Gang Smoka

First topic message reminder :

Całkiem normalne senne miasteczko, położone wśród gęstych lasów obfitujących w zwierzynę. 
Dobra, może nie całkiem normalne. Prawie połowa mieszkańców wieczorami przywdziewa skóry i wsiadają na swoje wyjące bestie. Nie zmienia to jednak faktu, że w sumie...Żyją sobie spokojnie. Do czasu. Do ich poukładanego życia wkracza banda narwanych dzikusów . Nie są oni bynajmniej pokojowo nastawieni, zachwyceni nowym miejscem postanawiają zagarnać miasteczko dla siebie. 
Rodzina X prowadzi knajpkę, do której wpadają mieszkańcy po ciężkim dniu pracy. Jak by tego było mało są synami zmarłego szefa Blackvillage, przez co uznawani są za przywódców. 
Kiedy wrogi gang wpada do knajpy, żądając wydania ich bosa, X zostaje zauważony przez Y - szefa szalonej bandy. Słodki chłopaczek przyciąga uwagę mężczyzny.

X - Amantis
Y - Smok

Przez resztę dnia się praktycznie nie widzieli. Chłopak mógł ze spokojem spotkać się z bratem. Ivan zaś przygotować do walki. Na ringu stanęło 3 mężczyzn. Wszyscy byli w wieku Swana i starego Lobosa. Uważali chyba, że po tej walce rachunki będą wyrównane. A może próbowali załatwić syna tak jak załatwili ojca? Ivan był pewien, że jeden z nich wbił jego staremu nóż w plecy. Kima przywieźli już gdy walka się zaczęła. Ivan oberwał może ze dwa razy, ale jeden z panów już leżał nieprzytomny na piachu.
- W wojsku nauczył się sztuk walki. Mistrzem nie jest. Jest jednak dziki. Przez to potrzeba prawdziwego komandosa żeby go położyć.
Mówił chłopakowi dumny Taylor.

-Super. - burknął bez entuzjazmu Kim. Mogliby chociaż go fiuta kopnąć, może dałby mu trochę spokoju.
Aaron wpadł we wściekłość, gdy się dowiedział co zaplanował Ivan. Jego dziewczyna nie mogla go uspokoić a co dopiero on. W końcu wkurzony Kimmy oznajmił, że i tak nie mają wyboru. A on nie ma nic przeciwko zostania wdowcem, jak już Aaron wymyśli jak się go pozbyć.
- Al. - wyrwało mu się i odwrócił wzrok widząc jak Ivan łamie rękę jednemu z mężczyzn.
- ohyda.

- jestem naprawdę delikatny dla nich bo to dziadki
Rzucił do chłopaka czym rozsierdził ostatniego na nogach. Temu nawet udało się nawet go trafić. Po tym prawym prostym głową odskoczyła Ivanowi. Gdy ją cofnął wyprowadził taki cios w brzuch że mężczyzna padł na piach.
- ktoś jeszcze?
Zapytał wycierając krwawiąca wargę.

- Ja, ja, wybierz mnie. - zakpił zakładając ręce na piersi. Taylor zarechotał na jego słowa.
Byli inni chętni. Synowie dziadków, naprawdę wkurwieni synowie.
- W jaja go. - szepnął do jednego z ochotników. To też rozbawiło Taylera. I to na tyle że zaśmiał się w głos.
- Zabawny jesteś kruszyno. Na pewno nie masz ochoty na trojkącik?
- a spierdalaj - burknął Kimmy pokazując mu środkowy palec.

Przy 10 mężczyźnie Ivan zaczął odczuwać zmęczenie. Zgodził się walczyć z każdym. Tylko bez broni. Napił się wody i wrócił do walki. Dla młodych miał mniej litości. Piach przyklejał się do potu na jego ciele. Wyglądał więc coraz bardziej jak barbarzyńca niż normalny człowiek. Było też widać że stan szefa bandy nakręcał pozostałych. Wiwatowali głośniej. Dopingowali wulgarnie. Domagali się większej brutalności. Ostatniego z nich powstrzymała żona.
- On się nakręca. Zabije cię.
Powiedziała do niego z przejęciem a on zmiękł. Ivan zszedł więc z piachu. Podszedł do Kima. Złapał go za tyłek. Przyciągnął do siebie i pocałował.
- w piątek zapraszam na ślub. !
Rzucił do tłumu zebranych z szerokim uśmiechem. Nie pozwolił chłopakowi pyskować. Zatkał go kolejnym pocałunkiem gdy odchodzili.

Nigdy w życiu nie widział czegoś tak dzikiego i brutalnego. Chwilami nie mógł na to patrzeć. Kiedy Ivan zszedł z ringu wyglądał jak jakiś demon.
Widząc, że kieruje się w jego stronę cofnał się w tył, ale rozbawiony Taylor nie pozwolił mu uciec.
Zrobił duże oczy słysząc zapowiedź Ivana. A to chuj! Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale jego "kochanie" włożył mu język do buzi.
Zaparł się o jego ramiona próbując uciec od przyszłego męża. Był mokry od potu i brudny, miał nadzieję że dzisiejszej nocy da mu spokój.

Szok na twarzach mieszkańców był widoczny jeszcze gdy odchodzili. Ich mały słodki Kimmy miał się stać regularnym posiłkiem dla tego potwora.
- To im pokazałeś szefie. - Padło gdy wszyscy znaleźli się już w barze.
- Nooo, ciekawe czy teraz będą tak skakać
- Będą, jeszcze przez jakiś czas. - Przytaknął S.J.
- Najbardziej jego brat. - Dodał Baron. - Jak dzisiaj go oglądałem to próbował skakać nawet do mnie. A przecież poskładałem go profesjonalnie. Beze mnie to by był kaleką do końca życia.
- Spokojnie panowie. Małomiasteczkowi muszą się przyzwyczaić do naszej obecności i będzie jak wszędzie. Trzeba im pokazać, że my dbamy o swoich to przestaną strzelać z dupy jak moja panna młoda.
Objął zaborczo Kima i napił się znów piwa. Wciąż był brudny i spocony. Śmierdział jak 100% samiec.

Kimmy jęknął i wygiął się w tył , żeby chociaż trochę się od niego odsunąć.
- Nie jestem twoją panną młodą!- zirytował się mając już dosyć tej pokazówki.
Z jakiegoś powodu to strasznie godziło w jego dumę. Nie miałby nic przeciwko, gdyby ktoś kogo kochał tak go zawłaszczał, ale gdy robił to Ivan.. Był zażenowany.
- Fuj, ale śmierdzisz. - dodał marszcząc nosek. - po takiej walce powinieneś się umyć a nie wychodzić do ludzi. - prychnął czując złość.

- Zapraszasz mnie pod prysznic. Mrrr Panowie wybaczą.
Obrócił złość chłopaka w żart i wyciągnął go do domu. Oczywiście obstawa z dwóch gangsterów ich nie opuszczała. Zostali jednak na podwórku bo wieczór był ciepły a oni mieli piwo. Docisnął chłopaka do ściany zaraz po wejściu i pocałował namiętnie. Podniósł jego ręce do góry i wtulił twarz w jego szyję.
- Jestem zmęczony ale jeśli będziesz mnie podjudzał wygrzmocę cię znów. Jarasz mnie niesamowicie Kimi.

Gdy znalazł się na ścianie, aż mu tchu zabrakło. Zaborcze, dominujące pocałunki zabierały mu oddech i możliwość mówienia.
- Już myślałem, że nigdy się nie męczysz. Moja teoria, ze jesteś demonem chyba nie była jednak prawdziwa. - odpowiedział oddychając ciężko.
- Co mam zrobić żeby cię nie jarać? Ściąć włosy? Przytyć? Powiedz.. - westchnął płaczliwie. Znowu został sam na sam z tym napalonym dupkiem.
- Może weź mnie znielub albo co...
Nie wiedział czy było takie słowo jak znielub, ale ciągła obecność Ivana była przytłaczająca.

Potarł jego policzek delikatnie.
-Domyśl się ptaszku. Kazałem chłopakom zaopatrzyć lodówkę w piwo. Idę pod prysznic. Przynieś mi jedno.
Ciało Ivana nosiło parę ran i śladów po uderzeniu. Jeśli Kim wszedł by do łazienki to zobaczyłby nie tylko piękną sylwetkę mężczyzny ale też właśnie te ślady po walce. Niektóre siniaki wyglądały poważnie. Jeden na żebrach prawie tak jak ten który u chłopaka zwiastował pęknięte żebro. Mężczyzna nie pokazał jednak nic po sobie nawet jęknięciem wtedy. Teraz jedynie delikatniej mył te miejsca.

- A może tak proszę? Albo czy mógłbyś? - zaproponował gorzko.- nie jestem twoim służącym, wiesz?
Westchnął cicho opierając się o ścianę. Potem jego wzrok powędrował do otwartych tylnych drzwi. To mogła być jego szansa.
Ivan był zmęczony i poobijani. Pilnujący go mężczyźni byli z przodu domu i do tego pili.
Teraz albo nigdy. Na paluszkach przemknął przez korytarz zabierając po drodze trochę kasy i wodę. Wyleciał w las.

Ivan trochę niezadowolony wyszedł z pod prysznica. Nie dostał w końcu swojego piwa. Sprawdził pomieszczenia na górze przekonany, że chłopak zasnął. Nie znalazł go jednak. Owinął się ręcznikiem i zszedł na dół. Gdy tam go nie było warknął wściekle. Chłopaki z dworu od razu wskoczyli do środka.
- Znaleźć gówniarza. Żywego. Przeczesać wszystkie domy.
Ivan był przekonany, że schował się u któregoś z sąsiadów. To Tylor wpadł na pomysł pójścia w las. Tak jak Ivan potrafił dobrze tropić. Był więc u chłopaka na ogonie już po 40 minutach od jego ucieczki. Nie pokazał się jednak ciekaw tego co zamierza.

Kim biegł tak szybko, że aż prawie wypluł sobie płuca. Zmachany w końcu znalazł swój pierwszy przystanek. Domek na drzewie, wybudowany przez jego ojca. Był sprytnie ukryty między drzewami, żeby znaleźć do niego wejście musiał trochę pochodzić w kolko.
Nagle zniknął Taylorowi z oczu.
Znalazł wejście i schował się planując poczekać do świtu i wtedy wyruszyć do sąsiedniego miasta.
Miał tam przecież znajomych, na pewno mu pomogą.

Taylor chwilę krążył w kółko. Szukał jednak jakichś skrytek na ziemi po tym jak chłopak schował się przed Ivanem. Po półgodzinie zrezygnował. Wiedział, że był w lesie. Ruszył więc po wsparcie. Wrócił z chłopakami którzy rozeszli się po lesie szukając Kima. Taylor i Ivan stali w miejscu gdzie pierwszy zgubił trop.
- Ostatnio szukałem go na drzewach wylądował w jamie. Może teraz zrobił odwrotnie.
Zaczął z wytężeniem wpatrywać się w drzewa. Domek znalazł bez większego trudu. Kazał Taylorowi odwołać pościg i sam szukał wejścia. Zajęło mu to znów trochę czasu gdyż w odróżnieniu od chłopaka nie miał pojęcia jak może wyglądać. Małe stopnie prawie wrosły w drzewa. Miał duże stopy więc wchodzenie szło mu trudniej. I przygotował się na atak chłopaka jeśli by ich zauważył chociaż starali się być cicho.

Kimmy widząc jak krążą w około jego drzewa, zalał się łzami. Naprawdę myślał, że tym razem uda mu się uciec. To była jego ostatnia szansa.
Teraz już nikt mu nie pomoże. Gdy usłyszał, że wspina się do góry, otarł szybko łzy i usiadł kawałek od klapy. Nie zamierzał go wkurzać bardziej niż to potrzebne i bez sensu go atakować.
Był pewien, że oprócz doprowadzenia go do wściekłości nic by nie zdziałał.
- Ostatni stopień jest poluzowany. - powiedzial cicho wiedząc, że i tak go usłyszy.
Rozejrzał się po domku. Mial dać mu azyl a okazał się pułapką.

Trochę był zaskoczony widząc go takiego potulnego. Niemniej był zły. Strasznie zły.
- Obiecałem, że cię nie uderzę. - Syknął przez zęby i kucnął przed nim. Domek był zbyt mały by mógł się wyprostować. - Prawdziwą karę odbierzesz potem.
Mruknął z groźbą i zabujał domkiem. Był stabilny. Nie czekając więcej zaczął ściągać z chłopaka spodnie. Miał czekać z jebaniem go bez gumki do ślubu ale nie miał ich przy sobie a jakoś musiał się na nim wyładować. Nie zważał na jego obronę bądź jej brak. Zjechał mu w tyłek bez ostrzeżenia i poślizgu. Zatrzymał się jednak pod jękiem jego bólu. Warknął mu do ucha.
- Możesz zacząć mi ssać kutasa jeśli nie chcesz żebym skończył w ten sposób.

Widząc jego minę miał ochotę spieprzać gdzie pieprz rośnie. Tyle, ze w tym małym domku mógł co najwyżej wycofać się pod ścianę.
- Nie W tym miejscu, nie tutaj. - jęknąm próbując go powstrzymać. Po chwili zobaczył gwiazdki przed oczami, gdy do jego ciasnego tyłka wpakował się gruby kutas Ivana.
- Przestań! - zapiszczał zaciskając dłonie w pięści. - Ivan. - zaskomlał płaczliwie. - to boli!

- Nie chcesz ssać więc zamierzam kontynuować.
Ta chwila gadania dała młodemu ciału czas na przyzwyczajenie się do jego obecności. Iavana nie interesowało czy piszczy z bólu czy przyjemności. Dał mu możliwość ocalenia dupy jeśli mu obciągnie. Jako formę przeprosin. Nie zdecydował się więc teraz musiał przyjąć swoją karę. Jęki roznosiły się donośnie po lesie i wracały do nich echem. Chłopcy z gangu wychodzący z lasu mogli więc usłyszeć, że Ivan istotnie złapał chłopaka. Rechocząc między sobą wrócili do baru.
Lobos przestał dopiero kiedy jego sperma wylądowała głęboko w tyłku chłopaka. I to na chwilę. Sperma była dobrym nawilżeniem więc gdy tylko odetchnął po orgazmie zaczął poruszać się znów. Dopiero drugi szczyt sprawił, że zeszła z niego złość. Gdy się wycofał z tyłka Kimma ciekło jego spełnienie. Na usta Ivana wszedł uśmiech satysfakcji. Widok bardzo mu się podobał.

Tym razem nie było mu dobrze. On nie doszedł ani razu, zapłakany i załamany uparcie patrzył w drewnianą podłogę.
Miał nadzieję, że to koniec kary. Już wolałby, żeby go pobił. Podniósł się na czworaka, czujac jak sperma kapie z jego tyłka.
Strasznie słabe uczucie, miał wrażenie jakby się posikał.. tyłkiem. Co za porównanie..
Zagryzł wargę i sięgnał po kawałek szmatki, żeby chociaż trochę się wytrzeć.
Nie patrzył przy tym na Ivana. Jego jedyna szansa na ucieczke ... przepadła! To go najbardziej dobiło. Że jednak poślubi tego drania.

Na szczęście dla Kimmiego Ivan naprawdę był zmęczony walkami.
- Ogarnij się i schodzimy.
Usiadł w otworze i opuścił nogi w dół.

Pomógł chłopakowi zejść i mniej więcej od połowy drogi wręcz go niósł bo nogi chłopaka odmawiały posłuszeństwa. Odłożył go na łóżko i zamknął okno w pokoju. Później odczepił klamki by nie mógł go otworzyć. Kazał chłopakom zamienić drzwi od pokoju z tymi z innego gdzie była możliwość zamknięcia na klucz.

Kim obserwował to bez słowa, jedynie przyspieszony oddech i podejrzanie wilgotne oczy wskazywały w jakim stanie się znajduje.
Uwięził go we własnym domu.
- Nie możesz mnie tu wiecznie trzymać. - powiedział cicho kiedy zostali sami.
Z podsuchanej rozmowy dowiedział się, że wszyscy wiedzieli o jego ucieczce. Ivan myślał, że chowa się u sasiadow. To Taylor go znalazł.. a mógł być wolny!

- Nie mogę pilnować twojej dupy 24 godziny na dobę. To będzie świetne rozwiązanie.
Nie powiedział mu, że po podpisaniu papierów będzie miał pełne prawo go szukać nawet za pomocą policji. Chociaż nie powiedziane, że wtedy też go wypuści. S.J. miał się zająć miejscem o którym wspomniał chłopak. Chciał się tam przenieść zaraz po ślubie.
Zamknął pomieszczenie zostawiając go samego. Ostatnie dwie noce spędził przytulając go by mógł przyzwyczaić się do niego i by się z nim pieprzyć. Tym razem zamierzał dać mu spokój. Przyniósł mu jedzenie mniej więcej dwie godziny później wraz z dzbankiem herbaty. Nie odezwał się słowem.

Kimmy był przybity, z jego ciemnych oczu zniknął ten waleczny blask. Po wyjściu mężczyzny poszedł się wykąpać i przebrać. Podczas kąpieli jego tyłek piekł tak boleśnie, że nie obeszło się bez pisków i jęków.
Wygrzebał spod łóżka starego misia i miętolac jego łapkę próbował się uspokoić. Podniósł zaczerwienione spojrzenie na przyszłego męża.. by po chwili odwrócić się do niego tyłem.
Nie będzie jadł. Nie to co przygotowali oni.
Był obolały i strasznie zmęczony tą ciągłą walką.

Ivan jedynie zacisnął pięści i wyszedł. Nie chciał go uderzyć a nie potrafił inaczej naprostować chłopaka w danym momencie.
- Sam sobie to zrobił. - Burczał pod nosem - Trzeba było nie spierdalać.
Klucz do pokoju wisiał smętnie na szyi Ivana wraz z resztą dziwnych rzeczy. Mężczyzna tej nocy położył się w innym pomieszczeniu. Rano wszedł do pokoju z Baronem.
- Baron cię obejrzy i sprawdzi czy wszystko jest w porządku. Później przyjdzie Taylor i poszukacie czegoś na jutro do urzędu.
Oznajmił sucho i zostawił chłopaka z lekarzem.
- Jak się masz dzieciaku? - Zapytał przysiadając na krawędzi łóżka.