|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| | | |
Autor | Wiadomość |
---|
ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Sro Lip 25, 2018 11:03 pm | |
| Marcel był diabelnie seksowny, gdy znajdował się na granicy utraty kontroli. Wyprostowany, emanujący wręcz dominacją i pragnieniem, budził w młodym wampirze wszystko, do czego ten się nigdy nie przyznawał. Nox miał ochotę dać się ponieść ich zabawie całkowicie, nie tylko fizycznie, ale też mentalnie, pozbawić się wszystkich ograniczeń, jakie kiedykolwiek na siebie nałożył. Chciał ocierać się, całować, jęczeć i błagać, bez poczucia, iż robi coś… nie do końca właściwego. Z jednej strony było to cholerne podniecenie, mieszające w jego głowie, z drugiej Gawroński, dotykający i całujący go w taki sposób, że nie sposób było mu się oprzeć, a z trzeciej, gdzieś w oddali, wciąż obecny był znajdujący się u władzy i kontrolujący wszystko łowca. Był niemile widziany, wręcz niechciany, nie w sytuacji, gdy wszystko wywróciło się do góry nogami. Durst w końcu mógł być kimś innym – i chociaż nie mógł stwierdzić, czy w ogóle potrafił, to chciał chociaż spróbować. A Marcel tylko mu to ułatwiał. Albo utrudniał, ponieważ nagle odrobinę się odsunął, dokładnie na tyle, by znaleźć się poza zasięgiem ust nowonarodzonego, a to one były najważniejsze w tym momencie. Wampir zmarszczył brwi, pozwalając sobie na chwilę pełną konsternacji. Gdyby mógł, zapewne założyłby ręce na piersi i zacmokał z irytacją. Nie, wcale nie – raczej chwyciłby starszego mężczyznę za kark i przyciągnął do siebie, nie pozwalając mu na żadne odzyskiwanie kontroli. To akurat niestety było całkowicie poza granicami możliwości byłego łowcy, któremu nie pozostało nic innego, jak tylko zdmuchnąć wpadającą mu do oczu białą grzywkę, rozprostować zaciśnięte dotychczas dłonie i spróbować się poruszyć – sprawdzając, na ile dobrze działa telekineza Marcela. Nie do wiary, że po tylu latach w końcu dał się na nią złapać, i to w takiej sytuacji. - Gawroński… - mruknął nisko, karcąco, przypominając mu w uprzejmy sposób, że nadal tam jest, że nadal czeka, nie mogąc się poruszyć, w pozycji, która zaczęła być średnio wygodna. Były łowca oczywiście nie miałby problemu by jeszcze długo w niej pozostać, ale najchętniej jednak by ją odrobinę zmienił. Dał sobie więcej pola do manewru. Uwolnił dłonie, by chwycić… Nowonarodzony instynktownie się spiął, widząc nagły ruch w okolicy swojego krocza. Poderwał zaraz głowę, wbijając spojrzenie w stojącego przy nim mężczyznę. Na oczach wampira jego spojrzenie przybrało ciemniejszą barwę, świadczącą o nagłym wzroście żądzy. Pocałunki były dobre, tak, cholernie dobre, ale to… to zwiastowało wejście na kolejny poziom, a niczego bardziej w tym momencie Durst nie pragnął, jak tylko poczucia więcej. Oblizał napuchnięte wargi językiem, rozchylając je kusząco, nieprzyzwoicie zapraszając do kolejnego pocałunku. Do pozostawienia na nich śladu zębów i spicia wszystkich jęków, które niewątpliwie zaraz nadejdą. Kontrolujący łowca zniknął, pozostawiając na powierzchni wygłodniałego, uległego wampira. Lekko się uniósł na dłoniach, ułatwiając gospodarzowi pozbawienie go zbędnego materiału. Przygryzł wargę, hamując pierwszy cisnący mu się na usta jęk, ponieważ zobaczył racjonalność w spojrzeniu Marcela. Rzecz jasna, nie miał nic przeciwko niemu, znajdującemu się u władzy i świetnie radzącemu sobie z jego ciałem, ale… nie chciał dawać mu satysfakcji, gdy był już tak bardzo bezbronny. Chciał szaleć wspólnie, a nie w pojedynkę, ku uciesze sadystycznego egzekutora. Jego plany jednak nie miały zbyt wiele wspólnego z realną sytuacją. Był zdany na łaskę i niełaskę mężczyzny, który dosłownie trzymał rękę na jego kroczu i mógł z nim w tym momencie zrobić wszystko. I bóg mu świadkiem, że pozwoliłby na to bez słowa sprzeciwu. Szarpnął się lekko mimo to, bardziej z przekory, niż nadziei na uwolnienie się z niewidzialnych więzów. Mimo iż wiedział, co zrobiłby w sytuacji, gdyby został uwolniony, nie marnował czasu na robienie planów. Po pierwsze, Marcel by zapewne i tak na to nie pozwolił. Po drugie, sam był ciekaw, gdzie też zaprowadzi go fantazja jego stwórcy. - Bezczelny… - mruknął pod nosem, po raz kolejny zmuszając się do pyszczenia. Każda chwila, którą Marcel poświęcał na zdobycie kontroli, wiązała się też z odzyskiwaniem panowania nad sobą młodego wampira. Starszy musiał liczyć się z konsekwencjami zarówno swoich czynów, jak i ich braku. Nietrudno jednak było zobaczyć, że tym razem Nox nie wkładał całego serca w przepychanki. Był raczej ciekawy, zniecierpliwiony, głodny, niż zdecydowany się wykłócać i konkurować. Zresztą, miałby udawać, że jest w tym momencie u władzy i w każdej chwili może zrobić cokolwiek? Tak nie było i oni obaj dobrze o tym wiedzieli. Drażnił bardziej po to, by sprowokować, niż faktycznie się poprzepychać. I wreszcie przyszedł sensowny ruch na członku – a wraz z nim zamknęły się oczy wampira, a a usta rozchyliły w pierwszym, rozkosznym jęku. Jedna z nóg nowonarodzonego zsunęła się w dół, ułatwiając dostęp Marcelowi do wszystkiego, czego mógł tylko zapragnąć, podczas gdy druga zacisnęła się mocniej, bardziej dociskając jego ciało do ciała Dursta. Był jego. Cały jego. To w ogóle nie podlegało dyskusji. Do tego wszystkiego dźwięki, które wydawał z siebie Gawroński, nawet wydawane z premedytacją, podkręcały tylko atmosferę. Nowonarodzony czuł, że odlatuje z przyjemności, nie tylko pozbawiając się resztek samokontroli, ale w ogóle wszystkich zbędnych myśli. Była tylko przyjemność, gorąca, ciężka, lepka rozkosz wypełniająca wszystkie jego zmysły, wprawiająca ciało w ruch, delikatne drżenia, spontaniczne zaciśnięcia i rozluźnienia mięśni, przyspieszony oddech, westchnięcia zadowolenia i odrobinę krępującą, ale szczerą przyjemność. Tak, wreszcie faktycznie cieszył się chwilą. Marcel wiedział co robi i robił to cholernie dobrze. Uwięziony mężczyzna zadrżał, czując język na swoim uchu i rozchylił powieki, wpatrując się zamglonym wzrokiem w kochanka. Słowa wypowiadane przez egzekutora docierały do niego w spowolnieniu, przedzierając się przez mgłę rozkoszy i sprawiając, że w pierwszej chwili głównie był zdezorientowany. To, co mówił Gawroński, nijak nie pasowało do tego, co się pomiędzy nimi działo… a ironia wydawała się w tym momencie zbyt trudna, by w ogóle zacząć ją rozważać. Bolesne ugryzienie doprowadziło mężczyznę do zaskoczonego okrzyku bólu i szarpnięcia głową, zaraz jednak pulsujące ucho, zapach krwi i ten zwinny język zmieniły się w kolejny bodziec przyjemności. Uderzenie tyłem głowy o szybę nawet nie zdążyło dotrzeć do Noxa, bo cały był skupiony na rosnącym napięciu w kroczu i wilgoci na uchu. Dreszcze tylko się wzmogły, podobnie jak poddańcze, słodkie jęki. Paznokcie mężczyzny jak nic pozostawiły w parapecie ślady. Zaskamlał z zawodem, gdy nagle pieszczota zniknęła, pozostawiając go tak blisko zaspokojenia, a jednocześnie tak cholernie daleko. Odchylił głowę bardziej, opierając się o okno, przez kilka chwil nie hamując odruchowych wygięć ciała, mówiących o jego głodzie i potrzebach. Dopiero po chwili były łowca stał się zdolnym do zrozumienia chociaż części sytuacji, w jakiej się znalazł. Zamrugał, zamykając rozchylone w jakimś niejasnym miauknięciu usta. Skupił spojrzenie na jednym punkcie, a mianowicie wykrzywionych w złośliwym uśmiechu wargach Marcela. Przywołał w głowie jego ostatnie słowa, wreszcie rozumiejąc kontekst. Był wręcz hiperwrażliwy w tym momencie. Każdy jeden powiew powietrza, każde muśnięcie, każde uniesienie się piersi widział podwójnie wyraźnie, nic nie mogło ujść jego uwadze. Znów było tak, jak podczas polowania poprzedniej nocy. Był skupiony na jednym, konkretnym celu. Na Gawrońskim. Czy miał w sobie jeszcze siłę na zaprzeczanie oczywistemu? Uśmiechnął się znajomo, niebezpiecznie, chociaż w tej sytuacji był całkowicie bezbronny i zdany na łaskę i niełaskę starszego wampira. - Oczywiście, że chcę, żebyś mnie zerżnął, Gawroński. Kto by nie chciał? - Zaśmiał się chrapliwie, owijając go na powrót oboma nogami i dociskając bardziej ku sobie, jednocześnie wyginając się – na tyle, by musnąć nosem jego brodę i usta, w czymś przypominającym kocie otarcie się. Lekko nadgryzł delikatną skórę, zaraz rozluźniając uchwyt i wracając spojrzeniem do oczu swojego kochanka. - Dlaczego nadal marnujemy czas na przepychanki słowne, gdy już nie jesteśmy po dwóch różnych stronach… - zacmokał karcąco, jakby trudno było mu uwierzyć w ich głupotę. Przechylił się jeszcze bardziej w stronę mężczyzny, układając usta tuż przy jego uchu. - Weź mnie, to spodoba mi się jeszcze bardziej - powiedział konspiracyjnym tonem, w którym jednak wyraźnie słychać było wesołe nuty. Był wygłodniały, napalony, ale też cholernie… radosny. Wypełniał go blask, który zwykle pojawiał się dopiero wtedy, gdy walczył – a i wtedy nie zawsze. Gawroński budził w nim coś innego, czego nie potrafił nazwać, ale co sprawiało, że chciał być mu uległy, ale też czerpał jeszcze więcej radości z ich przepychanek. Marcel powodował, że… wszystko inne blakło. Był jedynym kolorowym elementem w szarym świecie, który nigdy nie oferował niczego wyjątkowego Noxowi. Nowonarodzony nie chciał myśleć o tym, że kiedyś ich umowa dobiegnie końca i on zostanie niezależnym wampirem. W tym momencie było mu dobrze w tej sytuacji. Tak jak zawsze, lepiej odnajdywał się wypełniając polecenia, nigdy nie robił niczego innego, dlaczego więc teraz miałoby być inaczej? Ale jednocześnie… chciał też więcej. Buntował się tylko po to, by dostać więcej. Roześmiał się niekontrolowanie – zjawisko, którego nie widziało wiele osób. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Pon Wrz 03, 2018 1:37 am | |
| Już dali ponieść się zabawie. Od wczoraj, jak wygłodniałe zwierzęta, rzucali się na siebie miażdżąc wargi w pocałunkach, znacząc paznokciami skórę i wbijając kły w ciało, wypełniając usta krwią, a żyły jadem. Marcel usprawiedliwiał swoją słabość długim postem, który zmuszony był odbyć, siedząc w zimnej celi starego zamczyska. Czym chciał się usprawiedliwiać Nox, tego nie wiedział i szczerze, wcale go to nie obchodziło. Dopóki mógł sycić siebie dzięki jego chętnemu ciału, powody nie miały znaczenia. Kompletnie nie przejmował się niezadowolonymi warknięciami i upomnieniami. Reagował na nie czymś, co przypominało jednocześnie uśmiech i szczerzenie kłów. Wyglądał wtedy jak gotowy do ataku wilczur, który w tym samym momencie merdał ogonem. Ciężko było oszacować, czy przybiegnie się bawić, czy odgryzie rękę. Większość czasu, kiedy męczył swoją ofiarę, wydawał się zadowolony w ten najbardziej pierwotny sposób. Jego oczy lśniły, choć źrenice były rozszerzone i skupione na rozgrywającym się przed nim obrazie. Z jego gardła wyrywały się jęki i sapnięcia, a to, że oddychał przez zaciśnięte szczęki mogło wydawać się niepokojące, ale było najlepszym dowodem trudności z utrzymaniem nad sobą kontroli. Gdy odsunął dłoń, przez kilka chwil wygłodniałym wzrokiem patrzył na bliskie spełnienia ciało Noxa. Wilgotne od krwi i śliny usta miał rozchylone, a choć wykrzywiał je ironiczny uśmiech, spomiędzy nich wyrywał się urywany oddech. Czuł się upojony i głodny jednocześnie. Choć nie potrzebował już krwi, każda kolejna kropla, budziła w nim dokładnie tę samą ekstazę co zawsze. Natomiast bliskość ciała, które mógł posiąść w każdej chwili, którego mięśnie grały według jego woli, sprawiało, że pragnął więcej. Więcej wszystkiego. Buzująca w żyła moc dawała poczucie wszechmocy i miał cholernie wielką ochotę manifestować swoją siłę, sięgać po wszystko, po co tylko mógł. To właśnie dlatego poświęcał więcej skupienia na kontrolę, a to, że się kontrolował nie znaczyło, że żądza w nim gasła. Po prostu osiągnęła nowy poziom, za który Nox powinien być wdzięczny. Panując nad sobą Marcel nie dbał jedynie o swoją przyjemność. Pozwolił ciału Noxa odpocząć od intensywności pieszczoty. Czekał aż spojrzenie mężczyzny się wyostrzy, a gdy to się stało, przesunął dłonią po jego piersi w delikatnej i niewinnej pieszczocie. Tym razem nie odpowiedział złośliwym uśmiechem na znajomy, mroczy uśmiech Noxa. Po prostu patrzył na niego z satysfakcją zdobywcy. Bo to faktycznie się stało. Zdobył go, choć nawet nie wiedział, że tego pragnął. Słysząc śmiech i zabarwione żartem słowa, kąciki jego ust wygięły się w ewidentnej kpinie. Nawet odsunął się lekko w momencie, w którym tamten chciał się o niego otrzeć. Znów spojrzał na niego z góry. - To było kurewsko bezosobowe wyznanie. - Skarcił go, śmiejąc się pomiędzy urywanymi oddechami - Jesteśmy po jednej stronie, ale ciężko przychodzi ci wyjęczenie "Gawroński, proszę, przeleć mnie"? - zaszczebiotał, parodiując głos Noxa. Uniósł jedną brew w pytającym geście, ale nie czekał na odpowiedź. Wciąż się śmiejąc, nachylił się lekko, chwytając nadgarstki młodszego wampira i mocno zaciskając na nich palce, oderwał je od parapetu. Moc telekinezy przestała na nie działać. - Zniszczysz mi parapet... - mruknął, zarzucając sobie jego ręce na kark. Potem bez trudu poniósł go i sięgnął jego ust. Nim ruszył się z miejsca, jego język znów splótł się z językiem kochanka, a pokój wypełniły jęki i dźwięki wilgotnych, namiętnych liźnięć. To zbliżenie różniło się od wczorajszego znacznie. przede wszystkim, obecne zaczęło się grą wstępną i raczej nie zapowiadało się, by skończyło się gwałtem. Upadł razem z nim na łóżko (które zatrzeszczało w proteście), nie przestając go całować. Po chwili jednak, na wpół leżąc na Noxie, sięgnąć do swojego paska. Sprzączka zaklekotała metalicznie, kiedy szarpnął za nią niecierpliwie, ale nim rozpiął spodnie zupełnie, oderwał się od mokrych warg kochanka i klęcząc, wyprostował się. Nie dając Noxowi dużo czasu na reakcję, po prostu chwycił za nogawki jego spodni i pociągnął mocno, kilkoma szarpnięciami pozbawiając go ciuchów. Rzucił spodnie w bok, uśmiechając się z satysfakcją na widok jaki prezentował sobą nagi łowca. Cholernie seksowny, gorący widok, od którego ciężko było oderwać wzrok. Ale Marcel od oglądania zdecydowanie wolał działanie. Oparł rękę obok ramienia mężczyzny, zwieszając się nad jego ciałem. Rozchylił wargi, jednocześnie uśmiechając się i zapraszając do pocałunku, a gdy tylko Nox rozchylił swoje wargi; tuż przed tym jak złączyli się w pocałunku, Marcel uniósł wolną dłoń i wsunął środkowy palec w jego usta. Przesunął opuszką po jego języku, przyglądając się jego twarzy z czymś na kształt zafascynowania. Potem wsunął w jego usta także drugi palec, samemu powoli osuwając się, by ostatecznie na wpół leżeć na jego szerokiej piersi. Nie odrywał wzroku od obejmujących palce warg, samemu oblizując i zagryzając swoje usta, jakby chciał wtórować kochankowi. Bawił się doskonale i nie ukrywał tego. Jego myśli dalekie były od jakichkolwiek racjonalnych, odpowiedzialnych rozważań. Właśnie badał palcami wnętrze ust zajebistego faceta. Miał pod sobą jego silne, spięte ciało, a gdy zsunął dłoń po jego boku, do lędźwi, miał też w dłoni twardy dowód jego podniecenia. To nie był czas na myślenie o czymkolwiek. Zaczął poruszać ręką, pieszcząc go w gwałtownym, nieustępliwym rytmie, samemu w końcu opuszczając głowę jedynie po to, by gorącym językiem lizać jego sutek. Mruczał przy tym, przyciskając krocze do jego uda. Znów szukał limitu swojego kochanka, znów pragnął doprowadzić go na skraj, a gdy mu się udało, zacisnął mocno palce na jego męskości i w końcu wysunął z jego ust palce. - Nie, jeszcze nie... - wydyszał, odsuwając się i unosząc do siadu. - Odwróć się. - Polecił zachrypniętym, niskim głosem, sugerując, że tym razem naprawdę nie chce się już dalej bawić. A może nawet nie jest w stanie? |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Wto Wrz 04, 2018 5:28 pm | |
| Seks na dwóch nogach, inaczej znany jako Marcel Gawroński, wampirzy egzekutor, był nie tylko cholernie przystojny, ale też do tego diabelnie złośliwy, nawet w takiej sytuacji. Z drugiej strony, Nox niczego innego się nie spodziewał. Znał go zbyt długo, prowokował zbyt często, by oczekiwać innej reakcji. W pewien sposób nawet to go podniecało – ciągła konkurencja, poddawanie się impulsom, walka o kontrolę, to wszystko miało swój urok i było jednocześnie bardzo znajome, nawet w tej sytuacji, w której nagle znaleźli się po jednej stronie, połączeni krwią. Oczywiście, z drugiej strony, Durst resztkami sił opierał się przed absolutnym poddaniem woli swojego stwórcy. To, iż faktycznie nie wyjęczał czegoś tak błagalnego i uległego, jak „Gawroński, proszę, przeleć mnie”, było swego rodzaju cudem, ostatnim murem przed całkowitym zatraceniem się w starszym wampirze. Z czegoś takiego nie mogło już być ucieczki – chociaż, z drugiej strony, tak naprawdę Nox już nie widział dla siebie ratunku. Oddał się swojemu towarzyszowi na tylu polach, iż to jedno było już tylko formalnością. Kwestią czasu. Objął go mocno, wsuwając dłonie we włosy kochana, nogi zaplatając w mocnym uścisku, rozkoszując się finalną wolnością i bliskością, nad którą w końcu i on miał trochę kontroli. Mógł smakować ust Marcela tak długo, jak mu to odpowiadało – a bez dwóch zdań pragnął tej czynności poświęcić możliwie najwięcej czasu. Nawet upadek na łóżko nie mógł mu w tym przeszkodzić. Wręcz przeciwnie, ciężar ciała wampira tylko dodał sytuacji pikanterii, wzmógł w mężczyźnie głód i spowodował, że ich pocałunki tylko wzrosły na sile. Nox już nie wiedział, gdzie kończył się on, a zaczynał jego kochanek. Gdy ta bliskość, to niesamowite połączenie, zostało przez Gawrońskiego zerwane, jęknął z zawodem, otwierając oczy i patrząc nań z wyrzutem. No, próbując patrzeć z wyrzutem, ponieważ wiszący nad nim wampir, z pociemniałymi z żądzy oczami, potarmoszonymi włosami i wilgotnymi ustami prezentował się zbyt dobrze, by móc skupić się na czymkolwiek innym, niż nim. Było swego rodzaju cudem, iż przez tyle lat do niczego znaczącego pomiędzy nimi nie doszło. W tym momencie, patrząc z dołu na zdecydowanego i spragnionego Marcela, nowonarodzony kompletnie nie pojmował ich długoletniej wstrzemięźliwości. Pozbawienie spodni Nox przyjął wręcz z ulgą, falując zapraszająco i kusząco ciałem, a potem rozchylając na powrót nogi, zapraszając pomiędzy nie starszego wampira. Na głos być może nie jęczał żadnych werbalnych próśb, ale jego ciało prezentowało się tak otwarcie i chętnie, iż nie sposób było przeoczyć jego pragnień wobec egzekutora. Chętnie otworzył usta, przysuwając się bardziej w stronę kochanka, desperacko pragnąc znów całego go poczuć, skoro nie dane mu jeszcze było osiągnąć spełnienia. Teoretycznie, mógł samodzielnie sięgnąć dłonią w dół i doprowadzić się do ekstazy, ale… po co? Skoro Marcel jeszcze tego nie zrobił, najwidoczniej miał wobec niego inne plany. Plany, które były łowca pragnął poznać znacznie bardziej, niż po prostu szybko i bezboleśnie dojść. Mruknął z zaskoczeniem, gdy zamiast spodziewanego języka poczuł pomiędzy wargami palec wampira. W pierwszej chwili chciał po prostu zamknąć usta i ugryźć, zaraz jednak ten odruch zniknął, a na jego miejscu pojawiła się subtelna ochota na zabawę. Nox potarł językiem o przedmiot nawiedzający wnętrze jego ust, przymknął oczy i zassał się na nim delikatnie. Gdy do jednego palca dołączył drugi, na moment przerwał, pozwalając na penetrację w taki sposób, jaki akurat strzelił do głowy Gawrońskiemu. Opuszki drażniące wrażliwą, wilgotną skórę, błądzące po zębach i dziąsłach, zahaczające o podniebienie, wywoływały w młodym wampirze trudny do uchwycenia głód… czegoś. Czuł, jak w jego ustach pojawia się więcej śliny, a język wchodzi we flirciarski taniec z palcami. Ciężar marcelowego ciała przyjemnie na nim ciążył, a gdy doszły do tego ruchy na członku, Durst niemal całkowicie odleciał. Wciąż pamiętał, iż nie tak dawno temu został doprowadzony na skraj ekstazy i teraz pragnął jej dwa razy bardziej niż poprzednio. Zacisnął palce na materiale pościeli, mnąc ją bezlitośnie, zaczynając się lekko wić w rytmie narzuconym przez Marcela. Było mu rzecz jasna trudniej przez jego ciało, dociskające go do materaca, jego ruchy były mocno ograniczone, ale nie potrafił być obojętnym na przyjemność, która rozgrzewała go i podniecała. Przyspieszył ruchy języka, biorąc palce głębiej w swoje usta, już wiedząc, czego tak naprawdę chciał w nich posmakować. Dziwnym wręcz było, iż od razu na to nie wpadł. Dzięki palcom zajmującym jego usta, jęki które zaczęły wyrywać się z jego gardła, były bardziej przytłumione. Mięśnie brzucha raz po raz się napinały pod Gawrońskim, zdradzając niecierpliwość i głód wampira, podobnie jak falująca sporadycznie pierś, drażniona jego językiem. Męskość, podobnie jak sutek, całkowicie stwardniała, wdzięcząc się przed pieszczącym ją mężczyzną. Twardy członek, dociśnięty do uda Noxa, doprowadzał go równie sprawnie do szaleństwa, co wszystkie ruchy kochanka. Młodszy mężczyzna ocierał się o nią tak mocno, jak tylko mógł, biorąc pod uwagę swoją aktualną pozycję. Zatracał się całkiem w tych równomiernych, mocnych ruchach, w falowaniu, w pieszczotach, w lubieżnych jękach, które przecież wyrywały się z jego piersi. Z każdą kolejną chwilą był coraz bliżej nieuchronnego, nieznośnie podniecony, wrażliwy na wszystko do tego stopnia, iż jego świat zamknął się całkowicie na Marcelu oraz powietrzu drażniącym jego gorącą, mokrą skórę. Gdyby miał na sobie cokolwiek więcej, niż wampira, zapewne by to zdarł, by zapewnić sobie chociaż odrobinę ulgi. Jego oczy same się otworzyły, gdy poczuł, iż do orgazmu brakuje mu tak niewiele, raptem kilku ruchów, tylko kilku, niewielu, coraz bardziej, barrrdziej… Sapnął z zaskoczeniem, a przez jego ciało przeszedł intensywny dreszcz. W jednej chwili z nieznośnej rozkoszy przeszedł niemal do bólu, który przeszył jego ciało jak rozgrzany do czerwoności pręt. Usiadł gwałtownie, podążając nieświadomie za wampirem i kłapnął przed jego twarzą zębami, zirytowany przerwaniem pieszczoty, gdy znajdował się tak blisko wytrysku. Nie był zdolny do werbalnej reakcji, jedyną odpowiedzią, jakiej doczekał się Gawroński, był niezadowolony warkot i wręcz wściekłe spojrzenie ciemnych, niemal ciemnoczerwonych tęczówek. Nie rozumiał, czemu znowu odmówiono mu tego, czego najbardziej potrzebował, gdy już czuł nadchodzącą rozkosz. Warknął ponownie, lekko się szarpiąc w uścisku egzekutora, wcale nie wyglądając, jakby zamierzał wypełnić polecenie. Potrzebował chwili, by czerwona mgła nieokiełznanej żądzy odrobinę się rozmyła, umożliwiając mu bardziej racjonalną reakcję i świadomość własnych czynów. - Gawroński…! - na wpół warknął, na wpół jęknął, rozluźniając zaciśnięte dłonie i wypuszczając spomiędzy nich pomięty i wilgotny materiał. Odetchnął ciężko, uniósł jedną rękę i odgarnął przyklejoną do czoła, białą grzywkę, a potem strzepnął jego palce ze swojego członka i wreszcie – wreszcie! - się obrócił. Uklęknął tyłem do wampira, dopiero po chwili opadając też na dłonie, wyraźnie czując się w takiej pozycji mniej komfortowo, niż dotychczas. Szerokie plecy prezentowały się nie tylko apetycznie, ale widać było też mocno spięte mięśnie i spływający pomiędzy nimi pot. Urywany oddech byłego łowcy przycichł, najwidoczniej przytłumiony przez zaciśnięcie, czy wręcz zagryzienie, warg. To, że w ogóle posłuchał takiego polecenia, zaskoczyło też i jego samego. Oczywiście, zwykle to on był w takiej pozycji „górą” i zmiana zastanego statusu sprawiła, że poczuł się niepewnie, ale pomimo to poddał się woli swojego stwórcy, niezdolny ani do sprzeciwu, ani w zasadzie do czegokolwiek innego. Poddawał się rozkazom, bo to potrafił najlepiej. Potrzebował spełnienia równie mocno, co poczucia nagiego, twardego Marcela. Fakt, iż to on znalazł się nagle „na dole”, był może nieoczekiwany, ale nie był czymś, z czym Durst nie mógł sobie poradzić. Szczególnie wtedy, gdy przypominał sobie ich ostatnie (i zarazem pierwsze) zbliżenia. Chciał tego więcej. Nawet w takiej postaci. Szczególnie w takiej postaci. Gdy ta myśl dotarła do jego świadomości, z jego zaciśniętego gardła wydarł się niski, zwierzęcy jęk, wypełniony niecierpliwością, bólem i żądzą. Niesłowne "ruszże się, kurwa". |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Wto Wrz 18, 2018 1:08 pm | |
| Niewielu ludzi pozostałoby obojętnych wobec tak wdzięcznego kochanka, jakim okazał się Nox. Marcel wiedział już, że były łowca ma w sobie dużo więcej pasji niż podpowiadało to posągowe, mrukliwe oblicze, ale dopiero teraz w pełni pojmował jak bardzo Nox był spragniony i jak bardzo w swoim pragnieniu był naturalny. Jego wijące się ciało, sprawny język prześlizgujący się między palcami, jego zduszone jęki... to wszystko było kurewsko podniecającym spektaklem, w trakcie którego, Marcel marzył już tylko o tym, by poddać się niewerbalnym prośbom i przynieść spełnienie jemu oraz sobie. Napierające, ocierające się o jego męskość ciało Noxa, doprowadzało go do szaleństwa, sprawiało, że bezmyślnie poddawał się jego wyuzdanej magii, wczuwał się w przeżywaną przez kochanka przyjemność. Pożerał wzrokiem wyginającą się w łuk umięśnioną sylwetkę, mokre od śliny usta i otwarte szeroko oczy, których rozszerzone źrenice były najsubtelniejszą oznaką zbliżającego się orgazmu. Zabrał dłonie nie pozwalając mu dojść, choć sam otarł się jeszcze kilka razy o jego napięte ciało, samemu będąc nieznośnie blisko spełnienia. Nagły zryw kochanka przyjął z zaskoczeniem, ale pierwsze zadziałały wypracowane latami odruchy. Silne ręce Marcela zacisnęły się na ciele Noxa. Jedna dłoń chwyciła go za szyję, druga naparła na pierś, w próbie powstrzymania go przed zatrzaśnięciem szczęk na ciele. Obnażone kły zderzyły się ze sobą tuż przed twarzą egzekutora. Marcel drżał wyraźnie, ale nie ze strachu, a z podniecenia. Jego ciało, podobnie jak ciało łowcy, było napięte do granic możliwości. Patrzył w pociemniałe, rozpalone czerwienią oczy, a widząc w nich wściekłość, sam obnażył kły, ostatkiem sił powstrzymując się, by nie rzucić się na kochanka. Gdyby po chwili ciało Dursta się nie rozluźniło, na pewno rozszarpaliby swoje ciała, pieprząc się w mokrej od krwi pościeli. Pełen wyrzutu jęk, Marcel skwitował agresywnym wyszczerzeniem zębów, do złudzenia przypominającym uśmiech. Gwałtownie nachylił się, zwalniając uścisk dłoni i pocałował Noxa krótko, ale agresywnie i lubieżnie. Gdy się cofnął jego pierś falowała w rytmie szybkich, płytkich oddechów, ale nagły przypływ agresji powoli odpuszczał, pozostawiając jedynie czystą żądzę. Umysł Gawrońskiego był zbyt zamroczony pożądaniem, żeby zastanowił się, czy jego kochanek będzie chciał wypełnić polecenie. To wydawało się oczywiste, w ogóle nie podlegało dyskusji. Więc nie przywiązał wagi do wahania, czy możliwych oznak dyskomfortu. W tym momencie był zaślepiony widokiem doskonałego ciała, szerokich pleców, wypiętych ulegle pośladków... Kilkoma szarpnięciami rozpiął swoje spodnie do końca, by po chwili pozbyć się ich razem z bielizną. Na powrót uklęknął za Noxem już po chwili, opierając dłoń na jego biodrze. Drugą przesunął po własnej męskości i z jego gardła wyrwał się pomruk niemal bolesnej przyjemności, splatając się z tym należącym do Noxa, pełnym frustracji i ponaglenia. Marcel był blisko, trochę zbyt blisko na długie zabawy, dlatego oderwał dłoń od swojego ciała i uderzył nią w pośladek mężczyzny, zostawiając na nim czerwony ślad. Na jego twarzy odmalował się wyraz lubieżnej satysfakcji. Potem rozmasował miejsce, czy raczej, po prostu wpił w nie palce, upajając się dotykiem i widokiem. Niewiele myśląc, wsunął do ust wciąż wilgotne od śliny Noxa palce, zbierając wilgoć z własnego języka. Wyciągnął drugą dłoń i brutalnie chwycił mężczyznę za włosy, odchylając jego głowę. Gdy miał go pięknie wygiętego ku tyłowi, niemal pieszczotliwie przesunął między jego pośladkami śliskimi od śliny opuszkami, zatrzymując się na zwieraczu. Potarł lekko wrażliwe miejsce, ale nie zagłębił palców w ciepłym wnętrzu. Jeszcze nie. - Powiedz to - zamruczał, dysząc ciężko. - Powiedz. - Wsunął całą długość środkowego palca, bezbłędnie naciskając na prostatę. W tym samym momencie pochylił się, opierając nagie biodra i twardą męskość o pośladek kochanka. Polizał jego ucho i sapnął w nie - Proś żebym cię zerżnął. - Zachrypnięty z podniecenia, niski głos Marcela parzył ucho. Wysunął palec, ale zaraz na jego miejsce wróciły dwa, gwałtownie wbijając się w ciało. Marcel nieświadomie wstrzymał oddech, rozchylając nabrzmiałe od pocałunków wargi, zupełnie jakby wczuwał się w to, co w tej chwili mógł czuć jego kochanek. Poruszył palcami i odetchnął powoli, a oddech przeszedł w pełen wyuzdania, zwierzęcy pomruk. - Powiedz, że chcesz mojego kutasa. Chcę cię usłyszeć. Chcę żebyś błagał. - Przeciągnął językiem po jego uchu raz jeszcze i w końcu zassał się na nim, mrucząc i dysząc ciężko. Jego biodra, bez udziału woli, ocierały się o pośladek klęczącego mężczyzny, drażniąc twardą męskość. Miał dziką ochotę zatrzasnąć zęby na delikatnym płatku ucha, czy choćby gdziekolwiek na doskonałym, pozbawionym skaz ciele. Cholernie pragnął wbić się w nie i bóg mu świadkiem, że ledwo się powstrzymywał. Gwałtowniej poruszył dłonią, mocniej zaciskając palce na ciemnej grzywie. Warknął nagląco i już nie zmieniał rytmu. Pieprzył Noxa palcami, ciągnąc za jego włosy, mocno, zaborczo, upajając się widokiem jego słodkiej agonii. Nie miał zamiaru przestawać, dopóki z ust mężczyzny nie wypłyną słowa prośby. Nie znaczyło to oczywiście, że pozwoli mu dojść. Chciał usłyszeć jak wielki łowca błaga; pragnął zobaczyć, jak w tej jednej chwili porzuca wszystkie maski, by poddać się ostatecznie. Miał zamiar usłyszeć i ujrzeć to wszystko właśnie dzisiaj, właśnie teraz, a potem podarować mu to, o co prosił. |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Wto Wrz 18, 2018 7:06 pm | |
| Seks z wampirem był najlepszym, co spotkało Noxa. Wreszcie mógł oddać się całkowicie, pozwolić sobie i kochankowi na pełnię agresji i żądzy, mieszających się i splatających w uzależniający i upajający sposób. Pragnienie, które wypełniało jego żyły, było całkowicie pierwotne, wyzwalająco prawdziwe i rzeczywiste. Przy Marcelu czuł, że żyje – i chociaż jeszcze kilka dni wcześniej uznałby to za szkodliwy brak kontroli i oznakę zezwierzęcenia, w tym momencie czuł się w końcu prawdziwie szczęśliwy. Głodny, torturowany pieszczotami, ale na swoim miejscu, gotów dać swojemu kochankowi wszystko, każdy jeden element własnej niezależności, byle tylko móc doświadczyć więcej i więcej poczuć. Od zawsze wiedział, że Gawroński jest wyjątkowy. Młody wampir drgnął z zaskoczeniem i sapnął, czując uderzenie na wrażliwej skórze. Nie spodziewał się go, gdyby został ostrzeżony, zapewne spróbowałby uciec, ale gdy już nadeszło, a za nim podążył ucisk… ból stał się kolejnym, podniecającym bodźcem. Złość, żądza i cierpienie walczyły o władzę nad nim, ale każdy ruch kochanka, każdy dotyk sugerujący bliskość, każde sapnięcie i słowo bruneta, zakotwiczały Dursta przy czymś zupełnie innym – uległości. Ponad wszystko inne chciał mu usłużyć. Chciał zostać użytym, wykorzystanym, doprowadzonym na skraj – a potem zepchniętym za niego. Pamiętał rozkosz z poprzedniej nocy, a w tej konkretnej chwili wydawało mu się, że była ona jedynie zapowiedzią tego, co mogli osiągnąć tego popołudnia. Pragnął wszystkiego, co miał mu do zaoferowania Gawroński – nawet, jeśli wiązało się to z dalszym nieznośnym torturowaniem jego spragnionego spełnienia ciała. Pochwycony gwałtownie za włosy, zapiszczał – zapiszczał! - z zaskoczeniem, wbijając palce z powrotem w pościel i płytkimi, świszczącymi haustami zaczął nabierać powietrza do ściśniętych płuc. Z silnego, twardego mężczyzny zamienił się w skarcone zwierzątko, co było jednocześnie cholernie upokarzające i równie mocno podniecające. Skamlanie, które wydarło się z jego gardła jako następne, przyjął już bez oporów, z pełną akceptacją dla swojego upodlenia. Jeszcze kilka chwil wcześniej był przekonany, że już nic więcej nie ma do zaoferowania egzekutorowi. Że już oddał mu się całkowicie, pozwalając robić ze swoim ciałem wszystko, czego on tylko zapragnął. Prosząc nie wprost o orgazm, o seks tak dziki, iż zwykły człowiek nie mógłby go przeżyć. O coś znajdującego się na granicy zbliżenia i gwałtu, niszczącego wszystkie mury i bariery byłego łowcy. Nagle okazało się jednak, iż Marcel pragnął więcej – nie tylko jego ciała, nie tylko umysłu, ale też duszy. Chciał zniszczyć każde jedno przekonanie o sobie, roztrzaskać je, rozsypać w drobny mak, pozostawiając ślepo wpatrzonego w niego nowonarodzonego. A Nox był gotów mu to zapewnić. Słuchał jego żądań, dając się pieprzyć w dokładnie takim tempie, jakie narzucał mu kochanek. Wychodził biodrami naprzeciwko każdemu pchnięciu, nadziewając się na palce z chęcią, której nie powstydziłaby się rasowa kurwa. Jego głowa latała do przodu i do tyłu, w zależności od tego, jak mocno szarpał nią starszy wampir, a spomiędzy otwartych bezwstydnie warg wychodziły kolejne, poddańcze jęki. Nie był związany, ani sznurem, ani telekinezą – gdyby chciał, mógłby wpłynąć na tę sytuację, zamienić ich pozycję, zawalczyć o siebie, doprowadzić się do orgazmu dłonią – a jednak tego nie robił. Oddał się w całości Marcelowi, pozwalając mu na doprowadzenie do szaleństwa. W którymś momencie musiał przygryźć swoją wargę, język bądź wnętrze policzka, ponieważ czuł w ustach wyraźny posmak krwi, dodającej tylko pikanterii całej sytuacji. Gdy ucho Dursta zostało zamknięte w rozkosznie gorącym i ciepłym wnętrzu ust dominującego mężczyzny, nagle impulsów stało się za dużo. Młodszy wampir szarpnął się bezmyślnie, w pierwszym odruchu próbując uciec, uwolnić się, zdobyć szansę na normalny oddech, na odzyskanie kontroli nad własnym ciałem, znajdującym się we władaniu kogoś innego. Wszystkie pieszczoty nagle stały się bolesne, wymuszając na nim przeciągły skowyt, zakończony zakrztuszeniem się, gdy głowa Noxa została odciągnięta znów do tyłu. Wszystkiego było za dużo, za mocno, za bardzo, za… Za mało. Potrzebował jednocześnie znacznie więcej i znacznie mniej. Nic nie widział pomimo szeroko otwartych oczu, ponieważ pole widzenia zakrywała mu czerwona mgła głodu i łzy bólu. Nigdy wcześniej nie czuł się tak bardzo zdany na łaskę i niełaskę drugiej istoty, nigdy wcześniej nie został otwarty tak bardzo, by każda jedna emocja wydawała się nie tylko żywa, ale wręcz boleśnie prawdziwa. Był bezbronny, kompletnie bezbronny, niemal oszalały, zepchnięty poza krawędź, a jednak wciąż pozbawiony zaspokojenia. Rozdarł z nieprzyjemnym świstem materiał znajdujący się pod jego napiętym i mokrym od potu ciałem. - Zerżnij mnie - zaskomlał posłusznie, rozkładając nogi jeszcze bardziej, zapraszając pomiędzy nie kochanka. - Zerżnij. Weź. Użyj. Wypieprz. Weź. Cokolwiek. Cokolwiek. - Wyrzucał z siebie ochryple, wręcz szczekliwie, kolejne słowa zapewniające o własnej uległości. W zależności od tego, jak udawało mu się pomiędzy kolejnymi wyrazami nabrać powietrza, niektóre z nich były głośniejsze, ocierające się niemal o rozkazy, a inne – miaukliwe i błagalne. Drżał prawie że histerycznie, kontynuując rozdzieranie pościeli i uległe prezentowanie swoich wdzięków. Nie było w nim już niczego z dominującego, wiecznie kontrolującego sytuację łowcy. Pozostał tylko silny mężczyzna, z mięśniami napiętymi do granic możliwości, pieprzący się na palcach swojego stwórcy, kompletnie mu oddany i gotów wypełnić każdy jeden rozkaz, byle tylko go zadowolić. Już nie chodziło o samo fizyczne spełnienie, o sam orgazm, ale coś więcej. O zadowolenie Marcela. Uzyskanie od niego nagrody, pochwały, czegokolwiek świadczącego o jego satysfakcji z poczynań młodszego wampira. - Proszę. Chcę. Chcę… wszystkiego. Wszystkiego. Proszę. Proszę. Proszę. Każde kolejne słowo było jeszcze bardziej wyzwalające. Już nie spadał, a unosił się. Latał. Pijany od rozkoszy, od żądzy, od niecierpliwości, od dotyku, od słów, które – gdy raz znalazły ujście – wypływały z jego ust nieprzerwanym strumieniem głodu i uwielbienia. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Sro Wrz 26, 2018 1:31 am | |
| Dzikość ich zbliżeń była niebezpieczna nie tylko przez wzgląd na brutalność. Była uzależniająca. Przez nią wkraczali na nowy poziom, przekraczali granicę, tracili racjonalność kurcząc świat do czterech ścian sypialni i dwóch wygłodniałych ciał. Stali się dla siebie zapomnieniem, wypierając rzeczywistość. W tym momencie umysł Marcela, skupiony na kochanku, pozbawiony był trosk. Liczył się tylko gorąc ciała, paląca potrzeba i upojenie, które ogarnęło go, gdy wieloletni wróg kompletnie poddał się jego woli. Nie chciał myśleć o czymkolwiek innym… nie, nie potrafił myśleć o czymkolwiek innym. Gdy Nox nagle szarpnął się, by uciec przed zagłębionymi w jego wnętrzu palcami i gorącym językiem drażniącym mu ucho, Marcel faktycznie wzmocnił uścisk. Więcej nawet, szarpnął kochankiem, na wpół świadomie zmuszając go do posłuszeństwa, brutalnością okazując niezadowolenie i zapewniając, że nie da mu uciec. - Nie - zawarczał w ucho i w końcu zatrzasnął na nim zęby, w minimalnym stopniu zaspokajając egoistyczne pragnienie. Posmak krwi wypełnił mu usta, a pokój zatonął w żałosnym skomleniu Noxa. Marcel nie sądził, że łowca był w stanie wydawać z siebie takie dźwięki. Nie sądził też, że w końcu usłyszy wypływające z jego ust słowa, o które prosił. Wyznanie, pełne desperacji, ocierające się o szaleństwo, jednocześnie wstrząsnęło Marcelem i rozpaliło go, spychając na drogę bez powrotu. I tak wprawdzie nie miał zamiaru się wycofywać, ale słowa zwolniły ostatnią blokadę, utwierdzając go w przekonaniu, że w początkowej zabawie zabrnęli za daleko, by wszystko między nimi wróciło do normalności. Podświadomie czuł, że już nigdy nie będą patrzeć na siebie tak samo, choćby się później tego wypierał i wszystkiemu zaprzeczał. Iskierka świadomości przemknęła przez zamroczony podnieceniem umysł. Złamałeś go. Uczyniłeś swoim. - Taaaak... - wychrypiał nieprzytomnie, upajając się kompletną uległością rozgrzanego, śliskiego od potu ciała i swoją nad nim kontrolą. Zwolnił uścisk na włosach łowcy, przesuwając dłoń na kark w pieszczotliwym, choć gwałtownym geście. Zacisnął na nim palce, samemu prostując się na tyle, na ile pozwalała obecna pozycja. Chciał spojrzeć na niego z góry, chciał widzieć go w tej chwili i cholernie żałował, że nie mógł przyjrzeć się jego twarzy. Nie zdecydował się jednak na zmianę pozycji i nie wysunął palców z jego wnętrza, ale dłoń zamarła, zmuszając, żeby mężczyzna sam nabijał się na nią, jeśli chciał choć odrobinę zaspokoić głód spełnienia. I Nox robił to, bezwstydnie, ale kurewsko seksownie biorąc pod uwagę kompletny brak zahamowań. - Pięknie. - W głosie Marcela dało się wyczuć zadowolenie i coś, co być może było podziwem. Nawet on sam nie byłby w stanie teraz dokładnie określić wszystkich uczuć jakie nim wstrząsały. Skutecznie przesłaniało je jedno, bardzo wyraźne i bezsprzecznie dominujące nad innymi - pożądanie. Dysząc głośno, przez kilka chwil oglądał wyuzdane przedstawienie, podziwiając jak szarpiące się w pragnieniu ciało kochanka pochłania jego palce; jak duże, silne dłonie z łatwością rozrywają materiał pościeli, a z gardła wyrywają się błagania. Z każdym kolejnym, Marcelem wstrząsały silniejsze dreszcze, pozostawiając na ciele gęsią skórkę, a w myślach niepohamowane pragnienie wzniesienia tej gry na kolejny poziom. Kurewsko pragnął spełnić błagania Noxa, choćby z egoistycznych pobudek oglądania jego ekstazy. Zaklął głośno, jednocześnie podniecony i sfrustrowany oczekiwaniem, które sam sobie narzucił. Dość czekania, dość odwlekania nieuniknionego. Puścił kark kochanka i wyszarpnął palce z jego wnętrza, ale jedynie po to, by zamienić je na własną męskość. Nakierował siebie i pchnął mocno, gwałtownie wdzierając się do środka. Biodra zderzyły się z pośladkami wywołując charakterystyczny dźwięk, ale ten był śmiesznie cichy w porównaniu do warkotu, który wyrwał się z jego gardła i do jęków uciekających z krtani Noxa. Marcel, czując zaciskające się, gorące ciało, zamarł, dysząc głośno, wstrząsany pierwszym, tak silnym dreszczem przyjemności. Przed nim, ciało Noxa drżało spazmatycznie. Dopiero po chwili był w stanie zadziałać świadomie, by spełnić fantazję, która w tamtym momencie przyszła mu na myśl. Pochylił się lekko, znów wczepiając dłoń we włosy kochanka. Pociągnął mocno, niemal zmuszając go do oderwania dłoni od materaca. - Ręce - sapnął, wolną ręką sięgając do przedramienia mężczyzny, gestem podkreślając swój rozkaz. Gdy łowca go wykonał, Marcel zakleszczył na jego nadgarstkach swoje palce, szarpiąc za nie ku tyłowi, tym samym sprawiając, że ciało młodego wampira zawisło nad łóżkiem, kompletnie zdane na ruch Marcela. Egzekutor z głuchym warkotem odwiódł swoje biodra, a potem uderzył nimi rozpoczynając gwałtowne, brutalne ruchy. Nabijał Noxa na siebie wykorzystując całą swoją siłę i oczywiście ciężar jego bezwładności. Ich ciała zderzały się przy wtórze powarkiwań, jęków i sapnięć. Marcel nie do końca panował nad uściskiem dłoni i agresją ruchów, a z jego ust uciekały niemal zwierzęce dźwięki, mimo to nie zatracił się tak, by faktycznie użyć Noxa niczego mu nie oferując. Choć ledwo się powstrzymywał, chciał poczuć jak ciało łowcy drży w rozkoszy. Chciał dać mu wszystko, o co błagał.
|
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Sro Wrz 26, 2018 5:02 pm | |
| Nox całkowicie, kompletnie i ostatecznie stracił zdrowy rozsądek. Nie potrafił wywołać w sobie już ani jednej sensownej myśli, nie potrafił na niczym się skupić, wyrzucał z siebie wiązanki błagań i próśb całkowicie spontanicznie, w desperackiej potrzebie osiągnięcia spełnienia i poczucia tej ostatecznej, wyjątkowej bliskości. Dokładnie tak jak mówił, pragnął zerżnięcia, prawdziwego i nawet bolesnego, a nie kontynuacji tych okrutnie przyjemnych i ogłupiających tortur. Wznosił się, opadał, latał bezwładnie i szarpał w więzach własnego ciała, oszalały od nadmiaru bodźców i ciągłego niezaspokojenia tych najbardziej podstawowych potrzeb. Był cały Marcela i szczerze nie pojmował, czemu jego stwórca wciąż się powstrzymywał i nie zrobił tego, o co go błagał. Przecież zrobił wszystko, czego ten chciał, dlaczego wciąż się wahał? Dłoń na karku upajała i zaspokajała głód kontaktu, którego Nox nie był w stanie nawet pojąć - przynajmniej nie w tym stanie. Coś w nim aż mruczało z przyjemności wynikającej z takiego kontaktu fizycznego. Poczucie, że znajdował się całkowicie na łasce Gawrońskiego było… czymś jedynym w swoim rodzaju, kompletnie niepojętym i uskrzydlającym. To nie wystarczało, by zaspokoić wszystkie jego potrzeby, ale niektóre - jak najbardziej. I wreszcie do tego doszło. Durst zawył przeciągle, wyginając się w łuk. Znieruchomiał całkowicie na kilka chwil, zaskoczony aż podskórnie wrażeniami, które opanowały jego ciało. Nie potrafił nabrać powietrza do płuc, zamrugać, ani nawet rozprostować palców zaciśniętych na strzępach pościeli. Było zupełnie tak, jakby na moment wszystko go przeciążyło i czas się zatrzymał. A potem wszystko znów ruszyło i przyjemność wreszcie z nieznośnej tortury zmieniła się w absolutną rozkosz. Każdy brutalny ruch Marcela, każde jego życzenie i dotyk były źródłem przyjemności, doświadczeniem porównywalnym do orgazmu. Wreszcie. Nox podniósł ręce do góry, zgodnie z życzeniem egzekutora. Pozycja nie była najwygodniejszą, wręcz przeciwnie, wygoda była ostatnią rzeczą, którą w niej odczuwał były łowca, ale wciąż w jego głowie nie pojawiła się nawet najmniejsza wątpliwość odnośnie właściwości postępowania Gawrońskiego. Rolą młodszego wampira było dostosowanie się do wymagań kochanka i wypełnienie każdego jego życzenia, a nie wykazanie się odmiennym spojrzeniem na sytuację. Gdy Marcel mówił “skacz”, on pytał “jak wysoko”. I bogowie mu świadkiem, że nie żałował ani jednej takiej decyzji. Nie potrzebował wiele, by dojść. Nie w takiej pozycji, nie po tak długich torturach. Wystarczyło kilka pchnięć, a z jego gardła wyrwał się kolejny, przeciągły, niemal nieludzki jęk, a ciało spięło się gwałtownie, niemal uniemożliwiając wszelkie ruchy egzekutorowi. Wnętrze młodego wampira zaciskało się spazmatycznie na członku Marcela, a jego własny tryskał obficie na porwaną pościel. Ciało Noxa zawisło bezwładnie, podtrzymywane jedynie dzięki sile Marcela, która musiała zostać wystawiona na cięższą próbę kilka sekund wcześniej. - Marcel… - na wpół wyszeptał, a na wpół wychrypiał Durst, najprawdopodobniej albo wyrażając swój podziw i uwielbienie, albo prosząc o puszczenie go i zaspokojenie własnych potrzeb w inny sposób, nie angażujący już jego okolic krocza. Był na to zbyt zmęczony - i wręcz zużyty. Gdyby nie fakt, iż był wampirem, zapewne przez kolejne kilka dni miałby nie tylko problem z siadaniem, ale nawet dotykiem materiału na skórze. To na szczęście im nie groziło. - Marcel… Był w niebie. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Nie Wrz 30, 2018 3:28 pm | |
| Wykrzykiwane prośby były dla Marcela wystarczającym bodźcem żeby dojść szybko, ale orgazm kochanka zadziałał jak zapalnik. Jęki i drżące w przyjemności ciało ostatecznie zerwało wszystkie blokady, kompletnie przesłaniając umysł wampira szkarłatną mgłą żądzy. Puścił jego ręce pozwalając, by obezwładnione przeżytą rozkoszą ciało, opadło na pościel. Ale nie cofnął się, nie przestał. Był zbyt blisko, by myśleć racjonalnie, by spełniać niejasne prośby. Przedramionami docisnął Noxa do materaca, opierając na nim niemal całe ciało. Zacisnął palce na jego ramionach żeby nie stracić podparcia, a biodrami wykonał jeszcze kilka gwałtownych, bolesnych dla siebie i zapewne dla partnera, pchnięć. Był bestią. Bezlitosną, warczącą, biegnącą ku spełnieniu, nie baczącą na protesty, ból i otoczenie. W istocie, przypominał poddane pierwotnym instynktom zwierzę. Nawet pozycja to sugerowała. Doszedł chwilę po łowcy, wciąż zaciskając ręce na jego ramionach. Poranił je paznokciami, zostawił na nich siniaki po palcach, ale jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy. Zresztą, to nie miało znaczenia. Drobne otarcia i zranienia znikały bez śladu już po chwili. Rozluźnił chwyt, ale poza tym, nie ruszył się. Przygniótł kochanka własnym ciężarem jeszcze bardziej, kiedy opuściło go napięcie. Oparł policzek o wilgotne plecy i leniwym gestem wsunął palce we włosy kochanka w niewątpliwie pieszczotliwym geście. Wciąż jeszcze oddychał płytko, ale wampirzy organizm szybko się normował. Tak naprawdę wcale nie potrzebował odpoczynku, chodziło raczej o poddanie się przyjemnemu odrętwieniu, pustce myśli, kompletnemu zadowoleniu. Pozwolił sobie więc na te kilka chwil bezwładności, zanim na dobre rzeczywistość się o niego upomniała. Ale rzeczywistość była łagodna. Pachniała seksem, rozgrzanym przez popołudniowe słońce drewnem, proszkiem do prania i Noxem. Była do bólu zwyczajna w swojej niezwykłości, prawdziwa i spokojna tak bardzo, że przez chwilę Marcel poczuł się po prostu szczęśliwy. Może była to wina dzikiego seksu i doskonałego spełnienia, a może świadomości posiadania blisko kogoś, kto dzielił z nim te emocje? Kto zamierzał zostać. Może nie na zawsze, ale na dłużej. Nie był pewny, ale było mu dobrze w tej jednej chwili, której nie wypełniało poczucie winy i obrzydzenie do samego siebie. Pomyślał nawet, że to może być uzależniające. Nagle zrozumiał wyraźniej, dlaczego ludzie tak bardzo lubili odurzać się, kiedy życie ciągnęło ich na dno. Seks z wrogiem okazał się oczyszczającym doświadczeniem. Marcel wprawdzie nie rozumiał oddania Dursta, jego wyborów, pragnień... Nie znał go, taka była prawda. Jednak wiedział jedno i to jedno mu wystarczało. Nox na niego leciał i to dokumentnie, a Marcel zamierzał wykorzystać tę sytuację. Chciał bawić się nią tak długo, jak mógł. Chciał żyć dla małych celów, hedonizmu, zemsty... czegokolwiek, skoro tak nie wiele już mu pozostało. Przy okazji wykonywania wszystkich zadań egzekutora, mógł też wychować swojego byłego wroga na przykładnego członka wampirzej hierarchii, bo czemu nie? Co innego mu pozostało? Wbicie srebra w swoje serce? Może na to zasługuje. Nie, bez wątpienia na to zasługuje, ale przyznawał się teraz do egoizmu i tchórzostwa. Trudno. Nie potrafił posuwać się do heroicznych czynów, kiedy na horyzoncie czekała na niego przyjemność. Zsunął się na bok i przewrócił na plecy. Włosy kleiły mu się do spoconego czoła, blade policzki miał zaróżowione, a rozchylone wargi wyginał w leniwym uśmiechu. Wciąż miał na sobie koszulkę, nieco wilgotną od potu i trochę wymiętoszoną, podciągniętą tak wysoko, że odsłaniała połowę brzucha, ale brakowało mu spodni i bielizny. Najwyraźniej jednak nie zamierzał jakoś szybko po nie sięgać. Spojrzał w bok na swojego towarzysza, który uwolniony spod jego ciężaru, też postanowił się obrócić. Marcel, szczerząc się do niego, wyciągnął ku niemu dłoń. - Ej, Durst - zawołał, unosząc się na jednym łokciu, przekręcając bardziej na bok. Wsunął palce w białą grzywkę kochanka i pochylił się, całując go krótko. - Nie wyglądasz na kogoś, kogo rajcują takie zabawy z perspektywy uległości - zauważył, odsuwając się. Podparł głowę na dłoni, drugą wyplątując z włosów Noxa. - Nie narzekam, żeby nie było. Świetnie się bawię, pomimo miesiąca w lochach, mordowania dzieci i ogólnego egzystencjalnego cierpienia. - Wywrócił oczami, śmiejąc się ochryple, kpiąc z własnych rozterek. Sądził, że jeśli powie to nagłos, obróci w żart, gorycz będzie mniejsza. Mylił się. Zignorował jednak nieprzyjemny uścisk w piersi. Nie chciał robić między nim, a Noxem miejsca na smutek. - Ale to... wow. Z moich dwóch fantazji, ta wydawała mi się mniej prawdopodobna - wyznał, gładko przyznając się do fantazjowania o nocy spędzonej z Durstem. - To pewnie przez te mięśnie. - Roześmiał się i padł plecami na łóżko, zakładając sobie ręce za głowę. |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Pią Paź 12, 2018 3:42 pm | |
| Nox został wykorzystany przez swojego stwórcę – nie, więcej nawet, został przez niego pochłonięty. Był w całości jego, oddany mu, posłuszny jego woli, szczęśliwy i wyzwolony z okowów rzeczywistości, własnych ograniczeń i człowieczeństwa. Ból przeszywający ciało młodego wampira docierał do niego jak przez mgłę, zatrzymując się gdzieś na granicy świadomości i nie docierając do bardziej racjonalnych części umysłu. Gdyby Durst chciał, mógłby się uwolnić. Mógł odsunąć od siebie egzekutora, wymusić na jego zwierzęcej części wycofanie się. Ale nie chciał. Otępienie, zmęczenie i ciężar na plecach dawały mu tyle przyjemności, iż kilka kolejnych ran i otarć było tego warte. Gdyby był w stanie, zapewne nawet zamruczałby z zadowolenia – w obecnej sytuacji jednak jedyne dźwięki, jakie wyrywały się z jego gardła, były czymś pomiędzy jękami a skomleniem. Ciało reagowało na ból odruchowo, rozum jednak powstrzymywał je przed bardziej gwałtownymi reakcjami, podobnie jak silny uścisk Marcela. Były łowca kochał każdą jedną chwilę od momentu, w którym został przemieniony. Nie tylko było mu wspaniale, ale nie potrafił uwierzyć w to, iż kiedykolwiek miał zastrzeżenia co do takiego życia. Gdzieś tam, daleko daleko na horyzoncie rozsądku, majaczyła mu myśl, że nie samym seksem i pożywianiem się żyły wampiry… w tym momencie jednak te dwa elementy były najwłaściwsze. Gawroński był najwspanialszą rzeczą, jaka pojawiła się w nędznym, szarym i wypełnionym obowiązkami, życiu Noxa. Gdy został pieszczotliwie potarmoszony, poczuł się naprawdę szczęśliwy. Przyjemne ciepło i spokój rozlały się po jego ciele, przynosząc ukojenie na wszystkie bolączki, których mężczyzna nigdy wcześniej nie był świadom, ale zarazem zawsze mu ciążyły. Był we właściwym miejscu, z właściwą osobą i nie chciał, by ta sytuacja kiedykolwiek uległa zmianie. Westchnął z cichym zawodem, gdy został uwolniony i podążył za kochankiem, obracając się ku niemu. Przetarł oczy wierzchem dłoni, wreszcie wypuszczając z garści strzępki materiału, a gdy wreszcie zobaczył swojego towarzysza, odwzajemnił jego uśmiech. Szczerzył się wręcz głupawo, całkiem otumaniony ostrymi doświadczeniami sprzed chwili, jednak zachował na tyle przytomności umysłu, by przymrużyć oczy i rozchylić usta w zapraszającym geście, gdy te należące do Marcela naparły na nie. Zamruczał cicho, chrapliwie, lądując jedną dłonią na brzuchu egzekutora, po którym zaczął błądzić palcami, rozmazując pot i napawając się tańczącymi pod wpływem dotyku, twardymi mięśniami. Świadomość, że to one (i wiele, wiele innych) doprowadziły go do takiego stanu, powodowała, że pragnął przylgnąć do ich właściciela, a potem całować i ocierać się o niego tak długo, aż zrozumie, jak wspaniałym kochankiem się okazał. Nie zrobił tego jednak, ponieważ Gawroński postanowił zabrać głos i jednocześnie narzucić pomiędzy nimi trochę więcej dystansu. Młodszy wampir dostosował się do tego przekazu, układając wygodniej na jednym, wciąż piekącym od ich ostrej jazdy, ramieniu, pozwalając palcom drugiej dłoni zsunąć się na resztki pościeli. Uniósł brew wysoko, niezdolny jeszcze do werbalnych złośliwości i zdumienia, ale już wyrażając je mimiką. Gdy usłyszał kolejne słowa, coś nieprzyjemnie go zapiekło w piersi. Nie spodziewał się, że Marcel wróci do ich doświadczeń sprzed kilku dni. Sam w tym momencie wolał o nich zapomnieć, niż katować się myślą, że został upokorzony, zniszczony i zmuszony do przemiany. Wolał oszukiwać siebie i skupić na tym, co przemiana mu dała. Dla niego stanie się wampirem było rozpoczęciem nowego życia, stare mógł – i musiał – pozostawić za sobą. Co oczywiste, Gawroński nie miał tego luksusu. - Tylko dwóch fantazji? Jestem zawiedziony. - Były łowca zacmokał z dezaprobatą, wyciągając bardziej dłoń i chwytając kochanka za podwiniętą koszulkę. Pociągnął go za nią, zmniejszając dzięki temu dzielący ich dystans, aż do chwili, gdy znów stykali się ciałami. Rozluźnił uścisk i przesunął palcami w górę, ku twarzy towarzysza, miziając go lekko po policzku, delikatnie sugerując, by znów na niego spojrzał. Chciał, by jego stwórca skupił swoje myśli na czymś innym, niż przeszłości, której nie mogli zmienić. - To albo magia przemiany, albo twoja. Wybierz wytłumaczenie, które bardziej ci pasuje, Gawroński. - Puścił do niego oko, wyginając usta w czymś, co mogłoby ujść za figlarny, może wręcz flirciarski, uśmiech. Nie przesunął dłoni z jego policzka, za to sam zbliżył swoją twarz jeszcze bardziej, wsuwając nos w jego szyję i zaciągając z cichym zadowoleniem zapachem seksu i kochanka. Byli mokrzy, brudni, kleili się od potu i spermy (a szczególnie Nox, który był aż za bardzo pokryty zarówno własnym nasieniem, jak i czuł jak sączy się z niego to należące do starszego wampira. Póki co jednak nie miał potrzeby zmiany tego stanu rzeczy). Byli wszystkim, czym brzydzili się łowcy. To było wspaniałe. - Ty też masz mięśnie niczego sobie, panie egzekutor. Dobrze sobie poradziłeś. - Zamruczał z pochwałą prosto w jego skórę, zaraz potem delikatnie drażniąc tętnicę szyjną swoimi zębami. Nie wgryzł się w kochanka, a jedynie delikatnie poskubał, w bardziej odruchowej i zwierzęcej pieszczocie, niż racjonalnej wdzięczności. Przerzucił jedną nogę przez kochanka, przylegając do niego dokładniej, sycząc cicho, gdy poczuł pieczenie w dolnych partiach ciała, które jeszcze nie zaleczyły się do końca. W tym momencie miał w dupie to, że mógł wyjść na spragnionego bliskości i, chociażby, potrzebującego czułości. Chciał kontaktu fizycznego, to po niego sięgał, chuj z konsekwencjami. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Sob Paź 13, 2018 10:09 pm | |
| Zdumiona mina Dursta rozbawiła go jeszcze bardziej, ale przestał uśmiechać się złośliwie, kiedy dłoń kochanka zacisnęła się na koszulce i bez trudu przyciągnęła go bliżej. Materiał zatrzeszczał w proteście wobec takiej siły, ale na szczęście szwy wytrzymały. Marcel zdążył już zapomnieć jak potężny był jego kochanek, dlatego gdy nastąpiła mała manifestacja, w pierwszej chwili wydawał się zaskoczony, ale zaraz uśmiechnął się z satysfakcją. Bo jak miał nie czuć się zadowolonym, gdy przed chwilą ta siła była mu podległa? Było też coś ekscytującego w świadomości, że gdyby łowca chciał, znów mogliby, jak za starych czasów, rzucić sobie wyzwanie. Czując dłoń na policzku, oczywiście spojrzał wprost w jego oczy. W tych należących do Marcela iskrzyło rozbawienie. Uśmiechnął się figlarnie. - Wiesz, dwóch podstawowych. Ja na górze, albo ty na górze. - Lekko zmrużył oczy i zniżył głos do sugestywnego szeptu, jakby zdradzał towarzyszowi jakąś pikantną tajemnicę. - W obrębie tych dwóch jest maaaasa opcji. Co do wytłumaczenia... nie pogardziłby jakimś. Czułby się pewniej, gdyby w końcu mógł wpasować Noxa w jakieś ramy. Bycie ciągle zaskakiwanym... bywało przyjemne, ale po ostatnich przeżyciach miał poczucie, że chce stabilności, wrócenia na stare śmieci, rutyny. Przemieniony łowca za nic nie wpasowywał się w te pragnienia, wchodząc z butami w samo centrum życia Marcela. Wampir nie narzekał na to jakoś szczególnie, biorąc pod uwagę jaką rekompensatę łowca mu dawał, ale mimo wszystko. Chciałby usłyszeć jasne wytłumaczenie. To oczywiście nie padło. Uśmiechnął się więc, lecz nieco markotniej, nawet pomimo flirciarskiego tonu i sugestywnego wykrzywia warg kochanka. - Na pewno to moja zasługa. Tak już działam na ludzi, nic nie poradzę... - zażartował, ale zamilkł, kiedy Nox wtulił mu twarz w szyję i bez skrępowaniem zaciągnął się zapachem rozgrzanego ciała. Spojrzał wtedy w sufit i lekko marszcząc brwi, uśmiechnął się z czymś, co zakrawało o zakłopotanie. Zachowanie byłego wroga znów go zaskoczyło. Taka aprobata, wyraźne pragnienie bliskości, upajanie się nią... również nie pasowało mu do Noxa, którego znał. Pewnie leżałby tak przez chwilę w całkowitym spokoju, porównując nowego łwocę ze starym, gdyby mężczyzna nie wymruczał mu w szyję pochwały, której oczywiście, też się nie spodziewał. Wybuchnął nieskrępowanym śmiechem. - Tego jeszcze nie grali. "Dobrze sobie poradziłem?" - Roześmiał się raz jeszcze i potarmosił wilgotną czuprynę towarzysza, wbijając rozbawione spojrzenie w sufit. - Dzięki, stary. To jest to, co lubię słyszeć po porządnym rżnięciu - parsknął i westchnął głęboko. Co tu się właściwie działo? Leżał przez chwilę, bezmyślnie mrucząc pod pieszczotą delikatnych ugryzień. Wodził palcami po boku Noxa, odruchowo się odwzajemniając. Czuł wyraźnie ciężar jego nabitego, silnego ciała, ale jego bliskość, choć bardzo dosadna, wydawała mu się całkiem... właściwa. Marcel nawet przez chwilę nie pomyślał, że to nieodpowiednie czuć się przy nim tak swobodnie. Gdy w pewnym momencie jego kochanek odsunął głowę, wykorzystał nawet okazję by go pocałować. Z początku leniwie, ale po chwili przelał w pieszczotę znajomą namiętność. Uniósł się też bardziej, by wygodniej sięgać jego ust. Oderwał się od nich dopiero po chwili i przez kilka sekund z bardzo bliska patrzył kochankowi w twarz, ale tym razem nie uśmiechał się już. Mógł wyglądać nawet na strapionego, ale to była chwila. Zaraz odsunął głowę zupełnie, przywołując na wilgotne po pocałunku wargi, znajomy, odrobinę cyniczny uśmiech. Nox nie był przygodną znajomością. Marcel nie mógł wykopać go ze swojego domu, kiedy już zaspokoił podstawową potrzebę. Zresztą, mało którego kochanka przyprowadzał do domu. Jeśli naprawdę chciał się zabawić, chodził do sprawdzonych klubów i pieprzył się w hotelach. Od bardzo dawna nie miał obok nikogo, z kim mógłby bezkarnie uprawiać sex bez zobowiązań. I w końcu naszła go ta niewygodna myśl... A co jeśli Nox widzi w tym coś więcej prócz zabawy? To w ogóle było możliwe? Znając go jako łowcę, nigdy nie wziąłby czegoś takiego pod uwagę. Wcześniej nie wyglądał na gościa, którym jawił się teraz. Marcel prędzej pociąłby się srebrnym nożem do masła niż uwierzył, że łowca będzie oddawał się mu z ochotą i po seksie przytulał jakby... byli parą, a przynajmniej jakby łączyło ich coś więcej niż wspólna przeszłość. Właściwie, obecnie łączyła ich wspólna przyszłość. Czy to w jakiś sposób go usprawiedliwiało? W całym tym ferworze zwierzęcej chuci, Gawroński nie zastanowił się jaka czeka ich przyszłość i jakie konsekwencje może nieść ze sobą bliskość, którą dzielą. A co jeśli będzie odpowiedzialny za Noxa nie tylko w czysto... wampirzym aspekcie? Co jeśli zostanie obarczony jego uczuciami? To, że takie myśli w ogóle przeszły mu przez głowę, było wystarczająco niepokojące, by zdecydował się poruszyć. Daleki był jednak od paniki czy nawet niezręczności. Na jego barkach spoczywał obowiązek uczynienia wszystkiego naturalnym. - Wstawaj, Durst. Idziemy pod prysznic - zarządził, drapiąc pieszczotliwie udo łowcy, które przyciskało go do materaca. Kiedy mężczyzna go puścił, wstał i zebrał z podłogi swoje rzeczy. Kątem oka dostrzegając nieco naruszony parapet, cmoknął z udawaną dezaprobatą. - Wiesz ile kosztuje remont domu? - Machnął w stronę okna trzymanymi w ręku spodniami. - Ledwie przyszedłeś i już rujnujesz mi gniazdko. Parapet i pościel... - Pokręcił głową, szczerząc się złośliwie. Omiótł wzrokiem wymemłaną, podartą poszwę. - Zaraz skombinuję ci coś nowego, ale jak będziesz się tak miotał, to następnym razem zaciągnę cię do piwnicy. Na szorstki-zimny-beton. - Groźba miała wydźwięk bardzo niemoralnej propozycji, szczególnie, że została okraszona marcelowym, szelmowskim uśmiechem. |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Nie Paź 14, 2018 1:13 am | |
| Fakt, że Marcel o nim fantazjował, w kontekście znacznie bardziej intymnym niż wbicia w niego sztyletu i pozbawienia życia (...chociaż samo wbijanie było istotnym elementem w tych rozważaniach), był niemal uskrzydlający. Młody wampir nie mógł się nie ucieszyć, nawet jeśli chodziłoby tylko o dwie chwile słabości – a gdy usłyszał o większej ilości, szczególnie wypowiedzianej takim głosem, nagle nabrał ochoty na coś więcej, niż niezobowiązującą bliskość. Wampirze ciało faktycznie szybko się regenerowało. Noxowi jednak póki co wystarczał tylko kontakt fizyczny, może nie tak niewinny, ale nie oznaczający od razu kolejnego zbliżenia. Cieszył się przyjemnym zapachem kochanka, jego gładką skórą, twardym ciałem i słonawym potem, drażniącym wrażliwy język. Był niemal pewien, iż jego potrzeba bliskości wynikała z faktu niedawnej przemiany, która uczyniła jego zmysły znacznie bardziej wyostrzonymi, a podświadomie – zmusiła do podległości swojemu stwórcy, ale nie zamierzał się zbytnio zagłębiać w swoje potrzeby. Zaspokajał je, korzystając z Marcela bezczelnie, napawając się nim, nieświadom wszystkich rozterek, które nim targały. Jedyna bariera, jaka od początku ich znajomości stała im na drodze, zniknęła wraz z przemianą, dlaczego więc nie miałby w tym momencie sięgać dokładnie po to, na co miał ochotę? Powstrzymywanie się i sztuczne narzucanie dystansu wydawało mu się stratą czasu i niepotrzebną wstydliwością. Po tym wszystkim, do czego pomiędzy nimi doszło, w opinii byłego łowcy, nie było na to miejsca. - To dobrze, nie licz na więcej komplementów - mruknął w jego szyję nowonarodzony, walcząc z kolejnym uśmiechem, który cisnął mu się na usta. Wciąż był odrobinę ogłupiały po ich stosunku i nie potrafił jeszcze wrócić do tego chłodniejszego i bardziej zamkniętego, twardego mężczyzny. Może ten człowiek odszedł na zawsze, wraz z innymi, bardziej ludzkimi elementami, które nie pasowały do nowego, wampirzego „ja”? Leniwe pieszczoty i idealna harmonia, której na moment obaj się poddali, były dla Dursta niczym niebo. Po dzikim, ostrym seksie, przyszła pora na niezobowiązujący, zwyczajny kontakt, którego nigdy wcześniej młody wampir nie potrzebował, ale który w tym momencie wydawał mu się nie tylko niezbędnym dopełnieniem idealnych chwil, ale też spełnieniem marzeń, na które nigdy wcześniej sobie nie pozwolił. Odwzajemnił pocałunek z czymś, co śmiało można było uznać za czułość, chociaż odrobinę niezdarną. Widać było, iż brakowało mu wprawy w posunięciach, które nie wiązały się z ostrzejszym zbliżeniem, w którym to on pełnił rolę „mężczyzny”. Po krótkiej chwili ta subtelność zniknęła na rzecz namiętności i głodu, które z taką wprawą obudziły wargi i język Gawrońskiego, tak doskonale drażniące nowonarodzonego. Oczy młodszego mężczyzny zalśniły znajomym pożądaniem, a wargi wykrzywiły się w zapraszającym uśmiechu, namawiającym niewerbalnie do bardziej konkretnych posunięć. Durst był w zasadzie pewien, iż jego towarzysz da się skusić… dlatego nagłe zarządzenie wydało mu się tak nie na miejscu, iż zwyczajnie nie zaprotestował, uwalniając kochanka spod swojego ciężaru, by później wodzić za nim spojrzeniem, gdy ten zbierał ciuchy z podłogi. - Myślę, że coś takiego mogę naprawić własnoręcznie - mruknął, oburzając się bardziej pro forma, siadając ostrożnie na łóżku, a potem, gdy nie poczuł żadnego niesamowitego bólu (nawet jako były łowca, przyzwyczajony do szybszego zaleczania się ran, potrzebował czasu do pełnego zaakceptowania możliwości wampirzego ciała), wstał. Uniósł brew wysoko, biorąc się za boki i bez najmniejszego nawet skrępowania, zaprezentował się w pełnej krasie, nagi, mokry, brudny od spermy, z cieknącą powoli cieczą po wnętrzu jego uda. Prychnął, zbywając groźbę kochanka wywróceniem oczami. - Wina leży tylko po twojej stronie. Zresztą, nie sądzę, byś mógł zaciągnąć mnie gdziekolwiek. - Wzruszył ramionami, a jego usta wykrzywiły się w znajomym, przekornym grymasie. Tę minę Marcel bez wątpienia znał aż za dobrze, wielokrotnie widział ją na twarzy swojego wroga, gdy walczyli w różnych szemranych uliczkach, próbując zdobyć nad sobą przewagę. Nox założył ręce na piersi, delikatnie przechylając się do tyłu i zaprezentował pełną przekonania o własnej zajebistości pozę. - Nie bez mojej zgody, przynajmniej - dodał, puszczając oko do kochanka. Wyglądał w tym momencie jak człowiek, którego nie sposób było przesunąć z miejsca, w którym stał, nawet gdyby zabrać go razem z podłogą lub podpalić dom. Na szczęście, gdy tylko Marcel ruszył w kierunku drzwi, młody wampir podążył za nim bez oporów, przeszedł przez korytarz i wylądował w łazience, a dokładnie – w kabinie prysznicowej, razem ze swoim stwórcą. Na szczęście Gawroński był przewidujący i nie zainstalował najmniejszych szklanych czterech ścian, jakie były dostępne w ofertach sklepów meblowych i wyposażył się w coś, w czym dwóch mężczyzn mogło się zmieścić – chociaż, biorąc pod uwagę ich umięśnienie, mieli zdecydowanie mniej miejsca, niż było to pierwotnie przemyślane. Nox nie potrzebował ani dużo wody, ani mydła, by doprowadzić się do porządku – wymierzonymi, efektywnymi ruchami umył zarówno dwukolorowe włosy, jak i przepocone ciało, bez większego problemu pozbawiając się reszty śladów ich zbliżenia, jakie na nim pozostały. Szybko jego skóra była znów gładka i lśniąca, pozbawiona nawet kropli nasienia, które… Młody wampir odruchowo się skrzywił, czując jak coś znów spływa po jego udzie. Coś, czego w swoim wojskowym szkoleniu nigdy nie przećwiczył i był niemal zabawnie zdumiony, iż w ogóle się pojawiło – zupełnie, jakby nigdy wcześniej nie przeszło mu przez myśl, iż zabawa, jakiej wcześniej z taką radością się oddał, musiała wiązać się z konsekwencjami. Rzecz jasna, nic już go nie bolało, nic nie piekło, zapewne powróciwszy do pierwotnego stanu, ale… Nox, chyba po raz pierwszy w życiu, uległ zawstydzeniu. Nie był zupełnie przygotowany na to, jakie uczucia wywoła w nim świadomość, jasna i klarowna świadomość, że ktoś go posiadł. Oznakował w najbardziej prymitywny i zwierzęcy sposób. Przemiana była jednym, wymiana ugryzień drugim, ale to… To w jakiś niezrozumiały i paradoksalny sposób go skrępowało. Oparł się plecami o ścianę, nagle opuszczając spojrzenie i unikając wzroku gospodarza, czekając w czymś, co nagle stało się pełną napięcia ciszą, na moment aż mężczyzna zdecyduje się wyjść spod prysznica i oddalić w jakimś, jakikolwiek innym kierunku. Czy to było upokarzające, czy podniecające? Nie potrafił jednoznacznie stwierdzić. Coś w nim mruczało z zadowoleniem na myśl, że zatracił się ze swoim stwórcą (i dawnym wrogiem) do tego stopnia, ale z drugiej strony istniały wieloletnie nawyki, przyzwyczajenia, które nie przyzwalały na tak intensywne zbliżenie, a szczególnie w konfiguracji, na jaką z radością przystał młody wampir. Oczywiście, to nie był pierwszy raz, kiedy do tego doszło, ale poprzednio Nox nie myślał zbyt jasno i nie miał czasu ani siły na rozważenie czegokolwiek wiążącego się z zarówno fizycznymi, jak i psychicznymi konsekwencjami swoich posunięć. Należał do Marcela Gawrońskiego, wampirzego egzekutora, pod każdym względem. Przesunął wzrok po ciele swojego nowego kochanka, zatrzymując się dopiero na jego oczach. Z trudem stłumił pomruk, który pojawił się w jego piersi. Podobało mu się to. Zwilżył językiem usta, które, nie wiedzieć kiedy, zdążyły wyschnąć. Lekko rozstawił bardziej nogi i wreszcie sięgnął pomiędzy nie palcami, chyba po raz pierwszy dotykając się tam w taki sposób. Jego oczy pociemniały o co najmniej dwa tony. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Nie Paź 14, 2018 11:01 pm | |
| Nox najwyraźniej był nienasycony i naprawdę, gdyby nie wcześniejsze myśli, Marcel zostałby z nim w łóżku nawet i do jutra. Ale podjął decyzję i zamierzał się jej trzymać... co z tego, że ostatnio trzymanie się postanowień w ogóle mu nie wychodziło? Słysząc, że Nox sam mógłby naprawić parapet, zerknął na niego z nieodzownym, cynicznym uśmiechem. - Złota rączka? Świetnie! Przydasz się do czegoś. Ostatnio cieknie mi kran w kuchni. - Wskazał kciukiem w stronę korytarza. Wrócili do poprzedniej relacji polegającej na złośliwym docinaniu sobie nawzajem. Może to i dobrze. To był bezpieczny grunt, który nie niósł ze sobą żadnych konsekwencji... no może poza okazjonalnym praniem się po twarzach, albo ostrym pieprzeniem. Na obie te rzeczy Marcel spokojnie mógł przystać. Widząc buńczuczną postawę kochanka, spojrzał na niego kpiąco, ewidentnie lekceważąc jego hardość, choć poza zrobiła na nim wrażenie, lecz bez wątpienia w innym sensie. Po prostu przyjemnie było patrzeć na doskonale wyrzeźbioną sylwetkę łowcy. - Proszę cię - parsknął - naprawdę chcesz mi rzucać wyzwanie? Zawsze możemy się sprawdzić. Jak za starych, dobrych czasów, łowco. - Źrenice Marcela rozszerzyły się i zupełnie nagle, srebrny sztylet leżący na parapecie, wystrzelił w kierunku Noxa, chybiając jego szyi o milimetry. Z cichym brzękiem wbił się w naprzeciwległą ścianę i drgał jeszcze przez chwilę. Egzekutor uśmiechnął się drapieżnie, ale wyraz jego twarzy szybko uległ zmianie. - Chodź, po miesiącu w lochu mam wrażenie, że nigdy za mało kąpieli. Przekomarzanie się było jedynie przekomarzaniem, ale z drugiej strony, Marcel w każdej chwili, nawet nago, mógł rzucić się w wir walki i nadal byłby cholernie niebezpiecznym przeciwnikiem. Nox również i raczej obaj byli tego świadomi. Jednak zamiast wracać do starych praktyk, zdecydowali się przeparadować nago po mieszkaniu i zniknąć za drzwiami łazienki. Marcel ściągnął z siebie koszulkę i rzucił ją na kosz z praniem. - Pakuj się. - Wskazał przeszkloną kabinę, a gdy Nox znalazł się za szybą, dołączył do niego. - Minęły wieki odkąd brałem z kimś prysznic - zagaił, odkręcając wodę. Potem, najnormalniej w świecie, chwycił z półeczki gąbkę i odwrócił się do kochanka. - Umyjesz mi plecy? - Wyszczerzył się, kpiąc z trywialnej czynności, ale nie uchylił się przed nią, kiedy Nox ze zdziwieniem przyjął gąbkę. Faktycznie odwrócił się do niego tyłem, oparł dłonie na szkle i pozwolił się umyć. Sam natomiast umysł głowę i resztę ciała, od czasu do czasu, z racji niewielkiej przestrzeni, ocierając się łokciem czy ramieniem o towarzysza. Nie szczególnie zwracał na niego uwagę, choć był świadom jego obecności bardzo mocno i w jakimś stopniu czerpał przyjemność z ich wspólnej kąpieli. Gdy tak stał pod strumieniem wody, tknęło go jednak jakieś przeczucie. Nox wydał się nagle jakiś zbyt... cichy i za mało ruchliwy. Mniej pyskaty. Spojrzał więc w bok na swojego towarzysza, który wyglądał na co najmniej przygaszonego. Oparty o ścianę kabiny patrzył w bok, gubiąc gdzieś pewność siebie, z którą prezentował się w sypialni. - Co jest? - Marcel uniósł brew w pytającym geście, przecierając twarz dłonią, by ściągnąć z niej nadmiar wody. Obrzucił Noxa uważniejszym spojrzeniem, podświadomie szukając w jego ciele oznak słabości czy cierpienia. Nie dostrzegł niczego niepokojącego. Co się działo z tym człowiekiem? Stali przez chwilę, a ciszę wypełniał jedynie szum spadającej na kafelki wody. I gdy Marcel miał już zrezygnować z bezowocnego wpatrywania się w kochanka, ten w końcu podniósł spojrzenie, czy raczej, obmacał nim całą jego sylwetkę, by na koniec wbić się w oczy. Do jednej uniesionej brwi Marcela, dołączyła druga, ukazując niezrozumienie. Tymczasem usta Noxa rozchyliły się, jego spojrzenie pociemniało, a dłoń zanurkowała między pośladki. Marcel dopiero wtedy pojął, co się dzieje... choć właściwie, nie do końca pojmował, ale... skłamałby, gdyby powiedział, że mu się to nie podoba. Nox wsuwający w siebie palce, do tego mający przy tym tak bezbronny wyraz twarzy, był niecodziennym i naprawdę seksownym widokiem. Uśmiechnął się mrocznie i oparł dłoń o ścianę. Woda spływała po jego ramieniu, obrysowywała linię wyraźnych pod skórą mięśni. Przechylił głowę, a spojrzenie, do tej pory całkiem neutralne, pociemniało i stało się oceniające. - Jesteś totalnie popieprzony - Jego głos był zduszony, przytłumiony przez szum wody, ale brzmiała w nim jakaś dziwna forma podziwu. Dzieliła ich niewielka odległość, więc już po chwili Nox mógł poczuć ciało egzekutora bardzo blisko. Ich mokre piersi i lędźwie zetknęły się, znów dzieląc ciepło, choć tym razem w nieco inny sposób. Marcel, więżąc kochanka między sobą i chłodną ścianą, powoli wzniósł spojrzenie, tym jednym, znaczącym gestem, czyniąc atmosferę niezwykle intymną i duszną. Dużo bardziej niż robiła to niewielka przestrzeń kabiny i unosząca się w niej para. - Jeszcze ci mało? - Zapytał cicho, patrząc mu prosto w oczy. Nie uśmiechał się już, nie było w nim też zwyczajowej złośliwości, jedynie powaga i uwodzicielska powolność. Dla Noxa, który znał Gawrońskiego tylko z agresywnych, brutalnych pieszczot, taka zmiana mogła wydawać się niezwykła, a jednak kompletnie opanowany, uwodzący Marcel, pozostawiający drapieżność na rzecz dusznej namiętności, zyskiwał niebywały urok. Jego oczy były ciemne, spojrzenie przenikliwe i pełne wyczekiwania, a ciało napięte od niewypowiedzianych pragnień. Przede wszystkim jednak, właśnie teraz Nox mógł poczuć się kochankiem. Nie zabawką, chwilową zachcianką, a kimś, z kim Marcel wyraźnie się liczył. Powoli, drażniąc opuszkami, przesunął palcami po biodrze mężczyzny, w górę, ku jego ramieniu i piersi, gdzie oparł całą dłoń. Zsunął spojrzenie na rozchylone usta kochanka i zwilżając językiem swoje, bez pośpiechu nachylił się, by złączyć ich wargi w pocałunku. Całował powoli i ze spokojem, stopniowo wsuwając język coraz głębiej, rozchylając usta coraz bardziej, czyniąc pieszczotę bardziej namiętną, choć wcale nie gwałtowniejszą. I gdy tylko wyczuł, że Nox cofa swoją dłoń, chwycił go za nadgarstek. Na chwilę podniósł spojrzenie, by popatrzeć mu w oczy spod przymrużonych powiek. - Nie przestawaj... - poprosił zduszonym głosem, kierując jego dłoń na poprzednie miejsce. Uśmiechnął się delikatnie, a potem znów sięgnął jego ust... |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Pon Paź 15, 2018 10:15 pm | |
| Łowco. Czy wciąż nim był? Ta krótka myśl, zwątpienie, zawahanie, dały Marcelowi przewagę, którą starszy wampir wykorzystał bez zawahania. Co ciekawe, instynkty nowonarodzonego, wyćwiczone przez lata szkoleń i doświadczeń, a także zwiększone przez niedawną przemianę, nie przejęły nad nim kontroli, gdy sztylet podążył w jego kierunku. Pewność, że Gawroński go nie skrzywdzi, była tak silna, że Nox nawet nie mrugnął, pozwalając ostrzu wyminąć jego szyję o milimetry. Uśmiechnął się kątem warg z jawną kpiną, jakby wyśmiewał swojego towarzysza i nędzną próbę ataku, która nie mogła się udać. Dawny, znany egzekutorowi łowca zareagowałby, chwytając sztylet w locie i odwzajemniając się w równie gwałtowny i niespodziewany sposób. Ten po przemianie jednak był żywym dowodem na to, iż coś w nim uległo dużej modyfikacji i obdarzył zaufaniem swojego stwórcę, niezależnie od tego, czy było to rozsądne w jego sytuacji, czy wręcz przeciwnie, zakrawało na szaleństwo. Marcel nie zamierzał go skrzywdzić i Durst był tego nieprzyzwoicie pewien. Co ciekawe, nie poddał tej pewności pod wątpliwość. Świadomość, że zrobił coś, co nie było dlań typowe, uderzyła go dopiero w chwili, gdy został poproszony o umycie pleców egzekutora i… przyjął gąbkę bez drwiny, posłusznie zabierając się do wskazanej czynności. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, iż coś oprócz natury głodu i zależności od konkretnych ludzi, uległo zmianie. Z jednej strony owszem, zawsze z łatwością poddawał się rozkazom i brakowało w nim buntowniczej natury w sytuacji, w której padało konkretne polecenie, które należało wypełnić bez zbędnych pytań, ale z drugiej był człowiekiem, który ufał wyłącznie sobie. Do tej chwili. W momencie, w którym oddał się Gawrońskiemu – najpierw przyzwalając mu na zakończenie przemiany, a później wykorzystanie ciała na każdy sposób, jaki przyszedł mu do głowy – mężczyzna stał się istotnym elementem jego nowego życia, pewnego rodzaju kompasem, pokazującym co jest dobre, a co niewłaściwe. Nox przywykł do zależności od innych i radził sobie z nią więcej niż dobrze, ale nawet jego zaskoczyła uległość, która pojawiła się w styczności z wampirzym stwórcą. Przesuwał sumiennie namydloną gąbką po idealnych plecach starszego mężczyzny, zarówno go czyszcząc, jak i oferując delikatną pieszczotę, podziwiając nietypową sytuację, w jakiej się znalazł, niemal z boku. Wszystko, w czym uczestniczył, wydawało mu się nowe i nietypowe, jakby trafił do cudzego życia i musiał się do niego dopasować, jednocześnie będąc pozbawionym doświadczeń na tym polu, zmuszony słuchać poleceń (zarówno werbalnych, jak i niewerbalnych) Gawrońskiego. To było… zarazem uskrzydlające, jak i cholernie krępujące. Nie tylko to zresztą było zawstydzające – a fakt, iż dostrzegł to Marcel, jedynie pogorszyło sprawę. Nox nie potrafił całkowicie dostosować się do cudzych oczekiwań i własnych potrzeb, których nigdy wcześniej nie odczuwał. Pragnienie bliskości swojego stwórcy i wieloletniego obiektu westchnień, a także wroga, było jedynym znajomym i sensownym uczuciem, któremu mógł się poddać bez większej analizy i obawy, że popełnia błąd. Chciał go uwieść. - Mówisz to wszystkim swoim dupom, czy tylko wybranym? - Zaśmiał się chrapliwie, nie przerywając ruchów palcami, krępujących i niezdarnych, a jednocześnie, w jakiś istotnie popaprany sposób podniecających. Podobało mu się, że Marcel znów zmniejszył odległość pomiędzy nimi i patrzył w niego w tak intensywny i jednoznaczny sposób. Było to znacznie bardziej gorące, niż jakiekolwiek pieszczoty, jakim mógł poddać się samodzielnie były łowca. Masturbacja i zadowalanie się przypadkowymi, kobiecymi kochankami w losowych, zapyziałych hotelach, wydawały się nagle słabą namiastką rzeczywistych doświadczeń, którym młody wampir mógł ulec. Każda chwila z Gawrońskim była wyjątkowa, namiętna i nadawała szaremu, codziennemu światu Noxa żywych kolorów. Być może dlatego po raz kolejny powracał do bardziej seksualnych sugestii i zabaw, niegotowy do normalnej rozmowy lub dalszych wyzwań wynikających z przynależności do nowej, nieznanej mu zupełnie, rzeczywistości. Przemiana w zachowaniu jego kochanka pozbawiła młodego wampira oddechu na kilka chwil. Durst na moment znieruchomiał, podziwiając w pełnej okazałości swojego gospodarza, który już dawno temu zwrócił jego uwagę swoim wyjątkowym sposobem bycia i groźnym seksapilem, ale chyba po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat postanowił obdarzyć go swoim pełnym skupieniem i… uwieść. To nie były łowca kusił, a jego nowy, nieoczekiwany właściciel. - Przyznaję się do winy, ale… to zasługa szybkiego uzdrawiania ciała - odparł ze słyszalnym trudem i pożądaniem, które znacząco obniżyły jego głos i zdradziły, jak łatwo było nim operować, jeśli tylko wykorzystało się odpowiednie sposoby. Po buńczucznym, agresywnym i pewnym swego wojowniku nie było już nawet cienia. Pozostał tylko głód, posłuszeństwo i uwielbienie. Zadrżał delikatnie pod wpływem dłoni, a później rozchylił usta w zapraszającym geście, poddając się subtelnej pieszczocie warg i języka, mrucząc wyraźnie pod palcami kochanka. Jego dłoń przez kilka chwil poruszała się samodzielnie, bez udziału jego woli, ponieważ wszystkie pozostałe myśli skupione były na bliskości najseksowniejszej istoty, jaką kiedykolwiek miał przed oczami Nox. Niemal nie potrafił uwierzyć w swoje szczęście, iż po ponad 70 latach oczekiwania, wypatrywania i nieśmiałego fantazjowania, znalazł się tak blisko tego konkretnego wampira, mogąc liczyć na jego uwagę, bliskość i opiekę. Znajdował się pod jego pieczą i mógł z tego korzystać tak długo i dobrze, jak tylko zostanie mu dozwolone. A nic nie wskazywało na szybkie zakończenie ich relacji. Oderwał dłonie od swojego wilgotnego ciała, chcąc pochwycić kochanka i poczuć jego skórę, oznakować ją, naznaczyć swoja fizycznością. Wtedy usłyszał ze strony Marcela protest. Podniósł powieki, które w jakimś momencie ich pocałunku musiał opuścić, a potem pozwolił sobie na pełen satysfakcji, flirciarski uśmiech. - Dobrze… - przytaknął, rozchylając trochę bardziej swoje nogi, bardziej stabilizując swoją pozycję i ułatwiając sobie ruchy… a potem stęknął z zaskoczeniem, gdy przez jego ciało przeszedł mocniejszy dreszcz rozkoszy, wynikający z muśnięcia jakiegoś wyjątkowo wrażliwego zakończenia nerwów. Wywrócił oczami, wsuwając w siebie dwa palce i sięgając głębiej, zamierzając ponowić tę pieszczotę niemal za wszelką cenę, drugą ręką przytrzymując się ściany i odwzajemniając kolejne pocałunki swojego towarzysza. Był podniecony, co było widać zarówno przez napięte mięśnie jego ciała, jak i częściowo wzniesiony członek, uwięziony pomiędzy ich dwójką. Woda spływała po ich ciałach nierównomiernie, docierając do nich tylko częściowo, ze względu na ograniczony zasięg prysznica. Dociśnięci do ściany i spleceni w namiętnym uścisku nie potrzebowali jednak więcej bodźców i ciepła, niż rytmiczny szum, urywane oddechy, niskie pomruki i sporadyczne sapnięcia, uciekające z ust Noxa. Gdy jego ciałem znów szarpnął dreszcz przyjemności, chwycił się wolną dłonią przedramienia towarzysza, zaciskając na nim boleśnie palce, wbijając krótkie paznokcie i przyciągając mocniej ku sobie. Ich męskości, podobnie jak uda i klatki piersiowe starły się ze sobą, drażniąc i pieszcząc, rozgrzewając te miejsca, do których gorąca woda nie docierała. Gdy wreszcie przerwali pocałunki, były łowca już nie tylko dyszał, ale też cicho pojękiwał, z trudem unosząc ciężkie od podniecenia i wilgoci powieki, spoglądając na kochanka niczym na najlepszy posiłek na świecie. - A ile wieków minęło od tego, kiedy pieprzyłeś się z kimś pod prysznicem? - spytał chrapliwie, wyginając usta drapieżnie, wysuwając wreszcie z siebie palce i obejmując nimi oba ich członki, poruszając dłonią niemal od niechcenia. Oblizał dolną wargę i przybliżył głowę do szyi Marcela, przesuwając zaraz po niej językiem, zlizując kolejne spływające kropelki. - Chciałbym cię ugryźć, Gawroński… - wyszeptał w jego skórę, nie decydując się jednak na tak brutalną inwazję i… czekając na zgodę? |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Sob Paź 27, 2018 12:51 pm | |
| Nie odpowiedział mu, choć kły na chwilę błysnęły w roztargnionym, złośliwym uśmiechu. Wiele razy wypominał Noxowi popieprzenie. Istotnie, były łowca okazał się kompletnie innym człowiekiem, niż Marcel zapamiętał, a większość z jego działań tak go zaskakiwała, że nie mógł komentować ich inaczej niż jako odchyłów od normy. Ale właściwie, gdzie leżała norma? W ich obecnej sytuacji nie było żadnych. Jedyne jakie ich ograniczały były zasadami wampirzej egzystencji i klanu Winclerów. Jeśli dostosowywali się do nich, mogli robić co chcą, zachowywać się tak jak chcą. Wśród wampirów ekscentryzm był na porządku dziennym. Każdy z krwiopijców, a już szczególnie starsze jednostki, odbiegały zachowaniem od przyjętych przez ludzi norm. Marcel natomiast, żyjąc bardzo blisko potencjalnych ofiar, wpasowywał się w ich środowisko idealnie. Był niezwykle ludzki w swoim wampirzym jestestwie, a co więcej, dopasowywał się nie dlatego, że tego od niego wymagano, a dlatego, że zwyczajnie tego chciał. Może dlatego tak bardzo dziwił się dziwactwom byłego łowcy. Ale to, że się im dziwił, nie znaczyło, że go nie intrygowały. Więcej nawet, sprawiały mu satysfakcję, szczególnie te, które ujawniały dziwaczną uległość. Nox mógł się z nim droczyć, ale w ciągu dwóch dni dał wystarczająco dowodów swojego oddania, że Marcelowi z trudem przyszłoby powiedzenie "nie można mu ufać". To było dziwne i na pewno niebezpieczne, ale tracił przy nim ostrożność. Może była to kwestia czegoś więcej? Może dlatego, że był jego dzieckiem? Powoli wodził dłońmi po jego ciele, pozwalając objąć się leniwie wspinającemu się po kręgosłupie podnieceniu. Nie przypominał sobie, żeby z taką łatwością je w sobie rozpalał. Po tym jak spróbował niemal wszystkiego, co oferował temat seksu, zwyczajnie szybko się nudził i wymagał bardzo silnych bodźców, by rozbudzić w sobie pożądanie, tymczasem od ucieczki z więzienia zachowywał się jak napalony nastolatek. To na pewno była wina Dursta. Poczucie, że mógł mieć kogoś, kto przyciągał jego wzrok od ponad siedemdziesięciu lat, powodowało, że chciał się nasycić. A przynajmniej tak sobie to tłumaczył. Nie znalazł innego, racjonalnego powodu swoich zachowań. Wobec tego, czerpał garściami z widoku rozpalonego ciała byłego łowcy, drżenia, gdy zuchwale pieścił się na jego oczach. - A myślałem, że moja... - szepnął bezczelnie, pomiędzy pocałunkami. Zatracał racjonalność. Zapominał się. Nierozważnie pozwalał sobie myśleć o Noxie cieplej niż wypadało, pozwalał sobie traktować go z czułością, której dawno nikomu nie darował. Może powinien wycofać się zanim zostanie źle zinterpretowany, ale było mu tak cholernie dobrze, gdy Durs ocierał się o niego, jęczał i dawał całym sobą dowody przyjemności i oddania. Może Marcel naprawdę tego pragnął? Może chciał tej bezwarunkowości, posłuszeństwa, uwielbienia i dlatego nie decydował się na zmianę biegu wydarzeń? Pociągnięty bliżej, choć przecież tak niewiele miejsca zostało między nimi, przywarł do ciała kochanka, językiem głębiej wdzierając się w jego usta. Pojękiwał z nim, zdając się, jak poprzednio w sypialni, wczuwać się w przyjemność jaką przeżywał. Podniecenie wzrastało naturalnie, wypełniając ich obu, sprawiając, że wszelkie pieszczoty zyskiwały intensywność i niecierpliwość. - Nie pamiętam - szepnął zgodnie z prawdą, kiedy na chwilę rozłączyli nabrzmiałe od pocałunków usta. A nawet jeśli mógłby sobie przypomnieć, teraz kompletnie nie miał na to ochoty. Tym bardziej nawet, kiedy dłoń Noxa objęła obie męskości. Marcel westchnął, mocniej wczepiając palce w ramiona kochanka. Zamknął oczy i odchylił głowę, wystawiając szyję na pieszczotę języka. - Mocniej - polecił, zsuwając rękę po jego piersi w dół. Docierając do twardych, przyciśniętych do siebie członków, objął je dłonią od drugiej strony, splatając palce z placami Noxa. Ścisnął mocniej i nadał pieszczocie szybszy, gwałtowniejszy rytm. - Gryź - jęknął bezmyślnie, zamroczony przyjemnością, gorącem, bliskością. Był nierozważny, ogłupiały... Sapnął gdy kły głęboko wbiły się w ciało. Mocniej przytrzymał się ramienia Noxa, wiedząc, co nastąpi za chwilę. Jad rozlał się po żyłach i rozpalił je, momentalnie popychając go ku krawędzi. Jego dłoń szarpnęła się mocniej, czyniąc pieszczotę bolesną, ale poddany ekstatycznemu cierpieniu, nie dbał o tak błahy ból. Pchnął biodrami, mocniej wbijając się w obejmujące ich dłonie, a potem krzyknął, kiedy przeraźliwie silny orgazm zepchnął go w przepaść. Pociemniało mu w oczach, a ciałem wstrząsnęły spazmy. Przez krótką chwilę, szeroko otwartymi oczami patrzył bezmyślnie w przestrzeń, ale gdy przyjemność zaczęła przybierać pełniejszy wymiar, wyczuł w sobie nieodpartą agresję, jakiś przerażający przejaw dzikości. Na wpół świadomie zaklął i nie kontrolując się, szczerząc zęby jak rozjuszona bestia, w furii wbił kły w bark Noxa. Nie powinien, wiedział o tym. Zbyt duża ilość krwi szkodziła wampirom, mieszała im w głowach... Może właśnie dlatego nie mógł się powstrzymać? Nie pamiętał, by kiedykolwiek zdarzyło mu się coś podobnego. Zwykle jednak się ograniczał. Ale teraz, dochodząc przełykał gorący szkarłat, drąc paznokciami ramiona kochanka, nie dbając o zadawany ból, o to, że swoim zachowaniem mógłby go przestraszyć. Spływająca po ich ciałach woda zyskała odcień krwi. Zanim jeszcze w całości poddał się furii, gdzieś w podświadomości zapaliła mu się czerwona lampka. Nox na pewno widział przesycone wampiry. Marcel powinien zacząć się modlić, by instynkt łowcy nie wziął góry nad Noxem. Przepojeni krwiopijcy byli bestiami, bezwolnymi maszynami, piekielnie niebezpiecznymi i silnymi. To na takie istoty, kompletnie porzucające zasady, poddane dzikości, polowali łowcy i egzekutorzy. Ironia. Stracił kontrolę, stracił ją, pierwszy raz w swoim krótkim jeszcze życiu po życiu, ale stracił... na krótko. Gdy tylko umysł przesłoniła mu mgła szaleństwa, spadły blokady, które na siebie nakładał. W bezmyślnym spojrzeniu bestii, którym teraz patrzył w oczy kochanka, zabłysła iskra świadomości, a już po chwili Marcel zawył i padł na kolana, chwytając się za głowę. - Kurwa... - syczał, próbując kontrolować nawał bodźców, który szpilkami wbijał mu się w umysł. Nie mógł. Szkarłatna furia starła się w walce ze świadomością - Za dużo. Nie powinniśmy... Ja nie powinienem. Cholera... - Warczał, dysząc jakby przebiegł maraton. Dźwignął się i uderzeniem pieści roztrzaskał szkło kabiny. Kaskada odłamków poszarpała mu skórę, która niemal od razu zaczęła się zarastać. Nie dbając o to, ani też, że rani sobie stopy na ostrych krawędziach, że zatacza się na śliskich od krwi i wody kafelkach, dopadł do umywalki. Oparł się o nią, mocno zaciskając na niej palce. Armatura chrzęszczała. Na białej powierzchni pojawiła się siateczka pęknięć. Marcel tymczasem wyglądał tak, jakby bardzo chciał wymiotować. To był dziwny moment. Chwila, w której wampir powinien być najpotężniejszy, i faktycznie był, w jego przypadku czyniła go bezbronnym. |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Sob Lis 03, 2018 5:04 pm | |
| „A myślałem, że moja”. Tak, to była prawda. Wina leżała nie po stronie niewyżycia Noxa, nie po stronie wampirzego jestestwa, nie po stronie szybkiego uzdrawiania, a seksownego, wampirzego stwórcy. Durst będąc przy nim, pragnął nadrobić wszystko, co stracił przez dziesiątki lat egzystencji jako łowca. Chciał seksu, zapomnienia, przyjemności, a nawet… miłości. Oddania. Pragnął szczerze należeć do Marcela, dlatego oferował mu się cały, akceptując przemianę, jeśli to dzięki niej mógł w końcu być przy mężczyźnie, którego tak długo pragnął. Gawroński był dla niego wszystkim – i to było znacznie bardziej niebezpieczne, niż jakiekolwiek problemy i wątpliwości, z jakimi w tym momencie ścierał się starszy wampir. Były łowca nie tylko stawał się nieostrożny, ale głupi. Pozwalał sobie na potrzeby i fantazje, do których nie miał prawa, nawet w tej sytuacji, gdy stał się krwią z krwi egzekutora. W tym momencie, wreszcie, należeli tylko do siebie. Nox w końcu stał się własnością mężczyzny, który zajmował ważne miejsce w jego myślach, potrzebach i fantazjach przez tyle lat. Był podniecony, chętny, posłuszny, ale przede wszystkim szczęśliwy. Chciał wszystkiego, tak jak i wszystko był gotów oddać. Marcel okazał się być lepszy w rzeczywistości, niż w jakichkolwiek, nawet najśmielszych marzeniach Dursta. Przez krótką chwilę znaleźli się w niebie, poruszając dłońmi w pospiesznym rytmie, ścierając się ze sobą i dochodząc do granicy, po przekroczeniu której czekała ich tylko nieskrępowana niczym rozkosz. Gdy padła zgoda na prośbę byłego łowcy, ten jęknął z zadowoleniem w skórę kochanka i wbił zęby, przebijając ją, wpuszczając jad i rozkoszując się samym poczuciem zranienia, oznakowania gospodarza. Nie był głodny, nie potrzebował więcej krwi, pragnął jednak poczuć, jak dociśnięty do niego mężczyzna staje się jego też w taki, całkowicie pierwotny i instynktowny sposób. Był wampirem - wbijając w kogoś kły czynił go swoim, poddanym mu i zdanym wyłącznie na jego łaskę. Szczytujący Marcel był, kurwa, najseksowniejszym widokiem pod słońcem. Drżał pod nim, tryskał i jęczał, poddany całkowicie rozkoszy, do której doprowadził go nie kto inny, a jego wieloletni wróg. W tym momencie należał całkowicie do niego, a ta świadomość zepchnęła Noxa za krawędź, pozwalając mu dołączyć do ekstazy kochanka jeszcze zanim ten go ugryzł. Byli zbyt zatraceni w rozkoszy, by odzyskać zdrowy rozsądek, poczuć zagrożenie, gdy się pojawiło, gdy przekroczyli granicę, do której nigdy nie powinni się nawet zbliżyć. Nowonarodzony nie znał ani swoich limitów, ani swojego towarzysza, pozwolił sobie zapomnieć o ryzyku z bycia wampirem, udając – jakże wygodnie! - iż ono wcale nie dotyczyło ich dwójki. Atak szału Marcela został zauważony przez byłego łowcę o kilkanaście sekund za późno, ponieważ targający nim orgazm skutecznie uciszył wszystkie inne odczucia. Ból, który nagle przedarł się przez mgłę rozkoszy, zaskoczył młodszego mężczyznę do tego stopnia, iż krzyknął, próbując instynktownie cofnąć się, uwolnić od osoby, która nagle zaczęła go ranić. Durst wyczuł zagrożenie całkowicie podskórnie, po raz pierwszy uznając, iż jego stwórcy chodzi o coś innego, niż tylko przyjemność, na którą godził się za każdym razem, niezależnie od tego, czy był odbiorcą, czy tylko narzędziem do osiągnięcia jej. Otworzył oczy, dłońmi odpychając od siebie kochanka, w zwierzęcej panice ofiary, która wyczuła bliskość predatora. Przez moment każdy z nich znajdował się w swoim małym szaleństwie, tak odległym od ich codziennej, wyuczonej kontroli. Gdy w spojrzeniu egzekutora pojawił się znów błysk świadomość, a kolana się pod nim ugięły, do Noxa dotarły lata szkoleń i doświadczeń. Potrafił rozpoznać wampira, który wypił za dużo krwi i zmienił się w bezmyślną bestię. Wiedział, co powinien zrobić w takiej sytuacji. Nie miał przy sobie niczego srebrnego, nie miał niczego ostrego, ale nawet teraz mógł sobie poradzić i zabić. Był łowcą, jednym z najlepszych łowców, którego wysyłano na niewykonalne misje i z których wracał jedynie odrobinę zakurzony. Zamordował władcę wampirów, a nie poradziłby sobie z jednym, pogrążonym w szaleństwie, przepojonym? Ciało Noxa napięło się, gdy usłyszał głos kochanka. Z góry, gdy patrzył na oszalałą bestię, nie widział jej twarzy, odrzucił myśl, iż to ktoś, kto był jego stwórcą, komu zaufał bezgranicznie i kto uratował mu życie. Słowa, brzmiące całkiem racjonalnie, zaburzyły znów wszystko, przeciwstawiając instynktowi wołającemu zabij! wszystkie te chwile, w których Marcel dodawał jego szaremu życiu barw. Durst nie chciał go stracić. Z jego piersi, całkowicie wbrew jego woli, wydarł się cichy, żałosny jęk. Zaufał i popełnił tym samym błąd. Zadrżał, gdy szklana ścianka została rozbita na kawałki, nie poruszył się jednak w żaden inny sposób. Nie potrafił podjąć decyzji, co powinien zrobić. Uciec? Zabić? Pomóc? Byli wampirami. Potworami. Mogli udawać, że ich drugie życie to sama rozkosz, otrzymywana i ofiarowana, że mogli żyć wyłącznie pijąc krew i uprawiając seks, ale rzeczywistość była bardziej skomplikowana. Przez cały czas groziła im zamiana w bestie, bestie, które Nox widział w swoim życiu niejednokrotnie, a których istnienie wyparł zaraz po przemianie, jakby tamte doświadczenia pod ludzką postacią wyłącznie mu się przyśniły. Jakby dotyczyły kogoś innego, w innym świecie. Zsunął się powoli w dół i usiadł na kafelkach, ignorując spływającą po jego głowie i ramionach, ciepłą wodę. Rany zadane mu przez Marcela zrosły się, a ciało uspokoiło po ekstazie. Znów był w pełni sił, kontrolujący się fizycznie. Mógł zrobić wszystko. Musiał tylko… podjąć decyzję. Przyciągnął kolana do piersi, obserwując zmagającego się z nieznośnym bólem swojego stwórcę, próbując odnaleźć odpowiednie wyjście z sytuacji, w jakiej się znaleźli. Ukoić cierpienie i poczucie zawodu, które go opanowało. Zaufał Gawrońskiemu, że ten zajmie się nim, poprowadzi i nada jego życiu nowy sens – a on nie potrafił nawet zapanować nad sobą. Nigdy nie powinien był zgadzać się na przemianę. Był przeklęty. Obaj byli. Trzask umywalki, przyspieszony oddech starszego wampira i szum wody były jedynymi dźwiękami, które brzmiały w łazience. Wydawały się orkiestrą potępienia, melodią czystej przegranej. Czy gdyby zabił Marcela… a potem siebie… świat byłby lepszy? Wypełniłby swój obowiązek? Podniósł się, chwytając największy odłamek z rozbitej ścianki między dwa palce. Wyminął całkowicie odruchowo pozostałe, podchodząc do swojego kochanka nieśpiesznie, ignorując zarówno swoją, jak i jego nagość. - Gawroński - przywołał go cicho, czekając aż na niego spojrzy, wodząc po nim spojrzeniem i szukając oznak świadczących o tym, jak bardzo oszalały w tym momencie był. Zatrzymał wreszcie wzrok na jego oczach, zmniejszając dzielącą ich odległość o ostatnie trzy kroki. Mógł go zabić. Zamiast tego jednak chwycił swojego stwórcę za przedramię, zmuszając go do wypuszczenia umywalki z rąk. Obrócił jego rękę i jednym, mechanicznym ruchem rozciął jego nadgarstek, wbijając odłamek na tyle głęboko, by rana nie mogła się od razu zasklepić. Nic nie pomagało lepiej na nadmiar krwi krążącej w wampirzym organizmie, niż pozbawienie go jej. No, może oprócz srebrnego sztyletu wbitego w serce. Jeśli Marcel spróbuje go zaatakować, obroni się – nie potrafił jednak zmusić dłoni do zamordowania osoby, na której tak mocno mu zależało, iż to niemal bolało. Nawet w takiej chwili, czując się zawiedzionym i zdradzonym, nie mógł zachować się tak, jak powinien. Tak jak przez ostatnie siedemdziesiąt lat, tak i tego dnia nie dał rady pozbawić Gawrońskiego życia. Wreszcie wypuścił odłamek spomiędzy palców, pozwalając mu spaść do czerwonej od krwi umywalki. Uśmiechnął się gorzko, drwiąco, cofając od kochanka. - Jak tak dalej pójdzie, trzeba będzie wyremontować całe mieszkanie - powiedział tylko. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Pią Lis 30, 2018 12:15 pm | |
| Głód. Furia. Nieznośna potrzeba, by stać się instynktem, sycić się, mordować, być niepokonanym. A ponad tym, cierpienie. Cierpienie potężniejsze niż wszystko, czego Marcel doświadczał w życiu. Niezapomniana noc po przebudzeniu wydawała się teraz rysą na tafli szkła. Obecny wieczór roztrzaskiwał go na drobne fragmenty, równie niewielkie i ostre jak okruchy prysznicowej kabiny. Głos Noxa był jak uderzenie zdolne kruszyć czaszkę. Marcel chwycił się za głowę, przeklinając siebie, jego i cały świat. Ryknął rozdzierająco, a potem zaszlochał głośno, jakby chciał własnym głosem zagłuszyć destrukcyjną kakofonię świata. Mdliło go od bólu, choć nie miał czym wymiotować. Jego ciałem wstrząsały suche torsje, podczas gdy puszczona wolno moc telekinezy, zaczęła unosić nie przyczepione do podłoża przedmioty. Gawroński siał chaos, odzwierciedlając ten, który dział się w jego głowie. Były łowca mógł go zabić. Mógł to zrobić z przerażającą łatwością. Jego stwórca, istota, którą pokochał, klęczała naga, rozszalała, cierpiąca, niezdolna do walki czy choćby jednej trzeźwej myśli. Nie broniła się, gdy wbił jej w nadgarstek ostrą krawędź szkła. Szarpała się wprawdzie, ale nie z nim, a ze sobą samym. Krew ciekła po ciele Marcela, spływała do umywalki i na zalane wodą kafelki. A z nią wypływała nienaturalna furia, która zabierała mu kontrolę. Z każdą kolejną minutą egzekutor wiotczał coraz bardziej. Fragmenty prysznicowej kabiny opadły na podłogę, podobnie jak wszelkie łazienkowe drobiazgi. Marcel uspokajał się aż ucichł zupełnie i jedynym dźwiękiem jaki wypełniał przestrzeń, był szum wciąż płynącej wody. Egzekutor powoli osunął się na ziemię, oszołomiony i słaby. Przez mgłę bólu dotarły do niego słowa Dursta. I choć całe ciało Marcel zalane miał krwią, a łazienka wyglądała jak po rzezi, on zaśmiał się ochryple. - Jesteś... jesteś złotą rączką. Naprawisz to - wydyszał, odchylając głowę. Błogość jaka ogarnęła go po upuszczeniu krwi, była obezwładniająca. Przez kilka chwil po prostu poddawał się jej, odpoczywając, zagarniając spokój, chłonąc go, ciesząc się, że wyrwał się z łap cierpienia. Gdyby mógł wybrać, nie chciał wracać do rzeczywistości, bo zmierzenie się z kolejną brutalną prawdą o własnej słabości i bezmyślności była ponad jego siły. Ale nie miał wyboru. Racjonalność nawiedziła go już po niespełna minucie, zmuszając by otworzył oczy i skonfrontował się nie tylko ze sobą, ale i z wciąż obecnym Noxem. Dopiero kiedy Marcel spojrzał na niego z dołu, na jego nagie ciało upstrzone krwią, na jego wykrzywione w goryczy oblicze, poczuł, że go zawiódł. W jakiś sposób zawiódł jego zaufanie. Widział to w oczach, które zdawały się patrzeć oskarżycielsko, niemo wypominając "tak wygląda człowiek, który jest za mnie odpowiedzialny?!" Poczuł się żałosny. Był żałosny. - No już, już. Nic się nie stało - wymamrotał, wlewając w zmęczony uśmiech tyle niefrasobliwości ile tylko mógł. - Nie patrz na mnie tym wzrokiem zagubionego szczeniaka. Powoli podniósł się z podłogi. Rany na jego ciele zasklepiły się już kilka chwil temu, ale wciąż spływały po nim szkarłatne stróżki. Wyprostował się, napiął mięśnie, poruszył głową, jakby na nowo chciał przyzwyczaić się do swojego ciała. Wciąż czuł nieprzyjemne, pełznące pod skórą, swędzące uczucie... potrzebę działania, ale potrafił się jej oprzeć. Blokady chroniące jego umysł znów były trwałe, sprawiając, że słyszał i czuł jedynie to, co chciał. Na powrót stał się silny, świadomy i gdyby nie chaos wokół, nic nie świadczyłoby o tym, co się stało. Marcel był jak nowy. Otworzył oczy, mierząc Noxa zatroskanym spojrzeniem. Przez chwilę wyglądało na to, że Marcel ma zamiar coś powiedzieć, może nawet się usprawiedliwić, ale on jedynie ruszył w kierunku wciąż działającego prysznica, jedynie przelotnie klepiąc kochanka po ramieniu. - Dzięki. Wszedł pod ciepły strumień i przetarł twarz dłońmi, pozwalając wodzie obmyć się z krwi. Dźwięk zamykanych drzwi od łazienki wywołał gorzki grymas na jego twarzy. Pięknie Gawroński, po prostu ślicznie. Rozpierdol sobie życie bardziej i przy okazji rozpierdol je komuś. W tym jesteś najlepszy. Czuł się w obowiązku pogadać o tym, być może rozwiać obawy Noxa, jakoś go uspokoić, ale... nie poszedł za nim. I tak nie wiedziałby jak to ugryźć. Ugryźć hehehe. Wystarczająco dużo gryzł ostatnimi czasy. Najpierw głodówka, a potem szwedzki stół. Był idiotą. Wyszedł z pod prysznica już po chwili i westchnął ciężko, patrząc na pobojowisko. Musiał coś z tym zrobić. Nie zamierzał zachowywać na później dowodów swojej kolejnej porażki. Nawet nie susząc nagiego ciała, klapnął ciężko na zamknięty kibel i patrząc na smętne odłamki zaczął zagarniać je na kupkę za pomocą telekinezy. W późno popołudniowym słońcu szkło błyszczało wilgocią i wściekłym szkarłatem. Smugi krwi zostawały na jasnych kafelkach, jak dowód niedawnej zbrodni. Marcel wrzucił większość do kosza na śmieci, resztę do dodatkowego worka, potem poukładał rozwalone po całej łazience drobiazgi, a wszystko to nawet nie kiwając palcem. Gdy każdy drobiazg wróciło na miejsce, została już tylko zalana krwią i wodą, podłoga. Tym razem Marcel jak każdy śmiertelnik sięgnął po mopa i zwyczajnie wszystko umył. Ta chwila normalności pozwoliła mu poukładać w głowie myśli. Nie mógł się tak wygłupiać. Musiał wziąć się w garść i przestać zagłuszać poczucie winy przyjemnością, bo jak się okazywało, nie prowadziła do niczego dobrego. Dawała tylko złudne poczucie, że wszystko jest ok. Może z Noxem było tak samo? Może obaj potrzebowali spuścić parę po ostatnich wydarzeniach i dlatego rzucali się na siebie jak zwierzęta? Odstawił mop i wyszedł z łazienki. Z włosów wciąż kapała mu woda i spływała po nagim ciele, ale wcale mu to nie przeszkadzało. Chłód mu nie dokuczał, a poza tym mieli początek lata. Przechodząc obok pokoju Dursta, rozszerzył pole czucia i z łatwością odczuł przyspieszone bicie serca oraz szumny, rytmiczny oddech. Ćwiczył? Czy on jest normalny? Marcel uśmiechnął się z konsternacją, ale nie zatrzymał się. Zamierzał zostawić Noxa samego żeby i on w głowie wszystko poukładał. Każdy z nich miał swoje sposoby radzenia sobie z krzywymi sytuacjami, przecież nie żyli od wczoraj. Gawroński spróbował więc wyprostować sobie dzień skupiając się na rutynie życia śmiertelnika, a przynajmniej jego złudzeniu. Wytarł się, ubrał, poszukał nowej pościeli dla współlokatora i zaniósł mu ją. Starał się zachowywać możliwie najnaturalniej, jakby poprzednie drapieżne i namiętne chwile oraz późniejszy wybuch, nie miały miejsca. Nic się przecież nie stało. Ale mogło... Zamknął drzwi od pokoju Dursta i na chwilę oparł się o nie plecami. Westchnął i przetarł twarz dłońmi. Weź. Się. W garść. Przeczesał palcami włosy, roztrzepał je z irytacją, a potem odbił się od drzwi i zbiegł po schodach na dół. Tego wieczora oglądał telewizję, grał na konsoli, odpoczywał psychicznie żeby móc zmierzyć się z wydarzeniami kolejnych dni. A gdy około dwudziestej drugiej sprawdził maila, okazało się, że dostał wiadomość od jednego z wysłanników księcia. Prosił w nim o spotkanie w zwyczajowym miejscu około północy. Marcel nie miał najmniejszej chęci spotykać się z wścibskimi Wincklerami akurat dzisiaj, ale uznał, że im szybciej to załatwi tym mniej kłopotów będzie miał później. Gdy więc zbliżała się północ, Marcel zarzucił na plecy skórzaną kurtkę, wziął pod pachę kask i nabazgrał na żółtej, samoprzylepnej karteczce kilka sów:
Muszę spotkać się z człowiekiem z klanu. Nie wiem o której wrócę, ale lepiej żebyś został w domu. Marcel
Karteczkę przykleił po wewnętrznej stronie wejściowych drzwi i po chwili zniknął za nimi, mając nadzieję, że Nox nie zrobi czegoś głupiego. Wyprowadził z garażu jeden z dwóch motocykli, które na tę chwilę posiadał i odpalił go. Warkot silnika rozniósł się po cichej ulicy jak ryk bestii, ale po kilku sekundach zniknął w oddali, pozostawiając ulicę na powrót zaspaną i spokojną. Droga na miejsce spotkania nie zajęła Marcelowi więcej niż pół godziny. Zaparkował przed żelazną bramą jednego ze starych cmentarzy na obrzeżach Hanoweru, już nawet nie pomstując w myślach, że wampiry spotykające się na cmentarzu to jakaś żałosna kalka z książek dla młodzieży. Jego kroki zagłuszał koncert koników polnych i cichy szum drzew. Nie spieszył się przechodząc pomiędzy omszałymi nagrobkami i rozpadającymi się mauzoleami, kierując się ku sercu cmentarza - staremu grobowcowi Wincklerów. Po drodze, wyczuwał kryjące się w ciemności sylwetki strażników. Znali go, więc żaden nie reagował, ale Marcel czuł na sobie ich spojrzenia. Odkąd został egzekutorem jego klan nie traktował go jak członka, a raczej jak rywala, którego trzeba było darzyć szacunkiem przez wzgląd na zasady i tradycje, ale którego najchętniej zabiłoby się w ciemnej uliczce. Marcel doskonale to rozumiał i nikomu nie miał za złe. Mieli dużo powodów do tego, by mu nie ufać. Nie dość, że posiadał niemal absolutną władzę, a jego słowo stanowiło prawo, to był jeszcze ulubionym dzieckiem Floriana. Idealny cel nienawiści i plotek. Pewnie się kurewsko wkurzyliście, kiedy Clara przyniosła wieść, że nie zdechłem w zamczysku, co? Pomyślał z przekąsem, spoglądając na nonszalancko siedzącego na gzymsie mauzoleum, mężczyznę. Brunet w długim, czarnym płaszczu opierał się plecami o cherubinka na zwieńczeniu dachu, i popalał papierosa. Gdy Marcel zbliżył się pod drzwi mauzoleum, zeskoczył, jakby chciał zagrodzić mu drogę. - Marcel, dobrze widzieć cię całego, a nie w kawałkach. Ojciec się martwił. - Mika, kochanie, oczywiście, że się martwił, jestem jego ulubieńcem - odpowiedział na ironię brata, uśmiechając się złośliwie. Brunet zaciągnął się głęboko, zdając się nie przejmować bezczelnością egzekutora. - Wszyscy się martwiliśmy. - Wypuścił obłok dymu w kierunku Gawrońskiego. - Strata tak doskonałego łowcy byłaby wielkim ciosem dla Wincklerów... a skoro już o łowcach mowa... - Cyniczny uśmieszek przeciął oblicze Miki, kiedy gasił niedopałek na ramieniu pobliskiego krzyża. - Clara przyniosła ciekawe wieści. Nie dość, ze zdecydowałeś się na dziecko, to jeszcze w osobie Dursta. Winszuję. Takie akcje rzadko się zdarzają. Marcel parsknął rozbawiony, wbijając dłonie w kieszenie kurtki. - Chyba nie sądzisz, że będę ci się zwierzał, co? - Ależ nie, zawsze byłeś tajemniczy i zawsze miałeś w dupie zasady klanu. - Mika popatrzył na niego z pogardą. - Florian jest na dole. - Dzięki. - Marcel ruszył do drzwi, wymijając wampira. - Na pewno ucieszy się, że w końcu go odwiedzisz. Nie odpowiedział na kolejną złośliwość. Prawdą było, że odkąd został egzekutorem jego relacje z Florianem stały się bardziej napięte, wiedział też, że Wincklerowie o tym plotkują, ale nie miał zamiaru dać się podjudzić. Zniknął za drzwiami mauzoleum, odsunął płytę głównego grobowca i zszedł schodami wgłąb mogiły. Po kilku chwilach znalazł się w przestronnym holu oświetlonym nowoczesnymi kandelabrami. Podłogę wyłożono gustownymi, jasnymi panelami, a ściany pomalowano kremową farbą. Wnętrze głównej siedziby klanu odbiegało od wyobrażenia jakie nasuwało się po przejściu przez cmentarz. Było siecią korytarzy i pomieszczeń urządzonych w całkiem wygodny i współczesny sposób. Jedynie prywatne pokoje Floriana miały królewski design, który ich właściciel tak uwielbiał. Marcel nigdy nie podzielał miłości swego stwórcy do staroci i bogatych zdobień. Był na to zbyt praktyczny, ale szanował ją, bo dzięki temu Florian wydawał się jeszcze bardziej uroczy. Przechodząc przez główną salę przywitał się oszczędnie z większością zebranych tam wampirów. Były to głównie młode jednostki, które korzystały z siedziby, samemu nie mając gdzie się podziać, albo po prostu były dziećmi samego Floriana. Marcel spędził wśród tych korytarzy kilkanaście lat, zupełnie jak oni, choć... nie, nie do końca. Więcej czasu jednak spędzał w pokojach księcia, jeszcze zanim ten w ogóle objął przywództwo nad domeną. Strażnik Floriana, czatujący przy drzwiach do jego prywatnej siedziby, łypnął na Marcela z niechęcią, ale skinął mu, że może wejść. Egzekutor nie zwlekał więc, przestąpił próg rozległego salonu, z pewnym rozrzewnieniem wciągając w płuca znajomy zapach. Strażnik zamknął za nim drzwi, więc Marcel ruszył po miękkim dywanie wgłąb siedziby księcia, ale nie dotarł nawet do środka pomieszczenia, kiedy za plecami wyczuł czyjąś obecność. - Zdejmij te zabłocone buciory! Usłyszał za sobą nieco piskliwy, kobiecy głos. Odwrócił się i zobaczył nastolatkę, na oko siedemnastoletnią blondynkę, która patrzyła na niego oburzona, choć jej urocza, okrągła buzia nie była w stanie przyjąć prawdziwie wkurzonego wyrazu. Marcel uniósł brwi w zdziwieniu. Nie poznawał jej, musiała więc być zupełnie nowym nabytkiem klanu. - Się robi - odparł wesoło i faktycznie ściągnął buty. - Florian jest w sypialni? - zagaił, mrugając do dziewczyny porozumiewawczo. Ku jego większemu zdumieniu, nastolatka spłoniła się aż po koniuszki uszu. - T-tak, ale... kim ty właściwie jesteś? - Nadęła policzki, znów starając się być groźną. Na próżno, była szalenie urocza. - Starym przyjacielem Florka i prawdopodobnie twoim bratem. Nie masz co stroszyć piórek. - Nie stroszę piórek! - Naburmuszyła się jeszcze bardziej. - Dlaczego strofujesz biedną Marlis? - Rozbawiony głos Floriana rozszedł się po pokoju. Marcel odwrócił się przez ramię dostrzegając swojego stwórcę, właśnie zamykającego jedno ze skrzydeł drzwi prowadzących do jego sypialni. Książę był dokładnie taki, jakim Gawroński go zapamiętał. Uroki nieśmiertelności. Florian wciąż wyglądał jak młodzik pomimo wielu stuleci na karku. Jego sylwetka nigdy nie zdążyła nabrać masy, był więc całkiem szczupły i niewysoki. Twarz okalały mu falowane, kasztanowe włosy, dodając jego obliczu łagodności. Duże, niebieskie oczy pomimo niewątpliwej masy doświadczeń ich właściciela, wciąż były czyste i wydawały się szalenie niewinne. Florian mógł więc uchodzić za bardzo urodziwego, niedoświadczonego nastolatka, gdyby tylko nie wiedzieć jak wiele lat miał naprawdę. - Nie strofuję jej. To raczej ona strofuje mnie - roześmiał się ciepło. - Doprawdy? - Florian spojrzał na dziewczynę, a ona skłoniła się nisko i zamarła w ukłonie, wyraźnie strwożona. - Marlis czy wiesz kim jest nasz gość? - Nie, ojcze. Nie przedstawił się - bąknęła nieśmiało, zza przesłony blond włosów. - Marcel? Gdzie twoje maniery wobec damy? - Książę podszedł do dwójki swoich dzieci, łagodnie uśmiechając się do najstarszego. Marcel parsknął śmiechem, ale dał się wciągnąć w odgrywanie tej niedorzecznej scenki. - Wybacz, ojcze. - Skłonił się głęboko, a potem zwrócił do dziewczyny. - Jestem Marcel Gawroński, obecnie sprawuję... Nie dokończył, bo dziewczyna na dźwięk jego nazwiska, drgnęła wyraźnie i rzuciła mu zlęknione spojrzenie. - P-przepraszam, nie miałam pojęcia! - W porządku, przecież wcześniej się nie spotkaliśmy. - Wzruszył ramionami, uśmiechając się ze współczuciem. Marcel Gawroński, straszny egzekutor, postrach dzieci. Do czego to doszło żeby straszyli nim nowo-narodzonych. - Marlis, twoim obowiązkiem jest okazanie szacunku każdemu, a szczególnie nieznanemu gościowi. Dzięki temu będziesz miała większą szansę, że nikomu nie narazisz się bez potrzeby. - Florian upomniał ją łagodnie. - Tak, ojcze. - Dobrze, to zostaw nas teraz. Dziewczyna ukłoniła się raz jeszcze i rzucając zaniepokojone spojrzenie w kierunku mężczyzn, czmychnęła bocznymi drzwiami. Gawroński odwrócił się i odstawił wciąż trzymane w dłoni buty, koło wejściowych drzwi. - Jest pocieszna i bez wątpienia ma charakterek. Twój ulubiony typ. No i Marlis. Podstawowa zasada również zachowana - wyprostował się, uśmiechając szeroko i zerkając na Floriana, który właśnie kiwał głową, przyznając mu rację. - Sierota? - Nie. Ofiara gwałtu. Umierała, kiedy ją znalazłem. - Biedna mała. Florian pokiwał głową raz jeszcze, ale po chwili jego współczujący uśmiech poszerzył się, a on sam rozłożył ręce. - Ale nie poprosiłem cię o przybycie żeby rozmawiać o Marlis. Chodź, niech cię przytulę. Marcel podszedł, pochylił się i objął mężczyznę mocno, na kilka długich chwil zamykając go w ramionach. - Martwiłem się - usłyszał jego szept tuż przy swoim uchu. - Wiem, przepraszam. - To był pierwszy raz, kiedy zniknąłeś na tak długo nie dając żadnego znaku. - Nie miałem jak. To był naprawdę popaprany miesiąc - westchnął ciężko i od razu wyczuł jak dłonie Floriana zaciskając się mocniej na materiale jego kurtki w niewątpliwie pokrzepiającym geście. - Już wszystko dobrze, jesteś w domu. Nie odpowiedział. Siedziba Wincklerów od dawna nie była jego domem, ale ilekroć przybywał na spotkanie z księciem, ten zawsze przypominał mu, że miał gdzie wrócić. Nie chciał wracać. Jakkolwiek wiele wspomnień dzielił z Florianem, nie chciał zamykać się w przeszłości, tak jak robił to on. - Opowiesz mi, co się działo, czy to poufne? - Blondyn puścił swojego syna i wskazał mu miękką kanapę obficie zarzuconą poduszkami. - Niestety nie wszystko mogę zdradzić - odparł, zajmując miejsce. Poklepał swoje kolana, zachęcając Floriana do czegoś, co robili od wielu, wielu lat i stało się ich małym intymnym rytuałem. - Mogę powiedzieć, że nie popisałem się i głodzili mnie przez miesiąc. Oczy księcia rozszerzyły się w podszytym przerażeniem zdumieniu. - To okropne! - zakrzyknął, zajmując miejsce na kolanach Marcela, obejmując udami jego biodra. - Gdybyś tylko pozwalał sobie pomóc, nie dopuściłbym do tego. - Wsparł dłonie na jego karku. Zmarszczył brwi, wyglądając przez to równie uroczo jak naburmuszona Marlis. Marcel uśmiechnął się łagodnie. - Nie mogę już polegać na klanie. - Więc polegaj na mnie. Zamilkli obaj, patrząc sobie prosto w oczy. Florian nigdy nie chciał ustąpić i zupełnie oddać syna w szpony Rady. Marcel podejrzewał, że wynikało to z jego szalenie wielkiego poczucia odpowiedzialności wobec swoich dzieci. Był takim wampirzym ojcem z powołania. Westchnął ciężko i przeczesał palcami włosy księcia. - Daj spokój. Już to przerabialiśmy... Florian chwycił jego dłoń i odsunął od swojej głowy. Wciąż wydawał się zły. A choć na to nie wyglądał, to jego gniew potrafił być przerażający. Głowa Wincklerów posiadała niesamowitą potęgę, a to, że potęga ta była zamknięta w pozornie niewinnym ciele, czyniło z niej broń niemal doskonałą. - To, że jesteś egzekutorem nie odbiera ci przynależności. Nie zapominaj o tym - powiedział poważnie. - Nie zapominam, ale proszę, naprawdę nie mam siły się teraz sprzeczać. - Odchylił głowę na oparcie kanapy i przymknął oczy. - Miałem okropny dzień. Blondyn westchnął, najwyraźniej poddając się na tę chwilę. Parł się piersią o pierś Marcela, układając mu głowę na ramieniu. - Clara mówiła, że zdecydowałeś się na dziecko. Czy to przez nie miałeś ciężki dzień? - Też. Ale to nie była racjonalna decyzja. Gdyby nie to, zginęlibyśmy obaj. - Czasem los nie pozostawia nam wyboru... - To prawda... Florian? - Tak? - Zrobiłem coś strasznego. Blondyn wyraźnie zamierzał się wyprostować, ale Marcel nie chciał teraz patrzeć mu w twarz. Przycisnął go więc do siebie i westchnął cicho, czując jak palce mężczyzny delikatnie muskają mu kark w uspokajającym geście. - Zabiłem dziecko... rozszarpałem je - wyznał zduszonym głosem i od razu pożałował, bo gdy tylko słowa opuściły jego usta, poczuł jak zbiera mu się na mdłości, a przed oczami stanął obraz rzezi. - Zmusili mnie. Nie mogłem... Nic nie mogłem zrobić... Po prostu... - Jego ciałem wstrząsnął suchy szloch. Zacisnął dłonie wokół Floriana, pierwszy raz od dawna mając ochotę po prostu pozwolić my się chronić. - Ćśśś... Już dobrze, jestem przy tobie. - Książę delikatnie przeczesywał palcami jego włosy. Szeptał słowa pocieszenie, dopóki ciałem Marcela wstrząsały spazmy, a on pozwalał mu na to, i pozwalał sobie na tę chwilę słabości w jego ramionach. Gdy mężczyzna uspokoił się odrobinę, blondyn odsunął się lekko, by móc na niego spojrzeć. Marcel jednak nie chciał patrzeć na Floriana. Mocno zaciśnięte powieki dosadnie o tym świadczyły. - Rozumiem twój ból. Noszę w sobie tę samą bestię. Wiem jak przerażająca może być, ale Marcel... - objął dłońmi jego twarz, zmuszając go, by na niego spojrzał - Nie możesz obwiniać się za coś, co nie zależne było od twojej woli. Jedyne za co możesz się obwiniać, to to, że pozwoliłeś, by cię do tego zmuszono. Uczcij pamięć tego człowieka, pomódl się za jego nieśmiertelną duszę i niosąc na ramionach brzemię tego czynu, nigdy więcej nie dopuść by cię złamano. Zabijesz jeszcze wiele istnień, zanim pojmiesz, że kiedy do głosu dochodzi bestia, twoja wola jest bez znaczenia. Z tym musisz się pogodzić, taka bowiem jest nasza natura. Marcel słuchał słów, które, może nie w tej samej formie, ale słyszał już wiele razy. I choć wiedział, że usłyszy je i tym razem, to chciał tego. Chciał by ciepły, łagodny głos Floriana, jego pewność i stałość wniknęły mu w umysł. Pozwolił mu się uspokoić. - Chcesz żebym zabrał ci te wspomnienie? Marcel zmarszczył brwi, kompletnie zapominając, że książę faktycznie mógłby to zrobić. - Nie... - Pokręcił głową. - Nie. Powinienem o tym pamiętać. - Dobrze. - Blondyn ponownie przytulił się do niego i trwał tak kilka długich chwil. Gawroński wiedział, że Florian chciał go uspokoić. Na przestrzeni lat zdarzało się wiele takich sytuacji i nawet miał wrażenie, że pokazując swoją słabość pierwszy raz od wielu lat, sprawił księciu pewną satysfakcję, dał mu odczuć, że wciąż mu ufa i zapewnił go o swojej przynależności. Uczynił go szczęśliwym. Uśmiechnął się do siebie. - Zrobiłem furorę, kiedy dowiedzieli się, że zmieniłem łowcę - przerwał ciężkie milczenie, starając się odepchnąć od siebie poczucie winy i okrutny żal. - Nie ma się czemu dziwić, takie rzeczy nie zdarzają się często. - Florian wyprostował się i naraz przywołał na twarz rezolutny uśmiech. - Przypominam ci, że on jest teraz Wincklerem. Musisz o niego dbać bez względu na to, kim był wcześniej. I liczę na to, że szybko mi go przedstawisz. Marcel zaśmiał się i pokręcił z rezygnacją głowa. O tak, już widział te spojrzenia, kiedy w paraduje do siedziby z Durstem u boku. - Nie sądzę żeby przyprowadzanie go akurat tu było dobrym pomysłem. - Ależ dlaczego? Nie ufasz mu? Gawroński wrócił pamięcią do namiętnych chwil z Noxem, do wyrazów jego oddania i do... chwili, w której zamiast wbić mu srebro w serce, ukoił cierpienie. - Ufam, po prostu nie chcę robić zamieszania. - Zrób! - Florian pisnął wesoło i zsunął się z jego kolan. Klasnął w dłonie jak ucieszone dziecko. - Chcę zobaczyć ich miny. Marcel pokręcił głową, parskając śmiechem. - Zobaczę co da się zrobić.
Wrócił rano, zapewne budząc pół ulicy rykiem silnika. Zaparkował, a potem, gdy wspinał się po schodach, miał wrażenie niezwykłej lekkości. Początkowo uważał, że spotkanie z Florianem okaże się męczące i niepotrzebne, ale teraz nie żałował, a nawet się cieszył. Mógł grać twardego, ale potrzebował tych kilku chwil, tego resetu w znajomych ramionach, które jako jedyne miały moc przeganiania jego obaw. Czuł się lepiej. Zdecydowanie. Jak nowo-narodzony. Zachichotał pod nosem. Zatrzymał się na chwilę przed drzwiami pokoju Noxa, przez chwilę zastanawiając się czy go budzić, ale ostatecznie nacisnął klamkę, wszedł do środka i zawołał od progu: - Wstawaj! Mamy masę rzeczy do zrobienia, a dzień jest krótki! W świetle poranka oczy Marcela błyszczały radośnie. I gdy tylko Durst otworzył własne, Gawroński z radością złośliwego siedmiolatka, rzucił się na niego. Łóżko w proteście zatrzeszczało pod ich ciężarem. - Wstawaaaj! - Wyciągnął jego ręce spod kołdry i unieruchomił mu je nad głową. Potem nachylił się i od razu pocałował go, napierając językiem na jego wargi. |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Sob Gru 15, 2018 8:47 pm | |
| Mógł go zabić. Nigdy wcześniej Marcel nie był tak bezbronny i zdany na jego łaskę, jak w tym momencie. Zakończenie jego żywota wydawało się nie tylko jedynym sensownym rozwiązaniem, ale też i właściwym. A jednak Nox Durst, były łowca, był zbyt słaby nawet w tym momencie. Każda chwila, którą spędził ze swoim stwórcą, każdy moment obserwowania go z oddali, każde słowo i uśmiech, jakich był odbiorcą, odbijały się w jego głowie. Krzyczały, uniemożliwiając zrobienie tego, do czego był szkolony przez tyle lat. Czemu akurat Gawrońskiego nie potrafił zgładzić? Dlaczego, zamiast wypełnić swój obowiązek, ukrócić cierpienie zarówno starszego wampira, jak i… siebie, wciąż przy nim tkwił, bezsilny i żałosny? Przez chwilę pozwolił sobie uwierzyć, że krwiopijcy wcale nie są potworami bez uczuć, skupionymi tylko na pożywianiu się i potędze. To był piękny moment, złudzenie, które nadało jego nowej egzystencji sens. Zderzenie z rzeczywistością było bolesne nie tylko dlatego, iż Nox nie chciał być świadom zagrożeń wynikających z własnej przemiany. Nie, było bolesne, ponieważ ktoś, od kogo nie potrafił oderwać wzroku, na moment zmienił się nie do poznania. Były łowca przypomniał sobie sceny z zamku. Klatkę. Śmierć dziecka. Wygłodzenie w lochu. Ogarnęło go wycieńczenie. Miał ochotę się rozpłakać. Po raz pierwszy od dawna, wszystko w nim wołało „poddaj się”. Przez kilkadziesiąt ostatnich lat jego życie miało jeden, konkretny cel: uśmiercać krwiopijców. Był przekonany, iż po przemianie dostał nowy sens: podążanie za Marcelem. Może nie na wieki, ale tak długo, by przyzwyczaił się do nowego siebie. Ale, czy miał w ogóle za kim podążać? Czy wampir, którego wybrał, był faktycznie godzien takiego zaufania? Durst oczekiwał wyjaśnienia. Słów, które pokażą mu, że przystojny egzekutor wrócił do kontroli nad sobą – i światem – i jest dobrym wyborem, by przy nim być i zawierzyć swoim życiem. Nie doczekał się. Wyszedł bez słowa, ignorując nijakie podziękowanie za uratowanie sytuacji. Popełnił błąd. Wiele błędów, które doprowadziły do tej sytuacji pozbawionej wyjścia. Powinien był uważać podczas tamtego polowania. Powinien był umrzeć w lochach. Nie powinien karmić Marcela i dawać mu dokończyć przemiany. A już na pewno, nie powinien był uciekać z nim tak radośnie, niemal mordując dwójkę ludzi, a potem uprawiać dziki, lubieżny, krwisty seks. Znajdował się w gównie na własne życzenie i nie potrafił z niego wyleźć. Zamknął za sobą drzwi do pokoju, pozbierał brudną pościel, wysuszył się i przebrał z powrotem, a potem otworzył okno na oścież. Usiadł na brzegu materacu, na chwilę ukrywając głowę w rękach. Co powinien zrobić? Czy istniało jakiekolwiek wyjście z tej chorej sytuacji? Czy zasługiwali wciąż na życie, czy byli wypaczeniem natury, zwierzętami które nigdy nie powinny zaistnieć? Po raz pierwszy od dziesiątek lat cała odpowiedzialność spoczywała na nim. Nie wypełniał ślepo cudzych poleceń, nie znajdował się po moralnie lepszej stronie. Nie mordował jednych po to, by ratować innych. Był… Po raz pierwszy w życiu był naprawdę człowiekiem, odpowiadającym za swoje czyny – czyny, które musiał nazwać błędami. Nie potrafił sobie z tym poradzić, dlatego zrobił to, co robił zawsze, gdy miał wątpliwości. Zaczął ćwiczyć, z nadzieją, że pomimo przemiany, w końcu padnie ze zmęczenia w objęcia ciemności, pozbawionej wątpliwości i obowiązków. Nic innego mu nie pozostało. Podniósł się z podłogi dopiero, gdy jego rutynę przerwał mu Gawroński. Starszy wampir dalej zachowywał się zupełnie neutralnie, nijako, obojętnie wręcz, wywołując identyczną reakcję u nowonarodzonego. Było zupełnie tak, jakby te kilka namiętnych, dzikich chwil, jak i ten atak szaleństwa, nigdy się nie odbyły. Jakby wcale nie byli dwójką wampirów, z czego jeden z nich egzekutorem – a drugi nie miał za sobą wielu lat pod płaszczykiem łowcy. Byli niemal… sobie obcy. Nox poskładał łóżko, odniósł brudną pościel do kosza na pranie, a później znów zamknął się w pokoju i wrócił do ćwiczeń. Cóż innego miał do roboty?
Z beznamiętnego, mechanicznego katowania własnego niezniszczalnego ciała, wyrwał Dursta dopiero ryk motoru. Mężczyzna usiadł na ziemi, odgarnął mokrą grzywkę, która przykleiła mu się do twarzy, a potem zamrugał, spoglądając na zegarek wiszący na ścianie. Był środek nocy. Co u licha…? Pozbierał się z podłogi i przemieścił do okna, wyglądając na zewnątrz. Kompletnie zapomniał, że je otworzył. Wyjrzał na zewnątrz, dostrzegając już tylko w oddali motor, oddalający się ewidentnie w jakimś kierunku. Nox wzdrygnął się delikatnie. Był kompletnie przemoczony i zmarznięty. Dopiero warkot silnika przywrócił go do rzeczywistości, a ta okazała się być dosyć nieprzyjemna. Zatrzasnął okno i wyszedł z pokoju, rozglądając się w poszukiwaniu Marcela. Obstawiał, że człowiek, którego zarys dostrzegł na motocyklu, był właśnie nim, ale wolał się upewnić. Nie zamierzał włazić do jego sypialni bez zaproszenia, ale rozejrzał się po domu – a jego uwagę szybko zwróciła kolorowa kartka na drzwiach wejściowych. Podszedł do niej, przeczytał i… poczuł irracjonalną złość. Więc to tak? Kiedy pojawiły się problemy, zamiast stawić im czoła, pojechał w cholerę? Do swojego klanu? Zostawiając go samego? Popełnił błąd. Wiedział, że go popełnił, a jednak pozwolił sobie na złudzenia.
Nie posłuchał polecenia. Zamiast pozostać w domu, ponownie się przebrał i udał na spacer. Był w tej okolicy już poprzednio, jeszcze pod postacią łowcy, gdy szukał Marcela. Nie obawiał się, że się zgubi – ani tym bardziej, że ktoś go zaatakuje. Był wampirem, z przeszkoleniem do zabijania najgroźniejszych istot, ani słońce ani srebro nie mogły mu niczego zrobić. Nic mu nie groziło, niezależnie od tego, co sądził Gawroński. Zresztą, nawet gdyby go porwali lub zabili, jaka byłaby to różnica? Uśmierciłby kogoś w szale głodu? Zdechł, rozerwany na strzępy? Nie miał powodów, by żyć. Nie widział sensu w poszukiwaniach wampira, który zamknął w lochu zarówno jego, jak i egzekutora. Nigdy zemsta nie popychała go do działań i ten przypadek nie był żadnym wyjątkiem. Zresztą, gdyby już miał się mścić, musiałby to zrobić na swoim stwórcy. Istocie, którą obdarzył uczuciem przed laty, jeszcze zanim tak na dobre ją poznał. Która go zostawiła samego po czymś takim.
Nigdy nie liczył czasu. Żył na ulicy odkąd pamiętał, najpierw żebrząc, potem kradnąc, a następnie pięściami zdobywając to, czego potrzebował, by przetrwać kolejny dzień. Ta noc była jednak inna. Po raz pierwszy nie musiał się prosić ani walczyć o pieniądze i posiłek. Nie martwił się o dach nad głową. Nie było mu zimno, niewygodnie, ani nie musiał spać z jednym okiem otwartym, gotowy do ataku. Spał jak dziecko, po tym jak spędził kilka godzin w ramionach najprzystojniejszego i najbogatszego mężczyzny, jakiego kiedykolwiek widział na oczy. Oczywiście, jego ciało nie było nienaruszone – miejscami pulsowało nieprzyjemnie od napiętych mięśni czy śladów po zębach lub paznokciach – ale wreszcie był spokojny. Zmęczony w sposób, którego nigdy wcześniej nie rozumiał. - Mógłbym dać ci wieczność, dziecko… Wieczność, a ty byś zrobił z nią wszystko, czego byś zapragnął. Miękki szept i delikatne ruchy dłoni na jego kroczu wybudzały go powoli, zapewniając przyjemność i obietnicę czegoś wyjątkowego. - Nie jestem dzieckiem – mruknął niewyraźnie, obracając się w ramionach swojego kochanka. Spojrzał na niego nieprzytomnie z dołu, uśmiechając się lekko. Ten mężczyzna był taki piękny. Taki idealny. Taki… wyjątkowy. - Jesteś i to na wiele sposobów – odparł nieznajomy, przesuwając wilgotnymi wargami po jego policzku. - Robiłbyś to z dzieckiem? - spytał, unosząc brwi wysoko i uśmiechając się z nieudolną figlarnością. - Nawet sobie nie wyobrażasz, co bym mógł robić z dzieckiem – mruknął i połączył ich wargi w namiętnym pocałunku. Owszem, nie wyobrażał. Ale podobało mu się wszystko, co otrzymał tej nocy… i tego poranka.
Nie wracał do tego wspomnienia od kilkudziesięciu lat. Wyparł je, zaprzeczając swojej pierwszej styczności z krwiopijcami. Wtedy nie wiedział, kto zaprosił go do łóżka. Nie miał pojęcia, dlaczego przez wiele lat seks nie mógł się równać z tymi kilkoma zbliżeniami, do których doszło pomiędzy nim a nieznajomym. Nie wiedział, czemu zasypiał tak głęboko i czemu jego towarzysz tak nalegał na to, by dużo jadł zarówno przed, jak i po ich stosunku. Nie miał pojęcia, iż był zdecydowanie za młody dla tej istoty. Nie rozumiał też, dlaczego pewnego dnia przestała się pojawiać w „ich” uliczce, pozostawiając go znów na pożarcie biedzie, głodowi i przemocy. Nox przysiadł na murku oddzielającym go od czyjejś posesji. Ułożył stopy na kamieniach, a na kolanach oparł głowę. Nigdy nie poznał imienia tamtego wampira. Nie wiedział, kim był, ani dlaczego chciał mu zaoferować nieśmiertelność. Nie miał pojęcia, czemu mężczyzna nie wziął tego, czego pragnął, nie pytając go o zdanie. Był wtedy tylko dzieciakiem. Nastolatkiem. Miał pojęcie o brutalności świata, ale nie wiedział niczego o ponadnaturalnej rzeczywistości. Krwiopijca mógł go zgwałcić. Zabić. Przemienić. Mógł zrobić z nim wszystko, a on nie byłby w stanie zrobić niczego, by go powstrzymać. Zamiast tego jednak, dostał chwile absolutnego szczęścia i ulgi. Rozkoszy, bezpieczeństwa, ciepła i miłości. Jak się Nox za nie odwdzięczył nieznajomemu? Polując na jemu podobnych.
- Ej, nowy, jak ci na imię? Drgnął, gwałtownie obracając się przodem do zaczepiającego go chłopaka, gotowy do walki nawet w swoim stanie. Bolał go dosłownie każdy mięsień jego ciała. Krwiste ślady przedzierały się przez poszarpaną koszulkę, a twarz była tak opuchnięta, iż obawiał się złamania. Był niemal pewien, iż nie da rady wymierzyć nawet jednego ciosu, który nie sprawi, że zawyje z bólu. Ale nie zamierzał okazać słabości. Nauczył się tego przez lata na ulicy – a nie było powiedziane, że nie odeślą go z powrotem. - Nie mam imienia – odparł hardo, zadzierając podbródek i zmuszając załzawione lewe oko do otwarcia się. Zacisnął wargi. - Daj spokój, każdy ma imię. - Śliczny blondyn parsknął śmiechem, wywracając oczami. W przeciwieństwie do niego, nieznajomy nie nosił żadnych śladów walki, a jego strój był granatowym, dopasowanym mundurem. Musiał być starszy od niego o kilka lat… lub znaleziony wcześniej. Prezentował się wspaniale. Jego skóra niemal błyszczała, a uśmiech zdawał się oświetlać całe pomieszczenie. Jego umysł po prostu się zawiesił, gdy znieruchomiał, wpatrzony w chłopaka jak w objawienie. - Mal, nie wyżywaj się na młodych! - rzucił jakiś kobiecy głos z boku, ale on nie potrafił obrócić spojrzenia w kierunku jego właścicielki, nawet jeśli od tego zależałoby jego życie. - Mal, przestań korzystać z jadu na nowych! - W dźwięczny, dziewczęcy ton wdarła się nuta irytacji. Blondyn wywrócił oczami. - Przecież mu się podoba – zachichotał, kręcąc głową i pozwalając złocistym lokom rozsypać się czarująco. Potem zbliżył się o kolejny krok do niego, zaskakująco delikatnie chwycił za policzek i przysunął się, owijając tak intensywnym, pięknym zapachem, że on prawie doszedł. - Jak będziesz się dobrze sprawował, niedługo już nic nie będzie cię boleć i będziesz wyglądał tak, jak ja – szepnął mu na ucho, wywołując niechciany dreszcz rozkoszy. - A może nawet spotkamy się w innych, lepszych okolicznościach? - dodał z wyczuwalnym uśmiechem i przesunął palcami drugiej dłoni po kroczu chłopaka. - Musisz mi tylko powiedzieć, jak ci na imię… - Nie mam imienia – wyszeptał na granicy słyszalności i płaczu. Ogarnął go wstyd i zażenowanie. - Wróć do mnie w takim razie, jak je dostaniesz. Pobiegł do łazienki natychmiast po tym, jak został wypuszczony z delikatnego uścisku chłopaka. Pomimo, iż bolało go wszystko, wystarczyły dwa ruchy na twardym penisie, by doszedł, tłumiąc jęk rozkoszy w pięści. Faktycznie, kilka lat później – wrócił. Blondyn nie był już jednak tak piękny – uwodzicielski wampirzy jad zmienił na inny, umożliwiający czytanie w myślach. Tylko dzięki temu ich spotkanie było tak dobrym wspomnieniem.
Nox przygryzł wargę, wpatrzony w zgasłą latarnię. Czy tylko to było powodem, dla którego został łowcą? Czy dzięki temu dziwnemu pragnieniu zostania… kimś, zacisnął zęby i szkolił się przez lata? Czy wyłącznie nastoletnia żądza i desperackie pragnienie, by nie znaleźć się znów na ulicy, przyczyniły się do podjęcia tej najważniejszej w jego życiu decyzji? Był łowcą, bo… dostał taką okazję? Czy gdyby wampirzy nieznajomy nie zniknął tamtego wieczora bez słowa, jego losy potoczyłyby się zupełnie inaczej? Znalazłby się po drugiej stronie barykady… wcześniej? Durst był lojalny. Przez wiele miesięcy czekał na powrót swojego najprzystojniejszego kochanka, a później, gdy zakończył podstawowe szkolenie na łowcę, wypełniał wszystkie zadania, jakie mu zlecano. Nie było rzeczy, której by nie zrobił. Nie obawiał się śmierci. Nie gardził wampirami. Jego działań nie motywowało pragnienie zemsty, ponieważ aż do swojego pierwszego zabójstwa krwiopijcy, nigdy nie natrafił na żadnego, który okazałby się okrutny. Z rąk nieznajomego ze swojej młodości otrzymał wyłącznie dobro, rozkosz i czułość. Jedzenie, spełnienie i pieniądze. Czemu miałby nienawidzić wampirów? Robił to, co do niego należało. Mordował tych, którzy na to zasługiwali, ponieważ tak stwierdził ktoś z góry – i nigdy nie zakładał, że było to niewłaściwe. Nie jego zmartwienie. Aż do momentu, kiedy po raz pierwszy spotkał Marcela…
Ludzki klub. Niewiele wampirów decydowało się iść na łowy do takiego miejsca. Wbrew pozorom, wtopienie się w tłum i wyłowienie odpowiedniej ofiary z morza potencjalnych świadków, nie było tak proste. Znaczna część krwiopijców była zbyt staromodna i miała zbyt wrażliwe zmysły, by potrafić odnaleźć się w takim miejscu. Ten konkretny był jednak wyjątkiem, co miało swoje wady i zalety. Niewątpliwym honorem było zostać wybranym do takiego zadania, ale równie problematyczne było wypełnienie go. Nox wiedział, jak wielkie wyróżnienie go spotkało. Tym bardziej irytował go fakt, iż nie był w stanie nawet dostrzec wampira, którego poszukiwał. Szkolił się do tego momentu tyle czasu, tak długo walczył ze swoimi nawykami, ze zdradzieckim umysłem, ze słabościami… a teraz nie mógł go nawet zauważyć? Cholerna niesprawiedliwość. Nie zasługiwał na zaufanie swoich opiekunów. Żałosne. Był po prostu żałosny. Jego spojrzenie przyciągnął młody mężczyzna przemieszczający się wzdłuż baru. Miał w sobie urok – całkowicie ludzki, seksowny sposób bycia, pociągająco wygięte wargi i oczy, za które niejeden by zabił. Ruszał się równie wspaniale. Gdy raz się go spostrzegło, nie sposób było z niego spuścić wzroku. I nie posiadał talentu uwodzenia, co było ewidentne, ponieważ większość ludzi nawet nie zwróciła na niego uwagi. Durst chciał go zobaczyć z bliska. Jego wampir i tak zniknął, wobec tego… cóż stało na przeszkodzie, by się trochę zabawić? A gdy ich spojrzenia się spotkały, ewidentne zainteresowanie pojawiło się również w oczach nieznajomego. To był ułamek sekundy, mrugnięcie, ale przyciąganie było ewidentne. Byli w barze, w którym setki ludzi co noc wspólnie udawało się do jednego z pobliskich hoteli. Czemu nie mieliby zachować się w ten sam sposób? Byli w końcu całkowicie zwykłymi śmiertelnikami, nic nie stało na przeszkodzie… Nieznajomy ruszył w stronę wyjścia, kiwając na niego lekko głową. Nox nie potrzebował żadnego wyraźniejszego zaproszenia. Poszedł za nim, płynnie wymijając tańczące i pijane jednostki. Za drzwiami natychmiast pochwycił mężczyznę za materiał koszuli i złączył ze sobą ich usta. Jęk, który wydarł się spomiędzy nich, mógł należeć zarówno do niego, jak i do towarzysza. Po nieznośnie długiej chwili niewystarczających pocałunków i otarć, to Durst przejął kontrolę. Wypuścił przyszłego kochanka z uścisku i ruszył w stronę najbliższego hotelu. Motelu? Bez różnicy. Trzy zdania zamienione z recepcjonistką później byli już w swoim pokoju, wpatrzeni w siebie intensywnie, zrzucając jednocześnie kolejne partie ubrań. Żadnej zbędnej rozmowy. Żadnego flirtu. Tylko oni i ich pożądanie. I wtedy na ziemię upadła duma Noxa. Srebrny sztylet łowcy, otrzymany za wyjątkowe zasługi. Wąski, ale zaskakująco ciężki i wytrzymały, ozdobiony pięknym, złoto-czerwonym herbem. Ewidentny dla każdego, kto nie był nowonarodzonym wampirem. Nieznajomy znieruchomiał z dziwną miną na twarzy. I dopiero wtedy do łowcy dotarło, że przez kilka chwil zapragnął seksu z nikim innym, a Marcelem Gawrońskim. Nie poznał go ani w pierwszej, ani drugiej, ani nawet trzeciej chwili, ponieważ zarówno zarost jak i fryzura mężczyzny były inne od tych, które figurowały w jego aktach. To był jednak on, bez dwóch zdań. To samo drapieżne spojrzenie, te same wygięte usta, te same kły, te same… zdolności. Zaatakował, zanim uderzyła w niego telekineza Gawrońskiego.
Musiał przyznać, że czas zamazał już większość szczegółów z ich pierwszego spotkania. Tak jak pamiętał dokładnie niektóre aspekty swojej przeszłości bardzo dokładnie, tak Marcel się zamazywał. Spotkał go zbyt wiele razy, by potrafił jednoznacznie stwierdzić, czy powiedzieli coś do siebie tamtego wieczora. W co byli ubrani. Jak skończyła się ich pierwsza walka. Było ich zbyt dużo, by mógł dopasować właściwe elementy do odpowiedniej układanki. Wiedział jednak, że wtedy zwrócił na niego uwagę po raz pierwszy, wtedy go zapragnął i… wtedy po raz pierwszy nie dopełnił zlecenia. Wtedy też po raz ostatni miał przy sobie jakikolwiek przedmiot mówiący o przynależności do łowców. One zbyt dobrze zdradzały jego tożsamość. Nox westchnął ciężko, zatrzymując się pod drzwiami do domu swojego stwórcy. Spacer i powrót do przeszłości odrobinę ukoiły jego wątpliwości. Nie tak bardzo, jakby tego potrzebował, ale na tyle, by nie planował zrobić czegoś faktycznie głupiego. Zamiast kusić los dalej, zdecydował się wrócić do swojego nowego… domu… i przespać resztę nocy. Gdy wróci Marcel, będą musieli poważnie porozmawiać. Coś, w czym Durst nie tylko nie miał doświadczenia, ale w ogóle żadnych zdolności. Liczył na to, że starszy wampir po wizycie u swoich… braci… będzie prezentował sobą więcej, niż wcześniej. Że zajmie się nim tak, jak na stwórcę przystało.
Wrócił do przytomności natychmiast po tym, jak usłyszał ryk motoru. Gawroński wrócił. W jakiś dziwny sposób, uspokoiło to Noxa. Odetchnął z ulgą, po raz pierwszy zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo niepokoił się losem egzekutora. Jak bardzo niepokoiło go, że zdecydował się pójść do gniazda sam, tuż po tym, jak spędził miesiąc w lochach zamku, porwany, a później przemienił w wampira łowcę. I to nie byle jakiego łowcę. Jego. Niewiele wampirów nie znało jego imienia. Imienia, które sam wybrał… Zamrugał, słysząc entuzjastyczny okrzyk i obrócił głowę w stronę przybyłego wampira. Był szczerze… całkowicie szczerze… zszokowany. Chyba nigdy wcześniej nie widział Marcela w takim stanie. Ba, chyba od dziesiątek lat nie widział nikogo w takim stanie. Zaczął się podnosić do pionu, nie bardzo wiedząc, w jaki sposób zareagować na słowa mężczyzny i… nagle został dociśnięty do materaca, jego ręce unieruchomione, a usta wzięte w posiadanie. Jego ciało odruchowo się napięło, a pocałunek nie został odwzajemniony. Nie tym razem. Jakkolwiek były łowca wciąż czuł tęsknotę i przywiązanie do swojego stwórcy, tak nie zamierzał ulegać mu znowu tak łatwo. Szarpnął się, dwoma sprawnymi ruchami uwalniając ręce, a potem zepchnął kochanka na materac po swojej prawej stronie. Od dawna nie użył na Gawrońskim pełni swoich sił, a już na pewno nie tych po przemianie, dlatego mógł go wziąć z zaskoczenia. Wyszedł spod kołdry, rozciągnął się z cichym pomrukiem, a potem obrócił ku wampirowi. - Nie. Koniec z tym - powiedział cicho, konkretnie, wskazując dodatkowo palcem na Marcela. - W co bym mógł się przebrać? - spytał zaraz, zupełnie neutralnie, zupełnie jakby przed chwilą nie potraktował swojego stwórcy niczym niegrzecznego dzieciaka. Schował dłonie do kieszeni dresowych spodni i spojrzał pytająco na Gawrońskiego. Przekrzywił lekko głowę, rozstawiając bardziej nogi dla większej stabilności pozycji. Nie, nie potrafił rozmawiać. Zbyt wiele lat spędził milcząc, unikając zaangażowania i nowości. Był zdany w całości na Marcela i jego chęć – lub jej brak – na przerobienie tego, do czego doprowadzili wspólnie poprzedniego dnia. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Nie Gru 16, 2018 6:55 pm | |
| Marcel tak bardzo nie spodziewał się, że Nox użyje wobec niego siły, że gdy to zrobił, zaskoczony egzekutor nawet nie zastosował własnej. Legł w ciepłej pościli, jeszcze nie rozumiejąc zachowania towarzysza. Sam bowiem schował swoje obawy do kieszeni już wczoraj, odepchnął je jak najdalej żeby nie utrudniały mu funkcjonowania. Tylko tyle mógł zrobić i dla siebie i dla niego. Dlatego wydawał się tak drażniąco niefrasobliwy, wręcz przesadnie radosny i pełen energii. Durst nie znał go wystarczająco dobrze więc nie mógł wiedzieć, że od ponad wieku Gawroński właśnie w taki sposób radził sobie z problemami - zamiatał je pod dywan, udawał, że nie istnieją. Tylko dzięki temu jeszcze do szczętu nie zwariował... a może to właśnie było jego szaleństwo? Spojrzał na doskonałe, wyrzeźbione plecy, kiedy tamten rozciągał mięśnie, i uśmiechnął się z uznaniem. Sylwetka Noxa zawsze robiła na nim wrażenie i nie zamierzał odmawiać sobie podziwiania świetnego widoku. Jego spojrzenie wyostrzyło się dopiero, kiedy głos Dursta rozbrzmiał w ciszy poranka. Wtedy Marcel przeciągnął się leniwie niczym rozespany kot i zamruczał, udając, że wcale nie rozumie. - Koniec z czym? Spodziewał się jak będzie brzmiała odpowiedź. I choć był zaskoczony, odmowa go nie dotknęła. Bardziej zastanawiało go "dlaczego tak nagle?", ale i tu miał pewne podejrzenia. A jeśli i one były trafne, to niewiele mógł z tym zrobić. Nie chciał nawet. Cielesność nie miała dla niego dużego znaczenia. Była przyjemnym urozmaiceniem wieczności, ale mógł z niej zrezygnować. Skoro sam spieprzył, poniesie konsekwencje. Oby były tylko takie... Spojrzał na wyciągnięty w swoją stronę palec i uśmiechnął się krzywo. Przez swoją przekorną naturę, miał ochotę wychylić się, objąć go ustami i lubieżnością pokazać, że ma gdzieś nieoczekiwane pomruki niechęci. Oczywiście nie zrobił tego, ale iskry figlarności na chwilę rozbłysły w jego oczach dając wyraz myślom. - Zaraz przyniosę ci coś w czym będziesz wyglądał szałowo - odparł z westchnieniem zawodu, lecz po chwili z werwą podniósł się z łóżka. Przeczesał dłonią włosy i poprawił wciąż narzuconą na ramiona skórzaną kurtkę, doprowadzając się do względnego porządku. - Albo przynajmniej jak człowiek. - Mrugnął do towarzysza porozumiewawczo, ignorując jego ponurą minę. Potem wyszedł, by poszukać w swojej szafie ubrań pasujących na rosłego Dursta. Nie było to łatwe, bo Marcel był od niego szczuplejszy, ale po kilku chwilach udało mu się wygrzebać coś, w co (miał nadzieję) jego towarzysz się wbije. Po kilku minutach więc przyniósł mu nieco mniej rozciągnięte, ciemnoszare, ale nadal dresowe spodnie oraz granatową bluzę z logiem Kapitana Ameryki. - Moja ulubiona. - Wskazał na nią. - Kupiłem na konwencie, cholernie wygodna, ale trochę za duża. No, za duża na mnie. Na ciebie będzie jak znalazł.- Uśmiechnął się przekornie, jakby typową rzeczką, którą robią o poranku wszystkie wampiry, było rozmawianie o popkulturze. - Tak w ogóle, to chciałem skoczyć po nową kabinę prysznicową i umywalkę. No i po jakieś ciuchy dla ciebie. Liczyłem, że się ze mną wybierzesz, ale możesz zostać w domu jeśli nie czujesz się dobrze. - Wcisnął dłonie w kieszenie kurtki, wciąż uśmiechając się, tym razem jednak bardziej życzliwie. W planach miał też inne kwestie, jak choćby to, by naprawdę przedstawić Noxa Florianowi. Ale wystarczyło jedno spojrzenie na poważne, ponure oblicze Noxa, by wiedzieć, że na to było zdecydowanie za wcześnie. Były łowca wyraźnie nie otrząsnął się po wydarzeniach kilku ostatnich dni. Marcel wcale mu się nie dziwił i jeśli tylko mężczyzna skłoniłby się do zadawania pytań, albo dzielenia się wątpliwościami, zapewne by je rozwiał. Nic takiego niestety nie następowało, a Marcel w takich kwestiach potrafił się odznaczać przesadną cierpliwością. Nie naciskał, miał w końcu całą wieczność. |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Nie Gru 16, 2018 11:23 pm | |
| A więc to tak. Marcel nie zamierzał z nim rozmawiać o ich ostatnich przeżyciach i błędach. Nie tylko nie chciał tego tematu poruszać, ale w ogóle wyparł się istnienia tych kłopotów. Dziki seks, który doprowadził na chwilę starszego wampira do przemiany w potwora, nigdy nie miał miejsca. Nie miało miejsca przepojenie Gawrońskiego, tak jak i nie miało miejsca realne zagrożenie, że Nox poddałby się dokładnie temu samemu szaleństwu – a wtedy, nikt by ich nie uratował. Durst był zły i zawiedziony postawą swojego stwórcy, ale nie zamierzał na niego naciskać. To nie on stracił nad sobą kontrolę i to nie on przemienił łowcę w istotę sobie podobną. Nie miał się z czego tłumaczyć ani nie miał jakiegokolwiek powodu, by zapewniać bruneta o swojej lojalności i trosce. To nie on popełnił błąd. A przynajmniej nie ten. - Z tym - powtórzył uparcie, chowając dłonie w kieszeni spodni dresowych. Dostrzegł psotne błyski w marcelowych oczach i nie planował go podpuszczać. Nie wiedział, na ile potrafiłby się powstrzymać przed rozsunięciem ud i zaproszeniem go pomiędzy nie, a już tym bardziej przed ugryzieniem go. Kolejna porcja krwi mogła być jego ostatnią. Zrobiło mu się niedobrze, ale stłamsił to uczucie w zarodku, prostując się jeszcze bardziej i zmieniając temat. Skinął głową, beznamiętnie spoglądając na wampira, a potem odprowadził go wzrokiem, nie ruszając się ze swojego miejsca. Jak człowiek. Ha. Przeczesał palcami włosy, westchnął ciężko i spojrzał w sufit, szukając w sobie siły i energii na to, by przetrwać ten dzień. A potem następny. I kolejny. Popełnił błąd i będzie musiał żyć z jego konsekwencjami… przez wieki. Obrócił głowę, słysząc kroki swojego stwórcy na korytarzu. Przekręcił się na pięcie, stając przodem do niego, a potem w milczeniu przyjął otrzymany strój. Skinął głową w podzięce, zaraz unosząc brew i spoglądając z powrotem na towarzysza, gdy ten się odezwał. - Pamiętam - mruknął pod nosem, rozłożył ją i przyjrzał się krytycznie. Faktycznie, wyglądała na dosyć szeroką w odpowiednich miejscach… no i całkiem wygodną, a przynajmniej na tyle, na ile mógł to ocenić Nox, który nigdy specjalnej uwagi do ubrań nie przykładał. Przyjął ją jednak z delikatną wdzięcznością, ponieważ nie miał ochoty paradować nago po mieszkaniu, kusząc swojego stwórcy… I, jak się zaraz okazało, ludzi na których natrafi w sklepach. Nie czekając na pozwolenie, założył niebieską bluzę na siebie, zaraz poprawiając rękawy i kaptur, z pewną satysfakcją stwierdzając, że faktycznie pasuje. Była miękka, ciepła, zszyta na tyle dobrze, by nie obawiał się, że przy gwałtowniejszym ruchu coś w niej pęknie, no i… pachniała Marcelem. Podniósł spojrzenie na uśmiechającego się do niego uprzejmie egzekutora. Cała ta sytuacja wydawała się cholernie surrealna. Nagle, gdy wyszli z dzikich seksów, pożywiania się i lochów, dotarli do momentu, w którym po prostu stali w nowej sypialni Noxa, w domu jego wieloletniego wroga (...i nie tylko…), a on miał na sobie bluzę z konwentu. Jakim cudem znalazł się w takiej sytuacji? Nawet w najśmielszych snach nie przypuszczał, że codzienne życie wampirów może być tak… ludzkie. O wiele bardziej ludzkie niż to, które on wiódł przez całe lata swojego łowczego życia. - Jasne, pójdę - mruknął, nie widząc w zasadzie przeciwwskazań. - Pewnie przydałby się też sprzęt do umocowania tego wszystkiego, a skoro ja mam się za to zabrać, to powinienem być w sklepie. - Wzruszył lekko ramionami. Zaraz potem zmrużył oczy, wbijając podejrzliwe spojrzenie w Marcela. - A powinienem czuć się źle? - spytał ostrożnie, nieufnie wręcz, jakby oczekiwał, że jego stwórca nie tylko coś spartaczył ze sobą poprzedniego wieczora, ale też i z nim. Nagle coś mu się przypomniało. - Pewnie nie mam już dostępu do pieniędzy - mruknął z delikatnym szokiem, który odrobinę rozszerzył jego źrenice. Po raz pierwszy od… dziesiątek lat, znowu był biedny. Zdany całkowicie na kogoś. Zbladł gwałtownie. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Pon Gru 17, 2018 1:19 am | |
| Durst pamiętał. Pamiętał co? Konwent? Marcel spojrzał na niego podejrzliwie, ale nie skomentował, bo co jak co, ale Nox na konwencie wydawał mu się tak niedorzecznym obrazkiem, że od razu wykreślił go z listy realnych sytuacji. Ale gdy tylko były łowca wcisnął się w bluzę Kapitana, Marcel zmienił zdanie. Nox na konwencie zrobiłby furorę. - Myślałeś kiedyś o cosplay'u? - zapytał, próbując ukryć uśmiech, ale pomimo tego ze śmiałym zainteresowaniem i uznaniem przesuwał spojrzeniem po rysujących się pod materiałem bluzy, mięśniach. Boże, Nox niemal rozsadzał ją w ramionach. Do tego to pochmurne oblicze i zawadiacka, biała grzywka... Marcel z pewnym zaskoczeniem zdał sobie sprawę, że autentycznie ma ochotę go teraz dotknąć, przesunąć dłońmi po materiale bluzy, zacisnąć palce na twardych ramionach, polizać skórę... Na pewno na jego twarzy pojawiło się odbicie pragnień, a spojrzenie na chwilę zabłysło pożądaniem. - Kurwa - syknął, śmiechem przywołując się do porządku. - W zwykłych ciuchach jesteś zbyt gorący - cmoknął i westchnął głęboko. Gdyby nie to, że postawił sobie za cel zrobić dzisiaj kilka pożytecznych rzeczy i nieco naprawić relacje ze swoim (szalenie seksownym) towarzyszem, skusiłby go do zostania w domu czy raczej... łóżku. Albo gdziekolwiek gdzie mieliby ochotę. Był niemal pewien, że mógłby go uwieść. No chyba, że po wczoraj Noxowi naprawdę się coś poprzestawiało. Marcel westchnął w duchu nad swoim brakiem determinacji. Do tej pory nie zdarzało mu się tak radośnie i bez skrępowania pożądać jakiegoś człowieka, wampira... kogokolwiek. Durst budził w nim jakieś dziwne, pierwotne instynkty. I pomimo tego, że Marcel spokojnie mógł rezygnować z cielesności, to teraz wydawało mu się to dużo trudniejsze niż zwykle. Musiał przyznać, że nie spodziewał się, że Nox wyrazi chęć wybrania się z nim na spacer po sklepach, ale było to przyjemne zaskoczenie. Nie przestając się uśmiechać, kiwnął głową. - Nie sądziłem, że naprawdę sam będziesz chciał to instalować, ale skoro się na tym znasz... - Wzruszył ramionami. Nie miał zamiaru zabraniać mu dłubać w domowych sprzętach. Z własnego doświadczenia wiedział, że trywialne czynności pozwalały ukoić myśli. Rozbawiony pokręcił głową w odpowiedzi na podejrzliwe pytanie. - Nie. Znaczy, wydaje mi się, że nie powinieneś, ale możesz. Od wczoraj wyglądasz na spiętego no i to "koniec z tym". - Machnął dłonią, podkreślając słowa. - Zraniłeś mnie do głębi. Wieczność będzie bardzo smutna bez możliwości skradnięcia ci buziaka. - Mrugnął do niego wesoło, obracając całą wypowiedź w żart. Spoważniał dopiero, gdy dostrzegł jak twarz Noxa jedynie bardziej tężeje. Wtedy znów westchnął, ale tym razem z rezygnacją. - Nie musisz martwić się kasą. Zadbam o ciebie - zapewnił całkiem miękko i zaskakująco poważnie. - A przynajmniej spróbuję zadbać lepiej niż wczoraj - dodał po chwili, uśmiechając się gorzko. Odwrócił wzrok zdając się lekko garbić, jakby wspomnienie problemu opadło mu na ramiona i przygniatało do ziemi. |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Pon Gru 17, 2018 1:16 pm | |
| Nox obdarzył swojego towarzysza pełnym politowania spojrzeniem. Cosplay. On. Czy Marcel kiedykolwiek zastanawiał się nad tym, jak wygląda życie łowcy? Jak bardzo nie ma on czasu na takie zabawy i jak dobrze jest wyszkolony, by nie mieć ochoty na normalne życie? Durst w swoim życiu nigdy nie poświęcił ani chwili na marzenia o czymś, co przypominałoby zwyczajną egzystencję, wypełnioną z jednej strony obowiązkami, ale z drugiej – zbytkami. Był skupiony na swoich misjach, najpierw przetrwaniu, a potem mordowaniu odpowiednich wampirów. Myślenie o przebieraniu się za postaci z komiksów było na jego liście priorytetów równie wysoko, co posiadanie dzieci albo wyrwanie sobie wątroby. Mimo to, pełne uznania i pożądania spojrzenie Marcela sprawiło, że poświęcił takim rozważaniom nie jedną chwilę, a dwie. Bo, jeśli miałby w odpowiednim stroju sprawić, że ten konkretny mężczyzna będzie wyglądał, jakby zamierzał się na niego rzucić i wziąć go tu i teraz, to… Nowonarodzony zamrugał, przywracając się do rzeczywistości i wręcz siłą wyrywając ze świata grzesznych fantazji. Dopiero co wyznaczył jasno granice i już zamierzał je łamać? Bardzo niedojrzała postawa, a do tego… idiotyczna. Nie chodziło o to, że w końcu będą musieli wyjść na światło dzienne i zająć się normalnym życiem – nie, chodziło o zagrożenie wynikające z nadmiaru krwi. Zagrożenie, które już raz stało się aż nazbyt realne. Nox zdusił pożądanie, zmieniając spodnie (które opinały go tylko odrobinkę za bardzo), a potem uniósł brew wysoko, słysząc swojego stwórcę. Nie rozumiał, czemu on był zaskoczony. Były łowca nie miał w zwyczaju proponować czegoś tylko po to, by… no właśnie, po co w zasadzie ludzie oferowali się, by potem jednak subtelnie wycofać? Zaskoczenie musiało wyraźnie odbić się w jego oczach, ale to był tylko moment. Chwila. Później pojawiły się znacznie ważniejsze kwestie i ta łagodniejsza mina zmieniła się w bardziej poważną i zamkniętą. Flirt (albo żart?) Marcela bynajmniej do niego nie trafił, dlatego nie skwitował go w żaden sposób. Udawanie, że problem nie istnieje, jakoś nie trafiało do młodego wampira. Nie był typem unikającym odpowiedzialności czy konsekwencji swoich czynów – i chociaż niekoniecznie potrafił o nich rozmawiać, to nie chciał przez niefrasobliwość popełniać tych samych błędów. Jeśli Gawrońskiemu to nie pasowało, mógł z nim porozmawiać o tym wprost. Pieniądze były poważniejszym problemem. Oczywiście, nie było powiedziane, że łowcy już wiedzą o jego przemianie. Nie minęło – raczej – zbyt wiele czasu, jego konta wciąż mogły być aktywne. Do siedziby głównej po schowaną część zarobków raczej pójść nie mógł, ale gdyby zdecydował się wypłacić… tak, ale gdzie? Był wampirem. Jakikolwiek ruch pieniędzy na pewno zostanie przez łowców zauważony. Nawet, jeśli w tym momencie nie wiedzieli jeszcze o jego nowej przynależności gatunkowej, dokonując jakichkolwiek zmian, pozostawi po sobie ślady i będą mogli dotrzeć zarówno do niego, jak i do Marcela. Jakkolwiek kusząca mogła się wydawać ta opcja, Durst nie był samobójcą. Nie chciał też narażać egzekutora, nawet jeśli ten wcale nie poradził sobie z zapewnieniem bezpieczeństwa swojemu podopiecznemu. Mógł być o to zły, mógł być zawiedziony, ale na pewno nie był mściwy. Wciąż czuł do starszego mężczyzny przywiązanie, wciąż chciał przy nim być, nawet jeśli nie w sposób, który ich narażał na utratę świadomości. Usłyszał zapewnienie swojego stwórcy, ale ono w zasadzie do niego nie dotarło. Przez dziesiątki lat miał w swoim życiu jasny cel, był niezależny, chociaż wykonywał polecenia z góry, miał swoje środki finansowe i nie musiał obawiać się, że na drugi dzień, albo nawet za pół roku, straci wszystko i znów znajdzie się na ulicy. Gdyby nawet przestał być łowcą, wciąż mógłby żyć jak człowiek, pójść do wojska, zostać ochroniarzem, albo nawet budowlańcem. Zawsze miał jakąś możliwość, dzięki zdobytemu doświadczeniu i zebranym pieniądzom. Młodzieńcza przeszłość była już tylko tym – przeszłością. Zamkniętym rozdziałem. Czasami, do których nie mógł wrócić i zrobił wszystko, by tak się nie stało. Nagle jednak został przemieniony i stracił wszystko. Wszystko, na co pracował przez te wszystkie lata. Nie był już człowiekiem. Nie mógł tak po prostu wrócić do ludzi. Był w całości zdany na łaskę i niełaskę wampira, który może i był dla niego ważny i wydawał się całkiem potężny, ale który dopiero co pokazał, że wcale tak dobrze sobie nie radzi. W każdej chwili mogli dopaść ich łowcy. Jak wyszedł poprzednio na tym, że zaufał wampirowi? Był przy nim tak długo, jak ten tego chciał, a potem znów znalazł się na ulicy… Poczuł, że ciemnieje mu przed oczami i ma problem z nabraniem powietrza do płuc. Jako wampir nie potrzebował tlenu w sposób, który był ludzki – to jednak nie przeszkodziło jego organizmowi w doprowadzeniu się do hiperwentylacji. Niemal całkowicie na oślep posadził tyłek na brzegu łóżka i zacisnął dłonie na materacu, próbując powstrzymać ciało przed nieuchronnym upadkiem. Jeszcze wczorajszego poranka pieniądze nie były jego zmartwieniem. Był pewien, że Marcel się nim zajmie, wprowadzi go do nowego świata, nada sens jego życiu i zapewni mu bezpieczeństwo. Wtedy ufał mu niemal całkowicie, nawet pomimo tego, że było to nieracjonalne i niepoparte wieloma argumentami. W tym momencie sytuacja miała się zgoła inaczej. Był zdany na łaskę i niełaskę nowego świata, pełnego nieznanych zagrożeń. Jego nierówny, chrapliwy oddech zamienił się w świszczenie, a uszy wypełnił nieprzyjemny szum, odcinający go niemal całkowicie od świata zewnętrznego. Gdzieś tam, na granicy świadomości, widział jeszcze swoje kolana i zarys podłogi, ale z każdą mijającą sekundą był to obraz coraz bardziej odległy i niewyraźny. Znowu znajdzie się na ulicy. Znowu nie będzie miał niczego. Znowu... |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Pon Gru 17, 2018 2:22 pm | |
| Marcel zbywał ponurość swojego towarzysza. Może w innej sytuacji bardziej by go zaczepiał i zachęcał do rozpogodzenia się, ale przecież postanowił sobie, że nie będzie na niego naciskał. Starał się więc własnym uśmiechem rozganiać widmo trosk poprzednich dni. No przynajmniej do chwili, kiedy chcąc nie chcąc zeszli na ich temat, ale nawet wtedy egzekutor nie poddawał się powadze. Czuł, że powrót do tego, roztrząsanie, wspominanie, w niczym mu nie pomoże, a będzie szkodziło. Nie mógł obwiniać się za przeszłość, bo nie mógł nic w niej zmienić. Jedyne nad czym miał teraz kontrolę, to nie popełnienie tych samych błędów. I właśnie to zamierzał robić. Dlatego nieśmiało obiecał mu, że spróbuje być rozważniejszy. Tymczasem Nox milczał dalej, wprawiając Marcela w konsternację. Naprawdę aż tak źle to rozegrał? Marszcząc brwi, spojrzał na siadającego mężczyznę i wtedy dostrzegł, że coś jest nie tak. Nie trudno było zauważyć, że z były łowca źle się czuje, ale Marcel nie miał pojęcia dlaczego. Rozszerzył jaźń, w pierwszej chwili obawiając się, że zostali zaatakowani i ktoś z zewnątrz w jakiś sposób miesza w psychice Dursta. Ale nie wyczuł nic poza drobnymi zwierzakami w okolicznych drzewach i trawach, no i sąsiadami w pobliskich budynkach. W domu byli sami. A jednak Nox wyglądał jakby nagle coś w niego uderzyło. Marcel ostrożnie, z pewną nieufnością wynikającą przez niezrozumienie sytuacji, ukucnął na przeciw mężczyzny. Spojrzał na niego, odsuwając mu z czoła jasną grzywkę i wtedy dostrzegł spanikowane, szeroko otwarte oczy. Świszczący oddech w zestawieniu z przerażonym wyrazem twarzy, zaczął nabierać sensu. Widział kiedyś coś podobnego. Kojarzył ten obraz z zatartymi przez czas wspomnieniami oblicz żołnierzy. Ich wykrzywione w szoku twarze, gdy przeżywali wciąż ten sam wojenny koszmar... Niesamowicie dziwnie było mu patrzeć na tę słabość Dursta. Czy on czuł się podobnie nieswojo wczoraj, kiedy był świadkiem jego słabości? - Hej, Nox... - chwycił go za ramiona i potrząsnął nim lekko. - Hej, nic się nie dzieje, słyszysz? Jesteśmy w domu. Ale młody wampir był głuchy na jego wołanie, oddychał coraz szybciej i zdawał się go nie widzieć. Marcel skrzywił się w mieszaninie współczucia i konsternacji, bo kompletnie nie wiedział jak działać w obliczu takich zdarzeń. Podobne sytuacje zwyczajnie mu się nie przydarzały. Za rzadko spędzał z innymi wystarczająco dużo czasu, by poznać ich lęki i słabości. Co robi się w takich chwilach? Nerwowo przeczesał palcami włosy, rozejrzał się po pomieszczeniu jakby szukał jakiegoś sposobu na odwrócenie całej sytuacji, ale chyba nie pozostawało mu nic innego jak po prostu spróbować uspokoić towarzysza. Zaklął cicho, skupiając poważne spojrzenie na pobladłej twarzy Dursta. - Hej, Nox - zawołał raz jeszcze, tym razem łagodniej, a potem objął go, przytulając jego głowę do swojego ramienia. - Już wszystko dobrze. Nic ci nie grozi - mamrotał, przeczesując palcami ciemne włosy i głaszcząc go po plecach. - Nie mam pojęcia z czym się teraz mierzysz, ale tu jesteś bezpieczny. Nic ci nie grozi. Nic ci nie grozi. - Ostatnie zdanie powtarzał jak mantrę, ciepłym uspokajającym tonem. Przypominało to trochę uspokajanie przerażonego dziecka. Kiedy ostatni raz robił coś podobnego? Jak wiele lat temu to było? Sto pięćdziesiąt? Ale wtedy w ramionach miał drobne ciało swojej siostry nie zaś rosłego mężczyznę. Przypomniał sobie słowa Floriana. "Ostatecznie wszyscy w jakiś sposób nadal jesteśmy dziećmi i potrzebujemy silnych ramion, które zapewnią nas, że nie jesteśmy sami" Melancholijnie uśmiechnął się do siebie i mocniej zacisnął ramiona wokół Dursta. |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Sob Gru 22, 2018 4:24 pm | |
| Obawy przed znalezieniem się na ulicy były dla Noxa przeszłością. W chwili, gdy skończył szkolenie łowców i żadna z misji nie była dla niego wielkim problemem, na zawsze pożegnał się ze swoją przeszłością. Zamknął rozdział, w którym żył z godziny na godzinę, bez możliwości planowania, bez kontroli nad sobą i światem, bez szansy na osiągnięcie jakiejkolwiek stabilności. Fakt, iż nagle wszystko, na co pracował przez dziesiątki lat, legło w gruzach, dosłownie zbił go z nóg. Nie pamiętał, jak dawno temu miał taki atak paniki. Nie pamiętał, jak sobie z nim w ogóle poradził. Niczego nie pamiętał. Był tylko on i nowa rzeczywistość, w której nigdy nie planował się znaleźć. Marcel też tam był. Gdzieś. Jedyne racjonalne światełko w tunelu szaleństwa. Durst usilnie próbował do niego dotrzeć, dotknąć go, sprawić, że wszystko inne zniknie i znów będzie w bezpiecznym miejscu, w którym nic mu nie groziło. W rękach, które pokażą mu świat i zapewnią stabilną egzystencję. Dla byłego łowcy samo picie krwi czy nawet przynależenie do grupy, którą wcześniej z wielką skutecznością pustoszył, nie było problemem. Jedyną rzeczą, która go przeraziła, była wizja biedy i braku możliwości stanowienia o samym sobie. Światełko się oddalało. Pierwsze, co poczuł, było ciepło. Przyjemna, miękka aura, która owinęła go i sprawiła, że zaciśnięte płuca odrobinę się rozluźniły. Potem przyszła świadomość dotyku. Ktoś trzymał go w ramionach. Niezależnie od tego, co się z nim działo i co mu groziło, w tym momencie był bezpieczny. Był schowany. Był przy kimś, a zatem, nawet jeśli nie mógł całkowicie kontrolować sytuacji, miał… jeszcze kogoś u swojego boku. Pomoc. W nozdrza uderzył przyjemny, znajomy zapach. Marcel. Marcel Gawroński. Marcel Gawroński, egzekutor Winclerów był przy nim i go obejmował. Ulga objęła roztrzęsione ciało i sprawiła, że umięśniony mężczyzna wreszcie się rozluźnił, swobodnie roztapiając się w trzymających go ramionach. Zamknął rozszerzone ze strachu oczy i schował nos w znajomej szyi, powoli powracając z ciemnego miejsca pełnego wspomnień i strachu. Strachu nie całkiem racjonalnego, strachu wynikającego z jego przeszłości, najmłodszych lat, nie zaś czegoś świeżego, co było nie do pokonania. Nie znajdzie się z powrotem na ulicy. Wreszcie usłyszał głos. Ciepły, znajomo brzmiący, wypełniony tym, czego w tym momencie Nox potrzebował. Tak jak dzień wcześniej Marcel powrócił do rzeczywistości dzięki utracie krwi, tak w tym momencie młody wampir odzyskał zmysły i kontrolę nad sobą. Ale nie chciał natychmiast się odsuwać i podejmować jakichkolwiek energicznych działań. Potrzebował spokoju i bezpieczeństwa, jeszcze… jeszcze przez chwilę. Moment. Kilka sekund. Wreszcie powoli się odsunął, wyplątując z uścisku Marcela. Początkowo unikał jego spojrzenia, nadal siedząc na łóżku, wodząc wzrokiem wszędzie, tylko nie po swoim stwórcy. Wreszcie odetchnął cicho, odgarnął wpadającą mu do oczu białą grzywkę i skupił się na Gawrońskim. Uśmiechnął się krzywo, z widocznym jak na dłoni zakłopotaniem. - Wybacz. Zupełnie się tego nie spodziewałem. Od dawna… od bardzo dawna nie miałem ataków paniki. - Chrząknął, ale nie odwrócił wzroku, niemal wyzywając Marcela do tego, by go wyśmiał. Nie założył rąk na piersi w pozycji obronnej, ale było widać, że nie jest do końca pewien, gdzie je położyć, ponieważ raz po raz przesuwał je z łóżka na kolana i z kolan na pościel. - Idziemy? - spytał, przekrzywiając delikatnie głowę. Dał nieme pozwolenie Marcelowi na drążenie tematu – jeśli ten będzie tego chciał. Jeśli nie, mogli wrócić do planowania niewielkiego, wampirzego remontu. |
| | | LostInnocent Uke
Data przyłączenia : 09/01/2018 Liczba postów : 344
Cytat : I'm not a slut I just love love Wiek : 34
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Pią Sty 11, 2019 2:18 am | |
| Marcel klęczał przed nim, ciasno obejmując go ramionami, a światło poranka obmywało jaskrawym blaskiem i rozgrzewało wnętrze pokoju oraz dwa splecione w dziwnej potrzebie, ciała. Nie zwrócił uwagi na to, w którym momencie zaczął lekko kiwać się, jak zwykle robią to matki, trzymając w ramionach płaczące dziecko. Zdał sobie z tego sprawę dopiero, kiedy Nox wyraźnie rozluźnił się i wtulił mu twarz w szyję. Gawroński wtedy zaprzestał odruchowego kiwania się, ale wciąż gładził towarzysza po plecach i szeptał uspokajające słowa. To, co robił, działało, więc nie przestawał dopóki mężczyzna wyraźnie nie poruszył się, dając znak, że chce się odsunąć. Puścił go, to oczywiste, ale jeszcze przez chwilę obejmował dłońmi jego ramiona, uważnie przyglądając się jego twarzy. Właściwe spodziewał się tego, co na niej ujrzy. Zakłopotanie było oczywistą reakcją. Przecież, na boga, wcale nie znali się tak długo. Nie w taki sposób, by pokazywać sobie swoje słabe strony. Dwa dni ostrego rżnięcia nie mogły z łatwością zmienić nastawienia pielęgnowanego wiele lat. Chyba. Tak sądził. Ale ostatecznie, wcale nie był tego taki pewien. Już teraz zdawali się być sobie bliżsi niż wypadało. To pewnie przez więź krwi... Tak, sranie w banie. Patrzył towarzyszowi w oczy, nie zdradzając żadnego zażenowania widokiem jego roztrzęsienia. Były łowca nie mógł też dostrzec w twarzy swego stwórcy ani odrobiny kpiny czy rozbawienia. Były za to całkiem ludzkie przejęcie i niepokój, które sugerowały, że zły stan towarzysza, nie jest mu obojętny. - W porządku. Nie ma sprawy. Każdy z nas ma jakieś swoje demony, które nie pozwalają spać po nocach. - Mrugnął porozumiewawczo, nie wprost sugerując, że sam ma pewne problemy, które ujawniają się jedynie czasem i to wtedy, gdy są najbardziej nieproszone. Jakoś naturalnie przyszło mu powiedzenie tych słów i zwierzenie się w nieoczywisty sposób. Dostrzegł nerwowość ruchów Dursta, więc puścił jego ramiona i przysiadł na podłodze, zerkając na niego z dołu. Oparł przedramiona na kolanach, prezentując sobą łagodność, którą niewielu ludzi (czy nie ludzi) miało okazję oglądać. Marcel wyglądał teraz jak zwyczajny młody facet, który przejmuje się losem kumpla. - A chcesz iść? Jak kiepsko się czujesz, możesz zostać. Albo możemy zostać. Łazienka nie zając. - Lekko wzruszył ramionami, zastanawiając się, co właściwie powinien uczynić ze swoim kompanem. Standardowo, gdyby to był ktokolwiek inny, Marcel na pewno by się nie przejął. Więcej nawet, zapewne zbyłby taką sytuację złośliwością, nie pokazując, że jakkolwiek mu zależy. Bo w gruncie rzeczy nie było osób, na których by mu zależało. Jednak Durst... Durst był jego krwią. Marcel, choć cholernie obawiał się odpowiedzialności, to przykazał sobie, że tym razem bardziej się postara. I starał się, na swój własny sposób, jak teraz, uśmiechając się zadziornie, tym uśmiechem właśnie, sugerując dwuznaczność poprzedniej wypowiedzi. Nie chciał widzieć Noxa w takim stanie. Nie, nie dlatego, że gardził jego słabością, ale dlatego, że... zwyczajnie nie chciał by cierpiał. Nox był jego. W wielu aspektach zaczął do niego należeć i Marcel chciał o niego dbać. Musiał o niego dbać. Wolał nie zastanawiać się nad tą potrzebą. Zwyczajnie dawał jej upust, skoro już miał okazję i godził się z nią. Wypieranie jej jedynie przysporzyłoby mu zmartwień, a ostatecznie pewnie także kłopotów. Niech więc dzieje się tak, jak powinno. Popłynie z prądem i zobaczy dokąd prowadzi. |
| | | ArgentOpportunist Seme
Data przyłączenia : 18/07/2017 Liczba postów : 856
Cytat : I wanna do bad things with you.
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem Sob Lut 02, 2019 11:20 pm | |
| Nox zawsze uważał, że zna wampirzego egzekutora relatywnie dobrze. Wiedział o nim znacznie więcej, niż inni łowcy – i zapewne więcej, niż przynajmniej część jego krwiopijczych braci. Lata śledzenia mężczyzny, który dziwnym zrządzeniem losu stał się jego stwórcą, zapewniły mu wiedzę, od której dostępu nie miał w zasadzie nikt. A jednak, ludzkie oblicze Marcela, wydawało się jego podopiecznemu dziwne. Nienaturalne. Nie na miejscu wręcz. Gawroński raz po raz okazywał się być o wiele bardziej człowiekiem, niż większość łowców, których w swoim życiu poznał Nox. Była to myśl wywołująca delikatny dyskomfort, która zaburzała status quo, który przez tyle lat był dla Dursta podstawą. Nic dziwnego, iż w końcu się załamał. Biorąc pod uwagę okoliczności, i tak całkiem długo wytrzymał. Brak kpiny zarówno w głosie, spojrzeniu, jak i słowach, zdumiał Noxa dogłębnie. Zagubienie ustąpiło miejsca zdziwieniu, a nerwowe gesty w końcu zniknęły na rzecz bardziej rozluźnionej postawy. Młody wampir cicho odetchnął, z trudną do przeoczenia ulgą. Słowa Gawrońskiego zadziałały dokładnie tak, jak miały, podobnie jak bardziej nietypowa, ale niewątpliwie przyjazna, postawa. Popapranie ich sytuacji, chore problemy, z którymi każdy z nich się zmagał, żądza krwi i seksu – wszystko to na chwilę zniknęło, przycichło, a pojawił się zalążek głębszej relacji, opartej na poznaniu swoich słabości i rozmowie. Noxa nigdy nikt nie nauczył opowiadać o swoich problemach. Wolał działać, niż rozważać, a nadmiar myśli powodował u niego raczej irytację, niż doprowadzał do znalezienia właściwego rozwiązania. Mimo wewnętrznego sprzeciwu i niepewności, nie chciał tak po prostu ignorować wyciągniętej w swoją stronę dłoni. Fakt, iż w końcu, po kilkudziesięciu latach, miał Marcela tak blisko siebie, bez nakazu zamordowania go, nawet w tym momencie, tak świeżo po wydarzeniach z poprzedniej nocy i tego poranka, napawał go dziwnym… spokojem. Faktyczną ulgą. Nieśmiałą nadzieją, że faktycznie znalazł swoje miejsce, takie w którym chciał być i którego warto było… strzec. Zamknął na chwilę oczy, pozwalając sobie faktycznie rozważyć odpowiedź. Ułożyć w swojej głowie słowa, by zabrzmiały odpowiednio do sytuacji. Nie spieszył się, pozwalając kolejnym sekundom przeminąć. Wreszcie, podniósł powieki i spojrzał z powrotem na wampira. Wyciągnął dłoń i uścisnął krótko jego ramię, w podziękowaniu za propozycję. - Nie ma powodu, żebyśmy nie poszli. To nie wyjście mnie martwi, a nagła… - Zawahał się, ponieważ słowo podsumowujące jego stan wcale nie chciało tak łatwo przejść przez jego gardło. Nie był jednak tchórzem, dlatego przełknął formującą się w gardle gulę, zaciskając z większą determinacją szczęki. - Nagła zależność - oznajmił wreszcie, twardszym głosem. Podniósł się do pionu, przeciągnął, zgiął i rozprostował palce, napinając mięśnie całych rąk i odgarnął po raz kolejny grzywkę. - Chodźmy. Możemy kontynuować rozmowę w aucie - mruknął, zmierzając w stronę drzwi. Przekraczając próg, obrócił głowę w stronę stwórcy i wreszcie uśmiechnął się wąsko, puszczając do niego oko. - Oprócz rzeczy do łazienki, nie pogardziłbym jakimiś ciuchami. Nawet tylko po to, by je później zedrzeć. - Zażartował, delikatnie sugerując, że może… może jednak to nie jest „koniec z tym”. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: W łóżku z wrogiem | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |