Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
Indeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Światło w mroku

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next
AutorWiadomość
StardustBadass Uke
Stardust

Data przyłączenia : 27/07/2017
Liczba postów : 297
Światło w mroku - Page 7 2gWp8ne

Cytat : Zero fucks given

Światło w mroku - Page 7 Empty
PisanieTemat: Światło w mroku   Światło w mroku - Page 7 EmptyPią Lip 28, 2017 8:23 pm

First topic message reminder :

Światło w mroku - Page 7 BtPRPrz

W Zamku Nieśmiertelności, na Czarnym Tronie, zasiada najpotężniejsza istota jaką widział świat, rządząca niepodzielnie swym ogromnym, wciąż powiększającym się imperium. Władca Ciemności przez swoją ekspansywną politykę spycha inne cywilizacje do niegościnnych części świata, a te królestwa, które się poddadzą, wciela do swojego państwa. Natomiast każdy, kto się opiera, jest bezwzględnie niszczony - miasta palone są do gołej ziemi, z pałaców zostają tylko zgliszcza, a w salach tronowych, ku przestrodze, urzędują nabite na pal koronowane głowy. Całe rasy, które nie chcą uznać jego zwierzchności, wybijane są co do nogi. Mówi się, że Pan Mroku nie ma serca. Że jest ono z kamienia, albo w jego miejscu ma ziejącą w piersi dziurę. Że zamraża wzrokiem i zabija dotykiem. Co jeśli znajdzie się ktoś, kto w to nie wierzy? Kto widzi w nim coś, czego nikt inny nie dostrzega?

Władca Ciemności: @Stardust
Elf: @Argent



Światło w mroku - Page 7 FpQYFCF

Imię: Viribus
Wiek: 117 lat

Wzrost: 177 cm
Kolor oczu: Szare
Kolor włosów: Czarne

Charakter: Władca Ciemności. Pan Mroku i najsilniejszy człowiek, który kroczy po tej ziemi. I to właśnie oznacza jego imię - siłę. Ma, zdaje się, poczucie misji i niezłomny charakter. Brak sumienia. Boską powinność do wykonania. Sam w to wierzy - że narodził się po to, by zaprowadzić na świecie porządek. Jednocześnie jego pobudki nie są tak czyste - jest chciwy i zachłanny, chce mieć wszystko, jak okiem sięgnąć. Władać każdym, najdrobniejszym nawet życiem. Mimo to nie czerpie przyjemności z przemocy, przynajmniej z reguły. Dla niego to smutna konieczność pokazania innym lepszej drogi - bo w końcu w jego mniemaniu jego sposób jest najlepszy i tylko on jest w stanie zapewnić szczęście każdemu stworzeniu. Choć gardzi innymi jako stworzeniami niższymi, niegodnymi nawet lizać podeszwy jego butów, czuje, że jako ktoś ponad nich, powinien wskazać im kierunek rozwoju, zaopiekować się nimi - niczym ojciec rządzący w domu ciężką ręką. Odmawia sobie wszelkich ludzkich cech - bo przecież jest bytem nadrzędnym, istotą boską. Nie może popełniać błędów tych pośledniejszych stworzeń, poddawać się tym samym żądzom i instynktom. Jednak nawet po wieku istnienia, czy ktoś jest w stanie wyciszyć całkowicie swoje uczucia i pragnienia? Czyż serce, nawet zasuszone i bez życia niczym pustynia, wciąż, po latach nieurodzaju, nie pragnie miłości niczym wody? Zrozumienia? Czy nie jest samotne w swym myśleniu, że każdy inny jest pod nim? Viribus nie zadaje sobie takich pytań. Może kiedyś to robił, ale dawno o tym zapomniał. Dawno nauczył się, że samotność jest synonimem władzy. Nie przeszkadza mu to, że jego jedynym towarzyszem jest własny głos. I tak wszyscy go nienawidzą. Władza wymaga strachu, strach rodzi nienawiść, obrzydzenie. Zna tylko to i z tego czerpie swoją niszczycielską siłę.

Ciekawostki:
  • To syn poprzedniego Władcy Ciemności - wychował się więc w samotności i bojących się go ludzi
  • Jest genialnym taktykiem
  • W wolnych chwilach grywa w szachy, na organach albo pianinie, czy też czyta książki - zajmują go czynności, do których wystarczy jedna osoba
  • Wysługuje się wszystkim i każdym, nikt i nic nie ma dlań wystarczającej wartości, by być postawionym na jego poziomie
  • Włada ogromną, niszczycielską mocą, która jednak gdyby chciał, mogłaby posłużyć celom tworzenia; zawsze widział ją jako narzędzie opresji, strachem wzbudzające podziw i autorytet
  • Jest całkiem młody, jak na Władcę, aczkolwiek nie sprawia to, że jest mniej kompetentny
  • Ma chłodny, niski głos, który wywołuje ciarki, a także lodowate, przeszywające spojrzenie zdające się niszczyć dusze
  • Porusza się sprężyście, jego ruchy są zdecydowane, nie wykonuje nieprzemyślanych gestów - jest w nim władcza gracja i elegancja, na swój sposób piękna

_________________
Światło w mroku - Page 7 VLtL49H


Ostatnio zmieniony przez Stardust dnia Pon Gru 18, 2017 1:26 am, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
StardustBadass Uke
Stardust

Data przyłączenia : 27/07/2017
Liczba postów : 297
Światło w mroku - Page 7 2gWp8ne

Cytat : Zero fucks given

Światło w mroku - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Światło w mroku   Światło w mroku - Page 7 EmptySro Gru 06, 2017 2:42 pm

Viribus cały ten czas był zawieszony gdzieś między snem a jawą. Jego myśli w przebłyskach świadomości nie chciały się zebrać, resztę czasu tonął w mroku. Nie czuł nic. Nic. Ta pustka była aż bolesna. Zwyczajnie cierpiał. Ból wypełniał każdy skrawek jego duszy. Każdy, poza tym jednym, jedynym, który cichutko przypominał mu o tym, aby się nie poddawał rozpaczy. Którego szept był głośniejszy niż te wszystkie krzyki. Który cicho mruczał jedno imię - Nathir. Byli tak blisko, a tak daleko. Mężczyzna nie zdawał sobie sprawy z tego, że ukochany jest tuż obok, że muska jego zimną skórę, że łka nad jego bezwładnym ciałem.
Gdy ostatni kryształ został usunięty, Viribus zachłysnął się powietrzem nagle, niczym topielec, któremu wtłoczono w płuca nowy oddech. Znów czuł swoją magię. To wrażenie powróciło tak nagle, tak niespodziewanie, że natychmiast odzyskał przytomność. Odruchowo sięgnął ku elfowi ramionami, jednak te wciąż były unieruchomione.
Kiedy szok minął, kruczowłosy mężczyzna zaczynał dostrzegać rzeczywistość. Wciąż był w zimnej, ciemnej jaskini. Tak - pamiętał. Pamiętał też... siebie? Nie, to nie mogła być prawda. Rozbieganym spojrzeniem szarych, zimnych oczu próbował pochwycić jak najwięcej szczegółów. Aż natrafił na to znajome, płynne złoto, w którym chciał utonąć. Nathir. Nathir płakał.
- Nathirze... - wychrypiał, niemrawo poruszając spierzchniętymi i popękanymi wargami.
Widok ten boleśnie go uderzył, otrzeźwił. To było jak mentalny policzek, który przywrócił go do zmysłów. Z jednej strony jego serce ścisnęła radośc i ulga - jego ukochany żył. Ale widział wyraźnie, że nie miał się dobrze, cierpiał. A to natychmiast i w nim wzmogło te uczucia.
Adrenalina opadła równie szybko, jak się pojawiła, a Viribus wygiął się w bólu. Dopiero teraz poczuł ponownie przytwierdzone do jego pleców pędy, zagłębiające się w jego ciele, penetrujące je, karmiące się jego siłą. Teraz czuł to wyraźnie. Czuł, jak jego magia jest odsysana przez roślinę. Zacisnął zęby. Nie należało to do najprzyjemniejszych odczuć. Natychmiast zakręciło mu się w głowie, ale nie zamierzał się poddać. Podejrzewał, że to kryształy pozwalały pasożytowi na pobieranie od niego mocy. Musiał się przeciwstawić. Nic nie oddzieli go od Nathira, a już na pewno nie jakiś chwast.
Wszystkie jego mięśnie napięły się boleśnie, gdy desperacko usiłował odzyskać władzę nad własną magią. Z nosa znów pociekła mu krew, ale nie poddawał się. Czuł się, jakby zasysał niezwykle gęstą ciecz przez bardzo wąską słomkę i poniekad tak było. Jednak słomek było wiele, a ową cieczą była jego własna moc, z którą utracił kontakt na nieznany okres. Szybko jednak zorientował się, że to działa, że może. Ta myśl dodała mu otuchy i sił. Te ciepłe, troskliwe dłonie, które wodziły po jego skórze wyznaczały mu kierunek. Lśniące, kochające, złote oczy były jak latarnia morska, majacząca gdzieś w oddali, na horyzoncie, pokazująca drogę ucieczki z najgorszego w życiu sztormu.
Teraz on wysysał życie z rośliny.
Wkrótce oplatające go pędy uschły i skruszyły się, gdy Viribus oplótł ramionami ukochanego, przylegając do niego ciasno. Czuł, że wrócił niemal do pełni sił po pozyskaniu z pasożyta całej zgromadzonej w nim energii.
- Już, jestem tu, wszystko dobrze - szeptał po elficku, gładząc roztrzęsionego Nathira po miękkich, płomiennych włosach, choć i jemu zaszkliły się oczy. Władca Ciemności uświadomił sobie, że przecież mógł go stracić. Mógł zgnić tu, podczas gdy ktoś, kto go uwięził, pozbawiłby jego drugą połowę życia.
Ujął jego twarz w obie dłonie i spojrzał głęboko w oczy elfa, pragnąc upewnić się, że wszystko było dobrze, że wszystko było na swoim miejscu. Nie wiedział, co dokładnie się stało, ale to nie było najważniejsze. Nie w tym momencie, kiedy kryzys został zażegnany, a oni znów byli razem. Bezpieczni.
- Wszystko w porządku? - szepnął, choć widział, że nie. Nic nie było w porządku. Roztrzęsiony Nathir łkał w jego ramionach. Nie miał pojęcia, co zrobić, aby wszystko wróciło do normy, czy kiedykolwiek będzie jak dawniej. Chciał, żeby po prostu byli. Nie potrzebował niczego innego. Złożył na znajomych ustach czuły, długi pocałunek. Trzęsącymi się dłońmi gładził ciało ukochanego, a cały ten napływ róznych, czasem sprzecznych emocji sprawiło, że i on zaczął ronić łzy. Jego chłodne, stalowe oczy płakały, widząc stan elfa. Władca Ciemności nie chciał tego. Chciał widzieć, jak Nathir uśmiecha się delikatnie, jak szepcze do niego czule. Chciał, by te iskry radości w jego cudownie jasnych i głębokich oczach znów zalśniły.

_________________
Światło w mroku - Page 7 VLtL49H
Powrót do góry Go down
ArgentOpportunist Seme
Argent

Data przyłączenia : 18/07/2017
Liczba postów : 856
Światło w mroku - Page 7 Tumblr_nbpob5p6bK1r9us6no3_500

Cytat : I wanna do bad things with you.

Światło w mroku - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Światło w mroku   Światło w mroku - Page 7 EmptyCzw Gru 07, 2017 1:41 am

Elf nie był przystosowany do znoszenia cierpienia - ani do obserwowania cudzej krzywdy. Był zbyt wrażliwy, by przejść obojętnie obok kogoś, kto cierpiał - ale z drugiej strony, nie zawsze potrafił mu pomóc. Chciał otaczać ludzi dobrem, szczęściem, a nie zadawać im więcej bólu - nawet, jeśli po nim miał przyjść do nich spokój i ulga. Ten, stosunkowo krótki moment, związany z tymczasowym zadaniem bólu - nie w złej woli, ale by uleczyć - był szczególnie trudny dla osoby, która ponad wszystko pragnęła idealnego, spokojnego świata. Szczęścia każdej istoty.
To, że Nathir był zamknięty w pewnej bańce, w Pałacu Nieśmiertelności, gdzie przed światem zewnętrznym i jego wadami chronił go potężny Władca Ciemności, było tylko kolejnym z elementów, które oddzielały płomiennowłosego od rzeczywistości i przyzwyczajenia do cierpienia. Nie można było obwiniać tylko Viribusa - nie w sytuacji, gdy po 300 latach życia elf nadal nie wyrobił sobie żadnego mechanizmu obronnego przed okrucieństwem tego "prawdziwego" życia.
Tak naprawdę, wcale tego nie chciał. Ani przed poznaniem Pana Mroku, ani po tym (znamiennym dla nich) momencie. Najważniejszą osobą stał się ukochany, jego szczęście - a potem szczęście innych. Żadna krzywda nie mogła znaleźć się w nathirowym postrzeganiu rzeczywistości, żadne odłamki bólu nie przedzierały się przez pewnego rodzaju mur, który za wszelką cenę utrzymywał złudzenia u Nate'a.
Jednak, tego jednego dnia niewinny elf musiał spotkać się wreszcie z prawdziwym światem - tym brutalnym, brudnym, nieprzyjemnym, z ludźmi z przywarami, ze skrzywdzonymi przez wieki duszami różnych istot, z Viribusem, który... Okazał się wcale nie być prawdziwym ukochanym, a jego bratem... Aż wreszcie z tym strasznym widokiem właściwego obiektu uczuć, związanym tym razem z bezsilnością i bólem, nie ciepłem i szczęściem.
Nathir wychodząc z zamku wygrał bitwę o jestestwo i świadomość, o kontrolę nad własną magią i ciałem, ale jaskinia dołożyła wszelkich starań, by pozbawić go ledwo uzyskanej stabilności.
Wszystko go zaatakowało, zbijając metaforycznie z nóg i pozbawiając wszystkich sił.
Każde kolejne cierpienie zadane brunetowi osłabiało go. Było niczym cios, sztylet w samo serce, uniemożliwiający zarówno swobodne oddychanie, jak i jakąkolwiek racjonalność. Z każdą kolejną chwilą, gdy Viribus wciąż do niego nie wracał, kolejne cząstki elfa umierały, a ręce intensywniej dygotały. A potem... Potem zrobiło się tylko gorzej.
Nathir nie był w stanie nabrać powietrza do ściśniętych bólem płuc. Tonął we łzach. W którymś momencie znalazł się na kolanach, bo nogi nie były w stanie dłużej go utrzymać. Nie był zdolny już niczego powiedzieć - tylko świszczał i łkał, wczepiając zakrwawione palce w swoje szaty, śmiertelnie bojąc się dotknąć wykrzywionego w grymasie bólu ukochanego.
Najprawdopodobniej to były najgorsze chwile Nathira w całym jego życiu. Ani tortury, ani doświadczenie bliskiej śmierci nie wstrząsnęły nim tak bardzo, jak poczucie, że Viribus dosłownie odradzał się na jego oczach. A przynajmniej - próbował to zrobić.
Tylko upór i wewnętrzna, dogłębna potrzeba upewnienia się, że mężczyzna jego życia pokona wszystkie problemy zmusiły go do utrzymania przytomności. Ciało elfa walczyło z uporem równym uwięzionemu towarzyszowi, chociaż jego problemy wynikały z czegoś zgoła innego.
Gdy wreszcie został zamknięty w ramionach, a przeklęta roślina umarła, moc elfa otoczyła bruneta, starannie lecząc wszystkie krzywdy, jakie go spotkały. Zielone spojrzenie ukryło się za opuszczonymi powiekami, a roztrzęsione ciało przylgnęło do Władcy Mroku, próbując jednocześnie go ogrzać i wesprzeć, jak i znaleźć w nim oparcie.
- Viribusie... - wyszeptał, a w zasadzie wycharczał, wbijając palce w ramiona kochanka, otulając go wreszcie też i własnymi rękami, rozpaczliwie próbując upewnić się, że wszystko z nim w porządku. Że już nic im nie groziło. Że już nic go nie bolało. Że już wszystko mogło być tylko dobrze.
Dawna, wypełniona dobrem moc Nathira już nie była tak czysta - doświadczenia z Liviusem i połączeniem z magią zmagazynowaną w murach Pałacu pozostawiło na nim ślad - tak samo, jak świadomość łatwości utraty najważniejszego w jego życiu człowieka.
Był wykończony - zupełnie tak, jakby to z niego wysysano magię, a nie z Viribusa.
- Przepraszam... Nie powinienem był do tego dopuścić... - wydusił z siebie, ukrywając twarz w szyi ukochanego i wsuwając dłoń w jego włosy, jeszcze dokładniej dociskając jego ciało do swojego. - Nie odchodź więcej. Proszę - dodał zaraz, bardziej roztrzęsionym głosem. Zacisnął mocniej palce na towarzyszu. - Nie mogę tam być sam. Prawie mnie pochłonęli - wydusił z siebie, znajdując się na granicy płaczu. Załkał. - Uczyniłem go niemagicznym. Zabrałem mu moc. Jak mogłem komuś to zrobić... - Jego ciałem wstrząsnął szloch. - Przepraszam. Przepraszam, przepraszam, przepraszam, nie chciałem, nie wiedziałem, nie jestem taki jak ty - szeptał coraz bardziej chaotycznie, nie potrafiąc pozbierać swoich myśli, nie potrafiąc skupić się na jednej krzywdzie, na jednym problemie, niezdolny do uspokojenia się i zapewnienia ukochanego, że już nic im nie groziło.
Cała jego delikatna osoba, jego dusza, cierpiały. Świat, do którego od zawsze należał Viribus, a nigdy Nathir, uderzył w elfa tak boleśnie, że ten nie potrafił sobie z tym ciosem poradzić. Jego magia krążyła niespokojnie, nie tak czysta, ale wciąż w pełni sił, niespokojna, uwięziona częściowo w obrębie jaskini z powodu nadmiaru kryształów blokujących zdolności. Po uleczeniu Viribusa i elfa nie miała już żadnego celu - chociaż ewidentnie płomiennowłosy czegoś potrzebował.
Ale czego?
Powrót do góry Go down
StardustBadass Uke
Stardust

Data przyłączenia : 27/07/2017
Liczba postów : 297
Światło w mroku - Page 7 2gWp8ne

Cytat : Zero fucks given

Światło w mroku - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Światło w mroku   Światło w mroku - Page 7 EmptyNie Gru 10, 2017 12:30 am

Serce Władcy Ciemności skurczyło się boleśnie, gdy wodził spojrzeniem po zalanej łzami i skrzywionej w cierpieniu twarzy ukochanego. Jeszcze nigdy go takim nie widział. Wiedział, że musiało stać się coś strasznego. Coś naprawdę przerażającego, coś, na co czysta, jasna dusza i miękkie serce elfa nie były gotowe. Gardło mężczyzny płonęło żywym ogniem. Wiedział, że jego własny stan musiał tak działać na Nathira, ale czuł również, że nie tylko o to chodziło. Jego magia znów się zdestabilizowała. Jakby zdarzyło się coś, co sprawiło, że płomiennowłosy znów zaczął w siebie wątpić. W siebie i swoje poglądy, swoją dobroć.
Przecież zrobiłby wszystko, żeby jego sumienie nigdy nie zostało splamione, żeby zawsze był taki czysty. Więc czemu?
Ramiona Viribusa objęły ciaśniej targane szlochem ciało ukochanego. Przyciskał go do siebie, jakby kończył się świat, szepcząc kojące słowa, kołysząc w objęciach. Sam miał ściągnięte brwi i zaciśnięte wargi, będąc na krawędzi. Nie mógł stracić opanowania. Musiał być silny - dla niego. Nathir tego potrzebował i Pan Mroku nie zamierzał płakać, choć był bardzo temu bliski. Robił co mógł, by nie okazać słabości.
- To moja wina - odrzekł smutno, powstrzymując swój głos od drżenia. - To wszystko moja wina. Nie twoja.
Wierzył w to. Powinien był to przewidzieć - to było jego zadanie. Przewidywać, bronić, utrzymywać się u władzy. Tymczasem był naiwny. Ślepy na zagrożenie. Bał się, że to szczęście i miłość pozbawiły go wzroku, że nie był godzien. Że wszechświat próbował im to wszystko odebrać, bo nie byli sobie pisani.
- Nigdy już cię nie opuszczę. Obiecuję - odrzekł mimo to, a po jego policzku spłynęła samotna łza, gdy zaciskał powieki, by powstrzymać ich potok.
- Spokojnie. Już nic nam nie grozi. Co się stało? - rzekł, odsuwając się odrobinę, by móc odgarnąć z twarzy Nathira klejące się do niej włosy i objąć jego policzki dłońmi. Nie potrafił ukryć głębokiego żalu w swoim spojrzeniu, gdy wpatrywał się w bezdennie smutne oczy ukochanego. Chciał mu jakoś pomóc, musiał mu pomóc. Jednak nie wiedział jak.
Władca Ciemności nie potrafił wydobyć sensu z potoku słów elfa, ale szybko pojął, że Nathir kogoś skrzywdził. Kruczowłosy wciągnął ze świstem powietrze do płuc zszokowany. Nie. Nie. Najbardziej na świecie chciał chronić elfa właśnie przed tym. Przed swoim światem. Światem cierpienia i śmierci, światem, w którym został wychowany. Gdzie podejmowało się niemożliwe decyzje w imię wyższego dobra. Gdzie decydowało się o życiu tych, którzy nie mieli wystarczająco siły, aby się sprzeciwić. Światem, w którym aby kogoś uratować, należało skrzywdzić, bądź nawet pozbawić życia kogoś innego. Nie chiał, aby Nathir musiał kiedykolwiek stanąć przed takim wyborem, zmusić się do czegoś, na co nie był przygotowany, co nie leżało w jego naturze. Bał się, że to go zniszczy. Że będzie tak zdruzgotany, iż zmieni się całkowicie. Że poczucie winy zabije w nim możliwość bycia szczęśliwym.
Nie mógł na to pozwolić.
Wszystko, czego pragnął Viribus, to patrzeć, jak ukochany wita go co rano uśmiechem, całować jego miękkie wargi, głaskać jego delikatne, nieskazitelne policzki, słyszeć jego krystaliczny głos i dźwięczny śmiech. Wymieniać się z nim gorącymi, przyspieszonymi oddechami, pieszcząc jego doskonałą skórę.
Chciał być z nim. Nic innego się nie liczyło.
Gdyby to było konieczne, Władca Ciemności nie wahałby się odwrócić od zadania, które uważał za swoje przeznaczenie. Bez zastanowienia poświęciłby wszystko, co do tej pory zbudował, gdyby miało to uczynić Nathira szczęśliwym. Opuściłby Czarny Tron i Pałac Nieśmiertelności. Wystarczyło tylko jego jedno słowo.
Viribus złożył lekki pocałunek na ustach elfa, szukając swoją magią jego. Chciał ją uspokoić. Splatał je delikatnie, subtelnie, próbując powstrzymać ją od chaotycznego wirowania i niespokojnego drżenia. Widział, że nie tylko w tym stanie Nathir sobie z nią nie radził, ale również, że ostatnie wydarzenia wyraźnie na nią wpłynęły. Jeśli zmieniała swoją naturę, tylko on był w stanie pomóc. Sam zaczął otaczać elfa swoją mocą, która choć nie była ciepła, przypominała raczej zwiewny i chłodny jedwab, otulający swym aksamitnym kokonem cierpiącego.

_________________
Światło w mroku - Page 7 VLtL49H
Powrót do góry Go down
ArgentOpportunist Seme
Argent

Data przyłączenia : 18/07/2017
Liczba postów : 856
Światło w mroku - Page 7 Tumblr_nbpob5p6bK1r9us6no3_500

Cytat : I wanna do bad things with you.

Światło w mroku - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Światło w mroku   Światło w mroku - Page 7 EmptyNie Gru 10, 2017 1:52 am

Nathir pozwolił się uspokoić ukochanemu. Pozwolił mu się głaskać, przytulać, otulać magią i szeptać zapewnienia, że wszystko się ułoży. Powoli jego ciało przestawało drżeć, łzy zaczęły zasychać, a oddech zmienił się z nierównego i płytkiego w normalne, głębokie oddechy. Elf nie odpowiedział długo na żadne ze słów - ani pytań - bruneta, potrzebując odzyskać kontrolę nad sobą, nim będzie zdolny wyartykułować jakąkolwiek sensownie brzmiącą odpowiedź. Viribus musiał mu dać tyle czasu, by rozdygotanie i stres przycichły razem ze świszczeniem, a myśli ułożyły się we w miarę sensowny ciąg przyczynowo-skutkowy.
Kontakt ze znajomo pachnącym, całkowicie żywym i wypełnionym energią oraz magią partnerem, pomagał. Tak jak poprzednim razem po sytuacji zagrażającej ich życiu Nate potrzebował całkowicie fizycznego, wręcz zwierzęcego zapewnienia, że żadnemu z nich nic się nie stało, tak tym razem nie było w nim ani grama tamtej wygłodniałej potrzeby. Zamiast pożądania, był w nim strach. Ból. Zagubienie. Konieczne stało się dla niego ukojenie nerwów, płomieni obaw i poczucia winy, nie rozpalenie kolejnego ogniska w już za bardzo rozedrganym ciele.
Chłód ukochanego był dokładnie tym, czego potrzebował.
Jego uścisk powoli z kurczowego wbicia palców zmienił się na łagodne, delikatne gładzenie świeżo uleczonej skóry, upewniając elfa o tym, że wszystko z jego ukochanym w porządku. Że już nic mu nie groziło. Żadnemu z nich.
Odsunął delikatnie głowę, dokładnie na tyle, by móc ucałować znajome wargi i na kolejny sposób potwierdzić, że nic, co mogłoby zniszczyć jego świat, się nie przydarzyło. Powoli rozchylił powieki i spojrzał na miłość swojego życia trochę spokojniej, ze zmęczeniem, ale bez tego rozedrgania i zaszczucia. Wykrzywił wargi w słabym uśmiechu.
- Możemy stąd pójść? - spytał cicho, ledwo słyszalnie, wtulając na powrót głowę w szyję kochanka. - Ale nie do zamku. Nie wiem... Nie wiem, czy mnie tam nie pochłoną. - Wyraził swoje zaniepokojenie, które dla Viribusa nie mogło brzmieć sensownie.
Nathir nagle sobie to uświadomił. Viribus nie wiedział o niczym. Czy powinien przed nim to ukryć? By nie zaistniało w nim więcej poczucia winy? Nie, nie mógł tego zrobić. Nie był taki... Nie był tak silny, jak Władca Ciemności. Potrzebował wsparcia.
Oderwał dłonie od pleców i głowy kochanka, przytulając je do siebie i chowając się dokładniej w jego uścisku.
- Wiedziałeś, że oni tam są? Wszyscy? - spytał szeptem, jakby obawiał się, że zostanie usłyszany przez kogoś jeszcze. Ostrożnie ponownie odsunął głowę, spoglądając swojej drugiej połówce prosto w oczy. - Magia wszystkich, którzy odeszli. - Wyjaśnił wreszcie, smutniejąc widocznie na tamto wspomnienie.
Byli w nim. Byli jego częścią, a on był ich. Pamiętał tamtą nienawiść, pragnienie zemsty, krzyki i szepty, nalegające do wypełnienia tego jednego życzenia. Do zemsty. Czy była w nich jakaś cząstka życia? Czy tylko tyle z nich pozostało? Magia przechowywana w kamieniach Pałacu Nieśmiertelności? Jak bardzo smutny koniec to był?
W złotych, błyszczących wciąż od łez oczach brakowało tamtej wiecznej radości i łagodności. Nate nie wyglądał już tak, jakby zaraz miał stracić zdrowe zmysły - ale też nie było w nim ani grama szczęścia.
Potrzebował czasu.
- Nie jestem taki, jak ty. Nie potrafię planować całej strategii, radzić sobie z konsekwencjami... Nie znam tak dobrze magii. Na pewno istniał sposób, by do tego wszystkiego nie dopuścić... A ja go nie znam. - Zamknął oczy, chowając kolejne łzy, które tylko czekały na okazję, by pociec po policzkach. - Przepraszam, nie chciałem - mruknął, wtulając na powrót twarz w szyję bruneta.
Powrót do góry Go down
StardustBadass Uke
Stardust

Data przyłączenia : 27/07/2017
Liczba postów : 297
Światło w mroku - Page 7 2gWp8ne

Cytat : Zero fucks given

Światło w mroku - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Światło w mroku   Światło w mroku - Page 7 EmptyNie Gru 10, 2017 2:22 am

Viribus z ulgą przyjmował, że to, co robił, pomagało. Jego ukochany się uspokajał. Mimo to coś się zmieniło. Z pewnym zdziwieniem Władca Ciemności uświadomił sobie, że już nigdy nie będzie jak dawniej. Nathir został pozbawiony swojej dziecięcej naiwności i niewinności, ślepej wiary w świat, a nawet jeśli nie, to zostały one nieodwracalnie nadszarpnięte. Był teraz inny. Co zupełnie nie zmieniało uczuć Viribusa do niego. Zwyczajnie go... Przerażało. Nie wiedział, czy elf poradzi sobie ze swoją zmianą. Nie wiedział, czy będzie w stanie mu pomóc. I czuł się winny, że do czegoś takiego dopuścił. Przysięgał przed samym sobą chronić ukochanego. Przyrzekł sobie, że już nigdy nie będzie cierpiał. A w szczególności nie przez niego. Nie po tym, jak niemal go utracił. Jak niemal doprowadził do jego śmierci.
- Oczywiście. Dokąd tylko zechcesz - odrzekł cicho i ścisnął mocno jego dłoń. - A gdy zapragniesz wrócić, będę. Pomogę ci. Obiecuję.
Mimo to nie ruszyli się z miejsca, pozostając wciąż w swych ciasnych objęciach. Viribus nie wiedział, co miał na myśli elf, ale jasnym było, że się bał. Że w Pałacu Nieśmiertelności zdarzyło się coś, co go przerażało. I choć Władca Ciemności nie wiedział, czego tak bał się Nathir, był pewien, że zrobi wszystko, aby go przed tym uchronić, aby pomóc mu przetrwać. Absolutnie wszystko.
Kiedy zaś elf zapytał o tę mroczną magię, która nieomal pozbawiła go na zawsze świadomości i zmysłów, kruczowłosy wciągnął ze świstem powietrze, a jego oczy oziębiły się nagle. Nie sądził, że to się kiedykolwiek zdarzy.
- Tak - przyznał w końcu, wahając się. Zdawał sobie sprawę z tego, jak, gdzie oraz w jakim celu zbudowane były czarne mury i lśniące iglice Pałacu Nieśmiertelności. Był świadom mocy zgromadzonej w ciemnych kamieniach, które tworzyły jedno z najbardziej budzących grozę w śmiertelnikach miejsc na ziemi. Odkąd pamiętał, słyszał ich głosy. Szepty, które musiał nauczyć się ignorować. Władcy Ciemności utrzymywali to w tajemnicy, ale Viribus wiedział, że byli tacy, którzy nie podołali, których w dzieciństwie wołanie potępionych doprowadziło do szaleństwa. Którzy sami odebrali sobie życie, albo zostali zgładzeni. Byli wadliwi. Wielka moc nie powinna być darowana słabym umysłom. Ktoś, kto nie był w stanie się oprzeć uwięzionym w kamieniach jaźniom, nie mógł zasiadać na Czarnym Tronie. Jak inaczej mógłby skorzystać z tej broni ostatecznej i powstrzymać się od doszczętnego zniszczenia świata, sprowadzenia apokalipsy? To było ich mroczne dziedzictwo i niechciana odpowiedzialność, która z czasem była co raz niebezpieczniejsza i przerażająca.
Widząc smutek w złotych oczach Nathira, które do tej pory zawsze były jasne i niewinne, w których uwielbiał obserwować te ognie radości, mężczyzna zacisnął wargi, powstrzymując się, by nie zawyć z bólu. Nie mógł na to patrzeć. Nie potrafił wybaczyć sobie, że dopuścił do takiej sytuacji. Miłość jego życia cierpiała. Przez niego.
- Jestem pewien, że podjąłeś słuszną decyzję - odrzekł, starając się z całych sił, by jego ton był niewzruszony, a jednocześnie miękki i pewny. - Nie masz za co przepraszać. Uratowałeś mnie.
Viribus delikatnie się wyprostował, ciągnąc za sobą elfa i podtrzymując go, skierował ich do wyjścia z jaskini. Pozwolił, by Nathir prowadził. Był mu wdzięczny za ratunek i za to, że zrobiłby dla niego wszystko, ale wolał, by nie musiał się do tego posuwać. Brał to na siebie. Był wściekły, że nie potrafił go chronić.
- To ja nie byłem wystarczająco silny - powiedział cicho, wpatrując się w mrok jaskini. To jego niemoc zmusiła Nathira do przekroczenia swoich granic. Wszystko było tylko i wyłącznie jego winą i on będzie się musiał z tym mierzyć do końca. Chciał, aby jego ukochany to zrozumiał. Viribus był wystarczająco silny, by żyć z podobnym poczuciem winy. A nawet jeśli nie, nie mógł pozwolić, by miłość jego życia nosiła to brzemię. To był jego obowiązek.

_________________
Światło w mroku - Page 7 VLtL49H
Powrót do góry Go down
ArgentOpportunist Seme
Argent

Data przyłączenia : 18/07/2017
Liczba postów : 856
Światło w mroku - Page 7 Tumblr_nbpob5p6bK1r9us6no3_500

Cytat : I wanna do bad things with you.

Światło w mroku - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Światło w mroku   Światło w mroku - Page 7 EmptyNie Gru 10, 2017 2:27 pm

- Ale mogłem sobie lepiej poradzić... - mruknął elf, ostrożnie i wręcz niepewnie stawiając kolejne kroki na nierównej posadzce. Obaj potrzebowali swojego wsparcia - zarówno fizycznego, jak i psychicznego. Na początku ich znajomości potrzebowali siebie, bo się uzupełniali - byli jak dwie połówki tego samego, jak dwie strony jednego medalu. Tylko wspólnie mogli stworzyć całość. Po ostatnich doświadczeniach było jednak inaczej. Potrzebowali swojego towarzystwa i kontaktu po to, by się nie rozpaść. Jako "zdrowa" połówka mogli żyć, ale jako ta wyniszczona, nadwyrężona, cierpiąca - już nie.
Elf nie chciał, by się tak czuli. Nie chciał tego bólu, tego zranienia, tej świadomości, że nic na świecie nie było już całkiem czyste i szczęśliwe. Wolał tamten poprzedni stan, gdy wspólnie tworzyli coś idealnego - a nie ten nowy, gdy bez siebie nawzajem byli puści.
Poczucie winy było obecne zarówno we Władcy Ciemności, jak i jego ukochanym - podobnie jak zmęczenie i pewna dezorientacja ciała oraz umysłu po ostatnich, bardzo trudnych i bolesnych, doświadczeniach. Potrzebowali miejsca, gdzie będą mogli odetchnąć, naładować się - takiego, które nie będzie wiązać się z ich nieprzyjemnymi doświadczeniami.
Elf pozwolił swojej (i Viribusa) magii wpłynąć do ziemi, roztoczyć się dookoła nich w poszukiwaniu takiej przestrzeni. Neutralnej, pozbawionej poczucia zagrożenia, obcości i nienawiści. Szukał punktu, który zapulsuje przyjemną, ciepłą mocą - a takie były obecne wyłącznie w specyficznych warunkach.
Ale znalazł je.
Natychmiast jego płuca odrobinę się rozluźniły, a kroki stały się bardziej energiczne i zdecydowane. Prowadził Viribusa do swojego celu, nie wahając się, nie przerywając panującej między nimi ciszy, wypełnionej obustronnym zawodem, bólem i wyrzutami sumienia. Szli dosyć długo - oddalając się zarówno od jaskini, klifów, jak i Pałacu Nieśmiertelności, a zbliżając do niewielkiej ludzkiej wioski.
Miejsca, w którym właśnie trwało wesele - śpiew, taniec, radość, muzyka, jedzenie i picie. Szczęście. Życie. To, czego Nathir w tym momencie potrzebował najbardziej.
Rzecz jasna, nie wprowadził Władcy Ciemności w sam środek święta. Ktoś mógł ich rozpoznać, ktoś z zamku mógł się tam znaleźć i ich rozpoznać. Zadowolił się zatrzymaniem na skraju muzyki, wciąż w ciemności, ale tak, by mogli słyszeć śmiechy, widzieć palące się ogniska i czuć przyjemny zapach jadła.
Elf nie puszczając dłoni ukochanego usiadł na ziemi i pociągnął go za sobą. Usiedli naprzeciwko siebie, stykając się kolanami i czołami, wciąż w milczeniu, chłonąc coś innego. Zapewne nowego dla Władcy, ale też i dla elfa, który przebywając w Pałacu odzwyczaił się od normalnych, ludzkich sytuacji.
Zamknął oczy, wyrównując oddech i chłonąc całym sobą znajome, a jednocześnie zupełnie odmienne doświadczenie.
Byli bezpieczni.
Wypuścił na chwilę dłonie swojej miłości z uścisku i sięgnął w górę, odpinając swój ciężki, bogaty płaszcz - a potem ułożył go na nagich ramionach kochanka, owijając go nim. Potarł czule chłodną skórę mężczyzny, delikatnie się uśmiechając, układając dłonie na karku mężczyzny i delikatnie, powoli składając pocałunek na jego wargach. Nie spieszył się, niemalże celebrując ich zbliżenie - zupełnie tak, jakby ich historia zaczęła się od początku, jakby to było pierwsze, romantyczne wyjście i nie mogli jeszcze poddawać się pożądaniu. Jakby jeden nieprzemyślany krok mógł zaprzepaścić całe dotychczasowe starania o zdobycie serca wybranka.
Elf sięgnął dłonią i odgarnął kilka gałęzi, obracając się lekko w bok - i zmuszając do tego samego ruchu partnera. Rozchylił na powrót powieki, oderwał usta i spojrzał na radosnych, zwykłych śmiertelników - nakłaniając niewerbalnie do tego samego swojego kochanka.
Odezwał się wreszcie po kolejnej, długiej chwili, nie patrząc na Viribusa.
- Wiedziałeś o tym, że masz brata bliźniaka? Chciał przejąć twój tron. I twoją magię. To on musiał stać za tamtymi próbami... To miałoby sens - zaczął cicho, szeleszcząc w swoim ojczystym języku, tak by na pewno nikt poza brunetem go nie usłyszał, ani nie zrozumiał. - Wyglądał dokładnie tak, jak ty. I miał tę samą moc. Byłem pewien, że to ty, tak bardzo był podobny. - Zamknął oczy i westchnął cicho. - Ale jednocześnie, wcale tobą nie był. Nie znał elfickiego. Nie patrzył na mnie tak... Tak, jak ty. A gdy go rozpoznałem, gdy sięgnąłem magią, on... Nie mógł tego zignorować. - Pokręcił głową, na powrót otwierając oczy i spoglądając znów prosto w te należące do swojego kochanka. - Powinienem był to lepiej rozplanować. A tak... - Urwał, nie wiedząc, jak opowiedzieć ukochanemu swoje doświadczenia z zamku. I z jaskini. One były... trudne. Nieludzkie. Bolesne.
Zsunął jedną dłoń na kolana kochanka i uścisnął jego rękę.
Powrót do góry Go down
StardustBadass Uke
Stardust

Data przyłączenia : 27/07/2017
Liczba postów : 297
Światło w mroku - Page 7 2gWp8ne

Cytat : Zero fucks given

Światło w mroku - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Światło w mroku   Światło w mroku - Page 7 EmptyNie Gru 10, 2017 6:46 pm

Tylko uścisnął go mocniej, nie wiedząc, co mógłby powiedzieć. Nie potrafił znaleźć słów. Nigdy nie prowadził z nikim konwersacji na takim poziomie, jak z Nathirem. To wszystko, nie tylko mówienie o swoich uczuciach, ale także rozmawianie o cudzych, było dla niego nowe. Nie miał pojęcia, jak go pocieszyć, jak sprawić, by poczuł się lepiej. Jedyne, co mógł zrobić, to słuchać. Nie wiedział również, czy elf miał rację, że popełnił błąd. Jednak Viribus nie chciał, by żył w takim przeświadczeniu. Należało wierzyć w swoje decyzje, bo inaczej można było oszaleć. A pomyłki należało sobie wybaczać.
Mimo to sam nie mógł pozbyć się swoich wyrzutów sumienia, przeświadczenia o tym, że wszystko, co się zdarzyło, było jego winą. To był błąd, którego nie był w stanie sobie odpuścić.
Władca Ciemności dawał się prowadzić ukochanemu i jego magii, podążając za nimi posłusznie, ściskając jego dłoń, jakby była najprawdziwszą rzeczą w tym nierealnym świecie, wypełnionym nagłym, irracjonalnym bólem. Nie wierzył, że jedna omyłka ich tak zmieniła, zniszczyła. Ogromne uczucie, które ich łączyło, było jednocześnie czymś, co ich spajało, jak również czymś, co mogło ich zrujnować, co ich krzywdziło. I choć Viribus nie mógł cofnąć czasu i tego wszystkiego odkręcić, sprawić, żeby sytuacja, która tak wpłynęła na miłość jego życia i tym samym na niego, nigdy się nie wydarzyła, nie porzuciłby łączącej ich więzi.
Jednak im dłużej nad tym myślał, nie mógł przestać się zastanawiać, czy gdyby Nathir go nie spotkał, jego życie nie byłoby lepsze, szczęśliwsze i bezpieczniejsze. Pełniejsze. Ta świadomość, że przez niego elfa spotkała krzywda, odzywała się w jego piersi palącym bólem, zaciskała jego gardło i przebijała serce. Może powinien jednak odejść? Zrezygnować z tego, co mieli, aby ktoś, kogo kochał nad życie, był spokojniejszy? By wróciła do niego radość?
Gdyby był pewien, że to pomoże, nie wahałby się. Ale Viribus bał się, że jeśli zostawiłby teraz elfa samego sobie, zdruzgotałoby go jeszcze bardziej. To, że rozstanie zniszczyłoby jego samego, w ogóle go nie obchodziło. Najważniejszy był on. A teraz Nathir go potrzebował. Jeżeliby kiedyś zapragnął odejść, Władca Ciemności nie miałby prawa go zatrzymać. Po prostu chciał, by był szczęśliwy. A myśl o tym, że on tego szczęścia mu nie dawał, że być może nie był wart elfa, osiadała na dnie jego żołądka niepewnością, utrudniała oddychanie i przełykanie śliny. Jeśli kochał kogoś doskonałego, kto był jednocześnie tak dalece od niego odmienny, czym to czyniło jego samego? Bytem doskonale niedoskonałym?
Nie wiedział. Bał się tych myśli. Rozsądek płatał mu figle.
Ale nie puszczał dłoni ukochanego. Nawet gdyby chciał, nie potrafiłby.
W końcu dotarli do celu. Do miejsca tak ciepłego i przepełnionego radością, zabawą, że Pan Mroku poczuł się niekomfortowo. Trwające wesele tak niesamowicie kontrastowało ze stanem jego i Nathira, że jeszcze bardziej uwypuklało ich beznadzieję, ukazując w pełnym świetle, co stracili. Mimo to dał się pociągnąć na skraj polany i usiadł posłusznie z drzewami za plecami. Śledził magiczne ruchy tańczących, śmiejących się ludzi i myślał o tym, że to tylko chwila w ich życiu. Dla niego jeszcze krótsza niż dla nich, jednak cieszyli się nią w pełni, brali jak najwięcej. Ci radośni ludzie również cierpieli i dopuszczali się podłych, niewybaczalnych czynów. Choć błądzili, byli dziećmi we mgle, nie przeszkadzało im to. Nie posiadali wpływu na losy świata. Ich rola kończyła się tam, gdzie ich życie. Nie myśleli o tym, co było wcześniej, co będzie potem, co po sobie zostawią.
I w tym właśnie momencie Viribus im zazdrościł. Po ludzku.
Mężczyzna zamarł, słuchając opowieści swojego ukochanego.
- Zawiodłem - szepnął nagle. - Wybacz mi.
Wiedział, że to, co mówił Nathir było prawdą. Musiało być. A jeśli miał brata, to nie tylko jego ojciec poniósł porażkę. To był również jego obowiązek, jako Władcy Ciemności, jego odpowiedzialność, by utrzymywać magiczną równowagę, by była tylko jedna osoba, władająca tak ogromną mocą. Zanim jego ród pojawił się na świecie, ziemia trawiona była przez krwawe, magiczne wojny, które stworzyły morza, góry i rzeki. Pierwszy Pan Mroku był ostatnim, który przetrwał. Ta sytuacja nie mogła się więcej powtórzyć. Czarodziejskie walki nie mogły mieć miejsca - tysiące pozbawionych mocy ludzi ginęło przypadkiem, w ogniu krzyżowym. Był potrzebny ktoś, kto był stokroć potężniejszy od magów, kto mógł ich kontrolować i trzymać w szachu. Ludzie zawsze walczyliby między sobą, ale magiczna rzeź była okropieństwem na zupełnie innym poziomie. Pojedynki pomiędzy wyjątkowo silnymi czarownikami mogły zmienić świat nie do poznania. Dlatego był tylko jeden Władca. Dlatego nie mogło być ich więcej.
A teraz - było ich trzech. Przynajmniej jeszcze do niedawna.
I mimo swojego obowiązku, Viribus nie potrafiłby zgładzić elfa. Już pogodził się z tą porażką, którą za błąd uważał tylko jego rozum. Ale brat bliźniak... Twarz mężczyzny wykrzywiła się w bólu. Ukrył ją w dłoniach.
- Cieszą się, że nic ci się nie stało - rzekł cicho w ojczystym języku ukochanego, choć wiedział, że się mylił. Viribus widział, jak elf się zmienił.
- Zrobiłeś, co musiałeś. Dziękuję ci. Dzięki tobie żyję. Błagam, nie zadręczaj się tym - powiedział swym miękkim, satynowym głosem, układając swoje dłonie na policzkach Nathira i wpatrując się w jego oczy, zetknął ich czoła. - Możesz mi pokazać.
Jeśli miłość jego życia nie była w stanie znaleźć słów, Viribus czuł się w obowiązku odebrać magicznie jego wspomnienia. Obrazy, dźwięki, zapachy i... Emocje. Nic tak nie zbliżało jak wyrażanie się bez słów. Tylko to, mógł zrobić, aby pomóc. Wiedział, że elf cierpiał, ale on nie bał się bólu. Chciał dzielić z Nathirem wszystko. Szczęście, przyjemność, ale także smutek, strach i udręki. Teraz on go pocałował, równie delikatnie, ale i namiętnie, powolnie, głęboko. Jakby nie robił tego od wieków, jakby próbował sobie przypomnieć ich początki, bo w pewnym sensie byli znów na początku. Byli inni, a rzeczywistość była całkowicie nowa, odmienna od wspólnej przyszłości, jaką chcieliby dla siebie zaplanować, jakiej do tej pory się spodziewali. To już nie była sielanka. Było tak, jak wcześniej - wkraczali na nieznany grunt, na drogę trudną i pełną przeszkód. Zmienieni i cierpiący.

_________________
Światło w mroku - Page 7 VLtL49H
Powrót do góry Go down
ArgentOpportunist Seme
Argent

Data przyłączenia : 18/07/2017
Liczba postów : 856
Światło w mroku - Page 7 Tumblr_nbpob5p6bK1r9us6no3_500

Cytat : I wanna do bad things with you.

Światło w mroku - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Światło w mroku   Światło w mroku - Page 7 EmptyNie Gru 10, 2017 10:51 pm

Elf uśmiechnął się smutno, odwzajemniając pocałunek bez oporów, pozwalając sobie na kolejną chwilę milczenia, które w pewien sposób umacniało ich relację. Byli wtedy pełni niepewności i strachu, wahali się i rozważali kolejne kwestie, ich myśli gnały w kierunkach, które niekoniecznie mogły zostać uznane za dobre - ale jednocześnie nadal siedzieli razem. Na ziemi. Obok siebie. Żaden z nich nie wstał, nie odsunął się, nie powiedział, że to już nie ma sensu. Potrzebowali siebie i każda kolejna minuta czyniła ich relację pewniejszą i bardziej ostateczną. Nie mogli tak po prostu nagle podjąć decyzji "to już nie ma sensu". Nie, ich związek jak najbardziej miał sens - elf potrzebował Viribusa równie silnie, co Władca jego. Nie mogli tak po prostu zerwać połączenia, które pomiędzy nimi zaistniało. Potrzebowali siebie. Potrzebowali kontaktu, bliskości, dzielenia oddechu, problemów, połączenia magii i ciał.
Płomiennowłosy cicho westchnął, przyciągając do siebie bardziej Pana Mroku i owijając go dokładnie dłońmi. Nie zainicjował ponownie pocałunku, ale nie otworzył też oczu. Zamyślił się.
Wreszcie pokręcił głową przecząco, nie zgadzając się na takie rozwiązanie. Nie dlatego, że nie chciał współdzielić wszystkiego ze swoim ukochanym - ale dlatego, że bał się siebie. Bał się tego, co w nim zostało po spotkaniu z tamtymi duszami. Nie oszalał... Chyba... Jeszcze... Ale kto wie, jak zareagowałby na takie spotkanie, nawet pośrednie, Viribus? Chciał go ochronić. Musiał go ochronić.
- Zaatakował mnie. Oczywiście, nie miałem z nim zbyt dużych szans. - Uśmiechnął się ze zmęczeniem. - Powinienem był jednak poświęcić trochę czasu na naukę nad magią. Może wtedy... - Pokręcił głową i westchnął z rezygnacją. - Nieważne. Stało się. Zaatakował, a ja nie byłem na tyle silny, by móc go pokonać... A z drugiej strony, nie mogłem tak po prostu się poddać, prawda? - Spojrzał na ukochanego i w jego oczach wreszcie pojawiło się coś oprócz smutku i bólu. Czułość. Ciepła, bezwarunkowa, nie zadająca pytań ani nie wątpiąca miłość do tego jedynego człowieka, przez którego wylądował w ogóle w takiej sytuacji. Gdyby wiedział, że Viribus rozważał zerwanie z nim kontaktu... Serce na pewno by mu pękło. Nie widział poza nim świata, nie wyobrażał sobie bez niego życia. Gdyby nie siła jego uczucia, nigdy by nie wygrał. Nigdy by nawet świadomie nie zawalczył. W końcu, skoro pomógł jednemu Władcy Ciemności, czemu by nie miał pomóc i drugiemu? Każdy inny rozsądny osobnik doszedłby właśnie do takich wniosków. Oportunizm, nie głupie oddanie się jednemu człowiekowi.
A jednak... Nathir właśnie tak zrobił.
Musnął wargami policzek ukochanego, widząc jego reakcję. Zamruczał uspokajająco - bo i jego magia wreszcie przycichła. Kontakt z Viribusem, jak i z przyjemną, kojącą magią wypływającą z żywych, szczęśliwych istot, pomagały mu się zregenerować. Powoli zaczął widzieć i czuć coś innego oprócz własnego bólu i przerażenia.
- I wtedy pojawiła się ta druga magia. Taka głodna, wypełniona nienawiścią i zemstą... - szepnął, z wyczuwalnym niedowierzaniem w głosie - zupełnie tak, jakby wciąż nie potrafił zrozumieć siły tak negatywnych uczuć. - Prawie go zmiażdżyła. A mnie wchłonęła. Była tak duża, tak głośna... Nie wiedziałem, że tam jest. Że w jakiś sposób jest tam zmagazynowana. Nigdy wcześniej jej nie czułem... - Urwał nagle swoją wypowiedź, mrugając z zaskoczeniem. - A może czułem? Wtedy, kiedy straciłem kontrolę nad mocą i kiedy wyciągnąłeś mnie z... podziemi? Może wtedy po raz pierwszy? - Spojrzał pytająco na Viribusa, czekając na jego reakcję i wyjaśnienia, które w jakiś sposób nadałyby sens temu, czego doświadczył. Uniósł dłoń i pogładził mężczyznę po policzku. Zaszumiał cicho, kojąc go i uśmiechając się słabo.
- Jestem tutaj, Viribusie. Nie pochłonęli mnie. Nie zabiłem go.
...Chociaż niewiele brakowało.
Powrót do góry Go down
StardustBadass Uke
Stardust

Data przyłączenia : 27/07/2017
Liczba postów : 297
Światło w mroku - Page 7 2gWp8ne

Cytat : Zero fucks given

Światło w mroku - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Światło w mroku   Światło w mroku - Page 7 EmptyNie Gru 10, 2017 11:49 pm

To, że elf nie zgodził się na jego rozwiązanie, dotknęło Viribusa, jednak starał się nie dać po sobie tego poznać. Podejrzewał, że Nathir chciał go chronić, ale... On chciał tego samego. Chciał mu pomóc, chciał, żeby było mu lżej. Chciał, żeby mu zaufał. Chciał dźwigać to brzemię razem z nim. Cierpiał, gdy widział go w bólu. Nie chciał tego. Zrobiłby wszystko, żeby wróciła jego radość i ufność. Wszystko.
Dlatego nie naciskał, nie odsuwał się. Pragnął okazać wsparcie takie, jakiego potrzebował jego ukochany. Istniał tylko dla niego. Ale bał się, że nie mógł mu wiele dać, że elf pragnął czegoś innego. To była jego największa zmora - jakieś ciche poczucie, że nie był tym, czego Nathir potrzebował. Im większego cierpienia doświadczał, tym Władca Ciemności był bardziej przekonany o swoim braku wartości, o tym, że może jednego dnia ukochany przejrzy na oczy i dojdzie do wniosku, że wzbogacił jego życie jedynie o ból. Coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczał.
Jednak miłość w oczach elfa, mimo jego dogłębnego, przejmującego smutku, była tak czysta i szczera, że Viribus natychmiast przestawał w nią wątpić. Był tylko wdzięczny za to, że wzbudzał w kimś takie samo uczucie, jak ten ktoś w nim. Uczucie, które czyniło go żywym, które było sensem jego egzystencji. I nawet jeśli, chcąc chronić się w zajemnie, krzywdzili się, Władca Ciemności nie byłby w stanie się tak po prostu odciąć. Nie, dopóki mógł o nich walczyć. Nie, dopóki wszystko dało się może nie naprawić, ale przynajmniej przezwyciężyć, wspólnie. Więc po prostu słuchał. Tylko tyle mógł w tym momencie ofiarować miłości swojego życia.
I aż tyle.
Czułość w oczach Nathira sprawiała, że mężczyzna miękł, że jego mięśnie rozluźniały się w ciepłym uścisku znajomych ramion. Tym bardziej szokujące było kolejne wyznanie elfa. Viribus przysiągłby, że jego serce zatrzymało się na sekundę, by następnie ruszyć znacznie szybciej, niż kiedykolwiek. Jego klatkę piersiową przeszył taki ból, jakby obijało mu się o żebra, próbując je przebić.
- Nie - szepnął. - Tylko nie to.
Kolejna rzecz, której nie mógłby sobie wybaczyć. Usłyszenie zaklętych w czarnych ścianach Pałacu Nieśmiertelności było wystarczająco traumatycznym przeżyciem, a co dopiero sięgnięcie po ich moc. To było niebezpieczne nawet dla Panów Mroku; nikt nie korzystał z niej, dopóki nie był popchnięty do ostateczności. Dopóki absolutnie nie musiał, by chronić porządek, swoją pozycję i przyszłość świata. Przerażonym, rozbieganym wzrokiem szukał w oczach Nathira najmniejszej nawet oznaki krzywdy, a jego duszą targnęła takie strach i poczucie winy, że był pewien, iż za chwilę z żalu pęknie mu serce. Zaschło mu w ustach. Desperacko gładził włosy i policzki elfa, próbując zapewnić zarówno jego, jak i siebie, że wszystko było w porządku, że to nic, że dadzą radę.
Ale Viribus bał się, że sam w to nie wierzył.
Jednak zdawało się, że miłość była tym, co uchroniła najważniejszą część ja Nathira przed tą potworną, obezwładniającą mocą. Że to miłość do niego zminimalizowała straty, pozwoliła elfowi zachować zmysły. Władca Ciemności przynajmniej taką miał nadzieję - ale nie można było wiedzieć na pewno. Nie teraz. Było za wcześnie. Podejrzewał tylko, że gdyby Nathir uległ, potępieńcy zniszczyli by w nim wszystko, co dobre. W tym tę czułość, to ciepło, które jaśniało na Viribusa ze złotych tęczówek, przebijając się przez otchłań niepewności, strachu, żalu i poczucia winy.
Zrozumiał, że czuli to samo.
Odetchnął z ulgą, słysząc, że jego ukochany nie odebrał oprawcy życia, nie przekroczył tej granicy ostatecznej, która mogłaby go doszczętnie zrujnować, całkowicie zniszczyć, zabić całą jasność i dziecięcą radość, które nosił w sobie Nathir. Co czyniło go absolutnie wyjątkowym, co sprawiało, że on sam był jakby lepszy, bardziej...
Ludzki.
- Prawdopodobnie jej natura wpłynęła na twoją magię. Ujawniła jej drugą stronę... Skaziła ją - wyjaśnił. - Jesteś wrażliwy na moc i nagle zostałeś wyeksponowany na tak ogromne źródło o zupełnie innym obliczu.
- I wahałeś się. Kwestionowałeś - ciągnął po chwili, patrząc ukochanemu głęboko w oczy. - Zaburzyła się twoja wewnętrzna równowaga, a magia, która w normalnych warunkach pomogłaby ci ją znów odnaleźć, nie ułatwiła tego. Potrzebowałeś kogoś, kto znał tę drugą naturę, kogoś, kto pomoże ci znów się ustabilizować. Mnie - ostatnie słowo wyszeptał. Nigdy wcześniej nie zastanawiał się nad przemianą elfa, ale wszystko nagle stało się jasne - nie tylko odnalazł w sobie uczucia, jakich wcześniej nie znał, ale również magię, która była mu obca, która burzyła się, ciągnąc do podobnej jej mocy w Pałacu Nieśmiertelności. Sama magia nie była ani dobra, ani zła - zawierała w sobie oba te pierwiastki. Biel i czerń. Jasność i mrok. Życie i śmierć. Odbudowę i zniszczenie. Nadzieję i rozpacz. To umysł ją kontrolował, to mag decydował. Jednak ci, którzy dążyli do perfekcji, którzy nie wątpili, mieli tendencję do popadania ze skrajności w skrajność.
Taki był Viribus i taki był Nathir. Wzajemnie pomogli sobie odnaleźć złoty środek, wydobyć z siebie prawdziwy potencjał.
- Bądź przy mnie. Już na zawsze - głos Władcy Ciemności zabrzmiał miękkim jedwabiem, otulając wargi Nathira, które były tak blisko. W jego tonie nie było wahania, choć wątpliwości mąciły jego myśli. W jego pocałunku była pewność, choć bał się o przyszłość. W jego oczach była troska i miłość, choć obawiał się, że nie dostrzega jeszcze, co Pałac Nieśmiertelności mógł zrobić z jego ukochanym.

_________________
Światło w mroku - Page 7 VLtL49H
Powrót do góry Go down
ArgentOpportunist Seme
Argent

Data przyłączenia : 18/07/2017
Liczba postów : 856
Światło w mroku - Page 7 Tumblr_nbpob5p6bK1r9us6no3_500

Cytat : I wanna do bad things with you.

Światło w mroku - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Światło w mroku   Światło w mroku - Page 7 EmptyPon Gru 11, 2017 1:48 am

Zaniepokojenie i nerwowe ruchy ukochanego Nathira zarazem go rozbawiły, jak i zmartwiły. Nie chciał, by mężczyzna jego życia się martwił rzeczami, na które nie miał wpływu - rzeczami, które już minęły i których nie dało się w żaden sposób zmodyfikować. Nie mogli podjąć świadomie decyzji, jak ich historia się potoczy. Nie mogli też zdecydować, jakie wyjścia były dla nich najlepsze. A przede wszystkim, nie mogli cofnąć się w czasie. Koszmar elfa był ich wspólnym koszmarem i musieli sobie z nim poradzić.
A Nathir nie miał żadnej innej propozycji, jak zaczekania w bliskości na to, jak część wspomnień przygaśnie, a moce się uspokoją. Nic innego nie mógł zaoferować oprócz kontaktu - i miał wrażenie, że pomimo całej trzymanej potęgi, Władca Ciemności nie miał niczego więcej. To musiało im wystarczyć - ale czyż nie było jednocześnie największym darem? Czyż nie spędzili całego swojego życia szukając właśnie czegoś takiego? Czyż nie dopełniali się w idealny sposób właśnie dzięki znaczącym różnicom, ale i znaczącym podobieństwom?
Obaj byli gotowi postawić swoje szczęście i swoje życie w zamian za szczęście tego drugiego. Nie istniało nic cenniejszego od takiego bezwarunkowego poświęcenia.
Elf przysunął się bardziej i wtulił nos w szyję kochanka, obdarzając ją delikatnymi pocałunkami. Wyjaśnienie go usatysfakcjonowało - w pewien sposób wyjaśniło obawy, które w nim były, ale też nadało sens wszystkiemu. Wiedział co mówił, gdy podkreślał różnicę siebie i ukochanego - i mówił to po to, by podkreślić swoją słabość, nie kochanka. Może to płomiennowłosy był niewinny i wypełniony miłością, ale jednocześnie brakowało mu wiedzy, racjonalności, zdolności do planowania - wszystkich cech, które czyniły Viribusa tak dobrym władcą.
- Oczywiście, że przy tobie będę. Nie po to szedłem do tej jaskini, by cię później zostawić. - Elf zaśmiał się cicho, może nie tak beztrosko i melodyjnie jak dawniej, ale już czuć było te bardziej radosne nuty. Przymknął oczy, przytulając bruneta bardziej do siebie, owijając swoimi ramionami i zapachem, absolutnym bezpieczeństwem i pewnością.
Wprawdzie nie mieli pojęcia, jak bardzo kontakt z przeklętą magią wpłynął na elfa, ale mogli mieć pewność, że nie pozbawił go dobroci i miłości. Nadal najważniejszy był dla niego brunet, nadal też kochał go ponad wszystko, a jego moc poddawała się bez oporu tej zupełnie przeciwnej, chłodnej i destrukcyjnej.
Nathir ani przez chwilę nie zastanawiał się, czy powinien Viribusa zostawić. Wiedział, że odpowiedź na takie pytanie była przecząca. Potrzebowali siebie nawzajem.
- Tak jak ty na początku, nie rozumiał dobroci, wiesz? Chciałem mu pomóc. Wskazać drogę. Ale takie rzeczy... Do tego potrzeba czasu. - Płomiennowłosy wrócił do opowieści, wzdychając ciężko. Musiał zarazem ukoić swoje serce, wypełnione obawą, że zrobił coś źle - ale też i kochanka, który mógłby przypadkiem sobie coś niewłaściwego odpowiedzieć. - I nie mogłem pozostawić go przy życiu. Ale nie mogłem też zabić. Nie wiedziałem co zrobić, nie było żadnego dobrego rozwiązania. Nie chciałem, byś musiał zabijać kogoś należącego do twojej rodziny. To nie jego wina, jaki jest. - Umilkł nagle, wciąż mając trudność z powiedzeniem tego, jak bardzo skrzywdził osobę, która była niewinna.
No, może nie całkiem niewinna - ale też nie do końca odpowiadała za to, czym ją świat uczynił.
Elf niepewnie odsunął głowę, spoglądając na swojego ukochanego. Uśmiech zszedł z jego ust, podobnie jak miłość - w tym momencie znów jego oczy były wypełnione złotym przygnębieniem.
- Pozbawiłem go magii - powiedział bardzo, bardzo, bardzo cicho. Zupełnie tak, jakby obawiał się oceny Viribusa - który przecież czynił gorsze rzeczy. Pozbawiał życia. Torturował.
A może to wcale nie były gorsze rzeczy?
A może on chciał mieć całkiem niewinnego ukochanego, a po czymś tak okrutnym jego postrzeganie Nathira zmieni się tak bardzo, iż nie będzie zdolny kochać go tak samo, jak wcześniej?
- Nie chciałem, żeby umarł. Nie zasłużył na to. Ale... Chyba on to wolał. - Cichy szept załamał się przy ostatnim słowie, a powieki elfa opadły, ukrywając napływające do oczu łzy.
Bolało go to. Bolała go ta reakcja, która być może była logiczna - ale zarazem kompletnie przez niego niespodziewana.
Był naiwnym idiotą.
Schował na powrót twarz w szyi ukochanego, nie potrafiąc sobie poradzić z uczuciami, które znów zaczęły kotłować się w jego wnętrzu - jakby tylko czekały na moment, aż znów wróci myślami do tego konkretnego, specyficznego momentu. Do tego jednego spojrzenia, wypełnionego zarazem pustką, jak i czystą nienawiścią.
Powrót do góry Go down
StardustBadass Uke
Stardust

Data przyłączenia : 27/07/2017
Liczba postów : 297
Światło w mroku - Page 7 2gWp8ne

Cytat : Zero fucks given

Światło w mroku - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Światło w mroku   Światło w mroku - Page 7 EmptyPon Gru 11, 2017 4:09 pm

Cichy śmiech Nathira poruszył jakąś strunę w sercu Władcy Ciemności. Zatrzepotało nagle w jego piersi, aż wstrzymał oddech. Na to czekał. Na ten najmiejszy nawet znak, że nie wszystko było stracone, że może wrócą jeszcze do radosnych dni. Jego oczy zaszkliły się ze wzruszenia. I szczęścia. On też się uśmiechnął, czując łaskoczące go w szyję pocałunki, wtulajac się mocniej w obejmującego go ukochanego. Nagle znów było... Normalnie.
Nigdy nie sądził, że to właśnie będzie jego normą. Wsłuchiwanie się w uśmiech ukochanego, trzymanie w ramionach jego ciepłego ciała, patrzenie w jego bezdenne, złote, kochające oczy. Nie wyobrażał sobie, iż można było miłować kogoś tak, że było to niemal bolesne. I to codziennie. W każdej sekundzie. Nie podejrzewał, że to będzie jego normalność, że uczucia będą wiodły prym kolei jego życia powszedniego. Był, mimo wciąż odczuwalnego bólu, smutku i zawodu, spowodowanego tym, co ich spotkało, szczęśliwy.
Viribus po prostu słuchał, pozwalając elfowi mówić. Każde jego słowo było jednak jak szpila wbijana z bolesną powolnością w jego serce. To była jego wina. Przez niego Nathir zrobił coś, na co nie był gotów, co sądził, że było okropieństwem. Coś, co on sam robił już od dawna. Z trudem przełknął ślinę. Dlaczego jego ukochany nie miał mu za złe wszelkich krzywd, jakie wyrządził innym dla większego dobra, a sobie nie potrafił odpuścić? Choć jego uczucia liczyły się tu najbardziej, Władca Ciemności nie umiał zgasić w sobie posępnego odczucia, że nie był godzien elfa, że wkrótce dojdzie on do podobnego wniosku. Miał trudność z poradzeniem sobie ze swoimi emocjami - z jednej strony wypełniało go głębokie, miękkie współczucie dla miłości jego życia, że musiał zrobić to, co zrobił, z drugiej zaś ogarniał go strach, że Nathir zobaczy w nim potwora, którym sądził, że mogło uczynić go takie okaleczenie drugiego człowieka. Ale to nie było wszystko. Czuł też ulgę, że obaj wyszli z tego cało, wstyd i poczucie winy, że w ogóle do tego dopuścił. Wypełniało go jednak również przemożne przeświadczenie, że on był dla elfa. To jego uczucia były najważniejsze, to on potrzebował wsparcia. I Viribus pragnął mu go udzielić. Niczego w swoim życiu tak nie chciał, jak tego, by Nathir sobie wybaczył, jak zobaczenia w jego oczach znów tych jasnych, dzikich iskierek radości. Chciał, by był sobą i żył ze sobą w zgodzie. Tylko tyle go obchodziło - dla tego był skłonny odrzucić własne ego, dumę, obowiązek i dotychczasowe życie. Nic nie było zbyt dużym poświęceniem.
- Dziękuję - odrzekł pełnym powagi, ale aksamitnym, cichym głosem, biorąc twarz Nathira w obie dłonie i patrząc mu głęboko w oczy. - Zrobiłeś, co mogłeś, co musiałeś, co uznałeś za słuszne. To była dobra decyzja. Uratowała nie tylko mnie, ale cały świat. Teraz on zrobi ze swoim życiem, co zechce.
Jeśli jego brat nie chciał więcej tułać się po tym padole nieszczęść, zwanym ziemią, mógł odejść z tego świata. Był panem swojego życia. Jego egzystencja od samego początku była przeciw panującemu od setek lat porządkowi, który utrzymywał względny pokój i zapobiegał rzezi niewinnych. Powinien był wdzięczny, że je zachował, że nie zostało wymazane. Nathir naprawił największy błąd nie tylko poprzedniego Władcy Ciemności, ale także Viribusa. Dopełnił ich jedyny i najważniejszy obowiązek, który był esencją ich istnienia, fundamentalnym sensem i celem ich życia. Nie było niczego, co swą wagą przewyższałoby ograniczenie potęgi magów. Niczego. Przynajmniej nie dla Panów Mroku.
Jednak Viribus nie był już tylko zasiadającym na Czarnym Tronie władcą Pałacu Nieśmiertelności, symbolem, długowieczną istotą władającą niezmierzoną i niewyobrażalną potęgą, bóstwem kroczącym wśród przyziemnych. Był też kochankiem. Protektorem miłości swojego życia. Drugą połową. Ale nie wyobrażał sobie być w sytuacji, w jakiej został postawiony Nathir. Z jednej strony jego rolą było zgładzenie swego brata bliźniaka, z drugiej, gdyby miał wybierać między życiem swojego ukochanego a czymkolwiek innym, zawsze wybrałby to pierwsze. Zawsze.
Może jednak powinien zejść z Czarnego Tronu. Opuścić go i pozostawić... Komu?
Mężczyzna szybko odegnał te nieprzyjemne myśli i postanowił skupić się na tej chwili, na teraz. Na ukochanym w jego ramionach, przygasającym, trzaskającym ogniu, który żegnał rozchodzących się do domów weselnych gości i chichoczących parach, które znikały gdzieś w mroku. Gładził delikatnie płomienne włosy skrzywdzonego elfa, którego świat znów został wywrócony do góry nogami. Viribus ucałował czule jego czoło i oparł się o niego, ciesząc jego zapachem i tą bliskością, która zdawała się być czymś, co w magiczny sposób wszystko czyniło lepszym, było lekiem na wszystkie troski. Miał nadzieję, że i tym razem pomoże.

_________________
Światło w mroku - Page 7 VLtL49H
Powrót do góry Go down
ArgentOpportunist Seme
Argent

Data przyłączenia : 18/07/2017
Liczba postów : 856
Światło w mroku - Page 7 Tumblr_nbpob5p6bK1r9us6no3_500

Cytat : I wanna do bad things with you.

Światło w mroku - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Światło w mroku   Światło w mroku - Page 7 EmptyPon Gru 11, 2017 8:32 pm

Viribus - jego Viribus, ten mądry, rozsądny, piękny człowiek, potwierdził, że dokonany wybór był właściwy. Elf podjął decyzję, którą jego ukochany zatwierdził - to było najważniejsze. Uciszyło część wątpliwości, tych związanych z samą poprawnością wybranej możliwości, jak i tych z niemym, ukrytym między słowami pytaniem "czy pomimo to będziesz mnie kochał?". Płomiennowłosy słysząc kochanka, czując jego bliskość, jego bicie serca, odrobinę przyspieszony oddech, uspokajał się, pozwalając świadomości swojego strasznego czynu zaistnieć i czekając, aż przestanie być tak niewygodna.
Skoro on, Władca Ciemności, mówił że żadna inna decyzja nie mogła wchodzić w grę i ta podjęta była najlepsza, Nathir nie mógł z tym oświadczeniem dyskutować. Musiał je wyłącznie zaakceptować, pomimo iż kłóciło się z jego postrzeganiem rzeczywistości. I znowu - nie chodziło o to, że Viribus był tym złym i pozbawionym moralności człowiekiem, który znał się na tych sprawach, związanych z bólem, krzywdą i niszczeniem zagrożeń, zanim mogły stać się prawdziwym problemem. Nie, po prostu Nate mu ufał i wierzył w to, że jego kochanek najlepiej znał się na takich logicznych i czysto pragmatycznych decyzjach. Tam, gdzie Pan Mroku dopatrywał się swoich wad i znajdywał powody do zaniepokojenia, tam elf widział pewność, stateczność i spokój. Brunet był dla niego niczym fundamenty, podstawy niezbędne do stabilnego utrzymania się na powierzchni, w całości, bez zagrożenia załamaniem i zatraceniem swojego jestestwa.
Zarówno magia, chłodna i destrukcyjna, jak i oziębły, poznający dopiero świat uczuć mężczyzna, były dla elfa dokładnie tym, czego ten potrzebował. Pomimo wszystkich trudnych momentów, wpływających na jego osobę i zmieniających jego magię oraz zmuszających do czynów, które sprawiały mu ból, nigdy w życiu nie potrafiłby pożałować tej decyzji.
Dała mu Viribusa. Co na świecie mogłoby doprowadzić do wyrzutów w tej jednej kwestii?
Przylgnął do kochanka bardziej, skupiając się na odczuwaniu jego bliskości, jak i bliskości jego mocy - i tej, która wypływała ze zdrowej ziemi i świętujących życie ludzi. Smutek i przygnębienie powoli odpływały, razem z wyrzutami sumienia - oczywiście, jego poczucie winy nigdy całkiem nie zniknie, ale potrzebował maksymalnie je wyciszyć, by znów móc cieszyć się życiem i patrzeć w przyszłość z nadzieją.
Tkwili tak wtuleni w siebie długo - milcząc, upewniając we wzajemnej bliskości, czekając aż świętujący odejdą w swoją stronę, pozostawiając ich samych, w zroszonej trawie, ogrzewających się nawzajem.
- Nie żałujesz nigdy, że spoglądasz na świat z zewnątrz? Masz na niego wpływ, ale jednocześnie widzisz przez cały ten pryzmat praw, obowiązków, zagrożeń, właściwej polityki i ekonomii... - zaszumiał pytająco elf, przerywając ciszę wraz z wschodzącym słońcem. Obrócił głowę, która w pewnym momencie znalazła się na ramieniu bruneta, rozchylił powieki i uśmiechnął się czule do swojego mężczyzny. Uniósł dłoń i pogładził go delikatnie po policzku, zatrzymując palce przy jego ustach. - Wszyscy patrzą na ciebie przedmiotowo. Zupełnie tak, jak na mnie. Wydaje mi się, że Livius nie zdawał sobie z tego sprawy. Zupełnie tak jak my dawniej, mówił o obowiązkach, o swoim przeznaczeniu, dążył do niego... Ale nie widział, że nie zdobędzie niczego naprawdę wartościowego, a jedynie doda sobie kolejnych ograniczeń i wymagań. - Delikatnie pokręcił głową, zamyślając się, sunąc palcami po wargach kochanka. - Powiedz, brakuje ci czegoś? Coś cię martwi? - spytał, przysuwając się lekko i zmieniając pieszczotę palcami na muśnięcia ust, czułe i ciepłe. - Chciałbym, żebyś wreszcie był całkiem szczęśliwy. Najwyższa pora. - Uśmiechnął się wyczuwalnie, spoglądając miękko na kochanka.
Krążący po jego ciele ból zmienił wreszcie swoją istotę - to nie cierpienie było najistotniejsze, a miłość. Wszystko, co Nathir zrobił, było uczynione z myślą o Władcy Ciemności - nie mógł wyłącznie się obwiniać, skoro nigdy w życiu nie podjąłby innej decyzji. Nie wtedy, gdy na szali było życie i szczęście miłości jego życia, jego drugiej połówki, która gruntowała go w świecie.
Powrót do góry Go down
StardustBadass Uke
Stardust

Data przyłączenia : 27/07/2017
Liczba postów : 297
Światło w mroku - Page 7 2gWp8ne

Cytat : Zero fucks given

Światło w mroku - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Światło w mroku   Światło w mroku - Page 7 EmptyPon Gru 11, 2017 11:13 pm

Czy tęsknił do świata? Viribus zastanowił się chwilę - nigdy nie zadawał sobie tego pytania. Nie odczuwał potrzeby. Kiedyś władza była jego obowiązkiem, przeznaczeniem i jedynym zadaniem, a świat zewnętrzny był męczący, odrywał jego myśli od ważniejszych spraw, dziejących się w Pałacu Nieśmiertelności. Piękno było dla niego jakimś ulotnym pojęciem, sztucznym i nienaturalnym - jak szczęście. Nie potrzebował więc cieszyć spojrzenia wschodami i zachodami słońca, ośnieżonymi szczytami gór i lasami porastającymi ich zbocza, oceanami, wodospadami, ani żadną inną rzeczą, którą zachwycali się ludzie. Ich towarzystwo i obyczaje uważał z kolei za nudne, pozbawione sensu i prostackie. Już i tak za dużo przedstawicieli tego rodzaju otaczało go w zamku. Jedynym, co go interesowało, były pomysły wielkich myślicieli, ich dzieła - a je wszystkie miał zebrane w największej na świecie bibliotece. Tyle mu wystarczało.
A jeśli już spoglądał na to, co go otaczało, widział problemy, którym należało zaradzić, albo skutki swoich decyzji, które musiał obiektywnie ocenić i wyciągnąć z nich wnioski. Widział rozgrywające się potencjalnie bitwy, możliwości i zagrożenia dla swoich armii. Widział przyszłe miasta, ich potencjał. Do tej pory jednak nie potrafił dostrzec nadzwyczajności tego wszystkiego, wagi szczegółów i delikatnych spraw, które dotychczas uważał za nieznaczące.
Teraz jednak czuł inaczej. Elf wszystko zmienił. Widział, że wiele mu do tej pory umykało. Chciał przeżyć z Nathirem wszystkie swoje pierwsze razy. Pierwszy spacer dla przyjemności po lesie, pierwszą kąpiel w lodowatej rzece, pierwszy wschód słońca, pierwsze obserwowanie gwiazd w celu innym niż naukowym. Elf mógłby nauczyć go rzeczy jednej czy dwóch o świecie, o jego pięknie.
- Teraz żałuję - odparł więc, uśmiechając się lekko. - Ale teraz dzięki temu mogę wszystkiego doświadczyć po raz pierwszy. Z tobą.
Odwrócił twarz w stronę wschodzącego słońca, pozwalając, by pierwsze promienie pocałowały jego bladą skórę i rozprysły się na jego długich, gęstych rzęsach, rzucając długie cienie na jego wyraźne kości policzkowe. Pierwszy raz pozwolił również, aby coś poza Nathirem odebrało mu dech w piersiach - a wschód słońca, choć wyjątkowo cudowny, nie był nawet w połowie tak zjawiskowy, jak jego ukochany.
Z delikatnym uśmiechem Władca Ciemności powiódł wierzchem palców po policzku ukochanego i choć ten poruszał tematy niewątpliwie ważne, dotyczące ich uczuć, ich roli w świecie, metamorfozy, którą przeszli, on nie mógł przestać się uśmiechać. Wreszcie byli razem. Tak dobrze było znów trzymać ukochanego w ramionach, czuć na swojej skórze jego łaskoczące pocałunki.
- Nie przeszkadza mi to - mruknął. - Nie, dopóki ty widzisz mnie inaczej.
Fragment o Liviusie całkowicie zignorował. Chyba nie było rzeczy, która obchodziła go mniej, niż ten niewygodny i rozwiązany już problem, choć najpewniej, gdyby nie czule otaczające go ramiona elfa, Viribus już szukałby go z żądzą mordu w oczach i pragnieniem, by pozbawić wszystkich możliwych członków, a potem zostawić gdzieś, by skonał w straszliwych męczarniach.
- Jesteś tutaj - szepnął, oddając pocałunek. - Więc niczego mi nie brakuje. I niczym się nie martwię.
Szczęście ukochanego było jego szczęściem. To było oczywiste, więc zamiast odpowiadać, przycisnął mocniej swoje wargi do ust Nathira. On był jedynym, czego pragnął. Świat równie dobrze mógłby nie istnieć. A on, na Czarnym Tronie? Elf chyba by nie chciał, by wybuchł chaos, a ludzie zaczęli szaleć w walce o władzę. Viribus był pewien, że to właśnie by się stało, gdyby Władca Ciemności nagle zniknął. Robił, co robił, tylko ze względu na Nathira, któremu odebrał dom. Już wiedział, że nie to było jego przeznaczeniem. To był tylko dodatek do jego wielkiej mocy - zaczynał rozumieć, że jeśli można coś zrobić, to należy to zrobić.
A on teraz mógł całować miłość swojego życia i zatracać się w jej ramionach.

_________________
Światło w mroku - Page 7 VLtL49H
Powrót do góry Go down
ArgentOpportunist Seme
Argent

Data przyłączenia : 18/07/2017
Liczba postów : 856
Światło w mroku - Page 7 Tumblr_nbpob5p6bK1r9us6no3_500

Cytat : I wanna do bad things with you.

Światło w mroku - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Światło w mroku   Światło w mroku - Page 7 EmptyWto Gru 12, 2017 12:33 am

- Oczywiście, że jestem. - Elf zamruczał miękko, wsuwając palce w ciemne pukle kochanka, delikatnie przesuwając jego głowę tak, by mogli pocałować się lepiej - i jednocześnie głębiej. Przymknął oczy, wykrzywiając wargi w uśmiechu pomiędzy kolejnymi muśnięciami, które z każdą kolejną chwilą stawały się dłuższe i bardziej namiętne. Coraz ciężej było im przerwać na nabranie powietrza, oderwać się od siebie, czy skupić na tym, jak świat dookoła nich się budził - nie ten, który należał do ludzi, ale natura. Elf dawniej położyłby się na trawie i skupił tylko na chłonięciu wszystkich bodźców, które oferował mu niespieszny świat wypełniony spokojem, nadzieją i życiem. Szum traw, szelest liści, stukot kopyt i dziobów, ciche plumkanie pobliskiego strumyka, a wreszcie ciepłe promienie ogrzewające odrobinę zziębniętą skórę... To wszystko tworzyło idyllę, obraz kojący rozdygotane nerwy, napawający każdego nadzieją i przyjemnym rozluźnieniem, zachęcając jednocześnie do zatrzymania się i wpatrzeniu w te cuda. Nathir przed zamknięciem w Pałacu Nieśmiertelności w miejscach takich jak to odnajdywał swój mały raj. Uwielbiał je i zawsze chętnie ich wypatrywał - ale w tym momencie to nie cuda natury zajmowały jego myśli. Wstyd przyznać, ale zupełnie nie zauważył tych wszystkich wymienionych piękności. Jego świat już nie krążył dookoła ulotnego szczęścia, bliżej niesprecyzowanych momentów, które chwytało się, a potem szukało następnych - dla niego najważniejszy był Viribus. To, gdy przy nim był, gdy czuł jego bliskość, gdy mógł go słuchać lub obserwować - albo czekać na jego przybycie, wiedząc że potężny Władca Ciemności czeka z równą niecierpliwością na spotkanie - to było najważniejsze.
Nic nie sprawiało płomiennowłosemu takiej radości, jak kontakt z miłością jego życia. Nie potrafił sobie wyobrazić bardziej szczęśliwych chwil, wypełnionych spokojem, ale też intensywnym uczuciem, które porywało ich w najmniej spodziewanych chwilach.
Elf nie zauważył momentu, w którym płaszcz Viribusa zsunął się na trawę - nie odnotował również momentu, gdy obaj się na nim znaleźli, on częściowo oparty o pierś Pana Mroku, a częściowo wciąż na trawie, nachylający się i penetrujący jego usta swoim językiem, z jedną dłonią sunącą po jego boku, a drugą we włosach, przytrzymując głowę kochanka dokładnie tam, gdzie chciał ją mieć.
Zamruczał z zadowoleniem, odsuwając się wreszcie odrobinę i wbił wzrok w ukochanego.
- Jesteś tak piękny... - wyszeptał niemal z nabożną czcią, uśmiechając się jeszcze szerzej - niemal tak samo, jak dawniej. Nic nie mogło zachwiać siłą jego miłości do Viribusa - ani jego brat, ani doświadczenia z kamieniami ra'mirthu, ani nawet "zamordowanie" w kimś magii. Wszystko było tylko drobnymi przeszkodami, gdy wpatrywał się w te cudowne, szare oczy, odwzajemniające absolutne uwielbienie, ciepło i bezwarunkowe uczucie. To było nie do podrobienia. Livius nigdy nie miał szans na podrobienie tej mieszanki emocji.
- I jesteś mój - dokończył z zaborczością i cichym, dźwięcznym śmiechem. Potem przerzucił jedną nogę przez udo kochanka, usiadł na jego kolanach, przechylił się bardziej i obejmując go za boki szyi, zaczepiając palce o brodę i uszy bruneta, wpił się mocno i zachłannie w jego usta, jakby potwierdzając wszystkie swoje słowa.
Świata poza Viribusem nie widział i nie ulegało to żadnym wątpliwościom, nie podlegało żadnej dyskusji. Pan Ciemności był ostatniego elfa, a ostatni elf był Pana Ciemności - i tak już zawsze miało być.
Powrót do góry Go down
StardustBadass Uke
Stardust

Data przyłączenia : 27/07/2017
Liczba postów : 297
Światło w mroku - Page 7 2gWp8ne

Cytat : Zero fucks given

Światło w mroku - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Światło w mroku   Światło w mroku - Page 7 EmptyWto Gru 12, 2017 3:30 am

Z przyjemnością poddawał się ruchom elfa, oddając coraz to gorętsze pocałunki. Zdawało mu się, jakby minęły wieki, odkąd ostatnio traktowali się z taką czułością i namiętnością. Pochłonięty tym niesamowitym, magicznym momentem, Viribus również nie wiedział kiedy płaszcz jego ukochanego znalazł się na ziemi, a on wraz z nim, próbując uwolnić ukochanego z jego górnej części garderoby.
Westchnął mu prosto w usta, czując jego dotyk na swojej chłodnej skórze i gorący język między wargami. Wplótł swoje smukłe palce we włosy Nathira i przyciągnął go jeszcze do siebie. Mocniej. Więcej. Z każdym oddechem, jaki dzielili, przekazując go sobie z ust do ust, ogień namiętności, rozpalający Viribusa, stawał się coraz gorętszy. Jednak teraz, w przeciwieństwie do ich pierwszego zbliżenia. Mężczyzna nie bał się, że go sparzy, spopieli doszczętnie, nic nie zostawiając. Wręcz z utęsknieniem czekał na to, aż pochłoną go płomienie przyjemności.
Osiadająca powoli w świetle poranka, siwa mgła, skropiła ich rozgrzane ciała rosą. Nathir nie zwracał uwagi na otoczenie, ale Viribus owszem. Kropelki wody wywołujące w nim gęsią skórkę, były jak dodatkowa pieszczota. Podobnie ciepłe, miękkie światło płynące między liśćmi drzew, rozkładających nad nimi swe korony i migoczące na ich zroszonej skórze. Jak rześkie, mroźne po nocy powietrze, które wbijało się w nozdrza niemal boleśnie, które uwidaczniało ich gorące oddechy, umykające spomiędzy rozchylonych warg niczym dym. Zachwycało go wszystko. Szum drzew, świergot budzących się ptaków, zapach trawy i delikatny wiatr, głaszczący ich chłodnymi dłońmi. Sposób, w jaki Viribusa dotykał jego ukochany, był obezwładniający. Pełen miłości, a jednocześnie żądzy, zdecydowany, pozbawiony naiwności, wręcz władczy. W jakiś sposób w harmonii z tym wszystkim, co ich otaczało.
Władca Ciemności postrzegał naturę wszystkimi swoimi zmysłami, ale jednocześnie nie widział świata poza Nathirem. Nie zwracał uwagi na to, że byli na odsłoniętej przestrzeni, że każdy mógłby wyjść na polanę i zobaczyć ich splecione ciała. Nikt by ich nie tylko nie rozpoznał, ale mężczyzna po prostu nawet nie dostrzegłby intruza. Czy nie byłoby mu wstyd? W morzu miłości i pożądania nie było już miejsca na takie uczucia. I choć namiętność skutecznie wypierała z jego głowy wszelkie myśli, strach i niepewność, które pozostały po tym wszystkim, co przeszli, kurczyły się gdzieś w głębinach, jednak wciąż tam były. Czyniło to jego działania tym bardziej zapamiętałymi, słodko - gorzkimi, niemal desperackimi.
- Kocham cię - szepnął tylko w odpowiedzi. - Zawsze będę.
Wiedział, że niezależnie, co by się działo, niezależnie, jaką drogę by przeszli, ile wycierpieli, jak zmienili, jego uczucia pozostaną. Nigdy nie był w życiu czegoś pewien tak bardzo, jak teraz. Nawet, że dwa plus dwa równało się cztery. Miłość, niezwyciężona i wieczna, jaką darzył Nathira, był najprawdziwszą rzeczą na świecie. Mógłby kwestionować wszystko, poza swoimi uczuciami do elfa. On był jego jedynym przeznaczeniem - obaj tak samo odizolowani i samotni, obaj ostatni. A jednak, wbrew wszystkiemu, nie tylko się odnaleźli, ale pokonali niemożliwe przeszkody - siebie samych.
Znów byli inni, ale to, co ich łączyło, było wciąż takie samo. A on sam znów znalazł się zarumieniony i zmierzwiony, z zasnutym przyjemnością i miłością miękkim wzrokiem, bezbronny i całkowicie uległy w ramionach ukochanego. W żadnym calu nie przypominał Władcy Mroku, którego sam tytuł budził w ludziach przerażenie. Był zwyczajnym, zakochanym do szalenia mężczyzną, który łaknął bliskości swojego wybranka.

_________________
Światło w mroku - Page 7 VLtL49H
Powrót do góry Go down
ArgentOpportunist Seme
Argent

Data przyłączenia : 18/07/2017
Liczba postów : 856
Światło w mroku - Page 7 Tumblr_nbpob5p6bK1r9us6no3_500

Cytat : I wanna do bad things with you.

Światło w mroku - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Światło w mroku   Światło w mroku - Page 7 EmptySro Gru 13, 2017 12:24 am

- Jesteś miłością mojego życia... - wyszeptał z nieskrępowanym uwielbieniem płomiennowłosy, wpatrując się w swojego ukochanego błyszczącymi intensywnie oczami. Emocje kotłowały się w jego wnętrzu, składając na nie całkiem sensowny, dziwny wręcz kocioł zaborczości, miłości, bólu, zmęczenia i powoli, ale sukcesywnie rosnącej potrzeby. Elf nie wiedział, którym konkretnie uczuciom powinien się poddać - wszystkie walczyły o przewagę, a ciało samo działało, nie przejmując się pytaniem go o zgodę. Dłonie krążyły po ciele bruneta, język i wargi po ustach kochanka, zęby dodatkowo je nadgryzały, a biodra same delikatnie falowały, pragnąc doświadczyć jakichś intensywniejszych wrażeń.
Umysł, serce i ciało Nathira nie mogły dojść do żadnego porozumienia, chociaż wszystko krążyło dookoła najwspanialszego mężczyzny na ziemi. Może i był Władcą Ciemności, może i każdy widział w nim tylko bezlitosnego tyrana, albo narzędzie do kontroli świata, ale elf był wyjątkiem. Złotooki nie bał się kochanka - pomimo wszystkich ich doświadczeń, ufał mu bezgranicznie i postrzegał go nie tylko jako swoje przeznaczenie, ale też i centrum całej otaczającej ich rzeczywistości. Nikt inny nie liczył się tak bardzo - i nikt inny nie wywoływał w nim tak wielu ciepłych uczuć.
Miał wrażenie, że pewnego dnia po prostu wybuchnie od nadmiaru emocji, które pojawiały się w nim wtedy, gdy był przy Viribusie - a nawet wtedy, gdy o nim myślał. Ten miękki, spolegliwy kochanek, który bez żadnej obawy i wahania poddawał się jego panowaniu, wzdychał, nadstawiał się i wręcz domagał pieszczot i większej bliskości, był najlepszą rzeczą, jaka kiedykolwiek spotkała elfa.
Tak, oddałby za niego życie, swoje zdrowe zmysły, przybliżyłby mu nieba i spełnił każde życzenie - wszystko, byleby tylko chłodny Władca Mroku spojrzał na niego jeszcze raz z tym uwielbieniem w oczach, wyszeptał dźwięcznie jego imię, wygiął się ku jego dłoniom i zajęczał z przyjemności.
Jeszcze tylko jeden raz.
Jeden jedyny.
No, może jeszcze jeden...
To było jak narkotyk. Jak najlepsza substancja odurzająca. Elf pragnął zatonąć w swoim towarzyszu, pochłonąć go, połączyć się z nim w jedno, tak by już nic nigdy nie mogło ich rozdzielić - nawet powietrze. Zsuwał z jego jasnego ciała kolejne warstwy ubrania, pieszcząc delikatnie palcami wyłaniającą się skórę, pozostawiając też - tam gdzie dał radę sięgnąć - mokre ślady pocałunków.
- Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało... - Zwerbalizował swoje następne myśli, niższym, wypełnionym żądzą głosem. Rozsunął nogi ukochanego, przemieszczając się tak, by znaleźć im idealną pozycję do jednoczesnego rozmiękczania mężczyzny dłońmi, jak i ustami. A w niedługiej przyszłości... Nie tylko nimi.
Wpił się mocno w rozchylone wargi partnera, utrudniając mu nabieranie kolejnych haustów powietrza, a zamiast tego oferując tylko więcej intensywnych wrażeń - wtedy, gdy się o niego ocierał swoim, napiętym do granic możliwości, ciałem, gdy wsuwał i wysuwał palce z jego wnętrza, gdy penetrował jego usta swoim zaborczym językiem, znów otulając bruneta całym sobą. Był obok niego, ponad nim, zakrywając przed całym światem kurtyną rudych włosów i sobą, zmuszając do absolutnego skupienia na nim. Tylko i wyłącznie na ostatnim elfie, który wpatrywał się w swojego mężczyznę tak intensywnie, że zapierał mu dech w piersiach, jednocześnie robiąc wszystko, by wydusić z niego jak najwięcej westchnień przyjemności.
Jęków wypełnionych bezgraniczną rozkoszą.
- Należysz do mnie. - Wymruczał wreszcie, uśmiechając się dokładnie w ten sam sposób, co jeszcze dzień wcześniej, przed spotkaniem Liviusa. - Możesz mieć na własność cały świat, ale to ja posiadam ciebie - dodał, lekko gryząc wargi kochanka i unosząc jego biodra - jednym, płynnym ruchem robiąc dokładnie to - biorąc go w posiadanie.
Mój. Mój. Mój - dokładnie to mówił każdy ruch bioder, każde sapnięcie, westchnięcie, zsunięcie kolejnego kawałku pleców z miękkiego płaszcza na chłodną trawę. Gdy poczuł wilgoć rosy na swoich dłoniach, wsunął je pod plecy ukochanego i uniósł go, sadzając na sobie, dociskając, owijając, szepcząc pełne uwielbienia słowa, czasami wcale nie łączące się w sensowne ciągi. Jego palce ugniatały wrażliwą skórę na plecach Viribusa, sporadycznie znacząc je pociągnięciami paznokci, niezbyt mocnymi, ale takimi, które podkreślały tylko jego zaborczość. Moc wypełniona znów szczęściem, pożądaniem i życiem otoczyła szczelnie Pana Mroku, wspomagając swojego właściciela w staraniach mających na celu doprowadzenie ich do utraty zmysłów - nie na zawsze, ale na długą, rozkoszną chwilę.
Mój.
Powrót do góry Go down
StardustBadass Uke
Stardust

Data przyłączenia : 27/07/2017
Liczba postów : 297
Światło w mroku - Page 7 2gWp8ne

Cytat : Zero fucks given

Światło w mroku - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Światło w mroku   Światło w mroku - Page 7 EmptySro Gru 13, 2017 11:45 pm

Emocje rosły, a atmosfera między nimi gęstniała. Viribus miał wrażenie, że aż utrudniała ruchy, sprawiając, że wszystkie były powolne i leniwe, a jednocześnie spragnione i niemalże desperackie. Każda pieszczota, każdy dotyk był wspomnieniem ich bezsennych z miłości nocy, ich czułych, słodkich poranków. Za każdym razem, gdy tracił kontakt z dłońmi Nathira, jego wargami i ciałem, tęsknił, tylko po to, by za chwilę tęsknota ta została ukojona z pasją.
Elf wzbudzał we Władcy Ciemności niezwykłą uległość i miękkość, obezwładniał swoim zdecydowaniem i zachłannością. Pociągało go, w jaki sposób jego ukochany przejmował kontrolę - jednocześnie stanowczo i czule. Nathir władał nim całkowicie i mężczyzna nie obawiał się tego przyznać. Czerpał przyjemność z jego zaborczości, z jego drapieżnego pragnienia.
Rozmyty świat wymykał się mężczyźnie, wirując, gdzieś pomiędzy westchnięciami uciekającymi spomiędzy jego rozchylonych warg. Serce trzepotało mu w piersi, gdy był pochłaniany, gdy coraz bardziej zatapiał się w lepkim pożądaniu, niemalże krztusząc się nim, tracąc oddech. Słowa Nathira gdzieś mu umknęły, jednak ich znaczenie dotarło do niego wyraźne. Czuł się, jakby jego ciało przeszedł prąd. Jego mięśnie napięły się, drżąc pod gorącym oddechem ukochanego, miękkimi wargami, które pieściły jego skórę.
Viribus jęknął prosto w usta miłości swojego życia i zacisnął palce na trawie ponad swoją głową, gdy pieszczoty przybrały na intensywności. Mimowolnie zaczął kołysać biodrami, szukając bliskości, ocierając się o elfa, pogłębiając doznania.
Nathir był całym jego światem. Był w nim i przed nim. Kruczowłosy mężczyzna oddychał nim, pojękiwał jego imię, czuł go całym sobą. I tonął w jego wypełnionych miłością złotych oczach, zasnutych mgiełką pożądania, w których odbijały się jego własne, dokładnie takie same. Z niecierpliwością i chaotyczną niedokładnością oddawał jego pocałunki, karmiąc się jego gorącym oddechem.
Jęknął przeciągle, kiedy Nathir naparł na niego, a on sam chwilę później doświadczył znajomego uczucia wypełnienia. Mięśnie Pana Mroku skurczyły się nagle, gdy wygiął plecy pod wpływem doznań, przygryzając dolną wargę i przymykając oczy. To było jak narkotyk uderzający w tętnice, obezwładniający, nagły i będący zapowiedzią dalszych, wspanialszych wrażeń.
Każdy ruch ukochanego odzywał się znajomym dyskomfortem w biodrach Viribusa zmieszanym z niezwykłą rozkoszą. Każdy ruch rodził zmysłowy jęk. Szybko zaczął się poruszać z nim - chcąc więcej, mocniej, głębiej. Rozsądek już dawno został przysłonięty przez te odbierające zmysły, niemal zwierzęce doznania, które mimo swej pierwotności łączyły ich nie tylko na poziomie fizycznym, ale również psychicznym, emocjonalnym. Nawet ich magie były sobie jakby bliższe - mieszały się i oddziaływały na siebie, co skutkowało okazjonalnymi wyładowaniami, które przebiegały po ich skórze, przeskakiwały z ust do ust w pocałunkach. Byli o krok od najprawdziwszej jedności, poruszając się w całkowitej harmonii, razem, wspólnie oddając się niemal obezwładniającej przyjemności, jakie dawały sobie wzajemnie ich ciała.
Viribus krzyknął wręcz, gdy silne, ciepłe ręce kochanka objęły go i uniosły do pionu, zapewniając sobie do niego jednocześnie lepszy dostęp. Mężczyzna zarzucił mu ramiona na szyję i dysząc, zaczął kołysać biodrami, szybko odnajdując z Nathirem wspólny rytm. Im był bliżej, tym mocniej wpijał palce w umięśnione plecy ukochanego, tym mocniej go do siebie przyciskał. Jego westchnięcia i jęki zlewały się, szybko przechodząc w niemal jednostajny okrzyk, mięśnie zaciskały się i rozluźniały niekontrolowanie.
W końcu Władca Ciemności zwiotczał w ramionach elfa i sapiąc ciężko, ułożył czoło na jego ramieniu. Nie puszczał go, wciąż trzymając blisko, obejmując mocno, jakby nie chciał, by dzielił ich nawet centymetr.
- Jestem twój - wychrypiał, gdy wróciła mu zdolność mówienia, a słowa znów nabrały sensu. Uniósł głowę i pochwyciwszy twarz Nathira w obie dłonie, wciąż zdezorientowany i spocony, z włosami klejącymi się do skóry, zarumienionymi policzkami i rozmarzonymi oczami, złożył na jego ustach słodki pocałunek.
Nie chciał, by ta chwila zapomnienia odchodziła. Nie chciał sobie przypomnieć. Nie chciał, by te wszystkie niepokojące uczucia wróciły.
Chciał po prostu być. Tak, jak teraz.

_________________
Światło w mroku - Page 7 VLtL49H
Powrót do góry Go down
ArgentOpportunist Seme
Argent

Data przyłączenia : 18/07/2017
Liczba postów : 856
Światło w mroku - Page 7 Tumblr_nbpob5p6bK1r9us6no3_500

Cytat : I wanna do bad things with you.

Światło w mroku - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Światło w mroku   Światło w mroku - Page 7 EmptyCzw Gru 14, 2017 1:05 am

Kochankowie całkowicie odlecieli. Ich ciała wprawdzie znajdowały się wciąż na ziemi, pospieszane własnymi potrzebami, spinające się i rozluźniające, splecione tak mocno, że nie dało się jednoznacznie stwierdzić, gdzie jedno się zaczynało, a drugie kończyło, ale ich umysły były zupełnie gdzie indziej. Byli razem, wspólnie, gdzieś wysoko, nieograniczeni przez nic, dalecy od wspomnień, bólu i rzeczywistości. Nikt nie mógł zniszczyć ich szczęścia, idealnego połączenia, bliskości na poziomie daleko wykraczającym poza relacje normalnych śmiertelników. Byli do siebie tak podobni w swojej odmienności, że rozumieli się bez słów, zawsze odnajdując odpowiednie tempo i wyczuwając instynktownie potrzeby tej drugiej strony.
Tak jak w tym konkretnym momencie, gdy leczyli swoje rany i traumy, a jednocześnie dopasowywali się w ruchach.
Należeli do siebie.
Elf chciał patrzę na kochanka, gdy ten wreszcie odnajdzie spełnienie - ale było ono na tyle intensywne, że pociągnęło go zaraz za Viribusem, wymuszając okrzyk rozkoszy, zamknięcie oczu i napięcie wszystkich mięśni. Doszli razem, tylko zwiększając swoją przyjemność, mocniej się do siebie dociskając i tracąc na pewien czas zdolności jakiegokolwiek myślenia. Byli tylko oni dwaj, ich złączone ciała, umysły i moce. Nic więcej, nic mniej.
Świat się nie liczył.
Gdy spazmy rozkoszy targające ich ciałami wreszcie zniknęły, dłonie płomiennowłosego samowolnie zaczęły gładzić mokre plecy ukochanego. Po chwili sięgnął po wymięty płaszcz i z powrotem nałożył go Viribusowi, okrywając dokładnie, by przypadkiem nie zmarzł. Jemu samemu nie było zimno, ignorował przyklejoną do skóry koszulę, skupiając się całkowicie na odczuwaniu towarzysza i jego potrzebach. Zamruczał z wdzięcznością, słysząc werbalne potwierdzenie własnego oświadczenia - oczywiście, wiedział że tak było, otwarcie tego żądał, ale... Ale uznanie jego własności przez Władcę Ciemności było za każdym razem równie wspaniałym wrażeniem. Kochał go całego, do szaleństwa i uwielbiał upewniać się w tym, że jego uczucie było odwzajemnione. Każde maślane spojrzenie, każdy ruch bioder, każde muśnięcie palcami, każdy uśmiech i rumieniec, utwierdzały go tylko w przekonaniu, że byli dla siebie stworzeni. Nie wyobrażał sobie życia bez tego mężczyzny, wszystkie słowa, które wydostawały się z jego ust bądź przychodziły mu do głowy, wydawały się niewystarczające. Dlatego właśnie pozwalał swoim ustom poruszać się, szeleścić pochwały, wyrazy uwielbienia, wyznania miłosne, fragmenty wierszy i pieśni - jednym słowem wszystko, co tylko mogło wzmocnić ich więź.
Elf nie zauważył momentu, w którym przeszedł z mówienia w, ni mniej ni więcej, a śpiew. Cichy, melodyjny, wypełniony wieloma emocjami, rozpoczynającymi się od czułości, miłości i szczęścia, a przechodzący powoli w niejasne wyrażenie smutku z tego, czego obaj doświadczyli.
To było coś więcej, niż pieśń, chociaż nie dało się konkretnie opisać. Słowa z ojczystego języka Nate'a brzmiały bardziej jak dźwięki, sylaby, niż pełne zwroty, które układały się w sensowne całości. Teoretycznie one tam były, cały czas obecne, konkretne i odpowiednio brzmiące, ale w praktyce... Było to coś więcej. Nie chodziło o zrozumienie ich samych, a o... Przekaz, zawarty w dźwięku.
Gdy Nathir zamilkł, jego usta odnalazły te należące do Pana Mroku. Pocałował go długo, ale z czułością i delikatnością, której wcześniej brakowało przez nadmiar pożądania.
- Chodźmy do domu - szepnął płomiennowłosy, uchylając wreszcie powieki i spoglądając na ukochanego. - Tam jest nasze miejsce.
Wydawało się, jakby minęły całe stulecia - nie zaś doba - od ich poprzedniego zbliżenia i spokojnej rozmowy w Pałacu Nieśmiertelności.
Powrót do góry Go down
StardustBadass Uke
Stardust

Data przyłączenia : 27/07/2017
Liczba postów : 297
Światło w mroku - Page 7 2gWp8ne

Cytat : Zero fucks given

Światło w mroku - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Światło w mroku   Światło w mroku - Page 7 EmptyPią Gru 15, 2017 11:57 am

Rozkosz, której jeszcze przed chwilą doświadczyli, ulatniała się szybko, jak resztki snu po obudzeniu, pozostawiając po sobie dziwaczną pustkę, którą próbowali wypełnić dotykiem i słowami, wyznaniami miłości. Chcieli jeszcze chwilę spędzić w tej sielance, nie przypominać sobie o ich przeszłości i przyszłości. Chcieli zatrzymać jeszcze teraz przez choćby sekundę, ale teraz wymykało się im ciągle, niczym motyl umykający między palcami usiłującej pochwycić go dłoni.
Viribus zadrżał delikatnie, gdy w ustach ukochanego zabrzmiała melodia. Nie potrafił do końca rozróżnić i zrozumieć obcych słów, które urywały się przedwcześnie, ale przekaz był dla niego jasny. Wtulił się w pierś Nathira, pozwalając, by pieśń zabrała go do jego świata, pokazała mu jego uczucia, porwała go nurtem emocji. Oddał pocałunek w równie wrażliwy sposób, a jego miękkie wargi idealnie dopasowały się do ust elfa.
Kochał go tak, że mógłby oszaleć. A może już do reszty stracił zmysły?
- Do domu... - powtórzył cicho z niemrawym uśmiechem. Nikt nigdy, nawet on sam, nie wiedział w Pałacu Nieśmiertelności domu. To był straszliwy symbol, zimne i odległe miejsce grozy, zamieszkane przez boga. Nie było domem - nic w nim nie kojarzyło się z ciepłem rodzinnego ogniska, miłością i bezpieczeństwem. Nathir tymi słowami uświadomił Władcy Ciemności, że te strzeliste, czarne wieże stały się czymś znacznie więcej. Tam się odnaleźli. Tam przeżyli najcięższe chwile swojego życia, tam się zmienili. Tam były ich najszczęśliwsze momenty i beztroska. I choć Viribus wierzył, że jego dom był przy jego ukochanym, świadomość, że mieli swoje miejsce na świecie, do którego mogliby wracać, niezależnie od tego, jak potoczyłyby się koleje ich losu, cieszyła go i uspokajała. Pałac Nieśmiertelności był wieczny. Jak oni i ich miłość. Nie wyobrażał sobie lepszego miejsca, które mogłoby spełniać funkcję centrum ich świata.
Wstał, pociągnąwszy za sobą Nathira i poprawił jego płaszcz na swoich ramionach. Odetchnął głęboko i zanim ruszył w kierunku przeszłości, z którą musieli się zmierzyć, a także nieznanej przyszłości, odnalazł dłoń elfa i ujął ją w swoją, splatając z nim palce i ściskając mocno, by dodać sobie odwagi, pewności.
Potrzebował tego.
Nie wiedział, co zastanie w Pałacu i jak jego ukochany zareaguje na bliskość zaklętej w czarnych skałach mrocznej magii. Wiedział jedynie, że niezależnie, co ich spotka, będzie tam dla niego i zrobi wszystko, aby mu pomóc. Wszystko. Jednak z każdym krokiem, który zbliżał ich do domu, Viribus coraz bardziej się martwił, nie potrafiąc zwalczyć w sobie tego duszącego uczucia. Z kroku na krok rósł w nim strach. Bał się o miłość swojego życia. Bał się o ich umiejętność radzenia sobie z traumą. Bał się o jutro.

_________________
Światło w mroku - Page 7 VLtL49H
Powrót do góry Go down
ArgentOpportunist Seme
Argent

Data przyłączenia : 18/07/2017
Liczba postów : 856
Światło w mroku - Page 7 Tumblr_nbpob5p6bK1r9us6no3_500

Cytat : I wanna do bad things with you.

Światło w mroku - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Światło w mroku   Światło w mroku - Page 7 EmptyPią Gru 15, 2017 11:21 pm

Nathira odrobinę zdziwiła pełna rezerwy postawa ukochanego. Dla niego Pałac Nieśmiertelności, pomimo całego bólu, którego tam doświadczył, pomimo kontaktu z przeklętymi duszami, pomimo sztywności i dystansu, z jakim traktowali elfa wszyscy oprócz Viribusa, był właśnie domem. Bezpiecznym miejscem, w którym mógł się ukryć przed światem, który wiązał z pozytywnymi emocjami, który był dla niego przystanią, do której zawsze wracał. Dlatego właśnie chciał znów się tam znaleźć. Owszem, czuł się dobrze w towarzystwie ludzi, zieleni, życia - ale to już nie była jego przestrzeń. Już nie czuł się w niej na miejscu. A może nigdy nie była jego? Może zawsze był trochę poza tym światem, poza jego dobrymi elementami, dający radość i szczęście, ale nie odczuwający ich w pełni? Dopiero przy Viribusie, w jego chłodnym świecie, czuł się właściwie. To tam pasował, to tam przynależał.
Uśmiechnął się krzepiąco do kochanka, odwzajemniając uściśnięcie dłoni, bez żadnej widocznej obawy podążając ramię w ramię z kochankiem, w stronę zamku. Niezależnie od tego, co tam na nich czekało, powinni właśnie tam się znaleźć - Nate ani przez chwilę nie poddawał w wątpliwość tego przekonania, ono pochodziło prosto z jego serca i nie mogło być fałszywe.
Przechylił się delikatnie i musnął wargami policzek Pana Mroku.
- Dlaczego się przejmujesz? - zaszeleścił pytająco, bezbłędnie wyłapując zmartwienie ukochanego. Uśmiechnął się, złotymi oczami wpatrując w mężczyznę swojego życia. - Przecież to jest nasze miejsce. Czy to nie jest piękne? - Przekrzywił delikatnie głowę, jakby jednocześnie pytając się i nie rozumiejąc zachowania swojego lubego. Czym się mógł martwić? Przecież spędził większość swojego życia właśnie tam, w tamtych czarnych, magicznych ścianach, może chłodnych i nieprzyjemnych - ale znajomych. Czy Viribus czułby się lepiej w jakiejś chatce na skraju lasu, skromnej i ciepłej? Nathir nie potrafił go sobie tam wyobrazić. Nawet w jego myślach przystojny, arystokratyczny Władca wyglądał tam dziwnie i niewłaściwie.
- Czy nie jest pięknym posiadanie własnego miejsca na ziemi? Takiego, do którego zawsze można wrócić, które kojarzy nam się z... nami właśnie? - spytał po chwili, próbując wyjaśnić swój punkt widzenia ukochanemu. - Moim jedynym domem była moja wioska... - Uśmiechnął się pod nosem, wracając wspomnieniami do czasów swojej młodości. Dał się prowadzić kochankowi, przez chwilę nie zważając na swoje kroki, myśląc na głos:
- ...i to było tylko kilkanaście lat, wiesz? Potem zaczęliśmy podróżować... A potem już tylko ja sam... - Westchnął cicho, machinalnie gładząc kciukiem wierzch dłoni kochanka. - Cieszę się, że teraz mam jedno miejsce, do którego należę - wyznał cicho, na chwilę opuszczając wzrok, z pewnym zakłopotaniem. Bo może Viribus rozumiał to zupełnie inaczej? Może dla niego Pałac Nieśmiertelności był czymś innym? Może ten wysoki, zrobiony z czarnego, magicznego kamienia, budynek był dla Władcy Ciemności czymś obcym, nieprzyjemnym, kojarzącym się z negatywnymi emocjami, a elf ciągnął go do niego właściwie wbrew jego woli?
- Jeśli nie chcesz, możemy zawrócić - powiedział nagle, zatrzymując się i wpatrując z zaniepokojeniem w swojego mężczyznę. Uniósł wolną dłoń i odgarnął jego włosy z twarzy, w czułym i pełnym troski geście, chcąc na pewno zauważyć wszystkie zmiany na twarzy miłości swojego życia. - Viribusie?
Powrót do góry Go down
StardustBadass Uke
Stardust

Data przyłączenia : 27/07/2017
Liczba postów : 297
Światło w mroku - Page 7 2gWp8ne

Cytat : Zero fucks given

Światło w mroku - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Światło w mroku   Światło w mroku - Page 7 EmptyNie Gru 17, 2017 2:29 pm

Uśmiechnął się lekko, gdy wargi Nathira musnęły delikatnie i uspokajająco jego policzek. Och, jakże on go kochał. Tak bardzo, że wstydził się każdej krzywdy, jaką wyrządził mu w przeszłości. A Pałac Nieśmiertelności był swoistym pomnikiem tych krzywd. Był symbolem bólu, który on i jego poprzednicy spowodowali wszystkim innym w imię wyższego dobra. Tym właściwie nie przejmował się specjalnie - bardziej, niż kiedyś, ale myśli Viribusa zaprzątał tylko jego ukochany i to, co go przez niego spotkało. Gdyby nie on, może Nathir wciąż pomagałby innym, mieszkał na łonie natury, otoczony przez swoich.
A mimo to tam się wszystko zaczęło, tam się zmienili, tam rozwinęło się między nimi coś niezwykłego. Tam odnaleźli swoje przeznaczenie.
- Po prostu dopiero teraz mi to uświadomiłeś. - Viribus potrząsnął lekko głową, jakby chcąc dać do zrozumienia, że wszystko było w porządku. Wyraźnie jednak było widać, że się martwił. Dlaczego akurat ich dom, ich miejsce na ziemi wypełnione było wspomnieniami i magią, która mogłaby skrzywdzić jego drugą połowę? Elf był istotą delikatną, o miękkim i dobrym sercu tak czystym, że uświadamiało to mężczyźnie, jak wiele mroku kryło się w nim samym, jak sytuacje, które wcale na niego nie wpływały, mogły zniszczyć ukochanego. Bał się o to. Przysiągł go chronić, a nie potrafił nawet zapewnić mu ciepłego, przyjaznego środowiska.
Znów coś ukuło go w piersi. Zdążył już gdzieś zakopać w sobie myśl, że pozbawił Nathira domu, rodziny, przyjaciół. Schował ją przed swoim świeżo wykształconym sumieniem, by poczucie winy nie zalewało go jeszcze większymi falami, zmywając resztki szczęścia i zatapiając je w swoich głębinach.
Zrozumiał, że Pałac Nieśmiertelności był więcej, niż jego domem. Był jego częścią. Był dla niego stworzony, ściśle związany z jego magią, przodkami i tym, kim się stał. Viribus rzadko kiedy go opuszczał - żył w nim niemal nieprzerwanie ponad wiek. Czarne, zimne ściany praktycznie go wychowały. Należały do niego tak, jak on należał do nich. Choć bał się tam wrócić, ze względu na Nathira i wszystko, przez co musiał przejść, przez wszystkie krzywdy, jakich Władca Ciemności był winien, nie wyobrażał sobie innego miejsca, w którym mogliby spędzić wspólną wieczność, innej przystani gotowej, by ich przyjąć. Zawsze.
- Ty jesteś moim domem - powiedział miękko, a jego uśmiech był już znacznie bardziej pogodny. - Będę szczęśliwy tak długo, jak będziemy razem.
Pozwolił na to, by zatrzymali się na chwilę. Chciał wrócić. Chciał się znaleźć w miejscu, które nigdy ich nie odrzuci, które mimo całego cierpienia, jakie w nim przeżyli, było również ostoją wszystkich dobrych wspomnień. W miejscu, które do nich należało, a wszyscy pozostali byli gośćmi. Gdzie nikt nie pasował tak bardzo, jak oni. Uniósł dłoń ukochanego, splecioną palcami z jego i złożył czuły pocałunek na jego knykciach. Ruszył przed siebie.
Cieszyło go, że Nathir widział w Pałacu Nieśmiertelności dom, że czuł się na miejscu - Viribus długo obawiał się, że jego ukochany miał się tylko jako dodatek do jego mrocznego świata, że czegoś mu brakowało, że wolałby być gdzieś indziej. Ale gdyby tak było, Władca Ciemności gotów był zrobić wszystko, aby tylko jego ukochany był szczęśliwy. Wystarczyłoby tylko jedno jego słowo, a Viribus porzuciłby tę część siebie, jaką był czarny, strzelisty zamek i zamieszkałby z nim choćby na końcu świata, z dala od wszystkiego i wszystkich. Nie było rzeczy, której dla niego nie mógłby poświęcić.

_________________
Światło w mroku - Page 7 VLtL49H
Powrót do góry Go down
ArgentOpportunist Seme
Argent

Data przyłączenia : 18/07/2017
Liczba postów : 856
Światło w mroku - Page 7 Tumblr_nbpob5p6bK1r9us6no3_500

Cytat : I wanna do bad things with you.

Światło w mroku - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Światło w mroku   Światło w mroku - Page 7 EmptyNie Gru 17, 2017 4:14 pm

Na twarzy płomiennowłosego powoli wykwitł nieśmiały, szczęśliwy uśmiech. Wiedział, że był dla Viribusa ważny, oddałby za niego życie, posunął się dla niego do czynów, których nigdy nawet by nie rozważył, kochał go całym sercem, ale uwielbiał słyszeć takie wyznania miłosne. Fakt, że mężczyzna jego życia cenił go tak bardzo, dodawał mu skrzydeł, powodował przyjemne trzepotanie serca w piersi i ogrzewał go od środka. Błyszczące oczy wypełnione płynnym złotem wpatrywały się w ukochanego z takim uwielbieniem i oddaniem, że ciężko było im zarzucić jakiekolwiek kłamstwo lub ukrycie ważnych dla Viribusa rzeczy - takich jak szkody psychiczne po przebytych doświadczeniach. Oczywiście, kontakt z magią przeklętych i z Liviusem odbił swoje piętno na czystej duszy elfa. Ostatni ze swojego gatunku nie był już tak niewinny, nieskalany brutalną rzeczywistością. To nie zmieniło jednak jego uczucia do Władcy Ciemności. 
Uścisnął jego dłoń, kontynuując wobec tego drogę do Pałacu Nieśmiertelności, śledząc wzrokiem pojawiające się wieże, powiększające się z każdym krokiem, pomimo iż wciąż były daleko.
Nathir nie powiedział: wobec tego zawsze będziesz szczęśliwy, ale ten przekaz wisiał w powietrzu, pomiędzy nimi, gdy spokojnie przemierzali las, zmierzając z powrotem w stronę swojego domu. Każdy krok zbliżał ich do miejsca, które wypełnione było zarówno negatywnymi, jak i pozytywnymi emocjami. Każdy krok przybliżał ich do tych wspomnień, które uznawali za najcenniejsze, jak i tych, które woleli z pamięci wyprzeć. Z nich wszystkich jednak składało się to miejsce, które uczynili swoją siedzibą.
Gdy zbliżyli się do zamku na tyle, by móc zobaczyć szczegóły, a nie tylko zarys mrocznego budynku, do Nate'a dotarło iż ostatnie wydarzenia nie naruszyły jedynie jego - ale wpłynęły też na strukturę Pałacu, który przetrwał wiele wojen, burz i Panów Mroku.
Nie było widać, by chociaż jedna szyba, jeden szklany przedmiot wytrzymał szał mocy, który wydobył się z elfa kilkanaście godzin wcześniej. Dwie wieże - a raczej to, co z nich pozostało - z prywatnej części Pałacu Nieśmiertelności należącej wyłącznie do Pana Mroku, tkwiły smętnie, częściowo schowane za innymi, a częściowo ukryte w odmętach morza. Po tej samej stronie zamku brakowało znajomego szronu i lodu - zamiast niego widoczna była wyraźnie czerń popiołów, które pożarły resztki roślinności, która w jakiś sposób przetrwała mimo nieprzyjaznych warunków. Z drewnianych wykończeń wciąż sączyły się resztki czarnego dymu, nadającego tylko posępniejszego klimatu. 
Elf odrobinę zwolnił, a jego oczy rozszerzyły się w szoku. Nie spodziewał się aż takiego zniszczenia... Zdążył już zapomnieć, jak wiele magii znalazło dzięki niemu ujście, jak potężny był on sam, gdy nikt nie wyrównywał jego siły, nie potrafił jej uspokoić, wyciszyć i nakierować w miejsce, gdzie nie stanowiła zagrożenia.
Zniszczył coś, co sam nazwał ich domem, ich przystanią.
...Miał nadzieję, że nikogo nie skrzywdził.
Powrót do góry Go down
StardustBadass Uke
Stardust

Data przyłączenia : 27/07/2017
Liczba postów : 297
Światło w mroku - Page 7 2gWp8ne

Cytat : Zero fucks given

Światło w mroku - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Światło w mroku   Światło w mroku - Page 7 EmptyNie Gru 17, 2017 5:39 pm

Im bliżej Pałacu Nieśmiertelności się znajdowali, tym częściej Viribus zerkał na ukochanego. Musiał być pewien, że wszystko było w porządku. Chciał mu pomóc, gdyby niebezpieczna magia, do której zaczerpnięcia zmuszony był Nathir, próbowała owładnąć jego ciało i umysł. Chciał chronić go przed tą wypełnioną bólem i nienawiścią mocą. Nie wiedział, jak udało mu się wcześniej nad nią zapanować, ale bał się, że teraz, kiedy nie było niebezpieczeństwa wymuszającego powodzenie, mogło się to nie zakończyć pomyślnie.
Władca Ciemności również zwolnił, gdy spośród chłodnej mgły otaczającej czarne, strzeliste mury zaczęły wyłaniać się szczegóły. Ta wspaniała, budząca swą wielkością grozę budowla, była w ruinie. Gdzieś ze spopielonej części sączył się jeszcze czarny dym. Oczy Viribusa rozszerzyły się nagle, gdy zamarł w bezruchu, oceniając zniszczenia. Nigdy jeszcze nie widział Pałacu Nieśmiertelności w takim stanie.
Ruszył nagle przed siebie, niedelikatnie ciągnąc za sobą ukochanego, a jego podeszwy zachrzęściły na świeżym, zmrożonym śniegu. Krok Viribusa stał się szybki i krótki, nieregularny, a jego serce ścisnąwszy się mu w piersi, zaczęło walić nagle. Dostrzegał coraz więcej niepokojących szczegółów, pędząc ku swojemu domowi.
Nie wiedział do końca, kiedy, minąwszy zrujnowane korytarze, po których walały się resztki szyb i gruz z nadkruszonych kolumn, znalazł się w swojej sypialni. Najbardziej intymnym i bezpiecznym miejscu w Pałacu Nieśmiertelności, a jednocześnie epicentrum tej tragedii. Zamiast okna i balkonu w ścianie wieży pozostawała tylko ziejąca dziura, przez którą do komnaty wpadał lodowaty, hulający na wysokości wiatr, szarpiący resztką pościeli i spopielonymi kartami bezcennych ksiąg, których szczątki wirowały smutną czernią niczym suche liście jesienią.
Ogarnęła go nagła wściekłość - doskonała, chłodna twarz mężczyzny wykrzywiła się w paskudnym grymasie, pięści zacisnęły się nagle, uwydatniając każde ścięgno, mięsień i żyłę, a powietrze wokół niego zgęstniało momentalnie, gotując się niemalże. Jak ktoś mógł tak sprofanować ich dom? Miejsce, mające być ich ostoją, wieczną, bezpieczną przystanią. Miejsce, do którego mieli zawsze wracać? Nie tylko został stąd porwany - z niezdobytej twierdzy, onieśmielającej najodważniejszych generałów, ale również stało się w niej coś tak straszliwego i niebezpiecznego, co zdołało pokruszyć niewiarygodnie twardy kamień, na którym setki lat nie zostawiły nawet rysy.
I jedna osoba była za to odpowiedzialna.
Livius.
Nie mógł wybaczyć mu, co zrobił jemu i Nathirowi, do czego go zmusił, w jakim niebezpieczeństwie go postawił. Tymczasem poszedł wolno. Viribus w tej chwili niczego tak mocno nie pragnął, jak odnaleźć tę nędzną kreaturą i skazać na tysiące lat tortur. Mrok zasnuł jego oczy szałem, a powietrze wokół ochłodziło się nagle, malując szronem wszystko wokół. Livius zasługiwał na karę znacznie poważniejszą, niż odebranie magii. Władca Ciemności nie potrafił myśleć o niczym, poza wszystkimi okropieństwami, jakie sprawi swemu bratu, gdy tylko go znajdzie. Nie był w stanie nawet się poruszyć z powodu obezwładniającego szału, który mącił jego magię i myśli, zaciskając gardło i spinając wszystkie mięśnie. Mógł tylko stać i wpatrywać się w burzące się pod nimi morze i chmury gromadzące na horyzoncie. Widok lodowatych fal obmywających szczątki jednej z wież nie działał kojąco.
- Znajdę go - wycedził nagle mężczyzna, będący na skraju opanowania. - Znajdę go i sprawię, że zapłaci za to. Zapłaci za wszystko.

_________________
Światło w mroku - Page 7 VLtL49H
Powrót do góry Go down
ArgentOpportunist Seme
Argent

Data przyłączenia : 18/07/2017
Liczba postów : 856
Światło w mroku - Page 7 Tumblr_nbpob5p6bK1r9us6no3_500

Cytat : I wanna do bad things with you.

Światło w mroku - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Światło w mroku   Światło w mroku - Page 7 EmptyNie Gru 17, 2017 6:35 pm

Im szybciej biegł brunet, tym bardziej próbował zwolnić elf. Nagle całe jego przekonanie, że powinni znaleźć się w swoim domu, pękło jak bańka mydlana. Pałac Nieśmiertelności nie był już niezniszczalny, potężny i wieczny. Nie był już bezpieczną przystanią - zmienił się w świadectwo bólu, olbrzymiej potęgi, która w nim (i w Nathirze) drzemała. Złotooki chciał zaprotestować, spowolnić ukochanego, który coraz szybciej biegł w kierunku zamku, ale nie potrafił wydusić z siebie ani słowa. Jego serce również cierpiało, widząc ogrom zniszczeń, świadczący o krzywdzie, której doświadczyli, brakowało w nim jednak tej złości, która prowadziła do przodu Viribusa.
W przeciwieństwie do niego, płomiennowłosy widział wyraźnie każdy krok, który zbliżał ich do epicentrum wybuchu mocy. Chciał kochanka jakoś ostrzec, już domyślając się, jak bardzo źle będzie wyglądało wnętrze ich sypialni - przypominając sobie jak przez mgłę fragmenty komnaty, która poddawała się targającej nią mocy bez żadnych oporów. Nie zdążył jednak niczego powiedzieć, a gwałtowna reakcja bruneta go przestraszyła. Bolało go, że to z jego winy ukochany cierpi - mimo tego, że zarzekał się, że zrobi dla niego wszystko. Nie powinien był dać się ponieść mocy, nie powinien zareagować tak gwałtownie, nie powinien starać się przede wszystkim zmieść z powierzchni ziemi Liviusa. Jego obowiązkiem była opieka i ochrona nad miłością jego życia, Panem Ciemności, czynienie go szczęśliwym, a nie niszczenie jego domu.
Wyrwał dłoń z uścisku, czując jak mróz przebiega po jego skórze, parząc. Skulił się odrobinę, obejmując rękami i wpatrując z rosnącą obawą w szalejącego kochanka.
To była jego wina.
Jego stan był winą elfa.
Płomiennowłosy niepewnie wyciągnął rękę przed siebie, chcąc dotknąć kochanka, uspokoić go, przypomnieć o sobie, o tym, że wciąż mieli siebie, że to były mury, które można było naprawić, że nie stało się nic ostatecznego... Ale chłód i nienawistne spojrzenie Pana Mroku oziębiły go. Cofnął się o kilka kroków, nie wiedząc, co powinien powiedzieć i jak uspokoić miłość swojego życia. Świadomość, że to on go skrzywdził, piekła nieprzyjemnie, utrudniając oddychanie, przypominając wydarzenia, o których żaden z nich tak naprawdę nie chciał pamiętać.
Nathir znów czuł się tak jak wtedy, gdy jego kochanek wybuchł mocą, strącając ubraną na biało kobietę w odmęty morza, a jego niemal zmiótł z powierzchni ziemi. Poczuł, jak łzy napływają mu do oczu, a ciało zaczęło się trząść - częściowo z zima, które zapanowało w komnacie, a częściowo ze strachu.
Skulił się, dociskając plecami do ściany, niezdolny do żadnej werbalnej reakcji na oświadczenie kochanka.
To była jego wina. Chciał jak najlepiej, ale wszystko zepsuł. Wszystko.
Wszystko.

Znajome głosy powróciły, przesączając się ze ściany prosto w wystraszonego płomiennowłosego. Jego magia już była gotowa, już go otaczała, próbując ochronić przed wszystkim - zupełnie tak samo, jak zawsze, reagując niezależnie od jego woli, jako pierwsza, za wszelką cenę starając się utrzymać go przy życiu i obronić. Była chętna do połączenia się z tą drugą, znajomą, wypełnioną nienawiścią do Władcy Mroku - mężczyzny, który stał kilka kroków dalej, który wzbudził przerażenie w złotookim - nie, nie w złotookim, w zielonookim. 
Była tak blisko, na wyciągnięcie dłoni, wystarczył tylko kawałek, by oplotła go, schowała, zapewniła słodką nieświadomość, objęła stery, nie wymagając od niego niczego.
- Przepraszam... - wydusił żałośnie, niezdolny do kontynuowania tej wypowiedzi, nie potrafiąc wyznać, że to wszystko jego wina.
Powrót do góry Go down
StardustBadass Uke
Stardust

Data przyłączenia : 27/07/2017
Liczba postów : 297
Światło w mroku - Page 7 2gWp8ne

Cytat : Zero fucks given

Światło w mroku - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Światło w mroku   Światło w mroku - Page 7 EmptyNie Gru 17, 2017 11:37 pm

Gdy tak obserwował, jak burzące się fale obmywają śliskie, potężne i lśniące, czarne kamienie, pozostałości po strzelistych iglicach pałacu, pieniąc się na nich i pochłaniając głębiej w ciemną, zimną toń oceanu, oczy zachodziły mu jaśniejącą bielą. Spopielone szczątki ksiąg i bezcennych woluminów oraz ostre kawałki szkła zadrżały Władcy Ciemności u stóp, by po chwili się unieść i zawirować wokół jego rozwścieczonej, potężnej postaci. Rozsadzał go gniew, niczym ten ocean w dole kotłował się w nim, pochłaniając wszystkie inne uczucia. Viribus nie musiał być pod wpływem złowrogiej magii, zaklętej w Pałacu Nieśmiertelności, by zapałać niepowstrzymaną żądzą mordu. Taki był charakter jego mocy. I być może dzięki temu potrafił się oprzeć tej obcej sile.
Jego magia była lodowata, jednak gdy wybuchała, nic już nie mogło jej okiełznać. Szalała w nim, a on nie tylko nie był w stanie jej opanować - nawet o tym nie myślał. Furia i nienawiść przysłoniły wszystko. Nie było w nim miejsca na inne uczucia.
Pragnął tylko i wyłącznie, by osoba, która odebrała mu wszystko, zapłaciła za to. Livius pozbawił go szczęścia, domu i bezpieczeństwa. Pozbawił Nathira cząstki siebie, więc ugodził Pana Mroku prosto w serce, tam, gdzie bolało najbardziej. Wyrwał fragment jego duszy. Uświadomił mu, że nie był w stanie chronić ani siebie, ani ukochanego, że był źródłem jego cierpienia.
Miał ochotę zaryczeć z wściekłości wniebogłosy, pozwolić, by jego magia rozszalała się na dobre, niszcząc doszczętnie wszystko to, co zostało. Nie interesowała go przyszłość. Mógł tylko myśleć o tym, co było tu i teraz, o tym wszystkim, co ich otaczało. O tym, że każdy centymetr czegoś, co stanowiło centrum wspólnego życia jego i jego miłości, został sprofanowany obcą, wrogą obecnością. Nie mógł tego darować.
I zrobiłby to wszystko, gdyby nie ten cichy, pełen przejęcia i smutku szept. Gdyby nie ten głęboki głos, który rozpoznałby wszędzie, który zawróciłby go nawet z najczarniejszego mroku, który wskazałby mu drogę powrotną z najgłębszych czeluści piekieł. Jego światło w tunelu, jego iskra nadziei. Jego sumienie i radość. Jego czułość i delikatność, jego wrażliwość na piękno. Jego miłość.
Widok ukochanego kulącego się przed jego potęgą, zbyt przerażonego, by go dotknąć i przekonanego o własnej winie, był niczym kubeł lodowatej wody, która natychmiast go ostudziła, sprowadzając na ziemię. Wściekłość opadła tak szybko, jak się pojawiła, a pustkę, którą po sobie zostawiła, momentalnie wypełniła lawina uczuć.
Serce Viribusa przeszył obezwładniający ból. Natychmiast ogarnął go wstyd. Nie mógł uwierzyć, że jego ukochany, osoba, dla której skłonny był zrobić wszystko, sens jego istnienia, jego życie, bała się go. Widział krzywdę i cierpienie w jego złotych, cudownych oczach, podszyte strachem.
To on go krzywdził. To zawsze był on.
Nie Livius, nie ludzie, nie elfy. On. To wszystko było jego wina. Nigdy wcześniej nie tracił kontroli, ale za każdym razem, gdy chodziło o bezpieczeństwo Nathira... Zawsze zawodził. I zawsze pozwalał obezwładnić się niebezpiecznym emocjom, tracąc kontrolę.
Wszystkie słowa gdzieś uciekły. Viribus stał w bezruchu, wpatrując się bezdennie smutnymi, szarymi oczami w wystraszonego ukochanego. To on mu to zrobił. Jak mógł zapewnić mu szczęście, jeśli nie potrafił obiecać, że już nigdy go nie poniesie, że już nigdy go nie skrzywdzi? A co jeśli teraz wściekłość by nie opadła i znów sprawiłby mu ból? Nie mógł sobie tego wybaczyć. I nie miał nic na swoją obronę.
Milczał więc.
Milczał, choć miał ochotę wyć z bólu. Jego ciało i dusza stały w płomieniach. To on najbardziej krzywdził istotę, którą kochał ponad życie. To on nie był godzien jego miłości, to on nie potrafił go chronić. To on. To wszystko był on.
Był toksyczny i nie potrafił. Nie potrafił zadbać o najważniejszą osobę w swoim życiu, o sens swojego istnienia.
Nagle siły całkowicie go opuściły. Viribus opadł na kolana, do stóp elfa. Nie śmiał błagać o wybaczenie. Płomienie dotarły przez gardło do jego nosa, zapiekły pod powiekami. Stracił oddech. Każda jego komórka krzyczała w ciszy, rozdzierana bólem. Zacisnął pięści i wargi, gdy z oczu pociekły mu gorące łzy, a ciałem targnął niemy szloch. Nie chciał być sam. Nie chciał, by Nathir go opuścił. Ale wiedział, że z jego strony jest to jedyne racjonalne wyjście. Jak mógł trwać u boku kogoś, kto przysięgał go chronić, a krzywdził go najbardziej? Kto w obliczu każdego realnego zagrożenia tracił opanowanie, a gdy tak się działo, mógłby zmieść wszystko w promieniu kilkunastu mil? Kogo zaślepiała furia, gdy tylko odnosił porażkę?
Jak musiał się czuć, gdy osoba, która przysięgała go otaczać opieką, uchylić nieba, sprawiała mu największy ból? Jak musiał się czuć, jeśli nie mógł zaufać komuś, kto kochał go nad życie?
Jak to było - obawiać się kogoś, kogo się kochało?
Każda myśl przeszywała ciało Władcy Ciemności męką. Agonia wpijała swe ostre pazury w jego serce i duszę, w każdy skrawek jego alabastrowej skóry. Był porażką. Był niebezpieczny. Nie kontrolował się.
Nie zasługiwał na miłość. A już na pewno nie zasługiwał na Nathira. Na tego dobrego, miękkiego i łagodnego elfa, który jako jedyna osoba we wszechświecie nie nienawidził go. Który obdarzył go czystym, niewinnym uczuciem. Który mu ufał. Który był najdoskonalszym bytem na świecie.
A którego Viribus potrafił tylko zawodzić.

_________________
Światło w mroku - Page 7 VLtL49H
Powrót do góry Go down
Sponsored content



Światło w mroku - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Światło w mroku   Światło w mroku - Page 7 Empty

Powrót do góry Go down
 
Światło w mroku
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 7 z 8Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next
 Similar topics
-
» Brudne Światło i Czysty Mrok

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Zona scriptum :: Fantastyka :: Zakończone-
Skocz do: