|
Autor | Wiadomość |
---|
RatatoskBadass Uke
Data przyłączenia : 01/11/2017 Liczba postów : 135 Cytat : Where are my demons?
| Temat: Re: Bądź tylko mój Pią Kwi 27, 2018 9:03 pm | |
| Zaledwie jeden kącik ust delikatnie podniósł mu się kiedy usłyszał, że nie potrzebne tutaj są dywagacje ludzi jego pokroju. A mimo to właśnie do niego Dave przyszedł! Evans musiał przyznać, że lubił ich spotkania, czuł, że może się wykazać, ale i zarówno pomóc czymś tak prostym jak rozmową o niczym. Ten pacjent zdecydowanie go intrygował. - Tu się nie zgodzę. – nie powinien jasno mówić o swoich odczuciach czy myślach a jedynie starać się podpowiedzieć jakąś drogę klientowi, ale ten tutaj był zupełnie inny od całej reszty jego podopiecznych. - Mamy zawsze wybór. Zazwyczaj ci, którzy wybierają coś równie niebezpiecznego jak mafia uważają, że to była ostateczność, że nie było innego wyjścia. Wybór jednak zawsze jest. Na jakimś etapie życia, któraś decyzja była kluczową, że powiązała cię z tą profesją. Może to była chęć uratowania kogoś i przejęcia robotę za niego, bo wiedziałeś, że ten ktoś jest słabszy i nie da sobie rady a był dla ciebie cenną osobą? Albo potrzebowałeś takich pieniędzy jakich nigdy w życiu byś się nie drobił uczciwie pracując a potrzebowałeś ich na już na operację rodzica. Zawsze był wybór tyle tylko, że wybierałeś w tamtym momencie coś co uważałeś za mniejsze zło, które po latach zaprocentowało na to. Czasami nie potrafimy lub nie chcemy zobaczyć gdzie dana droga nas poprowadzi, bo zbyt mocno skupiamy się na już i teraz. Tak, samo zrozumienie tego, że niejako wybrało się to zło w jakim się jest było najgorszym momentem, terapii. Było to też mocnym przejściem bariery. Tak jakbyśmy tworząc problemy budowali z nich ogromną górę a w trakcie terapii powoli wspinali się na nią. Kiedy osiągało się szczyt – zrozumienie samego meritum problemu – człowiek stawał przed nową perspektywą. Problem w tym, że jak z górki spróbuje zejść się za szybko to można się sturlać i poobijać lub są też i tacy co wolą dalej górkę budować. Kim będzie Dave? - Niestety, złote rady w takich momentach nie za bardzo pomagają, musisz odnaleźć to co pozwoli wrócić ci do stanu spokojnego. Niektórym wystarczy kilka głębokich wdechów, inni wieczorami chodzą na siłownię czy jogę. Proponowałbym coś sportowego aby móc wyrzucić z siebie złą energię, ale w twoim stanie.. to może być trudne. – przerwał na moment. Nie cierpiał momentów takich jak te. Nie mógł temu człowiekowi pomóc chociaż bardzo chciał. Pragnął wymyśleć jakąś złotą zasadę, która pomoże mu się uwolnić od wszystkiego złego w czym jest. Gdyby był dżinem spełniłby jego marzenie. No ale nie był. - Rozmowa też pomaga. Zapisałeś się tutaj, bo pomyślałeś, że może to będzie to, prawda? Nadal nie zrezygnowałeś, więc wierzę, że to chociaż w małym stopniu, ale przynosi ci ukojenie. – palcem wskazującym i kciukiem chwycił delikatnie swoje okulary za oprawki po lewej stronie i poprawił je. Blond kosmyki, tuż przy uchu, poruszyły się, ale nie przemieściły na tyle by wyglądały dziwnie czy potrzebowały poprawienia a mimo to smukłymi palcami i powolnymi ruchami Evans zaczesał je z powrotem gdzieś za ucho.
|
| | | ChrisDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 23/07/2017 Liczba postów : 76 Cytat : Don't get angry, don't discourage, take a shot of liquid courage. Call a doctor, say a prayer, choose a god you think is fair.
| Temat: Re: Bądź tylko mój Sob Kwi 28, 2018 1:32 pm | |
| Westchnął powoli i bezgłośnie, co wyglądało jakby po prostu nabrał nieco więcej powietrza, po czym równie wolno je wypuścił. No tak, przecież mógł się spodziewać takiej odpowiedzi. Czy był zaskoczony? Nie bardzo. Poza tym nie mógł go przecież winić, studia studiami, ale akurat o kryminalnym życiu tam raczej nie nauczali. - Tak, tak. Zawsze też możesz wybrać, czy chcesz żyć czy umrzeć, zawsze masz wybór. Decyzje podjęte na podstawie subiektywnego osądu sytuacji, patrząc przez pryzmat złudzeń umysłu, które powstają przez wychowanie, doświadczenia, bla bla bla. Jakkolwiek jest to ciekawe zagadnienie, to naprawdę nie mam teraz siły wchodzić w te wszystkie Kanty, Hume’y czy Bacon’y. Moralne aspekty wyborów też są sprawą subiektywną, krytykowanie ich bez znajomości całej masy czynników wydaje mi się niesprawiedliwe. Żeby nie było, możesz mieć swoje zdanie i możesz mnie potępiać. Mówię tu jako o tobie, nie o psychologu, bo jako ten ostatni nie możesz tego zrobić. Radzenie sobie z dualizmem poglądowym musi nie być takie proste, co? Splótł ręce na brzuchu i odwrócił głowę w jego stronę. Ciężko było orzec, czy patrzył wprost na niego, czy kontemplował coś w dalszej części pokoju. Czy chciał się wytłumaczyć? Sam nie wiedział, z jednej strony może i by chciał a z drugiej - choć powiedział i tak więcej, niż powinien - to nie miał ochoty mówić wszystkiego od A do Z. Mógł mu płacić za słuchanie, za udawanie, że go to obchodzi czy cokolwiek tam robili psychologowie, ale właśnie dlatego sporo rzeczy nadal zostawiał dla siebie. Koniec końców to ciągle był człowiek, którego rzeczy obchodziły tylko dlatego, że taką miał profesję. - Żeby nie było, nie żałuję swojego wyboru. No, powiedzmy że w większej części nie żałuję. Zrobiłem, co uważałem za słuszne posunięcie i kolejny raz zrobiłbym to samo. Poza tym szkoda czasu na wymyślanie “co by było, gdybym postąpił inaczej”, co to zmieni? Nic. Po pierwsze zabierze czas a po drugie nic dobrego nie przyniesie. Możesz powiedzieć, że nie jestem dobrym człowiekiem, chociaż tu też można by wejść w polemikę na poziomie filozoficznym, ale naprawdę nie jestem. A co, miał pozwolić im mieszczać na ulicach Nowego Jorku? On by sobie może jakoś poradził, ale na pewno nie chciał dla siostry oczywistego losu, który by ją tam spotkał. Albo żyć w sierocińcu? Wszyscy wiedzieli, jak wyglądały sierocińce i co się w nich działo, dziękuję, postoję. Później znów wrócić na ulicę, bo nikt mieszkania im by nie dał, tyrać za jakieś głodowe stawki i co z tego mieć? Wieczne długi. I tak by skończył w kryminale a tak przynajmniej skończył w kryminale z jakimś pożytkiem. - Nie sądzę, żebym miał jakąś złą energię do wyrzucenia. Nie rzucam przedmiotami i nie uderzam w ściany, jeśli o to ci chodzi. Ale tak, ćwiczę czasem, bo poniekąd muszę i nie jestem pewien, czy to mi spokój przynosi. Valium za to owszem, ale chyba nie o to chodzi, prawda? O tak, proszki były świetnym przyjacielem i remedium na wszystko, ale miały zasadniczy minus - utrudniały mu pracę umysłową a na to nieczęsto mógł sobie pozwolić. Od czasu do czasu proszki na sen czy valium się przydawały, ale nie mógł przeginać. Na ostatnie słowa Evansa uśmiechnął się lekko i przekręcił dłoń w nadgarstku, wskazując palcem mniej więcej w jego kierunku. - Przychodzę tu, bo ciągle liczę na mojego bruderszafta. - I mówił to całkiem serio, chociaż mogło to zostać uznane za żart. Niestety jego próby wyciagnięcia Josha gdziekolwiek ciągle spełzały na niczym. Nie truł mu o tym ciągle i nie nachalnie, ale czasem w rozmowie próbował jakoś gładko skierować go na temat wspólnego wyjścia. - A teraz drink by mi się bardzo przydał. Terapeutycznie oczywiście. _________________ Then it comes to be that the soothing light at the end of your tunnel Is just a freight train coming your way.
|
| | | RatatoskBadass Uke
Data przyłączenia : 01/11/2017 Liczba postów : 135 Cytat : Where are my demons?
| Temat: Re: Bądź tylko mój Sob Kwi 28, 2018 2:07 pm | |
| Cholernie mocno pragnął westchnąć tak głośno aby pojemności płuc mógł mu pozazdrościć poobijany pacjent. Choć uwielbiał swoją robotę to jak każdy miał czasami jej dość. W szczególności kiedy zraniony przez świat człowiek zaczyna się mądrzyć, uznawać, że pozjadał wszystkie umysły i wie najlepiej co jest dobre dla niego. Ale nie było to tak bardzo wkurzające jak podsumowywanie psychologa. Nie po to to spotkanie było. Gdyby Evans tego chciał poszedłby do kolegi po fachu a nie osoby, która uważa siebie za mafiozę. Choć bardzo pragnął wejść w dalszą dyskusję to wiedział, że nie mógł. Etyka zawodowa na to mu stanowczo nie pozwalała. Poza tym, prawda była taka, że Linewood wcale aż tak bardzo nie błądził. Każdy człowiek miał jakieś swoje problemy i nie było inaczej z Joshem. Jak zareagowałby jego pacjent na wiadomość, że pan psycholog ma magiczne moce, ale nie używa ich z tego powodu, że nie chce zostać znalezionym przez własną rodzinę, od której uciekł? Rodzina von Veturson łatwo nie zapomina, w szczególności kiedy pierworodny zbuntował się i dał nogi. Okularnik zdawał sobie sprawę z tego, że nie zrobią mu krzywdy, co najwyżej mogą spróbować zamknąć albo przekonać do siebie. Ci, którzy władali magią byli naprawdę cenni a on w teorii powinien przejąć sprawowanie nad rodziną po ojcu… - Ani razu nie stwierdziłem, że jesteś niedobrym człowiekiem. – wyrwał się z własnych myśli zdając sobie sprawę, że mało kulturalnie pominął większą część wypowiedzi pacjenta. No cóż, też był człowiekiem i mógł się rozkojarzyć. - Czasami można rozbić kilka talerzy, jeżeli to przyniesie ulgę. Nie podobało mu się gdzie ta rozmowa zmierzała. Wspomnienie o lekach go zaniepokoiło. Dół, leki, alkohol i niebezpieczne towarzystwo – to nigdy nie prowadziło do niczego dobrego. A ten przypadek, ten człowiek nie był typowo książkowym. - Dobrze, w takim razie zawrzyjmy umowę. Pójdziemy na drinka, ale pod warunkiem, że będzie stop z marudzeniem i narzekaniem. Jak już sam powiedziałeś, nie ma co rozpatrywać przeszłości, bo się jej zmienić nie da. –nie jest to do końca prawdą, bo z odpowiednim artefaktem… - Od razu uprzedzam, że to wyjście poza godzinami pracy, więc nie będzie żadnych analiz. No i mam nadzieję, że jesteś na tyle uprzejmym typem spod ciemnej gwiazdy, że nie doniesiesz na mnie do odpowiednich organów i nie zabiorą mi przez to licencję. – na ostatnie słowa uśmiechnął się szeroko, bo chciał dać znać, że to było stwierdzenie humorystyczne a nie obrażające. W głowie jednak zabłysła lampka, że może robić źle. Dopóki jednak nie spróbuje to się nie dowie. Możliwe, że właśnie teraz to on podejmował tą decyzję, która w przyszłości zawiedzie go w bardzo złym kierunku.
|
| | | ChrisDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 23/07/2017 Liczba postów : 76 Cytat : Don't get angry, don't discourage, take a shot of liquid courage. Call a doctor, say a prayer, choose a god you think is fair.
| Temat: Re: Bądź tylko mój Sob Kwi 28, 2018 10:00 pm | |
| On zaś bardzo by chciał usłyszeć to westchnienie, bo znaczyłoby to, że pan psycholog jednak wykazuje jakieś ludzkie reakcje i nie trzyma gardy non stop, ale widać to było zbyt duże życzenie. Najwidoczniej nie do spełnienia w tym gabinecie, może poza nim mu się bardziej poszczęści. - Wiem, bo zdaje się, że nie możesz tego powiedzieć nawet gdybyś tak myślał. Nie tak to działa? Nie wypowiadasz głośno osądów i takich tam? Może i zabrzmiał trochę nieuprzejmie, ale dziś nie do końca był w stanie gryźć się w język. Gdyby teraz ktoś do niego zadzwonił ze sprawą, nawet gdyby to był sam Constantino, to istniała duża szansa, że byłby bardzo nieprzyjemny w obejściu. - Nie, rozbijanie talerzy mi nie pomaga, wolę zwyczajnie iść spać - odpowiedział i zaczął podnosić się z kanapy mimo, że minęło dopiero pół godziny.- Dobrze, obiecuję solennie, że to był pierwszy i ostatni raz, kiedy narzekałem. Więcej tego ode mnie nie usłyszysz. Następnym razem najlepiej zrobi, jak odwoła wizytę, gdyby to się powtórzyło w przyszłości. Sam do końca nie wiedział, czemu tu dziś przyszedł zamiast, jak zwykle, poleżeć trochę w domu. Na zdrowie pewnie by mu to wyszło i panu psychologowi też. Teraz to był na siebie zły za tę chwilę słabości, ale na szczęście Evans sprowadził go znów do rzeczywistości, gdzie najlepszym sposobem na wszystko był uśmiech numer siedem a zmartwienia należało wpychać w najczarniejsze czeluści duszy czy cokolwiek tam miał w środku zamiast niej. Tak, powinien mu za to podziękować, na coś się jednak te lata studiów przydały. - Obiecuję też, że nigdzie nie doniosę, pod warunkiem, że ty nikomu o mnie nie wspomnisz w żadnej anegdotce ani niczym podobnym. Nawet gdybym miał figurować jako Pan X. Umowa? - Posłał mu rzeczony uśmiech numer siedem i wyprostował się niemal bez problemu, ale cień, który przebiegł po jego twarzy zupełnie mimowolnie zdradzał, że nie było to takie nonszalanckie za jakie chciał, by uchodziło. Wyciągnął też do niego rękę, żeby przypieczętować układ. Zakładał, że ten i tak nikomu o tym nie powie, ale wolałby uniknąć tego procenta szans, że ktoś się dowie, że odwiedza psychologa. Dla bezpieczeństwa swojego i Josha. - Zero zmor z przeszłości czy przyszłości, tylko miły wieczór przy piwie, brzmi w porządku? Ha, trochę mu to zajęło, ale w końcu mu się udało. Oczywiście, to jeszcze nic nie znaczyło, ale od czegoś trzeba zacząć, prawda? Sukces to sukces, nawet jeśli mały.
_________________ Then it comes to be that the soothing light at the end of your tunnel Is just a freight train coming your way.
|
| | | RatatoskBadass Uke
Data przyłączenia : 01/11/2017 Liczba postów : 135 Cytat : Where are my demons?
| Temat: Re: Bądź tylko mój Czw Maj 03, 2018 5:20 pm | |
| - Tak, mniej więcej tak to działa. Możesz mi jednak wierzyć lub nie, ale naprawdę nie uważam ciebie za złą osobę. –trochę pogubioną, może skrzywdzoną, ale nie złą. Josh zdawał sobie sprawę, że w każdym człowieku było ziarenko dobra jak i zła. To jaki człowiek się stanie zależało od tego, które ziarenko będziemy pielęgnować. Wierzył także w to, że chociaż czasami to złe ziarenko może się rozrosnąć bardziej to ciągłe skracanie go i pielęgnowanie tego dobrego mogło wszystko odmienić. Takie bardzo mocno jezusowe podejście. - Nie chodziło mi o to, że masz w ogóle nie narzekać. Te wizyty czasami właśnie od tego są, abyś mógł sobie ponarzekać, chociaż przyznam ci, że zazwyczaj przy tego typu spotkaniach to właśnie mi się najwięcej obrywa. – zrobił odrobinę smutną minę, bo to była prawda. Ludzie smutni albo źli lubili zwalać na innych winę, więc już nie jeden raz oberwał za to jakim jest beznadziejnym psychologiem, że do niczego się nie nadaje, nie daje dobrych rad i w ogóle nie zna się na tym co robi. - Jeżeli jednak wychodzimy towarzysko to.. przykro mi to mówić, ale nie chcę słuchać narzekania. Uśmiechnął się i podniósł odwracając w stronę biurka, przechodząc parę kroków i wyjmując spod niego męską skórzaną torbę na długim pasku. Trochę w niej grzebał, coś cicho mamrotał pod nosem a wprawne ucho mogło usłyszeć, że po prostu sprawdzał czy miał wszystko co mogło się przydać poza gabinetem (czyt. portfel, telefon, kartę miejską, klucze itd.). Pierwsza odsłona prawdziwego charakteru tego mężczyzny albo był bardzo pedantyczny albo zapominalski. W końcu odwrócił się i zarzucił na siebie krótki (sięgający tuż przed biodra) granatowy płaszcz a na ramię torbę. Patrząc teraz na swojego pacjenta prawie go nie poznawał, uśmiech numer siedem dużo zmieniał. Podszedł do niego i uścisnął mu dłoń. - Niech i tak będzie, umowa stoi. – nie chciał się powtarzać, że właściwie etyka pracy zabraniała mu opowiadania o takich rzeczach. Chociaż każdemu anegdotki się zdarzają. - Miły wieczór przy piwie. Masz pomysł gdzie pójść? Nie był przekonany, że dobrze robił, nie wiedział też czy obiera złą ścieżkę. Uczono go, że każdy człowiek jest inny i czasami zdarzają się tacy, dla których po prostu jeszcze nie opracowano odpowiedniej metody badań jak i leczenia.
|
| | | ChrisDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 23/07/2017 Liczba postów : 76 Cytat : Don't get angry, don't discourage, take a shot of liquid courage. Call a doctor, say a prayer, choose a god you think is fair.
| Temat: Re: Bądź tylko mój Nie Maj 06, 2018 4:50 pm | |
| Uśmiechnął się enigmatycznie a ciemne okulary tylko spotęgowały to wrażenie. Uśmiech ten zdawał się przekazywać wprost tylko jedno słowo - jeszcze. Gdyby wiedział o tak miłosiernym podejściu Josha do ludzi i kwestii dobra i zła, uśmiechnąłby się ale z kolei pobłażliwie. Uznawał to, że ludzie byli różni i nawet czasem starał się to szanować, ale środowisko w którym pracował z miesiąca na miesiąc i z roku na rok upewniało go w przekonaniu, że człowiek w pewnych okolicznościach jest w stanie zrobić wszystko. I to wszystko, co najgorsze. Wystarczy albo odpowiednia motywacja albo odpowiednia cena. Niestety nie miał tyle wiary w ludzi. - Tak, domyślam się. To ciekawe, że ludzie nie potrafią albo nie chcą brać na siebie swoich czynów lub braku czynów. Ale domyślam się również, że tak jest znacznie łatwiej, nie tak? Może i zabrzmiał jak “typowy, mądrzący się pacjent”, ale już na wstępie zaznaczył, że nie potrzebuje terapii, tylko rozmowy. I może faktycznie nie miał problemu z przyjmowaniem odpowiedzialności. Miał trochę innych problemów, ale kto ich nie miał? Musiałby nie żyć, by żadnych nie mieć. - Nie ma powodów do skruchy, na pewno nasłuchasz się tego w pracy na co dzień, więc nie zamierzam ci dostarczać nowych porcji. Kto by chciał być w pracy po godzinach, błagam. Do tego akurat potrafił się odnieść, bo o ile sam nie miał zbyt wielkiego wyboru co do godzin pracy, to przynajmniej chciałby mieć jakieś ustawowe wolne od czasu do czasu. Mógł ryzykować i po prostu nie odpowiadać na telefony, ale musiałby przekalkulować potencjalne skutki i czy w rezultacie to się opłacało. - Oczywiście, znam trochę scenę barowo-klubową tego miasta. Jaki byłby ze mnie biznesmen, gdybym nie miał o tym pojęcia? Muszę wiedzieć, co robi konkurencja i do tej konkurencji się udamy. Wiem, gdzie o tej porze nie będzie jeszcze tłumów - odpowiedział i otworzył drzwi puszczając go przodem, chociaż i jak Josh musiał zamknąć za sobą gabinet. Należności regulował za miesiąc z góry, więc gdy przechodzili koło Gabi (której imię też już zdążył poznać), przeprosił ją tylko za swój dzisiejszy wcześniejszy brak kultury wyjaśniając, że miał po prostu ciężki dzień i wyraził nadzieję, że mu wybaczy. Opuścili kamienicę w której urzędował Josh i skierowali się na zachód, gdzie dwie przecznice dalej stał czarny Merc CLS. David otworzył tylne drzwi i zaprosił Josha do środka, samemu wsiadając ostrożnie z drugiej strony. Zazwyczaj oczywiście wolał prowadzić samemu, ale z oczywistych powodów dziś sobie opuścił i polecił kierowcy udać się na Dwudziestą Ósmą, gdzie znajdował się The NoMad do którego zmierzali. Godziny szczytu niestety zaczynały się koło czwartej, więc nie ominęło ich momentami stanie w korkach, ale Dave z powodzeniem (i pewnym wewnętrznym wysiłkiem włożonym w wyglądanie jak gdyby nigdy nic) zajmował swojego kompana od kieliszka rozmową. Gdy w końcu wysiedli pod hotelem o tej samej nazwie, powitała ich odrestaurowana kamienica w stylu Beaux-Arts z łukowatym wejściem ozdobionym rzeźbami, które podtrzymywała para kolumn. Zostali powitani i wpuszczeni do środka przez odźwiernych i widać było, że Dave nie był tu pierwszy raz, bo bez wahania poprowadził ich do baru w którym rzeczywiście nie było zbytniego tłoku. Od wejścia bar emanował przyjemną atmosferą, pewnie za sprawą obecnego wszędzie drewna, skórzanych obić i ciepłego światła. Był również bardzo przestronny, nie dość, że miejsca na dole z widokiem na zastawiony kieliszkami i butelkami bar było sporo, to jeszcze drugie tyle znajdowało się na antresoli. -Może być? Stwierdziłem, że skoro lubisz Seven to tu też powinno ci się spodobać. Wybieraj, miejsca mamy jeszcze sporo - dodał z uśmiechem numer sześć, bo siedem już się wyczerpał w międzyczasie. Może dobry alkohol pomoże go naładować.
_________________ Then it comes to be that the soothing light at the end of your tunnel Is just a freight train coming your way.
|
| | | RatatoskBadass Uke
Data przyłączenia : 01/11/2017 Liczba postów : 135 Cytat : Where are my demons?
| Temat: Re: Bądź tylko mój Nie Maj 06, 2018 7:04 pm | |
| Mimowolnie pozwolił siebie przepuścić w drzwiach, nawet nie zastanawiał się nad tym, że logiczniej byłoby gdyby wyszedł ostatni aby móc je na spokojnie zamknąć. To było coś silniejszego od niego, podświadomy czyn, który został przez niego w ogóle nie zauważony. Szybko przekręcił dwa razy dolny zamek (z racji tego, że cały lokal zamykała jeszcze Gabi nigdy nie zamykał górnego) i machnięciem dłonią pożegnał się z sekretarką, która ciepło uśmiechnęła się do obu. Oczywiście, była troszkę zdziwiona tym, że pan Evans wychodzi wraz z pacjentem, ale wyznawała zasadę, że to nie jej sprawa. Rozumiała, że przyjmujący tutaj ludzie pomagali innym, ale gdzieś z tyłu głowy miała niepokojącą myśl: kto tutaj może przychodzić? Dużo można było czytać w gazetach a jeszcze więcej nasłuchać się w telewizji, ilu teraz wariatów chodzi po tym świecie. Chociaż ostatnio słyszała, że ich liczba wcale się nie zwiększyła, kwestią było to, że świat stał się jedną globalną wioską gdzie można każdemu zajrzeć przez okno. Kobieta wzdrygnęła się na tą myśl kiedy panów już nie było w kamienicy. - Niedoinformowany? – uśmiechnął się kiedy wyszli na zewnątrz i szybko zapiął płaszcz czując jak zimny wiatr próbuje rozwinąć jego poły i dotrzeć tam gdzie tego Josh by nie chciał. Nie miał pojęcia gdzie się mieli kierować, jakoś postanowił zaufać swojemu pacjentowi. Nie. Moment. Stop. Nie pacjentowi a Davidowi. Teraz musieli być na stopie towarzyskiej a nie służbowej. Taka była umowa. Dlatego w miarę ufnie podążał za nim, oczywiście notując detale otoczenia aby wiedzieć jak wrócić. Tylko, że szybko miało się okazać, że nie wybierali się nigdzie na piechotę a tym bardziej komunikacją miejską. Przez delikatnie przeciągającą się chwilę przyglądał się dość nieufnie drogiemu aucie. Tym bardziej poczuł się nieswojo kiedy zauważył kierowcę. Niedobrze, to przywiało pewne niemiłe wspomnienia z dzieciństwa. - Cofam to o niedoinformowaniu, musisz być piekielnie dobry w tym co robisz. Choć większość drogi czuł się nie na miejscu to David całkiem nieźle rozpraszał go rozmową, na tyle, że jedynie ciut za mocno wbijające się w materiał torby palce mogły zdradzać, że czuł się dziwnie. W końcu przeciętnego psychologa nie było stać na takie luksusy, ba on sam nawet nie posiadał auta. - Czy to już Chelsea? – spojrzał na hotel, którego wejście było zdecydowanie imponujące. Nie był jednak tutaj aby podziwiać architekturę, więc szybko przeszedł do baru, do którego prowadził go David. Wchodząc do niego poczuł tą całkiem przyjemną atmosferę, tą samą co w Seven tyle tylko, że brakowało mu tutaj Thomasa, to zazwyczaj z nim wychodził na kieliszek czegoś mocniejszego. - Może tam? – delikatnie brodą wskazał jedną z buf pod ścianą, pozwalały one na odrobinę prywatności. Po delikatnym skinieniu głową przez Linewood’a kelner poprowadził ich do niego i zdjął tabliczkę, która oznaczała, że była tutaj zrobiona rezerwacja. - Proszę się nie martwić. Rezerwacja jest na o wiele późniejszą godzinę. Pozostawiam do państwa dyspozycji nasze karty z trunkami. Czy zechcieliby państwo zamówić także coś do jedzenia? - Ja podziękuję i dla mnie może być gin z tonikiem. – uprzejmie się uśmiechnął a kiedy swoje zamówienie złożył Josha towarzysz kelner ulotnił się. - Lubię taki stary styl. Zawsze wyobrażam sobie jak ludzie z epoki w jakiej jest to pomieszczenie mogli się bawić w takich miejscach. Z drugiej strony, podoba mi się także surowy styl skandynawski, drewno, beton i metal. Proste kolory, proste faktury. Połączenie tego sprawia, że moje mieszkanie mogłoby być jednym wielkim stylem eklektycznym, gdyby nie to, że to całkiem sporo by mnie kosztowało. – zaśmiał się, próbował mówić o czymkolwiek, bo czuł się trochę niezręcznie. Z Thomasem znał się od dawna, więc rozmowa przy kieliszku szła płynnie a tutaj nie dość, że był z kimś obcym to jeszcze swoim.. pacjentem. Davidem! |
| | | ChrisDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 23/07/2017 Liczba postów : 76 Cytat : Don't get angry, don't discourage, take a shot of liquid courage. Call a doctor, say a prayer, choose a god you think is fair.
| Temat: Re: Bądź tylko mój Nie Maj 27, 2018 1:30 pm | |
| Widział tę chwilę zawahania swojego kompana przed wsiąściem do samochod, bo owszem, mogło to wyglądać nieco podejrzanie kiedy właściwie obcy facet kazał, nie, to za duże słowo - zapraszał cię do samochodu o takim wyglądzie. Ale czy nie powiedział mu o wszystkim? Albo przynajmniej o większości? Pewnie bardziej normalnie wyglądałoby, gdyby to on siadł za kierownicą, ale w tych okolicznościach nie byłoby to wskazane. Nie winił go za nerwowość, może w dodatku jakąś podświadomą, nawet jeśli nie chciał jej okazać wprost. Sam kiedyś też bywał nerwowy w takich sytuacjach z tą różnicą, że jego nie zapraszano, jemu kazano wsiadać. - Tak, chcę tak myśleć - odparł jeszcze na słowa o tym, że musi być dobry w tym, co robił. Prawdopodobnie był, jeszcze żaden bar czy klub mu nie upadł a to nie było łatwe w tym mieście. Co ważniejsze, połowa z nich nadal przyciągała do siebie grube ryby, dzięki czemu biznes się kręcił. - Prawie, nadal Korea Town, ale kto by się przejmował kilkoma ulicami w tę lub wewte. - sprostował, chyba nawet całkiem niepotrzebnie bo faktycznie, kogo obchodziły granice administracyjne? Poza nim samym, bo musiał wiedzieć który teren był czyj i poza zapewne jakimiś służbami mundurowymi tudzież inwestorami pragnącymi zgarnąć co lepsze działki w prestiżowych dzielnicach. Jedna ulica i w adresie zamiast Upper Manhattan masz Harlem. Bezgłośnie podziękował kelnerowi zdawkowym uśmiechem i skinieniem głową, po czym ruszył za Joshem w kierunku jednej z lóż, absolutnie też nie mając zamiaru przejmować się jakąkolwiek rezerwacją. Poza tym, wiele rzeczy da się załatwić, kiedy ma się odpowiednie środki przekazu. Tak czy inaczej, specjalnie celował w te części miasta, w których ruch o tej porze jeszcze nie jest tak natężony, oczywiście relatywnie, bo Nowy Jork zawsze był w ruchu. Czasami, gdy wracał z jakiejś podróży z innej części kraju, przez pierwsze parę dni zastanawiał się, jak on tutaj w ogóle może funkcjonować; wieczny ruch, wieczny hałas, wiecznie coś do sprawdzenia czy zrobienia. Wydawało mu się, że może poza Waszyngtonem, ludzie żyją jakoś spokojniej. Wślizgnął się za stolik trochę sztywno, podpierając się ręką a gdy usiadł, zdawać by się mogło, że powietrze wypuścił dopiero po chwili. - Również dziękuję, dla mnie Imperial Stout. Karty mogą jeszcze zostać. - znał tutejszą kartę alkoholi dość dobrze a przynajmniej w tym zakresie, który go interesował, toteż podał swoje zamówienie nawet nie kłopocząc się spoglądaniem do środka. Poza nieistotnymi, wymyślnymi kolorowymi drinkami których raczej nie pijał, mieli całkiem przyzwoity wybór niezłych piw z dobrych browarów i kilka wartych uwagi win, poza tym oczywiście klasyki, których nie mogło zabraknąć w żadnym barze. Jak właśnie gin z tonikiem. - Jak ludzie z epoki mogli bawić się w takich miejscach? Zakładałbym, że dość powściągliwie jak na nasze standardy, ale ludzie, którzy wydawali przyjęcia w takim otoczeniu wtedy byli powściągliwi, więc raczej wszystko gra. Poszedłbyś na pierwszy lepszy bal charytatywny i przekonałbyś się, że jest dokładnie tak samo. Jedyne, co się zmieniło, to czasy i stroje - a przynajmniej on tak uważał. Wyższe sfery udawały kurtuazję racząc się sztucznymi uśmiechami a każdy tylko myślał, jak komuś wbić nóż w plecy, najlepiej niepostrzeżenie. Bawić się potrafili za to “klasy niższe”, kiedyś robotnicy i służący a dziś po prostu zwykli ludzie, którzy nie musieli przejmować się etykietą i wolny czas spędzali tak, jak chcieli. - Eklektyzm… A widzisz, zdziwiłbyś się. To wcale nie musi kosztować majątku, wymaga jednak sporo czasu spędzonego na szukaniu i sporo zmysłu wnętrzarskiego, którego ja - żałuję - ale nie posiadam. Mój znajomy zajmuje się takimi rzeczami, nie wiem jak on to robi, ale jakoś mu wychodzi. Musiałbyś pewnie poodwiedzać sporo sklepów ze starociami, najlepiej naturalnie poza tym miastem. Słyszałem, że wyprzedaże garażowe to też kopalnia skarbów a resztę tych surowych rzeczy zamówić przez internet. Tak słyszałem. Może i to było trochę niegrzeczne, siedzieć z kimś w pomieszczeniu w ciemnych okularach, ale przynajmniej mógł bezceremonialnie się na niego patrzeć, nawet jeśli wydawało się, że patrzył gdzieś w bok. Kiedy życie daje ci cytryny, zrób z nich lemoniadę, huh? Przynajmniej jedyny plus sytuacji. Ok, jeden z dwóch, w końcu wyciągnął swojego “terapeutę” na drinka. Nie minęło wiele, nim kelner przyniósł zamówione przez nich alkohole. David miał nadzieję, że może chociaż to pomoże Joshowi się trochę rozluźnić, bo nawet jeśli nie chciał po sobie tego pokazać, to wyglądał, jakby się czuł trochę nie na miejscu. Nie mógł go za to winić, zwykle tak bywało na pierwszych spotkaniach i chociaż to pierwszym nie było, to na pewno pierwszym na stopie nieformalnej. A przynajmniej taką miał nadzieję. - Salute - powiedział wznosząc lekko szklankę w górę - twoje zdrowie - po czym upił łyk tak ciemnego, że prawie czarnego trunku. Dzisiejszy wieczór pewnie mu się na tym nie skończy, ale trzeba było zacząć powoli.
_________________ Then it comes to be that the soothing light at the end of your tunnel Is just a freight train coming your way.
|
| | | RatatoskBadass Uke
Data przyłączenia : 01/11/2017 Liczba postów : 135 Cytat : Where are my demons?
| Temat: Re: Bądź tylko mój Czw Maj 31, 2018 5:56 pm | |
| Tak, w teorii rzecz nie ważna, ale Joshua musiał pamiętać o tym, że kiedyś będzie musiał stąd wrócić do siebie a nie bywał w tych rejonach, więc dobrze byłoby wiedzieć co będzie musiał wystukać w wyszukiwarce aby odnaleźć się na mapie. Czy metro jest gdzieś tutaj niedaleko, czy może będzie lepiej wezwać Ubera? - Chcesz abym ci pomógł? – spojrzał na Davida, bo koniec końców nadal pamiętał – trudno było zapomnieć jak widziało się jego sztywne ruchy – o tym, że był kontuzjowany. Nadal nie przedyskutowali tego do końca. Dlaczego postanowiono go tak pokarać, czemu przyjął to na siebie i niczego z tym nie zrobił? Co mu tak właściwie było? Bo, że miał podbite oko to Evans mógł się domyśleć po okularach, ale co z resztą ciała? Chodził tak sztywno, że okularnik podejrzewał bardzo mocne obicie żeber o ile nie złamanie któregoś.. nie, chyba jak ma się złamane to ledwo można się poruszać a Dave mimo wszystko nadal nie miał z tym AŻ takich wielkich problemów. Sztywno, bo sztywno, z zaciśniętymi szczękami, ale nadal do przodu. Z racji tego, że jego pomoc nie była potrzeba postanowił spokojnie usiąść i zamówić. - Tak, pewnie masz rację. - ciężko było jednoznacznie stwierdzić czy chodziło o to, że imprezy w tamtych czasach były sztywne czy też o fakt, że bale charytatywne teraz takie były. - Często na takich balach bywasz? Słyszałem, że podają całkiem udziwnione przystawki. Żadnych koreczków serowych ani tym podobnych. –uśmiechnął się jakby zadawał teraz podchwytliwe pytanie. Prawda była taka, że kiedyś sam na takowych bywał i do dzisiaj pamięta obrzydliwy smak wasabi. Nikt sześcioletniego dziecka nie poinformował, że to nie jest żadna słodka przystawka tylko chrzan, wziął tego za dużo a potem dławił się tak intensywnie i głośno, że wszyscy zwrócili na niego uwagę. Oberwało mu się za to niestosowne zachowanie od ojca i to całkiem ostro. - Ja sam też nie mam do tego czasu ani tym bardziej głowy. Wolę kiedy ktoś za mnie odwali taką robotę, ale nie powiem podziwiam ludzi, którym chce się tym zajmować. Całymi dniami odwiedzać stare sklepy, przeszukiwać aukcje, internet i dzwonić do ludzi. Ja tak bym chyba nie mógł. Z drugiej strony, podobno jak się człowiek dobrze w to wciągnie to można na tym naprawdę niezłe pieniądze zarobić. Chociaż Josh ciągle nawijał to robił to dlatego aby nie nastała między nimi dziwna, niezręczna cisza. Nie wiedział o czym mieliby rozmawiać, więc gadał co mu ślina naniesie na język. No bo skąd indziej temat wystroju wnętrz? Aż się nawet ucieszył, że przyszedł alkohol i mogli tą rozmowę zakończyć. Wzniósł kieliszek delikatnie w górę a potem upił alkohol. Lubił ten delikatnie cierpki smak z ziołową nutką. Nie było to jednak dla każdego. Rozejrzał się jeszcze raz po barze a jego palec wskazujący kilka razy powoli zapukał o szkło. Odruch, nad którym nie zawsze panował a wskazywał na to, że nie wiedział co z sobą począć. Kiedy jednak zdał sobie z niego sprawę to zatrzymał palec przypatrując się mu przez krótką chwilę. Widać było, że bił się z jakimiś myślami, zastanawiał się o czym mieli pogadać. Normalnie, kiedy spotykał się z Thomasem, ciągle na coś narzekał, tak widział rozmowy z znajomymi. Jak miał jednak zapytać Davida o pracę, szefa czy cokolwiek innego na co mógłby chcieć ponarzekać aby ten nie poczuł, że jest to podejście nie Josha a psychologa, który chce się więcej dowiedzieć o swoim pacjencie?
|
| | | ChrisDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 23/07/2017 Liczba postów : 76 Cytat : Don't get angry, don't discourage, take a shot of liquid courage. Call a doctor, say a prayer, choose a god you think is fair.
| Temat: Re: Bądź tylko mój Nie Cze 03, 2018 6:36 pm | |
| - Dziękuję, dziękuję, radzę sobie - odpowiedział bez cienia rozgniewania, że oto ktoś bezczelnie zwraca uwagę na jego słabość i śmie insynuować, jakoby sam nie potrafił sobie radzić. Właściwie to było całkiem miłe ze strony tamtego, nawet jeśli to był tylko grzecznościowy odruch. Ha, trzeba było czegoś więcej, żeby wyłączyć go z życia społecznego! A poza tym niespecjalnie wiedział jak tamten miałby mu pomóc, ale o to mniejsza. Liczą się chęci, prawda? - Ah, nie, na szczęście nie. To straszne marnowanie czasu a do tego jest okropnie nużące. Człowiek musi się bardzo postarać, żeby nie wyglądać na znudzonego i postarać drugie tyle, by udawać zainteresowanie. O tym ostatnim to pewnie co nieco wiesz. I tak, to prawda. Czasem się zastanawiasz czy to, co niosą jest do jedzenia, czy to może jakieś małe dzieło sztuki, czy czyjś pupilek nieznanej proweniencji. W takich imprezach uczestniczy wielu ekscentryków. Odkąd zobaczyłem kogoś niosącego dziobaka stwierdziłem, że nic tam po mnie - dosłownie powiedział “I’m out” i uniósł ręce jakby się wypisywał z przedsięwzięcia. Nie, żadne bale to nie była jego broszka. Wszędzie sztywno, trzeba było uważać na etykietę i gdzieś w międzyczasie załatwiać interesy uważając na potencjalnych wrogów i podejrzanych ludzi. I po co to? Gra nie warta świeczki jak dla niego, no ale co on mógł tam wiedzieć. Wolał działać samemu i całkiem dobrze odnajdywał się w śledzeniu i szukaniu rzeczy - w jego wypadku artefaktów. I, jako że nieźle mu to szło, pozwalano mu zajmować się tą mniej (zazwyczaj) brutalną częścią interesów Rodziny. Plus miał te “swoje” kluby i jakoś to tam leciało z dnia na dzień, miesiąca na miesiąc i roku na rok. - Na wszystkim da się nieźle zarobić, zależy to tylko od tego, jakich znasz ludzi. Niestety taki już jest biznes. Mnie akurat szukanie rzeczy relaksuje, ale też nie umiałbym złożyć dwóch przedmiotów ze sobą, żeby nie wyglądały jak zupełnie przypadkowe - wzruszył lekko ramionami, jako że zupełnie nie miał talentu dekoratorskiego. Mieszkanie kupił praktycznie urządzone i poza jakimiś personalnymi pierdółkami nie zmienił tam prawie nic. - Niespecjalnie chcesz tu być prawda? Zgodziłeś się na zaproszenie z lekarskiej przyzwoitości, ale wolałbyś raczej zostać w biurze? Nie winię cię, oczywiście ani nie mam ci tego za złe. Ja lubię poznawać ludzi, może to jest wpisane w mój zawód, ale, jako że poznałem już ich całkiem spory przekrój, potrafię stwierdzić, kiedy ktoś czuje się nie na miejscu. A może coś cię gryzie? Odstawiając szklankę popatrzył na niego zza okularów z lekkim półuśmieszkiem wyrażającym uprzejme zrozumienie. Nie wszyscy ludzie czuli się swobodnie na pierwszych spotkaniach, chociaż to pierwszym tak naprawdę nie było. No, może w jakimś sensie. Jednak trochę dziw, że psycholog nie wiedział, co miał ze sobą zrobić. Powinien znać te wszystkie te sztuczki, przecież czegoś na uniwersytetach w końcu uczyli, nie tak? - Naturalnie nie będę ci miał za złe, gdybyś chciał skończyć drinka i wyjść, nie będę cię tu przecież trzymać siłą. Możemy też sobie trochę pomilczeć, nie mam z tym problemu, chociaż nie ukrywam, że jednak chciałbym cię trochę poznać. Może dla odmiany teraz ja posłucham a ty pomówisz? Koniec końców to ja głównie na naszych spotkaniach mówię. Może być co ci ślina na język przyniesie.
_________________ Then it comes to be that the soothing light at the end of your tunnel Is just a freight train coming your way.
|
| | | RatatoskBadass Uke
Data przyłączenia : 01/11/2017 Liczba postów : 135 Cytat : Where are my demons?
| Temat: Re: Bądź tylko mój Pią Cze 15, 2018 3:04 pm | |
| - Dziobaka? – brwi blondyna zjechały się ku sobie, bo ciężko było mu sobie wyobrazić po co był tam dziobak, jaką spełniał rolę i.. jak wyglądał? - Jako zwierzątko czy jako danie? Ta informacja, choć banalna dała też Evansowi troszkę do myślenia. Mężczyzna siedzący tuż obok niego nie był byle kim. Przedstawiał się normalnie, jako biznesmen i właściciel lokalu, ale musiało to być coś więcej. Może pod słowem ‘biznesmen’ krył się jakiś potentat? Albo pod ‘właściciel baru’ kryła się ich cała sieć? Tak czy siak, był kimś z kim musiał się Nowy Jork liczyć, bo tylko tacy są zapraszani na bale charytatywne, tacy i jeszcze ci głupi acz bogaci. David nie mógł jednak należeć do tej drugiej kategorii, nie obsypywał siebie złotem i diamentami ani nie miał małego chihuahuy pod pachą. Poza tym, zbyt dużo i zbyt dobrze analizował jak na bogatego półgłówka. Patrząc na ten uśmieszek i wzrok zza okularów wcale nie czuł ulgi czy podniesienia na duchu. Miał trochę wrażenie jakby mężczyzna chciał z niego się pośmiać. Trafił w otoczenie, które było bardzo na plus dla Davida, nie wiedział o czym rozmawiać aby tamten nie poczuł, że wyciąga z niego informacje potrzebne na rzecz sesji. Linewood mógł teraz nad nim górować a stracenie w oczach pacjenta równało się z końcem terapii a tego Evans nie chciał, bo wiedział, że ona jeszcze tak naprawdę dobrze się nie rozpoczęła. - ‘Lekarska przyzwoitość’ nakazałaby mi w ogóle tutaj się nie pojawiać. I tak dla ogólnej wiadomość, to się stało pierwszy raz i nie mam zamiaru.. – urwał, chwilę się zamyślił a potem zaśmiał. Na pewno nie takiej reakcji jego pacjent oczekiwał. - Teraz zabrzmiałem jakbym co najmniej zrobił skok w bok i musiał ci się tłumaczyć. Prawda jednak jest taka, że z punktu mojego zawodu to jest niestosowne. Poza tym, cały czas się zastanawiam jak z tobą rozmawiać abyś nie czuł się jak na wizycie. – zrobił trochę przepraszającą minę - chociaż było w tym więcej winy pacjenta a nie jego samego, bo przecież tamten chciał na wizytach rozmawiać o rzeczach błahych i normalnych - a potem upił drinka. Delikatnie się uspokoił. Miał wrażenie, że to było niestosowne, że to może tylko sprawdzenie jego i tego jak leczy? Taka kontrola? Ale z drugiej strony, gdyby David był tutaj wysłany do sprawdzenia go to nie wytrzymałby tak długo na wizytach. A mogło być tak, że pacjent po prostu chciał czegoś mniej sztywnego. Czy miejsce spotkań musiało być w ogóle takie ważne? - Nie, milczenie nie miałoby przecież sensu. Skoro chciałbyś mnie poznać to co byś chciał wiedzieć? Tytuły, osiągnięcia, uczelnię jak i pracę już znasz. Nie wiem co więcej miałbym powiedzieć. Może chcesz po prostu od czegoś zacząć? O coś się zapytać? – doktor trochę opuścił gardę, delikatnie wyluzował i otworzył.
|
| | | ChrisDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 23/07/2017 Liczba postów : 76 Cytat : Don't get angry, don't discourage, take a shot of liquid courage. Call a doctor, say a prayer, choose a god you think is fair.
| Temat: Re: Bądź tylko mój Sob Cze 23, 2018 3:11 pm | |
| - Zwierzątko, naturalnie. Nie wiem, czy dziobaki w ogóle są jadalne i wolałbym nigdy się o tym nie przekonać. - Chociaż naturalnym posiadanie takiego zwierzaka nie było. Czy to-to tak w ogóle nie było pod ochroną? Pochylił się do przodu i oparł przedramionami o wypolerowany blat stołu, ale po chwili uniósł jedną rękę i opuszkami palców złapał od góry szklankę. Uśmiechnął się półgębkiem, gdy padło niedokończone zdanie o tym, że zdarzyło się to pierwszy raz i nie miał zamiaru… tego powtarzać, prawdopodobnie tak brzmiałoby zakończenie, ale ani Josh ani Dave za niego tego nie wypowiedział. Obracał powoli szklanką obserwując albo swoją dłoń albo środek stołu, ciężko było stwierdzić. Nie, oczywiście że nie będzie sobie dopowiadał czegoś, co nie padło. Ile razy już tak zrobił i okazywało się, że jego zdolności jasnowidzenia są co najmniej mierne. Myślał, co myślał, nie powtórzy, to nie powtórzy, ale teraz jakoś mimo wszystko siedział ze swoim "pacjentem" w tym barze. - Odpowiedź na pytanie jest bardzo prosta: - przestał kręcić szkłem i podniósł na niego wzrok - przestań tyle o tym myśleć. Po pierwsze, dlaczego w ogóle zakładasz, że mógłbym się poczuć jak na sesji? Czy wyglądam, jakbym bał się cokolwiek powiedzieć w obawie, że zaczniesz mnie za chwilę analizować? Zresztą, czy w ogóle bym wiedział czy to robisz bądź nie? Oczywiście, że nie, twoje myśli leżą poza moją kontrolą, więc po co w ogóle mam się nad tym zastanawiać? Nie przejmuję się rzeczami, na które nie mam wpływu, mam wystarczająco wiele stresu i bez tego. I przyznaj się, czy tak naprawdę, ale tak naprawdę kiedykolwiek byłeś w stu procentach wolny od nawyku korzystania ze swojej wiedzy? Nie złapałeś się nigdy na tym, że bezwiednie analizujesz to, co mówią do ciebie inni? Z ręką na sercu? Bo ja nie miałbym o to pretensji, nie jestem psychologiem, ale uważam, że na swój sposób każdy człowiek składa do kupy własny obraz drugiego człowieka z którym się spotyka, na tym to chyba polega, prawda? Na poznaniu jego gestów, tonu głosu w różnych sytuacjach, sposobu wypowiadania słów. Ludzie z empatią robią to cały czas. Oczywiście - machnął lekceważąco dłonią - mówię to z punktu widzenia zupełnego laika, którego układ empatii trochę szwankuje, więc wybacz, jeśli to brzmi bez sensu. Przerwał na chwilę, żeby się napić. Ludzie naprawdę nie mieli większych problemów, niż takie rozterki? Naprawdę? Czy zapraszał by go do baru gdyby się bał odezwać w obawie, że “wszystko co powie może być użyte przeciwko niemu”? Wątpliwe. - Poza tym, jesteś w pracy? Czujesz się w pracy? Bo jeśli nie, to ja nie widzę problemu i ty też nie powinieneś. Powiem to jednak głośno: nie poczuję się jak na wizycie. U ciebie nie mogę się napić - dodał i uśmiechnął się, jakby to była jedyna różnica, ale miał nadzieję, że Josh nie odbierze tego śmiertelnie poważnie. Naprawdę, przydałoby mu się trochę spasować. To nie było ani przesłuchanie ani rozmowa od której zależało życie albo śmierć. - Tak, chciałbym zacząć od tego, żebyś przestał się tak przejmować. Czy ja wyglądam, jakbym się przejmował? Praca to praca, życie to życie, póki potrafimy to rozgraniczyć, to wszystko gra, prawda? Twoi znajomi czują jakąś presję jak się z tobą spotykają, bo jesteś psychologiem? Bo jedyny nacisk jaki czuję siedzi teraz w moich skroniach.
_________________ Then it comes to be that the soothing light at the end of your tunnel Is just a freight train coming your way.
|
| | | RatatoskBadass Uke
Data przyłączenia : 01/11/2017 Liczba postów : 135 Cytat : Where are my demons?
| Temat: Re: Bądź tylko mój Nie Cze 24, 2018 10:42 am | |
| - Ja nawet nie wiem czy w ogóle posiadanie dziobaka jako zwierzątko jest legalne. – kiedy ludzie mają za dużo kasy i dodatkowo nadmiar czasu wolnego to zaczyna im odbijać. Robią rzeczy, o których inni nawet by nie pomyśleli. Pół biedy kiedy mogą w ten sposób skrzywdzić samych siebie, ale kiedy niewinne, nic nie rozumiejące zwierzęta w to wplątują? - Pewnie ten dziobak był wzięty tylko na jedno przyjęcie aby zaszpanować a potem biedak siedział zamknięty w klatce. Przestań myśleć i analizować. To było w ogóle możliwe? Josh na drugim roku studiów jako przedmiot sportowy – który musiał odbębnić – wybrał sobie jogę. Nigdy nie potrafił pojąć jak ludzie mogą siedzieć i medytować. No bo w trakcie medytowania masz o niczym nie myśleć, ale jak myśleć o niemyśleniu? Powinien wyobrazić sobie pustkę? No ale czy wyobrażanie sobie pustki nie jest myśleniem? Choć miało być to banalnie proste dla niego było to tematem do roztrząsania co zajęcia. Evans ponownie zapukał kilka razy palcem wskazującym w szkło wpatrując się w przeźroczysty trunek. - Teraz to ja czuję się jak na terapii. – odkleił ręce od alkoholu i podniósł wzrok na Daivda. - To nie chodzi o fakt tego czy będę to robił czy nie. Sam zauważyłeś, że często w takich sprawach nie da się odgraniczyć jednego od drugiego. Ludzką naturą jest analizowanie ludzi, ja po prostu znam w tej kwestii trochę więcej… sztuczek. Sęk w tym jak ty to odbierzesz. Nie spotykam się z pacjentami prywatnie a moi znajomi nigdy nie byli na terapii a już na pewno nie u mnie. Dla nich wizyta u psychologa jest równoznaczna z poruszaniem poważnych tematów, które potrafią człowieka przerosnąć. Tak, tak też bywa i nie mogę temu zaprzeczyć. Jak jednak sam zauważyłeś, nie każde odwiedziny takie są. Ludzie, którzy nigdy nie byli na rozmowie u profesjonalistów wiedzę z tego zakresu mają z filmów i nie wiedzą na ile to się może różnić, że normalne rozmowy o pogodzie, ciężkiej pracy czy o filmie też mogą być terapeutyczne i odbywać się w gabinecie. I zapamiętam sobie, nigdy alkoholu na sesjach. – z uśmiechem podniósł szkło w górę i odczekał chwilę aby partner w piciu mógł też wznieść alkohol, jakby to był ich toastem. - Skoro więc mamy zachowywać się zupełnie normalnie i na luzie.. to co tam słychać w twojej pracy? Prowadzenie barów to musi być ciężki kawałek chleba, w szczególności w tym mieście. Czemu więc akurat to wybrałeś?
|
| | | ChrisDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 23/07/2017 Liczba postów : 76 Cytat : Don't get angry, don't discourage, take a shot of liquid courage. Call a doctor, say a prayer, choose a god you think is fair.
| Temat: Re: Bądź tylko mój Sob Wrz 29, 2018 2:37 pm | |
| - Dlaczego? Sporo tracisz. Wiesz ile więcej byś się wtedy o ludziach dowiedział? - odparł z zawadiackim półuśmieszkiem, przypijając do toastu, jakikolwiek on miałby nie być. - Sądzę nawet, że alkohol powinien być wpisany w terapię jako ułatwienie zarówno dla pacjenta jak i terapeuty. Myślisz, że dlaczego bary są pseudo terapeutyczne? Jak dla mnie kieliszek powinien być nieodłączną częścią wizyty - skinął głowa jakby na potwierdzenie swoich słów. Nie, naprawdę nie przejmował się tym, że pan terapeuta może ciągle obserwować jego gesty, analizować słowa i ogólne zachowanie. Powiedział prawdę, to, co było poza jego kontrolą go nie obchodziło, ale nawet jeśli Josh postanowiłby przenieść terapię na grunt barowy… Nie przeszkadzało mu to, bo nie chodził do niego z zamiarem poddania się leczeniu. Jeszcze nie rozgryzł tego jak miałby go zainteresować ale takie wyjście poza mury gabinetu mógł uznać za jakiś początek. Małymi kroczkami. Bądź cierpliwy. Całe życie jesteś cierpliwy, więc dasz radę. - Więc już mamy ustalone, o mój spokój ducha w tej materii nie musisz się martwić - uśmiechnął się, chociaż nie wyszło mu to do końca tak, jak zamierzał, bo przez głowę znów przemknęła błyskawica migreny. Niech alkohol w końcu zacznie działać na te leki. Przynajmniej wydawało się, że młody psycholog zaczyna trochę odpuszczać. Może zawodowo było to dla niego dziwne, ale czemu by właśnie nie rozgraniczyć pracy od życia prywatnego? Może a nawet z pewnością David patrzył na to z nieco innej perspektywy nie traktując spotkań jako terapii. Chociaż musiałby przyznać, że mimo wszystko dobrze było sobie porozmawiać z kimś nieznajomym więcej niż raz, w przelotnym spotkaniu w barze. Ludzie z którymi pracował na co dzień raczej nie nadawali się na dobrych znajomych, może poza kilkoma tylko wyjątkami. - Uwierz mi, że dla mnie prowadzenie tych barów jest raczej odpoczynkiem a nie przykrym czy trudnym obowiązkiem. Owszem, zajmuje to trochę czasu, planowania i ogólnego pojęcia o biznesie, ale zajmując się papierokową robotą można mimo wszystko odpocząć. Poza tym to jest jakieś wyzwanie, bo konkurencja nie śpi. Mimo wszystko chyba nie lubię się nudzić. Poza tym był jeszcze jeden aspekt, nawet dwa. Po pierwsze to było chyba najbardziej pokojowe z zajęć, które mógł wybrać. Pomijając jakieś drobne problemy z dłużnikami albo konkurencją, zazwyczaj obywało się bez rozlewu krwi a że Dave miał jakąś żyłkę biznesową, to tym się w dużej mierze zajmował. Szef miał dobrze utrzymane zrzutnie i punkty handlu które dodatkowo przynosiły zyski jako zwykłe bary czy kluby a on miał względny spokój. Po drugie miał dzięki temu czas na śledzenie i wyszukiwanie artefaktów, co było jego drugim zajęciem, ale tego przecież głośno powiedzieć nie mógł. Powiedzenie że pracuje się dla mafii to jedno, ale artefakty i magia mogły go kwalifikować prosto na oddział zamknięty. Co za ironia. - No i oczywiście od czasu do czasu poznaję nowych ludzi - uśmiechnął się nieznacznie jakby pił do ich spotkania. - Paradoksalnie w tym zgiełku i tłumie jest sporo spokoju, chociaż może to się wydawać absurdalne. Wolę jednak być tam niż, cóż, zajmować się innymi rzeczami.
_________________ Then it comes to be that the soothing light at the end of your tunnel Is just a freight train coming your way.
|
| | | RatatoskBadass Uke
Data przyłączenia : 01/11/2017 Liczba postów : 135 Cytat : Where are my demons?
| Temat: Re: Bądź tylko mój Wto Paź 02, 2018 3:47 pm | |
| - Czy zdajesz sobie sprawę, że wtedy byś rozmawiał z alkoholikiem? Bo już na pewno nie terapeutą. Musiałbym wypić co najmniej 8 drinków w ciągu dnia. A nawet przy niektórych pacjentach i ich historiach o wiele więcej. – oczywiście nie miał zamiaru rozmawiać o innych odwiedzających go klientach, ale naprawdę, niektórzy sprawiali, że nawet miał ochotę się po prostu napić. Wtedy jednak skończyłby bardzo źle, a już na pewno bez licencji. I po co byłyby te studia? Zmarnowany czas? Na kolejne słowa uśmiechnął się. David był jego pacjentem, ale co by się stało gdyby potraktował go bardziej jak… znajomego? Może nie dobrego kolegę albo przyjaciela, ale znajomego. Takiego, którego widuje się raz na rok i można wtedy z nim wyskoczyć na drinka. Teraz by to nawet pasowało, prawda? Może powinien spróbować. Kto wie, pacjent może otworzy się przed nim i w końcu przełamie aby porozmawiać o prawdziwych problemach? Bo hej! Nie uwierzył w to, że ktoś chciałby do niego przychodzić, płacić za wizyty i po prostu rozmawiać o pogodzie. Mimo wszystko, palec wskazując przestał monotonie uderzać o szkło. To musiało być dobrym znakiem. - To bardzo dobrze o tobie świadczy! Wybieranie pracy, która nas interesuje to pierwszy krok do sukcesu. Mojego kolegi ze studiów mama powtarzała, że aby praca była idealna musi spełniać trzy warunki. Po pierwsze, dobra kasa. Po drugie, satysfakcja z tego co się robi. Po trzecie, możliwość rozwoju, stawiania sobie celów i spełnianie ich czyli po prostu nie nudzenie się w niej. Powtarzała, że wszystkie trzy rzeczy to perfekcyjna praca. Dwie dają całkiem dobry wynik, ale spełniony tylko jeden punkt to zdecydowanie za mało. Skoro masz zainteresowanie to jeden punkt masz odhaczony. Musisz mieć też pieniądze, bo chodzisz na płatne wizyty aby z kimś tylko pogadać, więc na pewno są dwa punkty. – był zadowolony z swojego odkrycia. Dowiedział się w końcu czegoś nowego i całkiem konkretnego na temat Davida a trzeba było przyznać, że ten przypadek ostatnio sprawiał mu sporo zagwozdek, więc i często pojawiał się w jego myślach. Z czasem ich rozmowa zaczęła się rozwijać. Joshua zaczął się faktycznie rozluźniać, chociaż ciężko było powiedzieć czy to sprawa trzeciego drinka – sączącego powoli! – czy może jednak tego, że udało im się przejść faktycznie na normalną rozmowę, o wiele luźniejszą niż te które prowadzili u niego w gabinecie. - … i wtedy Thomas wpadł na tą dziewczynę. Całym sobą! O matko, żałuj, że tego nie widziałeś. To było dobre. – śmiał się tak mocno, że jeszcze trochę a każdy mógłby wypatrywać tej małej łezki w kąciku jego oka. Nie pojawiła się, ale byłaby wręcz filmowa. |
| | | ChrisDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 23/07/2017 Liczba postów : 76 Cytat : Don't get angry, don't discourage, take a shot of liquid courage. Call a doctor, say a prayer, choose a god you think is fair.
| Temat: Re: Bądź tylko mój Nie Paź 14, 2018 2:21 pm | |
| Dave uśmiechnął się na to stwierdzenie o alkoholizmie, bo chociaż nie wątpił, że psycholog chciałby się pewno niejednokrotnie napić podczas lub po sesji, to nie to miał na myśli. - Nie mówię, że musiałbyś pić razem z nimi, ale może to i racja. Nie ma co rozpijać w ten sposób społeczeństwa. Niech robią to w moich barach. Joshowe podsumowanie życiowego sukcesu w pracy skomentował tylko uśmiechem i słowami “pewnie masz rację”. Tak, miał pieniądze i chyba tylko tyle by się zgadzało. Gdyby wybierał sobie swoją ścieżkę kariery, pewnie nie skończyłby jako menedżer baru. Czasem zastanawiał się, co chciałby w życiu robić, ale z uwagi na to, że życie od razu pokierowało go w kryminał, nie miał punktu odniesienia. Nadzorowanie barów i transportu pieniędzy wydawało się najlepszą i najspokojniejszą z dostępnych mu opcji. Chociaż lubił polowania na artefakty, poczuć to zadowolenie gdy tygodnie, miesiące czy lata owocowały jakimś wyjątkowo dobrym znaleziskiem. Tak samo wygrywanie ich na aukcjach też było bardzo satysfakcjonujące. Może w takim razie mógłby zostać detektywem, gdyby nie to, że wszystkie ścieżki miał już pozamykane; to on musiał uważać na detektywów i zachowywać się oficjalnie najbardziej legalnie jak tylko potrafił. W dużej mierze nawet mu się to udawało, w każdym razie podejrzewał, że miał tylko standardową kartotekę jako ktoś, kto ma styczność z mafią, ale nic grubego na niego nie mieli i najlepiej niech tak zostanie. Z drugiej strony, gdyby go wsadzili, to może miałby trochę spokoju od tego psychopatycznego szefa. Wybory, wybory. W miarę upływu czasu atmosfera z obu stron wyraźnie się rozluźniała. Nie to, żeby David był spięty, on od samego początku przyjmował to na luzie, trochę jako nowe doświadczenie, jako coś ciekawego a trochę by po prostu poznać tego młodego człowieka z misją, który - co było w tym najlepsze - nie mógł mieć do czynienia z żadnym kryminałem sądząc po jego reakcji na słowa o pracy dla mafii. Momentami nachodziły do myśli czy aby na pewno dobrym pomysłem jest go w to wszystko wciągać, ale jednocześnie miał nadzieję, że z małym wysiłkiem nikt się o Joshu nie dowie. Szofer w zasadzie się nie liczył, bo ile razy Dave się z kimś spotykał biznesowo, to nie było nic nienormalnego, że pojechał z gościem do baru czy restauracji czy gdziekolwiek indziej. Ból też stał się póki co tylko ćmiącym wspomnieniem dzięki dobroczynnemu działaniu leków i piwa a może też i temu, że niewiele się ruszał. Chociaż na chwilę mógł oderwać się od tego całego bagna, ciągłego skupienia, ciągłego poczucia, że coś jeszcze jest do zrobienia. Nie był jakoś mocno zestresowany swoją pracą, ale taki ciągły stan gotowości też potrafił dać się we znaki. Miło też było w końcu więcej posłuchać a mniej mówić, jak to miało miejsce na sesjach. Tym razem to Josh wiódł prym w rozmowie a słuchanie o różnych zabawnych sytuacjach z normalnego życia było bardziej terapeutyczne niż te wszystkie spotkania. On niestety nie mógł się odwdzięczyć takimi anegdotkami, ale był wiernym słuchaczem. - Żałuję, ale tej dziewczyny. Czołowe zderzenie z twoim przyjacielem musiało być rewelacją. Czy wszyscy przeżyli? - odpowiedział z rozbawieniem na podsumowanie całej tej historii, nadal siedząc dopiero nad drugim piwem. Kwestię rezerwacji stolika załatwił już dawno przy okazji, gdy poszedł do baru po kolejne zamówienie, więc nie musieli przejmować się czasem. Jak to pieniądze mogą wszystko. Miło było popatrzeć na mniej poważnego Joshuę. Nawet raz czy dwa złapał się na tym, że nie do końca uważnie słuchał jego opowieści i po prostu się zawieszał na samym patrzeniu na niego i jego gesty, ale na szczęście nie było tego widać zza jego okularów, więc uszło mu to płazem.
_________________ Then it comes to be that the soothing light at the end of your tunnel Is just a freight train coming your way.
|
| | | RatatoskBadass Uke
Data przyłączenia : 01/11/2017 Liczba postów : 135 Cytat : Where are my demons?
| Temat: Re: Bądź tylko mój Nie Paź 14, 2018 7:47 pm | |
| Sam nie wiedział kiedy, ale rozluźnił się tak samo jak to było w przypadku rozmów z Thomasem, jego długoletnim przyjacielem. Przy tamtym potrafił trajkotać jak szalony, niestety również o pacjentach. Tym razem trochę się pilnował, ale z czasem rozgadał się tak bardzo, że gdyby wyszedł z siebie i stanął obok to by sam siebie nie poznał! Może to było kwestią tego, że na co dzień to on musiał milczeć i słuchać? Czasami miał wręcz ogromną ochotę wstać, potrząsnąć człowiekiem i powiedzieć mu dokładnie co musi zrobić aby jego problemy się skończyły. Jednak nie na tym polegał jego zawód. Wskazanie drogi byłoby dobre, ale krótkotrwałe. No i trzeba było się liczyć z tym, że koniec końców jeżeli coś nie wyjdzie to będzie twoją winą. Najlepiej aby za pomocą sugerujących nawiązać pacjent sam zrozumiał o co chodzi i co musi zrobić. Czasami było to okropnie frustrujące. Kilka razy Josh powstrzymał się od gadania. Najpierw kiedy musiał iść do toalety. Potrzeby fizjologiczne stały u podstawy piramidy Maslowa, bez ich spełnienia człowiek mógłby oszaleć. Później w momencie kiedy David się uparł – a raczej po prostu stwierdził fakt w taki sposób, że doktor poczuł, że nie ma co nawet dyskutować – że pójdzie po ich drinki. Evans pragnąłby go w tym wyręczyć tylko dlatego, że widział ból na twarzy rozmówcy kiedy ten się ruszał. Kilka razy właśnie z tego powodu przerywał swoje beztroskie trajkotanie o wszystkim i o niczym, które w pewnym momencie zeszło po prostu na niego i jego życie, aby upewnić się, że Davidowi nic nie jest, nie potrzebuje pomocy albo czy nie mógłby zrobić czegoś co by sprawiło, żeby go nie bolało. W końcu czasami już odpowiednia poza potrafiła przynieść pewną ulgę. - Na całe szczęście tak, ale Thomas to taki typ, który mało mówi, więc to ja musiałem za niego przepraszać, co na pewno wyglądało komicznie. – uśmiechnął się. Było widać, że cenił sobie bruneta jak naprawdę dobrego przyjaciela. Czyżby to miało oznaczać, że faktycznie przeciwieństwa potrafią najlepiej się dopasować? Dave musiał Toma kojarzyć z swojego baru, Evans i on byli niczym woda i ogień. - No nic, musze przyznać, że miło się gawędziło. Zdecydowanie nasz czas wizyty już minął. – rozbawiony uśmiech wypłynął na jego twarz a delikatnie rumiane policzki wskazywały na to, że alkohol dotarł i tutaj. - Będę się zbierał. Mam na jutro pewne plany. – wysunął się zza stolika aby stanąć obok i móc ubrać się w płaszcz. - Dziwne, - spojrzał na zegarek - mam wrażenie, że była tutaj zrobiona rezerwacja na godzinę, która już dawno minęła.
|
| | | ChrisDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 23/07/2017 Liczba postów : 76 Cytat : Don't get angry, don't discourage, take a shot of liquid courage. Call a doctor, say a prayer, choose a god you think is fair.
| Temat: Re: Bądź tylko mój Sob Paź 27, 2018 7:19 pm | |
| Pan Ardovino miał nieco inny pogląd na to, jak ta sytuacja mogła wyglądać, bo małomówność małomównością, ale jakieś minimum kultury to wypadałoby zachować i chociaż samemu za siebie przeprosić. Sytuacja, w której ktoś musiałby za niego przepraszać wymykała się poza ramy jego zrozumienia i z góry definiowała takiego człowieka. Dodajmy, negatywnie. Zachował to jednak dla siebie, bo nie mógł zacząć obrażać przyjaciela kogoś, kogo od pierwszego spotkania chciałeś zabrać na jakieś wyjście, Właściwie, to chciałeś zabrać go najchętniej do łóżka, ale cieszmy się z małych rzeczy. Tym bardziej że nie miał żadnej przesłanki, czy pan psycholog był chociaż bi, jednak kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana, prawda? Jeszcze chyba nigdy nie poświęcił tyle czasu by kogoś wyciągnąć do baru, zazwyczaj po prostu ludzie szli z nim na spontanie i nie musiał się tak starać. Co prawda mógł wybrać inną drogę i - znając miejsce pracy swojego celu - zwyczajnie poczekać na niego pod kamienicą, zagadać, zaprosić gdzieś. Czemu więc wybrał tę dziwniejszą drogę? Może trochę dlatego, że to było jakieś urozmaicenie w życiu, nowe doświadczenie a po trosze też dlatego, że nie był do końca przekonany, czy Josh by go po prostu nie spławił. Szkoda tylko, że musiało się to udać w tak niesprzyjających mu fizycznie warunkach, bo nie mógł stuprocentowo cieszyć się jego towarzystwem, kiedy każdy głębszy oddech przypominał mu, że jutro znów będzie musiał spotkać się z tym człowiekiem, któremu bardzo przydałaby się jakaś terapia pod kątem nauki kontroli gniewu. Jutro jednak było jutrem a póki trwał dzień dzisiejszy mógł spróbować skupić się na jego pozytywach. Skoro momentami potrafił nawet zapomnieć o bólu i dyskomforcie, to mógł to uznać za kolejny sukces. A że najwyraźniej Joshua nie do końca dawał wiarę temu, co powiedział na terapii… Cóż, przynajmniej jemu w jakiś sposób zrobiło się trochę lżej, kiedy to z siebie wyrzucił. Może i dobrze się stało, może lepiej nie poruszać już tego tematu dla bezpieczeństwa obydwu. Radził sobie z tym wszystkim tyle czasu, to dlaczego miałby sobie nie radzić dalej? - Może nikt nie przyszedł. Wiesz, jakie bywają u nas korki - odpowiedział jakby chciał zbyć jego zdziwienie. Biznes, to biznes. Nie ważne kto siedzi przy stoliku, ważne, kto da więcej zarobić. Niby prawda wszystkim znana a niektórzy nadal się potrafili dziwić. - Muszę wyrazić ubolewanie, że tak szybko chcesz mnie opuścić - dodał podnosząc się z miejsca w możliwie najmniej nieprzyjemny sposób i dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że te pierwsze słowa zabrzmiały jak jakiś wyjątkowo kiepski żart odnoszący się do jego kondycji. - Ale nie będę cię na siłę zatrzymywał. Cieszę się, że zgodziłeś się dotrzymać mi towarzystwa, już się czuję lepiej. - Nawet jeśli nie fizycznie, to psychicznie z pewnością. Chociaż Josh mówił w dużej mierze o jakichś błahostkach i śmiesznostkach, to i tak było miło tego posłuchać. Może tym bardziej było miło tego posłuchać, bo to było normalne życie. On nie mógł pochwalić się wieloma anegdotami, bo wszystko to w ten czy inny sposób wiązało się z jego pracą. Nigdy jakoś nie starał się znaleźć partnerki czy partnera na stałe i nawet nie sądził, że z jego trybem życia i pracy byłoby to możliwe. Jakieś przygodne znajomości, proszę bardzo, bo wtedy nie musiał wchodzić w szczegóły swojego życia prywatnego, ale żeby z kimś budować życie prywatne? Kto by chciał włazić w takie bagno. Miał jeszcze na tyle przyzwoitości chociaż w tym względzie, żeby nie rujnować życia niewinnej osobie. Kiedy Joshua zakładał płaszcz, on wyciągnął telefon i zadzwonił do szofera, żeby po nich podjechał. Rozłączył się i spojrzał na wyświetlacz: trzy wiadomości i dwa nieodebrane połączenia. A niech ich wszystkich dziś chuj strzeli, nie miał zamiaru się niczym już zajmować poza rozpracowaniem może jeszcze ze dwóch kieliszków armagnacu i wzięciem proszków na sen. - Odwiozę cię naturalnie, powiedz tylko dokąd. Nawet nie próbuj odmawiać, pogoda jest tak paskudna, że wolałbym cię siłą do tego auta nie zaciągać. Jak to powiedziałeś, jestem na tyle uprzejmym typem spod ciemnej gwiazdy, żeby mieć chociaż tyle przyzwoitości - podsumował uśmiechem i wykonał gest ręką który mówił „pan przodem”. Rachunki z napiwkiem już uregulował przy okazji trzeciego drinka dla Josha, więc teraz tylko podziękował obsługującego ich kelnerowi kiedy przechodzili i się pożegnał. Na zewnątrz musieli poczekać chwilę na auto a w czasie, gdy siedzieli sobie w cieple i zaciszu baru, zdążyło się rozpadać. Kiedy mercedes zatrzymał się przed wejściem, niemal natychmiast wysiadł z niego szofer rozkładając parasol i zmierzając w ich kierunku. Nie było tego widać, gdy siedział za kierownicą, ale wyglądał zupełnie, jakby był urodzony do bycia ochroniarzem; łysa czaszka, pokerowa twarz, szeroka i dobrze zbudowana klatka piersiowa, ramiona pod materiałem marynarki też wyglądały, jakby rozprawiły się z niejednym człowiekiem. Był trochę niższy od Davida i chociaż wyglądał, jakby miał kilka kilo ponad normę, poruszał się z jakąś niepasującą do tego obrazka gracją. Odprowadził panów do samochodu chroniąc ich przed zmoknięciem otwierając wpierw drzwi Joshowi a następnie Davidowi, z którym przeszedł na drugą stronę. Nie wypowiedział przy tym ani jednego słowa a na deszcz zdawał się zupełnie nie zwracać uwagi. Dave podał adres, który dostał od Evansa i gładko włączyli się w nigdy nieustający ruch. Tym razem miał nadzieję, że Joshua nie będzie tak spięty podczas drogi, ale najwidoczniej humor mu się utrzymywał, bo szybko zaczęli komentować zarówno co „ciekawsze” lokale zastanawiając się co najdziwniejszego można było tam dostać i co sami najdziwniejszego w życiu próbowali. Niektóre nazwy i ogólny wygląd tych przybytków naprawdę pozostawiały pole do popisu wyobraźni. Gdy dojechali na miejsce i pożegnawszy się, Josh wysiadł w eskorcie szofera (co oczywiście nie podlegało dyskusji, że odprowadził go pod dach), Dave poczuł się cholernie zmęczony. Zadowolony, owszem, bardzo, ale zupełnie jakby z wyjściem jasnowłosego okularnika odeszło wszystko, co trzymało go w kupie. Miał głęboką chęć zwinąć się na kanapie i tak przeczekać dzisiejszy wieczór aż do jutra. Zamiast tego zacisnął szczęki, odetchnął powoli i przywołał na twarz maskę profesjonalizmu. Nie mógł sobie pozwolić na to, by ktokolwiek z jego podwładnych widział w nim słabość. Nie była to bynajmniej chęć udawania bohatera, ale czysta kalkulacja. Musiał wyglądać na takiego, którego nic nie złamie nawet jeśli wewnątrz czuł, że gdzieś pod czaszką wybuchają supernowy bólu. Zaordynował jadę wprost do swojego mieszkania i miał tylko nadzieję, że został mu jeszcze ten armagnac.
Z tego, co zauważył, Joshua również potrafił oddzielić życie prywatne od zawodowego, bo chociaż Dave na różne sposoby próbował wyprowadzić ich z atmosfery spotkania terapeutycznego, tamten jednak zostawał uprzejmie profesjonalny. Brunet nie był specjalnie zdziwiony, bo od ich pierwszego spotkania w gabinecie próbował jakoś wyjść poza sferę pacjent-terapeuta i też z miernym skutkiem. Pan psycholog był bardzo uparty i na swój sposób, szanował to. Trzeba było mieć swój kręgosłup moralny. Żałował tylko, że ten kręgosłup nie chciał się zgiąć po raz drugi pod tym względem, że nie udało mu się zaprosić go ponownie na kolejne wyjście. Dziwne, bo wydawało mu się, że naprawdę nie było jakoś źle czy nieswojo. Każdą kolejną wizytę i każdą kolejną odmowę traktował jako osobistą porażkę. Czy to naprawdę możliwe, żeby to spotkanie po godzinach paradoksalnie zaczęło wszystko pogarszać? Nie, nie pod względem formalnym, Josh zachowywał pełen profesjonalizm, był uprzejmy i nadal starał się prowadzić tę terapię na pokrętny sposób, bo inaczej z Davidem się nie dało. A jednak czuł, że coś jest nie w porządku i ze spotkania na spotkanie te przeczucia się nasilały. Nie chciał się do tego przed sobą przyznać, długo się przed tym bronił, ale może jednak się przeliczył w tym wypadku. Niby wiadomo, że nie zawsze wszystko człowiekowi wychodzi po jego myśli, ale on słabo znosił porażki. Inaczej - nie lubił musieć znosić porażek. Nie wiadomo, czy w końcu to do niego dotarło samo z siebie, czy pomógł w tym kolejny napięty czas w pracy i zwyczajnie stwierdził, że nie ma siły i na użeranie się z tymi ludźmi i na wkładanie swojej energii w bezowocne działania względem Josha, ale gdy któregoś kolejnego spotkania przyszedł na sesję, nie usiadł jak zwykle na kanapie. Uśmiechnął się miło do Joshuy, ale gdzieś w tym uśmiechu czaiła się nutka zawodu. Podszedł do niego do biurka i sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki. - Chociaż tego nie lubię, to wiem, kiedy przyznać się do porażki. Naprawdę miło mi było cię poznać i dziękuję za ten czas, kiedy mogłem sobie z tobą porozmawiać. Może spotkamy się kiedyś na Hawajach - puścił mu oczko i położył na blacie jego wizytówkę, którą zwinął w barze. - Ładna wizytówka - dodał jeszcze i odwrócił się, kierując do wyjścia. Wolał nie przeciągać i uniknąć tych wszystkich zapytań „o co chodzi”, „dlaczego”, „co się stało” i „możemy to przegadać”. Nie odwracając się, uniósł jeszcze rękę na pożegnanie i zamknął za sobą drzwi. Przegrał, trudno. Było ciekawie, ale trzeba iść dalej i zająć się bieżącymi sprawami tym bardziej, że ostatnio jeden z Caporegime coś schrzanił i zaczynał rodzić się konflikt między nimi a rodziną Colombo. Mogło się zrobić naprawdę paskudnie a tego nikt chyba by nie chciał. Wyszedł na ulicę, wciągnął w płuca przesycone spalinami powietrze i dołożył sobie jeszcze trochę trucizny zapalając papierosa. Zerknął w przelocie w górę i wsiadł za kółko.
Kolejne dwa tygodnie nie należały do najłatwiejszych. Kryzys między rodzinami może nie wyeskalował, ale sytuacja nadal była napięta i większość „kadry zarządzającej” czuła, że siedzi na minie, która lada chwila może wybuchnąć. Don razem z zastępcą oraz wszyscy Capo spędzali długie godziny na planowaniu strategii i potencjalnych działań, drugie tyle działali w terenie. Zagrożone nie tylko zostały wpływy z handlu używkami i bronią, „ochrony” dóbr czy interesów inwestycyjnych, ale też kilka szeroko zakrojonych akcji na artefakty, które były najbardziej dochodową częścią dla organizacji. W tym właśnie była jego i Ethana głowa, by wszystko szło jak powinno, bez zakłóceń. Musiał więc monitorować poczynania większości osób zaangażowanych w te transakcje i w razie potrzeby interweniować. Na całe szczęście konflikt póki co bardziej wpływał na podstawowe interesy rodziny niż te międzynarodowe, nie zmieniało to jednak faktu, że atmosfera na wyższych szczeblach była napięta tym bardziej, że zginęło kilka osób zarówno po jednej jak i po drugiej stronie. Jacyś pośledni dilerzy, ale od tego mogło się wszystko zacząć. Nie trzeba było mówić, jak źle to wpływało na wszystkich.
Tego sobotniego wieczora David miał wyjątkowo paskudny humor po wyjątkowo paskudnych kilku dniach. Sytuacja na mieście nadal była chujowa ale stabilna, ale stracili ślad jednego z artefaktów, który miał do nich dotrzeć za parę dni. Chociaż starał się jak mógł, nie mógł namierzyć ani jego ani ludzi, którzy byli odpowiedzialni za transport. Ślad urywał się jakoś w Peru i do tej pory nie byli w stanie ustalić co się stało. To, że czterdziesty raz przekopywał internet i próbował się kontaktować z ludźmi niczego nie zmieniało, więc dla odmiany musiał się zająć czymś mniej denerwującym, dlatego od dwóch godzin siedział w The Upstairs Bar, jednym z kilku, który służył im za zrzutnię pieniędzy. Miejsca wybierano losowo i tego dnia akurat nie padło na ten lokal, więc mógł w spokoju posiedzieć nad papierologią. Kryzys kryzysem, ale inne obowiązki też trzeba było wykonać, od biadolenia nic się nie poprawi. Odstawił drugi a może trzeci kieliszek armagnacu i z roztargnieniem potarł zabandażowany nadgarstek. Były dwa rodzaje obrażeń, które potrafił mu zadać Constantino: te poważniejsze, gdy zwyczajnie był wkurwiony i po prostu potrafił się wyładować, jak te, które wcześniej widział Josh przy okazji jednej z wizyt a które wyglądały jakby wdał się w jakąś bijatykę i te mniej poważne, ale za to stukrotnie bardziej poniżające, gdy traktował go jak swoją przyboczną dziwkę. Na te pierwsze nie zwracał większej uwagi, te drugie zaś zakrywał jak tylko się dało, bo nie miał ochoty pokazywać światu sinych odcisków palców na nadgarstkach czy innych częściach ciała, które na szczęście zakrywały ubrania. Już dawno zrozumiał, że jego szef jest po prostu sadystą i z krzywdzenia innych czerpie jakąś perwersyjną przyjemność. Teraz więc spod mankietów i kołnierzyka koszuli wyzierały momentami fragmenty bandaży a poza rozciętą brwią którą starały się zamknąć dwa szwy-plastry, na kości policzkowej miał niezbyt groźne otarcie. Cóż, najwyżej będzie kolejna blizna do kolekcji, jedną na lewym policzku i kolejną na szyi już miał. Warknął coś do siebie, oparł dłoń na czole i przeczesał opadające na twarz włosy, po czym wstał z miejsca i podszedł do końca baru. Machnął kartkami i gwizdnął przez zęby na barmana, któregokolwiek z trzech, którzy obsługiwali gości w dalszej części lokalu. Tutaj miał spokój, bo ulokował się w ostatniej loży zamkniętej na resztę pomieszczenia z której co najwyżej mógłby popodziwiać ścianę po drugiej stronie. Przynajmniej nie musiał nikogo oglądać i nikt nie musiał oglądać jego, mógł się zająć papierami i piciem. Może przede wszystkim piciem, żeby tylko nie myśleć o tym wszystkim co się dookoła niego działo. Dodatkowy spokój zapewniał mu całkiem niewinnie stojący przy kolejnej loży ochroniarz, ten sam, z który wiózł go i Josha do „Nomada”. Niby nic poza tym staniem nie robił, ale jakoś nikt z gości nawet nie pomyślał, żeby zbliżyć się w tamtym kierunku. Kiedy widzisz barczystego gościa w garniaku, to raczej nie sprawdzasz po co on tam jest. David spojrzał w głąb lokalu i uśmiechnął się gorzko, czekając na barmana. Zwykle lubił obserwować ludzi, ale dziś jakoś wybitnie nie miał na to ochoty. Z drugiej strony na siedzenie w domu też nie, więc musiał wybrać mniejsze zło. Pochylił się w stronę młodego barmana i ze zirytowanym wyrazem twarzy najwyraźniej kazał mu wołać menedżera, bo po chwili na jego miejsce zjawił się krępy facet mniej więcej po czterdziestce, który wyglądał, jakby bardzo go chciało tam nie być w tamtym momencie. Dave z impetem rzucił kartkami na blat i wskazał na nich coś palcem wcale nie patrząc, więc może jednak ten gest odnosił się ogólnie do czegoś, co najwyraźniej mu się nie podobało. Gdyby ktoś teraz patrzył w ich kierunku to miałby ciekawy widok do oglądania. Menedżer nerwowo obciągał rękaw swojej ciemnobrązowej marynarki i najwyraźniej próbował coś tłumaczyć, ale David poderwał rękę i teraz celował palcem w jego twarz, jakby chciał go ostrzec przed wypowiedzeniem czegoś, czego nie powinien. Albo mówieniem w ogóle. Wycedził kilka słów, które chyba nie były pochwałami, bo człowieczek tylko się wzdrygnął i powiedział coś skłaniając głowę, po czym zniknął gdzieś na zapleczu. Dave uniósł rękę, pstryknął palcami i wskazał w dół, dając znać, żeby mu przynieśli jeszcze raz to samo, po czym na powrót zniknął w boksie. Co za parszywy dzień.
_________________ Then it comes to be that the soothing light at the end of your tunnel Is just a freight train coming your way.
|
| | | RatatoskBadass Uke
Data przyłączenia : 01/11/2017 Liczba postów : 135 Cytat : Where are my demons?
| Temat: Re: Bądź tylko mój Pią Lis 02, 2018 11:13 am | |
| - Racja, może ktoś nie przyszedł. – przytaknął rozmówcy kiedy bardziej był pochłonięty zapinaniem płaszcza. Po alkoholu było mu na tyle gorąco, że mógł sobie to darować, ale przecież na zewnątrz była jesień i szybko by go zawiało. A choroba to teraz coś czego nie potrzebował, musiał zarobić na utrzymanie gabinetu, mieszkania i oczywiście samego siebie. - Albo ktoś się jednak rozmyślił i nie dał o tym wcześniej znać. Ostatnio ludzie tak robią często, nawet w mojej profesji z tym się spotykamy. – westchnął z nieukrywanym żalem. Dla niego to godzina przestoju, więc teoretycznie nic wielkiego, ale w tym czasie mógłby pomóc komuś kto cierpi. - Nie było znowu takie krótkie, nie przesadzajmy. W gabinecie musiałbyś za to solidnie dopłacać. – zdecydowanie nie wyrobili się w ciągu jednej godzinki. Sam nie mógł uwierzyć, kiedy spojrzał na zegarek, ile czasu im przeleciało przez palce. A przecież były to zaledwie trzy drinki i błahe gadki o wszystkim i o niczym. - Nie, naprawdę nie trzeba. – oczywiście, że musiał odmówić podwiezienia. Już doskonale zdążył się zorientować, że jego towarzysz zapłacił za ich drinki. Biorąc pod uwagę, że przychodził na płatne sesje z psychologiem aby pogadać sobie o pogodzie, to na biednego nie trafiło, ale mimo wszystko, czułby się źle gdyby nie próbował chociaż z grzeczności odmówić, pomimo tego, że na zewnątrz lało. Czasami był po prostu zbyt staromodny. W końcu musiał ulec. – No dobrze, dziękuję. Stali w przedsionku czekając aż auto podjedzie. Nigdy w życiu Josh by się nie spodziewał, że kierowca wyskoczy do nich z parasolką i pozwoli sobie zmoknąć byle tylko oni przeszli i byli suszy. To sprawiło, że pewne wspomnienia z dzieciństwa powróciły i kiedy zasiedli w samochodzie ponownie się spiął. Nadal rozmawiał z Davidem o byle głupotach, ale wzrok miał trochę nie obecny, gdy wyglądał przez szybę, a postawę wyprostowaną, nienaganną niczym uczeń z bogatej szkoły. - Może być pod gabinet? Potrzebuje tam jeszcze wejść aby przygotować się na jutrzejsze spotkania i zabrać kilka dokumentów. – grzecznie uśmiechnął się. Nie chciał zdradzać swojego adresu, bo mimo wszystko Dave był jego pacjentem. A od gabinetu mieszkał dość blisko. Kiedy więc stanęli pod samymi drzwiami do kamienicy Josh dał znać kierowcy, że prosi aby ten nie mókł niepotrzebnie, jego słowa nie miały jednak żadnego znaczenia, bo bez zbędnych słów mężczyzna wyszedł z auta, rozłożył parasol i czekał aż i on wyjdzie. Postawił więc kołnierz swojego płaszcza, pożegnał się grzecznie, powiedział, że nie może się doczekać kolejnej Davida wizyty i wyszedł na deszcz. Nie wszedł jednak na górę. Tak naprawdę gabinety były już dawno zamknięte, tak samo jak całe mieszkanie, w którym się znajdowały. Nie potrzebował niczego z tego miejsca. Odczekał 10 minut na klatce schodowej i znowu wybiegł w deszcz aby dobiec do metra i zniknąć pod ziemią. Kiedy wrócił do domu na jednym z parapetów siedział ogromny, czarny kruk zwinięty w kulkę jak najbardziej tylko się dało. Evans westchnął. Rozebrał się z przemoczonych butów oraz płaszcza, kichnął i podszedł do okna. Otworzył je na krótką chwilę by ptak mógł wlecieć do środka a kiedy je zamknął miał już przed sobą Thomasa. Brunet nie lubił marnować swojej magii na przemianę w ubraniach, więc miał na sobie same bokserki. Nie zrobiło to jednak na psychologu wrażenia, bo widział to już tyle razy, że jeszcze trochę a mógłby przysiąść, że i jemu udałaby się taka przemiana, chociaż nie był z tego samego gatunku. - Wiesz gdzie masz ubrania, lepiej się ubierz, bo jest zimno. Zaparzę herbatę. – przeszedł do kuchni zauważając, że jego koszula też była mokra. Deszcz był naprawdę mocny i nawet chwila na nim sprawiała, że przemakało się do suchej nitki. W głębi mieszkania słyszał jak przyjaciel krząta się odnajdując swoje dresy. Zaraz brunet bez słowa pojawił się w drzwiach pomieszczenia. Miał ściągnięte brwi, co oznaczało, że czymś się martwił, ale jego małomówność w tej postaci jak zawsze wygrywała. - Siadaj. – podsunął mu pod nos gorący napar. - Widzę, że coś cię męczy. O co chodzi? - Też powinieneś się przebrać. – głos Thomasa, jak zawsze tuż po zmianie, nie należał do przyjemnych. Skrzeczący, trochę metaliczny. Chciał jednak dobrze, dlatego Joshua uśmiechnął się. - Jak dasz mi chwilę to się wykąpię i wrócę. Przydałoby mi się to na rozgrzanie. Kruk przytaknął głową na tą propozycję samemu biorąc szklanki, gasząc światło w kuchni i przechodząc do salonu. Kiedy na niego czekał Evans wziął szybki, ale gorący prysznic, porządnie się wytarł i przebrał w flanelowe spodnie w czerwono-czarną kratkę oraz szary T-shirt. Nie miał na nosie okularów, więc jeszcze bardziej rzucały się w oczy jego niebiesko-szare tęczówki. A może wręcz trochę pulsowały? Usiadł na kanapie podkulając nogi, przykrywając się kocem i biorąc w dłonie ciepły kubek. Dopiero po tym wszystkim spojrzał bystrym spojrzeniem na Thomasa. - No to cóż się stało, że postanowiłeś na mnie czekać w taki deszcz? - Skończyłeś pracę, nie dałeś znaku życia, nie było ciebie w gabinecie ani w domu. Nie wiedziałem co się stało, więc postanowiłem czekać. - Mogłem być na randce. O takich rzeczach też mam ciebie informować? – Joshua nie atakował, był bardzo spokojny, wyważony a jego głos był nawet dość ciepły. W przeciwieństwie do jego zimnych niebieskich oczu. Był to jednak nie pierwszy raz kiedy przeprowadzał z Tomem taką rozmowę i wiedział do czego dążyli. - Nie. – mało widocznie, ale mężczyzna się zmieszał. - Dobrze wiesz, że nie o to chodzi. Mogło ci się coś stać. A co by było gdyby rodzina ciebie odnalazła? Nawet niemiałbym jak ci pomóc… A przecież po to tutaj jestem! – proszę bardzo, małomówny typ rozgadał się. - Thomas, jesteś moim przyjacielem a nie sługą. Nie jesteś po to aby mnie chronić. Nie mamy nawet kontraktu, więc nie musisz się tak przejmować. - Właśnie o to chodzi! – nagle podniósł się i zrobił dwie, krótkie rundki wzdłuż stolika do kawy. - Powinieneś zawrzeć ze mną kontrakt. Powinniśmy ten cholerny pakt zrobić na samym początku. Wtedy nie byłoby takich problemów, byłbym na każde twoje zawołanie. Josh cicho westchnął. Ile mogli przechodzić tą samą rozmowę? Z drugiej strony rozumiał Toma, kiedy ktoś z jego gatunku znajdzie kogoś komu chce służyć to już nie ma odwrotu. A on tylko mu utrudnia życie. - Thomas, usiądź. Proszę. – brunet zawahał się, ale zrobił to o co go poproszono. - Oboje wiemy, że nie mogę z tobą podpisać paktu. Do tego potrzeba będzie tyle energii magicznej, że od razu radary mojej rodziny to wykażą. A potem będą węszyć. I po co to wszystko? Dopóki się nie wychylamy nic mi nie grozi, a jak mi nic nie grozi to po co mi sługa? Wolę abyś był niezależny, abyś był przy mnie jako towarzysz, przyjaciel i druh a nie ktoś kto jest do tego zobowiązany magią. A poza tym, oboje dobrze wiemy, że kiedy ciebie ratowałem nie robiłem tego po to abyś później czuł się zobligowany mi służyć. – w trakcie tego monologu kruk z ciężkim bólem serca, ale przytakiwał Joshowi na wszystko. Tak samo jak Evans tak samo i on wiedział do czego ta rozmowa zmierza i jak się skończy. Na przestrzeni lat przebyli ją już niezliczoną ilość razy. Jak zawsze pokonany będzie musiał przytaknąć, że nie mogą nic z tym zrobić i zostanie tak jak jest teraz. Wcale to nie było takie najgorsze, jego pan go nie odtrącał i miał go za ważniejszego od byle sługi. Był też jedynym magicznym w jego otoczeniu. To było więcej niż to co mógłby dać im kontrakt. A jednak wolałby mieć jedno i drugie.
Kolejne spotkania z Linewoodem robiły się coraz cięższe. Evans na początku cieszył się z tego małego eksperymentu. Miał wrażenie, że pacjent na niego się otworzył. Jak widać, zmiana otoczenia na bardziej przyjazne klientowi potrafiła sporo zdziałać. Tylko… zawsze było jakieś ‘ale’ i tym razem było to, że nie mogli za każdym razem chodzić na drinki i spotykać się tak nieformalnie. Także Joshua uważał, że zrobili ogromny postęp dzięki temu wyjściu, ale zarazem nie chciał je powtarzać. No, już na pewno nie za każdym razem. A niestety David naciskał i psycholog miał wrażenie, że z każdym spotkaniem robił to coraz mocniej i coraz bardziej wychodził przygnębiony po każdej odmowie. Już zaczynał się zastanawiać czy robi na pewno dobrze, czy może jednak powinien zgodzić się na chociaż raz na jakiś czas na takie spotkanie – w formie może nagrody? – aby usatysfakcjonować i bardziej otworzyć na siebie pacjenta kiedy Dave.. - Wchodź, proszę wchodź. Już podchodzę tylko wyciągnę notes. – zapisywał jakieś ostatnie poprawki grafikowe w swoim kalendarzu na komputerze, bo chciał je przesłać do recepcji. Był pochłonięty tym na tyle, że nie zauważył iż David nie usiadł na swoim zwyczajowym miejscu na kanapie a podszedł do niego. Dopiero kiedy się odezwał, co trochę psychologa zaskoczyło, podniósł na niego wzrok. Coś było nie tak, bardzo nie tak. Poprawił okulary i już miał o coś zapytać kiedy Linewood przemówił, położył jego wizytówkę tuż przed nim i wyszedł. Evans był w totalnym szoku. O co chodziło? Dlaczego zwrócił mu wizytówkę? Dopiero po krótkiej chwili zaczął się nad tym bardziej zastanawiać, czy on aby na pewno dał mu na początku ich wizyt wizytówkę?
Kolejne dni bardzo go gnębiły. Miał wrażenie, że coś mu uciekło w związku z Davidem, że przeoczył coś bardzo ważnego. Gnębił siebie tym przez kilka kolejnych dni. Na sesjach potrafił trochę odpłynąć w swoje myśli, próbował analizować. Czy coś źle poprowadził? Czy wyjście było nie na miejscu? A może powinno ich być więcej? Może zamiast być dla niego tak łagodnym powinien bardziej go naciskać a nie słuchać o pogodzie. Przeczuwał jednak, że miał za mało danych aby móc rozwikłać tą zagadkę. Thomas widział, że coś przyjaciela gnębiło i jedyne co mógł mu dać to możliwość wygadania się. Był jedynym, któremu psycholog bez ceregieli opowiadał o swoich klientach – tak wysoki poziom zaufania mieli do siebie. Poza tym, kruk nie mógłby zdradzić swojego pana. No, nieoficjalnego, ale takiego którego nosił głęboko w sobie. Dlatego umówili się do nowego klubu, który Tom znalazł przypadkiem a domyślał się, że zainteresuje Josha. Nawet nie wiedział jak bardzo się nie mylił. Weszli do środka gdzie był ruch i trochę gwarno, ale nie na tyle by nie dało się porozmawiać. Thomas chciał iść do baru po drinki, ale akurat zwolnił się stolik, więc Evans wysłał go by zajął im miejsce. Kiedy sam udał się po napoje zobaczył jak ktoś dość agresywnie zachowywał się względem jakiegoś pracownika. Nie miał zamiaru interweniować – chyba, że mieli się bić – a przynajmniej do momentu kiedy zobaczył Davida. Czyżby los chciał sam ich skierować z powrotem na wspólną ścieżkę i dlatego przyprowadził go do Linewooda baru? Ciekawe. Obserwował go gdzie się uda aby usiąść i zapominając o zamówieniu drinków ruszył za nim. Jako jedyny odważny zajrzał do loży, mimo wszystko trzymają się na parę kroków dalej od ochroniarza. Stał, nie usiadł. Nie chciał się zbytnio narzucać, ale też miał potrzebę usłyszenia rozszerzonej formy tego co się wydarzyło na ich ostatnim spotkaniu. A raczej dlatego tak się ono skończyło. - Cóż za ciekawe zrządzenie losu, że spośród wszystkich barów w tym mieście trafiliśmy do tego samego. Mogę się na chwilę przysiąść?
|
| | | ChrisDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 23/07/2017 Liczba postów : 76 Cytat : Don't get angry, don't discourage, take a shot of liquid courage. Call a doctor, say a prayer, choose a god you think is fair.
| Temat: Re: Bądź tylko mój Pią Lis 02, 2018 2:15 pm | |
| Pochylił się do stołu i opierając łokcie na wypolerowanym, lśniącym ciemno blacie złożył z dłoni trójkąt którym otulił pół twarzy, od nosa po usta i brodę jakby spodziewał się, że zaraz rozpylą jakiś trujący gaz. W istocie trujące było tylko jego życie, ale zastanawiał się nad tym tylko w chwilach kryzysu. Na całe szczęście nie przychodził on często, więc nie było to aż takim problemem, ale kiedy już czarna materia nieszczęścia wyciągała w jego stronę swoje macki, kiepsko sobie z tym radził. Mówi się, że nieszczęścia chodzą parami, ale w jego przypadku chodziły raczej batalionami. Najgorsze z tego wszystkiego było to, że nie mógł najzwyczajniej w świecie przesiedzieć tygodnia w domu i nikomu nie pokazywać się na oczy, nie. Musiał funkcjonować i to tak, by jego podwładni nie widzieli w nim słabości. No, może poza obecnym w tamtym momencie Edgardo i kilkoma jego bliższymi znajomymi, którzy i przeżyli z nim niejedną akcję i widzieli też niejedno. Niemniej słabość w tym świecie nie ma racji bytu, jeśli jesteś słaby, to nie masz szacunku. To nie powinieneś zajmować wysokich stanowisk, powinieneś być żołnierzem, płotką, mięsem armatnim, koniecznym poświęceniem za którym nikt nie będzie płakał. Ba, może nie powinieneś być nawet soldato. Przesunął ręce na czoło, znów zaczesał włosy w tył i wyprostował się z westchnieniem akurat gdy barman osobiście przynosił mu kolejny kieliszek zamówionej i umiłowanej winogronowej wódki. Podziękował nieznacznym ruchem głowy nie mając ochoty się odzywać, tylko dać alkoholowi czas na przyćmienie tych wszystkich problemów. Tylko dzisiaj, chociaż dzisiaj. Jutro była niedziela i trzeba było zdać szefowi cotygodniowy raport, niech spłonie w ogniu piekielnym, stary tyran. A ty spłoniesz razem z nim, Dave, nie martw się. Spotkacie się znów w piekle i właśnie dlatego to będzie twoje piekło. Nigdy się od niego nie uwolnisz. Potrząsnął krótko głową jakby to miało mu pomóc odpędzić całą gromadę myśli kłębiących się pod czaszką i sięgnął po koniakówkę z pięknym, bursztynowym płynem w środku. Chwilę trzymał ją przy nosie fundując sobie uspokajającą, swoistą aromaterapię i dopiero po chwili wziął łyka, który przyjemnym, ostrawym ciepłem rozlał się po przełyku. Akurat ostawiał kieliszek, kiedy usłyszał znajomy głos. Josh podszedł tak blisko chyba tylko dlatego, że ochroniarz miał dobrą pamięć i kojarzył go sprzed kilku tygodni. Gdyby jednak zrobił jeszcze jeden krok więcej, na pewno droga zostałaby mu zagrodzona, tak profilaktycznie. Gdyby był to ktoś nieznajomy, nie dałby rady podejść nawet do wcześniejszej loży, nie mówiąc już o zaglądaniu do tej, w której siedział pan Ardovino - ten róg baru był całkiem wyłączony z użycia dla innych. Co prawda nie dostał wytycznych, ale może szef miał się z nim akurat dziś tu spotkać w sobie wiadomej sprawie. Starał się ani nie widzieć za dużo ani nie słyszeć za dużo, bo w tym biznesie to bywało niebezpieczne. Nawet nie podejrzewałeś, że jakaś błaha, z pozoru nic nie znacząca informacja może być niebezpieczna. Poza tym trzeba było szanować swoją prywatność David w pierwszej chwili myślał, że się przesłyszał. Że to tylko armagnac zaczyna do niego w niezrozumiały sposób mówić, bo czuł już, że zaczął mieć zbawienny, rozluźniający wpływ na jego umysł i ciało. Odwrócił jednak głowę, przekręcając ją nieznacznie, jakby ze zdziwieniem że kawałek dalej stoi ktoś, kogo się tu nie spodziewał. Kogo się najmniej spodziewał. Może jednak miał przewidzenia? Nie, wtedy Ed nie odwróciłby się do niego jakby pytał, czy ma go przepuścić, więc to nie były majaki. No dobra, czemu nie, bardziej spieprzyć i tak już nie mógł. - W porządku Ed, możesz go puścić. Tylko już z łaski swojej już przypilnuj, żeby nikt mi nie przeszkadzał, nie mam ochoty nikogo widzieć. Chyba, że to barman - powiedział wyciagając z paczki papierosa i zapalając go, gdy ten znalazł się w ustach. Zaciągnął się i rozłożył ręce uśmiechając się przy tym może tylko odrobinkę za szeroko, żeby nie było to niepokojące. Dave’owi było jednak wszystko jedno i wcale nie próbował zachowywać profesjonalnego i opanowanego wyglądu który był dla niego właściwy. Nie dbał o to, co sobie Josh pomyśli ani prywatnie ani zawodowo. Skoro napatoczył się na jego drogę właśnie dziś, to on się musiał dostosować. Albo nie i po prostu odejść. Z jednej strony David bardzo by chciał, żeby tak właśnie się stało, żeby stwierdził że jednak nie chce z nim rozmawiać ani siedzieć, bo jego widok spowodował w jego wnętrzu ukłucie żalu i nawet alkohol nie był w stanie go wygłuszyć. Z drugiej zaś oczywiście, że chciałby z nim spędzić jeszcze trochę czasu nawet wiedząc, że to może prawdopodobnie i tak ostatni raz. - Proszę, zapraszam. Stęskniłeś się w dzień wolny za widokiem sponiewieranych ludzi? Uprzedzam tylko, że wcale nie mam ochoty na żadne psychologiczne bzdety, z całym szacunkiem, więc jeśli chciałbyś coś prawić, to przykro mi, ale nie posłucham. Możesz się ze mną za to napić - dłonią trzymającą w dwóch palcach papierosa wskazał mu miejsce i sięgnął po swój najlepszy uśmierzacz w płynie.
_________________ Then it comes to be that the soothing light at the end of your tunnel Is just a freight train coming your way.
|
| | | RatatoskBadass Uke
Data przyłączenia : 01/11/2017 Liczba postów : 135 Cytat : Where are my demons?
| Temat: Re: Bądź tylko mój Pią Lis 02, 2018 4:31 pm | |
| Zmęczony, wkurzony – zupełnie inna osoba. To były pierwsze spostrzeżenia jakie przyszły mu do głowy w związku z jego byłym pacjentem. Jeszcze w takim humorze go nie widział, ale kiedy miało się to wydarzyć? O godzinie piętnastej w poniedziałek? Kiedy bary dopiero zaczynały swoją pracę? Pewnie coś poszło nie tak i teraz musiał odkręcać rzeczy albo był na minusie. Widząc papiery mógł się po prostu w tym myśleniu utwierdzić. Odwrócił się w stronę wysokiego mężczyzny kiedy ten tylko delikatnie się poruszył, jak gdyby słaby wzrok – bo przecież nosił okulary – nagle przestał istnieć a jego zasięg wzroku był o wiele większy. Okazało się więc, że kierowca nie był tylko kierowcą, ale i ochroniarzem? Nie bez powodu stał tutaj. Dopiero teraz do Evansa dotarło, że poza ich trójką nie było nikogo w tej części baru, a przecież nie było tak pusto, na wolny stolik trzeba było polować. Kiedy w końcu dostał oficjalne zaproszenie podszedł do stolika, ale nie usiadł na kanapie. Delikatny uśmiech pojawił się na jego twarzy, jakby chciał nim roztopić swego rodzaju lód jaki czół między nimi. Lód! Ha! To była dopiero co zabawna metafora. - Raczej za rozmową o pogodzie. – nigdy nie uważał Linewooda za sponiewieranego człowiek, co to, to nie. - I nie wiedziałem, że tak nisko cenisz moją profesję. – tak, zdecydowanie te słowa go mocno zabolały. Starał się jednak nie przejmować. - Nie jestem tutaj jako psycholog, ty nie jako pacjent a to nie jest mój gabinet, więc możesz być spokojny o tego typu rozmowy. Pójdę tylko po drinka. Odwrócił się nie dając się zatrzymać słowami, że przecież do tej loży sam manager zmiany przyniesie im alkohol jeżeli sobie tego zażądają. On był zwykłym kupującym, nie było co siebie wywyższać, bo znało się właściciela. Właściwie, to nawet zbytnio się go nie znało. Drugą sprawą był Thomas. Zostawił go samego przy stoliku, pewnie będzie wściekły. Dlatego tradycyjnie wziął dla siebie gin z tonikiem – razy dwa, bo jednego drinka osuszył od razu przy barze dla własnego kurażu - a dla kolegi duże piwo. Podszedł z tym wszystkim do ich stolika. - Długa kolejka? – kruk doskonale wiedział, że to nie było to co zajęło Josha. - Przepraszam cię, naprawdę przepraszam, ale napijesz się dzisiaj sam? Stawiam kolejki na naszym kolejnym spotkaniu! - Co się stało? – Tom ściągnął ku sobie brwi, irytujący nawyk wskazujący, że coś mu nie odpowiada albo się o coś martwi. W tym przypadku pewnie należało wybrać obie opcje. - Pamiętasz tego klienta, o którym ostatnio ci ciągle opowiadam? Tego co nagle przyszedł i stwierdził, że to koniec naszych wizyt a tak normalnie rozmawialiśmy tylko o pogodzie? – brunet powoli przytaknął głową a jego brwi znalazły się niebezpiecznie blisko siebie – zaraz skończą jako mono brew! – co bardzo źle wróżyło. - Właśnie go tutaj spotkałem. Siedzi sam, bo właściwie pewnie jest właścicielem tego lokalu, ale siedzi sam i mam możliwość pogadania z nim. To pierwszy taki przypadek z jakim się spotkałem, mam mało doświadczenia z tym, że ktoś zrywa ze mną tak kontakty zawodowe. Chce się dowiedzieć o co dokładnie chodziło. Także dzisiaj zostaję tutaj, posiedzę z nim. Jak nic z tego nie wyjdzie to po ciebie zadzwonię i możemy się jutro spotkać. Ok? – i już się odwracał aby odejść, bo przekazał najważniejsze informacje, kiedy Thomas przytrzymał go za ramię. - Stój! Znasz tego typa? Nie. Przychodził do ciebie, więc masz jego imię czy nazwisko, ale mówisz, że jest właścicielem tego miejsca. Wiesz co to może oznaczać? Że jest niebezpieczny. – tym razem to Josh zmrużył oczy pełen podejrzliwości. - Chodzą plotki, że wszystkie bary w tym mieście tak naprawdę należą do różnych ludzi, mniej lub bardziej, powiązanych z mafią. Że tylko dlatego tak dobrze potrafią prosperować a ten kto z nimi nie podpisze umowy i nie będzie oddawał im haraczu może już obmyślać co zrobi po tym jak splajtuje. Pomyśl o tym, to może być naprawdę niebezpieczne. Chociaż kruk o tym nie wiedział to mógł mieć w tym aż nadto prawdy. W końcu.. kiedyś Dave żartował sobie, że jest z mafii. Bo żartował, prawda? Wtedy Joshua w to nie uwierzył, bo jak on zwykły chłopak po studiach, z pierwszym swoim gabinetem w życiu mógł trafić kogoś z mafii u siebie, co nie? - Będzie dobrze. Jakby się coś niepokojącego działo to zadzwonię do ciebie. Obiecuje. I przestań się zadręczać za cały świat. Napij się, wyrwij tamtą babeczkę za barem. Widać jak na ciebie łypie okiem i że moje podejście popsuło jej plany. – oderwał od siebie dłoń przyjaciela, który jak zawsze musiał zrezygnować i dać mu spokój, wziął w dłoń swojego drinka i ruszył z powrotem do Davida. - Przepraszam, że to tyle trwało. – wsunął się na kanapę naprzeciwko Linewooda. - Zero psychologowania. Nie jesteśmy już w ten sposób połączeni. – i nagle uśmiechnął się. - To co tam u ciebie słychać?
|
| | | ChrisDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 23/07/2017 Liczba postów : 76 Cytat : Don't get angry, don't discourage, take a shot of liquid courage. Call a doctor, say a prayer, choose a god you think is fair.
| Temat: Re: Bądź tylko mój Pią Lis 02, 2018 6:17 pm | |
| Chodziło mu raczej o to, że wystarczająco w pracy sie pewnie naogląda nieszczęśliwych ludzi, więc po co miałby z kolejnym siedzieć podczas wolnego wieczora, ale nie kłopotał się, by mu to wyjaśnić. W porządku, niech robi co chce, ma zamiar tu z nim siedzieć, to proszę bardzo. Nie ma, też dobrze. Może nawet dla spokoju jego ducha ta druga opcja byłaby korzystniejsza. - Nie mówiłem tego w odniesieniu do twojego zawodu, tylko przestrzegłem, żeby cię nie poniosło, bo nie mam na to nastroju. Tylko tyle - sprostował dość obojętnie, dopiero po chwili podnosząc na niego spojrzenie. Prawda, może trochę za dosadnie, krzywdząco i niejasno się przed chwilą wyraził i resztka przyzwoitości która nie została jeszcze zalana kazała mu to wytłumaczyć. Bez komentarza przyjął joshowe oświadczenie, że sam pójdzie po drinka, odstawił kieliszek i opadł plecami na miękkie oparcie kanapy, wtłaczając w płuca kolejne obłoki dymu, które po chwili wypuścił nosem. On, w przeciwieństwie do tamtego nie miał problemów z wykorzystywaniem swojej pozycji. Zazwyczaj jej nie nadużywał, ale dziś nie miał ochoty na przesadne uprzejmości. I tak niech ci się cieszą, że to on nadzoruje ten bar a nie ktoś inny, bo akurat on był tym z milszych. Był zmęczony. I tym całym bagnem rozlewającym się aktualnie po Organizacji i swoim szefem i nawet swoimi własnymi emocjami. Zajmował się problemem, żeby go jak najszybciej rozwiązać a dzięki temu nie kierować myśli na rzeczy dookoła, ale była to wymagająca praca. Mimo zmęczenia zasnąć mógł tylko po proszkach, ostatnio do łask wróciła nawet ketamina, która zaraz po armagnacu była jego drugim najlepszym przyjacielem naprawiającym zło świata. Gdzieś tam z tyłu głowy kołatała się świadomośc, że niedługo znów wszystko będzie ok, że to tylko przejściowy kryzys. Nie pierwszy i nie ostatni. Tylko że nim zdołał uczepić się tej myśli, ona się gdzieś wyślizgiwała i droczyła się z nim z odległości zmuszając do tego, by za nią gonił. Tylko że na to też póki co nie miał siły. Thomas istotnie miał sporo racji, chociaż akurat nie w tym konkretnym przypadku. Ten bar wyłącznie ich własnością i od nikogo haraczu nie pobierali, ale sporo było miejsc, które dobrowolnie weszły pod ich opiekę. Zresztą nie tylko bary i kluby, ale też i hotele, kasyna czy burdele a nawet zwykłe sklepy. Nie było to tak praktykowane jak na przykład na Sycylii, ale mieli swoje udziały to tu, to tam. W Nowym Jorku trzeba było bardzo uważać na posunięcia nie tylko ze względu na wymiar sprawiedliwości ale też i na inne Rodziny, które nierzadko były po stokroć groźniejsze niż jakieś służby porządkowe. Te ostatnie można było kupić. Oparł nadgarstek o stolik i strącił niedbale popiół do kryształowej popielniczki. Obserwował jak spada a na jego miejsce pojawia się nowy, zżerając bibułkę i tytoń tak samo jak coś nieopisanego zżerało go teraz od środka. Mieszanka zmęczenia, zrezygnowania, beznadziei, gniewu, cynicznego zadowolenia i obojętności przelewała się w środku co i raz wypychając na wierzch jedną z tych emocji a na wszystko spływał kojący balsam procentów. - Jak widzisz, nigdzie mi się nie śpieszy - podsumował jego przeprosiny znów czując jakąś szpilę w klatce piersiowej. Czy to żal, czy gniew na siebie? A z resztą, co to za różnica. Ponownie postukał palcem w papierosa i podniósł go do ust, spojrzenie o nieodgadnionym wyrazie zawieszająć na swoim rozmówcy na dłuższą chwilę. Gdy ta minęła, również się uśmiechnął, ale cokolwiek cierpko. - Co u mnie? Cudownie, wszystko w jak najlepszym porządku - odpowiedział lekko pokręciwszy głową i rozłożywszy nieznacznie ręce jakby mówił: a nie widać?. - Pożytkuję wolny wieczór w dżentelmeński sposób bratając się z tym oto przyjacielem - skinął palcem na pękaty kieliszek w razie, gdyby to do tej pory nie było jasne. Tylko czekał aż padną pytania, na które nie chciał odpowiadać, bo nie był aż tak głupi by sądzić, że naprawdę będą sobie rozmawiać tylko o pogodzie. I dobrze, chciał konfrontacji, jakaś część wewnątrz niego chciałby wykrzyczeć to i owo, ale nigdy nie będzie tak pijany by do tego doszło. Ale tak, coś w nim siedziało, przyczajone i naprężone do skoku. Trudno mu było określić co, ale od czasu do czasu wyczuwał to obijające się od środka o żebra. Dopiero w chwili gdy chciał wziąć ostatniego macha zorientował się, jak nieświadomie spiął mięśnie. Gdy je rozluźnił poczuł, jakby spadło z niego co najmniej z dziesięć kilo. Przyczajony agresor w jego wnętrzu znów wycofał się do cienia a on odetchnął i zdusił niedopałek między paroma innymi. - Nie wiem co chcesz powiedzieć, ale powiedz to. Darujmy sobie takie podchody. Jeśliby się okazało, że jego przypuszczenia są błędne, nic i tak by nie stracił. Najwyżej wyszedłby na podejrzliwca i co z tego? Czemu miałaby go obchodzić opinia tego blondyna? Łyknął sobie na znieczulenie, ale okazało się że nie, że ta opinia jednak dalej go obchodzi. W takim razie wspaniale sobie radzisz robiąc z siebie gburowatego pijaka, brawo dla ciebie.
_________________ Then it comes to be that the soothing light at the end of your tunnel Is just a freight train coming your way.
|
| | | RatatoskBadass Uke
Data przyłączenia : 01/11/2017 Liczba postów : 135 Cytat : Where are my demons?
| Temat: Re: Bądź tylko mój Pią Lis 02, 2018 7:30 pm | |
| Tak, od dawna mógłby powiedzieć, że Thomas ma rację. Może to ta jego zwierzęca część podpowiadała mu od kogo trzymać się z daleka? Instynkt przemawiał do niego. Wyczuwał co złe. Nie raz w taki sposób Josha oderwał od nieciekawych typów, bo chciał im pomóc, ich wysłuchać. Z drugiej strony, to musiało dobrze wskazywać na samego blondyna, bo uczepił się go niczym rzep psiego ogona. I Evans nigdy na to nie narzekał, nie odtrącał go. Jeżeli taka była jego wola to mógł z nim zostać, być jako przyjaciel. To było przyjemne móc na kogoś tak liczyć w tym świecie kiedy samemu odepchnęło się rodzinę i pozostało… no właśnie, samemu. Tylko, że czasami kruk potrafił przesadzać, był nadopiekuńczy, a to było męczące. Nawet kiedyś Josh mu powiedział, że musi go puścić i pozwolić mu porobić kilka błędów, bo na nich człowiek najlepiej się uczy. I chyba dzisiaj chciał wykorzystać ten moment do nauki. Wrócił do stolika i starał się w ogóle nie przejmować stojącym obok niego mężczyzną. Przez tylko ułamek sekundy zawahała się czy będzie go pamiętał, że dostał pozwolenie aby usiąść. Człowiek jednak nie wyglądał na tak starego aby miał Alzhaimera, więc chyba nie było tak źle. Tym bardziej, że nawet się nie poruszył kiedy okularnik dosiadał się do Davida. Już na pierwszy rzut oka mógł zauważyć, że mężczyzna był zmęczony. Cały spięty i cyniczny. Może w pracy szło jeszcze gorzej niż zakładał? Albo miał jakaś ciężką rozmowę z przełożonym? Ostatnim razem takowa skończyła się niezłym pobiciem a i teraz Josh mógł zauważyć tu i ówdzie bandaże. Takie widok go ranił. Jako psycholog pragnął pomagać a pokrzywdzonym osobom taka pomoc jest potrzebna. Należało tylko wiedzieć jaka forma będzie dla nich najlepsza. Z poprzednią terapią w ogóle nie wcelował. Może gdyby lepiej sobie poradził to teraz Dave nie byłby taki cyniczny w jego stronę? Nie czuł jednak strachu przed tą osobą, może przez to, że przez kilka miesięcy widzieli się co tydzień. Dlatego postanowił uśmiechnąć się ciepło i przyjaźnie. Nie chciał dorzucać mu zmartwień, nie był też jego terapeutą, więc mogli pogadać, ponarzekać sobie i wypić. - Z tego co mi się wydaje to dżentelmeni sami nie piją, dlatego przychodzę ci z pomocą. – delikatnie uderzył swoim szkłem o jego, ale tylko on wziął łyk trunku. A więc było aż tak bardzo nieciekawie? Nie wiedział co miał począć. Oczywiście chciał dostać odpowiedź na swoje pytania, ale nie chciał też nimi przytłaczać zmęczonego człowieka. Nieudana sesja to także porażka dla pacjenta, więc po co do tego wracać i męczyć go tym? - Nie robię żadnych podchodów. – powoli odstawił szklankę na jednorazową czerwoną chusteczkę. Kilka razy zastukał palcem wskazującym o szkło, ale szybko się od tego powstrzymał. - Oczywiście jestem ciekaw co zrobiłem nie tak, że ktoś zrezygnował z moich usług bez żadnego słowa wytłumaczenia. To jednak nie jest już takie ważne. Co się stało to się nie odstanie, no nie? Dlatego możemy po prostu sobie potowarzyszyć przy alkoholu, prawda? Zawsze lepiej pije się z kimś. – oparł łokieć o blat stolika a w dłoni uniósł trunek, tym samym proponując zderzenie się szklanką. Czy Dave ten gest postanowił wykonać czy go olać, to nie miało znaczenia. Wysuszył napój do końca i od razu zrobiło mu się gorąco. - Chociaż jedno mnie martwi. Twoje bandaże. Znowu coś się stało? – starał się nadać takiej atmosfery aby Linewood mógł się w końcu trochę wyluzować i nie atakować go za każde słowo. Nie wiedzieć skąd pojawił się kelner zgarniający puste naczynia. Josh spróbował zimitować Davida powtarzając ruchy dłonią pokazując, że chce kolejnego, tego samego drinka. Ciekawe czy mu się udało. A może po prostu wyglądał jak jeden z tych pijanych idiotów, który kompletnie nie wiedział co robił? Chyba było lepiej gdyby powstrzymał się od tego gestu.
|
| | | ChrisDon't Fuck With Me Seme
Data przyłączenia : 23/07/2017 Liczba postów : 76 Cytat : Don't get angry, don't discourage, take a shot of liquid courage. Call a doctor, say a prayer, choose a god you think is fair.
| Temat: Re: Bądź tylko mój Nie Lis 04, 2018 2:49 pm | |
| Chociaż David uświadamiał sobie od początku, że wciąganie zwykłego człowieka w jego świat, choćby minimalnie, choćby właśnie przez znajomość mogło nieść za sobą niebezpieczeństwo, to jednak tak bardzo egoistycznie nie chciał z tego zrezygnować. Nie chodziło nawet o to, by ktoś pomógł mu nieść ciężar jaki od kilkunastu lat miał na barkach, z czasem coraz cięższy; po prostu chciał w swoim życiu trochę normalności. Tego wszystkiego, co przeciętny człowiek uważał wręcz za nudne. Czegokolwiek, co nie wiązałoby się z przemocą, konspiracją, nieustanną uwagą i ważeniem swoich ruchów czy wyborów. Zwracaniem uwagi na otoczenie i rozmyślaniem co mógłby zrobić gdyby nagle stało się coś niebezpiecznego. Takie zachowanie może było trochę na wyrost, ale dla kogoś wychowywanego poniekąd przez prawo ulicy było jak oddychanie. Nawet siedząc w barze już zdążył ocenić jak daleko ma do kontuaru za którym można by się ukryć, czy wyjściem na zaplecze. Z aprobatą przyjmował też fakt, że stoliki nie były mocowane do podłogi, więc w razie ostatniej konieczności mogły robić za czasową osłonę. On po prostu musiał mieć Plan B na każdą okazję. Mimo wszystko naprawdę nie chciał w żaden sposób skrzywdzić siedzącego na wprost niego mężczyzny. Zaryzykował, rzucając na niego cień Szarej Strefy choć starał się, by jego kontakt z Joshem pozostał niezauważony. Może zbytek ostrożności, ale lepiej było być przezornym niż później żałować. Rezygnacją z “terapii” nawet wyświadczył mu przysługę o której tamten nie wiedział, bo zrywając z nim kontakt uwolnił go od możliwych niebezpieczeństw. Nie przypił do niego podczas pierwszego pseudo-toastu, patrząc na niego z lekką rezerwą i będąc na pół zagłębionym we własnych rozmyślaniach, na pół tkwiąc w rzeczywistości. Cieszył go fakt, że znów może spojrzeć na tę szczerą i cierpliwą twarz, na niezrażone żadnym zachowaniem spojrzenie, niezachwiany spokój ducha. Kto wie, może ten ostatni był tylko pozą, jaką i on sam często przyjmował stając przed innymi, może to było wyuczone na studiach zachowanie, niemniej z jakiejkolwiek przyczyny nim emanował, przynosił Dave’owi pewną wewnętrzną ulgę. Rozbrajał kawałek po kawałku jego system obronny, wymywał gorycz i ścierał agresję. Tak, nawet jeśli było to czysto profesjonalne zachowanie, to miło było poczuć coś poza nieustannym napięciem. Z drugiej strony był przekonany, że rozdział pod tytułem “Joshua” został zamknięty. Miasto było na tyle duże, że szansę na spotkanie go gdzieś ponownie wynosiły chyba jakieś pół procenta. To zabawne jak bardzo można było czuć pociąg do kogoś, kogo się właściwie nie znało. Pożądanie, jasne, czasami trafiało jak grom z jasnego nieba (aczkolwiek musiałby przyznać, że niewiele razy zapaliła się w nim taka lampka jak na jego widok. Na pewno ich światło było znacznie słabsze), choć w tym przypadku czuł coś jeszcze: chęć spędzania z nim czasu. Nie musiała to być nawet rozmowa czy żadna inna aktywność, po prostu przebywanie w jego obecności. Chciał poznać jego zwyczaje, co lubił a czego nie. Jakie miał poglądy na różne tematy, jakie miał zwyczaje i nawyki. Chciał słuchać jego głosu, dotykać jego ciała, zobaczyć milion ekspresji na jego twarzy. Dlatego jego widok był słodko-gorzki, bo miał przed sobą coś, czego nigdy nie dostanie. Drażnił i pocieszał. Jeśli nie mógł go widywać codziennie, to wolał nie widywać go wcale. Alkohol z pewnością mógł sprzyjać takim rozmyślaniom, chociaż miał też jedną niezaprzeczalną zaletę - w końcu sprawiał, że rzeczy ważne przestawały takimi być. Gdyby spojrzał na siebie z boku, to mógłby nawet czuć wstyd, że Josh zastał go w takiej kondycji, nie trzymającego się w ryzach. Takie zachowanie żadną miarą mu nie przystawało, hańbiło jego zawód i jego samego. Było niegodne. Mógł pić sam w mieszkaniu a nie publicznie. Ale dziś mieszkanie tylko potęgowało jego frustrację i chęć walenia pięściami w ściany, więc wylądował tu. I miał wszystko gdzieś. Wypuścił powietrze nosem w wyrazie rezygnacji i uśmiechnął się, tym razem stukając się z nim szkłem. Skoro już tu są, to niech to będzie dobry wieczór. - Tak, masz rację. Przepraszam, nie powinienem na ciebie naskakiwać. To nie twoja tu wina. Dziękuję za towarzystwo i bardzo chętnie z niego skorzystam, ale jeśli jesteś tu na randce czy coś, bo raczej nie zjawiłeś się tu sam, to nie musisz czuć się w obowiązku tu siedzieć. Pomogłeś mi już wystarczająco samym swoim widokiem. Jest weekend, powinieneś się zrelaksować w jakimś lepszym towarzystwie - powiedział zaprzęgając do pracy resztki przyzwoitości. Coś wewnątrz niego nakazywało mu to powiedzieć, ale chciał by Josh jeszcze został. To jedyna dobra rzecz jaka spotkała go od tygodni i chciał się tym nacieszyć tyle, ile mógł. - Wszystko robiłeś jak należy, jesteś dobrym psychologiem, nie martw się. To był mój egoistyczny błąd którego nie powinienem był popełniać i przykro mi, jeśli poczułeś, że w czymś nawaliłeś. Trafiłeś tylko na opór materii - dodał tytułem wyjaśnienia, bo tyle przynajmniej Joshowi się należało. Ludzie przychodzili ma terapię bo czuli, że sami sobie z czymś nie poradzą. On nigdy nie przyszedł tam z takim zamiarem więc trudno, żeby jakakolwiek terapia odniosła jakiś skutek. Owszem, skupiał się na słowach, ale bardziej skupiał się na Joshule jako takim, nierzadko snując sobie jakieś bezwstydne myśli. Tak, to było nie fair względem niego, ale Dave nie do końca był altruistą. Jeśli Evans chciał rozluźnić atmosferę, to udawało mu się o całkiem dobrze do jednego momentu: ostatniego pytania. Nie mógł wybrać żadnego gorszego do tego celu, bo David drgnął i zjeżył się na krótki moment. Można go było pytać o wszystko, ale jak wspominało się albo zwracało w widoczny sposób uwagę na ślady na jego ciele, to momentalnie robił się drażliwy. Zdawał sobie sprawę, że to jest normalne pytanie, że ludzie tak reagowali, ale czemu po prostu nie mogli… nie reagować? Machinalnie dotknął nadgarstka zanim sięgnął po prawie pusty kieliszek i dopił do końca. Odstawił go akurat w momencie kiedy pojawił się kelner przynosząc wcześniejsze davidowe zamówienie oraz drinka Josha. Widać domyślił się jednak o co chodziło jasnowłosemu i najpewniej to nie był najdziwniejszy gest w jego karierze. Zabrał puste szkło i już go nie było. Dave przysunął sobie koniakówkę, ale już się nie napił. Zamiast tego uśmiechnął się paskudnie pod nosem patrząc na alkohol. - Poza tym, że mój szef jest skurwielem i sadystą i dyma mnie na boku bo znudziła mu się żona? - odpowiedział po czym podniósł na rozmówcę oczy unosząc brwi z wyrazem twarzy, jakby rzucał mu jakieś wyzwanie i czekał na reakcję. Dezaprobatę, zniesmaczenie, potępienie. Na wszystko był przygotowany, bo wszystko pasowało. Przeszło mu to przez gardło bardziej gładko, niż się kiedykolwiek spodziewał. W ogóle się nie spodziewał, że powie komuś coś takiego, bo to właśnie wyrwało mu godność z korzeniami, ale nie dbał o to. Zależało mu na dobrej opinii w oczach Josha, ale chuj z tym.
_________________ Then it comes to be that the soothing light at the end of your tunnel Is just a freight train coming your way.
|
| | | RatatoskBadass Uke
Data przyłączenia : 01/11/2017 Liczba postów : 135 Cytat : Where are my demons?
| Temat: Re: Bądź tylko mój Nie Lis 04, 2018 7:34 pm | |
| - Na randce? – na początku trochę tępo spojrzał na towarzysza do drinka. Jakiej randce? Skąd to znowu wziął? Z drugiej strony, nie był na tyle zdesperowany w swoim życiu aby przychodzić samotnie do baru by się nawalić. - Nie, nie. Nie mam żadnej randki. Wyjawię ci tajemnicę, w moim życiu jest tylko praca, która i tak zajmuje mi za dużo czas. Nie wiem jak miałbym to połączyć z tak bogatym życiem towarzyskim jak chodzenie na randki. Kolega zrezygnował pozostawiając mnie na lodzie. Także spokojnie możemy wypić za to spotkanie. On też na początku po prostu nie wierzył w ich spotkanie. Czyż to nie było zbyt dużo jak na traf? Przypadek chyba nie mógłby tak ich urządzić. Joshua prędzej powiedziałby, że wywołał wilka z lasu. Dave był niejako jego pierwszą poważną porażką i pragnął dowiedzieć się dlaczego. Przez to postępował teraz nieetycznie, męcząc byłego pacjenta prywatnie, ale co mógł innego zrobić aby poznać odpowiedzi na własne pytania? Poza tym, zawsze szanował swój czas w pracy a w pewnym momencie łapał się trochę na tym, że czekał na spotkanie z tym biznesmenem. On sam czuł jak mógł w trakcie ich godzinnego spotkania złapać oddech, odetchnąć od różnych przypadków i zwyczajnie porozmawiać. Próbował wspólny czas wywarzyć, zawsze w pierwszej kolejności wysłuchać Linewooda, ale z czasem odkrywał, że jego najbardziej fascynowały momenty kiedy to on sam coś opowiadał. To było przyjemne móc się zamienić, chociaż na te parę chwil w ciągu dnia, z pacjentami i mieć możliwość sobie pogadać. Najprawdopodobniej właśnie przez to przegrał tą sprawę. Zachował się niewłaściwie, nie tego od niego oczekiwano. Zdecydowanie ulżyło mu kiedy usłyszał, jak mu się zdawało szczerą, wypowiedź Davida. To było ludzkie, że chciał być pewien, że nie nawalił, że zrobił co tylko mógł. Może po prostu nie pasowali do siebie i tyle. - Z terapeutą jest podobnie jak z kochanką, nie każda nam pasuje. Czasami jedna drobna rzecz może nam przeszkodzić w otworzeniu się przed kimś. Na przykład jakiś szczegół z wyglądu, który nam nie pasuje. Równie dużym problemem mogą być metody, źle dobrane nie pomogą pacjentowi. Cieszę się jednak, że uważasz, że to nie moja wina. Gdybyś chciał i miał taką potrzebę mogę polecić kilku innych kolegów, lub też koleżanki, po fachu. Ale mniejsza z tym, miało być bez psychologii. – był szczery w swojej wypowiedzi i dało się odczuć, że chciał po prostu jak najlepiej dla drugiej osoby. Charakteryzował się otwartością, szczerością i ciepłem, więc nie można było tego odebrać źle. Jego wprawne oko terapeuty od razu zauważyło te delikatne zmiany, drgnięcia i spięcia. Ruszył coś co musiało tamtego zaboleć. Zrobił to naumyślnie i dlatego poczuł się jeszcze gorzej. David mógł wypierać, że miał problem, ale on był widoczny, w tym momencie wręcz namacalny. Evans bał się usłyszeć prawdy, bo jeżeli będzie wspomniany szef to czy to nie oznaczało, że Linewood mówił na ich spotkaniu prawdę? Był naprawdę z mafii? Jego oczy otworzyły się szerzej ukazując szok, który w miarę szybko opanował. Nie pojawiła się w nich żadna reakcja jakiej spodziewał się Dave. Było jedynie… smutek. I to nie taki zwykły a wyrażający smutek za kogoś. Jakby mógł się smucić za ofiarę. Miał wrażenie, że brunet nie mógł tego w taki sposób wyrazić, jego postawa pychy wręcz krzyczała, że jakby chciał to mógłby walczyć z całym światem. - Posłuchaj. – zmieszał się i na chwilę wycofał. Nie mógł przyjmować postawy psychologa, bo już nie byli w taki sposób związani. - Gdybyś chciał o tym pogadać to wiesz, mogę wysłuchać. Możemy też po prostu się napić. Chociażby w ciszy. Albo od razu się nawalić. Twój wybór. – nie chciał tego bagatelizować, nie chciał też w to wszystko wierzyć. Łącząc fakty wychodziłoby na to, że David poza byciem właścicielem kilku dobrze prosperujących barów – które płacą haracz mafii – jest sam z mafii a jego szef wykorzystuje go seksualnie. Z drugiej strony, jakie były możliwości, że naprawdę trafił na kogoś z rodziny mafijnej? Czy naprawdę był ktoś kto mógł Dave’a zmusić do seksu? Czy to może nie była tylko taka… przenośnia? Często się mówi, że ktoś kogoś wydymał a chodziło tylko o to, że oszukał. Co prawda nie wspominało się wtedy o żonach, ale…
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Bądź tylko mój | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |