Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
Indeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Imperfection

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2, 3  Next
AutorWiadomość
CashmereSkype & Chill
Cashmere

Data przyłączenia : 14/09/2018
Liczba postów : 125
Cytat : Start with a whisper and end with a shout. Give me a kiss and then spit in my mouth

Imperfection Empty
PisanieTemat: Imperfection   Imperfection EmptyPon Wrz 17, 2018 8:11 am

Imperfection 010b732a088eab19862e95f96ad2426a

CHRISTIAEL|ANIOŁ ZNISZCZENIA|BYŁY OFICER ANIOŁÓW MIECZA

Imperfection Mirt-a10

MIRT|ANIOŁ SŁUŻEBNY|KELNER





Ostatnio zmieniony przez Cashmere dnia Pon Wrz 17, 2018 8:11 pm, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Go down
CashmereSkype & Chill
Cashmere

Data przyłączenia : 14/09/2018
Liczba postów : 125
Cytat : Start with a whisper and end with a shout. Give me a kiss and then spit in my mouth

Imperfection Empty
PisanieTemat: Re: Imperfection   Imperfection EmptyPon Wrz 17, 2018 8:59 am

Zaczynało padać. Wilgoć unosiła się w powietrzu ciężko i nieprzyjemnie, wieszcząc jedną z większych ulew ostatnich ziemskich dni. Christo poczuł duże, pojedyncze krople na ramionach i głowie kilkanaście metrów od miejsca docelowego, przyśpieszył więc, choć na niewiele się to zdało; zanim przekroczył próg był już cały mokry, nawet trzymany w ustach papieros został tak przemoczony, że nie nadawał się do dalszego użytku.
Anioł zaklął w duszy, wyrzucając niedopałek i pośpiesznie chowając się w dusznym, ale cudownie suchym lokalu.
W środku wrzało. Anielskie, głębiańskie i ludzkie głosy mieszały się i przeplatały między sobą, jakby w walce o dominację. Muzyka w tle chyba starała się nad wszystkim panować, jednak i ona zostawała skutecznie uciszona śmiechami albo przekleństwami; w jakimś rogu ktoś zaklął tak siarczyście, że goście przy stoliku obok rozejrzeli się w popłochu. Pachniało alkoholem i papierosami.
Christo rozejrzał się, mrużąc zdumiewająco jasne oczy w kolorze stali, prawie białe na tle kruczoczarnych włosów, teraz opadających w nieładzie na bladą, przystojną twarz. Ubrany w czarny płaszcz, równie czarne, wąskie spodnie i wysokie wojskowe buty, przywodził na myśl zwiastuny nieszczęścia i śmierci, jeszcze bardziej wzbudzając niepokój. Daleki był od przyklejonego aniołom wyglądu; tylko złożone skrzydła, widoczne jedynie dla istot pozaziemskich sugerowały pochodzenie.
- Jesteś w końcu! - uwagę Christo zwróciła machająca w jego stronę dłoń i znajomy wygląd przyjaciela, który siedział przy oddalonym od wejścia stoliku. - Każesz na siebie czekać jak na księżniczkę. Chodźże, zamówiłem już alkohol! - Regis potrząsnął jasnymi, długimi włosami, a Christo zachciało się śmiać. Nie mógł wyzbyć się wrażenia, że z ich dwójki to właśnie demon wizerunkiem bardziej przypominał jego pobratymców.
- Ładny mi Anioł Zniszczenia. Chyba spóźnienia! - sapnął demon, kiedy Christo usiadł na przeciwko niego. Wzniósł oczy w gorę i przeczesał wilgotne kosmyki włosów.
- Zdarza się najlepszym, Reg. Ciesz się, że w ogóle się zjawiłem - glos anioła, podobnie jak jego wygląd, nie uchodził za najdelikatniejszy. Był głęboki i niski, jednak bardzo przyjemny i dźwięczny dla ucha.
Demon wyszczerzył ostre zęby w uśmiechu. Podsunął aniołowi zachęcająco szklankę.
- Powiesz mi, co jest powodem spotkania w strefie neutralnej? - Christo rozejrzał się jeszcze raz. Przemknął po twarzach zebranych, po smukłym kelnerze, krzątającym się pomiędzy stolikami. Ten bar, podobnie jak kilka nielicznych na ziemi był strefą dostępną zarówno dla świetlistych jak i głębian. Obszar niczyi, podobnie jak Limbo, pomiędzy Królestwem a Głębią. Nikt nie szukał tu otwartej zwady, chociaż zdecydowanie ilość demonów przewyższała drugą rasę z wiadomego powodu.
- Mój dobry znajomy prowadzi to miejsce. Ma dla nas małe zleconko. Nie mów, że się nie cieszysz! - Regis utkwił oczy w twarzy przyjaciela. Wargi Christo drgnęły w lekkim uśmiechu. Regis znał go zbyt dobrze.
Często razem pracowali. Poznali się tysiące lat temu, jeszcze za czasów, kiedy oboje byli w armii, oczywiście po dwóch przeciwnych stronach. Krotko po degradacji Christo z pozycji oficera Aniołów Miecza, Regis również odszedł ze swojej armii, a ich los raz po raz przeplatał się ze sobą w mniej lub bardziej sympatycznych sytuacjach.
- Zaraz powinien podejść. Wspominał coś o niespłaceniu długu...Chyba szybko się z tym uwiniemy - Regis wzruszył ramionami, dopijając alkohol ze szklanki. - Hej, możemy poprosić jeszcze? - zawołał miło do kelnera, uśmiechając się szeroko. Christo nie pozostał mu dłużny. Dopił cierpki trunek, wyciągając papierosy, by zręcznie odpalić jednego, wetkniętego pomiędzy wargi.
Powrót do góry Go down
ShadowChameleon
Shadow

Data przyłączenia : 16/09/2018
Liczba postów : 42

Imperfection Empty
PisanieTemat: Re: Imperfection   Imperfection EmptyPon Wrz 17, 2018 6:49 pm

Dzisiejszego wieczora w Inferno było wyjątkowo tłoczno. Może ze względu na pogodę a może dlatego, że piątek to weekendu początek i do Głębian oraz Skrzydlatych dołączyli co odważniejsi ludzie, którym nie straszne było niekiedy iście diabelskie zachowanie stałych bywalców. Nie, nie chodziło wcale o rozróby - te zdarzały się tu wyjątkowo rzadko a to za sprawą stróża porządku i barmana w jednym; Cal, chociaż może nie był najroślejszą z istot, to zdecydowanie też do chuderlaków nie należał i miał w sobie jakiś taki stanowczy dar dawania do zrozumienia, że trzeba się go tu słuchać, bo można srodze pożałować. Ciemnobrązowe tęczówki w barowym świetle wydawały się prawie czarne a śmiałek, który odważyłby się patrzeć w te oczy trochę dłużej, mógłby nie bez racji zauważyć, że zajmowały nieco więcej białkówki niż u człowieka. Tegoż samego koloru włosy sięgające mu mniej więcej do ramion, z jednym czerwonym pasmem na skroni nosił niedbale zmierzwione a od uszu, wzdłuż mocno zarysowanej szczęki oraz na brodzie miał tatuaże, które z daleka wyglądały jak równo przystrzyżony zarost. O dominację na jego twarzy walczyły zawzięcie dwa rodzaje wyrazu: jak gdyby był wiecznie znudzony lub podkurwiony i mieszały się ze sobą w różnych proporcjach. Języka też nie oszczędzał kiedy trzeba było komuś przypomnieć, że nie jest jedyną istotą na świecie a już na pewno nie w tym barze. Cóż, demony trzeba było trzymać krótko. O dziwo jednak barowy kontuar nie świecił pustkami a wręcz przeciwnie i wydawało się, iż nikomu pyskaty barman nikomu nie przeszkadza. Nic dziwnego, Cal robił najlepsze drinki używając całego potężnego arsenału różnorakich napojów stojących na lustrzanej ścianie za jego plecami a trzeba było przyznać, że miał z czego wybierać; Reth, demon będący właścicielem tego lokalu, zdobył chyba wszystkie możliwe napitki ze wszystkich wymiarów. Cokolwiek, co miało taki czy inny wpływ na poprawę nastroju ludzi, demonów i aniołów znajdowało się za plecami barmana, który bezbłędnie wybierał odpowiednie butelki a patrzenie jak łączy te wszystkie płyny było swojego rodzaju pokazem artystycznym. Śmiało można było zaryzykować stwierdzenie, że jego autorskie kompozycje były najlepsze na całej Ziemi i prawdopodobnie w połowie Głębi oraz Niebios. Nic dziwnego, że lokal praktycznie cały czas był pełen od otwarcia do zamknięcia, dusz pragnących ukoić swoje nerwy czy emocje nie brakowało a innym potrzeba było po prostu rozrywki.
Zdawać by się mogło, że jasnowłosy kelner ubrany w grafitową koszulę, czarne spodnie i przewiązany w pasie czarny fartuch zatrudniony jest tutaj wyłącznie dla kontrastu. Srebrne, prawie białe włosy miał luźno związane z tyłu głowy tak, że z powodu ciągłego ruchu niektóre kosmyki wymsknęły się z wiązania i opadały swobodnie na ramiona. Jakby tego nie zauważając, poprawiał je sobie za każdym razem, gdy odebrawszy zamówienia wsadzał w wiązanie długopis niczym szpilkę do włosów.
Mirt należał do aniołów służebnych, które z tych czy innych względów zdecydowały się opuścić cokolwiek upokarzające warunki bytowania w Królestwie. Z oczywistych względów raczej nie cieszyły się łaską wśród swoich pobratymców wyższych rang a już na pewno nie te, które nie dość, że odmówiły służenia w Górze, to jeszcze sprzymierzały się z demonami. W tym wypadku ciężko to było nazwać sprzymierzaniem się, on po prostu wziął sprawy w swoje ręce mając dość tego, że wyższe kasty traktowały go albo jak powietrze albo zwracały nań uwagę tylko wtedy, gdy potrzebowały służby. Na Ziemi przynajmniej lubił swoją pracę a że była wśród demonów? Co z tego. I chociaż może nie wyglądał, to zawsze jakoś dziwnie chcąc albo nie chcąc wkręcał się w „nieodpowiednie” towarzystwo. Czasem mógłby tego żałować, ale taką już miał naturę, że ze wszystkich doświadczeń zawsze wyciągał jakieś pozytywy i bynajmniej się nie zrażał.
To dzięki Calowi zaczął tu pracować i póki co mógł śmiało przyznać, że nic lepszego jeszcze mu się nie zdarzyło. Okej, może i spotka się kiedyś z konsekwencjami swoich wyborów, ale niech go Głębia pochłonie jeśli żałował. Tak, zdecydowanie lubił te pracę. Miał też swoisty dar do nawiązywania kontaktów nawet z na oko najbardziej butnymi i zacietrzewionymi demonami. Zawsze potrafił odpowiednio zagadać, rozsiać trochę pozytywnej energii i – odpowiednio do swojej rangi – zatroszczyć się o potrzeby klientów. Wyglądało na to, że wcale się nie męczył bardziej tańcząc niż chodząc między stolikami. Tu się pochylił i o coś zapytał, tam zagadał, gdzie indziej spędził kilka chwil więcej, nie na tyle jednak, by kazać innym klientom czekać na swoje zamówienia.
Zaskakująco dobrze wyłapywał też prośby o uwagę nawet jeśli pozornie nie patrzył się nawet w tamtym kierunku. Tak jak teraz, gdy jasnowłosy demon poprosił o powtórkę zamówienia, podniósł się na palcach, uśmiechnął i uniósł dłoń na znak, że zaraz poda. W drodze do baru zgarnął jeszcze klika szklanek ze stolików, jakby to był odruch bezwarunkowy i z gracją na chwilę zniknął na zapleczu. Prócz niego i Cala w barze pracował jeszcze jeden kelner i dwie kelnerki, ale on jako jedyny był skrzydlatym. Nikomu to jednak nie przeszkadzało, jako że to miejsce to było całkowite ground zero i dopóki spełniał swoje obowiązki a nawet dzięki niemu urosła spora grupka lokalsów odwiedzających ten bar regularnie, to wszystko grało jak trzeba.
Widząc że Cal ma niezłą tabakę za barem, sam zajął się zamówieniem dla swoich klientów. Jasne, nie był taki świetny jak demon, ale podstawowe drinki wychodziły mu bardzo dobrze a czasem, w razie potrzeby pracował razem z nim za kontuarem. Kolejny pozytywny aspekt tej pracy – uczył się mnóstwa ciekawych rzeczy a na dodatek zdawało się, że był jedyną osobą, którą ciemnowłosy demon lubił. W każdym razie był w stosunku do niego mniej sardoniczny i nawet go słuchał. Gdy załoga musiała załatwić coś z Calem, to delegowała do tego Mirta.
-Cal, kim jest ten czarnowłosy skrzydlaty przy czwórce? To ci specjalni goście na których czeka szef? – zapytał po cichu korzystając z okazji, że musiał sięgnąć po butelkę z drugiej strony demona. Może i otwarcie nie wyraził zainteresowania nowoprzybyłym, gdy jasnowłosy demon składał zamówienie, bo to byłoby co najmniej nieprofesjonalne, ale skłamałby gdyby powiedział, że go to nie interesowało. Nawet jeśli na to nie wyglądało, Mirt miał oczy dookoła głowy i ciemnowłosa postać go zafrapowała.
Cal podniósł wzrok we wskazanym kierunku, bez parzenia nalewając coś do kieliszka koktajlowego, po czym również automatycznie sięgnął po stojącą obok szafirową, kryształową karafkę i dolał kapkę równie niebieskiego płynu.
- Ten tam? Zdaje się, że to jeden z tych upadłych Aniołów Miecza. Czasem któryś tu zagląda, bo ten chciwy skurwiel Mamon daje najlepsze zlecenia. Oczywiście jeśli uda ci się wyjść z nich cało- – odpowiedział dorzucając do drinka absurdalnie wyglądającą w tym otoczeniu wisienkę i podał kieliszek demonicy siedzącej na ukos od nich, nie racząc jej nawet słowem. Mamon, jako zwierzchnik Retha a ty samym i ich samych włożył sporo wysiłku w to, by ta ziemia była traktowana jako niczyja. Wszystko rzecz jasna dla własnej korzyści i jak widać się opłacało. Reth z kolei wkładał nie mniej wysiłku w to, by ten stan rzeczy utrzymać. A może należałoby powiedzieć, że zgodnie z wszelkimi zasadami hierarchii w imię których szefowie nie robili prawie nic, obsługa przybytku wkładała w to ten wysiłek.
- Co ty mówisz, członek Szarańczy?? – nie chciał mówić tego głośno, więc wyszedł z tego trochę niedowierzający szept. Naturalnie słyszał o tej elitarnej jednostce, kto by nie słyszał, i jasne, przychodziły tu różne istoty, ale jeszcze mu się nie zdarzyło nikogo takiego spotkać. -Ha, w moim rewirze! – dodał nie wiedzieć czemu z dumą i zanim Cal zdążył cokolwiek dodać, postawił szklanki z rżniętego kryształu na tacy i z uśmiechem ruszył do stolika.
- Czy w czymś jeszcze mogę panom pomóc?- zapytał płynnie zestawiając szklanki na stół i zabierając puste na czarną tacę z wytłoczonym płomieniem. Położył jeszcze obok czarnowłosego równie czarny ręczniczek z takim samym emblematem wyhaftowanym na materiale. Usługi w barze mieli kompleksowe, wszystko dla zadowolenia klienta. - Na wypadek gdyby zechciał się pan osuszyć. Proszę wybaczyć zwłokę – powiedział i posłał obydwu przyjazny, niewymuszony uśmiech.
Powrót do góry Go down
CashmereSkype & Chill
Cashmere

Data przyłączenia : 14/09/2018
Liczba postów : 125
Cytat : Start with a whisper and end with a shout. Give me a kiss and then spit in my mouth

Imperfection Empty
PisanieTemat: Re: Imperfection   Imperfection EmptyPon Wrz 17, 2018 8:01 pm

Christo nie był do końca pewien, jak szybko uwiną się z ewentualnym zadaniem. Z doświadczenia wiedział, że często te brzmiące najłatwiej, były okropną kulą u nogi. Nie mniej, z osądem postanowił się wstrzymać aż do rozmowy ze zleceniodawcą.
Palił papierosa wolno i z namysłem, obserwując z przyzwyczajenia otoczenie. Największe zainteresowanie wzbudził w nim jasnowłosy kelner, skrzydlaty, jeden z niewielu jego pobratymców w tym lokalu. Zastanawiał się, co było powodem jego zstąpienia tutaj; na górze było lepiej, milej, Boska łaska ociekała z każdej dziury wypełniając serca szczęściem. Nie było brudno, grzesznie i cierpko. Anioł, który emanuje tak przyjemną aurą, który porusza się z taka gracją i lekkością, na pewno nie miałby tam kiepsko, o ile dostatecznie dobrze by się ustawił. O ile chciałby się ustawiać i wchodzić w dupę aniołom postawionym wyżej.
W Królestwie działo się źle. Wiedział o tym każdy, kogo stopa stanęła chociażby w pierwszym kręgu. Świńska polityka zaczynała potęgować wcześniejsze zasady, miłosierdzie zeszło na odległy plan. Nawet z Archaniołów były niezłe szuje. Christo nie uważał, żeby aniołowie pod tym względem wiele różnili się od demonów i prawdopodobnie wielu podzieliłoby jego zdanie, jednak nikt nie ośmieliłby się powiedzieć tego głośno.
Miał ładną twarz. Delikatną i pełna ciepła.  Kiedy się uśmiechał, aż miało się ochotę odwzajemnić grymas najszczerzej jak się potrafiło. Anioł zniszczenia dawno czegoś takiego nie widział, tym bardziej poczuł większą nutę zaintrygowania kelnerem.
- Wtedy dwie anielice zaczęły mi obciągać. Bylo super - słowa Regisa wytrąciły Christo z zamyślenia. zmarszczył brwi i spojrzał na przyjaciela cierpko i z lekkim niedowierzaniem.
- Nie słuchasz mnie - burknął nadąsany demon z wyraźnym wyrzutem.
- Bo pieprzysz trzy po trzy. Wybacz, jestem trochę zmęczony - przyznał anioł, pocierając palcami skroń i dopalając z wolna papierosa. Dopił swój alkohol szybko, czując miłe ciepło w środku. Cokolwiek to było - dawało kopa. I nim zdołał powiedzieć coś więcej, przy stoliku zjawił się powód marnej koncentracji Christiaela, stawiając nowe drinki, jakby każda sekundę mial wyliczoną co do joty. Idealne wyczucie czasu.
Jasne oczy byłego oficera prześlizgnęły się po twarzy kelnera. Z bliska był jeszcze urokliwy. Miał też ładne oczy, którym dopiero teraz mógł się przyjrzeć, bezwstydnie lustrując je uważnym, głębokim spojrzeniem.
Masz brzydkie myśli, Christo. Chyba naprawdę marny z Ciebie anioł, skarcił się w myślach. Poczuł dziwnie sadystyczną chęć, by ujrzeć na policzkach kelnera rumieńce.
- I tak pomagasz wystarczająco. gdyby nie Ty, umarłbym z pragnienia!- powiedział Regis, wyręczając w słowach przyjaciela. - mógłbyś jeszcze wyczarować Mamona, bo długo każe nam czekać.
- Nie przesadzaj. To nie jego wina - Christo skarcił przyjaciela wzrokiem, unosząc kąciki ust w uśmiechu skierowanym do kelnera. - Nie trzeba, dziękujemy. Chociaż pewnie tu trochę zabawię, więc możesz przygotować butelkę dobrego alkoholu. Liczę na Twój gust - dodał.
Położenie obok ręcznika wywołało widoczne zdziwienie. Nie wiedział, że lokal oferuje usługi all inclusive. A może był to urok mężczyzny stojącego obok. Wyciągnął smukłe palce, którymi przesunął najpierw po odsuwającej się dłoni anioła, a potem ułożył je na ręczniku.
- Dziękuję- znowu spojrzał mu w oczy, potem prześlizgnął się na kształtne wargi, samemu oblizując swoje własne. I może powiedziałby coś jeszcze, gdyby nie nagle pojawienie się Mamona, który stanął obok swojego pracownika, kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Hola, hola, Christo! chcesz mi tu zbałamucić pracownika? - zawołał gardłowo. Mamon wyglądał rozczarowująco...Normalnie. Owczem, był demonem, ale bliżej było mu chyba etykietki księgowego niż hultaja z piekieł. Nic dziwnego, że sam nie potrafił zając się swoimi problemami.
- Skąd. Dziękowałem za dobrą usługę - rzucił niefrasobliwie Christo, mrugając porozumiewawczo do anioła, z tym swoim kapryśnym uśmiechem.
- No, ja myślę. Regisowi pewnie bym nie zaufał, bo to szuja - Mamom zerknął na blondyna spod byka, na co demon roześmiał się gromko.
- Pochlebiasz mi!
Właściciel baru usiadł przy stoliku.
- Zostaw nas samych, Mirt - poprosił. Odczekał chwilę, aż anioł się oddali, po czym pochylił się w stronę swoich gości.
- Całe szczęście, że się zjawiliście. Od kiedy rozeszła się wieść o moim zleceniu, pojawiają się tu same patałachy. Nerwowo z nimi nie wytrzymam - niemal jęknął z nutą złości w głosie.
- Widzisz. Modliłeś się gorliwie i oto jestem - mruknął z rozbawieniem Christo. - O co chodzi?
- Bo widzicie...Pewni goście wiszą mi pieniądze. Woda z Lourdes. Mm dobre źródło, ot, sprzedaż na boku całkiem popłaca - wyjaśnił z nieukrywaną dumą właściciel.
- Ale?- spytał z naciskiem Christo. Demon spochmurniał. Zawsze było jakieś "ale"
- Sprzedałem na krechę jednym takim z Głębin...Do dzisiaj nie chcą oddać pieniędzy, a żeby tego było mało, domagają się więcej - pożalił się. Anioł przewrócił oczami. Norma.
- I mamy skopać im dupsko, tak? - Regis zainteresował się bardziej. Brakowało mu rozrywki chyba bardziej niż zdegradowanemu aniołowi.
- Dokładnie. Płacę dużo i dużo wymagam.
- Za mało - przerwał mu Christo.
- Słucham?! - właściciel uniósł głos, aż kilka twarzy zwróciło się ku nim. Christiael zignorował to, nadal wpatrując się w Mamona.
- Płacisz za mało. Chciałeś nas dwóch, podejrzewam, że to nie zwykli Głębianie, mam rację? Niech zgadnę, świta Asmodeusza? - prychnął, krzyżując ramiona na piersi. Mamon odetchnął głęboko i zaklął okropnie.
- Tak - przyznał. Regis gwizdnął i klasnął w dłonie.
- To czego jeszcze chcesz? - burknął Mamon, piorunując anioła wzrokiem.
- Daj mu podwyżkę. Dobrze pracuje - Christo skinął głową na Mirta, uśmiechając się już mniej przyjemnie. Mamon nijak mu się podobał. Był zepsuty do szpiku kości, nie widział więc powodu, by być dla niego łaskawszym.
- Powiedzmy, 50% tego co chcesz zapłacić nam.
- To szaleństwo! - Mamon poderwał się z miejsca. Christo także. dopiero teraz było widać różnicę wzrostu i proporcji pomiędzy nimi. Anioł górował, a energia w koło niego mówiła wyraźnie, że nie żartuje. Mamon zadarł głowę wysoko, by spojrzeć na twarz rozmówcy. W końcu spasował, analizując swoje szanse zarówno w bezpośredniej potyczce jak i w odzyskaniu należności za sprzedawane używki.
- W porządku. Niech będzie. Wysoko się cenisz, Christo.
- Nie bardzo. Dalem Ci taryfę ulgową - anioł usiadł, ponownie odpalając papierosa. - Daj mu teraz chwilę przerwy. Niech usiądzie z nami - dodał weselej.
- Kto?
- No chyba nie Twoja stara z czeluści. Ten Twój kelner. Christo go polubił - Regis wyszczerzył się znacząco.
- Chcę wiedzieć kogo mam szukać. Przygotuj mi to do mojego wyjścia - polecił znużony anioł, nagle w dziwny sposób dominując właściciela lokalu, w którym siedzieli.
Powrót do góry Go down
ShadowChameleon
Shadow

Data przyłączenia : 16/09/2018
Liczba postów : 42

Imperfection Empty
PisanieTemat: Re: Imperfection   Imperfection EmptyPon Wrz 17, 2018 10:12 pm

Początki pracy w takim miejscu zrazu były trudne. Może nie jakoś szczególnie wyczerpujące fizycznie, ale żeby móc się odnaleźć  i wypracować pewne nastawienie i sposób pracy, musiało minąć trochę czasu. Kiedyś na pewno nie zniósłby takiego intensywnego spojrzenia anioła postawionego tak wysoko w hierarchii, ba, ze znoszeniem różnego rodzaju spojrzeń i przygadanek od demonów też miał problem. No, kiedyś postawionego tak wysoko w hierarchii, ale nie bądźmy drobiazgowi. Upadli z Mieczy nadal mieli swoją reputację i co z tego, że może nieco mniej chlubną.
Teraz jednak (chociaż nadal był wewnętrznie pod wrażeniem, nie można go było winić) ze spokojem odwzajemnił spojrzenie tak, jakby to zrobił z każdym innym klientem. Oczywiście obecnie anioł go intrygował bardziej niż ktokolwiek w barze, ale może to była ta wpisana w niego skłonność do interesowania się złymi rodzajami istot, która ostatecznie przygnała go na Ziemię i to prawdopodobnie z wilczym biletem. Kiedyś kiedyś wszystko było prostsze, bardziej klarowne. Wszyscy wiedzieli, co mają robić, dobro było dobrem a zło złem, było czarno biało. Tylko że taki stan rzeczy już od dawna nie obowiązywał, wszystko stanęło na głowie można było nawet spotkać demony porządniejsze od skrzydlatych. Ale najgorszym sortem byli ci, co na najwyższych stanowiskach ciągle mówili o moralności i zasadach a byli takimi samymi szujami jak ich upadli pobratymcy. Nawet gorszymi, tamci bowiem nie próbowali usprawiedliwiać się w taki sposób i zasłaniać “większym dobrem”. Czasami heretycko zastanawiał się, kto tu jest gorszy.
- Z pewnością do tego nie dojdzie, nie na mojej zmianie - odparł demonowi przenosząc na niego spojrzenie. - Mogę pójść poszukać szefa, ale jestem pewien, że niedługo każe na siebie czekać. Pewnie już by się tu zjawił, gdyby coś mu nie przeszkodziło, mamy zajęty wieczór. Proszę mu wybaczyć.
Nie wiadomo na ile Mirt w to wierzył, ale po pierwsze swojego szefa się nigdy nie oczernia (niektórzy - jak na przykład Cal - by się z tym niekoniecznie zgodzili) a po drugie Mamon miał całkiem dobrą orientację kto aktualnie przebywa w barze nawet jeśli nie był osobiście na miejscu. To był ważny punkt, zrozumiałe więc, że musiał być obłożony jakimiś zaklęciami umożliwiającymi kontrolę. Zarówno ze względów biznesowych jak i bezpieczeństwa. W teorii każdy mógł tu przyjść, ale w praktyce były osoby niemile pożądane, które przy pierwszej okazji a nawet i bez niej zrobić niezły burdel. Zdarzało się to już w przeszłości i za każdym razem odbijało na interesach Mamona. Każdy też wie, że wkurzony arcydemon, który praktycznie trzyma Ziemię w kieszeni to prosta droga do kolejnej rewolucji. Co z tego, że od czasu do czasu musi się wysługiwać najemnikami, w końcu nie chodziło o to, by samemu załatwiać sprawy, tylko żeby je załatwić jak najmniejszym wysiłkiem własnym.
- Oczywiście, zaraz coś panom przygotuję - odpowiedział uprzejmie z niezmiennym, lekkim uśmiechem na ustach. Naprawdę wyglądało, jakby był w swoim żywiole i te wszystkie godziny spędzone na sali wśród ludzi i nieludzi zupełnie go nie męczyły. Gdy dłoń czarnowłosego mężczyzny dotknęła jego ręki, uniósł tylko na niego spojrzenie i całkiem dyplomatycznie tego nie skomentował. Nie raz i sto niektórym klientom za bardzo się kleiły rączki, szczególnie jak już sobie popili w późniejszych godzinach nocnych, chociaż to demony przeważały w tej statystyce. Gdyby miał robić o to awantury, to nigdzie by pracy nie znalazł. Póki nie posuwają się poza granice przyzwoitości - co było dość płynną definicją zależnie z której strony na to spojrzeć - to nie miał o to pretensji.
-Gdyby… - zaczął skinąwszy na bok głową, ale nie dokończył, bo w tym samym momencie miał już obok siebie szefa. Tak jak przewidywał, Mamon nie kazał na siebie szczególnie długo czekać.
Może i wyglądał jak pośledni człowieczyna, który nie posiada zbyt wielu przymiotów, ale ci, którzy dla niego pracowali wiedzieli jak potrafi być niebezpieczny. Na pewnym szczeblu, oczywiście. Do pięt może dorastał Mrocznym, ale niewiele wyżej. Można było powiedzieć, że on po prostu miał inne cele w swojej egzystencji niż na przykład Lucyfer czy Asmodeusz, chociaż z tym ostatnim paradoksalnie powinien utrzymywać dobre stosunki. Rozrywka i pieniądze idą ze sobą w parze. W każdym razie powinny wedle wszelkich zasad logiki, ale niestety gdy w grę wchodziła demoniczna duma i chęć władzy, logika uciekała w popłochu na krańce świata.
- Naturalnie - odparł szefowi nawet nie mając zamiaru zostawać przy nich i ich interesach. Czasami im mniej się wiedziało, tym lepiej, ale ciekawość często zwyciężała i może bardziej przez przypadek niż z własnej chęci wyciągnięcia czegoś od klientów, słuchał co ci mieli do powiedzenia. Niektórzy lubili się zwyczajnie wygadać.
W drodze powrotnej do swojego stanowiska obserwacyjnego przy barze podszedł jeszcze do dwóch stolików by się upewnić, że niczego więcej gościom nie trzeba. Tak, był trochę ciekawy po co szef ściągał aż ex oficera zastępów, ale cóż, to nie była jego broszka. Mimo wszystko jednak czasem popatrywał w stronę rozmawiającej trójki, której słowa ginęły w ogólnym gwarze. Doskonałe miejsce na szemrane sprawki, nikt cię przynajmniej nie podsłucha.
- …
Dopiero po chwili doszło do niego, że Cal coś mówi.
- Słucham? - odwrócił się przez ramię do demona przecierającego akurat ladę z drogiego, ciemnego drewna.
- Lepiej trzymaj się od tej dwójki z daleka. Będzie chryja, mówię ci i lepiej być od tego jak najdalej. Jak Mamon wyciąga taki kaliber, to robi się grubo nawet jak na niego - demon powtórzył spokojnie, chociaż gdyby to był ktoś inny pewnie w ogóle by się nie kłopotał.
- A mówisz mi to, bo…? - jasnowłosy przechylił się zawadiacko w tył jakby chciał na niego spojrzeć do góry nogami. W ramach przyzwoitości oczywiście, w końcu był w pracy i nie mogło to wyglądać jakby się obijał. Zaraz i tak pewnie ktoś będzie chciał się czegoś napić no i rzecz jasna miał podać Skrzydlatemu i jego kompanowi jeszcze jakiś napitek. Zazwyczaj całkiem umiejętnie dobierał trunki do zamawiających, choć zdarzały się i mniej trafne wybory. Takie życie.
- Bo lubisz pakować się tam, gdzie nie trzeba. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego po prostu nie trzymasz się z daleka od takich istot. Im groźniej wygląda, tym się bardziej interesujesz.
- Tak jak od ciebie, hmm? - odrzekł uśmiechając się przymilnie, na co Cal tylko przewrócił oczami. - Bądź tak miły i podaj mi butelkę Łez Jednorożca, dzięki - nie czekając na odpowiedź odbił się od lady i poszedł po kolejne dwie szklanki by cały zestaw był w pogotowiu na wypadek, gdyby szef skończył swoje interesy. Nim to nastąpiło zdąrzył jeszcze pomóc Calowi z mniej wymagającymi zamówieniami i przy okazji zabawić rozmową gości przy barze, kiedy żaden z przynależących do jego sekcji stolików nie wymagał atencji. Przyjacielskość przyjacielskością i serwis serwisem, ale do baru nie przychodzi się, by gadać z kelnerem tylko ze sobą. No, może czasami, było tu kilku takich.
Mina Mamona nie była z kategorii tych, które nastrajały specjalnie optymistycznie, ale na szczęście zazwyczaj jego humory nie odbijały się na nich bezpośrednio. I tak szef bywał tu tylko przy specjalnych okazjach, takich jak ta. Całości interesu doglądał ich przełożony Reth, który był mniej powściągliwy w wylewaniu na nich swojego niezadowolenia. Kilkukrotnie on i Cal prawie by się pożarli, ale kończyło się to bez rozlewu krwi. Nie żeby Cala trudno było sprowokować.
- Zrób sobie przerwę i idź do nich, chcą żebyś z nimi posiedział. I lepiej, żeby wyszli stąd w dobrych humorach - powiedział Mamon przechodząc obok Mirta, który niósł do stolika tak ufnie zamówiony przez to duo alkohol. Skrzydlaty odpowiedział skinieniem głowy bo i też nie była to specjalnie dziwna prośba a on nie miał nic przeciwko temu. Gość chce, to gość dostaje, od tego tu w końcu byli.
- Proszę bardzo, specjalne życzenie. Łzy Jednorożca - czerwone, trochę korzenne i zdecydowanie mocne, dobre na dłuższe spotkania - wyjaśnił rozstawiając obydwu panom szklanki i stawiając karafkę na środek. Sekundę wahał się, czy zebrać puste szklanki i je odnieść, czy tu zostać i zdecydował się na to drugie. W końcu nic się nie stanie jak sobie chwilę postoją. On sam też wolał stać, bo jakoś tak już mu to weszło w krew że tu zamienił zdanie, tu dwa, na luzie i bez wrażenia że się wcinał w czyjeś rozmowy, więc z przyzwyczajenia po prostu stanął przy stoliku. Potrafił wyczuć kiedy ktoś był pozytywnie nastawiony do rozmowy a kiedy lepiej było zostawić gości samym sobie.
- Mam nadzieję, że interesy poszły pozytywnie, szef bywa trochę wybuchowy, ale nie trzeba zwracać na to uwagi.- Trudno bowiem było nie zauważyć tego uniesienia się obu stron, chociaż to eks oficer się unosił nad demonem, Mamom co najwyżej mógł się unieść werbalnie. - Słyszałem że w czymś mogę panom pomóc?
Powrót do góry Go down
CashmereSkype & Chill
Cashmere

Data przyłączenia : 14/09/2018
Liczba postów : 125
Cytat : Start with a whisper and end with a shout. Give me a kiss and then spit in my mouth

Imperfection Empty
PisanieTemat: Re: Imperfection   Imperfection EmptyWto Wrz 18, 2018 9:54 am

- Co o tym myślisz? - Regis zniżył głos, kiedy Mamon oddalił się, zadowolony ze względnie dobrze dopiętego zlecenia. Utkwił wzrok w przyjacielu, który wypuszczał właśnie kłęby dymu spomiędzy warg.
Nie wiedział, co o tym myśli. Miał dziwne, złe wrażenie, to nagłe, nienawistne przeczucie, że ich zleceniodawca nadal nie powiedział im całej prawdy. A może anioł miał po prostu lekkie skrzywienie na punkcie widzenia problemów tam, gdzie absolutnie ich nie było.
- Zlecenie jak zlecenie. Jutro się tym zajmę - powiedział tylko. Demon wychwycił dobór słów drugiego, marszcząc brwi.
- Zajmiesz? - powtórzył z naciskiem.
- Tak. Jeśli to faktycznie sprawka przydupasów Moda, lepiej, żeby Cię nie zobaczyli. Chyba masz z nimi sporo na pieńku, co, Reg? - Anioł zniszczenia spojrzał spokojnie na demona, który nagle wydał mu się dziwnie zmieszany. Zgarnął jasne włosy za ucho i westchnął głęboko, wzruszając ramionami.
- Tylko z Asmodeuszem...
Christo roześmiał się mało przyjemnie. Szybko się opanował i spoważniał, mrużąc powieki z pełną stanowczością.
- Reg. To Twoja wina, czy się z nim pieprzyłeś, czy nie. Nie wnikam w to, doskonale o tym wiesz. Jedynie przypominam Ci, że Asmodeusz nienawidzi, kiedy mu się coś zabiera. A Ty zabrałeś mu bardzo dużo - urwał. Nigdy nie wnikał w spór pomiędzy kochankami, zresztą, nie był to jego interes, zawsze podejrzewał, że Regis był bardziej zabawką w rekach Pana Ciemności aniżeli poważnie branym partnerem. Nie zmieniało to faktu, że sytuacja między nimi była napięta,a pojawienie się w okolicy Regisa, tylko zaostrzyłoby spór czego Christiael chciał uniknąć. Blondyn milczał, co było odrobinę dziwne, bo zawsze miał coś do powiedzenia. Na całe szczęście dla demona, w tej samej chwili do stolika podszedł Mirt, niosąc ze sobą zamówiony wcześniej trunek. Oboje skupili się na nim, chociaż bardziej ze strony Christo dało się wyczuć entuzjazm.
- Świetnie - anioł sięgnął po karafkę, nalewając sobie sporą porcję, której połowę od razu wypił, oblizując ze smakiem wargi. - Nie widzę szklanki dla Ciebie - zauważył. - Myślałem, że sprawisz mi przyjemność i potowarzyszysz przy jednym drinku - dodał. Demon siedzący obok, chyba wziął sobie jego słowa do serca, bo żachnął się i prychnął jak rozjuszony kot, biorąc za obrazę fakt, że jego towarzystwo nie do końca wystarczy przyjacielowi.
- Usiądź, aniołku. Christo raczej nie jest towarzyskim typem, ale jak już komuś proponuje drinka, to coś jest na rzeczy! - teraz i Regis się uśmiechnął, trochę badawczo zerkając na towarzysza. - Chyba nie zamierzasz cały czas stać? Poprosiliśmy o przerwę dla Ciebie, jeszcze się napracujesz dzisiejszej nocy.
W to Christo nie wątpił. Tłok był ogromny, właściwie większość stolików była pozajmowana. W miejscach takich jak to, nigdy nie było spokoju. Nie znaczyło to jednak awantur. Na neutralnym terenie, zakazywano wszelkiego rodzaju walk czy sprzeczek. Oczywiście nie raz i nie dwa ktoś dawał sobie po ryju, zdarzały się napaści i rabunki, ale zasady były inne niż w Królestwie czy Głębi. Tutaj każdy był zdany na siebie, a że raczej w tego typu miejscach zbierali się uciekinierzy i istoty pragnące odpoczynku od sztywnych zasad panujących poza ziemią, nikt nie kwapił się do wystawiania głowy. No, zazwyczaj.
- Christo - anioł wstał. Wyciągnął dłoń w kierunku kelnera, łapiąc się na swoim wcześniejszym braku kultury.  od niego wyższy, czego na siedząco raczej nie zaobserwował. - To Regis, mój przyjaciel - dodał, wskazując na blondyna, który skinął uprzejmie głową, dopijając kolejną szklankę trunku.
- Wybacz, jeśli odciągamy Cię od zajęć.
- Christo po prostu lubi cieszyć oczy ładnymi widokami - Reg wpadł mu w słowo, szczerząc się wesoło. Były oficer zaśmiał się i usiadł ponownie. Mamon mignął mu jeszcze gdzieś w kącie, ale przestał się nim interesować. Nie ufał im całkowicie i miał do tego prawo.
O Christiaelu się słyszało. Może nie każdy widział jego twarz, ale charakter i burzliwy koniec swojej wojskowej kariery był znany zarówno Świetlistym jak i Głębianom. Takich jak on nazywano bękartami, zrodzonymi podczas śpiewu Metatrona, gdzie wdarła się fałszywa, pełna złości nuta, przepchnięta przez demony z otchłani. Chociaż do złudzenia przypominali anioły, funkcjonowali jak one i trzymali się tych samych zasad, czuli silną więź z mrocznym światem otchłani. Cechowali się innymi moralnymi wyznacznikami, byli agresywni i buntowniczy. Rzadko kiedy mieli też skrupuły. Otulała ich też inna powłoka wyczuwalnej mocy, bardziej ciężka i mroczna, każąca trzymać się z daleka i zważać na słowa.
Christo bywał porywczy. To właśnie jeden z ataków szału, wybudzona żądza krwi sprawiła, że na polu walki przyczynił się do zabicia nie tylko przeciwników, ale też czystej krwi aniołów, służących pod nim. Uznano, że sprawia zagrożenie dla pozostałych, został więc zdegradowany i odesłany ze służby. Nikt by nie skłamał mówiąc, że Christo był brutalnym aniołem; chociaż nie powodował bójek bez konkretnego powodu, to kiedy już walczył, widok był zarówno piękny jak i koszmarny, podobnie jak to co zostawało z przeciwników.
- Nie boje się Twojego szefa. Nie ważne jak bardzo podnosi głos - Christiael uśmiechnął się lekko. Wcześniejszy wybuch złości Mamona zignorował równie skutecznie jak zeszłoroczny śnieg. - Wszystko poszło dobrze. Jak już odejdziesz do pracy, możesz mu tylko przekazać, że jutro się zjawię - dodał pewnie, posyłając kelnerowi uśmiech.
- Skąd zamiłowanie do kelnerowania? I to jeszcze w takim miejscu? - spytał po chwili, autentycznie zaciekawiony. Delikatnie pochylił się do anioła, aż w nozdrzach można było wyczuć miły zapach skóry. Nie odwracał spojrzenia od twarzy kelnera, tak jak mówił wcześniej Regis, ciesząc oczy ładnymi widokami. Nie wiedział tylko, czy bardziej podobały mu się oczy, usta czy może jasne, luźno związane włosy tamtego, które miało się ochotę przeczesać. Zaraz coś sobie przypomniał.
- "Gdyby", co? - zagaił, prostując się. Zanim pojawił się Mamon, anioł służebny chciał coś powiedzieć, ale skutecznie mu to przerwano. Christo był dobrym słuchaczem a i bardzo chciał usłyszeć znowu głos rozmówcy. - Nie dokończyłeś wcześniej. Masz teraz okazje.
Nie miał. Jeden z demonów siedzących nieopodal, który chyba przez dłuższy czas chciał skupić uwagę Mirta na sobie, w końcu się uniósł.
- Będziesz pracował, czy nie? Do kurwy, ile mam czekać?! - warknął zachrypniętym, przepitym głosem. Christo przeniósł na niego wzrok. Kolejną rzeczą, której nienawidził, było przerywanie mu. Jasne spojrzenie, miękkie i głębokie, przeznaczone dla kelnera, teraz było chłodne jak stal i ostre.
- Przestań, Sam. Patrz z kim siedzi. Daj już spokój - demon siedzący obok tamtego, poruszył się niespokojnie. Chyba nie szukał zaczepki w odróżnieniu od podchmielonego towarzysza...
Nie widział, kiedy Christo się podniósł, dopadając mężczyznę. Kilka osób poderwało się i czmychnęło, dwa krzesła upadły na ziemię. Rozległ się ciężki łomot, gdy anioł zniszczenia przyparł demona do ściany, zaciskając smukłe palce na jego szyi i unosząc w górę. Teraz zrobiło się cicho, nie wiadomo czy za sprawą zaistniałej sytuacji, czy skrzydeł Christo, które załopotały, agresywnie rozłożone.
Były piękne. Duże, pełne, w kolorze burzowych chmur, takich tuż przed największą nawałnicą. Przebijał przez nie kolor zachodzącego słońca, krwiste, czerwone smugi, połyskujące na krańcach piór. Unosiły się wysoko w górę i na boki. Wszystkie anioły miały skrzydła, ale nie tak piękne i okazałe.
- Archanioł? - spytał ktoś. Christo plunął z obrzydzeniem.
- Nie obrażaj mnie, kurwa - warknął. Ktoś wymamrotał słowa przeprosin.
- A Ty, przeproś. Już. Nie każ mi powtarzać - palce jeszcze mocniej zacisnęły się na szyi demona, prawie zabierając mu dech. - Przeprosisz kelnera, którego nazwałeś śmieciem. Gości, że zepsułeś im wieczór i mnie, za to, że mnie najzwyczajniej w świecie wkurwileś. No juz, gadaj! - głos mu się uniósł. I chyba tylko Regis wydawał się usatysfakcjonowany, siedząc z lekkim uśmiechem na swoim miejscu.
Powrót do góry Go down
ShadowChameleon
Shadow

Data przyłączenia : 16/09/2018
Liczba postów : 42

Imperfection Empty
PisanieTemat: Re: Imperfection   Imperfection EmptyWto Wrz 18, 2018 2:11 pm

- Dziękuję, nie piję w pracy. W ogóle raczej nie piję, niektórzy nie mają do tego dobrej głowy, ale z przyjemnością panom potowarzyszę - odparł będąc pod wrażeniem wychylonej przez Anioła Miecza na raz porcji Łez, uchodzących raczej za napój, który pito powoli i w małych ilościach. On sam na pewno by stracił dech a już na pewno by go ścięło. Nie wspominając już potwornym samopoczuciu jakie by go czekało potem. Jego kasta nie była widać stworzona do rozrywek. Inaczej niż ta dwójka bo demon najwyraźniej też potrafił nie wylewać za kołnierz.
- Mirt, miło mi - również się przedstawił, wyciagając rękę do anioła, demonowi odpowiedział również skinięciem. Christo, teraz w końcu mógł przyporządkować imię do twarzy, bo faktycznie jego występki w Królestwie odbiły się głośnym echem nawet w Głębi. Póki co to była ostatnia tak spektakularna acz nie chwalebna degradacja zarówno na górze jak i na dole. Większość pewnie kojarzyła tylko sam epizod; ot, był sobie szanowany, potężny anioł który zleciał z hukiem ciagnąc za sobą nadszarpniętą reputację jak kometa ogon, ale mało kto pamiętał jego imię. Mirt, z racji pracy w takim miejscu miał trochę szersze pojęcie o znaczących, szemranych osobnikach niż przeciętny, pracujący na chwałę Pana w każdym kręgu skrzydlaty.
Nikt za to nie mógł przejść obojętnie obok tej gęstej aury, która otaczała byłego dowódcę. Chociaż niewidoczna, zdawała się być prawie namacalna i emanująca ostrzeżeniem. Poczuł to dobitniej kiedy uścisnął mu rękę i aż dreszcz prześlizgnął się mu po kręgosłupie włażąc między każdy kręg, chociaż miał nadzieję, że nie dał po sobie tego poznać. Trudno było stwierdzić, czy był to dobry czy zły dreszcz. Do tej pory tylko parę razy odczuł taką emanację. Ostatnim razem gdy Mamon zrobił zamknięte spotkanie w jednej z bardziej eleganckich sal na zapleczu, zbierając razem kilku książąt i markizów Głębi i samo dobrowolne przebywanie w pobliżu można już było poczytać aniołowi za grzech. Spotkanie to, jak łatwo się było domyślić gdy w jednym miejscu zbiera się więcej niż trójka Mrocznych, chyba nie zakończyło się tak korzystnie jakby każdy sobie tego życzył.
Otrząsnął się wewnętrznie z tego elektryzującego powitania i uśmiechnął do demona w odpowiedzi na jego słowa.
- Dziękuję, to miłe. Sądzę jednak, że wystarczy jak popatrzycie na siebie nawzajem - odrzekł spokojnie wcale nie zmieszany, zajmując miejsce na krześle. No dobrze, trochę go to intensywne spojrzenie wyższego rangą anioła deprymowało i chociaż nauczył się już radzić sobie z różnymi sytuacjami i osobnikami, to chyba miał zaprogramowaną wewnętrzną pokorę przed tymi nad sobą.
- Och, w to nie wątpię - powiedział całkiem w to wierząc, ale pomyślał, że prawdopodobnie powinien, bo chociaż Mamon może nie wyglądał zastraszająco i nie był mistrzem walki, ale był wyjątkowo sprytny i miał liczne znajomości. Nie zostawało się jednym z większych ziemskich potentatów za ładne oczy. Którymi nota bene też nie grzeszył.
- Zamiłowanie?
Czy mógł to nazwać zamiłowaniem? Po prostu zawsze tak było, tak został stworzony i tak żył, by pracować. To nie była kwestia wyboru i zadowolenia czy niezadowolenia ze stanu rzeczy, przynajmniej jeśli chodziło o ten jeden aspekt. Owszem, mógł być niezadowolony z otoczenia czy istot dla których pracował i tak też było w Pierwszym Kręgu, ale nie miał nic przeciwko pracy jako takiej. Lubił ją, czerpał z niej satysfakcję i nie sprawiała mu większych trudności, może tylko od czasu do czasu.
Wiele razy zastanawiał się nad swoim wyborem przeżywając moralne rozterki. Chciałby być od nich wolny, ale niestety nie potrafił tego w sobie wyłączyć. Tego poczucia że zdradził Królestwo i wszystkie wartości by zacząć zadawać się z upadłymi i demonami. Wiele rzeczy które zrobił po opuszczeniu góry definitywnie było dyskredytującymi go w oczach Świetlistych grzechami i choć z jednej strony nie żałował, z drugiej ciężka kula goryczy podchodziła mu do gardła jak sobie o tym pomyślał. Czasami nachodziły go wątpliwości co do słuszności swoich czynów, ale bardzo starał się ich nie uzewnętrzniać. Czasami nawet zagłuszać, ale to było błędne koło.
Tak, pod wieloma względami w Królestwie było dużo lepiej. Jakoś tak cieplej wewnętrznie, spokojniej, tak NA MIEJSCU. Z drugiej jednak dobrze było zrzucić te popielate szaty niewidzialnego osobnika, kropli w oceanie klasy Aniołów Służebnych i zamienić je na ziemskie ubranie. Może nie wyróżniające, może nie kolorowe, może nie specjalne, ale nie była to nijaka szata i stało się ono symbolem jego własnych wyborów. Jednakże w słowniku jego kasty nie było pojęcia “własny”, więc łamiąc tę zasadę automatycznie stał się persona non grata i ani chybi poniósłby za to karę nie mając szansy na żadne odkupienie. Plusem pracy dla Mamona było to, że przynajmniej był w jakiś sposób kryty. Oczywiście nie podejrzewał, że ktokolwiek kiedykolwiek by go specjalnie szukał, ale kto wie na kogo można się było natknąć na Ziemi lub podczas tych rzadkich wycieczek do Limbo. Mamon za to miał dzięki temu u siebie wabik na klientów. Paradoksalnie wiele demonów najzwyczajniej w świecie lubiło, kiedy usługiwał im anioł bo wierzyło, że tak być powinno i dziejową niesprawiedliwością jest, że te pierzaste dupki uchodzą wszem i wobec za lepszych od nich. Mirt jednak nie miał uprzedzeń względem demonów, traktował je tak jak każdego. Na początku, po przybyciu na ziemię miał z tym problem, bo rzeczą nie do pomyślenia w Królestwie był kontakt z otchłańcami. W ogóle Anioły Służebne nie były od myślenia. To Mirt chyba również miał jakąś skazę, może pod tym względem coś łączyło go z Christo.
- Nie wiem, chyba tak już mam zapisane w swoim jestestwie, po to mnie stworzono - odpowiedział rozbrajająco szczerze, co zresztą było zgodne z prawdą. Po co miałby kłamać? - Poza tym lubię poznawać nowe osoby, każdy dzień to jakieś małe wyzwanie, nowa przygoda - których tam na górze zupełnie nie było. No, przynajmniej nie dla nich. Jasne, mógłby w obrębie swojej przynależności społecznej próbować ustawić się jakoś wyżej, tylko że po pierwsze wcale mu nie zależało, by być wyżej a po drugie nawet mniej mu zależało na tym, by jakiś arystokrata o moralności gorszej od demona mógł kazać mu robić wszystko. Demony przynajmniej nie starały się udawać, że nie są obłudne.
Na pytanie o to “gdyby” zdziwił się wyraźnie, bo w pierwszej chwili nie wiedział zupełnie o co chodziło. Już miał odpowiedzieć, że nie, to nic ważnego, chciał tylko dać do zrozumienia że w razie czego to wystarczy dać znać, ale usłyszał za sobą niezadowolony głos demona. Na wszystkie Bramy, zapomniał poprosić kogoś, by miał na chwilę oko na ten sektor. Tak to jest jak się rozkojarzysz na moment.
Nikt chyba nie zdążył zareagować a Anioł Zniszczenia już był przy demonie i próbował zintegrować go ze ścianą. A gdy dodatkowo jeszcze przesłonił się skrzydłami, nawet pechowy demon mimo częściowego zamroczenia musiał być pod wrażeniem. Mirt podejrzewał, że wytrzeźwiał w trybie natychmiastowym.
Pierwszym dźwiękiem, który rozległ się po tej grobowej ciszy, był charakterystyczny szczęk broni typu pump action, najpopularniej używany przy krótkiej strzelbie typu Vanitas, kaliber 20. Zarówno sama broń jak i proch w nabojach były specjalnie opieczętowane zaklęciami mogącymi wyrządzić niemałe szkody każdej istocie poruszającej się zarówno po Królestwie jak i po Głębi. Broń cholernie droga i cholernie skuteczna.
- Ej, Świerszczu! - zaraz potem poniósł się po sali głos i teraz to Mirtowi zrobiło się gorąco. Zaskakująco dobrze radził sobie w sytuacjach konfliktowych jak na pacyfistę, ale wizja Cala ścierającego się z Christo była czymś, czego na pewno nie chciałby oglądać. Demon może i nie był takiej postury jak eks oficer, ale często w wypadku demonów wygląd zewnętrzny nie determinował siły, chociaż anioł nie sądził, by dał radę któremukolwiek z Aniołów Miecza. To jest bez użycia broni, Vanitas bowiem była naprawdę skuteczną bronią tłumiącą wszelki opór a jednym z warunków koniecznych do przekroczenia progów Inferno był brak jakiegokolwiek oręża. Z całą surowością i dokładnością to egzekwowano, więc jedyną osobą uzbrojoną na sali był w tym momencie ciemnowłosy barman stojący z nieporuszona miną przed barem. Ta anielska manifestacja nie zrobiła na nim żadnego wrażenia, jako chyba na jedynej istocie obecnej przy zajściu. Nawet demony siedzące w najdalszych zakątkach ciekawie ale ostrożnie wyciągały głowy by zobaczyć, co się dzieje, reszta kelnerów zamarła między stolikami i obserwowała rozwój wypadków. Dziwnym trafem na linii Cal - Christo zrobiło się bardzo pusto mimo tego, że demon trzymał strzelbę wycelowaną w podłogę. Jeszcze.
- Nie robimy tutaj rozrób, jasne? Jak chcesz się lać, to wysuwaj na zewnątrz albo do Limbo i gówno mnie obchodzi kim jesteś, możesz sobie być nawet samą Jasnością.
Według Mirta Cal miał mocno zaburzony instynkt samozachowawczy, ale jakimś cudem nadal chodził po tym padole. Może miał jakiś karnet na wskrzeszenia.
Jak na ironię zakrawa fakt, że nagle przy Christo i biednym kliencie pojawił się Mirt. Może nie tylko Cal miał problemy z instynktem, ale on po prostu nie mógł dopuścić, żeby doszło do konfrontacji a znając zaciętość barmana, skończyłoby się to tragicznie.
- Nie powiem, że nie chcę się wtrącać, bo chcę, ale może jednak damy radę załatwić to na spokojnie? - zapytał i posłała bądź co bądź, swojemu przyjacielowi przeciągłe spojrzenie, niewerbalnie przekazując mu, żeby nie robił nic głupiego i dał spokój. Demon jednak nie wyglądał, jakby miał zamiar ruszyć się z miejsca, przynajmniej dopóki Christo nie przestanie dusić mu klienta.
Od anioła biła taka aura, że już pomijając fakt rozbieżności klasowej, Mirt po prostu obawiał się wejść mu w drogę by nie aktywować jakiegoś wybuchu. Nie miał pojęcia, czego może się spodziewać po upadłym oficerze, ale jego wewnętrzny obowiązek okazał się silniejszy.
- Przyznaję, że to trochę moja wina, powinienem do pana kogoś podesłać, więc może w ramach rekompensaty zgodzi się pan przyjąć od nas drugą butelkę na nasz koszt i zapomnimy o sprawie? Naprawdę nie trzeba tego załatwiać w taki sposób - tu zwrócił się już do Christo kładąc mu dłoń na przegubie ręki, która ściskała demonie gardło, kątem oka widząc jak Cal unosi broń chcąc go najwidoczniej ubezpieczać w razie jakiegoś nagłego ataku. Wyraz twarzy miał dyplomatycznie spokojny a głos chociaż nie był rozkazujący, to na pewno miał w sobie coś z chłodnej stanowczości. - Nie psujmy sobie wieczoru takim incydentem, nikt na pewno nie miał niczego złego na myśli. Uznajmy fakt za niebyły i wróćmy do swoich spraw. Nalegam - spojrzał sugestywnie zarówno na Cala jak i na Christiaela, demon pod ścianą zaś chyba podzielał jego zdanie, że sprawę należy jak najszybciej i jak najpolubowniej zakończyć, bo wydobył z siebie coś, co brzmiało jak "Asz...am.."
Powrót do góry Go down
CashmereSkype & Chill
Cashmere

Data przyłączenia : 14/09/2018
Liczba postów : 125
Cytat : Start with a whisper and end with a shout. Give me a kiss and then spit in my mouth

Imperfection Empty
PisanieTemat: Re: Imperfection   Imperfection EmptyWto Wrz 18, 2018 3:57 pm

Christo czuł to znajome uczucie rozpierającej go energii. Pod palcami wyczuwał histeryczne przełykanie śliny przez trzymanego demona, który nawet już przestał wierzgać nogami. Był zły, chociaż jeszcze nie wściekły. Raczej lekko poirytowany, jakby tylko czekał na nagły impuls, mogący spuścić ze smyczy jego nerwy. Ścisnął palce mocniej. Żyła na szyi tamtego drgała spazmatycznie, twarz demona przybierała odcień fioletu. Gdyby nie dźwięk odbezpieczanej broni, która rozległa się echem w nagłej ciszy, prawdopodobnie dłoń anioła zacisnęłaby się już ostatecznie.
Zatrzymał się, mrużąc powieki. Nie odwrócił się, nie wykonał też żadnego innego ruchu, mogącego sprowokować barmana. Zamiast tego, stalowe spojrzenie wpatrywało się w swoją ofiarę, w jego rozchylone wargi, między którymi starał się łapać oddech.
Głos Mirta wyrwał go z jakiegoś obłąkańczego transu. Mirt. Ładne imię, pomyślał. Szkoda, że należy do kogoś, kto najwyraźniej lubił znajdować się w centrum Armagedonu. Kiedyś kiepsko się to dla niego skończy. Jednak nie dzisiaj.
Anioł zniszczenia obrócił głowę, patrząc w oczy kelnera, w jakiś dziwny, nieopisany sposób czując się winnym wyrządzenia calej tej afery. Nie chciał robić mu pod górkę nawet, jeśli w planie miał zamiar wyplewić u demona brak szacunku do jego osoby.
- Masz więcej szczęścia niż rozumu - słowa Christo skierowane były do demona, chociaż sam z zaciekawieniem patrzył na odważnego, miłosiernego anioła. Najwyraźniej anioła stróża tego imbecyla.
Uśmiech jaki pojawił się na ustach Christo nie był przyjemny. Był za to jednym z tych uśmiechów, po których trzymany demon aż jęknął ze strachem, spuszczając głowę. Dłoń Mirta, ciepła i delikatna, położona na przegubie byłego oficera podziałała. Puścił demona a ten z hukiem upadł na podłogę kuląc się i próbując wbić się jeszcze bardziej w ścianę.
- Zejdź mi z oczu. I naucz się szacunku, partaczu - westchnął. Trzepnął skrzydłami, które bardzo wolno schował, wprawiając delikatnie powietrze w ruch, miękkimi końcówkami muskając w ruchu policzek kelnera. Uniósł dłonie w górę, pokojowo, dopiero teraz obracając się przodem do kelnera, zerkając ze znudzeniem na otaczających ich gości lokalu.
Regis wstał, widząc, że ta cała walka na spojrzenia pomiędzy jego przyjacielem a barmanem, może nie skończyć się za dobrze. Christo był zbyt dumny i zbyt odważny by bać się broni. Dla demona była to głupota, ale nie raz nie dwa znajdował anioła w środku śmierdzącego sajgonu zupełnie, jakby całe dotychczasowe życie był gotowy na śmierć. A ten barman, Cal, nie wyglądał jakby chciał odpuścić.
Anioł zniszczenia nic nie mówił, tylko patrzył tym wyśmiewczym spojrzeniem, jakby właśnie szydził z tej broni, z głupiej postawy mężczyzny za barem. Całym ciałem mówił: "Chodź. Zabawmy się. Zobaczymy, kto zostanie na nogach". Niektórzy klienci dostrzegli to samo co Regis, odsuwając się bardziej w kąt.
- Christo - jasnowłosy demon wyrósł przed przyjacielem, zasłaniając mu widok. - Wystarczy - powiedział z naciskiem. - Ty tam...- zawołał do Cala. - Fajne cacko, ale nie przyda się. Już go ogarniam. Wybacz, Mirt - tym razem Regis uśmiechnął się z zakłopotaniem do kelnera. - Christo raczej słabo nawiązuje znajomości, jak zauważyłeś - mruknął. Anioł wsunął dłonie do kieszeni spodni, a klienci jakby odetchnęli bezgłośnie.
- Dasz sobie kiedyś wejść na głowę - Christiael spojrzał na Mirta trochę karcąco. Rozumiał, że anioły często istniały po to, by komuś służyć, ale przecież nie znaczyło to, że mają pozwalać na obelgi w ich kierunku. Szczególnie od podrzędnych, nic nie znaczących demonów.
Nagle stracił też ochotę na dalsze picie. Uderzyło go zmęczenie i marzył tylko o tym, by znaleźć się daleko stąd. Irytował go fakt, że ktoś taki jak Mirt pozwala traktować się jak szmatę, a dodatkowo jeszcze się przy tym uśmiecha.
- Na drugi raz nie zbliżaj się do mnie, kiedy jestem w takim stanie. Nie chcę zrobić Ci krzywdy - dodał ostrzegawczo. Regis zagryzł wargę, trochę zgadzając się z aniołem. Mirt też miał więcej szczęścia niż mu się zdawało, a on już nie raz oberwał w nagłym ataku szału przyjaciela.
Christo złapał dłoń Mirta i obrócił ją wewnętrzną częścią w górę. Położył na dłoni kilka kosztownych monet, zaciskając pięść kelnera.
- Będziemy w kontakcie - rzucił ku Regisowi, odwracając się i ruszając w stronę wyjścia, po drodze obrzucając barmana mało przychylnym spojrzeniem.
- Myhym - Regis odprowadził go wzrokiem, a potem zerknął na Mirta. - Ja jeszcze zostanę, ale możesz wrócić do swoich zajęć - powiedział, wzdychając i odgarniając z twarzy jasne kosmyki włosów i wracając do stolika, by dokończyć w spokoju swój alkohol.
- Doprawdy, widząc go w akcji, wcale nie żałuję, że go zatrudniłem - Mamon uśmiechnął się szeroko i zaklaskał w dłonie, opierając się o kontuar. - Pieniądze otrzymam wcześniej, niż sądziłem! Cal, na miłość otchłani, schowaj to gówno, straszysz innych klientów - warknął ciszej. Odczekał, aż Mirt się zbliży.
- Dostaniesz sporą podwyżkę, jeśli Christo i Regis wywiążą się z umowy - powiedział spokojnie. - Zażądał, żebyś dostał podwyżkę w wysokości połowy tego, co sami zarobią. Skąd się znacie? - Mamon zmarszczył brwi, aż jego czoło przecięła pionowa kreska. Ostatecznie jednak, aż tak nie interesowała go ta kwestia, bo machnął tylko dłonią. - Wracaj do pracy. I uspokój trochę Cala, wygląda jakby chciał wszystkich pozabijać - burknął.
Powrót do góry Go down
ShadowChameleon
Shadow

Data przyłączenia : 16/09/2018
Liczba postów : 42

Imperfection Empty
PisanieTemat: Re: Imperfection   Imperfection EmptyWto Wrz 18, 2018 5:34 pm

Cal, postawę jaką prezentował Christo, nazwałby z pewnością “głupią brawurą TYPOWĄ dla tych pierzastych kurczaków”, ale na całe szczęście nikt go nie zapytał o zdanie, bo wydarzenia mogłyby potoczyć się w zupełnie innym kierunku. O ile z tego Anioła Zniszczenia wprost emanowała chęć konfrontacji, o tyle Cal wyglądał, jakby z takimi istotami i sytuacjami mierzył się codziennie i był tym raczej znudzony. Widać jednak było, że z chęcią podjąłby to niewerbalne wyzwanie nawet gdyby miał przegrać. Obydwaj musieli być trochę szurnięci.
Szczęknął zamek zabezpieczanej broni, która wylądowała na kontuarze, cały czas jednak będąc trzymaną przez demona. Ten w końcu uśmiechnął się prawie równie paskudnie jak sam Christo.
Mirt bezgłośnie wypuścił powietrze, które nieświadomie dłuższą chwilę trzymał w płucach obserwując, jak między tamtą dwójką prawie przeskakują iskry. Wiedział, że Cal nie zachowa urazy, ale przy kolejnej wizycie anioła w barze - o ile ta nastąpi - będzie miał na niego oko.
- Skoro nie chcesz, to nie rób - odpowiedział wprost skrzydlatemu, pokazując swoją nieco inną stronę i wcale się nie zmieszał pod tym spojrzeniem jasnych oczu. To nie było tak, że Mirt pozwalał sobie wejść na głowę a przynajmniej nie prywatnie. To, że nie reagował na różne werbalne zaczepki było tylko i wyłącznie wpisane w kodeks pracy w tym miejscu i wcale a wcale nie brał tego do siebie. Doskonale potrafił oddzielić swoją pracę od swojego czasu wolnego i chociaż był raczej bezkonfliktowy, ten dobrotliwy ton głosu i wyraz twarzy potrafił czasami zniknąć zastąpiony spokojną stanowczością. Praca z taką klientelą wymagała jednak pewnej elastyczności, bo jak w każdym biznesie wszystko sprowadzało się do zysków a maksyma “nasz klient, nasz pan” miała zastosowanie w każdym wymiarze. Mirt miał szczęście, że przy okazji zwyczajnie lubił różnorodność.
Prawdopodobnie całe życie miał więcej szczęścia, niż rozumu i tak, przez to czasami znajdował się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie z nieodpowiednimi osobami, ale przynajmniej by nie żałował. Wszystko było znacznie lepsze od monotonii Pierwszego Kręgu a jeszcze na pewno miał tyle rzeczy do odkrycia i wysłuchania. Niemal każdy dzień potrafił go czymś zaskoczyć. Tak jak ten.
Nie zdążył zaprotestować gdy na jego dłoni pojawiły się pieniądze, bo szef wcześniej dał do zrozumienia, że ci goście mają po prostu dostać to, czego będą chcieli, nie było więc mowy o żadnych rachunkach. Christo zbyt szybko odwrócił się a Mirtowi pozostało tylko obserwować jak odziana w czerń sylwetka kieruje się do wyjścia.
- Dobra ludzie, nie robić widowiska, nic nie zaszło! Wracajcie do swoich spraw - zawołał Cal, bo ktoś najwidoczniej musiał przełamać tę zaklętą ciszę. Jakby tego właśnie potrzebowały, istoty ziemskie, niebiańskie i głębiańskie ocknęły się z transu i powoli gwar rozmów znów zaczął rozbrzmiewać na sali. Wpierw ostrożnie, po chwili już wszystko wróciło do normy i bar znów podjął swój rytm. Demon oparł strzelbę o ramię i ruszył z powrotem za kontuar.
- To gówno ratuje ci dupę i interesy! - odwarknął Mamonowi przechodząc obok niego, zupełnie nie przejmując się brakiem szacunku do zwierzchnika. Cala albo się akceptowało takim, jaki był, albo nie. Nie było półśrodków i sposobu na to, żeby go zmienić. Mamon jednak musiał to jakoś przełknąć, bo ten demon, choć bywał narwany i wybuchowy i nierzadko opryskliwy, to jednak był bardzo użyteczny.
Mirt natomiast lekko machnął ręką dając Regisowi do zrozumienia, że nic się nie stało i nie było tematu, więc przeprosiny były zbędne.
- To nic, naprawdę. Twój przyjaciel ma po prostu temperament, musi być ciekawie, prawda? - spojrzał jeszcze raz na drzwi, jakby spodziewał się w nich ponownie ujrzeć wspomnianego anioła. -  Oczywiście - dodał w odpowiedzi, z roztargnieniem wsadził monety do kieszeni i tylko zgarnął ze stolika puste szklanki, po czym z tacą ruszył w stronę baru. Zerknął po drodze na poturbowanego demona, ale tym już się zajął towarzysz. Zdecydowanie wyglądał, jakby potrzebował się czegoś napić, nie codziennie staje się przecież oko w oko z czarną furią.
- Słucham? - słowa Mamona wprawiły go w zdumienie, bo zarówno “Mamon” jak i “podwyżka” nigdy nie występowały w jednym zdaniu a nawet i w jednej książce. - I mówi mi to szef jakbym miał jakikolwiek wpływ na powodzenie realizacji tej umowy - powiedział odstawiajac szklanki na bok do późniejszego umycia. Nie przywiązywał wagi do tych słów, bo ani nie chciał się nastawiać ani nie wiadomo było, co z tą umową, którą nawet w razie wypełnienia, Mamon prawdopodobnie będzie negocjował. On sam raczej nie podjąłby się pertraktacji z kimś takim jak Anioł Zagłady, ale Mamon był Mamonem. Z nim nigdy interesów łatwo się nie robiło, chociaż i tak były najbardziej lukratywne. Najtrudniejsze, fakt, ale i wynagrodzenie powiedzmy że jak na te czasy w miarę godziwe.
- Nie znamy się, czemu mieliby robić coś takiego? - nie wiadomo, czy rzucił to bardziej do siebie, czy do szefa. - Nie, Cal ma tak na co dzień - odparł, ale odstawił tacę i poszedł za bar do demona, który może faktycznie wyglądał trochę bardziej bojowo niż wcześniej. I trochę dosadniej wyrażał swoje opinie na różne tematy.
- Dzięki za wsparcie, ale możesz już spasować, wiesz? Nie wkurzaj się tak, dziś na pewno nikt już nie wystawi głowy - powiedział kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Nie wkurzam się -  ten mruknął w odpowiedzi, ale wyraz jego twarzy mówił co innego. - Dość mam tych anielskich chujków, co to myślą, że mogą wszystko. Jakby jeszcze się nie przekonali, że nie zawsze wygrywają, sukinsyny jedne, niech ich Czeluść pochłonie.
Cal miał dość jasne i nieskrywane poglądy na temat arystokracji Królestwa, podzielane pewnie przez większość mieszkańców Otchłani. I vice versa, z tym że aniołowie nie byli tak wybredni i gardzili wszystkimi demonami.
- Dobrze, dobrze, wiemy. Idź sobie zapal, zastąpię cię przez chwilę.
Mirt nawet nie musiał się specjalnie wysilać, żeby uspokoić przyjaciela, po prostu sama jego obecność jakoś tak na niego działała. Może poza pewnymi wyjątkami, kiedy demon naprawdę, ale tak naprawdę się wkurwiał. Wtedy pracy dyplomatycznej było trochę więcej, ale ostatecznie -o dziwo -jeszcze nigdy nie przegrał, podczas gdy każda inna istota zarobiłaby w pysk. Conajmniej.
Wyciągnął z kieszeni jedną z podarowanych mu monet i ze zdziwieniem stwierdził, że to same korony Gabriela. Już szekle lucyferiańskie były tu rzadkością, zazwyczaj płacono w innych walutach, ale koron nie widział już dawno.
- Wiesz co? Wyjdziemy sobie dziś gdzieś po pracy.
Powrót do góry Go down
CashmereSkype & Chill
Cashmere

Data przyłączenia : 14/09/2018
Liczba postów : 125
Cytat : Start with a whisper and end with a shout. Give me a kiss and then spit in my mouth

Imperfection Empty
PisanieTemat: Re: Imperfection   Imperfection EmptyWto Wrz 18, 2018 6:28 pm

Czy z Christo było ciekawie? Niezaprzeczalnie. Nie mniej, było też niebezpiecznie. Wraz z Regisem znali się wiele długich lat, a poznali się całkowicie przypadkowo, podczas jednej z ostatnich bitew w której uczestniczył jego przyjaciel. Demon był ciężko ranny, pamiątką bitwy do tej pory została spora, podłużna blizna na jego boku. To dość zabawne, bo Christo, pośród wielu innych blizn pokrywających jego ciało, posiadał niemal identyczną i w tym samym miejscu.
Uratował go. Tak po prostu podał mu rękę, wrogowi, którego powinien zabić. Wziął go na barki i przeszedł z nim spory kawał, zanim trafili do bezpiecznej strefy.
"To nie nasza wojna, Demonie. Tej wojny nie powinno być", powiedział mu wtedy, równie mocno poturbowany i brudny. Miał rację; wojnę wywołał spisek wysokiej ranki Świetlistych, którzy chcieli zakłócić równowagę i zaatakowali znienacka Głębiańską armię.
Zostawił go pod pełną opieką, samemu dalej idąc na pole walki, prowadząc swoich ludzi.Tylko Najjaśniejszy wie, ile bliskich przyjaciół stracił tamtego dnia.
Więc może, ale tylko może, pomimo specyficznego bycia Anioła Zagłady, pomimo jego agresji i brutalnego szaleństwa, nadal pozostawał miłościwy? Nadal pozostawał aniołem.
Ich drogi schodziły się i rozchodziły na tyle często, że naturalna koleją rzeczy było to, że się zaprzyjaźnili. Christo rzadko dopuszczał do siebie kogokolwiek; z czasem Regis przekonał się, że głównie z obawy przed swoimi kiepskimi nastrojami. Jeśli już ktoś zdołał przebić się przez mocny pancerz, zyskiwał wspaniałą istotę. Oddaną, opiekuńczą i szczerą, co było wielką rzadkością ostatnimi czasy. Jak już wspomniał, raczej mało komu się to udawało. Mało kto mógł wpłynąć na Christo i tym bardziej, mało kto mógłby uspokoić go w przypływie jego gniewu.
Regis spojrzał na krzątającego się Mirta znad szklanki, którą opróżniał. Ciekawe, że ten niczym nie wyróżniający się anioł, osiągnął dzisiaj więcej, niż on osiągnął podczas długich lat znajomości z Aniołem Zniszczenia.
***
Christiael lubił mieszkać na ziemi. Posiadał mieszkanie w drugim kręgu Królestwa, ale jednak o wiele bardziej na miejscu czuł się tutaj, wśród ludzkiego brudu i obojętności. Odpowiadała mu ciężki zapach spalin, zimny wiatr i lejący deszcz, który bębnił w autobusowe wiaty i parapety, wygrywając specyficzną muzykę.
Zarówno aniołowie jak i demony, mogli używać form cielesnych; potrzebna była do tego tylko zgoda, którą przyznawano całkiem często. Christo posiadał taką zgodę jeszcze zza czasów swojej pracy dla wojska, również z tamtego okresu miał mieszkanie na poddaszu starej kamienicy w centrum. Od czasu do czasu wracał do drugiego kręgu, ale na krotko - powroty nigdy nie robiły mu dobrze chyba, że wiązały się z jakąś misją.
Był przytłoczony. Powinien odespać i odpocząć przed jutrzejszym wyskokiem do Głębi, by rozmówić się z ludźmi Asmodeusza, a mimo to nie mógł zmusić się do siedzenia w domu. To, co stało się w Inferno, nie powinno mieć miejsca. Pracował nad swoim temperamentem i nad nerwami; gdyby tego nie robił, równie dobrze mógłby nazywać się zwykłym demonem.
Wrócił myślami do delikatnej twarzy Mirta i bezwiednie się uśmiechnął.  Dobrze, że jeszcze jakiś anioł zachowuje resztki przyzwoitości.
Kroki przygnały go do jakiegoś tłocznego klubu. Muzyka była głośna, ludzie niespecjalnie zwracali uwagę na innych, podchmieleni i bawiący się dostatecznie dobrze. Dalej padało, więc szukanie kolejnego miejsca postoju, nie było kuszącą perspektywą. Zadowolił się więc butelką alkoholu i mniejszą buteleczką perlistego płynu. Woda z Lourdes. Przynajmniej po tym będzie mógł zasnąć jak kamień, kiedy tylko wyczłapie się z tego klubu. Towarzystwo znalazł szybko, co prawda ludzkie i niezbyt rozgarnięte, ale ich paplanina była uderzająco błoga. Poza tym bliskością też nie gardził, szczególnie tak atrakcyjnych młodych mężczyzn. I kobiet, bo i tych się naleciało dwie sztuki.
- Jesteś tajemniczy...Lubię takich. Wiesz mój poprzedni facet był strasznym palantem - głos rudowłosej, zadbanej kobiety obijał mu się o ucho. Ćwierkała pijacko, zarzucając nogę na jego kolana, oplatając go ramionami. Spojrzał na nią jedynie z uśmiechem. Raczej marnie trafiła i tym razem.
- Może zatańczymy? - męski głos, tym razem po drugiej stronie.
- Nie tańczę. Ale możesz zatańczyć dla mnie - rzucił, intensywnym spojrzeniem przyprawiając chłopaka o lekki rumieniec. To nie Limbo, gdzie można było zawiesić oko na kuszących diablicach, ale ziemia miała swoje do zaoferowania. Łatwe kąski, które można było porzucić po udanej zabawie. Ku swojemu zdziwieniu, chłopczyna faktycznie zaczął tańczyć, z trudem wsuwając się na wysoki stół. Christo zaśmiał się, upijając łyk alkoholu, w końcu jednak i nim tracąc ewidentnie zainteresowanie. Rozejrzał się ze znudzeniem, pozwalając błądzić gdzieś myślom.
Powrót do góry Go down
ShadowChameleon
Shadow

Data przyłączenia : 16/09/2018
Liczba postów : 42

Imperfection Empty
PisanieTemat: Re: Imperfection   Imperfection EmptyWto Wrz 18, 2018 10:22 pm

Wybór miejsca, które wybrali na wyjście nie był podyktowany niczym poza dwoma czynnikami: godzinami otwarcia i bliskością od Inferno. I tak im się udało, bo - co zaskakujące - zamknęli się dziś wcześniej niż zwykle w piątkową noc. Dziwy wielkie, że zarządzając tak Mamon pozbawił się części zwykłych dochodów, ale nikomu nie przyszło do głowy pytać go o powody. Dają wolne - to bierz i milcz.
Wymiana niebiańskich koron też nie była problemem, gdy miało się za szefa demona operującego chyba wszystkimi walutami świata a który zdecydowanie uznawał wyższość celestialnych monet nad tymi zwykłymi ziemskimi blaszkami i papierkami. Mirt za to uznawał każdą walutę, która była w stanie uczynić życie na ziemi co najmniej przyzwoitym. Cal zdawał się podzielać te poglądy, bo chyba sam rzadko zaglądał do Głębi.
Weszli więc nad ranem do klubu, który Mirt ocenił jako za głośny ale do zniesienia o ile nie będą siedzieć gdzieś przy głośnikach. Pierwszy przybytek do którego skierowali wpierw swoje kroki okazał się z niewiadomych przyczyn zamknięty, powędrowali więc przed siebie i trafili w to miejsce. Mogli sobie pozwolić na dłuższy spacer, jako że deszcz w końcu przestał padać a powietrze w mieście od razu zrobiło się znośniejsze i z pewnością odświeżające. Po tylu godzinach w barze aż się chciało trochę pochodzić.
Rozumiał potrzebę ludzi by się bawić, ale na litość, czy naprawdę nie istniała inna muzyka, którą można by puszczać w klubach? Wnioskował, że o czwartej nad ranem jedynie taka bezosobowa kakofonia była dopuszczalna i akceptowalna przez społeczeństwo. A może po prostu już nikt nie zwracał na to uwagi.
- Nie mam pojęcia, ale widziałeś jego minę? Myślałem, że padnę. Szkoda, że nikt tego nie uwiecznił! - po drodze przed pierwszą salę anioł zaczął śmiać się ta, że o mało się nie popłakał i musiał uwiesić się na ramieniu towarzysza, żeby się nie przewrócić. Ubrany był w ten sam uniform, który nosił w barze z wyjątkiem kelnerskiego fartucha. Włosom też dał trochę odpocząć i rozpuścił je swobodnie. Cal za to ubrany był całkiem nie klubowo w czarną bluzę z kapturem i przetarte jeansy oraz zwykłe, jednolicie czarne adidasy. Właśnie wyrzucał do jednej ze stojących, wysokich popielniczek niedopałek i uniósł rękę z uwieszonym na niej Mirtem, niemalże podnosząc go do pozycji pionowej.
- Przesadzasz, to nie było takie zabawne - zripostował bez złośliwości i wbrew swoim słowom uśmiechnął się lekko.
- Bo nie słyszałeś tej rozmowy. Jak słowo daję, to było dobre. W porządku, już mi lepiej - przetarł palcem oko i wskazał brodą drugi poziom na który prowadziły wachlarzowe schody. - Poszukam miejsca na górze, o tej porze powinno się coś znaleźć a ty sobie tam weź co chcesz. I nie odpuszczę ci tego sprawozdania ze spotkania z Sethem. Nie myśl sobie, że zapomniałem - powiedział i pokiwał znacząco głową na potwierdzenie. Cal spojrzał w sufit i niemo wydał z siebie coś, co brzmiałoby jak „bla bla bla”, za co zarobił sójkę w bok.
- Dla ciebie co?
- Nic. Albo nie, weź sok żurawinowy - odparł kierując się już na schody, ale odwrócił się widząc, że demon stoi w tym samym miejscu, jakby na coś czekał. - No co? - zapytał, ale po chwili zrobił taką minę, jakby coś sobie uświadomił.- O nie, nie zaczynamy tematu. Nawet nie próbuj mnie przekonać do niczego innego. Idź już bo czas tracisz, zobacz jaki tłok przy barze. Zanim ci coś podadzą to zdążę się zestarzeć - dodał, po czym obdarzył głębianina wyszczerzem i ruszył w górę. Ten wzruszył ramionami jakby mówił „jak sobie chcesz” i poszedł w stronę kontuaru. Dziwnym trafem Cal nigdy nie miał większych problemów, by dostać się gdzieś przez tłum ludzi. Ci jakoś zawsze sami usuwali mu się z drogi kiedy tylko włączały im się ośrodki niepokoju na widok kogoś takiego.
Mirt miał rację, że górne piętro było trochę mniej zatłoczone, bo większość osób świetnie bawiła się na dole na parkiecie wspomagana szczodrymi ilościami napojów wyskokowych i Pan wiedział czego jeszcze. Czwarta rano to idealny czas by zapomnieć o zmęczeniu i puścić wszystkie hamulce, w końcu po to istniała sobota by odsypiać piątkowe szaleństwa. Jeszcze tylko raz przemknęła mu absurdalna decyzja Mamona, ale zaraz stracił zainteresowanie tematem i ucieszył się z paru dodatkowych godzin wolnego. Usiadł na jednej z kilku wolnych, małych skórzanych kanap, które stały po dwie przy niskich metalowych stoliczkach i zamykając oczy odchylił głowę do tyłu splatając dłonie na karku. Sofy ustawiono bokami do ściany a tyłami do siebie, więc tworzyło się coś na kształt małych lożyczek. Te prawdziwe, duże, z podświetlanymi blatami stołów i dające znacznie większą dozę prywatności znajdowały się na dole bliżej dwóch barów, ale tam nawet nie próbował zaglądać, bo zawsze były zajęte. Tu na górze też było w porządku a i zgiełk jakby był trochę mniejszy.  


Powrót do góry Go down
CashmereSkype & Chill
Cashmere

Data przyłączenia : 14/09/2018
Liczba postów : 125
Cytat : Start with a whisper and end with a shout. Give me a kiss and then spit in my mouth

Imperfection Empty
PisanieTemat: Re: Imperfection   Imperfection EmptySro Wrz 19, 2018 8:10 am

Robiło się już chyba późno. Otaczający Christo ludzie zmieniali się, odchodzili, zmęczeni i cholernie pijani, zastąpieni nowymi, o większej ilości energii. Chłopak, który dla niego tańczył, nadal przy nim tkwił, prawdopodobnie mając nadzieję na spektakularny finał tej nocy w mieszkaniu anioła, nie zdając sobie sprawy, że jeszcze chwilę i zostanie tutaj sam, bez perspektyw na dobry seks. Dalej jednak tańczył na stole, ładnymi biodrami wykonując kuliste ruchy, pociągając raz po raz łyk swojego trunku.
Anioł zniszczenia nie był pijany. Nie mógł upić się ziemskim alkoholem, nie mniej, posiadane przy sobie Świetliste używki dawały niezłego kopa. Będzie musiał pamiętać, by podczas wizyty w Głębi, zaopatrzyć się jeszcze odrobinę.
Butelka stała prawie pusta, anioł dopił ją więc, odstawiając ponownie na stolik, pomiędzy nogami mężczyzny, którego imienia nawet nie zapamiętał.
Już miał wstawać, dziękując przy tym tańczącej chłopczynie, gdy po drugiej stronie sali, pomiędzy kręcącymi się, nielicznymi ludźmi, dostrzegł Mirta. Zmarszczył brwi, w pierwszej chwili uznając to za błąd skupienia, albo głupią pomyłkę, ale nie. Poznałby te jasne kosmyki włosów, nawet teraz, gdy rozpuszczone kusząco opadały mu na ramiona.
Z odczuć, najbardziej przepełniało go zdumienie. Zarówno miejsce jak i pora, mało pasowało mu do anioła służebnego. A jednak był tam, siedział. Sam? Nie, pewnie na kogoś czekał.
Ukłucie niezadowolenia targnęło byłym oficerem.
- Złaź. Zasłaniasz mi - warknął do chłopaka, dalej dreptającego po stoliku. Tamten posłusznie zsunął się, opadając ciężko obok anioła i śmiejąc się z ręką na jego udzie. Christo zignorował go, jasnym spojrzeniem świdrując kelnera.
- Koniec na dzisiaj - dodał jeszcze, nie zaszczycając swojego towarzysza nawet jednym trzepnięciem rzęs.
- Już? Nie chcesz się jeszcze trochę pobawić? - tamten z desperacją przywarł do jego boku. Christiael czul jego ciepły oddech na policzku, pachnący papierosami i piwem.
- Nie - warknął tak dobitnie, że towarzysz odsunął się, mamrocząc jakieś przeprosiny.
Christo, ku swojemu niezadowoleniu, nie mógł całkowicie dostrzec Mirta. Loże były ustawione w taki sposób, że praktycznie zasłaniały siedzącego anioła. Może i lepiej. Siedzenie i przypatrywanie mu się z ukrycia, wydało się byłemu oficerowi trochę niestosowne.
Ignorując niezadowolonego, wieczornego partnera, wstał czując jak zasiedziały mu się wszystkie kości. W pierwszej chwili chciał po prostu odejść, ale z drugiej...Na ziemi było cholernie dużo miejsc, w których mógłby się zjawić Mirt tej nocy. Jakaś magiczna moc sprowadziła go tutaj, ponownie konfrontując z Christo.
Ruszył więc w jego kierunku, pchany bliżej nieokreśloną chęcią. Na co? Na przywitanie się? Na wyszydzenie jego słodkiej buźki w tak brudnym miejscu jak to?
- Nie spodziewałbym się Ciebie w takim miejscu - powiedział, kiedy stanął przy stoliku anioła. Nawet bębniąca muzyka nie była w stanie zagłuszyć jego głosu, o dziwo nawet trochę nie przesiąkniętego kpiną. Teraz poczuł się jak Mirt w momencie, gdy stał przy ich stoliku w Inferno. Całkiem niezła pozycja, musiał przyznać. Miał na wszystko oko.
Jasne, niemal białe oczy studiowały twarz drugiego. Dobry koniec dzisiejszego dnia.
- Mam nadzieję, że Regis nie sprawiał wam większych problemów - dodał, zupełnie jakby to demon, a nie Christo, był sprawcą sytuacji, jaka wydarzyła się w miejscu pracy anioła. Znał jednak przyjaciela; na pierwszy rzut oka był niegroźnym i lubiącym się bawić demonem, ale widział go w sytuacjach, gdzie mało kto chciałby mieć z nim cokolwiek wspólnego. Brutalnością potrafił dorównać nawet byłemu Szerszeniowi. Nim powiedział coś więcej, wyczuł jak ktoś staje za nim. Odruchowo spiął się i wyprostował, luźno zerkając za siebie, z mało przyjemnym wyrazem twarzy dostrzegając barmana z Inferno. Tego samego, który kilka godzin temu najchętniej podziurawiłby go na sito. Anioł był poirytowany. Nie wiedząc czemu, wcale nie podobała mu się ta sytuacja, a już na pewno nie Cal w roli towarzystwa Mirta.
Mierzyli się chwilę wzrokiem, ale ani jeden ani drugi, nie mial zamiaru rozpamiętywać sytuacji z Inferno. Ot, stało się. Nie dało się ukryć, że nie pałali do siebie większą sympatią.
- Jestem bardziej spokojny, widząc Cię z tym szaleńcem - Christo uśmiechnął się krotko. To akurat było prawdą; Jeśli Mirt postanowił szlajać się w tak plugawych miejscach, dobrze, że mial przy sobie niezrównoważonego demona.
Powrót do góry Go down
ShadowChameleon
Shadow

Data przyłączenia : 16/09/2018
Liczba postów : 42

Imperfection Empty
PisanieTemat: Re: Imperfection   Imperfection EmptySro Wrz 19, 2018 3:08 pm

Do głowy by mu nie przyszło, że może dziś ponownie spotkać tego czarnego anioła z baru a tak po prawdzie to nie sądził, że zobaczy go jakoś w najbliższym czasie. Chociaż, skoro miał jakiś interes z Mamonem, to może by się jeszcze pojawił w Inferno.
Sam nie wiedział, co miał o nim myśleć. Na pewno czuł respekt tym szczególniej że to, czego był świadkiem było w jakimś sensie spektakularne. Może nie chodziło o samą akcję jako taką, ale… Nawet ciężko byłoby mu to opisać. Całą energię? Ogólne wrażenie? O to, jak namacalnie można było odczuć nienamacalne? Nawet ludzie musieli to odczuć. Ciężko było przejść koło kogoś takiego obojętnie i chociaż szedł o zakład, że Cal by tego nie przyznał, też musiał być pod jakimś wrażeniem.
Oczywiście dochodziła też do tego ta jego nienaturalna skłonność do interesowania się osobami, którymi żaden porządny anioł interesować się nie powinien. Może po prostu był tak znudzony pracą i przebywaniem w Królestwie, że teraz wszystko, co odbiegało od standardów wydawało się znacznie ciekawsze. Co z tego, że pewnie z przewidywaniami marnie się to dla niego kiedyś skończy. Może nie wyglądał, ale pod pewnymi względami lubił ryzyko i był niezdrowo ciekawy jak długo uda mu się wychodzić bez szwanku. Miał w czasie swojej egzystencji kilka podbramkowych sytuacji w których o dziwo znalazł się z nie swojej winy, ale zawsze w ten czy inny sposób mu się upiekło. Niektóre znajomości nie skończyły się dobrze, ale przynajmniej były ciekawe.
Na dodatek nie było co kłamać, Christo był wyjątkowo pociągającym aniołem i choć anioły zazwyczaj brzydotą nie grzeszyły, to niektóre po prostu były… majestatyczne. Nie tylko pod względem fizjonomii, ale też i swojej energii, aury jak kto wolał. Była niebezpiecznie magnetyczna.
Właściwie to powinien ją wyczuć, ale chyba jednak był trochę zmęczony po dzisiejszej nocy, więc dźwięczny głos go zaskoczył. Otworzył oczy by spojrzeć w lodowatą toń w której można by się utopić, gdyby ktoś miał na tyle odwagi, by patrzeć w nią tak długo. Nie zmienił jednak pozycji i odpowiedział głosem spokojniejszym, niż się spodziewał.
- Wielu rzeczy inni się po mnie nie spodziewają - stwierdził zagadkowo zgodnie z prawdą i wyprostował się a nawet pochylił się trochę w przód, opierając między nogami ręce o kanapę, jak mały dzieciak siedzący na murku. Miał doskonałą świadomość tego, że wyglądał trochę infantylnie i zazwyczaj ani ludzie ani inne istoty niespecjalnie brały go na poważnie, widząc w nim tylko uśmiech i tę wpisaną w niego uczynność, co z jednej strony było całkiem pożyteczne gdy musiał się wykręcić z tego czy owego. Ale za tym ciepłym spojrzeniem czaiła się chłodna inteligencja.
- Ja nie spodziewałem się, że cię jeszcze dziś zobaczę a tu proszę. Niespodzianki, niespodzianki. I nie, twój przyjaciel nie sprawiał  problemów, nikt nie sprawiał już żadnych problemów. Poza tym, nawet gdyby, to chyba jest wystarczająco dużym demonem by odpowiadać za siebie? - podsumował i spojrzał w bok, za Christo w momencie, gdy ten też się odwracał. Przez chwilę poczuł zimny skurcz w żołądku bojąc się, że znów może zazgrzytać, ale na szczęście obydwaj podeszli do sprawy w barze z dystansem. Cal zazwyczaj nie chował żadnej urazy, bo jeśli jakieś miał, to załatwiał je natychmiast. Zazwyczaj.
- Nie wiem z jakiego powodu w ogóle miałbyś się o niego martwić, pierzasty - odparł przechodząc ostentacyjnie obok anioła i postawił butelkę szkockiej dla siebie oraz szklankę z czerwonym sokiem dla Mirta na stoliku. - Jedyną szaleńczo niestabilną osobą tutaj jesteś ty. Twoja reputacja dawno cię wyprzedziła i nie jest jedną z najchwalebniejszych. Idź więc może wyżywać się gdzie indziej a na przyszłość przed wizytą w Inferno popal sobie trawkę z Fatimy na uspokojenie, bo jak w końcu wkurwisz Mamona, to możesz zapomnieć o dobrych zleceniach u kogokolwiek. Pierwsza przyjacielska rada gratis, nie ma za co - skończył dając do zrozumienia, że Christo ma się wynosić z ich okolicy, najlepiej na promień nie mniejszy niż odległość do słońca.
Mirt się nie wcinał, bo skoro Cal wygłosił taki - jak na niego - monolog, to znaczy że musiał upuścić trochę pary. Demon miał trochę racji, bo jeśli Mamon czegoś nie lubił, to strat. Może jeszcze nie był zły za ten wyskok, bo miał w perspektywie jakiś kontrakt o którym wspomniał, ale następnym razem może nie być już taki wyrozumiały.
- No dobrze, dobrze, już. Było, minęło, wszyscy żyją, jest wspaniale. Cal, daj mi sekundę, zaraz wrócę. Postaraj się jeszcze nikogo nie podrywać - skrzydlaty uniósł się z miejsca i ruchem głowy poprosił Christo żeby się oddalili. Względny spokój spokojem, ale najwyraźniej mając pod bokiem dwie tykające bomby lepiej było minimalizować ryzyko.
- Dlaczego poprosiliście dla mnie o podwyżkę? - zapytał opierając się plecami o ścianę w jakimś załomie, gdzie muzyka nie była aż tak głośna. Chyba dalej korytarz prowadził do jakichś pomieszczeń, może łazienek. Grunt, że było tu spokojniej i poza zasięgiem wzroku demona pozostawionego na kanapie. Skrzyżował przy tym ręce na piersiach i wydawać się mogło, że miał do tamtych pretensję o taki czyn.
- Ani ja nie jestem nic wam winien ani wy mnie, nie znamy się i nie widzę powodów, dla których mielibyście robić coś takiego. To bardzo miłe i bardzo zbyteczne.
Powrót do góry Go down
CashmereSkype & Chill
Cashmere

Data przyłączenia : 14/09/2018
Liczba postów : 125
Cytat : Start with a whisper and end with a shout. Give me a kiss and then spit in my mouth

Imperfection Empty
PisanieTemat: Re: Imperfection   Imperfection EmptySro Wrz 19, 2018 6:19 pm

Uśmiechnął się. Mirt był urokliwy z jego specyficzną postawą i brakiem strachu do jego osoby. Wiele istot się go bało, czasami bezpodstawnie, w końcu nikogo nie zabije przez głupie pytanie czy krótką rozmowę. Faktycznie, historie na jego temat nie przynosiły mu dobrej sławy, tym bardziej więc, kiedy Mirt tak bezwstydnie patrzył mu w oczy, zarówno rozbawiło to anioła, jak i zaintrygowało. Przyszło mu na myśl, że anioł służebny zachowuje się swobodnie ale szczerze, nie siląc się na żadną sztuczną postawę względem kogokolwiek.
Uniósł brew, zaciekawiony słowami, z ukrytą nadzieją, że może kiedyś sam będzie mógł odkryć, czego to pozostałe istoty nie spodziewają się po jego rozmówcy. Mały, nieświadomy niczego kusiciel.
- Pewnie bliżej mi do takich miejsc niż jakichkolwiek innych - wzruszył ramieniem. Nigdy nie należał do grzecznych aniołów i jeśli jakiś bar lub klub należał do tych kategorii poniżej dobrego smaku, na pewno był w nim więcej niż jeden raz. Mirta doklejał raczej do miejsc spokojnych: biblioteki albo spokojnego parku. Tutaj wszystko obrażało jego delikatność.
Nawiązanie do Regisa potraktował krótkim śmiechem. Ładnym uśmiechem, który przy dość mocnych rysach wyglądał jak doklejony z innej bajki.
- Potrafi o siebie zadbać. Zazwyczaj. Tak jak Ty, ma tendencję do pojawiania się w samym środku cyklonu - wyjaśnił. Uczucia względem demona mógł opisać krótko - braterskie. Był dla niego jedna z najbliższych osób, jak nie jedyną, której bez wahania powierzyłby swoje życie. Często jednak pakował się w kłopoty i marne towarzystwo, szczególnie kochanków, bo w miłości nie miał takiego szczęścia jak przy grach hazardowych, które tak uwielbiał.
Szkoda, że pojawienie się Cala przerwało ich rozmowę. Do cholery, że też ostatnio zawsze wpadał między wódkę a zakąskę.
- Nie rozśmieszaj mnie - Christo przewrócił oczami i westchnął trochę rozbawiony. Postawę demona, sama w sobie, mógł zrozumieć. Istoty z głębi były dość prymitywny i proste, najczęściej mało przyjacielskie (tutaj Regis był chyba jakimś chorym wybrykiem). Nie przejmował się więc brakiem sympatii z jego strony czy też zbyt pewnym siebie podejściem. Jednak słowa go poirytowały, co dało się wyczytać na przystojnej twarzy.
- Możesz mi naskoczyć. I obciągnąć - powiedział spokojnie, mrużąc powieki. - Ty i Mamon. Doskonale wie, że gówno może mi zrobić. Jego zlecenia? Proszę Cię. Najwyraźniej potrzebuje mnie na tyle, że jest w stanie stulić pysk - oparł dłonie na stoliku, pochylając się mocno w stronę demona.
- Zresztą, gdyby miał kogoś przydatnego u siebie, nie szukałby pomocy gdzieś indziej, prawda? - mruknął, dając mu do zrozumienia, że sprawdzić to może się za barem, nie w jakiejkolwiek walce.
Christo nie bał się Mamona. Jasne, było to raczej wywołane tą wkurzającą cechą charakteru Christo, która nakazywała mu zlewać większość ciepłym moczem. Mamon dawał dobre zlecenia, ale nie płacił za nie odpowiednio. Był sknerą i oszustem. Nawet jeśli zleceniodawca urwałby z nim kontakt - trudno. Cenił się za bardzo, by zwracać na to szczególną uwagę. Było o wiele więcej, wyżej postawionych istot, które były skore zapłacić krocie za jego usługi, czy to z dobrą opinią czy nie. Robota miała być zrobiona. Nieskromnie wiedział, że jest jednym z lepszych wojowników. I skrzętnie to wykorzystywał.
Gromił Cala ostrym spojrzeniem, aż nie odezwał się Mirt. Wyprostował się, tracąc zainteresowanie demonem i ruszając za niższym aniołem. Rozluźnił palce, które ścisnął nieświadomie przy rozmowie z barmanem. Trawka z Fatimy. Nie głupi pomysł, by trochę ukoić nerwy.
Tam gdzie zaprowadził go Mirt, muzyka dalej grała, jednak zagłuszona odrobinę przez ściany. Światło też było bardziej brudne i czerwone, przywodzące na myśl lokale z paniami lekkich obyczajów. Odpalił papierosa, zaciskając go mocniej pomiędzy wargami. Nie był zaskoczony tym pytaniem.
- A dlaczego nie? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Patrząc na jego twarz i pytanie w oczach, aż mruknął z niezadowoleniem. - Dlaczego robisz z tego problem? - strzepnął lekko popiół na podłogę, wypuszczając dym spomiędzy ust.
- To był mój pomysł. Bez większego powodu - wyjaśnił. Nie myślał, że dożyje kiedyś chwili, gdy ktokolwiek pogardzi wcale nie tak małymi pieniędzmi. W dodatku za darmo. Zirytował go tylko jeden, mały fakt.
Zbliżył się mocniej, na kilka milimetrów od towarzysza. Pochylił się, opierając dłonią o ścianę tuż przy głowie anioła i spojrzał mu w oczy z zaciekawieniem.
- Dlaczego nie możesz po prostu tego zignorować? Podziękuj, albo nie dziękuj. Weź te pieniądze albo komuś oddaj. Nie jesteś mi nic winien i nie będziesz. Po prostu je przyjmij - ciepły oddech omiótł policzki Mirta, gdy wypowiadał słowa. Christo poczuł, że anioł służebny ładnie pachnie. W jakiś sposób dziwnie znajomo.
- Jeśli już koniecznie potrzebujesz jakiegoś powodu, to proszę. Wydałeś mi się najszczerszą istotą w tym burdelu. Już dawno nie miałem ochoty z kimś tak bardzo porozmawiać jak z Tobą - odsunął się, zatykając wargi papierosem. Mamon i tak chciał zapłacić im za mało. Wyrwanie mu dodatkowych 50% i przekazanie ich Mirtowi, było odruchem sympatii. Można powiedzieć, że Mirt zrobił niemałe wrażenie na byłym oficerze.
Christo nie pracował dla pieniędzy. Jasne, były potrzebne, ale anioł nie był tez wygodnicki. Jeśli zarobił więcej, po prostu resztę odkładał. Dbał o najważniejsze potrzeby a zlecenia przyjmował trochę z nudów i trochę po to, by poczuć się chociaż minimalnie potrzebnym. Dla kogoś, kto żył wojną, jej brak działał destrukcyjnie.
Powrót do góry Go down
ShadowChameleon
Shadow

Data przyłączenia : 16/09/2018
Liczba postów : 42

Imperfection Empty
PisanieTemat: Re: Imperfection   Imperfection EmptySro Wrz 19, 2018 7:27 pm

- Pff, chciałbyś. Sorry skarbie, nie zasługujesz nawet na ręczny. - Cal rozparł się na kanapie zakładając rękę za oparcie, z szyderczym uśmieszkiem lustrując twarz anioła. Ten "skarb" w odniesieniu do oficera był tak absurdalny, że aż obraźliwy. Nie boi się Mamona? Dobrze, niech i tak będzie, może kiedyś naprawi sobie ten skrzywiony mechanizm myślenia długofalowego. - Może jest, może nie- dodał jeszcze i również stracił zainteresowanie Christo, uwagę swoją skupiając na butelce. To prawda, że ludzkie trunki niespecjalnie mogły ich ruszyć, ale Cal zwyczajnie lubił smak szkockiej. Może gdyby wypił kilka butelek, przyniosłoby to jakiś skutek. Mirt był chyba jedynym znanym mu przypadkiem anioła czy demona, który reagował na ludzkie procenty.
Nie wydawał się też dotknięty uwagą o przydatności, bo wyznawał filozofię, że nie trzeba się bez potrzeby męczyć. Nigdy nie dał Mamonowi do zrozumienia, że chce załatwiać jego brudne sprawy i chociaż bronią posługiwał się całkiem niezgorzej, to było za wiele zachodu. On, w przeciwieństwie do niektórych, był bardzo wygodnicki. Z drugiej jednak strony może Christo powinien uważać następnym razem, gdy pojawi się w barze, bo nigdy nie wiadomo, co znajdowało się w tych wszystkich butelkach za barem i co przypadkiem mogło trafić do czyjegoś drinka. Może Demon nie miał predyspozycji do walki wręcz, za to miał szereg innych, przydatnych umiejętności połączonych z wiedzą.
- Nie robię problemu, po prostu chcę wiedzieć. Wybacz, jeśli nie do końca wierzę w altruizm na tym świecie, jakoś go nie za wiele nawet wśród aniołów.
Dziwnym trafem patrzenie w oczy temu aniołowi było łatwiejsze z większego dystansu, z tak bliskiej odległości angażowało to więcej siły woli i finalnie musiał spasować i spojrzeć gdzieś w bok. Później nie potrafił stwierdzić, czy to ze strachu przed nim samym czy że go ten wzrok w jakiś dziwny sposób zahipnotyzuje. Kolejny dreszcz, podobny do tego, który poczuł w barze, przeszedł mu po kręgosłupie i aż mimowolnie zacisnął trochę mocniej szczęki. Bardzo cenił sobie swoją strefę osobistą, którą potrafił utrzymać nawet w zatłoczonym barze i od dawna już nikt jej nie naruszał w tak bezwstydny sposób. Z wewnętrzną ulgą więc przyjął to, że Christo znów się odsunął. Nie, żeby było to niemiłe, ale zaczęło się robić niebezpieczne.
- Rozmowy ze mną są darmowe, nie jestem kurtyzaną żeby mi za nie płacić. - Najwyraźniej miał w sobie więcej dumy niżby wskazywało na to jego pochodzenie. To był kolejny z jego grzechów, które nie spodobałyby się arystokracji. W końcu nie był od tego by się buntować czy mieć swoje zdanie na jakiś temat, tylko od służenia. Szkoda wielka, że w końcu przestał się na to zgadzać. Na ziemi może było marniej, ale przynajmniej mógł być sobą. Jeśli według kodeksu zrobił coś złego i miał za to płacić, była to wyłącznie jego wina i nie żałował ani trochę. Wewnętrzna chęć zrobienia Górze na złość była w nim silniejsza. Przykre było to, że nie mógł połączyć służenia Jasności i bycia sobą, prawa i przepisy były nie do przeskoczenia. W wielu zakazach nie widział niczego złego, wiele czynności czy poglądów nie wydawało się ZŁYCH, ale według Władzy najwyraźniej takimi były.
- Nie zrozum mnie źle, nie chcę cię obrażać. To był miły gest i tak, dziękuję ci za niego - opuścił jedną rękę i drugą potarł ramię trochę w zakłopotaniu. Uświadomił sobie, że właśnie objechał kogoś, kto uczynił bardzo miły i niespodziewany gest, ale po prostu bardzo nie chciał być niczyim dłużnikiem. Nie znał tego upadłego, nie znał jego intencji i skąd miał wiedzieć, że kiedyś nie pojawi się po jakąś spłatę długu czy coś w tym rodzaju. Chciał stanowić sam o sobie. Zawsze. Mógł pracować z demonami i dbać o ich interesy, ale przynajmniej sam o tym zdecydował.
Powrót do góry Go down
CashmereSkype & Chill
Cashmere

Data przyłączenia : 14/09/2018
Liczba postów : 125
Cytat : Start with a whisper and end with a shout. Give me a kiss and then spit in my mouth

Imperfection Empty
PisanieTemat: Re: Imperfection   Imperfection EmptySro Wrz 19, 2018 8:34 pm

Patrzył na niego w milczeniu, tylko częściowo rozumiejąc jego stanowisko. Sam też pewnie nie przyjąłby od nikogo pieniędzy za nic i nie wiedziałby jak zachowałby się w takiej sytuacji. Odrobinę jednak ugodził go fakt, że kiedy już postanowił dobrowolnie z serca zrobić cokolwiek dla kogokolwiek, pomoc zostaje odtrącona. Chyba minęło zbyt wiele od ostatniej próby nawiązania z kimś normalnego kontaktu. Anioł zniszczenia był w tym po prostu bardzo kiepski.
- Naprawdę uważasz, że potrzebuję pieniędzy, żeby zmusić kogoś do rozmowy z sobą? - niemal warknął. Zbyt ostro. Odetchnął więc tylko, marszcząc brwi i wywołując na czole pojedynczą, pionową linię.
- Nie o to mi w tym wszystkim chodziło - wyjaśnił już spokojniej, strzepując popiół z papierosa i biorąc ostatni nim wdech, nim zgniótł go pod podeszwą buta. Uznając całą tą rozmowę i swój gest za błąd, odpuścił, wzruszając ramionami. Przeczesał krucze włosy smukłymi palcami i rozejrzał się bez większego celu.
- Zrób z pieniędzmi co chcesz. Ja ich nie potrzebuję. Obiecuje też nigdy nie wracać do tego tematu. Oddaj je Mamonowi, jeśli uznasz to za stosowne. Jest mi wszystko jedno - mruknął, w końcu na powrót spoglądając na kelnera. Ciężko byłoby być na niego złym, kiedy przybierał tą zakłopotaną postawę. Christo też do końca nie zachował się w porządku, właściwie samemu do tego doprowadzając. Och, niezły z Ciebie anioł, Christo. Nie wychodzą Ci nawet dobre uczynki.
Chyba milczeli zbyt długo, bo Christo odniósł wrażenie, że ewidentnie narzuca się tamtemu. Było też późno, a sam mial niewiele godzin na regenerację, zanim wyruszy do Głębi. Na samą myśl o tym, czuł się okrutnie wykończony.
Ostatni raz wyciągnął dłoń, odgarniając z twarzy rozmówcy jasne kosmyki włosów. Było to głupie i niepotrzebne, ale wewnętrzna potrzeba uczynienia tego gestu była chyba silniejsza niż racjonalny pomyślunek.
- Idź już. Nie będę Cię już niepokoił. Uważaj na siebie, Mirt. Szkoda by było stracić równie wartościowego anioła - powiedział, cofając się o krok i zapewniając oby odpowiednią przestrzeń pomiędzy. Atmosfera jaka się wytworzyła, trochę gorączkowa i napięta, gdzieś uleciała, na powrót zastąpiona oparami dymu i ciężkim zaduchem lokalu. Były oficer obrócił się i ruszył kilka kroków, zaraz jeszcze na chwilę przystając. Spojrzał przez ramię na Mirta, posyłając mu blady, ledwo widoczny uśmiech.
- Daj znać, gdybyś potrzebował kiedyś pomocy. Wystarczy, że odpowiednio mocno się pomodlisz - zaśmiał się, chociaż to wcale nie był żart. - Usłyszę Cię. I znajdę. Baw się dobrze - rzucił na odchodne, oddalając się energicznym krokiem.
Misja zakończona porażką. Tylko o jaką misję właściwie mu chodziło? Tak jak teraz, lekko roztargniony i zdezorientowany, czuł się ostatnio setki lat temu, kiedy jeszcze zamieszkiwał drugi krąg. Wtedy też nie skupiał się tylko na pracy, ale także na drugiej osobie, którą ledwo co znał. Zauroczenie?
Na starość musiał dziwaczeć. I w dodatki znowu zaczęło padać.
***
Christo nie zjawił się w Inferno na drugi dzień, tak jak zapowiedział. Przez cały weekend było cicho choć tłoczno, praca przebiegała bez większych afer, nie licząc drobnych pijaczków, którymi raz dwa zajmował się Cal. Dopiero we wtorkowa noc, grubo po północy, drzwi do lokalu otworzyły się z takim impetem, jakby ktoś ostro przywalił w nie z buta. Co miało prawdopodobnie miejsce.
- Gdzie on jest?! - Christo był wkurwiony. Chociaż to określenie było z leksza delikatnym określeniem stanu, w jakim się znajdował. Jego twarz przyozdabiały rany i resztki zakrzepłej krwi. Wargi były zaciśnięte mocno, przez co sprawiał wrażenie, jakby jego usta były jedną, wąską linią. Oczy mial zimne i wściekłe, pełne ukrywającej się pod źrenicami agresji. Nikt nie chciałby być w tym momencie poszukiwanym.
- Gdzie jest, do kurwy, Mamon?! - podszedł gwałtownie do baru i szybko uniósł dłoń w kierunku Cala. - Nie rozpierdolę Ci jebanego baru, muszę porozmawiać z tym skurwysynem - wysyczał ciszej. Czarna kurtka była porwana, na ramieniu przesiąkła krwią, której rdzawy zapach unosił się z każdym ruchem Anioła Zagłady. Jeśli w piątkowy wieczór, jego aura była przytłaczająca, teraz uniemożliwiała funkcjonowanie. Trudno było uwierzyć, że był aniołem.
Rzucił na kontuar worek. Zadźwięczały monety, w połowie rozsypujące się na barze. Oddychał szybko, wpatrując się z barmana stanowczo. Nie miał obowiązku mu odpowiadać, to oczywiste, ale w tej chwili Christo miał to gdzieś.
Kręciło mu się w głowie. Zlecenie, rzeczywiście nie było zbyt trudne, co potwierdzały odebrane pieniądze, niedbale rzucone na ladę. Nie mniej, sprawy odrobinę się pokomplikowały, gdy wbrew wyraźnym zakazom Christo, do akcji wkroczył Regis.
- Regis był tutaj. W niedziele. Chyba. Nie jestem pewien - mówił gorączkowo, zaciskając palce na drewnianym blacie. Paznokcie zatrzeszczały. - Rozmawiał z Mamonem. Co mu, do kurwy, powiedział?! - tym razem wrzasnął.
- Prawdę - Mamon wyszedł z zaplecza i machnął uspokajająco do Cala. Poprawił okulary, przypatrując się Aniołowi Zagłady.
- Odbiór pieniędzy było sprawą raczej drugorzędną. Widzisz, jeszcze więcej niż to - wskazał podbródkiem na worek - Asmodeusz płacił za doprowadzenie do niego Regisa. Chyba naprawdę zaszedł mu za skórę, co? Chociaż, jeśli mam być szczery to nie wiem czy wolałbym, żeby Asmodeusz mnie nienawidził, czy kochał. Trudna i toksyczna relacja, hm? - uśmiech na twarzy Mamona tak rozjuszył Christo, że ostatkiem sił powstrzymywał się, by nie rzucić mu się do gardła.
- To tylko Twoja wina. Przynosisz na przyjaciół zagładę. Ironia, prawda? - Mamon rozejrzał się. Zerknął przelotnie na Mirta.
- Co mu powiedzialeś?! - Christo cedził przez zęby każde słowo. Mamon zaśmiał się. Nieprzyjemnie.
- Nie mial z tobą kontaktu. Jest dość łatwowierny, więc powiedziałem, że prawdopodobnie siedzisz w lochu Asmodeusza. Wystarczyło - zacmokal.
Powrót do góry Go down
ShadowChameleon
Shadow

Data przyłączenia : 16/09/2018
Liczba postów : 42

Imperfection Empty
PisanieTemat: Re: Imperfection   Imperfection EmptySro Wrz 19, 2018 10:24 pm

- Nie, jestem przekonany, że jesteś świetny w zmuszaniu innych do rozmowy. Pytanie tylko brzmi, co tak naprawdę chciałbyś usłyszeć - odparł z jakąś melancholią kiedy podniósł na niego spojrzenie. Różnica była kluczowa, albo usłyszałeś to, co chciałeś usłyszeć albo usłyszałeś szczerość. Może było to dla postronnych dziwne, ale jakoś nie przerażały go te nagłe zmiany nastroju Christo. Po części takie miał usposobienie a po części w przeszłości widać miał do czynienia z wybuchowymi osobami i znosił to na spokojnie.
- Wiem, Christiaelu - przypomniał sobie jego pełne imię i to dlatego nie mógł wcześniej skojarzyć dokładnie osoby i historii. Jak większość, znał jej ogólny zarys ale to imię usłyszał może raz, dawno, dawno temu i wyleciało mu z głowy. Nawet gdy ten przedstawił się w barze, coś mu nie do końca grało. Właściwie to czy on go kiedyś już nie widział? Gdzieś? W starych czasach?
- Nie uważam za stosowne zwracać Mamonowi czegokolwiek bo i tak nic, co posiada, tak naprawdę nie należy do niego. To ty na siebie uważaj. Mam nadzieję, że wasze interesy skończą się pomyślnie -pożegnał się z nim tymi słowami nie wiedzieć, czy odczuwał ulgę gdy ten odszedł, czy nie. Nie, zdecydowanie odczuwał niepokój, czuł go gdzieś w klatce piersiowej jak obijał się o żebra; niby lekki jak powietrze a jednak miał znaczący ciężar.
Wracając do stolika zastanawiał się, czemu miałby się martwić o dopiero co poznaną przed kilkoma godzinami osobę. Takich skrzydlatych czy demonów przychodzących do baru by zrobić z Mamonem jakiś interes było mnóstwo. Czasem ich obsługiwał, czasem nie, ale nigdy głębiej nie zastanawiał się w co ci się pakują i nawet niespecjalnie go to interesowało.
- Coś ty taki struty? Mówię ci, żebyś lepiej trzymał się od niego i jego ziomków z daleka. Tacy zawsze ściągają na siebie problemy. Obyśmy już ich szybko nie spotkali - Cal po raz kolejny wyraził swoje zdanie na temat tego całego dzisiejszego przedstawienia, naprawdę żywiąc nadzieję, że nieprędko znów zobaczy jakiegoś napuszonego pierzastego z gatunku “Co-To-Nie-On”.
- Nie sądzę, Cal. Inni po prostu źle go oceniają - odpowiedział siadając i z roztargnieniem sięgając po szklankę.
- A skąd ty niby możesz wiedzieć?
Mirt posłał mu przeciągłe, poważne spojrzenie.
- Bo ciebie też tak oceniają.
***
Nazajutrz praca rozpoczęła się normalnym rytmem; sprzątanie, przygotowania do obsługi, trochę plot z zeszłego wieczora którymi trzeba się było podzielić póki Mamona nie było w pobliżu. Zazwyczaj nie mieli tego problemu, bo demon zjawiał się tylko, gdy miał jakiś interes do ubicia i nie ingerował za bardzo w pracę baru o ile przynosił zakładane dochody. Czasami tylko osobiście dawał do zrozumienia, że ten czy inny klient ma zostać obsłużony jak sam Pan Ciemności i biada im, jeśli będzie jakaś wtopa.
Popołudnie było spokojne, więcej demonów zaczęło się pojawiać koło ósmej wieczór by o dziesiątej znów mieli komplet. Fama o wczorajszych zajściach i gościach rozeszła się echem i póki co chyba wszyscy obawiali się jakiejś głośniejszej rozmowy czy zwyczajnych wybryków.
Mirt jak zwykle krzątał się między stolikami roztaczając przyjacielską aurę, chociaż od czasu do czasu popatrywał na drzwi a uśmiech na kilka sekund znikał z jego ust. Wydarzenia wczorajszej nocy siedziały w nim i rozsiewały nieprzyjemny niepokój, chociaż przecież cała sprawa go nie dotyczyła, on tu był tylko trybikiem w maszynie i nic mu do interesów Mamona oraz jego zleceniobiorców. Mimo wszystko spodziewał się zobaczyć dziś ciemnowłosego anioła i gdy o szóstej rano po porządkach zamykali bar, czuł się zawiedziony, że ten się nie pojawił. Zawiedziony i dziwnie strwożony. Starał się jednak tego nie okazywać, bo Cal znów zacząłby truć swoje i chociaż Mirt był cierpliwy, to kolejny raz nie chciałby wysłuchiwać jego stanowiska. Co on się tak uwziął na tę dwójkę, nie lepsi już tu przychodzili.
***
Huknęło i niemal wszystkie głowy odwróciły się, by zobaczyć źródło tego hałasu. Nawet ci, którzy nie mieli pojęcia kim był czarnowłosy upiór poczuli, że lepiej byłoby nie przebywać w tej chwili w tym miejscu. Kilka co mądrzejszych dusz umknęło chyłkiem zaraz po tym, jak Christo przeszedł do baru i stopniowo coraz więcej osób zaczęło brać z nich przykład.
Cal, widząc wkraczającego Christiaela westchnął tylko, jakby miał już tego typa i jego pretensji powyżej uszu.
- A skąd ja, kurwa, mogę wiedzieć? Co ja jestem, stenotypista, czy jak? Był, to był - odpowiedział i wzruszył ramionami jakby zupełnie go to nie obchodziło, zanim jeszcze pojawił się szef. Miał chwilę refleksji, czy by się jakoś nie uzbroić, ale po pierwsze pewnie nic by to nie dało a po drugie Mamon kazał mu zbastować, więc tylko się cofnął od kontuaru i skrzyżowawszy ręce na piersi przypatrywał się im z umiarkowanym zainteresowaniem.
Mirtowi natomiast prawie ześlizgnęła się z ręki taca z trunkami i jakimiś przekąskami, kiedy drzwi grzmotnęły o futrynę. Trochę po paru dniach mu przeszło w związku z tą całą sprawą i nawet udawało mu się z powodzeniem o tym nie myśleć podczas pracy, więc to go zaskoczyło. Zresztą obojętnie, czy drzwi wyważył Christo czy zrobiłby to ktokolwiek inny, takich dźwięków raczej się nie spodziewasz na porządku dziennym.
Nogi wrosły mu w podłogę, gdy zobaczył i odczuł szał upadłego, zmierzającego w linii prostej w stronę baru i stojącego za nim demona, który był w połowie robienia jakiegoś drinka. Obserwował całą sytuację z boku, na prawo od baru i chociaż stał kawałek od niego, to trudno było nie zauważyć w jakim stanie był Christo. Nie tylko psychicznym ale i fizycznym. Widać nie wszystko potoczyło się pomyślnie. Nie wiedział, czego dotyczyło zlecenie, ale coś musiało się nieźle zepsuć. Cichaczem, jak to tylko kelner-ninja potrafił, przesunął się niezauważenie dalej od całego zajścia. Przede wszystkim miał przemożną ochotę opatrzyć anioła i miałby bez względu na to, czy to był Christo czy nie. Słysząc, jaki numer wykręcił Mamon nie zdziwił się, ale znaczna doza pogardy wlała mu się do serca. Na pewno sprzedał kogoś nie raz i nie dwa, ale tym akurat Mirt się przejął. Regis był bardzo sympatycznym demonem, zupełnie nie jak większość jego rodzaju.
Nie mógł się wtrącić bo prawdopodobnie by to popamiętał a i była to jedna z pierwszych i podstawowych zasad, że do interesów szefa się nie miesza, ale aż go coś wewnątrz skręcało, gdy obserwował rozwój wypadków. Jego anielskie ja nie potrafiło otwarcie znieść takiej podłości.
No i co, za chwilę Christo przyłoży Mamonowi a przynajmniej będzie próbował. Mamon głupi nie był, więc musiał wcześniej przewidzieć to, że anioł przyjdzie wściekły, kiedy dowie się o tym przekręcie, więc na pewno w jakiś sposób się zabezpieczył, ale z kolei Anioł Zagłady nie był pierwszym lepszym aniołem, więc zaraz tu się rozpęta piekło a w środku zostało jeszcze całkiem sporo ciekawskich osób. Co jeśli Mamon będzie chciał wykorzystać fakt, że tamten był w kiepskiej kondycji?
A on sam nic nie był w stanie zrobić. Jak zazwyczaj zawsze coś mu przychodziło do głowy, tak teraz czuł zupełną pustkę. Gdyby się odezwał, tylko pogorszyłby sytuację. Spojrzał na Cala, ale ten niby od niechcenia, acz bacznie obserwował wymianę zdań między szefem a aniołem. Strefa Neutralna Strefą Neutralną, ale zdawało się, że w tym momencie niektórzy o tym zapomnieli. I nie winił ich za to. Mamon pewnie by zniknął, zanim Christo by go dopadł, ale pytanie brzmiało, czy sam nie chciał go w jakiś sposób unieszkodliwić.
Wszystkie te myśli przemknęły mu przez głowę w ciągu kilku sekund potrzebnych mu do osiągnięcia objawienia. Wystarczy jakoś odwrócić ich uwagę, na chwilę. Mamon może spasuje i nie dojdzie do konfrontacji.
Jedną ręką sięgnął za siebie i z wewnętrznej, tylnej kieszeni spodni wyciągnął powoli malutką, cienką fioleczkę. Jak mógł zapomnieć, że zawsze miał ze sobą kilka przydatnych artefaktów. Może nie wybitnie groźnych, ale przydatnych w kryzysowych sytuacjach, których już w życiu trochę miał. Jak to mówią, przezorny zawsze ubezpieczony.
Łza La Salette może nie była specjalnie destrukcyjna, ale z odpowiednią ilością energii i zaklęciem wytwarzała niewidzialny acz dość trujący opar pachnący intensywnie liliami. Przebywanie w nim nikogo by nie uśmierciło a dla ludzi było zupełnie nieszkodliwe, ale dla innych istot skutki zatrucia były tak intensywne i mało przyjemne, że nikomu jeszcze do głowy nie przyszło, by dobrowolnie przebywać chociażby przez trzy sekundy w czymś takim. Nieraz on sam przechodząc ulicą i czując zapach zwyczajnych lilii z kwiaciarni miał ochotę zwiewać jak najdalej.
Złamał bezgłośnie szyjkę i wylał Łzę na podłogę, po czym wrócił na swoje poprzednie miejsce a nawet trochę bliżej i dopiero wypowiedział bezgłośnie odpowiednią formułkę starając się skupić energię dokładnie w miejscu, gdzie spadła, co nie było proste zważywszy na to, że go nie widział i nawet nie chciał patrzeć w tamtym kierunku. Po kilku kolejnych sekundach, kiedy już myślał, że coś spartaczył, na tyłach sali zaczęło się poruszenie i już po chwili zmieniło się w lekki popłoch.
Powrót do góry Go down
CashmereSkype & Chill
Cashmere

Data przyłączenia : 14/09/2018
Liczba postów : 125
Cytat : Start with a whisper and end with a shout. Give me a kiss and then spit in my mouth

Imperfection Empty
PisanieTemat: Re: Imperfection   Imperfection EmptyCzw Wrz 20, 2018 12:02 pm

Mierzyli się ostrym spojrzeniem. Ani Christo ani Mamon nie wyglądali, jakby mieli odpuścić. Na domiar złego, we wzroku właściciela baru widać było pewnego rodzaju satysfakcję, jakby wyprowadzenie anioła zniszczenia z równowagi było jego celem od samego początku.
- Mogleś przyjąć moją propozycję. Może nic takiego nie miałoby miejsca - Mamon wzruszył ramionami, wbrew instynktowi samozachowawczemu, robiąc krok w kierunku anioła, który jeszcze mocniej zacisnął palce na blacie, robiąc w drewnianej powłoce lekkie wgniecenia.
Wiele lat temu demon zaproponował pracę Christiaelowi. Odmówił jednak, ceniąc sobie niezależność i pracę z Regisem, który był dla niego dobrym towarzystwem. Nie sadził jednak, że błaha rozmowa o którą podobno żadne nie miało urazy, przerodzi się w jakiś chory spisek i chęć zemsty. Mamonowi się nie odmawiało i wyraźnie Regis był dla niego kulą u nogi, jakby jego obecność, a raczej jej brak, mógł zmienić zdanie Christo. Nie mógł, ale upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu, przeklęty skurwiel.
- Zajebie Cię! - Wrzask anioła był ostry i przerażający. Stukot przewróconego krzesła rozległ się gdzieś z tyłu, kiedy jeden z klientów probował wycofać się jeszcze bardziej, nie chcąc znaleźć się w polu rażenia ewentualnej walki.
Mirt wyczuł idealny moment. Christo chciał już wykonać skok, przeskakując przeklęty kontuar, gdy za jego plecami rozległa się bliżej nieokreślona panika, zwracająca uwagę zarówno anioła jak i demonów po drugiej stronie. Zdezorientowany oficer zerknął na tył, widząc kaszlące, obijające się o siebie istoty, tłumie probujące dostać się do drzwi wyjściowych, by zaczerpnąć świeżego powietrza.
- Jeszcze do tego wrócimy - Mamon westchnął i odwrócił się, wyczuwając co się święci. - Cal, postaraj się to opanować - dodał jeszcze, znikając w ogólnym zamieszaniu. Christo zaklął, ale i on zrozumiał co się stało. Zapach lilii był tak drażniący, że zaraz zakręciło mu się w głowie. Osłabiony, musiał ponownie przytrzymać się kontuaru, wykaszlując to, co dostało się do jego gardła. W głowie mu zaszumiało i zebrało się na wymioty. Łzy La Salette, nawet jeśli nie były w stanie nikogo zabić sprawiały, że w tym momencie anioł zniszczenia poczuł, jak opada z sił. W normalnych okolicznościach byłby w stanie swobodnie znieść ciężkie opary ale przy licznych obrażeniach i utracie krwi, był to tylko kołek do jego trumny.
Zakrył usta rękawem i rozejrzał się. Po Mamonie nie było śladu, natomiast to co odbywało się teraz w barze, było istnym koszmarem.
Niewiele myśląc, przepchnął się przez tłumek, dostrzegając gdzieś w oddali Mirta. Na chwilę, dosłownie krótki moment, w jego oczach rozbłysła rezygnacja i całkowita bezmoc, jaka ogarnęła jego ciało.
Wycofał się, wychodząc szybko na zewnątrz i dopiero tam biorąc haust świeżego powietrza. Zakołysał się na nogach i odszedł pare kroków, ostatecznie dopadając zimnej, wilgotnej ściany, po której zsunął się ciężko na ziemię.
Dawno nie czuł się tak bezsilny. Czuł się podle, zarówno ramię jak i głowa pulsowało tępym, promieniującym bólem. Przymknął powieki, starając się opanować mdłości. Zapach lilii dalej mu towarzyszył, nieprzyjemnie łechcząc nozdrza.
Zależało mu na bezpieczeństwie Regisa, a nawet tego nie był w stanie spełnić. Przez nieostrożność i zbyt wielka pewność siebie. Zaśmiał się gorzko pod nosem, opuszczając głowę. Zakrwawione dłonie zaciskały się na materiale brudnych spodni, drżąc delikatnie.W takim stanie nie pomoże nawet sobie, nie mówiąc już o przyjacielu. Gdyby nie Łzy, zapewne skończyłby gorzej. Wyraźnie jakaś większa siła czuwała nad jego marnym życiem.
Delikatnie przesunął dłonią po kieszeniach, odnajdując małą buteleczkę narkotyku. Powinien chociaż trochę zneutralizować skutki oparów, a już na pewno otępić go na ból. Wychylił wszystko na raz, oblizując wargi. Smak miało gorzki, połączony z metalicznym posmakiem własnej krwi. Nie skrzywił się, odczekując chwilę na pożądane skutki zażycia narkotyku.
Tymczasem samo Inferno opustoszało. Zostały niedobitki, na które opary w żaden sposób nie zadziałały, a jedynie urządziły im niemałe widowisko.
- Chyba trochę za mocno, co? - Iris spojrzał na Mirta, stając tuż obok. Demon o burzy rudych loków, masie piegów i kobiecym imieniu, wpatrywał się zielonymi oczami w kolegę po fachu. Chociaż sam trzymał się na uboczu podczas zdarzenia, jego uwadze nie uszło zachowanie anioła. W jego głosie jednak nie było potępienia, a wyraźne zrozumienie. Zresztą. Był miłym, sympatycznym i o dziwo dość empatycznym demonem.
- Przynajmniej nikt się nie pozabijał. Że tez musiało trafić się to na mojej zmianie - mruknął, przystępując z nogi na nogę, mocniej ściskając wilgotną ścierkę. Nie pracował codziennie - wpadał raczej do pomocy lub na zastępstwa. Trochę się z tego cieszył; Cal okrutnie go przerażał, jak chyba większość istot.
- Ten anioł nie był w dobrej kondycji. Chyba wyrządziłeś przysługę szefowi - dodał jeszcze z zamyśleniem spoglądając na drzwi.
Powrót do góry Go down
ShadowChameleon
Shadow

Data przyłączenia : 16/09/2018
Liczba postów : 42

Imperfection Empty
PisanieTemat: Re: Imperfection   Imperfection EmptyCzw Wrz 20, 2018 3:11 pm

Po zniknięciu Mamona cała załoga przesunęła się bardziej w stronę zaplecza, gdzie opary były mniej intensywne i dochodziło do nich więcej świeżego powietrza. Nie spanikowali, próbując zachować się odpowiednio i profesjonalnie i nie opuszczać miejsca pracy w kryzysowej sytuacji, ale widać było, że niektórzy byli trochę zdezorientowani całym zajściem. Kolejną sprawą warunkującą pracę w tym miejscu była adaptacja do sytuacji stresowych. Bardzo stresowych i bardzo zagrażających życiu. Praca dla Mamona, jakakolwiek by ona nie była, zawsze była trudna na jakiś sposób.
- A mrok ci w dupę stary cepie! Burdel robi a później weź opanuj. - Cal na swój sposób był lojalny, ale miał niewyparzony język i zazwyczaj trudny temperament. Widać Mamon wykalkulował, że przynosi mu więcej zysków niż strat, więc godził się na te drobne niedogodności, cała reszta musiała się przyzwyczaić do sporadycznych zjebek z tego czy innego powodu lub nawet bez powodu.
Kiedy największa fala przetoczyła się przez bar, kelnerzy i kelnerki ruszyli by pootwierać okna i wywietrzyć pomieszczenia. Ci, którzy byli tu w czasie zajścia pewnie już nie wrócą, ale zawsze była nadzieja, że przyjdą nowi i ta noc nie będzie całkiem stracona. Teoretycznie mogliby zamknąć, bo Mamon już się tu nie pojawi, ale z tyłu głowy mieli jakąś obawę.
- Shhh. Poza tym lepsze to niż Płatki z Guadalupe - uciszył go półgębkiem, bo nie chciałby jednakowoż, żeby przypisano mu tę zawieruchę. Sądził, że większą przysługę wyświadczył Christo niż szefowi, ale kto to wiedział. W każdym razie miałby grubo na pieńku z Mamonem za przerwanie spotkania i wtrącanie się w nie swoje sprawy. Pewnie nawet nie byłby zachwycony gdyby odkrył, że z nieznanych powodów Mirtowi zależało bardziej na interesach Christo niż jego. Tak jak osoby i umowy Mamona go nie obchodziły, tak w tym wypadku było inaczej.
- Przyzwyczajaj się, mam podejrzenie że przez najbliższy czas będą się tu działy różne rzeczy. Po prostu trzymaj się z daleka od szefa i jego kontrahentów a będzie dobrze - klepnął go po plecach i oddał tackę a samemu poszedł za bar grzebiąc po szafkach. I tak zmitrężył trochę czasu, ale było to konieczne. Oj tak, ostatnim razem tak intensywnie tu było kiedy dwóch oficerów Harab Serapel miało jakieś spięcie z Mamonem. Że ten demon jeszcze chodził po Głębi.
- Cal, jakby co, to mnie kryj. Że nie wiem, wypluwam płuca za barem czy cokolwiek. Pewnie nie będzie takiej potrzeby, ale wiesz - poprosił z głową w szafce. W końcu znalazł kilka podłużnych szarych serwet które teoretycznie miały być chyba bieżnikami, ale w miejscu takim jak bar nie miały racji powodzenia.
- Nie muszę znów tego mówić, prawda? - demon najchętniej zagrodził by mu drogę, ale nie miałoby to najmniejszego sensu. Prawie od samego początku wiedział, że to przegrana sprawa a poza tym nie był jego niańką, mógł robić co chciał. Tylko że tyle razy ktoś tu przychodził poturbowany i nikt z tego powodu afery nie robił.
- Przepraszam, ale i tak cię nie posłucham. Nazwij to imperatywem anielskim czy jak chcesz, przykro mi. Nie martw się - podniósł się i położył mu w przelocie rękę na ramieniu. Może nie powinien go obchodzić stan kogoś, kto z własnej woli pracuje z Mamonem, ale to jedno spojrzenie które wyłapał kilkanaście chwil temu nie dawało mu spokoju. Było tak bardzo przytłaczające.
- Anioły to jednak są głupie - westchnął pod nosem z rezygnacją, ale zaraz przybrał swój zwyczajowy wyraz twarzy i ton głosu - No dobra, dość obijania się po kątach, ustawiać te krzesła i stoły! Noc się jeszcze nie skończyła! Ruchy, ruchy! - zagrzmiał zza baru, co podziałało na kelnerów lepiej niż bicz.
Mirt natomiast wyszedł przed bar i rozejrzał się dookoła, ale zobaczył tylko jakieś pojedyncze osoby, które nadal dochodziły do siebie. Musiały być najbliżej Łzy i dźgnęło go poczucie winy, ale niestety nie miał innego wyjścia. Podszedł do nich z pytaniem czy wszystko w porządku, ale jedna część nie była zbyt rozmowna a druga za to warcząca, założył więc że nic im nie będzie.
Zajrzał za jeden róg, przeszedł się wzdłuż, ale że w alejce nikogo nie było, zmuszony był się wrócić i sprawdzić jeszcze z drugiej strony. Wprawdzie był prawie pewien, że anioł też gdzieś się ulotnił, bo po co miałby zostawać w okolicy, ale musiał się upewnić. Wyszedł za drugi winkiel i w pierwszej chwili wziął jakąś czarną kupkę za śmieci, ale śmieci same z siebie się nie ruszają.
- To było tak bardzo nierozsądne posunięcie… - powiedział klękając pewnie na wilgotnym bruku obok poturbowanego anioła. Chciał mu nawrzucać za taki brak wyobraźni, ale tego nie zrobił. Zamiast tego bez zbędnych ceregieli i pytań ściągnął z niego kurtkę, oderwał cieńszy pasek z jednej z serwet, obwinął zranione ramię drugą i przewiązał, żeby się trzymało. Metodycznie i spokojnie, w pełnym skupieniu.
- Przydałby się jakiś uzdrowiciel - powiedział do siebie z rezygnacją przechylając się na różne strony by zobaczyć, gdzie jeszcze ewentualnie ten mógł być ranny. - Boli cię jeszcze gdzieś? Urząd Uzdrowień raczej nie wchodzi w rachubę. Miałem gdzieś kiedyś jakąś pobłogosławioną maść, gdzie ona może być - to mruczał do siebie, to pytał anioła, jakby zupełnie nie przyjmując faktu, że ów może wcale nie chcieć od niego pomocy. Za późno.
Wziął drugi kawałek materiału i zaczął lekko przecierać mu zmęczoną twarz. Widać było, że był wykończony. I niby jak chciał się postawić Mamonowi w takim stanie?
Powrót do góry Go down
CashmereSkype & Chill
Cashmere

Data przyłączenia : 14/09/2018
Liczba postów : 125
Cytat : Start with a whisper and end with a shout. Give me a kiss and then spit in my mouth

Imperfection Empty
PisanieTemat: Re: Imperfection   Imperfection EmptyCzw Wrz 20, 2018 4:19 pm

Nie był pewien, ile czasu tak siedział, skulony pod ścianą. Ból powoli ustępował za sprawą narkotyku, jednak nadal czuł się słabo, trochę jak ostatnie gówno. Na krótki moment odleciał, zatracony we własnych rozmyślaniach a chwilami nawet nie; otaczała go czarna przestrzeń, ogromna cisza, która raz po raz wybuchała ponownie ziemską muzyką jadących z oddali aut i kocimi wrzaskami.
Kolejny raz jednak ocuciło go coś innego. Chłód naprzemiennie z ciepłymi dłońmi, które błądziły po jego ciele. Znajomy zapach, mocniejszy od lilii.
Uchylił powieki, spoglądając na anioła. No tak, mógł się domyślić, że i on gdzieś tu się zjawi, niczym anioł stróż pełen miłosierdzia. Może minął się z powołaniem?
Ostatnim czego chciał Christo, to by Mirt widział go w takim stanie. Jak jakieś poturbowane, osłabione zwierze, niezdolne do samodzielnej egzystencji. Chociaż posturą i wyglądem dalej miał w sobie coś drapieżnego, to ciemna, silna aura gdzieś ulatywała.
Przypatrywał mu się, kiedy obwijał jego ramię, krzątając się z godną podziwu gracją. Christo chciał się zaśmiać, słysząc jego pomruki i marudzenie pod zgrabnym noskiem, nawet spodziewał się jakiegoś karcącego krzyku. Anioł służebny wyglądał trochę, jakby mógł wywołać niemałą aferę.
- Mirt - w pewnym momencie, zdrową dłonią chwycił go za przegub, zmuszając by skupił na sobie jego uwagę. Ten jednak dalej, uparcie rozpowiadał o uzdrowicielach, musiał więc mocniej pociągnąć go w swoją stronę, spoglądając mu stanowczo w oczy. - Mirt! Wystarczy - rzucił z naciskiem, dając mu do zrozumienia, że nie jest z nim aż tak źle.
- Nierozsądnym posunięciem jak Twoja obecność tutaj - zachrypiał, odchrząkując i spluwając w bok resztką krwi. Nie żartował i Mirt pewnie też był tego świadom. Nie wiadomo jak bardzo Mamon był na niego cięty i na jak wiele mógł się posunąć, jeśli chodziło o swojego pracownika, który urywał się z roboty, żeby pomóc wrogowi. Bo, powiedzmy to wprost, relacje pomiędzy Christo i Mamonem, nie były i nigdy już nie bedą dobre.
- Będziesz mial kłopoty. Uciekaj stąd, zanim ktoś Cię zobaczy - polecił i westchnął, dawno już nie widząc w niczyich oczach takiego upory i buntowniczości. Przechylił głowę, wtulając mocniej w dłoń Mirta, którą obmywał brudny i zakrwawiony policzek. Na Jasność, gdyby nie fakt, że siedzieli w śmierdzącym zaułku, mogłoby to być cholernie miłe. Miał delikatne i ciepłe dłonie, przez które na krótką chwilę zapomniał o szambie w jakim tkwił.
- Ja nie żartuję. Jesteś ostatnią osobą, którą chce dodatkowo w to wszystko wciągać - powiedział cicho, przypatrując mu się uważnie. Ujął jego dłoń silnie i rozejrzał się bacznie na boki.
Do Urzędu Uzdrowień nie miał nawet po co lecieć. Zanim wypełniłby wszystkie dokumenty i ktoś by się nim zajął, straciłby zbyt wiele czasu. Zresztą, srał na Królewską pomoc. Musiał znaleźć sposób, by szybko dojść do siebie i tylko jedna osoba przychodziła mu do głowy. Musial skontaktować się z Rafaelem, bo chociaż należał do Archaniołów, to jako jedyny wykazywał się jeszcze jakimikolwiek zasadami. Poza tym był mu winien przysługę, więc Christo miał zamiar trochę wykorzystać jego honorowość.
- Pomóż mi wstać - powiedział, probując dźwignąć się na nogi. Ukłucie bólu było tak silne, że aż jęknął i pochylił się, macając zimną ścianę za plecami. Wsparł się o ramię drugiego anioła, w końcu chwiejnie utrzymując równowagę.
- Łzy to był Twój pomysł? - spytał. Głupi i nie głupi pomysł. Na pewno bardzo trafiony, obyło się bowiem bez jakichkolwiek ofiar. Złość tez zeszła z Anioła zniszczenia, zastąpiona zmartwieniem i wypełniającą go irytacją. Jeszcze większą, kiedy uzmysłowił sobie, że bez pomocy tego uczynnego anioła, nie przetransportuje się do własnego mieszkania, które wcale tak daleko stąd się nie mieściło. Inaczej: na pewno by dotarł, ale z prędkością żółwia, zapewne wykrwawiając się na śmierć.
Zmienił więc zdanie, mocniej zaciskając palce na ramieniu Mirta, spoglądając na niego spod lekko zmrużonych powiek.
- Jeśli już chcesz być przydatny, pomóż mi dostać się do mieszkania. Mam tam wszystko, czego potrzebuję, żeby prowizorycznie się opatrzyć. Potem wezwę kogoś, kto mi pomoże. Tylko szybko, cholera wie, kiedy ktoś z ludzi Mamona zacznie się tu kręcić - powiedział, ściszając odrobinę głos. Urwał na chwilę w lekkim zastanowieniu.
- Jeśli masz jakieś pytania, na wszystkie odpowiem na miejscu. Podejrzewam, że jesteś z tych ciekawskich, co? - mruknął z lekką dozą rozbawienia. Odgarnął włosy z jego twarzy i przysunął się bardziej, dotykając miękkimi wargami płatek jego ucha.
- Dziękuję. Wygląda na to, że jestem zdany na Twoją opiekę czy tego chcę czy nie - wyszeptał cicho.
Powrót do góry Go down
ShadowChameleon
Shadow

Data przyłączenia : 16/09/2018
Liczba postów : 42

Imperfection Empty
PisanieTemat: Re: Imperfection   Imperfection EmptyPią Wrz 21, 2018 4:30 pm

Akurat Mirt w tamtym momencie miał większe problemy niż analizowanie jego wyglądu pod kątem reputacji, image’u czy czegokolwiek w tym guście, o to Christo mógł być spokojny. Świadczyć o tym mógł fakt, że słowa anioła doszły do niego dopiero po tym, jak go przyciągnął za rękę. Zmarszczył nieco brwi, jakby to zupełnie mu się nie podobało i wyglądał, jakby miał ochotę zacząć go strofować. Co też zresztą uczynił.
- I mówisz mi to po tym jak przyszedłeś do Mamona chcąc rozerwać mu gardło, będąc w takim stanie że nawet ja mógłbym cię znokautować. Ty się zastanów, czy jesteś Aniołem Zniszczenia czy Samozniszczenia - może i trochę przesadził z tym nokautowaniem, ale przekaz był nad wyraz jasny. - Przed chwilą nawet cię tu nie było myślami a mówisz mi, że wystarczy. Mam chyba oczy, takie rzeczy to sobie możesz wciskać innym. - Nie przejął się zbytnio ani jego słowami ani jego postawą, dalej robiąc swoje. Jasne, gdzieś tam wewnętrznie nadal czaił się respekt, może trochę strach, ale tylko nieśmiało wyglądał na chwilę zza rogu gdzieś hen, hen daleko za tu i teraz.
- Na kłopoty to byłem przygotowany od pierwszego dnia, kiedy zacząłem pracę w tym barze. Nie da się nie mieć kłopotów pracująć wśród takiej ilości demonów, więc nie musisz mnie straszyć.
Nie była to całkowita prawda, bo niby sobie uświadamiał, że to nie będzie bułka z masłem, ale tak naprawdę nie był przygotowany na niektóre zdarzenia, które miały miejsce w Inferno i poza nim. Kiedy myślał, że już nic go nie zaskoczy - niespodzianka! Coś nowego i niespodziewanego miało miejsce.
- A poza tym byłem w to wciągnięty już od momentu, kiedy usiedliście w moim sektorze, za późno na żale. Teraz zrób mi tę przyjemność i oszczędź oddech na ważniejsze rzeczy.
Pomógł mu wstać, skoro tak bardzo mu na tym zależało, ale przecież niespecjalnie mieli inne wyjście. Christo miał rację, trzeba się było stąd wynieść dla własnego dobra, bo nigdy nic nie wiadomo. Ostatnim, czego by sobie dziś życzył to kolejna konfrontacja. Jemu samemu udzielił się nastrój anioła i też rozejrzał się bacznie. Na szczęście dookoła było pusto i dało się słyszeć tylko zwyczajne dźwięki nocnego życia miasta.
Dyplomatycznie przemilczał temat Łez, bo musiałby kłamać a nie chciał potwierdzać tego głośno na wypadek, gdyby ktoś niepożądany jakimś cudem to usłyszał. Iris wiedział, Cal pewnie się domyślał, ale na tym kończyło się grono wiedzących. Mamon bywał tu za rzadko i nie poświęcał im aż takiej uwagi, żeby kogokolwiek podejrzewać. Miał nadzieję.
- Och na Bramy Światłości, zachowujesz się irracjonalnie i chyba zaczynasz bredzić. Wiem, że to nie twoja wina, ale proszę, skup się na nie umieraniu - rzekł w odpowiedzi zarówno na jego zachowanie jak i słowa a nawet na to, że próbował się roześmiać. Pewnie już organizm zaczynał mu odmawiać posłuszeństwa, więc nie miał mu tego za złe, ale teraz naprawdę były ważniejsze rzeczy na których trzeba się było skupić.
Dostać się do jego mieszkania. Tylko jak? Nie był w stanie zrobić żadnego portalu, taksówki odpadały z wiadomych przyczyn, na piechotę też daleko nie zajdą, nie w stanie w jakim był były oficer. Może stał na nogach z małą pomocą, ale każdy krok będzie dla niego trudniejszy i na dodatek pewnie bolesny.
- Poczekaj tu chwilę, przytrzymaj się kontenera. Zaraz wrócę - podprowadził go kawałek i puścił się truchtem znów do baru, tylko od strony zaplecza modląc się do wszystkich świętości, żeby nie było tam Retha. On bywał nawet gorszy od Mamona.
Na szczęście jego modlitwy zostały wysłuchane, bo nikogo nie zastał po drodze, przepłukał tylko ręce i podszedł do barmana.
- Cal, czy mógłbyś proszę pożyczyć mi auto? - zapytał z błagalną nutką wiedząc, że ten nie będzie zachwycony. Nie był zachwycony niczym, co wiązało się z Aniołem Zagłady a już szczególnie nie po dzisiejszym zajściu, które pewnie w jakiś sposób odbije się echem na nich wszystkich. To tylko kwestia czasu.
- Słucham cię? - demon zapytał takim tonem, jakby się przesłyszał i na dodatek posłał mu takie spojrzenie, pod którym większość istot by odpuściła. Na jego nieszczęście Mirt był w mniejszości.
- Proszę cię, bardzo, tylko na trochę, obiecuję że zwrócę go w takim samym stanie, odwdzięczę ci się, to ważne, Cal, przecież nie proszę cię o nic zazwyczaj, tylko raz - wyrzucił z siebie prawie na jednym wydechu starając się być przy tym konspiracyjnym. Wiedział, że Cal wie po co mu auto (przynajmniej po części) i wcale nie chciał w tym uczestniczyć.
Szkoda tylko, że kiedy Mirt robił tak bardzo proszącą minę, ciężko było mu odmówić nawet nieznajomym, co dopiero osobie, która znała go już dość długo. Opierał się chwilę próbując tym razem być stanowczym, ale coś nie wyszło. Westchnął tylko ciężko i wyciągnąwszy kluczyki z kieszeni, podał mu je z ciężkim i surowym spojrzeniem.
- Wisisz mi. Dużo.
Mirt podskoczył jak dzieciak, uwiesił się krótko na szyi demona, dał mu w przelocie całusa w policzek (budząc tym dreszcz grozy w Irisie) i wyleciał przez zaplecze. Samochód Cala, nie najnowsze, ale zadbane Audi, stało dwie ulice od baru, więc minęło kolejne parę minut, nim Mirt się do niego dostał i dojechał do miejsca, gdzie zostawił Christo.
Nie miał raczej problemów z adaptacją do elektronicznych i mechanicznych ziemskich nowinek, toteż prowadzenie samochodu tylko z początku było dla niego skomplikowane. Sam żadnego nie posiadał, ale jeszcze nie zapomniał, jak się to robiło.
Wysiadł w pośpiechu, otworzył drzwi i pomógł Christo wsiąść do auta.
- Mów, gdzie mam jechać.
Powrót do góry Go down
CashmereSkype & Chill
Cashmere

Data przyłączenia : 14/09/2018
Liczba postów : 125
Cytat : Start with a whisper and end with a shout. Give me a kiss and then spit in my mouth

Imperfection Empty
PisanieTemat: Re: Imperfection   Imperfection EmptyPią Wrz 21, 2018 5:56 pm

Christo bardzo chciał powiedzieć cokolwiek, jednak długie wywody Mirta skutecznie mu to utrudniły. Milczał więc, zamykając wargi i wpatrując się w anioła lekko rozbawionym spojrzeniem połączonym z czymś w rodzaju wdzięczności i zaskoczenia. Nie, nie podejrzewał, że kelner będzie w stanie jakkolwiek mu się sprzeciwić, natomiast on robił coś zgoła odmiennego. Nie dość, że ewidentnie go nie słuchał i miał w dupie, to jeszcze miał na tyle głupiej odwagi by dawać mu pełne wyrzutu reprymendy. A myślał, że tylko Regis jest na tyle lekkomyślny.
Mirt w jednym mial rację; pojawienie się Christo w takim stanie nie było dobrym pomysłem. Kierowała nim wściekłość i chęć zemsty, która odrzuciła na bok ograniczenia fizyczne. Gdyby doszło do walki na pewno szybko by nie padł, ale byłby na straconej pozycji przeciwko pełnemu sił demonowi. Kolejna sprawą było to, że faktycznie to oni wciągnęli we wszystko kelnera, nie przypuszczając, że sprawy mogą obrać tak kiepski kierunek. Christo czuł się winny, kiedy patrzył tak na zasmuconą, lekko poddenerwowaną twarz anioła, kiedy starał się go przytrzymać, pewnie klnąc jeszcze na niego w myślach i wyzywając od najgorszych. Och, Christiaelu, kiedy nauczysz się normalnie zawierać nowe znajomości?
- Nigdzie się nie wybieram - mruknął, wspierając się o zimny kontener. Ignorował nieprzyjemny, słodkawy odór skupiając się bardziej na mocnych zawrotach głowy, jakie towarzyszyły mu przy najmniejszym wysiłku. Nie, nie zamierzał dalek dyskutować ze swoim małym wybawcom, bo niechybnie doprowadziłoby to tylko do dalszych nieporozumień. Nie ukrywajmy też - bez Mirta mial marne szanse, żeby się stąd szybko wyrwać.
Odczekał, wsłuchując się w oddalające kroki kelnera. Sięgnął do kieszeni, wyciągając mały, podłużny kamień, który potarł mocno kciukiem. Środek kamienia zaczął wirować i obracać się. Długo i mozolnie, aż Christo chciał po prostu ponownie schować go do kieszeni. W ostatniej chwili zobaczył na kamieniu zatroskaną, ładną twarz Archanioła Uzdrowień, wyraźnie zdezorientowanego.
- Christo? Na Jasność, co się stało?!
Anioł Zniszczenia westchnął, starając się na miły uśmiech. Musiał wyjść kiepsko, bo Rafael aż jęknął.
- Długa historia. Musisz coś dla mnie zrobić - powiedział cicho, rozglądając się. Tak jak nie czuł żadnego szacunku do Archaniołów, tak Rafaela nie dało się nie lubić. To jedyny anioł, o którym Christo nie bałby się powiedzieć "kochany".
- Wiesz, że...- zaczął niepewnie, jednak Christo mu przerwał.
- Pomogłem Ci, kiedy tego potrzebowałeś. Musisz mnie uleczyć. Szybko - mruknął ze zniecierpliwieniem. Rafael długo milczał, w końcu jednak pokiwał burzą brązowych włosów.
- W porządku. Zjawie się u Ciebie za jakiś czas. Tam gdzie zawsze?
- Tak. Postaraj się zachować to w tajemnicy - Christo zakończył rozmowę, chowając kamień głęboko do kieszeni. Odetchnął ciężko, mocniej zapierając się na miejscu.
Planu nie miał żadnego. Gdy tylko Mirt odstawi go do domu, a Rafael zajmie się jego ranami, będzie musiał obmyślić plan na wyciągnięcie Regisa z szamba. To znaczyło, że znowu musi wybrać się do głębi i zapewne bezpośrednio porozmawiać z Asmodeuszem. Marne szanse, że ot tak odda mu demona, którego napiętnował jako swoją ulubioną, chociaż dość krnąbrną zabawkę.
Mirt wrócił szybko. Christo nawet nie dociekał skąd wytrzasnął auto. Miał dziwne wrażenie, że wiązało się to z barmanem, a jeszcze tego by tutaj nie zdzierżył.
Z trudem zapakował się do samochodu, chętnie przyjmując pomoc anioła, wydając z siebie raz czy dwa okrutny, przeciągły jęk, kiedy nadwyrężył przez przypadek zranione ramię.
- Dwie ulice prosto. Na dużym skrzyżowaniu skręć w prawo i kieruj się przed siebie. Duża kamienica, wyróżnia się, bo jest prawie cała pokryta bluszczem - poinstruował, jeszcze nie wyjawiając niespodzianki jaką było ostatnie piętro, na którym mieszkał. Powoli jakoś sam da radę.
- Skontaktowałem się z kimś, kto mnie uzdrowi. Dobrze, gdybyś zachował to dla siebie. Nie będzie mu na rękę ta pomoc - Christo spojrzał przez okno na mijane ulice, zastanawiając się, kogo jeszcze będzie musiał za sobą pociągnąć.
- Ciebie też się tak szybko nie pozbędę, co? - przeniósł jasne spojrzenie na Mirta, a w jego glosie nie było słychać wyrzutów. Dostrzegał w aniele wiele swoich cech, co bardzo go rozbawiło.
Nie rozbawiła go natomiast droga po schodach do mieszkania. Pomimo wielkich starań Mirta, gdy tylko znalazł się pod drzwiami, Christo poczuł jak mocno opadł z sił. Ramię lepiło się od krwi, a on charczał z każdym szybszym wdechem, jaki próbował złapać. Otworzył drzwi i wtoczył się do przedpokoju, obijając o meble. Przewrócił jakiś stos książek, które z hukiem upadła na ziemię.
- Kurwa - zaklął siarczyście, z ulgą przyjmując miękki materac łóżka pod plecami. Gorączka rozpaliła jego ciało, skora wrzała wytwarzając lśniący pot. Przymknął ciężko oczy.
Powrót do góry Go down
ShadowChameleon
Shadow

Data przyłączenia : 16/09/2018
Liczba postów : 42

Imperfection Empty
PisanieTemat: Re: Imperfection   Imperfection EmptyPią Wrz 21, 2018 8:07 pm

W stresie Mirt wykazywał zarówno większą odwagę jak i głupotę niż na co dzień. Czasami później zachodził w głowę jak on mógł zrobić to czy tamto i - co ważniejsze - jak mu wszystko uszło na sucho. Bywał dość uparty, ale w swoim uporze starał się być racjonalny i pozwalał sobie na niego rzadko. Dużo spokojniej żyło się przymykając oczy na niektóre sprawy, nawet jeśli miało się inne zdanie.
W wypadku Christiaela jednak racjonalizm odchodził jakoś na drugi plan i gdyby chciał się nad tym zastanowić, na pewno by to dostrzegł. Nawet nie wiedziałby czemu, od czasu do czasu w jego życiu wydarzały się takie sytuacje, których ani nie potrafił wytłumaczyć ani nie wiedział, jak właściwie się w nich znalazł. Chyba właśnie przez głupotę.
- No patrz, dobrze by było, żebyś mój udział w tym też zachował dla siebie - odparł dość zuchwale i bez zastanowienia, skupiając się na drodze. W barze w stresowych sytuacjach jakoś umiał sobie radzić na spokojnie, ale to był jakiś wyjątek od reguły. Później, jak się uspokoi i jeśli w ogóle sobie przypomni swoje słowa, będzie mu dość głupio.
Chyba jeszcze nigdy schody nie wyglądały tak przerażająco. Naprawdę starał się pomóc, ale przecież nie był w stanie go tam wnieść a obserwowanie jak każdy krok przychodził mu z coraz większym trudem było wewnętrznie bolesne. Nie miał pojęcia ile czasu minęło zanim weszli na górę, ale zdawało się, że eony a metaliczny zapach krwi stawał się przytłaczający. Kolejny raz mieli szczęście, że nie natknęli się na nikogo po drodze. Dopiero gdy Christo znalazł się na łóżku, Mirt odczuł jaki był przez ten czas spięty. Nawet szczęka go rozbolała.
- Kiedy ten ktoś ma przyjść? Lepiej, żeby się pośpieszył - ocenił z niepokojem stan jego ramienia. Prowizoryczne opatrunki już dawno przesiąkły i straciły przydatność, więc zdjął je ostrożnie czując jak krew skapuje mu przez palce. Mimowolnie przeszły go ciarki i jak najszybciej poszukał kosza na śmieci. Bezczelnie, bo bez pytania, zgarnął z łazienki dwa ręczniki, zmoczył je w zimnej wodzie i wrócił do sypialni.
- Będzie pewnie bolało, przepraszam - uprzedził i chociaż starał się to zrobić by jak najmniej naruszać jego ramię, musiał ściągnąć z niego koszulkę. Z kurtką mógł się już pożegnać, bo została pod barem.
Kiedy uporał się już z tą czynnością, jednym ręcznikiem przemył mu jeszcze raz twarz i położył go aniołowi na czole, drugi rozłożył mu na klatce piersiowej i ramionach, żeby choć trochę go ochłodzić, bo żar aż od niego bił. Wyszedł jeszcze na chwilę do kuchni skąd dało się słyszeć krótki rumor poszukiwania po szafkach, po czym pojawił się z kubkiem z wodą.
- Napij się trochę - przysiadł obok niego i pomógł mu się lekko podnieść, żeby ten choć trochę przepłukał gardło. Wcale mu się to wszystko nie uśmiechało, ale skoro Christo powiedział, że się z kimś skontaktował, to pozostawało mu czekać.
- W porządku a teraz to naprawdę zaboli - przeprosił i ucisnął mu ranę, żeby choć trochę zatamować krwawienie póki nie zjawi się ten ktoś i - miał nadzieję - pomoże.
Powrót do góry Go down
CashmereSkype & Chill
Cashmere

Data przyłączenia : 14/09/2018
Liczba postów : 125
Cytat : Start with a whisper and end with a shout. Give me a kiss and then spit in my mouth

Imperfection Empty
PisanieTemat: Re: Imperfection   Imperfection EmptyPią Wrz 21, 2018 9:02 pm

Oczywistym było, że Christiael dochowa tajemnicy. Nie był głupi, by narażać anioła na niebezpieczeństwo. A może? Może uczynił to w momencie, kiedy zwrocił na niego uwagę w Inferno? W końcu gdyby nie on, gdyby nie ich krótka wymiana zdań i usilne starania Anioła Zniszczenia by zwrócić na siebie jego uwagę, może Mirt potraktował go jak jednego ze zwykłych klientów, o których nie pamięta się już następnego dnia.
- Nie wiem - odpowiedział szczerze. Gdyby mógł kontrolować Archanioły, zapewne nie skończyłby w takim stanie. - Niedługo - zapewnił, mając szczerą nadzieję, że tak właśnie będzie. Dobrze, że Rafael mial idealne wyczucie czasu. Był co prawda płochliwy jak kociak, nie lubił też obcych i raczej niemrawo odpowiadał na pytania, ale potrafił pomoc nawet, jeśli istota zdecydowanie na to nie zasługiwała.
Co chwila przelotnie tracił przytomność, by ocknąć się w akompaniamencie jęku bólu. Już nie mógł określić co go boli; po zdjęciu ubrań ukazała się cala gama innych ran, podłużnych i brzydkich, ozdabiających umięśnione ciało anioła. Nie były jedynymi, które znajdowały się na skórze. Blizn była masa, niektóre małe i jakby przypadkowo rozrzucone. Inne były duże, jak po śmiertelnych, ciężkich ranach. Historii wszystkich nie pamiętał, armia skutecznie wyplewiła w nim jakikolwiek sentyment w tym temacie.
Mruknął. Zimny, wilgotny ręcznik orzeźwił go i sprawił, że na moment oprzytomniał. Na tyle, by spojrzeć na Mirta w milczeniu jasnym, zmęczonym spojrzeniem.  Napił się łapczywie, przyjmując z ulgą wodę na zdartym gardle.
- Mirt - zaczął, nie bardzo wiedząc jak ma dokończyć zdanie i co właściwie chciał mu powiedzieć. Trochę dziwnie czuł się ze świadomością, że aniołowi na pewno jest po prostu głupio go tak zostawić i zdecydowanie wolałby być gdzieś indziej. Dziwił mu się? Ani trochę. Ujął jego dłoń, ale zaraz aż krzyknął, kiedy Anioł Służebny ucisnął jego ranę. Paraliżujący prąd przebiegł przez jego ciało, aż uniósł się gwałtownie w górę. Zagryzł suche wargi i puścił w myślach obrzydliwą wiązankę przekleństw. Kelnerzyna mówił prawdę. Cholernie bolało.
- Zmykaj stąd. Zapomnij o tym. Przestań się tym interesować - powiedział cicho, naprzemian zamykając i otwierając powieki. - Chociaż raz pomyśl o sobie. Znajomość ze mną, jakakolwiek by nie była, jest śmiertelna - zerknął na niego, dopiero teraz puszczając jego dłoń, którą ścisnął odrobinę zbyt mocno. I w tej chwili, jakby na potwierdzenie słów anioła, zerwał się gwałtowny wiatr, niczym miniaturowe tornado, rozrzucając w koło wszystko co się dało. Jasne światło na chwilę oślepiło wszystkich w pomieszczeniu, a trzepot skrzydeł odbił się od niemal pustych ścian pomieszczenia.
- Mówi prawdę. Posłuchałbym go - na środku pokoju stanął Rafael. Jego brązowe, dłuższe włosy zafalowały a cierpliwe i serdeczne spojrzenie szybko odszukało Christo. Nie trudno się domyślić, że był piękny. Tak jak reszta Archaniołów emanował ogromną mocą i cierpliwością a twarz przypominała niemal rzeźbę wykonaną przez najbardziej uzdolnionego artystę.
Dopiero po chwili skupił się na Mircie, unosząc odrobinę brew ale nie komentując jego rangi.
- Źle wyglądasz - podszedł do łóżka, pochylając się nad Aniołem Zagłady. - Ostatni raz widziałem Cię w takim stanie podczas bitwy z istotami Cienia - mruknął.
- Stare czasy - Christo zmrużył powieki. - Zajmij się mną.Wiesz co lubię - puścił oczko do Archanioła, który w odwecie, pokazując niezadowolenie, dźgnął jedną z otwartych ran anioła. Christo jęknął.
- Idiota. Brałeś coś? - Rafael wyprostował się, przeszukując szatę z której powyciągał kilka flakoników i pudełeczek z maściami. Przywołał gestem Mirta, wręczając mu wszystko.
- Nie - Christiael przymknął powieki.
- Christo, na Jasność!
- Wodę z Lourdes - odpowiedział w końcu niezadowolony, na co Archanioł westchnął ciężko.
- Nigdy się nie nauczysz. Dziękuję, że się nim zająłeś - teraz znowu spojrzał na Mirta, posyłając mu miły uśmiech. - Trochę mi to pomoże. Jeśli możesz, odstaw to na bok i przytrzymaj go. Za ramiona, o tutaj - wskazał odpowiednie miejsca. Christo położył się prosto, unosząc spojrzenie w górę, na twarz Mirta.
- Muszę najpierw zdezynfekować rany. Później postaram się je zamknąć. Użyję też maści przyśpieszającej gojenie - poinstruował Archanioł, z lekkim zamyśleniem obserwując Christo. Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, zignorował jednak, niemym gestem nakazując aniołowi by rozchylił usta. Napoił go dwoma eliksirami, następnie zajmując się odkażaniem ran. Christo krzyczał. Mocniej niż kiedykolwiek Mirt był usłyszeć. Szarpał się mocno, chociaż ostatniem rozsądku próbował opanować gesty ciała. Rafael był niewzruszony; czasami robił krótkie przerwy by poinstruować dalej Mirta lub poprosić o przyniesienie świeżych ręczników. Na stolik trafiły dwie zakrwawione i wyciągnięte z ciała anioła nabije.
Po długich minutach, Christo nie miał już siły krzyczeć. Archanioł zamknął rany, które wydawały się być najbardziej kłopotliwe, resztę sprawnie bandażując i na krótkie chwile nakładając na nie niebiańskie światło.
- Gotowe - Rafael wyprostował się, obserwując leżącego anioła. Oddychał szybko, zdawać by się mogło, że śpi, chociaż zaciśnięte i drżące wargi mówiły co innego.
- Nie wiem kim jesteś, ale dziękuję za pomoc - powiedział cicho, spoglądając na Mirta. - Niedługo powinien zasnąć. Chyba sam nie był przygotowany na to wszystko - machnął dłonią, jakby chciał wyjaśnić owe "to". - Rany powinny się wygoić, niestety z doświadczenia wiem, że Christiael ma z tym problem. Proszę, to maści, należy raz dziennie zmieniać opatrunki. Podaj mu też te leki - kilka fiolek spoczęło na dłoni kelnera. Uzdrowiciel przechylił głowę, wycierając dłonie w swoją dość skromną szatę.
- Zajmij się nim - poprosił po chwili, cicho, lekko konspiracyjnie. - Ma brzydki nawyk ignorowania swojego złego stanu. To nie są drobne rany, musi je wygoić. Jeśli nikt go nie dopilnuje, narobi sobie kłopotów - mruknął takim tonem, jakby sytuacja miała miejsce już o wiele więcej niż jeden raz.
- Aha i przez kilka dni żadnych niebiańskich używek. Ma do nich okropne ciągoty - prychnął z wyraźną pogardą.
Powrót do góry Go down
ShadowChameleon
Shadow

Data przyłączenia : 16/09/2018
Liczba postów : 42

Imperfection Empty
PisanieTemat: Re: Imperfection   Imperfection EmptySob Wrz 22, 2018 3:06 pm

- Shhhh. Już powiedziałem, że na to za późno. Jeden problem na raz, resztą się będę martwił w swoim czasie, jeśli zajdzie taka potrzeba - uścisnął jego rękę chyba żeby dodać mu w jakiś sposób otuchy i nawet się nie skrzywił, gdy ten odwzajemnił uścisk być może trochę za mocno. Najwyżej się dorobi jakiegoś siniaka, nic wielkiego i w gruncie rzeczy nic nowego. Kości nadal miał całe, to najważniejsze. Co do śmiertelnej znajomości? Cóż, na coś umrzeć było trzeba, chociaż nie śpieszno mu było do niebytu.
Na rozbłysk światła zasłonił ramieniem oczy, drugą ręką jednak nadal uciskając najpaskudniejszą z ran. Było ich zresztą sporo, ale już mu nawet brakowało w środku miejsca na zgrozę, więc po prostu musiał przyjąć, że pomoc nadejdzie. Nie spodziewał się tylko kto będzie tą pomocą służył.
Dopiero kiedy w jasności zmaterializowała się postać Archanioła, odstąpił od łóżka i z pełnym szacunku półpokłonem odsunął się pod ścianę. Był to chyba odruch bezwarunkowy, bo chociaż Archaniołowie byli przedostatnią kastą, to i tak stali niebo wyżej od niego. A już szczególnie jeden z TYCH Archaniołów, każdy anioł w niebie o nich słyszał. Mirt dodatkowo doceniał go za jego uzdrowicielskie moce i całą wiedzę w tym temacie. Mieszały się w nim dwa rodzaje uczuć; z jednej strony był prawie wniebowzięty - ha ha - że mógł go zobaczyć z tak bliska i naprawdę było co podziwiać. Chociaż Christo był na swój dziki sposób pięknym aniołem, tak Rafael po prostu emanował tym szczególnym pięknem Jasności, które było zarówno zewnętrzne jak i wewnętrzne.
Z drugiej strony był przez chwilę przerażony, że gdy ten skończy z Christo, przyjdzie wymierzyć mu jakąś sprawiedliwość za jego postępki. Było to bez dwóch zdań absurdalne, bo ktoś taki nawet nie zdawał sobie sprawy z istnienia jakiegoś anioła służebnego, który postanowił zmienić rodzaj swojej egzystencji, ale strach przed władzą pozostawał.
Odważył się patrzeć na niego tylko przez chwilę nim przyjął typową dla swojej klasy postawę wobec zwierzchników, nad którą nawet nie myślał. Posłusznie podszedł jednak, gry Rafael go przywołał i biorąc te wszystkie buteleczki starał się ich nie upuścić. Było to z jego strony niedopuszczalne, ale nawet nie zdołał nic odpowiedzieć na podziękowanie. Odstawił maści i płyny zgodnie z życzeniem i przyparł Christo do łóżka za ramiona dokładnie we wskazanych miejscach, minę mając trochę przerażoną. Chwilę mu zajęło zanim zmusił swoje ciało do jakiegokolwiek, minimalnego rozluźnienia wmawiając sobie metodycznie, że musi się skupić na zadaniu, ważnym zadaniu gdzie w grę wchodziło przecież zdrowie jednego z Aniołów Zniszczenia. Może i upadłego, ale według hierarchii nadal bardzo wysoko postawionego. Aż dziwne, że w stosunku do Christo Mirt potrafił się zachowywać swobodniej, niż w stosunku do Archanioła.
W jakiś niewytłumaczalny sposób pomogło mu w tym spojrzenie w dół na wymizerowaną, poranioną twarz. Choćby chciał, to nie mógłby go zostawić jeśli nie ze względu na nic innego, to na swoje sumienie. Owszem, nikt nikomu nie był nic winny, ale jednak.
Kilka chwil po tym, jak Rafael rozpoczął leczenie, Mirt myślał że tam zemdleje. Adrenalina z niego trochę zeszła i blokowane do tej pory wrażenia znów zaczęły powoli napływać. Na szczęście nie cała, bo dzięki temu był w stanie z większym lub mniejszym powodzeniem utrzymać Christiaela powtarzając sobie, że cokolwiek by się nie działo, ma robotę do zrobienia. Kilka razy wprawdzie zmiękły mu kolana, ale dotrzymał do końca. Mirt niestety nie był stworzony ani do walki ani do aż tak krwawych widoków, poza tym był zwyczajnie zmęczony i zaczynał to powoli odczuwać. Cieszył się, że nic nie zjadł, bo niechybnie by to zwrócił. Może gdyby miał częściej do czynienia z takimi sytuacjami, to zniósłby to lepiej. Z drugiej strony chyba dobrze, że nie miał. Niestety, każdy miał jakieś słabości.
Koniec pracy Archanioła Uzdrowień był dla Mirta jak zbawienie. Dzielnie radził sobie ze wszystkim, ale jak na jeden dzień, to trochę było dla niego za dużo tych wrażeń. Dopiero po minucie był w stanie przenieść uwagę z leżącego na łóżku Christo na Rafaela i znów się zestresował, że ten odbierze jego zachowanie jako brak szacunku. Zbita, wijąca się kula w jego żołądku pozwoliła mu na powiedzenie tylko „Tak, panie”, kiedy przyjął zarówno maści jak i leki i teraz to już absolutnie nie było mowy o żadnym zostawieniu oficera samemu sobie. Nie, żeby miał taki zamiar, ale słowa Rafaela były pieczętujące. To śmieszne, że zszedł na Ziemię, żeby uwolnić się z Pierwszego Kręgu i choć minęło trochę czasu, nadal nie panował nad niektórymi odruchami. Sprzeciwianie się władzy było łatwiejsze poza zasięgiem jej wzroku.
Uspokoił się nieco dopiero gdy Strażnik Zachodu zniknął, musiał wziąć kilka głębokich oddechów żeby w ogóle się ruszyć. Spojrzał na swoje dłonie trzymające medykamenty, które były we krwi, koszulę miejscami miał we krwi i nawet fragmentami włosy też jakimś cudem - lub raczej koszmarem - zabarwiły się na rdzawo. Wijąca się kula znów próbowała podpełznąć do gardła, ale wysiłkiem woli udało mu się ją powstrzymać.
Odłożył małe naczynka na komodę, która oparł się sile, z jaką pojawił się Rafał i bez zastanowienia wytarł ręce w koszulę, byle by się tylko jej pozbyć w tamtym momencie. Zabrał ręcznik, który uprzednio spoczywał na czole Christo a później wylądował gdzieś na podłodze, poszedł do łazienki by go zmoczyć a przy okazji umyć ręce i wrócił, kładąc go na powrót na jego miejsce.
- Odpocznij teraz, musisz dużo leżeć, nigdzie mi się nie ruszaj. Wrócę za jakiś czas, ale muszę załatwić jeszcze parę rzeczy - nie do końca wiedział, czy ten go słyszał, ale nawet jeśli nie, to dobrze, bo znaczyło to, że znalazł ukojenie we śnie. Ściągnął mu tylko ciężkie buty i przykrył nogi znaleźnym kocem w razie, gdyby zrobiło mu się zimno.
Wyszedł na klatkę schodową i zrobił krok na schodach, ale w końcu kolana się pod nim ugięły i siadł na pierwszym schodku. Był mocno zdziwiony, że nikt z sąsiadów nie przyszedł ani nie wezwano policji, bo był przekonany, że krzyki Christo będzie słychać dwie przecznice dalej. Czyżby Rafael zajął się też i tą kwestią, w jakiś sposób odgradzając ich od reszty?
Posiedział chwilę dochodząc do siebie i starając się wykrzesać w sobie jeszcze energię do działania powtarzając sobie, że jeden problem na raz. Musiał działać metodycznie i teraz priorytetem było dostanie się do mieszkania i przebranie. Później musiał znaleźć jakąś myjnię, gdzie będzie mógł przeprać tapicerkę w samochodzie Cala bo o ile demon miał do niego naprawdę dużo cierpliwości i traktował go ze swojego rodzaju sympatią, to to pewnie byłoby już przekroczeniem granicy z jego strony na którą nie mógł sobie pozwolić. Później musiał tu wrócić i zastanowić się co zrobić z pracą. Dziś już tam nie wróci, ale kolejne dni?
Stop, jeden problem na raz. Tak. Złapał za balustradę, podniósł się, związał włosy i włożył je choć częściowo pod koszulę. Było po drugiej w nocy, więc marne szanse, że kogoś tu spotka, ale krew znacznie mocniej odcinała się na jasnych włosach, niż na grafitowej koszuli.
Dojechał do swojego mieszkania, które znajdowało się zdecydowanie dalej od baru, ale dzięki autu i pustym ulicom podróż nie zajęła dużo czasu. Zdjął z siebie uniform, który od razu wylądował w koszu, wziął szybki prysznic i umył zabrudzoną częśc włosów, bo tylko na tyle miał czas. Założył całkiem zwykłe granatowe jeansy i gładki, ciemny golf, bo po tym wszystkim zaczął odczuwać nieprzyjemny chłód, którego nie wygnała nawet ciepła woda. Gorzej mu poszło z miejscem, gdzie mógłby wyczyścić samochód i to pochłonęło mu koło dwóch godzin, ale grunt, że się udało, więc jeszcze przed zamknięciem baru udało mu się odstawić auto. Skupianie się na wykonywanych po kolei zadaniach uspokoiło go na tyle, że znów był tym samym, zwykłym Mirtem z tym samym, zwykłym uśmiechem, gdy oddawał Calowi klucze.
- Był któryś z szefów? - zapytał z małą obawą, bo chociaż wierzył, że demon by coś wymyślił na jego nieobecność, to dzisiejszej nocy wolał im nie podpadać. Na szczęście dowiedział się że nie, nikogo nie było więc już się też pewnie nie zjawią kiedy do zamknięcia zostało niewiele i nawet co wytrwalsi klienci zaczęli się zbierać do domów by za kilka godzin rozpocząć walkę z kacem. Barman na pewno był ciekaw co się działo odkąd Mirt zniknął z baru, ale dyplomatycznie nie pytał, przynajmniej na razie. Nie, żeby obchodziła go kondycja szefowego wroga, ale był ciekawy w ogólnym tego słowa znaczeniu.
- Dziękuję Cal, naprawdę. Zadzwonię do ciebie na razie jeszcze muszę coś załatwić. Uważaj na siebie.
Na ostatnią uwagę demon zaśmiał się trochę szyderczo, ale on się po prostu tak śmiał.
- To raczej ty na siebie uważaj, Mirt. Tu się zaczyna dziać coś dużego i niedobrego. Ja sobie poradzę. A ty lepiej pamiętaj, co ci mówiłem. Idź już zanim się wkurwię, wtedy Mamon będzie twoim mniejszym zmartwieniem.
W odpowiedzi Mirt się tylko uśmiechnął i posłał mu całusa na odległość, bo doskonale wiedział, że Cal nie cierpi tego gestu i uważa go za bardziej obraźliwy w takiej sytuacji niż danie w mordę.
Zaczęło już świtać gdy stanął pod obrośniętą bluszczem kamienicą z torbą wypchaną zakupami zrobionymi w całodobowym markecie. Minęło tylko kilka godzin a zdawało mu się, jakby tu był sto lat temu. Wspiął się po schodach na poddasze i wszedłszy do mieszkania usłyszał, jak deszcz znów zaczął bębnić o dach. Przynajmniej w jednym miał szczęście dzisiejszej nocy, jeśli nie liczyć nieobceności szefów.
Christo nadal spał, co uznał za dobry znak, więc po cichu zajął się ogarnianiem tego bałaganu, który wywołał Archanioł. Nie miał pojęcia, co gdzie stało i czy miało jakieś swoje ustalone miejsce, ale grunt, że przestało walać się po podłodze. Kiedy uporał się z chaosem zarówno w sypialni jak i w przedpokoju, poszedł do kuchni i rozładował siatkę. Czuł się niezręcznie tak się rządząc w czyimś mieszkaniu, ale niespecjalnie miał wyjście. Znaczy, oczywiście że miał, mógł siedzieć i nic nie robić, ale to mijałoby się z zadaniem zaopiekowania się rannym, który by wrócić do sił musiał też przede wszystkim jeść, nie tylko odpoczywać. Nie miał pojęcia co ten lubił lub czego nie, więc postawił na produkty najbardziej chyba wszechstronne, z których da się zrobić zarówno śniadanie jak i obiad oraz kolację. Bułki niestety nie były pierwszej świeżości, bo wszystkie piekarnie, choć na pewno pracowały od bladego świtu, swoje sklepy miały jeszcze pozamykane. To jednak nic, trochę masła, patelnia i jakoś to będzie. Do tego boczek, każdy lubił boczek, może ser, jajka, pomidory… Dobrze będzie. Póki co jednak zabrał się za zrobienie sobie kawy, bo chociaż może niezupełnie działała na niego pobudzająco, to po prostu lubił jej zapach i smak.
Wrócił do sypialni kubek z kawą stawiając sobie na komodzie obok fotela, który wydawał się być tylko dekoracją w tym pokoju a nie pełnoprawnym, używanym meblem a szklankę z wodą na stoliku nocnym obok łóżka. Zdjął ręcznik i sprawdził, czy Christo nadal ma tak wysoką gorączkę, ale ta na szczęście już powoli ustępowała. Niemniej po raz kolejny schłodził materiał, zwilżył mu nim twarz i ułożył na czole. Dopiero wtedy zgarnął jedną z książek ze stosiku, pierwszą z brzegu i przetransportował się na fotel, Spojrzał w lewo, przez okno w lukarnie obserwując przez chwilę szary i mokry świt oraz krople deszczu spływające po okalających ramę liściach bluszczu. Niebo było stalowoszare i wyjątkowo smętne, ale dźwięk deszczu bijącego o dachówki miał w sobie coś kojącego. Przeniósł wzrok na skrzydlatego i przyglądał mu się chwilę z enigmatycznym wyrazem twarzy, po czym wziął się za lekturę.
Powrót do góry Go down
Sponsored content



Imperfection Empty
PisanieTemat: Re: Imperfection   Imperfection Empty

Powrót do góry Go down
 
Imperfection
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 3Idź do strony : 1, 2, 3  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Gurges ater :: Gurges ater-
Skocz do: