Miłość smoka

First topic message reminder :

Miłość smoka - Historia X z tatuażem smoka na plecach oraz Y. X jest synem rodziny mafijnej, w dodatku gejem. Y to jego ochroniarz i przyjaciel, bardzo mu zależy aby X przejął rolę głowy rodziny. X to następca smoka, jego przeznaczeniem jest stać się głową rodziny. Nie chce tego. Pragnie by Y w końcu zaakceptował, że jego uczucia nie są platoniczne i uciekł z nim od tego wszystkiego. -Tytuł nadany dwuznacznie. Miłość smoka jako miłość X przyszłego następcy do Y, oraz Miłość smoka jako Y, facet który nade wszystko ceni porządek i zasady.

X - Amantis
Y - Last Dragon

Jęknął kiedy podniósł się do siadu i zaatakował jego szyję.
- Mhhh.. Richie. - zamruczał nastawiając się na pieszczoty.
- Nie boje, tylko nie lubię. - naprostował. - to wasza wina. Ty też wychowywałeś mnie na smoka.
Potem objął go nogami w pasie i pocałował go z pasją. Miał męża. I to nie byle jakiego... tylko swojego ukochanego! Westchnął mu z uczuciem w usta i pociągnął go lekko za włosy pod wpływem emocji.
Nie tylko Richard miał dzika stronę.

Nie oni byli dzicy, a to co kumulowało się między nimi przez lata. W końcu mogli dać temu upust. Złapanie Richarda za włosy było nie lada wyzwaniem. Z Blue nie było jednak takiego problemu.

Gdyby ktoś oglądał ich z boku nie byłby w stanie stwierdzić czy to był raz czy dziesięć. Praktycznie do świtu pieprzyli się jak króliki zmieniając pozycje, intensywność a nawet czasami wymieniając w trakcie uwagi i dogryzając sobie. Byli praktycznie nierozłączni tej nocy aż obaj nie zasnęli.

Słońce przebijało się przez zasłonięte okna rażąc Richarda prosto w oczy. Spojrzał na zegarek. Wiedział, że zarówno mały jacht jak i wynajęty samochód poczekają. Wolał jednak zabrać Blue gdy będzie jak najmniej gapiów. Noc była intensywna więc teraz, po krótkiej drzemce, czuł każdy mięsień.
- Lucky... - sprawdzał jak głęboko śpi smok całując go lekko i wypowiadając jego imię. Gdy uzyskał lekkie przebudzenie uśmiechnął się i ciągnął dalej.
- Możesz spać jeśli chcesz ale muszę cię przenieść do samochodu. I nasze bagaże.

- Dobra. - zamruczał otwierając jedno oko. - tylko żeby nikt mnie nie widział w takim stanie. - dodał nie mając siły dłużej trzymać otwartych oczu. Jeszcze nigdy w życiu nie był tak zmęczony i obolały.
Treningi z Richiem to było nic w porównaniu z tym co robili zeszłej nocy.
- Jesteś bestią, kocurku. - westchnął wtulając się w poduszkę. - Przez tydzień nie usiądę na tyłku. Nigdy wiecej nie hamuj swoich pragnień, bo jak już sobie na nie pozwolisz to jest to, co najmniej niebezpieczne. - zaśmiał się chrapliwie.

- Myślę, że przez ten tydzień to będziesz miał wiele innych rzeczy do robienia jak siedzenie na tyłku.
Pocałował go krótko i podniósł się by zbierać ich rzeczy. Wszystko musiało być poukładane i na swoim miejscu. Ruch i lekkie rozciągnięcie pomogły mu w miarę się uporać z bólem mięśni. Wyniósł najpierw bagaże i postawił przy nich jednego z chłopaków.
- Na dole stoi samochód. Załaduj i zaparkuj pod tylnym wyjściem z hotelu.
Dał mu też kluczyki. Wszyscy byli ciekawi gdzie Richard porywa młodego smoka. Gdzie będzie w rzeczywistości wiedział tylko jego brat. W zapadaniu się pod ziemię jak trzeba obaj byli dobrzy. Musieli. Teraz trzeba było usunąć z świecznika na parę dni Blue zanim ucichnie wrzawa związana z ich ślubem.
- Chodź. Teraz czas na ciebie.
Zawinął go w prześcieradło i wziął na ręce niczym księżniczkę. Schował pod nim nawet jego białą głowę pozwalając mu tulić się do własnej piersi. Nikt nie mógł zobaczyć jego męża. Niestety musiał go posadzić w samochodzie.
- Teraz ja prowadzę.
Wygonił swojego kuzyna i rzucił mu "do zobaczenia"
Samochód dość szybko wmieszał się w tłum innych aut aż wyjechali na obrzeża gdzie Black zaparkował.
- Teraz musisz już przejść sam kochanie. Czeka nas jeszcze krótka podróż wodą. Zabieram cię na... koniec świata.
Zabrał się za przenoszenie bagaży na mały sportowy jacht. Maszyna na pewno była bardzo zwrotna i szybka jednak po jej bryle widać też było, że nie brak w niej podstawowych luksusów.

Trochę jeszcze pomarudził , ale nie byłby sobą gdyby tego nie zrobił. To była jedna z jego uroczo-wkurzajacych cech.
- Nie będziemy się dziś już bzykać. Moja dupa wiecej nie zniesie. Chrzanić zakwasy... Richiiiieeee, a gdzie jest ten koniec świata? Będzie tam klima i dobre jedzenie? Wiesz. Jestem strasznie głody. Mówiłem, że boli mnie tyłek? - nawijał zawinięty w prześcieradło jak dzieciak przebrany za ducha w halloween.
- A podobał ci się ślub? Nic mnie nie chwalisz. A ja tak się starałem. - Trajkotał wsiadajac na motorówkę. - ohh ale się zaczynac robić gorąco...

Richard przywykł do tego, że Lucky gada dużo. W porównaniu do niego to był chodzącą katarynką. Teraz jednak to przebijał samego siebie i nie wiedział z czego to wynika. Nawet nie był w stanie odpowiedzieć na jego pytania... ale chyba chłopak tej odpowiedzi nie oczekiwał bo paplał wesoło dalej. Odcumował w końcu łódź i pocałował go żeby się na sekundę zamknął i skupił.
- Jedynym co się dla mnie liczy to ty. Reszta to dodatki. Może ich nie być. Usiądź i zapnij pas.
Upewnił się, że zrobił o co prosił i przesunął go w cień. Sam odpalił silnik. Ruszył na pełnych obrotach. Dość długo płynęli na wprost i dopiero wtedy zaczęła się wyłaniać ich mała wysepka. Lucky nie mógł mieć wątpliwości, że to własnie na nią płyną. Richarda trochę martwił fakt, że spędzą na niej czas tylko we dwoje i to w dodatku bez służby i pomocników.
- Tylko my dwoje Lucky. - Powiedział zarzucając cumę. - Żadnego człowieka w promieniu paru kilometrów wodą. Wytrzymasz tydzień tylko ze mną?

- Umrzemy z głodu. - odpowiedział z poważną miną. Przecież on nie potrafił gotować! Richie potrafił? Zmarszczył brwi jakby się na tym zastanawiał. - Cóż... przynajmniej równomiernie się opalę. - dodał mając na myśli, że nie będzie musiał nosić dzięki temu majtek. Przecież jak będą sami, nie będzie musiał przejmować gapiami.
Był pewien, że Richiemu nie będzie przeszkadzał jego goły tyłek.
Posłał mu spojrzenie spod rzęs i puścił oczko.
Jeszcze go dupa nie przestała boleć a już prowokował. Niegrzeczny.

- Mam zapas z górką.
Odparł myśląc, że Lucky martwi się o jedzenie w kwestii fizycznej. Na kolejny komentarz tylko wywrócił oczami. Chłopak był niemożliwy. Pomógł mu zejść na pomost i z częścią bagaży ruszył do domu. Otworzył go i włączył systemy ułatwiające życie jak agregat, uzdatniacz do wody i klimatyzację. Dokładnie w tej kolejności. Pozwolił chłopakowi biegać swobodnie i zwiedzać ten mały raj na ziemi. W tym czasie poznosił resztę bagaży i skrzynki z ich prowiantem.
- Jeśli chcesz się wykąpać to nie odchodź za daleko od brzegu. Po pas.

- Jasne, tatusiu. - odpowiedział opierając się o framuge drzwi i obserwując go z zalotnym błyskiem w oku. W końcu odetchnął się od ściany i ruszył w kierunku ukochanego.
- Miałeś świetny pomysł, kocurku. - Mruknął garłowo obejmując go za szyję.
- Jest gorąco. Ściągnij ciuchy. Chyba tu możesz wyluzować? - podpuszczał go jednocześnie całując go w żuchwę.
Lucky był smokiem, a to zawsze oznaczało kłopoty. Całe szczęście, że Richard zdawał sobie z tego sprawę i mu to nie przeszkadzało.
Zwykły śmiertelnik nie zniósłby tej niebezpiecznej zabawy.

Richard znosił podchody Luckyego już parę ładnych lat. Potrafił mniej więcej rozróżnić kiedy naprawdę chciał od niego czegoś ( wtedy zazwyczaj się ulatniał) a kiedy tylko go podpuszczał chcąc sprawdzić reakcję. Poza byciem gotowym na "wakacje", do zaspokajania potrzeb swojego męża, musiał też być gotów na atak. Zadbał o wszystko o co tylko mógł chcąc ukryć miejsce ich pobytu. Dobrze wiedział, że są ludzie na świecie którzy bez problemu by ich tutaj wytropili. Dlatego wciąż w jego bagażach była broń, a on sam miał nóż przy kostce. Rozebranie się oznaczało pozbawienie broni. Spojrzał na chłopaka i westchnął.
- Ze względu na to, że zaraz będzie południe powinniśmy obaj raczej zaciemnić domek i położyć się. Drzemka w tej chwili będzie lepsza niż latanie z gołą dupą i narażanie się na poparzenie.
Odwrócił głowę i pocałował go krótko.
- Sam powiedziałeś, że mam się nie powstrzymywać a jak będziesz poparzony od słońca niestety znów będę musiał to zrobić.
Lucky miał bardzo jasną karnację, dużo jaśniejsza od Richarda. Lucky przy dobrych wiatrach po tym tygodniu będzie ładną brzoskwinką... Black zaś prawdopodobnie przypominał będzie mulata.
Skończył swoją robotę i odwrócił się obejmując chłopaka w pasie. Znów go pocałował lekko. Przesunął usta po jego policzku do ucha.
- W sypialni są zasłonięte okna i włączyłem tam klimatyzację. - Przesunął ręce z boków na pośladki i ścisnął je tak by Blue poczuł swój opuchnięty po nocy zwieracz. Docisnął go do siebie. Nie do końca jeszcze wierzył, że blondyn jest cały jego. - Jak będziesz chodził z gołym tyłkiem, prowokował mnie... będę w ciebie chciał wejść co chwila. Tego chcesz? Spędzić tydzień z moim fiutem w swoim tyłeczku?

Specjalnie szeptał mu do ucha trochę obniżonym głosem i masował jego pośladki. Nigdy tego nie robił, ale zauważył, że każde takie zachowanie strasznie podnieca chłopaka. Chciał mu odpowiedzieć tym samym co on robił mu przez długi czas.
- Po drzemce połazimy nago. Myślę, że zrezygnujesz z kuszenia mnie bardzo szybko.
Odsunął usta od jego ucha i pocałował go tym razem bardziej namiętnie zanim chłopak zdąży odpyskować coś więcej. Uniósł go lekko za pośladki by objął go nogami. Ruszył do sypialni i razem z nim padł na łóżko. Pomieszczenie było przyjemnie chłodne i ciemne. Jedwabna pościel potęgowała to uczucie. Richard znów chciał mieć swojego męża. Zamiast go wziąć docisnął się tylko erekcją do jego krocza i wsunął nos w białe kosmyki.
- Drzemka. - Mruknął jeszcze raz.

Mruknął cicho przymykając oczy. To nie był dobry pomysł, żeby dzisiaj się znowu bzykali. Jego tyłek nie był jeszcze na to gotowy.
- Kurwa. - wyrwało mu się, gdy poczuł fiuta ukochanego tuż przy swoim kroczu. Przecież tak nie zaśnie! Wywinął się mu zgrabnie i schował się pod kołdrą.
Po chwili Richie mógł poczuć jak czyjeś zgrabne paluszki dobierają się do jego skarbu.
No musi mu obciągnąć, bo nie wytrzyma.
Mieli się nie powstrzymywać, prawda?
Czy ten stan wiecznego napalenia kiedyś minie?!

Richard nie raz był zmuszony zasnąć z erekcją... a nawet się z nią budził bo śnił mu się...ktoś w dość erotyczny sposób. Nie zmieniało to sytuacji. Byłby głupi gdyby odmówił sobie tej przyjemności. Pamiętał co potrafią usta Luckyego po jakuzzi. Odsunął jedynie pościel. Chciał widzieć co robi. Spojrzenie mężczyzny mogło palić. Jego pierś unosiła się wyżej kiedy zaczął swoje czary. Oddychał głębiej i wzdychał. Całkowicie oddał kontrolę smokowi i nie żałował.
- Robisz najlepsze laski. - Skomentował jedynie gdy podciągał go do siebie. Zamknął w swoich ramionach i pocałował. Ręką zjechał w dół by sprawdzić czy przypadkiem jego blondynek sam się nie podniecił od obciągania mu.

- Mówiłem ci już, że mam wrodzony talent. - powiedział uśmiechając się po huncwocku. Chwilę potem jęknął zaskoczony w całujące go usta i zadrżał rozkosznie w reakcji na jego dotyk.
Nie do wiary. Richard naprawdę jest jego mężem. Otworzył oczy i spojrzał na niego drapieżnym, godnym prawdziwego smoka wzrokiem.
Nikomu go nie odda. Nie po tym ile lat się o niego starał.
Kto by pomyślał, ze ten śliczny młody mężczyzna może być zabójczo niebezpieczny.

Starszy uwielbiał tego typu spojrzenie. Lucky miał je od małego i Richard czół wtedy, że jest we właściwym miejscu. Dlatego teraz bez słowa zajął się nim by później obaj w spokoju mogli uciąć sobie drzemkę w godzinach największego upału. 

Nie obudził go jednak tak jak to zwykł robić ostatnie 25 lat. Zamiast podejść go delikatnie i z dystansem zrobił coś na co sam miał ochotę już długi czas. Zaczął go pieścić gdy jeszcze spał tylko po to by przytomny znów spojrzał na niego w ten specyficzny sposób. Wsunął wtedy swojego członka między jego uda i dopiero kiedy obaj osiągnęli kolejny raz spełnienie podniósł się pod prysznic. Zgodnie z życzeniem smoka wyszedł z pod niego w stroju Adama. 
- Pójdę przygotować coś lekkiego do jedzenia. - Zaproponował widząc, że Lucky wciąż zbiera się w sobie.

Lucky mimo niezbyt imponujacej sylwetki, był silnym mężczyzna. A przynajmniej tak mu się wydawało, bo po maratonie zafundowanym mu przez jego kochanie był... wykończony.
Leżał na łóżku próbując wstać z łóżka, tyle że za chiny ludowe nie mógł się do tego zmusić.
- I kawe! - wychrypiał nie podnosząc głowy z poduszki. - duża! - dodał po chwili namysłu.

- Na dzisiaj koniec seksu. - powiedział zdecydowanie lekko zgięty, bo wszystko go bolało od tych ich zabaw.
- Bo będziesz musiał mnie pod kroplowki podłączyć. - zażartował.

Richard miał trochę nadzieję, że chłopak przestanie go podpuszczać po tym wszystkim. W końcu jaki był lepszy dowód na to, że go pożąda i pragnie niż rypanie się przez dobę prawie non stop?
Postawił przed nim najpierw kawę a później posiłek. Oczywiście gotując musiał się ubrać w coś lekkiego. Spodenki sięgały mu za kolano i miały sporo kieszeni. Były w maskujący wzór. Na nie ubrał fartuch więc góry jego ciała nie osłaniało właściwie nic.
- To okryj się właściwie i nie kuś jak nie chcesz żebym znów się do ciebie dobierał.

- Jest gorąco. - pooskarżył się jakby to było coś strasznego. - jak mam chodzić pozakrywany?- burknął opierając głowę na ręce.
- Poza tym... Richie. Spójrzmy prawdzie w oczy. Nawet ubrany w worek po kartoflach będę wyglądać pociągająco...
Lucky nie był skromny, ale też nie było powodów do fałszywej skromności. Blue był ideałem. Idealne ciało, idealny wiek, idealny stan konta.
Tylko charakter i mafijne pochodzenie było skazą na tym zabójczym ideale. A mimo to Richard i tak go akceptował takim jakim jest.

Black nie mógł zaprzeczyć jego słowom. Lucky po prostu miał to "coś". Mało kto jednak wiedział, że poza ładną buzią ma działający mózg i niebezpieczną osobowość. Gdyby nie one Richard nie wytrzymałby u jego boku tyle czasu. Nigdy nie interesował go za to stan konta młodego smoka. Prędzej jego korzenie. Jak ktoś ma od małego wpompowywane do głowy, że Smoki mają być dla niego ważniejsi od własnego życia to po prostu nie dało się od tego uciec.
- Zaraz ci przyniosę.
Miał oczywiście na myśli ubranie. Była to jedna z rzeczy które często robił więc nie zauważył nawet jak bardzo usłużnie się w tym momencie zachowuje. Po chwili wrócił z płóciennymi lekkimi spodniami i koszulką.
- Lekkie, przewiewne i nie spalisz się na słońcu.
Położył je i sam usiadł z swoją porcją.

Widząc co robi Richie uniósł lekko brew do góry. Ile w tym było troski a ile przyzwyczajenia?
Postanowił wykreować im nową przyszłość. Nowe przyzwyczajenia. Nowe życie.
- Jeeej, Riiichie. Jaki ty jesteś kochany. Dziękuję, kocurku. - powiedział uśmiechając się do niego słodko. Ah te jego dołeczki w policzkach.
- Mam szczęście, że mam takiego męża jak ty. - dodał chwytając za jego rękę.
- Kocham Cię, wiesz? Nawet jeśli będę wyglądał w tych ciuchach totalnie passe, to i tak je ubiorę. - dokuczył mu na koniec uśmiechając się przy tym jak łobuz.

- Nie mają wyglądać. Mają spełnić swoją funkcję. - Skomentował jedynie gładząc kłykcie trzymającej go dłoni. Richard kompletnie nie znał się na modzie. Miał za to doskonałą wiedzę jak się ubrać do jakich warunków atmosferycznych.
- Zobaczymy co będziesz mówił na koniec tygodnia.
Odparł z uśmiechem na jego wyznanie. Richard nie wątpił, że przeżyją ten tydzień całkiem przyjemnie. Życie jednak nie ograniczało się do seksu i opalania i zderzenie z tym światem w którym trzeba coś zrobić samodzielnie mogło Luckyego zwyczajnie wybić z rytmu.
- Chciałbym żebyś zapamiętał to miejsce jak najlepiej. Wiem, że nienawidzisz zmywania a my dodatkowo musimy oszczędzać wodę więc ja to zrobię.
Powiedział gdy skończyli posiłek.
- Możesz obrać cytrusy. Będą świetną przekąską na potem.

- Nienawidzę to za mało powiedziane. - Mruknął marszcząc swoje wyregulowane brwi.
- Idziemy się potem wykąpać? - spytał leniwie sięgając po pomarańcze. Zerknał na niego pięknymi, lazurowo niebieskimi oczami.
- W końcu jesteśmy w raju. Czas się wyluzować. - zamruczał uśmiechając się łobuzersko.
Potrafił obrać pomarańcze.
- Zrobię nam jutro na śniadanie naleśniki. To potrafię już robić. - mrugnął do niego zalotnie.

Spojrzał na niego i uniósł w rozbawieniu brew.
- Najlepsze na świecie.
Powiedział tylko chcąc by chłopak więcej próbował własnych sił. On sam nie mógł gotować w kółko. Miło będzie jak i Lucky coś zrobi.
- Przejdźmy na tył domu jeśli chcesz pływać.
Zaproponował gdy skończył zmywać. Owoce obrane przez chłopaka przerzucił do zamykanej plastikowej miseczki. Wciąż nie docierało do niego całkiem, że Lucky jest jego mężem. Jasne, chłopak dążył do tego już dłuższy czas... Gdyby to przemyśleć to jako 5 latek chciał być "żoną" dla Richarda.
- Wiem że dobrze pływasz ale nie oddalaj się za bardzo bo dostanę zawału.
Poprosił gdy już znaleźli się na tylnej plaży wyspy. Odstawił napoje i owoce. Dopiero wtedy ściągnął swoje ciuchy. Pod spodem miał już kąpielówki. Były dość obcisłe ale mówiąc krótko gdy się ma aktywny tryb życia to lżej jak nic między nogami nie dynda.

- Zawału? Nie mam zamiaru zostać wdowcem. - burknął spoglądając na niego lodowato wyraźnie obrażony za takie herezje. Nawet lepiej niech nie żartuje ze swojej śmierci!
- zabraniam ci umierać przedemną! - dodał wynajdując krem z filtrem. Posmarował sobie buzie, ramiona i brzuch.
- Przy plecach potrzebuje pomocy. - powiedział wciąż wyglądając na urażonego jego wcześniejszym żartem. Mimo swojej wyniosłej miny żądał, bardzo w swoim arystokratycznym stylu, by ukochany posmarował mu plecki.
Lucky był.. jedyny w swoim rodzaju.
Albo się go kochało takim jaki był , albo niecierpiało.
Bo kto jak, kto. Blue potrafił zajść za skórę.

Lucky był smokiem. Richard od zawsze żył wśród tej rodziny gotów służyć. Nawet nie rozpatrywał więc tego jako coś "innego". Dla niego wyższość smoka była naturalna. Podszedł więc posłusznie i wprawnie, bez zbędnych ceregieli i umizgów wysmarował mu plecy. Po wszystkim odsunął się i opadł na drugi leżak. Normalnie byłby już w wodzie żeby chociaż trochę się poruszać. Zażywał jednak od 24 godzin dość ruchu w sypialni. Jego ciało było trochę opalone od ruchu na świeżym powietrzu. Mimo to ułożył się całkowicie w cieniu. Zdążył zamknąć oczy i westchnąć z ulgą, gdy coś go tknęło. Uchylił powiekę i spojrzał na blondyna.
- Chcesz mnie wysmarować kremem z filtrem?
Zapytał uważnie obserwując chłopaka.

- Przecież Leżysz w cieniu. - powiedział zakładając na głowę piracką chustkę, co tylko nadawało mu uroku. Spójrzmy prawdzie w oczy, Lucky we wszystkim wyglądał niesamowicie. Odwrócił się w jego stronę zerkając na niego z nad okularów z odrobiną zainteresowania.
- Chyba znowu ci nie nie zbiera na amory, co? Ja na razie odpadam. Cała noc bzykania to za dużo, nawet jak dla mnie. - powiedział bez cienia zażenowania.
Przejrzał się temu opalonemu ciału i aż mu penis podskoczył. Ale ten jego mąż był zabójczo przystojny. Westchnął z rozmarzeniem.