Gang Smoka

First topic message reminder :

Całkiem normalne senne miasteczko, położone wśród gęstych lasów obfitujących w zwierzynę. 
Dobra, może nie całkiem normalne. Prawie połowa mieszkańców wieczorami przywdziewa skóry i wsiadają na swoje wyjące bestie. Nie zmienia to jednak faktu, że w sumie...Żyją sobie spokojnie. Do czasu. Do ich poukładanego życia wkracza banda narwanych dzikusów . Nie są oni bynajmniej pokojowo nastawieni, zachwyceni nowym miejscem postanawiają zagarnać miasteczko dla siebie. 
Rodzina X prowadzi knajpkę, do której wpadają mieszkańcy po ciężkim dniu pracy. Jak by tego było mało są synami zmarłego szefa Blackvillage, przez co uznawani są za przywódców. 
Kiedy wrogi gang wpada do knajpy, żądając wydania ich bosa, X zostaje zauważony przez Y - szefa szalonej bandy. Słodki chłopaczek przyciąga uwagę mężczyzny.

X - Amantis
Y - Smok

- Po tym co twój ojciec zrobił mojemu bał się wrócić. Nie odwiedzał matki aż do śmierci mojego starego. Uważał że skoro trzyma z Logosem to twój ojciec będzie chciał go zabić. Mój za to za życia nie chciał się tutaj pojawić.
Byl więc on osobą która pośrednio oberwała z powodu konfliktu ich ojców.
- Myślę że tak. Tak samo jak ty chcesz ratować stodołę
Wypomniał mu jego krzyki w domu w obronie rudery. W pewnym momencie Kim miał go poprowadzić aby stanąć najlepiej na posesji.
- Peter budował domy przez pół życia zaś Kevin to emerytowany inspektor budowlany.
Przedstawił chłopakowi staruszków ktorzy im towarzyszyli.
- Znają się z S.J. em od dziecka i świetnie się bawią z nami od jakichś 5 lat. Nie znali mojego ojca ani twojego. Powinni być więc najbardziej obiektywni.
Zapytał od czego chłopak chce zacząć i rozpoczęli obchód. Z pobocznych rozmów Kimm mógł zrozumieć że ci panowie nie mieli nic wspólnego z przestępczą działalnością grupy. Zwyczajnie spędzali emeryturę przemierzając kraj na motorze i chlejac alkohol. Nie posiadali broni. Nie pali się po mordach.
- Potrzebuję sejfu. Myślę że umieścimy jeden w sypialni a drugi tutaj. Co ty na to?

Przejechał ręką po zakurzonej komodzie. Długo tu nie był. Jakoś.. nie miał do tego serca. Nie był gotowy. A teraz został postawiony przed faktem dokonanym.
Na kominku stały zdjęcia jego i Aarona jako dzieciaków, pana i pani Swan i Urocza fotografia.. starszej pani. Jego babci. Odszedł kawałek od mężczyzn i schował ramki do komody z obrusami.
Podejrzanie zwilgotniały mu oczy więc szybko zamrugał i odchrząknął próbując pozbyć się łez.
- Na co ci sejf, Lobos? - spytał unosząc brew do góry. - taki jesteś bogaty?
Może nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że po ślubie będzie milionerem. Przewrócił oczami. Co za głupie myśli.
- Na dole jest piec i skrzynka elektryczna. - poinformował "speców"od remontu. - Nie powinniśmy najpierw tam sprawdzić?

- Jest parę rzeczy które do niego wsadzę. - mruknął obserwując jak chowa fotografie.
Jeden ze staruszków pokiwał twierdząco głową.
- Instalacje wodną też trzeba sprawdzić.
Powiedział drugi. Lobos pomachał im ręką i przyglądał się domowi. O dziwo nie dotykał niczego.

- Elektrykę lepiej puścić nową. Ta ma z 100 lat. - wyrokował pierwszy.
- Ale te rury wyglądają w porządku. Sprawdzimy jeszcze u góry. Kiedy ostatnio odpalany był piec? Ivan pewnie będzie chciał go wymienić ale teraz na to nie ma czasu.

- Pięć lat temu. - odpowiedział zerkając na Ivana. To zadziwiające, że to już pięć lat. - a może i więcej, bo często palili w kominku. - dodał zerkając w stronę wspominaego kominka. Był osmolony, a na podłodze leżały równo ułożone drewienka.
Nie oglądając się na mężczyzn ruszył schodami na górę. Po chwili dało się słyszeć jego krzyk. Nie zauważył deski spruchniałej przez deszcz, który dostawał się do domu przez nie szczelny dach.  
Noga utknęła mu naprawdę głęboko, ale raczej nic go nie bolało. Bardziej się przestraszył niż się uszkodził.
- niech to...- jęknął próbując się uwolnić.

Mężczyźni omawiali na dole kwestię instalacji elektrycznej i koniecznych napraw kiedy doszedł do nich krzyk Kima. Ivan przeskoczył po dwa stopnie. Widząc, że wręcz pół ciała chłopaka znajduje się nie na tym piętrze co trzeba już dużo ostrożniej stąpał.
- Kevin rusz tutaj dupę. Peter wejdź do kuchni i złap młodego od dołu. Kimm nie wierć się do cholery bo jak łupniesz to będzie niewesoło.
Przeszedł niczym kocur spokojnie bokiem i złapał go za rękę.
- Nie szarp się. Kevin cię złapie z drugiej strony.

- Co zrobi?- spytął jękliwie. - wolałbym, żeby mnie za nic nie łapał. - dodał trzymając się poręczy.
Zrobił duże oczy czując , że coś go łapie za nogi. Wyobraźnia zadziałała, wierzgnął sprzedając Kevinowi kopniaka w czoło i złapał Ivana za szyję.
Uczepił się go jak miś koala.
- Aaaaaaaałaaaa, kurwa! Szefie! Bierzesz sobie konia za męża?! - dało się słyszeć z dołu. Mężczyzna podniosł się z posadzki i spojrzał na nich przez dziurę w schodach.
- Tylko ten jeden stopień jest w takim tragicznym stanie. Ciągnij księżniczkę do góry, szefuńciu!
- Ja. Nie. Jestem. Żadną. Księżniczką. - wycedził przez zaciśnięte zęby ignorując rozbawienie Ivana.

Wydobyli go i obmacał jego nogę.
- Trochę obtarta ale nic nie złamane. Ostrożnie. Przejdziemy po pokojach.
Mówił rozbawiony i złapał go w ramiona jakby faktycznie był księżniczką. Odstawił go dopiero gdy podłoga była już stabilna.
- Muszą położyć elektrykę na nowo. Wolisz zostać w swoim obecnym domu aż nie skończą czy przenieść się do jednego odnowionego pomieszczenia i mieć remont pod kontrolą?
Zapytał gdy wchodzili do małej sypialni. Wyglądała jak dziecięca. Ivan był ciekaw czy Kimmy czy Aron korzystali z niej.

- Chce mieć remont pod kontrola. - odpowiedział napinając się, gdy weszli do pokoju gdzie kiedyś sypiała jego mama a potem oni.
Drań, który pobił Aarona, zgarnął miasteczko, zgwałcił go i ciągle zmusza do seksu a nawet do ślubu, stoi sobie w dziecięcym pokoju.
To był jakiś kosmos.
- Ten pokój jest zamkniety dla innych. - powiedział poważnie. - tak samo jak ten na przeciwko. Nie chcę, żeby coś było tu zmieniane.
Ani tu, ani w sypialni dziadków. Zagryzł lekko wargę.
- Są jeszcze dwie duże sypialnie.- dodał mając nadzieje, ze nie Bedzie miał z nim wspólnego pokoju.

- Musimy tutaj wejść i naprawić sufit inaczej z tego pokoju po pierwszym poważnym deszczu zostanie balkon. Dach jest do wymiany na całym domu.
Wskazał na zacieki ale nie dyskutował na temat przestawiania czegokolwiek. Przeszedł za nim do drugiego pokoju który ewidentnie był sypialnią dziadków. Tutaj też był przeciek ale ewidentnie mniejszy. Pokazał go tylko palcem. Wyjaśnił, że w tych dwóch pomieszczeniach doprowadzają instalację do pokoju i robią zalążek pod ewentualną nową i na tym koniec. Skoro młody nie chciał ich ruszać to on nie zamierał. Przeszedł za nim dalej. Gdy wszedł do jednej a później drugiej sypialni oznajmił dość wyraźnie.
- Trzeba będzie tutaj zrobić drzwi.
Wskazał na ścianę dzielącą oba pomieszczenia.
- Co chcesz tutaj zmienić?
Zapytał pokazując znów na sufit. Później padały już bardziej precyzyjne pytania jak ilość sprzętów, wymiana mebli czy kolory.

- Po co robić tu drzwi? - spytał marszcząc brwi i przyglądając mu się ze skrzywioną miną. - Przecież można przejść korytarzem. To bez sensu. - burknął zakładając ręce na piersi.
Nastolatek chodził po domu i komentował wszystkie pomysły, zgadzając się na nie, albo burcząc coś pod nosem.
Na koniec wylądowali na ganku i tu prawie nie zabiła go spadająca deska.
- Japierdole.- wyrwało mu się kiedy odskoczył prosto na Ivana, bo ten ciągle był przecież blisko niego.
- Mówiłem, że dużo tu roboty. - powiedział odsuwając się od niego po tym jak praktycznie się w niego wtulił by uniknąć spotkania z deską.
- Ganek ledwo stoi. Trzeba wymienić belki. - poinformował Kevin jak gdyby nic się nie stało.

Ivan domyślał się, że to rudera. Nie spodziewał się jednak, że aż taka.
- Kevin, sporządźcie listę. I kolejność. Kimm przesunie wedle uznania to co się da i nie marnujmy czasu. Muszę jeszcze znaleźć jakiś garnitur na jutro...
Burczał nie wypuszczając wcale z objęć chłopaka. Wciąż trzymał go przy piersi.
- Zobaczmy stodołę i chcę sprawdzić ziemię.

Kimmy był osaczny, Ivan z każdym dniem uważał go coraz bardziej za swojego. Widać to było w jego gestach, mowie ciała. Był względem niego zaborczy i strasznie się wściekł, gdy uciekł. Z tego co mówił mu Lord, miał dużo szczęścia, że Lobos był tego dnia zmęczony.
Słysząc komentarz o garniturze zaparł się o jego ramiona, próbując się uwolnić.
- Po co ci garnitur?! - syknął odprowadzając "budowlańców" wzrokiem by, gdy znikneli za rogiem, spojrzeć na Ivana.
- Nie mam zamiaru ubierać ani garnituru, ani sukienki. Nie będę się stroił na swoją egzekucję. - warknął , bo coraz bardziej się martwił o to, że  Ivan chce zorganizować wesele.
Na myśl, że zaprosiłby swoich ludzi i mieszkańców miasteczka robiło mu się niedobrze. - Tu nie ma nic do świętowania. I nie chce żeby uczestniczyły w tym wiecej niż 4 osoby. Czyli tyle ile jest wymagane.

Ivan powoli robił się zirytowany. Dawał chłopakowi jak najwięcej mógł nie tracąc przy tym statusu lidera swojej watahy a ten tylko marudził jak pierdolona księżniczka.
- Myślałem, że hajtam się z gościem, nie z laską. Zrobisz dokładnie to czego od ciebie chcę. Jasne? - Warknął na niego. - Przestań zgrywać kurwa Diwę. Ubierzesz się ładnie. Podpiszesz papierki a po wszystkim przyjmiesz gratulacje i kondolencję od każdego kto kurwa będzie się chciał pojawić. Zrozumiano?

Mierzył się z nim spojrzeniem. Był taki... wściekły i sfrustrowany.
- Nie bedziesz mi mówił jak mam się ubierać. - odpowiedział cicho. - Nie jesteś moim szefem. - dodał wyrywając się z jego objęć.
- Stodoła w tamtą stronę. - syknał ruszajac szybkim krokiem w stronę miejsca, gdzie dziadkowie trzymali siano dla zwierząt i zbiory z pół.
Jeszcze mu pokaże, jeszcze przyjdzie czas że odpłaci mu za te wszystkie upokorzenia.
Miał dosyć tego, że był pod ściślą kontrolą.

Ivan zacisnął pięści i po trosze marzył o tym by to była szyja Kimma. Ruszył za nim i obserwował ruderę. Połowa stodoły była zapadnięta. Nie było dachu. Drzwi co prawda były stabilne, ale w drugiej części też sporo desek było spróchniałych.
- Nie opłaca się tego łatać. Lepiej to zburzyć. Zagraża bezpieczeństwu i to w chuj. Postawimy nową. Znam tego gościa co ma gotowe elementy. - Zaproponował Kevin. Ivan mu przytaknął po czym spojrzał na chłopaka.
- Nową postawcie obok. W tej, zabezpieczcie elementy. Młody ma z nią wspomnienia. Będzie panikował jak z tymi pokojami. Mam dość jego babskiego ujadania. Idziemy jeszcze na pole.
O dziwo tym razem to Ivan wyrywał chwasty i grzebał w ziemi. Smakował jej nawet.
- Będzie dobra na jęczmień. Chmiel się posadzi w szklarniach.
- Chcesz postawić na browar?
- Wściekły wilk sprzedaje się wyśmienicie na południu. Sprawdzimy co daje ta ziemia. Może moja nowa żonka zainspiruje mnie do nowego smaku piwa. Jak nie to postawię na starą recepturę. Coś jeszcze Kim? Musimy wrócić do domu i wybrać ci ładne ubranko. Chłopcy jeszcze dzisiaj zaczną najważniejsze rzeczy.

Wysłuchiwał jego planów czując coraz większą wściekłość. Chce zrobić z farmy jego dziadków fabrykę piwa?
- Po moim trupie. - warknął wkurwiony i okropnie sfrustrowany. Zerknął na widły stojące przy beczce. Miał ochotę wziąć je i wbić w tego gnoja.
Siedział jednak, że nie ma z nim szans w walce więc tego nie zrobił. I tylko dlatego. Tak okropnie go nienawidził. Jeszcze nigdy nie chciał kogoś skrzywdzić, a teraz myślał tylko o tym jak się zemścić. Co on z nim zrobił?
Zagryzł wargę. Było jeszcze jedno miejsce. Zerknął w stronę sadu. O tej porze roku powinny być już jabłka.
Może Ivan nie zauważy, że się wymyka?

Akurat na produkcję Piwa ojciec Ivana wyrobił sobie licencję. Był więc to całkiem legalny biznes i normalny w wielu miejscach. Zignorował więc uprzedzonego gówniarza i podążył za jego wzrokiem. Nie, Kimm po swojej ostatniej ucieczce nie mógł liczyć, że mężczyzna opuści przy nim gardę. Chwycił go dość boleśnie za przedramię i ruszył w stronę w którą spojrzał. Drzewa były zaniedbane.
- Tym miejscem będzie można zająć się dopiero za parę miesięcy. Jak opadną liście i owoce. Znasz się w ogóle na sadzie, ziemi, roli?
Zapytał chłopaka szczerze ciekaw. W końcu zamierzał chyba tutaj kiedyś zamieszkać... chyba, że do końca życia chciał siedzieć na głowie bratu. Był ciekaw jak sobie to wyobrażał.

Jęknął cicho i spojrzał w górę, w przystojne oblicze mężczyzny. Kurwa. I nici z jego planu.
- Puść, to boli.- syknął zamiast odpowiedzieć na jego pytanie. Był ciekawy czy Ivan tak bardzo chce go mieć, bo jego ojciec dostał kosza od matki czy naprawdę tak bardzo mu się podobał.
Przecież z tego co zrozumiał, SZEFUŃCIO wolał kobiety. Z męskimi dziwkami zabawiał się tylko ze swoim kumplem. I jak zdążył zauważyć większość motocyklistów zdecydowanie wybierali seks z kobietami.
Pisnął czując dużą dłoń na karku, kiedy zbyt długo ignorował zadane mu pytanie.
- Znam się na sadzie i zwierzętach. - powiedział w końcu, bo chciał się pozbyć ręki ze swojego karku. Nie dodał jeszcze, że potrafi prowadzić dom jak prawdziwa gospodyni. Prać, prasować, sprzątać, gotować i piec. Po śmierci matki ktoś musiał się tym zająć.
Nie zamierzał jednak robić Lobosowi za dobrą żonkę.

- Dobrze. Przynajmniej w części gospodarczych rzeczy będziesz w stanie mnie odciążyć. Może nie jesteś całkiem bezużyteczny. Już myślałem, że jedynie do ruchania się nadajesz.
Skomentował. Wciąż był urażony, że uciekł. Powinien go od razu sprowadzić do poziomu ścierwa i pojemnika na spermę dla gangu ale nie mógł. Z jakiegoś irracjonalnego powodu chciał tą małą dziwkę dla siebie. TYLKO dla siebie.
- Wracamy. - Warknął znów, jeszcze bardziej rozdrażniony własnymi myślami. Wręcz brutalnie ściągnął chłopaka znów do jego pokoju.
- Wybierz w czym chcesz iść jutro do urzędu. Masz 3 próby. Ma być elegancko. Jak spieprzysz to ja cię ubiorę.

Ivan był dla niego naprawdę okropny, do tego stopnia, że gdy postawił go przed jego szafą był bliski płaczu.
Odwrócił się przez ramię rozmasowując obolały nadgarstek za który ciągnął go do pokoju. Mówił serio?
Wiedząc jego wyraz twarzy zrozumiał, że nie żartował. I nawet w nastroju do tych żartów nie był.
Zagryzł wargę i otworzył drzwiczki do swojego królestwa. Nie miał pojęcia co z niej wyciągnąć. Ciężko było być twórczym, gdy czuło się na plecach oddech smoka.
Pierwszy komplet to zwykłe czarne spodnie i czysta biała koszulka. Do tego ładny sweterek. Nic nadzwyczajnego, ale schludnie.

Ivan przyglądał się temu jak się przebiera.
- Ładnie ale za mało odświętnie. Tak możesz iść na egzamin ale nie na ślub.
Wypowiedział się jak znawca ubioru. Wywalił się wygodniej na łóżku i obserwował kolejną przymiarkę.

- Od kiedy tak znasz się na modzie? Jakoś po tobie nie widać. - warknął odkładając ubrania na bok.
- Według mnie jest wystarczająco odśwìetnie.- burknął , ale widząc jego groźna minę znowu schował się w szafie. Co za buc.
Co by tu... nim pokazał kolejny komplet minęło kilka dłuższych minut. Tym razem znowu były czarne spodnie, czarna koszulka i skórzana czarna kurtka. Na szyi przewiązał czerwoną chustkę.
Żona motocyklisty jak z obrazka.
- Pasuje tematycznie. - powiedział na swoją obronę obserwując go spod rzęs.

Przekrzywił głowę. Podniósł się i stanął przed nim. Odsunął lekko luźne kosmyki jego włosów.
- Marynarka zamiast kurtki. Chustka może zostać jak ci zależy. Albo olej marynarkę. Bez niej też wyglądasz dobrze.
Wsunął ręce pod kurtkę i objął go. Przyciągnął do siebie. Uśmiechał się jak prawdziwy łobuz ale niezmiernie seksownie. W dodatku jego oczy pociemniały lekko co świadczyło o tym, że bardzo podoba mu się to co widzi. Pocałował go w pełen pasji sposób ignorując całkowicie możliwe protesty.
- Tyle mi musi wystarczyć. Nie dotknę cię więcej dzisiaj. Jutro za to odbiorę sobie te dni z nawiązką. Lepiej żeby ten twój Sam pojawił się do 14. Później jedziemy do urzędu. Nikt nie będzie na niego czekał więcej.
Oznajmił mu i opuścił pomieszczenie. Zamierzał spać na kanapie na dole. Pokój oczywiście znów był zamknięty. Taylor tylko przyniósł mu jedzenie. Kimm miał spokój do rana. Rano za to się zaczęło. Motory zajeżdżały pod dom. Później samochody. Na końcu biała limuzyna. Tym zamierzał jechać do ślubu Ivan. I zakładał, że Kimmowi się spodoba.

- Ja we wszystkim wyglądam dobrze. - burknął zapierając się rękoma o jego klatkę piersiową. Odchylił się w tył krzywiąc przy tym brzydko swój zgrabny nosek. Nie spodobał mu się ten niebezpieczny błysk, pełen pożądania.
Pisnął kręcąc głową na boki. Nie chciał tego pocałunku, nie chciał tego ślubu i nie chciał takiego męża. Wszystko było do dupy. Gorzej chyba być nie mogło.

A jednak mogło.
- nie ma kurwa mowy! - syknął obserwując przez okno podjeżdzającą pod dom limuzynę. - pojebało go! Co za psychol! - pieklił się robiąc dzikie gesty rękoma.
Potem zobaczył znajomą rudą czuprynę. Nareszcie! Zaraz... czemu jest sponiewierany?!
Kiedy Taylor przyprowadził do jego pokoju Sama... bez ostrzeżenia kopnął znielubianego motocyklistę w klejnoty.
- Łapy precz od Sama! - krzyknął od razu wtulając się w znajome ramiona. Odetchnął z ulgą. Jak dobrze. Miał przy sobie przyjaciela.
- Co tu się odwala, Kimmy? - spytał młody mężczyzna głaszcząc go po buzi. Byli w tym samym wieku, ale Sam był od niego wyższy i tęższy. Miał męskie rysy twarzy a nie kobiece, jak Kim. - na gacie merlina, jak ty wygladasz? Dwa tygodnie mnie nie było a schudłeś chyba z czterdzieści kilo! - przeraził się na co pół azjata zarumienił się zażenowany nie wiedząc co odpowiedzieć. Miał wcześniej przygotowane wytłumaczenie, ale teraz jakoś nie chciały mu przejść przez gardło.

Kopnięty Taylor zgiął się w pół ale instrukcje Ivana były nad wyraz klarowne.
- Macie piętnaście minut. Tyle zajmie Ivanowi przyjście tutaj. Jeśli on w tym czasie nie opuści pokoju nie chcę być w jego skórze. - Kiwnął głową na Sama. - Ma czekać w limuzynie. Po ciebie szef przyjdzie osobiście.

Po tych słowach wyszedł warcząc pod nosem, że przemodelował by Kimowi twarz gdyby nie ten pierdolony ślub. Zgodnie z przewidywaniami Taylora w ciągu 15 minut Ivan pojawił się w pokoju.