|
| Autor | Wiadomość |
---|
VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: What you really want? Sro Cze 24, 2020 11:01 pm | |
| Nowy York, czasy współczesne, mafia. Y jest młodzieńcem z trudnym dzieciństwem. Jako dzieciak został sprzedany mafii. Don ucieszony dobrym zyskiem owinął go sobie wokół palca. Chłopak jest wyjątkowo bystry, przystojny oraz utalentowany. I robi za męską dziwkę głównemu bossowi. Mimo to wie jak przetrwać w tym świecie wykazując się ponadprzeciętną inteligencją. Gdy Y zyskuje pełnoletność, postanawia się uwolnić z sideł mężczyzny, który raz na zawsze pozostawi po sobie piętno bolesnej przeszłości. Wtedy natrafia na X, nieco starszego chuligana, który jest liderem całkiem sporej grupy gangsterskiej i postanawia mu pomóc, mając w tym swój ukryty cel. W a n g _ Z h i z h i, 23 lat
— przystojny, chiński Gangster ze wzrostem 183 cm i z 73 kg wagi — jego pseudonim to Li Shang i niewiele osób wie jak naprawdę się nazywa — ma wiele tatuaż na ciele. Niektóre mają znaczenie, a inne nie — lider sporej grupy gangsterskiej, która zajmuje tereny Chinatown — jest ambitnym i wytrzymałym mężczyzną, który chciałby wnieść się dużo wyżej ze swoją grupą — równie sporo ma jakiś pomniejszych blizn na swoim dobrze wysportowanym ciele — poszukiwany za kilka morderstw. Ma jednak dobre plecy, dlatego wie, że póki co nie grozi mu coś takiego jak odsiadka — jest bystry oraz inteligentny i nie raz można pozazdrościć mu wrodzonego sprytu — bije się równie dobrze co strzela — do jednego i drugiego ma niesamowitą smykałkę — przeżył trudną drogę, o której niechętnie mówi. Generalnie niezbyt otwarta z niego osoba, ale dla dobra grupy jest poświęcić nawet własne życie
|
| | | ZerlovBadass Uke
Data przyłączenia : 02/07/2017 Liczba postów : 235 Cytat : Miłość, sen i śmierć przychodzą pomału, schwyć mnie za włosy i mocno pocałuj.
| Temat: Re: What you really want? Czw Cze 25, 2020 8:36 am | |
| Adrien Shelby-osiemnastoletni chłopaczyna o urodzie wymieszanej; główny wygląd (niestety dla niego) uzyskał po matce, zaś niektóre rysy po ojcu. Dobre oraz złe połączenie. Jest człowiekiem zadbanym, tzn. względem od A do Z. Od ubioru, po samo ciało, które wiele przeżyło i wiele znamion na sobie nosiło, lecz ostatecznie "jego Pan" uwielbiał go widzieć, czystego; -niespełna 175 cm wzrostu; -bardzo szybko uczy się nowości, właściwie łaknie wszystkiego co nowe i co pozwoli mu na moment uciec myślami w dal; -mimo wszystko jest zwinny. Przez lata dane mu było niestety wiele dojrzeć, a co za tym idzie, wiele przyswoić. Od tego co pozostaje w głowie, po sprawy czysto techniczne; -ma cichy dryg do malowania, do całej sztuki, co jest jego oazą; -posiada na swoim koncie wiele grzeszków do których bywał zawsze przymuszany; -z biegiem lat mantra dobrej miny do złej gry stała się dla niego normą, niemal jak motto życiowe na kolejne dni; -próg bólu ma różny; manipulacja; szczerość i kłamstwo; nienaturalna umiejętność trzymania się na tym świecie; _________________ Just look, I'm yours. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: What you really want? Czw Cze 25, 2020 1:07 pm | |
| Świat przestępczy rządził się indywidualnym prawem, który znacząco różnił się od tego dla całej reszty obywateli. Większa mafia wchodziła w układy z politykami, o samej policji nie mówiąc. Natomiast dobrze działające gangi również potrafiły mieć odpowiednie plecy do przetrwania. W takich okolicznościach wszystko miało swój porządek i nikt sobie nie przeszkadzał. Schody zaczynały się wtedy gdy niechybnie wybuchała jakaś wojenka. Takich przypadków było bardzo dużo ponieważ każdy lider czy Don pragnął o wiele więcej niż miał. Większe zyski, większy teren, więcej ludzi, większa władza. I nawet jeśli pogłoski chodziły, to nikt tak do końca nie wiedział, kto był piętą achillesową rodziny mafijnej Lucchese. Mówili, że urokliwy chłopak. O nieprzeciętnej urodzie. Który został przywiązany do nogi, a traktowany był lepiej od francuskiego pudelka. Wiele mówili, ale nikt dość precyzyjnie, aby wiedzieć, że to była najprawdziwsza prawda. Do momentu aż sam odkrył jasnowłosy skarb jednego z potężniejszych Donów. Wang od dłuższego czasu pracował nad tym, aby wyeliminować z tego świata rodzinę Lucchese. Koledzy z grupy mówili, że to zbyt ambitne. Albo zbyt głupie. On jednak miał w tym indywidualny, ukryty cel i pragnął jedynie słodkiej, chwalebnej zemsty.Dlatego plan musiał być dopracowany. Nie mógł poświęcić zbyt dużej ilości ludzi, samemu przy tym ginąć. Lucchese nie był łatwym celem. Ale każdy na świecie ma coś, co chciałby chronić za wszelką cenę, prawda? Śledził go od dłuższego czasu. Przez osoby trzecie lub indywidualnie. Zgrabnie omijając gorylów, którzy kilka metrów od niego pilnowali chłopaka. Nieraz widząc jego obstawę łatwo było można domyśleć się, że dzieciak nie był dla niego byle kim. Stanowił ważny element w życiu lidera mafii w Nowym Yorku. Kto wie, może chciał go przyszłościowo mianować na zastępce? W takich okolicznościach kilkutygodniowa obserwacja była dość istotna. Musieli wiedzieć o nim jak najwięcej. Gdzie chodzi, co robi i czego chciał od życia. I w końcu nadszedł dzień, w którym Wang od kilku dni bardzo uważnie obserwował młodzieńca. Starał się nie wychylać z tłumu, być przy tym ostrożny i nad wyraz profesjonalny. Jego grupa słynęła głównie ze szpiegostwa i cichego, bezszelestnego zabijania. Dlatego nic dziwnego, że przez tak długi czas potrafili być w ukryciu. Ten element zabawy kończył się wraz z odpowiednią ilością danych, których udało im się zebrać. Czekali na moment, gdzie dzieciak zostanie zupełnie sam. Było koło południa, gdy ludzie Wanga wypatrzyli go w chińskiej dzielnicy, w zasadzie zastanawiając się czego chciał od tego miejsca. — Złotowłosa piękność zgubiła się, że zabłądziła w takie miejsce? — niski głos mógł uderzyć do narządów słuchowych młodzieńca, kiedy znalazł się w dość obskurnej i obrzydliwej dzielnicy, o samej uliczce nie mówiąc. Wszyscy wiedzieli, że to właśnie tutaj znajdowały się najgorsze speluny Chinatown. Ukryte głęboko pod ziemiami. Sama postać ciągle była w ukryciu lecz teraz bardzo łatwo dało się ją zauważyć. Zakapturzona jakiś metr, może dwa od chłopaka, który przemierzał niezbyt ciekawą ulicę. Dalej była obstawa w postaci dwóch dodatkowych chuliganów, najwyraźniej pilnująca lidera grupy. Niezauważalni obserwowali wszystko z daleko, będącym gotów do nagłej obrony swojego szefa. |
| | | ZerlovBadass Uke
Data przyłączenia : 02/07/2017 Liczba postów : 235 Cytat : Miłość, sen i śmierć przychodzą pomału, schwyć mnie za włosy i mocno pocałuj.
| Temat: Re: What you really want? Czw Cze 25, 2020 5:53 pm | |
| Nikt nie wróżył mu takiego życia jeszcze zanim w ogóle przyszedł na ten świat. Nikomu do głowy nie przyszło, że już wtedy cały jego los został przesądzony. Bo kto myśli o małym dziecku jak o żywym towarze, sprzedanym w dodatku przez własnego ojca w lepkie łapska? Tylko ludzie z nierównym sufitem. No ale cóż. Ludzie czytają o tym czy o tamtym gdzieś w książkach, gazetach, widzą w Internecie, lecz żadne z nich nie posiada na tyle zaawansowanej wyobraźni aby wiedzieć jak to jest być na miejscu tym lub tamtym. Zdarza się. Zdarza się, że człowiek uczciwie dochodzi do samego szczytu, po drodze zakładając wymarzone rodziny, blablabla; i zdarza się, że za dzieciaka wpycha się go w łapy mafii a on z czasem smakuje każdego piekła. Z innym czasem zostaje dziwką. Nie, pupilkiem i gwiazdeczką, jak miewał go w zwyczaju nazywać ten barczysty, wytatuowany gnój. Ciężko jest opowiedzieć to jak każdego dnia dane było mu się czuć. Właściwie nie miał komu cokolwiek mówić, nie miał z kim porozmawiać. Lecące lata wiele go nauczyły, zmusiły do wielu zmian, zwłaszcza w swym zachowaniu oraz samym sobie. Żadnymi słowami nie da się opisać jego całego. Bo nie da, czy nie będzie dało. Migające obrazy zza okna czarnego Mustanga powoli zwalniały. Nienawidził wszelakich aut jakimi go wożono. Na sam widok robiło mu się niedobrze. Nie pozwalał się wozić tymi z przyciemnianymi szybami jeśli wożono go gdzieś samego. Wiadomym było, że niewiele miał do gadania w wielu kwestiach ale potrafił jakoś stawiać na swoim. Wiedział co zrobić, jak oraz ile aby przypadła mu jakaś cząstka tego co też chciał. Nie, tu nie ma się czym chwalić. Nie ma czego zazdrościć. Nie zazdrości się dziwce bossa mafijnego, bez życia, z koszmarami dziennymi oraz sennymi. Oczy widziały swoje, umysł zakodował więcej. -Jesteśmy na miejscu Adrien. Chyba nie muszę Tobie powtarzać tej samej regułki co zawsze. Szef znowu się ugiął, co nie zmienia faktu, że nie masz całego dnia. Bierzesz swoje i wracamy. - burknął całkowicie zniesmaczony facet siedzący na miejscu kierowcy. Blondyn przeniósł na niego swój mętny wzrok a usta wykrzywił w słodkim uśmiechu. Ty pacanie, a był dziś jeden. Jakim cudem wypuszczono go gdziekolwiek z ochroną w postaci JEDNEJ obstawy? Z czystego szczęścia. Dziwnego losu. Okazało się, że reszta pilnie została zmuszona do jakiegoś spotkania (nie wchodził w to, nie chciał wiedzieć co to za spotkanie, choć domyślał się prawdy) a jemu obiecano dzisiejszy wyjazd na malutki targ. Zalążek wolności. Długa historia czemu pozwalano mu na takie wyjazdy. Ale nie to było najlepsze... ...najlepsze nastało pół godziny później. Tak naprawdę ten wyjazd nie był mu dziś potrzebny, lecz nie mógł przepuścić tej jedynej (być może) okazji. Był on jeden oraz jeden kark. W dodatku ten, którego najłatwiej jest zostawić za sobą. Jakim cudem znalazł się w jednej z chińskich dzielnic? Po tym jak z piękną zwinnością wtopił się w tłum ludzkich ciał a telefon niezauważalnie wcześniej zostawił w aucie, reszta była niczym. Najważniejsze pytanie. PO CO u diabła znalazł się w tej dzielnicy? Właściwie... sam nie wiedział czemu i czy to najlepszy pomysł. Ale żeby było jasne, nie obawiał się konsekwencji tego wybryku, bo miał asa w rękawie.. I czas mu uciekał! -Złotowłosa piękność, jak mnie nazwałeś jest płci męskiej i nie, nie zgubiłem się. - tylko odwaliłem niezłą akcję, dokończył w głowie, przełykając głośno ślinę. Myśl o złym pomyśle nabierała na sile. Człowiek ślepy odebrałby jego nagłą odpowiedź za arogancką oraz taką, która mówi pewności siebie rozmówcy. Człowiek normalny zobaczyłby niemal podskakującego chłopaczka w akompaniamencie wypowiadanych słów. Komedia. Może być gorzej? Adrien zrobił jeden, malutki kroczek za siebie, obserwując postać, z dziwnym przeczuciem. -Poradzę sobie. - rzucił jeszcze. _________________ Just look, I'm yours. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: What you really want? Czw Cze 25, 2020 11:00 pm | |
| Mężczyzna z wrodzonym spokojem zdjął z siebie kaptur, tym samym ujawniając swoją postać. Delikatny uśmiech krył się na jego twarzy, lecz oczy miał ciemne i poważne. Zupełne zaprzeczenie tego, co prezentował na pierwszy rzut oka. Chłopak nie musiał go znać, ale na pewno gdzieś kojarzył jego nazwisko. Szkoda tylko, że do uprzejmego przedstawiania się raczej nie dojdzie. Chociaż kto wie? — A to ważne jakiej płci jesteś? Urody Ci nie brakuje, nawet jako mężczyźnie — przyznał swobodnie oraz zgodnie z prawdą, spoglądając się w kierunku odwróconej sylwetki. Koniec końców niewygodnie rozmawia się z kimś, kto stał do Ciebie tyłem. Szczególnie jeśli jest to ktoś obcy, a w samej dzielnicy roi się od mało grzecznych obywateli. — W takim razie czegoś szukasz? — dopytywał, grając przy okazji w tchórza. W końcu to nie tak, że od jakiegoś czasu bardzo uważnie śledzili każdy jego możliwy ruch. I przyuważyli, że w tej części Nowego Yorku młodzieniec nie bywał nazbyt często. Czego więc szukał? A może kogoś konkretnego? — Nie byłbym tego taki pewien — przyznał łagodnie, robiąc w jego kierunku kilka powolnych kroków. Aura tajemniczości wciąż krążyła wokół jego ciała, ale nie dało się wyczuć wrogiego nastawienia. W zasadzie niewiele dało się odczuć prócz profesjonalnej powagi i nadmiernej pewności siebie. Najwyraźniej nie bez powodu zjawił się przed chłopakiem w dniu, w którym wymknął się własnej ochronie. Może warto było teraz użyć asa w rękawie, którego trzymał na specjalną chwilę? — W zasadzie to nie przypadkowe spotkanie — zaczął powoli, gdy w bezpiecznej i wygodnej odległości stanął naprzeciw Shelby, wzrok kierując prosto na jego oczy. Wang miał je ciemne, wręcz czarne, ale dało się wyczuć życiowy chłód, który bił od niewiele starszego mężczyzny. — Od jakiegoś czasu Cię śledzimy, ale dotąd nie było sposobności, aby ujawnić się przed Tobą. Dzisiaj jednak sam dałeś nam okazję do tego, aby swobodnie porozmawiać — kontynuował spokojnie, z uwagą obserwując zachowanie jasnowłosego. Na tym na razie zaprzestał, będąc bardziej ciekaw jego reakcji na wieści o tym, że każdy jego ruch był przez kogoś lustrowany. — Więc wybacz, że powtórzę swoje słowa, ale czego tutaj szukasz? Wiemy, kim jesteś. I dla kogo pracujesz — i w jaki sposób również, dokończył w myślach, lecz te z łatwością mógł dopowiedzieć sobie mężczyzna z naprzeciwka. |
| | | ZerlovBadass Uke
Data przyłączenia : 02/07/2017 Liczba postów : 235 Cytat : Miłość, sen i śmierć przychodzą pomału, schwyć mnie za włosy i mocno pocałuj.
| Temat: Re: What you really want? Pią Cze 26, 2020 8:34 am | |
| Powoli głupi pomysł o swojej wolności zaczynał rozmywać się mu gdzieś w tle. Nie wspominając nawet o dzisiejszym wybryku. Wydawać by się mogło, że wciąż był dzieckiem i tak się zachowywał, choć nie posiadał zwykłego dzieciństwa jak powinno to wyglądać. Wiedział, doskonale wiedział po co znalazł się w tym a nie innym miejscu. Zadziałał jednak nazbyt lekkomyślnie ale dziś był ten jedyny raz do próby. Nie, nie ucieczki, bo w jego świecie nic nie było takie proste. Niosło ze sobą wiele konsekwencji. Taka ucieczka bez ludzkiej pomocy mogła kosztować go oraz paręnaście przypadkowych osób życie. Nie chciał mieć na sumieniu nikogo, zaś sam pragnął żyć. Zabawne. Parę razy myślał o odebraniu sobie życia, przeżył trzy próby a dziś bał się poniekąd własnej śmierci. Podobnie do dziś. Jakoś nie uśmiechało mu się zostać skatowanym gdzieś w jednej z obskurnych dzielnic. Poza tym czas mu uciekał, naprawdę nie miał czasu na swój własny lęk. Musiał spróbować. Zignorował kolejny komentarz o jego wyglądzie. Zdawał sobie sprawę z własnej urody. Bolesna rzecz. Stracił matkę zaraz po swoim urodzeniu, po której odziedziczył ponad 80% urody. Reszta to ojciec. Kobieta była naprawdę śliczną, drobną osobą o pięknym uśmiechu, malutkim nosku i bardzo delikatnej skórze. I tyle o niej wiedział. Tyle o ile udało mu się dojrzeć z jedynego zdjęcia. Nie czas i miejsce na takie wspominki. Było gorzej, jeszcze gorzej. Jeszcze, ze względu na dalej co usłyszał. Otwarte usta zamknął z czymś w rodzaju lekkiego zakłopotania. Zakłopotania?! Jakiego zakłopotania?! On mógł zostać w każdej chwili zadźgany a jemu przyszedł czas na zakłopotanie. -Słucham? - wydukał, stęknął, sapnął; tzn. cokolwiek to było, wręcz na pięcie odwracając się w stronę nieznajomego. Wówczas zamilkł na dobre parę chwil. Nie mógł odeprzeć wrażenia, że go zna. Skądś mu się kojarzył. Czy tego chciał czy nie, a bardziej nie chciał, ale nakazano mu mieć większe rozeznanie w czarnym świecie. Nie reagował na dziwny spokój mężczyzny, strach powoli opuszczał jego ciało na rzecz niewygodnego uczucia. Nerwowo opuścił spojrzenie. Wiedział dla kogo pracuje.. wiedział więcej. Wiedział kim był, co robił oraz dla kogo. Czuły punkt blondyna został naruszony. Kojarzenie go z jedną z największych rodzin mafijnych a kojarzenie jako delikatnie mówiąc, chłopca do towarzystwa dla bossa to dwie różne sprawy. Ta druga działała upodlająco. Czemu się dziwić? Czemu się dziwić, że ktoś go śledził? Nie pierwszy raz on był celem. Wydawać by się mogło: najłatwiejszym. Mylne założenie. Na ten moment, prawidłowe założenie. -Wiesz kim jestem.. Rozumiem. Szukam pomocy. Szukam.. kogoś. - szepnął, unosząc spojrzenie zmęczonych, lecz czujnych oczu na chłopaka. Zabrzmiało to tak irracjonalnie, że miał ochotę parsknąć śmiechem na swoją głupotę. Nie mógł inaczej, nie mógł zacząć od wielkich opowieści, od wytłumaczeń, on przyszedł tutaj po pomoc i nawet jeśli zaraz ktoś go zadźga, to wcześniej on upodli się jeszcze bardziej prosząc o pomoc. Jest mały problem. On przyszedł szukać kogoś konkretnego. I dziwne uczucie co do nieznajomego nie dawało mu spokoju. -Kim jesteś? Nie ukryję, że śledzenie mnie nie jest dla mnie czymś nowym. Po co wy mnie śledziliście? Jaki Ty masz w tym interes? Spotkanie nie jest przypadkowe? Porozmawiać? - a miał brzmieć tak racjonalnie. Pięknie. Następnym razem uda mu się dorzucić troszkę inteligencji do swoich wypowiedzi. _________________ Just look, I'm yours. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: What you really want? Sob Cze 27, 2020 11:28 pm | |
| W dzisiejszych czasach i przy takim życiu ciężko było poprosić o coś takiego jak wolność. Mężczyzna nie miał szczęścia, zachodząc w jedną z najbardziej niebezpiecznych uliczek tej dzielnicy. Kto miałby w takiej sytuacji? Los zawsze mógł się do niego uśmiechnąć. Poklepać po ramieniu i powiedzieć "jakoś to będzie, uda Ci się". Lecz nie miał żadnej gwarancji tego, czy wyjdzie stąd żywy. Prawdopodobnie od niechybnej śmierci ratował go środek dnia. W zasadzie też Wang, ponieważ nie pozwoliłby tu skonać dzieciakowi tak łatwo — nawet jeśli bardzo tego chciałby. Zależało mu na jego życiu, ponieważ miał wobec młodzieńca poszczególne plany. Które chciał wdrążyć w swoje oraz życie grupy. Dlatego cynk o obecności chłopca rozeszły się niczym ciepłe, maślane bułeczki. Nikt nie mógł go tknąć. Oczywiście mężczyzna był bardzo ładnej urody, o ile jest to odpowiednie określenie na mężczyznę. Postać, która początkowo kryła się za kapturem również nie brakowało urody. Podwinięte rękawy ładnie prezentowały liczne tatuaże rozmieszczone na rękach i dłoni, głęboko ciemne oczy z uwagą lustrowały sylwetkę nieznajomego. Po rysach twarzy dało się dostrzec, że był Azjatą, ale wyjątkowo przystojnym. I wysokim. Uroku dodawał mu delikatny zarost, a także kilka zadrapań, które pewnie zdobył kilka dni temu podczas jakiegoś treningu lub bójki — kto by takie rzeczy pamiętał. Tak samo jak to, gdzie znajdowali się jego rodzice kiedy był mały. Nigdy nie dowiedział się, czy był podobny bardziej do ojca czy matki. Dał mężczyźnie chwilę na przyswojenie informacji. Z pewnością nie łatwo było przegryźć taką myśl. O każdym kroku i ruchu wiedzieli. Mały obrót, mrugnięcie, kaszlnięcie. Wyuczone gesty i uśmiechy na pamięć. Zmuszanie się do rzeczy, których nie chciał robić. W które dni miał więcej luzu, a kiedy trzech goryli z należytą uwagą pilnowało młodego pod pretekstem "gorszego dnia Dona". Praktycznie wszystko. A przynajmniej część ładnie sobie dopowiadali, bo mimo wszystko nie do wszystkiego mogli mieć dostęp. Dlatego tylko poniekąd dziwiły go słowa, które mężczyzna rzucił w jego kierunku. Mógł spodziewać się wszystkiego, ale prośba o pomoc? Jego? Miałoby to sens tylko wtedy, gdyby nieznajomy rzeczywiście chciał zdradzić potężną rodzinę. Zabawka czy nie — wciąż do nich należał. I z pewnością mógł mieć częściowe informacje na ich temat, które pozwoliłby Li Shangowi działać. Nic więc dziwnego, że po wydukaniu tak prostych słów, Wang zainteresował się nie na żarty. Oczywiście nie dał tego p sobie poznać. — Oczywiście wiemy kim jesteś — podkreślił, celowo zaznaczając, że nie tylko on wiedział. Jego cała grupa byłą tego świadoma, co stawiało chłopaka w zupełnie innym świetle — Nie chcemy Ci jednak zaszkodzić i spodziewamy się współpracy. Jeśli potrzebujesz pomocy, udzielimy Ci jej. Ale musimy wiedzieć, jaki to rodzaj pomocy i czego od nas oczekujesz — odpowiedział, będąc coraz bardziej ciekaw tego, w którym kierunku potoczy się ich czysto przypadkowe spotkanie. Od początku chciał załatwić to w łagodny sposób i na pokojowych warunkach. Dobrze byłoby go mieć jako sojusznika niżeli przeciwnika — opcja porwania i szantażu owszem, wchodziła w grę, ale dopiero wtedy, gdy młodzieniec nijak chciałby z nimi współpracować. Z całego serca chciał odbić Donowi ukochaną zabawkę. Pokazać jak łatwo można było zniszczyć człowieka, zabierając mu to, na czym najbardziej zależało. Najpierw miłość, później pieniądze, a na sam koniec władzę. Brutalnie i bezboleśnie — tak, aby dobrze go zapamiętał. Po serii zadanych pytań mężczyzna zaśmiał się dźwięcznie, tym samym komentując wszystkie zadane pytania. Czy drwił z niego? Być może. Ale tylko z delikatnej sympatii. Zdążył go poznać na tyle, że nie dziwiły go mało irracjonalne słowa. — Strasznie dużo pytasz, że aż nie wiem na co odpowiedzieć najpierw — przyznał szczerze, nie odwracając od niego swojego spojrzenia. Które coraz mocniej chciało wejść w głąb jego zniszczonej duszy — Jestem Li Shang, lider Triady. Z pewnością dużo niepochlebnych słów słyszałeś związanych z tym nazwiskiem oraz grupą. Twój pracodawca dobrze się stara, abym nie zagrażał jego interesom — zaczął wciąż spokojnie, robiąc o jeden dodatkowy krok do przodu, z ciekawości, czy młodzieniec zrobi jeden w tył — Niemniej to nie jest miejsce na tego typu pogaduszki. Czas nas nagli, Ciebie z pewnością także. Więc sam rozumiesz, że z chęcią opowiedziałbym Ci o wszystkim — dodał z uśmiechem, obserwując na sobie spojrzenie pełen zmęczenia i życiowej niechęci. — Chyba że kłopoty są Twoją domeną, to w takim wypadku mógłbym sprawić abyś na dłużej uwolnił się od niańki, z którą przybyłeś. W zamian za rozmowę w bardziej przestronnym miejscu — zasugerował, wiedząc, że w każdej chwili człowiek od wrogiej rodziny mógł ich znaleźć. A wtedy cały plan mógł legnąć w gruzach. |
| | | ZerlovBadass Uke
Data przyłączenia : 02/07/2017 Liczba postów : 235 Cytat : Miłość, sen i śmierć przychodzą pomału, schwyć mnie za włosy i mocno pocałuj.
| Temat: Re: What you really want? Nie Cze 28, 2020 10:55 am | |
| Ach, no tak, wszyscy wiedzieli kim on jest. Jakby sama myśl o jednej osobie była dla niego komfortowa. Czemu nie mógł mieć normalnego życia? Poczynając od zwykłego, nudnego dzieciństwa, po całą ludzką resztę. Tymczasem stał naprzeciw gościa, który jednym ruchem mógł pozbawić go istnienia, mając na plecach pełen bagaż niesmaków zesłanego mu życia. Najzabawniejsze uderzyło chłopaka później. Spotkanie nie było przypadkowe. Dziwnym trafem dobrze go znał, w pewnym sensie dobrze, innym czasem go obserwowali, a dziś jak gdyby nigdy nic wyrósł przed nim, właśnie wtedy, kiedy raz udało mu się uciec do takiego miejsca. Same wypowiedzi gangstera mówiły same za siebie. Wystarczyło połączyć parę wątków i dobrze wydedukować, a cała reszta stawała sie mało pięknym równaniem. Dochodząc do ostatniego punktu układanki zacisnął widocznie usta. Nie zamierzał mówić mu o tym do czego doszedł, bo nie widział w tym żadnego sensu, a dodatkowo ten śmiech odebrał mu jakiekolwiek chęci na rozmowę w tym temacie. Polowało na niego wiele osób, od pojedynczych po różne gangi, nawet sekty, czy organizacje ale jemu jednemu udało się stać dziś naprzeciw blondyna. Poczucie, że w najbliższym czasie chcieli na niego zapolować ukazywała jaką siłę posiadali. -Wiedziałem.. - szepnął, co miało być wyłącznie mamrotaniem do samego siebie. Dziwne uczucie miało swój sens. Skądś go kojarzył. Proszę bardzo, to ten którego dziś szukał we własnej osobie. Słyszał o nim tyle na ile Don mu powiedział, sam sobie doczytał po cichu lub któryś z pustych, napakowanych łbów niechcący powiedział. Zasada co do dzielenie się z nim informacjami działała na zasadzie "tyle ile potrzeba". Mówiono mu wyłącznie podstawy, czasem tylko więcej ale wówczas miało to swój głębszy powód. Było potrzebne do czegoś, nie dla jego informacji od tak. Adrien doskonale wiedział kiedy czeka go "zadanie". Wystarczyło rozwiązanie języka przy nim. Moment zawahania nastąpił przy słowach o kłopotach. Były. Niekiedy umyślnie się w nie wkopywał. Analizując od podstaw; kompletnie nie obawiał się Marcusa (goryl na warcie). Po odnalezieniu tego co chciał zaplanował sobie spokojny powrót, kupno szybko byle jakich warzyw i równie spokojny przystanek przy aucie. Marcus nigdzie nie odjedzie bez niego. Dopóty nie odnajdzie najcenniejszego ogniwa nie będzie w stanie wsiąść do auta i odjechać, a już w ogóle powiadomić o zgubieniu go. Sam na siebie naniósłby brzytwę. Jednocześnie blondynowi nie miał prawa nic zrobić, bo wystarczyło jedno słowo skargi i koniec. Szybciej uwierzą drobnemu chłopczykowi aniżeli jemu. Z drugiej strony bał się swojego cholernego nieszczęścia. Co z tego, że udało mu się dotrzeć do tego momenty, jeśli zaraz los przestanie się do niego uśmiechać? Bał się tego. Miał przewrotne, krótkotrwałe szczęście. Kara na jego osobie była.. piekłem. Bywał karany, musiał, jak inaczej ustawić sobie człowieka? Sama sztuka manipulacji nie wystarcza. Don trafił idealnie. Nawet jeśli zbyt rozpędzał się z karami niczym się nie przejmował. Skóra chłopca bardzo szybko ukazywała najmniejszą plamę co wszystko z niej znikało. Skóra, ciało, organizm. Niemal żyła złota. -Pracuje dla mafii, wiesz dla kogo, to brzmi już jak wystarczający kłopot. - burknął wreszcie, czego jednak nie powinien zrobić. Igrać z ogniem mu się zachciało?! Zreflektował się opuszczając na krótko wzrok, jakoby tym wyrazić znak przeprosin. Odbiło mu do końca. -Dobrze, bo człowiek owijając nie poradzi nic. Potrzebuję pomocy przy.. ucieczce. Uwolnieniu się z miejsca, w którym dzisiaj żyje. Rozumiem, że nie ma niczego za darmo. Akurat ja doskonale wiem o tym. - zaakcentował nieco to co miał, powoli, z kolejnymi słowami nawiązując kontakt wzrokowy. Krok nie zrobił na nim wrażenia, dobrze. -Nie dzisiaj, zaczynam mieć nieprzyjemne przeczucie, dlatego rozmowę chcę przełożyć. - i wiedział nawet na kiedy. Był bardzo oszczędny w słowach a przecież przed chwilą był gotów płakać, błagając o wyrwanie go z tego piekła. Uznał, że gorzej nie trafi. Chyba. -Prędzej czy później spróbowalibyście odebrać mnie z rąk Dona. Najlepiej zaczynać od słabego punktu. - zaczął, dając mu do zrozumienia w jakiej sytuacji sam się znajdował. Przyszedł szukać pomocy, a okazuje się, że pomoc podzieli się na pół. -Czy.. możemy spotkać się za.. dwa dni? _________________ Just look, I'm yours. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: What you really want? Nie Cze 28, 2020 7:32 pm | |
| Nie było można wiecznie narzekać. Shang również mógłby zadawać sobie pytania pokroju "dlaczego on". Życie czasami bywało niesprawiedliwe, a ludzie musieli do tego przywyknąć. Inni będą narzekać na podwyżkę cen, utratę czegoś bliskiego, a drudzy na to, że zostali sprzedani przez własnego ojca dla czystego zysku. Osobiście nigdy nie marudził na swoje życie, choć nie raz łapał się na myśli, że on też mógł mieć całkiem zwyczajne dzieciństwo. I generalnie całe życie. Jednak żył z dnia na dzień, rzadko kiedy patrząc na bolesną przeszłość, nie zwracając uwagi na śmierć. Która czyhała na niego każdego, pieprzonego dnia. Po prostu nie bał się jej, pomimo tego, że kilka razy był naprawdę blisko tego, aby zejść z tego świata. Ale to właśnie dzięki tej przeszłości i wyjątkowo przykrym doświadczeniom stał przed blondynem. Nie wyglądał na groźną osobę, ale zawsze miał mocne plecy. Takie, gdzie wyjątkowo trudno było przebić się przez nie. Sam fakt, że tyle czasu zajęło im obserwacja jego mówiła sama za siebie — w innym przypadku sytuacja byłaby już dawno załatwiona. Mniej lub bardziej konfliktowo, ale jednak. Teraz mógł śmiało obserwować każdy możliwy jego gest z bliska. Po zaciśnięte usta aż do szerokich, niedowierzających oczu. Wang nie zdawał sobie sprawy, że młodzieniec go szukał. Tego akurat nie mógł wiedzieć. Czego więc chciał? Może mieli wspólny cel? Pewnie nawet nie zdawali sobie sprawy jak wiele mogło ich łączyć. W takich okolicznościach Shang zmarnował tylko czas na zabawę w szpiega. Mimo wszystko ostateczna decyzja leżała po stronie chłopaka. Nieważne jak trudna ona była, musiał podjąć ją wyjątkowo szybko. Był dzień, więc gliny częściej interesowały się "przypadkowym" rozmowom. Prócz nich byli też inni, którzy czyhali na ich życia. Goryl też w każdym momencie mógł interesować się dłuższym brakiem blondyna. Po co miał zsyłać na niego niepotrzebne nieszczęście, gdy był cholernie potrzebny? — Nie wiem do czego jesteś zdolny, więc muszę się upewnić, czy warto na Ciebie tracić czas — zauważył, nie chcąc być w tym momencie złośliwy, a jedynie szczery. Mafia i gangi rządziły się swoimi zasadami i nie było tu miejsca na litość. Wang i tak w stosunku do chłopaka zachowywał się całkiem irracjonalnie i trzeźwo. Był zbyt spokojny, zbyt pewny. Na pewno miał plan awaryjny na wypadek niepowodzenia. Choć póki co mogło się wydawać, że wszystko szło zgodnie z jego planami. Niemniej wyobrażał sobie nieco inne okoliczności. Chciał to rozwiązać bardziej "profesjonalnie". Jednak po co miejsce na profesjonalizm, podczas gdy same słowa dzieciaka brzmiały dość wygórowane i absolutnie nieprzemyślane? — Ucieczce? — spytał retorycznie, nie oczekując ponownej odpowiedzi. Nawet prychnął, nie spodziewając się, że to wszystko będzie tak banalnie proste. A on postawił sztab ludzi, tylko po to, aby znaleźć odpowiednią okazję do rozmowy — Owszem, nie ma nic za darmo. Ale sądzę, że dogadamy się co do tego — przyznał, lustrując jego niezbyt pewną postawę — Bardzo możliwe, lecz wszystkiego dowiesz się z czasem. O ile zechcesz współpracować — zaznaczył na koniec wypowiedzi, dając mu do zrozumienia, że główną rolą będzie odgrywać tu częściowe zaufanie — W porządku. Za dwa dni, w pubie przy skrzyżowaniu na tej ulicy. Będę na Ciebie czekać — zasugerował, choć żadnej sugestii nie dało się wyczuć z jego słów. Był pewny tego, co mówił i raczej nie chciał słyszeć o żadnym "ale" — Porę wobec Ciebie mogę dostosować — dodał jednak nim chłopak zdążył powiedzieć cokolwiek więcej. |
| | | ZerlovBadass Uke
Data przyłączenia : 02/07/2017 Liczba postów : 235 Cytat : Miłość, sen i śmierć przychodzą pomału, schwyć mnie za włosy i mocno pocałuj.
| Temat: Re: What you really want? Nie Cze 28, 2020 9:41 pm | |
| Czy był wart czegokolwiek? Analizując ostatnie lata, a właściwie analizując całość jego żywota, okazuje się, że na pewien sposób tak. Starał się nie zagłębiać w niektórych swych przemyśleniach, zważywszy na kruchość ludzkiej psychiki w dzisiejszych czasach. U siebie opanował do perfekcji nieporuszanie tego oraz tamtego, by mur budowany przez lata nie doznał uszkodzenia. Jednak musiał mieć "to coś" w sobie, skoro był kimś za kogo bez kiwnięcia palcem łatwo jest zabić. Jakie to zabawne. Był teraz tak łatwym łupem a jednocześnie nic nie było tak proste jakie się mogło wydawać. Adrien w milczeniu słuchał tego co ma do powiedzenia. Przyzwyczajony do stałego ciągu czekał na koniec wypowiedzi, co było jednoznaczne z zgodą na jego słowa. Skoro dojdzie do ich kolejnego spotkania nie było co mówić więcej. Lepiej żeby nie mówił, bo pokora zdarzała zmieniać swoje miejsce z jego porywczym charakterem i raz czy dwa mówił zbyt dużo. -Dziesiąta rankiem. - szepnął jako dopełnienie. Przyglądał mu się kolejne parę sekund bez słowa. Kolejne parę sekund później ich dzisiejszy czas dobiegł końca. Narastające nieprzyjemne przeczucie było strzałem w dziesiątkę. Po tym jak wrócił (na szczęście bez problemu) na targowisko, kupił parę potrzebniejszych na oko rzeczy i jak gdyby nigdy nic doczłapał się do auta. Stało tam. Logiczne. Ciężko opisać wkurwienie Marcusa na widok całego, znudzonego chłopaka opartego o auto. Sam on był spocony, podkurwiony, cały się trząsł a w ustach jakby posiadał nadmierną produkcję śliny. Doprawdy, blondyn igrał z życiem. Wyczekiwał wtedy krzyków, warknięć, bluźnierstw a zamiast tego kazano mu "wsadzać zasraną dupę do auta". Dzień na zakupkach zakończył się. Serce chłopaka powoli wracało do normalnego stanu.
Ostatnie dwa dni nie przyniosły nic nowego. Po osobistym spotkaniu z liderem Triady Adrien wydawał sie być nieobecny. Miało to swoje podłoże aby Don popadł w jakieś podejrzenia.. czy blondyna nie rozkłada jakieś choróbsko. Podejrzenie najdelikatniejsze, dające ostrzeżenie chłopakowi. Starał się przy innych pilnować. Podejrzenie o złym samopoczuciu dały mu więcej; nie strach ale PLUS. Okazało się, że z rozkazu Dona Adrien miał mieć więcej spokoju oraz odpoczynku przynajmniej na parę dni. Takie plusy przypadały mu na choroby. Mówiąc inaczej, blondyn bardzo rzadko chorował i równie źle udawał choroby, dlatego takie dni jak te były zbawieniem. Pytanie, czemu postawił na spotkanie dzisiejszego dnia, skoro ten plus był nieoczekiwany? Don miał pilne spotkanie w innym mieście dokładnie o dziesiątej rano, co licząc, że będzie ono trwało ponad godzinę a powrót kolejną godzinę, plus minus miał ponad dwie godziny bez strachu. Dalej, system dnia chłopaka zawierał w sobie prawie dwie godziny dla niego, rano, kiedy zamykał się "w swoim" pokoju i oddawał płótnie. Tak, jedną z nielicznych umiejętności jakie posiadał była sztuka w dłoniach. Przykaz aby dano mu więcej spokoju dawał kolejną godzinę bez pukania, zagadywania, sprawdzania go.. Poza tym nikt nie uważał go za totalnego głupca, który w tym czasie spróbuje ucieczki. Owszem, łatwo wymknie się z domu, czy twierdzy jak nazywał to wszystko, wywinie gorylom, ochronie, kamerom.. i co dalej? Bez pomocy osób trzecich jego ucieczka nie miała sensu. Nie próbował. Bo bał się konsekwencji. Prawdą okazało się bezszelestne wymknięcie na świeże powietrze. Łatwo poszło dotarcie do wyznaczonego pubu.. Pozostało odnaleźć wzrokiem chłopaka, nie zdradzając zbyt wiele zdenerwowania oraz niepewności dla spojrzeń innych osób. Postarał się nie ubierać zbyt rzucająco w oczy.. Żadna godzina nie pasowała na ich spotkanie, czy rano, czy po południu a wieczorem całkowicie odpadało. Przypadło na rano.. Zajął miejsce przy stoliku najmocniej pochowanym od spojrzeń ludzkich. W życiu nie usiądzie w samym centrum. Dziesiąta, wybiła dziesiąta. _________________ Just look, I'm yours. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: What you really want? Sob Lip 04, 2020 1:16 pm | |
| Skinięcie głową było wystarczającym potwierdzeniem na jego słowa. Posyłając mu szeroki uśmiech, założył z powrotem kaptury i jak szybko i niespodziewanie pojawił się przed obliczem blondyna, tak samo zniknął. A wraz z nim dwójka mężczyzn, która przez cały ten czas ukrywała się na wypadek gdyby. Słyszeli każdą ich słowo. Wiedzieli o spotkaniu, z czego poniekąd się cieszyli. Wang minimalnie też, jednak wiedział, że to nie był czas na triumf. Przez te dwa dni wszystko mogło się wydarzyć. — Nie przestawajcie go obserwować — dodał już surowo, gdy miał pewność, że dzieciak był na tyle daleko, iż nie było możliwości o słyszeniu jego słów.
Prawdą było, że nie wyczekiwał jakoś szczególnie tego dnia. Jasne, chciał z nim porozmawiać i ustalić pewne rzeczy, ale prócz planu z nim związane miał jeszcze inne problemy na głowie. Szczerze mówiąc nawet nie wiedział jak szybko minęły te 48 godzin przy tym, co się działo. Czy miał w ogóle okazję na sen? Absolutnie nie. Od swoich chłopców nie dostał żadnych niepokojących wieści, więc odnalezienie go przez młodzieńca nie miało negatywnego wydźwięku. Przynajmniej póki co. Zgodnie z życzeniem, stawił się w pubie, która wyjątkowo dziś była tak wcześnie otwarta. W zasadzie był tu kilka godzin wcześniej, zjebany jak pies, dlatego skorzystał z liderowskiego przywileju i udał się do jednego z pokoi na piętrze, aby przespać te kilka godzin. Żeby jakoś wyglądać. — Hej. Obudźcie mnie za 3 godzin — rzucił na dzień dobry, gdy gdzieś o 6:00 wchodził do teoretycznie zamykającego się lokalu — A, i nie zamykajcie. Albo otwórzcie lokal za jakieś dwie godziny. O 10:00 spodziewam się ślicznego blondynka, mniej więcej takiego wzrostu — wizualizował dłonią, pokazując, że był od niego mniej więcej o głowę niższy. To miejsce często służyło za różnego rodzaju "rozmów", dlatego barman, z którym znał się od lat, skinął zmęczony głową, przeczesując niesforne kosmyki kręconych włosów i westchnął, kiedy Wang zniknął na piętrze. Sen dla niego zawsze stanowił małe wyzwanie. Nigdy nie potrafił zasnąć od razu, a gdy mu się to udało, spał czujnie, słysząc każdy możliwy szmer. Rzadko kiedy się wysypiał, ale bywały momenty, że u boku drugiej osoby potrafił spać jak niemowlę. Szczególnie po dobrym seksie. Myśląc o tym nawet nie wiedział kiedy nadeszła 9:00 rano. Słysząc jednak zbliżające kroki barmana w średnim wieku, otworzył oko, aby spojrzeć się na zmarszczki, które powoli zaczynały się pojawiać na jego dawniej pięknej twarzyczce. —Już pora — rzucił starszy mężczyzna, gdy Wang wcale nie wyspany przecierał oczy, chcąc się jakoś dobudzić. Zimny prysznic powinien załatwić sprawę. Dlatego podniósł się w miarę zgrabnie i zgarniając rzeczy, wyminął barmana, rzucając przelotne "dzięki". Udał się pod prysznic, zjadł coś, ogarnął siebie do stanu używalności. Dziesiąta. To właśnie o tej porze był umówiony z młodzieńcem. Barman natychmiastowo wyhaczył opis rzucony przez lidera grupy. W zasadzie spodziewał się każdego, ale nie tego dzieciaka. Nic więc dziwnego, że na jego widok mężczyzna pozwolił unieść brwi w małym szoku. W końcu każdy w tej dzielnicy wiedział, kim on był. Adrien nie musiał czekać długo. Zaraz po tym jak chłopak pojawił się w opustoszałym pubie — bo nikt o tak wczesnej porze nie przychodzi do takiego miejsca — Wang zmierzał kroki w kierunku parteru. W nie najgorszym stanie zszedł na dół, rzucając wymowne spojrzenie na bar. Nie długo musiał czekać na odpowiedź o obecności blondyna. Gdy tylko wskazali mu, gdzie mniej więcej usiadł, Shang z opanowanym spokojem przemierzył powoli salę, siadając przy stoliku, który wybrał sobie chłopak. Usiadł naprzeciw niego, a gdy tylko go zobaczył, ugościł go lekkim uśmiechem. — Miło mi Cię widzieć — zaczął na dobry początek lekko zachrypiały, zmęczonym głosem. Widocznie te dwa dni nieźle musiały mu dać po kości — Szczerze nie spodziewałem się, że rzeczywiście przyjdziesz. Widocznie musisz być bardzo zdeterminowany, mmm? — dodał, opierając policzek na dłoni, spoglądając na zestrachanego Adriena. W ogóle nie wyglądał jakby był gotów na jakąkolwiek ucieczkę. Jak i na całą rozmowę. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: What you really want? | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |