Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
Indeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 He wears the smell of blood and death like a perfume

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3 ... , 11, 12, 13  Next
AutorWiadomość
MaleficarOpportunist Seme
Maleficar

Data przyłączenia : 20/05/2017
Liczba postów : 523
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 YWxfLcZ

Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce.
Wiek : 32

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Empty
PisanieTemat: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 EmptyNie Sty 21, 2018 8:04 pm

First topic message reminder :

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 8799Pbh
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 KWdovXw
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 JJUm28I
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 PKSfKUS
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 XJGgO8c
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 RszNM4M

_________________
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Dvoq0GC
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
ShaelSkype & Chill
Shael

Data przyłączenia : 28/11/2017
Liczba postów : 266
Cytat : It's been lovely but I have to scream now

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 EmptyNie Cze 12, 2022 12:55 am

Sam nigdy w życiu nie przyszłoby mu do głowy, żeby Oscara określić słowami, chociaż zbliżonymi do “porażka wychowawcza”. I to nawet biorąc pod uwagę wszystkie tematy, na jakie mieli odmienne zdanie, a których nie było wcale tak wiele, zwłaszcza że jeden z nich był tak huczny, że wszystkie pozostałe zdawały się nie mieć żadnego znaczenia. Właściwie, kiedy myślał o tym, ciężko byłoby mu sobie przypomnieć jakikolwiek z nich, chociaż przez ten czas, kiedy podróżowali osobno, mógł wyprzeć z pamięci wszystkie drobne nieporozumienia dotyczące tego, co chcieli danego dnia jeść na kolację, lub w jakiej karczmie się zatrzymać na wieczór. W głowie Alexandra Oscar jawił się w samych superlatywach, a pomysł, że mógłby on być bezdusznym kobieciarzem, rozkochującym w sobie kolejne panny i łamiącym im serca dosłownie minuty przed kolejnym wyjazdem w daleką podróż, z której wcale nie miał zamiaru wracać, nie mieściło mu się w głowie. Nawet jeśli przez chwilę taki scenariusz mógł wydawać się prawdopodobny. Młody chłopak, który nigdy wcześniej nie dostał szansy na spotkanie kogoś dla siebie, wiecznie w podróży, wiecznie zajęty i goniący kolejne plany, w końcu wyrwał się na wolność i mógł zasmakować tego wszystkiego, co zostało mu siłą wyrwane przez te wszystkie lata dorastania.
Tylko że tak wcale nie było. A przynajmniej sam Alexander nie przypominał sobie, nic takiego. Żadnego naburmuszonego rudzielca, który musiał wyrzucić wszystkie zerwane dla koleżanki kwiaty, bo właśnie mieli dalej wyruszać i nie było czasu, żeby wrócić do miasta. Żadnych wyrzutów dotyczących tego, że nie mógł spędzać czasu z rówieśnikami, bo zawsze było coś do załatwienia. Oczywiście, Oscar jak każdy nastolatek miał swoje humory, jednak prędzej dotyczyły one obrażania się, kiedy zwrócono mu uwagę na niestarannie złożony śpiwór, a nie na to, że nie mógł do niego zaprosić żadnego towarzystwa.
- Jakbym tylko widział, że chcesz gdzieś zostać, zostalibyśmy nawet dłużej. Wiesz o tym, że nie gonił nas nigdy czas. - przyznał chłopakowi rację, kiwając głową lekko, bardziej tylko utwierdzony, że to nie było coś, co spędzało mu sen z powiek.
Uśmiechnął się pod nosem lekko, zmuszony przyznać mu rację. Pewnie patrzyłby na jego małe zakochania z jakąś nostalgią i czułością, dając mu tyle wolności, na ile mogli sobie pozwolić, jednocześnie pilnując, żeby nie zrobił nic głupiego, na tyle na ile byłby w stanie. A jednak to, że nigdy nie musiał, przynosiło jakąś ulgę. Bo to znaczyło, że może wcale nie zniszczył chłopcu życia, pozbawiając go wszystkiego, co mógłby zbudować, pozostawiając tylko metaliczny smród krwi i dymu, jaki się za nimi ciągnął.
Spojrzał na niego jednak z nieco głębszym zastanowieniem na kolejne słowa, jakie wypłynęły z jego ust. I jakby dopiero teraz zwrócił uwagę na to, jak ładnie były wykrojone, chociaż nigdy wcześniej nie przykuło to jego uwagi. Tym razem jednak przyjemnie blade wargi zajęły go na tyle, że nawet nie poczuł potrzeby dyskusji z Oscarem na temat tego czegoś “większego”. Sam nie uważał, żeby to, co robili, było sprawą na tyle dużą, aby zaprzepaścić własne szczęście. Sam też nigdy by tego nie wybrał, gdyby jego życie nie legło w gruzach tamtej jednej nocy, na tyle, że nie umiał po prostu przejść nad tym do porządku.
Nie powiedział jednak tego, na chwilę zawieszając spojrzenie tylko na delikatnie błyszczących wilgocią ustach, zanim znów spojrzał na jego, łapiąc już wzrok towarzysza, całkiem przytomny.
- Wolisz, bo to coś, do czego jesteś przyzwyczajony? - spytał, nieco delikatniejszym tonem, prawie ostrożny, kiedy wysłuchał jego słowa. - Nie miałeś dużo do czynienia z kobietami i to zrozumiałe, że można nie wiedzieć, jak do tego podejść. - dodał delikatnie, nie chcąc w żadnym stopniu zawstydzić chłopaka, zwłaszcza w tak delikatnej materii, samemu zdając sobie sprawę, że w tym miejscu, źle dobrane słowo potrafiło zaboleć mocniej niż siarczysty policzek. - Ale jeśli… Nie ma to związku z brakiem śmiałości, nie każdy musi lubić trzymać w dłoni łodygi, czy nawet się nimi opiekować. Oręż może leżeć w dłoni nawet przyjemniej i potrzebuje równie wiele opieki. - dodał, starając się ukryć rozbawienie na taką metaforę, chociaż wokół jego oczu i tak pojawiły się lekkie zmarszczki, kiedy powiedział na głos te słowa.
Powrót do góry Go down
MaleficarOpportunist Seme
Maleficar

Data przyłączenia : 20/05/2017
Liczba postów : 523
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 YWxfLcZ

Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce.
Wiek : 32

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 EmptySro Lip 06, 2022 2:50 pm

Boże, to trwało tak niesamowicie długo - to oczekiwanie i napięcie. Tańczący na drewnie ogień syczał, posmak ziołowej herbatki wciąż utrzymywał się na języku i naturalnie łagodził każde wypowiadane słowo, a niedaleko od nich, gdzieś w lesie cykała cała osobna cywilizacja pasikoników. Dookoła było bardzo spokojnie w porównaniu z burzą, jaka przetaczała się pod kopułą rudych włosów na chwilę przed porażeniem Alexandra jednym z mocniejszych piorunów, jakie miała na stanie.
I nic się nie stało.
Siedział tam dalej, niewzruszony, nawet mundur mu nie dymił(!) i dalej spokojnie prowadził rozmowę tak, jakby nie padła w niej poniekąd przełomowa informacja.
Czy zrozumiał metaforę? Chyba tak.
Na pewno tak! Był mistrzem zawoalowanych dworskich rozmów znacznie lepszym od Oscara.
Głowa rudzielca wychyliła się jak u żółwia na nagle wyjątkowo długiej szyi spomiędzy jego podciągniętych do góry ramion i już bardziej otwarcie kontrolował swojego mentora spojrzeniem, w ostatnim odruchu czekając już chyba tylko na wybuch śmiechu.
…który swoją drogą także nie nadszedł.
- Serio…? - Zagaił unosząc lekko brwi. - Czyli to w porządku?
Obserwował jak dojrzała twarz uśmiecha się dalej z niezmienną i niekłamaną serdecznością, po prostu jak zawsze przyjmując go takim jakim był. Czy to z obtłuczonym po treningu kolanem, czy z po prostu gorszym dniem, z paskudną fryzurą, którą sprezentowała mu kiedyś na jednym z postojów nocująca ich gospodyni, czy z… Odmiennymi romantycznymi zainteresowaniami.
I kiedy minęła już chwila niezbędna na to, żeby ta informacja i rozkoszną pewnością w końcu na dobre zagnieździła się w głowie, uśmiechnął się na nowo szeroko, a iskry rodzące w jego oczach mogły iść w śmiałe konkury z błyskotkami rozciągającymi się na nocnym niebie nad ich głowami.
- Tak… tak! To przecież nic złego - utwierdził sam siebie na głos i ruszył z miejsca, prostując plecy i zgarniając ich kubki, by przemyć je w strumyku kilka kroków dalej. Ruszał się już o wiele pewniej, wręcz sprężyście i wyglądał dokładnie tak, jak za każdym razem, kiedy zbierali się na rynek, by prócz niezbędnych rzeczy kupić też trochę łakoci. Po prostu aż czuł miód na języku, towarzyszący niewysłowionej uldze która oczyściła go od środka lepiej niż poranny prysznic, którego nie mógł się już doczekać.
Wrócił, odłożył grube naczynia przy ich rzeczach i przyklękując przy swoim śpiworze nie mógł się powstrzymać przed posłaniem Alecowi rozbrajająco szerokiego uśmiechu.
- Dziękuje. Że jesteś… I w ogóle. Połóżmy się już, to za dużo emocji jak dla mnie na jeden dzień - mruczał, powoli wtaczając się pod śpiwór. Aż nie mógł opisać dziwnej lekkości i świeżości, która jak mięta wypełniła jego przełyk i płuca.
I nawet jeśli nie sądził, by sen któregokolwiek z nich po ostatnich wydarzeniach był szczególnie
gł ebki, to obecnie obaj bardzo go potrzebowali…
A do wschodu zostało ledwie parę godzin.

* * *

Temat, co się okazało, wniknął do ich codzienności zaskakująco szybko. Alex nie zachowywał się inaczej i nie patrzył inaczej. Oscar nie chował się po katach i nawet sam zrobił o poranku śniadanie w postaci sałatki owocowej z miodem. Pobliski las, ciemny i gęsty zdawać by się mogło w nocy, za dnia był niesamowicie zasobny w kolorową florę, a łąka przy jednej z jego ścian tak mocno brodziła w chabry, że i je nazrywał, dokładnie przemył i kobaltowe główki wsypał do miski, ubarwiając niecodziennie ich posiłek.
Nie wspominali też zanadto o poprzednim felernym noclegu, uznając kolektywnie, że temat został zakończony i obaj muszą po prostu przetrawić pewne zmiany, jakie po nim nastąpiły.
I wrócić na trakt… Przede wszystkim wrócić na trakt i gadać o pierdołach.

Dwa dni na szlaku na szczęście nie przyniosły nic poza wspólnym wyczerpującym treningiem, polowaniem na ghoula, którego i tak mocno wygłodzonego z czystej łaski dobili, leżącego w rowie-pułapce z przebitym cielskiem i połamanymi kulasami… oraz minięciem kolorowego wozu kupieckiego. Jadący nim pocieszny grubas poza szczęśliwymi amuletami, breloczkami z króliczych łapek i paroma innymi pierdołami miał też kilka przydatnych przedmiotów i informacji. Dzięki temu kiedy już na nowo gwizdnął na konie i ruszył, wojowie wznowili drogę biedniejsi o kilka miedziaków, ale bogatsi w słodkie bułki, małe słoiczki z dżemem, kiszonymi buraczkami i marynowaną papryką oraz atrakcyjną wizją tego, iż mają kilka kilometrów przed sobą miasto, w którym tego samego dnia wieczorem zaczyna się niewielki festyn.
To przekonująco skłoniło do spięcia łydek i lekkiego pogonienia rumaków, przygryzając po drodze słodkie wypieki oblane lukrem.

_________________
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Dvoq0GC
Powrót do góry Go down
ShaelSkype & Chill
Shael

Data przyłączenia : 28/11/2017
Liczba postów : 266
Cytat : It's been lovely but I have to scream now

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 EmptySob Lip 23, 2022 2:33 pm

- Zupełnie nic złego. - potwierdził jego słowa, samemu uśmiechając się miękko, kiedy zobaczył szeroki uśmiech, rozciągający ładne, lekko różowe wargi Oscara.
Sam zapatrzył się tak chwilę i w końcu parsknął cicho, kręcąc głową lekko nad tym, w jakim kierunku podążyły jego myśli, wyrwany z nich przez nagły ruch chłopaka. Rudzielec podniósł się zamaszyście i równie energicznie sięgnął po kubki, a Alex w ostatniej chwili zdążył dopić ostatniego łyka swojego naparu, zanim jego towarzysz uprowadził kubek, zaraz umykając w stronę strumienia, żeby wypłukać je, zanim płyn całkiem wyschnie, zmuszając do sięgnięcia po gąbeczkę.
Obrócił za nim głowę, dopiero kiedy chłopak go minął, idąc w stronę strumienia i przesunął po nim wzrokiem, czując osobliwe, nieco nieprzyjemne ukłucie w okolicach klatki piersiowej na myśl, że Oscar dopiero teraz wyznał mu coś takiego. Sam fakt, że po tylu wspólnie spędzonych latach, sam nigdy nie zwrócił na to uwagi, wielokrotnie starając się zostawiać go w towarzystwie dziewcząt samego, nie chcąc siedzieć mu na głowie, kiedy, jak każdy młody człowiek, potrzebował chwili dla siebie. I innych młodych ludzi.
Kiedy teraz o tym myślał, Oscar rzeczywiście rzadko kiedy wspominał w ogóle o swoich miłostkach i miłościach, czy nawet jakichś jednonocnych podbojach, za które mistrz z pewnością by mu suszył głowę, samemu jednak wcale nie będąc w tym temacie wzorem do naśladowania. Zawsze sądził, że jego podopieczny jest po prostu w tym temacie wyjątkowo nieśmiały, co było rzeczywiście ciekawe, biorąc pod uwagę, jak otwarty był w każdym innym. Nawet teraz jednak, wiedząc z czego wynikało takie zachowanie, nie mógł zrozumieć, jakim cudem nie zainteresował się Oscarem nikt, kim Oscar mógłby być zainteresowany. W oczach Alexandra, jego młody towarzysz był zupełnie doskonały. Wysoki, przystojny i postawny, a jednocześnie smukły i najzwyczajniej w świecie piękny, z jasną skórą, piegami i szerokim uśmiechem. Kiedy starszy łowca miał gorszy dzień, sam śmiech chłopaka był jak ciepły, przyjemny powiew wiatru, albo poranne słońce, odganiające ponure myśli i wspomnienia, trzymające jak kleszcze pod powierzchnią. Przy nim mógł odetchnąć, oderwać się na chwile od wszystkiego, co złe i po prostu nabrać w końcu słodkiego powietrza do płuc. Zamknąć na chwilę oczy, bez obawy, że znów dopadnie go ten śmiech, unoszący każdy włosek na ciele w zimnym dreszczu. Oscar był ciepły. Zaradny, inteligentny i zabawny. Zawsze chciał pomagać i nigdy nie zostawiał nikogo w potrzebie. O bliskich sobie dbał jak nikt inny i z pewnością uchyliłby nieba komuś, kto by się dla niego stał naprawdę wyjątkowy.
Zwyczajnie, osoba, na którą Oscar zwróciłby swoją uwagę, mogła się nazywać najszczęśliwszą na świecie. Bez chwili wahania.
- Tak. Chyba nam obojgu wystarczy emocji jak na jeden tydzień. - przyznał, nie mogąc powstrzymać uśmiechu, kiedy zobaczył, jak rudzielec mości się w śpiworze, tak lekki jakby nic co złe, nie było w stanie go sięgnąć. - Dobranoc Oscar. Odpocznij. - dodał, chwilę jeszcze patrząc na niego, zanim podniósł się powoli z miejsca, niespiesznie przygotowując również do snu.

***

Do miasteczka dojechali dopiero pod wieczór. Słońce już powoli opadało coraz niżej nad horyzontem, wszystko zalewając złotym i różowym światłem, w którym mieniły się zawieszone wzdłuż drogi girlandy kwiatów i kolorowych szkiełek, prowadzące wprost do centrum niewielkiego miasteczka. Różnokolorowe błyski tańczyły na straganach pełnych owoców, słodkich, polewanych miodem ciastek i orzechów, a do głodnych po całym dniu łowców dolatywał zapach przypiekanych ziół, jakimi natarte były pieczone nad dużym ogniskiem prosiaki. Przejeżdżając obok, Alexander zauważył leżące w popiele kawałek dalej ziemniaki i aż odetchnął cicho, czując, jak jego żołądek dopomniał się nieśmiało o swoje.
- Musimy znaleźć jakiś nocleg. Najlepiej jak najszybciej. - przyznał, obracając się na chwilę do Oscara, który jechał obok i starając się nie wyglądać na wygłodniałe dziecko, które właśnie zobaczyło coś, co bardzo chciałoby zjeść. - Może tutaj? - zaproponował całkiem ładnie wyglądający budynek, którego taras ozdobiony był dużymi donicami z kwiatami podobnymi do tych, które wisiały wzdłuż drogi. - Przypilnuj ich, proszę. - dodał, zeskakując z grzbietu konia, który zadrobił w miejscu, chcąc podążyć za swoim panem, dość szybko jednak skupiając się na zaczepianiu stojącej obok koleżanki.
Alex sięgnął jeszcze tylko do bagaży po sakiewkę, zaraz podając Oscarowi wodze, oczami wyobraźni już widząc, jak biesiadnicy zjadają ostatnie pieczone w popiele ziemniaki, kiedy oni dwaj zajmują się końmi w stajni.
Powrót do góry Go down
MaleficarOpportunist Seme
Maleficar

Data przyłączenia : 20/05/2017
Liczba postów : 523
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 YWxfLcZ

Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce.
Wiek : 32

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 EmptyCzw Sie 04, 2022 12:05 am

Widok roześmianego i gwarnego rynku idealnie zgrywał się z humorem Oscara i ten chłonął każdy widok, jaki prezentowały mu kolorowe światełka, paleniska, najrozmaitsze słodkości i opiekające się na ogniu mięso, a do tego wszechobecna woń korzennego piwa i słodkeigo aż chrzęściło w zębach miodu. Całość skąpana była w rubasznych śmiechach mężczyzn, tupocie nóg niezmordowanie tańczącej młodzieży, krzykach karczmarek i balladach bardów. Wszystkiego było tak ogromnie dużo, że nie dziwota, iż w pierwszej chwili Oscar kompletnie nie połapał się, że Alec w ogóle czegoś od niego chce. Jego słowa o noclegu dotarły do rudowłosego z opóźnieniem, ale i tak zareagował na nie tak, jak szanujący siebie Alexander sam właśnie nie chciał: czyli wyglądając na obłędnie głodnego i gotowego wciągnąć na raz połowę zasobów, jakie to miejsce miało do zaoferowania. Zgadzając się spiął Aie Adare nieco mocniej i pogonili do pierwszego przyjemnie wyglądającego budynku, w którym zanosiło się na znalezienie noclegu. I co obecnie najważniejsze: jedzenia.
Przystanęli przy jednym z, trzeba było przyznać, ładniejszy budynku, sowicie obłożonym kwiatami i już na progu pachnącym olejkiem różanym, którym ktoś musiał skropić framugę. Oscarowi przeszło nawet przez myśl, że taki zabieg budził w nim skojarzenie domu publicznego, stosującego sztuczki mające zachęcić gości do wstąpienia i skorzystania z pakietu dodatkowych usług, ale był obecnie tak głodny i wymęczony, że nie znalazł w sobie na tyle skupienia, by podzielić się tym spostrzeżeniem ze swoim mentorem, od którego odbierał wodze jego siwka. Zwłaszcza, że takie przybytki bez zażenowania odznaczały się innymi, bardziej czytelnymi atrybutami.
Alexander osobno dla przyspieszenia całego procederu wstąpił do gospody, a Alec pogłaskał oba wierzchowce po chrapach, uspokajając je i szeptem obiecując, iż zaraz same odpoczną i najedzą się do syta. Aia drgnęła tylko całym bokiem, kiedy w drodze do wejścia mijało ją jeszcze kilkoro młodych mężczyzn, a jeden z nich - blondyn o niesamowicie intensywnie niebieskich oczach złowił spojrzenie Oscara. I była to jedna z dziwniejszych wymian emocji w życiu młodego łowcy, albowiem wzrok ten był niesamowicie wytężony. To trwało ledwie kilka kroków, ale rudzielec zdążył się spiąć i z początku opacznie biorąc to jako akt cichej agresji czy przejęcia dominacji, ale szybko zorientował się, że coś w tej narracji nie styka, bo chłopak zanim zniknął za drzwiami zdążył bardziej niż wróg przypominać wyglądem samego Oscara jeszcze chwile temu… Patrzącego na zarumienione mięso.
Byron aż wzdrygnął się i zmełł przekleństwo w ustach, głaszcząc chrapy konia nieco bardziej nerwowo.

Powrót Alexandra, widocznie też leciutko zbitego stropu, przyjął z basamiczną ulgą, dopytujac o nocleg i jedzenie. Mieli około godzinę zanim oba gulasze oraz dorodne porcje golonek będą dla nich gotowe, obwieszczone obiecanym sygnałem od karczmarki. A to było znacznie więcej niż potrzebowali. Jedno z biegających między stolikami dzieci kobiety poprowadziło ich na tyły podwórka do stajni, otwierając kluczem drewnianą bramę i pokazując im gdzie znajdą siano, a gdzie worek z owsem i lizawki.
Po tym łowcy podwinęli rękawy i urabiali się jak w ukropie, odejmując ciężarów ze spoconych grzbietów, przemywając lepiące się boki wodą i rozczesując twardą szczotką, podczas gdy Aia i Mery tkwili już mordami po uszy w żłobach. Wodę uzupełnili im obok aż do przelania, wspólnie nanieśli kilka wideł siana, upewnili się czy podłoże w boksach było stabilne i dopiero wtedy zamknęli konie na noc, a sami spoceni, urobieni i głodni jak stu diabłów ruszyli obładowani tobołami z powrotem do gospody tylnym wejściem, które zahaczało lekko o bar i schodami w górę prowadziło prosto do na piętro sypialne. Okazało się, że byli mistrzami w swoim fachu, jeśli chodziło o obrabianie koni, bo okazało się, że mięli jeszcze kilkanaście minut zanim parujące jedzenie trafi specjalnie dla nich na stół, więc zdecydowali się zanieść osobiste rzeczy do pokoju i wziąć szybką, odświeżającą kąpiel, korzystając z tego, iż wszystkie łazienki były wolne.

Oscar nie mógł czuć się lepiej. Wprawdzie nadal pusty żołądek próbował nieco okłamać wypitą tuż po prysznicu szklaną butelką wody, którą znalazł w ich wspólnym pokoju i to nie przyniosło dużego rezultatu, ale już umytą i czystą głowę nakrytą rozwichrzonymi, wciąż wilgotnymi włosami miał już przyjemnie dużo lżejszą.
Podwinął rękawy koszuli i poczekał, aż Alec sam dopnie guziki swojej i uśmiechnął się doń zachęcająco, kiedy z dołu dosięgnął ich krzyk karczmarki.
- To co idziemy? Ja przodem! - rzucił rezolutnie wyskakując z pokoju i szybkim, sprężystym krokiem mknąc po schodach w dół, na końcu trzymając się balustrady odbijając w lewo, zanurzając w gwarze i mieszance zapachowej panującej w głównej sali jadalnej. I nadal nie dało się opędzić od oleistego ziołowo zapachu i wszędobylskich kwiatów - nawet bluszczu okrążajacego wspierające antresolę kolumny! Ta gospoda była naprawde zupełnie inna od tych, które odwiedzali wcześniej. Nie unosiła się tu atmosfera potencjalnej agresji, wojowie i miastowi, których obaj mijali w drodze do wskazanego przez barmana stolika w niczym nie przypominali nawet najlżejsze męty, jakie on i Alex napotykali czasem w przybytkach o podobnym przeznaczeniu. Było ogólnie ciszej, nikt się nie przekrzykwiał nawet mimo muzyki, która płynęła po sali z jednego z jej rogów obecnie przerobionego na scenę. Drwa w kominku trzaskały i dokazywały do syku robiącego się na ogniu mięsa. Ba, nawet kufli z piwem było tu jakby mniej! Licznie na stołach górowały wysokie szklanice pełne kolorowych napojów, niektóre nawet przechodzące barwą z jednego w drugi! Być może to atmosfera festynu czyniła wszystko wspanialszym, a może dobry humor Oscara mający u źródła poprzedni wieczór, a może widział świat w różowych okularach, które nakładała mu na oczy obecność świeżego jedzenia, które czekało na niego i jego mistrza dzielnie, aż ci nie zajmą swoich miejsc, ale nie zamierzał narzekać.
- O mamo…! Smacznego! - Rzucił.
Rudzielec dosłownie od razu dobrał się do gulaszu, mrucząc pod nosem i jawnie ignorując dziwne sygnały, jakie uderzały mu do głowy tylko minimalnie mniej niż zapach golonki i korzennego piwa w kuflu obok.

_________________
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Dvoq0GC
Powrót do góry Go down
ShaelSkype & Chill
Shael

Data przyłączenia : 28/11/2017
Liczba postów : 266
Cytat : It's been lovely but I have to scream now

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 EmptyNie Wrz 11, 2022 8:58 pm

Postąpił krok do przodu, a przez jego twarz przebiegł jeden, drobny i skrzętnie ukryty przed wzrokiem innych skurcz, kiedy delikatnie się skrzywił. Zapach róż na moment przyprawił go o mdłości, przywodząc na myśl ciężką, słodką atmosferę zamku, który opuścili nie tak dawno temu. Dość szybko jednak jego spojrzenie padło na uśmiechającego się szeroko Oscara, a oblicze łowcy niemal od razu złagodniało, jakby w mgnieniu oka odsunął przykre myśli. Nie dało się ukryć, że radosny Oscar, od wielu już lat był jednym z jego ulubionych do obserwowania widoków, a ostatnie parę tygodni, stał się najprawdziwszą pasją.
Alexander niejednokrotnie łapał się na tym, że nie mógł oderwać spojrzenia od swojego młodego towarzysza, zaś kiedy uśmiechał się tak, jak teraz, wydawało się to niemal niemożliwe do wykonania.
Udało mu się to jednak, z drobną pomocą siwka, który bez żenady sięgnął pyskiem do jego kieszeni, obwąchując je i skubiąc zapamiętale miękkimi chrapami, dopominając się smakołyków po trudach podróży. Żołądek samego łowcy jak na zawołanie również lekko się ścisnął, dopominając się kolacji, a Alexander ostatni raz spojrzał na chłopaka.
- Dowiem się, czy jest dla nas wszystkich miejsce. - poinformował go, w końcu kierując się w stronę wejścia, w którym przepuścił szczupłego blondyna dość odruchowo.
Dopiero w środku rozejrzał się nieco dokładniej po miejscu, do jakiego trafili i powstrzymał się od lekkiego uniesienia brwi, czując na sobie kilka pociągłych spojrzeń, które znał aż za dobrze.
Idąc do baru, przez chwilę bił się z myślami, rozdarty między tym, czy nie powinien zabrać Oscara do miejsca innego miejsca, jednak stojąc już przy barze, zmienił zdanie. Z kuchni znajdującej się, sądząc po dobiegających dźwiękach, tuż za ścianą, wydobywał się zapach, który po raz kolejny sprawił, że jego żołądek niemal podskoczył. Gęsta, delikatnie słodka i mięsna woń oczarowała go od początku, po chwili podbita aromatycznym, korzennym winem, które zamówił dla siebie ten sam blondyn, o niebywale niebieskich oczach, którego przepuścił w drzwiach.
Obaj, niemal w tym samym momencie spojrzeli w tamtą stronę, jakby spodziewali się kogoś zobaczyć w uchylonych drzwiach, nieświadomi tego, że myśleli o dokładnie tej samej osobie.
Która czekała i z pewnością przebierała nogami ze zniecierpliwienia, kiedy Alex myślał o głupotach. Spiął się zatem w sobie nieco i poprosił dla nich o pokój, miejsce w stajni i solidne porcje gorącej strawy, do której planował poprosić o co najmniej jedną dolewkę wina, którego zapach już zdążył zawrócić mu w głowie, kiedy wracał do swojego towarzysza.

***

Obaj potrzebowali gorącego prysznica bardziej, niż zdawali sobie z tego sprawę. Najwyraźniej czysta woda i kolorowe mydła z dodatkami najróżniejszych olejków zapachowych działały cuda, bo jeszcze chwilę wcześniej zmęczony Alexander niemal nie mógł się doczekać wieczoru. Gruby strój łowcy oddał w ręce właściciela przybytku, który obiecał oddać rano wszystko czyste i gotowe do założenia, a sam ubrał się bardziej lekko.
Kiedy Oscar wrócił do pokoju, sam już zapinał guziki jasnej koszuli, dla odmiany pachnąc po kąpieli goździkami i czymś kojarzącym się z cytrusami, czego nie mógł zidentyfikować. Samo to już mogło sprawić, że lepiej pasowali do pięknie udekorowanej i wyperfumowanej karczmy.
- Gotowy? - uśmiechnął się do chłopaka, przesuwając po nim krótko spojrzeniem, zanim znów wpatrzył się w ułożoną równo, białą pościel na ich łóżkach.
Oba były zaskakująco duże jak na miejsce tego typu, z ładnie rzeźbionymi zagłówkami i łowca mógłby przysiąc, że kiedy usiadł wcześniej na łóżku, czuł lekko wiśniowy, słodki zapach owocowego drewna.
Albo jego mózg już sam płatał figle, dopatrując się podobnych rzeczy gdzieś, gdzie ich nie było.
- Idziemy. - zaśmiał się lekko, spoglądając za nim i z nieco mniejszą energią, choć zdecydowanie podobną ekscytacją zszedł za nim, zajmując miejsce przy stole i niemal pozwalając sobie na pełne rozkoszy westchnienie, kiedy stanęły przed nimi talerze pełne mięsa i duże kubki z aromatycznym alkoholem.
Jeśli na tej planecie istniało miejsce choć przypominające niebo, właśnie w nim byli, o czym przekonał się, biorąc pierwszą porcję gulaszu do ust, zaraz rwąc sobie kawałek świeżego, najwyraźniej pieczonego tego poranka, chleba. Napił się też wina i wypuścił powietrze nosem, bardzo wyraźnie ukontentowany kolacją, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z dość specyficznego uczucia, wspinającego się po jego karku.
Jakby ktoś na nich patrzył.
Rozejrzał się, niby po girlandach kwiatów, omiatając spojrzeniem całą salę i rozluźnił się na powrót, zdając sobie sprawę z tego, że to te same, błękitne oczy bardzo uważnie i bardzo sugestywnie lustrują profil młodego łowcy naprzeciwko niego.
- Wyglądasz, jakbyś był w całkiem szampańskim nastroju. - przyznał miękko, jedząc już wolniej, kiedy znów uniósł spojrzenie na chłopaka, samemu poświęcając drobnym piegom i prostemu nosowi nieco więcej czasu niż normalnie, jakby samo to, że ktoś inny tak na Oscara patrzył, sprawiło, że musiał to nadrobić osobiście. - To całkiem miłe miejsce. Chyba nigdy w takim nie byliśmy razem. W ogóle nie mogę sobie przypomnieć, żebyśmy wcześniej zostali na dłużej w tym miasteczku. - dodał, zerkając znów na bar, przy którym wspomniany wcześniej chłopak dosyć niecierpliwie stukał czubkiem wysokiego buta o kontuar. - Moglibyśmy właściwie częściej tutaj zajeżdżać. Jeśli spodobałoby ci się towarzystwo. - dodał, niby konwersacyjnie, znów zerkając na niego uważniej i po chwili ponownie kontrolując, czy blondyn nadal siedział na miejscu.
Powrót do góry Go down
MaleficarOpportunist Seme
Maleficar

Data przyłączenia : 20/05/2017
Liczba postów : 523
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 YWxfLcZ

Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce.
Wiek : 32

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 EmptyWto Wrz 27, 2022 12:05 am

Z początku był tak nienażarty, że nie odbierał żadnego z sygnałów, nawet rozkładającego się po sali Aleca… Pewnie gdyby tym czymś była aura niepokoju i niebezpieczeństwa zagrałoby mu to na instynkcie, ale tak…? Zapach kwiecia i wina oraz jedzenie i upragnione towarzystwo otumaniało go bez reszty.
Nasycony początkowo uniósł twarz, i otarł wargi skrawkiem chleba, zjadając go następnie.
- Czytasz ze mnie jak z otwartej księgi, jestem bardziej pijany niż twoje wino… Nawet nie wiem co się dzieje! - Zaśmiał się pod nosem, jakoś tak jeszcze bardziej nieskrępowanie niż wcześniej. - Czuję się tak jakby ogromny ciężar spadł mi z ramion i muszę się pilnować, żeby nie ulecieć pod sufit. A ty nie? Wznieśmy twoje zdrowie! - Porwał swój kufel i przysunął się z nim bliżej naczynia mistrza. A po wskazaniu na atmosferę panującą dookoła nich, naprawdę skrajnie różną od typowych gospód, aż sam Byron też rozejrzał się po kolorowym wnętrzu, na moment przesuwając z zainteresowaniem spojrzeniem po ludziach stojących przy barze i nawet jeśli nikomu z osobna nie poświęcił specjalnie dużo swojej uwagi, to stojący przy ladzie blondyn lekko oblał się rumieńcem.
- Masz rację, atmosfera jest tu niesamowicie lekka, a wszyscy są uśmiechnięci, nikt nie łypie na siebie z zazdrością. Pewnie mało tu wojów. - Stuknął się z nim spokojnie i utkwił wciąż radosne, choć już nieco bardziej zbite z tropu spojrzenie. - Chcesz… częściej wracać do miasta? Kim jesteś i co zrobiłeś z Alexandrem? - Z wyszczerzem pociągnął z kufla większy łyk.
Gdyby tylko Pan Brightly tak samo jak namiętne spojrzenia wcelowywane w jego ucznia, rozpoznawał te tak samo zakochane wbite miesiącami w niego…

_________________
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Dvoq0GC
Powrót do góry Go down
ShaelSkype & Chill
Shael

Data przyłączenia : 28/11/2017
Liczba postów : 266
Cytat : It's been lovely but I have to scream now

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 EmptyWto Wrz 27, 2022 10:36 pm

Alexandrowi udzielała się lekka atmosfera i ogólna wesołość skłaniała do kiwnięcia głową na propozycję dolania wina do ich kubków. Sam był już lekko podchmielony, z pewnym rozczuleniem wodząc wzrokiem po twarzy rudzielca, zbyt rozluźniony, żeby strofować siebie samego za myśli o tym, jak ładny kolor przybierały w ciepłym świetle drobne piegi na jego twarzy.
- Widzę. - przyznał z rozbawieniem, uśmiechając się szerzej na jego śmiech i pokręcił głową znów, unosząc kufel posłusznie na wzniesiony przez chłopaka toast. - Nasze zdrowie. Tobie toast należy się nawet bardziej. - przyznał, biorąc po chwili solidnego łyka pachnącego, ciepłego wina.
Oscar miał jakąś niepojętą umiejętność zarażania swoją radością wszystkich dookoła, a jego uśmiech zawsze sprawiał, że Alexowi robiło się cieplej, nie tylko zresztą na sercu, co w tej sytuacji zrzucił na karb trzeciej już porcji wina, jaką dolała im gospodyni. Gorące jedzenie, pachnący alkohol, wesoła muzyka i lekka atmosfera niemal całkiem odgoniły ponure myśli, jakie wciąż nawiedzały go podczas podróży, a towarzystwo rudzielca wypełniało ich miejsce z zaskakującą skutecznością.
- To prawda. Mało kto tutaj wygląda, jakby w ręce trzymał kiedyś miecz. - przyznał, uśmiechając się pod nosem, wyraźnie w doskonałym nastroju, samemu zawieszając spojrzenie na prostym nosie chłopaka, kiedy ten rozglądał się po sali. - Jestem gotów pójść na takie ustępstwa, jeśli ty miałbyś ochotę tutaj częściej przyjeżdżać. - sprecyzował, odsuwając na bok nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej, kiedy wzrok Oscara trafił na zarumienionego blondyna przy barze. -
Odchrząknął cicho, pociągając znów łyka.
- Mógłbyś spędzić trochę czasu z kimś w swoim wieku. - przyznał. - Przy barze najłatwiej o nowe znajomości. A wygląda na to, że ktoś tam chciałby poznać cię bliżej. - powiedział, sam zaskoczony tym, jak nieswojo z tą propozycją się poczuł.
Zwłaszcza kiedy pomyślał o drobnych rękach blondyna i szczupłych, miękkich palcach, splecionych razem z silnymi, nawykłymi do trzymania broni dłońmi Oscara.
Powrót do góry Go down
MaleficarOpportunist Seme
Maleficar

Data przyłączenia : 20/05/2017
Liczba postów : 523
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 YWxfLcZ

Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce.
Wiek : 32

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 EmptyCzw Paź 06, 2022 4:44 pm

Całe swoje wcześniejsze wyznanie wyobrażał sobie w przeszłości dużo gorzej. Było tam więcej zawodu jego zachowaniem, pytań Alexa gdzie popełnił błąd oraz trwogi przed ogólną społeczną stygmatyzacją… Zamiast tego było tak jak dawniej. Nie, było lepiej! Czuł się bardziej sobą, akceptowany i dalej chciany, a jego mentor zamiast poważnej rozmowy wręcz rozlewał wino i był gotów niemal świętować za ich wspólny czas i krok poczyniony bliżej siebie. Aż uroczo przymrużone, obecnie niemal rozmarzone spojrzenie rudzielca nie mogło odkleić się od równie swobodnego mężczyzny, kiedy do głowy młodszego łowcy pchało się pokotem coraz więcej odważnych myśli i planów.
Stuknęli się szkłem, dla rzekomego toastu właśnie specjalnie dla niego, od którego młodzik aż urósł w twardym krześle i rozpromienił jeszcze bardziej, po czym opróżnił niemal cały kufel.
- Może będę chciał… Zakotwiczam właśnie w tym miejscu dobre wspomnienia. Możemy tu przyjeżdżać i świętować jakieś wydarzenia. Na przykład wrócilibyśmy tu na nowy rok. Albo urodziny! - Kontynuował żywiołowo, kiwając głową na znowu zapełniającą im szkło gospodynię.
W takim tempie do pokoju będą wracać na czworaka.
Rudzielec odsuwając od siebie wymieciony do czysta półmisek uniósł przy okazji brwi. Sięgnął po chusteczkę i mało tajniacko spojrzał na powrót w stronę baru i kiedy spojrzenia jego i niespotkanego nigdy wcześniej blondyna spotkamy się tamten zarumienił się zauważalnie, choć wcale nie zerwał kontaktu. Uśmiechnął się zachęcająco i podejrzanie powoli, z niespotykaną gracją obrócił przodem do baru, widocznie zostawiając obok siebie nieco miejsca przy ladzie.
Wtedy Byron spojrzał z powrotem na Aleca, z widoczną niepewnością i odsuwając chusteczkę od ust, pochylił się w jego stronę wsparty przedramionami o stół.
- Mówisz o… Nim? N..nie, nie mógłbym. Tu jest strasznie dużo ludzi, jeszcze ktoś mnie rozpozna. - Okazał naturalną obawę, która nadal w nim została i jeszcze raz się bardzo niestarannie obejrzał, ale tym razem na godzinie pierwszej, nieco na prawo od ramienia jego rozmówcy zobaczył drobnego chłopaka, który grał wraz z grupką innych, niego starszych od siebie w karty, skupiony spojrzeniem w trzymanej w obu dłoniach talli, jedna z nóg… Przeucał przez dużo większe udo siedzącego obok niego towarzysza, który sam skupiony podczas wykładania się na stół, wolną dłonią wodził po udzie chłopaka jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
Oczy rudzielca aż zapaliły się na ten widok, a sam wyglądał na zahipnotyzowanego, kiedy bardzo powoli docierało do niego w jakim rodzaju miejscu mogą się znajdować, ale ta wizja wydawała się jego pijanej głowie zbyt idealna.

_________________
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Dvoq0GC
Powrót do góry Go down
ShaelSkype & Chill
Shael

Data przyłączenia : 28/11/2017
Liczba postów : 266
Cytat : It's been lovely but I have to scream now

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 EmptyCzw Paź 06, 2022 6:41 pm

- Możemy przyjechać tutaj, kiedy tylko będziesz miał ochotę. - zapewnił go dosyć miękko.
Sam nie przywiązywał nigdy dużej wagi do takich dni, ale odkąd tylko pojawił się Oscar, zawsze celebrowali jego urodziny tak, jak tylko chłopak tego chciał. Nawet jeśli mieli nałożyć parę dni drogi, żeby zahaczyć o jakiś jarmark, wesołe miasteczko, czy inne, wyjątkowo ciekawe miejsce, jakie chłopak akurat mógłby chcieć zobaczyć, Alex zawsze starał się, że ten dzień był tak wyjątkowy, jak tylko było to możliwe.
I kiedy o tym myślał teraz, sam się zastanawiał, czemu kiedyś był tak zaskoczony, kiedy nastoletni Oscar na własną rękę zorganizował podobne atrakcje na jego urodziny, o których zresztą wspomniał jedynie raz, pod nosem i mimochodem, odpowiadając na jedno z niekończących się wtedy pytań. Ten chłopak po prostu od zawsze był najcudowniejszą istotą, jaką dane mu było spotkać, kiedy wyruszył w drogę bez celu i teraz coraz bardziej zaczynał czuć to, jak bardzo nie umiałby ponownie się z nim rozstać.
Uniósł delikatnie brew na ten argument, już sam mocno rozluźniony kolejnym kielichem alkoholu, jaki w siebie wlał, a jaki zdążył zostać już z powrotem zapełniony świeżym, pachnącym winem.
- Oscar, obawiam się, że jeśli ktoś miał nas tutaj rozpoznać, to już się stało. - przyznał, wyraźnie jednak bardziej tym faktem rozbawiony, niż zaniepokojony.
Jego spojrzenie zupełnie bezwiednie podążyło za wzrokiem Oscara, zatrzymując się na chwilę na szczupłym udzie, dość ciasno otulonym materiałem wąskich spodni, po którym powoli i nieco leniwie przesuwała się dłoń drugiego mężczyzny.
Wziął powoli wdech, kiedy jego spojrzenie dość bezwiednie trafiło na Oscara, zsuwając się po jego piersi w dół, jakby chciał zobaczyć jego nogi, schowane pod blatem stołu. Niemal sam siebie zrugał na głos, zamiast tego jednak jedynie marszcząc delikatnie brwi. Pociągnął kolejnego, dużego łyka wina, odsuwając na bok myśl o tym, że być może nie powinien więcej pić, w tym momencie potrzebując czegokolwiek, czym mógłby zająć dłonie. A solidne szkło, które dopiero co zostało dopełnione przez gospodynię, zdawało się być idealne.
- Idź po prostu, oprzyj się o blat i rozejrzyj, całkiem przypadkiem trafiając na jego spojrzenie. Uśmiechnij się tak pięknie, jak ty potrafisz i zapytaj, czy to miejsce jest wolne. - powiedział, samego siebie zaskakując delikatnie ostrą nutą w tej wypowiedzi.
Prawie, jakby był… Zirytowany?
Chociaż nie miał ku temu powodu. Przecież się cieszył, że jego uczeń w końcu ośmielił się wyznać mu prawdę i w końcu chciał popchnąć go w tym kierunku, w którym sam nie miał do tej pory odwagi podążyć. Miejsce, w jakim się znaleźli, tym razem naprawdę przypadkowo, idealnie wprost nadawało się na pierwsze miłosne podboje Oscara. Zwłaszcza że sam zdążył już wyłapać co najmniej kilka spojrzeń lustrujących jego młodego towarzysza od samych czubków skórzanych, wysokich butów, aż po delikatnie wywinięte od wilgoci na dworze, rdzawe kosmyki włosów.
- Zapytaj, co pije, zamów coś, zamienicie kilka słów i jak będzie sympatyczny, zapytaj, czy nie jest mu duszno. Wyjdziecie na taras albo na tę ławkę z boku, będzie ciszej, trochę ciemno i będziecie mogli porozmawiać. Albo… Na cokolwiek będziecie mieli ochotę. - dodał, robiąc nieokreślony ruch dłonią, którą zaraz znów objął szklankę, biorąc kolejnego łyka, nagle z chwili na chwilę omijając spojrzeniem blondyna przy barze, jakby był trujący.
Powrót do góry Go down
MaleficarOpportunist Seme
Maleficar

Data przyłączenia : 20/05/2017
Liczba postów : 523
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 YWxfLcZ

Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce.
Wiek : 32

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 EmptyPią Paź 07, 2022 1:06 am

Był kompletnie zbity z tropu. I pijany. Upojony durnymi nadziejami i pozornym spokojem, który nie mógł poprzedzać niczego innego poza burzą. I to tym razem burzą emocji i hormonów. Słuchał Alexandra z szokiem malującym się na twarzy, jakby zamiast w spokojnej i przecież przyjemnej karczmie siedział z nim w gorejącym od pożaru okopie, a mentor mówił o nadciągającej konieczności stoczenia walki na śmierć i życie, a nie o… Niezobowiązującym flircie z młodziutkim chłopakiem. Ale Alex robił dokładnie taką samą minę, jak podczas treningów i nawet jeśli pewnie tak nie było, to zapewne oczekiwał, że Oscar podejmie chociaż pierwszą próbę.
Nie mógł go zawieść…
Przełknął głośniej ślinę, a potem tylko nieco ciszej większy łyk piwa, po czym uśmiechnął się niewyraźnie, jeszcze raz oglądając na bar.
- Jasne! Tak…! W sumie… W sumie czemu nie? Uśmiechnął się, chyba mogę spróbować… - Chrząknął i odsunął krzesło od stołu nawet sam nie zdając sobie sprawy z tego jak nieznośnie przeciąga tę chwilę naprawdę nie chcąc tam iść… Naprawdę nie chcąc oddalać się od Alexandra w miejscu, gdzie ludzie zarzucają sobie ślicznie opięte materiałem uda na kolana i… Grają w karty. Ale musiał chociaż spróbować! Podniósł się i poprawił koszulę. - Łatwe. Spojrzenie, uśmiech, zajęcie miejsca. A potem drink i pytanie o duszności. Trzymaj kciuki. - Parsknłą i nieco podniesiony na duchu przez własny głupi humor sprężystym krokiem zbliżył się do baru.
Kilka słów, spacer i będzie to miał za sobą. Zresztą i tak nie liczył na pozytywną reakcję, w końcu wiedział czym się para i jaka aura go otacza. No i jeszcze to jego nieszczęsna czarne oko… Wyglądał jak zabijaka, a nie casanova.

I jakże się mylił.

To obiecane spotkanie spojrzeń, które miało być pierwszym krokiem tego przedziwnego tańca dość szybko przerodziło się w rozmowę, w której prowadzącym był zdecydowanie blondyn. Wyszło, że przeklęte oko go fascynuje, że w rudych włosach widzi płomienie, a w piegowatym licu pocałunki słońca. Okazało się, że fascynuje go też materiał koszuli, który subtelnie potarł palcami przy biodrze Oscara, gdzie od wciśnięcia w spodnie ułożyła się w niej naturalna fałdka. Oraz szorstkość skóry nawykłych do trzymania dłoni, którą też musnął, kiedy Oscar (poniekąd zgodnie z radami Alexandra) podawał mu zamówiony na swój koszt kolorowy napój. Wyszło, że to pociągające, że jest tak wysoki i taki dziki. I, że jeśli dopiliby ostatnią kroplę zalegajacą na dnie naczynia to ponownie jej smak mogliby odczuć dopiero łącząc usta…
Nagle zajętego miejsca było coraz mniej - Oscar plecy przypierał już poniekąd do siedzącego przy barze mężczyzny, a jasne loki widział już praktycznie przed nosem. I nawet jeśli skłamałby, gdyby powiedział, że z powodu bliskości i odważnych propozycji nie zakręciło mu się w głowie i nie zrobiło niepoprawnie goręcej, to całe to tempo działało bardzo na niekorzyść jego i tak wątłego ducha. I zorientował się, że to jemu i bez pytania zaczyna się robić duszno…
Czuł się tak, jakby kogoś zdradzał. Dlatego prędzej niż pomyślał, sięgnął do lady po niedokończonego drinka, którego chłodne szkło wcisnął między nich. Od zimna dotykającego ciała chłopaka przez ledwie cienki materiał koszuli tamten odsunął się szybko i złapał za napój. Sam Oscar przepraszająco rzucił coś o tym, że musi dokończyć posiłek, bo umiera z głodu i wrócą do tej rozmowy później, po czym dosłownie wyswobodził się z jego ramion i na moment zniknął w tłumie, przedzierając do stolika i lądując zgrzany i spięty na swoim miejscu naprzeciwko Alexa.
- Nic nie mów, proszę. - Burknął, ubiegając wszelkie komentarze i zwieszając swój zawstydzony i zły na siebie wzrok na wysokość misek. Jedną przysunął do siebie, zjadając z nerwami trzy ostatnie pieczone ziemniaczki, które jeszcze tam zostawił. Na szczęście wciąż jeszcze ciepłe. - Nie umiem jeszcze… Muszę poćwiczyć. Był strasznie szybki i napastliwy. … Wina? - Spojrzenie, które wreszcie odważył się unieść na swojego mistrza nosiło na sobie wyraźne znamiona błagania.

_________________
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Dvoq0GC
Powrót do góry Go down
ShaelSkype & Chill
Shael

Data przyłączenia : 28/11/2017
Liczba postów : 266
Cytat : It's been lovely but I have to scream now

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 EmptyPią Paź 07, 2022 2:33 pm

Na to, retoryczne przecież, pytanie Oscara, w głowie Alexandra niemal od razu pojawiła się cała lista argumentów za tym, aby jego młody towarzysz pozostał przy stoliku na swoim miejscu. Rozpoczynając od tego, że przecież mieli świętować razem, poprzez ten wyjątkowo nieprzyjemny i zapomniany już przez niego uścisk w żołądku, którego nie nazwałby zazdrością, nawet przypalany żywcem, kończąc na takich absurdach jak to, że Oscar mógłby się po drodze do baru potknąć i rozbić sobie głowę.
Sięgnął po kielich i zapił wszystkie te niedorzeczności sporym łykiem wina, zanim którakolwiek zdążyła opuścić jego usta.
- Łatwe. - łatwiejsze niż zaakceptowanie, że młodszy towarzysz może woleć towarzystwo młodszych osób, niż starego mistrza. - Będę trzymał. - obiecał, kiwając głową lekko Oscarowi, bez najmniejszego zamiaru trzymania kciuków za tę operację.
Nawet jeśli sam ją sprowokował.
Czego sam już w tym momencie żałował, patrząc na plecy Oscara, idącego w stronę baru, jednocześnie zupełnie pewien, że zrobiłby to po raz kolejny.
To poczucie, że zmarnował życie chłopaka, wracało do niego dość regularnie przez te wszystkie lata, a im bardziej uroczym, wesołym i po prostu dobrym chłopcem się okazywał, tym bardziej świadomość ta bodła. Tak jak z początku miał nadzieję, że znajdzie dla niego rodzinę, tak potem pozostawała ona na to, że już nastoletni, czy dorosły Oscar, w końcu zakocha się i postanowi zostać z tą osobą, zamiast włóczyć się za mistrzem po opuszczonych przez żywą duszę traktach, narażając życie.
Zacisnął wargi delikatnie, samemu nie będąc pewnym, co dokładnie teraz czuł, miotając się między pragnieniem zapewnienia chłopakowi przyszłości z kimś, kto będzie o niego dbał, a świadomością, że ledwie dostał z powrotem tę możliwość, a już jest mu ona niemal wydzierana. I to przez drobnego, bladego blondyna o miękkiej, delikatnej skórze… Może był w stanie zrozumieć. Poniekąd.
Zamiast się nad tym zastanawiać, wrócił do wina, z głębokim postanowieniem omijania wzrokiem tego, co miało miejsce przy barze.
Z tego też powodu uniósł brwi delikatnie w zaskoczeniu, przez co na jego czole pojawiło się kilka poziomych zmarszczek, które wyprostowały się zaraz, łagodniejąc kiedy rudzielec opadł z powrotem na krzesło.
- Nic nie mówię. - zapewnił go, chyba tylko cudem utrzymując drgnienie kącików warg w ryzach, kiedy powstrzymywał uśmiech, widząc chłopaka znów naprzeciwko siebie, przy ciężkim, dębowym stole.
Czyli dokładnie tam, gdzie powinien być.
Wyjątkowo, tego wieczoru, kiedy wspólnie świętowali, oczywiście. Nigdy nie miał zamiaru go jakkolwiek powstrzymywać przed eksplorowaniem zalet młodości. Oczywiście.
Chyba naprawdę powinien się sobą brzydzić.
- Nie musisz od razu umieć. - zapewnił go po chwili miękko, z ukontentowaniem odstawiając puste szkło i kiwając głową lekko, kiedy mijająca ich gospodyni chciała je z powrotem napełnić. - A jeśli teraz tak stwierdziłeś, może to nie był po prostu chłopiec dla ciebie. I nie ma w tym nic złego, Oscar. - dodał, kiwając głową lekko do niego, zdecydowanie bardziej rozmowny niż zazwyczaj mu się zdarzało. - Wiesz, ja zawsze uważałem, że najważniejsze, żeby tę drugą osobę po prostu lubić, bo nie wystarczy ładna buzia. - zazwyczaj.
Chociaż przynajmniej na razie Oscar zdecydowanie nie potrzebował tego słyszeć.
- I może… Nie masz ochoty tego słuchać, ale naprawdę możesz poczekać na kogoś ważnego. Wtedy jest… Inaczej. Nawet lepiej. - powiedział nieco bardziej miękko.
Powrót do góry Go down
MaleficarOpportunist Seme
Maleficar

Data przyłączenia : 20/05/2017
Liczba postów : 523
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 YWxfLcZ

Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce.
Wiek : 32

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 EmptyNie Paź 23, 2022 6:28 pm

Było mu poniekąd wstyd, że nie sprostał przecież łatwemu zadaniu, ale w odróżnieniu od treningów i walki, to tak naprawę nie było coś w pełni zależne od niego. Tamten blondyn miał śliczny nosek, nęcącą długość jasnych rzęs i bardzo kojący głos, ale Oscar chciał wracać do wina. …i do stolika. I do zmarszczek łagodniejących na jego widok. I przyjemnego pijanego uśmiechu. Oraz do życiowych rad, których był pewien, że nigdy nie użyje. W końcu jakby mógł tak po prostu powiedzieć, że od bardzo wielu lat szukanie było tak bezsensowne, że w ciągu paru ostatnich kompletnie się poddał? Choć z każdym łykiem naprawde słodkiego wina pchało mu się to na usta coraz chętniej.
Coraz ciężej mu było im częściej jego wzrok prześlizgiwał się po ramieniu Alexandra i opadał choć na moment na grającą w karty dwójkę kochanków, odwzajemniających bardzo drobne, ale przez intymność niesamowicie rozpalające pieszczoty, przez które kilka razy oblał się rumieńcem i ukrywając to wznosił po raz kolejny coraz durniejsze toasty tylko dla nich dwóch, na które Alex za każdym razem z rozczuleniem przystawał.
Aż w końcu piwo, a potem wino zastąpiły ozdobione wyżłobionym w nich kwieciem bardzo małe kieliszki wypełnione różnobarwnymi płynami, których dwa rządki postawili przed sobą. W paru nich pływał półksiężyc cytrusa, który podająca im napoje gospodyni poleciła wyłowić i zjeść zaraz po wypiciu, a niektóre ranty kieliszków były zasypane cukrem lub solą. Ten test ich odpornosci był pomysłem jakżeby inaczej właśnie Oscara, który zobaczył jak taki sam arsenał córka gospodyni niosła mijając ich do innego stolika. Siedem Grzechów Głównych. Tak nazywali te miniaturowe napoje przygotowane na wypicie jednym haustem.
Oscar uniósł pierwszą z nich, wściekle czerwoną i poczekał, aż Alexander, po długim nagabywaniu go na nie, uprzejmie się z nim stuknął.

I po tym nie mogli wypić już niczego. Przynajmniej nie Oscar, który przerwy w mówieniu gładko wypełniał śmiechem. Plus z gorąca rozpiął trzy guziki koszuli pod szyją.
- ...nie był zbyt rozmowny, to nam powiedzieli, i że nie lubi tracić czasu na głupoty! W sumie mieliśmy pracować sami, ale gospodarz w karczmie w centrum rynku powiedział, że tylko drwal zna drogę do skraju lasu, a my się pogubimy ja szczeniaki! Pewnie tak gadał, bo wszyscy mieliśmy koło dwadzieścia lat. No może Masza… Masza miał trzydzieści, ale jak zgolił zarost, to byliśmy jak rówieśnicy! W każdym razie…! Idziemy więc do tego drwala-gbura, a okazało się, że ktoś już go ostrzegł, że się nim jacyś dzicy interesują i nic mu nie musieliśmy tłumaczyć! Drzwi otworzył na praktycznie sam w pełni oporządzony wychodząc z domku i burcząc tylko coś zły, że mu, cytując “dupę zawracają”. Wyminął nas, po czym rzucił: Przywitajcie się, ja nie mam czasu! Wyciągnął spod rękawa idealnie wyglądającą protezę ręki i rzucił nią w nas![b] - Przerwał mu łamiący go w pół śmiech i kilka radosnych łez, które ścierał tą dłonią, która nie zajmowała się trzymaniem jego wnętrzności bezpiecznie w brzuchu na wypadek eksplozji. - [b]Masza skoczył do tyłu jak rącza łania wpadając na kopiec drewna, kiedy łapa uderzyła go lotem koszącym w uda, a ja byłbym ją rozciął w pół, gdyby podczas wyrywania miecza z pochwy jego brat nie złapał mnie za ramiona i nie pociągnął na moment w tył. A wtedy oręż półwyjęty zaplątał się i tuż przed upadkiem klepnłą mnie jeszcze w tyłek! I tak utytłaliśmy się jak prosiaki w błocie jeszcze grubo przed akcją! O jezu… - Znowu otarł łazy. - Mówiłem sobie wtedy, że Boże, dobrze, że Alex tego nie widzi…!
Trząsł się cały, nie zdając sobie sprawy, że chyba miał mu tego nigdy nie opowiadać, ale miał już stanowczo zbyt dobry humor. I był niesamowicie głośny. Było mu okropnie gorąco. A parka grająca w karty zniknęła na piętrze dobre pół godziny temu - jakoś w czasie kiedy on i Alec upijali ostatni Grzech.
- Łuh! Ale mnie twarz teraz boli. - Rozmasował ją, uśmiechając się do mistrza szeroko. Nawet za szeroko. I oglądał go ze stanowczo zbyt dużym rozmarzeniem.
Zapytaj, co pije, zamów coś, zamienicie kilka słów i jak będzie sympatyczny, zapytaj, czy nie jest mu duszno… huh?
- Słuchaj…Tobie też już wystarczy? Nie jest ci może… Duszno? Może pójdziemy już na górę? - Zaproponował zanim… Nie, właściwie wtedy w ogóle już nie myślał. - Ledwo już siedzę.

_________________
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Dvoq0GC
Powrót do góry Go down
ShaelSkype & Chill
Shael

Data przyłączenia : 28/11/2017
Liczba postów : 266
Cytat : It's been lovely but I have to scream now

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 EmptyPią Lis 11, 2022 12:18 am

Wieczór był doskonały. W dokładnie całej rozciągłości. Począwszy od przytulnego, pachnącego świeżym pieczywem i obłędnie pysznym gulaszem, miejsca. Przez wesołych, roześmianych i zwyczajnie ciepłych ludzi dookoła, dzięki którym picie alkoholu wydawało się nie nieść ze sobą żadnego ryzyka, zwykle związanego z awanturami, podczas których zawsze dobrze jest mieć sprawny refleks, zwłaszcza kiedy ma się pod ręką broń. A kończąc na towarzystwie przy ciemnym, ładnie rzeźbionym stole.
Bo jakież to było towarzystwo! Tak, jak zdążył się już na nowo przyzwyczaić do jedzenia posiłków, spania i załatwiania najróżniejszych sprawunków w towarzystwie, tak takie wieczory, jak ten, niezmiennie wciąż łaskotały jego żołądek w sposób, jakiego nie czuł już od bardzo dawna. I który, gdyby się nad tym zastanowił i pozwolił na tego typu przemyślenia, był bardzo podobny do tego, jaki zdarzało mu się czuć długie lata temu, kiedy wchodząc do sali balowej, lub pokoju, obrzucał go pozornie nonszalanckim spojrzeniem, łapał na ułamek sekundy wzrok Emilii, by zaraz spojrzeć w drugą stronę, udając, że jego przełyk wcale nie ściskał się niemalże do bólu. Nie było możliwości, aby przyznał się sam przed sobą, że łapiąc spojrzenie Oscara, zarumienionego i opowiadającego kolejne niedorzeczne historie, których nigdy nie wyrzuciłby z siebie na trzeźwo, wywołuje w jego piersi podobne łaskotanie.
Czas płynął wartko, a kolejne kufle, szklanki i kieliszki były opróżniane w równym tempie, na tyle sprawnym, że Alexander przestał już się zastanawiać nad tym, jak gorzko będzie żałował takiego mieszania o poranku. Kiedy rudzielec znów na niego spojrzał, uśmiechając się szeroko, zapatrzył się na chwilę na jego zaczerwienione od gorącego wina wargi, zanim sięgnął jego oczu. Propozycja siedmiu kieliszków z kolorowymi trunkami przez chwilę jawiła mu się jako mocno nierozsądna, jednak mgliste wrażenie zostało dość szybko rozwiane przez zmarszczony zabawnie, piegowaty nos i roześmiane oczy.
Jemu się wydawało, czy Oscar ostatnio miał więcej piegów na jasnej skórze? Od razu pomyślał o tym, że to pewnie od słońca i że powinni chować się gdzieś pod drzewami w południe, kiedy grzeje najmocniej, żeby chłopak nie nabawił się jakichś poparzeń na delikatnej skórze.
Jego myśli na chwilę podryfowały w stronę paru rozpiętych guzików jego koszuli, a świadomość tego, że przecież już nie raz widział Oscara bez koszuli, nie zmieniła intensywności, z jaką badał ten fragment jego skóry wzrokiem, zanim znów przywołał się do porządku
Przełknął ślinę i wypił kolejny kieliszek z fikuśnymi ozdobami, oblizując cukier z warg i kręcąc głową lekko na kolejną opowieść snutą przez coraz bardziej pijanego Oscara.
- Teraz już widzę. - zaśmiał się i pokręcił głową lekko. - I jestem skłonny uwierzyć, że w mojej wyobraźni nie jest to nawet w połowie tak zabawne, jak musiało być na żywo. - dodał, już z nieco większym trudem konstruując zdania i starając się mówić tak wyraźnie, jak tylko było to możliwe.
Uniósł na Oscara znów rozbawione spojrzenie, a nieco już wilgotne od alkoholu oczy zalśniły w świetle płonących na sali świec. Chwilę na niego patrzył, uśmiechając się miękko, kiedy chłopak rozmasowywał powoli swoje policzki, lekko zarumienione od nalewek.
- Myślę, że pójście na górę to całkiem dobry pomysł. - przyznał, nieco mrukliwie, przesuwając spojrzeniem po sylwetce Oscara, kiedy chłopak wstał od stołu. - Jeśli w ogóle dojdziemy. - dodał bardziej już do siebie, odwracając spojrzenie od niego, jak tylko zdał sobie sprawę, że wpatruje się zbyt natarczywie.
Powrót do góry Go down
MaleficarOpportunist Seme
Maleficar

Data przyłączenia : 20/05/2017
Liczba postów : 523
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 YWxfLcZ

Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce.
Wiek : 32

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 EmptySro Gru 07, 2022 12:00 am

Cukier na wargach kompletnie go otumaniał. …a może to alkohol, który z mocnym kopnięciem uderzył mu do głowy kiedy wstał…? Kiedy właściwie ostatni raz wstawał? Nie pamiętał. Miał głowę do szczętu wypełnioną szelestem munduru i łagodnymi stuknięciami skórzanych butów, które jakimś sposobem wyłapywał z precyzją pośród gwaru rozmów. Zachwiał się, bardzo łagodnie, ale jednak, kiedy zrobił pół kroku odsuwając się od stołu, ale nie wystraszyło go to. Czuł się lekki jak nigdy. Nieśmiertelny i niepokonany, odważny jak piętnastu mężów. I to wszystko sprowadzało się do dzielnego zaproponowania przeniesienia imprezy na górę, gdzie wcale nie zamierzał spać.
…Właściwie to sam nie wiedział jeszcze czego chciał, ale na pewno nie spać. Ta opcja jawiła mu się jako nie do odżałowania stracona okazja. Ale nie chciał nie spać tu na dole, musiał mieć już Alexa tylko dla siebie, bo nawet w morzu dobrego humoru, jaki mu obecnie dopisywał, pływało kilka wraków statków, którym była topiąca się coraz bardziej czujność, pilnująca wszystkich tych dziwnie łakomych spojrzeń, które kładły się na jego roześmianym i odprężonym towarzyszu. Był zazdrosny. Nie ważne ile byłoby tych spojrzeń, zawsze było ich za dużo. Chciał na górę, gdzie uwolni się od nich.
I uwolni jego.
Nawet nie zauważył, że chwielnym, choć szybkim i sprężystym krokiem sunąc między krzesłami i stolikami chwycił Aleca za skrawek rękawa koszuli, żeby go nie zgubić. Jakoś tak czuł, że jeśli straci widok schodów z oczu i zacznie obracać głową, żeby skontrolować czy Mistrz dalej jest za nim, najpewniej wyciągnie się na podłodze jak długi. Koordynacja obecnie nie była jego najmocniejszą stroną.
Odsapnął i puścił go, śmiejąc się pod nosem i chwytając dłonią barierkę, dopiero kiedy jeden z jego ciężkich butów uderzył o drewno schodka. Jeszcze tylko dwanaście stopni, kilka kroków korytarzem i na lewo. Drzwi otwarte, w pokoju świeże powietrze i chłodna woda w szklanym dzbanie… I Alex. I jego pachnąca słońcem skóra czekające na zburzenie włosy.
Mimo gracją słonia w składzie porcelany schody pokonał bezbłędnie, dopiero na górze opuszczają gardę lekko oparł się plecami o ubezpieczającego go Alexandra, podpierając się dłonią ściany. Kręciło mu się w głowie, ale wciąż czuł się świetnie, nawet jeśli wiedział, że najpewniej zachowuje się jak rezolutny kretyn, to cieszył się, że ktoś za nim podąża i mógł zamknąc za nim drzwi.
Znaczy, za którym zamknął drzwi.
Pokoju.
Mieszała mu się kolejność i klarowność zdarzeń, pewnie z powodu któregoś z Grzechów. Pewnie tego samego, który w potrzebie zwilżenia ust pchnął go do niekonwencjonalnego sposobu na wypełnienie tego pragnienia - bowiem zamiast sięgnąć po szklankę, czy chociażby cały dzban niczym barbarzyńca, przeszedł kilka dużo wolniejszych i dziwnie sennych kroków w stronę wysokiego naczynia i zanurzył w nim dwa palce, zaraz po tym wsuwając je do ust i łapiąc spojrzenie Aleca.
- Dalej ci duszono? Bo mi strasznie… - Zagaił niby mimochodem, choć jego głęboki głos brzmiał bezpruderyjnie zachęcająco, zwłaszcza kiedy postawił sobie za cel zassanie się na palcach aż do sucha. - Wypiliśmy tak dużo, a dalej jestem taki spragniony i ciągle mi mało… I mam wrażenie, że to trwa już tyle lat.

_________________
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Dvoq0GC
Powrót do góry Go down
ShaelSkype & Chill
Shael

Data przyłączenia : 28/11/2017
Liczba postów : 266
Cytat : It's been lovely but I have to scream now

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 EmptyWto Sty 03, 2023 11:42 am

Sam nie zauważył, jak automatycznie wyciągnął rękę do Oscara, zaciskając palce na jego boku najpierw dość mocno, starając się przytrzymać chłopaka w miejscu, kiedy się zachwiał. Alkohol uderzył do głowy rudzielca wraz z krwią, która nagle nieco żwawiej poruszyła się w ich żyłach, sprowokowana spacerem w stronę schodów. Sam starszy łowca jednocześnie przytrzymał chłopaka i siebie w pionie, może trochę za długo trzymając palce zaciśnięte na materiale jego koszuli, pod palcami z przyjemnością wyczuwając twarde mięśnie, poruszające się harmonijnie z każdym krokiem. Puścił go dopiero kiedy zobaczył dłoń skierowaną w swoją stronę i sięgnął do niej od razu, pozwalając się tak poprowadzić w górę schodów.
Hałas sali biesiadnej zdawał się ucichać z każdym krokiem, tłumiony grubym drewnem wąskiego korytarza w jaki weszli, zbliżając się do przydzielonego im pokoju. Schody delikatnie drżały pod ich każdym krokiem, skrzypiąc cichutko, kiedy pachnące deski ocierały się jedna o drugą pod ich ciężarem, a świeży zapach kwiatów zdawał się docierać nawet tutaj, jakby olejki eteryczne były wcierane w boazerię, lub dodawane do wody przy jej czyszczeniu. Zapach uderzał mu do głowy, a ciepło dłoni Oscara zdawało się niemal parzyć, jednocześnie przyciągając do siebie tylko bardziej i kiedy zatrzymali się przy drzwiach, a plecy chłopaka dotknęły jego piersi, poczuł jak to samo ciepło zalewa jego ciało, a upojony umysł nawet nie próbował się bronić przed tym uczuciem.
Chyba nigdy nie był przy Oscarze w takim stanie. A jeśli był, to wiele lat temu, kiedy jego młody towarzysz był zaledwie dzieciakiem i daleko jeszcze mu było do mężczyzny, jakiego teraz miał przed sobą i jaki wpuścił ich do pokoju, zamykając za nimi drzwi.
A może to on jest zamknął?
W ciszy pokoju, zakłócanej tylko stłumionym gwarem z karczmy, zabrzmiał metaliczny dźwięk zamka w którym przekręcony został klucz, a Alexander na chwilę znieruchomiał, nie zmieniając miejsca kiedy tylko podążał spojrzeniem za smukłym ciałem chłopaka przez sobą.
Miał wrażenie, że myślał wolniej niż zwykle, a jednocześnie chyba najprościej od dawna. Na pewno najszczerzej od czasu kiedy znów się zobaczyli po tak długiej przerwie. Atmosfera w pomieszczeniu była dla niego tak znana, że w tej sytuacji, właśnie z Oscarem, zdawała się zupełnie obca. Jakby musiał poruszać się po ciemku po pokoju, który przecież znał, ale naprawdę otworzył dopiero tego wieczoru, od nowa zaskoczony każdą kolejną rzeczą, jaką w nim widział.
Miękka koszula spływała po ramionach rudzielca, otulając je niemal i subtelnie podkreślając, w pasie wsuwając się w spodnie, w których już ledwie się trzymała po całym wieczorze. Długie nogi poruszały się powoli, z gracją szermierza, nawet mimo tej pozornej chwiejności, jakby Oscar w każdej chwili z mógł z tego leniwego kocura, stać się niebezpiecznym przeciwnikiem.
Zrobiło mu się goręcej na tę myśl i gdyby nie był tak bardzo pijany, pewnie skarciłby sam siebie za tę myśl o przyparciu go do ściany, jaka pojawiła się w jego głowie. Równie szybko jednak zniknęła, a jego wszystkie myśli skupiły się na dwóch palcach, objętych ciasno i miękko, wilgotnymi od wody wargami.
Dalej ci duszno?
Wręcz się dusił.
Jakby ktoś przyłożył mu w głowę i przez chwilę zupełnie nie wiedział, gdzie jest, wciąż nie mogąc oderwać wzroku od jego ust, nawet jeśli pełne wargi już nie zasysały się na palcach. O oddychaniu przypomniał sobie, dopiero kiedy płuca lekko zaczęły piec, a haust powietrza, jaki trafił do jego płuc, sprawił że na moment zakręciło mu się w głowie, kiedy duża ilość tlenu nagle dotarła do jego mózgu.
Zakręciło mu się w głowie i zrobił krok w stronę chłopaka, stając tak blisko niego, że niemal czuł słodki zapach alkoholu, jaki wypili wcześniej. Nie odrywając spojrzenia od niego, nalał wody do kubka, rozlewając jej trochę na stół i nie poświęcając temu najmniejszej uwagi, zbyt skupiony na chłopaku, kiedy unosił naczynie do jego ust.
Powrót do góry Go down
MaleficarOpportunist Seme
Maleficar

Data przyłączenia : 20/05/2017
Liczba postów : 523
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 YWxfLcZ

Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce.
Wiek : 32

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 EmptyPon Lut 06, 2023 1:14 am

Naprawdę było mu duszno bardziej niż w najgorętszy dzień lata w samym słońcu na środku traktu… Głowę miał tak zaparowaną alkoholem, że neurony leniwie i tylko niektóre myli dopuszczały do jego głowy, sprawiając, że już od jakiegoś czasu poruszały nim tylko czyste instynkty. Sytuacja od wstania od stołu i po zwiększonym ruchu tylko się pogorszyła, bo wartko płynąca jego żyłami krew rzuciła się mocniej na jego rumiane policzki i.. Jeszcze gdzieś indziej, czego by się pewnie w normalnych warunkach bardzo wstydził.
Ale nie teraz.
Teraz był tylko pognieciony kołnierzyk koszuli przytulający się do napiętej szyi i lekko rozwichrzone, poprzecinane siwymi pasmami ciemne włosy. I była ta niezdolna do zabicia myśl, że sam chciałby być tym kołnierzykiem… I przylgnąć bez niczego pomiędzy nimi do tej z pewnością ciepłej, miękkiej skóry. I wreszcie ugasić głód, którego nie pokonało żadne jadło i żaden napitek, a przynajmniej nie ten upijany ze szkła… Innym, dużo atrakcyjniejszym teraz kielichem były miękkie jak niegrzeczny sen wargi, przytykane do szklanki.
Bo odsunął od siebie podawany mu z namaszczeniem dar i zamiast tego nakłonił Alexandra, by sam opróżnił szklankę do dna. Sam chciał napić się tego, co z niej zostanie…
Świat i czas się zatrzymał kiedy kolejny z nieznośnie powolnych łyków krystalicznej wody zalewał sponiewierane alkoholem gardło Aleca, a Oscar niewysłowienie oczarowany obserwował to przedstawienie jak sztukę. Nawet coś tak błahego… Kiedy On to robił stojąc tak blisko, oddychając niemal w tym samym rytmie, ogrzewając ciepłem wręcz emanującym z jego ciała, był w tym hipnotyzujący jak ledwo zwolne do pochwycenia marzenie, a jednocześnie rozpalające jak szeptane w tańcu wprost do ucha obietnice. i Oscar pił tę wodę wraz z nim… O boże, ciarki przepływały przez jego plecy jak węgorze z każdym drobnym ruchem jego grdyki i sam chciał być kolejnym z tych łyków…
I Jezu, nie myślał trzeźwo.
Nic a nic.
- Czy to zaproszenie? - Zapytał ledwo słyszalnie, wręcz na wdechu… Pobierając powietrze, którego miał się na nieznany czas kompletnie pozbawić.
Gdyż kiedy tylko Alex wychylił szkło do końca i uwolnił od tej pięknej bariery swoje wargi Oscar nie mogąc już dłużej czekać - ujął jego przyjemnie drapiace zarostem policzki i wychylił omdlewajaco do przodu wpadając na niego i zgarniając jego wargi swoimi.
Od wybuchu wewnątrz jego czaszki aż zaczęło mu piszczeć w uszach…
To nie był grzeczny pocałunek. Nie niepewne pukanie adoratora do upragnionych wrót, ale grzeszne zerwanie zakazanego owocu wprost z czubka świętego drzewa. Właśnie tak rudzielec go całował… Bez używania zębów wgryzł się w niego jak w soczysty owoc, napierając nań miękko i przywierając ich ciała do siebie, tak ciasno jak nigdy był nie powinien… I smakował pomrukując przy tym i chłonąc każdą rewelacje, każdą emocje, jakie zalewały go obecnie potokiem i nakazywały odsunąć namolne myśli z dala i poświęcić duszę i ciało najprostszym przyjemnościom, których pustelnik odmawiał sobie w imię tego, o czym w tej chwili kompletnie zapomniał. I robił to aż całkiem szybko nie zaczęło brakować mu powietrza. Otumaniony wrażeniami zadbał jednak, by przerwa nie poszła na marne - by wykorzystać te cenne sekundy, w których musiał dla tlenu odmówić sobie rozkosznych warg, przydały się choćby na tyle, by przy pomocy słów przewrócić ich życie do góry nogami:
- Kocham cię… - Wyszeptał, na powrót wtłaczając mu w usta te ociekające słodkim pitnym miodem słowa.
Obejmował jego kark i zatapiał palce w ciemnych włosach. Obejmował jego ciało i marszczył opuszkami już i tak mocno rozchełstaną koszulę. Trzymał się jego i trzymał go przy sobie, czując jak ciepło zaczyna przypominać mu o całkiem nowym, jeszcze bardziej grzesznym uczuciu, które zaczynało dominować jego głowę rodząc co najmniej nieobyczajne obrazy i możliwości.
Pewnie dlatego jego dłoń zsunęła się powoli, bardzo powoli po karku dopieszczania mężczyzny i sięgnęła jego szyi palcami odsuwając pognieciony kołnierzyk…

_________________
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Dvoq0GC
Powrót do góry Go down
ShaelSkype & Chill
Shael

Data przyłączenia : 28/11/2017
Liczba postów : 266
Cytat : It's been lovely but I have to scream now

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 EmptySro Mar 08, 2023 11:36 pm

W pokoju zrobiło się duszniej, jakby całe powietrze zgęstniało i swoim gorącem nagrzewało tylko coraz bardziej krew w ich ciałach. Miał wrażenie, jakby ta wręcz parzyła, pulsując w tętnicach i docierając do wszystkich zakamarków, niemal jak podczas walki. I tak jak podczas niej, Alexander miał wraże, że wszystko dzieje się w zwolnionym tempie, kiedy złapał spojrzenie rudzielca, a chwilę później rozkosznie chłodna woda dotknęła jego ust, przelewając się po poduszeczce jego warg w rozpaczliwej próbie ugaszenia tego pożaru. Przełknął parę łyków, pozwalając chłopakowi przechylić kubek coraz mocniej, aż nie udało mu się złapać kolejnych kropel, które strużką spłynęły od kącika jego ust w dół, najpierw ginąc w jego brodzie, by chwilę później przesunąć się w dół gorącej szyi aż do kołnierzyka koszuli.
Chyba nigdy nie czuł go przy sobie tak blisko, jak teraz, kiedy ciepło, nieco ciężki zapach Oscara drażnił jego nos, kusząc, by przysunął się jeszcze bliżej. Słodki zapach słońca i skóry, nieco dymny od ogniska, a jednocześnie świeży i tak cudownie znajomy, jakby w końcu po tylu latach wrócił do domu.
I nawet przez moment w głowie nie pojawiła mu się myśl, że jego dom nigdy nie pachniał słońcem, dymem, skórą i lasem. Jakby sam nie zauważył, nawet kiedy jego dom przestał być tym konkretnym miejscem, w którym się wychował, a zaczął podróżować razem z nim. Śmiejąc się i opowiadając niestworzone historie, zagadując przechodniów i zjednując sobie każdą koleją osobę na szlaku. Tak jak przed laty zjednał sobie jego samego.
I chyba nigdy nie czuł się bardziej w domu, niż kiedy poczuł na swoich policzkach szczupłe, gorące palce, które przytrzymały go w miejscu, nie pozwalając się odsunąć.
Z jego gardła wydobył się pojedynczy, zduszony przez pocałunek pomruk, kiedy pełne, przyjemnie miękkie wargi chłopaka objęły jego usta, nie dając nawet chwili na zastanowienie zanim pozwoliły sobie na więcej. Zamknął oczy, pozwalając mu na to i smakując zakazany owoc, który sam upajał go własną słodyczą, napierając na jego ciało coraz mocniej, aż zaciśnięte dłonie Oscara rozsunęły jego koszulę bardziej, niemal bez udziału jego woli.
Już sam nie wiedział, czym był pijany. Czy całym alkoholem, jaki wypili jeszcze przecież nie tak dawno temu, czy może rozkosznie otumaniającym zapachem, który niemal mógł posmakować, pogłębiając pocałunek samemu i nieco go dominując. Jakby podświadomie chciał upomnieć młodego towarzysza, który rozochocony naparł na niego jeszcze mocniej. W końcu sam uniósł ręce, układając dłonie po bokach szczupłej talii i przypierając go jeszcze mocniej do siebie, tak by poczuć na własnej skórze jeszcze dokładniej wszystkie krzywizny jego ciała, które do tej pory dane mu było jedynie oglądać z daleka.
I jeśli kiedykolwiek miałby nazwać coś domem, byłyby to właśnie te szczupłe ramiona i miękkie wargi, które umknęły mu akurat, kiedy im obojgu brakowało już tchu.
Kocham cię…
Jego chłopiec.
- Oscar… - wydusił niemal, wciąż obejmując go i jedynie palce starszego łowcy delikatnie mocniej zacisnęły się na bokach chłopaka, kiedy przez twarz mężczyzny przeszedł cień strachu.
Zaledwie cień, który powoli odganiało delikatne głaskanie nawykłych do trzymania dłoni palców na jego szyi, jakby wcale nie zrobili właśnie czegoś absolutnie niedopuszczalnego. Jakby sam przed chwilą właśnie nie pozwolił na coś, na co nigdy nie powinien pozwolić. Zwłaszcza gdy te ledwie przecież parę sekund rozkoszy mogło kosztować go wszystko, co udało mu się w końcu odzyskać.
- Oscar. - powtórzył już ciszej, z nieco większym trudem i wychylił się znów do niego, opierając czoło na czole chłopaka i zamykając oczy.
Wziął głębszy oddech, powoli napełniając płuca powietrzem, wciąż na języku czując cudownie słodki smak, jak gdyby nawet powietrze wokół nich pachniało Oscarem. Odetchnął, wyraźnie starając się uspokoić, wciąż nie potrafiąc rozluźnić palców na jego bokach, jakby obawiał się, że jego towarzysz zniknie, jak tylko pozwoli sobie na choć chwilę nieuwagi.
Powrót do góry Go down
MaleficarOpportunist Seme
Maleficar

Data przyłączenia : 20/05/2017
Liczba postów : 523
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 YWxfLcZ

Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce.
Wiek : 32

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 EmptyPon Mar 27, 2023 10:56 pm

Pierwszy raz odkąd tylko pamiętał robił coś bez planu. Upojony wolno przeciekającą mu przez palce teraźniejszością trwał niezmiennie w niej, wypełniony jak naczynie po brzegi, nie znajdując już miejsca na zastanowienie się nad przyszłością czy konsekwencjami. Jego ręka znajdowała się tu, zaraz po tym tam, a potem jeszcze dalej… Opuszki ślizgały się po gorącej jak sam Diabeł napiętej skórze na szyi Aleca, co jakiś tylko czas napotykając kłujący zarost. Materiał koszuli nie stawiał oporu, ale odsuwany na bok bez odpinania guzików opinał się na rozbudowanym morderczymi treningami ciele, a od takich widoków Oscarowi kręciło się w głowie bardziej niż od buzującego w krwi alkoholu. W stanie takim jak ten, kiedy ledwo oddychał, a i tak chciał, by każdy zaczerpnięty wdech przekazano mu w pocałunku, nawet ta cienka bariera pomiędzy nimi, marszcząca na łagodnie i oszczędnie poruszającej się figurze, pobudzała jego nieprzystojną wyobraźnię. Nie pomagał dotyk szorstkich dłoni na bokach, parzących go jak wyciągnięte z pieca węgle i sprawiający, że przygarbiał się mocniej i przysuwał bliżej. Ba, właził wręcz na mężczyznę, prawie jakby chciał zamienić się miejscami z tak pilnie obserwowanym odzieniem.
Byli w pokoju w jakiejś gospodzie, z dołu dochodziły przytłumione odgłosy biesiady rytmem całkowicie odwrotne od tętentu bicia serca. Wszędzie dookoła, pod nimi, nad, obok byli ludzie, a rudzielcowi i tak świat skurczył się do trzymanego w niecierpliwych objęciach ciała. Wszystko smakowało kolorowymi drinkami i owocowym piwem. Pachniało ogniskiem w kominku i żywicą. A Alex powtarzał jego imię jak mantrę, sprawiając, że chłopakowi aż nogi uginały się w kolanach, rozpływając jego ciało jak śnieg na końcu zimy. Nie potrafił mu już odpowiedzieć, umiejąc go już tylko całować, marszczyć jego ubrania, mierzwić tęsknie jego włosy i oddychać głęboko, kiedy ukochany łagodnie ich rozdzielił.
A przynajmniej rozdzielił ich wargi, pozostając blisko i opierając się ciepłym czołem o płomienistą, rozwichrzoną grzywkę.
Oscar poszedł na ślepo, wierny jak pies, jego śladami i wreszcie otworzył dwubarwne oczy, spoglądając na niego półprzytomnym, upojonym spojrzeniem. Wyglądał jakby był kompletnie niemierzalnie zadowolony, jakby całym sobą prosił o więcej, by ta przerwa była krótka, najlepiej nie krótsza niż jeden głębszy oddech, po którego wzięciu subtelnie przesunął się w bok i przytulił Alexa do swojej szyi, samemu sięgnąć wargami tej jego.
A niżej wsuwając kolano między jego uda, chcąc nie chcąc, w ogóle o tym nie myśląc, dając świadectwo tego, że nie tylko jego oczy żywią nadzieję na więcej. Elektryzujący dreszcz, który wspiął się błyskawicznie po jego grzbiecie, kiedy się o niego otarł ostatecznie wykurzył resztę nie-zwierzęcych myśli z jego uroczo pustej głowy.
Bo poczuł, że nie tylko on z nich dwóch się cieszy.

_________________
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Dvoq0GC
Powrót do góry Go down
ShaelSkype & Chill
Shael

Data przyłączenia : 28/11/2017
Liczba postów : 266
Cytat : It's been lovely but I have to scream now

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 EmptyWto Maj 02, 2023 10:53 pm

Sam uchylił powieki i złapał tak spojrzenie chłopaka, szukając przez dłuższą chwilę w dwubarwnych oczach tego, czego tak strasznie się bał. Złości chmurzącej pogodne spojrzenie i zdegustowania tworzącego delikatne zmarszczki wokół oczu, kiedy brwi jego towarzysza zbliżyłyby się do siebie w wyrazie odrazy… I nie ujrzał tego. Przeciwnie, spod słodkiej mgły upojenia, jaka przykrywała ich trzeźwy osąd, przebijało się coś zupełnie innego.
Zwykle iskrzące rozbawieniem tęczówki teraz zdawały się pociemniałe a źrenice duże i czarne jak sam środek nocy, niemal hipnotyzowały, nie pozwalając oderwać od siebie spojrzenia. Nie, żeby miał w ogóle taki pomysł. Wciąż zaciskając kurczowo palce na jego bokach tak, jakby w ten sposób mógł zatrzymać go przy sobie, chociaż chwilę dłużej, pozwolił jednak na ruch Oscara. Odchylił dla niego delikatnie głowę i zaledwie na moment spiął mięśnie, kiedy jego ciało przeszedł prąd, stawiając wszystkie drobne włoski, jak tylko ciepło, wilgotne wargi chłopaka dotknęły delikatnej doliny jego blizny, chowającej się pod kołnierzem koszuli.
Ciężki, ciepły zapach skóry otulił go, kiedy przysunął się do jego szyi, na chwilę zapierając mu dech w piersiach, dopiero po paru sekundach pozwalając na wypuszczenie gorącego powietrza na jego szyję. Zadrżał niemal, przesuwając dłońmi łakomie w dół jego boków, rozkoszując się każdą wyczuwalną pod palcami krzywizną ciała chłopaka. Twarde mięśnie napinały się pod jego palcami, a on sam niemal zamruczał, żałując, że cienki materiał koszuli nie pozwala mu delektować się gładkością jego napiętej, pachnącej skóry. Sam sięgał już wargami do jego szyi, spragniony tak, jak wcześniej spragniony był wody, przykładając zaczerwienione od pocałunku usta do jego szyi i dopiero czując jak kolano chłopaka na jego, wyjątkowo nieprzystający dżentelmenowi problem, odsunął się.
- Oscar... - wydusił, robiąc krok w tył, nagle otrzeźwiały na tyle, by poczuć to, co się wydarzyło jak uderzenie czymś twardym w tył głowy, choć wciąż nie na tyle, by stać prosto, nie podpierając się na krześle obok.
Co oni robią.
Co on robi? Na litość boską…
- Przepraszam Oscar, nie wiem co… - dodał, wyraźnie jednak nie wiedząc co powiedzieć, kiedy kolejne myśli w jego głowie przeskakiwały jedna nad drugą w tym pijackim, nieskoordynowanym tańcu.
Oscar jako mały chłopiec, przytulający się i chowający za jego nogami, kiedy docierali do wioski. Jako nastolatek, śmiejący się i ganiający z końmi podczas postoju, a potem jako młody już dorosły, myjący się w rzece, z mocno napiętymi, drgającymi pod kolejnymi chlustami lodowatej wody. Oscar pachnący skórą, lasem, ściółką i słońcem, jego wilgotne, mocne i pełne zapału pocałunki, duże dłonie…
- Przepraszam. - powtórzył, prawie rozpaczliwie, nieświadomie stając tak, aby być na drodze między swoim młodym towarzyszem a drzwiami.
Powrót do góry Go down
MaleficarOpportunist Seme
Maleficar

Data przyłączenia : 20/05/2017
Liczba postów : 523
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 YWxfLcZ

Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce.
Wiek : 32

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 EmptySro Cze 07, 2023 11:48 pm

Jak on nieznośnie i okropnie się poczuł, kiedy to wszystko tak nagle się skończyło. Zupełnie jak piosenka urwana przed samym crescendo albo kilka brakujących kartek w ostatnim rozdziale długiej i obiecującej książki. Pustota i dziwnie przeszywający jak igły chłód, które pozostawił po sobie odsuwający się Alexander, niepodzielnie zapanowały nad jeszcze przed sekundą rozognionym umysłem Byrona. Zresztą nie tylko nim, nawet rozkoszna mgiełka w jego oczach zastygła w bryłę zza której i tak ledwo widział świat, zupełnie jakby cała jego uwaga miała ze wzroku spłynąć na inne zmysły. Wciąż oddychał ciężko i głęboko, ale teraz dużo ostrożniej, jak podczas ponownego kupowania zaufania u spłoszonego wierzchowca. To, że Alec przed chwilą był tu, przy nim, w jego ramionach, rozluźniający pod jego ustami, a teraz tam, odsuwając się, przepraszając i mając taką dziwną wystraszoną i chyba zawiedzioną minę bolało bardziej niż karcące go razy otrzymywane w ramach reprymendy podczas treningów.
Oblizał nerwowo spierzchnięte wargi, wciąż czując na nich prąd każdego trunku, którym Alex zwilżył usta oraz słodycz każdego razu, kiedy między pocałunkami szeptał jego imię. I miał ochotę zapaść się pod ziemię. Czuł jak spina się wewnątrz siebie, jakby jego komórki czuły, że zrobił coś złego i okropnego, i skrucha powinna ulewać się z niego strumieniami, ale jednocześnie od pieszczot jego mięśnie były takie wiotkie, a głowa lekka jak piórko. Chciał więcej. Nie powinien chcieć więcej. Jego wargi były wymędlone, a język spuchnięty i pozbawiony gracji przez alkohol, więc, wiedział, że jakakolwiek próba rozmowy skończy się nieartykułowanym bredzeniem, więc może mówienie, że nie ma za co przepraszać nie miało sensu… I tak już powiedział za dużo.
Sam cofnął się o mały, chwiejny krok, nie potrafiąc pomiędzy nieprzystojnymi obrazami, jakie generował jego mózg wykrzesać choćby zaczątków do rozmowy. Do tego, by to jakoś wyjaśnić… By może powtórzyć, że go kocha i może wtedy by podziałało… Ale kiedy oglądał Aleca tak jak zbliżał się do drzwi i zamykał się na niego jak puzderko z drogą biżuterią jego głowa opustoszała na rzecz zadomawiającej się w niej potrzebie schowania się. Nie ucieczki, nie miał już chęci snuć się po świecie bez Niego, przygwożdżony do ziemi jeszcze potężniejszym poczuciem winy. Chciał się tylko schować…
- Muszę się położyć… - bąknął słabo uciekając od niego wzrokiem i ocierając wilgotne usta nadgarstkiem.
Cały pulsował, odnajdując swoje łóżko i odgarniając jego pościel, by schować się pod nią ciężko, gubiąc po drodze buty. Jego rozognione ciało, gotowe i ciepłe jakby wypełnione lawą pozostawało zignorowane przez trzeźwiejącą na siłę głowę, która wciskała się w puchową poduszkę. Nie dbał o to, że miał na sobie koszulę i niewygodne, opinające niemiłosiernie spodnie, że jego gardło było suche jak piaski pustyni, a emocje rozbudzone. Nie dbał nawet o to, że wymyka się z tej sytuacji z bezczelnością dziecka. W końcu prosto było schować się pod pościelą, odwrócić przodem do zimnej drewnianej ściany i przymknąć niewidzące już ostro oczy cienką, ale nieprzepuszczalną kotarą powiek.

_________________
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Dvoq0GC
Powrót do góry Go down
ShaelSkype & Chill
Shael

Data przyłączenia : 28/11/2017
Liczba postów : 266
Cytat : It's been lovely but I have to scream now

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 EmptySro Sie 23, 2023 7:42 pm

Patrzył w milczeniu jak smukłe, sprężyste zazwyczaj ciało chłopaka niemal kurczy się w sobie, a sam Oscar zapada się i odsuwa od niego, jak przestraszone zwierzę, samemu chowając się, jeszcze zanim zostanie wymierzony cios. Szerokie ramiona lekko opadły, osłaniając pierś, a cienki materiał koszuli lekko się na nich napiął, kiedy chłopak sięgał po lekką pierzynę, narzucając ją na siebie i zakrywając tak niemal po czubek głowy. Rude, zmierzwione mocno włosy zniknęły niemal całkiem pod kołdrą, jedynie czerwonawym poblaskiem w delikatnym świetle lampki przypominając o tym, jak jeszcze parę minut temu jego dłonie zaciskały się na miękkich kosmykach. Rujnując fryzurę w próżnej próbie opanowania tego palącego żywiołu, jaki teraz zdawał się ukryć pod warstwą gęsiego pierza jak ogień pod skorupą Ziemi. Tak głęboko, że na zewnątrz pozostała tylko delikatna warstwa świeżego lodu.
W piersi mężczyzny pojawiło się delikatne ukłucie, którego przez poziom upojenia nie zdusił tak, jak miał w zwyczaju dusić i zakopywać coraz głębiej myśli, które nie przystawały do obrazu jego samego i obrazu świata, jaki zdawało mu się, że powinien widzieć. I ta myśl, iskra, jaka wypaliła właśnie drobną ranę w całej sieci utkanej z jego przekonań, przeraziła go do żywego. Nie mógł go stracić. Nie po raz kolejny i nie teraz, kiedy… Kiedy…
Co?
Kiedy poczuł wreszcie, jak cudownie słodkie potrafią być jego wargi? I jak bardzo nie chciałby zepchnąć tej świadomości z powrotem w odmęty, z których wychynęła na światło dziennie, nie potrafił przestać się zastanawiać, jak smakowałyby jego usta gdyby nie niewyobrażalne ilości pitnego miodu i słodyczy jakie zjedli tego wieczoru. Czy nadal byłby tak gorący w jego dłoniach i tak chętny aby w nich pozostać, czy jednak wyrwałby się z nich, na trzeźwo zdając sobie sprawę z tego, że po drugiej stronie pocałunku wcale nie znalazł się nowo poznany młodzieniec, ale ten sam stary zgred, który pachniał raczej końmi i kurzem niźli różami.
Odchrząknął cicho, kiedy ten obraz stanął mu niemal kością w gardle. Oscar, przesuwający dłonią po jego szyi i czujący pod palcami brzydko zagojoną, wklęsłą i lekko zaczerwienioną bliznę przechodzącą od jego policzka, przez cały mostek aż do żeber. Jakim cudem w ogóle mógł pomyśleć przez te parę chwil, że chłopak mógłby rzeczywiście pragnąć tego?
- Oscar. - wykrztusił z trudem, czując, jak przepalona alkoholem krtań go zawodzi. - Proszę cię, nie odchodź.- powiedział nieco głośniej, jednak bez swojej zwykłej pewności siebie, jakby nagle w tej sytuacji znów miał dwadzieścia lat. - Błagam. - dodał, siadając na łóżku nieco chwiejnie i potarł twarz dłonią, starając się zebrać choć trochę, rozlatujące się we wszystkie strony myśli, kiedy jego głowa coraz bardziej przekonywała go, że to nie jest czas na rozmowy.
Zdjął buty i opadł na materac, zamykając oczy i przykrywając je przedramieniem, jakby w obawie, że lekkie pieczenie może nie być wynikiem różanego olejku w powietrzu, czy procentów we krwi.
- Na całym świecie, potrzebuję tylko ciebie. - powiedział już tak cicho, że niemal niesłyszalnie, na granicy snu, kiedy powoli emocje i zmęczenie brało górę nad resztkami rozsądku, jakie starał się zachować.
Powrót do góry Go down
MaleficarOpportunist Seme
Maleficar

Data przyłączenia : 20/05/2017
Liczba postów : 523
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 YWxfLcZ

Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce.
Wiek : 32

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 EmptyNie Wrz 03, 2023 2:01 am

Nawet jak usłyszał swoje imię przytłumione przez warstwę materiału i pierza nie chciał wychodzić spod kołdry, by skonfrontować się z Rozmową. Nie był na nią gotowy. Nie sądził, by kiedykolwiek miał być.
W głębi duszy był tchórzem. Mógł skakać w ogień, wchodzić bez broni w ciemny las, zasłaniać innych własną piersią przed potworami, ba, nawet sam stać się jednym z nich! Ale na samą myśl o siedzącym przed nim Alexandrze - śmiertelnie poważnym, zawiedzionym, ale ostrożnym w tłumaczeniu dlaczego - dojrzale rozbierającym na części pierwsze wszystko co było nie tak z uczuciami jakimi darzył go jego uczeń, Oscar oblewał się zimnym potem. Z miejsca dygotał nie chcąc nawet w myślach wyobrażać sobie jak takie słowa mogłyby brzmieć wypowiadane przez niski i znajomy głos, ciepły i rozumiejący aż do tej konkretnej chwili. Dlatego te ciemne myśli, opalizujące jak ślepia stworów skrytych w mroku gdzieś na granicy spojrzenia, pojawiały się w jego głowie tylko jako niewyraźne napisy…

"Oscar, to chore i nienormalne."

"Chyba nie myślałeś, że to mogłoby wyjść?"

"Jeśli masz tak o mnie myśleć, to lepiej żebyśmy…"

"...nie życzę sobie…"

"Obrzydliwe."

"...esteś dla mnie tylko dzieckie…"


Gotował się pod tą pościelą. Dosłownie czuł, jak ciężko mu się oddycha. Jak materiał spodni marszczy mu się i wpija boleśnie pod kolanami i na udach. Jak koszula zagięła mu się przy biodrze i właśnie zostawia  czerwone odgniecenie na skórze. Ale wszystko było lepsze niż ta Rozmowa.
Myślał, że może jak nie wyjdzie z łóżka do rana to może w ogóle do niej nie dojdzie.

Ale głupio miał nadzieje, że rano przyjdzie trochę później…

*

Zasnął ostatecznie tylko na moment - tak się przynajmniej czuł, kiedy z ociąganiem rozkleił zaczerwienione oczy i zorientował się, że widzi oświetloną słońcem ścianę, a nie ciemność pod kołdrą. Najwyraźniej jego ciało uwolnione choć na chwilę instynktownie szukało powietrza. Obudziły go odgłosy przesuwanych ciężkich mebli na sali pod nimi. Musieli kończyć sprzątanie i przygotowywać się na kolejny pracowity dzień pełen nowych gości.
Był okropnie głodny i spragniony. Jego nogi i język wyraźnie zdrętwiały od braku odpoczynku i nadmiaru alkoholu.
Wszystko było nie tak.
Na dole ktoś śmiał się rubasznie i do odgłosów dosuwanych do stołów krzeseł doszedł szczebiot dużej ilości sztućców i brzdęk naczyń z grubego szkła. Za to zza okna docierało pogwizdywanie mocniejszego wiatru i szelest szarpanych nim liści. Wszystko zwiastowało ciepły letni deszcz.
Chciałby wierzyć, że ta pomyłka z wczoraj była tylko nieprzystojnym snem, który nie ziścił się nawet w jego głowie z powodu wpojonego mu szacunku do obiektu jego westchnień - którego nawet w najgorętszych wyobrażeniach nie odzierał z munduru i koszuli. Chciałby rezolutnie sądzić, że takie rzeczy nie mają racji bytu i smucić się tylko z tego właśnie powodu. Chciałby, by jego jedynym zmartwieniem było to, że nigdy by czegoś takiego nie zrobił.

Ale zrobił.
I pamiętał wszystko z chirurgiczną precyzją.

Było najgorzej we wszechświecie. Poczucie winy zalegało mu w dołku jak szorstki kamień wielkości dłoni - wręcz czuł jak przesuwa się w jego bebechach przy najmniejszym drgnieniu. Mdliło go od tego, a jego głowa była niepokojąco lekka i jakby zaparowana od środka… To było najlepsze porównanie, bo jak para zwykła spoczywać na szybach wewnątrz pomieszczenia, tak poczucie żalu do samego siebie osiadało wilgocią na wyschniętych oczach szkląc je.
Zrobił to. I nie skończyło się tak jak czasem sobie myślał, kiedy jeszcze podróżował sam i pozwalał sobie na zagalopowanie się myślami gdzieś w ich wspólną szczeniacko szczęśliwą przyszłość.

Skończyło się gorzej.

Tak, że leżał nieruchomo z fragmentem tylko głowy wystawionym spod pościeli, wlepiając wzrok w pęknięcie w belce na ścianie. Chciał wstać jak zawsze, potem umyć się, napić, zajrzeć do koni, najeść, uzupełnić prowiant… Ale to wszystko wydawało mu się tak abstrakcyjne. Tak po prostu udawać, że nic się nie stało - jak idiota, rżąc głupa najdłużej jak się da, czekając w najwyższym napięciu na to, aż Alexander (przypuszczalnie podczas śniadania) powie mu, że nie życzy sobie powtórki z tej wątpliwej rozrywki. I że mogą poszukać doktora, który pomoże Byronowi znaleźć odpowiednie zioła i wywary na jego biedną głowę.
To byłoby najłagodniejsze co mógłby powiedzieć.
Najgorsze byłoby chyba pożegnanie.

Miał wrażenie, że bruzda w belce lekko drży.
Albo to po prostu obraz nieco tracił na ostrości rozpływając się w podnoszącym się poziomie wilgoci między jego powiekami. Odsapnął i przytulił twarz do pościeli, znowu witając trudności w oddychaniu - teraz dodatkowo przez dławiącą go gulę w gardle.

Boże, czemu on to zrobił?
Było już tak dobrze, już znowu byli razem, Alex nawet zaakceptował jego uczucia wobec mężczyzn i ich brak wobec kobiet…
I zepsuł to wszystko ogłupiony alkoholem. Albo tak lubił sobie myśleć chcąc zrzucić z siebie choć część odpowiedzialności.
Ile by dał, żeby cofnąć czas. Nie musieć szarpać się z własnym sumieniem o to, by pozwoliło mu wstać i odświeżyć się… Przeżyć swój kolejny dzień bez ciężkiego czekania, aż ukochany pchnie go ostrzem prawdy prosto w serce. Na wylot, rażąc nawet kręgosłup…
I będzie przy tym bardzo delikatny. W ogóle nie okrutny. Rozważny i rzeczowy, podchodzący z szacunkiem i opanowany.
Cierpliwie będzie milimetr po milimetrze wsuwał ostrze coraz głębiej. Nieświadomie umieszczając go tam tak solidnie, że już nikt nie będzie potrafił go stamtąd wyciągnąć…

Musiał wstać.
Po prostu musiał.
Jego żołądek był pusty, w odróżnieniu od pęcherza. Ciało było wygniecione i wymęczone ubraniami, głowa lekka jakby na granicy omdlenia wymagała kubła zimnej wody. Miał naprawdę wrażenie, że umrze jeśli jeszcze chwile tu zostanie. Zapomni jak funkcjonować i zgnije tu jak roślina…
Podniósł się więc, przysiadając i pozwalając pościeli zsunąć się z ramion, po czym obejrzał z ociąganiem.
Leżał tam. Spał w nienaturalnej dla siebie pozycji i też w ubraniach.
Oscara znowu zemdliło z nerwów, kiedy wyplątywał się z kołdry nieskoordynowanymo i skacowanymi ruchami, niczym dziecko, które wciąż opanowywało władzę nad rękami i nogami. 
Musiał wstać.
Dźwignął się do pionu i wsparł o ścianę, by przejść kilka ciężkich kroków w stronę drzwi. Potem otworzył je i wyszedł na korytarz, gdzie odgłosy porządków tylko się zwielokrotniły i tym mocniej raniły jego wrażliwe uszy. Ciężko wpadł na drzwi od pomieszczenia, które wziął za łazienkę, polegając na wątpliwych wspomnieniach z wczoraj i złapał kilka chwil na odpoczynek dopiero wisząc nad zlewem.
Był tak bardzo nie swój, że we własnej skórze czuł jak w za ciasnym kombinezonie, ograniczającym mu ruchy i utrudniającym oddech. Zdjęcie ubrań i oblanie wodą tylko nieznacznie poprawiło sytuację - jego głowa nadal tkwiła w imagle zamęczającego go sumienia, a spragnione gardło przestało szczypać dopiero po zalaniu go połową wody nalanej do dzbanka służącego do opłukania sobie dłoni…
Ze stresu z dobrze ułożonego młodzieńca zmieniał się w nieokrzesanego wieśniaka, którym w głębi serca i niezbywalnego pochodzenia… Był. I dobrze wiedział, że kac ma w tym boleśnie mały udział.
Obmyty wytarł się kompletnie bez pośpiechu i przewiązał sobie ręcznik w pasie, orientując się już po fakcie, że zaburzył swoją rutynę od samego początku i zostawił ubrania na zmianę w dusznym od poczucia winy pokoju…
I musiał tam wrócić… Najlepiej cicho i spokojnie. Przy powrocie naciskając klamkę tak cicho, że ledwie szurnęła wpuszczając go z powrotem do pomieszczenia.

_________________
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Dvoq0GC
Powrót do góry Go down
ShaelSkype & Chill
Shael

Data przyłączenia : 28/11/2017
Liczba postów : 266
Cytat : It's been lovely but I have to scream now

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 EmptyPon Paź 02, 2023 12:14 am

Świadomość brutalnie rozdzierała cudowną mgłę alkoholowego zamroczenia, które pozwoliło mu przespać noc bezsennym, pijackim snem, przez chwilę skupiając kruszyny rodzącej się dopiero w jego głowie myśli. Walczył z nią, z całych sił chcąc zostać na dłużej w tej doskonale pustej głębi, gdzieś z tyłu oczu, ledwie muskając czubkami palców to, co było na wierzchu. Dzielnie spadał z powrotem, rzucając się w przepaść raz po raz, ajego umysł uparcie próbował wypłynąć na powierzchnię, w końcu wyciągając go siłą, w rytm skrzypiących schodów i przesuwanych na drewnianej podłodze, ciężkich stołów.
Jak ktokolwiek mógł wpaść na tak idiotyczny pomysł, jak to, żeby po tego rodzaju przyjęciu, fundować gościom tego rodzaju atrakcje i to z samego rana.
Rana…
Uniósł się gwałtownie na łokciach i niemal od razu tego pożałował a z jego ust uleciało jedno cicho stęknięcie, niesione powietrzem wypuszczonym gwałtownie z płuc, kiedy ból przeszedł prądem po jego czaszce i wzdłuż kręgosłupa, jakby chciał mu przypomnieć, że już od bardzo dawna nie ma dwudziestu lat, a jego metabolizm liczyłby na większy szacunek podczas wieczornych zabaw.
Oddech zamarł w jego płucach i przez ułamek sekundy zdawało mu się, że jego serce stanęło, zanim zaczęło szaleńczy wyścig, obijając się niemal boleśnie o jego klatkę piersiową. Tym razem jednak nie czuł już tego miażdżącego wszystkie ograny od środka bólu, a jedyna rzecz, która zdawała się obecna w jego świadomości do puste łóżko obok.
Nieprzyjemne uczucie deja vu uderzyło go mocniej niż nawet wczorajsze grzane wino, a nogi same poniosły go w stronę drugiego posłania, na którym jeszcze parę godzin temu widział Oscara, skulonego i schowanego pod pościelą.
Przełknął z trudem ślinę, chwilę walcząc podczas gdy jego gardło zacisnęło się zupełnie, niemal uniemożliwiając nabranie kolejnego oddechu, kiedy położył dłonie płasko na prześcieradle. Przesunął nimi po skołtunionej pościeli i wgniecionej poduszce, na której nawet mógł znaleźć rudy, delikatny włos. Zmusił ciało do nabrania powietrza w płuca, czując jak te, pęczniejąc, unoszą klatkę piersiową, rozciągając napięte do granic możliwości mięśnie.
Pościel była ciepła. A rzeczy Oscara wciąż leżały w nogach łóżka, boleśnie przypominając o tym, jak żaden z nich poprzedniego wieczoru nie miał głowy do szykowania się do snu.
To jednak znaczyło, że nie odszedł. Był tutaj. Blisko. Nie zostawiłby wszystkich swoich rzeczy, na pewno nie jeśli planowałby kolejną wielką ucieczkę.
Tym razem jednak Alexander by mu na to nie pozwolił, choćby miał za nim podążać przez resztę swojego życia, chociaż miałby cel, teraz gdy zdawał się sam sobie tak strasznie pusty.
I poczuł to dopiero teraz, kiedy nieco ciężki, przyjemnie ziemisty zapach, bijący z pogniecionej pościeli dotarł do jego nozdrzy, przypominając wszystko, co wczorajszego wieczoru się wydarzyło. I wszystko, do czego nie miał prawa, zagarniając to tak samolubnie i egoistycznie, jak chyba nigdy wcześniej mu się nie zdarzyło.
I mimo najszczerszych chęci, nie potrafił żałować tego, co się stało.
Zerknął krótko na drzwi, jakby spodziewał się, że ktoś zaraz otworzy je z impetem, kiedy sam, z duszą na ramieniu, potępiając w myślach swoje postępowanie, schylił się, przytulając nos z jeszcze delikatnie zabarwioną ciepłem ciała chłopaka poduszkę. Wziął głębszy, spokojniejszy oddech, teraz kiedy paraliżujący strach opuszczał jego ciało, czując jak miękki, ćmiący smutek otula go delikatnie wraz z realizacją tego, że nie tylko zrobił coś szalenie niewłaściwego, ale teraz będzie musiał spojrzeć Oscarowi prosto w oczy.
Po tym, jak jego młody towarzysz, jego chłopiec czuł budzącą się w ciele mistrza żądzę, boleśnie ocierającą się o własne udo.
Gorąco wspięło się po jego szyi i nagle poczuł, że kołnierzyk pogniecionej koszuli zdecydowanie zbyt ciasno otula jego kark. Sięgnął do guzika nerwowo, mocując się z nim chwilę i zamierając, kiedy drzwi się otworzyły z przenikliwym skrzypnięciem, a jego spojrzenie trafiło od razu na wysoką, szczupłą sylwetkę młodzieńca.
Boże. Był piękny.
Jasna, niemal zupełnie śnieżno alabastrowa, napięta na twardych mięśniach skóra, ponaznaczana była siatką błękitnych żył. Delikatnych jak pajęczyna, leżących tuż pod skórą w jednych miejscach i grubszych, kusząco uwypuklonych na jego przedramionach, niczym na marmurze wielosetletnich rzeźb, jakie miał swego czasu szansę oglądać. Lekko zarumienione ramiona, obsypane dziesiątkami drobnych, niemal niewidocznych piegów niemal zapraszały do zbadania ich palcami, całymi dłońmi, językiem, przesuwając tak po nich i ucząc się na pamięć wszystkich skomplikowanych wzorów i konstelacji.
Przepadł.
I dopiero teraz tak boleśnie zdał sobie sprawę, że stało się to już dużo wcześniej. Kiedy pierwszy raz zapatrzył się na linię jego ramion, czy nieposłuszny pukiel włosów, opadający na policzki chłopaka, kiedy ten się śmiał. Pamiętał, że już wtedy chciał odgarnąć go na bok i schować za barierą ucha, niezadowolony z tego, że niepokorny kosmyk zasłaniał twarz Oscara, kiedy ten uśmiechał się tak pięknie, opowiadając najpewniej jakąś kuriozalną historię. Alexander jednak zawsze się uśmiechał razem z nim, może nawet tylko dlatego, że widział jak jego towarzysz sie cieszy. To mu zdecydowanie wystarczyło, aby mieć dobry dzień. Miesiąc. Każdy czas, jaki mógł mieć go znów tak blisko siebie po tym, jak sądził, że pożegnali się już na zawsze,
Wstał nagle na proste nogi, jakby dopiero teraz zdając sobie sprawę, że został przyłapany na gorącym uczynku, w chyba najgłupszy sposób. Którego nie umiałby wyjaśnić Oscarowi nawet przypalany żywcem.
- Dzień dobry. - powiedział w końcu, starając się zmusić język do poruszenia się zgodnie z jego wolą mimo wrażenia, jakby trzymał w ustach jakieś obce ciało, które najchętniej chciałby wypluć. - Mam nadzieję, że czujesz się równie dobrze, jak wyglądasz. - odchrząknął, przechodząc pokój po swoje rzeczy. - Nie wiem, czy damy radę zjeść śniadanie od razu. Poproszę o spakowanie nam czegoś na drogę. Na pewno dostaniemy jakieś świeże pieczywo o tej porze.
Powrót do góry Go down
MaleficarOpportunist Seme
Maleficar

Data przyłączenia : 20/05/2017
Liczba postów : 523
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 YWxfLcZ

Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce.
Wiek : 32

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 EmptySob Paź 07, 2023 1:37 pm

Nie potrafił stwierdzić czy wolałby, żeby Alexander jeszcze spał czy był obudzony. Wiedział, że jeśli przemierzając korytarz w drodze powrotnej zacznie się nad tym zastanawiać to nigdy nie otworzy tych drzwi. Dlatego chciał zrobić to tak jak zrywało się opatrunek - szybko i w ciszy. Tak też nacisnął klamkę i pchnął wrota. Mimo sobie najpierw ogniskując spojrzenie na pustym łóżku, na którym zostawił twardo drzemiącego mistrza. I zastał tam jedynie zmiętą, częściowo opadającą na podłogę pościel, która jak szlak znaczyła drogę w stronę… Jego łóżka.
I ono nie było puste.
Przynajmniej nie kompletnie.

…może po prostu się potknął i tak upadł…?

- Alex…? - Szepnął mimowolnie, dopiero teraz zdając sobie sprawę jak niemiłosiernie zdarte przez alkohol i wyschnięcie było jego gardło. Aż odkaszlnął po tym w pąk pięści mrużąc oczy i kompletnie spuszczając wzrok, orientując się, że sposób w jaki obserwuje biednego, równie otumanionego kacem mężczyznę przypominało do złudzenia sposób, w jaki patrzył na słodycze. Jak na kolorowe lizaki na patykach, oblane czekoladą kawałki toffi, słodkie cukrowe kamyczki, guziki niedopiętej białej jak beza koszuli, kosmyki włosów lejące się jak gęsty krem na rozjaśniony słonecznym słońcem kark, na błyszczące od skraplającego się na nich gorącego oddechu usta, które do złudzenia przypominały skórę słodkich jabłek w syropie, na opinające na silnych nogach eleganckie spodnie… Na nie nie miał już słodkiego porównania. Boleśnie i nieprzystojnie stwierdził, że ich wolałby się po prostu pozbyć.
- Dzień dobry - Znowu brzmiał dla siebie całkiem obco - Nie wiem czy dam radę zjeść śniadanie w trasie. Ani wyruszyć jeszcze… Dzisiaj.
Pogładził się po brzuchu, czując jak ten zamiast posiłku domagał się wyjaśnień… i unormowania emocji.

 …czemu klęczał przy jego łóżku…?

Chrząknął znowu, czując jak dalej nie potrafi nawet spojrzeć w jego stronę i uparcie szukał czegoś, co byłoby dla niego neutralnym widokiem… Od możliwie każdej deski w podłodze po jego własne, zalegające na pościeli rzeczy.
- Możemy chociaż wypić na dole kawę i wyczyścić konie…? Woda w łaźni jest ok. Trochę chłodna, ale chociaż pozwala… Wiesz… Myśleć. Khym.
Chciał się ubrać. Czuł się dziwnie. Nie na miejscu. Ale wiedział, że to nie ilość szmat zalegających na jego ciele była tu problemem. Plątał się w tym co chciałby powiedzieć, czego nie chciałby powiedzieć, co musiał, a co mógł, i co ostatecznie powiedział i klarowało się w jakiś skacowany sens.
Chciał być przy Nim teraz, bardzo blisko, najbliżej jak się dało. A jednak nie potrafił znieść jego obecności choćby w jednym pomieszczeniu przez wszystkie emocje, których nie mógł mu przekazać, a które zagłuszały jak wściekły tłum inne, normalne myśli.
A jak choćby spróbował otrzeć się o niego spojrzeniem, od razu przypominał sobie gorąc jego ciała, szorstkie paliczki i łaskoczący w policzki zarost… I miał wrażenie, że cały gorąc jego ciała ogniskuje się na jego twarzy. 
…i gdzieś jeszcze, gdzie zdecydowanie nie chciał. I co chciał zakryć czymś więcej niż obecnie zbyt cienki materiał ręcznika.
Dlatego też pogoniony ruszył te parę kroków do swojej torby, wyciągając z niej koszulkę i na szybko wciągając ją przez głowę.
- ...przebiorę się tu.
Oznajmił jakby to miał być problem, a przecież nigdy nie był.

_________________
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Dvoq0GC
Powrót do góry Go down
ShaelSkype & Chill
Shael

Data przyłączenia : 28/11/2017
Liczba postów : 266
Cytat : It's been lovely but I have to scream now

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 EmptyNie Paź 15, 2023 9:28 pm

Krzątał się po pokoju, nie potrafiąc znaleźć dla siebie miejsca, mając wrażenie, że w środku nocy, kiedy sam spał, odurzony nieprawdopodobną mieszanką różnorakich alkoholi, jakie mieli przyjemność wypić poprzedniego wieczoru, jakieś psotne skrzaty porwały jego rzeczy, chowając je zakamarkach niewielkiej sypialni. Tego, że było to jedynie wrażenie, był absolutnie pewien, bo kiedy w końcu udawało mu się zebrać strzępy myśli, okazywało się, że saszetka z brzytwami do golenia było dokładnie w tej samej przegródce skórzanej torby co zawsze, a świeży komplet bielizny i koszula wisiały w szafie, gdzie zostawił je dzień wcześniej, aby choć trochę się rozprostowały.
- Zajmijmy się końmi na sam początek. - zgodził się z chłopakiem od razu, tylko przelotnie zerkając na niego, jakby zmartwiony tym, co usłyszał o jego nie najlepszym samopoczuciu. - Możemy zjeść na miejscu śniadanie i przejść się po mieście, uzupełnić zapasy. A potem zobaczymy czy będziemy w stanie jechać, czy zostaniemy do jutra. - mówił, zbierając wszystkie potrzebne mu rzeczy i co jakiś czas kiwał lekko głową w odpowiedzi na słowa Oscara, unikając jednak jego spojrzenia tak, jak było to możliwe.
Zresztą, wzrok chłopaka był jedyną rzeczą, jaka potrafiła odgonić jego własne oczy od badania sylwetki jego towarzysza, który, o zgrozo, wparował do pokoju niemal zupełnie nagi, wciąż jeszcze wilgotny po kąpieli, z ramionami pokrytymi drobną gęsią skórką od podmuchów powietrza smagających jeszcze pokryte kroplami wody ciało. Pomyślał o tym, że sam w tym momencie chętnie skradłby chociaż trochę ciepła jego ciała tak jak spływająca wzdłuż kręgosłupa jego towarzysza stróżka.
- Przyda mi się chwila na myślenie. - przyznał, trochę nieobecnym tonem, znów w odpowiedzi na słowa chłopaka i kiedy tylko Oscar się obrócił w jego stronę, uciekł spojrzeniem znów do swojego łóżka, schylając się tak po pościel i strzepując ją mocno, aby po chwili ułożyć jak najrówniej na materacu.
Poświęcił chwilę na wyciąganie brzegów i układanie koca tak, aby można było na nim wygodnie usiąść, jednocześnie nie siadając w pościeli, wdzięczny, że mógł zająć tym ręcę, kiedy znów w pomieszczeniu zapadła cisza.
Przez kilka długich, wypełnionych skrzypieniem starej podłogi i szuraniem stołów piętro niżej, chwil milczał, przynajmniej póki jego wzrok znów nie trafił na przebierającego się Oscara.
- Pójdę się myć. - powiedział niemal jednocześnie, nagle czując przebiegający przez jego ciało prąd, który kazał mu podejść bliżej chłopaka, lub uciec jak najszybciej, zanim zrobi coś głupiego.
Jak zawsze heroicznie, wybrał tę drugą opcję, znikając za drzwiami i w dosłownie parę sekund pokonując drogę do łaźni, by jak najszybciej potraktować swoje rozgrzane ciało chlustem chłodnej wody.
Co się z nim działo, do cholery?

***

Do pokoju wrócił dość dłuższą chwilę później. Odświeżony już, ogolony, z uczesanymi włosami i w świeżej koszuli prezentował się zdecydowanie lepiej niż w wygniecionym przez całą noc zestawie. Podobno jak Oscar, który ubrany już w czyste rzeczy, wyglądał prawie zupełnie normalnie, jakby wcale nie miał wywracającego wnętrzności do góry nogami kaca, jak jego mistrz.
I może wcale nie miał, biorąc pod uwagę różnicę wieku między nimi i to, ile alkoholu wczoraj przyjęli, idąc łeb w łeb.
- Lepiej się czujesz? - spytał, nie potrafiąc powstrzymać nieco zatroskanego tonu. - Trochę świeżego powietrza i coś ciepłego do picia zdziała cuda. Przynajmniej mam taką nadzieję. - dodał, odkładając rzeczy i otworzył znów drzwi, oglądając się na chłopaka. - -Idziemy?
Powrót do góry Go down
Sponsored content



He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 12 Empty

Powrót do góry Go down
 
He wears the smell of blood and death like a perfume
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 12 z 13Idź do strony : Previous  1, 2, 3 ... , 11, 12, 13  Next
 Similar topics
-
» "White Beauty and Black Death"
» Blood is thicker than...
» A Song of Ice and Blood

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Zona scriptum :: Fantastyka-
Skocz do: