Gang Smoka

First topic message reminder :

Całkiem normalne senne miasteczko, położone wśród gęstych lasów obfitujących w zwierzynę. 
Dobra, może nie całkiem normalne. Prawie połowa mieszkańców wieczorami przywdziewa skóry i wsiadają na swoje wyjące bestie. Nie zmienia to jednak faktu, że w sumie...Żyją sobie spokojnie. Do czasu. Do ich poukładanego życia wkracza banda narwanych dzikusów . Nie są oni bynajmniej pokojowo nastawieni, zachwyceni nowym miejscem postanawiają zagarnać miasteczko dla siebie. 
Rodzina X prowadzi knajpkę, do której wpadają mieszkańcy po ciężkim dniu pracy. Jak by tego było mało są synami zmarłego szefa Blackvillage, przez co uznawani są za przywódców. 
Kiedy wrogi gang wpada do knajpy, żądając wydania ich bosa, X zostaje zauważony przez Y - szefa szalonej bandy. Słodki chłopaczek przyciąga uwagę mężczyzny.

X - Amantis
Y - Smok

Ivan najpierw rozgonił część swojej watahy. Paru chłopaków chciało dalej ruszyć w trasę. Dał im swoje błogosławieństwo. Paru chciało wrócić do domu na parę dni. Przystał też i na to. Zostało ich 25. Zaczął im rozdawać zadania i w skutek tego w barze gdy wrócił Tylor z Kimem było tylko 5 mężczyzn poza nimi i Ivanem. Spali oni w lożach baru.
- To kopia aktu własności z mapką. - Trzasnął papierem przed chłopakiem. O dziwo do baru motocykliści mieli więcej szacunku jak do domu chłopaków. Jedyne zbite szkło dotyczyło paru szklanek. Puste butelki stały ładnie złożone. O ironio ruszyli z baru tylko whisky i lód. Stoły stały na swoim miejscu.
- Od tamtych drzwi w głąb wszystko stoi na mojej ziemi. Co proponujesz mały?
S.J. stał z parującym kubkiem kawy i przyglądał się wszystkiemu z boku. Czekał na rozwój wydarzeń. Tylor zaś podszedł do baru by zrobić sobie własną. Ivan miał już parę pomysłów. Chciał jednak dać chłopakowi możliwość poczucia, że o czymś może zadecydować. A nóż akurat trafi w jeden z jego pomysłów?

- W zamian za tą ziemię oddam ci farmę dziadka. - odpowiedział spogladajac na mapkę. Miał się tam przeprowadzić jak Aaron zdecyduje się zamieszkać z Ash.
- Są cenniejsze od tej na ktorej stoi bar. - dodał siadając na fotelu. Zmarszczył nosek. Ale tu śmierdziało.
- mogę też wyjść za ciebie za mąż, poczekać aż wszystko stanie się moje a potem zlecić zabicie ciebie. - Zakpil chociaż wcale nie bylo mu do śmiechu. Zagryzl wargę i podniosł na Ivana zmęczone spojrzenie. Czemu pytał go o zdanie?
Chciał wyśmiać jego pomysł?
Ciężko było patrzeć na bar.. kiedyś taki znajomy a teraz zupełnie obcy.

Tej odpowiedzi się nie spodziewał. Nie wiedział przecież, że chłopcy posiadają jeszcze jakąś ziemię w okolicy. Następne słowa chłopaka go rozśmieszyły. W oczach pojawił się niebezpieczny błysk.
- S.J. zajmiesz się załatwieniem formalności w urzędzie? - Siwy uniósł brew. Nie spodziewał się, że Ivan posunie się do takiej rzeczy.
- Taaa.... Jakieś życzenia co do ceremonii młody? - Zapytał odstawiając na bok swoją kawę. Twój brat pewnie będzie w stanie się ruszać do przyszłej środy. Wystarczy ci czasu?
Jeśli chłopak z tonu mężczyzn się nie domyślił to Tylor właśnie zamierzał go upewnić.
- Serio hajtniesz się z Swanem?
- W końcu Kim sam to zaproponował czyż nie? Myślę, że mieszkańcom też przyjdzie łatwiej zaakceptować ten stan rzeczy kiedy... będą myśleli, że on ma coś do powiedzenia. Jak to było w bajkach? Najeźdźca ubijał króla i poślubiał jego córkę bądź żonę by przejąć królestwo. Król i królowa dawno gryzą glebę, a księżniczek brak. Jest za to mały książę który chce być księżniczką. Nie mogę wybrzydzać.
- Przegryzie ci tętnice przez sen. - Ostrzegał Tylor patrząc na minę Kima.
- Jeśli w tym czasie będzie mnie ujeżdżał to proszę bardzo.

- Nie ośmielisz się. - syknął wstając z kanapy. - nie wyjdę za ciebie! - dodał bedąc zły także na siebie za podsunięcie mu takiego pomysłu. - to był żart, dupku!
Jeśli się z niego nabiał to robil to bardzo przekonująco. Miał ochotę przywalić mu, nawet zapomniał przez chwilę że jest umierający.
- Bar jest zapisany na Aarona nie na mnie. - powiedział szybko mając nadzieję, że to coś zmieni. Tak samo było z ich rodzinnym domem, on dostał farmę po dziadkach.
Aż poczerwieniał na twarzy ze złości.

- Jeśli nie zrobimy intercyzy to zgodnie z tym jako mój małżonek będziesz miał prawo do mojej ziemi, a więc do stojącej na niej części baru przez cały okres trwania małżeństwa. Tak samo ja do ziemi twoich dziadków. Bez obijania się o skarbówkę czy podatków obaj otrzymamy co chcemy. W tej chwili prawnie od tych drzwi w głąb bar leży na mojej ziemi, więc należy do mnie. Chciałem sprzedać tą część ziemi albo oddzielić część baru leżącą na waszej ziemi od mojej zamurowując przejścia. Ostatecznie wyburzyć wszystko co jest na mojej ziemi. No... jeszcze jeden pomysł mi chodził po głowie. Ale twój podoba mi się najbardziej. Bez zbędnego pierdolenia się z formalnościami. Jeden papier i z głowy. Jak mi się znudzi pojadę sobie w pizdu, a ty zawsze będziesz musiał na mnie czekać... W przypadku rozwodu znów tamta część będzie moja.
Na początku gadał siedząc. Później podniósł się. Podszedł do niego i brutalnie przyciągnął do siebie. Pocałunek miażdżył wargi im obojgu.
- Odebrałem księżniczce niewinność, muszę wziąć odpowiedzialność za swoje czyny.
Odparł rozbawiony wciąż trzymając go ciasno w ramionach. Tylor wywrócił na to oczami. S.J. śmiał się pod nosem. On jedyny podejrzewał, że Ivanowi chłopak się zwyczajnie podoba i zapragnął go na własność. Całkowicie.

- Pierdol się, nic nie bedę podpisywał! A już na pewno bym na Ciebie nie czekał! - syknął ząpierając się o jego silne ramiona, żeby się od niego uwolnić.
- nie, nie i nie. - warknął na zmianę robiąc się czerwony i blady.
- nie możesz zmusić mnie do małżeństwa! Wolę wymianę. Twoja ziemia za moją!
Kiedy wydusił z niego powietrze jęknął cicho i zapomniał co chciał powiedzieć.
Aaron.. o bogowie. Kiedy Aaron dowie się o tym pomyśle... Jak nic oszalaje i będzie sie chciał z nim bić. A wtedy Ivan go zabije. O matko, bedzie rzygał.

Ivan zdążył się odsunąć jak piękna fala poleciała w kierunku parkietu. Przytrzymał chłopaka by ten nie upadł.
- Ale wali łychą. - Skomentował jeden z wpół śpiących mężczyzn. - Szkoda poić gnoja jak oddaje.
Dodał i przewrócił się na drugi bok.
- Ale ja nie powiedziałem, że zgadzam się na wymianę. - Podsumował krótko. -Jak na razie zgodziłem się na ślub i nic więcej.
W końcu S.J podszedł do nich.
- Nie naciskaj młodego. On już z nerwów nie wyrabia. Daj mu herbaty i coś do żarcia. Niech żołądek ruszy. Tylor kogoś pogoni do sprzątania syfu.
Ivan wcale nie chciał oddawać nikomu Kima. S.J. był jednak jak jego ojciec. Pozwolił mu wziąć chłopaka do łazienki. W tym czasie Lobos podjął decyzję, że nie sprzeda swojej ziemi. Gdy panowie wrócili oznajmił całkiem spokojnie.
- Albo się hajtamy albo będę pobierał od was comiesięczny haracz za korzystanie z działki i wybudowany na niej nielegalnie budynek. GOTÓWKA. W tym czasie będziesz też musiał mi zapewnić miejsce do mieszkania, aż się nie wybuduję. No i naliczę wam procenty za te poprzednie lata. Trochę tego będzie. Pamiętaj jednak, że ty wciąż jesteś mój więc... niewiele to zmienia twoją sytuację.
Uśmiechał się zadowolony. On już go wygrał w walce na pięści i brał go tej nocy i jeśli by zechciał zrobiłby to tu i teraz na oczach pozostałych panów.
- A więc.... mężu czy właścicielu? Jak wolisz do mnie mówić Kim?

Kim jeszcze chwile wisiał nad kiblem wymiotując już samą żółcią. Przemył buzię i schłodził sobie kark próbując zebrać myśli. Był zrozpaczony, nie miał pojęcia co zrobić. Na myśl, że miał go poślubić... robiło mu się ciemno przed oczami. Dwa razy S.J. musiał go łapać, żeby nie przywalił głową w podłogę. W końcu kiedy na widok Ivana znowu zmiękły mu nogi, pochylił się i wzial go na ręce jak księżniczkę. Może i miał swoje lata, ale za to był silny i w formie. Bez problemu podniosł lekkiego pół azjate i posadził na kanapie.
- Daj mu odetchnąć, bo ci przyszła żonka zejdzie jeszcze przed ślubem. - powiedział wyciągając z kieszeni batonika i podając go nastolatkowi. Chwile potem zorganizował mu też herbatę. Kim unikał spoglądania na szefa tej bandy dzikusów. Nie odpowiedział mu też na pytanie zbyt przejęty swoim nieszczęściem.
- Nie dziwię się, że rzygnął. Też bym to zrobił jakby mi kto kazał za ciebie wyjść. - zarechotał Taylor. - swoją drogą kuuurwa! Trzeba ci zorganizować wieczór kawalerski. Skąd my wytrzaśniemy tyle dziwek?
Kimmy zakrył usta czując po raz kolejny odruch wymiotny. Tym ślubem, miarka się przebrała. Tego chłopak nie był w stanie znieść.

- Poczekaj poczekaj. Kim musi powiedzieć Tak.
Zaśmiał się na słowa kumpla. Chwilę jeszcze we dwóch dowcipkować dając chłopakowi czas na dojście do siebie chociaż trochę.
- to może jajecznica? S.J. robi jedna z najlepszych jajecznic jakie jadłem.
Zaproponował Kimowi. Jego głos brzmiał przekonująco. Jakby naprawdę nie jadł lepszej jajecznicy. S.J. dumny założył ręce na biodra i wypiął pierś.
- Tylko skąd ja ci wytrzasnę tyle jak?!
- Pani Trewor ma kurzą farmę. Poślij ćwieka. Niech ładnie poprosi. ŁADNIE. A jak nie będzie miała to idzie do sklepu.
Siwy obudził jednego z śpiących mężczyzn i przekazał mu zadanie do wykonania.

Słysząc pytanie zacisnął usta i odwrócił głowę w bok, dając mu do zrozumienia, że nie chce z nim rozmawiać.
Słysząc o pani Trewor uniósł brew do góry. Był pewien, że ten chłystek nie wróci bez ran postrzałowych. Dobrze im tak. Szkoda, że to nie Ivan poszedł po te jaja. Zacisnął ręce na kubku z ciepłą herbata i zagryzł lekko wargę.
- Słabe te twoje oświadczyny, Stary! Nic dziwnego, że księżniczka się na ciebie boczy. Gdzie pierścionek? Ma takie małe dłonie. Jestem pewien, że pasuje mu bizuteria dla lasek. - zachichotał Taylor podnosząc jedną rękę Kima i przyglądając ją do swojej żeby pokazać róznicę.

Ivan na uniesioną brew zmarszczył własne. On naprawdę obserwował ludzi z wielką wnikliwością i dlatego nie tylko wciąż żył ale przewodził tej bandzie degeneratów i życiowych wykolejeńców.
- Facetom się nie daje pierścionków ośle. Jak już to sygnety. Amator. - Wywrócił oczami rozbawiony patrząc na Tylora. Później jego wzrok trafił na Kima.
- Sprawdzę w biurze dokumenty księgowe z S.J. Wyliczymy ci przybliżony szacunek ile jesteście mi winni za postawienie budynku na mojej ziemi i używanie go. Kubatura dobudówki jest spora. Może wyjść z tego ładna kasa.
- Plus odsetki
- Własnie. Tylor przypilnuj księżniczki. Jak znów nim będzie miotać to wiesz gdzie jest kibel. Szkoda parkietu.

- Wolałbyś pierścionek, co nie? - rzucił Taylor spoglądając na różowowłosego. Był pewien, że lepiej rozgryzł dzieciaka niż Ivan.
Kim zerknał na niego z niedowierzaniem, czy on serio myślał, że mu o tym powie?!
- Wolałbym, żebyś załatwił mi jakąś szybką śmierć. - mruknął cicho kiedy dwóch mężczyzn ruszyło do "biura szefa"
Był pewien, że Ivan wymysli taką kwotę, że mu się ciemno zrobi przed oczami. Wygląda na to, że ten psychol już napalił się na wizję wzìecia go sobie za małżonka.
Mamusiu... co on ma teraz zrobić? A może... uda mu się uciec?

- Ej, nie łam się. Mogło ci się trafić gorzej.
Stwierdził Tylor.
- Pomyśl tak księżniczko. Wychodzisz za króla najeźdźców. Czy nie o tym marzą wszystkie współczesne księżniczki? O królu barbarzyńców. To pierścionek? Jaki?

S.J. i Ivan wzięli się za księgi. Ten kto prowadził dokumentację baru był bardzo dokładny. Znaleźli więc plany, kubaturę i koszt dobudowy. Znaleźli też zgodę na budowę. Oczywiście nigdzie nie było dokumentów potwierdzających prawo do ziemi na której miała stanąć. Pewnie nikt nie podejrzewał nawet, że Swan może robić coś takiego. Gdy podliczyli kolejne lata powstała niezła suma. Zgodnie z przewidywaniami Kima taka, od której można było dostać zawrotów głowy. Mógłby za ten dług odebrać im pewnie dużo więcej. On jednak chciał tego różowowłosego dzieciaka.
- Lubisz młodego
- Jest wyszczekany. Czasami mnie wkurwia ale jest ciekawy.
- Nie rób tego samego błędu co twój ojciec...
-S.J. Zamierzam go ruchać aż mi się znudzi i pojechać w świat. Nie stracę głowy dla pedała.
Wrócili z odpowiednimi wyliczeniami. Położył je na stole.
- Dodaj do tego 10% za każdy rok zwłoki w spłacie długu i dzierżawę ziemi comiesięczną 3 tysiaki.
Patrzył mu w oczy wyzywająco.

Kimmy miał już dosyć oglądania pierścionków podsuwanych mu przez Taylora. W końcu nawet wściekł się i podarł gazete, która ten znalazl w kąciku prasowym.
- Ulala, jaki charakterek. - zachichotał rozochocony takim zachowaniem Taylor.
- Może ten wieczór kawalerski... spędzimy w kameralnym gronie, tylko w trójkę co? - rzucił mężczyza do swojego przyjaciela ruszając przy tym gustownie brwiami.
Różowowłosy fuknął na niego słysząc taka propozycję. Zupełne jak rozłoszczony kociak.

Dobrze, że siedział, bo widząc te cyfry jak nic by padł.
- Chyba cię pojebało! - syknął podnosząc w końcu na niego spojrzenie. Ciemne oczy błyszczały od gniewu, jak on śmiał?!
- Nie ma mowy. - dodał wyraźnie wzburzony.

- Kimi, to jest czysto biznesowa oferta. Takie są realia. Tą kwotę mi wisisz i tak. Jeśli spłacisz ją od ręki to będziemy mówili tylko o dzierżawie. A jeśli jej nie chcesz płacić...
Sugestywnie zawiesił głos.
- Jeden papier. Małżeństwo. Nie będę ścigał w końcu szwagra za długi... Umówimy się na jakiś sensowny procent zysku. 25% może 20%. Tak żeby nie było, że dług narasta. Może cham ze mnie i prostak i brutal i różne takie ale teraz masz propozycję biznesową. Nie chcesz. Będę cię ruchał za free. Przedstawię papiery twojemu bratu. A on zgodzi się na wszystko byle bym się wyniósł.
Kontynuował swój monolog Ivan. Tylor z pozostałym mężczyzną omawiał w tym czasie swoje ostatnie przygody seksualne w dość obrazowy sposób. S.J. stał z boku i się przyglądał. W końcu jednak i on się odezwał.
- Twój ojciec był przekonany, że Lobos nie żyje i nie ma potomków. Nie wiedział, że wam narobi taki bajzel tą budową, a chciał rozbudować bar bo stał się dość popularny w okolicy. On chce ciebie. Sra na tą kasę. Ty chcesz spokoju i powrotu do normalności. Przygarnij kundla i wytresuj.
- Zamknij się S.J.- Warknął po raz pierwszy ostro Ivan. -Nikt mnie nie będzie tresował. Nie jestem moim ojcem żebym latał za jakąś suką na zabój.
- Taaa... będziesz latał za dupą tego gówniarza... - Mruknął pod nosem. Zgarnął pozostałą dwójkę i wyszedł. Ivan i Kim zostali sami.

Kimmy spojrzał na S.J. z zaciekawieniem. O czym ten facet gadał? Przechylil lekko głowę w bok jak zainteresowany szczeniak.
Wytresować? Jego? Prychnął. To było niewykonalne! Ivan jest kompletnie dziki!
Kiedy zostali sami całe jego ciało napięło się w odruchu obronnym. Czuł się bezpieczniej kiedy był tu S.J. bo jako jedyny zdawał się mieć on olej w głowie.
- Nie jestem suka. - powiedzial w końcu, bo dziwnie się czuł w tej ciszy. Zagryzl wargę. Nie dawali mu wyboru.. i tak nie miał jak uciec.. a na dodatek mogli coś zrobić Ash i Aaronowi. Opuścił wzrok na swoje kolana.
- Najromatyczniejsze oświadczyny świata. - parsknął z goryczą pod nosem. - co za szczęściarz ze mnie - dodał pod nosem.

- Dzieci z tego nie będzie więc nie muszę się martwić co im potem będziesz opowiadał.
Skomentował.
- Chcesz ten pierścionek?
Zapytał po czym z wisiorków które nosił na piersi ściągnął jeden. Był na nim prosty srebrny sygnet z wieloma czarnymi rysami.
- To będzie miało znaczenie emocjonalne. Nada się?

Spojrzał na pierścionek a potem na Ivana.
- Nie chce żadnego znaczenia emocjonalnego. - odpowiedział wstając z kanapy żeby otworzyć okno.
- Proszę, powiedź że robicie sobie ze mnie żarty i tak naprawdę nie mówisz poważnie. - jęknął opierając się o parapet i patrząc na niego tym swoim błagalnym, szczeniaczkowym wzrokiem.
Nie mieściło mu sie w głowie, że ten psychol naprawdę chce go zmusić do ślubu! Przecież.. przecież to było jakieś chore! Nerwowym ruchem odgarnął różowe pasma za ucho.

Powiesił ponownie sygnet na szyi.
- Nie. Uważam, że to idealne rozwiązanie. I mieszkańcy też będą się czuli lepiej gdy będę tutaj jako twój mąż a nie bękart Lobosa. Ułatwi mi to przejęcie kontroli. Ty i twój brat będziecie za to bezpieczni o bar.
W tym czasie wszedł Ćwiek z siatką w której były ewidentnie kupne jajka.
- Pierdolę, nie idę tam więcej. Ta psycholka strzelała do mnie ze śrutówki.
Odłożył jajka.
- Znajdź S.J. i idźcie do kuchni ogarnąć żarcie. A pani Trewor... Następnym razem poślemy do niej kogoś z Kimem. On najlepiej jej wyjaśni, że za gościnność odpowiadamy taką samą gościnnością.
Przez jego oczy przeszedł dość niebezpieczny błysk.
- Rozumiesz co miałem na myśli? Wystarczyło pozwolić mu poprosić. Nie. Strzelali do gościa bez broni.

- Pani Trewor to samotna kobieta. Skad miała wiedzieć, że chce prosić o jajka? - spytał robiąc niewinna minę. - Najechaliście miasteczko robiąc przy tym sporo hałasu. - dodał z wyczuwalną złością w głosie. Rzucił Ivanowi spojrzenie spod rzęs. Widać było o czym myśli. Załował, że to nie on dostał kilka kulek. Należało mu się za to co im zrobił.
- nie licz na to, że ktokolwiek bedzie w stosunku do was przyjazny. Nie należycie tutaj. - dodał butnie. Te czarne ślepia iskrzyły tym ogniem, który poruszał nawet kogos tak zimnego jak Lobos. Miał to po matce.
- chcesz ich straszyć? Im bardziej będziesz naciskać tym bardziej będą się burzyć. Twój tatko nie miał tu za dobrej opini. Ale ty masz jeszcze gorsza. - zamruczał zagryzając lekko wargę.
- I dziwnie o sobie mówisz. Jak na moje jako jedyne dziecko Lobosa jesteś dziedzicem. Jego pierworodnym. - westchnął krzywiąc się lekko.

Uśmiechnął się krzywo. Pierwodrodny... taaa...
- Twój też nie, a jednak jemu nikt się nie stawiał. Był jeszcze gorszy od mojego. Dlatego nie pójdzie sam tylko z tobą. Chłopak chciał grzecznie a poczęstowano go śrutem. Chcesz mi powiedzieć, że gdybym przyjechał i zwyczajnie przyszedł i zażądał swojej ziemi to ktokolwiek by mnie wysłuchał? Nie. Twój brat i paru innych mieszkańców wioski za samo nazwisko poczęstowali by mnie kulkami. ZA NIC. Tej dziurze trzeba pokazać, że nie mają prawa sami wydawać osądów.
Chyba tylko spojrzenie Kima sprawiło, że Ivan nie wstał i nie sprowadził go do parteru. Podniósł się jednak chwilę później i oparł koło niego.
- Jestem jedyny. Nie oznacza, że pierworodny. I nie chcę być jego dziedzicem. Ten skurwiel zniszczył wszystko w moim życiu. Chcę tego co mi się należy z racji bycia jedynym dzieckiem tego skurwiela.
Skomentował wpatrując się w miasteczko i zagryzając szczęki. Nienawidził Lobosa chyba nawet mocniej jak starego Swana. Z tym pierwszym miał jednak jakiekolwiek dobre wspomnienia i to łagodziło jego obraz.
- Kiedy S.J. Opowiadał mi o tym miejscu obiecałem sobie, że jak tu przyjadę obiję ryj Swanowi. Odbiorę co należy do ojca. Twoją matkę chciałem oddać chłopakom. Żeby znów poczuła jak to jest jak walczą o ciebie wilki skoro tak to lubiła...- Ugryzł się w język by znów nie nazwać jej suką albo ladacznicą czy dziwką. Sam nie chciałby tego słuchać o swojej matce. - Nie ma jednak Swana ani twojej matki. Nie jestem też tak pojebany jak sądzą niektórzy i nie puszczę wioski z dymem. Weźmiemy ślub, a ja utrę nosa obu tym skurwysynom, wszystkim tym pojebańcom od samosądu i przy okazji dostanę ciebie w bonusie. Może pieprząc się z własnym mężem nie będziesz taki nieśmiały.
Mówiąc ostatnie słowa odwrócił jego twarz ku sobie i pocałował. Zauważyli to panowie wracający do baru by zaszyć się w kuchni. Zaczęli dopingująco gwizdać. Na sali barowej nadal byli sam gdy się odsunął.

- Może i był. Ale przy mamie się zmienił. - burknął zakładając ręce na piersi i patrząc na niego niezadowolony, że tak mówi o jego ojcu.
Wtedy przypomniał sobie slowa S.J. o tym, że ma wytresować Ivana. Zmarszczył brwi. Nie... to nie wykonalne. Prawda?
Pisnął i zaparł się o jego ramiona, kiedy przerwał jego rozmyślania ostrym pocałunkiem. Wyprostował się jak struna i z większym zapałem próbował się odsunąć słysząc za sobą te gwizdy i okrzyki.
Ze wstydu zarumienił się jak dorodne jabłuszko.
- Nie jestem nieśmiały! Po prostu ciebie nie chce! - syknał wkurzony przecierając usta dłonią. Podły dupek!
Odwrócił od niego wzrok wzburzony.
- Mam 19 lat a ty chcesz żebym brał ślub! - dodał z pretensja.

- Jesteś pełnoletni. Nie widzę problemu. Matka Tylora ohajtała się z jego ojcem jak miała 16. Tam była jazda. Zgody sądu i inne pierdoły. Z nami? Kwestia dwóch podpisów i dwóch świadków i koniec.
Podsumował całość Ivan. Dla niego to nie był problem. Większość ludzi z jego otoczenia albo żyła bez ślubu albo tylko z takim szybkim.
- I nie pierdol że mnie nie chcesz bo na sam widok mojego fiuta twardniejesz i się rumienisz.
Odpalił papierosa i dalej wpatrywał się w widok. Część chłopaków wracała od swoich zajęć.
- Im dłużej i bardziej mieszkańcy będą agresywni tym dłużej będę trzymał chłopaków. A uwierz mi, każdy dzień przestoju dla tej bandy to nuda. Nuda zaś oznacza kłopoty dla mieszkańców. Lepiej dla nich żebym zaczął czuć się tutaj... akceptowany. Wtedy będzie ich coraz mniej a może i ja sam w końcu się wyniosę...
Dodał z jakąś dozą nostalgii patrząc na kolejne podjeżdżające motory.

- Chyba ci padło na łeb. - burknął odruchowo się rumieniąc na takie bezpośrednie i perwersyjne stwierdzenie. Odsunął się od niego kiedy zapalił fajkę, strasznie drażnił go dym papierosowy. - To, ze jestem gejem nie znaczy, że lecę na każdego fiuta. Kompletnie nie jesteś w moim stylu.
Po drugiej wypowiedzi poczuł niepokój. Spojrzał za okno na szalejących na motorach meżczyzn. Oni byli dzicy. Mogli zrobić wiele złego, jeśli Ivan spuści ich ze smyczy.
Zagryzł mocno warge, aż poczuł w ustach posmak krwi. Niech to. Niech to.
- Tylko podpis. - wyrwało mu się niespodziewanie. To tylko glupi kawałek papieru, a nie msza w kościele. Kiedy znowu podniosł na niego spojrzenie wygladał na naprawdę przybitego, co sprawiało że zdawał się mieć mniej lat niż w rzeczywistości.
- Żadnej uroczystości. - dodał obejmując się ramionami jakby chciał sobie dodać otuchy. - i twoje przyrzeczenie, że nie będziesz mnie bić ani oddawać innyn.
O nie zmuszanie do seksu nawet nie prosił. Wiedział, że na to w życiu by się nie zgodził. Wymysli coś żeby sie od niego uwolnić a tym ślubem... polepszy trochę los swoj i mieszkańców. To był tylko głupi podpis.
Jak Aaron się dowie.. musiał się przytrzymać parapetu, bo nog się mu ugięły. Będzie jatka. Opuścił wzrok na dębowy parkiet.. kiedyś się na nim zemścić za te wszystkie upokorzenia.

- Widzisz, wystarczy, że o nim wspomnę. - uśmiechnął się zadowolony z swojej racji. Słuchając go dalej tylko utwierdzał się w przekonaniu, że ostatecznie podoba się gówniarzowi przynajmniej fizycznie. Słuchając go dalej i obserwując jak wygląda narodziła się w nim potrzeba chronienia go. Wywalił papierosa i potrząsnął głową jakby chciał się pozbyć tej myśli. Podniósł jego podbródek i przyciągnął go do siebie zamykając w ramionach.
- Jestem dość zaborczy. Nie lubię dzielić się władzą, kobietami, majątkiem. Nie zamierzam też dzielić się tobą. - Pocałował go znów żarliwie. Gdy się odsunął dodał drugie zapewnienie. - Nie uderzę cię umyślnie. Nie odpowiadam jednak za sytuacje kiedy wejdziesz znów pod lecącą pięść albo kopniaka. W porządku?
Objął go w pół kładąc gestem posiadacza rękę na tyłku i ruszyli do kuchni gdzie pierwsze osoby wychodziły z talerzami z jedzeniem. S.J. stał przy parującej jajecznicy, a Tylor z Ćwiekiem smażyli bekon i kiełbasę.
- Chcesz żeby brat był świadkiem? Czy weźmiemy S.J. i Tylora?
Zapytał przechodząc do mężczyzn.
-i co chcesz w końcu zjeść. Od jakiegoś czasu nie zieleniejesz więc zakładam, że żołądek powinien coś dostać.