|
| Autor | Wiadomość |
---|
VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: I really don't like you. Sro Paź 16, 2019 11:24 am | |
| | Amir Cavendish | 16 lat | 4 klasa liceum | — Wywodzi się z bogatej i szlacheckiej rodziny Cavendish. Silnym i wpływowy tytuł daje mu i jego rodzinie całkiem sporo możliwości, co również odbija się na psychice chłopca. — Od dzieciaka był z lekka inny. Już w wieku 6 lat zauważono, że jest inteligentniejszy i bystry od całej reszty, choć w swoim mądrym rozumowaniu posiada parę luk, które z czasem można zauważyć. Ciężko powiedzieć, czy to kwestia dojrzałości, a może innego myślenia. Przez to również rodzice poświęcają mu praktycznie całą uwagę. Jest też trochę rozpieszczony. — Pomimo rodziny, która kocha go nad życie, a on ich, przez pryzmat bankietów, innego stylu bycia itd. mają dość silne i żelazne zasady, co odbiło się na chłodnym i wyniosłym charakterze Amira. Często na nim jest wywierana dość specyficzna presja, której nie wymaga się od zwykłych dzieci. Sam czuje się w obowiązku taki być. Jak na swój wiek jest zdecydowanie aż za bardzo poważny, co często daje odczuć w szkole i poza nią. — Posiada mnóstwo uczuleń; wiosenne pyłki, orzechy, pszenica, na laktozę, przez co regularnie musi łykać tabletki, które ułatwiają mu codzienne funkcjonowanie. — Jest prefektem w swojej szkole, pilnując w ten sposób należytego ładu i porządku. Jego funkcja różni się od zwykłego przewodniczącego szkoły - jest bardziej doceniania i na więcej rzeczy mu wolno, co wiążę się również ze sporą odpowiedzialnością. — Dusznica bolesna. Genetycznie ma chore serce. Choroba objawia się bólem, przypominający ściskanie klatki piersiowej, promieniujący do rąk, szyi i szczęki. Występuje najczęściej po silnym wysiłku fizycznym, stresie bądź po zbyt obfitym posiłku. Stosuje leki, które mają na cel zniwelować paskudną chorobę. Niestety intensywniejszy sport/ruch musiał sobie odpuścić, co nie znaczy, że nie dba o siebie. — Posiada także amnezję krótkotrwałą. Był moment w życiu, w którym porwano go dla zwykłego okupu. Miał wtedy jakieś 13, 14 lat. Był przetrzymywany przez kilka dni w jakiejś ciemnej piwniczce, związany, podtrzymując jego funkcje życiowe. Często wtedy dostawał ataki paniki, mówiono także, że był torturowany dla czystej zabawy. Kiedy policji udało się znaleźć chłopca, dzięki czemu wszystko skończyło się szczęśliwie, Amir wyparł z pamięci te dni, absolutnie niczego nie pamiętając poza krótkimi, nic znaczącymi urywkami, dzięki terapiom, na które cały czas chodzi. Po tych dniach posiada blizny na nadgarstkach, kostkach, a także szyi, które są śladami po ciasnych i nieprzyjemnych więzach. Stara ukrywać je pod ubraniami. — Ubóstwia zwierzęta, bardziej niż ludzi. Posiada parę psów (golden retriever biały, maffist brązowej maści), a także kilka kotów (bengalski i 2 maine coon, gdzie jeden jest szarej maści, a drugi rudej) w swoim domostwie, a także terrarium z gekonem, papugę arę o przepięknej barwie i sporej wielkości akwarium w salonie. — Potrafi być mściwy i okrutny, ale także i naiwny, przez co bardzo łatwo można grać na jego emocjach. Niemniej nigdy nie pozostaje dłużny. — Bardzo mocny jest w przedmiotach ścisłych, a na dłuższą metę interesuje go astronomia. Hobbistycznie zajmuje się fotografią, a także grywa na kilku instrumentach muzycznych; fortepian, skrzypce i flet poprzeczny, a także na gitarze akustycznej. Ze śpiewem też radzi sobie całkiem nieźle. — Uwielbia temat prehistorii, mitów i wszelkich legend. Jest tego wielkim fanem, co da się zauważyć w jego pokoju. Wiedzę na ten temat też ma całkiem sporą. — Nie brakuje mi odpowiedniej kultury, którą rodzice i prywatni nauczyciele wpajali mu od najmłodszych lat. — Pedantyczny, przesadnie dbający o higienę osobistą. Często na dłoniach nosi rękawiczki, które mają pomóc mu w unikaniu brudnego kontaktu z innymi osobami, a także rzeczami w miejscach publicznych. — Oschły sangwinik, który sztywno trzyma się wyznaczonych zasad. Również chętnie wpaja je innym. Egoista, który najpierw patrzy na swoje potrzeby, później na innych. Z lekka narcystyczne podejście, w którym uważa, że we wszystkim jest dobry, co nie mija się z prawdą. Posiada dar szybkiego uczenia się i zapamiętywania wszystkiego, co zobaczy, przeczyta bądź usłyszy. — Zna kilkoro sławnych osobistości (aktorzy, piosenkarze, muzycy itd), głównie dlatego, że są przyjaciółmi bądź dobrymi znajomymi jego rodziny. — Oczywiście posiadają własną rezydencję w mieście, a do szkoły zwykle podwozi go szofer w całkiem ekskluzywnym samochodzie. — Ćwiczy szermierkę, a także dla relaksu jeździ konno. Aż trudno uwierzyć, że udaje mu się znaleźć na wszystko czas. Prawdą jest, że jego cały tydzień jest zawalony wszelakimi zajęciami dodatkowymi, aby jak najlepiej móc się rozwijać. Na lekcje tańca towarzyskiego także chodzi, a i obcych języków także uczy się pod kątem najlepszych, prywatnych nauczycieli. — Lekki homofob. — Pierwotnie powinien być w pierwszej klasie liceum. Praktycznie jest w 4, a to dzięki ponadprzeciętnej inteligencji, przez którą wyprzedził kilka klas w szkole podstawowej. Łatwo można się domyśleć, że jest najlepszym uczniem w szkole ze wzorowymi ocenami. |
| | | PanaceaFlaming Uke
Data przyłączenia : 08/09/2019 Liczba postów : 112
Cytat : Oh my God, you blow my mind.
| Temat: Re: I really don't like you. Sro Paź 16, 2019 10:33 pm | |
| | Vincent Marcello | 19 lat | 4 klasa liceum | - Vincent Marcello, chłopak o tysiącu przezwisk, z czego większość przyprawia go o przysłowiowy ból głowy. Dla przyjaciół Manny, Dla znajomych Vince, dla młodszej siostry Vinnie. - Jego ojciec był Włochem, podobno. Zniknął równie szybko jak się pojawił, a Vince kojarzy go jedynie ze starych zdjęć, schowanych gdzieś głęboko przez jego matkę, która niespecjalnie lubi rozmawiać na temat pierwszego, krótkiego małżeństwa. Drugie natomiast było bardziej udane: jego owocem jest młodsza siostra Charlotte. - Szesnastoletnia siostra jest jego oczkiem w głowie. Gdyby mógł, skoczyłby za nią w ogień. Nie raz, nie dwa, dobitnie to pokazał, miażdżąc chłopców, przez których zdarzyło jej się płakać. Jej łzy działały na niego jak płachta na byka; gdy tylko je zobaczył, Bóg jeden świadkiem, lepiej nie stać wtedy na jego drodze. - Status społeczny jego rodziny, można było określić po prostu za średni. Prowadzili małą piekarnię w centrum, którą głównie zarządzał jego ojczym. Pomagał mu jak mógł, często do późnych godzin nocnych lub zaczynając od wczesnych poranków, czego skutkiem najczęściej były spore sińce pod oczami i wyraźnie zmęczone spojrzenie. Nie narzekali na biedę, jednak nie mogli też pozwolić sobie na wielkie, wyssane z palca ekscesy. - Vincent uchodzi za rozrabiakę, który chętnie wdaje się w bójki. Tylko połowicznie jest to prawdą; Nie pozostanie ślepy na wyraźne zaczepki, nie mniej jest chyba zbyt leniwy i ignorancki, by samemu wszczynać awantury. Owiana dziwną tajemnicą sława szkolnego chuligana, zaczęła się po tym, jak przyłapano go na mocnym zmaltretowaniu twarzy dwóch wyrostków, którzy w natarczywy sposób narzucali się jego przyjaciółce. Fakt wplątanej w to dziewczyny został pominięty w szkolnej legendzie, skupiając się głównie na agresywności sytuacji. - Nie. W sumie wcale na to nie narzekał. Lubił spokój, a im więcej ludzi schodziło mu z drogi, tym lepiej. - Mimo ostrego, mało subtelnego wyglądu, jest bardzo otwarty na ludzi. Co prawda dość ciężko znaleźć się w jego bliskim otoczeniu, jednak gdy to następuje, Vincent okazuje się być wspaniałym i oddanym przyjacielem. Zbyt wyszczekanym i często nie potrafiącym ugryźć się w język, za to szczerym i bardzo pomocnym. - Uwielbia biegać. Aktywność fizyczna pomaga mu rozładować nagromadzone napięcie, a im bardziej traci oddech i czuje palace pieczenie w mięśniach, tym lepiej. Stara się biegać codziennie, czego efektem jest dobrze zbudowane ciało dziewiętnastolatka. - Doskonale zdaje sobie sprawę, że jego edukacja zakończy się na liceum. Planowo, zgodnie z ustaleniami rodziny, miał później zająć się piekarnią, której kolejny punkt zamierzali otworzyć po drugiej stronie miasta. Nie uważał tego, za wielką ujmę na honorze. Kontakt z rodziną miał dobry, pomimo przechodzenia nastoletniego buntu, podczas którego próbował wszystkiego, co niedozwolone, jednocześnie niejednokrotnie powodując u matki stan bliski zawału i rezygnacji. - Jest zdolny, o czym świadczą dobre oceny z egzaminów. Niestety, brak czasu na ślęczenie nad książkami przekłada się na małą ilość owych ocen, w porównaniu z nieprzygotowaniami, nieobecnościami i koniecznymi poprawkami. Zawsze był dobry z matematyki, z której zdarza mu się udzielać korepetycji, jednak zdecydowanie słabiej szły mu języki obce. - Pierwszego papierosa zapalił w drugiej klasie, tuż za szkołą. Dostał wtedy naganę i zagrożono wydaleniem ze szkoły. Podobnie jak jeszcze wiele razy, w innych sytuacjach. - Chyba jest dość kochliwy. Lubi urokliwe, zgrabne dziewczęta, które równie chętnie łaszą się do niego, zabiegając o względy. Przystojny, temperamentny i charyzmatyczny, nigdy nie miewał problemu z przebieraniem w partnerkach i nawet jeśli dość często je zmieniał, w dziwny, niepojęty dla niego sposób, nigdy się nie obrażały. Powodem mógł być jego szacunek do płci przeciwnej i wrodzona, wyniesiona z domu szarmanckość. - Jeśli już o szacunku mowa, jest na niego cholernie wyczulony. Nienawidzi, gdy ktoś patrzy na niego z góry lub w sposób oczywisty próbuje się wywyższać. Nie uważa tego za kulturalne, najczęściej nie kontrolując też pyskówek. - Po osiemnastych urodzinach, w tajemnicy przed rodzicami zrobił sobie tatuaż na podbrzuszu i mało komu udało się do tej pory ujrzeć wzór czaszki otoczonej czarnymi różami, która zdobiła jego skórę. - Prócz ekstrawaganckiej ozdoby, posiada także kilka blizn, które zostały mu jeszcze z czasów dzieciństwa, kiedy wdrapywał się na drzewa i skakał po osiedlowych płotach. Na - Charlotte marzy o byciu piosenkarką, Vincent więc dość często towarzyszy jej w klubach karaoke, gdzie chętnie ćwiczy. Sam nie wyrywa się do mikrofonu. Jego niski, z lekka zachrypnięty głos nie nadaje się do tego typu atrakcji. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: I really don't like you. Wto Paź 22, 2019 12:09 am | |
| Początek roku wydawał się być wprost wyborny. Poza hołotą, z którą musiał uczęszczać do szkoły. Pomimo tego, że rodzice lubili go rozpieszczać, nie pozwalali całkowicie na prywatne zajęcia, które mogłyby odbywać się w ich domostwie. Uważali, że integracja z innymi osobami ze szkoły bardzo dobrze mu zrobi, a anty-uspołecznianie się nie będzie dobrą drogą. Chłopak musiał wiedzieć, jak radzić sobie w towarzystwie i w stresujących sytuacjach pośród innych ludzi. Ucząc się w domu materiału nie zdobędzie takiej wiedzy. I tak był ograniczany w integracji z innymi dzieciakami, ponieważ jedynym wolnym dniem od jakichkolwiek zajęć była niedziela, którą i tak zwykle spędzali rodzinnie. Pierwsze dni szkoły minęły dość spokojnie. Większość witała się z dzieciakami po powrocie z wakacji. Amir nie należał do grona tych osób. Uważał, że relacje międzyludzkie nie są mu aż tak bardzo potrzebne jak innym. Czasami nie rozumiał pewnych zachowań, które dla niego były po prostu niezrozumiałe. Mimo to posiadał jednego, dwóch stałych przyjaciół, z którymi zadawał się od dzieciństwa. Jednak ich kontakt był ograniczony przez wzgląd na nieprzyjemną odległość — Amir po tym jak przeskoczył kilka klas dość szybko musiał zmienić szkołę, od razu wybierając jedną z najlepszych w jego mieście. To właśnie dzięki niej chłopak mógł pozwolić sobie na rozwój, będąc mocno do przodu z materiałem, który teraz będzie przerabiał jego najdroższy przyjaciel, Valentino. Od zawsze miał słabość do imion na literę "V", dlatego już od małego podejrzewał, że to będzie bardzo dobra relacja, o czym przekonał się już z czasem. Drugi, a raczej druga znajdowała się w tej szkole, będąc od niego o rok starszą. Z przypadku udzielił dziewczynie kilka korepetycji w bibliotece szkolnej, gdzie z czasem okazało się, że mają wiele wspólnych zainteresowań. Szybko znaleźli wspólny język i pomimo specyfiki Amira, nastolatka bardzo chętnie zaczepia go na korytarzu szkolnym. Większość osób była dla niego czysta neutralna, chociaż od chwili, w której stał się prefektem mógł zyskać sobie parę wrogów, którzy szczerze nienawidzili kar dawanych przez chłopaka. Prawdą było, że rzadko kiedy odpuszczał, nawet w tych błahych sprawach. Odzywało się w nim dobrze znane poczucie obowiązku, aby wszystko robić dobrze. Nie mógł więc odpuścić nawet i w tej dziedzinie — w końcu musiał być najlepszy. Jednak był jeden typ w szkole, który drażnił go na wskroś. Dobrze wiedział, gdzie nacisnąć, aby podrażniło jak najbardziej. Tą osobą był nikt inny jak Vincent. I pomimo nakładanych kar, stosował się od nich mimochodem. Nie potrafił również wyciągać konsekwencji swoich czynów, co było jeszcze bardziej irytujące do tego stopnia, że miał wrażenie, że niebawem, a dostanie ataku duszności na jego oczach. Ciągle powtarzał te same błędy, co doprowadzało Amira do szału. Podejrzewał, że i ten rok będzie dla nich skomplikowany. I jak Cavendish wiedział, że na ten rok powinien unikać stresu jak najwięcej, to tak podejrzewał, że Vincent nie jest tego absolutnie świadom. Co może potwierdzać bójka, w której właśnie brał udział wspomniany wcześniej delikwent. |
| | | PanaceaFlaming Uke
Data przyłączenia : 08/09/2019 Liczba postów : 112
Cytat : Oh my God, you blow my mind.
| Temat: Re: I really don't like you. Wto Paź 22, 2019 9:57 pm | |
| Vincent był z natury dobrym chłopakiem. Wbrew temu, co mówili o nim inni, wcale tak bardzo nie lgnął do ulicznych bijatyk, chociaż prawdą było, że bywał w nich całkiem nie zły. Etykietka rozrabiaki przylgnęła do niego przypadkowo, kiedy połączono dwie, niezwiązane ze sobą rzeczy, które w połączeniu tworzyły mieszankę wybuchową. Po pierwsze, bywał narwany i pyskaty. Najczęściej najpierw mówił, a później myślał, nie mając predyspozycji do typowego gryzienia się w język, kiedy coś przyjdzie mu do głowy. Po drugie, był odrobinę zbyt nadopiekuńczy w stosunku do swojej młodszej siostry, a co za tym szło, wszystko co wprawiało ją w smutek czy płacz, było jak wielki, czerwony zapalnik. Najczęściej byli to chłopcy w jej wieku, którzy smolili cholewki do urodziwej Charlotte, tylko po to, by w szybki sposób się znudzić. I to akurat Vince rozumiał; w wieku szesnastu lat, trudno było mówić o poważnych, dalekosiężnych związkach. Nie rozumiał jednak ich chamstwa, szybko więc wymierzał sprawiedliwość dodatkowo sprawiając, że delikwent na długo nie zbliży się do Charlie. Było kilka rzeczy, po których toczył pianę z pyska, ale w większości wypadków, starał się być na to po prostu obojętny. Więc gdy pewnego dnia, po szkole zaczęła krążyć plotka o jego buńczucznym i agresywnym zachowaniu wywołanym bójkami, poczuł pewnego rodzaju niesmak. Niesmak, bo była to nieprawda (No, może za wyjątkiem kilka razy), a dodatkowo w pewnym niezrozumiałym momencie, wielu chłopaków z młodszych klas traktowało go jak swojego guru. Słyszał nawet określenia chłopaki Vincenta, chociaż żadnych chłopaków nie chciał i nie zamierzał mieć. Nie tworzył szkolnego gangu, nie pragnął być ich liderem. Oni po prostu sami ustawili go na szczycie mało ambitnej hierarchii, mogąc w ten sposób dowartościować samych siebie. Części z nich nawet nie znał, z czasem jednak dostrzegał wiele plusów nowej sytuacji. Przede wszystkim spokój; Nikt nie gderał mu nad uchem, nikt nie zaczepiał go z pierdołami. Często towarzyszyło mu dwóch przyjaciół - Archie i Harry - i tylko ich obecność w jakiś sposób go relaksowała. A trzeba nadmienić, że w tej szkole cholernie mało rzeczy działało na niego pozytywnie, tym bardziej z nieubłaganą świadomością, że został mu tylko rok, zanim opuści jej mury. I najwyraźniej, w tym momencie miał dopisać kolejną rzecz do swojej listy drobnych przewinień. Sapnął wściekle przez nos, dociskając ciało drugoklasisty do zimnego, twardego muru. Przedramię dociskało się do jego szyi, uniemożliwiając wzięcie wdechu, sprawiając, że pobity, przerażony chłopak, chwycił go mocno, pragnąc się uwolnić. W powietrzy unosił się zapach papierosów, które raz za razem popalał Archie, stojąc niedaleko z wyrazem lekkiego rozbawienia. Sytuacja nie różniła się od poprzednich; Chłopaczysko, chyba o imieniu Will, podrywał jego siostrę. Ta z kolei, rezolutna i znająca zabawowy tryb życia chłopaka, odepchnęła go grzecznie, na co on bardzo niegrzecznie ją potraktował. A teraz Vincent, równie niegrzecznie zajął się jego twarzą. - Manny - zniżony głos przyjaciela uratował delikwenta od kolejnego ciosu. Vince przeniósł szare spojrzenie na Harry'ego, który skinieniem głowy wskazał konkretny kierunek, alarmując o nadchodzącym wrzodzie na tyłku Marcello - Gestapo nadciąga - dodał, chociaż wyraźnie żart nie rozbawił Vincenta, który teraz obrócił głowę by utkwić chłodne spojrzenie w zbliżającym się Amirze. Ich relacje znał każdy, podobnie jak każdy wyczuwał napiętą, sztywna atmosferę, jak pojawiała się, gdy tylko znajdowali się w odległości chociażby dwudziestu metrów. Byli jak dwa, całkowicie różniące się światy, jak cholerne, tykające bomby, które w każdej chwili mogły po prostu wybuchnąć. Vincent nie wiedział, co takiego jest w tym młodszym chłopaku, co doprowadza go do tak szewskiej pasji. Wiedział natomiast, że uczucie było odwzajemnione, więc w naturalnym odruchu, wbijał szpile tam, gdzie tylko mógł, prowokując drugiego do ataku. - Spierdalaj - rzucił ochryple, nawet nie zerkając na trzymanego chłopaka. Puścił go tak mocno, że tamten niemal osunął się na ziemię. - Zobaczę Cię jeszcze raz przy Charlotte, to nogi Ci z dupy powyrywam - dodał, całkowicie tracąc już nim zainteresowanie. Drugi szybko z tego skorzystał, zabierając swój plecak i uciekając, potykając się o własne nogi. Marcello otarł kciukiem kroplę krwi z kącika warg i obrócił się przodem do nadciągającego Amira, wsuwając zaraz dłonie do kieszeni spodni, by w milczeniu i pomiętej, porozpinanej koszuli od szkolnego mundurka, cierpliwie poczekać, aż zbliży się dostatecznie blisko. - Hej, Ammie - rzucił obojętnie, mrużąc tylko nieznacznie stalowe oczy. Oddychał jeszcze szybko, chociaż rysy twarzy nie wyrażały już złości. W końcu Cavendish, chcąc tego czy nie, nie dał mu jeszcze powodów, by się solidnie wściekł. Zirytował, z lekka rozdrażnił, owszem, ale póki co, jedynie balansował na cienkiej granicy. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: I really don't like you. Pon Lis 18, 2019 7:10 pm | |
| Nigdy dłużej nie myślał nad tym, że Vincenta zachowanie mogło wynikać z bezsensownych plotek. Nie miał tyle czasu, aby zastanawiać się nad tym jakoś dłużej. Dlatego chcąc nie chcąc wierzył w to, że starszy kolega był taki od zawsze. Przynajmniej przez bardzo długi czas. Dodatkowo sam fakt, że razem nigdy nie potrafili dojść do konkretnego porozumienia, a każdy każdemu dokuczał jak tylko potrafił, tylko potęgowało stwierdzenie, że Ci dwoje nigdy nie dojdą do zawieszenia broni. Mimo to wiedział, że Vincent miał siostrę. Nazwisko, z którym miał styczność na dodatkowych zajęciach tylko sugerowało, że dziewczyna w wieku Amira była jego siostrą. Wydawała się być bardzo sympatyczna i urokliwa, ale kompletnie nie w typie inteligentnego dzieciaka. Denerwował go fakt, że swoją uroczą osobowością starała się podbić serca mężczyzn, czysto nieświadomie, którzy raz po raz potrafili ją ranić. Młodzieniec nie był najlepszy w relacjach międzyludzkich, ale dość szybko zrozumiał, że młodsi koledzy, którzy padali przemocy Vincenta, bywali adoratorami kobiety, która na zajęciach opowiadała o niefortunnych, miłosnych przeżyciach swoim koleżankom. Wiele osób zrozumiałoby podejście starszego kolegi, natomiast Amir nie mógł zaakceptować podobnego zachowania. Czy go rozumiał? Ciężko było to stwierdzić, ponieważ był zupełnie inny niż większość dzieciaków w tym wieku i bywał odporny na tego typu zachowania. Nie miał wysokiego popędu seksualnego, a przynajmniej wiedział, że póki co nie zamierzał interesować się w tej sferze. Póki co wolał się skupić na nauce, bo to ona dla niego była najważniejsza. I nawet jeśli był rozpieszczonym dzieciakiem, który uwielbiał się wymądrzać i absolutnie nie interesowały go takie tematy, to wobec kobiet potrafił być miły i kulturalny. Pewnie dlatego starsze koleżanki uważały go za całkiem uroczą osobę i większość traktowały go jak młodszego, słodkiego brata. Oczywiście strasznie tego nie lubił, ale nie był aż tak wielkim skurwysynem, aby być wobec nich opryskliwy. Co do mężczyzny nigdy nie znał granic dobrego smaku i pomimo wątłej i delikatnej budowy ciała, nie bał się powiedzieć o tym, co myślał i uważał za słuszne do powiedzenia. Co zabawne, ale nigdy jeszcze nie oberwał po pysku. Czasami żałował, że chcąc spełnić oczekiwania rodziców, zgłaszał się do obowiązków, które siłą rzeczy nie chciał robić. Nie raz, nie dwa narażał przy tym swoją nieskazitelnie, śliczną buźkę, gdy miał do czynienia z narwanymi delikwentami, którzy umówili się na jakąś ustawkę bądź Ci młodsi wpadli w ręce starszaków z jakiegoś nieznanego mu powodu. Dzięki inteligencji potrafił wybrnąć z sytuacji i chyba tylko dzięki temu nigdy nie wrócił z limem pod okiem do domu. Z daleka już widział jak Vincent po raz kolejny znęcał się nad jakimś dzieciakiem. Początek roku, a on na dzień dobry musiał już użerać się z tym człowiekiem. Bezgłośnie westchnął, nim zdążył dotrzeć na miejsce zbrodni. Chłopak, który pod koniec zaznał litości ze strony Marcello, chaotycznie i kompletnie niezdarnie minął Amira, który poprawił lewą rękawiczkę na dłoni, kątem oka odprowadzając go, a także dostrzegając małe obrażenia spowodowane uderzeniami. Nic więc dziwnego, że surowe spojrzenie utkwił na twarzy Vincenta, marszcząc przy tym brwi w jawnym niezadowoleniu. — Nie nazywaj mnie tak, Marcello — rzucił ostrzegawczo, nie zwracając szczególnej uwagi na pozostałą dwójkę, która z uboczu obserwowała całą sytuację, która ewidentnie powoli zaczynała ich bawić. Amir był młodszy, jego tkanka mięśniowa nie była jeszcze aż tak rozwinięta jak przy nich, dlatego nic więc dziwnego, że dzieciak z góry był na przegranej pozycji. Ale czyżby? Pomimo delikatnego wyglądu, Cavendish umiał podejść do sytuacji z zimną krwią, co w jego wieku było dość odważne zachowanie i niespotykane — Początek roku, a Ty już prosisz się o dodatkowe prace — zaczął spokojnie, zakładając ręce na piersi, uważnie lustrując obrzydliwie pogięty mundurek. Kiedy Amir to widział, zdecydowanie brało mu się na znaczące wymioty. Jego pedantyzm w takich sytuacjach krzyczał aż za bardzo — Dodatkowo przykro mi się patrzy, kiedy widzę, że nie wiesz, do czego służy coś takiego jak żelazko. Jesteś już dużym chłopcem i takie rzeczy Cię nie ugryzą. Możesz wierzyć mi na słowo — rzucił, trochę złośliwie, ale szczerze, nieznacznie krzywiąc się po swoich mało kulturalnych słowach. Bo prawdą było, że Amir wyglądał nienagannie ze swoim wyglądem. Co prawda większość osób mogła uznać, że skórzane rękawiczki są zdecydowaną przesadą, tak samo jak wysoki kołnierz koszuli, ale to one skutecznie chowały blizny, które zostały mu po nieprzyjemnej przeszłości. Drażliwy temat, do którego wracał tylko na niechcianych terapiach. |
| | | PanaceaFlaming Uke
Data przyłączenia : 08/09/2019 Liczba postów : 112
Cytat : Oh my God, you blow my mind.
| Temat: Re: I really don't like you. Pon Lis 18, 2019 10:59 pm | |
| Kącik ust Vincenta ponownie uniósł się w nieznacznym uśmiechu, gdy młodszy okazał niezadowolenie z wymyślonego przez niego nazewnictwa. Zlustrował go spokojnym spojrzeniem, przemykając wzrokiem od delikatnej twarzy po nienaganny mundurek, prychając cicho pod nosem, ostentacyjnie dając mu do zrozumienia, że ta rozmowa, podobnie jak każda poprzednia, zakończy się w sposób identyczny, a mianowicie nie zamierzał w żaden sposób go słuchać. - Nie denerwuj się tak. Więcej luzu, przyda Ci się - zauważył. Powtarzał mu to często i równie często Amir się irytował. Byli zupełnie różni, co utrudniało nawiązanie dobrej relacji, o ile oczywiście, którekolwiek z nich by tego chciało. Vince, pomimo raczej szorstkiego obycia dla obcych, potrafił być zrelaksowany i uśmiechnięty, ignorując niedogodności losu. Oblany egzamin? To nic, poprawi. Uciekający autobus? Nic wielkiego, przejdzie się. Cavendish natomiast skupiał się na rzeczach tak wielu i dla Marcello tak nieistotnych, że czasami trudno było mu to pojąć. Bo może gdyby zamiast stroić miny, uśmiechnąłby się i machnął na coś ręką, starszy spojrzałby na niego bardziej przychylnie. Teraz jednak traktował go jak wrzód na tyłku, z tym ciągłym jęczeniem i marudzeniem. Uwagę skupił dłużej na skórzanych rękawiczkach, które dekorowały smukłe dłonie młodzieńca. Zawsze. Sam Marcello nigdy nie drążył tematu, chociaż słyszał na ten temat wiele, przeróżnych plotek. Od Alergii po deformacje skóry, w co osobiście nigdy nie wierzył, raz czy dwa widząc jego nagie dłonie, które nie różniły się od jego własnych, prócz dziwnej, kobiecej delikatności. Dłonie Vincenta były szorstkie i silne od ciężkiej pracy, chociaż starał się dbać o nie w granicach rozsądku. Czuł spojrzenia dwójki przyjaciół na plecach, którzy z zaangażowaniem przypatrywali się rozmowie. W żaden sposób nie stanowili zagrożenia dla Amira, właściwie, dla nikogo. Dużo szczekali, mało robili, czasami kogoś popchnęli albo dali w przysłowiową mordę, kiedy pyskował. Nie tykali jednak przypadkowych osób doskonale wiedząc, że rozzłościłoby to Vincenta. I najważniejsze. Rozzłościłoby go, gdyby dotknęli Cavendisha. Jakkolwiek by nie było, drobna woja między nimi była ich wojną. Marcello niejednokrotnie dobitnie to podkreślił. Żadnego wtrącania się. - Ammie - powtórzył, robiąc krok w jego stronę, zmniejszając tym samym odległość do potrzebnego minimum. - Doskonale wiesz, gdzie mam Twoje prace dodatkowe - uniósł znacząco brew. Nie był pewien, czy tamten zdaje sobie sprawę z raczej kiepskiej przyszłości, jaka czekała Vincenta. Nie zamierzał iść na studia, nie planował zostać w kolejnej, dodatkowej klasie, która miałaby go do tego przygotować. Na ostatnim roku, chociaż uczył się dobrze, mógł pozwolić sobie na większą ignorancję. To, czy Amir pogrozi mu dodatkowymi pracami, zwiewało mu już z wyraźnym zmęczeniem. Nie był jednak ignorantem. Rozumiał, albo po prostu chciał rozumieć, postawę swojego rozmówcy i jego szczytny cel utrzymywania porządku w szkole. Dlatego też westchnął jedynie, oblizując poharatane wagi, które ponownie wykrzywił w śmiechu po kolejnych jego słowach. - Och, złośliwości. Jesteś w nich coraz lepszy - przyznał z aprobatą, a ktoś z tyłu gwizdnął z rozbawieniem. W końcu Vincent lekko spoważniał, ponownie przypatrując się twarzy Amira i zbliżając się jeszcze, tak, by tylko on mógł go usłyszeć. I poczuć. Bowiem Vincent chwycił go mocno za nadgarstek, odrobinę unosząc jego dłoń pomiędzy ich ciałami, ostro patrząc mu w oczy. - Jeśli chcesz w końcu dać mi w pysk, zdejmij te cholerne rękawiczki, Księżniczko i mnie uderz. Nachylę się, jeśli będzie potrzeba. Ale jeśli masz zamiar chodzić mi za tyłkiem, z tym zajebiście wyniosłym wyrazem twarzy, to w końcu przestanę przymykać na to oko - powiedział cicho, chociaż ton jego głosu był szorstki i stanowczy. Puścił go, robiąc krok w tył i gestem dłoni dał znać chłopakom z tyłu, by ruszyli w kierunku szkoły. Zrobili to, tylko raz oglądając się za siebie, by sprawdzić co się dzieje. - Wracaj do swoich zajęć, Am - Marcello, pochylił się, zgarniając plecak z ziemi i zarzucając go sobie na ramię. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: I really don't like you. Sro Lis 20, 2019 12:04 am | |
| Amir z reguły nie przepadał za zdrobnieniami. Tylko nielicznym pozwalał ich używać i Vincent zdecydowanie do tej mniejszości nie należał. Nic więc dziwnego, że wybrany pseudonim, a raczej niewinne zdrobnienie powodowało, że per książę czuł się oburzony usłyszawszy go. Oczywiście natychmiast musiał zwrócić na to uwagę, niemniej pech chciał, że nieszczególnie jego rozmówca z tolerował to, co do niego mówi. A szkoda. Z pewnością o wiele prościej mieliby w życiu, a tak musieli tułać między sobą nieustanną wojnę, która będzie miała koniec w momencie, gdy razem skończą ostatnią klasę. Zabawne, że Amir również będzie należał do tych osób, a ktoś taki jak Marcello ledwo wyciągał dobre oceny, zapewne głównie z lenistwa. Prawdą było, że nikt ze szkoły, prócz personelu nie wiedział o przypadłości Amira. Co było zrozumiałe, bo w takiej szkole jak ta raczej nauczyciele i dyrekcja nie pozwalała na większe dodatki, chociażby skórzane rękawice, które młodzieniec nosił. Tym bardziej skupiały na sobie niepotrzebną uwagę, ponieważ wiedząc o tym nakazie, mógł śmiało chodzić w nich po szkole i nikt nie robił z tego większego problemu. Czasem tylko słyszał nieuprzejme komentarze w swoją stronę, które oczywiście skutecznie ignorował. Ponieważ nie było sensu marnować tlenu na kogoś, kto posiadał mniejszy iloraz inteligencji niż on. — Vincent. Dobrze wiesz, że stosowanie kar to wymóg dyrekcji. Jeśli zaś będziesz je ignorować i ich zwyczajnie nie wypełniać, spadnie Ci frekwencja, a nawet mogą zawiesić Cię w prawach ucznia. Naprawdę warto dla bezcelowego uporu? — spytał, unosząc przy tym nieznacznie brew, co w jego wykonaniu było całkiem urokliwe. Amir nie wyobrażał sobie dostać kary. Był zbyt sporym perfekcjonistom, aby pozwolić sobie na coś takiego. Również nie miał czasu na odbębnianie ich. Poza szkołą miał także multum zajęć i obowiązków, które przygotowały go do życia w bogactwie i wpływowej rodzinie. Miał również surowych rodziców, którzy nie pochwalają bluźnierczego zachowania. Dodatkowo sam nie wyobrażał sobie chwili, w której nie mógłby się uczyć bądź jego świadectwo ucierpiałoby na rzecz głupoty. A głupi to na pewno nie był. — Jestem po prostu szczery — poprawił go, ponieważ daleko było mu do bycia złośliwym, a przynajmniej on tak uważał lub chciał, aby tak uważano. W każdym razie nie chciał wypaść na tego złego, w momencie kiedy po prostu musiał wypełniać swoje obowiązki wobec szkoły. Niestety, ale nie tylko Vincenta ta rozmowa doprowadzała do lekkiego szału. Amir też miał ciężkie chwile będą tu i tracąc cenny czas. Zamiast poczytać w spokoju książkę, musiał konwersować z kimś, kto za wszelką cenę starał się pokazać swoją wyższość, która i tak wyszła z niechcianych plotek. Uważne spojrzenie przemknęło po twarzy Vinni'ego, kiedy przybrał na powadze. W takich momentach Cavendish zaczynał się bać. To spojrzenie mówiło zbyt dużo o takich osobach jak był starszy kolega z klasy. Nie wiedział, czy to była ta granica, przez którą oberwie, a może po raz kolejny uniknie niechcianego konfliktu. Samo gwizdnięcie w tle nie wywarło na chłopaku właściwej reakcji, czyli rzekomego oburzenia. W zamian zrobił tchórzliwy krok w tył, gdy zauważył, że sylwetka mężczyzny niebezpiecznie się do niego zbliżyła. Jednak nie zdążył zabrać ręki. Czując niechciany uścisk na nadgarstku w jego oczach zapaliła się panika. Szarpnął raz. Uścisk tylko wzmocnił się na kruchej ręce, a przez to rękaw od koszuli poszedł nieznacznie do góry. Kurwa. Piekący ból rozszedł się po jego bliźnie. Czuł jak ciepło w jej okolicy w bardzo nieprzyjemny sposób narastało. Widać było po nim, że ten krótki kontakt fizyczny wywarł na Amirze dość niechciane i przede wszystkim niekontrolowane emocje. Sam nie wiedział czemu włączył mu się mechanizm obronny. Chciał stąd uciec. Zaczął nagle się bać, a ten strach było widać w jego lekko zaszklonych oczach. Nie bardzo, bo płakać z pewnością nie zamierzał, a przynajmniej nie przy nim. Ale to tylko mogło podkreślić jak bardzo kruchą osobą był młodzieniec. A ściskana blizna na nadgarstku tylko potęgowała to, co jego mózg tak bardzo starał się wyprzeć. Jak bardzo nie chciał pamiętać o bolesnej przeszłości. — Nie nazywaj mnie tak, Vinni. I wiesz, że tego nie zrobię — zaczął mówić, trochę ze złości, trochę z niekontrolowanego strachu, gdy koniec końców zebrał się na odwagę, aby cokolwiek przepuścić prze swoje struny głosowe. Spojrzał się w oczy Vincenta, prawie że błagalnie, jednak z delikatnymi iskrami nienawiści, z całej siły zaciskając pięść u drugiej ręki, chcąc w ten sposób powstrzymać rosnący w nim gniew. Nie chciał tego mówić na głos. Nie chciał przyznać się do tego, że ten kontakt był dla niego bardzo bolesny i niechciany. Nie lubił jak go dotykano. A tak niespodziewany ruch nie zapomni na bardzo długi czas. Koniec końców jego nadgarstek został puszczony, a on zabrał go praktycznie od razu, zupełnie jakby bał się tego, że ponownie zostanie złapany. Z tym że teraz nikt go nie puści. Jednak przełknął lęk wraz z nagromadzoną śliną w ustach, surowym wzorkiem spoglądając na jego rozmówcę. Wciąż się bał, jednak za wszelką cenę starał się, aby te emocje w tej chwili nie zdominowały jego gniewu. — Nie będę zniżać się do poziomu przedszkola, Vincent. Nie jestem głupi i nie będę robić za Twoich kumpli, którzy rozumieją tyle co nic. Chcesz mnie obrażać, uderzyć w słaby punkt i nazywać mnie księżniczkami? Proszę bardzo. Ale zagroź mi jeszcze raz, a nie skończy się to dla Ciebie dobrze. Możesz mi wierzyć na słowo, że z nas dwóch to Ty będziesz na przegranej pozycji. Ty i Twoja rodzina — dodał oschle, również zniżając swoją barwę głosu tak, aby tą część wypowiedzi słyszał tylko on. Co jak co, ale Amir nigdy nie pozwoli na to, aby ktokolwiek uraziłby jego dumę. Również nigdy nie chciał brać w bójce. Prawdą było, że jeśli ktokolwiek podniósłby rękę na tego dzieciaka, najprawdopodobniej sprawa wylądowałaby w sądzie. I nawet nie dlatego, że naskarżyłby na kogokolwiek. Jego rodzice uznaliby za sytuację niedopuszczalną i jeśli nie ucierpiałaby na tym rodzina napastnika, to z pewnością sama szkoła pociągnęłaby za to dość spore konsekwencje. Niestety, ale zbyt wysoko mierzył w hierarchii społecznej, aby byle chłystek mógł podnieść na niego rękę. Spojrzał krótko na mężczyznę, kiedy zbierał plecak z podłogi. W międzyczasie poprawił rękaw podwiniętej koszuli, który na szczęście nie ujawnił jego paskudnej blizny. Poczuł znaczącą ulgę. — Po lekcjach masz wstawić się w sekretariacie — odparł tylko — Jeśli tego nie zrobisz, Twój, a raczej nasz wychowawca osobiście zaprowadzi Cię do niego — dodał po krótkiej chwili i pożegnał go nieszczególnie ciepłym spojrzeniem, gdy mężczyzna zdecydował się udać w kierunku szkoły. Do dzwonku zostało jeszcze trochę czasu, więc Amir mógł zostać jeszcze chwilę na świeżym powietrzu, aby na spokojnie przetrawić zaistniałą sytuację. Serce do tej pory waliło mu jak szalone, a on pierwszy raz od bardzo dawna nie miał ochoty iść na kolejną lekcję. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: I really don't like you. | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |