. Postanowił więc grać na zwłokę. Odpowiedzieć na pytanie raczej musiał, dlatego zdecydował się na taki dobór słów, żeby móc przekrzyczeć ewentualne pretensje. - Z najwidoczniej nieużywanego, trzeciego składziku literatury. Ustawili tam sobie kilka starych kanap z dormitorium i telewizor. Trochę ciasno i duszno, trzeba często 'chodzić na spacery'. – Położył uszy po sobie kuląc się znowu nieco i jedynie kątem oka zerkając na śliczną buzię morojki. Tsh, musiał pomasować sobie skroń. Nie czuł się najlepiej. - Wytrzeźwiałem. – Daniel przerwał pełną napięcia ciszę. - Oho, masz dziś szczęście. – W odpowiedzi na jego jęki Max wyturlał kolejną szóstkę i obdarzył kolegę przyjacielskim uśmiechem; szczerzył wszystkie kły mając nadzieję, że robi mu taką przysługę, by ten musiał się kiedyś odpłacić. - Wyzywam Cię, Ozera, żebyś duszkiem opróżnił pierwszą butelkę jaką wyciągniesz ze swojego plecaka. Meg was pakowała, więc liczę na coś ekstra. A, co zmoczysz w trakcie – ściągasz. Wszystko. Jego iście anielska buźka kontrastowała z uśmiechem jaki w tym momencie posłał Danielowi. Liczył na jego kreatywność w interpretacji zadania, liczył też że przestanie zawodzić i zatka się wylewem. Przyjaźń w wykonaniu morojów miała ciekawe kształty i kolory. Samuel spłoszony zerknął w prawo. Czy to na pewno w porządku? On miał problemy i chciał się kiwać po jednej szklance. Jeżeli koleś wyciągnie pełną butelkę wina to miał trochę przerąbane. - N-nie sądzę..- tu czknął niekontrolowanie. - To niedobry pomysł. |
| | | UsagiBadass Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 146
Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.
| Temat: Re: Vampire Academy Pon Sty 14, 2019 12:13 am | |
| Alice nie takiej odpowiedzi oczekiwała, ale kiwnęła głową, zaliczając zadanie, i przekazała kostkę Maksowi. Kiedy ten droczył się z Danielem, ona wtuliła się w ramię swojego chłopaka. - No kurwa w końcu – sapnął Dan, wstając ciężko. Poczłapał w stronę rozrzuconych po ławce plecaków. - On nie takie rzeczy robił – zapewnił Victor zmartwionego Samuela. Daniel wyciągnął swój plecak spod torby Maksa, podciągnął rękaw i wsunął dłoń w jego czeluści niczym chirurg w brzuch rozbebeszonego pacjenta, macając dookoła. Po nakrętkach próbował rozpoznać, co wyciąga. - O nie, to jest moje – zaprotestowała Meg, kiedy zamaszystym ruchem wydobył z plecaka butelkę drogiego wina. - Zasa... - Pierdolę zasady, nie po to kradnę matce najlepsze wino, żebyś je mógł potem sam wychlać. Szukaj dalej. – Wyrwała bratu butelkę, przytuliła do piersi i wróciła na swoje miejsce. Daniel spojrzał na Maksa, a ponieważ temu brakowało odwagi, żeby spierać się z Megan, skinął krótko głową i w końcu moroj odszedł na bok z butelką wysokoprocentowego piwa. Chwilę mu to zajęło, ale wykonał zadanie, nie ulewając ani kropli. Po wszystkim kucnął przy ołtarzu, chowając twarz w dłoniach. Wyglądał jak postać na jednym z witraży, walcząca z wewnętrznymi demonami; Daniel walczył, żeby się nie zbełtać. Meg w tym czasie odkorkowała swoje drogocenne wino i bezceremonialnie pociągnęła z gwinta; już podawała je Xavierowi, żeby puścić w obieg, ale zdążyła wyrzucić dwójkę, nim chłopak przejął butelkę. Dolała więc do piwa swojego trunku i dopiero wtedy przekazała je dalej. Po Meg rzucał Xavier, a że i on miał dziś dobrą rękę, znów wyrzucił piątkę. Zastanawiał się przez chwilę, kogo wybrać, omiatając zebranych wzrokiem: Daniel nadal toczył bój pod ołtarzem, Samuel nie wyglądał lepiej, a Victor wpatrywał się nieprzytomnie w szklankę, wcale jej nie widząc. Nie miał serca zmuszać Alice do picia zabójczej mieszanki Meg, więc kiedy wzrok jego i Maksa się spotkały, decyzja podjęła się sama. - Nie, stary, nie rób mi tego – jęknął chłopak, obejmując długimi palcami szklankę. - To jest toksyczne. - Wymiękasz? – Meg popatrzyła na Xaviera. - Mogę wybrać mu karę? Perspektywa biegania nago wokół ołtarza najwyraźniej podziałała na wyobraźnię, bo Max przytknął szklankę do warg i zaczął pić. Krzywił się, jęczał i zerkał żałośnie na Xaviera, ale w końcu opróżnił naczynie i wsłuchał się w szum w swojej głowie. Xavier dolał piwa, po czym przesunął kostkę i szklankę na nadal puste miejsce Daniela. - Danny, wszystko gra? – zawołała Meg, odwracając się. Daniel kiwał się na boki. - Rzucić za ciebie? - Dam radę – mruknął nieprzekonująco, podniósł się powoli i doczłapał do swojego miejsca. Kolorem twarzy upodobnił się do kostki. - Trzy – jęknął. - Trzy to znaczy... – Czknął. - Piję. I wypił, a potem na powrót schował głowę w ramionach i pojękiwał cicho, czując, jak alkohol podchodzi mu do gardła. |
| | | DelusionSkype & Chill
Data przyłączenia : 04/07/2017 Liczba postów : 287 Cytat : I'm a runaway, catch me Wiek : 31
| Temat: Re: Vampire Academy Pon Sty 14, 2019 12:59 am | |
| Nie obchodziło go ile razy i co już w życiu Daniel odwalił. Dla Samuela widok walczącego z pełną butelką moroja, jakichkolwiek nieszczęść by mu nie życzył, nie wróżył niczego dobrego. Nie w najbliższej przyszłości, kiedy ten już zapoznał się ze szklanką wina, dwoma piwami i kilkoma innymi rzeczami, o czym dhampir oczywiście nie wiedział. Najzwyczajniej w świecie pomimo wstępnej niechęci zaczął mu współczuć. Był szczerze zaskoczony kiedy ten skończył, powoli i mozolnie, by rozstać się z butelką i kucnąć, opierając się czołem o front ołtarza. Nie opuszczały go złe przeczucia. Jeszcze trochę i polecą wszyscy, a chociaż do takiego stanu dążył, nie chciał być częścią wesołej, ululanej piwem gawiedzi. Cel miał wciąż przed oczami. Rzucił przelotne spojrzenie w kierunku drzwi, ale szybko zrezygnował z pomysłu poderwania się. Być może nikt nie był w nastroju na gonienie go, ale sam raczej tropiłby węża niż szukał drogi powrotnej. Złapał za kostkę i niemrawo trącił ją w kierunku szklanki. Miał nadzieję na coś, co nie poskłada go do końca, toteż ucieszył się wyrzucając ostatecznie szóstkę. Nie interesowały go żadne ploteczki i informacje, nie wiedział też czego mógłby chcieć. Z pomocą przyszedł mu jakże niezawodny Victor Lazar, kiwając się w jego kierunku zupełnie niechcący i napierając udem na jego nogę. Samuel wzdrygnął się niekontrolowanie. - Wyzwanie. Odsuń się, jesteś za blisko. Odchylił się nieco do tyłu łapiąc wpadające przez wyszczerbiony witraż chłodne, styczniowe powietrze. Zadrżał od tego zimna, nie pomyślał jednak żeby sięgnąć po kurtkę. Nie wiedział gdzie ją położył. Powoli zapominał, że w ogóle jakąś miał. Odzyskawszy niepodległość zajmowanego miejsca posłyszał, że blondyn szepcze coś pod nosem. Alice zdawała się nasłuchiwać, zerknęła nawet w jego kierunku uśmiechając się przepraszająco. Jej wesoła buzia kontrastowała z coraz mocniej upodlonymi obliczami współbiesiadników. Sam Lazar wyrzucił dumną jedynkę. Nie skomentował tego – być może bezsilny wobec wyroku losu, być może wdzięczny że ominęło go moczenie ust w kolejnym piwie. Dopiero Alice, przechwytując kostkę, wciąż pełna wigoru i beztroska cisnęła nią w kierunku odbierającej butelkę Megan i uniosła do góry zaciśnięte pięści. - Czwórka! Uwaga, na mój znak... Gleba! Nie widząc ochoty współpracy w swoim chłopaku pchnęła go na bok tak, że ten zakołysał się i padł na ziemię zahaczając głową o ramię Samuela. Szybko wyłożyła się tuż obok, wtulając twarz w jego zgięte plecy. Meg, Max i Xavier także poradzili sobie śpiewająco, wciąż niedostatecznie sponiewierani by stracić kontakt ze światem. Dhampir miał także padać za ich przykładem, jednak lecąca na niego sylwetka blondyna skutecznie odwróciła jego uwagę. Ostatecznie wsparł się na wyciągniętej ręce z głośnym 'gasp' uwolnionym w momencie, gdy Victor i Alice już leżeli. Nie wiedział sam czego się spodziewał – jakiegoś ataku, może napaści. Przestraszył się i to wystarczyło by zamarł na chwilę. Zanim odzyskał rezon dało się posłyszeć głośne pacnięcie. Skulony po drugiej stronie Ozera przegrał z grawitacją i obił sobie łopatki. Wyglądał jednak jakby mu było wszystko jedno. Samuel... Samuel przegrał tę kolejkę. Nie trudził się nawet by mimo wszystko paść. Po prostu chwycił szklankę w dłoń i z impetem, jak poprzednio, przechylił nad ustami, wlewając zawartość do gardła. Wytrawny posmak osadzony na ściankach wymieszał się z niesmaczną goryczką i pozostał na języku, który dhampir wystawił, krzywiąc się na nowe doświadczenie. Piwo wymieszane z winem doprawdy było trucizną, nawet jeżeli teoretycznie wina już nie było. Dolanie, ominięcie kolejki, wdrapanie się na szczyt ławki by wykrzyczeć 'zdrowie pięknych pań i Megan Ozery' a następnie widowiskowo skoczyć i wybić sobie mały palec, picie, picie, głupie pytania o notatki ze starej literatury... Samuel nie potrafił policzyć ile piwa udało mu się niby przypadkiem wylać za siebie, ile musiał jeszcze wypić, a ile mogło go czekać. Chociaż był daleko, daleko za swoimi kompanami w tym wyścigu, pomimo iż to Daniel przegrał, teraz zwinięty w kłębek (z głową wtuloną w miękką kurtkę Spencera), nie nadawał się do niczego. Dobrał się do kilku krakersów, którymi zapełnił bulgoczący żołądek. - Basta. – Poderwał się do pionu i natychmiast tego pożałował. Mroczki przed oczami, zawroty głowy. Wypity alkohol szukał ujścia nieważne jaką drogą. Złapał się za usta i natychmiast przykucnął. - P...Przerwa. Mam dość. – Ponowił wysiłek, powoli wstając. Przytrzymawszy się oparcia pierwszej ławki oddalił się od towarzystwa, niepomny zapytania Allie, czy wszystko z nim okej. Nic nie było okej. Czuł się jak odwirowana w wielkiej pralce mokra szmata. Nie wyglądał też jak okaz zdrowia, teraz blady zupełnie jak moroj. Złapał się ściany, obił sobie kolano, głośno westchnął nie potrafiąc zdecydować się czy zachowanie pionu wymaga puszczenia się, czy może jednak poczekać aż mdłości ustąpią; zniknął za małymi, drewnianymi drzwiami nie pytając się nikogo o zdanie. Chciało mu się siku. |
| | | UsagiBadass Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 146
Cytat : The world is indeed comic, but the joke is on mankind.
| Temat: Re: Vampire Academy Pon Sty 14, 2019 10:18 am | |
| Czas mijał, alkohol płynął, a moroje stopniowo tracili przytomność. Niektórzy trzymali się lepiej niż inni, niektórzy udawali lepiej niż inni, a Daniel zwinięty w pozycji płodowej... nie robił już właściwie nic, tylko pojękiwał z głową zagrzebaną w czyjejś kurtce. Victor obserwował go przez chwilę z ciekawością dziecka studiującego objawy zatrucia alkoholowego u starszego brata, ale przestał, kiedy zweryfikował fakt, że to nie jego płaszcz zmieni się zaraz w prowizoryczny kubeł na wymioty. Kiedy ogłoszono przerwę, towarzystwo, straciwszy już dawno zainteresowanie grą, rozbiegło – odczołgało się - w swoje strony. Xavier i Max siedzieli oparci o ołtarz, objęci ramionami, zerowali wino Megan i prowadzili kilka zadziwiająco przytomnych konwersacji naraz. - ...”a w jej żyłach płynie ogień”... To było totalnie o Meg, zabujał się w niej po uszy. - Nie wiem, czy się zabujał, ale wiem, że Greene wstrzymywał bełta, kiedy to sprawdzał. - Przecież on tego nie sprawdza, dlatego każe czytać w klasie. - Pierdolisz. - Ściągnąłem od ciebie połowę ostatniego eseju i kolo w ogóle się nie skapnął. - Ty chuju... – Xavier nie trafił butelką w usta i szkarłatny płyn spłynął mu po brodzie na już upapraną koszulkę. - Więcej... nic ci nie pokażę... – Czknął. - Zamknijcie się wreszcie – warknęła Meg, odbierając naburmuszonym chłopakom butelkę, kiedy ich mijała. Pod pachą ściskała stary, poznaczony śladami po papierosach koc, a w ręku trzymała wyczarowany znikąd kubeł. - Jak się trzymasz, skarbie? – Uklękła przy Danielu i odgarnęła mu włosy ze spoconego czoła. Odpowiedziało jej nieartykułowane bulgotanie. Max i Xavier zapomnieli o eseju, który ich poróżnił, i teraz razem na klęczkach sprawdzali, czy w którejś z porozrzucanych po kaplicy butelek nie zachowało się trochę płynu. - Zrobi ci się lepiej, jeśli zwymiotujesz. – Daniel jednak nadal walczył, więc Meg okryła go kocem, porwała z ławki poduszkę i położyła się obok, opierając brodę na ramieniu brata. Szeptała mu coś do ucha, głaszcząc go po ręce. Na kocu przed ołtarzem zostali Victor z Alice; morojka jako jedyna pilnowała ilości wypitego alkoholu, tak że była teraz ostatnim trzeźwym świadkiem upodlenia swoich kolegów. Obserwowała ich ukradkiem z nieodgadnioną miną, szacując szkody. - Przerwa... – mruknął Lazar, zarzucając jej ciężko ręce na szyję. Nieświadomy własnej wagi, naparł na dziewczynę, aż ta zachwiała się pod jego ciężarem. - ...na fajurka. Idziesz na fajurka? – Zdmuchnął jej z czoła grzywkę, a ta zmarszczyła nos. - Śmierdzę? - Idź sam, ja pomogę Meg – odpowiedziała Alice, taktownie ignorując pytanie chłopaka. Wydostała się z jego uścisku, wstała i otrzepała spodnie. - Dasz radę po schodach? Może nie idź na górę, tylko na zewnątrz? - Góry mi nie straszne – zaprotestował niewyraźnie, próbując wymacać najbliższą ławkę. Gdy poczuł pod palcami gładkie drewno, oparł się na nim całym ciężarem i podciągnął do góry. Stał. Kaplica wirowała, miał ochotę rzygać, ale stał, a to już połowa sukcesu. Wymacał swój płaszcz pod stertą cudzych, narzucił na ramiona i odzyskawszy jako tako równowagę, ruszył powoli w stronę drzwi prowadzących na galerię. Dalej miał do pokonania schody; mimo wcześniejszej determinacji, gdy stanął oko w oko z bestią, pewność siebie gdzieś mu się ulotniła. Postanowił podejść do zadania z pokorą, minimalizując ryzyko – wdrapał się na górę na czworaka. Przez całą drogę wpatrywał się w swoje dłonie i to powiew zimnego powietrza zakomunikował mu, że oto dotarł na miejsce. Wstał, zachwiał się i złapał za poręcz. Galeria była zawalona starymi pudłami i meblami, ale w jednym z rogów znalazło się miejsce na materac, który ukradł brat Lazara za swoich szkolnych czasów, jakimś sposobem wynosząc go niezauważenie z dormitorium. Victor uznał, że najbezpieczniej będzie doczołgać się do tego właśnie materaca. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Vampire Academy | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |