|
| Ave, Caesar, morituri te salutant | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
7.Don't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 28/05/2017 Liczba postów : 258 Cytat : Oh! Despicable me. Wiek : 33
| Temat: Ave, Caesar, morituri te salutant Nie Lip 02, 2017 4:17 pm | |
| Ambitny lanista z niewielkiego Terentum pragnie zakosztować daru Bacchusa przy stole samego cesarza. Wie, że czeka go długa droga, którą musi przebyć ze schylonym karkiem i szerokim uśmiechem, pozyskując przychylność patrycjuszy. Potrzebuje jednak wojownika, który będzie krwawił na arenie, podczas gdy on będzie toczył równie niebezpieczne boje na salonach. Prawdziwy czempion zapewni mu wstęp na organizowane przez cesarza igrzyska. Choć by zwrócić uwagę władcy, lanista musi najpierw wykazać się w swoim mieście i uzyskać prawo do występu na większych arenach, które pozwolą mu okryć się upragnioną sławą. ______________ Pan i władca, lanista - Cimci. Niewolnik, gladiator - Siódmy. __________________________________________ godność Lucjusz wiek między 17 a 18 lat. wzrost 173 cm. waga 71 kg. kolor włosów ognisty rudzielec. kolor oczu prawe całkowicie białe i zamglone (nic na nie nie widzi, dlatego zakrywa je przepaską), natomiast lewe jest niebieskie. znaki rozpoznawcze czarna przepaska na prawym oku, rozsiane po całym ciele piegi. rodzina Hector – ojciec, kochający mąż i troskliwy, acz wymagający ojciec, dowódca rzymskiego legionu, zmarł w wojnie z Germanami. Yagrika – matka, Słowianka uwolniona z niewoli przez Hectora, zakochała się w nim i zamiast wrócić w rodzinne strony zgodziła się za niego wyjść, zamordowana przez łowców niewolników. trochę o nim– od urodzenia nie ma widzenia w prawym oku, stąd nie odczuwa z tego powodu jakiejś wielkiej straty i jest to dla niego jak najbardziej naturalne. Oko zakrywa opaską tylko, dlatego że większość osób nie czuje się komfortowo, gdy jest zmuszona patrzeć się zamglone, prawie białe oko. – ojciec co prawda nie wychowywał go twardą ręką, co mógł zawdzięczać nadopiekuńczej matce, ale gdy tylko miał okazję szkolił go i trenował, ucząc walki, wzmacniając chłopaka i pokazując mu jak ma przetrwać w trudnych warunkach, żeby się zahartował i potrafił sobie poradzić w życiu. I o dziwo Lucjusz bardzo to lubił, więc nawet podczas długiej nieobecności ojca sam trenował razem ze służącymi, doszkalając się i wymagając od siebie więcej niż powinien. – Doskonale posługuje się długim, jak i krótkim mieczem, trochę gorzej jeśli idzie o walkę wręcz. Nie jest przesadnie silny i zazwyczaj w tężyźnie fizycznej ustępuje o wiele większym i lepiej zbudowanym mężczyznom, natomiast nadrabia to szybkością i niezwykłą zwinnością, a także sprytem. – Zaraz po walce i jeździe konnej jego ulubionym zajęciem było czytanie wszelkich dzieł największych filozofów. – Niekoniecznie przepadał za cotygodniowymi naukami zielarstwa, które prowadziła mu matka, a on niechętnie uczył się o właściwościach kolejnych chwastów. Nigdy szczególnie nie ciągnęło go do jakiejkolwiek zieleniny, toteż przeważnie wybrzydzał czy marudził, natomiast gdy był starszy udawał, że słucha, gdy myślami był gdzieś indziej. – Do niewoli trafił trochę przez przypadek, a trochę przez słowiańskie korzenie matki, ponieważ gdy wybrali się na wyprawę w góry w celu znalezienia konkretnych ziół zostali napadnięci przez bandytów. Nikt im nie chciał uwierzyć, że są prawowitymi obywatelami Cesarstwa Rzymskiego ze względu na egzotyczny wygląd. Matkę najpierw chcieli sprzedać do burdelu, ale zarżnięto ją na oczach Lucjusza, gdy próbowała uciec. Chłopak natomiast został sprzedany handlarzom niewolników. __________________________________________ Godność Quintus Larcius Auctoritas Wiek 28 Wzrost 180 cm Waga 85 kg Kolor włosów czarne Kolor oczu ciemny brąz Rodzina Prima piękna małżonka Quintusa. Kobieta poślubiona z rozsądku raczej niż z miłości. Nieco starsza od lanisty, ale posiadająca wpływy w Terentum. Niezwykle przebiegła i zazdrosna. Attius kilkuletni syn Quintusa. Po śmierci ojca zajął się prowadzaniem szkoły gladiatorów, która należała od kilkudziesięciu lat do jego rodziny. Zamierza w końcu nadać jej znaczenie. Quintus nie chce tylko przeżyć, on chce zaistnieć. Pragnie zdobyć nie tylko majątek, ale również sławę. Ma zdecydowanie więcej ambicji niż oporów moralnych. Od urodzenia wiedział, że zostanie wpływowym lanistą. Był przekonany, że jego gladiatorzy będą występować na arenach Kapui. Żądał szacunku, w miejsce lekceważenia, które zwykli okazywać mu możni patrycjusze. Czekał tylko na dzień, w którym uda mu się to osiągnąć, bo nigdy nie zwątpił, że w końcu wyszkoli prawdziwego herosa. Na razie jednak musiał zyskać znaczenie na arenach rodzimego Terentum. Był dużo surowszym i bardziej wymagającym panem niż jego ojciec. Marcus bratał się z gladiatorami, jawnie okazywał im sympatię, a pod koniec życia wolał spędzać czas z potężnymi niewolnikami niż na wystawnych ucztach. Jego zachowanie traktowano z przymrużeniem oka i uznawano jedynie za nieszkodliwe wariactw, wynikające z podeszłego wieku. Quintus jednak nie był tak wyrozumiały wobec wybryków swojego ojca. Szeptano nawet o tym, że to on pozbył się niewygodnego staruszka. Godność Verus Wiek 24 Wzrost 189 cm Waga 90 kg Kolor włosów blond Kolor oczu zielone Najpotężniejszy przedstawiciel szkoły Larcius. Od roku nieustannie reprezentuje ją na arenie. Obdarzony miłością widowni. Był bliskim przyjacielem Marcusa, który przed śmiercią pragnął darować mu wolność. Nawet po dużej ilości wypitego wina trudno wyciągnąć z niego coś poza obscenicznymi żartami i przekleństwami. Uwielbia towarzystwo łatwych kobiet i ciągle zakochuje się w nowych dziwkach. Cieszy się szacunkiem pośród innych gladiatorów ze względu na swoją niezwykłą siłę i odwagę. Słynie ze swoich skrajnie niebezpiecznych wyczynów na arenie, które zaskarbiły mu sympatię tłumów. To w nim Quintus widzi szansę zyskania sławy.
Ostatnio zmieniony przez 7. dnia Sob Wrz 02, 2017 10:09 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | CimciInnocent Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 730
Cytat : next day same bullshit
| Temat: Re: Ave, Caesar, morituri te salutant Nie Lip 02, 2017 11:27 pm | |
| Na targu jak zawsze panował nieznośny gwar. Quintus czekał na moment, w którym nie będzie musiał odwiedzać takich miejsc. Teraz pozwalał, by pospólstwo potrącało go nieustannie, a nozdrza atakowała charakterystyczna woń niemytych, spoconych ciał, do której powinien być przyzwyczajony. Nie było go stać na ochroniarzy, zresztą kto niby miałby zapragnąć go zabić? Fakt, że nic nie znaczył, dawał mu przynajmniej poczucie bezpieczeństwa. Przesunął dłoń w pobliże sakwy, w obawie przed rzezimieszkami, których pewnie w tym miejscu było tyleż samo co zwyczajnych klientów. Rozpoczęły się już te nieznośne upały, które tylko potęgowały jego frustrację. Verus ważył się mu stawiać warunki. Głupie zwierzę uświadomiło sobie swoją uprzywilejowaną pozycję. Zyskał sławę na arenie, ale wino i kurwy uderzyły mu do głowy, dając złudne poczucie wolności. To wina ojca, który przed śmiercią zaczął w tych dzikusach dostrzegać ludzi. Cóż za absurdalny pomysł. Złapał za dłoń chłopca, który spróbował sięgnąć do jego sakiewki, a następnie odepchnął go w bok. Powiódł wzrokiem po targu, szukając czegoś wyjątkowego. Obok orientalnych wyrobów i kusząco pachnących kadzideł można było zakupić niewolnika. Towar jak każdy inny. Uwagę Quintusa przyciągnęła piękna bransoleta, błyszcząca w słońcu. Wykonana ze szczerego złota, niezwykle ciężka. Warta więcej niż kilku dzikusów. Warta zdecydowanie więcej niż to co miał w sakiewce. Przemierzał targ coraz szybszym krokiem. Drażniły go okrzyki sprzedawców, którzy próbowali wcisnąć mu chuderlawy starców albo tępych młokosów za cenę zdrowego mężczyzny. Nie chciał kolejnego niewolnika o posturze niedźwiedzia. Potrzebował czegoś innego, czegoś co wyróżni go na tle innych lanistów. Iluż podobnych osiłków walczyło na arenach? Potrzebował czegoś naprawdę oryginalnego. Jego uwagę przyciągnęły płomiennie rude włosy. Z rozczarowaniem odkrył jednak opaskę na oku młodzieńca. – Ile za tego chuderlawego? – Szanowny Panie, nie wiem, o którym mówisz, żaden nie jest chuderlawy. – Tego ślepego. – Odparł ze złośliwą satysfakcją, obserwując jak handlarz zaczyna szybko przeliczać cenę swojego niewolnika. – Nie jest ślepy, ale jeśli szukasz wojowników, to mam lepsze okazy. – Zaproponował przymilnie po sekundzie rozważań. Widać było, że mężczyźni ubili ze sobą już wcześniej kilka interesów, a przy tym kompletnie ignorowali obecność Lucjusza. On miał akurat najmniej do powiedzenia o swoich losie. – Nie szukam wojownika tylko dziwadła. Ile za niego? – Dwadzieścia.
Lucjusz pamiętał, że mężczyźni długo się o niego targowali. Kupiec nieustannie podważał jego cenę i sprawiał wrażenie niezainteresowanego. Sprzedawca w końcu ugiął się pod żądaniami wprawnego mówcy, a potem zapewne przez godzinę zastanawiał, jak mógł sprzedać niewolnika tak tanio. Dla chłopaka pewnie nie miało większego znaczenia, za ile został sprzedany. Mógł za to zrozumieć, że jego nowy właściciel ma niezwykły talent do manipulowania ludźmi. A na dodatek nie należy do zbyt hojnych. Droga do szkoły gladiatorów okazała się kolejnym koszmarem. Musiał podążać za lektyką lanisty. Upał z każdym krokiem stawał był bardziej nieznośny, a usta piekły z pragnienia. Wiedział, że jeśli poprosi o wodę, to zostanie zbity. Wydawało się, że tylko siła woli doprowadziła go bramy, a cud sprawił, że nie ugięły pod nim kolana. Gdy wkroczył na teren szkoły, dostrzegł grupę mężczyzny poddanych morderczemu treningowi pod czujnym okiem rosłego mężczyzny. Żaden z nich nie zainteresował się jego przybyciem. Zbyt mocno zapięte i ciężkie kajdany obcierały skórę, ale nadal podążał za swoim nowym właścicielem. Quintus z przyjemnością opadł na miękkie poduszki sofy. W budynku panował przyjemny chłód. Już po chwili młoda służąca przyniosła panu puchar wina. Zgięła się w ukłonie, a skąpe odzienie odsłoniło jej jędrny biust. Została odesłana niedbałym machnięciem ręki. – Do czego się nadajesz? – Zapytał obojętnie, z nutą zwątpienia w siły młodzieńca. Nie wierzył w zapewnienia sprzedawcy, o jego talencie do walki. Lucjusz musiał obserwować, jak mężczyzna gasi pragnienie, podczas gdy sam od świtu nie miał w ustach nawet kropli wody.
_________________ Underneath it all we’re just savages Hidden behind shirts, ties and marriages
|
| | | 7.Don't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 28/05/2017 Liczba postów : 258 Cytat : Oh! Despicable me. Wiek : 33
| Temat: Re: Ave, Caesar, morituri te salutant Nie Lip 02, 2017 11:30 pm | |
| Ten krótki czas w niewoli zdążył go już trochę przyzwyczaić do niewygód tego parszywego życia. Nie narzekał, nie marudził, nie płakał. Sam się sobie dziwił jak dobrze znosił to wszystko. I o ile na początku był przerażonym małym kotkiem, to teraz siedział jak przyczajony drapieżnik, wypatrując co lepiej wyglądających mężczyzn, którzy byliby skorzy zapłacić za niego majątek. Już zdążył się przekonać, że jedyny do czego mógłby się nadawać, to rola mięsa armatniego zabawiającego widownię na arenie, gdy poważniejsi gladiatorzy toczą prawdziwą walkę lub rola służącego, który podczas dłuższych nieobecności pani domu byłby doskonałym czasoumilaczem w łożu pana. Niekoniecznie podobał mu się jego przyszły los i nieszczególnie chętnie się z nim godził skoro z natury był temperamentnym i czupurnym młodzieńcem. A gdy już pojawił się potencjalny kupiec Lucius z gracją rzymskiego legionisty prezentował swoją niewyparzoną gębę, by w ten sposób przestraszyć zainteresowanego. Sfrustrowanie narastało zarówno w młodym zbuntowanym, jak i w handlarzu, który chciał jak najszybciej pozbyć się problematycznego towaru i już nawet zastanawiał się nad opchnięciem go do pobliskiego burdelu, byleby mu więcej nie zrażał kupców. Wyraźnie sobie nie radził z takimi delikwentami i marzyło mu się, by więcej nie wpadał na tak genialne pomysły jak zakup egzotycznie wyglądających chłopców.
W końcu zjawił się ktoś, kto uznał go za wartościowego, a raczej nie zraził się nietypowym wyglądem tak bardzo wyróżniającym go na tle innych niewolników. Mężczyzna wyglądał obiecująco, jak młody znudzony życiem panicz, który zamarzył sobie kupić nową zabawkę za pieniądze ojca. Chłopak stwierdził, że mogła to być całkiem niezła okazja, bo nawet jeżeli jego przyszły pan miały jakieś dziwne upodobania, to prędzej czy później znudziłby się nim i szybko odesłał do normalnej służby w domu. A to zwiastowało spokojne życie czy nawet możliwość na ucieczkę. Dlatego udał, że jest grzecznym chłopcem, który nie mieli za bardzo ozorem, pozwolił się obejrzeć, jedynie uprzejmie sunąć wzrokiem za kupcem. A potem się okazało, że mężczyzna wcale nie jest rozpuszczonym paniczem, choć może trochę był, a kimś kto posiada całkiem nieźle prosperującą szkołę gladiatorów. No to się wkopał w niezłe gówno. Westchnął niezadowolony, gdy dotarło do niego, że źle ocenił sytuację i przyjdzie mu za to słono zapłacić. Uważnie przyglądał się mężczyzny. Za wcześnie było, by mógł wydawać jakikolwiek osąd, ale już wiedział, że nie będzie posłusznie dla niego uginał karku. Z resztą nie po to trenował go ojciec, żeby teraz stał się rozrywką dla tłumów. Gardził walkami gladiatorów równie mocno, co poborcami skarbowymi. - Nie wiem czego ode mnie oczekujesz, ale nie sądzę, bym był tym kogo szukasz. Znam się trochę na ziołach, całkiem nieźle zajmuję się rannymi, radzę sobie ze zwierzętami, jeżdżę konno, znam dzieła największych filozofów, ale wątpię, byś szukał wprawnego mówcy, gdy sam tak doskonale sobie radzisz. I jak zdążyłeś zauważyć jestem ślepy. – posłał mu uprzejmy uśmiech, tak bardzo wymuszony, na jaki było go tylko stać. W końcu nie zależało mu na sympatii tego mężczyzny czy kogokolwiek innego. Odkąd trafił w niewolę, a jego matkę zabito z zimną krwią stracił zapał do życia i było mu wszystko jedno, choć już dawno sobie obiecał, że nie będzie walczyć dla tych barbarzyńców i chyba tylko to trzymało go tylko przy życiu. I właśnie z tego względu jakoś nie paliło mu się do opowiadania jakim dobrym wojownikiem mógłby być i co mógłby dzięki niemu Quintus zyskać. |
| | | CimciInnocent Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 730
Cytat : next day same bullshit
| Temat: Re: Ave, Caesar, morituri te salutant Nie Lip 02, 2017 11:41 pm | |
| – Rzeczywiście nie szukam mówcy, więc odezwij się jeszcze raz w ten sposób i każę ci wyrwać język – Quintus zagroził mu niemal ze swobodą. Ton jego głosu nie uległ zmianie, nie nabrał charakterystycznej dla groźby warkliwej nuty, nawet odrobinę się nie podniósł. Lucjusz był tylko niewolnikiem, a mężczyzna z trudem zauważał w ogóle ich obecność. Własnością, a nie istotą ludzką. Nawet nie zastanawiał się, dlaczego jego kufel jest nieustannie pełen a każdego wieczoru czeka na niego gotowa różana kąpiel. Quintus nie miał ochoty oglądać jego nieudolnych uśmiechów i ostentacyjnie sztucznie okazywanego posłuszeństwa. Od upału czuł nieustanne pulsowanie w skroniach. Potarł czoło zmęczonym gestem i jeszcze bardziej osunął się w miękkie poduszki. – Nie szukam też medyka, ani stajennego. A za zwykłą kurwę to niestety przepłaciłem. – Z niechęcią spojrzał w kierunku pozbawionego szkła okna. Materiał firany poruszył się przy lekkim, niewyczuwalnym podmuchu wiatru. Quintus wystawił twarz w jego kierunku, po czym rozczarowany westchnął. Jeszcze raz zerknął w kierunku niewolnika, który zaniżył swoją wartość. Oceniał go jak przedmiot i niestety, ale wystawiona nota nie okazała się zbyt wysoka. – Trudno. Przynajmniej chłopcy będą mieli zabawę. – Wstał z sofy i już więcej nie interesował się losem Lucjusza. Ruszył do wyjścia, gdzie w pokornym ukłonie czekała niewolnica. – Przekaż Demetriuszowi, by dał dziś gladiatorom alkohol i muzykę. A następnie przyjdź do mnie. – Na sekundę zsunął wzrok na bujne piersi, a następnie spokojnym krokiem opuścił pomieszczenie. Strażnicy zbliżyli się, by zaprowadzić Lucjusza do celi, a ten miał ostatnią sekundę, by zmienić wyrok mężczyzny. Noc z patrycjuszem istotnie mogła wydawać się najmniej okrutnym losem, ale Quintus nie był zainteresowany. Oddał go bez wahania do zabawy kilkorgu rosłych, silnych i pozbawionych rozrywek mężczyznom. _________________ Underneath it all we’re just savages Hidden behind shirts, ties and marriages
|
| | | 7.Don't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 28/05/2017 Liczba postów : 258 Cytat : Oh! Despicable me. Wiek : 33
| Temat: Re: Ave, Caesar, morituri te salutant Nie Lip 02, 2017 11:43 pm | |
| Chłodna kalkulacja nie trwała zbyt długo, a zmęczony od upału umysł mimo tego pracował na najwyższych obrotach, jak opętany przetwarzając dostarczanemu z zawrotną prędkością informacje. Czuł jak grunt mu się pali pod nogami, dosłownie. Skórzane sandały mimo naturalnego tworzywa, przy tych nieludzkich temperaturach rozgrzewały się równie mocno co blaszane naczynia. Miał wrażenie jaku grzązł właśnie w piekielnych piaskach pustyni, które równie mocno paliły skórę żywym ogniem i pochłaniały jego ciało bez najmniejszego problemu, właśnie w ten sam sposób zdecydował o jego losie Quintus. Wyjście było tylko jedno. Cholernie mu się nie podobało, ale wolałby ziemię gryźć niż pozwolić się zeszmacić w taki sposób. Co innego bogaci, zdesperowani mężczyźni szukający nowych i ciekawszych rozrywek w burdelowych buduarach, a co innego zmęczeni życiem gladiatorzy, który kurwę widzieli może raz w miesiącu, o ile nie rzadziej. Przełknął… cokolwiek miał w wysuszonych ustach i błyskawicznie, niczym piskorz, uchylił się przed silnymi ramionami strażników. Skoczył jak szczupak, a jednego z nich kopnął w piszczel i stanął z boku, niemal na wyciągnięcie ręki, gdzie mógł spokojnie i z niejaką satysfakcją przyjrzeć się złożonemu w pół strażnikowi. Drugi również nie wyglądaj najlepiej, bo gdy usiłował się od nich oddalić, to wpierw nadepnął mu na stopę, by następnie z całej siły uderzyć go w żołądek. Nawet jeśli mężczyzna nie będzie tym zainteresowany, to przynajmniej nie będzie mógł sobie zarzucić, że nie próbował, prawda? - Zapomniałem wspomnieć, że ojciec uczył mnie walczyć. Był dowódcą północnego legionu. – dodał jakby miało to jakiekolwiek znaczenie, ale miał nadzieję, że miało; choćby z tego względu, że nie był to zwyczajny chłop, który pokazywał młokosowi jak obijać innym mordę, ale żołnierz z prawdziwego zdarzenia, który naprawdę wiedział co i jak. Łypnął w stronę strażników, którzy na chwilę zgłupieli i nie wiedzieli czy mają się na niego rzucać i go obezwładniać, gdy powoli, ale bardzo skutecznie zmniejszał dystans dzielący go z Quintusem, czy jednak czekać na rozkazy. |
| | | CimciInnocent Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 730
Cytat : next day same bullshit
| Temat: Re: Ave, Caesar, morituri te salutant Nie Lip 02, 2017 11:56 pm | |
| Odwrócił się przez ramię, obserwując ten popis siły. Lekko uniósł brew, ale nie wykonał żadnego gwałtownego gestu. Lucjusz musiałby okazać się skrajnie głupi, by zaatakować pana domu. Quintus był zresztą zażenowany pojękującymi, nieporadnymi strażnikami, których zaskoczył zwykły więzień. – Najlepszym sprawdzianem twoich zdolności będzie to, czy uda ci się przeżyć kilka nocy pośród gladiatorów. Buźkę dalej masz raczej jak kurwa. Może zwiążcie go tym razem porządnie? – Strażnicy energicznie pokiwali głowami, choć do młodzieńca zbliżyli się nieufnie. Tym razem przygotowani byli do obrony. Lina na rękach Lucjusza zacisnęła się zbyt mocno, niemal odcinając dopływ krwi do dłoni. W oczach obu mężczyzn mógł dostrzec gniewny błysk upokorzenia. Wiedział, że przy najbliższej okazji mu się odpłacą. Nie wiedział, że będą ją mieli tak szybko. – Zanim zaprowadzicie go do komnat gladiatorów i przydzielicie jakiś barłóg, to wybatożycie go na placu. Nie mogę pozwolić, żeby niewolnik atakował rzymianina. Przyda się i posłuży za dobry przykład. Quintus wyszedł z pomieszczenia, by udać się na balkon i z niego podziwiać widowisko.
Gladiatorzy przerwali ćwiczenia i rozstąpili się, robiąc miejsce dwójce strażników, którzy prowadzili na powrozie jakiegoś chłopaka. Większość z mężczyzn wymieniła złośliwe uśmiechy, kilku wykonało obsceniczne gesty, ale żaden nie poczuł choćby cienia współczucia. Za przewinienie jednego niewolnika zazwyczaj karani byli wszyscy. Taka odpowiedzialność zbiorowa chroniła panów przed poczuciem braterstwa. Gladiatorzy stawali się nawzajem swoimi strażnikami. Nikt nie chciał umierać za bunt rewolucjonisty. Odrzucili bronie, by móc przyglądać się okrutnemu przedstawieniu. Zarechotali, gdy strażnik zdarł z pleców chłopka odzienie, które po pobycie w niewoli i tak przypominało tylko brudną szmatę. – Więcej! – Zakrzyknął któryś z odważnych, a następny go poparł. Drugi z oprawców przywiązał chłopaka do słupa na środku placu, który zapewne miał być symbolem tutejszej sprawiedliwości. Gdyby Lucjusz podniósł głowę wyżej, zobaczyłby przyglądającego się mu Quintusa. |
| | | 7.Don't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 28/05/2017 Liczba postów : 258 Cytat : Oh! Despicable me. Wiek : 33
| Temat: Re: Ave, Caesar, morituri te salutant Nie Lip 02, 2017 11:57 pm | |
| Już miał coś jeszcze powiedzieć, ale w porę ugryzł się w język. Jedynie niemal pokornie przyglądał się niepewnie zbliżającym się gwardzistom, którzy najwyraźniej niechętnie przyjęli swoją porażkę. W końcu nie tylko ubodło ich to, że chłopak był niewolnikiem, ale co gorsze smukłym smarkaczem, który nie powinien mieć z nimi żadnych szans. Wywleczono go na plac, gdzie żarłoczne słońce ponownie zaczęło dobierać się do delikatnej skóry rudzielca, smażąc ją i opalając na czerwono. Nawet nie starał się przed nim kryć, bo przed palącymi promieniami słonecznymi nie było ucieczki na rozległym, otwartym placu, a ukojenie czekało dopiero po całym tym spektaklu, w którym miał odgrywać głową rolę. Zrobił to. Zrobił to z przyjemnością. Zadarł głowę do góry, tylko po to, by pokazać swojemu panu uprzejmy uśmiech kogoś kto właśnie wybiera się do SPA albo na wakacje. Miał jeszcze w sobie wyjątkowo parszywy pierwiastek dumy i za nic nie zamierzał dawać komukolwiek satysfakcji z upokorzenia go w ten czy inny sposób. Nie pozwoli się złamać. A już z pewnością nie komuś takiemu jak Quintus. Dlatego rozejrzał się leniwie po zgromadzonych gladiatorach i wyłapując spojrzenie jednego z nich puścił mu oczko, zaraz po tym jak oberwał po raz pierwszy. Czy oni naprawdę sądzili, że jak tylko go tutaj przywleką, to w magiczny sposób spokornieje? Zagryzł mocniej zęby, wpił palce w gruby sznur i całym ciałem przywarł do słupa, gdy kolejny raz smagnięto go batem. Odetchnął głęboko, nabierając jak najwięcej powietrza podczas tej krótkiej przerwy, między jednym a drugim uderzeniem. Strażnicy się nie pieprzyli, nie mieli też zamiaru być wyrozumiali czy wspaniałomyślni, dlatego wręcz z przyjemnością wykonywali swoją pracę, raz za razem znacząc delikatną skórę młodzieńca, wzbogacając ją o kolejne czerwone pręgi. Gdzieniegdzie skóra się rozerwała a krew obficie spływała wzdłuż kręgosłupa znacząc czerwonymi plamami brudne odzienie. Nie były to jednak wielkie rany, raczej problematyczna i wyjątkowo cienka skóra, tak typowa dla rudzielców. Ponownie zachłysnął się powietrzem, gdy po dłuższej chwili nie nastąpił tak znajomy ból. Odchylił głowę przez lewe ramię, żeby zobaczyć jak zawiedziony strażnik odkłada bat, a drugi zmierza w jego kierunku. Gdy poderwał go do góry, poczuł jak zakręciło mu się w głowie i tylko dzięki zawziętości nie wyłożył się na ziemi. Nogi się pod nim zatrzęsły, ale nie dał po sobie nic poznać. Prychnął nawet buńczucznie w kierunku strażnika, gdy ten go ponaglał. Jeszcze kilka kroków, tylko tyle, kilka kroków. Jak się wyłożę jak długi, to koniec, mam przesrane. Byle dotrzeć gdziekolwiek mnie prowadzę i będzie dobrze. Legnę i mogę odpływać, ale jeszcze nie teraz. Głupie nogi! Zaklął pod nosem, bo czuł jak mu się plączą nogi i że ledwo idzie, ale choć oczy mu się zamykały, a w czaszce łupało jakby ktoś nią przygrzmocił o przydrożny kamień, to dzielnie brnął przed siebie, utrzymując się w pionie jedynie dzięki silnej woli. |
| | | CimciInnocent Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 730
Cytat : next day same bullshit
| Temat: Re: Ave, Caesar, morituri te salutant Nie Lip 02, 2017 11:58 pm | |
| Quintus nie zareagował na uśmiech młodzieńca. Chłopiec nie był pierwszym niewolnikiem, który nie rozumiał idei posłuszeństwa, ale lanista niejednego już uczynił jej najwierniejszym wyznawcą. Przysunął znów do ust kielich z przyjemnie chłodnym winem, choć żałował, że nie było mu dane usłyszeć żadnego krzyku młodzieńca, musiał się zadowolić stróżkami krwi, które płynęły po jego jasnej skórze. Mężczyzna, do którego Lucjusz puścił oczko, zaśmiał się rubasznie. – Patrzcie jaki chętny! – Pewnie dawno nie miał prawdziwego chłopa! – Ustaw się kurwa w kolejce, pierwszy werżnę się w tę wąską dupę! – Dość – Verus przerwał rozmowy gladiatorów spokojnym tonem, którego nawet nie podniósł. Wojownicy spojrzeli po sobie, ale żaden nie odważył się sprzeciwić rosłemu mężczyźnie, który tylko skrzyżował ręce na szerokim torsie, czekając w milczeniu do końca egzekucji. Ciszę przez dłuższy czas rozrywał jedynie świst bata. Kiedy Lucjusz upadł w końcu na wyznaczoną przez strażników pryczę momentalnie stracił świadomość. Obudziły go dopiero odgłosy zabawy, które dobiegały z sąsiedniego pomieszczenia. Głośne śmiechy. Piski kobiet. Prosta, skoczna muzyka. Zbijane kufle. Krzyki. Jęki. Odgłosy bójki i seksu. Wszystko się mieszało. Kiedy rozchylił powieki, dostrzegł, że przy jego łóżku siedział ten sam mężczyzna, który wcześniej uciął niewybredne żarty swoich towarzyszy. Verus popija z kufla, siedząc na ziemi, oparty plecami o nierówną ścianę. Gdy tylko młodzieniec się poruszył, podniósł na niego spojrzenie. – Czy wkurwiłeś naszego pana, ślicznotko? _________________ Underneath it all we’re just savages Hidden behind shirts, ties and marriages
|
| | | 7.Don't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 28/05/2017 Liczba postów : 258 Cytat : Oh! Despicable me. Wiek : 33
| Temat: Re: Ave, Caesar, morituri te salutant Pon Lip 03, 2017 12:01 am | |
| Komentarze gladiatorów mu nie przeszkadzały, były czymś na czym mógł się skupić, gdy usiłował odwrócić swoją uwagę od smagającego plecy bata. Z przykrością zauważył, że nagle ucichło i to jak za sprawą czarodziejskiej różdżki, jakby mężczyzna, który oczekiwał ciszy był prawdziwym magikiem, a wypowiedziane słowo było magicznym zaklęciem. Ciemniało mu przed oczami (okiem), gdy usiłował skupić wzrok na tym konkretnym mężczyźnie, dlatego mocniej wbił paznokcie w dłoń, usiłując pobudzić organizm w ten nieprzyjemny sposób. Działało, ale tylko na krótką metę, a gdy tylko położono go na posłaniu odleciał, pozwalając się porwać Morfeuszowi. Dudniło mu w uszach. Miał wrażenie jakby zarył mordą o ziemię albo ktoś mu solidnie przywalił w potylicę. Dzwoniło mu w czaszce, a okropny ból promieniował od czubka głowy przez kręgosłup, aż po palce u stóp. Rany na plecach były niczym w porównaniu z tym pulsującym, niemal żywym bólem, który rozlewał się po całym jego ciele. Rozważył czy podniesienie się do siadu byłoby dobrym pomysłem, ale uznał, że zapewne zakręciłoby mu się w głowie i z powodzeniem mógłby przywalić o najbliższą ścianę, gdy ponownie padałby w objęcia legowiska. Zrezygnował z tego pomysłu i zamiast tego przekręcił się na lewy bok, wykrzywiając usta w brzydkim grymasie. Włosy opadły na twarz, częściowo ją zakrywając, zwłaszcza skrywając przepaskę. Natomiast jedynym okiem spojrzał w kierunku mężczyzny. - Najwidoczniej. – wymamrotał słabym głosem, z trudem przełykając resztki śliny. Kiedy ostatnio cokolwiek pił? A tak, gdzieś koło poranka. Wreszcie ociężale skierował wzrok tam skąd pochodziły wszelkie dźwięki – rubaszne śmiechy, zmysłowe i nieco wystudiowane pojękiwania, a także muzyka. Nie trwało to długo, bo nie interesowało go co tam się działo. Bardziej ciekawiło go dlaczego ktoś taki jak Verus siedzi tutaj, przy nowym narybku, a nie tam, pośród swoich, z jakąś chętną niewiastą na kolanach. Przyglądał mu się dłużej, zastanawiając się co i czy w ogóle powinien coś jeszcze powiedzieć. Niby mógłby się usprawiedliwiać, ale do niczego go to nie doprowadzi, a ponadto wątpił, by kogokolwiek to obchodziło. Zrobił coś co zirytowało Quintusa, więc najwyraźniej na to zasługiwał. - Czy mógłbym dostać coś do picia? – dalej czuł, że próby podniesienia się skończyłyby się zawrotami głowy i wywaleniem się, więc nawet nie próbował zgrywać chojraka. - Proszę. – marzył o wodzie, choćby łyku wody, w sumie czegokolwiek co nie było słodkie i lepkie. Zasadniczo, to wątpił, by mężczyzna okazał się jego wybawcą i zechciał mu pomóc, ale tak naprawdę nie miał nic do stracenia. No, prócz godności i dumy. |
| | | CimciInnocent Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 730
Cytat : next day same bullshit
| Temat: Re: Ave, Caesar, morituri te salutant Pon Lip 03, 2017 12:04 am | |
| Gladiator z taką pozycją miał prawo do każdej dziwki w tym domu, ale siedział właśnie tutaj i z ciekawością przyglądał się chłopakowi. Sytuacja była szczególnie zastanawiająca, ponieważ nie wyglądał na kogoś, kto stroniłby od trunków albo innych przyjemności, jakie mogło oferować życie. Wyglądał na niezwykle silnego i zdrowego mężczyznę. Mięśnie napinały się pod ozłoconą słońcem skórą, a usta wyciągały w zawadiackim uśmiechu. Na ciele widoczne było kilka pomniejszych blizn, ponieważ obecnie za jedyny strój służyły mu wygodne spodnie. – Nie musisz być taki skromny, dzieciaku. Podobno dałeś po gębie dwójce strażników. – Zagadną, wyciągając w jego kierunku kufel. W naczyniu było chłodne, gorzkie piwo a nie woda. Ktoś taki jak Verus na pewno uznawał, że od czystej wody to się dopiero można źle poczuć, a batożenie przy tym jest zupełnie niczym. W smaku alkohol był koszmarny, ale chociaż na chwilę mógł ugasić dręczące pragnienie. Mężczyzna nie oczekiwał zwrotu napitku. Wyciągnął tylko nogę przed siebie, a na ugiętej oparł łokieć, nie odrywając od niego tego ciekawskiego, natrętnego spojrzenia. – To co? Powiesz mi jak się nazywasz? – Wydawał się być niezwykle swobodny i spokojny, ale Lucjusz wyczuwał w nim tę nieposkromioną dzikość. Verus był naturą przekorną i gwałtowną ze skłonnością do przemocy. Łatwo było to poznać po pewnej wyzywającej nonszalancji w gestach. Nie wydawał się jednak groźny dopóki wszystko szło po jego myśli. Prawdę mówiąc, wyglądało na to, że wyczyny młodzieńca niewątpliwie zaimponowały temu mężczyźnie, skoro zdecydował się stanąć w jego obronie. _________________ Underneath it all we’re just savages Hidden behind shirts, ties and marriages
|
| | | 7.Don't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 28/05/2017 Liczba postów : 258 Cytat : Oh! Despicable me. Wiek : 33
| Temat: Re: Ave, Caesar, morituri te salutant Pon Lip 03, 2017 12:07 am | |
| Wyglądał na kogoś, w kim lepiej było mieć sprzymierzeńca aniżeli wroga, ale nadal nie wiedział czy w ogóle dobrze było się z kimś takim układać. Zasadniczo nie miał planu. Coś tam niby myślał podczas niemiłosiernie dłużącej się drogi w promieniach okrutnego słońca palącego jego delikatną skórę, ale nie obmyślał szczegółowego planu zaaklimatyzowania się w nowym miejscu. Najpierw zależało mu na przeżyciu i jakim takim ogarnięciu się, by móc kombinować, ale w świetle najnowszych wydarzeń musiał nieco zmienić swoje priorytety, jeżeli nie chciał stracić cnoty z jakimś napalonym półmózgiem. Spojrzał na kufel z pewną dozą niedowierzania i zwątpienia, ale zaraz wyciągnął rękę i łapczywie napił się trunku, zaraz żałując pośpiechu. Zakaszlał, odkrztuszając tę część napoju, która wleciała nie tam gdzie powinna przez jego pośpiech i nieodpowiednie ułożenie. Upił jeszcze kilka łyków, już spokojniej, ale z równie nieszczęśliwą miną, bo alkohol wcale nie smakował wybornie czy choćby zadowalająco, ale jednak był wdzięczny za cokolwiek płynnego. Odstawił naczynie na ziemię, a dłoń podłożył sobie pod policzek, dla wygody. - Lucjusz. – czy będzie chciał czegoś w zamian? A może po prostu jest ciekawy nowej osoby i póki ta mu się nie znudzi, to będzie się nią interesował. - Też chętnie poznam imię mojego wybawiciela. – zsunął wolną rękę, żeby stuknąć smukłymi palcami w kufel, co miało tyle znaczyć, że jest mu wdzięczny za piwo, nawet jeżeli było paskudne. - Nie wiem kto rozsiewa takie plotki, ale jedyne co zrobiłem, to się oswobodziłem i umożliwiłem im docenienie wypolerowanej podłogi. Nikogo nie biłem. To tylko sztuczki. – Bo bić, to on się nie bardzo umiał. Coś tam mu ojciec pokazywał i niby łapał, ale trzeba było przyznać, że o wiele lepiej sobie radził w kombinowaniu i manipulowaniu otaczającymi go możliwościami. Lubił analizować sytuację i wynajdywać najlepsze z możliwych wyjść. Tak też robił podczas każdej potyczki. Nie był wojownikiem, żołnierz też był z niego marny, ale jeśli dostanie choć chwilę czasu, to być może uda mu się ujść cało z beznadziejnej sytuacji i pokona trzy razy większego i silniejszego mężczyznę od siebie, choć wszystkim mogłoby wydawać się to niemożliwe. - Rozumiem, że masz posłuch. Jesteś jakimś guru tutaj, czy o co chodziło z tym podczas chłosty? |
| | | CimciInnocent Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 730
Cytat : next day same bullshit
| Temat: Re: Ave, Caesar, morituri te salutant Pon Lip 03, 2017 12:08 am | |
| Parsknął głośnym śmiechem, widząc jak młodzieniec dramatyzuje nad kuflem mocnego piwa. Pokręcił głową, stwierdzając, że dzieciak musi się jeszcze naprawdę dużo nauczyć. Na pewno tego, że wdzięczność należy okazywać z nieco większym entuzjazmem i energią, ponieważ panowie nie są tu mistrzami subtelności. Gladiator odebrał od niego naczynie, by przysunąć je do swoich ust i w kilku dużych łykach wypić całą zawartość. Otarł wargi wierzchem dłoni. – Radziłbym ci raczej podtrzymywać te plotki o twoich wyczynach niż im zaprzeczać – mruknął leniwie. Siedział tutaj, by zaspokoić swoją cierpliwość. Lucjusz nie wyglądał dla niego dziwnie, raczej budził pamięć o dawnym, bezpowrotnie odebranym życiu. Przebywanie w jego towarzystwie na moment przywracało wspomnienie rozległych łąk, zapachu wiatru tuż po burzy i walk w imię honoru a nie ku uciesze rozkrzyczanej gawiedzi. Wyglądał jak jeden z chłopców z jego wioski. Lucjusz widział w nim prostego mężczyznę o stalowych mięśniach, sprytnym błysku w oku i tym niemalże psotnie chłopięcym uśmiechu. Wydawał się być kimś godnym zaufania, którego słowo znaczyło więcej niż słodkie, dworskie komplementy. – Nazywam się Verus i w tej szkole istnieje tylko jedno guru, które już miałeś okazję poznać. – spojrzał w kierunku drzwi, za którymi odgłosy zabawy tylko się nasilały. Mzyka przyjemnie zagrzewała do tańca. – Pomogę ci. – Zadecydował po chwili, podnosząc z podłogi obok siebie niewielkie, gliniane naczynie. Przysunął je bliżej młodzieńca, który wyczuł intensywny zapach przeróżnych ziół. – Nasz pan jutro każe ci wyjść na trening. Potrzebujesz czegoś, co choć odrobinę zasklepi rany, ale zapewne sam rozumiesz, że nie zrobię tego za uśmiech. _________________ Underneath it all we’re just savages Hidden behind shirts, ties and marriages
|
| | | 7.Don't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 28/05/2017 Liczba postów : 258 Cytat : Oh! Despicable me. Wiek : 33
| Temat: Re: Ave, Caesar, morituri te salutant Pon Lip 03, 2017 12:17 am | |
| Nie był przekonany czy rzeczywiście dobrze jest utrzymywać to małe kłamstewko przy życiu, ale skoro ktoś o wiele bardziej doświadczony mu tak doradzał, to być może było w tym coś sensownego. Zwłaszcza, że Verus był kimś kto wiedział to z autopsji i chyba nie powinien mieć pożytku z wpuszczenia młodzika w maliny. Nie bardzo chciał mu ufać, ale gdy mu się przyglądał i obserwował reakcję, to nie mógł sobie odmówić wrażenia, że gdyby jego ojciec miał brata, to tak powinien wyglądać, albo choćby się zachowywać w podobny sposób. A było to bardzo miłe skojarzenie i mężczyzna wydał mu się o wiele bliższy niż chwilę temu. - Pewnie masz rację. - i poczuł się jakby został uprzejmie zrugany przez starszego brata, któremu nie spodobało się jakieś szczeniackie zachowanie małego łobuza. Dziwnie się z tym czuł, jak i ze świdrującym wzrokiem gladiatora, które skutecznie pozbawiało go pewności siebie. Odwrócił wzrok. - Nie? Szkoda. - chciał coś jeszcze dopowiedzieć, że wcale nie potrzebuję, żeby ktoś się nade mną litował, dam sobie radę sam czy po prostu odpyskować, że ma naprawdę ładny uśmiech i Verus zwyczajnie się nie zna. Zamiast tego uprzejmie się zamknął i spojrzał w dół na Miseczkę wypełnioną czymś co cudownie ziołowo pachniało. Może nie lubił uczyć się o ziołach, ale ich zapach doceniał. - To co mógłbym dla Ciebie zrobić? Bo nie wiem czy mógłbym być dla Ciebie pomocny. - mógł zrobić wszystko, ale miał szczerą nadzieję, że nie usłyszy tej jednej, niegodziwej propozycji. Czegoś przed czym przecież uciekał i przez to leżał tutaj z ranami, a nie pośród rozochoconych gladiatorów. Niepewnie uniósł oczy na mężczyznę oczekując odpowiedzi. |
| | | CimciInnocent Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 730
Cytat : next day same bullshit
| Temat: Re: Ave, Caesar, morituri te salutant Wto Lip 04, 2017 11:38 pm | |
| Po raz kolejny to ubogie pomieszczenie o surowych ścianach wypełnił szczery, głośny śmiech mężczyzny. Było coś ujmującego w tych młodzieńczych próbach zachowania godności w beznadziejnej sytuacji. W oczach koloru bezchmurnego nieboskłonu czaił się niezbyt anielski, zadziorny błysk. To nie tylko wygląd chłopaka wywoływał to pełne tęsknoty wspomnienie ogromnych terenów, na których można było polować, wznieść dom albo kochać się w ukryciu wysokich traw nad samym brzegiem srebrzystego jeziora. Coś szczególnego było w samej jego niepokornej postawie. Skuty, pozostawał wolny duchem. – Laluniu, to o czym pomyślałeś, to z mojej strony byłaby przysługą. Jeszcze sam będziesz błagał, żeby posmakować mojego kutasa. – Mrugnął do niego, po tej nieeleganckiej sugestii. Był wojownikiem, a nie cholernym mówcą. A do tego dość próżnym mężczyzną, ale zwycięstwa na arenie niewątpliwie dawały mu do tego prawo. – Nie chce zapłaty teraz. Będziesz mi winien przysługę w przyszłości. Teraz nie masz nic wartościowego. – Niezbyt delikatnie odsłonił rany na jego plecach. Cięcia nie były zbyt głębokie, a oprawcy mieli wprawę. Wiedzieli, jak sprawić ból i jednocześnie nie zadać niebezpiecznego ciosu. Młodzieniec cierpiał, ale jego życie nawet w najdrobniejszym stopniu nie było zagrożone. Verus pochylił się nad nim. Nie potrafił się powstrzymać, by nie dotknąć szorstkim palcami delikatnej skóry. Blada pod warstwą brudu i zakrzepłej krwi, niezwykle gładka. Inna niż u większości dziwek. Ten chłopak naprawdę nie miał okazji zaznać ciężarów życia. A mimo to wcale nie wydawał się bezradny i słaby. Mężczyzna powoli, precyzyjnie i już bez zbędnych czułości zaczął nakładać maść na piekące rany. _________________ Underneath it all we’re just savages Hidden behind shirts, ties and marriages
|
| | | 7.Don't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 28/05/2017 Liczba postów : 258 Cytat : Oh! Despicable me. Wiek : 33
| Temat: Re: Ave, Caesar, morituri te salutant Sro Lip 05, 2017 12:52 am | |
| Nie był przyzwyczajony do takiego… rynsztokowego języka, bo w posiadłości jego ojca wszyscy wypowiadali się bardzo kulturalnie, a Lucjusz tak naprawdę dopiero teraz zderzył się z o wiele brzydszą i brutalniejszą rzeczywistością, niż w ciepłym rodzinnym domu. Narzekać nie zamierzał i zapewne prędzej czy później przyzwyczai się do tej wszechogarniajacej bezpośredniości w wyrażaniu myśli. Aż się zapowietrzył ze złości. Że niby o co będzie błagał?! Raptownie podniósł się na rękach mając w zamiarze… sam nie wiedział co, ale coś co dałoby temu przemądrzałemu mężczyźnie nauczkę. Szybko jednak tego pożałował, bo faktycznie zakręciło mu się w głowie, tak jak się tego spodziewał i runął z powrotem na posłanie, boleśnie obijając sobie okolice potylicy. Stęknął nieszczęśliwie, gdy złapał się za bolące miejsce rękoma. Nie tak to miało wyglądać, nie tak żałośnie i komicznie. Schował głowę między ramionami, bo niemal fizycznie czuł jak ze wstydu pali go rumieniec rozciągający się od nasady zgrabnego nosa, aż po czubki uszu. - Ja-jasne. Przysługa. Masz moje słowo. – mruknął średnio przekonany do tego pomysłu, ale nadal było to lepsze niż szalejąca za ścianą banda dzikich półmózgów. - Spółkowanie z mężczyzną nie jest na szczycie mojej listy zainteresowań. – powiedział trochę buńczucznie, bo nadal mu się nie podobało co mu zarzucano czy też wmawiano. Nigdy nie interesowali go mężczyźni w ten sposób, więc nie rozumiał w jaki sposób miałby tego zapragnąć. Lucjusz w ogóle miał wrażenie, że nie pociąga go nic poza walką. Ani kobiety, ani tym bardziej mężczyźni. Lepiej czuł się w towarzystwie tych drugich, bo nigdy nie potrafił zrozumieć szczebiotu tych ulotnych i delikatnych istot, w przeciwieństwie do silnych, niezłomnych i brutalnych mężczyzn. Ukradkiem spojrzał w bok, gdy wreszcie zbliżył się do niego, gdy się pochylał i niby delikatnie dotykał jego pleców. Przeszedł go dreszcz, wzdłuż kręgosłupa, jakby przeszył go piorun lub coś podobnego. Westchnął cicho, gdy zapiekło, a starty brud ukazał nie tylko jasną cerę, ale całą masę rdzawych kropek rozsianych po całym ciele rudzielca. Nic nadzwyczajnego, jego matka również była piegowata, choć nie w tak urokliwy sposób jak Lucjusz, którego ładnie wytoczone ramiona nabierały dodatkowego uroku przez rozsiane na nich piegi. - Powiesz mi czego mogę się jutro spodziewać na treningu? – zagadnął, bo jakoś łatwiej mu się znosiło, ten irytujący ból, gdy wsłuchiwał się w mocny głos mężczyzny. Czuł jak maść wchodzi w reakcję z otwartą raną, powodując nieprzyjemne pieczenie. |
| | | CimciInnocent Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 730
Cytat : next day same bullshit
| Temat: Re: Ave, Caesar, morituri te salutant Sro Lip 05, 2017 2:31 pm | |
| – Czego możesz się spodziewać na treningu? – Zamyślił się na chwilę i tym samym przestał nacierać rany młodzieńca. Chwilę jeszcze ostentacyjnie dumał, by następnie tonem filozofa udzielić mu tej upragnionej odpowiedzi. – Możesz spodziewać się tęgiego wpierdolu. – Pokiwał kudłatym łbem i mrugnął do Lucjusza rozbawiony. Znów nabrał sporą ilość pachnącej maści i niedelikatnie natarł rozcięcie. – Ale radzę ci go uniknąć, bo nikt nie użali się tu nawet nad najpiękniejszą księżniczką – silna dłoń zsunęła się jeszcze niżej, a łapczywe spojrzenie na moment został zawieszone nad lekko odznaczającymi się pod materiałem, krągłymi pośladkami. – A wtedy dawanie dupy facetom może znaleźć się naprawdę wysoko na liście twoich zainteresowań. Przesunął palcami tuż nad jego biodrem po wrażliwej skórze. Nawet tu znalazło się kilka ledwie widocznych pieprzyków. Maść, która najpierw wywoływała to nieprzyjemne pieczenie, następnie przynosiła odrobinę odrętwienia, ale przede wszystkim ulgę. Miejsca nią pokryte stawały się chłodniejsze, jakby zmrożone. Verus nie żałował jej na kolejne rany. Nie zrobił też nic niewłaściwego. Nie spróbował wykorzystać sytuacji. Lucjusz mógł zrozumieć, że właśnie w ten sposób ten potężny mężczyzna zdobył tutaj władzę. Nie siłą mięśni. Nawet nie sprytem, ale to wdzięczność daje dużo pewniejszą władzę niż strach. Sam właśnie zaciągnął u niego dług. – Powiesz coś o sobie? Za śliczny jesteś nawet jak na dziwkę. _________________ Underneath it all we’re just savages Hidden behind shirts, ties and marriages
|
| | | 7.Don't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 28/05/2017 Liczba postów : 258 Cytat : Oh! Despicable me. Wiek : 33
| Temat: Re: Ave, Caesar, morituri te salutant Sro Lip 05, 2017 10:24 pm | |
| Zasadniczo nie spodziewał się długiego wywodu na temat najróżniejszych ćwiczeń, próbnych walk czy czegokolwiek innego, ale miał nadzieję, na coś więcej poza wymownym srogim wpierdolem. Sam też czuł pod skórą, że nadchodzący dzień będzie dla niego kurewsko trudno i lepiej, żeby był przygotowany na wszystko. Nie spodziewał się taryfy ulgowej, nie oczekiwał lżejszego traktowania. Był świadom tego wszystkiego co może go spotkać i mimo swojego chojraczenia naprawdę bał się jutra, pojutrza, następnego tygodnia, miesiąca czy roku. Bał się, że go złamią, że stanie się potulnym barankiem, któremu jest wszystko jedno i posłusznie będzie walczył dla uciechy tłumu. - Nie spodziewałbym się, że ktoś taki jak ty będzie tak dobry w prawieniu komplementów. – rzucił rozbawiony, bo nie potrafił przejść obojętnie nad tymi wszystkimi uroczymi zwrotami jakimi go tytułował. Pewnie nie miały być ani miłe, ani pochlebne, ale nie interesowało go. Podobał mu się fakt, że ten prosty i wulgarny mężczyzna mimo wszystko potrafi się wyrażać i w ten sposób, co chwila komplementując jego urodę. Było w tym też coś zastanawiającego, bo o ile miał świadomość, że całkiem przystojny z niego młodzieniec, to nikt jeszcze nie traktował go w ten sposób, jakby co najmniej był kobietą, której urodę można opiewać w balladach i sonetach. Nikt go nie nazywał ślicznym, a jeśli to zrobił, to szybko zbierał swoje zęby z podłogi. A Verus robił to tak prawdziwie i szczerze, że Lucjusz czuł się niemal niezręcznie. - Nie chcę Cię nudzić kolejną rzewną historią o utraconym życiu. Wiem jak jestem postrzegany. Jak głupi szczeniak, który nie doświadczył życia i nie wie jak ono naprawdę wygląda. Może nie musiałem walczyć o swoje życie, ale rodzice nigdy mi specjalnie nie pobłażali. Ojciec był wojskowym, dowodził jednym z rzymskich legionów. Był surowym, ale sprawiedliwym ojcem. Nauczył mnie wszystkiego. Jak walczyć, jak przetrwać, jak wykorzystać swoje atuty. Matka była Słowianką uwolnioną przez niego z niewoli. Starała się mnie nauczyć wszystkiego co jej przekazali przodkowie, opowiadała o swoich rodzinnych stronach, o swoich bogach i o swoich ukochanych ziołach. Zawsze chciałem zobaczyć jej rodzinną wioskę. – wspomnienia były jak żywe, kolorowe obrazy leniwie płynęły w myślach chłopaka, gdy powracał do nich w tej jednej chwili. Tęsknił za swoim życiem, ale nie tonął we wspomnieniach, nie pozwalał sobie na zanurzanie się w przeszłości, gdybanie i popadanie w obłęd. Już dawno pogodził się ze swoim losem, co prawda nie zamierzał reszty życia spędzić w niewoli, ale nie miał zamiaru płakać i szlochać. |
| | | CimciInnocent Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 730
Cytat : next day same bullshit
| Temat: Re: Ave, Caesar, morituri te salutant Czw Lip 06, 2017 5:16 pm | |
| – Wiesz, jak się nie ma złota na dziwki, to czymś trzeba je zdobywać – mruknął na temat swojego talentu do prawienia komplementów. Faktem było, że słowa, jakie padały z jego ust nie były zgrabnymi metaforami poety, ale wyrażały szczery, prosty zachwyt. A poza tym przyjemną odmianą było zostać nazwany ślicznotką, gdy od tak wielu dni określano go raczej mianem kundla, śmiecia, rzeczy albo po prostu tego. Upokarzano go nie tylko biciem, ale też wulgarnymi zwrotami, które go niemalże odczłowieczały, zrównywały do poziomu zwierzęcia i to tego niezbyt pożytecznego. Mężczyzna wysłuchał jego historii, wykorzystując moment skupienia, by zasmarować najgorsze z ran. Drzwi od pomieszczenia nagle się otworzyły, a do środka wtargnął młodzieniec z uwieszoną a szyi, kompletnie nagą kobietą. – Verus! Lupus ugryzł te zacną pannę w pośladek – tu dama odwróciła się i lekko wypiła, ukazując na skórze zaczerwienienie i wyraźne ślady po zębach. Zrobiła przy tym skrzywdzoną minę i zamrugała, spoglądając znad ramienia na potencjalnego wybawcę. – A potem rozlał cały dzban piwa, goniąc na czworakach za kolejną. Verus podszedł do pokrzywdzonej i klepnął mocno ranne miejsce. – Już idę go uwiązać na smyczy. A ty, laluniu, na pewno jeszcze zobaczysz swoją wioskę. – Puścił oczko Lucjuszowi, nim zanurzył twarz w długich, gęstych włosach kobiety, którą przyciągnął do siebie zaborczym gestem. Młodzieniec został w pomieszczeniu sam. Mógł pogrążyć się we śnie i zbierać siły na jutrzejszy trening z nadzieją, że gladiatorzy będą zmęczeni po dzisiejszej libacji. _________________ Underneath it all we’re just savages Hidden behind shirts, ties and marriages
|
| | | 7.Don't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 28/05/2017 Liczba postów : 258 Cytat : Oh! Despicable me. Wiek : 33
| Temat: Re: Ave, Caesar, morituri te salutant Czw Lip 06, 2017 6:28 pm | |
| Powrót do krainy Morfeusza nie zabrał mu zbyt wiele. Wystarczyło, że mężczyzna odstąpił od jego pryczy, a maść przyniosła chłodne ukojenie, by ciężkie jak ołów powieki same opadły, tym samym wymuszając sen. A spał równo i dobrze, bo jeszcze nigdy nie miał najmniejszego problemu ze spaniem i mógł zasnąć praktycznie w każdym miejscu, jeżeli tego potrzebował. I równie łatwo budził się o poranku, nie przesypiając zbyt dużej części dnia, lecz wstając niemal ze słońcem. Czuł się nieźle, nawet mimo drobnych ran na plecach, był rześki i wypoczęty, choć nie wzgardziłby możliwością opłukania się w wodzie. Marzyła mu się kąpiel w chłodnym jeziorze, ale o tym mógł jedynie pomarzyć. Młodzieniec miał tę przewagę, że wbrew temu jak wyglądał miał świetną kondycję, więc zamęczenie go wycieńczającymi ćwiczeniami raczej nie wchodziło w grę. To prędzej on mógłby zamęczyć przeciwnika, zmuszając go do nieustannego biegania za sobą. I chociaż wyglądał jak ten młody panicz z dobrego domu, to nie wylegiwał się całymi dniami na miękki poduszkach, ale skoro świt zrywał się z łóżka, żeby rozpocząć ćwiczenia. I tak biegał, wspinał się po pobliskich górach, nosił ciężary, bił się ze służącymi. Dzięki temu nabrał kondycji, ale nadal wyglądał jak tyczka. Był trochę jak taki szczypiorek, ale obrośnięty w mięśnie, które nie odznaczały się tak bardzo jak choćby u Verusa. Słysząc nawoływania strażników, podniósł się z legowiska i wyszedł na okazały plac treningowy, gdzie powoli i wyjątkowo ociężale zaczęli gromadzić się zaspani mężczyźni. Najwyraźniej wczorajsza noc dała im możliwość zrelaksowania się, ale nadmierna ilość alkoholu i zbyt późne położenie się spać odcisnęło na nich swoje piętno. Natomiast Lucjusz, pomimo brudu oblepiającego jego ubranie, wyglądał jak nowo narodzony. Ten widok mógł denerwować. |
| | | CimciInnocent Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 730
Cytat : next day same bullshit
| Temat: Re: Ave, Caesar, morituri te salutant Pon Lip 10, 2017 11:57 am | |
| Widok mógł denerwować albo wzbudzać pożądanie, gdy poszarpane ubranie odsłoniło zbyt wiele. Obie opcje były dla chłopaka niebezpieczne, jeśli jednak myślał, że tego dnia będzie miał okazję popisać się od razu swymi bojowymi umiejętnościami to był w błędzie. – Przyda ci się nabyć trochę mięśni, chuderlaku! – Wrzasnął jeden ze strażników i świsnął batem tuż przy jego łydkach. Następnie tym narzędziem kary wskazał mu dużą kłodę. – Dalej. Podnosisz to, obiegasz wokół słup, odkładać i znów. W tempie! Okazało się, że kłoda jest jednak bardzo ciężka i Lucjusz miał kłopot nawet z jej podniesieniem, ale strażnik nie będzie skłonny słuchać jego wymówek. Był tu nowy i widać wszyscy pragnęli mu pokazać, jak nieistotną pozycję zajmuje. Poza tym jednak zadanie było przede wszystkim powtarzalne i monotonne. Przypominało zupełnie bezsensowną Syzyfową pracę, która została mu wyznaczona ze złośliwości, podczas gdy inni wojownicy trenowali ze sobą używając najróżniejszych rodzajów broni. Musiał przyznać, że byli naprawdę nieźle wyszkoleni i każdy stosował indywidualną technikę. Verus podczas pojedynku był w swoim żywiole. Okrzyki pozostałych często przerywał jego chrapliwy dźwięk. Traktował walkę jak zabawę, choć używał broni ostrej. Popisywał się. Pragnął być w centrum uwagi, udowadniał własne umiejętności i często zwodził przeciwników. W tym jak toczył pojedynek było coś psotnego, nie tylko bezmyślna siła. Naigrywał się z braków swoich przeciwników, wykorzystywał je. Z góry na plac spoglądał również Quintus. Siedział w cieniu na wygodnym fotelu, a piękna kobieta nieustannie dolewała mu wina albo troskliwie wachlowała. W tym jego kapryśnym lenistwie było coś niestosownego, gdy pod nim w palącym upale mężczyźni prężyli mięśnie i wykonywali niemalże tytaniczny wysiłek, by on mógł korzystać z luksusów. _________________ Underneath it all we’re just savages Hidden behind shirts, ties and marriages
|
| | | 7.Don't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 28/05/2017 Liczba postów : 258 Cytat : Oh! Despicable me. Wiek : 33
| Temat: Re: Ave, Caesar, morituri te salutant Wto Lip 11, 2017 9:59 am | |
| Zmrużył niebezpiecznie oczy, gdy spojrzał spod byka na strażnika, który zdecydował się strzelić batem. A trzeba przyznać, że było to spojrzenie ostre i niezadowolone, które wskazywało na to, że jeżeli tamten zamierza zrobić to jeszcze raz, to Lucjusz z przyjemnością zajmie się nim tak samo, jak zajął się tymi dwoma strażnikami dni poprzedniego. Niemniej jednak wysłuchał polecenia, przyjrzał się wyznaczonym narzędziom i z uprzejmym spokojem ruszył w stronę drewna. Wyrobić mięśnie, też mu coś. Miał mięśnie, po prostu nie wyglądał jak przerośnięty półgłowek, których tutaj nie brakowało i wcale nie chciał tak wyglądać. Ale nie mógł nic poradzić na panujący kanon piękna i to jak postrzegani byli prawdziwi mężczyźni, tutaj w cesarstwie rzymskim. Jemu bliżej było do młokosowatego podlotka niż wojownika. Wojownikiem był jego ojciec o pięknych szerokich plecach i imponującej muskulaturze. Natomiast Lucjusz od dziecka był raczej wątłym chłopczykiem o smukłym ciele, o wiele bardziej podobnym do kobiecego. Co prawda nie posiadał smukłej i ponętnej kibici, ale z długimi, rozsypanymi włosami, zgrabnym ciele i smukłymi dłońmi wyglądał raczej jak chłopiec do towarzystwa, co wszyscy z taką radością mu wytykali. Dlatego naprawdę nie rozumiał jakie plany w stosunku do niego miał Quintus, który podczas zakupu nie mógł wiedzieć, że Lucjusz potrafi walczyć. Uniósł kłodę. Nie było to najprzyjemniejsze zadanie, ale nie narzekał. Pierwsze pięć rund było katorgą, ponieważ kompletnie sobie nie radził z piekielnie ciężkim kawałem drewna, który co i rusz wymykał mu się z rąk ciążąc w jedną lub w drugą stronę. Przystanął na chwilę, żeby odsapnąć i spojrzeć w bok, w stronę Verusa. Mężczyzna wyglądał jakby był w swoim żywiole. Walka sprawiała mu niezwykłą radość, tak jak Lucjuszowi, gdy trenował z ojcem. Verus jednak był urodzonym wojownikiem, kimś kto nie miał problemu z mordowaniem dla uciechy tłumów. Lucjusz miał. Westchnął jeszcze raz i teraz chwycił drewno na ramiona, obejmując je rękoma z dwóch stron, tak by było mu wygodniej, a ciężar kłody rozłożył się na jego plecach równomiernie. W taki sposób było o wiele łatwiej biegać z tym cholerstwem, wolniej, ale przynajmniej nie nadwyrężał sobie rąk. |
| | | CimciInnocent Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 730
Cytat : next day same bullshit
| Temat: Re: Ave, Caesar, morituri te salutant Wto Lip 11, 2017 11:36 am | |
| Gdy tylko Verus poczuł na sobie spojrzenie młodzieńca, odczuł silną potrzebę, by się przed nim popisać. Puścił mu oczko, udając, że na moment kompletnie zapomniał o swoim przeciwniku. Naiwny mężczyzna widać uznał, że to jego szansa, ponieważ wykonał atak, zapominając o obronie. Reakcja Verusa była natychmiastowa. Jego przeciwnik wylądował w piasku areny z bolesnym stęknięciem, a sam gladiator uśmiechnął się szelmowsko. Zaraz potem jednak podał rękę pokonanemu, pomagając się znów podnieść. Wbrew wszystkiemu Verus traktował pozostałych wojowników jak braci. Nie w nich widział przeciwników, a w możnych, którzy zmuszali go do niehonorowej walki. Dlatego zdecydował się pomóc Lucjuszowi. Może też trochę z powodu jego urody. Ta sympatia nie umknęła również uwadze Quintusa. Arystokrata nie zawdzięczał fortuny sile mięśni, ale bezwzględności i spostrzegawczości. Podniósł się z poduszek, a następnie posłał służącą z poleceniem. Po chwili strażnik znów uderzył batem w powietrze, chcąc przyciągnąć uwagę gladiatorów. – Nasz pan, chce sprawdzić swój nowy nabytek, dlatego nakazuje pojedynek między nim a Verusem – wydał polecenie, a reszta wojowników natychmiast zrobiła wokół nich koło, tworząc coś na kształt areny. Verus zdumiony uniósł głowę, by spojrzeć na swojego władcę. Nie zamierzał ukrywać niezadowolenia, ale jego niezadowolenie nie mogło tutaj niczego odmienić. Od śmierci ojca Quintusa utracił pozycję pośród rzymian. _________________ Underneath it all we’re just savages Hidden behind shirts, ties and marriages
|
| | | 7.Don't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 28/05/2017 Liczba postów : 258 Cytat : Oh! Despicable me. Wiek : 33
| Temat: Re: Ave, Caesar, morituri te salutant Sro Lip 12, 2017 11:49 pm | |
| Przewrócił oczami na te ekscesy mężczyzny. Widać było, że ewidentnie chce się popisać, co nie uszło uwadze Lucjusza, nie miał jednak zamiaru dłużej się temu przyglądać i zamiast obserwować wyczyny Verusa powrócił do swoich ćwiczeń. Nie podobała mu się ta strona mężczyzny, jego narcyzm i to jak łasy był na wszelkie komplementy, nawet jeżeli te nie były szczere a wynikały z chęci podlizania się. Może dlatego nigdy nie rozumiał dworskich manipulacji i polityki, bo tak jak ojciec wolał prostotę, walkę i swobodę wyrażania swoich poglądów, bez sztucznych uśmiechów czy pustych komplementów. - To będzie ciekawe. - mruknął do siebie pod nosem, gdy odłożył kłodę. Może nie lubił popisów Verusa, ale miał na tyle oleju w głowie, by nie chcieć być jego przeciwnikiem, nawet z dobrze obmyślonym planem przechytrzenia go. Bo o ile mężczyzna wyglądał jak wielki i mało rozumny osiłek, to szczerze wątpił, by był równie tępy co reszta gawiedzi. Może i był prosty, ale z pewnością nie był głupi. - Co powiesz na to by dać naszemu panu rozrywkę jakiej rząda? - uśmiechnął się łobuzersko, bo jedyne co go trzymało w pionie, to ten zawadiacki uśmiech i całkiem niezła iluzaj pewnosci siebie. Najgorsze w tym wszystkim było to, że kompletnie nie miał pomysłu na walkę, a wiedział, że w prawdziwej walce nie ma z nim najmniejszych szans i mężczyzna po kilku chwilach wyłozy go na łopatki rozsmarowujac młodego na ziemi. |
| | | CimciInnocent Uke
Data przyłączenia : 29/06/2017 Liczba postów : 730
Cytat : next day same bullshit
| Temat: Re: Ave, Caesar, morituri te salutant Czw Lip 13, 2017 10:18 pm | |
| Gladiator nie mógł poczytywać sobie za osiągnięcie pokonanie takiego chłopczyka. Wyglądałby śmiesznie, ponieważ Lucjusz był przy nim jak dziecko. Pojedynek wyglądał na nierówny. Verus nie odpowiedział na szelmowski uśmiech młodzieńca. Mógł nie mieć skrupułów w powalaniu potężnych mężczyzn na piaski areny, ale czynienie tego samego z tym chuchrem wydawało mu się niehonorowe. Nie mogło przynieść sławy, tylko jej zaszkodzić, a przecież Verusowi zależało przede wszystkim na popularności. – Prędzej bym cię wydymał niż dał ci w gębę – mruknął, wciąż nie przyjmując bojowej pozycji. Quintusa wyraźnie rozdrażnił przymus oczekiwania na pojedynek. Podniósł się z miejsca, by podejść do balustrady. Skrzywił się, gdy oślepiły go mocne promienie słońca. Spojrzał w kierunku Verusa, który wciąż wyzywająco zadzierał głowę, ale nawet on musiał w końcu ulec kaprysom pana. Wojownik odrzucił broń na bok i stanął mocno na nogach. – Dalej, dzieciaku. Nie zamierzał atakować, ani robić mu jakiejkolwiek krzywdy. Wycieranie ziemi taką buźką byłoby zresztą straszną stratą. Zapewne też nie doceniał umiejętności bojowych młodzieńca. Zamierzał go po prostu szybko przewrócić na piasek i skończyć to głupie przedstawienie.
_________________ Underneath it all we’re just savages Hidden behind shirts, ties and marriages
|
| | | 7.Don't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 28/05/2017 Liczba postów : 258 Cytat : Oh! Despicable me. Wiek : 33
| Temat: Re: Ave, Caesar, morituri te salutant Nie Lip 16, 2017 11:05 pm | |
| Jak zwykle były dwie strony medalu. Z jednej strony czuł się niemal obrażony lekceważeniem jego osoby przez Verusa i szczerze mówiąc miał nadzieję, że chociaż on nie będzie go traktował jak głupiego szczeniaka. Z drugiej jednak mógł wykorzystać to na swoją korzyść, bo wydawało się, że mężczyzna nie zamierza się szczególnie wysilać, a już z pewnością nie oczekuje czegokolwiek ze strony młodego poza tym, że szybko uda mu się go pokonać. Musiał przełknąć swoje niezadowolenie i rosnące upokorzenie tym przeciąganiem ze strony mężczyzny, jak i rubasznym śmiechom czy niekoniecznie przyjaźnie nastawionej widowni. Oni wszyscy uważali goz a robala, za nic nieznadzącego gówniarza, któremu łatwo jest spuścić łomot. - Jasne. - wysyczał rozrdażniony niczym zlekceważony przez pana kot. - Załątwmy to szybko. - tak jak powiedział, tak też zrobił, a plan w oka mgnieniu pojawił się w głowie rudzielca. Zanim jednak przystąpił do ataku związał rude kłaki w ciasny kok, bo o wiele trudniej złapać za coś takiego niż powiewajace na wietrze długie włosy. A potem się zaczęło. Najpierw szybko uskoczył w bok, znajdując się tuż obok jednego z gladiatorów, który miał na sobie szatę przewiązaną długą szarfą. - Pan pożyczy. Oddam. - i nie czekajac na pozwolenie sprawnie pozbawił mężczyzny szarfy. Następnie siegnął ręką ziemi, łapiąc w szczupłe palce odrobinę piasku, udając, że rozsmarowuje go w dłoniach, jakby chciał uniknąć spoconych dłoni, ale tak naprawdę zależało mu na sypnięciu nim w oczy mężczyzny, gdy znalazł się wystarczająco blisko. Chcąc zaraz mu uciec skoczył na szczupaka w dół, ślizgiem przejeżdżajac po ziemi mięzy nogami gladiatora, tylko przypadkiem zostawiajac tam kawałek szarfy. Szybko stanął na nogi, żeby zacząć go sumiennie okrążać, tym samym oplątując nogi mężczyzny i za każdym razem robiąc uniki, tak by nie udało mu się go pochwycić, a to nie należało do najłatwiejszych zadań. Gdy jednak szarfa była napięta, pociągnął z całej siły za koniec trzymany w ręku i pmógł sobie dobrze wycelowanym kopnięciem w plecy, dzięki czemu Verus poleciał na pysk, dosłownie, ryjąc twarzą w ziemi. To nie był koniec. Młodzieniec szybko wskoczył mu na plecy, siadając na nim okrakiem, zeby wykręcić mu ręce do tyłu i owiazać tą samą szarfą. Nachylił się nad mężczyzną, żeby szepnąć mu kilka słów do ucha. - Jak myślisz, nasz pan będzie zadowolony? - powiedział wyraźnie urażonym tonem, po czym zgrabnie z niego zeskoczył i dosunął się od leżącego mężczyzny. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Ave, Caesar, morituri te salutant | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |