|
| No, it's the perfect time for a bottle of wine. | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: No, it's the perfect time for a bottle of wine. Pon Sie 17, 2020 12:24 pm | |
| X jest rozpoznawalnym przestępcą, który zajmuje się różnymi przekrętami, zbiera dane na temat ważnych osobistości i rujnuje im życia. Ciągle balansuje na granicy prawa, dodatkowo jest chroniony przez coś w rodzaju korupcji. Jest dobry w tym co robi i ma mocne plecy. Dlatego ktoś, kto wie o jego sławie i szkodzi jego interesom chce się go pozbyć. W tym celu wynajmuje Y, płatnego mordercę, który również jest niczego sobie w swoim fachu, powierzając mu za zadanie pozbycie się go raz na zawsze.Hunter Lautner — Lark / 190cm / 38 lat / byk / biseksualny — Lautner nie miał łatwego, ani tym bardziej przyjemnego dzieciństwa. Został wychowany w burdelu i przez większość swojego dzieciństwa uczyli go mało dobrych wartości. Z piekielnych objęć domu uciech wyrwał go mężczyzna, który chciał nauczyć go, według niego, poprawnego życia. W taki sposób został wściekle dobrym, płatnym zabójcą. — Rzadko kiedy jest znany z prawdziwego imienia czy nazwiska. Posiada wiele fałszywych dowodów, jak i paszportów, którymi posługuje się na co dzień. Wśród swoich znany jest jako "Lark", co kompletnie nie pasuje do jego osobowości bądź zawodu. — Jest także rozwodnikiem, a ze swojego małżeństwa ma bliźniaków, które na chwilę obecną mają jakieś 12 - 13 lat. Niestety nie widzi ich na co dzień, przez co stracił już rachubę tego, ile tak naprawdę mogą mieć. — Znany jest z tego, że nie ma sumienia. Nie wyznaje zasad, kogo może lub nie może zabić — polityk, groźny przestępca, kobieta w ciąży. Ściągnie każdego, o ile ktoś zasugeruje mu kwotę pieniędzy, która nieraz bywa zbyt absurdalna na jego usługi. — Ma dobre plecy w mafii, dzięki której jeszcze nie wylądował w pace, a jak wylądował, szybko był z niej wyciągany. Jednak przed nikim nie lubi się płaszczyć i nigdy robić tego nie będzie. — Wstyd mu przyznać, ale nawet i on czasem daje się unieść emocjom, a jakiś czas temu stracił kogoś, na kim mu zależało bardziej niż na osobie, którą wieki temu poślubił. — Z charakteru jest ciężki i trudny w obyciu — zostały mu wpojone zupełnie inne wartości w życiu i to właśnie nimi się kieruje na co dzień. — Wiele rzeczy go nie interesuje, nie posiada także nazbyt ciekawych zainteresowań. Lubi czytać, a gdy czas mu na to pozwoli, to nawet i grać. Mimo to, że głównie siedzi z nosem w książkach, ma problem z płynnym czytaniem na głos, a także ortografia nie należy do jego mocnej strony. — W posiadaniu potrafi mieć po kilka mieszkań. Ma jakieś kilka, małych klitek, w których grzyb i inne świństwa są czymś normalnym, mieszkanie w blokowisku, kawalerkę oraz apartamentowiec, w którym pomieszkuje najmniej. — Na swoim koncie ma dość sporo mamony, niemniej nie jest człowiekiem rozrzutnym. Żyje skromnie, je śmieciowe żarcie, a większość pieniędzy i tak ładuje na bronie, na których ma absolutnego bzika. — Jest chodzącym grzejnikiem i to ten typ człowieka, który wyjdzie w krótkim rękawku zimą i będzie mu ciepło. Łatwo domyśleć się, że na ciepło stęka jak nikt inny, — Do najczystszych osób nie należy — porządki dnia codziennego nie są czymś, czym zajmuje się na co dzień. Uważa to za coś zbędnego, dlatego bardzo często żyje w brudzie lub zamawia do siebie pomoc domową, która pod jego czujnym okiem posprząta mieszkanie, w którym obecnie żyje. O ile nie jest to kompletna rudera. — Nieraz zdarzy mu się nie umyć, gdy potrafi mieć intensywny dzień w pracy. — Na broni palnej i białej zna się jak nikt inny. Samoobronę i walkę wręcz także ma opracowaną do perfekcji.
Ostatnio zmieniony przez Venceslaus dnia Wto Sie 18, 2020 11:44 am, w całości zmieniany 1 raz |
| | | ShaelSkype & Chill
Data przyłączenia : 28/11/2017 Liczba postów : 266 Cytat : It's been lovely but I have to scream now
| Temat: Re: No, it's the perfect time for a bottle of wine. Pon Sie 17, 2020 8:00 pm | |
| Camille Ravelli |182cm | 31 lat | Skorpion | biseksualny ⤖ Pochodzi ze Szwajcarii i tam wychowywał się przez pierwsze siedemnaście lat życia, mieszkając z razem z rodzicami, rodzicami rodziców i kuzynostwem niemal przy tej samej ulicy, co wspomina dosyć traumatycznie; ⤖ W jego domu od zawsze mówiło się po francusku, co egzekwowała matka Camille i jedynie do ojca chłopak musiał mówić po włosku, jako, że mężczyzna, podobnie jak jego żona względem swojego rodzimego języka, nie reagował na inne próby komunikacji; ⤖ Zawsze lepiej radził sobie z komputerami niż z ludźmi i z czasem zdał sobie sprawę o ile lepiej, co zaowocowało paroma mniej lub bardziej rozsądnymi, czy też zwyczajnie niepotrzebnymi wypadkami, po których zmuszony był do emigracji; ⤖ Ta z kolei okazała się być błogosławieństwem, nie tylko ze względu na ucieczkę od opiekuńczej, choć nieco toksycznej matki oraz cechującego się ciężką ręką ojca, ale również otworzyła drzwi do zdecydowanie większego i bardziej obiecującego rynku pracy, niż ten, który miał w zasięgu ręki w Europie. A przynajmniej właśnie tak to widział; ⤖ Z biegiem lat udało mu się zbudować siatkę kontaktów, która obecnie stanowi mocne plecy, jednocześnie pozwalając na kolejne, coraz bardziej ryzykowne cyberataki; ma w garści polityków, biznesmenów, milionerów, a także mafiozów. Tych jednak z pewnymi wyjątkami, co ostatnimi czasy dość boleśnie daje mu się we znaki; ⤖ Mimo wyjątkowych trudności w kontaktach z ludźmi, udało mu się spotkać kogoś, kto zdawał się nie być zrażony nieadekwatnymi do czegokolwiek opowieściami, skrajnym pedantyzmem, czy zwyczajną, cielesną niezręcznością, jakiej nigdy nie miał okazji się pozbyć, właśnie ze względu na problemy ze zbliżaniem się do ludzi. I z pewnych powodów musiał zrezygnować z tej samej osoby; ⤖ Jeśli zaś mowa o pedantyzmie, Camille nie znosi bałaganu. Bród jest czymś, czym zajmuje się bez szemrania i raczej mimowolnie, nawet w trakcie rozmowy niejednokrotnie łapiąc się na tym, że szuka chusteczek, którymi mógłby wytrzeć plamkę po kawie na stole, lub źle wypolerowaną łyżeczkę. Bałagan jednak sprawia, że ciężej mu się myśli i zwykle nie pozwala, aby w jego otoczeniu doszło do takiej sytuacji; ⤖ Zawsze nosi rękawiczki, czy to skórzane, bawełniane, cienkie, czy grube, zawsze coś ma na dłoniach; niektórzy są zdania, że po to, aby nie zostawiać nigdzie odcisków palców, inni, że przez delikatną anemię, wnioskowaną z nieco nadmiernej bladości skóry i łatwości do siniaków, łatwo marzną mu ręce; ⤖ Ma tendencję do bagatelizowania spraw, których nie rozumie, zaczynając od wywodów filozoficznych, a kończąc na konfliktach zbrojnych na dalekim wschodzie; _________________ |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: No, it's the perfect time for a bottle of wine. Sob Sie 22, 2020 7:12 pm | |
| Deszcz uderzał o stalowe parapety przy ulicy Fifth Avenue, a zegarki wiszące na ścianach mieszkań i domów wskazywał grupo po pierwszej w nocy. Jedna z ulicznych lamp nie świeciła się pośród pozostałych, jedynie sugerując o swojej wadzie. Którą najprawdopodobniej mieli naprawić kilka dni temu. Czy to właśnie przez nią ulice Nowego Yorku, blisko Manhattanu były bardziej puste niż kiedykolwiek wcześniej? Z pewnością winny bardziej był tu chłodny powiew wiatru i niezbyt sprzyjająca otoczeniu pogoda niżeli biedna lampa z wypaloną żarówką. To właśnie ona powodowała, że miasto, które słynne jest z tego, że ono nigdy nie śpi, wyjątkowo zrobiło się niezwykle ciche. A prócz jaskrawych neonów i nocnych dźwięków, które były charakterystyczne dla tak dużego miasta, nie dało się zobaczyć grupy ludzi, którzy z niespotykaną dotąd werwą wychodzili na zatłoczone ulice za nocną przygodą. Gdzie byli więc, skoro tak ciężko było dostrzec żywą duszę nieopodal z jednego najbardziej popularnego parku jaki kiedykolwiek istniał? Większość schowała się w pobliskich pubach czy klubach, nie wychodząc z imprezowego transu. Albo już dawno siedzieli w swoich mieszkaniach, pogrążając się w głębokim śnie. Niemniej nie dla wszystkich koniec dnia oznaczał koniec pracy. Nawet w tak paskudną i chłodną noc. Oczywistością było, że to nowojorscy przestępcy byli bardziej aktywny nocą niżeli wciągu dnia, gdzie promienie słoneczne oświetlały wszystko co najgorsze. Księżyc był dużo bardziej sprzyjający, a gdy trafiła się noc podobna do tej, wszelakie ślady z łatwością było można zatrzeć. Z takiego założenia wychodził też Hunter, który był znany z tego, że... zabijał. Nieważne kogo, nieważne gdzie i nieważne jak. Jeśli pieniądze się zgadzały, mógł szarpnąć się na najbardziej brudną i pospolitą robotę jak istniała w tym mieście. Miewał swoje zasady, o których głośno nie mówił — mimo ich i tak był uważany za jednego z niewielu, który nie miał żadnej litości, a list gończy wisiał nad nim od dobrych 15 lat.
Czekał umówiony w jakieś niezbyt przychylnej spelunie, do której wstęp mieli nieliczni. Z walizką przy nodze i siedząc przy barze sączył alkohol w postaci szklaneczki whisky, najprawdopodobniej najgorszą jaką mieli, w oczekiwaniu na swojego gościa. Był kilka dni przed robotą, gdy dostał wiadomość o spotkaniu się w dogodnym dla nich miejscu, gdzie będą mogli porozmawiać bez wścibskich osób z otoczenia. Nie pytał o nazbyt wiele, także nie dociekał o żadne szczegóły. Interesował go jedynie fakt, dlaczego Camille chciał spotkać się z nim w takim miejscu, o takiej porze po tak długiej ciszy między nimi. Czyżby... żałował? Tego, co się stało i wobec tego miał chęci, aby jakkolwiek to naprawić? Tylko dlaczego wybrał najbardziej obskurne miejsce do czegoś takiego? Hunter wprawdzie pasował do tego otoczenia jak nikt inny, ale zastanawiał się nad tym, czy były kochanek będzie wstanie usiąść na czymś, co prawdopodobnie było kilka razy sklejane. Przełykając cierpki smak alkoholu, spojrzał się w kierunku stołu od bilarda, przy którym grali "najwięksi twardziele", obserwując rozgrywkę wyraźnie znudzony oczekiwaniem kogoś, kogo nie mógł doczekać się zobaczyć. |
| | | ShaelSkype & Chill
Data przyłączenia : 28/11/2017 Liczba postów : 266 Cytat : It's been lovely but I have to scream now
| Temat: Re: No, it's the perfect time for a bottle of wine. Nie Sie 23, 2020 7:56 pm | |
| Szedł bokiem chodnika, stawiając stopy dość ostrożnie, do drugi, czy trzeci krok opierając podeszwę na krawężniku, nie chcąc wstąpić w zbierającą się w zagłębieniach płyt kałużę. Szara woda, zbierająca cały pył unoszący się nad miastem pluskała miarowo, z każdą kolejną spadającą z nieba kroplą rozbryzgując maleńkie kropelki, a których część trafiała na jego stopy. Westchnął cicho, teraz ciesząc się, że założył skórzane, wysokie buty, w które wsunął wąskie, czarne spodnie. Kolejne krople deszczu spływały po tłustej, świeżo pastowanej powierzchni, nie mając szans dostać się do środka, zwłaszcza, kiedy starał się unikać kałuży. Odwrócił się, udając, że patrzy na tablicę, którą właśnie mijał, jednocześnie starając się obrzucić spojrzeniem ulicę za sobą, nie mogąc sobie pozwolić na to, żeby ktoś za nim szedł tym razem. Zbyt wiele poświęcił wcześniej, starając się go chronić, żeby teraz ktoś, kto mógłby go śledzić, zobaczył, że się spotykają. Właściwie, w ogóle nie powinien nalegać na to spotkanie, zwłaszcza, że zdawało się, iż mężczyzna, z którym miał się zobaczyć, już dawno zapomniał o tym, co ich łączyło. Delikatnie przygryzł wnętrze policzka, zaraz puszczając, kiedy zdał sobie z tego sprawę. Mimo całego narcyzmu, jaki w sobie nosił, naprawdę ciężko byłoby mu uwierzyć, żeby ten mężczyzna tęsknił za nim. Pokręcił delikatnie głową i poprawił wysoki golf, na który miał zarzuconą brązową, skórzaną kurtkę, z ciężkim sercem przesuwając spojrzeniem po starych, metalowych drzwiach prowadzących do lokalu, w którym byli umówieni. Na łuszczącej się farbie widoczne były różne, mniej lub bardziej artystyczne malunki, czy niecenzuralne słowa, namazane szybko, zanim ktokolwiek zdołał to zobaczyć. Poprawił rękawiczkę na ręce i na próbę, najpierw wyciągnął nogę, popychając drzwi, które na szczęście okazały się być otwarte. Drzwi ustąpiły pod naporem i otworzyły się, akurat na tyle, żeby mógł wejść do środka, nie przejmując się już tym, czy zamkną się one same, czy zostaną, jak wcześniej otwarte. Wolał ograniczyć kontakt z nimi do absolutnego minimum. Z resztą, zasada ta odnosiła się również do całej reszty zadymionego pomieszczenia. Odstawił parasol na bok, tak czy inaczej nie mając zamiaru zabierać go ze sobą i rozejrzał się po pomieszczeniu, szukając znajomej sobie sylwetki, którą dość szybko dojrzał przy barze, do którego podszedł szybko i cicho. Nieświadomie rozwiał obawy Huntera, wcale nie siadając na krześle, a jedynie stając przy barze obok mężczyzny, ręce wsuwając do kieszeni, kiedy poczuł przyjemny, znajomy dreszcz na jego widok. Nie dał jednak po sobie nic poznać, łapiąc jego spojrzenie i kiwając lekko głową, woląc, żeby odeszli na bok, zanim zaczną rozmawiać. Ostatni raz jeszcze obrzucił spojrzeniem drzwi, z lekką ulgą zauważając, że nikt nie wszedł do środka, odkąd on pojawił się w barze. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: No, it's the perfect time for a bottle of wine. Pią Sie 28, 2020 8:41 pm | |
| Miejsce, w którym przyszło im się spotkać do najmilszych nie należało. Widać było, że lokal był częścią "podziemia" i mieli tu dostęp tylko Ci, którzy wiedzieli jak trafić. Nowe twarze nie raz potrafiły mieć problem, gdy czysto przez przypadek natrafili na metalowe wrota, które otwierały zupełnie inną rzeczywistość. Tą bardziej okrutną, szarą i nieprzyjemną. Do której normalny człowiek nigdy by nie wrócił. Dym papierosów był tutaj normą. Tak samo jak odór potu, wymieszany z zapachem alkoholu i cholera wie czego jeszcze. Miejsce to nie było szczególnie tłumne, ale same osoby będące tu nigdy do najmilszych nie należały. Więc gdy tylko metalowe drzwi odpuściły pod naciskiem nogi, wszystkie zainteresowane, zmęczone spojrzenia zostały skierowane w tamtą stronę. Tylko na ułamek sekundy, bo gdy widzieli do kogo zmierza, bóg świadkiem nikt z obecnych nie chciał mieć konfliktu z zabójcą, który w osamotnieniu sączył sobie alkohol. Teraz wiedzieli, że przyszedł tu najprawdopodobniej w sprawie pracy. Znajomy barman tylko kiwną w stronę sylwetki, gdy ledwo co weszła do pomieszczenia. Hunter jako jedyny nie czuł chęci sprawdzenia, kto przybył do tak paskudnego miejsca, pomimo tego, że z niecierpliwością wyczekiwał konkretnej osoby. Jednak nie chciał tego po sobie rozpoznać, dlatego postarał się powstrzymać od ciekawskich spojrzeń. Mimo to kątem oka widział, że ktoś do niego się zbliża. Pomimo swoich lat na karku, mężczyzna potrafił mieć dość wyczulone zmysły — wręcz przewrażliwione. I na przykład nigdy nie pozwalał, aby ktoś zaszedł do od tyłu. Dlatego, gdy tylko odczuł, że ktoś zbliżał się do niego, praktycznie natychmiastowo odwrócił się tak, aby być chociaż z profilu odwrócony do tejże osoby. Widząc jednak znajomą twarz, uniósł kącik ust w niemym uśmiechy, gdy usta zatopił w alkoholu, do samego dna wypijając zawartość. Dopiero po odstawieniu szklanki podniósł się, wziąć walizkę i udał się z Camille w takie miejsce, gdzie rzeczywiście nikt nie będzie wstanie ich podsłuchać. Czyli na drugim końcu sali, z dala od wścibskich informatorów. — Nie spodziewałem się tego po Tobie — zaczął z delikatną chrypą w głosie, które sugerowało lekkie zmęczenie, kiedy zajął miejsce na skórzanej, może lekko stęchniętej pleśnią kanapie. Drugie siedzenie wyglądało znacznie lepiej, ale przez panującą tu wilgoć wszystko pachniało tak, jakby było zepsute. |
| | | ShaelSkype & Chill
Data przyłączenia : 28/11/2017 Liczba postów : 266 Cytat : It's been lovely but I have to scream now
| Temat: Re: No, it's the perfect time for a bottle of wine. Sob Sie 29, 2020 11:57 pm | |
| Wziął płytki wdech, czując niemal fizyczną niemożność napełnienia płuc, jakby jego ciało odmawiało wdychania gęstego powietrza cuchnącego potem, alkoholem i wszechobecnym dymem, który uciekając coraz wyżej od tanich papierosów w palcach stałych bywalców, zbierał się pod sufitem, tam chwilę tańcząc zanim znikał, rozpływając się wsiąkając w stare, nieco przegniłe belki pokrywające sufit. Zdecydowanie nie było to miejsce, które wybrałby na towarzyskie spotkanie, co więcej, nawet jeśli chodziło i to, na którym właśnie obaj się stawili, dla Camille decyzja o tym, żeby umówić się właśnie tutaj, była wyjątkowo trudna. Ostatecznie jednak zdawała się jedyną, która dawała chociaż nikłą szansę na to, że będą mogli porozmawiać ze sobą bez przysłuchujących się dookoła gapiów. W najlepszym wypadku. Szedł przodem, od brudnego baru, przez przewężenie w sali i w końcu do nieco mniejszej, oddalonej od miejsca w którym sprzedawano alkohol, a tym samym zdecydowanie bardziej pustej części sali. Na tyle pustej, że gdyby ktoś zechciał podejść na tyle blisko, by móc podsłuchać ich rozmowę, z pewnością nie pozostanie niezauważony. Jego spojrzenie padło na brudny, lepki stolik i stare, zatęchłe od wilgoci kanapy i jeszcze nie zdążył wymyślić jak poradzić sobie z tym problemem, kiedy do jego uszu dotarł nieco zachrypnięty, niski i zmęczony głos mężczyzny. Od razu uniósł na niego spojrzenie, czując coś co prawdopodobnie było ciepłem jakie czuje się znów widząc bliską osobę po długiej rozłące. Chociaż raczej nie byłby skłonny tego przyznać. Jego wzrok skakał od jednego okrągłego odbarwienia na starym stole do drugiego, po drodze łapiąc plamy, mniejsze i większe, pozostawione przez cały szereg kufli z piwem, kieliszków i szklanek na nieco bardziej wykwintne alkohole. Nie łudził się jednak, że jakikolwiek z trunków podawanych w tym miejscu ma w sobie coś więcej szlachetności niż tylko ta, jaka szła za jego nazwą. Odetchnął znów płytko, czując jak jego kręgosłup odrobinę zesztywniał gdy mężczyzna usiadł na kanapie, ręce opierając na stole i Camille zdawało się, że słyszał lepki dźwięk skóry przyklejającej się do brudnego stołu i następnie od niego odrywającej, kiedy Hunter się poruszył. - Że zaproponuję spotkanie w takim miejscu? - spytał grzecznie, znów spuszczając wzrok na kanapę i ostatecznie sięgając sobie drewniane krzesło ze stolika niedaleko, stawiając i przysiadając na samym jego skraju, stołu nie dotykając wcale, kiedy siedział, nieco zgarbiony, dłonie opierając na swoich udach. - Uznałem, że nie będzie ono dla ciebie problemem, a zdawało się być jedyną rozsądną opcją. - znów spojrzał na Huntera, by po chwili spuścić powoli spojrzenie na swoje dłonie. - Brzmisz na zmęczonego. - przyznał, kiwając lekko głową, nie mogąc sobie odpuścić chociaż takiego przytyku dla dobrze mu znanego braku szacunku Huntera do własnego zdrowia. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: No, it's the perfect time for a bottle of wine. Nie Sie 30, 2020 1:51 am | |
| Camille miał rację. Tego typu miejsca nigdy nie stanowiły dla Huntera większego problemu. Szczerze mógł powiedzieć, że wychował się w duży gorszym miejscu i niczym z syndromem sztokholmski rozkosznie powracał do miejsc, które tak bardzo obrzydziły mu dzieciństwo. Ale czy rzeczywiście tylko i wyłącznie chodziło o komfort mężczyzny? Tego miał dowiedzieć się już wkrótce. Bowiem ciągle był w przekonaniu, że były partner umówił się z nim nie po to, aby obgadać problem w pracy, a po to, aby dogadać ich prywatne sprawy. Nigdy nie obnosili się ze swoim związkiem, w zasadzie desperacko go ukrywali przed wszystkimi. Ale i tak zawsze znalazł się ktoś, kto po prostu wiedział. Nie miał więc pojęcia, że ich rozstanie... mogło być wynikiem czegoś więcej. A nawet jeśli, Hunter tak twardo stąpał po ziemi, że jakiekolwiek tłumaczenie nie przyniosłyby korzyści osobie, która ze jawną niechęcią w oczach nie miała najmniejszych ochoty usiąść na czymś, co prawdopodobnie nigdy odkurzacza na oczy nie widziało. Bo tak. Było tu ohydnie brudno i dlatego poniekąd dziwił się, że był wstanie złamać bariery pedantyzmu i przekroczyć próg tego lokalu. Prawdą było też to, że Larkowi było trudno spotkać się z mężczyzną. Minęło dobrych kilka miesięcy i naprawdę ciężko szło mu zwykłe zapomnienie. I kiedy miał nadzieję na to, że naprawdę uporał się z uczucie pustki, która każdego dnia wyżerała go od środka, dzień przed doprawdy ciężkim zleceniem dostał wiadomość od kogoś, kogo próbował za wszelką cenę wyrzucić ze swojego życia. A on i tak powracała do niego niczym bumerang, od nowa zatruwając go żalem i cierpieniem. Ale przecież się zgodzi — chociażby aby zamknąć już ten temat raz na zawsze. Albo nacieszyć oczy widokiem człowieka, którego obdarzył szczególnym uczuciem. I nie potrafił o nim zapomnieć. — Nie tylko — przyznał, wzruszając jedynie ramionami, absolutnie niczego mu nie sugerując. W końcu dalej brnął w przekonaniu, że to spotkanie było nawrotem do czegoś więcej. Albo zwykłym, miłym gestem, dzięki któremu przestanie czuć się gorzej niczym menel po ostrym chlaniu. Dlatego aby zająć czymś ręce, a także uczucie zniecierpliwienia, które z każdą chwilą rosło, gdy kątem oka zerkał na dobrze trzymającego się mężczyznę, z kieszeni spodni wyciągnął paczkę papierosów i pozwolił sobie jednego odpalić. Opakowanie, jak i zapalniczkę benzynową typy Zippo przesunął po stoliku w stronę Camille, gdyby chciał poczęstować się tytoniem. Może był skurwielem, ale jako takiej "gangsterskiej" kultury nigdy mu nie brakowało. — Nieraz bywałem w restauracjach pięciogwiazdkowych, jak i w burdelach, gdzie rżnięcie dziwki na oczach inny było czymś normalnym — odparł trochę od niechcenia także wypuszczając dym, którym uprzednio zdążył się zaciągnąć, celowo podkreślając skrajność w swoim zdaniu. Ale to prawda, że uwielbiał sobie wyniszczać zdrowie, a papieros w dłoni był żywym dowodem na to — Więc bez różnicy co byś wybrał — dokończył po krótkiej, napiętej pauzie, a zmęczone spojrzenie, niczym jego barwa głosu, skierował w stronę mężczyzny obok, lustrując go miodowymi oczami. Zupełnie wyplute z jakichkolwiek emocji. Naprawdę dobrze się trzymał — w porównaniu do Huntera oczywiście. Na wzmiankę "brzmi na zmęczonego" nie mógł powstrzymać się od cichego, bezsilnego prychnięcia, może nieco za wysoko unosząc brew w lekkim niedowierzaniu słów, które przyszło mu słyszeć. Hunter zawsze wyglądał, a nawet i brzmiał na zmęczonego. Widać było, że starzał się w dość nieciekawy sposób, a zawód, który obrał sobie na czarnym rynku, wcale mu nie służył. A własna ignorancja tylko dokładała ciężkich cegiełek, które coraz trudniej było mu dźwigać. — Cóż, tak się złożyło, że po robocie jestem — przyznał cicho, trochę bezmyślnie, bo w zasadzie nie powinien nawet pisnąć słówka o tym, że miał jakąkolwiek pracę. Ale najwyraźniej bardzo chciał zrobić wyrzuty sumienia komuś, kto bez większych skrupułów złamał mu serce, nie mówiąc nawet delikatne, a zarazem przysłowiowe "spierdalaj". A teraz siedział, jakby nigdy nic, wpatrując się w niego dokuczliwym spojrzeniem, trzymając się z daleka od wszelakich niedoskonałości tego miejsca. — Więc? Po co chciałeś się spotkać? — spytał, a słowa — w wyniku zmęczenia bądź niechęci — z trudem przechodziły mu przez gardło. Mimo wszystko mężczyzna należał do pamiętliwych grona ludzi i nieważnie jak bardzo chciałby ukryć swoje emocje, to żalu, gniewu i złości nigdy nie potrafił tłumić. Ale najpierw chciał poczekać na rozwój sytuacji, dlatego też zaciągnął się po raz kolejny tytoniem, myślami swoje całe zachowanie zwalając na rzekome zmęczenie. Którego tak nie znosił, a zarazem uzależnił się od niego tak, że bez nieobecności go w swoim życiu czułby pewien niedosyt. |
| | | ShaelSkype & Chill
Data przyłączenia : 28/11/2017 Liczba postów : 266 Cytat : It's been lovely but I have to scream now
| Temat: Re: No, it's the perfect time for a bottle of wine. Sro Wrz 09, 2020 9:40 pm | |
| - Słusznie. - kiwnął lekko głową, samemu głęboko przekonany, że mężczyzna nawiązuje do celu w jakim się spotkali. Nigdy by jednak nie wpadł na to, że Hunter mógłby liczyć na coś więcej niż tylko spotkanie biznesowe. Zwłaszcza po tym, w jaki sposób się rozstali, nie sądził, aby ten właśnie mężczyzna patrzył na niego jakkolwiek przychylnie. I chociaż chłodny wzrok jego byłego partnera zdawał się odbierać mu dech rosnącą w gardle gulą, zmusił sie do przełknięcia śliny. Spojrzenie to było tym bardziej krzywdzące, kiedy wiedział jak przyjemnie ciepłe potrafią być oczy zabójcy, kiedy nikt inny nie patrzy. Chociaż nawet wtedy nie zdarzało się to często i było tym bardziej niezwykłe. I tym bardziej rozrywająca serce była świadomość, że nie miał szans na to, aby kiedykolwiek znów je zobaczyć. - Oczywiście, że tak. Miło kiedy ktoś docenia poświęcenie. - odparł naturalnie, nie potrafiąc sobie z jakiegoś powodu odmówić uszczypliwości, chociaż dopiero kiedy słowa te opuściły jego usta, zdał sobie sprawę, że nie powinien liczyć na zaczepną wymianę zdań, czy jakiekolwiek droczenie się. Odchrząknął krótko, wzrokiem skacząc od jednej, odbijającej nieco stłumione światło padające z brudnej lampy nad stołem, do drugiej. Ściągnął lekko brwi, starając się zebrać myśli, kiedy jednocześnie skupiał się na plamach na blacie i słuchał Huntera, a słysząc, że dopiero co skończył pracę, w dawnym odruchu spojrzał na jego dłonie. Głowa płatała mu figle kiedy przez moment był święcie przekonany, że poczuł zapach prochu i czegoś metalicznego, gorzkawego gdzieś z tyłu języka. Otrząsnął się dopiero, kiedy jego uszu doszedł głos mężczyzny i kiwnął głową, znów starając się skupić na odpowiedzi na pytanie. A raczej na skonstruowaniu jej tak, aby była jak najmniejsza szansa na to, że jego rozmówca po prostu wstanie i wyjdzie, nie mając zamiaru wysłuchiwać ani słowa więcej. - Chciałem porozmawiać o pracy. - przyznał. I to by było na tyle, jeśli chodzi o taktowne prowadzenie delikatnych rozmów. - Ciężko mi to nazwać zleceniem, ale chciałbym, żebyś zwrócił na kogoś szczególną uwagę i postarał się, żeby tej osobie nie stała się żadna krzywda. Mam powody, aby podejrzewać, że jest ona w niebezpieczeństwie, mimo, że przedsięwziąłem wszelkie znane sobie środki, aby uniknąć sytuacji w wyniku której wplątałaby się ona w całe to zamieszanie, w jakim obecnie się znalazłem. - wyrzucił z siebie od razu, mówiąc póki jeszcze Hunter nie stwierdził, że cała ta sytuacja nie była warta podróży przez pół miasta. - Zapłacę, oczywiście. Każdą cenę. - dodał, dopiero teraz przełamując manierę mówienia do własnych kolan i unosząc na niego wzrok.
Ostatnio zmieniony przez Shael dnia Czw Wrz 10, 2020 10:12 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: No, it's the perfect time for a bottle of wine. Czw Wrz 10, 2020 12:46 am | |
| Zanim zgodził się na spotkanie, Hunter przewidział różne scenariusze ich rozmowy. Wyobrażał sobie to, jak prosi go o coś zupełnie innego, a słowa przeprosin zostaną tylko i wyłącznie w wyobrażeniu zabójcy. Równie dobrze mógłby robić na niego zasadzkę, co w takim miejscu nie byłoby wcale głupie — tym bardziej jak był zmęczony. Lecz mimo wszystko wciąż naiwnie sądził, że po tym co było, nieważne jak bardzo źle zakończyła się ich relacja, Camille było stać na coś więcej niż " chciałem porozmawiać o pracy". Najwyraźniej przeliczył się, tak samo jak w dniu, w którym zgodził się tkwić z nim w bezsensownej relacji, która nie miała żadnej przyszłości. Uniósł wysoko brew po jego kolejnych słowach, najwyraźniej nie będąc w szczególnym humorze na przekomarzanie się i droczenie. To, co było kiedyś... Nawet jakby przeprosił, Hunter miałby problem z wróceniem do tego jaki był kiedyś w stosunku do niego. Chłód w jego oczach, zmęczenie — pewnego rodzaju wizytówka, z którą nigdy się nie rozstawał. Teraz, możliwe na nieprzyjemną przeszłość, patrzył na niego bardziej okrutnie niż powinien. Ale to tylko utwierdzało go w przekonaniu, że tak, bolało to, co zrobił Camille. I nie zamierzał tak łatwo odpuścić. — Docenia, tak? — kpiące prychnięcie wydobyło się z jego nozdrzy, spoglądając na mężczyznę z wyraźną niedorzecznością, gdy w głosie rozmówcy dostrzegł coś takiego jak uszczypliwość, która jego względem była cholernie niepotrzebna. Tak, bynajmniej nie miał nastroju, ani ochoty na "przekomarzanie się" w wersji człowieka, który — w mniemaniu Hunta — zdradził go. Nie wiązało ich już nic szczególnego, aby musiał zachowywać się w taki sposób. Łączył ich natomiast ból, z którym nie łatwo będą mogli wygrać. O ile w ogóle będą chcieli. Bo najwyraźniej Camille miał wobec nich zupełnie inne plany. Kompletnie nie związane z ich relacją. I nawet nie chciał wykazać krzty chęci do tego, aby jakkolwiek ją polepszyć przed zlecaną mu robotą. Bezpośredniość, którą pierdolną mu prosto w twarz w tym jakże krótkim momencie była dla Huntera czymś nieprawdopodobnym. Momentalnie obudził się w przewidywalnym scenariuszu, który jasno mówił, że nie. Camille nie będzie chciał jakkolwiek przeprosić, nawet z samego szacunku do osoby, która w akcie złości mogłaby sprzedać kulkę prosto w jego pusty, ograniczony mózg, życząc mu ciche "Sayonara, zasrany dupku". Złudna troska i nadzieja na lepsze jutro w abstrakcyjnie, błyskawiczny sposób została zdeptana w drobny mak. I chyba to właśnie przez tą niedorzeczność na dłuższą chwilę odebrało mu mowę. Spojrzenie, w którym był wyraźny chłód i zmęczenie, nabrało nowych szarych barw — złości, nienawiści i pogardy. Tak niewyobrażalnie mocnej, że nawet jego lekceważąca postawa straciła na swym uroku. Teraz był po prostu wściekły. — Bezczelny gnojek z Ciebie. Nie jesteś wstanie nawet na mnie porządnie spojrzeć, co? — odparł ze słyszalnym jadem, wstając na tyle gwałtownie, że dało się usłyszeć ciche skrzypnięcie stolika. W dłoń pochwycił walizkę, najwyraźniej jeszcze bardziej zniechęcony słowami takimi jak "chciałem porozmawiać o pracy" "żadna krzywda", jak i również niepodważające "zapłacę każdą cenę". Zabawne, że to właśnie te słowa najbardziej go podjudziły. Kto by pomyślał, że były kochanek będzie chciał go przekupić w tak nieprawdopodobny sposób. Wraz z przywleczonym tchórzostwem. I miał już odejść bez słowa, gdy tuż po tym jak minął jego osobę, zatrzymał się w półkroku. Sumienie podpowiadało mu, aby zostawić to tak jak jest, lecz skrzywdzone serce głośno i wyraźnie domagało się małego rewanżu za coś tak aroganckiego. Dlatego cofnął się o te kilka kroków, nachylając się nad nim gwałtownie i niespodziewanie, automatycznie zmuszając go do tego, aby został tam, gdzie siedział. Zmierzył go wzrokiem tak diabelnie zawiedzionym, że szkoda było na to jakichkolwiek słów. — Wybacz, ale nie zamierzam prowadzić interesów z kimś, kto mówi bezpośrednio do własnych kolan. Poza tym... Po tym, co zaszło między nami nie wiem, czy stać Cię na taką cenę, Camille — rzucił nisko, jak i nieprzyjaźnie, na sam koniec spluwając nagromadzoną ślinę prosto na stolik, przy którym jeszcze siedział mężczyzna. Po czym wyprostował się, nie odrywając od niego spojrzenia, jak i również nie ukrywając się z tym, że był po prostu zły. — Znajdź sobie innego frajera, który będzie bronił Twojej nędznej dupy. Ja już nie zamierzam się w to bawić — dodał, mając w sobie na tyle rozsądku, że on w porównaniu do niego nie odchodził bez żadnego słowa. Bo odejść w taki sposób było naprawdę trudno. |
| | | ShaelSkype & Chill
Data przyłączenia : 28/11/2017 Liczba postów : 266 Cytat : It's been lovely but I have to scream now
| Temat: Re: No, it's the perfect time for a bottle of wine. Czw Wrz 10, 2020 9:29 pm | |
| Słysząc obelgę, uniósł na niego spojrzenie, nagle z całą siłą uświadamiając sobie, dlaczego tak właściwie wcześniej nie podnosił go, czepiając się resztek swojej strefy komfortu, w której obecnie trzymał się już chyba tylko małym palcem. Z trudem wytrzymał wzrok mężczyzny, czując się aż niekomfortowo z tym, jak otwarty kiedyś przed nim był i na co sobie pozwalał w jego obecności. Wręcz nie do pomyślenia było teraz to, jak nie tak dawno temu był przekonany, że Hunter, mimo całej swojej chłodnej aury i niezbyt przyjemnego podejścia do innych, nigdy nie zrobiłby nic, co mogłoby go skrzywdzić. Teraz wszystko co widział w tych oczach to chłód, złość i… Nienawiść? To chyba najbardziej łamało mu serce. To, jaką cenę musiał zapłacić za swoją lekkomyślność, do której nigdy otwarcie by się nie przyznał, ale ciężko inaczej nazwać to, co rozpoczęło w ogóle wszystkie te wydarzenia, które koniec końców, doprowadziły ich do tej sytuacji. - Patrzę na ciebie. - odparł spokojnie, faktycznie nie odwracając od niego spojrzenia, mimo tego jak bolesne było teraz na własne oczy widzieć to, jak dalekie od tego lekkiego rozbawienia i swego rodzaju ciepła, które znał, były jego oczy. Oczy, które teraz były tak blisko, kiedy siedział prosto, nie odsuwając się nawet o centymetr, kiedy jego rozmówca cofnął się i nachylił do niego tak bardzo, że przez chwilę znów był pewien, że poczuł ten znajomy zapach. - Mówię bezpośrednio do ciebie. - odparł nieco bardziej chłodno na te słowa. Obaj wiedzieli jaki był. I obaj wiedzieli jaką trudność sprawiały mu pewne rzeczy, a fakt, że mężczyzna w złości sięgnął właśnie po ten argument, ukąsił go na tyle mocno, że sam nieco się uniósł, chyba dopiero teraz rozumiejąc, że Hunter był zły. Zły, było niedopowiedzeniem. Hunter był absolutnie wściekły i z tego powodu też musiał go złapać, zanim wyjdzie. Bo nie mogło się okazać, że spotkali się tutaj tylko po to, żeby się pokłócić. Bo wtedy całe jego poświęcenie poszłoby na marne, a wszystko co by mu zostało to ta drążąca wszystkie otwarte rany świadomość, że stracił go bez sensu i bez potrzeby, bo to nic nie zmieniło. - I masz mnie wysłuchać, bo nie po to przyjechałem tutaj, żeby cię prosić o protekcję. - dodał, nieco mrużąc oczy. Nie miał aż takiego tupetu, aby prosić o ochronę właśnie jego po tym wszystkim co między nimi zaszło. Albo raczej nie zaszło, bo to było ich pierwsze spotkanie od nieszczęsnego rozstania. Jeśli w ogóle tak można było to nazwać. Nigdy też nie uważał, że faktycznie mógł zranić go tak bardzo. Kiedy zerwał kontakt, całymi dniami czekał spięty, domyślając się, że jeśli Hunter nie będzie mógł skontaktować się z nim telefonicznie, skoro Camille zmienił numer, w końcu pojawi się pod jego drzwiami, a znając tego mężczyznę, mógł być pewien, że jeśli będzie chciał, dostanie się do środka. Z tego też powodu nie miał zamiaru trzymać go za drzwiami, a porozmawiać, skoro zależało mu na tyle, by przyjść. Nigdy jednak nie przyszedł. A Camille razem z ulgą, że plan się powiódł, czuł przejmującą pustkę na myśl, że tylko on w tej relacji żywił jakieś uczucie do drugiego. Już otwierał usta, kiedy na stole wylądował pocisk gęstej śliny, przez co oderwał spojrzenie od rozmówcy, na chwilę to na nim skupiając wzrok. - To nie było konieczne. - zauważył, chociaż poniekąd był wdzięczny za to, że to konkretne świadectwo frustracji, wylądowało właśnie na już i tak niemiłosiernie brudnym stole, a nie na przykład, jego twarzy. - Jak mówiłem, nie chcę, żebyś mnie chronił. Nie prosiłbym o to. - dodał, znów łapiąc jego spojrzenie, mówiąc póki Hunter w ogóle chciał słuchać. - Mam powody wierzyć, że pewni ludzie chcą pozbyć się niejakiego Larka, zabójcy, którego widziano ostatnio jak wchodził do mieszkania przy Third Street. - powiedział, wiedząc, że było to jedno z miejsc, w których od czasu do czasu bywał mężczyzna. - Pomyślałem, że dobrze byłoby gdybyś o tym wiedział. Zwykle bagatelizujesz podobne rzeczy, dlatego chciałem zapłacić za to, abyś wziął tę sprawę na poważnie. - skończył, kiwając delikatnie głową, dość badawczo obserwując swojego rozmówcę, niepewny, czy jego słowa odniosły jakikolwiek skutek, czy odwróci się on bez słowa i zwyczajnie opuści lokal, nie uznając, aby była to sprawa warta jego czasu czy uwagi. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: No, it's the perfect time for a bottle of wine. Pią Wrz 11, 2020 6:49 pm | |
| Ciężko jest prosić o rzeczy dawne. Oczekiwać, że po ładnym uśmiechu, kilku (niezbyt przyjemnych!) zaczepek i krótkim zainteresowaniu świat przybierze na różnokolorowych barwach, a ich rozmowa będzie wyglądać tak jakby nigdy nic między nimi nie było. Hunter nie lubił być taki. Zwykle nie miał zwyczaju łączyć pracy z rzeczami osobistymi, ale nie wiedział, że przychodząc tutaj już po paru minutach usłyszy o podłym zleceniu, którego po pierwszych słowach nie miał ochoty wysłuchiwać, niezależnie od tego, kogo ono dotyczyło. Bo nie tego się spodziewał — nie po nim. A jednak. Po tym wszystkim, nieważne jak wiele przeżyli i jak podle zachował się tuż po ich rozłące, miał czelność dokopać mu jeszcze mocniej. I to ledwo kilka miesięcy później, gdzie było zdecydowanie zbyt wcześnie, aby zapomnieć. Czego oczekiwał? Że przyjmie to z ulgą, tylko dlatego, że dał mu możliwość zobaczenia tego, czego nie chciał, a jednak stracił? Że będzie mógł spojrzeć na jego delikatny uśmiech, spiętą od otoczenia sylwetkę wraz z hipnotyzującymi go oczami, które dopiero po rzuceniu obelgi miał czelność unieść na niego, patrząc na twarz Huntera chwilę dłużej? I to tylko dlatego, bo nazwał go gnojem? Brakowało tylko słowa "rozpieszczonym", aby całkowicie wyprowadzić go z równowagi, jak i również zwrócić na niego swoją uwagę. Bezczelne. — Dopiero teraz — zauważył, poniekąd podziwiając spokój mężczyzny, podczas gdy Hunter zawsze miał problem z opanowaniem negatywnych odczuć. Jeśli nie krzyczał i nie unosił się, to lodowaty ton głosu wydobywał się z jego krtani, raniąc przy tym słowami. Tak jak teraz, nie myśląc nawet o tym, że rzeczywiście mógł mu tym robić krzywdę. Chociażby dlatego, że Camille pojawił się tu w trosce o niego, co zapewne mężczyzna wzgardzi. Lub nie uwierzy mu na słowo — w końcu to nie był już jego interes, aby martwić się o byłego, którego opuścił w całkowitej świadomości bez żadnych słów wyjaśnień ani możliwości wyżalenia się. Bo Lautner, nieważne jak mocno cierpiał, nie zamierzał robić za psychopatycznego byłego, który nawiedzałby go dniami i nocami. Jeśli nie mógł się do niego dodzwonić, dla niego jasnym sygnałem stało się, że to był rzeczywisty, przykry koniec. — Niezłe poświęcenie, Cam. Ale wiesz co? Nie po to ujebany smarem i prochem jechałem pół miasta, aby pierwsze co od Ciebie usłyszeć, to zlecenie, które gówno mnie interesuje — rzucił ostro w odpowiedzi, ciągle nie mając jakiejkolwiek świadomości, że to zlecenie tak naprawdę dotyczyło jego. A nawet jeśli, to wciąż zamierzał grać "dobrą miną do złej gry", jedynie po to, aby w tej chwili jak najbardziej dogryźć byłemu kochankowi. Jednak prawdą było, że zmarnował tu ogrom swojego czasu i zamiast wracać prosto do siebie lub jakiejkolwiek innej nory, narażał życie, aby dotrzeć do tego idioty i słuchać nie wiadomo o czym, w każdej chwili dając się zdemaskować. Może i miał mocne plecy, co nie zmienia faktu, że musiał być aż tak lekkomyślny. Mimo to został. Został, może nawet chcąc usłyszeć to, co miał mu do powiedzenia. Może najwyraźniej potrzebował to zakończyć w bardziej agresywny sposób, bo rozstanie jakiego doznali, nie odpowiadało mu pod żadnym możliwym kątem. Oni nawet nie odeszli w pokojowej atmosferze — tutaj nie było miejsca absolutnie na nic. Hunter nie miał żadnego zdania, zupełnie jak teraz, kiedy przecież musiał go wysłuchać. — Zależy dla kogo — odparł chłodno, nie widząc żadnej odrazy w tym, że całą nienawiść starał się przetworzyć w pogardę jaką w tej chwili do niego żywił. A przecież wcale nie zrobił tak wiele, aby musiał zachowywać się w aż tak obsceniczny sposób. Niestety, ale Hunt nigdy nie miał zwyczaju bezpośrednio mówić o swoich odczuciach, dlatego jego zachowanie najczęściej było odzwierciedleniem prawdziwych myśli, które krążyły mu po głowie. A że wciąż żywił urazę... I to całkiem sporą... Dlatego nawet słowa, które wyszły z ust mężczyzny nie zrobiły na niego zbyt sporego wrażenia, o ile w ogóle miały. Co najlepsze, w pierwszym odruchu chwycił go za tą śliczną buźkę i przyłożył mu dłoń do ust, gdy z ust chłopaka wyszło zbyt głośne "zabójcy" i "Larka" w jednym zdaniu. — Powiedz to, kurwa, głośniej. Może nikt Cię nie usłyszy — rzucił na tyle cicho, jednak wciąż szorstko, by tylko i wyłącznie mężczyzna z naprzeciwka mógł go usłyszeć. Co prawda wciąż znajdowali się na terenie, gdzie Hunter czuł się swobodnie, a ludzie tu go znali, niemniej nigdy nie ufał innym w stu procentach, nawet jeśli byli jego partnerami. Tym bardziej jeśli rzeczywiście ktoś czaił się na jego życie. Niemniej zabrał dłoń, gdy miał absolutną pewność, że nikt przypadkiem nie usłyszał tych słów i dał mu skończyć mówić, wciąż nieprzejęty słowami, które wydobywały się z jego ust. A przynajmniej nie dał po sobie poznać, że delikatnie zainteresował się sprawą. Bo w końcu kto o zdrowych zmysłach chciałby się na niego zapolować i dorwać, sprzedając mu kulkę prosto w łeb? — I co z tego? Nie powinno Cię to chyba interesować — pierwsze co wyszło z jego pustej głowy, tylko utwierdzając Camille w przekonaniu, że owszem, zwykle miał zwyczaju bagatelizować tego typu rzeczy i nie przejmować się nimi aż za bardzo. Nigdy nie obawiał się śmierci, a też nie wyobrażał sobie, że miał się zestarzeć. Jeśli na tym świecie miał pojawić się ktoś, kto go sprzątanie — droga wolna. Ale najwyraźniej nie wszystkim podobał się ten zamysł. — Chciałeś płacić za taką rzecz? Zdrowo Cię porąbało? — wyrzucił z siebie, kiedy do jego uszu dotarła także wzmianka o tym, że chciał płacić za jego własne bezpieczeństwo. Miał chronić samego siebie? Było w tym krzty logiki? Z jakiej niby racji chciał płacić za coś tak absurdalnego? Stał tak przez chwilę, wpatrując się w twarz młodszego. Różnica ich wieku nie była jakaś absurdalna, ale sporo osób mogłoby uznać, że te 7 lat jest całkiem wielką odskocznią. Cofnął się o kilka kroków, z powrotem padając tyłkiem na niedorzecznie brudną kanapę, przejeżdżając dłonią po zmęczonej twarzy, samemu czując metaliczny zapach po używanej broni. Głęboki wdech i wydech, Hunter. Nie musisz mu rozwalić głowy akurat w tym momencie. — Jesteś niemożliwy. Ucinasz kontakt na dobre kilka miesięcy, nie mówiąc absolutnie niczego, a później spotykasz się ze mną, aby mi o tym powiedzieć? Dlaczego? Mam wierzyć w to, że to z czystej sympatii? Albo dla mojego bezpieczeństwa? Ha! Dobre sobie — spytał, najwyraźniej już zbyt zmęczony samym faktem, że w ogóle go widział. I samymi informacjami, z którymi podzielił się z nim. Chciał, naprawdę chciał wierzyć w to, że to wszystko miało głębszy sens. Ale jak w takiej sytuacji miał to zrobić, kiedy po tym wszystko co (nie)zaszło nie za bardzo miał sposobność, aby nie widzieć w tym czegoś jeszcze. |
| | | ShaelSkype & Chill
Data przyłączenia : 28/11/2017 Liczba postów : 266 Cytat : It's been lovely but I have to scream now
| Temat: Re: No, it's the perfect time for a bottle of wine. Pią Wrz 11, 2020 11:49 pm | |
| Zwykle wszystko, co przeżywał, pozostawało w nim. Nie krzyczał i nie wyzywał, z resztą, nawet poza kłótnią rzadko kiedy zdarzało mu się wypowiedzieć jakiekolwiek niecenzuralne słowo, zwyczajnie nie znajdując ani przyjemności, ani konieczności ich używania. I kiedy nie czuł się przy danej osobie nawet nie czuł za bardzo potrzeby aby zbyt wiele mówić. Nawet kiedy o tym teraz myślał, przy Hunterze zawsze mówił bardzo dużo. Czasem może nawet zbyt, chociaż mężczyzna rzadko kiedy dawał mu do zrozumienia, że nie ma już ochoty słuchać luźno związanych ze sobą wywodów, dotyczących wszystkiego, od problemów z podłączeniem kabla, aż do tego, że sprowadził sobie herbatę z indonezji i jak niespotykany ma ona smak. Od miesięcy nie opowiadał nikomu o takich rzeczach. W ogóle ostatnimi czasy wszystkie rozmowy jakie przeprowadzał, były dalekie od tego rodzaju prywaty i nawet ta ostra wymiana zdań z Hunterem była odskocznią od wszystkich chłodnych i formalnych dysput. A może to sam fakt, że znów go widział, sprawiał, że nawet jeśli rozmowy tej nie można było uznać za przyjemną, Camille wcale nie miał ochoty jej jeszcze przerwać. Tym bardziej, że zaczynał być zmęczony tym wszystkim w czym siedział, nie mając z kim porozmawiać o tym, czy zapytać o inne spojrzenie na to wszystko. Zawsze sam dbał o siebie i podejmował decyzje, które uważał za słuszne, nie czując potrzeby aby z kimkolwiek taką decyzję skonsultować. Niestety, ostatnimi czasy każda kolejna z tych decyzji ściągała coraz większe komplikacje, a jak się okazało, również odsuwała go od chyba jedynej osoby, która była w stanie z nim wytrzymać. Ba! Nawet swego czasu wydawała się go lubić. Co jednak najwyraźniej minęło bezpowrotnie. Westchnął bezgłośnie i pokręcił w końcu lekko głową. - Ja nie po to tłukłem się przez pół miasta, żebyś teraz po prostu wyszedł. - odparł, wciąż na niego patrząc, samemu równie, jeśli nie bardziej niezadowolony z warunków w jakich odbywało się ich spotkanie, jak i z tych w jakich był zmuszony na nie dotrzeć. W końcu jednak udało mu się powiedzieć to, co chciał. Przynajmniej do pewnego stopnia i kiedy już przekazał tę najważniejszą wiadomość, nie spuszczając z niego wzroku, kiedy mężczyzna wyciągnął w jego stronę rękę. W pierwszym odruchu spiął się jeszcze bardziej, niemal jakby podświadomie sądził, że zabójca go uderzy, mimo, że gdzieś z tyłu głowy wiedział, że nigdy by tego nie zrobił. Przynajmniej wtedy, kiedy jeszcze umiał patrzeć na niego w ten ciepły sposób. Stężał jednak zaledwie na chwilę. - Może faktycznie nikt by nie zwrócił uwagi na to, co mówię, gdybyś nie robił sceny. Nie trzymaj mnie jak dziecko. - mruknął, absolutnie oburzony takim traktowaniem, posyłając mu twarde spojrzenie i wypuszczając powietrze nosem, kiedy mężczyzna zabrał rękę, nie chcąc zastanawiać się nad nieznośnie ciepłym uczuciem, na ten przeklęty zapach, jaki ciągnął się za Hunterem. - Usiądź i zachowuj się normalnie, to nikt nie będzie miał powodów do myślenia, że normalnie nie jest. - dodał, wciąż zjeżony przez to, jak został uciszony. Dosyć szybko jednak irytacja tym incydentem ustąpiła irytacji wywołanej przez upór mężczyzny. Bo Camille był szczerze przekonany, że nawet jeśli jego były kochanek był zainteresowany tym, co miał mu do powiedzenia, nie przyzna tego, chociażby tylko po to, aby zrobić mu na złość. - A jednak mnie interesuje. Nie chciałbym, żebyś teraz, po tym wszystkim dał się zastrzelić. - powiedział w końcu, wciąż nieprzekonany co do tego, czy chce precyzować, czym “to wszystko” było naprawdę. Ostatecznie jednak, zdawało się, że wszystko poszło na marne. A skoro tak było i mimo wszystkich przedsięwziętych przez niego działań i środków zaradczych, Hunter wciąż był w bezpośrednim i zdecydowanie większym niż zwykle niebezpieczeństwie, nie było już powodu, aby nie mówić mu tego, co być może powinien powiedzieć od razu? - Chciałem płacić, żebyś w ogóle spróbował dowiedzieć się czegoś, albo bardziej uważał. Wiesz, że nie wchodzę w szczegóły twojej pracy, ale wiem, że masz tendencję do bagatelizowania swojego bezpieczeństwa. - westchnął, z pewną ulgą zauważając, że jego towarzysz wrócił na miejsce, siadając na brudnej kanapie, która aż lekko skrzypnęła pod ciężarem mężczyzny. I przez tę chwilę, kiedy widział go tak zmęczonego i zrezygnowanego, sam nieco zmiękł, nigdy nie potrafiąc przejść obojętnie obok niego, kiedy był w takim stanie. Chociaż jeśli chodziło o bycie obojętnym wobec niego, kosztowało go to wiele zdrowia, aby się do tego zmusić. A teraz czuł, jakby coś w nim pękało na ten widok. - Hunter, pomyślałeś kiedyś, chociaż przez sekundę, że to mogła nie być moja fanaberia? - spojrzał na niego, samemu starając się nie powiedzieć niczego, co tylko pogorszyłoby sytuację, kiedy zdawało się, że dostał szansę na to, aby faktycznie przekazać mu to, co wiedział. - Albo, że na przykład od początku robiłem to dla twojego bezpieczeństwa? - pokręcił głową i skrzywił się lekko. - Okazuje się, że dosyć nieudolnie. I nie oczekuję od ciebie, że będziesz chciał wysłuchać, ani, że zrozumiesz. Po prostu proszę cię, żebyś na siebie uważał.
|
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: No, it's the perfect time for a bottle of wine. Sob Wrz 12, 2020 12:38 pm | |
| Mężczyzna był kompletnym przeciwieństwem. Miał krótką cierpliwość, przez co bardzo szybko, nawet z tych pozornie prostych rzeczy potrafił się zezłościć. Ciężko było powiedzieć, czy to kwestia odreagowania tego, co robił na co dzień czy trudnego wychowania, które do najlepszych nie należało. Nigdy w zasadzie nie mówił o swojej przeszłości, zwykle uciekając się do krótkich, mało istotnych komentarzy. Dlatego zwykle podziwiał spokój, którym obnosił się Camille. Podziwiał, a zarazem denerwował, bo nigdy nie mógł zrozumieć jak ktoś może być tak krystalicznie... czysty od negatywnych emocji. Mimo wszystko zawsze lubił posłuchać stoickiego, kojącego głosu, który go w pewien sposób uspokajał. Nawet jeśli mówił o pierdołach, które niezbyt interesowały mężczyznę. Dawno nie miał okazji słuchać o herbacie z Indonezji czy o kablu, przy którym w ostateczności Hunt mógł pomóc. Ale to też było przeszłością. Teraz, nieważne za jaką cenę, chciał wydobyć z niego krztę czegoś, co tylko trochę przypominałoby złość czy rozgoryczenie. Nawet jeśli robił to niesłusznie, dając się aż za nadto podprowadzić nieudolnemu gniewowi. Koniec końców Ravelli zrobił to bez najmniejszego trudu — w ułamku sekundy doprowadził Huntera do takiego stanu, w którym był zmuszony wstać i prawie wyjść. Zwykle nie zachowuje się tak mało profesjonalnie, nawet jeśli oferta, jakakolwiek by nie była, średnio go interesuje. Co najwyżej wyśmieje zleceniodawcę, zostawiając go z gorzkim smakiem porażki. I nawet jeśli miał ochotę wyjść, to podświadomie wiedział, że tego nie zrobi. Zbyt wiele poświęcił, aby teraz opuścić go bez żadnego słowa — a raczej za bardzo mu zależało, aby zostawić go z problemem, jakikolwiek on nie był. Mógł wyklinać i wyzywać, grozić i unosić się. Ale jeśli rzeczywiście coś mu groziło, i to nie z jego ręki, będzie się starać, aby obronić jego szanowny tyłek. Prychnął w odpowiedzi na jego słowa o podróży, doskonale zdając sobie sprawę z tego, ile w rzeczywistości poświęcił, aby umówić się w takim miejscu. Pełnego syfu oraz brudu. To nie zmieniało faktu, że z tego powodu będzie bił mu brawo. Jak i podziwiał to, że złamał pewne, swoje bariery, gdzie dla Huntera życie w takich warunkach było czymś w miarę ludzkim. Chwilę później mógł dojrzeć jego lekkie, może odrobinę satysfakcjonujące oburzenie, nie mięknąc po twardym spojrzeniu, które mu posłał. Szczerze mówiąc ciężko było, aby taki wzrok zrobił na nim większe wrażenie — było mało rzeczy, których się bał i na pewno do tych lęków nie zaliczało się spojrzenie byłego, po którym mógłby zrobić się grzeczniutki i milutki. Jednak to właśnie po tym krótkim, utrzymaniu wzroku wiedział, że mógł być zły. I dobrze — skoro on był, to Camille też powinien. — Może gdybyś nie zachowywał się jak dziecko, traktowałbym Cię jak równy z równym — nietaktowny przytyk, którego najprawdopodobniej mógł spodziewać się mężczyzna, ponownie cicho prychając na jego słowa. Nie powiedział, ani nie dodał nic więcej. Oczywiście zanim usiadł kompletnie zrezygnowany, przez niedługą chwilę postał sobie w miejscu, zupełnie jakby chciał sprawić wrażenie, że "rozprostuje kości". W rzeczywistości zastanawiał się, czy na pewno chciał opuścić to miejsce, tuż po tym jak chłopak z naprzeciwka wyrzucił mu stek informacji, których nie wiedział jak miał do siebie przyjąć. Ale na pewno one sprawiły, że mężczyzna odrobinę złagodniał, a po krótkim szale nastała dezorientacja, której najprawdopodobniej nie chciał w tym momencie czuć. Spojrzał się na niego krótko nim jego tyłek wyglądał na obskurnej kanapie, wydając z siebie nieludzkie, zmęczone skrzypnięcie. Nie chciał pytać, czym dla niego było "to wszystko", najwyraźniej będąc zmęczonym już dopytywaniem o cokolwiek, co było związane z nimi. Starał się przetworzyć informacje, które właśnie dostał — to o bezpieczeństwie, jak i o rezygnacji. O tym, że ktoś polował na jego stare cielsko, wydając z siebie ciche, zmęczone westchnięcie. Tuż po tym zabrał ze swojej twarzy rękę, okazując wciąż podjudzone spojrzenie wszystkim czym dostał po twarzy. I teraz to on był tym złym, tak? — Nie chcę tego słuchać, Camille — rzucił ochryple, po zbyt długiej pauzie, najwyraźniej czując gorące uczucie bólu na własnej piersi, gdy słyszał słowa, które po prawdzie chciał usłyszeć. Ale nie zdawał sobie sprawę, że uczucie, które kisił w sobie nieustannie od dnia ich "rozstania", tak bardzo mu w tym momencie dokopie. Koniec końców zaśmiał się do siebie z kompletnej bezsilności, spoglądając na niego pełen zawodu spojrzeniem. Chyba nie tego się spodziewał. Że dla niego będzie chciał uciec. Tylko na tyle było go stać? Robi się odrobinę gorącej, a ten spieprza jak najdalej? — Fanaberia? Gdyby chodziło o Ciebie, wyprułbym własne flaki, abyś czuł się bezpiecznie. A nie spieprzał, zostawiając Cię samego bez jakichkolwiek słów wyjaśnień — przyznał z wyraźnym żalem, kompletnie nie chcąc zgodzić się, ani tym bardziej zrozumieć tego, co właśnie zrobił. Ale najwyraźniej tylko on z nich dwóch chciałby prędzej siebie zabić niżeli rozstać się, szczególnie w tak nieudolny sposób — Zresztą, mniejsza z tym — westchnął ciężko, żałując, że nie wziął dodatkowej szklanki alkoholu, bo w tym momencie z ogromną rozkoszą zapiłby uczucie, którym osobiście sam był już wystarczająco zmęczony. — Czy to wszystko co chciałeś mi powiedzieć czy jest coś jeszcze, co powinienem wiedzieć? — spytał, szybko ucinając temat powyżej i nawiązując do tego, o czym wcześniej się dowiedział. Rozmowa o tym drugim sprawiała mu trudność, a on nie chciał tak łatwo okazać mu swoich słabości. Ani dać mu do zrozumienia, że wciąż mu, do cholery, zależało. |
| | | ShaelSkype & Chill
Data przyłączenia : 28/11/2017 Liczba postów : 266 Cytat : It's been lovely but I have to scream now
| Temat: Re: No, it's the perfect time for a bottle of wine. Sob Wrz 12, 2020 5:53 pm | |
| Nigdy sam nie powiedziałby, że wyzbył się negatywnych emocji, czy nie jest takowymi skalany. Nie było tak. Czuł złość, czy nawet gniew, a także żal i smutek jak każdy inny, a jedną różnicą między nim, a chociażby Hunterem było to, że przeżywał te emocje w środku i bardziej dla siebie. Zresztą, raczej nie narzekał na taki sposób radzenia sobie z trudnymi sytuacjami, jako że zwykle zwyczajnie na rękę mu było, aby nie pokazać po sobie tego, co działo się w jego głowie, czy… sercu. A właśnie tam działo się najwięcej, kiedy musiał podjąć jakąś decyzję. I wtedy uważał, że ta, którą podjął, była najlepszą możliwą. Teraz jednak, patrząc w oczy Huntera i czując cały ciężar jego zawodu i złości miał wrażenie, że może lepiej byłoby, gdyby oboje wtedy po prostu zginęli. Ciężko było mu znaleźć trzecie wyjście z tego wszystkiego na tamtą chwilę. Będąc zupełnie szczerym, ta nie wydawała się wiele lepsza. Odetchnął jednak, widząc, że mężczyzna nieco złagodniał, przyjmując chociaż część z jego słów i przynajmniej wyglądając, jakby faktycznie chciał się dowiedzieć czegoś więcej. Przesunął spojrzeniem po jego sylwetce, niemal odruchowo sprawdzając wszystkie zwyczajowe punkty. Ramiona nieco rozluźnione, plecy zgarbione, głowa opuszczona i nogi luźno na podłodze. Nigdy nie uważał, że Hunter w takiej pozycji jest mniej czujny niż w jakiejkolwiek innej, jednak gdzieś z tyłu głowy miał przeświadczenie, że jeżeli na taką pozycję sobie pozwolił, może wcale nie było tak źle, jak być mogło? Cóż, wciąż istniała opcja, że mężczyzna zwyczajnie splunie mu w twarz i wyjdzie bez słowa, a przy tym scenariuszu, każdy inny wydawał się, chociaż połowicznym sukcesem. Nie skomentował słów o dziecku, wychodząc z założenia, że jak bardzo nie gotowałoby się w nim na takie podsumowanie jego osoby, może nie warto było przywiązywać dużej wagi do słów, które wypowiadane były pod wpływem negatywnych emocji. A może właśnie w taki sposób próbował odciąć się od tego, że Hunterowi faktycznie udawało się go zranić? - Rozumiem to. - przyznał, jednocześnie będąc może nieco bledszy, niż chwilę temu, z większym trudem wciąż na niego patrząc. - Nie oczekuję, że wybaczysz. Ale wtedy czułem, że nie mam wyboru. - ściągnął lekko brwi. - Wiesz, że nie przyznaję tego często, ale tym razem chyba sięgnąłem trochę zbyt daleko. A to są tego konsekwencje. - westchnął i przełknął ślinę, na chwilę milknąc. - Nie będę cię dłużej dręczył. - powiedział w końcu, niezbyt zadowolony z siebie, uważając, że znów powiedział zbyt dużo. W końcu jego cichy śmiech znów zmusił go do tego, aby spojrzał na mężczyznę. Wygląda na to, że to by było na tyle, jeśli chodzi o rozluźnienie i spokojną rozmowę. Nie spodziewał się, że tak trudno będzie znieść pełne zawodu spojrzenie, pod którym czuł dobitnie, że wszystko, co chyba cudem zbudowali, legło w gruzach i najwyraźniej nie było już co zbierać. - Ja swoje już wyprułem, starając się, abyś czuł się bezpiecznie. - odparł, nieco pustym tonem, sam zmęczony i coraz bardziej zrezygnowany, nie wiedząc nawet, czego tak naprawdę się spodziewał po tej rozmowie. Że teraz, skoro już i tak plan nie wypalił i nie było potrzeby, aby byli osobno, wszystko będzie po staremu? Nie będzie. A przynajmniej nie zanosiło się na to i co więcej, okazywało się, że nie tylko on cierpiał, musząc zerwać z nim kontakt i może nie tylko on tak strasznie… Tęsknił? To chyba było teraz najgorsze, kiedy tutaj siedział, patrząc na niego i starając się jakkolwiek wytłumaczyć to wszystko. Ta świadomość, że naprawdę zranił jedyną osobę, na jakiej zależało mu od całych lat. - Zwykle… Nie martwię się o innych. - przyznał jeszcze, nieco się zamyślając. - Nie przywykłem do tego i pewnie mogłem podjąć wtedy lepszą decyzję, ale teraz chcę tego, samego co wtedy. Nie chcę sprowadzać na ciebie jeszcze więcej problemów. I niebezpieczeństwa. To wszystko. - powiedział, kiedy mężczyzna zapytał, najwyraźniej życząc już sobie końca tego spotkania. - Nie wiem nic więcej. Tylko tyle, że obserwują tamto mieszkanie. Uważaj. - dodał jedynie, unosząc na niego spojrzenie i nieco rozprostowując palce w rękawiczce, czując jak ciepło mu w dłonie w dusznym pomieszczeniu.
|
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: No, it's the perfect time for a bottle of wine. Sob Wrz 12, 2020 11:47 pm | |
| Widać było, że byli różni. Gdy Camille dawał upust bardziej pozytywnym emocjom i chętnie je okazywał niżeli taki Hunter, to w zamian on z chęcią szerzył poczucie gniewu i złości, tylko po to, aby pokazać jak bardzo niezadowolony był. Dlatego może uważał, że mężczyzna nie potrafił się złościć — w końcu każdy miał swoją, indywidualną interpretację na temat tego uczucia, które może zmienić dosłownie wszystko. Mimo to mężczyzna zawsze tolerował jego wybuchy gniewu. Natomiast ten drugi potrafił akceptować dziwactwa byłego kochanka, którzy nie wszyscy chcieli rozumieć. Rzeczywiście zabawne i niezwykle satysfakcjonujące w tym wszystkim było to, że Ci dwaj potrafili odnaleźć siebie w tym popapranym świecie z niemożliwą chęcią wspólnego zestarzenia się. I może właśnie dlatego to tak bolało. Może właśnie przez taki sposób myślenia Hunter nie potrafił spojrzeć na tą całą sytuację oczami wybranka. Nawet jeśli chciał, potrzebował znacznie więcej czasu, aby ogrom informacji przetworzyć w osamotnieniu, wyciągając z nich odpowiednie wnioski. Zinterpretować to na różne, możliwe sposoby i w jakkolwiek, innej formie dość do wspólnego porozumienia. Tymczasem obecnie nie wiedział, czy tak w ogóle potrafi. Nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że ta rozmowa o tym będzie tak cholernie trudna i nieprzewidywalna. Zdecydowanie nie chciał, aby były facet widział go w tak niedorzecznym stanie. Nie krzywdziło to tylko i wyłącznie jego serce, ale i dumę, która dla niego była dosyć ważna. — Wiesz... Z nas dwóch chyba tylko ja rozumiem, na czym polega partnerstwo. Co jest niedorzecznie zabawne, patrząc na to, że głównie działam w pojedynkę — przyznał mało skromnie, jednocześnie zbierając siebie do kupy i ze zgarbionej, mało popisowej sylwetce, wyprostował się i przybrał na bardziej poważniejszej, jednocześnie sprawiając wrażenie, że robił to tylko dlatego, bo musiał. Na tych słowach zakończył wywód o tym, kto z nich miał rację i która wersja była lepsza. Dalsze słowa nie miały najmniejszego sensu, bo tylko sprowadzały się do jednego — do jeszcze większej goryczy jaka była w dniu ich rozłąki. No i najwyraźniej każdy z nich miał inny światopogląd na daną sytuację i oboje rozwiązaliby to zupełnie inaczej. Camille po prostu odszedł. Huntera byłoby stać na to, aby powiedzieć im, co ich czeka i dać mu wybór. Nieważne, jak bardzo bolesny i niedorzeczny miałby być, pozwoliłby mu chociaż wybrać i podjąć własną decyzję. Bo wiedział doskonale, w jaki sposób prezentują się ich światy. Balansujące na kompletnym bezprawiu, bez żadnych zasad i reguł, a z każdym możliwym dniem odczuwali (a przynajmniej Hunter) zaciskającą się pętle śmierci na swoich szyjach, wiedząc, że prędzej co ich czeka, to niechybna śmierć niżeli przepiękna starość. Albo więzienie, w którym Lark nie raz już się znalazł. Nie komentował już nic więcej. Ani to, jak bardzo wypruł sobie flaki za nich dwóch, ani o bezpieczeństwu, którego w zasadzie nigdy nie miał. Codziennie budził się z myślą, że to może być ten dzień, w którym może pójść coś nie tak. Dlatego zawsze chodził spięty i czujny, nawet jeśli wiedział, że nie tak łatwo będzie się go pozbyć. Ale kto wie? On swoje lata miał, a na rynku zaczynali być młodsi, bardziej bystrzy i lepsi. Mimo to pusty ton w jego głosie cholernie zabolało sumienie mężczyzny, czego starał się nie okazać. W tej chwili po prostu nie mógł zmięknąć — nie po tym wszystkim, co przeszedł. Co razem przeszli i najwyraźniej będą musieli jeszcze przejść. O ile Hunter albo Camille nie zdecydują o kompletnym zerwaniu znajomości. — Nieważne, Camille. Martwisz się, nie martwisz. Mogłeś, nie mogłeś... a skąd mogłem lub mogę wiedzieć, że rzeczywiście to robiłeś? To chyba nie ten scenariusz, w którym muszę domyśleć się, że zrobiłeś to z pewnych pobudek, chcąc lub nie chcąc mnie ochronić? I mam Ci jeszcze przez to wybaczyć i dziękować? Że zrujnowałeś coś, na czym nam dwu zależało, tylko dlatego, bo nie mogłeś pozwolić dać mi wybrać? To, czy wolę z Tobą zostać w tym szambie pełen gówna, w który sam się wpierdoliłeś albo nawet — tak jak chciałeś — na jakiś czas się usunąć i to po prostu przetrwać? Ciężko było, kurwa, powiedzieć cokolwiek? — wyrzucił z siebie, bo chyba zbyt długo w nim do siedziało, a każde słowo o tym wszystkim powodowało, że zasada "daj sobie spokój, nic więcej nie mów" zdecydowanie nie zdawała dłużej swojego egzaminu. O czym świadczył upust frustracji, jaki z siebie wyrzucił. Ale na tyle cicho, aby wciąż ta rozmowa została między nimi — i to chyba go najbardziej irytowało. Że nie mógł tego zrobić tak jak naprawdę tego chciał. Nie mógł po prostu chwilę sobie pokrzyczeć, aby chwilę później zrobiło się lżej i na sercu i na spiętych od stresu ramionach. — Fantastycznie. W takim razie będę uważał, a tymczasem spierdalam stąd zanim osobiście sam zrobię Ci coś czego później będę żałował — dorzucił, najwyraźniej wciąż będąc w amoku złości, którą chwilę temu z siebie wyrzucił, jednocześnie jeszcze mocniej dając znać, że tak. Cholernie mu na nim zależało i nawet teraz, kiedy był kurewsko zły, nie potrafił przestać o nim myśleć w ten niedorzeczny sposób. Nawet po tym wszystkim, co zaszło. Może więc ta jego frustracja nie była wcale taka zła? Może dawała nadzieję na coś, na co Camille po ciuchy tak naprawdę liczył? |
| | | ShaelSkype & Chill
Data przyłączenia : 28/11/2017 Liczba postów : 266 Cytat : It's been lovely but I have to scream now
| Temat: Re: No, it's the perfect time for a bottle of wine. Czw Wrz 17, 2020 7:57 pm | |
| Z natury był osobą mocno zamkniętą i chociaż rzeczywiście, rzadko kiedy naprawdę dawał się ponieść gniewowi, zwykle zatrzymując dla siebie negatywne emocje, pozytywne zwykle też pozostawały gdzieś w nim, czasem okazane jedyne uśmiechem, nawet kiedy robiło mu się aż ciepło ze szczęścia. Chyba jedyną osobą od bardzo długiego czasu, przy której otwarcie śmiał się, przekomarzał i żartował, był właśnie Hunter, który sam potrafił być nieprawdopodobnym mrukiem. I może właśnie dlatego Camille sam otwierał się bardziej, nie czując się przytłoczony tryskającą wręcz pozytywną energią, czy hałasem wokół drugiej osoby. Naprawdę to lubił. Tak samo, jak lubił tego mężczyznę, mimo wszystkich wspólnych chwil jednak, nie oczekując, że Hunter spojrzy na to wszystko, tak jak on patrzył. Oczami kogoś, komu nigdy naprawdę na nikim nie zależało i kto pierwszy raz w życiu musiał podjąć decyzję dotyczącą tej jedynej osoby, za którą pozwoliłby się pokroić żywcem. Zawsze myślał dość szybko i szybko znajdował wyjście z trudnej sytuacji, gdyby tak nie było, nie osiągnąłby tyle w branży, którą się parał, jednak nigdy nie było to myślenie pod tego rodzaju presją. I najwyraźniej poległ, od razu wybierając rozwiązanie, które według jego ówczesnej wiedzy było rozwiązaniem najbezpieczniejszym dla Huntera. - Pewnie masz rację. - kiwnął głową, mimo wszystko czując wyjątkowo nieprzyjemne ukłucie na takie podsumowanie jego osoby. - Nigdy wcześniej nie byłem w związku i bardzo żałuję, że właśnie na tobie przyszło mi się uczyć, jak być dobrym partnerem. Gdybym wcześniej wiedział, jak to jest, może umiałbym wtedy spojrzeć na wszystko trzeźwo. - powiedział, na chwilę tylko spuszczając z niego spojrzenie, chwilę skupiając się na swoich kolanach, zanim znów na niego spojrzał, przez chwilę patrząc nieco inaczej niż wcześniej. Zamiast patrzeć na jego twarz, ogarnął spojrzeniem jego postać, przesuwając uważnie wzrokiem po jego ramionach i szyi, które były odsłonięte, tak jak miał w zwyczaju to robić, kiedy jeszcze Hunter przychodził do jego mieszkania, często od razu po skończonej robocie. Camille szukał wtedy jakichkolwiek uszczerbków na zdrowiu mężczyzny, dokładnie sprawdzając, czy od ostatniego razu, kiedy go widział, nie pojawiły się kolejne rany, zadrapania czy siniaki. A wtedy po ciepłym prysznicu i nierzadko również kąpieli, smarował go maściami na stłuczenia i dezynfekował wszystkie ranki, jeśli tylko Hunter, zirytowany tym bieganiem wokół niego i marudzeniem, nie opędzał się od niego. - Tak, właściwie to było mi ciężko powiedzieć cokolwiek, kiedy nawet nie byłem we własnym mieszkaniu, cały czas pod kontrolą. Wtedy uznałem to za najbezpieczniejsze dla ciebie wyjście z tej sytuacji. - powiedział powoli, starając się zebrać myśli, mimo że rozmawiał z dorosłym mężczyzną, mając wrażenie, że trzyma w dłoniach pęknięte jajko, które może zupełnie się rozpaść przy jakimkolwiek, zbyt mocnym dotyku. Albo już się rozpadło, a on sam jedynie patrzył na to, co pozostało, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. - Nie oczekuję, że mi wybaczysz i podziękujesz. Ani, że będziesz się czegokolwiek domyślał. Zdaję sobie sprawę z tego, że ta decyzja była podjęta pochopnie, zanim poznałem szerszy obraz sytuacji. Jedyne, o co teraz proszę, to żebyś nie bagatelizował tego, o czym mówię. Nic więcej. - zakończył z krótkim skinieniem, nie dając po sobie poznać tego, jak lekko się spiął na ten wybuch agresji, nieprzywykły do bycia jej adresatem. Przebywanie w pobliżu Huntera, kiedy był wściekły na coś lub kogoś, a przebywanie blisko, kiedy samemu było się obiektem tej emocji to dwie zupełnie różne rzeczy i właśnie dość boleśnie się o tym przekonał. Widział w nim to napięcie i zdawał sobie do pewnego stopnia sprawę z tego, że nie zobaczył teraz nawet połowy tego, co jego towarzysz miałby do pokazania, gdyby tylko nie byli w miejscu publicznym. I jednakowo cieszył się z tego, że w ten sposób uniknął jeszcze bardziej nieprzyjemnej rozmowy, jak i żałował, że nie mogli wyrzucić z siebie wszystkiego od razu. Wydawało się, że tak byłoby zdrowiej, jeśli mógł wypowiadać się na podobne tematy. - Uważaj na siebie. - powiedział po dłuższej chwili wodzenia spojrzeniem za mężczyzną, który podniósł się z miejsca, tym razem wyraźnie nie tylko po to, żeby zrobić kilka kroków dla rozładowania emocji, ale żeby zwyczajnie opuścić lokal. I towarzystwo. Po raz kolejny odprowadził go spojrzeniem i westchnął cicho, marszcząc lekko nos, kiedy nagle jakby zapach prochu i świeżego potu został zastąpiony duszną stęchlizną i dymem papierosowym. Podniósł się w końcu z miejsca, dość ostrożnie stawiając kolejne kroki, kiedy lawirował między stałymi bywalcami w stronę wyjścia, dopiero na zewnątrz z ulgą nabierając po raz pierwszy od godziny, głęboko powietrza do płuc, zanim skierował się powoli w stronę domu. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: No, it's the perfect time for a bottle of wine. Sro Wrz 30, 2020 10:53 pm | |
| Też to lubił. Kiedy Camille wolał się przy nim śmiać niż płakać. Gdy opowiadał mu o czymś z wyraźną ekscytacją i co najważniejsze — nie udawał. Był naturalny i takiego go zapamiętał, ciężko teraz wyobrażając sobie to, że ten mężczyzna może być w stosunku do niego inny. Myśleć o nim inaczej, mieć inne priorytety, aby przy okazji nie zwariować. Sentyment zawsze pozostanie nie tylko w nim, ale i w Hunterze. Nie będzie potrafił w pełni pogodzić się z tą stratą, co dał się wyraźnie zauważyć już po ich pierwszym spotkaniu. Czy słusznym? Wszechświat z pewnością sprawi, że to wszystko miało choć odrobinę więcej sensu, pomimo tego, że w tej chwili im wydawało się wręcz na odwrót — to straciło jakikolwiek meritum, a słowa, które padły, zostały użyte tylko po to, aby przysporzyć sobie jeszcze większą ilość bólu. I tęsknoty. — Czcze pierdolenie, Camille — rzucił, nisko i mało przychylnie, najwyraźniej nie mając już sił mówić mu, że takie "uczenie się" nigdy nie jest dobre. Przynajmniej nie w taki sposób — a może to Jericho był zupełnie innym człowiekiem i pomimo swojego zawodu potrafił podejść do niektórych spraw bardziej trzeźwo, przez co wyboru nie pozostawiał tylko i wyłącznie sobie. Samotny wilk, który gdzieś zawsze myśli o swym stadzie — taki był. Chociaż widział też w nim przemianę gdy przekonał się do tego, aby rzeczywiście razem współżyć. Pamiętał to, jaki był na początku i jak dokładnie zachodziły wszelakie zmiany. Troska, której na początku nie miał wcale, z czasem była nieodłączną częścią elementu ich związku. Hunter nie mógł wrócić do mieszkania bez myśli, że za niedługo ktoś będzie latał z gazikiem, tylko po to, aby odkażać każde możliwe otarcie, które zrobiło mu się w ferworze walki czy ucieczki. Z czasem przyszły inne rzeczy takie jak śmiech, uśmiechy, gesty i czułość. Ciepło, które zawsze od niego chłoną po wymęczonym dniu, namiętność, którą zachłannie brał tylko i wyłącznie dla siebie kiedy przychodziło do większych, bardziej spontanicznych uczuć. I to właśnie o tym wszystkim niemiłosiernie ciężko było mu zapomnieć. O dotyku, które leczył najbardziej bolesne rany i o spojrzeniu łagodzące wyniszczoną duszę mordercy... Odchrząknął, wciąż nie chcąc pogodzić się z tą stratą. I to w tak okropnym wydaniu. Szczerze mówiąc spodziewał się czegoś znacznie więcej od Camille, może właśnie stąd był tak głęboko rozczarowany. I rozdarty. Bo z jednej strony naprawdę chciał to zrozumieć, a z drugiej... Przecież miał tyle możliwości, a łącząc to z jego niepowtarzalną inteligencją naprawdę mógł zrobić to lepiej. Korzystniej dla nich obu, dla niego. Uniósł na niego spojrzenie, którym obserwował go przez chwilę, tworząc to, co wszystko usłyszał. Zmęczony, zniechęcony i chwiejny. Prawdą było, że mógł roztrzaskać się w drobinki szkła przy nieodpowiednim doborze słów. Wybuchnąć jeszcze gorzej niż przed chwilą, co było bardziej niż możliwe. Tak jednak się nie stanie. Mimo wszystko myślał i nie chciał drugi raz rzucać się w oczy, niezależnie od tego, co powiedziałby mężczyzna. Dlatego w najgorszym wypadku spojrzałby na niego z takim obrzydzeniem, że już nigdy więcej nie miałby odwagi powiedzieć do niego coś więcej. — Wiem... Wierzę, że gdybyś naprawdę pomyślał, mógłbyś rozegrać to dużo lepiej, wiesz? I chyba to mnie najbardziej boli — przyznał to, po naprawdę długiej analizie, w żadnych wypadku nie chcąc przyznać mu minimalny procent racji. Oczywiście, mógł rozumieć jego intencje, ale absolutnie nie miał zamiaru się z nimi zgodzić. Teraz tym bardziej nie wiedział, czy kiedykolwiek umiałby mu wybaczyć za to co zrobił. Co za pech, że Wszechświat uznał, że najwyraźniej osobno będzie żyło im się najlepiej. — To świetnie, bo nie zamierzam Ci dziękować. Ani tym bardziej wybaczyć — dodał chłodno, a czując jak ich niefortunna rozmowa powoli dobiegała końca, pozwolił sobie już wstać. Spięty i nieprzyjemny jeszcze chwilę stał nad jego sylwetką, darząc go szczególną nieufnością. Nijak skomentował słowa o bagatelizowaniu — to, co zrobi z tą informacją to już jego własny interes. Kiedy mężczyzna nie miał już nic więcej do dodania, Hunter nawet nieszczególnie starał się zakończyć tą rozmowę jakoś bardziej przyzwoicie. Nie pokusił się nawet oto, aby rzucić mu "powodzenia" na nowej, może nieco bardziej niebezpiecznej drodze życia. Jedynie słowo jakie mu się cisnęło, to serdeczne i mało ciepłe "wal się", gdy za sobą usłyszał słowa, które miały przypominać dawną troskę, którym go niegdyś darzył. Wyszedł, pozostawiając go samego sobie, a on po cholernie nieprzyjemnym dniu mógł w końcu wrócić do jakiegokolwiek mieszkania, aby zmyć z siebie wszystkie brudy świata, których nie chciał dziś słyszeć. *** Los chciał, że niewiele później po zaistniałym spotkaniu, którego oczywiście nie potrafił ze sobą pogodzić, Hunter dostał dość interesujące i całkiem nietypowe dla niego zlecenie. Szczerze mówiąc nigdy nie spodziewał się tego — choć z tyłu głowy nieraz miewał taką wizję — że będzie musiał sprzątnąć jednego ze swoich byłych. Szczególnie takiego, z którym kilka tygodni rozstali się po niezbyt sympatycznej rozmowie. I nic nie zapowiadało to, że ich stosunek miał się polepszyć. Hunter mimo wszystko wziął do siebie jego słowa. Pogrzebał trochę, ale nie dowiedział się, kto dokładniej chciał go sprzątnąć. Był ostrożniejszy, ale od tamtej rozmowy nie miał żadnej, dziwnej sytuacji, która sprawiła, że Lark byłby w jawnym niebezpieczeństwie. W zamian dostał zlecenie, nad którym bardzo długi czas zastanawiał się, aż nie doszedł do stuprocentowej pewności. Nie wiedział, czy to gniew czy chęć odcięcia się od tego wszystkiego co złe sprawiły, że zgodził się podjąć tego zadania, tym samym porzucając już jakiekolwiek nadzieje na to, że cokolwiek większego go połączy z tym mężczyzną. Musiał pogodzić się ze stratą, a dla Larka zamiast to po prostu przetrawić, łatwiej było zabić. W końcu co to za problem pociągnąć za spust? Robił to od usranego dzieciństwa, wręcz przesiąkł zapachem zmarłych, których zdążył załatwić na swojej słynnej ścieżce kariery płatnego mordercy. Pojawienie się w mieszkaniu Camille było tylko kolejnym sprawdzeniem tego, na ile potrafił się posunąć. I czy rzeczywiście jest wstanie przyjąć każdy typ zlecenia, nie zważając na okoliczności, uczucia czy emocje. Chciał być po prostu profesjonalny. Mimo to naprawdę długo minęło nim rzeczywiście pojawił się w miejscu, gdzie kiedyś przebywał praktycznie codziennie. Nie potrafił z dnia na dzień wskoczyć w tryb "mordercy", najwyraźniej musząc sobie to wszystko sensownie uporządkować w tej tępej głowie. Skoro Camille miał czelność decydować o czym za jego plecami, Hunter z rozkoszą pokaże mu, jak to jest zdecydować o ciężkich rzeczach, bez konsultacji z drugą, bardzo ważną osobą. A pomimo gniewu, żalu i złości dla niego był, jest i będzie to naprawdę niepowtarzalnie trudny wybór. Prawdopodobnie wciąż kierował się goryczą, która gdzieś - tam tliła się w nim przez cały ten czas i nie do końca wiedział, czy aby na pewno będzie umiał pociągnąć za ten cholery spust. Był bardzo późny wieczór kiedy z łatwością włamał się do mieszkania, gdy miał pewność, że nie było w nim właściciel. Szczerze nie spodziewał się, że po tak długim czasie nie zdecydował się na kupno zupełnie nowego i świeżego — które nie będzie mu przypominało nawet w tym minimalnym stopniu. Albo chociażby po to, aby nie mógł go znaleźć. Może Camille podświadomie chciał, aby Hunter pewnego dnia stanął przed drzwiami, prosząc o wyjaśnienia? Błagając oto, aby wrócił? Najwyraźniej nie znał go na tyle dobrze, aby rzeczywiście łudzić się, że kiedykolwiek coś takiego miałoby miejsce. Niezależnie od tego, jakie miał intencje, teraz liczyło się tylko jedno — ciepłe zwłoki pana Ravelli'ego. Gdy po cichu udało mu się dostać do mieszkania przez wejściowe drzwi w kominiarce, teraz tylko pozostało mu tylko poczekać. Cierpliwie, po cichu rozsiąść się w wygodny i cholernie lubianym przez niego fotelu, w oczekiwaniu na głównego gościa. Nie zamierzał się kryć. Zależało mu na tym, aby Camille wiedział od kogo umierał. Żeby widział jego twarz, oczy i dlaczego spotkał go właśnie taki los, a nie inny. Czemu podjął się czegoś tak brutalnego i dlaczego to on tutaj siedział, a nie ktoś inny. Ale mógł obiecać mu jedno — będzie miał szybką i bezbolesną śmierć. Chociaż tyle mógł zrobić za miesiące, które spędził wraz z nim, otoczony aurą troski i ciepła. |
| | | ShaelSkype & Chill
Data przyłączenia : 28/11/2017 Liczba postów : 266 Cytat : It's been lovely but I have to scream now
| Temat: Re: No, it's the perfect time for a bottle of wine. Sob Paź 03, 2020 10:23 pm | |
| Dosyć często zdarzało mu się oderwać od rzeczywistości, przez chwilę wisieć gdzieś, rozważając kolejne problemy, często zdające się zupełnie nie mieć sensu dla kogoś z boku, kto jakimś sposobem miałby dostęp do jego myśli. Pozwalał sobie na to jednak raczej wtedy, kiedy był zupełnie sam, lub kiedy czuł się bezpieczny przy kimś, co jednak nie zdarzało się wcale wiele razy. Właściwie, znał tylko jedną osobę, przy której sobie na to pozwalał, a ostatnimi czasy miał wrażenie, że właśnie przez nią, łamał swoje zasady, łapiąc się na tym, że... chyba było mu wszystko jedno. Nie przejmował się już tym, czy ktoś go zaskoczy, po cichy chyba mając na to nadzieję. Wiecznie niewyspany, zmęczony i gdzieś w głębi siebie zwyczajnie zirytowany wszystkim dookoła, raz po raz odtwarzał w głowie całe spotkanie z Hunterem i ich ostatnią rozmowę, na nowo przeklinając swoją pamięć. A była naprawdę doskonała. Pamiętał niemal każde słowo, wraz z intonacją, chrapliwym, wibrującym głosem, który potrafił być ciepły i niemal mruczący, chociaż teraz w jego głowie zdawał się jedynie szorstki i chłodny. Od nowa przeżywał tę rozmowę, za każdym razem odpowiadając nieco inaczej i wyobrażając sobie, jak mężczyzna mógłby na to zareagować, jednocześnie jednak wcale nie potrafiąc wyobrazić sobie, że wymiana zdań przechodzi choć trochę lepiej niż naprawdę, raz po raz zapętlając się w coraz bardziej bolesne wspomnienia i meandry tego, co sam sądził na temat całej sytuacji. Czy uważał, że Hunter miał poniekąd rację? Oczywiście. Mógł załatwić to wszystko w zupełnie inny sposób i zdawał sobie sprawę z tego, że w emocjach, które były dla niego czymś zupełnie nowym, zadziałał pochopnie, chwytając się pierwszego rozwiązania, które wydawało się mieć sens. Stał się dla Larka zagrożeniem, więc odciął się od niego, dostając obietnicę, że nie stanie mu się żadna krzywda. Teraz jednak nie potrafił zrozumieć, czemu wtedy w to uwierzył, podczas gdy teraz był pewien, że było to mydlenie mu oczu. Eliminacja jedynej osoby, która mogła mu pomóc. I to w taki sposób, aby pewne było, że morderca, jeśli kiedykolwiek do niego wróci, to tylko w jednym celu. Ściągnął delikatnie wargi, a ciche kroki za nim, rozbrzmiewające niemal niezauważalnie, dokładnie w rytmie jego własnych, stały się nagle bardziej irytujące, niż były przez cały dzień. Od jego niedawnego wypadu na rozmowę z Hunterem miał ogon, którego wyjątkowo ciężko było się pozbyć i od którego miał chwilę wytchnienia jedynie w nocy, kiedy zostawał on za drzwiami, pilnując aby Camille nigdzie po raz kolejny nie wybrał się bez wiedzy swojego obecnego przełożonego. - Nie nudzi ci się takie chodzenie za mną bez przerwy? - zamruczał pytająco, palcem przesuwając po ekranie telefonu, kiedy wchodząc po schodach, przeglądał widok z kamer rozstawionych wokół mieszkania. - Nie bardziej niż tobie wymyślanie kolejnych debilnych podróży. Ogród japoński, katedra, dwa muzea i dzisiaj pierdolone zoo. Może jutro będziesz chciał karmić jebane alpaki? - Lubię zwierzęta. Odzywają się tylko wtedy, kiedy mają coś do powiedzenia. - odparł beznamiętnie, przerzucając kolejne widoki. Na okno w salonie. Okno w kuchni. Okno w sypialni. Wyjście awaryjne po schodach. Stara winda na posiłki w korytarzu. Drzwi wejściowe. Korytarz. Poczuł delikatny dreszcz i drobne włoski na karku stanęły mu dęba, kiedy trochę zwolnił, wchodząc na górę. - Teraz się kurwa zmęczył. - usłyszał głos za sobą i nie odezwał się, skupiony na tym, co widział. Coś było nie w porządku. Nie miał kamer wewnątrz mieszkania poza tą jedną, pokazującą korytarz zaraz przy drzwiach. O tym, w jakim miejscu znajdowała się cała reszta, nie wiedział nikt. A przynajmniej on nie powiedział nikomu. Ktoś, kto miał taką wiedzę, musiał sam je znaleźć, a Camille bardzo się starał, żeby nie było to takie łatwe. Kamera wewnątrz była jednak trudniejsza do obejścia o tyle, że aby się do niej dostać, trzeba było wiedzieć o umiejscowieniu przynajmniej trzech wokół wejścia. I była jedna osoba, która doskonale wiedziała o ich umiejscowieniu. Przełknął ślinę, powoli wyciągając klucze i wsuwając je do zamka, następnie wyciągając i wsuwając kolejne nonszalancko, jakby się mylił, albo zwyczajnie grał na nerwach swojego przymusowego “ochroniarza”. Jedna osoba, która wiedziała o tym, jak ominąć kamery i w którym miejscu w korytarzu znajdował się ślepy punkt. I tylko jedna osoba, po tym, jak ominęła wszystkie zabezpieczenia i sama wyłączyła alarm, wytarłaby buty o puszysty, biały dywan w korytarzu. Drżąc lekko, spiął się na całym ciele, przekręcając klucz w zamku, otwierając drzwi. - Hu…!- spróbował krzyknąć, nagle czując dużą, nieco spoconą dłoń na ustach i języku, niemal czując napływające mdłości, kiedy idący za nim mężczyzna zakneblował go, jednocześnie otwierając na oścież drzwi i wciągając jak kukłę do środka, jednocześnie mierząc z pistoletu wgłąb mieszkania. Jęknął, potykając się, szarpnięty przez niego i zatopił zęby w dłoni, a skóra i napięte mięśnie ustąpiły zadziwiająco łatwo. Łatwiej niż kiedykolwiek by się spodziewał. Smak krwi był jeszcze gorszy i torsje wstrząsnęły jego ciałem, kiedy upadł na podłogę, kopnięty jak pies, czując pulsujący w boku ból. - Mała kurwa… - sapnął zbir, wycierając krew niedbale o czarne spodnie, spojrzeniem już uciekając gdzieś w koniec korytarza prowadzącego do salonu. - Hunter! - tym razem udało mu się krzyknąć, niemal jednocześnie ze strzałem posłanym w stronę owego salonu, zduszonym przez tłumik na końcu spluwy. Rzucił się do przodu, panicznie starając się uderzyć napastnika pod kolanem, aby chociaż na chwilę stracił równowagę, kiedy ten strzelił kolejne dwa razy. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: No, it's the perfect time for a bottle of wine. Czw Paź 08, 2020 8:50 pm | |
| Wiele razy myślami wracał do tamtego dnia. Jak potoczyłoby się to wszystko, gdyby zareagował nieco mniej... impulsywnie. Gdyby dał mu szansę, wybaczył i postarali się to odbudować. Wielokrotnie siedziało mu to w głowie, dlatego wraz z leceniem, które dostał do rąk własnych, chciał to zakończyć raz na zawsze. Aby przestały go dręczyć pytania pokroju "A co byłoby gdyby...". I tak w pieprzonej pętli, od której dostawało się mdłości. Bywał bystrą osobą, ale nie pomyślał o tym, że mógł być to czyjś spisek. Na informacje, które mogą dotyczyć konkretnie Huntera czekał od momentu, w którym dowiedział się, że ktoś pragnął jego śmierci. Nie angażował się w to za bardzo, dając możliwość rozwoju czemuś intrygującemu. W końcu kto normalny chciałby jego śmierci? Kto odważny (albo głupi) dokonałby tak nagłego ruchu? Tu musiało chodzić o coś głębszego niż tylko i wyłącznie o samą relację z Camille. Mimo to od tamtego dnia nie miał ochoty myśleć o tym jakoś bardziej i pewnie właśnie dlatego wygodnie oczekiwał przybycia lokatora, całkowicie pewny swoich brutalnych metod pozbycia się "problemów". A raczej jednego, ciążącego jego ciało i duszę. Nie wiedział, ile czasu minęło. Delikatny mrok i głucha cisza skutecznie karały go za podjętą decyzję, nad którą zastanawiał się dłużej niż kobieta kiedy wybierała perfekcyjną kreację na "szczególny dzień". Wieczór niemiłosiernie mu się dłużył, przez co miał wrażenie, że czekał na na niego jeszcze dłużej niż kiedykolwiek wcześnie. W takich momentach jak ta przypominały mu się wszystkie sytuacje, gdy musiał na niego czekać dużo dłużej niż przysłowiowe "pięć minut". Gdy musiał idealnie wyczyścić swoje paznokcie, ułożyć włosy, wyprasować koszulę do krystalicznej perfekcji. Wyczyścić i wypastować buty, zdjąć wszelakie kłaczki z ubrań, umyć pięć tysięcy razy ręce, założyć rękawiczki i wziąć dodatkową parę na wypadek "gdyby". Aby zaspokoić swoje zaburzenia obsesyjno - kompulsywne, które nieraz doprowadzały Huntera do białej gorączki. Ale czekał w mniej idealnie wyprasowanej koszuli (przez niego samego!), aby ostatecznie opuścić cztery ściany, w których akurat przebywali, słuchając o tym, że momentami również mógłby się bardziej postarać. Zwrócić uwagę na pognieciony kołnierz albo obłocone, wojskowe obuwie, które były z tego znane. To te momenty sprawiały, że się wahał. Nawet teraz, gdy czekał na niego w mieszkaniu. Kiedy nadejdzie moment, w którym będzie musiał pociągnąć za spust nie będzie miał żadnego odwrotu — bał się, że ta myśl będzie dręczyła go jeszcze mocniej niż mniej lub bardziej ciepłe wspomnienia, o których zwyczajnie nie potrafił zapomnieć. Spiął się, gdy w pierwszej chwili usłyszał charakterystyczny dźwięk w mieszkaniu, przy którym otwierane są drzwi od klatki schodowej. Już tu był. Teraz już na pewno nie było odwrotu — miewał różne myśli, ale na pewno nie był tchórzem. Potrafił sprostać swoim najgorszym lękom, a martwe ciało Camille będzie żywym dowodem na to, że będzie potrafił zrobić coś absurdalnie nieprawdopodobnego. Po raz kolejny pokazując, że rzeczywiście był nieobliczalny. Przygotował się. Gdy na co dzień był okropnym flejtuchem, a odgłosy jedzenia nieraz dało się słyszeć w pomieszczeniu obok, tak podczas swojej pracy — lub gdy naprawdę tego chciał — był praktycznie niesłyszalny. Ze stoickim spokojem, bezgłośnie podniósł broń ze stolika, na którym początkowo położył spluwę. Tak samo już dobry kawał temu pozbył się kominiarki, która póki co nie była mu w ogóle potrzebna. Ubrany był oczywiście w czarnych odcieniach, tak, aby nie rzucał się w oczy, jak i również nie byłaby widoczna krew, która z pewnością zostanie na jego ubraniach. Z wygodnym strojem, który w żaden sposób nie będzie krępować mu ruchów. Zaczął słyszeć przekręcanie kluczyka. Ale coś w tym ruchu kompletnie mu nie pasowało. Pomylił się? Było to fizycznie niemożliwe, patrząc na to jakim człowiekiem potrafił być młodszy mężczyzna. Niezwykle upierdliwy jeśli chodziło o idealną perfekcję. Hunter nie był głupi — wiedział, że musiał nieznacznie zmienić scenerię, którą sobie początkowo obrał. Wstał po cichu, ostrożnie stąpając krokami w stronę czegoś, za czym będzie mógł się skryć. Żeby nikt nie mógł go zaskoczyć. Ponieważ mimo swojej dokładności w zawodzie, lubił pozostawiać drobne smaczki osobom pokroju Camille. Aby po prostu wiedział, co ich czeka. Nie sądził jednak, że nawet wtedy będzie miał czelność pomagać mu do ostatniej chwili. Drugie, tym razem prawidłowe przekręcenie zamka i odgłosy dodatkowych kroków, których absolutnie się nie spodziewał. Bowiem Hunter nie był nieomylny i myśląc, że w 98% mężczyzna wróci sam do domu, zawsze istniały te 2%, w których będzie towarzyszył mu świadek. Którego będzie musiał się pozbyć, kimkolwiek on był. A może i tylko może rzeczywiście pomylił się z kluczem, a ten drugi był jego przygodnym... kochankiem? Wtedy nawet nie byłoby mu szkoda pozbyć się kogoś, kto miałby spać z jego ex. Niestety ta myśl zniknęła wraz z odgłosami, które zaczęły dochodzić z przedpokoju. Hunter, spodziewając się praktycznie wszystkiego, był w niemałym szoku kiedy słyszał szamotaninę, w której nawet nie Camille obrywał, a oponent, który był w bardzo niekorzystnym położeniu. I dla niego samego i dla Huntera także. Dosyć szybko usłyszał krzyk. I swoje imię w dobrze mu znanej tonacji — co go zabolało, bo nie po to tutaj przyszedł, aby ratował z opresji kogoś, kogo chciał zabić. Ponieważ ten ciągle troszczył się o zjebane bezpieczeństwo Larka. I w imię czego? Własnej śmierci? Naprawdę było warto? Myślał, że zmieni swoje decyzje, ponieważ ten okaże skruchę i dobroć? Troskę? Jego niedoczekanie. Zacisnął szczękę, na tyle mocno, aby pozbyć się wszelakich wątpliwości. Szczególnie gdy usłyszał ciche strzały — na początku z przedpokoju, później te, które dochodziły bezpośrednio z salonu. Czasami cieszył się, że miał dobrą intuicję. I od razu wiedział, że było coś nie tak. Dzięki temu, że zmienił swoje położenie, odbyte na ślepo strzały sprawiły, że nawet nie były blisko sylwetki rosłego mężczyzny. W zamian trafiły w jakiś telewizor, w ścianę lub w ogóle nigdzie nie doleciały — tak właśnie kończy się strzelanie na ślepo. Hunter przeczekał moment, w którym oponent przestanie wykonywać strzały tak jakby strzelał z wiatrówki, a nie z profesjonalnej broni. Przez co również bardzo szybko zlokalizował jego położenie. Skradanie się w takiej sytuacji było czymś przyjemnym, a nie czynnością, którą musiał wykonać. Przeciwnik, nawet nie wiedząc kiedy, poszedł za bardzo na przód, przez co niechybnie stał się idealnie łatwym celem dla kogoś takiego jak Hunter. O takich zdolnościach jak on — reszta, jak to powiadają, była już zwykłym, profesjonalnym nawykiem, który wykonał w odruchu bezwarunkowym. Wyjmując z pochwy nóż, a tymczasowo chowając swoje ukochane maleństwo zza pas, doskoczył do niego, zachodząc go od tyłu, czego — względem Larka — powinien się spodziewać. Ostre narzędzie przyłożył mu do krtani, łapiąc go w silnym i cholernie bolesnym chwycie, w którym zmuszony był wykręcić jedną z jego rąk, którą trzymała broń. Wydobył się strzał, kolejny z wielu nieudanych, po czym nastąpiła bardzo szybka i sprawna akcja — po krótkiej szamotaninie, konkretnym uderzeniem z rękojeści noża w potylicę powalił go na ziemię, a gdy oponent na niej wylądował długą, pierwsze co zrobił to pozbycie się broni, którą kompletnie nie potrafił się obsługiwać — kopną ją jak najdalej, a rękę wykręcił tak, że na pewno dało się usłyszeć ciche chrupnięcie. Kolano położył na jego plecach, z całej, brutalnej siły dociskając jego ciało do podłoża, a nóż, który miał w dłoni z powrotem wymienił na swoje odbezpieczone dziecko, przykładając lufę broni prosto do skroni delikwenta. — Co to kurwa ma być? Zamach na moje życie? Ile Ci dali? 100, 500 tysięcy? Myślisz, że jestem tyle wart? Że mi dorównasz, bezczelny gnoju? — zaczął nawijać, nawet nie mając potrzeby unosząc głosu. Również nie czekał długo na odpowiedź, ponieważ zaraz po swoich słowach, tuż po tym, gdy mężczyzna chciał cokolwiek powiedzieć, wydobył się strzał. Cichy i szybki, który zwiastował śmierć kogokolwiek, kto wkroczył na ten teren. Na teren łowów i spraw, które chciał zamknąć na swój popierdolony sposób. Podniósł się, prostując swoją sylwetkę. Z pewnością przez wir tego wszystkiego Camille mało inteligentnie pozwolił sobie włączyć światło tuż po tym jak Hunter, po krótkim monologu wydobył decydujący strzał. I to właśnie tuż po nim odwrócił się w stronę byłego, który stał kilka metrów od miejsca zbrodni przyglądając się całej sytuacji. Zmierzył go chłodno. Uniósł na niego broń. — Co to kurwa ma być? Ochrona? — spytał, bo wydawała mu się to najbardziej realna opcja, gdy ten drugi starał się go zabić — Czemu krzyczałeś moje imię? — kolejne pytanie, które nie zgadzało mu się z pierwszą, postawioną tezą. Był zmieszany. I nie wiedział, co miał o tym wszystkim myśleć. Dlaczego więc? Czemu chciał mu pomóc? |
| | | ShaelSkype & Chill
Data przyłączenia : 28/11/2017 Liczba postów : 266 Cytat : It's been lovely but I have to scream now
| Temat: Re: No, it's the perfect time for a bottle of wine. Pią Paź 09, 2020 12:00 am | |
| Mężczyzna zachwiał się lekko, kiedy jedna z jego nóg została szarpnięta przez leżącego na ziemi mężczyznę, a Camille jęknął głucho, puszczając go, kiedy poczuł dławiący ból krtani, na odlew kopniętej ciężkim butem. Z trudem złapał oddech, chwytając się za szyję, kiedy niemal panicznie starał się złapać, chociaż drobne hausty powietrza, nie zauważając nawet nieco rzężących, szorstkich dźwięków, jakie wydobywały się z jego ust z każdym kolejnym oddechem, samemu słysząc ponad dudniącą w uszach krwią, jedynie odgłosy szamotaniny w głębi korytarza i chwilę później w salonie. Sapnięcie i głuche uderzenie ciężkiego ciała o podłogę, a chwilę później trzaśnięcie i zduszony jęk bólu, kiedy mężczyzna szarpnął się pod nogą Huntera. Spiął się mocno, starając się spojrzeć w stronę salonu, jednak miał wrażenie, że z każdą chwilą bardziej ciemnieje mu przed oczami i brał coraz głębsze wdechy, nie mogąc pozwolić sobie na to, aby teraz odpłynąć. Patrzył w przestrzeń, dostrzegając zaledwie cienie sylwetek w salonie, nie zauważając nawet strużki wymieszanej z krwią śliny, pływającej po jego brodzie, kiedy podnosił się do siadu, najpierw podpierając na łokciach i dopiero potem powoli unosząc tors. Nieco na oślep sięgnął do włącznika światła w nadziei, że uda mu się zobaczyć, co się dzieje i dopiero cichy, jadowity i niepokojąco spokojny głos Huntera dotarł do niego przez cichutkie rzężenie jego krtani. Odetchnął, a wraz z falą ulgi zalewającą jego umysł na myśl, że osoba, która uderzyła o podłogę, teraz przyciskana ciężkim, brudnym butem do podgrzewanych paneli, nie była Hunterem, poczuł też falę torsji wstrząsających jego żołądkiem i uniósł dłoń do ust, powstrzymując wymioty i rozmazując krew po policzku, zbyt skupiony na tym, aby opanować skurcze, żeby zwrócić na to uwagę. Wziął kolejny, nieco drżący, chociaż już pewniejszy oddech i chwycił się palcami szafki, powoli podnosząc się z klęczek i przez chwilę wydawało się, że zupełnie nie usłyszał słów Larka. Podobnie jak nie zobaczył lufy pistoletu skierowanego w jego stronę, kiedy spojrzenie Camille zatrzymało się na ciele leżącym parę kroków od nich, teraz zdecydowanie zbyt dobrze widocznym w ciepłym, niedorzecznie przytulnym świetle padającym na czerwieniący się z każdą kolejną chwilą dywan pod nim. Zrobiło mu się sucho w ustach, a żelazisty posmak krwi w ustach nagle stał się bardziej wyraźny niż wcześniej, dając o sobie znać zbyt dosadnie, by tym razem udało mu się powstrzymać odruch wymiotny, kiedy chwilę później torsje wstrząsnęły jego ciałem i tylko cudem złapał się komody, oddychając przez chwilę ciężko, kiedy już niewielka zawartość jego żołądka wylądowała na brudnym dywanie, który nogą kopnął tak, by zawinął się, choć trochę ukrywając to, co na nim było. Sam zsunął się po drzwiach, na podłogę, nie mając sił, żeby ustać, kiedy emocje zdawały się opadać. Przynajmniej póki nie uniósł zmęczonego wzroku na mężczyznę. Tak więc to wszystko miało się skończyć? Przez chwilę, stojąc pod drzwiami naprawdę chciał wierzyć w to, że mężczyzna przyszedł tutaj z innego powodu. Że przemyślał to wszystko i może, nawet jeśli nie byłby skłonny przyznać mu racji, mógłby wybaczyć? Albo, chociaż spróbować zrozumieć. Że może wina nie leżała zupełnie po jednej stronie, jak z pewnością widział to Hunter i czego prawdopodobnie nikt nie byłby w stanie mu przetłumaczyć. - Żeby cię ostrzec. - odparł jedynie, zbyt rozkojarzony, żeby złożyć jakieś bardziej skomplikowane zdanie, starając się nie patrzeć na wszystko to dookoła, z trudem hamując kolejne skurcze, radząc sobie tylko dlatego, że nie miałby już co oddać. Przez dłuższą chwilę patrzył w lufę, w końcu delikatnie się uśmiechając, kiedy oparł głowę o drzwi, unosząc dłoń do szyi, na której powoli wykwitał potężny, ciemny siniec. - Po to tu przyszedłeś, prawda, Hunt? - uniósł wzrok na biały sufit, w jakiś sposób uspokajając się nieco przez ten obraz, nieco bardziej zamykając w sobie, niemal jak na samym początku, kiedy się poznali. Chyba właśnie po to, żeby nie pokazać mu, jak bardzo zabolał go ten obraz. Mógł na niego krzyczeć, wściekać się i wyzywać. Mógł go obrażać i sączyć w każdym kolejnym słowem jad w uszy Camille, ale chyba dopiero teraz tak wyraźnie dotarło do niego, że to, co się stało, miało konsekwencje idące tak daleko. Choć najbardziej bolesne w tym obrazku było wiedzieć, że zrobił z siebie idiotę, oddając wszystko, co miał komuś, kto potrafił z zimną krwią i chłodnym spokojem wymalowanym na twarzy pociągnąć za spust. - A tobie ile dali? - wychrypiał. - Chyba że to samosąd. Chociaż wątpię. Musieli wiedzieć, że w końcu przyjdziesz, skoro kazali mu za mną chodzić. - dodał, w końcu znów zmuszając się do tego, żeby przesunąć spojrzenie z bezpiecznej, łagodnej bieli sufitu, znów wprost na niego. I chociaż wiedział, co zobaczy, chyba znów uderzył go obraz tak ulubionej i zawsze wyczekiwanej twarzy, tuż obok pistoletu. Może nawet… ukochanej? Chyba nie przyznałby tego przed samym sobą w tym momencie. - Strzelasz? |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: No, it's the perfect time for a bottle of wine. Pią Paź 09, 2020 7:54 pm | |
| Akcja, z pozoru trudna, została rozwiązana w bardzo krótkim odstępie czasowym. To były minuty, od których Lark doskoczył do delikwenta, powalił go na ziemię i wydobył precyzyjny strzał, gwarantując mu szybką śmierć. A zawsze mógł pozwolić mu się pomęczyć. I na tym nie chciał skończyć. Jedna rzecz, która z pewnością przysporzy mu niemałych problemów, to otoczenie. Nie miał tendencji do pozostawienia śladów przez siebie i nawet jeśli zostawiał "znaki", to jedynie dla osób, które w jakiś sposób wiedział, że przychodzi ich czas. Ale nie dla śledczych, którzy później rozwiązywali sprawę zabójstwa — pomimo tego, że praktycznie za każdym razem wiedzieli, kto stał za zbrodnią, bez dowodów nie mogli udowodnić mu dosłownie niczego. Dodatkowo jedna z potężniejszych grup mafijnych, w której szef bardzo mocno stał za plecami Huntera. Dlatego bardzo często nawet jeśli mogli, policja i departament bezpieczeństwa miała związane ręce, bo udziały, jakie miał ten człowiek były zbyt potężne, aby tak łatwo było można zniszczyć postawioną barierę. Nie było warto. Jednak Lark nie lubił zbędnych kłopotów i zwyczajnie w świecie chciał być jak najbardziej profesjonalny w swoim fachu. Nie przepadał więc za pozostawieniem dowodów rzeczowych, a tu była ich cała masa — od kul, które zostały w salonie, po martwego nieznajomego, którego w ogóle nie miał w planach dziś zabić. Sprzątanie tego syfu będzie niewyobrażalnie uwłaczające. Pomyśleć tylko, że wśród tego całego gówna miał znaleźć się jeszcze Camille — kolejny kłopot, z którym coraz trudniej sobie będzie radził. Kątem oka widział w jak niedorzeczny sposób mężczyzna zbierał się z podłogi, ledwo co dając radę utrzymać się na nogach o własnych siłach. Z odsieczą przybyła mu szafka, która okazała się być jednym z lepszych oparć tego dnia. Bardzo możliwe, że jedynym i ostatnim. Nie mógł ukryć, że bardzo źle patrzyło mu się na ten obraz nędzy, choć już nie raz, a nawet nie dwa widział bardzo podobne, jak nie gorsze zachowania. Stał w miejscu, nieszczególnie kwapiąc się do tego, aby mu pomóc. Aby chociaż do niego podejść i chwycić go z całej siły za przedramię — może nawet i lepiej? Ostatnie czego potrzebował, to DNA mężczyzny na własnych ubraniach. Które po niedługiej chwili wylądowało prosto na śliczny, z pewnością świeżo co wyprany dywan. To właśnie w nim chciał zawinąć świeże zwłoki, ale pech chciał, że jednak do niczego nie będzie mu już on potrzebny. Trudno — najwyżej weźmie ten, który leżał w sypialni. W końcu tyle tego miał! Obawiał się jednak, że tamten mógłby być ciut za maleńki. Koniec końców ich spojrzenia spotkały się. Pełen zmęczenia, jak i dobrze znanej antypatyczności. Niepewności, niezrozumienia, bólu i żalu. Oraz wszystkiego, co tylko odczuwały ich skrzywdzone serca. Wewnętrznie chciał zagryźć wargę. Opuścić lufę i odpuścić. Zabawnie, ale trochę inaczej wyobrażał sobie ich koniec. Nawet wtedy, gdy siedział na niego czekając tu — gdzieś podświadomie miał nadzieję na to, że ta cała chryja skłoni ich do rozmowy. Długiej, głębokiej, w której rozwiążą swoje wzajemne problemy dotyczące ich samych. Najwyraźniej mieli z tym spory problem, bo ani Camille, ani tym bardziej Hunter nie zamierzał odpuścić. Nie opuścił ręki, nie zdjął palca ze spustu i nie zabezpieczył naładowanej broni o średnicy 9,5 mm. A pytania, które wydobył pod wpływem chwili nie były ani trochę właściwe. To nie on miał pytać. To nie tak miało wyglądać. "Żeby Cię ostrzec." Wypuścił cicho powietrze z nozdrzy, w ten sposób rozładowując napięcie, które w nim rosło tuż po słowach, które usłyszał. Nie mógł teraz wybuchnąć. Nie w takiej chwili i nie kiedy trzymał broń w dłoni — to była jego podstawowa zasada. Aby nie dać się ponieść zbędnym emocjom, które w pracy dla niego wręcz nie istniały. A to nie było takie proste, szczególnie wobec osoby, do której coś czuł. I zawsze będzie czuć. — Nie musiałeś. Zaoszczędziłbyś skórę — powiedział chłodno i dystansem, którego nigdy mu nie brakowało. Nawet w związku ciężko było mu nie mieć tego dystansu, który nabył przez niebezpieczne życie. I jeśli umiał zrobić wiele dla drugiej osoby i naprawdę czuł zakochanie, to mimo wszystko ograniczał się do wyrażania głębszych relacji. To nie było dla niego i raczej nigdy nie będzie. Mimo to nie do końca był pewien swoich decyzji. Myśląc, że nie miał już żadnych "ale", wraz z okrzykiem Camille i jego zachowaniem wszystkie wątpliwości wróciły niczym bumerang, którego nie tak dawno się pozbył. — Jak widać — odpowiedział pewnie, jednak po chwilowej ciszy niepewności, obawiając się, że gdzieś po drodze przy tych prostych, dwóch słowach mógł zadrżeć mu delikatnie chłodny, groźny ton głosu, który ciągle utrzymywał. Nie podobało mu się to. Nie podobała mu się chwila, w której musieli trwać. To, jak na niego patrzył — zmęczony wzrok, sińce i ten uśmiech bezsilności, z którego leciała strużka krwi. Coraz trudniej było mu dokonać decyzji. Nie mógł pogodzić się z tym, że martwy zjeb za plecami wyrządził mu tą minimalną krzywdę. Niby nic, a jednak serce Huntera zabiło mocniej, gdy spoglądał na ten obraz nędzy i rozpaczy. A usłyszawszy kolejne słowa kompletnie coś w nim pękło. Lark nigdy nie uważał siebie za silną osobę. Owszem, był wstanie wiele rzeczy zrobić z wymalowaną obojętnością, ale jeśli chodziło o osoby bliskie, był delikatny jak baranek. I podczas kłótni i w takich chwilach jak ta. Co prawda pierwszy raz w życiu miał okazję być przed byłym partnerem, do którego musiał mierzyć z broni — co już samo przez siebie było wystarczająco absurdalne. Nie sądził jednak, że polegnie na czymś tak prostym. Ile ludzi przez swoje życie zdążył już zabić w naprawdę podłych i niekomfortowych sytuacjach, a w takiej chwili jak ta kompletnie wymiękał? — Jeśli to dla Ciebie ważne, to nigdy nie wziąłbym za Ciebie pieniędzy — co było najszczerszą prawdą. W jego życiu nie zawsze przemawiała mamona. Miał wartości, o których głośno nie mówił, a oferta, a raczej groźba, którą mu w zamian zasugerowali, była wręcz nie do odrzucenia. Najwyraźniej dobrze dowiedzieli się o ukrytej kartotece Huntera, uderzając w najczulsze punkty jego przeszłości. Bo nie oszukujmy się — każdy je miał, a nie zapominajmy, że Lark miał rodzinę po rozwodzie, o której Camille nigdy jeszcze nie zdążył powiedzieć, a była dla niego tak samo ważna, jak nie ważniejsza niż wszelakie relacje męsko - męskie z byłym, z którym w żaden sposób nie potrafił się dogadać. Przynajmniej wtedy tak myślał. — Tak chcesz zginąć? Zarzygany, obsmarkany i kompletnie nie wyjściowy? To do Ciebie nie podobne, Cam — rzucił, jakby doskonale znając wartość jego obsesji, najwyraźniej bardzo mocno chcąc użyć ich właśnie teraz. Tylko po to, aby móc przeciągnąć ten moment, tą decyzję o jeszcze kilka dodatkowych chwil. Mieć czas do namysłu. Wiedzieć, czy aby na pewno on sam jest gotów na śmierć kogoś bliskiego. Jeśli nie jego to członka rodziny, który niebawem, w przeciągu kilku dni, a nawet godzin może znaleźć się pod ostrzem noża. |
| | | ShaelSkype & Chill
Data przyłączenia : 28/11/2017 Liczba postów : 266 Cytat : It's been lovely but I have to scream now
| Temat: Re: No, it's the perfect time for a bottle of wine. Pią Paź 09, 2020 11:23 pm | |
| Przez parę lat, jakie spędził w takiej, a nie innej branży, naprawdę uważał, że nie będzie miał problemu z tym że mógłby być zbyt miękki na to wszystko. Nie lubił mieszać się w żadne brudne sprawy, to oczywiste, chociaż już nie jeden raz zdarzyło mu się widzieć mniej lub bardziej brutalne sposoby rozwiązywania problemów. I nie czuł wtedy nic specjalnego. Wiedział, w co wchodził, kiedy zaczął zajmować się wyszukiwaniem brudów na coraz bardziej wpływowe osoby i z pełną świadomością tego, czego może być świadkiem, zgodził się na to. Kiedy widział całe to okrucieństwo i bestialstwo czuł jednak może odrobinę odrazy, której jednak zdecydowanie nie można było nazwać współczuciem, czy strachem. Nie bał się. Prawdopodobnie była to jedna z jego większych wad, zaraz obok przeświadczenia o tym, że jest sprytniejszy i z pewnością da sobie radę ze wszystkim, z czym będzie zmuszony się mierzyć. Jeśli spojrzeć na to wszystko w szerszym obrazie, naprawdę nigdy nie bał się o siebie na tyle, aby stracić umiejętność podejmowania racjonalnych decyzji. Potrafił z nożem na gardle, chłodno analizować sytuację i udzielać odpowiedzi oraz opracowywać kolejne sposoby na uniknięcie odpowiedzialności za kolejne posunięcia, które zdawały się ustawiać jak domino, tylko czekając aż ktoś w końcu strąci którąś, z misternie ustawianych kostek. Szantażować kolejne osoby, tworząc tak skomplikowaną siatkę powiązań, że ktoś z boku miałby trudność, żeby odnaleźć każdą z nitek, które przeciągał pomiędzy kolejnymi ważnymi osobami, nie mając większych obaw o nic. Zbyt obojętny, aby faktycznie poświęcić im więcej czasu i zbyt zajęty planowaniem wprzód, aby zastanowić się, czy ta gra jest warta świeczki. I tak właśnie było przez długi czas. Nie miał nikogo i nie przeszkadzało mu to, grał dla siebie i sam ponosił konsekwencje niewłaściwych ruchów, oraz sam następnie wygrzebywał się z tego wszystkiego, wyciągając kolejne karty. Był tak przyzwyczajony do tej obojętności, że kiedy w końcu poczuł coś, grunt zwyczajnie osunął mu się pod nogami. Pierwszy raz w życiu naprawdę się bał. Przerażony o kogoś, nie o siebie, czuł, że popełnił błąd, którego nie jest w stanie naprawić. Nie tak, żeby nie zranić jedynej osoby, na której w życiu zależało mu choć trochę i jedynej, która zdawała się wypełniać, chociaż część tej pustki, w konsekwencji jedynie podejmując kolejne, coraz gorsze decyzje, które ostatecznie doprowadziły go tutaj, na podłogę, pod drzwiami, z lufą pistoletu celującą wprost w jego głowę. I to przez kogo. Nie tak to sobie wyobrażał. Właściwie, nie wiedział, jak naprawdę uważał, że to wszystko będzie wyglądało. W jakiś sposób czuł, że póki Hunter był z dala od jego problemów, było to dla mężczyzny lepsze, niż jakby znajdował się w samym ich centrum. A jednak okazało się, że wrócił tutaj jak bumerang. W jeszcze gorszej konfiguracji niż wtedy, kiedy widzieli się ostatnio. Nawet jeśli, w pewien sposób było to bardzo pouczające. Może wtedy, na początku miał rację, uważając, że Hunterowi nie zależy na tyle mocno aby szczerze boleć nad jego stratą. - Wszystko, co zrobiłem do tej pory, zrobiłem, aby zaoszczędzić twoją. To byłoby głupie z mojej strony, ryzykować jej zdrowie jeszcze bardziej, skoro wszystko, co próbowałem ratować, i tak się posypało. - odparł, znów unosząc spojrzenie na sufit, czując coraz bardziej dokuczliwie posmak krwi w ustach oraz ciężki smród martwego ciała. Nie mógł się skupić, wiedząc, że to wszystko jest w jego mieszkaniu, nagle czując się, jakby nie miał żadnego miejsca dla siebie. Jak kot, który zdał sobie sprawę, że nie ma zupełnie gdzie się schować. Kiwnął jedynie delikatnie głową na jego słowa, kiedy Hunter zgodził się z tym, co sam Camille podejrzewał. Zatem przyszedł się go pozbyć. W ramach zemsty? To dość radykalne, nawet jak na Larka. Mimo wszystko nie miał go za kogoś, kto biega z pistoletem po mieście i strzela do swoich byłych, dlatego, że podjęli decyzję, którą sam uważał za złą. Może faktycznie nie była zresztą najlepsza. Westchnął cicho i ostrożnie zdjął rękawiczkę, czystą dłoń unosząc do twarzy i lekko przyciskając kciuk i palec wskazujący do kącików oczu, a potem ściskając nasadę nosa, przez chwilę milcząc, zanim znów odsunął rękę, żeby założyć na nią ostrożnie rękawiczkę. - Nie wiem, czy to mnie pociesza, że sama zemsta jest wystarczającą motywacją, żeby to zrobić. - odparł jednak, z pewną trudnością wypowiadając te słowa. W jego towarzystwie zawsze pilnował się trochę mniej i nawet teraz, mimomimo że wycofał się, odkrywał siebie bardziej niż przed kimkolwiek innym, właściwie kiedykolwiek. Nie wiedział też o żadnym innym powodzie, jaki mógłby stać za decyzją mężczyzny, który nigdy nie mówił mu o swojej rodzinie. Nigdy właściwie nie rozmawiali o rzeczach takich, jak rodzina, głównie dlatego, że żaden z nich nie czuł takiej potrzeby. Ani nie chciał się tak bardzo odkrywać, zwłaszcza z punktu widzenia Larka, który najwyraźniej miał do stracenia wiele więcej, niż Camille kiedykolwiek mógłby podejrzewać. Dlatego też nagła świadomość, że mężczyźnie prawdopodobnie zabicie go sprawi przyjemność, stała się przytłaczająca. - Każesz mi się umyć i wyszykować, żeby mnie zastrzelić? - spytał, wyraźnie zmęczony, przenosząc na niego nieco zaczerwienione spojrzenie, być może ze zmęczenia i emocji, może z innego powodu. - Wolę, żebyś zrobił to ty, niż oni. - przyznał w końcu, po dłuższej chwili milczenia. - Myślałem, że kiedy będę wiedział, że jesteś bezpieczny, wszystko będzie dobrze. Ale nie było. Byłem wciąż tak samo rozkojarzony. To tak irytujące. - przyznał, zaciskając powieki. - Nie wiem, czego teraz ode mnie oczekujesz, Hunter. Od początku chodziło mi o to samo. Żebyś nie musiał się z tym mierzyć. Strzel. I wyjdź. Sądzę, że najdalej jutro ktoś tu przyjdzie, sprawdzić, jak sprawa się rozwiązała i sam posprząta, zanim ktokolwiek inny zwróci uwagę. A jeśli ja tutaj będę leżał, nie będą mieli raczej powodu, żeby szukać ciebie. - odetchnął. - Z resztą, jeśli zginę i tak będą mieli dość nieprzyjemną niespodziankę. - dodał, może odrobinę rozbawiony, zanim znów na niego spojrzał nieco łagodniej. - Nie planowałem tego w taki sposób. - przyznał. |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: No, it's the perfect time for a bottle of wine. Nie Paź 11, 2020 12:59 am | |
| To prawda. Czarny rynek nigdy nie był dla osób o słabych, miękkich nerwach. Rzeczywiście trzeba było mieć jaja, aby umieć tu przetrwać, niezależnie od tego, kim byłeś. Diler, ściągacz haraczy, handlarz bronią, alfons, zabójca, informator, haker. Było ich zbyt wielu i nie wszyscy potrafili przekroczyć niemoralną linię, która powodowała, że rzeczywistość zmieniała się o całe 180 stopni. To właśnie Ci nie byli wstanie przetrwać. Hunter był jedną z tych osób, które nie mieli zbyt wielkiego wyboru przy dobieraniu swojej życiowej kariery. Jego życie potoczyło się w taki sposób, że nawet gdyby nie chciał, to i tak należałby do tego zepsutego świata, przepełnionego syfem, patologią i niesprawiedliwością. Który będzie miał więcej problemów niż ktokolwiek inny. Gdzie będzie musiał mierzyć się z decyzjami tak absurdalnymi, że nawet Ci najbliżsi nie będą chcieli rozumieć jego toku postępowania. Bo każdy spyta: co miałeś w głowie, decydując się na coś takiego? Wszystko co najgorsze. Ale to nie było problemem, Problem pojawiał się wtedy, gdy zaczynało Ci na kimś zależeć. Nagle z człowieka, którego nie dało się pokonać, zdobywał pewnego rodzaju słabość, z którą nie potrafił się mierzyć. Ktoś, kto nigdy nie zaznał ciepła rodzinnego domu, matczynej miłości i silnego, ojcowskiego ramienia. Wtedy miałeś słabość, tak jak wszyscy. Potrafili uderzyć w czułe punkty, grożąc i tak samo jak Ty — nie przejmując się tym, że może Ciebie to zaboleć. Że stracisz kogoś bliskiego, ukochanego, ważnego. I wtedy pojawiały się problemy. Co zrobić? Wybrać mniejsze zło? Ale czym to, do cholery, będzie? Został zabójcą nie po to, aby któregoś dnia ktoś wszedł do jego mieszkania i jawnie w oczy zaszantażować mu bliskimi. Dorastającym synem i nadopiekuńczą ex, która zrobi wszystko, aby jej pociecha wyrosła na coś o wiele lepszego niż jego ojciec. Na coś znacznie wartościowego. Już wtedy mógł pomyśleć, że było coś nie tak. Ale w amoku, pod wpływem gniewu i złości oraz wizją utraty własnego potomka, mężczyzna nie był wstanie pomyśleć bardziej racjonalnie. Teraz był tego efekt. Nie sądził, że pojawi się tak silne uczucie, które spowoduje, że nie będzie mógł pociągnąć za ten cholery spust. I nie tylko siebie wykończy tym obrazem, ale i kogoś, kto w przeciągu tego całego czasu stał mu się bliższy niż ktokolwiek wcześniej. Chyba sam do końca nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo ważny dla niego był ten człowiek. Ile znaczył i czemu zdecydował się być z nim pomimo wad, które miał. Hunter zresztą też nie był idealny — dlaczego więc on poświęcał dla niego aż tak wiele? — Tak to nie wyglądało, Camille. Nie rozumiem tego i nigdy nie zrozumiem czym się kierowałeś i dlaczego chciałeś to tak rozegrać. Ja na pewno nie kieruję się chęcią zemsty, ani forsą. Te dwie rzeczy najmniej mnie interesują w tym momencie — odparł, jakby ciszej i chłodniej, czując jak wielki trud przynosi mu mówienie mu o tym wszystkim. Wizja tego wszystkiego strasznie go niszczyła. Nie wyobrażał sobie tego w taki sposób. Nie sądził, że on pokaże mu się od tej strony — wymęczonej, wykończonej, chętnej do płaczu i drgawek, które tylko pokazują, że to wszystko jednak nie było na jego nerwy. Lark nauczył się w życiu wiele rzeczy. Wiedział, że miał trudniejsze życie od wielu osób, którzy siedzieli w tym samym gównie co on. I dlatego potrafił posunąć się do rzeczy, które później miesiącami, jak nie latami będzie żałować. A to wszystko będzie objawiać mu się w koszmarach, nie będąc wstanie przespać spokojnie ani jednej nocy. Tak miał zawsze i teraz, pociągając za spust doskonale wiedział, że ten moment na całe życie utkwi mu się w pamięci. I już nigdy nie zapomni o tym człowieku. To, co dla niego robił i jak bardzo ważny stał się w jego popapranym życiu. Uświadamiał to sobie z każdą chwilą kiedy zbyt miękkim sercem jak na chwilę patrzył się na obraz, od którego łamało mu się nie tylko serducho, ale i dusza. — Mówiłem już, że nie kieruję się zemstą — rzucił, może już zbyt warkliwie, widząc do czego to wszystko zmierza. Do tego, że nie będzie wstanie wykonać tej roboty. Że to nawet i dla niego było zbyt wiele. Okazał się być słaby jak wszyscy inni — nie był wstanie wykonać zadania. Nie potrafił go zabić. W jego oczach stał się zbyt niewinny. I prawdę mówiąc gdyby doszło do jakiejkolwiek sprzeczki prawdopodobnie też nie byłby wstanie zrobić tego, po co tu tak po prawdzie przyszedł. Chyba na serio liczył na to, że Camille okaże ducha walki i zechce się odrobinę bronić. Nie odda się w całości, tak jak robi to teraz, zostawiając wszystko, co miał do stracenia. Zresztą — jego względem i tak stracił już wszystko, co tylko mógł. Popieprzona sprawa. — Jacy oni? — rzucił nagle, ignorując wcześniejsze słowa, z których w innym wypadku po prostu by drwił. Teraz nie było mu do śmiechu, bo sam ich wydźwięk sprawił, że Hunter miał ochotę przywalić sobie ogromnego facepalma za to, że zmusił go do wypowiedzenia takich słów. Właśnie tak, Camille. Wyobrażał sobie Ciebie w idealnej, rozlewającej się krwi, pachnącego i nieskazitelnie czystego. Co za nieśmieszna ironia. Nie doczekał się jednak odpowiedzi na jego słowa. W zamian dostał monologiem w twarz. Tak paskudnym, że z każdym, możliwym słowem mężczyzna powodował, że owszem, Hunterowi coraz mniej chciało się go zabić. I to też nie dlatego, że łamało mu się serce. Nie mógł uwierzyć w to, że był tak niemożliwie niepoprawną ofiarą, która w takiej chwili zamiast błagać o życie, wyrzucił życiowe żale, dlaczego się nie udało. Czemu doprowadziło ich aż tutaj, a łzy, które chyba już niekontrolowanie spłynęły po policzku, były jawnym dowodem na to, że... zależało mu. Tak mocno, że najpierw musiał wszystko zepsuć. Lark sapnął ciężko. Miał kilka, krótkich sekund, aby podjąć decyzję, którą i tak zaczynał odwlekać o wiele za długo. Niemożność wykonania zadania cholernie go wpieniała — nawet w takiej chwili jak ta ciężko było pokonać mu własnego, męskie ego. Z drugiej strony... Czy to nie chore? Dlaczego to akurat jego chcieli wynająć do tego zadania? Bo był najlepszy? Przecież Camille nie miał żadnych umiejętności bojowych, które sprawiłby, że mógłby jakoś szczególnie siebie obronić. Mogli zatrudnić pierwszego chłystka, który wykonałby to zadanie. W dodatku... Zabezpieczył broń, a tym samym opuścił dłoń, która powoli zaczęła mu drętwieć. Kolejny, ciężkie westchnięcie zostało rzucone przez niego w przestrzeń, a w raz z nim mocne i twarde "kurwa", jakby tym krótkim słowem skomentował całą swoją niemożność. Nie da rady. Po prostu nie da rady. — Chcesz wiedzieć czego oczekuję? Żebyś zachował się jak facet. Nawet w takiej chwili... — tutaj zacisnął z całej siły pięść, jak i szczękę, najwyraźniej mocno powstrzymując się od tego, aby nie buchnąć gniewem. Wiele emocji teraz w nim buzowało i to nie takich jakich się spodziewać mógł — pierdolisz o tym, jak bardzo się starałeś. I co Ci to dało? Trzeba było martwić się o siebie, o nas, nie tylko o mnie. Bywałem w gorszych sytuacjach jak ta. Byłem na granicy śmierci już wiele razy i z pewnością nie raz będę. A skoro uważasz, że "oni" chcą Cię zabić, to prawdopodobnie za kilka dni i mnie będą chcieli. Zabiją wszystkich, z którymi masz powiązania, Camille, niezależnie od tego, czy ktoś im zrobi przysługę czy nie — przyznał, zagryzając przy okazji wargę, tak naprawdę dopiero teraz rozumiejąc, że został wynajęty przez tych samych ludzi, którzy pragnęli i jego śmierci. I to nie było coś, co rozejdzie się po kościach, gdy podjął decyzję o rezygnacji. Teraz musiał działać szybko. Nie mógł pozwolić na to, aby ktokolwiek z bliskich mu osób ucierpiał jeszcze bardziej. Wystarczającego pokazu bezradności naoglądał się dzisiaj — nie chciał widzieć drugi raz tego samego obrazu, tym razem z perspektywy osoby trzeciej. Nie drugiej ani nie pierwszej. — Też tego tak nie planowałem i nie chciałem, aby do tego doszło. Tylko teraz... — zawahał się, ponieważ w głowie nie miał żadnych pozytywnych obrazów z tego, co go czekało — To nie była dla mnie łatwa decyzja. Nie miałem wyboru. Między nami zaczęło się układać naprawdę fatalnie i myślałem, że... Ale nie dam rady. Możesz się na mnie wyżyć, pociągnąć za spust. Cokolwiek chcesz, Camille. Nie potrafię Cię zabić — przyznał w końcu, a z samej bezradności opuścił swoje ukochane dziecko prosto na ziemię, na znak tego, że rzeczywiście może zrobić co tylko chce. Może tak będzie nawet i lepiej? Gdyby w końcu odszedł z tego popranego świata i przestał brudzić sobie ręce to coraz bardziej zepsutą krwią. |
| | | ShaelSkype & Chill
Data przyłączenia : 28/11/2017 Liczba postów : 266 Cytat : It's been lovely but I have to scream now
| Temat: Re: No, it's the perfect time for a bottle of wine. Wto Paź 13, 2020 12:58 am | |
| - Co cię interesuje w takim razie? - zapytał, ściągając delikatnie brwi, znów unosząc spojrzenie na sufit i przesuwając nim od jednej jasnej lampki do drugiej, patrząc, jak wokół nich rozchodzą się delikatne, jaśniejsze i ciemniejsze smugi światła pochodzące od coraz gorzej świecącej żarówki, która z pewnością w niedługim czasie odmówi współpracy. Te świetlne łuki działały mu na nerwy, więc znów spuścił spojrzenie na dywan, a widząc plamę krwi, parsknął z irytacją, zamykając oczy i lekko zaciskając pięści. To jednak również nie pomogło, bo zamykając oczy i zupełnie odcinając się od wszystkich widokach dookoła, zbyt mocno skupiał się na zapachu i smaku krwi oraz tym specyficznym ucisku w krtani, którego wciąż nie mógł się pozbyć, mimo że nie miał już takich problemów z oddychaniem jak parę minut wcześniej. - Hunter… - westchnął, w końcu ogniskując spojrzenie na jego twarz, sam nieco zaskoczony tym, że ostatecznie to teraz wszystko wydawała się najklarowniejsze, mimo że wcześniej nie mógł nijak zebrać myśli, zbyt rozkojarzony wszystkimi bodźcami dookoła. - Coś się stało. - ściągnął delikatnie brwi, patrząc tak na niego i w końcu z lekkim trudem, znów powoli podnosząc się, wciąż opierając o drzwi, nie chcąc po raz kolejny zbyt gwałtownie się unieść. - Nie sądzę, żebyś wysyłał do piachu każdego swojego byłego, i nie sądzę, żebyś robił to z nudów. Skoro nie dla zemsty i nie dla pieniędzy, coś musiało się stać. - dodał nieco wolniej, patrząc na niego zdecydowanie uważniej niż do tej pory, analizując całą sytuację raz po raz od początku i pochłonięty przez własne przemyślenia, ledwie kiwnął głową na jego pytanie, tak jak wielokrotnie zdarzało mu się mimochodem godzić, na cokolwiek o czym Hunter akurat mówił, kiedy przerywał mu czytanie książki, lub pracę. Dopiero po chwili spojrzał na niego znów nieco bardziej trzeźwo, wciąż jednak wyraźnie nie będąc w swoim najlepszym możliwym stanie. Kolejne możliwe scenariusze tego, co się wydarzyło, przelatywały mu przed oczami i sam nie wiedział, który wydawał się bardziej prawdopodobny od którego, zwłaszcza że część z nich miała dosyć pokaźne luki, których niestety nie dało się zatuszować nawet największą dozą pewności siebie. Część jednak zdawała się mieć sens. Był problematyczny i ktoś chciał się go pozbyć. Po co jednak w to wszystko angażować Huntera? Chcieli się pozbyć kogoś, kto mógłby stanowić problem, gdyby w końcu doszło do próby zabójstwa? Gdyby Lark był blisko, jeszcze zanim to wszystko między nimi się wydarzyło, z pewnością nie pozwoliłby na to, aby zabójca uszedł bez szwanku. Dlatego doprowadzili do sytuacji, kiedy to sam Camille się pozbył problemu. Teraz nic nie stało na przeszkodzie do celu jednak… Ktoś dowiedział się o zabezpieczeniach jego danych? Ściągnął lekko brwi na tę myśl. Może właśnie dlatego ściągnęli tutaj Huntera? Szantaż? - Kiedy dokładnie dostałeś zlecenie? - spytał nagle, jakby zupełnie wyrwany z jakiegoś transu, wciąż z lekko zaczerwienionymi oczami, zdając się zaskoczony tym nagłym, metalicznym odgłosem uderzenia broni o podłogę. Wbił w niego też spojrzenie, wyraźnie starając się skupić na tym, co się działo, jak najbardziej odsuwając od siebie świadomość tych wszystkich obrzydliwości wokół. Nie rozumiał i nie potrafił wyobrazić sobie tego, jak Lark mógł sprawnie działać w takich warunkach. Podejmować decyzje. I to takie, które na dłuższą metę okazywały się dobre. Takie, które nie dostawiały kolejnego klocka do rzędu domina, które już i tak ledwie trzymały się w miejscu, chwiejąc przy każdym jego kroku. - Nie zabiją mnie, nie od razu. - pokręcił lekko głową, stojąc już o własnych siłach, niemal wcale nie opierając się o drzwi. - Hunter… Ci ludzie chcą czegoś ode mnie. I nie mam zamiaru im tego dać, bo to jest jedyny powód, dla którego jeszcze żyję. A wtedy obawiałem się, że to ty będziesz osobą, którą będą chcieli wykorzystać, żeby to dostać. Wtedy zginęlibyśmy obaj. - odetchnął. - Miałem nadzieję, że jeśli posłucham i naprawdę się odsunę, nie będę musiał się obawiać o to, że będą próbowali zrobić krzywdę tobie. Wtedy uważałem… Że to prawidłowe rozwiązanie. - odetchnął ciężej, coraz wyraźniej zmęczony i w końcu odważył się na zrobienie kroku w stronę mężczyzny, w jakiś sposób mając nadzieję na, chociaż chwilowe zawieszenie broni między nimi. - Bałem się, że jeśli ci powiem, będziesz chciał rozwiązać tę sprawę rozwiązać, a nie uważałem, że jesteśmy we dwoje w stanie tego dokonać. Nadal nie wiem, jak mielibyśmy to zrobić. - przyznał, wyraźnie niechętnie, z trudem obnażając się przed nim w taki sposób. Odkąd pamiętał, bezsilność była chyba czymś, co było mu najtrudniej zaakceptować i może właśnie dlatego za wszelką cenę starał się znaleźć sposób na to, żeby nikt już nie mógł postawić go w takiej pozycji. Najwyraźniej jednak nikt nie jest zupełnie nienaruszalny. A na pewno nie ktoś, kto ma o co się troszczyć. - Czemu nie miałeś wyboru, Hunt? - spytał, całkiem łagodnie, co nieczęsto mu się zdarzało, jako że z natury był wyjątkowo powściągliwy i raczej chłodny w obyciu. Jedynie przy tym mężczyźnie zdarzało mu się otwierać bardziej i krzesać z siebie cieplejsze gesty, czy słowa, co widać było nawet w takiej sytuacji jak ta. - Co się dzieje? - dodał, robiąc kolejny, dość ostrożny krok w jego stronę.[/b][/b] |
| | | VenceslausSadistic Seme
Data przyłączenia : 30/07/2017 Liczba postów : 383
Cytat : The difference between sex and death is that with death you can do it alone and no one is going to make fun of you. Wiek : 26
| Temat: Re: No, it's the perfect time for a bottle of wine. Czw Paź 15, 2020 8:19 pm | |
| Wzruszenie ramion — jedynie tyle na chwilę obecną był wstanie mu odpowiedzieć. Nie mógł mu powiedzieć całej prawdy, przynajmniej nie teraz. Zbyt wielkie ryzyko to za sobą niosło — w końcu nie miał żadnej gwarancji tego, czy nie byli przypadkiem na podsłuchu. A mimo wszystko ignorantem nigdy nie był, pomimo tego, że wielokrotnie zachowanie Huntera na to właśnie wskazywało. Zbyt dużo pytań ze strony Camille uleciało w jednej, krótkiej chwili. To, że Lark pozbył się broni, upuszczając ją na ziemię nie powinien tracić czujności. Skąd mógł mieć gwarancję tego, że nie chciał go podejść? Ten jeden, jedyny raz mógł być podły w stosunku do niego i dać mu odczuć zdradę, którą on poczuł ten niecały rok temu. W końcu nie zapominajmy, że w pochwie posiadał nóż bojowy, a gdzieś pod ubraniami na pewno była jeszcze ukryta broń. Mimo to nie poruszył się w bojowym nastawieniu. Nie sięgnął po nóż kiedy widział jak Camille ostrożnie stawał z ziemi. To, jak o mały włos znowu nie zebrało go na mdłości, gdy jego spojrzenie powędrowało zbyt daleko niż powinno — na martwe ciało, do którego Hunter był przyzwyczajony bardziej niż ktokolwiek inny. Do zapachu, braku tętna, nieprzyjemnego smrodu. — Skąd wiesz? Z tego co pamiętam to nie znasz mojej przeszłości. Nie wiesz co robiłem zanim Ciebie poznałem prócz... tego. Nie potrafimy rozmawiać. Bo gdyby tak było, nie stałbym tu teraz — zauważył, może trochę samemu sobie brutalnie uświadamiając jaka tak naprawdę przepaść była między nimi. A był wstanie zrobić dla niego naprawdę wiele, a samym dowodem jest na to, że w tym momencie postanowił wpędzić w niebezpieczeństwo swoją ex i dorastającego potomka. O których Camille nie wiedział. I nieważne jak bardzo ta prawda bolesna była, Hunter nie mógł mu nic powiedzieć. Natomiast zawsze mógł zastanowić się nad tym wszystkim. Jaki był procent szansy tego, że ktoś zlecił mu zabicie go, nie wiedząc, że przez jakiś czas ze sobą byli? Czarny rynek był dość zamknięty, ale ich zleceniodawcy byli praktycznie tacy sami — gdyby nie, raczej w żaden inny sposób nie zwróciliby na siebie uwagi jak nie przez pracę. Mieli zbyt dużo "wspólnych znajomych", którzy mogli o nich wiedzieć. Było za dużo "zbyt", aby to wszystko wydawało się na swój sposób pokręcone. Gdyby tylko Hunter miał znacznie więcej informacji i wiedział, o co dokładnie chodzi, prawdopodobnie już przy samym zgłoszeniu wszystko wskoczyłoby na właściwe tory. — Nie tak dawno. Miesiąc, może półtora miesiąca temu — przyznał, bo w zasadzie nie czuł głębszej potrzeby, aby to przed nim kryć. Skoro i tak już tu stał i poddał się z wykonaniem własnego zadania, obecnie było mu już wszystko jedno — równie dobrze mógł się podłożyć i zakończyć to wszystko raz na zawsze. Przynajmniej przestanie odczuwać rosnący ból w klatce piersiowej, który po złości nie chciał mu w żaden sposób odpuścić. To pewnie kara za to, co wyprawiał na co dzień. W końcu nikt nie powinien decydować o życiu drugiego człowieka, a Hunter właśnie tym się zajmował. — Ale to zrobią — przyznał twardo, chcąc mu uzmysłowić, że w tym momencie kończyły się żarty i wszelakie zabawy, jak i gierki, w które dotychczas pogrywał sobie Camille. W cokolwiek wplątał się w ten człowiek miał cholernie przesrane — a wraz z nim ludzie z otoczenia, na których mniej lub bardziej mu zależało. Lub z którymi miał powiązania. Lark wiedział jak to wszystko działało. Nie od wczoraj stał się mordercą do wynajęcia i nie pierwszy raz miał za zadanie wykończyć tych, którzy dogrzebali się do spraw zbyt poufnych, aby mogli normalnie żyć. Ale nie to teraz było ważne. Ważniejsze było życie jego byłego, które najwyraźniej wisiało na bardzo cienkim, małym włosku. Za drugim razem tyle szczęścia może nie mieć — raczej ponownie nie trafi na rozgoryczonego byłego, który poniesie się emocjom i nie pozwoli sobie pociągnąć za spust. Dlatego też zmarszczył niemiło brwi, gdy kolejne słowa docierały do jego osoby. — W coś Ty się wplątał? — rzucił nagle, jakby wszystko co powiedział nie było aż tak ważne. To było błędne myślenie, ponieważ teraz zastanawiał się nad tym, co mógłby zrobić, aby tą upartą osobę w jakikolwiek sposób ocalić. Od tego, co go czekało. Od rychłej śmierci wyborami, którymi decydował się przez ostatni czas. A skoro zaczęło się to w dniu, w którym przestał się odzywać do Launtera, musiał siedzieć w głębokim gównie, z którego sam w żaden sposób nie będzie wstanie wyjść. — Jeśli rzeczywiście szukają czegoś, co masz, a Ty nie będziesz chciał odpuścić, poleje się krew. Nie tylko Twoja — odparł chłodno, a na znak swoich słów spojrzał się za siebie, zaczesując lekko nerwowo włosy. Wiedział, że to on rozpoczął brutalną rzeź, która w krótce nabierze błyskawicznego tempa. Gdyby tylko wiedział... Gdyby miał więcej informacji zupełnie inaczej do tego wszystkiego podszedłby. Widząc jednak jak kątem oka mężczyzna robi krok, sam Lark odruchowo zrobił krok w tył. Jakby bał się tego, że jego bliskość sprawi, że już całkowicie wyłamie to, co w nim siedziało. Nie było to zdrowe i nie chciał, aby na wierz ulały się wszelakie emocje, które trzymał w mocnym zamknięciu. Nie chciał tego teraz, nie chciał tego później. Dlaczego nie było wyłącznika do rzeczy, których nie chciało się czuć? Jego wybory byłby wtedy prostsze, mniej skomplikowane, a sumienie później nie zagryzłoby go do usranej śmierci. Wypuścił głośny strumień powietrza nosem, czując jak całe napięcie w nim rosło. — I do czego to doprowadziło? Myślisz, że obecnie będzie łatwiej to gówno rozwiązać? Szczególnie samemu? No powodzenia Ci życzę, jeśli myślisz, że sam zrewolucjonizujesz cały świat — prychnął gorzko, czując jak powoli wściekłość jego wyborami i tokiem myślenia zalewa go od środka — Jak myślisz? Jaki jest procent szansy tego, że nie siedzimy teraz na podsłuchu? — dodał jeszcze, uświadamiając sobie, że przecież ktoś chciał wiedzieć, czy Hunter, a raczej przydupas Camille da radę wykonać powierzone mu zadanie. Spojrzał się zza plecy, szybko jednak wracając na niego równie wymęczony wzrok. Też był zmęczony tym wszystkim. A i tak przez myśl przeszło mu to, aby najpierw przeszukać zwłoki, które pusto patrzyły się na ścianę, w której utknął jeden z naboi. Wraz z tą myślą ruszył w jego stronę, na razie dzielnie ignorując pytania, które zostały rzucone w jego kierunku. Bił się z tym, czy rzeczywiście mu powiedzieć, gdy sprawdzał spodnie, tułów, obuwie, kurtkę, kieszenie i wszelakie inne miejsca, gdzie mógł istnieć podsłuch. Także wyciągnął jego komórkę i zgniótł go z całej siły butem, przy okazji wyładowując na tym sprzęcie buzującą złość. Ale to i tak nie pomogło — zbyt dużo odczuć w nim siedziało, aby taka mała, nic niewarta komórka rozwiązała jego wszystkie problemy. — Dzieje się to, że nie możemy normalnie porozmawiać. Przez to wszystko zrobił się ogromny syf, który i tak będę musiał sprzątać. Bo mi na Tobie zależy, do chuja — wyrzucił z siebie, otwartą dłonią gestykulując to, jak bardzo był wściekły, jakby to właśnie tymi ruchami chciał podkreślić, jak bardzo źle czuł się z tym wszystkim. I jak wielką ochotę miał go teraz dotknąć, przytulić i zwyczajnie pocałować. W zamian jednak stał nad martwym, surowym spojrzeniem mierząc sylwetkę, która ostrożnie się do niego zbliżała, przełamując wszelakie chore, pedantyczne bariery. Hunter nie mógł tak dłużej. Wyszedł mu na przeciw i nie czekając ani chwili dłużej, złapał go dłonią za tył głowy i przyciągnął go mocno do siebie, wpijając się pasywno - agresywnie w jego usta, wychodząc z nim z tego obrzydliwego pokoju prosto na korytarz, w którym sceneria na taki pocałunek nie była aż tak bardzo odrażająca. Nie przeszkadzał mu posmak metalicznej krwi — ona wręcz napędzała go do tego, aby prędko pogłębić niezdrowy gest, pokazując mu tym samym jak wiele dla niego znaczył. Jak wiele emocji w nim siedziało i jak bardzo chciał na niego nakrzyczeć za to wszystko, co przeszli i co ich czekało, a jednocześnie pieprzyć się z nim cały, boży dzień, mając go tylko i wyłącznie dla siebie. Tak wiele sprzecznych emocji do jednego człowieka, z którymi nie potrafił sobie poradzić. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: No, it's the perfect time for a bottle of wine. | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |