Miłość smoka

First topic message reminder :

Miłość smoka - Historia X z tatuażem smoka na plecach oraz Y. X jest synem rodziny mafijnej, w dodatku gejem. Y to jego ochroniarz i przyjaciel, bardzo mu zależy aby X przejął rolę głowy rodziny. X to następca smoka, jego przeznaczeniem jest stać się głową rodziny. Nie chce tego. Pragnie by Y w końcu zaakceptował, że jego uczucia nie są platoniczne i uciekł z nim od tego wszystkiego. -Tytuł nadany dwuznacznie. Miłość smoka jako miłość X przyszłego następcy do Y, oraz Miłość smoka jako Y, facet który nade wszystko ceni porządek i zasady.

X - Amantis
Y - Last Dragon

- Japierdole, Richie! - warknął prężąc się i próbując wydostać ręce z kajdanek, żeby pachnąć go i.. Na dziać się w końcu na tego twardego fiuta.
Az odchylił głowę do tyłu kiedy ten nacisnąć na jego prostatę. Jasna buzia blondyna dostała kolorów, błękitne oczy nie tylko błyskały złowrogo, ale też zaszły mgłą.
Tylko Richard widział go w takim stanie. Tylko jemu ufal na tyle, by oddać się mu całkowicie.
- Rii.. - wychrypiał cienkim głosem, bo ten znowu sprawił, że młody Smok odleciał. - Nie wdzięczny drań. Przestań. Ah. Się bawić.

- To miały być przeprosiny czyż nie? To znaczy, że mogę się bawić ile chcę.
Skomentował złośliwie. Torturował go jeszcze chwilę pieszczotami palców i ust. Później odwrócił go tak by znalazł się twarzą w poduszkach. Ściągnął gacie i przyłożył członek do jego wejścia. Nie ubierał gumki. Chciał żeby poczuł wszystko. Pilnował żeby machając tyłkiem nie nabił się mocniej. Napierał na jego wejście i delektował się tym jak zachłannie i gładko otwiera się przed nim. Wiedział, że torturuje tym tylko bardziej czekającego na pełne pieprzenie smoka. Richard był jednak pieprzonym zboczeńcem i sadystą. Delektował się zarówno wsuwaniem kutasa w jego tyłek jak i jękami zawodu gdy go opuszczał. Podpuszczał go żeby błagał chociaż w wydaniu smoczym wyglądało to bardziej jak groźba śmierci. Tym bardziej zaskakujące musiało być gdy po kolejnym wycofaniu główki wszedł w niego cały aż jądra odbiły się od pośladków i zaczął go naprawdę ostro pieprzyć.

Black kochał w nim absolutnie wszystko. Zarówno w seksualnym jak i charakterologicznym ujęciu. Wkurzał go, jasne. Miało to jednak wydźwięk wyłącznie związany z jego własnymi emocjami.
- A to mój prezent dla ciebie.
Wysapał czując, że jego mąż zaraz dojdzie. Spuścił się głęboko w nim. Nie powinien i unikał tego. Lucky jednak zdawał się lubić to w jakiś dziwny przewrotny sposób.
Otworzył kajdanki i dopiero wtedy zszedł z niego opuszczając ten słodki tyłeczek. Położył się obok niego i jego ręce na swojej szyi. Jeśli chciał go teraz dusić i zrealizować wszystkie te groźby. Proszę bardzo.
- Dobrze ci w bieli.
Dorzucił uśmiechając się szeroko gdy jego sperma zaczęła cieknąć po udach chłopaka.

- Jesteś paskudnym dupkiem, nie będę odzywał się do ciebie do końca życia. - burknął spocony i zmęczony jak gdyby przebiegł conajmniej maraton.
- A tak poza tym, to mi jest dobrze we wszystkim. Bo jestem zajebsicie atrakcyjny. - dodał w typowym dla siebie stylu. Lucky był jedyny w swoim rodzaju.
- Teraz to musisz mnie zanieść do łazienki. - zażądał ciągnąć go za policzek. - wredny draniu. - zamruczał nieco sennie. Ale on go kochał.
Westchnął cicho i zamknął oczy.
- Tylko z dużą ilością piany.

Zaniósł chłopaka do wanny a sam wszedł pod prysznic. Nie zamierzał rezygnować z kolacji z ojcem Luckyego. Ubrał się wiec klasycznie w garnitur i przygotował ubranie dla męża.
- Zjedzenie kolacji nic cię nie kosztuje. Później wrócimy tutaj i możemy kontynuować.
Obiecywał wpatrując się w wylegującego się w wannie chłopaka. Pożerał go wzrokiem. Nie pozwalał sobie na to zbyt często tak otwarcie.

- Podoba Ci się to co widzisz, co nie? - uśmiechnął się seksownie i podniósł się odrobinę pozwalając by woda sciekala po nim sensualnie.
- Tylko żadnych kajdanek. Nie lubię nie móc cię dotknąć. - zamruczał wyrzucając nogę do góry i patrząc jak piana spływa po niej w dół. Miał idealnie gładkie nogi, żadnego włoska. Był wypielęgnowany od stóp do głów, dzięki czemu był taki zachwycająco piękny.
- Wiesz ze ta kolacja to nie będzie zwykła kolacja. - burknął niezadowolony.

Nie komentował jego wyglądu. Zwyczajnie pożerał go dalej wzrokiem.
- Wszystkie smoki mają to do siebie, że przy jednej okazji załatwiają parę spraw. Jesteś taki sam Lucky.

Ubrał mu szlafrok na ramiona. Wiedział że woda wchłonie się od razu w ciepły materiał. Pół godziny później szli pod ramię do jadalni. Richard jak zawsze w nienagannym garniturze i krawacie ( chociaż wciąż bardziej przypominał sposobem bycia ochroniarza niż "smoka") i Lucky... oczywiście tak jak miał w danej chwili ochotę. Richard może i miał wpływ na chłopaka. Nigdy jednak nie nadużywał go w kwestiach które nie były ważne.
- Dobry wieczór. Przepraszamy za spóźnienie.
Skłonił się grzecznie w drzwiach.

Nachmurzył się. Nie lubił bycia smokiem i Richie dobrze o tym wiedział. Po co mu o tym przypominał?

Lucky ubierał garnitur tylko wtedy kiedy naprawdę musiał, albo.. Gdy miał taki kaprys. Na dzisiejszy wieczór wybrał obcisłe czarne spodnie i lniana koszule. Blond włosy zaczesał do góry i przypiął trzema wsuwkami, żeby nie leciały mu na oczy.
- Tak, tak. Siadaj już. - burknął blondyn popychajac męża na wolne miejsce przy stole. Wkurzalo go, że był taki oficjalny.
- Blue mógłbyś się nauczyć od męża dobrych manier. - fukneła kobieta na swojego syna.
Lukcy parsknął i spojrzał na nią z politowaniem.
- To zdaje się miało być twoje zadanie.
Gdyby nie głową rodziny, ta dwójka by się pozabijała.

Richard jedynie uśmiechnął się krzywo. Zaś na konflikt matki i syna nie mógł nic poradzić. Byli w wielu rzeczach tak bardzo podobni... Głównie po niej odziedziczył urodę.
Starszy Smith kiwnął by podano posiłek i zaczął... interesy. To tylko jeszcze bardziej znudziło panią Smith. Richard czasami delikatnie głaskał pod stołem udo Luckyego żeby odwrócić jego uwagę od gadania matki. Starał się przy tym uprzejmie odpowiadać na pytania jego ojca i utrzymywać rzeczową konwersację.

Na koniec ojciec zostawił największą rewelacje.
- Będzie bankiet dla przyszłych głów rodziny. - zaczął na co w końcu Lucky łaskawie na niego spojrzał.
- Musicie pójść na niego i sprawić, że każda z rodzin z Ameryki i wielkiej Brytanii, będzie chciała być naszymi sojusznikami.
Blondyn parsknął. Świetnie.
- Aha i co jeszcze? Może mamy chodzić po wodzie? - spytał zirytowany tymi wymaganiami.
- Macie być najlepsi. Potraficie się zaprezentować jeśli chcecie. Szczególnie ty, Lucky. Ah. Ochrona czeka na zewnątrz. Będzie tam sami, to bardzo niecodzienne spotkanie. Rzadko się takie organizuje, ale widocznie coś jest na rzeczy.
Blue przewrócił oczami i odwrócił głowę w bok. Super. Znowu obowiązki i pokazowka. Jeszcze nie doszedł do siebie po podlizywaniu się prostytutka a tu kolejne zadanie.

Wziął delikatnie dłoń chłopaka i uniósł do ust.
- Lucky ma najlepszą ochronę u boku. Nie opuściłem go i nie zawiodłem od ponad 20 lat. Nie zamierzam tego robić teraz. Podejrzewam że chodzi o moje pochodzenie Smoku. Jestem Psem. Rodzina nigdy się nie łączyła z służbą jeśli nie liczyć paru mezaliansów bocznych gałęzi. Lucky będzie grzeczny i ... sobą. Mam rację kochanie?
Powiedział puszczając jego dłoń i masując mu kark.
- Tego się obawiam Richardzie. Trzymaj go w ryzach. - Powiedział starszy Smith wciąż wwiercając się spojrzeniem w syna. To od niego chciał potwierdzenia, że zrozumiał swoje zadanie.

Lucky rozpływał się pod dotykiem ukochanego. Wyglądał teraz jak kot który nie był pewien czy bardziej chce syczeć i prychać czy może mruczeć i się łasić.
Richard był największą słabością blondyna i tylko on jeden potrafił nad nim panować.
- Dobra, dobra. Padną przedemna na kolana. Jak każdy, gdy się postaram. - burknął w końcu w ten typowo księciowaty sposób.
- Tylko miziaj mnie dalej po karku. - szepnął do ukochanego z naburmuszona mina.

Po tej jakże kulturalnej wymianie zdań i kolejnym pokazie sił posiłek minął na babskim świergocie matki Luckyego, która oczywiście opowiadała o koleżankach i zakupach i wszystkich babskich rzeczach, na które mężczyźni jedynie potakiwali. Richard niestety musiał przestać ugniatać kark chłopaka jeśli chciał skończyć posiłek. Atmosfera rozluźniła się na dobre gdy w końcu starszyzna zdecydowała się opuścić jadalnię i zakończyć posiłek. Zostali tylko we dwójkę.
- Myślę, że powinieneś mi towarzyszyć gdy będę jutro w Domu Loary.
Był to przybytek w którym panie ucierpiały najbardziej po łapance Luckyego, a jednocześnie miejsce gdzie dochód z branży był największy.
- Obiecałem zająć się przetransportowaniem kasy.

To tego domu poszło też najwięcej dziwek, które ostatnio oczarował. Zrzędła mu mina słysząc, że ma tam pójść ze swoim mężem.
To oznaczało, że będzie musiał dalej grać wspaniałego, słodkiego księcia na białym koniu. A Richie będzie go widział w takim wydaniu.
Tragedia.
Założył ręce na piersi i naburmuszył się. Wszystko przez Richiego! To jego wina, że chodził na dziwki zamiast zająć się nim. Na jakie licho tyle się przed nim wzbdaniał?! Miał taki chętny tyłek tuż przed swoim nosem!
- To kolejna kara ojca czy co? - burknął pod nosem niezadowolony.
- Jestem zły. - oznajmił jakby oczekiwał, że jego mąż zacznie go przepraszać i błagać o wybaczenie.

- Nie. Propozycja. Mogę pójść tam sam. Prawdę powiedziawszy moja propozycja wynika z twojego wcześniejszego wybuchu zazdrości. Jeśli nie masz nic przeciwko żebym poszedł do burdelu sam, zrobię to sam. Mam jednak wewnętrzne przekonanie graniczące z pewnością że gdybym tego nie zaproponował i po prostu tam poszedł znów zaczął byś strzelać do niewinnych.
Oznajmił z całkowitym spokojem. Pocałował go w czoło.
- Chodź. Dokończymy co zaczęliśmy.
Postanowił zignorować humory Luckyego. Chłopak musiał dorosnąć. Sam chciał go za męża, chciał równości, to musi być świadom konsekwencji.
Wziął go delikatnie za rękę i zaczął iść w kierunku pokoju chłopaka.

Cóż. Znał go lepiej nie on sam. Po przemyśleniu sprawy stwierdził, że faktycznie mu sie nie podoba wizja Richiego w burdelu.
Zmarszczył brwi, co świadczył o tym, że intensywnie nad czymś myśli. Nawet nie zauważył, że wyszli z jadalni i kierują się w kierunku sypialni.
- Nie pozwalam ci iść samemu. I wiesz co, najlepiej jakbyś w ogóle tam nie szedł. Ja zawioze pieniądze. - zawyrokował. - Miałem przecież przejąć więcej obowiązków, co nie?

Pokiwał przecząco głową. Kimmy i parę set tysięcy zielonych równało się katastrofie.
- Ostatnim razem jak znalazłeś się w posiadaniu dużej gotówki kupiłeś ten przeklęty bar go - go na granicy wpływów bo spodobało ci się jak tancerz wije się na rurze. Wywołało to małą wojnę z Brudnym Harrym. - Żeby złagodzić swoje słowa zaczął mu szeptać bardzo sprośną propozycję.- Może ty zostaniesz moim kociakiem do towarzystwa. Ubierzesz pod spód to swoje lateksowe.... - Richard doskonale wiedział już po ich miodowym tygodniu jak łatwo nakręcić Luckyego. Oczywiście nie zamierzał z nim nic robić w miejscu publicznym. Wiedział jednak jak chłopak kocha adrenalinę i wyzwania. Sam nakręcał się tą wizją. Nic więc dziwnego, że gdy tylko przekroczyli próg sypialni wziął chłopaka i rzucił się wraz z nim na łóżko.
- A teraz dokończmy to co zaczęliśmy przed kolacją. - Zamruczał mu.

- Za to nauczyłem się kilku naprawdę seksownych sztuczek na rurze. Żałuj, że nie chciałeś popatrzeć. - zamruczał przesuwając językiem po żyle, biegnącej w szyi, a potem Zassał się na niej z zadowolonym pomrukiem.
Nagi same rozkładały się przed ukochanym, a biodra podrygiwały nie mogąc się doczekać aż zyskają więcej uwagi.
- Nie wiem czy stać Pana nawet na szybki numerek. Chyba nie zdajesz sobie, skarbie, sprawy z tego jaki jestem LUKSUSOWY. - zażartował prowokująco.

- Mój kutas też jest luksusowy. Myślę, że się dogadamy. - Odparł mu rozbawiony. Zaczął go rozbierać by później przylgnąć ustami do torsu chłopaka i zacząć schodzić w dół. Dbał by nie pominąć najwrażliwszych miejsc. Pamiętał gdzie miał kajdanki i gdy tylko Lucky stracił trochę głowę zaraz przypiął jedną z jego dłoni.
- Nie martw się. Drugiej nie unieruchomię. - Odsunął się od niego żeby się rozebrać. Zawsze było to widok od którego leciała ślinka. W odróżnieniu od szczupłego Smitha i jego deliaktnie zarysowanych mięśni, te Richarda wyglądały jakby spędził pół życia na siłowni, trochę przerażające było to, że wykuł je w walce. Lucky niestety przykuty do łóżka mógł co najwyżej szarpnąć się. Ciało męża było w tej chwili poza zasięgiem. Stanął do niego bokiem tak by wzwód, płaski brzuch i umięśnione uda były widoczne. Wraz z dołeczkami w pośladkach.
- I jak. Wystarczająco luksusowy dla ciebie? - Zapytał drażniąc się z nim. - Chcesz posmakować?
Zapytał z uśmiechem i podszedł pod zasięg wolnej ręki chłopaka.

- Jesteś podstępną gnida. - skomentował słodko i wykopal nogę w przód, chcąc trzasnąć ukochanego w łydkę. Nie dosięgnął. Warknął sfrustrowany i spojrzał że złością na unieruchomiony nadgarstek. Jak on nienawidził kajdanek.
- Radzę Ci nie spać dzisiejszej nocy, bo także możesz obudzić się w kajdankach. - dodał obserwując męża z czystym pożądaniem. Był napalony od widoków i tej niegrzecznej gry.
- To zależy ile zapłacisz. - powiedział udając, że wcale nie rusza go ten piękny, stojący kutas. Oblizal wargi, chciałby go już poczuć w sobie. Albo chociaż polizać..

Dla smoka to już była niegrzeczna gra a dla Richarda zwykła przekomarzanka z kochankiem. Jego próg wyuzdanych rzeczy leżał w zupełnie innym miejscu.
- Powiedz mi czego chcesz. - Wyszeptał pochylając się nad nim. Zrobił to tak by jego biodra znajdowały się na wysokości twarzy chłopaka. Wystarczyło, że wyciągnie rękę by go dotknąć. Wystarczyło, że przesunie lekko kajdanki po drążku i będzie mógł wziąć go do ust. Black wciąż się drażnił z młodszym.

- Chcę... - zaczął pyszałkowatym tonem, ale widząc stojącego kutasa tak blisko siebie, zapomniał co chciał powiedzieć i nie mogąc już dłużej czekać wziął do ust sterczącą pałkę.
Zamruczał jak zadowolony kocur, który właśnie dostał miseczkę mleczka. Drganie krtani zasaerwowało mężczyznie przyjemny, erotyczny masaż.
Lucky nie miał takiego doświadczenia jak jego mąż, był też młodszy, przez co nie miał w sobie tyle opanowania co Richie.
Jego ciało nie było jeszcze nasycone, chciał więcej i częściej. Najchętniej wcale nie wychodziłby z łóżka... Przez miesiąc.

Gdy chłopak wziął go do ust sam westchnął z rozkoszą. Wsunął się na materac tak by mógł wygodnie go ssać. Fascynowało go w tym chłopaku wszystko. Ciągle w jego głowie był bunt przeciwko temu co robią i co między nimi się dzieje. W końcu smoczy książę powinien mieć księżniczkę. Ten jednak zapamiętale oddawał się właśnie przyjemności seksu oralnego. Gdy odsunął biodra Lucky wyglądał jak dzieciak któremu zabiera się lizaka.
- Teraz moja kolej. - wziął na rękę sporą ilość żelu żeby rozciągnąć jego tyłek i zanurkował między nogi chłopaka sam oferując mu oralną pieszczotę.
Chociaż Richard uwielbiał widok Luckyego ssącego jego kutasa to bardziej jarało go jak jęczał i przeklinał na skraju podniecenia. Chyba nie było w nim czegoś co by go nie podniecało.
- Złap się wezgłowia - podpowiedział i sprawnym ruchem odwrócił się z nim tak żeby chłopak był pod nim. Jego cierpliwość też nie była nieskończona. Chciał go wziąć od tyłu. Nie potrafił jednak podejść do tego z dystansem jak do prawdziwej dziwki więc mocno wtulił chłopaka w swoje ramiona.
- Jesteś najpiękniejszą i najbardziej seksowną istotą jaką spotkałem. Powoli kochanie. Mamy całą noc.
Wyszeptał mu do ucha. Zaczął w niego wchodzić bardzo powoli.

- Jak to, powoli? - jęknął wypinając pięknie tyłek dla męża. - Na powolny seks, przyjdzie pora po trzecim razie. - dodał przejmując inicjatywę i cofając biodra w tył, nabił się na pulsujacego penisa do samego końca.
- Ahhhhh.... - sapnął odchylając głowę do tyłu. To uczucie wypełnienia było takie.. Podniecające. Na granicy bólu i przyjemności.
- Wypełniasz mnie po brzegi.. Jesteś taki duży..
Zaczął kręcić biodrami by potrzeć to magiczne zgrubienie w jego wnętrzu. Kiedy tak się stało, aż zadrzał z przyjemności.
- Richie..

Wiążąc się ze smokiem należało spodziewać się, że on zawsze ma kontrolę. Nawet jeśli jest przykuty do krzesła i w uległej pozycji to on nada tempo zabawie i zdecyduje co, kiedy i jak. Richard po latach spędzonych z nim nie zdziwił się zbytnio. Gdy chłopak znalazł odpowiedni kąt dostosował się do jego życzenia. Gdy tylko wypychał w jego kierunku biodra przyspieszał by spotkali się z mocnym uderzeniem w połowie drogi. Richard sięgnął między nogi Luckyego i zaczął go dopieszczać by przeżyli finisz razem. Gdy zaczął dochodzić przytrzymał go by samemu skończyć najgłębiej jak się dało.
- Za każdym razem jak chcę oddać hołd twojemu pięknu i kochać się z tobą delikatnie kończymy w ten sam sposób. Pieprząc się namiętnie i dziko jak zwierzęta. Naprawdę musiałbym cię związać i zakneblować żeby to się udało. - Mówił lekko dysząc i uśmiechał się. Zaczął kąsać jego kręgosłup i wycofywać się z jego tyłka.

- Tyle lat musiałem się powstrzymywać, że teraz kompletnie odbija mi jak tylko jesteś blisko mnie. - wymruczał nie otwierając oczu.
- Nie wychodz. - mruknął cicho. - Lubię jak jesteś w środku, tak długo na to czekałem. - dodał mając wrażenie, że plącze mu się język.
Zamrugał i podniósł się lekko do góry, by spojrzeć na męża. Zamkast tego zobaczył gwiazdki przed oczami.
- Oh. Kurwa. Chyba jestem zmęczony. - powiedział zaskoczony tym faktem i nieco oburzony. Bo Lucky bardzo, ale to bardzo nienawidził być słaby.
- A jeszcze chciałem dwa razy..