|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| | | |
Autor | Wiadomość |
---|
LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Pią Maj 04, 2018 1:32 am | |
| Zamilkli, dzieląc ze sobą przyjazne milczenie. Marcel wiedział, że powinien powiedzieć jeszcze wiele, na wiele rzeczy łowcę uczulić, ale miał wrażenie, że mężczyzna nie ma już ochoty na pogawędki. Nie dziwił się mu. Może ich ciała nie potrzebowały odpoczynku, ale psychika... zdecydowanie. Ludzkie aury dotknęły jego jaźni dosłownie sekundę po tym, jak Nox odwrócił głowę i bezmyślnie sięgnął do drzwi. - Nie! - Marcel warknął odruchowo, jedną dłonią, jakże nierozważnie, chwytając mężczyznę za nadgarstek. Przecież by go nie utrzymał. Nowo-narodzeni byli silni i gwałtowni. Prędzej spowodowałby wypadek niż mu zapobiegł, ale na szczęście Nox był bardziej opanowany niż Marcel w ogóle mógł przypuszczać. Zaskoczony jego samokontrolą, spojrzał mu w twarz szeroko otwartymi oczami. - Przepraszam - syknął, puszczając go gwałtownie i zjeżdżając na pobocze. Zatrzymał samochód, zgasił go i odwrócił się do mężczyzny. Zmartwiony, przyjrzał się jego twarzy, postawie, a nawet wsłuchał się w bicie serca i szybkość oddechu. Weryfikował jak bardzo łowca się kontrolował i na całe szczęście, był zadziwiająco spokojny, choć przyspieszony oddech i napięte ciało wyraźnie świadczyło o trudnościach z jakimi się mierzył. - Na moje szczęście i szczęście tych biedaków, jesteś cholernie opanowaną bestią - westchnął z nieukrywanym podziwem. - Poczekaj... - Oparł dłoń na jego ramieniu, przymykając oczy i wyczulając zmysły. Zmarszczył w skupieniu brwi. - Jakieś dwa kilometry na wschód... - wymamrotał. Dwie osoby, sądząc po szybkości bicia ich serc, ćwiczyły, albo... uprawiały seks. Uśmiechnął się pod nosem. Jakoś wątpił, żeby w środku nocy ktoś korzystał z bieżni, do tego w pozycji horyzontalnej. Lekko ścisnął ramię Noxa i otworzył oczy. Cisza, światło księżyca i wszechobecne cienie sprawiły, że uśmiech starszego wampira stał się niepokojący, a oczy rozbłysły jak ślepia podekscytowanego kota... A może to wcale nie zasługa mrocznego lasu, a urok polującego wampira? - Myślałem, że uda nam się z tym zaczekać, ale skoro nie mamy wyboru... chodź. - Instynktownie zniżył głos do szeptu, choć teraz wcale jeszcze nie musiał. Ludzie nie usłyszeliby go z takiej odległości. Odwrócił się i szarpnął za klamkę drzwi, otwierając je i wpuszczając do wnętrza samochodu chłodne powietrze pachnące wilgotną ziemią. - To będzie prawdziwy sprawdzian twojej kontroli. Postaraj się nie zabić. - Wysiadł i poczekał przy drzwiach swojego towarzysza. Gdy stanęli ramię w ramię na poboczu, wpatrzeni w ciemność lasu, Marcel chwycił Noxa za dłoń. Był to gest pozornie nieznaczący, może nawet prześmiewczy, ale miał zapewnić Marcelowi chociaż odrobinę kontroli nad poczynaniami byłego łowcy. - Całkiem romantycznie, nie? - Zaśmiała się cicho, drwiąc łagodnie. Zaczepnie poruszył palcami, głaszcząc grzbiet dłoni towarzysza. - Musimy się pośpieszyć i miejmy nadzieję, że koleś jest długo dystansowy, to ułatwi nam włamanie. - Pociągnął go w ciemność. Marcel nawet w biegu poruszał się niemal bezszelestnie, z łatwością przeskakując nad przeszkodami, albo zwinnie je omijając. Miał w sobie odrobinę kociego uroku, gdy przemykał między pniami drzew, cicho i łagodnie, jakby z rozmysłem stawiał każdy krok, choć przecież niemal biegł. Nox zapewne wiele razy widział już w jaki sposób polują wampiry, ale Marcel był cholernie zwinny i ciężko było nadążyć za nim nie robiąc przy tym hałasu. Zatrzymali się przed omszałym ogrodzeniem drewnianego domku położonego nad brzegiem leśnego jeziora. Marcel od razu pomyślał, że to całkiem urokliwe miejsce i było mu niemal szkoda biednej pary, która przypadkiem miała stać się pierwszym łupem nowo-narodzonego. Miał nadzieję, że Nox będzie wystarczająco opanowany, by pozostawić przy życiu nieświadomych ludzi. A on już zadba o to, by nie nabawili się traumy na całe życie. - Teraz cicho - szepnął, ściskając jego palce. - Widzę ich dokładnie. Przetrę ci drogę i zajmę się facetem. Z doświadczenia wiem, że potrafią być bardziej waleczni. Tobie zostawiam dziewczynę. Połówka księżyca odbijała się w niezmąconej tafli jeziora i oświetlała pozornie niezamieszkały budynek. Jednak stojący na podjeździe samochód i doskonale słyszalne w ciszy nocy pojękiwania dochodzące z wnętrza budynku, jasno sugerowały, że w środku są ludzie. - Powodzenia. - Uśmiechnął się drapieżnie i puściwszy dłoń Noxa, lekko przeskoczył przez ogrodzenie. Szybko wspiął się po schodach drewnianego tarasu, ale jedna z desek zatrzeszczała przeraźliwie, kiedy zbliżał się do uchylonych drzwi, więc odruchowo... zniknął. Po prostu rozmył się w mroku i jedynie nienaturalny ruch firanki poświadczył o tym, że wszedł do środka. Zapachy, które wcześniej wyczuwał, ciepło, intensywność doznania przeżywanego przez ludzi, teraz objęły go, naturalnie wywołując reakcje ciała. Jego oddech mimowolnie przyspieszył. Powoli przemieścił się mniej więcej na środku pokoju, na przeciw łóżka i kochającej się na nim pary. Dwa splecione ciała poruszające się w jednym rytmie... Jęki, paznokcie wbijające się w skórę... Niby widział już wiele w swoim życiu, seks nie był niczym nadzwyczajnym, a jednak ta sytuacja wydała mu się... żenująca. Cóż, darowanemu koniowi... Westchnął cicho, czego ofiary i tak nie mogły usłyszeć, skupione na gorączkowym pragnieniu spełnienia. - Sorry, stary - szepnął, chwytając faceta w połowie ciała, blokując mu ręce. Drugą dłoń przycisnął mu do ust i bez trudu zwlekł go z przerażonej dziewczyny, której krzyk rozniósł się echem wśród drzew mrocznego lasu. Biedna, jak nic pomyślała, że domek jest nawiedzony, bo Marcel zachował swoją niewidzialność. Nieznajomy w jego ramionach wyglądał jakby lekko lewitował nad podłogą. - Cicho, cicho, nic ci się nie stanie - szepnął do wyrywającego się faceta, choć wiedział, że próba uspokajania ofiary jest bezcelowa. Reszta pozostawała w gestii Noxa. Marcel miał nadzieję, że były łowca nie nawali i nie da uciec dziewczynie, bo mogliby mieć kłopot. |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Pią Maj 04, 2018 5:07 pm | |
| Wszystkie myśli byłego łowcy krążyły dookoła jednej kwestii. Opanował odruch wyskoczenia z pędzącego samochodu, bardziej dzięki temu, że wciąż czuł się delikatny i obawiał spotkania z jezdnią, niż faktycznemu rozsądkowi. Utkwił spojrzenie w wampirze, posłusznie nie ruszając się, ale z każdą kolejną chwilą, w której docierał do niego zapach krwi, czuł się coraz bardziej głodny i niecierpliwy. Nie był pewien tego, jak długo da radę utrzymać się w bezruchu, ale starał się zaczekać na znak towarzysza, że wszystko w porządku. Że jego głód jest na miejscu, a polowanie możliwe. Każda następna sekunda czekania wzbudzała w nim subtelną irytację, wewnętrzny niepokój się nasilał, jakby fakt, że Marcel czekał, oddalał go od posiłku na dobre. Był tak strasznie głodny. Przez jego ciało przeszedł delikatny dreszcz podniecenia, gdy dostrzegł nowy błysk w towarzyszu, wyostrzający jego rysy, napinający bardziej jego mięśnie, zmieniający kolor oczu na głębszy. Tak jak w zamku, gdy widział wygłodniałego wampira, poczuł strach, tak w tym momencie wypełnił go też inny rodzaj głodu. Gawroński w jego oczach nie był potworem, ale ucieleśnieniem najbardziej pierwotnych żądz, gwałtownych, niepowstrzymanych i niebezpiecznych. Nox nadal czuł zapach ludzkiej krwi, nadal pragnął podążyć w jej kierunku, ale jednocześnie jakaś jego część pragnęła zgoła innej aktywności, też związanej z gryzieniem, ale znacznie bardziej... zseksualizowanej. Z trudem powstrzymał rosnący w jego gardle jęk. Zmrużył oczy z niedowierzaniem, słysząc słowa mężczyzny. "Postaraj się"? Co to miała być za pomoc? Rozchylił usta, zamierzając powiedzieć mężczyźnie, co sądzi na jego temat... ale wtedy ten otworzył drzwi, zapach mocniej uderzył w nozdrza młodego wampira i wszelkie myśli niezwiązane z głodem zniknęły. Podążył za nim szybko, znacznie szybciej, niż normalnie, co przyjął z pewnym zdumieniem - i znów, tylko dzięki takiej reakcji, przypomnieniu sobie, że jeszcze niedawno temu był człowiekiem, znieruchomiał. Uniósł brew wysoko, spoglądając na ich złączone dłonie. Kolejna rzecz, której się nie spodziewał, za którą być może gdzieś, kiedyś, w innym świecie, tęsknił, a którą nagle dzielili. Bardzo dziwne. Gdy Marcel ruszył do przodu, dawny łowca posłusznie podążył za nim, poddając się radości pogoni, głodowi i wyostrzonym zmysłom. Był niemal równie zwinny co towarzysz, przywykły do tego, że musiał utrzymywać tempo wampirów - a jednak radził sobie trochę gorzej, kilkukrotnie następując na coś trzeszczącego i potykając się. Ze dwa razy niemal wpadł nawet na drzewo. Nowe zdolności czy nie, i tak potrzebował czasu, by do nich przywyknąć i nauczyć się z nich korzystać. Zatrzymał się pod domkiem, wpatrując intensywnie w taras, do którego przywoływało go całe ciało. Krew była już tak bardzo niedaleko, na wyciągnięcie ręki... wystarczyło się skupić, odetchnąć, wziąć rozbieg i... zatrzymał się jednak, słysząc głos Marcela, przywracający go z powrotem do rzeczywistości. Westchnął ciężko, niecierpliwie, pragnąc już, natychmiast, ruszyć do szemrzącego kusząco napoju. Posłuchał jednak polecenia, ponownie nieruchomiejąc. Był żołnierzem - dobrze sobie radził z wykonywaniem rozkazów. Kobiecy krzyk przecinający ciszę lasu był dla niego sygnałem. Zdecydowanie nie brzmiała, jakby przeżywała w tym momencie najlepsze chwile swojego życia. Nox pognał do przodu, nie wahając się ani przez moment, szybko docierając do miejsca, gdzie był wampir. Musiał wyglądać upiornie - z błyszczącymi oczami, tylko w zabrudzonych i zakrwawionych spodniach, przypominał zapewne szaleńca. Bliżej było mu do wilkołaka, niż człowieka. Chwycił dziewczynę w tej samej sekundzie, w której dobiegła do drzwi - i natychmiast do nich docisnął, wbijając zęby w delikatną skórę na barku. Nie wycelował najlepiej, nie zrobił tego najbardziej finezyjnie, ale efekt został osiągnięty, krew wypełniła jego usta i wyrwała jęk rozkoszy. Docisnął się bardziej do kobiety, wciskając jej obfity biust w ciężkie drewno, a własne krocze pomiędzy pośladki. Gdyby nie to, że wciąż miał na sobie ubranie, wszedłby w nią bez mrugnięcia okiem. Głód, pożądanie, rozkosz, zmieszały się, uzależniając, pozbawiając zdrowych zmysłów i pozostawiając go niemal bezbronnym, zdanym na własne potrzeby. Tylko fakt, iż w ciągu ostatniej doby przeszedł więcej orgazmów niż niejedna rasowa dziwka, powstrzymał jego ciało przed kolejnym, spowodowanym wszystkimi słodkimi, uzależniającymi bodźcami. Zajęczał jeszcze głośniej, połykając gorączkowo kolejne porcje krwi, wtórując w pomrukach kobiecie, lądując dłonią pomiędzy jej zaciśniętymi udami, rozkoszując się też szarpnięciami jej ciała i wilgocią znaczącą jego palce. Był jeszcze bardziej brudny, niż chwilę wcześniej, ale o ile poziomów lepiej się czuł! Nie chciał przestawać. Chciał jeszcze. Jeszcze, jeszcze, jeszcze, jeszcze. Więcej. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Pią Maj 04, 2018 8:00 pm | |
| Widząc jak obcy, półnagi facet dociska jego kobietę do drzwi i dosłownie bierze w posiadanie, mężczyzna szarpał się jak dzikie zwierze, krzycząc i pomstując. Marcel trzymał go właściwie bezwiednie, szeroko otwartymi oczami wpatrując się w scenę jakiej nigdy w życiu nie spodziewał się zobaczyć. Łowca spijając krew, pieprzył palcami swoją ofiarę, ocierając się o nią i wtórując jej wysokim piskom, swoimi niskimi, zwierzęcymi pomrukami. Marcel gwałtownie zaczerpnął powietrza i zaklął pod nosem. Widział już podobne sceny i wiele z nich nie robiło na nim wrażenia, ale... To był Nox. Mężczyzna, którego nigdy nie widział w podobnej sytuacji, choć nie raz zastanawiał się jak zachowywałby się, jak by brzmiał... - Kurwa - jęknął, wzmacniając uścisk na ciele mężczyzny i dając upust nagłemu podnieceniu wywołanemu agresją i perwersją byłego łowcy, wbił kły w szyję ofiary. Słodka, czysta krew wypełniła mu usta, a choć nie potrzebował jej teraz, zaczął przełykać, przyjmując dreszcze spływające z każdym kolejnym łykiem. Mężczyzna po chwili przestał się wyrywać. Zacisnął dłonie na trzymającym go przedramieniu i zwiotczał, targany przyjemnością. Marcel osunął się wraz z nim na kolana, opierając jego ciało o siebie, pompując jad w jego żyły i wywołując spazmy rozkoszy, przed którym nie mógł się bronić. Jego jęki zduszała przyciśnięta do ust dłoń. Wampir nie zwolnił uścisku, a nawet bezwiednie wzmocnił go, nie do końca panując teraz nad odruchami. Jego rozpalone szkarłatem spojrzenie utkwione było w łowcy rozkoszującym się swoją pierwszą ofiarą. Marcel nie mógł oderwać wzroku od szerokich, napiętych pleców, od gwałtownych ruchów dłoni i poruszających się bioder. Jebać ludzi, jebać krew. W tym momencie chciał go dla siebie. Chciał patrzeć w pełną dzikości i agresji twarz, wbić paznokcie w jego skórę, przebić ją zębami, wbić się w jego ciało w każdy z możliwych sposobów. Chciał go pieprzyć, choćby teraz. Słodycz wypełniająca mu usta, ekstaza towarzysząca zaspokajaniu pragnienia, splatała się ze zwykłą, pierwotną żądzą i tylko dlatego nie opanował się w porę. Otrzeźwiła go dopiero cisza, czy raczej brak dwóch głosów. To źle wróżyło, źle dla dwójki niewinnych ludzi. Wypuścił ofiarę z objęć, pozwalając by osunęła się na podłogę i zerwał się z miejsca, dopadając do Noxa. Chociaż tyle mógł dla nich zrobić, o ile nie było za późno, choć właściwie... właściwie miał na nich wyjebane. Chwycił łowcę za włosy i szarpnął, odciągając go od kobiety. - Dość! - warknął i nawet dla siebie samego brzmiał nieludzko, ochrypły z żądzy, rozpalony potęgą, jaką dawała mu tak ogromna dawka krwi. Wiedział, że nie powinien wypijać jej tak dużo, ale teraz o to nie dbał. Trzymając w garści włosy Nosa, wpił się w jego wargi, wdzierając się miedzy nie językiem, całując gwałtownie i głęboko. Rdzawy posmak krwi mieszał się ze śliną, potęgując doznania, według Marcela czyniąc tę chwilę dziwnie intymną. Odwrócił go do siebie szarpnięciem, nie zważając na to, że nieprzytomna, a może i martwa kobieta upadła z hukiem na ziemię. Przycisnął go do siebie, tak jak tego pragnął, wbijając paznokcie w jego plecy. Powolnym ociągnięciem poznaczył skórę, dopóki nie zahaczył o brzeg spodni. Wtedy zacisnął palce na pośladku, przyciskając biodra mężczyzny do swoich. Nie powinien, wiedział o tym. To nie był czas ani miejsce, ale... nie mógł się powstrzymać. Nie spodziewał się, że widok polującego Noxa tak silnie będzie działał na jego zmysły. |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Pią Maj 04, 2018 8:50 pm | |
| Młody wampir zasyczał z zaskoczeniem, gdy został odciągnięty od swojej ofiary. Było mu tak cholernie dobrze, jego ciało aż promieniowało energią, seksem i rozkoszą, nie panował nad sobą zupełnie, podobnie zresztą jak nad czymkolwiek innym. Kompletnie zatracił się w odczuwaniu, niemal atakując tego, który go powstrzymał przed dalszym chłonięciem dreszczy ekstazy przebiegających przez jego ofiarę, przed odczuwaniem gorącego, miękkiego, pachnącego tak dobrze kobiecego ciała... Niemal, ponieważ został pochwycony przez wargi, które znał aż za dobrze. Mógł nie być w tym momencie przytomnym, mógł kompletnie nie rozumieć, co się z nim działo, ale czuł. A usta należące do starszego wampira, ich miękkość, smak i sposób całowania był mu aż za dobrze znany. Z niewieloma istotami całował się tak często, jak z nim - z nikim nie miał zaś tak długiej historii. Nox przylgnął do ciała bruneta bez najmniejszego nawet protestu, przylgnął starannie, ocierając o jego twarde krocze, odwzajemniając się wbiciem paznokci w jego ramiona, jęcząc z absolutną, niczym nieskrępowaną rozkoszą. Pieprzyć ludzką krew, właśnie tego potrzebował. Tych ust, tego twardego ciała, tego płonącego spojrzenia, skierowanego tylko na niego. Chciał zatonąć w jego oczach, oddać mu się w całości, paść przed nim na kolana i jednocześnie błagać o to, by go wziął. Chciał wszystkiego, co starszy mężczyzna miał mu do zaoferowania, a nawet jeszcze więcej. Zatracił się całkowicie w swoich potrzebach, rozchylając usta jeszcze bardziej, odwzajemniając każde pociągnięcie językiem, każde ugryzienie, każde zassanie się, jednocześnie całkowicie zagubiony i znajdujący się w idealnym miejscu. Nie chciał, by Marcel kiedykolwiek się od niego odsunął, nie w tej sytuacji... Wygiął się mocniej, czując paznokcie na swojej skórze, drżąc z zaskoczenia, jęcząc nadal zwierzęco, ale znacznie, znacznie bardziej... ulegle. Nagle przestał brzmieć jak drapieżnik, który dopadał swoją zwierzynę, a zaczął kojarzyć się z ofiarą, która była gotowa oddać swojemu oprawcy wszystko. To był najczystszy, błagalny jęk, odwołujący się wyłącznie do pierwotnych instynktów, jaki kiedykolwiek mógł usłyszeć Gawroński. Nogi Dursta odmówiły współpracy, więc wiedziony wyłącznie instynktem cofnął się o te trzy kroki, opadając na drzwi i jedyne, co odróżniało go od pozycji, którą jeszcze chwilę temu wymusił na kobiecie, było oparcie się o drewnianą powierzchnię plecami. Instynktownie rozsunął lekko uda, wpuszczając pomiędzy nie Marcela, a jednocześnie wzmacniając na nim uchwyt dłoni - i ud właśnie - utrudniając ewentualne odsunięcie się. Pragnął go, jeszcze mocniej, niż kilka minut wcześniej pragnął tamtej kobiety. Nie, to nie była prawda, miękka, ludzka istota nie była nawet w pobliżu jego pragnień. Krew go zaspokoiła, tak, jędrne pośladki podnieciły, tak, jęki podrażniły przyjemnie uszy, tak, ale pragnął słyszeć coś zupełnie innego, czuć kogoś zupełnie innego. Twardego, znajomego mu wampira, którego usta smakowały krwią, ostre zęby drażniły wrażliwą skórę warg, a język pewnie brał w posiadanie to, co od początku było jego. Paznokcie nowo-narodzonego przyczyniły się do powstania kolejnych kilku przedarć w koszulce niespodziewanego kochanka, a ostre zęby zarysowały jego wargi, dodając kolejnej porcji krwi. Boże, jak on go pożądał... To było wręcz niepojęte. Jak mógł dopuścić do sytuacji, w której przez siedemdziesiąt lat nie doszło pomiędzy nim a egzekutorem do niczego więcej? Jasne, wpadali na siebie, dosyć często zresztą z jego winy, ale... Jakim cudem nie padł przed nim na kolana jeszcze wtedy, tej pierwszej nocy, nie stwierdził, że ma w dupie cały międzyrasowy konflikt i chce poczuć wreszcie, że żyje? Czy był wtedy na tyle młody, że jeszcze widział głębszy sens we własnych działaniach, czy może obawiał się podstępności wampira, która przecież musiała być obecna w istocie utkanej ze zła, mroku i bezduszności? To wszystko wydawało mu się tak cholernie bezsensowne, niemożliwe do zrozumienia przez mgłę żądzy, która przyćmiła wszystkie rozsądne myśli, pozostawiając go całkowicie bezbronnym, zdanym na łaskę dawnego wroga, o którym nigdy tak naprawdę nie myślał... A raczej myślał, ale w zupełnie inny sposób. Dociskające go do drzwi ciało przyprawiało młodszego wampira o zawroty głowy i znacznie utrudniało oddychanie - szczególnie problematyczne zaś były wargi, które nie tylko uniemożliwiały nabranie powietrza, ale też i rozsądku. Pragnął w tym momencie zrobić z Marcelem tyle rzeczy, poczuć go na tyle różnych sposobów, nadrobić wreszcie ten stracony czas, właśnie w tym momencie, bo ta chwila wydawała się absolutnie idealną. Ludzka krew buzowała w nich, pożądanie było obopólne, czemu mieliby się zatrzymać? Były łowca rozchylił powieki, jego oczy spotkały się z oczami należącymi do Gawrońskiego i... nogi całkowicie się poddały, uginając przed tym potężnym mężczyzną. Nox nie miał nic do powiedzenia w tej kwestii, w jednej chwili stojąc, dociśnięty do twardej powierzchni, w drugiej zaś zsuwając się na ziemię, nadal uwięziony pomiędzy drzwiami a niespodziewanym kochankiem, obojętny na dwa ciała leżące w chatce, skupiony wyłącznie na stojącym nad nim wampirze, prezentującym się z tej perspektywy o tyle poziomów lepiej. Uderzył kolanami o twardą powierzchnię. Umarł. Naprawdę umarł, w tej nieszczęsnej celi, albo może i wcześniej, zabity przez tego cholernego telepatę lub jego kolegów, a teraz znalazł się w niebie. Niech to się nigdy nie skończy... |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Nie Maj 13, 2018 8:35 pm | |
| Poddając się instynktom i żarliwym pragnieniom, nawet nie zastanawiał się nad tym, że były łowca mógłby go odtrącić. A przecież to było możliwe, bardziej nawet niż to, co stało się gdy złączył ich wargi. Bo przecież nie mógł spodziewać się chętnych ust, napierających bioder ani niecierpliwych dłoni. Najbardziej jednak zaskoczył go słodki jęk i nieoczekiwana uległość. Nox dosłownie rozpływał się w jego ramionach, jakby od wieków czekał właśnie na ich siłę i ciepło. Był spragniony, nie krwi (dosłownie i w przenośni), ale przede wszystkim bliskości. Marcel jednak dziwił się jedynie przez chwilę, bo potem całkowicie spuścił ze smyczy pożądanie i wszystko wydało się właściwe. Nox go pragnął, a Marcel nie potrafił mu odmówić. Nie w tej chwili. Pokonał trzy kroki wraz z łowcą, chętnie wsuwając się między jego uda, ocierając się o jego krocze swoim własnym. Mruczał mu w usta, ssał jego język, gryzł wargi i drapał, pozwalając, by kochanek odwdzięczał się tym samym. Z każdą sekundą ich ruchy stawały się bardziej chaotyczne i gwałtowne, pomieszczenie zaś wypełniały pomruki i sapnięcia zrodzone z czystej żądzy. Byli szaleni. Ich spojrzenia spotkały się pomiędzy pocałunkami. Starszy wampir nie miał zamiaru wypuszczać z objęć swojego kochanka, ale ten zsunął się po drzwiach, upadając przed nim na kolana. Dopiero wtedy Marcel zrozumiał jak bardzo pragnął ujrzeć go w tej pozycji. Gdyby tylko nie napędzała go moc ogromnej dawki krwi, celebrowałby tę chwilę. Wypróbowałby gorące usta łowcy w zupełnie inny sposób, ale nagła potrzeba zaspokojenia była silniejsza. Nie miał cierpliwości. Nox nagle znalazł się zbyt daleko od jego warg i ramion, a jego biodra zbyt daleko od jego własnych, więc Marcel wiedziony żądzą chwycił go za szyję i na wpół świadomie, wspomagając własną siłę mocą telekinezy... uniósł go. Przez sekundę trzymał w górze, dzikim, rozpalonym spojrzeniem patrząc mu w twarz. Upojony własną potęgą, uśmiechął się z lubieżnością podszytą niepokojącym okrucieństwem. Jeśli Nox chciał chociaż raz ujrzeć w Marcelu prawdziwą naturę drapieżnika, mógł to zrobić właśnie teraz. Jednak nawet jeśli był na tyle świadomy, by ją dostrzec, egzekutor nie pozwolił mu zastanawiać się zbyt długo. - Chodź tu - zawarczał, przyciągając go do siebie. Pocałował łowcę gwałtownie, a potem szarpnął go za ramię, obracając twarzą do drzwi. Nox nie oponował. Boże, nie opierał się zupełnie, a Marcel nie wahał się, ale też nie panował nad siłą, nie kontrolował pragnień. Nie miało znaczenia, że obaj lepili się od brudu i krwi, a obok leżeli prawdopodobnie martwi ludzie. Docisnął mężczyznę do drzwi, dosłownie zdzierając spodnie z jego bioder, nie licząc się z otarciami i bólem z jakimi wiązał się ten ruch. Trzask pękającego materiału splótł się ze zwierzęcymi pomrukami agresji i pasji. W amoku włożył do ust trzy palce, a potem dwa z nich wsunął w ciało Noxa, wykonując kilka szybkich, niedelikatnych ruchów. Pragnął go, pragnął go teraz, natychmiast, nawet nie zdając sobie sprawy, że tak naprawdę właśnie dawał upust pragnieniom kumulującym się od wielu lat... Zbyt wielu lat. Pieprząc go palcami, szarpnął za zamek swoich spodni, bez trudu go rozrywając, a potem, nie mogąc dłużej czekać, czy raczej nie chcąc czekać, wbił się w jego ciało. Gorąc wnętrza Noxa objął jego męskość, wywołując gwałtowne dreszcze przyjemności i wyrywając z jego gardła niemal zwierzęcy warkot. W przypływie zaborczości oplótł przedramieniem szyję kochanka zmuszając go do odchylenia głowy. Przyduszał go, ale nie zdawał sobie z tego sprawy. Drugą rękę wczepił w bok jego brzucha jakby spodziewał się, że mężczyzna spróbuje się wyrwać. Uderzył biodrami, warcząc mu do ucha ociekający erotyzmem i agresją rozkaz: - Jęcz. Chcę cię słyszeć. - I tym razem niemal zupełnie wysunął się z jego ciała, by za chwilę wbić się w nie gwałtownie. Dyszał i sam pomrukiwał jak bestia, poruszając się coraz szybciej, napędzany jękami kochanka. Boże, jak bardzo pragnął słyszeć go w ten sposób, jak bardzo pragnął, by jęczał tak przez niego... dla niego. W tej chwili brał, nie dawał, a choć możliwe, że później dopadną go wyrzuty sumienia, teraz za bardzo dawał się porwać instynktom. Był zamroczony nagłą uległością swojego odwiecznego wroga i własną potęgą, przewagą, której nigdy nad nim nie miał. - Jesteś mój, słyszysz? Tylko mój. - dyszał pomiędzy pchnięciami, nie do końca rozumiejąc, że za ten przejaw zaborczości przyjdzie mu odpowiedzieć. - Mój. Marcel nie starał się sprawić mu przyjemności, ale bardzo pragnął jej dla siebie. Chciał spełnienia, potrzebował go bardziej, niż sądził, niż skłonny był przyznać. - Gryź - wydyszał nagle, podsuwając przedramię, którym go trzymał, pod jego usta, a gdy tylko zęby Noxa zatrzasnęły się na skórze, jęknął z przyjemności i bólu. Tak, właśnie tego potrzebował. Warcząc, wbił kły w bark kochanka, uderzając gwałtownie biodrami, wsuwając męskość głębiej i mocniej, nie zdając sobie sprawy jak bardzo agresywny i bezmyślny teraz był. Nic się nie liczyło, ważne, że osiągnął to, czego pragnął - Nox był w pełni jego, jęczący, chętny i podniecająco uległy, ofiarując mu się bez najmniejszego sprzeciwu czy niechęci. Więcej nawet, łowca go pragnął i przyznawał się do tego każdym oddechem. Wypełnili swoje żyły jadem, sprawiając, że ekstaza gwałtownie sięgnęła limitu i szarpnęła ich ciałami, rozpalając je dreszczami niesamowicie silnego orgazmu. Marcel odchyliwszy głowę, zawył nieludzko i wyszarpnął rękę ze szczęk Noxa, jedynie po to by wczepić palce w jego biodra i te ostatnie kilka chwil pieprzyć go brutalnie, nie zważając na ból który zadawał, i który czuł. Byli ucieleśnieniem spełnienia, chaotycznej, gwałtownej i perwersyjnej przyjemności. Marcel nie pamiętał, kiedy ostatni raz pozwolił komuś gryźć się podczas seksu, nie pamiętał też kiedy ostatni raz pozwolił sobie tak beztrosko napadać ludzi i uprawiać seks tak dziko jak teraz. Zapomniał jak cholernie dobre było to uczucie. Tęsknił za nim, choć nie zdawał sobie z tego sprawy. Gdy dreszcze obezwładniającej przyjemności w końcu ustały, oparł czoło o kark Noxa, oddychając płytko. To było cholernie dobre. Brudne, perwersyjne, ale idealne w swoim wyuzdaniu. Marcel nie miał pojęcia czy wynikało to z ponad miesięcznej wstrzemięźliwości, szalejącej w organizmie ludzkiej krwi, czy uległości Noxa, ale mógł nazwać ten seks jednym z lepszych szybkich numerków, jakie zaliczył przez całą swoją przydługą egzystencję. A jeśli mowa o łowcy... Marcel leniwie przeciągnął językiem po świeżej ranie, jaką zadał mu zębami i powoli wysunął się z jego ciała. Wiedział, że na pewno nie zrobił mu większej krzywdy ani dociskając go do drzwi, ani też poczynając sobie z jego ciałem tak... niedelikatnie, ale i tak objął go w pasie, zmuszając by się odwrócił. Chciał zweryfikować jego stan w zwyczajnym, ludzkim odruchu. Dopiero, kiedy mógł spojrzeć mu w twarz, uśmiechnął się krzywo i zapytał schrypniętym szeptem: - W porządku? Obaj wyglądali okropnie. Z okrwawionymi twarzami, w podartych ubraniach, rozczochrani, podrapani i zdyszani, prezentowali sobą obraz przerażających szaleńców. Właściwie... byli nimi. Folgując swoim żądzom tuż po tym jak włamali się do domu uprawiającej seks pary i posilili się na ich ciałach, kim byli jeśli nie szaleńcami? Marcel dodatkowo uśmiechał się, najwyraźniej całkiem zadowolony, przydając całej sytuacji chorej upiorności. Cóż... właśnie przeleciał swojego wroga, był nabuzowany krwią i na razie nie myślał o konsekwencjach swojego czynu. Nawet nie zastanowił się nad tym, dlaczego Nox z taką chęcią mu się oddał. Choć zapewne gdyby się nad tym zastanowił, uznałby, że to wynik upojenia krwią. Myśl o tym, że łowca mógłby żywić do niego jakieś uczucia była tak niemożliwa, że nawet nie pojawiła się w jego głowie. |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Wto Maj 22, 2018 12:02 am | |
| Nox nie potrafił mu nie ulec. Nie potrafił zaprotestować, przestraszyć się, wzbudzić w sobie jakichkolwiek wątpliwości. Pożerający jego usta wampir prezentował się niczym obraz najbardziej prymitywnych żądz, seksowny, nierozsądny, spragniony i zwierzęcy, odpowiadający na potrzeby, których były łowca nigdy nie odważył się ubrać w słowa. Zwykle seks dla młodego wampira był aktem czysto fizycznym, związanym z szybkim, mechanicznym wręcz, zaspokojeniem, pozbawiony jakiejkolwiek głębi, siły uczuć, czy w ogóle żądzy skierowanej do konkretnej osoby. Chodziło wyłącznie o coś ciepłego i odpowiednio miękkiego, zamkniętego na jego penisie, powodującego przyjemne dreszcze i rozluźnienie napiętego ciała. Tym razem wszystko wyglądało inaczej - żadnej miękkości, żadnego korzystania z usług dziwki, tym razem to on był dziwką. Przez ciało Dursta przebiegł gwałtowny dreszcz, gdy poczuł ucisk na szyi i siłę kochanka, która umożliwiła podniesienie go z powrotem do pionu. Jęknął ponownie, zupełnie odruchowo, widząc wygłodniałe, ponętne spojrzenie wampira. Widział go nie tak dawno temu w jeszcze gorszym stanie, groźnego drapieżnika, potężnego i pozbawionego hamulców, wywołującego instynktowny strach - i to wspomnienie czaiło się gdzieś na obrzeżach świadomości byłego łowcy, ale w tym momencie pewność, że to na niego poluje ten mężczyzna, wywoływała wyłącznie bezwstydne podniecenie. Ucisk w podbrzuszu zdawał się być nieznośny, drażnił, torturował i zmuszał do absolutnej uległości, przytępiając rozsądek, a wyostrzając wszystkie zmysły. Intensywny, męski zapach potu i krwi drażnił nozdrza, podobnie jak smak soli i posoki na wargach oraz zwierzęce dźwięki brzmiące w gardle Marcela. Do niczego tak naprawdę jeszcze pomiędzy nimi nie doszło, a Nox miał wrażenie, jakby unosił się w bańce rozkoszy, zarazem skrajnie spragniony, jak i rozpieszczony i zaspokojony. Stęknął z zaskoczeniem, przyciągnięty z powrotem do zaborczych ust, rozchylając własne bez chwili zwłoki, w jednej chwili spleciony w namiętnym pocałunku, a w drugim dociśnięty policzkiem do chłodnego, gładkiego drewna, jęczący z zawodem na utratę bliskości. Wciąż ledwo utrzymywał się w pionie, głównie dzięki pewnemu uchwytowi kochanka, z rozszerzonymi ulegle nogami, niezdolny do wyartykułowania chociaż jednego zdania, ba! jednego słowa, całkowicie poddany woli swojego stwórcy. Stęknął boleśnie, czując trzask materiału, nieprzyjemnie drażniący maksymalnie nadwrażliwą skórę, a następnie powiew chłodnego wiatru na nagich udach i łydkach. Drżał, dyszał, wydawał z siebie bliżej nieokreślone dźwięki niecierpliwości i rozkoszy, które zaraz zmieniły się w pomruki bólu. Nie przywykł do seksu w takiej pozycji, a i od poprzedniego razu minęło zbyt dużo czasu, by był przyzwyczajony do jakichkolwiek seksualnych odczuć. Był spięty, hiperwrażliwy i całkowicie zdany na łaskę swojego oprawcy, ogłupiały przez własne potrzeby i myśli, które nigdy wcześniej nie mogły dojść do głosu. Od zawsze czuł przyciąganie do wampira, nigdy wcześniej jednak nie pozwolił mu na uzyskanie kontroli nad jego ciałem. Gdyby się uparł, zapewne mógłby się wyrwać - a przynajmniej tak przypuszczał, ale nawet, gdyby zależało od tego jego życie, nie potrafił zmusić swojego ciała do jakiegokolwiek ruchu. Obce, a jednocześnie bardzo znajome palce trzymały go w miejscu, rozciągały niedelikatnie wrażliwą skórę, bombardowały bodźcami jego zmysły, brały wszystko tak, jakby należało do nich. Już nie było łowcy i wampira, nie było walki o panowanie, o przeżycie - był tylko chaotyczny, gwałtowny, brudny seks. Durst nigdy nie wyobrażał sobie, iż odda się swojemu - niemal - odwiecznemu wrogowi tak bardzo, na tak wielu polach, bez nawet minimalnego protestu. Nieważny był ból, nieważna była niewygoda, nieważne były nawet nie tak wcale dawne serie orgazmów, które wyczerpały jego ciało. Nieważna była nawet przemiana i dwa leżące w pobliżu ciała. Liczyli się tylko oni dwaj, nie, liczył się tylko Gawroński, biorący wszystko to, co do niego należało, bez żadnego zawahania, bez czułości, bez namysłu czy zwłoki. Gdy wtargnął do ciasnego, wcale nie tak przygotowanego wnętrza młodszego mężczyzny, Noxowi pociemniało przed oczami. Już nie wiedział gdzie jest, w jakiej pozycji, gdzie znajduje się podłoga, a gdzie sufit. Wszystko zamknęło się na ich splecionych ciałach, na ostrych, bolesnych ruchach, na seksie tak zwierzęcym, iż nieporównywalnym do jakiegokolwiek wcześniejszego doświadczenia byłego łowcy. Nie liczyły się jego potrzeby, nie był osobnym, niezależnym bytem, był... był kłębkiem bombardowanych bodźcami zmysłów, oddanym, bezmyślnym, wykorzystanym. Przez mgłę bólu i nieprzytomności przedarło się wywarczane polecenie, życzenie, które natychmiast Durst wypełnił. Obrócił bardziej głowę, dociskając się uchem do drewna, które nagle wydawało się chropowate przez wrażliwość mężczyzny, rozchylił usta razem z nogami, pozwalając tłumionym dotychczas dźwiękom wydostać się niepowstrzymanym strumieniem na powierzchnię. Jęczał, charczał, krzyczał, skamlał i przeklinał, wbijając palce dłoni w drzwi, poddając się chaotycznym ruchom pieprzącego go kochanka. Po raz pierwszy w życiu pojął sens sformułowania "rozpadać się na kawałki". Umierał. Odradzał się. Dusił się. Był rozrywany. Kolejne słowa Marcela coś zmieniły. Świadomość Noxa dawno odleciała, zaborczy warkot, werbalne potwierdzenie przynależności dostał się bezpośrednio do podświadomości, do samego wnętrza byłego łowcy, do najbardziej skrywanych i niedostępnych części jego umysłu. Tak, właśnie tak było, był jego. Nigdy, przenigdy nie odważyłby się temu zaprzeczyć. Od początku był tylko jego, wszystko inne, wszystkie uniki, walki o przewagę, lata ćwiczeń i morderstw, były niczym w porównaniu do tego, co właśnie się z nim działo. Nie tylko stracił przynależność do swojego gatunku, nie tylko stracił cel i sens życia, ale też wiele zyskał. Gdyby w tym momencie Gawroński kazał mu się zabić, zrobiłby to bez wahania. Gdyby kazał walczyć - wypełniłby to polecenie bez żadnych analiz, niezależnie od tego, kto znalazłby się po drugiej stronie. Ludzie? Wampiry? Łowcy? Bez różnicy. To nie dzięki moralności przeżył ponad sto lat, a dzięki posłuszeństwu. Znalazł nowego pana, nowy cel, i był mu całkowicie oddany. Nieważnym był ból, nieważnym było wykorzystanie go zarówno bez litości, jak i jakiegokolwiek wysiłku uczynienia tego zbliżenia bardziej dlań przyjemnym. Czerpał rozkosz z samego aktu, poczucia bycia właśnie w tych ramionach, w ten konkretny sposób, bez żadnej kontroli, bez żadnych pytań i wątpliwości. Spalał się w ogniu pożądania. Wypełnił kolejne polecenie równie bezmyślnie, wbijając ostre kły w skórę swojego stwórcy, zapewniając rozkosz zarówno jemu, jak i delikatne swędzenie przyjemności u siebie... które zaraz zmieniło się w dreszcz rozkoszy, spowodowany kolejnym ugryzieniem. Zajęczał, w zasadzie krzyknął, spinając się na całym ciele i wyginając w łuk, wywracając oczami. Nie było ważnym, iż w ciągu ostatnich kilkudziesięciu godzin został ugryziony już tyle razy, że powinien przywyknąć do tego rodzaju rozkoszy. Za każdym podejściem było to równie intensywne doświadczenie, dodatkowo jeszcze znacznie spotęgowane całą sytuacją, w jakiej Nox się znalazł. Świadomością ramion, jakie go obejmowały. Bycie chłodnym, opanowanym żołnierzem, cywilizowanym (niemal) człowiekiem było przereklamowane. Gdyby łowca wiedział, co czeka na niego po drugiej stronie, po przekroczeniu progu szaleństwa i człowieczeństwa, przemieniłby się znacznie wcześniej. Wcześniej, ale w ten sam sposób, przez tą samą osobę. W tym momencie jego świat naprawdę zaczynał się i kończył na osobie Marcela i nic innego się nie liczyło. Nie mogło się liczyć. Zajęczał głośno, znów z zawodem, gdy Marcel przerwał rozkoszną wymianę ugryzień, wzmacniając bardziej własne ruchy bioder, pieprząc gwałtownie, chaotycznie i boleśnie, niemalże rozrywając go na pół, dostarczając jednocześnie olbrzymiej dawki cierpienia, jak i rozkoszy. Gdzieś na brzegu racjonalności były łowca zdawał sobie sprawę z tego, iż to wszystko było niewłaściwe i bolesne, iż powinien się wyrwać i - tak jak go szkolono - zamordować istotę krzywdzącą inne istoty, ale... ale jego ciało przyjmowało kolejne fale bezlitosnego wsuwania i wysuwania twardego członka z niczym nieskrępowaną radością. Nox nigdy nie uświadczył przesadnie czułego zbliżenia - i chociaż nigdy też nie przeżył czegoś tak intensywnego, nie potrafiłby znaleźć ani jednego "ale" związanego z tym stosunkiem. Chętnie poddawał się wszystkim ruchom towarzysza, wypełniał jego rozkazy, absorbował w sobie ból i - w jakiś magiczny sposób - to wszystko kumulowało się i zmieniało w nim w rozkosz. Czy był masochistą? Krzyknął głośno, znacznie głośniej, niż dotychczas, zdzierając sobie gardło, wbijając paznokcie w przedramiona trzymającego go mężczyzny, zaciskając się na nim mocno i brudząc spermą drzwi. Chociaż w małej części - musiał nim być. Wciąż w pionie utrzymywał się wyłącznie dzięki dłoniom kochanka, świszcząc nierówno w desperackich próbach ustabilizowania oddechu i rytmu serca, nadal nieprzyzwyczajony do wampirzego ciała, roztrzęsiony i zagubiony w ogromie uczuć, doświadczeń, które zdobył w ciągu ostatnich kilku godzin. Był skrajnie wycieńczony, nie było na jego ciele ani jednego miejsca, które nie byłoby obdrapane, zabrudzone, zakrwawione i pulsujące bólem. Mięśnie i otarcia piekły go nieznośnie, skóra zasklepiała się wreszcie po tak brutalnym zbliżeniu, wykorzystując pokłady wypitej wcześniej ludzkiej krwi. Nox dał się obrócić jak szmaciana lalka, wbijając całkowicie nieprzytomne, zamglone od nadmiaru wrażeń spojrzenie w Marcela. Pytanie starszego wampira dotarło do niego po dłuższej chwili, ale ułożenie warg i języka do jakiejkolwiek odpowiedzi przekraczało zdolności Dursta. Uśmiechał się jak pijany, gdy przez jego ciało co chwilę przechodziły kolejne dreszcze szoku, a powieki raz po raz opadały i unosiły się, jakby próbowały w jakiś sposób zapewnić ostrość widzenia mężczyzny. W tym momencie nie widział Gawrońskiego - ale to nie było najważniejsze, ponieważ całym sobą go czuł. Czuł swojego stwórcę, swój sens życia, swojego pana i właściciela. Młody wampir kompletnie się zatracił podczas zbliżenia i potrzebował czasu, by do siebie powrócić. Do rzeczywistości przywrócił go wreszcie nie przyjemnie ochrypły głos Marcela, a chłód powietrza, drażniący nagą, świeżo zagojoną skórę. Jedyny fragment ubioru, jaki pozostał na Noxie, był butami. W jego oczach wreszcie pojawiły się iskierki świadczące o powrocie świadomości. Powiódł przytomniejszym spojrzeniem po częściowo rozebranym wampirze i roześmiał się chrapliwie, unosząc dłoń do włosów mężczyzny i... tarmosząc je w niezrozumiałym geście. - Wow. Że też nie zrobiliśmy tak tamtej nocy - mruknął, nadal głupio chichocząc, nie przerywając miętoszenia wilgotnych, brudnych, ciemnych włosów towarzysza. - Zmarnowane siedemdziesiąt lat. Całe szczęście, że jesteśmy nieśmiertelni, inaczej nie byłoby o czymś takim mowy. Dwójka zgrzybiałych starców to najlepsze, co by mogło nas spotkać... - mówił całkiem składnie, chociaż bez sensu, z każdym kolejnym słowem wyraźniej było widać, iż wciąż nie do końca powrócił do siebie. Nagle, zupełnie tak, jakby był szczeniakiem, zamknęły mu się oczy. Zamilkł, odchylając głowę do tyłu, pozwalając dłoni zsunąć się na ramię towarzysza, a potem zwiesić się wzdłuż własnego ciała. - Jestem zmęczony... - mruknął sennym, niemal niewyraźnym głosem. - Zimno jest. I kleję się - dodał po chwili, w zasadzie bez związku, podnosząc powieki, wbijając w Marcela pytające spojrzenie, jakby oczekiwał, że ten w magiczny sposób rozwiąże wszystkie problemy i sprawi, że wszystko będzie znów dobrze. - Ale ty zajebiście wyglądasz... - rzucił już na granicy zrozumiałości, uśmiechając się głupio, próbując zwalczyć odruch zamykania się oczu. Po krótkiej chwili jednak przegrał, ponownie na chwilę odpływając, odrobinę bardziej bezwładniejąc w uścisku Marcela. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Sro Maj 23, 2018 4:53 pm | |
| Obaj dyszeli jeszcze, ale wampirze ciała szybko dostosowywało się do wszelkich zmian, więc po chwili po ranach nie było już śladu, a oddech normował się. Nox natomiast, miał się całkiem dobrze, sądząc po rozanielonym wyrazie twarzy, śmiechu i... geście. Marcel został pogłaskany, czy raczej podrapany jak pies, który bardzo dobrze się spisał. Ten dziwny przejaw czułości skwitował krzywym uśmiechem, uciekając głową w bok. Zupełnie jak nastolatek, który uważa się za zbyt dorosłego na rodzicielską czułość. Poczuł się głupio. Co to właściwie było? Nox, który tarmosi mu włosy, Nox, który chichocze, który pozwala mu wbijać się w swoje ciało, który jęczy i dochodzi w jego ramionach. Ja go w ogóle nie znam. To nie była nowa myśl, ale w tym momencie wydała mu się wyjątkowo dosadna i odpowiednia. Patrzył w twarz byłego łowcy jakby zobaczył go pierwszy raz w życiu i właściwie... takiego, faktycznie widział go po raz pierwszy. - Robienie "tak" tamtej nocy, mogłoby nie skończyć się tak fajnie jak teraz. - Wychrypiał, śmiejąc się cicho. Nie skomentował najważniejszej kwestii, którą implikowały słowa Noxa - łowca chciał tego od dawna. Może nie w takiej formie (choć nie wyglądał teraz na kogoś wściekłego, był raczej... zadowolony), ale chciał. To może powinno zaskoczyć Marcela, ale sprawiło jedynie, że przyznał się przed sobą, że również długo czekał na ten moment. Nie musiał okłamywać samego siebie, ale nie miał zamiaru mówić o tym Noxowi. Zresztą, czyny powiedziały więcej niż słowa. - Zaraz tam zmarnowane - żachnął się. - Wiesz jak się mówi, im dłużej czekasz, tym lepiej smakuje. - Wyszczerzył okrwawione zęby w uśmiechu. Towarzyszyła im całkiem luźna atmosfera jak na okoliczności, ale Marcel uznał to za dobry znak. Zero paniki, że pozabijali ludzi, że zachowali się jak zwierzęta. Obawiał się, że Nox będzie bardziej... przejęty, ale jak już wcześniej zauważył, przecież wcale go nie znał. Marudzenie łowcy, skwitował zaskakująco ciepłym uśmiechem. Dziwił się zmęczeniu Noxa, szczególnie po zażyciu porządnej dawki krwi, ale może chodziło mu o przeciążoną psychikę? Bo w tym akurat Marcel mógł się z nim zgodzić. Czuł się jakby zamiast mózgu miał kisiel. - Jeśli wyglądam choć w połowie tak, jak ty, to masz dziwną definicję zajebistości - parsknął, ale ciało Noxa nagle zwiotczało mu w dłoniach i zmuszony był podtrzymać je żeby nie gruchnęło na ziemię obok kobiety, co zrobił w czystym odruchu. Czyżby jednak nie tylko psychika, ale i to doskonale zbudowane ciało łowcy niedomagało? - Ej, Durst, nie odlatuj teraz. - Potrząsnął nim. - Tu na pewno jest jakaś łazienka, idź, ogarnij się, a ja zobaczę czy da się coś zrobić z tymi ludźmi. Potem do ciebie przyjdę. Słyszysz? - Kiedy mężczyzna otworzył oczy, Marcel uśmiechnął się do niego, lekko marszcząc brwi. Starał się ukryć swoją konsternację, ale nie potrafił aż tak panować nad mimiką. - No. To do roboty. - Klepnął go po przyjacielsku w ramię i cofnął się. Po przyjacielsku... a raczej z niezręcznością człowieka, który stara się przejść do porządku dziennego z konsekwencjami swoich postępowań. To co się stało, to jak się zachował... Okej, było fajnie. Do niczego się nie zmuszali, samo wyszło. Było intensywnie, ostro, brudno i piekielnie seksownie, a że z Noxem... W duchu wzruszył ramionami. Byli dorośli, przejrzali nawet i właściwie... nie byli już przecież ludźmi. Mimo wszystko Marcel starał się pielęgnował w sobie człowieczeństwo, łapał się wszystkich uczuć, których krwiopijcy zwykle się wyrzekali - współczucia, odpowiedzialności, wyrozumiałości, poczucia winy. Bez tego byłby niczym więcej jak bezmyślną bestią. Nie chciał nią być. Teraz, gdy był w pełni świadomy, z łatwością wyczuł powolny puls u nieprzytomnej dwójki, nawet specjalnie się nie starając. - Żyją - oświadczył, niedbałym gestem dłoni wskazując na kobietę, której ciało uniosło się powoli, posłuszne jego woli. Jej bezwładne kończyny kołysały się lekko, kiedy transportował ją do rozgrzebanego łóżka. To samo uczynił z jej partnerem, a potem podszedł i ułożył ich w naturalnych pozycjach, na koniec okrywając ich kołdrą. Więcej zrobić nie mógł. Wiedział doskonale, że nikt im nie uwierzy jeśli zgłoszą napaść. Nic nie zginie (prócz paru ciuchów) i na dobrą sprawę żadna krzywda im się nie stała. Gdyby nie rany, mogliby uznać tę sytuację za nocny koszmar. Zanim skierował się do łazienki, ściągnął z siebie szczątki ubrań i przeszukał szafę w poszukiwaniu zamienników. Mężczyzna, którego zaatakował, był dość szczupły, więc możliwe, że pożyczone od niego rzeczy okażą się niewygodne, ale nie mieli innego wyjścia. Marcel wyciągnął dwie pierwsze lepsze koszulki i chwycił parę jeansów, w tym jedne krótkie. Nie miał pewności, czy się w nie dopną, ale z naręczem strojów skierował się do łazienki. Otworzył drzwi i przekrzyczał szum wody. - Znalazłem jakieś ciuchy! Rzucił ubrania na blat przy umywalce, i spojrzał w wiszące nad nią lustro. Miał wrażenie, że od wieków nie widział swojej twarzy. W żyłach grała mu ludzka krew, napędzając ciało, przydając mu werwy i siły. To właśnie od niej błyszczały gorączkowo, szare oczy w oprawie długich, czarnych rzęs. Bladość skóry skryła się pod naturalnym różem, ale głównie jednak pod zasychająca krwią i brudem. Prezentował się nie lepiej niż bezdomny. Potarł palcami wyraźną, ostrą linie szczeki i wyszczerzył zakrwawione zęby, bynajmniej nie w uśmiechu. Przesunął językiem po kłach i zwiesił głowę nad umywalką. - Przecież wyglądam obrzydliwie - mruknął do siebie, rozbawiony. - Nox, jesteś popaprany. - Powstrzymał się od umycia twarzy w umywalce, bo i tak przecież miał się zaraz porządnie wykąpać. Zerknął przez zaparowane szkło na rysującą się za nim sylwetkę mężczyzny, przez chwilę rozważając, czy po prostu nie wepchnąć się do kabiny. Nie zdecydował się jednak. Zamiast tego, klapnął ciężko na zamkniętą toaletę i czekał. |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Czw Maj 24, 2018 1:05 am | |
| Starszy wampir, widząc nietypowe, wręcz nieracjonalne, zachowanie swojego towarzysza, mógł zacząć się zastanawiać nad właściwością przemiany jego osoby. Wybrał w końcu na swojego pierwszego podopiecznego mężczyznę, który był dla niego wrogiem przez siedemdziesiąt lat, który należał do najbardziej konserwatywnego i oddanego sprawie odłamu łowców i... którego właśnie nie znał. Nox był znacznie bardziej obeznany ze swoim towarzyszem, znacznie częściej go widział w akcji, obserwował z oddali i może niekoniecznie potrafił przewidzieć wszystkie jego zachowania czy słowa, ale... ale niewątpliwie wiedział o nim dużo. Znacznie więcej, niż egzekutor mógł przypuszczać. Właśnie dlatego w takiej sytuacji, kompletnie rozbity Durst, pozwolił sobie na tak luźny i dziwny gest. Ta jego część, która doszła do głosu, przeżywała wciąż intensywny, upojny seks zainicjowany przez istotę, której łowca poświęcił zdecydowanie zbyt dużo czasu i fantazji. Nie była zbyt racjonalna. Nieczęsto nawet przejmowała stery chłodnego i opanowanego żołnierza, który wypełniał kolejne misje bez słowa protestu, nie mrugając nawet okiem przy kolejnych dawkach jadu i rozsypujących się w proch wampirach. Nox zdecydowanie nie przywykł do sytuacji, w jakiej się znalazł. Patrząc na brudnego, zakrwawionego, zmierzwionego i rozpalonego wciąż kochanka, miał ochotę chwycić go za te kłaki i pociągnąć do kolejnego pocałunku. Jedyne, co go powstrzymywało, to zmęczenie, które utrudniało nawet tworzenie zdań, a co dopiero mówić o jakichś bardziej energicznych ruchach. Nowonarodzony podniósł posłusznie powieki, czując potrząsanie, potrzebował jednak dłuższej chwili, by wypowiedziane przez Gawrońskiego słowa do niego dotarły i wywarły odpowiedni efekt. Nie miał siły nawet na utrzymanie własnego ciała w pionowej pozycji, a miałby gdzieś przejść i coś robić? Marcel wymagał od niego naprawdę strasznie trudnych rzeczy... ale Nox nie znajdował się w stanie, w którym mógłby protestować przed jakimikolwiek poleceniami swojego towarzysza. Skoro jego stwórca coś mu rozkazał, on musiał to natychmiast zrobić. Do takich wniosków był zdolny dojść, ledwie przytomny w tym momencie, młody wampir. Przytaknął lekko głową, zmuszając się do ułożenia dłoni wnętrzem do drzwi, odbicia od powierzchni, obrócenia się na pięcie i - świecąc gołym tyłkiem, ale też i w ogóle całym, mokrym od potu i krwi, ciałem - przejścia do łazienki, która na całe szczęście, znajdowała się tuż obok sypialni, a nie na dole, gdzie musiałby przejść po schodach. Stopnie zdecydowanie przekraczały w tym momencie możliwości Dursta. Fakt, iż ludzie, którymi się pożywili, nie byli martwi, przyjął z obojętnością. Nie wiedział, czy była ona skutkiem wyczerpania zarówno organizmu, który przeszedł przez nadmiar jadu, przemian i orgazmów w ciągu ostatniej doby, czy też efektem psychicznego wymęczenia z tych samych powodów. A może chodziło o coś zgoła odmiennego? Może faktycznie w chwili, gdy posmakował ludzkiej krwi, stał się bezuczuciową bestią, której jedynym celem było ponowne spróbowanie posoki, bez żadnego uznania dla egzystencji innych istot? Ta myśl na chwilę go wybudziła z dziwnego otępienia. Zatrzymał się przed lustrem, wpatrując w swoją, zakrwawioną, brudną, ale niesamowicie gładką, twarz. Odgarnął włosy do tyłu, patrząc najpierw na swój lewy profil, potem prawy, a wreszcie przysuwając się na tyle blisko, by spojrzeć w swoje oczy. Szukał w nich oznak szaleństwa, inności, elementów, które świadczyłyby o tym, iż powinien zakończyć swój żywot. Pamiętał o srebrnym sztylecie, który miał w cholewie buta, on mógłby rozwiązać wszystkie jego problemy... a skoro wreszcie przespał się z Marcelem, mógł to zrobić... Nie, nie chciał o tym myśleć. Nie potrafił. Nie wiedział tak naprawdę co powinien myśleć. Był kompletnie ogłupiały, zmęczony, zagubiony, pozbawiony wszystkich elementów, które kiedyś uznawał za stałe i które służyły mu za moralny kompas. Nikt nie wydawał mu poleceń, nie mówił, co jest właściwe, a co zakazane. Tyle rzeczy, które przez większość swojego życia uznawał za złe, dane mu było posmakować w ciągu ostatniej doby. Czy wciąż był tym samym człowiekiem, tylko spragnionym krwi? Efektu jadu doświadczał przecież już niejednokrotnie, przywykł do wszystkich innych aspektów życia wampira, nawet głodu, jeśli więc to go mogło zmienić, to stało się tak już dawno, dawno temu... Nox westchnął ciężko, schylając się i rozplątując sznurówki utrzymujące buty na jego stopach. Nic już nie wiedział, niczego nie rozumiał. Myśli, krążące mu po głowie, były zbyt skomplikowane, by potrafił sobie z nimi poradzić. Nie znał odpowiedzi na pytania, które go męczyły, a co gorsza nie wiedział, gdzie mógł je uzyskać. Wszedł do kabiny, zasunął za sobą szklane drzwi i włączył gorącą wodę, pozwalając owinąć się gorącemu strumieniowi. Potrzebował nowej stałości i nowego moralnego kompasu. Rytmiczny szum zagłuszył wszystkie wątpliwości, ponownie usypiając nowonarodzonego, który tylko dzięki resztce przytomności pospiesznie namydlił swoje ciało, a potem wszedł pod natrysk i... już tak został, nieruchomiejąc, pozwalając zmęczeniu grać pierwsze skrzypce. Dopiero głos Marcela przywołał go ponownie do rzeczywistości, zmuszając do otwarcia oczu i rozejrzenia się po niewielkim pomieszczeniu, w jakim się znalazł. Przesunął spojrzeniem po swoim nagim ciele, zaraz dochodząc do wniosku, że bardziej czysty nie będzie, a sił może mu nie wystarczyć na wiele więcej czynności. Przetarł twarz dłonią, wysuwając się spod natrysku, otwierając drzwi od kabiny i rozglądając się za jakimś ręcznikiem. Durst machnął dłonią w kierunku białego, puszystego materiału, równiutko ułożonego na pralce. Rzecz jasna, nic się nie wydarzyło. Sam nie wiedział, dlaczego przypuszczał, że mogłoby. Wymamrotał pod nosem niewyraźne przekleństwo, otworzył szerzej drzwi i ociekając wodą wyszedł na dywanik, chwytając ręcznik, z przyjemnym zaskoczeniem odkrywając, że jest całkiem spory, a potem owinął się nim, krańcem susząc twarz, ramiona i włosy. Spojrzał na ułożone na umywalce ubrania, wysuszył dłonie i chwycił ciuchy, krytycznie im się przyglądając. Po chwili namysłu wziął komplet, który wydawał mu się większy i bardziej elastyczny - ponieważ, jakby na to nie patrzeć, z ich dwójki to on był masywniej zbudowany. Zerknął w lustro, przyglądając się odbijającemu w nim, zmarnowanemu Marcelowi. - Właź - mruknął, kiwając głową w stronę prysznica. - Póki jest ciepła woda, pewnie niedługo się skończy. Nie był pewien, co właściwie powinien powiedzieć. Zagubienie go nie opuszczało, a powodów do poczucia wyobcowania miał aż za dużo, mógłby je zacząć katalogować. Towarzyszył mu wampir. Wampir, którego zdecydowanie zbyt długo pożądał. Sam był wampirem. Przed chwilą pożywił się na swoim pierwszym człowieku. Uprawiał dziki seks, tak brutalny i brudny, że jego ciało wciąż pulsowało bólem - chociaż był świadom, iż odpowiadał za to wyłącznie jego umysł, ponieważ wszystkie rany dawno zdążyły się już zagoić. Ludzka część przynajmniej na tym polu nie potrafiła mu dać spokoju, dekoncentrując, ogłupiając, dodając poczucia zmęczenia, którego - tak, był tego świadom - nie powinien odczuwać. Oparł się bokiem o umywalkę, przymykając oczy i próbując pozbierać myśli. Co powinienem zrobić...? Były łowca powoli nabrał do płuc powietrza, a potem równie nieśpiesznie je wypuścił. Uniósł powieki i zaczął się z powrotem ubierać, szybko rezygnując z dopięcia zamka od spodni, ciesząc się tym, że w ogóle w nie wszedł. Podobnie miała się sprawa koszuli, która opinała jego ramiona tak szczelnie, jakby była jego drugą skórą. Poza tym jednak, nie mógł narzekać. Był w czystych ciuchach, napojony, wypieprzony, nieśmiertelny, pachnący mydłem i szamponem. Życie nie mogłoby być lepsze. - Zostajemy tutaj na noc... nie, na dzień, czy wracamy do auta i jedziemy dalej? - spytał, nie mając siły na przekrzykiwanie szumu wody i licząc, że zostanie usłyszany przez wampira dzięki jego szczególnemu wyczuleniu na różne bodźce. O niczym innym tak nie marzył, jak o śnie. Głód krwi, pragnienie seksu, czy prysznicu - to wszystko już zostało zaspokojone. Chciał po prostu na jakiś czas zniknąć, uspokoić się, odetchnąć z dala od wszystkich nowości, jakich doświadczył w ciągu ostatniej... doby? Dwóch dni? Nawet nie wiedział, jak dawno temu trafił na tego nieszczęsnego telepatę. Całe życie wcześniej. Niczym grzeczny szczeniak, nowonarodzony czekał cicho i grzecznie na decyzję wampira, obserwując jego sylwetkę przez zaparowane szklane drzwi, walcząc ze zmęczeniem i sennością, gotów zrobić wszystko, co zostanie mu polecone. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Pią Maj 25, 2018 12:32 am | |
| Kiedy Nox ociekający wodą wyszedł na dywanik, na usta Marcela cisnął się sugestywny uśmiech. Tak naprawdę, pierwszy raz widział ciało swojego towarzysza w całej okazałości i musiał przyznać, że było świetne. Złapał się na tym, ze gapi się na niego z lekko rozchylonymi ustami, a gdzieś w głębi ciała wzbiera chęć polizania ciepłej, mokrej skóry. Mógłby to zrobić. Był niemal pewny, że były łowca pozwoliłby mu na to, a nawet na wiele więcej... Jakoś nie zauważył zabawnej próby użycia telekinezy. W ogóle nie powiązał tego gestu z chęcią użycia jakiejkolwiek mocy. - Niezłe ciacho ukrywałeś pod skórzanym płaszczem. - Pełen aprobaty i rozbawienia pomruk wydostał się z ust Marcela naturalnie. Wampir wstał i bez zastanowienia podszedł do mężczyzny, wyciągając ku niemu dłoń. Przesunął ją w górę jego piersi w bez wątpienia erotycznym geście i nachylając się, sięgnął jego ust. Pocałował go, od razu wsuwając język głęboko między jego wargi, czyniąc pocałunek namiętnym i zachłannym już od pierwszej chwili. Oderwał się po kilku sekundach, przeklinając cicho. Westchnął głęboko, czując jak nagość zdrada go nazbyt wyraźnie. - Sorry. - Uśmiechnął się, rozbawieniem tłumiąc podniecenie. Spojrzał Noxowi w oczy z bardzo bliska, ciepłym oddechem owiewając jego wilgotne usta. Mruczał. - Za duża ilość krwi, za mało pieprzenia w ostatnim miesiącu. Ciężko mi się opanować. - Z westchnieniem zabrał dłoń i nim łowca zdążył zaprotestować, wskoczył do kabiny, od razu odkręcając wodę. - No i jak gryzłeś tę laskę... to będzie mnie prześladować w snach. - Zdawało się, że kpi, że mówi to nawet w złym kontekście, ale było zupełnie inaczej. Nawet w tej chwili przywołując w pamięci tamten obraz, stawał się cholernie twardy. Świetnie. Po prostu pięknie. Przecież nie mogli parzyć się jak króliki. A może mogli? Przecież nic ich nie powstrzymywało, nie było żadnej niechęci, nie mieli uprzedzeń. Przecież zawsze chcieli się ze sobą przespać. Myśląc o możliwych scenariuszach ich przyszłości, mydlił ciało. Mył się dokładnie, z zażenowaniem stwierdzając, że był beznadziejnie wrażliwy na dotyk, a wyobraźnia w niczym mu nie pomagała, a więcej nawet, dolewała przysłowiowej oliwy. Zbyt długa wstrzemięźliwość kiepsko na niego działała, zdecydowanie mieszając mu w głowie. A może to wina Noxa, że wypinał się tak świetnie, jęczał tak zajebiście i wyglądał tak cholernie dobrze? Nie zważając na to, że za cienką szklaną ścianką były łowca naciągał na siebie ubrania, Marcel objął dłonią swoją męskość, drugą ręką opierając się o chłodne kafelki. Kilak razy poruszył dłonią, z przyjemnością przyjmując gorące dreszcze. Jego oddech przyspieszył, podobnie jak ruchy nadgarstka. Chciał dojść, chciał raz jeszcze wbić się w gorące ciało Noxa, chciał pieprzyć go, upajać się jękami jego rozkoszy... Zaklął cicho. To nie był czas na zabawy ze sobą, nawet jeśli znów był napalony, ale naprawdę ciężko było mu się powstrzymać. Przesadził z krwią, nie powinien dawać się gryźć... Nie powinien pieprzyć się z byłym wrogiem? Z ociąganiem zabrał rękę, wystawiają twarz pod ciepły strumień wody. Po chwili przedramionami oparł się o ścianę przed sobą i zmuszał się do normowania oddechu. Próbował oczyścić myśli. Przywoływał w pamięci szum morza i nudne wieczory przed telewizją, które lubił wypełniać sobie zabawą... Z pomocą przyszło mu pytanie Noxa. O, właśnie! Na tym powinien się skupić, to było istotne, a nie jego twardy, domagający się uwagi... - Nie powinieneś mieć problemu ze słońcem! - przekrzyczał szum wody. - Ale możemy zostać. Tamta dwójka nie obudzi się do rana, a może i nawet do wieczora. - Spłukał z siebie mydliny i zdecydował się szybko opuścić kabinę, nie przejmując się bezwstydnie sterczącą męskością. I tak nic z tym teraz nie mógł zrobić. Choć może mógł? Były łowca prezentował się nazbyt dobrze w zbyt opiętym stroju, z seksownie roztrzepanymi, mokrymi włosami. Gdyby tak obrócić go twarzą do umywalki i zerwać zbyt ciasne spodnie... Marcel odwrócił wzrok wychodząc na wilgotny dywanik i sięgnął po pierwszy lepszy ręcznik z wieszaków na drzwiach. Opanuj się, erotomanie. - Istnieje szansa, że ktoś tu przyjedzie. Ich znajomi, rodzina, ktokolwiek. - Zaczął się wycierać. - Więc lepiej żebyśmy zwinęli się jak najszybciej. - Zarzucił sobie ręcznik na głowę i osuszył włosy. - Zawsze możemy zostać jedynie do świtu, zobaczyć, czy słońce robi ci krzywdę, a jeśli nie, to pojedziemy. - Zawiesił ręcznik i chwycił pozostawiony, wolny komplet ubrań. - Wprawdzie przebywanie w pełnym słońcu nadal nie jest fajne, ale nie robi nam krzywdy. Wytrzymamy podróż, gdyby pogoda okazała się zbyt dobra. - Mrugnął do niego zaczepnie, z trudem dopinając spodnie. Potem naciągnął koszulkę. Opinała się na nim nieprzyjemnie, ale i tak zapewne Marcelowi było w niej bardziej wygodnie niż Noxowi. Istniała duża szansa, że jeśli były łowca napnie mięśnie zbyt mocno, to koszulka pójdzie w strzępy. Starszy wampir przyjrzał się zmarnowanej twarzy towarzysza. - Widziałem w salonie fajną kanapę. Zdrzemnij się. - Machnął głową w kierunku drzwi łazienki. Na kanapie można robić tez inne rzeczy! W duchu westchnął z dezaprobatą do swoich myśli. |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Pią Maj 25, 2018 11:11 pm | |
| Nox nie spodziewał się tego uznania u wampira. Wygłodniały, nader seksualny wzrok, a następnie gorący pocałunek, zbiły go z tropu. Wiedział rzecz jasna, że nie prezentował się najgorzej, jad wampirzy i dużo ćwiczeń oraz walk czyniły z jego ciała co najmniej ciężki do zignorowania obraz, ale... nie przypominał sobie, by kiedykolwiek czuł się tak bardzo pożerany przez czyjeś spojrzenie. Oddech utkwił w piersi byłego łowcy, a jego usta ułożyły się w nerwowy, niepewny uśmiech. Nie wiedział, jak powinien zareagować na komplement, nie tylko skierowany w jego stronę, ale wypowiedziany przez Gawrońskiego. Co jak co, ale spodziewał się po nim raczej sarkastycznych prztyków, niż pełnych pożądania pomruków. I... och, jak on niesamowicie mruczał. Durst roztapiał się pod wpływem tego przyjemnego, rozkosznego dźwięku. Miał ochotę przylgnąć do właściciela tego głosu, poczuć delikatne wibracje pomruku na swojej nagiej skórze, zamknąć oczy i poddać się woli kochanka ponownie, oddając mu całego siebie i... Zamrugał, znów zdumiony, tym razem odsunięciem się Marcela. Nie przywykł do czułości, które nie prowadziły do natychmiastowego seksu. Nie był pewien tego, co powinien zrobić. Podążyć za wampirem? Zostawić go w spokoju? Zmęczenie uderzyło w niego jeszcze silniej. Nie był pewien już niczego w swoim życiu, a musiała jeszcze do tego rozchwiania dojść potrzeba uwagi? Jak w ogóle doszło do takiej sytuacji? Dlaczego do tego dopuścił? Dlaczego od kilkunastu godzin jego życie gnało w zupełnie niezrozumiałych kierunkach, a on próbował za nim nadążyć, pozbawiony jakichkolwiek szans na dogonienie go? - Rachela nie wykorzystała cię podczas tych przymusowych wakacji w lochach? Prawdziwie zmarnowana okazja... - Pokręcił głową, cmokając z lekkim rozbawieniem, próbując ukryć własne zagubienie za fasadą znajomych, półzłośliwych przepychanek. Nie brzmiały jednak właściwie w jego ustach, nie w sytuacji, gdy jego głównym pragnieniem było obrócenie się na pięcie i ponowne zbliżenie do egzekutora, tym razem tak, by poczuć całe jego ciało. Twarde, giętkie i zwinne ciało wampira, o którym zbyt dużo czasu spędził fantazjując i którego pragnął wszystkimi zmysłami. Umyty, pachnący Gawroński z pewnością prezentował się jako coś znacznie bardziej apetycznego i kuszącego... w końcu był naczyniem grzechu. Nic, tylko grzeszyć. Gdyby Nox był mniej zmęczony i zauważył, iż dzieliła go wyłącznie krucha, szklana ściana od masturbującego się obiektu jego rozważań, niewątpliwie zrobiłby coś innego, niż zabrał się za zakładanie przyciasnych ciuchów. Nawet wampirze ciało i poprawiony umysł miały pewne granice wytrzymałości, szczególnie u nowonarodzonego. Nie dostrzegł znaczących ruchów dłoni, nie usłyszał świszczącego oddechu, skupiony na zupełnie innych kwestiach, znacznie mniej emocjonujących. Takich jak odpoczynek. Plany na niedaleką przyszłość. Sens życia. Był tak cholernie zmęczony... A Marcel całkiem nieźle wyposażony. Nowonarodzony wbił spojrzenie w sterczącą męskość kochanka, nie potrafiąc oderwać od niej oczu za żadną cenę, zafascynowany widokiem, którego nigdy wcześniej nie dane było mu zobaczyć, czując jak ślina napływa mu do ust. Nadal był wyczerpany, owszem, bardziej niż zaspokojony, jak najbardziej, wciąż jego ciało pulsowało w rytm bólu, którego nie miał prawa czuć, jak najbardziej, ale ten widok w znaczący sposób go przebudził. Ponownie brakowało mu tchu w płucach. Nawet zarzucony na biodra ręcznik nie pomógł uleczyć rozkojarzenia. Do Noxa docierało mniej więcej co trzecie słowo stwórcy, ponieważ większość jego uwagi skupiona była właśnie na tym bardzo fizycznym potwierdzeniu atrakcji wobec niego. Podniósł spojrzenie na twarz towarzysza dopiero w chwili, gdy ten zapiął spodnie i odrobinę lepiej ukrył swój wzwód. Zamrugał, wpatrując się w niego przez moment w milczeniu, wreszcie skupiając na przekazie werbalnym. Lekko wzruszył ramionami. - Jak uważasz - mruknął bez protestów, ani myśląc się wykłócać o wychodzenie na słońce. To Marcel go stworzył i to Marcel wiedział, co powinien robić jako nowonarodzony. Jak to mówią, gdyby mówił "skacz", Durst by pytał "jak wysoko?". Obrócił głowę, spoglądając we wskazanym kierunku. Kanapa brzmiała zachęcająco. Był wyczerpany, coraz trudniej było mu utrzymać się w pionie, w pewnym momencie wsparł się ramieniem o umywalkę i już w tej pozycji pozostał, przekrzywiony i z lekko zamglonym wzrokiem oraz coraz cięższymi powiekami. Spojrzał z powrotem na swojego towarzysza, skinął lekko głową, przesunął po nim spojrzeniem po raz ostatni, zamierzając oddalić się i zasnąć z właśnie tym kuszącym widokiem przed oczami, gdy... znów jego uwagę skupił twardy członek kochanka. Zamrugał. Przechylił się delikatnie w stronę mężczyzny... a potem zsunął na kolana, w znajomej, sugestywnej pozycji, dokładnie naprzeciwko wampira, z głową na poziomie jego podbrzusza. Zamknął oczy, puścił się umywalki i ułożył dłonie na biodrach kochanka, przesuwając palcami po linii spodni. Rozchylił z powrotem powieki, przekrzywiając głowę, by spojrzeć na Marcela z czymś, co zdecydowanie było figlarnym uśmiechem. Sam nie był już podniecony. Był zbyt zmęczony, by po raz kolejny wydzierać ze swojego ciała orgazm. Ale... Coś jeszcze dla swojego stwórcy mógł zrobić. Odwdzięczyć się za ofiarowany mu dar, za uwagę i przy okazji na tym samemu skorzystać. Powoli rozpiął guzik, a potem zamek spodni. Chwycił za materiał, odginając go lekko i powoli ciągnąc ku dołowi, z powrotem układając go niżej, w okolicach kolan kochanka. Oblizał wargi, nawilżając je z namysłem. Wzmocnił uchwyt na nogach Gawrońskiego. A potem otworzył usta i wsunął w nie twardy członek towarzysza, bez żadnego zawahania, obawy w oczach czy nerwowego mrugnięcia. Wcale nie tak, jakby spędzili siedemdziesiąt lat próbując się w różny sposób zabić. Ten etap życia mieli już za sobą, a przed nimi - jeżeli tylko Nox miał cokolwiek do powiedzenia - był bardzo długi czas obopólnej przyjemności. Były łowca nieczęsto padał przed kimś na kolana - a niewiele częściej zaspokajał swojego kochanka oralnie - miał w tym jednak pewne doświadczenie i nie musiał obawiać się żadnej wpadki. Po raz pierwszy jednak poczuł prawdziwą, realną przyjemność wynikającą z faktu, iż znajduje się w takiej pozycji, z tym konkretnym członkiem w ustach. Wpatrywał się z dołu w Marcela płonącym wzrokiem, poruszając delikatnie głową do przodu i do tyłu, sporadycznie obracając ją to na jeden bok, to drugi, cały czas drażniąc językiem wrażliwą skórę, ssąc i pokrywając kolejne centymetry towarzysza wilgocią. Męski zapach go otaczał, upajając niemal równie mocno, co wzrok wampira i jednoczesne poczucie władzy oraz bezbronności, wynikające z samej pozycji. Było mu... dobrze. Autentycznie przyjemnie, bez tej rozpaczliwej, chaotycznej potrzeby osiągnięcia natychmiastowego zaspokojenia. Sam fakt, że dawał przyjemność egzekutorowi, póki co wystarczał. Niepotrzebne były żadne ruchy dłoni na jego własnej męskości, żadne dodatkowe bodźce, wystarczały tylko werbalne i fizyczne potwierdzenia wampira, że było mu dobrze. Wysunął powoli członek spomiędzy zaciśniętych warg, wytarł je wierzchem dłoni, znów uśmiechając się w ten odrobinę nieprzytomny, głupkowaty sposób, podobny do poprzedniego, poorgazmicznego. Było mu dobrze, cholernie dobrze. Czuł lekki posmak wampira na języku, zapach drażnił mu nozdrza, a uszy pieściły przyjemnie brzmiące pomruki. Przechylił się, otwierając szerzej, bardziej przesadnie wręcz, usta. Z językiem na podbródku zaczął przyjmować w siebie kochanka, przełykając sumiennie kolejne partie twardej męskości, przekrzywiając trochę bardziej głowę, by uczynić widok bardziej seksownym - a pozycję wygodniejszą. Tym razem nie zatrzymał się ani na początku, ani w okolicach środka - wziął go całego, dociskając wargi do podbrzusza i wydając z siebie pełen satysfakcji pomruk. Znów był otępiały, ale to był dobry rodzaj nieracjonalności. Rozlewał przyjemne gorąco po jego ciele, czynił spojrzenie bardziej zamglonym, oddech przyspieszonym (nawet ten odbywający się przez nos), a umysł zmieniał w miękką papkę. Nox przesunął dłonie do góry, chwytając za nadgarstki kochanka, a potem wsunął jego palce w swoje dwukolorowe włosy, dając nieme przyzwolenie na uczynienie zabawy mniej powolną i nieznośną, a bardziej związaną z faktycznym użyciem jego osoby tak, by osiągnąć spełnienie. Taki był w końcu cel Dursta od początku. I skłamałby, gdyby powiedział, że go to nie podniecało. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Wto Maj 29, 2018 4:25 pm | |
| Słysząc uszczypliwy komentarz, uśmiechnął się złośliwie. Zabiłby kurwę, gdyby tylko zbliżyła się do niego wystarczająco, bez wsparcia rzeszy wampirów. Rozszarpałby ją własnymi kłami. - Bała się, że mi nie podoła - odkrzyknął, podejmując drobną słowną przepychankę, ale Nox mu nie odpowiedział, więc Marcel skupił się w całości na kąpieli i na... sobie. Wychodząc z kabiny widział spojrzenie Noxa i nie dziwił się mu ani trochę. W końcu paradował przed nim ze sterczącym przyrodzeniem. Lecz w momencie, kiedy zapinał spodnie i mówił mu, żeby się przespał, nie spodziewał się tego, co nastąpiło potem. O. Boże. Pierwsze, co przyszło mu na myśl, to "Jezu, Durst, nie musisz", ale potem całkiem racjonalnie zauważył, że gdyby Nox nie chciał, nie zrobiłby tego. Marcel go nie kusił, nie prosił, nie namawiał. Łowca sam z siebie, po raz drugi tej nocy, padł przed nim na kolana. Koniec świata. Wampir patrzył w dół szeroko otwartymi oczami, nie kryjąc zaskoczenia. Może Nox czuł się… zobowiązany? Bzdura. Z jakiej racji miałby się tak czuć? Marcel nie zrobił dla niego nic, za co tamten mógłby być wdzięczny. Utkwili w bagnie razem i razem się z niego wygrzebali, biorąc pod uwagę konsekwencje użytych do tego metod. Nic ponad to. Dlaczego więc łowca chciał zrobić wampirowi przyjemność? Marcel był w szoku, a tymczasem Nox powoli rozpinał mu spodnie i oblizywał wargi jakby zaraz miał włożyć w usta coś wyjątkowo pysznego. Wampir go nie powstrzymywał. Stał jakby wrósł w ziemię, nie wierząc w to, co widzi. Z drugiej jednak strony… przecież nie miał zamiaru rezygnować z zainteresowania swojego towarzysza. Z chwilą, kiedy opadł na kolana, Marcel wiedział, że go nie powstrzyma. - Nie wiem kim jesteś i co zrobiłeś z Durstem, którego znam.. - Tak, znam, akurat! - Ale obecny jest... zajebisty. - Ostatnie słowo powiedział na wdechu, bo gorące usta objęły jego męskość. Od razu wczepił palce jednej z dłoni w wilgotne włosy Noxa, czując nagłą falę przyjemnych dreszczy. - O kurwa - jęknął, wypychając ku niemu biodra. Odchylił głowę, uśmiechając się nieprzytomnie. Nie mógł zaprzeczyć, że mu się podobało. Wargi obejmowały go dokładnie i ssały z wprawą, o którą nie posądziłby ich posiadacza. Jego oddech momentalnie przyspieszył, ramiona pokryła gęsia skórka. Wolną dłonią wsparł się o łazienkowy blat, by utrzymać równowagę. Kiedy pierwsze dreszcze przebrzmiały, kiedy przyzwyczaił się do nich wystarczająco, by móc myśleć o czymś więcej ponad chęci wypieprzenia ssących go ust, zogniskował spojrzenie na klęczącym Noxie. Łapiąc jego rozogniony wzrok, uśmiechnął się i pokręcił głową, wciąż zdając się zaskoczonym. - Jesteś w tym zajebisty - zamruczał z autentyczną aprobatą, palcami pieszczotliwie masując jego głowę i lekko dociskając ją do kołyszących się bioder. - Naprawdę zajebisty... - Jego głos przeszedł w niski, pełen zadowolenia pomruk. Nie mógł oderwać wzroku od obejmujących go warg. Pomimo obezwładniającej przyjemności, wbijał spojrzenie w twarz mężczyzny, dosłownie pożerając go wzrokiem. Było coś szalenie podniecającego w widoku tak potężnej, niemal niepokonanej istoty, klęczącej u jego stóp. Nox był niezwyciężony, tak właśnie Marcel go postrzegał. Był jego nemezis, istotą tak potężną, że nie był w stanie jej zniszczyć... Nie był w stanie, czy nie chciał? Dlaczego Nox poddał się w taki sposób? Marcel czuł bijącą od jego ciała siłę i nie mógł zrozumieć, dlaczego łowca decydował się na to wszystko. Tak bardzo go pragnął? Może nawet skupiłby się na tej myśli, próbował rozważać, wiązać fakty, ale ciepło ust, wprawne ruchy śliskiego języka i ciche pomruki, kompletnie mieszały mu w głowie. Oddychał coraz ciężej, coraz bardziej zatapiając się w przyjemności i wypełniając ciszę łazienki dźwiękami swojej aprobaty. Gdy więc, zupełnie nagle, Nox przestał go pieścić, odruchowo zacisnął dłoń na jego włosach i jęknął zawiedziony, a może nawet zły, sądząc po zmarszczonych brwiach i wykrzywionych w grymasie niezadowolenia wargach. Młody wampir tymczasem, uśmiechnął się i już po chwili zaprezentował szalenie uległą pozycję, choć Marcel nie sądził, że dało się uczynić ją jeszcze bardziej uległą. W spojrzeniu Noxa odbijała się bezmyślna przyjemność, kiedy szeroko otwierał usta czyniąc sobą bezsprzecznie wyuzdany i cholernie gorący obraz. Marcel miał dziką ochotę wykorzystać wszystko, co mu oferował. Wszystko. I zrobił to. Kiedy tylko łowca wziął go głęboko, już nie było odwrotu. Wampir zaklął, chwytając Noxa (tak jak sobie tego życzył) a potem, pomrukując gardłowo, pieprzył jego usta, dopóki nie wypełnił ich gorącą spermą. Znów stracił na chwilę panowanie, kompletnie dając się porwać przyjemności i poczuciu władzy. Dochodząc, zaciskał palce na jego włosach, wypełniając łazienkę jękami i warknięcia. Był głośny. Lubił być głośny. Gdy dreszcze rozkoszy przestały targać jego ciałem, rozluźnił chwyt i puścił kochanka. Oparł się o blat i przez kilka chwil dyszał ciężko, dochodząc do siebie. Zaspokojony, czuł się niezwykle dobrze, tak dobrze, że nie mogło obyć się bez ataku poczucia winy. Bo przecież nigdy nie może być idealnie, a teraz Marcel przez chwilę czuł się jakby wygrał na loterii. Niechciane wspomnienie nawiedziło go zupełnie nieoczekiwanie, burząc radość chwili. Potrząsnął głowa, pozbywając się widoku zmasakrowanego ciała sprzed oczu. Nie teraz. Przez to, czuł się tylko bardziej winny i cholernie nie na miejscu. Jak mógł myśleć o pieprzeniu, kiedy przed kilkoma godzinami bestialsko zamordował dziecko? Brzydził się sobą. Spojrzał w dół i uśmiechając się markotnie, powoli usiadł na chłodnej podłodze. Potem pociągnął kochanka za kark ku sobie i pocałował go krótko. Smakował nasieniem. Kolejny drobiazg, który czynił Noxa niezwykle seksownym w oczach Marcela. - Dzięki. - Sam dla siebie zabrzmiał głupio, ale jak nigdy brakowało mu teraz zwyczajowej gadatliwości i uszczypliwości. Puścił Noxa i oparł głowę o szafkę, wzdychając głęboko. Zamknął oczy. Wyglądał na zmęczonego niemal w równym stopniu co Nox, jakby razem z orgazmem uszła z niego chęć do życia. - Gdybym wiedział, że jesteś na mnie aż tak napalony, to szybciej zarządził bym zawieszenie broni. - Roześmiał się niemrawo. - Ale dla takiego obciągania zaryzykowałbym nawet srebro w serce. - Spojrzał na niego kątem oka, uśmiechając się krzywo. Mrugnął do towarzysza porozumiewawczo. |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Sro Maj 30, 2018 5:03 pm | |
| Zdumienie w oczach Marcela było wręcz zabawne dla młodego wampira. Gdyby nie fakt, iż musiał się skupić, by zrobić dokładnie to, co chciał (niekoniecznie jednak zaplanował, bo był na to zbyt zmęczony, a opadnięcie na kolana było całkowicie spontaniczne), zapewne parsknąłby śmiechem. Jego wieloletni wróg, mężczyzna o którym wiedział zdecydowanie zbyt dużo, którego już dawno powinien zabić, był szczerze zdumiony sytuacją, w jakiej się znalazł. Może nawet zagubiony? Chwilowy brak reakcji sugerował właśnie to. Szczere zaskoczenie egzekutora kontrastowało wspaniale z tym, co czuł sam klęczący - delikatną irytacją, że do tego wszystkiego dochodziło dopiero teraz. Nox naprawdę miał wrażenie, że zmarnował siedemdziesiąt lat swojego życia na przyglądaniu się upragnionym słodyczom przez szybę, niejednokrotnie w sytuacjach, w których powinien - i byłby w stanie - je zniszczyć, a nie potrafił się zmusić nawet do muśnięcia ich. Fakt, iż wreszcie mógł posmakować wszystkiego, dokładnie w ten sposób, jak chciał, powodował w nim głód i entuzjazm, nawet w sytuacji, gdy oddałby prawą rękę za chwilę snu i odpoczynku. Pragnienie posmakowania kochanka wszystkimi zmysłami było znacznie większe, niż jakakolwiek inna potrzeba. Wreszcie, wreszcie, wreszcie mógł zrobić wszystko to, o czym śnił i fantazjował - a nawet więcej. Choćby miał stracić przytomność ze zmęczenia, zamierzał wydusić z wampira wszystkie możliwe reakcje. Dłonie we włosach, intensywny, męski zapach zmieszany z mydłem, widok cholernie dobrze prezentującego się ciała, słodko-słonawy posmak w ustach, no i te wszystkie pomruki, jęknięcia, pochwały... to wszystko było tak dobre. O tyle poziomów lepsze, niż nawet najdziksza fantazja. Wzmocnione przez przemianę zmysły radośnie chłonęły wszystkie oferowane bodźce, spychając świadomość Dursta prosto do bańki przyjemności, skupionej wyłącznie na odczuwaniu tego konkretnego kochanka. W jego opinii, naprawdę zmarnowali te kilkadziesiąt lat, które mogli spędzić tak przyjemnie i właściwie. Zamknął oczy na krótką chwilę, niemo dziękując za uznanie, czując przyjemne ciepło rozlewające się po jego ciele. Nigdy by nie przypuszczał, że pochwała Marcela mogłaby uczynić go tak szczęśliwym i zadowolonym - a jednak dokładnie tak się stało. Czuł się wręcz odrobinę podległy swojemu stwórcy, niekoniecznie winny zapewnienia mu rozkoszy, ale też nie całkiem mu obojętny. Gdyby nie wampir, umarłby w tych cholernych lochach. Wcześniejsza fascynacja jego osobą też nie była całkowicie pozbawiona znaczenia... Pozbawiony kontroli nad sobą, a jednocześnie posiadający władzę nad wszystkim, Marcel był najseksowniejszą istotą pod słońcem. Brał wszystko dokładnie tak, jak tego chciał, nie wahając się sięgać po to, co było mu potrzebne. Używał byłego łowcy z jednoczesną pasją i zapomnieniem, poddając się swoim pragnieniom i zmieniając klęczącego przed nim mężczyznę w autentycznie bezmyślną istotę, której jedynym celem było zapewnienie mu spełnienia. Nox nigdy nie miał w sobie potrzeby kontroli nad sytuacją - zawsze wypełniał tylko rozkazy, ale osoba nieznająca go, śmiało mogła dojść do błędnych wniosków. Marcel zapewne padł ofiarą właśnie takiej niewłaściwej oceny. Gdy Gawroński z nim skończył, oczy byłego łowcy były załzawione, a z ust skapywała mu ślina. Przełknął tyle spermy, ile musiał, a resztę wypluł pod prysznic, przecierając dłonią najpierw oczy, a później twarz. Potrzebował chwili, by ustabilizować przyspieszony, nierówny oddech, a kolejnej do uzyskania względnej przytomności. Poddał się dłoniom i ustom kochanka bez zawahania, znów całkowicie ufając ich właścicielowi, chociaż biorąc pod uwagę ich przeszłość, nie powinien (po raz kolejny) bez protestu oddawać się egzekutorowi. Jego ciało jednak go zdradziło. Łapał okazje garściami, wykorzystując każdą jedną wspólną chwilę, jakby ich czas był ograniczony - a może raczej, jakby był wygłodniały tej bliskości i potrzebował przyzwyczaić się do tego, iż mógł sobie pozwolić na więcej niż tylko groźby i przepychanki? Jednak... czy faktycznie mógł? Spojrzał na siedzącego obok niego wampira. Odwzajemnił uśmiech, bardziej jednak rozbawiony, a mniej skwaśniały. Wychylił się, sięgając po leżący obok nich ręcznik, rzucił go na uda towarzysza, ponownie zasłaniając jego męskość, tym razem jednak bardziej po to, by nie zamoczył swoich spodni. Podobnie jak po poprzednim orgazmie, uniósł dłoń i potarmosił jego czuprynę. - Gdybym wiedział, co chowasz w spodniach, zaryzykowałbym ugryzienie - mruknął, również puszczając oko do Gawrońskiego. Podniósł się z ciężkim westchnieniem, otrzepał spodnie i obrócił się na pięcie. - Obudź mnie, jak będziemy musieli jechać - rzucił na odchodnym. Nie tylko koszulka opinała go tak, jakby zaraz mogła pęknąć. Przemieścił się wreszcie na kanapę, na którą padł dokładnie tak, jak stał, owinął się leżącą na niej narzutą (odrobinę zakurzoną, należy nadmienić) i niemal natychmiast zasnął. Czy było to wyczerpanie związane z przemianą, z nadmiarem orgazmów, z przeżytymi ostatnio chwilami, czy z czymkolwiek innym, wykończyło go tak doszczętnie, że nie wytrzymałby ani chwili dłużej w pozycji pionowej, z otwartymi oczami i przymusem prowadzenia jakichkolwiek konwersacji. Znów całkowicie zaufał Gawrońskiemu, nie obawiając się, że ten nagle go oświetli promieniami słońca, wbije w niego jakiś srebrny sztylet, czy po prostu zostawi na pastwę losu. Był jego podopiecznym, jego nowonarodzonym i to wiązało ich znacznie lepiej, niż jakakolwiek inna więź, jaka mogłaby pomiędzy nimi zaistnieć. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Czw Maj 31, 2018 1:27 am | |
| Uśmiechnął się leniwie w odpowiedzi na komplement, a potem pokiwał głową na znak, że obudzi towarzysza gdy będą ruszać. Gdy Nox wyszedł, Marcel jeszcze długo siedział na chłodnej podłodze łazienki wsłuchując się w ciszę. Przez miesiąc przywykł do bezruchu i spokoju, choć nie zdawał sobie z tego sprawy. Gdy wszystko ucichło, gdy serce znów zaczęło uderzać w powolnym, typowym dla wampirów rytmie, zrozumiał jak bardzo był... żywy. Teraz mógł skupić się na otoczeniu. W końcu! Wpadające przez okno mdłe światło księżyca, uspokajało go. Przez miesiąc w ciemnościach, tęsknił z światłem. Tęsknił też za wolnością, więc gdy miał poczucie, że może ruszyć się gdziekolwiek w dowolnym momencie, czuł się bezpiecznie. Było mu dobrze i gdyby tylko nie zaczęły nachodzić go ponure myśli, byłoby jeszcze lepiej. Ostatecznie więc, podniósł się, zapiął spodnie i będąc zmęczonym bezmyślnym siedzeniem w czterech ścianach, poszukał wśród rzeczy domowników, papierosów. To, że mężczyzna palił, wiedział jeszcze zanim wszedł do środka. Po kilku chwilach znalazł paczkę i zapalniczkę w kieszeni jego kurtki. Wziął je w dłoń i ruszył na taras. Chociaż tytoń zupełnie na niego nie działał, lubił ten rytuał. Usiadł na podłodze, opierając się plecami o ścianę, odpalił i paląc, wpatrywał się w rozkołysane łagodnym wiatrem drzewa. Ich ciemne kształty rysowały się wyraźnie na tle granatowego nieba, wlewając w serce Marcela błogość. Gdzieś w oddali zaśpiewał nocny ptak, a jego głos poniósł się echem wśród smukłych, świerkowych pni. Wampir uśmiechnął się melancholijnie i zaciągnął się głęboko. Odprowadzając wzrokiem ulatujące w niebo szare obłoczki dymu, zastanawiał się nad sensem swojej egzystencji. Wydarzenia sprzed zaledwie kilku godzin wydawały się teraz odległym echem, ledwie zasłyszaną opowieścią, a nie realnymi przeżyciami. Nie dziwił się temu. Odkąd pamiętał, właśnie tak radził sobie ze stresem i przykrościami - wypierał je, ubierał w szaty anegdot i podsycał uśmiechami. Nie roztrząsał, nie pielęgnował. Jednak ta konkretna sytuacja niosła ze sobą cień dawnych krzywdy i poczucia winy, zmuszała więc do refleksji. Przez kilka chwil, zamroczony pożądaniem i napojony krwią, mógł spychać na dno pamięci swoje zbrodnie i beznadzieję egzystencji, ale bez obezwładniającej przyjemności był aż nadto świadom własnego położenia. Pamiętał, co chciał zrobić zanim do celi obok przywlekli łowcę. Mimowolnie uśmiechnął się do tego wspomnienia. Było gorzkie, ale na swój przewrotny sposób przyjemne. Wtedy miał całkowitą pewność, był przekonany o słuszności swojej decyzji. Sądził, że przyświeca mu piękny cel zabicia bestii jaką był. Ale pojawił się Nox i sprawy runęły w dół niepotrzymaną lawiną przypadków. Mógł obwiniać łowcę o swój brak konsekwencji, ale prawda była taka, że nie on tutaj zawinił. Marcel był po prostu tchórzem. Od samego początku nim był, dlatego te najistotniejsze chwile w jego życiu były pasmem katastrof i poczucia winy. Przez tyle lat nic się nie zmieniło. Nadal był niedojrzałym gówniarzem, nadal uciekał przed odpowiedzialnością i lubił obwiniać innych za swoje niepowodzenia... Zmieniło się jedynie to, że zdawał sobie sprawę jak beznadziejnym człowiekiem go to czyniło. Nie spostrzegł, że papieros wypalił się do końca, a filtr zaczął się tlić. Dopiero czując na skórze delikatne pieczenie, spojrzał na swoje palce. Skóra w miejscu oparzenia stała się czarna i śmierdziała spalenizną. Marcel nie czuł odpowiednio dużej dawki bólu jaką powinien... Zgasił niedopałek i w zamyśleniu obserwował jak rana się zasklepia. Może powinien odesłać łowcę do księcia? Był pewien, że Florian uczyniłby mu tę przysługę i zaopiekował się nowo-narodzonym... Prychnął do siebie, kpiąc z własnych myśli. Bo byłby skłonny to uczynić. Byłby skłonny złamać dane słowo i porzucić Noxa na pastwo wampirzych intryg. Wiedział jednak, że łowca zginąłby szybko bez jego protektoratu. Florian może i naprawdę chciałby zapewnić mu odpowiednią ochronę w imię przyjaźni z Marcelem, ale to nie gwarantowało młodemu wampirowi przeżycia. Gorzej nawet, wystawiało go na większe niebezpieczeństwo. Skoro zdecydowałeś się kimś zaopiekować, może chociaż raz nie zawiedź powierzonego ci zaufania? Marcel westchnął głęboko. Jego dłonie bezwładnie zsunęły się z ud i spoczęły na drewnianej podłodze. Oparł głowę o ścianę i skrzywił się do własnych myśli. Dlaczego Nox z taką łatwością mu zawierzył? Kim tak naprawdę był mężczyzna, który spał ufnie, oddzielony od niego ledwie dwiema ścianami? Marcel zrozumiał już, że w wielu rzeczach mylił się co do niego. Może kompletnie źle podchodził do całej tej relacji z łowcą? Może powinien myśleć o niej jak o czymś zupełnie nowym, bez piętna wielu lat nieufności? To wydawało się najlepszym wyjściem. Próba zaczęcia nowego rozdziału, w którym wszystko wróci na dawne tory jedynie zawierając w sobie nowy pierwiastek. To mogło się udać? Marcel miał poczucie, ze powinien skupić się na obmyślaniu planu działania, zdobycia informacji, chęci zemsty, ale gdy siedział w półmroku, otoczony kojącą ciszą lasu, nie mógł zmusić się do czegoś więcej, prócz melancholijnych rozważań. Pozostał przy nich. Wrócił do wnętrza domku dopiero, kiedy niebo za drzewami zaczęło się rozjaśniać. Wtedy wszedł do salonu, usiadł pod ścianą, na przeciw kanapy i obserwował powolną wędrówkę plamy słońca, która sunęła po podłodze. Nie skupiał się bardzo na upływie czasu. Po prostu czekał, aż światło dotknie osłoniętej dłoni Noxa, leżącej bezwładnie na narzucie. Gdy słońce objęło opuszki jego palców, nie podniósł się, by w razie czego odciągnąć go w cień. Był pewny. Nox był krwią z jego krwi, dziedziczył dar. Nic się nie stało. Dokładnie tak jak sądził. Skóra nie zaczęła dymić, Nox nie poderwał się z krzykiem bólu na ustach. Spał dalej, pieszczony pierwszymi promieniami słońca. - Cholerny szczęściarz... Marcel siedział jeszcze przez kilka chwil, obserwując oblicze śpiącego mężczyzny, zastanawiając się jakby to było zakończyć to tu i teraz. Jakby to było wbić srebro w jego pierś, a potem wbić je we własną... Z ciężkim westchnieniem podniósł się i stanął w słońcu, rzucając cień na śpiącego łowcę. - Durst, wstawaj. Jedziemy. - Nie podniósł głosu, ale nachylił się i klepnął go w łydkę. Nie czekał też aż porządnie się rozbudzi. Ruszył do drzwi wejściowych, tym samym odsłaniając słońce, które zapewne poraziło zaspanego Noxa. Ranek był mglisty i chłodny. Rześkie powietrze uderzyło w Marcela razem z wonią wilgoci, roślin i kilku saren, których stadko przemykało nieopodal domku. Wampir odetchnął głęboko, ale świt wcale nie poprawiał mu nastroju. Najzwyczajniej w świecie, chciał już znaleźć się w domu, w miejscu, które znał, które pachniało odpowiednio, i w którym czuł się swobodnie. Poczekał w drzwiach na łowcę, a gdy tamten do niego dołączył, razem ruszyli do pozostawionego przy drodze samochodu.
Marcel nie był rozmowny w podróży, ale na szczęście Nox postanowił przespać większość czasu, więc wszystko wyszło naturalnie i skwaszona mina starszego wampira straszył jedynie innych uczestników ruchu drogowego. Na obrzeża Hanoweru dotarli jeszcze przed południem. Marcel zatrzymał się na podjeździe swojego domu i z westchnieniem zwiotczał w fotelu. - Nareszcie... - westchnął i stuknął przysypiającego Noxa w ramię. - Ej, jesteśmy na miejscu. - Kiedy łowca otworzył oczy, Marcel uśmiechnął się do niego zadziornie. - Tylko nie wystrasz mi sąsiadów, ok? - Potem wysiadł z samochodu i pozdrowił starszą Niemkę, pracującą po sąsiedzku w swoim schludnym ogródku. Dom Marcela był najzwyklejszym, najbardziej domowym domkiem ze wszystkich. Jeśli myślało się o domu, to właśnie o takim. Nie za dużym, jedno piętrowym z zadbanym ogródkiem i czerwonym dachem. Jedyną nietypową rzeczą była działka sięgająca brzegu jeziora, którego tafla błyszczała się wesoło w porannym słońcu. Ale wszystkie domki miały tu dostęp do wody, więc w gruncie rzeczy marcelowy wcale się nie wyróżniał. Wampir wspiął się po kilku stopniach i sięgnął pod jedną z doniczek po zapasowy klucz, Poprzedni dawno przecież zgubił gdzieś na misji. Zaklął w duchu, że znów będzie musiał dorabiać nowy. Otwarłszy drzwi na oścież, przepuścił w nich Noxa i zamknął za nim, nie kłopocząc się zasuwaniem zasuwy. - Rozgość się - rzucił pogodnie, odkładając klucz na stojącą w przedpokoju komodę na buty. Skoro o butach mowa, zrzucił je z nóg i pognał przed siebie, wzdychając głęboko i rozkoszując się znajomym zapachem. Wszystko w domu wyglądało tak, jak to zostawił. W widnym salonie z oknami wychodzącymi na taras i panoramę jeziora, panował przyjemny, domowy rozgardiasz. Na niskim stoliku do kawy stojącym między szeroką, wysiedzianą kanapą a dużym telewizorem, leżała masa pudełek z grami na konsolę. W połowie na podłodze, a w połowie na oparciu od kanapy wisiał gruby, miękki koc w zebrę, a na fotelu pod ścianą i na podłodze leżała część zdjętych z półek książek - chciał poukładać je w kolejności, ale zabrakło mu czasu. Kuchnia wyglądała na nieużywaną, ale nie było się czemu dziwić, Marcel raczej z niej nie korzystał. - Przyniosę ci jakieś ciuchy, co? - zapytał, stając na pierwszym schodku na piętro, z wyraźnym zamiarem pójścia na górę. Zawahał się nagle, marszcząc brwi, by po chwili machnąć ręką w kierunku schodów. - Właściwie chodź, i tak pewnie pomieszkasz tu chwilę, więc pokażę ci sypialnie od razu. Na piętrze były trzy pokoje i łazienka. Marcel otworzył drzwi do jednego z nich i wszedł do środka. Jego sypialnia również prezentowała się "domowo". Gdzieś leżały rozrzucone skarpetki, komoda była niedomknięta, a łóżko nieposłane. Wampir zdawał się jednak nie przejmować rozgardiaszem. - Możesz zająć któryś z pokoi. Wybierz sobie. Żadne luksusy, ale lepsze to niż cela w zamku. - Zaśmiał się, otwierając szafę i przeglądając swoje (średnio poukładane) rzeczy. - I właściwe, stąd też możesz coś sobie wybrać. - Odsunął się od szafy, machając w jej kierunku dłonią. Zrobił kilka kroków w tył i padł na łóżko wzdychając z ukontentowaniem. |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Pią Cze 22, 2018 11:52 pm | |
| Nox spał, kompletnie nieświadom wszystkich trosk, jakie nękały Marcela. Nie wiedział o jego cierpieniu, nie miał pojęcia o samobójczych rozważaniach, nie przypuszczał iż prześladowały go przeżycia z wampirzego zamku. Młody krwiopijca w pełni ufnie i niewinnie drzemał na kanapie, zmęczony wszystkimi niedawnymi przeżyciami, które wykończyły go bardziej, niż napojenie się świeżą krwią mogło obudzić. Był… bardziej ludzki, niż kiedykolwiek wcześniej. Wyczerpany doświadczeniami i pewien, iż znajduje się w towarzystwie, które nie chciało jego zguby. Gdyby ktokolwiek spytał Dursta o przyczyny jego zaufania, nie potrafiłby powołać się na żadne racjonalne argumenty. Obiektywnie rzecz biorąc, nie miał ani jednego powodu, by nie wątpić w dobre zamiary Gawrońskiego. Starszy mężczyzna był przez dziesiątki lat jego wrogiem i wprawdzie zdecydowali się współpracować, dał nawet niejeden dowód na swoje dobre – nowe – intencje, ale nadal… było to niewiele. A fakt, iż Marcel nie obawiał się o spalenie swojego podopiecznego, a wręcz rozważał zamordowanie go, nie świadczył o nim zbyt dobrze. Tego jednak nowonarodzony nie wiedział. Żył w swojej bańce złudzeń, wynikających wyłącznie z podskórnego przekonania, kompletnie irracjonalnego i wręcz bezsensownego, iż był w dobrych rękach. To, czego umysł nie potrafił wyjaśnić, jego ciało po prostu wiedziało. Być może dał się ponieść chwili, gorącemu stosunkowi, słodkiej krwi i symfonii seksownych jęków, a może przyczyną były te zaborcze oświadczenia wampira, jasno podkreślające przynależność byłego łowcy – tak czy inaczej, nie obawiał się on o swoje (nowe) życie. Marcel mógł uważać, że nie znał swojego niespodziewanego towarzysza i każde jego zachowanie traktować jako coś nieoczekiwanego i niezrozumiałego, ale Nox wcale nie odwzajemniał tych uczuć. By oddać sprawiedliwość starszemu wampirowi, należy podkreślić, iż faktycznie nowonarodzony nie był zbyt racjonalny i nie dał się zbyt dobrze poznać. Z drugiej jednak strony… tak naprawdę niewiele było do poznawania. Młodszy mężczyzna większość swojego życia poświęcił byciu łowcą, a jedyne wolne chwile spędzał podczas całkiem nijakich rozrywek: ćwiczeniach oraz bezmyślnym oglądaniu telewizji. Jedyną odskocznią od szarości dnia codziennego, przerywanego wbijanymi gdzieniegdzie srebrnymi sztyletami, było podążanie za Gawrońskim i oglądanie go z oddali. Zza szyby. Tęsknota za czymś, czego ani nie potrafił nazwać. Czego nazywać nie chciał. Co było pragnieniem zakazanego owocu. A gdy już przestał być tak zakazany… cóż, przyszłość jeszcze nie była jasna i określona. Durst potrzebował czasu, by odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Otworzył oczy niemal natychmiast po tym, jak wampir zdecydował się go przebudzić. Wciąż czuł zmęczenie i senność, ale nie było w nim ani odrobiny sprzeciwu. Posłusznie i bez zawahania wstał i podążył za Marcelem, zmierzając do auta, przysłaniając dłonią oczy, by słońce go nie poraziło. Prawdę mówiąc, przez zaskakująco długą chwilę nie pamiętał, że powinien obawiać się tych promieni. Teoretycznie mogły mu zaszkodzić, był w końcu krwiopijcą – wydarzenia sprzed paru godzin wydawały mu się jednak tak odległe, iż ich konsekwencje – nawet te potencjalne – dotarły do mężczyzny z dużym opóźnieniem. Dopiero wtedy, gdy wsiedli do samochodu i ruszyli, ta racjonalna część nowonarodzonego doszła do głosu i przyczyniła się do nagłego (ale na szczęście krótkiego) ataku paniki. Jego życie zmieniło bieg. Nie był już łowcą – ba, nie był nawet człowiekiem. Nagle zupełnie inne rzeczy stanowiły dla niego zagrożenie. Nie tylko nie mógł wrócić do tego, co znane, ale skończyłoby się to dla niego katastrofalnie. A do tego wszystkiego… Był z nim. Nox zamknął oczy i spróbował ustabilizować oddech, który gwałtownie przyspieszył. Nie był już człowiekiem, ale jego ciało wciąż reagowało w ten sposób. Była to bardziej kwestia nawyków, niż realnych potrzeb – dlatego gdy skupił się wyłącznie na wdychaniu i wypuszczaniu powietrza, szybko się rozluźnił. Próbował nie myśleć o tym, co jeszcze było przed nim. Od prawie osiemdziesięciu lat tkwił w tej samej, zastanej rzeczywistości. Zmiany wydawały się czymś nie tylko przerażającym, ale w ogóle nierealnym. Potrzebował czasu, by się zaadaptować do nowej sytuacji. Większą część podróży faktycznie przespał, pozwalając ciału w pełni się zregenerować i przyzwyczaić do zmian, które w nim zaszły. Gdy wreszcie dojechali do domu Marcela, młody wampir był nie tylko pełen sił, ale też czuł się zaskakująco dobrze. Podrasowane zmysły i nieśmiertelność przestały go irytować i bombardować odczuciami, zaczął też przyzwyczajać się do nęcącego zapachu krwi. Wiedział rzecz jasna, iż gdy tylko bardziej zgłodnieje, znów będzie miał problem ze skupieniem się na czymkolwiek innym, ale póki tego problemu nie było, mógł cieszyć się jego nieobecnością i samymi zaletami przemiany. I… Prawdę mówiąc, Nox zaklął z niedowierzaniem w myślach, widząc urokliwy domek, przy którym zaparkowali. Więc to tutaj mieszkał Gawroński. W miejscu, do którego były łowca już raz trafił, ale uznał je za oczywistą zmyłkę. W końcu, dwustusetletni mroczny i krwiopijczy wampir na pewno nie mógł mieszkać w czymś… takim. Ha, niespodzianka. - Wow - mruknął pod nosem. Tyle zmarnowanego czasu! Mógł zabić go już tyle razy, w jego własnych czterech ścianach, w chwili, gdy będzie najmniej spodziewał się ataku. Nie wcale, ponieważ miał niesamowicie wyczulone zmysły, ale… a zresztą, kogo on oszukiwał. Na pewno wykorzystałby tę wiedzę do czegoś innego. Westchnął ciężko, wkładając dłonie do kieszeni spodni, rozglądając się ciekawie po osiedlu – i zaraz w podobnym geście kiwając głową sąsiadce, przywołując na usta wąski, uprzejmy uśmiech. Nigdy nie było w nim czarującego zdobywcy serc, więc kobieta nie padła na ziemię w zachwycie, ale też niewątpliwie się nie przestraszyła. Ot, przeciętny facet w przyciasnym stroju, z dziwnie pofarbowanymi włosami. Może gej? Tyle. ...I jeszcze miał klucz pod doniczką. Durst oficjalnie mógł zostać uznany za najgorszego łowcę pod słońcem. Nie dość, że został przemieniony (niemal dobrowolnie) w wampira, stając się tym samym śmiertelnym wrogiem swoich dotychczasowych sojuszników, to zarazem nie był w stanie upolować egzekutora – krwiopijcy, który najwyraźniej był przekonany o swojej nietykalności. Cóż, w pewnym sensie miał ku temu powody. To niestety jednak niczego nie zmieniało. Nox był porażką. ...A Marcel nawet nie zamknął za sobą drzwi. - Niby wiem, że masz swoje zdolności, ale naprawdę nie obawiasz się, że jakiś łowca mógłby za tobą tutaj podążyć…? I wejść przez te drzwi, bez żadnej fatygi? - spytał po chwili, nie potrafiąc uciszyć tych rozważań, może naiwnych, ale przeszkadzających w swobodnym rozejrzeniu się po własności Gawrońskiego. Nowonarodzony chcąc nie chcąc analizował każdą powierzchnię pod kątem obronności i możliwości wykorzystania do ataku, szukał śladów obecności zarówno swojego stwórcy, jak i inny jednostek, dopasowywał w myślach kolejne aspekty mężczyzny, z których części nigdy w życiu by nie wymyślił, a wszystko to składało się na irytującą dezorientację i niezdolność do zwykłego zaakceptowania swojego nowego miejsca bytowania. Cóż, do niemal pustego pokoju hotelowego temu było daleko. Wręcz… w piersi stuletniego byłego człowieka na moment pojawił się nieprzyjemny ucisk. Podczas gdy on egzystował, będąc teoretycznie tym lepszym gatunkiem, przedstawiciel krwiopijców żył całkiem zwyczajnie i naturalnie, pomimo znacznej różnicy wieku, zdecydowanie nietypowego zajęcia oraz równie odmiennego sposobu zaspokajania głodu. Jakie to było… żałosne. Nox był żałosny. - Idę - potwierdził, słysząc polecenie i obracając głowę w kierunku radośnie pląsającego wampira. Był ciekaw, jak szybko Gawroński zorientuje się, że były łowca kompletnie do tego miejsca nie pasował. Z jednej strony, obiecał się nim zaopiekować, ale z drugiej… niby co miał na myśli? I… - Jak długo? - rzucił pytająco, wspinając się bez wysiłku po schodach, zastanawiając się mimowolnie, co zrobi Marcel później, gdy już ich drogi się rozejdą. Wyprowadzi się z tego, jakże przyjaźnie i domowo urządzonego mieszkanka? Ryzykował przecież życiem, pokazując wszystko łowcy… Och. No tak. Już nie był łowcą i nigdy nim z powrotem nie zostanie. Nowa sytuacja znów uderzyła w młodszego mężczyznę, wywołując w nim przyspieszony oddech. Równie szybko zmusił się do opanowania, odrzucając kolejny raz niepotrzebne rozważania na później. Odbił się od framugi drzwi i przeszedł przez pokój do szafy, wyjmując z niej komplet najluźniejszych ciuchów i miękkiej bielizny, kierując się głównie wygodą (bo co jak co, ale przyciasne ubrania zaczynały mu poważnie przeszkadzać) i praktycznością, bo gdzieś tam w duchu nadal jego odruchem było wybieranie rzeczy z wieloma kieszeniami i odpornych na otarcia. - Na pewno wygodniejsze niż obskurny motel, także luz. - Wzruszył lekko ramionami. - Dzięki - powiedział jeszcze, rzucając leżącemu gospodarzowi ostatnie spojrzenie i… po prostu wyszedł, wybierając najbardziej oddalony pokój, do którego wszedł i starannie zamknął za sobą drzwi. Oparł się o drewno, zamykając oczy i przytulając do siebie wybrane ubrania. I na chwilę pozwolił swoim myślom pobiegnąć we wszystkich kierunkach, nie kontrolując ich, nie zastanawiając się nad ich sensem, nie uspokajając przyspieszającego gwałtownie serca. Życie kompletnie wyrwało mu się spod kontroli i nic nie wskazywało na to, by szybko mógł znów je złapać. Co powinien zrobić? Co… powinien… zrobić? Znał tylko jedną odpowiedź na to pytanie – dlatego przebrał się w spodnie należące do wampira, starając się nie skupić na zapachu proszku do prania (a może perfum?) egzekutora, a następnie zabrał za ćwiczenia. Szereg konkretnych, wyuczonych na pamięć i całkowicie bezmyślnych zadań, mających na celu zmęczenie go, zmienienie mięśni w papkę, a jego samego w pulsującego bólem i kapiącego potem człowieka. Niestety – znów zapomniał, że nie był już człowiekiem. Nie wiedział, jak długo ćwiczył – przez nieustanny szum w głowie nie potrafił się odpowiednio skupić – ale gdy wreszcie zdecydował się przerwać, wcale nie czuł znacznie większego zmęczenia niż wcześniej. Głód owszem, ale wyczerpanie? - ani trochę. Nie znalazł też rozwiązania swojej sytuacji. Zrzucił z nóg buty, usiadł na podłodze i schował na chwilę twarz w dłoniach. Co mógł zrobić? Nawet ciało go zdradziło. Nie tylko znalazł się w nowej sytuacji, nie tylko stracił wszystko, co było dla niego pewnego rodzaju oparciem i stabilnym punktem w życiu, niezmiennym celem, ale też stracił tę resztkę człowieczeństwa, która sprawiała, iż czuł się właściwie we własnej skórze. W tym momencie, wszystko było inne, obce i stanowiące zagrożenie. Nawet on sam. Szczególnie on sam. A fakt, iż niedaleko niego znajdował się wampir, któremu poświęcił w swoim życiu zdecydowanie zbyt dużo myśli… który kilka godzin wcześniej zerżnął go tak dobrze, brutalnie i zaborczo… Może właśnie to był dobry trop? Może powinien skupić się na tej relacji, której nigdy by nie oczekiwał, ale która nagle stała się ważna? |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Pią Cze 29, 2018 1:31 pm | |
| Na komentarz o niedomknięciu drzwi, pomachał niefrasobliwie dłonią, błędnie rozumiejąc, że Nox nie tyle martwił się o niego, co o siebie. - Nie przejmuj się. Nikt nas tu nie znajdzie. Najbardziej oczywiste kryjówki są najtrudniejsze do wykrycia. Poza tym… - Obrócił się do Noxa, uśmiechając się sceptycznie. - Sądzisz, że łowcę powstrzymają zamknięte drzwi? Nie żartuj. Jak już ktoś nas znajdzie, to walka jest jedynym co nam pozostaje. A z moimi zmysłami… - popukał palcem w okolicy swojego ucha. - Raczej nikt nas nie zaskoczy. Marcel nie rozważał czy mężczyzna czuje się swobodnie czy nie. Raczej nie przywiązywał wagi do dziwnej apatii towarzysza. Wprawdzie wcześniej nigdy jej nie dostrzegał, pewnie dlatego, że zbyt krótko ze sobą przebywali, ale może właśnie taki był prawdziwy Durst? Zamknięty w sobie, poważny, właściwie w niektórych momentach nawet ponury. Oczywiście Marcel brał pod uwagę okoliczności i to, że w związku z nimi Nox mógł zachowywać się inaczej, ale i tak uznawał, że jest to po prostu cecha jego charakteru. Jak się nad tym zastanowić, była na swój sposób seksowna. Ponury, apatyczny Nox zmieniał się przecież w perwersyjne, aktywne zwierzę, kiedy miał ku temu okazję. Pytanie o długość pobytu autentycznie Marcela zdziwiło. Spojrzał na towarzysza, na chwilę unosząc się na łokciach. Przecież mówił mu już, że wszystko zależy od tego, czego chciał sam Nox. Jeśli pragnął zostać dzieckiem długo, Marcel nie miałby mu za złe, a jeśli pragnął niezależności, egzekutor sądził, że szybko mógłby mu ją załatwić. - Jak długo będzie trzeba. Jak długo chcesz. - Wzruszył ramionami. - Dla mnie to nie kłopot. Większym byłbyś pałętając się samotnie po Hanowerze. Także lepiej zostań tu jakiś czas, zanim nie nauczysz się żyć według nowych zasad. A potem zrobisz jak chcesz. To twój wybór. - Położył się znów, kierując spojrzenie na sufit. - Możesz korzystać z mojej opieki, a i równie dobrze mogę przedstawić cię księciu i załatwić ci przeskoczenie pewnego etapu. Po tym jak Nox wybrał sobie ciuchy, Marcel został w pokoju sam, a choć czuł się całkiem... komfortowo, to niepokój czaił się na granicy świadomości, nie pozwalając mu się w pełni rozluźnić. Widmo nadchodzących kłopotów, wszystkich spraw, które musiał załatwić, wisiało nad nim i nie dawało o sobie zapomnieć. Przez jakiś czas leżał po prostu, wpatrując się w sufit i wsłuchując się w szum oddechu Noxa, który (jak Marcel szybko wyczuł) zaczął ćwiczyć. Zastanawiał się czy byłego łowcę popchnęły do tego przyzwyczajenia czy brak świadomości, że nie da rady zmienić już swojego ciała w żaden sposób? A może był to rodzaj radzenia sobie ze stresem? Marcel przymknął oczy i odmierzał przyspieszony oddech współlokatora, ale nim jego myśli zdążyły zawędrować ku śmiałym wyobrażeniom, które kojarzyły mu się z dyszeniem... zmęczenie w końcu go pokonało. Nie pamiętał, kiedy zasnął, ale obudził się przerażony i rozdygotany. W koszmarze wróciły do niego wydarzenia z poprzedniej nocy, tak żywe jakby wydarzyły się chwilę temu. Znów rozszarpywał niewinną istotę, znów zatracał człowieczeństwo... Po przebudzeniu czuł w ustach posmak krwi, a na szyi ucisk palącego srebra. Znów chciał umrzeć. Przez kilka długich chwil leżał skulony na łóżku, dławiąc w gardle szloch, próbując odgonić poczucie winy i obrzydzenie. A za oknem słońce stało już bardzo nisko, zwiastując popołudnie. Gdy Marcel ochłonął wystarczająco, wytarł mokre policzki wierzchem dłoni i w końcu przebrał się w swoje ciuchy. Sądził, że powrót do normalności, utonięcie w wampirzej polityce oraz wszystkie sprawy dotyczące Noxa, pomogą mu uporać się z poczuciem winy. Był mordercą, nic nie mógł na to poradzić, ale bóg mu świadkiem, nie chciał odebrać sobie z tego powodu życia. Już nie. Nie mógł. Nox był pretekstem do egzystencji. Marcel chciał wierzyć, że to, co zrobił Noxowi było na swój sposób dobre. Dał byłemu łowcy szansę na coś nowego. Przemienił go w potwora, to prawda, ale z tym dało się żyć. Może nawet było lepsze od egzystencji skupiającej się tylko na tropieniu wampirów? Był naiwny. Okłamywał siebie i szukał wymówek, ale w tym momencie nie potrafił się zdobyć na nic innego. Skoro skierował już swoje myśli ku byłemu łowcy, skupił się na nim zupełnie. Wyczuwał jego obecność w sąsiednim pokoju. Czyżby nie ruszył się przez cały ten czas? Marcel miał zamiar zweryfikować jego stan. Czuł się nawet w obowiązku. Uprzednio upewniwszy się, że nie wygląda już jak rozryczany dzieciak, wyszedł i zapukał do drzwi pokoju, który zajął Nox. Nie specjalnie czekał na odpowiedź. Po chwili otworzył je na tyle szeroko, by móc dostrzec sylwetkę wampira. Oparł się bokiem o framugę. Nie wszedł do środka. - Hej, stary, w porządku? - Uważne spojrzenie mężczyzny badało oblicze Noxa, zdradzając troskę. Z takim wyrazem twarzy starszy wampir nie pokazywał mu się właściwie nigdy, ale nie wyglądał teraz jakby sobie drwił, albo był w tym nieszczery. - Dzisiaj jeszcze nie musisz przejmować się… no wiesz. - Machnął dłonią jakby chciał w tym geście zawrzeć wszystkie rzeczy, którymi będą przejmować się jutro. - Możesz odpocząć, oswoić się ze sobą. Pokombinować ze zdolnościami, które na pewno jakieś tam masz… - Zamilkł, spoglądając w bok. Przez chwilę wydawał się zmieszany i wciąż zmęczony, jakby zamiast snu otrzymał porządną dawkę stresu. Wzdychając, palcami zaczesał do tyłu zmierzwioną grzywkę. Nie przywykł do współlokatorów. Zwykle był sam, niczym nie musiał się dzielić, z nikim nie musiał się liczyć, ale w momencie gdy został postawiony w takiej sytuacji, wychodziła z niego naturalna chęć pomocy. Nie był terytorialny jeśli chodziło o przedmioty. Te często zmieniały właściciela i były jedynie narzędziami. Nie przywiązywał się do nich ani do miejsc, bo zmuszony przeprowadzać się wiele razy, nauczył się, że dom był tam gdzie akurat sam się znajdował. Inna rzecz miała się z ludźmi, ale do ludzi też się nie przywiązywał. Strata kosztowała więcej niż zawiązanie przyjaźni czy miłości. Nie chciał się narażać. Lecz postawiony w sytuacji gdy musiał się kimś zaopiekować… - Gdybyś potrzebował pogadać, czy coś. To się nie krępuj. To było nieco dziwne. Marcel czuł się trochę nieswojo. Już nie dlatego, że jeszcze dwa dni temu Nox był jego wrogiem, nie dlatego też, że pieprzyli się jak zwierzęta, a przez świadomość, że teraz będą przebywać ze sobą właściwie przez cały czas. Że Nox będzie miał okazję zobaczyć go takim, jakim nie znał go... właściwie nikt. No może prócz Floriana, ale Florek był kimś zupełnie innym. Był stwórcą i opiekunem. Ich relacja była czysta i jednoznaczna. Zaś z Noxem Marcela łączyła przedziwna historia. Starszy wampir nie był pewien czy uda mu się uzyskać tak właściwą relację jaką dzielił z Florianem. Czy to w ogóle wypali? |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Pon Lip 02, 2018 4:06 pm | |
| Nox chciał wierzyć w słowa swojego stwórcy. Potrzeba zaufania mu, pewności że faktycznie póki co był bezpieczny, w miejscu, z którego nie będzie musiał nagle uciekać, z osobą, o której tyle czasu fantazjował… to wszystko było silne, jednocześnie piękne i nierealne. Obawiał się, że zostanie wkrótce ukarany za swoją naiwną nadzieję, że – przynajmniej na chwilę – znalazł swoje miejsce, nawet w tak trudnej i nietypowej sytuacji, a do tego… pod skrzydłami pewnego konkretnego wampira. Lata szkoleń i doświadczeń z krwiopijcami kłóciły się z podskórnym przekonaniem o bezpieczeństwie. Z jednej strony chciał po prostu usiąść przy Marcelu, zamknąć oczy i rozkoszować się tą bliskością, która w końcu nie wiązała się z zagrożeniem, a z drugiej pragnął się gdzieś schować i przygotować na atak, który przecież musiał nadejść. Był zagubiony i rozdarty, dlatego próbował zdobyć dowód potwierdzający jego obawy. Odpowiedź Gawrońskiego wcale jednak nie wywołała w nim zaniepokojenia – wręcz przeciwnie, egzekutor wydawał się tak szczerze zdumiony pytaniem, iż zbił z tropu Noxa i wywołał w nim irracjonalną chęć przeproszenia za wątpliwości. Młody wampir przywykł do służenia innym, bycia idealnym narzędziem, spełniającym polecenia co do joty (z jednym drobnym wyjątkiem…) dlatego potrzeba podporządkowania się i zapewnienia o swojej lojalności nie wydawała mu się idiotyczna, a wręcz naturalna, jednakże nowość sytuacji blokowała część jego odruchów. Na szczęście, bo co pomyślałby sobie o nim Marcel? Lepiej było pogrążyć się w ćwiczeniach, niż w tych wszystkich rozważaniach. Ile czasu jednak mógł ćwiczyć człowiek (nie, wampir), który się nie męczył? Nox nie miał pojęcia, jak dużo czasu minęło od chwili, w której w końcu przerwał bezsensowny i prowadzący donikąd wysiłek, a zamiast tego usiadł na ziemi, przy łóżku, wpatrując się bezmyślnie w okno, przez które z jego pozycji widać było wyłącznie drzewa i niebo. Teoretycznie mógł wstać i rozejrzeć się dokładniej po domu, znaleźć sobie w nim jakieś zajęcie, ale w praktyce… nie czuł się na siłach. Nie wiedział też, co wolno było mu robić w tej postaci. Teoretycznie znał ograniczenia wampirów, wiedział też, jak spędzają czas wolny, a jednak… Nagle, po ponad siedemdziesięciu latach tropienia gatunku, do którego sam zaczął należeć, zdał sobie sprawę z jednej dużej luki w jego wiedzy. No bo oczywiście, wampiry polowały na ludzi, uwodziły, imprezowały, bawiły się w politykę i na pewno nie gotowały, ale… w takim razie, czym się zajmowały w takim całkowicie wolnym czasie? Czemu nigdy nie przyszło mu do głowy, by się tym zainteresować? Jakby na to nie patrzeć, krwiopijcy przed przemianą byli ludźmi. Też mieli swoje pasje, chodzili do kina, na spacery, sprzątali mieszkania i oglądali filmy. Czemu sądził, że po ugryzieniu te, całkiem prozaiczne czynności, znikały z ich życia na dobre? Oczywiście, był przekonany o tym, że wampiry były nieludzkimi potworami, które zajmowały się wyłącznie plugawymi czynnościami i wykorzystywały niczego nieświadomych ludzi, bez tego przekonania zapewne nie byłby łowcą przez tak długi kawałek czasu, nie decydowałby się na tak wiele poświęceń, a jednak… Wreszcie dotarło do niego, jak wielkim idiotą był, widząc świat wyłącznie czarno-białym, ze swoimi kompanami w zawodzie pomiędzy. Przechodząc przez domostwo Marcela dostrzegł telewizor, konsolę, książki i inne, losowo porozrzucane przedmioty. Być może właśnie tym zajmował się wampir, gdy nie znajdował się w jakimś mieście, polując na naiwnego przedstawiciela ludzkiego gatunku? Być może też i tym powinien zająć się Nox… chociaż, szczerze mówiąc, nie widział siebie grającego w jakąś platformówkę, czy czytającego powieści przygodowe. Ta sielankowa wizja nie pasowała do reszty jego życia. Obrócił się w stronę drzwi, słysząc pukanie. Z ulgą przyjął obecność Gawrońskiego, bo chociaż na chwilę został wyrwany z tych wszystkich ponurych i pozbawionych puenty rozważań. Powitał go lekkim kiwnięciem głowy, które mogłoby ujść nawet za przyjazne, gdyby nie pozbawiona emocji twarz, w której jedyne, czego można było się dopatrzeć, to pewnego zagubienia w spojrzeniu – wymagało to jednak dużego samozaparcia i spostrzegawczości. Zaraz jednak i to zniknęło, a na jego miejscu pojawiło się skupione zainteresowanie. - Jakoś - odparł szczerze, wzruszając lekko ramionami. To, jak Gawroński zaczął się zachowywać, nie pasowało nowonarodzonemu do tej wizji potężnego i bezczelnego wampira, jaką stworzył w swojej głowie na przełomie mniej więcej pierwszego dziesięciolecia ich znajomości. Nox powiódł spojrzeniem po ciele mężczyzny, zaczynając od jego nóg, przez oparte o framugę biodro, poruszające się nieskładnie ręce, a kończąc na wyraźnie zmęczonych, ale też wypełnionych troską oczach. Przez chwilę pozwolił sobie na zamyślenie – co mogło męczyć egzekutora? Dlaczego brakowało w jego postawie tamtej dominacji, która towarzyszyła zwykle ich spotkaniom, a już szczególnie… tym kilku przyjemnym chwilom z poprzedniej nocy? - W jaki sposób mam odkryć swoje zdolności? - spytał po chwili, przekrzywiając głowę, odruchowo decydując się na wyrwanie swojego towarzysza z tej dziwnej melancholii. Prawdę powiedziawszy, dopiero w chwili, w której Marcel o tym wspomniał, młody wampir sobie o nich przypomniał. Oczywiście, że musiał jakieś mieć, w końcu każdy miał… a jednak, działo się tak wiele, tak dziwna wydawała mu się sama sytuacja, iż fakt jego przemiany i pozytywnych, czysto fizycznych konsekwencji z jej przyczyny, całkowicie wyleciał mu z głowy. Doprawdy, świetnym był łowcą, skoro nawet na coś takiego nie zwrócił uwagę. A może wiązało się to z przyzwyczajeniem, iż niemal zawsze posiadał te same, chociaż nie tak znowu wielkie, wampirze zdolności, spowodowane wstrzykiwanym jadem? Przywykł do nich tak bardzo, że zapomniał o konsekwencjach pełnej przemiany? - Może masz już jakieś propozycje? Oprócz odporności na promienie słoneczne, oczywiście - spytał, obracając się już całym ciałem w stronę wampira. Skinął lekko głową w stronę swojego łóżka – lub znajdującego się niedaleko niego fotela. - Możesz wejść, zapraszam. - Posłał Gawrońskiemu niewielki, ale całkiem przyjazny uśmiech. Skoro mieli przez pewien czas przebywać ze sobą na – mimo wszystko – tak niewielkiej przestrzeni, powinni zacząć od bardziej pokojowych relacji. Normalnej rozmowy, w normalnych warunkach, o… no może niekoniecznie normalnych sprawach, ale takich, które powinny być dla nich dosyć przyziemne i naturalne. Kłótnie, walka o życie, pożywianie się i dziki seks nie mogły być jedynymi elementami wspólnej egzystencji, jaka ich spajała – chociaż, powiedzmy sobie szczerze, Nox nie miał nic przeciwko temu ostatniemu sposobowi spędzania czasu. Jeśli Marcel był faktycznie spostrzegawczy, mógł zauważyć, iż w jego towarzyszu zaszła jedna, znacząca zmiana – po przemianie przestał walczyć z nim o kontrolę. Nie dotyczyło też to tych werbalnych aspektów ich relacji, ale przede wszystkim fizycznych. Nox kolejny raz znajdował się na ziemi, nie próbując zrównać się, czy wręcz w jakiś sposób zdobyć przewagi przez swoją pozycję (a do najmniejszych i najdrobniejszych nie należał, więc nie miałby znowu tak trudno). Był niżej niż Gawroński i wcale mu to nie przeszkadzało. Podporządkowanie się leżało w jego naturze. Czy jednak chciał o czymś pogadać? Przygryzł wargę w namyśle. Lepiej było rozmawiać, niż pogrążać się w rozważaniach pozbawionych sensu i celu. Nie przywykł jednak do wielu konwersacji – z niewieloma osobami w ogóle zamienił w życiu więcej zdań, niż z egzekutorem, gdy na niego polował. To jednak nie były uprzejme small talki, ani tym bardziej intymne konwersacje pokazujące jego myśli i problemy. Oparł głowę o framugę łóżka, obserwując znajdującego się niedaleko niego wampira. Skoro już go do siebie zaprosił, powinien jednak coś powiedzieć. Zacząć się z nim oswajać. Nie sądził, iż może być to tak trudne. - Byłem już tutaj - odezwał się wreszcie, wykrzywiając lekko twarz. - Sądziłem jednak, że to podpucha. Sam przyznasz, że taki… hm, normalny domek, niespecjalnie pasuje do wyobrażenia o niesamowicie niebezpiecznym wampirzym egzekutorze. - Wzruszył lekko ramionami. W zasadzie, był ciekaw, czy Marcel o tej wizycie wiedział. Przypuszczał, że nie – inaczej, dlaczego by został w tym samym miejscu? To, że nie obudził się do tego momentu z kołkiem piersi wcale nie wykluczało takiego rozwiązania w przyszłości. - Ale nie musisz się przejmować. Nie umieściłem tego w papierach. Nikt z łowców o tym miejscu nie wie. - Przymknął oczy, po raz kolejny wzruszając ramionami. Ta informacja z kolej wiązała się z jedną, zasadniczą kwestią: dlaczego Nox nie zdecydował się opisać swojej eskapady łamane przez wpadki w dokumentach dotyczących polowania na jednego z najgroźniejszych wampirów, znajdującego się w zasadzie na samej górze ich hierarchii? Oczywiście, to było jego zadanie, wszystkie informacje dotyczące nieudanych polowań i tak były wyłącznie dla jego informacji, albo przynajmniej jego następcy… ale jednak, mimo wszystko, było to zastanawiające. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Pon Lip 02, 2018 10:23 pm | |
| Marcel nie był jedynie potęgą i wyzwaniem. Był też zlepkiem obaw tonącym w żalach z przeszłości. Obaj mieli więc o sobie błędne wyobrażenie. Obaj chcieli widzieć w towarzyszu kogoś innego. Konfrontacja z rzeczywistością odrobinę bolała, ale nie stanowiła problemu, przynajmniej nie dla Marcela. Wampir szybko dopasowywał się do nowych sytuacji - to była jedna z cech, która zapewniła mu tak szybką podróż w górę po drabinie wampirzej hierarchii. Zdolność adaptacji była nieoceniona, a niewiele starych wampirów ją posiadało. Marcel miał przewagę i bezwzględnie ją wykorzystywał. Działał w ten sposób właściwie w każdym aspekcie swojego życia po życiu - wykorzystywał okazję. Tego nauczyły go lata w wampirzej skórze i tego zamierzał nauczyć Noxa. Zauważył zmianę w towarzyszu, ale uznał ją za naturalną, skoro nie chcieli się już pozabijać, a pieprzyć... mogli się choćby i zaraz. Nic ich nie ograniczało. Marcel też nie starał się tworzyć między nimi sztucznych granic, nie wyznaczał ról, nie zależało mu na władzy i kontroli, co łowca kiedyś błędnie mógł wywnioskować. Marcel bawił się, wykorzystywał sytuację. Oczywiście skłamałby, gdyby powiedział, że kompletnie nie rajcowała go możliwość przyparcia Noxa do ściany i pieprzenia go do nieprzytomności, ale istniała duża różnica pomiędzy łóżkiem, pracą, a zwykłym życiem. Marcel nie na wszystkich polach zaznaczał wyraźnie swoją pozycję, bo zwyczajnie nie było to potrzebne. A w swoim własnym domu, wobec swojej krwi... nie wyobrażał sobie zachowywać się inaczej niż naturalnie i swobodnie. Musiał tylko przywyknąć i pomógł mu w tym uśmiech Noxa. Marcel rzadko widział taki grymas na jego twarzy, był więc, w jego odczuciu, swego rodzaju unikatem. Świadczył też o naturalności, a tego zdecydowanie potrzebował. - Więc potrafisz się uśmiechać inaczej niż przez agresywne szczerzenie zębów? - rzucił lżejszym tonem, decydując się na drobną uszczypliwość. I oczywiście ruszył się spod framugi, skoro już został zaproszony. Nie żeby miał opory przed poruszaniem się po swoim domu, ale nie był chamem. Oddał jeden z pokoi i szanował jego obecnego mieszkańca. Przycupnął na podłokietniku fotela, a korzystając z tego, że Nox wydawał się całkiem stabilny i spokojny, Marcel zdecydował się odrobinę odpuścić i rozluźnić. Przesunął spojrzeniem po nagiej piersi mężczyzny, świadomie pozwalając sugestywnemu uśmiechowi wypłynąć na wargi. Nie skomentował jednak, ale bez wątpienia zauważył i doceniał. Były dobre strony tej całej sytuacji - mógł bez skrupułów patrzeć na świetne ciało, które kiedyś było poza jego zasięgiem. Co więcej, był pewien, że gdyby chciał je mieć, jego właściciel by mu nie odmówił. - Z odkrywaniem zdolności jest trochę tak jak z próbami robienia różnych rzeczy - podjął, w końcu odrywając wzrok od doskonale zarysowanych mięśni. Przeniósł spojrzenie na twarz mężczyzny. - Efekty są zaskakujące, ale zasada podobna. Nie dowiesz się czy masz talent do muzyki czy tam sportu, jeśli nie zaczniesz czegoś w tym kierunku robić. - Krótko kiwnął głową. - I mam pomysł, a nawet jestem pewny tej zdolności. Jesteś odporny na srebro. Dotyk obroży nie robił na tobie wrażenia, pamiętasz? - Przywołał w pamięci tamtą chwilę. Dłonie Noxa na chłodnym metalu, posmak jego krwi w ustach, a potem pocałunek... Marcelowi rzadko zdarzało się rozpamiętywać takie rzeczy, ale tamten obraz wrócił do niego wyraźny i spowodował przyjemny uścisk w podbrzuszu, choć przecież wtedy zdecydowanie go odrzucił. Teraz tamta niedorzeczna chwila wydała mu się stratą pewnej okazji... Później oczywiście nadrobili, ale nadal. Spojrzenie wampira pociemniało odrobinę, sprawiając, że znów wydawał się zmęczony. - Resztę musisz odkryć sam. Może uwidocznić się w jakimś stresującym momencie, kiedy instynkt weźmie górę nad rozsądkiem. Weź to pod uwagę. Ja dowiedziałem się o wszystkich swoich zdolnościach w stresujących sytuacjach. Pierwszą odkryłem tuż po przemianie, kiedy mnogość zapachów, dźwięków i barw niemal rozsadziła mi głowę. Myślałem, że oszaleję. - To wspomnienie było bardzo odległe, ale nadal pamiętał ból związany z nadczuciem. Jego przypomnienie miał po zdjęciu obroży, ale od pierwszego zetknięcia się z darem wyostrzonych zmysłów, Marcel nauczył się to kontrolować w stopniu, który szybko pozwalał osiągnąć równowagę nawet w kryzysowych sytuacjach. Zamilkł, obserwując Noxa, który, zapewne nieświadomie, wyeksponował szyję. Może to zabawne, bo wampiry nie musiały przecież posilać się gryząc akurat tego miejsca, ale pozycja, którą przybrał półnagi łowca, działała Marcelowi na wyobraźnię. Bardziej nawet niż drażniąc głód, podsycała pragnienie usłyszenia jęków i westchnień, kiedy swoim ugryzieniem sprowadzał na niego rozkosz. Uśmiechnął się mrocznie, bardzo jednoznacznie, burząc wcześniejszy obraz zatroskanego kumpla i to tak dokładnie, że nie zostało po nim nawet wspomnienie. Powoli oblizał wargi, bezczelnie krzyżując spojrzenie z łowcą. - Tak? - Zaśmiał się, ale zdawało się, że nie przywiązuje już dużej uwagi do tematu konwersacji. Patrzył Noxowi w oczy, prowokował go, nawet nie przejmując się, że to nieodpowiednie. Bo owszem, w pewnym stopniu było to coś... nie na miejscu w obliczu tej rozmowy. Ale z drugiej strony... Marcel nie zdążył się nacieszyć. Przecież mógł wynieść coś przyjemnego z tego bagna. No i nie rzucał się na niego... Jeszcze. - A nie sądzisz, że mroczne zamczysko byłoby bardziej jednoznaczne? - Przechylił głowę, zsuwając spojrzenie z oczu na jego usta. Czy wciąż mówili jeszcze o przeszłości? Czy w ogóle do Marcela trafiło znaczenie słów byłego łowcy? - Poza tym, nie lubię stereotypów. Ani mrocznych zamczysk. Zamki są fajne przy okazji krwawych orgii, ale żeby w takim mieszkać? W życiu. - Głos Marcela stał się cieplejszy, bardziej mrukliwy. - Po życiu też nie. - Wrócił do świdrowania spojrzeniem jego oczu i przez jedną, krótką chwilę w pociemniałym z żądzy wzroku, zabłysła iskra racjonalności, świadcząca, że mimo wszystko, Marcel nadal był czujny. - Gdyby wiedzieli, miałbym tu nalot już dawno. Ale powiedz mi... - Odchylił się, podpierając dłońmi o podłokietnik, na którym siedział. Na jego twarz wkradł się złośliwy, prowokacyjny uśmiech. Teraz wyglądał tak, jakby właśnie poznał jakąś zawstydzającą rozmówcę tajemnicę i zamierzał zmusić go do przyznania się, wyjawienia jej w jego obecności. - Skoro wiedziałeś, dlaczego nie wbiłeś mi srebra w serce? Miałeś okazję. Mogłeś to zrobić. - To, miało tu zdecydowanie niejednoznaczny wydźwięk. - Nie żałujesz? Może wtedy nie musiałbym cię zmuszać do mieszkania ze mną. - Teraz Marcel brzmiał i wyglądał tak, jak wtedy, zanim wszystko się popieprzyło. Przypominał Marcela, jakim znał go Nox. Pewnego siebie manipulatora, który z przyjemnością prowokował i drażnił się dla własnej uciechy. |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Wto Lip 03, 2018 1:36 am | |
| - Ja? Uśmiechać się? Wydaje ci się - prychnął Nox, zaprzeczając swoim słowom przez jeszcze szerszą demonstrację całkiem przyjaznego wygięcia warg. Pozwolił sobie na żart, może niezbyt wyrafinowany, ale! taki, który był zaskakująco naturalny. Zwykle byłemu łowcy towarzyszyło milczenie i kamienna twarz, dlatego zmiana nastawienia była tym bardziej znacząca. Przepychanki, jakie zwykle towarzyszyły im podczas spotkań, dalej mogły mieć miejsce – pozbawione były jednak tego ryzyka śmierci, które być może czyniło wszystko bardziej emocjonującym, ale jednocześnie uniemożliwiającym pewne posunięcia. Niesamowicie seksowne i zaskakująco właściwe, wobec czego Durst nie zamierzał narzekać na nagłą utratę stałego elementu ich relacji na rzecz innego, oferującego znacznie więcej. Młody wampir pozwolił sobie nawet na lekkie wygięcie i zaciśnięcie i rozluźnienie dłoni, prezentując swoje umięśnienie w jeszcze lepszy i bardziej bezwstydny sposób. Podobało mu się pełne uznania spojrzenie Marcela, wędrujące po jego ciele bez minimalnego skrępowania, katalogujące starannie każdy jeden idealny element swojego nowego współlokatora. Swojej krwi. Gdy jednak stwórca nowonarodzonego zaczął mu tłumaczyć tajniki zdobywania zdolności, Nox przestał się „wdzięczyć” i skupił na jego słowach. Ten element bycia wampirem był mu obcy – wiedział jedynie, że świeżo przemienieni byli dosyć bezbronni i nie panowali nad sobą jeszcze w stu procentach, a wszystkie potknięcia nadrabiali nadmiernym entuzjazmem i siłą, której nie byli świadomi – i przez to znacznie bardziej niebezpieczni. W swojej opinii, Durst czuł się całkiem zdolny do obrony i stabilny, ale uznał to za oczywistą konsekwencję łowczej przeszłości – działanie jadu w końcu nie było dla niego żadną nowością – oraz, cóż, faktu iż być może nadmiernie uległ pewnego rodzaju propagandzie tworzącej z krwiopijców monstra pozbawione umiaru i skupione wyłącznie na na plugawych i godnych pożałowania czynnościach. Siedzenie na ziemi w pokoju i niegroźne flirtowanie jakoś nie pasowało do jego wcześniejszych wyobrażeń sposobów spędzania czasu przez wampiry. W zasadzie, wyrażający zainteresowanie jego stanem, cierpliwość i troskę, Marcel też nie pasował do tej wizji. Były łowca nie był pewien, w jaki sposób powinien pogodzić swoją dotychczasową wiedzę i przekonania z nowościami, jakich właśnie doświadczał. Nie planował jednak narzekać na to, iż nie czuł ogłupiającej żądzy krwi i nie szalał po mieście bez krztyny racjonalności w umyśle. Prawdę powiedziawszy, wspomnienie tamtych wydarzeń w lochach zamku było mocno rozmazane. Nadmiar przeżyć i bodźców zmienił większość wspomnień w plamy kolorów, zapachów, pragnień i słów, mieszając chaotycznie i utrudniając wyłowienie z nich sensu – ale Nox mgliście przypominał sobie moment pozbawienia swojego stwórcy więzów otępiających jego zdolności i nie pamiętał, by dotyk srebra jakkolwiek na niego wpłynął. Mógł rzecz jasna to sprawdzić, wciąż w prawym bucie miał schowany niewielki, diabelnie ostry srebrny sztylet, ale… to mogło jeszcze chwilę zaczekać. Nowonarodzonemu ciężko było oderwać spojrzenie od towarzysza. Każda zmiana na jego twarzy, przyciemnienie bądź rozjaśnienie spojrzenia, ruch dłoni czy piersi, przyciągały go. Niekoniecznie wcale w sposób seksualny, raczej… Sam nie wiedział. Nie potrafił tego jednoznacznie określić. Po prostu Marcel był w centrum jego świata, kolorowy, ciepły, apetycznie pachnący i uśmiechający się w ten znajomy, groźny sposób, a wszystko inne wydawało się pozbawione kolorów i nijakie. To nie był pierwszy raz, gdy młodszy mężczyzna postrzegał w ten sposób starszego – ba, to nie był nawet pierwszy raz po przemianie, gdy go takim widział. Nox nigdy nie pozwolił sobie na znalezienie na ten stan określenia; wiedział po prostu, że lubił na Gawrońskiego patrzeć, nawet z oddali, pewien iż nie zostanie „wyczuty”. A gdy dzieliło ich raptem kilka kroków, zaś w powietrzu nie było już tamtego zagrożenia… cóż, czuł się znacznie lepiej, niż kiedykolwiek wcześniej. Ta cała przemiana niewątpliwie miała swoje zalety. Szczególnie te związane z intensywnym spojrzeniem, jakim nagle zaczął go obdarzać wampir. Durst w lustrzanym geście oblizał własne wargi, odwzajemniając się równie groźnym wygięciem ust. Nie opuścił wzroku, ani myśląc uciekać, czując przyjemnie przyspieszone bicie serca w piersi. - Tak - odparł twardo, odwzajemniając się każdym jednym prowokacyjnym spojrzeniem. - Nie miałbyś, ponieważ jesteś moim zleceniem - skorygował tok myślenia wampira, bardziej odruchowo, niż faktycznie skupiając się na własnych słowach. Fakt, iż polowaniem na egzekutora zajmie się ktoś inny, w tym momencie nie przyszedł do głowy młodemu wampirowi. Był skupiony raczej na subtelnej walce spojrzeń, przyciąganiu i oddalaniu się bez faktycznego drgnięcia, drażnieniu i wyczekiwaniu na coś. Nie był jeszcze pewien, na co konkretnie, ale czuł to przyjemne napięcie wiszące w powietrzu, zmuszające ciało do odruchowej reakcji, przygotowywania się do ataku – lub też obrony. Przygotowywaniu się też do czegoś jeszcze, wywołującego gęsią skórę i delikatnie przyspieszony oddech, nawet pomimo tego, iż nie był on konieczny w nowej postaci. Pewne nawyki nie znikały tak szybko. - Och, miałem więcej niż jedną okazję, nie tylko tutaj - odparował Nox, nie zastanawiając się nad tym, jak bardzo wystawia się w tym momencie na tacy, jak wiele mówi o sobie wampirowi rzeczy, do których przyznawał się tylko przed sobą (i to nie zawsze). - Ale już mówiłem, sądziłem, że to podpucha. Pułapka. Może i faktycznie zamek do ciebie nie pasuje, ale to? - Wygiął wargi w bardziej sarkastycznym uśmiechu. - Nie, zdecydowanie nie tego oczekiwałem, gdy śledziłem cię dniami i nocami, próbując znaleźć twój słaby punkt - przy ostatnich słowach pozwolił sobie na nacisk, jakby i on rzucał dwuznacznościami i sugestiami, wtórując wampirowi. Faktycznie, znów było tak, jak dawniej. Jedyne, co było inne, to potencjalny koniec tej przepychanki – i wszystkich pozostałych, które po niej nastąpią. - Musiałbyś się znacznie bardziej postarać, by mnie do czegokolwiek zmusić - prychnął z rozbawieniem mężczyzna, delikatnie modyfikując swoją pozycję, nadal jednak pozostając na ziemi. Przemieścił się w stronę leżących nieopodal butów, nie zrywając kontaktu wzrokowego sięgnął po prawego, a potem jednym wyuczonym ruchem wyjął schowane w podeszwie ostrze i… przesunął po nim palcem, jednocześnie sprawdzając teorię swojego stwórcy, jak i bezgłośnie… grożąc? Obiecując? Faktycznie, srebro go nie parzyło. Musiał przyznać, iż była to cholernie dobra zdolność. Odporność na słońce i srebro? Łał, za jednym zamachem odhaczył dwa największe problemy wampirów i stał się chodzącym koszmarem łowców. Nie to jednak w tym momencie chodziło mu po głowie. - Bardzo ci przeszkadza, że w twoim domu znajduje się takie drobne cacko? - spytał z pozorną uprzejmością, zaraz cicho – a jednocześnie całkiem przesadnie – sycząc, gdy jego palec dotarł do ostrego krańca, który przebił delikatną skórę. Uniósł zranione miejsce do góry, obejmując je wargami i zasysając do wnętrza ust. Wilgotny język tylko mignął, ale musiał zostać dostrzeżony. Zresztą, właśnie po to został w ogóle ukazany. Nox wbił posrebrzany sztylet we framugę łóżka na poziomie swojego łokcia, a potem podniósł się, odbijając oboma dłońmi od podłogi i… zamiast ku Marcelowi, podążył w przeciwną stronę, opierając się tyłkiem o parapet, a plecami o szybę. Nagle dzieliło ich łóżko, utrudniając tylko odrobinę jakiekolwiek próby wymuszenia ze strony Gawrońskiego. Tak, to było zdecydowanie lepsze, niż wszystkie wcześniejsze podchody i starcia, do jakich pomiędzy nimi doszło. Oczy Dursta świeciły się intensywnie, zdradzając zarówno pożądanie, jak i zaskakującą… radość? Stuletni były łowca bawił się świetnie, pozwalając sobie na tak niesubtelne flirty, skierowane do tego konkretnego wampira. Wreszcie nie musiał się przejmować swoimi obowiązkami i pozycjami, w jakich obaj byli – i mógł garściami chwytać nowe doświadczenia oraz te przyjemne konsekwencje, jakie się wiązały z przemianą. Nie wyglądał, jakby żałował czegokolwiek w swoim życiu. W zasadzie, wyglądał na bardziej żywego, niż zazwyczaj widywał go wampir. Paradoksalnie dopiero śmierć obudziła w Durście pragnienie życia i chwytania chwili. Zaśmiał się cicho, widząc spojrzenie wampira. - Wyglądasz na zaskoczonego, Marcel. - Mlasnął językiem, wymawiając starannie imię swojego stwórcy. Czy kiedykolwiek wcześniej go użył? Sam nie był pewien. - Czego konkretnie się po mnie spodziewałeś, hm? - spytał z, ni mniej ni więcej, a kokieterią. Nie była ona jednak ani trochę kobieca – nie w tych ustach, wypowiedziana w ten sposób, przez tak dobrze wyposażonego mężczyznę. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Wto Lip 03, 2018 2:47 pm | |
| Uśmiechnął się słysząc sarkastyczne słowa. O tak, zdecydowanie wolał Noxa, który nie był apatyczny i przygaszony. To bardziej odpowiadało tej części Marcela, która była beztroska i pewna siebie. Czuła się z takim Noxem swobodniej. Widząc napinające się pod skórą mięśnie w zdecydowanie nieprzypadkowy sposób, miał jeszcze większą ochotę przesunąć po nich dłońmi i własnie to Nox mógł dostrzec w jego spojrzeniu - głód dotyku. A przecież powinien być syty. Poprzedniej nocy sycił się w różnoraki sposób. Dlaczego był tak okropnie zachłanny? Taki głód mu się nie zdarzał, przynajmniej niezbyt często, ale nie zastanowił się nad tym nawet przez chwilę. Kiedy krzyżowali spojrzenia, powietrze między nimi iskrzyło. Łowca zdawał się przedrzeźniać swojego stwórcę, wtórując mu w drapieżnych uśmiechach i sugestywnym oblizywaniu warg, ale robił to tak seksownie, że Marcel był skłonny mu wybaczyć. I jak miał pozostawać przy nim racjonalny i odpowiedzialny? - Twoim zleceniem? To brzmi tak zaborczo. Podoba mi się. - Drażnił się. - Całe szczęście, że jesteś moim łowcą, inaczej pewnie dawno skończyłbym z kołkiem w sercu. - Kolejna drobna kpina, ale będąc rozgrywaną we flircie, traciła swoją moc. Przechylił głowę i założył ręce na piersi. Uniósł jedną brew, uśmiechając się krzywo. Nox ładnie się tłumaczył, ale prawda była taka, że egzekutorzy nie zastawiali pułapek na łowców. Nie zajmowali się nimi. Od tego wampiry miały inne jednostki. - Sądząc po tym, że nadal dycham, nie znalazłeś mojego słabego punktu. A może się mylę? Może po prostu nie zdążyłeś w niego uderzyć? - Kpiący uśmiech nie opuszczał jego oblicza, a nawet poszerzył się, kiedy Marcel usłyszał prychnięcie i słowa, które po nim padły. - Chodzi o to, że wcale nie muszę. Bardzo chętnie poddajesz się wszelkim próbom wymuszenia, jęcząc na zawołanie... gryząc na zawołanie. - Bezczelnie nawiązał do nocy w drewnianym domku, spoglądając na mężczyznę z drażniącą pewnością siebie. Obserwował jak Nox sięga do butów. Atmosfera w pokoju zgęstniała i naelektryzowała się, przypominając Marcelowi o wszystkich wcześniejszych spotkaniach, kiedy nie spuszczali z siebie wzroku, by dostrzec każdy możliwy zwiastun ataku. Wspomnienie naturalnie wymusiło w wampirze gotowość, spinając jego mięśnie, nawet jeśli siedział teraz w pozornie niedbałej, nonszalanckiej pozie. Wyciągnięta z buta broń rozbłysła w świetle dnia, rzucając refleks na biel sufitu. Marcel zmrużył oczy i uśmiechnął się lekko, ale jednoznacznie bardzo kusząco. Nox z rozmysłem przesunął palcem po płazie ostrza potwierdzając jego teorię, ale wcale nie chodziło tu teraz o udowadnianie komukolwiek czegokolwiek. No może jedynie tego, że obaj na siebie lecieli, ale do tego obaj się przyznawali. Nikt nie musiał niczego udowadniać. Zapach świeżej krwi uderzył w Marcela, ale nawet nie drgnął. Nieznacznie zwilżył jedynie wargi końcem języka. Słysząc pytanie, zaśmiał się cicho, kręcąc głową ni to w wyrazie zdumionego rozbawienia, ni w odpowiedzi na pytanie. Skupiał się teraz na grze Noxa, na tym jak z zadziwiająca wprawą uwodził i zachęcał, tak naprawdę niczego nie oferując. To było coś nowego. Kiedyś ścierali się szybko, ale krótko, wierni przynależnym stronom. Teraz, mając zdecydowanie więcej czasu i możliwości na wszelkie zabawy, Nox wydawał się inny. I tak, to, oraz nagły płynny ruch, dźwięk wbijanego w drewno sztyletu i zwiększenie odległości, zaskoczyły starszego wampira. Uniósł brwi w łagodnym, prześmiewczym zdumieniu. Nox nawet użył jego imienia, kładąc na nie wyraźny nacisk. - Tylko na zaskoczonego, Nox? - Zamruczał, umyślnie wymawiając jego imię niższym, mrukliwym głosem. - Myślałem, że bardziej jednak na napalonego - dodał rozbawiony, bez zająknięcia przyznając się do podniecenia. Uniósł dłoń w stronę łóżka, przerywając tym samym kontakt wzrokowy. Wbity w ramę sztylet, nagle wyrwał się z drewna i pomknął w kierunku Marcela. Wampir chwycił rękojeść. Czego spodziewał się po swoim były wrogu? Och, wiedział czego i zamierzał się tym podzielić, świadomie chcąc doprowadzić do momentu, kiedy Nox w końcu, patrząc mu w oczy, przyzna się do swojej słabości. To była mała marcelowa fantazja, usłyszeć z jego ust wyznanie, będące ostatecznym przyznaniem się do tego, że odkąd się poznali, chciał skończyć z nim w łóżku. Niewerbalne dowody na to dostał już wczoraj, ale jakże przyjemnie byłoby to usłyszeć... - Tego, że pod pretekstem groźby przyprzesz mnie do ściany i przyłożysz ostrze do szyi, w praktyce robiąc to tylko po to, by się o mnie otrzeć... Tylko po to, by przez chwilę mnie poczuć - odparł gładko, ale jakże zmysłowym tonem. - Bo zawsze tak robiłeś, nie chcąc wprost powiedzieć żebym cię przeleciał. - Uśmiechnął się drapieżnie. Może i tymi słowami postawił Noxa w pozycji tego, który pragnął tego bardziej, ale prawda była inna. Całkiem możliwe, że obaj pragnęli tego równie mocno. Marcel lubił konfrontacje z łowcą, chętnie grał w niebezpieczną grę gdzie pożądanie mieszało się z agresją, gdzie niedopowiedzenia napędzały do działania. Odchylił lekko głowę i przesunął płazem sztyletu po skórze szyi. Ból, silniejszy niż się spodziewał, przeszył go aż do kości. Drgnął ledwie zauważalnie, tylko tym zdradzając zaskoczenie. - Czyste... - szepnął, mrużąc oczy. Odsunął broń, by się jej przyjrzeć. Metal połyskiwał jasno w świetle południa. Jego odblask odbijał się w oczach wampira. - Efektywne, ale bardzo delikatne. - Przenosząc spojrzenie na Noxa, podrzucił sztylet i złapał go z wprawą. Uśmiechnął się odrobinę kpiąco. - W tym domu jest więcej srebra niż w babcinym kredensie. Jeden sztylet nie zrobi różnicy - nawiązał do poprzedniego pytania. Miał dziką ochotę doskoczyć do niego i zrobić to, czego on nie zrobił. Docisnąć go do ściany, zranić sztyletem, pocałować i upajać się możliwością poskromienia jego siły. Mógłby. Łowca go prowokował, Marcel widział w jego spojrzeniu odbicie swoich pragnień. I chyba tylko dlatego nie poddał się zachciance. Nie żeby mu się nie podobało. Lubił tę grę, ale żadna to zabawa, kiedy biegł z wywieszonym językiem na każde sugestywne spojrzenie i słowo. - A czego ty się spodziewałeś, skoro mój dom tak bardzo ci do mnie nie pasuje? Spodziewałeś się meliny i zgrai pogryzionych dziwek? - Obracał sztylet w dłoni, bawiąc się nim w niezwykle naturalny sposób. Nawet nie patrzył na broń, jego spojrzenie skupione było na sylwetce Noxa. Światło południa obrysowywało twarde mięśnie ramion młodszego wampira i przydawało blasku jego włosom. Był to bez wątpienia bardzo przyjemny widok, którego Marcel nie zamierzał sobie odmawiać. Badał spojrzeniem jego ciało w tak intensywny sposób, że równie dobrze mógłby przesuwać po nim dłońmi. |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Wto Lip 03, 2018 7:18 pm | |
| Gdyby nie sytuacja, w jakiej się znajdowali, pełna seksualnego napięcia i flirtu, Nox zareagowałby na kpinę zirytowanym sykiem i rzucił się na bezczelnego wampira, by udowodnić mu, jak bardzo się mylił. Ponieważ jednak bawili się ze sobą, kusili, drażnili i prowokowali, nie zamierzał się obrażać ani podkreślać swojej, niewątpliwie lepszej, pozycji. Zresztą, od czasu ich ostatniego… ich pierwszego zbliżenia, potrzeba górowania nad starszym wampirem niemal całkiem się rozmyła. Szatyn z białą grzywką chciał czegoś zgoła odmiennego od walki prowadzącej do śmierci. Nie był nawet specjalnie przywiązany do swojej pozycji – wręcz chętnie oddałby władzę w ręce Marcela, jeśli tylko miałoby się to skończyć równie namiętnie i dziko jak poprzednio. - Och, nie jestem „tylko twoim” łowcą, ale ty owszem, jesteś moim zleceniem. - Prychnął po raz kolejny, zaraz unosząc brew ze złośliwością błądzącą po twarzy. - A może chciałbyś tego? Chciałbyś, żebym to ja ci zagroził, a nie był grzecznym nowonarodzonym? Przyznaj, lubiłeś to. - Zaśmiał się chrapliwie. Za tym śmiechem ukrył pożądanie, głód wręcz. Tamto wspomnienie akurat było wyjątkowo wyraźne. Pamiętał każde jedno polecenie, każde szarpnięcie, zaborczość i brutalną siłę promieniujące od Gawrońskiego. Młodszy mężczyzna nie miałby nic przeciwko powtórce, dlatego nie mógł zaprotestować i poinformować nader uprzejmie swojego towarzysza, że wcale nie, myli się. Obaj dobrze wiedzieli, że to była prawda. On wręcz pragnął powtórki. Łowca walczący o swoją pozycję zniknął, a jego miejsce zajął chętnie ulegający nowonarodzony. Gdyby usłyszał kolejny rozkaz, najprawdopodobniej by mu uległ, nawet w tej sytuacji, gdy jeszcze nie doszło pomiędzy nimi do żadnego zbliżenia i ich interakcje zamykały się w niekończących się prowokacjach. Przez jego ciało przeszedł delikatny dreszcz, gdy usłyszał swoje imię w ustach wampira. A potem kolejny, mocniejszy, w chwili gdy Marcel użył swojej zdolności. Oczywiście, Durst o niej pamiętał, ale… tym razem, w tej aranżacji, miała w sobie coś niesamowicie podniecającego. Przypominającego, iż – gdyby tylko chciał – jego stwórca nie potrzebował użyć siły fizycznej, by go do czegoś zmusić. By zagrozić mu, wreszcie jednak bez tej obietnicy ostatecznej śmierci. To już było za nimi. Dostrzegł to drgnięcie wampira i po raz pierwszy odkąd… od zawsze, przejął się. Coś w nim, wcześniej głęboko ukryte, zaprotestowało na widok broni zagrażającej Gawrońskiemu, znajdującej się tak blisko jego ciała. Oczywistym było, że nie z takimi rzeczami mężczyzna się już stykał, tak jak i to, że przypadkiem sobie przecież nie zrobi krzywdy, a jednak Nox poczuł dyskomfort. Jego pierś delikatnie zafalowała, gdy wziął głębszy niż wcześniej wdech, wbijając spojrzenie w srebrne ostrze, obserwując jak porusza się pomiędzy zwinnymi palcami. Tak, zagrożenie znów zawisło w powietrzu, tym razem jednak przybrało nową barwę. Barwę obawy. - Mam same efektywne rozwiązania - oświadczył, odrywając wreszcie spojrzenie od hipnotyzującego metalu i przenosząc je do twarzy mężczyzny, znów łącząc ich płomienne spojrzenia. Uśmiechnął się kątem warg. - Przyszło ci do głowy Gawroński, że być możesz wciąż żyjesz dlatego, że ja tego chciałem? Podjąłem decyzję, że jesteś więcej wart żywy, niż martwy? - spytał i – co zaskakujące – nie było w jego słowach ani nawet cienia przechwałek. Powiedział to lekkim, figlarnym, kuszącym tonem, zupełnie tak, jakby mówił o sprawach oczywistych i niepodlegających dyskusji. Nie było to może przyznanie się do fantazjowaniu o nagim ciele wampira, biorącym wszystko to, czego zapragnął, ale niewątpliwie było już do tego całkiem blisko. - Nie takich jak ty tropiłem i nie takim wbijałem srebro w serce. Byłeś godnym przeciwnikiem… ale nie niepokonanym. - Wzruszył lekko ramionami, obracając się odrobinę bardziej w stronę mężczyzny i rozsuwając delikatnie nogi, nie tylko wyraźniej prezentując lekkie wzniesienie na kroczu, ale też i przestrzeń pomiędzy udami, tylko zapraszającą do umoszczenia się. Odchylił głowę do tyłu, przymykając oczy, całkiem świadomie ponownie prezentując nagą i kusząco bezbronną szyję, tylko czekającą na ugryzienie. - Och, spodziewałem się raczej mieszkania nad klubem, w centrum miasta, przepełnionego głośną muzyką, bronią i… tak, masz rację, dziwek. Takich z wyższej półki mimo wszystko. - Uśmiechnął się, spoglądając z powrotem na Gawrońskiego. - Niepozorny domek z dostępem do jeziora i całkiem pospolitym bałaganem nie pasuje mi do tego wizerunku niepokonanego egzekutora, jaki zwykle widywałem, śledząc cię. - Po raz kolejny wzruszył ramionami, zaciskając lekko pięści na brzegach parapetu, wzmacniając swoją pozycję, ale też i ponownie prezentując dobrze umięśnione ramiona, bicepsy, barki i pierś. - Może jeszcze mi powiesz, że gdzieś tutaj chowasz miłą, cichą żonę i kominek? - Puścił do Marcela oko, jawnie drwiąc. W przeciwieństwie do niego, w jego zachowaniu brakowało niemal całkowicie agresji, jakby dobra zabawa i pewność, iż nie zostanie (trwale i wbrew swojej woli) skrzywdzony, uspokoiła go i zmieniła w radosnego prowokatora, bezczelnie wykorzystującego i prezentującego swoje cielesne atuty. Durst chciał poczuć ciało stwórcy, dociskające go do okna, uniemożliwiające jakikolwiek ruch, stalowe mięśnie i ostre zęby, zwinny język oraz zaborcze dłonie, trzymające go w dokładnie taki sposób, jak sobie Marcel wymyślił. Tym razem nie kusiło go grożenie bronią i manipulowanie sytuacją w ten sposób, by zyskać na chwilę przewagę i poczuć wampirze ciało w takim fragmencie, w jakim akurat udało mu się go chwycić. Nie, chciał wszystkiego. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Wto Lip 03, 2018 10:23 pm | |
| Roześmiał się tuż po tym, jak usłyszał, że nie był jedynym zleceniem, ale nie śmiał się szyderczo. Nox naprawdę go rozbawił. Cholernie podobała mu się ta mała, słowna przepychanka. Dzięki niej czuł się lżej, jakby ciężar poprzedniej nocy i całego czasu spędzonego w niewoli, spadał mu z ramion. Znów mógł odetchnąć pełną piersią. Wspomnienie wszystkich chwil, kiedy Nox prezentował mu swoją siłę i agresję, wróciło do Marcela, pobudzone słowami samego łowcy i tym jego prowokacyjnym, seksownym głosem. Wampir poczuł delikatny dreszcz i poddał się mu, podobnie jak godził się ze sobą, że nie mógł zaprzeczać. Nie chciał zaprzeczać, tym bardziej nawet, że widział rodzący się w Noxie głód. Przez chwilę poważnie myślał o sprowokowaniu go, zmuszeniu do pokazania tej strony, którą najlepiej znał, i która przecież tak go podniecała. Może właśnie dlatego gdy się odezwał, mówił szczerze. Może faktycznie trochę go podpuszczał? - Nadal lubię - w jego głosie a tym bardziej w spojrzeniu, nie było nawet cienia wstydu. Jedynie odbicie pragnień, jakie dzielili. - A czy chciałbym? - Przechylił głowę, mrużąc oczy. Bezwiednie rozchylił usta, ale choć nabrał powietrza, to nie padła odpowiedź na pytanie, które sam zadał. - Co za okrucieństwo, co za zaborczość. Pies ogrodnika. - parsknął złośliwie, zmieniając temat, a potem lekko nachylił się w kierunku Noxa, łokcie oparłszy na udach. Przestał bawić się sztyletem, a gdy kontynuował, jego głos znów miał przyjemną, sugestywną nutę, a w oczach prócz podniecenia iskrzyło rozbawienie. - A gdybym chciał cię mieć na wyłączność? Byłbyś moim łowcą? - Mówiąc to, starał się utrzymać poważną minę, ale nie mógł się powstrzymać i ostatecznie jego wargi wygięły się, dosadnie zdradzając żartobliwość wypowiedzi. Bo też, co on bredził? Jaką wyłączność? Nie bawił się przecież w takie rzeczy. Ale implikowanie tego do Noxa wydało mu się naturalne. Jakby przynależność do siebie była bezdyskusyjna. Nie zauważył, że nadał tym słowom intymny wydźwięk. Jakby pytał go "będziesz mój?". Nie zdawał sobie z tego sprawy, zbyt skupiony na podziwianiu doskonałego ciała, na grze spojrzeń i słów. Rosnące podniecenie rysowało całą sytuację we wściekłej, wyuzdanej czerwieni, przesłaniając drobiazgi. Do głosu dochodziły uczucia, spychając rozsądek na dalszy plan. "Mam same efektywne rozwiązania" Marcel uniósł brwi w zdumieniu i parsknął śmiechem. Czy Nox zawsze miał w sobie tyle pewności? Zaskakiwał na każdym kroku, najpierw apatią, potem perwersyjną uległością, a na koniec pewnością siebie. Jak wiele twarzy krył? Słysząc odpowiedzieć na swoje zaczepki, Marcel zamiast pociągnąć je dalej, spoważniał, ale w ten znajomy już Noxowi, melancholijny sposób. Bo owszem, przyszło mu do głowy. Był bardzo świadomy tego, że obaj mieli masę okazji, by się pozabijać. Nie rozumiał tylko, dlaczego tego nie zrobili. Popychała ich ku sobie chuć, to nie ulegało wątpliwości, ale czy była aż tak silna? Wampir wcale nie musiał okazywać łowcy wdzięczności, tym bardziej, że teraz po prostu sobie dogryzali, ale... Nie chciał kłamać w tej kwestii. Nie chciał jej umniejszać. - Wiem - przyznał. - Dlatego jestem pewien, że żyję właśnie dlatego. Że tego chciałeś - przyznał, a że zrobił to poważnym tonem, patrząc wprost w oczy Noxa, zabrzmiał szczerze. Do tego w głos wampira wkradła się dziwna miękkość, a może raczej melancholia, jakby za tymi słowami kryło się coś więcej. Ale powaga długo nie gościła na jego obliczu. Odwiodła go od niej pozycja, jaką przyjął młodszy wampir. Jakby podawał mu się na tacy, jakby tylko czekał na zachłanne usta i wymagające dłonie. Nox mógł mówić wszystko, mógł drażnić się, zaprzeczać, rzucać złośliwościami, ale tak naprawdę, Marcel faktycznie czuł się tak, jakby były łowca do niego należał. Jakby chciał do niego należeć. Wysyłał tak jednoznaczne sygnały, że nawet ślepy by to wyczuł. - To, że nie mieszkam w takim miejscu, nie znaczy, że nie bywam w takich miejscach. - Odparł, powoli prostując się i wstając. Znów zaczął podrzucać sztylet, który przy każdym kolejnym ruchu wirował chwilę w powietrzu zanim spadł w otwartą dłoń wampira. - A to, że moje mieszkanie nie pasuje do kreowanego wizerunku, nie znaczy, że wizerunek nie jest prawdziwy. Stanął przed Noxem, dokładnie między jego rozsuniętymi nogami i wyciągnął wolną dłoń, opierając ją na jego piersi. Na tych twardych, doskonałych mięśniach. W drugiej trzymał sztylet, ale nie miał zamiaru nim grozić, ani nawet dłużej się nim bawić. Odłożył go na bok, przy zaciśniętych na parapecie palcach towarzysza. Zupełnie jakby dawał mu możliwość. A może to tylko przypadek? - Co do cichej żonki, muszę cię rozczarować. - Uśmiechnął się samymi kącikami ust, tonem głosu sprawiając, że atmosfera stała się duszna, choć mówił przecież o głupotach. Nie chodziło jednak o to co mówił, ale jak mówił i co robiła jego dłoń. Wampir powoli przesunął ją w górę, na szyję byłego łowcy, a potem dalej, na jego kark. Nie zacisnął na nim palców, ale potarł pieszczotliwie nasadę szyi. Widać było, że dotykanie jego ciała sprawia mu przyjemność, której wcale nie krył. Nachylił się lekko, tym samym zbliżając bardziej, udem naciskając na jego krocze. Westchnął, jakby co najmniej to on poczuł drażniący nacisk. - Masz wolną posadę - szepnął i tym razem uśmiechnął się bardzo złośliwie. - Chyba, że wolisz zostać kominkiem? - Był tak blisko jego ust, że czuł jego oddech. A jednak nie nachylił się bardziej. Powoli, z drażniącym spokojem i cierpliwością, o którą ciężko było go posądzać, pieścił kark Noxa. I robił tylko to, zamierając, pozornie rozluźniony, ale biła od niego aura trzymanych na uwięzi instynktów. Jakby w każdej chwili mógł wyszczerzyć kły i rzucić się na zdobycz. - Powiedz to. - odezwał się po chwili, marszcząc brwi, oddychając płycej. Popatrzył mu prosto w oczy i zacisnął palce. - Powiedz, że chcesz żebym cię zerżnął. |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Czw Lip 05, 2018 12:44 am | |
| Tańczyli. Ich zabawa zdawała się nie mieć końca, przepychanki trwały i trwały, kolejne ponętne spojrzenia i złośliwe sugestie rozpalały powietrze pomiędzy nimi, utrudniając zachowanie racjonalności i zmuszając do koncentracji tylko na tym jednym. Na flircie, podczas którego zarazem powracali do znajomych zachowań, jak i odkrywali nowe części siebie. Nowe elementy skomplikowanej układanki, która miała nazwę „prowokacja” i podczas której wszystko miało doprowadzić do seksownej kulminacji. Nox miał słabość do swojego wampirzego stwórcy – każde kolejne uderzenie serca, haust powietrza, blask płomiennego spojrzenia, mówiły „zbliż się do niego”. Skupianie się na złośliwościach było coraz trudniejsze, ale jednocześnie dodawało tej rozkosznej trudności, zmuszając do skupienia pomimo rozkojarzenia. „Pies ogrodnika”? Tak, można by było go tak nazwać. Wcale jednak się w ten sposób nie postrzegał. Gdyby „oddał” Marcela innemu łowcy, mógłby jednocześnie doprowadzić do jego śmierci. Nie tylko nie z rąk własnych, dowodząc słabości, ale… w ogóle. Durst nie chciał wyobrażać sobie świata bez żyjącego w nim wampira o polskich korzeniach. Nie zastanawiał się nad tym dlaczego, tak po prostu było i on nie chciał rezygnować z tych niewielu chwil, podczas których mógł znów żyć, fantazjować, balansować na ostrzu noża i czuć twarde ciało przy swoim. Nigdy nie przyznałby się Gawrońskiemu, że ten miał rację. Jego serce zabiło nagle mocniej. Czy byłby? Tak... - Łowcą już nie będę… Ale jestem twój, jestem twoją krwią, nie da się zaprzeczyć Marcel. Już tego nie zmienisz, nie licz nawet. - Roześmiał się, maskując żartem reakcję na słowa krwiopijcy i dziwne uczucie w piersi. Łatwiej mu było nie zastanawiać się nad słowami mężczyzny, nie myśleć o tym, co z nim zrobiły, nie fantazjować w chwili, gdy przecież jego marzenia były na wyciągnięcie ręki. Wszystko było nowe zarówno dla niego, jak i egzekutora, czemu więc mieliby przykładać wagę dla swoich słów? A jednak… A jednak…. Nie, lepiej było się nad tym nie zastanawiać. Te słowa, te prztyki, którymi się wymieniali, były ważniejsze, niż myśleli. Niż byli gotowi przyznać. Gawroński mógł się z tego śmiać, ale Nox był pewny swego, ponieważ miał ku temu powody. Był jednym z najlepszych żyjących łowców (przynajmniej – do niedawna) i poświęcił się swojej pracy bezgranicznie. W jego słowach nie było pychy, a jedynie obiektywne stwierdzenie faktu. Był diabelnie efektywną bestią, która potrafiła rozwiązać pozornie niewykonywalne zadania. Łowcą, któremu udało się zamordować wampirzego króla – coś, co nie tylko zakrawało o nierealność, ale było wiadome zaledwie kilku osobom, z których do tego nie wszyscy wciąż żyli. Jego broń służyła do zabijania, nie do ozdoby i kosztowałaby majątek, gdyby ktoś niebędący łowcą na jego poziomie chciał ją zakupić. - Nie odbieraj sobie zasług. Ty też miałeś parę okazji by mnie zgładzić - odparł z niewielkim uśmiechem nowonarodzony. Na krótką chwilę pomiędzy nimi zapanowało coś niebędące gorącą żądzą. Szczerość i uznanie dla zdolności i siły przeciwnika. Tak jak przez niemal cały czas swojej znajomości nie mogli się zatrzymać i uprawiać dzikiego seksu, tak i nie dane im było zademonstrować swojego uznania dla siebie nawzajem. Nie byli tylko bezmyślnymi maszynami biegnącymi ku zaspokojeniu swoich potrzeb lub spełnieniu poleceń „z góry”. Oddychali, żyli i pragnęli. Byli zdolni do okazywania sobie szacunku i racjonalnej analizy własnych możliwości. Mogli obawiać się konsekwencji swoich czynów, tak jak i mogli liczyć się z zagrożeniem, jakie cały czas im towarzyszyło. Świadomość tego wszystkiego dopiero docierała do młodego wampira. Nigdy wcześniej nie pozwalał sobie na tego typu wątpliwości, na przystanięcie i zastanowienie się nad sensem własnych poczynań. Gdyby tak zrobił, najprawdopodobniej skończyłby martwy, pozbawiony życia przez jakiegoś mściwego krwiopijcę. Jako łowca musiał być zabójczą bronią, żołnierzem, nie filozofem. Nie wolno mu było dostrzec w swoim wrogu człowieka, wyłapać jego indywidualnych i specyficznych cech charakteru, czyniących z niego… Niego. - Ale jak mógłbym ci się oprzeć, prawda? - rzucił żartobliwie, prezentując się tak ładnie, dostrzegając bardziej jednoznaczne spojrzenia płynące od wampira. Bo dokładnie tak było, Nox do niego należał – niezależnie od tego, czy przyznawał to na głos, czy nie. - Aż za dobrze wiem, że bywasz… Dlatego właśnie do ciebie pasowały. - Wzruszył lekko ramionami, odwołując się poniekąd do tych wszystkich momentów, gdy obserwował go z ukrycia. Lub do tych, gdy się spotykali, ścierali, a później któryś z nich uciekał. Niejednokrotnie te starcia były brutalniejsze, ktoś kończył krwawiąc i utykając, ale i tak znów na siebie trafiali. Nic nie stało na przeszkodzie, by zetknąć się jeszcze raz. I kolejny. I dostrzec z oddali. I dotknąć miejsca, w którym dopiero co stał wróg. I… Marcel nagle zmniejszył dzielącą ich odległość do niemal nieistniejącej. Serce byłego łowca przyspieszyło uderzenia, a jemu samemu zrobiło się nagle znacznie cieplej. Dłoń błądząca po jego mięśniach dodała nie tylko pikanterii ich zbliżeniu, ale w ogóle zmieniła ustawienie sił. Nagle to nie Nox kusił, a egzekutor. Delikatnie zaciskające się na nim palce wywołały lustrzaną reakcję, a jednak silniejszą – kostki młodego wampira aż zbielały. Uda jeszcze kawałek się rozsunęły, zapraszając w niemym geście Gawrońskiego. Bliżej... Sztylet nigdy nie był tak mało nieinteresujący jak w tym momencie. Durst pragnął go. Im bliżej siebie byli, tym bardziej czuł przyciąganie, tym trudniej było mu oddychać, tym bardziej chciał go poczuć. Aż go skóra swędziała w miejscach, w których wyłącznie się muskali, a nie stykali. Dłoń na karku wywoływała kolejne fale przebiegające po całym kręgosłupie, a Nox musiał się wręcz powstrzymywać przed tym, by odruchowo nie przesunąć się o te kilka centymetrów i przylgnąć do gospodarza. Potrzeba dotknięcia była przytłaczająca i pozbawiająca zdolności racjonalnego myślenia. Mimo to, nowonarodzony wciąż walczył. - Rozgrzewać cię w zimne noce, czy szorować podłogi? Muszę się nad tym zastanowić… - rzucił z przekąsem, niemal przekonując samego siebie, iż jest w pełni kontroli. Głos mu nawet nie drgnął, usta wygięły się w rozbawionym grymasie, język, kusząco zabłądził po dolnej wardze, zęby zabłysnęły… ale przepychanki straciły w tym momencie swój blask. Ważniejsze było to, do czego wspólnie dążyli, a nie sama droga. Co idiotyczne, gdzieś tam w środku ucieszył się, iż jednak żadnej żonki Marcel nie miał. Rzecz jasna, były łowca o tym wiedział z dokumentów (i obserwacji), jednak nie potrafił opanować tego cichego, zadowolonego pomruku jakiejś głęboko ukrytej części siebie, która zwykle nie wystawiała nosa na zewnątrz. Do cholery, pragnienie by wampir spuścił swoje żądze z smyczy było przytłaczające. Intensywnie pociemniałe z pożądania oczy Dursta zdradzały go, podobnie jak całkiem otwarta postawa, nie tylko zapraszająca, ale w ogóle zdradzająca pełne zaufanie do drugiego mężczyzny. Nie powinien tak łatwo mu zawierzyć. Nie po tych siedemdziesięciu latach, nie po poprzedniej nocy… a może właśnie dlatego powinien? Tak trudno było podjąć decyzję, tak trudno było myśleć racjonalnie… Tak trudno było chcieć czegoś innego, niż tylko zbliżenia. Niekoniecznie konkretnego, ostrego seksu, po prostu kontaktu. Czegoś więcej, niż ta dłoń na karku, drażniąca, zapewniająca o przynależności, mówiąca mój bez jednoczesnego zaofiarowania czegokolwiek więcej. A on chciał dużo więcej. Ani myślał się przyznawać. Nie werbalnie. Do tego potrzebował znacznie większej desperacji i głodu, niż odczuwał w tym momencie. Bliskość Marcela wyciszyła niektóre potrzeby, pozostawiając żądze, ale nie ślepą tęsknotę. Tak przynajmniej wydawało się Noxowi, który również nagle zaczął oddychać z większym trudem, a jego usta rozchyliły się w niczym innym, jak zapraszającym i bardzo uległym geście. Weź je. Weź mnie... – szeptał bezgłośnie. - Nie zasłużyłeś – powiedziały złośliwie wargi. Stał w rozkroku, zarówno metaforycznie, jak i w rzeczywistości. Rozkraczony pomiędzy ślepym pragnieniem kontaktu, a przyzwyczajeniem do toczenia walki – zarówno słownej, jak i fizycznej. Zamknął usta, zaciskając delikatnie zęby na dolnej wardze i przebijając ją. Odrobinka krwi trysnęła, kusząc. Durst zlizał ją powoli, nie odrywając spojrzenia od stojącego tak blisko niego mężczyzny. - To ty chcesz mnie zerżnąć… - wyszeptał powoli, przedłużając samogłoski i drażniąc się ze starszym wampirem. Przechylił lekko głowę w bok, spoglądając figlarnie z dołu, tylko czekając na ten moment, gdy Gawroński straci nad sobą panowanie i zaatakuje. Och, jak on na to czekał. - Dokładnie tak, jak wczoraj… Ostro, wygłodniale, całkowicie bezmyślnie i zwierzęco… |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Czw Lip 05, 2018 5:04 pm | |
| Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Wywarła na nim większe wrażenie niż chciał przyznać, i żeby się nie zdradzić, swoje zdziwienie zamaskował kpiącym uśmiechem. - Nie zamierzam przeczyć - odparł nonszalancko, w duchu dziwiąc się przyjemności, którą dało mu to wyznanie. Marcel nie był typem człowieka, który przywiązywał dużą wagę do słów, ale wszystkie, które miały związek z Noxem zaczęły zyskiwać na znaczeniu. Nie rozumiał tego, ale nic nie mógł poradzić na to, że po prostu niektóre rzeczy chciał od niego usłyszeć. Chciał i już. I gdy je słyszał, odczuwał satysfakcję, ale całkiem zdrową, pozbawioną chęci górowania nad przeciwnikiem. Przypominała raczej tę, która odczuwa się podczas pochwały. Był po prostu zadowolony. W tamtej chwili wcale nie przeszkadzało mu to, co te słowa implikowały. Nie przypominały mu o odpowiedzialności za przemianę, ani o obietnicach ochrony. A może tak naprawdę świadomość tego wszystkiego przestała go niepokoić? Reszty słów nie skomentował, bo w jego głowie zabrakło miejsca na rozpatrywanie poruszonych kwestii. Wszystko było prawdą. Nie zabił go, choć mógł. Na wpół świadomie odnotował tylko, że Nox mógł wiedzieć o nim więcej niż by sobie tego życzył. Ale to i tak nie było teraz ważne. Gdy tylko znalazł się pomiędzy jego udami, przestał zastanawiać się nad poważnymi kwestiami. Liczyło się tylko chętne ciało, które miał w zasięgu dłoni. Zauważając kroplę krwi na ustach kochanka, przycisnął kciuk do jego wargi i przetarł ją, zbierając część czerwieni zmieszanej ze śliną. Otarł zakrwawioną opuszkę o własny język i uśmiechnął się mrocznie, słuchając o tym, jak to bardzo sam chciał go zerżnąć. - O tak. Chcę. - Zamruczał, szczerząc kły w agresywnym uśmiechu. Mocno otarł się o jego krocze nabrzmiałą męskością, kompletnie ignorując sugestię, że nie zasłużył. Na nic nie musiał zasługiwać. Wszystko między nimi było oczywiste aż do bólu. A jednak... Marcel chciał usłyszeć jak Nox przyznaje się do swoich pragnień. Był niemal pewien, że mógłby go do tego zmusić, a ta świadomość podniecała go niemal równie mocno, co rozłożone bezwstydnie, poddane jego woli ciało. Rozchylone, błagające o pocałunek wargi i wyrywający się spomiędzy nich przyspieszony, gorący oddech, mówiły więcej niż jakiekolwiek słowa. Marcel mógłby więc zadowolić się niewerbalnym przekazem i poddając prowokacji, rzucić się na kochanka, ale dzisiaj to on panował nad instynktami, nie one nad nim. To wczorajszy wyskok był czymś niezwykłym. Egzekutor doskonale radził sobie ze wszystkimi potrzebami ciała i jeśli się im poddawał, to świadomie i z rozwagą. Wczorajsza noc była pierwszą od dawna, kiedy tak bardzo się zapomniał - w głodzie krwi rozszarpał człowieka, w głodzie dotyku pieprzył się z Noxem w perwersyjny, bolesny i brudny sposób. Wczoraj bestia kierowała nim, dziś tylko warczała mu na ucho bezwstydne pomysły i popychała w ramiona odwiecznego wroga. Dzisiaj był sobą. Mroczne spojrzenie wampira, choć zdradzające niebywały głód, było uważne i ostre jak brzeg srebrnego sztyletu. Jeśli Nox sądził, że może pogrywać sobie z jego żądzą, to bardzo się mylił. Marcel nad sobą panował, przewrotnie nie dając łowcy żadnej satysfakcji. Odchylił się, górując nad nim, patrząc na niego z autentyczną wyższością, jakby faktycznie czerpał przyjemność ze swojej pozycji. Zabrał dłoń i przez chwilę mogło się zdawać, że cofnie się i pozostawi dyszącego i pragnącego uwagi łowcę, samemu sobie. Ale nagle uśmiechnął się kpiąco i gwałtownym, błyskawicznym ruchem chwycił w garść białą grzywę, ciągnąc za nią do tyłu, zmuszając Noxa, by odchylił głowę. Przy sile i gwałtowności tego ruchu, mężczyzna uderzył jej tyłem w szybę, która zadźwięczała w proteście. Nachylił się nad nim spoglądając mu w oczy. W jego własnych odbiło się światło południa, rozpalając szarość tęczówek, sprawiając, że płomień żądzy zyskał niemal namacalny wymiar. - Więc powiedz, że nie chcesz. Zaprzecz ciału - szepnął, drwiąc. Oddech Marcela przyspieszył. Mężczyzna był rozpalony, i tak gotowy, że niemal bolało, ale choć rozpaczliwie pragnął wpić się w kuszące wargi, docisnąć silne ciało do swojego, nie wykonał ani jednej z tych rzeczy. Trzymał Noxa za włosy, patrząc na niego z perspektywy zdobywcy. Nie czekał na odpowiedź. Tak naprawdę, nawet gdyby w złośliwości łowca chciał się teraz wycofać, Marcel by mu na to nie pozwolił. Wolną dłonią przesunął po szerokiej, twardej piersi wampira, chwilowo zdradzając zniecierpliwienie, kiedy paznokciami zadrapał mięśnie jego brzucha. Oderwał wzrok od jego twarzy i prześledził drogę, którą pokonywał palcami. Ten ruch był powolny, a umyślnie drażniący dotyk był czymś zupełnie nowym, czymś czego Marcel nigdy nie miał okazji mu zaserwować, a teraz robił to z wyraźną przyjemnością. Nox mógł też wyczuć nacisk na rękach, jakby ktoś nagle docisnął je do parapetu, uniemożliwiając ich uniesienie. Marcel zabawił się jednym ze swoich darów, unieruchamiając swoją ofiarę. Oczywiście, przy odpowiednim skupieniu i chęci, łowca mógłby przerwać działanie telekinezy, ale nie było to ani łatwe ani przyjemne. No i czy naprawdę tego chciał? Czy chciał uciec od dotyku dłoni, które z wyraźną przyjemnością i niebywałą wprawą badały jego ciało? Czy chciał uciec od roziskrzonego pożądaniem spojrzenia i rozchylonych ust, które może w końcu, jeśli będzie grzeczny, nagrodzą go pocałunkiem? Marcel kilka razy zahaczył placami o jego sutki, sprawdzając wrażliwość i reakcje. Drażnił go, kiedy przesuwał opuszkami po boku brzucha i piersi, po krzywiźnie ramienia, będąc zaskakująco delikatnym i nieśpiesznym. Wszystkie łagodne dotknięcia kontrastowały jednak z wciąż silnie zaciśniętą na włosach dłonią, która nie pozwalała Noxowi zmienić pozycji. Starszy wampir po prostu patrzył i badał, chłonął i upajał się. Obserwował z niepokojącym skupieniem jak jego odwieczny wróg reaguje na darowane z rozmysłem pieszczoty. W tamtej chwili nie zastanawiał się dlaczego to robił. Nie myślał racjonalnie, choć powinien. Coraz bardziej pogrążał się w czymś, czego nie rozumiał. Dlaczego tak niesamowicie silnie na siebie działali? Czy to dlatego, że wcześniej nie mieli możliwości i odbijali sobie ponad siedemdziesiąt lat pozornej nienawiści? Bo był pewien, że była nieszczera. Tak samo był pewny także tego, że nie pragnienie dominacji nad wrogiem pchało go w kierunku Dursta. To była jakaś niezdrowa fascynacja całokształtem, a najgorsze było to, że im więcej się o nim dowiadywał, tym bardziej go pragnął. Marcel przesunął palcami po miękkich wargach łowcy i westchnął z frustracją, w końcu się poddając. Nachylił się, lekko zwalniając uścisk palców na białej grzywie, i pocałował go, głęboko i bardzo namiętnie, nie tak, jak całuje się przygodnego kochanka. Tym razem Marcel zdecydowanie dbał o przyjemność łowcy, pieszcząc wnętrze jego ust nieśpiesznymi, namiętnymi pociągnięciami języka. Nie zarejestrował chwili, w której przylgnął do niego bardziej. Po prostu nagle zatracił się i było mu tak cholernie dobrze, że przez kilka długich chwil nie odrywał się od jego ust. |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Pią Lip 06, 2018 7:43 pm | |
| Nox nie chciał sobie nawet wyobrażać utraty kochanka. Nie wtedy, gdy ten był tak blisko, prezentował się tak seksownie i spoglądał na niego z niesamowitym ogniem w oczach. Ten nagły ruch dłoni przekonał krnąbrnego nowonarodzonego, że był gotów zrobić niemal wszystko, byle tylko poczuć na sobie marcelowy dotyk. Potwierdzenie, że go pragnął, wydawało się nagle śmiesznie niewielkim poświęceniem w obliczu ryzyka odsunięcia się od niego tego cholernie pociągającego mężczyzny. Młody wampir już otworzył usta szerzej, zamierzając wyrazić werbalny sprzeciw – gdy dłoń na jego włosach zacisnęła się i zamiast konkretnej odpowiedzi wyrwał się z niego, ni mniej ni więcej, a jęk. Tak, całkiem uległy i poddańczy dźwięk, który dziko zawstydził byłego łowcę i wywołał w nim wpojony od lat odruch – próbuję ucieczki. Gdyby nie to, iż znajdował się dociśnięty do okna, mocno chwycony za włosy i unieruchomiony telekinezą, wybiegłby z pokoju i tyle by go egzekutor widział. Nox jednak, jak się okazało, nie miał tego luksusu. Zamiast zniknąć z oczu Gawrońskiego, musiał wytrzymać jego płomienne spojrzenie, kpiący uśmiech i poddać się jego woli. Chciał uciekać. Nie chciał. Chciał. Pragnął. W głowie Dursta zaczynało się mieszać przez wewnętrzne rozdarcie. Był na skraju paniki i jednocześnie… ekstazy, oddychający ciężko, pospiesznie i chaotycznie, już nie patrząc na to, jak bardzo nieustający świst go zdradza. Był niczym zdobycz pochwycona w siatkę, diabelnie przerażony, ale jednocześnie podziwiający bezmyślnie swojego łowcę. Nie potrafił jednoznacznie stwierdzić, kiedy ich role uległy tak drastycznej zmianie, widział tylko efekty, które całkowicie go zdezorientowały, ale zarazem uczyniły całą sytuację o wiele poziomów namiętniejszą. Był zdany na łaskę i niełaskę Marcela i z ręką na sercu nie mógłby przyznać, iż mu się to nie podobało. Wręcz przeciwnie, cholernie cieszyła go zmiana, na którą nawet w najśmielszych fantazjach nie mógł sobie pozwolić. Był jego. Należał do niego. Pragnął go każdą komórką swojego ciała. Nie mógł zaprzeczyć. Nigdy w życiu by nie zaprotestował. Oddał mu się w całości i było to widać w miękkim, poddańczym spojrzeniu, delikatnie mięknących mięśniach, które wreszcie przestały być desperacko napięte i w rozchylonych błagalnie ustach. Czegokolwiek Marcel by od niego nie zażądał, on by to spełnił. Bez chwili zawahania, bez namysłu, znów całkiem posłuszny jego woli, tracąc ten pierwiastek niezależności i niepokorności na rzecz grzeczności. Jęknął jeszcze raz, niemal nieludzko, gdy przez jego ciało przeszedł dreszcz zdradzający zdumienie. Nox nie oczekiwał, iż wreszcie doczeka się jakiejkolwiek prawdziwej fizyczności i pieszczoty. Nie był nawet do niej specjalnie przyzwyczajony. Seks z czasów, gdy był łowcą, przypominał raczej szybki interes, niejednokrotnie zajmował mniej czasu, niż zamordowanie jakiegoś problematycznego wampira, i raczej nie opierał się na innym kontakcie, niż tym związanym z dolnymi partiami ciała. Delikatny, niemal subtelny dotyk w zgoła odmiennych częściach nie pasował do jego wizji, wywoływał zagubienie i… dyskomfort? Komfort? ...Rozkosz? Sam nie potrafił stwierdzić – jego ciało jednak nie miało z tym żadnego problemu. Nadstawiało się do każdej kolejnej pieszczoty, jakby jego właściciel przez całe lata nie miał dostępu do wody i teraz próbował się nasycić, usta chwytały z coraz większym trudem kolejne hausty powietrza, a palce raz po raz zaciskały się na parapecie, na zmianę bielejąc i czerwieniejąc. Nox był cholernie wdzięcznym kochankiem, gdy poświęciło mu się uwagę – coś, co wszystkie jego poprzednie jednonocne przygody przeoczyły. Wił się, wzdychał, pomrukiwał, nadstawiał do dotyku i od niego uciekał, a większość jego ciała pokryła gęsia skórka. To, że Gawroński był tak spokojny i metodyczny w swoich posunięciach, było i przerażające i podniecające. Gdyby nowonarodzony był kobietą, miałby mokrą bieliznę – w tym momencie jednak wyraźnie prezentowała się twarda męskość, próbując wyswobodzić się z okowów spodni. Kusiła i zapraszała do dotyku, grożąc rozerwaniem materiału i sugerując jak wiele przyjemności tak subtelna pieszczota zapewnia młodszemu mężczyźnie. Zaśmiał się cicho, czując łaskotanie we wgłębieniu ramienia. Kolejna, zupełnie odruchowa i świadcząca o bezbronności reakcja. Odetchnął ciężko, nierówno, czując opuszki palców na swoich sutkach, które natychmiast stwardniały pod wpływem dotyku. Nieważnym było, iż był tak wygięty, iż nie mógł swobodnie manewrować głową i spoglądać na swojego kochanka – i tak próbował, wbijając w niego żarzące się od głodu spojrzenie. Już nie chodziło tylko o seks, zwierzęce zbliżenie, a o coś więcej. O każdy jeden kontakt, dotyk, muśnięcie, które mógł mu zaoferować Marcel. Ba!, z każdą kolejną chwilą przy nim były łowca zatracał się coraz bardziej, pozbywając nie tylko resztek rozsądku i niezależności, ale w ogóle wszystkich myśli. Był tylko Gawroński, jego dłonie, jego… usta. Durst westchnął ukontentowany, czując finalnie ciepłe wargi kochanka na własnych. Natychmiast zaprosił go do swojego wnętrza, zaczepiając językiem, otwierając się posłusznie, mrucząc cicho, ale słyszalnie. Gdyby egzekutor go nie przyszpilił do parapetu, mężczyzna bez wątpienia znalazłby się znów na kolanach. Zupełnie tak, jakby nie potrafił przy seksownym wampirze ustać w pionie i za każdym razem jego nogi się poddawały pod wpływem intensywności emocji. Gdyby mógł zastanowić się nad własnymi reakcjami, zapewne doszedłby z zażenowaniem do wniosku, iż zachowuje się niczym dziewiętnastowieczna dziewica ze słabego harlequinu – na szczęście jednak w tym momencie nie potrafiłby wydusić z siebie niczego bardziej skomplikowanego od trzyliterowego „tak”. Wykorzystując siłę własnych, wyćwiczonych (i przemienionych) ramion podparł się mocniej na fragmencie okna i podniósł z podłogi nogi, owijając nimi uda więżącego go mężczyzny, nie wahając się przed kolejnym, jakże uległym gestem. Werbalnie mógł próbować protestować, fizycznie jednak był Marcela. Docisnął krocze do jego krocza, znów jęcząc w sposób przypominający bardziej wygłodzone zwierzę, niż racjonalnego, dorosłego mężczyznę. Przywodził na myśl raczej chętną dziwkę albo aktorkę porno, która nie mogła się doczekać prawdziwego, dobrego rżnięcia. Ale, czy w rzeczywistości było inaczej? Nox odwzajemniał wszystkie ruchy języka mężczyzny, ocierał się o niego, pomimo niewygodnej i wymagającej fatygi pozycji, wzdychał głośno i pożądliwie, a gdyby mógł, zapewne chwyciłby go za włosy i docisnął jeszcze dokładniej do siebie. W przeciwieństwie do poprzedniego razu, to zbliżenie przebiegło pomiędzy nimi znacznie spokojniej i namiętniej, a dzięki temu jeszcze lepiej pokazało tę stronę nowonarodzonego, o której – szczerze mówiąc – żaden z nich nie miał pojęcia. Wiszący częściowo w powietrzu wampir zajęczał z nieskrywanym zadowoleniem, ale też wyraźną irytacją, lekko, znacząco szarpiąc rękami trzymany parapet. Chciał już wolności, chciał dotykać, pożerać i ocierać się na własnych warunkach, a nie całkowicie poddać się Marcelowi. Tak, podobało mu się to, ale same otarcia i mokre pocałunki zaczynały być niewystarczające. Pomimo tego, iż mógł się uwolnić, nie spróbował, a jedynie zasygnalizował swoją potrzebę, pierwszy raz ciesząc się specyficzną cechą wampirów, która nigdy wcześniej nie przyszła mu do głowy jako ważna. Nie. Musiał. Oddychać. Był w pieprzonym niebie, mogąc całować się tak długo, jak tylko obaj zapragnęli, bez żadnej zbędnej fizjologicznej potrzeby ciała. Byli tylko oni dwaj i żądza. Jęknął niecierpliwie po raz drugi, bardziej nagląco. Więcej. Więcej. Więcej, do cholery. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Nie Lip 08, 2018 11:38 pm | |
| Zaskoczony jęk Noxa sprowadził na Marcela przyjemny dreszcz, który rozszedł się po jego ciele gorącą falą, kumulując się w lędźwiach. Westchnął płytko i z metodycznością szalonego naukowca, który przeprowadza eksperyment swojego życia, obserwował byłego łowcę - ciało gotowe rzucić się do ucieczki, obawę w spojrzeniu i kompletnie przeczące temu wszystkiemu, podniecenie. Przez krótką chwilę po prostu na niego patrzył, nie zastanawiając się nad genezą wszystkich prezentowanych przez niego uczuć. Po prostu je zaakceptował i posunął się dalej, teraz już kompletnie pewny swojego miejsca w ich małej hierarchii. Nox poddawał się, nawet jeśli go to przerażało, a Marcel naturalnie przyjmował tę uległość, nie dziwiąc się jej już, nie przecząc jej, nie próbując zrozumieć. Durst był jego. To wszystko, co teraz wiedział i wszystko, co było mu potrzebne. Widok rozluźniającego się ciała i łagodniejącego spojrzenia był satysfakcjonujący. Marcel skłamałby, gdyby powiedział, że przewodzenie w łóżku go nie bawiło. Lubił sprawiać, że kochankowie stawali się w jego ramionach słodko oddani. Że błagali, spragnieni kolejnego dotyku i uwagi. Uwielbiał dzielić się rozkoszą, drażnić i wymagać, a teraz miał doskonałą okazję do wszystkich tych zabiegów. Durst był zaskakująco wdzięczny i ekspresyjny. To poważne, ponure wręcz oblicze, teraz przecinała barwna paleta uczuć. Marcel był urzeczony obserwując błagalne spojrzenie i wyginające się kusząco ciało, niemal boleśnie spragnione dotyku. Dotyku, który wspaniałomyślnie mu ofiarował. Nigdy nie przypuszczałby, że zobaczy swojego odwiecznego wroga w takim wydaniu, jęczącego, niemo proszącego i... chichoczącego. Czyżby miał łaskotki? To urocze. Urocze? Boże, czy właśnie nazwał w myślach ten kawał faceta uroczym? Ale nic nie mógł poradzić na to, że taka przedziwna, nie pasująca do Noxa reakcja wydała mu się na swój sposób ujmująca. Były łowca w uległym wydaniu działał na Marcela zaskakująco silnie, dlatego w końcu go pocałował, poddając się chęci ponownego smakowania ust, których na dobrą sprawę nie często miał okazję próbować. Pocałunki z Noxem wciąż były czymś nowym, ale łowca całował zaskakująco dobrze, więc wampir naprawdę długo nie odrywał się od jego ust. Mruczeli do siebie, na przemian liżąc i gryząc swoje wargi, rozpalając pożądanie coraz mocniej. Marcel musiał w końcu przerwać, bo dotarł do chwili, w której jego dłonie bezmyślnie i niecierpliwie błądziły po ciele kochanka, przyciągając go coraz mocniej. Niewiele brakowało, żeby w pełni poddał się instynktom i zwyczajnie zerwał z Noxa spodnie. Wyprostował się, drżąc od wstrzymywanych pragnień. Niestety widok opuchniętych, wilgotnych ust i rozpalonego spojrzenia kochanka, nie pomagał zachować trzeźwości umysłu. Marcel odchylił głowę, przymykając oczy. Powoli normując oddech, przeciągnął dłońmi po obejmujących go udach. Wzmocnił działanie telekinezy, przypomniawszy sobie, że Nox chciał swobody. Nie miał zamiaru mu jej dawać. Jeszcze nie. Z ociąganiem znów spojrzał mu w oczy, nie chcąc przegapić ani jednego grymasu czy westchnięcia, gdy nagle, wprawnym ruchem rozpiął mu spodnie. Silnym pociągnięciem zsunął je razem z bielizną na tyle, by uwolnić spod materiału nabrzmiałą męskość kochanka, a gdy sterczała bezwstydnie między ich ciałami, objął ją dłonią, ściskając z wyczuciem. - Tak... - szepnął nieprzytomnie, podziwiając reakcję Noxa, jego napięte ciało i spojrzenie, którym dosłownie go pożerał. - Nie wyrywaj się - upomniał. Uśmiechnął się łobuzersko, przytomniej, a przez to nieco niepokojąco, sprawiając wrażenie kota, który ma zamiar zabawić się złapaną myszą. Może i miał ochotę po prostu zedrzeć z niego ciuchy, obrócić do siebie plecami i pieprzyć tak, jak zrobił to ostatniej nocy, ale sadystyczna chęć sprawienia żeby Nox o to błagał, była silniejsza. - Po prostu ciesz się chwilą... - zadrwił, z każdą chwilą wydając się zyskiwać nad sobą coraz większą kontrolę. Z drażniącą powolnością poruszył ręką, pieszcząc twarde, pulsujące ciało. Co z tego, że dotyk, który mu darował w pewien sposób odczuwał na sobie? To nawet lepiej. Byli tak blisko, że za każdym razem gdy przesuwał dłonią, kłykciem kciuka drażnił siebie. Pokój wypełnił się więc ich westchnieniami i jękami. Marcel wtórował kochankowi, choć dźwięki wyrywające się z jego ust były miększe, wydawane umyślnie. Starszy wampir działał teraz bardzo świadomie, co w żaden sposób nie przeszkadzało mu doskonale czuć i bardzo pragnąć. To, że się powstrzymywał, jedynie dodawało pikanterii ich zabawom. Po chwili nachylił się do ucha łowcy i polizał je końcem języka. Jego dłoń nie zmieniła rytmu. - Tak bardzo chcę cię zerżnąć... - zamruczał nisko, ale słychać było, że kpi, po prostu nawiązując do wcześniejszej rozmowy. - Ale ty tego nie chcesz, prawda? Tak strasznie się wyrywasz - drwił dalej, żartując sobie z wyginającego się w przyjemności ciała. - Nie podoba ci się... - jęknął z teatralnym smutkiem i zupełnie nagle, burząc cały udawany zawód, warcząc, zatrzasnął zęby na płatku ucha kochanka, kalecząc je. Razem z tym ruchem, dłoń na męskości Noxa zacisnęła się mocniej i przyspieszyła, drażniąc intensywniej. Marcel nie zamierzał przestawać. Pieścił go gwałtownie, ssąc jego ucho, warcząc w nie, liżąc je, dopóki nie wyczuł, że ciało Nox spina się w charakterystyczny sposób, zwiastując słodycz spełnienia. Wtedy, tak po prostu zabrał rękę i wyprostował się, spoglądając na kochanka z wyższością. Nie miał zamiaru pozwolić mu dojść. Choć dyszał, będąc bez wątpienia równie spragnionym i gotowym, uśmiechał się ze złośliwą satysfakcją. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |