Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
Indeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 He wears the smell of blood and death like a perfume

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3 ... 11, 12, 13
AutorWiadomość
MaleficarOpportunist Seme
Maleficar

Data przyłączenia : 20/05/2017
Liczba postów : 523
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 YWxfLcZ

Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce.
Wiek : 32

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 Empty
PisanieTemat: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 EmptyNie Sty 21, 2018 8:04 pm

First topic message reminder :

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 8799Pbh
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 KWdovXw
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 JJUm28I
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 PKSfKUS
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 XJGgO8c
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 RszNM4M

_________________
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 Dvoq0GC
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
MaleficarOpportunist Seme
Maleficar

Data przyłączenia : 20/05/2017
Liczba postów : 523
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 YWxfLcZ

Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce.
Wiek : 32

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 EmptyNie Lis 05, 2023 1:29 pm

Powietrze w pokoju było tak niemiłosiernie gęste, że można je było kroić nożem nawet na cieniutkie plasterki, choć obecnie było przez niewypowiedziane emocje zgęstnione do postaci pierwszego dania. Obaj łowcy siedzieli utopieni w tej gęstej zupie; ich drewniane ruchy, rozmowy toczone jakby koło siebie, a nie ze sobą, nieskoordynowane działania i jawne unikanie siebie nawzajem najbardziej jak się da na małej powierzchni dwudziestometrowego pokoju - to wszystko wcale nie pomagało Oscarowi trwać w postanowieniu, którym wypełnił głowę zanim opuścił łazienkę. Zdecydował się zachowywać tak jakby nic się nie stało.
I, Boże, jakie to było proste przed lustrem i w całkowitej samotności i intymności zaparowanej łaźni. I, Jezu, jakie trudne kiedy Alex był taki rozespany i zmieszany, kiedy miał poluzowaną koszulę i lekko zachrypnięty głos…
Rudowłosy odechnął głośniej, kiedy Alexander minął go, idąc w stronę drzwi. Aż poczuł prawie bolesne spięcie w grzbiecie, kiedy całym sobą wiedział, że wystarczyło się teraz szybko odwrócić i miałby go na wyciągnięcie ręki. Mógłby go pochwycić za ramię i… I naprawdę już prawie to zrobił. A raczej zrobiłby, gdyby nie szczute latami myśli i zachowania, które zablokowały się wręcz automatycznie, trzymając go sztywno w miejscu dopóki nie dobiegło go kliknięcie zamykanych drzwi. Dopiero wtedy mógł nabrać wdech, gorzko zaskoczony tym jak blisko był tego wyrwania się - bliżej niż kiedykolwiek wcześniej.
Jego odruch zadziałał tak skutecznie, że musiał zmuszać się nawet do tak prozaicznych czynności jak dokończenie przebierania w świeże ubrania…

Ręcznik skończył przewieszony przez wezgłowie jego łóżka kiedy tylko zawiązał ostatni sznurek na swoich spodniach. Spojrzał wtedy w zadumie na swój kompletnie rozwleczony barłóg, a potem na perfekcyjnie, z pieszczotliwością zaścielone łóżko Alexandra.
[central]Czemu przy nim klęczał?"[/center]
Nie wiadomo.
Ale Oscar gorąco chciał zrobić to samo. Po prostu klęknąć i ułożyć cały tors na pewnie jeszcze ciepłej i pachnącej pościeli. Jednak on, zwłaszcza teraz, zostawiłby po sobie zagniecenia, które natychmiast by go zdradziły. Raczej powinien zadbać o własne łóżko. Zająć się porządkowaniem własnych spraw i niepożądanych myśli… Zająć własnym pozaginanym prześcieradłem. Własną kołdrą, która wyglądała miejscami zza guzików poszwy, błagając o strzepnięcie jej i doprowadzenie do poprzedniej świetności. Własną poduszką… Noszącą ślady nacisku nie tylko jego głowy.
Przygładzając palcami jej róg oglądał ją z niezdrowym zainteresowaniem, po czym bijąc się z samym sobą, bez pośpiechu oderwał ją od łóżka i objął wolną ręką. A potem drugą. I jego kolejny nabrany w napięciu, głęboki oddech w całości pożarł miękki puch i ciepły materiał.
Gdyby jeszcze w coś w życiu wierzył, pewnie pomodliłby się, by nie rozpaść się dzisiejszego dnia na kawałki.

***

Nie dał się nakryć. Nie mógłby sobie na to pozwolić. Za dużo skupienia wkładał, by jego wrażliwe zmysły wychwyciły wszelkie odgłosy dochodzące z łaźni na końcu krótkiego korytarza. Wiedział kiedy woda przestała płynąć, ustały odgłosy szorowania i zastąpił je szelest nakładanych na ciało ubrań. Kliknięcia klamki i kroki na starej drewnianej podłodze tylko dopełniły formalności.
Dlatego też sam kończył już przygładzać kołdrę, kiedy Alex wrócił do pokoju. Czy to uczyniło to Rudego wszystko bardziej spokojnym?
Ani trochę.
Serce dalej kołatało mu się w zbolałej piersi jak ptaszyna w klatce, a mięśnie grzbietu były do granic możliwości napięte.
- A jasne… Nie mogę doczekać się kawy zbożowej. - Ćwiczył to zdanie w głowie tyle razy, że już po prostu musiało brzmieć przekonująco i normalnie. Tak jak grymas pseudo-uśmiechu, który na krótki moment przeciął jego twarz, ale na złość nie potrafił sięgnąć oczu. Tak naprawdę jego gardło było tak zaciśnięte, że ledwo potrafił przepchnąć przez niego powietrze.
Alexander był piękny. Nigdy mu tego nie powiedział, ale tak zadbany i z pietyzmem przygotowany do dumnego noszenia tytułu łowcy był po prostu piękny. A tego dnia Jego uroda była dla Byrona prawdziwą torturą.
- Prowadź. - Machnął zapraszająco i jakoś tak idiotycznie ręką.
A przynajmniej jemu samemu ten ruch kretyński.
Był jak zgarbiony robak. Wewnętrznie smutniejszy niż ten odrapany dzieciak, syn młynarza, który utytłany w krwi ojca jechał wraz z jakimś wojownikiem do najbliższej wioski po tym jak ludzi z jego własnej powybijały potwory…

Obaj zeszli na dół, uderzeni gwarem i światłem jaki bił od swawolnie pracujących i konwersujących ludzi. Obecnie to wszystko wydawało się jak zupełnie inny świat, całkowicie różny od burzy i pogromu jaki zadział się w ich własnym. Tu na dole wszystko było świeże, pachnące chlebem i gorzałką, śmiejące się i pełne ruchu i życia. Pośród tej defilady kolorów Oscar czuł się jak stary i opuszczony dwór, do którego nikt dawno nie zaglądał i który nie potrafił już nadążyć za zmieniającym się światem.
Wyrastająca przed nim i Alexem karczmarka z mocą w głosie tylko na moment pomogła mu zakotwiczyć się w rzeczywistości, obiecując im, że jak tylko wrócą z stajni ciepła strawa będzie już na nich czekała, by ukoić popieszczone solidnie alkoholem bebechy. A jaka biedna zdziwiona była, odprowadzając ich wzrokiem do tylnych drzwi, kiedy Alex bohatersko wyratował ich twierdząc iż kawa na początek w zupełności wystarczy.

*

Konie i skupienie na nich zwykle przynosiły upragniony spokój - jakąś stałą i rutynę, które dawała niezbywalna odpowiedzialność za dobrostan i pełny żołądek swojego wierzchowca. Trzeba było przeczesać sierść i wydrapać dla ukojenia tam gdzie swędzi, pozabijać natrętne giezy, które nie dawały im spokoju i napełnić poidło aż to nie będzie rozlewało się na usłaną sianem podłogę. Zerknąć w stronę Alexandra mruczącego coś co swojego Siwka, poklepując go dłonią po masywnej szyi, oglądającego swojego lojalnego przyjaciela z taką czułością, że Oscar nieomal zrobił się gorzko zazdrosny. Trzeba zganić się w myślach i donieść nieco owsa, przynosząc też worek z kalorycznym przysmakiem bliżej swojego Mistrza, unikając jego spojrzenia przez poczucie winy związane z zazdrością o to jak patrzy na… Konia.
Trzeba było obejrzeć pęciny i ewentualne pęknięcia na kopytach i dobre piętnaście minut szukać jak idiota kopystki póki nie dojrzało się jej w rogu boksu, przy którym pracował Alex. Duża gula w gardla nie pozwoliła uformować zdania, więc powiedział chyba jakieś głupie dwa słowa bez sensu, ale kopystke dostał.
Z ręki do ręki.
Z dreszczem przechodzącym przez plecy.
Trzeba było doczyścić spody kopyt i zajrzeć do oczu i uszu… Trzeba było rozwlec tę chwilę do niemiłosiernej długości, aż w końcu Oscar nie dostrzegł, że Alex od jakiegoś czasu chyba na niego czekał, po prostu doczyszczając siodło…
- Kawa? - Rzucił w przestrzeń otrzepując dłonie i kierując się w stronę studni naprzeciwko stajni, by obmyć dłonie w wodzie na postawionym na jej skraju drewnianym wiaderku.

*

Miał opcje zamówić pajdę ze smalcem i ogórkiem, jajecznice na bekonie albo z kurkami, omlet z warzywami zerwanymi z ogródka właścicieli, a nawet kanapki z serem i pomidorem, ale wszystko wydawało mu się ciężkie i za duże na jego ściśnięty żołądek. Jemu kawa w zupełności wystarczyła…
Usiedli razem z Alexem przy stoliku z dala od baru, w milczeniu, w świetle wpadającym do wielkiej sali przez rozwarte na oścież drzwi. Oscar nawet aktywnie nie pijąc miał niemal cały czas skraj szerokiego kubka przytknięty do ust.
Zastanawiał się co teraz będzie…?
Teraz kiedy nie miał zajęcia dla rąk, kiedy nie robił nic innego, kiedy miał szanse na kontemplacje przytłaczał go ogrom zniszczeń zrobiony wczorajszej nocy. Jak w amplitudzie na zmianę powtarzał sobie, że wszystko będzie okej, muszą po prostu o tym zapomnieć oraz nagle uginał się pod tym wszystkim i dawał topić w czarnych myślach.
Tak bardzo nie potrafił znieść rzeczywistości, że większość ich śniadania przesiedział w milczeniu jak zaklęty, wbijając niewidzące spojrzenie w ciemny blat stołu. Dlatego też z takim opóźnieniem zorientował się, że jego kubek jest już pusty.
Pozostało im teraz wybrać się na uzupełnienie zapasów…

Słońce już było centralnej części nieba, wszystko tego dnia robili tak późno i ospale.

_________________
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 Dvoq0GC
Powrót do góry Go down
ShaelSkype & Chill
Shael

Data przyłączenia : 28/11/2017
Liczba postów : 266
Cytat : It's been lovely but I have to scream now

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 EmptyNie Lis 26, 2023 9:14 pm

Gwar otaczających ich rozmów wydawał się zupełnie nie na miejscu. Sam fakt tego, że świat dookoła nich nie zatrzymał się, nie zamarł nawet na chwilę, żeby na nich popatrzeć, w jakiś sposób go rozstrajał. Karczmarka, zupełnie tak samo jak poprzedniego dnia, zechciała ich uraczyć najświeższym, jeszcze ciepłym pieczywem, którego zapach już od świtu powoli wspinał się po schodach i do kolejnych sypialni, budząc i nęcąc gości, przypominając o tym, że na zmęczony gorzałką żołądek, jest najlepszym rozwiązaniem. 
Dobrze znany uścisk tuż pod mostkiem jednak uświadomił mu jednak, że tego poranka nawet najbardziej pachnąca chałka nie przejdzie przez jego gardło, choćby wtłaczana tam siłą. 
Zamiast tego, poprosił o kawę zbożową dla Oscara i kubek ziół dla siebie, może bardziej po to, żeby mieć co zrobić z dłońmi, które teraz jak nigdy wcześniej, miał ochotę schować do kieszeni. Powstrzymał się jednak, wybierając dla nich miejsca w sali jadalnej i poczekał, aż jego towarzysz wybierze miejsce, zanim sam usiadł po drugiej stronie, nieco bardziej w bok, jakby zajęcie miejsca naprzeciwko, było ponad jego siły. 
I to uczucie było niemal przygniatające, kiedy jego spojrzenie padło na blady, pokryty drobnymi piegami policzek i rude włosy, błyszczące niemal burgundem kiedy padało na nie poranne słońce, wpadające przez okna do gwarnej izby. 
Opuścił spojrzenie na stół, chwytając przyniesiony przez gospodynię kubek, jakby od tego zależało jego życie, zdając sobie sprawę, że chyba już nigdy nie będzie umiał spojrzeć Oscarowi w oczy, nie obwiniając się za coraz mniej przystojne myśli, wkradające się do jego umysłu jak maleńkie myszy, chowające się w stodole przed chłodem nadchodzącej zimy. 


Rutyna była zbawienna. Wyuczone przez lata mięśnie poruszały się same, najpierw wyczesując zbłąkaną słomę i siano, jakie przez noc zostały złapane w sidła gęstej grzywy i ogona. Drobne igiełki białej sierści spadały na klepisko kiedy przesuwał szczotką po zadzie i plecach Merry’ego, niemal nadstawiającego się do kolejnych pieszczot, co jakiś czas trącając aksamitnym nosem dłonie Alexa, domagając się delikatnie smakołyków, jakie łowca zawsze ze sobą rano przynosił. 
Bezmyślnie wykonywał kolejne czynności, tylko co jakiś czas jakby się przebudzając z tego transu, to by podać chłopakowi narzędzie, to znów, aby przywitać się z przechodzącym obok stajennym, mechanicznie wymieniając z nim uprzejmości dotyczące tego, jak dobrze wychowani byli ich podopieczni. I tylko na koniec złapał powątpiewające spojrzenie Siwka, jakby ten nie był tak przekonany co do komplementów prawionych przez stajennego, czy też zapewnień swojego właściciela. 


Dochodziło już południe, kiedy wyszli z budynku, wciąż z pustymi żołądkami, postawieni na nogi jedynie kubkiem mocnej kawy, która teraz zdawała się choć trochę otrzeźwić Alexandra, który szedł pierwszy, rozglądając się po mijanych budynkach. Zupełnie zadaniowo, niemal z listą obowiązków wyuczoną na pamięć szukał spojrzeniem konkretnych szyldów, w końcu tak samo naturalnym odruchem wyciągając rękę do ramienia Oscara, żeby zwrócić na siebie jego uwagę i zamarł na sekundę, opuszczając rękę, która opada z powrotem na głownię broni przy jego pasie, jakby tam właśnie czuła się najbezpieczniej.
- Oscar. - odchrząknął, jednocześnie nie potrafiąc wymówić jego imienia inaczej niż z miękką nadzieją i czymś, co mogło być zinterpretowane jako żal lub tęsknota. - Mógłbyś, proszę wejść po paszę, a ja pójdę na targ? - spytał, umykając spojrzeniem w bok kiedy tylko jego wzrok spotkał oczy chłopaka.
Niemal jakby znów miał szesnaście lat i przechodząc obok młodego, przystojnego żołnierza odwiedzającego ich w posiadłości uciekał spojrzeniem, w obawie o to, co mężczyzna może zobaczyć w jego spojrzeniu. 
A teraz, nie mógł pozwolić na to, żeby młody łowca zobaczył w jego oczach to, co on sam coraz wyraźniej czuł i co ogromnym ciężarem układało się na jego sercu, jak lew, krążąc i wydeptując ciężkimi łapami te słowa, których nie ośmielał się powiedzieć nawet we własnych myślach. 
Nie, kiedy znów go miał obok. Kiedy po tych latach wrócił, jednocześnie zupełnie odmieniony i całkowicie ten sam, rozpychając się w jego sercu i myślach tak naturalnie, jakby nie wyobrażał sobie lepszego dla siebie miejsca, a zarazem tak… Nieświadomie. 
Wszystkie gesty chłopaka, jego głośny, nieskrępowany niczym śmiech, teatralność kiedy chciał go rozbawić i ta czuła powaga, kiedy widział napięcie swojego mistrza. Wszystkie drobne rzeczy, które robił, pozwalając sobie na wyjście za linię, doskonale wiedząc, że Alexander mu wybaczy po jednym łobuzerskim błyśnięciu zębami, czy spuszczeniu spojrzenia w pozornej skrusze, po którym starszy łowca będzie mógł udać, że udało mu się ustawić młodszego towarzysza do pionu. I wreszcie to, jak bardzo wydawał się nie widzieć tego, jak inni na niego patrzą. 
A Alex miał wrażenie, jakby nawet mijani przez nich w mieście ludzie myśleli dokładnie to samo co on sam teraz. Oscar był piękny. 
Nie tylko fizycznie, co do czego ciężko było mieć wątpliwości, widząc, jak chłopak stawia kolejne sprężyste kroki, nawet teraz przywodząc na myśl kota. Tak zgrabnego, że pewnie mógłby przejść bez chwili zawahania, po cienkiej belce nad przepaścią. To, co wiedział przede wszystkim starszy łowca, to że miał teraz przy sobie po prostu najlepszą osobę, jaką znał. I myśl o tym, że właśnie ją tracił, tym razem bezpowrotnie, była nie do udźwignięcia. 

Nie pamiętał, czy Oscar zgodził się na jego propozycję i nawet nie był w stanie powiedzieć, czy w ogóle poczekał na jego odpowiedź, zanim skręcił  w kierunku targu. Automatycznie wymijał kolejne osoby, wybierając kolejne produkty bez udziału myśli, zatrzymując się na chwilę dopiero przy stoisku z kandyzowanymi owocami, wybierając po garści słodkich przekąsek, jakby miał nadzieję, że będzie mógł je wręczyć chłopakowi jak gałązkę oliwną, przepraszając za wszystko, na co sobie pozwolił. I za wszystko, na co chciałby móc sobie pozwolić, a co nie przeszłoby mu przez gardło. 
Już z płóciennymi torbami w rękach, wrócił do gospody, od razu kierując się do ich pokoju, żeby tam zająć się zakupami, pakując wszystko tak, aby byli gotowi do podróży, nawet jeśli zdecydują się zostać na jeszcze jedną noc. Chwilę się wahał, w końcu jedną torebkę ze słodyczami układając miękko na poduszce Oscara i ściągnął wargi delikatnie, zniechęcony swoim tchórzostwem.
A jednak wizja tego, że chłopak mógłby odmówić przyjęcia prezentu wcale była tak niemożliwa jak by mu się wydawała jeszcze kilkanaście godzin temu, kiedy wlewali w siebie kolejne porcje alkoholu, zupełnie nieświadomi tego, jak zakończy się ten wieczór. 
Zdecydował się zostawić upominek na poduszce i obrócił się, zamykając jeszcze za sobą drzwi, zanim zszedł do gospody na chwilę, szybko przechodząc do stajni, zaglądając tam w poszukiwaniu Oscara, a widząc go, podszedł bliżej, zatrzymując się dopiero kiedy był pewien, że towarzysz jest świadom jego obecności.
- Poprosiłem o przygotowanie dla nas posiłku. - przyznał, przesuwając spojrzeniem po jego sylwetce, zanim opanował się i utkwił wzrok w deskach za Oscarem. - Wziąłem oba dania, więc będziesz mógł wybrać jedno z nich. Mam nadzieję, że chociaż trochę zgłodniałeś. - powiedział, czekając chwilę, zanim obaj ruszyli w stronę izby, zdając sobie boleśnie sprawę z tego, że prawdopodobnie nigdy wcześniej nie było im w swoim towarzystwie tak ciężko.
Powrót do góry Go down
MaleficarOpportunist Seme
Maleficar

Data przyłączenia : 20/05/2017
Liczba postów : 523
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 YWxfLcZ

Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce.
Wiek : 32

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 EmptyPon Lis 27, 2023 12:07 am

Świat się nie zatrzymał, dzień wciąż trwał tyle samo, godziny nie wlokły się ani nie spieszyły, konie wciąż potrzebowały uwagi i owsa, jego ciało wody i jedzenia, a inni obcy ludzie uwagi i zaangażowania w rozmowę. Chociaż częściowego. A on czuł się tak jakby miał jedynie mały odłamek energii, który mógł na to wszystko rozdzielić - nierówno i ostatecznie tylko częściowo, prześladowany przez myśl, że każde z zadań, obowiązków i potrzeb zostawia tylko ruszone, wykonane niedbale i jakby bez wiedzy i obycia. Przekonany, że nawet poranną kawę pił jakoś źle, bo to nienormalne by zbożowy napój tak ciężko i długo zalegał mu na żołądku…
Gdzieś w okolicach czyszczenia trzeciego kopyta Ailli dotarło do niego, że nie będzie potrafił tego wytrzymać.
Tego, czyli milczenia przesyconego niedopowiedzeniami i pseudo-rozmów, które prowadziły do nikąd.
Tego, czyli unikania swoich spojrzeń, na rzecz tego by niewidząco obserwować przewijający się bokiem świat.
Tego, czyli unikania i jednocześnie przyciągania, okupionego nieodżałowanym gorzkim bólem i złością na siebie za to, że dla kilku sekund przyjemności pozwolił sobie bezpowrotnie zniszczyć resztę życia. Wykorzystać stan ukochanej osoby, by zyskać dla siebie odrobinę grzesznej przyjemności - i to w chwili, w której Mistrz najpewniej niepomny był nawet tego, że to Oscar, sądząc, że to może po prostu przypadkowy mężczyzna, z którym to wszystko byłoby łatwiejsze…
Tego, czyli chęci przeproszenia, padnięcia na kolana i błagania o to by przebaczył, zapomniał; z r z u c e n i a  na Alexa po tym wszystkim powinności zdecydowania co dalej będzie się z nimi działo, choć to on był ofiarą tego wszystkiego.
Tego, czyli niemożliwej trudności w skupieniu się na czymkolwiek, tkwiąc po czubek głowy w wartkiej rzece myśli atakujących go ze wszystkich stron - z powiewami wiatru, promieniami słońca, chrobotem piasku pod podeszwami, szczepiotem munduru, brzdękiem przypisanej do biodra broni, dźwiękami rozmów Alexandra z… Kimkolwiek innym. Nie był zazdrosny… Nie b… Nie o nich. Ale o te rozmowy. O to, że mogły się tak po prostu… Toczyć.
Tego, czyli… Tego, że tak długo zajęło mu ruszenie się z miejsca, kiedy po odprowadzeniu go wzrokiem Alexander zniknął w kolorowym tłumie ludzi, który zdawali się opływać go jak nurt niewzruszony dziejącą się w nim tragedią. Miał wrażenie, że stał tam całe wieki.
Jego… Ich dni nie mogły tak wyglądać. A to był dopiero ich początek; nic nie miało rozejść się po kościach, odejść w zapomnienie i stać się swobodnym żartem wznoszonym w pijackiej opowieści. To miało się pogłębiać i zaciskać coraz mocniej na jego gardle. Wiedział, że jeśli to potrwa dłużej, to najprawdopodobniej kompletnie niemęsko się rozpłacze. A płakał przy Alexandrze bardzo rzadko, prawie nigdy odkąd tylko ich drogi się ze sobą zeszły. Nawet po tragedii, jaką przeżył nie wylewał można łez, ale zachowywał jak napięty do granic możliwości, zdziczały wypłosz, którego zdławione gardło nie potrafiło wydusić z siebie słowa, a oczy niechętnie na dłużej się zamykały zewsząd wyczuwając niebezpieczeństwo. Taki był jako dziecko, którego emocje zablokował szok, by te nie eksplodowały w małym ciele i jeszcze mniejszej wtedy głowie. Stracił wtedy rodzinę, a wraz z nią plany, obowiązki, dom i miejsce na świecie, a jedynym co znał był przypadkowy wojak, który przy okazji zabijania potworów ocalił mu życie. I nie chciał tego stracić, dlatego zaciskał na nim palce aż do zbielenia knykci, nie chcąc dopuścić do tego, by cokolwiek ich rozdzieliło. Dlatego wybiegał za nim na trakt, kiedy ten usiłował zostawić go w czułych rękach dobrotliwych wiejskich kobiet. Dlatego łapał go za rękaw i obserwował czujnie i z trwogą w oberży, kiedy ten chociażby chciał udać się na stronę. Czuł, że jeśli straci Jego to rozpadnie się na kawałki - nie zwykłą śmiercią… Nie stanęło by się nic co by mógł znać czy przewidzieć, ale to, że po prostu posypie się jak piach w klepsydrze i wszelkie oznaki jego istnienia znikną.
…i wciąż to czuł. Jeśli Alex go odsunie on i jego plany przeciekną przez palce łaskocząc je czule po raz ostatni i wszelki cel jego istnienia domknie się jak nigdy nie wydana księga. A wspomnienia o nim będą jedynie jak zalegający na półkach kurz.
Powiedzieć, że czuł się nikim bez Niego to jak nic nie powiedzieć.

Kupił paszę. Nie pamiętał ile za nią zapłacił i czy pożegnał się wychodząc. Nie pamiętał drogi powrotnej do stajni, ani czy natknął się na kogokolwiek po drodze - cały ten czas i droga zbiły mu się w jeden mętny obraz, który rozdarł się dopiero kiedy miękkie chrapy musnęły jego nadgarstek, a spojrzenie natrafiło na zniekształcone odbicie jego twarzy na tafli czujnego końskiego oka. Zjawiskowo piękna klacz wyczuła ulubiony zapach na jego ręce, nawet, jeśli worek ze smakowitościami zostawił przed jej boksem. Ta jednak zdawała się jakby pytać o coś innego niż jedzenie, niepokojąc się chyba tym, że jej jeździec niczym nieumarły po prostu przystanął w jej boksie i zamarł tak, topiąc się we własnej głowie - wręcz przerażający w swojej nieobecności.
Obudziła go, a on jakby dopiero teraz nabrał powietrza i odruchowo pogładził ją po długim pysku, palcami przeczesując lekko splątaną grzywę. Sapnął wtedy cicho, ni to śmiechem, ni to szlochem, po prostu chcąc sprawdzić czy potrafi jeszcze wydawać jakieś odgłosy - szczere z samym sobą, czyli gorzkie i łamiące się.
Ailla potrafiła słuchać i czasem skazana była na to, kiedy jeszcze podróżowali na trakcie sami, ale nawet ona nie wiedziała co głęboko w sobie czuł do Alexandra… Nie mówił tego nawet jej, przerażony tym, że ta wstydliwa tajemnica mogłaby zostać wyczytana chociażby z jej oczu i mądrego spojrzenia. Tym, że ona jakoś by Mu powiedziała. I nawet teraz nie mógł nawet jej, w ciszy i samotności stajni, w wirującym w świetle słońca kurzu i zapachu świeżego siana nic powiedzieć… Bo w sumie czemu by nie?
I tak już wszystkie jego starania były na nic. Już wszystko zostało zniszczone, jej mądre spojrzenie nie mogło narobić większych zniszczeń niż te, które narobił on sam. I naprawdę chciał powiedzieć cokolwiek, przynajmniej jej. Potrzebował tego. Ale tylko głaskał miękką sierść, mrugając nieco częściej niż zwykle od kurzu wirującego w świetle słońca i od bólu, który pochłaniał go od środka od rana zdążając już pożreć większość jego serca.
Świadomość braku nadziei na polepszenie sytuacji, była chyba gorsza nawet od… Nie. Nie “chyba”. Była najgorsza.
Poklepał śliczną, umięśnioną szyję zrezygnowany, nie odnajdując ani odpowiedzi w jej mądrych oczach, ani słów we własnym gardle. Jedynie jego ciało wciąż dawało radę: sięgało po pasze i rozsypywało ją - nawet sowiciej niż zwykle, jakby przepraszając, że oba piękne rumaki muszą jeszcze jedną dobę zostać w zamknięciu, bo jeden z jeźdźców nie potrafił zebrać się do kupy, usiąść w pierdolonym siodle i po prostu stąd wyjechać.
Miał delikatną nadzieję na to, że może odetchnie choć trochę kiedy się na tę godzinę rozdzielą, ale była ona tak samo płonna jak sama myśl o tym, że nocne zajście odejdzie w zapomnienie. Bez Niego czuł się zagubiony. I zgubiony. I może gdyby miał jeszcze choćby odrobinę energii do rozdysponowania to coś w jego wnętrzu zatrzepotałoby radośnie na dźwięk uderzeń eleganckich obcasów o deski na korytarzu stajni.
Ale nie zatrzepotało. Słowa wypowiadane przez przyjemnie wibrujący tembr omiotły go jak świeża bryza kamienny posąg i jedyne co potrafił z siebie wydostać z tej okazji to niewiele mówiące:
- M.

Unikał go. Alex. Jego spojrzeń, stanięcia zbyt blisko, wspólnych zakupów, siedzenia naprzeciwko siebie przy stole, rozmowy przy porządkowaniu koni, omawiania kwestii wybrania obiadu… A on unikał jego, w strachu przed wywieraniem presji nawet czymś tak błahym jak własne, już nie tak mądre, ale za to tęskne spojrzenie.
Tak miało to od teraz wyglądać…?

Wlókł się jasnym podwórzem, mrużąc oczy od promieni słońca, od wirującego kurzu i od gorzkiego bólu, czując się słabszy niż kiedykolwiek. Wchodził do wnętrza pachnącego kawą i chlebem, kierując za Alexem do stołu do którego karczmarka dostawiała już dwa półmiski z… Bóg wie czym. To mogło być cokolwiek, i tak wiedział, że nie przeciśnie tego przez wąskie gardło.
Wybrany stolik był na uboczu, przy zamkniętym oknie z niewielkimi witrażami, których kolorowe odłamki rzucały na blat tęczowe światełka, z dala od lady i największego gwaru… Chyba obu im miał odpowiadać spokój. Jego wzrok przyciągnęła miska gulaszu, którego zwyczajowo brązowy kolor witraże częściowo zazieleniły i zaczerwieniły, co sprawiło, że bezmyślnie przysunął naczynie bliżej siebie… A skoro je przemieścił to kolory czmychnęły z jego powierzchni i już przed nim brąz mięsa i sosu na nowo stał się po prostu brązem. Uśmiechnął się do siebie tylko grymasem. Zabawne. Alegoria całego dzisiejszego dnia? Coś pięknego po dotknięciu i zaingerowaniu zostało zniszczone.
Zawisł nad miską, starając się odpowiedzieć sobie na pytanie czy jest głodny? Czy potrzebuje jeszcze czegoś? Czy ma jakiekolwiek wyobrażenie na temat jutra? Czy nie zwymiotuje jak zacznie gryźć mięso? Albo próbując je przełknąć? Czy było jeszcze co ratować z ich relacji…?
Nie miał już energii na podejmowanie działań kosztujących go myślenie o czymkolwiek. I najgorsze, że tym samym energii zabrakło też na hamowanie się przed stawianiem czoła bezlitosnej prawdzie - i to tej, która nie mogła już dłużej być tylko jego problemem.
Czy nie zwymiotuje jak będzie próbował się odezwać?
Czy nie spłonie przed Jego spojrzeniem jak przystało na wampira olśnionego blaskiem Słońca?
Czy nie rozsypie się, kiedy On odejdzie?
Czy nie zaczął się, aby… już… Sypać?
- Przepraszam. - Mówił cicho. Nie chciał sprawić Alexowi problemów czy powodów do zażenowania. - Za wczoraj. Nie chciałem, żeby tak… Wyszło. Żeby w ogóle wyszło.
Patrzył tylko na brązowy gulasz, za bardzo obawiając się tego co zobaczy naprzeciwko siebie, choć obecność i bliskość Alexa czuł każdą komórką skóry, wyciągającą w jego stronę ręce.
- Nie mam nic na swoją obronę, nie chce kłamać. Nie zasłużyłeś sobie na to żebym cię tak potraktował, ani w..ykorzystał sytuację. Nie zamierzałem… Nie chciałem…
Chyba jednak zwymiotuje. A ponieważ treści żołądka nie miał od wczorajszego obiadu, to jedyne co mógł nieostrożnie wylać z ust na kolorowy od światełek blat to tylko latami chowane uczucia. A one szarpały jego klatką piersiową niczym torsje.
- To nie jest twoja wina, nie zrobiłeś nic złego, to ja… Coś sobie ubzdurałem. Dlatego wtedy u..ciekłem. Bo myślałem, że pęknę ze wstydu, bo zacząłeś wyglądać dla mnie inaczej, chodzić inaczej, mówić inaczej. W Tobie nic się nie zmieniło tylko ja… Jestem chory, chyba. Bardzo. Ba..rdziej niż myślałem. Ale uciekłem i było przez chwilę trochę lepiej. Choć bolało. Minął czas i wróciłem. I miało być jak dawniej, ale było tylko gorzej…
Naprawdę lepiej było gdyby mówił to mądrym oczom konia, niż oczom, w które nie miał śmiałości nawet spojrzeć.
Jakie miał teraz wyobrażenia wobec jutra?
- Myślałem może, że teraz, kiedy jestem starszy… Kiedy już tyle umiem i sobie radze to może też będę wyglądał, mówił i robił wszystko inaczej…
Czy jutro w ogóle nadejdzie…?
- Ale wiem, że nie… I nie chciałem c..ie tym obarczać. Zrobiłem coś okropnego, nie umiem… Nie wiem jak to naprawić… Od rana nie potrafię znaleźć wyjścia… Nie wiem co mam powiedzieć i czy w ogóle powinienem się odzywać… Chciałbym to cofnąć, ale nie umiem. Nie chcę prosić cię o wybaczebie, b..o jesteś dobrym człowiekiem. I dżentelmenem. I wybaczyłbyś mi i poklepał po głowie, choć w ogóle nie powinieneś, bo zrobiłem ci coś okropnego.
Dolna warga zadrżała mu niekontrolowanie nad brązowym gulaszem i kolorowymi światełkami.
- I postawiłem w żenującej sytuacji, do której nie powinno d..ojść.
Z ledwością przełknął ślinę i pchnął na siłę ostatnią torsje, która zbierała się w nim od chwili samotnego powrotu z targu.
- Obiecuję, że się poprawię, będzie tak jak kiedyś… Potrzebuje tylko… Zamknięcia. A nie potrafię zrobić tego sam. Czuje, że to wszystko skończy się tylko tak jak się zaczęło, czy..li od tego do czego przymusiłem cię wczoraj wieczorem.
Przymknął oczy czując jak kręci mu się w głowie, po czym kiedy je otworzył aż szczypały go z suchości.
- Czy mógłbyś pocałować mnie ostatni raz…? Tylko jeden. Potem obudzimy się i będzie tak jak wcześniej…

Nadal gdzieś w sobie wciąż nie wierzył, że to powiedział. Nie dało mu to ani ulgi, ani oczyszczenia. Ale ufał, że jako czysty symbol na zawsze zamknie to czego nie należało nigdy otwierać.

_________________
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 Dvoq0GC
Powrót do góry Go down
ShaelSkype & Chill
Shael

Data przyłączenia : 28/11/2017
Liczba postów : 266
Cytat : It's been lovely but I have to scream now

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 EmptyWto Lis 28, 2023 10:25 pm

Pozwolił Oscarowi na sięgnięcie po talerz z gulaszem, samemu zajmując miejsce przy misce z kaszą pachnącą gęsim tłuszczem i liśćmi laurowymi. Utkwił na chwilę spojrzenie w talerzu, zastanawiając się, czy w ogóle istniała szansa, aby jego żołądek przyjął choć kęs dania, na którego widok jeszcze wcale nie tak dawno pewnie pociekłaby mu ślina. Obecnie poranne zioła zdawały się angażować wraz z kawą w jego żołądku w zupełnie niemoralne harce, przyprawiając go o mdłości. 

Odsunął talerz lekko, wypuszczając bezgłośnie powietrze i czekając już tylko, nie wiadomo na co, biorąc pod uwagę, że jego młody towarzysz również wydawał się zupełnie nie mieć apetytu. 

Zapatrzył się na zielonkawe i czerwone plamy światła, przesuwające się po bladej skórze chłopaka, na krótką chwilę zamierając, jakby w podświadomej obawie, że mógłby go jakoś spłoszyć. I ta świadomość zupełnie go przytłoczyła kiedy pomyślał, że może to są właśnie jedyne momenty, kiedy będzie mu dane znów podziwiać go tak. Kolorowe odbicia witraży na jasnych, szczupłych dłoniach i smukłych palcach zdawały się być tylko jakimś nieśmiesznym żartem, przywodząc na myśl strój kuglarza, którego prawdziwego uśmiechu już nigdy nie zobaczy. 

Zacisnął wargi mimowolnie i drgnął, wyrwany z myśli zupełnie przez miękki, ciepły głos Oscara, z początku zbyt zaskoczony, że w ogóle go usłyszał, żeby skupić się na słowach. Te z resztą zdawały się przelatywać przez jego głowę, wpadając jednym i wypadając drugim uchem, pozostawiając po sobie coraz większy chaos,  kiedy wymiatały ciężką ciemność kolejnymi błyskami… Nadziei?

Oscar nie był na niego zły. Nie był nawet zniesmaczony, czy zawiedziony zachowaniem swojego mistrza. Nie brzydził się nim, po tym wszystkim, co się wydarzyło. 

Był… Skruszony? Dlaczego go przepraszał? Dlaczego uciekał wzrokiem i jąkał, nie potrafiąc znaleźć słów, które mogłyby oddać to, co czuł teraz? Kiedy to Alexander powinien się kajać i błagać o wybaczenie za to, jak wykorzystał stan młodszego towarzysza, niszcząc w ciągu zaledwie paru chwil wszystko, co zbudowali między sobą przez lata. Tracąc go tak szybko, jak szybko go odzyskał. 

Nie powinno tak być. Nie mogło. Widok Oscara, tak bezbronnego i spodziewającego się ciosu, był dla niego jak uderzenie w brzuch. Jak mógł w ogóle dopuścić do tego, żeby doszło do takiej sytuacji? Ten chłopak był najpiękniejszą, najcudowniejszą istotą, jaką dane mu było spotkać przez tyle lat, więc czemu, jakim prawem on sam doprowadził go do takiego stanu, kiedy jego jedynym zadaniem było uświadomienie mu, jak wspaniałą osobą był. Niezależnie od tego, skąd pochodził, co spotkało go przez te wszystkie lata i w jaki sposób ich drogi się ze sobą skrzyżowały i niemal od razu splotły. Dopiero teraz uderzyło go, jak nierozerwalnie.

- Oscar… - odchrząknął cicho, zakłopotany kiedy w końcu udało mu się zmusić krtań do wyduszenia choć jednego słowa. - Wyglądasz… Mówisz i zachowujesz się… Inaczej. A przynajmniej ja inaczej na to patrzę. - przyznał w końcu, ganiąc się za to, jakim tchórzem był, ledwie będąc w stanie wyrzucić z siebie te kilka słów po tym, jak chłopak chwilę wcześniej rozpruł przed nim całe serce. - Sądziłem, że głęboko niewłaściwie. A teraz… Sądzę, że lepiej będzie kontynuować tę rozmowę gdzieś, gdzie nie będzie żadnych wścibskich uszu. Zwłaszcza że nie zanosi się na to, żebyśmy opróżnili talerze. - przyznał, ukrywając drżenie dłoni kiedy wstawał, opierając się o krawędź blatu. 

Pomieszczenie ucichło kiedy zrobił kilka kroków w kierunku schodów, obracając się na chłopaka, żeby upewnić się, że ten za nim idzie, a roześmiane twarze mijanych osób uświadomiły mu, że w izbie wcale nie było cicho. Śmiechy podchmielonych gości, brzęk uderzającego o siebie szkła i gwar rozmów wypełniały pomieszczenie tak samo jak do tej pory, jedynie on zdawał się unosić gdzieś ponad nim. Jakby wszystkie te głosy, cały harmider, jakiego zwykle był tak boleśnie świadom, teraz musiał ustąpić w jego umyśle miejsca czemuś zupełnie innemu. Bo świadomość, jaka powoli zaczynała kiełkować w jego głowie, wydawała się tak abstrakcyjna, a jednocześnie tak… Pełna, że nie byłby w stanie znaleźć przestrzeni na cokolwiek innego. Nie w tym momencie. 

Nawet jakby teraz podbiegł do niego gospodarz, ostrzegając o ogniu pożerającym kolejne kondygnacje budynku, jedyna rzecz, jaka miała dla niego znaczenie kiedy otwierał drzwi do ich pokoiku to fakt, że Oscar… Chyba wcale nie został poprzedniego wieczoru wykorzystany przez jego niezdrowe, spuszczone przez alkohol ze smyczy popędy, ale może… Tego chciał? 

- Ostatnio… Bardzo dużo o tobie myślałem. Więcej niż kiedyś. - przyznał, brzmiąc wyjątkowo na siebie niepewnie, jakby ważył każde słowo i każdego kolejnego tak samo się obawiał. - W sposób, którego nie potrafiłem sobie wybaczyć. - dodał powoli, stawiając kolejny krok bliżej niego, ostrożnie układając na podłodze najpierw krawędź ciężkiej podeszwy, zanim przeniósł ciężar ciała, tak aby stare deski nie wydały z siebie żadnego dźwięku, jakby w obawie, że ten mógłby spłoszyć Oscara. - I wczoraj, one chyba wygrały z moją samokontrolą. Nigdy bym sobie nie wybaczył zrobienia czegokolwiek przeciwko tobie. - przyznał, układając powoli dłoń na jego policzku, niemal jakby był pod wodą, słysząc bicie swojego serca, które obijało się coraz mocniej o klatkę żeber, jakby chciało wydostać się na zewnątrz. - Oscar, mogę? - spytał w końcu cicho, zamierając tak blisko niego, że mógł poczuć ciepło ciała chłopaka na swoich wargach, łapiąc się tylko na jednym, rozpaczliwym życzeniu, aby to nie był ostatni raz.
Powrót do góry Go down
MaleficarOpportunist Seme
Maleficar

Data przyłączenia : 20/05/2017
Liczba postów : 523
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 YWxfLcZ

Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce.
Wiek : 32

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 EmptyCzw Lis 30, 2023 12:05 am

Nie wiedział czy chciał tego pocałunku…
W sumie chciał go zawsze. Odkąd tylko pojawiła się w nim ciekawość odnośnie tej pieszczoty już wiedział od kogo najmocniej jej łaknął. Więc z wytęsknieniem o nim marzył i fantazjował… W deszczu, w karczmie, przy ognisku, po śniadaniu… Wszędzie tak mógłby i chciałby go otrzymać. A teraz odzierał go z całego czaru i robił z niego argument przetargowy - gorzką prośbę, w której nie chodziło już nawet o samą pieszczotę, ale o zamknięcie rozdziału. Mieli jedynie zetknąć się tą samą częścią ciała, bez wtłaczania w to ani grama emocji, tym samym pieczętując zakończenie tego nieprzyjemnego epizodu i miała po tym nastąpić ulga.
…a przynajmniej na nią Oscar liczył, bo miała być jedyną dobrą rzeczą, jaka przydarzy się po po tym, kiedy ten wytęskniony pocałunek stanie się tylko żenującym dla nich obu przeżyciem.

Aż drgnął kiedy Alex pierwszy raz od dłuższego czasu znowu wymówił jego imię. Starał się dramatycznie wyczytać cokolwiek z tonu jego głosu, ale dochodziły do niego tylko nuty ostrożności i szoku.
Wcale go to z początku nie uspokoiło, ale i tak wsłuchiwał się w ciche słowa, analizując każde po kolei, nastawiony w pełni na ciężką rozmowę. …dokładnie tę, której jeszcze rano tak bardzo nie chciał.
Zwłaszcza, że rozmowa miała przenieść się daleko od publiki. Rudowłosy przytaknął wtedy i sam, dość chwiejnie odsunął się od stołu, zażenowany tym, że gospodyni natrudziła się nad najpewniej pysznym posiłkiem, którego on nie będzie mógł już dzisiaj tknąć. Ani nigdy, tak przynajmniej czuł.

Ruszył z wolna za Alexandrem… To była ta jedna chwila, kiedy musiał i w sumie chciał podnieść na niego spojrzenie i wtulić je czule w jego plecy. Do szorstkiego i sztywnego materiału munduru opiętego na ciepłym ciele. Nawet w chwili takiej jak ta, kiedy czuł, że na poczet powrotu normalności straci część Alexa na zawsze, nie potrafił odmówić sobie czy raczej powstrzymać obserwowania tego jak się rusza. Jak kładzie dłoń na broni, jak poprawia kołnierz tuż pod szyją, jak zaczesuje włosy za ucho… Jak wchodzi po schodach na górę, by przypieczętować los niesfornego ucznia. Jak otwiera drzwi do pokoju i wchodzi do niego pierwszy.
Blada, lekko drżąca dłoń Oscara domknęła drewniane wrota aż zamek nie kliknął i chłopak przełknął ślinę spłoszony. Chciał coś powiedzieć, nawet już prawie rozklejał usta. Że to nie zajmie długo… Że będzie delikatny… Że poza ustami nigdzie go nie dotknie… Że może mu zaufać i nie chce zrobić mu krzywdy…
Ale zdążył jedynie poruszyć się niespokojnie, sięgając na nowo wzrokiem maksymalnie do linii szczęki Aleca - od przodu oglądanie go było obecnie dużo trudniejsze. Nawet mimo bardzo dwuznacznych słów, jakie wypowiadał.
Wyprostował grzbiet nieco mocniej, kiedy po pokoju rozszedł się jęk drewnianej podłogi, a starszy mężczyzna znalazł się dużo bliżej. Chłopak dosłownie czuł jego zapach aż stąd, upojony nim jak narkotykiem nie rozumiejąc czego jego Mistrz nie potrafił sobie wybaczyć. Tak strasznie nie chciał karmić się płonną i wiotką nadzieją, że nawet mając Jego na bliżej niż wyciągnięcie ręki dalej uparcie wierzył, że to zwykła rozmowa. Zwykła reprymenda za zrobienie czegoś niedobrego…
Ale kiedy dłoń spoczęła na jego policzku po kręgosłupie przebiegł mu cudowny dreszcz. Aż lekko i widocznie pochylił jego ciałem w przód, a oczy same poprowadził, by śmielej skrzyżowały się z tymi drugimi - równie niepewnymi, ale jednocześnie tak… Po sam kolorowy obrys tęczówki wypełnionymi czułością słodką i pijaną jak pitny miód…
Pogoniony przytaknął powoli, nieświadomie oblizując górną wargę, czując jak tętno dramatycznie mu przyspiesza.
Naprawdę nie chciał robić sobie nadziei…
- Ty zawsze możesz… - Nie to miał powiedzieć. Boże, miał to ująć inaczej. Miał tak cholernie dużo pytań, ale za mało był dla nich miejsca między ich twarzami.
To był On. Alex. I jego wytęskniony pocałunek…
Wystarczył niewielki sygnał; to, że Brightly pochylił się nad nim ostrożnie i rudowłosy zniewolony przez ten kontakt sam poszedł w jego ślady, kilka razy sięgając spojrzeniem na zmysłowe usta. 
To się naprawdę działo? Naprawdę już czuł jego oddech na wargach? Naprawdę już ostrożnie przymykał oczy i ustami zgarniał te drugie? Aż odetchnął w jego usta chwilę przed tym nim te nie wtuliły się w siebie ciasno.
Tym razem alkohol nie psuł tego przeżycia i nie zasłaniał go rozkosznym ogłupieniem. Tym razem od subtelnego dotyku Oscarowi aż szumiało w uszach i podłoga usuwała mu się spod nóg. Naprawdę te usta były tak miękkie? Miał wrażenie jakby smakował waty cukrowej tak wdzięcznie gnącej się pod drobnym naciskiem. Naprawdę Jego ciało było takie ciepłe? Kiedy dotknął jego torsu swoim, a dygocące dłonie oparł na ramionach - tak ostrożnie, że sztywny materiał muskał ledwie paliczkami. Zapach feromonów uderzał mu do głowy, mieszając się pół na pół z absolutnym przerażeniem tworząc mieszankę, od której krew płynęła szybciej w żyłach.
- Alec… - wymruczał między płytkimi pocałunkami, przekrzywiając głowę bardziej na bok.

_________________
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 Dvoq0GC
Powrót do góry Go down
ShaelSkype & Chill
Shael

Data przyłączenia : 28/11/2017
Liczba postów : 266
Cytat : It's been lovely but I have to scream now

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 EmptyCzw Lut 01, 2024 5:40 pm

Głowę miał tak lekką, jakby wypełnioną jedynie powietrzem, kiedy wszystkie myśli i obawy, które do tej pory ściskały jego gardło, zdawały się całkiem wyparować. Wargi, do tej pory zaciśnięte, jakby walczyły o każdą sekundę, w której nie powiedział nic głupiego, nic co znów przekreśliłoby to, co udało im się odbudować po tych straconych latach, teraz uchylały się delikatnie pod naporem drugich. Tak cudownie miękkie, zdecydowanie pełniejsze niż jego własne, ustępowały przed nim, niemal jakby zapraszały do wspólnego tańca i aż zaszumiało mu w głowie, kiedy poczuł jego słodki smak, tym razem bez cierpkiego posmaku alkoholu. Nie zauważył, nawet kiedy sięgnął drugą dłonią do jego boku, zaciskając palce na nieco sztywnym materiale świeżo wypranej koszuli, pod którym czuł gorąc skóry otulającej twarde mięśnie. Z początku napięte jak struna ciało chłopaka, powoli rozluźniało się pod jego dotykiem, gdy niemal otulał go tak, podtrzymując blisko siebie, jakby chłopakowi przyszło do głowy się odsunąć. I pewnie gdyby złapał się na tej myśli, od razu zabrałby rękę, nie chcąc w żaden sposób narzucać się, czy odbierać mu drogi ucieczki, jednak tym razem wszystko, na czym był w stanie skupić uwagę to ciepło drugiego ciała, coraz bliżej jego własnego, bijące nawet przez materiał ich ubrań.
Przesunął tak dłonią powoli po jego policzku, a serce zabiło mu znów mocniej, jakby każde delikatne ukłucie świeżo przecież zgolonego tego ranka zarostu na twarzy chłopaka, przypominało mu, że to nie jest sen, ani żadne urojenie. Że naprawdę trzyma go tak blisko i może czuć przyjemnie ciężki zapach jego ciała, które ustępuje każdej jego zachciance, dopasowując się do jego ruchów. Oscar złapał oddech, przechylając głowę nieco bardziej, a Alex niemal automatycznie, jakby poza świadomością, złapał jego wargi w kolejnym pocałunku, tym razem nieco mniej nieśmiałym. Naparł na jego usta, przesuwając dłoń niżej, na jego szyję i przytrzymał go tak blisko siebie, oczarowany każdym kolejnym ruchem, jaki chłopak oddawał, dopasowując się do niego. Jak miękka glina pod jego palcami, ciało drugiego ustępowało i niemal go tak zapraszało, z każdym miękkim pocałunkiem, każdym ledwie słyszalnym westchnieniem, odbierając mu ostatnie strzępy rozumu i silnej woli, jakie starał się w sobie trzymać, żeby nie zrobić nic wbrew niemu.
- Oscar. - wydusił, łapiąc oddech, jakby wynurzył się z morskiej otchłani po długim nurkowaniu, na swoim języku jednak zamiast zapachu soli i morskiej bryzy, czuł cudowną słodycz, której ledwie sobie odmówił, zamykając oczy i starając się choć trochę uspokoić. - Jeśli nie każesz mi przestać, nie zrobię tego. Nie… Umiem. Nie teraz. - powiedział cicho, każde kolejne słowo szepcząc niemal z trudem, jakby siłą przeciskało się przez jego gardło, gdy całym sobą, całym swoim ciałem i duszą, chciał zamilknąć.
Lub raczej powiedzieć coś zupełnie innego. Paść na kolana przed nim, błagając, żeby nie odchodził, nie zabierał mu tego wszystkiego teraz. Kiedy on umierając z pragnienia w palącym słońcu pustyni, poczuł na swoich wargach pierwszą od lat, upragnioną kroplę wody z przygniatającym ciężarem zdał sobie sprawę, że przez cały ten czas miał ją przy sobie i teraz…
- Proszę Oscar. - przełknął coś, co niepokojąco przypominały grudę zwęglonego popiołu zamiast śliny. - Proszę, nie daj mi zrobić nic, co sprawi, że znów znikniesz. Bo nie wiem, po co jeszcze miałbym tu być, jeśli zawiodę ciebie. - powiedział, wciąż nie otwierając oczu.
Jakby czekał na ścięcie, kiedy krew w jego żyłach zagłuszała niemal wszystko, co działo się dookoła, dudniąc i przyprawiając o ból głowy, ściskając czaszkę jak imadło. Nie wiedział nawet jego zacisnął palce na jego boku, pod szorstkim lnem czując twardość drugiego ciała, ucząc się tego wrażenia, tak jak kiedyś wyobrażał je sobie, ukradkiem obserwując, jak Oscar kąpie się w rzece w chłodne poranki na trakcie.
- Powiedz, a nigdy więcej już nie spojrzę tak na ciebie. - wydusił. - Nie ośmielę się znów pragnąć, mieć cię tak jak teraz. Dla siebie.
Powrót do góry Go down
MaleficarOpportunist Seme
Maleficar

Data przyłączenia : 20/05/2017
Liczba postów : 523
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 YWxfLcZ

Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce.
Wiek : 32

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 EmptyNie Lut 18, 2024 11:50 pm

Miał wrażenie, że pokój wiruje dookoła nich, a podeszw jego butów tylko ledwie trzymają się jedynej stałej deski podłogi, która nie pozwoliła się porwać te karuzeli. Ale być może szum, który jak mniemał wydawały kręcące się na wietrze ściany był tak naprawdę szumem jego własnej krwi, która jeszcze mocniej niż wczoraj uderzała mu do głowy i rozchodziła się po policzkach subtelnym mrowieniem.
...rumienił się...?
Jednak poza samym szumem uszy wypełniały mu ciche cmoknięcia, które towarzyszyły każdemu razowi, kiedy jakby raźniej w tym szaleństwie wyciągał twarz bliżej ukochanego i tym mocniej zatapiał się w pieszczotach. Docierało do niego, że to właśnie tak powinien smakować ten osławiony pocałunek, za którym biegali młodzi chłopcy i od którego pąsowiały nadobne dziewczęta... Nie miał być czymś wyrwanym mu pospiesznie z wdzięczności za ratunek przed śmiercią z ręki potwora. Ani czymś zakazanym, czynionym za szopą w obawie przed tym, że ojciec, wiejski rzeźnik ich zobaczy...
Miał być tym, co działo się z Nim właśnie teraz.
Jego pierwszy prawdziwy pocałunek.
Dłonie Oscara już dawno przestały dotykać Alexandra jak skorupki jajka. Palce łapczywie i z namaszczeniem przesuwał po jego ramionach i w końcu nawet po karku, samemu ledwo mogąc oddychać z wrażenia, jakie zrobiła na nim obecność ręki jego Mistrza na własnym boku. Kładła się tam i grzała przyjemnie niczym okład na do bólu napiętych i zmarzniętych od samotności mięśniach. Druga dłoń goszcząca na jego karku i trzymająca go tam stabilnie tylko dopełniła formalności i odkleiła go od rzeczywistości na dobre...
Trzymał się munduru Brightly'iego niczym szalupy ratunkowej, choć dookoła świat jawił się być wręcz zatrzymany w czasie. Cały ten czas, kiedy tak bardzo chciał Go dotknąć i posmakować skumulował się w tej jednej chwili, kiedy pogoniony wyobraźnią i przyjemnością, chciał doznawać wszystkiego naraz i bez przerwy, całymi dniami i nocami, jeśli tylko byłaby taka możliwość. Językiem i ustami badał drugie wargi, czasem lekko skubał, czasem obrysowywał je końcem języka i na nowo zagłębiał w nich jak we wnętrzu katedry kościoła, którego chciał być jedynym wyznawcą. A jego ręce... Boże, żałował, że ma je tylko dwie...
Dotykały świeżo umytych miękkich włosów tuż ponad karkiem i wczepiały w nie bezboleśnie czując wręcz całym ciałem jakie ciarki wywołuje to u kochanka. A potem nienasycony przejeżdżał po Jego ramionach i plecach, niby w kompletnym chaosie, a jednak z niesamowitym dopasowaniem do tego jak poruszały się jego wargi.
I nie myślał o zaprzestaniu. Nie myślał nawet o powietrzu, którego już niedługo zacznie bezlitośnie potrzebować.
Jedynym co mogło wytrącić go z transu to właśnie jego imię wymówione tym zniewalającym męskim tembrem niemal wprost w jego usta. Aż tym razem to jego przeszły ciarki. Stęknął wtedy ocknąwszy się w rzeczywistości, ale wciąż wczepiając ciasno w ciało Alexa. Otworzył oczy do połowy spoglądając z niemiłosiernie bliska na te przymknięte, należące do pieszczącego go mężczyzny, zapamiętując chyba na wieczność piękną linię jego ciemnych jak noc rzęs. Słuchał sensu jego słów, dysząc cicho i patrząc na niego z nieukrywanym niezrozumieniem. Rozumiał co mu przekazuje, tak mocno walcząc o każde słowo ze swoim ściśniętym gardłem, ale wydawało mu się to czystą abstrakcją. Miałby go opuścić? Teraz? Kiedy właśnie teraz czuł, że go w końcu miał? Miał kazać mu przestać? Zmuszać do życia, na które sam siebie skazał? Na posiadanie na wyciągnięcie ręki całego szczęścia, jakiego w życiu mógł tylko zapragnąć, ale mógł tylko na nie... Patrzeć? I cieszyć, że to czasem również spoglądało na niego.
- Co ty pleciesz...? - Odchrząknął, samemu szepcząc, jakby niczego głośniejszego nie dało się już wcisnąć między ich ciała. Ujął go za oba policzki i początkowo nieco omdlewającym ruchem, zmęczonym latami oczekiwania na niemożliwe, połasił się o niego, chcąc znowu poczuć jego twarz tuż przy swojej, z niesamowitą ulgą. I dopiero po tym wycofał głowę tylko na tyle, by móc patrzeć na tę przystojną twarz i ani milimetra dalej.
- Spójrz na mnie - poprosił łagodnie i pogładził kciukami zarośnięte policzki. Kochał ten zarost. Aż miał ochotę śmiać się w głos na tym jak bardzo kochał te szorstkie włoski. Poczekał, aż być może ciemne oczy otworzą się na niego i zaczął samemu z ledwością znajdując słowa. - Nigdzie nie odejdę. Nigdy. Jeszcze ci opowiem czemu to zrobiłem, najchętniej przy ognisku na trakcie. Wmawiałem sobie, że robię to dla nas... Że nie zasługujesz na to jak cię traktowałem. Ale zrobiłem to egoistycznie tylko dla siebie... I nic mi to nie dało, nie ukoiło mnie, a wręcz... Zmieniło w kogoś, kto wykorzystał to, że nie byłeś wczoraj w pełni sobą. ...I naprawdę chciałbym tego żałować. - Zaśmiał się urwanie i niewyraźnie, a oczy lekko mu zabłyszczały jakby uchwycały ulotny promień słońca wpadający do pokoju przez niewielkie okienko. Nie potrafił przestać się drżąco uśmiechać. Miał wrażenie, że wargi bez przerwy mu dygocą. - Ale nie potrafię. Nie, jeśli dzięki temu dostałem od ciebie taką chwilę jak ta.
Te wszystkie mocje były takie żywe... Od zdławionego szeptu po palce wpijające mu się w bok.
- Pragnj mnie... Proszę. Choć w połowie tak jak ja ciebie. Bo nie chce już deptać kobietom po nogach, by nie musieć oglądać jak dotyka cię ktoś inny.

_________________
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 Dvoq0GC
Powrót do góry Go down
ShaelSkype & Chill
Shael

Data przyłączenia : 28/11/2017
Liczba postów : 266
Cytat : It's been lovely but I have to scream now

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 EmptySob Lut 24, 2024 12:12 am

Od tylu długich lat nie czuł się na niczyjej łasce. Od tamtego pamiętnego wieczoru, tak dawno temu, kiedy wszystko, co do tej pory trzymał w dłoniach i co wydawało mu się tak pewne, rozsypało się na zimnej jak tafla zmrożonego jeziora, marmurowej posadzce sali jadalnej jego rodzinnego domu. Tamtego dnia obiecał sobie, że nie już nigdy więcej nie poczuje się bezradny i nie pozwoli na to, by jego los znów zależał od kogoś innego.
Aż do tej chwili.
Czuł na swoich policzkach jego długie palce, muskające delikatnie bliznę na jego skórze, być może nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że w tym właśnie miejscu skrywa je starannie przystrzyżony zarost. Zadziwiająco gładka szczęka chłopaka przysunęła się bliżej, kiedy ten łasił się do niego jak młody, sprężysty kocur a on sam mógł tylko odbierać wszystkie te pieszczoty, nieświadom wciąż tego, co przyniesie każde kolejne uderzenie jego serca. A to trzepało się w jego piersi, obijając o klatkę piersiową i tłocząc gęstą krew po jego ciele, obejmując różanym pąsem jego szyję, kiedy w końcu ich spojrzenia się spotkały tak blisko siebie. Po tym, jak chwilę wcześniej spijali z własnych warg smak tego drugiego, gubiąc oddechy i dusząc westchnienia, które umykały z ich płuc nieproszone.
Ściągnął jedynie brwi delikatnie, nie odzywając się jednak na jego uwagę o “pleceniu”, zbyt przejęty tym, co nastąpiło po niej. Przez tę krótką chwilę miał wrażenie, jakby zamienili się miejscami. Jakby to on był tym przestraszonym nastolatkiem w rękach starszego, doświadczonego mężczyzny i chyba teraz, kiedy pierwszy raz zobaczył Oscara w takim wydaniu, poczuł, że tak właśnie jest. Nawet jeśli wciąż śmiał się tym samym, zaraźliwym śmiechem, obok którego nie można było przejść obojętnie, wydurniał się i opowiadał najróżniejsze, niestworzone historie ku uciesze mistrza, znudzonego wielogodzinną podróżą, był dojrzałym, dorosłym mężczyzną. Który w chwili takiej jak ta, potrafił stanąć po swojej stronie.
- Od bardzo dawna nie czułem się tak bardzo sobą jak wczoraj, Oscar. - wydusił w końcu, czując jak zimna dłoń ściskająca jego gardło, zdaje się puszczać pod miękkim dotykiem jego smukłych dłoni.
Jak ręce tak nawykłe do trzymania broni, mogły wciąż być tak delikatne? Tak eleganckie. Z długimi, szczupłymi palcami, jasną niemal jak pergamin skórą i pajęczyną błękitnych żył, spływającą pod nią jak siatka górskiego strumienia, odnajdująca drogę przez granitowy labirynt.
- Gdyby to był tylko alkohol, byłoby łatwiej to wyjaśnić. Nie miałbym takich wyrzutów sumienia, że w taki sposób wykorzystałem twoje zaufanie. - przyznał, z wyraźną skruchą, kiedy mówił o tym, jak widział tę sytuację jeszcze dosłownie parę minut temu, gotów paść na kolana przed swoim młodym towarzyszem i błagać go o wybaczenie. - Oscar. To ja dostałem od ciebie tę chwilę. I wczorajszą. Nawet jeśli przysporzyła mnie o długą, nieprzespaną noc. Za nic w świecie nie chciałbym cofnąć tego czasu i podjąć innej decyzji. - przełknął ślinę, przesuwając dłońmi nieco wyżej po jego szyi, z nowo poznawaną przyjemnością czując pod palcami jej pozorną kruchość.
Ułożył dłoń delikatnie na jego policzku, kciukiem przytrzymując w miejscu drżącą wargę chłopaka, która uchylała się, z trudem formułując kolejne słowa, układające się w zapomniane zaklęcie, odbierające starszemu mężczyźnie resztki samokontroli, jakie starał się w sobie utrzymać.
- Pragnę tak, że to prawie boli. - wydusił w końcu, robiąc krok do tyłu, samemu już nie wiedząc, czy rozmyślnie, czy zwyczajnie przez spięte zbyt długo, odmawiające już posłuszeństwa mięśnie ud, opadł na materac łóżka, delikatnie nakłaniając chłopaka, aby również usiadł. - Ktoś inny? - spytał, a krew w jego żyłach uderzyła niczym fale rozbijające się o skaliste brzegi. - Przez ten cały czas? - spytał, gdzieś pomiędzy słowami zawieszając pytanie, wciąż nie potrafiąc uwierzyć, że być może… Przez ten cały czas Oscar pragnął być na ich miejscu?
Powrót do góry Go down
MaleficarOpportunist Seme
Maleficar

Data przyłączenia : 20/05/2017
Liczba postów : 523
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 YWxfLcZ

Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce.
Wiek : 32

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 EmptyNie Lut 25, 2024 2:05 am

Dotykanie Go taki sposób w swojej rzekomej prostocie było dla Oscara wielkim wydarzeniem. Jeszcze niespełna godzinę temu nie miałby śmiałości choćby otrzeć się o jego mundur, a teraz niemal stykali się nosami, a pod palcami czuł lekko drapiący, świeżo przycięty zarost, mógł obserwować emocje przetaczające się po przystojnej – najprzystojniejszej jaką widział! - twarzy i za zwierciadełkami zmęczonych oczu, i wylewać na wierzch to, co dotąd musiał zatrzymywać tylko dla siebie.
Naprawdę myślał, że nie da rady kochać Alexandra mocniej niż tuż przed tym jak myślał, że już go stracił.
I jakże się mylił…
Uczucia i emocje, które wreszcie po długoletnim wiezieniu otrzymały wolność i zgodę na zaistnienie rozkwitły jak piękny ogród, który nieumyślnie pielęgnował i doglądał. Nawet wtedy, kiedy byli od siebie bardzo daleko. Rosła tam zawsze soczyście zielona i miękka trawa, na której Alex mógł spocząć po męczącym dniu; rosły drzewa z rozłożystymi gałęziami, w których cieniu mógł skryć się przed skwarem słońca i szalejącą burzą; rosły kolorowe kwiaty wabiące motyle za dnia i świetliki nocami, które pełniły rolę migoczących gwiazd nawet w pochmurne noce; rosły soczyste owoce, które zmniejszałyby jego głód i płynęła zawsze czysta woda, która pospołu gasiłaby jego pragnienie i obmywała ciało. Miał tam wszystko czego tylko chciał, jak tylko przekraczał mur wzniesiony z silnych ramion i przechodził przez uchyloną furtkę warg Oscara.
- To nie był tylko… Alkohol…? – Jego twarz poza niezdrowo wielkim, bo sięgającym aż uszu, rumieńcem została przez psotnego malarza ubarwiona jeszcze szczyptą szoku. Otworzyła ona dwukolorowe oczy Rudzielca nieco szerzej, kiedy badał on spojrzeniem chyba równie zestresowane oblicze Alexandra, chcąc z niecierpliwością wyczytać z niego cokolwiek, zanim jego posiadacz sam tego nie wyjaśni.
Sam nie wiedział ile Alexa było w Alexie tego burzliwego wieczoru, ale sądził, że nie dużo… Nie na tyle, by pozwolić na taką sytuację. Ale jeśli było go tam wtedy więcej niż myślał, to ta noc zmęczyła i skatowała ich obu po równo mocno, by na końcu okazało się, że wszystkie te tortury były… Niepotrzebne.
Uśmiech z początku bardzo niepewny z każdym słowem jego towarzysza poszerzał się coraz bardziej, aż w końcu szczerze i z ulgą sięgnął oczu Oscara, po czym ten przymknął je na moment, jak potulny psiak wtulając chłodny policzek w ciepłą dłoń.
Dotykanie Go w taki sposób było dla niego wielkim wydarzeniem.
- Kocham Cię. – Nie wierzył jak bez trudu te ciężkie słowa układały mu się teraz na języku. Aż dziwnym było, że włada językiem miłości tak biegle, choć mówi nim zaledwie od wczorajszego wieczora.
Dał się pociągnąć ten krok w przód i łagodnie, na zadziwiająco miękkich nogach opadł na skraj łóżka tuż obok Alexandra, nieprzerwanie chcąc siedzieć możliwie naprzeciwko niego. Dopiero, kiedy odciążył choć niewielki kawałek ciała dotarło do niego jakie to jest wymęczone i jak daje z siebie wszystko, by pozwolić mu bez omdlenia uczestniczyć w tej chwili. Był wdzięczny za wszystkie te zawroty głowy, tępy, pulsujący ból w skroniach i piersi, napięcie zatrzymane w udach i łydkach i koniec końców nawet za piekące od przesuszenia oczy – jeśli tylko to miało być jego zapłatą za pozostanie świadomym tuż przy Nim. Zwłaszcza, że cały ten dyskomfort jak świeże stłuczenie po treningu ugłaskiwał dotyk czułej dłoni, która pierwsze razy dotykała go tak.
Pragnął go... Nawet sam nie wiedział co robi Rudzielcowi stwierdzając to tak otwarcie.
Otwierał go tym jak ostrygę, a on wylewał z siebie coraz więcej, nawet nie myśląc o tym jak wielka jest ilość tych nowych informacji jak na jeden wieczór.
Młody łowca otworzył wtedy oczy i chwilę spróbował w ogłupiałym umyślę ważyć słowa, by nie ukazać siebie samego jako obraz beznadziejnego zakochania i aż gorzkiej tęsknoty i pogodzenia się z niesprawiedliwością i niestałością świata. I było to bardzo trudne, bo nawet sam przed sobą nie potrafł przyznać, że w istocie był beznadziejnie i nieodwracalnie zakochany i pogodzony z tym, że inni mają dostęp do tego, o czym on nie śmiał nawet śnić nocami i że potrafił być czasem nawet bezsilnie zły na to, że pewnie nie potrafili tego uszanować i szastali tym dobrem jakby im się należało.
Zagryzł lekko wargę, już otwarcie bijąc się ze sobą i w końcu uciekając spojrzeniem gdzieś w bok na okno zalane blaskiem popołudniowego słońca.
- To żenujące… Nie chce wyglądać żenująco w twoch oczach – zaczął, czując, że tylko mówienie szczerze o swoich emocjach go ocali od wdepnięcia do ewentualnej matni. - Patrzyłeś na nie i dotykałeś je inaczej. Subtelniej, dłużej. Wiodło cie do nich jak motyla do pachnących kwiatów na całe noce. M… – Coś od wewnątrz nieprzyjemnie szarpnęło go za grdykę, musiał przełknąć to z goryczą. - Myślałem, że jedyne co wtedy czuje to po prostu samotność… Wmawiałem sobie, że to wszystko jest dobre, bo Twój szczęśliwy i spełniony powrót to dobre wyjście dla nas obu, bo będziesz skuteczniejszy, bardziej skupiony… Bo masz swoje potrzeby i przyciagasz zainteresowanie, jeśli tylko tego chcesz. Ale z czasem zacząłem nieznosić tych samotnych nocy w tłumie ludzi w karczmie i tych kobiet. ...A potem po prostu żałowałem, że sam nie mam kronek i długich sukni, upiętego koka i różu na policzkach, bo może wtedy... – Odetchnął ciężko, czując ucisk w dołku i nadal nie mogąc na niego patrzeć. - Może poczułbym jak twoja ręka dotyka, kiedy jesteś kochankiem, a nie mistrzem.
Nie miał mu tego wszystkiego za złe, jak w końcu mógłby?

_________________
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 Dvoq0GC
Powrót do góry Go down
ShaelSkype & Chill
Shael

Data przyłączenia : 28/11/2017
Liczba postów : 266
Cytat : It's been lovely but I have to scream now

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 EmptySob Mar 16, 2024 9:36 pm

Szumiało mu w uszach.
Krew niemal przemocą przeciskała się przez cieniutkie jak pajęczyna tętniczki, pchana brutalnie do przodu każdym kolejnym uderzeniem serca, które obijało się o klatkę jego żeber, jakby nie zdawało sobie sprawy, że wcale nie jest w niebezpieczeństwie. Całe jego ciało jednak wydawał się nie rozumieć tego, ze wszystkimi włoskami, od tych delikatnych na nadgarstkach, aż po grubsze i mocniejsze na karku, podniesionymi u nasady. Wbrew temu, jak bezwładnie niemal opadli na miękki materac, niemal nie rejestrując szelestu pościeli, mięśnie jego grzbietu były wciąż spięte i jakby gotowe na atak, gdy słuchał wyznań swojego ucznia. Jedynie jego dłoń, zadziwiająco miękko leżała na gładkim policzku chłopaka, wypełniona ciepłem skóry rudzielca. Przez chwilę jego mistrzowi przeszło przez myśl, że niemożliwe było, aby tak jasna, niemal skrząca jak alabaster w słońcu skóra, mogła być tak przyjemnie ciepła. I tak idealnie pasować do jego spracowanych, nieco szorstkich przez lata spędzone na wietrze, słońcu i pracy, dłoni.
Pieczołowicie wyrównane i nakryte kocem prześcieradło zmięło się pod ciężarem ich ciał i chociaż w normalnej sytuacji nigdy nie usiadłby na łóżku w ubraniach, w których był na zewnątrz, teraz nawet nie przeszło mu to przez myśl. Cała jego uwaga była skupiona na opuszkach palców, które otulały twarz chłopaka. Oscar przymknął oczy, dając im tę chwilę, długą na może dwa uderzenia serca, pozwalając im odetchnąć choć trochę.
Alkohol z pewnością odegrał swoją rolę w tym, co wydarzyło się poprzedniej nocy. Zbyt często na przestrzeni długich lat zdarzało mu się jednak być pod jego wpływem, żeby mieć chociaż cień złudzeń, że to był przypadek. Że zwyczajnie miał ochotę tej nocy być z kimś blisko, a jego towarzysz akurat był najbliżej i równie chętny. Zdecydowanie nie. Już od czasu pamiętnego przyjęcia, które zakończyło się krwawą rzezią i rozświetlającym jeszcze nie jedną z kolejnych nocy, pożarem. Wtedy z początku poczuł w sercu przytłaczającą pustkę. Odkąd tylko pamiętał, mieszkała w nim tylko jedna osoba. Wciąż tak samo pielęgnował tę pamięć, jak stary obraz, któremu nigdy nie pozwolono zżółknąć, czy wyblaknąć. Impregnowana kolejnymi warstwami samotności, rozgoryczenia i złości, które trzymały ją wciąż żywą w nim i wciąż pragnącą bycia pomszczoną. Chociaż teraz już nawet nie potrafił powiedzieć, czy to naprawdę ona by tego pragnęła, czy raczej on sam narzucił sobie to jak misję, którą należało spełnić, żeby mieć po co żyć. A skoro zemsta nigdy nie była wystarczająca i trupów nigdy nie było na tyle dużo a kałuże gęstej, cuchnącej krwi nie było wystarczająco głębokie, nigdy nie nadchodził czas na to, aby zatrzymać się i zastanowić nad tym, po co właściwie to wszystko. W końcu jednak musiał stanąć. Chociażby po to, aby zdać sobie sprawę z tego, jak pozwolił się oczarować mglistej obietnicy powrotu do tamtych czasów. Słodki zapach kwiatów, ciepły szelest satyny i jedwabiu ocierających się o siebie w melodii wyznaczanej przez miarowe uderzenia obcasów na marmurowej posadzce zdawały się wtedy niemal hipnotyzować. Mamić zmęczone noszeniem ciężaru śmierci serce i karmić głodną tej trującej ułudy, duszę.
To wszystko jednak skończyło się tamtej rozświetlonej ogniem nocy. Nie zdał sobie z tego sprawy zupełnie od razu. Wtedy poczuł tylko lekkość i ulgę, jakby wypuścił z rąk ciężar, który niósł przez niezliczone godziny i dni do tej właśnie chwili, kiedy wraz z płomieniami i gęstym, wznoszącym się ku niebu dymem, jego ciało opuściła ta tęsknota i to poczucie niesprawiedliwości. A opuszczając go, zrobiły miejsce na coś innego. Coś, lub raczej kogoś, kto już od dawna mościł się miękko, zasklepiając wszystkie rany jakich tylko mógł sięgnąć. Szerokimi uśmiechami odganiał ciężkie myśli, a jego nigdy nie zamykające się usta snuły niezliczone opowieści i każda z nich był stokroć bardziej zajmująca niż jakiekolwiek lepkie łapy koszmarów, które sięgały po niego nocą. I właśnie one przez ostatnie dni pozwalały sobie zajmować kolejne komnaty jego serca, niespiesznie roszcząc sobie prawo do wszystkich miejsc, które były wcześniej zamknięte. Otwierały okna, wpuszczając ciepłe powiewy świeżego, pachnącego ziemią i lasem powietrza, ścierały wieloletni kurz ze wszystkich poszarzałych mebli i podłóg. Wszystkie drogie, puchowe pościele i poduszki, powleczone najdroższymi i najdelikatniejszymi materiałami wymienił na proste, białe zestawy, kuszące nieco korzennym zapachem samego Oscara. I Alexander nie pamiętał, kiedy ostatnio czuł się tak lekko i tak… Na miejscu, jak teraz słysząc te słowa z jego ust.
- Nigdy nie wyglądałeś żenująco w moich oczach. I nigdy nie będziesz tak wyglądał. - powiedział od razu, z pełnym przekonaniem, kiedy lekko naparł palcami na jego policzek, zmuszając chłopaka, aby znów na niego spojrzał.
W końcu złapał jego wzrok i na krótką chwilę kolejne słowa utkwiły w jego gardle, kiedy po raz pierwszy poczuł na sobie te wszystkie duszone przez lata uczucia. Jakby Oscar właśnie teraz zdjął wszystkie maski, jakie nosił przed nim odkąd zaczął dorastać i odkąd tylko te zaczęły w nim wzbierać, aż w końcu kilkanaście zaledwie godziny temu chłopak dał im upust.
I Alexander był w tej chwili gotów paść przed nim na kolana i ucałować ziemię, po której jego młody towarzysz stąpał, dziękując mu za to, że z nich dwóch on właśnie miał w sobie tyle odwagi, by powiedzieć na głos to wszystko, co do tej pory trzymał w sobie.
- Przez… Cały ten czas wydawało mi się, że to przyniesie ulgę. - odchrząknął, nagle nieco zakłopotany, kiedy nadeszła jego kolej na odsłonięcie miękkiego podbrzusza.
Tym bardziej niekomfortowa, że od naprawdę dawna nie pozwalał nikomu na bycie tak blisko, widzenie go tak wrażliwym.
- Że ta chwila, kiedy byłem z nimi blisko -odkaszlnął cicho - to była chwila, kiedy mogłem udawać, że to wszystko nigdy się nie zdarzyło. Zamknąć oczy i znów być w domu. Tym starym domu. I chyba bardziej sobie to wmawiałem, niż faktycznie tak czułem, bo… - nabrał oddech, znów łapiąc jego spojrzenie, pozwalając na chwile swoim palcom nieco powoli przesunąć się po jego skórze w górę, opuszkiem palca delikatnie przesuwając pod jego zmienionym okiem. - Bo teraz wiem, że mój dom jest z tobą. Byłem bezdomny, póki nie wróciłeś i nie chcę już tego oddać. Nie teraz kiedy w końcu wiem, jak to jest. I w końcu, wtedy, w tym przeklętym pałacu, zrozumiałem, że dużo bardziej mnie przyciąga, to jak… Jak pachnie twoja skóra niż najbardziej wonne róże. I żadna ilość koronek, czy różu na policzkach nie uczyni nikogo… Nawet w niewielkiej części, tak pięknym, jak ty kiedy się uśmiechasz, albo kiedy po przebudzeniu, taki rozespany robisz poranny trening. - wydusił, w końcu zamykając usta, przez chwilę czując się niepomiernie głupio, samemu nie wierząc, że rzeczywiście odważył się wypowiedzieć na głos te słowa. - Oscar… Byłbym najszczęśliwszym mężczyzną na świecie, jeśli tylko pozwoliłbyś mi… Być bliżej. I nie ośmielę się nawet prosić o to, by nazywać siebie kochankiem - zamknął oczy, powoli pochylając się w jego stronę, by oprzeć miękko czoło o jego - ale proszę o pozwolenie na to, żeby cię kochać. Podziwiać, uwielbiać, adorować i zachwycać się tobą. Proszę. - powtórzył cicho, wstrzymując oddech, kiedy zapadła między nimi cisza.
Powrót do góry Go down
MaleficarOpportunist Seme
Maleficar

Data przyłączenia : 20/05/2017
Liczba postów : 523
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 YWxfLcZ

Cytat : Jeżeli ktoś żywi do mnie uczucie, którego nie da się przekazać w słowach, może przekazać je w gotówce.
Wiek : 32

He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 EmptyWto Mar 19, 2024 11:24 pm

Pozwolił z lekkim ociąganiem obrócić swoją twarz w kierunku rozmówcy, z napięciem czekając na więcej kojących słów. Choć ciężko mu było się do tego przyznać, to potrzebował zapewnień, że to były tylko przygody, że On nawet nie pamiętał ich imion, smaków ani zapachów i miały od zawsze na zawsze być tylko mglistym wspomnieniem tego, czego Alexander już nie miał. Jego żony.
Tylko Ona była jedyną, której w drodze do tego poranionego serca Oscar ustąpiłby miejsca. Ale w pewien dziwny sposób – pomimo iż nigdy jej nie poznał – czuł, że nawet by nie musiał.
Emilia miała w jego wyobraźni i głowie wytworzony latami posąg niczym ze spiżu.
Wszystkie inne kobiety ginęły w tym blasku. Ale chciał słuchać, że ginęły w odmętach pamięci też dzięki… Niemu.
Nadal było mu wstyd po świeżo wylanym z siebie wyznaniu i zawieszona między nimi przedłużająca się cisza obecnie wyzwalała w nim tylko więcej stresu. Bezradnie zacisnął nawet palce na wymędlonej pościeli i całym sobą wytrzymywał kontakt wzrokowy. Był wciąż szczęśliwy, to się nie zmieniło – wciąż czuł na ustach słodki smak pieszczot, a jego ciało oblekło się śladami ciepła w miejscach, w których stykało się z tym drugim, ale jego świeżo stworzone szczęście nadal było w jego głowie bardzo słabowite i mogło pokruszyć się od nawet źle dobranego słowa. Jednocześnie tak ciężko było mu być ostrożnym kiedy całym sobą chciał być jak najbliżej Alexa, opowiedzieć mu wszystko, zrzucić to z siebie i cieszyć się wolnością i miłością, o której pisali w książkach.
Aż nieco głośniej wypuścił powietrze przez rozchylone usta, kiedy Alexander w końcu się odezwał warząc każde słowo, chyba równie zestresowany co on. Wtedy też Oscar zaczął obserwować go z większym głodem – doznań i informacji, do których nie miał wcześniej dostępu! Próbował w rzuconych zdaniach wyłapać cokolwiek co uleczy jego dusze i pozwoli pomyśleć choć przez chwile, że mógłby choć zacząć walczyć o to, by być dla ukochanego najważniejszy.
Bez różu, koronek, sukien i wąskiej kibici.
I jaka ulga dopadła go wtedy, kiedy mędląc w palcach pościel nie musiał wyszarpywać niczego, nie musiał na siłę szukać choć małej wzmianki, którą mógłby się naćpać i ogłupić, bo oto dostał pełne danie tego, o czym nawet nie marzył żeby usłyszeć...
Starszy łowca otwierając się przed nim wyglądał tak miękko i ludzko; każdy jego ruch – nawet te świadczące o zakłopotaniu – nie nosił ze sobą żołnierskiego wystudiowania, ani przemyślenia. Wszystko było całkowicie surowe, pozbawione napiętego do granic możliwości heroizmu i odporności na wszystko, którymi mały Byron był karmiony na początku ich przygody. Wreszcie mógł zobaczyć Jego jak człowieka, na co Alex sam sobie wreszcie pozwolił. I to sprawiło, że chciał bronić go przed światem jeszcze mocniej.
Oczy rudzielca rosły od każdego słowa, jakby rozmówca wpompowywał w niego życie. Zwłaszcza to zmienione oko, które otrzymało nieco większą porcje uwagi zareagowało przypływem wigoru, kiedy zamieszkałe w nim ogniki zaczęły gonić się po okręgu jeszcze szybciej, niepomne brwi Oscara, które zbiegły się nieco w wyrazie żalu. Oczywiście, że te wszystkie śliczne i oczarowane kobiety tyły tylko na zastępstwo… Wiedział o tym, a jednak usłyszenie tego z ust samego zainteresowanego bolało jakoś mocniej. Aż odruchowo opadł dłonią dotąd mędlącą pościel na tę drugą, niemal jednakowo dużą i zacisnął na niej palce. Musiał mu pokazać, że nie jest sam.
Chciał mu pokazać, że nie jest sam, i to od lat! I że ta otulająca go dłoń nie jest już dłużej tą, którą trzeba prowadzić przez życie, ale tą, która może pomóc mu dźwigać ciężar wspólnie.
Traktował każde to przyznanie się do obserwowania go o poranku lub w określonych sytuacjach jak małe wstydliwe skarby, których sam miał przecież tak niepomiernie bogatą kolekcje.
...ale czuł, że ta rozmowa musiała odbyć się później, to mogło być za dużo jak na jeden raz.
Choć już teraz głupkowato uśmiechał się i mrużył oczy wiedząc, że czasem o poranku ktoś śledził go spojrzeniem i być może… Podobało mu się to co widział.
Jego imię wypowiedziane tak rzeczowo, a jednak z taką czułością najpierw napięło wszystkie mięśnie w jego grzbiecie, a następnie całkowicie upłynniło jego myśli, które niemal wylały się uszami. Ten mężczyzna sam nie podejrzewał jaką miał nad tym głupolem kontrolę.
Złączyli się czołami, ale rudzielec nie potrafił przymknąć oczu, nie wybaczając sobie gdyby przeoczył cokolwiek z tak zniewalającej wizji i bliskości. Przełknął wtedy ślinę i wodził spojrzeniem gorączkowo po jego twarzy kompletnie przygnieciony tym, że prosi się go jak o jałmużnę o to, o czym marzył całe życie. Z komiczności tej sytuacji aż parsknął niekontrolowanie, czując jak oczy zaczynają go piec.
Nie potrafił znaleźć na to słów, dlatego oddał stery ciału:
Dłońmi ujął zastygłą w wyrazie skruchy, przystojną twarz i wpił się w jej usta. Z miejsca całował go głęboko, jakby jeszcze bardziej dziko niż wcześniej. Napierając na Alexandra tak, że praktycznie usiadł mu na kolanach, oplatając jego kark ciasnym murem z wytęsknionych ramion. Na przemian zagłębiał się i zatracał w pieszczotach, i całował go płytko i urwanie, jakby chciał wycmokać całą powierzchnie słodkich warg oraz cały ich obrys. I za każdym takim razem powoli przechylał mężczyznę na bok, aż nie pacnęli głucho na miękkim materacu.
Dopiero tam Oscar tuż przed uderzeniem wycofał najpierw głowę, a potem ręce, tak by palce muskały już tylko policzki łowcy oraz jego wrażliwe uszy. Złapał kilka cennych oddechów i rzekł z pasją:
- Oszalałeś... – znowu parsknął. - Nigdy nie proś mnie o takie rzeczy. Nawet nie wiesz jak długo czekałem...
Ostatnie słowo zdradziło go fałszywą nutą zduszonego szlochu. Rudzielec po tym spojrzał celowo w sufit i zamrugał kilka razy, w międzyczasie odruchowo rolując wąskie wargi do wnętrza ust, zbierając się w sobie żeby móc znowu na niego spojrzeć.
- To ja jestem najszczęśliwszym mężczyzna na świecie. I chcę móc nazywać ciebie moim kochankiem, nawet jeśli tylko między nami i poza wzrokiem świata. – Pociągnął nosem i przygarnął się na powrót bliżej mężczyzny i blisko poduszki, chowając głowę pod jego brodą. Skronie pulsowały mu tępym bólem kiedy z ulgą przymknął oczy i czuł w ramionach znajomą figurę.
- Głowa mnie tak strasznie boli... – Nie skarżył się. Po prostu jak już mógł mówić z pełnią wolności komentarze dotąd trzymane dla niego samego wyfruwały z jego ust szybciej niż potrafił je złapać. - Mogę dzisiaj spać z tobą…?

Chyba zadał to pytanie.
Był pewien jeszcze zanim rozkoszny odpoczynek nie zdjął go z nóg jak cios biczowatego wampirzego ogona.
Ale mógł też odpłynąć zanim to pytanie uformowało się na dobre na jego języku.

Kiedyś strasznie chciał spać obok Niego.
Ale z czasem nawet udawanie choroby już mu na to nie pozwalało.
Teraz zamierzał z tego skorzystać z całym dobrodziejstwem inwentarza.

_________________
He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 Dvoq0GC
Powrót do góry Go down
Sponsored content



He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 Empty
PisanieTemat: Re: He wears the smell of blood and death like a perfume   He wears the smell of blood and death like a perfume - Page 13 Empty

Powrót do góry Go down
 
He wears the smell of blood and death like a perfume
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 13 z 13Idź do strony : Previous  1, 2, 3 ... 11, 12, 13
 Similar topics
-
» "White Beauty and Black Death"
» Blood is thicker than...
» A Song of Ice and Blood

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Zona scriptum :: Fantastyka-
Skocz do: