Gang Smoka

First topic message reminder :

Całkiem normalne senne miasteczko, położone wśród gęstych lasów obfitujących w zwierzynę. 
Dobra, może nie całkiem normalne. Prawie połowa mieszkańców wieczorami przywdziewa skóry i wsiadają na swoje wyjące bestie. Nie zmienia to jednak faktu, że w sumie...Żyją sobie spokojnie. Do czasu. Do ich poukładanego życia wkracza banda narwanych dzikusów . Nie są oni bynajmniej pokojowo nastawieni, zachwyceni nowym miejscem postanawiają zagarnać miasteczko dla siebie. 
Rodzina X prowadzi knajpkę, do której wpadają mieszkańcy po ciężkim dniu pracy. Jak by tego było mało są synami zmarłego szefa Blackvillage, przez co uznawani są za przywódców. 
Kiedy wrogi gang wpada do knajpy, żądając wydania ich bosa, X zostaje zauważony przez Y - szefa szalonej bandy. Słodki chłopaczek przyciąga uwagę mężczyzny.

X - Amantis
Y - Smok

Sam szedł za Kimem z niepewna mina. Po tym jak Sam powiedział mu o jego rozmowie z Ivanem, Kim pieklił się i rzucał jak wściekła pchła.
- nic od niego nie chce! - syknął kiedy Sam powiedział mu, że Ivan czeka na nich na ganku.
Za punkt honoru wyznaczył sobie robienie Lobosowi na złość, przez co zupełnie nie widział jego starań.
- Kimmy daj spokój, wiem ze go nie cierpisz. Ale przed nim cię nie uchronię, dobrze wiesz że to jakiś pieprzony terminator. Lepiej go nie wkurzać.
- Nie mam zamiaru być posłuszną żonką. - odparł siadajac na parapecie okna w swoim pokoju.

Ponieważ wszędzie trwały prace w pokoju chłopaka również nie było drzwi. Gdy nie pojawił się na ganku ruszył do góry.
- Po pierwsze masz chuja więc nigdy nie będziesz żonką, co najwyżej jesteś mężem. Czy mam cię przerzucić przez ramię i wynieść czy raczysz ruszyć dupę?
Zapytał stając w drzwiach z skrzyżowanymi na piersi rękoma. Widać było po jego postawie i tonie głosu, że zaczynał robić się zły. Jarało go, jak Kimm się stawiał. Niewielu było ludzi zdolnych stawiać mu opór tak długo. Niestety teraz musieli zająć się czymś innym. Pieprzenie się trzeba było odłożyć do powrotu. Puki jego ludzie nie znajdą zamachowca i go nie usuną trzeba było zadbać o bezpieczeństwo chłopaka. Chcąc nie chcąc bezpieczniejszy był z nim.

- Ah tak? To może raczysz poinformować o tym swoich ludzi, bo to od nich ciągle słyszę, że jestem twoją żoneczką! - odpyskował lekceważąc zdrowy rozsądek.
Pisnął kiedy Ivan spełnił swoje groźby i bez pardonu wyniósł go z domu, przerzucając go sobie wcześniej przez ramię.
- Puszczaj! Puszczaj! Chce się chociaż przebrać! - marudził uderzając go w plecy piąstkami.
Warknął pod nosem wzburzony faktem, że ten zupełnie nie bierze pod uwagę jego buntów.
- Wziąłem ci koszulke. - mruknął Sam przyglądając się niechętnie temu jak zdominowany jest jego przyjaciel.
- Po co mam jechać z toba?! - burknął Kimmy ktory kiedy tylko mógł uciekał przed swoim mężem i jego kumplami.

Ivan od początku wykazywał ogrom zrozumienia i pobłażliwość dla zachowania Kimma. Przez chłopaka jego plany od puszczenia z dymem wszystkiego co Swanów przeszły do ślubu z nim i prób dania różowo włosemu tego co miał przed jego pojawieniem się a nawet więcej. Zamiast go potraktować jak dziwkę co zamierzał na początku stał się jego mężem. A poza dwoma razami starał się dać mu z seksu jak największą przyjemność. Co prawda czerpał też satysfakcję z tego że chłopak sam złamał swoje słowo " nigdy. Dobrowolnie." Ujeżdżając go zeszłej nocy.
-Bo masz go sobie sam wybrać. Nie będę później resztę życia słuchał jaki to chujowy wóz ci kupiłem.
Rzucił stawiając go na ziemi przed samochodem S.J. Sam miał usiąść z przodu a oni dwaj z tyłu.

Założył ręce na piersi spoglądając na niego naburmuszony z pod grzywki. Wyglądał uroczo z tymi nadętymi policzkami.
- Wybiorę najdroższy. - szepnął do Sama kiedy brał od niego koszulkę, na co rudzielec zaśmiał się i uścisnął go krótko.
Wsiadł do auta, po tym jak Sammy otworzył mu drzwi a siedząc w środku szybko zmienił koszulkę. Widząc spojrzenie Ivana zerknął na przyjaciela a potem na męża.
- Prawdziwy gentelman. - mruknął piejąc do tego, że Lobos nie ma pojecia o savoir-vivre.
Rzuciło mu się w oczy, że Ivan nosi obrączkę. Zmarszczył brwi
Po co to robił?

W samochodzie grał lekki gitarowy rok z poprzedniej epoki.
- Skoro ty się zachowujesz jak neandertalczyk, odpowiadam tym samym
Skomentował Ivan pijąc do tego co mu powiedział rano. Skoro Kimmy postanowił strzelać fochy i robić mu pod górkę, nie pozostawał dłużny siłą sprowadzając go do parteru.
S.J. zaczął wypytywać Sama o jego szkołę i plany ciekaw planów na życie swojego ciotecznego wnuka. Dzięki temu Kimmy i Ivan mogli dowolnie gryźć się na tylnym siedzeniu.

- Chyba mówisz o sobie. - Burknął zakładając ręce na piersi w obronnym geście. Zerknął na Sama i S.J'a. To już któryś raz z kolei staruszek odwraca uwagę Sama od niego, po to żeby Kim był skupiony w 100% na Ivanie.
Dziadek był cwany i doskonale wiedział jak się zachować, żeby Lobos nie myślał o po strzale jego "wnuczka".
- Studia. Tam nie będziesz mógł mnie kontrolować. - Po wiedział przypominając sobie o tym, że przecież to idealna szansa na ucieczkę od swojego męża.
Mógłby odzyskać wolność.

- Nie pójdziesz na studia.
Odparł Ivan przypominając mu że on decyduje o jego życiu. Nawet nie próbował z nim w tej kwestii dyskutować. Chociaż prawdą było że nawet nie przemyślał swoich słów. Zwyczajnie nie brał pod uwagę żadnej opcji w której chłopak jest z dala od niego z własnej woli. Dopuszczał rozdzielenie tylko gdy on tego będzie chciał.

-Świetnie. Dzięki za niszczenie mi życia. - warknął odwracając głowę w stronę okna.
Ivan chyba zapominał, że Kim jest jeszcze krnąbrnym nastolatkiem.. a jego zachowania często odbiegają od dorosłości.
Powinien żyć beztrosko, ciesząc się z końca liceum. A zamiast tego musiał martwić się swoim mężem i jego banda dzikusów.
- to nie fair. - wtrącił się Sam czując potrzebę obrony małego Kima. Zawsze tak było. To Sam ratował Kima z kłopotów i spuszczał innym łomot jak mu dokuczali.

Ivan nigdy nie miał beztroskiego dzieciństwa. W jego wieku był już w wojsku. To go uratowało w sumie od pierdla. Najbliżej nastoletniego zachowania miał rudego, a i on w niektórych sprawach był bardziej obyty od Kimma. 
- Nie wpierdalaj się. - Warknął Ivan. Żadnych argumentów. Żadnych możliwych wejść w polemikę.

- Jak zwykle milusi. - syknął Kim wykszywiając brzydko swoją ładną buzię. Zerknął na Sama, jego przyjaciel zaciskał mocno szczękę i pięści.
Pół azjata zmartwił się, że rudzielec znowu znajdzie się na celowniku Ivana przez swój wybuchowy temperament. Pokazał mu palcami ruch biegnącego ludzika. Spierdzielimy stąd. Był pewien, że w końcu uda mu się uwolnić od Ivana. Nie wiedział tylko jak ma to zrobić?
Może jak zmieni swoj wyglad to przestanie się nim interesować? Zmarszczył brwi. Czego Ivan moze nie lubić?
Blondynek?

Kimm zapomniał o tym, że jego mąż siedzi tuż obok i że jest bardzo niebezpieczny gdy ktoś mu ucieka. Ivan pochylił się do jego ucha i wyszeptał.
- Następnym razem gdy uciekniesz nie będę cię szukał. Zabiję twojego brata. I każdego następnego dnia gdy ciebie nie będzie jedną osobę z wioski. - Odwrócił jego głowę tak by mógł spojrzeć mu w oczy. - Rozumiesz prawda? To obietnica.
Jego ton był tak zimny i tak pełen furii, że wystarczyła iskra by zrobił komuś prawdziwą krzywdę.

Przez chwilę zapomniał o tym jak się oddycha. Naprawdę byłby w stanie robić tak okropne rzeczy? Jego zimne spojrzenie pozbawiło go złudzeń.
- w końcu nie miałbyś kogo zabijać. - palnął zamiast zamknąć te swoje słodkie ustka.
Czasami sam o sobie myślał, że jest pozbawiony takich cech jak rozwaga i ostrożność, a uparcie przybliża się do samobójstwa i masochizmu.
Przymknął lekko oczy uświadamiając sobie jaki z niego głupek. Powinien wiedzieć kiedy przestać go drażnić i się zamknąć.

Ivan uśmiechnął się tylko szerzej. On doskonale wiedział, że chłopak czułby winę za każde odebrane w ten sposób życie. Czułby się winny, że z powodu jego ucieczki giną ludzie.
- Kochanie jeśli myślisz, że zabijanie to najokrutniejsza rzecz jaką jestem w stanie zrobić to jesteś głupi.
Odsunął się od niego i zwrócił się do S.J.
- Stań gdzieś w lesie i weź wnuka na spacer. - Wydał tonem rozkazu.

Miał ochotę jęknąć słysząc rozkaz Ivana. Cholera. Coś czuł, że znowu będzie go boleć dupa.
A najgorsze jest to, że nie miał jak ani gdzie uciec. Szlag. Zacisnął dłonie w pięści by ukryć ich drżenie.
- Nigdzie nie idę. Nie zostawię go samego z tym paskudnym...! - zaczął Sam siłując się z pasem, by nagle jęknąć gdy dostał z pięści brzuch od swojego dziadziunia.
Jak to mozliwe, że ten dziadek ma tyle siły i jest w takiej dobrej kondycji?
Kim poruszył się niespokojnie.
- Przestań go bić! - syknął czując złość na S.J.

S.J. posłał mu spojrzenie, które miało znaczyć, że ma nie wciągać jego wnuka w swoje błędy. Wkurwił Ivana to niech sobie z nim radzi. Wyciągnął Sama.
- Chcę cię żywego. - Warknął lekko na chłopaka i popychając go ruszył w las. Zabrał ze sobą kluczyki żeby przypadkiem szefunio ich nie zostawił w lesie. Gdyby różowo włosy siedział cicho Lobos by się nie wkurzył. - Twój przyjaciel nie ma w zwyczaju słuchać dobrych rad nie?
Opowiedział mu o swoim pierwszym spotkaniu z Kimem i tym jak ostrzegał go przed wkurzaniem Ivana. Później o tym co Kimm regularnie robił = wkurzał gangstera.

Gdy tylko mężczyźni trzasnęli drzwiami od samochodu Ivan odpiął swój pas i zablokował wszystkie drzwi wduszając przycisk przy kierowcy.

Kim doprowadził wzrokiem Sama i S.J.. Rudzielec jeszcze stawiał opór i oglądał się przez ramię, ale dziadek nie miał zamiaru pozwolić by jego wnuk stracił życie. Lubił gnojka.

Pół azjata z głośno bijącym sercem obserwował poczynania Ivana. Tylko w celu upewnienia się pociągnął lekko za klamkę. Tak. Zamknięte. Super.
Nawet nie odpiął pasów. I tak nie mógł nic zrobić zamknięty w ciasnej puszce z tym terminatorem.
Na otwartej przestrzeni nie był w stanie mu uciec a co dopiero zamkniety w aucie.
Spojrzał mu w oczy chcąc sprawdzić czy jest ostro wkurwiony czy tylko lekko zirytowany.

Lekko zirytował go fakt, że nie stawił się na ganku gdy przyszła pora. Teraz był bardzo wkurwiony. Złapał chłopaka za włosy i nie bacząc na opór wpijającego się w ciało chłopaka pasa przyciągnął go do swojego krocza.
- Nauczę cię teraz jak się przeprasza swojego męża.
Rozpiął spodnie i podniósł się lekko by je zsunąć z bioder. Nie był jeszcze w pełni twardy, ale ewidentnie podniecony.
- Spróbuj użyć zębów.... a nie będzie dużo mniej przyjemnie.- Powiedział. Rozpiął jego pas by móc bez problemu docisnąć jego twarz do swojego członka. - Liż - Warknął rozkazując.

Jęknął i chwycił pasy, które wbiły mu się w ciało.
- Nie będę Cię za nic przepraszać. - syknął zaciskajac mocno usta. Fiut Ivana uderzał go w policzek sprawiając, że zaczął panikować. Nie chciał go brać do buzi.
- Nie. - odpowiedział na rozkaz mając dziwne przeczucie, że Ivan znajdzie sposób żeby lizał.
Ten chuj był zdolny do wszystkiego. Zamknął oczy i zaparł się rękoma próbując się odsunąc od jego krocza.
Ciekawe za co by go ciągnął jakby zgolił głowę. Miał ochotę pozbyć się włosów tylko po to żeby zrobić mu na złość.

Kimmy mógł się bronić, ale to Ivan miał przewagę siłową. Złapał go za policzki odciągając szczękę w dół żuchwę. Pokazał mu tylko, że następnym razem wyciągnie mu żuchwę z stawów.
- Ostatnia szansa. - Oznajmił puszczając. - Powiedz: Przepraszam. I bież się ładnie za lizanie mojego kutasa albo wsadzę ci go do samego gardła i będę spuszczał się aż mi się znudzi.
Tym razem rękę położył na jego karku. Delikatnie głaskał jego staw żuchwowy jakby na potwierdzenie swojej groźby. Oddychał ciężko wiec Kimm mógł być pewien, że to jest krańcowy moment dla Ivana. Jedno nie takie słowo i naprawdę poczuje ból.

Najpierw Ivan poczuł, że coś kapie na jego krocze. I bynajmniej nie była to ślina. Dopiero po chwili wystawił język i poruszył głowa od dołu do góry. Polizał penisa po całym jego trzonie ale nie powiedział słowa "przepraszam".
Nie zrobił nic złego, żeby go przepraszać.
Niech spierdala. Przestraszył się jednak, gdy bez problemu otworzył mu buzię wciskając palce między jego policzki. Wolał żeby nie zrobił mu z ust zbiornika na spermę.
Dodatkowo.. przecież Sam był blisko. Kto wie co by mu zrobił w ramach kary dla niego.

Gangster nie przejął się łzami. Złość odpadła z niego dopiero kiedy Kimmy zaczął słuchać. Chłopak robił to bardzo nieudolnie. Nie poprawiał go jednak. Zabrał ręce by mógł sam wybrać sobie kąt i sposób. Patrzył jak płacze i liże jego kutasa. Swan wiedział, że przekroczył granicę. Postanowił więc trochę go nagrodzić. Rozpiął mu spodnie i sięgnął do jego tyłka. Zwilżył najpierw swoje palce zanim zaczął go nimi pieścić i rozciągać. Uśmiechnął się nawet lekko pobłażliwie w pewnym momencie. Wiedział, że ciało chłopaka reaguje na pieszczoty wbrew niemu. On najchętniej posłałby go do wszystkich diabłów.
- Nie walcz Kimmy. Lepiej żebyś doszedł teraz niż jak wróci twój ukochany przyjaciel.
Oznajmił skrótowo, że będzie torturował jego tyłek aż się nie spuści. Prawda była taka, że Ivana bardziej podniecał fakt, że chłopak walczy z orgazmem i podnieceniem niż jego operowanie ustami.

O nie. Zamknął mocniej oczy. Kurwa. Kurwa.
Nie podnieci się teraz, nie ma mowy. Nie dojdzie obciągając jego fiuta!
- Przestań. - powiedział odsuwając się od sterczącego na baczność penisa. - Sam? - upewnił się robiąc duże oczy i zaprzestając uciekania tyłkiem. - Nie zrobisz tego... - rzucił jękliwie, bo Ivan właśnie znalazł jego prostate.
Japierdole. Kurwa. Pochylił głowę w dół by Lobos nie widział tych wszystkich emocji na jego twarzy.
Zrobi to jeśli nie będzie się go słuchał. Dalej jest na niego zły.

Podsunął mu drugą ręką penisa pod usta. Może i nie był w tym dobry, ale chodziło o piękne widoki i karę, a nie o przyjemność. Gdy wrócił do lizania go wzmocnił pieszczotę. Widział więc jego zarumienioną od podniecenia i wysiłku buźkę oraz szkliste od łez oczy. Kimmy był piękny nawet w tak marnym stanie. Odczekał aż będzie na skraju i odsunął go od siebie.
- Albo łykasz, albo kończymy to jak przystało na małżeństwo.
Powiedział patrząc mu w twarz. Wiedział, że chłopak jest na skraju i niezależnie czy zaczną się pieprzyć czy będzie go dalej pieścił palcami dojdzie w oka mgnieniu. Ivan zaś potrzebował... trochę więcej.

Kiedy odsunął go od swojego fiuta i spojrzał mu prosto w twarz, Kim był już na skraju. Trzęsły mu się uda, niewielkich rozmiarów penis stał na baczność a z jego konca wypływały pojedyncze kropelki prejukalatu.
Zajebisty wybór. I miał go podjąć będąc w takim stanie... Ivan potrafił sprawić, że miał mętlik w głowie. Bawił się nim jak chciał i nawet się przy tym nie męczył.
Szyby w aucie zaparowały ograniczając widoczność, nie wiedział czy Sam z S.J. są już blisko. Czy wszystko słyszą... bogowie.
- To dzięki czemu szybciej dojdziesz. - odpowiedział w końcu, bo ewidentnie gnój czekał na jego decyzje. Umrze z żażenowania jak Sam zobaczy go w takim stanie.