Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
Indeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 On the road

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2
AutorWiadomość
ChrisDon't Fuck With Me Seme
Chris

Data przyłączenia : 23/07/2017
Liczba postów : 76
Cytat : Don't get angry, don't discourage, take a shot of liquid courage. Call a doctor, say a prayer, choose a god you think is fair.

On the road - Page 2 Empty
PisanieTemat: On the road   On the road - Page 2 EmptyNie Lip 30, 2017 7:06 pm

First topic message reminder :

On the road - Page 2 SNCUgk0

/Opis wstępny place holder/

· Postaci pierwszoplanowe ·

· Ivo Ansberg /manager - 7.
On the road - Page 2 1iOSn7c
rysunek autorstwa --

· Daniel "Nordyk" Hallstein / wokal, gitara rytmiczna - Chris
On the road - Page 2 IiNUP7G
oryginalny rysunek autorstwa Andaglas

· Postaci drugoplanowe ·

On the road - Page 2 6SbvZAB        On the road - Page 2 IkONH7R         On the road - Page 2 Bv8opy1
Jack Penhollow/perkusja - 7.Jamie Derrick/gitara prowadząca - ChrisSimon Miles/bas - Chris

rysunki autorstwa (od lewej): __ / Smooshkin / Acid Vanity

_________________
Then it comes to be that the soothing light at the end of your tunnel
Is just a freight train coming your way.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
ChrisDon't Fuck With Me Seme
Chris

Data przyłączenia : 23/07/2017
Liczba postów : 76
Cytat : Don't get angry, don't discourage, take a shot of liquid courage. Call a doctor, say a prayer, choose a god you think is fair.

On the road - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: On the road   On the road - Page 2 EmptyWto Lut 05, 2019 9:52 pm

Chwilę posiedział w milczeniu, obracając palcami pustą filiżankę na blacie, przetrawiając słowa Jacka. Wziąwszy wszystko pod uwagę, przecież nie miał się czego obawiać, sprawa była prosta: albo im się uda i w jakiś sposób ich współpraca ułoży się dobrze, albo ich drogi się rozejdą. Nie trzeba było mieć doktoratu z fizyki kwantowej by dojść do takich wniosków, to nie była sytuacja w której miałeś sekundy na decyzję, która zaważy o twoim życiu albo śmierci. Nie było się czym stresować, oni będą robić swoje a menadżer będzie robił swoje, nie muszą przecież być do siebie dopasowani w 100%. To tylko aparycja i sposób bycia Ivo sprawiały wrażenie, że reprezentują dwa zupełnie inne światy, które nigdy nawet nie znalazły się w pobliżu. Gdyby nie to, czy w ogóle poświęciłby sprawie myśl? Oczywiście zależało mu na szeroko pojętym dobru zespołu, ale nie był szczególnie utalentowany w kierunku zarządzania czymkolwiek i całe szczęście, że Jack potrafił ogarnąć to, czego on w ogóle by nie zauważył. Dla niego sensem była po prostu muzyka, wszystko dookoła co nie było bezpośrednio z nią związane było mniej ważne.
- Kurwaaa, wiem, że masz rację - jęknął i walnął czołem w blat, zostając w tej pozycji dobrą minutę. Jack był tym bardziej racjonalnym i miał ten swój szósty zmysł do różnych spraw, więc nawet jeśli pomysł zatrudnienia menadżera z innej bajki nie całkiem mu odpowiadał, to jeśli jego przyjaciel uważał, że to dobry pomysł, to gotów był się na to zgodzić. Obawiał się tylko, że nie będzie się dało połączyć jednego z drugim - pozostania sobą, zachowania tej beztroskiej uciechy z gry i sprawnego działanie tego… wszystkiego do czego potrzebny był im menadżer a na czym oni niespecjalnie się znali. To był jednak przedostatni dzwonek na znalezienie kogoś odpowiedniego, bo jeśli chcieli zajmować się grą zawodowo, to coś musiało się zmienić. Niedługo zgromadzą materiał na swoją trzecią płytę, przy odrobinie szczęścia nagrają ją jeszcze w tym roku i promocyjna trasa byłaby dobrym pomysłem, od niej można by zacząć jakiś kolejny, większy etap. Pierwsze dwie płyty zawsze były trochę… rozbiegowe. Tym razem czuł, że ten krążek wyjdzie dobry. Trochę inny, dojrzalszy, mocniejszy. Taki, z którym można wrócić z przytupem.
- Nie chcę z nim wojować, chcę, żebyśmy przynajmniej nie wchodzili sobie w drogę jeśli nie możemy się dogadać. Znaczy, ja nie wiem czy nie możemy, to jedno spotkanie stworzyło więcej pytań niż dało odpowiedzi, ale wiem że jesteś tym przejęty i przekonany do niego, więc niech będzie - wyrzucił rękę w powietrze, machnąwszy nią w bliżej nieokreślonym geście oznaczającym „dobra już, idziemy po twojemu” - zatrudnijmy go. Może nie nadaje na tych samych falach, ale jeśli stał za Lucą, to jest dobry. Nie stracimy najwyżej niczego poza czasem. I kupą hajsu, jak myślę. Ale jeśli będzie próbował zrobić cokolwiek, żeby odebrać nam naszą wolność, to wcale nie będę siedział cicho - zastrzegł, dając od razu do zrozumienia, że nie straszne mu są jackowe groźby i nawet jeśli by od niego oberwał, to go nie zrazi. Dan nie należał do najbardziej powściągliwych osób jeśli chodziło o wyrażanie swoich poglądów, w tym przebijać mógł go tylko Jamie, który w ogóle najpierw mówił a później myślał, ale Jamie zawsze był poza kategoriami. Niektórzy mogliby go nazwać uciążliwym, ale dziwnym trafem ich czwórka jakoś się dogadywała i tylko czasami dochodziło do spięć - jak zresztą wszędzie gdzie spotykały się co najmniej dwie osoby.
- Tak przy okazji to zapisz sobie gdzieś ten rytm, był całkiem dobry, może się przydać - powiedział wstając ze stołka i kiwając palcem, wskazując na blat na którym jeszcze niedawno Jack wybijał metrum. Co do jednego blondyn miał rację - jeśli tu zostanie, to jutro prawdopodobnie też nie zjawi się w warsztacie. Zbyt dobrze się znali, czasem wręcz przerażająco dobrze, by wiedzieć, jak kolejna posiadów mogła się skończyć. Dan oczywiście nie miałby nic przeciwko kolejnej butelce czy dwóch, nawet jeśli jego głowa lub żołądek mogły mieć odmienne zdanie (którego nikt nigdy nie słuchał), ale fakt pozostawał faktem: trzeba było zarobić na to studio i przy okazji też na życie. A teraz i na menadżera z wyższej półki, co tu ukrywać, tanio ich to nie wyjdzie, ale jeśli obiecanki tego gościa sprawdzą się choć w połowie, to w przyszłości sobie odrobią.
- Pf, no to chyba ty jedyny byś chciał iść do roboty. Ale umówmy się z nim w tygodniu, ok? Wolałbym przyszły weekend popracować jak bozia przykazała, wiesz w czym rzecz. Lubię kusić los ale może niekoniecznie przed skończeniem płyty. W poniedziałek też spotkajmy się w studiu może jakoś po południu, napiszę chłopakom. Albo nie, poćwicz z Simonem te sekcje rytmiczne na Thunderstruck a jak przyjdę po robocie to przećwiczymy to jeszcze wspólnie. Nie dam temu gościowi satysfakcji wypominania nam co tu nie śmiga, zrobimy z tych utworów takie żylety że nawet nie trzeba będzie niczego podciągać w postprodukcji, choćbyśmy, kurwa, mieli siedzieć nad tym po dwadzieścia godzin dziennie.
Tak, tak będzie. Nikt mu nie będzie wjeżdżał na ambicje i wypominał błędów. Każdy miał prawo je popełniać i każdy wiedział, że na koncertach właściwie nikt nie zwracał uwagi na jakieś drobne potknięcia, bo zwyczajnie nie było szans by widownia je wyłapała, nie przy tej energii, ekscytacji i nagłośnieniu. Co innego gdy piosenek słuchało się w domu, na słuchawkach czy gdziekolwiek na spokojnie; wtedy można było usłyszeć wszystko co najlepsze i najgorsze.
Odetchnął krótko i zdecydowanie bojowo, bo można mu było zarzucić szeroko rozumianą lekkomyślność i niefrasobliwość w sprawach dotyczących życia, ale na pewno nie to, że był typem, który się poddawał. Jeśli miałby sam siedzieć te dwadzieścia godzin żeby coś dopracować, to na pewno by to robił póki nie osiągnąłby sukcesu. Od czasu do czasu nawet zostawał sobie w studio po godzinach, nawet po męczącym dniu pełnym powtarzania w kółko tych samych kawałków do porzygu, przerywania przy każdym błędzie póki nie było dobrze, wymyślania alternatywnych wersji i niekiedy „żywej wymiany poglądów” zwanej inaczej kłótnią, po to tylko, by na spokojnie przejść sobie znów to, co już wymyślili i spróbować zmienić to, co mogło być lepsze. Czasami taka samotna praca z gitarą była bardziej potrzebna niż burza mózgów całego zespołu. Nie miałby więc nic przeciwko temu, by wylądowali z Jackiem w studio i zrobili sobie takie rockowe „jam session”. Trochę w ten sposób powstała ich pierwsza płyta, w dużej mierze bazująca na rytmach które opracowali przez przypadek a które dopiero później cała Sydonia szlifowała. Tak, kiedyś było więcej czasu na taką beztroską zabawę.
- Dobra, spadam jak mnie tak wywalasz - westchnął jak cierpiętnik, roztrzepał sobie włosy, ale finalnie oczywiście uśmiechnął się i puścił mu oczko. Zdecydowanie za długo się znali, żeby brać do siebie takie błahostki a poza tym, obiektywnie rzecz biorąc, to było jego mieszkanie i miał prawo wywalać z niego kogo chciał i kiedy chciał. - Dzięki i trzymaj się Jackie, głosie rozsądku. Nie myśl tylko, że boję się twojej karzącej ręki sprawiedliwości, jeśli menago na to zasłuży, nikt nie powstrzyma mnie od wygłoszenia swojej opinii a on musi się przyzwyczaić. Na razie, do poniedziałku - uniósł rękę w pożegnalnym geście i ruszył w swoją stronę, do innej części miasta. Naprawdę, po co on się tak przejmował całą tą sprawą? Przecież co ma być to będzie, to tylko menadżer, osoba która ma ogarnąć całą papierologię i inne pierdoły do których on nie miał ani głowy ani chęci, by ją mieć. Osoba, która działa za kulisami, przecież nie musi z nimi siedzieć na próbach, nie musi z nimi spędzać więcej czasu niż jest to konieczne. Nawet jeśli był korpo-cyborgiem, to może tym lepiej będzie ogarniał wszystkie te pierdoły, ale żeby od razu mówić, że „muszą wyjść poza schemat rockowej kapeli”? Co to w ogóle miało znaczyć?
Gdy wyszedł, odetchnął nocnym powietrzem, które nadal było ciężkie i gęste po dziennym upale, ale słaby, chłodniejszy wiatr od oceanu czynił je bardziej znośnym i uśmiechnął się do siebie. Cóż, przynajmniej pan Ansberg dobrze wyglądał w garniturze.


_________________
Then it comes to be that the soothing light at the end of your tunnel
Is just a freight train coming your way.
Powrót do góry Go down
7.Don't Fuck With Me Seme
7.

Data przyłączenia : 28/05/2017
Liczba postów : 258
Cytat : Oh! Despicable me.
Wiek : 33

On the road - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: On the road   On the road - Page 2 EmptyWto Sie 06, 2019 4:33 pm

- Słuchaj, może po prostu potrzebujemy świeżego początku. - co prawda mieli już pierwsze spotkanie i zasadniczo nie dało się zrobić drugiego pierwszego wrażenia, ale Jack miał szczerą nadzieję, że jeżeli uda im się podejść do tego nieco inaczej, to być może uda im się coś fajnego z tego wyłuskać. Szczerze mówiąc miał już serdecznie dość poszukiwania managera i całego stresu z tym związanego i naprawdę zależało mu, żeby wreszcie kliknęło.
- Po prostu mam wrażenia, że zaczęliśmy trochę ze złej strony. Wiesz, my byliśmy nastawieni na coś innego, on w sumie też, zwłaszcza, że do tej pory zajmował się gwiazdą innego typu. I jakoś nam nie wyszło. - wzruszył bezsilnie ramionami. Bo to było trochę nieuniknione. Zwłaszcza, że Ivo był... specyficzny. I wyglądał jak cholerny akwizytor, a nie menager zespołu metalowego. Z drugiej strony czy naprawdę był im potrzebny ktoś kto będzie dokładnie taki jak oni?
- Mam pewien pomysł, ale musisz mi zaufać, ok? - uśmiechnął się nieco przebiegle i Dan powinien się zorientować, że Jackie knuje coś naprawdę niedobrego. Niemniej jednak trzeba było wiedzieć, że jak Jack coś wykombinuje i się na to napali, to nie dało rady go od tego odwieźć.
- Hmmmmm. - szybko zmienił wyraz twarzy na taki, który z jednej strony wyglądał jakby Jack miał zacząć się śmiać z Dana, ale z drugiej miał w sobie coś z lisiej ciekawości. - Ktoś Ci tutaj chyba nastąpił na dumę, co? - prychnął rozbawiony Danem nawijającym o szlifowaniu kawałków, które mieli między innymi przedstawić Ivo. Przeważnie, gdy ktoś nawet wytknął mu jakiś błąd, to albo słyszał "spierdalaj", oczywiście po szwedzku, albo udawał, że wcale nic nie słyszał. Naprawdę rzadko pozwalał się w ten sposób sprowokować czy dopuścić do siebie myśl, że ten ktoś może mieć rację. Ansberg nie dość, że miał rację, to na domiar złego jakimś piekielnym cudem zbyt mocno nastąpił na ego tego uroczego chłopca. Nie był to codzienny widok, stąd Jack miał przednią zabawę podczas słuchania swojego przyjaciela.
- Idź, idź. A nie. - też podniósł ciężki tyłek ze stołka i odprowadził go aż pod same drzwi. Tam się oparł na jednym ramieniu i przyglądał się jak Dan wzuwał buty. - I grzecznie pracuj! - machnął mu jeszcze ręką na pożegnanie, a potem zamknął i zakluczył drzwi. Chwilę jeszcze się włóczył po mieszkaniu, aż zdecydował, że pójdzie spać.

___________________________

KILKA DNI PÓŹNIEJ

Ivo miał mieszane uczucia co do odbytego spotkania. Doskonale sobie zdawał sprawę, że chłopcy oczekiwali czegoś zgoła innego, a on nijak nie wpisywał się w ich wymagania dream menago. I choć nie był przekonany czy to rozważne decydować się na współpracę z nimi, to jednak przyjął propozycję i ustalił wszelkie szczegółu z Jackiem podczas wspólnego spotkania. I wydawało się, że wszystko pójdzie jak z płatka, ale nieoczekiwanie pan Penhollow poprosił o kolejne spotkanie. Umowa była już podpisana, szczegóły obgadane, więc nie rozumiał w czym jeszcze mógłby mu pomóc, a tym bardziej na osobności. Zwłaszcza, że perkusista wspominał coś o poważnej rozmowie odnośnie nastawienia, komunikacji.
Zgodził się.
Nie spodziewał się jednak, że młodzieniec zdecyduje się go zaprosić do Oceanarium. Wspominał coś o tym, że chciał wybrać jakieś nietypowe miejsce, ale to... No wydawało mu się mało adekwatnym miejscem.
- Panie Penhollow nie sądzę, że to odpowiednie miejsce dl... - uniósł uprzejmie brwi, gdy podszedł bliżej osoby siedzącej na ławeczce w wyznaczonym przez Jacka miejscu. Nie spodziewał się, że zamiast obiecanego perkusisty dostanie samego wokalistę. Zmieszał się wyraźnie, nie wiedząc jak powinien w takiej sytuacji się zachować, bo bardzo szybko do niego dotarło, że młodzieniec ewidentnie zrobił do w konia. Westchnął jedynie.
- Dzień dobry, wydaje mi się, że pan Penhollow postanowił z nas zakpić. - stanął przed siedzącym jeszcze na ławce Danielem, spoglądając na niego wyraźnie zmieszanymi, acz nieco rozbawionymi oczami. Co mógł zrobić? Nie wypadało po prostu odejść bez choćby przywitania.


_________________
On the road - Page 2 51mUoKq
Spis wątków | Seven deadly sins | Poszukuję
Powrót do góry Go down
ChrisDon't Fuck With Me Seme
Chris

Data przyłączenia : 23/07/2017
Liczba postów : 76
Cytat : Don't get angry, don't discourage, take a shot of liquid courage. Call a doctor, say a prayer, choose a god you think is fair.

On the road - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: On the road   On the road - Page 2 EmptySob Lis 30, 2019 2:55 pm

Tak jak przypuszczał, po pojawieniu się w warsztacie, Jason nie zostawił na nim prawie suchej nitki, ale - co również przewidział - butelka tequili i obietnica nadrobienia w tygodniu trochę go udobruchały. Poza tym jego pracodawca miał to do siebie, że nawrzucał, nawrzucał, pogroził a za dziesięć minut już wszystko było tak, jak zawsze, czyli na luzie. Jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło. Może sprawa miałaby się inaczej, gdyby Dan faktycznie był pełnoetatowym pracownikiem a nie takim ogarniającym rzeczy z doskoku, głównie weekendowo, czasem w tygodniu, jeśli był jakiś szczególnie duży ruch albo gruba sprawa. Warsztat Jasona nie narzekał na brak klientów, więc nawet taki Daniel był przydatny a poza tym, całkiem dobrze znał się na tym, co robił i robił to sprawnie, bez zbędnego namysłu jak co poniektórzy, co to uważali, że kasa się należała niezależnie czy się stało, czy leżało. Można było o Nordyku powiedzieć wiele, łącznie z tym, że w czasie wolnym sprawiał wrażenie leniwca, ale czy to w studio czy w innej pracy zawsze dawał z siebie tyle, na ile pozwalał mu jego aktualny stan, bo nie oszukując się, czasami potrafił popłynąć.  
Tydzień w studio upłynął dokładnie tak, jak zapowiedział Jackowi: na doskonaleniu kawałków które już mieli a które wymagały poprawy oraz pracowaniu nad nowymi, które miały jakiś ogólny kształt i pomysł na siebie, ale brakowało im szczegółów. Pierwszą rzeczą zajmowali się po przyjściu do studia, trochę na rozgrzewkę przed właściwym zadaniem i oczywiście nie obyło się bez frustracji i spięć (głównie ze strony Jamiego, niespodzianka!), ale każdy robił swoją robotę. Były lepsze i gorsze dni, jak zawsze, ale najważniejsze było to, że posuwali się naprzód. Nie ważne w jakim tempie, ważne, że coś robili. Pod koniec tygodnia, w piątek, kiedy nawet Simon ściął się z Jamiem, co było dość rzadkie, bo basista miał chyba najwyższy próg tolerancji na bruneta z nich wszystkich, Dan pomyślał, że może przydałaby się im jakaś mała przerwa na naładowanie akumulatorów i weny. Weekend weekendem, ale dwa dni to czasami tyle, co nic a co tu dużo kryć, trochę ich wszystkich cisnął przez ostatnie miesiące, do tego miał wrażenie, że wisiało nad nimi jakieś duszące widmo, które mieli z tyłu głowy a które nie było do końca sprecyzowane. Może to była kwestia odejścia ich managera, może chęć zrobienia dobrego materiału w niezbyt długim czasie, może ten brak koncertów też działał ujemnie na ich motywację i ogólne chęci. Każdy z nich się starał, nawet Jamie, który dużo gadał, ale też było widać, że mu zależy. Chyba chwilowo znaleźli się w małym impasie, bo wychodziło na to, że im bardziej się starali, tym mniej to przynosiło, co tworzyło błędne koło. Może powinni sobie gdzieś pojechać?
Myślał nad tą kwestią po raz kolejny, kiedy siedział na niezbyt wygodnej ławeczce miejskiego Oceanarium, otulony błękitną poświatą dochodzącą zza szyb gigantycznego akwarium, którym był otoczony. Nie miał pojęcia, co strzeliło Jackowi do głowy, żeby się z nim tutaj umówić, bo było co najmniej milion lepszych miejsc sprzyjających rozmowom, ale nie mógł zaprzeczyć że dobrze mu się myślało obserwując płynące wolno wielkie rekiny i mniejsze, wielokolorowe ryby przemykające tu czy tam. Może właśnie to było rozwiązaniem? Może powinni wyjechać, odpuścić trochę, uspokoić się wewnętrznie, jakkolwiek głupio mu to brzmiało, kiedy się nad tym zastanawiał. Ciężko mu było wyobrazić ich sobie siedzących na leżaczkach pod drzewami, to na pewno nie było środowisko, w którym się odnajdowali. No, może poza Simonem, on należał do ludzi, którzy potrafili odnaleźć się wszędzie. Zazdrościł temu facetowi jego buddyjskiego spokoju i zadziwiającej zdolności adaptacji.
Był całkiem zaskoczony, kiedy usłyszał gdzieś za sobą znajomy głos, którego nie przyporządkował od razu do osoby, ale osoba na pewno znała Jacka, więc kiedyś musieli się spotkać. Odchylił głowę w tył, rozluźniając nieco dłonie, które trzymał na karku, będąc rozpartym na ławce, jakby to było jego wyłączne królestwo. Fakt faktem, że to nie były godziny szczytu jeśli chodziło o zwiedzających, ale nawet jeśli, to chyba nikt by się nie kwapił, żeby koniecznie usiąść koło niego, mając do dyspozycji jeszcze dużo innych miejsc. Przekręcił twarz w bok, żeby zogniskować spojrzenie i jeszcze zanim zatrzymał je na twarzy przybysza, wiedział już, że to Ansberg.
- Det lilla skurk…- mruknął do siebie, bo w istocie niezły skurczybyk był z Jackiego. Przebiegły skurczybyk. Chociaż Dan oczywiście nie był jawnie źle nastawiony do Ivo, to najwidoczniej Jack uznał, że wszelkie kwestie sporne należało od razu wyjaśnić, żeby później nie doszło do jakiegoś wybuchu. Tym bardziej, że ostatnio wszyscy byli trochę nieswoi i o konflikt nie było trudno. Bo to, że Dan potrafił magazynować urazy i wcale nie był skory do wychodzenia naprzód jeśli chodziło o wyjaśnianie problemów, wiedział doskonale.
Uśmiechnął się pod nosem i skinął głową w bok, jakby oddawał szacunek temu zapobiegawczemu posunięciu przyjaciela, wyprostował się i płynnym ruchem wstał z miejsca, by stanąć naprzeciw ich nowego menadżera. Ciężko byłoby go przeoczyć, bo w odróżnieniu od Dana, który miał na sobie czarny tank top i luźne szorty khaki, z przypiętym do paska łańcuchem, pan Ansberg nie był ubrany stosownie do pory roku i miejsca, czyli krótko mówiąc znów miał na sobie garniak. Niesamowite, że facet potrafił w tym przeżyć kalifornijskie lato, kiedy to podeszwy butów wtapiały się w asfalt.
- Naprawdę?- zaczął zamiast powitania a może właśnie to była jego forma witania się z ludźmi - Pomyliłeś mnie z tym jasnowłosym apaczem? Proszę cię, spójrz na mnie - tu zaprezentował się w oszczędnym ruchu dłońmi od głowy do stóp. - Wyglądam sto razy lepiej, niż on. Ale tak, zdecydowanie postanowił sobie zakpić, przynajmniej ze mnie. Oberwałeś rykoszetem. Wydaje mi się, że to był wewnętrzny żart.
Był w tym oceanarium może ze trzy razy w całym życiu; raz z rodzicami, właściwie niedługo po tym, jak się tu przeprowadzili, raz z wycieczką szkolną i z raz z Jackiem, gdzie spotkali się, żeby wyjaśnić sobie kilka spraw, parę tygodni po tym, jak dość mocno się pokłócili. Już nawet nie pamiętał o co, może o nic konkretnego, może właśnie jakieś prawdziwe i wyimaginowane żale się nawarstwiły i nie dało się ich samodzielnie rozbić. Z początku nie wiedział, czemu Jack wybrał to miejsce, ale później to do niego doszło - w tym miejscu, gdzie panował półmrok i cisza, nie mogli się na siebie drzeć, jak pewnie zrobiliby to gdzie indziej. Jasne, mogli po prostu wstać i wyjść, nie załatwiwszy niczego, ale że najwidoczniej im obydwu zależało, nawet jeśli podświadomie, to w końcu doszli do jakiegoś porozumienia, otoczeni przez uspokajającą z założenia aurę.
Tym razem nie było żadnego ostrego konfliktu, nie było kwestii, które musiałby z Ivo prostować, ale złapał przekaz, który widać w ten sposób posłał mu perkusista. Później się z nim policzy.
- Też mi się wydaje, że jest sto lepszych miejsc na spotkanie, chyba, że lubisz watę cukrową i lód z sokiem. Ja osobiście wolę na przykład bary - odpowiedział podając mu rękę na przywitanie. Tak naprawdę to obydwoje tu nie pasowali, jeden ubiorem, drugi wyglądem. On co prawda lubił lód z sokiem, ale niekoniecznie chciał rozmawiać w tutejszej kawiarni ani nawet na tej ławce, chociaż było tu na pewno chłodniej, niż na zewnątrz. Bo skoro już się spotkali, to równie dobrze mogli porozmawiać tym bardziej, że ostatnio to Jack załatwiał z Ansbergiem wszystkie sprawy, trochę dlatego, że Dan jeszcze sam nie wiedział, jak ma do niego podejść.
- To co, skoro już oficjalnie pracujemy ze sobą, to może dasz się w końcu zaprosić na brudzia? I pogadamy na spokojnie, bez takiego jednego osła nad głową - czy miał na myśli w tamtym momencie Jacka czy Jamiego, nie było wiadome.-  Przy okazji, w porządku, jeśli bardzo ci zależy, mogę cię tytułować per “pan”, ale jeśli to będziesz do mnie tak mówił, to się nie dogadamy. Masz do wyboru Dan albo Nordyk, nie ma innych opcji.
Tak, jeśli mieli rozmawiać, to trzeba było zacząć od kwestii podstawowych. Byyyć może Dan robił trochę na przekór i jakoś by przeżył te tytulatury, ale naprawdę dziwnie się czuł, kiedy musiał pracować z kimś w tak oficjalny sposób. Tak jak powiedział wcześniej Jackowi, jeśli facet nie chciał jakoś aktywnie uczestniczyć w ich życiu tylko siedzieć w papierach, marketingu i innych rzeczach - to w porządku. Niemniej wolałby złapać z nim jakiś minimalny kontakt, kto wie, może naprawdę wyjdzie im to wszystkim na dobre?



_________________
Then it comes to be that the soothing light at the end of your tunnel
Is just a freight train coming your way.
Powrót do góry Go down
7.Don't Fuck With Me Seme
7.

Data przyłączenia : 28/05/2017
Liczba postów : 258
Cytat : Oh! Despicable me.
Wiek : 33

On the road - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: On the road   On the road - Page 2 EmptyNie Sty 12, 2020 1:55 am

Zrządzenie losu czy nie, przeznaczenie, Święta Panienka z Minnesoty a może po prostu naśmiewający się z nich Jack, który być może właśnie ukrywał się zza którymś rogiem, nie miało to absolutnie żadnego znaczenia, skoro obydwoje zdecydowali się tutaj przyjść i załatwić sprawę jak mężczyźni. Ivo, choć był zatwardziały i uparty w swoich założeniach, wiedział że czasami należało odpuścić. To był właśnie taki moment. Zdawał sobie sprawę, że jeżeli zależało mu na tym zespole, to w tej chwili powinien pójść na kompromis i pokazać swoją ludzką stronę, choćby minimalną jej część. Nie podobało mu się to, ale za dobrze wiedział i niemal wyraźnie słyszał jak przyjaciel, kolejny raz tłucze mu do głowy, że jeżeli nie zacznie zachowywać się jak człowiek, to może źle skończyć. Ten jeden raz miał rację. I wiedział to aż za dobrze.
- Nieśmiałbym pana pomylić z nikim innym. - i tu, podążył, o dziwo!, wyjątkowo zainteresowanym wzrokiem za dłonią prezentującą przyjemną aparycję Dana. O Ivo można było powiedzieć wiele rzeczy, ale z pewnością nie to, że nie umiał docenić walorów estetycznych. A Dan, choć prezentował kompletnie odmienny styl od jego, był zdecydowanie bardzo przystojnym mężczyzną posiadającym piękne ciało. Już na pierwszym spotkaniu zauważył, nawet jeżeli nie dał tego po sobie poznać, że posiada doskonale wyrzeźbione ramiona i ręce. Doceniał piękno ludzkiego ciała, lubił je subtelnie celebrować, tak by nikt tego nie zauważył. Teraz jednak zdecydował się na nieco inny ruch. Uniósł nawet nieznacznie kącik ust, gdy wyjątkowo szybka prezentacja zakończyła się.
- Zdecydowanie nie jest pan do pomylenia z kimkolwiek innym, panie Hallstein - pięknie zaakcentował jego nazwisko, specjalnie przeciągając samogłoski w niemal zmysłowy sposób. Chwila ta trwała tak krótko, że niewprawny rozmówca nie byłby w stanie tego wychwycić, ale Daniel taki nie był. A Ivo zrobił to wszystko z rozmysłem, bawiąc się zaistniałą sytuacją i dając mężczyźnie posmakować czegoś, co było prawdziwym rarytasem. Nie pozwalał komukolwiek na zajrzenie zza czerwoną kurtynę jego małego, wyjątkowo dobrze strzeżonego świata.
- Oczywiście, jakżeby inaczej. - bary w końcu były naturalnym środowiskiem dla Nordyka, o czym Ivo zdążył się przekonać... ze swoich źródeł. Nie żeby była to jakaś wielka tajemnica czy odkrycie Ameryki, ale... Westchnął trochę cierpiętniczo, bo nie był zbyt dobrym materiałem do wspólnego picia alkoholu. Jego tolerancja na procenty była mocno zaniżona i nie był przekonany czy Dan powinien o tym się dowiedzieć już podczas ich pierwszego wyjścia.
- Dobrze Danielu. - czyżby ponownie się uśmiechnął? A nie, to tylko błysk zębów w łobuzerskim i nieco zaczepnym uśmieszku, który miał oznaczać tyle, że jeszcze nie zamierzał się poddać. Zagra w jego grę, ale na swoich zasadach, nie mógł przecież tak po prostu odpuścić na samym początku. - Prowadź, byle nie do najgorszej nory w tym mieście. Wbrew pozorom cenię swoje nerki. I wątrobę. - rzucił tym fantastycznym żartem, choć wszyscy doskonale wiedzieli, że z Ivo nie był wielki żartowniś.

_________________
On the road - Page 2 51mUoKq
Spis wątków | Seven deadly sins | Poszukuję
Powrót do góry Go down
Sponsored content



On the road - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: On the road   On the road - Page 2 Empty

Powrót do góry Go down
 
On the road
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 2Idź do strony : Previous  1, 2

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Zona scriptum :: Okruchy Życia-
Skocz do: